[194] Ocena tekstu: Zaraza


Tytuł: Zaraza
Autor: Swarzycowy Nawijczyk
Tematyka: zombie apokalipsa, survival
Ocenia: Fenoloftaleina




Tytuł jest intrygujący, zwłaszcza gdy powiąże się go z tematyką bloga. Utrzymane w podobnym stylu nazwy podstron dodają klimatu – ważne, że są nie tylko oryginalne, ale i intuicyjne. Nie od dziś wiadomo, że często to wygląd strony często decyduje o tym, czy odwiedzający zechce wgłębić się w tematykę bloga. Tutaj wita mnie szablon mocno… podstawowy, można wręcz odnieść wrażenie, jakby był ciągle w budowie, a w dobie tylu działających szabloniarni oraz poradników dotyczących ich tworzenia, żadnym problemem jest stworzenie czegoś fajnego. Mnóstwo wolnych szablonów znajdziesz na przykład na WiosceSzablonów. Jeśli wolisz coś bardziej spersonalizowanego, warto pomyśleć chociażby o LunaGraphic. Gdybyś chciał dowiedzieć się więcej, zapraszamy także do naszej encyklopedii, gdzie znajdziesz artykuł dotyczący wyboru i komponowania szablonu. Spróbuj znaleźć chwilę na poczytanie już opublikowanego tekstu na Twoim blogu – jasna czcionka na ciemnym tle po pewnym czasie zaczyna męczyć oczy, prawda? Poza tym powinieneś zadbać o wygodniejsze archiwum – może w formie osobnej podstrony? Wyszukiwanie starszych postów jest czasochłonne, co zdecydowanie nie ułatwia poruszania się po Twoim blogu. Resztę zakładek uporządkowałeś, a wszystkie linki działają  Przecinki, które należy dopisać, oznaczam: (,), natomiast o zbędnych informuję w komentarzach. Nie jestem betą, więc nie wskazuję wszystkich błędów. Owocnej lektury.

Wspólnymi siłami – nazwę naszej ocenialni piszemy wielkimi literami: Wspólnymi Siłami.


NA POCZĄTKU…

Pierwszy wpis na blogu jest niewyjustowany i pozbawiony wcięć akapitowych. Owszem, stanowi on jedynie notkę powitalną, ale warto zadbać o dobre pierwsze wrażenie, by nie odstraszyć potencjalnych czytelników. Widzę, że post ma stosunkowo luźny charakter, ale nie wiem, czy z tego wynikają obecne w nich błędy interpunkcyjne, więc pozwól, że je wypiszę:

Jednak to, czy umiem i powinienem pisać (,) zostawiam do oceny Wam. 

Więc jeśli chcecie poskakać sobie razem z moimi impulsami nerwowymi i zobaczyć nawet najbardziej nieśmiałe neurony (,) to zapraszam.


ROZDZIAŁ 1 – „PRIMA APRILIS”

Na szczęście tutaj zadbałeś już o stronę techniczną. Są ładne wcięcia akapitowe, wyjustowany tekst i poprawne półpauzy. Pod swoim zgłoszeniem wspomniałeś, że odwiedziłeś naszą Encyklopedię – miło zobaczyć autora, który rzeczywiście chce się czegoś dowiedzieć (i czyta podstrony! ;)). 

Robert przeklął pod nosem, gdy ze snu wyrwał go dźwięk ulubionej, lecz teraz już znienawidzonej piosenki. Przez chwilę kusiło go, by rzucić telefonem o ścianę, ale szybko przypomniał sobie, ile go kosztował. – Nadużywanie zaimków to dość częsty problem, którego możesz się pozbyć, próbując czytać tekst na głos. Szybciej wyłapiesz powtórzenia i sprawdzisz, czy konieczna jest zmiana składni, czy może zdanie bez danego zaimka brzmi równie sensownie. W tym przypadku zasugerowałabym coś w stylu: Wyrwany ze snu Robert przeklął pod nosem, słysząc ulubioną niegdyś piosenkę. Przez chwilę kusiło go, by rzucić telefonem o ścianę, ale szybko przypomniał sobie, ile to cacko kosztowało. Zobacz, drobna zmiana składni i już jest zgrabniej. Jeszcze nie wiem, czy to cacko pasuje do stylizacji, którą obrałeś – ważne, by być konsekwentnym i nagle ni z gruchy, ni z pietruchy nie rzucać kolokwializmem, jeżeli wcześniej się to nie zdarzało. Jeżeli zdecydujesz się na poważniejszą narrację i stonowanego narratora, sprawdzą się tu inne naturalne synonimy, jak smartfon. Musisz to wyczuć – postanowić, jakim tonem chcesz opowiedzieć tę historię i się tego trzymać. Oczywiście nikt nie będzie Ci mówił, jak masz pisać i jeśli chcesz, możesz mieszać style. Tylko zastanów się, czy warto kombinować, czemu ma to służyć i czy sam się w tym wszystkim nie pogubisz, a tym bardziej odbiorca treści.

Chłopak wyłączył alarm, po czym skierował wzrok na sufit, nie mając na razie chęci, by walczyć z grawitacją. – Widzę poczucie humoru u narratora, więc jak najbardziej skłaniam się w stronę cacka. Co do nowego fragmentu nie musisz serwować czytelnikowi/czytelniczce gotowych wniosków, bo na razie dobrze prowadzisz tekst i broni się on sam. Pomyśl. Robert klnie, chce rzucić telefonem na dźwięk budzika, a potem kładzie się z powrotem – odbiorca nie uzasadni tego wielką radością chłopaka wynikającą z nieoczekiwanej pobudki i rozpoczęcia nowego dnia. Lepiej więc pozwolić czytelnikowi dodać dwa do dwóch. On sam uzasadni sobie zachowanie Roberta, poczuje to bardziej i zaangażuje się. O ekspozycji poczytasz tutaj. Myślę, że ten artykuł pozwoli Ci zrozumieć, czym (okryta złą sławą na  WS ;)) ekspozycja jest, jak należy się jej wystrzegać i dlaczego takie (niby) niewinne głupotki mogą psuć odbiór tekstu.

Jednak gdy po chwili znów zerknął na wyświetlacz (,) ożywił się, widząc (,) że przeleżał osiem minut, a nie (,) jak mu się zdawało (,) dwie. – Zdania składowe rozdzielamy przecinkiem, np. podobnie byłoby w zdaniu: Kiedy spostrzegła znajomą twarz, nie mogła się nie uśmiechnąć. Podobnie jest z wtrąceniami: Należało najpierw udać się do urzędu, a nie, jak sądził wcześniej, do szkoły.

– Weronika, no kurwa! – odparł zdenerwowany, chwytając za klamkę, lecz siostra zdążyła już zamknąć się od środka. – Nie musisz tak wszystkiego dopowiadać – przekleństwo i wykrzyknik wskazują na zdenerwowanie. Jeżeli chcesz je podkreślić, skup się lepiej na fizycznych objawach, zachowaniu Roberta. Może niemal warknąć pod nosem, zacisnąć zęby, kopnąć w drzwi.

Wczoraj bardzo późno wróciła do domu i pewnie męczył kac morderca, ale to nie usprawiedliwiało jej „idealnego” wyczucia czasu.

Ten postanowił tak łatwo się nie poddawać i skorzystał z szantażu. – Znów mamy gotowe wnioski, brak wahania się bohatera, zastanowienia. Gdzie knucie przeciw siostrze, wymyślanie, czym ją zagiąć? To dopiero pokazałoby charakterek Roberta i jego upór, a tak trzeba zadowolić się suchą konkluzją...

– A ja im powiem, że na urodziny jarałeś trawkę! – Chłopak mruknął coś niecenzuralnego pod nosem. – Informacja po wypowiedzi nie dotyczy już jej bezpośrednio, w końcu jest związana z inną postacią, więc powinna zostać przeniesiona do kolejnego akapitu.

Ojciec, jeden z najlepszych ludzi należących do Wojsk Specjalnych, od razu ustawiłby oboje do pionu. – O takich faktach też nie należy informować wprost, pozwalając czytelnikowi wyłączyć myślenie. Przynajmniej nie wtedy, kiedy chcesz osiągnąć odwrotny efekt – zmusić odbiorcę do uruchomienia mózgu. Oczywiście i tu masz teoretycznie dowolność, bo w różnych gatunkach literackich inaczej podchodzi się do danej kwestii, ale znów pora powrócić do standardowego pytania: w jakim celu? Pójdźmy tradycyjną ścieżką i skupmy się na powyższym fragmencie. Nie lepiej byłoby, gdyby któreś z rodzeństwa mruknęło do drugiego: Gdyby ojciec tu był, to by cię… Albo jakby odetchnęło z ulgą, że rodzice wyjechali czy po prostu w dalszej części sceny za wszelką cenę próbowało przekonać współrozmówcę, by nie mówiło tacie o trawce czy imprezie. Taka determinacja dałaby czytelnikowi do myślenia i zastanawiałby się, jaka to dyscyplina musi panować w tym domu, skoro grozi niezłą aferą. Taki scenariusz nie wydaje Ci się ciekawszy?

Robert zrezygnowany wrócił do pokoju i przebrał się, po czym wziął plecak i udał się do kuchni. – Wciąż brakuje dowodów, bo właściwie po co pisać, że Robert odpuścił zrezygnowany? Niech zdusi przekleństwo, westchnie, opuści ramiona, trzaśnie drzwiami ze złości albo właśnie straci energię. Postacie mają być dynamiczne, autentycznie reagujące na to, co się dzieje dookoła nich. Czytelnik chce czuć to, co one, angażować się, samemu wyciągać wnioski i świetnie się przy tym bawić. 

Zjadł kilka robiących za śniadanie parówek i spojrzał na telefon. Za siedem minut odjeżdżał tramwaj, a on nawet nie zdążył przemyć twarzy i odświeżyć oddechu. Na drugie mógł jednak coś zaradzić, biorąc miętową gumę do żucia. – Kolejny raz bez większych emocji, a ja przecież nie oczekuję nie wiadomo jakich fajerwerków przy śniadaniu. Zero reakcji na późną godzinę? Czemu nie zakrztuszenie się herbatą, przyspieszenie, gorączkowe szukanie tej gumy do żucia? Może tak ma być, a zachowanie Roberta wynika z określonego pomysłu na tę postać – w takim razie byle się konsekwentnie utrzymywało i nie dotyczyło w równym stopniu każdego z bohaterów, bo czytelnika zemdli od nadmiaru apatii. 

Będąc gotowym do wyjścia (,) zauważył, że Weronika dopiero wyszła z łazienki, rozczochrana i wyglądająca jak wrak Titanica. – Imiesłowy przysłówkowe oddzielamy przecinkami. Wcześniej nie popełniałeś błędów w podobnych przypadkach, więc tym razem to może wina nieuwagi, ale pozwól, że pokażę Ci podobny przykład: Biorąc prysznic, podśpiewywała. Nawet jeśli stawiasz przecinki na czuja, myślę, że akurat ta reguła szybko wejdzie Ci w nawyk. 

– Ty nawet nie masz na ósmą! – zdenerwował się Robert, rzucając na siostrę laserowy wzrok. Laserowy wzrok brzmi dość komicznie.

Żadnemu z rodzeństwa nie przyszło nawet do głowy (...). – Wcześniej nie wtrącałeś perspektywy Weroniki, tylko skupiałeś się na odczuciach Roberta, więc wychodzi brak konsekwencji w prowadzeniu narracji z mową pozornie zależną. O headhoppingu poczytasz tutaj i będziesz mógł pomyśleć, czy warto tak skakać od czasu do czasu, jak Ci pasuje.

Kto wymyślił młodsze siostry? Te kreatury nadawały się tylko do utylizacji lub ewentualnie do podnoszenia ciśnienia bez konieczności picia kawy. – Aż się prosi o dodanie wykrzykników dla wzmocnienia – w końcu Robert jest nieźle sfrustrowany, a nie snuje sobie spokojnie przemyślenia na temat rodzeństwa.

Stanowczo zbyt często podajesz suche informacje czy analizujesz sztywno zachowanie postaci, by nawet niewielkie głupotki nie drażniły osób wyczulonych na ekspozycje. Zobacz, ile przykładów wskazałam po lekturze naprawdę krótkiego fragmentu. 

Chłopak westchnął tylko, mając nadzieję, że tramwaj w końcu przyjedzie, nie zmuszając go do podróży autobusem. Nienawidził tego. – Zacząłeś dobrze, myśląc o pokazaniu reakcji, a nie przedstawieniu suchego stwierdzenia. Niestety znów zszedłeś na złą drogę suchego mówienia o uczuciach. Robert ma nadzieję na przyjazd tramwaju? Niech sprawdza jeszcze raz rozkład, drepta albo często wygląda, czy coś nie nadjeżdża. Nienawidzi autobusów? Mógłby się chociaż skrzywić, widząc przejeżdżający, albo nerwowo szukać drobniaków na bilet jednorazowy. To, co piszę, może się wydawać przesadzone i niepotrzebne, ale próbuję Ci pokazać, o co chodzi w przekazywaniu emocji, tworzeniu dynamicznych postaci, które przeżywają historie. Nie sądzę, by czytelnik chciał czytać sprawozdania i streszczenia.

Gdy o godzinie planowego odjazdu pętla wciąż była pusta, Robert przeszedł na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się przystanek autobusowy. – Chłopak rzekomo nienawidzi danego środka transportu, a decyzję podejmuje gdzieś poza kadrem i w końcu poddaje się bez choćby mruknięcia niezadowolenia pod nosem. Możesz pomyśleć, że się czepiam, ale uważaj na słowa – skoro użyłeś mocnego, wspominając o nienawiści, daj ją poczuć. O to w końcu chodzi w opowiadaniu historii, prawda? Skoro na samym początku opowiadania to, co chcesz przekazać, kłóci się z tym, co rzeczywiście mówią sceny, co będzie później, kiedy zaczną się o wiele ważniejsze problemy niż podobne rewelacje przystankowe? Wtedy już moje uwagi z pewnością nie będą przesadzone, a wskazówki mało istotne. Trzeba popracować, by tekst był odbierany tak, jak sobie zaplanowałeś. 

Mimo, że nie przepadał za kołowym transportem publicznym, to dzisiaj nie miał innego wyjścia. Podróż na piechotę trwałaby tyle, co jedna lekcja. – Połączenia wyrazowego mimo że nie rozdzielamy przecinkiem. Kołowym transportem publicznym to dość wymuszony żart naukowymi zdaniami (coś takiego pasowałoby raczej go bardzo wczesnego steampunka). Odnośnie do reszty zdania nie musisz tłumaczyć tego odbiorcy jak krowie na rowie. Wszystko wiadomo – tramwaj nie przyjechał, a gdyby Robert miał blisko do szkoły, wcześniej podjąłby decyzje o spacerze, zamiast czekać bezmyślnie na przystanku. Trochę zaufania do innych i do swojego warsztatu. Co za dużo, to niezdrowo. 

Stojąc z innymi pasażerami, którzy także zrezygnowali z podróży tramwajem, Robert zauważył coś dziwnego. – Naprawdę trudno mi poczuć perspektywę Roberta. Chłopak zdaje się niemal nie reagować na to, co go otacza. Nie możesz tego do końca usprawiedliwiać kreacją postaci. Skoro coś jest dziwne, pora na odpowiedź – uniesienie brwi, zmarszczenie czoła, wychylenie się w tamtym kierunku. Pomyśl, co Ty byś robił, pewnie nieświadomie. Co czytelnikowi z  tego, że napiszesz o czyjejś radości, smutku czy właśnie zdziwieniu, jeśli nie sposób sobie wyobrazić danej sytuacji? Tło jest jakieś rozmyte, na razie niedopracowane – paradoksalnie ekspozycja utrudnia odtworzenie sceny w głowie. 

