[źródło: vincentindra Wallpapers]
Tytuł: Spokojnie – to tylko ja...
Autor: Annabell di Angelo
Tematyka: fantasy, romans, fanfiction
Ocenia: Fenoloftaleina
WSTĘP
Pierwsze wrażenie
Szablon jest prosty i, co najważniejsze,
przejrzysty, ale z całą pewnością nie przyciąga uwagi, więc może warto by
poszukać czegoś bardziej klimatycznego i w nowszym stylu? Na Bloggerze
znajdziesz wiele szabloniarni, jak chociażby WioskaSzablonów, które pozwolą Ci lepiej zadbać
o dobre pierwsze wrażenie. Tekst jest, na szczęście, wyjustowany, ale już
gorzej prezentują się akapity – widać, że coś tam próbowałaś dodać ręcznie przy
dopiskach narracyjnych, ale nieźle się porozjeżdżało. Zachęcam Cię więc do
zapoznania się z naszym artykułem –
dzięki trzeciemu punktowi dowiesz się, jak szybko i bezboleśnie poradzić sobie
z wcięciami akapitowymi. Wszystko inne gra – adres mailowy jest widoczny,
archiwum funkcjonalne i na stronie nie roi się od zbędnych gadżetów. Dziwi mnie
tylko brak podstron. Sprawia on, że osoba odwiedzająca bloga zupełnie nie wie,
czego może się spodziewać, jeśli nie kojarzy charakterystycznych ilustracji
Virii. Przydałby się chociażby krótki opis opowiadania w stylu tych, które
zazwyczaj odnaleźć można na okładkach książek. Edytowany: z całą pewnością post
Wprowadzenie lepiej sprawdziłby się jako zakładka, w końcu nie każdy
zapoznaje się z notą powitalną, zwłaszcza konieczną do wyszukania na samym
końcu archiwum.
Wprowadzenie
Mimo stosunkowo luźnego charakteru tego
posta pozwolę sobie wypisać znalezione w nim błędy, a zrobisz z tym, co zechcesz.
(...) więc- jak się już możecie
domyślać- gdy następnym razem (...). – Zamiast dywizów (-)
powinnaś użyć półpauz (–) lub pauz (—). Widzę, że w treści właściwej nie
znajdziemy już takich błędów, ale, jeśli chcesz ułożyć sobie tę wiedzę w
głowie, więcej dowiesz się dzięki podlinkowanemu wcześniej artykułowi (punkt
2). Co do powyższego przykładu półpauzy-pauzy należałoby także oddzielić
spacjami. Ten sam błąd popełniasz jeszcze raz w tym poście.
Nie bójcie się mówić mi wprost[,] co myślicie na temat bloga. – We wskazanym miejscu powinien
znaleźć się przecinek. W powyższy sposób będę oznaczać wszelkie zjedzone znaki
interpunkcyjne.
Jednakże zastrzegam sobie prawo do
usuwania komentarzy, które uznam za obraźliwe lub "hejterskie".
– Tak nie wygląda poprawny polski cudzysłów. Powinnaś skopiować prawidłowe
znaki ( „...”) lub użyć skrótów klawiszowych (ALT+0132 i ALT+0148).
TREŚĆ
Prolog
Postaram się teraz w skrócie opowiedzieć
wam[,] jak mi minęły ferie, a także podam wszystkie najnowsze i
najfajniejsze newsy z obozu.
Językowo jest w porządku – zachowałaś styl
charakterystyczny dla serii Ricka Riordana, zwłaszcza pierwszych części z cyklu
Percy Jackson i bogowie olimpijscy. Posługujesz się językiem prostym,
ale nie prostackim i nie brakuje humoru cechującego naszego narratora.
Stylizacja młodzieżowa przychodzi Ci naturalnie, a skoro się na nią
zdecydowałaś, to liczę na konsekwencję.
Mianowicie (,) w środku nocy nad obozem rozbłysło światło. – Po mianowicie
można postawić dwukropek lub zrezygnować ze znaku interpunkcyjnego.
(...) ponieważ niezwykły
obiekt leciał w ziemię niedaleko od nas z prędkością światła. –
Lepiej: w kierunku ziemi.
W końcu jednak Pan D. oraz Chejron musieli
przerwać to miłe przyjęcie, gdyż nastąpiły pewne komplikacje w postaci
złodziejaszków Hood'ów (...). – Wspomniane przez
ciebie nazwisko odmieniamy bez apostrofu, np. Robina Hooda i Gavinowi
Hoodowi, a więc i Hoodów.
(...) przyczyną jego powrotu do życia jest
fiolka z lekarstwem lekarza, którą przez cały czas miał przy sobie, o
czym większość zapomniała w przypływie rozpaczy po utracie przyjaciela, a ci,
którzy pamiętali[,] najwyraźniej nie skojarzyli, że
może ona również zapobiec zgonowi. – Wielkimi: Lekarstwem Lekarza.
Rozumiem Twój zamysł na prolog i podobne streszczenia wyjątkowo mają rację bytu
przy tak obranym kierunku, ale mimo to szkoda, że z naprawdę ważnego wątku
robisz takie hop-siup. Gdybyś nie wspomniała o okolicznościach powrotu Leo,
czytelnicy i czytelniczki niezaznajomieni z Krwią Olimpu z pewnością
poczuliby się pogubieni, ale to średnie usprawiedliwienie dla tak szybkiego
załatwienia sprawy. Byle było z głowy? Wyszło, jakby cała sprawa była trywialna,
a nasi herosi i heroski, cóż, wypadli jako mocno nieogarnięci (no a ta cała
przyjacielskość jakaś średnia, co?). Na tym tle cała radość z powrotu Valdeza
nie budzi już większych emocji, co zapewne nie jest zamierzonym efektem. Fanów
i fanki serii powinna ogarnąć nostalgia, a nowicjuszy i nowicjuszki
zaciekawienie – nie widzę podobnej siły we wstępie opartym na streszczeniu,
mimo że narracja nadal mnie urzeka (i to ona budzi tęsknotę za Percym
Jacksonem, a nie bezpośrednio treść).
(...) dodał mu parę fajnych gadżetów jak
mini-zamrażarka (...). – Bez dywizu: minizamrażarka.
Więcej o tej zasadzie znajdziesz tutaj.
(...) a następnie wysłał smoka do jego
pana, by ten ,,złapał go w locie" (...). – Nadal nie używasz poprawnych polskich cudzysłowów, co dalej będę
ignorować, by się niepotrzebnie nie powtarzać.
Chodziło o to (...). – Między dwoma pierwszymi wyrazami wkradła Ci się podwójna spacja.
(...) co niestety nie jest możliwe wśród Greków,
natomiast w Nowym Rzymie- jak najbardziej. – A tu kolejny powtarzalny błąd. Zamiast obecnego dywizu powinna pojawić
się półpauza (ewentualnie pauza, ale skoro stawiasz na półpauzy w innych
miejscach, trzymaj się ich) i zostać oddzielona spacjami. Na to także więcej
nie będę zwracać uwagi, skoro poznałaś już zasadę.
To nie tak, że obozowicze źle się
czują wśród Rzymian (...). – Następna podwójna spacja na początku
zdania. Rozumiem, że takie głupotki niekiedy trudno wyłapać, więc przesyłam
przydatny poradnik, z którym
zapoznanie pomoże Ci uporać się z podobnymi technikaliami.
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia, bo to
typowy prolog pozwalający osobom mniej i bardziej zaznajomionym z uniwersum
zrozumieć, o co w ogóle chodzi z całym obozem i jego mieszkańcami. Trudno
jeszcze określić, w jakim kierunku pójdzie fabuła, skoro w dużej mierze
streściłaś to, co miało miejsce w finale Olimpijskich herosów. Pod
względem poprawności jest bardzo dobrze – popracować musisz jedynie nad
drobnymi technikaliami. Czyta się szybko i przyjemnie, więc pozytywnie
nastawiona mogę sięgać po pierwszy rozdział.
Rozdział I
Odnośnie do informacyjnej notki od Ciebie PS
zapisujemy bez kropki na końcu.
Czułem wiatr owiewający moją twarz,
rozwichrzający włosy. – Na przyszłość: zaimki dzierżawcze w
podobnych miejscach są absolutnie zbędne. W końcu wiadomo, o czyjej twarzy
mowa, więc po co się tak rozdrabniać? O konsekwencjach nadużywania zaimków
znajdziesz w punkcie dziesiątym wspominanego wcześniej artykułu.
Tyle że ten długopis zmienia się w długi
na metr miecz z niebiańskiego spiżu za każdym razem, gdy zdejmę z niego
zatyczkę. – Niepotrzebnie kombinujesz, skoro w zupełności
wystarczyłoby metrowy.
Nagle gdzieś za sobą usłyszałem szelest.
Niewiele myśląc[,] wykonałem unik- w samą porę.
– Mocno spłycasz potencjalnie emocjonalną scenę, mechanicznie wymieniając
czynności bez chociażby wspominania o reakcji fizycznej w obliczu zagrożenia
(np. szybciej bijącym sercu). Znów posiłkujesz się streszczeniem, więc jako
tako można przymknąć na to oko, ale nie da się ukryć, że marnujesz materiał na
dynamiczną, poruszającą scenę. Podobnie jest kilka zdań później, gdy opisowi
potwora nie towarzyszy praktycznie żadna reakcja Percy’ego.
Miało bardzo ostre szpony, czerwone wyłupiaste oczy i całe pokryte było jakimś
śluzem, a jego skóra miała lekko fioletowy odcień. Stworzenie mogło mieć
około dwóch metrów wysokości.
Im dalej, tym lepiej – opis walki jest
bardzo dobry. Zadbałaś o odpowiednią dynamikę i zgrabnie wplotłaś humor. Równie
sprawnie poszło Ci z opisywaniem przemyśleń Percy’ego na temat Annabeth –
zdołałaś uchwycić tę jego typową nieporadność i niedomyślność. Ogólnie pod
względem zgodności z kanonem nie mam się do czego przyczepić.
W tym krótkim rozdziale niby niewiele się
wydarzyło, ale wprowadziłaś czytelniczki i czytelników do świata Ricka
Riordana, pod koniec pozostawiając ziarno niepokoju. Muszę przyznać, że reakcja
Percy’ego – a raczej jej brak – na słowa Rachel budzi moje wątpliwości. Jednak
jeszcze będziesz mieć okazję wyjść z tego obronną ręką.
Rozdział II
Syn Hefajstosa odsłonił okna, a ja zacisnąłem powieki, gdy promienie słoneczne zaświeciły
mi w twarz. – Rozumiem, że chciałaś uniknąć
powtórzenia imienia, ale w narracji pierwszoosobowej podobne kwiatki nie mają
racji bytu. To nielogiczne, by Nico w myślach nazywał swojego przyjaciela synem
Hefajstosa.
Pobiegłem ścieżką w stronę stołówki, ale
gdy byłem w połowie drogi[,] moją uwagę zwróciły krzyki,
dochodzące ze znajdujących się niedaleko domków. – To ale tu nie
pasuje, więc zamiast tego spójnika mogłabyś użyć np. a. Ale sprawdziłoby
się po drobnych zmianach: Zamierzałem pobiec do stołówki, ale gdy byłem w
połowie drogi (...). Dopiero teraz mamy przeciwstawne zdania.
Zaczęło się jakoś piętnaście minut temu [.]
Z tego[,] co pamiętam
(...).
Uznałem, że to nie najgorszy pomysł, toteż
poszedłem w jego ślady. – Toteż mocno gryzie się ze
stylizacją młodzieżową. Spokojnie mogłabyś je zamienić na bardziej neutralne więc.
I zdałem sobie sprawę, że tą osobą mogę
być ja. Potrafię przecież poruszać się cieniem. Może udałoby mi się dotrzeć do
ofiary od razu wrócić na plac, unikając w ten sposób stania się pieczoną
kiełbaską. Podjąłem decyzję i wkroczyłem w cień. – Szybko poszło. Nico jako heros przyzwyczajony jest do niebezpiecznych
sytuacji i nauczony szybko reagować, ale zupełna rezygnacja z przemyśleń i
oznak wahania się wypada nienaturalnie. Trudno też ukryć, że krzywdzisz
pozostałych mieszkańców i mieszkanki Obozu Herosów. To skupisko potencjalnych
bohaterów i bohaterek, a nie sanatorium – skąd więc bierność pozostałych?
Ogłupianie pobocznych postaci, by protagonista mógł się wykazać, stanowi zabieg
wręcz irytujący.
Oczy piekły mnie od gorąca, a włosy na
moich ramionach zaczęły się powoli zwęglać. – Mocno niefortunny szyk zdania.
(...) wydusiłem, starając się nie
wdychać dymu. – Nie lepiej byłoby to pokazać? Poprzez
zasłanianie ust rękawem, nerwowe spoglądanie na kłęby dymu i odsuwanie się od
nich? Poza tym nadal brakuje emocji, czego nie można już usprawiedliwić
zdystansowanym charakterem streszczenia. Myślę, że nawet na Nica, i to
podróżującego cieniem, w opisanej przez Ciebie sytuacji oddziaływałby strach.
Zaczynałem także odczuwać skutki wdychania
zatrutego, gorącego powietrza. – Rzekomych skutków w
ogóle nie widać, więc pora zacząć je opisywać, bo suche wnioski to zdecydowanie
za mało. Nie bój się subtelności, pozostawiania wskazówek pozwalających na
domysły. Pozwól czytelnikom i czytelniczkom wnioskować – na tym polega cała
frajda.
Musiałem znaleźć jakiś cień, a nie było to
takie proste wśród płomieni. Nie przemyślałem tego wcześniej. – Teraz pora na reakcję di Angelo. To w końcu specyficzny chłopak, który
widział więcej niż większość ludzi, a nie robot. Samo stwierdzenie, że sytuacja
wymyka się spod kontroli, ma wystarczyć? Nie wzbudza to strachu o bohatera, nie
pozwala poczuć zagrożenia, bo znika ono dosłownie w kolejnym zdaniu, kiedy Nico
natychmiast dostrzega rozwiązanie. Ledwo zdążyłam zarejestrować, co się dzieje,
a tu już po wszystkim.
Jeszcze tylko trzy metry, dwa… – Za to takich zdań mogłoby być zdecydowanie więcej. Oddaje ono
rozgorączkowanie postaci, pozwala zgrabnie wpleść jej myśli i dodać dramatyzmu.
Od razu jest naturalniej.
Na nasze głowy o mało co nie spadł kryształowy
żyrandol. – Kryształowy żyrandol w domku Apolla?
Przyjrzyjmy się chociażby opisowi ze Złodzieja Pioruna: Po obu
stronach pod ścianami ustawione były piętrowe łóżka. Nieociosane cedrowe belki
podtrzymywały sufit. Pomalowane na biało ściany były nagie, jeśli nie liczyć
kilku haków na płaszcze i broń. (...) (siedziba) Pachniała czystą pościelą i
suszoną szałwią. Jedynymi ozdobami były ustawione na parapetach doniczki, w
których pomimo zimnej pogody na zewnątrz kwitły wesołe żółte kwiaty. Nie
wiem jak Ty, ale ja tego nie widzę.
Przytrzymałem ją w porę, jednak sam
także nie czułem się najlepiej. – Widocznie nie da się
uniknąć wykładu o ekspozycji. Nie mów,
pokazuj. Beznamiętne relacjonowanie zabija emocje, bez których trudno o
zaangażowanie w lekturę. To, że napiszesz, że bohater się źle czuje, nie
sprawi, że w to uwierzę, bo wyobrażam sobie, jak po prostu stoi. Nie trzyma się
na brzuch/głowę/rękę, nie kręci mu się w głowie, nie ma dreszczy. Wyobraź
sobie, że mówię Ci, że źle się czuję. I co? Jak sobie to wyobrażasz? No
właśnie, nie wiesz, jak to zrobić. A gdy powiem, że czuję ucisk w gardle, jest
mi słabo, mam mroczki przed oczami, płytki oddech… O to właśnie chodzi. Aby nie
opisywać tego, jak czuje się bohater, tylko pokazać objawy – a ja, czytelnik,
domyślę się, o co chodzi. Na tym polega pisanie opowiadania. Daj mi się tym
pobawić, daj mi wczuć się w postaci. Nie relacjonuj, to nie sprawozdanie.
(...) jedni patrzyli z niedowierzaniem,
inni z nieustającą paniką, niektórzy z powstrzymywanym obrzydzeniem i wstrętem,
ewentualnie z otwartą wrogością. – Wracamy do punktu
wyjścia. Gdzie objawy, namacalne reakcje? Nerwowe przekrzykiwania, spojrzenia
spode łba, przyspieszony oddech? Podajesz wniosek za wnioskiem, ograniczając
samodzielne ich wyciąganie, które jest podstawą relacji między osobą piszącą a
czytającą tekst.
Nie byłem jakoś specjalnie lubiany. – Sucha konkluzja niemal na samym początku opowiadania mocno ogranicza Ci
pole do manewru. Akurat brak sympatii i zrozumienia wśród rówieśników i
rówieśniczek łatwo pokazać. W końcu Nico dużo czasu przebywa w samotności i ma
inne zainteresowania niż zdecydowana większość osób przebywających w Obozie
Herosów. Ilustrowanie wyobcowania Nica pozwoliłoby wejść w jego buty i
utożsamić się, a tak mamy po prostu na podstawie jednego stwierdzenia przyjąć
do wiadomości, że di Angelo zdecydowanie nie jest bohaterem obozu. Myśl o
osobach, które nie znają serii, skoro nigdzie na blogu nie widnieje informacja,
że wymaga się znajomości kanonu. Sądzę, że także miłośniczki i miłośnicy Percy\ego
Jacksona z chęcią jeszcze bardziej zżyliby się z jedną z najważniejszych
postaci z cyklu. Na razie dostają słaby szkic.
Pokręciłem przecząco głową i opadłem ciężko na ziemię. Poczułem mdłości. – W kulturze zachodniej kręcenie głową jest na tyle rozpowszechnionym
gestem, że nie musisz dopowiadać, co on oznacza. Cieszę się, że zaczęłaś
skupiać się na oznakach złego stanu Nica, a nie tylko go stwierdzać – lepiej
późno niż wcale.
(...) mruknął Will, badając oczy dziewczynie
z pożaru. – Ten zamiennik brzmi mocno nienaturalnie,
skoro Nico wie, że wspomniana dziewczyna to siostra Willa. Zresztą stosunkowo
dawno nie użyłaś tego określenia, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by
umieścić go we wskazanym zdaniu.
Była całkiem ładna. Miała długie kasztanowe włosy i delikatne rysy
twarzy. Usta były ładnie zarysowane, a duże brązowe oczy otaczała gęsta
sieć czarnych rzęs. Nie miała makijażu, co moim zdaniem tylko
podkreślało jej naturalną urodę. Chociaż nie jestem pewien, czy
powinienem ją oceniać teraz, gdy leży nieprzytomna, jest cała osmalona i
ma wywrócone białka oczu. – Uważaj na podmioty, bo zrobiło się
niezłe zamieszanie. Jeszcze raz przeczytaj ten fragment, pamiętając, że zaimek
odruchowo łączymy z ostatnim rzeczownikiem w zgodnym rodzaju. Odnośnie do
samego opisu jest on dość łopatologiczny, ale przynajmniej umieściłaś go
dopiero teraz, a nie przy opisie zmagania się z pożarem, co kompletnie zabiłoby
dynamikę i ładunek emocjonalny sceny. Poza tym Nico di Angelo zasługuje na
lepszą historię miłosną niż zauroczenie od pierwszego wejrzenia wśród
śmiercionośnych płomieni, prawda?
(...) zaczął Will, – Na miejscu przecinka powinna znaleźć się kropka.
Rozdział III
Fabuła podąża w strasznie sztampowym
kierunku. Wciąż jest poprawnie, ale… bez polotu. Czytam, bo czytam. Nie mogę
się wczuć. Paradoksalnie, im więcej czytam, tym mniej widzę kanonicznych
postaci, a coraz bardziej jedynie Twoje luźne interpretacje.
Bogowie, co ja znowu narobiłam? Jak się tu
znalazłam? – Śmiało dodawaj więcej takich myśli. Są o
wiele lepszą opcją niż wyświechtane frazesy pokroju: ogarnął ją niepokój.
Wprowadzasz kolejną narratorkę i
wypowiada się ona dokładnie tak samo jak jej poprzednicy. Wpadasz więc w główną
pułapkę dla osób chcących wykorzystywać różne perspektywy. Może Ci się wydawać,
że przybliżasz postacie czytelnikom i czytelniczkom, bo bezpośrednio dajesz im
głos, ale tu pojawia się kolejny paradoks – jesteś na dobrej drodze do
pozbawienia Percy’ego, Nica i Natalie podmiotowości. Ich narracje zlewają się
ze sobą. Absolutnie nic ich nie wyróżnia, czego nie możesz bez końca
usprawiedliwiać dzieloną grupą wiekową czy środowiskiem, ponieważ żadne dwie
osoby nie myślą dokładnie tak samo. Równie dobrze mogłabyś nad drugim
rozdziałem napisać perspektywa Percy’ego, a ja może w połowie posta
zorientowałabym się, że coś mi nie gra. Natalie wyróżnia się chociaż rodzajem…
ale naprawdę tylko nim, więc widzisz wagę problemu. Musisz bardziej się skupić
i wczuć się w postaci, które przecież powinnaś dobrze znać. Percy’ego
charakteryzuje wspomniany już przeze mnie humor – nieco głupi, ale cięty i
idealny dla obserwatora. Narrację Jacksona pamiętam też jako dość chaotyczną i
krążącą wokół doznań i interpretacji chłopaka, bez zbędnych szczegółów.
Natomiast Nico to zupełnie inna postać, zwłaszcza pod koniec głównej serii, ale
przed Ukrytą Wyrocznią, której akcja dzieje się później niż Twoje
opowiadanie. Tylko pomyśl – syn Hadesa, po stracie Bianki, mocno
introwertyczny, ale z nadmierną skłonnością do ironii. Raczej melancholik,
sceptyk, który smętnie snuje się po obozie i unika innych mimo stopniowej
resocjalizacji. Nie tak trudno ukazać naturę di Angelo poprzez narrację. Co do
Natalie, sama wiesz najlepiej, po co stworzyłaś tę postać i co ma ona sobą
reprezentować. Zadbaj o indywidualizację narracji, a to zaowocuje. W końcu nie
liczy się ilość, ale jakość.
