Tytuł: Dialog
Autor: Nazwa Utajniona
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, gdy
odpalam twój blog? Masz przecudowny szablon, do tego zadbałaś o formatowanie,
więc bardzo się cieszę, że nie muszę nigdzie kopiować tekstu, by wygodnie mi
się czytało.
Zakładka O co chodzi?
Co[,] jeśli próbuję przeprowadzić
intelektualny eksperyment?
Wydaje mi się, że może być to interesujące
doświadczenie i dlatego założyłam bloga. // W pierwszym poście opisałam założenia
tego bloga. – Pogrubione frazy znajdują się dość
blisko siebie i tym zwracają na siebie uwagę. Wiem, że to jedynie zakładka, a
nie tekst właściwy, ale może warto byłoby jednak w drugim zdaniu inaczej ubrać
w słowa ten przekaz – aby uniknąć powtórzeń?
Założenia
Proszę pamiętać, że twórcami wpisów są
bohaterowie, a nie ja. ;) – Nie no, wiem, co chcesz powiedzieć, ale
to nie bohater pisze i nie bohater publikuje teksty na blogu. Może coś w stylu:
wpisy przedstawiają perspektywy bohaterów, nie moje?
Mam wrażenie, że punkt drugi i trzeci
mówią dokładnie o tym samym. Nie wiem, czy jest sens je rozdzielać na dwa.
Zdaję sobie sprawę, że najlepiej jest
zachować spójność i to też będę starała się uczynić, ale jestem tylko
człowiekiem (…) – jeszcze nie czytałam wpisów, więc nie
mam realnego punktu odniesienia, a jedynie założenia, o których piszesz. I,
szczerze mówiąc, po tym, co zapowiedziałaś, wcale nie pomyślałam, że najlepiej
byłoby zachować spójność. Wręcz przeciwnie! Dlaczego każdemu bohaterowi nie
nadać swojej, charakterystycznej dla niego stylizacji językowej? Z tego co
wywnioskowałam po zakładce O co chodzi, chcesz eksperymentować z
upublicznieniem poglądów bohaterów pochodzących z różnych środowisk, z różnych
„baniek” informacyjnych. Tym bardziej aż chciałoby się, by i stylizacja – język
narracji – pasowała do środowiska, wieku bohatera, cech charakteru i tak dalej.
Zastanawiam się więc, skąd pomysł, by spójność narracyjna była najlepszym
pomysłem?
Czasami tytuł może być wyolbrzymiony,
czasami humorystyczny, a czasami kontrowersyjny. Taki chwyt marketingowy. ;) – Polecam słowo: clickbait. Może ci się przydać w tym podpunkcie. :)
Okej, zaznajomiona z zakładkami i głównymi
założeniami bloga przechodzę do części właściwej. Przyznam, że jestem
zaintrygowana tym, co zadeklarowałaś, być może nawet zauważyłaś już moją
subskrypcję (mam nadzieję, że utrzyma się ona po zakończeniu oceny). Niech to
będzie wyraz tego, że założenia bardzo mi się podobają i nie mogę się doczekać,
aż zapoznam się ze spisem treści.
Dzielna lambadziara
Czy byliście kiedyś w sytuacji, gdy na każdym kroku spotykaliście się z potępiającymi
spojrzeniami? Czy[,] będąc w sklepie, macie
wrażenie, że większość osób w kolejce ma ochotę Was zamordować? –
Pogrubiłam powtórzenia, choć istnieje prawdopodobieństwo, że te pierwsze
zrobiłaś celowo (ale już sytuacja z mieć nie brzmi wcale najlepiej); nie
dlatego jednak wkleiłam cały fragment. Zwróć uwagę na czasy. W pierwszym zdaniu
przeszły, w drugim – teraźniejszy. Tu bym się zastanowiła nad tym, czy jest to
celowe zagranie (a jeśli tak, to po co?), czy faux pas.
To zapraszam na historię o kobiecie w
ciąży, która na dodatek ma dwójkę małych dzieci. Zapewne większość osób
czytających wpis ma pewne skojarzenia na mój temat (…). – Być może to celowe – stylizacja bohaterki, która pisze lżejszy
post w internecie, więc nie musi być wcale ą-ę. Z drugiej strony takich
powtórzeń można łatwo uniknąć, a nadal zachować styl prosty i lekki w odbiorze,
przekonujący.
Puściłaś się, to teraz męcz się! – Źle brzmi zaimek zwrotny się postawiony na końcu zdania.
Zwykle odradza się stawiać go w miejscach akcentowanych, a tu właśnie na takim
stoi. Sugestia: Puściłaś się, to teraz się męcz!
To trochę niepokojące, że osoby
teoretycznie znające przepisy,[przecinek zbędny] nie rozumieją, że
sama znajomość nic nie znaczy i powinny je jeszcze respektować.
O ile sytuacje w sklepie (i inne, które
opiszę) sprawiają, że nie jestem w stanie zabrać głosu, żeby się obronić, tak w
przypadku wizyt u lekarzy nie mam skrupułów. – Problem w tym, że
wpis się zaraz kończy, do tej pory bohaterka przytoczyła niewiele konkretnych
sytuacji.
[UPDATE: Dalej, mimo zapowiedzi, również
nie przytoczyła ich więcej].
Wspomnienie z kolejki w sklepie, ze dwa
cytaty z pracy i nawiązanie do komunikacji miejskiej to niewiele, natomiast
kobieta brzmi, jakby naprawdę obszernie poruszyła temat, nie wiadomo na jak
wiele stron się rozpisała, wydoiła tę krowę do końca. Odbijając od tematyki, bo
nie o niej mam zamiar wspominać, nie podoba mi się ton bohaterki w momencie, w
którym pisze ona: Nie będę przytaczać wszystkich przepychanek słownych z
rejestratorkami i pacjentami, bo zapewne zanudziłabym Was na śmierć. – No…
właśnie nie. Pokusiłaś się o wpis na taki temat, a przez takie zdanie czuję, że
umniejszasz tym jego wartość. Można uznać, że no dobra, bohaterka jest po
prostu zmęczona, ale jednocześnie brak uzupełnienia, zagłębienia się w wątek
sprawia, że również nie wnikam przesadnie, a więc nie poruszam się aż tak.
Matka wspomina sytuacje bardzo ogólnikowe, wybiórczo. Fakt, że emocjonalnie,
jednak dla mnie – za długo, by czytać w kółko tylko slogany, a jednocześnie za
krótko, jeśli sytuacji wartych opisania faktycznie przeżyła więcej.
Do tego mam wrażenie, że wraz z bohaterką
trochę pokręciłyśmy się w kółko. Zaczęła od zdania o potępiających
spojrzeniach, by prawie pod koniec wpisu przypominać mi raz jeszcze, że: Krzywe
spojrzenia, złośliwe uwagi — to moja codzienność. Och, ale przecież ja to
już wiem, daj mi coś nowego lub przejdź do podsumowania. Nie przepadam za
laniem wody.
Trochę też męczyło mnie szybkie
przeskakiwanie z wątku na wątek, zrobił się mały, niekontrolowany chaos. Dwa
zdania: oto miejsce akcji, miejsce pracy, pyk -> jesteśmy w sklepie -> tu
już u lekarza -> o, a tu już komunikacja miejska. A gdyby tak przedstawić
tym jakąś rutynę bohaterki? Komunikację miejską, gdy wraca z pracy do domu, a
sytuację pod domem – gdy robi późne zakupy, w międzyczasie wracając z dziećmi z
przedszkola? Do tego brakuje mi też jakiejś chronologii, która pokazałaby, że
to nie tylko kolejny wylew żalu na świat, których w sieci jest naprawdę dużo,
ale wpis przemyślany, o pewnej interesującej strukturze. Tym bardziej że
poruszasz ciekawy temat i ubranie go w ciekawą narrację i formę może być
dodatkowym walorem. Przy czym, nie zrozum mnie źle, nie mówię, że wpis jest
chaotyczny i niekonkretny, a więc słaby. Nie! Jest w porządku i na poziomie,
sądzę jednak, że mógłby być lepszy, bardziej dopracowany. Czuję, że w obrazie
tej kobiety tkwi większy potencjał.
