Tytuł: Bro'war
Autorki: Mari Kim & Miyeon Lee
Tematyka: luźny obyczaj
Ocenia: Skoiastel
Cześć i czołem, kluski z rosołem!
Pierwszy raz w historii WS zabrałam się za ocenę
tekstu grupowego, pisanego w dwójkę. Sama nigdy nie pisałam tak beletrystki,
nie znam szczegółów waszego układu, a więc nie wiem, która z was tworzyła
konkretne fragmenty. Zastanawiałam się więc, czy całą ocenę zwracać się do was
w liczbie mnogiej, czy może pisać standardowo w pojedynczej, a odpowiednie
uwagi przypiszecie już do siebie same, wiedząc, które będą się do kogo odnosić.
Postanowiłam ostatecznie wybrać opcję numer dwa, jest dla mnie lżejsza i zdążyłam
się do niej przyzwyczaić. Do liczby mnogiej przejdę dopiero w podsumowaniu; mam
nadzieję, że taki układ wam pasuje. Wspomnę jeszcze, że poprawność znajduje się
na samym dole oceny i obejmuje jedynie rozdziały 1-4. Niektóre powtórzenia celowo pozostawię w części fabularnej, ponieważ
chcę z ich pomocą pokazać, jak wpływają na stylizację całości. We właściwej
części skupię się, poza nią, na narracji i fabulariach, w tym, oczywiście,
bohaterach,
No to do roboty!
Rozdział 1
Postawiłem ostatnie pudło na podłodze w swoim
nowym pokoju i westchnąłem, mając już dość latania po schodach na trzecie
piętro. Oparłem ręce na biodrach i rozejrzałem się po swojej niewielkiej
sypialni zawalonej moimi rzeczami w kartonach oraz dwóch walizkach z
ubraniami. – Podoba mi się kolokwializacja, na przykład latanie
po schodach – dzięki niej jest lekko, a narracja pierwszoosobowa nie wygląda na
wymuszoną. Od razu widać, że do czynienia mam z bohaterem o luźniejszym
sposobie bycia, co potwierdza zresztą dalsza część tego rozdziału. Za to
odnośnie do techniki za usprawiedliwiony zaimek uważam ten pierwszy – w końcu
bohater trafia do swojego nowego pokoju, podkreśla, że ma coś wreszcie na
własność i to jest jak najbardziej okej. Następne jednak pogrubienia nie robią
już roboty i gdyby je usunąć, fragment byłby lżejszy. Poza tym bohater dobrze
wie, czyje rzeczy wniósł właśnie na piętro – wie, co znajduje się w
kartonach.
No, poza blatami, kuchenką, lodówką i
zlewem to raczej nic więcej nie było. Zerknąłem na zegarek. Ekipa z
meblami powinna być już pół godziny temu, a nawet i wcześniej. –
Nie podoba mi się pierwsze zdanie, a właściwie pozostawienie czasownika na
końcu; brzmi dość dziwnie. Może: No, poza blatami, kuchenką, lodówką i
zlewem, raczej nie było nic więcej. – Poza tym czemu raczej? Bohater
stoi w tym pomieszczeniu, wie, co dokładnie ma przed sobą. Raczej
sugerowałoby, że jednak się… waha? Po co? No i kolokwializacja kolokwializacją,
ale nie ma co też popadać w przesadę. Choć daleka jestem od puryzmu, tu
zasugerowałabym: ekipa z meblami powinna trafić
tu/przybyć/przyjechać/znaleźć się/zapukać pół godziny temu/robić swoje już od
pół godziny. W takim znaczeniu, że tego powtórzenia naprawdę łatwo uniknąć,
a narracja nadal pozostałaby luźna.
Hyon ledwo przekroczył próg mieszkania i
rzucił karton na podłogę, po czym nogą go przesunął, aby móc przejść. –
Sugeruję szyk: przesunął go nogą. Nie musisz mi też tłumaczyć, że
bohater chciał przejść. Skoro przesunął karton, a potem po prostu przeszedł
obok i znalazł się w innym miejscu pomieszczenia, sama domyślę się, co oznaczał
ten gest. Wątpię, by narrator tłumaczył sobie te ruchy w myślach – tak jak ja
na pewno odgadł, o co Hyonowi chodzi, i nawet by się nad tym nie
zastanawiał.
Z drugiej strony czemu Hyon od razu nie rzucił kartonu
gdzieś na bok, tylko najpierw zagrodził sobie drogę? Niepotrzebnie dowalił
sobie roboty.
Odgarnął swoje czarne włosy, aby
grzywka za bardzo nie wpadała mu do oczu. – O, tutaj znów
logiczne, że nie czyjeś inne.
Przyglądałem się pomieszczeniu, mając
satysfakcję, że w końcu się udało mi i Hyonowi znaleźć odpowiednie mieszkanie,
blisko centrum i naszej pracy, ale i z dala od rodziny. –
Lżej i naturalniej dla narracji byłoby nazwać pomieszczenie „po imieniu”, w
sensie: kuchnią, pokojem, salonem, wnęką kuchenną etc. Natomiast mając
satysfakcję to zalążek ekspozycji, którą można łatwo wyplenić, po prostu ją
wycinając. Satysfakcja narratora i tak objawia się wprost, w kolejnych słowach:
w końcu udało mi się znaleźć… – i to mi w zupełności wystarcza, buduje
narrację pierwszoosobową tak, jak być powinno. Jednak znów nie przekonuje mnie
dziwny szyk, czasem dobierasz go w niezrozumiały dla mnie sposób, mam wrażenie,
że piszesz inaczej, niż zwykle się mówi, a to czyni narrację nienaturalną,
spójrz: w końcu się udało mi i Hyonowi znaleźć odpowiednie mieszkanie vs
w końcu mi i Hyonowi udało się znaleźć odpowiednie mieszkanie. Choć
znacznie lepiej brzmiałoby po prostu: w końcu udało nam się znaleźć
odpowiednie mieszkanie.
Musiałbym postradać resztki rozsądku, aby
ledwo kończąc dwadzieścia jeden lat się żenić. Co to to nie! – Doceniam
sprytne przemycenie informacji o wieku postaci. Bardzo zręcznie; wykorzystałaś
do tego walory narracji pierwszoosobowej, czyli naturalne przemyślenia
bohatera. Fajnie!
To latanie tam i z powrotem, noszenie
ciężkich kartonów oraz mebli mnie wykończyło. – Truizm, bo już dawno
to wiem.
(…) po czym zszedłem z bro przed blok i
razem z pomocą ekipy, udało nam się wnieść meble, których w zasadzie i tak było
niewiele, ale najgorzej poszło nam ze sprzętem do ćwiczeń. –
Oho, mamy i bro, które pojawia się również w tytule. Podoba mi się
wykorzystanie zangielszczenia. Czy: bro’war oznacza, że braci wkrótce
coś skłóci i będą toczyć między sobą wojnę? A może po prostu często będą pić
browar? Nie wiem, ale podobają mi się obie wersje; ogólnie podoba mi się tytuł.
Wprawdzie wspominałyście, że być może ulegnie on zmianie, ja jednak sądzę, że w
sumie byłoby szkoda, jeśli bohaterowie faktycznie są braćmi albo się mocno
przyjaźnią.
— No, no, co za stylówka, Tony. Sam
wybrałeś? — zapytał Hyon Tony’ego z uśmieszkiem. –
Kto ma uśmieszek? Hyon czy Tony? Bo sens jedno, ale szyk – co innego.
Coś czuję, że uśmieszek Hyona to będzie taki jego znak
rozpoznawczy. Bohater dość często z tego korzysta, co zgrywa się z charakterem
cwaniaka, za którego go mam. Wiem, że jeszcze wcześnie, jeśli chodzi o wnioski
o kreacji postaci, ale cieszę się, że różnice między głównym bohaterem a Hyonem
już od początku delikatnie się kreują. To akurat ważne, bo charakter to element
fabularny, który poznajemy z czasem, ale od pierwszych słów coś już musi dawać
o nim znać. To ciekawe, bo chociaż główny bohater jest tu narratorem, mam
wrażenie, że jestem o nim w stanie powiedzieć znacznie mniej niż o Hyonie,
którego znam jedynie postronnie.
Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na ubranie
kumpla — koszula z napisem Mam dziewczynę. (…)
— Bardzo śmieszne. Wolałem to założyć, niż
żeby Mercy przyszła ze mną — rzekł Tony z pochmurną miną. Z dwojga złego lepiej
ta nieszczęsna koszulka. – Ojej, ale mi się realnie żal zrobiło
Tony’ego! Naprawdę! Gość ma niełatwo, na dodatek spuszcza nos na kwintę,
zamiast przemycić z domu inną koszulkę, żeby tę teraz przebrać. Nie kombinuje,
a więc ma w sobie sporo pokory i łagodności, ma w sobie coś wręcz z
pantoflarza, nie chce zrobić przykrości swojej dziewczynie. Jestem ciekawa jego
dalszego udziału w fabule, mam nadzieję, że nie jest to bohater, o którym
niczego więcej się już nie dowiem.
W dalszych fragmentach tej sceny bohaterowie trochę z
Tony’ego żartują, trochę się troszczą, ale też zamiast sugerować samodzielność
i przepracowanie kompromisów, od razu podsuwają pomysł, co by Tony miał Mercy
po prostu rzucić. Oni wiedzą więcej niż ja, bo dziewczynę znają, więc liczę, że
w przyszłości też dowiem się, czy poza numerem z koszulką i okrutną zazdrością
jest jeszcze coś, co sprawia, że Mercy jest tu postacią negatywną i łatwo jej
nie lubić. A może to chłopacy przesadzają…? Wniosek? Historia jest ciekawa,
postaci wydają się do tej pory naturalne, mają swoją przeszłość, ale nie
prowadzisz narracji w sposób ekspozycyjny i niewiele zdradzasz, a – wręcz
przeciwnie – rzucasz hinty. To dlatego na tak wczesnym etapie, choć wydarzyło
się niewiele, już rysują się jakieś wątki i mogę śmiało powiedzieć, że mam
ochotę czytać dalej. Na razie idziemy w dobrym kierunku i to mnie cieszy.
— Eli, znalazłem kogoś dla ciebie. (…)
— Która? — zapytałem, przyglądając się tym
niewiastom, choć niewiele widziałem, skoro trzy z nich były odwrócone do mnie
plecami, a dwie jakoś dziwnie podrygiwały, w ogóle nie czując rytmu muzyki.
— Ta w białej bluzce z tatuażem na
plecach. Z tyłu jest niczego sobie.
— Z tyłu może i tak, ale jak z przodu? Nie
dam się znów wkopać w takie gierki. Ostatnio jak mi wybrałeś, to wyglądała jak
moja ciotka.
— Bo to pewnie była twoja ciotka — dogryzł
Hyon (…).
— Mam sokoli wzrok!
— Sokoli? — Aż parsknął śmiechem. —
Stawiałbym na kreci.
— Sam jesteś krecik — odparłem, biorąc
drinka.
Okej, to było dobre.
Z jednej strony bohater ma dwadzieścia jeden lat i
bardzo lekką, luzacką narrację, ale z drugiej – czasami włącza mu się jakiś
archaiczny tryb i zaczyna rzucać zdaniami w stylu:
— Która? — zapytałem, przyglądając się tym
niewiastom (…).
— Zdrowie! — rzekliśmy razem
(…).
Nie wiem, co o tym sądzić, szczerze mówiąc. Osobiście
nie podoba mi się taki misz-masz, ale być może w jakimś stopniu należy on do
stylizacji językowej postaci. Trudno powiedzieć. Jeśli takich archaizmów pojawi
się więcej i będą negatywnie wpływać na mój odbiór tekstu, wrócę do tego w
podsumowaniu.
Pomijając takie momenty, ogólnie narracja jest twoją
mocną stroną. Długo zastanawiałam się, czy zabierać się za kolejną
pierwszoosobówkę, bo przemęczyłam ich wiele i często łapię autorów na tym, że
brakuje im naturalności, nieco luzu charakterystycznego dla myśli. Ale tutaj
jak na razie nie ma o tym mowy. I nie chodzi mi wcale o zabawną stylizację i
ogólnie śmieszną scenę, ale o to, w jaki sposób piszesz. Tutaj jakąś myśl
urwiesz, innym razem spłycisz zdanie kolokwializmem i to jest bardzo spoko.
Trochę żałuję, że opis tańca sprowadziłaś do ogólnika
w stylu: tańczyłem nieźle, bo na tańcu to się znam. Tak naprawdę, choć
bohater przekonywał mnie, że potrafi tańczyć, wyobraźnia podsunęła mi obraz
zupełnie odwrotny; jakiegoś gościa, który – choć bardzo w to wierzy – to jednak
na parkiecie mocno się wydurnia, naśladując Travoltę z „Pulp Fiction”. W końcu
narracja pierwszoosobowa może być (a nawet musi!) subiektywna. Nie muszę
bohaterowi wierzyć w jego przechwałkach. Eli mógłby chociaż przytoczyć, co z
dziewczyną robi, abym mogła się wczuć i rozruszać wyobraźnię w kierunku, który
chcesz, abym obrała. Abym sama mogła ocenić jego umiejętności. Poza tym czy oni
nie tańczyli do EDM? Wspominałaś wcześniej o właśnie takim rodzaju muzyki. Tym
bardziej nie wiem, gdzie bohater miałby tu pole do popisu. Przecież raczej nie
tańczyli, trzymając się za ręce czy w biodrach – jak w stylu klasycznym – tylko
właśnie podrygiwali blisko siebie i podskakiwali, nie?
Tony przy swoim nowym równie pijanym
koledze stawał się odważniejszy, momentami wyglądali jak zakochana para. W
pewnym momencie nasz kłapouch ściągnął koszulkę i zaczął nią kręcić, wydając z
siebie dziwne dźwięki przypominające okrzyki wojowników.
—Tony! Tony! Tony! — krzyczałem razem z
Hyonem. – Przyznam szczerze, że takie zakończenie rozdziału
nieco mnie zdziwiło. Nie pod względem fabularnym, ale technicznym; miałam
wrażenie, że brakuje jeszcze zdania albo dwóch, które zbudowałyby podwaliny pod
przejście dalej, podsumowały coś, uprzedziły, że oto kończy się scena. Trudno
mi to wytłumaczyć, ale nie mogę pozbyć się wrażenia nagłego urwania, które nie
przypadło mi do gusty. Aczkolwiek, no właśnie, być może innym nie robi to
różnicy, a nawet się może podobać, więc spoko.
Rozdział 2
Ogólnie narracyjnie tekst prezentuje całkiem wysoki
poziom, ale czasami niepotrzebnie albo sobie utrudniasz i nie korzystasz z
zaimków (przez co generujesz powtórzenia):
Dopiero wtedy Hyon zrobił kilka
zdjęć, a ja potem wyciągnąłem z kartonu dwa garnki i dwie chochelki (całe
szczęście, że je mieliśmy), i wróciłem do łazienki, dając Hyonowi [mu]
komplet sprzętu „muzycznego”.
Albo przesadzasz z zaimkami i robi się
pretensjonalnie:
Westchnąłem, kiedy ugasiłem swoje pragnienie
(…).
(…) wchodząc do łazienki i wichrząc swoje
już i tak potargane włosy.
(…) zmoczyć trochę swoje czarne
włosy, które sterczały na wszystkie strony.
Niechętnie podniosłem swój tyłek,
włączyłem muzykę (…).
Spróbuj to nieco wyważyć. Szczególną uwagę zwróć na swoje/swój/moje/mój,
których nadużywasz. Polecam CTRL+F i wyszukaj je na docsie, przeanalizuj, które
realnie da się obronić: np. wyżej wspomniany swój nowy pokój jako
podkreślenie własnych czterech ścian jest okej (najczęściej to właśnie
sytuacje, w których da się podmienić swój na własny, podkreślając
wartość tego słowa). To jednoznaczna informacja, że jakaś własna rzecz
ma w tym momencie znaczenie. Niestety w przypadku swoich, a nie niczyich innych
włosów i innych partii ciała – nie ma to sensu, więc nie da się tego obronić.
[No chyba że pisałabyś, na przykład, że bohater zrobił coś swoimi (własnymi)
rękoma, ergo: samodzielnie. Ale to nie jest taka sytuacja].
Przy „Daddy
shark” bro przyłączył się do mnie i dopiero przy tej zwrotce Jim
zaczął się budzić. Skrzywił się, ledwo otwierając oczy i w ślimaczym tempie
zasłonił uszy.
— C-co…? Co jest…? — wychrypiał
zdezorientowany Jim. Półprzytomny spojrzał na nas. –
Wytnij drugie podkreślenie; podmiot nie zmienił się, nadal chodzi o osobę,
która wcześniej zasłaniała uszy. Poza tym szyk ostatniego zdania jest dość
nienaturalny, może: spojrzał na nas półprzytomny/półprzytomnie…?
Dalej też pojawia się trochę dziwnie skonstruowane zdanie:
Prawie dostałem zawału, kiedy nagle
zadzwonił domofon. Niechętnie do niego podszedłem, by zobaczyć, kogo wiatr
przywiał. – W połączeniu z luźną, naturalną narracją imitującą
to, co faktycznie bohater na bieżąco może mieć w głowie, ta konstrukcja kompletnie
odstaje. Nie wiem, czy ktoś właśnie takimi szykami myśli – jak Mistrz Yoda na
końcu czasowniki stawiając. Ergo: (…) by zobaczyć, kogo przywiał wiatr.
Do tej pory sądziłam, że Eli i Hyon są rodzeństwem.
Sugerowało mi to pojawiające się w narracji i tytule: bro; w scenie w
sklepie uśmiechałam się pod nosem, bo myślałam, że bohaterowie chamsko trollują
innego klienta, wkręcając go w swój romans. Teraz do mieszkania nagle przyszła
siostra Hyona i dowiaduję, że to wcale nie jest też siostra głównego narratora,
więc ci jednak nie są braćmi. Czy są parą? Tego nadal nie wiem, bo nie wiem,
czy w sklepie tylko się naigrywali, bo się przyjaźnią, czy naprawdę coś ich
łączy, ale nadal kręcą z tego bekę. Jeśli tak, fajnie, że nie afiszują tego w scenach
przedstawiających codzienność (moment przeprowadzki, impreza), a więc budujesz
niedopowiedzeniami i nie silisz się na sztuczności nadmiernym okazywaniem uczuć
przez bohaterów. Teraz, gdy w scenie pojawiła się siostra Hyona, odbieram
całość jako ciekawy plot twist i jestem zainteresowana tym, co dalej wypłynie.
Nie wiem, czy to zabieg celowy, który przemyślałaś i który wychodzi na jaw
dopiero teraz, czy po prostu to ja jestem od początku niedomyślna i wolno łączę
fakty, ale no dobra. Podoba mi się, że nie mówisz takich rzeczy jak bycie
parą/rodzeństwem/przyjaciółmi wprost, trzeba je wyinterpretować z tekstu z
czasem trwania fabuły. O to właśnie chodzi w pisaniu – tekst ma przede
wszystkim zaskakiwać i twój to jak na razie robi.
O, nawet gdy Elin wspomina, że wreszcie na swoim
mieszkaniu bohaterowie będą mogli szaleć – tak do końca nie wiem, czy
chodzi o romansowanie, by w końcu móc przestać ukrywać się gdzieś po kątach
chociażby w mieszkaniu rodziców, czy chodzi po prostu o studenckie życie
imprezowe, które widziałam ze dwie-trzy sceny temu; a może jedno i drugie, bo
nic niczego w tym wypadku nie wyklucza…? Na dobrą sprawę głównego narratora
poznałam już jako trochę ironicznego śmieszka i luzaka, więc nawet gdy mówi
Hyonowi o zdradzaniu go – też nie mam do końca pewności, czy tylko tak sobie
żartuje i ciągnie żart ze sklepu, czy naprawdę bohaterów coś łączy. Będę mogła
to dopiero odkryć, przyglądając się temu, co dalej wypłynie na wierzch
fabularny, i to też jest jeden z tych elementów, który obecnie trzyma mnie przy
czytaniu: chęć poznania ciągu dalszego. Tekst działa.
— Czujecie? — przerwał nagle Hyon.
— Coś jakby… — Spojrzał na mnie, a gdy zwróciłem uwagę, że faktycznie coś
jakby się paliło, nagle mnie olśniło.
— Cholera, pizza! — Wstałem jak oparzony i
pobiegłem do kuchenki. Odstawiłem orzeszki na blat, po czym wyciągnąłem swój
obiad, na szczęście nie był spalony. No, w każdym razie nie do końca, bo ciasto
gdzieniegdzie się z lekka przypiekło, ale to dało radę odkroić. –
Czy gdyby ciasto było jedynie z lekka przypieczone i pizza dalej byłaby tak po
prostu jadalna, na pewno byłoby już czuć spaleniznę?
Odstawiłem orzeszki na blat, po czym
wyciągnąłem swój obiad, na szczęście nie był spalony. (…) Elin się
zaśmiała, po czym kontynuowała swoją rozmowę z braciszkiem (…). –
Do wyrazów, na które musisz uważać, dołącza po czym. Drugie swoje do
wycięcia.
— Ten węgiel? Nie… Dzięki, bro. –
A, czyli pizza była mocno spalona, ale Eli po prostu taką lubi i poziom
spalenia wyznaczył wcześniej w dość subiektywny sposób? W takim razie sugeruję
wyżej, w opisie spalonej pizzy, przyznać wprost, że była mocno zwęglona, ale
w sumie to nic. Bo zdążyłam już sobie wyobrazić, ot, zwykłą pizzę, a tu się
nagle okazuje, że na talerzu jest jednak czarna jak węgiel.
Aż zagwizdałem, bo Hyon mało kiedy aż tak
się stroił, więc to musiała być niezła dziewczyna. –
Okej, a więc bohaterowie nie są parą. Szybko, w tej samej notce, to wszystko,
nad czym tyle się zastanawiałam, się wyjaśniło. Nawet trochę szkoda, ten stan
utrzymania mnie w słodkiej niewiadomej mógłby jeszcze trochę potrwać. Ziarno
niepewności, na które w pierwszym rozdziale nie zwróciłam uwagi, ale zaczęło
kiełkować w scenie w sklepie i potem w żartach o zdradzie i w rozmowie z Elin,
kilka linijek dalej zostaje wyplewione. Dzieje się to wszystko w jednym
rozdziale, a biorąc pod uwagę, że fabularnie mało mamy do roboty (pierwszy
bohater je pizzę, drugi – szykuje się do wyjścia), takie dociekanie ich relacji
było do tej pory jedyną interesującą kwestią tej notki. Teraz przestało nią
być, bo przez pojedyncze zdanie relacja stała się zupełnie jasna. Na moje
trochę marnuje się tu potencjał. Samo przesadnie długie utrzymywanie sztucznej
tajemnicy też nie byłoby dobrym pomysłem, w końcu to wyznaczenie granicy dla
niewiadomych jest sztuką budowania ciekawej, złożonej fabuły. Ale jednak gdy
tajemnica, nawet jeśli dotyczy drobnostki, wychodzi na jaw za szybko… Nie wiem,
czy to nie gorzej, niż gdyby ją trochę przeciągnąć.
Westchnąłem cicho, lekko kręcąc głową, mając
dość wysłuchiwania kazania. – Wiem to: widzę po reakcjach bohatera.
Zbędne tłumaczenie oczywistości. Dalej podobnie, ekspozycja:
Rozłączyłem się, wzdychając. Nie
lubiłem tak traktować matki, ale jej kontrola i kazania o wydorośleniu i
ustatkowaniu się działały mi na nerwy. – Na pewno sama wiesz,
co z nią zrobić. Show, don’t tell.
Rozdział 3
Właśnie przekręcałem się na drugi bok, gdy
usłyszałem, jak ktoś wchodził do mieszkania. Po krokach domyśliłem się, że to
Hyon, który poszedł do swojego pokoju i się w nim zamknął. –
Po krokach, a nie po tym, że Hyon jako jedyny miał klucze, wszedł i ogólnie
ogarniał się w mieszkaniu? Dziwny skrót myślowy.
