Autorka: Kayako Uzumaki
Tematyka: FF Naruto (SasuNaru)
Ocenia: Skoia
PROLOG
Jeżeli chodzi o wstęp do fabuły, jest dość kliszowo. Sakura kocha się w Sasuke, a Sasuke ma głos zimny jak lód i chce zniszczyć wioskę – nie ma w tym niczego, co nie byłoby do przewidzenia. Z jednej strony to dobrze, bo postaci nie przejawiają osobowości, która byłaby do nich niepodobna, z drugiej – nie widać też twojego wysiłku, by stworzyć obraz mniej sztampowy.
By taki efekt uzyskać, nie potrzebujesz zmiany w fabule, ale w stylistyce tego wpisu. Niektóre wyrażenia, takie jak chociażby porównanie do lodu czy usilne stwierdzanie, że Sasuke to ukochany Sakury (czego dowody wystarczająco widać po zachowaniu dziewczyny) mogłabyś przedstawić inaczej. Bardzo dużo mówisz wprost, rzucasz słowami-kluczami, nie pozostawiasz niemal niczego w domyśle. Jedną tylko informację: kim jest czerwonowłosa bohaterka? Mnie jednak zastanawia zupełnie coś innego. Dlaczego Sakura przechodzi obok niej, w ogóle nie zwracając na nią uwagi? Rozumiem, że jest zakochana w Sasuke, ale Sakura to również raz: że drużynowa helearka, więc raczej zainteresowałaby się osobą ranną, a dwa: no wątpię, by miłość zaślepiła ją aż tak, by nie reagować na brutalność swojego wybranka i pozbawić Sakurę rozsądku. No i w końcu trzy: Sasuke stosował przemoc wobec kogoś zupełnie bezradnego, ba, wobec innej kobiety. Sakura jako przykład silnej postaci kobiecej, wydawałoby się, nie przeszłaby obok krzywdy innej dziewczyny zupełnie obojętnie. Piszesz o tym, że Sakura zastanawiała się, czy coś ich nie łączyło, ale czy to naprawdę jej jedyne obawy…? Nie przejmuje się nie tylko tym, że inna osoba prawdopodobnie zginęła z ręki Sasuke; zupełnie nie reaguje również na fakt, że Sasuke chce zabić ją oraz zgładzić całą Konohę – mówi sobie o tym wprost. Sakura godzi się na to z miłości, a to zdaje się kosmicznie naciągane. Z tego, co pamiętam, Sakura bywała naiwna, ale jednocześnie nie bywała zdesperowana ani nie godziła się na krzywdę innych.
Przyjrzyjmy się teraz technikaliom. Trzy pierwsze akapity wyglądają tak:
Był słoneczny dzień. Wszystkie osady dookoła pogrążone były w spokoju. I nikt nawet nie domyślał się, jak ważne wydarzenia mają miejsce na opuszczonym przez bogów moście.
Sakura postawiła wszystko na jedną kartę. Zeskoczyła z drzewa, a jej różowe włosy powiewały na delikatnym wietrze. Wdzięcznie wylądowała na kamiennym moście.
Widziała go. Stał tam, taki sam, jakiego go pamiętała. I choć krew płynęła obficie z jego oka, wciąż był tak samo idealny. I tak samo nieosiągalny. Musiała to zmienić. – Nie wiem, czy celowo pierwszy i drugi akapit kończysz tak samo, ale gdy czyta się tekst na głos, mocno rzuca się to w oczy. Na tyle, że oderwało mnie od fabuły. Również rzuca się w oczy tendencja do zaczynania zdań od spójnika „i”.
Nie mogła nie zastanawiać się, czy coś ich nie łączyło.. – Zabrakło ci ostatniej kropki w wielokropku.
– Mam już dość wiecznego żalu! Zależy mi na Tobie! – W dialogach zwroty grzecznościowe zapisuje się od małej litery. To nie list.
Nim zdążyła zareagować, jej ukochany ruszył z prędkością światła. Już myślała, że wszystko stracone. Zamknęła oczy i zamarła z przerażenia. Nie mogła ruszyć choćby palcem. Nawet jeśli miała zginąć, zrobi to szczęśliwa; w końcu umierała z ręki ukochanego.
Chłopaki stali naprzeciw siebie przez bardzo długie minuty. – Chłopcy stali/Chłopaki stały (...).
Do tego niektóre wyrazy – nie wiem, czy celowo – pogrubiłaś. Nie wiem, czemu ma służyć ten zabieg i na co ma zwrócić uwagę. Chociażby tu:
Przycisnęła drżące dłonie do piersi. Musiał się zgodzić. Musiał. Tak długo go szukała, tak wiele poświęciła. – Już samo to, że pogrubienie to osobne zdanie, wystarczająco tworzy nacisk. Siłę słowa podkreśla także to, że zostało ono powtórzone. Nie musisz sięgać po desperackie środki, by przekonywać do czegoś czytelnika za wszelką cenę. Nacisk i tak dotarł.
ROZDZIAŁ 1
Poszedł do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Kiedy wyszedł, szybko ubrał się. – Szyk: (...) się ubrał.
Nałożył na siebie dresowe, pomarańczowe spodnie, które towarzyszyły mu od dzieciństwa. – I jakimś cudem z nich nie wyrósł?
Stary kombinezon był już trochę zniszczony, ale ulubiony kolor nadal królował w jego garderobie. Później założył czarną, długą bluzę i był gotów, żeby spotkać się z małżonką. – To brzmi trochę tak, jakby Naruto nie mógł spotkać się z własną małżonką w piżamie albo jakimkolwiek innym stroju. Jakby na przykład kultura obowiązująca w ich domu nakazywała, by Naruto widywał się z nią ubrany tylko tak, a nie inaczej. Wiem, że pewnie nie to miałaś na myśli, ale wyszło zabawnie.
Fun fact!
Budzenie się rano, branie prysznica, ubieranie się i w końcu schodzenie na śniadanie to – nie wiem, czy wiesz – bardzo kliszowy wstęp. Od dawna, bo jeszcze za czasów blogów i ocenialni na Onecie, internet z takich banałów zwyczajnie się podśmiewywał, samo schodzenie na śniadanie stało się też cechą charakterystyczną dla Mary Sue. Pytano, dlaczego główni bohaterowie zawsze, ale to zawsze muszą majestatycznie schodzić po schodach, by zjeść swoje śniadanie (najczęściej pancakes’y i sok pomarańczowy, ewentualnie tosty) i dlaczego zawsze, ale to zawsze muszą mieszkać oni w domach piętrowych. Zapewne szablonowość ta wzięła się z naleciałości czerpanych z amerykańskich filmów młodzieżowych lub familijnych. A przecież w rzeczywistości na taki duży dom z sypialnią na piętrze nie każdego będzie stać.
Dlaczego o tym piszę? Chcę, byś była czujna i miała świadomość, że właśnie tak zaczyna się spora część słabszych opowiadań sieciowych. Idealnie odzwierciedlałoby to parodię, ale domyślam się, że takowej nie piszesz.
Kiedy zszedł na dół, Hinata krzątała się po kuchni, mamrocząc coś pod nosem. Stół był zastawiony wieloma smacznie wyglądającymi daniami, a z kubków parowała herbata. – Dlaczego Hinata przygotowuje tak nietypowe śniadanie składające się z wielu dań? Czy nie chodziło ci przypadkiem o produkty, w takim znaczeniu, że na stole leżały, nie wiem, masło, pomidory, sery, szynki, owoce i tak dalej? Dania niewątpliwie kojarzą się w znacznej mierze z porą obiadową.
Możemy odwiedzić Twojego ojca albo wybierzemy się na jakąś wycieczkę? Co Ty na to, kochanie? – Od małych liter.
Uwaga stricte kosmetyczna: Dopił jednym haustem herbatę. – Znacznie mocniejszy efekt uzyskałabyś, zmieniając szyk: Dopił herbatę jednym haustem. Czytelnik wie już ze wcześniejszych zdań, co Naruto pije, więc bardziej znaczącą informacją, na której dobrze postawić nacisk, jest to, w jaki sposób bohater dopija ten napój.
Do niewielkiego hotelu na granicy kraju Ognia i Wiatru wpadały pierwsze promienie porannego słońca. Z trudem przebiły się przez grubą szybę i wylądowały na czarnowłosym mężczyźnie. – Raz: to tak nie działa. Promienie słońca nie będą przebijały się przez grube szkło z trudem. To się po prostu stanie, ot, przebiją się.
Dwa: Nie pisz w ten sposób. Nie używaj koloru włosów do określania swoich postaci, a już na pewno nie tych głównych. Jeżeli chcesz, by czytelnik poznał Sasuke, użyj wcześniej imienia (zresztą zdradzasz je już w kolejnym zdaniu) lub przytocz kolor włosów inaczej. Nie pisz: czarnowłosy mężczyzna. Napisz coś w stylu, że: Z trudem przebiły się przez grubą szybę i wylądowały na czarnej czuprynie, upierdliwie rażąc w oczy. Dzięki temu podrzucisz czytelnikowi, że bohater jest brunetem, i jednocześnie dodasz wrażeń sensorycznych – nie stworzysz z koloru włosów określenia postaci samego w sobie. Zamiennika dla imienia. A to duża różnica. Dlaczego tak ważna?
Bo jeśli zajrzysz do książek wydanych, nie znajdziesz tam określeń w stylu: czarnowłosy/niebieskooki/blondwłosy/zielonooki i tak dalej. To czyni tekst śmiesznym. Oczywiście, dobrze jest wiedzieć, że ktoś ma włosy ciemne, ktoś blond, a ktoś inny jest łysy, ale takie dane można podać w znacznie subtelniejszy sposób (przykład powyżej). Są to wzmianki, które powinny dookreślić postać raz na jakiś czas i nie rzucać się w oczy, absolutnie nie być zamiennikiem dla imienia. Przytoczenie koloru włosów jako takiego zamiennika sprawdziłby się wtedy, gdy, na przykład, Sasuke stałby w kolejce do sklepu i przed nim tkwiłaby w niej jakaś rudowłosa dziewczyna, której nie znałby z imienia. Pewnie myślałby o niej wtedy per: ta ruda/rudowłosa. Ale tu narrator dobrze wie, jak Sasuke ma na imię. Określanie go kolorem włosów na dłużą metę ukaże twoje braki w warsztacie – dokumentuje, jak bardzo na siłę starasz się nie generować powtórzeń dla imienia.
(Ponadto akurat pisząc o tym, że promienie słońca padły na czarnowłosego mężczyznę, można wyobrazić sobie, że Sasuke mocno czarne włosy ma niekoniecznie na głowie, ale i, na przykład, na klatce piersiowej. Bo skąd wiadomo, gdzie dokładnie te promienie padają?).
Sasuke westchnął cicho i zerknął na śpiącą obok niego różowowłosą. – Jak wyżej. Czy Sasuke nie wie, z kim śpi? Czy narrator nie zna imienia tej postaci? To dlaczego sięgasz po to określenie?
Edit: Tym bardziej że dalej okazuje się, że Sakura jest żoną Sasuke.
Patrzył na jej regularne rysy, łagodne łuki twarzy i porcelanową, lekko zarumienioną skórę. Była całkiem słodka. – Skóra była słodka czy Sakura?
Nieoczekiwanie Sakura ziewnęła i czar prysł. Przez jedną sekundę, która wydawała mu się wiecznością, leżał obok ideału, ale już za chwilę przyjdzie mu mierzyć się ze złym humorem żony, która coraz bardziej narzekała na niekończące się wędrówki. – Czy Sakura przypadkiem nie powinna zdawać sobie dobrze sprawy z tego, jaką ciężką pracę ma jej mąż? Czy całej młodości nie spędziła tuż przy nim, nie przeżyła wojny i tak dalej? Jeśli faktycznie okaże się, że wstępem do romansu między panami będzie niezrozumienie ze strony ich żon i bagatelizowanie problemów związanych z wykonywanym zawodem, no to, co tu dużo mówić, będzie to wstęp stereotypowy i płaski.
