Tytuł: Witaj Nieznajoma
Autorka: castawayofmyheart
Tematyka: fanfiction (Anne with an E), romans
Ocenia: Ayame
W ciągu tych czterech rozdziałów pojawiło się od groma błędów wszelkiej maści. Zacznijmy od fabuły.
TREŚĆ I POPRAWNOŚĆ
Rozdział 1.
Zza drzewa spoglądałem na nią. – Spoglądałem na nią zza drzewa. Nie idź w zbyt górnolotny ton, nikt w Avonlea nie wypowiadałby się w taki sposób, to w końcu społeczność farmerska. Między innymi z tego powodu Ania była dla nich tak trudna do zaakceptowania – jej sposób wypowiedzi wydawał się zbyt poetycki, a przez to zwyczajnie śmieszny.
Miała piękne, splecione w warkocze włosy, a kolor ich był równie cudowny jak liście o tej porze roku. – Liści, bo nie chodzi o listowie samo w sobie, chodzi o kolor [tych liści].
Powiewała na wietrze z taką lekkością, iż ciężko było mi oderwać wzrok. – Ona? W sensie – ta osoba powiewała na wietrze? Rzeczywiście, niezwykłe.
Nie mogłem jednocześnie za nią nadążyć. – Po prostu Nie mogłem za nią nadążyć. Jednocześnie byłoby tu dobrym słowem, gdybyś wcześniej napisała, że narrator już wykonuje jakąś czynność. Tak jednak nie jest.
Jej ruchy były szalone, szybkie, ale przy tym zwinne i [wykonywane] z gracją.
Każdy kwiat, każda gałąź, każde stworzenie[,] co tam żyło (...). – Które zamiast co.
Każde zdanie zostało wypełnione niemożliwą ilością dobroci, szczęścia i miłości. – Sądzę, że to już lekka nadinterpretacja. Możesz napisać, że miał wrażenie, iż każde zdanie wypełniało to i tamto, ale przecież nie ma pewności, prawda? Może jedynie tak te słowa odbierać.
Biegnąc przed siebie, nie zważała, czy coś może jej przeszkodzić. – Nie zważała na to, że (...) [KLIK].
Biegnąc przed siebie, nie zważała, czy coś może jej przeszkodzić. Poruszając się przed siebie, także i ja musiałem się przemieścić. – Powtórzenie. A drugie zdanie kompletnie nie ma sensu. Może coś w rodzaju Poruszając się, zmusiła mnie, bym za nią podążył? Czy o to ci chodziło?
Jedyne[,] co pragnąłem w tamtej chwili, to móc być i cieszyć się t ą c h w i l ą [wraz] z nią. – Czego. Powtórzenie (pierwsze możesz zastąpić za pomocą w tym momencie). Co więcej – sądzę, że to móc jest tam jednak zbędne. Przez nie musiałam zastanawiać się, czy nie brakuje tam przypadkiem przecinka i co właściwie chciałaś przekazać.
A zamiast takiego rozrzucenia tą chwilą, użyłabym po prostu pogrubienia, jeśli istotnie chcesz położyć nacisk na tę część. Wattpad ma taką opcję.
Lecz[,] jak podpowiadał mi zdrowy rozsądek, byłoby to dziwne [–] nagle podejść do niej, do nieznajomej i przemierzać z nią dalszą część zagajnika. – O, tu mi trochę znaków zabrakło. Pamiętaj, że wtrącenia obustronnie oddzielamy przecinkami. Półpauza zaś zaznacza nam tutaj, co takiego w istocie było według postaci tak dziwne.
Serce jednak chciało wyrwać się z ciała
i pobiec tuż za dziewczyną. – Dlaczego przeniosłaś drugą część zdania do następnego wersu?
Za nami już… pierwszy akapit opowiadania. Sama więc widzisz, że w kwestii poprawności brakuje ci bardzo wiele. Sądząc po tym, że rozdziały przesłałaś mi na maila nie w formie plików, lecz wklejając treść poszczególnych części w treść wiadomości, piszesz bezpośrednio na Wattpadzie i najpewniej później w ogóle nie sprawdzasz. To nie jest dobre rozwiązanie.