Wstałem dopiero pół godziny później.
Zrobiłem poranny trening (trzeba mieć się czym pochwalić), wziąłem prysznic i
zdążyłem zjeść śniadanie, przy tym z nudów oglądając Prawo i Porządek:
Zbrodniczy zamiar, kiedy Hyon wyszedł ze swojej nory w samej bieliźnie,
potarganych włosach i z miną potencjalnego przyszłego zombie. –
Strasznie czasownikowy akapit, pozbawiony nawet minimalnej strony emocjonalnej.
Bohater zachowuje się w nim jak maszyna. Może podkreśla tym rutynę, bo to po
prostu kolejny w życiu poranek, ale to też dałoby się ubrać w jakiekolwiek,
choćby jednozdaniowe przemyślenie, które byłoby naturalne.
Hyon tylko pokazał palcem, aby dać mu
chwilę, poszedł do kuchni napić się szklanki wody, po czym usiadł na kanapie
obok mnie. – Ale w sumie skąd Eli wie, po co poszedł Hyon?
Śledził go wzrokiem? Szedł za nim?
Tak samo nieemocjonujący jest opis szaleństwa w parku
motocrossowym. O ile początek rozdziału, czyli pobudkę, jeszcze ostatecznie
dałoby się obronić tym, że nie jest ona niczym ciekawym i nie trzeba się nad
nią tak modlić, o tyle przejażdżka motocrossem po podobno najtrudniejszej z
tras powinna być czymś budzącym emocje. Tym bardziej że jedyną emocją,
która od samego początku towarzyszy mi w czasie czytania, jest zainteresowanie
postaciami i tym, jakimi są osobami, ale ich życie wcale nie jest super
ciekawe, a w opowiadaniu, poza sceną imprezy, która miała miejsce dwa rozdziały
temu, nie wydarzyło się zupełnie nic intrygującego ani chociaż minimalnie
dynamicznego. Większość tekstu to do tej pory suche opisy czynności albo
śmieszne gagi (malowanie kumplowi twarzy, żart sytuacyjny w sklepie), ale
brakuje innych uczuć. Tu mogłabyś je poruszyć – rajd motocrossowy wydaje się
świetną okazją – ale tego nie zrobiłaś, idąc na łatwiznę. Szkoda, bo w sumie
osobiście nie znam się na motocrossach, a dobrze skonstruowany opis składający
się także na stany emocjonalne bohatera mogłyby mnie zachęcić do samodzielnego
poznania tej dziedziny – to raz. Dwa: bohater wybrał się do parku, zabrał na
randkę Hyona, bardzo zależało mu na wyjściu z domu, ale gdy przychodzi co
do czego, komentuje wyjazd jednym czy dwoma zdaniami, a w kolejnych opisuje…
wygląd nieba, jakby (mimo tego, co mówi) skupiał się na jego zmianie, a nie na
tym, że przeżywa jakieś rzeczy:
Kilka minut później gotowi wjechaliśmy na
trasę prowadzącą przez lasek — najbardziej wymagająca i kręta droga, ale za to
najciekawsza, gdzie rzeczywiście można było jeździć jak szalony. Nasze poczucie
czasu całkowicie zniknęło, dopóki niebo nie zmieniło swojego koloru z czystego
błękitu na odcienie pomarańczy i czerwieni. – Na siłę przekonujesz
mnie, że wycieczka była fajna, a, widać, wcale nie była. Nie da się tego
dostrzec ani w jakikolwiek sposób wczuć w bohaterów. Mam wrażenie, że Eli
wybrał jedną z nudniejszych opcji spędzenia czasu z Hyonem, bo opis, zupełnie
tak jak opis poranku, przedstawia jakąś ich rutynę. Tym bardziej że piszesz
wcześniej, że Hyon ma swój motocross i zapewne taka jazda, chociaż fajna, to
dla niego nic wielkiego.
Pytanie, czy powinienem mu przeszkodzić,
czy jednak pozwolić mu skończyć zarzucać haczyk na pannę? W sumie mogłem
się zabawić, jednak nagle podszedł do nich jakiś łysy mężczyzna z
wymalowaną złością na twarzy. – Ze złością wymalowaną na twarzy; choć
lepiej byłoby: z wymalowaną na twarzy złością. W konstrukcji, w której
wykorzystujesz nacechowane słowo: złość, ono aż się prosi, by postawić
je na końcu. Wtedy puentuje zdanie, a czytelnik znacznie mocniej odbiera
emocje.
Opis interakcji między Hyonem, dziewczyną a jej
chłopakiem jest suchy. Może i Eli ma taki charakter, że czerpie frajdę z
przyglądania się ostrzejszej wymianie zdań (wspomina, na przykład, że brakuje
tylko soczku i popcornu; swoją drogą słowo soczek w ustach
dwudziestojednolatka, który wcześniej chlał wódkę i ostro imprezował, wywołuje
u mnie jakieś dziwne ciarki zażenowania). Ale wspomina o tym popcornie, gdy
bohaterka zrywa z chłopakiem, a nie wtedy, gdy już dochodzi do jakichś
rękoczynów w stylu: (Facet) Złapał dziewczynę za rękę i siłą chciał
pociągnąć za sobą. – Na to Eli nie reaguje. Ale nawet nie chodzi o to, by
interweniował, jeśli to bazowo sprzeczne z jego sylwetką psychologiczną. Chodzi
raczej o to, by miał jakiekolwiek minimalne przemyślenia dotyczące tego, co
widzi, bo obecnie opis to sucha relacja pozbawiona strony emocjonalnej; nawet
obojętność czy dobrą zabawę czerpaną z oglądania takiej sceny da się oddać
narracją pierwszoosobową. Tutaj się to nie dzieje, przez co nagle mam wrażenie,
że czytam opowiadanie napisane trzecioosobówką. Przestaję czuć, że ta opowieść
należy do Elia, bo robi się zbyt bezosobowo.
Dopiero po dłuższym fragmencie pojawiają się – rzadko,
ale jednak – jakieś zdania typu:
Wow, cóż za oryginalna odzywka. (…)
Patrząc na bro, wiedziałem, że w środku się aż gotuje i gdyby mógł, zabiłby
samym wzrokiem. (…) Okay, tym razem to aż mi się ciśnienie podniosło. –
Ale wygląda to raczej tak, jakbyś próbowała coś naprawiać; najpierw napisała
całą scenę bez tego, a potem gdzieniegdzie dokleiła te fragmenty. Nie są
naturalnie wplecione w narrację, nie stanowią jej integralnej części, ale są
dokooptowane, jakbyś czasem sobie przypominała, że coś takiego wypadałoby
jednak wpleść w tekst pierwszoosobowy.
Ponadto wiem, że to ma być obrazowa scena, ale
momentami przesadzasz z gestami. Nie czyta się lekko i płynnie, bo przytaczasz
dokładne ruchy aż trójki bohaterów. Spróbuj może z niektórych zrezygnować, bo
zamiast lekko iść w przód, czytam bardzo wolno, skupiając się na tych gestach,
wyobrażając sobie każdy najmniejszy. Poza tym widzę to sobie tak, że Eli –
jakby oglądał mecz ping-ponga – nic więcej nie robi, tylko kieruje wzrok z
prawa na lewo, przytaczając kolejne czasowniki. To, szczerze mówiąc, męczące,
bo wymusza na mnie kreację tej sceny 1:1, jakby liczyło się każde najmniejsze
kiwnięciem palcem, i to w scenie, która trwa ze dwie strony A4. Trochę za
długo, by utrzymać mocne skupienie na pojedynczych ruchach. Spójrz, co się
stanie, gdy wytnę partię dialogową:
(Hyon) Puścił do niej oczko, na co ona
odpowiedziała mu uśmiechem, palcem kręcąc przy tym kosmyk włosów.
Zrzuciła rękę swojego chłopaka z ramienia i posłała mu wściekłe spojrzenie. (Mężczyzna)
rozkazał, łapiąc dziewczynę za rękę. Warknął, zbliżając się do
Hyona i mierząc go wzrokiem. Bro prychnął rozbawiony, a ja stanąłem
obok, przyglądając się. Uśmiechnął się zadziornie. Dziewczyna wtrąciła
się, próbując wepchnąć się między swoim chłopakiem a Hyonem i ich
rozdzielić. Facet już naprężył swoje mięśnie i zacisnął dłonie w pięści. Hyon
wzruszył tylko ramionami, uśmiechając się zwycięsko, jak gdyby już
wygrał tę „bitwę”. (Mężczyzna) rzekł wściekle, potem zwrócił się do
Hyona i machnął mu palcem przed nosem. Złapał dziewczynę za rękę i siłą
chciał pociągnąć za sobą. (Hyon) Rozdzielił ich, stając przed
dziewczyną, aby odgrodzić drogę mężczyźnie. Facet złapał Hyona za ubranie i
warknął. Bro szybko strząsnął jego ręce, patrząc wściekle i odparł. (Mężczyzna)
zaśmiał się. Hyon posłał mu prowokujący uśmieszek. Prychnął ze śmiechem.
Panna złapała swojego „ex” za rękę i próbowała go odciągnąć, ale ten tylko
strząsnął jej dłoń, nie odrywając wzroku od Hyona. (Mężczyzna) Lekko
popchnął Hyona. Zacisnąłem dłoń, podchodząc bliżej. Bro zaśmiał się,
choć znając go, wiedziałem, że ledwo się powstrzymuje, aby nie przywalić
sukinsynowi. (Mężczyzna) Znów popchnął Hyona. Podszedłem do sukinsyna i
złapałem go za fraki, patrząc na niego z góry, bo skunks był niższy ode
mnie.
Czy uważasz teraz narrację za atrakcyjną? Jest
jednolita konstrukcyjne i dynamicznie, i masa w niej powtórzeń. Mamy też
oczywistości i tłumaczenia, które w ogóle nie są potrzebne, a wydłużają
narrację, typu: Hyon staje między bohaterami, bo chce odgrodzić drogę
(co, przy okazji, średnio brzmi). Albo dziewczyna wpycha się między Hyona a
chłopaka-mężczyznę-faceta-eks (tak, zdecydowanie nie przez x), żeby ich
rozdzielić. Fragment jest zbyt czasownikowy i imiesłowowy, a przez to –
wręcz robotyczny. Eli, jak pisałam, zwraca uwagę na niemożliwą, nienaturalną
ilość szczególików i analizuje wszystko jak jakiś nakręcony komentator
sportowy. Poza tym konstrukcje zdań są powtarzalne (patrz raz jeszcze:
podkreślone imiesłowy współczesne), często powtarzasz te same spójniki, tempo
jest monotonne, a wstawienie partii dialogowych wcale nie pomaga aż tak. No i
do tego dochodzi jeszcze to, że bohaterowie sporo gestów powtarzają: mamy na
przykład ze cztery uśmiechania się, kilka prychań, co chwilę ktoś komuś
strzepuje rękę z ramienia… Jednocześnie raz nazywasz obcego typa chłopakiem,
raz mężczyzną, przez co tak do końca nie wiem, czy mam sobie wyobrazić
dorosłego gościa, czy raczej jakiegoś młokosa.
Dalej mamy scenę już bardziej dynamiczną –
przynajmniej w założeniu.
Facet już cały czerwony ze złości
odepchnął mnie i rzucił się na Hyona, wymierzając mu prawy
sierpowy, jednak bro szybko zablokował atak i zadał cios. Koleś zatoczył
się do tyłu, lecz w ostatniej chwili złapał Hyona
i rzucił go na ziemię. Zaczęli się szarpać. Dziewczyna zaczęła
wołać, aby przestali, zwłaszcza jej ex. Ja podszedłem do nich i złapałem
sukinsyna od tyłu, chcąc odciągnąć go od bro, który już
oberwał i miał krew na ustach. Koleś szarpał się i
trafił mnie w żebra. Syknąłem cicho, jeszcze bardziej wkurwiony.
Nie jest najgorsza, ale wciąż, jak widzisz, masa w
niej powtórzeń, znalazło się też kilka dopowiedzeń, które tylko spowalniają
czytanie. Pojawił się też fragment, który jest oczywistością i śmiało można by
go wyciąć (podkreślony). Niektóre zdania są wielokrotnie złożone, do tego
połączone spójnikami takimi jak jednak, które są dość długie i
ostatecznie spowalniają odbiór, albo lecz – które, zresztą tak samo jak jednak,
uznawane jest za spójnik dość okrągły, literacki. Powtarzasz też
konstrukcje, dużo jest chociażby spójnika i. Niby nie jest źle, ale
super-idealnie – też nie. Spróbuję ci coś zasugerować. Nie chodzi o to, byś
przekleiła fragmenty czy posiłkowała się moim, ale byś zobaczyła, co
ewentualnie wycięłabym i jakich użyła synonimów, by fragment stał się nieco
lżejszy i bardziej dynamiczny:
Już cały czerwony ze złości facet
odepchnął mnie i rzucił się na Hyona. Wymierzył prawy sierpowy, a bro
zablokował go. I oddał. Koleś zatoczył się w tył, ale raptem złapał Hyona,
powalił na ziemię, zaczęli się szamotać. Panna wrzeszczała, żeby przestali,
zwłaszcza jej eks. Wytargałem go za plery, odciągając od bro – ten już i tak
oberwał, miał na ustach krew. Tamten się szarpał; aż syknąłem, gdy trafił mnie,
kurwa, w żebra.
Wiem, że w jednym poradniku pisałam, by zamiast antagonista
czy przeciwnik, które są wyrazami długimi, użyć wroga czy rywala,
ale wiele zależy od narracji. Tu mamy narrację pierwszoosobową i wątpię, by
główny bohater używał tego słowa w swojej głowie i określał nim swoich
przeciwników. Może raz, ale u ciebie zauważyłam to słowo użyte chyba z
trzykrotnie i rzuciło mi się ono w oczy. Tym bardziej że dwa z nich są dość
blisko siebie:
Dwóch złapało mojego rywala, który
po otrząśnięciu się, chciał znów doskoczyć do mnie. Jeden
stanął między nami, trzeci mnie trzymał za ramię i siłą odciągał.
Kątem oka dostrzegłem, że rozdzielili też Hyona i tego sukinsyna.
— Panowie, spokojnie — odezwał się jeden.
— Ej, ej, spokojnie! — zawołał do mojego rywala, który
wciąż się wyrywał.
Usiadłem na kanapie obok Hyona i wziąłem
swój talerz z jedzeniem. // — Bro, czyżbyś naprawdę liczył na coś? —
Hyon spojrzał na mnie i poruszał brwiami z zalotnym uśmiechem. // — Tak,
że zmyjesz potem gary — odparłem z cichym śmiechem i zacząłem jeść. –
Podkreślenie można wyciąć dla płynności; z marszu wyobrażam sobie talerz pełen
jedzenia, a nie pusty. Poza tym szyk: i z zalotnym uśmiechem poruszył
brwiami. Zwróć uwagę na tryb czasownika: w twojej wersji poruszał
odmienione jest w trybie niedokonanym, tymczasem w tym samym zdaniu pojawił się
pierwszy czasownik odmieniony w trybie dokonanym: spojrzał (nie:
spoglądał). To się gryzie, więc warto ujednolicić.
Twój tekst powinien przede wszystkim odleżeć i po
czasie zostać przeczytany na głos. Ogrom w nim powtórzeń, trudno o jakiś akapit
ich pozbawiony, spójrz:
Zgrabnie wylądowałem na ulicy i
zacząłem biec przez puste ulice miasta. Z daleka dostrzegłem wielkiego
potwora, który przypominał wielką brudnozieloną meduzę, stojącą
na dwóch mackach i strzelającą zielonym promieniem. Miasto stało w
ogniu, budynki waliły się, a kilku śmiałków próbowało walczyć z tym olbrzymim potworem,
ale nie dawali rady.
Rozdział kończy się dynamicznym snem, który, na moje,
spokojnie mógł znaleźć się w innej notce. Tutaj mamy już scenę walki ulicznej,
kiedy to Hyon wyrywa nową dziewczynę. Jeśli dopracujesz gdzieniegdzie opisy,
rozdział będzie działał znacznie lepiej, jednak w scenach dynamicznych z
założenia chodzi o to, by nie unikać czasowników, a te – w większej ilości –
zawsze będą wymagały od czytelnika skupienia, zaangażowania, ruszenia
wyobraźnią. Ledwo odsapnęliśmy po bójce, a tu już kolejny mocno dynamiczny
fragment i walka z potworem. Może warto byłoby go przełożyć, aby czytelnik mógł
odpowiednio zregenerować się po pierwszej scenie?
PLUŚNIĘCIE
Otworzyłem oczy i przetarłem je, w
ślimaczym tempie podnoszą się do siadu. Rozejrzałem się po ciemnym pokoju,
wytężając słuch. Czyżby któryś z sąsiadów jeszcze nie spał i coś odwalał? Może
to dźwięk z ulicy? To brzmiało jakby… ktoś coś ubijał…
PLASK
Jeśli to miał być żart w stylu: „o, bohater z pokoju
obok pewnie się masturbuje”, to… no, nie wyszedł. Przede wszystkim dlatego, że
przecież sam proces nie należy do aż takich głośnych, by przerywać sny postaci
w innej części domu. Od początku wiedziałam, że pewnie Hyon goni jakieś
robactwo albo, nie wiem, robi pompki, klaskając, bo nie chce kolejny raz
oberwać na ulicy po nosie od jakichś leszczy. A jednak informacja o *wink-wink*
ubijaniu i jeszcze te wielokropki sprawiają, że czuję zażenowanie
– jakby ktoś chciał na siłę nabrać mnie na coś, czego w logiczny sposób i tak
nie da się łyknąć.
Za to sama pogoń za komarem i tłumaczenie jej ciągnie
się potem chyba z dobrą stronę A4 i bohaterowie jeszcze coś tam dyskutują, a
przecież Eli mógłby poznać powód plaskania, mruknąć coś w stylu: Aha, i
wyjść, bo podobno był śpiący i wyrwano go z fazy snu REM. Zupełnie tego po nim
nie widać. Mam wrażenie, że na siłę chcesz uczynić tekst śmiesznym, gdy
śmieszny jest już wystarczająco.
Rozdział 4
Na szczęście natura obdarowała mnie
chociaż wysokim wzrostem i przyciągającą aparycją (choć często słyszałem, że
na pierwszy rzut oka wyglądałem na chłodnego). –
To już wiem, pamiętam. Pisałaś: też niekiedy ludzie odbierali mnie za
chłodnego i strasznego.
W sumie nawet chyba sama Annabelle się
uważnie przysłuchiwała i wpatrywała we mnie. – Eli siedzi przed nią i
nie jest pewny, czy Annabelle się wpatruje? To właśnie sugeruje szyk i
stawianie słowa chyba przed imieniem. Może inaczej: W sumie nawet Annabelle
chyba się zainteresowała, bo uważnie wpatrzyła się we mnie.
— To czym się zajmujesz? — zapytałem,
zaczynając od czegoś zwykłego.
— Studiuję — odparła beznamiętnie, patrząc
przed siebie znużonym wzrokiem.
Pokiwałem lekko głową.
Tyle informacji na raz już dawno nie
dostałem. Nie wiem, co ja z tym zrobię. – Dobre! Choć ogólnie
nie mam zbyt pozytywnej opinii ani o Elim, ani o Hyonie, momentami lubię
ironiczność tego pierwszego.
— To ja pani bardzo dziękuję za
poczęstunek. — Ująłem jej dłoń, by podziękować za ciepłą gościnę. –
Bohater dziękuje w dialogu, a sam gest jest tego ładnym dopełnieniem, którego
nie musisz wcale tłumaczyć. Dawno stał się jasny.
Nie tylko stylizacja młodszych bohaterów wychodzi ci
naturalne, ale radzisz sobie także ze stylizacją starszej sąsiadki. Jej kwestie
są przekonujące i dobrze oddane. Za to sama scena, w której Eli pomaga sąsiadce
wnieść zakupy i dziękuje jej za jabłecznik, zaskoczyła mnie na plus; chociaż
nie przepadam za głównym bohaterem, fajnie, że pokazujesz jego dobre strony i
nie jest postacią czarno-białą.
Końcowa odsłona natomiast, w której Eli je ramen i
rozmawia o sześciopakach, jest, moim zdaniem, zbędnym zapychaczem. Wiem, że
bohater jest wysportowany, bo ćwiczy, i przystojny, bo wielokrotnie już o tym
mówił, więc nie sądzę, by wymagało to kolejnego przyklepania. Zastanawiam się,
po co stworzyłaś tę scenę; jeśli Hyon chciał przyznać, że dziewczyna, którą
poderwał, nie daje mu żyć, mógł to zrobić w czasie innej sceny, która miałaby
jakiekolwiek znaczenie fabularne, tymczasem Hyon gra na PS4, a Eli wcina ramen
i ostatecznie nic z tego nie wynika.
Ponadto z jednej strony narracja pierwszoosobowa jest
jak najbardziej okej, bo wychodzi naturalnie i lekko – kiedy tylko przytaczasz
myśli bohatera – ale z drugiej: strasznie dużo w tym rozdziale
po-prostu-czasowników. Przytaczanych czynności, które wykonuje bohater właściwie bez pomyślunku, jakbyś raz na jakiś czas przechodziła do narracji
trzecioosobowej albo jakby główny bohater stawał się simem z ustawioną wolną
wolą. Wtedy też obserwujesz, jak się zachowa, i to z tego czerpiesz
przyjemność, a raz na jakiś czas widzisz w chmurce jego emocje czy myśli.
Chciałabym jednak znacznie częściej przebywać w głowie Elia, bo obecnie mam
wrażenie, że zalałaś ten rozdział opisem czynności. Zdanie po zdaniu nieraz
przez cały akapit potrafisz przytaczać tylko konkretne ruchy typu:
Poklepałem Hyona po ramieniu, przechodząc
obok niego, gdy szedłem do swojego pokoju, gdzie musiałem spakować do torby
rzeczy potrzebne na zajęcia z taekwondo. W tym momencie zadzwonił mój telefon.
Już po dzwonku wiedziałem, kto się do mnie dobijał. Wolałem odebrać, żeby mieć
to z głowy. – Gdyby zamiast ostatniego – notabene strasznie
suchego – zdania pojawiła się jakaś myśl bohatera, oddająca jego stan
emocjonalny, a w kolejnym akapicie usłyszałabym po prostu początek rozmowy
telefonicznej zapisanej w formie dialogu – tyle by mi wystarczyło. Sama
wydedukowałabym, że bohater nie chce, ale musi, bo wybiera mniejsze zło.
Tymczasem mam wrażenie, że ten rozdział pod względem miejsca do samodzielnej
analizy jest strasznie biedny. Praktycznie wszystko, co mogłaś, wyłożyłaś mi na
tacy. I choć nie piszesz chamską ekspozycją, w twojej pisaninie jest, mimo
wszystko, momentami coś nużącego. Takie trochę przegadanie (szczególnie
ostatnia scena), jednocześnie brak emocji (nie – emocjonalności, bo bohater nie
musi wszystkiego przeżywać, ale ludzie, nawet nie przejmując się wieloma
rzeczami, nadal o nich myślą i na nie reagują, choćby i olewawczo). Eli
mógłby wyciągać więcej wniosków z tego, co się dzieje dookoła niego. Powtórzmy
sztuczkę z wycięciem partii dialogowej:
Sąsiadka również mnie odprowadziła do
drzwi i pożegnała z szerokim uśmiechem. // Wróciłem w końcu do swojego
mieszkania i od razu po wejściu poczułem zapach ramenu. Aż się zatrzymałem i
wziąłem głęboki wdech, przez co skręciło mnie w żołądku. Właśnie wtedy z
łazienki wyszedł Hyon i spojrzał na mnie, potem na talerzyk z ciastem. // Położyłem
talerzyk na blacie i rozłożyłem ręce, zadzierając głowę, jakbym w czymś wygrał.