O, tych jej dzieci też mi brakowało.
Dzieci, które nie tylko trzeba donosić, ale i wychować. W tekście natomiast nie
czuję równowagi; ciąża -> ciąża -> ciąża, a pod koniec dwa zdania o
dziecku płaczącym na ulicy. Przez to dopiero pod koniec wpisu w ogóle
przypomniałam sobie, że bohaterka ma jeszcze inne potomstwo, a nie jest w
pierwszej ciąży.
Kobieta pisze o internecie i agresji w
sieci, o madkach, ale… to nowy trend, że tak to ujmę. Brakowało mi więc
też wykorzystania porównania. Chociażby do czasów, gdy bohaterka była w
pierwszej ciąży, z czasami współczesnymi. Było lepiej czy gorzej, a może tak
samo?
Wspominałam już o zmęczeniu bohaterki i
idealnie je obrazujesz: przesadą, irytacją, sarkazmem. Tekst pod tym względem
działa, tym bardziej widać to po komentarzach – zachęciłaś do dyskusji,
stworzyłaś do niej sposobność. Podoba mi się też tytuł wpisu oraz to, że
piszesz poprawnie; nie wiem, czy to kwestia bety, czy po prostu znasz się na
stronie technicznej, ale świetnie czyta mi się tak dopracowany pod tym względem
tekst.
Oceniaj w ciszy
Proszę, choć raz dajcie mi szansę na
opowiedzenie wszystkiego od początku do końca! – Ten motyw pojawił się także w pierwszym tekście, zwróciło to moją uwagę.
Na swój sposób ciekawa kwestia, że piszesz w imieniu bohaterów, którzy zmagają
się z problemem braku możliwości do podjęcia tematu, ukazania swojego punktu
widzenia. To przypomina, o czym tak naprawdę jest ten blog i jakie są jego
założenia, a także dodaje głębi.
[Zauważ, że w zdaniu pojawia się partykuła
choć. Dwa dalej – również. Jest to łatwo dostrzegalne].
(…) nie widziałam ich szpetoty, tylko
bajkowe góry, w których mieszkały magiczne stworzenia. // Pani Kowalska
nie była złośliwą staruchą, która wiecznie krzyczała na nas. – Wydaje mi się, że lepiej sprawdziłby się szyk: która wiecznie na nas
krzyczała. Na końcu zdania lepiej postawić to, co powinno stać się jego
puentą. W sugerowanym szyku mocniej podkreśliłabyś korelację złośliwa
starucha [co robiła?] krzyczała.
Zrzędzichy to istoty z czasów sprzed
ludzi, które miały wielkie, czerwone policzki — takie jak pani
Kowalska! — którymi odstraszały inne stworzenia, żeby się do nich nie
zbliżały. Jad, który zrzędzichy miały na języku (…).
Wspomnienia z dzieciństwa i fantastyczne
nazewnictwa są naprawdę klimatyczne i przywodzą na myśl czasy zamierzchłe. Sama
przypomniałam sobie, jak wyglądało moje podwórko pod blokiem i spojrzałam na
swoich dawnych sąsiadów podobnym okiem. Pokuszę się o zacytowanie większego
fragmentu:
Pan Masztalski, nasz dozorca, nie był
opryskliwym, wiecznie pijanym awanturnikiem, tylko starzenikiem. Starzenicy,
według sąsiada, dawniej strzegli bezbronne istoty przed tymi złymi, ale z
biegiem lat okazywało się, że złych istot ubywało albo ukrywały się zbyt
dobrze, żeby starzenicy mogli je wyśledzić. Dlatego zaczynali pić magiczne
eliksiry, bo bez nich robili się agresywni, a wcześniej mogli tę agresję
zrzucić z siebie na polu walki. (…) Po tym wytłumaczeniu już zawsze kłaniałam
się panu Masztalskiemu; w końcu bronił nasz blok przed takimi okropieństwami!
// Sąsiad stworzył cały bestiariusz otaczających nas ludzi. Niektórzy byli
miłymi istotami, niektórym wystarczyło schodzić z drogi, a w przypadku
najbardziej niebezpiecznych egzemplarzy — bijków, zanożników i ćpaluchów —
kazał mi uciekać.
Zrobiło się miło, nostalgicznie. W
kolejnych akapitach natomiast bohaterka coraz bardziej dojrzewa, zmienia się
atmosfera tekstu, robi się bardziej poważnie, aż w końcu – dramatycznie. Nie
będę spoilerować; zainteresowani powinni przeczytać notkę na twoim blogu, do
czego szczerze zachęcam.
Piękna historia, prawda? O prawdziwej
miłości. Najprawdopodobniej większość z Was już się zorientowała, ale dla tych
mniej uważnych dam podpowiedzi (…). – W takim razie ja jestem mniej uważna,
ponieważ nie podejrzewałam takiego obrotu spraw, szczerze mówiąc. Mało tego,
nie spodziewałam się nawet wątku romantycznego. Ale to dobrze, ponieważ ładnie
rozwijasz emocje i dbasz o to, aby nic nigdzie nie odstawało, z tym tekstem się
płynie. Doceniam również odwagę w podjęciu tego tematu, jednocześnie żałując,
że masz niewielu czytelników, którzy podjęli wyzwanie i skomentowali twoją
pracę. Bo jest co komentować i o czym rozmawiać.
I jak w przypadku poprzedniego tekstu
miałam sporo uwag do jego struktury i mogłam radzić, co ewentualnie pozmieniać,
tak tutaj już nic nie dodam, niczego nie zasugeruję. Wydaje mi się, że nie ma
co przedobrzać i kombinować; czyta się dobrze, emocje działają, a to
najważniejsze.
Prawda czy głupota?
Mam dziewczynę, na którą nie zasłużyłem.
Nadal mam pracę, którą zapewne za chwilę stracę. – Nie jestem pewna, czy te rymy są celowe, jednak trochę wybijają od
lektury, zwracają uwagę. Czy pasują do bohatera, któremu raczej nie jest do
śmiechu i pewnie nie rymuje, by poprawić sobie nastrój…?
A teraz chłopy, przyznać się — ilu z Was
po pracy piwkuje sobie? – Nie lepiej: sobie piwkuje?
Więc właśnie ta Ingusia, pani mojego serca
i jedyna radość w życiu, niekoniecznie była zachwycona tym sposobem na
spędzanie wolnego czasu. // Żeby nie było! Nigdy nie było u nas w
domu przemocy.
Powinienem go zmienić, [przecinek zbędny] czy ma chłop rację?
Nie mogę nie docenić tego, że wraz ze
zmianą mówcy, zmieniła się też jego stylizacja językowa. Dużo wtrętów,
luźniejsza atmosfera, slang sieciowy, żarty w stylu:
Zrobiłem wszystko, co mówił terapeuta,
internety i Inga. No bo co? Ja nie dam rady? Trzymajcie mi piw... Nieważne... Fajnie! Trochę się obawiałam, gdy zobaczyłam u siebie zgłoszenie bloga z
czymś na wzór miniatur, że miniatury te będą pod wpływem stylu do siebie
podobne, tu jednak widzę, że starasz się dopasowywać narrację do charakteru
narratora i wychodzi ci to naprawdę dobrze.
W komentarzu pojawiło się pytanie odnośnie
do Ingi – feministki i to akurat wyłapałam samodzielnie. Nawet przyszło mi do
głowy, że bardzo chętnie przeczytałabym kiedyś tekst opisujący jej stanowisko i
perspektywę, na przykład po tym, jak się dowiedziała o utracie pracy męża.
Wydaje mi się, że takie korelacje raz na jakiś czas i ukazywanie różnych
perspektyw jednego problemu mogłoby dodać głębi, choć byłoby to jedynie
urozmaicenie już różnorodnej, wielobarwnej twórczości.
Poprawiam aluminiową czapeczkę i lecę szukać kosmitów!
(…) jesteśmy zewsząd bombardowani
informacjami, nowinkami technologicznymi, co chwilę są nowe odkrycia i
nawet najtęższe umysły nie są w stanie przyswoić tak wielu danych. – Dość
mocno przeszkadza mi to powtórzenie. Może dlatego że podkreślenie brzmi dość tandetnie.
