[169] ocena wierszy Hieny

Autorka: Hiena
Tematyka: poezja
Ocenia: Skoiastel

Stowarzyszenie Umarłych Poetów (1989)


Trudno mi zacząć ocenę od tak zwanego pierwszego wrażenia, skoro teksty wysłałaś mi na priv; dziwnie się czuję bez wstępu. Może więc zacznę od tego: cieszę się, że na WS pod lupę bierze się coraz więcej poezji; być może moje ocenki zachęcą kogoś jeszcze z ekipy do podzielenia się swoimi wrażeniami odnośnie zgłoszonych w przyszłości wierszy? Albo może też innych zainspirują do sklejenia czegoś własnego? Trudno przewidzieć, w każdym razie fajno.
Bez zbędnych przedłużaczy przejdźmy już do pierwszego wiersza. Wszystkich jest zaledwie sześć, także pozwól, że wyjątkowo ocena obejdzie się bez podsumowania. Bardzo trudno byłoby mi takowe napisać, mając zaledwie kilka prac, dodatkowo w tak krótkiej ocenie miałabym wrażenie, że się powtarzam w obrębie niewielu akapitów. Postaram się jednak ocenić twoje wiersze skrupulatnie i rzetelnie. No to do dzieła!

Trochę tęsknię czyta mi się dość… dziwnie. Trudno mi to określić jakoś dokładniej, konkretniej. Wrażenie mam takie, a nie inne, ponieważ tam, gdzie ty postawiłaś kropki, przy czytaniu na głos ja postawiłam mocne pauzy oddechowe. Spójrzmy na to szerzej:

Trochę tęsknię za
przyczajonymi górami
Problemów.

I na ławce
odnajduję napis
„kocham”.
(...)

Druga strofa (która zaczyna się, jak sama widzisz, od spójnika) brzmi jak dopowiedzenie wrzucone na ostatnią chwilę. Jakbyś sobie o czymś nagle przypomniała i chciała to dodać. Kolejną strofę zaczynasz od więc, dlatego brzmi ona jak kontynuacja, mimo twardych pauz wyznaczonych przez kropki. To właśnie dlatego jest dziwnie i nieco sztywno; nie wiem, czy taki miałaś cel i nie oceniam strony technicznej, jedynie informuję, jak ją odbieram.
Jeżeli chodzi o fabułę, podoba mi się metafora korektora wyciągniętego z serca, nie rozumiem jednak, jak ma się ona do pierwszej strofy – podmiot liryczny tęskni za problemami, prawdopodobnie miłosnymi, ale jednocześnie zamazuje napis o miłości, wypierając się jej. Mamy paradoks. Czy celowy? A jeżeli tak, to zastanówmy się, co on może dać postronnemu czytelnikowi? Co taka zagubiona ja, która, powiedzmy, przypadkowo trafiłaby na ten tekst, mogłaby wynieść z niego dla siebie? Utwór z niczym mi się nie kojarzy, a przez to nie wywołuje we mnie żadnych emocji, mimo że wygląda na poprawny i przemyślany.

Rekonwalescencja wygląda tak samo. Ma taką samą budowę; znów trzywersowe strofy kończysz kropkami i znów stawiam tam twarde pauzy oddechowe, a przez to znów jest sztywno i czyta się to jakby mechanicznie:

Rekonwalescencja
utrudnia mi oddech
w mechanicznej skorupie.

Biegnę i wykrzykuję
różane historie miłosne
pozbawione kolców.
(...)