// Odezwałem się i sięgnąłem po miskę, do której nałożyłem sobie obiad. //
Prychnął Hyon i podszedł bliżej, aby przyjrzeć się jabłecznikowi. // [Hyon]
zażartował, sięgając po łyżeczkę. // powiedziałem i usiadłem przy stole, aby
na spokojnie zjeść. // Kiedy Hyon spróbował jabłecznika, aż wydał z siebie
ciche „woah” i wcinał dalej, gdy ja delektowałem się ramenem. To była najlepsza
potrawa na całym świecie i mógłbym ją jeść non stop. – Widzisz? Kilkanaście
linijek tekstu, w którym nie pojawia się najmniejsza emocja. Oczywiście Eli
zaznacza, że aż się zatrzymał na zapach ramenu, co sugeruje, że lubi zarówno
zapach, jak i być może smak samej potrawy, jednak zauważ, że czynność tę
otaczają… kolejne czynności. Mogłabyś więc czasem pójść inną drogą i, na
przykład, wpleść naturalną myślą, że fajnie, że ogólnie Hyon zrobił ramen. Albo
w momencie, w którym Hyon podziwia jabłecznik, Eli mógłby jakoś skomentować to w
swojej głowie. Jego przemyślenia do tej pory czyniły tekst, choć luźnym,
również poniekąd intymnym, osobistym. Naprawdę niejednokrotnie czułam, że
śledzę jego myśli. Jednak często też o tym zapominasz i Eli staje się robotem,
działa na autopilocie. Nie wiem, czy to przez twoje zaangażowanie, wenę twórczą
czy przez to, że chcesz nakreślić czytelnikowi całą wizję sceny widzianą w
głowie podczas pisania. Nie ma nic w tym złego, ale staraj się nie zostawiać
zbyt wielu czasownikowych zdań nieokraszonych żadną wystylizowaną myślą, bo
wtedy akapity stają się obiektywne i suche.
Rozdział 5
Z niemal przyjemnością doręczyłem ostatnią
paczkę, po której wróciłem do firmy, aby odstawić dostawcze auto na parking
oraz podbiłem swoją kartę. – Czyli jednak bez przyjemności? Niemal
oznacza, że coś wydarzyło się prawie, ale ostatecznie – nie. Może lepiej byłoby
nie zaprzeczać, że bohater czerpie radość ze skończonej pracy? Może: z
niemałą przyjemnością? Albo niemal podskakując z radości…? W końcu
wiadomo, że Eli nie skakałby, ale nie zaprzeczyłabyś tym uczucia radości samej
w sobie, które niewątpliwie odczuwa, a jedynie ostatecznie niewykonany
gest.
Już nie
mogłem się doczekać, aby pójść do klubu wypić parę drinków i się zabawić. //
Już nawet w drodze do domu nie kupiłem Red Bulla, i bez tego czułem się
nabuzowany oraz pełen energii. Piątki chyba mają w sobie coś magicznego,
że człowiek od razu tryska szczęściem, przynajmniej ja tak miałem po
skończeniu roboty. – A czy nabuzowany i pełen
energii to poniekąd nie to samo?
(…) wszedłem do mieszkania, zamykając
drzwi. – Na pewno bohater zrobił to jednocześnie? To właśnie
sugeruje imiesłów współczesny. Jeszcze otwieranie bym rozumiała, bo można
ciągnąć za klamkę, pchać drzwi i w tym samym czasie przekraczać próg. Ale jak
można wchodzić i zamykać drzwi w czasie 1:1? Żeby drzwi zamknąć, najpierw
trzeba wejść do środka, więc to są czynności, które następują po sobie.
Przeciągnąłem się i wykonałem małe
ćwiczenia rozciągające, żeby się rozruszać. – Nadal nie zostawiasz
mi pola do samodzielnej dedukcji. Skoro bohater się przeciąga, łatwo
wytłumaczyć sobie, że w jakiś sposób brakuje mu ruchu. To logiczne.
Poza tym takie usprawiedliwianie przed sobą własnych
działań, w przypadku tak rutynowych rzeczy, jest sztuczne. Czy ty też, gdy wykonujesz
jakąś zwykłą czynność, tłumaczysz się przed samą sobą? W stylu: hmm, idę
do lodówki, bo jestem głodna? Śmiem wątpić. Kończysz pewnie na odczuciu,
zdefiniowaniu głodu i… po prostu idziesz do lodówki. Nie nakazujesz swojemu
ciału tego robić, podkreślając cel, bo przecież podświadomie już go
znasz.
— Koło osiemnastej, chciałam się tylko
upewnić, czy możesz… – Napisałaś mi, że akcja
opowiadania nie dzieje się w Korei. W takim razie gdzie? Jestem ciekawa, czy
tam też – jak u nas – dysponują dwudziestoczterogodzinnym systemem
zegarowym.
Zaśmiałem się, zamykając szafkę. Nawet
sobie wyobraziłem, jak niby jadę ulicą i bro wypada z samochodu, a potem turla
się po jezdni. Myślę, że wtedy to by się ostro wkurzył. –
Zmiana czasu narracyjnego: to raz. Dwa: myślenie o myśleniu? W narracji
pierwszoosobowej…?
Za to podoba mi się ta myśl:
Chciałbym zapewnić Elin, że będzie miała
spokojny biwak, ale znając Hyona nie mogłem niczego obiecać, bo bro był
nieprzewidywalny. Nie, inaczej, względem swojej siostry był przewidywalny z
tym, że będzie chciał ją pilnować. – Jest tu dużo powtórzeń słowa być,
ale akurat w takim poplątanym fragmencie z nawrotką wypada to całkiem spoko.
Oddzieliłabym jednak wtrącenie inaczej za pomocą myślników, aby trochę
bardziej rzucało się w oczy, bo w obu zdaniach wielokrotnie złożonych masz już
sporo innych przecinków i wtrącenie trochę wśród nich ginie.
— Zamawiamy coś? Jestem głodny, a nie chce
mi się nic robić. (…)
— Możemy. Zamów mi hamburgera, a ja idę
wziąć prysznic — odparł, wyrzucając butelkę, po czym poszedł do łazienki.
Tak więc zamówiłem jedzenie, bo szczerze
nieraz wolałem zapłacić niż samemu coś przygotować. Za to w czasie oczekiwania
mogłem sobie pograć w FIFA-ę na PS4, choć i tak najlepszy mecz to się rozgrywa
w rzeczywistości, tak jak to było w środę. Tym razem mój skład drużyny wygrał
pięć do trzech i drużyna Hyona musiała postawić nam jedzenie. – O
jejku, no dobra, ale oni ledwo rozdział temu (i to w ostatniej scenie!) grali i
jedli. To było zbyt niedawno może nie pod względem osi czasu fabuły, ale z
mojej perspektywy, bo między tymi dwoma scenami na planie nie wydarzyło
się nic szczególnego. Zresztą zdarzało się też, że wspominałaś już o
prysznicach i innych naprawdę rutynowych rzeczach. Powtarzasz te motywy nie
wiadomo po co.
W kolejnych akapitach bohaterowie czekają na jedzenie, jedzą je, Hyon idzie spać, a Eli szykuje się na biwak. Dostaję dokładny opis jego stroju, który jest równie nieciekawy, bo nic nie wnosi. Zdecydowanie bardziej wolałabym rozruszać wyobraźnię scenicznie. Eli w aucie mógłby przekląć, że jego biała koszulka właśnie się pogniotła, albo ktoś mógłby go skomplementować, że ma fajny fryz gdzieś w dalszej części tekstu. Tymczasem twój opis wygląda tak:
Po obiedzie posprzątałem i się przebrałem.
Włożyłem spodnie, białą koszulkę i czarną, rozpinaną bluzę z kapturem. Ułożyłem
też włosy, zaczesując je nieco bardziej do tyłu, by wyglądać seksowniej. Przy
pierwszym spotkaniu laski zawsze wolały taką fryzurę, a ja lubiłem robić
wrażenie. – Niezbyt profesjonalnie, trochę, jakby bohater
tłumaczył, co ubrał, jakiemuś postronnemu obserwatorowi. To nie są nawet
naturalne przemyślenia oddające chwilę zastanowienia się nad strojem typu: Hmm,
czyżby właśnie nadszedł najwyższy czas na białą koszulę? A żeby nie wypaść zbyt
oficjalnie, włożyłem bluzę z kapturem i nie zapiąłem zamka.
Nie połasiłaś się na żadną stylizację, przez co całość
wypada uczniacko.
To raczej niezbyt dobre określenie.
Trafiałem na różne dziewczyny, ale mój najdłuższy związek trwał chyba z
pięć miesięcy, może dłużej, ale zakończył się nie z mojej winy. I dobrze.
Często używasz tej konstrukcji:
Skręciłem, wjeżdżając na parking i
zaparkowałem. // — No dobra, moje panie. Koniec przejażdżki. Wysiadać! —
rozkazałem pogodnym tonem, klaszcząc w dłonie i wysiadłem z auta. –
Przez taką powtarzalność tekst traci walory stylistyczne. Zauważ też, że dalej,
po tym pojawia się fragment:
Od razu otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem
rzeczy dziewczyn, które podeszły do mnie i wzięły swoje plecaki, a ja zabrałem
im worki, cokolwiek to było (namiot bądź śpiwór). Zamknąłem samochód i
poszedłem z nimi. – W tak krótkim kawałku tekstu mamy pięć tych samych spójników. Bez przesady.
Koleżanka Elin szybko wypatrzyła swoje
znajome, które powoli się już rozbijały blisko jeziora (…). – A
gdyby tak pokazać to reakcją Elin, którą Eli rejestruje? Nie wiem, dziewczyna
mogłaby wskazać koleżanki palcem albo po prostu ruszyć w ich kierunku,
powiedzieć coś w stylu: O! Tam są! Nie miałabym wrażenia, że
wychodzisz z perspektywy narratora.
Panny spojrzały w naszą stronę, ale ich
wzrok zatrzymał się na mnie i z zaciekawieniem zaczęły mi się przyglądać.
Przeczesałem włosy i oblizałem usta, pewnym krokiem zbliżając się do nich.
– To brzmi naprawdę niefortunnie. Chciałabym
usprawiedliwić bohatera, że wykonał ten gest, bo, nie wiem, usta mu wyschły, a
chciał się przywitać, ale poruszasz tę kwestię akurat w momencie, gdy bohater
rejestruje, jak przyglądają mu się jakieś dziewczyny i koniec końców ruch wypada trochę… obleśnie? Chciałabym wierzyć, że Eli nie robi tego z
premedytacją, śliniąc się na widok jakichś małolat, ale – szczerze – to tak do
końca nie mam podstaw, by to wykluczyć, ponieważ już wcześniej zdarzało się mu
sugerować, że nie ma problemu z traktowaniem dziewczyn w sposób przedmiotowy.
Tym bardziej niefortunnie wypada to oblizywanie ust, gdy za chwilę dalej
bohater komentuje w myśli zgrabne, długie nogi i nawet śliczną twarz. Ouh, trudno mi go polubić, a tak się staram… mam wrażenie, że coraz bardziej mnie zawodzi. Nie wiem, czy celowo połączyłaś to wszystko w taki sposób, by Eli wyszedł w
oczach czytelniczek na niezbyt sympatycznego (choć, oczywiście, bohaterkom
pozoruje coś zgoła innego). Jasne, nie walczę z tym, że on ma prawo się tak
zachowywać, ma prawo być takim chłopakiem, zastanawiam się z ciekawości, czy
kreowanie go na takiego w oczach czytelniczek jest na pewno celowe i zdajesz
sobie sprawę z tego, jakie ma konsekwencje. Jedną z nich może być na przykład
to, że szybciej przerwę czytanie, bo jednak nie lubię czytać literatury
rozrywkowej o seksistach. Nie wyklucza to jednak, że nadal masz prawo kreować
tak swoją postać i ktoś inny chętniej może będzie chciał dać jej szansę. To już
kwestie jak najbardziej indywidualne.
— Eli — wtrąciła Chastity, która stanęła
obok mnie — to jest Joslyn — wskazała na blondynkę, chyba była niewiele niższa
ode mnie, ale za to jak się pięknie uśmiechnęła. — Olive — brunetka w spodniach
w kratę i pieprzykiem na policzku. — Grace — latynoska piękność z jasnymi
cieniami na powiekach, podkreślającymi jej niesamowite oczy z długimi rzęsami —
i Kayla — dziewczyna w bluzie od AC&DC, czarnych, farbowanych włosach z
grzywką i kolczyku w wardze. — A to jest Eli. – Bohater,
słysząc imię jakiejś dziewczyny, patrzy na nią i komentuje jednym zdaniem, jak
ona wygląda; jest to dość naturalne dla sceny, w której postaci dopiero co się
poznają (wygląd, mimo wszystko, rejestruje się pierwszy i nie mam z tym
problemu). Dziewczyn jest jednak sporo, więc dziwię się, że Eli bezbłędnie
zapamiętał imiona wszystkich, i to za pierwszym razem. Ja, szczerze mówiąc, po
takim opisie nie zapamiętałam ich nawet na dwa-trzy akapity i za pięć minut
wszystkie mi się pomieszały. Czytałam na przykład, że powiedziała coś Joslyn,
która pomagała Eliowi z namiotem, ale w żaden sposób nie mogłam sobie tej
postaci wyobrazić. Musiałabym przescrollować rozdział do opisu wyglądu, a to
nie jest chyba rozwiązanie, które powinien podjąć czytelnik.
Jeśli chodzi o fabułę, denerwuje mnie postać
Chastity. I znów jak w przypadku Elia – niby dobrze, bo wywołuje w czytelniku
konkretne emocje (na pewno nie można ją nazwać postacią bezbarwną), ale czy nie
za bardzo ją podkolorowałaś? Jej infantylność i szybkie obdarzenie zaufaniem w
sumie nieznanego gościa nie są cechami, które by mnie zajmowały. Z jednej
strony więc chciałabym, by scena z jej udziałem szybko się skończyła, a z
drugiej – trochę boję się o tę dziewczynę, bo podejrzewam, że jest dość młoda i nie chciałabym, by się
niepotrzebnie zaangażowała, by Eli ją wykorzystał, flirtując z nią i robiąc jej
jakąś nadzieję.
Jednocześnie coraz mocniej wkurzam się na tego
bohatera, bo szczypie, zaczepia, bierze na ręce praktycznie obcą dziewczynę, i
to jeszcze młodszą od niego – prywatnie nie lubię takich typów i ciężko mi się
o nich czyta. Wiem jednak, że to – no właśnie – prywatne gusta i nijak się mają
do oceny, bo nie jestem osobą, która odpowiada tu za kreację postaci. Wiem
tylko, że gdybym była postronnym czytelnikiem, a nie oceniającą, nie wybrałabym
takiej lektury i w sumie gdzieś w tym momencie przerwałabym ją, bo Eli ma zbyt
wiele cech, które jednak mi nie odpowiadają. I chociaż zawsze można powiedzieć,
że postać zmienia się przecież z biegiem trwania fabuły i zmiana ta umotywowana
będzie być może jakimiś wydarzeniami, których warto doczekać – ja akurat jestem
typem czytelniczki, na której ciężko wymusić czytanie, które opierałoby się
jedynie na dość mglistej nadziei: bohaterze, proszę, zmień się, rozwiń,
dojrzej emocjonalnie. Jeszcze gdyby Eli nie był głównym bohaterem
opowiadania pisanego narracją pierwszoosobową i w wielu momentach nie
siedziałabym tylko w jego głowie (mogłabym na przykład odskoczyć do kogoś
innego, urozmaicić sobie lekturę innym punktem widzenia, mieć inne wątki, które
by mnie tu trzymały) – byłabym skłonna zostać z tej ciekawości. Ale Eli nie jest kimś, komu
chciałabym poświęcać czas, a perspektywy nikogo innego, kto by miał nieco inny
charakter i był tu jakąś odskocznią, mi nie dajesz.
Czuję tu jednak pewien dysonans, bo kiedy przez
większą część rozdziału nie przepadałam za głównym bohaterem, nagle pod koniec
dostałam taką scenę, w której wypadł on całkiem spoko. Jak pisałam – na pewno
nie jest to postać jednowymiarowa, a to zawsze jakiś plus.
Zastanawiam się, ile Elin ma lat. Przypomina mi trochę
Ginny Weasley. Na przykład w tym zdaniu:
— Bo ty i Hyon często rozrabiacie —
stwierdziła Elin. – Rozrabiacie to słowo infantylne i
kojarzy się ze znacznie młodszą dziewczynką, której może faktycznie nie powinno
się samej puszczać na biwak…? Na oko dałabym jej tu może z piętnaście lat, na
pewno nie więcej. Podejrzewam, że jej koleżanki nie są wcale od niej starsze, a
dwudziestojednoletni Eli ogląda się za nimi, oblizuje na nie usta, gdzieś tam
je obmacuje, podszczypuje i ogólnie robi mi się niefajnie, przebywając z nim i
dziewczynami na tym biwaku. Jeszcze w głowie określa je panienkami,
zwraca się do nich: moje śliczne… Nie, ani trochę mi się to nie
podoba.
Tymczasem na biwak przybywa Hyon i wita się z dziewczynami:
— Witam piękne panie!
Jego stylizacja językowa coraz częściej zlewa się ze
stylizacją Elia, jednocześnie coraz mniej różnic w ogólnej kreacji widzę między
nimi.
Rozdział 6
— Elin, nie mówiłaś, że masz tak przystojnego brata! — powiedziała z zachwytem Grace, nawet nie patrząc na Elin i dotknęła ramienia Hyona. – Oho, dziewczyny też zaczynają się zlewać. Wcześniej, pamiętam, za ramię łapała Elia Chastity. Czy to dlatego, że nastolatki specjalnie mają stać się jednolitą masą, z której żadna się nie wyróżnia, bo zaraz i tak przejdziemy do innych scen i nigdy już nie wrócimy do tematu Grace czy tam innej Kayli…? W sumie ciekawe.
No to Eli, teraz myśl człowieku, by zrobić
tak, aby każdy był zadowolony. I Hyon, aby miał spokojną głowę, żeby się o
nic nie martwił i zawrócić go do domu, i aby Elin mogła spędzić biwak z
koleżankami. – Z tego, co pamiętam, Hyon największy problem miał z
obecnością na biwaku innych, potencjalnych facetów – o tym przynajmniej
rozmawiał z Elim. Obecnie żadnego obcego faceta przy ognisku nie ma, widać, że
dziewczyny miały (przynajmniej na razie) bawić się same, w swoim gronie. Hyon
wiele razy podkreślał, że niepokoi się o siostrę w towarzystwie mężczyzn. Skoro
żadnych nie uświadczył – jakby nie ma problemu…? Z dalszego dialogu wynika, że
mimo wszystko Hyon nie bardzo chce zostawiać siostrę, ale interesuje mnie, skąd
Eli przewidział jego reakcję. Nie jestem pewna, czy nie wyprzedza on faktów.
Podoba mi się ten fragment: Jeden przypominał mi typowego
lowelasa z trzydniowym zarostem, co myślał, że zaciągnie każdą pannę do łóżka.
Ten wzrok pewnego siebie playboya znałem aż za dobrze. – Obrazuje, że Eli
zdaje sobie sprawę z tego, jaki ma charakter i że prawdopodobnie patrzy teraz
na swoje odbicie. Czy to dlatego typ tak strasznie go mierzi? Z jednej strony
to dobrze, że dostrzega coś takiego, z drugiej – trochę szkoda, że nie idzie za
tym nic więcej, żadna refleksja. To nie tak, że do Elia dociera, że może branie
nieletnich dziewczyn na ręce, szczypanie nieznajomych i inne takie, gdy on jest
już dawno pełnoletni, wygląda niefajnie. Nie – mam wrażenie, że przechodzi obok
tego porównania zupełnie obojętnie, na wzór: co wolno wojewodzie… i zadziera nosa jak taki sam szczyl. A to
też dziwne tym bardziej, że wspomniany przez niego lowelas podobno jest
od niego młodszy, może jest nawet rówieśnikiem dziewczyn, więc jakby to
znacznie bardziej typowe, że w swoim towarzystwie rówieśnicy jakby mają prawo się podrywać. Chłopaki mogli być na przykład kolegami z klasy Elin; Eli
nawet nie wie, nie ma pewności, czy to jacyś bliżsi znajomi siostry, z którymi
zawiązała już wcześniej relację, w którą Eli nie powinien się wtrącać.
Dziewczyny – ich zachowanie, cokolwiek – mogłyby mi podpowiedzieć, czy nowo
przybyli znajomi to ktoś zupełnie obcy, kto podszedł z piwem, czy jakaś część
paczki, którą Elin ukrywała przed braćmi, bo na dobrą sprawę nawet tego nie
wiem.
Może w tym momencie byłem surowy, w dupie
miałem, kto pije, ale wolałem, aby biwak Elin odbył się bez problemów. Wokół
było mnóstwo dorosłych ludzi i nawet jeśli część machnie ręką, to zawsze
znajdzie się jeden, co wezwie policję. Jeszcze ci debile w ogóle nie zakrywali
butelek. (…)
— Ja dbam o moją siostrę i resztę pań i
nie mam zamiaru pozwolić komukolwiek wpędzić je w kłopoty. Poza tym damom
serwuje się wytrawne wino, drinka albo szampana, nie byle jakie piwo. –
Tylko że piwo ma z cztery procent, a wino czy szampan – trzy razy tyle. Czemu
Eli, który zarzuca nastolatkom, że piją piwo, w ogóle oferuje drinki, które
zwykle są na bazie wódki albo innego alkoholu wysokoprocentowego? Czy to się
nie wyklucza? Celowa luka w jego rozumowaniu? Pokazywanie, że sili się na
głupie argumenty, by tylko spławić tych kolesi i pokazać, że to jednak on jest największym, kogutem w kurniku…? Nie umiem poznać. Przypadkowi
ludzie szybciej zadzwoniliby na policję, widząc młodzież z butelką wódki niż
puszką piwa, które z daleka mogło uchodzić za smakowe i bezalkoholowe. Poza tym to o kogucie, myślałam, że to cecha Hyona.
Co ciekawe, nie pokazujesz perspektywy ze strony
dziewczyn, więc nie wiem, czy są zażenowane zachowaniem Elia, czy może zgadzają
się z nim, że piwo to zły pomysł. Nagle przestały być nawet tłem, a przecież
tyle ich tam siedzi przy ognisku… Dopiero nieco dalej piszesz:
Kątem oka dostrzegłem, jak Chastity
niepostrzeżenie próbuje odstawić piwo, to samo zrobiła Olive, Grace i Joslyn.
Na szczęście Elin i Kayla jako jedynie nie przyjęły alkoholu. – Trochę późno. No i ciekawe, czy zrobiły to pod wpływem nacisku dorosłego, a i tak
nie są super zadowolone z imprezy, i chowają piwo, bo tak wypada, czy realnie
nie chcą mieć z nowymi kolegami zbyt wiele wspólnego? Nadal nie wiem, czy to jacyś przypadkowi goście, czy zaproszeni znajomi, którzy mieli planowo przyjść z piwem, bo
nie wynika to z rozmowy, jakichś reakcji dziewczyn na sytuację. Nie wiem, czy
cieszy ich obrót spraw, że nagle ktoś im matkuje, bo nie wiem, co wyrażają ich
twarze, a to zdaje mi się w tym momencie kluczowe. Trochę wygląda to tak, jakbyście ugadały to dokładnie między sobą, więc średnio to rozpisałyście, a w efekcie czytelnik musi się tego domyślić.
Od tej pory Hyon głównie stał się duszą towarzystwa
i obiektem zainteresowania dziewcząt. Żartował z nimi, zaczepiał, podrywał
mimochodem, czasami, kiedy było trzeba, wbił szpilę gościowi, co chciał wyrwać
Elin. Mnie też zdarzyło się dogryźć temu „adonisowi” od siedmiu boleści (…).
