Tytuł: Pisanka
Autor: ZSRRKnight
Tematyka: poezja
Ocenia: Skoiastel
Jako że na mojej podstronie widnieje dopisek, iż oceniam do 20 wierszy, a prosiłeś, bym wpierw przypatrzyła się tym starszym, postanowiłam zacząć od początku, w kolejności takiej, jaką zawarłeś w spisie treści na Wattpadzie.
01. Rozruch
Świetnie się zaczyna – bagatelizowanie ławki za pomocą slangu od początku intryguje. Nie rozumiem jednak przerzutni:
lol ławka
interesujące co nie
z
biór desek
Nie ma takiego słowa jak biór, z niczym też go nie mogę skojarzyć. Przerzutnia fajnie sprawdza się tam, gdzie ma sens – na przykład gdy rozbija słowo na dwa, osobno istniejące (najczęściej spotykany zabieg z przedrostkami, przyimkami oraz zaprzeczeniem nie). Natomiast zbiór bez z jest… niczym.
Na początku opisujesz mi ławkę; wers o karoserii opla rozbudza wyobraźnię. Mimo to odnoszę wrażenie, że ten wiersz nie bardzo wie, co chce konkretnie przekazać. Trochę się ciągnie. Większość wersów wygląda na potrzebne i przytacza jakieś wyobrażenie, ale gdyby niektóre wyciąć zupełnie, utwór po prostu stałby się konkretniejszy, mniej lejący wodę. Na przykład ten fragment:
coś tam skrzypi
próchno luz drewno
ale on nic
bo to nie istnieje
Co nie istnieje? To drewno? A może to wszystko, czyli ławka i jej otoczenie?
Jesteśmy w Matrixie?
O ile w pozostałych linijkach obrazy są plastyczne, o tyle ta część w ogóle do mnie nie przemawia. Poza tym podmiot liryczny ma w utworze jakieś zachwianie emocjonalne – zwyczajnie nie może się na nic zdecydować:
kiedy jest blok
i kawałek miejsca
tylko dla siebie
bo po co komu ktoś inny
a nie
są jeszcze sąsiedzi
nie tak źle
O co mu chodzi? W końcu woli siedzieć sam czy z sąsiadami?
Za to urzeka mnie zakończenie:
ławka jest dla wszystkich (…)
samo jej istnienie
jest poruszające
bo się nie rusza
a rozrusza
a jutro
jutro nic się nie stało
bo co miało się stać
jak wszystkie deski na miejscu
Jednak skoro ławka istnieje, dlaczego jakieś wszystko miałoby nie istnieć, tym bardziej że ruszająca ludzi ławka się nie rusza (to podkreślenie jest świetne!)? Wiersz pogmatwany i nie wiem, czy nie za bardzo. Są fragmenty bardzo dobre, i średnie, i te zupełnie niezrozumiałe – coś tam do mnie dociera, ale raczej nie zostanie mi w głowie na długo.
2. świątecznie
O, a ten wiersz zostanie – w całości i zdecydowanie na dłużej. W przypadku tego tekstu mam wrażenie – w przeciwieństwie do poprzedniego utworu – że każde słowo jest tutaj ważne. Powrót praczki skarpetek obrazowy tym bardziej, że skarpety są prezentem dość ogranym; cieszę się, że na to wpadłeś. Czuć świąteczną atmosferę z zupełnie innej strony – nie jest jak wesoło i radośnie, lecz tak bardzo realistycznie i niezręcznie. Kupuję to w całości.
3. w dół
Ten wiersz przeczytałam kilkukrotnie. Wracałam do niego w trakcie pisania oceny aż trzy razy, by dać mu szansę i sprawdzić, czy może coś mi nie umknęło za pierwszym czy drugim, ale i przy trzecim czytaniu... Niestety po kilku dniach wciąż nie mam pojęcia, co chcesz mi powiedzieć. Rozumiem pojedyncze słowa, wręcz całe wersy, ale nijak nie potrafię ich połączyć w jeden obraz, który miałby jakiś większy sens. Co jest przejmująco ślepe, duszące? Co może by tak powiedzieć? O co chodzi ze sklepem – dlaczego akurat to, a nie jakiekolwiek inne miejsce? Poukrywałeś wszystko pod metaforami, których nie potrafię w żaden sposób rozkodować. Linijki wprawdzie ładnie brzmią, ale nie mają dla mnie znaczenia.
Lubię, gdy wiersze nie mówią zbyt wiele wprost. Lubię dedukować i domyślać się – kiedy czuję, że utwór jest wielowymiarowy, ma co najmniej kilka znaczeń, więc można coś odczytać tak lub w zupełnie inny sposób… Tutaj nie potrafię odczytać zupełnie niczego, dlatego jestem w kropce. A przy tym nie czuję, by tekst wpłynął na mnie jakkolwiek, by mnie jakoś dotknął, poruszył.
04. Zmiana
Kolejny wiersz, w którym nie zdecydowałeś się na interpunkcję ani wielkie litery. Nie przeszkadza mi to, choć zaczynam się zastanawiać, czy reszta również jest właśnie taka – jeżeli utwory masz różnorodne, może warto byłoby je publikować bardziej naprzemiennie? Nawet jeśli część musiałaby przez to swoje odleżeć.
pamiętaj
każde imię znaczy miłość
jesteście jak rzeka
dziki sztorm
pustoszący serca
jesteście zmienni
wyrywacie dawne kwiaty
by dać życie innym
jednak
czy pomyślałeś
michale jurku zbigniewie
czy pomyślałaś
mariolo stefanio magdo
że rzeki są przyczyną potopów?
być może to dla waszej dumy
ale co z szacunkiem innych
czy wasze imiona
już nic nie znaczą?
proszę możecie nie być sobą
ale wasze ja nie znikną tak po prostu
jak nic nie warte wspomnienia
Wracając jednak do treści: do czego pije podmiot liryczny, pytając ludzi o szacunek do innych i o to, czy wasze imiona już nic nie znaczą? Zwraca im na coś uwagę, ale nie wiem na co. Mam wrażenie, że w utworze przed oskarżeniami zgubiła się podpowiedź o powodzie tych oskarżeń. Co nie tak zrobiły te wszystkie wymienione jednostki? Wyrywały dawne kwiaty, dając życie innym – jak mam to rozumieć? Ludziom zwraca się uwagę, gdy popełniają błędy, jednak tu… nie widzę błędów. Coś mnie chyba ominęło.
Dziwi mnie również pomieszanie liczb. Raz podmiot liryczny zwraca się do ogółu w liczbie mnogiej (proszę możecie nie być sobą), a raz w pojedynczej – do jednostek (pamiętaj każde imię znaczy miłość). Panuje chaos. Nie rozumiem też powiązań między wspominanymi w nawiasach cytatami. Każde imię znaczy miłość i podmiot liryczny każe o tym pamiętać, i jednocześnie sugeruje, że nie trzeba wcale być sobą… Nie trzeba być tą miłością? Kompletnie się pogubiłam.
