Tytuł: Pamięć Pustkowia
Autorka:
Gatunek: fantasy
Ocenia: Skoiastel
Jako że tekst, który do mnie zgłosiłaś, jest dość
długi (liczy 40 rozdziałów i +/- 80k słów), postanowiłam nie oceniać go w
całości. Już pierwsze piętnaście rozdziałów, które przekleiłam do Docsa,
wyniosły 155k zbs (znaków bez spacji), kiedy limit na mojej podstronie
zmniejszyłam ostatnio do 150k zbs. Dlatego postanowiłam przyjrzeć się właśnie
im, a następnie przejść do podsumowania. Wydaje mi się to fair – w końcu
potencjalny czytelnik również zacznie czytać cię nie od połowy, a od początku,
i to właśnie ten początek ma wpływ na to, czy odbiorca zdecyduje się zostać z
twoją twórczością na dłużej. W podsumowaniu dam znać, czy sama byłabym ku temu
skora, a jeśli będzie czytało się bardzo sprawnie i lekko – nie wykluczam, że
zostanę na dłużej.
Podpunkt o poprawności znajduje się na końcu oceny. Niektóre z powtórzeń pogrubiam już w części fabularnej.
ROZDZIAŁ I
Po przekopiowaniu rozdziałów z Wattpada do Docsa
zauważyłam, że dialogi zwykle zaczynają ci się od dywizów. Nie będę zwracała na
to uwagi; podobno Wattpad płata takie figle regularnie, podmieniając myślniki
na łączniki. Kluczowe pozostaje dla mnie to, że swoje zastosowanie znalazły tu
pozostałe zasady interpunkcji dialogowej.
Nagle łowca pociągnął związanego silnie,
przewracając go na ziemię i przygniatając jego plecy kolanem. Żebra, po
niespodziewanym zderzeniu z podłożem, zabolały jak cholera. Nero spiął się
cały, starając się nie jęczeć.
- Filin, zwiąż mu kostki, żeby nam ptaszek
nie odfrunął w nocy - powiedział mężczyzna, uśmiechając się złośliwie. – Do tej pory myślałam,
że tekst prowadzisz narracją personalną z perspektywy więźnia; świadczyły o tym
właśnie kolokwializmy takie jak cholera, stylizowana mowa pozornie
zależna, historia bohatera i jego emocje w chwili, w której wspominał pojmanie
oraz nie łudził się, iż ludzie zrozumieją istotę Strażników. To sprawiło, że
zaczęłam się wczuwać, rozumieć Nero, poznawać jego motywację, widzieć go oczami
wyobraźni i jakoś się zacząć ustosunkowywać. Pozwoliłaś, bym osadziła się w
nowej dla mnie historii, w całkowicie nowym dla mnie świecie. I to jest duży
plus.
Jednak kawałek dalej, właśnie w cytowanym
wyżej fragmencie, zmieniłaś perspektywę, mam wrażenie, że dostrzegłam wtręt
narratora wszystkowiedzącego – przecież Nero, leżąc na plecach, nie mógłby
pewnie dostrzec złośliwego uśmieszku mężczyzny, który nad nim stał. Zaraz po
tym fragmencie kolejne akapity dotyczyły już Rogera i jego perspektywy;
pojawiło się też streszczenie finału pościgu. Po tym wspomnieniu za moment
wróciłam do Nero, jego odczuć i przemyśleń, i poszukiwania wygodnej pozycji
przy ognisku. Wprawdzie nie gubię się przy czytaniu, ale mimo wszystko trochę
żałuję, że nie trzymasz się jednej perspektywy i nie piszesz w wygodnym dla
czytelnika zamyśle: jedna scena – jeden POV. Szczególnie właśnie na samym
początku lektury. Dlaczego? Obecnie dwie perspektywy – dotyczące bohaterów ze
skrajnie różniących się od siebie, bo walczących ze sobą, obozów – przeplatają
się, a przez to podajesz mi bardzo dużo nowych informacji, z którymi muszę się
zaznajomić, aby poznać od razu obie strony. Nie wiem, czy to nie za dużo
nowości jak na pierwszy rozdział. Myślę, że nie wszystko musiałaś odbębniać w
takim pośpiechu. Przez to tekst, choć jest poprawny i lekko napisany, ponadto
ciekawy, jest do tego wszystkiego trudny, bo przekazuje w opór istotnych
danych, koniecznych do zrozumienia i zapamiętania na przyszłość. Te sprawiają,
że nie do końca można po prostu wyluzować się, uczestnicząc w scenie i przeżyć
wydarzenie na własnej skórze (właściwie skórze bohatera prowadzącego). Wręcz
przeciwnie – muszę się wysilić, by wszystko sobie od początku układać i
segregować informacje na pół; coś się tyczy strażników, coś łowców. I może to kwestia
gustu, ale nie przepadam za takimi tekstami; pierwsze strony, uważam, są po to,
by zachęcić i wciągnąć, a niekoniecznie od razu, by uczyć o uniwersum,
zrzucając na głowę tonę świeżych danych. Jeszcze nie zdążyłam wczuć się w
położenie Nero, a już musiałam zmienić perspektywę i choć nic mi się nie
pomieszało, czuję zdecydowany przesyt. A mowa przecież o samym początku
lektury, kilku pierwszych stronach.
Spójrz na ten fragment:
Dowódca przywołał w pamięci finał pościgu. (…) Uciekinierzy, biegnący w kierunku kamiennego kręgu, stanowili łatwy cel. Roger szykował się właśnie do strzału, kiedy wszystko się posypało. W pierwszym momencie nie zauważył nawet, skąd nadszedł atak. Usłyszał tylko urwany krzyk i któryś z jego ludzi uderzył o ziemię. Jeden z nocny wędrowców musiał pozostać, ukryty pomiędzy drzewami. Poruszał się bardzo szybko, wyprowadzając krótkie cięcia i odskakując poza zasięg broni łowców. Walka prowadzona z konia nie dawała im spodziewanej przewagi. (…) // - Kurwa, zaraz nam uciekną! - krzyknął Sander, składając się do strzału. Dowódca miał wrażenie, że czas nagle zwolnił. [Prowadzona i wyprowadzając tak blisko siebie rzucają się w oczy].
To scena-retrospekcja walki. Mam wrażenie,
że okropnie marnujesz jej potencjał, wplatając ją w przemyślenia Rogera przy
ognisku, gdy Nero jest już związany. Gdybyś od niej zaczęła, myślę, że
wywołałaby znacznie większe pokłady emocji i znacznie mocniej zadziałałaby na
mnie jako potencjalnego czytelnika, moją wyobraźnię, a jednocześnie sprawiłaby,
że w napięciu chciałabym dowiedzieć się, co będzie dalej. Po czym otrzymałby obraz
bohatera pokonanego. Zostałoby to zdecydowanie mocniej odebrane, wywarło
większe wrażenie i zaciekawiło czytelnika. Obecnie wiem już, jak skończył nocny
wędrowiec, przez to dynamiczny fragment, choć rysuje mi się w wyobraźni, nie
interesuje aż tak, jak mógłby. Pamiętaj jednak, że to tylko naprawdę luźna
sugestia.
- Wilard, jak skończysz bawić się
supełkami, przejmujesz z młodym pierwszą wartę. Potem ja z Chudym, na koniec
bliźniaki. Młody, zajmij się garami, to twój przywilej z racji wieku. - Filin
prychnął pod nosem (…). – Czy Filin to młody, który reaguje na
usłyszane słowa? Czy też to on je wypowiada? Nie sądzę, podejrzewam Rogera,
jednak zapis mi tego nie daje. Pamiętaj, że gdy po dialogu przytaczasz reakcje
innych postaci niż mówiące, komentarz musi się znaleźć w nowym akapicie –
inaczej tekst stanie się chaotyczny, tym bardziej że dopiero go zaczęłam i nie
znam jeszcze twoich postaci.
Zaraz potem Roger zasypia na derce, myśląc
o magach i tym, czy uda im się wycisnąć coś z więźnia. Już akapit dalej
dostajemy informacje o quasi-magicznej bramie, jej położeniu i wyglądzie, a
następnie o Sarezedasie, który jest rektorem Akademii Magii i z czego zasłynął
oraz że jego córka zginęła w wypadku. Dam z siebie wszystko, by zapamiętać te
dane, ale już teraz przeczuwam, że raczej mi się nie uda. Tym bardziej że dalej
przechodzisz od razu do Nero i pod pretekstem jego zmiany niewygodnej pozycji
leżącej tłumaczysz, że nocni wędrowcy parają się techniką kontroli umysłu oraz
wspominasz jakiegoś instruktora, który wyjaśniał działanie tej mocy. Następnie
płynnie przechodzisz do informacji na temat samego Pustkowia, czyli miejsca,
skąd pochodzą nocni wędrowcy. I nie miej mi za złe, że streszczam ci, o czym
masz historię, bo na pewno dobrze to wiesz, ale staram się poukładać sobie te
informacje w głowie, a ten akapit oceny na pewno mi w tym pomoże. Tych
informacji jest tak dużo, że naprawdę obawiam się, iż większość przecieknie mi
przez palce. Scena jest pasywna – bohaterowie praktycznie się w niej nie
ruszają – a wypychana ekspozycją, mam wrażenie, że bez umiaru, jakbyś pisała,
co ci ślina przyniesie na język, byleby tylko napisać i zdradzić jak najwięcej,
żeby może potem nie musieć przypadkiem do niczego wracać. Dlatego też poznajemy
bohaterów, którzy nie występują w scenie czy emocje dotyczące przebywania w
miejscu, w którym obecnie wcale się nie znajdujemy.
Wytłumaczyłaś mi działanie Pustkowia jako
miejsca, w którym nie istniały żadne znaki rozpoznawcze, nie można było
zapamiętać drogi ani wyznaczyć szlaku. Jedynym kierunkowskazem były właśnie
uczucia ludzi zamieszkujących materialne światy. Podobno aby się w nim
odnaleźć, niezbędna była umiejętność odczuwania uczuć innych ludzi. Nie
wiem, jaki masz plan na tę opowieść, ale żałuję, że dowiedziałam się tego tak
szybko, a nie w momencie, kiedy wędrowiec trafia do Pustkowia i… po prostu się
w nim odnajduje. Cała ta ciekawa kwestia wyjaśniła się, gdy Nero leżał sobie na
ziemi i coś wspominał.
Przy czym boli mnie to znacznie mocniej.
Dosłownie – miałam wrażenie – z minutę temu czytałam o tym, że Roger, który
Nero pojmał, nie miał pojęcia, jak działa brama i nawet nie bardzo chce mu się
wierzyć w to całe Pustkowie. Umiałam się z nim utożsamić, ponieważ Roger wydaje
się ludzkim żołdakiem. Więc kiedy perspektywa oddawała Rogera, wraz z nim
zastanawiałam się, co się mogło stać z jego ludźmi, którzy nagle rozpłynęli się
w powietrzu. Teraz już znam odpowiedzi na te pytania – bardzo szybko wszystko
wyszło na jaw i, niestety, ot tak, ekspozycją. Nie musiałam się wysilić, by
zdobyć te informacje wraz z bohaterem, a jego rozważania nagle przestały być
dla mnie ważne. W końcu znam już wszystkie potrzebne mi odpowiedzi. Mogę tylko
obserwować, jak Roger sam będzie ich poszukiwał, ale nie czuję już, że muszę mu
w tym kibicować, bo mnie samej przestało zależeć. Mam wrażenie, że wszystko, co
było najważniejsze, sama podsunęłaś mi pod nos.
Jeśli dopuściliby do głosu strach,
pierwotna energia tego miejsca mogła zacząć materializować obraz ich leków. – A nie przypadkiem:
lęków?
Nocni wędrowcy przechodzili długi trening,
zanim mogli bezpiecznie przekroczyć Pustkowie. – Jakby co, to jest ten
moment, w którym nie pamiętam już imienia maga-rektora. Zapomniałam też, jak
wyglądała scena walki-retrospekcji. Nawet nie odeszłam od komputera na pięć
minut, czytam cię od początku, w twoim świecie jestem dopiero kilka chwil, a
czuję, że powinnam zacząć czytać rozdział od początku, bo informacje mi uciekły
i obecnie pamiętam tylko ogólniki – kto jest porwany, kto go złapał i jak
działa Pustkowie. Pozwól jednak, że nie będę się wracać, aby ogarnąć całą
resztę i sobie ją przypomnieć. Tekst powinien bronić się sam, a nie zmuszać
czytelników do takich desperackich ruchów.
Co ciekawe, widziałam na Wattpadzie
komentarz, w którym jeden z odbiorców przeprosił cię za brak skupienia, bo się
pogubił. To na pewno miłe z jego strony – takie przeprosiny – ale nie
zwalałabym tu winy na jego zaniedbanie. Ja się staram skupić jak cholera, a mam
wrażenie, że zakodowała mi się mniej niż połowa informacji, które mi
przekazałaś. Jak zauważył inny czytelnik – na niekorzyść działa też
head-hopping, czyli to skakanie między głowami Rogera a Nero. I on też ma
rację.
Inna sprawa, że w ogarnięciu tego chaosu
nie pomagają błędy logiczne wynikające z nieprzemyślanej techniki.
Spójrz:
Krępy brzydal przy ognisku wpatrywał się w
niego praktycznie bez przerwy, za to jego towarzysz sprawiał wrażenie, że nie
widzi świata poza struganym patykiem. // Więzy trzymały mocno, a on leżał
na ziemi doskonale widoczny w blasku ognia. // Przynajmniej nie jest mi zimno -
pomyślał z rezygnacją. Nero przymknął oczy, udając, że śpi. – Przez to, że w drugim
zdaniu podmiot chowa się pod zaimkiem on (który odprowadza do ostatniego
podmiotu męskoosobowego, czyli: towarzysza patrzącego na strugany patyk), nie
wiem, do kogo należą myśli. Podejrzewałabym, że do Nero, który leży, jednak ten
jako podmiot pojawia się za późno, bo dopiero w ostatnim zdaniu. Sugeruję
zmienić kolejność:
(…) za to jego towarzysz sprawiał
wrażenie, że nie widzi świata poza struganym patykiem. // Nero przymknął
oczy, udając, że śpi. Więzy trzymały mocno, a on leżał na ziemi
doskonale widoczny w blasku ognia. // Przynajmniej nie jest mi zimno – pomyślał
z rezygnacją.
Oczywiście, może ci się to wydawać
niepoważne, bo przecież skoro wcześniej przytaczałaś myśli Nero, to powinnam
się domyślić, że teraz też tak jest, ale – jak już pisałam – to dla mnie nowy
świat, nowa historia, nowi bohaterowie. Wcześniej też zdarzał ci się
head-hopping, więc nie czuję, bym w tym przypadku mogła czegokolwiek być pewna.
Staraj się pisać tak, by technika łączenia akapitów, tworzenia spójnej od
strony technicznej prozy, szła w parze z bogactwem językowym, lekkim stylem i ciekawą
fabułą. I choć o poprawności przeczytasz pod częścią właściwą oceny, już teraz
wspomnę, że znajdziesz tam informacje o powtórzeniach. W rozdziale pierwszym
niektóre znajdują się nawet w jednym zdaniu, a wcale nie wyglądają na
celowe.