Budowa pasuje do mechanicznej skorupy – wiersz wygląda jak napisany przez robota, a to pokrywa się z byciem jedynie pustką. Ciekawe jest to, że czytając, zadawałam sobie dokładnie to samo pytanie, które znalazłam w puencie, czyli: jak to jest, że ktoś jakby mechaniczny odczuwa emocje, biegnie i krzyczy, w ogóle poznaje, że przechodzi jakąś rekonwalescencję? Kiedy doszłam do puenty i okazało się, że myślę o tym samym, o czym myśli podmiot, uśmiechnęłam się do siebie.
To, co wzbudza moją wątpliwość, to trzecia strofa. Nie wiem, jak z bieganiem i krzyczeniem, i rekonwalescencją połączyć podpowiadające coś sufity. Brakuje mi jakiegoś odniesienia, co dalej z tym podpowiadaniem, jak reaguje na to podmiot, jakie ma to dla niego znaczenie. Mam wrażenie, że ta informacja nie pojawia się w tekście; podrzuciłaś strofę, która z niczym mi się nie lepi. Mam wrażenie, że jakby ją wyciąć, główny sens nie zmieniłby się. Ewentualnie przychodzi mi jeszcze na myśl, że rekonwalescencja odbywa się w zamknięciu, czterech ścianach, może po sąsiedzku, gdzie słyszy się o sobie opinie innych ludzi, ale podmiot jednak biegnie i wykrzykuje, a to kojarzy mi się z wolnością i energią. Nie wiem, mam zagwozdkę, z którą nic nie zrobię, dopóki mi jej nie wytłumaczysz, dlatego pójdę już dalej.

W przypadku Ciszy poinformowałaś mnie o częściowym archaizowaniu. Zaznaczyłaś, że nie znasz się na tego typu mowie, ale wiesz co? Ja też nie. Pierwsza strofa jest płynna i lekka, lecz kompletnie nie wiem, co chcesz mi nią przekazać. Najpierw mamy jakichś ich, których ranią słowa, i strasznie byłam ciekawa, kim są ci oni, ale zaraz potem piszesz, że bólu białemu lśni głowa i już kompletnie się pogubiłam. Może w bólu jakiemuś białemu człowiekowi lśni głowa, bo jest... łysy? Nie, przepraszam za śmieszki, chyba po prostu zaczynam kombinować, bo nijak nie potrafię nic z tej strofy wyciągnąć. Jest ładna, ale – poza tym – co autor miał na myśli, hmm?
W drugiej strofie podmiot liryczny zwraca się do kogoś konkretnego i już do końca nie dowiem się, kim byli oni. Nie rozumiem też, co ma mi dać wydzielone przez przecinki szaleństwo:

Tyś ni co dzień, ni w zorze
mię słuchać podobieństw samotnie,
szaleństwo, rozum oplata markotnie
ty ni w dniach widujesz nadniebne powozie.

Na moje oko w podkreślonym wersie byłoby płynniej bez przecinka i czytelnik miałby jasny obraz, że to szaleństwo oplata rozum. A na moje ucho – zorze i powozie nie rymuje się aż tak dokładnie, co słychać przy czytaniu na głos. Może nie byłoby to aż tak zauważalne, gdyby w pierwszej strofie również rym był niedokładny, ale jednak kwilą i chwilą współbrzmią dość wyraźnie – mają dokładny akcent oksytoniczny.

Próbowałam rozszyfrować, co miałaś na myśli, sprawdzając znaczenie niektórych słów, które znam współcześnie; czasem tak bywa, że słowa, których używamy dziś, dawniej miały zupełnie inne znaczenie. No i okej, widzę w Google biblijne podobieństwa Jezusa, czyli inaczej przypowieści, a więc zakładam, że podmiot liryczny opowiada w wierszu komuś jakieś opowieści. Z drugiej strony trochę męczące jest dla mnie takie rozszyfrowywanie i sprawia ono, że bardziej czuję frustrację niż ciekawość, nawet nie daję rady dojść do końca, jest to dla mnie zbyt mozolne. Na moje oko zwyczajnie przedobrzyłaś z archaizacją; to nie jest tak, że aby tekst dawał wrażenie starego, trzeba korzystać tylko ze starych wyrazów, których znaczenie uległo zmianie. Nasz język nie składa się tylko ze słów współczesnych lub starych, są też słowa będące pośrodku, neutralne, których tutaj mi zabrakło, aby tekst był zrozumiały i nie męczył. Brakuje mi wyważenia, złotego środka. Z drugiej strony jeżeli znasz się na archaizacji i masz stuprocentową pewność, że to wszystko ma ręce i nogi, no to brawo. Tylko nie wiem, do jakiego odbiorcy chcesz trafić tym stylem, wyszło jednak, hmm, realistycznie, bo wiersz faktycznie przypomina jakiś staroć.
W kolejnej strofie widzę coś takiego:

Dławi przyjacielu, prędko umykam
tyś nic nie czuł, boś pusty
nie wiem, takiej życia chcę wlać w usty.

