Autorka: Fallen Angel
Tematyka: fanfiction – Słodki Flirt
Cześć, Fallen Angel!
Ile to już minęło? Ach, półtora roku. Wydaje się, jakby to było wczoraj,
prawda? Zobaczmy więc, czy twój warsztat się poprawił czy może nadal popełniasz
dawne błędy. Tym razem ocenimy cię we dwie, zasady już znasz, więc
zaczynajmy.
Już na pierwszy rzut
oka widać, że poprawiłaś szatę graficzną bloga. Jest estetycznie i znacznie
przyjemniej się czyta posty (poza miniaturą z głównej; za mały rozmiar znaków,
za wielka interlinia). Gdyby się czegoś przyczepić, byłaby to ramka z menu z
rażąco drobnym fontem, w dodatku zapisanym kursywą. Niezbyt przejrzyście.
Kolejne smaczki
rzucają się w oczy dopiero po zajrzeniu w zakładki. Te ze spisami treści, w
których to zdecydowałaś się na linkowane obrazki, nie są zbyt eleganckie.
Obrazki są spore i różnej wielkości, ostatni to wręcz kobyła. A gdyby tak
sprowadzić je wszystkie do jednego rozmiaru, na przykład szerszego niż
wyższego, w formie bannerów? Obecnie spis nie zachęca, ponieważ średnio pełni
swoją funkcję – aby się dostać do dalszych rozdziałów, trzeba się nascrollować.
Ach, no i font, którym podpisujesz grafiki… Czy to nie jest przypadkiem
legendarny Comis Sans MS, ergo: font – żart, kojarzony z Onetem, rok 2006?
Czuję się, jakbym przeniosła się w czasie. Ostatni obrazek ma za to inną
czcionkę.
Jeżeli chcesz wykonać profesjonalne bannery tej samej wielkości w bardzo prosty sposób, a w dodatku nie
martwić się o zdjęcia na wolnej licencji i estetyczne czcionki – sprawdź [Canvę].
(A tak swoją drogą, gdzie w zakładce współpraca wcięło link do WS?).
(A tak swoją drogą, gdzie w zakładce współpraca wcięło link do WS?).
ROZDZIAŁ 1
Szczerze polecam ci
przed tekstem właściwym zrobić jeden enter, robiąc przerwę poniżej tytułu
notki. Jako że czcionka w tytułach przypomina pismo odręczne i ma zawijane
literki, wydaje się, jakby prawie wjeżdżały na post.
— No, [przecinek zbędny] już idę, marudo. — Przyjaciółka
westchnęła ciężko, zamykając z trzaskiem szafkę. – Wprawdzie mogłabym też
uznać, że ten przecinek sugeruje coś w rodzaju wykrzyknienia z naciskiem na no
(w stylu: No! Idę już), ale dalej wspominasz, że Char wzdycha ciężko i
jest raczej osowiała. Stąd moja sugestia o zachowaniu płynności tej kwestii.
Odetchnęłam z niewielka
ulgą, gdy w końcu mogłyśmy zacząć się przedzierać przez zatłoczony korytarz. – Już w trzeciej linijce masz literówkę. Mam
nadzieję, że to przeoczenie.
Jako że byłam
drobniejsza, wysunęłam się na prowadzenie i skutecznie przebiłam się przez
tłumy uczniów,[przecinek zbędny] spieszących
się na lekcje. – Drugie się zbędne. Gdy występuje w dwóch zdaniach
składowych, jedno po drugim, powtórzone można spokojnie pominąć, bo pozostaje w
domyśle.
Generalnie główna
bohaterka nie musi Charlotte nazywać w swojej narracji przyjaciółką. Na pewno
będę miała okazję zobaczyć, że dziewczyny się przyjaźnią, samodzielnie
wywnioskuję to z którejś ze scen. Pamiętam, że ostatnio rozmawiałyśmy o
kolorach włosów i, okej, tutaj się nie pojawiają – to duży plus – ale wciąż
możesz zadbać o to, aby narracja pierwszoosobowa była bardziej naturalna.
Spójrz:
Kiedy znalazłam się w
mniej obleganej [zbędna podwójna
spacja] przez ludzi części korytarza, zwolniłam i zaczekałam na Char.
Odwróciłam się w jej stronę i dostrzegłam[,] jak ta rozmawia z
jakimś chłopakiem, który zagrodził jej drogę.
Dziewczyna mimo
oburzenia, które swoją drogą było pozorowane, flirtowała w
najlepsze. Zacisnęłam zęby i zamknęłam oczy[,] modląc się w duchu o cierpliwość do
przyjaciółki. – Nie musisz pisać, że pozorowała coś dziewczyna. Raz,
że podmiot od poprzedniego zdania wcale się nie zmienił; dwa – Char podobno
była bliska bohaterce, więc skąd u tej drugiej brałby się taki obiektywizm w określaniu
kumpeli? Zasugeruję ci coś:
Kiedy znalazłam się w
mniej obleganej części korytarza, zwolniłam i zaczekałam na Char. Odwracając
się do niej, dostrzegłam, jak rozmawia z jakimś chłopakiem stojącym na jej
drodze. Mimo pozorowanego oburzenia flirtowała w najlepsze. Zacisnęłam zęby i
zamknęłam oczy. Cierpliwości...
Zauważ też, że z
pierwszego zdania wycięłam dopisek przez ludzi. Bo kto niby inny mógłby
oblegać zatłoczony szkolny korytarz? Inna sprawa, że pobawiłam się trochę
zaimkami, by nie musieć wciąż szukać dookreśleń dla Char, odpadły więc
nienaturalne dziewczyna i przyjaciółka. Pamiętaj jednak, że to jedynie bardzo luźne sugestie; nie musisz kopiować i wklejać ich dokładnie 1:1. Potraktuj to jak wskazówki.
Mam też uwagę stricte
fabularną: najpierw piszesz, że bohaterka dopiero co odwróciła się do Charlotte
i zobaczyła ją z chłopakiem, a dopiero potem stwierdziła, że już wcześniej
zagrodził Char drogę. Skąd to wiedziała, skoro, gdy przyłapała ich na rozmowie,
było już po fakcie, bohaterowie po prostu stali obok siebie? Nie widziała
zagradzania, ponieważ stała wtedy do nich tyłem.
Do tego końcówka:
masz narrację pierwszoosobową, bohaterka nie musi myśleć o tym, że się w tym
momencie modli. Oddaj to wprost.
Ach, no i
powtórzenia. W twojej wersji jest ich zdecydowanie za dużo (w dalszej części
oceny również będę je pogrubiać).
Na prawdę było mi głupio przerywać przyjaciółce w
rozmowie, ale zwyciężyło wiszące nad nami poważne ryzyko spóźnienia, o czym
jej wspomniałam. – Naprawdę. Przerywać
rozmowę.
Na szczęście nie było
jeszcze nauczyciela, który miał tendencje[ę]
do przychodzenia przed dzwonkiem. Akurat [w] momencie, gdy zajęłyśmy
swoje miejsca, do pomieszczenia wszedł pan Cartez. – Bohaterka wcześniej
wspomina, że hiszpański to jej ulubiony przedmiot, ale jednocześnie nie wydaje
się w żaden sposób zżyta z panem Cartezem. Nazywa go w myśli bardzo chłodno,
obiektywnie, ot, nauczycielem. Dalej nazywa go mężczyzną:
Mężczyzna usiadł za
biurkiem, wyciągając z torby laptopa, podręcznik i kalendarz, w którym
zapisywał nie tylko terminy klasówek, ale także różne notatki dotyczące zajęć. – To zdanie brzmi jak wyrwane z narracji
trzecioosobowej narratora wszystkowiedzącego. Nie ma w nim żadnego ducha.
Niczego, co by przypominało o tym, że narratorka lubi i przedmiot, i
wykładowcę.
To dopiero pierwszy
rozdział, początki, i naprawdę doceniam progres, który zrobiłaś, bo jest
całkiem spory, ale jednocześnie wciąż nie czuję, by ta pierwszoosobówka była
szczera, naturalna, intymna. Oddawała twoją postać na sto procent.
— Buenos dias[,] estudiantes! // — Buenos dias[,]
señor Cartez! – Nie znam hiszpańskiego, ale poznaję, co oznaczają te
słowa i widzę tam wołacze. A przecinków – nie.
— Na początku zajęć, [przecinek zbędny] chciałbym poinformować was o
klasówce w przyszłym tygodniu z ostatniego materiału dotyczącego żywienia i
zdrowia.
W połowie spisu do
klasy wszedł wysoki chłopak, na którego widok większość dziewcząt westchnęła
przeciągle. Tylko ja zirytowana przewróciłam oczami. – Z fragmentu wynika, że narratorka zna tego bohatera,
bo irytuje ją zapewne nie pierwszy raz. Dlaczego więc myśli o nim per chłopak,
a nie, na przykład, per dupek, buc czy osioł (w zależności
od charakteru Michelle). Nie wiem, na ile twoja bohaterka jest taktowna i
kulturalna, a na ile sztucznie formalna, kurtuazyjna i nie potrafię tego
wyczuć. Pamiętam, że w poprzedniej ocenie zwracałyśmy uwagę na to, że Mich jest
zbyt arogancka i nie ma za co ją lubić, ale tu – w drugą stronę – wydaje się
zupełnie wyzuta z charakteru, brakuje jej stylizacji określającej go. Nazywa
znanego sobie gościa, którego ewidentnie nie lubi, bezczelnym chłopakiem.
Czy to naturalne dla nastolatki?
— (...) Mam rację? —
nauczyciel przyglądał mu się uważnie, nie kryjąc zdenerwowania. – Nauczyciel od wielkiej litery. No i szyk: przyglądał
się mu uważnie...
— Czy ja dobrze
rozumiem, że ta sprawa była ważniejsza, [przecinek
zbędny] niż moje lekcje, na które dobrowolnie się pan zapisał? — Pan Cartez
uniósł z powątpiewaniem brew. – Nie musisz tłumaczyć tego gestu. Skoro
uniósł brew, wypowiadając taką kwestię, domyślam się, że pozorował
powątpiewanie. Staraj się być mniej łopatologiczna.
— Przeprosiłem
przecież, więc nie rozumiem, o co to całe zamieszanie. — Chłopak
wzruszył ramionami, skupiając wzrok na swoich dłoniach.
Obserwowałam całą rozmowę,
starając się ukryć zdenerwowanie. Ten chłopak był tak bezczelny,
że miałam ochotę wtrącić swoje zdanie, ale powstrzymała mnie Charlotte,
która rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie. – Oba
zaimki możesz śmiało usunąć. Powtórzone po sobie konstrukcje z imiesłowami
(podkreślone) również rzucają się w oczy, tak samo jak rym: zdenerwowanie –
zdanie.
Wiem, że chcesz
przedłużyć moment, kiedy dowiemy się, kim ów chłopak jest, ale nie możesz też z
tym przesadzać. W pewnej chwili staje się to irytujące, a nie tajemnicze. Trochę
też nie rozumiem zachowania bohatera. Z jednej strony pyskuje, a Michelle
twierdzi, że jest bezczelny, z drugiej – unika wzroku, patrzy na dłonie, jakby
się wstydził. Takie zachowanie nie pasuje mi do żadnej postaci z gry;
najbardziej do Kastiela, jednak on raczej nie byłby skruszony, lecz znudzony,
ewentualnie patrzył z pogardą. Z tego, co pamiętam, zamieniłaś charaktery
Kastiela i Lysandra, więc zakładam, że to Lys.
Edit: Miałam
rację.
Zacisnęłam pięści tak
mocno, że pobielały mi kłykcie. Odwróciłam się do przodu, wbijając wzrok w
leżący przede mną podręcznik. –
Ale co właściwie aż tak bardzo zdenerwowało Michelle? Serio, jedno zdanie
wypowiedziane przez Lysa? Nie rozumiem, skąd u niej taka silna reakcja, by
zaciskać pięści. Nawet jeśli Lysander jej dokuczał, ten gest świadczy o jakiejś
wręcz fobii objawiającej się nie strachem, a gniewem, może aż... nienawiścią.
To mocne słowa. Na pewno nie przeholowałaś?
Edit: dalej okazuje
się, że Lys wielokrotnie gnębił Michelle, a więc tutaj ta reakcja jest
wytłumaczona. Szkoda jednak, że Michelle w swoich myślach, narracją, nawet
jakąś subtelną wzmianką, wskazówką nie oddaje tego, jak bardzo go nie lubi.
Zaraz zdradzi to streszczeniem, ale… zresztą za moment przeczytasz, co o nim
myślę.
Obrzydliwie chamskie
odzywki do nauczycieli czy uczniów, na które dyrekcja kompletnie nie reagowała.
– Problem w tym, że Lys… nie powiedział jeszcze nic
obrzydliwie chamskiego. Ba, nawet przeprosił nauczyciela. Może nie jest wzorem
cnót, ale tego, co wmawia mi bohaterka, też nie potrafię dostrzec, a więc
trudno mi w to uwierzyć.
Pamiętam, że w
pierwotnej wersji Lys mruknął pod nosem coś o jakimś chuju. I to było
faktycznie mocne, było jakimś zapalnikiem, który mógł zdenerwować Michelle, ale
w obecnej wersji ja tego zapalnika nie widzę.
Do mnie również się
przyczepił. Rzucał niewybrednymi komentarzami na temat mojego wyglądu czy
zachowania. – O, oto twoje
streszczenie. Czemu bohaterka to sobie tłumaczy i przypomina w tak sztuczny,
wymuszony sposób? Bardziej przekonujące byłoby, gdyby skojarzyła sobie jedną
konkretną sytuację i przywołała ją w pamięci, krzywiąc się na taką myśl. Albo
gdybyś pokazała sceną zachowanie Lysa, wtedy sama dodałabym dwa do dwóch,
myśląc: Aaaa… to dlatego ona go tak nie lubi… Tymczasem spłaszczyłaś ten
wątek; zamiast zbudować mu tło na spokojnie i wprowadzić scena za sceną, to
rach-ciach, dwa zdania i już wszystko wiem. Trochę bez sensu, tym bardziej że
masz narrację pierwszoosobową i bohaterka wielu rzeczy nie musi sobie samej
oznajmiać.
[W obliczu tego, że
Lys prześladuje bohaterkę, tym trudniej mi zrozumieć, czemu dziewczyna w swoich
myślach nazywa go jedynie bezczelnym chłopakiem].
Starałam się go
ignorować, ponieważ uważałam, że jeśli nie będę zwracać na niego uwagi, to w
końcu znudzi się zaczepianie[m]
mnie. – Raz, że to bardzo logiczne. W domyśle, gdy kogoś ignorujemy z
premedytacją, chcemy, by się odczepił, i nie musisz tego tłumaczyć. Dwa: jeśli
już chcesz to jakkolwiek przekazać, zrób to, stylizując naturalną
pierwszoosobówkę. Nie wiem, coś w stylu: Może gdybym go olewała, dałby mi w
końcu święty spokój…?
Wszyscy
podskoczyliśmy wystraszeni, nie wiedząc[,]
co się dzieje. (...) Zmarszczył brwi i sięgnął, żeby odebrać.
— Wybaczcie mi na
chwilę, ale to bardzo ważny telefon — powiedział i wyszedł na korytarz[,] zostawiając uchylone drzwi od sali. –
Piszesz, że telefon dzwoni, wibruje, a nauczyciel po niego sięga, po czym mówi
o pilnej sprawie i wychodzi. Podkreślenie jest zbędne. Być może niepotrzebnie
zwracam uwagę na takie rzeczy nad wyrost, ale pamiętam, że w poprzedniej wersji
również niektóre informacje potrafiłaś wkładać mi do gardła, pozostawiając mało
miejsca na czytelniczą intuicję, ba, w niektórych, takich jak ten przypadkach,
zwykłe czytanie ze zrozumieniem i wnioskowanie z tekstu.
Poza tym ten motyw z
podskoczeniem tłumu też jest naciągany. Ma charakter mocno komediowy, jakby
został wyrwany z taniego sitcomu. Tym bardziej że – znów – narracja
pierwszoosobowa zobowiązuje. Jeśli Michelle w jakiś sposób się wystraszyła, na
pewno nie rozglądała się w tym czasie po całej klasie i reakcjach wszystkich
innych uczniów.
Niektóre fragmenty
tego rozdziału są dość sztywne również pod innym względem. Spójrz:
Sama również
odwróciłam się do Charlotte, żeby zapytać się, czy będzie chciała
wspólnie pouczyć się do klasówki.
— Jasne, czemu nie.
Spotkamy się u mnie czy u ciebie?
Zwróć uwagę na zaimek
jej. Taka mała rzecz, a tak wiele ułatwia, prawda? A jednak kiedy czytam
rozdział, mam wrażenie, że zapominasz o jego istnieniu, przez to tekst wydaje
się sztywny, jakby kołkowaty.
Na upartego, dałoby
się jeszcze lepiej:
Już miałam jej
odpowiedzieć, kiedy usłyszałam za sobą/dotarło
do mnie ciche prychnięcie. – Skąd taka sugestia? Skoro prychnięcie było
ciche, ledwie słyszalne, określenie rozległo się nie bardzo pasuje. Ono
kojarzy się raczej z czymś głośnym, słyszalnym na forum.
— O co ci chodzi? —[spacja]zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
— O nic. — Wzruszył
ramionami, po czym pochylił się nad ławką[,]
zbliżając się nieco do mnie. – Nieco się do mnie zbliżając.
— Po prostu
zastanawia mnie, czy taka kujonica jak ty, [przecinek
zbędny] ma jakieś życie poza książkami, ale patrzę na ciebie coraz dłużej i
dochodzę do wniosku, że chyba jednak nie.
Char posłała mu
krzywy wyraz twarzy (...). – Może raczej: krzywy
uśmiech? Zwykle posyła się uśmiech albo spojrzenie; poza tym krzywy
wyraz twarzy to dziwny ogólnik, nawet nie wiem, co właściwie mam sobie
wyobrazić.
Mimo, że chłopak nic
więcej nie powiedział, to ja cały czas czułam jego przeszywający wzrok na
sobie. – W konstrukcji mimo że nie
stawiamy przecinka.
Potarłam nerwowo
kark, mając nadzieję, że uporczywe mrowienie wywołane jego wzrokiem
zniknie. – Wywołane wzrokiem tego karku?
