Tytuł: Hanahaki Disease
Autorka: Jenny
Tematyka: Słodki Flirt fanfiction, dramat
Oceniają: Forfeit i Skoiastel
Już od samego początku podoba mi się twoja narracja.
Jest lekko i naturalnie. Widzę też, że panujesz nad tekstem – bardzo dużo
informacji wycieka z przemyśleń bohatera, do tego nie są one odklepywane.
Zauważyłam jednak, że najpierw zapisałaś imię Dawid przez w,
potem za każdym razem pojawiał się w wersji przez v. Powinnaś to
ujednolicić.
Zadowolony Colin zarzucił rękę na moje ramię, aby
prowadzić do zatłoczonej sali klubu. – W przypadku tego cytatu nie musisz wspominać, co
Colin zamierzał zrobić – wskazuj nie zamierzenie, a osiąganie celu. W końcu
główny bohater nie musi już od początku wiedzieć, że Colin będzie go prowadzić
(może po prostu facet chciałby się o niego oprzeć?). Lepiej sprawdziłby się
również czas dokonany. Sugeruję więc coś takiego:
Zadowolony Colin zarzucił mi rękę na ramię i
wprowadził do zatłoczonej sali klubu.
Może tym razem nie pasował do stroju, który
wybrała na dzisiejszy wieczór? – Skoro piszesz: tym razem, to dla mnie staje
się logiczne, że chodzi o ten jeden konkretny, dzisiejszy wieczór. Jedno
z dwóch dopowiedzeń wystarczy.
Zaledwie po przejściu kilku kroków zatrzymały mnie
długie szpony, zakleszczające się na ramieniu. Zdusiłem chamski komentarz i ze
zirytowanym spojrzeniem obejrzałem się przez ramię. – Może i
zdusił chamski komentarz, ale myśli – nie musiał. Pokaż to zirytowanie, oddaj
je w tekście, postacią i jej narracją. Choć jest poprawnie, brakuje mi trochę
wnętrza bohatera oddawanego właśnie w ten sposób. Narracją, w tym jej
stylizacją.
Kolejna sugestia:
– Nie, ale nie jestem pewien, czy spotkanie z Pryią to
dobry pomysł. Wyglądała na wściekłą przez to, że nie dałeś jej żadnego znaku
życia od dłuższego czasu. – Alexy potrząsnął głową z szerokim uśmiechem. – Czemu mam
wrażenie, że ta wypowiedź jest mocno intencjonalna, pisana specjalnie pod
czytelnika? To długie, bardzo poukładane i przemyślane zdanie, które, moim
zdaniem, trochę za dużo zdradza. Poza tym Pryia za chwilę zjawia się w scenie i
kolejnym dialogiem dokładnie daje do zrozumienia, że ma o to żal. Na twoim
miejscu tu zostawiłabym więc po prostu:
– Nie, ale nie jestem pewien, czy spotkanie z Pryią to
dobry pomysł. Wyglądała na wściekłą.
Nie musisz układać tych puzzli za mnie, podpowiadając
za mocno.
Okrągła twarz wydłużyła się, chociaż nie mogłem
zdecydować[,] czy była to naturalna zmiana, czy efekt umiejętnego makijażu.
Podoba mi się, jak przedstawiasz moment, w którym
Pryia szuka wzrokiem Selene. Nie przekonuje mnie jednak za bardzo to, że pokazujesz
jedno spotkanie za drugim – tu ledwo podeszli (od tyłu) Rozalia i Alexy, by do
grupy za moment dołączyła (i zaskoczyła Kastiela zza pleców) Pyria, aby zaraz
(również gdzieś stamtąd) wyłoniła się kolejna bohaterka. Nie dałoby się tego
jakoś urozmaicić, bym nie miała wrażenia powtarzalności? Ona sprawia, że trochę
się nudzę.
Poodskakiwała podekscytowana, nie przejmując się, że
tylko Alexy chroni ją przed upadkiem. – Podskakiwała.
– Patrzcie[,] kto łaskawie wrócił na stare śmieci!
Na fragmencie odkrytego ramienia i obojczyku wił się
czarny tusz tatuażu znaczącego skórę. – Tatuaże z reguły są na skórze, nie musisz tego
dopowiadać. Zresztą zauważyłam, że – pomimo iż lekkości ci nie brakuje – lubisz
być dość łopatologiczna i czasem tłuczesz mnie oczywistościami po głowie.
Gdybym chciała być upierdliwa, wymieniłabym tego więcej, na przykład:
Zatrzasnąłem i odłożyłem na uboczu futerał, aby nikt
przypadkiem nie uszkodził bezcennej gitary, znajdującej się w środku. – Gdyby
gitara nie była w środku, bohater nie wspomniałby o tym, że z powodu
bezpieczeństwa gitary odkłada na bok pusty futerał.
Pryia nie zdążyła otworzyć ust, gdy usłyszałem głos
osoby, w którą się tak wpatrywała. – W sumie w tym momencie Kastiel jeszcze się nie
odwrócił, więc de facto nie powinien mieć pewności, że odezwała się dokładnie
ta sama osoba.
Po prostu stałem, czując serce obijające się boleśnie
o żebra. – Rozumiem, że to dość obrazowe, ale... nie. Serce jest za mostkiem, więc
nie będzie się tłukło o żebra.
Nawet jeśli przez tyle nocy myślałem, jak mogłoby
wyglądać nasze ponowne spotkanie[,] i planowałem[,] co mógłbym zrobić, teraz
nie miałem pojęcia, jak się zachować.
Instynktownie objąłem ją ramiona, przyciskając do
torsu. – Chodziło ci o objąłem ją ramionami? A może objąłem jej ramiona?
Nie ma znaczenia[,] czy grecki, [przecinek
zbędny] czy rzymski. – Pierwszy przecinek jest obowiązkowy, ponieważ czy
pełni funkcję partykuły wprowadzającej zdanie podrzędne. Drugi natomiast jest
zbędny, ponieważ czy to spójnik łączący zdania współrzędne [źródło – przykład prof. Miodka: Zapytał,
czy napije się kawy czy herbaty, czy wody].
– After party z zespołem Crowstorm? Odpowiedź
chyba jest oczywista, co[,] Morgan? – zaśmiał się Alexy. – Domyślam
się, że to nazwa zespołu; wyszło nienaturalnie. Może:
– After party z Crowstorm?
Albo:
– After party z Crowstormami?
Tak czy siak, kontekst pozostaje.
Nie odrywałem spojrzenia od Luny, która zwróciła swoją
uwagę na Pryię, jakby to od niej zależała decyzja dalszego wieczoru.(...)
Pokręciłem głową, a Selene nie powstrzymała śmiechu i
szturchnęła ją łokciem. – Szturchnęła łokciem Pryię czy głowę Kastiela?
Głos Steve’a przedarł się przez mój ostry kaszel.
Chłopaki od razu przestali grać i mogłem odsunąć się jeszcze dalej od
mikrofonu, aby podeprzeć się o ścianę. Klatka piersiowa paliła ogniem od
wysiłku, jaki wkładałem, aby wykrztusić ciężar zalegający w płucach, jednak
bezskutecznie[.] Oparłem się o ścianę, próbując złapać płytkie
oddechy i pozbyć się duszności. Ktoś dotknął mojej przygarbionej sylwetki,
podając butelkę z wodą. Z trudem wypiłem mały łyk, aby złagodzić ból w gardle,
nie przestając dociskać pięści do mostka. – Potwornie brakuje mi w tym
emocji. Bohater nawet nie zastanawia się skąd ten kaszel; jest zmęczony, ale
nie myśli tak, by było to widać. Nie widzę frustracji, jakiejś obawy,
czegokolwiek. Dobrze obrazujesz to stanem zewnętrznym bohatera, wewnętrznie
jest poprawnie, ale… sucho. Spotkanie z Selene powinno być bardziej dynamiczne.
Używasz długich zdań charakterystycznych dla sceny pasywnej, może spróbuj
pokazać te nerwy i zaskoczenie krótkimi zdaniami? Jak bohater myślałby w
stresie? Jego przemyślenia na pewno byłyby bardziej chaotyczne, urywane – nie
myślałby pełnymi, okrąglutkimi zdaniami.
„Oddychaj. Po prostu oddychaj.
To nic takiego. Zaraz przejdzie”. – Po co ta kursywa?
Masz narrację pierwszoosobową; drugie zdanie – jak pierwsze – to też próba
przekonania samego siebie, że wszystko jest okej. Jedno zdanie nie różni się
więc zbytnio od drugiego, a w drugim kursywy już nie ma.
