[źródełko]
Tytuł: Noc krwawego księżyca
Autorka: Domi
Tematyka: fantasy, romans
Ocenia: Forfeit
Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, od czego zacząć. W spisie treści masz podlinkowane dwie wersje opowiadania i dopiero po przeczytaniu postów z informacjami zrozumiałam dlaczego. Może warto zaznaczyć to jakoś również w archiwum? Napisać, że jedna z wersji jest nieaktualna, ale chcesz ją zachować dla pokazania progresu? Możesz również pomyśleć o stworzeniu osobnego pliku ze starą wersją, by osoby chętne mogły się zapoznać. Link do dowolnego serwisu mogłabyś umieścić gdziekolwiek, a strona byłaby dużo bardziej przejrzysta i odbiorca nie miałby wątpliwości, co właściwie powinien czytać.
Za to umieściłaś: Śpisz rozdziałów, zamiast spisu. Wrzuciłaś tam już osiem notek. Jakim więc cudem nie zauważyłaś tego wcześniej? Ponadto w zdaniu: Jeżeli chcecie się ze mnie ponabijać to zapraszam brakuje przecinka przed to.
Na pierwszy rzut oka tekst (ten właściwy) wygląda przyjemnie – jest wyjustowany, ma szeroką interlinię i wcięcia akapitowe.
Zaznaczam, że:
[,] – to brakujący przecinek (lub co innego, czego brakuje);
[zbędny] – oznacza zbędny przecinek przed nawiasem kwadratowym.
Za to umieściłaś: Śpisz rozdziałów, zamiast spisu. Wrzuciłaś tam już osiem notek. Jakim więc cudem nie zauważyłaś tego wcześniej? Ponadto w zdaniu: Jeżeli chcecie się ze mnie ponabijać to zapraszam brakuje przecinka przed to.
Na pierwszy rzut oka tekst (ten właściwy) wygląda przyjemnie – jest wyjustowany, ma szeroką interlinię i wcięcia akapitowe.
Zaznaczam, że:
[,] – to brakujący przecinek (lub co innego, czego brakuje);
[zbędny] – oznacza zbędny przecinek przed nawiasem kwadratowym.
Zaczynajmy!
PROLOG
(...) powiem
tyle, że ich stan bywał ciężki,[zbędny]
albo bywało też tak, że w ogóle nie wracali. – Albo albo bywało,
albo bywało też tak. Za duże nagromadzenie słów o tej samej funkcji w
jednym miejscu.
Wcześniej jakoś
się nie przejmowałam swoim "obiadem", bo według prawa do szesnastego
roku życia, każdy jest chroniony, przed oddawaniem krwi. – Dwa ostatnie przecinki są zbędne.
Polecam za to wydzielić przecinkami lub myślnikami według prawa, bo
inaczej wychodzi ci prawo do szesnastego roku życia, a nie prawo obowiązujące
do danego wieku. Ponadto używasz błędnych cudzysłowów, prawidłowe wyglądają
tak: „(...)”. Możesz je uzyskać za pomocą kodu na klawiaturze
numerycznej, czyli lewy ALT + 0132 oraz ALT + 0148. Word powinien poprawiać
cudzysłowy automatycznie, zawsze możesz też wstawić je z telefonu. Niepoprawny
cudzysłów powtarza się nagminnie, więc nie będę wytykać każdego takiego błędu,
jednak powinnaś przejrzeć cały tekst pod tym względem.
W końcu musiała
wybrać sobie spośród ludzi,[zbędny]
materiały na wampiry. – W drugiej części zdania równorzędnego nie masz
czasownika, więc nie trzeba go oddzielać.
Ech, z jednej
strony, szanuje[ę] to[,]
jakie osoby wybrała, ale z drugiej uważam, że przez upływ czasu i
niesprawiedliwe prawo, jakie stworzyła, ulegli oni zepsuciu. – Tak się
zastanawiam, ile lat ma bohaterka, że była świadkiem wspomnianego zepsucia i
tego, jacy wybrańcy byli niegdyś. Mogę wnioskować, że skończy szesnaście; takie
rozważanie o przeszłości wydaje mi się niezwykle poważne. Może taki jej urok,
zobaczymy.
W końcu, wieki
temu, nie wypierała osoby u władzy, tylko biednych, nie mających szans
na przeżycie, w skrócie, ludzi takich samych, jak ona niegdyś. – Chyba chodziło ci o wspierała?
Namnożyło ci się tu przecinków, dwóch pierwszych spokojnie możesz się pozbyć –
zdanie będzie dzięki temu płynniejsze.
Może, jakiś tam
gest miała, ale dyskryminację, jaką stworzyła, po przejęciu władzy nad
światem, nie można niczym usprawiedliwić. – Kolejny fragment i znów przeładowany przecinkami. Pierwszy, trzeci i
czwarty możesz wyrzucić. I powinno być dyskryminacji – kogo? czego?
Czyli dopełniacz, nie biernik.
Tak szczerze,
kamień spadł mi z serca[,] kiedy
Glinda - nasza lokalna informatorka - powiedziała mi[,] że Morgana
wyjechała. – Stosujesz dywizy (-) zamiast półpauz (–) lub pauz (—), co jest
błędem. Skoia pod zgłoszeniem podesłała ci artykuł o podstawach. Przyznaj,
zajrzałaś do niego przed ponowną próbą?
Co do tej
informacji[,] nie mam żadnych wątpliwości,
ponieważ już następnego dnia oficjalnie ogłoszono, że na czas nieobecności
królowej, władzę będzie sprawowała jej trójca.
W skład wchodzi
dość młodo wyglądający wampir, który zaraz,[zbędny] po tym ogłoszeniu usunąć[ł] połowę zakazów,[zbędny]
narzuconych ludziom, więc wydaje mi się, że on nie jest, [zbędny] aż tak
zepsuty, jak jego kompanie[kompani]. O pozostałych członkach składu
szkoda gadać, jeden to psychopata, co zabija o byle,[zbędny] zbyt głośne
oddychanie, a za to drugi, em... nie wiem[,] co o nim myśleć. Z
niektórych opowieści Glindy, jakie udało jej się pozyskać z sieci
informatycznej, można wywnioskować, że głównie stoi, gapi się nieprzyjemnie i
to wszystko. – Cały ten fragment jest do wywalenia. W obliczu wyraźnie
nakreślonego zagrożenia rzucasz mi w twarz informacją na temat struktury
działania trójki wampirów. Po co? Czy teraz muszę to wiedzieć? Wydaje mi się,
że to nie jest odpowiedni moment. Przez to w ogóle nie potrafię się wczuć w
bohaterkę, w jej sytuację, spojrzeć na wydarzenia jej oczami. Ten urywek
czytałam jak suchy raport lubsprawozdanie do szkoły. Takie informacje powinny
płynąć z tekstem, być wkomponowane w naturalne myśli, emocje, to, co bohater
przeżywa tu i teraz. Po co bohaterka tłumaczy sobie coś, co już wie? Narracja
pierwszoosobowa charakteryzuje się tym, że jesteśmy w głowie postaci, czytamy
jej myśli. Czy ty również, gdy widzisz swoją mamę, tłumaczysz sobie w myślach: o,
to jest moja mama, czyli kobieta, która mnie urodziła? Mam również
wrażenie, jakby bohaterka przez część prologu myślała, że ma publikę, której
opowiada część funkcjonowania świata, zacytuję: O pozostałych członkach
składu szkoda gadać. To taki fragment, który zwraca uwagę; jakby postać coś
komuś opowiadała, opisywała komuś tego wampira. Po co? Samej sobie to opowiada?
Bez sensu. Nie w ten sposób. Jeśli nie masz pomysłu na przekazanie informacji
na temat rozwijanego przez ciebie uniwersum, mogłabyś spróbować stworzyć
prolog, który byłby twoim wprowadzeniem. Karty historii. Narrator
wszystkowiedzący. Od rozdziału pierwszego jednak trzymałabyś się już samej
historii bohaterki, jej perspektywy, jej uczuć, bez zbędnych ekspozycji.
Przewracam się
na bok i tym razem wpatruje[ę] się w
okno, niebo powoli się rozjaśnia. Czy dzięki łagodniejszym zasadom uda mi się
przeżyć? Ach, warto mieć marzenia. Znając mnie, pewnie na wstępie,[zbędny]
tak ich zezłoszczę, że mnie ukatrupią. – O, a tu wyszło wiarygodnie. Wiesz,
między ekspozycją a naturalnymi przemyśleniami często jest cienka linia.
Wybierając narrację pierwszoosobową w czasie teraźniejszym postawiłaś sobie
poprzeczkę bardzo wysoko.
Przeczytałam
prolog i mam wrażenie, że to była sztuczna scena, bez emocji, napisana tylko po
to, aby streścić sytuację w państwie/regionie/czymśtam. Wiesz, zupełnie inaczej
by to wyglądało, gdybyś chociaż dodała jakieś odruchy bohaterki. A ona tylko
dwa razy przekręciła się w łóżku. Nie znam sytuacji, nie czuję przejęcia, nie
ma żadnych emocji, nie wiem, czemu ona myśli o jakichś wampirach i dlaczego,
zamiast stresować się jakąś tam ucztą, rozmyśla o strukturze władzy w
kraju/regionie/krainie/whatever. Jak na razie – scena na siłę, suche
streszczenie.
ROZDZIAŁ 1
Kiedy byłam
już prawie na dole, usłyszałam rozmowę,[zbędny] mojego rodzeństwa z mamą. –
Piszesz opko w czasie teraźniejszym. Skąd nagle zdanie w przeszłym?
Rzuci nim,[zbędny] przez połowę sali i po
problemie.
