[253] ocena tekstu: Titans – Rewritten


Autorki: Aris Carmen Light oraz Nigra Sinn
Tematyka: Fanfiction Titans
Ocenia: Skoiastel

PROLOG

Pomimo, [przecinek zbędny] iż tabliczka głosiła “choć nie święci, pokazują, jak być chrześcijaninem”, twarze wykute w brązie nie przywoływały pozytywnych odczuć. – Niepoprawny cudzysłów. Ten polski uzyskacie za pomocą komend: [ALT+0123] i [ALT+0148] na klawiaturze numerycznej.
Rozumiem, że jej brak może stanowić problem, a przeklejanie poszczególnych znaków – być na dłuższą metę uciążliwe, dlatego sprzedam wam proste rozwiązanie. Darmowy, intuicyjny i liczący pół megabajta program Clavier+, w którym samodzielnie ustawicie różne skróty klawiszowe. I tak ja na swoim laptopie pozbawionym klawiatury numerycznej półpauzę wywołuję [ALT+/], dolny cudzysłów to u mnie [ALT+,], a górny [ALT+.]. Tymczasem wielokropek redakcyjny wywołuję skrótem [ALT+;]. Te same skróty zresztą dość szybko zaczęłam stosować też przy pracy ze standardową klawiaturą, bo wybieranie ich jest sprawniejsze niż w przypadku dłuższych, bazowo zaprogramowanych komend. Możecie wymyślić swoje kombinacje lub powołać się na moje; polecam je, bo wybrane znaki są bezpośrednio obok siebie, a przyzwyczajenie do nich zajmuje bardzo krótką chwilę.

– Wiem, że ostatnio wpłynęło sporo darowizn, ale nie spodziewałem się, że będzie nas stać na coś takiego. – Mężczyzna z brodą wszedł do recepcji, którą stało się okrągłe pomieszczenie.
– Coś takiego? – podchwyciła kobieta, której głowa wystawała nieznacznie zza drewnianej lady. – Co masz na myśli, bracie? – Wyprostowała się [ta głowa?] i uniosła brew.

Posadzka była w dużym stopniu zakryta przez pudełka, części mebli i narzędzia, dało się jednak dostrzec misterny wzór układający się w kwiecistą aranżację. – Według PWN aranżacja to «zaprojektowanie elementów architektonicznych, dekoracyjnych w jakiejś przestrzeni». Także wzór układający się w zaprojektowanie dość średnio brzmi i chyba nawet nie ma zbyt wiele sensu. Sugeruję: misternie zaprojektowany kwiecisty wzór. A może nawet kwiecistą mandalę?

Zresztą, [przecinek zbędny] kimże jesteśmy, by kwestionować wybory Brata Blooda?

Nikt nie chciał zawieźć Brata Blooda, zwłaszcza [przecinek zbędny], że zapowiedział swoją wizytę, by osobiście sprawdzić, jak szły prace.

Kobieta milczała przez chwilę, bawiąc się dolną wargą. Dopiero po chrząknięciu mężczyzny ocknęła się i spojrzała na niego nieco spłoszona.
– Przekonają się – przytaknęła szybko.
– Oby jak najszybciej – odparł stanowczo i wymienił z nią krótkie spojrzenia.
Kobieta poprawiła spódnicę i ułożyła się wygodniej na krześle.
– Możliwe, że szybciej, niż myślimy – stwierdziła enigmatycznie i uśmiechnęła się lekko.
– Co masz na myśli? – Mężczyzna wyprostował się gwałtownie i położył z plaskiem dłonie na blacie.
– Jeszcze nie, ale są już blisko – rzuciła spokojnym tonem i skarciła go wzrokiem za impulsywność. – Podobno wiedzą już, gdzie trafiła po incydencie z jej matką.
– I? To było wiele lat temu, teraz może być dosłownie wszędzie – Rozluźnił pięści i skierował je w stronę rozmówczyni.



Raz: spójrzcie, jak wiele tu zdań podwójnie złożonych połączonych spójnikiem „i”. Poprzez taki zapis tekst brzmieniowo wydaje się ograny, szablonowy. Dwa: każda wypowiedź dialogowa zawiera komentarz narracyjny ukazujący jakiś gest postaci, dookreślony jeszcze przymiotnikiem, partykułą, przysłówkiem, czymkolwiek. Wiem, że dobrze jest obrazować, tworzyć sceny plastyczne, bogate w detale, ale też nie ma co przesadzać – zamiast płynąć z fabularnym prądem i skupiać się na treści ogólnej (w tym wypowiedziach waszych postaci) staram się mocno poruszać wyobraźnię, by każdy najmniejszy ruch stanął mi przed oczami. To wytraca moją energię i szybko mnie zniechęca, sprawia, że czuję się przeciążona informacjami. A przecież to nie tak, że bez niektórych dopisków wyobrażę sobie bohaterów stojących na baczność, w pustce. Lepszy efekt uzyskałybyście, rezygnując z części określeń, ba, nawet niekiedy pozostawiając którąś wypowiedź pozbawioną komentarza narracyjnego. Szczególnie że to dialog dwuosobowy, na dodatek pomiędzy kobietą a mężczyzną, a więc nie dość, że o zmianie mówcy i tak świadczy przejście do nowej linijki, to jeszcze orzeczenia w komentarzach mają różniące się od siebie rodzaje (żeński i męski). Nie ma możliwości, by jakikolwiek czytelnik się w tym zgubił. Natomiast szansa, że się odczuje zmęczenie, jest całkiem realna.

Edit: Co ciekawe, podobne sytuacje raczej nie zdarzają wam się często. Mam wrażenie, że tutaj musiałyście się po prostu rozpisać. Cóż, nic dziwnego, w końcu to początki bywają najtrudniejsze.

 

A jednak muszę przyznać, szczerze zaskoczona, że to właściwie wszystko, na co mogę ponarzekać. Prolog nie tylko spełnia swoje zadanie – jest intrygujący, bo niewiele zdradza, do tego dzieje się w tajemniczym miejscu i pojawiają się w nim równie zagadkowe postaci – ale i napisany jest całkiem poprawnie. Teksty, które trafiają do mnie do redakcji z myślą o wydaniu, nierzadko prezentują pod tym względem znacznie niższą jakość. Oczywiście nie ma w tym nic złego, bo od czego jest korekta, autor nie musi znać wszystkich zasad, ba, nawet połowy z nich, ale jako potencjalny czytelnik, nie redaktor, zawsze cieszę się, gdy mam przed sobą estetyczny, dopieszczony tekst, bo po prostu przyjemniej się z takim obcuje i uważam, że staranność zawsze jest godna pochwały.

Dodam też, że na końcu pojawił się wyjątkowo chwytliwy cliffhanger. Nie oglądałam serialu, a oryginalną kreskówkę z Cartoon Network pamiętam trzy po trzy, znacznie lepiej kojarzę poprzednie opowiadanie Aris. I tak – nawet mnie tatuaż kruka mówi całkiem sporo. Ciekawa, czy moje podejrzenia są słuszne, przechodzę dalej.



ROZDZIAŁ 1

Przez ostatnie tygodnie bali się do niego odezwać. Dotarły do niego plotki, że podobno przynosi pecha. Cóż, nie mógł się im dziwić - w końcu ostatnia partnerka, którą przydzieliła mu góra, skończyła z czaszką roztrzaskaną kijem bejsbolowym. – Nie mógł się dziwić zachowaniu pozostałych detektywów w agencji czy plotkom?

 

Wielkimi krokami zbliżała się rocznica, odkąd po raz ostatni założył strój. Cały świat zastanawiał się, co stało się z Cudownym Chłopcem, a tymczasem sam zainteresowany utknął w Detroit na stanowisku detektywa przy wydziale zabójstw. – Ale że to stanowisko znajdowało się przy wydziale zabójstw? To średnio brzmi. Może: detektywa w wydziale zabójstw? A jeśli, powiedzmy, był freelancerem, to może: dla wydziału zabójstw?

Podoba mi się, że nawet gdy streszczacie, to odpowiednio stylizujecie tę partię, przez co zapoznawanie się z nią nadal pozostaje interesujące. Nie odklepujecie faktów, ale wykorzystujecie okazję, by te fakty przekazać, nadal jednak pozostając za plecami postaci i ukazując nam przede wszystkim jej podejście do rzeczy, o których myśli. Wychodzi to dość naturalnie, zgrabnie, na pewno nie na siłę.

 

Głos po drugiej stronie obudził go lepiej niż wiadro kawy. Stał przez chwilę w bezruchu, notując w pamięci usłyszane informacje. W końcu zgarnął z oparcia krzesła kurtkę, machnął na dwóch policjantów okupujących dystrybutor wody i pomknął w stronę windy. – Ja wiem, że to nie jest tekst do wydania, ale nawet dla własnej satysfakcji i przyjemności możecie chociażby zrobić sobie kiedyś z niego audiobook. A nawet jeśli nie – nie można wykluczyć, że ktoś nie czyta was na głos. I tutaj na tapet wchodzi błąd składniowy, tak zwany zanik związku zgody. W pierwszym zdaniu podmiotem (wykonawcą czynności) jest głos, a w drugim – Dick. Jako że pozostawiłyście go w domyśle, a jednocześnie – jak głos – jest on rodzaju męskiego, z technicznego punktu widzenia to właśnie głos stał w bezruchu. Podmiot domyślny kierowany jest na poprzedzający go podmiot. Słychać to wyraźnie w trakcie słuchania tekstu. I o ile kiedyś przy redakcji pomijało się ten rodzaj potknięcia, dziś przy popularyzacji właśnie audiobooków, już zwraca się na niego uwagę i redukuje takie nieścisłości. Dobrze jest więc już na tekstach próbnych i pisanych for fun w sieci nabywać dobrych praktyk.

 

Wsiadł do Porsche, którego zazdrościło mu pół wydziału. – Marki samochodów zapisuje się od małych liter. Wielkie stosuje się tylko wtedy, gdy zdanie odnosi się do producentów, nazwy marki, ale nie produktu. Także: wsiadł do porsche/jeździł porsche, ale: pracował w Porsche.

 

Wiedział, że z tak wystawnym samochodem sam prosił się o kłopoty, ale sentyment nie pozwolił mu zmienić auta. W końcu otrzymał je na szesnaste urodziny od Alfreda. Staruszkowi pękłoby serce, gdyby zamienił srebrzyste cudo na zwykłe Audi. – Z drugiej strony jaki problem mieć dwa samochody i jeździć nimi zależnie od okazji? Czy jako detektyw Dick nie pracuje czasami pod przykrywką? Aż tak nie przejmuje się tym, że taki samochód wpływa na jego pracę, może ją utrudniać? Już pal licho, że rozpozna go w niej jakiś złol powiązany z Robinem; bardziej chodzi o to, że nawet podejrzani czy ludzie ze środowiska, w które detektyw chciałby przeniknąć dla dobra śledztwa, mogą unikać kontaktu i nie wyrażać chęci współpracy z kimś siedzącym w tak wpadającej w oko furze.

 

Wbił adres w nawigację i ruszył, nie czekając na współpracowników. // Przez całą trasę zastanawiał się nad zasłyszanymi rewelacjami. Sąsiad, zmartwiony hałasem i odgłosami wystrzałów, zadzwonił na policję. W domu znaleziono dwa ciała, mężczyznę i kobietę. Jedno z nich zostało zabite w niewiadomy sposób. – No dobrze, lecz aby to stwierdzić, ciało powinien zbadać biegły lekarz medycyny sądowej. Nie tylko na miejscu zbrodni, ale i w trakcie przeprowadzenia sekcji zwłok. Być może na pierwszy rzut oka policji i sąsiadowi trudno było ocenić, co się stało z mężczyzną, ale w tym zdaniu to wcale tak nie brzmi. Ba, od razu założono, że człowiek został zamordowany, jednak skoro nie dało się jasno wskazać przyczyny zgonu mężczyzny, jak można by ustalić, czy było to morderstwo z premedytacją, czy śmierć na skutek nieszczęśliwego wypadku tuż po pozbawieniu życia kobiety? Czy Dick, dopiero jadąc na miejsce zbrodni, które zapewne oglądają teraz prokurator i lekarz (lub nie, bo nie wiemy, czy to oni są jego współpracownikami i czy nie przyjedzie na miejsce przed nimi) nie ma zbyt wielu informacji? Uściśliłabym ten akapit, przedstawiając dokładniej, co właściwie i od kogo wie Dick, by czytelnik mógł poznać, czyje to domysły i z czego wynikają.

 

- Mam nadzieję, że masz mocny żołądek. Tak jak już trochę tu pracuję, tak czegoś takiego jeszcze nie widziałem. – A może: Jak trochę już tu pracuję, tak czegoś takiego…

 

Dopiero z bliska był w stanie określić, że zmarły był białym mężczyzną. Nic więcej. Twarz była obwisła i zapadnięta, jakby ktoś wyciągnął z niej wszystkie mięśnie i kości. – Może: twarz miał obwisłą i zapadniętą, jakby (…)?

 

Papierowa skóra przypominała bardziej spreparowane trofeum do powieszenia nad kominkiem niż kiedyś żywą osobę. – Bardziej przypominała, nie: bardziej spreparowane.

 

- Co powiedział koroner? - Dick przysunął się do wątłego ciała i niepewnie je dotknął. – W kontekście dotyku fizycznego czasownik dotykać łączy się z dopełniaczem (kogo? czego?). Rodzaj nijaki (ono – to ciało) odmieniony w dopełniaczu brzmi: jego/go/niego. I tak też: Dick przysunął się do wątłego ciała i niepewnie (czego?) go dotknął. Natomiast dotykać odmienia się w bierniku tylko wtedy, gdy mamy na myśli kontekst psychiczny/metaforyczny, np.: Te słowa dotknęły (kogo? co?) ją do żywego. 

Do tego sugerowałabym tutaj zastosować szyk stawiający emocję na miejscu akcentowym: (...) dotknął go niepewnie. Raz, że ta niepewność bardziej udzieli się czytelnikowi, a dwa – uzyskacie płynność poprzez spójną konstrukcję [podmiot + orzeczenie + reszta zdania: przysunął się (do czego?) do wątłego ciała/dotknął (czego?) go niepewnie] w obu częściach składowych.

 

Na tym etapie możecie mieć wrażenie, że zaczynam wam robić betę, i to taką dość skrupulatną. No niestety: macie rację. Nie mam zbyt wiele do dodania w kwestii fabuły, ponieważ ani ta się porządnie nie rozkręciła (to nie zarzut; wręcz przeciwnie – prowadzicie fabułę w dobrym tempie), ani też nie widać, byście nad tym tekstem nie panowały. Przyjemnie się go czyta, do tego jest o czym wnioskować, bo i pojawiły się dwa trupy. Czego chcieć więcej? 

Jednocześnie nie przejmujcie się, proszę, tymi potknięciami, które wymieniam. To w rzeczywistości drobiazgi, które nie wpływają na odbiór tekstu. Nadal pozostaje on nie tylko czytelny, ale i lekki, przyjemny (mimo tych wspomnianych dwóch trupów…). Na ten moment dobrze spędza mi się z nim czas, a to chyba najważniejsze, prawda?