Na lewo, przy moście biegnącym nad niewielką rzeczką Ślęzą, zebrała się niewielka grupa ludzi, pochylających się nad kimś leżącym na ziemi. – Tutaj mamy jeszcze inny problem – zbędne dopowiedzenia. Takie rozciąganie może łatwo psuć dynamikę. Poza tym Robert znajduje się dość daleko – wielu rzeczy musi się domyślać, a to z jego perspektywy piszesz.

Chłopak jednak dał sobie spokój z udzieleniem pomocy, bo widział (,) jak parę osób dzwoni już, zapewne po karetkę. – Znów oszczędzasz mózg Roberta. Chłopak się nie zastanawia, tylko od razu przedstawiana jest nam podjęta decyzja. Nie lepiej by było, gdyby Robert chociaż pomyślał, czy nie można uniknąć wezwania karetki? Przysunął się bliżej, by zobaczyć więcej? Rozejrzał i dostrzegł te dzwoniące osoby? Nadal emocji jest jak na lekarstwo, a w końcu niecodziennie chłopak znajduje się w podobnej sytuacji i w jakimś stopniu na pewno go ona stresuje czy ciekawi. Szczególnie jednak nie czuć tutaj dynamiki tłumu. Wspomniana grupa ludzi była niewielka, ale to wciąż nie oznacza, że nie może panować tam zamieszanie. Na pewno ludzie zachowywali się nerwowo (zazwyczaj tak się reaguje w podobnych sytuacjach), a jakaś pani Jadzia podeszła, żeby popatrzeć. Skoro wspominasz o tym wydarzeniu, musi mieć ono (a przynajmniej powinno) jakiś związek z fabułą, więc miło by było, gdyby nie stanowiło ono jedynie króciutkiego wtrącenia.

Jak zwykle przed ósmą rano zarówno uczniowie (,) jak i ludzie pracujący ruszali do centrum, lecz dziś było wyjątkowo tłocznie. – Robert próbuje się dostać do szkoły – łatwo dodać dwa do dwóch, więc takimi tłumaczeniami możesz jedynie irytować. Natomiast mógłbyś skupić się na frustracji chłopaka, który nie dość, że musi wybrać znienawidzony autobus, to jeszcze zatłoczony. Jednak ani mu powieka nie drgnie – z pewnością nie to miałeś na myśli, zapowiadając opowiadanie o żywych trupach. ;)


Musiało trawić coś paskudnego. Chłopak odwrócił się do niej plecami, mając nadzieję, że nie podzieli jej losu. – To kolejny fragment, na którym widać pechowe nagromadzenie zaimków. 

Był bledszy od śniegu, a pod oczami miał sine smugi (,) jakby nie spał od kilku dni. – No, trochę się zagalopowałeś. Takie wyolbrzymienie nie pasuje do stylu, który starasz się utrzymać w narracji.

Chłopak zaczął się zastanawiać, czy nie ominęły go jakieś alerty o epidemii grypy, bo wydawało mu się, że każdy następny wsiadający pasażer wyglądał coraz gorzej. – Może by się tak właśnie zastanawiał? Czy oglądał wiadomości? Zalecano szczepienia? Może chorowali w jego klasie? Nie chodzi o to, byś rozwijał każdą myśl i szukał na siłę przykładów, ale na razie wygląda to tak, że Robert niby zwraca uwagę na tych ludzi rodem z horroru, tyle że nie ma żadnych konkretnych przemyśleń. Deficyt emocji zdecydowanie nie sprzyja zaangażowaniu w lekturę.

Przestał o tym myśleć, gdy autobus zatrzymał się na Rondzie, przystanku, z którego nastolatek miał do szkoły jeszcze pięć minut drogi. – Właściwie po co ten nastolatek? Wystarczyłoby użyć imienia, szczególnie, że w dalszym akapicie również go nie używasz. 

Chłopak żwawym krokiem pokonał skrzyżowanie, ale (,) widząc na tablicy odjazdów, że zostało jeszcze dwanaście minut do rozpoczęcia lekcji (,) zwolnił, idąc teraz ulicą Zaporoską.

Umiesz budować napięcie – sprawdzają się krótkie zdania przenoszone do nowego akapitu. Rzeczywiście czuć, że coś wisi w powietrzu, jak to określa Robert. Gdyby tylko nie ta nieszczęsna ekspozycja…

Robert nie przepadał za swoją klasą i działało to w obie strony. Chłopak nie pasował i nie chciał się dopasować do większości kolegów o zainteresowanych [zainteresowaniach] ograniczających się do fejsbuka, chlania na umór i plotkowania. Zamiast tego wolał strzelnicę oraz wyczerpujące treningi komandosów, po których wiedział, że żył. Był już drugi rok w liceum, ale osoby mówiące mu zwykłe „cześć” mógł policzyć na palcach jednej dłoni. – Ajajaj, właśnie… Chcesz brnąć w streszczenia czy wolisz, by takie fakty wynikały z tekstu? By było czuć wyalienowanie Roberta i czytelnik szukał przyczyn, przypatrując się konkretnym zachowaniom? Jeżeli chodzi o ten konkretny fragment, przecież nie tak trudno pokazać podobne rewelacje w scenie. Wystarczy, by chłopak stał z boku, rzeczywiście nie witał się z rówieśnikami lub robił to niechętnie czy wywracał oczami, słuchając plotek. A co z zainteresowaniami Roberta? Tu również mamy dużo możliwości – od potknięcia się o specjalistyczny sprzęt w domu, umawiania na strzelnicę do oglądania filmów akcji (i na przykład przypominaniu sobie konkretnych scen, gdy później będzie trzeba radzić sobie w ekstremalnej sytuacji) – odbiorca zostaje z tym samym wnioskiem, a Ty z czystym sumieniem. ;)

Być może jestem przewrażliwiona, ale wieje mi tu „specjalnym płatkiem śniegu”. Rozumiem, że w każdej klasie są osoby bardziej i mniej zintegrowane, więc nie jest to nic niezwykłego. Po prostu ten opis brzmi, jakby Robert traktował rówieśników mocno z góry w zasadzie tylko dlatego, że nie podzielają jego niecodziennych zainteresowań i ośmielili się spędzać czas w mediach społecznościowych. 

Dalej widzę, robisz to, co właśnie zaproponowałam, więc okazuje się, że umiesz pisać bez ekspozycji i nie tyle powinieneś przeredagować pewne fragmenty, co po prostu się ich pozbyć, zrozumiawszy, że reszta w zupełności wystarczy. Chociażby: Chłopak stanął pod ścianą, możliwie jak najdalej od rówieśników i skrzyżował ręce, zamykając oczy. – Nie sądzisz, że z tego zdania wyłania się wystarczająco wyraźny obraz outsidera? Co Ty na to, by się ograniczać do podobnych i niech się dzieje, co się ma dziać?

Dzisiaj miał wyjątkowo paskudny humor. Nie dość, że wczoraj nie szło mu na strzelnicy, to z samego rana Weronika wyprowadziła go z równowagi. Nie licząc tego, że pod nieobecność rodziców musiał opiekować się nią i mieszkaniem, to siostra miała gdzieś nawet jego fizjologiczne potrzeby. Na dodatek była środa, pierwszego kwietnia i Robert tylko czekał na jakieś głupie żarty, a wystarczyło teraz jedno nieodpowiednie słowo, czy nawet spojrzenie w jego stronę, by użył pięści. – Przedostatni przecinek jest zbędny, a co do samego fragmentu: no bije od niego jakaś tam frustracja, ale trudno zignorować jawną ekspozycję. Paskudny humor chłopaka jest aż nadto widoczny i takie stwierdzenia nadają się do kosza. Błędy na strzelnicy można wspominać (przykładowo analizować, dlaczego je popełnił, co robić, by się to nie powtórzyło), na siostrze planować zemstę i tak dalej. Rozciąga się przed Tobą tyle możliwości, że tylko wybierać. A poza tym – wiemy. Byliśmy świadkami sytuacji z Weroniką w nie tak odległej przeszłości, więc zbędny jest opis będący właściwie streszczeniem całego zdarzenia. 

Czyżby ominęły go jakieś grupowe wagary? Jego intuicja nieśmiało podpowiadała, że powód był inny. – Już lepiej. Dobrze widzieć myślącego Roberta i mniej nachalnego narratora.

Minęło dobre dziesięć minut (,) zanim ktokolwiek zainteresował się stojącymi na holu uczniami. – Brakuje mi czegoś między tym zdaniem a poprzednim. Reakcji uczniów? Uciechy, że nauczyciel się spóźnia? Esemesowania do nieobecnych? Chociaż jakiegoś szumu? Robertowi też się tak szybko mózg wyłączył? Kto nigdy głośno nie odliczał do kwadransa studenckiego, niech pierwszy rzuci kamieniem. 

Była podejrzanie „żywa” i miała zbyt dobry humor, jak na środek tygodnia. Ile litrów kawy musiała wypić? – Zbędny ostatni przecinek w pierwszym zdaniu, bo wtrącenie to tu nie pasuje. Zakończenie pytaniem bardzo na plus. Nawet dobry humor nauczycielki można by było przedstawić opisem. Niech energicznie poprawi okulary, uśmiechnie się do uczniów czy chociażby z roztrzepania upuści kredę. Opowiadasz historię, a nie piszesz artykuł naukowy – wczuj się, daj czasem ponieść. 

Mimo, że był w klasie o profilu matematyczno-geograficznym (,) to nie przepadał za matematyką, lecz za to kochał geografię i w tym nie miał sobie równych. – Bez pierwszego przecinka. Lecz jest zbędne. Podbijam prośbę o pokazywanie zainteresowań Roberta, bo samo mówienie o nich to zdecydowanie za mało. Gdzie dowody, emocje, żywe sceny? Na dobrą sprawę ta sytuacja w klasie mogłaby być idealna nie tylko do pokazania zainteresowań Roberta, ale i stosunku klasy wobec jego osoby. Nauczycielka jest na zastępstwie, więc prawdopodobnie niezbyt dobrze kojarzy klasę. Mogłaby zerknąć w dziennik i wywołać do tablicy pierwszego lepszego ucznia do rozwiązania zadania, wybierając przy tym Roberta. Przedstawienie prób wymigania się od tego przedstawiłoby jego niechęć do przedmiotu, a któryś z uczniów mógłby rzucić jakąś kąśliwą uwagę. Oczywiście podaję tylko przykład sceny, jakiej mógłbyś użyć, ale chyba od razu widać, iż nieco ożywiłoby to tekst.

Ktoś biegł i z pewnością nie robił tego dla sportu. Zaraz za tajemniczym biegaczem chłopak zauważył nietypowo wyglądających ludzi. – Skąd taki wniosek? Tajemniczy gość rozglądał się ze strachem, wykrzywiał twarz? Nietypowo, czyli jak? Chodzi tylko o to dziwne wymachiwanie rękami, o którym wspominasz później?

Co to (,) kurwa (,) ma być… – Przekleństwa w takich przypadkach traktujemy jak wtrącenia, np. podobnie będzie w: Co tu się, do cholery, dzieje?

Matematyka nie jest trudna, trzeba po prostu być kreatywnym (...). – No średni komentarz do zadania, które polegało na podstawieniu danych do prostego wzoru. Jeżeli dziwność nauczycielki jest zamierzona, brakuje mi reakcji klasy – jakichś śmiechów czy ta, jasne. 

Mam wrażenie, że, póki co, klasa tutaj właściwie nie istnieje. Pokazałeś na jej tle jedynie odmienność Roberta, ale na tym się skończyło. Młodzi ludzie mają to do siebie, że są zazwyczaj głośni, rozmawiają, żartują, sprzeczają się i wygłupiają, zwłaszcza w większej grupie i czasami, niestety, robią to także na lekcji. Nie widzę tu tego. Piszesz o szkole, klasie, ale na razie równie dobrze mogłoby być tu opisane nauczanie indywidualne i nic by się nie zmieniło. Krótkie opisanie chociażby niechętnego spojrzenia rzuconego przez Roberta na dwójkę gadających zbyt głośno rówieśników przedstawiłoby jego stosunek do nich i stworzyło jakieś tło. 

Daria także nie była lubiana w klasie, bo idealnie wpasowywała się w schemat stereotypowego kujona bez życia osobistego i zainteresowań innych niż nauka. Chłopak nie czuł aż takiej desperacji, by ją poznać, chociaż gdyby nie nosiła okularów, a czarne włosy, które nosiła jako warkocz (,) rozpuściła, byłaby nawet niczego sobie, ale w tej chwili Robertowi nawet zwykłe „cześć” nie przechodziło przez gardło. Nosiła jako warkocz nie brzmi zbyt dobrze – może plotła w warkocz? O wiele większym problemem we wskazanym fragmencie jest ekspozycja. No już do reszty psujesz zabawę… Sam wcześniejszy komentarz Roberta – swoją drogą całkiem niezły i w dobrym miejscu – mówi już wiele o Darii, która dopytuje się o nieobecnego matematyka. Poza tym słowo nauka zdecydowanie tam nie pasuje – jest zbyt ogólne, by właściwie uznać to za zainteresowanie, tym bardziej przecież ograniczające. Już lepiej sprawdziłoby się szkoła.

Jak na klasę o ścisłym profilu mało osób w ogóle korzystało tu z mózgu. – A na humanie to normalne? Chcesz pokazać stosunek Roberta do ludzi czy mamy do czynienia z niefortunnym sformułowaniem?

Idąc korytarzem (,) Robert usłyszał rozmowę grupki nerdów, skupionych przy telefonie jednego z nich.

(,) zastanawiając się (,) jaki sens miało to całe picie. Przecież to tylko stracone pieniądze i czas. – Nie musisz ciągle – a nawet w ogóle – przypominać o stosunku Roberta do alkoholu, imprez i tym podobnych, bo pokazuje to chociażby wcześniejsza rozmowa chłopaka z siostrą czy teraz ta przygoda w toalecie. Na siłę podkreślasz wyjątkowość głównego bohatera. Wykorzystujesz zabieg, który charakteryzuje wiele współczesnych młodzieżówek. Czy to złe? Samo w sobie nie, ale łatwo się zapędzić i stworzyć Gary’ego Stu. A co to za potworek? Zapraszam tutaj. Twój świat i Twoje kredki – ale żyj ze świadomością, że czytelnik musi obcować z postacią, która traktuje z góry a to zabawowiczów, a to kujonów, a to nauczycieli. Z głębszych uczuć, które autor chce wzbudzać, nie stawiałabym na irytację. Jakaś część mnie ma więc nadzieję, że w dużej mierze chodzi o wyjątkowo paskudny humor chłopaka, a nie jego charakter.

Gdy nastolatek dotarł pod salę od geografii (,) momentalnie zadzwonił dzwonek (...).

Dalej mamy całkiem niezły fragment – nienachalnie przemycasz informację o bardzo dobrych ocenach Roberta i równie zgrabnie podkreślasz wzbudzające politowanie umiejętności reszty klasy. I co, jednak da się bez ekspozycji? 