Chłopaki od razu przestali grać i mogłem odsunąć się
jeszcze dalej od mikrofonu, aby podeprzeć się o ścianę. Klatka piersiowa paliła
ogniem od wysiłku, jaki wkładałem, aby wykrztusić ciężar zalegający w
płucach, jednak bezskutecznie[.] – Nie rozumiem, dlaczego Kastiel nie mógł się
odsunąć, kiedy grali.
Podkreślenie to kolejna oczywistość. Przecież widzę,
że bohater kaszle i się wysila, ponieważ podpiera się i odczuwa ból, i nie
potrafi przestać. Po co mi podane pod nos uzupełnienie tego obrazka, skoro
dawno uzupełniłam go sobie samodzielnie, bez twojej pomocy?
Opisujesz na początku kolejnej sceny moment, gdy
Kastiel się dusi, ale w jego głowie widzę pełne, ładne myśli. Przecież powinien
być w szoku, a nie myśleć długimi, pięknymi zdaniami wielokrotnie złożonymi.
Gdybyś się, autorko, dusiła, czy składałabyś o tym w głowie właśnie takie
zdania?
– Co to ma być, Kastiel? Ile razy powtarzałem ci, że
masz rzucić te cholerne pety? – syknął.
– Rzuciłem trzy lata temu – wykrztusiłem słabym
głosem.
– Więc co się dzieje? To już trzeci raz dzisiaj! – Śmiem
sądzić, że skoro bohaterowie spędzają ze sobą dużo czasu – grają trasy,
imprezują, robią próby, to Steve (szczególnie jako ich menadżer, który spędza z
nimi czas, obserwuje ich, zna ich dość dobrze) dawno sam dostrzegłby, że ktoś
trzy lata nie pali. Trzy lata to szmat czasu.
Chcecie zostać w tyle[,] wasza
sprawa! – Przecinek lub myślnik (choć sugeruję to pierwsze, bo myślnik w
dialogu może być mylący).
Moment kłótni również jest nieemocjonujący. Niby ktoś
krzyknął, niby inny go uspokaja, ale czytam o tym jak o piciu popołudniowej
herbatki. Krzyczą, syczą, mruczą pod nosem, ktoś trzasnął drzwiami i… to
koniec. Brakuje mi tu dynamiki. Może więcej odruchów postaci? Więcej krótkich
zdań w przemyśleniach bohatera? Początkowa scena duszenia na pewno wpłynęłaby
na odbiór tekstu, nawet jeśli dalsza część pozostałaby mniej dynamiczna.
Poczułem się odrobinę lepiej na myśl o niej. – Pokaż mi
to. Czemu po wspomnieniu w myślach dziewczyny, co, swoją drogą, wyszło ładnie i
naturalnie, Kastiel nie może głębiej odetchnąć, rozluźnić nieco mięśni twarzy,
cokolwiek? Przecież to zdanie, które napisałaś, świadczy o tym, że Kastiel
pomyślał, że pomyślał. Pamiętaj, jesteś w głowie bohatera – piszesz wprost jego
myśli.
Krótki spacer chociaż odrobinę załagodził palące uczucie.
Przynajmniej do momentu, gdy nie zobaczyłem jej niebieskich włosów przy barze.
Serce znowu zaczęło walić jak młotem, a duszące uczucie uderzyło z
podwójną mocą. Ledwie zwalczyłem odruch, aby wybiec z baru do chłodnego azylu
świeżego powietrza. Zacisnąłem dłonie w pięści, rozluźniając je
stopniowo wraz z wypuszczonym powietrzem, które udało mi się nabrać. –
Zastanawia mnie ta narracja. Jest dość dramatyczna, głównie przez użycie
nacechowanych słów, ale… z tego, co mi wiadomo, Kastiel poetą nie był. Skąd w
jego narracji takie piękne, emocjonalne frazesy? To wszystko jest bardzo
poprawne i ładne, ale nie pasuje mi do bohatera, którego znam z kanonu.
Biorąc pod uwagę ilość twoich zajęć przez ostatnie dwa
tygodnie, nie miałaś szans, aby tego zrobić. – (...) aby
to zrobić.
– A co[,] gdybym dłużej nie piła longów?
Nie ważne[,] czy jako dziewczyny, [przecinek zbędny]
czy przyjaciółki.
Trójka dzieciaków podczas pierwszych, [przecinek
zbędny] wspólnych wakacji na farmie rodziców Lysandra. Razem z Luną uwiesiliśmy
się na [jego] szyi Lysandra, gdy próbował nam pokazać swojego ulubionego królika. Leo
uchwycił moment tuż przed wystraszeniem zwierzaka i ugryzieniem Lysa. Chwila,
gdy wszyscy byliśmy radośni. Moment beztroski, który zdawał się być oddalony o
wieki, a nie kilka lat.
Otworzyłem oczy i niechętnie wróciłem do
teraźniejszości. – Przejście do wspomnienia ze zdjęcia wyszło bardzo
zgrabnie, naturalnie. Aż się uśmiechnęłam pod nosem; pierwszy raz, odkąd
czytam, poczułam też jakieś emocje.
Nadal momentami niepotrzebnie używasz kursywy, by
następnie napisać kolejną myśl bez użycia jej. Cały czas czytamy myśli
Kastiela, pamiętaj.
Objęła mnie mocno i położyła podbródek na moim
ramieniu, gdy nie spojrzałem na nią. Oddech uwiązł mi w gardle i potrzebowałem
kilku zbyt długich sekund, aby odwzajemnić uścisk. Skutecznie
marginalizowałem ból w klatce piersiowej dzięki rozmowie, ale przez słaby
zapach jej cytrusowych perfum znowu zacząłem się dusić. Walczyłem, aby
nie poddać się silnej potrzebie pozbycia się tego uczucia. – Co to
znaczy marginalizowałem ból? Co robił Kastiel? Jak walczył? Dla mnie to
wszystko to jedynie puste słowa.
Musisz zdecydować. Albo kaszel jest faktycznie duszący
i Kastiel mocno skupia się, by z nim walczyć i robi to na różne sposoby,
albo to wszystko nie ma miejsca i rozmowa przechodzi sobie w miarę płynnie, a
Kastiel się nie dusi. Nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko – nie
narobić w opisie i oddać trudny stan bohatera, wywołując w czytelniku
emocje.
Nie zareagowałem, gdy położyła ostrożnie dłoń na moim
ramieniu. Wypuściłem powietrze i znowu zaczerpnąłem płytki wdech. Z wysiłkiem
udało się wyostrzyć obraz i zobaczyć jej zmartwioną twarz. – O, dopiero
tu oddajesz, że bohaterowi wyostrzył się obraz, ale nie zarejestrowałam
momentu, w którym się on rozmył.
Im dalej czytam ten fragment, tym pod względem emocji
i stanu wewnętrznego bohatera jest lepiej. Pojawiają się krótkie polecenia,
które Kas sobie wydaje, oraz pytania retoryczne, w zachowaniu postaci widać
też, że słabnie i poddaje się (wywraca chociażby szklankę; Luna zauważa, że
zbladł). I to jest dobre, widać, że musiałaś się do tej sceny rozkręcić.
Jedynie początek był dość suchy i nad nim bym popracowała.
Kastiel nie pozwala Lunie iść ze sobą i reaguje na jej
pomoc agresywnie – krzyczy. Pasuje to do charakteru kanonicznego, ale nie
potrafię też udawać, że nie domyślam się wątku ukrywania przed wszystkimi
Bardzo Poważnej Choroby. A przewidywalność rzadko kiedy sprawia czytelnikowi
frajdę.
Mam też pod tym względem zastrzeżenia do narracji. Kas
wprawdzie nie musi łopatologicznie myśleć niczego w stylu: Oni nie mogą
wiedzieć, że mam raka i zostało mi kilka miesięcy, ale jednocześnie w
narracji pierwszoosobowej jestem w bohatera głowie i czytam jego myśli, które
powinny być konstruowane naturalnie, a naturalnym jest, że bohater, jeśli coś
wie lub się czegoś domyśla, to sztucznie nie ukrywa tego przed samym sobą. Tu
jednak tak czuję: Kastiel krzyczy na Lu i nie zastanawia się nad swoją reakcją,
nie myśli o tym, by Luna nie domyśliła się jego złego stanu, bo po co miałaby
się martwić. Tymczasem ja widzę, że Kastiel krzyczy na Lunę, ale dlaczego…?
Tego nie mówisz, o tym nie myśli, nie ma nawet wyrzutów sumienia, że na nią
krzyczy i jest nieprzyjemny, dostaję więc pod nos obraz bohatera-nerwusa, gdy
jednocześnie cała narracja w najmniejszym stopniu nerwowa nie jest – wręcz
miła, grzeczna i momentami poetycka. To mi się gryzie.
Niedawno chwaliłam cię za poprawiony realizm sceny i
zachowanie Kastiela, ale końcówka jednak też budzi moje wątpliwości:
Uspokój się. Oddychaj. Płytki wdech.
– Nie ma sensu, żebyś ze mną szła. Wieczór taneczny za
chwilę się zacznie. I żadna z was nie wmówi mi, że to nie ma znaczenia.
Widziałem, jakie byłyście podekscytowane, gdy opowiadałyście o tym po
koncercie. – Niby Kastiel się tak dusi, podrażniony przez perfumy, że każdy krok w
tył go ratuje przed wybuchem kaszlu, a jednocześnie mówi długie i ładne zdania.
Przez to nie mogę uwierzyć, że aż tak się męczy.
Rozmasowując ostatnie echa bólu w klatce piersiowej,
wsłuchałem się w stłumione dźwięki salsy. – Nie podoba mi się to zdanie. Jest
ładne, ale sztuczne. Kto tak myśli? Czy Kastiel ma zadatki na poetę? Nie kupuję
tego, strasznie górnolotne, że aż przesadzone. Poza tym trochę śmieszne, bo
ostatecznie wyobrażam sobie takie małe rączki wystające z jakichś narządów
wewnętrznych i głaskające biedne płucka.
Trochę nudzi mnie to, że ten kaszel trwa tak długo.
Piszesz o bólu w płucach na przeróżne sposoby przez kilka akapitów, praktycznie
całą scenę. A przez to, że mocno się nad tym rozwodzisz, mam wrażenie, że do
tej pory w opowiadaniu nie wydarzyło się jeszcze nic innego – pomijając
pierwszą scenę (i witanie się ze wszystkimi od tyłu), Kastiel tylko...
kaszle.
Zadałam sobie teraz pytanie: Okej, Sko, ale czego
oczekujesz po miniaturze-dramacie? I odpowiadam na nie: nie wiem.
Naprawdę nie wiem. Może jakiejś wartkości? Chociażby tego, aby nie roztrząsać
niezdiagnozowanego kaszlu przez sześć stron – prawie jedenaście tys. znaków.
Domyślam się, że to ważny wątek zwiastujący chorobę, ale czuję, że walisz mnie
nim jak obuchem po głowie, a jednocześnie za mało tu innych rzeczy, aby dopiero
co zarzucona sugestia przestała nią być, a stała się poważnym objawem.
Zdecydowanie wolałabym dostać kilka scen, w których jakiś kaszel zaczyna być
coraz poważniejszy (i w czasie których widać też inne elementy życia Kastiela,
dzięki którym mogłabym poznać lepiej tego bohatera, by na końcu mu współczuć;
zbudowałabyś tym background, aby czytelnik emocjonalnie zżył się z postacią,
dałabyś nam czas na poznanie się). Tymczasem tu mamy po prostu długą scenę
kaszlu, w której bohater kaszle, kaszle i kaszle, i kaszle coraz bardziej, nie
ma nic pomiędzy, co odwróciłoby wystarczająco moją uwagę od tego jednego wątku.
Dlatego zdążyłam się nim zmęczyć i mam silne wrażenie monotematyczności, jakbyś
na siłę wcisnęła mi tę informację o chorobie do głowy. Choć prawidłowo
dozowałaś ją coraz mocniej (bo aż do krwi), to działo się to na przestrzeni
jednej sceny, która trwała sześć stron.
Dobry zwrot akcji! Szczerze zaskoczyłaś mnie
pocałunkiem, zupełnie się go nie spodziewałam. Podobała mi się reakcja Kastiela
– wyszło bardzo naturalnie. Wreszcie zaciekawił mnie wątek relacji między
bohaterami. Do tej pory tłumił go… kaszel.
Gdyby nie ściana, która jakimś cudem był niedaleko,
osunąłbym się na ziemię. – Osuwanie po ścianie to kolejna powtarzająca się
czynność. Parę zdań wcześniej na zewnątrz było to samo, w studio też. Czuję, że
brak ci pomysłów, a to udowadnia tylko, że za długo już ciągniesz jeden temat.
Wiem, że ściany są wszędzie i łatwo się o nie podeprzeć, ale czuć mocną
powtarzalność, co nieco irytuje. (W kolejnej scenie bohater osuwa się po wyspie
kuchennej).
– Dałeś mi zapasowe klucze. Chyba, [przecinek
zbędny] że już o tym zapomniałeś? Tak jak o tym, że są ludzie, którzy
chcieliby wiedzieć, czy jeszcze żyjesz!
Świetnie. Wręcz kipiała ze złości. – I znów –
pokaż mi to inaczej niż krzykiem dziewczyny. Wiem, że Kastiel widzi
zdenerwowaną Pryię, ale mógłby zwrócić uwagę na coś, co poskutkowało jego
wnioskami o wkurzeniu. Brakuje mi odruchów innych postaci. Kastiel wciąż się
dusi i mamy bardzo dużo opisów jego zachowania, za to wszyscy wokół zdają się
wiecznie stać w miejscu.
Docisnąłem dłoń do mostkach, biorąc głęboki
oddech. – Mostka.
Może zdarłem je podczas kaszlu i nie potrzebnie panikuję.
–
Niepotrzebnie.
Uniosłem jedną powiekę, aby przyjrzeć się Pryii. Była
blada, a jej twarz wyrażała czyste przerażenie. Odwróciła wzrok (...). – Jej twarz
odwróciła wzrok? I nie bardzo podoba mi się podkreślenie. W tym przypadku
znacznie lepiej byłoby pokazać, z czego się bierze ten wniosek.
Zerknąłem na nią, unosząc brew i nalewając sobie
kolejną szklankę wody[.]
Powiedz, że to nie jest to[,] o
czym myślę?
Przyznam szczerze, że nie zrobiłam researchu i nie
sprawdziłam znaczenia tytułu miniatury. Wręcz założyłam, że może to być nazwa
czegokolwiek w opowiadaniu, nawet postaci. Myślałam, że ta niezapominajka to
metafora albo przywidzenie, serio. Słyszałam o hanahaki, jednak nie pod taką
nazwą, ale… cieszę się, że tak wyszło. Dzięki temu nie zaspoilerowałam sobie
opowiadania, a, spójrzmy prawdzie w oczy, wiedząc, czym jest hanahaki, fabuła
byłaby od razu mi znana, właściwie od pierwszego kaszlu. Jednak robiąc research
zauważyłam, że kwiaty są momentem, gdy choroba jest w stadium zaawansowanym,
zaś początki choroby objawiają się w płatkach kwiatów. U ciebie najpierw
pojawiła się niezapominajka, potem czytamy o płatku róży… Może lepiej się temu
przyjrzeć? Rozumiem, że kwiat niezapominajki jest mniejszy niż płatek róży, ale
warto się trzymać schematu. Chyba że jest inne źródło (sprawdziłam trzy), które
mówi o dowolności lub specjalnie to zmieniłaś.
I tak nie byłby w stanie nic na to poradzić, [przecinek
zbędny] ani powiedzieć mi czegokolwiek więcej niż to[,] co znalazłem
w Internecie.
Ledwie usłyszałem, gdy wykrztusiła ciche pytanie:
– To Selene, prawda?
– Nie wiedziałem, że to takie oczywiste. –
Przeczesałem włosy, starając się ukryć zażenowanie. – Akurat to
jest mocno widoczne, szczególnie po tym, gdy Kastiel powiedział Selene, że
żałuje zerwania.
Teraz lepiej rozumiem, dlaczego się tak dziwnie
zachowywałaś podczas ostatnich spotkań. Bałaś się, nawet jeśli nigdy nie miałaś
czego. – Jak dziwnie? Czemu dowiaduję się o tym teraz? Dlaczego Kastiel nie
zwrócił na to uwagi? Ile spotkań nam przedstawiłaś, dwa, trzy, licząc to
obecne? Czemu Kas teraz to wie, a wcześniej nic o tym nie pomyślał?
Widzisz, to jest idealny motyw, którym można by
uzupełnić tę miniaturę – między sceną próby a jej rozwinięciem w rozmowie z
Selene. Wtedy też nie miałabym takiego wrażenia, że czytam opowiadanie o
kaszlu, a relacje damsko-męskie są gdzieś na dalszym planie.
Zamilkłem, na chwilę, nie widząc czy powinienem
kontynuować. – Nie wiedząc.
