Tytuł: Kroniki siedmiu kondygnacji
Autorka: Arashi
Tematyka: wojenna, LGBT, romans, dramat, średniowiecze, fantasy
Cześć, Arashi! Pozwól, że zaczniemy od przypomnienia, jak piszemy grupówki. Otóż całość przeczytamy wspólnie, ale skomentujemy w liczbie pojedynczej, natomiast w podsumowaniu wrócimy do mnogiej. Mamy nadzieję, że nasza praca pomoże ci rozwiać wątpliwości, o których wspominałaś w zgłoszeniu. Przejdźmy zatem do krótkiego komentarza na temat bloga.
Jeśli chodzi o wygląd, nie ma co się długo rozwodzić –
przejrzystość i czytelność zostały zachowane; chociaż szablon nie należy do
najnowocześniejszych, ma swój urok i podkreśla klimat opowiadania. Na
twoim miejscu zastanowiłabym się jednak nad powiększeniem interlinii oraz
choćby niewielkimi odstępami między akapitami. To sprawiłoby, że tekst nie
wyglądałby jak zbita ściana. Do tego widok nieregularnych wcięć akapitowych,
które robisz ze spacji, też nie porywa. Skorzystaj z kodu na wcięcia,
znajdziesz go w tym wpisie: [Bez czego ani rusz? Podstawy podstaw]. Tam
również dowiesz się, jaka jest różnica między myślnikiem a dywizem, bo zapis
dialogów także co widać już na pierwszy rzut oka, najwyraźniej nie jest twoją mocną stroną.
PODSTRONY
Mimo stosunkowo luźnego charakteru zakładek,
pozwoliłam sobie także je przejrzeć pod względem poprawności, a zrobisz z tym,
co zechcesz (jak i z całą resztą ;)).
Autorka
Kocham wymyślać historię (...).
– Zapewne chodziło ci o wiele historii, zatem: historie.
Swoimi historiami pragnę przekazać fakty, o
których zwykle staramy się nie myśleć na co dzień. – Sugeruję: przedstawić
fakty lub przekazać informacje. W tak krótkim fragmencie dobrze
byłoby też uniknąć powtórzenia słowa historia, tym bardziej że dość
łatwo je czymś zastąpić (np. opowieścią).
Czy moje historie można nazwać dramatami? Myślę, że
tak. Bardzo lubię ten gatunek, więc mogą równie dobrze do niego należeć. – Nie bardzo
wiem, co masz na myśli. To zdanie brzmi trochę tak, jakby gatunek dzieła
określały nie tyle cechy charakterystyczne dla tegoż gatunku, ale stosunek
autora do niego. Gdyby to zdanie odwrócić, wyszłoby na to, że tekst można
przyporządkować do dramatów tylko dlatego, że lubisz dramaty, a nie ponieważ,
cóż, przedstawia historię o podłożu dramatycznym i zawiera w sobie cechy
dramatu. Wydaje mi się, że zastosowałaś tutaj jakiś skrót myślowy, który może
sprawiać, że czytelnik odbierze cię jakoś opacznie.
Podstrona: Kroniki siedmiu kondygnacji
Nieestetycznie wygląda tu nagromadzenie bodajże trzech
różnych krojów czcionek.
Podstrona: Myśli
Zbiór krótkich one--shotów zawierających moje
przemyślenia na pewne zagadnienia. – One-shotów.
Spis piosenek
Każda moja historia powstała z powodu jakiejś melodii,
bądź piosenki. – Przed bądź nie stawiamy przecinka.
Przy okazji polecam ci gadżet pozwalający na stronie
głównej w kolumnie lub w innym dowolnym miejscu na blogu umieścić playlistę
Youtube. Instrukcję znajdziesz na przykład tutaj: [KLIK]. Efekt końcowy podejrzeć możesz na
przykład na moim blogu [TUTAJ]. Na początku tak jak ty planowałam
osobną zakładkę ze spisem podlinkowanych utworów, ale stwierdziłam, że dla
potencjalnego słuchacza klikanie w każdą nutę osobno jest po prostu uciążliwe i
może zredukować liczbę samych zainteresowanych. Tymczasem gadżet YT można
włączać do czytania, wyłączać, jest pod ręką i nie trzeba (acz można) ręcznie
uruchamiać żadnych linków. Jedyne, czego potrzebujesz, to playlisty stworzonej
z panelu swojego konta na YT.
Polecani autorzy
Poniżej zamieszczam listę autorów, którzy w jakiś
szczególny sposób za pomocą swoich historii sprawili, że jestem tu[,] gdzie
jestem.
Do tego na twoim miejscu przeniosłabym kropkę przed kończący
wpis emotikon i między nimi postawiła spację. Chociaż wersja z kropką za emotką
również jest poprawna, czasem może być myląca i wyglądać, jakby kropka należała
do uśmiechu, a nie – pełniła funkcję kończącą zdanie.
Kontakt
W razie jakikolwiek pytań proszę o pisanie na maila (...). – Jakichkolwiek.Spam
Nie wczytuje się ostatnia grafika, poza tym wszystko
działa.
Chętnie przeczytam coś ciekawego we wolnym
czasie ^_^ – w. O różnicy między w a we przeczytasz [TUTAJ]. Pamiętaj też o kropce zamykającej
zdanie.
TREŚĆ
Prolog
Od lat krainy Ligna i Floresa żyły ze sobą w
niezgodzie. // Do dziś nie wiadomo, czy spór dotyczył żyzności ziem,
czy też wielkości wojska sąsiedniego królestwa. Krążyły plotki, że powodem było
postawienie wielkiego muru, mającego oddzielić od siebie żyjące do tej pory
w zgodzie krainy. – No to żyły ze sobą w zgodzie czy od lat żyły w
niezgodzie? Do tego początek już wzbudza pewne wątpliwości – to dość naiwne, żeby o konflikcie zbrojnym mówić, że poszło o ziemię
lub wojsko. Zwłaszcza jeśli mniejsza kraina miałaby burzyć się o wielkość
wojska tej silniejszej. Przecież, będąc biedniejszą i słabszą krainą, to jak
wsadzanie palca między drzwi i proszenie się o kuku.
Garść błędów interpunkcyjnych i powtórzeń:
Mieszkańcy[,] nie doczekawszy się
odpowiedzi[,] zaczęli snuć na ten temat własne przypuszczenia.
Niektórzy myśleli, że królowie próbują w ten sposób
owiać tajemnicą ich wzajemne ziemie, by żaden chłop żyjący na terenie jednej
krainy [przecinek zbędny] nigdy nie dowiedział się, jak wygląda sytuacja tej drugiej.
Ponoć pokrywały je niesamowite odmiany licznych
gatunków kwiatów, [przecinek zbędny] czy różanych krzewów, a liczne
łąki przecinały przeraźliwie długie strumyki, wyglądające jak delikatne,
atłasowe wstęgi.
Mówiło się, że król Ligny[,] wyrażając
zgodę na budowę muru, nie chciał pokazać swoim mieszkańcom piękna krainy
kwiatów i przyznać tym samym, że jest ona znacznie urodziwsza niż Ligna, o
której krążyły straszne plotki.
Według chłopskich opowiastek król Flores zgodził się
na budowę muru z powodu strachu, który ogarniał go za każdym razem, gdy
spoglądał w mroczne korony drzew, będące tak blisko jego spokojnych,
usianych kwiatami ziem.
Sprawa zapewne nie stałaby się tak poważna, gdyby jej
głównym poszkodowanym nie byłoby dziecko. – Było.
Pech jednak chciał, że mały szkrab zamieszkujący
ziemie Floresy, wszedł do lasu oddzielającego jego krainę z wrogą
dla niego Ligną. – Jeżeli koniecznie chcesz użyć wtrącenia, przecinek
powinien znaleźć się także przed zamieszkujący, ale równie dobrze zdanie
może obejść się bez żadnego.
Zapytacie zapewne[,] jaki związek to wydarzenie
miało z pogorszeniem się relacji obywateli królestw? – Jedynie
przytaczasz pytanie, więc na końcu zdania oznajmującego powinna znaleźć się
kropka, a nie znak zapytania.
Władcy królestw z początku starali się jej zapobiec,
lecz widząc nastawienie swoich poddanych, szybko zrezygnowali z tego
pomysłu. Rozpoczęli przygotowania do największej wojny w dziejach. Szybkie zbieranie
zapasów, wykłuwanie zbroi i broni (...). – Wykuwanie.
Bitwa zebrałaby zapewne bardzo duże żniwa, gdyby nie
przedziwny fakt. Obie królowe niemal równocześnie zaszły w ciążę w trakcie
tych przerażających wydarzeń... – Drugie zdanie urwałabym na: w
ciążę, wzmocniłoby to napięcie. Piszesz wcześniej, że bitwa zebrałaby żniwa,
gdyby nie pewien fakt, logiczne więc, że królowe zaszły ledwo przed starciem.
Podkreślenie nic już nie wnosi, a sam przyimek przerażający to ekspozycja,
którą lepiej byłoby pokazać faktycznymi przerażającymi obrazami (nie wiem, dajmy na to szczęk
mieczy, łomotanina w czasie walki, rozlew krwi). Tego mi trochę tu brakuje –
emocji związanych ze starciem. Sam przyimek ich nie wywoła, to tylko suche
zapewnienie, że: tak, czytelniku, ta bitwa była bardzo, bardzo
straszna.
By ich powstrzymać[,] królowie Flores i Ligny
zawarli pakt.
Prolog jest krótki, ale bogaty w treść. Doskonale
spełnia się jako zapowiedź przyszłych wydarzeń, gdyż nie zdradza za wiele,
jednocześnie odpowiednio ukierunkowując. Udało ci się stworzyć wręcz baśniowy
klimat, a przyjęta konwencja usprawiedliwia ogólną ekspozycję czy mocno
naciągany (można powiedzieć, że symboliczny) powód rozpoczęcia wojny między
królestwami. Jednak samo wspomnienie bitwy emocji nie wywołuje; mogłoby być
inaczej, gdybyś przytoczyła choć szczątkowo to, co działo się na placu boju. Ze
dwa – trzy zdania zastępujące słowo przerażający jakimś konkretnym, brutalnym
obrazem zrobiłyby swoją robotę.
Technicznie za to jest w porządku. Kilka zjedzonych
przecinków czy drobne powtórzenia nie wpływają mocno niekorzystnie na odbiór
tekstu. Dobrze byłoby, gdybyś zapoznała się z tym artykułem, zwłaszcza z drugim
podpunktem, bo widzę, że interpunkcja związana z imiesłowami to na razie dla
ciebie czarna magia. Poza tym zdarza ci się mnożyć zaimki dzierżawcze,
niepotrzebnie dopowiadając oczywistości – kwestia wprawy, więc na spokojnie
można to ogarnąć. Pomaga chociażby czytanie tekstu na głos – łatwiej wyłapuje
się wtedy powtórzenia, a także sprawdza, czy zdanie po pozbyciu się zaimka
zachowuje sens.
Rozdział 1
Niestety rozpoczynasz od kolejnego streszczenia – im
ich więcej, tym gorzej dla tekstu, gdyż nie dajesz scenom mówić za siebie, a
osobie czytającej tekst narzucasz, jak ma go odbierać. Zabierasz tym samym
przestrzeń i ograniczasz pole do interpretacji, co studzi początkowy zapał.
Prolog wywiązał się ze swojej funkcji – wprowadził w klimat oraz przedstawił
początki konfliktu, który prawdopodobnie wiąże się z zapowiadaną akcją.
Dlaczego więc dalej brniesz w tłumaczenia i wciąż rozwodzisz się nad tym, co było
wcześniej? Zastanów się, czy osoba czytająca rzeczywiście musi to wszystko
wiedzieć tu i teraz, czy może lepiej dawkować informacje, subtelnie
przemycać je w tekście, np. w dialogach lub retrospekcjami, które pojawią się w sprytnie wybranych momentach linii czasowej fabuły. Niekiedy lepiej wszystkiego nie
zdradzać, tylko stopniowo odkrywać zasady rządzące światem przedstawionym.
Mieszkańcom królestwa doskwiera głód? Pomyśl, jaka scena mogłaby przykuwać
uwagę, skłaniać do rozważań. W końcu nie tak trudno powiązać sytuację biedoty z
panującą wojną. Odkrywanie zależności sprawia więcej frajdy niż czytanie o
nich, tym bardziej że nadmiar sucho podanych informacji bywa przytłaczający.
Nie chodzi przecież o zamęczenie osoby czytającej. To nie wyścigi.
Wrażenie psuje też fakt, że używasz bardzo podobnych
sformułowań, które pojawiły się już w prologu. Tam pisałaś: Jeśli dzieci nie
będą różnych płci, nie dojdzie do ślubu, a ich krainy na zawsze pogrążą się w
chaosie. Tymczasem tutaj, już na samym początku notki czytam, że: Niektórych nieszczęśników nie było stać nawet na
żywność, której i tak nie było zbyt wiele w pogrążonych chaosem państwach. Tak naprawdę między zakończeniem prologu a otwarciem
pierwszego rozdziału minęła, nie wiem, może minuta. Za dobrze pamiętam, co
czytam, by takich niuansów nie zauważyć. Pomyśl nad urozmaiceniami w postaci
mniej sztampowych wyrażeń, których każdy z nas nie słyszał po tysiąc razy.
Od osiemnastu lat nie było ani jednego dnia, w
ciągu którego z jej powodu nie odeszłoby choć jedno niewinne istnienie. – Nie
wygląda mi to na celowe powtórzenie. Takie głupotki z łatwością wyłapałabyś,
czytając rozdział na głos, o czym już wspominałam, lub chociażby dając tekstowi
odleżeć przed uważnym sprawdzeniem i publikacją.
Nie bardzo rozumiem, jakim cudem doszło do tej wojny.
Bo na razie wygląda, że bo tak. O ile prolog sprawiał wrażenie może
czegoś troszkę naiwnego, ale zamierzonego, o tyle im dalej to się ciągnie, tym
więcej problemów, żeby tę historię wziąć na serio. No bo spójrz: mieszkańcy
żyli w zgodzie, ale nagle stwierdzili, że zaczną się wybijać, bo w sumie czemu
nie...? A nawet jeśli, to czemu królowie nie reagowali? Abstrahując już od pomysłu
politycznego mariażu, po prostu przyglądali się wojenkom na granicach, które
przeradzały się w całkowity chaos i niech się tam wyżynają, na zdrowie? Co to
za władcy, którzy pozwalają swoim poddanym na robienie, co się im żywnie
podoba, a w tym wypadku wywoływanie wojny między dwoma państwami...
Mam jeszcze jedno pytanie, które od razu nasunęło mi się na myśl: czemu tak właściwie królowie nie mogli spłodzić
drugich potomków z nadzieją, że któremuś królestwu trafi się dziewczynka? Poza
tym królewskie mariaże niekoniecznie polegały na ożenku z kimś o tym samym
statusie społecznym. Czasem książę brał za żonę szlachciankę, niekoniecznie
księżniczkę. Zdarzali się również bękarci, którym, gdy król nie miał innych
potomków, często przyznawano prawa szlacheckie i należne tytuły. Wszystko to,
oczywiście, będzie zależeć od polityki prowadzonej w TwojejWymyślonejKrainie™,
dlatego warto tę politykę odpowiednio nakreślić. Świetnie sprawdziłaby się do tego
scena – retrospekcja jakiegoś posiedzenia rady krainy lub coś w tym stylu. Bo
nie chodzi mi też o to, abyś kolejne informacje tylko streszczała lub
eksponowała fakty.
Mieszkańcy umierali nie tylko na skutek bratobójczej
walki, ale i niewystarczających zasobów, nieprzygotowanej na taką
sytuacje Ligny. – Ostatni przecinek jest zbędny. Czytając powyższe
zdanie, zrobiłabyś w tym miejscu pauzę? W [tym] artykule znajdziesz, kiedy warto zadbać
o oddech osoby czytającej, a kiedy przez nadmiar przecinków tylko zabija się
dynamikę. Wróćmy jednak do fabuły.
Może to brutalne, ale… szkoda, że nie widzę, jak ktoś
faktycznie umiera z głodu, wycieńczenia czy też na polu bitwy. Obecnie czytam,
lecz nic nie czuję. Nie przejmuję się wojną, nie umiem jej sobie nawet
wyobrazić, tak jak i nie wyobrażam sobie miejsca, w którym pozornie dzieje się
akcja. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, jak trudne byłoby rozpoczęcie
historii konkretną sceną, jednak jestem pewna, że byłoby to na tyle mocne, że
przyciągnęłoby uwagę lepiej niż ogólnikowe zarysowanie tła trwające kilka akapitów.
Obecnie nie czuję, że czytam coś innego niż prolog. Właściwie te akapity
mogłabyś do niego włączyć i nie byłoby różnicy.
Edit: Ach, okej, nieco dalej zręcznie przechodzisz do
narracji pierwszoosobowej. Okazuje się, że te wstępne akapity to wspomnienie. Z
jednej strony zaskoczyłaś mnie takim obrotem spraw, z drugiej – nadal wolałabym
czuć emocje, gdy piszesz o strasznej wojnie i jej konsekwencjach. Nie lepiej
byłoby więc oddać oczami bohatera sytuację dookoła niego, to, z czym się
mierzy? Przy tym dozować informacje o głodzie i innych efektach wojny, zamiast je
streszczać? W narracji pierwszoosobowej też dałoby się to ugrać. Uważam, że
świetnym zabiegiem byłoby pokazanie, jak książę żyje w swojej bańce do czasu,
aż zobaczy ten głód i nędzę na własne oczy, a wraz z nim zobaczy to czytelnik.
I w tym momencie jeden i drugi zorientują się, jak poważna jest sprawa.
To państwo skazywało ich na śmierć.
Wszyscy o tym wiedzieli. Jedynym faktem, który pomijano podczas oskarżania
władz, był pech, jaki ogarnął królestwo podczas narodzin ich syna. – Faktem był pech, a nie pomijanie argumentu o nieszczęśliwym wypadku? To
znaczy… no dziwnie to brzmi, biorąc pod uwagę, że fakt to pojęcie
odnoszące się do jakiegoś zaistniałego stanu rzeczy, do zdarzenia, które miało
miejsce i swoje przyczyny, natomiast pech to pojęcie oznaczające
zdarzenie tej przyczyny pozbawione. A to się poniekąd wyklucza.
Znów brzmi to tak, jakbyś zastosowała
jakiś skrót myślowy. Coś w stylu: Podczas oskarżania władz jedynym faktem
było pomijanie argumentu o pechowym przyjściu na świat królewskiego syna. Choć i to w narracji pierwszoosobowej młodego księcia wydaje się dość pokrętne.
Wszyscy na to liczyli. Kiedy jednak dowiedziano
się, że Floresa doczekała się męskiego potomka[,] ich
światopogląd diametralnie uległ zmianie. – Raz zapisujesz tę nazwę
przez jedno s, a czasem dublujesz literkę.
Nie rozumiem, dlaczego w pierwszej części drugiego
zdania zrezygnowałaś z osobowej formy czasownika. Śmiało możesz kontynuować
pisanie o nich (dowiedzieli się). Od razu będzie zgrabniej. Poza
tym nie jestem pewna, co miałaś na myśli, kończąc to zdanie. Ich
światopogląd diametralnie uległ zmianie? To znaczy jaki światopogląd?
Pragnięto potomkini króla, aby uniknąć wojny dzięki małżeństwu dzieci zwaśnionych
królestw, ale urodził się chłopiec, który pokrzyżował te plany. Nie wspominasz
nawet nic o tym, że na przykład poddani cieszyli się na wieść o ciąży królowej, mieli
duże nadzieje w związku z rozejmem czy coś w stylu, że dziewięć miesięcy żyli nadzieją. Jedynie że liczyli na
dziewczynkę, co przy danym ultimatum jest oczywiste. Gdzie w tym światopogląd?
Sami mieszkańcy nie byli na początku źli. Wręcz przeciwnie – pragnęli wojny. Liczyli, że wygrywanie walk przez ich królestwo zapewni im większe korzyści majątkowe oraz zapewni stały byt ich potomkom. – Po
pierwsze, wybrałaś raczej kiepskie określenie. Przynajmniej ja na początku zrozumiałam
je jako antonim od dobrzy – a potem rozpętali wojnę. Biorąc pod uwagę inny kontekst, lepiej sprawdziłoby
się chociażby przeciwni. Albo wzburzeni. Po drugie, kolejne zdanie
rodzi kolejną sprzeczność. Spójrz na zdanie wyżej: ich światopogląd
diametralnie uległ zmianie (na dodatek podkreślasz, że ich = wszystkich). Mówi
ono samo za siebie, a chwilę później piszesz, że mieszkańcy miasta tak
właściwie to na początku cieszyli się z wybuchu wojny, myśląc o możliwych
korzyściach dla królestwa. Konsekwentniej.
Mamy pierwsze wypowiedzi postaci i kolejne schody.
Nieprawidłowo zapisujesz dialogi, używając do tego dywizów (-), zamiast półpauz
(–) bądź ewentualnie pauz (—). Możesz o tym przeczytać w wyżej już linkowanym
artykule, ale tu wspomnę o tym raz jeszcze. Dywiz nie pełni tej samej funkcji
co myślnik. Mogłabyś go użyć np. w połączeniu wielowyrazowym biało-czerwona
flaga (i zobacz, nie używa się wtedy spacji). Jeśli mowa o półpauzach,
najprościej zapisywać je za pomocą kombinacji: lewy alt + 0150 (klawiatura
numeryczna). Znasz już zasady, więc pozwól, że w dalszej części będę ignorować
tę kwestię. Wiedz jednak, że problemy z czymś tak podstawowym jak zapis
dialogów zaburzają odbiór tekstu i stawiają cię w złym świetle, co może
zniechęcać osobę wstępnie zainteresowaną twoim opowiadaniem.
(...) wyszeptałem, spacerując po jednej z uboższych
części stolicy państwa. Podupadłe budynki, dziurawe drogi oraz puste stragany,
na których za czasów pokoju znajdowały się rozmaite owoce, warzywa, mięso i
ryby. Teraz można było tu spotkać samych włóczęgów nieposiadających chociażby
własnego domu. Nikt z mieszczan czy chłopów nie wiedział, jak wygląda z
początku sławiony (a obecnie przeklinany) książęcy syn. Tego powodu
mogłem swobodnie poruszać się po państwie, bez obawy o zdemaskowanie, czy też
możliwy napad na moją osobę. Ciekawe[,] jak ludzie zareagowaliby na
moją obecność? Spróbowaliby mnie najpierw przebić mieczem, [przecinek
zbędny] czy spalić na stosie? – Im dalej w las, tym więcej drzew… Tłumaczysz jak krowie na rowie coś doskonale widocznego. Zniszczone budynki i
opustoszała okolica? Łatwo domyślić się, że nie jest to najbogatsza czy
najpopularniejsza dzielnica miasta. O biedzie też już pisałaś… właśnie: pisałaś
o niej, a zamiast się zrehabilitować i dla odmiany tę biedę pokazać, znów
zrobiłaś to samo, czyli połasiłaś się na ekspozycję. Przed zdaniem rozpoczynającym się od tego masz
podwójną spację. Poza tym zjadłaś tam z, bo domyślam się, że chodziło ci
o: z tego.
Czy muszę jeszcze dodawać, że totalne ignorowanie księcia
spacerującego sobie ot tak po ulicy jest wystarczająco wymowne i nie trzeba
tego objaśniać (a już zwłaszcza po prologu)? Za to dobrym pomysłem było
wplecenie pytań retorycznych, które kończą ten akapit. Wypadają naturalnie i
obrazują myśli bohatera, którego ogarnia pesymizm i zmęczenie. Idziesz w dobrym
kierunku.
- Dobry panie – wyszeptała mała dziewczynka w obdartej
sukience, która nagle pojawiła się przede mną. – Nie
lepiej: (...) wyszeptała mała dziewczynka, która nagle pojawiła się przede
mną w obdartej sukience? Z twojej wersji z ustawienia podmiotów wynika, że
przed księciem pojawiła się obdarta sukienka, nie dziewczynka.
Dziecko wyglądało na bardzo przestraszone[,] jakby
obawiając się, że zostanie zrugana za słowa, które za chwilę
wypowie[.] – Obawiało i zrugane (bo to dziecko, już
nie ta dziewczynka). Wyglądało na przestraszone? To znaczy?
Dziewczynka się trzęsła, błądziła wzrokiem, uważnie dobierała słowa? Skup się
na konkretach, czyli na objawach, w tym wypadku rzekomego strachu. Bo pisanie,
że ktoś czuł się tak i siak… to takie nic. Ani się wczuć, ani uwierzyć. Bo czy w
końcu nie o to chodzi w czytaniu opowiadań? O przeżywanie historii razem z
postaciami? Na razie tego nie umożliwiasz, a szkoda.
(...) zadrżał jej głos, kiedy wycierała łzy
napływające do jej oczu (...). – Oto i przykład zbędnego
dopowiedzenia. Wiadomo przecież, że oczy były jej, więc spokojnie można
pozbyć się powtórzenia i zdanie nic na tym nie straci. Warto dbać o płynność, a
nie tak szastać, czym popadnie.
W tych akapitach pełnych zdań złożonych brakuje mi
różnorodności. Większość zdań jest złożona wielokrotnie; widać, że lubisz
zaimek który. Czyta się dość monotonnie, tak spokojnie, trochę sztywno.
Spójrz chociażby na ten fragment:
Tylu ludzi zginęło w bitwach, by obronić swój kraj,
pozostawiając w ręce państwa swoje rodziny. które tak bardzo chcieli chronić.