Sugeruję: dokonywane są nowe odkrycia/co chwilę ktoś coś odkrywa/co
chwilę odkrywane są nowe rzeczy i tym podobne.
Podoba mi się ten tok rozumowania:
Dawniej ksiądz był w stanie wykluczyć ze
społeczności dowolną osobę, a ludzie dookoła godzili się na ten
ostracyzm. Za fasadą miłosierdzia kryło się wiele zła, a osoby
niegodzące się z dogmatem musiały liczyć się z konsekwencjami i albo zapomnieć
o swoich poglądach, albo żyć w odosobnieniu, akceptując potępienie ze
strony własnej społeczności.
Czy dzisiaj jest inaczej? A może
dopiero nas to czeka? Wyobraźcie sobie, że zrezygnujemy całkiem z gotówki, a
pieniądze będą jedynie walutą wirtualną (zabawne — pieniądze są symbolem
kruszcu, a e-waluta symbolem pieniądza — operujemy symbolem symbolu!).
I o ile w przypadku Teorii Wielkiego
Wybuchu, [przecinek zbędny] raczej nie zanosi się na zmianę
stanowiska, tak w przypadku ewolucji chciałbym w nią wierzyć. – Albo: O
ile…, o tyle.. Albo: Jak…, tak...
W wielkim skrócie teoria ewolucji wygląda
tak: [Uwaga! Dla uproszczenia łączę dwie główne teorie powstania życia —
samorództwa i zewnętrznej ingerencji — bo dla mnie obie są równie
prawdopodobne.]
Była sobie Ziemia, a na niej praocean. – Nawias wyniosłabym do nowego akapitu; inaczej dziwnie wygląda ta wielka
litera w podkreśleniu, tak naprawdę w środku zdania. Natomiast kropkę w
nawiasie wynieś na zewnątrz.
Ewentualnie możesz nawias zostawić w
obecnym akapicie, ale kropkę w nawiasie usuń, a dwukropek przesuń na sam
koniec, za nawias.
Na początku tekstu bohater zwraca się do
jednej osoby:
Zostałeś skazany na los błazna
podporządkowanej mainstreamowi masie posłusznych homo non sapiens. By kilka zdań dalej mówić do grupy: Zaczęło boleć? Czujecie dyskomfort
po tych słowach? To dopiero początek! Przydałoby się to ujednolicić. Jak
widzisz, nie mam innych uwag do tekstu, poza takimi czysto technicznymi.
Zagaiłaś pod ciekawy temat; bohater wielokrotnie wspomina do tego, że
rozpoczyna gównoburzę.
Z drugiej strony, gdy tak o tym myślę,
wydaje mi się, że po tym tekście najbardziej czuję, że jest falsyfikowalny. Że
to nie jest oryginalny wpis na blogu jakiegoś ciekawego teorii zapaleńca, ale
post, który ma coś takiego ledwie przypominać. Nie bardzo wiem, skąd się wzięło
to odczucie. Może stąd, że stylizacja bohatera jest dość podobna do matki z
pierwszego posta oraz do faceta z poprzedniego...? Dużo tu ironizowania,
humoru, młodzieżowego slangu. Wpis wygląda trochę tak, jakby ktoś starszy
chciał wypowiadać się jak młodzież. Nie czuję autentycznego luzu, ale luz
pozorowany. I z jednej strony wiem, że to pozory, bo to blog i bo mówi o tym
zakładka – jesteś jedną autorką, kreatorką wielu bohaterów. Z drugiej strony
mogłabyś bardziej pokombinować ze stylizacją, nie korzystać tak często z
utartych już środków (na przykład zwrotów do tłumów, żartobliwych wtrąceń,
czasem wydających mi się, że użytych na siłę). Aby każdy bohater był
zdecydowanie bardziej unikatowy.
Zdejmuję aluminiową czapeczkę i siadam przed komputerem
(...) ludzie, którzy lubią dociekać i dla
których nie wystarczają narzucone rozwiązania. – (...) i którym nie wystarczają…
Żeby to zobrazować[,] przyjrzymy się jednej z kategorii teorii spiskowych — tej, która
dotyczy władzy.
Na pewno nie będę omawiał każdej znanej mi
teorii. To nie ma sensu — tego typu materiałów jest mnóstwo i kilkoma
kliknięciami będziecie w stanie do nich dotrzeć. – Czemu znów czuję, że ktoś tu chodzi na skróty? No dobra, nie wymagam
przecież wpisu o tych wszystkich teoriach. Ale… to nadal jest blog, więc czemu
nie podlinkować jakiejś teorii, którą bohater zna? Dzięki temu można by
przybliżyć jego problem, nie pozostawiając wrażenia, że jest on nieautentyczny,
ogólnikowy, bezpieczny. Przecież miało być niebezpiecznie, miało być
intrygująco. Dlaczego więc wciąż czuję, że żadna z granic nie została
przekroczona? Że trzymamy się ogółu i mało co jest wystarczająco bliskie?
Dopiero dalej w tekście robi się
ciekawiej, ponieważ przywołujesz konkretniejsze przepowiednie i momenty
historyczne: mitologia egipska, przepowiednie Nostradamusa, illuminaci… Z
drugiej strony obawiam się, że takie rzucanie wszystkim naraz spowoduje
trudności ze skupieniem u czytelnika. Ale aby to ocenić, trzeba by przeczytać
całość. To, co napisałaś do tej pory, wygląda na intrygujące i chce się czekać
na ciąg dalszy, podoba mi się również motyw, że ponownie dostajemy narratora,
którego już znamy. Większa ilość tekstu od jednego mówcy pozwolić może lepiej
zrozumieć zarówno jego charakter, jak i jego środowisko. Do tego część ta jest
podobna do jedynki – nie mam wrażenia dwóch różnych narracji, choć mówca z
pierwszej części o aluminiowej czapeczce znacznie bardziej ironizował i wydawał
się pozorować coś bardziej.
Rośliny też czują ból!
Już sam tytuł sprawia, że wiem, o czym
będzie ten wpis. Nie ma w tym nic złego, jednak sama notka na późniejszym
etapie czytania nie zaskakuje tak, jak poprzednie.
Nie wiem, czy chciałaś, aby tak było –
postanowiłam nie dyskutować o poruszanych wątkach, a jedynie o tym, jakie mogą
przynosić efekty i czy odpowiednio działają – ale narratorka brzmi
trochę jak hipokrytka. Mianowicie z jednej strony mamy akapit:
Nie będę ukrywała, że staram się być
orędowniczką niektórych postaw, ale nie robię tego w sposób nachalny. Jeżeli
jestem ze znajomymi mięsożercami, nie obrzydzam im posiłku. Nie ma takiej
potrzeby. Najczęściej to oni zaczynają rozmowę na temat naszych różnych
koncepcji żywieniowych.
Z drugiej strony mamy natomiast:
Staram się nikogo nie oceniać, ale to naprawdę
trudne. Jeśli ktoś ma do wyboru produkty, w wytworzeniu których zwierzętom
musiano zadać ból i śmierć albo takie, które w sposobie produkcji nie mają tak
okrutnych praktyk i mimo to wybiera pierwszy rodzaj, to co mam o takiej osobie
myśleć? Powstrzymuję się przed oskarżeniami, ale trudno nie reagować choćby
poprzez próbę edukacji takiej osoby.
I po tym drugim zdaniu faktycznie
wyobrażam sobie, jak narratorka siedzi przy stole i to ona raczej próbuje
edukować z marszu. Jak wyżej – nie wiem, czy twoim celem było wykreowanie
osoby, którą można czytać na różne sposoby. Jeżeli tak, wyszło świetnie.
Jako czytelniczka, która do tej pory ani
razu nie wyśmiała żadnego z narratorów, robię się zmęczona tym, że w kółko
czytam zdania typu: To, co teraz napiszę, może zabrzmieć niepoważnie, ale
proszę, przeanalizujcie to. Musicie mi uwierzyć, że mam doświadczenie w
dyskusji z najróżniejszymi osobami i wiem, czego unikać. Możecie się śmiać, ale
najlepiej unikać badań naukowych. Rozumiem, dlaczego narratorzy ich używają,
ale raz, że przez nie mam wrażenie, że teksty pisze jedna osoba (nie wiem, czy
każdy człowiek wyraża swoje obawy podobnie, używając takich zwrotów), dwa –
teksty nie są długie, czytam je ciągiem, a więc nawet ze świadomością, że
zmienia się narrator i temat, ich nagromadzenie rzuca się w oczy. Praktycznie w
każdym poście znajdują się podobne konstrukcje, czasem bohaterowie używają
podobnych zwrotów i po kilka razy na wpis. To męczące.
