Tytuł: Ostatni na ziemi
Autorka: pkropka
Tematyka: sci-fi, postapo
Ocenia: Fenoloftaleina
Zgubione przecinki oznaczam (,), natomiast o zbędnych informuję w komentarzach. Jako że nie jestem betą, z założenia nie wskazuję wszystkich błędów. Mam nadzieję, że ocena okaże się przydatna.
WSTĘP
Tytuł nie jest wprawdzie odkrywczy, ale przynajmniej wskazuje na tematykę opowiadania i może przyciągnąć lubujących się w podobnych klimatach. Nie widzę za to potrzeby umieszczania w nim Twojej nazwy użytkownika, choć to oczywiście Twoja decyzja.
Szablon mnie ni ziębi, ni grzeje – wykorzystałaś wzór mocno podstawowy, ale przynajmniej czytelny, a to najważniejsze. Gdybyś jednak zmieniła zdanie i szukała czegoś bliższego tematyce bloga, z pewnością już na samym Bloggerze znajdziesz kilka aktywnych darmowych szabloniarni, a sporo innych, choć już nieczynnych, nadal umożliwia pobieranie szat graficznych. Może nawet uda Ci się znaleźć gdzieś wolną kolejkę i złożyć zamówienie, by uzyskać spersonalizowany projekt.
Newsletter to bardzo dobry pomysł, tak samo umieszczenie go w widocznym miejscu na górze strony. Gadżetów w kolumnie nie masz zbyt wiele, a układ jest intuicyjny, więc do niczego więcej się nie przyczepię. Zasugerowałabym jedynie mniejszą liczbę postów widocznych na stronie głównej.
O MNIE
Zakochałam się w książkach (,) odkąd rodzice zabrali mnie do antykwariatu, żebym wybrała pierwszą, którą przeczytam sama. – Na początku coś zdecydowanie nie gra. Należałoby przekształcić zdanie nadrzędne lub zmienić zaimek. Zakochałam się w książkach, kiedy (lub np. gdy) rodzice (...) lub Jestem zakochana w książkach, odkąd (od kiedy) rodzice (...)
Zobaczymy (,) co z tego wyjdzie, ale na pewno będzie to dla mnie dobre ćwiczenie, a publikowanie on-line jest formą pilnowania się, żeby to robić. – Jestem dopiero po zapoznaniu się z kolumną i pierwszą zakładką, a już się namnożyło tych żeby. Nie przeszłam jeszcze do tekstu właściwego, ale przy tak krótkim fragmencie bliźniacze konstrukcje mocno rzucają się w oczy i boję się, że podobnie będzie w opowiadaniu. Spróbuj urozmaicać czytelnikowi życie, w końcu takie żeby nie jest trudne do zastąpienia – choćby przy pomocy podobnego aby lub w celu oraz drobnej zmianie w konstrukcji.
TREŚĆ
OSTATNI NA ZIEMI — CZ. I
Kolejną zaletą strony bez wątpienia jest umożliwienie wygodnego przejścia do spisu treści. Im łatwiej będzie czytelnikowi przejść do kolejnych części twórczości, tym większe prawdopodobieństwo, że nie podda się tak łatwo i będzie chciał poznać dalsze perypetie bohaterów.
Zaczynasz bardzo poprawnie – i nie mam na myśli tylko prawidłowo stawianych przecinków czy braku błędów ortograficznych, choć na pewno jest to na duży plus, ale umiejętne budowanie nastroju pełnego melancholii poprzez odpowiednie długości zdań czy ilość określeń. Nie wiem, na ile to świadomy zabieg, ale dzięki przecinkom stawianym przed imiesłowami przymiotnikowymi (czyli w miejscach, w których wcale nie musiałyby się one znaleźć) dajesz odbiorcy moment na wdech, czym dodatkowo wzmacniasz efekt nostalgii uzyskany za pomocą pozostałym środkom. Jak już wspominałam, określeń nie jest ani za mało, ani za dużo – a łatwo byłoby przesadzić z ich ilością, chcąc wzbudzić pożądane emocje. Gdybyś przedobrzyła, mogłabyś przytłoczyć czytelnika.