To państwo powinno się nimi opiekować. Nie mieliśmy jednak wystarczających
środków, by im pomóc. Pomimo wszelkich starań ze strony rządu, czy nawet samego
króla nie mogliśmy czegokolwiek osiągnąć na tym polu. Jedynym znaczącym
postępem w tej dziedzinie było otwarcie domu dziecka na obrzeżach stolicy. –
Wspominasz rzeczy straszne, w dodatku teraz już wiem, że prowadzisz narrację
pierwszoosobową. Te wszystkie myśli, które rodzą się w głowie bohatera, są
bardzo zrównoważone, jakby bohater był okropnie obiektywnym gościem mówiącym
formalistycznie o tym, jak jest, ale to wszystko. Brakuje mi reakcji księcia.
Jakichkolwiek. To zbrodnia w narracji pierwszoosobowej, która otwiera tyle
perspektyw – aż żal nie skorzystać! Próbujesz oddać istotę opisywanego
wydarzenia, ale trudno to zrobić za pomocą beznamiętnej relacji głównego
uczestnika. Bohater chodzi po mieście, coś tam niby obserwuje i porównuje
współczesne miasto z tym sprzed konfliktu (którego przecież nie mógł widzieć,
skoro sam jako noworodek był pośrednią przyczyną wybuchu wojny). Niby pojawiają
się jakieś tam przemyślenia, widać pewną wrażliwość społeczną księcia oraz
zainteresowanie losami ludu, ale przy takiej porcji ekspozycji jest to mało
zjadliwe. Wciąż porażającą część tekstu stanowią streszczenia i suche tłumaczenie,
co spłyca główny wątek dramatyczny i nie pozwala wczuć się w klimat
opowiadania.
Z jednej strony trudno mówić o tym, że to wszystko
ekspozycja, bo mamy jedno głodne, biedne dziecko, które zaczepia księcia, z
drugiej – to nadal za mało, by było mi smutno, a co dopiero by poraziła mnie
tragiczna rzeczywistość krainy. Jeszcze żeby to spotkanie trwało i było płynne
w całości, a nie w połowie przerwane sporym akapitem opisu sytuacji
politycznej…
Wróćmy jeszcze do poprzedniego cytatu, bo mamy tam
babol techniczny:
Tylu ludzi zginęło w bitwach, by obronić swój kraj,
pozostawiając w ręce państwa swoje rodziny. które tak
bardzo chcieli chronić. To państwo powinno się nimi opiekować. –
Pozostawiając (w czym?) w rękach. W miejsce przecinka przed które wkradła
ci się kropka.
Zauważ też, jak myśli księcia są mocno zdystansowane.
Piszesz w jego imieniu tak: Jedynym faktem, który pomijano podczas
oskarżania władz (...). Liczyli, że wygrywanie walk przez ich królestwo zapewni
im większe korzyści (...). Pomimo wszelkich starań ze strony rządu, czy nawet
samego króla nie mogliśmy czegokolwiek osiągnąć (...).
A przecież jakby nie było, to książę – należy do
rodziny królewskiej. Czy więc ich królestwo nie jest też przypadkiem… jego
własnym królestwem? I dalej: to państwo? Rząd? Sam król? A nie przypadkiem
ojciec czy chociażby przedstawiciele rządowi, których bohater zna z imienia,
nazwiska, odpowiedzialni za konkretne instytucje gospodarcze? Na pewno nieraz
pojawiali się na dworze, bohater na pewno ich zna, wie, jak działa rząd, o
którym tyle mówi. A jednocześnie czuję się tak, jakbym czytała relację kogoś,
kto dopiero przyjechał do krainy, przeszedł się ze trzy razy jej ulicami i
określił, że no, w sumie jest słabo, ktoś tam za to odpowiada. To dość
bezpieczne i jednocześnie wygodne dla ciebie – autorki – lanie wody. Jakbyś nie
musiała za bardzo wnikać w zbudowaną historię. Ale przecież bohaterem jest
książę, a nie pierwszy lepszy mieszczanin czy turysta.
Nie mieliśmy jednak wystarczających środków, by im
pomóc. Pomimo wszelkich starań ze strony rządu, [przecinek
zbędny] czy nawet samego króla nie mogliśmy czegokolwiek osiągnąć na tym
polu. Jedynym znaczącym postępem w tej dziedzinie było otwarcie domu dziecka na
obrzeżach stolicy. Niestety liczba sierot pojawiających się u bram ośrodka
okazała się miażdżąca. Z tego powodu zaczęliśmy pomagać innym[,] jak
tylko potrafiliśmy. Szkoda, że jesteśmy zbyt niekompetentni, by uchronić
wszystkich od śmierci. – Nie mów, pokazuj. Dlaczego ekspozycja jest taka
zła? Myślę, że ten artykuł pozwoli ci to zrozumieć.
Znajdziesz w nim także więcej przykładów oraz wskazówek, które pomogą ci unikać
tego błędu narracyjnego. Zobacz, opowiadanie od samego początku krąży wokół
istotnych kwestii, a także zawiera mnóstwo szczegółów, jednak nie sposób tego poczuć
oraz zrozumieć. Kroniki siedmiu kondygnacji na wielu płaszczyznach
przypominają sprawozdanie. Nie sądzę, że marzyłaś akurat o takim efekcie. Poza
tym w ostatnim zdaniu zapomniałaś o jedności czasu. Skoro zdecydowałaś się na
czas przeszły, to się go trzymaj. To absolutna podstawa, jeżeli celowo nie
eksperymentujesz w tym zakresie.
Książę na pewno jest odpowiednio wykształcony, by
opisywać rzeczywistość ładnymi słowami, okrągłymi zdaniami. Ale czy na pewno
robiłby to aż tak ą-ę? Jedyny postęp w tej dziedzinie brzmi naprawdę
sztywno. Jednocześnie łączysz ze sobą myśli bohatera zdanie po zdaniu dość
łopatologicznie, nie piszesz, na przykład: Nie mieliśmy środków, by im
pomóc. Ale za to otworzyliśmy dom dziecka na obrzeżach *tu nazwa własna miasta,
w którym mieszka bohater*. Nie, bohater składa myśli ładne i składne, jakby
właśnie stał na wiecu wyborczym i czytał z kartki, a nie jakby siedział w
swojej głowie.
Po krótkiej chwili wpatrywania się w blondynkę,
wyciągnąłem z wewnętrznej kieszeni, swojego długiego aż do ziemi płaszcza,
sakiewkę pełną liginów. – Określanie postaci za pomocą koloru włosów rzadko
jest dobrym pomysłem. Tym bardziej taki synonim wypada nienaturalnie, wręcz
groteskowo, w narracji pierwszoosobowej, gdy bohater wskazuje na… wybiedzone
dziecko. Mogłabyś także przystopować z nadużywaniem wtrąceń. Ciężko to się
czyta. Powyższe zdanie obeszłoby się bez żadnego przecinka. Spróbuj zapisać je
w takiej formie i przeczytać. Od razu lżej, co?
Mam wrażenie, że piszesz w stylu: byle naraz, byle
więcej informacji przepchnąć do fabuły. Dwa różne określenia dwóch różnych
postaci w jednym zdaniu, gdy do tego dochodzą jeszcze dwie czynności to dużo,
robi się niezgrabnie. Można to też podzielić; o kolorze włosów bohaterki napisać
wcześniej, o płaszczu tu lub też gdzieś wcześniej, na przykład już w czasie
spaceru – że książę zamiatał nim brudną ziemię… czy coś tam.
Ewentualnie wytnij zaimek swój i kilka innych
zapychaczy. Sklej coś w stylu: Chwilę wpatrywałem się w lichą blondyneczkę,
aż wyciągnąłem z wewnętrznej kieszeni długiego do ziemi płaszcza sakiewkę pełną
liginów. – Nawet ta blondyneczka by wtedy przeszła; książę podkreśliłby tym
zwrotem chociażby to, że faktycznie była mała i jest jej go żal z powodu ubóstwa,
jej chudości czy co tam sobie wymyślisz. Blondynka niewątpliwie kojarzy
się z nastolatką albo i jeszcze starszą dziewczyną.
Widzisz, jak wiele jest możliwości, by upłynnić tekst?
Zastanawia mnie teraz ten płaszcz księcia. Piszesz o
wojnie, ubóstwie i głodzie oraz tym, że nikt nie wie, że bohater jest synem
króla. Ale jednocześnie paraduje on wśród nędzników po ulicy, i to w długim
płaszczu i w rękawiczkach, a przecież materiały są drogie. Chłopak rzuca się w
oczy; mieszkańcy na pewno zapamiętali, że ktoś bardziej majętny przebywa w
mieście, ale jednocześnie nie pracuje w nim, nie ma swojego zakładu ani nie
jest znanym arystokratą, dalej też piszesz, że bohater regularnie para się
rozdawnictwem. Na dobrą sprawę raz czy dwa wystarczyłoby go śledzić, by
zobaczyć, że wychodzi do miasta lub wraca z niego do królewskiego zamku. A to
mogłoby już rodzić pewne plotki. Tym bardziej, że dawniej miasta były
zdecydowanie mniejsze niż obecnie, więc wieść szybko się rozchodziła. Poza tym
w czasach napiętych nastrojów biedota chętniej obrzuca kamieniami bogatszych ludzi,
zazdroszcząc im zamożności, oskarżając o kradzieże czy dorobienie się majątku w
jakiś szemrany sposób. W tym przypadku mieszkańcy miasta mogliby przecież
pomyśleć, że może nawet to nie książę, ale może jednak ktoś bliski królowi,
który na tę wyniszczającą wojnę pozwolił?
Zawsze, kiedy wychodziłem z zamku[,]
zabierałem co najmniej trzy takie torebeczki, by choć w ten sposób wspomóc
swych poddanych. – Jeżeli zgłębiłaś już zagadnienie ekspozycji, zapewne
domyślasz się, że zamiast rzucać na prawo i lewo wszelkimi zawsze,
powinnaś daną powtarzalność ukazywać, by osoba czytająca sama dodała dwa do
dwóch. Niby książę okazuje dobre serce, ale trudno nawiązać z tym bohaterem
więź, kiedy czuje się niedobór pełnoprawnych scen. Powinno się po prostu dziać,
a nie być relacjonowane, co działo się wcześniej, teraz i dlaczego. To raz.
Dwa: czy to nie jest przesadą, by regularnie rozdawać
sakiewki srebra ubogim (jak się dalej dowiaduję) na chleb? Rozumiem
monetę, dwie, trzy. Ale w sakiewce na pewno mieści się tych monet znacznie
więcej. Na dobrą sprawę biednym ludziom inni biedni ludzie na straganach nawet
nie będą mieli jak wydać reszty.
Trzy: jeżeli bohater robi tak regularnie od dłuższego
czasu, i to w swoim nietypowym dla biednej ludności stroju, pewnie już jest
znany na ulicy. Nikt go nie oblega, nie wypatruje z daleka? Nie rozpoznaje w
nim pana z sakiewką?
Cztery: mam też nadzieję, że książę w dalszej części
fabuły przekona się, że rozdawnictwo zamkowego srebra nie jest ani trochę
efektywne, do tego naraża państwo na straty, zmniejszając środki, które mogłyby
być przeznaczone na przykład na dofinansowanie artykułów spożywczych czy
ogólnie rolnictwa. To jak dawać społeczeństwu rybę, zamiast wędki, ot, nazwijmy
to takim ówczesnym 500+ dla szczęściarzy, którzy akurat przechodzą obok.
Jednostki może i będą zadowolone, ale cały pozostały lud może jeszcze bardziej
przez księcia cierpieć, bo co niektórzy szczęśliwcy nauczą się wygodnictwa,
tymczasem stan skarbca na inne wydatki nie jest z gumy.
I wreszcie po piąte: skoro w kraju panowała taka
bieda, to nawet jeśli jeśli ludzie dostaną od księcia pieniądze, co z tego,
jeśli nie będzie towaru, który mogliby za nie kupić? Jeśli rolnik z pobliskiej
wsi też będzie biedny, to nie będzie go stać na zakup ziarna do obsiania pola.
Nie będzie więc zboża, z którego nie zrobi się mąki. Nawet jakby było zboże,
być może młyn nie miałby pieniędzy na jej kupno. A gdy nie będzie mąki, to nie
dostanie jej też piekarz. A nawet jeśli mąka jakimś cudem by była, to nadal
piekarz nie będzie miał środków na jej zakup, więc i tak nie upiecze chleba,
który mógłby sprzedać w mieście. Lub upiecze go mniej i sprzeda za większą
sumę. Albo upiecze go dla siebie i rodziny, dopiero potem pomyśli o dorobku.
Kiedy zaczyna brakować żywności, to wcale nie pieniądz jest najlepszą walutą.
To jest system naczyń połączonych i w przypadku konstrukcji własnego świata
jako autorka musisz myśleć nie tylko o tym, co jest tu i teraz, ale również o
tym, co dzieje się za kulisami.
Proszę się nie obrażać – to je mem. Paździoch podobnie
mówi w oryginale. Ale serio, warto się pochylić nad inflacją i może zamiast
wypychać księciu kabzy srebrem, to jednak bułkami z masłem.
Albo chlebem.
W dalszej części tekstu dowiaduję się, że służba
pracująca na zamku wróciła do swoich rodzin, do miasta, więc też nie bardzo ma
jak zarabiać pieniądze, bo straciła pracę. Dodatkowo ci wszyscy służący znający
księcia mogą rozpowiadać o nim różne rzeczy – wcale by mnie to nie zdziwiło.
Jednak u ciebie cała fabuła cudownie trzyma się planu – książę robi wszystko, by
być rozpoznanym, ale nikt go nie rozpoznaje. Znając już dalszą treść tego
rozdziału, wiem, że to nie jedyny imperatyw narracyjny, z którym się tu
mierzę.
Masz[,] kochanie (...). – Przed
wołaczem stawiamy przecinki. Łatwo to zapamiętać, znalazłszy różnicę między jedźcie
dzieci a jedźcie, dzieci.
(...) powiedziałem, wręczając jej torebkę dłonią
przyobleczoną w długą aż do łokcia, skórzaną rękawicę (...). – I znów nadmiarem
zbędnych szczegółów jedynie wprowadzasz zamieszanie.
Wcześniej myślałam, że kilka brakujących kropek to
efekt nieuwagi, ale nadmiar podobnych błędów skłania mnie do zasugerowania ci
zapoznania się z zasadami interpunkcji dialogowej. Znajdziesz je [tutaj].
Wokół jest bardzo dużo osób, których chciałoby zdobyć
te pieniądze. – Które chciałyby.
Dziewczynka spojrzała na mnie zszokowana. Najwyraźniej
nie spodziewała się, że otrzyma środki na chleb, a tymczasem trafiła jej
się cała sakiewka srebrnych monet. Szybko padła na kolana,
dziękując przez łzy. Pogłaskawszy małą po włosach, ruszyłem dalej. – Emocje
jak na grzybobraniu. Ograniczasz się do mechanicznego wymieniania kolejnych
czynności. Próbujesz oddać wrażliwość księcia, ale nie sposób w nią uwierzyć,
gdy w narracji z perspektywy akurat tej postaci brakuje chociażby szczątkowych
emocji. Poza tym zdarza ci się gubić podmioty. Padła odruchowo łączymy z
ostatnim rzeczownikiem w zgodnym rodzaju (tu: sakiewka). Można domyśleć
się, że chodzi o dziewczynkę, ale zdanie pozostaje źle skonstruowane.
Nie lubiłem długo zostawać przy osobach, którym
pomagałem. Odczuwały one zbyt dużą wdzięczność, tymczasem danie im pieniędzy
było moim obowiązkiem jako pechowego księcia Ligny. – Na księciu
ciąży duża odpowiedzialność, a on sam ma poczucie winy, co mogłoby być ciekawie
rozwinięte, szkoda więc, że piszesz o tym wprost, czym zabijasz potencjał wątku dramatycznego. Wspominałaś na podstronie, że lubisz pisać dramaty, więc dobrze by było, gdyby ten dramat faktycznie w tym opowiadaniu był pokazany, a nie tylko przytoczony opisem lub sugestią.
Skręciwszy w kierunku otaczającego muru bramy,
szybkim krokiem ruszyłem do zamku, gdzie miałem porozmawiać ze swoim ojcem
na temat taktyki, jaką zamierzała obrać Ligna w nadchodzących latach. – Muru
otaczającego bramę? Bramy otaczającego muru? Jeżeli koniecznie chcesz w tym
momencie zdradzić temat przyszłej rozmowy, lepiej skup się na luźnych myślach
księcia. Niech zastanawia się, co powiedzieć, niech się stresuje albo ekscytuje
i tym podobne. Czasami mam wrażenie, że zapominasz o tym, że zdecydowałaś się na narrację
pierwszoosobową. Nie mówiąc już o tym, że nie wiem, skąd ten wybór, skoro i tak
nie korzystasz z tego, co oferuje. Może jednak za kilka notek zaskoczysz.
Kolejne zdania to, niestety, następne streszczenia. Sprawiają, że zaczynam się nudzić, mimo że już dawno powinnaś przejść do akcji właściwej i
dać osobie czytającej więcej przestrzeni. Wciąż tylko rzucasz wiele okrągłych
słówek, do tego używasz też strony biernej i czasowników bezosobowych, które
bardziej szkodzą, niż jest z nich jakiś pożytek, na przykład: Nie sądzono,
że spór zakończy się zbyt szybko. Liczono raczej, że uda się skończyć walki
(...). W gruncie rzeczy niewiele z tego wynika.
Pisałam ci już, że opowiadanie wygląda jak napisane
przez kogoś, kto właśnie przedstawia analizę działań obecnej partii rządzącej?
No właśnie. Strona bierna kojarzy się z suchym zrzucaniem odpowiedzialności;
nic dziwnego, bo przecież: używa się jej wtedy, kiedy chce się podkreślić,
że dana czynność jest wykonywana na podmiocie, który zachowuje się biernie
[źródło]. Często używają jej w wypowiedziach
właśnie politycy, ot, coś zostało zrobione, a coś nie zostało. Ale czyja to
zasługa lub wina, kto za to odpowiada? Bohater to wie, bo przez lata
uczestniczy w tym życiu, nawet teraz idzie właśnie porozmawiać o tej sytuacji z
ojcem. Ale jednocześnie rzuca samymi ogólnikami. Mówi, że: Miałem nadzieję,
że choćby ten cel uda się osiągnąć. Tak bardzo pragnąłem ujrzeć na własne oczy,
jak wygląda pokój. – To za mało. Kto osiąga pokój? Jak miałby to zrobić?
Piszesz tak, że mam wrażenie, że niby coś wiem, ale w sumie to nie wiem nic.
Bardzo bezpiecznie, bo obiektywnie, z daleka, nieangażująco.
Liczono raczej, że uda się skończyć walki[,] nim
zdążę odejść z tego świata. – A tam nie powinno być przypadkiem: nie uda?
Nagle poczułem czyjś wzrok na swoich plecach. – Przez
podobne dopowiedzenia jedynie gubisz płynność. Wiadomo, czyje były te plecy,
więc nie ma co się tak rozwodzić.
Mocny wiatr, który otoczył moje ciało[,]
spowodował u mnie silne, nieprzyjemne uczucie.
- Książę Aleksandrze[.] – ukłonił
się przede mną strażnik, kiedy dotarłem na zamkowy dziedziniec. – Ukłonił
się nie dotyczy bezpośrednio wypowiedzi, więc powinna się ona zakończyć
kropką, a dopowiedzenie rozpocząć wielką literą. O tej zasadzie także
przeczytasz we wspomnianym wcześniej artykule o prawidłowym zapisie dialogów.
Wielka szkoda, że nie skupiłaś się bardziej na
wyglądzie dziedzińca zamkowego, skoro miałaś pole do popisu. Właściwie od
początku wyjątkowo szczędzisz szczegółów dotyczących otoczenia. Wiedz, że takie
szczątkowe i pozbawione subiektywizmu opisy nie stymulują wyobraźni, a także
nie są w stanie podbudowywać klimatu, w którym potencjalnie chciałabyś
utrzymywać Kroniki siedmiu kondygnacji. Bohater przebywa w jakimś
miejscu, ale albo referuje o swoim stanie emocjonalnym, albo o pogodzie, albo
sucho przytacza, jak wygląda miejsce akcji, jednak w żaden sposób nie wchodzi z
nim w interakcję, nie odnosi się do tego, co widzi. Nie zrozum mnie źle: nie
potrzebuję większej ilości akapitów przedstawiających tło, bo to nie o to
chodzi, szczególnie w narracji pierwszoosobowej. Nie chcę, żebyś pisała, że
zamek składał się z dziedzińca, wejście stanowiła zdobiona brama, całość
otaczał gruby mur warowny, a z kilku miejsc baszty pięły się do nieba, bo to
wszystko truizmy przypominające narratora wszystkowiedzącego. Wiem, jak wygląda
przeciętny zamek, ale zupełnie nie wiem, jak wygląda on oczami Aleksandra i co
bohater czuje, przechadzając się po nim. Zdecydowanie wolałabym poczuć, że ma
do miejsc akcji pewien stosunek. Że, dajmy na to, gdy wchodzi do zamku, a
wielka brama zamyka się za nim, znów czuje się, jakby zamknięto go w złotej
klatce pełnej zdobień czy czegoś tam jeszcze… Opis miejsca akcji w opowiadaniu
pisanym narracją pierwszoosobową powinien wychodzić wraz z intencjami czy
skojarzeniami bohatera, który w danym miejscu przebywa. Inaczej opis nie ma
sensu, pozostaje wypraną ze wszystkiego ekspozycją. U ciebie właśnie takie
dominują, chociaż w przypadku zamku nawet ich poskąpiłaś. Jedyne, co o nim
napisałaś, to:
Skręciwszy w kierunku otaczającego muru bramy, szybkim
krokiem ruszyłem do zamku. (...). Przemierzając kolejne komnaty i korytarze,
dotarłem do sali (...). – Oto cały opis bramy warownej, dziedzińca i wnętrza.
Mało!
Witaj[,] Conorze (...). – Mam
wrażenie, że do interpunkcji podchodzisz bardzo intuicyjnie. Na przykład przez wołaczem
raz znajduje się przecinek, a raz nie. Na to też nie będę już zwracać uwagi, by
się nie powtarzać, ale zdecydowanie warto przejrzeć tekst pod wskazanym kątem.
Jest zadziwiająco spokojnie, [przecinek
zbędny] jak na tak burzliwy dzień – zażartował Conor, obserwując ciężkie
od deszczowych chmur, [przecinek zbędny] niebo. –
Przy fragmentach takich jak ten doskonale widać, co tracisz, nie poświęcając
należytej uwagi opisowi otoczenia. Deszczowa pogoda to absolutny klasyk
podbijający klimat. Nie twierdzę, że bez powinnaś z niego skorzystać bez
mrugnięcia – pokazuję tylko jedną z opcji. Mogłabyś też pójść inną drogą, np.
Aleksander mógłby nerwowo spoglądać na burzowe chmury, martwiąc się, czy zdąży
wrócić do zamku, nim zacznie lać jak z cebra. Natomiast zdecydowałaś się na…
nic, więc osoba czytająca pewnie wyobraziłaby sobie słoneczny dzień. Sama wiesz
najlepiej, jak bardzo ci to obojętne.
- Dobrze[,] panie
– powiedział z powagą strażnik, oddalając się ode mnie, zapewne po to[,]
by ostrzec pozostałych wartowników.
Mam nadzieję, że wróg nie postanowi dzisiaj
zaatakować, pomyślałem[,] wchodząc do pałacu, Ojciec nie czuje się
dobrze. Oby nie zechciał zbyt wcześnie dołączyć do matki i zostawić mnie samego
w tym przytłaczającym świecie. – Myśli głównego bohatera są bardzo naiwne.
Szkoda też, że od razu wykładasz na stół wszystkie karty. Ot tak informujesz o
ciężkim stanie ojca, równie niepokojącym stanie psychicznym głównego bohatera i
lecisz dalej.
Błędem jest również zastosowanie kursywy i słowa pomyślałem.
Masz narrację pierwszoosobową i wspominasz o bieżących myślach bohatera, nie –
dawnych wspomnieniach, każde jej zdanie to poniekąd myśl księcia. Cytowanie
myśli za pomocą kursywy czy cudzysłowu wykorzystuje się w pozostałych typach
narracji.
Przemierzając kolejne komnaty i korytarze, dotarłem do
sali, w której od lat omawiano taktykę Ligny. Była ona
bardzo dobrze strzeżona oraz ukryta w centrum budynku, dzięki czemu żaden
szpieg nie był w stanie się do niej dostać, bez uprzednio dokładnego
zaznajomienia się z trasą. – Podmioty. Ostatni przecinek zbędny.
Chyba się zgubiłam w twoich zeznaniach. Pomieszczenie
było strzeżone; rozumiem to w ten sposób, że stały przed nim straże pilnujące
obradujących w czasie spotkania. Jednocześnie było ukryte, więc czy straże
stojące przed wejściem są konieczne i nie zwracają czyjejś uwagi? No i jeszcze
znajdowało się w centralnej części budynku. Nie gdzieś w podziemiach, na uboczu
czy na wieży, ale… w centrum, co brzmi tak, jakby dało się przez to
pomieszczenie przejść, bo łączyłoby ze sobą inne korytarze i komnaty. Jakoś nie
umiem sobie tego wyobrazić.
Obok niego stał dowódca wojskowy oraz doradca
taktyczny. – Stali, bo było ich dwóch. Chyba że jeden mężczyzna
pełnił dwie funkcje, jednak w dalszej scenie przytaczasz te postaci osobno.
Cała trójka pochylała się nad jakimś miejscem w
północnych górach, gdzie Ligna i kraina kwiatów miała jedyny punkt graniczny
niekontrolowany w pełni przez wojsko.
- Musimy tu uderzyć. Jeśli to zrobimy[,] wojska
Floressy będą zmuszone opuścić miasto zaopatrujące nas w stal. – Kto
wypowiedział te słowa?
I dlaczego ta cała taktyka zbytnio nie trzyma się kupy?