Kurczę! Kiedy narratorka sięgnęła po
argument:
Musicie mi uwierzyć, że mam doświadczenie
w dyskusji z najróżniejszymi osobami i wiem, czego unikać. Jestem w
stanie przytoczyć przynajmniej kilkanaście naukowych opracowań, które dowodzą,
że człowiek jest w stanie żyć bez produktów odzwierzęcych i że dobrze to wpływa
na organizm, a moi oponenci oczywiście posiłkują się przeciwnymi
badaniami.
Sądziłam, że zaraz zapoznam się z jakimiś
choć szczątkowymi badaniami, zostaną mi przedstawione konkretne badania, choćby
i w formie ciekawostki. Tymczasem… to się nie wydarzyło. Dalej czytam, że
bohaterka nie będzie czegoś robić (Nie będę odnosiła się do brutalnych
filmów, które krążą po sieci) – zupełnie tak samo jak matka z pierwszego
posta (Nie będę przytaczać wszystkich przepychanek słownych z
rejestratorkami i pacjentami, bo zapewne zanudziłabym Was na śmierć) czy
facet z Prawdy czy głupoty (Nie będę przynudzał i opowiadał długą,
wzruszającą historię nawróconego alkoholika). Te podobieństwa mocno rzucają
się w oczy, bo jako czytelnik wiem już, co oznaczają – trochę drogę na skróty. Pamiętasz,
jak w tekście o matce zarzuciłam ci zbyt małą liczbę przykładów, by przekonały
mnie argumenty kobiety i bym miała punkt podparcia dla jej argumentów, abym jej
uwierzyła? Tu się dzieje to samo. Z jednej strony mam wrażenie, że bohaterka
przez część posta stara się być merytoryczna, po czym odwołuje się jedynie do
emocji: do wspomnienia kury z dzieciństwa, do porównywania cierpienia psów z
cierpieniem krowy. Nie oceniam tego. Ale teksty w stylu: znam badania, ale nie
powiem wam jakie… no, nie brzmi wiarygodnie, przez co bohaterka przestaje być w
moich oczach przekonująca.
Poza tym tutaj pokrywa się również
stylizacja, mamy chociażby przeglądanie internetów. Ale jedno, reszta
tekstu nie jest już slangowa. To tak jak w poprzednim tekście w oczy rzuciła
się gównoburza, a w tekście faceta, który dość lubił piwo, pojawia się
nawiązanie do Janusza… Tylko że gdybym tak wzięła ludzi z różnych środowisk i w
różnym wieku, czy każdy znałby współczesny slang i posługiwałby się nim? Tym
bardziej rzuca się to w oczy, gdy większość tekstu jest jednak mocno poprawna,
a slang jest okazjonalny. Jeszcze pamiętam, że w Prawdzie czy głupocie chwaliłam
cię za to, bo stylizacja mocno różniła się od tej z poprzedniego wpisu, od Oceniaj
w ciszy. Ale teraz nie jestem już pewna tamtych komplementów; czy celowo
chciałaś kreować luzaka, czy po prostu lubisz pisać luźno i gdy tylko temat
jest lżejszy (na pewno lżejszy od kazirodztwa), to starasz się pisać bardziej
od niechcenia, sugerować swobodę. Ale czy naprawdę nie da się jej oddawać
innymi sposobami?
A może frytki do tego?
Jakiś człowiek właśnie podchodzi do
bezdomnego, który leży nieprzytomny w rowie. Upewniwszy się, że bezdomny
oddycha, nieznajomy próbuje nawiązać z nim kontakt, ale bezdomny nie odpowiada.
Przechodzień wyciąga telefon i roztrzęsionym głosem zgłasza, że ktoś stracił
przytomność. Jak nazwiecie tego człowieka? Mianem bohatera? A może opiszecie go
jako wzór do naśladowania? Nic mi do tego. Ja nazwę go idiotą.
Oj, oj, jaki nieczuły drań ze mnie! Fe!
Już? Nawrzucaliście mi do woli? Świetnie.
Tu cieszyłam się, że zaczynamy zupełnie
inaczej: od czasu teraźniejszego i trzeciej osoby. Zainteresowałaś mnie, ale po
pierwszym akapicie znów mamy sarkazm, znów mamy uprzedzanie pretensji, które
jakoby miał mieć czytelnik. Znów jest powtarzalnie.
Dziwi mnie też trochę ta stylizacja. Z
jednej strony mamy wykorzystywanie imiesłowów biernych (zakończonych na -łszy),
które nie są dziś, no cóż, popularne, mamy też łacinę (ad rem), mamy słowa
fachowe, mamy drania zamiast dupka, a potem… potem dzieją się gówna,
kurwy i ruchania. Mam dysonans poznawczy, że tak powiem.
Nie mam natomiast nic do dodania w kwestii
fabuły. Temat jest mi dość bliski, ponieważ przeprowadzałam kiedyś serię
wywiadów ze streetworkerami z mojego miasta. Usłyszałam od nich dokładnie to
samo, ale w lżejszej i mniej nacechowanej agresją formie: osobom bezdomnym
powinno się pomagać, podając im wizytówkę MOPS-u. Wręczając pieniądze czy
jedzenie, udowadniamy im, że są w stanie wyżyć na ulicy, a więc nie muszą nic
zmieniać. Nie jest to dla nich żadna motywacja, a wręcz przeciwnie, niezły
biznes. W ramach ciekawostki dowiedziałam się również, że tylko dwie z
kilkunastu kojarzonych pod supermarketami w moim mieście osób są faktycznie
bezdomne, inne po prostu wychodzą do pracy. Również w moim mieście
rozdawało się kiedyś wózkowe żetony z adresami domów pomocy, gdyby ktoś pod
sklepem chciał za nas odprowadzić wózek. W sumie nie ma to zbyt wiele do oceny
ani fabuły twojego wpisu, ale stwierdziłam, że może warto o tym wspomnieć. Tym
bardziej że – jak widzisz – to kolejny raz, gdy bohater już na wstępie broni
się przede mną, jakbym miała go za jego opinię pochlastać, a wcale nie miałam
takiego zamiaru. Czasem czuję się, jakbym nie nadawała się do czytania twojego
bloga, wchodziła gdzieś czytać coś, co mnie nie dotyczy. Jakby blog był
przeznaczony osobom bardziej skrajnym, zamkniętym. Nie wiem, czy w polskiej
blogosferze na takich trafisz. Może musiałabyś materiał publikować gdzieś na,
nie wiem, Facebooku. Albo Wattpadzie. Twoja treść sprawdzi się, gdy dotrze do
odpowiedniego odbiorcy; nadaje się do tego, by ją rozprzestrzenić. Mam
wrażenie, że na samym Blogspocie trochę się marnuje. Zdecydowanie tkwi w niej
większy potencjał. Tym bardziej cieszę się, że zdecydowałaś się podesłać mi
tekst, którego jeszcze nie opublikowałaś na blogu.
Postanowiłam nie tworzyć szerokiego
podsumowania ani nie wystawiać ci noty końcowej – mam wrażenie, że przeciętny to zdecydowanie za mało, a dobry... cóż, pewnie, czemu nie, ale ocena jednak jest za krótka, bym notę tę wystawiła z zupełnie czystym sumieniem. Głównie po przeczytaniu całego
bloga trudno mi powiedzieć, czy wszystkich narratorów mogę uznać za
charakterystycznych. Momentami (jak pisałaś mi również w zgłoszeniu) też miałam wrażenie, że język kolokwialny nie pasuje, oddaje starego-maleńkiego, który chce być modny i robić fejm w sieci. Poza tym niektóre teksty, na przykład ten o matce, mógłby być nieco bardziej rozwinięty w przykłady i mniej chaotyczny, to samo sugeruję w przypadku tekstu o wegance. Chciałabym dojść do wniosku, że dalej będzie lepiej, w dalszym ciągu obserwując twój blog i sprawdzając, w jaką stronę się udasz. Skłaniam się jednak w stronę odpowiedzi, że powinnaś popracować
nad stylizacją każdej jednostki z osobna, bo na razie się trochę zlewają.