Z mojego doświadczenia mogę ci polecić Dokumenty Google. Na nich najczęściej piszemy oceny i taka opcja jest jedną z wygodniejszych. W dowolnym momencie możesz wrócić do rozdziału, przejrzeć go (co jest absolutnie niezbędne – nie publikuj rozdziałów niesprawdzonych, nawet najlepszym zdarzają się większe lub mniejsze błędy), formatować lub pobrać na swój komputer w wybranym rozszerzeniu (w tym PDF lub kompatybilnym z Wordem DOC/DOCX). Do korzystania potrzebujesz jedynie konta Google.
Korekta jest tutaj niezbędna. Przez liczne błędy ciężko dostrzec samą treść, a przez to – zrozumieć, co tak naprawdę chcesz przekazać czytelnikowi.
W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że fantazjowałem i rozmarzałem na tyle długo, iż zostałem sam. – Marzyłem.
Oczy miała niebieskie. Pełne radości, ale też i obaw. – Połączyłabym to w jedno zdanie, zwłaszcza że przed tym fragmentem również użyłaś krótkiej formy.
Zdania w akapicie przeważnie powinny być różnej długości. Jeśli w jednym miejscu zgromadzisz kilka o tej samej (lub zbliżonej) liczbie słów, wyjdzie monotonnie. Jeśli nie jest to twoim celem, to lepiej unikaj takiego efektu. Regulując długość sentencji, dzieląc zdania na mniejsze i większe części, dynamizujesz tekst. Krótkie zdania – większe tempo akcji. Długie zdania – mniejsze tempo. Zdania jednakowej długości – śpiący czytelnik.
Jednakże nadchodzący uśmiech rozjaśnił całą moją niepewność. – Rozwiał.
Olśniewający[,] duży uśmiech, wprawiający mnie w niespotykany zachwyt… – Uśmiech jest raczej szeroki, nie duży.
Poza tym za bardzo eksponujesz. Tak właściwie cały czas dostajemy treść ujętą w bardzo górnolotny sposób, ale… nic za tym nie idzie. To tylko sucha relacja. Poza poprawnością językową brakuje mi tutaj emocji, dynamiki. Nie czuję, by cokolwiek się tu istotnie działo, bo dostaję mnóstwo epitetów i stwierdzeń na podobę powyższego oznajmienia, że uśmiech dziewczyny wprawił naszego bohatera w zachwyt. Tymczasem chciałabym dostać to w formie opisu jego reakcji lub bezpośredniego fragmentu myśli. Może się w nią wpatrywał, może zamarł w bezruchu, może nawet lekko się uśmiechnął i zmrużył oczy. A może pomyślał Jak ona się uśmiecha… tak… nieskrępowanie, szczerze… radośnie. Widzisz? Wielokropek i lekko urywane zdanie sugeruje, że rzeczywiście mógł się na tym jej uśmiechu zatrzymać, mógł się nim zachwycić.
Tak się w niego zapatrzyłem, że nie usłyszałem ani jednego słowa wypowiedzianego przez tą jakże uroczą istotę. – Tę [istotę].
— Witaj[,] nieznajomy! – Przed zwrotami stawiamy przecinek. Ten sam błąd masz w tytule opowiadania.
Ty też podziwiasz tutejsze piękno natury? — zachwycona mówiła z wielkim przejęciem[.] — Jestem tu już tydzień (...). – Zabrakło kropki. Więcej o budowie dialogów przeczytasz tutaj: [KLIK].
Ogromne polany chłonące ciepło słońca, magiczne jeziora, które aż [się] proszą[,] żeby w nich popływać, póki pora.
Zaskoczony i oniemiały nie miałem pojęcia[,] co na to odpowiedzieć. – Wystarczy samo oniemiały. Oba określenia są na tyle bliskie znaczeniowo, że zestawienie ich w jednym zdaniu wygląda absurdalnie.