Cieszę się, że używasz nieoklepanych frazeologizmów (takich jak chociażby palma pierwszeństwa), przez co zmuszasz odbiorcę do zatrzymania się, zastanowienia się, przeanalizowania fragmentu. Czuję się przez to bardziej związana z tekstem, bardziej zaangażowana.
Nie umiałem opanować drżenia dłoni, kiedy sięgałem po dziennik i otwierałem (go) na pierwszej stronie. – Wiadomo, że chodzi o dziennik, ale dodałabym tam zaimek rzeczowny.
2 lipca 2014r. – Przed r. należy dodać spację, ponieważ skrót ten jest wymawiany jako pełen, oddzielny wyraz. Popełniasz ten błąd jeszcze kilkukrotnie, więc pozwól, że nie będę już zwracać na niego uwagi, skoro zasada jest niezmienna.
Wiem, że kilka, w sekrecie, pracuje nad podobnymi tematami. […] (.) – Kropka powinna znaleźć się za znakiem oznaczającym pominięcie części wypowiedzi. Więcej o tym znajdziesz tutaj.
Szmer dochodzący z pobliskiego drzewa odwrócił moją uwagę od czytania. Spojrzałem w jego kierunku i zauważyłem przyglądającą mi się sikorkę. – Pilnuj podmiotów, bo zaimek przymiotny automatycznie łączony jest z ostatnim rzeczownikiem w odpowiednim rodzaju (w tym wypadku do czytanie, a nie drzewo).
Nie znam jeszcze postaci i nie wiem, na ile jest bojaźliwa, ale spodziewałabym się chociażby wzdrygnięcia na niespodziewany odgłos, zwłaszcza w pochmurną noc, kiedy to bohater czyta tajemniczy dziennik. Scena aż sama prosi się o podkręcenie napięcia. Jednak gdy mechanicznie wymieniasz kolejne czynności, odbiorca nie ma szansy na wczucie się, a przecież z pewnością chce towarzyszyć narratorowi przeżywającemu silne emocje.
Mimo zniknięcia gościa, przyniosłem z kuchni smakołyk i powiesiłem na gałęzi. Może jeszcze wróci dotrzymać mi towarzystwa. – W tym fragmencie również szaleją Ci podmioty. Nie chodzi przecież o to, by czytelnik musiał z kontekstu domyślać się, że nadal mowa o sikorce.
Poczułem, jak twarz rozciąga mi się w uśmiechu. Ależ byłem młody i naiwny. – Bardzo dobrze, że te dwa zdania znalazły się w nowym akapicie. Od razu zyskały mocniejszy wydźwięk.
Nieco nadużywasz przecinków – nie popełniasz wprawdzie błędów interpunkcyjnych, ale takie nagromadzenie wtrąceń i tym podobnych potrafi być męczące i może sprawić, że odbiorca pogubi się w zdaniu – stracisz wtedy na dynamice, bo zamiast iść dalej, czytelnik będzie zmuszony do zatrzymania się, przeanalizowania konstrukcji, odszukania w niej sensu. Taka konstrukcja nie służy już budowaniu spokojnego klimatu, skoro ciągnie się przez cały tekst (np. przecinek jest absolutnie zbędny we fragmencie: której w żaden sposób nie potrafiłem obejść ani przeskoczyć. Trudno doszukiwać się w tym celowości.
Wkopałem się najgłębiej, jak mogłem, najważniejsza była izolacja. – Proponuję zamianę ostatniego przecinka na myślnik. Swoją drogą, często stawiasz kolejne i kolejne przecinki, rozwlekając zdania, zamiast rozpoczynać nowe. Gdybyś je nieco porozdzielała, od razu tekst stałby się lżejszy, łatwiejszy w odbiorze. Monotonia nie służy nikomu. Nie bój się krótkich zdań – w końcu nie tylko dynamiczne sceny ich potrzebują. Narracja pierwszoosobowa jest specyficzna i masz prawo nadać bohaterowi charakterystyczny styl wypowiadania się (zachowujesz przy tym spójność, nie zapominając, że nasz narrator to także autor wpisów z dziennika). Spróbuj poczytać na głos swoje opowiadanie i zobacz, czy nawet Ciebie po pewnym czasie nie zaczyna ono męczyć przydługimi, splątanymi konstrukcjami.