Przy czym dodam od razu: to nie tak, że takie rzeczy się nie dzieją. Ludzie mają prawo męczyć się rutyną, pełnioną funkcją (zarówno przez siebie, jak i przez swoich partnerów) i tak dalej. Ale jednocześnie wątpię, że zarówno Sakura, jak i Hinata, zaczęłyby po prostu na to… marudzić. W taki sposób, w jaki pokazałaś to już w pierwszym rozdziale. Są inne sposoby na rozwiązywanie problemów i przydałoby się, by ich pula się wyczerpała, zanim Naruto spiknie się z Sasuke. Tymczasem to już wygląda tak, jakby obie pary miały za sobą bardzo ciężkie tygodnie (Sasuke chociażby przewiduje, że jak tylko Sakura się odezwie, to będzie niezadowolona, po czym, no, ma rację, bo to się dzieje), ale te tygodnie miały miejsce gdzieś poza kadrem. Mnie za to zostały dwa przebrzmiewające związki, które rychło się skończą.
ROZDZIAŁ 2
– Hej Iruka-sensei! – Blondyn po lekcji podszedł do nauczyciela. – Jeszcze trzy lekcje zostały do końca, a ja obiecałem Hinatce, że zacznę spędzać z nią więcej czasu… – Po tym, jak przeczytałam, że po lekcji bohater poszedł do nauczyciela, myślałam, że biorę udział w retrospekcji i Naruto znów zasiada w szkolnej ławce, czytam o latach jego młodości. Może będzie to retrospekcja z poznania Sasuke i Sakury, i Hinaty? Ano nie. Dopiero dalej przeczytałam o Hinacie jako żonie i doszłam do wniosku, że chyba jednak mamy akcję bieżącą… To w jakim Naruto jest wieku? Wątpię, że w takim, by chodzić do szkoły na lekcje – kojarzy się to raczej z czasami nastoletnimi. Jeżeli jednak Naruto bierze udział w jakichś zajęciach dla dorosłych, język narracji powinien w jakiś sposób o tym świadczyć. Iruka mógłby być na przykład jego wykładowcą albo specjalistą, Naruto mógłby chodzić na zajęcia, kurs, warsztat, wykłady – cokolwiek.
Kolejną postać określasz kolorem włosów. Tym razem padło na Irukę, który stał się brązowowłosym. Ciężko się to czyta.
Nauczyciel przybrał wyrozumiały wyraz twarzy i pokiwał energicznie głową. Położył dłonie na jego ramionach i poklepał go lekko.
Z jednej strony plus, bo Naruto brzmi jak Naruto, z drugiej… no właśnie, brzmi jak Naruto w wieku nastoletnim, albo i jeszcze wcześniej, nawet nie z Shippuudena, ale jeszcze z sagi pierwszej. A tu okazuje się, że bohater jest już po ślubie, po wojnie, po śmierci wielu bliskich i tak dalej. Rozumiem, że chciałaś oddać jego beztroską naturę i wrodzoną, niezachwianą dobroć, jednak czy nie przesadzasz? Na moje zabrakło ci wyczucia. Oddawanie uroczych, sympatycznych bohaterów w wieku dorosłym jest trudne, bo łatwo te cechy przerysować. Znacznie łatwiej przypisywać je dzieciom, bo osoby dorosłe jednak są nieco bardziej zrównoważone – doświadczone przez życie – a to weryfikuje i chociaż trochę wygładza. Obecnie mam wrażenie, że twój Naruto nie jest już naturalnie szczery i sympatyczny, a sztuczny. Jeżeli na Naruto jako dzieciaka w pierwszych odcinkach trudno mi było czasem nie przewrócić oczami, tak tu jest znacznie trudniej mi go znieść, a mowa o dorosłym facecie.
Zresztą Iruka też odnosi się do niego, jakby Naruto wciąż był tym samym szczylem wymagającym specjalnego traktowania (bo miał trudne dzieciństwo?), którym był, nie wiem, dekadę temu. A może już dwie? Wydaje mi się, że czas jakkolwiek powinien wpłynąć na obie postaci i ich zachowanie. Dlaczego Iruka miałby tyle lat pobłażać Naruto, tym bardziej gdy nie chodzi już o obowiązkowe lekcje dla przyszłego genina, ale o przyuczenie do sprawowania funkcji Hokage? Osoby, jakby nie było, odpowiedzialnej za losy całej wioski!
Jednocześnie nie mówię: Iruka nie powinien raz odpuścić Naruto. Mógłby. Tylko dlaczego ta prośba wysunięta w jego stronę brzmi tak, jakby Naruto prosił o usprawiedliwienie nieobecności w szkole podstawowej? Iruka się nawet nad tym nie zastanawia. Czas stanął w miejscu.
No i ostatecznie dlaczego to akurat Iruka ma szkolić Naruto na Hokage? W sensie… no, Iruka nie ma takiej bazy doświadczeń, podstaw do takiego nauczania. Nie szkolił przecież chociażby Tsunade do objęcia tego tytułu, są bardziej wyszkoleni w tym zakresie ninja w wiosce. To tak jakby nagle nauczyciel magister całe życie odpowiedzialny za nauczanie początkowe klas podstawowych 1-3 nagle pełnił rolę opiekuna naukowego dla magistrów w czasie pisania i obrony ich prac doktorskich.
Kątem oka zerknął na otwarte okno i puścił się biegiem w jego kierunku, zanim nauczyciel zdążył zareagować. W końcu mógł zawsze dorzucić mu trochę pracy do domu, a miał już tego serdecznie dość! – Pogubiłaś się w tym fragmencie z podmiotami. Sugeruję: (...) a tego Naruto miał już serdecznie dość!
(...) nigdy nie był zbyt dobry w te wszystkie małżeńskie obyczaje. A że ostatnio Hinatka była naprawdę przez niego zaniedbywana, musiał ją jakoś udobruchać. – To natomiast brzmi tak, jakby Naruto wcale nie zależało na szczęściu Hinaty, ale na samym sobie – by nie musieć słuchać, jak Hinata narzeka. To bardziej pasowałoby do Sasuke, przyznam szczerze. Hinata poświęca bardzo dużo, a Naruto kanonicznie na pewno chciałby ją uszczęśliwiać nie po to, by była udobruchana, ale… tak po prostu. Dla niej.
Nagle w jego głowie wyklarował się plan. Wpadł do pobliskiego sklepu i już po kilku minutach wyszedł z niego z niewielką reklamówką. – Podmioty.
W dobrym humorze szedł przez tętniące życiem uliczki. Machał wesoło siatką i z uśmiechem przypatrywał się wszystkim mieszkańcom. – Wcale nie musisz pisać, że Naruto był w dobrym humorze. Wystarczająco to pokazujesz, pisząc o machaniu i dalszym zachowaniu bohatera.
Byli mu bliscy. Od pamiętnej wojny stali się jego rodziną i nie było już między nimi wrogości czy nieufności.
Kiedy skręcał na uliczkę, z której miał tylko kilkaset metrów do domu, jego wzrok przykuł żółty kwiatek. Jak go Hinata nazywała? Himawari? Tak, to chyba był jej ulubiony kwiatek. Zawahał się [podmioty]. Jeżeli go kupi, straci wszystkie oszczędności, ale co tam! – Skoro Naruto jako dorosły mężczyzna ma pieniądze jedynie na ramen czy kwiatka dla Hinaty, jak się utrzymuje? Za co utrzymuje dom z sypialnią na piętrze?
Widział wirujące dookoła konfetti, niebiesko-białe balony wiszące pod sufitem i tłum ludzi, który wyłonił się nagle zza kanapy. Jednak jego wzrok skupiony był tylko na jednej osobie.
Te czarne, trochę już za długie włosy i kontrastująca z nimi, jasna skóra... Te oczy, których już tak długo nie widział, a za których wyrazem tęsknił.
Hinata uwiesiła się na jego szyi, wykrzykując coś wesoło, jednak nie słyszał jej słów. Cały jego świat skupił się tylko na jednej, tkwiącej nieruchomo osobie...
– Sasuke... – szepnął poruszony.
– Wróciłem, Naruto – odparł Uchiha z delikatnym uśmiechem.
Reakcja Naruto na Sasuke jest mocno *wink wink*. Wspominasz o tęsknocie, o oczach, włosach, bladej cerze i tak dalej. Czy to nie jest za mocne? Wiem, że piszesz SasuNaru, ale nie ma w tym za grosz subtelności. Zastanawia mnie dlaczego. Czy Naruto już podświadomie wie, że kocha Sasuke i dlatego się tak zachowuje, zwraca uwagę chociażby na cechy wyglądu? Czy ich relacja jest już rozwinięta i oboje domyślają się, co ich w końcu czeka?
Jeśli nie – przesadziłaś.
Jeśli tak – w sumie szkoda, że opowiadanie zaczyna się w takim momencie, a nie gdzieś wcześniej, gdzie do bohaterów powoli by to wszystko docierało.
Nie musisz też pisać, że Naruto był poruszony, bo wyrażasz to już samą narracją. Wystarczająco.
Naruto z mocno bijącym sercem obserwował swojego przyjaciela. – Och, c’mon! I jeszcze to mocno bijące serce? W sumie ostatnie SasuNaru, które czytałam na potrzeby oceny, też cierpiało na ten problem.
[Możesz zerknąć tutaj: ocena 204 – W świetle lampy – ocena bez noty końcowej, nie dałam rady doczytać tekstu do końca].
Mianowicie cierpiało na niecierpliwość autorską w wyrażaniu konkretnych emocji, których pożądają czytelnicy. I okej, pożądają, bo przecież ff yaoi czyta się po to, by dojść do tego momentu, gdy bohaterowie w końcu się ze sobą wiążą, ale to powinno mieć przecież jakieś podstawy. Jakiekolwiek rozwinięcie i, przy okazji, tło. A tu pierwsze spotkanie, pierwsza interakcja i od razu mamy przyspieszony rytm serca, głębokie spojrzenia, delikatne uśmiechy, kontrastujące skóry. I jeszcze takie coś:
Nagle poczuł na sobie wzrok. Jego wzrok. Uniósł spojrzenie i jego oczy napotkały te nieskończenie głębokie, czarne tęczówki.
To nie jest subtelne. To nie jest nawet romantyczne.
I kojarzy się z Jamesem Bondem, jest więc dodatkowo zabawne.
Naruto miał nadzieję, że jego mina nie wyrażała żadnych negatywnych emocji. – Dziwna myśl. W sensie jeśli się pojawiła, powinno za tym pójść coś więcej, na przykład przywołany uśmiech, otrząśnięcie się ze stanu zauroczenia. Może… zamknięcie ust, jeśli otwarły się w pod wpływem szoku?
Naprawdę dawno nie widział swojego przyjaciela, który był dla niego jak brat, i nie chciał, aby taka drobnostka zepsuła ich pierwsze od lat spotkanie. – Teraz piszesz, że Naruto myślał o Sasuke jak o bracie. Ale jednocześnie całe jego zachowanie się z tym kłóci, bo przecież w stosunku do braci nie myśli się o ładnych skórach i nieskończenie głębokich oczach. Czy więc skoro Naruto nie pomyślał wcześniej o czymś takim, nie powinien teraz być chociaż trochę skonsternowany? W stylu: Czy to nie dziwne, że pomyślałem o nim w ten sposób…? Ano nie.
Problem tkwi w narracji. Decydujesz się na narrację personalną – czuć to po fragmentach stylizowanych oraz po tym, że w scenie jeden bohater jest głównym, od niego wychodzą przemyślenia. Ale jednocześnie wiszą tu fragmenty, których Naruto jakby nie ma w swojej głowie. Opisy tych głębokich spojrzeń i tak dalej wydają się pochodzić od narratora wszystkowiedzącego (poza tym bohaterowie sami siebie nie będą określać kolorem włosów, bo to zwyczajnie głupie). Mamy więc narracyjny misz-masz. To dlatego tekst oferuje nam sprzeczne informacje: Naruto mówi, że Sasuke jest dla niego jak brat, ale w tym samym czasie narracja przedstawia, że wcale nie reaguje na niego iście bratersko. A to zgrzyt. Gdybyś prowadziła całą scenę w POV (narracja personalna; będziemy do tego wracać), Naruto reagowałby na to, co się z nim dzieje na widok Sasuke albo nie działoby się z nim aż tyle na tak wczesnym etapie fabuły, więc bohater miałby podstawy, by faktycznie myśleć o nim dalej jak o bracie. Oba rozwiązania byłyby w porządku, bo byłyby w jakikolwiek sposób spójne.