Przecież jeśli nie kontrolowali jakiegoś przejścia, ktoś mógł się tamtędy
dostać. Niech twoje postaci będą mądre, inteligentne. Niech król będzie królem
z prawdziwego zdarzenia i jeśli sam nie potrafi opracować dobrej taktyki,
niechże chociaż ma dobrych doradców, którzy rozsądnie podpowiedzą mu, jakie ma
wydać rozkazy. Bo teraz wygląda na to, że prowadzenia wojny zaczęli uczyć się
wczoraj i na wiele pomysłów wpadają przypadkiem. Skoro prowadzona przez nich
wojna trwa tyle lat, nic dziwnego, że mieszczaństwo bieduje.
Jeśli to zrobimy[,] nasze stosunki jeszcze
bardziej się zaostrzą – sprzeciwił się król.
Czemu, ach, czemu król w czasie regularnej wojny
przejmuje się tym, że stosunki z wrogiem się zaostrzą? Przecież tyle lat
walczą po to, żeby jedna strona wygrała, co ich nagle obchodzą uczucia
przeciwników?
Ryszardzie[,] brakuje nam broni. Jak tak
dalej pójdzie[,] wszyscy ludzie walczący o swoją ojczyznę zginą.
Ryszard de Fracoisus zacisnął usta w wąską kreskę. Nie
chciał dopuścić do pogorszenia stosunków pomiędzy zwaśnionymi krainami. Zdawał
sobie sprawę, że jego poddani nie przeżyją jeszcze większego nacisku ze strony
Floressy. – Skąd tak pewne wnioski? Aleksander przecież nie siedzi w głowie swojego
współrozmówcy. Może się jedynie tego i owego domyślać. Przy narratorze
wszechwiedzącym mogłabyś pozwalać sobie na podobne fragmenty, ale w
pierwszoosobówce? Widać, że ta narracja bardzo ci nie służy. Mam wrażenie, że
wcześniej pisałaś coś w trzecioosobówce albo bardzo dużo tekstów czytałaś
właśnie w tym typie narracji i pewne brzydkie naleciałości mocno ci się
utrwaliły. A sio, babole, a sio!
Klękając na jedno kolano przed swym ojcem, pochyliłem
lekko głowę, by oddać mu należyty szacunek, po czym spojrzałem prosto na
jego postarzałą twarz.
- Aleksandrze[,] nareszcie jesteś – ucieszył
się mężczyzna z mętnymi, szarymi oczami, pomarszczoną skórą oraz łysiejącą
głową. – Ten mężczyzna to król czy jeden z dwóch jego przybocznych? Wybacz,
zgubiłam się. Przede wszystkim dlatego, że wcześniej, nadal siedząc w głowie
głównego bohatera, przytoczyłaś jakiegoś Ryszarda z imienia i nazwiska. Książę
nie nazwał go ojcem, a określił po imieniu, sądziłam więc, że to jeden z wyżej wspomnianych dowódców.
Tutaj następnego bohatera Aleksander też nazywa obiektywnie mężczyzną. O kim
czytam? Czy ten mężczyzna i Ryszard to te same postaci?
Ciemne plamy widniejący na wpół przezroczystej skórze
nieuniknienie przypominały o czekającej na starca śmierci. – Kolejny
mocno nienaturalny synonim, ale przynajmniej z kontekstu wreszcie mogę się
domyślić, że jednak mowa o schorowanym królu. Lepiej późno niż wcale. Czy
jednak Aleksander nie powinien określać go jako swojego ojca z należytym
szacunkiem? A poza tym starzy ludzie po prostu mają plamy wątrobowe. Nie są
estetyczne, ale są zupełnie normalne. No i ile lat ma Aleksander, że Ryszard
okopuje się już jedną nogą na cmentarzu? Jeśli jest starszy, nie pasuje to do
jego naiwności i wrażliwości, jeśli sporo lat spędził w krainie dotkniętej
wojną, a jego najbliższa rodzina, czyli król ojciec, stara się dowodzić armią.
Jakoś zupełnie nie klei się to z faktem, że książę chodzi po ulicach, smuci
się, jakby widział je od wczoraj, i rozdaje pieniądze, zamiast… no, brać czynny
udział w prowadzeniu polityki krainy i twardo stąpać po ziemi.
Znowu się izoluję... Widocznie taka jest moja natura.
Nie chcę[,] by stała się im krzywda., pomyślałem, spoglądając smutnym
spojrzeniem na mapę. – Kiedy w ten sposób cytujesz myśli postaci, przed
dopowiedzeniem nie stawiasz już kropki – podobnie jak przy interpunkcji
dialogowej. To doprawdy osobliwe, że bohater nagle myśli o takich rzeczach,
jakby nie znał siebie od zawsze i teraz nagle odkrywa, jaka jest jego natura.
Czy nie lepiej, żeby na przykład Ryszard wspomniał, że Aleksander znowu się
izolował?
Większość terenów Floresy zostało już dawno przejęte
przez Lignę. Czemu się dziwić? Państwo to od lat miało świetnie wyposażoną i
wyszkoloną armię. Cała sytuacja uległa jednak zmianie parę miesięcy temu, kiedy
to do wrogiej Floresy przyłączyły się wojska Dermose. Od tamtej chwili kraj ten
poniósł druzgocące porażki, które owocowały utratą coraz większej ilości ziem. – Mocno
mieszasz i nietrudno się w tym wszystkim pogubić. Rzucasz wszelkimi ten, to,
a i tak trzeba domyślać się, o które w końcu królestwo ci chodzi. Np. piszesz o
przyłączeniu się nowych wojsk do Floresy, a chwilę później o tym kraju
ponoszącym porażkę. Po podobnych fragmentach osoba czytająca ma tylko mętlik w
głowie.
Z ciekawości wkleiłam wszystko, co przeczytałam do tej
pory, do Worda, by zobaczyć mniej-więcej, ile stron tekstu za mną. Wiesz, ile
mi wyszło? Pięć stron A4 standardowym formatowaniem. Ocena obecnie liczy
szesnaście, usuwając początek o zakładkach. Czytając opowiadanie, mam wrażenie,
że mozolnie przeprawiam się przez wertepy i jestem tym zmęczona. W dalszej
części, aby trochę przyspieszyć, postaram się coraz rzadziej wspominać o
interpunkcji, chyba że błąd pojawi się w zdaniu cytowanym z innych względów.
- Nie możemy – zaoponował dowódca – Niech książę
pomyśli o tych wszystkich ludziach, którzy zginęli w walce. W imię czego?
Wywieszenia białej flagi na maszcie? – Rozsądny dowódca wie, kiedy się
wycofać, żeby nie posyłać niepotrzebnie swoich ludzi na rzeź.
Jak oni mogą pozwalać na jeszcze większą rzeź?!
Gotując się z emocji, spojrzałem na tatę z niedowierzaniem. Dlaczego nie mogłem
w żaden sposób pomóc tym ludziom?! – Zobacz. Jak chcesz, potrafisz
naturalnie przytaczać myśli narratora i oddawać w ten sposób targające nim
emocje. Od razu bohater staje się żywszy, a także nie trzeba wierzyć okrągłym
słówkom, tylko samemu widzi się zaangażowanie emocjonalne księcia.
Jedyne, co mi nie pasuje, to określenie króla tatą.
Wcześniej Aleksander nazywał go ojcem, okazywał mu należyty szacunek, klękał,
ewentualnie myślał o nim po imieniu lub per starszy mężczyzna (to akurat
uznajmy za potknięcie w narracji pierwszoosobowej). Nie wiem jeszcze, jakie bohaterowie
mają relacje, ale określenie tata jest cokolwiek niewłaściwe nie tylko
historycznie, ale również biorąc pod uwagę, że życie na dworze nieco różni się
od życia przeciętnego zjadacza chleba. Królowie rzadko wychowują własne dzieci,
bo mają na głowie władanie państwem. Od bąbelków mają mamki i nauczycieli.
Trudno więc, żeby Aleksander nagle wykazywał takie przywiązanie do ojca.
Tylko ja mogłem pomóc tym wszystkim przerażonym
mieszkańcom, którzy z powinności zaciągnęli się w szeregi wojska. – Dlaczego
tak właściwie, wiedząc, że zostaną użyci jako mięso armatnie, mieszkańcy Ligny
nadal zaciągali się do wojska? Czy po długiej i wyniszczającej wojnie nikt tam
nie wpadł na zorganizowanie się i powiedzenie dość?
Mój dar mógł im pomóc. Król Ligny wiedział o tym.
Dlaczego jego strach jest aż tak wielki? Czemu on nie rozumie jak ważne są
życia innych ludzi? Wysyłamy ich na pewną śmierć. Możemy im jej oszczędzić. –
Prowadzisz opowiadanie pisane narracją pierwszoosobową w czasie przeszłym i
tego powinnaś trzymać się przez cały tekst. Nie musisz w takich wypadkach jak
te zmieniać czasu na teraźniejszy. Rozumiem, że chcesz podkreślić, że myśli
bohatera są jak najbardziej bieżące, ale… te poprzednie również takie robiły
wrażenie, na przykład: Dlaczego nie mogłem w żaden sposób pomóc tym
ludziom?!
Podoba mi się, że stopniowo odkrywasz dar głównego
bohatera, zamiast rzucać nim w twarz, jak niestety wieloma innymi informacjami.
Obyś później się nie pospieszyła z rozwinięciem tego wątku i nie zepsuła
obiecującego początku.
Pokażę ci teraz kolejny absurd fabularny:
Skręciwszy w kierunku otaczającego muru bramy, szybkim
krokiem ruszyłem do zamku, gdzie miałem porozmawiać ze swoim ojcem na temat
taktyki, jaką zamierzała obrać Ligna w nadchodzących latach. (...) Tak bardzo
pragnąłem ujrzeć na własne oczy, jak wygląda pokój. (...) W komnacie zastałem
swojego ojca (...).
- Zawsze możemy się poddać – powiedziałem, siadając
przy jednym ze stołków. (...)
- Nie możemy – zaoponował dowódca – Niech książę pomyśli
o tych wszystkich ludziach, którzy zginęli w walce. W imię czego? Wywieszenia
białej flagi na maszcie?
- Zgadzam się z Rolandem – westchnął ciężko Ryszard –
Nie możemy się poddać.
- W takim razie pozwól mi walczyć ojcze! – wrzasnąłem,
podnosząc się szybko, przewracając przy okazji krzesło, na którym do tej pory
siedziałem.
- Dobrze wiesz, że nie mogę. Jesteś jedynym następcą
tronu. (...)
- Przepraszam zatem, że przeszkodziłem w naradzie,
panie – zakpiłem, kłaniając się lekko i wychodząc z komnaty.
W miejscach wielokropków pojawiają się opisy
przemyśleń i ekspozycje o sytuacji politycznej krainy. Czy widzisz już ten
absurd? Bohater zarzekał się, że tak wiele chce zrobić, by zobaczyć pokój, że
będzie rozmawiał z ojcem o działaniach taktycznych obejmujących całe kolejne
LATA, tymczasem… wymienił z nim, daj mi policzyć, dwa zdania? Po czym wyszedł
obrażony. Naprawdę przerwał spacer tylko po to, aby nie zrobić w kolejnej
scenie zupełnie nic, poza jednorazowym podniesieniem głosu? Rozczarował
mnie.
Dziwi mnie to tym bardziej że bohater nie wydaje się
być dzieciakiem. Na pewno wiedział, że ojciec nie zgodziłby się na wysłanie
syna na front, ponieważ ojczyzna potrzebuje przyszłego władcy. Śmiem nawet
podejrzewać, że bohaterowie odbywali już tę rozmowę gdzieś wcześniej; to było
logiczne, że król nie wyśle syna na wojnę, by stanął w szeregach, nie zgodzi
się też na poddanie, szczególnie jeśli książę rzuci tę propozycję w taki
sposób, jakby mówił o tym, co można jutro zrobić na śniadanie. W scenie nie ma
żadnych emocji, zawziętości, dyskusji, są tylko ekspozycje i ze dwie
wypowiedziane przez Aleksandra kwestie. Jestem też szczerze zdziwiona, że on
jest wkurzony, jakby reakcja ojca spadła na niego jak grom z jasnego nieba.
Naprawdę spodziewał się czegokolwiek innego? Ile on ma lat, przypomnij mi, proszę.
Edit: Dalej w tekście dowiaduję się, że książę nie
potrafi walczyć. Nie potrafi się bronić, boi się używać swojego daru i nawet
przestrzega przed nim wrogów (!). Więc… na jakiej zasadzie on chciał w tej
scenie uzyskać zgodę ojca na udział w bitwie? Wie, że nic nie potrafi, więc
znów zachowuje się okropnie nierozważnie, impulsywnie i robi głupca z siebie i,
przy okazji, ze swojego ojca, mając nadzieję, że ten zgodzi się na taki
absurdalny pomysł. Wydaje mi się, że chciałaś, by Aleksander ukazał się jako
bohaterski, który śmiało zginie za ojczyznę, ale bohaterszczyzna to nie to samo co
zupełny brak rozwagi. Co innego, gdyby chłopak był całe życie przygotowywany do
bronienia krainy. Wtedy dałoby się go potraktować tu poważnie.
Nie ciąży nad nim widmo śmierci, zbierające[j] żniwa
wśród bliskich mu osób. Ma środki do życia, może pracować na rzecz państwa i
brać udział w rozmaitych festiwalach. – Podmioty. W pierwszym zdaniu jest
nim widmo śmierci (jego dotyczy orzeczenie: ciążyć), w drugiem zmienia się w
bohatera, tu jednak brzmi to tak, jakby środki do życia miało właśnie widmo,
nie on.
Jedynej rzeczy[,] jakiej pragnąłem w tamtym
momencie, było zaprowadzenie pokoju. – Jedyną rzeczą. Poza tym takie
stwierdzenie w ogóle nie jest potrzebne. Książę wygłasza swoją opinię… ba, ma
odwagę przeciwstawić się ojcu chcącemu kontynuowania wojny. To wszystko mówi
samo za siebie. Napisałaś z pewnością nie bezbłędną scenę, ale można z niej
wyciągnąć wiele wniosków na temat postaci czy sytuacji w królestwie. Warto więc
pozwalać czytającym korzystać z takich okazji.
Często brakuje przecinków w zdaniach wielokrotnie
złożonych, i to niekiedy w bardzo oczywistych miejscach, dlatego też nie
zamierzam wypisywać wszystkich błędów interpunkcyjnych. Grunt, byś zrozumiała,
na czym one polegają i nie popełniała ich w przyszłości. Kolejne cytaty będę poprawiać wybiórczo.
Chciałbym[,] by nareszcie mogli poczuć się
wolni.
Z tego[,] co wyczytałem z różnorakich
powieści[,] wiązała się ona przede wszystkim z radością i dostatkiem.
Jedyną rzeczą[,] o jaką zamartwiałby się taki
człowiek[,] to znalezienie swojego życiowego partnera oraz
założenie rodziny. – Byłoby. Czy życiowy partner nie jest
dość współczesnym określeniem jak na krainę fantasy osadzoną w czasach
monarchii, srebra i żelaza?
Co to są w ogóle za książki, które czyta Aleksander?
Kto w tamtych czasach marnował papier na takie głupoty jak opisywanie życia
w dostatku czy jakieś powieści? Dawniej słowo pisane było zarezerwowane dla
najbardziej uczonych. Pozyskanie papieru nie było łatwe, pisało się jedynie
ręcznie, tworzenie książek lub przepisywanie ich zajmowało lata, czasem nawet
dekady. To zupełnie nie ma sensu, że Aleksander tak po prostu czytał sobie
powieści. Bardziej pasowałoby słuchanie bardów lub jakichś bajarzy, którzy od
czasu do czasu witali na dworze (w końcu król nie plebs, na rozrywki może sobie
pozwolić). I skąd znajdowało się w tych książkach ni to kołczowskie, ni to
psychologiczne rozwlekanie się nad tym, jak czuje się człowiek żyjący w
państwie pokoju i dostatku?
Nadal rozjeżdżają ci się czasy narracyjne:
Musieliśmy pozwolić służbie [na] powrót
do własnych rodzin, więc cały zamek świecił pustkami. Jak dobrze, że mieliśmy
chociażby strażników, którzy bronią naszych królewskich własności.
Niebo na dobre już pociemniało, a jedyną jego ozdobą
był przejmujący księżyc, wyglądający jak rogalik. – Po pełnym
melancholii i, cóż, dramatyzmu wywodzie księcia ten rogalik mocno wybija
z rytmu. Nagle, nie wiadomo czemu, robi się zabawnie.
Postanowiłem, że najlepszym wyborem, jaki mogę podjąć[,] to
pójście spać. – Było.
Masz problem z tymi z konstrukcjami, obie ci się
mieszają. Zapamiętaj:
Najlepszym wyborem było pójście
spać.
Ale:
Najlepszy wybór to pójście
spać.
Będę musiał przeprosić ojca, więc przydadzą mi się
chociażby minimalne siły na pokazanie mu, że nie jestem już małym dzieckiem,
lecz prawowitym następcą Ligny - księciem, który zamierza walczyć o swój kraj
całym sobą. – Generalnie mam taki problem, że nie potrafię
określić, ile lat ma bohater. Mentalnie, że się tak delikatnie wyrażę, wydaje
się dość naiwny i nieodpowiedzialny, co nie przystoi księciu, który miałby
kiedyś objąć tron (i nie jest do tego w żaden sposób przygotowywany; że aż baja
sobie o tym, jak to można się poddać i oddać królestwo w wasalstwo innemu
władcy. Czy on nie uczęszcza na jakieś lekcje z dowodzenia? Taktyk
zbrojeniowych? Polityki? To by również nauczyło go wagi każdego
starcia). Nie ma w nim żadnej rozwagi ani kręgosłupa moralnego godnego księcia
(regularne rozdawnictwo złota czy bieganie po mieście bez obstawy, gdy może mu
się stać krzywda; mógłby go ktoś nieżyczliwy na przykład napaść za te sakiewki
i, ot, byłoby po księciu). W dodatku Aleksander robi dokładnie to, co większość
głównych bohaterów z najbardziej kliszowych historii o księżniczkach i
książętach, czyli… po prostu się obraża. Na moje, to jednak ma z osiem lat jak
nic.
Jednocześnie ten sam bohater wyraża się i kreuje
narrację w taki sposób, jakby dawno był pełnoletni. Ba!, jakby był chłodnym,
pozbawionym wnętrza, obiektywnym i doświadczonym na każdym szczeblu wykładowcą
historii krainy. A przez to, że czuję aż taki dysonans, nie potrafię określić
realnego wieku tej postaci.
Nim jednak zdążyłem zrozumieć, co tak naprawdę się
dzieje, przed łożem, na którym do tej pory spałem w samych bokserkach,
stanęło czworo, wrogo nastawionych do mnie wojowników. – Bokserki w
realiach średniowiecznych? Ostatni przecinek zbędny.
Nie wyglądali na rycerzy z prawdziwego zdarzenia.
Zapewne brak zbroi miał im umożliwić łatwiejsze dostanie się do zamku. Dlatego
też wszyscy ubrani byli w grube, skórzane ubrania, które choć w małym stopniu
miały ich bronić przed wrogimi atakami. – Długie i mało wnoszące
przemyślenia. Gdzie strach księcia? Albo zaskoczenie? W końcu obudziła go
nieznajoma banda w skórzanych wdziankach… No i przecież w zamku, choć nie było
służby, była straż. Czy wpuściła tak podejrzanie ubranych obcych typów? A jeśli
nie, to jakim cudem takie odzienie ułatwiało im wejście do zamku? Przecież w
trakcie oblężenia znacznie lepiej sprawdzi się zbroja, którą trudniej przebić
niż jakieś skórzane ciuchy. Czy na murach fartownie tym razem nie stali
łucznicy? Bram nie strzegli uzbrojeni rycerze?
Wprawdzie jest możliwe, że wszyscy strażnicy zostali
po cichu zabici przez asasynów, ale, no właśnie, książę nawet się nad tym nie
zastanawia. Gdzie się podziała rzekoma wrażliwość i przywiązanie? Aleksander ma
czas opisywać sytuację długim zdaniem złożonym, ale brakuje w tym napięcia i
realizmu. Czegoś w stylu: O psia jucha, kim oni byli i co zamierzali zrobić?
Straż! Gdzie straż? Jasne, że trochę przerysowuję, ale tylko dlatego, aby
pokazać ci, jak bardzo twoja wersja jest nawet nie dorysowana.
(...) zapytałem wrogo, okrywając się pościelą, pod
którą do tej pory leżałem. – Logiczne, że skoro leży w łóżku i ma pościel, to
właśnie tę do okrycia się akurat tej nocy, a nie, nie wiem, jakąś inną, wyciągniętą
ledwo sekundę temu z kufra.
Nie zrobiłem tego z powodu wstydu wynikającego, z
mojej nagości. Skóra przyoblekająca me ciało, mogła ich zranić, a ja nie
chciałem do tego dopuścić. Śmierć jeszcze większej ilości [liczby] ludzi
mogła przynieść tylko więcej problemów. – Na początku powściągliwie
podchodziłaś do sugerowania, że Aleksander ma istotny dar, ale teraz nie masz
już żadnych hamulców… czyli nici z budowania napięcia, pobudzania wyobraźni czy
poznania wielkiej mocy księcia za pomocą sceny? Poza tym sam narrator
stwierdza, że czworo wojowników było do niego wrogo nastawionych, a
pierwsze, co robi, to zapobiega nieumyślnemu skrzywdzeniu choćby jednego z
nich. Nie dość, że takie zachowanie jest mało zrozumiałe, to na dodatek trudno
uwierzyć w chłodne, oparte na logice rozumowanie w przypadku napadu. Nie
wspominając już, że pierwszoosobowy narrator czuje stałą potrzebę tłumaczenia
swojego zachowania nie wiadomo przed kim i po co. Wypada to mocno
nienaturalnie.
- Pójdziesz z nami - powiedział pewien wysoki blondyn,
który niespodziewanie wszedł do mojej sypialni. – Wystarczy
sam wysoki blondyn, skoro już masz zamiar określać go po kolorze włosów.
Dodawanie pewien buduje wrażenie, że chodzi o kogoś innego albo kogoś z
tłumu.
- Kim jesteście? - ponowiłem pytanie, wpatrując się w
przybysza złowrogim wzrokiem. Mężczyzna nie wyglądał na bardzo wyćwiczonego. Gdybym
spotkał go w innych okolicznościach, mógłbym sądzić, że jest synem jakiegoś
wysoko postanowionego urzędnika, a nie wojownikiem[,] za
jakiego próbował uchodzić. – Przed chwilą pisałaś, że Aleksander doszedł do
wniosku, że obcy nie wyglądali jak rycerze z prawdziwego zdarzenia. Skąd więc
teraz podejrzenie, że mężczyzna próbował uchodzić za wojownika? No i jak
poznać, że był wyćwiczony? Ledwo wszedł do komnaty, w której na pewno było dość
ciemno, na dodatek gość nosił długi płaszcz, w którym nie miał okazji wykonać
żadnej akrobacji, po prostu wszedł do pokoju. Skąd więc takie wnioski?
Kolejne przemyślenia Aleksandra wypadają jeszcze
bardziej absurdalnie, gdy osoba czytająca przypomni sobie – bo zdecydowanie
łatwo zapomnieć – o napadzie. Wybrałaś kiepski moment na rozpływanie się nad
urodą nowego bohatera. Trudno poważnie traktować takiego narratora. Idziesz po
linii najmniejszego oporu: wydatne kości policzkowe, hipnotyzujące oczy i blada
skóra… ech.
A gdzie strach? Opór? Jakieś impulsywne działanie,
reakcja na niebezpieczeństwo? Co tam schorowany ojciec, który być może już nie
żyje, jeśli ten tu stojący blondyn ma takie ładne oczy…! Zbyt łopatologicznie
pokazujesz, że to za chwilę będzie ukochany naszego bohatera.
Przepraszam, że ocena wchodzi na takie tony, ale mam nadzieję, że sama złapiesz się za głowę i zobaczysz, jak wiele rzeczy nie pasuje ani do czasów akcji, ani do charakteru opowiadania, które miało być zapewne i dramatyczne, i pełne napięcia, tymczasem wszystko łatwo przewidzieć, a historia prezentuje się jako zdecydowanie mniej poważna.
Zadziwiły mnie jej rysy. Bardzo wystające kości
policzkowe równocześnie zaskakująco się na niej odznaczały, jak i
dodawały uroku.
- Oddział wojskowy króla Floressy - powiedział
przybysz, na którego wygląd zwróciłem uwagę - Więcej nie musisz wiedzieć. Z
kim mamy przyjemność? – Czy Aleksander dorabia w call center? To nielogiczne, żeby
się przedstawiać w takiej sytuacji. Przecież książę, wiedząc, że oto właśnie
mają go pojmać wrogowie, może chętniej trzymać język za zębami.
Wtargnęliście do czyjegoś domu i nie znacie jego
domowników? – Chwilowo nikt tam nie grzeszy
rozumem. Aleksander zachowuje się, jakby codziennie budzili go wrodzy wojownicy
i aż się prosi, by mu coś zrobić.
- O! Czyżby to sam książę? - zapytał zdziwiony
blondyn, a na jego ciekawej twarzy rozciągnął się szeroki uśmiech - Nasze
zadanie zostanie zakończone szybciej niż myślałem… – Sami
wojownicy też wydają się nie do końca wiedzieć, kogo znaleźli. Ale w zamku byli
tylko strażnicy, król i Aleksander, więc chyba dość łatwo byłoby dodać dwa do
dwóch. Tym bardziej że podejrzewam, że komnaty królewskie przypisane rodzinie
na pewno różnią się od izb służby czy straży. Nie trzeba być geniuszem, by
domyślić się, kto mieszka akurat w tej.