Żadne zdanie nie mogło równać się z tym wypowiedzianym przez rudowłosą niewiastę. – Określenia niewiasta przed epoką Oświecenia (czyli przed rokiem 1680) zostało zastąpione innymi terminami jako zbyt negatywnie nacechowane, zaś akcja Ani toczy się w drugiej połowie XIX wieku. Czyli już wtedy byłby to solidny archaizm, którego zapewne nie stosowałby byle uczniak. Gilbert również.
Swoją drogą ten melodramatyczny ton jest naprawdę denerwujący, nijak ma się do serialu czy książki (z co najmniej kilku powodów, które już wstępnie zakreśliłam powyżej), a samego chłopaka już na wstępie wykastrował. Szkoda.
— Udałem się na spacer, bowiem dziś magiczny dzień na wycieczkę po lesie. – W drugiej połowie zdania zabrakło jakiegoś orzeczenia. Jest magiczny dzień? Mamy magiczny dzień? Jakkolwiek: melodramat uszami się wylewa.
Odwróciwszy się z jeszcze większym wdziękiem niż wcześniej (...). – Niemożliwe!
— Gilbert, po prostu Gilbert — próbowałem naśladować sposób przedstawienia się dziewczyny, lekko ironizując. – Właściwie to doprecyzowanie po samej wypowiedzi jest już zbędne. Odpowiedź Ani, do której nawiązuje Gilbert, pojawiła się w tekście chwilę temu, czytelnik na pewno załapie tę analogię, nie musisz mu tego wykładać tak wprost.
Uniosła wzrok ku mej twarzy. – Wcześniej rozmawiali, więc pewnie na siebie patrzyli. Nie zaznaczyłaś, że w pewnym momencie Ania odwróciła wzrok od swojego rozmówcy, więc wzmianka, że ponownie na niego spojrzała, jest trochę od czapy. No i ponownie – zbyt górnolotnie.
— Dziewczyny opowiadały mi, na czele z Dianą, iż… – To wtrącenie dużo lepiej będzie wyglądało przed opowiadały.
— Jestem ciekaw[,] jakie legendy krążą o mnie, od kiedy mnie tu nie ma. [zbędna kropka] — roześmiałem się i po chwili posłałem jej serdeczny uśmiech na znak, że nie mam nic przeciwko, jeśli to będzie coś złego czy obraźliwego. – Zabrakło przecinka. Kropka na końcu jest zbędna – po pauzie dialogowej mamy określenie ściśle dotyczące wypowiedzi, natomiast kropkę stawiamy wtedy, gdy tekst po pauzie jest już nową czynnością, np. przesunięciem krzesła, wstaniem z łóżka, otwarciem tajemnej skrytki itd.
Nic nie zmienia jednakże faktu, że przyjaźń jest na całe życie[,] Gilbercie. – Stylistyka zdania kuleje. Lepiej będzie jednakże dać na samym początku zdania. Nie zapominaj również o przecinku. Przed zwrotami jest obowiązkowy.
To jedyne[,] co przychodziło mi wtedy na myśl.
Ten temperamentny kolor włosów tak mnie intrygował, że w pewnym momencie, nawet nie wiem kiedy, spytałem[,] czy są naturalne czy farbowane, nie miałem pojęcia dlaczego... – Ponownie relacjonujesz. Nie chcę czytać raportu, że bohaterowie o czymś rozmawiali, Gilbert o coś ją zapytał. W tym rozdziale postawiłaś na scenę, w której Gilbert poznaje Anię. Dialogi będą więc całą jego siłą, to one mają być centrum treści. Tymczasem brutalnie sprowadzasz je do kilku banalnych zdań.
Inna sprawa – wtedy farbowanie włosów nie było zbyt popularne, więc nie sądzę, by właśnie to zastanawiało chłopaka.
Chciałem wiedzieć[,] skąd pochodzi, ponieważ nigdy jej tu nie widziałem, chociaż dość długi czas mnie tu ostatnio nie było. – Bez ostatnio. Intuicyjnie zakładamy, że jeśli dotąd Ani nie poznał i nadmienia, że jakiś czas był nieobecny, najpewniej nie będzie to czas ileś lat temu.