Nikt tu idiotą nie jest, by nie wiedzieć, że chłop przyszedł na polowanie. (…)
Z przyjemnością obserwowałem, jak tej trójce gówniarzy o mało żyłka nie pękła,
bo nie umieli przebić się przez zajebistość Hyona, który, w porównaniu do nich,
umiał gadać z pannami i bez większego wysiłku był w centrum uwagi. –
Czyli słowem: my, dorośli, wyrywać nielegalne dla nas nastolatki – dobrze.
Ale inni, młodsi, wyrywać swoje rówieśniczki – źle, więc my im pokazać, jak to
robić? Okej, rozumiem, że Hyon jest tam głównie po to, by pilnować siostry, ale
jednocześnie sam daje fatalny przykład i tak naprawdę jeszcze pewnie w jakiś
sposób tego swojego zajebistego podrywu, jakby nie było, uczy młodocianych lowelasów i adonisów, których tak chciał pocisnąć. Hyon i Eli
ogólnie wprowadzają bardzo niefajną atmosferę do spotkania grupki młodzieży na
biwaku, trochę jak wujkowie Staszek i Janusz na weselu; w końcu ekipa miała
prawo bawić się w swoim towarzystwie. Chyba że ci nowi nie należeli jednak do
ekipy…? Czemu do tej pory nie umiem tego znikąd wywnioskować? Załóżmy, że
nastolatkowie są obcy i znaleźli się tu z piwem wśród dziewczyn przypadkowo.
Wynikałoby to ewentualnie z faktu, że dziewczyny nie rozmawiają z chłopakami,
nie bronią ich jako swoich znajomych i nie okazują, że chciałyby z nimi spędzić
czas. Wręcz przeciwnie – bardziej interesuje ich dopiero poznany Hyon. I tu
nasuwa mi się kolejne pytanie: czemu ci goście nie zwiną się gdzieś indziej
wypić piwo, tylko imprezują w towarzystwie, które ich nie chce, nie potrzebuje,
ignoruje? Dziewczynom nie przeszkadza, że kolesie stali się tłem (albo nawet
nie; zakładam, że siedzą przy tym ognisku w zupełnym milczeniu i ze skwaszonymi
minami; po co?).
Hyon przy tym adoruje wszystko, co się rusza i ma płeć
żeńską, a przedstawicielki tej płci świetnie się bawią. Naprawdę zaczynam się zastanawiać,
dlaczego ci koledzy-rówieśnicy jeszcze sobie stamtąd nie poszli? Ja bym poszła,
nie chciałoby mi się siedzieć w takim dziwnym gronie, które ewidentnie mnie nie chce. Nawet nie dlatego, że
czułabym, że przegrałam z jakimiś starszakami, no wow, tylko dlatego, że dziewczyny,
którymi potencjalnie koledzy się interesowali, okazały się, cóż, no właśnie…
typowe. Nie chciałabym mieć takich koleżanek.
Ogólnie cała grupka nastolatek zachowuje się tak,
jakby bohaterki miały jedną jaźń. Przypominają mi się takie kliszowe grupki
niezbyt rozważnych i lotnych dziewczyn w komediach romantycznych (albo,
ostatnio, chociażby w „Gambicie Królowej”; na pewno wiesz, o jakie
charakterystyczne grupki mi chodzi). Dlatego też bardzo ucieszyłam się, że Elin
sobie stamtąd poszła. Ciekawe, że Hyon nie zauważył jej zniknięcia; a podobno
przyszedł tam jej pilnować, nie?
— (…) Zawirusował mi komputer por… —
urwałem — …filmikami — dokończyłem, wychodząc z tego cało. –
No niekoniecznie, bo Elin musiałaby być niespełna rozumu, żeby nie wyłapać
kontekstu.
Cieszy mnie ostatnia scena, szczera rozmowa Elia z
Elin. Dziwi mnie za to, że dziewczyna nie tyle tak łatwo zwierzyła się
bohaterowi, przestała się gniewać, że rozwalono jej imprezę, ale szybko łyknęła
jego pocieszenie i znacząco poprawił jej się nastrój. To może świadczyć o tym,
że jej problem nie był taki turbo-poważny. Szczególnie widać to tu:
— Wiesz, jak to jest stać się kogoś
cieniem? — Momentalnie odwróciła głowę, gdy tylko ponownie zaszkliły jej się
oczy.
Pokiwałem lekko głową, teraz już lepiej
rozumiejąc ból Elin.
— Przede wszystkim nie porównuj się do
Hyona — zacząłem, ostrożnie dobierając słowa. — Każdy jest inny i lepiej być
najlepszą wersją siebie, niż próbować komuś dorównywać. (…).
— Dzięki — odparła po tym, jak uważnie mnie
wysłuchała i przysunęła się, by uścisnąć mnie w podzięce.
Używasz takich słów jak ból, bohaterka znów ma ochotę
płakać, a jednocześnie jedna krótka rada wystarcza, by trochę jej przeszło.
Jasne, biorę pod uwagę, że relacja Elin i Elia jest długotrwała i naprawdę mocna,
chłopak potrafi pocieszyć przyszywaną siostrę i bohaterowie mają na siebie dobry wpływ. Ale czy aż
tak, by to wszystko trwało tylko tyle…? Sama rozmowa i jej problematyka odbiera się mniej poważnie, bo Eli dużo żartuje, przez co trudno mi uwierzyć, że Elin było aż tak
źle. Może dlatego, że Eli też zaczyna żartować za szybko, zamiast początkowo
wysłuchać Elin. Rzuca żart za żartem, pojawia się też gag o porno – no dobra, może
to poprawi nastrój bohaterce, ale czy wpierw jej ból zdążył przekonać czytelnika?
Mnie nie.
Rozdział 7
Koleżanki Elin dają niezły popis, szczególnie Chastity. Na pierwszy rzut oka widać, że Elin nie bawiła się jakoś super, a te szczebioczą o kolejnych wypadach i nadal kręcą z jej bratem. I jeszcze ten tekst, że młodszy brat zniszczył jej paletę cieni do powiek, więc miała ochotę go zabić. Okej, może to drobiazg i wcale nie świadczy o niczym, ale kiedy dodasz taką wypowiedź do tego, co Chastity prezentowała na biwaku, wnioski nasuwają się same. To próżna i głupiutka dziewczyna.
Po tym, jak zawiozłem Elin do domu,
wróciłem do mieszkania. Trochę poćwiczyłem, aby zadbać o swoje mięśnie, ale też
po to, aby się obudzić, bo nic tak nie stawiało mnie na nogi, jak trening. –
Często wspominasz, że Eli coś ćwiczy albo trenuje sztuki walki, ale jeszcze
nigdy nie pokazałaś tego konkretną sceną. Widziałam za to, jak bohater
imprezuje i obżera się pizzą i ciągle pije red bulle. Wprawdzie żeby dobrze
wyglądać, nie trzeba robić głodówki ani niczego sobie odmawiać, jednak jakoś
styl życia Elia nie idzie mi w parze z jego super wyglądem i szczerą pasją do
sportu, który zresztą niby jest dość ważny, a i tak stale traktowany po
macoszemu, ledwo jednym czy dwoma zdaniami. Na dobrą sprawę nawet nie wiem, co
dokładnie Eli ćwiczy. Czy to środa – klasyczny dzień nóg?
Eli robi też całkiem spore zakupy, ma pieniądze na
dużo rzeczy, ma na przykład PS4, często imprezuje i tak dalej. Do tego na pewno
płaci za regularne treningi taekwondo, ma samochód, który też musi utrzymać. A
podobno pracuje jako dostawca paczek. Nie martwi się takimi przyziemnymi
rzeczami jak brak kasy. Skąd u niego ta zupełna beztroska? Nawet to zwyczajne
życie, codzienne sytuacje, które pokazujesz scenami, nie wprowadza konfliktu
fabularnego. Wszystko do tej pory Eliemu się udaje i z niczym, zupełnie niczym,
nie ma problemu. Obecnie jestem na takim etapie – tyle tekstu mam już za sobą –
że tylko czekam, aż powinie mu się noga, by opowiadanie zaczęło być o czymś i
ukazywało rozwój postaci wymuszony przez rozwój fabuły.
Tym bardziej że kolejna scena to scena… zakupów. Trwają i trwają, mam wrażenie, w nieskończoność. Zastanawiam się, co wnosi to do fabuły? W jakim kierunku ona zmierza? Gdzie tu miejsce na jakiś plot twist, cliffhanger, konflikt fabularny, cokolwiek – co pchnęłoby fabułę w przód? Bo teraz mam trochę wrażenie, że kręcę się w kółko – od jednej imprezy do drugiej, a pomiędzy czytając o przygotowaniach. Poza tym sceny zakupów w powieściach YA, kiedy (zwykle) bohaterki szykują się na imprezę i lecą po odpowiednie ciuchy, jest jedną z popularniejszych klisz, które istnieją w literaturze tego gatunku. Są przewidywalne i zwykle za długo się ciągną.
Cieszę się za to, że na tapet wrócił wątek Tony'ego i
Mercy. A odnośnie do ostatniej sceny, w której mamy zapowiedzianą imprezę i znów obserwuję, jak się wyrywa panny – cóż, myślę, że o tym, jaki jest Eli i jak
kreacja jego postaci wpływa na możliwy odbiór tekstu (a, przy okazji, jak
wpływają na niego postaci żeńskie), napiszę szerzej w podsumowaniu.
Czyli w sumie po opisaniu narracji. Myślę, że jeśli
chodzi o treść – przeczytałam wystarczająco, by móc wyciągnąć jakieś
wnioski.
PODSUMOWANIE
Narracja, styl (stylizacja), opisy
Zwykle oddzielam styl odautorski od stylizacji
bohaterów, tu jednak mamy narrację pierwszoosobową, więc, chcąc nie chcąc,
styl, w którym pisałyście całość, będzie stylizacją językową Elia. I tu
pojawiło się kilka problemów. Pierwszym, na który zwrócę uwagę – a zwrócić na
nią naprawdę nietrudno – są powtórzenia. W waszym tekście jest ich od
groma, co widać zarówno po cytatach zawartych w części o fabulariach, jak i w
podpunkcie dotyczącym poprawności. W dialogu na powtórzenia zwykle
nie zwraca się uwagi; nie ma się co oszukiwać, przeciętni bohaterowie opek tak
jak i przeciętni ludzie w powieściach obyczajowych nie są jak Pan Makłowicz i
daleko im do kwiecistej, bogatej mowy pozbawionej powtórzeń. W przypadku
narracji pierwszoosobowej dwudziestojednolatka, który z natury jest dość
swobodny i bezpretensjonalny, też trudno tego wymagać, ale bez przesady.
Powtórzenia w takiej ilości nie świadczą już o naturalności narratora, ale
oddają truistyczny styl całości, często wręcz taśmowy – szczególnie gdy rozmawiamy
już nie o powtórzeniach w stylu być, mieć, tylko, ale nawet
o całych konstrukcjach (na przykład zdaniach z imiesłowem współczesnym, po
którym pojawia się spójnik i). To wcale nie jest wybór między: mamy
powtórzenia, a więc piszemy naturalnie, bo ludzie się powtarzają a mamy
tekst pozbawiony powtórzeń i bohater brzmi jak wydumany erudyta. Nie. Nie
wymuszam ładnych, okrąglutkich zmian typu być na znajdować się
czy iść na kroczyć, nie musicie też rezygnować ze wszystkich
powtórzeń (niektóre, szczególnie w dialogach, są spoko). Ale często chodziło mi
o wyrazy, dla których łatwo znaleźć jakiś lekki, równie luźny synonim, jeszcze
przyklepujący tezę, że bohater jest współczesnym dwudziestolatkiem.
W przypadku stylizacji już w rozdziale pierwszym
zauważyłam, że Eli czasami archaizuje. Nadal uważam, że to
niepotrzebne udziwnianie. Same słowa typu niewiasta, rzekłem,
bowiem jeszcze nie drażnią, ale w połączeniu z innymi stylami, które
czasami wkradają się w przemyślenia bohatera – tworzą nietypową mieszankę.
Momentami bohater jest infantylny: panienki, soczek – takie
słówka zawarte w narracji często wywoływały u mnie ciarki, pewien niesmak. (W
dialogach natomiast, gdy Eli zwraca się do Hyona per cukiereczku – to
jestem w stanie kupić, bo ewidentnie się zgrywa). Mamy więc już kilka
przykładów archaizmów, kilka słów zdecydowanie zbyt infantylnych, miejscami Eli
jest znowu zbyt dojrzały (damy, panie, dżentelmeni).
Zrezygnowałabym z takiego misz-maszu, by skupić się na jednej, konkretnej
stylizacji. Dominuje ta luzacka, młodzieżowa, przepełniona laskami czy dupkami,
więc taka niech pozostanie, a nie udziwniajcie jej momentami – w nich Eli
wydaje się nieszczery.
Inna sprawa, że miejscami narrator wydaje się
dobrze wiedzieć, że prowadzi narrację dla jakiejś postronnej osoby,
obserwującej jego życie. Kilkakrotnie zwracałam na to uwagę, jednak
wielokrotnie przechodziłam obok tego obojętnie, by się nie powtarzać;
wytłumaczę swoje odczucia tutaj. Weźmy, dla przykładu, takie zdanie:
[r.1] Nim jednak cokolwiek zdecydowałem, zadzwonił
mój telefon. – To drobnostka, ale w przypadku waszej narracji
pierwszoosobowej takich sytuacji jest całkiem sporo. Tu chociażby z góry nie
podejrzewałabym, że dzwoni telefon stacjonarny (bo bohaterowie dopiero co się
wprowadzili i nie rozdawali nikomu numeru; zresztą w ogóle zakładam, że nie
mają stacjonarnego, bo to raczej relikt przeszłości). Poza tym Hyon wyszedł z
domu i na pewno wziął swoją komórkę ze sobą. Tak więc niczyj inny telefon
zadzwonić do Elia nie mógł. Tendencja do używania: mój telefon chyba
bierze się z literatury nieco starszej, kiedy to komórki dopiero co pojawiły
się na rynku (to przynajmniej da się wytłumaczyć, a co w przypadku moich/swoich
włosów?). Dziś jednak posiadanie komórki na własność nie jest niczym
szczególnym i może warto od takiej naleciałości z zamierzchłych czasów odejść.
Bo w końcu czy wyciągając telefon z kieszeni albo sięgając po niego na stół,
naprawdę myślimy o tym, że to telefon należący tylko do nas…? No raczej nie, bo
to z góry logiczne i jesteśmy tego świadomi. I właśnie przez takie
dopowiedzenia w tekście pisanym narracją pierwszoosobową nie mogę odpuścić
wrażenia, jakby bohater celowo mówił coś do mnie; jakby wiedział, że zwraca się
do osoby trzeciej, jakiegoś podglądacza-czytelnika i mu wszystko tłumaczy,
zamiast naturalnie kreować myśli w głowie – pod siebie. Nim jednak cokolwiek
zdecydowałem, zadzwonił telefon. Albo nawet jeszcze lepiej: ktoś
zadzwonił. Telefon nie dzwoni sam z siebie, a człowiek raczej zwykle nie
zastanawia się nad istotą samego procesu dzwonienia, a tym, czyj numer/nick
zobaczy zaraz na ekranie. To drobnostki, ale, jak piszę, to one czynią narrację
pierwszoosobową i zwykle odpowiadają za to, jak się ją odbiera. Czy naturalnie,
czy właśnie pretensjonalnie – jakby narrator zdawał sobie sprawę z tego, że
jest tylko bohaterem opowiadania i porusza się bądź myśli pod jakichś
czytelników.
Po czym jeszcze mam takie wrażenie? Ano po tym, że Eli
jako narrator często popada w jakiś trans, w którym przestaje myśleć, a
zaczyna tylko relacjonować. Przypomina mi się rutynowy poranek bodajże z
rozdziału trzeciego albo przejażdżka motocrossem lub komentowanie rozmowy
między dziewczyną a jej eks i Hyonem. Pamiętacie na pewno moment, w którym
cytowałam zapisane ciągiem (bez dialogów) sprawozdanie z tej rozmowy;
sprawozdanie – bo oparte tylko na obserwowanych czynnościach. Takie streszczenia
ostatecznie brzmią, jakbyście się bardzo spieszyły do tego, co będzie
kawałek dalej; w reporterskich fragmentach główna postać w narracji
pierwszoosobowej staje się papierowa, bo pozbawiona wnętrza. Nawet jeśli
przytaczacie tylko jeden z wielu rutynowych poranków – Eli mógłby ująć sytuację
jakimś sarkastycznym przemyśleniem. Tymczasem dostajemy fragment pamiętnika: drogi
pamiętniczku, dziś wstałem, poćwiczyłem, wziąłem prysznic i do serialu zjadłem
śniadanie. Proszę, nie idźcie w tę stronę.
Nie musicie też aż tak skupiać się na oczywistościach
i podkreślać tego, co już dawno stało się jasne. Najpierw wypowiedzią
dialogową przytaczacie, na przykład, że bohater dziękuje, a następnie – w
dopisku narracyjnym – że ujmuje czyjąś dłoń. I w tym samym zdaniu pojawia się
jeszcze: dziękując za ciepłą gościnę. To tylko jeden z kilku
wspomnianych w ocenie przykładów, lecz jeśli będzie czytać opowiadanie od
początku, zauważycie, że tak naprawdę jest tego znacznie więcej. Wykorzystajcie
to, że jest was dwie; w przypadku jednego autora, który pisze całość
samodzielnie, znacznie trudniej jest wczuć się w potencjalnego odbiorcę i
domyślać się, co jest w stanie wywnioskować z tekstu ktoś stojący obok. Wy
jesteście dwie, a więc jeśli któraś z was czyta jakiś fragment, którego nie
pisała, po raz pierwszy – niech zwraca uwagę na tego typu rzeczy. Myśli: o
kurczę, przecież to jest logiczne, nawet nie muszę o tym czytać, żeby to
wiedzieć. Najlepiej oceniać pod tym kątem tekst na świeżo, przy pierwszym
czytaniu, gdy zaskakuje.
Jeszcze odnośnie do kwestii narracji, spójrzmy na
przykład na kolejną nieścisłość, tym razem na przykładzie z rozdziału
czwartego:
— Ty i urok, pff — prychnął
Hyon i podszedł bliżej, aby przyjrzeć się jabłecznikowi. – W
przypadku narracji pierwszoosobowej skąd Eli wiedział dokładnie, w jakim celu
podchodzi Hyon? Może widział jabłecznik z daleka i chciał od razu wziąć sobie
kawałek? Albo podszedł, by go tylko powąchać? Niestety nie raz ani nie dwa zdarzało
się wam wychodzić z głowy głównego bohatera, by przedstawić pobudki działań
kogoś innego. Zresztą pobudki przedstawiacie również, gdy chodzi o samego
narratora – często uprzedzałyście mnie, co planował on zrobić, zamiast pokazać,
jak daną rzecz… po prostu robił. Przykłady:
(…) pojechałem, aby pomóc Jimowi w jego
randce.
(…) wskazałem drogę, aby ruszyć znów na
spacer.
(…) usiadłem przy stole, aby na spokojnie
zjeść.
Czytelnik sam to wszystko wywnioskuje, jeśli bohater
zdecyduje się po prostu zrobić te rzeczy, które wpierw zapowiada. Nie odbieraj
mi, narratorze, zabawy; to przecież jak małe spoilery.
Skoro mankamenty wynikające głównie z narracji
pierwszoosobowej mamy za sobą, przejdźmy do opisów. W przypadku tych
dotyczących miejsc akcji jest okej, jestem w stanie wyobrazić sobie
lokalizacje, w których przebywają bohaterowie, mimo że nie skupiacie się na tym
aż tak. Opisy te zwykle trzeba samodzielnie poskładać z porozrzucanych po
akapitach sugestiach; tu bohater usiądzie na kanapie, tam wejdzie do nowego
mieszkania i się rozejrzy – słowem: nie mam zastrzeżeń. Za to w przypadku
opisów wyglądu postaci robi się średnio, bo powtarzalnie, gdy mowa o ubraniach
i formie, w jakich przytaczacie dobór garderoby. Może to nie jest jeszcze ta
słynna checklista, bo opisy nie ciągną się przez kilka zdań, ale i tak wygląda
to średnio. Dlaczego w tym przypadku nie urozmaicacie bardziej i skrzętnie nie
ukrywacie tych opisów gdzieś w tekście? Kilka przykładów:
[r.2] [Hyon] ubrany w jasny szarobrązowy garnitur,
z ozdobnym pasem oraz złotym wisiorkiem, który rzucał się w oczy na tle czarnej
koszulki, do tego wszystkiego białe sportowe buty.
[r. 5] Włożyłem spodnie, białą koszulkę i czarną,
rozpinaną bluzę z kapturem. Ułożyłem też włosy, zaczesując je nieco bardziej do
tyłu (…).
[r. 9] poszedłem do pokoju, aby się przebrać w
czarne szorty i równie czarną koszulkę bez rękawów oraz włożyć buty (…).
Wziąłem prysznic i na dzisiejszy wieczór (zapewne z niespodzianką) wybrałem
białe spodnie razem z białym T-shirtem oraz karmelową marynarkę w kratę i
sportowe buty, a do tego założyłem złoty zegarek.
[r. 12] Włożyłem czarne spodnie i czarną koszulę w
pionowe szare paski oraz sportowe buty.
Co ciekawe, problem stanowi właśnie garderoba. Bo w przypadku ogólnych cech wyglądu bohaterów, znów jest interesująco – postaci często przeczesują włosy, Eli dostrzega nową fryzurę Elin (jednocześnie wspominając starą) czy wykonują jakieś inne gesty świadczące o ich sylwetce. Albo w przypadku Elia – narrator znajduje jakiś sensowny powód, by się opisać, na przykład stwierdza, że jest wysoki w odniesieniu do sytuacji, w której zestawia siebie z cechami typowego Koreańczyka. I to jest ciekawe, i sprytnie wplecione w tekst, więc generalnie potraficie i wiecie, o co chodzi, ale czasami chodzicie na skróty.
Ad opisów, warto też wspomnieć o opisach scen
dynamicznych i mam wrażenie, że czytałyście już poradnik z WS, ale jeszcze
potrzebujecie trochę szlifów. Powtórzenia, podobne konstrukcje, zdania
wielokrotnie złożone, używanie długich słów, nadmierna ilość przysłówków, brak
konstrukcji, w których zamiast ponawiać podmiot, korzysta się z zaimków… Ach,
no i to, czego mi brakowało dość mocno, czyli wrażenia sensoryczne – tego nie
ma, a szkoda. Zajrzyjcie [TUTAJ] i
sprawdźcie podpunkt E.
FABUŁA
Tu będzie krótko, bo i niewiele się wydarzyło. Chociaż
przeczytałam bardzo dużo tekstu, mam wrażenie, że w rzeczywistości historia
ledwo co się zarysowała. Nie będę odkrywcza: każdy wie, że bohaterowie książek
powinni być w jakiś sposób fascynujący i przeżywać rzeczy, które są dla nich
wyzwaniami i które mają na nich wpływ, rozwijają ich, każą im się wysilać, by
fabuła pchała się w przód, a na końcu owocowała puentą. Po to czytamy książki,
jak i po to oglądamy filmy czy gramy w gry komputerowe – bo chcemy nie tylko
poznać proste życie bohaterów, ale przeżyć z nimi urywek ciekawej historii, fragment, który czyni akurat ich życie wyjątkowym. Tak też dzieje się w powieściach
obyczajowych, a nawet komediach romantycznych lub YA – gdy wyrywek
czyjejś rzeczywistości jest na tyle kłopotliwy i nietypowy, że aż wart
przedstawienia. Do czego zmierzam?