- W jakim celu tu jesteście? - zapytałem, wstając z
łóżka, co spowodowało nagłe poruszenie rycerzy. – Pomyślmy,
oddział wrogiego państwa wpada w środku nocy do komnaty księcia niczym policja
do domu Stonogi z samego rana. Czego może chcieć?
- Nie dotykaj mnie, chyba że chcesz
umrzeć! - krzyknąłem przerażony.
- Nie zachowuj się jak panienka! -
warknął ominięty przeze mnie strażnik, po czym pochwycił mocno moje ramię.
Chwilę po tym upadł na ziemię. Martwy. – Teraz pomyśl, ile pożądanych
emocji, takich jak zaskoczenie czy zaciekawienie, mogłabyś wzbudzić tą sceną,
gdybyś nie zdradziła wcześniej istoty daru księcia. A tak cała akcja była do
przewidzenia od samego początku, przez co osłabł jej potencjał dramatyczny i
nie ma czym się ekscytować.
Ponadto ten fragment jest jednocześnie i za długi, i
za krótki. Tak, wiem, to brzmi absurdalnie, ale takie właśnie mam wrażenie. Ta
część sceny jest za krótka, ponieważ brakuje emocji – jeszcze nie zdążyła
wzbudzić napięcia, a gość już padł trupem. Z drugiej strony fragment się mocno
wlecze, bo wypychasz zdania zbędnymi dopowiedzeniami, co zabija dynamikę. Nie
musisz na przykład wspominać, że warknął akurat ten ominięty przeze mnie
strażnik, ponieważ zdanie przed wypowiedzią księcia piszesz wprost o tym,
że to on próbuje złapać go za rękę. Wiem więc domyślnie, z kim bohater prowadzi
rozmowę. Do tego frazy takie jak po czym czy chwilę po tym również
nie służą scenie akcji. W takich momentach czytelnik z góry sam dobrze wie, że
rzeczy dzieją się chronologicznie, jedna po drugiej. Podkreślając to raz
jeszcze, idziesz w logiczności.
Nie ma więc ani dynamiki, ani napięcia.
Nie chciałem, by moi przeciwnicy zauważyli
wykrzywiający usta grymas bólu, jaki jawił się n mojej twarzy. – Na.
Przybysze spojrzeli na mnie z wściekłością.
Tylko twarz rozmawiającego wcześniej ze mną blondyna ukazywała inne
uczucia. (...) Patrzył na mnie jak na potwora. Zupełnie tak samo jak
wychowujące mnie niańki i pilnujący za młodu strażnicy.
Ku mojemu zdziwieniu chłopak podszedł do mnie
i nim zdążyłem cokolwiek zrobić, obwinął mnie szczelnie kocem, leżącym
do tej pory na moim łóżku. – Kolejna bolączka narracji
pierwszoosobowej: nadmiar zaimków. Teraz na spokojnie zastanów się, czy w
swoich myślach, w swojej głowie również w ten sposób opisujesz to, co dzieje
się wokół ciebie? No nie. Na pewno nie myślisz, że za chwilę pójdziesz zrobić
sobie kawę w swoim kubku, w swojej kuchni, a twoi współlokatorzy coś tam coś
tam… To nienaturalne, poza tym generuje masę powtórzeń. Spójrz:
Przybysze spojrzeli na mnie z wściekłością, tylko
twarz blondyna ukazywała inne uczucia. Był wystraszony. Patrzył jak na potwora.
Zupełnie tak samo, jak wychowujące mnie niańki i pilnujący za młodu strażnicy.
Chłopak podszedł do mnie i, nim zdążyłem cokolwiek
zrobić, obwinął szczelnie kocem.
A i ta wersja tak naprawdę nie oddaje wcale tego, co
dzieje się w bohatera głowie. Jest zbyt grzeczna, zbyt poukładana. Piszesz:
ku mojemu zdziwieniu (co postanowiłam wyciąć, bo już zupełnie odpada przez
elegancję, estetykę wypowiedzi), ale żadnego zdziwienia tam nie ma. Już lepsze
byłoby jakieś wyrywanie się, próba ucieczki, szamotanie przed okryciem kocem,
myśli w stylu: nawet nie podchodź, odejdź, zabieraj to!
Zresztą gdyby zagłębiać się w to dalej, to cały
fragment jest dość naiwny. Oprawca nie powinien się wcześniej upewnić, czy
jedynie kontakt z nagą skórą Aleksandra skutkuje śmiercią? Albo chociaż
próbować dowiedzieć się więcej, biorąc przy tym pod uwagę, że nie powinien ufać
księciu z wrogiego królestwa? A tak chłopcy gawędzą sobie jak przy herbatce… Sam
Aleksander stoi i czeka, aż ktoś go łaskawie w ten koc zawinie, a przecież to
nie jest łatwe. Książę ma dar, którego mógłby użyć albo po prostu nim straszyć,
zrobić w sumie cokolwiek, poruszać się i tak dalej. Pewien Blondyn też
musi obwijać go ostrożnie (chwilę temu był przerażony), nie rzuci tego koca
byle jak. Ergo: to naprawdę wygląda tak, jakby Aleksander chciał dać się
pojmać. Niepokojąca tendencja.
Uczucie to towarzyszyło mi od samego początku mojego
istnienia. W momentach, kiedy stawałem się świadomy własnych czynów. – Sam
początek istnienia i samoświadomość nie idą w parze.
Reszta mężczyzn[,] jakby godząc się z decyzją
swojego lidera, wyciągnęła dwie długie liny z noszonych przez siebie plecaków,
po czym przystąpiła do związywania mnie, uważając przy tym by nie dotknąć mojej
nagiej skóry. – I on sobie tak grzecznie stał i czekał, aż go zwiążą, mimo
że był ledwie okryty kocem i po prostu mógł spod niego wyjść? No chyba że ten
wcześniejszy napastnik zawinął go w jakieś burrito.
Pierwszy raz w życiu poczułem się aż tak bezbronny.
Bez możliwości użycia mojej zdolności, czułem się niemalże nagi. – Wcześniej
książę nie tyle biernie, co niemal z ulgą wykonywał polecenia, bardziej bojąc
się własnego daru niż napadających. Sprzeczności, sprzeczności...
Wykonałem posłusznie rozkaz, chcąc w ten sposób jak
najszybciej doprowadzić do mojego spotkania z ojcem. Martwiłem się o niego i o
fakt, że z powodu choroby, może nie przeżyć napaści. – Ale
przecież Aleksander ani razu w czasie tej sceny nie pomyślał o ojcu, więc wcale
się o niego nie martwił. Jego zmartwienie oddałabyś na przykład myślami w
stylu: Gdzie był ojciec? Co z nim zrobili? Przełknąłem gorzką ślinę. Oby
tylko…
Właśnie. Brakuje mi tego, co jest kwintesencją pisania
w narracji pierwszoosobowej – małych gestów wśród aktualnych przemyśleń.
Drżenie dłoni, suchość w ustach, niepewny krok, przyspieszony oddech,
rozbiegane spojrzenie, pot spływający z czoła, marszczenie brwi, zamykanie
oczu, nerwowe zaciskanie palców… takie małe rzeczy wiele zdradzają czytelnikowi
o stanie emocjonalnym bohatera. Znacznie więcej niż zdania w stylu: Martwiłem
się (...) ogarnęło mnie przytłaczające uczucie niepokoju. Czy: czułem
się bezbronny. Jednocześnie pojawiają się w opowiadaniu fragmenty
typu:
Niepewnie przemierzałem sprany, czerwony dywan,
poruszając nogami niczym niewidomy, podpierający się przypadkowo znalezionym
patykiem. (...) Co się stało ze strażą, ojcem i ministrami? Choć rozglądałem
się we wszystkich kierunkach, moim oczom nie ukazała się ani jedna żywa dusza. – I te
fragmenty są naprawdę dobre, jednak zbyt rzadkie, by docenić całość.
I choć zazwyczaj przeklinałem moją moc, dopiero teraz poczułam[,] jak
dużą część mnie stanowi. – Poczułem. Rzeczywiście podobne uczucia w
danej sytuacji miałyby sens, gdyby tylko były jakoś pokazywane. Ty natomiast
bez żadnego stopniowania czy wyważenia dosłownie ze zdania na zdanie zmieniasz
podejście Aleksandra. Ledwo chwilę wcześniej pisałaś: Trawiące mnie cierpienie nie dotyczyło jednak ciała a
duszy. Uczucie to towarzyszyło mi od samego początku mojego istnienia. – Wtedy wyszłam z założenia, że bohater, całe życie
cierpiąc przez swój dar, zna jego wagę. Teraz nagle okazuje się, że tak nie
jest. Że to wielkie cierpienie nie miało znaczenia i nie było przez całe życie
brane na poważnie, bo dopiero teraz do Aleksandra dotarło, że dar to jego
prawdziwe przekleństwo i odpowiedzialność. Wypada to co najmniej mało
wiarygodnie.
Nigdy nie uczyłem się walczyć, żyjąc w przekonaniu, że
umiejętność ta nie jest mi najzwyczajniej w świecie potrzebna. – Mocno
zastanawiające. Co to za dziwne królestwo? Przeklęty książę, przyszły następca
tronu nie potrafi walczyć? Stwierdził, że mu to niepotrzebne – mimo trwającej
od jego narodzin wojny! – więc ojciec-władca i cała reszta po prostu przyjęli
to do wiadomości? Chłopak może robić, co mu się żywnie podoba? Dlaczego w ogóle
książę uznał umiejętność walczenia za mało istotną? Ze względu na swój dar? Ale
przecież unieszkodliwiało go zwykłe ubranie czy rękawiczki – które chociażby w
poprzedniej scenie wkłada bez cienia protestu i to przy ludziach mających
mordercze zamiary – więc takie podejście aż razi naiwnością. Nazwijmy to po
imieniu: imperatyw narracyjny [KLIK].
Gęsty las, który ochraniał zamek przed najeźdźcami,
otaczał ścieżkę mającą niecałe dwa metry szerokości. – No tak
chyba słabo spełniał swoją rolę ten las.
Zapowiadało się na poważną burzę. W takich momentach
mieszkańcy wiosek krzątali się[,] zabezpieczając swoje jedyne
majątki, objawiające się w postaci hodowlanych zwierząt oraz ubogich chat, w
jakich przystało im żyć. Tym razem nie słychać jednak było, żadnych
głośniejszych rozkazów poszczególnych członków rodziny, nakazujących
zaprowadzenie bydła w bezpieczne miejsce, czy też zgromadzenie drewna, które
miałoby zostać wykorzystane jako opał, zapewniający ciepło członkom rodzin.
– Przed chwilą pisałaś o tym, że idą przez las. Ta wioska to w lesie, na
drzewach?
Już od tylu lat poddanych Ligny męczyła ta niemająca
żadnego celu potyczka z Floressą. Może to czas by odpuścić... Tylko dlaczego
motyl trzepiący szaleńczo skrzydłami w moim sercu, tak bardzo chciał walczyć o
niepodległość tej kruchej ojczyzny? – Halo, pół dnia temu Aleksander
proponował ojcu wywieszenie białej flagi.
(...) czy też zgromadzenie drewna, które miałoby
zostać wykorzystane jako opał, zapewniający ciepło członkom rodzin. (...)
Kiedy tylko przekroczyliśmy granice wioski, moim oczom objawił się brutalny
widok martwych ciał strażników, których zadaniem była ochrona osady. – Zapewniam,
że osoba czytająca nie chce być traktowana jak niespełna rozumu. Zabawa w
Kapitankę Oczywistą nie wychodzi ci na dobre.
Dlaczego widok był brutalny? Ciała były powykrzywiane,
rozerwane, zakrwawione? Leżały na kupie jak niepotrzebny nikomu gruz? Określasz
widok brutalnym, ale sam opis brutalny nie jest, a bohater też nie reaguje tak,
jakby się przejął. Nie odwraca głowy, nie krzywi się, nie wyraża ani trwogi,
ani obrzydzenia. Ot, patrzy sobie na flaki i nazywa widok strasznym.
Brak tych dźwięków wprowadził mnie w jeszcze większy
smutek. Ta dziwna cisza oznaczała bowiem, że wrogie wojska musiały przejąć
kontrolę nad większością osad w okolicy. – Nie za szybkie te wnioski? Gdyby
na moją wioskę napadła wroga armia, to z pewnością próbowałabym być cicho, by
nie zwracać na siebie uwagi.
Poza tym to brzmi tak, jakby Aleksander mógł
nasłuchiwać na ogromne odległości. Ja wiem, że nocą dźwięk się niesie, ale no,
na bora zielonego, nie dajmy się zwariować. Jak mógłby słyszeć takie dźwięki,
jeśli znajdowali się gdzieś w lesie? Jakimś wytłumaczeniem byłoby to, że wioska
znajdowała się tuż obok skraju lasu, który przemierzali, ale ty piszesz o
większości osad w okolicy. A jeśli ten las jest nieduży, to w zasadzie po co
wspominasz, że służył jako obrona zamku? Bo jeśli jest gęsty, to raczej nie
przeszli tak hop-siup do jakiejś wioski. Zupełnie nie potrafię wyobrazić sobie
miejsca, w którym aktualnie się znajdujemy.
Nie czuć także wspomnianego smutku. Książę nie jawi
się więc jako dbający o swój lud, a rzekoma wrażliwość Aleksandra staje się
coraz bardziej papierowa. Nie przedstawiasz jej za pomocą scen, więc jedynie
wymieniona cecha nie ma szans zaistnieć. Jasne, możesz powiedzieć: Ale
przecież książę rozdawał pieniądze, więc jest dobry, więc gdy dzieją się złe
rzeczy, to jest smutny. Logiczne? Tak, ale jak bardzo mocno spłycone,
uproszczone? Aby pokazać charakter postaci, potrzebujesz znacznie więcej scen z
nią, znacznie więcej interakcji, znacznie więcej zachowań, które świadczyłyby o
Aleksandrze. Jeśli więc teraz chcesz oddać jego obecny stan emocjonalny, to ten
smutek powinien pojawiać się w scenie jako reakcje bohatera, na przykład
spuszczenie wzroku, ciężki oddech, nieznośna gula w przełyku, łzy zbierające
się w oczach, drżenie ust, a w tym czasie smutne tony muszą mieć także jego myśli…
Tego wszystkiego nie odda zdanie w stylu: byłem smutny. W tej chwili
zamiast pokazać całą gamę reakcji, jakie wiążą się z różnymi emocjami, ty masz
przed sobą trzy guziki, które na zmianę wciskasz. Buźka uśmiechnięta, neutralna
i smutna. Teraz klikasz tę smutną z zapałem godnym lepszej sprawy.
Edit: W tym momencie możesz powiedzieć: ale
przecież w kolejnym zdaniu pokazuję, że Aleksander jest smutny! No tak, ale
robisz to w taki sposób:
Po moim policzku spłynęła samotna łza będąca
jedynym świadkiem żalu spowodowanego śmiercią tylu młodych ludzi. – A to jest
potwornie przerysowana klisza. Przynajmniej tyle dobrze, że nie dopisałaś: kryształowa.
Nie mogłem pokazać po sobie[,] jak
bardzo żałowałem decyzji podejmowanych przez mojego ojca. Czułem się za nie
odpowiedzialny. W końcu gdybym urodził się kimś innym, cała ta sytuacja,
[przecinek zbędny] nie miałaby nigdy miejsca. – Aleksander wpada w mocno
depresyjne tony. Rozumiem go: jeśli nie uczył się walczyć, a poza tym ma
przeklęty dar i całe życie słucha, że powinien być dziewczynką, to nie dziwne,
że teraz jest załamany swoją bezradnością. Problem w tym, że dość ciężko mi
przeżywać to wszystko razem z nim. W tym fragmencie akurat tego nie czuć, ale w
innych Aleksander naprawdę nie brzmi przejmująco ani przekonująco. O wszystkim
mnie zapewnia, bo wypada, by to robił teraz, na szybko, na moment przed ważnymi
wydarzeniami, ponieważ odpowiednio wcześniej nie zbudowałaś żadnego zaplecza,
by takie przemyślenia wypłynęły naturalnie. Dlatego teraz, gdy Aleksander prowadzony
jest jak cielę na rzeź, nie panikuje, nie boi się, nie reaguje instynktownie,
scena nie jest napięta ani dynamiczna, tylko maksymalnie przegadana. Bo ty
wiesz, że musisz go wytłumaczyć i obronić, musisz przekazać mi w jakiś sposób
informację chociażby o tym, że bohater nie potrafi walczyć albo o tym, że motyl
trzepoczący w jego sercu chciałby walczyć w obronie ojczyzny. Tymczasem
książę powinien aktualnie myśleć o bieżących rzeczach, a swoje umiłowanie do
ojczyzny oddawać wcześniejszymi scenami, powoli, byśmy mogli go poznać. Moment,
w której Aleksander rozmawiałby z dowódcą straży, gdy w jakichś okolicznościach
ten wypomniałby mu, że przez jego niefrasobliwość i brak nauk może być narażony
na śmierć sprawiłaby, że znacznie wcześniej wiedziałabym o braku pewnych
umiejętności u Aleksandra. A że tak nie jest, teraz oddajesz mi te i podobne
informacje byle jak, uzupełniasz luki i wszystko mieszasz jak w zupie: raz
bohater chce iść walczyć, a innym razem uświadamia sobie, że w sumie to
niewiele potrafi. To dopiero pierwszy rozdział, a opowiadanie już wygląda jak w
plamach po korektorze; doklepujesz budulca, zamiast pozwolić fabule dziać się,
a mnie samodzielnie wyciągać z niej wnioski.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział cicho, prowadzący
naszą małą grupą, zielonooki. Nie wyglądał zbyt dobrze. Po jego przezroczystej
niemal skórze spływały pojedyncze stróżki potu, sygnalizujące niezbyt
dobrą kondycję ich właściciela. – Strużki. Stróżka to taka pani,
która stróżuje. Ale ja nie o tym. Przeczytaj ostatnie zdanie jeszcze raz. Na
głos. Właściciel strużek potu. Nie rób takiej gimnastyki w nazewnictwie,
proszę.
W tamtym momencie miałem zupełną pewność, że Ligna
przegrała. Świadczył o tym wygląd obdartego ze swoich drogocennych szat króla,
który był teraz tylko kulącym się z bólu człowiekiem. Zwyczajną istotą bez
żadnej władzy i wpływów. – Bohater patrzy na swojego ojca. Naprawdę mu na nim
nie zależy, żeby jakkolwiek przejąć się takim widokiem? Gdzie jakiekolwiek
emocje? Czemu Aleksander nazywa go ozięble istotą pozbawioną władzy, jakby
patrzył bez wzruszenia na króla opozycji? Nie wiem, nie umiem nawet poznać, czy
nie jest mu go żal, bo ciągle pamięta frustrację, którą czuł po wyjściu z
obrad, czy dlatego, że on po prostu w ogóle nie lubi ojca…?
- Nie musisz tego robić - powiedziałem szybko,
podchodząc do niego. Nim jednak zrobiłem chociażby pół kroku, zostałem
zatrzymany przez straż chłopaka. – To jak oni go związali i
pilnowali, że sobie szedł? Niby podchodząc, ale nawet nie podszedł pół kroku.
Lepiej brzmiałoby „chcąc podejść do niego”.
Chcieli przeżyć. Rozumiałem to. Mimo wszystko nie
mogłem pojąć pustki, towarzyszącej mi w czasie całego tego precedensu –
precedensem nazywa porwanie, przegranie wojny i śmierć ojca? [PWN].
W mowie potocznej za to: precedens oznacza
postępowanie (zdarzenie), które wydarzyło się pierwszy raz, dotyczy zdarzenia
nietypowego. [źródło]. To
nie jest tragedia, dramat, koszmar czy nieszczęście, ale, ot, takie tam
pojedyncze zdarzenie losowe...? W stylu: no trudno, zdarzyło się. *wzruszenie
ramion*
Bardzo często używasz nietrafionych słów, przez które
Aleksander albo uchodzi za ironicznego niewrażliwca, albo podejrzanie
grzecznego chłopca, jakby bał się używać ostrzejszych słów i nazywać rzeczy po
imieniu. Na przykład tutaj:
Jak możliwe, że od tego momentu wydarzyło się aż tyle
przykrych rzeczy? – No nie wiem, ja bym przewidywanej śmierci ojca,
porwania i upadku państwa nie nazwała przykrą rzeczą.
Edit: W rozdziale drugim to samo:
Dlaczego moje narodziny spowodowały serie[ę] tak
przykrych wydarzeń? Śmierć matki, wojna, śmierć ojca. Słowo przykry raczej
nie oddaje w pełni wymiaru tragedii, więc Aleksander wcale nie brzmi jak wielce
przejęty. Przykre to może być to, że deszcz pada w wolny weekend, a nie, że
stałeś się sierotą w rękach okupanta.
(...) wrzasnąłem, chcąc ochronić pędzącą w moją stronę
małolatę przed wrogimi żołnierzami. – Wybrany przez ciebie synonim jest
negatywnie nacechowany, więc zupełnie nie pasuje do sytuacji. Równie mocno w
oczy rzucają się wszelcy zielonoocy.
I czy to nie jest dziwne, że bohater znacznie bardziej
reaguje na śmierć dziewczynki, którą zna z jednego spotkania, niż na widok
śmierci własnego ojca? Nawet jeśli był schorowany, czy to dobry powód, by się
nim nie przejąć? Bo dla mnie brzmi jak tania wymówka, abyś mogła uniknąć
opisywania prawdziwych emocji.
Z jednej strony mamy niedopasowane do stylizacji, dość
potoczne: małolatę czy precedens, życiowy partner; z drugiej urzędowe:
wystarczające środki, niekompetentne państwo; mamy też dramatyczne, górnolotne
frazy typu: obezwładniająca pustka, motyl w sercu, cierpienie duszy, śmierć
grająca przyjaciółkę. Pojawia się bowiem stosowane głównie przez
trzecioosobowych narratorów wszystkowiedzących w baśniach czy legendach lub w
ustach raczej wiekowej postaci... Przez to narracja nie jest płynna dla
bohatera, charakterystyczna w ten jeden sposób. Bardzo w niej mieszasz.
Denerwuje mnie zakończenie tej notki. Mianowicie fakt,
że Aleksander jako bohater, który na ogół postępuje impulsywnie, nagle w sposób
szalenie chłodny i rozważny usprawiedliwia morderstwo niewinnego dziecka. Nie
wini za to, nie jest zły, właściwie dociera do niego, że przeciwnik tylko
wykonuje rozkazy… Raz, że to jak wstęp do wątku romantycznej relacji z
rozgrzeszonym blondynem (nadal jesteśmy w pierwszym rozdziale!), a dwa –
Aleksander wcześniej mimo że nie potrafił walczyć, sugerował, że bohatersko
ruszyłby na front. Kogoś takiego raczej nie przekonałyby tanie wymówki drugiej
strony, ale realne czyny. Niestety twój Aleksander to chorągiewka na
narracyjnym wietrze i raz jest taki, raz siaki, raz jeszcze inny, bo tańczy pod
fabułę.
Inna sprawa, że łzy w oczach zielonookiego
JużOdPoczątkuWiemKogo to też mocna przesada. On przecież również wychował się w
czasie wojny, na pewno nie pierwszy raz wykonywał takie rozkazy, a nawet jeśli
– dlaczego miałby mieć opory, skoro jego królestwo wygrało? Palić wrogie wioski
i miasteczka, skazując tłumy biednych ludzi na śmierć – dobrze, ale powiesić
jedno dziecko – źle? Dziwny mają w tej Floressie system wartości.
Nadmiar przesadnie dramatycznych rozważań księcia oraz
wyniosłych pytań retorycznych odbiera scenom realności. Nie ma nic złego w
zadawaniu sobie pytań, w narracji pierwszoosobowej to bardzo dobry sposób na
jej prowadzenie, zresztą tutaj: Dlaczego nie mogłem w żaden sposób pomóc tym
ludziom?! – wyszło przekonująco, czuć w końcu realne emocje. Jednak wśród
tych mocno górnolotnych fraz, które wymieniłam wcześniej, małe plusy znikają w
gąszczu tekstu, który męczy. Rozumiem twoje intencje, by podkreślać dramatyzm
wszystkimi dopowiedzeniami i by po brzegi wypełniać zdania biadoleniem, ale
przy tak dużym zaangażowaniu w to łatwo o… karykaturę.
Po pierwszym rozdziale z ciekawości raz jeszcze
sprawdzę, ile tekstu za mną. Obecnie przeczytałam siedem stron, gdy ocena liczy
trzydzieści jeden (bez wstępu). Jeśli taka tendencja do rozwodzenia się nad
prawie każdym zdaniem się utrzyma, skończę ocenę wcześniej. Teraz powinno być
już z górki; postanowiłam, że raczej nie będę się więcej powtarzać, więc o
ekspozycji czy niektórych błędach narracji pierwszoosobowej poczytasz pewnie
dopiero w podsumowaniu.
Rozdział 2
Rozdzierający krzyk małego dziecka
rozkruszył bezlitośnie niebo. To z tego dźwięku powstały błyskawice, a zaraz po
nich pioruny. – To powstawanie błyskawic i zaraz
potem piorunów z krzyku dziecka nie działa za dobrze, no bo jak dźwięk może
generować światło? Chyba po prostu przesadziłaś, nawet jeśli ma to być poetycka
metafora. Można ją ująć zgrabniej, na przykład coś stylu, że krzyk dziecka
rozciął ciszę niczym błyskawica niebo, jednak i do takiej wersji miałabym
pewne zastrzeżenia; w końcu piszesz ten tekst narracją pierwszoosobową. Bo czy
Aleksander na co dzień para się poezją? Został porwany, jego kraj przegrał,
zaraz zabiją mu ojca, a on składa zdania niczym Werter czy tam inny Gustaw
Konrad. I to też samo w sobie nie jest w jakikolwiek sposób niepoprawne, bo
Aleksander ma prawo być wrażliwy i posiadać romantyczną duszę, tylko czy to
konsekwentne? Jego stylizacja ani trochę nie wygląda na taką – pisałam już o
tym.