O, widzisz, zupełnie nagle do bohaterów,
którzy otrzymali prawo własnej perspektywy, dołączył Wilard. I to tylko na
chwilę; znając życie, wróci albo za pięć rozdziałów, albo wcale. Już od
początku musisz przemyśleć kwestie narracji – to, na jaki typ się zdecydujesz. Jeśli
na narratora wszystkowiedzącego, w przypadku tak rozwiniętej historii (kiedy w
jednej scenie pojawia się kilka męskoosobowych postaci) możesz narazić się na
okropny chaos. Ja bym raczej skłaniała się w stronę narracji personalnej i
oddawała perspektywy tylko najważniejszym postaciom, a head-hopping albo
odrzuciła (w myśl: jedna scena – jedna perspektywa), albo łasiła się na niego
na przykład w połowie notki, wyraźnie zmieniając punkt widzenia i nowego
trzymając się dłużej niż ledwo kilka akapitów. Na pewno nie oddawałabym
perspektywy byle komu, na trzy linijki, a już na pewno nie Wilardowi czy innemu
Filinowi. To wprowadza jeszcze większe zamieszanie. Tymczasem jedyne
zamieszanie, jakiego potrzebujesz, to przemyślane zamieszanie fabularne
stworzone po to, by przyciągnąć czytelnika.
Roger poczuł nagle to, co zaniepokoiło
nocnego wędrowca. – Luźna sugestia, ot, sztuczka: nagle poczuł to.
Czytelnik szybciej otrzyma informację o tej nagłości (nie: jakby już po fakcie,
po odczuciu), a więc zdanie stanie się pozornie bardziej dynamiczne, mniej
sprawozdawcze.
Roger lekko się uśmiechnął. Zodan był z
nich wszystkich najlepszym szermierzem. Spojrzał na swoich ludzi. – To ludzie Rogera czy
Zodana…?
Podoba mi się scena dynamiczna. Trzymasz w
niej tempo i nie skupiasz się na zbędnych dopowiedzeniach, które mogłyby
wytrącić z czytania. Fragment przedstawiający atak potwora z mackami da się
odpowiednio przeżyć i nawet nie panuje w nim chaos. To na swój sposób dziwne,
że odnajdujesz się w akcji, a gdy bohaterowie nic nie robią – popadasz w
przesadzoną ekspozycję. Mam jednak nadzieję, że to efekt wprowadzenia –
pierwszego rozdziału – a nie tendencja do lania wody, którą utrzymasz.
Inna sprawa, że scena tej walki wypełniona
jest powtórzeniami bardziej niż fragmenty pasywne. Mam wrażenie, że nie
czytałaś jej drugi raz, a na pewno nie na głos, bo inaczej musiałabyś, po
prostu musiałabyś wyłapać takie potworki jak ten:
Roger poczuł nagle to, co
zaniepokoiło nocnego wędrowca. Powietrze stężało i zapadła cisza, którą nagle
przeszyło opętańcze wycie.
Albo ten:
Nero przez chwilę obserwował walkę,
po czym skoncentrował się na gałązce wystającej z ogniska. Wysunął jej płonący
koniec i przycisnął do niej sznur na nadgarstkach. Przez chwilę się
wahał (…).
Ewentualnie ten:
Wilard rzucił się na pomoc i odciągnął go w
stronę Zodana. Więzień, wiedząc, że kończy mu się czas, zaczął przesuwać
się w stronę ogniska.
Chyba że niektóre z nich są celowe? Po tym
zaczęłam naprawdę brać to pod uwagę:
- Jak można pokonać to cholerstwo?!! - krzyknął
w kierunku więźnia. // - Daj mi miecz, to ci pokażę - odpowiedział ten,
przerywając przesuwanie się w kierunku ogniska.
Nie czuję jednak tej celowości; mam
wrażenie, że niepotrzebnie spłyca ci styl. I choć wiem też, że, na przykład,
spójników „i” w scenach dynamicznych raczej nie traktuje się jak powtórzeń – to
one często nadają tempo – w przypadku twojej sceny mimo wszystko
zrezygnowałabym z kilku. Pojawiają się praktycznie co zdanie, a przez to
sprawiają, że tekst staje się nie tyle dynamiczny, ale wręcz momentami
robotyczny, jednostajny. Spójrz:
Nocny wędrowiec przeciął dwa z
nadlatujących w jego stronę ramion i przeturlał się pod trzecim.
Błyskawicznie się podniósł i zaatakował kolejną mackę ciemności.
Wykorzystując pęd[,] wykonał obrót i ciął przez środek
wijącego się mroku. Powietrze przeszył przerażający wrzask, po czym czerń
zawirowała i zapadła się w sobie. – Czasem możesz go po prostu
pominąć, nie każde zdanie potrzebuje spójnika. Na przykład: Wykorzystując
pęd, wykonał obrót, ciął przez środek wijącego się mroku.
Pokaz umiejętności nocnego wędrowca po raz
kolejny uzmysłowił łowcom, jak bardzo był niebezpieczny. – Lepiej: Ten pokaz
umiejętności po raz kolejny uzmysłowił łowcom, jak nocny wędrowca bardzo był
niebezpieczny.
Podoba mi się końcowy cliffhanger. Jest
trochę utarty – utrata przytomności jako ogarniająca ciemność – ale
chyba nigdy nie znudzą mi się takie klisze. To jednak mocno subiektywna opinia;
miej po prostu świadomość, że nie jesteś ani pierwszą, ani ostatnią, która
wpadła na to wyrażenie.
Możesz również na swoją korzyść
wykorzystać fakt, że to sformułowanie jest już trochę jak stare domowe kapcie –
mocno znoszone – i, na przykład, w dalszej części rozwinąć je mniej sztampowo
niż jako zwykłą utratę przytomności. Płócienny worek na głowie czasem może nie
być takim znowu najgorszym pomysłem. Puść wodze fantazji.
ROZDZIAŁ II
– Kurwa mać, co to miało być!?? – wrzasnął Wilard. – Zapis nie oddaje tyle
wrzasku, co ciekawości. Może jednak dwa wykrzykniki, a jeden pytajnik…?
– Pojęcia nie mam. Nigdy czegoś takiego nie spotkałem
– przyznał dowódca.
Roger otrząsnął się i spojrzał na towarzyszy. – Do tej pory myślałam,
że to Roger był dowódcą. Czy jednak nie? A jeśli tak, czemu dublujesz
podmiot?
Poza powtórzeniami lubisz też imiesłowy współczesne. I
choć w scenach dynamicznych odpowiadają za tempo, tu mamy fragment pasywny, gdy
bohaterowie dochodzą do siebie po walce. Mimo to mam wrażenie, że na siłę
starasz się go skonkretyzować i odebrać mu melodyjność, a dodać wartkości:
Zodan siedział, opierając się o drzewo.
Mężczyzna oddychał ciężko, trzymając się za bok. Obok niego siedział
Vesper, ranny bliźniak. Z pomocą brata rozcinał właśnie nogawkę spodni, odsłaniając
poczerniałą ranę.
Ekspozycje, niestety, się nie kończą. Nie są długie, bo na przykład historie bohaterów przytaczasz krótkimi akapitami, ale występują one po sobie od razu. Dowiaduję się więc, że bracia są nierozłączni, dawniej szukali lepszego życia i przygód, których teraz im nie brakuje, oraz że bodajże Wilard (widzisz? czytałam o tym kilka zdań temu, a nie jestem nawet tak do końca pewna, że to o niego chodziło) stracił ciężarną żonę w wyniku epidemii. Potem zaraz dowiaduję się, że król, którego imienia też nie pamiętam, oskarżał o tę epidemię kogoś, a ktoś oskarżał króla.
Znów przytoczę jeden z komentarzy, na
które trafiłam pod notką:
W tym rozdziale trochę lepiej poznajemy bohaterów, ale niestety głównie z perspektywy narratora. Przez to mam sporo informacji o zmarłej żonie i arystokratycznych korzeniach, ale też pewien problem z dopasowaniem tego do osób. Oczywiście, tutaj w grę wchodzi również spora liczba bohaterów i moja słaba pamięć do tego typu rzeczy. Zdecydowanie bardziej jednak podobają mi się wybuch Willarda i zmartwienie Nêspera bratem, bo to rzeczywiście budowało ich charaktery i zapadało w pamięć. Nie twierdzę, że konkrety dotyczące przeszłości nie są ważne, ale w aktualnej chwili nie zapadły mi specjalnie w pamięć.
Nie zawsze musisz sprzedawać wszystkie
historie, jakie pojawiają się w twojej głowie. Możesz dla własnych potrzeb
stworzyć pewne zaplecze wymienianych bohaterów, ale nie oznacza to, że od razu
musisz je opisać. W grę wchodzi użycie ich w późniejszych rozdziałach lub…
spuszczenie zasłony milczenia, jeśli nie są szczególnie istotne dla samej
fabuły.
– W końcu się obudziłeś – stwierdził,
wręczając mu wodę. – Mam do ciebie wiele pytań.
Nero przyssał się do bukłaka z wodą (…). – Nie musisz powtarzać,
co było w bukłaku.
Niepotrzebnie sama komplikujesz sobie
dialogi. A właściwie ich budowę – w tym przypadku dublowanie podmiotów z
wykorzystaniem różnych określeń dla jednego bohatera. Praktycznie zapominasz o
tym, że istnieją zaimki albo podmioty domyślne, a przez to dopiski narracyjne
są kwadratowe albo wprowadzają zamieszanie. Spójrz:
Krępy łowca ukląkł koło nocnego wędrowca [rym zaburzający
dynamikę]. Rozciął nogawkę spodni na udzie więźnia i ocenił ranę.
– Wygląda dobrze, na szczęście nie
trafiliśmy w żadne duże naczynie i raczej nam się tutaj nie wykrwawi.
– Wygląda dość niewinnie, jak trzyma te
ślepia zamknięte. Aż trudno uwierzyć, że takie chuchro wykończyło kilku naszych
– powiedział beznamiętnym tonem.
Czy wspomnianym w pierwszym zdaniu krępym
łowcą jest właśnie Wilard? Nie mam pewności, choć czytam, że jeden rozcinał
nogawkę, a drugi – wyciągnął strzałę. Jednak w dialogach przejście do nowego
akapitu bazowo oznacza przejście do kolejnego bohatera. Więc jeśli Wilard i
krępy łowca to jeden i ten sam bohater, wystarczyłoby zrobić to tak:
Krępy łowca ukląkł koło nocnego wędrowca.
Rozciął nogawkę spodni na jego udzie i ocenił stan.
– Wygląda dobrze, na szczęście nie
trafiliśmy w żadne duże naczynie i raczej nam się tutaj nie wykrwawi. – Z
wprawą wyciągnął strzałę i opatrzył ranę. – Wygląda dość niewinnie, jak trzyma
te ślepia zamknięte. Aż trudno uwierzyć, że takie chuchro wykończyło kilku
naszych – powiedział beznamiętnym tonem.
Dalej podobnie:
– Jakiej zasłony? Nie rozumiem – przyznał.
Nero odłożył miskę i spojrzał uważnie na dowódcę. – Dlaczego nie na niego?
Mam przez to wrażenie, że Nero spojrzał na zupełnie kogoś innego niż Roger.
Bardzo trudno odnaleźć mi się w niektórych twoich dialogach. Muszę czytać
powoli, analizując konstrukcję, bo niczego nie jestem pewna po samym zapisie.
Postaram się o tym nie wspominać za często, aby nie wypychać oceny, chyba że
gdzieś w dalszej części tekstu naprawdę się pogubię. Wiedz jednak, że takie
problemy występują i coś trzeba będzie na nie zaradzić. Na początek sugeruję
zaimki.
ROZDZIAŁ III
W poprzednim rozdziale pisałaś o Nero tak:
Tymczasem nie minęła chwila (zaczynasz od reakcji
więźnia na pytanie Nêspera, którym zakończyłaś poprzedni wpis, więc mamy
ciągłość), a Nero sobie wstaje jakby nigdy nic i planuje ucieczkę:
Więc jak to właściwie jest z jego stanem
fizycznym i poczuciem beznadziejności, hmm?
– Witajcie, panie, jam Zbysko z Vulki, rad
wam będę pomóc. – Okej, mów co chcesz, ale Zbysko z Vulki to prawie
jak Zbyszko z Bogdańca i nader mocno się kojarzy. Trudno nie kwiknąć ze
śmiechu. Pytanie tylko, czy chcesz iść w parodię, czy trzymasz się nieco
poważniejszych tonów fantasy? Nie umiem wyczuć.
Edit: A może tonów horror/gore/thriller, patrząc na rozdział, w którym opisujesz zatęchłe trupy z wypływającymi wnętrznościami…? Do kwestii klimatu wrócę w podsumowaniu.
Uniósł głowę i zobaczył, że zatrzymali się na skraju lasu. Przed nimi rozpościerał się widok na wioseczkę, składającą się raptem z czterech gospodarstw. Wieś, choć mała, wyglądała na zasobną i zadbaną. (…) Wokół domów znajdowały się budynki gospodarcze i ogródki warzywne oraz zieleniły się sady. Droga od lasu do wsi prowadziła przez zaorane już pola. Dalej, nad okalającą wieś niczym niebieska wstęga rzeką, rozciągały się łąki, pełne stogów suszącego się siana. – Na początku prowadziłaś ten fragment z
perspektywy Nero, który leżał na tyłach wozu i oglądał wioskę, wjeżdżając do
niej. Skąd więc w tym samym akapicie informacje dotyczące tego, co znajduje się
dalej? Skąd Nero mógł wiedzieć, że to ogródki warzywne i budynki gospodarcze i
że dalej znajduje się jakaś rzeka? Nie mógł tego wszystkiego dostrzec z wozu,
ot tak.
Wszystko w tym rozdziale dzieje się nagle.
Sprawdziłam i słowo to pojawiło się w tej notce sześć razy, ale przez rozdział
pierwszy, w którym liczba ta jest dokładnie dwukrotnie większa, nie
umiem odeprzeć wrażenia, że natrafiam na to słowo praktycznie co chwilę.
I z jednej strony czytam, że coś dzieje się nagle, chcę więc uczestniczyć w czymś emocjonującym i dynamicznym, ale z drugiej – dostaję bardzo krótkie akapity. Przechodzenie do kolejnych linijek wymusza dłuższą pauzę oddechową. To wprawdzie dobry motyw, by budzić napięcie, jednak nadużywany – bardziej irytuje; raczej sztuczkę tę zostawia się „na specjalnie okazje”. Przyjrzymy się temu fragmentowi:
Jak bym to widziała? Luźna sugestia:
Nie umiem przejąć się tragedią
mieszkańców. Chociaż opisy ciał są obrazowe, same w sobie nie działają. Nie
wiem, czy przedstawiłaś scenę narratorem wszystkowiedzącym, czasem na pewno
stawiałaś go za Rogerem, innym razem za Nero, ale wydaje mi się, że to właśnie
te przeskoki z jednej głowy do drugiej i chłód narracji, obiektywizm, gdy mowa
o strasznym wydarzeniu, na mnie nie podziałały. Może trochę żal mi było Zbyska,
bo go polubiłam, a fragment, gdy bohater tulił zmarłą żonę, był emocjonujący.