05. Prośby
Podoba mi się wykrzyknik w pierwszym wersie. Wzmacnia przekaz.
ja chcę ciebie
nie tej głupiej wszej radości – wszej? Czy chodziło ci o formę dopełniacza od słowa wszech? Takie wyjaśnienie znalazłam w Wielkim Słowniku Ortograficznym PWN. W Korpusie PWN znalazłam natomiast aż jedno (!) użycie tego słowa i to w książce z 1973 roku, w nawiązaniu do przemowy krótkiej do krześcijańskiego człowieka. Zastanawiam się więc, skąd u twojego dziecięcego podmiotu lirycznego tak mało użytkowe, wręcz archaiczne słowo. Tym bardziej że dalej jest sporo powtórzeń i stylizacja już bardziej przypomina język, którym posługuje się dziecko, a to walor. Szkoda go psuć.
nic nie warte moje psoty – niewarte (nie z przymiotnikami piszemy łącznie)
W tym wierszu podoba mi się, że dziecko nie kombinuje, a mówi o swoich emocjach wprost – o tym, że się boi i nie chce płakać, o tym, że jest samotne, ponieważ nie ma wsparcia w mamie. Nie czuć w tym jednak obwiniania kobiety, czuć za to nieświadomość dziecka i proste uczucia. To działa i porusza najbardziej.
Ostatni wers najmocniejszy – tak, jak być powinno.
06. Kolizja
Ten utwór doceniam za to, że dzięki niemu mogłam dowiedzieć się czegoś o komórkach HeLa – do tej pory ten termin był mi nieznany. Właściwie dobrze, że nie wyjaśnił mi tego sam wiersz, ale przeprowadziłam research, aby lepiej zrozumieć mocny przekaz.
złamany / w dwie strony – na dobrą sprawę oczywistość. Kiedy coś się łamie, to zazwyczaj dzieli się na dwa.
Podmiot liryczny, świadomy swojej złej sytuacji, poddaje się, choć całość zaskakująco dobrze się kończy: niechętny ból odpuszcza. Podoba mi się, że do ostatniej linijki właściwie nie wyszło na jaw, czy pogodzony ze swoim losem teraz, w obliczu tego, że przestaje boleć, odzyskuje nadzieję, cieszy się, czy może pozostaje niezmienny, zmartwiony, a może nawet nie dowierza…? Zawiesiłeś wątek i nic, tylko domyślać się zakończenia, a jest ono dość enigmatyczne: ból nie musi zderzać / świata i jednostki. Dobrze, bo interpretacja trochę trwa, wymaga skupienia, pomysły na nią nie wpadają do głowy od razu. W porównaniu z w dół – przynajmniej jakieś przychodzą.
07. Zawsze wolna
grom ciałem przysłonięty
iskra zagubiona
ona
rozdarte plecy
od porwanych skrzydeł
dwa noże w żebrach
czerwona nadzieja
zabarwiona poświęceniem
bolesna
jak zabrane szczęście
pamiętając o piórach
rozrzuconych w bezdechu
idźcie
ciało silniejsze od strachu
choć braknie gruntu
a serca ze szkła
Pierwsza strofa bardzo melodyjna, do tej pory żaden fragment nie brzmiał mi tak dobrze w trakcie czytania na głos. Rym: zagubiona / ona – zmyślne, w punkt. Wręcz żałuję, że nie podtrzymałeś tej budowy dalej. Na tej samej zasadzie świetnie brzmią podkreślone wersy – mają tyle samo sylab i żałuję, że żaden w ostatniej strofie nie ma ich sześciu (na przykład: pamiętajcie o piórach). Wtedy melodyjność utrzymałaby się.
Na pierwszy rzut oka strofy mają podobną budowę, więc już na samym początku pomyślałam, że recytować będzie się przyjemnie, jednak nie jest tak – nie wszędzie wersy weszły mi płynnie w czasie czytania na głos, chociażby ten: zabarwiona poświęceniem jest za długi, nie wyrabiam się tam w tempie, przestaje być melodyjnie.
Natomiast sam przekaz bardzo mi się podoba. Ktoś utracił pióra, by ktoś inny mógł iść dalej, pamiętając o poświęceniu protagonisty. Brak gruntu wielowymiarowy – można pomyśleć o locie dzięki wspomnieniu skrzydeł lub, ogólnie, o trudnościach związanych z dalszą drogą.
Wiersz, przyznam się, stał mi się dość bliski, ponieważ dwa lata regularnie grałam w sesję RPG skrzydlatą postacią, która, no cóż, miała w całej sadze dość pod górkę. Niektóre sceny wciąż mam dobrze w pamięci, a twój wers o rozdartych plecach szczególnie przypomniał mi jedną z sytuacji dość… obrazowo. Nie mogłeś o tym wiedzieć, a mimo to trafiłeś; wręcz czuję się, jakbym czytała tekst napisany specjalnie dla mojej postaci i jej pobratymców. To miłe, zaskakujące uczucie.
Właśnie dlatego tak bardzo lubię poezję.
Jednocześnie muszę przyznać, że powoli zaczyna nużyć mnie monotonia formy. Mam wrażenie, że nie bawisz się i nie próbujesz nowych rzeczy, nie stawiasz sobie kolejnych wyzwań. Wszystkie utwory są białe i składają się z półsłówek wyrwanych z kontekstów, które trzeba sobie poskładać w jedną całość jak puzzle. Czytając twoje prace ciągiem, nie mogę przestać się zastanawiać, dlaczego one wszystkie są zbudowane podobnie i mają wspólny sposób na rozkodowanie ich? Czy tylko dlatego, że tworzą przemyślany, spójny tomik, czy dlatego, że w ogóle nie piszesz inaczej, nawet poza tym tomikiem?
08. Na kłódkę
Narzekałam przed chwilą na nudną formę, a tu – proszę bardzo – w następnym utworze zaskoczyłeś mnie rymami. Jakbyś czytał mi w myślach.
zaszufladkować radykalnie
nie sztuka
pół ucha
głusza - dosadnie
[myślnik zamiast łącznika]
Znów pierwsza strofa to petarda, która wyznacza tempo – są rymy okalające, jest melodia i nadzieja, że utrzymasz te walory. Tym bardziej że sam pierwszy wers zaczyna się z grubej rury (większej ilości sylab; w kolejnych wersach – mniejszej, przez co mam wrażenie rozpędu). Dla mnie – bomba. Idźmy dalej:
pochować obcych
do grobów
zgaszonych nowiów
czerwonych pokrzyw
W drugiej strofie świetne jest to, że wprowadzasz wątek fabularny i miejsce akcji – coś się zaczyna dziać. Nie mam już tylko samej głuchej ciszy, dostaję też noc i krew, i śmierć, i być może jakiś las. Przybliżam twarz do monitora; chcę wiedzieć, co będzie dalej. Jednocześnie łączę to z pierwszą strofą – tu podmiot liryczny stwierdza, że szufladkować nie sztuka, a tam sugeruje grzebać obcych. Widzę w tym sens.