Nie chciałem oglądać[,] jak mała dziewczynka zostaje
brutalnie pochwycona przez strażników i siłą zaciągana na drewnianą
konstrukcję. – To się nazywa: szafot.
Zostałem zmuszony do
oglądania bezlitosnej sceny - własne sumienie i odpowiedzialność za kraj
wymagały tego ode mnie. – Zostałem zmuszony? Jednak mocno sugeruje to
zewnętrzny, a nie rzeczywisty – wewnętrzny – nacisk. Pomyśl lepiej nad czymś
pokroju nie mogłem oderwać wzroku.
W momencie, w którym z nieba zaczęły spadać, [przecinek
zbędny] w zastraszającym tempie krople zimnego deszczu, zrozumiałem[,] jaką
bestią trzeba być, by pozwolić na torturowanie dziecka. Strażnicy[,]
zakładając dziewczynce na szyję linę oraz stawiając ją na niezbyt wysokim
stołku, chcieli ukazać swoją siłę oraz oddanie królowi, któremu byli
bezwzględnie posłuszni. – Raz: Sama konstrukcja pierwszego zdania wskazuje
na to, że gdyby deszcz nie spadł, to bohater nie zrozumiałby, że trzeba być
bestią, żeby torturować dziecko.
Dwa: dziewczynka idzie na śmierć, nie na tortury,
tutaj brzmi to natomiast tak, jakby dziecko było torturowane jakkolwiek inaczej
niż powieszeniem.
Trzy: czemu mówisz mi, co oznacza zachowanie oprawców?
Łatwo sama mogłabym sobie dopowiedzieć, dlaczego zachowują się w ten sposób.
Wiem, że dziewczynka zawiśnie, bo im się sprzeciwiła oraz bo ma być symbolem
dla każdego jeńca, któremu przeszedłby przez myśl bunt. To są bardzo proste
wnioski, natomiast Aleksander, podsuwając mi je w ten sposób, nie tylko odbiera
możliwość myślenia nad tekstem, ale przede wszystkim w ostatnim zdaniu znów
brzmi strasznie obiektywnie, sucho. Jak reporter zdarzenia niepowiązany z żadną
stroną konfliktu. A przecież starasz się nam wmówić, że jest zupełnie
odwrotnie.
Nie powstrzymał ich przed tym nawet rozdzierający
krzyk sieroty. – Aleksander nie wie, czy dziewczynka rzeczywiście
jest sierotą. W poprzednim rozdziale mówiła ona jedynie o umierającym z głodu
rodzeństwie. Pojawia się o wiele więcej tajemniczych pewników – związanych
chociażby z motywacją wojowników, które nie powinny znaleźć się w narracji
pierwszoosobowej. Książę może coś podejrzewać, domyślać się, wczuwać w czyjąś
sytuację, ale nic poza tym.
Jego egzekucji nie przeżywałem już tak bardzo, jak
sieroty, której dałem rano monety na przeżycie. – Przecież
wiem, która dziewczynka umarła, nie musisz mi tego wkładać raz jeszcze do
ust.
Inna sprawa jest taka, że bohater śmierci dziewczynki
w sumie to nie przeżywał w ogóle. Pisałaś, że na jego twarzy łzy mieszały się z
deszczem i… tyle, jeśli chodzi o jakieś przeżycia wewnętrzne. W zasadzie
wygląda to trochę tak, jakbyś tego rodzaju zabiegi podpatrzyła w filmie. Bo to
tak po amerykańsku, niemalże malowniczo (ale zarazem kliszowo) wygląda, jak łzy
mieszają się z deszczem. Okej, taki zabieg sprawdzi się na ekranie. W książce –
niekoniecznie, bo dla czytelnika bardziej liczy się to, co czuje bohater.
Zwłaszcza w narracji pierwszoosobowej.
Napisałaś też, że: Wisiała za to bezwładnie z liną
przewieszoną przez szyję, niczym kukiełka, która w najbliższej przyszłości
miałaby odegrać pasjonujące przedstawienie. Śmierć ta wypruła ze mnie wszelkie
emocje. – Więc skoro wtedy bohater nie miał w sobie żadnych emocji,
dlaczego dwa zdania dalej zaklinasz, że jednak przeżywał tę śmierć bardzo, a
następnej już nie? Sama sobie zaprzeczasz, i to na niewielkiej przestrzeni
tekstu.
Kilka zdań dalej czytam za to, że: Z oczu leciały
mi łzy, nogi plątały się o siebie, a usta wydawały przeciągły odgłos straty.
Nie chciałem się z nim rozstawać. – I to znów daje mi do zrozumienia, że
bohater jednak przejął się stratą ojca. Jak to się ma więc do zdania jego
egzekucji nie przeżywałem tak bardzo? Jeśli do bohatera strata ojca dotarła
po czasie, gdy było już za późno, dałoby się to oddać zgrabniej.
Przemyśleniami, które się rozwijają, coraz bardziej buzują emocjami. Pisząc
natomiast, że bohater nie przeżywał egzekucji, ale w kolejnym zdaniu już rzuca
się w stronę martwego, nie budujesz spójnego obrazu, który w czasie trwania
sceny ulega zmianie. Dajesz sprzeczne sygnały, między którymi nic nie ma.
Kiedy król wchodził na drewniany podest, podniosło się
głośniejsze zawodzenie jego publiczności. – Spójrz, jak groteskowo to brzmi.
Co najmniej tak, jakby król był kiepskim stand-uperem, który zaraz miał
opowiedzieć nieśmieszny dowcip, więc widownia postanowiła wyśmiać go zawczasu.
Znacznie lepiej i poważniej, odpowiednio dla charakteru tej sceny, brzmiałoby
„jego poddanych”.
W gardła starca wydał się
przeciągły jęk. – Z gardła starca wydostał się (np.)
przeciągły jęk lub starzec wydał przeciągły jęk. Chociaż nadal nie
jestem przekonana co do tego, że książę określa tak swojego ojca.
Ignorując otaczających mnie ludzi oraz gotową mnie
unicestwić w każdym momencie straż, pobiegłem w kierunku mojego ojca. – On był w
końcu związany? Nikt go nie pilnował, mimo że był następcą tronu? Bo w tej
chwili biega sobie tam, jak mu się żywnie podoba.
Z oczu leciały mi łzy, nogi plątały się o siebie, a
usta wydawały przeciągły odgłos straty. – To brzmi
strasznie karkołomnie. Lepiej nazywać rzeczy po imieniu, zamiast tworzyć takie
dziwne konstrukcje.
Od chwili egzekucji grupa, przez którą
zostałem uprowadzony, maszerowała nieprzerwanie przez dwa dni i jedną noc.
Dopiero wczoraj, w chwili, w której zaczęły mdleć mi nogi z
powodu zbyt długiej wędrówki oraz niskich racji żywnościowych, zlitowano się
nade mną. – Szkoda, że to nie jest scena, tylko streszczenie. I tak zdecydowanie za
wiele po prostu przytaczasz (stany emocjonalne, wydarzenia, tło historyczne i
tak dalej), więc relacja z podróży zamiast podróży samej w sobie wydaje się
naprawdę kiepskim, bo nużącym pomysłem. Poza tym nie wyobrażam sobie, żeby
nawet zdrowy człowiek mógł tak po prostu iść dwa dni i jedną noc bez przerwy
choćby na sen.
Zbytnio rozpraszały mnie jednak niespokojne dźwięki,
dochodzące z lasu, bym mógł spełnić swój plan. – Jednak
niespokojne (uważane wcześniej przez Aleksandra za spokojne?) czy jednak zbyt
rozpraszały...? Pilnuj szyku zdań, bo z niektórych można wyciągać mylne
wnioski. O ile jednak często stawia się na drugim miejscu w zdaniu i
jest to całkowicie wytłumaczalne akcentowo, o tyle umieszczanie go w dalszej
części zdania sprawia, że słowo jakby podpina się nie pod te części
zdania, pod które trzeba. Spójrz, co na ten temat jest napisane w PWN: Bardziej szczegółowa odpowiedź
wymagałaby analizy akcentów logicznych w zdaniu. W twojej wersji na logikę
można wyciągnąć różne wnioski. Dalej:
Najgorszym w całym zajściu była jednak świadomość
(...). – Tutaj jednak dotyczy słowa najgorszym, więc sugerowałabym
szyk: Jednak najgorszym w całym zajściu… albo: Najgorszym jednak w
całym zajściu… Za to jednak świadomość w tym połączeniu brzmi
dziwnie.
Nienaturalnie brzmi również zdanie: [r. 3]: W
stolicy Ligny także doszło parę razy do wybuchu niekontrolowanego ognia, szybko
zawsze jednak był gaszony. Moja sugestia: (...) jednak zawsze szybko.
Nie wyobrażam sobie nawet[,] jak
mógłby wyglądać przysłowiowy pokój. Ten ukazany w książkach jest niezwykle
absurdalny: posiadający same zalety, ciężko pracujący ludzie oraz żyzne
plony rodzące przez nieskażoną ludzką krwią ziemię. – Bardzo podobne
zdanie pojawiło się ledwo rozdział temu. Poza tym chyba lepiej brzmiałoby: rodzące
się w ziemi nieskażonej ludzką krwią. W takiej wersji kładziesz nacisk na
słowo krew, a ono jako że ma mocniejszy wydźwięk, budzi znacznie większe
emocje.
Zimny wiatr nieuchronnie przybliżał do nas śnieżną burzę,
tak popularną wśród ziem, na których przyszło mi przyjść na świat. Od kiedy
tylko pamiętam[,] kochałem zimę. Teraz jednak, przyobleczony
jedynie w przykrótkie spodnie, postrzępiony koc oraz długie, skórzane rękawice
zacząłem jej szczerze nienawidzić. – Gdybyś dała sobie więcej czasu
antenowego na pokazywanie realiów tej historii, mogłabym w tle zobaczyć
bohaterów, którzy czekają na koniec zimy, martwią się nadchodzącą burzą
śnieżną, a Aleksander bagatelizuje to wszystko, ponieważ lubi takie klimaty. Tymczasem
to się nie dzieje i znów tak o, bez pardonu, dowiaduję się w połowie rozdziału
nie tylko o tym, że w sumie to jest chłodno, ale i o tym, że bohater zwykle
lubił taką pogodę.
Wciąż mam wrażenie, że w kilku zdaniach złożonych
przepuszczasz to, o czym tak właściwie mogło być to opowiadanie. Przepuszczasz
informacje o świecie przedstawionym, podając mi je jak na ostatnią chwilę na
tacy, jednocześnie pędząc w przód jak na złamanie karku. Na dodatek rzucasz co
chwilę jakimiś truizmami w stylu:
Zmieniał nie tylko kolor moich kończyn na bardziej
siny, ale i powodował moje złe samopoczucie. – Skoro już
wspominasz, że bohater jest siny, trzęsie się z zimna i nienawidzi zimy – tak,
używa słów: szczera nienawiść – to już dawno domyśliłam się, że… nie
jest szczęśliwy. Czyli ma złe samopoczucie. Kiedy doklepujesz mi tę informację
za chwilę raz jeszcze i to myślą Aleksandra, nie wiem, czy bohater ironizuje i
jest cyniczny, bo używa eufemizmu, czy nie miałaś tego na celu i po prostu to
efekt nieumiejętnego prowadzenia narracji pierwszoosobowej.
Zwróć też uwagę na to, że z jakiegoś powodu
pozostawili Aleksandra żywego. Tymczasem wygląda na to, że Florianie robią
wszystko, żeby w trakcie podróży padł im z wycieńczenia albo zimna.
Zapewne za jakieś siedem zachodów słońca. – Po co tak
kombinować? Czemu nie po prostu: za siedem dni albo za tydzień?
Dbaj o realizm. Nie ma nic złego w tworzeniu bohaterom w uniwersum innego
systemu; można na przykład cykle słoneczne lub miesiące, dni tygodnia nazywać
inaczej albo wymyślać nazwy dla okresów takich jak kwartał czy nawet rok, czemu
nie. Tylko że Aleksander używał już wcześniej słowa dzień (a nawet tydzień
– w prologu), więc tutaj po prostu znów go poniosło, a przecież jest w tak
fatalnym stanie i położeniu, że takie komentarze brzmią jak mocno odklejone od
rzeczywistości.
I czy oni mieli tam w ogóle jakieś konie? Czy tak
sobie radośnie szli pieszo?
Ten facio z wczoraj musiał być nieźle
stuknięty, że chciał rządzić czymś takim. – Musisz pamiętać o odpowiedniej
stylizacji językowej. Akcję swojego opowiadania umieściłaś w realiach
średniowiecznych, jak więc ma się do nich taki facio? Totalnie zabija
klimat.
- Ty[,] kicek[,] nie podskakuj
tak, bo zaraz utnę ci co nieco - odpowiedział zezłoszczony strażnik, podnosząc
wysoko swój topór. – Wypowiedziane słowa oraz wykonany gest same w sobie
już wystarczająco świadczą o zezłoszczeniu. Aleksander nie musi tego stwierdzać
w tak oczywisty sposób. Wystarczy, że oboje to widzimy i słyszymy.
Zmierzyłem ostro wzrokiem, stojącego przede mną
goryla, jakby oceniając moje szanse w walce z nim. Na oko miał z dwa metry w
szerokości i jeden i trzy czwarte w długości. Powalę go jednym dotknięciem
(...). – Co. To. Za. Stylizacja? Przed chwilą Aleksander poetyzował, wcześniej
brzmiał jak prawnik lub wykładowca, a teraz rzuca kolokwializmami na prawo i
lewo. Nawet nie wiem, czy wśród faciów i kicków to odniesienie do
ochroniarza – najemnika jako współczesne odniesienie do goryli na bramkach,
czy tylko przyrównanie do zwierzęcia, bo mężczyzna przypomina goryla z budowy
ciała. Tylko skąd Aleksander zna goryle, skoro urodził się w kraju, który
charakteryzuje się burzami śnieżnymi? O zwierzętach egzotycznych też czytał w
książkach? Który właściwie mamy wiek?
Poza tym jakby w takim kontekście w narracji
pierwszoosobowej też nie pasuje. Aleksander zna myśli wszystkich dookoła, ale
jeśli chodzi o jego własne czyny i motywacje, to bazuje na przypuszczeniach?
Wątpię, że chciałby on zasięgnąć mojej opinii odnośnie
[do] toczącej
się między naszymi państwami wojny. – Tak, narrator w takich fragmentach
sprawia, że wątpię w wiele rzeczy… Jaki sens miałoby zabijanie króla, robienie
sceny w miasteczku i porywanie księcia, by ten miał okazję wypowiedzieć się na
temat wojny?
- Jeśli go choćby dotkniecie, będziecie mieli do
czynienia z wyrokiem samego króla. – Przede wszystkim jeśli go dotkną,
to sami umrą. Nie pamiętają już o jego mocy?
No i co, jeśli bohater umrze z wychłodzenia? Podobno
jest już siny, a to nie świadczy o jego zdrowiu, być może niedługo im
zejdzie...
Oczywiście można tłumaczyć to tym, że taka forma
tortur jak wychładzanie i głoszenie jeńca to dość częsta praktyka, szczególnie
gdy chodzi o ważną osobistość, której nie powinno się bić. Aleksander do Floressy
ma dojść żywy, niekoniecznie zdrowy. W chorobie łatwiej się złamie i poczuje
słabszy w obliczu wrogiego króla. Jednak jak to wytłumaczyć, jeśli bierze się
pod uwagę, że Aleksander jako książę kraju zupełnie podbitego, w dodatku
nierozpoznawalny, nie ma nic do zaoferowania królowi?
- Od kiedy kicek jest aż tak ważny dla naszego władcy?
- zdziwił się nieco tępy wojownik, na zawsze już nadając mi imię niespełnionego
zająca. – No dobrze, ale mamy narrację pierwszoosobową wydarzeń bieżących, więc
skąd bohater wie, że tak już będzie zawsze? Może to przypuszczać, więc może
mogłoby pojawić się tam jakieś raczej albo pewnie lub zapewne.
Na tym etapie oceny możesz mieć wrażenie, że wiele
naszych przykładów to już skrajne czepialstwo, walka o słówko czy dwa, ale ja,
widząc dość chaotycznie prowadzoną narrację, nie mam pojęcia, co jest świadomym
posunięciem z twojej strony, celowym pominięciem, a co nieścisłością wynikającą
z niewiedzy. Nie potrafię tego wyczuć, dlatego nie dziw się, że wypisuję dość
sporo. Chcę mieć pewność, że po ocenie sama będziesz mogła wywnioskować, na co
zwrócić uwagę, a na co machnąć ręką.
Czy to oznacza, że Ligna na zawsze zniknie z map?
Wszystko na to wskazywało. Największym tego znakiem było jarzące się na
twarzach, mieszkańców mojej ziemi, cierpienie. – Ja
powiedziałabym, że największym tego przykładem była śmierć króla, no ale mogę
się mylić.
Wyryło w nich obrzydliwe maski, których za pewne nie
będą w stanie ściągnąć przez pare następnych lat. – Łącznie: zapewne.
Rozdzielnie piszemy na pewno. Parę.
Godność i poczucie świadomości narodowej[,]
jakie utracili[,] długo będzie stanowiło ich największą ozdobę.
– Które. Ozdoba kojarzy się pozytywnie, więc z pewnością nie
współgra z obrzydliwymi maskami.
I choć w tamtej chwili byłem świadomy, że nie
powinienem czuć ulgi, od wewnątrz okryło mnie przyjemne wyciszenie. – Nie mogło
go okryć od wewnątrz, gdyż jest to sprzeczne z definicją
tego czasownika.
Mieszkańcy nie wyglądali na wychudzonych. Wręcz
przeciwnie - tryskali zdrowiem i wigorem, który w wypadku dzieci objawiał się
głównie podczas rozmaitych, toczonych między sobą zabaw. Czy tak wyglądała
radość towarzysząca wolnym od nieszczęść państwom? – Tak
wyglądali ludzie, których państwem rządził mądry król umiejący zapewnić im
dobrobyt. Mam wrażenie, że ludność Ligny głodowała tylko dlatego, że Aleksander
rozdał pół królewskiego skarbca na ulicy. Floressa przecież uczestniczyła w tej
samej wojnie, więc skoro jej mieszkańcy żyli szczęśliwie i byli zdrowi, to
widocznie się dało. Mam wrażenie, że śmierć ojca Aleksandra to najlepsze, co
mogło wszystkich spotkać, bo był królem niemądrym i słabym.
Co chwilę rozglądałem się na boki z szeroko otwartymi
oczami, nie mogąc się napatrzyć na spokój towarzyszący mieszkającym tu ludziom.
Rozmaite stragany, piękne kreacje niektórych z dam oraz pierwsze kwiaty, jakie
zakwitły tej wiosny, skutecznie absorbowały moją uwagę. W tamtej chwili byłem
zauroczony Floressą i jej pięknem. – Jakoś ciężko mi uwierzyć w zachwyt
Aleksandra sąsiednią krainą. Bohater stracił ojca, najemnicy Floressy zabili
przy nim niewinne dziecko, spalili wioski, doprowadzili do głodu w ojczyźnie
księcia, skazali go na wygnanie. Czy to nie powinno choć trochę przeszkadzać mu
w tak pozytywnym myśleniu o wrogich terenach? No dobrze, Aleksander nie musi o
wszystkie tragedie obwiniać mieszkańców sąsiedniej krainy, ale no, na bora,
jest królewskim jeńcem wojennym! A zachowuje się jak na szkolnej wycieczce. Po
raz kolejny zaczynam się zastanawiać, ile on ma lat.
W jakich porach roku tak właściwie dzieje się ten
tekst? W pierwszym rozdziale nie wiadomo, na początku tego jest zimna, teraz w
połowie już wiosna… Piszesz o podróży, a każdy wie, że wraz z przemierzaniem
trasy, zmienia się zarówno otoczenie, jak i pogoda. Na to jednak potrzeba
znaczących odległości, ponieważ zmiany zachodzić będą stopniowo, powoli. W
twojej historii takie zmiany także następują, ale mocno niekonsekwentnie;
brakuje w tym logiki. Z obecnej wersji wynika, że wystarczy przebyć pieszo (!)
zaledwie kilka dni (!!), by z kraju utrzymującego się w klimacie zimowym bez
problemu znaleźć się w innej strefie klimatycznej (!!!). Zauważ, że idąc z
Warszawy do Krakowa po około 30 km dziennie, dotarłabyś tak w jakieś dwa
tygodnie, a strefa klimatyczna by się nie zmieniła (i nie mówimy o
mikroklimacie rządzącym się swoimi prawami). Ba, idąc z Gdańska do Pragi w
Czechach nadal byłabyś w tej samej strefie. Naprawdę długo musiała trwać cała
podróż, by klimat zmienił się tak bardzo. Oczywiście są miejsca astrefowe jak
choćby góry, ale to tak nie działa, że idziemy sobie tydzień i już zamiast
śniegu natrafiamy na kwitnące kwiaty i rwące strumyki. Chyba że tak naprawdę
Twoi bohaterowie nie żyją na świecie podobnym do Ziemi. Ale nawet jeśli, weźmy
za przykład Martinowskie Westeros – nawet tam mroźne zimy były na samej północy
kontynentu, a na południu występowały pustynie i susze, a droga z jednego
miejsca do drugiego trwała miesiące. Świat nie działa tak, że wystarczy pstryk
i śnieżyca ustępuje – komponenty przyrody oddziałują na siebie nieustannie i od
wielu czynników zależy to, jak kształtuje się klimat/roślinność/rzeźba terenu
or whatever, a zmiana jednego elementu wywołuje falę innych zmian w
funkcjonowaniu świata (tzw. sprzężenia zwrotne). Tworząc swój świat, musisz
mieć na uwadze to, że przyroda działa w określony sposób i nie możesz
kształtować wszystkiego tak, jak chcesz, tylko tak, jak pozwalają na to prawa
natury, nawet jeśli to twoje fantastyczne opowiadanie – twój świat, twoje kredki. Tylko że ten twój świat musiałby być
zupełnie inaczej skonstruowany niż Ziemia, a skutkiem tego pory roku musiałyby
trwać znacznie krócej i zmieniać się częściej, być może ludzie nawet
stworzyliby inny system odmierzania czasu? Trudno przewidzieć tego
konsekwencje, ale jakichś ram powinnaś się trzymać, jakiekolwiek powinnaś
wyznaczyć, żeby ta opowieść miała ręce i nogi.
Moja reakcja bardzo śmieszyła strażników, którzy
towarzyszyli mi na każdym kroku, odgradzając ode mnie zaciekawione spojrzenia
przechodzący koło nas przechodniom. – Spojrzenia
(czyje?) przechodzących przechodniów.
- Boicie się, że wybiję niewinnych mieszkańców? - zapytałem
ze zdziwieniem. // - Takie dano nam rozkazy - odpowiedzieli po raz kolejny,
podczas naszej podróży. // - Tak, tak... Czy to nie nudne być czyimiś
marionetkami? Nie myśleliście o wakacjach? – Cóż za wysmakowana próba
manipulacji.
Na ich miejscu też nie chciałbym rozmawiać z
człowiekiem, który potrafi zabijać tylko palcem (a zwłaszcza samym jego
koniuszkiem).
- Książę, podejdź proszę -
usłyszałem cichy głos blondyna, stojącego przy jednym z kolorowych straganów.
- Nazywam się Aleksander -
powiedziałem z uporem, podchodząc do mojego oprawcy.
Może to śmieszne, ale za wszelką cenę chciałem
odpowiednio się prezentować we wiszącym na mnie kocu i skórzanych rękawicach. W
istocie nie były to królewskie odzienia, lecz wiedziałem, że to nie szaty
zdobią człowieka, a jego postawa i godność. – Bardzo niefortunny szyk zdania
wyrażającego obawę księcia. Brzmi to tak, jakby cały problem polegał na tym, że
Aleksander potrafi zabijać tylko palcem, a czymś innym już nie.
Poza tym brniesz w coraz większy absurd. Książę w
ogóle nie ma instynktu przetrwania, co trudno usprawiedliwiać jego zmęczeniem
życiem czy żałobą. Idziesz też w bardzo sztampowym kierunku. Aleksander został
porwany i wisi nad nim groźba śmierci, a chłopak ma wielki problem z tym, jak
wrogi wojownik go nazywa, i myśli o totalnych bzdurach. Masz nietypowy pomysł
na tę postać – okej. Tylko zdaj sobie sprawę, że to na razie mocno antypatyczny
bohater, któremu nie sposób kibicować. Także nici z potencjalnego zaskoczenia,
bo tożsamość tajemniczego blondyna staje się coraz bardziej oczywista.
Bardzo trudno mi zrozumieć też, na jakiej podstawie
jeńcowi wojennemu kupuje się ubranie. Po co? Zabito mu ojca, wykpiono w jego
krainie, potraktowano niemal jak śmiecia, ale teraz nagle wszystko spoko. I
jeszcze Aleksander, który myśli, że: (...) czułem się w tym stroju cudownie.
Naprawdę…? Już wiem, co fabularnego czeka na mnie za rogiem. Podejrzewam, że
będzie brzmiało w stylu: ooo, zielonooki blondyn był smutny, gdy zabijał
dziewczynkę, a teraz kupuje mi ubranie, bo jest taaaaki miły… Tak to,
niestety, wygląda i wcale nie jest dobre.