Ponadto partykuła wzmacnia wyraz, przed którym stoi, więc powinna iść na
początek.
Przygryzłam dolną
wargę, o[po] raz kolejny tego dnia modląc
się o cierpliwość.
Uwaga Rozalii mnie
zaskoczyła. Bardziej pasowałaby mi do Debry niż Rozy. Rozalia była wredna i
mściwa tylko, gdy ktoś jej zalazł za skórę czymś związanym z jej chłopakiem,
Leo. Mam nadzieję, że dobrze ukażesz, dlaczego ma żal do Mich, bo jakoś nie
potrafię kupić tego, że po prostu jest złym charakterem.
Słysząc uwagę na
temat rodziców[,] poczułam, jak
gotuje się we mnie krew, a przed oczami pojawiły mi się czarne plamy. Mógł mnie
obrażać[,] ile chciał, ale takich ordynarnych uwag na temat zmarłych
rodziców nie byłam w stanie tolerować. – Mam wrażenie, że rzucasz
podkreśloną ekspozycją tylko dlatego, aby poinformować mnie, że Mich jest
sierotą. Jestem w jej głowie, a nie czuję, by faktycznie była przejęta – by
kiełkowały w niej jakieś emocje. Zapewniasz mnie o tym, że dziewczyna nie jest
w stanie czegoś tolerować, ale jednocześnie wspomniałaś zdanie wcześniej, że
gotuje się w niej krew i ją zamroczyło. Dalej bohaterka wdaje się w bójkę, więc
zachowaniem pokazujesz, jak bardzo się wkurzyła. Nie zapowiadaj i nie
streszczaj jej stanów emocjonalnych, bo wcale nie musisz, przecież to wszystko
zawarte jest już w scenie. Byłoby znacznie lepiej, lżej, gdybyś wycięła
podkreślenie. Informację o śmierci rodziców możesz przemycić w bardziej
naturalny sposób. Jeśli ich śmierć jest dla dziewczyny bolesna, w myślach
powinna bardziej się przejąć. Daj mi więc te myśli wprost.
Dalej też ci się
wymyka za dużo, nienaturalnie:
Nie pozwoliłam mu
dokończyć, ponieważ zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Ogarnięta czystą furią, nie
widząc nic poza pyszałkowatą twarzą chłopaka, zamachnęłam się i uderzyłam go w
nos. – Narracja pierwszoosobowa jest
trudna, głównie dlatego, że dopóki nie jest kronikarska czy pamiętnikarska,
musi oddawać bieżący stan emocjonalny postaci. Mich jest wkurzona? Musi myśleć
jak wkurzona osoba.
Wczuj się w nią
trochę. Wyobraź sobie, że jesteś na jej miejscu. Co masz w głowie w takim
momencie? Na pewno nie: jestem ogarnięta czystą furią, moje zdenerwowanie
sięgnęło właśnie zenitu. Nie kupuję tego. Prędzej Mich rzuciłaby w myślach
kilka odzywek w rewanżu, poniosłoby ją nie tylko zewnętrznie. Myślami o tym,
jak Mich bardzo nie cierpi Lysa i Rozalii ukazałabyś wprost, jak traci
kontrolę. Zapewnianie mnie, że ją straciła, sprawdziłoby się jedynie w narracji
trzecioosobowej, w przypadku narratora wszystkowiedzącego – obiektywnego,
pozbawionego strony emocjonalnej i relacjonującego wszystko na sucho. Do tej
pory takie są właśnie myśli Mich. Bardzo suche. Jakby dziewczyna
pozbawiona była wnętrza.
— Michelle! —
krzyknął oburzony nauczyciel, pochodząc do zbiorowiska, jakie zrobiło
się wokół naszej trójki. – Które.
Chodziło o konkretne zbiorowisko – to na konkretnym szkolnym korytarzu, mające
miejsce w tej jednej konkretnej sytuacji. Nie jakieś: ogólne, o jakichś
cechach. [KLIK].
— Nie pozwolę, żeby
ktokolwiek obrażał moich rodziców — odpowiedziałam najspokojniej[,] jak umiałam, masując obolałą dłoń.
Dopiero po chwili dotarło do mnie[,] co zrobiłam i co powiedziałam do
nauczyciela. Speszona, opuściłam wzrok na puchnącą już dłoń. —
Przepraszam… Ja nie wiem[,] dlaczego tak zareagowałam...
— Takich rzeczy nie
załatwia się przemocą! — Zwrócił uwagę, jednocześnie sprawdzając[,] czy nic poważnego nie stało się chłopakowi. –
Coś naciągane, że Michelle spuchła dłoń. Czy Lysander miał twarz ze stali...?
Jeszcze może gdyby dziewczyna nie trenowała po godzinach boksu i nie wiedziała,
jak uderzać…
Nope. Nadal
naciągane.
Oboje macie
natychmiast iść do pielęgniarki, żeby was zbadała, a następnie do dyrektorki. – Wydaje mi się, że używanie słowa dyrektorka jest
trochę poniżej poziomu nauczyciela. Nie przypominam sobie, by jakikolwiek przy
mnie tak mówił. Polecam dyrekcja albo pani dyrektor; pamiętaj, że
nauczyciel powinien uczyć uczniów szacunku w każdym aspekcie, a w dodatku
dyrekcja jest poniekąd szefostwem; warto dobrze się o niej wypowiadać.
Bójki w szkole są nie
dopuszczalne. –
Niedopuszczalne.
Niechętnie, [przecinek zbędny] powłócząc nogami[,]
skierowałam się w stronę schodów prowadzących na parter, gdzie znajdowały się
wszystkie biura i gabinety należące do pozostałego personelu szkoły.
– Przecież to logiczne, że uczniom nie przysługują gabinety i biura w szkole,
więc domyślnie należą one do personelu.
Ten pierwszy
przecinek mógłby pozostać, jeśli bohaterka niechętnie kierowała się, a nie –
powłóczyła nogami. Jednak w takim wypadku szyk wydaje się nienaturalny,
sztywny. Może: Powłóczając nogami, niechętnie skierowałam się…? Wybierz
opcję, którą miałaś na myśli.
Czułam się jednocześnie zdenerwowana i przestraszona całą
sytuacją. (...) Cały czas czułam tępe pulsowanie bólu w kostkach. – Dodałabym, że chodzi o palce, bo w pierwszej chwili
wyobraziłam sobie kostki w nogach i zastanawiałam, dlaczego bohaterkę
bolą.
Zatrzymałam się przed
drzwiami gabinetu pielęgniarki, żeby zaczekać na Lysandra, który pojawił
się obok mnie chwilę później. Wyciągnęłam rękę, żeby zapukać, ale
ubiegł mnie, mocno stukając w drewno. Kiedy usłyszeliśmy pozwolenie,
otworzył drzwi i w pierwszej chwili chciał wejść przede mną, ale
powstrzymał się i puścił mnie przodem. Weszłam do środka bez
słowa, wpatrując się w swoje znoszone adidasy. – Jesteś strasznie łopatologiczna. Opisujesz
najmniejsze, najdrobniejsze procesy, a przez co tekst nie jest lekki, w dodatku
generujesz powtórzenia. A gdy tego nie robisz, silisz się na dziwne synonimy,
takie jak nazywanie drzwi drewnem. Spróbuję znów ci coś zasugerować,
abyś zobaczyła, jak możesz zyskać na lekkości i wykorzystywać dość proste
sposoby, by pisać naturalniej. Pamiętaj też dwie rzeczy: raz, że to narracja
pierwszoosobowa i to, co bohaterka widzi, powinno łączyć się z jakimiś jej
osobistymi przemyśleniami, a dwa: moje sugestie to tylko… sugestie. Nie mówię:
kopiuj. Chcę tylko, byś przyjrzała się różnicom.
Zatrzymałam się przed
gabinetem pielęgniarki, czekając na Lysandra. Gdy wreszcie podszedł,
wyciągnęłam rękę, ale mnie ubiegł i sam zapukał. – Widzisz, wcale nie musiałam wspominać, że puka się w
drzwi, ponieważ jest to dość oczywiste; niektóre informacje można zgrabnie
pomijać.
W ten fragment dobrze byłoby wpleść jakąś uwagę Mich związaną z tym, co bohaterka myśli o
zachowaniu Lysa. To samo dalej, gdy Mich zauważyła, jak przepuszcza ją w
drzwiach. Jest zdziwiona? A może zniesmaczona? Może uważa, że Lys tylko się
popisuje i jak zwykle chce dobrze wypaść albo się wybielić?
Weszłam do środka bez
słowa, wpatrując się w swoje znoszone adidasy.
— Coście narobili,
co? — Szczupła kobieta spojrzała się na nas, przyglądając się
uważnie przykładającemu do nosa chusteczkę Lysandrowi i mi, trzymającej się
za zaczerwienioną dłoń. – Spojrzała,
bez się. Coś za dużo tych imiesłowów, nie sądzisz? Dalej podobnie:
Podziękowałam cicho
kobiecie i[,] nie czekając[,]
aż Lysander zostanie opatrzony, wyszłam z gabinetu. // Powolnym krokiem szłam
wzdłuż opustoszałego korytarza[,] kierując się do dyrektorki.
– Przez twoją dokładność mam wrażenie, że ta scena nie ma końca. Jakby Michelle
była postacią z RPG-a, która dostała questa od NPC-a i teraz musi zaliczyć
wyzwanie krok po kroku: idź do pielęgniarki –> porozmawiaj z nią –>
otrzymasz opatrunek. Idź do dyrektorki… Pokazujesz wszystko: otwieranie
drzwi, wchodzenie, siadanie, wstawanie, wychodzenie, chodzenie po korytarzu… To
nudne. Mam za sobą niecały pierwszy rozdział, a już jestem zmęczona.
Jednocześnie nie mogę
nie docenić progresu, który zrobiłaś, bo faktycznie jest widoczny. Sceny są
okrągłe i opowiadanie wreszcie je przypomina, jednak wciąż, na co wcześniej też
zwracałyśmy uwagę, nie wyzbyłaś się tendencji do zasypywania tekstu
oczywistościami. Piszesz, na przykład, że Mich idzie korytarzem do gabinetu
dyrektorki (co wiem, bo przecież pamiętam treść questa), a potem, że
wchodzi do pokoju dyrektorki. Albo tłumaczysz jak krowie na rowie różne rzeczy,
których sama potrafię się domyślić. Kilka przykładów:
— Oboje macie
natychmiast iść do pielęgniarki, żeby was zbadała (...). – No bo przecież nie, żeby wypożyczyć książki na
następną lekcję.
Nie oglądałam się
nawet za siebie, żeby sprawdzić czy chłopak szedł za mną. – Wcześniej wspominałaś, że korytarz był opustoszały
i szli po nim tylko bohaterowie tej sceny. Za kim innym Mich mogłaby się więc
oglądać? I tak dalej, i tak dalej…:
Mimowolnie objęłam
się ramionami, próbując przygotować się na uderzenie.
Chciałam ścisnąć
dłonie, żeby się trochę uspokoić (...).
Dotknął delikatnie
opatrunek, aby po chwili opuścić dłoń. –
Dotknął czego? Opatrunku.
Kiedy był już
obok, podniósł wzrok na mnie. W jego spojrzeniu widać było, że
szykuje się do kolejnego ataku na mnie.
W pierwszej chwili
chciałam się skulić w sobie i puścić tą[tę]
uwagę mimo uszu, ale cały czas byłam poddenerwowana.
Nie czekając na
jakąkolwiek reakcję chłopaka, weszłam do pokoju dyrektorki. – I nie zapukała? Zaznaczyłaś pukanie przy wchodzeniu
do pielęgniarki. Teraz wygląda to tak, jakby Mich przestraszyła się tego, co
powiedziała i weszła do gabinetu dyrekcji ze strachu, nie zachowując zasad
kultury, co już na ten moment wydaje się do niej niepodobne.
Nie potrafię też
uwierzyć w to, że nauczyciel, który widział bójkę, zaufał uczniom na tyle, że
nie zgłosił tego osobiście, uprzedzając przyjście Mich i Lysa. Przecież
dyrektor nie siedzi w gabinecie i nie czeka sobie na dzieciaczki, które się
pobiły, tylko zwykle ma masę rzeczy do zrobienia; w końcu kieruje szkołą.
Zresztą zgłaszanie takich incydentów to obowiązek nauczyciela. Jeszcze jedna
kwestia mnie gryzie – nikt nie powiadomił rodziców/opiekunów? Nawet jeśli się
to stało gdzieś poza planem, nikt nie wspomniał uczniom o tym, że to będzie
konsekwencja bójki. Powinni zostać poinformowani o takim rozwiązaniu sprawy, w
końcu to końcówka liceum, czy takich ludzi nie traktuje się jak dorosłe osoby,
którymi już (niemal) są? Warto przeprowadzić research, jak wygląda system kar w szkołach w USA.
Trochę też dziwi mnie
to, że dyrektorka nie wzięła pod uwagę łagodzącej kwestii, jaką jest śmierć
rodziców Mich. Jeżeli do tej pory bohaterka była najlepszą uczennicą w szkole i
taki wybryk zdarzył jej się pierwszy raz, wątpliwe, że kobieta nie
zainteresowała się chociażby powodem nagłej agresji, nie chciała porozmawiać z
dziewczyną osobiście, zaproponować, na przykład, wizyty u psychologa szkolnego
oraz nie zrobiła sobie pogadanki z samym Lysandrem. Ta kara z biblioteką
wygląda trochę jak taka na: ach, macie tu jakąś robotę, byle jaką, bo jestem
zbyt zajęta, by z wami rozmawiać.
Chyba że Mich w
relacji, którą zdała (Opowiedziałam jej zajście, starając się przejąć władzę
nad drżącym głosem) nie przyznała się, jaki był powód bójki? Szkoda, że nie
pokazałaś jej opowieści, mogłabym zobaczyć, co dziewczyna ukryła, a do czego
się przyznała. Jest to dla mnie niezrozumiałe tym bardziej, że przywołujesz
najdrobniejsze i najmniej ważne elementy sceniczne, a dość ważnej rozmowy z
dyrektorką nie pokazałaś w całości.
— Pani chyba raczy
żartować! — obruszył się chłopak, parskając śmiechem. – Raczy? Czy takie archaiczne słowo pasuje do
współczesnego nastolatka? Ja rozumiem, że Lys lubił się ubierać niekonwencjonalnie,
ale czemu ma to rzutować na jego wypowiedzi? Nie rzucał przestarzałymi słówkami
na prawo i lewo.
Wiesz, co było dobre
w tej notce? Ujęła mnie końcowa narracja sceny:
Z każdym słowem
dyrektorki czułam, jak świat osuwa mi się spod nóg. Patrzyłam na nią z
niedowierzaniem. Ale jak to nota? Przecież to zepsuje mi moją dobrą opinię.
Jeśli uczelnia zobaczy, że dostałam taki wpis, to nigdzie mnie nie przyjmą...
Stracę szansę na wymarzone studia i pracę. Nie mogłam sobie na coś takiego
pozwolić. – I o to właśnie chodzi!
Dlaczego całe opowiadanie nie jest napisane w ten sposób? Tu widać zalążek
tego, na czym polega narracja pierwszoosobowa. Wreszcie siedzę w głowie Mich i
czytam jej bieżące myśli; jest naturalnie, intymnie.
Wyzwanie na dziś:
spróbuj podobnych fragmentów przemycić więcej.
Znacznie, znacznie
więcej.
ROZDZIAŁ 2
Nie chciałam iść na
studia na pierwszej lepszej uczelni, aby tylko dostać papierek. – Do pierwszej lepszej uczelni albo na
pierwszą lepszą uczelnię.
Już na samą myśl, że miałam
z nim spędzić półtorej godziny w jednym pomieszczeniu i dodatkowo musieć z
nim współpracować, robiło mi się słabo. Miałam tylko nadzieję, że
chociaż teraz powstrzyma się od komentarzy.
Kobieta wpatrywała
się w ekran komputera znad okrągłych, grubych okularów, prawdopodobnie
przeglądając listę nieoddanych jeszcze książek. – Zastanawiam się, po co miałaby przeglądać tę listę.
Może raczej listę osób, które nie zwrócił książki w terminie? Nie widzę sensu w
oglądaniu, kto co wypożyczył, a tym bardziej czemu to pierwsza myśl
Michelle.
Stanęliśmy przed
biurkiem i już otwierałam usta, żeby powiedzieć, że jesteśmy z
polecenia dyrektorki, kiedy bibliotekarka odezwała się pierwsza.
— Dobrze, że już
jesteście.
Miała suchy, lekko
zachrypnięty głos, jakby lata spędzone wśród kartek i kurzu odcisnęło piętno na
jej strunach głosowych. – Lata (...)
odcisnęły piętno.
Kiwnęłam głową na
znak, że wszystko rozumiem (...) –
znam ten gest. Wiem, co oznacza.
„Przez burze
ognia” Veronica Rossi. – Veroniki Rossi. [KLIK]
Kiedy odłożyłam
pierwszą książkę, z każdą kolejną nie miałam już problemu. // Po niecałych
czterdziestu minutach miałam wyłożony cały stos, który dostałam na
wejściu.
W międzyczasie całe
pomieszczenie opustoszało i nie słychać było nawet szelestu kartek
przewracanych przez uczniów. –
Myślałam, że skoro jest już po lekcjach, nie ma uczniów w bibliotece. Nie
wspomniałaś o nich wcześniej, więc wyobrażałam sobie to pomieszczenie jako
puste. Mich, wchodząc, opisała tylko bibliotekarkę; nie rozglądała się, nie
widziała nikogo, nie rzuciła nikomu cześć w czasie sprzątania. To
wygląda tak, jakby dopiero co przyszedł ci ten pomysł do głowy.
Poza tym opowiadanie
dzieje się w czasach współczesnych, nie? To brzmi trochę tak, jakby uczniowie
całymi zastępami przybywali po lekcjach do tej biblioteki, żeby czytać książki.
Okej, kilka osób mogłoby przyjść odrobić zadanie, ktoś inny mógłby przyjść
poszukać jakiegoś czytadła, ale wątpię, by dźwięk przewracanych kartek był aż
tak intensywny, że zauważalny. Prędzej, nie wiem, stukanie na
klawiaturze.