Tak więc próbowałem to nadrobić. – Czy to nie powinno być postanowienie? Tak więc spróbuję to nadrobić.
Nie daje mi spokoju twój pomysł, by to Ania podeszła do Gilberta i chciała zawrzeć z nim znajomość. Jeśli rzeczywiście piszesz na podstawie serialu, warto by było, abyś zachowała charaktery bohaterów. Blythe był tym nieco buńczucznym, błyskotliwym młodzieńcem, który łatwo nawiązywał nowe znajomości. Ania raczej nie była ku temu skora i przeważnie unikała towarzystwa chłopców. Zauważ, że w większości nie jest do nich nastawiona szczególnie przyjaźnie, a samego Gilberta początkowo zupełnie ignorowała, prawdopodobnie próbując uniknąć kłopotów i być może uznając chłopca za aroganckiego.
[Zupełnie nie rozumiem dlaczego...]
Jak to się więc ma do twojej wersji wydarzeń? Czy dziewczę ot tak wyskoczyłoby do nieznajomego z monologiem przepełnionym zachwytem nad naturą? Nie sądzę.
Prawdopodobnie byłaby nieco skrępowana, że przyłapał ją na takim zachowaniu, a do monologu mogłaby ją zachęcić serdecznie postawa rozmówcy. Jednak nie tak od razu. Rozbuduj tę scenę, zadbaj o jej realizm i porzuć zbędną dramaturgię, a może wyjdzie z tego naprawdę porządny rozdział.
Rozdział 2.
Od tej chwili nie wytykam ci przecinków, jeśli będą jedynymi błędami w zdaniach.
Odkrywałem przez to nieznajome mi wcześniej ścieżki. – Nieznane.
Później, próbując zrozumieć[,] co podziwiała dziewczyna w lesie, przystanąłem na moment przy strumyku, następnie zamykając oczy. – Określenia czasu, które podkreśliłam, są zupełnie zbędne. Lepiej ich unikać, o ile nie chodzi o jakiś konkretniejszy okres, np. tydzień lub kilka lat. Takie wciskanie wszędzie po chwili, po jakimś czasie, później etc. nie najlepiej świadczy o twoim warsztacie. Nawet jeśli twój literacki staż nie jest zbyt imponujący, nie musisz o tym oznajmiać w taki sposób.
Jego główną cechą była też bezpośredniość. Wydaje mi się, że każdy ją odczuł już przy pierwszej rozmowie. – Rety, i znów ekspozycja. Jako czytelnik wolałabym samodzielnie wywnioskować, że Billy jest osobą bezpośrednią wobec swoich rozmówców. Gdy wprowadzasz jakąś postać, nie musisz zaraz podawać jej cech szczególnych czy innych detali. Pamiętasz odcinek, gdy Ania została ukarana za plotkowanie, bo podczas zapoznawania się nowej nauczycielki z klasą, podawała żenujące szczegóły z przeszłości kolegów lub wspominała sprawy, o których wcale nie powinna? W tej chwili jesteś taką Anią, a czytelnik – Muriel Stacy.
Brakowało jednego szczegółu — Anii. – Ani. Przed jedno i.
Cały dzień się będę zastanawiać do kogo należy ta chatka. [zbędna kropka] — pomyślałem. – Myśl werbalizowaną (czyli ujętą w konkretne słowa jak wypowiedź dialogową) zapisujemy kursywą.
Moje miejsce się nie zmieniło pomimo ubiegu czasu. – Upływu.
Chociaż tyle mi zostało z mych wcześniejszych przyzwyczajeń, jakie ów posiadałem. – A to ów niby jaką ma twoim zdaniem pełnić funkcję w zdaniu?
Brzmiało mniejwięcej ...jaka marchewka, chyba ją Bóg pokarał. – Mniej więcej (rozdzielnie), druga część zdania kursywą, bowiem jest to bezpośrednie przytoczenie wypowiedzi (Jaka marchewka! Chyba ją Bóg pokarał!), a nie jej zrelacjonowanie (Brzmiało to mniej więcej, jakby nazywali kogoś marchewką i zastanawiali się, czy to wynik kary boskiej).