sobie zdać się owcą
niewinnie zamkniętą
przeciw rękom
niegodnych zdania
A gdzie tu się podział rym w ostatniej strofie? Mam wrażenie, że poddałeś się za szybko i jednocześnie przekombinowałeś; już pierwszy wers trudno się odczytuje, chociażby dlatego że zastosowałeś inwersję. Poza tym zdać się (na kogoś) to inaczej zaufać, zawierzyć, oprzeć się lub – archaicznie – być odpowiednim do czegoś. Nadawać się na owcę – o to ci chodziło? Czy ręce niegodne zdania (jakiego?) to ręce obcych, których trzeba pogrzebać, czy jednak ich morderców? Przestaję rozumieć, co czytam.
owszem dlatego że
nie inaczej poszło
do wewnątrz zrosło
się przerażenie
To jest chyba ten moment, w którym niezły wiersz zamienia się w bełkot. Czasowniki odmienione w trzeciej osobie w czasie przeszłym kompletnie nic nie pozwalają zrozumieć.
zapomnienie klucza
do szufladki
niebezpiecznie milczącej
o sprawach swoich
Ke?
Na końcu mam już tylko wrażenie, jakby podmiot liryczny zaczął wpierw mi opowiadać ciekawą historię, w połowie skręcił w jakiś wątek poboczny, powiedział za dużo i zapomniał wrócić na główny tor. Zaczynałeś od szufladkowania – że to nie sztuka, i… co z tego wynikło? W poezji ważna jest intryga i pomysł na fabułę – wstęp, czyli ulokowanie mnie w jakiejś przestrzeni, początkowe oględziny świata, co przez rozwinięcie prowadzi do puenty, po drodze zahaczając o punkt kulminacyjny. Kto powie, że tylko opka albo wypracowania szkolne mogą mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie, będzie w błędzie – poezji też to dotyczy. W tym wierszu natomiast nie widzę pierwszego, głównego wątku, który się kończy, a zaczęty był po coś – widzę wstęp, rozwinięcie i… dziwne coś o czymś, czego z niczym z pierwszej czy drugiej strofy nie umiem powiązać.
09. Czasami
O, a to mi się bardzo podoba. Jest coś w tym utworze pociągającego. No, może poza tym fragmentem:
innym razem jak freddie mercury
mówię don't stop me now
ale ktoś odpowiada
can't touch this
więc kulę się w kącie
a moje oczy mówią
hello darkness my old friend
– ten numer jest już tak przejedzony w popkulturze, że prawie wychodzi z lodówki. Jest też dość obrazowy, lecz w ten pejoratywny sposób – robi się z niego memy i hasztagi.
Psuje mi to odbiór; być może wers lepiej wyglądałby w strofie z Deedpoolem niż Mercurym...?
10. Rozgwieżdżone niebo/zapomnieć
Tu uwag nie mam praktycznie żadnych, może tyle co do powtórzonego ale, które wcale nie wygląda na celowe, psuje efekt. Mimo to wiersz do mnie trafia. Bardzo podoba mi się koło, które zataczasz – krążysz wokół jednego tematu – zapętla się nawet pierwsza strofa, zaczynasz i kończysz tym samym czasownikiem.
jestem niewolnikiem gwiazd
zniewolony wspomnieniami
a mym łańcuchem
jesteś ty
Czy nie powinno być: zniewolonym – jako określenie do odmienionego w narzędniku rzeczownika? W końcu: jestem – kim? czym? – niewolnikiem zniewolonym wspomnieniami.
11. Tworzyć wartość
wdzięczne słowo wdzięczny
nie nauczone [nienauczone]
szacunek
nie znają
Zastanawiam się, czy temu utworowi nie pomogłaby interpunkcja.
Coś w stylu: szacunek? / Nie znają.
Albo: szacunek / – nie znają.
Bez tych znaków mam dziwne wrażenie, że słowo powinno zostać odmienione: (kogo? czego? – nie znają) szacunku.
nie wina bo nie istnieje / brak świadomości – nie istnieje wina czy brak świadomości? Jest różnica między:
nie wina – bo nie istnieje brak świadomości
a
nie wina, bo nie istnieje [w domyśle ona – ta wina]. Brak świadomości...
Widzisz, brak interpunkcji nie zawsze pomaga; brak znaku, który wskaże, gdzie kończy się jedno zdanie a zaczyna drugie, często bywa zgubny. Dochodzimy do momentu, w którym nie wiem, co i jak mam odczytać.
Załóżmy jednak, że wciąż mamy tu jedno zdanie i czytam to: nie wina – bo nie istnieje brak świadomości. Skoro brak świadomości nie istnieje, człowiek jest świadomy, nie ma więc co usprawiedliwiać jego win. Skoro tak – skąd początkowy wniosek o... braku tej winy? Wręcz przeciwnie – na chłopski rozum – świadome błędy wiążą się z odpowiedzialnością, a więc byciem winnym. Do tego dziwnie mi wygląda wers o beznamiętności, biorąc pod uwagę początek utworu i zwroty do matki.
Podoba mi się natomiast sama puenta. Czy warto, czy nie warto być dla miłości? Odpowiedź nie pojawia się wprost, chociaż ostatni wers brzmi: lepiej niż kolejna cegła w murze. I to jest bardzo ładne zakończenie.
Z jednej strony wiersz wydaje się w porządku – obrazując słowem, nakreślasz problematykę, która jest dość prosta w interpretacji. Jednak wszystko przytoczyłeś szczątkowo, więc znów mam wrażenie, że czytam strzępy zdań powyrywane z kontekstów. Okay, udowodniłeś już, że w ten sposób potrafisz pisać i poruszać; może czas spróbować teraz inaczej coś… Cokolwiek?
12. Miękka żyletka
Całość wydaje mi się strasznie nijaka. Nawrzucałeś do niej epitetów, określeń, suchej jak wiór ekspozycji. Czasem im mniej ich, tym lepiej, tymczasem u ciebie wygląda to tak:
przerażająco bezsilny
wymiękam na widok własnych ran
na czyimś ciele
nic nie powiem
trzęsę się ze strachu
patrząc w lustro człowieka
nie mogę pomóc
okropnie odwracam głowę
wbrew sobie zasłaniam oczy
lęk przytłacza pustą wolę
gasi zmętniałe współczucie
by tamten wreszcie odszedł
w trosce o mój spokój
Pamiętaj, że nie musisz rzucać mi tych wszystkich emocji wprost. Mogłabym je wywnioskować po atmosferze utworu albo tym, jak podmiot liryczny się zachowuje. Skoro się trzęsie na widok ran – dla mnie logiczne, że się boi i że działa na niego ten widok. Później piszesz, że podmiot liryczny odwraca głowę – dla mnie logiczne, że jest bezsilny. To zachowanie wystarczająco udowadnia, że postać wymięka. Gdyby tak nie było, zrobiłaby cokolwiek innego, prawda? Po co mi więc ta ekspozycja? Po co odbierasz mi przyjemność z dedukowania, co podmiot liryczny przeżywa wewnętrznie? Nie podpowiadaj aż tak, bo tylko psujesz zabawę. Nawet puentę mi spłyciłeś, zdradzając, dlaczego podmiot liryczny zachowuje się właśnie w ten sposób – robi wszystko przez wzgląd na swój spokój. Jasne, bo to przecież dość charakterystyczne dla osób, które odwracają głowy i uciekają od problemów, szczególnie nieswoich. Domyśliłabym się tego sama, dzięki.