I niestety po dość komicznych nawiązywaniach do łysego gościa, teraz, gdy napisałaś, że ktoś chce życie wlać w usta… Nie wiem, czy nie za mocne byłoby szukać jakiegoś gifa z dławiącym się Łysym z Brazzers.
Dodatkowo przed przyjacielu powinnaś postawić przecinek, bo wołacz jest wtrąceniem. W kolejnej strofie zamiast dywizu dobrze byłoby użyć myślnika:

Spokój - wśród słów się potykam,
w wątpliwość bierę, czy twa pod włosy
głowa gorlejsza, czy moja, boć słyszę głosy.

O ile tekst jest archaizowany, o tyle bierę kojarzy się z gwarą; to dość prześmiewczy (być może tylko u mnie, na Śląsku) zwrot, który zdecydowanie psuje atmosferę.
Trudno też mówić mi o chociażby dopasowaniu tytułu do treści. Podmiot liryczny przyznaje, że słyszy głosy, na dodatek w tekście dużo jest zwrotów świadczących o dźwiękach (słuchanie podobieństw, szaleństwo, słowa, kwilenie, dławienie i tak dalej), a więc nie wiem, jak się ma do tego cisza. Być może gdybym zrozumiała przekaz, mogłabym się bardziej w tym dopasowaniu zorientować. Jeżeli chodzi o fabułę, to to samo dławienie, kwilenie, szaleństwo, branie, gorliwość jak nic kojarzą się z seksem, a do tego znaczenia nie pasuje mi jedynie pierwsza strofa o śmierci lżejszego (kogo?). Koniec końców nic nie rozumiem.

Kot
Dlaczego w utworze stosujesz niepełną interpunkcję, stawiając przecinek, na przykład, przed że i bo, ale przed gdy czy jak – nie? Pierwsza strofa jest świetna, melodyjna, lekka i zabawna, buduje atmosferę. Druga – podtrzymuje to wszystko. Trzecia podoba mi się najbardziej, bo włos i kot przy czytaniu na głos brzmią całkiem podobnie i niedokładny rym dodaje uroku. Za to w czwartej strofie widzę błąd:

Lubię gdy kot ociera
się o moje ramiona
i (nie) wbija pazurki w plecy.

Zaprzeczenie w nawiasie nie bardzo pasuje, ponieważ poprawne zdanie z zaprzeczeniem brzmiałoby: nie wbija (kogo? czego?) pazurków. Może lepiej (a na pewno poprawniej) byłoby postawić zaprzeczenie przed całą strofą: (Nie) lubię, gdy…? Wtedy fleksja pozostaje poprawna.

Ze względu na kropki kończące strofy znów jest drętwo i mechanicznie, tym razem jednak, biorąc pod uwagę fabułę, nie wydaje mi się, że tak musi być. To, co w przypadku mechanicznej skorupy sprawdziło się naprawdę dobrze, tutaj wydaje się, ot, jedynie powtarzalnym zabiegiem. Być może gdybyś przesłała mi więcej twoich utworów, nie rzuciłoby się to tak w oczy, jednak gdy zabieg występuje w trzech wierszach na sześć, trudno tego nie zauważyć.

O Bańce nic nie napiszę, poza tym że jest świetna. Nie mam żadnych zastrzeżeń, czyta się ją bardzo lekko, rozumie się przekaz, czuje się to, o czym piszesz. Używasz plastycznych rzeczowników, które można przywołać w wyobraźni, to wszystko daje płynnie zmieniający się obraz, z każdym wersem zbliżając do puenty, która jest jak petarda.
Wiersz trafia i zostaje w pamięci. Może w mojej zostanie szczególnie, bo głównie pierwsza i ostatnia strofa są mi dość bliskie, przywołują konkretne wspomnienia, ale wydaje mi się, że chociaż na pewno ma to duży wpływ, nie tylko ja odebrałabym ten utwór jako interesujący, lekki i taki, który da się zrozumieć. Może właśnie dlatego, że napisałaś go, używając słów-kluczy, które pobudzają wyobraźnię, a może dlatego, że wiersz jest melodyjny i świetnie się z nim płynie, czytając go na głos. Choć, na moje oko, i jedno, i drugie. Same zalety.