Gdybym miała wybrać grę, do której upodobnił
się „Bro’war” – byłyby to Simsy. Dlaczego? Bo tu bohaterowie po prostu sobie…
żyją, a wy ich prowadzicie, czasem mam wrażenie, bez celu. Zauważcie, że przez tyle stron główny bohater nie przeszedł jeszcze
żadnej przemiany, w niczym się nie rozwinął, ciągle pozostaje taki sam i spędza
dzień za dniem na… ot, życiu. Pracy, (niby)treningach, zakupach, imprezach. Tak po
prostu. Jasne, mamy pojedyncze sceny, w których jakby z przypadku coś się
dzieje, ale to wszystko jest ruletka w stylu: ciekawe, czy spotka mnie dziś
coś interesującego…? Wydaje mi się, że nie na takim założeniu pisze się
powieści, zdecydowanie brakuje tu ściślejszego planu wydarzeń opartego na
konkretnej fabule – konkretnych, wiążących się ze sobą wątkach. Gdy doszłam do
tego prostego wniosku, poraziła mnie jego oczywistość, tymczasem w przypadku
„Bro’war” nadal nie wiem, co stanowi główny wątek i jaki jest sens
opowiadania, czyli centralny konflikt fabularny. I to jest, moim zdaniem,
strasznie rozczarowujące. No bo co? Pogoń Elia za romansem, a może jakąś zmianą
siebie? Albo podświadome dążenie do niespodziewanej miłości? Odnalezienie miłości w przyszywanym bracie, odkrycie własnego JA? Nie czuję tego,
strzelam, a po połowie tekstu dawno powinnam chociaż domyślać się, że w którymś kierunku zmierzam. Którymkolwiek.
Wokół głównego bohatera przez
większość czasu antenowego działy się rzeczy niebędące najlepszym
materiałem na powieść, nawet obyczajową. Nie zrozumcie mnie źle – nie wymagam
pościgów i strzelanin, ale gro miejsca zajęły sceny-zapchajdziury typu:
przygotowywanie jedzenia, jedzenie, granie na PS4, gadanie o dziewczynach,
przekomarzanie się (co wielokrotnie jest śmieszne, ale ostatecznie bezcelowe,
nie pcha fabuły w przód), komentowanie swojego wyglądu (plus ubieranie się,
szykowanie do wyjścia etc.), wstawanie rano, jazda samochodem, ostatnio nawet wielostronicowe
zakupy… Tak, to są rutynowe rzeczy, które dzieją się w życiu każdego z nas i
nawet w przypadku zastosowania luźniejszej stylizacji Elia nadal pozostają
oczywiste.
(Co też dziwne, z jednej strony skupiacie się na
rutynie, ale z drugiej – treningi Elia, które są jej częścią, sprowadzacie do
jednego-dwòch streszczających zdań; gdy bohaterowi coś/ktoś przerywa rutynę,
na przykład dzwoni telefon, to Eli akurat – tak się składa – nie ćwiczy, tylko,
na przykład, siedzi na kanapie. Te treningi, wzmianki o nich, widać, pojawiają
się jakby na siłę i traktowane są jak zło konieczne, bo muszą zostać wspomniane,
aby bohater mógł być atrakcyjny fizycznie i to akurat strasznie rzuca się w
oczy).
Jasne, że mamy też sceny typu: impreza, bójka na ulicy,
dynamiczny koszmar, interakcja z dziewczynami na biwaku, wyrywanie dziewczyny w
barze, ale jednocześnie nie mogę przejść obojętnie obok przeczucia, że cała ta
linia fabularna dzieje się zupełnie z przypadku i koniec końców nie jest
porządnie zaplanowana. Bohater idzie na przypadkową randkę z drewnem, bo
nagle poprosił go kumpel. Ten sam bohater idzie odwieźć przyszywaną siostrę na
biwak, bo… został o to poproszony. Spotyka Tony'ego w sklepie – przez
przypadek. I tak dalej, i tak dalej… Załóżmy teraz, że ani Elin, ani ten
kolega, którego imienia już nie pamiętam, nie poprosiliby Elia o przysługę. Co
wtedy wydarzyłoby się ciekawego w jego życiu, wartego opisania? Zresztą, scena
z pomaganiem przyjacielowi w randce wydaje się średnia właśnie z tego powodu,
że nie mogę wywnioskować, co wniosła do fabuły. Na upartego można z niej
wynieść to, że poznałam lepiej podejście Elia do dziewczyn i jego wymagania
względem nich, na jaw wyszły jego pewne cechy charakteru. Jednak dokładnie te same
cechy Eli przejawia w wielu innych momentach fabuły, które mają więcej sensu. Więc może w tej scenie
chodziło o to, że wyjście na obiad z dziewczyną, która się nie uśmiecha, ma być
zabawne…? No i było, ale zabawne sceny też mogłyby mieć sens sam w sobie;
planowanie fabuły to nieraz pieczenie wielu pieczeni na jednym ogniu i tego
zdecydowanie mi zabrakło – ścisłego planu, a nie – lania wody. Sztucznego
wydłużania tekstu wstępami do scen właściwych. Przy czym wspomniany fragment z
nie-randką to nie jest jedyna scena, z którą mam problem, bo takich scen, z
których ostatecznie nic nie wynika, mam więcej: gag z komarem, spalenie pizzy,
zakupy i tona przeplatających to wszystko streszczeń o rzeczach przyziemnych.
Zauważcie, że nawet telefon od Elin przypominający o biwaku również miał
miejsce wtedy, kiedy u Elia totalnie nic się nie działo. Zresztą ta scena to
dubel, bo Elin prosi o przysługę bohaterów również wtedy, gdy siedzą i nic nie
robią, odwiedza ich jak Penny Sheldona i Leonarda; opowiadanie ciągnie się
trochę jak taki sitcom i jako czytelnik dane mi jest czekać na jakieś
wydarzenie i liczyć na przypadek – imperatyw, który zmusi Elia do wyjścia z
domu. Jeszcze raz: na tym etapie fabuły nie widzę, o czym dokładnie jest to
opowiadanie. O życiu – można by rzec, ale to okropny ogólnik; przecież każda
powieść o tym jest. A coś więcej…?
Teraz, jak o tym myślę, to spotkanie z babcią pod
klatką też było przypadkowe. Wprawdzie scena ta ukazała pozytywną stronę
charakteru Elia, ale nurtuje mnie pytanie: czy powstała z myślą o ciągu dalszym
historii i postać babci jeszcze powróci? Nie jestem tego pewna, a biorąc pod
uwagę, że przez zaledwie pięć rozdziałów poznałam w opór postaci dalszoplanowych
(dwóch kolegów z pierwszego rozdziału, dwie dziewczyny z randki jednego z tych
kolegów, typek z dziewczyną w parku motocrossowym i inni uczestnicy bójki, cała
gromada koleżanek Elin, trzech typków z biwaku, staruszka, teraz jakaś Jamie…)
– nie mam pojęcia, czy ktokolwiek z nich jeszcze wróci, połowy tych osób nie pamiętam z imion, tymczasem część scen z
ich rozdziałem była dość szczegółowa i sugerowałaby, że mają oni wszyscy
znaczenie.
Jeśli w życiu bohaterów faktycznie tak mało się
dzieje, może po prostu… złóżcie opowiadanie z ciekawszych fragmentów ich życia?
Przecież zawsze możecie postawić asteryski i przejść do jakiejś konkretnej
sceny bez tych całych wstępów-streszczeń typu: wstałem, ubrałem się, zjadłem.
BOHATEROWIE
Na pierwszy ogień idzie narrator, czyli Eli.
Skończyłam ledwo kilka rozdziałów, a mam wrażenie, że ciągle czytałam o tym,
jak to bohater lubi dobrze wyglądać, lubi (i potrafi!) wyrywać dziewczyny,
dobrze tańczy, trenuje sztuki walki (choć tego akurat żadna scena, choćby bójki
czy treningu, nie udowadnia) i tak dalej. Eli często mówi o sobie i podkreśla
swoje zalety, wady skrzętnie chowając lub w ogóle ich nie widząc, nie dziwne
więc, że nadrzędną cechą, jaką mu przypisałam, jest narcyzm. Razem z Hyonem –
wydaje mi się – Eli stroi się na każdą okazję. Uważa siebie za
przystojnego-łamane-na-dobrze_zbudowanego-łamane-na-seksownego, bo ciągle o tym
wspomina. Nie wiem, czy celowo zrobiłyście z niego zakochanego w sobie, ale to
jeden z głównych elementów jego kreacji, przez które za nim nie przepadam i ciężko
przebywać mi w jego głowie. Mam wrażenie, że okropnie się powtarza. Nie chodzi
też o to, by był jakiś przesadnie skromny i pokornego serca, ale, kurczę, tu
już przebija się z niego ostra megalomania.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie jest błędem tworzyć postać
o konkretnych cechach charakteru, nawet jeśli są to cechy odbierane przez niektórych jako
negatywne. Wasza postać może taka być – z tym nie walczę. Nie wiem tylko, czy
celowa kreacja akurat takiego charakteru w przypadku akurat głównego bohatera,
w którego głowie trzeba przebywać przez cały tekst, nie odbije się na
poczytności opowiadania. Eli zwraca na swoje walory przesadną uwagę nawet po
kilka razy na rozdział, w różnych sytuacjach, i tego jest moim zdaniem
zdecydowanie za dużo, w pewnym momencie po serii komplementów – jakby na siłę
mnie przekonując o swojej faktycznej cudowności – pokazuje mi swoją
super-klatę. Jeśli stworzyłyście go takim zupełnie świadomie – no dobra, niby
wszystko w porządku, bo ma on prawo taki być, zresztą i tacy ludzie istnieją.
Nie zdziwcie się jednak, że niektórzy czytelnicy mogą z Eliem nie wytrzymać i w
pewnym momencie zirytować się nim aż tak, że nie będą już ciekawi ciągu
dalszego, uznając, że nie chcą już dłużej przebywać z takim egocentrykiem.
Inna sprawa, że działa tu też trochę psychologia – im bardziej Eli zapewniał mnie o swojej idealności, tym mniej mu wierzyłam i więcej dostrzegałam jego wad. Momentami zaczęłam nawet podejrzewać, że może on sam siebie okłamuje, a tak naprawdę niewiele potrafi i wcale nie wygląda aż tak dobrze w lustrze, jednak ostatni rozdział i tańce z Jamie ostatecznie mnie ot takiej nadziei odwiodły.
Jednocześnie nie mogę nie wspomnieć, że dobrze
pamiętam o jego pozytywnych stronach (chociażby tym, że ostatecznie ratuje
kolegę na feralnym spotkaniu, troszczy się o bliskich i podwozi Elin, wspiera
ją przy jeziorze; jak i pamiętam o pomocy staruszce) i nie wykluczam, że ma pozytywne cechy. Przy czym one są dość nikłe w porównaniu z jego
negatywnymi stronami: nie tylko megalomanią, ale i skłonnością do
przedmiotowego traktowania dziewczyn, która osobiście mnie razi
najmocniej.
Teraz zastanawiam się, jaką Eli ma za sobą przeszłość,
że właśnie taki jest. Czy to przez natarczywą matkę? Wychowywanie za młodu pod
kloszem? Odrzucenie ze strony rówieśników w bardzo wczesnym wieku? A może Eli po prostu tak ma – bez doszukiwania się głębszych powodów…? Jeśli tak –
sądzę, że trochę szkoda, bo przecież elementem powieści obyczajowych jest też
rozwój psychiczny bohatera; poznanie jego przeszłości, teraźniejszości i
przyszłości (choćby po scenach – puzzlach) i śledzenie, w którym kierunku
rozwinęła się jego sylwetka psychologiczna. Żałuję, że przez przeczytane przeze
mnie rozdziały nie rozwinęła się ona w żadną stronę, a materiału było dużo; inna sprawa, że nie do
końca może to jakoś szczególnie dziwić, bo do zmiany potrzeba bodźca, a w życiu
Elia w czasie trwania tego fragmentu fabuły nie wydarzyło się zupełnie nic.
Jeśli zaś chodzi o Hyona, tu mam jeszcze
większy problem. Bo nie dość, że go gwiazdor większy niż Eli, to
jeszcze nie kryje się w żaden sposób z wykorzystywaniem dziewczyn – wręcz widzi
w tym uciechę. Romansowanie potrafi przełożyć nawet nad troskę o siostrę. I o
ile Eli to główny bohater, na którego składają się zarówno cechy pozytywne, jak
i negatywne, o tyle o Hyonie wcale nie mogę tego napisać. To też na swój sposób
dziwne, bo przecież nie ma ludzi jednoznacznie pozytywnych albo negatywnych –
zwykle te cechy w jakimś stopniu się przeplatają. Tymczasem w przypadku Hyona
szala w moim mniemaniu niebezpiecznie przechyliła się na jedną stronę.
Poza tym niektóre z cech, które przypisałyście
Hyonowi, pokrywają się z cechami, które można przypisać Eliowi. Podobieństwo
aż rzuca się w oczy. Pamiętam, na początku wydawało mi się, że Hyon to ten,
który częściej jest cyniczny i do jego charakterystycznych gestów zalicza się
cwaniacki uśmiech, natomiast Eli to ten, który jest nieco bardziej rozsądny i
jakby automatycznie często przeczesuje włosy. – To były takie moje wstępne
rozważania po obserwacji bohaterów w rozdziale pierwszym. Z czasem okazało się
jednak, że oba gesty są dla bohaterów wymienne, ale nie tylko gesty – podobna
jest ich stylizacja językowa, sposób bycia, chęć wykazania się, pragnienie
romansowania, imprezowania, nawet drobiazgi takie jak zakupy ciuchów i tak
dalej. Teraz, po tych wszystkich rozdziałach, które przeczytałam, nie widzę już
żadnych grubszych różnic, dzielących ich. Może tyle, że Hyon gwiazdorzy
bardziej i jest nieco bardziej porywczy. Mało! Braki charakterystycznych dla postaci cech, skłonności, stylizacji, przyzwyczajeń rzucają się w oczy tym
bardziej, że mowa o dwóch głównych bohaterach, a nie głównym i jakimś tam
dalszoplanowym. Eli z Hyonem spędzają czas wspólnie przynajmniej kilka razy na
rozdział, a gdyby powycinać jakieś ich partie dialogowe albo fragmenty
dotyczące tylko jednego z nich i dać mi do przypisania – nie potrafiłabym tego
zrobić. Okej, może bohaterowie są przyszywanymi braćmi, ale – co jak co –
wspólnej jaźni nie mają. A przynajmniej nie powinni mieć.
Długo zastanawiałam się, skąd taki wybór z waszej
strony – mieć głównego bohatera-narratora, który rodzi w czytelniku mieszane
uczucia, oraz drugą postać pierwszoplanową, która przejawia cechy jednostki
toksycznej. Opowiadanie jest zbudowane w taki sposób, że wymusza na mnie
przebywanie w głowie tego pierwszego, któremu przez sporą część narracji
towarzyszy ten drugi i trudno od tego uciec. Często, w towarzystwie Hyona, Eli
też zaczyna gwiazdorzyć, więc nieraz czułam się jak między młotem a kowadłem.
Zastanawiałam się, co by było, gdyby Hyon też otrzymał swoje partie narracyjne i tekst
przedstawiałby dwa POV-y…? Czy przesiadywanie w głowie Hyona sprawiłoby, że znacznie mocniej polubiłabym Elia? Możliwe, że tęskniłabym za jego partiami. Bo obecnie to wybór w stylu: gość, którego nie
lubię przez większość czasu narracyjnego a gość, którego nie lubię wcale.
A to, co zresztą widać na moim przykładzie, może nie rokować za dobrze pod
kątem: skończę czy nie skończę historii wcześniej, przed jej zakończeniem?
Ogólnie brakuje mi dobrych charakterów w tej historii. Teraz jestem pewna, że to dlatego, że prowadzicie tekst tylko jedną perspektywą – Elim – i tak naprawdę nie miałam gdzie odskakiwać chociaż na moment, aby od niego odpocząć. Najbardziej, przyznam, potrzebowałam tego w dwóch ostatnich rozdziałach, bo trochę wystraszyłam się, że z czasem może być jeszcze gorzej. Jako narratora czy bohatera nie każdy czytelnik będzie Elia lubił, jak i nie każdy czytelnik będzie go nie-lubił i to samo tyczyć się będzie Hyona i każdej innej postaci. Może pomyślcie o alternatywie i wyrównajcie tę szalę, wprowadzając do tekstu ważną postać męską o innych cechach charakteru niż te, które wymiennie charakteryzują przyszywanych braci. Aby czytelnicy czuli różnorodność i mieli z czego wybierać bohaterów, których obdarzą sympatią. Jeśli nie będą lubić nikogo lub tylko jakieś dalszoplanowe jednostki takie jak Tony, które pojawiają się raz na sześć długich rozdziałów – nie zostaną. Tym bardziej że akurat Tony to postać w moim odczuciu lubiana poprzez pryzmat współczucia i ciekawego wątku toksycznej relacji, a nie dlatego, że to ogólnie fajny facet, bo za słabo go znam, by wysunąć taki wniosek.
Mam też spory problem z postaciami żeńskimi. Zanim jednak do nich przejdę… Czemu siostrę Hyona nazwałyście Elin, gdy na głównego bohatera wszyscy wokół mówią: Eli? Takie podobieństwo jest podejrzane, trochę dziwne i w sumie zastanawiam się, czy wyniknęło z przypadku, a może coś się za nim kryje. Jeśli nic, zrezygnowałabym ze zbieżności, bo w scenie, w której występują obie postaci, może to wprowadzać niepotrzebne czytelnikowi zamieszanie. Tak po prostu. Sama nieraz machnęłam się w ocenie, w pośpiechu myląc oba imiona.
Elin, jako siostra Hyona – pisałam niedawno – wydaje się znacznie młodsza, niż jest. Eli nieraz podkreślał, że dziewczyna zachowuje się po prostu wyjątkowo grzecznie, jednak na moje – trochę zagrałyście tu kartą Giny Weasley. I tak jak Rowling, tworząc jedenastolatkę, zrobiła z niej dziewczynkę mającą lat na oko siedem – tak wy, mając nastolatkę w liceum, zrobiłyście z niej raczej gimnazjalistkę. Takie mam wrażenie. Niemniej Elin lubię i tak jak Eli martwię się o nią. Ona i starsza pani sąsiadka to jedyne rozsądne postaci żeńskie w całej historii, którymi warto się interesować. Żałuję nawet, że Elin nie ma swoich partii narracyjnych, jej problem bycia w cieniu to dla mnie najciekawszy z wątków i żałuję, że Eli tak szybko pomógł jej się z nim w miarę uporać.
Nie wiem, czemu tak jest, ale do momentu, w którym
przerwałam lekturę, dziewczyn pojawiło się w opowiadaniu naprawdę sporo. Jak to
się stało, że wszystkie, poza dwoma wspomnianymi wyżej, są postaciami raczej
negatywnymi? Odbieram je jako te naiwne istotki, takie właśnie panienki
(jak to określa, w sumie całkiem właściwie, Eli), które łatwo złapać na
wędkę. Dla przykładu, dziewczyna z dobrego, religijnego domu idzie do łóżka
z Hyonem już na pierwszej randce, inna bohaterka – Jamie – na pierwszej randce
ląduje w łóżku Elia. Jeszcze inna – jest sztywna do przesady i W OGÓLE się na spotkaniu
nie uśmiecha (pamiętacie kultową scenę z „Magic Mike'a XXL”? – Rozbawić smutną sklepikarkę? To było przynajmniej wyzwanie). Trzecia, Mercy, jest paskudnie zaborcza i zazdrosna o
swojego mężczyznę, za to matka głównego bohatera jest niezdrowo nadopiekuńcza.
Jeszcze inna bohaterka – ta rzucająca swojego chłopaka publicznie na ulicy – na
początku flirtuje z obcym typem (Hyonem), kręcąc włosy na palcach, a potem
uczestniczy w dramie i trochę ją nakręca (przy czym nie zrozumcie mnie źle, nie
usprawiedliwiam tu agresji ze strony jej eks, ale jednocześnie nie uważam, że
sama bohaterka ukazana została ze strony pozytywnej). No i, oczywiście, crème
de la crème: koleżanki Elin z biwaku. Są naiwne do potęgi i lecą na
tanie podrywy ze strony starszych gości, których dopiero co poznały. Wniosek?
Choć postaci żeńskich wam nie brakuje, to mam wrażenie, że nie postawiłyście
tym razem na jakość, a na ilość. Większość bohaterek to puste pannice i
to niestety jest fakt. Odznacza się Elin, ale głównie dlatego, że mam wrażenie,
że jest wyjątkowo młodziutka i dość wrażliwa, oraz starsza sąsiadka, ponieważ
te – kliszowo – w takich tekstach są rozsądne i ciepłe. Zdecydowanie brakuje mi
bohaterek nie tylko pozytywnych, inteligentnych, ale też jednocześnie znających swoją
wartość i wyznaczających granice. Bohaterek, które wśród całej żeńskiej
reprezentacji, mogły być jakimś wzorem, by przypaść do gustu czytelniczkom,
które chcą się mieć z kim utożsamiać i niekoniecznie popierają niektóre
decyzje większości. Elin wydaje się na to jeszcze za młoda i choć ją lubię, a sąsiadka – zbyt leciwa;
waszym targetem, podejrzewam, jest starsza czytelnicza młodzież i osoby
dorosłe.
Fajnie by było, gdyby w dalszej części fabuły, którą
pewnie jeszcze tworzycie, któraś z obecnie przedstawianych bohaterek dojrzała emocjonalnie,
może w jakiś sposób rozwinęła się, zmieniła pod wpływem wydarzeń. Chyba że
dopiero co pojawi się taka postać – jeśli docelowo Eli ma być w związku z jakąś
kobietą. Jednak za mną jakieś siedemdziesiąt stron A4 standardową interlinią i
chyba gdyby bohater miał poznać kogoś ciekawego – już by go poznał i ten ktoś
miałby jakiś wpływ na obecną fabułę, prawda? Tak mi się przynajmniej wydaje.
Ewentualnie chodzi o Jamie, ale ona w sumie też nie zrobiła na mnie najlepszego
wrażenia.
Kurt Vonnegut – znany i ceniony amerykański
powieściopisarz – powiedział kiedyś, że powinnością każdego pisarza jest podać
czytelnikom jak najwięcej informacji w jak najkrótszym czasie. Cyt.: Czytelnicy
powinni mieć tak pełne rozeznanie w tym, co się dzieje, gdzie i dlaczego, żeby
mogli sami dokończyć opowiadanie, gdyby karaluchy pożarły ostatnich kilka
stron. Dlaczego o tym wspominam? Bo chociaż nie czytałam „Bro’war” do końca
(zakończenie zresztą jeszcze nie powstało), pewna opcja na zakończenie tekstu
przyszła mi właśnie do głowy. Wspomnę o niej, tylko się, dziewczyny, proszę,
nie obraźcie za te gdybania – pozwoliłam sobie na nie, bo chcę być z wami
szczera i napisać to, co siedzi mi w głowie i jak sprawa tego opowiadania może
wyglądać w oczach potencjalnego czytelnika, który nie skończył waszego tekstu
(bez znaczenia, czy przez karaluchy, czy cokolwiek innego). W każdym razie
podejrzewam, że „Bro'war” spokojnie mógłby skończyć się tak, że dwaj
bohaterowie, zamiast żartować ze swojej potencjalnej relacji homoseksualnej –
stopniowo ją urzeczywistniają. Gdybym miała wymyślić sobie zakończenie, raczej
odrzuciłabym myśl, że Eli mógłby być z Elin, skoro to jego przyrodnia siostra i
właśnie tak ją traktuje (z drugiej strony: czy Harry na początku też nie
traktował Ginny w ten sposób…? Nigdy jednak nie byłam #team_hinny). Być może
nie trafiłam ze strzałem – z nimi często tak bywa, jednak gdyby się okazało, że
istnieje na to cień szansy i faktycznie planujecie rozwinąć pod koniec tekstu
relację homoseksualną lub biseksualną, w takim wypadku – przez brak pozytywnych
jednostek kobiecych – możecie podświadomie, zupełnie niechcący, pozwolić
wyciągnąć czytelnikowi bardzo szkodliwy wniosek. Wniosek, że ta relacja dwóch
bohaterów wynikła ostatecznie… z braku laku. Wiadomo, jak krzywdzące i stereotypowe
jest paskudne przekonanie o tym, że homoseksualiści łączą się w pary tylko
dlatego, że w ich otoczeniu nie znalazła się żadna ciekawa kobieta. Zgadzamy
się, że to okropność. Jednak w obecnej wersji opowiadania – przekonanie to aż
ciśnie się na myśl, zresztą niebezpodstawne. Bo tych pozytywnych postaci
kobiecych, którymi czytelnik mógłby się zainteresować i ewentualnie
samodzielnie tworzyć w głowie jakieś pairingi – angażując się w tekst – w
obecnej wersji (przynajmniej aż do ósmego rozdziału) nie ma. Spójrzmy
zresztą, jakie przemyślenia na temat relacji damsko-męskiej ma sam Eli, główny
bohater: Związki na wieczność to nie moja działka. Po pewnym okresie zawsze
robiło się nudno, powstawały zakazy, nakazy, trzeba było chodzić na kompromisy,
tłumaczyć się, dlaczego nie odpisałem, gdzie i z kim byłem, dlaczego spojrzałem
na tamtą laskę… Szło zwariować. Czułem się jak pies w klatce. I to z kagańcem. –
I to z jednej strony średnio świadczy o bohaterze, który może po prostu nie
chce zaangażować się w tradycyjny związek, ale z drugiej strony… nic dziwnego,
jeśli za punkt odniesienia obiera zaborczą Mercy, nadopiekuńczą matkę czy łatwe
panny, które po chwili mu się nudzą, bo też nie mają niczego do zaoferowania.