Nie minęła godzina, a alkohol sprawił, że cała agresja z nich wyparowała. Przeprosili się za dawne krzywdy, uznali, że żaden z nich nie jest idealnym partnerem. – Raz, że to streszczenie. Dwa: opis imprezy, gości i tak dalej nie zajął ci praktycznie żadnego miejsca fabularnego. Nie słyszę muzyki, nie czuję atmosfery. Przypominasz sobie o tym dopiero gdzieś dalej i pod sam koniec, jakby było to zupełnie nieistotne. Wydawać by się mogło, że bardzo się do czegoś spieszysz. Hmm, do czego…? No ciekawe.
Wstęp z przyjęciem-niespodzianką, opis balonów i konfetti z początku zrobił dobre wrażenie i pobudził wyobraźnię, potem pisałaś coś o szampanie, ale to by w sumie było na tyle; za mało! W rzeczywistości nie mam pojęcia o tym, jak bawią się goście, co robią inni bohaterowie. Dopiero dalej wspominasz, że Sakura i Hinata śpiewają, ludzie już są pijani. Ale przecież żeby być w takim stanie, trzeba chyba więcej niż kieliszek szampana, nie? Tymczasem nie czuję, że impreza trwa trochę dłużej niż kilka minut. Mimo że o tym wspominasz i sugeruje to samo streszczenie, w rzeczywistości wygląda to trochę tak, jakbyś odhaczała z listy:
– romantyczne spotkanie bohaterów? jest
– śmieszna rozmowa, w której się (jak zwykle) kłócą? jest
– gag, w którym pijany Naruto wyśpiewuje głupoty? jest
– romantyczne zakończenie sceny, w którym Sasuke ratuje Naruto? jest
A gdzie w tym jakieś… tło?
ROZDZIAŁ 3
Ten rozdział powinien tytułować się: Na szczęście. Spójrz:
Mógł zachować większy umiar przy spożywaniu alkoholu! Na szczęście jego przygłupi wyskok rozluźnił atmosferę i nawet Sakura odzywała się przyjaźniej do Sasuke. (...)
– Pewnie! Będziemy czekać na powtórkę z niecierpliwością – wybełkotał Sasuke i zachwiał się na nogach. Na szczęście Sakura go przytrzymywała. (...)
– Guza szukasz, Zazuke?! – rozjuszył się Naruto.
Zanim jednak zdążył ruszyć z całą pijacką werwą na przyjaciela, Hinata objęła go ramionami i zaczęła wycofywać się w głąb domu. Sasuke na szczęście prawdopodobnie nie usłyszał wezwania na pojedynek. Sakura zaś uśmiechnęła się wyrozumiale, pomachała dłonią i zamknęła drzwi. (...)
Na szczęście zostało jeszcze trochę ramenu.
Jednocześnie teraz nie czuję, byś pisała w POV – mową pozornie zależną. Gdyby tak było, narracja z perspektywy Naruto musiałaby być bardziej pijana – chaotyczna, urywana, może trochę bardziej odważna, może wulgarna, lub dziwnie dziecinna (w zależności od tego, jak wyobrażasz sobie pijanego Naruto). A skoro mamy tu narratora wszystkowiedzącego, powinien on jednak zachować obiektywizm. On natomiast zdaje się kibicować wszystkim. A co, jeśli ja nie chcę kibicować chociażby, wymyślam, Sasuke? Może wolałabym, by się wywrócił?
Sęk w tym, że od tego właśnie jest narracja trzecioosobowa narratorem wszystkowiedzącym. Ona pozwala wnioskować i sądzić czytelnikom, nie sądzi i nie wnioskuje za nich ktoś poboczny. Gdybyś pisała na przykład w POV Naruto, to on by mógł wnioskować i osądy padałyby w jego głowie. Na szczęście zostało trochę Ramenu – o, to nawet do niego pasuje. Reszta zdań już zdecydowanie mniej. Raz, że jest zbyt ładna i okrągła, by oddać stylizację postaci pijanej, dwa: Skoro Naruto zarzucił tekstem o guzie, raczej chciał Sasuke sprowokować, więc chciał, by ten go usłyszał. Tymczasem zdanie: Sasuke na szczęście prawdopodobnie nie usłyszał wezwania świadczy o czymś zupełnie odwrotnym.
Swoją drogą w tej scenie to Sasuke wezwał Naruto na pojedynek, nie odwrotnie. Spójrz:
– I jeszcze... – Czknął. – Jutro musimy się zmierzyć, młotku.
– Guza szukasz, Zazuke?! – rozjuszył się Naruto.
Podoba mi się przekształcenie imienia. Wyszło zabawnie, trafnie. Tylko pierwszą wypowiedź zapisałabym ciągiem:
– I jeszcze... – czknął – jutro musimy się zmierzyć, młotku. – Ta wersja wydaje mi się płynniejsza.
Naruto uśmiechnął się i już chciał coś powiedzieć, ale zarumieniona Hinata złożyła na jego ustach namiętny pocałunek. (...) Delikatnie pogładził czarne, jedwabiste włosy ukochanej i uniósł ją na rękach. Złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
Schylił się[,] by znów posmakować jej ust[,] i skierował się w stronę sypialni.
Jednym, wolnym ruchem, [przecinek zbędny] pozbawił ją stanika.
Drżącą ręką chwycił penisa i nakierował go w stronę kobiecości Hinaty. – Nie musisz pisać czyjej. Byli tam tylko oni, w domyśle tylko Hinata posiadała kobiecość.
Opis zbliżenia jest okej, ale mógłby być nieco płynniejszy. Nadużywasz zaimków: jej, jego, na przykład tu:
Jej głośny jęk utwierdził go w przekonaniu, że małżonce podobały się jego działania. Gdy ich ciała się połączyły, po jego plecach przebiegł dreszcz przyjemności. Staraj się tak nie skakać. Sceny zbliżenia w szczególności potrzebują płynności. Przejścia między bohaterami nie muszą mieć miejsca co zdanie. Trzymając się jednej perspektywy, pozwolisz, by czytelnik lepiej się wczuł.
No właśnie – perspektywa. Scena seksu jest poprawna, w dodatku nie silisz się na sztuczną pruderyjność. Ale jednocześnie mam wrażenie, że… to tylko seks, strasznie mechaniczny. Chociaż piszesz o przeżywanej rozkoszy, nie czuję jej. Nie odbieram tych słów w taki sposób. Gdybyś stylizowała choć trochę mową pozornie zależną, seks nie byłby tylko intymny na zewnątrz, ale również w środku – w głowie bohaterów. Piszesz na przykład, że Naruto: Uwielbiał patrzeć na nią w tym stanie. Ale jednocześnie nie widzę głodnego czy głębokiego spojrzenia. Dużo eksponujesz, przekonujesz, zapewniasz na siłę.
Jednocześnie podoba mi się motyw seksu krótkiego i ostatecznie nieudanego. To sprawia, że było ciekawie. Wyidealizowane zbliżenia bywają nudne i sztuczne, tu natomiast sytuacja zdarzyła się, cóż, dość realna. Mogę szczerze przyznać, że pierwszy raz, odkąd czytam, zrobiło mi się Naruto poniekąd nawet trochę żal. Żal mi zresztą też Hinaty, bo nie dość, że pełni w tym opowiadaniu do tej pory rolę jedynie Przynieś-Podaj-Pozamiatajki, to jeszcze ma nieudane życie seksualne, a jej mąż wkrótce okaże się gejem.
No właśnie: mąż. Zupełnie nie rozumiem, na jakiej podstawie Naruto ożenił się z Hinatą. Jest dość niezrównoważony emocjonalnie, wciąż ma dziecinne zapędy w stylu: ucieknę przez okno albo nie będę oszczędzał pieniędzy na życie. Jednocześnie ten sam strasznie dziecinny i nieprzystosowany do dorosłości bohater uprawia… seks. Nie wiem czemu, ale samo to sprawia, że czuję niesmak. Wydaje mi się, że dałoby się zachować urok osobisty Naruto, jego sympatyczność, lekką naiwność czy energię, nie przekolorowując go, by wydawał się cofnięty w rozwoju do lat dziecięcych. Tym bardziej żal mi Hinaty, bo widać, że ktoś, kogo kochała, mocno ją zawiedzie. Okaże się nieodpowiedzialny w stosunku do podejmowanych przez siebie decyzji. Ożenił się z Hinatą, bo… uważa ją za uroczą? Jakoś w ogóle nie widzę głębszych uczuć, którymi mógłby ją darzyć. W moim odczuciu wcale nie traktuje jej poważnie, bo i poważny być jeszcze nie potrafi.
Nie zważając na zatroskaną żonę, opuścił sypialnie i zbiegł szybko po schodach. – Sypialnię.
Zamknął oczy i westchnął ciężko. Musiał się jakoś rozładować. – A to orgazm go nie rozładował? Wydaje mi się, że chciałaś tu użyć innego słowa, w trochę innym kontekście.
ROZDZIAŁ 4
Sasuke opierał przez całą drogę ciężar ciała na małżonce. W takich momentach doceniał jej nadludzką siłę. Gdy tylko przekroczyli próg mieszkania, czarnowłosy oparł się barkiem o ścianę
Sceny, a zatem i całe rozdziały, masz bardzo krótkie; wiem, co jest tego powodem i jak to naprawić. Powodem jest więc mechaniczność i skupianie się tylko na czynnościach bohaterów. A rozwiązaniem: opisy. Tło, w którym postaci się poruszają, albo przemyślenia związane z tym, co się dzieje, praktycznie u ciebie nie istnieją lub mają marginalne znaczenie. Spójrz chociażby na ten fragment:
Sasuke z trudem otworzył oczy. Potarł twarz dłonią, próbując doprowadzić się do porządku. Ledwo udało mu się usiąść na łóżku. Zerknął w stronę drzwi do łazienki. Kiedy jego wzrok spoczął na małżonce, zamarł.
Sakura była ubrana w prześwitującą, czerwoną bieliznę. Próbowała patrzeć na niego pewnym wzrokiem, ale jej rumieńce były widoczne nawet w tak słabo oświetlonym pokoju.
Różowowłosa podeszła lekkim, sprężystym krokiem. Usadowiła się na jego kolanach, wplatając dłonie we włosy. Jej gorący oddech podrażnił jego ucho.
Jest strasznie czasownikowy, nie ma w nim nic innego, poza rozpiską kolejno wykonywanych czynności. Brakuje mu tego czegoś, jakiegoś wypełnienia. Jednocześnie nie każę ci przecież pisać, że księżyc świeci jasno albo romantycznie cykają cykady – gdy masz do wyboru kliszę albo jej brak, nie pisz nic pod linijkę.
Jako że to scena pisana z perspektywy Sasuke, wypadałoby więc wpleść nie tylko samo tło, ale i przemyślenia względem tego, co się dzieje. Sasuke wydaje się zaskoczony, więc czemu tego nie oddasz? Nie mogę wywnioskować, czy Sakura jakkolwiek mu się podoba, czy raczej jest nią zażenowany. Dopiero dalej piszesz, że Sasuke nie potrafił się nią cieszyć, bo w głowie miał tylko Naruto. Ale nie musiałabyś o tym wspominać tak o, na sucho i wprost; ładniej oddałabyś takie myśli, obudowując jakoś tę informację w dane, które mogłyby rozruszać wyobraźnię czytelnika. Na przykład Sasuke mógłby porównać tu, że – nie wiem, strzelam, wymyślam – bielizna Sakury (gdyby chociażby była niebieska, nie czerwona) przypomina kolorem kolor oczu Naruto. Albo że Sakura wydaje się kusić nieszczerze, bo szczery tego dnia wydawał się jedynie uśmiech Uzumakiego. To byłyby sugestie – przemyślenia do wnioskowania, nie: gotowe wnioski – które nie wywoływałyby ciarek cringe’u takich jak ten fragment:
Patrzył na jej wykrzywioną w grymasie twarz. Wiedział, że będzie tego żałował, bo naprawdę nie miał w zwyczaju jej tak ranić, ale tego dnia... Tego dnia miał przed oczami tylko złote włosy, a jego głos…
Prze-sa-da. Nie wiem, jak inaczej miałabym to skomentować. Zdecydowanie brakuje takim jak ten fragmentom, hmm… finezyjności, wrażliwości.