A lustro zawsze jest lustrem człowieka. Nie widziałam, żeby lustra pojawiały się w świecie zwierząt bez ingerencji ludzi. Truizm.
13. Objawienie pierwszego gestu
A Zawżdy Matrona Czoła Tknęła...
czule muskając
skórą jak płatki róż
złocistą z miłości
Po pierwszej strofie wydawało mi się, że wiersz jest o szanowanej Pani Matce, która czule odnosi się do dziecka, ale w drugiej zwrotce pojawiają się wersy o pocałunkach i wierności oraz o plastycznych gestach:
Herbem Mej Pasji Pocałunek i Wierność
a twoja twarz
to pierwsze co widzę
uciekając od plastycznych gestów
będących raz gałązką bzu raz bazim kotkiem
Czy chodzi o to, że kobieta – ta matrona – zakochawszy się, pierwszy raz nie musi już oszukiwać, udawać kogoś, kim nie jest? Kiedyś jej gesty były raz gałązką bzu raz bazim kotkiem – to mogłoby oznaczać zmienność, dostosowywanie się do sytuacji. Swoją drogą bardzo podoba mi się ten wers. Tylko nie jestem pewna, czy dobrze dedukuję... Przecież nie ma nic złego w plastycznych gestach, słowo plastyczny nie jest negatywne, nie trzeba od takich gestów uciekać. Gdyby chodziło o, nie wiem, plastikowe… To podkreśliłoby sztuczność i pasowało do mojej interpretacji (jednak samo słowo byłoby zbyt nowoczesne dla tak archaizowanej całości).
Czy ta interpretacja jest słuszna? Nie mam pojęcia, właściwie to strzelam. Do końca wiem tylko tyle, że chodzi o swojską, własną miłość, niewzorującą się na książkach, tanich frazesach i patetycznych wersach. Problem w tym, że początki trzech pierwszych strof są właśnie strasznie patetyczne. Czy to celowe zagranie? Nie sądzę, w końcu wers o tym, że podmiot liryczny i jego wybranka/wybranek (niczego nie jestem już pewna…) dorośli (a więc być może i wyrośli z nadmuchanych frazesów), pojawia się w tej samej strofie, co wielkie litery i słowa:
Ciskając Promieniem Promienistej Niewinności
Nie Dostrzegam Stokrotki We Włosach
Po Stokroć Uwiązanej Co By Nie Opadła
znak na twoim czole
usta świadomości
że widzimy się naprawdę pierwszy raz
odsłaniamy oczy
bo dorośliśmy
by być bardziej
niż patetyczne wersy
I tak. To wszystko akurat mocno patetyczne.
Przy okazji w ogóle nie rozumiem pojawienia się wielkich liter w pierwszych wersach trzech strof. Natomiast sam wiersz to dla mnie trochę taka górnolotna paplanina – nie poruszył mnie, choć bardzo próbował to zrobić. Chyba nawet za bardzo.
14. Szatański hymn
pracowały dyrdymały
by zarobić ciecz
przelewały przelewały
szczyty gór
sito
O, a ten wiersz wyszedł spoko. Zastanawiam się tylko, o jaką ciecz chodzi? Szczyty gór, przelewanie i sito kojarzą się ze złotem, ale ciecz, na której się zarabia, to już raczej ropa. Nie wiem, które z tych rozwiązań jest trafne i czy którekolwiek z nich. A może jeszcze inne?
[Update: na końcu wiersza pojawia się wzmianka o urynie. Czy to oznacza, że jest to produkcja tego płynu dosłownie, czy po prostu podmiot liryczny gardzi owocami ciężkiej pracy robotników? Ciekawi mnie to; nie musisz nawet odpowiadać; lubię, gdy z wiersza można wyciągnąć więcej niż jedną interpretację].
ciecz nie ciecz / chcesz czy chcieć – tutaj mam wrażenie, że dla rymu pozbyłeś się sensu. Pierwszy wers to dokonywanie wyboru, wskazujesz różnicę, a w drugim czasownik po prostu zmienia się w bezokolicznik, co nie ma żadnego znaczenia. Sens miałoby natomiast klasyczne, wręcz odwieczne: być czy mieć, tym bardziej że w kolejnej linijce pojawia się: bierz / wziąłeś, a więc decyzja została podjęta.
Ten fragment jest naprawdę świetny:
bierz
wziąłeś
nie mrugnąłeś
rewers
jeszcze raz
ciężka nocka
dobranocka
i masz
trzymaj
mocniej
ciężej
Aż przypomina mi się Harder, better, faster… Daft Punktu i ta piosenka robotnicza z Lego: The Movie. Fajnie!
Na moje oko to twój – pod względem budowy – najciekawszy, najbardziej przemyślany utwór. Zobaczmy, jak wypadną kolejne.
15. Niewykonalne
Zdecydowanie zalatuje mi tu coś Rozgwieżdżonym niebem. Bardzo podobna forma, powtarzalne słownictwo, atmosfera stworzona przez frazy niedokończone, pourywane, wyciągnięte z kontekstu. Trudno mi napisać coś więcej; mam wrażenie, że chociaż te szatkowane frazy są obrazowe i ciekawe, to ogólna tematyka nie zaskakuje już aż tak. Sam początek: przebaczać / trudno tak jest dość ograny. Dalej zdecydowanie lepiej:
boleśnie niechętnie
bo tylko ja
moje powietrze – dobrze się to czyta na głos. Boleśnie, niechętnie, powietrze to podobnie brzmiące słowa mające po trzy sylaby, więc można wyznaczyć tempo. Jednak co z tego, skoro dalej wcale go nie utrzymujesz? Mam wrażenie, że wybierasz pierwsze-lepsze wyrazy nacechowane emocjami i to z nich składasz całość. Na początku jeszcze starasz się, by wiersz dobrze zacząć, a potem… już po prostu jakoś leci, trochę bez pomyślunku – tak sądzę:
a gdyby tak?
niemożliwe zamknąć
wziąć pokazać oddać
do opieki sprzedać
i wróci jak
zapomniane zwierzę
uśmiech
niewyobrażalny
w deszczu kamieni
zaszyty bez dziur
przepraszam
tak trudno
może jeszcze raz
się nie powtórzy
i wrócisz
oddać niemożliwe
Nie ma tu żadnej zaskakującej zabawy budową, mamy tylko przeskoki do kolejnych wersów i powtarzalne frazesy.
Nihil novi.