Na koniec pozostał mi Kłamca. Jest obrazowy jak Bańka, wykorzystujesz tu sporo związków stylistycznych pozwalających się wczuć. Trudno mi jednak go zrozumieć, mam bardzo dużo wątpliwości i pytań. Przykładowo, jak to jest, że podmiot liryczny jednocześnie chce zostać ciśnięty w kąt, co kojarzy się z odrzuceniem, ale jednocześnie w kolejnej strofie lubi, gdy ktoś udaje bezbronnego. Czy to się nie wyklucza? I jak to jest, że podmiot liryczny nie wie, od kiedy czyjeś części leżą niezebrane, skoro w tej samej strofie ten sam podmiot zauważa, że je zbiera, a ktoś sypie się w czasie teraźniejszym, aktualnie? Albo dlaczego płaszcz zwisa przy klifie? Nie mogę zrozumieć tej metafory. Podoba mi się natomiast enigmatyczność i to, że niczego nie napisałaś wprost; można samodzielnie pobawić się w analizowanie, a że tekst jest sporawy, jest z czego analizować. Nie mam pojęcia jednak, o co chodzi z karmieniem łaską, do czego to nawiązuje. Mam wrażenie, że ten wiersz mówi trochę za dużo – nie trzyma się jakiejś konkretnej linii fabularnej, tylko skacze od tematu do tematu, niewiele się ze wszystkim wiąże, brzmi to raczej ogólnikowo, wybiórczo. Raz znajduję się w wyobrażeniu na klifie i łące z kwiatami jednocześnie, by zaraz przejść do emotikon – robi się więc współcześnie. Co to wszystko ma do łaski i obrazów niechęci? Nie potrafię sobie tego połączyć we wspólną całość, to raczej na moje oko wybiórcze elementy tworzące wizję-chaos.

Natomiast bardzo pomysłowe i innowacyjne jest to, że kłamstwa, o których mówi podmiot liryczny, zawarte są w nawiasach. Oficjalnie, jakby na głos, podmiot na przykład przyznaje się, że myśli nieczęsto, ale w nawiasach pojawia się dopowiedzenie, że jednak przez cały dzień – o poranku, w południe i wieczorem. Albo, że myśli i wyobraża sobie kogoś na klifie, co sprawia mu przyjemność, ale jednak w nawiasie pojawia się tego zaprzeczenie (proszę nie ach nie rób tego). Świetna jest też (chociaż nie wiem dlaczego, ale takie mam odczucie) rezygnacja z interpunkcji w nawiasach (może to sugerować, że w myślach nie zwraca się uwagę na obecność chociażby przecinków), jednak aby było to bardziej widoczne, poza nawiasami przecinki powinny znaleźć się tam, gdzie powinny, w każdym przypadku, a jednak niektórych brakuje, na przykład tutaj: Lubię[,] gdy udajesz bezbronnego. Albo tutaj:

„Ciśnij mną w kąt
(posadź na drewnianej trawie)
umysł wypełnia mi
pewność stagnacji”.

W pierwszym wersie powinien pojawić się przecinek, średnik albo nawet i kropka.
Dalej podobnie:

Dość słyszałam już szeptów
wciąż wirują mi w pamięci.

Interpunkcja powinna być stosowana konsekwentnie. Niby dlaczego pojawia się w wierszu tylko gdzieniegdzie? Natomiast w wersie: W końcu wzmógł  mój apetyt masz podwójną spację.

Swoją drogą bardzo podoba mi się brzmienie utworu, gdy czyta się go na głos; szczególne wrażenie robią rymy wewnętrzne, jak i zewnętrzne:

„To bez znaczenia.
(kocham twój uśmiech tak właśnie tak)
Kręcisz globusem
i robisz kroki.
Unosisz dłoń w
geście pozdrowienia”.