Z tym
rzucaniem, to lekka przesada, nigdy nie udało mi się unieść całego wora mąki,[zbędny] bez żadnych komplikacji. A z
resztą Kararowi łatwo nazywać innych mikrusami, skoro sam ma dwa metry
wysokości.
Odziedziczył
wysoki wzrost po ojcu, ja i moja siostra mamy przeciętny wzrost po mamie. Co do
urody jest inaczej [–] Karar
zdecydowanie ma zielone oczy i złote loki po mamie, ja i Fara natomiast mamy
srebrne oczy i proste[,] ciemnobrązowe włosy po tacie. – Nie, nie i
jeszcze raz nie. Tak się nie opisuje postaci, chyba że w podstawówce, gdy
trzeba napisać charakterystykę. Opis wyglądu najlepiej wplatać w tekst. Zobacz,
wystarczy, że Karar przeczesze palcami złote loki lub schyli się, przechodząc
przez próg i już wiem, jaki ma kolor włosów, jaką ich strukturę i że chłopak
jest wysoki. Czy to nie wygląda lepiej niż suchy opis wyglądający na wyrwany z
kartoteki kryminalnej? Ostatecznie i tak tego nie zapamiętam. Przecież nie znam
tych postaci, nie umiem sobie ich wyobrazić w scenie, a kolor włosów rzucony
pomiędzy innymi cechami wyglądu nic mi nie daje – za chwilę o nim
zapomnę.
Mama chyba nie
zamierza,[zbędny] tak łatwo im ustąpić.
— Nie
przesadzaj — Powiedziałam, gdy tylko przekroczyłam ostatni stopień
schodów. – Podkreślony wyraz odnosi się do
wypowiedzi, więc powinien być zapisany małą literą. Zresztą spójrz – na końcu,
po Nie przesadzaj, nie postawiłaś kropki. Skąd więc miałaby się wziąć
później wielka litera?
Słysząc moje
słowa mama, powoli do mnie podeszła[.] W
dalszym ciągu jest osłabiona, po ostatnim obiedzie wampirów. – I znów –
jedno zdanie w czasie przeszłym, drugie w teraźniejszym.
Masz leżeć w
łóżku, aż w pełni nie odzyskać[sz] sił
(...).
— Dobrze.
Zostanę w łóżku, ale masz mi obiecać, że wrócisz — postawiła trudny warunek. – Stawia. Znów zmieniasz czas. Zastanów
się, czy na pewno chcesz pisać w teraźniejszym, bo pomyłki zdarzają ci się
coraz częściej. Dalej tak samo:
Mimo że
przegrała i tak musiała pomarudzisz[ć] na
odchodne.
Kiedy wychodzi
z piekarni[,] od razu bierzemy się do
pracy.
Piekarnia w
końcu,[zbędny] sama chleba nie upiecze,[zbędny]
ani go nie sprzeda, a to nasze jedyne źródło utrzymania. Sprzedajemy nie tylko
chleb, ale też bułki, rogale, babeczki, ciasteczka, ciasta i oczywiście torty.
– Czyli to piekarnia i cukiernia, dwa w jednym. W ogóle sama nazwa mówi, że
pieką nie tylko chleb. Jest to dość oczywiste, nie musisz wymieniać.
Szczególnie że główna bohaterka doskonale o tym wie i nie ma powodu, by się nad
tym rozwodzić.
W piekarni pomagam
od kiedy miałam dziesięć lat, jestem kimś w rodzaju „chłopca na posyłki”,
czasami mam coś podasz[ć],
przynieś[ć], pozamiatać, ale powoli zaczynają mnie wdrażać w temat
pieczenia i dekorowania. – O, a tu masz poprawny cudzysłów. Czyli już go
znasz! Teraz wystarczy zastosować go w reszcie tekstu. I znów bohaterka
tłumaczy sobie samej, kim jest. Trochę jakby cierpiała na Alzheimera i samej
sobie musiała przypominać podstawowe informacje. Przykre, a pewnie nie o to ci
chodziło.
Mój o pięć lat
starszy brat Karar zajmuje się przeważnie przygotowywaniem ciasta, a moja o
trzy lata starsza siostra Fara i czterdziestoletnia mama zajmują się kwestią
dekoracyjną. Fara nie znosi bycia nazywaną starszą siostrą, woli wersję, że
jesteśmy bliźniaczkami. Pamiętam, że jak raz jeden z klientów próbował zgadnąć
jej wiek i powiedział, że dwadzieścia, to jego stopa nigdy więcej nie
przekroczyła progu piekarni.
Natomiast mama
nie pracuje zbyt często, ponieważ musi borykać się z anemią, której się
nabawiła,[zbędny] przez obiady wampirów.
Chciałabym, aby nie musiała brać w nich udział[u], aby nikt nie musiał,
ale co ja mogę? – Jedynie ostatnie zdanie wypada naturalnie, ale na tle
całości zlewa się z kolejną streszczenio-ekspozycją. Przeczytałam to i wiesz
co? Już nie pamiętam, kto jest od kogo ile starszy, jak ma na imię brat
bohaterki-bez-imienia, a wzmianka o jakimś kliencie wypadła mi z głowy. Wróciła
przy drugim czytaniu fragmentu. Czemu nie zrobiłaś z tego sceny? Nie opisałaś,
jak jakiś facet wchodzi i pyta siostrę o wiek, a ta siostra goni go z miotłą?
Przynajmniej zapamiętałabym więcej szczegółów, może poznałabym imię bohaterki i
jakieś cechy postaci. A tu wymieniasz mi po kolei, jakbyś prowadziła archiwum z
życia rodziny, gdzie w skrócie opisujesz podstawowe fakty. Słabo, nie sądzisz?
Według mnie nie na tym polega opowiadanie. Jak nazwa wskazuje – powinnaś
opowiadać. Tymczasem dostaję najpewniej zupełnie zbędne informacje w formie,
którą równie dobrze mogłabyś przekształcić na punktory.
Dopiero po
południu, kiedy ruch osłabia, a my nie jesteśmy aż tak zajęci, dociera
do nas głód i robimy sobie na przemian przerwę,[zbędny] na jedzenie. – Słabnie
lub się osłabia. Kiepsko też brzmi dociera do nas głód. Może
warto zmienić na coś w stylu: dociera do nas, że jesteśmy głodni/dociera
do nas uczucie głodu?
— Nie mogę
uwierzyć, że dostąpiłem zaszczytu, spotkania tak pięknej dziewczyny, w tak
małym miasteczku. –
Przeładowujesz tekst przecinkami. W tym zdaniu rację bytu ma tylko pierwszy,
resztę wyrzucamy. Nie wiem, skąd u ciebie ta tendencja. Spróbuj czytać tekst na
głos i robić pauzy oddechowe w miejscach przecinków. Niewygodnie, prawda? Jak
automat. Myślę, że powinnaś podszkolić się z postaw znaków interpunkcyjnych.
Wrócę do tego w podsumowaniu, a na ten moment pozwól, że będę pomijać większość
błędów, aby nie przeklejać tu niemal każdego zdania i nie przedłużać sztucznie
oceny.
W sumie tak się
teraz zastanawiam, jakim cudem ona potrafi,[zbędny] tak świetnie dogadywać się z każdym, a ja nie mam żadnych
przyjaciół, nie licząc oczywiście ludzi z targu. – Po co główna informuje
samą siebie o tym, że się zastanawia? Przecież czytamy jej myśli! Nie prościej
było napisać: Cholera, jakim cudem ona potrafi tak świetnie dogadywać się z
każdym? Że też ja tak nie potrafię! Nie mam żadnych przyjaciół, czasem zagadają
tylko ludzie z targu? W dodatku, jak widzimy, bohaterka uważa, że nie ma
ŻADNYCH przyjaciół, ale za chwilę dodaje jednak, że są nimi ludzie z targu.
Ludzie, w liczbie mnogiej. Wyobrażam sobie setkę osób, bo przecież nie wiem,
czy chodzi o klientów, sprzedawców czy jednych i drugich. No to na co ona
narzeka?
— Jak ty,[zbędny] to robić[sz]? — Jestem
szczerze ciekawa. – Dopisek jest zbędny, przecież mogę to wywnioskować z
tego, że bohaterka chwilę temu o tym myślała, a teraz o to pyta. Nie mówi
znużonym głosem, bo nigdzie o tym nie wspomniałaś, więc raczej jest ciekawa.
Nie tłumacz mi oczywistości – daj mi pobawić się w rozpracowywanie bohaterów i
ich zachowań. Ponadto notorycznie mylisz końcówki słów i pozwól, że tego
również nie będę dłużej wypisywać, bo tekst jest tym usiany. Nie wiem, skąd ta
maniera – są to proste zdania i proste słowa – ale musisz przejrzeć całość pod
tym kątem. O, tu kolejny przykład, tym razem z użyciem złego słowa:
— Och, wiesz że
cię kocham, ale jak będziesz się tak marszczyć, to nigdy nie zajrzeć
sobie męża — odpowiada i szczypie mnie w policzek. – Znajdziesz.
— Ja jestem,[zbędny] jeszcze zbyt młoda, żeby się
tym martwic[ć] — oznajmia, ucinając rozmowę.