 

Kiedy narracja z perspektywy Dicka przedstawiała miejsce zbrodni, gdy bohater wszedł do pomieszczenia, wspomniałyście w niej, że Dicka aż zemdliło na widok wielkiej plamy krwi i po wyczuciu typowo metalicznego zapachu. Teraz jednak, po czasie, dowiedziałam się, że w rzeczywistości ta plama nie mogła być aż tak rozległa, gdyż pochodziła jedynie od strzału w głowę. Nie ma informacji, że ktoś strzelał z broni o większym kalibrze, by ta rana rozerwała kobiecie pół czaszki, oczami wyobraźni widzę więc jedynie wlot po kuli, z którego wycieka krew. Zastrzelonej i duszonej wcześniej kobiecie nikt nie wypruł flaków, niczego nie odciął i tak dalej – nie piszę o tym z żalem, co by nie było, a z sugestią, że może początkowy opis reakcji Dicka jest zbyt przesadzony, tak samo jak przesadzona wydaje mi się informacja, że ten zapach jest aż tak wyczuwalny. Po wstępnym opisie reakcji spodziewałam się po prostu czegoś bardziej… makabrycznego. W końcu jako Robin bohater na pewno widział w swoim życiu niejedno miejsce zbrodni, więc widok krwi na podłodze miałby go doprowadzić do mdłości? Trochę to dla mnie wątpliwe.

 

Rachel weszła na nieco zapuszczony plac, którym nie miał się kto zająć. Wbiegła po kilku skrzypiących schodkach i sięgnęła do plecaka po klucz. Grzebiąc jeszcze w jego wnętrzu, spróbowała wycelować bez patrzenia w zamek. Nie mogąc trafić, uniosła wzrok. – Tutaj tak zwyczajnie nie rozumiem, co się stało. Skoro Rachel nadal szukała klucza w plecaku, czym celowała w zamek?

 

Rachel potrząsnęła głową, ignorując zjawisko. Czasami wciąż zdarzało jej się wzdrygnąć na widok upiornego odbicia, które pojawiało się zupełnie niespodziewanie. Każda lustrzana powierzchnia mogła stać się bramą dla tego potwornego stworzenia, które przyglądało się Rachel jakby z innego wymiaru. Czasami milczało, wyłącznie patrząc z politowaniem. Czasami podsuwało odrażające pomysły. A czasami ostrzegało. – Podoba mi się zastosowanie powtórzenia jako elementu stylizacji. Waham się jednak, czy pierwsze czasami także jest celowe – wcale na takie nie wygląda. Sama stylizacja znów sprawia, że coś, co mogłoby przypominać puste streszczenie godne po prostu ukazania (a bez tłumaczenia zjawiska), wcale nie jest tak odbierane. Konstrukcją z powtórzeniami budujecie napięcie. Brawo za wyczucie.

Inna sprawa, że mam nadzieję, iż Rachel jeszcze kilka razy zdarzy się coś takiego scenicznie – mimo że opisałyście zjawisko i wspomniałyście, że się zdarza. Obecne tłumaczenie jest ważne, ponieważ wyjaśnia czytelnikowi, że Rachel nie widzi w odbiciu po prostu samej siebie – jej odbicie zdaje się mieć własną świadomość. Być może kiedyś Rachel odezwie się do niego lub w desperacji na przykład zbije szkło, w którym widzi coś na wzór swojego alter ego? Macie tu szerokie pole do popisu i nie mogę się doczekać, kiedy z niego skorzystacie.

 

Dziewczyna sięgnęła ponownie do klamki (...) – ponownie sięgnęła.

 

Rachel słysząc ją[,] najpierw się uspokoiła. 

 

Rachel weszła ostrożnie do kuchni. Glany nie ułatwiały cichego poruszania się. – Dlaczego? To, że to na ogół ciężkie buty, nie oznacza, że nie da się w nich chodzić po cichu, ostrożnie. Jeżeli to nie pierwsze glany w życiu Rachel, dziewczyna nie powinna odczuć większego dyskomfortu. Wprawdzie w podeszwach są śruby, ale na tyle głęboko wkręcone, że nie wpływają na chód. Glany nie mają też obcasów, więc nie słychać żadnego stukania; sama podeszwa jest wykonana najczęściej z gumy, która jest elastyczna i nie wywołuje dźwięków, a nawet je absorbuje. O ile ktoś w glanach nie skacze czy nie tupie – skradanie się w nich jest dość normalne i nie różni się od skradania w adidasach. Wręcz przeciwnie, skoro to ciężki but, uważniej stawia się w nim stopę i przy skradaniu trudniej o błąd i nieuwagę, w glanach rośnie poczucie kontroli. No chyba że, nie wiem, buty ozdobione są tuzinem łańcuszków uderzających o siebie. Ewentualnie buty są nowe, nierozchodzone, więc może skóra, pracując, wydaje dźwięki otarć lub Rachel wpadł kamień w podeszwę i chrobocze przy stawianiu kroku…? 

W kolejnym zdaniu piszecie, że bohaterka usłyszała ciężkie kroki dochodzące ze spiżarni. I tutaj można by podejrzewać, że mężczyzna też miał na sobie jakieś pionierki czy glany, ale po prostu chodził normalnie, nie przejmując się, że go słychać. Nie ukrywał swojej obecności, a nawet – wręcz przeciwnie – chciał, by go słyszano.

 

– W lodówce masz obiad, możesz sobie odgrzać – oznajmiła Mary załamującym się głosem.

Ze spiżarni dobiegły zduszony odgłos i ciężkie kroki. // Zza ściany wyłoniła się jej matka. Potężna ręka zaciśnięta na jej szyi (…). – Wiem, że zgodność liczby mnogiej orzeczenia i pomiotów jest ważna, ale w tym wypadku dość topornie to brzmi. Może:

– W lodówce masz obiad, możesz sobie odgrzać – oznajmiła Mary, załamując głos. 

Ze spiżarni dobiegły też ciężkie kroki, aż wreszcie matka wyłoniła się zza ściany. Potężna ręka (…).

 

– Stój, [przecinek zbędny] albo rozwalę jej łeb – syknął, mocniej przyciskając pistolet do białej jak papier skóry.

 

Całe ciało miała spięte. Niezdolne do ruchu. Dopiero gdy zaczęły palić ją płuca, zdała sobie sprawę, że wstrzymała oddech. Serce waliło niebezpiecznie szybko. Krew dudniła w skroniach, uniemożliwiając myślenie. – Usunęłabym podkreślenie. Samo: Krew dudniła w skroniach jest bardzo mocnym zdaniem oddającym większe napięcie. Pustkę w głowie Rachel możecie za to przedstawić w inny sposób, na przykład zająknięciem się, gdy bohaterka próbuje coś odpowiedzieć, ale sobie z tym nie radzi. Nie piszcie, że czegoś nie potrafi, a pokazujcie to.

 

Rachel zacisnęła powieki. Poczuła szarpnięcie. Na moment zrobiło jej się lodowato i jednocześnie lekko. Jakby się unosiła. – Pamiętam, że niedawno lodowato powiedział coś przeciwnik. Zdanie nie pojawiło się na tyle blisko, by uznać to za klasyczne powtórzenie, a jednak słowo jest dość charakterystyczne i po prostu ma się świadomość, że pojawiło się gdzieś przed chwilą. Sugeruję użyć synonimu, ale nie tutaj, a tam, na przykład: powiedział bez cienia emocji. Albo oschle.

 

Mężczyzna osunął się na ziemię. Padł bezwładnie, sflaczały i trupioblady. Ubrania nie opięły się na nim, lecz opadły niżej, lądując w szkarłatnej kałuży. Rachel podążyła wzrokiem za krwią, która zaczęła tworzyć kratownicę między płytkami. – Ten opis jest niejasny. Same ubrania opadły, ale co z resztą ciała? Trudno to sobie wyobrazić. Podejrzewam, że chodziło o to, iż mężczyzna opadł w kałużę, a uprania po prostu zwisały na nim, gdyż stracił on swoją masę. W takim wypadku może:

Mężczyzna osunął się na ziemię. Padł w kałużę krwi bezwładnie, trupioblady. Ubrania już go nie opinały, lecz zwisały na sflaczałym ciele. Rachel podążyła wzrokiem za strugą, która między płytkami zaczęła tworzyć kratownicę. 

Jak widzicie, pominęłam też przymiotnik szkarłatna. Jest trochę… kliszowy i może dodawać nieco poetyzmu w niektórych dziełach i gatunkach, ale tutaj, gdy za chwilę piszecie o rozerwanej głowie, nie bardzo pasuje.

Edit: Dopiero w kolejnych rozdziałach dowiedziałam się, co dokładnie stało się z mężczyzną. On nie tyle stał się bardziej wątły, sflaczał, co implodował i jego skóra stała się workiem krwi, pozostałości kości i innych wnętrzności. Po tym opisie kompletnie nie to sobie wyobrażałam. Myślałam, że gość nadal siedzi pod ścianą, po prostu nieco szczuplejszy, może trochę zapadnięty, ale na pewno nie w takim stanie, by wszystko w jego środku wybuchło i pływało. Dałybyście radę to jakoś… hmm… doprecyzować? Przy okazji nieco bardziej oddając tę makabrę?

 

Mazista ciecz wypływała z rozerwanej na strzępy głowy Mary. Wzrok Rachel padł na rozwarte szeroko oczy matki. Tak bezdennie puste. – O, tutaj w ogóle nie razi mnie użycie synonimu mazistej cieczy zamiast krwi. Określenie mazista jest odpowiednio nacechowane i sprawia, że użycie to się broni, oddaje klimat. Za to słowo rozerwany sugeruje jednak nawet nie dziurę – wlot po kuli – co faktycznie rozłupaną czaszkę, być może nawet głowę, po której ciężko byłoby na przykład odczytać emocje na twarzy martwej Mary. Jeżeli kobiecie rozerwało głowę, czy Rachel byłaby w stanie ocenić jej oczy? No i jeżeli głowa naprawdę okazała się rozerwana, to faktycznie mniej dziwi mnie reakcja Dicka na widok ciała denatki leżącego w całkiem sporej kałuży krwi. Problem w tym, że tamten opis nie pokrywa się z obecnym fragmentem, więc na dobrą sprawę nawet nie wiem, w który z nich mam wierzyć. To w końcu była rana postrzałowa głowy (widziana jako wlot po kuli) czy rozerwana głowa? Oba sformułowania padają w tekście i w wyobrażeniu czytelnika mogą się wykluczać.

 

Zaczęło brakować jej powietrza. Myśli galopowały na równi z sercem. Upadła na kolana, błądząc niewidzącym wzrokiem od matki, [przecinek zbędny] do mężczyzny i leżącego między nimi pistoletu. – W ogóle z czego strzelał mężczyzna, że ofiara wygląda jak wygląda i rozerwało jej głowę przy strzale z odległości?

Cały świat zwalił się na nią w jednym momencie. Napięcie puściło, dopuszczając do głosu świadomość.

Matka martwa.

Mężczyzna martwy. Zabity. Przez nią.

Zerwała się na [równe] nogi. Ciało było jednak zbyt sztywne, by wykonywać polecenia. Upadła, prawie wpadając w rozbryzgi krwi. W panice zaczęła odpychać się rękami i nogami w stronę korytarza. Podtrzymując się ściany, wstała chwiejnie, zgarnęła plecak i wypadła na zewnątrz. – Ostatnie akapity tego rozdziału są nie dość, że dynamiczne, to jeszcze przejmujące i oddające atmosferę. Przypominają mi, za co uwielbiam kryminały i powieści sensacyjne. Choć fajnie czyta się o trupach, obserwuje sceny najróżniejszych zabójstw, to jednak gdyby nie realistyczne i emocjonujące przeżycia wewnętrzne postaci – taka literatura niewątpliwie traciłaby swój urok.

 


ROZDZIAŁ 2

Dopiero teraz dotarło do niej, że ulice opustoszały, a lampy zdążyły się już automatycznie uruchomić. Nieświadomie, w całkowitym amoku przeszła co najmniej parę mil. Wraz z przejaśnieniem umysłu zatłoczonego makabrycznymi obrazami dotarło do niej obezwładniające zmęczenie. – No nie wiem, nie wiem, nie przekonuje mnie to. To znaczy tak – przeżycia Rachel na pewno odcisnęły na niej piętno, a śmierć matki w poprzedniej scenie była makabrycznym obrazem, jednak pisanie o tym w ten sposób to oczywista oczywistość. Już lepiej byłoby poświęcić akapit na to, jak Rachel ma te obrazy przed oczami w czasie biegu. Jak realnie powracają one do niej, tłoczą się, niedopuszczając niczego innego. Po takim akapicie mogłybyście wspomnieć, że do Rachel zaczyna dochodzić coś jeszcze, i jeszcze to, i tamto – na tym poniekąd polega pisanie narracją personalną POV. Wtedy nie musicie przekonywać czytelnika na siłę, że to, co widział wraz z Rachel, na pewno było tak bardzo makabryczne. Ten czytelnik zresztą już to wie, bo brał w tym udział. No i też nie miałby on wrażenia, że Rachel właściwie przeszło dość szybko, bo w jeden akapit. Tak, czytelniku, ona naprawdę miała makabryczne obrazy przed oczami, ale po chwili już nie. – Tak to trochę wygląda. 

 

Rozejrzała się po okolicy. Niefortunnie zawędrowała do niezbyt przyjaznej części Detroit, której matka zawsze kazała jej unikać. – A to nie jest tak, że całe Detroit jest nieprzyjemną częścią Michigan?



Nie no, wiem, o co chodzi, ale nie mogłam się powstrzymać. xD

 

Wydarzenia sprzed kilku godzin zaczęły bombardować jej umysł niczym armatnie kule. Obrazy martwej matki, dziwny kształt i włamywacz, z którego na jej oczach uszło życie. To wszystko było tak absurdalne, że zaczęła się zastanawiać, czy aby sobie tego nie uroiła. – Podkreślenie też dałoby się sprzedać bardziej bezpośrednio, oddając na przykład bieżące myśli Rachel.

 

Ledwo nabierała powietrze. – Powietrza. Nabierać powietrze oznaczałoby żartowanie z niego.

 

Powinien jechać na posterunek i dokończyć robotę, ale wiedział, że za nic nie mógłby się skupić na papierach. Do mieszkania też nie miał po co wracać. Nie zasnąłby po takiej dawce horroru. – No dobra, ale tu już chyba trochę przesadza… Prędzej uwierzyłabym, że nie zasnąłby przez palące poczucie, że ma coś do zrobienia, że trzeba sprawdzić ten trop, niż że Robin tak bardzo przejął się widokiem ofiary. Wystarczająco długo żył w Gotham.

 

Takiemu złu przeciwstawić się mógł tylko Rycerz z prawdziwego zdarzenia. Wraz z armią wiernych giermków, gotowych oddać życie w imię wyższych wartości, dzień za dniem chronił przed zepsuciem (…). – Skoro: przeciwstawić się mógł, to dalej może: chroniłby? Jakoś zgrabniej to brzmi. 