Raz jednak, że za krótki, a dwa – trochę chamsko przerwany zdaniem: Przynajmniej
lament woźnicy wreszcie ucichł; nie miałam więc czasu na zbytnią żałobę czy
coś.
Ponadto mam wrażenie, że za bardzo
skupiłaś się na obrazowym opisywaniu zwłok, tj. tak bardzo chciałaś oddać
efekty procesu rozkładu i całą obrzydliwość, że w pewien sposób pominęłaś
kwestię człowieczeństwa. Twoi bohaterowie wraz z narratorem, jedynie obrazując
śmierć, traktują te ciała jako obleśną rzecz rzuconą w kąt i jednocześnie
zapominają, że każde ciało to był kiedyś żyjący, myślący, kochający człowiek z
określonymi cechami charakteru i upodobaniami. W tym wszystkim brakło mi duszy
– emocji podsuwanych opisem wskazującym na CZŁOWIEKA, nie tylko CIAŁO. No
bo okej, mogą być wszędzie ulewające się jelitka, fekalia i cała reszta, ale
gdzieś również będą wciąż otwarte, zmętniałe oczy, zaciśnięta w zesztywniałej
dłoni chusta z plamami krwi, ciało kobiety trzymającej w skostniałych,
woskowych dłoniach zwłoki dawno nieżyjącego dziecka. Jakoś bez tego trudno mi
wyobrazić sobie empatyczne podejście i czuć rozżalenie tragiczną sytuacją,
która spotkała wioskę. Właściwie mało co czuję, ewentualnie obrzydzenie [(…)
ciało stężąło w dość makabrycznej pozycji, z wnętrznościmi zwisającymi z
rozszarpanego brzucha. W twarzy zastygłej w wyrazie przerażenia brakowało oczu,
wydłubanych przez żarłoczne ptactwo], ale ty nie piszesz przecież horroru,
a złożoną powieść, w której powinnaś postawić na różnorodne emocje, by i
wywoływać je w odbiorcy.
Twoi bohaterowie niczego nie przeżywają,
wydarzenia nie mają na nich najmniejszego wpływu, choć piszesz, że żaden z nich
nie potrafił się do takiego widoku przyzwyczaić. Ostatecznie nikomu aż tak smutno
wcale za długo nie było. Rozumiem, że Roger niejedno widział, więc jako dowódca
nie miał w sobie aż tylu pokładów empatii, a Nero jako nocny wędrowca w tym
czasie blokował się emocjonalnie. Ale z drugiej strony żeby chociaż ci
bohaterowie trochę oddali zachowaniem to okropieństwo, na które natrafili. Ktoś
mógłby zadrżeć, komuś mogłoby zakołatać serce, brat rannego mógłby wystraszyć
się, że może nie trafili w najbezpieczniejsze miejsce, mógłby wyobrazić sobie
swojego towarzysza z tak samo wyprutymi flakami… nie wiem, w każdym razie
fragment nie działa, bo nie pobudza emocji. Jest opisowy i rzeczowy, na
chłodno, a przedstawiasz scenę, która na pierwszy rzut oka chłodno oceniana być
nie powinna.
Pod tym względem szczególnie rzuca się w
oczy końcowy fragment:
Łowcy skończyli oczyszczać główną chatę. Była zamieszkana przez liczną rodzinę. Zwłaszcza widok dzieci łamał Wilardowi serce i przypominał sceny z przeszłości, o których najbardziej nie chciał pamiętać. W końcu krępy łowca postanowił zostawić reszcie przenoszenie zwłok i udał się w kierunku wozu, aby zająć się rannymi. – Używasz słów, które tylko dokumentują, że chodzi o posprzątanie byle ciał. Niby Wilardowi łamało się serce, ale jednocześnie mamy: oczyszczanie głównej chaty i w końcu zostawienie roboty – jakby wcale nie chodziło o coś, co budzi w Wilardzie emocje. Raczej brzmi to tak, jakby bohater wreszcie mógł sobie odpuścić brudną robotę i zająć się żywymi, bo to jest przyjemniejsze.
Nocni wędrowcy byli bardzo wrażliwi na
emocje i energię danego miejsca. Dzięki tej zdolności umieli znajdować
przejścia w zasłonie. Tylko dzieci urodzone z tą wrażliwością mogły zostać
nocnymi wędrowcami. Rozpoczynając szkolenie na strażnika, musieli z kolei
opanować umiejętność odcinania się od tych wrażeń. – To wszystko już
wiem.
Pisałaś:
Jedną z pierwszych umiejętności, którą
nabywali nocni wędrowcy lub strażnicy, jak sami siebie nazywali, była technika
kontroli umysłu. Dzieci zaczynające trening uczyły się, że strach i ból
istnieją tylko w ich głowie. (…) Umiejętności te były niezbędne, aby przetrwać
na Pustkowiu, miejscu pomiędzy światami. (…) Pustkowie reagowało również na
uczucia i wolę wędrowca. Przebywając na Pustkowiu, strażnicy musieli sprawować
pełną kontrolę nad swoim umysłem i uczuciami. – Tę ekspozycję akurat
zapamiętałam, gdyż miałam świadomość, jak ważna jest fabularnie ze względu na
Pustkowie oraz dawała odpowiedzi na pytania, które zadawał Roger ad bariery i
tego miejsca.
ROZDZIAŁ IV
Miałam nie pisać już o dialogach, ale naprawdę ciężko
przejść obok niektórych obojętnie:
Akapit wystarczająco informuje o zmianie
mówcy, a w przypadku rozmowy jedynie dwóch osób logiczne, kto odpowiada
Rogerowi, nie musisz tego jeszcze dookreślać, szukając tych określeń jakby na
siłę.
Zwróć też uwagę na podkreślenia – mają
jednolitą konstrukcję, a to rzuca się w oczy.
– Żebym ja cię zaraz nie pacnął, ty łbie
zakuty. Wszystko się jebie na całego! Jakieś pierdolone mary senne wyrzynają
wieś, większość naszych ludzi jest martwa albo prawie martwa, a ty nokautujesz
jedyną osobę, która może cokolwiek wiedzieć na ten temat! – wrzeszczał dowódca
na poważnie już zdenerwowany. – Podoba mi się ta wypowiedź, jej ostra
stylizacja i słowo nokautować. Nie pisałabym jednak, że Roger był na
poważnie już zdenerwowany; czuć to po samej wypowiedzi. Mogłabyś
ewentualnie zastąpić tę ekspozycję jakimś gestem albo opisem sensorycznym,
który doda emocji i jeszcze bardziej wciągnie czytelnika. Coś w stylu:
Albo:
– (…) – wrzeszczał dowódca, któremu
niebezpiecznie zadrżały ręce. Zacisnął pięść, za to nie dał rady wyrównać
oddechu.
To tylko luźne przykłady, wcale nie musisz
z nich korzystać. Chcę ci tylko pokazać, jak mogłabyś bardziej przekonać
odbiorców o tym, że Roger jest faktycznie zdenerwowany. Nie musisz do tego
wykorzystywać pustych słów informujących o czymś ot tak, wprost. Tym nie
pobudzasz wyobraźni.
Wydzierały się na zewnątrz tylko w chwili śmierci, wstrząsając eteryczną strukturą świata. Im bardziej gwałtowny i dramatyczny był koniec, tym silniejsza była energia uczuć. Z czasem stawały się one mniej odczuwalne, ale chwila śmierci była najgorsza. – Chyba nie rozumiem. W
takim razie wyzierały na zewnątrz (zapewne tego słowa szukałaś)
tylko w momencie śmierci czy ogólnie były odczuwalne, ale w jej trakcie –
najmocniej? Bo to się wyklucza.
Jak ostatnio wszystko działo się nagle,
tak tu jawi mi się wręcz wstrząsająca liczba chwil. W dość bliskiej od
siebie odległości mamy ich aż tyle:
- Wydzierały się na
zewnątrz tylko w chwili śmierci (…) ale chwila śmierci była
najgorsza.
- To, co wyczuł przed chwilą,
to ogromne poczucie straty, żalu, rozpaczy i nienawiści.
- Po chwili zniknęły
mroczki, które widział przed oczami i zaczęła mijać nieznośna słabość i
drżenie mięśni.
- Roger pomyślał, że
woźnica faktycznie przestał lamentować i zniknął już chwilę temu.
- Uniósł głowę i
napotkał martwe spojrzenie człowieka, który chwilę temu proponował
im pomóc i gościnę.
- Po chwili, gdy
jego wzrok przyzwyczaił się do półmroku panującego w izbie (…).
To naprawdę rzuca się w oczy. Odległości
między tymi zdaniami nie są duże.
Śmierć woźnicy nie przejęła mnie dokładnie
tak samo – i z tych samych przyczyn – co śmierć całej ludności wioski. Poza tym
scenę bardzo szybko przerwałaś retrospekcjo-streszczeniem dziejącym się w
głowie Rogera, który nagle przypomniał sobie swojego komendanta i coś tam o
jakimś doniesieniu. Fragment ciągnie się tak długo, że po chwili w ogóle
zapomniałam, że to retrospekcja, na dodatek nie do końca wiedziałam, gdzie się
kończy. Piszesz w niej, na przykład:
Był więc naprawdę zaskoczony, gdy zajechali do niewielkiego folwarku, położonego w malowniczej okolicy nad zakolem niewielkiej rzeki. // Przybyli pod wieczór, licząc na nocleg i wieczerzę, a zastali wypalone zgliszcza. Główny budynek wyglądał, jakby ogromna siła rozsadziła go od wewnątrz, a ogień dokończył dzieła. – A ja tak do końca nie wiem, czy mowa o poprzednich wydarzeniach sprzed poznania Nero, czy już wróciliśmy do wspomnienia, gdy woźnica przywiózł bohaterów po wcześniejszych przygodach do wioski. Niby wiem, że nie, bo ta się podobno nie paliła, gdy przyjechali, ale za to wcześniej też wspominałaś jakąś rzeczkę; zamieszanie jest straszne. Dopiero w połowie akapitu domyślam się, że to retrospekcja wydarzeń bardziej zamierzchłych. Szkoda tylko, że takie fragmenty jak ten nie są w ogóle jakoś oddzielone od narracji, na przykład, nie wiem, asteryskami albo chociażby enterami. Poruszam się po tym tekście jak we mgle – tak czuję.
Spójrz na przykład na ten fragment:
Łowcy coraz bardziej tracili morale, a zmęczenie,
atak z ostatniej nocy i to, co zastali w wiosce spowodowało, że nerwy zaczynały
im puszczać. // Roger odciął gospodarza i ułożył go obok reszty rodziny.
Następnie znalazł wełniany koc i przykrył nim dzieci. Ich widok był dla
wszystkich szczególnie przykry. – Dopiero po chwili dotarło do mnie, że
odciągany gospodarz to prawdopodobnie woźnica, a nie gospodarz wspomnianego w
retrospekcji folwarku. Ale czy ten pierwszy akapit to jeszcze retrospekcja o
tym, że łowcy po pożarze, który miał miejsce przed akcją opowiadania, stracili
morale, czy już ten akapit odnosi się do bieżących wydarzeń? Które wydarzenie
kryje się pod „ostatnią nocą”? Może chodzi o atak potwora, którego zabił Nero w
pierwszym rozdziale? Pytam, bo realnie nie wiem.
Z jednej strony tekst jest pełen
informacji, które jakby nie są mi potrzebne na już (co rusz dostaję
jakieś przemyślenia, wspomnienia, ekspozycje dotyczące przeszłości niektórych
postaci czy ich pochodzenia), z drugiej – momenty, w których piszesz, co robią
bohater w bieżącej scenie, są czasownikowe albo wyeksponowane pod względem
emocji. A przez to tak naprawdę tych emocji w tekście nie ma. Są przytoczone,
ale nie pokazane. Więc kiedy Nero zaniepokojony siedzi na klepisku, piszesz: Nero
siedział na klepisku (…). Cała ta sytuacja bardzo go niepokoiła.
A kiedy Roger odcina ciało powieszonego
gospodarza, czytam: (…) znalazł wełniany koc i przykrył nim dzieci.
Ich widok był dla wszystkich szczególnie przykry.
Jednocześnie nie widzę smucących się
łowców, których realnie przejmuje widok śmierci, ani nie widzę Nero, który jest
zaniepokojony – zachowuje się w ten sposób, wyraża jakkolwiek podobne
emocje. Wprawdzie postanawia pomóc łowcom w walce z potworami Pustkowia,
a swoją motywację usprawiedliwia tak:
Pomimo, że bardzo chciał wrócić do domu,
nie mógł tak po prostu odwrócić się plecami i odejść. Nie po tym, co widział
dzisiaj we wiosce. – To w rzeczywistości mnie nie przekonuje. Nero nie
był przejęty widokiem ciał, w pierwszej chwili zresztą blokował emocje, a
dalej, gdy rozpoznał śmierć woźnicy, wprawdzie rozkołatało mu się serce, ale
nie czuć w tym było realnych uczuć, pokazałaś raczej reakcję jego ciała, a nie
słabą kondycję psychiczną związaną z przejęciem losem ludzi. Nie dziwne więc,
że nie potrafię się teraz wczuć i mu uwierzyć, że aż tak się poświęca, bo
przeżycia w wiosce mocno na niego wpłynęły i ukształtowały jego decyzję. Wcale
nie, mam wrażenie, że nic na niego nie wpłynęło, a tylko zaklinasz to narracją.
ROZDZIAŁ V
Nero rozmasowywał obolałe nadgarstki (…) // Dowódca zajęty był przygotowywaniem kolacji, ale wiedział, że uważnie go obserwuje. – Dowódca obserwuje Nero czy Nero obserwuje dowódcę?
Edit: Owszem, Nero. Ale dociera to do mnie
dopiero pół akapitu dalej. Bez sensu.
Nie wiem, czy piszesz tak chaotycznie
dlatego, bo wiesz, co masz w głowie i już nie starasz się, by to jasno
przekazać, uważając, że każdy czytelnik na pewno się wszystkiego domyśli – w
końcu, na bora, piszesz po polsku – czy może dzieje się tak, bo sama po drodze
się gubisz i nie ogarniasz, kto gdzie kończy swoją interakcję, a kto ją
zaczyna? Wygląda to czasem tak, jakbyś w połowie akapitu zmieniła koncepcję,
zdanie, i nagle z narracji trzecioosobowej narratorem wszystkowiedzącym przechodzisz
sobie w personalną, potem odwrotnie, potem dialog ma dublowane podmioty (np.: w
progu pojawił się Wilard z Nêsprem. // – Co kurwa – wrzasnął krępy
łowca)… mam wrażenie, że ten tekst nigdy nie odleżał przed publikacją i
nigdy nie spojrzałaś na niego obiektywnym okiem, wczuwając się w postronnego
czytelnika, który nie siedzi w twojej głowie, więc nie wie, co chcesz
przekazać. Ma tylko słowa, wypływające z niego dane, a te nie dość, że
pojawiają się w ilości przytłaczającej, to jeszcze są nieuporządkowane. Jak mam
się w tym odnaleźć?
W pewnym momencie zaczął coś nucić cichym, dźwięcznym głosem, który przykuwał uwagę i hipnotyzował. Melodia, choć piękna i nostalgiczna, niczego nie wnosiła w proces leczenia. – A czy skoro nie
hipnotyzowała, to nie odrywała na przykład od męczącego uczucia bólu? Nie
odstresowywała?