I to już chyba wszystko, co mam do napisania o twojej twórczości. Chociaż Cisza zabiła mi niezłego ćwieka, a Trochę dziwne wydaje się i dziwne, i trochę o niczym konkretnym, generalnie mam dobre odczucia odnośnie do twojej poezji. Prosiłaś mnie, bym nie wystawiała ci noty końcowej, zresztą nie miałabym zamiaru tego robić, jeżeli wierszy wysłałaś mi ledwo sześć. Niby każdy z nich jest inny, ale wszystkie (być może poza Ciszą, bo naprawdę nie mam pojęcia, o czym ona jest) miały podobną tematykę – miłosną. Jestem ciekawa, czy chowasz w zanadrzu jakiś wiersz, który odbija od tego wątku? Doceniam próby zmierzenia się z sonetem, również to, że budową każdy utwór tak naprawdę różni się od siebie (powtarzalnym zabiegiem były jedynie kropki dość mocno kończące strofy). Nie ukrywam jednak, że gdybym miała określić konkretnie, do których wierszy wracałabym z własnej woli, byłaby to tylko Bańka. Od A do Z wydaje się spójna, czego nie mogę powiedzieć o innych twoich pracach, do których jakieś uwagi jednak z mojej strony się znalazły. W przypadku Kłamcy mam wrażenie, że wiem, o co tu i ówdzie chodzi, jednak nie potrafię strof poskładać w spójny obrazek. Aczkolwiek właściwie wszystkie te przytoczone wyżej uwagi nie były przecież aż tak znaczące, by nie móc nazywać cię niezłą autorką, a takie bazgroły wychodzą ci naprawdę dobrze.
Życzę więc powodzenia w dalszym bazgroleniu. :)


Betowała niezastąpiona Ayame.
Dziękuję.


8 komentarzy:

  1. Przychodzę!
    Na wstępie - bardzo dziękuję za tak szybką, dokładną i rzetelną ocenę. W życiu bym nie powiedziała, że dostanę ją tak szybko. Widzę, droga Skoi, że profesjonalizm wspina się u ciebie na największe wyżyny (ale zasłodziłam!).
    Postanowiłam każdy wiersz omówić w osobnym komentarzu, ponieważ piszę na telefonie i będzie mi trochę prościej.

    Trochę tęsknię:

    "Jeżeli chodzi o fabułę, podoba mi się metafora korektora wyciągniętego z serca, nie rozumiem jednak, jak ma się ona do pierwszej strofy – podmiot liryczny tęskni za problemami, prawdopodobnie miłosnymi, ale jednocześnie zamazuje napis o miłości, wypierając się jej. " Nie do końca. Bardzo kluczową rolę odgrywa tu pierwsza strofa. Podmiot liryczny mówi, że tęskni za problemami. Tak zwyczajnie - ma dosyć bezproblemowego życia, w którym nic się nie dzieje. Tak bardzo mu to dokucza, że postanawia sam go sobie stworzyć. Właśnie zamazując inskrypcję, tworzy nowy problem, i czuje się w jakiś sposób spełniony - bo mu się to udało. Wiersz miał nawiązywać do ciągłego szukania "dziury w całym" przez ludzi. Mają idealne życie, ale i tak muszą coś spieprzyć, bo tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rekonwalescencja:

    "To, co wzbudza moją wątpliwość, to trzecia strofa. Nie wiem, jak z bieganiem i krzyczeniem, i rekonwalescencją połączyć podpowiadające coś sufity. Brakuje mi jakiegoś odniesienia, co dalej z tym podpowiadaniem, jak reaguje na to podmiot, jakie ma to dla niego znaczenie. Mam wrażenie, że ta informacja nie pojawia się w tekście; podrzuciłaś strofę, która z niczym mi się nie lepi. Mam wrażenie, że jakby ją wyciąć, główny sens nie zmieniłby się. Ewentualnie przychodzi mi jeszcze na myśl, że rekonwalescencja odbywa się w zamknięciu, czterech ścianach, może po sąsiedzku, gdzie słyszy się o sobie opinie innych ludzi, ale podmiot jednak biegnie i wykrzykuje, a to kojarzy mi się z wolnością i energią. "
    Niby biegnie i wykrzykuje - No fakt, wolność jakoś się patrzy. Ale co wykrzykuje? Różane historie POZBAWIONE KOLCÓW. A jakie to mogą być historie bez kolców, takie piękne i urocze? Kłamstwa.
    A więc nie jest to bieganie wyzwalające. Podmiot próbuje od tego uciec - ciągle kłamstwa. Zamyka się więc w czterech ścianach, ale i tu nie jest bezpieczna. Bo ściany i sufity mają uszy. Szepczą.