Jednocześnie podobają mi się tematy, które dobierasz i nie mogę doczekać się,
jakie następne wątki poruszysz i czy narratorzy, których już znam, zabiorą
jeszcze głos. A może zabiorą go ich bliscy, na przykład Iga czy brat dziewczyny
z drugiego tekstu? A może syn matki-nie-madki, kwikający z jakichś madek pod
memami na Fejsie...? Wiem, że twoja praca ma ogromny potencjał i możesz z nią
pójść właściwie w którymkolwiek kierunku.
Mam jednak wrażenie – choć to akurat
pewnie kwestia gustu – że dotarłaby do mnie bardziej, gdyby pisana była do
odbiorcy pojedynczego, nie do jakichś Was. Czasami pisałaś w ten sposób,
częściej jednak bohaterowie przemawiali do ogółu. Jednak zdaję sobie sprawę z
tego, że takie pisanie jest trudne, bo w języku polskim odmieniamy przez
rodzaje: i żeńskie, i męskie. Omijanie niefortunnych przypadków językowych, w
których trzeba zwrócić uwagę na płeć odbiorcy, wymaga potwornej zręczności
– umiejętności składania zdań w taki sposób, aby nie dopuszczać do sytuacji, w
której odmienia się czasowniki w czasie przeszłym w rodzaju męskim, a odbiorcą
jest akurat kobieta. Nie chcę więc w żaden sposób cię do tego zmuszać, zresztą
sama na swoim blogu lifestyle’owym często piszę, korzystając z liczby mnogiej.
Nasze założenia są jednak zgoła inne; mój blog to miejsce znacznie luźniejsze i
odbiorca nie musi, czytając, wchodzić w skórę moją – bohaterki – natomiast w
przypadku twojego bloga, jego treści i formy przekazu na pewno właśnie na tym
najbardziej ci zależy. By czytelnik pochodził w butach aktualnego mówcy –
lepiej zrozumiał jego punkt widzenia właśnie przez utrwalenie więzi. Sądzę, że
dałoby się to uzyskać, pisząc tak, by czytelnik czuł, że mówca ten zwraca się
właśnie do niego. Tego trochę mi brakowało. Niech pozostanie więc luźną
sugestią, byś – choć raz i na próbę – spróbowała napisać wpis kierowany do
jednostki, nie grupy. Jak eksperyment, to pełną parą, nie? Spróbuj więc
poeksperymentować; szczerze cię do tego zachęcam.
Chyba pierwszą rzeczą, jaką wypada zrobić w takiej sytuacji, jest podziękowanie za poświęcony czas. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńNajpierw słów kilka o stylu, języku. Tak bardzo starałam się uciec od tego, w jaki sposób mówię, piszę na co dzień, że nawet zauważyłam, a wyszedł mały potworek, który opanował wpisy. Jeżeli będę kontynuowała pisanie na blogu, muszę podjąć z nim walkę.
W przypadku powtórzeń, błędów – nie ma sensu się do tego odnosić. Zwyczajnie masz rację, a jeżeli gdzieś nie będę się zgadzała, grzecznie spytam. ;) W Założeniach spójność dotyczyła nie wszystkich tekstów, tylko każdego z osobna – żeby każdy był zamkniętą, spójną całością, która dotyczyć miała konkretnego bohatera.
Przyznam, że jestem dokładnie tak samo skołowana i zagubiona, jak wtedy, kiedy zgłosiłam się po ocenę. Nie chciałam tego pisać wprost – ani na blogu, ani w wiadomości do Ciebie – ale skoro jestem już po ocenie i najprawdopodobniej nie powrócę do pisania, mogę chyba zdradzić moje intencje. Jestem ciekawa, czy kiedy o tym napiszę, inaczej spojrzysz na niektóre teksty, a może nadal pozostaną chaosem?
Ten dysonans poznawczy, o którym pisałaś, był celowy. W założeniach postaci miały mówić, żeby przekonać czytelników, a to w jaki sposób to robiły i to, czego nie powiedziały, miało być hintem: Hej! Na pewno jest tak, jak mówisz? Coś mi tu nie pasuje.
Przede wszystkim musiały być to teksty krótkie, bo stworzenie jednego wymagało naprawdę sporo czasu, żeby równocześnie wypowiedź bohatera brzmiała przekonująco, ale też musiałam zawrzeć te podpowiedzi, które burzyły wiarygodność postaci. Chciałam stworzyć teksty, w których osoby zgadzające się z prezentowanym poglądem mogły się z nim utożsamić, ale też dać kilka hintów, dzięki którym osoby niezgadzające się mogły znaleźć punkt zaczepienia do krytyki takiej postawy albo postaci. Teraz brzmi to lekko, ale kiedy pisałam, miałam niezły mętlik w głowie, a każde zdanie było walką. ;)
Ślicznie dziękuję za komentarze; postaram się odpisać na wszystko, co jeszcze mogłabym uzupełnić. Najpierw jednak zapytam o tę rozbieżność: Jeżeli będę kontynuowała pisanie na blogu, muszę podjąć z nim walkę. vs najprawdopodobniej nie powrócę do pisania. Jak mam to rozumieć? W sensie... naprawdę chcesz porzucić ten projekt? Mam nadzieję, że to nie przez samą ocenę; byłoby szkoda, podtrzymuję moje zdanie, że jest tu pole do popisu i ogromny potencjał w założeniach.
UsuńTen dysonans poznawczy, o którym pisałaś, był celowy. W założeniach postaci miały mówić, żeby przekonać czytelników, a to w jaki sposób to robiły i to, czego nie powiedziały, miało być hintem: Hej! Na pewno jest tak, jak mówisz? Coś mi tu nie pasuje. – O, widzisz, przy pierwszym tekście nie wyczułam, że jest to celowe. Dostrzegłam to, ale nie miałam pewności, czy było to zgodne z twoimi założeniami, czy... tak po prostu wyszło i może gdy o tym napiszę, zechcesz coś w tekście i kreacji postaci poprawić. Nie obstawiałam, że to, czego bohaterka nie powiedziała, jest hintem, jednocześnie czując, że ewidentnie czegoś brakuje i gdybym podjęła się dyskusji w komentarzach, kobietę łatwo dałoby się zbić z jej tropu albo doprowadzić do większej frustracji. Nie czułam jednak, by ocena była odpowiednim do tego miejscem, by brać udział w twoim eksperymencie.
Odpowiadając na pierwsze pytanie, trudno mi uwolnić się od zarzutu w drugiej części Twojego komentarza.
UsuńNajprawdopodobniej przerwę pisanie, bo nadal nie uzyskałam jednoznacznej odpowiedzi, na którą liczyłam (i nie mam Ci tego za złe!), ale jeżeli postanowię kontynuować, będę musiała skupić się na wyeliminowaniu tych aspektów, na które zwróciłaś mi uwagę. Nie widzę sprzeczności w tych zdaniach. ;)
Nie byłaś częścią żadnego eksperymentu, ale nie mogłam napisać o założeniach wprost, bo wówczas to na te aspekty zwracałabyś uwagę. Chciałam – między innymi – dowiedzieć się, czy dla osoby, która zna się na pisaniu, prowadzeniu narracji, kreowaniu postaci itd. moje założenia okażą się oczywiste. Nie okazały się i dlatego jestem zagubiona. Nie wiem, co o tym myśleć, bo czytając ocenę, widziałam zarzuty w miejscach, nad którymi najmocniej pracowałam, żeby tak właśnie wyglądały. Rozumiesz chyba moje skołowanie. ;)
Rozumiem.