Była to po prostu stara ballada, którą [zbędna podwójna
spacja] śpiewała mu matka do snu, kiedy był jeszcze małym chłopcem. Teraz
pozwalała mu się skupić i uspokoić. – Czyli jednak wnosiła coś w proces
leczenia, bo ułatwiała działania medyczne...
Nero przetarł czoło i przesunął się do młodego łowcy. Ciemne ślady widoczne były na większości jego (czyjej?) twarzy, szyi i połowie klatki piersiowej. // Nocny wędrowiec podrażnił nacięcie na palcu i zaczął proces od nowa. – Niby domyślam się, że chodzi o pacjenta, ale zaimek jego równie dobrze mógłby odnosić się do Nero, w końcu obaj bohaterowie to podmioty męskoosobowe. Staraj się pisać tak, by nie dawać czytelnikowi powodu do zadumy nad tym, który bohater wykonuje daną czynność. Na przykład: Nero przetarł czoło i przesunął się do młodego łowcy. Na większości twarzy, szyi i połowie klatki piersiowej nadal widział ciemne ślady. // Podrażnił nacięcie na palcu i zaczął proces od nowa. – Widzisz? Utrzymanie jednej perspektywy dłużej niż na jedno zdanie pozwala zredukować ilość dublowanych określeń postaci. Poza tym sprawia, że tekst staje się ogólnie lżejszy, płynniejszy.
Tego fragmentu również nie rozumiem:
Rogera w pierwszym momencie też oburzyła
wizja obsługiwania nocnego wędrowca. – Kim dokładnie Roger zajmie się po kolacji? Chodzi o brata Nêspera? Ale przecież leczyć miał
Nero, nie Roger. Jednak podkreślenie ewidentnie nie ukazuje zmiany podmiotu, czyli wykonawcy czynności (czasowników) – obie czynności bazowo przypisuje się więc Rogerowi. Poza tym o jakie obsługiwanie chodzi? Dlaczego Nero w
ogóle trzeba by obsługiwać? Przecież go uwolnili, nie ma już więzów na
rękach, sam może się obsłużyć przy ognisku. Czy może chodzi o to, że to Nero
będzie ich obsługiwał, w sensie: leczył rannych towarzyszy…?
– Mam jeść z nim z jednego naczynia? Chyba
żartujesz? – Wilard jako niepisany medyk oddziału bardzo osobiście przeżył
śmierć towarzyszy i nagła komitywa z jednym z ich zabójców była dla niego nie
do przyjęcia. – Nie pokazałaś tego przejęcia. Dla mnie reakcje
Wilarda obecnie nie są wytłumaczone scenicznie, a jedynie wyeksponowane, więc
trudno mi w nie uwierzyć (właściwie to czuję się wręcz okłamywana, bo
twierdzisz, że coś miało miejsce, jednak… na twierdzeniu się kończy). Raczej
mam dziwne wrażenie, że Wilard rzuca się z zazdrości, bo sam jako niepisany
medyk nie potrafił poradzić sobie z ranami przyjaciół i zazdrości Nero mocy.
Nêsper zebrał się pospiesznie, żeby wykonać polecenie. Od czasu walki z upiorem żył w ciągłym napięciu. Więź między bliźniakami była bardzo silna i nie mógł sobie wyobrazić utraty brata. – Ekspozycja.
Problemem jest mnogość bohaterów. Nie
jesteś w stanie wszystkim wchodzić do głów naraz i pokazywać ich perspektywy po
trochu, bo wtedy zrobi się tylko większy chaos. Musiałabyś wyznaczyć ważnych
bohaterów, na przykład właśnie Nero, Rogera, Wilarda i Nêspera, każdemu dać do
tej pory po jednej scenie (a nawet jakąś urwać w połowie i przejść do nowej
perspektywy) i w niej przedstawić mową pozornie zależną to, co siedzi każdemu w
głowie. Tak byłoby najspójniej i jednocześnie mogłabym naprawdę wczuć się w
przeżycia, poznałabym także, co bohaterowie myślą, mogłabym zobaczyć świat ich
oczami. Dzięki temu Nêsper faktycznie ponad wszystko martwiłby się o brata, a
Wilard przejął śmiercią towarzyszy. Jednak że tego nie robisz, nadrabiasz na
siłę ekspozycją – jakby w ostatniej chwili tłumaczysz swoje postaci, zamiast
regularnie oddawać je w scenach. Wprawdzie wcześniej pojawił się, na przykład,
moment, w którym Nêsper pielęgnował brata i martwił się o niego, było to jednak
ze dwa rozdziały temu i trwało bardzo krótko. Więc to ciągłe napięcie w
takich okolicznościach wydaje się mocno nad wyrost.
Praktycznie każdy dialog dałoby się
przerobić tak, aby był czytelny i nie budził wątpliwości:
– Możesz zostać, ale staraj się mnie nie rozpraszać. – Nero w[W]iedział, że pozbycie się łowcy może być
niemożliwe i postanowił nie tracić na to energii. – Przecież Nero i nocy
wędrowiec to ta sama osoba. Nie wiem, skąd u ciebie ta maniera, by dublować
podmioty; fakt, powoli zaczynam przyzwyczajać się, że używasz za dużo, poza tym
z czasem coraz bardziej docierają do mnie podobne niuanse, że, na przykład, Wilard
i krępy łowca to też jeden bohater. Jednak mamy piąty rozdział, prawie szósty,
i naprawdę przeraża mnie myśl, że wszystko to załapuję z grubym opóźnieniem.
Przez to tak naprawdę nie mogę skupić się na historii, przeżyciach bohaterów,
tego, o czym jest to opowiadanie. Za dużo energii pochłania wyciąganie
poprawnych danych z tak pozornie prostych elementów jak dialogi. Jak na złość
akurat w tym rozdziale masz ich bardzo dużo.
Masz też strasznie okrąglutki styl i piszesz jakby na opak – rzeczy proste na siłę sobie utrudniasz, a fragmenty, które wymagają zrozumienia, przekazujesz skrótami myślowymi. Przez to chociażby nie wiem, co ukryłaś wcześniej pod frazą: obsługiwanie nocnego wędrowca, bo nie da się tego ot tak wywnioskować z tekstu, ale za to dwa razy, dość kwadratowo, w scenie, w której uczestniczy tylko dwóch bohaterów, stale podajesz mi, kto wykonuje daną czynność – chociaż tego akurat łatwo się domyślić. Spójrz, podkreślę podmioty oznaczające tego samego bohatera:
Jak bym to widziała? Znacznie prościej:
Skąd u ciebie takie skłonności do komplikowania
naprawdę prostych rzeczy? Nie mam pojęcia; szczerze mówiąc, chyba jeszcze nigdy
nie spotkałam się z takim bałaganiarskim stylem. Nawet nie umiem podejrzewać, z
czego to może wynikać. Inny przykład zbędnej komplikacji:
Już bez przesady, żeby używać zdanie po zdaniu
zupełnie tych samych słów, przekazywać dokładnie te same informacje.
Sugestia:
Gdy w końcu skończyli zapadła już noc. – Połączenie w końcu
skończyć dziwnie brzmi.
ROZDZIAŁ VI
W chwili śmierci uderzały w nocnego wędrowca uczucia ofiary, wywołując smutek i poczucie winy. – Czy poczucie winy nie
jest z góry zasmucającą emocją?
Ciężko mi coś napisać o tym rozdziale. Nie różni się od poprzednich – pojawiają się przemyślenia to Rogera, to Nero, a także wieeele zdublowanych podmiotów wciąż wprawiających mnie w zdumienie; np.:
Poza tym niewiele się dzieje. Ekspozycje
dotyczące przemyśleń, na przykład o tym, że drużyna nie wydała go na
przesłuchanie swoim pracodawcom pozbawione są emocji. Wszak bohaterowie o
czymś myślą, ale wydają się w żaden sposób do tych myśli nie odnosić. Mam
wrażenie, że ten tekst jest jakby dziwnie pusty – fabuła wprawdzie istnieje,
jednak wydaje się pogrzebana, a sporo akapitów zajmują rzeczy, które nie są
interesujące i nie sprawiają, że mam ochotę czytać dalej. Zdaję sobie sprawę z
tego, że to rozdział pasywny, w ostatnich sporo się działo, więc normalne, że
bohaterowie muszą mieć czas odpocząć. Ale żeby chociaż te ich przemyślenia
otwierały jakieś wątki poboczne albo dawały do zastanowienia. Tymczasem nie –
wszystko tłumaczysz mi wprost i na bieżąco. Jedyną niewiadomą jest Pustkowie i
niemożliwość wyjaśnienia wyników Nelfi dotyczących analizy magicznej w okolicy
bramy. Dobrze rozumiem? Jednak i to nie jest zbyt ciekawe, bo całe Pustkowie do
tej pory tylko eksponujesz, opisujesz, nawet się do niego zbliżyliśmy, więc nie
potrafię sobie wyobrazić tego miejsca. To dla mnie dziwne i nowe – zdobywać aż
tyle informacji o czymś, co jeszcze nie wystąpiło w tekście. Może lepiej byłoby
przed akcją z pierwszego rozdziału pokazać te ekspertyzy Nelfi? Pokazać walkę
pod bramą? Pokazać po prostu Pustkowie, aby nie było takie obce tyle czasu?
Przez wszędobylskie ekspozycje historia
pozbawiona jest głębi, bo chociaż stworzyłaś ogromny świat, w którym panują
władcy, żyją magowie, istnieje też Pustkowie jako świat alternatywny – tego
wszystkiego nie dotyczą hinty ani wskazówki czy inne tropy, które można podjąć,
by iść z fabułą, wraz z bohaterami, w przód i by samodzielnie wszystko
odkrywać. Z tekstu po prostu dowiaduję się, co postaci myślą, wspominają i
robią… i śledzę ich ruchy, a wszystkie usprawiedliwia ekspozycja. Przez to, że
brakuje mi tajemnic, konfliktu fabularnego, czegoś, co mogłabym sama odkrywać –
trochę się nudzę.
Wszystkie dane podkładasz mi pod nos, a
moim ostatecznym zadaniem jest po prostu czytać, ale nie czuję, bym miała
miejsce na własną interpretację tekstu, samodzielne poznawanie bohaterów,
doszukiwanie się hintów. Historia jest pozornie ciekawa, bo masz chwytliwy
pomysł na świat i postaci, ale mam wrażenie, że jeszcze nie umiesz jej sprzedać
tak, by pochłaniała. I to nie jest nawet kwestia samego warsztatu, tylko
pomysłu na sprytne przemycanie informacji. Tekst nie budzi emocji, nie generuje
napięcia, za to jest opowiedziany od A do Z, ze wszystkimi szczególikami. To
tak, jakbyś, pisząc opowiadanie, przełożyła je na puzzle i od razu, tworząc
sceny, sama bawiła się i układała obrazek w gotowy, tymczasem mnie zostawiasz
przyglądanie się, po które elementy sięgasz i co ci wychodzi. Jednak najlepsze
powieści działają wtedy, gdy autor tekstu – tego obrazka – świadomie, ze
skrzętnie rozplanowanym działaniem, rozwala go zupełnie, daje mi te puzzle,
przebiegle je przekłada, a obrazek składam ja. Wtedy dopiero czytanie staje się
rozrywką.
Do tej pory łowcy i wędrowiec przeżyli
atak potwora i trafili do wioski, którą inne potwory zniszczyły. Aby to
wszystko opisać, potrzebowałaś sześciu rozdziałów, tymczasem jeśli chodzi o
akcję, to czuję, że dałabyś radę – gdyby tylko wyciąć ekspozycje i streszczenia
– zmieścić się w trzech. Mam wrażenie, że się trochę ślimaczymy. Na przykład
Nero… szyje sobie gacie i nawet nie dowiaduję się przy tym, czy w ogóle to lubi
i jakie to budzi w nim emocje, ale dowiaduję się, że po prostu nocni wędrowcy
potrafią takie rzeczy. Czy to dla niego relaksujące, irytujące, jakiekolwiek?
Może to śmieszne, że narzekam, że cerowanie powinno wywoływać emocje, ale
problem w tym, że tu nic ich nie wywołuje. Ani śmierć, ani przyjemne kąpiele,
ani posiłki, ani codzienne czynności. To kolejny przykład, jak bardzo marnujesz
potencjał swojej historii. Nie budujesz w oparciu o odczucia postaci, a więc
twoich bohaterów w większej mierze nie da się poznać. Wiem, kim są, ale nie
wiem, jakie mają charaktery. To szósty rozdział, a o Nero mogę powiedzieć tylko
tyle, że robi się nerwowy, gdy ktoś mu przeszkadza. Umiem wymienić jego
umiejętności, ale nie umiem napisać, jakie ma cechy charakteru. Co lubi, na
przykład, robić? Jakie potrawy mu smakują? Za czym tęskni? Dokąd zmierza? Może
to truizmy, ale Nero dostał tak wiele akapitów, a nic z nich nie wynika poza
ekspozycją jego umiejętności i życia jako nocny wędrowiec. A gość na pewno ma
jakiś charakter. Nie jest robotem, który poruszałby się tylko z punktu A do
punktu B w stylu: o, mam poprute spodnie, to je zaszyję, bo umiem. O, a tu
ktoś umarł? To wyłączę emocje, bo jestem nocnym wędrowcem, którego uczono tak od
małego. O, potwór… Dajcie mi miecz, to go pokonam. A teraz zostałem uwolniony
przez łowców i nawet nie wiem, co o tym myśleć. Czy Nero w ogóle przeżywa
jakieś głębsze emocje, czy raczej ciągle jest wyciszony? On tak specjalnie jest
taki nijaki?
To samo zresztą mogę powiedzieć o Rogerze.
Gdybym miała wymienić jakąś jego cechę charakteru, to może tę, że jest dość
ugodowy i tylko pozoruje swoje górowanie nad drużyną, liczy się z ich zdaniem i
spełnia nawet polecenia swojego zastępcy. Mam wrażenie, że jest miły i całkiem
spoko, tylko to słabo ukrywa pod maską dowództwa. Jednak na tym się kończą moje
podejrzenia. Roger też wypada dość zrobociale i po prostu wykonuje jakieś
czynności, ale nie przeżywa ich. Czasem coś sobie przypomni, jednak sama
retrospekcja wygląda jak streszczenie, aby poinformować czytelnika o
wydarzeniach, a nie po to, by ukazać, jak Rogera naturalnie atakują niechciane
wspomnienia, które działają na niego emocjonalnie. I w jego przypadku też nie
wiem, co lubi, co chciałby i tak dalej. Chociaż to twoi główni bohaterowie, po
sześciu rozdziałach są mi zupełnie obcy i obojętni. Nie wiem, czy śmierć
któregokolwiek z nich by mnie obeszła; na pewno obeszłaby mnie śmierć braci, bo
w jednej z nielicznych scen widziałam, że są ze sobą zżyci, a poza tym Nêsper
jest miły i wesołkowaty. Chociaż pojawia się zwykle w tle, przynajmniej coś
mogę o nim powiedzieć.