Zdziwiony tym[,] co powiedział jasnowłosy, zabrałem się do oglądania po klasie. – Rozglądania. Nie określamy postaci za pomocą koloru włosów lub oczu. Z tego samego powodu, dla którego nie stosujemy określeń czasu. Chwilę temu Gilbert rozmawiał z Billim, więc jasne jest, o czyje słowa chodzi, nie musisz tego dopowiadać.
Z wielkim żalem patrzyłem na rudowłosą przez resztę zajęć lekcyjnych. – Chyba raczej zerkał? Przypuszczam, że gdyby nieprzerwanie patrzył na kogoś siedzącego w kącie sali lekcyjnej, nauczyciel nie byłby tym szczególnie zachwycony.
Nastała przerwa. – I stała się jasność… Musisz popracować nad tym, jak brzmią poszczególne zdania w twoim opowiadaniu. Zwykle zdecydowanie przesadzasz, przez co czytelnik szybko się męczy, próbując przebrnąć przez sformułowania pełne patosu. To twój styl jest tak pretensjonalny czy po prostu starasz się w jakiś sposób… nie wiem, stylizować tekst, by nawiązać do czasów, w których toczyła się akcja Ani z Zielonego Wzgórza?
Chciałem się zebrać na odwagę i podejść do niej, lecz coś mnie zatrzymywało. – Powstrzymało. Zatrzymuje zwykle jedna osoba drugą.
Była tam, siedziała na pniu obciętego niegdyś starego, spruchniałego dęba, błądząc wzrokiem po niewielkim, płytkim niczym Billie, strumyku. – To mogłoby zabrzmieć perwersyjnie, gdyby nie fakt, że to prawdopodobnie… ekspozycja? Znowu. No i dęba, to można stanąć – konno. Natomiast siadać można na pniu spróchniałego dębu.
Urocza istota — myślałem. Moje myśli chyba skłoniły jej ciało do obrotu w bok. – Powtórzenie. A da się obrócić w górę?
Zatkało mnie, stałem tam jak słup. – To bardzo współczesne określenie, właściwie wręcz slang. W tamtych czasach prędzej by po prostu zaniemówił.
Rozdział 3.
Na tym etapie daruję sobie wypisywanie błędów w interpunkcji dialogowej.
Parę godzin później, po zakończeniu lekcji udałem się do ubieralni, by spakować swoje rzeczy. – Naprawdę wystarczy po zakończeniu lekcji.
Dalej nie mogłem pojąć, jaki był powód jej rozgoryczenia i złości. – Myślę, że nawet średnio rozgarnięta ameba po całym dniu zajęć wysnułaby jakikolwiek wniosek z zachowania klasy wobec Ani. Podsumujmy: plotkują o niej, obrażają ją, izolują i teraz najwyraźniej jakieś dziewczę ma problem, że Gilbert ośmielił się wyłamać. Poważnie, nie trzeba być Sherlockiem, by to załapać. Co innego, gdybyś napisała, że chłopak chciał usłyszeć z jej ust potwierdzenie swoich przypuszczeń.
Tak konkludując, to jednak nie byłem pewny, co chciała tym osiągnąć. – Pamiętasz jeszcze, że to społeczność farmerska, która uznawała Anię za ekscentryczną, bo była oczytana i używała zbyt wyszukanych słów, prawda?
Myśli krążyły wokół informacji, iż zraniłem moją powiernicę, kompankę losu. Znaliśmy się z Ruby już jakieś sześć czy siedem lat. – Nie było ani jednej sceny, która sugerowałaby, że Gilbert przyjaźni się z Ruby. Nawet krótkiej wzmianki. Dialogu. Czegokolwiek. Dalej zaś mamy znikąd informację, w jakich okolicznościach mieli okazję bliżej się poznać. Mogłabyś to rozbudować, stworzyć retrospekcję lub opisać codzienność Gilberta jeszcze przed wprowadzeniem Ani do opowiadania. To by było coś nowego, ciekawego. Twojego. Tymczasem idziesz po linii najmniejszego oporu. Szkoda, bo tracisz w ten sposób szansę na stworzenie czegoś unikatowego.