UsuńWydaje mi się, że to, że twoje założenia nie okazały się oczywiste, to w sumie... plus, i to całkiem spory. Pamiętaj, że czytelnik nie postawi się na miejscu oceniającego tekst pod względami takimi, o jakich próbować będzie napisać coś oceniający. Poczułam, że moim zadaniem jest napisać o wątpliwościach, uznałam, że po to jest ci ocena – aby je skonfrontować ze swoimi założeniami. A co z tego, że się nie pokryły? Jakie będzie mieć to znaczenie dla postronnego czytelnika? A skąd wiesz, czy gdybym przyszła na bloga nie jako oceniająca, a jako zwykły czytelnik, nie zostawiłabym kilku komentarzy w stylu: Panie bohater, ale pan pieprzysz głupoty...? Gdybym tak zrobiła, pewnie byłabyś bardziej usatysfakcjonowana. Uwierz, że w tekstach matki, alkoholika czy weganki poczułam szczerą chęć, by tak zrobić. W innych – nie; kogoś polubiłam bardziej, a kogoś mniej. Z kimś zgadzam się bardziej, a z kimś – zupełnie wcale lub pozostałam neutralna. Na moje oko więc twój eksperyment poniekąd działa. Nie wiem, czy możliwe jest, by w równym stopniu działał na wszystkich.
Właściwie nie sądzę, by tak było.
W obliczu tego, że postaci miały wyjść na hipokrytów (z jednej czy drugiej strony, w zależności od punktu widzenia czytelnika), mogłyby się trochę bardziej różnić stylistycznie; resztę moich zarzutów możesz śmiało olać, serio. ;) To nawet nie miały być żadne zarzuty, bardziej wskazówki dla ciebie. Nie wiedziałam, które z nich uznasz za przydatne, bo nie znałam założeń twojej wizji. I w sumie dobrze.
Może od początku przybliżę każdą z postaci i przedstawię ją od kuchni.
OdpowiedzUsuńDzietna lambadziara
Tutaj hintów było kilka.
Nieobecność ojca dzieci i samych dzieci. Pisała tylko o sobie, a dzieci były wykorzystywane w wywodzie tylko w sposób utylitarny, żeby móc podkreślić swój ciężki los.
Bohaterka równocześnie pisała o tym, że lubi pracę i pracuje w czasie ciąży, ale w następnym akapicie już szukała sposobu, żeby usprawiedliwić jak najszybsze pójście na macierzyński. Pierwsza wypowiedź miała służyć tylko i wyłącznie szukaniu poklasku wśród odbiorców tekstu.
Czy bohaterka na pewno nie była roszczeniowa? Sama zwróciłaś na to uwagę. Mało było o narodzonych dzieciach, ale o ciąży? Najwięcej. Dlaczego? Może dlatego, że to dla niej było najważniejsze, bo z tego tytułu mogła czerpać najwięcej korzyści.
Opisane sytuacje musiały być szczątkowo przedstawione, jeżeli chciałam zachować niejednoznaczność postaci. Gdyby bohaterka drobiazgowo opisała przebieg wszystkich tych wydarzeń, być może okazałoby się, że nie była tak niewinna, jak próbowała to przedstawić. O co jej chodziło? Nie o prawdę, tylko o przekonanie odbiorców do swojego stanowiska.
Czy to pełny obraz tej bohaterki? Nie. Jest też druga część, ta, którą widać na pierwszy rzut oka. Czy któraś jest bardziej wiarygodna? Mam nadzieję, że nie. Chciałam, żeby obie istniały równolegle.
Oceniaj w ciszy
W tym tekście nie pokusiłam się o wiele hintów, bo to temat delikatny. Przeciwnicy nie muszą mieć dodatkowej pożywki, żeby znaleźć punkt zaczepienia do krytyki, ale osoby, które trochę przywiązały się do bohaterki i współczują jej? Tutaj znalazłam małe pole do manewru. W dwóch fragmentach bohaterka w sposób pejoratywny wypowiedziała się o innych mniejszościach seksualnych. Jeżeli kogoś dostatecznie przekonała tym tekstem, najprawdopodobniej uzna to za frustrację i nie będzie miał jej tego za złe, ale jeżeli ktoś się wahał, być może uzna to za hipokryzję.
Prawda czy głupota?
W tym tekście moim zamysłem było pokazanie kwestii prawdy i kłamstwa. Oczywiście, tytuł współgra z tym, co bohater mówi i jak odbiera sytuację, w której się znalazł, ale chodziło też o drugą warstwę – czy warto wierzyć bohaterowi?
Bohater (mam nadzieję) wręcz obsesyjnie pilnuje, żeby mówić prawdę i tłumaczy to terapeutą. Ale. Czy gdyby zawsze mówił prawdę, tak bardzo zwracałby na to uwagę? Miałam nadzieję, że jeżeli ktoś nie polubi bohatera, doszuka się kłamstw w tej wypowiedzi pełnej zadeklarowanej prawdy. Czy na pewno nie było przemocy w domu? Czy nawet gdybyśmy spytali Ingę, być może ofiarę przemocy domowej, potwierdziłaby, czy milczałaby zastraszona? Czy Inga jest feministką? Czy może to autor widzi ją taką i uznaje to za coś negatywnego, bo nadal czasem nie postępuje tak, jakby tego chciał? Czy na pewno problem z pracą wyszedł przy badaniach okresowych? A może był inny powód, przez który go zwolnili? Czy autor przestał pić?
I znowu – mam nadzieję, że obie te wersje mogą istnieć równolegle. Miałam nadzieję, że niektórzy bez zbędnych pytań popłyną razem z bohaterem, a niektórzy podważą jego słowa, bo to obsesyjne deklarowanie mówienia prawdy wyda im się podejrzane.
Poprawiam aluminiową czapeczkę i lecę szukać kosmitów!
I w sumie ten drugi, nieistniejący jeszcze w pełni, tekst ma tę samą myśl przewodnią. Miałam nadzieję, że uda mi się stworzyć bohatera, który będzie mówił w sposób autorytarny, nie dając miejsca na wątpliwości. A tam, gdzie pozornie to robił i tak miał nadzieję uzyskać spodziewany efekt. Bohater miał mówić o otwartym umyśle, napisałam też mały apel na koniec o samodzielnym myśleniu, ale jego zamiary miały być widoczne w całym tekście – chciał przekonać do swojego stanowiska i uznawał je za jedyne słuszne (co miało kłócić się z apelem), a jeżeli ktoś myślał inaczej, był przez niego uznany za homo non sapiens.
Ad lambadziary – jak wyżej, na tym etapie nie sądziłam, że roszczeniowość i skupianie się na tym, co dla niej było najważniejsze, bo z tego tytułu mogła czerpać najwięcej korzyści. jest celową kreacją. Teraz czuję to wyraźnie, wtedy nie podejrzewałam, ale dostrzegłam. Mój brak podejrzeń to chyba najlepszy dowód na to, że udało ci się uzyskać zamierzony efekt: Chciałam, żeby obie istniały równolegle. – Sądzę, że wyszło naprawdę zgrabnie.
UsuńOceniaj w ciszy
W dwóch fragmentach bohaterka w sposób pejoratywny wypowiedziała się o innych mniejszościach seksualnych. Jeżeli kogoś dostatecznie przekonała tym tekstem, najprawdopodobniej uzna to za frustrację – tak właśnie było; te drobiazgi zupełnie mi umknęły, nawet nie zwróciłam na nie uwagi. Nie odczuwałam negatywnych emocji, myśląc o tej postaci; zresztą jej historia podobała mi się najbardziej. Była opisana szczegółowo, budowała napięcie, a na końcu pojawił się mocny plot twist.
Prawda czy głupota
Nie chciałam o tym pisać w ocenie, ale ten narrator przypadł mi do gustu najmniej. Tu wyraźnie widziałam jego hipokryzję, mam też alergię na hehehehe-och-ten-hehehe-feminizm-hehehehe śmieszków. Z jednej strony zakładam, że tekst ci się udał, bo wywołał we mnie emocje; czułam, że bohater się usprawiedliwia, że robi z siebie idiotę w sieci, zrobiłam nawet research (!), pytając Ayame, czy istnieje szansa na takie procedury medyczno-prawne, którymi się usprawiedliwiał... Uznałam, że nie napiszę o tym w ocenie, bo chciałam, by dotyczyła ona formy przekazu, a nie emocji czytelniczych; nie chciałam też tu pisać tego, co powinno znaleźć się w dyskusji pod postem.