Chciałem mieć dostęp do wszystkich danych, niosących informację o warunkach atmosferycznych. – Informacje, bo zapewne było ich wiele. Przy okazji: to jeden z tych fragmentów, którym dodatkowy przecinek absolutnie nie służy.
Nie chcieli mnie zwolnić, póki kontrakt był ważny, miałem związane ręce. A raczej usta. – Zobacz, pierwsze zdanie spokojnie można byłoby zakończyć na słowie ważny, a dalej zbudować drugie, krótsze. Równie dobrze wyglądałoby dodanie we wskazanym miejscu więc, by podkreślić ciąg przyczynowo-skutkowy między tymi częściami zdania.
Wciąż nie wiem (...). Ze smutkiem spoglądam na ostatnią datę w dzienniku. (...). Patrzyłem w notes. – Nie zachowujesz zasady jedności czasu. W pewnym momencie ot tak przechodzisz na teraźniejszy, mimo że wcześniej używałaś przeszłego. Potem znów do niego powracasz i już do końca rozdziału trzymasz się konsekwentnie.
Pierwsza część nastraja mnie optymistycznie – jak widzisz, nie ma rażących błędów, a wyjątkowo wypisałam wszystkie, które wyłapałam, bo nie było ich zbyt wiele. Mogę Cię pochwalić za research (wulkany) i dbanie o realizm. Rozumiesz, o co chodzi z narracją pierwszoosobową i całkiem sprawnie wykorzystujesz jej atuty. Zgrabnie przechodzisz od przemyśleń i wspomnień do opisu czasu teraźniejszego dla narratora. Podoba mi się korelacja między stanem postaci a rytmem zmieniającej się przyrody. Charakter tego wpisu pozwolił Ci przybliżyć tematykę opowiadania i co nieco zdradzić o fabule, a nawet zaintrygować, więc jestem ciekawa, jak poradzisz sobie, kiedy przyjdzie pora na akcję właściwą. W końcu dopiero czekają Cię okazje na wpadnięcie w takie pułapki jak ekspozycja czy imperatyw narracyjny.
OSTATNI NA ZIEMI — CZ. II
Ani razu nie padał deszcz, wiatr prawie ustał. – Masz dziwną awersję do spójników. Wyjątkowo ich unikasz, mnożąc przecinki, tymczasem choćby to zdanie aż się prosi o a w środku.
Zaczynają się schody – charakter postaci uległ zmianie, ale opisywanie emocji zamiast ich pokazywania pozostało. Pozwól odbiorcy poczuć, że bohater jest samotny. Niech snuje pełne niepewności wizje postapokaliptycznego świata, tworzy czarne scenariusze. Czytelnik potrafi dodać dwa do dwóch, pragnie wysnuwać własne wnioski, odnajdywać schematy, dostrzegać powiązania. Pozwól na to, nie wykładaj kawy na ławę. Zaufaj mi, odbiorca może nawet mieć niesamowitą frajdę ze zbierania kolejnych elementów układanki.
Opuściłem azyl. Drzwi otworzyły się z trudem, wypaczone przez ciepło. – W tej scenie jeszcze bardziej brakuje mi emocji. Gdzie niepewność? Dreszcze, gęsia skórka, cokolwiek? Bohater ot tak opuszcza bezpieczne miejsce i w ogóle tego nie przeżywa, nie ma to na niego wpływu – rozumiem, że obserwował parametry i przygotował się na to i owo, ale przecież podjął bardzo ważną decyzję i z pewnością czekają go kolejne, kto wie jakie.
(...) lecz wiedziałem, że albo się przyzwyczaję, albo mogę wracać do schronu, zwinąć się w kłębek i poddać. Wybrałem pierwszą opcję. – Narrator waha się gdzieś poza kadrem, a emocji nadal mamy tyle, co na grzybobraniu. Widać, że o wiele lepiej wychodzi Ci pisanie fragmentów statycznych – pogrążanie się we wspomnieniach i wpisy z dziennika w pierwszym wpisie wyszły Ci niemalże idealnie… jednak sytuacja się zmieniła i pora na inne techniki pisarskie.