Jednak Sajmon
dość mocno wyróżnia się spośród typowych wampirów, to dlatego, że jest,[zbędny] po prostu stary. Oczywiście z
wyglądu, bo oni wszyscy mają po kilkaset lat, ma on siwe włosy,
zmarszczki na czole i dłoniach, chyba jedynym element z młodego wygląd[u],
jaki posiada, to oczy błękitnego koloru. – Przeczytaj drugie zdanie. Czy
ono ma w ogóle sens? Kali jeść, Kali pić. Bardzo ciężko jest mi czytać każde,
jakie napisałaś. Przyznaj, sprawdzasz tekst przed publikacją? Zastanawia mnie,
czemu spolszczyłaś Simona na Sajmona, trochę nie pasuje do innych imion i do
klimatu opowiadania (nie kojarzy ci się z Brajanem – dość nowoczesnym imieniem,
które stało się powszechnym żartem?). Myślę też nad kwestią oczu – według
ciebie jasnobłękitne oczy charakteryzują młodych ludzi? Noworodki – tak. Choć
nie zawsze. Tęczówki u starszych osób jaśnieją (ale nie błękitnieją), więc nie
jestem pewna, czy to dobry wyznacznik do powoływania się. Może u wampirów to
działa inaczej? To byłby ciekawy pomysł, trzeba tylko tę kwestię dobrze
wprowadzić. Albo w ogóle wprowadzić. Uargumentować, wplatając w tekst, bez
zbędnych ekspozycji.
— Jest w dobrej
formie, jak na tysiącletniego staruszka. – Zaraz,
zaczynam się już gubić w tym wszystkim. To te wampiry zostały stworzone tysiąc
lat temu? Bohaterka mówiła, że wampiry hamują rozwój miasta. Od tysiąca lat?
Po paru
godzinach,[zbędny] ruch prawie ustał[ustaje][,]
a słońce za niedługo zajście[zajdzie]. – Znów zmieniasz czas.
Nie dajesz sobie rady z teraźniejszym, wciąż gdzieś pomiędzy wplatasz przeszły.
Zapytam raz jeszcze: na pewno chcesz porywać się z motyką na słońce? Na ten
moment nie radzisz sobie z prostymi zdaniami i narracją pierwszoosobową. Już
teraz męczę się przy czytaniu tego opowiadania, mimo że jestem dopiero w
połowie pierwszego rozdziału.
Naprawdę
pomijam większość błędów w odmianie zdań, złej interpunkcji i pomieszania
czasów, bo inaczej musiałabym wkleić tu każde zdanie, dodając drugie tyle
tekstu na ich wskazanie. Licz się z tym, że potrzebujesz porządnej bety, ale
zanim takową znajdziejsz – samodzielnie musisz nauczyć się podstaw. Sama
interpunkcja dialogowa nie uratuje opowiadania, w którym mylisz proste słowa.
Co więcej – to praca, którą powinnaś wykonać jeszcze przed zgłoszeniem.
Wystarczyło zajrzeć do naszej encyklopedii, porządnie zapoznać się z zawartymi
w niej materiałami i przeczytać choć kilka ocen, które dotąd opublikowałyśmy.
Jeśli nie opanujesz podstaw, żadna beta nie porwie się na współpracę z tobą.
Zastanawiam się
teraz, czy nie masz dysleksji. Jeśli tak – powinnaś mnie powiadomić, na pewno
inaczej podeszłabym do twojego tekstu, bo w takim przypadku autor potrzebuje
więcej czasu, by wypracować pewne rzeczy, a może nawet nigdy ich nie wypracuje.
Jeśli nie – przepraszam, ale takie wrażenie sprawia ten niechlujny tekst.
Pozwól więc, że od tej pory skupię się na fabule i bohaterach.
Mam niecałe
dwie godziny do zachodu, po tym czasie nastąpi obowiązkowa godzina policyjna,
nie jest ona formą kontroli, a raczej bezpieczeństwa, w nocy jest wyjątkowo
niebezpiecznie, ponieważ wampiry przeważnie nie śpią, tylko wałęsają się po
ulicach, a jak najdzie ich jakieś pragnienie, to nie mają ochoty czekasz[ć] do obiadu. W końcu kto miałby im
udowodnić, że zaatakowali człowieka, przeważnie ofiara jest martwa, a świat[d]ków
zdarzenia nie ma. – Czy nie ma tam żadnej policji czy wydziału
kryminalistycznego? Jak to nie da się ustalić, że ofiarę zabił jakiś wampir?
Właśnie mając ciało, łatwiej udowodnić winę, zwłoki można zbadać, przeprowadzić
sekcję. Nie mam pojęcia, jakie prawa panują w twoim świecie, jakie mamy czasy,
choć sądząc po jednej piekarni w całym mieście, raczej nie współczesne. Dlatego
właśnie ciężko jest mi się wczuć. Nadal nie poznałam imienia głównej bohaterki,
powinnaś je jakoś przemycić, na przykład w dialogu, a na pewno stałaby mi się
nieco bliższa. Nie wiem, jak wygląda, kim jest, oprócz tego, że pracuje w
piekarni. Tak naprawdę po prologu i prawie całym pierwszym rozdziale nie wiem o
protagonistce nic; nic się również nie dzieje, nie znam świata przedstawionego.
Dostałam za to kolekcję szkolnych wypracowań, rysopisy z kartotek policyjnych i
kilka streszczeń. Potwornie się nudzę.
I zauważ
również, że pierwsze zdanie jest strasznie długie. Może warto je podzielić?
Dojście na targ
zajmuje mi niecałe pięć minut, można znaleźć na nim wiele ciekawych rzeczy i
dowiedzieć się wielu różnych informacji, oczywiście o ile wie się gdzie
szukasz. – Dlaczego bohaterka tłumaczy sobie
samej w głowie to, co już wie? Czemu nie pomyśli inaczej? Na przykład: Mam
szczęście, że wiem, gdzie szukać najnowszych plotek. Targ jest wielki, ale
Glindra zwykle wie wszystko. I jak, nie brzmi naturalniej?
Zbliżam się do
straganu Glindry, to dwudziesto pięcio letnia kobieta o dosyć krągłych
kształtach, ma zielone oczy i rude kręcone włosy. – Dwudziestopięcioletnia zapisujemy
łącznie. Twoja postać ponownie w zupełnie nienaturalny sposób w głowie
przedstawia nam bohaterkę. Przecież zna Glindrę, nie musi jej opisywać sobie
samej w myślach. Jak to rozwiązać? Mogłaś zaznaczyć, przykładowo: Glindra ma
nową sukienkę? Podkreśla te jej kształty i pasuje do zielonych oczu. Jednak
mogłaby związać rude loki, zasłaniają całą twarz. Oczywiście to tylko
sugestia, da się na pewno wpleść opis dużo subtelniej, jednak chcę ci pokazać
różnicę między właśnie takim ukrywaniem opisu w tekście a charakterystyką z
podstawówki. Nie musisz rzucać cech wyglądu jak karabin maszynowy. Właściwie –
w ogóle nie musisz ich rzucać. Zastanów się, czy wygląd jakiejś postaci
pobocznej jest ważny dla twojej fabuły. Prawdopodobnie nie. Zwróć uwagę, że
nawet gdybyś ty sama miała z marszu podać rysopisy osób, które nie są ci
najbliższe, a jedynie przewijają się w otoczeniu, nie zwracałabyś uwagi na takie
detale jak kolor oczu, o ile nie byłaby to jakaś nietypowa barwa lub
heterochromia. Najpewniej zarejestrowałabyś jakąś cechę charakterystyczną –
rzucającą się w oczy bliznę, nieregularność, stały dodatek do ubioru. Tak samo
jest z postaciami. Jeśli coś nie ma znaczenia – wyrzuć to.
Podziwiam jej
misterną sieć informacyjną, no ale ona ma swoje kontakty, a my mamy Glindre. – Zastanawia mnie, czy inspirowałaś się
pewnym popularnym bohaterem. Od razu mi się skojarzyło. Mogę się mylić i nie
jest to skojarzenie wcale złe; chyba pierwszy raz jestem czegoś ciekawa. Mam
nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.
Wiesz, nie
przekonują mnie myśli głównej o podarunku od Glindre. Są nienaturalne, jakbyś
szybko opisywała sytuację, odhaczała z listy to, co masz przedstawić. To nie
myśli, to streszczenie napisane pod czytelnika. Główna opowiada nam, co oznacza
podarek, ale wcale się tym nie przejmuje. Jest sucho, nieemocjonująco. Po
prostu nas powiadamiasz.
Pozwól, że nie
wkleję fragmentu, gdzie wymieniasz kilku obcych mi ludzi, podając imiona, wiek
i rzeczy, którymi handlują. Nie dałaś mi okazji przywiązać się ani do
protagonistki, której imienia nadal nie znam (za to wiem, kto jakie ma oczy i
włosy, jakiego jest wzrostu i o całej masie innych pierdół), ani do
kogokolwiek. Pożegnanie nie robi na mnie wrażenia, bo nie jest mi szkoda
bohaterki. Ani więzi z osobami, o których pierwsze słyszę. Gdybyś zaczęłą
historię wcześniej, ukazała relacje, codzienne życie, emocje i dopiero
pożegnanie z postaciami, najlepiej nielicznymi, które wcześniej się przewinęły,
to wszystko miałoby szansę zadziałać. Jak na razie wiem jedynie, że do sklepu
dziewczyny, która nie mogła spać przez cały prolog, wszedł wampir, narzekał na
niedobre ciastka (widzisz? Stworzyłaś scenę o tym i to głównie to zapamiętałam.
Imion rodzeństwa już nie – nie robili nic konkretnego), po czym dziewczyna
poszła na targ, dostała wisiorek i pożegnała randomowych ludzi. I nadal nie
wiem, w czyjej głowie siedzę.
ROZDZIAŁ 2
Gdy opuszczałam
targ, usłyszałam znajomy głos. To Sajmon kłóci się z Hamintonem. – Znów pozwalasz sobie na mieszanie
czasów. To naprawdę irytujące. Proszę, zwróć na to szczególną uwagę podczas
poprawiania rozdziałów. Swoją drogą – czy ty właśnie przekształciłaś znanego
wszystkim Hamiltona, zamieniając jedną literę?