Skierowałam się więc
do bibliotekarki, by poinformować ją o skończonej pracy. – Pisałaś, że Mich odłożyła ostatnią książkę. Że praca
zajęła jej czterdzieści minut. Że bohaterka zauważyła, że jest pusto. Dawno
stało się dla mnie jasne, że dziewczyna chce wyjść. Skoro podchodzi więc do
biurka bibliotekarki, domyślam się, w jakim celu to robi.
Już miałam pytać,
dlaczego Lys jeszcze nie poszedł do domu, aż doczytałam scenę do końca... Ale
fajny plot twist! Sądziłam, że bohater jak ten imperatyw czeka czterdzieści
minut na Mich, aby z nią wracać do domu i jeszcze trochę jej podopiekać,
tymczasem okazało się, że całkiem sprytnie sobie wszystko zaplanował i zostawił
ją z większym bałaganem. Muszę przyznać, że to bardzo Kastielowe zachowanie i
spodobała mi się ta scena. Ładnie oddaje Lysandra.
No i pojawił się motyw, który przewidziałam. Rodzice nie zostali powiadomieni o karze córki, co jest obowiązkiem
szkoły. Nawet jeśli Michelle kończy liceum, dopóki spełnia obowiązek szkolny,
jej rodzice muszą być informowani o takich rzeczach jak późniejszy powrót
spowodowany karą (a nie np. chodzeniem na zakupy z koleżankami). Tym bardziej
że rozmawiamy o szkole w USA, gdzie przepisy są zdecydowanie bardziej
rygorystyczne.
Dziwi mnie też, że
rodzice nie kontaktowali się z córką ani ze szkołą. To dość nieodpowiedzialnie,
prawda? Szczególnie że wcześniej bohaterka bała się ich reakcji na wieść o
karze, więc podejrzewałam, że należeli do tych dość… wrażliwych, którzy
będą mocniej interesować się jej losem. I co, wrócili z pracy, zauważyli, że
córki nie ma i tak po prostu, bez próby kontaktu, czekali na nią, jakby nic się
nie stało?
Kiedy usiadłam przy
kuchennym stole, czekając[,]
aż jedzenie podgrzeje się w mikrofalówce, mama stanęła przede mną, opierając
się biodrem o blat.
Poczułam uścisk w
dołku i nieprzyjemną suchość w ustach. Starałam się unikać jej wzroku (...). – To brzmi trochę tak, jakby bohaterka unikała wzroku
suchości.
O ile w pierwszym
rozdziale jeszcze jakoś odczułam zdenerwowanie Michelle, tak tutaj piszesz o
tym, że było jej ciężko, ale… tego kompletnie nie widać. Skupiasz się na
opisywaniu emocji, a nie na ich pokazywaniu:
Powiedziałam wszystko
na jednym wydechu, chcąc jak najszybciej wyrzucić to z siebie i pozbyć się
poczucia winy, które i tak narastało we mnie jeszcze bardziej. Tak bardzo
nie chciałam ich zawieść… Ani zmartwić.
To czemu nie
zatrzęsły jej się ręce? Dlaczego nie przygryzła wargi, nie miała wrażenia
ucisku w żołądku lub gardle? Wcześniej wychodziło ci ukazywanie emocji.
Dlaczego tutaj jest tak… sucho, sztywno? Jeśli Mich się stresuje, czemu myśli
tak ładnie, składnie, czysto?
Poza tym praktycznie
całe podkreślenie mogłoby wylądować w koszu. Sam dialog i informacja, że Mich
mówiła szybko, świetnie obrazują tkwiące w niej emocje. Znacznie lepiej
ukazałabyś poczucie winy, gdyby dziewczyna zachowywała się tak, jakby
faktycznie je miała. Zresztą sama się zastanów: czy, mówiąc do siebie w myśli,
recytujesz sobie, co masz zamiar uzyskać konkretnym działaniem? W stylu: pójdę
do lodówki, ponieważ jestem taaaka głodna. A teraz posmaruję ten chleb masłem,
aby nie był suchy. No nie. Przecież to sztuczne, pretensjonalne.
Tak bardzo nie
chciałam ich zawieść… A[a]ni zmartwić. –
Kiedy po wielokropku pojawia się kontynuacja zdania, zaczyna się ją od małej
litery.
Ostatnio znowu zaczął
mnie wyzywać, a dzisiaj… D[d]zisiaj obraził
moich rodziców. – Dziwi mnie, że Michelle mówi tak do swojej mamy o swoich
biologicznych rodzicach, podczas gdy chwilę wcześniej myślała o zastępczych
jako rodzicach. Nie umiem się do tego ustosunkować. Rozumiem, że i
biologiczni, i przybrani są dla niej ważni, ale jednak Mich, której widać, że
zależy na zastępczych, mówi przybranej mamie wszystko tak, jakby nie uważała
jej za mamę; jakby opowiadała to komuś z dalszej rodziny. Coś gryzie mi się
to z jej charakterem – pokazała już przecież w bójce, że rodzina jest dla niej
bardzo ważna, a drugi raz, gdy bohaterka bała się powiedzieć o karze.
Trochę ulżyło mi, że
Mich okazała się mieć naprawdę ciepłą i wyrozumiałą mamę; to miłe zaskoczenie,
bo po wyobrażeniach bohaterki spodziewałam się, że kobieta będzie raczej
bardziej surowa. Tak sugerowała Mich, ale z racji tego, że czytam
pierwszoosobówkę, mogłam się pozytywnie zaskoczyć – Mich nie była w swoich
osądach obiektywna, po prostu nie chciała zawieść rodziców. Fajnie!
Inna sprawa, że samo
wytłumaczenie trudnej sytuacji w szkole było dla bohaterki stresujące, ale
zaraz po tym, gdy mama ją przytuliła, Mich mogła już normalnie dokończyć obiad
i zająć się innymi sprawami. Jasne, to dobrze, że mama trochę ją uspokoiła, ale
teraz to w ogóle mam wrażenie, że wcześniejszy ból Mich – zdenerwowanie, brak
apetytu, płacz i tak dalej – były trochę zaaranżowane. Dziewczynie za szybko
przeszło. Ledwo co: smętnie grzebała w ziemniakach, nie mogąc przełknąć
więcej niż kilka kęsów, bym za chwilę przeczytała o niej, że: Kiedy
opanowałam się na tyle, że przestałam płakać, zjadłam do końca obiad i udałam
się do swojego pokoju, gdzie zostawiłam torbę i przebrałam się w dresy do
treningu. To zdanie dość mocno uprościło całą zbudowaną wcześniej
problematykę sceny.
Trening był za
krótki. Dopiero co Mich zeszła do piwnicy, a już nie mogła złapać oddechu. O
czym myślała, uderzając w worek? Jak pozbywała się negatywnej energii? Bardzo
mi tego zabrakło. A przecież oczyszczanie umysłu poprzez wysiłek fizyczny to
nie tylko iść, uderzyć i po sprawie.
Ze słuchawkami w
uszach zbiegłam do piwnicy, gdzie miałam swoją małą siłownię.
Obandażowałam swoje lekko drżące dłonie i po krótkiej rozgrzewce
zaczęłam uderzać w worek treningowy.
Prawa, lewa, dwa
kroki w bok.
Prawa, lewa, dwa
kroki w bok, unik.
Po godzinie
wyprowadzania ciosów i unikania tych wyimaginowanych nie byłam w stanie
złapać oddechu. Jednak moja dusza zelżała, jakby spadł z niej ogromny ciężar.
Zdyszana podeszłam do
lodówki w kącie pomieszczenia i wyciągnęłam z niej butelkę wody (...).
Dla porównania pokażę
ci podobną scenę. Pisaną inną narracją – trzecioosobową personalną – a jednak
mam wrażenie, że mimo tego jest znacznie bardziej osobista niż twoja
pierwszoosobówka. Fakt, że tło jest inne, a trening przerywa pewne wydarzenie,
ale nadal możesz zobaczyć, jak prywatnie prowadzona jest momentami narracja i
jak w wielu zdaniach znajdujemy się w głowie postaci.
Lekka koszulka przykleiła się do jej pleców. 172 nie wiedziała już, czy pociła się bardziej ze stresu, czy może dlatego, że w pomieszczeniu było tak okropnie gorąco. Miała ochotę wsunąć palce za kołnierzyk, żeby pod materiał dostało się trochę powietrza, ale zrezygnowała. Nie mogła pozwolić sobie na takie zachowania. Nie mogła nawet o nich myśleć. Nie teraz, nie jutro. Nigdy.Reszta adeptów ustawiła się przy workach.— Na mój znak.172 skończyła wiązać bandaże chroniące knykcie i kiedy usłyszeli polecenie, uderzyła. Raz, drugi, trzeci, wreszcie straciła rachubę. Worek wisiał zupełnie niewzruszony, nie drgnąwszy nawet o milimetr. Uderzyła go raz jeszcze, tym razem mocniej. A potem znowu, wkładając w to jeszcze więcej siły, aż ból rozszedł się mrowiącym prądem wzdłuż przedramienia i łokcia. Zacisnęła zęby. Dlaczego, do cholery jasnej, worek nawet nie drgnął?! (...) Dławiące uczucie odbierało 172 oddech. Niepokój rozlewał się nieprzyjemnym zimnem i niemal ją paraliżował. Ciosy stały się bardziej chaotyczne, może nawet nieco desperackie, ale starała się miarkować je raz po raz. Oficer nie pozwolił im przestać. Musiała trzymać się tego tu i teraz, jakby od tego zależało jej życie.
[źródło: Łzy Niewiernego,
rozdział 1.2]
W głównej mierze
chodzi o emocje. Tu: frustrację tym, że bohaterka nie potrafi jeszcze uderzać,
a tego właśnie od niej wymagają. Czuje złość, ponieważ nie uważa siebie za
wystarczająco dobrą i boi się, że się nie dopasuje. Pomijając złożoność
problemów 172, a skupiając się na Mich: spójrz, dziewczyna jest rozżalona, bo
dostała niesłuszną karę, jest gnębiona przez Lysandra, a sytuacja zmusiła ją do
wspominania śmierci rodziców. Czy to nie są na tyle emocjonalne bodźce, by nie
odcisnęły żadnego śladu w Michelle? No właśnie. Dlaczego więc w jej głowie
tego… nie ma?
I znów, tak jak w
poprzednim rozdziale – choć w ogóle nie jestem przekonana do narracji całej
notki (uważam ją za sztywną i pozbawioną osobowości), ujęła mnie końcówka.
Dokładnie dwa ostatnie zdania, zabieg, który wykorzystałaś:
Zatapiając się w
przyjemnie ciepłej i pachnącej wodzie, odprężyłam się całkowicie.
Jutro będzie lepiej.
Musi być.
ROZDZIAŁ 3
Tej notce brakuje
justowania.
Ignorowałam to, że
zostawiał mi swoją część pracy, a sam zaszywał się gdzieś między regałami, ale
jego uwagi stały się bardziej zajadłe i kąśliwe. – Zastanawia mnie, czemu po jednej takiej akcji,
Michelle pozwalała sobie na to codziennie. Nie mogła zrobić mu zdjęcia i pójść
do bibliotekarki z dowodem? Albo nagrać sytuacji?
Jasne, nie każda
osoba będzie tak samo radziła sobie z problemami. Być może Mich ma dużo
zaplecza cierpliwości lub tłamsi w sobie chęć poskarżenia się komuś z innych
powodów (nie chce wywoływać niepotrzebnego kłopotu, może podświadomie czuje, że
należy jej się ta kara lub po zbyt wielu podobnych przeżytych sytuacjach
straciła już wiarę w możliwość zmiany). Ale żeby to było dla czytelnika
czytelne, to musisz jakąś tę pozycję ugruntować w tekście. Mich powinna mieć
jakiś powód braku reakcji na rzeczy, które ją bolą, bo obecnie to wygląda tak: no,
dokuczają mi, ale no trudno. Tylko że Mich to główna bohaterka i jej brak
zaangażowania (nie tylko fizycznego, związanego z pewnością siebie, w stylu
planowania zemsty i przyłapywania Lysa na lenistwie), ale przede wszystkim
wewnętrznego, emocjonalnego, przekłada się na nudność tekstu. Jakby Mich po
prostu nie chciała, żeby coś się zmieniło. Nawet nie pomyśli czegoś w stylu: parszywy
smarkacz znów doprowadził mnie do łez albo czemu musiałam to wszystko
znosić? W żadnym z początkowych zdań rozdziału nie ma żadnego zaplecza
emocjonalnego, nie wiem, w jakim stanie psychicznym jest Mich. Wiem tylko, że
jest źle, bo...
Dzisiaj było
najgorzej, odkąd stałam się ofiarą Lysandra i Rozalii. Od samego rana
dogadywali mi oboje, co starałam się puszczać mimo uszu i nie odzywać się, ale
najbardziej upokorzyli mnie podczas przerwy na obiad. – Bo spoilerujesz treść. Zamiast zaskoczyć mnie
sytuacją, która ma miejsce, po prostu mówisz mi, co się stanie i zapewniasz, że
to było najgorsze.
Fallen Angel, to
opowiadanie jest naprawdę lepsze. Zrobiłaś niesamowity progres, odkąd
czytałyśmy się ostatnio i to jest fakt. Teraz czas na kolejny ogromny krok.
Wcześniej łapałaś podstawy, teraz przyszedł moment, by ogarnąć narrację. Bo nie
miałabym większych pretensji, gdyby to była trzecioosobówka. Ale pierwszo-
wymaga stałego ukazywania psychicznego zaanagażowania bohaterki i naturalnego
oddawania go myślami Mich; wewnętrznej reakcji na to, co dzieje się na planie.
Przy czym zdaję sobie sprawę z tego, że to cholernie trudne – tak, wciąż
uważam, że dobra, przekonująca narracja pierwszoosobowa to jeden z twardszych
kawałków chleba. No ale coś za coś.
Siedziałam z
przyjaciółkami przy naszym ulubionym stoliku w najdalszym kącie stołówki, i
rozmawiałyśmy o projekcie na historię, do którego zostałyśmy przypisane, kiedy
grupka Lysandra z nim i Rozalią na czele, nagle zapragnęli przejść obok
nas. – Zapragnęła, bo ta grupka.
— Li, masz dryg do
grafiki, więc może zajmiesz się oprawą? — zaproponowałam przyjaciółce, gdy
dzieliłyśmy obowiązki. – Przyjaciółce?
Która do tej pory nie wystąpiła w opowiadaniu? Czy to nie za szybki osąd? Znam
jedynie Charlotte. Mich nie pomyślała o Li ani razu, więc ciężko mi uwierzyć,
że się przyjaźnią. Tylko narrator mi to wmawia. Poza tym możesz śmiało wyrzucić
to określenie. Mich zwraca się do Li, więc nie musisz dopowiadać po raz drugi,
że mówi do niej.
(Tak, wiem, że
Charlotte i Li to świta Amber, jednak nie znając uniwersum, nie byłoby to tak
niewątpliwe).
Edit: Kolejna taka
sytuacja dotyczy spotkania z Amber. Jest nienaturalne, jakbyś zakładała, że
przyjaźń z tą bohaterką jest oczywista. Zastanawia mnie też, jak trzy panny znane
z bycia wymalowanymi i dobrze ubranymi, dość płytkimi dziewczynami, przyjęły do
grupy koleżankę wyglądającą ponoć jak mężczyzna. Czyżbyś zamieniła też
charaktery Rozalii i Amber?
Widzisz, w tym
momencie, gdy Mich dostaje w plecy tacką z jedzeniem, od razu stała się
agresywna i ledwie się powstrzymałam od podniesienia jej z podłogi i
uderzenia nią Rozalii, którą zauważyłam za sobą. Jeszcze chwilę temu
podejrzewałam, że Mich nie reaguje na różne sytuacje, bo się boi dalszych
konsekwencji albo nie chce sprawiać sobą kłopotu nauczycielom czy rodzicom –
stąd jej potulność, zachowanie klasy. Tymczasem ona… znów szykuje się do walki.
I pewnie, w tej reakcji nie ma nic złego, bo dziewczyna ma prawo reagować
jakkolwiek na to, co jej się przytrafia. Problem w tym, że ja powinnam stać się
obserwatorem tego, jak te emocje w niej kiełkują, zbierają się, jak Mich jest
pełna żalu, frustracji, które zmieniają się we wściekłość w punkcie
kulminacyjnym. U ciebie to wygląda obecnie tak, jakby Mich miała wszystko
gdzieś i nagle stała się agresywna. Znikąd.
— Uważaj na słowa,
Nerdi — pochyliła się w moją stronę, ciskając gromami z oczu — bo mogę ci zrobić
z życia jeszcze większe piekło. –
Czy Nerdi to nazwisko? Kojarzy mi się z nerdem, nie brzmi dobrze. Chyba że to
przezwisko, wtedy ujdzie. Tylko że nie Michelle nie ma w sobie nic z nerda. Może z kujonki, bo ponoć dobrze się uczy, ale nerda i geeka w niej nie widzę.
Zostawiłam
niedojedzony posiłek i wyszłam ze stołówki, żeby się przebrać. – A jej koleżanki, które podobno z nią siedziały i
omawiały projekt? Michelle tak po prostu wstała i sobie poszła, zostawiając
je?
Już nawet nie chodzi
o to, że Mich je zostawiła. Jest pod wpływem emocji, nie myśli racjonalnie. Ale
i Li, i ktokolwiek inny tam siedział przy stoliku, okazał się jedynie pustym
tłem. Kukiełki, które nie reagują na to, co się dzieje wokół nich. Ich
przyjaciółka jest wyczerpana psychicznie, wyszydzana publicznie i teraz
wylądowała na niej taca z jedzeniem, a one w żaden sposób na to nie
zareagowały. Nikt nie odpowiedział, nie wstał, nie poszedł za Michelle? Wszyscy
jak jeden mąż przyglądali się temu i nie zrobili zupełnie nic? Fajne te
przyjaciółki. Takie… prawdziwe.
Tak naprawdę nie są
prawdziwe. Ani realistyczne, ani nie wiedzą za bardzo, o co chodzi w prawdziwej
przyjaźni.
— I Mich znowu w
dresie — westchnęła Amber, kiedy siedziałam zamknięta w kabinie toalety [i] przebierałam się w czyste ciuchy. — Ledwo udało
mi się namówić cię na dżinsy, a to znów się wywinęłaś… – Chyba miało
być ty.