Obszedłem dom dookoła, czując, jak pot leje mi się po plecach. Sucha trawa trzeszczała pod stopami. Dom wydawał się opuszczony. Biorąc pod uwagę wszechobecną pustkę, wybiłem okno i wszedłem do środka. – Wciąż wymieniasz kolejne czynności, niekiedy przeplatasz opisami, ale gdzie emocje, o których tak zrzędzę? Słońce praży niemiłosiernie, a bohater nawet nie westchnie – przecież zbieranie suchych danych, a bezpośrednie obcowanie ze skutkami załamania pogodowego (że tak pozwolę sobie to ująć) to dwie różne rzeczy. Narrator w ogóle nie martwi się o sąsiadów? Nawet nie zastanawia, co mogło im się przytrafić? Czy zdołali uciec, czy się usmażyli? Tylko: są cicho, aha, okej, wybijam okno.
Moment znalezienia sąsiadki (a raczej tego, co z niej pozostało) wypada całkiem przekonująco, choć nadal wymagałby pewnego podkręcenia. Samo zamarcie w progu to trochę za mało – efekt byłby lepszy, gdybyś chociaż rzuciła czymś w rodzaju śniadanie podeszło mi do gardła, nim bohater pobiegł zwymiotować. Podoba mi się za to motyw z podeszwami – nieoczywisty i zapadający w pamięci.
— Halo! Jest tu ktoś? — zawołałem dla pewności, lecz odpowiedź nie nadeszła. – Jeszcze na chwilę powróćmy do tego fragmentu. Bohaterowi głos nie załamał? Nie brzmiał dziwnie obco, skoro długo nie był używany?
Obchodząc dom (,) zabierałem najpotrzebniejsze rzeczy, żegnając się z każdym kątem.
Nie sądziłem, żebym miał do niego wrócić. – Cień żalu? Albo dziwna ulga czy niepewność? Chcę poczuć to, co czuje w tym momencie bohater, a otrzymuję coraz więcej ochłapów zamiast pełnoprawnych emocji. Same ogólniki, proste stwierdzenia. Bez odczuć, refleksji, gestów czy pierwotnych reakcji organizmu.
Wychodząc (,) potknąłem się o dziennik leżący na ganku. – Chwilę temu zwróciłam uwagę na nadmiar przecinków, tymczasem teraz zaczęło ich brakować w miejscach, w których być powinny. O imiesłowach przysłówkowych także możesz poczytać w powyżej podanych artykułach. Mam nadzieję, że porady w nich zawarte choć odrobinę wyklarują Ci sytuację. Gdybyś jednak wciąż miała wątpliwości przy konkretnych konstrukcjach – pytaj śmiało.
Przenikająca cisza podkreśliła przyspieszone tętno, kiedy serce zabiło mocniej. – I co? Można? Mamy tutaj całkiem dobry początek głębszego opisywania emocji. W tym momencie postawiłaś na fizjologię – przyspieszone tętno, mocniejsze bicie serca. Pamiętaj, że w tej materii możesz zwracać uwagę choćby na dłonie (drżące, spocone, zimne), skórę (odczuwalne dreszcze, gęsia skórka, bladość), oddech (wstrzymany, przyspieszony, nieregularny) i mnóstwo innych elementów. Nie musisz stawiać jedynie na te najbardziej ograne schematy. Wczuj się w swojego bohatera, spójrz na rzeczywistość jego oczami.
Wyobraźnia podsunęła niezliczoną ilość scenariuszy, w których napotkani ludzie odnajdują przy mnie przyznanie, że jestem głównym sprawcą katastrofy. – Nie mogę rozgryźć protagonisty. Trudno powiedzieć, na ile to kwestia konkretnego pomysłu na tego bohatera, ale już sama nie wiem, czy czuje on wyrzuty sumienia z powodu tego, co się stało, czy jest tylko przestraszony, bo jego też to dotknęło. Wynika to bezpośrednio z Twojego szczątkowego opisywania emocji i przemyśleń postaci. Na początku właśnie na to kładłaś największy nacisk, ale wraz z kolejnymi rozdziałami zaniechałaś głębszych analiz i skupiłaś się na kolejno następujących po sobie wydarzeniach, przechodząc bezrefleksyjnie od jednego do drugiego punktu fabuły.