Wracam do
piekarni chwilę, [zbędny]
przed zmierzchem i pomagam nakryć do stołu. Obiad jest już gotowy, Fara z
drobną pomocą mamy go zrobiła. Wszyscy zasiadamy do stołu i zaczynamy jeść w
milczeniu.
— I jak było na
mieście? — Fara rozpoczyna rozmowę, jakby wyczuwając napiętą atmosferę.
— Fajnie. — Nie
mogę ich martwić.
— To, [zbędny] chyba w porządku.
Nikt nic więcej
nie mówi, kończymy jeść i sprzątamy, [zbędny] po
sobie. Po czym, [zbędny] każde z nas, [zbędny] idzie do swojego
pokoju. – To jest cała scena obiadu. Kolejna okazja na przemycenie imienia
bohaterki, w której głowie jesteśmy, została zmarnowana. Nie wykorzystałaś
również tej sceny, aby pokazać relacje łączące rodzinę, aby przybliżyć charaktery
postaci. Ten fragment jest po nic i gdybyś go wyrzuciła, wartość opowiadania
nie zmieniłaby się. Znasz pojęcie brzytwy Ockhama? Polega to na tym, że tniemy
jak najwięcej zbędnych fragmentów i pozbywamy się ich z opowiadania. Zdecyduj,
czy chcesz wyrzucić tę „scenę” – dziewczyna i tak zaraz wyjedzie, więc jej
rodzina może się już więcej nie pojawić (ale w takim razie po co w ogóle
wprowadzałaś aż tyle niewiele znaczących postaci?) – czy też masz zamiar
rozwinąć scenę, aby coś wnosiła. W tym momencie okrutnie się nudzę, czytam
zapychacze, nic się nie dzieje.
Ciekawe jakie
osoby spotkam w metropolii, znając życie[,] pewnie
większość z nich,[zbędny] będzie jak Sajmon,[zbędny] czy któryś z
jego poprzedników, bo[,] a jakże mogłoby być inaczej, im w końcu niczego
nie brakuje, wszystko mają na srebrnej tacy i mają szereg
służących spełniających,[zbędny] każdy ich kaprys. – Bohaterka
ciągle i ciągle powtarza, że na pewno wszyscy są tacy, jak Sajmon. Dlaczego mam
wrażenie, że wmawia to mi – czytelnikowi – na siłę? Czemu robi to w tak suchy
sposób? Nie przejmuje się tym, nie rozmyśla, jedynie informuje o tym samą
siebie. W dodatku mam wrażenie, że upychasz tak wiele tych narzekań, żeby
przekonać mnie, że te wampiry są złe do szpiku kości, jednak nie mam żadnego dowodu,
że tak jest naprawdę. Mówisz o jakichś morderstwach, lecz nie byłam świadkiem
żadnego – bo nie było go w scenie. Mówisz o przerażeniu przed obiadem, ale nikt
o tym nie gada, nie plotkuje, nie jest przestraszony, nie wspiera
głównej-bohaterki-bez-imienia. A Sajmon jak na razie jest taaaaaki straszny, bo
przecież nie smakowały mu ciasteczka Fary, a ryba na targu była jego zdaniem
nieświeża. To ma być ten mrożący krew w żyłach zabójca? Moja kierowniczka w
pracy, gdy nie ma humoru, jest straszniejsza niż ta bestia.
Jak minęła mi
podróż, czy wampir coś do mnie mówił, czy ja coś mówiłam? Nie mam pojęcia,
czułam jedynie wszechogarniającą pustkę, powróciłam do świata realnego, dopiero
na dźwięk głośnego gwizdu i krzyku „ Proszę wsiadać „. – Jak to główna bohaterka nie wie, czy
coś mówiła? Przecież nie była pijana ani pod wpływem narkotyków. Jak mogła nie
pamiętać podróży, kiedy obudziła się na komunikat, aby wsiadać? Przecież
to nakierowuje nas na to, że dopiero zaczyna się podróż. A ten moment
zapomnienia jest wygodną wymówką, aby nie opisywać sceny – sceny, która mogłaby
być ciekawa, pokazująca emocje związane ze zmianą życiowej sytuacji bohaterki.
Wolałaś nam tego oszczędzić. Czemu się tak spieszysz? Żeby ukazać już obiad u
wampirów? Ciekawszą akcję? Przecież nawet jeśli życie bohaterki-bez-imienia
będzie zagrożone, nie zainteresuje mnie to, bo, mimo że siedzę w jej głowie,
nie znam jej. Czuję się tam obca, więc nie będzie mi tej bohaterki żal. Bo
czemu? Tylko mnie nudzi.
Zwróć uwagę na
błędny cudzysłów. Pierwsze zdanie polecam podzielić na trzy pytania.
— Masz pojęcie,
że za właśnie, takie zachowanie skazuje się ludzi na śmierć — mówi przez
zaciśnięte zęby.
— Przypuszczam,
jednak,[zbędny] pragnę zauważyć, że nawet
nie wiem, czy uda mi się przeżyć, w takim wypadku równie dobrze mogłabym umrzeć
teraz — odpowiadam chłodno, nie daję rady zapanować nad niechęcią do niego i
jego[jemu] podobnych. – Dlaczego dziewczyna jest taka śmiała?
Przecież ponoć obawia się obiadu. Rozumiem, że może to być reakcja obronna,
ale… mówiła, że wampiry są złe, że to bestie. Dziwi mnie więc, że sobie na tyle
pozwala. Ponadto ten wampir odpowiada jej ripostą. Czy na pewno jest tak
straszny? Zaripostuje ją na śmierć?
Wszystkie
wampiry, jakie spotkałam, właśnie w ten sposób tłumaczyły, dlaczego nie
zamierzają jeść w obecności ludzi. Ewentualnie próbowały coś, tylko bo[po] to, aby stwierdzić, że smakuje
okropnie.
Poza tym, oni
nie muszą jeść ludzkiego jedzenia, do życia wystarcza im krew, ale czują smak i
zapach potraw. To dlatego niektóre wampiry,[zbędny] dalej spożywają ludzkie posiłki, mimo że nie dostarczają im,[zbędny]
żadnych wartości odżywczych. – Dopiero co tłumaczyła, że wampiry, które
spotkała, narzekały na okropne jedzenie, a za chwile twierdzi, że nie jedzą dla
energii, tylko dla smaku. To się wyklucza. I czemu te dzikie bestie
nagle z czegokolwiek tłumaczą się ludziom? Musisz się zdecydować na jednorodną
kreację.
W sumie,[zbędny] podobnie jest ze słodyczami,
ludzie je jedzą, bo są smaczne, ale niekoniecznie odżywcze. – Słodycze mają
wartości odżywcze. Dostarczają węglowodanów, w przypadku słodyczy głównie
sacharozy, która jest disacharydem, czyli zbudowana jest z dwóch
monosacharydów, w tym przypadku fruktozy i glukozy. Glukoza z kolei jest
podstawową substancją napędzającą komórki całego organizmu. Fakt, że to mało
wartościowy posiłek, ale odżywczy już tak.
Nazywam się
Henryk i będę odpowiedzialny, za twoje przygotowania[,] panienko Eryko. – Nareszcie.
Końcówka drugiego rozdziału – poznaję imię głównej bohaterki.
Chciałabym go
nienawidzieś[ć],[zbędny]
za wprowadzenie mnie i innych,[zbędny] w ten podły świat, ale nie mogę,
on robi to wszystko z obawy,[zbędny] przed wampirami, jeżeli mam kogoś
nienawidzieś[ć], to na celownik wybieram Wilhelma. – Trochę nie
rozumiem tego szukania na siłę osoby do nienawidzenia, nagle teraz.
Czemu?
ROZDZIAŁ 3
— Wiesz, na
czym polega moja rola? Mam…
— Pilnować,
abym nie umarła do obiadu, nie uciekła i godnie się reprezentowała na obiedzie,
to są wszystkie obowiązki, jakie musisz pełnić. – Totalnie nie kupuję tej sztucznej ironii
Eryki (skoro już znam jej imię, nie omieszkam tego wykorzystać). Czemu ona się
nie boi strażnika? Przecież stoi w obliczu zagrożenia. A ten wampir też się do
niczego nie nadaje – pozwala, by jakaś smarkula mu pyskowała i nie umie
się odgryźć czy jej zbesztać; nawet zachować powagi, która sprawi, że Eryka
poczuje respekt. To ma być potęga stworów? Przywożą dziewczynę, która mówi i
robi, co chce? Bez sensu. Nie budujesz autorytetu wampirów. Pokazujesz, że
wcale nie mają takiej władzy. Więc czemu bohaterka cały czas mi to
wmawiała?
Kiedy jestem,[zbędny] już tak umownie bezpieczna i
mogę odetchnąć z ulgą, postanawiam jeszcze,[zbędny] przez chwilę
pozostać,[zbędny] przy drzwiach i nasłuchiwać. – Z jaką ulgą?
Przecież to wampir dostosowuje się do Eryki, a nie na odwrót. Inaczej bym to
odbierała, gdyby bohaterka broniła się tymi odzywkami, jednak to ona atakuje, a
strażnik… nie reaguje. Tu nie ma mowy o uldze i bezpieczeństwie. Nie czuję, by
Eryce coś groziło.
Teraz ma na
sobie czarną koszulkę z krótkimi rękawami i granatowe spodnie, o zgrozo[,] on wygląda PRAWIE jak człowiek.
– Nie musisz aż tak podkreślać słowa prawie, bo i tak wyłapuję, że jest
ono istotne.
— Co tak
pachnie[?] — unika mojego pytania.
— Trucizna na
wampiry, chcieć[chcesz]
spróbować? — mówię i wyjmuję miskę, żebym mogła,[zbędny] jak najszybciej
nałożyć sobie potrawkę i wrócisz[ć] do pokoju.
— To zależy, co
robi ta trucizna, chyba nie będę,[zbędny]
przez nią zielony,[zbędny] ani nie zacznę mówić kompletnie bez sensu —
ciągnie temat.
— Nie, po
prostu od niej umrzeć[sz]. —
Nakładam sobie porcję i biorę widelec.
— To wampira
można zabić? — pyta się z uśmieszkiem na twarzy.
— Jeżeli można,
to umrzeć[sz], jeżeli nie, to co się
boisz? — odpowiadam i szybko znikam za drzwiami. – Totalnie nie rozumiem
tej sceny. Pomijając nagromadzenie błędów, cały dialog jest bez sensu. Eryka
jest strasznie bezpośrednia, choć wcześniej, na początku opowiadania, taka nie
była. Mam wrażenie, że zmieniłaś jej charakter, bo bardziej ci pasuje do
sytuacji. Ponadto rozmowa nic nie wnosi, jest bezsensowna, jakbyś wymyśliła ją
naprędce, oby tylko wrzucić wampira w normalnych ciuchach i oby postacie
zamieniły kilka słów.
Jem potrawkę i
próbuje[ę] się, [zbędny] jakoś
uspokoić, ale mój podły humor trwa do wieczora. – Przecież miały być jakieś
przygotowania czy coś, a tu Eryka siedzi cały dzień w pokoju i się nudzi. To po
co przyjeżdżała wcześniej?
I dlaczego znów
tłumaczy sobie, że podejmuje próy uspokojenia się? Bohaterka nie wie, co robi?
— Och, nic
wielkiego, dzień jak, [zbędny] co
dzień, pomyślałam sobie, że może wybiorę się na miasto, popsuje trochę
krwi wampirom, a jak starczy mi czasu, to wpadnę w odwiedziny do paru osób —
odpowiadam ironicznie, popsuł mi humor samą swoją obecnością, [zbędny]
już na dzień dobry. – Znów Eryka jest ironiczna. Zaskakujące, co? Problem w
tym, że wcale. Niczego się nie boi, za to idzie robić pożywne śniadanko. Zero
stresu, żyje w luksusie, ma dla siebie całe mieszkanie… Naprawdę nie potrafię
tego kupić. To ma być przygotowanie na śmierć, a widocznie bohaterka świetnie
się bawi. Tylko czemu mi wmawia, że się boi i stresuje? Powinna nie móc
przełknąć śniadania, wyłamywać palce, powinny drżeć jej ręce przed wejściem na
salę… Za to ona flirtuje sobie z wampirem-strażnikiem i ma jeszcze bezczelnie
pretensje, że on śmie jej pilnować. Śmiech na sali.
Poza tym –
jeśli za każdym razem musisz podkreślać, że to, co właśnie powiedział bohater,
jest ironią, to znaczy, że kiepsko zbudowałaś scenę. To powinno być oczywiste,
wynikać z kontekstu, z dialogu, z całej sytuacji.
Instruktorka
Amelia jest szczupłą dwudziestolatką, ma blond włosy uczesane w perfekcyjny kok
i fiołkowe oczy, bo[po] wyrażę[wyrazie]
jej twarzy można przypuszczać, że jest surową nauczycielką. – Już mówiłam o
tym, by nie opisywać z marszu postaci. W tym rozdziale zasypałaś mnie kilkoma
opisami ubrań – przebrnięcie przez te fragmenty było naprawdę żmudne, a ja i
tak nie pamiętam, jaki strój włożyła Eryka trzy zdania temu. Może dlatego, że o
ile nie poszła nago, najpewniej nie będzie to miało znaczenia dla fabuły.
Położyła nam kilka
słowników na głowie i kazała chodzisz[ć] w kółko przez dwie godziny. W tym czasie słowniki kilka
razy, [zbędny] zdążyły upaść na podłogę, w szczególności na początku,
ale pod koniec było zdecydowanie lepiej. – Oto cały opis zajęć. Nie
wspomniałeś, żeby z kimś Eryka się zapoznała, co mówiła nauczycielka, jakie
dostali instrukcje, czy było ciężko utrzymać równowagę; nie ukazałaś żadnej
sceny, po prostu streściłaś całe zajęcia w dwóch zdaniach – a powinna to być
najciekawsza scena tego rozdziału. Nie zbudujesz opowiadania na streszczeniach.
Powinnaś wyrzucić wszystkie fragmenty, które nie są pełnoprawną sceną. Tak, wyrzucić.
One nic nie wnoszą do opowiadania.
Zastanawia mnie
dobór imion. Oprócz Fary, Sajmona, Karara i Glindy mamy Amelię, Tomasza i
Krystiana. Skąd takie pomieszanie? Są z innych państw? Nie. Te imiona nie
wyróżniają też wampirów ani ludzi, nadajesz je losowo. To wygląda bardzo źle;
jakbyś wymyśliła na początku parę imion dla alternatywnego świata fantasy, ale
potem skończyły ci się pomysły i w trzecim rozdziale nadajesz polskie imiona
jak leci. Syn Kati ma na imię Krystian? Wiem, że teraz popularne są imiona
zagraniczne, czyżby w twoim świecie była moda na nadawanie dzieciom polskich?
Jeśli tak – powinno to być gdzieś w tekście. Pamiętaj tylko, że uzasadnione
sceną, a nie streszczeniem lub suchą informacją brzmiącą, jakby główna
bohaterka ze znudzeniem czytała podręcznik.
— Zwijamy się.
Dokończymy tę rozmowę później — mówi ten po prawej i obaj bliźniaczy znikają
pośród dekoracji na dachu budynku. – Jakich
dekoracji? Na dachu?
Zastanawia
mnie, kto im w ogóle pozwolił wejść na dach, to znaczy to może być
niebezpieczne, więc powinni mieć zakaz; mieli też być pilnowani. Nie wiem,
gdzie ci bohaterowie się znajdują i wyobrażam sobie coś na kształt Hogwartu.
Mam wrażenie, że postacie robią co chcą; niby są więźniami, a jednak zachowują
się, jakby to była zabawa, trochę jak w powszechnie znanych wątkach w książce 365
dni. Sam fakt, że dwójka randomowych dzieciaków włamała się do tego
przybytku i kręci się po dachu (jak przeszli cały budynek aż na dach?), po czym
znika za jakimiś dekoracjami… Nie wiem, jaki jest sens chowania się tam; nikt
nie szedł, a stanie na środku jakoś im wcześniej nie przeszkadzało. To dziwne,
ale wyobraziłam sobie scenę w podrzędnym teatrze, gdzie bohaterowie znikają ze
sceny, kryjąc się za sztuczną ścianą czy drzewem, że niby już sobie poszli, ale
i tak częściowo ich widać. Płytko.
Może
nauczyciele nie są tutaj źli, to jednak niezbyt uśmiecha mi się iście na
te zajęcia. –
Pójście.
Czuję się jak
kukiełka, [zbędny] w tym miejscu. – Nie
wierzę. Do tej pory Eryka robi co jej się żywnie podoba. Niczego się nie boi,
nie myśli o powrocie do domu, nie tęskni za rodziną… Ciężko ją nawet uznać za
prawdziwą postać – żyjącą, czującą. Ona jest imperatywem samym w sobie. Pamiętaj,
że pisząc pierwszoosobówkę, siedzimy w głowie bohaterki i czytamy jej myśli.
Największy problem Eryki od czasu przyjazdu to to, że jej strażnik jej pilnuje,
co ją irytuje, bo się na nią patrzy i do niej mówi. Rzeczywiście, istna
tragedia w obliczu możliwej śmierci. Ponadto Eryka się nudzi i nie ma co robić.
To jest większy problem niż wizja picia jej krwi, aż umrze. Strasznie to
naciągane.
ROZDZIAŁ 4
Wchodzę do
prawie pustej Sali[małą literą],
zajęcia z tańca są indywidualne, aby zapobiec wyśmiewaniu nowicjuszy i aby
nauczyciel mógł lepiej poinstruować ucznia. – Jakby w czasie dwugodzinnych
wędrówek z podręcznikiem na głowie uczeń nie mógł być wyśmiany. Argument
kaleka. I przecież większość zajęć na świecie dla nowicjuszy jest prowadzona w
grupach i wszyscy żyją.
— Twoja
postawa, patrzysz się na każdego,[zbędny] jak
drapieżnik, analizujesz innych, w rozmowach jesteś oschła, za wyjątkiem
zaufanych osób, nie jesteś typem beksy, spryciary, ani gwiazdy,[zbędny]
czy diwy, naprawdę rzadko tutaj,[zbędny] ktoś taki się trafia —
odpowiada z miną, z której nie można nic wyczytać. – I odkrył to instruktor
po jednej lekcji tańca, nawet nie rozmawiając z bohaterką? Zanim zaprzeczysz –
nie, nie rozmawiali. Nie było takiej sceny, a to, czego nie było w scenie, nie
istnieje. Nawet w streszczeniu, którym mnie potraktowałaś na początku
rozdziału, nic nie wspomniałaś o jakiejkolwiek rozmowie. Jedyne, co wiem, to
to, że instruktor (już zapomniałam imienia) ma czarne włosy. I serio uważa, że
Eryka nie zachowuje się jak diwa czy gwiazda? Polemizowałabym. Nie dałaś mi
żadnych argumentów dla tej cudacznej analizy osobowości głównej bohaterki, a
jednocześnie odnoszę wrażenie, że próbujesz mi wmówić, jak mam ją postrzegać.
Niestety to nie działa.
To naprawdę
dziwny człowiek, nie dość, że najwidoczniej przyjaźni się z wampirem, który ma
mnie pilnować, to jeszcze porównuje nas. Kto normalny by to robił? – Dziwne jest to, że przyjacielem
człowieka jest akurat ten wampir, który ją pilnuje i dziwne, że jest
porównywana? A nie dziwi cię to, bohaterko, że na spotkanie wampirów ludzie są
szkoleni przez… ludzi? Zresztą Eryka sama się wyżywała na Wilhelmie, czemu się
dziwi, że wampir, który jest dla niej miły, może się z kimś zaprzyjaźnić? Eryka
naprawdę zachowuje się jak rozwydrzona dziewucha, a w myślach kłamie. A może to
rozdwojenie jaźni? Sama już nie wiem – co innego bohaterka robi, a co innego
myśli.
W piekarni
sprzedajemy różne specjalne wyroby, ale tylko w piątki, chłopakom rzadko kiedy
udawało się na nie zdążyć i tak,[zbędny]
jakoś zaczęłam im trochę odkładasz[ć] na później, po kilka sztuk, to
tyle — wyjaśniam, może moja znajomość z bliźniakami nie jest,[zbędny]
jakaś wyjątkowa, ale przynajmniej,[zbędny] jakaś jest. – Czemu Eryka
tłumaczy mi to, co właśnie powiedziała? Nie jestem głupia, nie musisz powtarzać
mi dwa razy tego samego. To nie paradokument.
Gdy docieramy
na miejsce, po pokonaniu dwudziestu pięter, Krystian jest już zdyszany. – Dwudziestu? Gdzie oni się znajdują?
Tylu to nawet Hogwart nie miał.
Ach, potem się
dowiadujemy, że chłopak wchodził te dwadzieścia pięter z Eryką na rękach i
tylko się zdyszał. Nastoletni, niepracujący fizycznie chłopak. Tak. Na
pewno.
— Nie mam
apteczki — odpowiada chłodno.
— Kłamca.
— Skąd ten
pomysł?
— Bo
powiedziałeś,[zbędny] to
po tym, jak nie chciałam ci odpowiedzieć na pytanie, a zresztą, skoro ty mi nie
pomożesz, to sama jej poszukam — deklaruję, po czym zaczynam przeszukiwanie
pokoju, przez mój upadek znowu trudno mi chodzić, na szczęście w półmroku jest
to ledwie dostrzegalne, z złych wieści, przez to moje poszukiwania są
utrudnione i co chwila w coś uderzam. – Co to w ogóle ma być? Eryka wpada
do czyjegoś pokoju, pyskuje, a w dodatku grzebie w cudzych rzeczach. Rozumiem,
że wampir ją przedrzeźnia, ale on może sobie na to pozwolić – przecież jest
wampirem, naczelnym, no halo! Głupota tej dziewczyny mnie przeraża, a jeszcze
bardziej nie rozumiem wampira. Dlaczego na to pozwala? Albo jest fajtłapą, albo
– co bardziej prawdopodobne – ma z tego niezły ubaw. W każdym razie cała scena
wydaje mi się nierealna; jak nieudana parodia.
Z nieco innej
beczki – zupełnie nie potrafisz dzielić treści na zdania. Nie wszystko, co
piszesz, musi się łączyć i zlewać w nieokiełznany strumień losowych,
nieukształtowanych myśli. Poszczególne części zdań łączą się ze sobą trochę
bardziej lub trochę mniej. Jeśli jedno jest w stanie istnieć bez drugiego, bez
obaw możesz ciąć je na mniejsze fragmenty. Dynamika tekstu rządzi się swoimi
prawami, ale na tę chwilę u ciebie jej po prostu nie ma. Pomijając kwestię
równie nieistniejącej logiki tej sceny, mogłoby to wyglądać tak: (...) deklaruję,
po czym zaczynam przeszukiwanie pokoju. Przez upadek trudno mi chodzić. Na
szczęście w półmroku jest to ledwie dostrzegalne. Ze złych wieści – przez to
moje poszukiwania są utrudnione, co chwilę w coś uderzam. Jak widzisz, po
drodze poprawiłam kilka innych błędów i usunęłam zbędne elementy.
— Prędzej się
zabijesz, niż ją znajdziesz — mówi, pozostając przy drzwiach. – I właśnie teraz zaczynam się głębiej zastanawiać
nad całą sceną. Skoro dziewczyna potrzebuje apteczki, to powinna ją dostać,
jednak jeśli wampir jedynie się bawi sytuacją, to logiczne, że jej nie da przez
jakiś czas. On może sobie na to pozwolić, ale powinny być tego konsekwencje.
Widzę, że jedyne, co chcesz osiągnąć, to sprowokować różne sytuacje (nawet te
bezsensowne) w taki sposób, aby ta dwójka miała okazję do rozmowy – dla wątku
romantycznego. Mam nadzieję, że nas do tego nie prowadzisz. Taki wątek buduje
się na przestrzeni tekstu, ale tekst ten musi mieć podstawy. Funkcjonowanie
danej relacji powinno być czymś uargumentowane, a już pisałam, że zachowanie
Eryki jest karygodne i trudno w nie uwierzyć. Nie możesz tworzyć wątku
romantycznego, kiedy wszystko wokół leży – zbuduj podstawę świata, w którym
bohaterka funkcjonuje. Dostosuj jej charakter do sytuacji. Gdzie Eryka, która w
piekarni prosiła brata o odezwanie się do Sajmona? Właśnie, wampiry. Musisz
najpierw ukazać całe społeczeństwo, ich władzę, to, jak spędzają czas.
Pamiętasz Igrzyska Śmierci? Myślisz, że czemu funkcjonowały? Bo wszyscy
bali się Kapitolu. Nie przeciwstawiali się mu. Dlaczego więc u ciebie mamy
sielankę i Eryka rządzi strażnikiem? Czemu na tak wiele im się pozwala?
Przecież wybrani z dystryktów też mieli jakieś dogodności, prawda? Ale były
zasady. U ciebie zasad nie ma, a to kwestionuje realność twojego świata. Po
prostu nie wierzę, by ten obiad był straszny. Na moje, Eryka może sobie po
prostu wyjść i jeszcze trzasnąć drzwiami. Nikt jej nie zmusza, nikt nie
kontroluje, nie boi się, nie myśli o tym, co ją czeka. Ona się NUDZI i dogryza
opiekunowi. I co innego, gdyby była to reakcja obronna. Jednak kreujesz ją na
bohaterkę, dla której to zabawa. A jeśli główny wątek jest nierealny, wszelkie
inne padają jak domek z kart.
Przemywam rany
wodą utlenioną, ból jest niemiłosierny, mam ochotę wrzeszczeć, ale nie chce[ę] robić z siebie sieroty, więc tłumie[ę]
bolesny jęk. Kiedy rany są już odkażone, zaczynamy przyklejać plastry, jest to
o wiele przyjemniejsze, niż obmywania[e] ran. – Encyklopedia-Aya
mówi, że raz, woda utleniona nie boli w takim stopniu, w jakim to
przedstawiasz, najwyżej lekko szczypie, a dwa, tego się na rany nie stosuje.
Woda utleniona nie służy do odkażania – wprawdzie uszkadza komórki bakteryjne,
które dostaną się do rany, ale w takim samym stopniu działa na te należące do
ludzkiego organizmu – rozkłada je. A zatem zostajemy sobie z martwymi komórkami
bakteryjnymi oraz własnymi w ranie. To nie pomaga, naprawdę. Najlepsze są
środki na bazie alkoholu. Chcesz urealnić scenę? Użyj spirytusu. A tak nawiasem
pisząc – woda utleniona nie jest całkiem bezużyteczna. Świetnie spiera krew z
ubrań.
Kiedy kończę,
zwijam się w kłębek w kącie kanapy, nie mam siły chodzić,[zbędny] ani przez,[zbędny] to[,]
że moje stopy są w opłakanym stanie, ani przez, to że zużyłam większość swojej
energii na powstrzymywanie kszyków. – Krzyków. Cały czas mam
wrażenie, że strasznie wydłużasz zdania przecinkami, zamiast dzielić je na
krótsze. Tam, gdzie intuicyjnie postawiłabym kropkę, widzę u ciebie przecinki.
Czasem doprowadzasz do tego, że zdanie ma kilka linijek i zaczyna się zupełnie
inną myślą, niż kończy. Wtedy się gubię i muszę wracać do początku, a to
irytuje. Pomyśl nad tym. Zdanie wyżej spokojnie mogłabyś podzielić na
dwa.
— Potrzebujesz
coś jeszcze [zbędna spajca]?
— pyta się, odwracając w moją stronę.
— W sumie, to
tak[.] [P]potrzebuję, żebyś sobie poszedł.
— Na nic mi jego towarzystwo, a skoro chwilowo jestem unieruchomiona, to
lepiej, żeby sam sobie poszedł.
Po tym jak, to
mówię wampir naprawdę odchodzi, to trochę podejrzane, że nie robi, żadnych
problemów, ale nie mam siły się nad, tym zastanawiać. – Ale… co jest podejrzane? Do tej pory to
główna bohaterka czepiała się wampira, a on zazwyczaj ignorował jej docinki
albo rzucał coś prześmiewczo. Czemu się dziwi, że odszedł? To nie pierwsza taka
sytuacja.
Skończyłam
czytać czwarty rozdział i chcę wspomnieć, że imię głównej postaci
zostało do tej pory wymienione tylko raz od początku opowiadania.
ROZDZIAŁ 5
— Wstawaj, od
śniadania nic nie jadłaś, a głodowanie,[zbędny] też
w niczym nie pomoże — powiedział i położył tacę z kilkoma kanapkami i filiżanką
herbaty na stoliku. – Ale… ona nie jadła, bo kazaliście jej przez osiem
godzin tańczyć…
— A ta druga
sprawa, to wiesz, że w budynku jest winda? — pyta się, tak jakby pytał
o najbardziej oczywistą rzecz pod słońcem. – No chyba nie jest, skoro nawet tamten chłopak, co ją niósł, tego nie
wiedział. Chyba że wiedział, ale chciał zgrywać silnego faceta i zaimponować
Eryce, co by było głupie i nieodpowiedzialne (mógł ją upuścić na schody w
każdej chwili albo nabawić się kontuzji). I takie rzeczy jak plan budynku
powinny zostać przedstawione przez opiekunów, nie? A może były, ale wtedy,
kiedy Eryka wyłączyła myśli na czas podróży?
W ogóle
zastanawiam się, dlaczego wszyscy są tacy mocno „family friendly”? Przecież ci
ludzie będą posiłkami wampirów (chyba, bo nie wyjaśniłaś dokładnie, co się
będzie dziać na obiedzie; miałam nadzieję, że wyjaśni się to w czasie
zajęć, które streściłaś), muszą być przeszkoleni, chyba powinna być jakaś
dyscyplina, prawda? Tymczasem hasają wesoło po budynku, gadają sobie, jakby
byli kumplami, każdy ma własny apartament z pokojami, kuchnią, łazienką i w
ogóle „full wypas” (nie, kraty w oknach nie wystarczą). Trochę mi się to kłóci
z wizją niebezpieczeństwa. Jeszcze gdyby bohaterka w myślach przedstawiła to
jako podejrzanie wyglądające miejsce, jako coś w stylu wygodnego mieszkania,
aby zażyć luksusów przed śmiercią… Nie wiem, totalnie tego nie kupuję. Mają
lepsze warunki niż w Hogwarcie, są świetnie traktowani. Nawet mogą jeździć po
innych wampirach bez konsekwencji i strzelać fochy. Coś jak reality show.
— Jesteście
dość mocno zacofani.
— A jak myślisz,
czyja to wina? — Nie daruję mu tego, to jego gatunek tak poniżył ludzi,
a on sobie myśli, że może jak gdyby nigdy nic nas oceniać, tak jakby
nasza obecna sytuacja byłam wyłącznie naszą winą. – No tak, bo najlepiej wyżyć się na
biednym kelnerze za błędy całej rasy.
Dopiero w
połowie rozdziału dowiedziałam się, że „kelner z tacą” to nasz strażnik/opiekun.
Strasznie chaotycznie prowadzisz narrację, nie dookreślasz tego, co się dzieje,
kto przybywa, co kto mówi. Mamy mnóstwo postaci, które są tylko tłem i nie
wprowadzają nic nowego do opowiadania. Odnoszę wrażenie, że cały czas czytam
jakiś ledwie szkielet opka, nie pełnoprawne opowiadanie. Masz problemy z
narracją pierwszoosobową, wszystko opisujesz, jakby to była trzecioosobówka z
odmienionymi końcówkami. Nie będę po raz kolejny powielać naszych ocen i
artykułów. Już pisałam, że mylisz czasy, wypisałam kilka błędów narracyjnych,
więc na ten moment, aby bardziej wyczuć, o co chodzi, polecam ci przeczytać
ocenę Skoi [173: Heal], gdzie tłumaczy to dokładnie. Nie ma
sensu się powtarzać. Nie będę również czytać dalej, gdyż przeczytałam ponad
połowę opowiadania i widzę, że powinnaś całość napisać od początku. Nawet jeśli
dalsze rozdziały coś wnoszą fabularnie, powielasz błędy (przejrzałam kolejne
notki, ale pozwól, że nie będę ich komentować), a nie ma sensu ciągnąć czegoś,
co nie ma podstaw. Przejdźmy zatem do podsumowania.
PODSUMOWANIE
Pozwól, że
przybierze ono częściowo formę punktową, ponieważ dość szczegółowo opisałam
wyżej, z czym masz problemy.
Zacznijmy od
poprawności. Popełniasz prawie każdy rodzaj błędu:
– mieszanie
czasów;
– brakujące lub
zbędne przecinki w przypadkowych miejscach;
– błędne
końcówki słów każdego rodzaju;
– błędne
słowa;
– błędy
ortograficzne;
– błędne
cudzysłowy;
– braki znaków
diakrytycznych;
– dywizy poza
dialogami;
– za długie
zdania, połączone przecinkami w losowy sposób;
– wszechobecne
literówki.
Wypisałam
mnóstwo przykładów wyżej, więc nie będę się na ten temat rozpisywać.
Jeśli chodzi o
narrację, najbardziej rzuca się w oczy:
–
ekspozycja;
– suche opisy,
w tym opisywanie postaci jak na wypracowaniu szkolnym;
– myślenie o
oczywistościach, tłumaczenie sobie oczywistości;
– nienaturalne
nazywanie postaci;
– sztywne
myślenie, podobieństwo do narracji trzecioosobowej;
– brak
stylizacji językowej.
Nieco więcej
wspomnę jeszcze o stylizacji. Nie wiem, w jakich czasach toczy się akcja, jaki
to jest świat, a bohaterka leci współczesnymi słówkami (szkoda gadać), by za
chwilę mówić dość archaicznym językiem (niegdyś). Nie wiem też, na ile
stylizacja jest błędem w przypadku, kiedy akcja rozgrywa się w czasach,
gdzie wampiry posiadają dwudziestopiętrowy (albo wyższy) budynek z windą, ale
wieśniacy mają jedną piekarnię na miasto i głównym miejscem spotkań jest
targ.
Tu więc przejdę
do świata przedstawionego, który niemal nie istnieje. Nie ma danych o czasie, o
miejscu, nie wiem, na czym się wzorujesz – quasi-średniowiecze? Totalnie
alternatywny świat, gdzie technologia i zacofanie jest zmieszane, w zależności
od miasta? A może to nowoczesne czasy, tylko wioska i okolice są jakimś
odrębnym, zacofanym regionem?
Przemyśl też
główną bohaterkę. Jest rozwydrzona, pyskata, nie myśli o konsekwencjach, taka
trochę Mary Sue, poza tym, że nie potrafi tańczyć. Nie da się jej polubić. Już
wymieniałam sytuacje, w których jest szczególnie nie do zniesienia. Ponadto
jest totalnie nieciekawa. Oprócz oburzania się o wszystko i myślenia,
jak to jest niebezpiecznie (choć zachowanie pokazuje, że niczego się nie boi),
to bohaterka pusta w środku, która nie przejmuje się swoim losem, nie tęskni za
rodziną… Jej jedynym problemem przez to opowiadanie było to, że przez jeden dzień
się nudziła. Napiszesz – przecież była scena z bliźniakami i rodziną.
Tak, ale Eryka wcale nie przejmowała się rodziną. Po prostu przytrafiła
jej się okazja, żeby się w razie czego skontaktować i spoko; rodzina odhaczona,
problem z głowy. Głównie narzekała na strażnika. Nie potrafię wymieniać żadnej
pozytywnej cechy tej bohaterki. Nie, jedna jest! Była troskliwa dla znajomych –
chowała bułki, żeby starczyło dla bliźniaków. Zapamiętałam, bo było to w
scenie. Tak naprawdę drugą postacią, która realnie wystąpiła, był Wilhelm.
Strażnik, który… nabijał się z dziewczyny, zakrawając o nieodpowiedzialność i
robił jej na złość. I więcej. Reszta postaci to tylko wymienione z imienia
osoby, które wiem, że były jakoś tam ubrane. Mało, prawda?
To wszystko
jest spowodowane ekspozycją, brakiem scen, streszczeniami. Nie ma fabuły w
fabule. Niby jakoś czas leci, bohaterowie gdzieś tam idą, ale wszystko dzieje
się poza kadrem. Protagonistka streszcza mi, co robiła, ale ja tego nie
doświadczyłam. Miała lekcję tańca? Czemu nie czytałam, jak liczy w myślach
kroki? Czemu nie nuciła melodii pod nosem? Dlaczego nie wzdrygnęła się, gdy
pierwszy raz nadepnęła instruktora na stopę? (Nawet nie pamiętam, jak się
nazywał. Czemu? Bo nie było go w scenie!) Takie streszczanie skutkuje brakiem
emocji. Nie polubiłam bohaterki, nie kibicowałam jej ani nie wczuwałam się w
nią, ponieważ… nie było w tym uczuć. To, że napiszesz, że Eryka się bała obiadu,
nie znaczy, że w to uwierzę. Nie wspominała o tym co chwilę, nie drżała na myśl
o zbliżającym się dniu…
A to oznacza,
że musisz nauczyć się budować sceny. Na początek polecam ci jeszcze raz zajrzeć
do artykułu:
– BEZ CZEGO ANIRUSZ? – podstawy podstaw;
oraz do
pozostałych:
– EKSPOZYCJA;
– O TAKICH, CODOBRZE MÓWIĄ – czyli kwestie narracji;
– SCENA – jak
ją rozgryźć?
Nie myśl, że po
przyswojeniu tych zasad, będziesz potrafiła pisać opowiadanie. To wieloletni
trening i długotrwałe doskonalenie warsztatu. Polecam także czytanie książek,
ocen i artykułów z naszej Encyklopedii. Popracuj również nad poprawnością,
ponieważ tekst czytało się strasznie ciężko.