Na tym etapie nie pamiętam już (choć ocena
sześciu rozdziałów zajęła mi jeden dzień, czytałam ciągiem), jaka tragedia
spotkała Wilarda w przeszłości (czy to on stracił żonę…?) i czemu jest takim
nieprzyjemnym bubkiem. Cieszę się jednak, że taki jest, bo to znaczy, że on też
ma jakiś charakter, który można określić, wyczuć, czego w przypadku Nero
zupełnie nie da się napisać.
ROZDZIAŁ VII
Dlaczego właściwie Filin dosiada pięknego
ogiera dowódcy, skoro bohaterowie trafili do wioski z nadmiarem koni? Nie mógł
wziąć innego? Może Mondego jest najszybszy, ale to trochę bez sensu, skoro
Filin i tak ma potem czekać na bohaterów w karczmie. To nie tak, że musi
przejechać okrutnie daleką drogę w bardzo krótkim czasie i wrócić. Skoro ma
czekać na resztę na miejscu, mógłby wziąć jakiegokolwiek konia, który po prostu
nie byłby kulawy, bo skoro wyjedzie znacznie wcześniej niż reszta (szybciej o
całą noc) i pojedzie solo, to wiadomo, że, chcąc nie chcąc, do karczmy trafi
pierwszy.
Poza tym coś ci się rozjechało fabularnie.
Rozdział temu czytałam:
Tymczasem teraz:
Czy Filin nie miał wyjechać wczoraj od
razu, a bohaterowie – wcześnie rano? Jednak ten nie wiadomo dlaczego
przeczekuje ze wszystkimi do rana, a reszta towarzyszy jedzie za nim.
Roger udzielał właśnie ostatnich instrukcji Filinowi, który dosiadał pięknego, karego ogiera dowódcy, gdy nocny łowca wywlókł się z chaty. Nigdy nie należał do śpiochów, ale przyspieszona regeneracja miała swoje prawa. – Dla mnie to brzmi jak wymówka. Nero
bardzo dużo sypia albo próbuje spać, lecz coś mu przeszkadza, generalnie mam
wrażenie, że w każdym rozdziale było coś o jego spaniu.
Okej, nie dawało mi to spokoju i aż się musiałam upewnić. Sprawa
wygląda tak:
Rozdział 1: Nagle otworzył
sklejone oczy. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął.
Rozdział 2: (Do Nero) – W końcu
się obudziłeś – stwierdził, wręczając mu wodę.
Rozdział 3: Nero leżał na dnie
wozu i sennie wpatrywał się w konary drzew (…). Nawet nie zauważył, kiedy
zasnął.
Rozdział 5: Nero napchał się
tak, aż poczuł, że zaraz pęknie. Teraz najchętniej położyłby się gdzieś w kącie
i przespał do rana (…).
Rozdział 6: (Roger) Powlókł się
do alkierza i zmarszczył brwi na widok nocnego wędrowca rozwalonego na
największym łóżku i śpiącego w najlepsze.
Rozdział 7: (Cztery różne w czasie
sytuacje!) Nero jakoś nie czuł się na miejscu w całej tej krzątanie, więc
narzekając na ranną nogę, zaszył się w stajni i podsypiał na sianie. W końcu,
gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, postanowił się ruszyć i sprawdzić,
czy kolacja jest gotowa. (…) Z przyjemnością wyciągnął się na dobrze wypchanym
sienniku, naciągnął na głowę lekko drapiący, wełniany koc i powoli odpłynął w
sen. (…) Nagle został wyrwany z płytkiego snu silnym kopniakiem w biodro. (…)
Nocny łowca zaczynał powoli przysypiać, pomimo panującego w gospodzie gwaru,
gdy wrócił w końcu Roger, niosąc klucze do wynajętych pokoi.
No i dobra, z jednej strony może Nero tak się
regeneruje, z drugiej – Wilard sam zwrócił mu uwagę, że wszystko szybko się na
nim goi, poza tym podobno wędrowcy odznaczają się wysoką wytrzymałością i
regeneracją. Więc… może po prostu nie udawajmy, że Nero nie lubi spać, skoro
wciąż go na tym przyłapuję? Pod tym względem nie mogę z ręką na sercu napisać,
że jest to superaktywny i ciekawy bohater.
Myślę, że sporym problemem jest to, że nie
stawiasz asterysków i nie piszesz scenicznie, ale opisujesz wszystko ciągiem –
pobudki, posiłki, przejazdy, kąpiele, odpoczynki… Mam wrażenie, że przez to w
tekście niewiele się dzieje, a Nero ciągle się nudzi (w dodatku ja wraz z nim).
Tymczasem mogłabyś zaczynać sceny jak najbliżej ich końca, zajmując się tym, co
najważniejsze, czyli konkretnymi interakcjami. Nie miałabym wrażenia, że ponad
połowa tego rozdziału jest jedynie mocno przegadanym wstępem do akcji.
Opis przejazdu i trafienia do wioski jest
całkiem przyjemny, ale trudno go jakoś skomentować. Oczywiście, narracja nadal
jest pomieszana i co chwilę skaczę między głowami, a więc przemyśleniami Nero a
Rogera, jednak nie mogę się spodziewać, że nagle w połowie tekstu uporządkowałabyś
tę kwestię. Na szczęście nie zagracilaś tej sceny ekspozycją na temat historii
bohaterów czy świata przedstawionego, pozwoliłaś im po prostu ruszyć w przód, a
drobne informacje przemyciłaś tak, że ich ilość już nie przytłacza. Ujmuje
szczególnie fragment, w którym Nero przypomina sobie, jak kiedyś bardzo lubił
konie – w czasie przejazdu powoli, z każdą myślą zaczyna to wątpić, a noga i
ogólnie zły stan fizyczny zaczyna mu doskwierać. Fajnie, że da się to odczuć.
Na moje, kłopotliwie zrobiło się tutaj:
Samo to, że Zodan proponuje takie rzeczy i
że ogólnie nikt nie robi Nero większych problemów to wystarczający dowód, że
akceptacja pojawiała się stopniowo. Zanim o tym napisałaś, dawno potrafiłam
sama to wyczuć i nawet uśmiechnąć się do tej myśli pod nosem (i to trochę
wcześniej niż w tym momencie). Nie musisz tego stwierdzać, pozwól mi za to
samej oceniać sytuacje, o których czytam, i wyciągać z nich wnioski.
Kilka akapitów temu pisałam o wstępach do akcji i braków scen. Myślałam, że kiedy dojedziemy do wioski, coś się w niej wydarzy i… nie wydarzyło się nic. Bohaterowie zeszli z koni, Roger poza kadrem poszedł sobie pogadać z sołtysem czy kimś tam, a Nero znów poszedł spać, aż został obudzony kopniakiem i Roger zarządził wymarsz. Po co to wszystko? Czemu bohaterowie nie mogli od razu trafić do właściwej wioski z gospodą, do której zmierzali? Czemu nie pomijasz fragmentów, które są o niczym?
Dopiero teraz, po siedmiu rozdziałach, tak
naprawdę dociera do mnie (oczywiście ekspozycją), że Nero nie ma pojęcia o
ludzkim świecie, bo mało w nim przebywa, a jak już, to z dala od ludzi.
Piszesz, na przykład, tak (ad zajazdu): Nero zaciągnął na głowę kaptur i
spoglądał zaciekawiony. Nigdy jeszcze nie był w takim miejscu. W trakcie swoich
wizyt na tych ziemiach przemykał się nocą, unikając ludzi. Ze stajni wyszli
chłopcy stajenni i, kłaniając się nisko, chwycili wodze koni. – Po ostatnim
zdaniu z końmi widać, że zaciekawienie Nero się nagle urwało, przeszłaś już do
innego wątku. Czy nie sądzisz więc, że emocje Nero powinny być w tym fragmencie
większe? Że jego zaciekawienie powinno być widoczne też w całej scenicznie, a
nie opowiedziane jednorazowo? Pokaż, że Nero jest zaciekawiony. Pokaż, jak się
rozgląda, ocenia wystrój, ludzi, potrawy, słowem: wszystko. Wyciśnij coś z tego
tekstu, niech nie będzie taki bezosobowy, męcząco nijaki. Kilka akapitów niżej
Roger zauważa (tak, on, a nie ja), że Nero jest wystraszony (ale jednocześnie
Nero wcale nie zachowuje się, jakby taki faktycznie był, więc sama nie mogę
tego stwierdzić). Jego lęk i zaciekawienie ograniczasz do pustych stwierdzeń: Nero
z dumnego wojownika przeistacza się w zarobioną, przestraszoną istotę.
Albo: Nero zaszył się w najdalszym
kącie i spuścił głowę, ale zachłannie obserwował otoczenie. Tylko że tej
zachłanności też nie widać, nie ma w tym emocji. Nie wiem, czy Nero podoba się
nowe miejsce, co myśli o kobiecie, którą opisujesz w kolejnym zdaniu (W
końcu przepchnęła się do nich pulchna, młoda kelnerka, trzepocząc rzęsami na
widok Rogera. Miała zaróżowione policzki i lekko zadarty nos). Podoba mu
się czy może czuje zakłopotanie, nie chciałby, by i do niego podeszła? W pewien
sposób zadziwia – a w pewien irytuje – mnie to, jak bardzo starasz się
pisać to opowiadanie, nie pisząc opowiadania, a relację z podróży i
charakterystykę otoczenia. Omijasz wszystko, co wychodzi poza te ramy, przede
wszystkim omijasz przeżycia wewnętrzne bohaterów, więc stają się oni kukiełkami
prowadzonymi przez narratora, a nie potencjalnie żywymi jednostkami, w które
można się wczuć.
Edit: dopiero trochę dalej pojawia się
komentarz Nero odnośnie do kelnerki: wzdrygnął się na myśl o spojrzeniach
rzucanych przez nią w kierunku dowódcy oddziału, ale nic więcej, więc do
końca nie wiem, czemu Nero się wzdrygnął. Obawiał się jej podrywu? A może
uważał, że była żenująca? Jeśli tak – dlaczego tak sądził, nigdy przecież nie
był w takim miejscu, nie miał pewnie podobnych doświadczeń, w Pustkowiu i nocą,
w lasach, na pewno nie podrywała go żadna kelnerka. Uważał ją teraz za dziwną?
Niepokojącą? Nie wiem!
Niby Nero nie bardzo miał się odnajdywać w
nowym dla siebie otoczeniu, ale też żadnych problemów z tym związanych obecnie
w tekście nie widać. Piszesz, na przykład, że łowcy zaczęli grać w kości. Takie
tradycyjne – jak nasze? Nero nie był zaciekawiony grą? Znał ją?
Nero napełnił brzuch i zawinął się szczelniej w płaszcz. – Co jadł? Czy mu smakowało? Czy było dla niego nowe? Jejku, mogłabym tak pytać o wszystko…
W przypadku tego rozdziału dostrzegłam
pewien komentarz czytelniczy, ktoś pisze tak: W sumie to dobrze, bo taki
oddech po ataku upiorów i całym zamieszaniu w związku z obecnością Nero, czy
też śmieci biednego, polubionego przeze mnie wieśniaka, był wręcz wskazany. –
I z tym już nie mogę się zgodzić. Atak upiorów na wioskę nie był pokazany
sceną, a walka z jednym mackowatym przeciwnikiem wydarzyła się w pierwszym
rozdziale, czyli ostatnia dynamiczna akcja miała miejsce sześć rozdziałów temu.
Nie mamy od czego odpoczywać, bo ciągle to robimy. Twoje opowiadanie jest
jednym, wielkim, niesamowicie dłużącym się wypoczynkiem. Od pierwszego
rozdziału pokazujesz jedynie sceny pasywne, w których w sumie nic się nie
dzieje – i do tego również zalicza się znalezienie zwłok we wsi. Bohaterowie
przyjechali na gotowe, posprzątali, zjedli, wyspali się i ruszyli dalej.
I co? No i są w karczmie, piją i dalej śpią. Nic się nie dzieje.
ROZDZIAŁ VIII
Roger o wynikach przeprowadzonej w karczmie
infiltracji informuje mnie dialogiem. Szkoda, że nie mogłam po prostu zobaczyć,
jak zdobywa dane o znikających podróżnych i martwej zwierzynie. W tym czasie
główny bohater Nero, który podobno ma jakieś moce… śpi (któż by się
spodziewał), bo chyba tak bardzo zmęczyło go czterokrotne spanie w poprzednim
rozdziale. Jakieś źdźbło prawdy najwyraźniej jednak jest w tej mądrości
życiowej, że im dłużej się śpi, tym bardziej zmęczonym się wstaje.
Dużo czasu antenowego poświęcasz Wilardowi i jego
dogryzaniu Nero. I chociaż to całkiem zabawne – nie rozumiem, czemu stoi na
równi z głównym planem opowieści. Z jednej strony Wilard to jedna z niewielu
postaci, o której umiem napisać coś więcej, poznałam jego charakter, z drugiej
– jak to możliwe, że gagi pojawiają się ostatnio w praktycznie każdej scenie,
prawie że przyćmiewając to, co powinno być najważniejsze, czyli główny wątek
fabularny.
Ogólnie mam z tą historią taki problem, że jest
jednotorowa. Mamy dwóch głównych bohaterów – Nero i Rogera – którzy od
pierwszych stron pokazywani są tylko obok siebie, więc czytelnik może odnieść
wrażenie, że tekst ma tylko jeden wątek. Wszystko stawiasz na równi, a przez
to, że brakuje dalszego planu (może nawet scen pokazujących inny punkt widzenia
postaci znajdujących się w innym miejscu), tekst jest płaski.
– Ludzie plotkują na temat choroby króla, arystokracja coraz wyżej podnosi głowę, książę spędza czas na balach – wyliczał dowódca. –
Byłam z bohaterami w karczmie rozdział temu. Czemu sama nie mogłam usłyszeć
tych plotek? Mogłabyś wprowadzić trochę stylizacji językowej innych mieszczan
oraz pokazać emocje towarzyszące dowódcy, który odkrywa pewne niepokojące
fakty. Upiekłabyś kilka pieczeni na jednym ogniu, tymczasem mam wrażenie, że w
scenach skupiasz się na niczym istotnym, a to, co ważne, albo eksponujesz, albo
streszczasz, w związku z czym wiele dzieje się poza kadrem. Już na początku
poprzedniego rozdziału tak było – kiedy Roger poszedł załatwiać ważne sprawy z
sołtysem, ja dostałam opis zasypiającego czy jedzącego Nero. Gdyby chociaż
fragment przedstawiał mi jego emocje i przemyślenia w nie bogate, miałabym
wrażenie, że nic ciekawego nie straciłam, dostałam coś ważniejszego od
interesów Rogera. No ale nie mogę tego napisać, bo wcale tak nie było. Okropnie
marnujesz potencjał tej historii.
Nero zaklął szpetnie w nieznanym łowcom języku, kiedy z rana zbudził go kopniak Wilarda. – A więc nocni wędrowcy
mają swój dialekt? I Nero nigdy nie wtrącił w rozmowę czy swoje przemyślenia
jakiegoś nietypowego słówka? Albo nigdy wcześniej, przez tyle rozdziałów, nie
dał mi do zrozumienia, że ich języki mogą się od siebie różnić? Przecież w tym
tkwi ogromny potencjał, którego aż żal nie wykorzystać. Pamiętasz na pewno, jak
chwaliłam cię za nietypowy sposób mierzenia czasu – na świecę. Fajny smaczek,
po którym miałam nadzieję poznać kolejne, a, niestety, inne najwyraźniej nie
występują lub mieszczą się gdzieś poza kadrem, by wyjść na jaw opisem albo
wcale. Jednak to, że mechanizmy działania twojego uniwersum istnieją w twojej
głowie, nie wystarczy. One muszą być pokazane w tekście, ale uwaga – nie za
pomocą streszczeń czy ekspozycji.