 

Dick wiedział, że Bruce miał dobre intencje, kiedy zdecydował się go adoptować. Niestety, dobrymi intencjami piekło [jest] wybrukowane. Bruce nie był nigdy gotowy na dzieci, co sam przyznał, kiedy Dick rzucił mu strojem Robina prosto w twarz i oświadczył, że odchodzi. – Zakładam, że orzeczenie pominęłyście tylko dlatego, by nie tworzyć powtórzenia: było wybrukowane/nie był gotowy. Ale nawet jeśli całość piszecie w czasie przeszłym, frazeologizmy bądź stany niezmienne na ogół wprowadza się czasem teraźniejszym. 

Napisałabym też: Zresztą Bruce nie był gotowy na dzieci. Załóżmy, że bohater ten nadal żyje, tymczasem nigdy nie był gotowy mogłoby sugerować coś innego.

 

(…) Batman ledwo znajdował czas na porządny trening z młodym pomocnikiem, a co tu dopiero mówić o porządnym wychowaniu. Całe szczęście, że wszędzie tam, gdzie Mroczny Mściciel nie mógł, tam Alfreda posłał. – Doceniam, że partie narracyjne w przeciwieństwie do tych należących do Rachel zawierają powiedzenia; jednocześnie nie jest ich aż tak wiele, by męczyły. To czyni stylizację Dicka charakterystyczną. Fajnie byłoby, gdyby rzutowało to również na jego wypowiedzi dialogowe. Oczywiście bez przesady, nie wszystkie, ale gdyby znalazł się odpowiedni moment – żal byłoby z tego nie skorzystać. Jednocześnie w POV Rachel unikałabym ich, by nie czynić obu stylizacji zbliżonych. Zresztą czuć też inne różnice; POV Rachel wydaje się bardziej mroczne, tajemnicze, oparte na przeżyciach wewnętrznych, które wzięły się z trudnej, traumatycznej przeszłości. Dziewczynę coś dręczy i wyraża to na swój sposób. Dick za to też nie miał dawniej kolorowo, ale czuć, że wsiąknął już w detektywistyczne środowisko; gość jest konkretny, daleko mu do wzniosłych, patetycznych przemyśleń. Dużo w nim swobody i luzu, który nie objawia się jednak chociażby bucerstwem – popularnym wśród autorów fików przesadnie chcących kreować postaci atrakcyjne, kuszące. Nie przekraczacie tej granicy, z Dicka jak na razie jest po prostu w porządku gość i czuć to po jego stylizacji. Jednocześnie nie da się wykluczyć, że też dźwiga on swoje ciężary, ma swoje demony. Ale albo momentami nie zawraca sobie nimi głowy, albo robi to po prostu inaczej niż Rachel. Tej trudno się wprawdzie dziwić, że przeżywa emocje dość obficie – w końcu dopiero co straciła matkę. Jednak mam wrażenie, że nawet gdyby tak się nie stało, jej partie narracyjne i tak różniłyby się od stylizacji Dicka, byłyby bardziej mroczne, może nawet cyniczne, ale nadal Wszystko się zgadza i zazębia, bo w końcu ludzi budują doświadczenia, wpływają także na postrzeganie rzeczywistości, a więc obraną perspektywę i język, którym ją opisujemy, analizujemy i tak dalej. Dobrze, że uwzględniłyście to w tym tekście.

 

Bunt zaniknął. Pozostało beznadziejne poczucie bycia pozostawionym samemu sobie z emocjami, dla których [Dick/chłopak] nie znajdował ujścia. Czuł, jak z każdym dniem gniew, poczucie niesprawiedliwości i obojętność mieszają się ze sobą, tworząc gnijącą, duszącą mieszankę.

 

Sesja, podczas której nie mógłby wyrzucić na spokojnie wszystkiego, co leżało mu na żołądku, mijała się z celem. // Lata mijały.

 

Retrospekcja Dicka trochę się ciągnie i na etapie wspomnień o śmierci Hawk i Dove zaczynam zdawać sobie sprawę, że nie pamiętam, co właściwie robi teraz, w czasie bieżącym, bohater prowadzący. Sugeruję jednak raz na jakiś czas do niego wracać – na przykład zaznaczając tło sceny pasywnej, w tym słyszane (bądź ignorowane przez napływ myśli) dźwięki. Jeżeli Dick prowadzi samochód, mógłby poniekąd automatycznie zatrzymać się na światłach, ignorując na przykład dźwięki radia. Albo zatrzymać się w ostatniej chwili, przywołując się do porządku, by jednak po chwili znów gdzieś odpłynąć myślami – na przykład widząc za oknem budynek podobny do tego, przed którym doszło do morderstwa Hanka i Dawn. Chodzi o to, by nie wstrzymywać też na rzecz retrospekcji sceny bieżącej, by czytelnik obecny był jakby w obu miejscach naraz, w innym wypadku szybko zapomni, że w ogóle znajduje się w samochodzie. Sama musiałam to przescrollować na blogu, bo przez moment wydawało mi się, iż Dick siedzi nadal w domu, myśląc o tym, że i tak nie zaśnie. 

 

Dick miał do wyboru skazaną na porażkę próbę walki z liczną grupą lub wezwanie pomocy. – A może: Dick miał do wyboru podjąć walkę, z góry skazaną na porażkę, lub wezwać pomoc.

 

Dilerzy tymczasem kończyli przerabiać pałkami czaszkę Hawka na miazgę. – Dość gorzkie sformułowanie, szczerze mówiąc. Oddaje bohatera, który przepracował już temat śmierci Hawka i na którym dziś już śmierć ta nie robi wrażenia, ba, wydawać by się mogło, że Hawk nie był Dickowi dość bliski. Tymczasem rozmawiamy o kimś, kto horrorem nazywał widok zupełnie nieznanej kobiety z przestrzeloną głową. Wyczuwam w tym pewną niespójność.

 

Nim rozmówca zdążył dodać coś więcej, Dick rozłączył się. – Lepiej: się rozłączył. Na ogół nie stawiamy enklityki się (wyrazu pozbawionego akcentu) na miejscu akcentowym, a więc przed kropką (bądź przecinkiem, średnikiem i tak dalej). Oczywiście są od tego wyjątki (na przykład tryb rozkazujący: Uśmiechnij się), jednak gdy łatwo tego uniknąć, lepiej pójść w tę stronę.

 

Może to[,] co robił, nie miało sensu. 

 

Pewnie nic z niej konkretnego nie wyciągnie. Mimo to mężczyzna czuł, że musi się z nią koniecznie zobaczyć jeszcze tej samej nocy. – A może: Pewnie niczego konkretnego z niej nie wyciągnie/Pewnie nie wyciągnie z niej niczego konkretnego? I dalej: Mimo to czuł, że koniecznie musi się z nią zobaczyć jeszcze tej nocy. Podmiot (mężczyzna) nie uległ zmianie, więc nie trzeba go dublować, do tego dla niego właśnie ta noc jest tą obecną. Nie ma potrzeby dodawać, że była tą samą.

 

Stała po drugiej stronie półokrągłej recepcji i nachylała się w stronę pielęgniarza. – Do pielęgniarza?

 

– Detektyw Richard Grayson, departament policji w Detroit. – Machnął od niechcenia oznaką. Wyciągnął w jej stronę rękę. 

– Chętnie, ale nie za bardzo wiem, o czym. – Wymienili uściski dłoni.

To brzmi trochę tak, jakby Dick wyciągnął rękę do odznaki. 

Może:

– Detektyw Richard Grayson, departament policji w Detroit. – Machnął od niechcenia oznaką i wyciągnął rękę. 

Wymienili uściski dłoni.

 

Uwadze mężczyzny nie uszedł niewielki tatuaż w kształcie ptaka umiejscowiony pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Rysunek był jednak zbyt mały, by Dick mógł dojrzeć coś więcej. – Jeśli był mały, czy częściowo Dick nie zakrył go swoim kciukiem przy ściskaniu dłoni? W dalszej części opowiadania wychodzi na jaw, że w tym momencie bohater zobaczył kruka. Tutaj jednak nie pada żadna informacja, po czym poznał akurat ten gatunek. No i też uścisk dłoni nie trwa nie wiadomo ile, by Dick zdążył dostrzec coś więcej, niż jakiś tatuaż, prawdopodobnie ptaka, zapewne nawet niewidocznego w całości, skoro znajdował się on akurat w tym miejscu, które było ściskane.

 

– Czy zna może pani osobę o imieniu Rachel, która przebywa w tym szpitalu? – Przyglądał się jej uważnie.

– Rachel? – Jej spojrzenie było rozbiegane, jak gdyby szukała ucieczki z całej sytuacji. – Nie, raczej nie… Nie przypominam sobie nikogo takiego.

– W takim razie co pani tutaj robi?

– To wolny kraj, chyba wolno mi przebywać w szpitalu – powiedziała ostro. Po chwili jednak odetchnęła. Zdobyła się nawet na lekki uśmiech. – Nieładnie jest podsłuchiwać. Przyszłam odwiedzić doktor Raquel. (…) A teraz, jeśli pan pozwoli, spieszę się.

(…)

Mężczyzna odepchnął się od recepcji i ruszył w stronę windy. Miał w końcu śledztwo do przeprowadzenia. – No tak, ale w sumie przepytanie podejrzanej kobiety też było tego śledztwa elementem. Na moje jednak Dick wyszedł w nim na niepoważnego. Odpowiedź na zadane przez niego pytanie o to, co kobieta robi w szpitalu, była z góry do przewidzenia. Oczywiście rozbiegany wzrok kobiety sugeruje wprawdzie jej kłamstwo, ale Dick zaatakował zbyt dosadnie, by spodziewać się jakiejkolwiek innej reakcji. Na moje – sam tę kobietę odstraszył i jako doświadczony detektyw powinien domyślić się tego konsekwencji. Na ogół, gdy spotyka się ludzi zachowujących się podejrzanie, nie wypuszcza się ich z rąk tak szybko, a jednocześnie należy grać ostrożnie, by osoba przesłuchiwana nie czuła się postawiona pod murem. To wymaga sporego doświadczenia, którym Dick w ogóle się nie wykazał. Być może fabularnie nie jest to zabieg nietrafiony, o ile bohater jest w Detroit świeżym detektywem, na przykład zatrudnionym od niedawna, który dopiero co uczy się, że ze świadkami czy podejrzanymi lub potencjalnymi informatorami postępuje się inaczej niż w przypadku tru złoli w mafijnym półświatku Gotham. Mógłby to wziąć pod uwagę i wyciągnąć z tego lekcję, by rozwijać się na przestrzeni tekstu. A jeżeli macie na niego inny pomysł i gość ma być wymiataczem w tej branży, no to jednak tutaj wypadałoby ten dialog rozpisać trochę inaczej. Wprawdzie Dick nie może tej kobiety zatrzymać ani do niczego zmusić, ale jako detektyw powinien wykazać się większym sprytem.

 


ROZDZIAŁ 3

– Coraz ciekawsze przypadki ściągasz mi na głowę, Grayson. – Charlie z kwaśnym uśmiechem na ustach przywitał detektywa w drzwiach. – Jeszcze trochę i zrobię sobie jakieś bingo ze wszystkimi dziwacznymi śmierciami, które pojawiają się w twoich sprawach. – A to nie jest tak, że detektyw zostaje do tych spraw przydzielony? To znaczy: najpierw mamy dziwaczną śmierć, a potem decydujemy, kto będzie nad nią pracował? To nie przypadek, że Dicka imają się najbardziej podejrzane sprawy, a dowód, że musi być skutecznym detektywem, który bada najtrudniejsze przypadki. Dick na pewno w policji ma nad sobą kogoś, kto przydziela mu zlecenia. Może to być chociażby inspektor czy nadinspektor; albo może prokurator, który sugeruje policji, z kim chciałby współpracować na miejscu zbrodni? Tutaj raczej skierowałabym odpowiedź Charliego na inne tory, na przykład: Jeszcze trochę i zrobię sobie jakieś bingo ze wszystkimi dziwacznymi przypadkami śmierci, które ci się trafiają.

 

Pomieszczenie było wysterylizowane. Mimo to czuć było w nim śmierć. – A może po prostu: Mimo to czuł w nim śmierć.

 

– Tyle, że takiej zagwodzki to mi do tej pory nie zafundowałeś. – Zagwozdki. 

 

Kobieta ze szpitala. Miała taki sam tatuaż na ręce. Nie zdążył mu się wtedy przyjrzeć, ale był pewien, że to kruk. – Kobieta miała ten tatuaż między kciukiem a palcem wskazującym. Mało powierzchni, by wykonać tak bogaty w detale tatuaż ptaka rozpoznawalnego ot tak na pierwszy rzut oka. Zresztą, cytując, rysunek był jednak zbyt mały, by Dick mógł dojrzeć coś więcej. Skąd więc teraz ta pewność, że widział akurat kruka? Czy tamten przyjmował tę samą pozycję, był po prostu mniejszy? Dick raczej zwróciłby uwagę na podobieństwo kształtu, nie sam gatunek ptaka. A jeśli tamten przyjmował inną, skąd było wiadome, że to kruk, skoro Dick nie przyglądał mu się z uwagą? 

Edit: Dopiero kawałek niżej pada informacja, że wzór obu tatuaży był taki sam: W normalnych warunkach można go było uznać za popularny wzór, ale identyczny rysunek na dwóch osobach powiązanych z tą samą sprawą był już podejrzany. Dość daleko. Nie lepiej zapobiegać wątpliwościom, niż wpierw je generować, a potem doprecyzowywać?

 

Może pojawił się jakiś złoczyńca, który potrafił wybuchać ludzi od środka. Czy tym kimś była Rachel? Wybuchać ludzi od środka brzmi trochę niepoważnie. Może: potrafi sprawiać, że ludzie wybuchali od środka? Albo po prostu: że ludzie implodowali?

 

Ktoś o nieludzkich zdolnościach mógłby się teleportować do środka, ale dlaczego pozwoliłby uciec dziewczynie? Powinien poprosić komisarza, żeby wysłał ekipę od magicznego skanowania miejsc zbrodni. – Na pierwszy rzut oka nie widać, w którym momencie kończą się przemyślenia dotyczące potencjalnego złoczyńcy, a w którym – dotyczące samego Richarda.

 

Byli członkami jakiejś sekty, [przecinek zbędny] albo gangu? Richard przeskoczył w myślach każdą podejrzaną organizację, jaką znał, ale kruk nigdzie nie pasował. – Może: przewertował? przejrzał? przeczesał?

 

Kobieta [podchodząca] pod pięćdziesiątkę założyła na haczyk worek z przezroczystą substancją i odkręciła zawór. Płyn zaczął sączyć się w stronę wenflonu, który był wbity w lewą rękę dziewczyny. Rachel usilnie omijała wzrokiem miejsce wkłucia. Robiło jej się niedobrze na myśl o kilkucentymetrowej igle wkłutej w żyłę. – A może: Pochodząca pod pięćdziesiątkę kobieta założyła na haczyk worek z przezroczystą substancją i odkręciła zawór. Płyn zaczął sączyć się w stronę wenflonu, który wbito Rachel w lewą rękę. Dziewczyna usilnie omijała wzrokiem to miejsce; na samą myśl o kilkucentymetrowej igle wkłutej w żyłę robiło jej się niedobrze.

 

Zacisnęła mocno powieki i policzyła od dziesięciu w dół. – Mocno zacisnęła…

 

Sięgnęła po pilota i włączyła niewielki telewizor wiszący w rogu pokoju. – Sięgać po [kogo? co?] pilot.

