Tytuł: Ósmy pasażer tramwaju
Autor: Antoni Grycuk
Tematyka: miniatura psychologiczna/obyczajowa
Ocenia: Skoiastel
A za betę dziękuję Deneve i Elektrowni. <3
TREŚĆ
W głowie miałem, proszę pana, jak
pokazywał mi, jak się golić, [przecinek zbędny] czy
wiązać krawat. Tyle pytań mi się rodziło. A potem przyjeżdżał na kilka
tygodni i od razu się zaczynało, jak sobie radzę w szkole, czy mamie
pomagam, czy mam właściwych kolegów. – Sugeruję po od razu się
zaczynało dwukropek, nie przecinek.
Od razu się w nim zakochałem. W
mniejszym pokoju urządziłem sobie graciarnię, a w większym mieszkałem. – Ten rym dość kłuje w uszy.
Często kładłem się na łóżku na wznak,
rozpościerałem ręce na boki, słuchałem Bacha, Vivaldiego czy Bethovena i
próbowałem wyciszyć się (...). – Beethovena.
Już pierwsze akapity, które przedstawiasz,
są uczuciowe, intymne. Wspomnienia przytaczane przez narratora są szczegółowe,
czuć, że utkwiły mu w pamięci głównie za sprawą ojca, którego brakowało w domu.
Jestem w stanie się wczuć w atmosferę tego fragmentu; choć to raczej pourywane
skrawki wspomnień, nie żadna konkretna scena, opisujesz wszystko na tyle
plastycznie, że wizje pokoju i tego, co dzieje się za jego oknami, łatwo
generują się w wyobraźni. Podoba mi się fragment:
W lewym widziałem czubek drzewa, a na nim
siadające ptaki. Bardzo często zastanawiałem się, proszę pana, które z nich
przylatują tu sporadycznie, a które są stałymi bywalcami. Po pewnym czasie
nauczyłem się rozróżniać kilka z nich. Miałem wtedy wrażenie, jakby specjalnie
dla mnie przylatywały, chcąc okazać swoją wierność czy przywiązanie. W
środkowym oknie widziałem w oddali dwa słupy energetyczne, niezmienne przez
cały rok, jedynie druty zimą były krótsze, a latem dłuższe. W prawym oknie
przelatywały samoloty, porywając mnie w przestworza. Szybowałem wtedy wysoko
nad ziemią, wolny i niezależny.
Z drugiej strony potem dociera do mnie, że
to już nie są wspomnienia małego chłopca, który chciał pytać tatę, jak się
golić, ale dorosłego faceta, dziewiętnastolatka: Dostałem to mieszkanie od
rodziców. Bogaci są. (...) Mieszkanie dostałem zaraz na początku studiów.
Nie wiem, wydaje mi się, że w obliczu tych
informacji fragment o ptakach i samolotach jest trochę zbyt infantylny. Dziś
dziewiętnastolatek (tym bardziej że wspomniałeś o bogatych rodzicach) nie musi
być zamknięty w czterech ścianach, a jeśli chce latać jak ptaki czy samoloty,
może kupić bilet na tani lot właściwie... gdziekolwiek. To nie jest już małe
dziecko wierzące w Piotrusia Pana.
Podobno bohater czuł, że potrzebował nie
tyle oficjalnego ojca, a kumpla, ale… czy bohater nie chodził do szkoły? Nie
miał w niej znajomych? A może uczył się prywatnie lub w domu? Może był chory i
z tego domu nie wychodził? Jeśli nie, dlaczego nie miał kolegów w szkole? Wiem,
że oni nie zastąpią ojca, ale w dalszej części tekstu dowiaduję się o studiach,
a więc bohater nie był już dzieckiem, musiał mieć porozwijane jakieś społeczne
relacje, tymczasem nic o tym nie wiem.
Niby sam z nią zerwałem, ale i cierpiałem.
Bo na swój sposób ją pokochałem. – O, a tu rymy trochę zalatują tandetą.
Rzucają się w oczy tym bardziej, że dalej masz: Potem wydzwaniała,
przepraszała, błagała. Nie sądzę, by narrator miał zadatki na poetę również
dlatego, że przecież narracja przypomina prostą rozmowę z nieznajomym.
Piszesz o problemach z kobietą, którą
bohater pokochał, ale na moje oko za szybko przeszedłeś z niewinnego,
zamkniętego w pokoju chłopca do mężczyzny, który zaczyna mieszkać z partnerką.
Brakuje mi stopniowości. Ledwo dobrze poznałam wrażliwe i chcące wolności
dziecko (dziewiętnastolatka?), by zaraz czytać o problemach dorosłości. Ten
przeskok sprawia, że w ogóle nie znam mężczyzny, o którym czytam dalej.
Wprowadzała się i znów swoje. Teraz myślę,
że to taka kobieta – z wpojonym przymusem, aby rządzić. A ja nie dam sobie w
kaszę dmuchać. – Widzisz? Tu mnie zastanawia, skąd ta
zaborczość u bohatera, który w obrazach pokazanych przez narrację przedstawiany
był wcześniej jako zamknięty w sobie i w pokoju chłopiec. Przypomina mi się, że
niezbyt dojrzały emocjonalnie dziewiętnastolatek patrzył na samoloty i chciał
być wolny, a to pasuje do obecnej chęci stawiania na swoim (bo wreszcie bohater
może sobie na to pozwolić), ale… czy dorastający mężczyzna nie był taki z
charakteru gdzieś na początku tego związku? Albo w szkole, na studiach? Nie ma
znajomych, z którymi rozmawiał, którym by się stawiał, psychicznie poszkodowany
przez ojca? Nie okazywał silnej potrzeby pozostania indywidualistą już gdzieś
wcześniej, zanim zamieszkał z kobietą? Błąd systemu, brak mi danych. Tym
bardziej że wcześniej opisywałeś wszystko bardzo szczegółowo, a teraz od razu
przeskoczyliśmy taki szmat życia postaci. To wygląda z twojej strony jak
pójście po linii najmniejszego oporu i rzuca się w oczy.
W końcu gdy się któregoś razu
pokłóciliśmy, popchnąłem ją i wylądowała na ścianie. Tak, tak, proszę pana,
doszło do przemocy. – Choć piszesz o rzeczy trudnej, w ogóle
tym się nie przejęłam. Nie znam twojego bohatera. Wiem, jakim był chłopcem i
jeśli chcesz, bym szukała winy w wychowaniu ojcowskim, to… No nie potrafię
szukać w czymkolwiek i się zaangażować w lekturę. Jasne, wspomnienie zamknięcia
w pokoju może być silne, tylko bohater też coś jeszcze po drodze przeżył,
gdzieś w nim kiełkowały te wszystkie emocje. A w tekście ani kiełkowania nie
widać, ani wybuchu. Bo wybuch to tak naprawdę pozbawione napięcia i dramatu
jedno zdanie złożone.
No dobra, bohater przyznaje, że nie żałuje
(Pyta pan, czy żałuję. Oczywiście, ale nerwy swoje mam, a ona działała mi na
nerwy jak żadna inna), więc trudno byłoby, aby opisywał to wydarzenie pełen
uczuć. Czuć, że przechodzi obok wspomnienia zupełnie obojętnie, na chłodno. A
jednak kilka zdań dalej czytam, że: Niejednokrotnie leżąc w łóżku całymi
dniami, narastała we mnie bezsilność, współczucie, ale i złość. Tak,
tak, drogi panie, zezłościłem się. I to nie na nią, bo ona była, jaka była, ale
na siebie, że nie potrafię jak prawdziwy mężczyzna, tylko ta melancholia mi
w głowie. Potem znów przychodziły wyrzuty sumienia i nawet wahałem się, czy do
niej nie zadzwonić, żeby nie cierpiała, a razem z nią ja. – I to wszystko,
choć przytaczasz emocje, znów jest ich zupełnie pozbawione. Nie robi na mnie
wrażenia. Czytam, zapoznaję się z tekstem, ale nie czuję ani współczucia, ani
żalu, ani czegoś w stylu: no i dobrze ci tak, bohaterze. Nie czuję
praktycznie nic, a przez to, gdy skończę czytać, za chwilę o tym opowiadaniu
zapomnę.
Byłem wtedy, proszą pana, na drugim roku
studiów. Zacząłem zauważać, że stałem się wygadany jak mało kto. Z łatwością mi
przychodziło odpowiadanie na egzaminach ustnych, mimo iż nic nie umiałem,
równie lekko radziłem sobie, gdy musiałem zabrać głos w towarzystwie. – Jako czytelnik chciałabym zobaczyć tę zmianę, a także poznać, jaka jest
jej przyczyna. Czy to, że bohater poczuł się dotknięty, bo jego eks poznała
kogoś innego, to wystarczający bodziec, by nagle tak bardzo (i szybko) zmienił
mu się charakter? Czy w ogóle charakter może się tak łatwo zmieniać? Nawet nie
wiem, czy była to zmiana diametralna, bo nie wiem, jaki facet był, będąc w
związku, a nawet przed związkiem. Jak spędzał czas z partnerką, czy miał innych
znajomych, z którymi rozmawiał? Nic nie wiem, mogę tylko gdybać, ale wtedy nie
mam pewności, czy przypadkiem nie błądzę.
Już w kolejnym akapicie wspominasz kolejną
partnerkę narratora, ledwo dowiaduję się, że miał jakąś koleżankę, a tu
zdanie-dwa i, o, związek. Jestem zmieszana, że to wszystko przytaczane jest tak
szybko, jakby po łebkach. Wstęp opowiadania wlókł się nierównomiernie do
rozwinięcia (jednak podobała mi się tamta szczegółowość), a teraz tempo pędzi
na łeb na szyję. Nie mam możliwości się wczuwać, bo właściwie nie mam w co, nie
mam czasu zastanowić się nad bohaterem, wyobrazić sobie porządnie choć jedną
scenę w głowie, a już jestem w zupełnie innym miejscu jego życia.
Poza tym mam wrażenie, że zmiana charakteru
głównego bohaterka była ci potrzebna tylko po to, aby fabułę pokierować w ten
sposób, by gość mógł w dalszej części tekstu poznawać i podrywać kolejne
dziewczyny. Wygląda to jak [imperatyw narracyjny]. Jakbyś nie umiał
wytłumaczyć, jak to się właściwie stało, że bohater nagle stał się śmiały i
wygadany, więc napisałeś, że po prostu... taki się stał, i już. Albo jakby po
prostu nie chciało ci się tego odpowiednio tłumaczyć i ewoluować postaci
stopniowo. A przecież ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień, ot tak.
Podoba mi się, że bohater przyznaje, że
zamieszkał z nową partnerką bardzo szybko, bo już po trzech tygodniach. Wcześniej
tyle samo zajęło jego byłej poznanie i związanie się z innym mężczyzną; z
narratora wychodzi hipokryta, jednak on zdaje się tego nie zauważać. Muszę
przyznać, że to ciekawy motyw.
Rozstanie z nią przeżyłem dość ciężko, bo
się przywiązałem. Nawet niejednokrotnie zastanawiałem się, czy to nie była
miłość. Gdyż owszem, proszę pana, szpanowaliśmy sobą, ale byliśmy sobie
potrzebni. – Piszesz o tym po fakcie, więc nie potrafię już w to
uwierzyć. Wcześniej, gdy narrator miał okazję przytoczyć jakieś dobre chwile,
wspominał tylko i wyłącznie ten szpan… Teraz więc nie czuję się
przekonana do jakiegokolwiek jego przywiązania i bycia komuś potrzebnym.
Tak, proszą pana, u niej wszystko musiało
mieć sens (...). – Proszę.
Kiedy przeczytałam, że z życia bohatera
minęło pięć lat, chwyciłam się za głowę. Już? Kiedy to minęło? I co z jego
studiami? Czy rozpoczął jakąś pracę? A właściwie skąd od samego początku
opowiadania potrafi utrzymywać mieszkanie? Pomagali mu rodzice? Widywał się z
nimi czy zostawili go zupełnie samopas? Kolejny akapit, tempo ciągle
przyspiesza:
Aż cztery lata później, gdy byłem pewien,
że wreszcie się przełamię i poproszę ją o rękę, powiedziała, że z nami koniec.
I wtedy pierwszy raz zachowałem się jak dziecko. Popłakałem się przy niej,
prosiłem, niemal żebrałem, ale była nieubłagana. Stwierdziła jedynie, że
nauczyła mnie wszystkiego, swój obowiązek spełniła i czas na nią. Nawet
przytuliła mnie na do widzenia. Rzuciłem wtedy pracę z dnia na dzień, zamknąłem
się w tym mieszkaniu i chlałem przez prawie dwa tygodnie. – Przez brak emocji, przywiązania do twoich postaci, zaangażowania
narratora w opowieść i przytaczanie wszystkiego tak chłodno i sucho
doprowadziłeś mnie do tego, że z całego tego fragmentu nie zastanawia mnie
sięganie po alkohol kolejny raz, ale to, gdzie bohater wcześniej pracował.
Niezbyt emocjonalnie się wciągnęłam, nie?
I w ogóle po co gdziekolwiek pracował,
skoro miał sponsorkę? Pisałeś przecież, że: Zabierała mnie na przyjęcia,
bale, czasem seminaria. Kazała mówić, że jestem bratem ciotecznym i chce mnie
wprowadzić. Ona rządziła, a ja się nie sprzeciwiałem, bo była też moją
sponsorką.
Sądziłam, że skoro tak ją nazwał, po
studiach zamiast pracy jeździł z nią na bale i seminaria, towarzyszył jej w
życiu, uprawiał z nią seks, a ona opłacała mu życie. Tymczasem teraz, znów po
fakcie, dowiaduję się, że ta relacja była jednak inna, życie narratora
wyglądało inaczej. Na dodatek napisałeś, że gość się czegoś nauczył, to samo
powiedziała mu podobno ta kobieta. Ale… czego się uczył? O co chodzi? Jak się
rozwijał? Uczył się biznesu na seminariach? Uczył się samodzielności? A może
tego, jak zaspokoić kobietę?
Mam wrażenie, że opowiadanie nie daje mi
zupełnie nic, ponieważ tekst jest mocno poszatkowany, szczątkowy i została mi
strona do końca, a ja zdaję sobie sprawę, że w ogóle nie znam twojego
narratora. Wiem wszystko o jego związkach, ale nie mam pojęcia, jakim jest człowiekiem.
Uwydatniłeś tylko dwie jego cechy: w czasie słabości typ sięga po kieliszek i
potrafi wyrwać każdą pannę. Ale skąd u niego ta umiejętność? Gdzie się tego
nauczył? Był w kilku długoterminowych związkach, więc robienie z niego teraz
nie wiadomo jak doświadczonego jest, moim zdaniem, nad wyrost. Tym bardziej że
poznawać kobiety zaczął dość późno. Poza tym bohater powinien też posiadać
jakieś inne cechy charakteru, szczególnie że masz narrację pierwszoosobową.
Facet na pewno ma jakiś swój kręgosłup moralny, jednak nie potrafię
wywnioskować tego z tekstu; gość po prostu… istnieje w tekście, jest pewny
siebie i zna się na podrywach, bo taki jest, bo tak, choć jako dziecko był
całkiem inny. Ale teraz się zmienił, bo jest to potrzebne w fabule.
Kolega mnie, proszę pana, musiał ratować.
Przyszedł i siedział, dopóki nie wytrzeźwiałem. Jak ja cierpiałem, mówię panu.
Większego bólu wyobrazić sobie nie potrafię. – Niestety również i
tu nie potrafię wyobrazić sobie tego bólu. Nie robi na mnie wrażenia,
ponieważ w tym fragmencie nie ma żadnych emocji.
I proszę pana, dochodziłem do siebie
prawie dwa miesiące, a i później miałem lęki, rozmawiając z kobietami. Wreszcie
pojechałem z kolegą na działkę do jego koleżanki. I poznałem ją. – O, i znowu. Ledwo dowiaduję się, że bohater ma jakieś lęki, a tu od razu:
jeb, jednak nie ma, wszystko spoko, bo jesteśmy na działce i tam jest jakaś
ONA. Ale, wiesz, słowo lęk jest nacechowane, świadczy o problemie, a
tymczasem tu nie wprowadziłeś żadnego problemu, jedynie od razu go
umniejszyłeś. Ba, problem z lękiem praktycznie nie zaistniał w tekście. Równie
dobrze mógłbyś o nim w ogóle nie wspominać i czytelnik tak samo przeszedłby
przez ten akapit. Obojętnie.
Tak, proszą pana, pozbawiając ją
dziewictwa (...) – proszę.
A że spotkała taki egzemplarz jak ja,
który doskonale potrafił postępować z kobietami, to musiałem być jej. I tylko
jej. – Nie bardzo rozumiem ciąg logiczny. Skoro bohater
dumnie twierdzi, że jest takim lowelasem i potrafi poderwać każdą, to raczej on
powinien zdominować i uwieść, a raczej nie cieszyć się, że został uwiedziony,
nie?
I nie chcę pan wiedzieć, jak się wtedy
czułem. – Chce.
Kończysz stwierdzeniem, że bohater był
zbyt pewny siebie. I to widać, gdy podrywał dziewczyny, ale jednak nie widać
tego było, gdy ta pewność siebie zaczęła w nim rozkwitać, rozwijać się wraz z
dorastaniem. A przez to trudno mi w tę cechę tak po prostu uwierzyć – wciąż
pamiętam chłopca przy oknie, który do pewnych siebie nie należał wcale. Pewność
siebie to nie jest cecha, którą da się nabyć tak po prostu.
PODSUMOWANIE
Wiesz, co mi się kojarzyło, gdy czytałam
ten tekst? Lektura szkolna, praktycznie jakakolwiek, byle polska. Jest
poprawnie, ale nużąco, niewciągająco, monotonnie. Męcząco, że byle odbębnić,
byle do końca. Tekst, oczywiście, można interpretować, zachowanie bohatera w
obliczu różnych doświadczeń czytelniczych można ganić albo tłumaczyć. Można by
go nawet wziąć na tapet na jakiejś godzinie wychowawczej, czemu nie. Ale biorąc
pod uwagę, jak to jest napisane… narracja zupełnie nie porywa. A przez to los
bohatera jest mi obojętny. Mogę o nim rozmawiać na potrzeby oceny, jednak gdy
odejdę od komputera, za pięć minut zapomnę, że czytałam takie opowiadanie.
Tekst ma formę spowiedzi, można cię w tym
momencie pochwalić za pomysł, jednak według mnie wykonanie jest zbyt typowe.
Mamy chronologiczny zbiór wspomnień dotyczący związków bohatera, jednak nie
jest on w ogóle zaangażowany w swoją opowieść; czytając, nie czułam praktycznie
nic i czekałam aż skończę, bo liczyłam, że na końcu pojawi się chociaż puenta,
jakiś [cliffhanger], cokolwiek. Czekałam na emocje, aż coś poczuję. Pierwszy i
ostatni raz wywołałeś u mnie jakieś odczucia, wspominając o dziecku, które było
zamknięte w pokoju (potem zdałam sobie sprawę z tego, że mowa o
dziewiętnastolatku...) i obserwowało ptaki, a potem wszystko, co dalej, okazało
się płaskie i mdłe. Jednocześnie nie wiem, jak mógłbyś sprawić, by tekst
angażował bardziej; może powinieneś to tu, to tam pokazać bohatera bieżącego,
który przeżywa swoją historię? Może gdyby nie był on taki obojętny wobec
własnej przeszłości, jakby wisiała mu i powiewała…? A może powinieneś jednak
przytoczyć choć kilka bardziej konkretnych scen – wspomnień? Uważam, że całości
wyszłoby na dobre, gdyby każdy z wątków rozwinąć nieco bardziej, a życie
bohatera nie ograniczało się jedynie do miłosnych podbojów; jasne, to by
wiązało się z tym, że trzeba by naprodukować jeszcze kilka akapitów, ale może
to dzięki nim rozwiejesz wątpliwości na temat rozwoju psychicznego bohatera.
Tego, jak to się stało, że miał umiejętności uwodzenia i jak to się stało, że
nabył pewność siebie. Mam podejrzewać, że bohater zmienił się, bo został
odtrącony przez pierwszą kobietę? Jakkolwiek rozumiem, że każdy związek to nabywanie
nowych doświadczeń, a doświadczenia te mają wpływ na to, jakimi stajemy się
ludźmi, nie sądzę, że ktoś jest w stanie zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni
z dnia na dzień (tu: ze zdania na zdanie). Aby tak było, postać literacka
potrzebuje bardzo silnego bodźca i czasu na zmianę, u ciebie natomiast bodziec
nie był odpowiednio zarysowany, bo nie poświęciłeś mu zbyt wiele czasu
antenowego. Gdybyś jednak stworzył coś więcej, wyjaśniłoby się też, gdzie
bohater pracuje, skąd ma koleżanki, jak wygląda jego życie studenckie, czego
uczyła go sponsorka…? Mam bardzo dużo pytań do tak krótkiego tekstu właśnie
przez to, że jest on za krótki. Nie mogę przestać brać pod uwagę, że poszedłeś
w nim trochę na łatwiznę.
Z ciekawości pozwoliłam sobie zajrzeć do
innych tekstów i sprawdzić, czy są one równie nieemocjonujące. Poprawne, ale
pozbawione ładunku emocjonalnego. Chciałam również sprawdzić, czy w innych
tekstach operujesz inną stylizacją językową, dopasowaną do charakteru postaci.
I tak na przykład w Wyprawie w nieznane stylizację mamy identyczną, a przecież narrator różni się charakterem od bohatera Ósmego
pasażera… Motywy też te same; piwko, pytania retoryczne – jakby dialog z
czytelnikiem, przyznawanie, że ja też święty nie jestem… Mam wrażenie, że
czytam kontynuację Ósmego..., że Ola, to ta kolejna kobieta w życiu
narratora. Czy słusznie? Nie wiem, czy taki miałeś cel.
Nieciekawie też wygląda sprawa ze Zniewoleniem;
tym razem narratorką jest kobieta, natomiast stylistycznie niczym nie różni się
od narracji, którą prowadziłeś w Ósmym... Jeżeli już stylizujesz, to
jedynie dialogi, ale perspektywa postaci w partiach narracyjnych jest tak samo
sztywna, jakby prowadził ją ktoś starszy – emerytowana wykładowczyni na
uniwersytecie filologii polskiej, a nie zakochana nastolatka. Ewentualnie może
tak też piszesz, bo czas akcji to, nie wiem, czasy powojenne? W tekstach, w
których powołujesz się na młodzież, nie czuć współczesnej młodzieży, jakby
wszystkie twoje opowiadania opisywały, no cóż, czasy dość zamierzchłe; na oko
lata sześćdziesiąte do osiemdziesiątych; dziewięćdziesiąte przepadają na moje
dzieciństwo i już wtedy nie mówiło się w ten sposób. Być może więc twoje teksty
przeznaczone są głównie dla starszych odbiorców, którzy pamiętają, jak
wyglądało życie młodych ludzi dawniej – bez cyfryzacji, internetu,
amerykanizacji. Bez współczesnego slangu.
No dobrze, skoro narracja młodej kobiety
od prawie czterdziestoletniego faceta nie różnią się od siebie niczym,
spójrzmy, jak wygląda kwestia narratora trzecioosobowego. W Uśmiechu
znowu mam wrażenie, że historię opowiada mi narrator z Ósmego…:
Na jego twarzy zakwitł uśmiech. I to nie z
powodu pogody ani jakiegoś wydarzenia z życia. Po prostu Jarek uśmiechał się do
siebie. Teraz wspominał, jak dziwne rzeczy robił w przeszłości. Na przykład
pojechał kiedyś do Bydgoszczy na osiemnaste urodziny dziewczyny, którą poznał
kilka miesięcy wcześniej. W zasadzie nie znał jej, nawet nie darzył specjalną
sympatią, a pojechał, bo go o to poprosiła.
Sam powiedz, czy nie przypomina ci to
fragmentu?
Jak skończyłem gadać, to już dziewczyna
tylko patrzyła na mnie maślanymi oczami. Moja była. I ja to widziałem.
Umówiliśmy się kilka razy na mieście. Ona słuchała, a ja nawijałem. Jak mi to
imponowało, proszę pana. Bo bardzo ładna była, o wiele ładniejsza niż ta
poprzednia. I znów związałem się z kobietą, gdy do mnie przyjechała. Chciała
tego od razu, czułem to. Nie będę panu opowiadał, co my ze sobą wyczynialiśmy,
ale sąsiedzi pewnie do dziś wspominają.
Narracja pierwszoosobowa jest trudna, bo
wyrażasz nią postać, która powinna być na swój sposób charakterystyczna.
Narracja trzecioosobowa personalna również powinna przedstawiać bohatera; jego
sposób budowania myśli, wyrażania nimi emocji. Natomiast narrator
wszystkowiedzący może sobie pozwolić na chłód czy obiektywizm, ale u ciebie te
cechy przejmują narracje personalne. Słowem: czemu mam wrażenie, że wszystko
pisane jest na jedno kopyto?
Jak wspominałam, mam też problem z
obiektywizmem twoich postaci w opowiadaniach pisanych narracją pierwszoosobową.
W takiej chociażby Piwnicy narrator przytacza wspomnienia, które
powinny wywoływać srogie emocje, a jednocześnie narracja nie jest w ogóle
angażująca; zarzucając sztampą: emocje jak na grzybobraniu. Monologi
wewnętrzne są pisane na chłodno i nawet jeśli ciekawi mnie fabuła, to forma
koniec końców mnie nudzi.
Postanowiłam nie przyznawać ci noty
końcowej. Wciąż przeczytałam cię za mało, poza tym uważam, że
być może moja opinia jest zbyt subiektywna. Nie przepadam za polską literaturą
obyczajową, ale zdaję sobie sprawę z tego, że być może istnieją czytelnicy,
którym nie potrzeba emocji w czasie czytania i którzy – bardziej niż na nie – stawiają na wartości psychologiczne. Te jednak na twoim miejscu również w Ósmym…
bym rozwinęła – by pozbyć się imperatywu. Wrażenia, że historia gna za szybko i
niewiele wyjaśnia po drodze.
Końcowa rada? Przeczytaj Koniec
Świata i Hardboiled Wonderland autorstwa Murakamiego Haruki. To również
pierwszoosobówka męska, drobiazgowością przypominająca początek twojego Ósmego...,
ale pełna napięcia i niezamulająca, zabierająca w podróż. Jest też bardziej
współczesna, a więc przystępna dla odbiorców w młodszym wieku. Przykładowy
fragment:
[kliknij, aby powiększyć]
Na WS oceniałam już teksty podobne do
twoich pod względem braku emocji w narracji; może wyciągniesz coś z nich dla
siebie…? Sprawdź oceny [150]
(miniatury: Hoc i Źdźbło również Karawana) oraz [151] (Bajki
pana Hyde). Nie sugeruj się jednak zbytnio drugą pozycją; są to opowiadania w
głównej mierze erotyczne (często kontrowersyjne), ale pod względem narracji
autor może mieć podobne do twoich problemy. Jest zbyt nieemocjoinująco i jednostajnie, a różne postaci w różnych miniaturach zwykle się od siebie nie różnią. Być może przetwarzając, jak
rozwiązać jego kłopoty z jednolitością i nużącą formą, wpadniesz na to, jak
rozwinąć swój warsztat, aby każdy wykreowany przez ciebie bohater był
indywidualistą, żywą postacią, nie – płaskim słowem na kartce papieru.
Pozdrawiam!
Dziękuję za poświęcony czas. A przede wszystkim za tak dokładną opinię.
OdpowiedzUsuńKażdą uwagę przemyślę dogłębnie, wyciągnę odpowiednie wnioski na przyszłość.
Ten tekst miał być miniaturą i tylko miniaturą, skupiającą się przede wszystkim na warstwie psychologicznej, a pomijającą inne aspekty takie jak zmysłowość czy erotyzm. Ale widzę, że przez to stał się tekst zbyt monotonny. Będę musiał zrobić coś właśnie przede wszystkim z tym elementem.
Jeszcze raz dziękuję.
Pozdrawiam.
Nie ma za co. :) Cieszę się, że w jakiś sposób mogłam cię naprowadzić na pewne wnioski.
UsuńPowodzenia w rozwijaniu swoich umiejętności, bo niewątpliwie takowe posiadasz, wymagają jednak szlifu.
Również pozdrawiam! :)