Nie minęło kilka sekund, gdy drzwi od klasy otworzyły się, ukazując starszego mężczyznę o siwych włosach i anielskiej cierpliwości – pana Słomiańskieo. (...) powiedział z uśmiechem, nigdy nie mając zamiaru komukolwiek postawić oceny niedostatecznej. Zawsze podciągał stopień, ale niestety, z pustej kartki nawet on nic nie wyczaruje. – Podejrzewam, że jej nie było widać w postaci aureoli ani niczego podobnego, więc daj mówić scenom. Cierpliwość nie jest trudna do pokazania, zwłaszcza gdy ma się nią wykazać nauczyciel średnio uzdolnionej klasy. Rzecz ma się podobnie z następnym fragmentem – niech się po prostu dzieje. Słomiańskiego.

Kto skończy (,) musi niestety czekać do końca lekcji (...).

Robert zerknął w stronę wejścia, znów mając złe przeczucie. Tym razem miał dobry powód. Gdy tylko nauczyciel chwycił za klamkę (,) do środka wpadł chłopak. – Trudno to nazwać powodem, skoro Robert miał złe przeczucia jeszcze przed ostrym wejściem chłopaka. 

Wszystkich zamurowało z przerażenia, a po chwili kilka dziewczyn zaczęło przeraźliwie krzyczeć. – Już lepiej – podajesz oznaki zamiast wniosków. Nawet bez tego z przerażenia by się obyło. Tylko uważaj, bo z takiego opisu łatwo zrobić suchą wyliczankę, co jest zbrodnią przy potencjalnie dramatycznej scenie.

Robert ocknął się jako pierwszy. – No jakżeby inaczej… Coraz bardziej obawiam się bliskiego spotkania z Garym Stu. 

Przynajmniej ładnie wplatasz model wychowania w rodzinie Roberta – i po co było wprost pisać o wojskowym rygorze w domu?

Błyskawicznie wstał i znalazł się obok dziwnego chłopaka, ściągając go z nauczyciela (...). – Najpierw się znalazł, a potem wziął się za ściąganie, więc bardziej mi tu pasuje: po czym. A jeszcze bardziej by mi pasowało inwestowanie w krótsze zdania, bo dynamika ledwo zipie, a scena ma być przecież emocjonalna.

– Dajcie klucze! – krzyknął Robert, bojąc się, że szaleniec zaraz naciśnie klamkę. – No raczej nie prosi o nie po to, by się zamknąć z zombiakiem w środku. Zdecydowanie przystopuj z narzucaniem wniosków, bo takie tłumaczenie jak krowie na rowie nie przysłuży się tekstowi.

– On nie wstanie… tak? – zaczęła drżącym głosem Kasia, mając teraz w głowie wszystkie filmy o zombie. – Znowu skaczesz z perspektywą.

– Jak chcesz pomóc?! – spytał wściekły Robert, dziwiąc się, że Maciek w ogóle wpadł na jakikolwiek pomysł. Zwykle nie myślał głową. – Raczej unikaj dodawania określeń w podobnych miejscach. Już lepiej bawić się we wszelkie warknął, fuknął. Są o wiele bardziej wymowne, prawda? Średnio mi brzmi to . W pierwszej chwili pomyślałam: a jakąś inną to już tak? Natomiast druga myśl dotyczyła pewnego wulgarnego zwrotu, ale nie mam pojęcia, czy tak powinnam to rozumieć.

– Jak chcesz, możesz stąd wyjść – odparła Daria, mimo wielkiego strachu w oczach, całkiem nieźle znosząc obecną sytuację. – A dowody? Jeśli zaś chodzi o interpunkcję w zdaniu, jeden z przecinków jest do wyrzucenia, w zależności od tego, co chciałeś przekazać (odparła mimo wielkiego strachu czy mimo wielkiego strachu całkiem nieźle znosząc sytuację).

(...) przemówić do rozsądku czternastu wystraszonych osób? – Zazwyczaj mówimy: przemówić komuś do rozsądku, więc lepiej: czternastu wystraszonym osobom. No i nie mieli jednego rozsądku. 

– Do kurwy nędzy, zamknijcie się! – syknął, stając na środku klasy. 
O dziwo, odziedziczona po ojcu charyzma zadziałała nawet na nich. – Po prostu się wydarł i od razu charyzma? Uwaga, Gary Stu z ekspozycją na pokładzie! Jest jeszcze szansa, że to miała być ironia, ale i tak dostrzegam tendencję do idealizowania głównego bohatera.


Panowie spoglądali na siebie (...). – W akapicie rozpoczynającym się od tego zdania brakuje wcięcia. Poza tym średnio mi leży pierwszy synonim, skoro mowa o nastolatkach, chyba że właśnie miało brzmieć ironicznie?

Jeden z kolegów Maćka (...). – Tu też Ci poszalało formatowanie.

Szybciej niż Robert zdążył zareagować (,) przekręcił on klucz i chwycił klamkę. – Pierwsza część zdania mocno zalatuje Yodą, a tego nie chcemy, prawda? Poza tym on jest absolutnie zbędne. 

Do klasy wpadła zakrwawiona, nieprzytomna już dziewczyna, a zaraz za nią dwa stwory, wyglądające jak żywcem wyjęte z filmu gore. – Ale że jak? Zombie ją tam wepchnęły dla zmyły i wykorzystały otwarte drzwi? Miałoby jeszcze sens, gdybyśmy mieli do czynienia z jakimiś rozumnymi stworkami – tylko że na razie zdajesz się bazować na konwencji George’a Romera, więc trudno liczyć na nowoczesne, erudycyjne oblicze zombie.


Kończysz przyjemnym cliffhangerem – aż chce się czytać dalej mimo wskazanych niedoskonałości. 

Na pewno zasługujesz na dużego plusa za stylizację językową – nastolatkowie wypowiadają się tak jak ludzie w ich wieku. Dobrze też, że znasz granice i nie przesadzasz w drugą stronę, nadużywając slangu, bo mogłoby to zahaczać o parodię. 

Nieźle ponarzekałam sobie na ekspozycję, ale są też dobre fragmenty, w których radzisz sobie świetnie bez niej. Za dobrze zapowiadającą się uważam chociażby relację rodzeństwa – oszczędziłeś sobie wszelkich Robert często kłócił się z siostrą, bo ple, ple, tylko użyłeś sceny, a o to chodzi w opowiadaniu historii. Szkoda że już o stosunkach Roberta z rodzicami dowiedzieć się można było tylko z suchych streszczeń. Później pojawiło się światełko nadziei, kiedy mieliśmy okazję obserwować działanie głównego bohatera w sytuacji kryzysowej – wybrałeś bardzo dobry moment na pokazanie wpływu wojskowego rygoru w domu na zachowanie chłopaka.

Do formatowania nie mam się co przyczepić – zdarzyły się niewielkie usterki, zapewne wynikające ze złośliwości rzeczy martwych. Cieszysz oko, używając prawidłowych cudzysłowów i półpauz. Nie popełniasz ortografów, za to zdarzają się błędy interpunkcyjne – przede wszystkim często zjadasz przecinki przy imiesłowach przysłówkowych. Z drobnymi wyjątkami dbasz o dynamikę, wiedząc, kiedy zwolnić, kiedy przyspieszyć, używając to krótszych, to dłuższych zdań. Zdarza Ci się skakać z perspektywą oraz przesadzać z nadmiarem określeń, przez co gubisz płynność. Mnożą się też zaimki, za to niekiedy brakuje prawidłowego zapisu dialogu. Największym Twoim grzechem pozostaje nadmiar ekspozycji – czas nie tylko mówić, ale i pokazywać. Masz lekkie pióro, dzięki czemu czyta się szybko i bezboleśnie – uznałabym lekturę za naprawdę przyjemną, gdybyś tylko pozwolił mi myśleć, a nie ciągle prowadził za rączkę. Doceniam elementy humorystyczne i umiejętność zaintrygowania.

Jeszcze nie wiem, czego oczekiwać – zacząłeś stosunkowo sztampowo, bo komu się jeszcze nie przejadły słynne ceremonie wstawania? Wszystko na razie zmierza w kierunku klasycznego postapokaliptycznego opowiadania na bazie Nocy żywych trupów, co samo w sobie nie jest wadą, jednak musisz się podwójnie postarać, by przyciągnąć czytelników, którzy mają podobnych opowiastek od groma.

Mam ambiwalentne odczucia co do ostatniej sceny – widać, że starałeś się zwrócić uwagę na wiele postaci i zbudować tło, ale tylko namieszałeś mi w głowie. Sceny grupowe same w sobie są wyzwaniem, co dopiero taka w pierwszym rozdziale, kiedy trudno oczekiwać od czytelników, że zapamiętają imiona bohaterów. Łatwo się w tym wszystkim pogubić, mylić postaci i nie rozumieć kontekstu – wiedz więc, że na razie zapadł mi w pamięci jedynie główny bohater, jego siostra oraz Daria, a reszta bohaterów zlała się w jedno. Jesteś pewien, że potrzebujesz tak szczegółowych opisów niemal wszystkich uczniów zamkniętych w klasie? Czy to dobra pora na poznawanie ich imion, a tym bardziej opisywanie relacji z Robertem? Zwłaszcza że stosunki między postaciami łatwo pokazywać za pomocą dialogów i konkretnych zachowań, co na dodatek prezentuje się o wiele lepiej niż suche streszczenia.



ROZDZIAŁ 2 – „PIEKŁO”

Zombie zaszarżowały na grupę nastolatków, a ci rozbiegli się, wpadając w panikę. – No ale gdzie ta panika? Samo rozbiegnięcie się jest mało obrazowe. Krzyczeli? Wpadali na siebie? Ktoś się potknął i wywrócił, a inny niemal po nim przebiegł? Edytowany: no dalej się nieźle dzieje, więc tym bardziej nie musisz nas informować o panice. Jeżeli jest dobrze opisana, to się broni i tyle.

Jeden stwór poślizgnął się w kałuży krwi, będącej przy ciele nauczyciela, lecz drugi miał więcej szczęścia i chwilę później trzymał już w zębach przedramię Pawła. – To będącej średnio tam pasuje, nie sądzisz? Nie musisz się nawet głowić nad zamiennikiem, bo i bez tego słowa wszystko będzie wiadomo. Poza tym pierwszy przecinek jest zbędny i nie służy dynamice.

Chłopak chwycił krzesło i z całych sił zdzielił nim stwora, jeszcze rano będącym miłym panem konserwatorem ze śmiesznym wąsem. – Zdzielił (kogo?) stwora (jakiego?) będącego.

W klasie rozległ się dźwięk pękających kości. – Trochę się zagalopowałeś – to tylko złamana ręka, a w klasie z pewnością panuje gwar, skoro wszyscy panikują jak się patrzy.

Nie raz widział to na filmach o… zombie. – Bardziej mi tu pasuje nieraz, bo Robert z pewnością widział filmy o zombie wiele razy. Co do reszty sceny… nie sądzisz, że mimo wszystko chłopak radzi sobie za dobrze? Unikanie wroga, pomysł za pomysłem, przewodzenie grupą. No rozumiem, że zombie nie jest wyrafinowanym przeciwnikiem, ale głównemu bohaterowi też wypada co jakiś czas podkładać kłody pod nogi. Adrenalina adrenaliną, wychowanie wychowaniem i zainteresowania zainteresowaniami, ale niecodziennie Robert widzi takie rzeczy. Ani zawahania przy waleniu krzesłem w niegdyś wyjątkowo sympatycznego profesora? Jeszcze bym zrozumiała, gdyby tylko Robert tak łatwo przystosował się do panujących warunków, ale ludzkich odruchów nie widać właściwie u nikogo spośród kilkunastu uczniów – a pamiętaj, że ludzie reagują różnie. Jedni od razu widzą zombie, inni jeszcze osobę, którą była. U Ciebie widać tylko podział na dzielnego Roberta i spanikowaną resztę.


Robert, chcąc ratować kolegę (,) krzyknął, mając nadzieję (...). – Coraz bardziej idziesz w kierunku stworzenia Gary’ego Stu. Nie dość, że mądry i sprawny, to jeszcze altruista. Z takich zabiegów rzadko wynika coś dobrego.


Zanim zdołał dobiec (,) stwór zwymiotował na Bartka fontanną krwi. Chłopak znieruchomiał, czując w ustach charakterystyczny, metaliczny posmak, lecz potwór na tym nie poprzestał. – Znowu skaczesz z perspektywą. A więc jednak narrator wszechwiedzący? Dlaczego lecz, skoro odczucia Bartka nijak się mają do działań umarlaka?

Chciał już ugryźć następną ofiarę, ale Robert wybił mu to z głowy kopniakiem w szczękę. – Próbuję to wszystko tłumaczyć treningami komandosów, na które chłopak regularnie uczęszczał, ale nadal odnoszę wrażenie, że przerysowujesz. Mimo wszystko czyta się całkiem nieźle. Wyważasz opisy emocji i czynności, a także wiesz, kiedy dobre wrażenie zrobi krótki, mocny akapit.

Robert jednak nie zamierzał czekać (,) aż ten zaatakuje pierwszy. Pchnął stół, przygniatając nim stwora, po czym znów użył krzesła tyle razy (,) aż z czaszki zombie zaczął wypływać mózg. – No dobra, bohaterskie starcie Roberta to jedno, ale co z resztą uczniów? Rozpłynęli się gdzieś? Już zdołali uciec? Nie możesz w pewnym momencie ot tak zacząć ignorować tło.

Chłopak oddychał ciężko, wciąż nie dopuszczając do siebie myśli, że właśnie zabił dwoje ludzi, a przynajmniej coś, co niedawno nimi było. – Doceniam intencje i jednak zwrócenie uwagi na ludzką naturę głównego bohatera, ale co tam robi wciąż? Wcześniej Robertowi nawet powieka nie drgnęła. Skoro masz taki plan na kreację, i to najważniejszej, postaci, pamiętaj o konsekwencji. Może Robert właśnie odetchnął i chwilowo bezpieczny, bo pozbył się dwóch obecnych zombie, pomyślał dłużej, a potem zdał sobie sprawę, że zabił człowieka i się tym przeraził? Użyj wyobraźni – niech chłopak spojrzy na zakrwawione ręce (Lady Makbet vibes? ;)) albo na trupy? Przecież na tych swoich treningach nie naoglądał się flaków, a to nie taki fajny widok, co? Krew też szczególnie przyjemnie nie pachnie. Skoro z Roberta twardziel, to może by innego ucznia zebrało na wymioty? Takie są realia, a pora dbać o autentyczność.


(...) a drugi wbiegł prosto na sparaliżowanego strachem Damiana z taką siłą, że obaj przelecieli przez ławkę. – Zombie i takie rewelacje? 

– Nie ugryzły cię? – spytał, podejrzewając, że to jedna z dróg zarażenia. – Wcześniej, jak i reszta, brał ich za typowych zombie, a teraz takie odkrycie?

Nie były to słabe i powolne, klasyczne truposze. Te miały bardzo dużo energii i z pewnością nie wstały z grobów. – Skoro tak, zobaczymy, czy będziesz konsekwentny, bo na razie mam ambiwalentne odczucia, chociażby przez to, jak wcześniej Robert łatwo poradził sobie z truposzami. Skąd pewność, że zombie nie wstały z grobów? Skąd w ogóle jakaś przesłanka?

Wyciągnął telefon, lecz (,) tak jak podejrzewał (,) zasięg był minimalny.

Nerd, który przedstawił się jako Igor (,) i Daria skinęli niepewnie, niechętnie chcąc opuścić kryjówkę.

(...) mimo, że w grupie miała większe szanse, to nie chciała zostawiać rodziny. – Wyrażenia mimo że nie rozdzielamy przecinkiem, tak jak i na przykład w którym. Strasznie łopatologicznie przedstawiasz motywacje Darii… no a właściwie to nie powinnam nawet mówić o przedstawianiu.

Brunet skinął tylko i (,) nie puszczając maczugi, patrzył przez okno.

Jadąc ulicą Kruczą (,) nie napotkali większych problemów.

Ostatnie, co usłyszał (,) to dźwięk skręcanego metalu i tłuczonego szkła.

Niewiele się zmieniło w porównaniu do poprzedniego rozdziału, bo błędy są powtarzalne, a akcja zarysowuje się powoli. Główny bohater coraz bardziej przypomina Gary’ego Stu, co z pewnością nie wpływa dobrze na odbiór całości, zwłaszcza że przy okazji ogłupiane są poboczne postaci. Poza tym pora zadbać o kreacje reszty uczniów, bo daleko nie pociągnie się na hasłach typu nerd i lala. Zobaczymy, czy nie pogubisz się w wizji tych superzombie, jednocześnie robiąc z Roberta superbohatera. Z takiego szarżowania nie może wyniknąć nic dobrego. Ciężko się czyta, kiedy coraz częściej skaczesz z perspektywą – tu myśli Roberta, tu kasjerki, chwilę później znowu Darii. Wprowadzasz niezły chaos swoim niezdecydowaniem lub brakami w warsztacie. Pozwól, że nie będę już zwracać uwagi na headhopping, bo błędy tego typu są niestety nagminne.



ROZDZIAŁ 3 „DO DOMU” 

Robert ocknął się jako pierwszy, czując na skroni przeszywający ból. – No sam zobacz, panu najmądrzejszemu i najsilniejszemu najlepiej wychodzą nawet rzeczy od niego niezależne. Jesteś pewien, że chciałeś stworzyć postać, która będzie potrafić wszystko oprócz nieirytowania czytelnika?

Kilka zombie przebiegło niebezpiecznie blisko samochodu, lecz na szczęście zignorowały ich. Kilka zombie (co zrobiło?) zignorowało.

Robert wiedział, że dla niego nie było już ratunku. Musiał skupić się na sobie i koleżance. – Dopiero co chłopak okazywał empatię, martwił się chociażby o siostrę, a tu znowu totalna znieczulica. Jestem w stanie wiele zrozumieć – chęć przetrwania, adrenalina, włączenie logicznego myślenia w sytuacji kryzysowej – ale nie to, że młody chłopak widzi dosłownie zmiażdżonego kolegę, poświęca mu kilka sekund uwagi i zaczyna robić swoje. W ogóle nie bierze pod uwagę, że to on prowadził samochód i gdyby, powiedzmy, miał lepszy refleks, mogłoby nie dojść do tragedii. Robert zarysowuje się ostatnio naprawdę mało sympatycznie, a ja zwracam na to uwagę, bo myślę, że chciałeś stworzyć protagonistę, którego będzie się lubić i podziwiać… a wychodzi na opak.

Nastolatek zaklął pod nosem, wiedząc że w każdej chwili może zjawić się kilka stworów, a wtedy nie mieliby szans. – Kolejny przykład totalnie zbędnego dopowiedzenia… i robienia z czytających idiotów. Dzieciaki nie mogą wydostać się z wraku samochodu, gdy w mieście grasują zombie – no naprawdę nie wiem, czemu Robertowi zachciało się kląć…


Tkwili w samym środku miasta, pośród biegających zombie i krzyczących ludzi. Panował chaos. Cudem unikając szarżujących w różne strony stworów, zbiegli z drogi (...). – No taki średnio porywający ten opis, co? Jak mam się bać, martwić o Roberta i Darię, skoro nie czuć zagrożenia? Niby znajdują się w niebezpieczeństwie, ale na razie każda przeszkoda to pikuś, mimo że narrator momentami wmawia, że jest inaczej?

(...) po chwili weszli do jednego z mniejszych sklepów spożywczych z wizerunkiem żaby nad drzwiami. – I to jest w tej chwili ważna informacja? Bardziej istotne od przedstawienia rzezi dookoła? Jeśli już koniecznie chcesz, nie lepiej napisać wprost nazwę sklepu, skoro i tak wiadomo, o który chodzi?

Mimo, że patrzyła na rozbebeszone zwłoki i martwego zombie, to zdawała się nie dopuszczać do siebie tego, co widzi. – Wyrażenia mimo że nie rozdzielamy przecinkiem (tak jak i np. w którym, dlatego że) – w samym trzecim rozdziale popełniasz ten błąd kilkukrotnie, więc i go zacznę ignorować. Poza tym zamiast sypać wszelkimi zdawać się może lepiej przejść do tego, co o tym świadczy?

Chłopak po raz pierwszy poczuł to, co powinien w takiej sytuacji normalny człowiek. 


(...) powiedziała, czując (,) jak głos zaczyna się jej załamywać.

Wzięła kilka głębszych wdechów, chcąc (,) by to wszystko okazało się zwariowanym snem.

A może to żart na primia aprilis? Prima.

Nie widzieli (,) kto walczy, lecz zombie zaczęły zgodnie biec w stronę skrzyżowania.

– Lepiej odejdźmy od okna – zasugerowała Daria, widząc (,) że zaledwie metr od sklepu przebiegł jeden z potworów.

Więc teraz siedzimy i czekamy (,) aż policja załatwi sprawę, tak?

Ten odruchowo dotknął skroni, nawet nie pamiętając (,) w co się uderzył.

Gdyby to ona siadła z tyłu samochodu, wtedy Igor przeżyłby. – Mocno nienaturalna ta konstrukcja, o wiele lepiej brzmiałoby na przykład: wtedy Igor by przeżył.

Myśl, że przeżyła tylko dzięki przypadkowi (,) dołowała ją najbardziej.

Nawet jeśli tylko dwa stwory się nimi zainteresują (,) to będą w pułapce (...).

– Przebijemy się? – spytała nerwowo Daria, widząc (,) że zmierzają do skrzyżowania.

Momentalnie pierwszy program (,) jaki się pojawił, informował o piekle na zewnątrz.

Przecież niedawno sama chciałaś zostać w sklepie – zauważyła uszczypliwie Daria, czując (,) że szanse na przeżycie tego piekła były coraz mniejsze.

Poczekajcie, sprawdźmy (,) co piszą na Internecie.

Końcówką wprowadzasz sporo zamieszania. Motyw ze skażoną wodą odbiera trochę banalności opowiadaniu, ale i stawia wiele pytań, z którymi będziesz musiał się zmierzyć. Skąd internauci tyle wiedzą? Jak to sprawdzili?


ROZDZIAŁ 4 „MÓJ DOM – MOJA FORTECA”

Taka, że najpierw tę wodę ugotowała. Żaden wirus ani bakteria tego nie przeżyje. – No nieprawda. Np. niektóre bakterie są odporne na działanie wysokiej temperatury. No a nawet gdyby nie to, łatwiej uwierzyć w apokalipsę zombie niż stworzenie chociażby superodpornych wirusów? Nie sądzę, że chciałeś, by Robert wyszedł na niby mądrego, a wprowadzającego grupę w błąd, który może ją naprawdę wiele kosztować.

Poza tym poczytaj dalej o objawach i czasie ich wystąpienia. – Nie rozumiem, dlaczego traktują informacje z Internetu jako prawdę objawioną. W końcu samo istnienie zombie nie sprawia, że wszystko, co o nich napisano czy nakręcono, ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Równie dobrze mogłyby to być tylko pozornie podobne potworki.

– Kiedy piłaś tę herbatę? – Zwrócił się do przerażonej Darii, która także starała się racjonalnym myśleniem zagłuszyć strach. – Małą literą, bo bezpośrednio dotyczy wypowiedzi Roberta.

(...) w końcu zeszli na parter, stając przed niepozornymi drzwiami ukrywającymi schody do piwnicy. – Najpierw zeszli, a potem stanęli, więc np. po czym stanęli, i stanęli.

Robert włączył światło. Te na szczęście jeszcze działało (...). – To. Te mogły być np. wspomniane schody.

Tomek wziął głębszy wdech, czując (,) że jego organizm zaraz przedawkuje adrenalinę. – Coś duży ten skrót myślowy i bardzo nie w stylu naszego narratora.

Jedyną możliwością na obecność zombie tutaj, mógł być zarażony dozorca lub bezdomny (...). – Bez przecinka. Konstrukcja też nie jest szałowa. Nie lepiej coś prostszego w stylu: Jedynym możliwym zombie mógł być zarażony dozorca lub bezdomny? Nie wspominając już, że myślenie Roberta wypada bardzo naiwnie.

W pierwszej kolejności poszły słoiki, potem zestaw narzędzi, śrubokręty, młotki, łom, siekiera, piła i pompka samochodowa, a nawet stare radio. – Rozumiem intencje, ale musisz przyznać, że taka wyliczanka kiepsko wygląda. Zamiast tak bezrefleksyjnie wymieniać, mógłbyś pokazać zastanawianie się Roberta – co zabrać, czy aby na pewno na przykład piła jest niezbędna. To też dobry pomysł, by powrócić do wychowania Roberta i wpływu ojca na chłopaka. 

(...) nienaturalnie szybko przechylał głowę, niczym zaciekawione zwierzę. – Tempo kłóci mi się z wizją zaintrygowanego zwierzaka.

Żaden obejrzany przez Roberta horror nie mógł się równać się tej scenie. – Nie przesadzaj aż tak ze szczodrością. ;)

Gdy znów spojrzał na stwora (,) ten zrobił krok w przód.

To… próbowało się skradać. – Jaki ma to sens, gdy piorunują się wzrokiem? A Twoje zombiaki miały być jakieś takie mądrzejsze.

– I jak poszło? – spytała Daria, czekając obok wejścia, w razie gdyby coś poszło nie tak. – Może jeszcze podkreślisz, że stała na nogach? Spróbuj wczuć się w czytelników, za których się wszystko robi. Średnio przyjemnie, co?

Daria opuściła wzrok, nie mając pojęcia (,) w jaki sposób mogłoby być jeszcze gorzej.

– One myślą… – Szczerze? Absolutnie tego nie widać. Robert nawet się nie męczy, zabijając zombiaki jak muchy, więc wszelkie informacje o zdolnościach fizycznych czy intelektualnych tych stworzeń to zwykłe wciskanie kitu.

Szczerze to już wolała klasyczne, głupie zombie. – Dziwna konstrukcja jak na coś totalnie oczywistego. Kto by wolał sprawniejsze i mądrzejsze zombie od ociężałych głupoli?

Robert postanowił, że czas wyciągnąć cięższe działa. Poszedł do największego pokoju i wyciągnął z szafki czarną torbę, podobną do tej na laptopy.

Tak mi się wydaję (...). – Wydaje.

Jego ojciec wstawił naprawdę solidne drzwi, gdy dowiedział się o grasujących w okolicy cyganach i innych złodziejach. – Jak już, to wielką: Cyganie, ale najlepiej to w ogóle (chyba że to wstęp do ukazania konserwatywnych poglądów rodziny Roberta). Każdy z nas ma różne doświadczenia, ulega takim a nie innym stereotypom, ale przy pisaniu osobiste animozje powinno się odsunąć na bok.

Nazbieramy tyle wody (,) ile się da (...). – Lepiej: nabierzemy.

– A co z samochodem? – Wypaliła nagle Monika, zamykając laptopa. – Małą, bo dotyczy bezpośrednio wypowiedzi.

Bez Internetu było to obecnie bezużyteczne urządzenie. – No niekoniecznie.

(...) no chyba, że na tym moście byłyby zombie. Chyba że nie rozdzielamy przecinkiem.

czerwoną. (w bierniku, jak też np. potrzymaj książkę). masz w narzędniku (spałam z książką). 

Coraz częściej zwracasz uwagę nie tylko na to, co postacie robią, ale też na to, co czują, co zdecydowanie wychodzi opowiadaniu na dobre.

Gdy chłopak odwrócił się, zauważył że Monika wyraźnie chciała coś powiedzieć. – A po czym?


ROZDZIAŁ 5 „CISZA PRZED BURZĄ”

Następnie Robert przeprowadził podstawowy kurs samoobrony i pokazał najskuteczniejsze metody eliminacji kanibali. – Szkoda, że streszczasz coś, co mogłoby być naprawdę ciekawe.

Chłopak zaznaczył też, by unikać z nimi zbędnego kontaktu, bo z tego (,) co wyczytali, choroba przenosiła się przez ugryzienie oraz krew. – Ło, jak on na to wpadł? Ogłupianie pozostałych bohaterów wychodzi mi już uszami.

Okazało się, że Tomek uczył się najszybciej z całej trójki, zaś Monika najwolniej. Po treningu każdy zajął się sobą. – I to tyle? Jak tu się zaangażować? Polubić kogoś? Czy chociażby podziwiać rzekome umiejętności Roberta?

Przecież świat był zbyt rozwinięty, by ulec prymitywnym kanibalom, prawda? – Za to podobne pytania retoryczne jak najbardziej na plus. Pomagają budować napięcie i związek z odbiorcą.

Robert wciąż miał nadzieję, że Weronika wróci, bo nawet jeśli musieliby uciekać z mieszkania (,) chłopak nie wiedział, czy byłby w stanie opuścić dom właśnie ze względu na nią. – Myślisz, że dobrze jest beznamiętnie relacjonować motywacje postaci? 

(...) powiedział Tomek i zorientował się, że sam nawet nie wpadł na pomysł, żeby skontaktować się rodziną, choć szczerze za nimi nie tęsknił, a prawdę mówiąc to wcale.  – Albo ni z gruchy, ni z pietruchy rzucać w twarz taką informacją?

Jeśli jest takim bad-assem jak ty (...). – Bez dywizu: badassem.

Monika zrobiła wielkie oczy, jakby usłyszała coś strasznego, a Daria wyglądała (,) jakby po raz pierwszy nie znała odpowiedzi na jakieś pytanie. – I wciąż same wnioski. Nie dasz pomyśleć innym?

Scena z grą w butelkę nie jest dla mnie w ogóle interesująca, bo wręcz razi wtórnością i nawet nie próbujesz ukrywać, że służyła tylko po to, by wszyscy kierowali swoje pytania do Roberta-boga. Na razie wciąż wynosisz na piedestał głównego bohatera, co mu wcale nie służy, a szkodzi pozostałym. Wciąż jedynym głębszym uczuciem podczas lektury jest irytacja.

Myślałem, że się zatruł tą pizzą od Gruzina. – Co Ty masz do tych mniejszości? Wraz z kolejnym razem robi się naprawdę niesmacznie… Czy chodzi o wrocławskie knajpy „U Gruzina”?

Robert wyciągnął z paczki papierosa i zapalił zapalniczkę. Dźwięk krzesiwa wydał mu się nienaturalnie głośny. – Brzmi, jakby chłopak podpalił zapalniczkę – może użył zapalniczki? Rozumiem, że chciałeś uniknąć powtórzenia, ale zamiennik w postaci krzesiwa brzmi wręcz śmiesznie.

(...) spytał, widząc (,) że na szczęście nie była złamana. – Więc Robert jest też lekarzem? I to wyjątkowo dobrym, skoro tak z odległości, bez oględzin sypie diagnozami? Przecież złamanie może nie być widoczne na pierwszy rzut oka. Lepiej dodać, że Robertowi nie wydawało się, że ręka była złamana czy coś w tym stylu.

(...) odparła, starając się brzmieć przekonywująco. Przekonująco.

Nie chciała brzmieć jak moralizator, tylko podnieść Roberta na duchu. Moralizatorka.

Błędy są wtórne i próżno szukać progresu (ewentualnie mogę pochwalić za coraz rzadsze powtórzenia), mimo że niekiedy zdarzają się sceny budzące nadzieję. Chociażby opowiadaniu służą fragmenty, w których nie ma ani Roberta, ani Weroniki, bo tylko wtedy tak naprawdę inne postacie zyskują głos.



ROZDZIAŁ 6 „W POTRZASKU”

Tomek stał już chwilę nad kolegą, będąc wyraźnie zniecierpliwiony. – To wyraźnie ma zastąpić przedstawienie jakiejkolwiek oznaki tego zniecierpliwienia? Mógłbyś chociażby włożyć w usta Tomka ostrzejszy komentarz i już nawet nie trzeba by było bawić się w opisy, a chłopak rzeczywiście rysowałby się jako  zniecierpliwiony.

Zaczyna się coś dziać – ucieczka Moniki pozwala na głębsze pokazanie charakterów postaci i popchnięcie fabuły do przodu. Na plus jest także to, że Robert jednak nie należy do wszechwiedzących i nie zwęszył podstępu. Od razu patrzy się na niego inaczej – uwaga: jak na człowieka. Liczę, że mniejsza ilość bohaterów pozwoli Ci bardziej się na nich skupić, bo operowanie hasłami typu śmieszek i kujonka nie ma nic wspólnego z pełnoprawną kreacją postaci, a, szczerze mówiąc, niewiele więcej do tej pory dostaliśmy. 

Teksty Tomka mogłyby rozładowywać napięcie… gdybyś je tylko budował. A ciężko to się robi, pędząc z akcją poprzez mechaniczne wymienianie kolejnych czynności i ciągłe streszczenia. Nie ułatwiasz sobie, ciągle się z jakiegoś powodu spiesząc. Dopiero później będą sceny, które naprawdę chcesz opisywać, więc na odczepne odklepujesz wszystko, co po drodze, byle jak najszybciej wziąć się za ciekawszą część opowiadania? Jeśli dobrze podejrzewam, nie lepiej zmienić układ, pobawić się chronologią, retrospekcjami? Jest tyle możliwości, bo przecież nikt nie każe Ci zaczynać pisania od przedstawienia początku apokalipsy. Wszelkie inne warianty mogłyby być nawet bardziej interesujące, gdybyś wszystko dobrze przemyślał. Internetowi czytelnicy mają coraz większe wymagania i jestem pewna, że wielu z nich nijaki początek i sceny-zapychacze odrzucą mimo wizji ciekawego rozwinięcia.

(...) goniływszystkie kanibale Wrocławia. Gonili i wszyscy. Kanibale mają rodzaj męskoosobowy.

Jeśli przeżyć apokalipsę kanibali (,) to tylko tutaj. 

Robert ucieszył się w duchu, ale był świadomy, że dla Darii oznaczało to porzucenie jakiejkolwiek nadziei na zobaczenie rodziców, czymkolwiek by teraz nie byli. – I tyle? Podejmowanie najważniejszych decyzji w życiu nie jest według Ciebie dobrą okazją do rozpisania bardziej emocjonalnej sceny? Skoro już zmieniasz ciągle perspektywę, dlaczego nie akurat w takim momencie? Myślę, że czytelnik chciałby być w głowie Darii, skoro narrator – raz wszechwiedzący, raz nie – skąpi opisów.

Ta odruchowo chciała uwolnić się z uścisku, ale gdy zobaczyła brata (,) poczuła nieopisaną ulgę. – A gdyby chociaż westchnęła? Przywarła do Roberta? Albo gdybyś po prostu podkreślił, że przestała się szarpać? Po co tak wprost?

Niższa od brata o głowę i młodsza o najwyżej dwa lata (...). – Mało naturalna precyzja. Ot tak odróżniasz piętnastolatkę i szesnastolatkę? Ja nie.

(...) miała takie same jak on jasnobrązowe włosy, lecz znacznie dłuższe i spięte w luźny kok sięgający za ramiona. Dżinsowe, jasne spodnie, tego samego pokroju kurtka i czarne, skórzane rękawiczki sprawiały, że wyglądała równie seksownie, co zabójczo. – Ależ ważne informacje przy tych zombiakach za drzwiami! Z pewnością nie chodziło Ci o to, by czytelnik zapomniał o zagrożeniu i rozpływał się nad urodą nowej bohaterki, a właśnie do takich rezultatów doprowadzają podobne zabiegi.

Siadaj, wyglądasz (,) jakbyś biegła przez cały Wrocław.

Daria musiała przyznać, że Weronika wyglądała, jak żeńska wersja Roberta. – Bez drugiego przecinka, bo nie wprowadzasz zdania podrzędnego. Przecinek powinieneś postawić np. w zdaniu: starała się, jak mogła. Ale już nie w: była piękna jak bogini.

– Dzięki… – Weronika i zanim odpowiedziała (,) na raz wypiła cały, po czym na moment zamknęła oczy, nie wierząc, że minął dopiero jeden dzień. – Coś tu Ci zjadło w pogrubionym fragmencie. 

Przez dobre pół minuty wymieniał spojrzenie z kanibalem, nie wiedząc, że z każdą chwilą jego wzrok coraz bardziej przypominał ten bezlitosnych stworów. – O wiele lepiej: nie sucho, tylko z klimatem.

Dalej mam dwa, pełne magazynki (...). – Bez przecinka.

(...) odparła Daria, wiedząc, że teraz nie mieli szans zdobyć zapasów, bez narażania się na zęby kanibali. – Bez drugiego przecinka.

Świadomość tego, że było ich więcej (,) nie pokrzepiała.

Dziewczyna pokiwała, wciąż pamiętając (,) jak myślała, że się przemieni lub prędzej, że ją zabiją.

Dlaczego nikt po porównaniu zebranych informacji z doświadczeniami Weroniki nie wpada na to, że na forum mogą być pisane totalne bzdury? Nie wspominasz nawet o porównywaniu wyników researchu z różnych stron internetowych. 


ROZDZIAŁ 7 „DRZWI”

Robert miał już w głowie większy zarys całego pomysłu wywabienia stworów i zabarykadowania wejścia, lecz zanim zdołał cokolwiek powiedzieć (,) powietrze oraz cały blok zadrżały od głuchego huku. – Powietrze?

Za drzwiami dało się słyszeć coraz głośniejsze wycie oraz huk kilkunastu zbiegających na dół stworów. Huk wydawał Ci się dobrym określeniem na odgłos biegnących zombie? Nie dość, że nie pasuje do czynności ciągłej (pasowałby natomiast, gdyby nastolatkowie zdecydowali się np. zrzucić tę wieżę stereo), to jest zdecydowanie zbyt mocne. Bardziej odpowiadałoby chociażby neutralne odgłos.

Po chwili wszyscy byli już ubrani w anty-kanibalowe ubrania i wyposażeni w pistolety, toporek oraz noże wojskowe. – Czyli jakie? I bez dywizu: antykanibalowe (jak też np. antyfan).

Robert nie chciał ryzykować konfrontacji z kanibalem w półmroku (,) dlatego postanowił go wywabić. – Zobacz, podmioty znowu Ci szaleją. 

Zagwizdał, przez co stwór natychmiast przerwał ucztę i energicznie odwrócił się w stronę nowej zdobyczy (...). – Raczej: nowego celu.

Weronika zerknęła tylko na martwego sąsiada, starając się stłumić emocje, co udawało się jej coraz rzadziej. – Nic takiego nie jest widoczne w tekście – Weronika nie płacze, nie krzyczy i wciąż jest jedną z najbardziej ogarniętych osób w towarzystwie. Wmawianie czegoś czytelnikowi świadczy nie tylko o mocno średnim warsztacie, ale przede wszystkim nie skutkuje.

Oba wejścia składały się w większości ze szkła, z którego pozostały jedynie ostre fragmenty zabarwione krwią kanibali. Widać, że ból nie był im straszny. – Coś ten wniosek mocno naciągany. Mam też wrażenie, że gubisz się w swoim pomyśle na zombie. Tu niby mądre i zorganizowane, a nie wpadają na mniej wykańczający sposób pokonania bariery w postaci szklanego wejścia.

Wydawało mu się, że minęły wieki (,) odkąd był na zewnątrz, lecz wcale nie tęsknił za świeżym powietrzem i uciekaniem przed kanibalami. – Za świeżym powietrzem pewnie tęsknił, ale wolał zamknięcie niż zombie w komplecie – tylko że z tego zdania nic takiego nie wynika.

(...) odparła Weronika, ciesząc się, że jej brat miał inne zainteresowania niż większość rówieśników i potrafił posługiwać się narzędziami. – Usilne podkreślanie wyjątkowości głównego bohatera coraz bardziej robi z niego Gary’ego Stu.

Wyglądała, jak żywcem wyjęta z filmu akcji (...). – Bez przecinka. Stawia się przed jak przy wtrąceniach (np. Była, jak podejrzewałam, zupełnie nieprzygotowana) i gdy jak pełni funkcję zaimka wprowadzającego zdanie podrzędne (np. Powiedz mi, jak to zrobić), ale nie przy porównaniach (Kochałem ją jak nikogo innego), chyba że paralelnych [tak…, jak (i); zarówno…, jak (i); równie…, jak].

Dobrze wychodzi Ci wplatanie humorystycznych fragmentów, gdy atmosfera staje się zbyt ciężka. Jednak wciąż warto podkreślić, że zbiór śmiesznych gadek tworzy zaledwie cień postaci, którą Tomek mógłby być. 

Nagle z burzy myśli dziewczynę wyrwał dźwięk, na który tak czekała. Ktoś zapukał, lecz nie trzy razy (,) tylko dwa. – Przy okazji: świetnie budowane napięcie w tej scenie! Dobrze wykorzystałeś rozpoczęty wcześniej wątek i pomyślałeś, że krótkie, jakby urywane zdania się sprawdzą, tak jak i częste akapity. Zamiast suchych ekspozycji pojawiły się chociażby fizyczne oznaki przerażenia Darii, a ten progres szczególnie mnie cieszy, gdy pomyślę, co działo się wcześniej. Wśród fragmentów wręcz opartych na ekspozycji coraz częściej zdarzają się takie zupełnie jej pozbawione. Obyś utrzymał poziom, bo widzę, że potrafisz pisać całkiem nieźle. 

Nastolatka nie wiedziała (,) co robić. – No i znowu się zaczyna… Nie pisz tego, co oczywiste, bo nikt nie chce być traktowany jak ktoś, kto nie potrafi dodać dwa do dwóch.

Po chwili potwór przestał pukać i na moment odwrócił się, jakby się znudził, lecz wtedy błyskawicznie przyłożył głowę do wizjera i szalonym wzrokiem patrzył prosto na Darię. Ta omal nie dostała zawału i odruchowo zrobiła krok w tył. – Taka ładna scena, ale zobacz… czy i tutaj nie sprawdziłyby się lepiej krótsze zdania? Pomysł masz przecież dobry, za to wykonanie mocno średnie, bo wielokrotnie złożone zdania zabijają dynamikę i tym samym zmniejszają napięcie. Brakuje mi też reakcji Darii (to z zawałem mocno średnie), choćby wzdrygnięcia.

Kanibal usłyszał skrzypnięcie podłogi, co bardzo go pobudziło. – Nie dajesz odpocząć, skacząc z głowy do głowy bohaterów. Mieszanie perspektyw naprawdę potrafi dezorientować. Zdecyduj się na narratora wszechwiedzącego albo mowę pozornie zależną z ukierunkowaniem na konkretną postać w danej scenie. Pomyśl, co jest Ci rzeczywiście potrzebne, bo mnie się wydaje, że ta krótka myśl zombie nic nie wnosi, bo chwilę później znów włącza się perspektywa Darii.

(...) lecz siła (,) z jaką uderzał stwór (,) wydawała się nadludzka. – Wybrane określenie niezbyt to pasuje, skoro nie mówimy już o człowieku, tylko o zombie – który wprawdzie posiada ludzkie ciało, ale, jak wielokrotnie wspominasz w tekście, ma też nieprzeciętne umiejętności. Chyba że chodziło Ci o porównanie sił zombie z siłami Darii i określenie jej szans, ale to mocno naciągana teoria, prawda?


ROZDZIAŁ 8 „MAŁY PROBLEM”

Zaczynał żałować, że nie miał do czynienia z klasyczną apokalipsą zombie. – Zaczynał? Czyli wcześniej się cieszył, że powalczy sobie nie z zombiakami, tylko z superzombiakami?

Pomimo, że w niektórych mieszkaniach dało się słyszeć stłumione odgłosy kanibali (,) to żadne nie było otwarte. Pomimo że też nie rozdzielamy przecinkiem. Widzę, że tego typu wyrażenia sprawiają Ci problem, więc podsyłam artykuł, który co nieco rozjaśni.

Dźwięki bardzo pobudzały zwykłych kanibali, lecz nie zawsze działały na te mądrzejsze, o czym dziewczyna zdążyła się już przekonać. – Zobacz, jak mieszasz – do pewnego momentu jedynie czytelnik zauważa brak konsekwencji w kreacji zombie i, umówmy się, bierze to za wynik braków w warsztacie, a nie zamierzone działanie. Potem jeden z bohaterów od czapy stwierdza, że są zombie głupsze i mądrzejsze, na co wszyscy się zgadzają i do tej pory operują podobnym słownictwem oraz niekiedy zastanawiają się, na który typ zombie trafili, co sprawia, że boją się mniej lub bardziej… i to na tyle. Na razie różnice są nieznaczne i więcej z tego zamieszania niż pożytku.

Rozciągający się od prawej do lewej podłużny przedpokój był dość ciemny i przypominał ten w domu Roberta. – To tylko przedpokój, więc co mogło być na tyle charakterystyczne, by wywołać skojarzenie, zwłaszcza nie u samego Roberta, tylko u kogoś, kto we wspomnianym mieszkaniu był zaledwie raz i to przy okolicznościach z pewnością niesprzyjającym zwiedzaniu.

Tomek uchylił drzwi do największego z nich i zamarł. Na podłodze, w ogromnej kałuży krwi leżało ciało kobiety. Dziewczyna cofnęła się o krok, na moment zamykając oczy. – Zwracaj większą uwagę na podmioty, może czytaj na głos i wtedy wyłapuj podobne kwiatki, bo naprawdę nie chodzi o to, by trzeba się było domyślać, że tajemnicza dziewczyna to Weronika. Skoro przedstawiasz reakcję akurat tej bohaterki, dlaczego nie wspominasz o niej przez kilka wersów, a potem ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakujesz z małą precyzyjnym i mylącym określeniem?

Tomek czuł buntujący się żołądek, ale wiedział, że takie widoki będą coraz częstsze. – To naprawdę nienaturalne, że każda z Twoich postaci jest praktycznie odporna na podobne widoczki. Żadnych zemdleń, wymiocin… a spróbuj sobie wyobrazić, że podobny widok zastaliby chociażby członkowie Twojej najbliższej rodziny. Nikogo by on nie ruszył? A przy jeszcze większej grupie? Niskie prawdopodobieństwo, prawda? Po co więc kreować herosów na potrzeby opowiadania? Zwłaszcza że na ogół chce się czytać o zwykłych ludziach. Po prostu.

(...) gwałtownie odwróciła się na dźwięk otwieranych drzwi, lecz Daria starała się ją uspokoić. – Dlaczego lecz? Prędzej: mimo że.

Tomek nawet nie starał się kryć zaskoczenia, bo ostatnie (,) czego się spodziewał wracając, to dziecko siedzące w kuchni. – Lepiej: ukryć lub ukrywać.

Daria dyskretnie wskazała na Madzię. Ta rozglądała się ciekawsko, co jakiś czas przecierając nosek. – Drugie zdanie powinieneś przenieść do kolejnego wersu, bo nie dotyczy już osoby wypowiadającej się.