Och, oczywiście, że gdy tylko Sasuke wyjdzie, spotka się z Naruto, który również wyszedł z domu. Tak łatwo da się to przewidzieć… Dlaczego? Przecież przewidywalność nie powinna być zaletą, prawda?
To tutaj zrozumiał[,] jak ważna jest dla niego zemsta i nienawiść, którą żył. – Jak ważne są; piszesz o dwóch elementach.
Gdyby nie ten wiecznie rozwrzeszczany, blondwłosy matoł... Nigdy nie stałby się tym, kim jest teraz. – Po wielokropku od małej. W tym przypadku nie zaczynasz po nim nowego zdania, ale kontynuujesz myśl.
Nie. On nie potrafił go zabić, choć mógł. Podczas tej pamiętnej walki, po zakończeniu wojny, nie mógł się na to zdobyć. Wielokrotnie nie mógł zdobyć się na to, żeby go skrzywdzić. – Nie umiem poznać, czy te powtórzenia są celowe.
ROZDZIAŁ 5
Gdy postać odwróciła się w jego stronę i podchwycił spojrzenie tych czarnych oczu, jego wnętrzności związały się w supeł.
– Naruto?
Gdy tylko się upewnił, z kim ma do czynienia, poczuł niepokój. – Niemniej bardzo podoba mi się fraza o suple. Jesteś na dobrej drodze, by oddawać przeżycia emocjonalne bohaterów, nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by było tego więcej, nie tylko wtedy, gdy dzieje się coś ważnego. Czy w podobny sposób Sasuke nie mógł przytoczyć, jak się czuł, gdy Sakura stała przed nim w bieliźnie?
Dalej znów męczysz te same schematy: jak nie głębokie spojrzenie, to głęboki głos. Piąty rozdział, dwa dni akcji, opowiadanie, wydaje się, dopiero co się zaczęło, fabuła jeszcze nigdzie się nie rozwinęła, a ty już rzucasz takimi mało subtelnymi frazesami… Odpuść. Jeśli chcesz pokazać tę niezrozumiałą dla mnie bliskość postaci, niech to się dzieje gdzieś półsłówkami, być może w ich głowie, ale jakby poza świadomością. Potrzeba wrażliwości i doświadczenia, by takie coś napisać i aby oczywistości nie waliły po oczach. Tu nie dość, że jest wprost, to za którymś razem robi się po prostu tanio. Skoro się powtarzasz i męczysz te głębokości już teraz, zastanów się, jak będziesz opisywać je, gdy bohaterowie będą swych uczuć stuprocentowo pewni? Co ci wtedy zostanie, czym wzruszysz albo zaskoczysz czytelników? Na pewno nie frazami, które wykorzystujesz już teraz, bo one już teraz nadużyte nie działają, a co dopiero gdy wykorzystasz je w dziesiątym rozdziale. Braknie ci sposobów i będziesz się dalej powtarzać, a wystarczyłoby w sumie być nieco bardziej konsekwentną i cierpliwą: rozwijać relację powoli, jej własnym tempem, a nie pędzić na łeb na szyję do finiszu, przytaczając czytelnikom od początku, jak to w tych scenach jest – Och! Ach! – romantycznie.
Naruto w ciszy szedł za czarnowłosym i razem usiedli na skraju pomostu. Długi czas towarzyszyła im cisza. W milczeniu obserwowali migoczące odbicie księżyca w pełni i delektowali się swoim towarzystwem. – Do tej pory trzymałaś się jako-tako mowy pozornie zależnej z perspektywy Naruto, a tu nagle przechodzisz do wszystkowiedzącego. Po co?
Dalsza wymiana zdań o partnerach również jest zupełnie bezosobowa, bezpłciowa. Nie wiem już, z czyjej strony znajduje się narrator. Gdy Sasuke odpowiada coś Naruto, Uzumaki mógłby jednocześnie po prostu deliberować w swojej głowie nad tym, co słyszy. To byłoby naturalne, mogłabyś to też wystylizować, aby nieco bardziej przypominało stylizację Naruto. Zresztą to samo dzieje się w przypadku pocałunku. Jest zaskakujący, ale nic poza tym – brakuje emocji wychodzących od postaci.
Bez mrugnięcia okiem obserwował spokojną taflę wody. – W typ wypadku możesz usunąć okiem. Bez mrugnięcia obserwował – wiadomo, o jakie mruganie chodzi i czym się obserwuje. Dalej to samo: Zamrugał kilkukrotnie oczami, zbyt zszokowany, żeby zareagować.
Nie było w tym żadnej sztuki – kłamanie nigdy nie było jego mocną stroną. – Celowe?
– Nie... Znaczy... Wszystko między nami... No... Dobrze – zakończył kulawo. – Małe litery po wielokropkach.
Gubię się trochę w poziomie pijaństwa obu bohaterów. Naruto był zupełnie pijany, śpiewał, tańczył, wygłupiał się na imprezie, ledwo kontaktował, gdy odprowadzał przyjaciół do drzwi. Po pijaku również uprawiał z Hinatą seks i z tego, co zrozumiałam, za szybko doszedł. Jakim więc cudem teraz jest po prostu trzeźwy i spaceruje wzdłuż jeziora, zamiast pójść zmęczony spać? Pijaństwo plus seks generują zmęczenie, nawet jeśli zadziałał tu zastrzyk adrenaliny spowodowanej wstydem przed Hinatą – czy zastrzyk ten działałby tak długo, by prowadzić przytomne rozmowy z Sasuke?
To samo zresztą tyczy się Uchihy. Wracając do domu z Sakurą, musiał cały ciężar ciała na niej opierać. Bolała go głowa, chciał iść spać, a teraz przywędrował nad jezioro i całuje Naruto. Piszesz o Sasuke, że jest pijany, ale zdania składa całkiem trzeźwe – nie jąka się, nie szuka słów, jego racjonalne argumenty są zbudowane w sposób wielokrotnie złożony. Nie widzę i nie czuję w tym żadnego najmniejszego pijaństwa, jakby wcześniejsza scena z imprezą w ogóle się nie wydarzyła. Jest to na pewno wygodne fabularnie, bo przecież wtedy potrzebowałaś zabawnych scen z nietrzeźwymi bohaterami, a teraz prowadzona w tak romantycznej scenerii rozmowa winna być poważna. Ale jednak sceny te dzieją się prawie jedna po drugiej, jakim więc prawem bohaterowie tak szybko trzeźwieją?
Poderwał się z ziemi, gotowy odejść jak najszybciej. Mocne szarpnięcie za rękaw szybko jednak przyparło jego plecy do pomostu.
Uchiha po raz kolejny przycisnął do niego swoje usta, wymuszając pocałunek. Starał się wyrywać, ale z każdą mijającą sekundą jego mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa. – Podmioty; obecnie wyrywa się nie Naruto, a Sasuke. Sam sobie.
Nie chciał. Gdzieś jeszcze trzepotała się ta racjonalna strona jego natury. – To brzmi co najmniej tak, jakby bycie gejem lub bi- nie było wcale racjonalne. Sugeruję ubrać to w słowa inaczej, na przykład: Gdzieś jeszcze trzepotała się ta druga strona jego natury. Albo: Gdzieś jeszcze trzepotała się w nim racjonalność. (Ad, chociażby nieranienia Hinaty i powrotu do własnego życia).
Przestał myśleć, kiedy poczuł wzwód Uchihy, którym napierał na niego. Zapłonęło w nim pożądanie tak wielkie, że zdawał się roztapiać. – Ale w kim – w Naruto czy Sasuke?
Sasuke oderwał się od niego i patrzył na niego władczo.
Wymownie poruszył nieznacznie biodrami (...) – albo wymownie, albo nieznacznie; mam wrażenie, że w tym kontekście te dwa się poniekąd wykluczają. Coś nieznacznego nie rzuca się w oczy; coś wymownego – rzuca.
ROZDZIAŁ 6
Hinata krzątała się po kuchni wyraźnie zdenerwowana. Przygotowała naprawdę apetycznie wyglądające śniadanie, miała nadzieję w ten sposób poprawić humor mężowi. – Mocny truizm. Dlaczego Hinacie nie przysługuje mowa pozornie zależna – fajny, wystylizowany POV? Kiedy przytaczasz sceny z tą bohaterką, maks, co wykrzesujesz, to rzeczy które Hinata zrobiła dla Naruto. Nie ma w tym osobowości, charakteru. Nawet tego, że jej bardzo zależy i że kocha, nie pokazujesz, bo przytaczasz jedynie banały i ogólniki w stylu, że: właśnie stara się dla męża. Pokaż może, że jej naprawdę zależy. Oddaj jej zaangażowanie, stwórz pełną scenę. Dlaczego Hinata nie może wpierw cieszyć się z wykonywanych prac, by dopiero następnie, po wielu akapitach, patrząc na zegarek, nieco się zmartwić, aż w końcu zaniepokoić, usiąść w fotelu i sparaliżować strachem? Przez to, że eksponujesz ten wstęp, nie jestem w stanie ani wczuć się w zmartwioną postać, ani jej uwierzyć, że faktycznie czeka. Jeśli w tej fabule to słaba, wrażliwa osóbka – oddaj ją tak w całości, zamiast rzucać ogólnikami i eksponować ją. Inaczej sprowadzasz ją do roli Służki-Wydmuszki, bohaterki bez wyrazu z celem: służyć protagoniście. Nie idź w tę stronę, nie spłycaj tak.
Czarnowłosa westchnęła ciężko (...). – Czy Hinata nie miała przypadkiem ciemnofioletowych włosów…? No mniejsza, wyrażenie to czy inne powinno po prostu zniknąć.
Po chwili nałożyła sobie sałatki. Widocznie nie chciała zaczynać rozmowy.
– Hej... – Hinata wyciągnęła dłoń w kierunku przyjaciółki i pogłaskała ją po nadgarstku. – Chodzi o Twoją kłótnię z Sasuke podczas wczorajszej imprezy?
Haruno zamarła z widelcem w połowie drogi do buzi. Po chwili pokręciła przecząco głową, odłożyła sztuciec i odważyła się na nią spojrzeć. – Kręci się zawsze na nie, na tak się kiwa (chyba że piszemy opko osadzone w Bułgarii – ot, taka ciekawostka). W polskiej narracji nie trzeba tego wyszczególniać. To raz.
Dwa: ostatnie zdanie brzmi tak, jakby Haruno odważyła się spojrzeć… na swoją własną głowę. Nie na Hinatę.
– Wiesz, Sakura... Naruto się stara i ja o tym wiem, ale... Sama go znasz, nie zawsze staje na wysokości zadania. – Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego albo czy zrobiłaś to celowo, ale w ustach Hinaty to zdanie brzmi mocno odstająco od reszty jej stylizacji. Dziwne, że bohaterka się odważyła użyć tych słów. Używa się ich w odniesieniu do mężczyzn głównie w kontekście czysto seksualnym, więc czy Hinata właśnie poskarżyła się Sakurze, że Naruto jest słaby w łóżku? Czy po prostu, że średnio sprawdza się jako mąż – ogólnie? Jeśli to drugie, spróbuj może dobrać mniej kojarzącą się frazę.
Kobiety patrzyły na siebie oczami rozszerzonymi z szoku. – Nie musisz pisać, skąd to rozszerzenie. Pytanie, które padło w dialogu, wyraźnie już o tym świadczy. Wystarczyłoby: szeroko otwartymi oczami. Pozwalaj mi wnioskować samodzielnie.
Naruto leżał na urokliwej polanie. Wiatr delikatnie rozwiewał jego włosy, a poranne słońce przyjemnie go rozgrzewało. Chociaż nie... Tym, co najbardziej rozpalało jego ciało[,] była ręka czarnowłosego, która w dominujący sposób przytrzymywała go. – Teraz tak przyszło mi na myśl… czy Sasuke nosił w kieszeni żel albo inny lubrykant, Tak-Na-Wszelki-Wypadek, w pogotowiu, gdyby spotkał nocą nad jeziorem Naruto? Bo raczej nie miał go przy sobie na imprezie.
– Chłopcze!
Usłyszał z głębi siebie głos Kuramy.
– Nie chciałem Ci przeszkadzać podczas tych nocnych igraszek... Zresztą i tak byś mnie nie posłuchał... Mieliśmy umowę! Jestem cicho tylko wtedy, kiedy jesteś ze swoją żoną.3
Naruto zarumienił się.