Edit: jednak dzieje się szybciej, niż podejrzewałam:
- I co myślisz? - zapytałem,
odpowiednio mu się prezentując. – Co to jest, Top Model? Kolesie
właśnie zabili mu ojca, a jego samego prowadzą nie wiadomo dokąd i po co… to
świetna okazja, by zachowywać się jak na randce. Stosunek Aleksandra do jego,
bądź co bądź, porywaczy jest mocno niepokojący. Budowanie romansu na takich
podstawach może skończyć się romantyzowaniem syndromu sztokholmskiego i
promowaniem szkodliwych postaw, a tego zapewne nie chcesz. Pomyśl więc, co
książę sobą reprezentuje i czy o taki efekt ci chodziło. Chłopak musi być w
szoku, więc nieracjonalne decyzje i niemalże flirtowanie z wrogiem można jakoś
usprawiedliwić, ale wymaga to zdecydowanie większej subtelności z twojej strony.
Potencjał ma chociażby późniejszy wybuch płaczem z prozaicznego powodu. Ludzie
różnie reagują w sytuacjach stresowych i po przeżytej tragedii – to zrozumiałe.
Ale w tekście występują też wojownicy zachowujący się niekiedy jak na spacerze
z kumplem. Trudno uparcie szukać celowości w nielogicznym postępowaniu
dosłownie wszystkich bohaterów w twoim opowiadaniu. Absurdów jest po prostu
zbyt wiele.
- Nic ci przecież nie zrobię! - krzyknąłem, cofając
się o trzy kroki do tyłu. [akapit] Nie musiałem długo
czekać, [przecinek zbędny] na pieczenie oczu, a zaraz po nim, [przecinek
zbędny] na wypływające z nich potoki łez. – Wystarczyłby jeden potok. I
nie można cofać się do przodu.
On by nic mi nie zrobił. – Skąd ten
wniosek? W twoim opowiadaniu totalnie wszyscy proszą się o skrzywdzenie. Jeżeli
lepiej czujesz się w obyczajówkach i romansach, po co na siłę dobudowywać do
tego wojenne tło i mnożyć tragedie, skoro i tak zupełnie ignorujesz ich wpływ
na fabułę czy postaci? Obecną mieszankę trudno przełknąć.
Nie raz słyszałem historię, jak któryś z
moich przyjaciół oberwał od nich mieczem zza pleców. – Nieraz w
znaczeniu: wielokrotnie. Nie raz w znaczeniu: ze dwa razy. Tutaj
zdecydowanie bardziej pasuje pierwsza wersja.
Czułem się okropnie, kiedy dotarły do mnie słowa
rycerza. Nie wiedziałem, że moja ojczyzna jest tak postrzegana za granicą.
Naród, z którego od zawsze byłem tak dumny, teraz okazał się być okrutnym
potworem, czyhającym na cudzą śmierć. – Te dwa królestwa toczą ze sobą
wojnę, czego więc nasz drogi bohater się spodziewał? Ci z Ligny, których
regularnie wybijamy, są tacy super, aż wypiłbym z nimi piwo? Królestwo straciło
suwerenność, król został zamordowany, narratora porwano, ale, o mój borze
szumjoncy, reputacja! Aleksander ma większe problemy niż to, co sądzą o nim i
Lignie żołnierze Floressy.
W ogóle zastanawiające jest to, że Aleksander od razu
uwierzył w słowa jakiegoś pierwszego-lepszego rycerza. Gdyby ten mu powiedział,
że jego ojciec to kobieta z brodą, też by mu uwierzył z marszu? Aleksandrowi
nawet przez myśl nie przeszło, że po prostu na wrogim terenie mieszkają kłamcy
i tacy sami, jak nie lepsi, mordercy.
Niby Aleksander zna jedynie wojenne realia, nigdy nie
zaznał pokoju, ale jednocześnie można odnieść wrażenie, że niczym dziecko we
mgle dopiero odkrywa to, jak działa wojna i co się z tym wiąże. Źle mówią i, o
zgrozo, na tej wojnie to się nawet zabijają. Kto by pomyślał!
Pachołki postąpiły zgodnie z rozkazem dowódcy.
– Jakim
cudem Aleksander nie domyśla się tożsamości chłopaka, który jest mniej więcej w
jego wieku i którego wszyscy słuchają bez mrugnięcia okiem? Dodatkowo ogłupiasz
tym bohatera. Wiem już, że książę brał średnio aktywny udział w życiu
politycznym królestwa, ale powinien umieć dodać dwa do dwóch. Zamiast tego woli
nazywać pachołkami żołnierzy, jakby nie wiedział, jaki typ organizacji
charakteryzuje formacje zbrojne i na czym polega rola dowódcy. I czy Aleksander
nie odebrał absolutnie żadnego wykształcenia na dworze? Nie uczył się walki,
poniekąd to zrozumiałe, biorąc pod uwagę jego dar, ale czy nie uczył się też
niczego o polityce? Niczym ta księżniczka zamknięta w wieży siedział i z nudów
czytał powieści, od czasu do czasu dla urozmaicenia rzucając monetami w
tańczący plebs? Przecież czegoś musiał się nauczyć. I czemu żołnierze
nie zwracają się do swojego dowódcy odpowiednią tytulaturą? Cały czas mówią
bezosobowo?
Nocleg nie zapowiadał się na zbyt wygodny. Moim
pięciogwiazdkowym hotelem okazała się być dziurawa stajnia, a luksusowym
pokojem - niewysprzątanym boksem przeznaczonym dla koni. – On tak na
poważnie? Tak tylko przypominam, że towarzyszący mu ludzie to ci sami, którzy
włamali się do niego nocą, porwali, zabili mu ojca i prawdopodobnie skrzywdzili
wielu mieszkańców Ligny (na której króla, zakładając dziedziczność tronu,
Aleksander zapewne byłby koronowany). Książę cały czas obwinia się o wybuch
wojny, na który nie miał przecież faktycznego wpływu, ale nie zmienia tego, co
może, nie podejmuje działania, nie próbuje drogi dyplomatycznej. Zamiast tego
zupełnie bezmyślnie pyskuje oprawcom. Brawo dla niego.
Poza tym najpierw wakacje, teraz hotel.
Nie gospoda, zajazd, austeria czy co tam jeszcze to by mogło być, tylko
najzwyklejszy hotel. I to jeszcze z kategoryzacją gwiazdek, którą przecież
wymyślono znacznie później niż w średniowieczu.
Już pomijając to, że w pierwszej lepszej wiosce raczej
trudno o luksusową gospodę.
Czy Aleksander był zamknięty w tym boksie sam? Czy
nikt go nie pilnował? Dlaczego nie spróbował uciec?
Nie były one spowodowane wyłącznie fetorem łajna, ale
i mojego samopoczucia. – Fetorem samopoczucia? Chyba nie. Raczej: moim
samopoczuciem.
Czy zasługiwałem w ogóle na coś tak trywialnego? Nie
powinienem zginąć? Tak[,] ułatwiłoby to innym życie. – W jaki
sposób? Już po ptakach, wojna wybuchła i toczy się nieprzerwanie od lat. Z
tego, co wiemy, jedynym rozwiązaniem, by wojna nie miała miejsca, były
narodziny dziewczynki. Jakiekolwiek inne opcje, nawet śmierć księcia, niczego
by nie ułatwiły i Aleksander to wie, bo już o tym wspominał. Zresztą po jego
śmierci kto zostałby królem? Wrogie królestwo nie zechciałoby wtedy zagarnąć
nowych ziem? Gdzie plusy takiego scenariusza?
Blondyn w nikłym świetle wyglądał bardzo zjawiskowo. – Przy
takich okolicznościach podobne stwierdzenia są wręcz niesmaczne.
- Jak się nazywasz?
- Samuel.
- Dzięki, że mi zaufałeś[,] Sami
(...). – Co to za spoufalanie się? Szczególnie biorąc pod uwagę
okoliczności spotkania dwóch głównych bohaterów, ich relacja rozwija się
zdecydowanie zbyt szybko. Nie zdążyli się poznać, by móc spojrzeć na wojnę z
punktu widzenia drugiej strony i zobaczyć bezsens tego rozlewu krwi, co
potencjalnie mogłoby doprowadzić do nawiązania więzi. Za to chłopcy zachowują
się tak, jakby już zapomnieli o tym, co stało się w poprzednim rozdziale… bo
trzeba romansować. Pomyśl nad wiarygodnością psychologiczną swoich bohaterów –
zastanów się, jakie mają priorytety i motywacje oraz jak to pokazać w
opowiadaniu, by poruszyć osobę czytającą. Obecnie to zdrobnienie oraz otoczka
romantyzmu i zjawiskowości nasunęły mi na myśl, że może wcale nie piszesz tego
opowiadania aż tak na poważnie.
Rozdział 3
Ostre promienie słońca napierały na głowy sześciu
podróżników, powodując tym samym ich jeszcze większe zmęczenie. Wysoka
temperatura i bezchmurne niebo wcale nie ułatwiały im zadania pokonania
kolejnych pięćdziesięciu kilometrów przed zachodem słońca. – To jakim
tempem oni idą, zważywszy, że muszą robić postoje? Biorę także pod uwagę, że
Aleksander niejednokrotnie zwraca uwagę na brak profesjonalizmu żołnierzy i ich
kiepskie umiejętności – chociaż nie wiem, na jakiej podstawie wyciągnięto takie
wnioski. Brakuje ci konsekwencji.
Inna wątpliwa kwestia: to jeszcze narracja
pierwszoosobowa czy już trzecioosobowa? Aleksander tak opisuje rzeczywistość
dookoła niego, jakby go nie dotyczyła, był ponad to. Jego sformułowania
bardziej przypominają obiektywnego reportera, który wraz z operatorem kamery
śledzi podróżników.
- Daleko jeszcze? - zapytał
jeden z żołnierzy, zerkając na swojego dowódcę spojrzeniem zbitego psa. – Dlaczego
wyszkolony żołnierz zachowuje się jak dzieciak na biwaku z rodzicami? I
dlaczego nie zna drogi, skoro prowadzi ona do jego własnego królestwa? Dopiero
co pokonywał ją w drugą stronę i zapewne nie pierwszy raz, biorąc pod uwagę
wojnę toczącą się między Floressą a Ligną.
Król sam gadał, że pragnie
widzieć syna swojego największego wroga, nim przystąpi do podbijania innych
ziem. – Król sam gadał? Przeczytaj ten fragment na głos i sprawdź, jak on
brzmi. Wręcz śmiesznie, prawda? Brak przemyślenia stylizacji językowej
zdecydowanie zaburza odbiór twojego tekstu i dodaje mu zapewne niepożądanych cech
komizmu.
- Dosyć! - krzyknął blondyn, patrząc surowo na
wychodzącego przed szereg żołnierza - Jeszcze raz zwątpisz w moje przywództwo,
a skończysz na szubienicy w przeciągu najbliższych godzin. – Samo to,
że musi ich upominać jak dzieci i straszyć karą, świadczy o tym, że słaby z
niego przywódca.
Spojrzałem zmęczony na przywódcę oddziału. Zdziwił
mnie jego nagły wybuch złości. Czyżby był w sytuacji podbramkowej? Ja
często reagowałem podobnie, gdy nie udawało sprostać mi się oczekiwaniom ojca.
– Nie sądzę, żeby w tamtych czasach używano sformułowań typu „sytuacja
podbramkowa”. Musisz pamiętać o stylizacji. Do tego zupełnie dziwią mnie takie
przemyślenia. Ledwo chwilę temu Aleksander opisywał, jak to wszyscy są znużeni,
spoceni i zniechęceni podróżą, więc gdy przywódca reaguje krzykiem na głupie
gadanie podwładnego, pierwszą tego przyczyną, która przychodzi mi do głowy,
jest właśnie zmęczenie. Myśli Aleksandra poszły tutaj w jakimś wydumanym kierunku.
Podróż trwająca dziesięć dni stanowiła duże wyzwanie
dla kupców, a my byliśmy tylko garstkę średnio wyszkolonych
wojowników. – Garstką. Aleksander znów wróży z fusów albo
wszystkie interesujące rozmowy są przeprowadzane gdzieś poza kadrem. I jakie my?
Czemu książę utożsamia się z grupą porywających go ludzi? To mocno niepokojące,
zwłaszcza że nie wygląda na celowy zabieg służący ukazaniu niezdrowego radzenia
sobie z problemami. W dodatku nazywa się wojownikiem, a przecież dobrze wie, że
nie potrafi walczyć, nigdy nie był na froncie.
No właśnie, podróżuje z obcymi wojownikami i ani się
nie stresuje, ani nie obawia, wydaje się odnajdywać w co najmniej niepokojącej
sytuacji. Bardzo dziwne.
Jestem tylko ciekaw[,] jakim przydupasem króla musi
być, skoro otrzymał rozkaz zamordowania władcy Ligny. – To żołnierze także
nie wiedzą, kim jest Samuel? Gdzie oni wszyscy żyją, że nie rozpoznają księcia?
Pomysł ukrywania tożsamości dziedzica zarówno w Lignie, jak i Floressie, jest
mocno naciągany. Dlaczego zdecydowałaś się na podobne rozwiązanie fabularne?
Nie wierzę, że nie miałaś innego pomysłu i nie chciałabyś trochę podkręcić
fabuły. Nie byłoby ciekawiej, gdyby obaj królowie mieli inne podejście do
swoich synów, a, w konsekwencji, książęta inne doświadczenia? Liczę, że później
wyjaśni się jeszcze, dlaczego poddani nie znają Samuela. Tym bardziej że Samuel
musiał urodzić się pierwszy, skoro w Lignie według umowy liczono na
dziewczynkę. O ile ukrywanie Aleksandra przez rozzłoszczonym tłumem mieszczan
jeszcze da się logicznie obronić, o tyle nie za bardzo widzę powód, by ukrywać
tożsamość przyszłego władcy Floressy.
Nie spodziewałem się, iż chłopak, który jeszcze
wczoraj wyglądał w moich oczach na najbardziej niewinne stworzenie na świecie,
mógłby babrać się w jakiś ciemnych interesach. Jaki miałby w tym cel?
Naiwność Aleksandra aż razi po oczach. Jak on się
uchował w trakcie wojny? Nie zapominajmy, że myśli w taki sposób o kimś, kto
zabił niewinną dziewczynkę, ba!, zabił mu ojca. Wiem, że wciąż to wypominam,
ale to wręcz niemożliwe, że Aleksander wcale nie bierze tego pod uwagę!!
A król nie wpadł chociażby na pomysł, by inny
młodzieniec w podobnym wieku udawał księcia i zaczął działać? Jakby coś mu się
stało, to… trudno. Chowanie się po kątach zupełnie niczemu nie przysłużyło.
Odnośnie do ostatniego pytania: cała rozmowa jest o tym, dlaczego jakiś
dzieciak ma względy u króla, więc…
Nowa pozytywna energia otoczyła nasz mały oddział i
tchnęła w nas nową nadzieję. Przebyliśmy las w rekordowym tempie, a
następnie otrzymaliśmy nagrodę w postaci suchego schronienia, ciepłego jedzenia
i czystej wody. W tamtym momencie nie byłbym w stanie być bardziej wdzięczny
i zaspokojony. – Nasz mały oddział? Nadzieja? Wdzięczny i
zaspokojony? Czy ktoś mógłby przypomnieć Aleksandrowi, co się właśnie
dzieje? Żołnierze równie dobrze mogą prowadzić go na publiczne ścięcie albo do
króla, który dopiero wyda taki rozkaz. Bo w sumie po co władcy byłby potrzebny
dziedzic kraju, który już został wcielony do Floressy? Strasznie dziwne jest to
całe przedstawienie. Tyle lat Floressa toczyła wojnę z Ligną, a gdy wygrała,
nagle ma mieć szacunek do kogoś, kto nie udzielał się w żaden sposób, nie
uczestniczył w wojnie, w polityce, w niczym? Kogo w Lignie nawet nie znano...? Z
całą pewnością wyprawa nie ma celów turystycznych, a mieszkańcy Floressy
zapewne nie upieką tortu odnalezionemu po latach księciu, który w pewnym sensie
doprowadził do wybuchu straszliwej (podobno) wojny, bo nie urodził się
dziewczynką.
Aleksander zwraca uwagę na niewielką okazałość miasteczka,
a przecież w swoim królestwie na co dzień mierzył się z biedotą ludu, więc nie
powinien mieć, cóż, niewielkich oczekiwań? Ma to związek z tym, że wcześniej
wspominałaś o bogactwach Floressy? Ewidentnie brakuje czegoś, co pozwoliłoby mi
zrozumieć, jak to wszystko funkcjonuje. Ile można sobie dopowiadać, opierając
się o inne utwory utrzymane w podobnym klimacie? Po drugie, książę powinien
jakoś reagować na nieznane – zwłaszcza że jest narratorem. Wcześniej ironicznie
komentował posłanie w stodole, a teraz jest nagle apatyczny i widok miasteczka
we Floressie nie wzbudza w nim większych emocji. Przez to osoba czytająca też
nie ma się co ekscytować, bać czy dziwić. Floressa czy Ligna – jedno i samo.
Jedyny bar znajdujący się w jego
centrum stanowił jedyną atrakcję poza niewielkim targiem, znajdującym
się na jego obrzeżach. – Bar? Rozumiem karczma, oberża, ale bar? Poza tym no
litości, kiedyś miasta wyglądały inaczej. Nie każda miejscowość mogła sobie pozwolić
na karczmę. Jakoś nie umiem wyczuć, czy te powtórzenia są celowe.
Tutejsza ludność nie była zbyt zadowolona, kiedy
dowiedziała się, że nasz poczet wraca z Ligny wraz z więźniem, w postaci
mojej osoby. – A to ci niespodzianka. Poza tym oni tak idą i
krzyczą, że oto są i prowadzą księcia Ligny? W jakim celu? Nie zamierzają,
przynajmniej na razie, zabijać Aleksandra, tylko prowadzą go do króla, więc
domyślam się, że powinni być ostrożni? W końcu np. mieszkaniec wsi – chociażby
żądny zemsty, bo w trakcie wojny żołnierze Ligny zamordowali bliską mu osobę –
mógłby próbować odbić albo zamordować księcia. Co wtedy? Dlaczego żołnierze nie
przewidują podobnych sytuacji i nie próbują im zapobiec? Naprawdę nie widzę
plusów informowania poddanych o tożsamości więźnia. A jeśli nie krzyczeli, to
skąd mieszkańcy mieliby wiedzieć? Przecież nie puścili wcześniej gońca.
W końcu kto cieszyłby się na wieść, że w jego wiosce
znajduje się na tyle ważna (tudzież jak inni myśleli, niebezpieczna) persona?
Już nawet nie wiem, czy jest sens pogrubiać ci to
słowo i tłumaczyć, że zupełnie nie oddaje atmosfery średniowiecza. To jest
jeden z tych momentów, kiedy zaczynam brać pod uwagę, że być może piszesz tak
celowo, z pełną premedytacją, aby… w sumie nawet nie wiem co. Sprowokować
odbiorcę?
- Poszczęściło ci się dzisiaj kicek, co? Sam otrzymasz
jeden wielki pokój, a ja wraz z pozostałymi chłopakami, będziemy cisnęli się na
tak małym metrażu... - mruknął do mnie wściekły strażnik. – Kiedyś
oberże/karczmy nie były jak dzisiejsze hotele. Nie miały nie wiadomo ilu
pokojów, bardziej kilka posłań (bo nawet nie łóżek) w jednym pokoju. Słowo metraż
też nie było aż tak popularne z prostej przyczyny – w ówczesnych czasach
nie obowiązywała taka jednostka jak metr.
- Zapewniam cię, że możesz spać ze mną - powiedziałem,
odwracając się do niego znad talerza z ciepłą, słodką breją, mającą udawać
owsiankę - Jutro obudzisz się w szczęśliwszym świecie. – Czemu
twoje postacie zachowują się tak niemądrze? Aleksander powinien wiedzieć, w
jakiej znajduje się sytuacji i że strażnicy są mu raczej nieprzychylni, prawda?
Dlaczego więc prowokuje jednego z nich?
Skuliłem się szybko, osłaniają głowę ramionami,
by jak najbardziej zminimalizować ewentualne obrażenia. – Osłaniając.
Sam Aleksander zachowuje się coraz bardziej beztrosko,
pyskując żołnierzom, jak gdyby nigdy nic. Wydaje ci się to wiarygodne
psychologicznie? Chorujący ojciec to nie to samo co zamordowany, a i śmiercią
dziewczynki z drugiego rozdziału książę podobno się przejął. Właśnie. Podobno.
Zapewne nie ilustrują tego ani flirty, ani spacerki. A chwilowa słabość w
trakcie rozmowy z Samuelem? To tylko podręcznikowe frazesy, w które trudno
uwierzyć. Także labilność emocjonalną należy ukazywać z pomysłem, bo osoba
czytająca od razu wyczuwa, co jest celowe, a co, cóż, po prostu nie wyszło tak,
jak sobie zaplanowałaś. Wiek głównego bohatera to nadal zagadka, bo w
zdecydowanej większości scen przypomina on wyjątkowo dramatycznego dzieciaka,
ale resztki logiki mimo wszystko wskazują na co najmniej starszego nastolatka.
- Ja tylko chciałem pokazać naszemu pupilkowi[,] jak
powinien się bronić - mruknął wojak, niepewnie na mnie patrząc - Wie dowódca
parę prostych i sierpowych... tak dla przykładu! - odparł zakańczając swoją
wypowiedź niezręcznym śmiechem. – Generalnie rycerz w średniowieczu to
raczej nie taki pierwszy chłop z pola. Rycerze zwykle byli choć trochę wykształceni,
nierzadko pochodzili ze szlachetnych rodów. Tymczasem ci w twoim opowiadaniu
zachowują się jak barczyste przygłupki. Dlaczego nie tworzysz mądrych i
ciekawych bohaterów? Nie tylko główne postacie mogą błyszczeć w tekście.
Dlaczego jesteś miły dla kogoś takiego jak ja? Mógłbym
cię w każdej chwili zabić. A ty? Zamiast pokazać mi, gdzie moje
miejsce, dajesz mi w zamian prywatną sypialnię. – Myślisz,
że to jest najdziwniejsze w relacji wspomnianej dwójki? No i naprawdę nie
sądzę, by Aleksander mógł kogokolwiek celowo zabić i myślę, że Sam też dawno
już się tego domyślił. Pamiętasz jeszcze scenę w książęcej komnacie? Aleksander
nie chciał wcale zabić najemnika, mocno przejął się jego śmiercią, posłusznie
przywdział rękawiczki. Sam to widział i, wierzę, że chociaż on potrafi dodać
dwa do dwóch.
- Pójdziemy na spacer? // - Tak bez straży?
Naprawdę na tyle mi ufasz? // - A może specjalnie chcę zostać z tobą sam na
sam, gdyż liczę na to, że mnie zabijesz i nie będę musiał wracać do domu? -
odpowiedział pytaniem, po czym wstał od stołu. // -Twoje życie nie może być aż
tak tragiczne. // - Zdziwiłbyś się. – Czy Samuel właśnie zaprasza
swojego więźnia na spacer? Nie widzisz, jakie to absurdalne? Poza tym czy
naprawdę musimy przechodzić przez licytowanie się, kto ma gorzej? To dopiero
trzeci rozdział. Dwa w tył książę jeszcze miał swój dom, swoje miasteczko,
znajomą rutynę, w miarę spokojne życie; półtorej – został porwany. Ledwo jedną
notkę temu zabito mu ojca, by teraz zachowywał się w ten sposób… Widzę, ile
rozdziałów przede mną i zastanawiam się, co się w nich znajduje, skoro już
tutaj bohaterowie z wrogich sobie obozów stają się sobie dość bliscy. Wyobrażam
sobie, że w następnych już tylko schodzą się i rozchodzą jak w operze
mydlanej.
I dlaczego Aleksander po otrzymaniu świeżych ubrań nie
poszedł się umyć? Przecież po maszerowaniu przez długi czas w tych samych
łachmanach, spaniu na ziemi i niezbyt miłemu traktowaniu musiał być brudny i
nie pachnieć zbyt przyjemnie.
Las, w którego stronę zmierzaliśmy, wydawał się być
wycięty z baśni czytanych mi za młodu przez niańki. Historie często posiadały
motywy magicznych stworzeń. Pamiętam, że w tamtym okresie specjalnie zapadła mi
w pamięci historia o wróżkach, ratujących rycerza, spadającego w bezdenną
otchłań. Choć były małe i słabe z pomocą ich całej rodziny, były w stanie
uratować wojaka, który w zamian obiecał im ochronę. Do dziś nie
wierzyłem, iż miejsca przedstawione w baśniach naprawdę istnieją. – Ale
przecież bohater nie spotkał w tym lesie żadnych wróżek. To po prostu las. Poza
tym Aleksander wychował się w Lignie, a ta przecież miała naprawdę sporo
terenów zalesionych, właściwie ją całą otaczały lasy. Naprawdę akurat teraz,
akurat tutaj na spacerze Aleksander dostrzegł wyjątkową aurę otoczenia, które
właściwie nie różniło się od tego, które miał całe życie pod domem? (Chyba że
pod względem pogody). Jeśli jedna kraina
znajdowała się w strefie klimatycznej ze śnieżycami, to pewnie była tam tajga,
a jeśli w drugiej jest ciepło – obstawiam grądy, może olsy, łęgi nad rzeką czy
jeziorem; roślinność liściastą charakterystyczną dla lasów mieszanych klimatu
umiarkowanego. Ale to też warto byłoby opisać. Nie napisałaś, czym
różnił się akurat ten las od innych lasów. Może rosły w nim inne drzewa – może
w ogóle był to las mieszany, pewnie z przewagą liściastego, patrząc na klimat,
a wokół Ligny rosły tylko iglaste? Chodzisz po linii najmniejszego oporu, bo mówisz
A, nie dopowiadając B; wmawiasz mi, że coś jest wyjątkowe, ale czym się
charakteryzuje – to dopowiedzieć muszę sobie sama.
- Jutro wieczorem dojedziemy do stolicy. Proszę cię[,] byś
nie myślał o żadnych podejrzanych ruchach… // - Jakich podejrzanych ruchach?! -
oburzyłem się, patrząc na niego. – Dlaczego Aleksander się dziwi? Przed
chwilą prowokował żołnierza, więc Samuel tak naprawdę udzielił mu bardzo dobrej
rady.
(...) krzyknąłem[,] czując absurdalny strach o
ludzi zamieszkujących te tereny. Dlaczego się o nich martwiłem? W końcu to byli
moi wrogowie, ja nie powinienem… – To teoretycznie dynamiczna scena, więc
dlaczego Aleksander nie działa instynktownie, tylko pogrąża się w myślach?
Krótkie, urywane myśli obrazujące chaos w głowie uczyniłyby scenę żywszą i
wiarygodniejszą. Niestety wciąż nie wykorzystujesz potencjału narracji
pierwszoosobowej. Może to kwestia wprawy, a może to po prostu nie twoja bajka i
przy kolejnej okazji spróbujesz swoich sił w teoretycznie przyjaźniejszej
trzecioosobówce.
Karczma, w której mieliśmy nocować[,]
paliła się niczym polane benzyną drewno. – Skąd tam benzyna?
Przecież Aleksander nie ma prawa znać czegoś takiego, bo to zupełnie nie te
czasy.
Książę ma prawo nie popierać wojny i pragnąć jej
zakończenia, ale zabieganie o zakumplowanie się z wrogiem (kilka dni po
tragicznych wydarzeniach w Lignie) wypada absurdalnie. Jeżeli chcesz ukazać
wrażliwość Aleksandra i jego chęć zmian, to czy nie powinien on rozmawiać o
pokoju, proponować nowych rozwiązań? W końcu gdy opuszczał Lignę, wspominał o
pozostałych tam ludziach, którzy obserwowali razem z nim śmierć króla. Co się z
nimi stało? Jeśli wszyscy zostali zabici, nie mogę pojąć, dlaczego nie zabito
księcia. Jeśli przeżyli, czy książę nie powinien o nich pamiętać? Rozdawał im
pieniądze, współczuł im ubóstwa, głodu i wszystkich nieszczęść. Tak mocno
zarzekał się, że chce dla nich lepszego jutra, ale pragnienie to uleciało jak
ten wspomniany już motyl, gdy tylko na horyzoncie pojawiło się coś bardziej
kolorowego. Samym nicnierobieniem Aleksander nie zbawi świata. To bardzo bierna
postać, która widzi problemy tam, gdzie ich nie ma, a nie dostrzega
oczywistości.
Choć studnia nie była daleko[,]
ciężko było ugasić wciąż nowo to powstające płomienie. Ich siła była pewnie
spowodowana przez alkohol, będący w karczmie. Tak dużo ludzi przez nań
zginie. – Żeby alkohol wzmagał płomienie, musiałby być naprawdę
wysokoprocentowy. Ani piwo, ani wino takie nie są. Edit: ach, dalej jest
informacja o wódce, ale na litość, oni nie znali wtedy wódki ani technologii do
jej wytwarzania… Faktycznie do obiegu wódka weszła może gdzieś w XVI
wieku. Benzyna – w XIX.
(...) wyszeptał, kładąc mi rękę na ramieniu. – Zgubiłaś
podmiot. Osoba czytająca nie ma się domyślać, że pewnie powiedział to Samuel.
Dlaczego urodziłem się jako książę? Nie nadawałem się
na niego. – Owszem, nie nadaje się. Gdzie jego wykształcenie? Ogłada? Maniery?
Żeby ogień pokonał wyszkolonych wojowników... Nie mogę
tego pojąć (...). – A co mieli zrobić? Samuel to kolejny książę, który
nie ma pojęcia o niczym, tylko narzeka? On i Aleksander robią się do siebie
coraz bardziej podobni, ale jednocześnie żaden z nich nie ma konkretnego
charakteru. Dlatego też trudno im chociażby współczuć, mimo że teoretycznie
obaj znajdują się w ciężkiej sytuacji i na owo współczucie zasługują.
- Jak dobrze, że przynajmniej ty ocalałeś... Żeby
ogień pokonał wyszkolonych wojowników... Nie mogę tego pojąć - powiedział
rozdrażniony - Przygotuj konie i prowiant na drogę. Natychmiast wyruszamy do
stolicy. – Ach, więc jednak mają konie? Wcześniej odniosłam wrażenie, że szli na
piechotę. No i, litości, jeśli jechali bez przerwy kilka dni i nocy, zanim się
zatrzymali, te konie powinny dawno paść.
Czy oni tak po prostu sobie z tej wioski pójdą? Czy
królewski syn nie powinien jakoś zapłacić za straty? Wypną się na tych ludzi,
mimo że oficjalnie łkają, jak to jest im ich szkoda? I, na bora, proszę,
zaprzestań nazywania Samuela blondynem. Znam jego imię, Aleksander
również je już poznał. Prowadzisz tekst w narracji pierwszoosobowej, więc to
tak, jakby książę określał w ten sposób Sama w swojej głowie. Też tak robisz?
Widząc się z koleżanką, nazywasz ją szatynką czy rudowłosą,
zamiast po imieniu lub ksywką...?
Potrafiłem tylko cierpieć razem z innymi ofiarami,
choć sam w tamtym momencie nikogo nie straciłem. – W obliczu
tego, że opowiadanie gna na łeb na szyję, Aleksandrze, nie martw się, za moment
ci przejdzie.
Niestety nawet ci, którzy nie ulegli całkowitemu
spaleniu, nie przeżyli pożaru. Zabił ich dym. – Próżno
szukać tego, jak Aleksander odbiera otoczenie, a nawet i opisów tego, co się
wokół chłopaka znajduje, za to oczywistości podobne do powyższej mnożą się jak
grzyby po deszczu. Nie musisz tak dopowiadać, naprawdę. Osoba czytająca będzie
wdzięczna za więcej zaufania.
Co teraz działo się z ludźmi tam mieszkającymi? Czy
wojska Floressy unicestwiły tych, którzy postanowili się sprzeciwić nowej
władzy? Czy skończyli jak ta niewinna dziewczynka? – Nareszcie
widać, że Aleksander coś tam jeszcze myśli o swoim królestwie. Stanowczo
brakuje podobnych fragmentów, bo robią dobrą robotę. Nie można ich zastępować
pustymi wnioskami, których nic nie potwierdza. Mam nadzieję, że już widzisz
różnicę między tymi dwoma podejściami i sama potrafisz dostrzegać błędy
narracyjne.
- Panie[,] oto konie - mruknął strażnik,
podchodząc do nas z dwoma zwierzętami załadowanymi kocami i pożywieniem.
- Dlaczego tylko dwa? - zapytał bez emocji Samuel.
- Panie, nie chciałeś chyba dać więźniowi osobnego
konia!
- Chciałem - mruknął[.] -
Mniejsza z tym. Nie mamy na to czasu - mruknął, podnosząc się z ziemi -
Jedziesz ze mną książę.
- Ależ! - krzyknął przerażony Frank. – Ależ to
jest okropny imperatyw! Przed chwilą czytałam, że: (...) niedługo będzie się
ściemniać. (...) Pojedziemy w nocy. – Więc de facto było jeszcze trochę
czasu, żeby spokojnie przygotować trzeciego konia. To nie trwa nie wiadomo jak
długo. Widać, jak bardzo na siłę dążysz do tego, by bohaterowie przebywali ze
sobą blisko i coraz dłużej. Nie odstępują siebie o krok od dwóch notek i to
jest mocno podejrzane, bo ich koleżeństwo nie miało czasu, by się realistycznie
rozwinąć. Mam wrażenie, że chłopaki lubią się już od pierwszego spojrzenia, odkąd
tylko PewienBlondyn wszedł do książęcej komnaty. Poza tym wspólnie uczestniczą
we wszystkim, Aleksander odkąd został porwany praktycznie nie ma sekundy dla
siebie, Sam przeszkadza mu w odpoczynku po podróży, wbijając mu do boksu, czy
obserwując, jak je owsiankę. Po co? Czy dowódca rycerzy naprawdę nie ma zupełnie
nic do roboty?
Po raz pierwszy od chwili porwania czułem się gotów na
spotkanie króla Floressy. Osoby obarczonej odpowiedzialnością za wszystko[,] co w
ciągu ostatnich lat spotkało moją ojczyznę. – Gdzie emocje z tym związane?
Dlaczego ich tak szczędzisz? Na plus, że w głowie Aleksandra pojawia się
(wreszcie!) logiczna myśl. Oby się rozwinęła, bo kończąc tak rozdział, dajesz
nadzieję na przełom w kolejnym poście. Niestety po trzech notkach nie widać
progresu – błędy są powtarzalne, a fabuła niby się rozwija, ale w oczy rzucają
się przede wszystkim nagromadzone w niej nieścisłości, które utrudniają i
odbiór tekstu, i rozpędzony w stronę zachodzącego słońca wątek romantyczny.
Mogło być nieźle – opowieści o wielkim przeznaczeniu potrafią dawać
nieoczekiwaną ilość frajdy – jednak jeszcze dużo pracy przed tobą. Oby ta ocena
dobrze cię ukierunkowała.
Rozdział 4
- Mamo... - wyszeptałem, a po mojej twarzy zaczynały
spływać potokiem strużki łez. Czułem, że śniąca mi się kobieta, urodziła
mnie i zapłaciła za to najwyższą cenę. – Lepiej: zapłaciła najwyższą
cenę za urodzenie mnie. W twojej wersji brzmi, jakby Aleksander
podejrzewał, że własna matka go urodziła… wow.
Koszmary związane z rodzicielką księcia dobrze
obrazują jego tęsknotę, a także nieustanne poczucie winy. Nie musisz więc
wprost informować o wyrzutach sumienia dręczących Aleksandra. Pomyśl też, jak
scena ze snem sprawdziłaby się wcześniej, a dokładniej przed wyjawieniem daru
księcia. Nie byłoby ciekawiej? Widzieć więdnące kwiaty, przerażenie matki
Aleksandra i zastanawiać, co się właśnie dzieje... To tylko sugerowane
rozwiązanie, które ma ci pokazać, że często nie opłaca się od razu odkrywać
wszystkich kart. Dodatkowo dokładniejsze zaplanowanie historii dałoby ci
większą kontrolę nad nią. Mogłabyś chociażby pochylić się na chwilę nad sceną
snu i pomyśleć, czy nie wywołałaby lepszego efektu wcześniej… albo właśnie
później i w innych okolicznościach, np. jako przerywnik służący spowolnieniu
fabuły.
W domu, w którym zostałem wychowany[,] ojciec
nie było żadnych jej zdjęć. – Po pierwsze, nie wiem, co ten ojciec
tam robi, a po drugie, to nie umieściłaś czasem akcji opowiadania w
średniowieczu czy podobnych realiach? Skąd więc te zdjęcia?
Nawet podczas przygotowań do Pierwszej Wojny Między
Kondygnacyjnej stanowiła oazę spokoju i często pomagała mojemu ojcu w
chłodnym rozróżnianiu faktów, które mogły zaszkodzić lub pomóc Lignie. – Międzykondygnacyjnej.
Dlaczego tak istotna nazwa pada dopiero w czwartym rozdziale?
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nadal jedziemy w
kierunku Flory, stolicy państwa do niedawna toczącego z Ligną walkę.
–
Zaprzestano regularnych walk? Nie uznałaś za stosowne wspomnieć o tym
wcześniej? Zamordowano króla, prawdopodobnie napadnięto najbliżej mieszkających
poddanych – to wiemy. Ale nie wspomniałaś o dalszych konsekwencjach. A tu znowu
Aleksander jak od niechcenia rzuca bardzo istotną informacją, wcześniej ani nie
zastanawiając się nad obecnym stanem wojny, ani tym bardziej nie martwiąc o
swój lud. I skąd tu nagle Flora? To w końcu Flora, Floressa czy Floresa?
Czy, jadąc za plecami Samuela, śpiący Aleksander nie
powinien obawiać się o to, że opadnie na niego twarzą i przypadkiem go dotknie?
A przez to zabije?
- Nie wyglądasz zbyt dobrze... - mruknął, z powrotem
kierując wzrok przed siebie. – Jakim cudem Samuel odwrócił się na
tyle, by zobaczyć Aleksandra, skoro obaj siedzieli na koniu? Przecież nie miał
szyi jak sowa, która może obracać głowę o 180 stopni. I, jak wyżej, nie bał
się, że może przez przypadek dotknąć księcia? Przecież w jego komnacie, gdy
Aleksander przypadkowo zabił najemnika-włamywacza, Samuel stał realnie
przerażony. Już o tym zapomniał?
Ludzie kiedy tylko mogli weselili się, a otaczający
ich krajobraz niezwykle oddziaływał na zmysł wzroku. – To co to
za wojna, skoro tak właściwie mało kogo dotyka bezpośrednio? Trudno uwierzyć w
jej straszliwość, nad którą tak się rozwodziłaś w prologu. W pierwszych dwóch
rozdziałach poruszyłaś problem biedy w miasteczku, po czym dałaś sobie spokój z
odwzorowywaniem realiów wojny. W tej chwili wygląda to tak, jakby jej skutki
dotykały jedynie Ligny. Przecież Flora/Floresa/Floressa nie ma skarbca bez dna
i nieskończonych zasobów ludzkich.
Moja twarz została naznaczona lekkim uśmiechem.
Cieszyłem się, że trafiłem na młodego przywódcę, który potrafił mi zaufać. – Jako
doświadczony książę Aleksander powinien to zachowanie określić jako głupie.
Wszak książę ma niebezpieczny dar, którego w każdej chwili może użyć. Niestety
Aleksander nie jest w żaden sposób taktycznie przygotowany do prowadzenia wojny
(w realiach której przyszło mu przecież żyć, w końcu nie zna nic innego).
Jedyne, co robił, to czytał książki (i to nie takie, które pomogłyby mu nauczyć
się polityki czy historii).
Nie byłbym w stanie tak długiej drogi pokonać za
pomocą własnych nóg. – Oczywiście, że nie. Ale podobno jego oprawcom
zależało na tym, by dotarł do króla Flory/Floresy/Floressy w jednym kawałku.
Tymczasem wyglądało na to, że robią wszystko, by jednak umarł z
wycieńczenia/głodu/zimna/na jakąś chorobę.
Może to zagranie blondyna było tylko próbą zmienienia
postrzegania przeze mnie jego ojczyzny? – Tylko po co? Floressa niemalże
wygrała wojnę, czyli sojusz jej się nie opłaca, a więc w jakim celu przekonywać
do czegokolwiek nieznanego nikomu księcia Ligny? Samuel może i ma zapędy
pacyfistyczne, ale nie zwalnia go to z logicznego myślenia. Tym bardziej że
jest przywódcą… który ciągle nawala. Król Floressy także podejmuje mało
racjonalne decyzje, skoro kieruje się uczuciami względem syna, zamiast zwracać
uwagę na faktyczne umiejętności Samuela-żołnierza.
Naprawdę byłabym w stanie choć szczątkowo zrozumieć
prowadzenie księcia Ligny do króla Floressy, łamanie Aleksandra (wychłodzenie,
głodzenie i tak dalej), by potem nakarmić go i dać szaty (budowanie syndromu sztokholmskiego?),
gdyby książę… no, był księciem. Gdyby w Lignie go znali, gdyby bohater mógł
faktycznie spełnić jakąkolwiek rolę w tej historii, przekonać swój ród,
pertraktować, zaoferować cokolwiek. Obecnie jednak wart jest tyle, ile warta
była powieszona dziewczynka. Nawet zamek mu zabrali, jest więc księciem bez
popleczników i ziemi, z krainy, w której odkąd się urodził, ludzie czują do
niego niechęć. Bo przecież król Floressy też nie wie, że Aleksander rozdawał przy okazji
pieniądze biednym i to właśnie wśród nich ewentualnie mógłby mieć jakichkolwiek
sprzymierzeńców. Biorąc jednak pod uwagę wysoką jakość życia we Floressie – kilku
wieśniaków z wrogiego kraju nie powinno mieć większego znaczenia.
Udało mu się. Zapominałem powoli o tym[,] jak
zginął mój ojciec, dlaczego ucierpieli niewinni. – Problem polega na tym,
że Aleksander nie pamiętał o tym już w momencie wyjazdu z wioski, w której
zginął król. To Aleksander wyszedł do Samuela z flirtowaniem, prezentując się w
nowych fatałaszkach. Zamiast zamordowanemu ojcu i jeńcach wojennych, których
wcześniej niejednokrotnie mijał na ulicach, Aleksander poświęca myśli
kwiatuszkom dookoła, Samuelowi i innym głupotom. I tak cały czas.
Odsunąłem się z obrzydzeniem od ciepłego ciała
chłopaka. Nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Miał na swoich rękach krew
moich ludzi. Tępo utkwiłem wzrok na gęstej kępie żółtych fiołków. Zemszczę się.
Nie dopuszczę, by ci ludzie zginęli na darmo. Ale nie teraz... w królestwie...
tam jest przyczyna całego zła. – Okej, Aleksandra nagle olśniło i
bohater zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Halo, jeszcze przed chwilą
mówił, że ma dość wojny, wcześniej nawet chciał kapitulować. Teraz nagle chce
się mścić?
To mogłoby być ciekawe, gdyby Samuel rzeczywiście w
określonym celu manipulował Aleksandrem, ale sama na pewno nie wyciągnęłabym
takich wniosków. Chłopcy niby sporo ze sobą rozmawiali, tyle że żadne głębsze
wyznania nie padały. Samuel był miły, ale bez przesady (i miał, och, piękne
oczy), więc nie kupuję teorii Aleksandra.
Czasu ze spokojem wystarczyło mi na obmyślenie planu,
mającego pomóc mi pomszczenie ojca. – Pomścić. Książę wcześniej w
ogóle nie myślał o zemście, a teraz się nawet nie waha? Nie zastanawia, nie
analizuje? Zdajesz się ignorować wszystko, co działo się przez ostatnie dwa rozdziały,
byle dodać trochę dramatyzmu (i pikanterii relacji Aleksander-Samuel).
- Frank przestań natychmiast. To rozkaz! - warknął
siedzący przede mną chłopak. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem. Widocznie
potrafił pokazać pazurki. To tylko upewniło mnie w fałszywych słowach przez
niego wypowiadanych. – Nie rozumiem, dlaczego Aleksander się dziwi.
Przecież Samuel już wcześniej groził swoim żołnierzom, że jeśli nie będą
posłuszni, to skaże ich na tortury czy śmierć. A teraz proste to rozkaz
wprawia Aleksandra w takie osłupienie...? Przecież to zupełnie nic takiego w
porównaniu z tym, co padło z ust Samuela wcześniej!
Samuel de Germanii, książę Floressy - powiedział
dumnie, pokazując strażnikowi dziwny symbol wytatuowany na jego prawym
przedramieniu. Zapatrzyłem się zdumiony na ten tatuaż. Przedstawiał on
oplatające się wokół kupieckiej wagi przepiękne, czerwone róże i fioletowe
bodziszki. – Wcześniej symbolem Floressy była koniczyna. Teraz
nagle waga kupiecka? Samuel de Germanii, Zbyszko z Bogdańca… No nie, ta
Germania zupełnie tu nie pasuje. W podsumowaniu polecę ci artykuł o
nazewnictwie, tymczasem pochylmy się nad tatuażem. Owszem, tatuowano nawet w
neolicie, ale były to wzory raczej proste. Linie, kropki, jakieś delikatne
zawijasy. Tymczasem tutaj na ramieniu Samuela mamy nie dość, że tatuaż
szczegółowy, to jeszcze kolorowy. Wcześniej czarny pigment można było
pozyskiwać choćby z węgla. Ale kolorowy? I to taki, który byłby nietoksyczny
dla skóry?
Zaraz, zaraz... książę?! –
Suprajs!
Wielka szkoda, że po drodze znalazło się tyle
wskazówek dotyczących pozycji Samuela, bo mógłby to być ciekawy zwrot akcji. A
tak zero zaskoczenia, tylko rosnące zirytowanie wieczną niedomyślnością
Aleksandra. Sam tytuł czwartego rozdziału niepotrzebnie zdradza, że zostanie w
nim wyjawiona istotna informacja – czyni to scenę ze strażnikiem bardzo
przewidywalną. Tylko właściwie nie wiem, dlaczego wszyscy od razu wierzą
Samuelowi. Skoro widocznie nie mają zielonego pojęcia, jak wygląda książę, to
niemalże każdy mógłby się za niego podać, co nie oznacza, że od razu trzeba
takiej osobie padać do stóp. Biorąc pod uwagę negatywny stosunek żołnierzy do
ich przywódcy – bo ten się rządzi, mądrzy etc. – to król i radzący mu ludzie
nie martwili się, że ktoś wpadnie na pomysł pozbycia się księcia w mniej lub
bardziej cywilizowany sposób, by potem sprzedać bajeczkę o napadnięciu przez
wroga? Tyle rzeczy mogło pójść nie tak, a żaden z bohaterów zdaje się nie
zauważać wad pomysłu ukrywania tożsamości dziedzica. Jedynym wyjaśnieniem
mógłby być ten nieszczęsny tatuaż, ale tak naprawdę nie wiemy, dla kogo były
one zarezerwowane.
Czyżby wizerunek księcia Florssy była tak samo
pilnie strzeżona jak mój? Z drugiej strony czemu nie miałby być. To od
jego istnienia zależy przeżycie królestwa kwiatów. – Floressy.
Strzeżony. Dlaczego więc tak rzekomo istotnego księcia Floressy wysłano na
teoretycznie niebezpieczną i ryzykowną misję do Ligny?
Kobiety chodziły w długich, kolorowych sukniach, a
mężczyźni w dobrze skrojonych mundurach bądź zwykłych ubraniach
rzemieślniczych. – Wtedy mężczyźni raczej nie nosili mundurów,
zwłaszcza cywile. A rycerze raczej nosili zbroje. Z kolei do stanu rycerskiego
niełatwo było się dostać i wymagało to konkretnych umiejętności, czasem nawet
urodzenia. Mieszczanie może nosili w tamtych czasach (strzelam w XIV-XV wiek)
cottehardie, houppelande, ewentualnie jopule. Nie zakładam, że znasz takie
określenia, ale już chyba lepiej byłoby powiedzieć, że po prostu nosili spodnie
i koszule. Albo wpisać w Google „męski ubiór średniowieczny”. Dlaczego nie
robisz żadnego researchu?
Dlaczego w takim razie Floressa zdecydowała się na
zaatakowanie mojego kraju. W czym przeszkodził on rozgrywającej się tu sielance
i dobrobycie? Skąd ta zachłanność? – Właśnie zignorowałaś własny prolog
czy to Aleksander jest wyjątkowo niedoinformowany? Do tej pory sądziłam, że prolog to również jego opowieść.
- Książę zapraszam do środka - powiedział, wskazując
mi wejście do romańskiej budowli. – Mój borze, przecież określenie romańska
budowla to wymysł współczesny. Aleksander nie powinien znać takiego
nazewnictwa. Poza tym sztuka romańska to XI-XIII wiek, tymczasem u ciebie jest
wszystko (już pomijając takie kwiatki jak zdjęcia czy benzyna) pomieszane. Coś
z XVI (występujący później żupan), coś z XI… Te okresy dzieli duża przepaść
technologiczna. Już sam fakt, że średniowiecze dzielimy na wczesne i późne
powinien sprawić, żeby zapaliła ci się ostrzegawcza lampka, by tego nie
mieszać.
Podniosłem dumnie głowę do góry, po czym ruszyłem w
pokazanym przez blondyna kierunku. – Dumnie podniosłem głowę. I tyle.
Nie można przecież podnieść głowy w dół.
Zdawał się być jednak mniej odporny na niespodziewane
ataki czy oblężenie. Sam fakt, iż znajdował się on niedaleko rozległych,
pszenicznych pól[,] sprawiał wrażenie proszącego się o kłopoty. –
Kiepski komentarz, biorąc pod uwagę, jak zamek Ligny rzeczywiście poradził
sobie z garstką, podobno średnio wyszkolonych, wojowników Floressy. Aleksandra
niby olśniło w poprzednim rozdziale, ale zdecydowanie jakaś jego część nadal
śpi i zupełnie nie ogarnia, co się dzieje.
Wchodząc do holu witającego gości, widziałem sam
przepych. Złote zdobienia ścian i marmurowa podłoga dokładnie pokazywała, jak
bogaci są jej właściciele. Dlaczego władze tego państwa tak afiszują się tym[,] co
posiadają? Czy taka była kultura Floressy? Stałe pokazywanie piękna, faktycznie
przysłużyło się temu państwu. Dzięki temu zyskało wielu sprzymierzeńców, którzy
pojmując świat tylko za pomocą wzroku[,] postanowili mu zaufać. Teraz
większość z nich podupadła, a ich kochany sprzymierzeniec rośnie w siłę. I
pomyśleć, że Ligna miała dołączyć do tego cyrku… – Czy sprzymierzeńcy
Floressy mieli choć trochę pomyślunku? Przecież nikt im nie kazał oddawać
wszystkiego Floressie. Natomiast czemu Floressa miałaby nie pokazywać tego, że
żyje im się dostatnio, skoro… ewidentnie żyło im się dostatnio? Teraz wygląda
to tak, jakby Aleksander był ofochany, bo Florianie mieli ładne ubrania i byli
szczęśliwi. Olaboga, trwa wojna, jak tak można żyć i się uśmiechać, co?
Blondyn podszedł do nich powoli, po czym uchylił je
zdecydowanym ruchem. // - Panie, zadanie zostało wykonane - mówiąc to
przepuścił mnie w drzwiach i zamknął je za sobą - Oto książę Ligny, Aleksander
de Fracoisus. – Czemu przed drzwiami do królewskiej komnaty nie
było strażników?