Nadal nie przestajesz wyróżniać głównego bohatera i jego siostry – dlaczego tym razem ktoś inny nie mógłby zauważyć, że Madzia została zarażona? Nie rozumiem też, czemu nie zdradziłeś, co wzbudziło podejrzenia Weroniki, tym samym nie dając innym szansy na pogłówkowanie. Edytowany: później okazuje się, że i Daria miała przeczucie, ale i tak: późno, wplecione jakby od niechcenia, a nielogiczna bierność bohaterki w zasadzie jeszcze bardziej uwypukliła wyższość Roberta i Weroniki nad resztą populacji.

Chłopak przez moment spojrzał na dziewczynkę, ale szybko skierował wzrok gdzie indziej. Madzia zauważyła to i, nie wiedząc dlaczego, poczuła się niekomfortowo w towarzystwie Roberta. – No właściwie to wiadomo.


ROZDZIAŁ 9 „DO ŚWITU”

Potem jeszcze bardziej oddaliła się od Roberta, czego zaczynała żałować. – Mocno namieszałeś mi w głowie ostatnimi komentarzami na temat relacji rodzeństwa. Nie tyle nie wydaje się ono zdystansowane, co nawet naprawdę zżyte, a więc wszelkie narracyjne stwierdzenia o rzekomym dystansie, stopniowym oddalaniu się wydają się mało wiarygodne. Rozumiem, że Weronikę i Roberta łączy trudna sytuacja, jako jedyni z grupy znają się już od pewnego czasu, co naturalnie zbliża ich do siebie i odkłada na bok dawne scysje, ale zupełny brak napięcia między tą dwójką, zastępowany przez ekspozycyjne ochłapy od narratora, sprawia, że wracamy do punktu wyjścia – w to, że między Weroniką i Robertem nie dzieje się najlepiej, trudno uwierzyć. 

Zwłoki Pana Oskara leżały na pierwszym piętrze i wydawały się najcięższe (...) lokal Pani Gorladzkiej (...). – Dlaczego wielkimi?

Powoli, krok po kroku, Robert wciągał ciało na drugie piętro, nie podejrzewając, że pan Oskar był aż tak ciężki. – Martwe ciała są naprawdę ciężkie. Szkoda, że to prawdopodobnie niecelowe ukazanie nieomylności Roberta. No i w sumie chłopak nadal wychodzi na herosa, samemu targając dorosłego, dobrze zbudowanego mężczyznę, a potem i pozostałych zmarłych, jakby to były worki z ziemniakami.

Po niemal godzinie wrócił do domu, sprawdzając jeszcze parter (...). – W ten sposób sugerujesz, że obie te czynności odbyły się jednocześnie, a na pewno chodzi o to, że najpierw Robert wrócił, a potem sprawdził parter, więc zamiast sprawdzając powinno być np. i sprawdził czy po czym sprawdził. 

Madzia, pomimo trupiobladej twarzy i ledwie obecnego wzroku (,) szybko pochłonęła kanapkę (...). – Pogrubiony wyraz osobno. Więcej o tej zasadzie znajdziesz tutaj.

Daria spojrzała karcącym wzrokiem na kolegę. Pytanie o to nikomu nie pomagało, zwłaszcza Robertowi. – To naprawdę karygodne, że Tomek chce wiedzieć, czy jak będzie smacznie spał, to Robert zamorduje dziecko, które wszyscy polubili. Wszyscy stoją murem za Robertem, nawet kiedy nie powinni, a równie wiele zawdzięczają także innym członkom grupy, więc to kiepskie wytłumaczenie tak głębokiego zaślepienia.


Musiał w pełni zaufać swoim umiejętnością i odruchom tak (...). – Tak samo jak z odruchom powinno być umiejętnościom i np. przyglądać się ludziom, a umiejętnością jedną, konkretną mógłby się na przykład pochwalić Robert umiejący strzelać.

Siostra pokiwała, doceniając pomysłowość, ale wątpiła co do skuteczności pomysłu. Wątpiła w skuteczność pomysłu lub miała wątpliwości co do skuteczności pomysłu.

– Kurwa… – Chłopak zdał sobie sprawę, że zaraz przez ich podwórko przetoczy się kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset stworów. – Skąd się ich tyle bierze w jakimś miasteczku i to akurat pod ich domem? Sporo osób się ukrywa, mamy też mnóstwo trupów, a co chwilę pojawia się chmara zombie za horyzontem. Obyś te zbiegi okoliczności też kiedyś wyjaśnił i przekonująco usprawiedliwił, bo to wszystko wydaje się coraz bardziej podejrzane.

Weronika westchnęła cicho i zanim zdążyła pomyśleć, czy mogłoby być jeszcze gorzej (,) zauważyła, że dziewczynka drgnęła.

Chłopak jednak całkowicie skupił się na zabiciu małego krzykacza, który jeszcze przed chwilą był bezbronną dziewczynką. Mały krzykacz ma mocno eufemistyczny wydźwięk, a przecież chce ich zjeść. Podobnie rzecz ma się z małym stworkiem i innymi określeniami, których potem używasz. W ten sposób nie podkreślasz, że Zombie było małą Madzią, tylko dodajesz scenie niezamierzonego i niewskazanego komizmu. 

Robert powoli ściągnął z siebie ciało Madzi, wiedząc, że nie mógł sobie pozwolić na moralne rozterki. – Chwila na nie już minęła, a do kolejnego etapu pasują bardziej takie określenia jak: chwile słabości, sentymentalność. 


ROZDZIAŁ 10 „BEZ JUTRA”

Kanibale nadal od czasu do czasu uderzały w drzwi na różnych piętrach, jakby sprawdzając, skąd dobiegł interesujący je odgłos. – Nie widzę ciągu przyczynowo-skutkowego, a to podobno te mądre zombie. Nie piszesz w końcu, że otwierały drzwi, tylko że w nie uderzały – liczyły na krzyk zlęknionych czy co?

Daria nigdy nie przypuszczała, że przeżyje koniec świata dzięki klasowemu gburowi. – Z dotychczasowych określeń to zdaje się najlepiej opisywać Roberta, jeśli weźmie się pod uwagę zachowanie chłopaka, którego jesteśmy świadkami. Jednak kłóci się ze stosunkiem pozostałych bohaterów do Roberta – do tej pory wyglądało na to, że po prostu nie utrzymywali bliższych stosunków, a nie żywili do siebie raczej negatywne emocje. Outsider nie równa się gbur. Apokalipsa tłumaczy lgnięcie do klasowego survivalowca, ale nie brak wszelkich: dlaczego akurat on? Właściwie nie było w tekście żadnej informacji, czy wcześniej inni uczniowie znali dobrze zainteresowania Roberta – tym bardziej szybkie zaufanie chłopakowi budzi wątpliwości. Nie od razu przecież rozpoczął się pokaz umiejętności naszego bohatera. Odnoszę więc wrażenie, że nieco się pospieszyłeś z tym wątkiem, przez co nie uniknąłeś dziur logicznych.

Nagle rozległ się głuchy dźwięk, jakby coś ciężkiego uderzyło w barierkę na balkonie.   Wszyscy podskoczyli (...). – Pomiędzy tymi zdaniami wkradła Ci się trzykrotna spacja.

Nastolatkowie doszli do tych samych, przerażających wniosków. – Nie da się ukryć, że zbudowałeś spore napięcie, ale dlaczego kosztem logiki? Tu narrator wszechwiedzący, tu POV, a tu nagle myśli postaci są wielką tajemnicą dla narratora.

Cios na chybił-trafił okazał się skuteczny. – Bez dywizu: na chybił trafił.

Scena konfrontacji z zombie wypada całkiem nieźle, mimo że nadal można by bardziej popracować nad dynamiką (po co tak długie zdania?) i pogłębić research (znów mamy jedno spojrzenie i: o, złamana noga!).

Skoro stwory nie były typowymi nieumarłymi, którzy wyczuwali krew, tylko polegają na wzroku i słuchu (,) to oznaczało, że w nocy widzieli równie słabo co ludzie. – Pamiętaj o jedności czasu: polegali. Wciąż snute są dalekosiężne wnioski nie wiadomo do końca skąd. No niby zombie pojawiały się, gdy coś stłukło czy hukło, więc można to logicznie powiązać, ale skąd stwierdzenie, że na dodatek nie wyczuwały krwi? Przecież to się nie wyklucza, a bohaterowie zachowują się, jakby co najmniej doszło do sytuacji, w których z któregoś z nich krew lała się strumieniami, a zombie poszedł dalej, bo było cicho i ciemno. Robertowi i Weronice sprzyja nienaturalne szczęście, bo wszystko, co sobie założą, po prostu się sprawdza.


Podświadomie wiedziały, gdzie szukać ofiar? – Dlaczego podświadomie, skoro, przynajmniej częściowo, zachowały inteligencję?

Zatrzymał się, a Weronika odruchowo zaczęła nasłuchiwać. – Dwie linijki później pisałeś, że rodzeństwo nasłuchiwało, więc średnio wyglądają te sformułowania tak blisko siebie, poza tym bardziej pasowałoby coś w stylu: Weronika jeszcze bardziej wytężyła słuch, skoro już wcześniej uważnie słuchała.

Chłopak nie martwił (się) jednak o kanibali (,) tylko o kierunek obranej drogi. – Zapewne chodziło o: kanibalami, a wtedy i: kierunkiem.

Stwór powalił go na ziemię, a jego zęby zaciskały się niebezpiecznie blisko twarzy chłopaka. Ten trzymał w ryzach szczękę potwora, ale sytuacja była patowa. Weronika rozstrzygnęła ten spór, zatapiając nóż w karku kanibala. – Nie pozwalasz się pomartwić o los bohatera, bo nawet rzekomo niebezpieczne sytuacje rozwiązywane są szybko i bez większych emocji. Niby uśmiercasz postacie, ale tylko te mało istotne, więc czytelnik i tak cały czas czuje, że Robertowi i Weronice nic się nie stanie.

Właściciel lubił tu przebywać lub często kłócił się z żoną. – Raz na kilka rozdziałów ni z gruchy, ni z pietruchy odzywa się humor narratora. I skąd pewność, że domek należał do mężczyzny?

– Dlaczego drzwi nie wytrzymały? – spytał bardziej siebie niż siostrę, lecz to ona znała odpowiedź. 
– Nie było cię przy tym, ale gdy tata zamówił te „antycyganowe” drzwi (,) okazało się, że zawiasy są do wymiany. Chodził potem wkurzony przez resztę dnia. – Czekaj… czyli Weronika zdawała sobie sprawę z tego mankamentu i nic nikomu nie powiedziała? Po prostu pozwoliła innym spać i czuć się (względnie) bezpiecznie w domu, zamiast wspólnie zabezpieczyć wejście?

Wydawało się, że o przeżyciu decydowało tylko jedno – szczęście, którego Robertowi ponownie zabrakło. – A właśnie, że jeden z głównych problemów opowiadania tkwi w tym, że Robert ma szczęście tak wiele razy, że staje się to nienaturalne. Żadne zagrożenie nie stanowi większej przeszkody dla chłopaka, a od pewnego rozdziału także dla jego siostry. Wokoło trup ściele się gęsto, a nasze rodzeństwo jest ledwo pokiereszowane.

Wystawił ręce przy latarce i wtedy dotarło do niego coś strasznego. Momentalnie poderwał się jak oparzony, blednąc na twarzy. – Można pokazać coś mniej łopatologicznie niż poprzez dotarło do niego coś strasznego i zaczął się bać? No można. Tylko dalej brakuje mi reakcji Weroniki – dziewczyna widzi gwałtowną reakcję brata, którego na ogół cechuje raczej brak emocji niż nadmiar, a tylko spokojnie pyta, czy coś się stało.

Nagły zryw brata wystraszył ją nie na żarty. – Zupełnie tego nie widać. Również Weronika należy do stosunkowo opanowanych osób, więc mogłaby zdusić w sobie ostrą reakcję, tylko przełknąć głośno ślinę, znieruchomieć itp. Kolejny okrzyk jest od czapy bez żadnego nakreślenia stanu emocjonalnego dziewczyny i średnio pasuje do jej dotychczasowej kreacji. Bardziej odpowiedni wydaje się chociażby nerwowy śmiech, o którym później wspominasz.

Weronika nagle poczuła lodowaty dreszcz, przebiegający od czubka głowy po palce u stóp, a jej serce zaczęło walić jak oszalałe. Ledwo zdołała wykrztusić pytanie, które uderzyło w nią niczym piorun. – To jest to, podążasz w dobrym kierunku. Tylko dlaczego tak późno?

Problem, który kolejny raz podkreśliłam przy analizie tego rozdziału, mocno daje się we znaki w trakcie czytania zakończenia posta. W końcu powinnam zacząć się bać, nerwowo zabierać do kolejnej części (zwłaszcza zważywszy na jej tytuł), ale jestem niemal pewna, że Robert okaże się odporny lub w inny sposób uniknie przemiany w zombie, więc nadal nici z większych emocji, które wspomniany fragment zdecydowanie powinien wzbudzać.


ROZDZIAŁ 11 „ANIOŁ”

Dziewczyna ocknęła się z burzy myśli (,) dopiero, gdy poczuła w ustach smak krwi. Tutaj znajdziesz wyjaśnienie dotyczące interpunkcji w tym zdaniu i podobne przykłady.

Przygryzanie wargi to odruch, który towarzyszył jej od dziecka i był odpowiedzią na duży stres, jednak sytuacje z podstawówki nie miały porównania do tego, co działo się obecnie. – Pomijając już kolejną ekspozycję, nawyk Weroniki nie jest w ogóle wiarygodny, skoro pojawia się dopiero w rozdziale jedenastym (i być może nigdy się nie powtórzy, skoro tak nagle z nim wyskoczyłeś). Wszelkie tiki bardzo dobrze sprawdzają się przy dodawaniu indywidualnych cech bohaterom… ale jeśli chcesz się w to bawić, to niech Weronika po prostu często przygryza wargę.

Po pierwsze, zamknąć drzwi. Dziewczyna wstała energicznie i przekręciła trudno działający zamek, wiedząc, że niektóre kanibale potrafiły przecież używać klamek. – To nie zrobili tego wcześniej? Dlaczego nie od razu po wejściu? 

Nawet jeśli Robert nie zaraził się tym samym gównem co właściciel tej działki (...). – Skąd kolejne wnioski, skoro rodzeństwo tylko znalazło pusty domek? Zdecydowanie gubisz się w narracji.

Robert wzruszył ramionami, po chwili odnajdując długi, fikuśny klucz. 
– Wygląda jak klucz do składziku (...). – A po czym poznaje się klucz do składziku?

(...) odparła Weronika, nie pamiętając, żeby brat kiedykolwiek zażartował. Zawsze był śmiertelnie poważny, a przynajmniej taki się wydawał. – Tym razem przynajmniej informacja się zgadza, bo z Roberta rzeczywiście kiepski kabareciarz, tylko w takim razie po co rzucać takimi stwierdzeniami? Zupełnie wystarczyłoby zaskoczenie Weroniki. 

Dziewczyna znowu zdała sobie sprawę z tego, jak słabo go znała. – Odnoszę wrażenie, że na upartego próbujesz wmówić czytelnikowi, jak kiepska jest relacja między rodzeństwem, podczas gdy sceny mówią zupełnie co innego (np. często Robert przewiduje, jak zachowa się Weronika, bo zawsze gra twardą).

Podoba mi się scena z odkażaniem rany Roberta – chociażby dlatego że doskonale pokazuje to, co usilnie przekazywałeś za pomocą ekspozycji (np. stosunek protagonisty do alkoholu, różnice między bratem i siostrą).

Musisz uszkodzić rdzeń kręgowy… – Ale od dawna przestali stosować się do tej zasady (np. Madzię zamierzali udusić), jakby gdzieś poza kadrem dochodząc do wniosku, że zombie można inaczej zabijać. 

(...) powiedziała, zdobywając się na swój ironiczny uśmiech. – Ten gest też pasuje, bo przez kilka rozdziałów z Weroniką okazał się dla niej charakterystyczny, ale wciąż: dodawanie postaciom tików nie polega na tym, by je wpychać do narracji z pomocą ekspozycji. To swój jest zbyt nachalne i naprawdę niepotrzebne.

Weronika udała, że się przejęła
– Oj wybacz, ale wtedy dopiero co rzygałam i ledwo wyszłam z łazienki, nadal na kacu – odparła sarkastycznie. – Zapewniam, że czytelnik jest w stanie rozpoznać ironię nawet bez jednej z tych podpowiedzi.

Obydwoje z uśmiechem pokręcili głowami, zdając sobie sprawę, że jeszcze dwa dni temu szczerze się nienawidzili. Zmarnowali na to całe lata, choć nie wiedzieli nawet dlaczego. – Mocne słowa, a przecież na samym początku opowiadania (czyli te dwa tygodnie wcześniej w opowiadaniu) uraczyłeś nas jedynie sprzeczką o zbyt długie korzystanie z łazienki. Wcześniej w narracji nie zdarzały się wyolbrzymienia, więc trudno o ich wytłumaczenie.

Ani początek (,) ani koniec tygodnia.

Rozdział jest mocno przegadany, co mogłoby stanowić miłą odmianę i pozwolić czytelnikowi odetchnąć, ale posty tego typu pojawiają się na tyle często, że akcja toczy się ślamazarnie, a fabuła stoi w miejscu od dłuższego czasu. Jeśli zaś chodzi o główną scenę z tego konkretnego rozdziału, dobrze, że pokazuje ona wady Weroniki – jedynie dziwi mnie, że przez kilka rozdziałów była cisza w związku z przeżyciami dziewczyny sprzed spotkania z bratem. Teraz trudno uwierzyć, że to tak bardzo interesowało Roberta.

Parada równości? – Nie wiem, czy to celowy błąd, ale mimo wszystko wskazuję, że prawidłowo powinno być: marsz.

Miała rację. Obydwoje byli jakimś cudem odporni na zarazę, co teraz znacznie ułatwi im przetrwanie. Stwory nadal stanowiły śmiertelne zagrożenie, lecz przynajmniej nie będą musieli martwić się ugryzieniami i przypadkowym ochlapaniem ich krwią. – I to ma być reakcja na kolejny cud? Robert zachowuje się, jakby to było niemal oczywiste, że przeżyje, więc nie ma powodu do radości. Podobnie zachowuje się Weronika. I jeszcze ten jej komentarz (nigdy w to nie wątpiłam). Co chciałeś dzięki niemu uzyskać? Nie byłby zły, gdyby tło sceny było inaczej rozbudowane (czytaj: emocje byłyby większe niż na grzybach, wyczuwałoby się napięcie, niepewność i wskazany dramatyzm), a tak tylko dodaje niezamierzonego absurdu.

Hipoteza Darii sprawdziła się. Żadna choroba nie zabijała w stu procentach. Zawsze znajdzie się ktoś odporny. – Sprawdziła się już wcześniej, kiedy Weronika nie zachorowała.

Zakończenie w pewien sposób intryguje (mam w głowie wiele pytań, mniej lub bardziej słusznie wiążę tytuł rozdziału z tajemniczą dziewczyną), ale wciąż zawiera zbyt mało emocji (no rodzeństwo niby trochę się cieszy, trochę czuje nieufność, ale to takie: no spoko, helikopter), by było mi szkoda, że w tym momencie kończę lekturę i żegnam się z bohaterami tych jedenastu rozdziałów. 


PODSUMOWANIE

Jedynie z początku zdarzały Ci się powtórzenia (zwłaszcza zaimków), jednak niestety niejednokrotnie radziłeś sobie z tym problemem, używając nienaturalnych zamienników (jak chociażby piecząca ciecz zamiast wódki), które brzmiały wręcz śmiesznie. Przecinków było jak na lekarstwo (głównie przed/po imiesłowach), a jak już się pojawiały, to na ogół nie tam, gdzie powinny (np. przy wyrażeniach takich jak mimo że czy podczas gdy). Trafiło się kilka literówek, niepoprawnie odmienionych wyrazów i błędów technicznych typu podwójna spacja albo brak wcięcia akapitowego. 

Ekspozycja pojawiała się w takich ilościach, które odbierały radość z czytania – mam więc nadzieję, że wskazane fragmenty i sugerowane poprawki pozwoliły Ci zrozumieć, z czym to się je (i że już nie będziesz tym katował czytelników). Nie mów, tylko pokazuj i już nie wmawiaj odbiorcy, jak ma coś interpretować, bo w obecnej wersji nie zostawiłeś mu przestrzeni niemal wcale. Zastanów się, w którym momencie rzeczywiście chcesz rozpocząć tę historię, by nie posługiwać się, zwłaszcza w tak dużym stopniu, streszczeniami oraz przeskokami.

Zdecydowanie masz problem z narracją – szaleje w niej, co tylko może. A to niezgodny czas, a to narrator wszechwiedzący, a to jednak POV. Nieustanny headhopping przyprawiał mnie o ból głowy. Pora więc się na coś zdecydować lub ewentualnie określić, czy takie mieszanie czemuś służy. Z tworzeniem napięcia było różnie, bo zdarzało Ci się w nieodpowiednich momentach budować długie zdania (np. podczas dynamicznych starć z zombie) i skupiać się na tym, co nieistotne (szczegółowe opisy wyglądu z tragicznymi wydarzeniami w tle). Moje wątpliwości budziły też niektóre kwestie okołomedyczne, więc w przyszłości warto zgłębić research lub nie brać się za opisywanie czegoś, na czym kiepsko się znasz.

Momentami bohaterów było mnóstwo, niestety nakreślonych za pomocą paru kresek. Ledwo dawało się zapamiętać imiona, a gdy postaci zostało niewiele, na tle idealizowanego Roberta (a później i Weroniki) wypadały blado. Utarte schematy nie zawsze są złe, ale nawet nie próbowałeś ich rozwijać – kujonka, śmieszek i nic więcej. Jestem pewna, że w komentarzach mógłbyś dużo pisać o wielu bohaterach, interpretować ich zachowanie, dodawać to i owo, ale pamiętaj, że to przecież powinno wynikać z tekstu i nikt nie siedzi w Twojej głowie. Opowiadanie ma bronić się samo, a na razie jest z tym mocno średnio.

Wiele rzeczy Ci wypominałam, ale w ostatecznym rozrachunku nie czytało się źle – tylko że masz większe ambicje, prawda? Umiałeś zaskoczyć, starając się dodać coś od siebie do sztampowej wizji zombie. Tylko są to jeszcze raczej raczkujące pomysły – chociażby inteligentne zombie wymagają dopracowania. Dlatego też ostatecznie wypadło dość nijako. Próbowałeś rozbudowywać tło, dodawać wiele elementów (skażona woda, forum). Na ogół nie zaczynałeś czegoś bez konkretnego celu, tylko to później wykorzystywałeś (zainteresowania Roberta, inteligencja Darii). Zdarzyło się sporo dziur logicznych, przede wszystkim wniosków z kosmosu, dziwnych źródeł informacji traktowanych jak pewniki. Tu warto poczytać o imperatywie i zastanowić się, dlaczego nieraz odnosiłam wrażenie, że od apokalipsy ważniejsze jest ukazywanie coraz to większych zalet i umiejętności Roberta – właśnie temu służyła absurdalna ilość scen, gdy, podobno główny, wątek nieubłaganie stał w miejscu. 

Odsyłam Cię jeszcze raz do naszej encyklopedii – myślę, że szczególnie przydadzą Ci się artykuły dotyczące interpunkcji i typów narracji. Na początku sugeruję pracę z betą, chociaż uważam, że wiele błędów jesteś w stanie sam wyłapać, gdy dasz tekstowi odleżeć, powrócisz do niego po pewnym czasie i na spokojnie przeczytasz. Dużo pisz, czytaj i zastanów się, jaką historię chcesz opowiedzieć. Na dzisiaj naciągany przeciętny, ale wiedz, że nieuwaga nie usprawiedliwia głupich błędów i czytelnika nie interesuje, że autorowi nie chciało się na spokojnie sprawdzić tekstu. Nagromadziło się sporo głupotek i szkoda, że psują one historię, na którą widać, że masz pomysł, tylko jeszcze dobrze nieprzemyślany i niedopracowany. Sporo pracy przed Tobą, ale pisania też trzeba się nauczyć, a po pewnym czasie nic nie stoi na przeszkodzie, by ponownie zgłosić się do oceny (czy to z poprawionym tekstem, czy zupełnie nową historią). Zachęcam do kulturalnej dyskusji w komentarzach i życzę owocnej pracy nad warsztatem. 


Za betę dziękuję: Deneve i Skoiastel. <3

23 komentarze:

  1. Nie wiem, czy nie doczytałam, czy co. :D Ale ciekawość mnie zżera - czemu ocenę zakończyłaś na jedenastym rozdziale, jak są jeszcze kolejne cztery? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc, od czego by tu zacząć? :P Od ogółu do szczegółu.
    Dzięki za ocenkę, bo do tej pory motałem się jak dziecko we mgle. Nikt jeszcze nie ocenił mojej „treningowej” Zarazy tak wnikliwie i nie wytknął wszystkich błędów (nie usprawiedliwiam błędów tym, że to treningowe opowiadanie, bo to pierwsza tak długa historia ;)).
    Przecinki to dla mnie piekło od podstawówki, więc do poprawy.
    Co do powtórzeń to mam w nawyku używanie wymyślnych zamienników. :P Walczę z tym, ale przegrywam.
    Literówki i zła odmiana to wynik mojej oceny z polskiego na koniec edukacji - 2. Cóż, pora powrócić do znienawidzonego przedmiotu. :P
    Ale podwójna spacja i zjedzone wcięcia akapitowe to wina tego przeklętego bloggera. Gdy kopiuję z Worda to czasami tekst rozjeżdża się jak opętany.
    Co do ekspozycji... to moje nieudolne próby przemycania informacji, które chciałem potem wykorzystać. Dobra, przyznaję się, nie miałem pomysłu, by przedstawić tego w scenach. :)
    Jeśli chodzi o narrację, to przyznam, że się gubię i w poprawce skuszę się jednak na narratora wszechwiedzącego. Pierwotnie chciałem pisać z pierwszej osoby, ale jak zauważyłaś, słabo u mnie z emocjami. :P Potem miało być w wszechwiedzącym i skupionym na Robercie, a potem stwierdziłem, że dobrze byłoby dać perspektywę innych bohaterów. I wyszło tak, jak wyszło.
    Betą jestem sam sobie i raczej tak pozostanie.
    To teraz odniosę się bardziej szczegółowo do poszczególnych fragmentów.
    c.d.n.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecinki to dla mnie piekło od podstawówki, więc do poprawy. – Mam więc nadzieję, że nasze artykuły okażą się pomocne lub w inny sposób zdołasz wyćwiczyć to i owo (w końcu praktyka robi swoje, nie chodzi o wkuwanie wszystkich przykładów).

      Co do powtórzeń to mam w nawyku używanie wymyślnych zamienników. :P Walczę z tym, ale przegrywam. – Też tak miałam, ale względnie udało mi się to ogarnąć, na ogół dzięki bawieniu się szykiem zdania, by nie doszło do kłopotliwej sytuacji (moja pisarska zasada: nie wiesz, jak coś napisać, zamienić, to to pomiń.XD). I w ogóle na starość przyszła jakaś miłość do prostoty.

      Ale podwójna spacja i zjedzone wcięcia akapitowe to wina tego przeklętego bloggera. Gdy kopiuję z Worda to czasami tekst rozjeżdża się jak opętany. – Z tym już nie do mnie, bo ocenki mi formatuje niezawodna Skoiastel. <3

      Usuń
  3. Co do szablonu to nie miałem większego pomysłu i wybór padł na ten bloggerowy. Ze zmysłem estetyki jest u mnie tak jak z emocjami.
    Archiwum zmieni się w spis treści, to na bank. ;)
    Poprawiłem już stronę główną (justowanie) i nazwę Wspólnymi Siłami. Nie zwróciłem uwagi, że jest z małej.
    Czcionka – jaką kombinację kolorów byś polecała? Jasny tekst i ciemne tło, czy na odwrót?

    Rozdział 1 – tak, nadal jestem żółtodziobem w pisaniu i zacząłem scenę od wstawania. :P Złe wzorce widać nie tylko tutaj.

    „Stojąc z innymi pasażerami, którzy także zrezygnowali z podróży tramwajem, Robert zauważył coś dziwnego. – Naprawdę trudno mi poczuć perspektywę Roberta. Chłopak zdaje się niemal nie reagować na to, co go otacza. Nie możesz tego do końca usprawiedliwiać kreacją postaci” – właśnie chciałem to usprawiedliwić kreacją postaci, ale o tym później. :p

    „Jak na klasę o ścisłym profilu mało osób w ogóle korzystało tu z mózgu. – A na humanie to normalne? Chcesz pokazać stosunek Roberta do ludzi czy mamy do czynienia z niefortunnym sformułowaniem?” – niefortunne sformułowanie. :)

    „Do klasy wpadła zakrwawiona, nieprzytomna już dziewczyna, a zaraz za nią dwa stwory, wyglądające jak żywcem wyjęte z filmu gore. – Ale że jak? Zombie ją tam wepchnęły dla zmyły i wykorzystały otwarte drzwi? Miałoby jeszcze sens, gdybyśmy mieli do czynienia z jakimiś rozumnymi stworkami – tylko że na razie zdajesz się bazować na konwencji George’a Romera, więc trudno liczyć na nowoczesne, erudycyjne oblicze zombie” – chodziło mi, że wpadła pogryziona, a kanibale za nią, bo otworzyła drzwi.

    „Kilka zombie przebiegło niebezpiecznie blisko samochodu, lecz na szczęście zignorowały ich. – Kilka zombie (co zrobiło?) zignorowało” – tak, źle dobrałem słowa. Powinno być „nie zauważyło”.

    „(...) po chwili weszli do jednego z mniejszych sklepów spożywczych z wizerunkiem żaby nad drzwiami. – I to jest w tej chwili ważna informacja? Bardziej istotne od przedstawienia rzezi dookoła? Jeśli już koniecznie chcesz, nie lepiej napisać wprost nazwę sklepu, skoro i tak wiadomo, o który chodzi?” – jak mam dobry humor przy pisaniu, to powstają takie potworki. :P Na przyszłość wstrzymam się od „żartów” w perspektywie narratora.

    Co do „mimo że”, teraz już nie mam wątpliwości. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcionka – jaką kombinację kolorów byś polecała? Jasny tekst i ciemne tło, czy na odwrót? – Wiesz, estetyka to kwestia indywidualna, więc byle nie dawało po oczach, a teraz tak jest. :DD Jeśli chciałbyś pozostać przy ciemnym tle i jasnym tekście, to czcionka np. bardziej w odcieniach szarości niż typowa biel. Większość czytelników_czek przyzwyczajona jest do ciemnego tekstu na jasnym w tle (w książki), ale coraz popularniejsze stają się ciemne motywy, więc kombinuj, po prostu unikając mocnego kontrastu (i poczytaj sobie potem taki opublikowany tekst, po czym sam oceń).

      chodziło mi, że wpadła pogryziona, a kanibale za nią, bo otworzyła drzwi. – Bardzo mylące jest to już nieprzytomna .

      jak mam dobry humor przy pisaniu, to powstają takie potworki. :P Na przyszłość wstrzymam się od „żartów” w perspektywie narratora. – Nie musisz się znowu powstrzymywać. Tylko wiesz, cokolwiek robisz, rób z głową. Bo sobie taki czytelnik_czka czyta i raz na x rozdziałów coś takiego i nie wie, co myśleć.XD Taki narrator może dodawać świetnego klimatu, rozładowywać napięcie (jak chociażby w moim kochanym Świecie Dysku czy wprowadzać gorzką ironię (np. Pachnidło ), tylko wtedy raczej konsekwentniej.

      Usuń
    2. Oh my... Jak już tak lecimy w feminatywy, to chyba narrator_ka. xD Konsekwencja powinna być zachowana nie tylko u narratora_ki. xD

      Anonim_ka

      Usuń
    3. Co do szablonów to oprócz tego, co dziewczyny zaproponowały, możesz też poszukać na zagranicznych stronach. Jest wiele darmowych szablonów, tylko trzeba poświęcić trochę czasu, aby znaleźć odpowiedni i pasujący do gustu, zwłaszcza jeśli chcesz szablon minimalistyczny i pasujący do klimatu.
      Zawsze można też zrobić czarne tło bloga, a jaśniejsze tło dla kolumny z postami i wtedy masz ciemną czcionkę na jasnym tle.

      Usuń
    4. Neurony muszą być i inne tło nie wchodzi w grę. ;) Czcionkę zmienię na odcienie szarości, a co do szablonu to jeszcze przemyślę. Nie jestem wymagający i pasuje mi to co jest (jestem prostym człowiekiem). :P

      Usuń
  4. „Końcówką wprowadzasz sporo zamieszania. Motyw ze skażoną wodą odbiera trochę banalności opowiadaniu, ale i stawia wiele pytań, z którymi będziesz musiał się zmierzyć. Skąd internauci tyle wiedzą? Jak to sprawdzili?” – Naiwnie, może ze stresu (próbuję się tłumaczyć) stwierdzili, że skoro forum maniaków zombie, to raczej ich informacje będę sprawdzone, bo mieli z nimi styczność.
    Bohaterowie też nazywają te potworki zombie, bo z tym im się kojarzą, co nie znaczy, że są identyczne do tych z horrorów.

    „To… próbowało się skradać. – Jaki ma to sens, gdy piorunują się wzrokiem? A Twoje zombiaki miały być jakieś takie mądrzejsze” – zamysł na moje osobiste kanibale był taki, że niektóre wyróżniały się zachowaniem od innych, a bohaterowie nazwali je „inteligentnymi”, bo zachowywały się czasem bardzo ludzko, ale nadal dziko. Wzorowałem się na Ataku Tytanów. Tam niektórzy tytani zachowywali się w nieprzewidywalny i nielogiczny sposób.

    „– One myślą… – Szczerze? Absolutnie tego nie widać. Robert nawet się nie męczy, zabijając zombiaki jak muchy, więc wszelkie informacje o zdolnościach fizycznych czy intelektualnych tych stworzeń to zwykłe wciskanie kitu” – no właśnie tych „myślących” jest o wiele mniej niż tych zwykłych i np. późniejsi bohaterowie mogli nie mieć z nimi styczności.

    „Chłopak zaznaczył też, by unikać z nimi zbędnego kontaktu, bo z tego (,) co wyczytali, choroba przenosiła się przez ugryzienie oraz krew. – Ło, jak on na to wpadł? Ogłupianie pozostałych bohaterów wychodzi mi już uszami” – przy przeróbce postaram się o dodanie wszystkim +20 do inteligencji, bo faktycznie słabo to wychodzi. :P

    „Scena z grą w butelkę nie jest dla mnie w ogóle interesująca, bo wręcz razi wtórnością i nawet nie próbujesz ukrywać, że służyła tylko po to, by wszyscy kierowali swoje pytania do Roberta-boga. Na razie wciąż wynosisz na piedestał głównego bohatera, co mu wcale nie służy, a szkodzi pozostałym. Wciąż jedynym głębszym uczuciem podczas lektury jest irytacja” – tak, moje intencje zostały zdemaskowane.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zamysł na moje osobiste kanibale był taki, że niektóre wyróżniały się zachowaniem od innych, a bohaterowie nazwali je „inteligentnymi”, bo zachowywały się czasem bardzo ludzko, ale nadal dziko. Wzorowałem się na Ataku Tytanów. Tam niektórzy tytani zachowywali się w nieprzewidywalny i nielogiczny sposób. – No trochę się w tym gubiłam podczas czytania. Jako czytelniczka nie potrafiłam ot tak rozpoznać, jaki to zombie, a powinnam. Wspominanej mangi nie znam, więc się nie odniosę.

      PS Jak na coś nie odpisuję, to znaczy, że się zgadzam, nie mam nic do dodania itp. (albo to po prostu: okej, odbierasz to w ten sposób, ale z tekstu wynikło inaczej).

      Usuń
    2. Szczerze polecam anime Atak tytanów (nie, nie płacą mi za reklamę). Pomysł na świat jest genialny.

      Usuń
  5. „Myślałem, że się zatruł tą pizzą od Gruzina. – Co Ty masz do tych mniejszości? Wraz z kolejnym razem robi się naprawdę niesmacznie… Czy chodzi o wrocławskie knajpy „U Gruzina”?” – to nie przejmuj się, znów fragment, który miał mnie rozbawić. :P

    „Rozciągający się od prawej do lewej podłużny przedpokój był dość ciemny i przypominał ten w domu Roberta. – To tylko przedpokój, więc co mogło być na tyle charakterystyczne, by wywołać skojarzenie, zwłaszcza nie u samego Roberta, tylko u kogoś, kto we wspomnianym mieszkaniu był zaledwie raz i to przy okolicznościach z pewnością niesprzyjającym zwiedzaniu” – hm, przedpokoje bywają różne. Kwadratowe, prostokątne, z bezpośrednim dostępem do wszystkich pomieszczeń lub nie. Brzmi to głupio, ale inaczej nie umiem się obronić. :/

    „Nadal nie przestajesz wyróżniać głównego bohatera i jego siostry – dlaczego tym razem ktoś inny nie mógłby zauważyć, że Madzia została zarażona? Nie rozumiem też, czemu nie zdradziłeś, co wzbudziło podejrzenia Weroniki, tym samym nie dając innym szansy na pogłówkowanie. Edytowany: później okazuje się, że i Daria miała przeczucie, ale i tak: późno, wplecione jakby od niechcenia, a nielogiczna bierność bohaterki w zasadzie jeszcze bardziej uwypukliła wyższość Roberta i Weroniki nad resztą populacji” – Gary Stu i jego rodzeństwo. :P Przypadkowo stworzyłem rasę nadludzi. Do poprawy.


    „Zwłoki Pana Oskara leżały na pierwszym piętrze i wydawały się najcięższe (...) lokal Pani Gorladzkiej (...). – Dlaczego wielkimi?” – Szczerze? Nie mam pojęcia, co wtedy siedziało mi w głowie.

    „– Kurwa… – Chłopak zdał sobie sprawę, że zaraz przez ich podwórko przetoczy się kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset stworów. – Skąd się ich tyle bierze w jakimś miasteczku i to akurat pod ich domem? Sporo osób się ukrywa, mamy też mnóstwo trupów, a co chwilę pojawia się chmara zombie za horyzontem. Obyś te zbiegi okoliczności też kiedyś wyjaśnił i przekonująco usprawiedliwił, bo to wszystko wydaje się coraz bardziej podejrzane” – Ale to dalej Wrocław jest. A to, dlaczego zbierają się w hordy, miało zostać wyjaśnione w kolejnych rozdziałach, ale oczywiście nie będę nikogo winić za brak zdolności czytania moich myśli. :P

    „Kanibale nadal od czasu do czasu uderzały w drzwi na różnych piętrach, jakby sprawdzając, skąd dobiegł interesujący je odgłos. – Nie widzę ciągu przyczynowo-skutkowego, a to podobno te mądre zombie. Nie piszesz w końcu, że otwierały drzwi, tylko że w nie uderzały – liczyły na krzyk zlęknionych czy co?” – tak, liczyły, że ktoś się odezwie. :P Ich „inteligencja” polega w dużej mierze na pamiętaniu odruchów. Np. klamka – naciskam.

    „Stwór powalił go na ziemię, a jego zęby zaciskały się niebezpiecznie blisko twarzy chłopaka. Ten trzymał w ryzach szczękę potwora, ale sytuacja była patowa. Weronika rozstrzygnęła ten spór, zatapiając nóż w karku kanibala. – Nie pozwalasz się pomartwić o los bohatera, bo nawet rzekomo niebezpieczne sytuacje rozwiązywane są szybko i bez większych emocji. Niby uśmiercasz postacie, ale tylko te mało istotne, więc czytelnik i tak cały czas czuje, że Robertowi i Weronice nic się nie stanie” – i tu mnie masz. Gary ma za dużo punktów życia. :P

    „Właściciel lubił tu przebywać lub często kłócił się z żoną. – Raz na kilka rozdziałów ni z gruchy, ni z pietruchy odzywa się humor narratora. I skąd pewność, że domek należał do mężczyzny?” – altanka prawie na pewno była jego, bo w niej siedział już przemieniony, a humor narratora przytemperuję.

    Z dalszymi zastrzeżeniami rozdziału 10 się zgadzam, bo to faktycznie błędy logiczne.

    „Nawet jeśli Robert nie zaraził się tym samym gównem co właściciel tej działki (...). – Skąd kolejne wnioski, skoro rodzeństwo tylko znalazło pusty domek? Zdecydowanie gubisz się w narracji” – kanibal wyskoczył z altanki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Nie mam pojęcia, co wtedy siedziało mi w głowie. – Ej, ale tu się mogłeś bronić, że oddawałeś szacunek zmarłym czy coś.XD

      Ale to dalej Wrocław jest. – Racja. Jakoś rustykalny klimat mi się udzielił. :DD

      Ich „inteligencja” polega w dużej mierze na pamiętaniu odruchów. Np. klamka – naciskam. – To jest ciekawe. Skojarzyło mi się z pracą na temat dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu (ale, nie daj Borze, nie porównuje ich do zombie) ćwiczących także pewne odruchy, bazujących na skojarzeniach podczas uczenia się norm (wskutek czego ilustracja przedstawiająca chłopca ciągnącego dziewczynkę za warkocz przywodzi na myśl fryzjera_kę na zasadzie kojarzenia włosów i dłoni). Fajnie byłoby to pociągnąć dalej, jakoś rozwinąć.

      kanibal wyskoczył z altanki. – Ale równie dobrze mógłby to być przemieniony przechodzień, taki_a włamywacz_ka jak oni? Nie miał tabliczki właściciel .XD Czyli znów mamy pewnik na podstawie czegoś nie do końca oczywistego.

      Usuń
    2. Ogólnie chciałem/chcę się bardziej skupić na samych kanibalach. Ich zachowanie jest nieprzewidywalne i będzie się zmieniać. W dalszym rozdziale jest, że duża grupa kanibali stoi nieruchomo i wpatruje się w bohaterów, naśladując ich ruchy. Innym razem jeden z kanibali zamiast uderzać rękami w szybę, robi to głową. :P
      Co do tego dziadka z altanki to małe szanse, że włamywacz, bo oni kręcą się zwykle na jesień, a historia jest w kwietniu. Nie wiem jak to działa we Wrocku, ale u mnie bezdomni zawsze na jesień okradają działki. :/

      Usuń
  6. „Robert wzruszył ramionami, po chwili odnajdując długi, fikuśny klucz.
    – Wygląda jak klucz do składziku (...). – A po czym poznaje się klucz do składziku?” – jest długi i fikuśny? :P Wiem, że to nie jest tłumaczenie, ale tak wygląda klucz do mojego składziku.

    „Musisz uszkodzić rdzeń kręgowy… – Ale od dawna przestali stosować się do tej zasady (np. Madzię zamierzali udusić), jakby gdzieś poza kadrem dochodząc do wniosku, że zombie można inaczej zabijać” – Madzię chcieli udusić, żeby nie zalać sobie mieszkania skażoną krwią. Wywnioskowali, że skoro to nie są zombie, a żywe istoty, to można je zabić przez uduszenie, ale… nie będę bardziej się pogrążać, bo faktycznie umknęło mi wprowadzenie tej informacji.

    „(…) – jedynie dziwi mnie, że przez kilka rozdziałów była cisza w związku z przeżyciami dziewczyny sprzed spotkania z bratem. Teraz trudno uwierzyć, że to tak bardzo interesowało Roberta” – winny się tłumaczy, ale spróbuję nakreślić tę relację. Robert nie wiedział, jak zacząć rozmowę z siostrą, bo nigdy szczerze ze sobą nie rozmawiali, ale z obserwacji siostry widział, że coś ją gnębi. Przed zarazą mijali się ze sobą, ignorowali, a wcześniej dokuczali. Taka chłodna relacja na zasadzie: „żyjesz? To spoko, bo ja też, wracam do pokoju”. Przyznam, że słowo „nienawiść” jednak zbyt mocne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to nie jest tłumaczenie, ale tak wygląda klucz do mojego składziku. – Pozwól, że nie podzielę się doświadczeniami, bo nie mam składziku.XD A tak na serio: osobiste animozje na bok, bo potem takie nielogiczne kwiatki powstają.

      Usuń
    2. Absolutnie nie widzę u autora żadnych objaw animozji po wzmiance o kluczu. U Ciebie w sumie też nie. Hmm… Na pewno to słowo miałaś na myśli? Czy to jakiś nieznany mi związek frazeologiczny?

      „nielogiczne kwiatki”. Heh.

      Usuń
    3. Pomyliłam słowa, racja. :)

      Usuń
  7. Na koniec powiem trochę o moim Gary'm Stu. :P
    Z założenia miał być zimy i opanowany oraz mieć cechy socjopaty. Z czasem jego towarzysze zaczynaliby się coraz bardziej go bać (po pewnym punkcie kulminacyjnym). Nie kreowałem postaci na zasadzie „to jest ten dobry, wielb go”. Chciałem pokazać, że ten zimny socjopata był w Robercie od zawsze (taka scena jest w planach, gdy przy zabiciu człowieka Robert nie czuje różnicy niż gdyby zabił kanibala) i teraz zaczyna się budzić.
    Wyszło, jak wyszło. :P

    Na razie tyle ode mnie. Dzięki za poświęcony czas i nerwy.

    P.S.
    Jeśli jesteś gościem i planujesz wejść na mojego bloga, nie rób tego. :P Wszystko zostanie poprawione, więc szkoda Twojego czasu na czytanie przeciętniaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z założenia miał być zimy i opanowany oraz mieć cechy socjopaty. – A to mocno łagodny wyszedł. Taki bardziej przemądrzały, odosobniony dzieciak, który lubi rządzić.

      Na razie tyle ode mnie. Dzięki za poświęcony czas i nerwy. – Proszę bardzo. Zapraszamy ponownie. :)

      Usuń
    2. No fakt, za bardzo "wczułem się" w stereotypowego nastolatka.
      Cóż, pierwsze koty za płoty. Teraz mam punkt odniesienia i mogę działać dalej.
      Zaraza być może jeszcze tu wróci. ;)

      Usuń