– O ile wiem, Uchiha nie jest Twoją żoną.
Uważam, że nagłe pojawienie się Kuramy i końcowe zacytowane zdanie to najlepsze, co przydarzyło się tej historii do tej pory. Nie spodziewałam się, że w fanfiction weźmiesz pod uwagę obecność Lisa. Mało autorów o nim pamięta, a przecież to naprawdę interesujący motyw. Obecnie najbardziej ciekawi mnie to, jak Naruto wyjaśni z nim tę kwestię.
Edit: Okazuje się, że Kurama nie ma nic przeciwko. Trochę… mnie rozczarował, nie powiem.
Sasuke ujął w palce jego brodę i zmusił go[,] by spojrzał mu w oczy.
W scenach dynamicznych unikaj wszelkich zapychaczy. Wiem, że tekstu masz mało, bo nie wypychasz go tam, gdzie mogłoby to jakoś zbudować atmosferę – sceny dynamiczne nie są jednak od tego. W nich musi się dziać, a im dzieje się szybciej i konkretniej – tym lepiej. Spójrz tutaj:
– Uchiha... – warknął Naruto nieswoim głosem. Po chwili jego ręce bez ingerencji myśli, przycisnęły Sasuke do podłoża. – Zaraz się przekonasz, co potrafi oswojony lis! – Dawno domyśliłam się, że Kurama przejął nad Naruto kontrolę. Wiem to, nie potrzebuję więc o tym dodatkowych wskazówek.
Również po chwili spowalnia akcję. Przytacza informację logiczną – z góry zakładam, że czynności, które wskazujesz, dzieją się chronologicznie, po sobie.
Kły?! Więc Naruto nie stroił sobie żartów?! Naprawdę miał do czynienia z Kuramą?! – Naruto miał do czynienia czy Sasuke? Może lepiej napisać: mieli?
Szczerze? Nie spodziewałam się gwałtu. Kurama z pomocą Naruto zgwałcił Sasuke bez żadnego lubrykantu. Piszesz, że: Ból był nieoczekiwany i znacznie większy, niż sobie wyobrażał. Ale dla mnie to i tak za mało. Nie chodzi o to, że brakuje mocnych wrażeń, po prostu w tym opisie nie czuć realnie bólu, o którym mowa. Dwa pchnięcia dalej Sasuke na chłodno analizuje, że w sumie nie jest tak źle. Ma czas na te przemyślenia, zamiast fizycznie cierpieć, przygląda się twarzy Naruto. Dalej: Bycie tak agresywnie zdominowanym rozbudzało w nim jakieś nieodkryte dotąd fantazje. Niestety to tak nie działa. Męski stosunek nie odbywa się w ten sposób – opis jest pozbawiony realizmu.
Sam seks opisałaś też zdecydowanie za krótko. Czas, w którym od nieopisanego bólu Sasuke przechodzi w ekstazę, to ze dwa zdania, scena jest przez to uboga.
ROZDZIAŁ 7
Sam fakt, że po seksie na sucho Sasuke w ogóle chodzi i ma ochotę iść jeszcze do baru, jest dla mnie kuriozalny. Inna sprawa, że alibi nie działa w ten sposób. Sakura z Hinatą już wiedzą, że panowie nie spędzili czasu w domu przyjaciół, byli więc w nocy gdzieś razem. Na sake zdecydowali się pójść po południu – gdyby dziewczyny drążyły i zapytały, nie wiem, barmana, mogłyby się dowiedzieć, że ich mężów wcale nie było tu całą noc. Poza tym knajpy nie działają raczej całodobowo, nad ranem chłopcy musieliby skończyć popijawę, by zacząć ją dopiero po południu. Gdzie więc byli nad ranem? Na to alibi tak czy siak nie mają. Jeżeli chcą sobie jakieś załatwić, musieliby wrobić kogoś w kłamstwo, picie sake nie jest super logicznym rozwiązaniem. Właściwie brzmi jak tani pretekst, by znów przydarzyło się coś głupiego.
– Przecież nie możemy od tak, po niemalże całej dobie nieobecności, wrócić do domów. – Ot tak.
Naruto poczuł wykwitujące na twarzy rumieńce. Zdenerwowany rozejrzał się dookoła. Dla wszystkich musiało być oczywiste, że coś ich łączyło. – Niby dlaczego? Bo weszli razem do baru? Raczej nie mieli napisane: gej na czołach.
Chyba że to taki POV – Naruto wie, że zrobił coś nieodpowiedniego, dlatego zżera go niepokój. To jak z narkomanem, który na bad tripie wkręca sobie, że wszyscy wiedzą już, że coś brał. Ale jednocześnie tak rzadko stylizujesz mowę pozornie zależną, że ciężko mi takie coś stwierdzić ze stuprocentową pewnością.
Widzisz, jak bardzo się spieszysz? Dopiero co opisywałaś stosunek, bohaterowie teraz znaleźli się w barze, mają przed sobą, podejrzewam, całkiem sporą i pewnie ważną rozmowę. Nie widzieli się tyle miesięcy, podobno tak za sobą tęsknili. Tymczasem nie przytoczyłaś ani rozmowy, ani choćby jej zalążka, wstępu, który sugerowałby, że bohaterowie nie piją tej sake godzinę w zupełnym milczeniu.
Blondyn ze zdumieniem spostrzegł, że jego głowa jest zaskakująco lekka. Gdy zerknął na Sasuke, z trudem powstrzymał wybuch śmiechu. Jego przyjaciel opierał się barkiem o ścianę i wyglądał... nie najlepiej. Mętny wzrok miał utkwiony w jednym punkcie, a jego głowa kołysała się co chwilę z jednej strony na drugą.
– Tak, tak[,] Sasuke.
Wolnym krokiem zmierzali ku odpowiedniemu budynkowi. Po drodze na szczęście nie spotkali żadnego znajomego. Nie musiał się tłumaczyć. Już i tak miał zbyt wiele do samodzielnego przemyślenia, a gdyby jeszcze miał stworzyć jakąś wiarygodną historię w kilka chwil... Bez szans. – No dobrze, ale przecież poszli do baru, żeby zdobyć alibi na popołudniu. Więc gdyby ich teraz ktokolwiek zobaczył, ze stanu pijaństwa akurat tłumaczyć by się nie musieli. Poza tym mieli sporo czasu w barze, by chociażby ustalić, co powiedzieć w domu; przecież ich wersje muszą być jednakowe. O czym, jak nie o tym rozmawiali?
Po drodze na szczęście nie spotkali żadnego znajomego. (...) Sasuke po drodze na szczęście nie sprawiał zbyt wielu problemów. Wtulił się w obejmującego go blondynka i tylko raz na jakiś czas mamrotał coś pod nosem o rewanżu. (...) Bramka na szczęście była otwarta na oścież, więc nie musieli robić zbędnego hałasu. Jedynym dziwnym obiektem, który przyciągnął uwagę blodnyna, była roztrzaskana butelka po winie, która walała się tuż przed drzwiami. – Podkreślenie to na pewno celowe zdrobnienie czy ingerencja słownika? Proszę, oby to drugie.
Pomógł Sasuke obejść szkło i nacisnął klamkę, która[,] ku jego zaskoczeniu, ustąpiła bez żadnych problemów. Pomógł przyjacielowi wtargać się do pomieszczenia i usadził go na stopniu. Jego wzrok przyciągnęło zapalone w salonie światło. Już miał dyskretnie zbliżyć się do pomieszczenia, lecz nagle...
Opowiadanie robi się dość mocno przewidywalne, nie wiem, czemu motywem przewodnim stało się dublowanie. Od początku tekstu dzieją się tu sytuacje praktycznie lustrzane:
1A. Naruto narzeka na żonę
1B. Sasuke narzeka na żonę
2A. Naruto wychodzi z domu sfrustrowany i pijany
2B. Sasuke wychodzi z domu sfrustrowany i pijany
3A. Naruto i Sasuke idą dalej pić po imprezie, jakby było im mało
3B. Hinata i Sakura idą dalej pić po imprezie, jakby było im mało
W sumie nikt tu nie pracuje, nie wiadomo, czym zajmuje się chociażby Hinata (poza usługiwaniem mężowi), o co dokładnie chodzi z misjami Sasuke i podróżowaniem. Naruto też nie zachowuje się zbyt odpowiedzialnie, biorąc pod uwagę, że szkoli się na Hokage. Masz tyle otwartych furtek na wątki poboczne, a z żadnych nie korzystasz, za to wątek główny spieszy się nie wiadomo po co. Bo dokąd – od dawna wiem.
Nagle obie przyciągnęły do ust trzymane w dłoniach obiekty i zgodnym chórem ryknęły:
– ŻAŁUJĘ, ŻE CIĘ ZNAŁAM, AAAAAA!
– Żałuję, że kochałam, AAAAA!
Naruto nie wiedział, jak zareagować.
Scena z Sakurą i Hinatą tańczącymi na stole i śpiewającymi Ewelinę Flintę ostatecznie upewniła mnie o tym, że jednak piszesz parodię i wcale ci nie zależy, by wszystko trzymało się kupy i przynajmniej stwarzało pozory czegoś głębokiego (jak oczy Sasuke):
Naruto nie słuchał dalej, tylko popędził jak błyskawica w stronę ogrodu. Za żadne skarby nie chciał być przyłapanym na ponownym, późnym powrocie do domu. A może nawet uda mu się przekonać żonę, że to tylko ona za bardzo poszalała tego wieczoru… – Wieczoru? Byłam święcie przekonana, że jest wczesne popołudnie. Chłopcy obudzili się koło jedenastej (poprzedzała to scena z Hinatą patrzącą na zegarek), potem jakieś pół godziny czy godzinę pili sake – musieli mieć szybkie tempo, inaczej pewnie nie wprowadziliby się w taki stan. Jakim więc cudem wrócili do domu i już był wieczór?
– No skarbeńku, trzymaj się cieplutko! – zawołała wesoło Sakura. – Jeśli znów będziesz czuła potrzebę odreagowania, moje drzwi zawsze stoją dla Ciebie otworem.
Hinata czknęła.
– Oh Sakurcia! Moja Ty kochana, różowa landrynko. Koniecznie musimy to powtórzyć! Buziaki Mysiu, pa, pa, pa!
Pożegnanie Sakury i Hinaty jest trochę uwłaczające. Przepraszam, że używam takich słów, ale za każdym razem, gdy czytam zdrobnienia tych imion czy czułe słówka w stylu mysiu, przechodzą mnie ciarki cringe’u, i to takie srogie. Rozumiem, że dziewczyny mogą być wcięte, nawet mocno pijane, ale czy to powód, by robić z nich słodkie, puste kozy? Ani do jednej charakteru to nie pasuje, ani do drugiej. Zupełnie odpłynęłaś, olewając sylwetki psychologiczne prowadzone w kanonie.
To jest ten moment, gdy z niepokojem zaczynam sprawdzać, ile tekstu do końca.
ROZDZIAŁ 8
Naruto opieszałym krokiem wędrował do domu. Dawniej to miejsce był[o] dla niego azylem, ale teraz...? Teraz nigdzie nie czuł się w pełni rozluźniony. Zbyt wiele rzeczy musiał kryć przed najbliższymi i miał wrażenie, jakby w każdej chwili mógł eksplodować. // Z jednej strony była Hinata, której... naprawdę nie potrafił zranić. Z zaciśniętymi zębami grał swoją rolę, choć docierało już powoli do niego, że nastąpi taki moment, w którym nie będzie mógł dłużej oszukiwać wszystkich. Z drugiej strony... nie potrafił wyobrazić sobie dnia bez obecności Sasuke. Niekoniecznie musieli szukać samotności, wystarczyło... wystarczyło, że po prostu był obok. – Podobają mi się te akapity. Piszesz lekko, coraz lepiej, jakbyś od prologu zrobiła naprawdę spory progres. Coraz mniej też dostrzegam powtórzeń. Możesz ewentualnie, pisząc POV, zastanowić się nad charakterem Naruto i jego stylizacją. Jeśli w większości scen Naruto zachowuje się wciąż jak niedojrzały uczniak, jego POV powinien do tego pasować, niekoniecznie przedstawiać zrównoważonego mężczyznę.
Zdecydowanie lepiej jednak byłoby, gdybyś wyważoną narrację pozostawiła, a zmieniła po prostu zachowanie Naruto w niektórych sytuacjach – wygładziła je, dopasowując do, jakby nie było, dorosłego faceta.
