[178] ocena tekstu: Saisho no yuki

Tytuł: Saisho no yuki
Autorka: Izanami
Tematyka: fanfiction Naruto; AU
Ocenia: Skoiastel



Bez zbędnych wstępów przejdę od razu do treści. Wpierw zaznaczę tylko, że wykaz błędów technicznych znajduje się na samym końcu oceny. Możesz przejść tam od razu, klikając [TUTAJ], ewentualnie zajrzeć do podsumowania, które znajduje się: [TU].

PROLOG
Kiedy Mayumi Ueda otworzyła oczy, za oknem wciąż panowała nieprzenikniona noc.
Przewróciła się na drugi bok z nikłą nadzieją, że jeszcze zaśnie, ale wtedy zdała obie sprawę, że druga połowa łóżka jest pusta. – Jako że naprawdę lubię sobie czytać, mamrocząc tekst pod nosem, bardzo szybko zaczynam bawić się tekstem w ten nieplanowany przez autora sposób, czyli…kwicząc pod nosem z pomieszanych podmiotów. Tutaj ewidentnie wychodzi na to, że na drugi bok przewróciła się nie Mayumi, a… noc. Nieprzenikniona noc. Pozwól, że w kolejnych przykładach rozjaśniać będę sytuację podkreśleniami.

Obróciła się na plecy i popatrzyła na cyfrowy budzik. Na wyświetlaczu widniała trzecia w nocy. – Skoro piszesz o wyświetlaczu, nie musisz wcześniej wspominać, że budzik był cyfrowy. Gdyby był analogowy, miałby tarczę ze wskazówkami. Na tej samej zasadzie nie musisz wspominać, że na zegarze widniała trzecia w nocy. Przecież już w pierwszym cytacie w tej ocenie widać, że wspominałaś tę porę.

Kiedy wyszła na korytarz uderzyła ją głucha cisza panująca w domu. 
Potarła ramiona, czując chłód, mimo że dom był ogrzewany. – Raz: znów podmioty. 
Naprawdę, z oceny na ocenę to się zaczyna robić coraz bardziej męczące (generalnie chodzi o to, że ostatnim żeńskim wykonawcą czynności jest właśnie cisza – ona uderzyła bohaterkę, a nie bohaterka uderzyła ją; więc każdy kolejny czasownik będzie odnosił się właśnie do tej ciszy. Musisz wskazać zmianę. Gdy tego nie robisz, wychodzą bzdury). 
Dwa: gdybyś nie dopowiadała, że cisza panowała w domu, czytelnik też nie wyobraziłby sobie ciszy panującej gdzieś indziej. Waż słowa, unikaj dłużyzn, wtedy wzmocnisz napięcie. Urywając zdanie na głuchej ciszy, pozwolisz jej wybrzmieć. 

Zatrzymała się gwałtownie, kiedy muzyka zamilkła. Pomimo przeraźliwego zimna, czuła, że cała się spociła. – Przez takie sytuacje naprawdę nie mogę się wczuć, choć wiem, że starasz się stworzyć atmosferę grozy. Dopóki masz aż takie zamieszanie w podmiotach, nie da się tego czytać na poważnie. Sama sprawdź i przeczytaj to zdanie na głos. Spocona muzyka? ...Serio?

Stała tuż przy drzwiach, nie będąc pewną, czy chce wiedzieć, co kryje się w biurze jej męża.
Spojrzała w stronę schodów, przeklinając siebie, że w ogóle wyszła z łóżka. Teraz nie miała odwagi tam wrócić.
Naraz usłyszała kroki i dostrzegła gwałtowny ruch w ciemnościach korytarza. – Strasznie przeszkadzają mi takie pojedyncze zdania rozstrzelane na osobne akapity. Czasem budują atmosferę, ale da się i z tym zabiegiem przesadzić; po co każdą czynność wrzucasz do nowego akapitu? Niech jedna pojawia się po drugiej, płynnie tworzy spójny obraz, a gdy dojdziesz w nim do punktu kulminacyjnego – wtedy użyj akapitu. Przerwa tworząca się w czasie przechodzenia do nowej linijki wzmocni zaskoczenie. Inaczej zabieg ten nie ma sensu – wydzielanie stania, spoglądania czy słyszenia kroków jest bardziej męczące niż zaskakujące.

Ueda dostrzegła błysk noża, ale dopiero po kilku sekundach, kiedy ciepła krew zaczęła wypływać z rany w brzuchu zrozumiała, co się stało. – Dość długie zdanie, bardziej psuje, niż buduje napięcie. Zawiera informacje, które – pominięte – nie zagraciłyby fragmentu aż tak i przyspieszyłyby tempo akcji. Spróbujmy jakoś w tym stylu: Ueda dostrzegła błysk noża, a kiedy ciepła krew zaczęła wypływać z jej brzucha, zrozumiała, co się stało. Ewentualnie: Ueda dostrzegła błysk noża. Zrozumiała, co się stało, dopiero gdy kiedy ciepła krew wypłynęła z jej brzucha

Cliffhanger, który tworzy ostatnie zdanie rozdziału, byłby naprawdę smaczny (właśnie o to mi chodziło, gdy pisałam o napięciu), gdyby nie to, że akapit wcześniej wspominasz o przemyśleniach głównej bohaterki. Spróbujmy sobie to zobrazować: Ueda leży na podłodze z pokiereszowanym brzuchem i widzi nad sobą oprawcę. Co robi? 

  • A. Jest przerażona – zamiera lub panikuje – nie wie, co się dzieje;
  • B. Instynktownie szuka ratunku, próbuje uciekać, odczołgać się, whatever;
  • C. Zastanawia się na spokojnie, skąd zna typa i dlaczego w telewizji nie wspominali o tym, że był nieletni.

Naprawdę sądzisz, że ostatnia odpowiedź to ta najbardziej sensowna?


ROZDZIAŁ 1
Haruno poczuła się głupio. Wiedziała, że ostatnie, co powinna, to być nieprzyjemną dla kobiety, która ją zatrudniła i jeszcze potrafiła zapłacić ekstra za dodatkową ilość obowiązków. – No nie wiem, w sensie mam z tego wywnioskować, że Sakura się nie docenia, bo uważa, że płacenie pracodawcy to wyraz wspaniałomyślności? Dodatkowe obowiązki zwykle oznaczają dodatkową kasę i nie ma w tym nic wspaniałomyślnego. Nie sądzę, by kanoniczna Sakura była bohaterką, która myśli w ten sposób.
Nie mówiąc o tym, że ta kobieta dała jej w ciągu ostatnich dwóch lat więcej zrozumienia i empatii, niż cała masa ludzi w ciągu jej dwudziestotrzyletniego życia. – A, jak tak, to spoko. Tylko czy więc to nie powinien być główny powód Sakury, aby być miłą dla pracodawczyni? Dziwne, że wymieniasz to na końcu.
Podoba mi się to, co robisz z  Haruno. Jest bardzo ludzka, naturalna. Przejmuje się, martwi… Być może za wcześnie na takie wnioski, ale wydaje mi się, że gdyby wsadzić tę postać w sytuację, którą przedstawiłaś, dokładnie tak samo by się zachowywała – najpierw by się wkurzyła, ale w sumie po chwili przemyślałaby sprawę. Ciekawe, czy takie samo wrażenie będę mieć po pierwszej scenie ze starszym Uchihą. A dodam, że jest to jedna z moich ulubionych postaci w całym uniwersum i aż ciekawi mnie, co dla niego przygotowałaś. 

— Gdyby chodziło o same podpalenia to może dwa lata i byłbyś wolny — kontynuował Itachi. — Ale zabiłeś mężczyznę! Spaliłeś go żywcem! Jak myślisz, ile to lat? Dziesięć, piętnaście? – Ojej, ależ ten Itaś wybuchowy.
Jak nigdy.


Spodobał mi się moment, w którym Itachi analizuje mimikę twarzy więźnia – to akurat podobne do bohatera, którego pamiętam z mangi i animacji. Jednak teraz, gdy krzyczy, jakoś nie umiem się wczuć. Dalej zresztą też nie:
W Itachim aż zawrzało. Miał ochotę złapać cuchnącego sake piromana za bluzę i nim porządnie potrząsnąć.
Zacisnął dłoń pod stołem i policzył do dziesięciu, uspokajając nerwy. – Zawsze wydawało mi się, że Itachi to ten cichy i przenikliwy, a od denerwowania się bez potrzeby był jego młodszy brat. 
Dlaczego bez potrzeby? Wyobraź sobie, że jesteś detektywem, który pracuje dla policji i codziennie ma kontakt z przestępcami. Gdybyś musiała uspokajać nerwy za każdym razem, gdy słyszysz kłamstwo albo widzisz ewidentną niechęć do współpracy, dawno byś osiwiała. A czy twój Itachi jest już siwy? Zakładam, że dla niego ta robota to rutyna (tym bardziej bohater pokazuje to swoją przenikliwością). Mógłby więc inaczej straszyć więźnia niż krzykiem, pokazać, że jest doświadczony. 
Ewentualnie Itachi gra złego policjanta, ale aby ta sztuczka zadziałała na więźnia, potrzebny byłby też i dobry policjant. 