Czy Amber znalazła się w łazience przypadkowo, a może trafiła tu z opóźnieniem, bo jednak wyszła ze stołówki za Michelle? Ta kwestia nie jest jasna, nie umiem sobie jej dopowiedzieć. Jeżeli Amber poszła za Michelle, dlaczego zrobiła to po czasie, gdy dziewczyna już zdążyła się przebrać? A jeśli znalazła Michelle przypadkiem, skąd wiedziała przez zamkniętą kabinę, że jej koleżanka właśnie się przebrała?
Czy Amber znalazła się w łazience przypadkowo, a może trafiła tu z opóźnieniem, bo jednak wyszła ze stołówki za Michelle? Ta kwestia nie jest jasna, nie umiem sobie jej dopowiedzieć. Jeżeli Amber poszła za Michelle, dlaczego zrobiła to po czasie, gdy dziewczyna już zdążyła się przebrać? A jeśli znalazła Michelle przypadkiem, skąd wiedziała przez zamkniętą kabinę, że jej koleżanka właśnie się przebrała?
— Tym razem to nie
moja wina — wytknęłam to przyjaciółce. — Naprawdę się starałam, ale widocznie
dres to jednak moje przeznaczenie…
Westchnęłam
teatralnie, tuląc się do bluzy. Amber szturchnęła mnie w żebra, pokazując
język. Odepchnęłam ją i[,] śmiejąc się,
wyszłyśmy z łazienki na kolejne zajęcia.
Mich wcześniej
zapowiadała, że ten dzień, to wydarzenie na stołówce, jest najgorszym dniem i
wydarzeniem, odkąd stała się ofiarą Lysa i Rozie. I nie neguję w żaden sposób
tego, że to, co zrobiła Rozalia, było paskudne. Ale wcześniej po całym dniu
Michelle wróciła do domu, płakała z mamą, odreagowywała napięcie i, przy
okazji, przypomniała sobie śmierć biologicznych rodziców. A tu… poszła do
łazienki się przebrać i za pięć minut śmiała się z przyjaciółką, i było już po
sprawie. Nie czuję więc, by był to najgorszy dzień.
— To dlaczego nie
zabierzesz go i nie poodkładasz sam książek? — burknęłam, błagając w myślach,
żeby się ode mnie odczepił. — Z tyłu masz wypisane, na której półce powinny
leżeć.
— Po co mam się
męczyć, skoro ty to możesz za mnie zrobić, tak jak każdego dnia? Świetnie sobie
radzisz. – W sumie… Lysander ma
rację.
Znów uniosłam się
nerwami i to jeszcze w taki sposób. Jednak zbyt wiele trzymałam w sobie i
pozwoliłam płynąć słowom. – Pokazałaś to sceną,
nie musisz tłumaczyć zachowania bohaterki, potrafię to wywnioskować.
— Co to za krzyki? Co
to za słownictwo? — Oburzona pani Gamble pojawiła się obok nas z założonymi
rękoma. Frustracja biła z jej spojrzenia. — To jest szkolna biblioteka, a nie
rynsztok!
(...)
— Nie mam zamiaru
wysłuchiwać waszych wrzasków. Natychmiast wyjdźcie do dyrektorki. – I znów dorosły pracownik szkoły kolokwialnie nazywa
szefową, głowę szkoły. Niezły przykład dla młodzieży. Dziwnie to wygląda,
szczególnie że przed chwilą to główna bohaterka mówiła o dyrekcji.
Natomiast podoba mi
się tekst z rynsztokiem.
Jednego jednak nie
mogłam zrozumieć - dlaczego akurat do mnie się przyczepił? – Masz dywiz zamiast myślnika.
Podoba mi się obecna
wersja wprowadzenia zakładu. W poprzedniej zarzuciłyśmy, że jest zbyt oczywisty
i podsunięty czytelnikowi zdecydowanie za szybko. Teraz wiadome jest, z czego wziął
się pomysł na zakład i poprzedzają go inne wydarzenia. Zdecydowanie poprawiłaś
tempo fabularne, przygotowałaś sobie pod tę rozmowę o zakładzie lepszy
background, więc samo wyzwanie wydaje się mniej przypadkowe, całkiem zręcznie
wplotłaś je w fabułę.
(...) jej mina
jeszcze bardziej zrzedła.
— Wejdźcie.
Przepuściła nas w
drzwiach i zamknęła je za nami. –
Podmioty.
— Rozumiem, że jesteś
zdenerwowana[,] Michelle, ale
musicie zrozumieć, że dostaliście karę, którą musicie wykonać w określonym
czasie. To, jak to zrobicie[,] już mnie nie interesuje.
Mi nie pozostało nic
innego, jak zrobić to samo. – Gdy zaimek stroi
na początku zdania, mi zastępujemy mnie.
Zawiodłam się sceną z
dyrekcją. Jak poprzednio wysłuchała, co się zdarzyło, tak teraz nie dała dojść
Michelle do słowa. To niekompetentne i niepoważne. Najpierw bibliotekarka,
potem dyrektor; jednak o ile panią z biblioteki jestem w stanie zrozumieć – być
może taki ma charakter – o tyle ciężko mi uwierzyć w takie potraktowanie
uczennicy przez dyrekcję, gdyż przy poprzedniej okazji kobieta była kompletnie
inna. Teraz wygląda to tak, jakby miała wszystko gdzieś. A już
niepoinformowanie rodziców to szczyt. Polecam pojęcie bullyingu i choćby proste do odnalezienia [źródła] mówiące o tym, jak w USA mocno zwraca się uwagę na kwestię znęcania się i jakie wyznacza się za nie kary oraz jakie środki podejmuje się, by chronić przed tym uczniów.
W ogóle coś nie daje
mi spokoju. W bibliotece czy na szkolnych korytarzach nie ma kamer, z których
nagrań nie dałoby się zweryfikować, że Mich jest ofiarą przemocy? Okej, może
sama się przyznać nie chce, nie szuka kłopotów, próbuje zostać mnichem
tybetańskim, ale przecież kadra pedagogiczna mogłaby zareagować tak… od siebie.
Tym bardziej że Mich do tej pory była grzeczną i wzorową uczennicą, jej
problemy zaczęły się nagle. To nie jest normalna sytuacja. Sposób, w jaki Mich
jest traktowana przez pedagogów, pasowałby do ich sposobu reakcji na ucznia,
który notorycznie sprawia problemy (nie mówię, że bagatelizowanie jest dobre,
ale byłabym w stanie bardziej w nie uwierzyć, gdyby dotyczyło ucznia
kłopotliwego). Tymczasem tutaj rozmawiamy o uczennicy przykładnej, wzorowej,
wybierającej się na poważne, prestiżowe studia. Uczennicy, która bez powodu nie
zachowywałaby się w sposób, w jaki się zachowuje. Dlaczego nikt tego nie widzi?
Widzę to ja, przebywając w tej szkole zaledwie dwie i pół notki, a nie widzą
tego ludzie, którzy z Mich spędzili w jednym budynku kilka lat...? Okej, to
całkiem wygodne fabularnie, ale czy prawdopodobne? Gdzie, na przykład,
wychowawca?
Dostaliście karę,
musicie ją wykonać, a ani ja ani pani Gamble nie jest w stanie kontrolować, jak
ją wykonujecie. – No akurat to nie
jest prawda, wystarczy się przejść i zajrzeć, co robią. Ciężko mi uwierzyć w
argument dyrekcji, bo o ile ona nie musi przebywać w bibliotece, o tyle pani,
która tam pracuje, jak najbardziej mogłaby ich doglądać. Poza tym – czy w tej
bibliotece pracuje tylko jedna osoba? Zobacz, co mówi się o [bibliotekach szkolnych w USA] [więcej: tutaj]:
Dysponują powierzchnią od kilkuset do tysiąca metrów kwadratowych. Składają się z czytelni, magazynów, miejsca do indywidualnego korzystania z materiałów bibliotecznych, sal do pracy w grupach, sali konferencyjnej, sali audiowizualnej. (...). Oprócz tradycyjnych zbiorów papierowych użytkownik ma do dyspozycji zbiory audiowizualne, edukacyjne programy komputerowe, zasoby edukacyjne Internetu.
Więc czy na taką powierzchnię i sprzęt jeden bibliotekarz... starcza? Poza tym – znów – wraca temat monitoringu. Zabezpieczenia w głównej mierze dotyczą ataków terrorystycznych, które zdarzają
się niejednokrotnie. Nikt jednak nie mówi, że nie można sprawdzać nagrań
również w przypadku kontroli uczniów. Bo to jest coraz bardziej podejrzane, że
kadra niczego nie widzi ani nie słyszy ani nawet nie jest zainteresowana sygnałami. Jak było w przypadku sytuacji na
stołówce.
— Aczkolwiek to nie
zmienia faktu, że kara została nałożona na was oboje i oboje powinniście ją
wykonywać. Dlatego przez następne dwa miesiące będziecie sprzątać salę
gimnastyczną i klasy pod okiem pana Flynna. –
O ile jeszcze rozumiem pomoc w bibliotece albo sprzątanie jako jednorazową
karę, o tyle nie mogę pojąć, dlaczego sprzątaczki mają brać pieniądze za coś,
do czego regularnie zmuszane są dzieci. Sąd nie ustalił prac społecznych, a od
sprzątania klas są zatrudnieni ludzie. Czemu kara nie może być bardziej… nie
wiem, rozwijająca ucznia? Biblioteka była okej, przy okazji Mich i Lys mogli
np. poznać nowe tytuły książek, sklejać porwane, oprawiać nowe tytuły,
wprowadzać je do systemu, czemu więc zamiast sprzątać klasy, nie mogą, nie
wiem, zrobić inwentaryzacji sprzętu sportowego albo porządku w jakimś
kantorku, znajdując materiały do choćby gazetki szkolnej, którą należy
przygotować? Nie mylmy szlabanu z pracą. I zaskakuje mnie także to, że w
bibliotece nie było komu uczniów kontrolować, ale poza biblioteką nagle dostaną
woźnego do pilnowania.
Nie mogę też pojąć,
czemu za głupie sprzeczki dostają AŻ DWA MIESIĄCE kary, tzn. sprzątania, a
resztę dni do końca roku mają pomagać w bibliotece. Bez przesady, są prawie
dorosłymi ludźmi i bójka to jedno, ale tym razem tylko się posprzeczali w
bibliotece. Czy dwa miesiące to nie dużo za dużo? Nie mówiąc o tym, że z tego,
co rozumiem, są trzeciej klasie liceum, a więc za rok kończą szkołę. Która
szkoła kazałaby trzecioklasistom zostawać codziennie do zakończenia roku
szkolnego po zajęciach i sprzątać do osiemnastej, skoro muszą się uczyć, żeby
zrobić szkole renomę na egzaminach końcowych? Przez to uczniowie są zmuszeni
rezygnować nie tylko z fakultetów, ale i kółek hobbystycznych czy dodatkowych
zajęć sportowych, które, swoją drogą, w USA są nierzadko obowiązkowe, a już na
pewno dobrze widziane na lepszych uczelniach. Kolejna rzecz, że rodzice też nie
zareagowali na kilkutygodniowy szlaban, ot, przyjęli to, jakby to była
najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
Dziwi mnie, że Lys
leci agresywnymi tekstami do dyrektorki, a Michelle, uznawana za mądrą
dziewczynę, mająca na koncie tylko jedna wpadkę, zresztą z dobrze
uargumentowanym motywem, za którą została już ukarana, również ma przedłużoną
karę. Dziwne, że wszyscy reagują na przekrzykiwanki tej dwójki i wlepiają
dwumiesięczne szlabany, ale gdy Lysander używa aroganckich słów w stronę
dyrekcji, nie ma żadnego problemu. Moim zdaniem to imperatyw, aby zmusić
bohaterów do przebywania razem. O, tu masz dowód odzywek Lysa:
Lysander prychnął
oburzony i[,] bluzgając pod nosem,
wyszedł z gabinetu. Albo:
— Zamknij się,
pieprzony kujonie! Wracaj do swoich zasranych książeczek… – przecież nie wypowiedział tych słów przy Mich, gdy
byli sam na sam, tylko w obecności bibliotekarki. Ale nie. To Mich jest
traktowana jako ta zła.
Mimo kolejnej kary,
czułam satysfakcję. W końcu udało mi się postawić na swoim. W końcu nie będę
musiała odpracowywać też za niego. –
Ale przecież nie musiała! Miała kilka dni, żeby komukolwiek przedstawić
sytuację.
Co prawda czułam też
niepokój związany z tym, że Lysander może chcieć się na mnie zemścić, ale
odsunęłam od siebie tą[tę] nieprzyjemną
myśl i delektowałam się wcześniejszym powrotem do domu. Kiedy znalazłam
się już w domu, od progu przywitał mnie zdziwiony tata.
Nakrywając do stołu, opowiedziałam
mamie o zajściu w szkole i jak teraz będzie wyglądać mój szlaban. Przy stole
rodzice opowiedzieli mi, jak im minął dzień (...) mama opowiadała o problemach w
zielarskim sklepie, a tata dopowiadał zabawne anegdotki z
kancelarii.
ROZDZIAŁ 4
Zaczynasz od bardzo
ładnego, plastycznego opisu przestrzeni. Mam tylko jedną małą drobnostkę:
Deszcz bębnił w okna
i płoszył swą obecnością wychodzących ze szkoły uczniów, którzy robili
wszystko, żeby nie zmoknąć w drodze na przystanek lub do swojego samochodu. – To brzmi, jakby uczniowie mieli jeden wspólny
samochód.
Przymknęłam na oczy,
wsłuchując się w rytmiczne stukanie kropel deszczu (...).
— Wybaczcie, rozmowa
z panią Shaller trochę się przeciągnęła. — Uśmiechnął się przepraszająco, na co
Lysander zareagował wywróceniem oczami.
Arogancki gnojek!
Widzisz?! Jak chcesz,
to potrafisz!
Nie zrozum mnie teraz
źle – nie cieszę się, bo Mich jest trochę wulgarna. Nie o to chodzi. Cieszę
się, bo oddajesz jej przemyślenia i jej emocje. Rety, nareszcie. Trochę się
naczekałam, ale było warto.
Pan Flynn zaprowadził
nas do pierwszej Sali[sali] i
wytłumaczył[,] co mamy zrobić, a potem udał się do klasy naprzeciw z
takim samym sprzętem, który zostawił nam.
Powinnam się cieszyć, że dziś mi odpuścił. Nie powinnam
się wtrącać w nie swoje sprawy i prosić o zaczepkę. – Choć gdyby zapisać te zdania odwrotnie, można by
uznać to za ciekawy zabieg stylistyczny.
(...) ale również
kultury i podstaw życia w społeczeństwie — warknął i szybko zabrał się
za mycie podłogi. — Zamiast podsłuchiwać innych, lepiej by było, gdybyś zabrała
się do roboty. Nie mam zamiaru przez ciebie tracić czasu.
Tak mi się teraz
skojarzyło… Skoro Lys tak się spieszył, bo po lekcjach miał coś bardzo ważnego
do załatwienia, to dlaczego wcześniej nie starał się wychodzić wcześniej? W
sensie gdyby nie czekał ze swoim wózkiem i książkami, aż Michelle skończy swoją
część roboty, mógłby wychodzić z biblioteki szybciej. A nóż-widelec
pospieszyłby się bardziej niż ona, nie było napisane, że miał więcej czy mniej
książek.
Wpadło mi do głowy
ciekawe rozwiązanie tej kwestii. Lys mógłby czasem oddawać robotę Mich i się
migać, a czasem spieszyć się i wykazywać, by wychodzić szybciej. To sprawiłoby,
że czytelnik miałby ciekawy punkt zaczepienia, jakąś ciekawostkę, tajemnicę do
odkrycia. Rozwiązanie dziwnego zwyczaju chłopaka. Upiekłabyś dwie pieczenie na
jednym ogniu.
Pamiętaj jednak, że
to też bardzo-bardzo luźna sugestia. Nie chcę ci niczego narzucać, ot, po
prostu, jak mówię, wpadło mi to do głowy zupełnie przypadkiem i uznałam, że
może warto podzielić się takim pomysłem. Bo teraz, gdy przypominam sobie o
powodzie pośpiechu Lysa, trochę zgrzyta mi to, że chłopak na początku nie miał
żadnego problemu, by siedzieć na telefonie w bibliotece, zamiast wracać do
domu. Wydawał się bardzo wyluzowany. Raz – okej, drugi raz – spoko. Ale jeśli
obijał się ciągle i czekał, by dopiec Mich, to jakby dla mnie to była sugestia,
że chłopak wcale nie miał po szkole nic ciekawego do roboty.
Chyba faktycznie
potrzebowałaś pierwszych rozdziałów, by się rozkręcić, bo im dalej cię czytam,
tym bardziej jestem usatysfakcjonowana i w końcu czerpię radość z
lektury:
Przez moment stałam
bezczynnie. Zawstydzona zacisnęłam drżące dłonie na kiju i oddychając miarowo,
próbowałam zapanować nad rumieńcem zajmującym już całą twarz. Co mnie
podkusiło, żeby podsłuchiwać? Przecież i tak nie dowiedziałam się niczego
konkretnego. Dlaczego właściwie chciałam coś o nim wiedzieć? Ach… Głupia,
głupia Mich… – Widzisz? Nie ma
ekspozycji – są zachowania, gesty. Nie ma relacji – są bieżące myśli. I z tego
mogę wywnioskować emocje. Fajnie!
Poprawiły się również
technikalia. Masz nową betę? Dobra jest; przecinki w końcu stoją na swoim
miejscu. Pozostają tylko powtórzenia i niuanse takie jak ten:
Ubrałam
przeciwdeszczówkę, schowałam zapakowane pieczywo i owoc do torby (...). – Założyłam przeciwdeszczówkę. Ubierać w coś
można kogoś (np. dziecko) albo coś (np. choinkę, lalkę).
Albo ten:
Całą dwu i pół
kilometrową trasę przebyłam lekkim truchtem. – Dwuipółkilometrową.