Przecież odwzajemnienie uczucia, [przecinek
zbędny] nie może być jedynym lekarstwem.
Czułem dłoń Pryii na ramieniu, gdy patrzyła[,] jak
razem z krwią wypluwam z siebie kolejne płatki róż i niezapominajek. Dopiero
gdy wypełniłem nimi garści, duszenie chociaż na chwilę ustało i z trudem mogłem
ponownie łapać płytki oddech. Nie byłem w stanie zaprotestować, gdy Pryia
uniosła się i zabrała kwiatki z moich dłoni. – Czy to higieniczne?
Wyobrażam sobie, jak te kwiatki muszą być… brudne i klejące. Gdyby je chociaż
wypluwał na jakąś chusteczkę…
Nie wiem[,] czy to najlepsza rzecz (...). Niemrawo
grzebałem w swojej porcji, czując[,] jak gardło
zawęża się na samą myśl o przełykaniu czegoś innego niż płyny. Pomimo tego
zacząłem jeść, czując[,] jak Pryia zerka coraz
bardziej zaniepokojona.
Zaśmiałem się cicho, przechodząc w lekki kaszel i
wypluwając kilka zawilców, które schowałem do kieszeni. – Czemu on
te kwiatki chowa ciągle do kieszeni? (Swoją drogą to kolejny powtarzalny
motyw). Rozumiem, że robił tak w studio, żeby nikt tego nie zobaczył, ale w
domu? I naprawdę dziwne, by on je wykrztuszał takie nienaruszone, czyste i
nieobślizgłe chociażby od własnej śliny. Aż mi się przypomina ta reklama
jogurtu, gdy zamaczasz w nim łyżeczkę, a w kolejnym kadrze jest czysta od
spodu. No niewykonalne – tak po prostu.
Zastanawia mnie w ogóle, skąd bohater wie, jakie
kwiatki wypluwa. Zdążył w czasie tych trzech tygodni przestudiować jakąś
encyklopedię? Kas, z tego co wiem, nie interesuje się ogrodnictwem.
Kolejna scena i już jesteśmy u Lysandera. Żałuję, że
tak bardzo marnujesz potencjał wprowadzonej choroby. Bohaterowi przeszkadza na
pewno w realnym życiu (widzę, że wykrztusza kwiatki dość często), a ty nie
ukazujesz tego inaczej niż poprzez jego leżenie i picie herbaty. Jak przebiegła
droga? Jak ludzie reagowali na widok krztuszącego się kolesia, który po każdym
kaszlnięciu obsesyjnie chowa rękę do kieszeni? Czym podróżował Kas? Autobusem?
Samochodem? Przecież sam nie prowadził. Lysander po niego przyjechał? Szkoda,
że do głównego wątku nie dobudowujesz tła, w którym tkwi niesamowity potencjał.
W końcu piszesz o mitycznej chorobie, którą ludzie znają, a jednak nie wierzą w
nią. Brakuje mi wątku z tym powiązanego, by opowiadanie nabrało głębi.
Jednocześnie wiem, że to miniatura, a nie wielorozdziałowa produkcja, ale i
takie nie muszą być jednoliniowe i powtarzalne.
Zrobiłem mu miejsce na ławce i przyjąłem od niego
kolejny dzisiaj parujący kubek. – Parujący kubek jest kolejnym powtarzającym się
elementem. Dopiero Pyria dwa razy podała go Kastielowi, a teraz Lysander. Tekst
jest zbyt krótki, żeby nie rzucało się to w oczy.
Śmiech szybko zmienił się w kaszel. Zamknąłem oczy,
dociskając dłoń do mostka, podczas gdy druga wypełniła się drobnymi białymi
kwiatkami. Jaśmin, który męczył mnie przez ostatnią noc i nie
pozwalał spać. Krtań zacisnęła się na wspomnienie duszenia, które czeka mnie
zaledwie za kilka chwil, gdy wrócę do sypialni. Nie dam rady. Nie
kolejny raz. Przecież musi być chociaż przez chwilę lepiej.
– Catherine kocha jaśmin. – Kto
wypowiedział te słowa: Kastiel czy Lysander?
Aż chciałoby się odpowiedzieć: to proszę, częstuj
się i idź jej zanieść.
Wyrzuciłem kwiatki do wody, patrząc przez chwilę, jak
wirują na wodzie, zanim odwróciłem się na pięcie, aby wrócić do domu.
Ścisnąłem uspokajająco ramię Lysandra, zanim zniknąłem w ciemnym
korytarzu, a potem na górze – w sypialni – mając nadzieję, że będzie to jedna z
kilku spokojnych nocy, odkąd zachorowałem.
Nie była nią. – Podoba mi się efekt, który tu uzyskałaś. Ładne
przejście i mocna puenta.
Nie wiem, [przecinek zbędny] jak ani kiedy wylądowałem na
podłodze z szeroko otwartymi ustami.
Końcówka sceny jest emocjonalna, dobra. Działa. Jasne,
pewnie działałaby dużo lepiej, gdybym przez dłuższy tekst, bogatszy w
urozmaicone sceny, mogła bardziej poznać Kasa, ale i tak jest dobrze. Efekt
psują jedynie powtórzenia:
Nie mogłem nawet podnieść dłoni,
[przecinek
zbędny] ani obrócić się na bok. Leżałem bezwładnie, patrząc, jak zarys dłoni
rozmazuje się coraz bardziej.
Nie mogę oddychać. Nie mogę oddychać. Nie mogę…
Coś poruszyło przeszkodę, znowu boleśnie rozrywając
gardło, aż wyrwało ją całkiem. Za późno. Nie mogłem zmusić się do
nabrania wdechu. Nawet na to nie miałem już siły, ale najwidoczniej nie
mogłem po prostu umrzeć w spokoju.
Niezapominajki[,] zawilce, tulipany, jaśmin, płatki róż.
Niezapominajki…
Z łazienki przyniosłam kosz, wrzucając do niego
wszystkie kwiatki leżące wokół skulonej sylwetki Kastiela. Nigdy nie
sądziłam, że tak drobne rośliny mogą być takie zabójcze. Zwykłe kwiatki, które
już niedługo zabiją Kastiela. – To powtórzenie szczególnie rzuca się w oczy,
ponieważ imię w obu przypadkach znajduje się na końcu zdania. Sugeruję w
ostatnim napisać po prostu: zabiją go.
Nagła narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia
Selene zaskoczyła mnie. Mam jednak wrażenie już po pierwszym akapicie, że styl
jej myśli nie różni się zbytnio od stylizacji Kastiela. Jesteśmy w głowie innej
postaci, powinnam to odczuć, a na razie mam wrażenie, że nie zmieniło się nic
poza odmianą końcówek wyrazów, choć postaci, którymi operujesz, mają zupełnie
różne charaktery.
Szczególną uwagę zwraca wydawanie sobie rozkazów, na
przykład:
Czując ponowne pieczenie oczu, odetchnęłam głęboko i
zacisnęłam oczy. Nie płacz. On nadal żyje. Nawet jeśli cierpi, to nadal
oddycha. – Nawet jeśli w rzeczywistości wielu z nas tak robi, w opowiadaniach (a
tym bardziej miniaturach) istnieje tylko kilku bohaterów i – chcąc nie chcąc –
ich stylizacje muszą się od siebie różnić, by postaci te uchodziły w oczach
czytelników za charakterystyczne. To, co uznawałam za ciekawy element narracji
Kastiela, teraz przestało nim być.
Lysander pyta Lunę, kiedy ostatni raz spała, a ja
tylko czekam, aż poda jej herbatę. Naprawdę, ile można czytać to samo? Takie
same dialogi, takie same reakcje na słowa, takie same zachowania, przeżycia
wewnętrzne i w końcu takie same ładne i okrągłe, czasem nawet poetyckie zdania
w narracji. Znów jest poprawnie i emocjonalnie, ale jednocześnie nudno.
Przyznam się do czegoś brutalnego – czekam na konkretną akcję. Niech już
Kastiel albo wyzdrowieje, albo umrze.
To będzie coś nowego.
(Widzisz też, że skoro tak piszę, to nie przywiązałam
się zbytnio do twoich postaci. Za mało czasu antenowego z nimi spędziłam
i zbyt mało scen z ich życia przytoczyłaś, bym się odpowiednio
zaangażowała).
Czując ponowne pieczenie oczu, odetchnęłam
głęboko i zacisnęłam oczy.
– Musisz zejść do kuchni. Catherine mówiła, że to
pilne – powiedział w końcu, przenosząc na mnie swoje spojrzenie. – Za chwilę tu
wrócisz – dodał, zanim zdążyłam zaprotestować.
– Idź, Lu.
Razem z Lysandrem wzdrygnęliśmy się na zachrypnięty
szept Kastiela. – Podoba mi się to, że nie umieściłaś informacji o
mówiącym zaraz po wypowiedzi, w tym samym akapicie. Dzięki temu, że w pierwszej
scenie wprowadziłaś informację o tym zdrobnieniu i jego znaczeniu, teraz mogłam
poznać, że te słowa faktycznie należą do Kastiela. Fajnie, aż się uśmiechnęłam
pod nosem. Nieźle przemyślany zabieg, brawo.
Z wysiłkiem przywołał słaby zawadiacki uśmieszek, a w
oczach pojawił się mały, złośliwy błysk. – No, nareszcie coś Kastielowego! Tęskniłam za
tym.
Zawahałam się, ale miał racje. Catherine
musiała mieć naprawdę ważny powód, aby odciągać mnie teraz od jego
łóżka.
Będę czekać[,] aż wrócisz.
Nie spodziewałam się takiego zakończenia, szczerze
mówiąc. Coś w tym jest, że wśród tych wszystkich powtarzalnych motywów i scen,
niektóre elementy potrafią zatrzymać czytelnika przy ekranie. W sumie nawet nie
dziwi mnie zachowanie Selene i jej reakcja na Pryię – choć czytelnik wie, jak
było naprawdę, Selene nie uczestniczyła w scenie rozmowy Kastiela z tą drugą.
Nie ma podstaw, by wierzyć w intencje Pryii. Fajnie, bo to powoduje, że
czytelnik przeżywa z tym jakieś emocje.
– Ukrywałam to, ponieważ o to prosił mnie Kastiel! I
wbrew temu, co sądzisz, chciałam, żebyś wiedziała, jednak uszanowałam jego
decyzję! – Wzięła płytki urywany oddech. – Z drugiej strony najlepiej byłoby,
droga Selene, po prostu zapytać o to Kastiela, gdy wstanie. To przecież do
niego podobne – nie zamartwiać sobą innych. Jeżeli dobrze go znasz, powinna
zapalić ci się jakaś lampka…
Zdziwiło mnie to, że dopiero końcówka rozmowy z Pryią
daje Selene do zrozumienia, że Kastiel wciąż ją kocha. Myślałam, że dowiedziała
się tego dużo, dużo wcześniej i po prostu ignorowała tę świadomość, a potem
wróciła, bo zrozumiała, że się o niego martwi i za nim tęskni. Tymczasem nie –
potrzebowała naprawdę wiele czasu, by domyślić się tego, co od dawna jest
jasne. Bardzo niedomyślna bohaterka. Nie wiem, czy nie do przesady i czy
specjalnie nie naciągnęłaś tego na potrzeby fabuły – taki trochę
imperatyw.
Mam problem z tym zakończeniem. W sensie okej, jest
romantycznie i bardzo dramatycznie, ale… fabularnie jakby nie ma znaczenia.
Bohater wypluwa drugą różę z kolcami, więc Luna dramatyzuje, bo to oznacza, że
koniec Kastiela jest bliski, po czym mu się trochę polepsza, ona schodzi na
dół, kłóci z Pryią i… Kas w tym czasie umiera. Nie słychać, by się dusił,
kaszlał, nikt nie próbuje mu pomóc, nie zostaje przy nim (chociażby Lys – jego
najlepszy przyjaciel). Gdyby zostać z nim trochę i wyciągnąć mu te płatki,
którymi się zadławił (Selene sugeruje to zaledwie dwie strony wcześniej!),
dalej by żył, tymczasem… no nie. Sądziłam, że skoro zostawili go samego, to
tylko dlatego, bo mieli pewność, że nic mu się nie stanie – może nawet że jego
stan zdrowia się poprawił, bo Selene zaczyna coś znów do niego czuć. Po czym
okazuje się, że ona dopiero co dowiaduje się, że chodzi o jej uczucia i wielce
to ją dziwi, a potem jest już na cokolwiek za późno.
Przyjemna historia, ale… tak, Selene. Jesteś wybitnie
niedomyślna. I głupia.
PODSUMOWANIE
W kwestii poprawności wypisałyśmy ci parę
powtórzeń, literówek i brakujących przecinków w zdaniach złożonych i kilka
przecinków nadprogramowych. Musimy cię bardzo pochwalić, bo jesteś poprawna,
dbasz o estetykę tekstu, a błędy, które popełniasz, to drobne potknięcia.
Jeżeli chodzi o narrację, pierwszoosobowa
wyszła ci dobrze. Czytało nam się przyjemnie, lecz mamy też kilka zastrzeżeń.
Przede wszystkim Kastiel to nie poeta, by składać tak ładne i poprawne zdania.
Skoro gość z charakteru bywa dość nerwowy (co wiemy z kanonu i co widać
chociażby po jego reakcji na Selene, która zaoferowała mu pomoc), to jego
nerwowość i ironiczność powinna być też oddawana w narracji częściej. Mało
tego, po przeczytaniu partii narracyjnej przedstawiającej perspektywę Lu,
wychodzimy z założenia, że nie napisałaś partii Kastiela właśnie w ten sposób,
biorąc pod uwagę jego charakter, tylko dlatego, że taki masz swój styl, co
odbiło się na podobieństwie obu partii. Przeanalizuj dokładnie cechy charakteru
Kastiela i spróbuj oddać go narracją – konstruuj jego myśli w taki sposób, w
jaki myślałby ktoś nerwowy i łatwo irytujący się, posługujący się ironią. Do
tego odosobniony, zamknięty w sobie, mający ograniczone grono przyjaciół i
nielubiący, gdy ktoś wciska nos w jego sprawy. Ktoś kto potrafi bardzo dobrze
ukryć i mocno przeżywać silne uczucia. A potem to samo zrób z Selene – wymień
jej cechy i stwórz jej narrację na ich podstawie.
Narracja Kastiela jest jeszcze o tyle trudna, że przez
większość scen bohater przeżywa katorgę wewnętrzną i walczy z nasilającą się
chorobą. Widać, jak ciężko ci jest realistycznie oddać to, co faktycznie
odczuwa ktoś, kto się dusi. Dlaczego? Ponieważ duszenie się oznacza utrudnione
oddychanie, a to przeszkadza w funkcjonowaniu, nawet jeśli tylko siedzi się w
barze i słucha drugiej osoby. Wtedy, gdy dzieją się takie procesy i walczymy z
czymś wewnątrz nas, najczęściej się wyłączamy na bodźce z zewnątrz i
przeżywamy to, co dzieje się w naszym środku. Zduszany kaszel, którego
człowiek nie chce ujawnić, wywołuje ruchy klatką piersiową, skurcze mięśni,
dreszcze. Wtedy łzy stają w oczach, a wzrok staje się mętny; taka walka z samym
sobą, by udawać, że wszystko jest okej, nie potrwa więc długo. Jak więc w takim
stanie Kastiel ma siłę jeszcze cokolwiek myśleć na temat Selene, a co dopiero
rozmawiać z nią? A przecież w twoim opowiadaniu właśnie to robi.
Jeżeli nie oddasz kłopotów wewnętrznych, czytelnik nie
wychwyci, że kaszel naprawdę jest uciążliwy, a jeśli skupisz się na nim,
bohater w tym samym czasie nie będzie mógł myśleć o Selene. To logiczne. Może
ewentualnie coś w stylu: kurwa, akurat w takiej sytuacji… Nie, stój.
W takiej sytuacji – też za długie. Czemu teraz…! O, coś w tym
stylu. Bo przecież Kastiel jest zdenerwowany, prawda? Zaniepokojony rozmową i
sfrustrowany kaszlem, który pojawił się w złym momencie. No właśnie. A my tych
emocji często nie czułyśmy, gdy walczył z kaszlem, i nie widziałyśmy, by ten
kaszel na początku w scenie w barze cokolwiek utrudniał, na cokolwiek wpływał.
To dlatego fragment: walczyłem, aby nie poddać się silnej potrzebie w
przypadku opisu kaszlu nie działa. Bo tej walki istotnie w takich fragmentach
nie ma.
Jeszcze odnośnie do narracji Kastiela – myśli
głównego bohatera często nie są dynamiczne i nastawione na to, co dzieje się z
nim faktycznie w środku. Brakuje też jego zmartwień dotyczących choroby.
Fakt, pojawiają się później, gdy już wszystko jest jasne, ale uciążliwy kaszel
też powinien w jakiś sposób niepokoić. Nawet jeśli Kastiel to bohater, który
nie ukazuje zmartwień innym, zapewne nie znaczy to, że nie martwi się niczym.
My widzimy natomiast najpierw bardzo dużo bagatelizowania poważnych objawów, a
potem – hop-siup – jesteśmy w studio, trzy tygodnie później, Kastiel wciąż
wzrusza ramionami, bo wie, że nic nie może zrobić. Od początku do końca jest
postacią bierną, a to nudne i nie przekonuje do tego, by się za niego martwić
(skoro on sam tego nie robi). W ogóle co się działo w ciągu tych trzech
tygodni? Jak Kastiel radził sobie z informacją o chorobie, gdy już ją poznał?
To wydawało nam się bardzo ciekawe, a nie pojawiło się wcale. Strasznie nam
brakowało rozwinięcia tego wątku, a szkoda, bo on sprawiłby, że lepiej
mogłybyśmy wczuć się w twojego Kastiela i zobaczyć, że jest czymś przejęty, a
nie zachowuje się tylko jak Werter – rozpamiętuje miłość i godzi się ze
śmiercią. Wiesz, jak niektórzy reagują na Wertera, prawda? Bierni bohaterowie
są mało interesujący fabularnie. Wprawdzie twój Kastiel tłumaczy Pryi, że
próbował i szukał innych opcji, ale zrezygnował z nich – szukał ich jednak gdzieś
poza kadrem, więc nie możemy tego brać pod uwagę.
Jeżeli chodzi o fabułę – momentami potrafiłaś
nas zaskoczyć, sam motyw choroby również nam się podoba, jednak na niekorzyść
gra tu długość miniatury. Brakowało nam scen różnorodnych – opowiadanie długie
nie jest, a mamy dwie imprezy, dwie próby i dużo siedzenia i picia herbaty. Przez
to wydaje nam się, że opowiadanie się nie rozwija, a właściwie stoi w miejscu
(choć kaszel się nasila).
Brakuje zróżnicowanych scen również po to, by mogły
one pokazać powolniejszy rozwój choroby i przy okazji pozwoliły nam lepiej
poznać Kastiela; szczególnie scena w barze z nasilającym się kaszlem strasznie
się ciągnie. Mamy wrażenie, że wyczerpałaś już wszystkie możliwe sposoby na
pisanie o tym, jak zachowuje się człowiek, który kaszle, a jednocześnie bardzo
dużo motywów było powtarzalnych, co działa przecież na niekorzyść. Tekst jest
za krótki, by wątek mógł się rozwinąć, a jednocześnie za długi, by pisać tylko
o samym kaszlu – bo to zaczyna nudzić. W pewnym momencie przez ten dramatyczny
kaszel i jeszcze bardziej dramatyczne myśli dotyczące miłości faktycznie
czytało się jak Wertera, były momenty, gdy zerkałyśmy na suwak i
patrzyłyśmy, ile jeszcze tego cierpienia zostało nam do końca. Nie negujemy –
być może znajdą się fani kanonu, którzy lubią taką leniwą literaturę
dramatyczną, nam jednak brakowało dynamizmu i bohatera, który działa. A miał
pole do popisu, bo choroba, którą wybrałaś, typowa nie jest.
Inna sprawa: dlaczego nazwa tej choroby pojawia się
już w tytule? Przecież gdyby jedna z nas z zaciekawieniem wyszukała
sobie jej znaczenie przed samą lekturą, już pierwszy objaw kaszlu nie byłby dla
nas interesujący, bo z góry wiedziałybyśmy o wszystkim – w końcu Kastiel z tej
nieszczęśliwej miłości do Lu zacznie wypluwać kwiatki. Scena w barze była dla
nas ciekawa, gdy niezapominajka wylądowała na ręce, bo się jej tam nie
spodziewałyśmy, ale gdybyśmy znały znaczenie tytułu, po prostu czekałybyśmy na
to, kiedy to się stanie.
Przejdźmy teraz do kanonu. Kastiel
czasem był Kastielowy, a czasem nie. Zdecydowanie na plus spisujemy jego
upartość, przede wszystkim trzymanie języka za zębami przy dziewczynach.
Ukrywanie choroby, uczuć, zamartwianie się w sobie – to były bardzo kanoniczne
cechy. Jednak brakowało nam sarkastycznych tekstów, tego zawadiackiego
uśmieszku. Wiemy, że choroba go wykańczała, ale na koniec udało ci się wpleść
jego typowe zachowanie, za to na początku tego nie było; wprawdzie w pierwszej
scenie w barze w narracji czasem pojawiały się kąśliwe uwagi na temat innych,
jednak ginęły one w morzu ładnych i grzecznych zdań złożonych budujących narrację.
Twój Kastiel wyszedł więc bardzo, bardzo grzecznie. Powinnaś wrzucić więcej
takich ironicznych wstawek. Momentami miałam wrażenie, że czytam o Natanielu, a
nie o Kastielu.
Lysander za to za mało bujał w obłokach. Podobała nam się
scena na ławce, gdy wspomniał o bukiecie dla narzeczonej, jednak brakowało
typowego dla niego zapominalstwa. Wręcz przeciwnie – zadbał o przytrzymanie
kubka Kastiela. A przecież mógł przyjść do łóżka, wrócić się do kuchni i wejść
do pokoju z kubkiem, którego wcześniej zapomniał. Może i można podpiąć to pod
wiek, bo przecież bohaterowie są już dorośli, ale i tak mam wrażenie, że
wyciągnęłaś Lysandra z tych jego obłoków i postawiłaś na ziemi. Z drugiej
strony można napisać, że Lys zapomniał o umierającym przyjacielu, ale to już…
no cóż, gruby argument i nie bardzo działa na plus. Za to opanowanie na sam
koniec miniatury jest do Lysandera podobne. Jedynie nie odczułyśmy jego smutku,
ale to dość zrozumiałe ze względu na narrację pierwszoosobową zrozpaczonej
Selene.
Pryia i Selene mają dość podobne charaktery i ciężko
by nam było je rozróżnić. Najbardziej zaskoczyło nas chyba to, że gdy Selene
dowiedziała się, że Kastiel umiera przez nią, skupiła się na uczuciach Pryi
sprzed parunastu dni. W ogóle zajmowanie się Kastielem przez jedną i przez
drugą było podobne. Ich temperamenty, reakcje… Wydaje nam się, że nie wzięłaś
pod uwagę żadnych różnic w odbiorze tych bohaterek, przez co zlewały się w
jedną. Nawet nie wiemy, co mogłybyśmy szerzej powiedzieć o którejkolwiek z
nich. Żadnej nie nadałaś cechy charakterystycznej.
Niby istnieje jeszcze niejaka Catherine, a nie
istnieje. Jest wspomniana parę razy, nawet gdzieś tam woła Selene, ale nie ma
Catherine w żadnej scenie. Nawet gdy Cat i Lysander zamknęli dziewczyny w
pomieszczeniu, na koniec tylko Lysander otworzył drzwi, przy łóżku to również
był Lysander – kobieta nie pojawiła się nigdzie osobiście. Mamy wrażenie, że
miała być tylko pretekstem do jednej sytuacji – wyjścia Selene z pomieszczenia.
Taki imperatyw, bo nie wpadłaś na lepszy pomysł, a nie chciało ci się
wprowadzać nowej postaci do opka, więc nie była nawet tłem, tylko zawieszoną w
eterze informacją.
Pozostałe postacie jak David, Colin, Alexy czy Rozalia
wystąpiły tylko chwilę i możemy uznać je za tło. Byli naturalni; w ogóle podoba
nam się twoja lekkość. Łatwość, z jaką wychodzi ci przedstawianie świata oraz
poruszających się w nim bohaterów. Tekst jest naturalny i lekki (choć narracja
momentami mogła by być bardziej dynamiczna). Jednak... wciąż za mało nam
odruchów innych postaci niż te, do których aktualnie należy narracja. Tak jak w
przypadku Pryi, gdy Kastiel twierdził, że kobieta była zdenerwowana, ale nie
mogłyśmy tego zobaczyć, bo bohater nie opisał żadnego jej ruchu wskazującego na
wkurzenie. Ciężko też przypisać wkurzenie czy tendencję do sarkazmu postaciom
jako coś dla nich charakterystycznego, szczególnie jeśli czytelnik nie zna
kanonu. Jednak rozumiemy też, że naprawdę trudno rozwijać charaktery bohaterów
w tak krótkich tekstach. Dlatego jako miniatura-fanfiction dla fanów gry twój
tekst sprawdza się dobrze (4) i widać, że go przemyślałaś.
Uznałyśmy, że do wyższej noty trochę jednak brakuje,
ale nie jest to nic, czego nie możesz doszlifować. Twój styl jest płynny i
radzisz sobie z operowaniem słowem, a to najważniejsze.
(Chciałybyśmy jednak, abyś wróciła do nas kiedyś z dłuższym, bardziej rozwiniętym tekstem, byśmy mogły sprawdzić, jak radzisz sobie z innymi formami. Zapraszamy!).
Za betę dziękujemy Dafne i Fenoloftaleinie. ❤
Hej!:D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo to zajęło, ale w końcu mogłam na spokojnie przeczytać ocenę i odpowiedzieć. :)
Chciałam wam przede wszystkim podziękować za poświęcony czas i siłę przeznaczone na recenzję. Jesteście naprawdę świetne w tym co robicie! :D
Ocena z pewnością pomoże w dalszej pracy, której nadal jest sporo. Wyłapałyście naprawdę mnóstwo błędów, których nie byłam już w stanie zauważyć oraz kwestie nad którymi nadal muszę pracować, za co jeszcze raz bardzo dziękuję.
W przyszłości na pewno zgłoszę się z czymś dłuższym, jednak tekst wymaga jeszcze więcej poprawy niż ta miniatura, więc pewnie nie prędko się to stanie.
Bardzo cieszę się, że tekst jest odbierany jako estetyczny. Przepraszam za wszelkie potknięcia (typu David pisany przez w, poodskakiwać, objąłem ją ramiona zamiast objąłem ją ramionami, czy nawet brak kropki na końcu zdania), których nie wychwyciłam, za co biję się w pierś. Będę także pracować dalej nad interpunkcją, chociaż i tak jest dużo lepiej niż sądziłam. :)
Podoba mi się, jak przedstawiasz moment, w którym Pryia szuka wzrokiem Selene. Nie przekonuje mnie jednak za bardzo to, że pokazujesz jedno spotkanie za drugim – tu ledwo podeszli (od tyłu) Rozalia i Alexy, by do grupy za moment dołączyła (i zaskoczyła Kastiela zza pleców) Pyria, aby zaraz (również gdzieś stamtąd) wyłoniła się kolejna bohaterka. Nie dałoby się tego jakoś urozmaicić, bym nie miała wrażenia powtarzalności? Ona sprawia, że trochę się nudzę.
Rzeczywiście sporo wyszło tego pojawiania się od tyłu w wyniku obracania się Kastiela. Nie wiem dlaczego założyłam, że loża Colina i toalety będą w tym samym kierunku. Z drugiej strony przedstawienie postaci wyszło z założenia, że grupka po koncercie się rozdzieliła, co wydało mi się bardziej naturalne, niż gdyby wszyscy od razu wpadli na Kastiela.
Na fragmencie odkrytego ramienia i obojczyku wił się czarny tusz tatuażu znaczącego skórę. – Tatuaże z reguły są na skórze, nie musisz tego dopowiadać. Zresztą zauważyłam, że – pomimo iż lekkości ci nie brakuje – lubisz być dość łopatologiczna i czasem tłuczesz mnie oczywistościami po głowie.
Skóra została tylko ze względu na następne zdanie: Ciemniejszą niż w moich wspomnieniach.
Reszta oczywistości niezamierzona. Będę się ich bardziej wystrzegać w przyszłości.
Po prostu stałem, czując serce obijające się boleśnie o żebra. – Rozumiem, że to dość obrazowe, ale... nie. Serce jest za mostkiem, więc nie będzie się tłukło o żebra.
Niefortunny dobór słów, który wywołał dyskusję na czacie, z tego co zauważyłam. Chciałam tylko powiedzieć, że zgadzam się, że można to było napisać w sposób mniej dosłowny (tłukło, łopotało, czy chociaż wykorzystać wspomniane jakby).
„Oddychaj. Po prostu oddychaj.
To nic takiego. Zaraz przejdzie”. – Po co ta kursywa? Masz narrację pierwszoosobową; drugie zdanie – jak pierwsze – to też próba przekonania samego siebie, że wszystko jest okej. Jedno zdanie nie różni się więc zbytnio od drugiego, a w drugim kursywy już nie ma.
To był mały eksperyment z mojej strony. Kursywą próbowałam zwrócić uwagę na pogarszający się stan Kastiela: najpierw stara się uspokajać tym stwierdzeniem, następnie nakazuje to sobie podczas ataku paniki, później uświadamia sobie, że nie potrafi już dłużej oddychać, a dalej Selene „robi to za niego”. Niestety nic z tego nie wyszło, więc zabieg jest do usunięcia.
Nad kłótnią w studiu i rozmową z Selene na pewno popracuję. Postaram się dodać więcej myśli Kastiela, które nie będą takie okrągłe i ładne, plus dodać więcej czynności ze strony postaci (chociaż czy to z drugiej strony też nie zmniejszy dynamizmu sceny?). Podobne obawy mam ze zbyt dużą ilością myśli/przemyśleń. Nie chciałabym przez nie zniechęcić do dalszego czytania, co stało się moim zdaniem u pani Collins w Igrzyskach. Poza tym kilkakrotnie słyszałam opinię, że lepiej skupić się na działaniu niż przemyśleniach bohaterów.
CDN
Zastanawiam się też nad rozdzieleniem tej sceny na dwie. Osobno rozmowę z Selene, gdzie Kastiel byłby w lepszym stanie, dzięki czemu mógłby się skupić na jej słowach (plus pokazałabym więcej zazdrości Pryii, której rzeczywiście było za mało) i dopiero jako drugą dać scenę ze studia oraz taniec dziewczyn.
UsuńPasuje to do charakteru kanonicznego, ale nie potrafię też udawać, że nie domyślam się wątku ukrywania przed wszystkimi Bardzo Poważnej Choroby. A przewidywalność rzadko kiedy sprawia czytelnikowi frajdę.
Mam też pod tym względem zastrzeżenia do narracji. Kas wprawdzie nie musi łopatologicznie myśleć niczego w stylu: Oni nie mogą wiedzieć, że mam raka i zostało mi kilka miesięcy, ale jednocześnie w narracji pierwszoosobowej jestem w bohatera głowie i czytam jego myśli, które powinny być konstruowane naturalnie, a naturalnym jest, że bohater, jeśli coś wie lub się czegoś domyśla, to sztucznie nie ukrywa tego przed samym sobą.
W tej scenie jeszcze nie miałam na celu wykorzystania motywu ukrywania. Kastiel nie wiedział co się dzieje, ignorował swój stan. Najwidoczniej nie udało mi się tego pokazać (być może dzięki rozdzieleniu).
Poza tym trochę śmieszne, bo ostatecznie wyobrażam sobie takie małe rączki wystające z jakichś narządów wewnętrznych i głaskające biedne płucka.
Sama parsknęłam śmiechem jak sobie to wyobraziłam. xD Kolejny niefortunny dobór słów.
Zdecydowanie wolałabym dostać kilka scen, w których jakiś kaszel zaczyna być coraz poważniejszy (i w czasie których widać też inne elementy życia Kastiela, dzięki którym mogłabym poznać lepiej tego bohatera, by na końcu mu współczuć; zbudowałabyś tym background, aby czytelnik emocjonalnie zżył się z postacią, dałabyś nam czas na poznanie się).
Tak jak wspomniałam postaram się to podzielić, chociaż martwię się czy wtedy miniatura nie przestanie być miniaturą. Już teraz jest długa (nawet jeśli wyciąć z niej scenę kaszlenia i powtarzalnych motywów). A przynajmniej dłuższa od tych, z którymi się do tej pory spotkałam.
Przyznam szczerze, że nie zrobiłam researchu i nie sprawdziłam znaczenia tytułu miniatury. Wręcz założyłam, że może to być nazwa czegokolwiek w opowiadaniu, nawet postaci. Myślałam, że ta niezapominajka to metafora albo przywidzenie, serio. Słyszałam o hanahaki, jednak nie pod taką nazwą, ale… cieszę się, że tak wyszło. Dzięki temu nie zaspoilerowałam sobie opowiadania, a, spójrzmy prawdzie w oczy, wiedząc, czym jest hanahaki, fabuła byłaby od razu mi znana, właściwie od pierwszego kaszlu.
Szczerze mówiąc uznałam to za oczywistość, jako że zaznaczałam o osadzeniu miniatury właśnie w tym AU. Nie chciałam z tego robić na siły tajemnicy. Dla osoby, która przeczytała chociaż jedno opowiadanie w tej tematyce, będzie to dość jasne. Nie pomyślałam jednak, że ten motyw może być znacznie mniej popularny w polskich historiach, niż w angielskich. Oprócz tego na stronach takich jak AO3 czy Tumblr jest zwyczaj zaznaczania hanahaki disease jako tagu, który ułatwia wyszukiwanie, stąd po prostu pomysł, aby użyć tego jako tytułu.
Jednak robiąc research zauważyłam, że kwiaty są momentem, gdy choroba jest w stadium zaawansowanym, zaś początki choroby objawiają się w płatkach kwiatów. U ciebie najpierw pojawiła się niezapominajka, potem czytamy o płatku róży… Może lepiej się temu przyjrzeć? Rozumiem, że kwiat niezapominajki jest mniejszy niż płatek róży, ale warto się trzymać schematu. Chyba że jest inne źródło (sprawdziłam trzy), które mówi o dowolności lub specjalnie to zmieniłaś.
Według mojego researchu i kilku opowiadań zauważyłam dowolność w tej tematyce. Raz widziałam same płatki bez kwiatów, innym razem był to tylko jeden rodzaj kwiatków, które najpierw były tylko płatkami, żeby następnie bohater wypluwał je z łodygami, a w innym to od początku są całe kwiatki. Z tego powodu wydaje mi się, że zależy to interpretacji i pomysłu autora.
CDN
Zastanawia mnie w ogóle, skąd bohater wie, jakie kwiatki wypluwa. Zdążył w czasie tych trzech tygodni przestudiować jakąś encyklopedię? Kas, z tego co wiem, nie interesuje się ogrodnictwem./Kolejna scena i już jesteśmy u Lysandera. Żałuję, że tak bardzo marnujesz potencjał wprowadzonej choroby.(...)
UsuńRobił research w Internecie, po waszym spojrzeniu, stwierdzam, że mogłam to po prostu pokazać sceną-streszczeniem (jeśli coś takiego istnieje), gdzie dowiaduje się o tym co mu dolega i jak unika kontaktu z dziewczynami i zespołem. Podobnie ze sceną podróży – nie wydała mi się interesująca, ale patrząc od tej strony jest odwrotnie. Plus mogłaby pomóc wprowadzić Catherine, którą uznałam za tło, a wyszła na imperatyw. Kolejna sprawa, że znowu bałam się przesadzenia z długością miniatury.
Mam jednak wrażenie już po pierwszym akapicie, że styl jej myśli nie różni się zbytnio od stylizacji Kastiela. (...) Nawet jeśli w rzeczywistości wielu z nas tak robi, w opowiadaniach (a tym bardziej miniaturach) istnieje tylko kilku bohaterów i – chcąc nie chcąc – ich stylizacje muszą się od siebie różnić, by postaci te uchodziły w oczach czytelników za charakterystyczne. To, co uznawałam za ciekawy element narracji Kastiela, teraz przestało nim być.
Przyznaję, że to moja pięta Achillesa. Myślałam do tej pory, że stylizacja narracji bohaterów polega wyłącznie na doborze powtarzających się słów i zwrotów, ewentualnie na zwiększonym użyciu wyszukanego słownictwa albo zaczerpniętych porównań z konkretnej dziedziny. Dopiero podsumowanie uświadomiło mi, że to także sama konstrukcja zdań.
Czy możecie polecić książki/opowiadania w perspektywie pierwszoosobowej, gdzie widać różnicę w perspektywach bohaterów? Ewentualnie inne rady, które mogą z tym pomóc, jako że, przyznaję, nudzi mnie pisanie tylko z jednego punktu widzenia i z pewnością bardzo pomogłoby to przy dłuższej historii.
Po czym okazuje się, że ona dopiero co dowiaduje się, że chodzi o jej uczucia i wielce to ją dziwi, a potem jest już na cokolwiek za późno.
Przyjemna historia, ale… tak, Selene. Jesteś wybitnie niedomyślna. I głupia.
Cóż przyznaję, że miałam z tym dylemat i chyba wybrałam najgorszą z trzech opcji. Po waszej analizie, rzeczywiście lepiej byłoby już nie uświadamiać Selene od kogo wzięła się choroba Kastiela (albo mogłaby się sama uświadomić) lub po prostu tę nieświadomość o uczuciach Kastiela zrzucić na jej ignorancję, którą próbowałaby sobie wmówić, aż do końca, że nie ma z tym nic wspólnego. Mea culpa.
Komentarz wyszedł dłuższy niż zamierzałam, więc po prostu jeszcze raz dziękuję za ocenę! ❤
Cześć!
UsuńW kwestii poprawności, literówki to zmora wielu osób. Wiemy, że wynikają z przeoczenia, a nie z niewiedzy, także spokojnie. Tekst był naprawdę poprawny. ;)
@kursywa – hmm... mam trochę sceptyczne podejście do Twojego tłumaczenia. To znaczy rzeczywiście, zabieg ciekawy, ale samo zachowanie Kastiela pokazywało, że jest coraz gorzej. Na pewno super by to wyglądało w narracji trzecioosobowej, ale czy tu...? Nie wiem, czy nie jest to po prostu zbędne. Jednak zależy od Ciebie, czy to zostawisz. My jedynie sugerujemy, zwracamy uwagę. W tym przypadku nie jest to sztywna zasada. ;)
@dynamizm – jasne, w scenie dynamicznej liczą się gesty, ale myśli także. Szybkie, urywane. Nie będziemy przeżywać tego, co się dzieje z Kastielem, jeśli się do niego nie przywiążemy. To jego myśli pokazują na przykład ból, przez co jest nam go szkoda. To buduje emocje i właśnie to dostarcza adrenaliny podczas czytania scen dynamicznych, jak u Ciebie scena ataku choroby. Suche przedstawienie tego, co się działo, nie zadziała, jeśli nie przywiążemy się do bohatera. Oczywiście ważne jest to, żeby zachować umiar. Proporcje.
@miniatura – wiesz, nie masz limitu znaków. Tak samo jak możesz czytać książkę, która ma sto stron i taką, która ma tysiąc. Miniatury zazwyczaj skupiają się bardziej na jednym, bardzo rozwiniętym wątku – u Ciebie choroba Kastiela. Ważniejsza niż długość, jest tu sama choroba, tzn. przedstawienie jej rozwoju tak, aby wyszło autentycznie i żebyśmy przeżywały emocje razem z Kastielem.
@Catherine – wystarczy, że przyjdzie i przyniesie wodę lub stanie w drzwiach razem z Lysandrem. Pozostanie tłem, ale będzie istnieć w opowiadaniu, a nie w ekspozycji. ;)
@pierwszoosobówki – mało czytam takich książek, gdzie są różne perspektywy w pierwszej osobie i nic na szybko nie przychodzi mi do głowy, ale tak mi teraz wpadło, że w Pieśni Lodu i Ognia Martina fajnie to widać. To trzecioosobówka, ale z POV-em, gdzie jest mnóstwo perspektyw bohaterów, ale fajnie można zobaczyć kontrast między POV-em Tyriona a na przykład Denearys. W ogóle uważam, że POV Tyriona jest świetny i mega się wyróżnia na tle reszty. Może Skoia podpowie coś więcej w tym temacie, bo ja ostatnio siedzę z nosem w książkach prawie wyłącznie uczelnianych. Ewentualnie, jeśli jeszcze nie zaglądałaś, w Encyklopedii mamy artykuł o stylizacji językowej. Może to choć trochę Ci rozjaśni. ;) Teraz zastanawiam się, czy nie jest dobrym pomysłem bardziej szczegółowy artykuł na ten temat.
Również dziękujemy za odpowiedź i zapraszamy w przyszłości! <3
Pozdrawiam, For
Czy możecie polecić książki/opowiadania w perspektywie pierwszoosobowej, gdzie widać różnicę w perspektywach bohaterów? Ewentualnie inne rady, które mogą z tym pomóc, jako że, przyznaję, nudzi mnie pisanie tylko z jednego punktu widzenia i z pewnością bardzo pomogłoby to przy dłuższej historii.
UsuńJa się bezczelnie wtrącę, że obecnie piszę cykl poradników na temat narracji POV, ale wydaje mi się, że z powodzeniem możesz przełożyć to, co jest tam napisane, na narrację pierwszoosobową. Napisałam o opisach wyglądu bohaterów, a mam zamiar stworzyć jeszcze teksty o tworzeniu scen dynamicznych oraz pasywnych, a także o opisach otoczenia. I przy okazji staram się wyjaśnić, jak różni bohaterowie różnie postrzegają świat, który ich otacza. :) Na przykład przy opisie tej samej osoby, ale przez dwóch różnych bohaterów.