Natychmiast odwróciła się przodem do klienta i zamarła.
Mężczyzna ściągnął kaptur z głowy i potarmosił jasne włosy. – Większy efekt uzyskałabyś, gdyby Naruto najpierw zdjął kaptur, a dopiero po tym Sakura zamarłaby. 

Jego brat uwielbiał boks.
Przeszedł się krótkim korytarzem (...) – na pewno chodziło ci o to, że korytarzem przeszedł się Itachi, nie Sasuke, ale z fragmentu wynika coś innego. Od tej pory nie będę już tak często o tym wspominać, wiedz jednak, że tych błędów jest od groma.

Itachi zatrzymał się w pół kroku czując, jak zalewa go fala irytacji. Spojrzał na Sasuke przez ramię. – Już wcześniej w poprzednich scenach wielokrotnie używałaś czasownika czuć się. Na upartego nie jest to błąd, ale zalążek ekspozycji zmniejszający wartość tekstu. Piszesz wprost, co odczuwa bohater, zamiast to pokazywać, abym mogła domyślić się wniosków samodzielnie. Nie mogę  więc spokojnie wyobrazić sobie irytacji Itachiego – po prostu informujesz mnie o niej. Ale czym się ta irytacja objawia? Tego nie wiem, mam pustkę w głowie, twarz ani mowa ciała bohatera nie zdradzają żadnych emocji. Show, don't tell – na pewno już o tym słyszałaś.

Ci ludzie, których ja ścigam żyją w półświatkach. Narkotyki, handel ludźmi, gwałty! – Czy rozsądnie jest o tym krzyczeć na korytarzu do sali treningowej? 


ROZDZIAŁ 2
Scena z Sakurą jest dobra. Gdyby nie było w niej aż tylu potknięć interpunkcyjnych, o których wspominam w punkcie o poprawności, czytanie tego fragmentu dałoby mi znacznie większą przyjemność i mocniej zbudowało napięcie w trakcie chociażby wzmianki o nietypowym telefonie. W każdym razie uwag merytorycznych nie mam, przejdę więc do kolejnej sceny.

— Mamy trupa.
— Tyle to wiem.
— Kobieta, lat dwadzieścia osiem. Znalazła ją jej dziesięcioletnia córka.
Itachi skrzywił się nieznacznie.
— I jest jeszcze coś — powiedział Kakashi. Uchiha spojrzał na niego wyczekująco, ale Hatake wymownie milczał.
— Muszę? — mruknął Itachi.
— Wypadałoby. W końcu to twoja sprawa.
Uchiha westchnął (…). – Jak w poprzednim rozdziale dziwiła mnie przesadna ekspresja Itachiego, tak tutaj znów dziwi mnie kolejna jego cecha – niechęć do pracy. Wydawało mi się, że starszy Uchiha otrzymał swoją wysoką rangę w Anbu właśnie dzięki pracowitości, poświęceniu, oddaniu. Tutaj dajesz mi natomiast obraz detektywa (czy w końcu komisarza? – jak wspominałaś na podstronie o blogu), który pyta, czy musi pracować nad sprawą.

Kiedy Itachi przekroczył próg niedużego domu tknęła go myśl, że ten dzień nie może być już gorszy.(...) Dom nie był wbrew pozorom zbyt duży. – To drugie zdanie w obliczu pierwszego wydaje się bardziej niż zbędne.

— Co tu się wydarzyło? — mruknął, nie mogąc oderwać wzroku od twarzy kobiety. A raczej twarzoczaszki, gdyż po skórze nie było śladu. Czerwona, krwawa maska z mięśni mocno kontrastowała z czernią oczodołów. – Ano nie. Jeśli wyjmiesz gałkę oczną, to u ofiary na widoku zostaje jeszcze czerwono-biała paćka (mięśnie i/lub nerwy). Ewentualnie kość, bo za gałkami ocznymi jest chrząstka. 
Ewentualnie mózg. Iks de. 

Cały proces oględzin wypada realistycznie, a Tsunade pasuje do roli patolog. Zastanawiam się tylko, czy w Osace istnieją takie same reguły przeprowadzenia śledztwa, co u nas? Ciekawi mnie, czy robiłaś research pod kątem procedur w Japonii. Na miejscu zdarzenia brakuje mi też prokuratora. Tsunade mówi, na przykład, o sekcji, ale to właśnie prokurator zleca ją po oględzinach miejsca zbrodni. Poza tym znalazłam w sieci jeszcze coś takiego:

[źródło] Postępowanie karne w Japonii
Pierwszym etapem japońskiego postępowania karnego jest postępowanie przygotowawcze prowadzone przez policję i prokuratora. Policja zwykle prowadzi to postępowanie na początkowym etapie, następnie włącza się prokurator (art. 189). Nieraz też policja prowadzi postępowanie samodzielnie. Prokurator oczywiście – zgodnie z przepisem art. 191 – zawsze może przejąć sprawę do własnego prowadzenia i zwykle to czyni w przypadku najpoważniejszych przestępstw, np. takich, gdy dane przestępstwo „poruszyło” opinię publiczną, podejrzanym jest polityk, czy też w wypadku poważnych przestępstw gospodarczych (white collar crime). – I okej, niby tu jest napisane, że policja może prowadzić postępowanie samodzielnie, jednak w przypadku grubszych spraw już tak nie jest. A zakładam, że poszukiwanie seryjnego mordercy nie jest tym samym co uszkodzenie ciała chociażby w bójce. Tym bardziej że bohaterowie chcą odsuwać od sprawy media – kontakt z prokuraturą byłby w tym momencie wręcz wskazany.

Kupuję za to zmęczony wizerunek Tsunade. Zastanawia mnie tylko, dlaczego kobieta czekała z informacją, aż technicy wynieśli ciało? Co w tej informacji było aż tak znaczącego? Z tą myślą przechodzę do trójki.


ROZDZIAŁ 3
Itachi Uchiha z pewnością nie określiłby siebie mianem wrażliwego. Pracując w kryminalnym naoglądał się rzeczy, które u normalnych ludzi wywoływałyby koszmary przez wiele miesięcy, a u niego powodowały tylko niesmak. – No nie bardzo. W poprzednim rozdziale pisałaś, że Itachi, widząc zwłoki, próbował zachować kamienny wyraz twarzy, zaczerpywał powietrza, myślał o horrorach i o tym, że obraz będzie mu się przewijał w myślach niczym kadr z filmu. Gdybyś to pousuwała i zostawiła tylko wzmiankę o odbijaniu się kawą, faktycznie rozmawialibyśmy tylko o niesmaku. 

Podoba mi się rozmowa Sasuke z Itachim; unikasz dialogowej ekspozycji, a tekst to puzzle, które ładnie układają mi się w głowie. Masz naturalne dialogi.

— Zapomnij — usłyszał Itachi nim drzwi się zatrzasnęły. Wpatrywał się w zgarbioną sylwetkę, otuloną wirującym śniegiem i rozproszonym światłem latarni. Wkrótce Sasuke zniknął w uliczce. – Powiem ci jednak, że tu akurat mocno zdziwił mnie taki romantyczny opis Sasuke, kiedy Itachi obserwował jego odejście. Dość… niesmaczne. 



W sklepie nie było praktycznie ludzi. Pracownica sklepu powitała ją zza lady (…) – nie musisz się powtarzać. Wiadomo, że nie chodzi o pracownicę innego zakładu. Dość często zdarza ci się tak rozdrabniać, choć nie wymieniam wszystkich podobnych sytuacji. 

Zaskoczyło mnie, że Sakura ma dziecko, ale… przyznam, że pozytywnie. Lubię, gdy autor w żaden sposób nie uprzedza faktów, tylko gdy wypływają one naturalnie, z biegiem akcji. Natomiast scena w sklepie emocjonująca, napięta. Dziwi mnie tylko, że nagle Sakura zaczyna spotykać obu mężczyzn w jednym miejscu, w jednej dzielnicy – najpierw Naruto, teraz Sasuke. Czy Osaka nie jest przypadkiem trzecim co do wielkości miastem w Japonii? 