Im dalej w las, tym więcej drzew – w twoim przypadku niewykorzystanych możliwości. Rzucasz faktami na prawo i lewo, a ja tylko przyswajam informacje, bohaterowie poruszają się, ale niewiele z tego wynika, bo najważniejsze i tak dajesz za pomocą (zgubną) opisów. Cudownym wyjątkiem jest moment spotkania staruchy – no, takie sceny, to ja rozumiem! Opis wieszczki to coś, co drugi raz obudziło we mnie emocje w czasie czytania i znów są to odczucia powiązane z obrzydzeniem wywołanym przez twoją dosłowność. W przypadku ciał zmarłych nie bałaś się przytaczać, jak dokładnie wyglądały, teraz też się nie powstrzymałaś i oto mamy plującą na boki staruchę z bielmem na oczach. Nie myślałaś, by spróbować napisać coś w klimatach horroru, może gore, thriller…? Mam wrażenie, że oba fragmenty atmosferą jakby odklejają się, wyróżniają na tle ogólnej narracji. Przez dosłowność są mocne i działają na wyobraźnię, kiedy cała reszta jest raczej pogodna, ewentualnie letnia, ergo: ni chłodzi, ni grzeje.
Jasne, że nie chodzi mi o skrajności –
Roger jest dowódcą, nie wymagam, by wszystko jakoś super go ruszało. Ale skoro
coś podejrzewał, dlaczego wokół tego nie krążyły jego myśli? Czemu nie
zastanawiał się mową pozornie zależną, jakie to może mieć konsekwencje i czy
Nero nie wykorzysta czasem swoich umiejętności przeciw drużynie? Czemu się tym
trochę nie pozadręczał? Cokolwiek, naprawdę, cokolwiek.
Kiedy przeczytałam, że w oddali dzieje się
jakaś tragedia, którą wyczuwa Nero, sądziłam, że drużyna popędzi na łeb na
szyję sprawdzić, co się tam dzieje. A to zaś stanie się pretekstem, by
wprowadzić do tekstu z dawna utęsknioną scenę dynamiczną. Tymczasem… nie.
Bliźniacy wprawdzie pojechali sprawdzić, o co chodzi, ale jako czytelnik nie
ruszyłam z nimi, a zostałam w obozie ze schodzącym z konia Nero. Kilka zdań
dalej bracia wrócili i zaczęli opowiadać, że: Zakon urządził tam sobie
polowanie na czarownice (…) Zatłukli jakąś kobiecinę, jej córce udało się
zbiec. Siedzą tam teraz i terroryzują wieśniaków. Chyba chcą przeczekać deszcz,
zamiast uganiać się za zabiegiem – wyjaśnił Nêsper.
No i okej, pomyślałam, że to właśnie teraz
ruszymy na pomoc, mając już szczegółowe informacje o sytuacji. Chociaż
straciłam element zaskoczenia, nadal coś w rozdziale może się wydarzyć.
Edit: I wydarzyło się – Nero zaatakował
upiór, dokładnie taki sam jak w rozdziale pierwszym. Cieszę się więc, że miałam
kawałek akcji, ale jednak to też nie było dla mnie jakoś supernowe.
Inna sprawa, że mocno rozczarowało mnie
zdanie: Nocny wędrowiec był pod wrażeniem wykonanego zwiadu. Musieli
przemykać się przez środek wioski, a nawet nie zapadł jeszcze całkiem zmrok.
– Czego dokładnie był pod wrażeniem? Chciałabym to wiedzieć i też móc poczuć
respekt przed braćmi, ale nie wiem, ile wysiłku kosztowała ich akcja, bo mnie z
nimi nie było, a dokładniejszych informacji zdecydowanie zabrakło również w ich
sprawozdaniu. Zakradli się? Wypytywali, udając kogoś innego? To wszystko, co
podobno było świetnie zaplanowanym zwiadem, streściłaś w zdaniu: Bliźniacy
oddali kompanom broń długą i zniknęli bezszelestnie w wilgotnej trawie. Jeszcze
gdybyś miała narrację personalizowaną i narrator stałby za plecami Nero, to
logiczne byłoby, że inni bohaterowie robią swoje bez niego, no trudno. Jednak
nie personalizujesz narracji, dobierasz sceny i fakty, jak ci wygodnie. Mam
wrażenie, że za wygodnie i specjalnie, może podświadomie, nie chcesz się zbyt
wysilać, by pokazywać wydarzenia, więc bohaterowie po prostu opowiadają sobie,
co przeżyli albo opowiada mi o tym narrator. Tak też było, na przykład, z infiltrującym
w karczmie Rogerem. Tylko w tej sytuacji po co brać się za pisanie opowiadania,
skoro z góry nie chce ci się… opowiadać.
Zaczął się rozglądać za kryjówką, aż dojrzał przewrócone wiatrem drzewo. Dół pod jego korzeniami może nie był wymarzonym miejscem na nocleg, ale dawał niewielką osłonę. Nero skulił się w nim i wpadł w stan pośredni pomiędzy snem a czuwaniem. Na głęboki, regeneracyjny sen nie mógł sobie dzisiaj pozwolić. – O jaka szkoda, no
naprawdę…
Na szczęście ten stan nie trwa długo, bo w
scenie, jak wspomniałam, pojawia się upiór. Walka jest dynamiczna, ale
jednocześnie trochę pomieszana. O większych wątpliwościach technicznych
poczytasz niżej, w punkcie o technikaliach, tu tylko podrzucę kilka cytatów,
które wytrącały mnie z rytmu:
Nero skupił się, wyrównał oddech i czekał. Nagle upiór pojawił się przy granicy drzew i pomknął w stronę strażnika, wypuszczając śmiercionośne macki ciemności. Mężczyzna zawirował między nimi jak tancerz. – W
tym fragmencie przez chwilę myślałam, że upiór już zbliżał się do wioski i
zaatakował jakiegoś jej strażnika, nie Nero. Umknęło mi, że tak go określasz i
dopiero po chwili dotarło do mnie, że przedstawiasz już walkę nocnego wędrowca.
Zauważył, jak niewidoczne zazwyczaj runy ochronne, znajdujące się na jego ciele, uaktywniają się, neutralizując truciznę upiora. –
To zdanie jest za długie, przez co odejmuje dynamiki.
Okej, może i runy neutralizują truciznę,
ale z tego, co rozumiem, nie goją ran, tak? W takim razie Nero znów będzie
ranny od ataku jednego potwora. Czy to sprawi, że przez kolejne rozdziały
będzie miał tylko więcej powodów do regeneracji w czasie snu? Mam nadzieję, że
nie. Strasznie smutne jest to, że oto przeczytałam osiem rozdziałów, a w ich
czasie tylko w dwóch scenach wydarzyło się coś mocniejszego. Mam wrażenie, że
to wszystko dałoby się ująć w o połowę krótszym materiale. Albo nie tyle
krótszym, co wyzbytym ze streszczeń i ekspozycji, które zastąpiłoby się scenami
realnie pchającymi fabułę w przód i ukazującymi rozwój relacji członków drużyny.
Ich działania inne niż: „przybyłem, zobaczyłem, zasnąłem”.
Na pochwałę zasługuje ten akapit:
Nocny wędrowiec zaczynał mieć już serdecznie dość tego świata, w którym po krzakach szwendają się upiory, a we wioskach grasują psychopatyczni magowie. Kiedy wędrował przez Pustkowie, nie czuł głodu ani zmęczenia. To było bardzo dziwne miejsce, poza czasem i przestrzenią, ale czuł się tam szczęśliwy. Teraz był przemęczony, obolały i zmarznięty. Na głowę padał mu deszcz, a na domiar złego przyszło mu spać w jakiejś wypełnionej błotem i robalami dziurze. – Choć ja bym go jeszcze trochę podkręciła
stylizacją i zrobiła z niego pełnoprawną mowę pozornie zależną, i tak jest
lepiej, niż było. Obcesowe wyrażenia oddają konkretne emocje typu
niezadowolenie, frustracja, zmęczenie psychiczne. To pierwszy fragment, w
którym mogłam poczuć, co czuje Nero i jakoś się z nim utożsamić. Lepiej późno
niż wcale.
PODSUMOWANIE
Podejrzewam, że jesteś zdziwiona, iż tak
szybko przechodzę do tego punktu programu. Jednak nie będę owijać w bawełnę –
chociaż planowałam bazowo dojść do piętnastego rozdziału, na tym etapie tekstu
nie widzę sensu, bym miała to robić. Wierzę, że jesteś w stanie napisać tę
historię lepiej i zgłosić mi ją jeszcze raz – tym razem jako pełnoprawne
opowiadanie, nie: first draft czy też relację z podróży swoich
postaci.
Opowiadanie od samego początku krąży wokół
istotnych kwestii – Pustkowia, przeszłości Nero i Rogera – a także zawiera
mnóstwo szczególików o uniwersum (magowie, królowie, gildie, epidemie i tak
dalej), jednak nie sposób tego zapamiętać, a co za tym idzie – zrozumieć.
Opowiadanie na wielu płaszczyznach przypomina sprawozdanie. Nie sądzę,
że marzyłaś akurat o takim efekcie, niestety tekstu nie czyta się jak książki.
W niczym swoją strukturą nie przypomina on powieści – przynajmniej nie w
pierwszych ośmiu rozdziałach, gdzie przedstawiasz historię jednotorową, co
kilka zdań zmieniając perspektywę, opisując więc wszystko naraz. Być może dalej
jest lepiej, w końcu z czasem nabiera się wprawy, także zaczyna się rozumieć,
które sztuczki narracyjne i zabiegi kreacji działają na czytelników, oddają
emocje – tak działa praca z tekstem, ciągłe udoskonalanie, poszukiwanie
najlepszych rozwiązań. Co nie zmienia faktu, że czytelnicy i tak będą cię
czytać od początku, nie od środka czy końca. Jeśli więc pierwsze pięćdziesiąt
stron tekstu jest nudne i wyeksponowane, nikomu nie będzie się chciało iść
dalej, chyba że po to, by sprawić ci przyjemność albo dlatego, że, „forma opka
na Wattpadzie wcale nie musi przypominać książki”. Swoją drogą spotkałam się
już z takim podejściem wśród czytelników, ale nadal nie potrafię go zrozumieć.
Niby dlaczego amatorskie opowiadanie na kilkadziesiąt rozdziałów może bardziej
przypominać wypracowanie szkolne zamiast powieści? Przecież tylko to drugie
zapewnia szczerą rozrywkę.
Wracając jednak do twojej „Pamięci…”,
czuję, że już po takiej ocenie będziesz chciała trochę pozmieniać, bo to nie
tak, że nie wiesz, jak pisać i tekst jest kompletnie nieczytelny. Wręcz
przeciwnie, gdzieniegdzie przypomina opowiadanie, ale na tym etapie to raczej
szkic, który wygląda, jakbyś dopiero na nim uczyła się konstrukcji prozy. Nie –
uczyła się pisać, bo to niekoniecznie powiązane ze sobą rzeczy. Można umieć
tworzyć świetne zdania, kreować słowem, czarować, mieć podstawy stylu, pisać
spoko miniatury do antologii, ale niekoniecznie trzeba umieć poprawnie
rozplanować dłuższy, wielowątkowy tekst na poziomie czysto fabularnym tak, by
intrygował odbiorców. Tu trzeba ustalać, które informacje kiedy wypływają,
które sceny gdzie się zaczynają i kończą, jakie fakty zdradzają czytelnikowi,
jak te fakty się potem ze sobą mieszają, przeplatają, jak podejmowane decyzje i
odkrywane rzeczy wpływają na bohaterów, rozwijają ich charaktery, a interakcje
w grupie zacieśnia łączące ich więzi. Sądzę, że na tym etapie tekstu to z tym
miałaś największy problem. Nie zaprzeczam, że mniej złożone opowiadanie, które
nie przytłoczyłoby cię ilością nowych danych, wyszłoby spod twojej klawiatury
znacznie lepsze i bardziej emocjonujące. Jednak teraz wygląda to trochę tak,
jakbyś sama zachłysnęła się ogromem swojego uniwersum i chciała wszystkie dane
po prostu z siebie wyrzucić, przelać na papier, by może ich nie zapomnieć albo
już nie musieć do nich wracać, a jednocześnie oczarować tą złożonością
czytelnika. Stawiając głównie na opisy świata, zapomniałaś o tym, by
pobudzać emocje. Tego właśnie efektem są masowe ekspozycje i
streszczenia dotyczące świata i postaci. To fragmenty nudne, które pełnią
funkcję charakterystyki świata, ale nie są tym światem, twoje postaci się w
nich – tych opisach – nie poruszają. Zamierają w miejscu, a bawi się tylko
narrator.
W tak krótkim fragmencie mamy informacje o
czterech zupełnie obcych mi bohaterach i przemyślenia dwóch z nich, wprowadzone
mową niezależną. Nie wiem, dlaczego tak piszesz, ale to sprawia, że tekst nie
jest lekki, za to chaotyczny i męczący psychicznie – w końcu wymaga ode mnie
skupienia przesadnego, zupełnie nieadekwatnego do literatury rozrywkowej,
czytanej w wolnej chwili. Moja rada? Na początek przynajmniej trzymaj się
jednej perspektywy dłużej niż przez te 2-3 akapity. A najlepiej idź częściej w
mowę pozornie zależną i zmieniaj punkty widzenia po dłuższych fragmentach, w
których zdążysz trochę osiąść, zmieścić przemyślenia, reakcje, gesty postaci
tak, bym mogła ją realnie odczuć i poznać, wnioskując z tego, co czytam. Możesz
nawet całą scenę podzielić na pół i head-hopppingiem zmienić Rogera na Nero
dopiero w jej połowie, możesz też użyć asterysków. Twoja wola.
Nie zrozum mnie też źle - to nie tak, że masz przestać opisywać inne postaci, kiedy stawiasz narratora za jedną z nich. To byłoby głupie. Ale po prostu przytaczaj ich zachowanie obserwowane oczami głównego bohatera. Na przykład tak:
Spróbowałam zmieścić praktycznie wszystkie
dane, a niektóre sprytnie ukryłam. Już nie trzeba było pisać wprost, że, na
przykład, Filin potrafi odnajdywać się w sytuacjach – błyskawicznie zareagował
na polecenie, więc to najlepszy tego dowód. To samo dotyczy Wilarda czy Rogera
– są pokazani, ale nie są wyeksponowani ani nie grają wszyscy naraz tak samo
pierwszych skrzypiec. Oczywiście nie chcę, abyś kopiowała mnie 1:1, nie o to
chodzi; chciałam ci tylko pokazać, jak mogłabyś operować narracją, by była
bardziej przystępna (nie: chaotyczna w przeskakiwaniu z postaci na postać) oraz
personalna, a więc chociaż trochę wystylizowana i pozwalająca wczuć się w
bohatera prowadzącego.