    OdpowiedzUsuń
  3. I dotarłyśmy do mojego ulubionego. Dlaczego? Bo nikt go, kurła, nie rozumie. Shit.

    Cisza

    Dobra, chodzi o schizofrenię. Podmiot liryczny choruje na schizofrenię. Pierwsza strofa opisuje odczucia, jakich doznaje, gdy słyszy kolejne głosy. Cierpi, bo kwilą, proszą go o coś a on nie może nic zrobić.
    Druga strofa - p. Liryczny porównuje swoją sytuację z inną, całkiem przecietną osobą, która nie słyszy zupełnie niczego ( ni codzień, ni w zorze, nawet nie śni: ty ni w snach widujesz nadniebne powozie).
    Trzecia: p. Liryczny przyznaje, że ma dosyć głosów i bycia dziwadłem. Dostrzega coś jeszcze- czy rzeczywiście tak kolorowo jest nie słyszeć zupełnie niczego? Przyznaje, że nie jest już pewien, czy chce zasmakować takiego życia (nie wiem, takiej życia chcę wlać w usty) w zupełnej ciszy.
    Ostatnia - p. Liryczny jest kompletnie zagubiony. Finalnie zastanawia się, czy lepiej jest w końcu słyszeć te przeklęte głosy, czy nie słyszeć zupełnie niczego. I kto tu jest w końcu wariatem - on, bo coś słyszy, czy ktoś, kto nie.

    Czemu tytuł "cisza?"? Bo to jest odpowiedź na wątpliwości p. Lirycznego. To odpowiedź, jaką podałby przeciętny człowiek. Przecież lepiej jest się zamknąć na wszystko, niczego nie zauważać i udawać, że - hej- wszystko idzie zajebiście. Lepiej wybrać ciszę. Przynajmniej nie wezmą cię za wariata.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kot

    Wszelkie błędy odnośnie interpunkcji są nie celowe i poprawię je jak będę na komputerze. I te pzaurki. Serio, nie wiem, jak ja to odmieniałam. Btw, wiersz nie jest o miłości (piszesz o tym w podsumowaniu, że wszystkie prócz ciszy są o tematyce miłosnej). Mówi się, że koty są potwornie fałszywe. To określenie jest idealne względem ludzi. Tak więc kot w wierszu jest alegorią człowieka. Nawet wers o pazurkach wbijających się w olecy miał odnosić sie do przysłowia "wbić komuś nóż w plecy". I chyba tyle odnośnie kota.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bańka

    O matko, ale mam wyszczerz na mordzie. Też go uwielbiam. Czasami dziwię się, czytając go, że tak dobrze mi wyszedł, pomimo tego, że (i teraz będzie zdziwko) NIGDY nie miałam chłopaka i nie byłam zakochana. Nie wiem, chyba mam taką smykałkę do wczuwania się w jakieś emocje. Podobnie miałam pisząc ciszę.
    A, przypomniałam sobie, że nie licząc ciszy mam jeszcze jeden sonet. Jak masz ochotę to ci go prześlę, ale nie jest on nader głęboki. Opowiada krótką historię, bez żadnej filozofii. Ale to jak masz ochotę.
    W każdym razie - ogromnie dziękuję za tak ciepłe słowa!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kłamca

    "Trudno mi jednak go zrozumieć, mam bardzo dużo wątpliwości i pytań. Przykładowo, jak to jest, że podmiot liryczny jednocześnie chce zostać ciśnięty w kąt, co kojarzy się z odrzuceniem, ale jednocześnie w kolejnej strofie lubi, gdy ktoś udaje bezbronnego. Czy to się nie wyklucza? "

    No fakt, ale cały ten wiersz jest o niepewności i wykluczaniu siebie nawzajem. P. Liryczny chce i jednocześnie nie chce czegoś, gubi się we własnych kłamstwach.
    " I jak to jest, że podmiot liryczny nie wie, od kiedy czyjeś części leżą niezebrane, skoro w tej samej strofie ten sam podmiot zauważa, że je zbiera, a ktoś sypie się w czasie teraźniejszym, aktualnie?" Bo głupia Hiena nie czytała dokladnie i pomieszała czasy. Mea maxima pulpa.
    " Albo dlaczego płaszcz zwisa przy klifie?" Zwisający płaszcz, zwłaszcza przy klifie miał oznaczać upadek, i następnie to całe sypanie się. Stłuczenie.

    " Świetna jest też (chociaż nie wiem dlaczego, ale takie mam odczucie) rezygnacja z interpunkcji w nawiasach (może to sugerować, że w myślach nie zwraca się uwagę na obecność chociażby przecinków), jednak aby było to bardziej widoczne, poza nawiasami przecinki powinny znaleźć się tam, gdzie powinny, w każdym przypadku, a jednak niektórych brakuje," ogólnie mnie samej spodobał mi się pomysł pominiecia przecinkow w nawiasach. Mialo to wyglądać tak, jakby ktoś na szybko dopisywal je w liście, bojąc się, ze potem stchórzy i nie da rady się przyznać. I pomijal przy tym interpunkcję, kto zwraca na nią uwagę gdy spieszy się z oddaniem listu?
    Przecinki dopiszę w odpowiednich miejscach.

    Podsumowanie.
    Bardzo dziękuję za rady i dobre słowa ( zwlaszcza tu:"Aczkolwiek właściwie wszystkie te przytoczone wyżej uwagi nie były przecież aż tak znaczące, by nie móc nazywać cię niezłą autorką, a takie bazgroły wychodzą ci naprawdę dobrze.
    Życzę więc powodzenia w dalszym bazgroleniu. :)" . Okropnie dużo to dla mnie znaczy. W ciągu ostatniego roku, gdzie zaczęłam bawić się poezją, wysyłałam swoje prace na różne konkursy. Bez powodzenia. Zero. Nic.
    Znajomi bardzo mnie wspoerali, mówili, że mam talent i inne tego typu pierdoły. No ale jak mogłam być dobra, skoro nic nigdy nie wygrałam.
    Uznałam więc, że najwidoczniej moja poezja jest naprawdę kiepskich lotów. Dziękuję, że jednak udowodnilaś, że jest inaczej. To znaczy, fakt, idealna nie jest i zdecydowanie jest się do czego przyczepić. Ale wiem teraz, że na pewno nie jest zła. Piszesz nawet, że jestem naprawdę niezła. Cholernie ci za to dziękuję.

    Dobra, kończymy. Jeszcze raz dziękuję i gorąco pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Wybacz, że odpisuję dopiero po majówce. :)

      Trochę tęsknię – teraz, gdy o tym piszesz, wydaje się to proste w odbiorze, ale, szczerze mówiąc, przy pierwszym czytaniu umknął mi sens, który chcesz przekazać. Może dlatego, że nie wyczułam końcowego spełnienia? Nie widzę go w tekście, brak mi radości czy podniety podmiotu lirycznego, który sobie namieszał.

      Rekonwalescencja – różane historie pozbawione kolców bardziej jednak kojarzyły mi się z tym, że podmiot liryczny musiał mieć w życiu całkiem miło. Znów – gdy teraz sugerujesz kłamstwa, wszystko układa się w jedną całość, ale bez rozwikłania metafory tutaj, sama nie wpadłabym na nią. :(

      Jeżeli chodzi o Ciszę – jak napisałam, dla mnie zbyt przekombinowana, by zrozumieć przekaz. Za dużo mi archaizmów, by dotrzeć do sedna; wydaje mi się, że nawet ci, którzy pisali lata temu, nie udziwniali aż tak. Poza tym musisz się zastanowić, czy chcesz, by każdy odbierał ten wiersz na zasadzie kurła, no nie rozumiem i go zostawić w obecnej wersji, czy jednak z nim pokombinować, aby dać czytelnikowi szansę. Jakiś punkt zaczepienia.
      Inny sonet masz jeszcze? Brzmi ciekawie. Jasne, możesz mi go wysłać i pogadamy o nim na priv. :)

      Kot – nie wiem, dlaczego nie wymieniłam go, kiedy pisałam o wierszach nie-miłosnych. Tak jakby... (choć pewnie wstyd, wybacz) zapomniałam o nim. ;____; Chyba właśnie dlatego, że nie wrył mi się w pamięć aż tak. Był okej, ale nie nawiązałam z nim głębszej relacji.