Poczuł na swoim karku spojrzenie. Nie musiał się odwracać; poznał naturę chakry nawet ze znacznej odległości. Sasuke. // Powoli odwrócił się i ich spojrzenia się spotkały.
Musiał iść tam. – Sugeruję szyk: Musiał tam iść.
Podoba mi się, że Naruto – choć zwykle sympatyczny i cieszący się na widok Akamaru – teraz nazywa go pchlarzem. Widać frustrację, rozgoryczenie tym, że przerwano mu zaloty z Sasuke. Natomiast jeśli Uchiha wpadł niespodziewanie na Sakurę, to już dość naciągana sprawa. Jeżeli Sakura go nie śledzi, nie wiem, co miałaby robić w tym miejscu. Jeśli faktycznie mamy tu cudowny zbieg okoliczności – nazwę go imperatywem. Zbyt dużo zbiegów okoliczności pojawia się w tej historii, by we wszystkie wierzyć na słowo.
– To ja Ciebie nie rozumiem. Całą podróż narzekałaś, nic Ci nie odpowiadało, każdy hotel był nie taki i tylko odliczałaś dni, kiedy wrócimy do Konohy, a teraz...?
– Nieważne, gdzie będziemy! – wrzasnęła różowowłosa. – Ważne, żebyśmy byli razem! Razem! Rozumiesz, co znaczy to słowo?! Wydaje mi się, że ostatnio… – Tu, stety-niestety, punkt dla Sasuke. Sakura narzekała na brak wygód i sama zaproponowała powrót do Konohy akurat na rocznicę ślubu przyjaciół. Nie wspominała nic o tym, że nie ma znaczenia, gdzie przebywa z Sasuke, ważne, że jest on obok niej – to argument pojawiający się dopiero po pamiętnej imprezie. Równie dobrze Sakura mogła nie przyjeżdżać z Sasuke do Konohy, a prosić o to, by po prostu zostać dłużej, wspólnie, w tamtym hotelu. W końcu powrót w rodzinne strony zwykle wiąże się ze spędzaniem czasu z najbliższymi, ze spotkaniami towarzyskim i tym podobne. Dlaczego nie wzięła tego wtedy pod uwagę…?
Inna sprawa, że Sakura robi dramę, bo Sasuke nie wrócił do domu Na. Jedną. Noc. (Po której zresztą Sakura sama spiła się solidnie). Wychodzi z niej hipokrytka, a wszystko dlatego, że nie dałaś się fabule rozwinąć. Sakura i Hinata dramatyzują, choć w rzeczywistości czytelnik nie dostał dowodów, by w życiu dziewczyn od wielu miesięcy bądź tygodni działo się źle – by mężowie faktycznie mało czasu spędzali ze swoimi żonami. Czytelnik widzi, że Naruto i Sasuke nie zachowują się w porządku, ale Sakura i Hinata nie mają o tym pojęcia – nie wiedzą o zdradach. Dlaczego więc obie sieją dramę, jakby naprawdę w ich życiu działo się aż tak tragicznie i to naprawdę przez długi czas? Sakura płacze na ulicy, Hinata tańczy na stole i rzuca butelkami. To zachowania, po których podejrzewa się sytuacje tragiczne, wręcz patologiczne, tymczasem – olaboga – dwaj starzy kumple nie wrócili na noc do domów. Czemu robisz z dziewczyn przewrażliwione mamuśki?
– Sasuke – szepnął łamiącym się głosem. – Rozumiem... Naprawdę rozumiem, jeżeli wybierzesz Sakurę. Ja... będę zawsze pamiętał o tym, co nas łączyło. Nie potrafię się tego wyprzeć. Chcę tylko, żebyś o tym wiedział.
Zamrugał, mając nadzieję odgonić napływające do oczu łzy. Nie chciał, by tak to się kończyło. Nie, kiedy wreszcie odnalazł to, czego tak bardzo mu brakowało. Miał wrażenie, że jego serce rwało się na tysiące drobnych kawałków.
Uchiha nie odpowiadał. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. – Scena rozmowy Sasuke i Naruto też wydaje się naciągana. Głównie z tego powodu, że bohaterowie spędzili ze sobą dopiero dwa dni. Ich tony są dramatyczne – faceci rozmawiają o tym, że nie potrafią wypierać tego, co ich łączy. Ale co ich łączy? Wiele miesięcy spędzili ze swoimi żonami, odcięli się od siebie. Rozumiem, że stara miłość nie rdzewieje, ale czemu cały wstęp, który ukazałby rozwój tej relacji, ominęłaś? Bohaterowie poszli do łóżka, zresztą zrobili to, będąc pod wpływem. Nagle od razu nie mogą bez siebie żyć, postanwiają wynieść się z Konohy, wcześniej informując o tym swoje żony. To nierozważne, wręcz głupie. Dlaczego robisz to swoim postaciom? Popadasz w straszne skrajności. Tę rozmowę spokojnie widziałabym gdzieś za kolejne pięć-sześć rozdziałów, kiedy wystarczająco dużo by się wydarzyło na planie. Kiedy emocje dwóch bohaterów by się ukierunkowały, ustabilizowały. Tym bardziej że Sasuke i Naruto, poza podnieceniem, żywią do siebie również inne uczucia. Nie przepadają za sobą tak prywatnie, często się obrażają, zresztą jeśli Sasuke odszedł na długi czas, Naruto pewnie nie powinien mu bezgranicznie zaufać – nie miał do tego podstaw. Nawet nie ma pewności, że ich uczucia są całkowicie szczere, to wszystko dzieje się za szybko. No bo co, jak za pięć minut się o coś pokłócą, a będzie już po rozmowach? Zaleci wtedy „Modą na sukces”.
ROZDZIAŁ 9
Naruto zadrżał. Dłoń Sasuke na policzku paliła go. On chciał... uciec z nim? Serce biło mu w piersi jak oszalałe. Co z jego marzeniem? Co z Konohą? Co z Hinatą? Miałby to wszystko zostawić za sobą? // Spojrzał w czarne oczy Uchihy i wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Bez tamtych rzeczy mógł żyć, ale nie wyobrażał sobie choćby sekundy swojego życia bez jego obecności. – Naprawdę? Totalnie tego nie kupuję. Raz, że Naruto dobrze wie, ile poświęcił w czasie wojny, by teraz porzucić Konohę i wszystko, dla czego żył do tej pory.
Dwa: Naruto bardzo szybko podejmuje decyzję w stylu: pieprzyć Hinatę, liczę się tylko ja. To zupełnie nie jego tony, by beztrosko zranić Hinatę; sylwetka psychologiczna nie jest w tym momencie kanoniczna.
Trzy: Sasuke bardzo długo w życiu Naruto nie było, dlatego miłość oparta na w zasadzie niczym nadal jest mocno nieprzekonująca.
Cztery: Sasuke wielokrotnie był antagonistą serii, chociażby złolem współpracującym z Orochimaru. Dalej przypomina mi się Szczyt Pięciu Kage, gdzie nawet Sakura doszła do wniosku, że najbezpieczniej będzie po prostu młodego Uchihę zabić. Miał tyle samo dobrych momentów, ile złych (jak nie złych więcej) – nie jest typem, któremu powinno się bezgranicznie ufać i, mimo wszystko, Naruto powinien to chociaż podświadomie wiedzieć. Brać poprawkę na to, że Sasuke nigdy nie był ani stały w emocjach, ani nie zawsze był protagonistą. Czy warto wiązać się z kimś takim na śmierć i życie po miesiącach rozłąki i dwóch spotkaniach? Bo co?
– Sasuke... – Czuł, że rumieńce pojawiły się na jego twarzy. – Ja... zgadzam się.
Sama propozycja wysunięta ze strony Sasuke też jest nie w jego stylu. Gdzie się podział ten chłodny, rozważający wiele opcji typ, który nie podejmuje tak pochopnych decyzji? Raczej najpierw myśli, potem robi?
Serce Naruto zabiło szybciej, gdy Sasuke zbliżył usta do jego warg. // Czarnowłosy przygryzł jego dolną wargę.
Gdy Uchiha przerwał pocałunek, Naruto wtulił twarz w zagłębienie jego szyi. – W co? Nie lepiej, nie wiem, przy obojczyku? Jakoś tak składniej.
– M-myślisz, że mogą nas zdradzać z jakimiś innymi kobietami...? – szepnęła czarnowłosa niemal niesłyszalnie. – To tak niepodobne do Naruto... Ostatnio zachowywał się tak dziwnie, sama nie rozumiem… – Zachowywał się dziwnie aż dwa dni. (!) Dlaczego trzeba od razu podejrzewać go o zdradę? (W sensie no dobra, Naruto zdradza, ale jakby Hinata nie ma podstaw, by jakkolwiek to podejrzewać, jego zachowanie z zewnątrz jest dość typowe. Jak pisałam: ot, stary kumpel wrócił do wioski, więc wyszło się z nim na sake. Jeśli to jest dziwne, jak nazwać tańczenie na stole z koleżanką i śpiewanie Flinty?).
Nie rozumiem, czemu Hinata i Sakura tak szybko się zaprzyjaźniły, by spędzać ze sobą tyle czasu i chcieć prowadzić rozmowy z mężami w swoim towarzystwie. Wcześniej, gdy Sakura była u Hinaty i Naruto w odwiedzinach, dała wszystkim do zrozumienia, że liczy się dla niej własny związek i sprawy małżeństwie załatwiała z samym Sasuke. Teraz nagle jest taka wylewna i spiskuje z Hinatą? Czy to w jej stylu, skoro od początku kreowałaś ją na taką, która wydawała się w tych sprawach mocno samodzielna? Dlaczego Sakura nie może porozmawiać z samym Sasuke, a Hinata – z Naruto? Dlaczego to musi być jakiś double date, tylko negatywny? Przecież taki zbiorowy opieprz nigdy nie kończy się dobrze, wiadomo, dumę łatwo urazić, a w tłumie chce się wypadać lepiej, bronić się, trudniej też o szczerość. Czemu małżeństwa nie dążą do tego, by trudne rozmowy były komfortowe, szczere i intymne? Słowem: dojrzałe? Teraz dziewczyny zachowują się, jakby nie wyrosły ze spiskowania przeciwko chłopakom, gdzieś w wieku gimnazjalnym. Z drugiej strony to też takie żoneczki, że by osiągnąć szczyt stereotypowości, brakuje im tylko wałków w dłoni.
– Akurat teraz musicie przechodzić jakiś kryzys i chodzić na dziwki, kiedy my jesteśmy w ciąży?! – wrzasnęła Sakura, wymachując wściekle dłońmi w powietrzu. – No i wszystko jasne, dublowania ciąg dalszy. Gdyby tylko aż tak łatwo byłoby zajść w ciążę… Cóż za niesamowity zbieg okoliczności!
W ogóle kiedy bohaterki, przepraszam, dowiedziały się, że są w ciąży? Obie? Obie ogarnęły, że nie dostały dziś okresu i na pewno nie przyjdzie w kolejnych dniach, a poza tym to te ogórki, Hinata, smakują jakoś lepiej… Tobie też? A może obie poszły w tym samym czasie do medyka od spraw kobiecych? Miały na to jeden dzień, skoro wczoraj jeszcze tańczyły na stole i piły bez umiaru. Wczoraj żadna z nich ciąży nie przewidywała? Naprawdę mnie to zastanawia. Jak to odkryły? W jaki sposób? Czemu nie pokazałaś tego sceną? Po tym koncercie nie potrafię im nawet współczuć.
To opowiadanie robi się nie tylko okropnie sztampowe. Jest też mocno naiwne.
ROZDZIAŁ 10
Ale tęsknota była większa. To już nie był jedynie ten zwierzęcy popęd. Czuł coś więcej. Tak, teraz był pewien.
– Sasuke... zawsze będę...
Z zaangażowaniem oddawał pocałunek, aż w końcu musiał zaczerpnąć powietrza. Położył dłonie na policzkach Sasuke. Musiał czerpać z tej chwili jak najwięcej.
Ta scena zbliżenia była znacznie lepsza niż poprzednia. Pełniejsza i pisana w POV, więc bogatsza w przemyślenia. Podobał mi się chociażby ten moment:
Dłonie Sasuke niespiesznie i łagodnymi ruchami błądziły po jego nagim ciele. Zaraz...? Kiedy zdążył go rozebrać? Był tak bardzo skupiony na doznaniach, że nawet nie zauważył!