— A[,] czyli jednak specjalnie! — dziewczyna wytężyła oczy i pobiegła, nie czekając na dalszą część tego[,] co powiem. – Wytęża się wzrok, oczy prędzej można wybałuszyć.
Wszyscy zaczęli naraz krzyczeć niezrozumiałe dla mnie komunikaty. – Komunikat to masz na dworcu, gdy informują o opóźnieniu kolejnego pociągu. Słowa, zarzuty.
Przecież od kiedy pamiętałem, ona zawsze opowiadała mi o brunecie. – Jakim znowu brunecie?
Powtarzała na koniec "Gilbert, czekam[,] aż ty w końcu przejrzysz na oczy i znajdziesz dziewczynę." – Błędny cudzysłów [prawidłowy wygląda tak: „(...)”], a ostatnia kropka powinna być za cudzysłowem, nie wewnątrz.
Wtem piorun uderzył gdzieś na pobliską polanę. – Gdzieś w pobliską polanę lub gdzieś na pobliskiej polanie.
Wychodząc z klasy, mogłem zrobić to samo co reszta — nie oglądać się za nikim, biec przed siebie, ale zrozumiałem to zbyt późno... – Można to chyba uznać za bardzo nieśmiały cliffhanger, brawo. Od ale zaczęłabym nowe zdanie.
Rozdział 4.
Przed oczyma migały [mi] jakieś światła – Tu jednak brakuje mi jakiegoś zaimka.
Ciężar w tamtym momencie mogę porównać z masą najcięższego zwierzęcia[,] jakie w ogóle ma prawo istnieć. – Piszesz w czasie przeszłym (spójrz na część podkreśloną), więc bądź konsekwentna: mógł, miało.
Nigdy nie odczuwałem bezsilności aż tak mocno, nawet kiedy mama zachorowała, a następnie umarła za niespełna trzy tygodnie na suchotę. – Niespełna trzy tygodnie później (nie za niespełna trzy tygodnie). I suchoty, nie suchotę. Nie chciało jej się pić, po prostu zaraziła się prątkami Mycobacterium tuberculosis. Nazwa wzięła się stąd, iż schorzenie szybko doprowadzało do całkowitego wyniszczenia organizmu. Wikipedia jest, wbrew pozorom, całkiem rzetelnym źródłem, zatem po więcej informacji zapraszam tutaj: [KLIK].
Z dnia na dzień było coraz gorzej, infekcja rosła w siły. – Infekcja nie rośnie w siłę – rozwija się.
Trzeba się było przygotować na najgorsze, a raczej na to[,] co się zbliża. – Zbliżało. W tym rozdziale praktycznie w każdym zdaniu mieszasz czasy.
Zbliżał się szybki zgon. Przypuszczam, że dla dziecka, którym w owym czasie był Gilbert, istotnie mogło to być najgorsze, tymczasem a raczej sugeruje, że niekoniecznie.
Bladość na jej twarzy oraz męka z jaką musiała się zmagać, wywoływała u mnie żal i towarzyszące mu łzy. – Wywołały, ponieważ chodzi i o bladość, i mękę – są to dwa czynniki. No i znów wyłania się z tekstu twój brak konsekwencji – chwilę temu pisałaś, że nie dane mu było zapamiętać z tego okresu cokolwiek więcej ponad częste gorączkowanie matki. Ponoć wynikało to z chęci ojca Gilberta, który życzył sobie, by jego syn zapamiętał kobietę z czasów,, nim zaczęła chorować. To w końcu jak było?
Prócz tego pamiętam ponadto dzień jej śmierci. – Albo prócz tego, albo ponadto. Te dwa wyrażenia oznaczają dokładnie to samo. Poza tym ponownie – piszesz w czasie przeszłym, więc pamiętał.