Scena Itachiego z Konan na poziomie. Dobrze się ciebie czyta; mam kilka uwag co do stylu i nieco monotonnej narracji, jednak szerzej opiszę ten problem w podsumowaniu. 


ROZDZIAŁ 4 
Okej, jednak co nieco wspomnę o tym stylu już teraz, głównie w odniesieniu do pierwszej sceny tej notki. Właściwie nie wiem dlaczego, ale twój tekst czasem mnie męczy – jakbym żuła gumową podeszwę albo wciągała rozgotowane nudle. Mimo że jest w miarę poprawny, a fabuła sama w sobie ciekawa, to jednak nie zawsze przekonuje mnie forma, twoja technika pisania. Za dużo relacjonujesz – opisujesz szczególiki, jakby miały niebosiężne znaczenie, a tak naprawdę czytam tekst o niczym. Wspominasz, ile razy ktoś coś pił, jadł, jak opada bohaterowi głowa ze zmęczenia i tak dalej... Dodatkowo nie ma w tym żadnego najmniejszego, chociaż subtelnego POV. Nie ma perspektywy bohatera, choć wcześniej kilka razy pisałaś tak, jakby narrator stał ściśle za nim. Gdzie to uciekło? Niczego nie dostaję już od Itachiego bezpośrednio, a jedynie niepytany odzywa się ktoś, kto stoi sobie gdzieś z boczku. Teraz mam już tylko wysuszoną relację narratora wszystkowiedzącego, który, no przepraszam, ale przynudza. 
Przez pisanie tym sposobem w tekście brakuje czasem emocji, czegoś konkretniejszego, jakiegoś smaczku, o stylizacji językowej nie mówiąc. Poza tym czy naprawdę potrzebny mi jest opis dnia, kroczek po kroczku? Rozumiem, że to ważne, bo bohater był zmęczony, ale czy nie lepiej by było napisać, na przykład, że: wciąż ziewał i nie pomagała na to żadna z dotychczas wypitych kaw, choć tę lurę z automatu trudno w ogóle nazwać kawą? Daj mi ten POV, jak dawałaś mi go wcześniej. Gdzie on się podział? Czemu tak tu sucho? 
Inna rzecz, że zdania w pierwszych akapitach mają średnio tę samą długość, brakuje dynamiki. 
Wrócę do tego wszystkiego w podsumowaniu.

Już drugi raz w tekście pojawia się łacińska sentencja, a ja się zastanawiam, czy pasuje mi to w realiach Osaki. 

— Podsumowując, mamy dwie martwe gaijin.* – O, jak miło! Niestety w tekście nie znalazł się nigdzie przypis. 
Swoją drogą wprowadzenie takich smaczków bardzo mi się podoba i strasznie mi tego brakuje. Więcej Japonii w Japonii poproszę!

To, że Sasuke nagle pojawił się kolejny raz w jej życiu nie musiało przecież oznaczać zbliżającej się katastrofy. Ale z pewnością oznaczało zmiany. Nie trzeba było być Sherlockiem, żeby to wiedzieć. – Z jednej strony oddajesz mi japońskie nawiązania, z drugiej rzucasz dość amerykańskim Sherlockiem. Nie chodzi mi o to, że Sakura nie ma prawa go znać, bo postać jest znana, i to bardzo, jednak wydaje mi się, że w pewien sposób nawiązanie to psuje atmosferę tego tekstu. 
Taka mi przyszła do głowy luźna myśl: mogłabyś tu, na przykład, wykorzystać postać chirurg Wato Tachibany, czyli Miss Sherlock – konsultantki dochodzeniowej z japońskiego serialu, który miał premierę rok temu. Całkiem pasuje do Sakury, która zdaje na medycynę.

Sakura spoglądała na jej pomarszczoną twarz, myśląc czy może prosić boga o jeszcze trochę szczęścia w swoim życiu. – Ciekawi mnie ta kwestia. O jakim bogu myśli Sakura? Jeżeli przytacza istotę najwyższą w religiach monoteistycznych (w praktyce: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu), powinnaś zapisać to słowo wielką literą. A jeżeli Sakura myśli o innym bogu, to o… którym? 

Dla zobrazowania kolejnej kwestii wrzucam większy fragment:

— Za piętnaście minut widzę cię w moim gabinecie, Uchiha. (...) — Powiedz mi, co ci mówiłem?
Uchiha przełknął ślinę.
— Nie rozumiem. Zrobiłem coś nie tak?
— Nie udawaj głupca! — huknął Morino, podchodząc bliżej. Itachi ani drgnął. — Myślisz, że nie wiem, co się kręci za moimi plecami?! Powiedziałem ci, że ten temat to zamknięty rozdział, do cholery! ZAMKNIĘTY! Nie rozumiesz znaczenia tego słowa?!
Itachi skupił wzrok na figowcu. Wziął głęboki wdech.
— Nie mogę odpuścić — powiedział.
— Słucham?
— Nie odpuszczę. (…)
— Dlaczego musisz być tak uparty, co? — wysyczał. — Nic dobrego z tego nie wyniknie.
— Myli się pan. (…) Dopadnę tego skurwiela, co zabił moją żonę. Czy to się panu podoba, czy nie — warknął Uchiha.
Morino westchnął, a napięcie zeszło z jego ramion. Pokręcił głową.
— Ale pamiętaj, ostrzegałem cię. Czasem lepiej nie ruszać przeszłości, Itachi. Niech jej duchy pozostaną uśpione.
— Dla mnie to wciąż jest teraźniejszość. Przeszłością stanie się, kiedy śmierć mojej żony doczeka się sprawiedliwości. (…)
— Wynocha — warknął Ibiki.

Od razu zaznaczam, że wypowiedzi wkleiłam wszystkie i niczego nie pominęłam. 
Nie wydaje ci się, że ta scena… nie ma sensu? Pojawiła się tylko po to, żeby zdradzić tajemnicę o tym, że Itachi szuka mordercy swojej żony. Przyznam, że to ciekawy wątek, jednak wypłynął na wierzch kompletnie nienaturalnie, w sposób wymuszony. Ibiki zaprosił Uchihę do swojego gabinetu, ryknął, zaraz spokorniał i kazał wyjść. Bez sensu. Nie widzę w tym żadnego głębszego celu. Żeby chociaż porozmawiali o bieżącej sprawie…

— Daj mi czas do trzynastej, dobra? – Znalazłam ciekawą informację, że Japończycy nie stosują na co dzień w rozmowach systemu dwudziestoczterogodzinnego: [źródełko]. 

Na szczęście sen był już na wyciągnięcie ręki. 
Może znów spotka się z Izumi? – Nie ważne, jak bardzo ładne by to zakończenie nie było, pomieszane podmioty wciąż rzucają się w oczy. To, że ich nie przeklejam, nie znaczy, że ich nie ma.


ROZDZIAŁ 5
Bardzo podoba mi się ten rozdział; wcale nie zamierzam narzekać na jego długość, jak założyłaś w posłowiu. Jest klimatycznie i tajemniczo, zyskałaś moją ciekawość. Kim jest bohater? Próbuję sobie skojarzyć, czy mógłby być postacią kanoniczną, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Nie mogę się doczekać, aż poznam prawdę i aż mnie nią zaskoczysz. 
Moim ulubionym fragmentem pozostaje ten:
W tym roku też przyszedł sam. Próbował namówić matkę, ale ta w alkoholowym amoku tylko bełkotała piąte przez dziesiąte, a potem otworzyła kolejne tanie piwo, walnęła się przed telewizorem i odłączyła od świata.
Tyle miał z tej suki.
Później napięcie już tylko rosło. Bardzo spodobał mi się też zabieg ze wspomnianym w myśli pierwiastkiem zła, z którym bohater najpierw chciał sobie poradzić, a później, w punkcie kulminacyjnym, dał mu przejąć kontrolę. Tutaj też poszłaś w POV, którego ostatnio bardzo brakuje mi chociażby w partiach Itachiego. 
Jednak nawet w tak krótkim rozdziale pojawiły się problemy z podmiotami. Postanowiłam już nie wypisywać ich tutaj, kilka wrzucę jeszcze do poprawności; wiesz już, jak niekorzystnie działają na czytelnika i tworzą fabularne głupoty. W tym rozdziale znalazłam, między innymi, prowadzącego teleturniej przy umierającej matce i skradający się telewizor. Dodatkowo podmioty też niepotrzebnie mnożysz; wciąż dziwi mnie ta maniera. Przykład: 
Jakim cudem ta prostaczka mogła być jego matką?
Wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów skradzionych matce. – Jakbyś nie mogła napisać: paczkę skradzionych jej papierosów.


ROZDZIAŁ 6
W przypadku, w którym przypis odnosi się do jakiejś budowli, dobrze byłoby go podlinkować, aby czytelnik mógł, kliknąwszy w hiperłącze, przejść do fotografii obiektu. O ile w książkach faktycznie to nie działa, o tyle publikacje on-line mają większe możliwości. Korzystaj z nich; wspomagaj zainteresowanych czytelników. 
Rozdział jest interesujący. Kiedy dziewczyny wyrzuciły karteczkę do śmietnika, zrobiło mi się trochę szkoda, więc gdy tylko Ino zdecydowała się sprawdzić współrzędne, trzymałam za nią kciuki. 
Na dobrą sprawę tutaj: Nie poznawała go. Nie podobało jej się to. – Mogłabyś postawić jednak na pokazywanie, nie – stwierdzanie. Tym bardziej że Sakura i tak w całej notce jest niepewna, nawet nieco wystraszona, na pewno wycofana. Nie widzę, by jakoś specjalnie cieszyła się na widok karteczki, więc po co mi puste frazesy?

— Czasem potrafisz powiedzieć coś z sensem, wielkie czoło.
— Nigdy ci się to nie znudzi?
— Przenigdy. – O, ten fragment mnie ujął. Fajnie rozładował napięcie na koniec sceny. Czy jednak nie lepiej byłoby zapisać: Wielkie Czoło? W końcu to pseudonim. Swoją drogą w obliczu realnego świata, a nie Konohy brzmi to dość…  po indiańsku, nie sądzisz?


ROZDZIAŁ 7
— Mm… — Kakashi zajrzał do notatek. Zmrużył oczy. — Jakaś Kata… Katazina Was?
Uchiha aż parsknął słysząc, z jakim trudem Hatake wymawia nazwisko denatki. Wziął od niego notes. Spojrzał na literę A z ogonkiem przy nazwisku.
— Co to za alfabet? — mruknął skonsternowany.
— Nie wiem, ale nazwijmy ją Kate, co? Nie bawię się w łamańce językowe.
Faktycznie, w Japonii używa się alfabetu łacińskiego, pojawia się często chociażby w reklamach – ma to znaczenie głównie rekreacyjne, marketingowe. Jednak zakładając, że Kakashi szukał informacji o kobiecie w systemie policyjnym, tam jej imię byłoby zapisane katakaną, ponieważ to ona służy do zapisywania nazw obcego pochodzenia. W katakanie natomiast da się zapisać prawie wszystko i tak też to fonetycznie odczytać. Wątpię więc, by Kakashi spisywał coś do swojego notesu po polsku – prędzej użyłby sylabariusza. I nie przeczytałby imienia: Katazina. Dlaczego? Ponieważ w japońskim nie ma sylaby si. W części sa-so mamy: sa, shi, su, se, so. I o ile udźwięcznienia wypadają zwykle normalnie, o tyle w przypadku shi również mamy wyjątek – nie wymienia się to na zi. Mamy: za, ji, zu, ze, zo. Dlatego Katarzyna będzie Kataji.

— Owszem, ale płynnie gadał po japońsku. Gadałem z nim tylko przez telefon. Nie powiedziałem mu jednak o śmierci żony. Na razie skłamałem, że szukamy i chciałem tylko potwierdzić kilka kwestii.
Itachi skrzywił się.
— Czyli czeka nas mało przyjemne spotkanie.
— No. – A czy tam przypadkiem nie istnieje żadne prawo mówiące o tym, że po czyjejś śmierci bliskich powiadamia się, no cóż, dość szybko, a nie… kiedyś tam? Do męża zapewne nie zwrócą się wkrótce tylko policja, ale i urzędnicy, na przykład administracja zajmująca się sprawami spadkowymi albo ubezpieczeniowymi, więc takie podejście, że sprawa może poczekać, jest nieprofesjonalne. Co, jeśli facet dowiedziałby się o śmierci od kogoś innego?

Starał się nie myśleć o tych makabrycznych widokach, ale w głowie, co chwilę przeskakiwały mu obrazy z obu miejsc zbrodni. – Brakuje mi tu emocji Itachiego. Widzi w głowie makabryczne obrazy, ale w żaden sposób na to nie reaguje. Nie zrozum mnie źle – nie chodzi mi o to, by naraz robić z niego przejętego, jednak mam wrażenie, że większości jego partii narracyjnych opisujesz tylko to, co Itachi obserwuje, ograniczając jego zachowanie, jego przeżywanie danych sytuacji. Nawet gdy obserwował Ino i Kibę, tylko na tym skończył cały proces – niczego nie pomyślał, nic nie przyszło mu do głowy. O tym, że skojarzył, by kobieta mogłaby być kolejną ofiarą, dowiedziałam się z dialogu, choć POV w tej scenie aż się prosił o wykorzystanie. Niestety POV-y Itachiego, o ile istnieją w tekście (czasem już naprawdę sama nie wiem, czy korzystasz z perspektyw, czy piszesz narratorem wszystkowiedzącym), w większej mierze są wyprane z uczuć. Nie wiem dlaczego. W przypadku mordercy z poprzedniej notki  sprawa narracji wyszła ci zdecydowanie lepiej, naturalniej. 

Zerknęła na rozkład i ucieszyła się, że miała tylko dwie minuty czekania. – W ogóle nie czuję tej uciechy. Co właściwie zrobiła Sakura?

Do końca rozdziału było bardzo dobrze. Masz znakomite dialogi; twój Sasuke wypada realistycznie, biorąc pod uwagę postać znaną z kanonu. To lubię. 
Szkoda, że nie zdążyłaś napisać niczego więcej. Przejdę więc do podsumowania, a po nim czas na poprawność. 


PODSUMOWANIE

Przede wszystkim muszę cię pochwalić za fabułę. Masz ciekawy pomysł i jestem realnie zainteresowana śledztwem oraz tajemniczym stalkerem Sakury. Żadne rozwiązanie fabularne nie przychodzi mi do głowy, nie jest więc przewidywalnie ani – w drugą stronę – zbyt skomplikowanie, bym miała trudności z nadążaniem za akcją. Żadnego wątku bym nie zmieniła ani nie podrasowała, nie czułam, by brakowało mi jakichś scen czy niektóre byłyby zbędne (a nie, okej, jedna – ta z rozdziału czwartego, gdy Itachi rozmawia ze swoim przełożonym, była słabo umotywowana). Niektóre momenty bym ukonkretniła, na przykład ten, w którym narrator wspomina o kawach Itachiego – był to bodajże początek czwartego rozdziału i pamiętam, że dość mnie znużył. 
Bohaterowie jako jednostki indywidualne wychodzą ci różnorako. Bez zawahania kupuję twoją Sakurę – jako studentkę, matkę, pracownicę, przyjaciółkę, ofiarę i byłą Sasuke. Jej zachowania, przemyślenia i role, które jej nadałaś, pasują do jej skomplikowanej przeszłości i to dlatego nie przeszkadza mi, że Sakura nie jest aż tak ekspresyjna, emocjonalna i impulsywna – ludzie po przejściach nie muszą tacy być. Bez problemu mogłam założyć, że gdyby Sakura istniała w realnym świecie, to mogłaby wylądować właśnie w Osace, z problemami, które jej przypisałaś. Bardzo ciekawi mnie historia, którą bohaterka skrywa przed światem, oraz przyszłość, która ją czeka, jednak w tym wszystkim jest coś, czego wciąż mi mało i są to smaczki odnośnie do stylizacji językowej, myśli i pokazywania zachowania, zamiast stwierdzania uczuć. Do tego wrócę za moment, po bohaterach. 
Nie przekonują mnie jednak twoi policjanci. Mam wrażenie, że nie różnią się od siebie, a ich partie są dość... nudne, choć to akurat ci faceci wykonują główną robotę. O ile Itachi ma ciekawą, trudną przeszłość, jeszcze trudniejszą relację z bratem i wątek relacji z Konan, a Kakashi jest zupełnie pozbawiony tła (co nie szkodzi, bohaterowie dalszoplanowi też są potrzebni), o tyle mam wrażenie, że charakterami to oni zupełnie się od siebie nie różnią. Raz Kakashiemu się nie chce w śledztwo, a raz na myśl o robocie wzdycha Itachi. Raz to Kakashi stwierdza, że jest zajęty i ma swoje życie po pracy, by zaraz do baru z Konan poszedł ten drugi. Nie ma tu zabawy w dobrego i złego policjanta, skrajne różnice czy gagi rodem z Zabójczej Broni, co jest z jednej strony zaletą, bo nie powiela schematów, ale z drugiej strony jest… nudne, bo postaci zlewają się ze sobą. Ich dialogi, choć naturalne, przy głębszym zastanowieniu wypadają średnio, ponieważ gdyby wyciąć pojedyncze wypowiedzi i wybrać, do kogo należą – właściwie można by strzelać na oślep. Nie miałabym pewności, że: o, tak właśnie mówi Itachi, a tak Kakashi – nie. Faceci są do siebie podobni – tak samo mówią i z tekstu nie przebijają się ich konkretne cechy charakterów. Raz wspomniałaś o tym, że Kakashi czyta mangę i kilka razy o tym, że Itachi pije dużo kawy, ale są to drobiazgi, a na samych drobiazgach nie zbudujesz solidnej i – przede wszystkim – charakterystycznej sylwetki psychologicznej. Co słabe, nawet nie mogę stwierdzić, czy ich lubię, czy nie lubię. Oboje są mi raczej obojętni, a jak skończą? – wisi mi to. 
Polubiłam za to szefową Sakury (chociaż jakimś cudem jej imię ciągle wylatuje mi z głowy), Ino i zmęczoną robotą Tsunade. Żałuję wręcz, że kobieta nie wykazała się bardziej i liczę, że jeszcze pojawi się w tekście i wyjaśni się, skąd u niej niezbyt pozytywne zmiany. Interesuje mnie to tak samo jak wątki kryminalne – scena morderstwa matki bardzo dobra; sporo dałabym, aby dowiedzieć się, co bohater znalazł na kartce z torebki i kim właściwie on jest. Kibicuję również (właściwie nie do końca wiem w czym mu kibicuję, ale kibicuję!) Sasuke. Moim zdaniem wychodzi on bardzo przekonująco i idealnie pasuje do charakteru znanego z kanonu. Jestem ciekawa jego spotkania z Sakurą.
Doceniam przy tym, że fabuła jest wielowątkowa. Zakładam, że trochę czasu spędziłaś na jej planowaniu, mam rację? Nie czuję, by coś gdzieś odstawało, nie pasowało. Przy czym napiszę tu również o tle – Osakę czuć, ale zawsze dałoby się czuć ją bardziej. Nie chodzi mi też o to, by na siłę wpychać wszędzie elementy stricte japońskie, tym bardziej że bohaterowie mieszkają tam nie od dziś i są to dla nich elementy stałe, niezbyt egzotyczne, jednak wydaje mi się, że kończyć na potrawach i jednym pomniku czy drzewie byłoby wielką stratą dla tak dobrego tekstu. 
Doceniam research; niezgodności nie było zbyt wiele i te, które przyuważyłam, nie są aż tak znaczące, by psuć ci całe wątki. Zastanowiłabym się tylko nad obecnością prokuratora w scenach policyjnych. Ten człowiek mógłby mieć wpływ na sporo czynników.
Podoba mi się atmosfera całości. Jest mi chłodno, gdy bohaterom pada na głowę śnieg i mrużę oczy, gdy akcja dzieje się w półmroku lub świetle latarni. Przemawia do mnie ciężki klimat, często nocny. Jest brutalnie; czuję się, jakbym znów czytała Jo Alexa – zagadka na zagadce, w mroku, na miejscu zbrodni. No, no, no... – kryminał wyszedł ci naprawdę przedni i widać, że odnajdujesz się w tym temacie, wczuwasz się przy pisaniu. 
Żeby jednak nie było aż tak dobrze, porozmawiajmy teraz o tym, jak piszesz
Jeżeli chodzi o styl, na pewno domyślasz się, że psuje ci go chaos w podmiotach. Rozpraszają nie tylko podmioty, które są pomieszane, ale i te których nadużywasz – chodzi mi o twoje nadużywanie imion i nazwisk postaci. Niekiedy potrafisz wskazywać wykonawcę czynności nawet co dwa-trzy zdania! To mocno upierdliwe, na dodatek sprawia wrażenie, że tekst pisała osoba niepewna… pisania samego w sobie. Jakbyś nie wiedziała, jak zaczynać akapity (to głównie tam występują powtórzenia). Spójrz chociażby na ten fragment: 
Konan obróciła głowę, znów skupiając na nim wzrok.
— Jesteś dobry w seksie, ale beznadziejny z ciebie kłamca, wiesz?
Itachi parsknął i zrzucił z siebie Konan. – Lepiej: I zrzucił ją z siebie. 
Albo:
(…) Sakura myśląc, że ma szansę chciała się odwrócić i odejść, ale wtedy dobiegł ją ten przenikliwy głos:
— Nie przywitasz się?
Sakura zacisnęła dłoń na opakowaniu ryżu, szybko myśląc, jak może z tego wybrnąć. – Po prostu pomiń drugie pogrubienie, nie kombinuj na siłę. Staraj się tak składać akapity, by nie musieć co kilka chwil zmieniać podmiotu. Kiedy czynności będą przynależne do jednego przez dłuższy fragment, wystarczy, że będziesz posiłkować się zaimkami. Wtedy tekst nabierze zgrabności – przestanę skakać, a zacznę płynąć. 
Swoją drogą nie wiem, dlaczego tak bardzo nie lubisz się z zaimkami. Albo z podmiotami domyślnymi. Zwykle zdarza mi się czytać teksty, w których raczej brakuje podmiotów, a teraz chyba pierwszy raz w życiu mam przed sobą tekst, w którym praktycznie co chwilę widzę ich nadmiar i, szczerze mówiąc, męczy mnie to w trakcie czytania chyba jeszcze bardziej.
Przejdźmy do problemów z narracją.
Ekspozycja wprawdzie nie pojawia się w tej najgorszej z postaci, czyli ścianami tekstu, ale jednocześnie nie mogę przejść obojętnie obok tego, że wciąż mało mi twojego obrazowania słowem. Masz pomysł na bohaterów, na ich życie i ich sprawy codzienne, masz pomysł na morderstwo, masz śledztwo i trupy, i dobry seks, i to wszystko naprawdę zapowiada atrakcyjną, wielowarstwową historię, ale nudny narrator jakoś to wszystko spłycił. Brakuje mi możliwości wczucia się w sytuację postaci i brakuje mi emocji. Niektóre zdania przekazują jakąś emocję, ale rzuconą wprost. Gdy piszesz o uczuciach, przytaczasz je wprost – piszesz: Sakura czuła złość albo Itachi był zmęczony. A jednak i złość, i zmęczenie bardzo łatwo pokazać czytelnikowi gestem, aby sam mógł sobie wnioskować o bohaterach z tekstu. 
Przykłady z rozdziałów:
Sakura poczuła się nagle przytłoczona jego obecnością.
Sakura poczuła, że musi się czegoś złapać. 
Sakura poczuła się senna.
Sakura poczuła, że zmroziło ją w środku. 
Wprawdzie biorąc pod uwagę cały tekst, takich przypadków nie ma znowu aż tak wiele, ale jednak są, a przecież wszystkie je można zastąpić gestami poruszającymi wyobraźnię. Nie będę widzieć nijakiej twarzy Sakury i wnikać w jej psychikę, ale zobaczę, jak Sakura przeżywa te emocje i oddaje je, jej twarz w mojej wyobraźni nie będzie kamienna. Jeżeli Sakura ma ochotę się czegoś złapać, niech… się złapie! Jeżeli jest przytłoczona czyjąś obecnością, niech się odsunie, odwróci, myśli o tym, żeby ktoś niewygodny już sobie poszedł. Jeżeli zmroziło ją w środku – napisz to wprost: Zmroziło ją w środku. Jeżeli jest senna – daj jej ziewnąć ze dwa razy. To będzie dla czytelnika znacznie atrakcyjniejsze, bardziej dynamiczne, napięte. 
Na pewno, oglądając filmy, zwracasz uwagę na mimikę bohaterów, na mowę ciała, na zachowanie. Głos w tle nie podpowiada wtedy, co czuje postać odgrywana przez aktora, ale na podstawie tego, co widzisz, możesz sama z łatwością nazwać poszczególne emocje. I ja bym chciała działać tak samo. Twoja fabuła powinna w mojej głowie tworzyć wizję takiego filmu; twoi bohaterowie odgrywają rolę, którą ja za pomocą wyobraźni chcę poznać, chcę móc wnioskować, chcę brać czynny udział w policyjnej sprawie podczas czytania. Ty mi te możliwości czasem odbierasz, podpowiadając. Twój narrator jest najgorszym typem narratora, bo relacjonuje i opisuje, łącznie z wnętrzem bohatera. I, co gorsze, również tym, co ma on w głowie. Przykłady z rozdziałów:
Itachi poczuł, że kawa, którą wypił zaczyna mu się nieprzyjemnie odbijać.
Itachi już podskórnie czuł, że to nie był koniec makabrycznych niespodzianek.
Itachi czuł, że siedzenie w biurze nie miało już najmniejszego sensu. 
Sakura czuła, że niewiele się zmieniło w jego sposobie bycia.
A teraz pomyśl sobie, jak to wszystko przekazać bardziej przekonująco. Mam dla ciebie jedną z propozycji: przerób te opisy na mowę pozornie zależną. Nie jest to trudne, tak naprawdę wystarczy pozbyć się czasownika czuć się. Na przykład: Kawa, którą wypił, odbiła mu się nieprzyjemnie. (…) To nie mógł być koniec makabrycznych niespodzianek. (…) Czy siedzenie dziś w biurze miało jeszcze jakiś sens? – Pobaw się trochę tym swoim Itachim, oddaj mu trochę wystylizowanych myśli; przede wszystkim skończ z tą suchą narracją, może wtedy przestanie być nijaki i zacznie wyróżniać się od Kakashiego.
Nie wplataj już tak często myśli w narrację narratora wszystkowiedzącego; czasem można zobaczyć u ciebie jeszcze jakieś zalążki zapisane kursywą, ale jest ich niewiele, natomiast przykuwających uwagę POV-ów – chyba jeszcze mniej. Myśli wychodzą więc sztywne, bo nieczęsto używasz mowy pozornie zależnej. Mam jednak dowód, że to potrafisz, bo scenę z zabójcą matki właśnie tak poprowadziłaś, udawało ci się też podkreślić to tu, to tam POV Sakury. Podsuwanie myśli bohaterów narracją narratora wszystkowiedzącego samo w sobie też nie jest złe, tak też ludzie piszą, przecież narracja trzecioosobowa narratorem wszystkowiedzącym nie jest błędem, ale… na dłuższą metę nudzi. Postaci bardzo dużo na tym tracą. 
Przechodząc do stylizacji językowej, nawet w tych dość rzadkich momentach, w których używasz perspektyw danych postaci, nie stylizujesz ich mowy przesadnie, przez co mam wrażenie, że bohaterowie nie mają swojego charakteru, a wszyscy są do siebie w pewien sposób podobni. Jasne, w dialogach czy zachowaniu różnią się od siebie wyraźnie (czego idealnym przykładem jest ekspresja Sasuke), ale sama narracja tych różnic nie ukazuje inaczej niż opisowo. Przy czym tekst jest na tyle dobry, że mogłabyś zrobić ten krok na przód i pobawić się też gdzieniegdzie stylizacją, by POV-y wszystkich postaci pierwszoplanowych były bardziej naturalne i charakterystyczne. Bym nie miała wrażenia, że całość jednostajnie, monotonnie podsuwa mi narrator wszystkowiedzący. 
Przy czym nie mogę napisać, że styl sam w sobie masz zły. Do dopracowania, czasem nudzący przez monotonnie brzmiące zdania, owszem, jednak koniec końców nawet sprawnie operujesz słowem pisanym.

Na dzień dzisiejszy jest dobrze (4). Czytanie ciebie w ogólnym rozrachunku daje przyjemność, jest formą rozrywki. Okay – zawsze może być lepiej, dlatego na twoim miejscu skupiłabym się na głębszym oddaniu charakterów postaci, także za pomocą stylizacji. Tym bardziej że sama sobie do tego otworzyłaś furtkę, bo w każdej scenie uczestniczy jeden główny bohater, od którego wychodzisz. Stylizacja językowa dla każdego w choć małym stopniu wydaje się więc doskonałym pomysłem.
Trudnym, ale jak satysfakcjonującym!


A teraz przejdźmy już tylko do formalności.


POPRAWNOŚĆ

Bardzo dużo czasu straciłam, wskazując i tłumacząc ci błędy w przecinkach. Niektóre to przypadki wręcz podstawowe (na przykład zdania podrzędnie złożone). Chcę, abyś wiedziała, że kopiowanie tych potknięć mocno wybijało mnie z rytmu czytania i mogło przyczynić się do tego, że gdzieś nie obudziły się we mnie emocje. Z czasem postanowiłam wypisywać też coraz mniej znalezionych potknięć. Nie jestem betą. 

PROLOG
(…) co ostatnio było tak ważne, że jej mąż stał się nocnym markiem.
Kładła się spać, mąż siedział w biurze na parterze. Budziła się, nie było go już w domu. – Pisałam o tym w ocenie, a tutaj wspomnę jeszcze kilka razy. Nie musisz powtarzać pogrubionego podmiotu – nie zmienił się od poprzedniego zdania, więc możesz go pominąć i pozostawić w domyśle. Dodatkowo, co jest luźną sugestią, w ostatnim zdaniu sugeruję użyć myślnika zamiast przecinka. Wzmocni to przekaz.

Kiedy wyszła na korytarz[,] uderzyła ją głucha cisza panująca w domu. – Z tą zasadą problemy masz ogromne; to chyba jeden z najczęściej popełnianych przez ciebie błędów. Nie wiem, dlaczego w zdaniu podrzędnie złożonym, w którym występuje kiedy, nigdy nie stawiasz obowiązkowego przecinka.  

Kiedy znalazła się na dole[,] od razu zdała sobie sprawę, że coś było nie tak. – Tutaj również kiedy rozpoczyna zdanie podrzędne oznaczające przyczynę: kiedy coś tam, to coś tam. Dla ułatwienia podkreśliłam ci czasowniki. Zauważ, że dwóch pierwszych nie oddzieliłaś od siebie, ale drugi i trzeci – już tak. Tu podobnie: 
(…) dopiero po kilku sekundach, kiedy ciepła krew zaczęła wypływać z rany w brzuchu[,] zrozumiała, co się stało. 

Obejrzała się za siebie, w głąb korytarza, [przecinek zbędny] prowadzącego do salonu. – O, a tutaj przecinek nie musi się pojawić, ponieważ imiesłów przymiotnikowy (zakończony na –ący) stoi bezpośrednio obok wyrazu, który uzupełnia (korytarz). Pokażę ci różnicę:
Obejrzała się za siebie, w głąb korytarza prowadzącego do salonu. – W tym przykładzie podkreślenie to jakby jedna całość – rzeczownik i jego określenie stoją obok siebie. 
Spojrzała w głąb korytarza za sobą, prowadzącego do salonu. – W tym przykładzie natomiast rzeczownik i określenie są oddzielone od siebie i dlatego przecinek jest wymagany. 

Dopiero, [przecinek zbędny] kiedy znalazła się blisko drzwi, uświadomiła sobie, że to, co wzięła za grające radio[,] było muzyką z pozytywki. – Pierwszy przecinek jest błędny, ponieważ zadziałała tu reguła cofania przecinka przed spójnikami zestawionymi. Bez przecinków piszemy również: w chwili gdy, dopiero kiedy, wtedy gdy, podczas gdy i tym podobne. 

Ueda nie pamiętała[,] by coś takiego mieli. – Dwa czasowniki (podkreślone) i spójnik by w zdaniu podrzędnym to wystarczające powody, by postawić tu przecinek. 


ROZDZIAŁ 1
Po drugiej stronie ulicy widziała dzieciaki, [przecinek zbędny] taszczące plecaki, [i ten też] lub torby i zmierzające do szkoły podstawowej. 

Wesz, co to oznacza? – No ne wem. 

Pożałowała jednak, kiedy zobaczyła[,] jak spojrzenie starszej kobiety ciemnieje. – A, swoją drogą, jak spojrzenie może ciemnieć? W sensie: nabierać ciemnego zabarwienia? 

(…) ta kobieta dała jej w ciągu ostatnich dwóch lat więcej zrozumienia i empatii, [przecinek zbędny] niż cała masa ludzi w ciągu jej dwudziestotrzyletniego życia. – Kiedy po niż nie pojawia się czasownik, przecinka nie stawiamy.

Sakura podeszła do stolika i dopiero teraz dostrzegła[,] jak blada jest Murase. 

— Wszystko w porządku? — zapytała. [akapit] Kobieta nie odpowiedziała, tylko odwróciła wzrok w kierunku drzwi do łazienki.

Przebierając się w swój uniform[,] ciągle analizowała zajście. – Kiedy w zdaniu pojawia się imiesłów współczesny (zakończony na –ąc), powinien pojawić się także przecinek. Imiesłów współczesny traktuje się jak czasownik, mamy więc zdanie złożone.

Kiedy sięgnął do klamki[,] usłyszał (…).