Zamknął oczy, kiedy język czarnowłosego zataczał kółka wokół jego sterczących sutków. – Męskie sutki są trochę inaczej zbudowane niż damskie. A to sprawia, że określenie sterczący zupełnie do nich nie pasuje. Reagują na bodźce, ale sterczenie nie jest słowem, które wyrażałoby to dobrze. Doznanie wprawdzie mogło być przyjemne, ale nie spowodowało zmian w zakresie anatomicznym.
Naruto wciągnął ze świstem powietrze, gdy ruchy dłoni Sasuke przyspieszyły. Uzumaki zacisnął dłonie na trawie i wyrwał ją z korzeniami, kiedy Uchiha wziął go do ust. – I znów: podoba mi się, że masz odwagę o tym pisać. Że się nie wycofujesz, nie używasz słów, które nie pasują do sytuacji, nie tworzą atmosfery albo eufemizują. Na twoim miejscu jednak zastąpiłabym czymś słowo: męskość, chociażby w zdaniu: Jego dłoń szybko powróciła do pulsującej męskości. Tego słowa użyłaś już wcześniej, więc się rzuca w oczy. Nie musisz się powtarzać; nie bój się penisa czy tam innego prącia.
Edit: Podniósł dłoń do ust i zlizał spływającą z palców ciecz. – Nie nazywaj też spermy cieczą, proszę. Sperma to sperma, tyle. Ładne słowo, nie masz po co go unikać.
Trochę dziwne, że Naruto po wytrysku od razu jest gotowy i wciąż napalony, by Sasuke mógł w niego wejść, nie czuje też jakiegoś znacznego dyskomfortu. Oczywiście, znów nie użył do tego żadnych lubrykantów.
Gdy czarnowłosy wsunął się w niego delikatnie, lecz stanowczo, błękitnooki krzyknął doniośle jego imię. – Kolor włosów i oczu… w jednym zdaniu. Dawno nie widziałam czegoś aż tak nostalgicznego. Czuję się tak, jakbym cofnęła się w czasie do roku 2010, na blog.onet.pl.
Przez ramię sięgnął ust kochanka, próbując przekazać tym pocałunkiem wszystko[,] co czuł (...).
Dźwięki, które wydawali, napędzały ich coraz mocniej tą mieszaniną przeróżnych uczuć, a razem z nią, [przecinek zbędny] rosło podniecenie.
Wiesz, co jest też dziwne? Że przecież Naruto, podejrzewam, pierwszy raz uprawia taki seks. I w żaden sposób go nie porównuje, a po wszystkim nie zastanawia się, co w ogóle dzieje się z jego ciałem, jak odbiera pewne bodźce. Sasuke kochał się z nim, leżąc na nim na twardej ziemi, Naruto w żaden sposób nie odczuwa tego skutków, chociażby nie czuje, że zdrętwiał albo że, nie wiem, drżą mu pośladki; czy jeśli podniecenie minęło, nie powinien nadejść jakiś ból, mimo wszystko? No w każdym razie Naruto zachowuje się zupełnie normalnie, jakby był przyzwyczajony i praktykował seks analny przez dłuższy czas. Po wszystkim po prostu wstaje i się ubiera, nie myśląc nawet o tym, że zaraz pobrudzi bieliznę, bo w końcu Sasuke doszedł… w nim.
Tymczasem my dojdźmy już może do podsumowania.
PODSUMOWANIE
Nie masz problemów z poprawnością jako taką. Znalazło się kilka potknięć interpunkcyjnych, ale nie były bardzo znaczące ani nie rzuciły się w oczy. Wiesz, jak pisać, znasz podstawy takie jak chociażby poprawny zapis dialogu (poza usilnym zaczynaniem zwrotów grzecznościowych od wielkiej litery – bez sensu; nie rozumiem też braku polskich znaków na wattpadowej okładce – to wcale nie wygląda dobrze). Dlaczego więc ocena zajęła mi aż tak dużo miejsca?
Po pierwsze: powtórzenia. Jest ich całkiem sporo. Zdaje się, że nie czytasz tekstu przed publikacją, na głos i dokładnie, inaczej pewnie byś je usłyszała. Przez to tekst, choć jest poprawny, ostatecznie nie prezentuje aż takiego bogactwa językowego i stylizacyjnego, jakie mógłby.
Za to drugie odpowiada już narracja. Czasem byłam pewna, że stylizujesz sceny, trzymając się perspektywy jednej postaci, innym razem te stylizacje były bardzo subtelne i nie dałabym sobie za nie odciąć ręki. Na przykład w scenie, w której Naruto był pijany, jego narracja pijana nie była. Nie była też obiektywna, jak na narratora wszystkowiedzącego przystało. Całkiem sporo też eksponujesz – rzucasz gotowymi wnioskami. W dziesiątkach poprzednich naszych ocen mogłaś poczytać o ekspozycji, nie będę więc dłużej poruszać tego tematu.
Zanim przejdę do fabuły, nie mogę nie wspomnieć też o tym, co niesamowicie irytuje, psując narrację i stylizację, a nawet cały twój styl. Mocno go upraszcza i sprowadza do stylu autorki jedynie blożkowej lub bardzo przeciętnej wattpadowiczki, na który to tytuł nie zasługujesz, biorąc pod uwagę choćby technikalia, które masz opanowane. Mianowicie chodzi o określanie postaci kolorem włosów. Po prostu tak nie rób. To pierwsze, co powinno zniknąć z całego tekstu w trybie natychmiastowym. Takich praktyk nie stosują autorzy wydani (chyba że, jak wspominałam, narracja jakkolwiek tłumaczy taki zabieg – na przykład bohater nie zna imienia nowej w scenie postaci), nie zobaczysz ich nigdzie indziej niż na Wattpadzie. Najczęściej widać, że nie wiesz, jak ugryźć zdanie, by nie powtarzać imienia. Czuć po tych wyrażeniach, jak dwoisz się i troisz – bez sensu. Są na to inne sposoby, wystarczy tak pobawić się konstrukcją, by wykorzystać zaimek; zresztą nie we wszystkich momentach, gdy pojawiają się włosy, to imię również wisi. Często szybciej sięgasz po cechę wyglądu niż po prawdziwe imię bohatera, a to już zupełnie niezrozumiała praktyka. Najwyższy czas z niej wyrosnąć.
Wyrosnąć należy również z nazywania spermy cieczą albo rzeczy, które bohaterzy mają w rękach, obiektami. Pisz wprost, o co chodzi, a tekst przestanie być w jakimś procencie dziwny.
Na moje oko wyrosnąć powinien również Naruto (ależ świetne przejście do bohaterów mi wyszło!), jednak nie tylko stylizacyjnie, ale i mentalnie. Fakt, że jest sympatycznym dzieciakiem o cechach charakteru upodabniających go do postaci z pierwszej serii Naruto, ale to nie do końca walor – poza tymi cechami Naruto mógłby być bardziej wyważony. Wiadomo, że charakter nie zmienia się ludziom o sto osiemdziesiąt stopni, niektóre cechy dominują, inne weryfikuje dorosła rzeczywistość i je nieco wygładza. Twój Naruto nie jest ani trochę wygładzony, przez co w głowie kreuje mi się nie dorosły chłopak, a dzieciak, którego pamiętam z egzaminu na genina. I ten dzieciak w mojej głowie… uprawia seks. To czyni sceny seksualne nie romantyczne, a po prostu creepy.
Z jednej strony widać, że momentami trochę zależy ci, by Naruto nie był aż taki narutowy, z drugiej – właśnie taki jest, bo wygładzenie go byłoby trudniejsze niż kopiuj-wklejki sceny-gagi jakby prosto z anime (rozmowa z Iruką chociażby). No i te sceny-gagi czyniące Naruto śmiesznym, gdy mowa o dorosłym mężczyźnie, już nie tyle bawią, co żenują. A czy dorośli ludzie, nie przesadzając w jedną stronę, nie mogą być wcale zabawni? Naruto mógłby mieć przebłyski tej dziecinności, narrację przedstawiającą faktycznego lekkoducha, ale jednocześnie przydałoby się, by był chociaż trochę dojrzalszy. Żeby te dwie kontrastujące ze sobą cechy spotkały się gdzieś w środku. Tymczasem twój Naruto dojrzały nie jest ani w ząb.
Tak jak i przerysowałaś Naruto, tak i to samo zrobiłaś Sasuke. To niewzruszony typ, który już od prologu jawi nam się jako ktoś o chłodnym jak lód spojrzeniu, ale w kolejnych rozdziałach okazuje się rozmemłanym romantykiem dającym się ponieść uczuciom. Zastanawiam się więc, po co była mu żona – Sakura? Lub w ogóle jakakolwiek kobieta? Sasuke jako że od początku wie, że kocha się w Naruto, ucieka przed nim. Jednocześnie bierze za żonę Sakurę, bo… no właśnie, tego nie rozumiem. Jeżeli dlatego, bo podobała mu się fizycznie, a poza tym przydałaby się jakaś przykrywka, no to z Sasuke niezły egoista. Jak i jego mam polubić, skoro jakby z premedytacją sprawia swojej kobiecie zawód, nie traktując małżeństwa poważnie? No dobrze, można mieć jednego bohatera w opowiadaniu, którego lubić nie trzeba; problem robi się wtedy, gdy nie lubi się wszystkich. (A u ciebie jedynie Kiba wydaje się być normalny. Nawet nie jakiś szczególny, po prostu z głową na karku i empatyczny, nie dałabym sobie ręki odciąć, że jest zakochany w Hinacie, ale jeśli tak – naprawdę życzyłabym im szczęścia; Kiba też zapewne sam by sobie umiał robić śniadania i może odciągnąłby Hinatę od kuchni nie tylko dlatego, by ją udobruchać w gorsze dni).
Mało tego, gdy tylko nadarza się pierwszy-lepszy pretekst, by wrócić do wioski zobaczyć się z Naruto, Sasuke bez zająknięcia się zgadza. Chociaż tyle czasu trzymał się swoich przekonań, wierzył, że podejmował słuszną decyzję, odcinając się od Konohy, nagle zmienia swoje zdanie… bo tak. Bo się stęsknił. No więc co, wcześniej nie tęsknił za Naruto, nie chciał wrócić? Jest to podejrzane tym bardziej, że okazuje się, że powrót do Wioski Liścia Sasuke i Sakurze zajmuje akurat tyle czasu, by zdążyć wrócić na imprezę małżeńskiej rocznicy. Wychodzi więc na jaw, że Uchiha z Haruno byli cały czas dość blisko wioski. W sumie nawet tak blisko, że Sasuke w każdej chwili do Konohy mógłby wrócić sam i nie potrzebowałby żadnego pretekstu. O co chodzi? Od początku fabuła mocno nie trzyma ci się kupy. Łatwo znaleźć dziury, które sprawiają, że linia fabularna się rozjeżdża.
Sakurę i Hinatę w sumie można do jednego worka włożyć. Bohaterki powołałaś do życia jedynie po to, by stały przy boku swych mężów. Sakura, jak to Sakura, jeszcze się czasem głośniej odezwie, co na początku pasuje do jej kanonicznego charakteru (późniejsze dramy – niekoniecznie), a Hinata to służąca Naruto, nic więcej. Nieprawdopodobnie z cichej myszki pod wpływem alkoholu staje się głupiutką i słodziutką lekkoduszką, zresztą Haruno tak samo – jakby nie miały własnych charakterów, a wspólną jaźń. Przy czym na końcu okazują się wspólne mieć nie tylko to; kobiety w tym samym czasie nawet zaszły w ciążę. Trudno mi to nawet jakoś skomentować. Obie wpadły jak śliwki w kompot, bo związały się z facetami, którzy nie byli gotowi na związek. I znów: po co trzeba było się im wszystkim tak szybko chajtać? Skąd taka desperacja w obu przypadkach? Brakuje mi tu jakiegokolwiek sensownego podłoża fabularnego, bo obecnie brzmi to jak imperatyw – ot, no musi być ślub, żeby potem był rozwód i żeby było bardziej dramatycznie. Ale ślubu nie bierze się, bo nagle przyczepiła się do boku znośna dziewczyna (zresztą Sakura i Hinata już od najmłodszych lat zabiegały o względy przyszłych mężów, którzy nie byli szczególnie zainteresowani). Nawet nie wiem, czy obaj panowie ożenili się dla świętego spokoju, czy bo odwzajemniali uczucie, które zanikło? Może nie chcieli mieszkać samotnie, a może któryś z nich był aż tak perfidny, że po prostu planował mieć aktywne życie seksualne. Uwaga, do tego wszystkiego nie potrzeba ślubu! Poważnej przysięgi – którą zaraz się złamie, bo Sasuke ma głębokie oczy, a Naruto głupkowaty uśmiech.