Wyszedłem wtedy co świt do pola (...). – Skoro świt. W pole.
Otrzymawszy raptem wypłatę, większą niż przypuszczałem, zacząłem biec do domu z uśmiechem na ustach i pochwalić się jej. – Jej – tej wypłacie? Pomieszałaś podmioty. Pochwalić się mamie.
Całą drogę pędziłem, by pokazać, że może też na mnie liczyć. – Całą drogę pędziłem, by pokazać, że na mnie też może liczyć.
Pamiętam, byłem coraz bliżej i bliżej. – Skoro biegł do tego domu, to raczej się od niego nie oddalał, nie sądzisz? Mogłabyś napisać, że widział już budynki gospodarstwa, w których z każdym krokiem mógł dostrzec coraz więcej elementów.
Huk wywołał gromkie poruszenie siedzących na dole osób. – Gromki może być śmiech, ale nie poruszenie. Słowo to oznacza, że coś było donośne, hałaśliwe, często również gwałtowne.
Jedyne[,] co w tamtej chwili pragnąłem całym sercem[,] to amnezja. – Jedynym, czego w tamtej chwili pragnąłem całym sercem, była amnezja.
Tydzień po pogrzebie, [przecinek zbędny] znalazłem w drewnianej, zazwyczaj zamkniętej szufladzie, [przecinek zbędny] list adresowany do mnie. – O, tak dla odmiany tutaj mamy nadprogramowe przecinki.
Patrząc na to co się dzieje ze mną, myślę[,] że są to me ostatki. – No dobra, ponawiam: akcja toczy się w XIX wieku. To nie średniowiecze. Jeśli w ten sposób próbujesz archaizować tekst, to poniosło cię o kilka wieków.
Tym radosnym akcentem zakończyliśmy rozdział czwarty. Radosnym dla mnie, bo to koniec treści ujętej w zbyt górnolotne słowa, przepełnionej melodramatem i błędami językowymi. Prawdopodobnie niezbyt radosnym dla samego Gilberta, który od burzy zaczynającej się pod koniec rozdziału trzeciego, przeszedł do chaotycznej retrospekcji i... halucynacji?
Spodobało mi się, że pojawił się list, przez który w pewien sposób matka chłopca mogła się pożegnać z synem. Nie kupuję tego jednak w pełni. Skoro gruźlica jest tak wyniszczającą chorobą, to czy kobieta byłaby w stanie napisać całkiem składny list? Czy nie powinnaś zaznaczyć, że kartka była wymięta, pismo niestaranne i gdzieniegdzie trudne do rozszyfrowania? Mogłabyś też nieco przyciągnąć uwagę czytelnika, pisząc, że Gilbert list ten odczytał i nosił zawsze przy sobie, a dopiero kilka rozdziałów dalej, przy dogodnej okazji – wyjawić jego treść, np. w rozmowie z Anią, która jest sierotą i mogłaby swego kolegę zrozumieć.
Mnóstwo niewykorzystanych okazji. Na szczęście nie jest za późno, by uratować sytuację. Przejdźmy więc do podsumowania.
PODSUMOWANIE
W ciągu tych czterech rozdziałów pojawiło się od groma błędów wszelkiej maści. Zacznijmy od fabuły.
Sama historia właściwie dopiero nabiera tempa, więc nie mogę o niej zbyt wiele powiedzieć, zwłaszcza że większość uwag wypisywałam na bieżąco. Przede wszystkim – ujmujesz zbyt wiele zupełnie niepotrzebnych fabularnie detali w bardzo niewielkiej objętości tekstu. Odpuść. Czytelnik nie musi wiedzieć wszystkiego, bo nie chodzi przecież o to, by pisać, co nam ślina na język przyniesie. Całość powinna być przemyślana, a każdy z elementów powinien mieć swoje miejsce. Nie tłumacz, nie streszczaj, nie relacjonuj. Jeśli czujesz, że coś nie jest do końca jasne, postaraj się rozwiązać to, rozbudowując poszczególne sceny. Nie eksponuj. O ekspozycji więcej poczytasz tu: [KLIK]. Na lekturę o tym, jak prawidłowo budować scenę, zapraszam z kolei tutaj: [KLIK].