(…) rzucił teczkę na woje biurko i opadł na obrotowy fotel z głośnym westchnieniem. – Swoje. Plus szyk: i z głośnym westchnieniem opadł na obrotowy fotel. 

Poza tym, [przecinek zbędny] jestem tu od szóstej (…). – Na początku zdania poza tym występuje bez przecinka.

Patrząc na zwęglone zwłoki, [przecinek zbędny] leżące na ziemi z charakterystycznym przykurczem kończyn[,] nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś tu nie pasowało. 

Jednak zawsze padało na opuszczone budynki, magazyny, [przecinek zbędny] czy samochody. – Gdy czy łączy elementy, które się wzajemnie wykluczają, nie stawia się przecinka.

Kiedy zobaczył na wyświetlaczu imię dzwoniącego[,] uniósł brew. – Kolejny przykład ze spójnikiem kiedy. Następny:
(…) kiedy zobaczyła niemrawo krzątającą się Hotaru przy gablocie z wypiekami[,] znowu poczuła uścisk w sercu. – Musisz zapamiętać, że spójnik kiedy wymaga przecinka. W przypadku tej reguły nie ma wyjątków. 
— Gdyby chodziło o same podpalenia[,] to może dwa lata i byłbyś wolny. – W przypadku gdyby –również ich nie ma. To spójniki, które wprowadzają zdanie podrzędne. 

Sakura poczuła[,] jak czas zwalnia

Uchiha podszedł do Sasuke[,] podziwiając jednocześnie jego szybką pracę rąk i nóg. 

— Dziwię się, że nikt ci jeszcze łba nie odstrzelił —[spacja]warknął Itachi.

— Nie chcesz wiedzieć, kto zabił Izumi? — Padło. – Komentarz narracyjny do wypowiedzi zacznij od małej litery. W końcu odnosi się on do wypowiedzi, a nie gestu pobocznego. 

Itachi zatrzymał się w pół kroku[,] czując, jak zalewa go fala irytacji.

Ci ludzie, których ja ścigam[,] żyją w półświatkach. – Tutaj podkreśliłam ci wtrącenie. Poznasz je po czasowniku i tym, że gdyby je wyciąć, całe zdanie nie straciłoby sensu. 
Wtrącenia od reszty zdania oddziela się przecinkami z dwóch stron.


ROZDZIAŁ 2
Zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiła[,] zbywając go. 

Na chwilę zapomniała[,] jak się oddycha. – Bardziej przekonałoby mnie prostsze: zapomniała o oddechu czy coś w tym stylu. Bo, powiedzmy sobie szczerze, niemożliwe jest, że bohaterka dosłownie zapomniała, jak się oddycha.

Dopiero jak potrącił ją jakiś student[,] ocknęła się. 

Wcisnęła telefon do torby, obróciła na pięcie i w pośpiechu skierowała się do szatni. – Lepiej: (…) odwróciła się na pięcie i w pośpiechu skierowała do szatni.

Większość studentów jeszcze miała zajęcia, ale Sakura domyślała się, że jak wróci jutro tutaj, to nikt nawet jej nie zapyta, czemu tak nagle zniknęła. Większość studentów z jej roku nawet z nią nie rozmawiała. 

Wyjątkiem była Moegi, która momentami była tak upierdliwa, że Sakura miała ochotę jej coś powiedzieć, ale ostatecznie zawsze gryzła się w język.
Sakura otworzyła swoją szafkę i wyjęła z niej adidasy. – W pierwszym zdaniu, w ostatniej części składowej, podmiotem jest Sakura, a więc to logiczne, że kolejna czynność jest wykonywana przez nią. Co ciekawe, najczęściej masz z tym problem, zaczynając akapity. Na przykład kilka akapitów wcześniej:
Po drugiej stronie usłyszała czyjś świszczący oddech i jakieś stłumione dźwięki.
Sakurę przeszedł nieprzyjemny dreszcz. 
Albo:
— Wszystko w porządku? — Usłyszała jej ściszony głos. — Z reguły to ty jesteś tą, co notuje wszystko.
Sakura uśmiechnęła się krzywo (…). 

Nim drzwi się za nią zamknęły[,] rozbrzmiał dzwonek, który Sakurze skojarzył się z alarmem.

Upił łyk kawy z termosu i wtedy dostrzegł[,] jak w kierunku jego mazdy idzie Kakashi Hatake.

Wcisnął ręce w kieszenie płaszcza i[,] nie czekając na Kakashiego[,] szybkim tempem ruszył do drzwi jednorodzinnego domu. – Wtrącenie z imiesłowem współczesnym. Co robimy z wtrąceniami – już pisałam.

Kiedy Itachi przekroczył próg niedużego domu[,] tknęła go myśl, że ten dzień nie może być już gorszy.

Stanął jak wryty w progu, nie wiedząc[,] na czym zawiesić wzrok.  

— Na szczęście tak — usłyszał. – Wcześniej pisałaś ten dopisek od wielkiej litery, a wypowiedź dialogową kończyłaś kropką. Obie formy są poprawne, ale musisz być konsekwentna. 

(…) wyglądała[,] jakby życie ją nagle przygniotło.


ROZDZIAŁ 3
(…) spojrzał na fotografię prezentującą urodę Marii[,] nim ktoś ją zamordował

Z okna pogoda wyglądała nieciekawie, ale i tak mróz, który uderzył w Itachiego[,] był prawie obezwładniający. Samochody były zasypane i Uchiha na chwilę zwątpił, który może być jego. Tak skupił się na szukaniu kluczyków po kieszeniach płaszcza, że kiedy ktoś niespodziewanie złapał go za bark[,] odwrócił się i chwycił napastnika za kurtkę.

— Jeżeli uważasz, że zmienię zdanie[,] to możesz od razu iść tam[,] skąd przylazłeś

Dobrze wiesz, [przecinek zbędny] dlaczego. – Jeśli po dlaczego nie ma czasownika, nie poprzedzamy go przecinkiem. 

Chcę tylko[,] byś go namierzył (…).

— Ostatnim razem, jak ci pomogłem[,] skończyłeś na OIOM-ie.

(…) odgłosy kroków po mieszkaniu, [przecinek zbędny] czy grająca muzyka z pokoju Ino.

Sakura w duchu dziękowała, że do przejścia miła zaledwie jedną przecznicę.

Mężczyzna skupił się na oglądaniu towaru, więc Sakura[,] myśląc, że ma szansę[,] chciała się odwrócić i odejść, ale wtedy dobiegł ją ten przenikliwy głos (…). – Wtrącenie.

Pochylił się, odległość między ich twarzami była zbyt mała, Sakura odniosła wrażenie, że jej serce zaraz stanie ze strachu.
— Gdzie byłaś, Sakura? — syknął. Jego oddech był przesycony alkoholem.
Haruno była bliska histerii.

Poczuł[,] jak oplata się nogami wokół jego bioder (…).

Nie pamiętał, kiedy seks był dla niego czymś więcej niż zwykłym zaspokojeniem potrzeb. Chociaż Konan była dobrą i czułą kochanką (…).

Kiedy leżała obok niego i patrzyła się mu w oczy[,] widział niewypowiedzianą nadzieję. – Patrzyła mu w oczy. Bez się.


ROZDZIAŁ 4
Pod powiekami czuł uciążliwy piasek[,] a głowa sama mu opadała

(…) a jak spojrzał w stronę Kakashiego[,] zobaczył, że ten już nie śpi. 

(…) jeśli mamy mówić o widełkach[,] to śmierć nastąpiła około trzech, czterech dni temu.

To, że Sasuke nagle pojawił się kolejny raz w jej życiu[,] nie musiało przecież oznaczać zbliżającej się katastrofy. – Wtrącenie.

Jakby Morino się czepiał[,] zawsze mogę powiedzieć, że jesteś w terenie.


ROZDZIAŁ 5
Biały puch pokrywał już cały cmentarz, a grób, przed którym stał [ten puch?][,] ledwo rysował się na jednolitym tle. – Wtrącenie.

Telewizor grał głośno, właśnie leciał jakiś teleturniej, a matka wyglądała, jakby nawet odgłos spadającej bomby miał jej nie obudzić, więc się nie przejmował skradaniem. – Nie przejmował się telewizor, teleturniej czy odgłos?

Jej lepką krew na rękach i pasję, kiedy ostre krawędzie szkła ginęły w miękkim brzuchu. – Zastanawia mnie użycia słowa ginęły. Z jednej strony jest poprawne, bo oznacza tyle, że traci się coś z oczu, ale w scenie, w której ginie matka – ginące również ostre krawędzie nie brzmią już tak super. Może mniej nacechowane: znikające? Chowające się?