Gdyby to zapisać ciągiem: przepraszam, tak trudno... Może jeszcze raz się nie powtórzy i wrócisz oddać niemożliwe? – taki zapis, mam wrażenie, wydziela więcej emocji niż twoja wersja. Czy to o czymś świadczy? Na moje – trochę tak. Pokazuje, że u ciebie zwarcie międzywersowe czasem nie ma żadnego większego znaczenia, na nic nie wpływa. Dobrze je stosować tam, gdzie ma jakąś wartość, cel, chociażby wpływa na tempo i coś podkreśla. Aż przypomina mi się twój Szatański hymn, gdzie wyrazy w nowych linijkach oddawały maszynę, regularność, systematyczność:
i masz
trzymaj
mocniej
ciężej
Tu natomiast już się to nie dzieje, stosowane przerzucanie słów do kolejnych linijek po prostu… jest. I na nic nie wpływa. Na dodatek pojawia się za często, by po piętnastu wierszach zaskakiwać, robić wrażenie.
16. Ballada o przyrodzeniu
chuj
jaki jest każdy widzi
w zależności od rodzaju
falisty lub
przebita dętka
Ani tytuł, ani treść nie pozostawiają we mnie żadnych wątpliwości. Aż chciałoby się napisać: chujowa ta ballada.
A tak na serio – świetny wiersz. Uśmiałam się i przeczytałam na głos kilku osobom; fajnie się go deklamuje przy piwie. Szczególnie podoba mi się fragment:
cichy wąż a może
dziki szogun – interpretacja tutaj może być różnoraka; można odebrać przerzutnię jako ciągłość i robić dłuższą przerwę przed a, lub nie robić jej i wtedy traktować pierwszy wers w kontekście podobnym do powiedzenia: stary człowiek a może. Ewentualnie: cicha woda brzegi rwie.
He-he.
17. Ułuda
Ten utwór znów technicznie nie różni się od reszty, a jednak tytuł zapisałeś wielką literą. Strasznie nurtuje mnie czemu. Czy jest to rzecz niemająca żadnego znaczenia, a może jakieś znaczenie ma, lecz go nie widzę?
marnuję krew upuszczam
bez skutku
odbijam innych
w krzywym zwierciadle
skruszonym
widzę nie myślę
jutro będę
dzisiaj zabrakło
Pierwsza część wiersza jest dla mnie jasna – podmiot liryczny zmęczony ciągłym poświęcaniem się (upuszczaniem krwi dla kogoś) chce na chwilę zniknąć, odpocząć, nie życzy sobie, by ktoś mu przeszkadzał, dziś odbija ludzi, jutro wróci do normalności i to wszystko jest zapisane intrygująco. Choć znów mam do czynienia z kodem złożonym z pourywanych kontekstów, który trzeba rozszyfrować, znaleźć znaczenie, tym razem treść intryguje na tyle, że aż chcę to robić. Przy czym czekałam na kontynuację tego tematu, być może powrót do życia podmiotu lirycznego, jednak dalej mam coś takiego:
śpiewam
nieistniejącym dźwiękiem
moim marzeniem
w zasięgu palców
niedotkniętym
I… naprawdę nie wiem, o co chodzi, szczególnie z tym śpiewaniem.
Wydawało mi się, że skoro podmiot liryczny wcześniej był raczej obojętny, zmęczony, wycofany, to teraz przeczytam coś o odpoczynku lub poznam dokładniejszy powód tego zmęczenia, zrozumiem, dlaczego bohater zachowuje się tak a nie inaczej. Tu natomiast zmieniasz temat i piszesz, że bohater nie spełniał swoich marzeń, choć mógł (marzenie było w zasięgu jego ręki, lecz go nie dotknął). Z czym to się wiąże? Z poświęceniem? Poświęcał się dla innych i dlatego dla siebie nie znalazł już czasu?
oni
ich odpowiedzialność
nie chcę
kolce dławią zatykają
wypełniają paraliżują
śpię
otwarte oczy
teatrzyk
zwieńczenia brak
bieg bez nóg
I na tym kończysz. Jest poważnie i czuję ten klimat, jednak, jeżeli chodzi o fabułę, nie wiem znów, o co chodzi mówcy. Za co odpowiedzialność – za te niespełnione marzenia? I co z tymi kolcami – czyżby podmiot oskarżał tych ludzi, co go zranili, bo go wykorzystywali? Więc dlaczego obiecał im, że jutro będzie? Jeżeli robi się aż tak poważnie i bohater jest aż tak zmęczony, wręcz jego życie okazuje się tragiczne, nie powinien chcieć wracać.
Czuję, że chyba błądzę, nie jestem pewna kontekstów, interpretacji, którą wysuwam. Napisz mi w komentarzu, proszę, czy moja wizja zgadza się z twoją. Jestem tego bardzo ciekawa.
Wiersz mi się podoba, bo mogłam się przy nim zatrzymać na dłużej, choć mam wrażenie, że niektóre z tych wersów są przesadzone. Na przykład kolce czy paraliż podsuwają obrazy dość dramatyczne, chociaż początek wiersza w żaden sposób tego nie zapowiadał, pokazywał raczej, jak pisałam, zmęczenie, zobojętnienie. Dalej drama pojawia się nagle, trochę od czapy. Może dziwić. Jakbyś na siłę naraz napompował atmosferę.
18. Brutalne zabójstwo niebezpieczeństwa
równowaga oczu
na równej przestrzeni – niby poetyckie, ale jednak głupie.
Widziałeś kiedyś, by ktoś miał oczy w nierównej linii na twarzy, nie wiem, prawe oko pięć centymetrów nad czołem, a lewe – drugie tyle? Być może jest takie schorzenie, błąd genetyczny, ale nie sądzę, by o to ci chodziło... Okay, bądźmy poważni.
Błąd sugerujący twarz, a nie przestrzeń obserwowaną przez oczy znajduje się w wersie: na równej przestrzeni – wynika z niego, że mowa o przestrzeni, na której znajdują się oczy i ich równowaga, czyli mowa o... twarzy. Idealnie gładkiej, płaskiej, bo… równej. Bez trądziku? Jeżeli chodziło ci (a na pewno chodziło) o równą przestrzeń, która jest obserwowana, to nie możesz użyć przyimka na. Sensowniej: przestrzeń przed oczami. Dalej:
spokój koloru (5)
to nieznana siła (6)
zabójstwo rankoru (6)
kojąca mogiła (6)
patrzenie przez karton zabija (9)
myślisz o wadze (5)
by była sprawiedliwa (7)
tyle samo krzywd i prawd (7)
Najpierw masz rymy krzyżowe (ABAB), a potem – tylko jeden rym. Prawd nie łączy się już z niczym dalej; szkoda. W dodatku w tej pierwszej cytowanej strofie mamy mniej-więcej podobną liczbę sylab, więc tempo samo się narzuca w trakcie czytania, a za chwilę dostaję sylab dziewięć i, nie wiem, czy to jest dobre – nagle czuję się jak Fokus Smok, który najpierw powpychał za dużo słów do linijki, a potem musi bardzo szybko ją wyrecytować, aby zmieścić się na bicie.
Z jednej strony podmiot liryczny mówi, że nieznaną siłą i ukojeniem jest spokój wewnętrzny i zabójstwo rankoru (czyli wyzbycie się silnych uczuć), a jednocześnie pod koniec utworu ten sam podmiot każe być odwagą i odpuścić sobie stateczność (bądź odwagą / nie murującą statecznością). Czy to się aby nie wyklucza?
19. Puste istnienie
domeną przeżycia
jest beznadziejny akt desperacji
przerwanie martwego kręgu
wydeptanego przez nieistniejące stopy
chcące wolności którą zakopały
głęboko pod ziemią swoimi rękoma
bo nie dane jest komukolwiek żyć
woda spełnienia nie jest prawem człowieka
woda spełnienia nie jest prawem człowieka
Na tym etapie utworu nęci mnie jedno pytanie: co masz z tym nieistnieniem? Najpierw nie istniała ławka, potem wina, później jeszcze nieistniejący był dźwięk, a teraz stopy. I na dobrą sprawę dlaczego stopy nie istnieją, a ręce – już tak?
Pomijając jednak tę wydojoną do końca krowę, wiersz wydaje mi się strasznie… drętwy. Pozbawiony emocji. Rzuca przekaz wprost – jeden truizm za drugim – domeną przeżycia jest akt desperacji, nie dane jest komukolwiek żyć (dziwna inwersja, swoją drogą), a woda spełnienia nie jest prawem człowieka. Jaka woda? W sensie taka zwykła, zdatna do picia?
Problem w tym, że… w każdej chwili mogę się jej napić. Nie rozumiem więc, dlaczego podmiot liryczny uważa inaczej i nie przekonuje mnie to, że na siłę chce mi wcisnąć inny obraz rzeczywistości. Przy czym nie jest to ani klimat postapo, ani rzeczywistość chociażby komunistyczna – bo jej nie opisałeś, nie wprowadziłeś – właściwie nie wiem, co się dzieje, po co i z czym podmiot liryczny ma problem. Znów: do czego pije? O co mu chodzi?
zabronione samemu sobie
z nakazu odgórnego zakazu
No właśnie nie. Odgórny oznacza tyle, że nie ma na niego wpływu jednostka – zakaz czy też nakaz ten będzie pochodził chociażby od władz. Jak chcesz to więc połączyć z zabranianiem czegoś samemu sobie? Nie da się. To się zwyczajnie wyklucza. Nawet nie wiem, po co tu ten oksymoron i jak mam go odczytać, zinterpretować.
nie jest przypadkiem że
od nowa zaczyna się wszystko
co nieprzyjemne
Ale co? Co się zaczyna? Wszystko nic nie mówi. Nieprzyjemne – też jest tylko ogólnikiem i w nawiązaniu do całości brzmi jak eufemizm. Nieprzyjemne to może być oczekiwanie w deszczu na autobus, a nie przerywanie martwego kręgu, brak prawa do spożycia wody czy zakaz... życia (nie dane jest komukolwiek żyć). I dlaczego ten krąg jest martwy, i w ogóle jaki to krąg? Chodzi o krąg życia? Czy czytam słowa postaci, która stara się przeżyć w Lwiej Dolinie za panowania Skazy?
nie umieć znaczy nie chcieć – nie? Nie umieć znaczy nie umieć. Można chcieć i nie umieć – jest to logiczne, nie wciskaj mi prawd, które prawdami nie są.
Do końca jest tylko jeszcze bardziej niezrozumiale. Nie chcę być brutalna, ale pozwolę sobie nazwać tę całość przerostem formy nad treścią. Właściwie nic konkretnego nie przytoczyłeś – wszystko to raczej nieskładne ogólniki. Inwersje, przerzutnie, oksymorony, metafory trudne w rozwikłaniu i inne środki stylistyczne świadczą o tym, że chciałeś nadać temu jakiś głęboki wyraz. Wyszło górnolotnie, ale powierzchownie. Jakby wiersz chciał lepiej wyglądać niż coś dobrze przekazywać.
20. Gżegżółka
butelka mała rzucona niechętnie
na łono natury
jest jak drzazga w oku
dla naszej matki
Nieskładnie.
To znaczy rozumiem, co chciałeś mi powiedzieć, ale trochę się zamotałeś. Drzazga w oku kojarzy się z frazeologizmem wziętym z Pisma Świętego – o belce i drzazdze w oku (Mt 7, 3-5: Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?). Chcąc nie chcąc, kojarzy się więc z wytykaniem wad i błędów, a nie sprawianiem bólu, zawodu. Trudno ci będzie pozbyć się u czytelnika tego skojarzenia; jest zwyczajnie zbyt silne. Dodatkowo przez użycie przyimku dla nie wiemy tak naprawdę, kto ma drzazgę – czy matka, czy dla niej mamy ją my. Lepiej byłoby to rozwinąć, na przykład: jest jak drzazga wbita w oko / naszej matce albo skrócić: jest jak drzazga w oku / naszej matki.
myślę że zniknie
wyjdzie drewienko
a rana samoistnie się zasklepi
i jeszcze zaśpiewa gżegżółka
na otarcie łez
No to zniknie czy wyjdzie, bo to są dwa różne procesy...?
Szczerze mówiąc, sądziłam, że wykorzystasz tytułową gżegżółkę – jej skomplikowaną nazwę – w jakiś bardziej kreatywny sposób. Natomiast tutaj, gdyby zamienić ją na jakiegokolwiek innego ptaka lub przytoczyć jej współczesną nazwę (kukułka), nic by się nie zmieniło. Albo wydawało mi się też, że, pisząc o jej śpiewie, przytoczysz bardzo charakterystyczne dla niej kukanie.
Mam dziwne wrażenie, że zmarnowałeś potencjał tego ptaszyska.
tymczasem żaden jad ziemski
dzieła człowieka nie rozpuści
bo jakże to nasza matka
ma niszczyć nasze zabawki
Z jednej strony starasz się pisać biblijnie i mam wrażenie, że tym stylem chcesz dodać powagi (pierwsze dwa wersy), ale w tej samej strofie pojawia się niszczenie zabawek, co brzmi współcześnie i jest porównaniem zupełnie odrzucającym tę atmosferę. I o jaki jad ziemski chodzi? Jad może oznaczać wrogość ludzką lub toksynę (na przykład zwierzęcą, jad węża czy pająka) – żadne z tych rozwiązań niczego nie rozpuszcza, to nie kwas. Co najwyżej truje.