Dużym minusem jest pozbawienie postaci charakteru. Mamy Anię, która wprawdzie zachowała oryginalną gadatliwość i skłonność do ekscentryzmu, ale jednocześnie jakby pozbyła się swojej przeszłości i zahamowań, jakie ona generowała. Nie bez powodu w relacjach z chłopcami zwykle była wycofana – miała kompleksy, w sierocińcu ją gnębiono, środowisko rówieśnicze jej nie akceptowało. Twoja Ania zupełnie nie ma z tym problemu poza momentami, w których każesz jej siedzieć w kącie sali lekcyjnej. Nawet gdy Josie Pye zarzuca Gilbertowi spoufalanie się z nową uczennicą, gdy wraz z innymi uczniami dosadnie tłumaczy mu, w czym tkwi problem, nie ma nigdzie reakcji samej zainteresowanej. W ten sposób nie zbudujesz wiarygodnej bohaterki, o której Gilbert stale wzdycha, jakaż to z niej doskonała istota.
No właśnie – Gilbert. Coś ty z tym uroczym chłopcem zrobiła? Jeśli akurat nie wpada w zachwyt nad gracją, z jaką porusza się nowa nieznajoma, to udaje, że wcale nie posiada intelektu, z którego tak słynął w serialu. Nagle nie potrafi połączyć faktów w logiczny wniosek, momentami zachowuje się, jakby miał siedem lat, nie trzynaście. To był samodzielny, błyskotliwy, dobrze wychowany młodzieniec. W twoim opowiadaniu mamy zaś ciepłą kluchę, która nie ma nic wspólnego z wersją serialową.
Język twojego opowiadania miejscami nijak ma się do czasów, w których osadzona jest akcja Anne with an E, innym razem jest nadmiernie poetycki, a przez to śmieszny i ciężkostrawny.
Co więcej – zdarza ci się używać słów, których definicje nie są ci całkiem znane, a przez to stosujesz je w złym kontekście. Innym razem mieszasz słowa zbliżone fonetycznie w utartych zwrotach.
A gdy już przy mieszaniu jesteśmy – plączesz czasy. Przez większość opowiadania trzymasz się przeszłego, by ni z gruszki, ni z pietruszki wyskoczyć z teraźniejszym. O samej narracji poczytasz tutaj: [KLIK]. Jestem pewna, że artykuł okaże się przydatny.
W kwestii poprawności na pewno zauważyłaś, że solidnie kuleje interpunkcja [KLIK], [KLIK]. Tutaj nie ma innej rady – musisz się po prostu nauczyć, kiedy te przecinki stawiać.
Sądząc po stylu, jesteś dopiero na początku pisarskiej drogi. Wiele jeszcze przed tobą, ale żeby ruszyć z kopyta, musisz mieć jakąś wiedzę, która będzie twoim fundamentem. Jasne, że nie od razu Rzym zbudowano i nie musisz wykuwać na blaszkę naszej encyklopedii, ale przeczytanie podlinkowanych w ocenie artykułów będzie dobrym startem.
Mam nadzieję, że zawarte powyżej uwagi okażą się przydatne. Na tę chwilę ocena będzie bez noty – cztery rozdziały to trochę za mało, by szczegółowo wypowiadać się o fabule. Być może zechcesz zgłosić się ponownie, gdy już poprawisz dotychczas opublikowaną treść i dopiszesz do niej nieco więcej.
Dziękuję za jak najbardziej zrozumiałą mi krytykę. Błędy oczywiście poprawię, jak narazie jednak muszę przerwać pisanie. Zwykły brak czasu. Jednakże, kiedy dodam, zmienię nieco w fabule odezwę się z powrotem. Co do niektórych błędów - są one spowodowane marną autokorektą. Plus, nawet nie wiedziałam, że nie stosuje się określeń czasu czy stawia się kropki przed "co". Jeszcze raz wielkie dzięki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń