[202] ocena tekstu: Ósmy pasażer tramwaju


Autor: Antoni Grycuk
Tematyka: miniatura psychologiczna/obyczajowa
Ocenia: Skoiastel


TREŚĆ


W głowie miałem, proszę pana, jak pokazywał mi, jak się golić, [przecinek zbędny] czy wiązać krawat. Tyle pytań mi się rodziło. A potem przyjeżdżał na kilka tygodni i od razu się zaczynało, jak sobie radzę w szkole, czy mamie pomagam, czy mam właściwych kolegów. – Sugeruję po od razu się zaczynało dwukropek, nie przecinek.

Od razu się w nim zakochałem. W mniejszym pokoju urządziłem sobie graciarnię, a w większym mieszkałem. – Ten rym dość kłuje w uszy.

Często kładłem się na łóżku na wznak, rozpościerałem ręce na boki, słuchałem Bacha, Vivaldiego czy Bethovena i próbowałem wyciszyć się (...). – Beethovena. 

Już pierwsze akapity, które przedstawiasz, są uczuciowe, intymne. Wspomnienia przytaczane przez narratora są szczegółowe, czuć, że utkwiły mu w pamięci głównie za sprawą ojca, którego brakowało w domu. Jestem w stanie się wczuć w atmosferę tego fragmentu; choć to raczej pourywane skrawki wspomnień, nie żadna konkretna scena, opisujesz wszystko na tyle plastycznie, że wizje pokoju i tego, co dzieje się za jego oknami, łatwo generują się w wyobraźni. Podoba mi się fragment:
W lewym widziałem czubek drzewa, a na nim siadające ptaki. Bardzo często zastanawiałem się, proszę pana, które z nich przylatują tu sporadycznie, a które są stałymi bywalcami. Po pewnym czasie nauczyłem się rozróżniać kilka z nich. Miałem wtedy wrażenie, jakby specjalnie dla mnie przylatywały, chcąc okazać swoją wierność czy przywiązanie. W środkowym oknie widziałem w oddali dwa słupy energetyczne, niezmienne przez cały rok, jedynie druty zimą były krótsze, a latem dłuższe. W prawym oknie przelatywały samoloty, porywając mnie w przestworza. Szybowałem wtedy wysoko nad ziemią, wolny i niezależny.
Z drugiej strony potem dociera do mnie, że to już nie są wspomnienia małego chłopca, który chciał pytać tatę, jak się golić, ale dorosłego faceta, dziewiętnastolatka: Dostałem to mieszkanie od rodziców. Bogaci są. (...) Mieszkanie dostałem zaraz na początku studiów.
Nie wiem, wydaje mi się, że w obliczu tych informacji fragment o ptakach i samolotach jest trochę zbyt infantylny. Dziś dziewiętnastolatek (tym bardziej że wspomniałeś o bogatych rodzicach) nie musi być zamknięty w czterech ścianach, a jeśli chce latać jak ptaki czy samoloty, może kupić bilet na tani lot właściwie... gdziekolwiek. To nie jest już małe dziecko wierzące w Piotrusia Pana. 
Podobno bohater czuł, że potrzebował nie tyle oficjalnego ojca, a kumpla, ale… czy bohater nie chodził do szkoły? Nie miał w niej znajomych? A może uczył się prywatnie lub w domu? Może był chory i z tego domu nie wychodził? Jeśli nie, dlaczego nie miał kolegów w szkole? Wiem, że oni nie zastąpią ojca, ale w dalszej części tekstu dowiaduję się o studiach, a więc bohater nie był już dzieckiem, musiał mieć porozwijane jakieś społeczne relacje, tymczasem nic o tym nie wiem.

Niby sam z nią zerwałem, ale i cierpiałem. Bo na swój sposób ją pokochałem. – O, a tu rymy trochę zalatują tandetą. Rzucają się w oczy tym bardziej, że dalej masz: Potem wydzwaniała, przepraszała, błagała. Nie sądzę, by narrator miał zadatki na poetę również dlatego, że przecież narracja przypomina prostą rozmowę z nieznajomym. 
Piszesz o problemach z kobietą, którą bohater pokochał, ale na moje oko za szybko przeszedłeś z niewinnego, zamkniętego w pokoju chłopca do mężczyzny, który zaczyna mieszkać z partnerką. Brakuje mi stopniowości. Ledwo dobrze poznałam wrażliwe i chcące wolności dziecko (dziewiętnastolatka?), by zaraz czytać o problemach dorosłości. Ten przeskok sprawia, że w ogóle nie znam mężczyzny, o którym czytam dalej. 

Wprowadzała się i znów swoje. Teraz myślę, że to taka kobieta – z wpojonym przymusem, aby rządzić. A ja nie dam sobie w kaszę dmuchać. – Widzisz? Tu mnie zastanawia, skąd ta zaborczość u bohatera, który w obrazach pokazanych przez narrację przedstawiany był wcześniej jako zamknięty w sobie i w pokoju chłopiec. Przypomina mi się, że niezbyt dojrzały emocjonalnie dziewiętnastolatek patrzył na samoloty i chciał być wolny, a to pasuje do obecnej chęci stawiania na swoim (bo wreszcie bohater może sobie na to pozwolić), ale… czy dorastający mężczyzna nie był taki z charakteru gdzieś na początku tego związku? Albo w szkole, na studiach? Nie ma znajomych, z którymi rozmawiał, którym by się stawiał, psychicznie poszkodowany przez ojca? Nie okazywał silnej potrzeby pozostania indywidualistą już gdzieś wcześniej, zanim zamieszkał z kobietą? Błąd systemu, brak mi danych. Tym bardziej że wcześniej opisywałeś wszystko bardzo szczegółowo, a teraz od razu przeskoczyliśmy taki szmat życia postaci. To wygląda z twojej strony jak pójście po linii najmniejszego oporu i rzuca się w oczy.

W końcu gdy się któregoś razu pokłóciliśmy, popchnąłem ją i wylądowała na ścianie. Tak, tak, proszę pana, doszło do przemocy. – Choć piszesz o rzeczy trudnej, w ogóle tym się nie przejęłam. Nie znam twojego bohatera. Wiem, jakim był chłopcem i jeśli chcesz, bym szukała winy w wychowaniu ojcowskim, to… No nie potrafię szukać w czymkolwiek i się zaangażować w lekturę. Jasne, wspomnienie zamknięcia w pokoju może być silne, tylko bohater też coś jeszcze po drodze przeżył, gdzieś w nim kiełkowały te wszystkie emocje. A w tekście ani kiełkowania nie widać, ani wybuchu. Bo wybuch to tak naprawdę pozbawione napięcia i dramatu jedno zdanie złożone. 
No dobra, bohater przyznaje, że nie żałuje (Pyta pan, czy żałuję. Oczywiście, ale nerwy swoje mam, a ona działała mi na nerwy jak żadna inna), więc trudno byłoby, aby opisywał to wydarzenie pełen uczuć. Czuć, że przechodzi obok wspomnienia zupełnie obojętnie, na chłodno. A jednak kilka zdań dalej czytam, że: Niejednokrotnie leżąc w łóżku całymi dniami, narastała we mnie bezsilność, współczucie, ale i złość. Tak, tak, drogi panie, zezłościłem się. I to nie na nią, bo ona była, jaka była, ale na siebie, że nie potrafię jak prawdziwy mężczyzna, tylko ta melancholia mi w głowie. Potem znów przychodziły wyrzuty sumienia i nawet wahałem się, czy do niej nie zadzwonić, żeby nie cierpiała, a razem z nią ja. – I to wszystko, choć przytaczasz emocje, znów jest ich zupełnie pozbawione. Nie robi na mnie wrażenia. Czytam, zapoznaję się z tekstem, ale nie czuję ani współczucia, ani żalu, ani czegoś w stylu: no i dobrze ci tak, bohaterze. Nie czuję praktycznie nic, a przez to, gdy skończę czytać, za chwilę o tym opowiadaniu zapomnę. 

Byłem wtedy, proszą pana, na drugim roku studiów. Zacząłem zauważać, że stałem się wygadany jak mało kto. Z łatwością mi przychodziło odpowiadanie na egzaminach ustnych, mimo iż nic nie umiałem, równie lekko radziłem sobie, gdy musiałem zabrać głos w towarzystwie. – Jako czytelnik chciałabym zobaczyć tę zmianę, a także poznać, jaka jest jej przyczyna. Czy to, że bohater poczuł się dotknięty, bo jego eks poznała kogoś innego, to wystarczający bodziec, by nagle tak bardzo (i szybko) zmienił mu się charakter? Czy w ogóle charakter może się tak łatwo zmieniać? Nawet nie wiem, czy była to zmiana diametralna, bo nie wiem, jaki facet był, będąc w związku, a nawet przed związkiem. Jak spędzał czas z partnerką, czy miał innych znajomych, z którymi rozmawiał? Nic nie wiem, mogę tylko gdybać, ale wtedy nie mam pewności, czy przypadkiem nie błądzę.
Już w kolejnym akapicie wspominasz kolejną partnerkę narratora, ledwo dowiaduję się, że miał jakąś koleżankę, a tu zdanie-dwa i, o, związek. Jestem zmieszana, że to wszystko przytaczane jest tak szybko, jakby po łebkach. Wstęp opowiadania wlókł się nierównomiernie do rozwinięcia (jednak podobała mi się tamta szczegółowość), a teraz tempo pędzi na łeb na szyję. Nie mam możliwości się wczuwać, bo właściwie nie mam w co, nie mam czasu zastanowić się nad bohaterem, wyobrazić sobie porządnie choć jedną scenę w głowie, a już jestem w zupełnie innym miejscu jego życia.  
Poza tym mam wrażenie, że zmiana charakteru głównego bohaterka była ci potrzebna tylko po to, aby fabułę pokierować w ten sposób, by gość mógł w dalszej części tekstu poznawać i podrywać kolejne dziewczyny. Wygląda to jak [imperatyw narracyjny]. Jakbyś nie umiał wytłumaczyć, jak to się właściwie stało, że bohater nagle stał się śmiały i wygadany, więc napisałeś, że po prostu... taki się stał, i już. Albo jakby po prostu nie chciało ci się tego odpowiednio tłumaczyć i ewoluować postaci stopniowo. A przecież ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień, ot tak. 

Podoba mi się, że bohater przyznaje, że zamieszkał z nową partnerką bardzo szybko, bo już po trzech tygodniach. Wcześniej tyle samo zajęło jego byłej poznanie i związanie się z innym mężczyzną; z narratora wychodzi hipokryta, jednak on zdaje się tego nie zauważać. Muszę przyznać, że to ciekawy motyw. 

Rozstanie z nią przeżyłem dość ciężko, bo się przywiązałem. Nawet niejednokrotnie zastanawiałem się, czy to nie była miłość. Gdyż owszem, proszę pana, szpanowaliśmy sobą, ale byliśmy sobie potrzebni. – Piszesz o tym po fakcie, więc nie potrafię już w to uwierzyć. Wcześniej, gdy narrator miał okazję przytoczyć jakieś dobre chwile, wspominał tylko i wyłącznie ten szpan… Teraz więc nie czuję się przekonana do jakiegokolwiek jego przywiązania i bycia komuś potrzebnym. 

Tak, proszą pana, u niej wszystko musiało mieć sens (...). – Proszę.

Kiedy przeczytałam, że z życia bohatera minęło pięć lat, chwyciłam się za głowę. Już? Kiedy to minęło? I co z jego studiami? Czy rozpoczął jakąś pracę? A właściwie skąd od samego początku opowiadania potrafi utrzymywać mieszkanie? Pomagali mu rodzice? Widywał się z nimi czy zostawili go zupełnie samopas? Kolejny akapit, tempo ciągle przyspiesza:
Aż cztery lata później, gdy byłem pewien, że wreszcie się przełamię i poproszę ją o rękę, powiedziała, że z nami koniec. I wtedy pierwszy raz zachowałem się jak dziecko. Popłakałem się przy niej, prosiłem, niemal żebrałem, ale była nieubłagana. Stwierdziła jedynie, że nauczyła mnie wszystkiego, swój obowiązek spełniła i czas na nią. Nawet przytuliła mnie na do widzenia. Rzuciłem wtedy pracę z dnia na dzień, zamknąłem się w tym mieszkaniu i chlałem przez prawie dwa tygodnie. – Przez brak emocji, przywiązania do twoich postaci, zaangażowania narratora w opowieść i przytaczanie wszystkiego tak chłodno i sucho doprowadziłeś mnie do tego, że z całego tego fragmentu nie zastanawia mnie sięganie po alkohol kolejny raz, ale to, gdzie bohater wcześniej pracował. Niezbyt emocjonalnie się wciągnęłam, nie? 
I w ogóle po co gdziekolwiek pracował, skoro miał sponsorkę? Pisałeś przecież, że: Zabierała mnie na przyjęcia, bale, czasem seminaria. Kazała mówić, że jestem bratem ciotecznym i chce mnie wprowadzić. Ona rządziła, a ja się nie sprzeciwiałem, bo była też moją sponsorką.  
Sądziłam, że skoro tak ją nazwał, po studiach zamiast pracy jeździł z nią na bale i seminaria, towarzyszył jej w życiu, uprawiał z nią seks, a ona opłacała mu życie. Tymczasem teraz, znów po fakcie, dowiaduję się, że ta relacja była jednak inna, życie narratora wyglądało inaczej. Na dodatek napisałeś, że gość się czegoś nauczył, to samo powiedziała mu podobno ta kobieta. Ale… czego się uczył? O co chodzi? Jak się rozwijał? Uczył się biznesu na seminariach? Uczył się samodzielności? A może tego, jak zaspokoić kobietę? 
Mam wrażenie, że opowiadanie nie daje mi zupełnie nic, ponieważ tekst jest mocno poszatkowany, szczątkowy i została mi strona do końca, a ja zdaję sobie sprawę, że w ogóle nie znam twojego narratora. Wiem wszystko o jego związkach, ale nie mam pojęcia, jakim jest człowiekiem. Uwydatniłeś tylko dwie jego cechy: w czasie słabości typ sięga po kieliszek i potrafi wyrwać każdą pannę. Ale skąd u niego ta umiejętność? Gdzie się tego nauczył? Był w kilku długoterminowych związkach, więc robienie z niego teraz nie wiadomo jak doświadczonego jest, moim zdaniem, nad wyrost. Tym bardziej że poznawać kobiety zaczął dość późno. Poza tym bohater powinien też posiadać jakieś inne cechy charakteru, szczególnie że masz narrację pierwszoosobową. Facet na pewno ma jakiś swój kręgosłup moralny, jednak nie potrafię wywnioskować tego z tekstu; gość po prostu… istnieje w tekście, jest pewny siebie i zna się na podrywach, bo taki jest, bo tak, choć jako dziecko był całkiem inny. Ale teraz się zmienił, bo jest to potrzebne w fabule. 

Kolega mnie, proszę pana, musiał ratować. Przyszedł i siedział, dopóki nie wytrzeźwiałem. Jak ja cierpiałem, mówię panu. Większego bólu wyobrazić sobie nie potrafię. – Niestety również i tu nie potrafię wyobrazić sobie tego bólu. Nie robi na mnie wrażenia, ponieważ w tym fragmencie nie ma żadnych emocji. 

I proszę pana, dochodziłem do siebie prawie dwa miesiące, a i później miałem lęki, rozmawiając z kobietami. Wreszcie pojechałem z kolegą na działkę do jego koleżanki. I poznałem ją. – O, i znowu. Ledwo dowiaduję się, że bohater ma jakieś lęki, a tu od razu: jeb, jednak nie ma, wszystko spoko, bo jesteśmy na działce i tam jest jakaś ONA. Ale, wiesz, słowo lęk jest nacechowane, świadczy o problemie, a tymczasem tu nie wprowadziłeś żadnego problemu, jedynie od razu go umniejszyłeś. Ba, problem z lękiem praktycznie nie zaistniał w tekście. Równie dobrze mógłbyś o nim w ogóle nie wspominać i czytelnik tak samo przeszedłby przez ten akapit. Obojętnie.