Poprawiam/zdejmuję aluminiową czapeczkę...
Miałam nadzieję, że uda mi się stworzyć bohatera, który będzie mówił w sposób autorytarny, nie dając miejsca na wątpliwości. A tam, gdzie pozornie to robił i tak miał nadzieję uzyskać spodziewany efekt. – Przyznam, że tu spudłowałam i nie miałam takiego odczucia. Nie przeszkadzał mi nieco autorytarny ton narratora, w moim odczuciu granica wolności do swojej opinii nie została przekroczona, nie czułam, by ktokolwiek coś mi narzucił. Wręcz przeciwnie – to, o czym bohater mówił, wydawało mi się ciekawe i chciałam obrać tego szerszy aspekt, właśnie prosząc o choćby o linki do teorii. Zasugerowałam je, ponieważ nie poczułam, by brak uzupełnienia w niektórych momentach był z twojej strony celowy.
Pisałam, że trochę irytują mnie zwroty do odbiorcy, próbujące nawiązać z nim dialog, ale widziałam je też w poprzednich tekstach i uznałam, że to jakaś część wspólna dla każdego bohatera. Nie wiedziałam, czy celowa, czy nieumyślna, bo z twojego przyzwyczajenia, osobistej stylizacji i tym podobne. Na pewno nie podejrzewałabym tego, że ma to na celu ukazanie kogoś, kto usilnie stawia na swoim i przekonuje do swoich jedynych racji. Było to irytujące, ale głównie przez powtarzalność zabiegu.
Sądzę, że wyszło naprawdę zgrabnie. Jestem jeszcze bardziej skołowana, więc chyba przemilczę komentarze dotyczące samych postów. Rozumiem jeszcze mniej.
UsuńRośliny też czują ból
OdpowiedzUsuńI po tym drugim zdaniu faktycznie wyobrażam sobie, jak narratorka siedzi przy stole i to ona raczej próbuje edukować z marszu. Jak wyżej – nie wiem, czy twoim celem było wykreowanie osoby, którą można czytać na różne sposoby. Jeżeli tak, wyszło świetnie.
O cholera! Wcześniej umknęło mi to zdanie – tak! Tak, o to mi chodziło! Ale nie tylko w przypadku tego tekstu. ;)
Odpuszczę sobie jedynie przedstawienia motywów, które miałam w przypadku A może frytki do tego? Obawiam się, że wywołałabym tylko absolutnie niepotrzebną dyskusję, a tego macie czasami aż zbyt dużo. ;)
I nie wiem, jak sformułować linię obrony. Bo równocześnie masz rację, ale nie wydaje mi się, żebyś dobrze zrozumiała przynajmniej jedno zdanie, które przytoczyłaś, żeby pokazać moją powtarzalność.
Najwidoczniej to był zły pomysł, żeby wszyscy bohaterowie przyjęli postawę pasywno-agresywną. Chciałam coś takiego zrobić, bo wydawało mi się to dość naturalne – kiedy ktoś wie, że mówi / pisze na temat rzeczy niepopularnych, od razu chce się obronić i zrzucić część winy na odbiorców. Uważasz, że to w ogóle nieusprawiedliwione, czy należy to zrobić dla każdego bohatera inaczej?
Te podobieństwa mocno rzucają się w oczy, bo jako czytelnik wiem już, co oznaczają – trochę drogę na skróty.
Dałaś wcześniej cytaty, do których się odniosę.
W przypadku matki z pierwszego tekstu ( Nie będę przytaczać wszystkich przepychanek słownych z rejestratorkami i pacjentami, bo zapewne zanudziłabym Was na śmierć) wydaje mi się, że mam dobre wytłumaczenie – mogło ich po prostu nie być, matka mogła hiperbolizować i to miał być hint, żeby inaczej odbierać tę postać.
Jeżeli chodzi o Prawda czy głupota? to jest to zdanie, które mam wrażenie, że źle odebrałaś. Nie będę przynudzał i opowiadał długą, wzruszającą historię nawróconego alkoholika. Cały ten akapit… był kłamstwem, co sam bohater przyznał, dlatego nie było historii nawróconego alkoholika. ;)
W Rośliny też czują ból! mam najwięcej wątpliwości co do zasadności tego zagrania. Nadal chodziło mi o to, żeby pozostawić jakieś hinty, ale tutaj faktycznie zgodzę się w stu procentach z jednym zarzutem (tym odnośnie badań), ale z drugim nie jestem w stanie się zgodzić (tym związanym z filmami).
Jeżeli chodzi o poprawność językową mam wątpliwości, czy na pewno błędem jest powtarzanie spójników? Albo (…) albo (…)? Taka konstrukcja jest błędem, jeśli używam jej świadomie? Zawsze uważałam inaczej – mogłabyś rzucić mi jakimś linkiem, żebym samodzielnie przeanalizowała tę zasadę? Co do innych moich wpadek: nie mam wątpliwości, że są wpadkami. ;)
Nie wiem, czy będę kontynuowała pisanie. Nie mogę więc obiecać, że spróbuję napisać wpis kierowany do jednostki, nie grupy. Miałam nadzieję, że moje intencje będą bardziej czytelne. I nadal nie wiem – to kwestia złego pisania, nieudana próba zrobienia zbyt wielu rzeczy na jednej płaszczyźnie, czy… czego?
Stylizacja – jeżeli pojawią się nowe teksty, na pewno nad tym zapanuję.
Chyba muszę mieć jeszcze trochę czasu, żeby przemyśleć, czy jest sens to ciągnąć. Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby (tym razem naprawdę) postawić na bohaterów tendencyjnych, bez pozostawiania możliwości na inne ich odebranie, ale wtedy… nie wiem. Jak widać, nadal jestem skołowana i zagubiona. ;)
Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas.
Odpuszczę sobie jedynie przedstawienia motywów, które miałam w przypadku A może frytki do tego? Obawiam się, że wywołałabym tylko absolutnie niepotrzebną dyskusję, a tego macie czasami aż zbyt dużo. ;) – na dobrą dyskusję czasu zawsze za mało. :( śmiało, możesz napisać, bo chętnie się dowiem. Być może liczyłaś na to, że bohater poruszy mnie bezpośredniością, nie stało się tak, ponieważ tematyka nie jest mi obca, a z podobnym podejściem spotykałam się wystarczająco często, by nie robiło na mnie wrażenia. Pamiętaj jednak, że ja to nie wszyscy.
UsuńChciałam coś takiego zrobić, bo wydawało mi się to dość naturalne – kiedy ktoś wie, że mówi / pisze na temat rzeczy niepopularnych, od razu chce się obronić i zrzucić część winy na odbiorców. Uważasz, że to w ogóle nieusprawiedliwione, czy należy to zrobić dla każdego bohatera inaczej? – Trudna sprawa, szczerze mówiąc. Z jednej strony to naturalne, z drugiej – masz kilku narratorów z różnych środowisk, pewnie i w różnym wieku, o różnym wykształceniu, statusie... Każdy więc powinien mieć swój styl i charakter, a ja miałam wrażenie powtarzalnych środków, po które sięgali, by się usprawiedliwiać. Nie uważam, że to w ogóle nieusprawiedliwione, wręcz przeciwnie – wydaje się naturalne. Jednak gdy zrobił to ktoś kolejny, przewracałam oczami i myślałam coś w stylu: o, znowu ta śpiewka. Chyba najbardziej było to dla mnie męczące, gdy zaczęłam A może frytki do tego. Zaczynał się on inaczej niż poprzednie, więc naprawdę liczyłam na jakąś oryginalność, a tu jednak się okazało, że ironia jak ironia, wstęp podobny jednak do poprzednich; przypomniałam sobie, że jesteśmy w domu, że tak powiem.
wydaje mi się, że mam dobre wytłumaczenie – mogło ich po prostu nie być, matka mogła hiperbolizować i to miał być hint, żeby inaczej odbierać tę postać. – Gdy w pierwszym komentarzu wytłumaczyłaś mi, że było to zagraniem celowym, tu wytłumaczenie w sumie nawet nie było już mi potrzebne. Ale jednocześnie Nie będę przynudzał i opowiadał długą, wzruszającą historię nawróconego alkoholika. Cały ten akapit… był kłamstwem, co sam bohater przyznał, dlatego nie było historii nawróconego alkoholika. ;) – tu już znów bym tego nie zgadła, nie wiem, czy tylko ja; pamiętaj, że co odbiorca to zdanie. Może zapytaj innych czytelników?