[EDIT: Kikimora robotnica może pluć kwasem, ale nią już się prawdopodobnie zajął Geralt].
rzucamy jej kłody
a ona się przewraca i uśmiecha
wstaje i pociesza albo
unosi się w gniewie
Kogo pociesza, skoro sama upadła?
i wtedy jak zarzyczka / jest nas mniej – jest nas mniej jak (kogo? czego?): zarzyczki
raz tak było
w 1997 i było nas wtedy mniej
i płakaliśmy choć to nie nasza wina
Co masz na myśli – powódź tysiąclecia? Fakt, zginęło pięćdziesiąt osób, ale to nie był raz – większa powódź miała miejsce w 1934. Poza tym rozmawiamy tylko o Polsce – co z tsunami w Tajlandii w 2004, w którym zginęło dwieście tysięcy ludzi? Albo trzęsienie ziemi w Syczuanie w 2008, w którym zginęło dwieście czterdzieści tysięcy?
nie wiem czy to gniew
czy rozlane mleko
ale my też nie gramy fair
więc mierzymy się z przekrętami
Kompletnie nie podoba mi się stylizacja tego wiersza. Raz chcesz, by było podniośle, ciężko i poważnie, piszesz o gniewie, o płaczu, o Matce Naturze, przywołujesz metafory z drzazgami i rzucasz inwersjami w stylu Mistrza Yody (tymczasem żaden jad ziemski dzieła człowieka nie rozpuści), żeby zaraz przytaczać współczesne słówka przekręty i niegranie fair. Zastanów się raz, a porządnie, co i jak chcesz przekazać, jakich środków do tego użyć. Niech będą spójne i trzymają się kupy, bo jak na razie wcale tak nie jest, a przez to wiersz nie robi żadnego wrażenia. Temat poważny i nic więcej.
PODSUMOWANIE
Tutaj będzie krótko, ponieważ oceny poezji są zazwyczaj znacznie mniej obszerne niż oceny prozy, do tego starałam się też maksymalnie rozpisywać na temat utworów i nie chcę, byś miał wrażenie, że kolejny raz czytasz to samo. Wprost: na pierwszy rzut oka jest dobrze. Masz różnorodne pomysły na fabułę wierszy, raczej się nie powtarzasz, jeżeli chodzi o tematykę. Widać, że znasz wiele środków stylistycznych i wyszukane słownictwo, które wykorzystujesz w swoich pracach.
Odnoszę jednak wrażenie, że w przypadku techniki wyznaczyłeś sobie jakieś konkretne ramy, poza które bardzo nie chcesz wyściubiać nosa. Nie do końca jestem w stanie to zrozumieć. Utwory pod względem budowy są do siebie podobne i mało który mnie zaskoczył [zrobiły to na pewno Szatański hymn i Zawsze wolna]. Wprawdzie w niektórych próbowałeś rymować, ale ledwo kawałek, w jednej strofie czy w dwóch, i to najczęściej używając rymów dość oklepanych, tzw. dokładnych – a te nie muszą wcale takie być. Znacznie lepiej wyglądało:
nie sztuka – pół ucha niż: siła – mogiła
Choć dużo zależy od samego wiersza, klimatu, ułożenia sylab i tego, gdzie pada akcent; na przykład dokładny rym: iskra zagubiona – ona był świetny.
Wydaje mi się, że nie zastanawiałeś się też aż tak nad samą budową pod względem wersów, którym tempo czytania i melodię wyznaczają właśnie sylaby. Wręcz przeciwnie – przerzutnie w większej mierze wydają się postawione ot tak, na oko, bez pomyślunku: o, bo tu fajnie wygląda wers krótki, a tam wers dłuższy. Niech jednak te przerzutnie mają większy sens istnienia. Czytaj swoje prace na głos i zastanawiaj się, czy brzmią dobrze. Czasem miałam wrażenie, że linijki można poustawiać inaczej albo zapisać w ogóle wiersz ciągiem i emocjonalność w ogóle by się nie zmieniła; innym razem miałam wrażenie, że przydałaby się interpunkcja, ponieważ wiersz był zbyt pogmatwany i za nic nie potrafiłam ułożyć tych twoich puzzli. Nie wiedziałam, gdzie zdania się kończą, a gdzie zaczynają nowe konteksty. Czy to faktycznie przerzutnia, lecz wciąż kontynuacja myśli, a może już nowa myśl? Wielokrotnie się gubiłam.
Przy czym zdaję sobie też sprawę z tego, że w przypadku poezji to, co dla jednych jest podłogą, dla innych może być sufitem. Nie stawiasz znaków interpunkcyjnych, więc oddajesz czytelnikom wiersz, który mogą sobie przeczytać na wiele sposobów – w tym przypadku trudno o komentarz w ocenie. To, że gdzieś wskazałam, że słabo mi się czyta i coś się nie zgadza, nie znaczy, że każdy odczuje to tak samo. Brak interpunkcji to oddawanie czytelnikowi wolnej woli, jeżeli chodzi o intonację. Być może to, że niektóre wersy mi nie siadały, nie jest żadną wskazówką dla ciebie – być może tobie lub komuś innemu tak jak jest – jest dobrze. Popytaj.
Znaki interpunkcyjne zwykle też pomagają – wyznaczają pauzy, wzmacniają przekaz. Nie stawiając ich, nie masz pewności, że każdy będzie czytał twoje prace tak samo, jak chcesz, by czytane były – ten zabieg świetnie pasuje do prac o otwartym zakończeniu, tekstów o wielu znaczeniach (gdy tych kilka znaczeń jest faktycznie dostrzegalnych. wtedy można je docenić; brak znaków pozwala czytać i interpretować różne wersje). Gdy jednak ogólny sens jest jeden, a puenta jasna jak słońce, brak interpunkcji praktycznie nic nie wnosi. Czasem tylko niepotrzebnie miesza, komplikuje to, co z góry miało być proste.
Pisałeś mi o tym, że dopiero zaczynasz swoją przygodę z poezją, na co dzień bardziej parasz się prozą. Mam dla ciebie propozycję – spróbuj chociaż trochę pobawić się tą interpunkcją. Z własnego doświadczenia wiem, że – choć z pozoru wydaje się, że znaki mogą zamykać nam drzwi – tak naprawdę one dopiero je otwierają. Najpierw stawiając znaki, a później dopiero świadomie rezygnując z nich, za każdym razem mamy pewność, że dobrze wiemy, jaki efekt końcowy chcemy uzyskać i co chcemy przekazać czytelnikowi. Nie pisząc ich z góry, pozornie ułatwiamy sobie robotę, bo tworzy nam się szybciej: raz-dwa, kilka słów, i o – już mam wiersz, ale mniej pracujemy wtedy z samym tekstem, bawimy się nim. Ja na przykład najpierw stawiam wszystkie znaki, a potem dopiero sprawdzam, co się stanie po ich wycięciu i odnoszę wrażenie, że ta zabawa, dopiero to kombinowanie – to jest właśnie prawdziwa frajda z pisania. Dla mnie? Szukanie tego, jak najlepiej oddać czytelnikowi, co chodzi mi po głowie, to dopiero jest sedno pisania wierszy. Nie same rzucanie słów robiących jakiś kontekst. Przez większą część twoich prac miałam niefajne wrażenie, że dałeś mi kilka wyrazów jak ochłapy i kazałeś sobie z nimi radzić, nie prowadziłeś mnie. Czasem nie potrzebowałam pomocy, bo przekaz był w miarę jasny lub wielowymiarowy i mogłam się bawić szukaniem dodatkowych znaczeń. Jednak nie zawsze tak było; zwykle czułam, że brakuje mi twojej pomocy.