Wiesz, co mogłabyś zrobić? Przenieść opowiadanie w czasie do… czasów znacznie wcześniejszych. Równie dobrze żony mogłyby być zwykłymi dziewczynami, pierwszymi partnerkami w jakimś alternative universe, w którym nie było chociażby wojny. Wtedy niepoważne charaktery bohaterów można by wytłumaczyć, czymś obronić. Postaci mogłyby ledwo osiągnąć pełnoletniość, by móc już legalnie uprawiać seks, ale dopiero co się poznawać, określać swoje preferencje. Ba! A niechby i nawet jedna z dziewczyn wpadła, czemu nie (naprawdę jedna ciąża wystarczyłaby), wątek nastoletniej mamy i niedojrzałego ojca też może dodawać dramatyzmu. Bo w sumie obecnie widzę albo tę opcję, albo taką, że bohaterowie są dorośli, po ślubach, lecz jest w nich nieco więcej rozwagi, dojrzałości. Obecnie próbujesz mieszać jedno z drugim i niezbyt wychodzi. Dla przykładu Sakura i Hinata to z jednej strony takie hardcore’owe mamuśki, którym, jak pisałam, tylko wałka w ręce brakuje, z drugiej – też miały irracjonalne momenty, w których udowadniały, że nie grzeszą rozwagą. Smutno się robi na myśl, że miałyby rodzić dzieci.
Wróćmy jednak na chwilę do tych nieszczęsnych dwóch ślubów i faktu, że Naruto nagle spiknął się z Sauke. To nie tak, że obaj nie przewidzieli takiego obrotu spraw – wprawdzie już w drugim rozdziale, przy pierwszym spotkaniu, obaj patrzyli sobie w oczy, Naruto podziwiał chociażby Sasuke… skórę. Nie da się czytać o tym, wierząc, że obaj kochali swoje żony, ale z czasem coś się popsuło, coś się zmieniło. Tu nie było na to żadnego czasu, wystarczyło jedno spotkanie, by zakochać się zupełnie na zabój. Mało poważne, mało logiczne.
Fabuła tego opowiadania rozwija się gdzieś poza kadrem. Brakło mi nie tylko silnych podstaw – stron ukazujących, dlaczego oba małżeństwa się psują; również gdzieś poza tekstem rozwija się relacja SasuNaru. Pamiętasz jeszcze pierwszą scenę zbliżenia między Naruto a Hinatą? Naruto wtedy uwielbiał patrzeć na nią w tym stanie. Ale gdy na horyzoncie tylko pojawił się Sasuke, żadne uwielbianie patrzenia na Hinatę nie miało już żadnego znaczenia. To nie tak, że Naruto oddalił się od ukochanej żony – on jej od początku nie kochał, potem sam nawet przyznał, że Hinata nie podniecała go jak Sasuke. Ale w scenie seksu małżeńskiego jednak zupełnie tego nie czuć! Wręcz przeciwnie! Naruto kończy za szybko, tak jest podniecony. Nie umiem więc udawać, że relacja SasuNaru jest okropnie naciągana, jakbyś wymyśliła ją na poczekaniu. W małżeństwie było dobrze, a jest źle, bo Sasuke przyszedł na jedną imprezę. W takim razie oba małżeństwa były naprawdę grubymi nićmi szyte.
Zanim się obejrzałam, było już po seksie. Sama scena zbliżenia dwóch bohaterów również była krótka i nierealistyczna. Trudno się wczuć oraz podejrzewać, że opowiadanie piszesz jak najbardziej na poważnie, a nie tylko ot – by zaspokoić potrzeby czytelniczek lubiących ten fandom. Przy czym idealnym układem byłoby, by zaspokajać te potrzeby poprzez rozwój wydarzeń, rozwój sylwetek psychologicznych, rozwój relacji i w końcu poprzez opisy zbliżeń, które byłyby choć trochę realne.
Fun fact!
W powieści „Unorthodox: jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów” autorstwa Deborah Feldman jedna z bohaterek opowiada innej, czym skończył się seks analny z zaskoczenia, bez nawilżenia, rozluźnienia, słowem: gry wstępnej z udziałem żelu. Między innymi: perforacją jelita grubego.
Inna sprawa, że pierwsza w pełni opisana scena takiego zbliżenia na początku podchodzi pod gwałt, który romantyzujesz – ktoś stanowczo nie chce, ale jest przymuszony, a za chwilę odkrywa, że jest mu jednak przyjemnie. A gdyby nie było? Gdyby Sasuke w rzeczywistości stracił z bólu przytomność? Czy Lis by kontynuował? To mocno odpychające i działa na niekorzyść Naruto i Kuramy. Jak miałabym ich za takie coś jakkolwiek polubić?
Nie wierzę też, że po tylu latach Naruto nad Kuramą nie miał żadnej kontroli. Najmniejszej. Żyją w jednym ciele ze dwie dekady, zresztą nieraz wcześniej w kanonie Naruto potrafił mu się postawić, walczyć z nim.
Dalej. Na moje, marnujesz również potencjał swoich umiejętności: opisy, które się pojawiły, były ładne, poprawne. Widać, że rozpracowałaś technikalia, jestem pod ich wrażeniem. Dlaczego więc opisów tak u ciebie mało? Dlaczego nie wypełniasz scen czymś innym niż czasownikami – czynnościami wykonywanymi przez postaci. Brakuje ci tła, a masz ogromne predyspozycje, by je stworzyć. Przez to miałam jeszcze większe wrażenie, że się spieszysz.
kocham ten [opening], to mój ulubiony ❤
Słowem: nie bawiłam się dobrze. Nie wiem, czy dlatego, że wyrosłam już z takich opowiadań. Może dlatego, że, na bora, mam już prawie trzydzieści lat. A może dlatego, że z „Naruto” jako mangi i animacji jeszcze jako uczennica gimnazjum starałam się zawsze wyciągać coś więcej i patrzeć na tę serię nieco głębiej, udając, że nie widzę wielu żenujących gagów, poczynając od tego, jak Sasuke i Naruto przypadkiem całują się w pierwszych odcinkach. Trochę jak z „Rebornem” – udaję, że pierwsze trzydzieści po prostu nie istnieje.
Inna sprawa, że w „Naruto” te śmieszne gagi głównie dotyczą Uzumakiego, gdy ten był jeszcze dzieciakiem. Później zostało w nim naprawdę dużo radości, śmieszności, sympatycznej szczerości, ale raczej nie na taką skalę, którą pokazałaś mi tu, pisząc, jakby nie było, już o bohaterze dorosłym, żonatym. Takie mam wrażenie. Przy czym wcale nie wymagałam od niego sztywności, jakby kija w tyłku, ale i nie w drugą stronę: śmieszności aż tak niskich lotów. Ogólnie pomysł na fabułę masz okej, jednak sam pomysł to mało – poszłaś w kliszę, gagi, grube przesadyzmy. O, przesadyzm – to twoje słowo na dziś. Akcja też dzieje się zdecydowanie za szybko, jakbyś spieszyła się mocno do scen łóżkowych albo romantycznych dialogów między Sasuke a Naruto.
O, właśnie, uprzedzę, bo może ktoś mi wypomni: to nie to, że mam coś do SasuNaru. I że jeśli nie podoba się tematyka, trzeba było tego nie brać do kolejki. Uważam, że dobrze napisane opowiadanie bazujące na tej relacji, cóż, może być dobre (Hello, Captain Obvious!). A tego nie uważam za dobre – przede wszystkim dlatego, że za często wywoływało niesmak. Oczywiście można tak pisać: parodię dla fandomu, dla zabawy, dla publiki, czemu nie (IMHO, może bez gwałtów następnym razem). Każdy może pisać, co chce i jeśli dobrze się czuje, pisząc w taki sposób – nie mnie się w to wciskać. Tylko nie rozumiem, dlaczego w takim razie zgłaszać tekst celowo napisany niepoważnie do oceny? Ponad dwieście ocen za nami i, przynajmniej mam taką nadzieję, po naszych pracach widać, z jaką rezerwą podchodzimy do tytułów, których nawet sami autorzy poważnie nie traktują. Takie oceny nie kończą się dobrze, bo nigdy nie dostajemy cynku w stylu: wiecie co, napisałam to mocno z przymrużeniem oka, weźcie zerknijcie i sprawdźcie… no właśnie co? Interpunkcję? Z nią nie masz problemów. Problemem jest, kurczę, naprawdę przykro mi to pisać: cała reszta. Nie wiem, co miałabym tu ocenić, szczerze mówiąc, bo praktycznie nic – poza twoją poprawnością i niektórymi bardzo plastycznymi opisami – mi się nie podobało.
Oceniałam już u nas parodie, a nawet pastisze, ba, zdobywały nawet wysokie noty (Teksty: „Zaginął lokaj” albo „Niósł Ślepy Kulawego”) – różnica taka, że zgłaszane były jako jawna groteska i realnie bawiły, zamiast budzić zażenowanie. Ty natomiast zgłosiłaś ten tekst po prostu jako: Naruto, yaoi. Napisałaś również w zgłoszeniu, że potrzebujesz pomocy, bo nie wiesz: co można na poważnie sądzić o akcji i postaciach. Jeżeli faktycznie chcesz coś zmienić na lepsze – może po prostu przestań obśmiewać sobie sama to, co piszesz. Pisz niekoniecznie sztywno; ale czy naprawdę nie istnieje nic pomiędzy prześmiewczością a sztywniactwem…? Daj czas akcji, niech się dzieje, niech sceny wypełnią ci jakieś opisy, niech notki będą dłuższe, bardziej soczyste. Rozwiń postaci, przemyśl fabułę punkt po punkcie, nie dubluj wszystkiego i nie pisz tak, by dało się wszystko przewidzieć. Podrasuj stylizacje partii narracyjnej Sasuke i Naruto, niech się od siebie różnią, niech oddają charakter, to samo zrób z dziewczynami; zrezygnuj z narratora wszystkowiedzącego. Zrezygnuj też z cytowania Eweliny Flinty, jeszcze raz: odpuść sobie określanie postaci kolorami włosów, do tego nie wywołuj salw śmiechu gagami, które stawiają bohaterów co najmniej w złym świetle (na przykład z Sakury i Hinaty robią ci słodkie idiotki), zrezygnuj też z nieprzemyślanych plot twistów fabularnych, które sprawiają, że nie da się polubić postaci, są odrzucający i irytujący. A nie piszesz już o ninja zdających egzaminy na geninów.
Przez większość opowiadania, miałam wrażenie, że zupełnie o tym zapomniałaś.
Na dzień dzisiejszy: słaby (2). Jednocześnie nie mogę nie wspomnieć, że masz takie zaplecze techniczne i dryg, że z bardziej wyważonym projektem spokojnie możesz tu wejść z buta w drzwi – po co najmniej dobry (4).
Proszę, pamiętaj o tym.
A za betę bardzo dziękuję Fen. ❤
Źródełko nagłówka: [TUTAJ]
To ja dodam jeszcze coś od siebie. „(...)kraju Ognia i Wiatru(...)” - Kraj Ognia i Kraj Wiatru to nazwy własne, więc powinny być w tym kontekście z wielkiej litery. (Nie ma kraju Ogień i Wiatr.
OdpowiedzUsuńO, super! Jakbyś jeszcze miała jakieś uwagi, to śmiało; ja Naruto oglądałam już jakiś czas temu, poza tym to na tyle spore uniwersum, że wiele mogło mi umknąć. Myślę, że wszelkie wskazówki i dopowiedzenia mogą się przydać zarówno autorce – w dalszej pracy nad tym i kolejnymi tekstami – jak i zupełnie postronnym czytelnikom i innym, którzy piszą o Naruto. :)
Usuń