Nie będę się
również rozpisywać o bardziej szczegółowych aspektach – zbyt dużo przed tobą
pracy u samych podstaw, by już teraz wprowadzać cię w nieco subtelniejsze
aspekty tworzenia.
Jedynym plusem
opowiadania jest chyba pomysł na fabułę, choć ta też kojarzy mi się z Harrym
Potterem (wątek szkoły) oraz Igrzyskami śmierci. Nie dokończyłam
opowiadania, więc zostawiam cię bez noty, jednak muszę zasygnalizować,
że moim zdaniem opowiadanie na ten moment jest na najniższym możliwym poziomie.
Nie da się go poprawić, powinnaś je rozplanować i napisać od nowa – gdy
zdobędziesz więcej wiedzy w kwestii pisania.
Życzę
powodzenia!
Serdeczne
podziękowania dla Ele, Daf oraz niezastąpionej Ayi – za betę, wskazówki medyczne oraz miłość do
półpauz! <3
Witam. Odnośnie oceny, to muszę się przyznać, że niejednokrotnie się uśmiałam z własnej głupoty, to chyba dobrze, bo to znaczy, że można mnie jeszcze zreformować, albo przynajmniej uświadomić, że robię głupie błędy.
OdpowiedzUsuńW sprawie tego, że nie wiedziałaś od czego zacząć, bo mam na blogu dwie wersje opowiadania, to uznałam, że lepiej zapobiec, takim rzeczom na przyszłość i to posegreguje.
Co do moich licznych błędów ortograficznych, to sprawa wygląda, tak że obecnie wszystko pisze w programie, który mi je podkreśla, po prostu sama nie umiem ich zauważyć.
I nie do końca ogarniam przecinki, korzystam czaszami z Internetu, żeby się upewnić, gdzie się je stawia, ale i tak różnie to wychodzi.
Jeżeli chodzi o półpauzy i pauzy, to tak, zajrzałam do komentarza pod podaniem i wydawało mi się, że wszystkie poprawiłam, nie wiem, może te dwie przegapiłam. A no i jak zaglądam dalej w tekst oceny, to chyba są one zachowane, czyli to była moja nieuwaga w prologu.
Tak, cały prolog do poprawki, wiem to. Nieważne, ile podejść nie robiłam, to on mi nie wychodził.
Z dobrych wieści natomiast jest, to że w późniejszej części oceny, kiedy wspominałaś, że tak późno poznajemy imię bohaterki, to że jest trudnym przybytkiem i co ważniejsze kwestie więzi rodzinnych.
Dosłownie staniała mi przed oczami piękna ścienna, chociaż nie wiem, czy znowu taka piękna, ale na pewno zabawna. I uznałam, że fajnie byłoby ją umieścić w prologu. Było by podane imię bohaterki, pokazanie, jak wyglądało jej dzieciństwo ( takie małe nawiązanie do jej charakteru ) i relacje rodzinne.
Oczywiście przytoczone punkty i tak postaram się rozwinąć w opowiadaniu, ale bardzo przypadł mi do gustu właśnie, taki prolog. Myślę, że będzie bardziej ciekawy i przede wszystkim żywy.
A i z czasem, w jakim piszę, to zdecydowałam się na przeszły, chyba jakość wygodniej mi się go używa. Czeka mnie masa poprawek w teksie, ale co tam, przynajmniej będzie spójny, przy okazji pozmieniam te opisy postaci i w szumie, to cały tekst.
Musze, też lepiej wyjaśnić sytuację polityczną.
Jeżeli chodzi o „Podziwiam jej misterną sieć informacyjną, no ale ona ma swoje kontakty, a my mamy Glindre. – Zastanawia mnie, czy inspirowałaś się pewnym popularnym bohaterem. Od razu mi się skojarzyło. Mogę się mylić i nie jest to skojarzenie wcale złe; chyba pierwszy raz jestem czegoś ciekawa. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. ”
To nie inspirowałam się nikim konkretnym. Po prostu podoba mi się motyw osoby, która ma dostęp do informacji, nawet takich, których nie powinna znać, ale ma kontakty. To dało mi też możliwość powrotu do tej postaci, bo te jej informacje muszą mieć, jakieś źródło.
No i podobnie jest z Ryszardem, on wie za dużo i ma kilka porządnych sekretów, zresztą samo, to że kumpluje się z wampirem, który ją pilnuje nie jest kosmicznym zbiegiem okoliczności, ale puki co nie zostało to wyjaśnione w fabule. Więc się nie dziwię, ze nie jest to jasne.
Nie chcę za bardzo tutaj spolerować, chyba że chciałabyś przeczytać mój plan na rozwiniecie tego, to wtedy, jakość ci to prześlę.
I bardzo proszę ( oczywiście, jeżeli to czytasz ) o podanie bohatera, który ci się skojarzył i z jakiego to opowiadania. Tym razem to ty mnie zaciekawiłaś i nie przegapię możliwości poznania nowej, być może fajnej historii.
A i jeszcze imiona postaci. Tak wiem, że są pomieszane z fantasy, z tymi istniejącymi, z różnych cięci świata, to w sumie nawiązuje do tego, że cały świat jest pomieszany.
Historia świata jest inspiracją różnych mitologii i teorii związanych z wszechświatem, wyszedł z tego niezły chaos. Wiem, nie podałam historii stworzenia świata i będę musiała to zrobić. Gorzej, z tym że nie wiem, jak mam wpleć historie do fabuły, może trochę poeksperymentuje z prologiem, lub napisze osobny post. Jeszcze nad tym pomyślę.
To byłoby na tyle. Dziękuję za napisanie oceny i jak poprawię tekst, to zgłoś się ponownie, byłoby mi miło, gdybyś zgodziła się sprawdzić mnie w przyszłości i nie martw się, nie przyjdę z powrotem, po dwóch dniach, prawie nic nie zmieniając w teksie.
Cześć!
OdpowiedzUsuńOdniosę się do tych części wiadomości, które – według mnie – warto rozwinąć. Jeśli którąś kwestię pomijam, to znaczy, że przyjęłam do wiadomości/zgadzam się i nie ma sensu tego roztrząsać.
@dywizy/półpauzy – tak, nie było ich wiele. Widać, że zadbałaś o ten aspekt. w razie czego polecam ctrl+F, dzięki czemu możesz z łatwością znaleźć dywizy w całym tekście. Pamiętaj jednak, by nie usuwać tych poprawnych, które są w połączeniach wyrazowych.
@prolog – jeśli chcesz przedstawić przeszłość bohaterki, może zrób to jako sen? Urywane sceny z dzieciństwa, pokazujące istotne momenty. Na pewno nie streszczaj tego dzieciństwa, nie opisuj, jak się czuła Eryka. Możesz też nie robić z tego snu, a po prostu niech prolog będzie jakimś fragmentem z życia Eryki z okresu dziecięcego. Fragmentem, który coś wnosi. Może jak była mała i jej mama się przygotowywała na obiad, a Eryka bała się o to, czy wróci i myślała, kto poprowadzi piekarnię, gdyby mamie się coś stało? Myślę, że taka jedna scena nakreślająca życie bohaterki będzie fajna. Na pewno coś wymyślisz!
@postać – chodziło mi o Varysa z Gry o tron. Jest popularnym bohaterem, szczególnie w książce jego charakter jest świetnie oddany. Pracuje w zamku i ma szereg „ptaszków”, które przekazują mu informacje. Osobiście uwielbiam tę postać.
@Ryszard – jeśli jego przyjaźń z wampirem jest czymś niespotykanym, może spróbuj to bardziej pokazać? Niech Eryka się dziwi, jak to możliwe. Niech widzi więcej typowych sytuacji w zamku, plotek; ukaż, jak traktowani są przez wampiry ludzie. Czy Ryszard i Wilhelm kryli się z przyjaźnią? Nie? Dlaczego się nie bali? Staraj się zadawać sobie pytania, rozrysuj plan wydarzeń, napisz np. na kartkach, kto ma z kim jakie relacje i dlaczego, a także co z tego wyniknie. Pamiętaj, każdy twój ruch musi mieć sens dla fabuły.
@imiona – jeśli są pomieszane, to dlaczego? Zastanawia mnie, czy wampiry mają dzieci z ludźmi, wtedy mieszanka imion byłaby wytłumaczalna, ale nie było nigdzie wspomniane o pół-wampirach. Czemu wampiry pozwalają na nadawanie ludziom imion zarezerwowanych dla ich grupy? Może to nie takie imiona? Pomyśl, jak to rozwiązać i przekazać w tekście.
@historia – nie musisz robić tego od razu. Pamiętaj, że wszystko możesz wprowadzać po kolei, stopniowo. Na przykład dlaczego Eryka nie może mieć lekcji z historii powstawania świata, aby na obiedzie wykazać się wiedzą? Pokazując taką lekcję, możesz przemycić informacje historyczno-polityczne. A może niech rozmawia o tym z kolegą? Tylko nie zbyt bezpośrednio. Niech też sama coś wie, bo nierealne by było, gdyby kazała sobie wszystko opowiadać – przecież żyje w tym świecie i wie, jak on funkcjonuje, prawda?
Mam nadzieję, że moje uwagi wspomogą Cię w rozwijaniu warsztatu. I jasne, zapraszam w przyszłości po ocenę. Jednak pamiętaj, trening czyni mistrza, zaglądaj do artykułów i ocen, czytając książki, zastanów się nad tym, jak wygląda narracja i dlaczego bohater jest oddawany tak, a nie inaczej.
Bardzo dziękuję, że odpowiedziałaś na ocenę. To dla mnie dużo znaczy i cieszę się, że mogłam pomóc!
Pozdrawiam, For