W każdym razie jeszcze odnośnie do budowy – szczególnie do składania wersów z powyciąganych z kontekstów słów, które czytelnik musi sobie poukładać jak puzzle – nie jestem w stanie wywnioskować, czy po prostu taki sobie wyrobiłeś styl i trzymasz się go, by był twoim znakiem rozpoznawczym, czy zwyczajnie jeszcze nie próbowałeś pisać jakkolwiek inaczej. A może jest to forma tylko tego tomiku? W takim razie chciałabym zobaczyć inne twoje prace.
Jeżeli jednak faktycznie chcesz pisać tylko w ten sposób, by się jakoś odznaczać, to… muszę cię zmartwić, ale na moje oko dziś już to nie wystarczy. Na wielu portalach, chociażby na Opowi, znajduje się bardzo, ale to bardzo dużo twórców, którzy budują wiersze tak samo – po prostu stawiają przerzutnie, by wersy były krótsze. Nie ma w tym nic odkrywczego ani zaskakującego. Jednolitą formą bardziej więc przekonujesz do tego, że nie jesteś uniwersalnym, bawiącym się formą autorem, tylko kurczowo trzymasz się swojego bezpiecznego, wyuczonego kształtu wiersza, nie próbując niczego nowego. Nie rzucając się na głęboką wodę.
Co mam na myśli, pisząc: nowe? Chociażby formę regularną – rymy, sylabotoniczność, akcenty. Czasem tym mnie zaskakiwałeś, mógłbyś więc próbować iść w tym kierunku po całości, nie tylko w jednej strofie cztero- czy więcej -stroficznego wiersza.
Zdarzało się również, że jakiegoś słowa nie odmieniłeś, zapisałeś nie z przymiotnikiem rozłącznie czy używałeś wyrazów w kontekstach, które nie pasowały – na przykład ten nieszczęsny przyimek na w wierszu o śledzącym spojrzeniu. Staraj się więc myśleć nie tylko o tym, jak pisać, ale też: co. Niektóre twoje utwory były, na moje oko, zwyczajnie przekombinowane, jakbyś chciał się za bardzo popisać, zrobić coś lepiej niż wystarczyłoby. Część metafor była dla mnie niejasna lub wątpliwa; niektóre wiersze wydawały się wielowymiarowe i pozwalały odczytywać coś na różne sposoby, co zawsze jest walorem (jak cytowane wersy w tekście o penisie), ale… kiedy czytelnik nie rozszyfruje niczego, nie tylko on nic nie ma z twojej poezji. Nie masz też z niej nic ty – bo zakładam, że nie piszesz tylko sam dla siebie.
Zwracaj też uwagę na emocje. Buduj klimat na przestrzeni całego wiersza, od początku wprowadzaj i rozwijaj atmosferę aż do punktu kulminacyjnego. Nie buduj emocji tylko nacechowanymi słowami robiącymi dramę, jak było chociażby w Ułudzie. Staraj się panować nad stylem – niech wykorzystane środki stylistyczne do siebie pasują. Nie było o tym mowy w gżegżółce, natomiast w Objawieniu pierwszego gestu poszedłeś w srogą patetyczność, która – na moje oko – była pozornie ładna, ale w tej swojej urodzie – zupełnie pusta.
I o co w końcu chodzi z tymi tytułami – raz małymi literami, raz od wielkiej?
Postanowiłam już dawniej, że oceny poezji będę pozostawiać bez not końcowych. Nie jestem alfą i omegą, poezję oceniam tak samo, jak ją czytam, czyli zupełnie na czuja, opisując własne wrażenia i przemyślenia, sugerując coś, co nie musi być wcale prawdą objawioną.
Na koniec dodam jeszcze, że zdziwiło mnie to, co napisałeś w zgłoszeniu. Podobno o ile ze starszymi wierszami nie wiesz co zrobić, o tyle tych najnowszych jesteś pewien… Cóż. Ja natomiast uważam, że te pierwsze były znacznie lepsze niż gżegżółka czy Puste istnienie.
Co ty na taki obrót spraw?
A za betę dziękuję Ayame i Fenoloftaleinie.
Z góry przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz... Jakoś zabrakło mi czasu i w ogóle, ale mniejsza z tym.
OdpowiedzUsuńNie będę się odnosił do wszystkiego, nie mam weny do długich komentarzy. Napiszę tak trochę ogólnie, resztę zostawię dla siebie.
Także tego:
1. W wierszu "Rozruch" to nie przerzutnia, tylko nadprogramowa spacja xd. Mój błąd, naprawdę głupi.
2. Co do tego, że piszę praktycznie tak samo i nie zmienam formy. Masz całkowitą rację. Już to u siebie podejrzewałem, ostatnimi czasy (no, po przeczytaniu tej oceny) próbuję już nowych rzeczy.
A w sumie kij z tymi podpunktami...
Tak bardzo, bardzo ogólnie: super dziękuję za ocenę. Naprawdę.
No, i teraz widzę jak długa droga przede mną. Mam w sobie samokrytycyzm, ale też mam tendencję do nadmiernej pewności co do jakości pisania. Po prostu w pewnym momencie doszedłem do czegoś takiego, że już nie kombinowałem, nie szukałem, po prostu pisałem, bo uważałem, że i tak będzie dobrze. Także wiesz, dzięki tek ocenie już wiem, że nie wolno popełniać takiego błędu, w poezji trzeba zawsze próbować czegoś nowego by dostrzec do czytelnika.
A, i trochę mój błąd, bo te wiersze tutaj nie są chronologicznie. W zasadzie starsze i nowsze naprzemiennie, bo je po prostu przeklejałem z Opowi xd Ale z drugiej strony dużo to nie zmieniło, bo i tak jakość jest raz taka, raz taka, tak jak pisałaś.
No i niezmiernie się cieszę, że niektóre z tych wierszy były udane. To będą moje drogowskazy na nowej drodze poezji... czy coś tam.
Tak czy siak, wiem, że super nieskładnie i w ogóle, ale trudno mi tutaj zebrać myśli. Najważniejsze spostrzenia mam w głowie i wiem, co robić dalej. Dzięki raz jeszcze.
A, i ostrzegam: jeszcze tu wrócę! Ale z prozą. Poezja, nie wiem, może jeszcze kiedyś :)
Gorąco pozdrawiam i dziękuję za poświęcony czas :)
Bardzo się cieszę, że ocena przypadła ci do gustu. :) Masz rację, próbowanie czegoś nowego jest ważne, szczególnie gdy zapraszasz ludzi do zapoznania się z twoją twórczością, a oni czytają cię jeden wiersz za drugim, naraz – wtedy to poczucie monotonii się wzmacnia. Być może kiedy nie publikujesz zbyt wiele, nie piszesz za często, to wtedy sam nawet nie masz takiego poczucia, skąd miałbyś je podejrzewać więc u innych? Tym bardziej dobrze, że nas odwiedziłeś. :D
UsuńI, oczywiście, zapraszam z prozą.
Dzięki za komentarz! :)
Również pozdrawiam.