Obecnie twój narrator charakteryzuje
wszystkich, nawet postaci poboczne, przytacza ich myśli i emocje, przez co nie
są one szczerze odczuwalne i nie udzielają się czytelnikowi. Musisz mi w tym
momencie wybaczyć, ale na temat ekspozycji napisałam na WS już za wiele:
powstały artykuły w encyklopedii [chociażby ten o narracji] i [ten o ekspozycji],
wielkie akapity w innych ocenach pełne przykładów zmarnowanych potencjałów i
dowodów na to, że takie pisanie nie ma sensu, dlatego nie będę się nad tym
dłużej rozwodzić. Zajrzyj do ocen [137], [148], (koniecznie!) [158] i [189]. A
jeśli braknie ci materiału, to mamy jeszcze z najnowszych: [201], [217] i
[221].
Gdybyś zapoznała się z nimi wcześniej, mam
wrażenie, że w ogóle nie wysłałabyś do oceny takiego niedopracowanego
materiału, bo wiedziałabyś już, jak bardzo jest on… no, niedopracowany właśnie.
I absolutnie nie chcę, abyś zrozumiała mnie w tym momencie źle – cieszę się, że
się zgłosiłaś, bo chcę wierzyć, że ocena jest w pewien sposób dla ciebie
wartościowa i pozwala ci spojrzeć na tekst z innej niż swoja perspektywy, a
czytelniczy feedback to, zakładam, coś dla ciebie cennego. Jednak spoko jest
uczyć się na błędach czyichś, a niekoniecznie swoich. Dlatego tym bardziej nie
chcę iść w tekst jeszcze głębiej, żebyś nie musiała też w dalszych częściach
oceny czytać, że znowu polałaś wodę albo coś streściłaś. Zakładam, że takie
rzeczy tam się dzieją, bo raczej nie przekroczyłaś magicznej granicy w stylu:
„o, od rozdziału dziesiątego już mam same konkret-sceny”. Jeśli już coś się
rozwijało, zmieniało, bardziej szlifowało, to na pewno działo się to z czasem,
a nie jak za dotknięciem magicznej różdżki. Obecnie początek wygląda tak,
jakbyś sama w czasie jego kreacji jeszcze nie do końca wiedziała, o czym chcesz
pisać, co będzie tłem, a co pierwszym planem i jakie charaktery mają mieć i
rozwijać twoje postaci, poza braćmi i Wilardem (niedziwne; śmieszków kreuje się
de facto łatwiej, bo w oparciu o gagi). I to dlatego bohaterowie dużo ci śpią –
bo nie wiesz, co z nimi robić, ale jakoś muszą iść w przód, być może tam
zaplanowałaś coś grubszego i męczyłaś się, żeby już do tego dojść. Nie
wiem, czy to prawda, ale takie mam właśnie odczucia. Jakbyś za bardzo się
pospieszyła z tym pisaniem i zasiadła do tworzenia tekstu bez bazy, więc
automatycznie pierwsza wersja opowiadania stała się właśnie nią – tą bazą. I
dopiero ją będzie trzeba uformować – pisałam ci już o puzzlach – gotową
historię rozwalić i zaprojektować tak, by zaczęła intrygować i budzić emocje.
Nie tylko zadowalać opisanym światem.
Do tego wszystkiego koniecznie trzeba
dodać, jak wspominałam, charaktery głównych postaci – Rogera i Nero.
Obecnie nie widać ich w opisach, przemyśleniach, szczątkowej fabule. Gdzie można
poznać te jednostki? Każda scena z ich udziałem jest sposobnością do kreacji.
Przeżywając wydarzenia wraz z postacią, jakby zza jej pleców, poznając
(obserwując, nie – czytając o gotowych emocjach) zaczyna się jej kibicować,
wczuwać się w nią, współczuć, cieszyć się, gdy coś jej się uda. W twoim
opowiadaniu właśnie przez brak rozbudowanych scen i nudnego narratora
wszystkowiedzącego, który tylko eksponuje i daje mi gotowe wnioski pod nos,
jest mi wszystko jedno i nie zależy mi na twoich bohaterach. Bracia i Wilard są
wprawdzie barwni na swój śmieszny sposób, ale to tyle. Główni bohaterowie nie
mają też charakterystycznej dla siebie stylizacji językowej, która jest
obowiązkowym elementem kreacji, szczególnie gdy twoje uniwersum przedstawia
świat alternatywny, a dwóch głównych bohaterów pochodzi z różnych środowisk,
ba, zupełnie przeciwnych sobie obozów. Nero w ogóle, jak sam zdążył zauważyć,
sporo czasu spędził nie w świecie ludzi, a w Pustkowiu. Trudno w to uwierzyć!
Na pewno świat nierzeczywisty musiał jakoś na niego wpłynąć i Nero powinien
odnajdywać się w świecie ludzkim na nowo, z jakimiś trudnościami, których nie
dałby rady ot tak przespać. Tymczasem chyba właśnie to Nero próbuje robić. Na
prawie każdym kroku zachowuje się tak, jakby żył wśród ludzi całe życie, może
tylko trochę introwertycznie. Na moje też jest po prostu za bardzo przymulony,
żeby być nocnym wędrowcem, a co dopiero głównym bohaterem tekstu. Teraz
bardziej niż postać fascynującą na miarę Wiedźmina czy Katniss Everdeen, Nero
przypomina Rey Skywalker-Palpatine, w której może i moc jest silna, ale
jednocześnie babeczka jest flegmatyczną nudziarą, wokół której rzeczy dzieją
się same, a ona po prostu w nich jest, bo… autor uczynił ją główną bohaterką –
to jej jedyne osiągnięcie. Ale gdyby ją albo Nero podmienić na jakiegokolwiek
innego jedi czy nocnego wędrowcę, mam wrażenie, że obie serie tylko by zyskały,
bo trudno uwierzyć, że w obu znalazłyby się jeszcze mniej charakterystyczne
postaci.
Pozwól, że powoli będę przechodzić do poprawności.
Ta również namnożyła problemów – na przykład błędne zapisy dialogów (głównie w
przypadku nadprogramowych czy brakujących akapitów) czy mieszanie podmiotów
sprawiły, że jeszcze trudniej odnaleźć się w twoim opowiedzianym, a nie
pokazanym świecie. Ponadto powtórzenia okropnie zubożyły ci styl, przez co nie
dość, że twój narrator jest suchy, to jeszcze wyraża się schematycznie,
powtarzając non stop jak nie konstrukcje z imiesłowem, to te z czasownikiem
„być” albo spójnikiem „i”. Jest więc jednolicie i na tle fabularnym, i
technicznym.
Jako że nie przeczytałam całości, a to, z
czym się zapoznałam, nie przypomina opowiadania, nie wystawię ci noty
końcowej. Jak pisałam, wierzę jednak, że jesteś w stanie zgłosić się raz
jeszcze ze znacznie bardziej dopracowanym materiałem, z którego wywnioskuję coś
więcej o postaciach, ich charakterach i emocjonujących przygodach, które
przeżyją.
Na to będę czekać z
niecierpliwością.
POPRAWNOŚĆ
Od razu mówię: nie wypisuję wszystkiego, a już na
pewno nie wszystkich dostrzeżonych powtórzeń. Pod tym względem, proszę, przejrzyj
tekst samodzielnie. Najlepiej czytaj na głos, powoli, akcentując wszystkie
pauzy oddechowe i zwracając uwagę na interpunkcję. Wtedy usłyszysz, że w
niektórych fragmentach pojawia się nagromadzenie tych samych słów, ale też
dostrzeżesz problemy z pomieszanymi podmiotami. W twoim przypadku nie
rozmawiamy o kilku być czy mieć, problem jest znacznie
poważniejszy, dlatego chciałabym, byś potraktowała go poważnie.
BLURB
Niespodziewane doniesienie o pojawieniu się całej ich
grupy w ruinach starej posiadłości rektora Akademii Magii, [przecinek zbędny]
wzbudza niedowierzanie i niepokój.
ROZDZIAŁ I
Wiedząc, że raczej dziś nie zaśnie, zaczął
obserwować mężczyzn, [przecinek zbędny] siedzących wokół ogniska. –
Sugeruję szy: dziś raczej nie zaśnie.
(…) pomyślał, zgrzytając lekko zębami. – Lekko zgrzytając.
Został utworzony pół wieku temu, [przecinek zbędny] jako
główna broń do walki z nocnymi wędrowcami.
W tamtych czasach żyło tu wielu
strażników, [przecinek zbędny] takich jak Nero.
(…) Stracimy na tym tylko trochę czasu,
ale to, co z ciebie zostanie, nie będzie miłym widokiem. - Zamyślił się
ponownie, a po chwili milczenia dodał[:] - Ja nigdy nie zostawiłbym nikogo z
naszych.
W jednym jednak zbrojny miał rację,
w najmniejszym stopniu nie miał ochoty na spotkanie z magiem. – Przecinek w tym
wypadku zastąpiłabym myślnikiem.
Magów od zawsze intrygował fakt istnienia
bramy. W sumie nie była to brama w pełni tego słowa znaczeniu. Był to
raczej niewielki, niezalesiony obszar, [przecinek zbędny] otoczony omszałymi
głazami, na których były wyryte znaki. Wewnątrz nie znajdowało się nic
nadzwyczajnego, rosły tam tylko chwasty. Można było tamtędy przejść i
nic nie poczuć. Mimo wszystko cała okolica przyprawiała o dreszcz niepokoju,
choć ciężko było stwierdzić, skąd to uczucie się brało.
„Przypomnij sobie[,] jak
podrapałeś sobie nogi podczas zabawy w lesie (…).” – Do zacytowania słów
jakiegoś instruktora, który szkolił Nero, użyłaś i cudzysłowu, i kursywy.
Zdecyduj się na jedną formę. A jeśli wybierzesz cudzysłów – wyciągnij z niego
kropkę [źródło].
Król był już stary i widać było, że
traci kontrolę nad państwem. Syn i następca króla, książę Filippe, był słabym
i zepsutym dzieciakiem bez krzty charyzmy. Gildia Magów zaczęła coraz
zacieklej walczyć o wpływy, zakon słabł, a wojsko po latach spokoju było
rozlazłe,
[przecinek zbędny] jak spita baba na zapiecku. // Ludzie zaczynali
szeptać między sobą jakieś idiotyczne przepowiednie (…).
Zupełnie inną kwestię stanowił mag. Musi zwiać, zanim go do niego doprowadzą i zanim zupełnie opadnie z sił. –
Nie umiem wyczuć, czy to powtórzenie jest celowe.
Ogień trzaskał wesoło, zupełnie nie
przejmując się sytuacją, a noc królowała wokół mrokiem i pohukiwaniem sów. [Nero] zZaczął
macać ziemię palcami skrępowanymi za plecami ze złudną nadzieją na
znalezienie czegoś, co pomoże przeciąć więzy. – Pomieszane podmioty.
- Uwaga! - wrzasnął więzień, wpatrując się w mrok. // Wytrąceni z transu łowcy spojrzeli po sobie zmieszani. – Te dwie czerwone kreski to miejsce, w
którym powinnaś przejść do nowego akapitu. Komentarz narracyjny jest znacznie
dłuższy, niż widać to na cytacie i pojawiają się w nim informacje dotyczące
innych bohaterów niż mówca.
Walka z upiorami pustkowia zawsze była trudna
i niebezpieczna. Nigdy nie można było przewidzieć, skąd zaatakują macki
istoty, [przecinek
zbędny] ani jaki będzie ich zasięg. (…) Pokaz umiejętności nocnego wędrowca
po raz kolejny uzmysłowił łowcom, jak bardzo był niebezpieczny. Roger
nie zdążył nawet mrugnąć, gdy walka była zakończona.
Stwór zafalował lekko i stał się trochę jaśniejszy w miejscu, gdzie uderzył go miecz. (…) Ciemność usunęła się przed ogniem i zafalowała.– Choć zdania te znajdują się w dwóch
różnych akapitach, nadal znajdują się tak blisko siebie, że powtórzenie tak
charakterystycznego słowa zwraca uwagę.
ROZDZIAŁ II
Dotarło do niego, że pojawienie się nocnych wędrowców, [przecinek zbędny] mogło
być tylko szczytem góry lodowej.
– Zagotuj wodę – poprosił jego zastępca, pochylając
się nad Młodym. – Te obrażenia są bardzo dziwne. Szczerze mówiąc, nie wiem,
ile będę mógł zdziałać. // Roger podszedł i pochylił się nad ramieniem
towarzysza. Szyję Filina otaczał brzydki, czarny ślad, [przecinek zbędny] przypominający gangrenę. Oddech miał ciężki i świszczący, czoło rozpalone. – Pomieszane podmioty. Czytając na głos, słyszę, że oddech
ciężki miał nie – Filin, a Brzydki Czarny Ślad.
Patrząc na twarz więźnia[,] zauważył ciemne
sińce pod oczami i suche, spękane wargi.
Kiedy z pomocą Rogera i Nêspera skończyli
opatrywać rannych[,] niebo na wschodzie zaczynało jaśnieć.
W obecnej sytuacji dotarcie do celu zajmie
im conajmniej dwa razy tyle. – Co najmniej.
Nero otworzył nagle oczy. – Lepiej: nagle
otworzył.
Znów leżał związany przy ognisku, z tym, [przecinek zbędny] że
teraz strasznie bolała go głowa, udo i nadgarstki. – Bolały
(liczba mnoga).
Było widać, że mężczyzna jest mocno wystraszony stanem brata. Byli nierozłączni, odkąd lata temu uciekli ze swojej wioski, [przecinek zbędny] położonej pośrodku puszczy, w
poszukiwaniu przygód i lepszego życia.
Zobaczymy[,] co uda się ugrać
dzięki współpracy.
Wilard splunął ze złością na ziemię. Cały
czas przysłuchiwał się z uwagą rozmowie. – Lepiej: Cały czas przysłuchiwał się
rozmowie z uwagą (nacisk na informację o uważności, nie: o istnieniu
rozmowy).
Nero próbował uskoczyć, ale noga ugięła
się pod nim. – Się pod nim ugięła.
– Proszę, pomóż im. – [akapit zamiast myślnika] Nero zapatrzył
się w smutne, brązowe oczy bliźniaka.
– Powiedz mi, dlaczego miałbym to zrobić? – wycedził
powoli więzień.
ROZDZIAł III
Faktycznie, nic o nich nie wiemy –
pomyślał lekko strapiony. Na głos powiedział tylko [dwukropek i akapit] –
Wil, weź kuszę i idź z nim. Może faktycznie ma jakieś ludzkie potrzeby.
Z dziesięciu osób zostało ich sześciu, a
stan trzech z nich wyglądał coraz gorzej. – Stan wyglądał? A nie wyglądali oni, a
stan był coraz gorszy?
Roger z Nêsprem zabrali się do układania
na wozie derek dla rannych i pakowania bagaży.[spacja]W tym
momencie z lasu wyłonił się Wilard z nocnym wędrowcem.
– Panie, ale to nie choroba jakaś jest? –
Woźnica zapytał, przestraszony – zapytał woźnica (od małej)
Chaty pokryte słomianymi dachami, [przecinek zbędny] zbudowane
były z drewnianych bali.