Szkoda, naprawdę szkoda, że brakuje tu silnej postaci kobiecej, która wie,
czego chce i wyznacza jakieś granice. Nawet niekoniecznie jako postać
zaangażowana w jakikolwiek romans, przecież nie wszystko kręci się wokół tego,
ale… tak po prostu stanowiąca jakikolwiek element fabuły, która przestałaby
może dzięki temu być aż tak kliszowa i stanowić materiał do ostatecznie
niefajnych refleksji.
Nie przedłużając, jako że tekstu nie skończyłam –
nie wlepiam noty końcowej. Poniżej zapowiedziane cztery rozdziały
poprawności i jej podsumowanie.
POPRAWNOŚĆ
Rozdział 1
Wyszedłem do salonu połączonego z kuchnią,
które obecnie świeciło pustkami. – Który obecnie świecił
(ten salon).
Musiałbym postradać resztki rozsądku, aby
ledwo kończąc dwadzieścia jeden lat[,] się żenić. Co to [–] to nie!
– A czy postradanie resztek rozumu nie jest przypadkiem jakimś utartym
związkiem frazeologicznym? Bo tych raczej nie powinno się przeinaczać…
— Wieczorem idziemy, [przecinek
zbędny] czy opijamy tutaj? — zapytałem, patrząc na Hyona[,] i
kucnąłem, bo dziś za długo byłem na nogach.
— Chciałam tylko zapytać jak tam? – Jak
tam stanowi osobne pytanie, które bohater cytuje, jako że chciał je zadać.
Można by wziąć w cudzysłów, zapisać kursywą albo poprzedzić przecinkiem lub
dwukropkiem; każda z tych opcji jest spoko, więc sobie wybierz.
— Nie trzeba, naprawdę. Damy sobie radę. —
Wymownie spojrzałem na Hyona, który tylko pokręcił głową z lekkim uśmieszkiem. –
O, a to brzmi, jakby nie uśmiechał się Hyon, ale jego głowa, która ma jakąś
osobną samoświadomość i stanowi jakąś odrębną część bohatera. Sugeruję szyk: który
z lekkim uśmieszkiem tylko pokręcił głową.
— No chodź już[,]
synusiu (…).
(…) po czym zszedłem z bro przed blok i
razem z pomocą ekipy, [przecinek zbędny] udało nam się wnieść
meble, których w zasadzie i tak było niewiele, ale najgorzej poszło nam ze
sprzętem do ćwiczeń. Te dopiero ważyły – ten dopiero ważył. Inaczej brzmi
to tak, jakby cokolwiek ważyły ćwiczenia.
Po ustawieniu mebli na swoim miejscu w
końcu mogłem spocząć na kanapie, kładąc nogi na drewnianym stoliku i zakładając
ręce za głowę. – Kładąc i zakładając tak blisko siebie
średnio brzmi. Szczerze powiedziawszy, nie bardzo jednak mam pomysł, co z tym
fantem zrobić.
— Nie daje! –
Daję.
Nawet ułożyłem włosy, które o dziwo się
mnie słuchały, a nie [–] żyły własnym życiem[,] i
mogłem je lekko zaczesać do tyłu, dzięki czemu wyglądałem przystojniej.
— Ta w białej bluzce[,]
z tatuażem na plecach.
Później zamówiliśmy już normalne
drinki i usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku. Choć w piątki nie przychodziło
tak wiele osób jak w soboty, to już zaczęło robić się tłoczno. Zwłaszcza
na parkiecie. Kilka osób już podrygiwało w rytm dudniącej muzyki EDM, a
ja wybijałem je palcami o blat stołu. – Go. Ten rytm.
Spojrzałem na
gościa, a to Hyon. Nawet nie widziałem, że czaił się gdzieś obok.
— Trzeba coś zrobić z Tonym — rzekł,
przekrzykując głośną muzykę.
Spojrzałem na
nasz stolik, przy którym siedział Tony.
Rozłączyłem się, wyciszyłem komórkę i
wróciłem do stolika, ale telefon schowałem do swojej kieszeni, aby
Tony’ego nie korciło i nie spędził resztę [reszty] wieczoru na
dzwonieniu bądź pisaniu do swojej dziewczyny.
— Słuchaj, nie mamy nic przeciwko, żebyś
miał dziewczynę, ale to, co robi Mercy[,] to już przesada.
Może w końcu szczęście uśmiechnęło się do
Jima i wyrwie jakąś fajną dziewczynę[,] i przestanie być wiecznym
kawalerem, na co nieraz narzekał.
— Dajesz[,] Tony!
Tony przy swoim nowym[,]
równie pijanym[,] koledze stawał się odważniejszy, momentami wyglądali
jak zakochana para. W pewnym momencie nasz kłapouch ściągnął koszulkę
(…).
Rozdział 2
(…) ważne, że małe palce u stóp
były całe. // Ziewnąłem, palcami przeczesując włosy i wszedłem do łazienki.
Na „trzy” razem z Hyonem zaczęliśmy uderzać
chochelkami w garnki, drąc się przy tym. Ja nawet zacząłem odprawiać
dzikie tańce, rytmicznie uderzając w garnek. Co prawda i mi zaczęły pękać
bębenki, ale każda okazja jest dobra na mały psikus. Jednak samo wydzieranie
się szybko mi się znudziło, więc zacząłem śpiewać:
— Gdyby z nami wrócił[,]
to Mercy już by tu była.
Chciałbym zobaczyć minę ludzi, którzy będą
go mijać[,] i moment, kiedy Jim zobaczy swoją piękną twarz.
— Patrzę, bo… w sumie sam nie wiem.
Wyglądasz jakby inaczej. Coś z włosami? — Wydawało mi się, że ostatnim
razem jak widziałem Elin (jakieś dwa miesiące temu), miała jaśniejsze włosy,
teraz były ciemnobrązowe i sięgały jej do ramion.
— A… tak, właśnie wracam od fryzjera.
Przyciemniłam kolor i trochę je podcięłam. — Uśmiechnęła się lekko, palcami
przeczesując końcówki włosów.
Podsunąłem jej paczkę, ale pokręciła tylko
głową. – Tylko pokręciła.
— Muszę zobaczyć, co to za koleżanki.
Jeszcze się okaże, że niektóre z nich to jakieś Johny, Jacoby i bóg wie kto. –
Jakkolwiek sama jestem za tym, by boga we frazeologizmach i fragmentach
nienacechowanych zacząć zapisywać od małej litery, jednak zasady ortograficzne
obecnie rządzą się innymi prawami i frazeologizmy typu: pożal się Boże, Bóg
wie kto/Bóg jeden wie – zapisuje się od wielkiej litery, gdyż bazowo
Bóg oznacza tu istotę najwyższą religii monoteistycznych. [źródło]
Odstawiłem orzeszki na blat, po czym
wyciągnąłem swój obiad, na szczęście nie był spalony. (…) Elin się
zaśmiała, po czym kontynuowała swoją rozmowę z braciszkiem (…). –
Do wyrazów, na które musisz uważać, dołącza po czym. Drugie swoje do
wycięcia.
Rozdział 3
(…) też niekiedy ludzie odbierali mnie za
chłodnego i strasznego[,] i bali się do mnie zagadać.
(…) niedaleko był też sklep, niewielka
knajpka oraz camping dla miłośników motocrossu, którzy przyjeżdżali na
zawody i nocowali w namiotach. Obecnie kręciło się kilku miłośników, a
parę osób jeździło już na torze.
(…) przeczesałem oraz zmierzwiłem swoje
zapewne oklapnięte włosy (…) odstawiłem swój sprzęt i przebrałem się
w wygodniejsze ubrania. (…) wtrąciła dziewczyna, próbując wepchnąć się między swoim
chłopakiem a Hyonem i ich rozdzielić. // (…) Facet już naprężył swoje mięśnie
i zacisnął dłonie w pięści.
Hyon wzruszył tylko ramionami –
tylko wzruszył.
Dwóch złapało mojego rywala, który po
otrząśnięciu się, [przecinek zbędny] chciał znów
doskoczyć do mnie.
— Ej, co jest?! — Usłyszałem czyjś krzyk. –
Komentarz narracyjny od małej [źródło].
Tak w ogóle to dzięki[,]
bro.
Nim jednak zaczęliśmy jeść, jeszcze
poszukałem u siebie w pokoju jakiś podgrzewacz (…) –
poszukałem [kogo? czego?] jakiegoś podgrzewacza.
Z daleka dostrzegłem wielkiego potwora,
który przypominał wielką brudnozieloną meduzę,
[przecinek zbędny] stojącą na dwóch mackach (…).
Musiałem im pomóc, aby uratować wszystkim,
uratować naszą planetę. – Wszystkich.
(…) kilku śmiałków próbowało walczyć z tym
olbrzymim potworem, ale nie dawali rady. –
Nie dawało (domyślnie: kilku śmiałków).
Zamachnąłem się, raniąc meduzę, lecz jej
macka zaraz uderzyła we mnie. Gruchnąłem na ziemię, ale nic mi nie było. Szybko
się podniosłem i ruszyłem znów na przód. – lepiej: (…) lecz
zaraz uderzyła we mnie jej macka. (…) znów ruszyłem naprzód. – Naprzód,
nie: na przód, ponieważ bohater nie wychodzi z szeregu innych postaci, a
po prostu rusza do przodu, na stwora.
Rozdział 4
Pojechałem jeszcze do supermarketu Publix
na Riverside Ave, gdzie kupiłem Red Bulla. –
Od małej. Red Bull od wielkiej wtedy, gdy masz na myśli producenta, na
przykład: Red Bull ogłosił nową promocję na red bulle, dwa w cenie
jednej.
Poprawiłem jeszcze koszulkę i dopiero
wtedy wysiadłem. Nawet jeśli miałem robić za towarzystwo dla sztywnej dziewczyny
i tak musiałem dobrze się prezentować. O reputację trzeba dbać, chociaż i
tak najwięcej musiałem nadrabiać charakterem, [przecinek
zbędny] przez to, że byłem Koreańczykiem i na pierwsze
spotkanie mało która laska była zainteresowana towarzystwem Azjaty. –
A nie przypadkiem: na pierwszym spotkaniu?
(albo grubi
[–] jak to przedstawiają filmy z Hollywood).
Podszedłem do wejścia oraz, chcąc nie
chcąc, do niej. // — Już otwieram — odezwałem się pogodnie i otworzyłem drzwi,
puszczając przodem staruszkę. – Lepiej: Ją przodem.
Wszystko boli i człowiek tylko tabletki
łyka[,] i po lekarzach chodzi.
Wszedłem do kafejki i od razu dostrzegłem
siedzącego przy stoliku Jima; ta miedziawa, pokręcona czupryna niemal rzucała
się w oczy. (…) W oczy rzucał się ciężki makijaż (…) –
wiem, że te dwa zdania znajdują się w dwóch osobnych akapitach, jednak nie są
one długie i zdublowane sformułowanie nadal… rzuca się w oczy.
Ciekawe, jak by wyglądała, gdyby zaczęła
płakać i cały ten tusz[,] czy cokolwiek tam użyła, by się
rozmazało i spływało po policzkach. – By się rozmazał i spłynął…
Jim potrzebował mojej pomocy, więc zrobię
co w mojej mocy (…) – rym kłujący w uszy przy czytaniu na
głos.
To chyba nie zbrodnia? — zapytałem, po
czym się wyprostowałem. (…) Klasnąłem w dłonie, po czym wskazałem
drogę, aby ruszyć znów na spacer. (…) Nie był to najlepszy dzień w moim życiu,
bo mimo moich prób, Annabelle wciąż pozostawała sztywna (…).
Wysiadłem z auta, zamknąłem go [je]
i ruszyłem w stronę swojego bloku. – Je, bo: to auto (rzeczownik rodzaju
nijakiego).
Wstała powoli, podeszła do blatu, na
którym stała blacha z ciastem[,] i ukroiła dwa kawałki
jabłecznika, potem przełożyła je na talerz i mi go wręczyła. – I
wręczyła mi go. – Podniosłem się i wziąłem od niej poczęstunek.
Dalej podobnie:
(…) odparłem i ruszyłem w stronę
wyjścia. // Sąsiadka również mnie odprowadziła do drzwi i pożegnała z
szerokim uśmiechem. // Wróciłem w końcu do swojego mieszkania i od razu
po wejściu poczułem zapach ramenu. Aż się zatrzymałem i wziąłem głęboki
wdech, przez co skręciło mnie w żołądku. Właśnie wtedy z łazienki wyszedł Hyon i
spojrzał na mnie, potem na talerzyk z ciastem.
I dalej…
Położyłem talerzyk na blacie i rozłożyłem
ręce, zadzierając głowę, jakbym w czymś wygrał. // — Ma się ten urok —
odezwałem się i sięgnąłem po miskę, do której nałożyłem sobie obiad. //
— Ty i urok, pff — prychnął Hyon i podszedł bliżej, aby
przyjrzeć się jabłecznikowi. — Pewnie ktoś wystawił, aby nakarmić
gołębie, a tu przyszedł wielki gołąb i zabrał wszystko.
Ogólnie przejrzyj każdy rozdział za pomocą CTRL+F w
poszukiwaniu: [spacja]i[spacja]. Zobacz, gdzie masz tego zdecydowany nadmiar i
spróbuj coś z tym zrobić, bo miejscami narracja przez to prezentuje się dość
płasko. Nie chodzi mi o to, żebyś nagle robiła z Elia erudytę czy kogoś o
znacznie bardziej wysublimowanej stylizacji językowej, bo nie o skrajności mi
chodzi, ale część tych spójników możesz po prostu wyciąć bez jakiejkolwiek
innej ingerencji i szkody. Na przykład w zdaniu:
Aż się zatrzymałem, wziąłem głęboki
wdech, przez co skręciło mnie w żołądku. Albo:
— Ty i urok, pff — prychnął Hyon.
Podszedł bliżej, by przyjrzeć się jabłecznikowi.
Zerknął na mnie, jakby chciał mnie obwinić
za wszelkie gołębie występki. // Poklepałem Hyona [go]
po ramieniu, przechodząc obok niego, gdy szedłem do swojego pokoju, gdzie
musiałem spakować do torby rzeczy potrzebne na zajęcia z taekwondo.
Zaraz zrobię ci te zdjęcia i wyśle.
– Wyślę.
Albo zrobimy wideo rozmowę i tyle.
(…) Rozłączyłem się i tym razem zadzwoniłem na wideo rozmowę. –
Wideorozmowę.
Telefon
Hyona, który leżał na stoliku, zawibrował. Sprawdził wiadomość i ze
zmęczoną miną odłożył komórkę. – Podmioty.
— Chciałbyś, co? W sumie się nie dziwię.
Kto by się oparł takiemu seksownemu gołębiowi z absem? –
ABS-em. Choć ja bym to również zapisała nie-słownikowo, ale fonetycznie, biorąc
pod uwagę, że mówimy o dialogu i wyrazie należącym do slangu: abeesem.
PODSUMOWANIE POPRAWNOŚCI
Jak widać, problemy macie głównie z fleksją, jakbyście
się gdzieś spieszyły i już nie czytały tego, co napisałyście. Róbcie to na głos
i powoli, nie pędźcie nie wiadomo gdzie. Dopiero wtedy jesteście w stanie
samodzielnie wykluczyć takie przypadki jak: poszukałem podgrzewacz/nie
spędził resztę wieczoru/salon, które świeciło pustkami.
Jeśli chodzi o błędy interpunkcyjne, było ich niewiele
i właściwie nie trzeba się nimi przejmować; pamiętajcie tylko o obowiązkowym
przecinku przy wołaczu:
[r.1] Dajesz[,] Tony!
[r.5] A ty[,] Eli[,] masz dziewczynę?
[r.6] Współczuje ci[,] dziewczyno.
(…) Siadaj[,] siostra.
[r.10] Więc[,] Eli — odezwał się ojciec
Jamie (…). – Czym się zajmujesz?
Problemy macie również z szykami. Jasne, w polskim
języku obowiązuje szyk przestawny i zdanie poukładane na wiele różnych sposobów
nadal może być poprawne, jednak w przypadku beletrystyki często liczy się nie
tylko sama technika, ale i kontekst. One muszą, po prostu muszą, ze sobą
współpracować, inaczej stawiacie nacisk na informacje, które nie są docelowe
(czytelnik czuje w takim wypadku zgrzyt; widzi w zdaniu część ważniejszą, która
znajduje się chociażby w nieakcentowanym miejscu). Spójrzcie na ten przykład:
♣ Tylko Hyon mi to powiedział (a nikt inny).
♦ Hyon tylko mi to powiedział (a nikomu innemu).
♠ Hyon mi tylko to powiedział (a nie powiedział
niczego innego).
♥ Hyon mi to tylko powiedział (a niczego innego nie
zrobił).
Choć zdanie pod względem technicznym w każdym
przykładzie jest poprawne – niekoniecznie zgadzać się będzie z tym, co chcecie
przekazać. Można to zobaczyć po błędach takich jak:
[r.1] Hyon pokręcił głową z lekkim uśmieszkiem.
– To zdanie sugeruje, że głowa Hyona stanowi jakieś indywiduum, na które
sam Hyon nie ma wpływu, i uśmiecha się ona, ale nie on.
[r.3] Hyon spojrzał na mnie i poruszał brwiami z
zalotnym uśmiechem. – O, a tu mamy zdanie, w którym samoświadomośc (i,
przy okazji, usta do uśmiechu) przypisana została brwiom.
Największe problemy stwarzają w takim wypadku
partykuły (wyrazy niesamodzielne, czyli nieposiadające samodzielnego
znaczenia). Zwykle należą do nich: tylko, chyba, akurat i jeszcze.
I tak jest również w przypadku „Bro’war”:
[r.1] (…) trzymała się jeszcze na nogach
[jeszcze trzymała się]
[r.2] Podsunąłem jej paczkę, ale pokręciła tylko
głową. [tylko pokręciła]
[r.3] Hyon wzruszył tylko ramionami (…). [tylko
wzruszył]
[r.5] Koleżanka Elin szybko wypatrzyła swoje
znajome, (…) coś chyba im nie szło. [im chyba]. – Zdanie sugeruje,
że Elin patrzy na koleżanki, których obecności nie jest pewna. Natomiast sensem
właściwym powinno być to, że nie jest przekonana, czy udaje im się wykonać
czynność.
[r.6] To akurat chyba dobrze. [chyba akurat] –
A tu w kontekście całego fragmentu, którego nie wkleiłam, bohater zastanawiał
się, czy coś jest prawdopodobnie akuratne, udane. Widzi pozytywne
strony, jest optymistyczny. Akurat dobre – ergo: trafione. Natomiast wasz szyk
sugeruje, że bohater zauważa, że coś jest… chyba dobre, ale nie jest super
pewny samej emocji, nie do końca jest przekonany, brakuje mu optymizmu. I może
to naprawdę w tym momencie wydaje się drobiazgiem, ale w przypadku odczytywania
emocji bohaterów takie drobiazgi zwykle są jednak ważne, bo to one pozwalają budować
o postaciach konkretne opinie.
Jeszcze odnośnie do partykuł, lubicie nadużywać tylko.
Na przykład:
[r.7] facet, który tylko obracał swoją
partnerką albo wykonywał inne „klasyczne” ruchy jak na weselach, co były nudne
i schematyczne. // Uwodziłem ją nie tylko tańcem (…).
[r.8] — My tylko robimy prank koledze. Nie
ma się czego obawiać! // Gdy tylko weszliśmy do ubikacji (…).
Wróćmy jednak do szyków.
[r. 1] (…) w końcu się udało mi i Hyonowi znaleźć
odpowiednie mieszkanie (…) – Ten szyk za to sugeruje, że ważniejszą
informacją jest tutaj to, kto znalazł mieszkanie, a nie, że to się wreszcie
udało. A przecież narrację macie pierwszoosobową i Eli dobrze wie, że to
właśnie oni szukali mieszkania – to nie jest ta najbardziej odkrywcza część.
Nie sądzę więc, że Eli ułożyłby to zdanie w taki sposób; raczej: (…) w końcu
udało nam się znaleźć odpowiednie mieszkanie/w końcu mi i Hyonowi udało
się znaleźć odpowiednie mieszkanie.
Część zdań jest wprawdzie poprawna, ale mogłybyście
zastanowić się nad potencjałem emocjonalnym. W takim wypadku sytuację dość
dobrze obrazuje przykład z Makbeta:
Królowa, mój panie, nie żyje.
Nie: Królowa nie żyje, mój panie.
Druga wersja ewidentnie wskazuje, że mówiący się
spieszy, jakby, ot, zauważa w jakiejś dyskusji, że królowa nie żyje i w sumie
być może nie trzeba się tym przejmować; mam wrażenie, że rozmówca nie traktuje
sytuacji aż tak poważnie. Trik jest taki, że pozostawiając czytelnikowi na
końcu zdań najważniejsze informacje, wyznaczacie mu drogę do celu; czytelnik
przechodzi przez całe zdanie, aby dojść do sedna sprawy. Za to umieszczając na
końcu, po informacji kluczowej, jeszcze jakieś dopełnienia, sprawiacie, że
niektóre zdania tracą moc, szczególnie gdy w zdaniach tych pojawiają się
naprawdę nacechowane rzeczowniki takie jak złość czy krew. Na
przykład: Bohater miał krew na ustach. Takie zdanie informuje tylko, że
typ tak ogólnie sobie krwawi i największą uwagę poświęcamy miejscu, z którego
tym razem poleciała krew (może w poprzednich zdaniach ciekła już skądinąd…?).
Natomiast szyk w stylu: miał na ustach krew/na ustach miał krew –
sugeruje, że to krwawienie staje się sednem sprawy, czytelnik automatycznie
bardziej się nim przejmie. Zwracajcie na to uwagę, bo w kilku miejscach
rezygnowałyście z emocji, po tym, co stawało się clou zdania, stawiając jeszcze
jakieś mniej ważne informacje typu: mężczyzna z wymalowaną złością na
twarzy. – To nie jest to, co powinno stanowić najważniejszą częścią
przekazanej informacji. Dlatego lepiej byłoby napisać: mężczyzna z
wymalowaną na twarzy złością.
Ogólnie jednak tekst pod względem poprawności prezentuje bardzo wysoki poziom.
Błędów na przeczytaną ilość materiału jest naprawdę niewiele. Wprawdzie
pojawiły się literówki, jakieś potknięcia typu: zapis łącznie czy osobno, ale,
pomijając to, tekst był naprawdę czysty i pod kątem techniki czytanie
sprawiało przyjemność.
Zadbajcie teraz o to, by pod względem fabuły również
tak było. Mimo że to historia obyczajowa, brakuje momentów budzących jakieś
emocje oraz scen, z których wynika coś konkretnego. Być może jeszcze do nich
nie dotarłam, jednak czy dobra książka nie powinna chwytać już po kilku
stronach, a napięcie wytwarzane przez konflikt fabularny powinno tylko rosnąć?
Tu, na moje, brakowało tego konfliktu, choćby i obyczajowego, a to on stanowi
kamień węgielny każdej beletrystyki. Bez problematyki nie ma o czym pisać; w
końcu bez budulca nie ma pałacu, a bez pałacu – nie ma pałacu. Przy czym
zwykłe życie i wyczekiwanie na rozwój fabuły może znacznie bardziej
angażowałoby odbiorcę, gdyby należało do bohaterów, z którymi bardziej niż
mniej chce się przebywać. W oczekiwaniu na rozwój wydarzeń można wtedy z nimi
konie kraść, tymczasem z Hyonem i Elim – różnie bywa. Ciekawi bohaterowie w
większej mierze negatywni niż pozytywni znacznie lepiej sprawdzają się za to w
powieściach, które napędza konflikt, na przykład kryminałach, bo to on budzi
emocje. Gdy nic się nie dzieje i na dokładkę to nic dzieje się w życiu postaci,
za którymi się nie przepada – już niewiele trzyma przy tekście. Sama poprawność,
choć bardzo ją doceniam, to sprawa drugorzędna. Znacznie łatwiej jest wyuczyć
się interpunkcji, niż zaplanować wielostronicowy tekst, w dodatku
pierwszoosobowy. Na pewno wiecie, jakie to trudne i plus, że podejmujecie
wyzwanie. Nie porzucajcie go, ale pracujcie dalej.
A za betę dziękuję Ayame i LegasowK. ❤
Jesteśmy! Uznałyśmy, że wspólnie złożymy swoje uwagi w jeden komentarz, żeby nie robić bałaganu. Tym bardziej jak okazało się, że większość naszych uwag się powiela, więc złożyłyśmy to w jedną całość.
OdpowiedzUsuńNa początek dziękujemy za ocenę! Bardzo wiele nam pomogła i dzięki temu wiemy już, nad czym musimy popracować. Nie będziemy odnosić się od błędów technicznych, bo zgadzamy się z nimi. Dodamy jeszcze, że pisanie wspólnie nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza że jedna pisze w 1os, druga w 3os, a gdy to wszystko łączymy wychodzą czasami takie błędy - typu suche opisy lub właśnie przy składaniu tekstu wychodzi potem, że Eli za bardzo skupia się na gestach (bójka w parku motocrossowym). A jako że na dodatek popełniamy podobne błędy, więc trudno nam siebie nawzajem poprawić.
Nie przedłużając, przejdźmy do naszych uwag.
1.— Ten węgiel? Nie… Dzięki, bro”. – A, czyli pizza była mocno spalona, ale Eli po prostu taką lubi i poziom spalenia wyznaczył wcześniej w dość subiektywny sposób? — Nie, pizza nie była spalona, tylko lekko przypalona, jak to ujął Eli. Po prostu Hyon lubi dogryzać i się naigrywać.
2. — Czujecie? — przerwał nagle Hyon. — Coś jakby… — Spojrzał na mnie, a gdy zwróciłem uwagę, że faktycznie coś jakby się paliło, nagle mnie olśniło.
— Cholera, pizza! — Wstałem jak oparzony i pobiegłem do kuchenki. Odstawiłem orzeszki na blat, po czym wyciągnąłem swój obiad, na szczęście nie był spalony. No, w każdym razie nie do końca, bo ciasto gdzieniegdzie się z lekka przypiekło, ale to dało radę odkroić. – Czy gdyby ciasto było jedynie z lekka przypieczone i pizza dalej byłaby tak po prostu jadalna, na pewno byłoby już czuć spaleniznę? - Z doświadczeń jednej z nas... Rzeczywiście nie musi być spalona pizza, aby było czuć spaleniznę. Albo Miyeon jest tak wybitnie uzdolniona kulinarnie, że udało się jej coś niemożliwego (XD).
3. Hyon tylko pokazał palcem, aby dać mu chwilę, poszedł do kuchni napić się szklanki wody, po czym usiadł na kanapie obok mnie. – Ale w sumie skąd Eli wie, po co poszedł Hyon? Śledził go wzrokiem? Szedł za nim? — Może jest tutaj niedokreślenie, ale salon i kuchnia u nich jest w jednym pomieszczeniu, więc Eli widzi wszystko, co się dzieje i w części salonu i części kuchennej. No i tak, Eli śledził Hyona wzrokiem.
4. Jeśli to miał być żart w stylu: „o, bohater z pokoju obok pewnie się masturbuje”, to… no, nie wyszedł. — Nie, absolutnie nie. Poza tym, jak sama napisałaś, masturbacja nie jest aż tak głośna. Hyon by musiał chyba po suficie latać i się masturbować, aby obudzić Elia.
5. (…) bohaterowie jeszcze coś tam dyskutują, a przecież Eli mógłby poznać powód plaskania, mruknąć coś w stylu: Aha, i wyjść, bo podobno był śpiący i wyrwano go z fazy snu REM. — Tyle, że Eli nie wiedział, skąd dobiega dźwięk, więc szukał przyczyny, a że zobaczył Hyona na łóżku z klapkiem i latarką, i choć mógłby się już domyślić, co on robi, to i tak nie mógłby nie skorzystać z okazji, aby go chociażby przestraszyć.
6. Przeczesałem włosy i oblizałem usta, pewnym krokiem zbliżając się do nich. – To brzmi naprawdę niefortunnie. Chciałabym usprawiedliwić bohatera, że wykonał ten gest, bo, nie wiem, usta mu wyschły, a chciał się przywitać, ale poruszasz tę kwestię akurat w momencie, gdy bohater rejestruje, jak przyglądają mu się jakieś dziewczyny i koniec końców ruch wypada trochę… obleśnie? Chciałabym wierzyć, że Eli nie robi tego z premedytacją, śliniąc się na widok jakichś małolat, (…) — Nie, Eli nie ślini się na widok małolat. To oblizanie to bardziej właśnie „szykowanie się do przywitania”, niżeli podnieta na widok dziewczyn. Widać muszę to skorygować.
Okej, będę odpowiadać na to, co jeszcze bym chciała doprecyzować. Część rzeczy wspomnianych w komentarzach jest dla mnie nowa i chociaż jestem w stanie uzupełnić sobie braki, ciężko mi teraz wczuć się w kogoś, kto wiedziałby to wszystko przy czytaniu. Wielu rzeczy tekst sam w sobie mi nie dawał albo, mam wrażenie, dawał wiele różnych możliwości i wybrałam inną, niż tę, którą planowałyście mi sprzedać (jak, na przykład, oblizywanie ust). Do rzeczy:
Usuń1 i 2 to bzdurki, pisałam, co przyszło mi do głowy, ale nie mają najmniejszego znaczenia na cały tekst, po prostu chciałam doprecyzować wyobrażenie, które mam sobie wyobrazić.
3. Pamiętałam o tej wnęce. Jednak zdanie jest napisane trochę w taki sposób, jakby Eli już na etapie, w którym Hyon był w drodze do kuchni, wiedział, po co Hyon tam idzie. Może warto byłoby to zdanie podzielić, wydłużyć albo zrobić dwa, pierwsze z informacją o pójściu do kuchni, a drugie dopiero o celu. W sumie mogłam zamiast: śledził go wzrokiem, napisać: siedział w jego głowie? Bardziej o to mi jednak chodziło.
4. No to nie wiem, może zrezygnujcie z wielokropka, bo on jest taki mocno sugestywny, wiecie… wink-wink. Może żeby się inni nie nacięli na podobne skojarzenie. XD
5.Tyle, że Eli nie wiedział, skąd dobiega dźwięk, więc szukał przyczyny, a że zobaczył Hyona na łóżku z klapkiem i latarką, i choć mógłby się już domyślić, co on robi, to i tak nie mógłby nie skorzystać z okazji, aby go chociażby przestraszyć. – Raczej chodziło mi o to, by rozmowę już w pokoju skrócić, nie – by z niej zupełnie rezygnować. W moim mniemaniu trochę się przeciągała. Bardziej widziałabym to tak, że rozespany Eli szuka przyczyny, widzi tego nieszczęsnego Hyona walczącego z komarem, ale nie podejmuje już dyskusji, bo sprawa się rozwiązała. Z drugiej strony… nie wiem teraz, czemu ta scena miała służyć. Okej, może trzeba było obudzić Elia, żeby jego sen nie trwał za długo, ale czemu akurat wybrałyście taki sposób? Długi i niewypływający na fabułę, bo walka z komarem sama w sobie gagiem nie jest. Sądziłam, że gagiem jest odkrycie, że Hyon nie bawi się… inaczej. Jeśli nie – po co?
6. Uff!
7. Zastanawiam się, ile Elin ma lat. Przypomina mi trochę Ginny Weasley. Na przykład w tym zdaniu:
OdpowiedzUsuń— Bo ty i Hyon często rozrabiacie — stwierdziła Elin. – Rozrabiacie to słowo infantylne i kojarzy się ze znacznie młodszą dziewczynką, której może faktycznie nie powinno się samej puszczać na biwak…? Na oko dałabym jej tu może z piętnaście lat, na pewno nie więcej. - Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że Elin może kojarzyć się ze znacznie młodszą dziewczynką. Szczególnie oceniając ją na podstawie jednego słowa. “Rozrabiacie” nie jest przypisane wyłącznie dla osób młodszych. Zrozumiałabym, gdyby padło to przy bardzo poważnej scenie, ale nie w czasie której bohaterowie śmieszkują/żartują.
8. No to Eli, teraz myśl człowieku, by zrobić tak, aby każdy był zadowolony. I Hyon, aby miał spokojną głowę, żeby się o nic nie martwił i zawrócić go do domu, i aby Elin mogła spędzić biwak z koleżankami. – Z tego, co pamiętam, Hyon największy problem miał z obecnością na biwaku innych, potencjalnych facetów – o tym przynajmniej rozmawiał z Elim. Obecnie żadnego obcego faceta przy ognisku nie ma, widać, że dziewczyny miały (przynajmniej na razie) bawić się same, w swoim gronie. Hyon wiele razy podkreślał, że niepokoi się o siostrę w towarzystwie mężczyzn. Skoro żadnych nie uświadczył – jakby nie ma problemu…? Dobrze zauważone i tak właśnie miało być. Celowo scena została w ten sposób przedstawiona. Hyon przesadnie się niepokoi o siostrę, ale zarazem bardzo szybko mu przechodzi, gdy ma okazję cieszyć się zainteresowaniem jego osobą. Z dalszego dialogu wynika, że mimo wszystko Hyon nie bardzo chce zostawiać siostrę, ale interesuje mnie, skąd Eli przewidział jego reakcję. Nie jestem pewna, czy nie wyprzedza on faktów.-Eli bardzo dobrze zna Hyona, więc z łatwością przewiduje jego ruchy. Znają się na tyle dobrze, że mogliby wręcz czytać sobie w myślach.
9. Dziewczyn jest jednak sporo, więc dziwię się, że Eli bezbłędnie zapamiętał imiona wszystkich, i to za pierwszym razem. — Przyznam szczerze, że z tym miałam problem, bo fakt, dziewczyn jest sporo i chciałam rzucić choć dwoma wyróżniającymi cechami wyglądu, aby mniej więcej i Eli, i czytelnik mógł zapamiętać i przypisać je do postaci. Cóż, nie wyszło i może powinnam te cechy wyglądu rozłożyć po tekście i wrzucać tam, gdzie akurat dana postać coś mówi. Tak chyba będzie lepiej, nie?
10. Hyon największy problem miał z obecnością na biwaku innych, potencjalnych facetów – o tym przynajmniej rozmawiał z Elim. Obecnie żadnego obcego faceta przy ognisku nie ma, widać, że dziewczyny miały (przynajmniej na razie) bawić się same, w swoim gronie. Hyon wiele razy podkreślał, że niepokoi się o siostrę w towarzystwie mężczyzn. Skoro żadnych nie uświadczył – jakby nie ma problemu…? Z dalszego dialogu wynika, że mimo wszystko Hyon nie bardzo chce zostawiać siostrę, ale interesuje mnie, skąd Eli przewidział jego reakcję. Nie jestem pewna, czy nie wyprzedza on faktów. — Eli bardzo dobrze zna Hyona, więc z łatwością przewiduje jego ruchy. Znają się na tyle dobrze, że mogliby wręcz czytać sobie w myślach.
11. Tylko że piwo ma z cztery procent, a wino czy szampan – trzy razy tyle. Czemu Eli, który zarzuca nastolatkom, że piją piwo, w ogóle oferuje drinki, które zwykle są na bazie wódki albo innego alkoholu wysokoprocentowego? Czy to się nie wyklucza? Celowa luka w jego rozumowaniu? — Eli nie oferował dziewczynom alkoholu, tylko powiedział, że damom serwuje się lepsze trunki niż byle jakie (zapewne tanie) piwo, a jak tamci nie mają nic lepszego, to powinni spadać. Chciał podkreślić, że dziewczyny zasługują na coś lepszego, jak oni chcieli je podrywać. I tak, to miało pokazać, że Eli poniekąd tu jest lepszy i on tu rządzi.
7.Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że Elin może kojarzyć się ze znacznie młodszą dziewczynką. Szczególnie oceniając ją na podstawie jednego słowa. – W tym akapicie faktycznie zasugerowało mi to jedno słowo, ale dalsze rozdziały ani też wcześnie nie odciągnęły mnie od tej myśli. Elin jest wyjątkowo grzeczna i nieśmiała i skojarzenie z Ginny było pierwszym, jakie przyszło mi do głowy. Do końca czytania nie mogłam już go odrzucić, bo było za silne. Wrócę do tego niżej, bo widziałam, że jeszcze podejmowałyście temat. Nie będę pisać tego samego trzy razy. ;)
Usuń9.(...) może powinnam te cechy wyglądu rozłożyć po tekście i wrzucać tam, gdzie akurat dana postać coś mówi. Tak chyba będzie lepiej, nie? – niekoniecznie; ja bym dialog zostawiła tak, jak jest, bo pasuje do narracji – w końcu Eli ogląda dziewczyny i dokładnie w tym samym czasie poznaje ich imiona. Ale gdzieś dalej albo bym wplotła jakiś fragment, w którym próbuje kojarzyć te imiona i przypominać sobie, która jest która, bym mogła się z nim utożsamić i czuć, że nie jestem w zgubieniu się sama, albo ewentualnie przypominałabym ten wygląd jeszcze raz gdzieś po drodze, ale już nie opisem samym w sobie, a wplecionym na przykład w czynność. Któraś mogłaby na przykład wytrzeć brudne dłonie o koszulkę, a któraś inna poprawić fryzurę czy co tam one miały charakterystycznego.
12. Od tej pory Hyon głównie stał się duszą towarzystwa i obiektem zainteresowania dziewcząt. Żartował z nimi, zaczepiał, podrywał mimochodem, czasami, kiedy było trzeba, wbił szpilę gościowi, co chciał wyrwać Elin. Mnie też zdarzyło się dogryźć temu „adonisowi” od siedmiu boleści (…). Nikt tu idiotą nie jest, by nie wiedzieć, że chłop przyszedł na polowanie. (…) Z przyjemnością obserwowałem, jak tej trójce gówniarzy o mało żyłka nie pękła, bo nie umieli przebić się przez zajebistość Hyona, który, w porównaniu do nich, umiał gadać z pannami i bez większego wysiłku był w centrum uwagi. – Czyli słowem: my, dorośli, wyrywać nielegalne dla nas nastolatki – dobrze. Ale inni, młodsi, wyrywać swoje rówieśniczki – źle, więc my im pokazać, jak to robić? Okej, rozumiem, że Hyon jest tam głównie po to, by pilnować siostry, ale jednocześnie sam daje fatalny przykład- Wiem, że to będzie straszne co napiszę, ale -co do Hyona - tak jest. To (póki co) bardzo negatywna postać. I nie robi z tego nic wielkiego, że w oczywisty sposób podrywa koleżanki swojej siostry. Jednak nim myśli znacznie się rozwiną, dodam, że nie przekroczyłby na tyle granicy, aby dopuścić się łamania prawa. Więc “tylko” zostaje przy komplementowaniu. Ciekawe, że Hyon nie zauważył jej zniknięcia; a podobno przyszedł tam jej pilnować, nie? Wcześniej miałam okazję odnieść się do wątku z udziałem Hyona, ale jeszcze dodam krótką odpowiedź na pytanie. Nie, nie zauważył jej zniknięcia. Zajął się na tyle swoją własną osobą i przyciągnięciem uwagi koleżanek, że nie zajmował sobie tym głowy.
OdpowiedzUsuń13. — (…) Zawirusował mi komputer por… — urwałem — …filmikami — dokończyłem, wychodząc z tego cało. – No niekoniecznie, bo Elin musiałaby być niespełna rozumu, żeby nie wyłapać kontekstu. — Eli o tym wie. Wie, że na pewno się domyśliła, o co mu chodziło. Tu jest kwestia tego, że Eli uważa na to, co mówi przy niej. Nie używa wulgaryzmów, stara się nie wspominać ani nie nawiązywać do seksu czy dwuznacznych tekstów przy niej czy wobec niej. To kwestia szacunku do młodszej siostry.
14. Widziałam za to, jak bohater imprezuje i obżera się pizzą i ciągle pije red bulle. Wprawdzie żeby dobrze wyglądać, nie trzeba robić głodówki ani niczego sobie odmawiać, jednak jakoś styl życia Elia nie idzie mi w parze z jego super wyglądem i szczerą pasją do sportu, który zresztą niby jest dość ważny, a i tak stale traktowany po macoszemu, ledwo jednym czy dwoma zdaniami. — Eli raz zjadł pizzę na szybko, bo nie lubi gotować i nie chce mu się gotować. Czasami woli też zjeść coś zamówionego, co nie znaczy, że zawsze jest to Fast food. Tak, Eli lubi red bulle. Akurat w tych rozdziałach jest namiastka tego, jak Eli się odżywia czy jak trenuje. W późniejszych rozdziałach jest pokazane, jak ćwiczy, chodzi na siłownię czy idzie na plaże popływać czy surfować.
15. Eli robi też całkiem spore zakupy, ma pieniądze na dużo rzeczy, ma na przykład PS4, często imprezuje i tak dalej. Do tego na pewno płaci za regularne treningi taekwondo, ma samochód, który też musi utrzymać. A podobno pracuje jako dostawca paczek. Nie martwi się takimi przyziemnymi rzeczami jak brak kasy. Skąd u niego ta zupełna beztroska? — Na dużo rzeczy? Czy ja wiem. PS4 nie jest Elia, tylko Hyona i to kupione dawno temu. Eli wie, na co może sobie pozwolić i jak zarządzać pieniędzmi tak, aby starczyło. Często siedzi poza domem, więc to, co ma przeznaczyć na rachunki za zużycie wody czy prądu, idzie na co innego. W rozdziale, w którym jedzie do rodziców i ojciec pyta się, jak stoi z czynszem, jest wyjaśnione, że z Hyonem pracowali i zbierali na wyprowadzkę, a Eli nadal ma jakieś oszczędności. Natomiast już w rozdziale 8 jest napisane, jak Eli patrzy na swój stan konta i zdaje sobie sprawę, że wydał za dużo. Przez to bierze nadgodziny w pracy, żeby trochę dorobić. Więc to nie tak, że on non stop ma sielankę, jest bogaty i na wszystko go stać. Czasami zaciska pasa i rezygnuje z czegoś, bo musi przyoszczędzić.
12.Więc “tylko” zostaje przy komplementowaniu. – Nie podejrzewałabym go o łamanie prawa, ale jego stylizacja językowa w wypowiedziach do dziewczyn zajeżdża mi właśnie tym wspomnianym wujkiem Staszkiem, który zachowuje się jak oblech. I o ile Hyon zwykle kojarzy mi się negatywnie, tak tu jeszcze krindżowo. Nie uważam jego tekstów na podryw za atrakcyjne, ale to już kwestia gustu i myślę, że może też i wieku, skoro dziewczyny są młodsze, ale i inne cechy mają wpływ na odbiór, na przykład środowisko i kultura, obyczajowość społeczna danej grupy, na przykład mieszkańców tego konkretnego państwa, no i sam wiek, w którym rozgrywa się akcja. Wrócę do tego niżej.
UsuńInna sprawa, że jestem ciekawa, czy na takie właśnie staroświeckie gadki o pannach i dżentelmenach leciałyby dziewczyny kultury nie tyle słowiańskiej, a, na przykład w USA, gdzie kultura jest zupełnie inna niż u nas.
13.Tu jest kwestia tego, że Eli uważa na to, co mówi przy niej. Nie używa wulgaryzmów, stara się nie wspominać ani nie nawiązywać do seksu czy dwuznacznych tekstów przy niej czy wobec niej. To kwestia szacunku do młodszej siostry. – W takim razie nie wiem, czy wychodząc cało jest dobrym określeniem, które by to oddawało, bo Eliowi jednak coś się wymsknęło i nie da się tego cofnąć, skoro Elin się domyśliła. Skoro Eli ma szacunek do młodszej siostry, raczej powinien się zasmucić, że coś takiego palnął, niż cieszyć się, że wybrnął, mimo że… no nie wybrnął. Z takiej sytuacji, gdy druga strona już wie – nie da się wybrnąć, bo jest za późno.
14.Eli raz zjadł pizzę na szybko, bo nie lubi gotować i nie chce mu się gotować. Czasami woli też zjeść coś zamówionego, co nie znaczy, że zawsze jest to Fast food. Tak, Eli lubi red bulle. Akurat w tych rozdziałach jest namiastka tego, jak Eli się odżywia czy jak trenuje. W późniejszych rozdziałach jest pokazane, jak ćwiczy, chodzi na siłownię czy idzie na plaże popływać czy surfować – Ad pizzy, nie wiem, czy było to zaznaczone w tekście; dla mnie Eli przez te wszystkie przeczytane rozdziały – jak wynika z konkretnych scen – jest leniwy i je śmieciowe żarło. Gdyby było inaczej, nie wspominałabym o tym. Streszczeń o treningach nie chcę brać pod uwagę, bo nie stanowią dowodu samego w sobie, są potraktowane zbyt po macoszemu. Jeśli w innych rozdziałach jest inaczej, czy czytelnik nie będzie miał wrażenia, że dowody te pojawiają się za późno? Wydaje mi się, że lepiej byłoby pokazać trening w początkowych rozdziałach niż siedzenie na kanapie, jedzenie czegoś czy granie w gry, bo te rzeczy w ogóle nie są istotne fabularnie.
15. Do tego najwyraźniej nie doczekałam, ale mimo wszystko nadal trochę dziwne, że do ósmego rozdziału Eli niczym się nie martwi i wszystko mu się udaje. Wygląda to trochę tak, jakby do ósemki, czyli przez te 70 stron A4, był Garym Stu. Gdyby tę część tekstu wydać jako książkę – w zależności od formatu, ale +/- dzieląc przez ilość znaków na arkusze wydawnicze, książka ta liczyłaby może i z 90 czy 100 stron. Przez tyle tekstu w opowiadaniu niewiele się dzieje i brakuje konfliktu fabularnego, więc nawet jeśli Eli ma jakieś problemy potem – trochę słabo, że wychodzą na wierzch tak późno. Można kreować bohaterem, który ma problemy, ale tak długo próbuje je ignorować i maskować, że stwarza pozory (jednak w pierwszoosobówce wyjdzie sztucznie, bo siedzimy w jego głowie i jeśli on się martwi – to ja też) albo można kreować bohatera, na którego problemy spadają faktycznie jak grom z jasnego nieba, jednak nie wiadomo, jak długo będzie chciał czekać na to czytelnik. No i to też dziwne, że najpierw Eli robi zakupy jakby dla mnie rzeczy mało potrzebnych, a zaraz potem dziwi się stanowi konta. To czyni z niego nieodpowiedzialnego i być może gdybym do tego momentu dotrwała, mogłabym jeszcze jedną cechę przypisać mu w podsumowaniu.