Tak, proszą pana, pozbawiając ją dziewictwa (...) – proszę.

A że spotkała taki egzemplarz jak ja, który doskonale potrafił postępować z kobietami, to musiałem być jej. I tylko jej. – Nie bardzo rozumiem ciąg logiczny. Skoro bohater dumnie twierdzi, że jest takim lowelasem i potrafi poderwać każdą, to raczej on powinien zdominować i uwieść, a raczej nie cieszyć się, że został uwiedziony, nie? 

I nie chcę pan wiedzieć, jak się wtedy czułem. – Chce. 
Kończysz stwierdzeniem, że bohater był zbyt pewny siebie. I to widać, gdy podrywał dziewczyny, ale jednak nie widać tego było, gdy ta pewność siebie zaczęła w nim rozkwitać, rozwijać się wraz z dorastaniem. A przez to trudno mi w tę cechę tak po prostu uwierzyć – wciąż pamiętam chłopca przy oknie, który do pewnych siebie nie należał wcale. Pewność siebie to nie jest cecha, którą da się nabyć tak po prostu.


PODSUMOWANIE


Wiesz, co mi się kojarzyło, gdy czytałam ten tekst? Lektura szkolna, praktycznie jakakolwiek, byle polska. Jest poprawnie, ale nużąco, niewciągająco, monotonnie. Męcząco, że byle odbębnić, byle do końca. Tekst, oczywiście, można interpretować, zachowanie bohatera w obliczu różnych doświadczeń czytelniczych można ganić albo tłumaczyć. Można by go nawet wziąć na tapet na jakiejś godzinie wychowawczej, czemu nie. Ale biorąc pod uwagę, jak to jest napisane… narracja zupełnie nie porywa. A przez to los bohatera jest mi obojętny. Mogę o nim rozmawiać na potrzeby oceny, jednak gdy odejdę od komputera, za pięć minut zapomnę, że czytałam takie opowiadanie.
Tekst ma formę spowiedzi, można cię w tym momencie pochwalić za pomysł, jednak według mnie wykonanie jest zbyt typowe. Mamy chronologiczny zbiór wspomnień dotyczący związków bohatera, jednak nie jest on w ogóle zaangażowany w swoją opowieść; czytając, nie czułam praktycznie nic i czekałam aż skończę, bo liczyłam, że na końcu pojawi się chociaż puenta, jakiś [cliffhanger], cokolwiek. Czekałam na emocje, aż coś poczuję. Pierwszy i ostatni raz wywołałeś u mnie jakieś odczucia, wspominając o dziecku, które było zamknięte w pokoju (potem zdałam sobie sprawę z tego, że mowa o dziewiętnastolatku...) i obserwowało ptaki, a potem wszystko, co dalej, okazało się płaskie i mdłe. Jednocześnie nie wiem, jak mógłbyś sprawić, by tekst angażował bardziej; może powinieneś to tu, to tam pokazać bohatera bieżącego, który przeżywa swoją historię? Może gdyby nie był on taki obojętny wobec własnej przeszłości, jakby wisiała mu i powiewała…? A może powinieneś jednak przytoczyć choć kilka bardziej konkretnych scen – wspomnień? Uważam, że całości wyszłoby na dobre, gdyby każdy z wątków rozwinąć nieco bardziej, a życie bohatera nie ograniczało się jedynie do miłosnych podbojów; jasne, to by wiązało się z tym, że trzeba by naprodukować jeszcze kilka akapitów, ale może to dzięki nim rozwiejesz wątpliwości na temat rozwoju psychicznego bohatera. Tego, jak to się stało, że miał umiejętności uwodzenia i jak to się stało, że nabył pewność siebie. Mam podejrzewać, że bohater zmienił się, bo został odtrącony przez pierwszą kobietę? Jakkolwiek rozumiem, że każdy związek to nabywanie nowych doświadczeń, a doświadczenia te mają wpływ na to, jakimi stajemy się ludźmi, nie sądzę, że ktoś jest w stanie zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni z dnia na dzień (tu: ze zdania na zdanie). Aby tak było, postać literacka potrzebuje bardzo silnego bodźca i czasu na zmianę, u ciebie natomiast bodziec nie był odpowiednio zarysowany, bo nie poświęciłeś mu zbyt wiele czasu antenowego. Gdybyś jednak stworzył coś więcej, wyjaśniłoby się też, gdzie bohater pracuje, skąd ma koleżanki, jak wygląda jego życie studenckie, czego uczyła go sponsorka…? Mam bardzo dużo pytań do tak krótkiego tekstu właśnie przez to, że jest on za krótki. Nie mogę przestać brać pod uwagę, że poszedłeś w nim trochę na łatwiznę. 

Z ciekawości pozwoliłam sobie zajrzeć do innych tekstów i sprawdzić, czy są one równie nieemocjonujące. Poprawne, ale pozbawione ładunku emocjonalnego. Chciałam również sprawdzić, czy w innych tekstach operujesz inną stylizacją językową, dopasowaną do charakteru postaci. I tak na przykład w Wyprawie w nieznane stylizację mamy identyczną, a przecież narrator różni się charakterem od bohatera Ósmego pasażera… Motywy też te same; piwko, pytania retoryczne – jakby dialog z czytelnikiem, przyznawanie, że ja też święty nie jestem… Mam wrażenie, że czytam kontynuację Ósmego..., że Ola, to ta kolejna kobieta w życiu narratora. Czy słusznie? Nie wiem, czy taki miałeś cel. 
Nieciekawie też wygląda sprawa ze Zniewoleniem; tym razem narratorką jest kobieta, natomiast stylistycznie niczym nie różni się od narracji, którą prowadziłeś w Ósmym... Jeżeli już stylizujesz, to jedynie dialogi, ale perspektywa postaci w partiach narracyjnych jest tak samo sztywna, jakby prowadził ją ktoś starszy – emerytowana wykładowczyni na uniwersytecie filologii polskiej, a nie zakochana nastolatka. Ewentualnie może tak też piszesz, bo czas akcji to, nie wiem, czasy powojenne? W tekstach, w których powołujesz się na młodzież, nie czuć współczesnej młodzieży, jakby wszystkie twoje opowiadania opisywały, no cóż, czasy dość zamierzchłe; na oko lata sześćdziesiąte do osiemdziesiątych; dziewięćdziesiąte przepadają na moje dzieciństwo i już wtedy nie mówiło się w ten sposób. Być może więc twoje teksty przeznaczone są głównie dla starszych odbiorców, którzy pamiętają, jak wyglądało życie młodych ludzi dawniej – bez cyfryzacji, internetu, amerykanizacji. Bez współczesnego slangu. 
No dobrze, skoro narracja młodej kobiety od prawie czterdziestoletniego faceta nie różnią się od siebie niczym, spójrzmy, jak wygląda kwestia narratora trzecioosobowego. W Uśmiechu znowu mam wrażenie, że historię opowiada mi narrator z Ósmego…:
Na jego twarzy zakwitł uśmiech. I to nie z powodu pogody ani jakiegoś wydarzenia z życia. Po prostu Jarek uśmiechał się do siebie. Teraz wspominał, jak dziwne rzeczy robił w przeszłości. Na przykład pojechał kiedyś do Bydgoszczy na osiemnaste urodziny dziewczyny, którą poznał kilka miesięcy wcześniej. W zasadzie nie znał jej, nawet nie darzył specjalną sympatią, a pojechał, bo go o to poprosiła.
Sam powiedz, czy nie przypomina ci to fragmentu?
Jak skończyłem gadać, to już dziewczyna tylko patrzyła na mnie maślanymi oczami. Moja była. I ja to widziałem. Umówiliśmy się kilka razy na mieście. Ona słuchała, a ja nawijałem. Jak mi to imponowało, proszę pana. Bo bardzo ładna była, o wiele ładniejsza niż ta poprzednia. I znów związałem się z kobietą, gdy do mnie przyjechała. Chciała tego od razu, czułem to. Nie będę panu opowiadał, co my ze sobą wyczynialiśmy, ale sąsiedzi pewnie do dziś wspominają.
Narracja pierwszoosobowa jest trudna, bo wyrażasz nią postać, która powinna być na swój sposób charakterystyczna. Narracja trzecioosobowa personalna również powinna przedstawiać bohatera; jego sposób budowania myśli, wyrażania nimi emocji. Natomiast narrator wszystkowiedzący może sobie pozwolić na chłód czy obiektywizm, ale u ciebie te cechy przejmują narracje personalne. Słowem: czemu mam wrażenie, że wszystko pisane jest na jedno kopyto? 
Jak wspominałam, mam też problem z obiektywizmem twoich postaci w opowiadaniach pisanych narracją pierwszoosobową. W takiej chociażby Piwnicy narrator przytacza wspomnienia, które powinny wywoływać srogie emocje, a jednocześnie narracja nie jest w ogóle angażująca; zarzucając sztampą: emocje jak na grzybobraniu. Monologi wewnętrzne są pisane na chłodno i nawet jeśli ciekawi mnie fabuła, to forma koniec końców mnie nudzi. 

Postanowiłam nie przyznawać ci noty końcowej. Wciąż przeczytałam cię za mało, poza tym uważam, że być może moja opinia jest zbyt subiektywna. Nie przepadam za polską literaturą obyczajową, ale zdaję sobie sprawę z tego, że być może istnieją czytelnicy, którym nie potrzeba emocji w czasie czytania i którzy – bardziej niż na nie – stawiają na wartości psychologiczne. Te jednak na twoim miejscu również w Ósmym… bym rozwinęła – by pozbyć się imperatywu. Wrażenia, że historia gna za szybko i niewiele wyjaśnia po drodze. 


Końcowa rada? Przeczytaj Koniec Świata i Hardboiled Wonderland autorstwa Murakamiego Haruki. To również pierwszoosobówka męska, drobiazgowością przypominająca początek twojego Ósmego..., ale pełna napięcia i niezamulająca, zabierająca w podróż. Jest też bardziej współczesna, a więc przystępna dla odbiorców w młodszym wieku. Przykładowy fragment:

[kliknij, aby powiększyć]
Na WS oceniałam już teksty podobne do twoich pod względem braku emocji w narracji; może wyciągniesz coś z nich dla siebie…? Sprawdź oceny [150] (miniatury: Hoc i Źdźbło również Karawana) oraz [151] (Bajki pana Hyde). Nie sugeruj się jednak zbytnio drugą pozycją; są to opowiadania w głównej mierze erotyczne (często kontrowersyjne), ale pod względem narracji autor może mieć podobne do twoich problemy. Jest zbyt nieemocjoinująco i jednostajnie, a różne postaci w różnych miniaturach zwykle się od siebie nie różnią. Być może przetwarzając, jak rozwiązać jego kłopoty z jednolitością i nużącą formą, wpadniesz na to, jak rozwinąć swój warsztat, aby każdy wykreowany przez ciebie bohater był indywidualistą, żywą postacią, nie – płaskim słowem na kartce papieru. 

Pozdrawiam!


A za betę dziękuję Deneve i Elektrowni. <3

2 komentarze:

  1. Dziękuję za poświęcony czas. A przede wszystkim za tak dokładną opinię.
    Każdą uwagę przemyślę dogłębnie, wyciągnę odpowiednie wnioski na przyszłość.
    Ten tekst miał być miniaturą i tylko miniaturą, skupiającą się przede wszystkim na warstwie psychologicznej, a pomijającą inne aspekty takie jak zmysłowość czy erotyzm. Ale widzę, że przez to stał się tekst zbyt monotonny. Będę musiał zrobić coś właśnie przede wszystkim z tym elementem.
    Jeszcze raz dziękuję.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co. :) Cieszę się, że w jakiś sposób mogłam cię naprowadzić na pewne wnioski.
      Powodzenia w rozwijaniu swoich umiejętności, bo niewątpliwie takowe posiadasz, wymagają jednak szlifu.

      Również pozdrawiam! :)

      Usuń