Ewentualnie takie coś:
Ten łajza nigdy nie
miał litości dla swoich podopiecznych, pomyślałam rozbawiona. – Łajza ma żeński rodzaj. Ta łajza nigdy nie
miała…
Czterdzieści minut później, kiedy opuściliśmy ostatnią czystą klasę, odetchnęłam z ulgą. – W scenie z biblioteką to też było czterdzieści minut. Zbieg okoliczności? Rzuca się w oczy.
Odłożyłam torbę na
ławkę, założyłam ręce na piersi i podeszłam bliżej, przyglądając
się przyjacielowi. Dakota chyba wyczuł, że mu się przyglądam i odwrócił
się do mnie. Z jego twarzy zniknął wyraz skupienia i ustąpił szerokiemu
uśmiechowi.
Z jego twarzy
zniknął wyraz skupienia i ustąpił szerokiemu uśmiechowi.
— Patrzcie państwo,
kogo tu do mnie przywiało! — Rozłożył ręce i podszedł kilka kroków
bliżej. – Pomieszane podmioty.
— To propozycja?
Tylko wiesz… Musielibyśmy znaleźć jakiegoś przystojniaka... — Uśmiechnął się
(...). – Gość zaczął uśmiechać się już
kilka zdań wcześniej.
Kilka skłonów, tak by
dotknąć podłogi całymi dłońmi, potem coraz głębiej, aż swobodnie mogłam dotknąć
głową kolan. Następnie zaczęłam rozciągać tułów; obracałam się to[do] tyłu i dłońmi dotykałam ściany.
Jego chłodne obicie
cudownie pieściło mi skórę. – Rozumiem, że
Michelle może kochać boks, kochać trening na worku i tak dalej, ale żeby od
razu obicie cudownie pieściło…? To jest, no cóż, trochę dziwne
określenie. Takie nawet… erotyczne. Tym bardziej, że Mich uderzała worek w
owijkach, więc jej skóra nie miała z nim styczności.
Lewa uderzyła
pierwsza[,] odpychając go do tyłu.
– W sumie wystarczyłoby samo: odpychając go. Worek poleci tam, gdzie Mich
wycelowała. Leciałby w bok, gdyby Mich uderzyła sierpowym, lecz nie wspomniałaś
o tym, więc założyłam, że poszedł lewy prosty.
Otarłam
przedramieniem pot z czoła i rozejrzałam się dookoła. – Ten rym rzuca się w oczy.
Na widok Kastiela
trzymającego mój worek cofnęłam się o krok, łapiąc się za serce.
Odetchnęłam głęboko i pochyliłam się, opierając dłonie o kolana.
— Wystraszyłeś mnie!
— burknęłam z wyrzutem, patrząc na niego.
— Wybacz. Nie
chciałem — odparł skruszony, puszczając worek. – No ale bez przesady…
Trening z tej notki
też jest zdecydowanie lepszy niż poprzedni. Nie dość, że niepotraktowany
trzema zdaniami, zupełnie po macoszemu, to jeszcze w jego trakcie pojawiają się
jakieś przemyślenia bohaterki. Nadal nic nie stoi na przeszkodzie, by pokazać
dwie podobne sceny – w tej pierwszej ładunek emocjonalny Mich jest silniejszy,
bo przeżywa ona na nowo stratę rodziców i jest sfrustrowana Lysandrem i karą.
Tutaj trening nie ma takiego podłoża, bohaterka raczej się bawi niż wyładowuje.
Warto pokazać tę zmienną – dwa treningi, ale tylko pozornie do siebie podobne,
ponieważ uczucia towarzyszące dziewczynie są inne.
Edit: Nieco dalej
pojawiło się takie zdanie:
Wyładowawszy złość, chciałam
popracować nad celnością ciosów. Kas bez zastanowienia stanął za nim i zaparł
się nogami. – A to jednak też
było wyładowywanie złości? Ach, no to muszę przyznać, że zupełnie tego nie
odczułam. Bardziej uznałam, że Mich przyszła się odprężać i dobrze bawić.
Świadczyły o tym zdania takie jak to o pieszczeniu czy: Całe moje ciało
pulsowało przyjemnym bólem. I ta nieokiełznana satysfakcja, kiedy pięść
spotykała się z twardą skórą, kiedy kolejny sierpowy odrzucał dalej
worek. – Przecież tu nie ma najmniejszej złości ani niczego w ten deseń.
Zastanawiam się, co
sądzić o zachowaniu Kastiela; próbuję porównać go do Lysandra, ale średnio
widzę to, że przestałby się zadawać z Mich ze względu na innych. Dziwi mnie też
trochę fakt, że usprawiedliwia przemoc psychiczną zadawaną bohaterce. Nie wiem,
czy był świadkiem wydarzenia na stołówce. Jeśli ma charakter Lysandra i, tak
jak on, jest trochę łatwowierny, mógłby uwierzyć drugiej grupie. Jednak czy
naprawdę przegapiłby wielokrotne, często publiczne, szykanowanie
Michelle?
Okej, Kas może
twierdzić, że Lys faktycznie ma jakiś tam swój powód, by dokuczać Mich
(pamiętam ten z poprzedniej wersji), ale Rozalia? No i tutaj Kas brzmi tak,
jakby miał pretensje, że Mich… czuje, odczuwa ból. Coś w stylu: nie, nie
możesz być zła. Nie możesz być agresywna, bo ktoś wciąż cię dręczy. Nie możesz
zachowywać się jak człowiek, wypierz emocje. Musisz wytrzymać takie
traktowanie, bo… No nie, nie kupuję tego. Poza tym w grze Lys nie
przykładał uwagi do plotek, był raczej obojętny i zadawał się z tym, z kim miał
ochotę. Więc, jakby nie było, po Kastielu spodziewałabym się właśnie czegoś
takiego.
Podoba mi się jednak
jego tajemniczość. Lysander potrafił trzymać język za zębami, gdy bardzo
chciał; w tym aspekcie dobrze oddałaś charakter bohatera. Wkurzył mnie tak
samo, jak wkurza mnie Lysander swoim no-cóż-tak-musi-być.
Tu muszę jeszcze
wspomnieć, że nie pokazałaś w żadnej scenie, że Kastiel trzyma się z Rozalią i
Lysandrem; nie mignął nawet nigdzie w tle. Stąd na początku nie skojarzyłam, o
jaką grupę gburów chodziło Mich. Myślałam, że są to jeszcze inni
znajomi, dla których Kas ją olał.
Wolałam się odsunąć
zawczasu[,] niż narazić się na
niepotrzebne komentarze.
Tak bardzo kusiło
mnie, żeby ręka smyknęła mi się po worku i trafiła w ten rudy łeb. – Kastiel nie był rudy. Pomijając, że naturalnie miał
czarne włosy, farbował się na ciemną czerwień.
Pomyłki nigdy mi się
nie zdarzają. Chociaż, Kas mógłby się na to nabrać… Nie, ja nie pudłuję. – Coraz lżej i naturalniej wychodzi ci ta narracja,
ale nie zapominaj, w którym czasie ją prowadzisz. Pilnuj jedności. Nic nie stoi
na przeszkodzie, by napisał: nigdy mi się nie zdarzały/nie
pudłowałam.
Zacisnęłam zęby, ale
nie mogłam powstrzymać słów,
[przecinek zbędny] płynących z ust (...).
Choć pisałam, że tym
razem także trening Michelle wyglądał dużo lepiej i można było się wczuć, to
jednak potrzebujesz jeszcze trochę więcej dynamizmu, krótkich zdań, nawet
urywanych, ukazujących reakcje bohaterki. Zabieg z: prawa, lewa, prawa znam
już z poprzedniego treningu, więc tu mnie nie zaskoczył. Dobrze, że widać
konsekwencję we wprowadzaniu wątku boksu. Treningi tłumaczą uszkodzoną twarz
Lysandra, Mich rzeczywiście trenuje – nie jest to jednorazowa scena – a nawet
planuje poważniejsze wydarzenia związane z boksem. Oby tak dalej; nie zaniedbuj
tego wątku, bo ma niezły potencjał. Pamiętam, że w poprzedniej wersji
opowiadania bardzo brakowało takiego tła i odskoczni od pierwszego planu.
Cieszę się, że desperackie darcie ubrań i sceny zakupów zostały zastąpione
przez poważne rzeczy. Tekst się zmienił, wydoroślał, wyważyły się
też charaktery postaci. Muszę przyznać, że po tej notce bardzo chętnie
sprawdzę, jak to wygląda dalej. Idziesz w dobrą stronę.
Szkoda strzępić języka,
Dake… – Język.
Koniec końców muszę
przyznać, że Dakota dostał ciekawą rolę w twoim opowiadaniu. Podoba mi się też
jego przedstawienie; pamiętam, że był bardzo pewnym siebie podrywaczem, co
poniekąd zgadza się z jego zachowaniem w twojej historii. Dobrze, że dbasz o
takie szczegóły, mimo że Dake miał na razie mało czasu antenowego.
ROZDZIAŁ 5
— Amber sprawnym
ruchem podniosła się z podłogi i przeciągnęła się, z cichym westchnieniem
przyjmując chrupanie w kościach. –
Drugie się zbędne.
Wstępny dialog nie
wydaje mi się aż tak płynny. Do sześciu pierwszych wypowiedzi dodałaś komentarz
narracyjny o szczegółowym zachowaniu postaci mówiącej i odczuwam przesyt
informacji. Rozumiem, że dialog jest wieloosobowy i trzeba jakoś wskazać, kto
się wypowiada, ale brakuje mi jakiegoś zróżnicowania. Mamy jęczącą Char
prostującą kości, mruczącą Mich opadającą na łóżko, Amber podnoszącą się z
podłogi, potem znów Charlotte wyciągającą do niej ręce, znikąd pojawiły się Li
i Ami… Po dialogu nie pamiętam już za bardzo, co kto mówił, a co dopiero – co
robił. Może jakiś krótki odstęp między wypowiedziami malujący przestrzeń? Albo
więcej przemyśleń Michelle odnośnie do zachowania dziewczyn? W końcu to jej
narracja, pierwszoosobówka. Tymczasem tu znów zaczęłaś scenę jakby starym
dobrym wszystkowiedzącym.
„Chciałem ciebie
zapytać, czy nie miałabyś chęci wystąpić w takich zawodach.” – kropka na zewnątrz. Cię zamiast ciebie.
W tym rozdziale dwa
razy zapisałaś cytowane słowa i w cudzysłowie i kursywą. Zdecydowanie wystarczy
jeden sposób cytowania.
Co z tego, że boks
był moją największą pasją, zawody nie były dla mnie. Ale im dłużej myślałam nad
jego propozycją, tym bardziej jakby coś rosło mi w piersi i mówiło, że
powinnam skorzystać. – Jego, to znaczy
tego boksu?
Piszesz tak: Cały
czas, odkąd po treningu wróciłam do domu i jeszcze później, kiedy siedziałam z
przyjaciółkami i pracowałyśmy nad cholernym projektem na historię, nie dawały
mi spokoju słowa Dakoty. – Ale ja tego w ogóle nie kupuję. Nie widzę.
Zaczęłaś rozdział sceną spotkania przyjaciółek i Michelle zamiast po prostu
myśleć naturalnie o tych zawodach, odpływać myślami w ich stronę w czasie
robienia projektu, tylko mnie po fakcie przekonuje, że tak robiła. Dziewczyny
nie musiały jej szturchać, sprowadzać na ziemię. Miałaś spore pole do
popisu, z którego nie skorzystałaś, a teraz zaklinasz narracją, że jednak coś
takiego się wydarzyło.
Edit: Okej, nagle
okazało się, że… ta scena trwa nadal. Że streszczenie jej nie zakończyło, jak
podejrzewałam, ale pojawiło się w środku tej sceny i te rzeczy, które
wymieniłam wyżej jako przykłady, czym zastąpić suche sprawozdanie, pojawiają
się dalej. Char chociażby pyta Michelle, czy coś ją trapi. O ile rozumiem
jeszcze (choć nie preferuję, ale rozumiem zamysł) streszczać coś zamiast sceny,
o tyle dziwi mnie spoilerowanie jej w połowie.
Eidt2: No dobra,
tylko że do końca tej sceny Michelle jednak ani razu nie wraca do tematu
zawodów. Wychodzi więc na to, że cytowane wyżej streszczenie to… kłamstwo.
Michelle myśli o Lysanderze, Kastielu i zastanawia się, po co komu podwójne
łóżko, ale nie czuć, by słowa Dakoty cały czas nie dawały
spokoju.
Ten drugi cytat jest
kompletnie zbędny (w dodatku brakuje mu kropki na końcu). Michelle nie
przywołuje słów Dake’a, są to jej myśli. A przecież sama narracja pierwszoosobowa
to myśli bohatera. Jeśli jednak chciałaś to wyróżnić na zasadzie tego
głosiku w głowie, warto jakoś tę informację przemycić. Choć, na moje, samo
przeniesienie tego do nowego akapitu i zwracanie się do siebie po imieniu jest
wystarczającą sugestią.
— (...) Chodzi o Lysandra?
— Nie… Po prostu… — I
co ja miałam jej powiedzieć? Która opcja byłaby najlepsza? Propozycja Dakoty,
rozmowa z Kastielem, [przecinek zbędny] czy
po prostu zrzucić wszystko na Lysandra? – To się akurat rzuca w
oczy. Dalej podobnie:
— Dość myślenia, czas
zabrać się za jedzenie!
Ami sprawnie zamknęła
drzwi stopą, po czym odstawiła jedzenie na biurko (...).
Jakoś nie przekonuje
mnie zdrabnianie imienia Amber do Ami. Pierwsza wersja nie jest długa, szybko
się to imię wymawia, nie widzę powodu zdrabniania go. Tak naprawdę dopiero po
chwili załapałam, że to dwie te same dziewczyny. Wcześniej sądziłam, że poza
Amber w pokoju jest jeszcze jakaś Amy czy inna Anna.
— Uuu… Jakie postępy!
Czyli co, można się niedługo spodziewać nowej pary w szkole? — Li szturchnęła
stopą moją nogę, uśmiechając się ironicznie.
Oddałam szturchnięcie
i pokazałam jej język. Wredna małpa, nie mogła się powstrzymać.
— Na pewno nie tak
szybko, jak Applejack i Ash. Kiedy macie randkę? — Szturchnęłam sugestywnie
przyjaciółkę w żebra, na co ta podniosła się oburzona. (...) Amber wgramoliła
się obok Charlotte i zaczęła ją szturchać w ramię.
Nie zwracałam dotąd
na takie rzeczy uwagi, ale po ostatniej normalnej, jeśli można było to tak
nazwać, rozmowie z Lysandrem, zaczęłam zauważać różnice w
zachowaniu moim,[zbędny] czy
dziewczyn. Nawet teraz, kiedy zaczęły rozmawiać o chłopakach, one
chichotały, rumieniły się, a mnie to nie ruszało. – I znów: dopiero teraz,
pierwszy raz, Michelle cokolwiek zauważa, dostrzega różnice. Bardzo dobrze,
całkiem fajnie, że pojawia się taki motyw, rozwinięcie wątku. Jednak… dlaczego
jednocześnie bohaterka stwierdza, że nooo… tak właściwie to już o tym myślałam,
już wcześniej coś zauważałam…? Bzdurka. Przecież mam za sobą wszystkie
dotychczasowe sceny. Wcześniej nie wydarzyło się nic – ani na treningu, ani w
domu przy rodzicach, ani w szkole, ani gdziekolwiek – co by pokazywało, że
faktycznie Michelle te zmiany dostrzega. Teraz po prostu stwierdza, że już coś
tam wcześniej zauważyła, ale przecież cały czas antenowy przebywam poniekąd w
jej głowie.
Wniosek? Niezła z
niej kłamczuszka.
Nie mogłam sobie na
to pozwolić, mimo że jej wymalowana buźka aż się prosiła o to, bym dodała jej
nieco fioletowego koloru.
— Bardzo dobrze,
dziękuję, że pytasz — zachichotała i[,]
przechodząc obok, szturchnęła mnie w ramieniem. – Albo ramieniem, albo w
ramię. Do tego wychodzi, że szturchnęła nim… buźka.
— Coś jeszcze byś ode
mnie chciała, świnko? — zachrumkała[,]
nie odrywając wzroku od paznokci. – Zachrumkała wielką, ponieważ
zakładam, że czynność ta wydarzyła się po wypowiedzianych słowach, nie w ich
trakcie. Zwróć uwagę również na imiesłowy współczesne. Bardzo dużo ich u
ciebie, przez co tekst staje się jednostajny. Traktujesz nim praktycznie każde
dopowiedzenie dialogowe:
— Chyba za bardzo
pofrunęłaś, księżniczko — wtrąciła się Ami, dotykając lekko mojego
ramienia.
(...) wyszłyśmy na
salę, gdzie czekała już wuefistka.
— Długo jeszcze będę czekać
na was, guzdrały?
Zostawiła nas same[samym] sobie i udała się na drugi koniec boiska na
ławkę.
Zdusiłam w sobie jęk
niezadowolenia, kiedy Hart wybrała mnie i Rozalię na kapitanów drużyny. Jeszcze
tego mi brakowało… – Ale co w tym złego?
Przecież Michelle powinna się właśnie cieszyć, że nie jest z Rozalią w jednej
drużynie i może ją atakować na boisku, prawda?
Pierwszych pięć
punktów wleciało na konto drużyny Rozalii, jednak to nie powstrzymywało nas
przed robieniem wszystkiego, by nie stracić kolejnych. Widząc piłkę lecącą
na koniec naszej części boiska, bez zastanowienia pobiegłam, by ją
odebrać. Nie chciałam ryzykować, że nie spadnie na aut. Z całej siły odbiłam piłkę,
posyłając ją w stronę Ami, która bezbłędnie przyjęła, a Hayden odbiła na stronę
przeciwniczek. – Ten opis nie ma w
sobie za grosz dynamizmu. To cztery zdania złożone! Nie dość, że jesteśmy w
głowie Mich, a jej myśli w czasie męczącej rozgrywki są okrąglutkie, jakby nie
była graczem, a komentatorką, to jeszcze pełne są zapychaczy psujących efekt energicznego
starcia. Jak to poprawić? Przede wszystkim skrócić zdania, z jednego złożonego
zrobić dwa proste. Dalej: wszystkie długie słowa takie jak powstrzymywało,
bezbłędnie czy przeciwniczki i frazy typu bez zastanowienia
zamienić na krótsze odpowiedniki (stopować, zręcznie, rywalki)
lub w ogóle z nich zrezygnować. Pokazując, jak dziewczyna złapała piłkę i
biegła z nią dalej, mogę sobie sama dopowiedzieć, że podanie było celne. Możesz
też zrezygnować z ogólników i truizmów typu: jednak to nie powstrzymywało
nas przed robieniem wszystkiego. Pokaż porządnie, że dziewczyny się
wysilają, to sama dojdę do wniosku, że nie mają tej rozgrywki gdzieś.
No i na pewno odpada
fraza: bez zastanowienia. Bohaterka właśnie to pomyślała, wskazała to,
jak więc mogła o tym nie pomyśleć? Może: od razu?
Niestety Wiedźma nie
dawała za wygraną i nadrabiała każdy następny, przez co po dwóch setach był
remis. – Szkoda, że relacja pozbawiona
jest realnych emocji. Już dwa sety za nami, a ja nawet się nie wkręciłam. Nie
widzę zmęczenia żadnej z bohaterek – potu na skroniach, trzęsących się kolan,
przyspieszonego oddechu. Nie czuję gorąca na sali, nie słyszę jakichś
szczątkowych komentarzy nauczycielki, scena pozbawiona jest uczuć i tła. Czemu?
Przecież tak dobrze ci szło…
Ach, w kolejnym
zdaniu pojawiła się informacja o zmęczeniu: Byłam wykończona, zresztą tak
jak reszta, jednak żadna z nas nie miała zamiaru się poddać. Ujmę to
delikatnie: nie to chciałam przeczytać.
Szkoda, że nie
napisałaś, która z poznanych dziewcząt była z kim w drużynie (oprócz Amber).
Łatwiej byłoby zdecydować, czy przyjaźnie wpływały na rozgrywkę lub czy Rozalia
była w stanie wybrać przyjaciółki Michelle.
— Gratuluję. To był
naprawdę dobry mecz. Jeśli wszystkie będziecie tak grać, macie szansę na
wygraną w tym roku. — Trenerka Hart uśmiechnęła się pochwalnie do obu drużyn. —
Możecie się przebrać.
Z różnymi nastrojami
udałyśmy się z powrotem do szatni. –
Czy ten mecz nie miał być na ocenę? Co z tym? Jak były oceniane
zawodniczki?
I czy nie za dużo tu
zbiegów okoliczności? Michelle jest dobrą bokserką i zaproponowano jej zawody –
to kupuję bez mrugnięcia. Ale notkę dalej w siatkówce też się tak super
wykazała? Nie chodzi mi o to, by była zupełnie do bani, wiadomo, jednak… no.
Dwa konkursy w jednym opowiadaniu dla jednej bohaterki to chyba o jeden za
dużo, tak myślę.
— Super, że udało nam
się wygrać, Mich. Jesteś niesamowita! — Rozradowana Chloe szturchnęła mnie w
ramię, mijając się ze mną w drzwiach do łazienki. – Co one mają w tej notce z tym szturchaniem?
Udało mi się ją
pokonać i to się teraz liczyło. –
Luźna sugestia: a gdyby do zdania dodać: (...) i tylko to się teraz
liczyło?
ROZDZIAŁ 6
(...) pojawił
się w połowie XIX wieku. Było to ściśle związane z pojawiającą
się wtedy reformą życia, kiedy to światła część społeczeństwa próbowała
tworzyć nowe wzorce obyczajowości.
Jestem szczerze
zdziwiona, że to nie wykład jakiegoś nudnego nauczyciela, ale… prezentacja
Michelle. Wciąż tak wiele z dobroci, które wiążą się z prowadzeniem narracji
pierwszoosobowej, ucieka ci gdzieś między palcami… Spójrz. Michelle przemawia
przed całą klasą. Nie stresuje się? Nie spogląda na swoich rówieśników? Jej
przemowa jest zupełnie sucha, nie przerywasz jej przybliżeniem stanu
emocjonalnego bohaterki. Jasne, nie musi od razu trząść się z nerwów, może być
całkiem pewna siebie i wyluzowana, ale… to też można, a nawet trzeba jakoś
oddać.
— Komuś się chyba
pomieszały czasy i nadal nie zauważył, że strój sportowy nie jest już na topie.
Słysząc chłodny głos
Lysandra, zesztywniałam. – Na topie? takie
określenie słyszałabym raczej od Rozalii, nie od Lysandra. Zresztą w grze Kas
raczej kierował takie bezpośrednie uwagi w dużo mniejszym gronie; nie lubił się
wyróżniać poza sceną. Przeszłoby też rzucenie tej wypowiedzi znajomemu, ale nie
tak otwarcie przy całej klasie. Średnio widzę zamkniętego na świat Kastiela w
skórze Lysa, wygłaszającego swoje mądrości.
O, a właśnie. A co z
zakładem? Sądziłam, że skoro Michelle zaakceptowała warunki, to zacznie choć
powoli, małymi kroczkami wprowadzać je w życie. Gdyby nie ten komentarz
Lysandra tutaj i moje wspomnienie poprzedniej wersji opowiadania, byłabym
skłonna w ogóle zapomnieć o tym wątku.
— Boom gospodarczy z
początków lat 20-tych (...). –
Dwudziestych.
— Puściłam jego uwagę
mimo uszu, skupiając się na prezentacji. Nie dam się wyprowadzić z równowagi. – W sumie to ja nawet nie wiem, czy Michelle mówi z
pamięci, czy czyta z kartki. Wypowiedzi dialogowe nie oddają tonu głosu, nie
pokazują dobierania słów; bohaterka nie zerka na slajdy i nie wydaje się w
ogóle skupiona. Jak na razie wydaje się mieć w sobie coś z maszyny. Ot, dyktuje regułkę, nic w
jej czasie nie odczuwając, nijak się nie zachowując.
— (...) Możecie
kontynuować —[spacja]zwrócił
się do nas uprzejmym głosem.
— Postaramy się
przyspieszyć i nie zanudzać co poniektórych… — Ami uśmiechnęła się
delikatnie i zwróciła w stronę klasy.
— To jest bardzo nie
na miejscu, Lysandrze. Natychmiast wyjdź i skieruj się prosto do dyrektorki. – I znów ta dyrektorka… Czy wszyscy nauczyciele mają taką samą stylizację narracyjną? Tak się też teraz zastanawiam,
czy przy takich rozmowach nie musi być obecny pedagog szkolny albo psycholog?
Przecież to nie pierwszy raz; szkoła powinna bardziej zareagować, ale też
zawracanie głowy dyrekcji parę razy w tygodniu przez odzywki nastolatka jest
nie na miejscu. Do tego również zatrudnione są kompetentne osoby. Taka sytuacja
jak wyzywanie się sam na sam jeszcze przejdzie, ale tu nauczyciel powinien
wezwać psychologa/pedagoga, bo to jawne znęcanie się nad uczniem.
Dlaczego wszystko jest [było] takie rozmazane?
Czym sobie na to
zasłużyłam?
— Mich, wszystko w
porządku?
Dopiero po ostatnich
słowach Lysa zaczynasz przybliżać stan emocjonalny Michelle, ale tam już
pokazujesz, że dziewczyna nie daje rady i wychodzi z klasy. A przez to od początku
sceny nie mam wrażenia, że napięcie i emocje narastają, tylko że ich nie ma,
nie ma, nie ma i nagle, o!, już są. Ale odkąd się pojawiły, od razu opowiadanie
wróciło do poziomu i znów lepiej się czyta.
Lekkie kuksnięcie w
ramię sprowadziło mnie ze świata, w którym istnieją tylko moje, kiedyś chyba
białe, znoszone adidasy – czy naprawdę musiałam wdepnąć w tę błotnistą głębinę
akurat dzisiaj? – i wstyd. – Strasznie podoba mi
się ten fragment.
Co jest z tobą nie
tak, Mich? Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby dziecinne dokuczanie
rozkojarzało mnie podczas lekcji. –
Czas. Może po prostu: Co z tobą nie tak, Mich? Nie mogłam…
Jakby co, to nie
jedyna tego typu uwaga w tym rozdziale, bo podobne rzeczy zdarzają się dość
często. Nie wymieniłam wszystkich, tak jak i nie wymienię wszystkich
brakujących przecinków przy imiesłowach.
Mich wpadła na
korytarzu na Kastiela, ale… co on tam robił w czasie lekcji? Czemu nie był na
zajęciach?
— Nawet jeśli na mnie
nie patrzysz, to i tak widzę twój zaszklony wzrok. Co się stało?
— Wydaje ci się —
mruknęłam, wzruszając ramionami. Utkwiłam wzrok w pękniętej kafelce
przy ścianie za plecami Kasa. – W
pękniętym kafelku. [KLIK]
Potarłam szyję,
czując[,] jak napięcie w ciele
ponownie narasta. – To ono w ogóle zdążyło opaść...?
— Nic się, do cholery
jasnej, nie stało! — warknęłam[,]
unosząc gwałtownie ręce,[.] Zamrugałam kilka razy[,] odganiając
łzy[,] i odetchnęłam głęboko. — Naprawdę… Daj mi już spokój… — zająknęłam
się i obróciłam, chcąc ominąć jego przenikliwy wzrok. // W
jednej chwili dotykałam klamki, a w drugiej otaczały mnie jego ramiona, głaszcząc
kojąco po plecach. W następnej rozkleiłam się, wciskając głowę w jego
ramię. – To brzmi trochę tak, jakby Kas głaskał Michelle po plecach
ramionami.
Co ja, do cholery
jasnej[,] robię?!
Wydmuchałam nos i
wzięłam kilka głębokich oddechów, czując[,]
jak cała złość i rozpacz odchodzą. – Dość szybko jej przeszło, zważywszy na
to, jak długo się denerwowała.
No i spokój,[zbędny] poszedł się kochać.
Odwróciłam się w jego
stronę, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo Lysander stanął mu na drodze.
— Muszę z tobą
porozmawiać… — zaczął zirytowany, ale kiedy zauważył, że Kas nie poświęca mu
uwagi, podążył za jego wzrokiem. –
Myślałam, że Lysander szukał Michelle, w końcu to przez niego wyszła z zajęć.
Skąd wiedział, że Kastiel nie jest w sali? Lys miał być u dyrekcji. Nawet jeśli
wyszedł, trwała lekcja, więc dziwi mnie, że szukał kolegi, który raczej
powinien brać udział w zajęciach.
Po zakończonych
lekcjach udałam się głównego wyjścia, gdzie czekał już na mnie pan woźny, a
Lysandra nigdzie nie było widać. Westchnęłam przeciągle, masując nasadę nosa.
Pewnie znowu się spóźni. – Znowu spóźni? Do
tej pory Lysander zawsze był na czas.
Lysander ma ważne
sprawy rodzinne do załatwienia, dlatego jesteśmy sami, a ty jesteś krócej. On
odrobi ten dzień w innym terminie. –
W jakim innym? Przecież mają szlaban codziennie do końca szkoły.
Z jednej strony
cieszyłam się, że mogłam wrócić wcześniej do domu. Przynajmniej
zaoszczędzony czas mogłam wykorzystać na trening.
Oczywiście znam
poprzednią wersję opowiadania, więc wiem, czemu Lysander urywał się ze szlabanu
i mogę śmiało stwierdzić, że ładnie pokazujesz tajemniczość Lysa w tej kwestii.
Jestem ciekawa, jak wprowadzisz ten wątek; jak na razie jest subtelnie i
wychodzi ci bardzo dobrze. Mam też nadzieję, że w już w kolejnych rozdziałach
zacznie wracać wątek zakładu, bo od jego przyklepania Mich ani razu go nie
wspomniała. Jakby o nim… zapomniała. Pamiętaj, nie musisz od razu rozkładać
wszystkich kart, ale staraj się, choćby małymi krokami, rozwijać wątki. Tym bardziej
że – znów to podkreślę – przez całe opowiadanie znajdujemy się w głowie
bohaterki, a wątpię, by jakakolwiek uwaga o zakładzie, na który przystanęła,
ani razu nie przyszła jej na myśl.
No w każdym razie
bardziej niż mniej zadowolone z twojego postępu przejdziemy już do końcowych
wniosków.
PODSUMOWANIE
Jak widzisz, ocena
trochę już liczy, dlatego nie ma sensu jeszcze raz wyszczególniać i wszystkiego
tłumaczyć. Z poprawnością bywało różnie – ta kwestia chyba zależna jest
od twojej bety, ale są rzeczy, które mogłabyś przepracować sama. Mianowicie powtórzenia.
Jest ich ogrom, zresztą tak samo jak powtarzalnych konstrukcji z imiesłowami
współczesnymi. Jakbyś momentami jak na automacie operowała ze trzema-czterema
konstrukcjami zdaniowymi na krzyż rzuca się też w oczy powtarzalność spójnika
i). Co się zmieniło? Wcześniej pisałyśmy ci, że: język i zapis są po
prostu niechlujne i aż nazbyt proste – masa literówek, pogubionych przecinków,
czasem nawet błędy ortograficzne, dziwny szyk, błędy stylistyczne. Dziś po
błędach w szykach pozostały jakieś detale, widać, że wzięłaś sobie większość
rzeczy do serca i poważniej podeszłaś do publikacji. Najlepsza beta mogłaby ci
wstawiać przecinki na swoje miejsca, ale wątpimy, by ktoś stał nad tobą i w
każdym zdaniu korygował ci szyki, poprawiał dobierane słownictwo. A to już o
czymś świadczy.
Jeżeli chodzi o styl,
zdania zaczęły być pełniejsze, okrąglejsze i obrazują dojrzalszą prozę, ale… z
drugiej strony jakbyś teraz przesadzała w drugą stronę – czasem zapominała, że
piszesz opowiadanie narracją pierwszoosobową, a twoją narratorką jest… zwykła
nastolatka. Brakuje nam więc jej luzu, stylizacji częściej niż raz na kilka
zdań, gdy dziewczyna w nerwach rozmawia sama ze sobą. Zupełnie nienaturalnie
wygląda nazywanie dręczącego ją Lysandra bezczelnym chłopakiem, w
pierwszych rozdziałach obiektywnie Michelle określała również bliskich
nauczycieli czy swoje przyjaciółki. A pamiętasz jeszcze uwagę o sitcomie, gdy
cała klasa podskoczyła na dźwięk telefonu? Wypadło sztucznie; jakbyś wciąż nie
do końca rozumiała, na czym polega fenomen narracji pierwszoosobowej.
Bo tak – fenomenalnie
prowadzona narracja pierwszoosobowa potrafi poruszyć emocje, sprawić, że
pochodzimy w butach głównych postaci, będziemy te postaci rozumieć, a więc i im
kibicować, jeśli zyskają naszą sympatię. I chociaż Michelle wydaje się na
pierwszy rzut oka dość sympatyczna i zwyczajna, ale nie całkiem szara, to
jednak wciąż część akapitów była... sucha, pozbawiona jej stylizacji, jej
opinii, jej przeżyć. Michelle zwraca uwagę na wszystkich innych, nie siebie.
Widzi, że klasa podskakuje, ale nie przybliża w żaden sposób swoich odczuć.
Albo rozgrywa mecz, ale komentuje go jak Lee Jordan rozgrywkę quidditcha (tylko
iks razy mniej dynamicznie!). A przecież to ona – Michelle – jest
najważniejsza, to ona jest w centrum każdego wydarzenia. Nie interesuje mnie
zachowanie klasy, kiedy nie wiem, co myśli Michelle. Mam gdzieś mecz, jeśli
dziewczyna nie jest skupiona na grze, choćby fragmencie rozgrywki, a na bardzo
ogólnej relacji całości. Nie obchodzi mnie, że poszła oglądać film z rodzicami,
jeśli nie czuję, by sprawiło jej to frajdę. Równie dobrze mogłaś napisać, że
Michelle poszła spać czy poczytała sobie książkę; żadna różnica, prawda? Tylko
dlatego, że w tych zwykłych momentach nie skupiasz się na jej wnętrzu,
podsuwasz jedynie ogólniki. Widać to też w scenach w bibliotece lub w czasie
pierwszego treningu, a nawet w najnowszym rozdziale – początek prezentacji
zupełnie nie oddawał Michelle i jej stanu zewnętrznego. Często narracja
przypominała obiektywnego narratora wszystkowiedzącego, który jedynie
relacjonował zdarzenia; jakbyś w tego typu narracji zamieniła końcówki
czasowników na pierwszoosobowe.
Zdarzało się też, że
zapominałaś o tle (scena na stołówce), nie zapominałaś za to o eksponowaniu…
praktycznie wszystkiego. Od stanów emocjonalnych (czułam, jak napięcie
narasta // było mi tak smutno // nie byłam w stanie tego
tolerować // zdenerwowanie sięgnęło zenitu) po wydarzenia dziejące
się poza kadrem (rzucał niewybrednymi komentarzami na temat mojego wyglądu
czy zachowania // starałam się go ignorować // nie dawały mi spokoju słowa
Dakoty), a nawet oczywistości, które bywały irytująco logiczne (chciałam
ścisnąć dłonie, żeby się trochę uspokoić // macie natychmiast iść do
pielęgniarki, żeby was zbadała // skierowałam się więc do bibliotekarki,
by poinformować ją o skończonej pracy). Co ciekawe, akurat ostatnia
zauważona kwestia nie zmieniła się od poprzedniej oceny (Kiedy zabrzmiał
dzwonek ogłaszając przerwę // zapytał znudzony Lysander,
przykladając chusteczkę do nosa, aby zatamować jakoś krwawienie // przebrałam
się w wygodniejsze do biegania buty i wyszłam pobiegać). Raz jeszcze:
odpuść. Nie tłumacz wszystkiego jak dziecku.
Z twoją nieszczęsną
ekspozycją jest też tak, że właściwie mogłabyś się jej pozbyć, nie dokładając
żadnego innego budulca. Część autorów ma taki problem, że eksponuje, ale w
zamian niczego nie pokazuje, u ciebie natomiast ekspozycje i dowody świadczące
o przytaczanych sucho informacjach występują w miarę na równi. Pierwszy-lepszy
przykład na to, że potrafisz pokazywać emocje:
(r.3; ekspozycja) Miałam
go dość. Byłam wykończona spędzonymi godzinami w bibliotece, a jego obecność
doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
vs
(r.6; dowody) Wzięłam
głęboki wdech, aż poczułam pieczenie w płucach. Rozprostowałam palce,
ale nadal miałam ochotę coś rozszarpać. (...) Uszczypliwe słowa Lysandra
i Rozalii nadal krążyły mi w głowie, raniąc jak najostrzejsze noże. Wżynały mi
się w mózg, nie pozwalając się skupić na czymkolwiek innym.
Wróćmy się jeszcze do
pierwszego rozdziału: Michelle najpierw eksponuje i streszcza, że Lysander się
nad nią znęca… ale przecież wszystkie dalsze rozdziały świetnie to obrazują.
Michelle tłumaczy, że właśnie o czymś rozmyśla, a następnie… no, myśli o tym
wprost. Michelle zapowiada, że idzie spuścić nieco pary na worku, tłumaczy, że
jest to dla niej jakaś forma eskapizmu i… – uwaga – wyżywa się serią ciosów.
Sprawa jest więc banalnie prosta – po prostu wywal część pustych zdań, a spory
problem tekstu sam się rozwiąże.
Przejdźmy teraz do Michelle.
Wcześniejsza jej wersja mocno irytowała nas swoją nijakością. Nazywałyśmy ją
chorągiewką na fabularnym wietrze, kukiełką tańczącą tak, jak akurat wymagała
tego scena. Obecnie tak nie jest. Michelle stała się grzeczniejsza, bardziej
wyważona, przywiązana do rodziny, jesteśmy w stanie wymienić nawet kilka jej
cech charakteru takich jak ambicja, upór, poczucie moralności i
sprawiedliwości, uległość. I tu jest mały problem, bo ta uległość i upór nie
współgrają, a często się wykluczają. Michelle daje sobą pomiatać (biblioteka,
stołówka, klasa), ale jednocześnie niejednokrotnie zaciska pięści, wyraźnie
powstrzymując się, by komuś nie zrobić krzywdy, potrafi też podnieść głos. Wydaje
nam się, że przesadzasz w którąś stronę; nie potrafisz subtelnie oddać złości
Michelle, więc dziewczyna wciąż zaciska pięści i krzyczy, by za chwilę bać się
poskarżyć na Lysandra czy zaprzeczyć, gdy jest oskarżana o lenistwo na
szlabanie. Albo niech nie boi się odezwać, albo niech wyraża inaczej złość, bo
na ten moment to wygląda, jakby dostosowywała się do fabuły i wyrażała tak, jak
trzeba, a nie fabuła do niej – tocząc się według tego, jak bohaterka się
zachowuje. Bohaterka trenuje boks, więc w sumie nic dziwnego, że w momentach
gorących zaciska pięści i ma ochotę obić komuś gębę, ale czemu ta śmiałość nie
przekłada się na nic innego? Uwierzyłybyśmy w Michelle, która powstrzymuje się,
bo wie, że potrafi zrobić komuś krzywdę, ale nie wypada, bo jest w szkole.
Jednak ta sama dziewczyna często po prostu odpuszcza nie we frustracji, a w bezsilności
i słabości, a to już się ze sobą kłóci.
Do tego Michelle –
głównie w początkowych rozdziałach – pozbawiona jest stylizacji. Ma to związek
z kulejącą tam narracją pierwszoosobową, o czym już wspominałyśmy. Michelle
stwierdza, że lubi hiszpański, ale gdy przebywa na lekcji, nie czuję jej
zadowolenia, które mijałoby pod wpływem średniego zachowania Lysa. W żadnej
kolejnej scenie nie przywołuje też tego hiszpańskiego; nie myśli o tym, że
fajnie będzie wrócić na lekcję do spoko nauczyciela, nie rzuca odzywką po
hiszpańsku. W ogóle rzadko czuję, że przebywam w głowie nastolatki. Zwracanie
się do siebie jest fajne, ale nie pociągniesz nim całej partii narracyjnej, tym
bardziej że to stara śpiewka dla powieści kryminalnych, nawet dorosłych
bohaterów (seria o Myronie Bolitarze Cobena czy powieści Alistaira MacLeana).
Nie mówimy, że masz z tego zrezygnować, ale to za mało, by uczynić Michelle
interesującą narratorką z charakterem. Spróbuj może bardziej podkreślać wiek i
osobowość bohaterki w zdaniach. Skoro ma jakieś zainteresowania, mogłaby czasem
do nich nawiązywać; musisz poszukać sposobu na to, by narracja stała się nie
tylko lekka i naturalna, ale też interesująca, by porywała czytelników.
Niektórzy autorzy decydują się, by ich postaci w narracji pierwszoosobowej były
na swój sposób zabawne, inni stawiają na ironię, sarkazm (tu łatwo przeholować
i stworzyć bohatera – buca, zresztą to już wiesz po poprzedniej ocenie),
jeszcze inni na przykład na nawiązania do popkultury lub innych zainteresowań,
w czegoś, z czym bohater jest trochę obyty. Okej, Michelle trenuje boks. Czemu
czasami nie pomyśli, że chętnie rozwaliłaby Lysa jak Kliczko Haye'a w dwunastej
rundzie? Jasne, to tylko luźna sugestia, ale po niej sama domyślasz się na
pewno, o co nam chodzi. Wierzymy, że znajdziesz swój sposób. Bo Michelle ma
prawo być zwykłą nastolatką, ale… coś ją jednak musi wyróżniać i sprawiać, że
tekst nie będzie tylko relacją, tym zbiorem questów od NPC-ów, o których
wspominałyśmy w pierwszym rozdziale, gdy bohaterka tylko relacjonowała sobie
spacer po korytarzu, od gabinetu do gabinetu.
Postać Lysandra, w
porównaniu do poprzedniej wersji, wypadła dużo naturalniej. Już nie mamy
nastolatka-gwałciciela, którego wytłumaczeniem zachowania jest trauma miłosna –
mamy bohatera o określonym charakterze, zgodnym, niepatologicznym. Nazwałybyśmy
Lysa trudnym nastolatkiem; konsekwencja w kreacji sprawiła, że jest to postać
spójna. Nie rozwinęłaś opowiadania na tyle, byśmy mogły poznać Lysa bardziej,
ale widzimy już, że charakter ma zgodny z Kastielem z gry. Były momenty, kiedy
chłopak odbiegał od normy, jednak wypisałyśmy Ci je wyżej i to raczej sytuacje
do naprawienia. Ponadto doceniamy bardzo jego sprytne zachowanie w bibliotece
(kwestię wychodzenia wcześniej już omawiałyśmy). Widać, że bohater nie jest
tylko bucem, ale potrafi być również błyskotliwy. Tak samo jak Kas z gry, nie
przejmuje się szkołą i konsekwencjami związanymi z nauką, jednak brakowało nam
trochę odniesienia się do rodziców Lysandra. Widzisz, gdyby dyrekcja przy
dawaniu szlabanu poruszyła temat tego, że rodzice chłopaka mogą nie być
zadowoleni z jego kolejnego wybryku, wypadłoby naturalniej. Poznałybyśmy wtedy
stosunek Lysa do rodziny, do dalszej edukacji. Wspomnimy ponownie, że tym razem
nie bijesz nas po twarzy wątkiem tajemnicy Lysandra, lecz wprowadzasz ją
naturalnie, subtelnie, powoli. Możemy się wczuć, jesteśmy ciekawe, co chłopak
ukrywa. To ogromna poprawa w porównaniu z poprzednią wersją, gdzie ten element
pogłębił patologiczne zachowania chłopaka.
O ile jeszcze możemy
zrozumieć, że Lys jest typowym badboyem, chamskim, aroganckim, zamkniętym w
sobie – jak Kastiel – o tyle nie widzimy powodu, dla którego Rozalia miałaby
taka być. W grze ta postać była miła, a jedyne, co ją urażało, to coś, co
dotyczyło jej chłopaka lub mody. Nie była chamska aż do tego stopnia i nie mamy
za tym żadnych przesłanek. Nie jesteśmy w stanie uwierzyć w jej metamorfozę, a
szczególnie że według kanonu nie trzymała się specjalnie z Kasem czy Lysem –
jedynie chodziła z bratem Lysa, to wszystko.
Kastiel występował
chwilę, ale męczyło nas jego niezdecydowanie. Najpierw olewał Mich, potem
przyszedł na trening i mówił, żeby odpuściła ludziom, z którymi nie spędza
czasu (bo przecież Kas nie przewinął się nawet w tle w scenach z Lysem i Rozą;
nie ma dowodu), a następnie pocieszał Michelle, która płakała przez jego
kolegę. No trochę dziwnie. Szczególnie że uważamy, że to nie jest typowy
charakter Lysandra z gry; Lys nie zmieniał przyjaciół ot tak, był szczery i
wybierał przyjaciół, nie patrząc na resztę. Trochę skryty w sobie, potrafił
dochować tajemnic przyjaciół – i tu fakt, Kas nie chciał powiedzieć Michelle,
co ukrywa Lysander – ale jednak Michelle też była jego przyjaciółką, a zdrada w
jego przypadku raczej nie wchodziła w grę. Po prostu nie widzimy motywacji
bohatera do takiego zachowania, a naturalnego szybkiego odcięcia się na rzecz
nowych znajomych raczej nie kupujemy. Doceniamy jednak, że poprawiłaś motyw
zawiązania przyjaźni – w poprzedniej wersji Kastiel zakolegował się z Mich w
jeden zupełnie odczapowy obiad w samochodzie. Tu ich przyjaźń trwała wcześniej,
więc informacje, którymi się wymieniają, mają w końcu rację bytu.
Trochę też ciężko
uwierzyć w to, że Kas nic nie wie o złym traktowaniu Michelle. Niejednokrotnie
była wyszydzana nie tylko w klasie i gdzieś na osobności, ale i na forum – na
korytarzu czy stołówce. W szkołach, niestety, plotki i łatki ofiar losu szybko
się rozchodzą i przyklejają, więc jeśli Kastiel coś przegapił, trochę zalatuje
to imperatywem opkowym.
Zalatuje nim też brak
zaskoczenia nietypowym zachowaniem Michelle ze strony kadry nauczycielskiej.
Podejrzany brak możliwości przyjrzenia się sprawie (kamery, inne formy kontroli
uczniowskiej…). Niby w tekście nie padło, że akcja opowiadania dzieje się w
USA, ale pamiętamy, że w „Miłości Online” wakacje, o których pisałaś, miały
miejsce w Virginia Beach. Stąd nasz pomysł, byś bardziej przyjrzała się
amerykańskiemu systemowi szkolnictwa, wykonała porządny research. Pamiętaj, że
szkoły w USA są znacznie bardziej kontrolowane ze względu na przepisy dotyczące
ochrony przed terroryzmem (poczytaj chociażby przy okazji o lockdownach).
Kolejnym całkiem
wygodnym imperatywem wydaje się niezbyt realistyczna kara. Sprzątanie po
lekcjach? Pisałyśmy już o tym. Raz: nie może tak być, że uczniowie regularnie
będą zabierać pracę pracownikom szkoły. Dwa: w tym czasie Michelle może ma
treningi boksu, fakultety (w końcu była pilną uczennicą; chciała pójść na
prestiżowe studia), koła zainteresowań... Czy kara powinna obejmować rezygnację
z takich rzeczy? I w końcu trzy – prace społeczne wlepia się przecież za gorsze
przewinienia niż podniesienie głosu w bibliotece. Tym bardziej że Michelle też
ma przyjaciółki, które mogłyby się nią martwić, przemówić ślepym i głuchym
nauczycielom do rozumu, zdać relację z akcji ze stołówki, szatni czy cokolwiek.
Przecież są świadkami, jak ich koleżanka jest stale dręczona już nie tylko
słownie, ale i dochodzi do rękoczynów.
Warto tu wspomnieć
dwa zdania o trio BFF – Amber, Li i Charlotte. Niby są przyjaciółkami Mich, a
jednak… nie mają charakterów, nie troszczą się o siebie prawdziwie. Może któraś
boi się Rozalii, może inna ma na pieńku z wychowawcą i z góry się jej nie ufa,
może to, a może tamto. Ale żeby wszystkie trzy miały gdzieś Michelle? Bo tak to
wygląda. Niby pytają, co się dzieje, ale, no, cholera, widzą to. Uczestniczą w
scenach, gdy Mich się obrywa, na bora, stoją obok! Wydaje się, że są tylko
tłem. Mich tak naprawdę nie skarżyła się im, nie dzwoniła, kiedy Lys ją wrabiał
w bibliotece, nie zwierzyła się, że chłopak ma jakąś tajemnicę – i nie musiała.
Rozumiemy, że może mieć taką skrytą osobowość. Ale nie dzieliła się z nimi
także innymi ważnymi rzeczami, na przykład zawodami. Wręcz przeciwnie –
twierdziła, że dostrzegała różnice między sobą a nimi, poza tym w pierwszym
rozdziale była zniecierpliwiona zachowaniem Char. Nie widać, by Michelle miała
powód, by z nimi trzymać, nie istnieje żadna łącząca je więź. Dziewczyny
występują tak naprawdę ze dwa razy, mówiąc mało istotne zdania, wydają się mieć
jedną jaźń. Ich stylizacje – partie dialogowe nie różnią się od siebie niczym.
Gdyby podmienić w niektórych scenach Amber na Li albo odwrotnie (na przykład
zamienić bohaterki i jedną wsadzić do toalety, a drugą posadzić przy stoliku w
stołówce), nawet byśmy się nie zorientowały. Jak widzisz, nie wystarczy
napisać, że dziewczyny robiły razem projekt z historii, a potem, że w nużący
sposób recytowały regułki na lekcji. Niech to będzie więcej niż jedna scena.
Cieszy nas jednak, że tym razem Amber, Li i Charlotte nie dostały roli tych,
które namawiają Mich do zmiany stylu, żeby spodobała się Lysowi, drąc jej
ubrania, a rodzice nie przyklaskują temu z zachwytem. Z drugiej strony mamy
wrażenie, że gdyby dwie z trzech koleżanek wyciąć zupełnie i zostawić jedną z
nich, byle którą – charakterystyczną, prawdziwą, która chociaż próbuje pomóc, w
jakiś sposób się stara i istnieje w tekście – miałybyśmy jedną, silniej
zarysowaną postać. A nie trzy na ćwierć gwizdka.
Właśnie, rodzice.
Podoba nam się, że przedstawiłaś matkę jako miłą, opiekuńczą osobę, która
wspiera córkę. Trochę jednak szkoda, że, choć kobieta przytula Michelle i
pociesza ją, nie pojawia się częściej. W końcu Michelle zdradziła jej, że jest
ofiarą przemocy, na dodatek codziennie wraca później ze szkoły, a kobieta
wydaje się tym przejmować tylko chwilę, potem wątek zamiera. Ojciec natomiast
pojawił się chyba przelotem w jednej scenie, gdzieś tam też jedli we trójkę
obiad czy oglądali film… Trochę brakuje też tych rodziców w myślach Michelle.
Skoro chce być najlepsza, czemu na przykład w szóstym rozdziale nie pomyśli, że
przez odzywki Lysa skopie prezentację i rodzice będą zawiedzeni? To by było
dość naturalne po ponurych myślach reakcji rodziców na szlaban – pokazałoby
więź rodzinną.
No i ostatecznie
nadal nie wiemy, dlaczego tak właściwie odwróciłaś charaktery chłopaków.
Chciałaś zamienić ich wygląd? Podoba ci się postać Lysa, ale charakter Kastiela
jest fajniejszy? Nie wiemy, jaki ma to sens, szczególnie że przez to zmienia
się też charakter Rozalii, a trio, Amber Li i Char, to nagle spoko dziewczęta,
niezajęte malowaniem się i ubliżaniem innym (jak teraz Rozalia). No i
właściwie, skoro Amber ma jedną z główniejszych ról, to gdzie się podział jej
brat – Nataniel?
Doceniamy
wielowątkowość. Wcześniej rysowała nam się jedynie historia pato-romansu.
Teraz? Teraz mamy życie szkolne, mamy hobby – boks – mamy konflikt z Kastielem,
znośniejszą bohaterkę i główny wątek – tajemnicę Lysa – rozwijający się powoli
i w który możemy się wkręcić. Dobrze, że zdecydowałaś się porządnie rozplanować
opowiadanie. Jeszcze raz: bardzo doceniamy, że w obecnej wersji zakład, który
wtedy wydawał się przekroczeniem granicy, teraz został wprowadzony znacznie
subtelniej, jakby mimochodem. Widać, że Lys nie upierał się na niego; wydaje
się, że pomysł wpadł mu do głowy tak o, bardziej dla wspólnego żartu i
obopólnej korzyści (by Michelle mogła jednak zdjąć choć na chwilę dres i
spróbować czegoś innego) niż by poniżyć bohaterkę czy dostosować ją jedynie do
swoich wymagań.
Widać, że Michelle
żyje, że coś się dzieje, nie jest monotematycznie.
Słowem
Spotkałyśmy się
ponownie po półtora roku i ogromnie, ogromnie gratulujemy ci progresu. Jak sama
widzisz, twoją główną bolączką jest teraz narracja, ale głowa do góry. To nie
jest nic, czego nie możesz naprawić i, uwaga, tym razem nie uważamy, że przez
nią znów musisz zaczynać od zera. Jasne, przyda się redukcja oczywistości, w
tym ekspozycji, podrasowanie młodzieżowej stylizacji bohaterki, przemyślenie
sylwetek psychologicznych dla koleżanek Michelle – na to, wierzymy, masz
jeszcze czas; te sześć rozdziałów wydaje się ledwo wstępem (wiemy przecież, że
nie da się też wprowadzić wszystkiego naraz). Najważniejsze, że w końcu widać,
że masz plan na fabułę, masz w miarę jednolite charaktery głównych postaci,
trzymasz się postawionych sobie reguł, świat przedstawiony działa, nie masz
problemu z opisami miejsc akcji i bohaterów (no może poza masą powtórzeń).