ROZDZIAŁ 6
Sakura nie była pewna, czy dobrze zrobiła[,] mówiąc Hotaru prawdę. Kobieta wysłuchała jej uważnie, nie przerywając ani razu. A potem jakby nigdy nic przytuliła ją, dając tym gestem jej tyle wsparcia, ile tylko mogła. – Trzy zdania z imiesłowami współczesnymi, jedno po drugim. Zbliżone konstrukcje rzucają w oczy. Na dodatek raz stawiasz przecinki poprawnie, raz ich brakuje, a przecież przykłady są do siebie bardzo zbliżone, działają tu te same zasady. Dalej też:
Wracając do domu[,] złapała się myśli, że wciąż nie odnalazła swoich kluczy.

Nie raz zastanawiała się, czy gdyby nie tamte zdarzenia to dziś nadal byliby razem? – Nieraz (w kontekście: często). Oddzielając od siebie dwa człony, kontekst masz inny (nie raz, a dwa razy). Zakładam jednak, że nie o taki ci chodziło.

— Nie znasz go, jak coś sobie postawi za cel[,] to łatwo nie odpuści. Jeśli pozostanie w Osace[,] to dokopie się do prawdy.

Przysunęła kopertę do siebie i[,] ku rozczarowaniu[,] nie zobaczyła nadawcy.

Sakura schowała dłonie po stół i wpatrywała się z pismo na kopercie. – Pod.

Sakura zobaczyła[,] jak na twarzy przyjaciółki maluje się konsternacja.

Ino nie wiedziała[,] czy dobrze postępuje

Nim wyszła z mieszkania[,] zajrzała jeszcze do Keijiego (...).

Miejsce było bardziej opustoszałe[,] niż by tego chciała (...).

Najpierw niespiesznie, ale im bliżej była[,] tym mocniej ją coś ciągnęło.


ROZDZIAŁ 7
Kobieta rozejrzała się po lokalu, a kiedy wzrokiem namierzyła cel[,] minęła stoliki (…).

Kobieta zabrała kurtkę i[,] nie mówiąc nic więcej[,] skierowała się do wyjścia. – Wtrącenie.

Itachi popatrzył na swoją niedojedzoną Yakisobę. – Dlaczego wielką literą? Czy spaghetti też tak zapisujesz? Egzotyczną nazwę pierożków, pamiętam, wcześniej zapisałaś małymi. 

Itachi uśmiechnął się półgębkiem. To by była miła odmiana.
*** – O, a tu brakuje entera.

Wiesz[,] gdzie pracuje?

— Niestety, [przecinek zbędny] nie.[spacja]— Prosił[,] by tak się zwracać (…).

(…) a noc zalewająca ulice znów obudziła w Sakurze niepokój. Mimo to, nie zatrzymywała się. – Trudno, by noc miała się zatrzymać tylko i wyłącznie dla Sakury...

Podróż minęła Sakurze szybciej[,] niż by chciała. – O, a tutaj już nie noc, a podróż ma jakieś dziwne zachcianki.


RAMKI, GADŻETY, ZAKŁADKI
(...) a bohaterowie nie zawsze pamiętają o czymś takim, [przecinek zbędny] jak kręgosłup moralny. 

O blogu: Na podstawie mangi Naruto. – Skoro całość zapisałaś kursywą, tytuł mangi powinien znaleźć się w cudzysłowie.

Itachi pomiędzy walką z przeszłością, [przecinek zbędny] a życiem w teraźniejszości zaczyna dostrzegać punkty wspólne w morderstwach (...). – Nie stawia się przecinka przed a, które oddziela od siebie dwa elementy współrzędne, często wykluczające się (np. między młotem a kowadłem). 

Komisarz Uchiha z czasem przekonuje się, że (…) – w opowiadaniu pojawia się informacja, że Uchiha jest detektywem. Więc jak to jest dokładnie?

Autorka: Nie wyjdę z domu, nie mając przy sobie Kindle, [przecinek zbędny][podwójna spacja zbędna] albo tradycyjnej książki. (…) nie mając przy sobie (kogo? czego?) Kindle’a.

I to by było na tyle.



Za betę dziękuję For, a za konsultacje z japońskiego – Ayame.



5 komentarzy:

  1. Komentarz na raze będzie krótki, więcej napiszę wieczorem.
    Dzięki za ocenę! Cieszę się, że czytanie było całkiem znośne w ostatecznym rozrachunku i historia ci się podobała.
    Ekspozycja - wiem, staram się z nią walczyć, ale czasem nie umiem jakoś lepiej tego ograć. Czytam te oje rozdziały i, kuźwa, nie umiem już ich poprawić.
    Stylizacja językowa - z ym to kompletnie sobie nie radzę, serio. :D Domyślam się, że moi bohaterowie momentami brzmią podobnie i zlewają się ze sobą, ale... no właśnie. Nie wiem, w jaki sposób to zmienić. Muszę nad tym pomyśleć.
    Interpunkcja - ten temat przemilczę, moja zmora, niestety. :c
    Przeczytałam tylko pobieżnie podsumowanie, więc więcej nie powiem, ale na pewno ustosunkuję się do rad i będę się starała poprawić, to co mogę, albo przynajmniej przy wprowadzaniu kolejnych postaci spróbuję nadać im większą głębię. (Kakashiego i Itachiego raczej już nie skoryguję).
    Na pewno coś jeszcze dopiszę! Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej. No to tak.
    Podmioty - nie wiem, czemu mam z nimi taki problem. Kiedyś było u mnie w drugą stronę. Bylo ich za mało. Muszę wyłapać równowagę. Najlpsze jest to, że ja zawsze tekst sprawdzam. Czemu ja tego, kurczę, nie widzę? xD
    Scena z rozdziału czwartego - cóż, miało to tak od początku wyglądać. Mnie ona w tym miejscu akurat pasuje, więc tutaj się z tobą nie zgodzę.
    Kwestia Itachiego - wiem, jest nijaki, mało wyrazisty. Jak wspomniałam, nie zawsze ogarniam tę całą stylistykę językową. Szczerze? Chyba go kreując nie do końca przemyślałam jego cechy. Nie pomyślałam do końca nad jego zachowaniem i wyszedł mi dosyć pospolity i mało interesujący. Spróbuję to chociaż trochę skorygować w kolejnych rozdziałach.
    Research - starałam się tutaj, aczkolwiek przyznaję, nie do końca ogarniam działanie japońskiej policji. Oni tam mają tyle tych podziałów, że ja zgłupiałam i nieco uprościłam sprawę. Ale kwestię prokuratora jeszcze jakoś naprawię. :D
    O, i dziękuję za wyjaśnienie kwestii z alfabetem. :D
    Oczywiście ze wszystkimi błędami się zgadzam, postaram się poprawić pod względem narracji, aczkolwiek nie wiem, ile z tego wyniknie, bo wyrobiłam sobie już taki styl. Ale uwagi będę miała z tyłu głowy, to na pewno. ;)
    Co do takich kwesti jak Tsunade - pojawi się ona jeszcze w opowiadaniu, chociaż jest postacią, której większego tła nie przypisałam. ;)

    A co do tego, że nie napisałam nic więcej - pewnie jakby ocena faktycznie pojawiła się we wrzesniu, to jeszcze pod lupę wślizgnąłby ci się rozdział 8. :D

    "Sakura spoglądała na jej pomarszczoną twarz, myśląc czy może prosić boga o jeszcze trochę szczęścia w swoim życiu. – Ciekawi mnie ta kwestia. O jakim bogu myśli Sakura? Jeżeli przytacza istotę najwyższą w religiach monoteistycznych (w praktyce: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu), powinnaś zapisać to słowo wielką literą. A jeżeli Sakura myśli o innym bogu, to o… którym?" - Ech. Miałam tutaj wpisać bogini Okame, ale... nie wiem, czemu tego nie zrobiłam. :x Mój błąd.

    Jeszcze raz dziękuję za ocenę. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, i dziękuję za wyjaśnienie kwestii z alfabetem. :D
      [głos zza kadru]
      Ekhu, ekhu... sylabariuszem, ekhu.

      Usuń
    2. A co do tego, że nie napisałam nic więcej - pewnie jakby ocena faktycznie pojawiła się we wrzesniu, to jeszcze pod lupę wślizgnąłby ci się rozdział 8. :D – Będę zaglądać i śledzić dalsze losy już poza WS, ty się nie martw. :)
      Bogini Okame wydaje się dobrym pomysłem.

      Cieszę się, że ocena w jakimś stopniu była pomocna. Mam nadzieję, że weekendu nie popsuła, jak obawiałaś się na czacie.
      Do poczytania!

      Usuń