      Kłamca – O rety... gdzie ja miałam głowę. Fakt, że zwisający przy klifie płaszcz oznacza upadek, a w kolejnej strofie jest o zbieraniu... Nie wiem, czemu nie zauważyłam tej korelacji wcześniej. Może dlatego, że nie założyłam, że strofy przekazują jedna po drugiej jakąś konkretną, jedną sytuację, że są one powiązane ze sobą fabularnie.

      Mialo to wyglądać tak, jakby ktoś na szybko dopisywał je w liście, bojąc się, ze potem stchórzy i nie da rady się przyznać. – O, to to! I to naprawdę widać; czułam, że brak przecinków w dopowiedzeniach ma jakiś głębszy sens. Cieszę się, że wyłapałam chociaż to. :D

      Kiedy pisałam, że wszystkie mają podobną tematykę, teraz, po twoim komentarzu, mogę dorzucić do tego jeszcze pisanie o kłamstwach. Skąd takie pomysły? Skąd inspiracje? :)

      No ale jak mogłam być dobra, skoro nic nigdy nie wygrałam. – Wygrywanie konkursów nie jest wyznacznikiem! Nie myśl tak, bo to bzdurka. Konkurencja jest duża, wiele zależy od intuicji i wyczucia organizatorów i jury. Ja na przykład z wierszami pracuję już... hmm... będzie z dekada, a dopiero teraz moje prace dostały się do antologii. Nie oznacza to też, że uważam, że piszę super, ale są gusta i guściki; uważam jednak, że dobrego pisaka – czy to grafomana, czy autora prozy – nie mierzy się liczbą dyplomów na ścianie. Jeżeli masz ludzi, którzy chcą cię czytać, a i tobie podoba się to, co robisz, to idź w to. Tak po prostu. To raz.
      Dwa, że piszesz, że udowadniam, że masz talent. Jasne, na pewno masz, ale to też nie jest tak, że moja ocena jest jakimś wyznacznikiem i na jej podstawie możesz zmierzyć swój poziom. Możesz jedynie się przekonać, co o twoich utworach powie ktoś spoza twojego środowiska (nie oszukujmy się – bliscy głównie słodzą) i tylko tyle. Poza tym ciągle mi mało. Wróć kiedyś, jeżeli będziesz chciała, z następnymi wierszami, gdy uzbierasz ich trochę więcej niż sześć. :)

      Usuń
    2. "Za dużo mi archaizmów, by dotrzeć do sedna; wydaje mi się, że nawet ci, którzy pisali lata temu, nie udziwniali aż tak." O matko, straszne niedopowiedzenie. Czytałam ostatnio jakiś wiersz w internetach (na boga, przysięgam, że mam tytuł na końcu języka, ugh!), i nie miałam zielonego pojęcia, o czym autor, do jasnej kurły, pisze. Z resztą, w szlole miałam mnóstwo takich przypadków ( pamiętam: były to twory głównie z baroku i romantyzmu. Miałam koncepcję, byłam pewna, że WRESZCIE to rozgryzlam. A potem zbierałam szczenę z podłogi, bo, of kors, chodziło o coś całkiem innego. Oczywiście, na pytanie, czy wszyscy mają podobne odpowiedzi, Hiena gorliwie przytakiwała. No cóż.

      Inspiracje? Hmm, chyba po prostu samo życie. Gdy mam ochotę to chwytam długopis, myślę, o czym mam ochotę pisać, obmyślam koncept i piszę.

      Z chęcią się zglosze, gdy tylko napiszę coś nowego w hurtowej ilości.
      A sonet zaraz ci prześlę. :-)

      Usuń