 

– Rachel Roth? – spytał i przekrzywił lekko głowę. – Lekko przekrzywił głowę. Dalej to samo: Pochyliła nieco głowę (…). – Nieco pochyliła…

 

– Wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego. I wiem, jak bolesne jest nawet o tym myśleć, jednak chciałbym cię prosić, byś pomogła mi w poznaniu prawdy (…) – a może: pomogła mi odkryć/poznać prawdę? dojść do/dociec prawdy? Mam wrażenie, że orzeczenie zamiast rzeczownika odczasownikowego brzmi naturalniej dla języka mówionego, a więc wypowiedzi dialogowej.

 

Dałaby mu nie więcej, [przecinek zbędny] niż trzydzieści lat, choć zmęczenie i kilkudniowy zarost mogły go nieco postarzać.

 

– To jeden z sąsiadów. – Zawahała się. – Bardzo ceni sobie ciszę w nocy – dodała, uważnie ważąc słowa. – Jeżeli bohaterka zawahała się, milcząc, sugeruję usunąć kropkę kończącą wypowiedź, a komentarz rozpocząć od małej litery.

Zauważ jednak, co pojawia się kawałek dalej:

– Bywa, że krzyczę przez sen – odparła niechętnie po chwili milczenia. – Taka moja natura – dodała szybko z krzywym uśmiechem.

 

Tama błogiego spokoju zbudowana z[e] środków uspokajających zaczynała powoli pękać. – Pomijając potknięcie, muszę przyznać, że bardzo podoba mi się to zdanie. Jest w tej metaforze coś plastycznego, przytłaczająco realnego – biorąc pod uwagę środowisko szpitalne – co czyni ją bardzo adekwatną i wywołuje odpowiednie emocje.

 

– On zabił ją – wydukała między urywanymi oddechami. – A potem… Potem… – Wciągnęła głośno powietrze. – On był… Martwy – dodała na wydechu z wielkim wysiłkiem. – Gdy po wielokropku kontynuujecie wypowiedź, a znak sugeruje jedynie chwilowe zawieszenie głosu, po którym wypowiedź wraca na swój tor – kontynuacja zdania powinna zaczynać się małą literą.

 

Zacisnęła mocno powieki i dłonie. – Mocno zacisęła… No dobra, ale tak szczerze? Co wam dają te fikuśne inwersje we współczesnej powieści sensacyjnej, w której nie ma za grosz artyzmu opartego na archaicznej stylizacji typowej dla chociażby przedwojennej literatury pięknej? 



Dziś już tak się nie pisze, zresztą przysłówki i przymiotniki działają najmocniej wtedy, gdy bezpośrednio poprzedzają tę część zdania, której dotyczą. Gdy mocno stanie za zaciskaniem, zostanie dopowiedziane po czasie, czytelnik oczami wyobraźni już zobaczył to zaciśnięcie. Określenie powinno paść więc nieco wcześniej, by wyobrażenie stało się płynne, chronologiczne.

Ewentualnie określenie dotyczące mocniejszych emocji stawia się też na końcu zdań, na akcencie – przed kropką – by zwróciło ono uwagę czytelnika. Nie zawsze jednak jest to konieczne. Dla przykładu:

Mocno zacisnęła powieki (…). 

Ale:

Spojrzała na nią wściekle.

 

Kubek w sekundę rozprysł się we wszystkie strony. Oboje gwałtownie odchylili się do tyłu. Gwałtownie padło całkiem niedawno. Może: rychło/raptem?

 

– P-P-Prze-Przepraszam – wydukała, kuląc się.

– Nic się nie stało – odparł, strzepując z koszuli fragmenty szkła. – Może po prostu: strzepnąwszy z koszuli resztki szkła?

 

Wczepiła palce w nogi i [wy]mamrotała coś pod nosem. – Tutaj natomiast zasugerowałabym spójność aspektów. Pierwsze orzeczenie pada w dokonanym, natomiast drugie – w niedokonanym.

 

Myśli Rachel pędziły jeszcze szybciej, [przecinek zbędny] niż słowa, które z siebie wyrzuciła. Sama już nie wiedziała, co było prawdą, a co urojeniami. Demon podpowiedział jej, by zabić włamywacza. // I zabiła. – Nie da się nie zauważyć, że wspomniany włamywacz nie był, ot, byle włamywaczem, a mordercą jej matki. Określanie go w ten sposób, mając ten fakt na uwadze, brzmi mocno eufemistycznie. Rozumiem emocje Rachel, jej strach, nawet wyrzuty sumienia, ale jednocześnie czasem dobrze byłoby poczuć w jej partiach narracyjnych nieco więcej emocji zawartych w ostrzejszych słowach. Właśnie straciła najbliższą, najważniejszą w swoim życiu osobę. Ta sytuacja aż się prosi, by podrasować stylizację.

Spróbujcie mocniej wczuć się w tę postać. Choć jej kreacja jest w porządku, nic nie stoi na przeszkodzie, by było jeszcze lepiej. Mam wrażenie, że narracja Richarda jest dla was prostsza, lżejsza, a w przypadku Rachel trochę się ograniczacie. Geoff Dyer – brytyjski pisarz i dwukrotny laureat National Book Critics' Circle Fiction Award – stwierdził kiedyś, że pisanie jest jak jazda na rowerze i by nigdy nie jeździć na nim, trzymając hamulec. Słowem: w pisaniu nie powinno się ograniczać. Rachel ma prawo nazywać mordercę matki mordercą, a, dajmy na to, Harleen – jakąś doktorką, która w ogóle niczego nie rozumie. Dziewczyna jest w trudnej sytuacji zupełnie sama, ma tylko siebie, więc to, co dzieje się w jej głowie, nie musi być rozpisane w sposób niewinny i ugrzeczniony. Zresztą zwykle tak nie jest, ale czasami się zdarza. 

 

Nie miała pojęcia jak, ale to zrobiła. Od zawsze wiedziała, że siedzi w niej coś złego. Bardzo złego. Do tej pory manifestowało się jedynie w odbiciach i głosach słyszalnych tylko dla niej. Kusiło, podjudzało do złych czynów, ale czasami ostrzegało przed niebezpieczeństwem. Nigdy jednak to zło nie wyszło poza nią. A teraz, gdy stała się zagrożeniem dla innych, poczuła się zupełnie zagubiona. – Mam wrażenie, że podkreśloną część już gdzieś czytałam. W tamtym momencie uznałam, że to ciekawe wprowadzenie do akcji właściwej, kiedy to Rachel w dalszej części fabuły faktycznie będzie odczuwała obecność tego czegoś, co w niej siedzi. I tak się dzieje, a czytelnik nadal dosyć dobrze pamięta tamten akapit, w którym dowiedział się, że bohaterce często zdarza się widzieć swoje odbicie, które przed czymś ją ostrzega. Tutaj nie ponawiałabym tych informacji.

Zaczynam też coraz mocniej zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby na wcześniejszym etapie opowiadania dodać trochę scen o samej Rachel, której towarzyszy to coś. Dzieje się to raz, tuż przed śmiercią Mary, więc czytelnik nie ma możliwości zobaczyć, jak tajemnicza obecność faktycznie ją prześladuje i wpływa na jej życie przed tragedią. Do tego ukazanie przeszłości Rachel w szerszym spectrum na wcześniejszym etapie fabuły – przed akcją właściwą – ma jeszcze jedną zaletę. Pozwólcie jednak, że szerzej poruszę ten temat w podsumowaniu.

 

– Miałam tylko ją – wyszeptała.

Ukryła twarz w dłoniach, rozcierając mokre ślady łez.

– Zostałam sama – dodała słabo, pociągając nosem.

Całość zapisałabym w jednym akapicie. Przejście do nowej linijki oznacza zmianę mówcy, a tutaj nadal pozostajemy przy Rachel. Nawet komentarz narracyjny rozdzielający obie wypowiedzi dotyczy właśnie jej.

 

Włosy przysłaniały jej detektywa, ale i bez tego mogła powiedzieć, że nie wiedział, jak zareagować. Wyczuwała jego zakłopotanie, ale i zrozumienie.

 

Napisał coś szybko w notatniku i wyrwał stronę.

– To mój numer, gdyby coś ci się przypomniało. – Podał jej kartkę.

Sięgnęła [na niego] niepewnie w jego stronę

 

Siedziała niemal na krawędzi łóżka, ciężko oddychając. Próbowała zrozumieć, co się właśnie stało. Spojrzała na detektywa. Patrzył na nią z dezorientacją. // Skuliła się ze strachu. Richard wstał gwałtownie, szurając przy tym krzesłem. (…) Rachel miała dużo czasu, by próbować zrozumieć, co się właśnie stało. – Choć wyrażenia te nie stoją bezpośrednio obok siebie, za drugiem razem spróbowałabym skorzystać z innego zestawu słów. Może: co się właściwie wydarzyło? Z drugiej strony być może lepiej byłoby w ogóle zrezygnować z tego truizmu i po prostu pokazać, że Rachel przez dłuższy czas głowi się nad tym, analizuje, podejrzewa, przyjmuje różne teorie. Jej próby rozumienia muszą przynosić jakiś efekt i dla czytelnika znacznie bardziej satysfakcjonujące będzie móc śledzić jej tok rozumowania – nawet jeśli doprowadziłby ją donikąd. Tymczasem ostatnie zdanie cytatu kończy scenę, sugerując, że Rachel przez dłuższy czas zostanie sama w szpitalu, ale w kolejnej odsłonie z jej udziałem dziewczyna nie ma chwili dla siebie, bo odwiedza ją kolejna postać. A przecież nie musicie tak gnać. 

 

Wstał od komputera i przeciągnął się. Coś chrupnęło mu w kręgosłupie. Rozejrzał się po mieszkaniu.

 

Nie zdążył nawet otworzyć puszki, kiedy rozdzwonił się telefon. [Dick n]Natychmiast ruszył w stronę biurka, przy okazji odstawiając napój na stolik do kawy w części wypoczynkowej. – Doceniam naturalny opis mieszkania. Bohater korzysta z otaczających go rzeczy, więc mogę dowiedzieć się o ich obecności. Informacja o tym, że wstał z krzesła przy biurku i podszedł do blatu kuchennego, a nieco dalej wzmianka o części wypoczynkowej pozwalają mi wyobrazić sobie, że Richard mieszka w niewielkim apartamencie, może nawet kawalerce. Nie rozegrałyście tego sztampowo, łasząc się na wielolinijkowy akapit o tym, co w którym miejscu stało i gdzie właściwie mieszkał Dick. I choć komuś może się wydawać, że zupełnie niepotrzebnie wspominam o czymś tak oczywistym, moim zdaniem jest co pochwalić, bo nadal wielu autorów nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ważne są skrzętnie wplecione w akcję właściwą opisy miejsc. Dzięki temu bohater nie jest zawieszony w czasie, w jakiejś przestrzeni, a porusza się w niej. Słowem: żyje.

 

– Rzecz jasna nie dopuściłam go do podejrzanej. Odgrażał się, że wróci jutro z nakazem, ale nie doprecyzował, jakim konkretnie. – Renee brzmiała na równie zmęczoną, co [on/Richard/Grayson] Dick.

– Dzięki za informację, dobra robota. Wiszę ci jutro kawę. – Dick pożegnał się z rozmówczynią. – To dialog dwuosobowy, więc z góry wiadomo, że bohaterowie odzywają się do siebie.

 

Rzucił telefon na kanapę, na której sam wylądował chwilę później. Otworzył puszkę i pociągnął łyk piwa. (…) Rachel wciąż groziło niebezpieczeństwo. // Pociągnął kolejny łyk piwa. – O, a tutaj nie powtarzałabym, co dokładnie pił. Czytelnik już to wie.

 

Dlaczego tym ludziom tak bardzo na niej zależało? Jasne, była niedoszła[ą] ofiarą morderstwa i najważniejszym świadkiem.

 

Nie znała jednak napastnika i jej zeznania, szczerze mówiąc, nie wniosły za dużo do sprawy. Jeśli chodziłoby tylko o to, co widziała, wystarczyłoby ją zabić. Ktoś jednak dwoił się i troił, by wyprowadzić ją ze szpitala w jednym kawałku. Tylko po co? – Ale w sumie… skąd Dick to wie? 





Do tej pory w szpitalu miały miejsce tylko dwie podejrzane sytuacje. Czy to wystarczająca liczba, by powiedzieć, że ktoś dwoił się i troił? Gdyby tak było; gdyby Richard faktycznie podejrzewał, że coś realnie jej grozi – ktoś chce ją porwać tudzież zabić na miejscu – wnosiłby o porządniejszą obstawę, może nawet salę z kratami w oknach. Na dobrą sprawę wystarczyłoby, by ta jedna biedna Renee poszła do toalety i ktokolwiek mógłby wykorzystać sytuację, wejść do sali Rachel just like that. Poza tym to wcale nie tak, że ktoś chciał wyprowadzić Rachel ze szpitala – wcześniej Dick podejrzewał, że kobieta z wytatuowanym na nadgarstku krukiem próbowała odwiedzić ją, by dokończyć dzieła, czyli dziewczynę zabić. Teraz, według Renee, jakiś facet chciał wejść do jej sali, by porozmawiać z nią o kilku formalnościach. Gdzie tu próba uprowadzenia bohaterki? Dick nie ma podstaw, by to podejrzewać. Odnoszę wrażenie, że w tym momencie zaczyna się czegoś domyślać tylko dlatego, że to wy jako autorki przekazujecie mu swoją wiedzę, której na tym etapie fabuły raczej nie ma prawa mieć. Jeśli tak – nie uprzedzajcie faktów.

 

Na początku myślał, że cała ta scena mu się przywidziała – jego rodzice również zmarli na jego oczach, był empatycznym gościem, [a] widok dziewczyny, która przeżyła to samo, co on, mógł uruchomić wypierane wspomnienia. Teraz jednak [Dick/Grayson/Richard/mężczyzna] przywołał w pamięci całą scenę. – A może po prostu: Na początku myślał, że to wszystko mu się przywidziało (…)?

 

Dick wsunął rękę pod głowę i wbił wzrok w sufit. Teoria z magią wyjaśniała sporo, ale nie rozwiązywała całej zagadki. A jeśli nawet [Rachel/dziewczyna/ta mała/młoda – tak już o niej myślał] posiadała jakąś moc, raczej nie zdawała sobie z niej sprawy. Przydałby się ktoś, kto byłby w stanie potwierdzić hipotezę. – Tę hipotezę.


 

ROZDZIAŁ 4

Rachel poruszyła się niespokojnie i zlustrowała pobieżnie kobietę.

– Spokojnie, przybywam w pokoju. – Uśmiechnęła się serdecznie i uniosła do góry dłoń z uformowaną przerwą między palcem środkowym a serdecznym– Ale że niby udawała Spocka…?

 

– Harleen Quinzel, jestem psycholożką dziecięcą i zostałam wysłana z ramienia pomocy społecznej. Lekarz wydał pozwolenie, ale przede wszystkim chciałam wiedzieć, czy ty jesteś gotowa na rozmowę? – No dobra, to jest bardzo świetny easter egg. I, powiem szczerze, aż przeszły mnie ciarki na samą myśl, że to właśnie ona ma sprawować nad Rachel opiekę medyczną z zakresu psychologii i psychiatrii. Mam nadzieję, że młodej nie stanie się nic złego. W końcu to alternative universe… pra-prawda?