Jednak pierwszoosobówki mają to do siebie, że stety-niestety narracja gra
pierwsze skrzypce i to ona robi całe opowiadanie. Dlatego na dzień dzisiejszy
stawiamy ci przeciętny z plusem – na dalszą zachętę (zresztą gdybyś
podrzuciła tylko dwa-trzy pierwsze rozdziały, trója ta byłaby bardzo naciągana;
nie wiemy, czy ostatecznie byśmy się na nią zdecydowały). To nadal nie jest
praca na czwórkę; może nie byłoby tak, gdybyś pisała trzecioosobówkę, jednak w
tym wypadku nie możemy wystawić więcej. Pamiętaj, zrobiłaś duże postępy, ale
wciąż jeszcze sporo przed tobą. Czas zakasać rękawy i rozgryźć kwestie znacznie
ważniejsze niż określanie postaci po kolorze włosów, z którymi walczyliśmy
ostatnio. Przed tobą wyższy level, tryb hard.
Później będzie już
tylko lepiej.
Za betę serdecznie
dziękujemy Deneve.
Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całą ocenę jednym tchem i w końcu mogę usiąść i napisać komentarz.
Wow! Naprawdę półtora roku już minęło? o.O
Na początku chciałabym Wam ogromnie podziękować za ponowną ocenę. Dzięki temu po raz kolejny mam dokładny obraz błędów do poprawy.
Cieszę się, że chociaż na pierwszy rzut oka wygląd przypadł Wam do gustu. Niestety, przyznam się bez bicia, nie do końca ogarniam szablonów i korzystam z gotowca, którego i tak nie umiem poprawić, by wyglądało to w miarę okej. Może teraz przy dłuższym weekendzie uda mi się usiąść i coś pokombinować. Niemniej, dziękuję za uwagę.
Te ze spisami treści, w których to zdecydowałaś się na linkowane obrazki, nie są zbyt eleganckie. Obrazki są spore i różnej wielkości, ostatni to wręcz kobyła. — Naprawdę? Wydawało mi się, że staram się to sprowadzić do jednego rozmiaru… Ech… Cholerny blogspot. Co do fontu, to był jedyny, który zawierał polskie znaki, na platformie z której obecnie korzystam i niestety po ostatniej aktualizacji chyba go usunęli, dlatego ta różnica w ostatnim. Dziękuję za linka! Z pewnością skorzystam!
— No, [przecinek zbędny] już idę, marudo. — Przyjaciółka westchnęła ciężko, zamykając z trzaskiem szafkę. – Wprawdzie mogłabym też uznać, że ten przecinek sugeruje coś w rodzaju wykrzyknienia z naciskiem na no (w stylu: No! Idę już), ale dalej wspominasz, że Char wzdycha ciężko i jest raczej osowiała. Stąd moja sugestia o zachowaniu płynności tej kwestii. — Dokładnie to miałam na myśli, ale wyszło jak zawsze kulawo.
Inna sprawa, że pobawiłam się trochę zaimkami, by nie musieć wciąż szukać dookreśleń dla Char, odpadły więc nienaturalne dziewczyna i przyjaciółka. — Wciąż mam ogromny problem z określeniami innych bohaterów i uparcie staram się z tym walczyć, więc takie wskazówki są dla mnie na wagę złota. Postaram się walczyć z nimi jeszcze bardziej zażarcie XD
Ach, no i powtórzenia. W twojej wersji jest ich zdecydowanie za dużo (w dalszej części oceny również będę je pogrubiać). — Dopiero czytając całą ocenę dostrzegłam jak wiele ich jest, a przecież daję tekstowi odleżeć swoje… Muszę się zdecydowanie bardziej pilnować.
Nie wiem, na ile twoja bohaterka jest taktowna i kulturalna, a na ile sztucznie formalna, kurtuazyjna i nie potrafię tego wyczuć. — Pamiętając poprzednią uwagę o charakterze bohaterki, wzięłam ją chyba zbyt dosadnie i pilnując by nie była arogancka przegięłam w drugą stronę.
Takie zachowanie nie pasuje mi do żadnej postaci z gry — Planując tę historię miałam w zamyśle spojrzeć na wszystkie postacie z gry w krzywym zwierciadle. Chciałam odwrócić charaktery każdej postaci, dlatego też Lysander, Kastiel, Rozalia czy Trio (Amber, Charlotte i Li) zachowują się odwrotnie od oryginału.
[W obliczu tego, że Lys prześladuje bohaterkę, tym trudniej mi zrozumieć, czemu dziewczyna w swoich myślach nazywa go jedynie bezczelnym chłopakiem] — Tak jak mówiłam już wcześniej, nie chciałam by wyszła na arogancką gburkę i przegięłam w drugą stronę, że jest zbyt kulturalna.
Char posłała mu krzywy wyraz twarzy (...). – Może raczej: krzywy uśmiech? Zwykle posyła się uśmiech albo spojrzenie; poza tym krzywy wyraz twarzy to dziwny ogólnik, nawet nie wiem, co właściwie mam sobie wyobrazić. —Tu miałam bardziej na myśli, że się skrzywiła do niego, ale, jakżeby inaczej, takie oczywistości przychodzą mi do głowy po czasie. Za bardzo kombinuje xD
Czułam się jednocześnie zdenerwowana i przestraszona całą sytuacją. (...) Cały czas czułam tępe pulsowanie bólu w kostkach. – Dodałabym, że chodzi o palce, bo w pierwszej chwili wyobraziłam sobie kostki w nogach i zastanawiałam, dlaczego bohaterkę bolą. — Śmiechłam przy tej uwadze. I faktycznie, jak to czytam, to można to tak zrozumieć.
Jesteś strasznie łopatologiczna. — Niestety wiem i nawet jeśli staram się z tym walczyć to i tak mam wewnętrzny strach przed tym, że jak czegoś dokładnie nie opiszę, to to nie zostanie zrozumiane tak jak mam to na myśli.
OdpowiedzUsuńW międzyczasie całe pomieszczenie opustoszało i nie słychać było nawet szelestu kartek przewracanych przez uczniów. – Myślałam, że skoro jest już po lekcjach, nie ma uczniów w bibliotece. Nie wspomniałaś o nich wcześniej, więc wyobrażałam sobie to pomieszczenie jako puste. Mich, wchodząc, opisała tylko bibliotekarkę; nie rozglądała się, nie widziała nikogo, nie rzuciła nikomu cześć w czasie sprzątania. To wygląda tak, jakby dopiero co przyszedł ci ten pomysł do głowy. — I tu jest podobnie jak wyżej, ale w odwrotną stronę. Są momenty, gdzie jeśli dokładnie czegoś nie opiszę to boję się, że ktoś czegoś nie zrozumie tak jak ja mam to na myśli, a są momenty, że boję się, że niepotrzebnie będę rozwlekać tekst rozpisując się o niepotrzebnych dla fabuły rzeczach. Niepotrzebne wodolejstwo itp. Muszę wyczuć ten złoty środek. Mam nadzieję, że jak usiądę do korekty to w końcu mi się to uda.
Czy Nerdi to nazwisko? Kojarzy mi się z nerdem, nie brzmi dobrze. Chyba że to przezwisko, wtedy ujdzie. Tylko że nie Michelle nie ma w sobie nic z nerda. Może z kujonki, bo ponoć dobrze się uczy, ale nerda i geeka w niej nie widzę. — Określenie „Nerdi” jest przezwiskiem nadanym Mich przez Rozalię. I co prawda nazwanie Mich w ten sposób nie ma konkretnego uzasadnienia, ale zachowanie Rozalii w stosunku do głównej bohaterki będzie wyjaśnione trochę później.
Zostawiłam niedojedzony posiłek i wyszłam ze stołówki, żeby się przebrać. – A jej koleżanki, które podobno z nią siedziały i omawiały projekt? —Z tym akurat mam ogromny problem, ponieważ nie jestem pewna jak ugryźć temat przyjaciółek Mich. Mam ogromny problem z pokazaniem charakteru bohaterów drugoplanowych i trzecioplanowych, bo o ile na głównych bohaterach skupiam się na 100%, tak dalszoplanowe postacie, nawet jeśli mam konkretnie rozpisane ich osobowości dość mocno kuleją.
Czy Amber znalazła się w łazience przypadkowo, a może trafiła tu z opóźnieniem, bo jednak wyszła ze stołówki za Michelle? — Tak jak w poprzednich sytuacjach, gdzie mam problem z rozpisywaniem się w odpowiednich momentach, tak i tutaj nie dopisałam (celowo zostawiłam to w domyśle, co nie wyszło na dobre), że Amber poszła za Mich celowo.
Przeogromnie dziękuję za wszystkie linki. Co prawda robiłam research, ale widać nie do końca wnikliwy, skoro aż tyle zostaje mi do sprawdzenia. Na pewno skorzystam ze wszystkich podanych źródeł.
Czemu kara nie może być bardziej… nie wiem, rozwijająca ucznia? Biblioteka była okej, przy okazji Mich i Lys mogli np. poznać nowe tytuły książek, sklejać porwane, oprawiać nowe tytuły, wprowadzać je do systemu, czemu więc zamiast sprzątać klasy, nie mogą, nie wiem, zrobić inwentaryzacji sprzętu sportowego albo porządku w jakimś kantorku, znajdując materiały do choćby gazetki szkolnej, którą należy przygotować? — Dziękuję za sugestię. Przyznam szczerze, że nie pomyślałam o karze w ten sposób, ale na pewno przemyślę to jeszcze raz i zastanowię się co z tym fantem zrobić.
Nie mogę też pojąć, czemu za głupie sprzeczki dostają AŻ DWA MIESIĄCE kary, tzn. sprzątania, a resztę dni do końca roku mają pomagać w bibliotece. — Tutaj albo ja coś źle przekazałam, albo źle zostałam zrozumiana. Ta sprzeczka, o której mowa nie była pierwszą, dlatego dostali „cięższą” karę zamiast pomocy w bibliotece.
Tak mi się teraz skojarzyło… Skoro Lys tak się spieszył, bo po lekcjach miał coś bardzo ważnego do załatwienia, to dlaczego wcześniej nie starał się wychodzić wcześniej? — Jeśli chodzi o ten wątek mam go bardzo dokładnie zaplanowany, a jego rozwiązanie pojawi się w następnych rozdziałach. To był jeden z powodów, dla którego przeciągałam ocenę, ale brak czasu i poniekąd lenistwo sprawiło, że owo wyjaśnienie pojawi się nieco później.
Zachowanie Kastiela jest rzeczywiście trochę zagmatwane, aczkolwiek to jest właśnie jeden z tych kilku wątków (tak jak zachowanie Lysandra), który mam zamiar wyjaśnić w kolejnych rozdziałach. Paradoksalnie wszystko jest ze sobą połączone i ma wspólny sens. XD
OdpowiedzUsuńCoraz lżej i naturalniej wychodzi ci ta narracja, ale nie zapominaj, w którym czasie ją prowadzisz. Pilnuj jedności. — Dziękuję za tą uwagę. Z tymi czasami w przemyśleniach bohaterki jestem trochę nie do końca obeznana, mimo że dopytywałam o to Was na FB. Niby wiem co i jak, ale bardziej czuję się jak dziecko we mgle.
Szkoda, że nie napisałaś, która z poznanych dziewcząt była z kim w drużynie (oprócz Amber). Łatwiej byłoby zdecydować, czy przyjaźnie wpływały na rozgrywkę lub czy Rozalia była w stanie wybrać przyjaciółki Michelle. — To akurat jest celowy zabieg, ponieważ chciałam pokazać, że tylko Amber uczęszcza na treningi siatkówki razem z Mich.
Początek szóstego rozdziału (o ile nie cały), był dla mnie ogromną katorgą. Samo wyszukanie odpowiednich informacji o historii mody było cholernie trudne, a zredagowanie tego wszystkiego, do w miarę przystępnego tekstu (który i tak okazał się mało przystępny) to był wręcz kosmos. No i oczywiście, kiedy zaczęłam się skupiać na informacjach potrzebnych do popchnięcia fabuły dalej zapomniałam o uczuciach bohaterki… -,- Mam ochotę walić głową w stół, żeby wbić do niej, że najważniejsze są myśli.
Mich wpadła na korytarzu na Kastiela, ale… co on tam robił w czasie lekcji? Czemu nie był na zajęciach? — Kolejna rzecz, którą zostawiłam w domyśle, a powinnam rzucić chociaż wzmiankę o tym. W tamtej chwili Kas włóczył się po korytarzach, ponieważ miał okienko. Ciekawostka: przyjaciółka również zwróciła mi na to uwagę, ale mondra ja stwierdziłam, że da się to wyczytać z kontekstu. Tja.
Myślałam, że Lysander szukał Michelle, w końcu to przez niego wyszła z zajęć. Skąd wiedział, że Kastiel nie jest w sali? Lys miał być u dyrekcji. — Dokładnie tak jak wyżej… ;_;
Przeogromnie dziękuję za ponowną ocenę i wytknięcie wszystkich błędów. Teraz dokładnie wiem co powinnam robić a czego unikać. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się znaleźć ten złoty środek w opisywaniu wszystkiego, by nie wychodziły takie niewyjaśnione smaczki jak to było w przypadku Amber w toalecie czy Kastiela na korytarzu, a tym bardziej postaram się unikać łopatologiczności w podstawowych czynnościach.
Cieszy mnie niezmiernie, że udało mi się zbudować niepatologicznego Lysandra, bo tego bałam się najbardziej. Wiem, że mogę trzymać się tego co zaplanowałam na początku.
Co do postaci przyjaciółek Mich… Wiem, że czeka mnie jeszcze sporo pracy nad nimi, ale w głowie już kiełkuje mi co powinnam zrobić.
Na postacie Rozalii i Kastiela mam wyższy plan, ale wnioskując po waszych uwagach co do ich kreacji i występowania wiem, że idę w odpowiednim kierunku i mam nadzieję, że nie zbłądzę po drodze.
Nie pozostaje mi nic innego jak spiąć tyłek i regularnie pracować nad narracją i budowaniem dalszoplanowych postaci oraz mniejszych wątków (grono pedagogiczne, rodzice, przyjaźnie), by cały czas były spójnym tłem, a nie chwilowym pchnięciem fabuły do przodu.
Jeszcze raz: wielkie dziękuję!
Cześć!
OdpowiedzUsuńSuper, że wpadłaś.
Niestety, przyznam się bez bicia, nie do końca ogarniam szablonów i korzystam z gotowca, którego i tak nie umiem poprawić, by wyglądało to w miarę okej. – Nie martw się, mi też się wszystko krzaczy. >.< Skoia przybywa mi wtedy na ratunek. Den mówiła, że Blogspot ma przestarzałą formę i kodowanie często pada, czy coś w tym stylu, ale wielkości czcionki w niektórych miejscach da się ustawić też w panelu (Motyw –> Dostosuj), ewentualnie trzeba poszukać w Internecie, gdzie w kodowaniu szablonu ustawić odpowiedni font.
Dopiero czytając całą ocenę dostrzegłam jak wiele ich jest, a przecież daję tekstowi odleżeć swoje… Muszę się zdecydowanie bardziej pilnować. – Po sprawdzeniu 3 razy rozdziału, każdy raz z parodniowym odleżeniem, potem po becie Skoi... przeczytałam rozdział po dwóch latach i wraz znalazłam takie kwiatki. Ciężko jest dostrzec błędy we własnym tekście. Dobra beta powinna pomóc; albo dłuższe odleżenie. Może czytanie na głos?
Rozumiem Twój problem z łopatologią, bo sama miałam z tym spore problemy. Czytając, wyobrażaj sobie bohaterów i zastanów się, ile wnioskujesz z ich zachowań. Jeśli czegoś tym zachowaniem nie ukazują, to... pokaż to inaczej. ;)
Dalszoplanowe postacie – nie muszą być wyraźnie zarysowane. Ważne, by się od siebie choć delikatnie różniły. Zauważ, że Amber, Li i Charlotte są... identyczne, a w scenie, gdzie dziewczęta są we czwórkę, nie da ich się odróżnić. Czemu Charlotte nie może, np. często przewracać oczami, wzdychać i rzucać riposty, a Li np. często się zająkiwać albo odpowiadać bardzo cicho? Próbuj przemycać małe elementy, niech Amber często zarzuca włosy za lewe ramię, cokolwiek. Kojarzysz anime One Piece? Tam każdy bohater miał... specyficzny śmiech. Uważam, że to super element i bardzo wpasował się w klimat historii. Na pewno twoi bohaterowie mają w sobie coś, czym się wyróżniają. Nie musisz też oddawać dalszoplanowych bohaterów w 100%; ważne jest to, żeby mimochodem przewinęli się gdzieś w tle, jeśli to np. przyjaciółki Mich albo Kastiel, który trzyma z Lysem i Rozą (a tak naprawdę nigdy go przy nich nie ma). Wystarczy, że Michelle będzie wychodzić z domu, a mama krzyknie, że jeśli idzie do Amber, to niech ją pozdrowi. I widzisz? Już wiemy, że Amber często bywa w domu Mich i ma dobre stosunki z jej mamą. Możesz też pokazać takie spotkanie, jeśli Amber ma być ważniejszą postacią, a wtedy masz już podstawę do tego, by uważać ją za bliską osobę Mich.
Czasy – ćwicz, ćwicz, ćwicz. Jeśli nie jesteś pewna – pytaj. Mamy czat, rzuć zdanie, a pomożemy. ;)
Research – W kwestii researchu odnośnie do historii mody zrobiłaś super robotę. Teraz wystarczy to tylko zmodyfikować o uczucia Mich. Pamiętaj, że gdyby były emocje, ale research został skopany, też nie byłoby dobrze.
W tamtej chwili Kas włóczył się po korytarzach, ponieważ miał okienko. – A nie jest tak, że okienka spędza się na świetlicy? Osobiście nie miałam okienek w liceum, ale podczas praktyk nauczycielskich w podstawówce nawet prowadziłam zajęcia na świetlicy dla dzieci mających okienko z powodu odwołania/przesunięcia zajęć/czekających na autobus. Nie wiem, jak działa to za granicą i w sumie Kas jest praktycznie dorosły, ale gdyby coś mu się stało na terenie placówki, szkoła zapewne za to odpowiada, więc możliwe, że jest tam przeznaczone do przesiadywania miejsce. Może prędzej Kas i Mich zderzyliby się, gdy Kas wychodził z toalety?
Super, że jesteś zmotywowana i cieszymy się, że nasza ocena ci się przysłużyła. Jeszcze raz życzymy powodzenia; jesteś na dobrej drodze. ;)
Pozdrawiam, For