ale z drugim nie jestem w stanie się zgodzić (tym związanym z filmami). – Pamiętaj też, że czytam cię ciągiem i większość postów łyknęłam w krótkim czasie. Zaczynanie zdań od nie będę tego czy tamtego tym bardziej rzuciło mi się w oczy w dwóch wpisach. Być może gdyby od jednego do drugiego wpisu minęły miesiące, nawet nie zwróciłabym na to w ogóle uwagi.
czy na pewno błędem jest powtarzanie spójników? Albo (…) albo (…)? – Nah, nie jest, zapędziłam się i pogrubiłam zupełnie niepotrzebnie. Daj mi sekundę, już to odgrubię. xDD
Miałam nadzieję, że moje intencje będą bardziej czytelne. I nadal nie wiem – to kwestia złego pisania, nieudana próba zrobienia zbyt wielu rzeczy na jednej płaszczyźnie, czy… czego? – Znam to uczucie. Dokładnie takie samo – gdy napisałam patchwork liryczny i po ocenie Hiroki [ocka 144] widać było, że zamierzenia i półsłówka, które wydawało mi się, sadziłam dość widocznie, w ogóle nie zostały dostrzeżone. (Do tej pory czekam na odpowiedź od Hiro; długo nie wiedziałam, co mam z tym fantem zrobić xD). Potem jednak doszłam do wniosków, że... to, co dla jednych odbiorców jest sufitem, dla innych może być podłogą. Nie każdy musi wiedzieć, co autor miał na myśli; do jednych coś trafi jasno, innym trzeba będzie pomóc, inni nie znajdą kontekstów wcale. I trudno. XD Taka ze mnie ałtoreczka, widzisz?
UsuńKurt Vonnengut powiedział kiedyś, że dobry autor powinien pisać w taki sposób, by zadowolić tylko jedną osobę: jeśli otworzysz okno i, nazwijmy to, będziesz kochać się z całym światem, twoje opowiadanie nabawi się zapalenia płuc. Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, dogadzaj więc przede wszystkim sobie i tym, którzy chcą cię czytać. Nawet gdy nie wychwyciłam niektórych kontekstów, nie znaczy to, że czytać cię nie chcę. Pisałam już – chętnie wrócę na twojego bloga, a nawet zobaczyłabym, jak eksperyment rozwijałby się w szerszych środowiskach sieciowych. Eksperyment prowadzony na 2-3 osobach może dać wyniki przekłamane, w które nie powinnaś wierzyć – to słaby wyznacznik. Sama ocena natomiast to jedynie wskazówka, sugestia. A już szczególnie w przypadku esejów czy refleksji. Jeśli dobrze się z nimi czujesz i sporym doświadczeniem i wyzwaniem, któremu chcesz sprostać, jest dla ciebie pisanie takich tekstów – rób to.
Będę trzymać za ciebie kciuki.
śmiało, możesz napisać, bo chętnie się dowiem. Chodziło mi o kwestię moralności. Tutaj próbowałam przedstawić osobę, która nie uważa, że to, co mówi może być złe w jakimkolwiek aspekcie. Z góry deprecjonuje wszystkie osoby, które mogą się z nim nie zgodzić, atakując, zanim ten atak powstanie nawet w sferze koncepcji odbiorcy. To nie miał być w założeniach bohater, który mówi tylko o bezdomnych. To miało być przedstawienie pewnego zaślepienia, ale też szansa na zastanowienie się – na ile to, że żyjemy w rozwiniętej cywilizacji, jest możliwe dzięki takim jednostkom, a na ile to utrudniają. Patrząc na kwestię bezdomnych przez pryzmat czysto utylitarny – bohater ma rację. Ale czy powinniśmy patrzeć na ludzi tylko w ten sposób, czy może wówczas odbieramy im człowieczeństwo? Druga kwestia jest taka, czy takie osoby same sobie tego człowieczeństwa nie odbierają, choć to chyba dyskusja czysto akademicka.
UsuńNie będę przynudzał i opowiadał długą, wzruszającą historię nawróconego alkoholika. Cały ten akapit… był kłamstwem, co sam bohater przyznał, dlatego nie było historii nawróconego alkoholika. ;) – tu już znów bym tego nie zgadła, nie wiem, czy tylko ja; pamiętaj, że co odbiorca to zdanie. Może zapytaj innych czytelników?
Nie wydawało mi się, że może być to inaczej odebrane niż tak, jak jasno wynika z tekstu. To bohater mówił, że skłamał, a na dodatek podkreślił, że historia jego alkoholizmu jest inna, więc nie mógł opowiedzieć wzruszającej historii nawróconego alkoholika.
Na wszelki wypadek skopiuję tutaj te dwa akapity, czy o ten fragment Ci chodzi, bo naprawdę nie widzę możliwości innego interpretowania. Nie jest to atak, zarzut, że nie potrafisz czytać, czy cokolwiek innego. Chciałabym tylko dowiedzieć się, czy ten fragment można inaczej interpretować, bo będzie to kolejna podpowiedź, że nawet kiedy mam wrażenie, że piszę wprost i łopatologicznie, w rzeczywistości jest inaczej.
Nie będę przynudzał i opowiadał długą, wzruszającą historię nawróconego alkoholika. Każdy taką słyszał albo domyśla się, jak może ona wyglądać, a moja nie różni się zbytnio od pozostałych — miałem wszystko, wszystko straciłem. Jakie to typowe. Zdecydowanie ciekawsza jest historia mojego powrotu do społeczeństwa.
No dobra, macie mnie — skłamałem. Nie miałem wszystkiego i wszystkiego nie straciłem. Nie zmieniło się nic, kiedy zacząłem pić, ale kiedy zacząłem się leczyć, posypało się wszystko. Zadowoleni? Ja na pewno nie.
Być może gdyby od jednego do drugiego wpisu minęły miesiące, nawet nie zwróciłabym na to w ogóle uwagi. Kolejna rzecz, o której nie mam pojęcia, co powinnam myśleć i jak to interpretować.
Za miłe słowa serdecznie dziękuję.
Czy czuję się dobrze w tym, co piszę? Chyba fakt, że zgłosiłam się po ocenę, jest dość... jednoznaczny. Miałam nadzieję, że moje wątpliwości zostaną rozwiane, ale nagromadziło się ich jeszcze więcej. Na szczęście na razie mam sporo na głowie i w najbliższej przyszłości będę mogła odciąć się od pisania. Być może powrócę, kiedy trochę to sobie poukładam.
To miało być przedstawienie pewnego zaślepienia, ale też szansa na zastanowienie się – na ile to, że żyjemy w rozwiniętej cywilizacji, jest możliwe dzięki takim jednostkom, a na ile to utrudniają. – Tutaj więc ci odpiszę, że nie wyczułam, by post nakierował mnie na takie myślenie i zagłębianie się w temat. Nie wiem jednak, co ci doradzić, by było to widoczne, bo może być tak, że gdy spróbujesz coś mocniej uwidocznić, dla innego czytelnika będzie to już wkładanie opinii do gardła i tłuczenie oczywistością po głowie. Każdy ma inny poziom otwartości na sugestie, tak sądzę. Najwyraźniej ja mam dość słabą. xD
UsuńNa wszelki wypadek skopiuję tutaj te dwa akapity, czy o ten fragment Ci chodzi, bo naprawdę nie widzę możliwości innego interpretowania. Nie jest to atak, zarzut, że nie potrafisz czytać, czy cokolwiek innego. – Faktycznie, mamy kłamstwo. Tu najwyraźniej umknęło mi czytanie ze zrozumieniem, podejrzewam jednak dlaczego. Przyznam, że bardziej skupiłam się na bagatelizującym tonie bohatera i tym, w jaki sposób już od wstępu się usprawiedliwia, jakoś od początku zapałałam do niego niechęcią, więc... sama zbagatelizowałam jego słowa i przeleciałam je do konkretów.