Następne[,] co pamiętam
(...).
Drugim powodem mojego zmieszania były jego
smutne i udręczone oczy, które mimo całej swej goryczy i zmęczenia patrzyły na
mnie stalowo i przeszywająco. – Zobacz, łatwo jest
rzucać pustymi frazesami, zamiast rzeczywiście spróbować odzwierciedlić w
narracji to, ile Nico widział i stracił, bo wierzę, że ma to swoje odbicie w
jego sposobie myślenia, a nie tylko w stylówce na mrocznego chłopca.
Poza tym (,)nie miałem co robić, no i
byłem ciekaw[,] kim jesteś. – Ten pierwszy przecinek jest zbędny.
Rozmowa Nico i Natalie nie ma w sobie za
grosz oryginalności, a prezentowane postaci – charyzmy. Nieco trąci
infantylizacją postaci i coraz bardziej sugeruje przewidywany romans. Mój
początkowy entuzjazm stopniowo gaśnie. Na razie Spokojnie – to tylko ja jest
zwykłym czytadłem. Oczy mi się nie wwiercają w czaszkę, ale trudno mówić o
entuzjazmie.
Rozdział IV
Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy
rozwinięcie wątku Willa i to nie ze względu na moje osobiste sympatie, ale
potencjał wątku. Właśnie zyskujesz okazję, by nadać opowiadaniu głębi i
zrezygnować z tych wszystkich oczywistości, którymi wcześniej nas dręczyłaś.
Schematy są w porządku, ale co to za opowiadanie, kiedy za każdym razem
wiadomo, czego można się spodziewać? Nuda. Jak wcześniej miałam przeczucia co
do tego, że relacja Nica i Natalie zmierza w kierunku romantycznej, tak teraz
nie wiem, co myśleć. I dobrze. Di Angelo jest skomplikowany i zdarza mu się
czuć wstyd przy najzupełniej normalnych sprawach – masz więc okazję dopracować
kreację postaci, by uczynić Nica bardziej ludzkim.
Edytowany: mam nadzieję, że nie
wspomniałaś pokrótce o Willu, byle mieć tego bohatera z głowy. Moje uczucie
do niego bardzo osłabło – i to tyle? Można lecieć z nowym romansem? No
prawie jak w Dramione, które przecież trzeba zacząć od uśmiercenia Rona albo
zrobienia z niego damskiego boksera. Jesteś pewna, że chcesz jednym zdaniem
pozbywać się bohaterów i bohaterek istotnych dla narratora, bo nie pasują do
Twojej koncepcji? Pisz, o kim chcesz, choćby to miał być romans Nica i Pana D.,
ale niech to będzie wiarygodne psychologicznie. Di Angelo dopuszcza do siebie
niewielu ludzi i trudno mi uwierzyć, że byłby zdolny do tak szybkiego zerwania
kontaktu z jedną z nich, jakby nic się między nimi nie stało. Zignorowanie
kwestii Willa może źle odbić się na Twoim opowiadaniu, bo nie sądzę, by fani i
fanki serii marginalizowali takie igranie z kanonem. Aby uniknąć podobnych
problemów, mogłaś zdecydować się na autorskie postacie i hulaj dusza –
piekła nie ma. Swoją drogą, z potencjału uniwersum Percy’ego Jacksona
też na razie mało korzystasz.
Tyle że nie bardzo potrafię
wytłumaczyć dlaczego. – Potrafiłem, skoro zdecydowałaś
się na pisanie w czasie przeszłym. Ewentualnie mogłabyś wykorzystać kursywę lub
cudzysłów w celu przytoczenia myśli Nica za pomocą mowy niezależnej, ale
absolutnie nie ma takiej potrzeby przy narracji pierwszoosobowej.
Edytowany: to nie jedyny fragment
obrazujący, że z konsekwencją bywa u Ciebie różnie. Trzymaj się jednego czasu.
Westchnąłem z desperacją, po czym wstąpiłem
w cień i przeniosłem się do mojego pokoju w domku trzynastym. – Odnoszę wrażenie, że uczepiłaś się podróżowania cieniem i zupełnie
zapomniałaś, że nadużywanie tej umiejętności może prowadzić do wyczerpania.
Nico jest cool, bo to syn Hadesa i ma super moce – dotarło. Takie
krążenie wokół jednego wątku mocno rzuca się w oczy, kiedy niemalże ignorujesz
pozostałe elementy świata fantastycznego. Była drobna wzmianka w pierwszym
rozdziale o przygodzie Percy’ego w galerii oraz przepowiedni, a potem cisza. Zapominałabym,
że nie czytam o zwykłych nastolatkach, gdyby nie to nieszczęsne podróżowanie
cieniem przy każdej możliwej okazji. Uniwersum Percy’ego Jacksona daje
Ci naprawdę wiele możliwości – aż żal z nich nie skorzystać.
Na jej czole połyskiwała srebrna
opaska, a w ręku trzymała kurczowo łuk i dwie strzały. – Pilnuj podmiotów, bo nawet w Percy’m Jacksonie opaski tak nie
szaleją. Przypominam: czasownik odruchowo łączymy z ostatnim rzeczownikiem w
zgodnym rodzaju, a więc z fragmentu wyżej nie wynika, że łuk i strzały trzymała
Bianca. To nie jedyny błąd tego typu w czwartym rozdziale.
Ja ze strachem i niedowierzaniem, ona ze
spokojem i ciepłem w oczach. – Takie to wszystko
odległe, obojętne dla narratora, a więc również dla odbiorców i odbiorczyń.
Chciałaś, by czytali suche relacje? Pisząc w czasie przeszłym, można pozwolić
sobie na większy dystans, ale nadużywanie owego przywileju skutkuje powyższym
odbiorem.
Moje ręce zaczęły się trząść, więc
zacisnąłem je mocno, by tego nie dostrzegła. – Wspomnienie trzęsących się rąk – super, kumasz, o co chodzi z
pokazywaniem emocji. Tylko po co wskazanie celu na końcu? Zaciśnięcie drżących
dłoni bądź schowanie ich do kieszeni to wyraźna oznaka prowadząca do prostego
wniosku – czytelnicy i czytelniczki sami dodaliby dwa do dwóch. Następnym razem
im pozwól, to nie pożałujesz. Takimi niby-głupotkami dopracowuje się warsztat,
by po tekście się płynęło, a nie rejestrowało machinalne wykonywanie czynności
poprzeplatane drętwymi wnioskami.
O co tu, do diabła, chodzi? – Podobnych fragmentów mogłoby być zdecydowanie więcej. Krótkie zdanie
skłaniające do refleksji i swobodnie wplecione w scenę.
Kiedy się odrodziłam - mówiła cicho (,) - znalazłam się w ciele małej (...).
Jej dusza przedwcześnie ją opuściła, ale
moja zastąpiła tą dawną. – W bierniku mamy tę (wzięłam
tę starą książkę), a tą występuje w narzędniku (stałam
z tą starą książką). W mowie potocznej często używamy tą i
taki błąd w wypowiedzi jednej z postaci nie jest karygodny, ale nie sądzę, że
popełniłaś go celowo.
Dzięki nowemu, silnemu duchowi wróciłam do
zdrowia, lecz dalej byłam bardzo chorowita. Miałam białaczkę. – Bianca mówi o tym wszystkim jak o pogodzie. Gdzie emocje, zaangażowanie?
Przerwy na głęboki wdech, jąkanie? Ostrożne dobieranie słów czy poprawianie
się? Wiem, że to sen Nica, ale z pewnością nie jeden ze zwyczajnych, skoro
chłopak dowiaduje się o nowych faktach z życia siostry. Rozumiem, że Bianca
dojrzała oraz ma inne podejście do śmierci niż większość osób, ale podobne
sceny sprawiają, że czytelnicy i czytelniczki nie mogą się z tą postacią
utożsamić. Skąd współczucie czy jakiekolwiek objawy empatii, skoro sama
zainteresowana zdaje się nic nie czuć? Ten zabieg ma czemuś służyć? Na razie
widzę rozmowę między bratem i siostrą, którzy powinni wręcz buzować z nadmiaru
emocji, a są nienaturalnie spokojni, czego w tak niezwykłej dla nich sytuacji
nie można usprawiedliwiać temperamentami danych postaci.
Wzdrygnęła się na to przykre wspomnienie.
(...). Bianca przełknęła ślinę. – Światło nadziei, ale
to wciąż zdecydowanie za mało.
Oczywiście, będąc małą Lou[,] nie pamiętałam mojego poprzednie-go wcielenia. – W
przedostatnim wyrazie wkradł Ci się zbędny dywiz. W tekście jest sporo błędów
wynikających z nieuwagi, więc polecam dawać mu trochę odleżeć i sprawdzać go
potem na spokojnie.
Ale gdy trafiłam z powrotem do Podziemia, Hades
spotkał się ze mną osobiście i na krótką chwilę przywrócił mi dawne
wspomnienia. – Wcześniej pieszczotliwie tata, a
teraz Hades?
Odchrząknęła. Moja siostra, a raczej jej
dusza (...). – Drugie zdanie nie dotyczy już osoby
wypowiadającej się, więc powinno powędrować do kolejnego akapitu.
Założyła na niego jedną z dwóch strzał;
jej dłonie drżały, podobnie jak usta. – Pojawia się coraz
więcej oznak tego, że Bianca jednak coś czuje, ale Nico nadal zachowuje się,
jakby relacjonował obejrzany film. Dziwny ten sen – nie wiem, co chciałaś
przekazać za pomocą sprawozdania.
Twoja dusza ma bardzo smutną historię (...). – Zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, że to miałyby być pierwsze
słowa nastolatka, który słyszy, że jego siostra przeżyła jeszcze dwa życia po
tym, jak ją stracił w tragicznych okolicznościach.
Ale ja nadal nie rozumiem[,] dlaczego tu jesteśmy. – Przynajmniej chłopak zaczyna zadawać
logiczne pytania.
Dalej jest już lepiej – doskonale
wpleciony opis łąki i reakcji Nica na tajemniczą mgłę. Widzę, że zaczyna
zarysowywać się nowy wątek, co cieszy, zważywszy, że sen mógł być tylko nic nie
wnoszącym zapychaczem. Schody zaczynają się, gdy niepotrzebnie poświęcasz dużo
uwagi szczegółowej charakterystyce zewnętrznej dusz. Nico widzi trzy wcielenia
swojej siostry – są rzeczy ważniejsze niż białe kołnierzyki. Być może elementy
wyglądu postaci nie rzucałyby się w oczy aż tak i nie odrywały od sceny, gdyby
były podane subtelniej? Jakby od niechcenia, pojedynczo – to tu, to
tam...
Podobnie mała, blond włosa
dziewczynka stojąca między nią a rudą kobietą około czterdziestki (...). – Łącznie: blondwłosa.
(...) po małej Lou zachowały się jedynie
wspomnienia, starannie ukryte we wnętrzu jej duszy i sercach bliskich jej
osób. – Nie wiem, czy cieszy mnie długo oczekiwane zwrócenie
uwagi na emocje, czy jednak dziwi ze względu na nagły dramatyzm Nica, który ni
z gruchy, ni z pietruchy zaczyna rzucać poetyckimi sformułowaniami o pustych
skorupkach symbolizujących dawne życie.
Ostatnie zdanie wypowiedziałem z trudem; niełatwo
przychodzi mi okazywanie uczuć, a co dopiero mówienie o nich. – Widzimy. Naprawdę.
Rozdział V
(...) spytała Sabrina z uśmiechem,
wchodząc wraz z Willem do sali szpitalnej, w której się znajdowałam. – Absolutnie zbędna doprecyzowanie. Ich nadmiarem tylko męczysz czytelnika.
(...) spytałam zaskoczona, ale
poczułam ulgę. Leżałam w szpitalu zaledwie dwa dni, lecz już zaczynałam
odczuwać ogromną nudę i lenistwo, które mnie opanowywały. Miałam tylko
nadzieję, że nie odbiją się one na moich treningach. – Pytanie Natalie samo w sobie świadczy o zaskoczeniu (a żeby je
podkreślić, mogłabyś np. dodać jeszcze wykrzyknik na końcu), więc określenie zaskoczona
można wywalić i pierwszą ekspozycję mamy z głowy. Rzekomą nudę i lenistwo
też mogłabyś zgrabnie pokazać, gdybyś nie zdecydowała się na streszczenie
kluczowych dni pobytu dziewczyny w szpitalu. Drugim, pewnie niepożądanym
skutkiem takiego zabiegu, jest skłonienie czytelników i czytelniczek do
bagatelizowania pożaru. Całe wydarzenie służyło tylko po to, by Natalie i Nico
się poznali? Udało się, więc po jednej scenie w szpitalu można przechodzić
dalej, jak gdyby nic się nie stało? Dziecko Aresa nie zostanie ukarane za
wzniecenie pożaru, w którym Natalie mogła zginąć? Wiadomo w ogóle, kto
dokładnie odpowiada za podpalenie? Dlaczego nikogo zdaje się to nie
interesować, włączając samą poszkodowaną oraz jej podobno troskliwego brata?
- Dobrze, mamo -
prychnęłam ze śmiechem.
- Ej, ej, nie wyjeżdżaj mi tu z mamą. Po prostu się martwię. - Wzruszyła
ramionami.
- Aww, jak słodko[.] - uśmiechnęłam się. – Pomijając już błędnie użyte
dywizy, o których wspominałam na początku oceny, ostatnie dopowiedzenie powinno
być poprzedzone kropką i zapisane wielką literą, ponieważ nie dotyczy
bezpośrednio wypowiedzi (nie ma nic wspólnego z mówieniem, tak jak i fragment
wyżej o wzruszeniu ramionami). Poza tym powyższy dialog ilustruje poziom
infantylizacji niemal dorosłych postaci (skoro Natalie jest mniej więcej w
wieku Nica, ma około 15 lat, ale Obóz Herosów zmusza do szybszego dorośnięcia).
Po jakimś czasie Will pokazał mi moje
wyniki badań. I[,] rzeczywiście, wszystko było w
porządku (...). – A ona skąd to wie? Podobnie jak brat interesuje się
lecznictwem? Swoją drogą, nie sądzę, by w obozie rozdawali druczki. Równie
mocno dziwi mnie używanie przez postaci określenia szpital.
Bardzo lubię taką pogodę (...). – No co Ty nie powiesz? Natalie wyszła ze szpitala po tym, jak niemal
zginęła w pożarze (i podobno ma poparzenia drugiego stopnia, czego mam nadzieję
nie zignorujesz, bo bycie heroską nie tłumaczy aż tak szybkiego powrotu do
zdrowia), a zachowuje się, jakby wygrała w totka. Bardzo spłycasz wszelkie
wątki dramatyczne.
(...) zaczęła siedząca obok mnie Sabrina (,) (...) [.]
Wiesz, po posiłku zwykle większość z nas
ma godzinę wolną od ćwiczeń, ewentualnie pojawiają się wcześniej lekcje greki, angielskiego,
matmy i tego typu, ale wszyscy, którzy mają w planie te przedmioty, już
się z nich zwolnili. – W Obozie Herosów nie nauczano
angielskiego i matematyki. Tu znajdziesz spis
wszystkich zajęć. Dalej mocno kręcisz też z godzinami, ponieważ po południu
odbywają się tylko gry zespołowe, ćwiczenia etc., na pewno nie najcięższa
greka.
Powrót do przeszłości Natalie wypada dość
naturalnie, gdyż wplotłaś jej wspomnienia w dobrym momencie. Sytuacja sprzyja
rozmyślaniom, szkoda tylko, że nie przestałaś ignorować kwestii pożaru –
przecież on tym bardziej powinien skłonić Natalie do rozpamiętywania czasów
sprzed poznania prawdziwej rodziny.
Było to spowodowane głównie tym, że sześć
dni spędziłam sama w lesie (...). – Za szybko pochwaliłam.
Czytelnicy i czytelniczki naprawdę nie muszą znać takich szczegółów, a już na
pewno nie chcą czytać sześciu długich akapitów nafaszerowanych streszczeniami.
Po paru dobach skończył mi się prowiant i
woda, które trzymałam razem z nożem, zapalniczką i latarką w brązowym podartym
plecaku, więc musiałam sama zapewnić sobie jedzenie i picie. – Emocje jak na grzybobraniu. Taki osiągasz efekt, gdy z dystansem
opisujesz dramatyczne wydarzenia i rozczulasz się nad takimi głupotami jak
kolor plecaka.
Ryby uciekały prędzej niż biegnąca lama. – Ciekawe porównanie. Ale zdecydowanie nie dodaje powagi fragmentowi,
którego budowa nie pozwala traktować go emocjonalnie. Nie wspominając już o
trudności w wyobrażeniu sobie małej dziewczynki z taką łatwością łowiącej
jakimś patykiem ryby w rzece. Z zadowoleniem rozpaliłam ognisko, a poszło mi
to tak sprawnie, że długo jeszcze samej sobie nie mogłam się nadziwić. – To
kiepski moment na pierwsze do tej pory utożsamienie się z bohaterką.
Patrząc teraz na nich wszystkich,
rozmawiających ze sobą, roześmianych i szczęśliwych, czułam się tak, jakby
nagle wszystkie puzzle znalazły się na właściwym miejscu, we właściwym czasie,
z właściwymi ludźmi, tworząc właściwy obrazek. – Z pewnością nie chodziło Ci o zjednoczenie puzzlowej rodziny.
Moja siostra, Christina, blondynka o
włosach niemalże białych, nieco dłuższych niż moje, czyli sięgających gdzieś do
pasa, z wiecznym uśmiechem na twarzy i iskrzącymi się oczami, wzięła mnie
pod ramię i pocałowała w policzek. – Nadal mnożysz zbędne
informacje, których w dodatku nie sposób zapamiętać w takiej ilości, i
oczekujesz, że czytelnicy i czytelniczki będą wierzyć na słowo, jaka dana
postać jest, zamiast ukazać jej charakter za pomocą scen, dialogów etc.
Od razu widać, że masz tróję z matmy
(...). – Z tego, co pamiętam i znalazłam w sieci,
w Obozie Herosów nie wystawiali stopni, a już z pewnością nie robili tego
zgodnie ze skalą ocen w Polsce. Masz naprawdę wiele łatwo dostępnych źródeł
informacji o funkcjonowaniu obozu itd. – tylko trzeba chcieć je znaleźć, a nie
liczyć, że osoba siedząca po drugiej stronie nie zorientuje się, że research
kuleje.
Rozdział VI
(...) zawołał do mnie Will, Zbierając
rodzeństwo w grupkę przed domkiem. – Małą: zbierając.
Zdawałam sobie sprawę, że czekali już
tylko na mnie; wszyscy moi bracia i siostry czekali na zewnątrz.
Wayne miał siedemnaście lat, metr
dziewięćdziesiąt pięć wzrostu, krótko przystrzyżone czarne włosy i czekoladowe
oczy, niemalże identycznej barwy co jego skóra, a także olśniewająco białe
zęby, które często można było zobaczyć, gdy się uśmiechał. – Nim skończyło się zdanie, już zapomniałam, o kim mowa. Wzmianka o tym, że
Wayne był wysoki i czarujący w zupełności by wystarczyła, a nawet sądzę, że
brak jakiejkolwiek informacji na ten temat nikogo by nie zabił.
Edytowany: okazuje się, że dopiero się
rozkręcałaś. Opisywanie przeszłości randomowej postaci nie jest potrzebne, a
wręcz szkodliwe, zwłaszcza gdy zaczynasz interpretować czyjeś zachowanie za
swoich odbiorców oraz odbiorczynie. Wayne to spoko koleś i kwiat lotosu – niech
uśmiechnie się do Natalie, przepuści ją w drzwiach czy coś takiego i mamy
przedstawienie bohatera z głowy.
Szybko zawiązałam moje ulubione i dość już
znoszone miętowe trampki, po czym wybiegłam na świeże powietrze. – Ekspozycji jest coraz więcej, a nie coraz mniej, na co miałam nadzieję.
Natalie ma ulubione trampki – ma je nosić i tyle (albo nie dać wyrzucić
siostrze, mimo że są zniszczone – możliwości można mnożyć, a Ty się ograniczasz
do okrąglutkich i pustych zdań).
Pomodliłam się do mojego taty i do Ateny,
prosząc, by pomogła mi trochę w strategii bitewnej. Nie za dobrze sobie z nią
radziłam, zwłaszcza ostatnio, dlatego mała pomoc ze strony bogini na pewno by
mi nie zaszkodziła. – To by mogła być dobra scena (a sceny nie
ma tu tak naprawdę żadnej). Modlenie się do Ateny sugeruje problemy w
obmyślaniu strategii bitewnej, a na dodatek ukazuje stosunek Natalie do religii
(co jest spójne z wystąpieniem kolejnej sceny modlitwy w tak krótkim
opowiadaniu). Byłaś w stanie tyle pokazać, a wyłożyłaś wszystko na talerz i
emocje zupełnie gdzieś wyparowały.
Zaczęłaś opowiadanie od opisu historii
Percy’ego w galerii, wizji Rachel oraz niby-zniknięcia Annabeth, po czym zdaje
się, że zupełnie porzuciłaś te wątki. Minęło pięć rozdziałów, a tu ani widu,
ani słychu. Skoro wolisz pisać z perspektywy Nica czy Natalie, po co było
kombinować?
Niewiele się dzieje. Dziewczyny coś
poplotkują, pochodzą sobie reprezentacją całego domku czy pojedzą i tak w
kółko. Nadal mam problem z tym, jak dziecinnie zachowują się Twoje postaci. Nie
odmawiam im prawa do prowadzenia rozmów na głupie tematy czy zakochiwania się w
wielkim stylu, ale kiedy fabuła opiera się tylko na tym, rodzi się problem.
Zanim główny wątek się rozwinie, zapomnę o przesłankach z pierwszego rozdziału.
Nie myślałaś, żeby pisać o młodszych postaciach, skoro czujesz takie klimaty?
Nie wpasowałabyś się w moment w serii? Na razie trudno mi ocenić taką obawę,
skoro jeszcze nic konkretnego, co wydarzyło się np. w finale Bogów
olimpijskich, nie ma właściwie znaczenia, więc równie dobrze akcja mogłaby
dziać się wcześniej. Wykorzystania potencjału uniwersum jak nie było, tak nie
ma. Obóz Herosow i ponadnaturalne towarzystwo to taki dodatek do całości, nic
więcej.
Czarne włosy miał tradycyjnie ułożone w artystyczny
nieład, co, jak zawsze, wydało mi urocze i atrakcyjne. (...) Z jego
czarną niczym węgiel czupryną silnie kontrastowała blada cera, lecz te
wszystkie kontrasty w jakiś dziwny sposób ze sobą współgrały. – Często też rzucasz totalnie wyświechtanymi sformułowaniami, których
trudno już nie mieć dosyć.
Miał delikatnie zarysowane usta,
obsydianowe oczy zdobiły długie czarne rzęsy, a jego rysy były eleganckie,
jak u księcia. Z kolei sposób, w jaki się poruszał, był subtelny, pełen
gracji i wdzięku. – Nie dość, że opis znów niepotrzebny, to
Natalie zachowuje się, jakby widziała Nica pierwszy raz (a to nawet nie ich
pierwsza wspólna scena w opowiadaniu napisana z perspektywy Natalie).
Patrząc na niego, przestałam jeść i nieświadomie
zaczęłam bawić się widelcem, co od razu zauważyła Sabrina (...). – No średnio nieświadomie, skoro to komentuje, a od razu nie pozwala
wysnuć wniosku, że Natalie dopiero w pewnym momencie zorientowała się, co robi
od dłuższego czasu.
Serio, nieważne, ile bym zjadła, zawsze
będę ważyła mniej, więcej tyle samo. – Bez ostatniego
przecinka.
Dzięki, tatku. – To pewnie miało być żartobliwe… ale halo, Apollo zdecydowanie nie jest
ojcem roku, a Natalie kolejny raz odnosi się do niego z czułością, jakby
spędzali ze sobą każde popołudnie w miłej rodzinnej atmosferze.
Jednak w pewnym momencie gwałtownie się od
niego odsunęła i trzepnęła go w ramię, nagle rozzłoszczona.
Chris, widząc jej reakcję, zaczął się śmiać i zgarnął ją w
ramiona, ponownie do niej przemawiając. – Nadużywasz zaimków. Przede wszystkim mocno rzuca się w oczy wieczne
powtarzanie przez Natalie mój brat czy moja siostra.
Poza zaimkami, nadużywasz też zbędnych
dopowiedzeń. Bohaterka odsunęła się w pewnym momencie, zrobiła to
gwałtownie i jednak (ergo: znikąd, bo zaczynając od tego zdanie, podsuwasz już,
że w bohaterce nastąpiła zmiana zachowania; potem to jeszcze doprawiasz
wszystko przysłówkiem nagle). Nie musisz być taka łopatologiczna, pisać
okrąglutko, powtarzać się. Postaw na lekkość i płynność, uzyskasz tym większy
efekt zaskoczenia. Często mniej znaczy więcej. Obecnie zdanie
jest długie i brakuje mu dynamiki, więc dokładanie budulca sprawia, że tempo
czytania spowalnia. Spójrz na luźną sugestię:
Nagle odsunęła się od niego i trzepnęła go
w ramię, rozzłoszczona. Chris, widząc to, zaczął się śmiać
i zgarnął ją w ramiona, ponownie przemawiając. Lżej? Ano lżej.
Jęknęłam cicho, ponieważ jego łokieć
boleśnie wbijał mi się w plecy, a moja lewa ręka, którą wykręcił do
tyłu, mocno doskwierała. – Wiadomo, że to jej ręka. Takich głupotek
od Kapitanki Oczywistej też Ci się namnożyło. Na dodatek bohaterka jęczy z
bólu, wspomina, że łokieć wbija jej się boleśnie, a ręka jest wykręcona
i doskwiera. Ale ten czasownik znaczy tyle coś być uciążliwym, drażnić.
Doskwierać może więc brzydka pogoda, latająca mucha, ale wykręcana mocno
ręka...? Brzmi jak sztuczny eufemizm.
Kolejna scena jest równie sztampowa co
poprzednie – Natalie postanawia przestraszyć Nica, zachodząc go do tyłu, a ten
reaguje jak rasowy heros, więc przygważdża ją do ziemi, przez co oboje kończą
zawstydzeni. Trudno kupić czytelników i czytelniczki sceną, jeśli podobnych
wśród współczesnej literatury młodzieżowej mają na pęczki. To już nie niegroźna
inspiracja czy bawienie się kliszami, ale tworzenie absolutnie nieinnowacyjnego
opowiadania, a przez to i nieangażującego. Szkoda. Zaczęło się przecież
obiecująco.
Bogowie, ale mi przywaliłeś. Myślałeś, że
jestem cyklopem, czy co? – Kiepski tekst do
kogoś, kto przyjaźni się z Percym (a odpowiedź Nica to już totalna farsa!)
mającym brata cyklopa, a i częściowo nawet z samym zainteresowanym – Tysonem.
Poza tym ostatni przecinek jest zbędny.
Od razu widać, że po macoszemu potraktowałaś
początek rozmowy wspomnianej dwójki, byle tylko jak najszybciej przejść do
kwestii figurki (z jej wątkiem poradziłaś sobie całkiem nieźle, miłe mrugnięcie
do fanów i fanek serii). Od streszczeń w Twoim opowiadaniu aż głowa boli.
Teksty typu nie chciałam go obrazić czy przez moją nadmierną
ciekawość rodem z Autorzy objaśniają świat nie pomagają.
Nie jestem pewien[,] jak to się stało, ale wyglądają identycznie jak te, które spaliłem.
Zastanawia mnie tylko[,] dlaczego to zrobił. – Nadal nie
pilnujesz czasów, co pewien czas wyskakując z teraźniejszym.
W rozdziale jest więcej błędów, chociażby
interpunkcyjnych, niż zwykle, więc powinnaś uważniej sprawdzać posty przed
opublikowaniem. Poza tym odsyłam Cię do artykułu o poprawnym
zapisywaniu dialogów, ponieważ błędnie zapisujesz wtrącenia. Np. tutaj:
- Wiesz - zaczęłam po chwili ciszy (,)
- mój tata... jeszcze nigdy go nawet nie widziałam. – Przecinek po ciszy
nie powinien się tam znaleźć.
Rozdział VII
Nieoczekiwanie powracasz do perspektywy
Percy’ego, więc liczę, że wreszcie zawiąże się główny wątek. Najwyższa pora.
Pozytywne zaskoczenia to przynajmniej częściowa personalizacja narracji
Percy’ego – chociażby pojawiły się charakterystyczne dla niego zwroty
bezpośrednio do czytelników i czytelniczek oraz tłumaczenie się przed
nimi.
No... coś tam było o tym, ile razy można
jej używać, jak często... tylko że nie pamiętam dokładnie[,] o co chodziło.
Cyklopy, podobnie jak satyry, rozwijają
się wolniej i nie dorastają tak szybko jak inni ludzie czy półbogowie. Dlatego
Tyson, mimo że miał już prawie osiemnaście lat, zachowywał się czasami jak
jedenasto-, dwunastolatek. Jego niewinne spojrzenie, dziecięcy dobór słów,
niezwykła wrażliwość i niekiedy przesadny entuzjazm wobec małych rzeczy dość
mocno kontrastowały z prawie dwoma metrami wzrostu oraz potężną sylwetką, co
powodowało, że zwykle wyglądał po prostu jak duże dziecko. I pomimo że był w
moim wieku, traktowałem go niejako niczym młodszego brata. – Ładnie wprowadziłaś Tysona. Było dużo standardowych odzywek i ukazanie
jego stosunku do ojca czy brata, a tu bum i ekspozycją w twarz, a co!
Rozdział z perspektywy Percy’ego od razu
czyta się przyjemniej – gdzieś mignęła sprawa Annabeth i przestałaś ograniczać
przedstawianie funkcjonowania obozu do opisów posiłków i modlitw. Szczególnie
dobrze wypada scena z pegazem, choć absurdalnie brzmi, że najżywszy i
najbardziej naturalny dialog w opowiadaniu to rozmowa protagonisty ze
skrzydlatym koniem. Co jak co, ale Natalie i Nico mogliby się nieco nauczyć od
Mrocznego.
Centaur stał w środku z łukiem w ręce i kołczanem
pełnym strzał na ramieniu. – Wystarczy: pełnym
kołczanem, a tak właściwie to przekazanie tej informacji z pewnością nie
jest kwestią życia lub śmierci, więc nie rozdrabniaj się tak, tylko zacznij
dopracowywać opisy otoczenia, które służyłyby czemuś, np. budowały klimat,
podsycały ciekawość czy rozbudzały wyobraźnię. Nie ukrywam, że odtwarzając
sobie wszystko w głowie, głównie bazuję na tym, co już znam z książek i
ekranizacji. Był opis domku Aresa oraz wspomnienie o lesie i jeziorze – to na
tyle z próby przedstawienia (superanckiego!) Obozu Herosów, o którym marzą
tysiące nastolatków i nastolatek z całego świata. Zamiast tego mamy rozczulanie
się nad kolorem oczu czy odcieniem skóry randomowych kolesi. Dziwne masz
priorytety.
Weźcie teraz po tuzinie strzał z
najtępszymi grotami. – Wprawdzie Chejron budził respekt, a
część herosów i herosek traktowała poważnie zajęcia z łucznictwa, myśląc o
przyszłych misjach… ale nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy nauczyciel mówi
młodziakom coś w stylu weźcie te najbardziej badziewne strzały, a oni
przytakują niczym potulne owieczki. Chejron wypada naiwnie, a resztę kolejny
raz obdarzasz jednym mózgiem.
Wybór drużyn nie stanowi żadnego
zaskoczenia. Idziesz po linii najmniejszego oporu, więc oto nadciąga imperatyw opkowy.
Zwykle celowaliśmy w tarcze, manekiny
ćwiczebne, ewentualnie w stogi siana lub nadlatującą mewę. – Jakoś nie widzę Chejrona-półkonia każącego strzelać do ptaków. Jakby to
miało w ogóle wyglądać? Celujcie w tarczę, a jak przypadkiem przeleci mewa, to
możecie spróbować w nią trafić?
Kamizelki to podarunek od samego
Hefajstosa, są odporne nawet na najostrzejsze i najtwardsze ostrza. – A to z jakiej okazji? Wydaje mi się mocno naciągane. Przypomnij sobie, że
w Bitwie Labiryncie, gdy odwiedzono Hefajstosa, ten odnosił się
przychylnie jedynie do Tysona będącego cyklopem. Poza tym bóg sypał tekstami
pokroju: szkoda, że herosi nie są maszynami.
Nie wiemy[,] co się może zdarzyć.
Chłopak uśmiechnął się do mnie pobłażliwie
i wypuścił strzałkę do Natalie. – Strzałkę? Poważnie?
Chyba taką do darta. Scena jest już wystarczająco absurdalna, skoro młodzież
ćwiczy strzelanie z łuku na sobie nawzajem, a jeżeli nie trafią w superodporne
kamizelki od Hefajstosa, tylko w czyjeś ramię, to trudno.
Wiesz, cieszę się, że w ogóle żyję (...). – Natalie jedno mówi, a drugie robi. Nie widać, by choć trochę przejmowała
się pożarem.
Rozdział VIII
Gdybyś chciał skrzywdzić moją siostrę, to nie
ważne[,] jak bardzo bym cię lubił (...). – Nie z
przymiotnikami łącznie: nieważne.
Szach - mat! – Szach-mat lub szach mat.
Tłumaczysz się jeszcze[,] zanim powiesz o co chodzi…
(...) podsunąłem, siadając w siadzie
skrzyżnym. – Siadając w siadzie zdecydowanie
nie brzmi dobrze, a skoro nie ma co się rozdrabniać, samo siadając w
zupełności wystarczy. Jeżeli jednak zależy ci na tym konkretnym siadzie, możesz
utworzyć od niego przysłówek: siadając skrzyżnie.
Mam rozumieć, że nie chciałeś go
pocałować? – Aha. Czyli to jednak wersja z: zróbmy z
Willa dupka, bo stoi na drodze wielkiej miłości Nica i Natalie. Poza tym
nienaturalnie wychodzi przypominanie sobie o tym zdarzeniu w środku ósmego
rozdziału. Wcześniej di Angelo, mimo że nawet rozmyślał o Willu, ani chwili nie
poświęcił zdradzie. Jeśli chciałaś dawkować emocje i w tym celu ukrywać pewne
wydarzenia, póki nie nadejdzie odpowiedni moment, wybranie narracji
pierwszoosobowej było błędem.
Który dwa tygodnie temu pocałował innego
faceta (,) na moich oczach, w lesie, myśląc,
że to się nie wyda. – Jak? Z dalszej części wynika, że Will po prostu
nie wiedział, że jest obserwowany przez Nica, ale powyższe zdanie przedstawia
zupełnie inną, i strasznie nielogiczną, wersję wydarzeń. A pierwszy przecinek
jest zbędny.
Wątek rozwija się w nieoczekiwanym
kierunku, ale nadal dostrzegam sprzeczności i niepokojące tendencje. We
wcześniejszym rozdziale Nico mówił, że nie czuje do Willa nic więcej niż
obojętność, a tu mamy zazdrosnego chłopaka urządzającego scenę. Di Angelo
mógłby okłamywać innych, a także samego siebie, odrzucając bolesne uczucia… ale
to się totalnie nie klei, gdy powrócimy np. do tego fragmentu: Dlaczego więc
nie czułem tego ostatnio? Moje uczucie do niego bardzo osłabło i przerodziło
się w jakąś dziwną... niechęć. Tyle że nie bardzo potrafię wytłumaczyć
dlaczego.
Zaraz jednak przypomniałem sobie moją
rozmowę sprzed chwili z dziewczyną i uznałem, że ja chyba też nie umiem
kłamać. – Kłopotliwa kolejność wyrazów.
Zatrzymał na mnie spojrzenie nieco dłużej[,] niż normalnie by wypadało.
Rozdział IX
Otworzył delikatnie szkatułkę i ostrożnie
wyciągnął wisiorek, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Niekiedy przesadzasz z nadmiarem określeń, zwłaszcza przy dialogach. W
końcu nie ma nic złego w użyciu w nich zwykłego powiedział. Opisy
czynności nie potrzebują tylu szczegółów.
Spojrzałam na niego pytająco, więc szybko
wyjaśnił. – Zdanie odnoszące się do reakcji Natalie nie powinno
znaleźć się przy wypowiedzi Nica, tylko w kolejnym akapicie. Już wskazałam Ci
wcześniej podobny błąd i podlinkowałam, oby przydatny, artykuł.
Minęło wiele lat[,] odkąd jej nie ma, nie przejmuj się.
Mniej więcej w połowie zabawy przyszli
bracia Hood'owie, którzy przyszli, by poopowiadać żarty,
wykonywać sztuczki, popisać się przed ładnymi dziewczynami, a w międzyczasie
też coś zwinąć. – Hoodowie. Mnożysz zupełnie zbędne
informacje. Hoodowie dostaną chociaż jeszcze jedną scenę w Twoim opowiadaniu?
Wątpię. Czemu więc służy powyższy opis?
Chejron często wpuszczał pojedyncze
monstra do obozu, żebyśmy mogli na nich poćwiczyć i sprawdzić się w walce. Zazwyczaj nie były one bardzo groźne, o ile miało się broń przy sobie. Ja
nie miałam nic. Wejście głębiej mogło równie dobrze sprowadzać się do nagłej i
nieprzyjemnej śmierci. – W to tym bardziej nie uwierzę…
Eee, cześć[,] Natty (...).
Myślałam o tym, jak przyjemnie byłoby
zatopić palce w tych rozwichrzonych włosach… – Jest sporo takich
oklepanych, no i tandetnych, tekstów.
Twojego opowiadania nie czyta się źle, ale
zapewne nie to chciałaś usłyszeć. Jest bardzo poprawnie – w końcu rzadko
wypisuję niemal wszystkie błędy, nie chcąc, by analiza niepotrzebnie się
rozwlekła. Tylko co z tego, skoro mamy średnio kanoniczne i raczej płytkie
postaci, którym brakuje życia. I morze ekspozycji zamiast, no, opowiadania.
Ale odkąd mnie uratował[,] zdążyliśmy się mocno zaprzyjaźnić. – Rozmawiali zaledwie kilka
razy. Nico otworzył się (nienaturalnie szybko, zwłaszcza jak na niego) przed
Natalie, ale żeby od razu nazywać to przyjaźnią?
Rozdział X
Cieszy mnie widok prawidłowych półpauz.
Mam nadzieję, że przejrzysz pod tym kątem poprzednie rozdziały, by przestały
straszyć.
Zbędne dopowiedzenia, które zabijają
dynamikę, doskonale widać na początku tego rozdziału:
Nagle z mojej prawej strony doszedł
do mnie jakiś szmer. (...) Słowo odbiło się echem w
otchłani, w której się znajdowałem.
To była kobieta. Rozpoznałem jej
głos. Jednak nie miałem pojęcia[,] do kogo on
należy. – No to nie rozpoznał, tylko np. skojarzył.
W kręgu światła ponownie pojawiła się córka
Ateny, mimo że ta poprzednia nie zniknęła. – Wybrałaś kłopotliwe synonimiczne określenie, które sugeruje, że mowa o
innej córce Ateny. Poza tym nie powinnaś zapominać, z czyjej perspektywy
piszesz – Percy miałby nazywać w myślach swoją dziewczynę córką Ateny?
Bez szans.
Robiłem[,] co mogłem, żeby
do niej dotrzeć.
Przez chwilę patrzyłem na nią w niemym
przerażeniu, jak tańczy pod drzewem, próbując zedrzeć z siebie czarną
pelerynę. – To określenie z pewnością psuje dramatyzm sceny,
zwłaszcza przy narratorze, który (teoretycznie) jest nie mniej przerażony od
samej zainteresowanej. Za to metafora czarna peleryna dobrze się
wpasowała w klimat.
Kobieta, której twarzy ani imienia nie
potrafiłem sobie przypomnieć, wyszeptała mi do ucha (...). – Wypadałoby wcześniej wspomnieć o tym, że Percy kojarzył też twarz
tajemniczej kobiety, tylko nie mógł sobie przypomnieć szczegółów.
Na terenie obozu jeszcze nikt się nie pojawił, z wyjątkiem strażników stojących przy
granicy i Sośnie Thalii. – Raczej: na zewnątrz. Na terenie
obozu główni bohaterowie i bohaterki są cały czas.
Och, Peter Johnson. – Zobacz, jak chcesz, umiesz coś pokazywać, zamiast tylko obciążać stronę
czytającą natłokiem informacji.
Ty zapomniałeś spytać, ja zapomniałem
zrobić (...). – Cała scena w Wielkim Domu jest naprawdę
przyjemna. Znajduję w niej wszystko, czego w danym momencie akcji potrzebuję –
żywe i spersonalizowane dialogi, długo wyczekiwane elementy fantastycznego
uniwersum oraz skupianie się na tym, co kluczowe.
Rozdział XI
– Rozumiem – odparł zamyślony. [–] Wcześniej nie miałeś żadnych wizji?
To pierwszy taki sen[,] odkąd ją ostatni raz widziałem.
– Rachel... kilka dni temu mówiła, że musi
powiedzieć mi coś ważnego.
– Nie rozmawiałeś z nią jeszcze?
– Nie było okazji. Nie widzieliśmy się od
tamtej pory, jedynie na posiłkach. – Jeśli wizja Rachel
zawierała sugestię o tym, że Annabeth może być w niebezpieczeństwie, trudno Ci
będzie wytłumaczyć, dlaczego wyrocznia ani nie nalegała na rozmowę, ani sama
nie podejmowała konkretnych kroków.
Wiele szczegółów z twojego snu jest takie
samo jak te w moim. – Jakich? Takich samych.
Ma ciemne włosy i brązowe oczy, śniadą
skórę i białe zęby. Jest wysoki, ale nie wyższy od ciebie, no i jest mniej
więcej w naszym wieku. – Poważnie? To są informacje, które podaje
się, opisując prawdopodobnie proroczą wizję?
Dobrze, że Percy próbuje się
usprawiedliwiać i dzięki temu poznajemy nowe szczegóły, które są wprawdzie
częściowo istotne, ale nie mogą załatać ogromnej dziury logicznej w wątku
zniknięcia Annabeth. Jedynym rozsądnym z całej grupy wydaje się Chejron. Jego
postawa ma sens, bo to dojrzały i doświadczony mężczyzna, ale dlaczego
zaangażowani emocjonalnie Percy i Rachel nie zareagowali podobnie szybko na
wieść o potencjalnym niebezpieczeństwie grożącym Annabeth?
– Wybieram Leona Valdeza i Nica di Angelom
– powiedziałem głośno i wyraźnie, a wokoło zapanowała cisza. – Angelo.
Rozdział XII
Ratuje ludzkość. – Ratuję.
Unikałam patrzenia na syna Hadesa,
omijałam go wzrokiem najusilniej[,] jak mogłam. I
udawało mi się to. – Tak drobna wzmianka nie usprawiedliwia braku
jakiejkolwiek reakcji ze strony Natalie na to, że Nico, do którego przecież
zaczyna coś czuć, wybiera się na niebezpieczną misję. Napisałaś ponad
trzydzieści wersów, ignorując relację najważniejszych postaci występujących w
scenie, a potem poleciałaś z kolejnymi banałami pokroju: wpatrywałam się w
jego obsydianowe oczy, z bólem zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie już nigdy
nie będę mogła przyjrzeć im się z bliska. (...) a mnie znów dopadło to dziwne
uczucie. Żal? Smutek? Bezpodstawna tęsknota za czymś, co i tak nigdy nie było
moje?
Oczy zaszły mi łzami. Trzask. Znowu się
pomyliłam, jednak tym razem grałam dalej. Scena w lesie. Ich splecione dłonie.
Pomyłka. I jeszcze jedna. Moje palce zaczęły błądzić, ślizgać się, ale nie
zważałam na to. Grałam z pamięci, zaciskając mocno oczy. Ich krótkie, lecz
jakże znaczące spojrzenia. Ślizg. Źle postawiłam palec. Samotna łza powoli
spłynęła po moim policzku, pomimo zawrotnego tempa utworu. – Bardzo podoba mi się ten opis. Zwłaszcza krótkie, urywane zdania
podbijające dynamikę. Cieszę się, że zdecydowałaś się na przedstawienie gry
Natalie bez wcześniejszego wciskania do narracji, jak to Twoja bohaterka nie
kocha muzyki. Tylko, proszę, nie psuj dobrego wrażenia tą samotną łzą…
– Bogowie... [–] wyszeptałam, kręcąc głową.
Że też akurat on, ten, przez którego
jestem teraz w takim stanie, w jakim była, musiał się tutaj zjawić. – Nie jestem pewna, o co Ci chodziło. Zamiast była nie powinno
znaleźć się tam jestem?
Dobra, mów[,] o co chodzi – rzekłam i spojrzałam na chłopaka z uśmiechem.
Poza tym, [przecinek zbędny] to[,] co się stało wczoraj…
W tym momencie uświadomiłam sobie, że już
jutro on, Leo i Percy wyruszają na misję. Niebezpieczną misję,
Niebezpieczną misję, na której każdy z nich może stracić życie. Poczułam, jak
mój żołądek zaciska się ze strachu. – Rozumiem, że każdy
inaczej przeżywa trudna chwilę. Natalie ma prawo reagować z opóźnieniem, ale w
poprzedniej scenie totalnie zignorowałaś to, że dziewczyna usłyszała o
planowanej misji. Zupełnie jakby Chejron zapowiadał jutrzejszy obiad, a nie
wyprawę, której uczestnicy ryzykują życiem. Poza tym na końcu drugiego zdania
masz przecinek zamiast kropki. Kolejny raz. Zdecydowanie powinnaś uważniej
sprawdzać tekst.
Przestałam myśleć. Mój mózg
ześwirował albo to ja byłam emocjonalną masochistką i postanowiłam jeszcze
bardziej się pogrążyć. Nie wiem, naprawdę nie wiem, co mną wtedy kierowało, ale
przytuliłam go. – Dodaj gdzieś tam Nica, bo się dziwnie
zrobiło. :)
Rozdział XIII
Co[,] do cholery[?]
Po nie tak długiej chwili byłem gotowy do drogi i praktycznie gnałem, by nie spóźnić się na
spotkanie z Chejronem, a mój miecz ze stygijskiego żelaza boleśnie
obijał się o moje lewe udo. – Chwila jest
mało plastycznym rzeczownikiem, ciężko sobie wyobrazić, jak długo trwa, a gdy
dodajesz jeszcze, że nie była aż tak długa… Czuję, że nic mi to określenie nie
daje. Nie ułatwia. Nie maluje obrazu.
Percy, wytłumacz chłopcom[,] o czym mówię.
Leo parsknął cicho i już miał to
skomentować, lecz spojrzał na Chejrona i w ostatniej chwili się
powstrzymał, drapiąc się po szczęce. – Ostatnie się jest
zbędne, skoro pada ono już wcześniej.
Ponadto warto nadmienić, że nasz kierowca
ma oczy dookoła głowy – i to dosłownie, ponieważ całe jego ciało pokrywa 50
jasnobłękitnych oczu. – W przypadku prozy zaleca się zapisywanie
liczb słownie.
– Tak, tak, wiem[,] co mówiłem – mruknął szybko.
Nareszcie zaczynasz rozwijać główny wątek,
który ma potencjał. Zdołałaś zaciekawić mnie zagadką związaną z Ontario oraz
tajemniczym towarzyszem Annabeth. Po wyjątkowo krótkim rozdziale nie mam wiele
do powiedzenia – szkoda, że nie rozpisałaś kłótni Nica i Willa, bo te postacie
potrzebują jeszcze dopieszczenia, by nie były papierowe. Za to zakończenie
kolejnym razem na plus – zwłaszcza ironiczny komentarz, który doskonale oddaje
naturę di Angelo.
Rozdział XIV
Przeszliśmy spokojnie obok wejścia, po
czym okazało się, że wykonanie naszego plany nie będzie takie proste,
jak myśleliśmy. – Planu.
– Ja to załatwię – dodał i dumnie wypiął
pierś do przodu. – Oczywistość. Przecież nie wypiął piersi
do tyłu.
To najlepszy rozdział dotychczas.
Porzucenie trójkąta miłosnego na rzecz przygody zdecydowanie się opłaciło. Był
humor, przyjaźń i potwory – czego chcieć więcej od fanfiction Percy’ego
Jacksona? Muszę przyznać, że udało Ci się mnie zaskoczyć w kilku miejscach,
a także jeszcze bardziej zaintrygować. Podrasowałaś trochę postaci –
wystarczyło kilka scen, by przestały być takie oczywiste i płytkie.
Może chociaż nam opowiesz[,] co się stało?
To może powiedz nam, czy wiesz[,] co się dzieje z twoją siostrą?
Lepiej mów wszystko[,] co wiesz, od tego może zależeć jej życie.
No, może poza Leonem, który odkrył budkę z
hotdogami i od razu skorzystał z okazji, aby nam upichcić
kolację. – Hot dogami. Jeżeli upichcić ma
zabarwienie humorystyczne, wszystko gra. Jeśli nie, to określenie zupełnie tam
nie pasuje.
Super zakończenie! Nieźle się rozkręciłaś.
Zastanawia mnie tylko, dlaczego kamień przeleciał przez ciało Evana, skoro
wcześniej Evan jak gdyby nigdy nic np. trzymał butelkę wody. Ma to związek z
lwem? Przerwaniem iluzji?
Rozdział XV
Warto też wspomnieć o tym, że w tym czasie
Nico znacznie osłabł. Jad pająka powoli wyniszczał jego ciało, a on sam zdawał
się już przypominać cień. – Średnia metafora dla
syna Hadesa.
Ambrozja i Nektar nie pomagały
dostatecznie – bałem się, że nie zdążymy znaleźć dla niego pomocy. – Dlaczego wielką? Piszesz tak jeszcze kilkukrotnie w tym rozdziale. W
poprzednich nie popełniałaś tego błędu.
Nie rozpalaliśmy ogniska, gdyż nie
chcieliśmy, aby światło i dym wskazywały potworom drogę do nas. – Miałam już ignorować, że obrażasz inteligencję czytelników i
czytelniczek, ale czasem się nie da. Spróbuj zostawiać im więcej
przestrzeni.
Syn Hefajstosa szybko stworzył
prowizoryczny ciśnieniomierz i zastosował go u chorego. – Wiem o zdolnościach Leo, ale po pierwsze: nie wszyscy muszą, po drugie:
nie zaszkodziłoby opisać majsterkowanie chłopaka. Masz Internet i duże pole do
popisu.
Nie mamy pojęcia[,] co zrobić w tej sytuacji…
Szkoda, że gdy zaczyna się dziać coś
ciekawego, rozdziały stają się coraz krótsze. Motyw Iryfonu to kolejny przykład,
że czerpanie pełnymi garściami z fantastycznego uniwersum popłaca.
Rozdział XVI
Gardło ścisnęło mi się ze strachu, oddech
przyspieszył. Poczułam, że pocą mi się dłonie. Na Zeusa, dlaczego akurat jego
musiało to spotkać? – Podobna myśl przydałaby się przy
ogłaszaniu uczestników wyprawy. Od razu całość wypada naturalniej i nie trzeba
żebrać o emocje, bez których trudno o angażującą lekturę.
Pokręcił przecząco głową. – Tak jak w przypadku wcześniejszego potakiwania, dopowiedzenie jest
zbędne.
Z tego[,] co pamiętam, ma
teraz mnóstwo spraw na głowie, jest w końcu centurionem.
Nawet umierając[,] potrafił robić groźne miny.
Jak prawdziwy lekarz. – Nie bój się feminatywów. Prawdziwa lekarka brzmi równie dobrze, a
akurat świat Ricka Riordana jest mocno feministyczny.
Gdyby go zabrakło, nie wiem[,] jak byśmy sobie poradzili.
Zakończenie znów mocno trąci imperatywem.
Natalie w ogóle nie jest przygotowana na misję i niemal każda inna osoba
znajdująca się w obozie poradziłaby sobie lepiej. Dlaczego Chejron nie ma nic
do powiedzenia? Mam nadzieję, że wyjaśnisz to w kolejnym rozdziale. Natomiast
Will zachowuje się, jakby nie miał innego rodzeństwa, więc i jego stosunek
emocjonalny nie wyjaśnia, dlaczego wybrał Natalie.
Rozdział XVII
Rozdział jest jeszcze krótszy od
poprzedniego – niepotrzebnie je podzieliłaś, zwłaszcza że narratorką pozostała
Natalie. Błędów praktycznie nie ma. Mało co się wydarzyło, ale muszę przyznać,
że zakończenie mnie zaskoczyło i z niecierpliwością czekam na wyjaśnienia.
Szkoda tylko, że dramatyzm całej sceny psuje ponowne zwracanie się do boga tato.
Nie sądzę, żeby Apollo robił wyjątek dla Natalie i był z nią w zażyłych
stosunkach, a nie przekonuje mnie pieszczotliwe zwracanie się do niemal obcego
faceta i to wysokiej rangi.
Rozdział XVIII
Nie widząc innego wyjścia, zrobiłam[,] co mi kazał.
Podchodzę z dużą rezerwą do opisywanych
wydarzeń. Apollo to dynamiczna postać i z części na część coraz bardziej
ludzka, ale boga tego niewątpliwie cechuje egoizm, a tu mamy specjalne
traktowanie protagonistki… no nie, nie kupuję takiego rozwiązania.
No[,] no, moja droga,
nie zapominaj, z kim rozmawiasz. – Nareszcie. Ale za mało, za mało. Twój
Apollo jest taki… rozmemłany. Nie twierdzę, że nie troszczył się o swoje dzieci
(przypomnijmy sobie chociażby jego poparcie dla związku Willa i Nica), ale
zdajesz się zapominać, że bogowie dystansują się od ziemskich dzieci i nie mają
z nimi często kontaktu. Natomiast Twoi bohaterowie zachowują się, jakby ostatni
raz widzieli się na wspólnym śniadaniu, przy którym beztrosko gawędzili o
sprawach uczuciowych.
Chciałeś mnie zostawić na pewną śmierć.
Modliłam się do ciebie, a ty nic! – Natalie jest zupełnie
niepoważna. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że takimi scenami ją ogłupiasz.
– Trubadur?! Moja droga, ja jestem poetą.
Z mych ust leje się poezja w czystej postaci – odparł wyniośle. – A w fragmenty podobne do tego powinnaś zainwestować. To, że Apollo
(przynajmniej na razie) występuje w jednej scenie, nie oznacza, że ma nie mieć
charakteru.
– No cóż, właściwie to nic takiego –
odparłam, przeciągając samogłoski. – Tyle tylko, że ugryzła mnie żmija,
odkryłam swoją moc, zemdlałam na pół dnia i odwiedził mnie nasz ojciec.
Sabrina zakrztusiła się.
– Tak, też myślę, że ten dzień był
szokujący – skwitowałam z uśmiechem. – Dlaczego urwałaś w
takim momencie i przeszłaś do kolejnej sceny? Wciąż to, co najciekawsze, dzieje
się gdzieś poza kadrem. Byle szybciej, byle dalej.