Odrzuciła do tyłu długie włosy, założyła nogę na nogę i spojrzała na dziewczynę z lekkim uśmiechem. – (…) i z lekkim uśmiechem spojrzała na dziewczynę. W innym szyku brzmi to tak, jakby uśmiechała się Rachel.

 

Dziewczyna ponownie tylko skinęła głową. Pomimo, [przecinek zbędny] że kobieta wyglądała przyjaźnie i wyraźnie starała się wzbudzić zaufanie, to coś sprawiało, że Rachel poczuła do niej niechęć. – xDˣᴰ



Muszę przyznać, że podoba mi się kreacja Harley Quinn. Choć kobieta jest przesympatyczna i ma znacznie większe wyczucie niż Dick, a ponadto wykazuje ogromne doświadczenie w pracy z młodzieżą po przejściach, Rachel dostrzega w niej coś niepokojącego. Przy czym Rachel nie ma prawa znać oryginalnego character development Harleen, więc może po prostu dziewczyna nie wyobraża sobie i nie jest przyzwyczajona do tego, iż ktoś, poza Mary, mógłby być dla niej miły i traktować ją całkiem normalnie, poza tym bohaterka nie musi darzyć zaufaniem każdego, kto ją odwiedza. Hej!, to przecież nastolatka, która naprawdę potrzebuje pomocy, także (a może przede wszystkim) opieki psychologa. Zresztą Harleen w ogóle nie zniechęca się jej brakiem zaangażowania i uznaje je za przejaw tego, iż Rachel nie jest gotowa na rozmowę. Najlepsze więc w tej scenie jest to, że wszystko w niej gra, wszystko jest na miejscu. Harleen wydaje się dobra, ale przez moją wiedzę o niej – zaczerpniętą z oryginalnych źródeł – gdzieś wewnątrz budzi się we mnie także niepokój. Ma on jednak zupełnie inną podstawę niż niepokój Rachel. Do tego naprawdę chciałabym lepiej poznać właśnie tę Harleen – ot, świetną psycholożkę. I choć pewnie jakaś mała część mojej świadomości będzie mnie trollować, podjudzać i tylko czekać, aż Harleen się potknie, zdradzi się czy zmieni na przestrzeni scen, to jednak w głębi duszy bardziej liczę na to, iż zostanie po prostu opiekunką medyczną Rachel, i nic ponadto. Bo właśnie to byłoby dla mnie prawdziwie zaskakujące. Mogłabym wtedy odpowiedzieć temu cichemu głosikowi: widzisz? wcale nie miałaś racji! trzeba było jej zaufać!

 

NIe była pewna, po co te wszystkie pytania. – Nie.

 

Można zgłębić swoje wnętrzne, dowiedzieć [się] więcej o sobie samym, w dzisiejszym świecie czasami ciężko o taką chwilę refleksji. – Wnętrze.

 

– Okej, nic nie szkodzi. A wiesz może cokolwiek o biologicznej matce? – [s]Spytała łagodnie i [nieznacznie] przekrzywiła nieznacznie głowę. – Jeśli nie, to też w porządku – zapewniła spokojnie.

– Nie, nie rozmawiałyśmy o niej… – Miętosząc nerwowo kołdrę, [Rachel] przeniosła nieco spłoszone spojrzenie na podkładkę, na której kobieta notowała odpowiedzi.

– Może wyjaśnię, po co to wszystko, żebyś nie musiała snuć domysłów. – [Harleen p] Podłapała jej spojrzenie i wyprostowała się na krześle. 

 

Rachel mruknęła niewyraźnie, że rozumie[,] i rozluźniła dłonie wczepione w materiał.

 

– Rachel? – Kobieta pochyliła się do przodu, by spojrzeć na twarz dziewczyny. – Gdzie tak wędrujesz myślami?

– Zamyśliłam się – mruknęła i [lekko] potrząsnęła lekko głową. – W sumie to nie brzmi jak odpowiedź na pytanie. Harleen pierwsza zauważyła, że dziewczyna jest zamyślona i właśnie o to ją zagadnęła.

 

Te sny napawały ją lękiem. Nie pojmowała ich znaczenia, [przecinek zbędny] ani źródła. // Budziła się z krzykiem w środku nocy[,] zlana potem. 

 

Harleen miała tylko wiedzę teoretyczną.

Łzy napłynęły jej do oczu. Oddech pogłębił się.

– Żałoba po tak ważnej osobie jest ciężkim przeżyciem, ale pozwala na pogodzenie się ze stratą – tłumaczyła współczującym głosem.

Choć wprawdzie wspominałam, że za zaznaczenie zmiany mówcy odpowiada nowy akapit, on sam nie zawsze wystarczy – szczególnie w sytuacji, gdy wypowiedzi przerywa fragment narracji. Przeczytajcie zresztą zacytowaną część na głos – wtedy same stwierdzicie, że na dobrą sprawę czytelnik może wywnioskować podmioty jedynie z kontekstów i o ile w sytuacji, kiedy Rachel jest tą roztrzęsioną, a Harleen – spokojną, to działa, o tyle gdyby obu bohaterkom towarzyszyły podobne emocje, dialog stałby się zupełnie nieczytelny.

Sugeruję:

Harleen miała tylko wiedzę teoretyczną.

Łzy napłynęły Rachel do oczu. Oddech pogłębił się.

– Żałoba po tak ważnej osobie jest ciężkim przeżyciem, ale pozwala na pogodzenie się ze stratą – tłumaczyła doktor Quinzel współczującym głosem.

 

W pewnym momencie zorientowała się, że psycholożka wyszła. Nie wiedziała nawet, [przecinek zbędny] kiedy. – Gdy po przecinku pojawia się samotny spójnik, przecinka nie stawiamy. Na przykład: Nie wiem kiedy. Nie wiem dlaczego. Nie wiem jak.

 

W internecie doszukał się informacji, że sam zakon został rozwiązany, a jego siedziba sprzedana wyznawcom innej religii. – O, a tu mamy błąd składniowy. Zakon został rozwiązany, a jego siedziba – została sprzedana. Jak widzicie, drugie orzeczenie odmienione jest w rodzaju żeńskim, więc nie może stanowić orzeczenia domyślnego, gdyż to kopiuje się wraz z rodzajem. Miałybyśmy więc:

(…) sam zakon został rozwiązany, a jego siedziba został sprzedana. Bez sensu. 

Sugeruję:

W internecie doszukał się informacji, że sam zakon został rozwiązany, a jego siedzibę sprzedano wyznawcom innej religii. 

 

(…) sam zakon został rozwiązany, a jego siedziba sprzedana wyznawcom innej religii. Udało mu się [temu zakładowi?] za to zdobyć adres zakonnicy.

 

– Przyszła do nas w dziewiędziesiątym czwartym, zaraz po liceum. – Dziewięćdziesiątym.

 

Zmarszczył brwi. Słowa Miriam nie pasowały mu do wcześniejszego wychwalania ofiary. – Skoro słowa nie pasowały, to może: do wcześniejszych zachwytów nad ofiarą? Postawiłabym na konsekwencję – by oba rzeczowniki miały swoją liczbę mnogą. 

 

Na początku była grzeczna jak aniołek, dopiero, [przecinek zbędny] kiedy jej matka zniknęła… 

 

Okej, w prologu wspominałam już, że nadużywacie spójnika „i”. Nie zdarza się to często, na tym etapie praktycznie wcale, ale w tekście nadal pojawiają się fragmenty, w których przesadzacie. Ich czytanie przestaje być płynne, a staje się jakby zmechanizowane. Tym bardziej że najczęściej w takich przypadkach zdania – nie wiadomo dlaczego – przybierają podobną długość.

 

Miriam wstała i podeszła do jedynego regału w pomieszczeniu. Z najniższej szuflady wyciągnęła stare, lekko zakurzone pudełko po butach i sfatygowany segregator. Karton trafił na kolana detektywa. Kobieta usiadła na kanapie, blisko Dicka, i zaczęła wertować spięte kartki. // Dick sięgnął do wypełnionego po brzegi kartonu i uważnie obejrzał każde zdjęcie. – Nie pisałabym, że bohaterowie wraz z regałem, do którego podchodzili, znajdowali się w pomieszczeniu. Jedyny regał właściwie mówi sam za siebie.

 

Starannie złożył kartkę na pół i wsunął ja do kieszeni kurtki. – Ją.

 

Jeśli udałoby mu się dowiedzieć, co tak naprawdę odpowiadało za te wszystkie nienaturalne wydarzenia skupione wokół Rachel, może udałoby się także rozwikłać, dlaczego im tak bardzo na niej zależy. – Tym wydarzeniom…?

 

Zwłaszcza, [przecinek zbędny] jeśli zgodzi się pani również mi towarzyszyć.

 

Poszła w prawo, gdzie według wskazówek pielęgniarki, [przecinek zbędny] miała znajdować się maszyna. Minęła brodatego, pomarszczonego mężczyznę w identycznym jak jej szpitalnym stroju. – Podmioty. 

 

Spłoszyła się pod jego podejrzliwym spojrzeniem i przyspieszyła kroku. Przeszła obok sali zabiegowej i tym razem skręciła w lewo. // – No, w końcu – mruknęła.

Podeszła do lekko odrapanego automatu i spojrzała na rzędy przekąsek. 

 

Jak zdarza wam się nadużywać „i”, tak raz na jakiś czas potraficie wykrzaczyć nawet najprostszy dwuosobowy dialog. Nie wiem, z czego to wynika – czy z chwilowego zaćmienia, czy natłoku weny ciągnącego was w przód – ale fakt faktów musicie nad tym popracować, bo obecnie to wasza pięta achillesowa. Całe szczęście, że nie jest nią fabuła, co nie? Wiadomo – od poprawności to są korektorzy i betareaderzy, ale podejrzewam, że dziś, gdy popularność blogów zanika, a Betowanie wydaje się nie działać od stu lat, w przypadku opowiadania fanfiction znalezienie kogoś, kto by wam to wszystko popoprawiał, może graniczyć z cudem. Dlatego tak ważne jest, byście się skupiły, ale i wzajemnie pilnowały. 

Do brzegu:

 

Jinx przekrzywiła głowę jak kot. Wbiła świdrujące spojrzenie intensywnie różowych oczu w Rachel, jakby chciała przewiercić ją na wylot.

– Brawurowo – zaśmiała się krótko.

– Ryzyko to moje drugie imię – odparła i zawtórowała Aline. – Łatwo się zgubić. – No właśnie, aż za łatwo.  W pierwszej kolejności byłam święcie przekonana, że brawurowo to wypowiedź Jinx.

 

– Ładnie – stwierdziła i ugryzła rzeczonego batonika. – Serio dobry – rzuciła z pełnymi ustami. – Jedyna porządna rzecz w tym szpitalu – dodała i skrzywiła się na samą myśl.

– To czemu tu jesteś? – palnęła Rachel, przyglądając się dziewczynie z niepewnością, ale i zaciekawieniem.

– Wylałam na siebie kawę w pracy. – Pociągnęła w dół dekolt czarnego, postrzępionego topu, spod którego wystawał opatrunek. – Ja i mój życiowy fart. – Wzruszyła ramionami i wzięła kolejnego gryza. 

(…)

– Szkoda, że nie jakaś trzynastka albo coś – odparła Jinx i uniosła kącik ust. – Może chcesz, żebym wcześniej zapowiedziała swoje przybycie? – Wyszczerzyła się w głupim uśmiechu i uniosła do góry smartfona

 

Znów wracamy do punktu wyjścia. Naprawdę nie każda wypowiedź musi zostać okraszona komentarzem… To nie żadna reguła, a upierdliwa maniera, która sprawia, że szybka i naturalna, przyjemna rozmowa wydłuża się w czasie, ciągnie jakby w nieskończoność, zajmuje w opór miejsca w rozdziale, w dodatku przytłacza szczegółami. Okej, bardzo fajnie jest wyobrazić sobie jakiś gest postaci to tu – to tam; dzięki temu postaci te zachowują się ludzko. Ale gdy przesadzacie, w wyobrażeniu czytelnika mogą wypaść zbyt teatralnie. Tym bardziej że wspomniałam już – rozmowa między dziewczynami sama w sobie jest naprawdę ciekawa, lekka; wypowiedzi są wystylizowane, pasują do postaci, ich charakterów. Bohaterki pozostają sobą i to jest najważniejsze, ale trzeba pamiętać też o tym, że dialogów nie czynią tylko wypowiedzi, a też to, co je określa, wprowadza. Jeśli z tym przesadzicie, stworzycie dialog, który określić będzie można krótko:

Przerost formy nad treścią.

 

No dobrze, na tym etapie naprawdę zaczyna irytować mnie również to, że ocena wygląda jak beta – pod tym względem niewiele się zmieniło. Ale czym, do stu beczek książęcego pszenicznego, miałabym ją wypełnić?!





PODSUMOWANIE

Nie mam zamiaru szukać nieścisłości na siłę, a i wszystko, za co mogłabym was pochwalić, właściwie zdążyłam już wypisać. Za to aby komentować dalszą fabułę – musiałabym ją po prostu poznać, idę jednak o zakład, że czytanie tego opowiadania nadal sprawiłoby mi całkiem sporo frajdy i niewiele więcej konstruktywnej treści wypłodziłabym na rzecz oceny. Do tej pory nie znalazłam jakichś szczególnych potknięć, które sprawiałyby, że fabuła pękałaby w szwach, przekonujące są również kreacje postaci, ich stylizacje językowe i, ogólnie, narracja, ergo: całość w żaden sposób nie przypomina typowego fika o tytanach. 

W ogóle jakiegokolwiek fika. 

Odnoszę wrażenie, że gdybyście pozmieniały imiona bohaterom i nadały im inne moce, spokojnie mogłybyście spróbować ten tekst porozsyłać to tu, to tam – a nóż widelec komuś bardziej wpływowemu wpadłby w oko; przecież na urban crime fantasy nadal trwa hype. Ba, śmiem twierdzić że w dobie ery Netfliksa czy Disney+, kiedy to uniwersum znane do tej pory głównie z komiksów przechodzą do mainstreamu – hype ten jest nawet większy niż kiedykolwiek wcześniej. Z takim zapleczem doświadczenia, a więc warsztatu (choć poniekąd i wyczucia literackiego, być może w niektórych kręgach zwanego talentem) spokojnie mogłybyście pisać, a i próbować wydać… cokolwiek innego.

A jednak naprawdę cieszę się, że zarówno to wyczucie, jak i warsztat wyrobiłyście sobie, pisząc fiki o tytanach. Zresztą pamiętam oba wasze opowiadania oceniane na WS – jedno („Thunderbird”, 2018 – mocno przeciętne) oceniałam, drugiego ocenę („Kruczy umysł”, 2018 – słabe) betowałam. I, powiedzmy sobie to szczerze, patrząc na nie z perspektywy czasu, dziś oba teksty wydają się naprawdę kiepskie. Ówcześnie wydawały się nienajgorsze, bo na WS obcowałyśmy ze znacznie bardziej topornymi opowiadaniami; nie mogłam ci, Aris, wlepić słabego, bo takowy otrzymały wcześniej „Wspomnienia z Plagi” (w rzeczywistości prezentujące znacznie niższy poziom), a podejrzewam, że i ty, Nigra, uniknęłaś u (dość wymagającej) Den fatalnego głównie przez wzgląd na to, że był to czas, w którym wlepiłyśmy go legendarnemu już w swej okropności opowiadaniu „Boso po mokrej trawie”.  A mimo wszystko w waszych publikacjach już wtedy coś było – jakieś światełko w tunelu, które pozwalało na końcu przyznać, iż tkwi w was ogromny potencjał i ani ja, ani Deneve nie chciałyśmy, byście porzucały swoją pasję.

 

Zresztą! Na pewno pamiętasz, Aris, co ci wtedy pisałam o twoim podejściu. Narzekałaś, że kiedyś pisałaś dla zabawy, a potem ci przeszło. Na co ja:

 

Zaczyna się zawsze w natchnieniu, ale z czasem widzi się na swoich stronach masę fajnych momentów, które szkoda zostawiać, i jednocześnie ogrom scen, które totalnie kuleją. Na końcu już nam się nie chce – zero, finito, pustka. Dlaczego? No bo zajawka mija, podniecenie twórcze opada. Zostają tylko ci, którym najbardziej zależy. Co robią? Po prostu siadają, kładą ręce na klawiaturze i zabierają się do roboty. Jeżeli ci zależy, robisz to dla siebie, chcesz wykrzesać z siebie coś więcej, coś jeszcze, chcesz się dalej tego uczyć, to najlepiej ucz się na swoich błędach, a więc pisz dalej.

 

I w tym momencie naprawdę jestem z was, dziewczyny, przeogromnie dumna, że nie odpuściłyście; jest to godne podziwu. A choć miło wspominam tamte oceny i tamten czas, nie zmienia to faktu, że nawet jeśli wtedy noty dostałyście niskie, dziś, gdybyście przyszły z czymś podobnym, byłyby one jeszcze niższe – bo i my jako oceniające rozwijałyśmy się przez ten czas. Na bora, przez te kilka lat zdążyłam zostać redaktorką! To świetnie, że nikt z nas nie próżnował i dziś wy możecie zaprezentować mi pełnoprawne opowiadanie, z którego powinnyście być dumne, a ja mogę spojrzeć na nie znacznie bardziej obiektywnym, ale i bardziej doświadczonym okiem. Pisałam już o tym: fabuła rozwija się w odpowiednim tempie, jest ciekawa, pozostawia pole do samodzielnej interpretacji, angażuje dzięki przekonującym sylwetkom psychologicznym postaci. Choć zarówno Rachel (głównie jej POV – stylizację językową), jak i Richarda da się jeszcze podrasować – na to wszystko, o czym pisałam w ocenie, składają się właściwie drobiazgi. Główny bohater wprawdzie mógłby się czasem nieco bardziej zdecydować, czy jest starym wygą zajmującym się wyjątkowo brutalnymi sprawami, czy jednak ma ochotę zwymiotować na widok plamy krwi – jednak jego kreacja nie czyni tekstu nieczytelnym, nie wpływa na jakość. 

Tu muszę jednak zauważyć, że momentami miałam jakieś takie dziwne przeczucie, iż Dick jest… znacznie starszy. Po pierwszym rozdziale i, ogólnie, w scenach detektywistycznych czy w swoim mieszkaniu wyobrażałam go sobie jako starego wyjadacza w tej branży, chodzącego w długim prochowcu na wzór Dwighta McCarthy'ego z „Sin City” czy tego gościa z gry „Detective Noir”. A jednak dopiero wklejanie nagłówka do oceny uświadomiło mi, że przecież to nadal dość młody facet, prawie na pewno jeszcze przed trzydziestką. A tak przy okazji – odnoszę wrażenie, że moje bardziej mroczne wyobrażanie sobie wszystkiego, o czym piszecie; kreowanie obrazów w stylizacji noir, w odcieniach szarości, jest ciekawsze niż to, co oferowałby serial, choć tu się nie wypowiem, bo widziałam jedynie zwiastun. Nie wiem jednak, czy celowo tworzycie taką atmosferę przypominającą klimat z tych wszystkich powieści detektywistycznych XX w., nadal utrzymując współczesny czas akcji. O takim połączeniu mogę napisać tylko tyle, że działa. A to najważniejsze.


Do tego ta Harley… błagam, dajcie jej nieco więcej czasu antenowego, niech ona się jeszcze pojawi, bo niewiedza o tym, czy gra fair, czy po prostu gra, nie da mi spokoju przez długi czas. 

 

Co jeszcze? Ano przypomniało mi się, że w rozdziale drugim, a dokładnie w posłowiu pisałyście tak:

 

Mamy nadzieję, że to głównie Dickowe marudzenie dobrze się czytało i pomimo powodzi dramatu w tym rozdziale dobrze się bawiliście.

 

I tu muszę przyznać, że Dickowe marudzenie wprawdzie jest super, ale po czasie dochodzę do wniosku, iż śmiało mogłyście tam trochę nieco bardziej namieszać, nieco bardziej ten rozdział urozmaicić, by jego część nie stanowiła aż tak obszernego, chronologicznego i szczegółowego streszczenia. Wydaje mi się, że ciekawszym rozwiązaniem byłoby rozrzucenie niektórych zdradzonych tam faktów o Dicku po całej fabule. Obecne wspomnienia te przedstawiają nie tylko śmierć Hanka i Dawn, ale i na przykład ich późniejszy pogrzeb. Ot tak wyjawiłyście swoim czytelnikom, dlaczego Dick porzucił zarówno pracę w Gotham, jak i… samego Bruce’a Wayne’a. A szkoda, bo mogło to stanowić ciekawy wątek poboczny, odkrywany z czasem. 

Przy czym nie wiem, czy wiedza ta nie jest aby ogólnodostępna; być może stanowi element serialu i nie jest dla innych czytelników żadną zagadką…? W takim wypadku po prostu tę uwagę pomińcie. Natomiast jeśli owo streszczenie to w rzeczywistości wasz pomysł – nie ma potrzeby odkrywać w nim tak wielu kart. 

Jako czytelniczka wprawdzie wiem, co jest tu głównym wątkiem – wraz z Dickiem mam do rozwikłania sprawę polowania na Rachel – ale nic nie stoi na przeszkodzie, by tajemnic do rozwiązania było trochę więcej i by wspomniane wątki poprowadzone zostały równolegle. Tak dobrze napisany tekst jak wasz aż się prosi o wątki główne i poboczne oraz więcej foreshadowingu (o którym poczytacie TU). Może lepiej byłoby więc w którymś momencie nagle urwać wspomnienie Dicka i sprawić, że mężczyzna wróci do niego gdzieś w późniejszym czasie? Pod wpływem innego impulsu znów przypomni się mu Bruce i czytelnik pozna, że detektyw wcale wszystkiego nie przepracował? A i dzięki temu odbiorcy będą odnajdywać i składać puzzle obu wątków wraz z rozwojem fabularnym. Pełny obrazek otrzymają dopiero po czasie.

I tutaj pojawia się mój drugi pomysł na to, jak mogłybyście jeszcze bardziej wykorzystać potencjał swojego tekstu, wycisnąć z niego znacznie więcej i w cwańszy sposób zagrać na emocjach czytelników. Mianowicie: przydałby się prequel. A przynajmniej trochę treści między prologiem a rozdziałem pierwszym. Opowiadanie praktycznie rozpoczyna się dramatyczną śmiercią Mary, której… w rzeczywistości nie znam. Wprawdzie w rozdziale czwartym mogę dowiedzieć się, iż była to kobieta do rany przyłóż, która oddałaby wszystko dla dobra Rachel, ale tak szczerze… co mi po tej wiedzy, jeśli babka zdążyła już umrzeć? Emocje, które wywołała we mnie jej śmierć, pojawiły się tylko dlatego, że oceniłam sytuację przez pryzmat Rachel, ale nie swój. Nie pałałam sympatią do Mary tak, jak pałała do niej Rachel, czy chociażby eks-zakonnica. Dość mocno zdałam sobie z tego sprawę w ostatnim przeczytanym rozdziale. Pisałyście tam:

 

Dick jeszcze nigdy w życiu tak szybko nie notował.

– Zabrzmi to pewnie absurdalnie, ale bałyśmy się jej. Tylko Mary nie dostrzegała, że coś z tą dziewczyną jest nie tak. I tylko przy Mary Rachel się uspokajała. – Westchnęła. – Byłyśmy pewne, że ta mała doprowadzi ją do grobu.

 

Co pierwsze przyszło mi wtedy na myśl…? O rety, jaka szkoda!

Szkoda, że czytelnik nie miał szans zobaczyć tej więzi, o której mowa, zanim Mary zginęła. Obecnie kobieta została jedynie opisana, więc choć współczuje się Rachel straty matki, sama Mary pozostaje dla czytelnika, ot, nieznajomą, a więc w chwili śmierci zdecydowanie zbyt obojętną. Wtedy też faktycznie współczułam straty jedynie Rachel, ale nie odczułam realnego żalu, że ktoś, kogo zdążyłam polubić, z kim zdążyłam się emocjonalnie związać, ktoś przede wszystkim pozytywny właśnie odszedł. 

Ach, złego diabli nie biorą, czyż nie…? 

Tak naprawdę dopiero to obudziłoby we mnie jakieś silniejsze emocje. W końcu skoro Mary była tak miła i dobrze wpływała na Rachel, na pewno byłaby w stanie wnieść do narracji wiele ciepłych uczuć, a jej życzliwość i troska by mi się udzieliły. Może Mary w tym jednym czy dwóch rozdziałach początkowych nawet zasiałaby we mnie jakieś ziarno nadziei, że Rachel ze swoją trudną naturą, którą otrzymała w schedzie po biologicznej matce, nigdy nie zostanie sama, będzie mieć odpowiednie wsparcie…? W końcu ma swój dom i ma dokąd wracać, prawda? I teraz dopiero wyobraźcie sobie, jakie emocje towarzyszyłyby mi wtedy, gdy już kula trafiłaby Mary w głowę. 



A jak bardzo skumulowałaby się we mnie złość na niemoc Dicka i innych postaci, którzy wpierw potraktowaliby Mary jako, ot, kolejną denatkę, bo nie znaliby jej tak dobrze jak ja i w moim odczuciu robiliby w jej sprawie za mało? A jednocześnie to właśnie na moich oczach Dick nieco zmieniłby swoje podejście do tej kobiety i do Rachel – już po rozmowie z dziewczyną, a potem z siostrą przełożoną… Tak tylko gdybam, widzę w tym jednak znacznie większy potencjał. Nie znaczy to, oczywiście, że wasza wersja jest zła. Absolutnie. Wasza wersja opowiadania jest tak dobra, a jednocześnie naprodukowałyście jej tak mało, że właściwie odczuwam tylko mocny niedosyt. 

 

I z tą myślą na dzień dzisiejszy wlepiam wam bardzo dobry minus (5-).

Idźcie w pokoju i piszcie więcej.




A za betę wszyscy ładnie podziękujmy For. ♥

23 komentarze:

  1. Już późno, a ja się popłakałam ze szczęścia z tej piątki z minusem, dlatego z jakimś bardziej konstruktywnym komentarzem przyjdę jutro. Dziękujemy niezmiernie za ocenę i za tyle ciepłych słów ♡!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oddycham xDDD Matko, tego się nie spodziewałam. Wow. Proszę o wybaczenie za komentowanie każdego jednego zdania wypowiedzianego przez postacie, obiecuję poprawę xD Nie sądziłam, że to opowiadanie zostanie ocenione tak wysoko, głównie ze względu na fakt, iż nie uważam moich umiejętności pisarskich za jakieś szczególnie rozwinięte. Mam wrażenie, że wielką robotę robi tutaj For, która skutecznie hamuje moje dziwne zapędy i bije laćkiem po łbie, gdy zachodzi taka potrzeba. Bardzo się cieszę, że względem tego odległego roku 2018 nastąpiła poprawa, choć coś czuję, że gdyby przyszło oceniać moje opowiadanie, nie byłoby już tak kolorowo xD I tu kolejny ukłon w stronę For, bo to, że fabuła się klei, to głównie jej sprawka, ja sama już dawno zapędziłabym się w pisarski ślepy zaułek. Przyjdę tu jeszcze jutro, może coś więcej mi się w głowie urodzi. Wielkie dzięki za te ocenę, you made my day (kij z tym, że zostało go 38 minut xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty już tam nie zrzucaj wszystkiego na mnie, bo bez ciebie to by mi się pewnie nie chciało po dziś dzień za pisanie zabrać :P. Umówmy się po prostu, że skoro Tytani są drużyną, to i w drużynie lepiej się o nich pisze ;).

      Usuń
  3. Cieszę się, że mogłam zrobić wam wieczór! ;)

    Wprawdzie jeszcze wczoraj po zakończeniu oceny zastanawiałam się, czy ta piątka nie jest aby zbyt wysoką notą, jednak bardzo szybko uznałam, że wcale nie. Może z rok czy dwa lata temu nie wstawiłabym jej, ale dziś trochę inaczej patrzę na teksty i najważniejszym wyznacznikiem decydującym o nocie końcowej jest dla mnie to, jak wiele czasu zajęłoby potencjalnemu autorowi wprowadzenie sugerowanych zmian do tekstu, słowem: jego naprawa. W rzeczywistości reakcja na te wszystkie rzeczy, o których wam pisałam, przy dobrych wiatrach nie zajęłaby nawet jednego dnia, a to znak, że tekstu wcale nie trzeba jakoś szczególnie naprawiać ani ratować. Już w takim stanie, w jakim mi go podesłałyście, sprawił mi dużo frajdy, zapewnił rozrywkę i poruszył emocje, czym przecież cechują się książki, które kupuję i czytam w wolnej chwili z własnej ochoty. Postronni czytelnicy oceny mogą wprawdzie zobaczyć, że liczy ona ponad 30 stron, a więc może wydawać się, że uwag miałam całkiem sporo, tu jednak warto zauważyć, że rozdziały publikowane na blogu macie znacznie bardziej soczyste, dłuższe; jak wielu cytatów nie przekleiłam, w ilu nie znalazłam żadnych potknięć?
    No właśnie.

    Do tego gdyby którakolwiek z was napisała do mnie na priv i przesłała próbkę tak wyglądającego tekstu z zapytaniem, którą – na podstawie tej próbki – usługę zasugerowałabym na dalszym etapie: czy byłaby to głęboka redakcja merytoryczna, czy jedynie korekta z drobnymi elementami redakcji (które nawet jakoś szczególnie nie wpłynęłyby na podniesienie ceny tej usługi) – zasugerowałabym bramkę numer dwa. Jasne, pierwsze czytanie zawsze powinno być redakcją, ale tekst, który wysłałyście, już wygląda jak po pracy z dobrą betą. Gdy, dla przykładu, redakcja znacznie słabszego tekstu przesyłanego mi przez potencjalnego selfpublishera mogłaby w całym jednym dniu roboczym wynieść ledwo połowę arkusza wydawniczego, w przypadku „Titans: Rewritten” spokojnie można by w tym samym czasie roboczym rozpracować spokojnie ponad arkusz. Praca z waszym tekstem wygląda na lekką i przyjemną, i przypomina mi, że naprawdę lubię to, czym zajmuję się na co dzień.
    I właśnie w ten sposób chcę teraz patrzeć na treści oceniane na WS – bardziej mierząc ich potencjał oraz zastanawiając się, jak bardzo intensywną pracę nad tekstem musiałby wykonać autor przy nanoszeniu poprawek. Jeśli jej nakład w rzeczywistości jest niewielki, a naprawa zaledwie dwóch wykrzaczonych dialogów zajęłaby wam kilka chwil – czemu miałabym w ogóle brać to pod uwagę? Jasne, wątpliwości co do śledztwa przeprowadzonego przez Dicka miałam wprawdzie kilka, ale im więcej czytam tekstów na rzecz redakcji czy ogólnie kryminałów, w które sama inwestuję po godzinach – na dobrą sprawę zawsze mogę mieć jakieś wątpliwości lub któreś zachowanie postaci może podobać mi się mniej. To naturalne, gdy jestem nie tylko oceniającą, ale przede wszystkim czytelniczką, angażującą się we wciągający tekst. Ja sobie po prostu lubię podyskutować z postaciami i mówić im, że właśnie zrobiły coś niespecjalnie mądrego.
    I to też w jakimś stopniu czyni je na swój sposób ludzkimi. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo chętnie przeczytam wszystkie twoje wątpliwości odnośnie Dickowego śledztwa, bo przez cały czas piszę na zasadzie "dobra, może nikt się nie zorientuje, że nie mam pojęcia, o czym piszę" , plus cały czas się boję tego, o czym wspomniałaś przy scenie w mieszkaniu Dicka - że wsadzę mu do głowy coś, czego jeszcze nie powinien wiedzieć, bo ja to już wiem, więc i on powinien.
      Chciałam też przy okazji zapytać, czy jest szansa, byś zerknęła na ten tekst po tym, jak już skończymy pisać całość? Nie dla oceny czy bety, ale dla porównania wrażeń z lektury i ewentualnego wytknięcia, gdzie się nam fabuła wywaliła na twarz.

      Usuń
    2. Szansa jak najbardziej istnieje, bardzo chętnie zapoznałabym się z całością materiału, bo to po prostu wciągająca historia. :D Niemniej na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie tego obiecać, bo przytłacza mnie praca plus jestem w trakcie kończenia jednego kursu i od razu rozpoczynam kolejny, więc sporo się u mnie dzieje. Tutaj powinnam z całego serca życzyć wam, żebyście to opowiadanie zakończyły jak najsprawniej i w pełni nieopadającej weny twórczej, jednak cichy głosik w głowie jednocześnie szepcze mi, że byłoby ciężko mi przeczytać całość w niedalekiej przyszłości, więc może nie kończcie aż tak szybko… xD

      Ale hej! Istnieje też szansa, że po prostu będę pojawiać się na waszym blogu, wypatrując nowości. Myślę, że łatwiej byłoby mi czytać was co rozdział i zostawiać pod nim komentarz albo pogadać sobie z wami gdzieś na priv, np. na wspólnym czacie msg. Może dawajcie mi jakąś drogą cynk, że oto właśnie wjechał na salony nowy rozdział, a ja spróbuję zagospodarować sobie tych kilka chwil na zapoznanie się z nim?

      Usuń
    3. Ja tam jestem bardzo chętna, pozostaje tylko pytanie, jaka forma kontaktu jest dla Ciebie najwygodniejsza? Mail, discord, coś innego?

      Usuń
    4. Zdecydowanie messenger albo what's upp. :D Na FB znajdziesz mnie, po prostu wpisując w szukajkę: Skoiastel.


      Wiem, że mam jeszcze odpisać niżej Nigrze, wciąż szukam na to wolnej luki w dobie! <3

      Usuń
  4. No dobrze, nie rozumiem, dlaczego przeglądarka nie pozwala mi się zalogować do komentowania, a komcianie tekstu z telefonu jest uciążliwe, dlatego znów polecę z anonima. Od razu mówię, że skoro piszę Dicka, to głównie do uwag o nim będę się odnosić, sprawy związane z Rachel pozostawiam Nigrze .
    Od razu dziękuję za polecajkę programową, przyjrzę się jej na pewno bliżej, bo jak sama wspomniałaś, domyślny skrót klawiszowy dla cudzysłowu jest ciężki do częstego wklikiwania. To samo mam z myślnikiem, co można zobaczyć w pierwszym rozdziale (w ogóle brawa dla mnie, że dopiero tydzień temu się zorientowałam, że cały pierwszy występ Dicka jest pisany w dywizach).
    Taki funfact: draft prologu pisałam ja, ale wyglądał on jeszcze bardziej kwadratowo niż wersja finalna, dlatego stery przejęła nasza mistrzyni od budowania atmosfery Nigra.
    „Nie mógł się dziwić zachowaniu pozostałych detektywów w agencji czy plotkom?” Cóż, chyba i jednemu, i drugiemu ;).
    Twoje pochwały odnośnie Pova Dicka to miód na moje serce <3. Cieszę się jak głupia czytając, że naszą naczelną marudę da się czytać bez dostania wylewu.
    Przyznaję bez bicia, że pomysł z drugim samochodem nie przyszedł mi do głowy. Samo porsche znalazło się w tym opku głównie przez to, że Dick rozbijał się takim samochodem na początku serialu.
    Poprawić scenkę dojazdu na miejsce zbrodni, zanotowane. Mam wrażenie, że tu znowu wkradło się to moje „ja wiem, więc bohater też wie”. Czasem ciężko mi wyłapać, co na ten moment śledztwa Dick wie na pewno, co jest jego domysłem, a co wiem ja jako autor.
    Wszelkie poprawi redakcyjne zawsze chętnie przyjmiemy :). Czytamy swoje fragmenty nawzajem, poprawiamy do skutku, a potem jeszcze raz czytamy całość, ale zawsze jakieś babole się znajdą.
    Ekspertem od ran postrzałowych (ani w sumie żadnych innych) nie jestem, dlatego ta scena z wejściem Dicka może się wydawać trochę rozdmuchana. W sumie nie wiem dlaczego zakodowałam sobie, że Dick jest w miarę świeżym detektywem, bo pracuje w Detroit od mniej więcej roku – przy czym kompletnie nie wzięłam pod uwagę, że z podobnymi, a często pewnie nawet bardziej makabrycznymi scenami spotykał się już wcześniej jako Robin. Może to w sumie przyzwyczajenie wyniesione z kreskówek, w końcu tam postać może spaść na twarz z piątego piętra, a widz nie uświadczy nawet kropli krwi. Poprawię ten fragment.
    Końcówka z ucieczką Rachel jest jednym z moich ulubionych fragmentów i to w sumie po to wciągnęłam Nigrę w ten projekt – bo nikt tak dobrze jak ona nie potrafi wczuć się w Rae i oddać tego, co siedzi w głowie tej postaci. Jestem pewna, że gdybym to ja dostała tą scenę do napisania, nie wyszłaby nawet w połowie tak plastycznie. Czapki z głów :D.
    „A to nie jest tak, że całe Detroit jest nieprzyjemną częścią Michigan?” Wyszłyśmy z założenia, że skoro w ciężkim do życia Gotham znajduje się Crime Alley, to i w Detroit mogą znajdować się jeszcze gorsze dzielnice xD.
    Przyznaję bez bicia, retrospekcja Dicka pojawiła się tylko dlatego, że miałam dobry flow i czułam, że muszę ten potok słów z jego głowy wyrzucić xD. Martwiłam się trochę, czy właśnie nie jest za długo i za marudząco.
    No dobra, ten komentarz o tłuczeniu Hanka kijem to moje wewnętrzne złośliwości, których nie dałam rady powstrzymać. Ogółem w polskiej części fandomu Hank i Dawn są bardzo nielubianą parą, bo z serialu, który miał dobre zadatki na ciekawy kryminał, zrobili dramat o swoich rozstaniach i powrotach.
    Muszę niestety zmykać do pracy, dlatego reszta będzie później!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, nie rozumiem, dlaczego przeglądarka nie pozwala mi się zalogować do komentowania, a komcianie tekstu z telefonu jest uciążliwe, dlatego znów polecę z anonima. – Kurczę, słyszałam już kilka razy o tym problemie, ale ja takiego nie mam i ciężko mi zweryfikować, o co chodzi... A z jakiej przeglądarki korzystasz? Na zaktualizowanym Chromie ani na Operze tudzież Operze GX wszystko pod tym kątem mi śmiga ;___;

      Wszelkie poprawi redakcyjne zawsze chętnie przyjmiemy :). Czytamy swoje fragmenty nawzajem, poprawiamy do skutku, a potem jeszcze raz czytamy całość, ale zawsze jakieś babole się znajdą. – Nie ma się tym co przejmować, jako opowiadanie poprawiane przez was dwie, bez żadnego wsparcia ściśle redakcyjnego, ten tekst naprawdę prezentuje się świetnie. Wspominałam już, że gdyby podobny poziom prezentowały nieraz zgłaszane do redakcji opowiadania z Wattpada wydawane choćby w Ridero – świat byłby piękniejszy. Nie pozostaje mi nic innego, jak gratulować Wam owocu udanej współpracy, tego efektu końcowego, ale i Waszych indywidualnych umiejętności. Świetnie się uzupełniacie i też świetnie, że na siebie trafiłyście! :D

      (Przepraszam przy okazji za błędy w komentarzach, nie zdążyłam spiłować hybryd po powrocie z urlopu i są tak długie… XDD pisanie nimi na klawiaturze mechanicznej jest koszmarnym doświadczeniem, 2/10, ogólnie nie polecam)

      Może to w sumie przyzwyczajenie wyniesione z kreskówek, w końcu tam postać może spaść na twarz z piątego piętra, a widz nie uświadczy nawet kropli krwi. – No tak, kreskówki rządzą się zupełnie innymi prawami niż noir kryminały detektywistyczne, więc dla atmosfery tego drugiego trzeba ograniczyć naleciałości z tego pierwszego. Na szczęście inne nie przychodzą mi do głowy, boo – o tym też już wspominałam – w ogóle nie czuć, że to jakikolwiek fanfik.

      Usuń
    2. Już się wyjaśniło, moja przeglądarka (Firefox) blokowała z automatu wyskakujące okno. O dziwo, na reszcie stron/blogów działało bez problemu, hm.
      Dziękujemy za miłe słowa <3!

      Usuń
  5. Dick nigdy wymiataczem być nie miał, więc zrobienie ze sceny w szpitalu lekcji dla niego brzmi jak bardzo dobry pomysł.
    „A to nie jest tak, że detektyw zostaje do tych spraw przydzielony?” Czyli jednak moja nieznajomość tematu wychodzi na światło dzienne xD. Każdego dnia uczymy się czegoś nowego.
    Ale się cieszę, że i poprawę w opisach pomieszczeń widać <3. Zawsze się martwię, że nie są tak doprecyzowane, jak powinny być, i że czytelnik będzie miał problem z umiejscowieniem bohatera w przestrzeni. Dobrze wiedzieć, że jest dobrze :D.
    O kwestii mojego problemu z rozróżnieniem pomiędzy tym, co wie Dick, a tym, co wiem ja, już kilka razy wspominałam. Chylę pokornie czoło i przyznaję do błędu.
    Tak, w naszym opku Harleen udaje Spocka. Nigra wymyśliła, a ja stwierdziłam, że czemu nie xD. Cieszę się, że ten easter egg ci się spodobał i zdradzę, że przez twój entuzjastyczny odbiór tej postaci postanowiłyśmy trochę rozwinąć jej rolę w historii.
    Hah, po ilości poprawek widać, że rozdział czwarty był przez nas redagowany w pośpiechu. A jak się człowiek spieszy, to wiadomo, wychodzą babole.
    Już w 2018 ciężko było znaleźć betę (u mnie Pirat zerknęła chyba tylko na dwa rozdziały, Nigra z tego co wiem też szybko straciła kontakt ze swoją betą), dlatego przyjęłyśmy zasadę, że jedna pisze, druga czyta i wypomina błędy do upadłego, potem ze trzy razy wszystko poprawiamy, a na koniec sklejamy sceny w cały rozdział i lecimy z ostatecznymi poprawkami. Jak widać działa, ale nie w 100%.
    Chcę napisać coś konkretnego o podsumowaniu, naprawdę chcę, ale jedyne, co mi przychodzi do głowy, to stos serduszek. Mając w pamięci poprzednią ocenę, to kiedy czytam o tym, że i Dicka dobrze się śledzi, i jako bohater nie robi głupot, i że fabuła się trzyma jako tako, mózg mi się z radości wyłącza. Pamiętam, jaka wtedy byłam podłamana otrzymaną oceną – i dlatego tym bardziej cieszę się, że mimo dużej ochoty na rzucenie pisania w cholerę dalej klepałam w klawiaturę i dziś mogę żyć ze świadomością, że jest dobrze. Może nie wybitnie, ale na pewno o wiele lepiej, niż było.
    A co do cytowanego fragmentu z poprzedniej oceny, to znalazłam rozwiązanie problemu, które na razie bardzo dobrze działa. Pomogła mi opisywana przez Susan Dennard technika „magicznych ciasteczek”. Polega ona w bardzo dużym skrócie i uproszczeniu na tym, by w każdej scenie znaleźć sobie takie „ciasteczko”, które koniecznie chce się napisać, a które może być dosłownie wszystkim: atmosferą, postacią, wydarzeniem, porozumiewawczym mrugnięciem między bohaterami itd. Jasne, dalej są sceny, które trzeba w większości „przeboleć”, ale dodanie do każdej z nich nawet malutkiego elementu, który chce się przelać na papier (np. w scenie z zakonnicą było to zwierzenie się Miriam z nielubienia Rachel oraz opis… róż nad chodnikiem) bardzo ułatwia sprawę. A kiedy jest bardzo źle, do dzieła wkracza Nigra - tak jak wspomniałam wcześniej, napisała prolog na podstawie mojego draftu, za to ja napisałam całą pierwszą scenę Dicka na podstawie tekstu, nad którym Nigra się męczyła, gdy dopiero zaczynałyśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „A to nie jest tak, że detektyw zostaje do tych spraw przydzielony?” Czyli jednak moja nieznajomość tematu wychodzi na światło dzienne xD. Każdego dnia uczymy się czegoś nowego. – Pamiętam, że kiedyś oceniałam na WS opowiadanie kryminalno-sensacyjne, którego autorka nie wykonała researchu względem pracy w policji i prowadzenia śledztwa w sprawie morderstwa, jednocześnie mając za głównych bohaterów tych policjantów właśnie. Pamiętam, że podrzucałam jej wtedy ten link: Przykładowe czynności na miejscu znalezienia zwłok. Niemniej trzeba mieć na uwadze, że jest to źródło polskie, a więc daje pewien obraz tego, jak to wygląda u nas: Zespół prowadzący oględziny zwłok na miejscu ich znalezienia składa się z: prokuratora, technika dochodzeniowego, fotografa i lekarza. Całością akcji kieruje prokurator, który wydaje polecenia.. Pisząc ocenę, sama nie przeprowadziłam dokładniejszego researchu, jak wygląda organizacja pracy na miejscu zbrodni w Detroit, jednak teraz, gdy mam trochę czasu, a kwestia ta nie dawała mi spokoju, poszperałam co nieco. Znalazłam taką stronę, prawdziwą kopalnię wiedzy, która może wam się przydać: Przewodnik po kryminalistyce - zachowania na miejscu zbrodni prowadzony przez National Forensic Science Technology Center. – wiem, że po angielsku, ale stronę w całości, wraz ze wszystkimi zakładkami, potrafi przetłumaczyć Google Tłumacz (sama się nim posiłkuję). W zakładkach znajduje się praktycznie wszystko na temat tego, jak i co zabezpiecza się na miejscu zbrodni oraz kto czym się zajmuje plus informacje o tym, że praca na miejscu zbrodni mocno odbiega od tego, co widzimy w produkcjach TV. Do tego całkiem sporo można dowiedzieć się stąd: Quora: Kto wzywa detektywa na miejsce zbrodni?, skąd dowiedziałam się, że: Do wydziałów, w których pracowałem, detektywów zwykle wzywał przełożony zmiany. (…) Zwykle odbywało się to za pośrednictwem dyspozytora, który wzywał detektywów przez pagery oraz: Kiedy dochodzi do poważnego przestępstwa, w które zaangażowanych jest wielu detektywów, nadzorców, techników itp., jeden oficer (zwykle młodszy oficer bez dużego doświadczenia lub stażu pracy) jest wyszczególniony jako prowadzący dziennik przestępstwa. Ustawia się przy wejściu na miejsce zbrodni i zapisuje imię i rangę wszystkich wchodzących, wraz z czasem ich wejścia i wyjścia. Myślę, że te i inne źródła mogą pomóc wam uporządkować tę scenę (oraz, być może, przyszłe inne, bo nie ukrywam, że fajnie byłoby, gdyby w tekście pojawiło się wincyj ofiar! Mhahahahaw!!!). :D

      Usuń
    2. Metoda magicznych ciasteczek brzmi pysznie i po twoim opisie wiem już, że sama się w niej odnajduję, bo dobrze wiem, co jest moim ciasteczkiem prawie każdej sceny.
      Są to, oczywiście, dialogi. :D
      Uwielbiam prowadzić rozmowy postaci, wszystko inne mogłoby dla mnie nie istnieć, stanowić tło rozmów tylko w mojej wyobraźni, niestety istnieć musi – w innym wypadku moje teksty byłyby po prostu bardzo biedne i praktycznie niezrozumiałe, w końcu nikt inny nie siedzi w mojej głowie. ;) Notorycznie też zdarza mi się też zaczynać rozdziały tym nieszczęsnym myślnikiem wprowadzającym dialog bądź kursywą, którą przytaczam myśl postaci, by szybciej wejść w tekst, w postać i jej POV, i faktycznie do kolejnej myśli czy wypowiedzi jakoś tak… samo leci. ;)

      Usuń
    3. O rety, dziękuję za linki! Będzie co czytać w długie jesienne wieczory :D. Mam nadzieję, że po tym przeszkoleniu scena z Dickiem na miejscu zbrodni będzie w końcu wyglądała tak, jak trzeba.

      Usuń
  6. Jeśli dobrze kojarzę, to na początku serialu aktor grający Dicka miał już trzydziestkę na karku. Bądźmy szczerzy, wszystko co sobie wyobrazisz będzie bardziej ciekawe niż serial, bo to, co scenarzyści tam porobili, się w głowie nie mieści. Głównie to właśnie z tej frustracji na głupoty fabularne, absurdalne zachowania postaci i zbędną dawkę dramatów, „żeby było mrocznie”, zdecydowałyśmy się przepisać serial po swojemu. Skoro DC nie chce nam dać dobrej historii z ulubionymi bohaterami, to zrobimy ją sobie same, a co xD. Klimat jest prawdopodobnie wypadkową tego, że jedną z moich ulubionych powieści jest „Na tropie jednorożca” Resnicka, fakt że ostatnio nadrabiam kreskówkowego Batmana z 1992 (a tam klimacik noir leje się strumieniami i jest pyszny), oraz że Nigra po prostu uwielbia dłubać w głowach mrocznym postaciom.
    Harley będzie więcej, obiecujemy! Musimy tylko najpierw trochę przemodelować fabułę, bo po tej ocenie trochę się pozmieniało w naszych planach. Oby na dobre :D.
    W serialu odejście Robina na swoje jest podsumowane jednym, krótkim „bo tak”, a Dick zachowuje się przez 90% czasu jak obrażony na Batmana nastolatek, a nie trzydziestoletni chłop. Doszłyśmy do wniosku, że zamordowanie najbardziej irytującej pary i zrobienie z tej śmierci powodu odejścia dla Richarda będzie idealnie pasowało do tego opowiadania, a i denerwujących bohaterów nie trzeba będzie na siłę upychać do tekstu. Ogółem wyciągnięte „z serialu” sceny kończą się tak naprawdę przy wizycie u koronera – cała reszta od tego momentu to w większości nasze wesołe kombinowanie, jak to logicznie wszystko razem spiąć.
    Planowo chciałyśmy ograniczyć do minimum wątki poboczne, a całą historię zamknąć w około 10 rozdziałach, żeby w końcu po raz pierwszy napisać coś od początku do końca i później ewentualnie rozwijać historie bohaterów w następnej części. Patrząc jednak na to, jak dobrze nam się pisze i jak najwyraźniej dobrze nam idzie, poświęcimy wrzesień na wprowadzenie zmian do fabuły – zapewne poskutkuje to także tym, że pojawią się wątki poboczne. Na pewno będę chciała to jęczenie Dicka z drugiego rozdziału rozbić na więcej scen, by czytelnik poznawał jego przeszłość stopniowo. W pierwotnym planie trzeba było niestety wrzucić taką cegłę na początek, bo później nie było na to za bardzo miejsca. Będziemy też na pewno chciały wrzucić rozdział pomiędzy prologiem i rozdziałem pierwszym dotyczącym życia Rae sprzed morderstwa, zgodnie z twoją sugestią :).
    Jeszcze raz dziękujemy za zrobienie nam dnia, wszystkie uwagi i głaski po głowie, i mam nadzieję do zobaczenia, kiedy już skończymy tekst.
    (serio, nie spodziewałam się więcej niż czwóreczki, ta piątka uderzyła mnie jak grom z jasnego nieba. Nie przestanę tego przeżywać pewnie przez najbliższy tydzień xD)
    PS. Przepraszam też za te dziwne , komcia przeklejam sobie dla wygody z Worda i zapominam je zmienić na ":)"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli dobrze kojarzę, to na początku serialu aktor grający Dicka miał już trzydziestkę na karku. – No cóż, gość dobrze się trzyma. Trochę jak Grant Gustin grający serialowego Flasha – niby po trzydziestce, ale nadal na wielu ujęciach ma dość chłopięcą urodę.

      Bądźmy szczerzy, wszystko co sobie wyobrazisz będzie bardziej ciekawe niż serial, bo to, co scenarzyści tam porobili, się w głowie nie mieści. Głównie to właśnie z tej frustracji na głupoty fabularne, absurdalne zachowania postaci i zbędną dawkę dramatów, „żeby było mrocznie”, zdecydowałyśmy się przepisać serial po swojemu. Skoro DC nie chce nam dać dobrej historii z ulubionymi bohaterami, to zrobimy ją sobie same, a co xD. – No to teraz już w ogóle nie ciągnie mnie do obejrzenia… Skończę sobie na spokojnie Akademię Umbrella, potem wjedzie pewnie She-Hulk i Ród Smoka, po drodze mam jeszcze nowy sezon Locke & Key… Mam co oglądać i nie bieduję aż tak, by tak bardzo tracić czas. ;)
      Z drugiej strony podoba mi się wasze podejście do samodzielnego przygotowania satysfakcjonującego materiału. Od tego są przecież fiki, by bawić się konwencją, tworzyć swoje ciągi dalsze albo stawiać ulubione postaci w zupełnie innych okolicznościach, uniwersach, gatunkach… Możliwości są praktycznie nieograniczone, trzeba tylko uważać, by z czasem nie utonąć w tym. Ja miałam spore problemy, by z klimatu kryminalnych opek o Larze Croft wyjść do ludzi z innym materiałem. Wyjść z bańki sensacyjnej o Mary Sue mrocznej i jej przystojnym, tajemniczym, niebezpiecznym partnerze pomogły antologie, konkursy na treści różnego gatunku. Podejrzewam jednak, że byłoby mi łatwiej, gdybym Larze i Kurtisowi nie poświęciła aż tak wielu lat, bo praktycznie ponad dekady. Ależ to zleciało!

      Ad klimatu noir polecam wam film superbohaterski Zacka Snydera, który sama niedawno odkryłam, a który wciągnął mnie pod kątem atmosfery dość mocno, tj. Watchmen z 2009. Stylizowany na lata 80., dość brutalny, bliski Sin City, ale znacznie bardziej komiksowy i poważny.

      Z góry też przepraszam, że wpłynęłam na waszą decyzję o rozwinięciu tej historii ;____; Fajnie, że miałyście plan na dziesięć rozdziałów, ale noo... poszło wam trochę za dobrze. ;) Przy tak przekonujących sylwetkach i intrygującej fabule aż żal byłoby nie porozwijać i Rae oraz jej relacji z matką, i Dicka – jego bolesnej, nieprzepracowanej (choć mogłoby wydawać się inaczej) przeszłości. Ach, no i pozostaje jeszcze Harley, której nie mogę się po prostu doczekać! :D
      A jeśli chodzi o ocenę i notę końcową – nie dziękujecie mnie, a same sobie, wzajemnie. Zasłużyłyście na właśnie tę notę, co zresztą też już tłumaczyłam. Cieszę się, że mogłam wam pomóc i jednoczesne uświadomić wam, że stale rozwijacie skrzydła, czego widać efekty. Cieszę się też, że mogłam wam w tym ich rozwijaniu towarzyszyć. ♥

      Usuń
    2. Najgorsze w tym serialu jest to, że on miał naprawdę od groma potencjału – tak jak u nas, zaczyna się od Dicka-detektywa, który dostaje nową partnerkę i gdyby twórcy chcieli, mogliby z tego zrobić cudny kryminał w klimacie noir z elementem superbohaterskim. Niestety, chcieli wszystkiego za dużo, za szybko i za bardzo – i wyszło jak zwykle kiepsko.
      Wydaje mi się, że w przypadku fanfików osadzonych w uniwersum DC jest o tyle łatwiej, że tak naprawdę każdy gatunek będzie pasował do któregoś z bohaterów. W moim pierwszym opku o Tytanach z normalnego superbohaterskiego nawalania poszłam w pewnym momencie w czystą komedię; teraz piszemy kryminał, a patrząc po starszych blogach, można bez problemu trzymać się tylko romansu i takiego slice of life, tylko z supermocami.
      Mam już plan na następny tekst po tym, jak kiedyś dobrniemy do końca Rewritten, który w zamierzeniu ma być w pełni autorskim tekstem. Jeszcze do tego czasu pewnie się mnóstwo po drodze zmieni, ale chciałabym spróbować prędzej czy później swoich sił w czymś zupełnie „swoim”.
      Dziękujemy za polecajkę!
      Te 10 rozdziałów było bardzo podglądową liczbą (tak to jest, jak pół planu zajmuje "tu ma się coś dziać") i już teraz widzę, że nawet przy pierwotnych założeniach nie zmieściłybyśmy się w planie. Udało nam się pozbyć tej głupiej naleciałości z serialu, że Dick musi koniecznie wziąć Rae pod swoje skrzydła, dzięki czemu teraz może być ona bardziej aktywną postacią. Uwierz mi, Twój wpływ wyszedł temu opku tylko na dobre :D.
      <3 <3 <3 <3

      Usuń
  7. For mnie tu tak chwali, to ja pochwalę For. Bez niej fabuła wykrzaczyłaby się po trzecim rozdziale, znając moje umiejętności do ogarniania takich spraw xP. Nie oddałabym też tak dobrze Dicka i jego dramowych tendencji. Przyznam, że niektórych usterek nie zauważałam, ale teraz będę uważać, zwłaszcza przy dialogach i tej nieszczęsnej inwersji xD. Pisanie nią wydaje mi się naturalniejsze, ale zepnę dupę i na przyszłość to zmienię. Mój tekst na pewno nie zasługiwałby na - 5, gdyby nie czujne oko i laciek For xD. Bez tego pewnie zostałabym na moim poziomie z 2018 xD. Cieszę się, że zarówno mi, For, jak i Tobie, Skoia, ten tekst sprawia frajdę. Przyznaję, że pomimo momentów irytacji, gdy coś się nie spina, scena nie chce nabrać odpowiedniego klimatu, czy dialogi brzmią jak drewno, współpraca z For i tworzenie tego tekstu daje mi wiele satysfakcji, a teraz to już w ogóle wywaliło ją w kosmos. Obiecuję, że będzie mrok, makabra i więcej Harleen :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety, przyznam szczerze, że wpierw czytając o „For”, zdębiałam – proszę, nie wiń mnie, że w pierwszej kolejności pomyślałam o naszej drogiej Forfeit. :D Myślę jednak, że For vel Aris, o której mowa, nie chwaliłaby cię, gdyby nie miała ku temu podstaw. Uprzejmość uprzejmością, ale skoro potwierdzenie jej słów tak łatwo znaleźć na stronach waszego wspólnego tekstu, w tym scen, które pisałaś – nie masz wyjścia. ;) Najwyższy czas uwierzyć w siebie.

      Prawda jest jednak taka, że obie tworzycie świetny duet godny pozazdroszczenia. A jeżeli stanowi źródło satysfakcji i, pomimo trudności oraz wysokiego ryzyka oberwania laćkiem, nadal daje przyjemność – niech wasza współpraca trwa jak najdłużej i nadal owocuje. Z niecierpliwością będę czekała na informacje o nowych rozdziałach. ♡

      Usuń
    2. Nie winię, spokojnie. Częściej stykam się z "For", niż z "Aris" i nawet nie pomyślałam, że możesz nie złapać w pierwszej chwili xd. No dobrze, spróbuję w siebie uwierzyć, bo pewnie oberwę zaraz jakimś laćkiem xD. Bardzo dużo przyjemności daje mi pisanie z Aris, więc nie mam w planach rezygnować z tego. Cieszy mnie, że Ci się spodobało <3

      Usuń
  8. Strasznie, ale to strasznie was przepraszam, miałam odpisać wcześniej, jednak natłok obowiązków w pracy tuż przed urlopem nie pozwolił mi przybyć tu i przysiąść, odpowiedzieć na spokojnie. A dziś już praktycznie czekam na samolot; czasem doba jest po prostu za krótka. Postaram się, ale nie obiecuję, znaleźć ten czas na miejscu, ewentualnie od razu po moim powrocie. Istnieje szansa, że przez ten wyjazd nie zdążę też puścić oceny we wrześniu [D:] i chyba na tym skończy się moje pobijanie rekordu... No cóż, życie po trzydziestce posysa, nikt nie mówił, że będzie lekko.

    Tak czy siak wiedzcie, że pamiętam, iż mam tu coś jeszcze do zrobienia. Do poczytania za chwilę lub dwie! :D

    Skoia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie szkodzi, nam się nie spieszy :D. Miłego urlopowania!

      Usuń