- Widzisz chłopcze - zaczął z aroganckim uśmiechem -
Floressa jest wielkim państwem, sam mogłeś tego doświadczyć w trakcie podróży
do stolicy. Ciężko utrzymać tak rozległe ziemie spójnymi oraz jednolitymi pod
względem kultury czy gospodarki. Jednak od niedawna pewna informacja wydaje się
być zgodna, niezależnie czy pochodzi z w[s]chodu, czy zachodu kraju. Tę
informację będę chciał potwierdzić osobiście... Ty! - zwrócił się do żołnierza
stojącego po jego prawicy - Dotknij twarz tego chłopca. – I co, król
Floressy posłał Samuela do Ligny, wiedząc, jaką moc ma Aleksander, ale nawet
nie był łaskaw ostrzec przed tym własnego syna? Przecież Samuel był szczerze
zaskoczony, widząc, czego dokonał Aleksander w swojej komnacie. Jasne, że Sam
mógłby coś tam wiedzieć, ale i tak przerazić się widokiem śmierci na żywo,
jednak… no, to przecież dowódca armii, a my mamy czasy po wieloletniej wojnie.
Czy widok śmierci też powinien być dla niego aż tak szokujący, nawet jeśli
wywołany tajemniczym darem? Można się tu zagłębiać w charakter i wyjątkową
wrażliwość czy brak wiary Samuela, ale nie wiem, czy jest sens, biorąc pod
uwagę, że Sam – jak Aleksander – nie ma charakteru, wyprofilowanej sylwetki
psychologicznie. To po prostu zlepek randomowych cech.
- Przepraszam - wyszeptałem, a z moich oczu zaczął
płynąć rzewny potok łez. Gdy tylko poczułem ciepło drugiego człowieka na swoim
policzku, delikatnie objąłem go w pasie i upadłem wraz z nim na podłogę. Nie
dlatego, że czułem się wyczerpany, lecz z powodu bezgranicznego smutku
związanego ze śmiercią kolejnej osoby. – Określenie potoku łez pojawiło
się już wcześniej i nadal mnie nie przekonuje. Przecież to wygląda komicznie.
Książę, który ma więcej niż pięć lat, co chwilę płacze, mimo że jego dar nie
objawił się wczoraj. Trudno to wyjaśnić nawet wyjątkową wrażliwością, on po
prostu płacze w każdej sytuacji gorzej niż małe dziecko.
Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałem[,] co powinienem zrobić. – To nie pierwsze takie stwierdzenie narratora, więc…
Jeśli bym to zrobił[,] zginęłoby zbyt wiele ludzi. – Wielu.
Zróbcie ją swojemu królowi, dla którego ludzkie życie
nic nie znaczy, który wyrządził rzeź w mojej ojczyźnie, który dopuścił do
morderstwa niewinnych dzieci! - krzyknąłem z bezsilności. Rycerze gromadzący
się wokół swojego pana popatrzyli po sobie zdziwieni[.] - A
więc nic nie wiecie... - wyszeptałem zaskoczony. – Skoro nikt się nie orientuje,
kto w ogóle wykonuje rozkazy króla? Żołnierze z wyprawy średnio ogarnięci,
rycerze w zamku zdziwieni oczywistością – to jakaś farsa. Myślałam, że Floressa
wygrała wojnę, bo jej przedstawiciele są mądrzejsi niż władca Ligny, ale
okazuje się, że tutaj ślepy walczy z kulawym.
Przejdźmy już może do podsumowania, ponieważ ocena ma już trochę stron, a opowiadanie idzie w tak niedobrą stronę, że raczej ciężko będzie nam czytać dalej.
PODSUMOWANIE
POPRAWNOŚĆ
✖ Mylenie dywizu z myślnikiem;
✖ niepoprawna interpunkcja dialogowa;
✖ literówki;
✖ mylenie w i we;
✖ niezdecydowanie co do tego, jak nazywa się kraina (Flora, Floresa,
Floressa);
✖ gubienie znaków diakrytycznych;
✖ częściowo brak przecinków przy wtrąceniach i dopowiedzeniach (najczęściej
tych zawierających imiesłów współczesny);
✖ brak przecinków przy wołaczu (masz kochanie; witaj Conorze; dobrze
panie; Ryszardzie brakuje nam broni itd.);
✖ błędy ortograficzne wynikające z mylenia podobnie zapisanych/brzmiących
słów (wykuwanie/wykłuwanie; strużka/stróżka; nieraz/nie raz);
✖ błędy fleksyjne (dziecko (...) zostanie zrugana; jedynej rzeczy,
jakiej pragnąłem, było...; w ręce państwa zamiast: rękach; odgradzając
spojrzenia przechodzący przechodniom zamiast: przechodzących
przechodniów itd.);
✖ błędy składniowe, w tym mieszanie szyków (kierunek otaczającego muru
bramy; obdarta sukienka, która pojawiła się; rozpraszające jednak
niespokojne dźwięki itd.);
✖ mieszanie podmiotów, przez co zdania przekazują błędne informacje (np. widmo
śmierci mające środki do życia; taktyka była dobrze strzeżona; sakiewka
padła na kolana itd.);
✖ pleonazmy.
STYL I NARRACJA
✖ Powtórzenia;
✖ liczne streszczenia scen (więcej o tym: TUTAJ);
✖ przytaczanie w narracji pierwszoplanowej informacji, których książę nie
powinien być pewien (np. o tym, że dziewczynka, której nie znał, jest sierotą;
że jeden z wojowników w przyszłości już zawsze będzie nazywał go kickiem itd.);
✖ nieobarczone sensem mieszanie czasów narracyjnych (przeszły z
teraźniejszym);
✖ zbyt częste wykorzystywanie strony biernej, która oddala perspektywę
głównego bohatera;
✖ lanie wody (dopisywanie oczywistości np.: bohater okrywa się pościelą, pod
którą do tej pory leżał, w wiosce przebywali strażnicy, których zadaniem
była ochrona; strażnik, który wypowiada groźby, określony jest złowieszczym
itd.);
✖ niejednolita stylizacja językowa Aleksandra (mieszanie głębokich metafor i
archaizmów z kolokwializmami lub współczesnym językiem urzędowym);
✖ zapisywanie myśli bohatera kursywą w przypadku narracji pierwszoosobowej,
zaczerpnięte z narracji trzecioosobowej;
✖ wykorzystywanie czasownika pomyślałem w partiach narracji
dotyczących bieżących wydarzeń;
✖ nadużywania zaimka: mój, mnie, swój itd.;
✖ regularne określanie znajomych postaci kolorem włosów i oczu;
✖ niedopasowane do okoliczności słownictwo oraz infantylne eufemizmy (Aleksander
jest sfrustrowany decyzją ojca, ale jednocześnie nazywa księżyc rogalikiem;
umiera mu ojciec, więc nazywa to precedensem lub przykrą rzeczą
itd.);
✖ współczesne kolokwializmy: małolata, goryl, stuknięty
facio, król sam gadający itd.;
✖ opisy miejsc akcji niepowiązane z perspektywą głównego bohatera wymuszoną
przez narrację pierwszoosobową;
✖ dziwne nazwy własne, które nie oddają powagi historii;
Przy okazji polecamy ci artykuł Sapkowskiego, do którego
naprawdę lubimy wracać. Tekst znajdziesz pod tym adresem. Dotyczy nazewnictwa w tekstach
fantasy, ale z powodzeniem można przełożyć go na wszystkie inne rodzaje
tekstów, w których krainy czy bohaterowie dostają imiona przez nas wymyślone.
Chodzi o to, by nie narazić się na śmieszność. W tym wypadku nazwa Floressa
bardziej kojarzy nam się z określeniem esy-floresy, co brzmi raczej
zabawnie, a chyba nie do końca o to chodziło. Dalej masz też nazwę Dermosa,
która przywodzi na myśl jakiś środek na problemy skórne. Ponadto dziwną rzeczą
jest, że wśród takich wymyślnych nazw, bohaterowie nazywają się raczej…
współcześnie – mamy Aleksandra, Samuela, Franka czy Conora.
ALEKSANDER
✖ Zupełna niedomyślność głównego bohatera, brak inteligencji;
✖ brak konkretnej wiedzy o świecie, w którym bohater żyje (do znajomych osób
podejmujących decyzje w królestwie, do tytulatury, pojęcie inflacji itd.);
✖ brak instynktu samozachowawczego w sytuacjach dynamicznych;
✖ zmienność oraz bierność charakteru (zachowanie księcia i jego stosunek do
rzeczywistości ulegają szybkim i krótkotrwałym zmianom; charakter księcia
dopasowuje się do sceny, nie – sceny przedstawiające działanie księcia wynikają
z podejmowanych przez postać decyzji), na przykład:
– raz książę to wrażliwy chłopiec, innym razem
sarkastyczny manipulant;
– raz książę jest impulsywny i podejmuje nierozsądne
decyzje, innym razem rzeczowo i obiektywnie myśli nad bieżącą sytuacją;
– w tej samej scenie potrafi zastanawiać się nad
śmiercią ojca i losami swojego królestwa oraz flirtować z jednostką z wrogiego
obozu;
– w wielu scenach to po prostu rozchwiany emocjonalnie
chłopiec, który jedynie płacze, by płakać (trudno wyjaśnić to jakąkolwiek
wrażliwością, bo po prostu dzieje się cokolwiek, a Aleksander wpada w
histerię);
✖ zaskakujące i niewyważone określanie króla ojca zbyt obiektywnie:
starszym mężczyzną; lub zbyt infantylnie do czasu akcji: tatą;
✖ wyraźna dominacja cech charakterystycznych dla postaci opowieści, której
fabuła dzieje się w czasach współczesnych (wrażliwość, brak doświadczenia,
łatwowierność, infantylność wynikające z czego...? Czy bohater był wychowywany
w zamkniętej wieży przez mamki i nie uczęszczał na żadne lekcje, które powinny
być przeznaczone dla przyszłego władcy, tym bardziej że sam król w przyszłości
widziałby go na tronie?);
Odnośnie do tego ostatniego punktu: bardzo męcząca
pozostaje kwestia tej zupełnej niespójności i umieszczania bohatera w ramach
takich, jakie aktualnie pasują ci fabularnie. To znaczy: z jednej strony
Aleksander jest księciem, ma górę hajsu, służbę, no generalnie dostęp do tego,
co pospólstwu raczej trudno oglądać nawet przez dziurkę od klucza, a z drugiej
– można odnieść wrażenie, że Aleksander żyje niczym ta księżniczka
przetrzymywana na zamku w najwyższej wieży. Nigdy niczego nie spróbował, nie
wie, co to stabilność (jest księciem, do diaska!), przez co martwi się jak
millennials tym, czy nie zwolnią go z korpo i czy wystarczy mu na tosty z
awokado. To raczej jego poddani mają kiepskie życie. Nie on.
Z trzeciej zaś strony Aleksander pragnie dla
mieszczaństwa wolności, pokoju i dostatku, choć w sumie całe życie wychowywał
się w krainie, w której toczyła się wieloletnia, wycieńczająca wojna. I to w
pewien sposób od urodzenia powinno być dla niego naturalne, normalne – świat
dla niego powinien działać tak, że dwie krainy się biją i to ta nasza ma
wygrać. Ale raz Aleksander chce o nią walczyć na śmierć i życie, innym
razem proponuje poddanie, bo nagle zauważa, że mieszczanie są ubodzy, jeszcze
kiedy indziej stwierdza, że w sumie to on i tak nie umie walczyć, więc trudno,
nadzieja przepadła. I to wszystko – cały ten emocjonalny rollercoaster – trwa w
tej historii tylko półtorej notki. W dwójce ojciec bohatera ginie, ale to nie
przeszkadza Aleksandrowi pod koniec tego samego rozdziału być oczarowanym
Samuelem. Widać, że pisałaś to opowiadanie pod wpływem weny, niczego właściwie
nie przemyślawszy. Przez to Aleksander jest postacią zupełnie niespójną,
pozbawioną jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego. Bo nic nie stoi na
przeszkodzie, by był wyjątkowo jak na średniowieczną wojnę wrażliwy i odbiegający
od ówczesnej normy, ale to musi mieć jakieś podłoże – sensowną przyczynę
pokazaną w tekście.
FABUŁA I POZOSTALI BOHATEROWIE
✖ Zbyt szybkie tempo fabularne (brak odpowiedniego backgroundu dla
rozwijającej się fabuły);
✖ wykorzystywanie w utworze elementów bliższych współczesnym czasom
(pięciogwiazdkowe hotele, wakacje, bokserki, literatura beletrystyczna, wódka,
benzyna, zdjęcia);
✖ kliszowe rozwiązania, na przykład:
– książę jako dobroduszny, niedopasowany do swoich
czasów buntownik posiadający wyjątkowy dar;
– klasyczne pozbycie się rodziców głównego bohatera
oraz utrata przez niego domu w początkowych rozdziałach;
– bardzo szybkie zaufanie, którym książę obdarza swoich
przeciwników...
– ...oraz zupełny brak pomyślunku w kwestii tego, że
przecież jest więźniem prowadzonym do krainy wroga;
– bardzo szybko (niesubtelnie) rozwijany wątek
zainteresowania Aleksandra Samuelem;
✖ imperatyw narracyjny – cudownie sprzyjające fabule okoliczności, na
przykład:
– naiwny motyw przeprowadzenia wieloletniej wojny
między krainami, które długo żyły we względnym pokoju;
– książę spacerujący po miasteczku w bogatych szatach,
rozdający pieniądze, mimo zwolnienia służby nie zostaje rozpoznany na ulicy,
wygodnie nikt nigdy nie zwrócił uwagi na nietypową, tajemniczą jednostkę (do tego: zupełnie naiwny motyw nierozpoznawalności książąt wśród ludu w obu krainach!);
– książę nagle rozmawiający z królem o swoim udziale w
wojnie lub poddaniu królestwa tak, jakby nie prowadził z ojcem rozmów na ten
temat nigdy wcześniej;
– wygodne fabularnie zwolnienie służby z zamku i
pozostawienie w nim niewielkiej ilości strażników tak, aby najemnicy wrogiej
krainy bez problemu wdarli się praktycznie bez uzbrojenia;
– wspólna jazda na jednym koniu, mimo że do nocy,
kiedy to bohaterowie mieli wyruszyć w podróż, zostało jeszcze trochę czasu i
dało się przygotować drugiego konia;
✖ motyw rozdawnictwa, które w czasie trwania wojny i w skrajnym ubóstwie nie
było efektywne;
✖ motyw biernego oczekiwania na działania porywaczy w komnacie;
✖ motyw poruszania się między krainami pieszo (potem nagle znikąd biorą się
konie);
✖ motyw rozwijającego się niezdrowego romansu, którego podłożem jest syndrom
sztokholmski;
✖ nielogiczności fabularne, na przykład:
– książę prowadzony przez las był związany, ale w
scenie wieszania ojca mógł poruszać się bez więzów;
– jeniec wojenny podróżuje kilka dni odziany jedynie w
koc tylko po to, by w mieście przeciwnicy zakupili mu ubranie;
– między sąsiadującymi ze sobą krajami skrajnie
zmienia się klimat;
– książęcy dar, który zarówno uznawany jest za bardzo
kłopotliwy i niebezpieczny, jak i łatwo go ominąć, zakładając chociażby
rękawiczki;
✖ masowe ogłupianie pozostałych bohaterów, np.:
– król bierze udział w obradach taktyki, z których nic
nie wynika, w dodatku po wielu latach prowadzenia wojny nagle martwi się, że
jeśli zaostrzy walkę, urazi przeciwników;
– najemnicy Floressy wchodzą do królewskiej komnaty i
nie domyślają się czyjej, zadają głupie pytania;
– wojownicy wielokrotnie przebywający na froncie nie
znają dróg ani nie korzystają z koni, aby było szybciej/wygodniej;
– rycerze, którzy powinni być dobrze wyszkoleni i
prawdopodobnie wywodzić się ze szlachty, okazują się niezbyt rozgarnięci i o
mocno kolokwialnej stylizacji językowej, co prowadzi do żenujących elementów
pseudokomediowych;
– Samuel, który zabiera jeńca wojennego na spacer,
odwiedza go w czasie jego spoczynku, dosiada z nim wspólnego konia, zupełnie
zapominając o wyjątkowym darze Aleksandra – zupełny brak rozsądku i instynktu
samozachowawczego.
Szczególnie zastanawia nas jeden z tych punktów – ten
o wykorzystywaniu elementów zupełnie niepasujących do czasów średniowiecznych.
Nawet jednostki miar – metry, a od nich słowo: metraż – zupełnie nie
oddają tamtej rzeczywistości, ale na nie można by jeszcze przymknąć oko, gdyby
w historii nie pojawiły się bary, hotele czy bokserki, nie wspominając już o
benzynie, wódce czy zdjęciach. Nasze pytanie na dzisiaj więc brzmi: jak wiele do
tej pory tekstów osadzonych w czasach średniowiecznych przeczytałaś? Jak wiele
filmów, których akcja dzieje się w takich czasach, widziałaś? Na jakiej
podstawie dokonałaś wyboru o pisaniu historii średniowiecznej? Równie dobrze
mogłaś stworzyć świat znacznie bardziej współczesny, w oparciu na przykład o
monarchię angielską. Ale… no właśnie, to też wymagałoby zaangażowania, poznania
choćby obyczajów, zrobienia porządnego researchu na temat polityki i tego, jak
rządzi się krajem lub uczestniczy w życiu politycznym (jeśli, na przykład król
i jego rodzina mają współcześnie bardziej symboliczne, reprezentacyjne
znaczenie). Tak naprawdę w którąkolwiek stronę byś nie poszła, potrzebujesz
researchu, ale czasy bardziej współczesne pozwoliłyby ci odpuścić sobie
chociażby stylizację językową, z którą obecnie też zupełnie sobie nie radzisz.
Jeśli chcesz pozostać w takich klimatach, czeka cię mnóstwo pracy. Jeśli tego
nie przepracujesz, opowiadanie nadal będzie płaskie pod względem
średniowiecznej stylistyki. Aktualnie tyle w niej średniowiecza, co kot
napłakał. Nie zrobi ci go samo pisanie o krainach, zamkach i książętach.
Potrzebujesz znacznie głębszej… głębi.
Pierwsza to ocena „Mrocznego królestwa”, w którym
główna bohaterka to księżniczka mająca dar. W pierwszych rozdziałach
obraża się na rodziców za ich decyzje, a następnie, zaraz po tym, jak najemnicy
wrogiej armii napadli na zamek i zabili króla, uciekała z rodzinnego domu.
Druga ocena to ocena „Dziedzictwa Orfanów”, którego
główna bohaterka to… księżniczka mająca przeklęty dar. Również ucieka z zamku
po śmierci swoich rodziców w natarciu wrogiej armii. I też była na króla
obrażona, a potem, po jego śmierci, jednak było jej smutno.
Obie te prace nie otrzymały noty końcowej, ponieważ
nie doczytałyśmy tekstów – były zbyt niedopracowane. Pisałyśmy tam zarówno o
ekspozycji, jak i naiwności części rozwiązań fabularnych.
W przypadku obu tytułów pisałyśmy o kwestii stylizacji
i narracji personalnej, której część wskazówek śmiało można przenieść również
na narrację pierwszoosobową. Za to w przypadku „Dziedzictwa…” szeroko
rozpisałyśmy się również o tym, dlaczego teenage fantasy pełne klisz, z
przewodnim motywem rebellious tomboy princess są dla dorosłego odbiorcy
mocno pretensjonalne.
Po co o tym wspominamy? Wydaje nam się, że gdybyś
wcześniej przeczytała obie te oceny, spokojnie doszłabyś do wniosku, że są one
na początek wystarczającym źródłem wiedzy i być może wstrzymałabyś się ze
zgłoszeniem swojego tekstu, by go napisać od, kwa, nowa. Porządnie. chociaż
trochę dopieścić.
Bo oczywiście, da się taki pomysł na fabułę
przedstawić tak, aby historia była znacznie bardziej realistyczna i
przejmująca. Nie skreślamy pomysłu, ale wykonanie. Nie stworzysz trzymającej w
napięciu opowieści o charakternym królewiczu, który jest obdarzony darem,
gdy wszystkie karty wyłożysz na stół już w pierwszych notkach i nie stworzysz
żadnego backgroundu do fabuły właściwej.
Nie przekonasz też, wprowadzając wszystkie znajome sobie hollywoodzkie klisze jedna po drugiej, łącznie z tą jedną nieszczęsną samotną łzą. Obecnie w jednej notce mamy: hojne rozdawnictwo, szczątkową rozmowę
o taktyce, morze ekspozycji o tym, jak jest źle (a kochany tajemniczy książę
chce, żeby było lepiej, ale na jego chęciach się kończy), zdradzenie
czytelnikowi tajemnicy o darze, napaść na zamek... A wszystko po to, by w
ostatnich akapitach rozdziału otrzymać jak na deser motyw pozbycia się opkowego
rodzica – króla. (W końcu z góry wiadomo, że rodzice głównych bohaterów zwykle
przeszkadzają im w fabule). Za szybko i byle jak, po łebkach. Spokojnie
mogłabyś każdy z tych motywów przedstawić w trzech czy nawet czterech
rozdziałach: dobro księcia i jego spacery po mieście (sceny pokazujące ubóstwo,
głód i tak dalej), srogość i odpowiedzialność władcy (rozmowy o taktyce i tak
dalej, może nawet scenę, w której król ogłasza, by służba wróciła do domu, bo,
na przykład, król przeczuwa przegraną). Mogłabym jakkolwiek poznać krainę,
klimat, jej lud, tradycje, kulturę, rządy władcy i w końcu samego księcia.
Nawet dobrze go nie znam, nie wiem, czym się zajmuje, poza spacerowaniem po
mieście, jakie ma obowiązki względem króla i królestwa, jaki ma w sumie do
niego stosunek. Mogłabyś przy okazji pokazać postępującą chorobę władcy… W
końcu śmierć ojca nie robi na bohaterze wrażenia, tłumaczysz to tym, że książę
domyślał się, że ojciec wkrótce umrze – a przecież wystarczyło stworzyć scenę
ich interakcji nie tylko przy stole taktycznym. O właśnie, mogłabyś nawet to
pokazać przy stole w czasie kolacji. Skoro lud głoduje, co jedzą na królewskim
dworze? Kto, skoro nie ma służby, przygotowuje im posiłki? Zobacz, jak wiele
mam pytań, jak sporo pominęłaś. A tu już fabuła z kopyta w przód. Po co?
Dlaczego? Nie wiem.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałybyśmy wspomnieć prawie na zakończenie. Bardzo podoba nam się okładka „Kronik…” w zakładce Spis opowiadań, widoczna również na stronie głównej. Nie wiem tylko, czy wzięta bułgarska artystka fotografka, jaką jest Ivanova, która zarabia na swoich pracach, nie miałaby nic przeciwko, że korzystasz z jej grafiki, nawet jeśli podajesz źródło. Na portfolio Ivanovej można wyczytać, że wszystkie zdjęcia publikowane na jej stronie (włącznie z tym, które pobrałaś do okładki) można zakupić w formie... drukowanej odbitki. Ivanova nie oddaje nikomu do nich praw ani nie informuje, że zdjęcia te umieszcza w sieci na wolnej licencji. Nawet jeśli podałaś imię i nazwisko autorki, nie powinnaś wykorzystywać jej prac do tworzenia okładki bez uzyskania do tego prawa. Możesz za to wykorzystać zdjęcia na warunkach licencyjnych Creative Commons. Jeśli chcesz takowe znaleźć, portfolio artystów czy Pinterest, gdzie większość prac nie jest legalna, to naprawdę słaby wybór. Polecamy za to Unsplash.com czy Pexels.com.
Jako że nie przeczytałyśmy opowiadania do końca, dziś
nie przyznamy ci noty końcowej. Oceniłyśmy wprawdzie tylko 4 rozdziały,
ale ocena zajęła nam 73 strony. Mamy nadzieję, że mimo wszystko nie zniechęci cię to do dalszej pracy, ale wskaże, jak wiele aspektów powinnaś dopracować, aby
historia, choć osadzona w świecie fantastycznym, nie była aż tak niemożliwa.
Zadbaj teraz o tło, rozwiń wątki, nie spiesz się tak z fabułą i nadaj
Aleksandrowi konkretny charakter – przyporządkuj mu cechy, które będą widoczne
w tekście. Kilka streszczeń wyrzuć, inne zmień w pełnoprawne sceny. Przemyśl
stylizację językową; powinna być jednolita i dopasowana do czasów, które
przedstawiasz. Zastanów się również nad narracją. Dlaczego wybrałaś akurat
pierwszoosobówkę? Jakie możliwości daje ci ten wybór? Obecnie z żadnych nie
skorzystałaś, opowiadanie przypomina pisane w narracji trzecioosobowej, z
odmienionymi końcówkami. Gdyby odmienić je z powrotem w trzeciej osobie, być
może jedna-czwarta uwag, które się tu pojawiły, nie miałaby racji bytu. Masz
więc jakby dwa wyjścia: albo doszkolić się z narracji pierwszoosobowej
(najlepszym dowodem, że się da, niech będzie twórczość LegasowK – autorki,
która na przestrzeni zaledwie połowy roku ocenę słaby poprawiła na bardzo
dobry; zajrzyj do ocen: [188] i [213]). Albo przerobić tekst na trzecioosobówkę
(zresztą podobnie postąpiła Leria; zajrzyj do oceny: [170]). W tych trzech
ocenach szeroko opisałyśmy bolączki pierwszoosobówek, więc i one mogą być dla
ciebie przydatnym źródłem informacji.
Życzymy ci powodzenia w zdobywaniu tych i kolejnych.
A za betę i wsparcie geograficzne dziękujemy For. <3
0 Comments:
Prześlij komentarz