Rozdział XIX
– Och, nie[,] nie, absolutnie.
Szybkim ruchem położyła jedną z moich
dłoni na jej talii, drugą zaś przyłożyła do policzka. – Lepiej: swojej.
Spróbowałem jakoś się wyplątać z jej
uścisków. Kazałem wodzie delikatnie ją odepchnąć.
Podoba mi się scena nad stawem. Dobrze
oddałaś naturę nimf wodnych i przy okazji poruszyłaś ważny społeczny problem, a
także podkreśliłaś wagę bycia dzieckiem jednego z Wielkiej Trójki.
Z nimfy jakby uleciała pewność siebie,
widocznie po czasie zdając sobie sprawę ze swojego błędu. – To nimfa zdała sobie sprawę z popełnienia błędu, a nie jej pewność
siebie, co wynika z tak zbudowanego zdania.
– Ależ[,] panie, ja…
Dziwi mnie, że wystarczyła krótka groźna,
a nimfa bez żadnego oporu wszystko wyśpiewała, choć nie musiała, póki Percy nie
kazał jej przysiąc na Styks.
Rozdział XX
Narracja Nica w niczym nie różni się od
tych z poprzednich rozdziałów, a heros jest podobno umierający. Uporządkowane,
niekiedy wręcz błyskotliwe myśli, kłócą się z wyobrażaniem ciężko rannego,
którego stan pogarsza się z godziny na godzinę.
Leo właśnie karmił mnie jakimś
wywarem z korzonków i nasion jakichś nieznanych mi roślin, których
aromat przyprawiał mnie o lekkie mdłości. Niestety, nie miałem
siły mu się przeciwstawiać, a ponoć miało mnie to podnieść na
nogi, także zaryzykowałem. No, w końcu nie miałem wyjścia.
Serce biło jak oszalałe w moim osłabionym
i wychudzonym ciele, jednak pomimo fizycznego osłabienia nadal myślałem
sprawnie. – Kiepskie tłumaczenie. Dwa rozdziały temu, kiedy
Natalie zobaczyła Nica, twierdziła, że ledwo utrzymywał otwarte oczy, a podobno
od tamtej sceny stan chłopaka tylko się pogarszał. Zdecydowanie brakuje
spójności. Z jednej strony chcesz dodać dramatyzmu, a z drugiej nie rezygnować
z typowej narracji Nica.
Poza tym w pierwszoosobówce mówienie o
sobie jako swoim ciele… często spotykane, ale raczej w tekstach niższych
lotów.
Wrzasnąłem z bólu. – Zobacz. Masz pole do popisu, skoro już uparłaś się na narrację z
perspektywy Nica, ale tylko opisujesz to, co on robi, a nie to, co czuje.
Oczywiście nie chodzi o to, byś rzucała stanami emocjonalnymi, tylko skupiła
się na oddawaniu emocji, pokazywaniu ich.
– Rana... – wychrypiałem, a raczej
zawyłem. Co chwila szarpało mną z bólu. – Dlaczego tak późno?
Najpierw bodziec, potem reakcja.
Leo pobiegł sprintem do zapasów po nektar
i ambrozję, a Percy wydobył wodę z ziemi pod nami, żeby przemyć skazę[,] i szybko odkrył miejsce ugryzienia. – Po kilku rozdziałach
pisania tych nazw wielkimi literami powróciłaś do prawidłowego zapisu. Zadbaj o
ujednolicenie i skup się, żeby uniknąć tak głupich błędów. Nawet jeśli wydawało
Ci się, że nektar jako napój bogów należy zapisywać wielką literą, mogłaś to w
kilka sekund sprawdzić w Internecie, dzięki czemu uniknęłabyś kolejnej wpadki
związanej ze słabym researchem.
Tak, chociaż bardzo się starałeś zejść
na tamten świat. – Zejść na tamten świat? Pierwsze
słyszę. Zejść z tego świata o wiele bardziej pasuje. Albo: przejść na
tamten świat.
Nowa moc Natalie przynajmniej nadaje sensu
wybraniu jej na uczestniczkę wyprawy, ale w związku z ostrzeżeniem Apolla dziwi
mnie tak szybkie opanowanie tkania światłem. Oczekuję też potencjalnych
komplikacji, bo poszło zdecydowanie za łatwo. Przedstawienie sceny z
perspektywy Nica dodało wprawdzie nieco tajemniczości, ale szkoda, że nie
opisałaś, na czym dokładnie polegała nowa umiejętność Natalie – w końcu scena
uzdrawiania Nica znakomicie się do tego nadawała.
Popatrzyłem na nią jeszcze przez
chwilę, a ona uśmiechnęła się do mnie. Nagle dotarło do mnie, jak bezpiecznie
się poczułem, gdy usłyszałem jej głos.
PODSUMOWANIE
Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to
najwyższa pora ogarnąć wcięcia akapitowe i półpauzy we wcześniejszych
rozdziałach. Pamiętaj o artykule dotyczącym
zapisywania dialogów, który podlinkowałam, bo jest w nich totalny miszmasz
potrafiący odstraszyć potencjalne czytelniczki i czytelników.
Pod względem poprawności jest naprawdę w
porządku. Zdarzają Ci się błędy interpunkcyjne, które, jak mnie się
przynajmniej wydaje, wynikają z pośpiechu, a nie niewiedzy. Dzięki
dokładniejszemu sprawdzaniu tekstu pozbyłabyś się też powtórzeń (przede
wszystkim zaimków i najczęściej używanych czasownik typu być, mieć).
Pojawiło się także kilka literówek i niepoprawnie odmienionych wyrazów, zdań
niezamkniętych kropkami. Zdarzały się nienaturalne synonimy, których
uniknęłabyś dzięki większej swobodzie w budowaniu zdań. Nie bój się
nieszablonowego myślenia, tylko baw słowem. Dynamikę scen zabijały wplecione w
nie zupełnie niepotrzebne opisy wyglądu postaci czy przedstawianie faktów z ich
przeszłości. Niepotrzebnie grzebałaś ją również pod określeniami czasu,
logicznymi oczywistościami, zapychającymi przysłówkami. Co za dużo – to
niezdrowo.
Nie zadbałaś o stylizację językową.
Wszyscy wypowiadają się wprawdzie naturalnie, ale dokładnie tak samo, co
szczególnie widoczne jest w narracji pisanej w końcu z perspektywy nie jednej,
a trzech osób posiadających różne doświadczenia, charaktery oraz spojrzenia na
świat. Nie wykorzystałaś w ogóle potencjału narracji pierwszoosobowej.
Ignorowałaś uczucia postaci, niekiedy po prostu wymieniając kolejne czynności.
Pojawiły się jedynie szczątkowe opisy przyrody czy obozu. Sama musiałam sobie
dopowiadać akurat to, czego nie powinnam, i bazować na moich wyobrażeniach,
które zrodziły się przed czytaniem Twojego opowiadania. Zabrakło mi więc magii
obozu, tego specyficznego klimatu uniwersum. Dopiero pod koniec zaczęłaś
wykorzystać to, co najlepsze w serii Ricka Riordana. Wcześniej odnosiłam
wrażenie, że równie dobrze mogłabym zignorować rzadkie elementy fantastyczne, a
i tak nie zrobiłoby to różnicy.
Mam nadzieję, że dzięki wskazanym przeze
mnie przykładom i sugerowanym rozwiązaniom zrozumiałaś, o co chodzi z wałkowaną
na WS ekspozycją. Radziłaś sobie doskonale bez niej – chociażby w scenie z
Chejronem oraz panem D. czy kiedy Percy wypomniał nimfie, że nie powinna
lekceważąco traktować syna Posejdona. Pora zrozumieć, że czytelnicy i
czytelniczki potrafią zrozumieć także to, czego nie podaje się dosłownie. Co
więcej, czytanie pomiędzy wierszami jest super. Tak samo jak samodzielne
wnioskowanie czy poznawanie postaci za pomocą scen. Natomiast przez podanie
suchych charakterystyk rodem ze szkolnego wypracowania (szczególnie opisy oczu,
włosów, ubrań i cech charakteru upchane naraz, w jednym akapicie) bohaterowie i
bohaterki przestali być zagadką. Nie było nad czym się zastanawiać czy kogo
próbować rozgryźć.
Z postaciami kanonicznymi bywało różnie.
Podeszłaś do nich dość stereotypowo, skupiając się na tym, co najbardziej
charakterystyczne (chociażby Nico – ponurak czy Leo – śmieszek). Zdecydowanie
wymagają większego dopracowania. Skup się na tym, co chcesz przekazać i pomyśl,
czy naprawdę potrzebujesz tylu bohaterów i bohaterek. Może lepiej ograniczyć
ich liczbę, ale wybranym poświęcić więcej uwagi? Również o Natalie wiele nie
powiem, ponieważ na ogół ograniczałaś jej rolę do przeżywania miłostek.
Infantylizowałaś przy okazji swoją bohaterkę, a niekiedy wręcz ogłupiałaś, co
po pewnym czasie potrafiło nieźle irytować. Niekonsekwentnie poprowadziłaś
wątek miłosny Nica i Willa, jakby był zupełnie nieistotny, bo uczucie rodzące
się między di Angelo a Natalie jest o wiele ważniejsze. Nie możesz po prostu
zmieniać charakteru kanonicznych postaci albo ignorować relacji pomiędzy nimi
tylko dlatego, że akurat uzupełnia to Twoją koncepcję.
Powiem wprost: research jest do bani.
Skopałaś kwestie banalnie proste do sprawdzenia. Dziwię się, że nie odstraszyło
to fanów i fanek serii, bo ja jako niezależna czytelniczka pewnie bym
odpuściła, widząc, że Ci się nie chciało. Pisanie fanfiction ułatwia wiele
rzeczy i pozwala czerpać z wielu fantastycznych światów wykreowanych przez
ludzi o nieograniczonej wyobraźni, ale także zobowiązuje.
Możesz mieć wrażenie, że nie zabrakło
gorzkich słów, więc muszę dodać, że w gruncie rzeczy nie czytało się źle. To
pewnie nie to, co chciałaś usłyszeć, ale musisz jeszcze popracować nad
warsztatem. Opowiadanie zawiera sporo błędów i wymaga poprawek, a mimo to widzę
w nim potencjał. Pod koniec zaczęłam czuć to ahoj, przygodo. Przed Tobą
czas na zastanowienie się, o czym tak naprawdę chcesz pisać. Wątek zniknięcia
Annabeth oraz trójkąt miłosny wymagają odpowiedniego wyważenia, skoro w
ostatecznym rozrachunku ani to, ani to do końca się nie udało. Zastanów się,
czy nie wolałabyś pisać o młodszych postaciach, skoro widocznie dobrze czujesz
takie klimaty. O samym romansie też Ci nikt nie zabroni pisać. Tylko zrób plan,
by nie powtórzyć dziur logicznych z powyższej wersji. Nie mów, pokazuj
– z tą myślą Cię zostawiam. Na dzisiaj przeciętny. Idź i pisz
więcej. :)
Za betę dziękuję: Forfeit i Skoiastel.
<3
0 Comments:
Prześlij komentarz