Jego ciało stężąło w dość makabrycznej
pozycji, z wnętrznościmi zwisającymi z rozszarpanego brzucha. – Wnętrznościami.
Roger wrócił uwagę (…) – zwrócił.
W kącie, zagradzając drzwi do alkierza, leżała starsza kobieta. Łowca uchylił drzwi i ze smutkiem zobaczył zwłoki piątki dzieci. – A może po prostu: uchylili je?
Niestety przy życiu nie pozostał żaden człowiek ani [żadne] zwierzę. – Błąd składniowy, w tym wypadku
błędne połączenie w całość dwóch rzeczowników o różnym rodzaju (ten człowiek
i to zwierzę) z jednym przymiotnikiem (żaden), którego odmiana
odpowiada tylko jednemu rzeczownikowi (żaden człowiek, błąd: żaden
zwierzę).
Przy całkowicie opuszczonych osłonach, [przecinek zbędny] był
w stanie wyczuć wyjątkowo silne emocje nawet ze znacznej odległości.
Kiedyś odebrał echa zabójstwa, [przecinek zbędny] oddalonego
o pół świecy szybkim marszem od niego.
Nagle nocny łowca zawył i skulony zwalił [się] na dno wozu.
ROZDZIAŁ IV
– Zamknijcie się[,] do cholery – jęknął Nero.
Był zbyt nieostrożny, odsłaniając się tak bardzo. Emocje emitowane przez żywych nie były jednak aż tak silne.
Po chwili zniknęły mroczki, które widział przed oczami[,] i zaczęła mijać nieznośna słabość i drżenie mięśni. – Zaczęły mijać.
– Kurwa mać – syknął Roger[,] czując, że pomału sam ma już dosyć.
Po wyjściu na zewnątrz zobaczył[,] jak Nêsper z Wilardem zanoszą rannych do chaty.
Przypomniał sobie nalaną, czerwoną twarz komendanta, wydzielającego się na przestraszonego posłańca z Gildii Magów. – Wydzierającego się.
Pomimo, [przecinek zbędny] że bardzo chciał
wrócić do domu, nie mógł tak po prostu odwrócić się plecami i odejść.
ROZDZIAŁ 5
(…) zamknął oczy i wsłuchał się w energię krążąca w jego ciele. – Krążącą.
Proces kreślenia run zawsze kojarzył mu się z muzyką. Wczuwał się w prawidłowy rytm zdrowych tkanek i kreślił runy tam (…). – Pomieszane podmioty.
Praca szła mozolnie. Nie wiedział, ile czasu pochylał się nad chorym, kiedy usłyszał otwierane drzwi, podniesione głosy i szamotaninę. Prawie kończył obwód i nie mógł się rozpraszać. Zanucił więc znowu i zamknął oczy. // Roger patrzył zafascynowany na pracę nocnego wędrowca i prawie spalił potrawkę, kiedy drzwi otwarły się i w progu pojawił się Wilard z Nêsprem. – Pojawili się. Poza
tym czy to nie dziwne, że Roger nie zareagował na dźwięki szamotaniny?
– Myślałem, że się na niego zaraz rzucisz
i pochlastasz, zanim zdążę się odezwać – wyznał Roger.[spacja]– Doszliśmy
do porozumienia (…).
– Musiałem go uwolnić i obiecać, że nie
wydam magom, [zbędny przecinek] – przyznał dowódca lekko
zmieszany – ale w zamian zgodził się nam pomóc w walce z upiorami.
Z biegiem pracy oddech chorego stawał się
coraz głębszy i spokojniejszy. W końcu dotarł do miejsca, w którym zaczynał [ten oddech? – podmioty]
i zamknął krąg run wokół rany. Krwawe ślady zabłysły na moment i zaczęły wchłaniać
się w skórę. Po chwili ślad zgnilizny zaczął cofać się w kierunku
zranienia, aż w końcu zniknął zupełnie.
Nocny łowca zachowywał się tymczasem z
taką swobodą, jakby cała sytuacja wcale go nie dotyczyła. Pałaszował
kolację z werwą, jakby nie jadł nic od tygodnia. // Nero n[N]apchał się tak, aż
poczuł, że zaraz pęknie.
– Runy. – Padła gniewna odpowiedź. – Zbędna kropka po
wypowiedzi oraz wielka litera w dopisku narracyjnym.
Ciekawe[,] czy gildia magów wie o takich
umiejętnościach?
(…) spoglądając ze zdziwieniem to na wędrowca[,] to na przecierającego dziwnie wilgotne oczy brata. – Szyk: na brata przecierającego dziwnie wilgotne oczy. Inaczej brzmi to tak, jakby jakiś przecierający przecierał oczy jego bratu.
Żeby rysować runy[,] nie trzeba być magiem.
– Czyli ja też mógłbym się tego nauczyć? – łowca nadal
nie widział różnicy. – Łowca od wielkiej litery.
ROZDZIAŁ VI
Wilard z Nêsprem siedzieli przy stole, obserwując[,] jak Vésper wciąga
resztę potrawki.
Krótki fragment z aż czterema imiesłowami
współczesnymi:
Pomimo, [przecinek zbędny] że nie czuł się
winny śmierci pozostałych członków drużyny, to nie było mu też z tym za
dobrze.
Przysiadł się do stołu i zajadając,
zastanawiał się[,] co dalej.
(…) zbrojni bardziej przypominali
nastawieniem bandę najemników, [przecinek zbędny] niż fanatyków na
usługach gildii.
W ciche brzęczenie much wdarł się nagle odgłos kroków na ścieżce. Uniósł głowę i zobaczył zbliżającego się nocnego wędrowca (…) – pomieszane podmioty.
Wygląda bardziej jak akrobata, [przecinek zbędny] niż
jak wojownik – po spójniku niż przecinek stawia się tylko
wtedy, gdy po nim pojawia się czasownik. Tu natomiast, jak widać, w
podkreślonej części go nie ma.
Póki jego rzeczy były mokre[,] musiał się
zadowolić tym, co znalazł w wiosce. Nie przejmując się tym, że ubrania
wiszą na nim, [przecinek zbędny] jak na strachu na wróble, pokuśtykał do
wioski.
Postaraj się tylko nie zajeździć mi
Mondego, [przecinek
zbędny] ani nie przegrać go w karty.
ROZDZIAŁ VII
– Patrzcie[,] kogo przywiało na gotowe. – Wilard nie byłby sobą, gdyby nie skomentował. – chociaż sobie tę słomę z włosów powydłubuj (…). – Pogrubienie od wielkiej litery.
– Wilard po kolacji obejrzy ci tę nogę – zwrócił się do nowoprzybyłego. – Nowo przybyłego.
– Goi się na tobie, [przecinek zbędny]
jak na psie.
Mężczyzna poczochrał pieszczotliwie grzywę, po czym podniósł jej głowę i założył ogłowie. – Głowę grzywy?
Zastanawiał się, czy nocny wędrowiec dotrzyma im tempa. Nero jako tako trzymał się w siodle, ale było widać, że nie jest wytrawnym jeźdźcem. Z drugiej strony wiedział, że ten pewnie zagryzie zęby i będzie udawał, że wszystko jest w porządku. – Podkreślona część
składowa zdania ma podmiot domyślny, który bazowo odprowadza do ostatniego
podmiotu męskoosobowego, którym jest Nero (kto? – Nero – nie jest wytrawnym
jeźdźcem). Nie odprowadza za to do Rogera, który w pierwszym zdaniu się zastanawia.
Cały akapit jest więc mylący.
Nero wyciągnął z kieszeni płaszcza kawałek suchego chleba, którego schował tam na śniadania (…) – który schował tam
na śniadanie/ze śniadania – w zależności od tego, co chcesz przekazać.
Gdyby działo się coś niepokojącego[,] niech nie wychodzą na zewnątrz.
Łowcy zatrzymali się na placu, [przecinek zbędny] znajdującym
się pośrodku wsi, na którym widoczne były ślady po ognisku.
Nero stwierdził, że wciąganie sobie na
głowę kaptura płaszcza w ciągu upalnego dnia, [przecinek zbędny] będzie
wyglądało wyjątkowo podejrzanie.
– W porządku? – zapytał Nêsper,
przyglądając mu się z uwagą. [akapit] Nero kiwnął głową na
potwierdzenie. – Nie musisz tego dopowiadać. Kiwa się zawsze „na
tak”.
Usiedli razem i zaczęli jeść część zapasów znalezionych we wiosce. – W wiosce.
(…) ale stopniowo pojawiała się też niechętna akceptacja. Dla Nero była to dość nowa sytuacja. – Ten rym wyjątkowo
mocno kłuje w uszy w czasie czytania na głos.
Z pewnością korzystne było, że nie musiał
sam się martwić o prowiant i w sytuacjach takich, [przecinek zbędny]
jak ta, [przecinek zbędny] nie miał skrupułów, żeby uciąć sobie drzemkę,
czekając na powrót dowódcy.
Gdyby było inaczej, podróże do tego świata, [przecinek
zbędny] byłyby dla nich dużo mniej niebezpieczne. Jednak nikt,
poza dzikimi magami, nie miał powodu lękać się, tak bardzo jak ona,
łowców czarownic. Emocje, które wyczuwał od tej trójki, były wyraźnie
spowodowane obecnością jego towarzyszy. – Podkreślone wtrącenie wzięłabym w
myślniki, nie przecinki. Tych drugich w zdaniu jest już wystarczająco dużo.
ROZDZIAŁ VIII
Pomimo, [przecinek zbędny] że płaszcze dawały jako taką ochronę, wkrótce wszyscy zostali przemoczeni do suchej nitki. – Przemoczył ich deszcz, natomiast zostali przemoczeni brzmi tak, jakby to, nie wiem, ludzie ich czymś oblewali. Może po prostu: przemokli do suchej nitki…?
– Możecie zabrać ze sobą Kasztankę? –
zapytał[.]
– Bez niej będzie mi łatwiej.
– Jasne – odparł dowódca. – I tak mamy już jednego luzaka. Sięgnij sobie coś z zapasów. [chyba zbędny akapit?]
– Niezależnie od sytuacji Roger nigdy nie zapominał o najważniejszym.
Z pewnością widział po ciemku lepiej niż zwykli ludzie, ale mimo wszystko musiał uważać. Starał się utrzymywać równe tempo tak długo, jak mógł, ale w końcu zmuszony był zwolnić.
Zauważył, jak niewidoczne zazwyczaj runy
ochronne, [przecinek zbędny] znajdujące się na jego ciele, [przecinek
zbędny] uaktywniają się, neutralizując truciznę upiora.
Dokuśtykał do miejsca, gdzie wcześniej się
ukrył i skulił w pozycji embrionalnej, klnąc pod nosem. – Skulił się teraz czy
wcześniej? Od tego zależy, czy potrzebny będzie przecinek przed „i”.
I to by było na tyle przykładów.
Bardzo ci dziękuję za czas, który dla mnie poświeciłaś i za pracę, którą włożyłaś w tę recenzję. Postaram się w pełni wykorzystać, wszystkie wskazówki w korekcie opowiadania. Chciałabym móc się z czymkolwiek nie zgodzić, ale niestety nie mogę. Twoje spostrzeżenia są do bólu trafne i dały mi silnego kopa do dalszej pracy. Tekst zdążyłam poprawiać już dwa razy, ale w przypadku mojego własnego opowiadania cierpię na ślepotę wybiórczą. Coś mi w nim nie pasuje, ale nie wiem do końca co. Jestem bardzo wdzięczna za przykłady, które przetoczyłaś. Dzięki nim zaczynam w końcu czuć, o co chodzi z tą całą narracją personalną i pokazywaniem emocji. Mam nadzieję, że uda mi się napisać to lepiej. Sama już zauważyłam wcześniej moje nadmierne zamiłowanie do "nagle". W obecnym tekście jest ich chyba z 50% mniej, ale i tak namnożyły się paskudy jak grzyby po deszczu. Zszokowałam się, że nadal zostało ich tak dużo.
OdpowiedzUsuńBardzo podobało mi się twoje porównanie do puzzli. Kiedy zaczynałam pisać, nie miałam zielonego pojęcia, jak potoczy się ta historia. Miałam nadzieję, że nie będzie to aż tak ewidentne. Jak widać, przeliczyłam się. W trakcie pisania faktycznie dopiero układałam te puzzle i teraz w końcu wiem, kim są bohaterowie i o czym jest cała ta historia. Zabierając się do korekty, będę musiała rozsypać je i ułożyć w dużo bardziej przemyślany sposób.
Uśmiałam się, kiedy do mnie dotarło, ile Nero przesypiał czasu w trakcie opowiadania. Trzeba będzie coś z tym zrobić :)
Nie zdawałam sobie też sprawy, że jest tu aż taki chaos z podmiotami i zmianami perspektyw.
W trakcie korekty na pewno mocno się na tym skupię.
Bardzo się cieszę, że moja praca okazała się przydatna. Obawiałam się, czy nie przesadziłam z ilością powtórzeń, dublowania przykładów ad chociażby narracji czy dialogów, teraz jednak myślę, że dzięki temu łatwiej będzie ci kilka rzeczy zapamiętać i zwrócić na nie uwagę w dalszej pracy.
UsuńPiszesz o ślepocie wybiórczej i powiem ci, że w przypadku poprawek nanoszonych na własny tekst, takie rzeczy często się zdarzają – głównie jednak w przypadku chociażby powtórzeń czy potknięć stylistycznych, gramatycznych. W przypadku „Pamięci…” sprawa jest jednak o tyle skomplikowana, że poprawki czysto techniczne, gdzieniegdzie, raczej nie będą wystarczające. Najlepiej byłoby napisać początek od nowa, wycinając bez żalu zbędności takie jak streszczenia i ekspozycje, których istota wyszłaby w praniu gdzieś dalej, naturalnie, powoli. A także – a może przede wszystkim – warto też trochę tę narrację spersonalizować.
Teraz, gdy skończyłaś tekst i masz bazę, na pewno łatwiej będzie ci te puzzle rozwalić i podkładać fakty fabularne do poukładania czytelnikom, już nie samej sobie. To ważne, aby tekst zapewniał rozrywkę osobie postronnej. Zwykle te pierwsze wersje bawią samych autorów – to poznawanie historii, bohaterów i tła, w którym się poruszają. Dopiero drugie czy nawet trzecie pisanie, szlifowanie bazy, to tych umiejętności wykorzystanie – z myślą o czytelniku.
Nadal przy tym liczę, że wrócisz kiedyś z tym tekstem właśnie do mnie i też będę miała szasnę zapoznać się z tą historią, którą ty już dobrze poznałaś, i też będę miała okazję się nią nacieszyć. :)
Dziękuję :) Na razie nanoszę mniejsze poprawki, starając się ujednolicić narrację i pchnąć w te postacie trochę życia. Do poważniejszej korekty przystąpię pewnie za miesiąc. Myślę, że powstanie prolog na Pustkowiu i dodatkowy rozdział z finałem pościgu, a ekspozycję i streszczenia będę stopniowo wplątać w treść. Zastanawiam się też, czy nie włączyć szybciej dodatkowego wątku. Będę miała z tym sporo pracy, ale może w końcu nauczę się planowania. Kiedy skończę, chętnie podeślę znowu :)
OdpowiedzUsuń