(...) z którego zwisał sznurek pozostały po roztopionej słoninie. – Z jakiego materiału go wykonano, skoro się tak niestrudzenie trzyma (przy czym mam przed oczami wiadomą sąsiadkę)?
Z braku lepszego pomysłu poszedłem do pobliskiego sklepu. Po drodze wypatrywałem jakichkolwiek oznak życia. Na marne. – I to wszystko nie budzi w nim żadnych głębszych emocji? Takiego chciałaś bohatera? Zobojętniałego, jakby apokalipsa zdarzała się codziennie? No tak, zachowuje się on logicznie i nie traci determinacji, ale czy wręcz przerażający poziom apatii nadal służy opowiadaniu?
>Chwilę siedziałem (...). – Tu Ci się wkradł niepotrzebny znak.
(...) gdy z pobliskich krzaków dobiegło nieśmiałe cykanie świerszcza. – A ten jak przetrwał? Karalucha wypełzającego z jakiegoś zakątka jeszcze bym zrozumiała – w końcu ponoć przetrwają nawet bombę atomową – ale świerszcz zapewne dawno udałby się do zaświatów.
Bardzo dobrze kończysz scenę – zaskakująco i (tym razem) z odpowiednią dawką emocji. Główny bohater jednak potrafi chwytać za serduszko, więc idziesz w dobrym kierunku. Wiedz, że komentarze dotyczące wskazanej postaci zamieszczam po to, byś mogła porównać swoje oczekiwania z tym, jak rzeczywiście narrator jest odbierany przez osobę postronną. Trudno więc moje poprzednie uwagi uznać za wytykanie wad – chciałabym, byś rozpatrywała je bardziej jako wskazówki dotyczące tego, czym skutkuje np. prowadzenie narracji z perspektywy osoby mocno zobojętniałej (albo sprawiającej takie wrażenie). Kiedy bezpośredni uczestnik zdarzeń nie odczuwa powagi niewątpliwie tragicznej sytuacji, ja jako czytelniczka tym bardziej.
(...) powiedziałem(,) patrząc na uśmiechniętego robota.
Jestem pewien, że gdybym wszedł między wieżowce, ugotowałbym się żywcem. – Ze scen nie wynika, że jest aż tak źle. Bohater chodzi sobie po sklepie (sporo rzeczy zostało wręcz nienaruszonych), a potem bez większych wątpliwości planuje trzydziestokilometrowy marsz.
Wiedziałem już, że nie przetrwały żadne zwierzęta, jedynie owady radziły sobie w nowej rzeczywistości. – No to nie żadne, bo stawonogi, w tym owady, również należą do królestwa zwierząt (chyba że: żadne zwierzęta oprócz owadów). Swoją drogą skoro one przetrwały, to dlaczego nie choćby pajęczaki? Również są stawonogami, prawda? A co z fauną środowisk wodnych? Wiadomo, że woda nagrzewa się w nieco mniejszym stopniu niż gleba. Jaki ma to wpływ na żywotność organizmów w warunkach Twojego świata? Tyle niewiadomych, tak mało konkretów… Nadal jednak czekam przede wszystkim na wyjaśnienia, co mają w sobie te superowady, że się nie usmażyły, tylko zgrabnie przystosowały do innych warunków w ciągu zaledwie kilku miesięcy
Samotność powoli stawała się nie do zniesienia, więc zacząłem budować robota. – Bardzo ciekawy wątek, szkoda więc, że znów posiłkujesz się streszczeniem. Brakuje mi pełnoprawnych scen, ponieważ niestety nie tylko wpisy z dziennika przypominają sprawozdania.
OSTATNI NA ZIEMI — CZ. III
(...) stawiałem kolejne kroki, czując(,) jak zalewa mnie pot i walcząc o każdy oddech.
(...) ojciec uważał, że lepiej wykorzystałbym czas(,) ucząc się, niż wygłupiając.
Byłem wdzięczny, że mam się do kogo odezwać, mimo że był tylko metalową puszką. – Naprawdę nie musisz pisać tego wprost. Mimo nie najlepszego początku, ten wątek prowadzisz bardzo dobrze i Gustaw rzeczywiście sprawdza się świetnie. Już rozumiem, co miałaś na myśli, gdy pisałaś w zgłoszeniu, że w Ostatnim na ziemi chodzi przede wszystkim o bohatera.
Na biurku stały trzy ogromne monitory, główny komputer wyglądał, jakby pochodził z przyszłości. – To znaczy jak? Skąd takie wnioski? Dlaczego nie opiszesz, że bohater był zdziwiony lub zaciekawiony, nie pozwolisz tego poczuć, nie zbudujesz strony emocjonalnej sceny? Po tym zdaniu narrator od razu przechodzi do działania, zanim na dobrą sprawę jakkolwiek zareagował.
Wszyscy ludzie zginęli. – Mocno naciągany wniosek. Skąd właściwie ma taką pewność? Nie powinien jednak przypuszczać, że skoro on żyje, to komuś innemu również mogło się poszczęścić? Nie powinien chcieć tego sprawdzić?
Naprzemiennie uważnie mnie obserwował, po czym kierując kamerę na poszczególne kończyny(,) testował ich ruch.
(...) krokodylu(,) po którym dostał imię.
(...) westchnąłem zrezygnowany i wróciłem do obserwowania, jak chodzi. – Zgubiłaś podmiot i nie ma co się usprawiedliwiać, że w scenie występują tylko dwie postaci.
Z pewnością nie jest idealnie, ale naprawdę nieźle – klimat kojarzący mi się z mieszanką Kinga i Hemingwaya sprawdza się rewelacyjnie. Samotność wręcz bije z każdej sceny i, paradoksalnie, tym bardziej, im mniej wprost to przekazujesz. Jeszcze lepiej byłoby, gdyby pogoda bardziej dawała się we znaki, ponieważ przez ignorowanie jej spłycasz wątek fantastycznonaukowy. Bohater jest na pierwszym planie – jego kreację prowadzisz subtelnie (czasem trochę za bardzo) i pozwalasz mówić scenom, dzięki czemu czytelnik z każdym kolejnym wydarzeniem odkrywa coś nowego.
Nadal masz problem z ekspozycją i często streszczasz wydarzenia, które mają potencjał na kapitalne wręcz sceny. Wciąż trudno zrozumieć, co tak naprawdę stało się w wyniku eksperymentów i jaki udział miał w tym główny bohater opowiadania, dlatego z niecierpliwością czekam, co zdarzy się w kolejnej, już ostatniej, części. Zaczynajmy.
OSTATNI NA ZIEMI — CZ. IV
Miałem tak serdecznie dość szukania ocalałych i doznawania zawodu na każdym kroku, że nie kwestionowałem decyzji Gustawa. – Kiedy pomijasz sceny, stawiając na streszczenia, rzekomego zawodu (i wszelkich innych emocji) zupełnie nie czuć. To, że o nich napiszesz, absolutnie niczego nie zmienia – nadal ich dla odbiorcy nie ma. Puste słowa niepodparte dowodami w postaci opisanych wydarzeń.
Już w bunkrze nie dawała mi spokoju jedna myśl – jak to możliwe, że reszta świata nie próbowała się z nami skontaktować. – Skoro już zdecydowałaś się na myślnik, postawiłabym znak zapytania na końcu.
Po zapewnieniu Gustawa, że ktoś żyje (...). – Taka ważna informacja i przekazana jakby od niechcenia w krótkim zdaniu?
Nie wiem już, co myśleć. W tej oszczędności widzę jakąś konsekwencję i streszczenia nie irytują mnie aż tak, jak powinny. Mimo wszystko zamiast jedynie napomknąć o pewnych wydarzeniach, które dzieją się ewidentnie poza kadrem, postawiłabym na krótkie obrazy tych zdarzeń. Budowane krótkimi zdaniami, wizualizujące, oddziałujące na konkretne zmysły miałyby dużo mocniejszy wydźwięk.
Bohater zdaje się robić wszystko, by nie stać się zupełnie wypranym z uczuć. Gustaw, który ma pełnić rolę przyjaciela, budzi we mnie dziwny niepokój. Oddala narratora od celu. Atmosfera gęstnieje, rośnie poczucie zrezygnowania mimo podejmowanych działań… i to się po prostu dobrze czyta. Sama zaczynasz tłumaczyć to, co wcześniej uważałam za nielogiczne (jak np. przekonanie narratora, że jest ostatni na ziemi).
Lepsze znane zło, niż nieznane? – Bez przecinka.
Nie mogę pozbyć się odczucia niepokoju, które budzi we mnie Gustaw i kolejne sceny. Czytając komentarze, nie widzę, by ktoś podobnie odbierał Ostatniego na ziemi, przez co coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to wyważona, uniwersalna historia, która mimo wielu potknięć zostanie przeze mnie zapamiętana.
Głupia ludzka potrzeba okazywania uczuć nakazywała zrobić dla niego coś miłego. – Pomysł z malowaniem Gustawa przywołuje tak wiele różnych myśli, że szkoda czytelnikowi tak bezprecedensowo podpowiadać.
Byłem ciekaw, czy jesteśmy w jej domu, czy może dumna babcia, lub mama powiesiła na wysokości wzroku chwilę przywołującą szczęśliwe wspomnienia. – Bez przecinka przed lub.
(...) zapytał (,) po co zapisuję naszą historię.
Przecież woda, to życie. – Bez przecinka.
Powrócenie do wątku tapety – mocne, w punkt. Oszczędność emocji nigdy wcześniej nie była tak bardzo na miejscu.
W strugach deszczu, grzęznąc w mokrym piasku i tracąc równowagę (,) przeciągnąłem go do latarni.
Zostawiasz odbiorcy dużo przestrzeni i miejsce na własną interpretację, kończąc w odpowiednim momencie, tak że ma się przeczucie, że od samego początku Ostatni na ziemi właśnie dotąd zmierzał. To w gruncie rzeczy prosta, oparta na schematach historia, ale działa.
PODSUMOWANIE
Tekstu nie ma wiele, dlatego zdecydowałam się na powtórne przeczytanie całości i muszę przyznać, że ponowna lektura służy opowiadaniu. Teraz wyraźniej widzę pewne wskazówki pozostawione po drodze i zapowiedzi przyszłych wydarzeń (na Ostatnim na ziemi można by tłumaczyć strzelbę Czechowa). Błędy nie są szczególnie rażące, więc nie odbierają przyjemności z czytania. Wiele z moich komentarzy to jedynie sugestie, dlatego zachęcam Cię do dyskusji. Sama nie jestem już do końca pewna, które z efektów osiągnęłaś celowo, a co zdarzyło się po drodze.
Opisy są plastyczne, ich czytanie to sama przyjemność. Zwykle wiesz też, z czym się je narrację pierwszoosobową oraz wykorzystujesz jej potencjał, co przyznaję nawet mimo miernego początku (ciągłe stosowanie zabiegów charakterystycznych dla dzienników, pamiętników etc.). Do researchu nie mam co się przyczepić – podziękuję zaś za różne ciekawostki wplecione do pierwszego rozdziału. Były naprawdę interesujące i zatrzymały mnie przy Twoim opowiadaniu na dłużej.
Z bohaterem początkowo trudno było się utożsamić przez niemalże brak soczystszych fragmentów, przez które przemawiałyby jakieś myśli protagonisty. Jednakże im więcej zdradzałaś, tym konkretne zachowania stawały się bardziej zrozumiałe i na tę chwilę nie wyobrażam sobie poprowadzenia tej postaci w inny sposób. Zostawiam jednak moje uwagi, byś mogła zobaczyć, jak Twoja postać jest odbierana w konkretnym momencie opowiadania i czy właśnie to chciałaś osiągnąć. Cieszę się, że nie pisałaś wszystkiego wprost – o wyrzutach sumienia czy tęsknocie za drugą istotą ludzką – tylko powoli podsuwałaś czytelnikowi wskazówki. Trudno w pełni ocenić stylizację językową głównego bohatera, bo nie mam z czym jej porównać – indywidualizacja postaci pod tym względem to często niezłe schody dla autora – ale brzmiał on przede wszystkim naturalnie, a to w moim odczuciu jest najważniejsze. Nie poetyzowałaś jego słów, nie przesadziłaś w żadną stronę, dzięki czemu był wiarygodny.
Pozostawiam Cię z moimi spostrzeżeniami – jestem ciekawa, czy takiego odbioru tekstu się spodziewałaś. Po skończonej lekturze Ostatni na ziemi ma szalenie interesujący, być może nieco ironiczny wydźwięk. Dysponujesz garstką moich sugestii i klarownie obranym celem w głowie, więc pozostaje Ci tylko pisać dalej, bo, choć ostatecznie zostawiasz mnie z pozytywnymi wrażeniami, Ostatni na ziemi nadal ma szansę stać się jeszcze lepszym opowiadaniem, na pewno pełniejszym, dobitnym. Pomyśl nad ekspozycją i streszczeniami – studium samotności człowieka i jego związku z naturą aż się prosi o rozbudowanie. Rozczulające szczegóły – jak sikorka czy malowanie Gustawa – potrzebują mocniejszej oprawy. O wiele więcej można wycisnąć z Ostatniego na ziemi i wciąż nie przytłoczyć czytelnika. Bardzo dobrze bazujesz na subtelnościach, masz pisarskie wyczucie. Na dziś dobry – oby motywujący, bo blogosfera potrzebuje więcej takich opowiadań. Do przeczytania.
Za betę dziękuję Ayame. ❤
Dziękuję pięknie za ocenę <3
OdpowiedzUsuńNa pewno kiedyś wrócę do "Ostatniego" i wszystkie uwagi będą wtedy nieocenioną pomocą. Muszę jeszcze tylko trochę dojrzeć, żeby już go nie przerabiać po raz kolejny. Aktualna wersja powstała z 3 stronicowego opowiadania. Mam nadzieję, że do trzech razy sztuka ;)
Faktycznie popełniłam błąd streszczania wydarzeń. Chciałam uzyskać efekt, jakby bohater po wielu latach opowiadał komuś swoją historię. Zapomniałam tylko, że opowiadanie to nie streszczenie życia.
Z samej jego kreacji jestem zadowolona, ale mogłam pociągnąć wątek drogi. Myślę, że trochę wyrobiłam się w tej kwestii :) Jeszcze tylko muszę uzbroić się w cierpliwość. Zazwyczaj jak siadam do pisania, mam jasną wizję zakończenia i trochę za szybko do niego pędzę, na czym cierpi esencja.
Przecinki to kwestia przypadku. Zazwyczaj stawiam je na czuja, często jako właśnie wytchnienie.
Co do Twoich przeczuć względem Gustawa - miałam kilka takich głosów, choć faktycznie nie w komentarzach. Zdradzę, że starałam się zasiać wątpliwość co do jego roli.
Swoją drogą cudne gify :D
Co do samego bloga, jestem mało odważna z szablonami. Kilkukrotnie próbowałam go zmienić, ale prostota mi odpowiada. Może nie przyciąga, ale jakoś żyję.
Sekcja o mnie czeka na zmiany. Powstała prawie dwa lata temu, kiedy ruszyłam z pisaniem. Od tamtej pory przeszłam długą drogę, choć wciąż wiele nauki przede mną. Problem w tym, że nie umiem i nie lubię pisać o sobie, więc zabieram się za zmianę jak pies za jeża :)
Tak ogółem, ogromne dzięki. Grafika o muzyce opowiadania jest świetna. Będę nad tym mocno pracować. Bardzo się cieszę, że miałam okazję spojrzeć na całość oczami innej osoby.
Tysiąckrotne dzięki (choć już kilka ich było :D). Za Twoją ciężką pracę i za ogromnego kopa motywującego do dalszej pracy <3
I takie słowa miło czytać. <3 Jeszcze raz powodzenia.
Usuń