UsuńOgólnie teraz przyszło mi do głowy, że jeżeli opowiadanie nie dzieje się w Polsce, a gdzieś w USA, to elementy technologiczne wplecione w tekst nie oddają tego społeczeństwa. Przyszło mi to na myśl, gdy w sumie wpadłam też na to, że Eli mógłby częściej w apce telefonicznej sprawdzać stan konta, bo dziś nie jest to takie trudne, da się nawet ustawić przypominajki o saldzie dla osób ogólnie roztrzepanych. Ogólnie bohaterowie wydają się mieć telefony tylko do dzwonienia, nie żyją w ogóle w mediach społecznościowych. A to dziwne, bo obaj gwiazdorzą.
16. Cieszy mnie ostatnia scena, szczera rozmowa Elia z Elin. Dziwi mnie za to, że dziewczyna nie tyle tak łatwo zwierzyła się bohaterowi, przestała się gniewać, że rozwalono jej imprezę, ale szybko łyknęła jego pocieszenie i znacząco poprawił jej się nastrój. To może świadczyć o tym, że jej problem nie był taki turbo-poważny. Szczególnie widać to tu:
OdpowiedzUsuń— Wiesz, jak to jest stać się kogoś cieniem? — Momentalnie odwróciła głowę, gdy tylko ponownie zaszkliły jej się oczy.
Pokiwałem lekko głową, teraz już lepiej rozumiejąc ból Elin.
— Przede wszystkim nie porównuj się do Hyona — zacząłem, ostrożnie dobierając słowa. — Każdy jest inny i lepiej być najlepszą wersją siebie, niż próbować komuś dorównywać. (…).
— Dzięki — odparła po tym, jak uważnie mnie wysłuchała i przysunęła się, by uścisnąć mnie w podzięce.
Używasz takich słów jak ból, bohaterka znów ma ochotę płakać, a jednocześnie jedna krótka rada wystarcza, by trochę jej przeszło. Jasne, biorę pod uwagę, że relacja Elin i Elia jest długotrwała i naprawdę mocna, chłopak potrafi pocieszyć przyszywaną siostrę i bohaterowie mają na siebie dobry wpływ. Ale czy aż tak, by to wszystko trwało tylko tyle…? Sama rozmowa i jej problematyka odbiera się mniej poważnie, bo Eli dużo żartuje, przez co trudno mi uwierzyć, że Elin było aż tak źle. Może dlatego, że Eli też zaczyna żartować za szybko, zamiast początkowo wysłuchać Elin. Rzuca żart za żartem, pojawia się też gag o porno – no dobra, może to poprawi nastrój bohaterce, ale czy wpierw jej ból zdążył przekonać czytelnika? Mnie nie. Zgadzamy się z tym. Faktycznie jej problem staje się mało poważny w tej scenie. Nie mamy zamiaru się tu bronić.
17. Większość bohaterek to puste pannice i to niestety jest fakt. Odznacza się Elin, ale głównie dlatego, że mam wrażenie, że jest wyjątkowo młodziutka i dość wrażliwa, oraz starsza sąsiadka, ponieważ te – kliszowo – w takich tekstach są rozsądne i ciepłe. Zdecydowanie brakuje mi bohaterek nie tylko pozytywnych, inteligentnych, ale też jednocześnie znających swoją wartość i wyznaczających granice. Takie osoby pojawiają się dużo później. Co będzie miało ogromny, wręcz kluczowy, wpływ na całą historię.
18. Fajnie by było, gdyby w dalszej części fabuły, którą pewnie jeszcze tworzycie, któraś z obecnie przedstawianych bohaterek dojrzała emocjonalnie, może w jakiś sposób rozwinęła się, zmieniła pod wpływem wydarzeń. Tak właśnie będzie, o czym zdążyłam już wspomnieć.
19. (...) jednak gdyby się okazało, że istnieje na to cień szansy i faktycznie planujecie rozwinąć pod koniec tekstu relację homoseksualną lub biseksualną, w takim wypadku – przez brak pozytywnych jednostek kobiecych – możecie podświadomie, zupełnie niechcący, pozwolić wyciągnąć czytelnikowi bardzo szkodliwy wniosek. Wniosek, że ta relacja dwóch bohaterów wynikła ostatecznie… z braku laku. Wiadomo, jak krzywdzące i stereotypowe jest paskudne przekonanie o tym, że homoseksualiści łączą się w pary tylko dlatego, że w ich otoczeniu nie znalazła się żadna ciekawa kobieta. To byłoby świństwo i nie ma mowy o czymś takim. Jeśli byłoby coś takiego wprowadzonego to z pewnością nie w taki sposób, jak się teraz prezentuje wszystko (cała fabuła i podejście postaci oraz ich charaktery). Mając być z kimś “z braku laku” to już lepiej być singlem - to moje osobiste wtrącenie, ale nie mogłam na coś takiego nie odpowiedzieć według swoich poglądów.
20. Elin, jako siostra Hyona – pisałam niedawno – wydaje się znacznie młodsza, niż jest. — Elin przede wszystkim miała mało czasu antenowego, aby ją dokładnie poznać, chociaż poza tym nie wydaje mi się aż tak grzeczna. Nie każda nastolatka jest szurnięta i pokręcona. Ja wtedy bym powiedziała, że byłaby młodsza i dziecinna. Elin jest ułożona, spokojna i nie wiem, czemu jest uważana za gimnazjalistkę.
OdpowiedzUsuń21. Dla przykładu, dziewczyna z dobrego, religijnego domu idzie do łóżka z Hyonem już na pierwszej randce, inna bohaterka – Jamie – na pierwszej randce ląduje w łóżku Elia. — Tak, religijna dziewczyna idzie do łóżka na pierwszej randce, ale to nie tak, że ona ledwo znała Hyona. On wcześniej ją poznał, pomagał w akcji charytatywnej, pisali ze sobą przez jakiś czas. Hyon jest osobą świetnie umiejącą manipulować i odgrywać różne role, aby właśnie kogoś zmanipulować. Potrafi ukryć swoje negatywne cechy dla własnych korzyści i tak zbajerować, że wychodzi na jego. Właśnie to ma pokazać, że Hyon potrafi wyrwać nawet ułożoną dziewczynę i tak ją poderwać, że ona aż złamie swoje zasady. Za to Jamie spędziła trochę czasu z Eliem w klubie. Potańczyli, porozmawiali, Jamie miała kiepski tydzień, oboje pili drinki, więc alkohol mógł przyczynić się do tego, że Jamie chętniej poszła z Eliem do łóżka.
22. Spójrzmy zresztą, jakie przemyślenia na temat relacji damsko-męskiej ma sam Eli, główny bohater: Związki na wieczność to nie moja działka. Po pewnym okresie zawsze robiło się nudno, powstawały zakazy, nakazy, trzeba było chodzić na kompromisy, tłumaczyć się, dlaczego nie odpisałem, gdzie i z kim byłem, dlaczego spojrzałem na tamtą laskę… Szło zwariować. Czułem się jak pies w klatce. I to z kagańcem. – I to z jednej strony średnio świadczy o bohaterze, który może po prostu nie chce zaangażować się w tradycyjny związek — Ale również raz wspomniał, że był w związku, który zakończył się nie z jego powodu. Można by tutaj też się pochylić, że może to ma jakiś wpływ na to, jak Eli postrzega związki.
23. W przypadku stylizacji już w rozdziale pierwszym zauważyłam, że Eli czasami archaizuje. Nadal uważam, że to niepotrzebne udziwnianie. Same słowa typu niewiasta, rzekłem, bowiem jeszcze nie drażnią, ale w połączeniu z innymi stylami, które czasami wkradają się w przemyślenia bohatera – tworzą nietypową mieszankę. Momentami bohater jest infantylny: panienki, soczek – takie słówka zawarte w narracji często wywoływały u mnie ciarki, pewien niesmak. (W dialogach natomiast, gdy Eli zwraca się do Hyona per cukiereczku – to jestem w stanie kupić, bo ewidentnie się zgrywa). Mamy więc już kilka przykładów archaizmów, kilka słów zdecydowanie zbyt infantylnych, miejscami Eli jest znowu zbyt dojrzały (damy, panie, dżentelmeni). Zrezygnowałabym z takiego misz-maszu, by skupić się na jednej, konkretnej stylizacji. Dominuje ta luzacka, młodzieżowa, przepełniona laskami czy dupkami, więc taka niech pozostanie, a nie udziwniajcie jej momentami – w nich Eli wydaje się nieszczery. — Jak jeszcze mogę zgodzić się z tym „soczkiem”, tak z „panienki” już nie. Nie uważam tego za infantylne, raczej uprzejme ze strony Elia wobec młodszych dziewczyn, gdzie on automatycznie stawia siebie jako starszego. W końcu zwrot „panienki” zazwyczaj używają osoby starsze, a nie młode. Więcej o mowie Elia napiszę, gdy całkiem będę pisać tylko o nim.
21.On wcześniej ją poznał, pomagał w akcji charytatywnej, pisali ze sobą przez jakiś czas. Hyon (…) Potrafi ukryć swoje negatywne cechy dla własnych korzyści i tak zbajerować, że wychodzi na jego. Właśnie to ma pokazać, że Hyon potrafi wyrwać nawet ułożoną dziewczynę i tak ją poderwać, że ona aż złamie swoje zasady. – Okej, faktycznie, pamiętam to teraz z rozmowy Hyona z Eliem. Jednak gdybyście mi o tym nie przypomniały, samej mi by to umknęło. Jako że te wszystkie informacje padają w dialogu, który jest luźny i występuje gdzieś na początku tekstu, da się o tym zapomnieć. Chyba znacznie lepiej byłoby pokazać Hyona, stworzyć z tej całej manipulacji porządny wątek (Hyon mógłby rozmawiać z Elim o konkretnych etapach manipulacji) i zabierać go czasem ze sobą. Ogólnie fajnie byłoby zobaczyć Hyona, który zdobywa trudną dziewczynę; wtedy jego angażowanie się zajmie odpowiednio dużo czasu antenowego w tekście, by czytelnik mógł to nie tylko usłyszeć w krótkiej wymianie zdań, ale jakby przeżyć na własnej skórze.
UsuńNatomiast kolejna scena podrywu – tym razem w parku – pokazuje, jak Hyon wyrywa potencjalnie łatwą dziewczynę (poznaję ją już w czasie flirtu i z perspektywy Elia, dla którego zdaje się, wszystko jedno, kim ona jest). Z jednej strony idzie Hyonowi lekko, z drugiej – nie widać oporów, więc łatwiej jest uznać, że to nie Hyon wymiata, a poprzeczka jest niska.
22.— Ale również raz wspomniał, że był w związku, który zakończył się nie z jego powodu. Można by tutaj też się pochylić, że może to ma jakiś wpływ na to, jak Eli postrzega związki. – Z jednej strony tak, z drugiej – to dodaje jeszcze jedną negatywną postać kobiecą, ukrytą między wierszami. Można więc jeszcze się dosugerować, że w tym świecie żyją prawie wyłącznie negatywne kobiety.
Dziwny jest świat.
23. Nie uważam tego za infantylne, raczej uprzejme ze strony Elia wobec młodszych dziewczyn, gdzie on automatycznie stawia siebie jako starszego. – Widzisz, a ja znów poczułam ciarki krindżu. Tym bardziej z tym oblizywaniem się, które w tekście może rozumiane różnorako, Eli wyszedł w moich oczach na creepa.
W końcu zwrot „panienki” zazwyczaj używają osoby starsze, a nie młode. – No tak, pisałam już o wujku Staszku na weselu. Dla mnie to jest bardzo… niepokojące. Tym bardziej miałam długo wrażenie, że Eli ani nie potrafi dobrze tańczyć, ani nie jest super przystojny, tylko się dowartościowuje gadaniem, ani nie potrafi za dobrze wyrywać panien (chyba że łatwych). Dziwiłam się, że z jednej strony mówi, jaki nie jest fajny, a z drugiej zarywa na witam panienki. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że takie teksty na kimkolwiek w czasach innych niż w latach, nie wiem, siedemdziesiątych, i to w Polsce, nie na świecie, będą jeszcze robić jakieś wrażenie. Do rozdziału ostatniego, który mnie trochę zdziwił, że Eli jednak wyrwał kogoś w klubie, sądziłam, że próbuje to robić i myśli, że jest fajny, bo na cel obiera sobie małolatki.
Ad narracji pierwszoosobowej Elia podsyłam ciekawe źródło, prof. Jerzego Bralczyka. Przewińcie sobie do 26:32, mowa o wiarygodności. Eli nie wydawał mi się wiarygodny, a, jak mówi profesor, wiarygodność to cecha, którą się przypisuje komuś, nie sobie – inaczej nie działa.
Zapomniałam wkleić link do wspomnianego źródła: https://www.youtube.com/watch?v=TG4ZAGnlPOY&t=3347s
Usuń26:32, choć oczywiście polecam całość, bo jest genialna. Szczerze mówiąc, nigdy nie sądziłam, że wykład pana profesora przyda mi się w omawianiu narracji pierwszoosobowej. XD
FABUŁA
OdpowiedzUsuńNaszym, głównym błędem okazało się okropne rozciąganie fabuły przez co dojście do ciekawszych wątków jest, najwyraźniej, za daleko. Plan wydarzeń jest i mamy dużo scen, które mówią więcej o samych bohaterach i ich zmaganiach. Z pewnością nad tym wszystkim popracujemy. Może też za bardzo chciałyśmy pokazać codzienne życie, aby czytelnik poznał ich w takich typowych, codziennych sytuacjach. Cóż, nie do końca nam to wyszło. W dalszych rozdziałach już wiadomo, z kim Eli i Hyon się trzymają, bo Tony i Jim częściej się pojawiają i jakby stanowią paczkę, Elin również jest inną częścią paczki.
Co do narracji/stylu/stylizacji — pierwszy raz piszę w 1os (tzn kiedyś, kiedyś, lata temu próbowałam, ale nie wychodziło i zawsze kończyłam na 3os). Głównie trzymam się narracji 3os, bo w niej najlepiej mi się pisze, ale jako że tu jest luźna obyczajówka, głównym bohaterem jak i narratorem jest osoba z luźnym podejściem, chciałam spróbować. Chciałam napisać coś odrębnego. Uważam, że lepiej w przypadku tego opka pisać w 1os niż w 3os. Wiem, że nie jestem w tym najlepsza, bo dopiero się uczę i czasami nie do końca wiem, na co mogę sobie pozwolić w 1os. Chcę nakreślić sytuację, aby czytelnik wiedział, co się dzieje, chcę nakreślić otoczenie i też miewam problem, bo jednak raz, że to 1os, a dwa, że Eli aż tak nie zwraca uwagi na wygląd. Czasami nie wiem do końca, co w danej chwili/czynności może czuć Eli, jak odpowiednio przekazać emocje, gdy np. jeździł w tym parku motocrossowym. Dla niego to zwykła przejażdżka, nic szczególnego, natomiast Hyon to uwielbia i bardziej się tym rajcuje, to jego konik, nie Elia. Przy sprawdzaniu rozdziałów starałam się zwracać uwagę na oczywiste oczywistości i inne błędy, ale najwyraźniej nie jestem w stanie wyłapać ich wszystkich. Tak, sprawdzałam tekst w mniejszych i większych odstępach czasu. Może to też przez to, że czytałam tekst wiele razy. Albo u siebie najgorzej jest wyłapać to, co u innych od razu się widzi. Miyeon również czytała, ale że popełniamy podobne błędy, to nie jesteśmy w stanie ich tak wyłapać. Co do archaizmów, stylu infantylnego i dojrzałego stylu Elia — on taki jest. Miesza to w zależności od sytuacji i jego humoru. Raz powie „dama”, raz „panienka”, innym razem „laska”. To jest jego mowa. Tak samo jak przekręcanie powiedzonek na swój sposób (jak choćby „wyć do słońca”). Właśnie stylem wyróżniającym Elia jest to, że on mówi różnie, tak jak mu się chce, jak mu pasuje do sytuacji. Czasami palnie coś głupiego i takiego wtf, użyje takich słów, które mogą nie pasować, a czasami, kiedy trzeba, stara się brzmieć już poważniej, dojrzalej i uważnie dobierać słowa. To wynika z jego charakteru, o którym napiszę niżej. Np. przy Hyonie się nie powstrzymuje, może przeklinać na potęgę, gadać kompletne głupoty, walić podtekstami i w ogóle nie mieć hamulców, a przy np. Elin już będzie uważać na słowa. Też może palnąć jakiś głupi tekst, ale nie użyje wulgaryzmu, nie rzuci dwuznacznym tekstem itp. Będzie się pilnował. Przy innych osobach też będzie odrobinę inaczej się wyrażał. Zależy, na co będzie mógł sobie pozwolić i kim jest dla niego ta osoba.
HYON
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o Hyona, tu mam jeszcze większy problem. Bo nie dość, że go gwiazdor większy niż Eli, to jeszcze nie kryje się w żaden sposób z wykorzystywaniem dziewczyn – wręcz widzi w tym uciechę. Romansowanie potrafi przełożyć nawet nad troskę o siostrę. Dokładnie taki jest Hyon, jakim go zobaczyłaś. I o ile Eli to główny bohater, na którego składają się zarówno cechy pozytywne, jak i negatywne, o tyle o Hyonie wcale nie mogę tego napisać. To też na swój sposób dziwne, bo przecież nie ma ludzi jednoznacznie pozytywnych albo negatywnych – zwykle te cechy w jakimś stopniu się przeplatają. Tymczasem w przypadku Hyona szala w moim mniemaniu niebezpiecznie przechyliła się na jedną stronę. Jego pozytywne cechy ukazują się później. Nie ma ich wiele, ale jednak są. Z powodu niepotrzebnego rozwlekania fabuły, faktycznie późno dowiadujemy się o jego dobrych cechach.
Poza tym niektóre z cech, które przypisałyście Hyonowi, pokrywają się z cechami, które można przypisać Eliowi. Podobieństwo aż rzuca się w oczy. To prawda. Już wcześniej obawiałyśmy się, że mają zbyt duże podobieństwo. Starałyśmy się nieco ich urozmaicić, ale najwidoczniej, gdzieś się zagubiłyśmy i nie dogadałyśmy tak ważnych kwestii.
ELIN
Elin, jako siostra Hyona – pisałam niedawno – wydaje się znacznie młodsza, niż jest. Eli nieraz podkreślał, że dziewczyna zachowuje się po prostu wyjątkowo grzecznie, jednak na moje Nie mogę się z tym zgodzić. Może przeszłoby to u kogoś innego, ale nie u mnie. Sama jestem podobną osobą i daleko mi do bycia dziecinną. Wiem, że z fabuły niewiele można było wyciągnąć jeszcze o Elin, aby mieć pełną jej charakterystykę. Jednak nie oznacza to, że zgodzę się z tym co zostało o niej napisane. Bycie grzecznym, spokojnym, nie wyrywającym się do zabrania głosu, nie okazującym zbyt wiele emocji, nie oznacza, że ktoś jest dziecinny czy w ogólnie nienaturalny. Są takie osoby, istnieją - jak choćby ja. Oczywiście, takie zachowania nie biorą się znikąd. Jednak w dalszej części fabuły można coraz więcej domyślać się co się dzieje z Elin i skąd to wszystko się bierze.
Niemniej Elin lubię i tak jak Eli martwię się o nią. Ona i starsza pani sąsiadka to jedyne rozsądne postaci żeńskie w całej historii, którymi warto się interesować. Żałuję nawet, że Elin nie ma swoich partii narracyjnych, jej problem bycia w cieniu to dla mnie najciekawszy z wątków i żałuję, że Eli tak szybko pomógł jej się z nim w miarę uporać. Tak jak wcześniej przyznałam - zbyt szybko zostało to zakończone. Jednak, zmagania Elin z problemami będą niejednokrotnie poruszane w fabule i znacznie bardziej rozwinięte niż krótka rozmowa z przyszywanym bratem.
Ad Elin, podsumowanie – ocenę betowały dwie inne oceniające i, choć bazowały tylko na cytatach, nie zwróciły mi uwagi na to, że bohaterkę oceniam może zbyt pochopnie. Nic nie zrobię, tak po prostu czuję. Może jest trochę zbyt wycofana, może, aby za taką być uznawaną, nie musi w każdej linii dialogowej wydawać się wycofana. Tym bardziej że piszesz z perspektywy Elia, który dobrze ją zna i dla niego taka – grzeczna i cicha – jest jak najbardziej normalna. Jeśli Eli zauważa to jej wycofanie dość często, to znaczy, że jeszcze bardziej jest ono widoczne, więc można myśleć, że Elin jest jeszcze cichsza i spokojniejsza, i grzeczniejsza, niż chcesz ukazać. Miałam wrażenie przesady – jakby Elin się wstydziła przebywać wśród ludzi, których zna praktycznie od zawsze.
UsuńELI — Widzę, że jednak muszę zmienić trochę Elia, bo wyszedł nie do końca tak, jak chciałam. On naprawdę nie jest takim złym człowiekiem, ale cóż, chyba nie będę miała wyjścia, jak zrobić z niego pozytywną męską postać. Z wadami, oczywiście, bo nie zrobię z niego nagle świętoszka. Po prostu teraz już wiem, że wcześniej muszę pokazać też jego cechy pozytywne i trochę pozmieniać, żeby nie był aż tak negatywny. Teraz powiem jak ja go widzę i jaki miał być. Tak, Eli jest narcystyczny. Lubi się chwalić i stwarzać otoczkę człowieka bardzo pewnego siebie (i w zasadzie jest pewny siebie), który wie, że jest super, jest przystojny, ma ciekawą osobowość i przy nim nie można się nudzić, bo zawsze coś palnie albo wymyśli i w ogóle. Nie jest takim egocentrykiem, jak niestety wyszedł. Skupia się na zaletach, a wady ukrywa głęboko i daleko. Eli wierzy w siebie, a jak komuś coś się w nim nie podoba, to ma wywalone. Nie bez powodu jest, jaki jest. Tutaj można być spokojnym. Każdy z bohaterów ma jakąś przeszłość, która go ukształtowała. Eli również. To wszystko wyjdzie później.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa jest też taka, że Eli jest przyjacielski, otwarty, czasami może trochę dziwny, ironiczny, rzuca żartami, uwielbia dokuczać i zaczepiać i nie wszystko, co uważa się za flirt, z jego strony faktycznie jest flirtem. On może tego nie zauważać, bo po prostu taki jest, ale np. ma swoje zasady (o których też wspominał w jednym rozdziale, ale po 7). Jest jeszcze fakt, że Eli lubi kobiety i seks, ale związku już nie chce. Nie ma problemu pozaczepiać obcą dziewczynę, trochę się z nią podroczyć, powygłupiać, czasem trochę poflirtować (choć nie zawsze coś uznaje za flirt, on po prostu taki jest). A tym bardziej jak widzi, że jakaś na niego leci, to tym bardziej sobie pozwoli na wygłupy (jak z Chastity). On tak to widzi. Nigdy nie zalecałby się na poważnie do małolaty.
W późniejszych rozdziałach bardziej też widać naturę Elia, że jest zaczepialski i przyjazny. Że nie każdą kobietę traktuje jak przedmiot. (Powtórzę się, że teraz już wiem, że muszę to zmienić). On jest po prostu otwarty, lgnie do ludzi, lubi kobiety i jest takim śmieszkiem. Chociaż mimo tego, że lubi żartować, jest pogodny itp., to potrafi też być dojrzały i poważny (sytuacja z Elin na biwaku). On po prostu do większości rzeczy podchodzi na luzie, lubi żartować, rozbawiać ludzi, ale nie jest niedojrzały.