Autorka: Fangirl
Tematyka: obyczajowe, YA
Przede wszystkim bardzo cieszymy się, że wróciłaś z kolejnym blogiem na WS. Forfeit tym bardziej, bo znów może przyjrzeć się twojej twórczości, natomiast Skoia, już betując poprzednią ocenę twojego bloga, przyznała, że również miała na ciebie chrapkę. Nie możemy się więc doczekać, aż zaczniemy.
Formalnością jest wspominanie, jak działają u nas grupówki – rozdziały opisujemy w l. pojedynczej, a w podsumowaniu wracamy do mnogiej. Tyle w formie wstępu; gotowi, do startu, start!
PIERWSZE WRAŻENIE, RAMKI I TAKIE TAM
Jeżeli chodzi o szablon, jest czytelnie. Nic nie przeszkadza i nie rzuca się przesadnie w oczy, więc spokojnie można czytać opowiadanie bezpośrednio na blogu, a to najważniejsze.
Ktoś ze słabszym wzrokiem lub rozdzielczością ekranu może mieć problem z rozczytaniem słów na nagłówku. Nie bardzo jestem też fanką takich grafik, kiedy komuś z ciała wychodzi bliźniaczka… Czy to opowiadanie o siostrach syjamskich? Wątpię. Raczej też nie przypominam sobie, bym widziała coś podobnego kiedykolwiek na okładce jakiejś książki. Wiem tyle, że taki zlepek kojarzy mi się z Onetem – potraktuj jednak ten akapit jako subiektywną opinię, bo przecież wszyscy wiemy, że nagłówek to kwestia gustu.
Font, który wykorzystujesz w gadżetach, nie ma Ł, a więc na samym dole strony pojawia się taki oto potworek:
Co jeszcze? Ujmujący prostotą blurb w zakładce o blogu zachęcił mnie do czytania, a więc działa. Nie przekonuje jednak to zdanie:
Opowiadanie zawiera sporą dawkę wulgaryzmów oraz kilka innych elementów ze zgorszeniem jako stwierdzonym skutkiem ubocznym w bliżej nieokreślonych ilościach. – Trochę namotałaś. Może: Opowiadanie zawiera sporą dawkę wulgaryzmów oraz kilka innych gorszących elementów występujących w bliżej nieokreślonych ilościach. Nie bardzo wiadomo, co miałaś na myśli pisząc o skutkach ubocznych. Czego skutkach? Czytania?
I to by było na tyle, przede mną najlepsza część całej pracy.
01. ZŁEGO POCZĄTKI
– Cholerny świat! – krzyczę, kopiąc stojący obok kosz na śmieci.
Kosz ma kamienną obudowę, więc go to nie rusza. – Dobre!
[W trakcie oceny mam problem z kopiowaniem cytatów. Próbuję zaznaczać linijkę z rozdziału, a zaznacza mi się też tekst w menu i ukryty pod nagłówkiem. O co chodzi? Jak żyć? Czyli jednak muszę czytać w Wordzie...].
Zajebisty początek klasy maturalnej, nie ma co – myślę sobie, próbując zignorować ból. A może przez dwa lata liceum powinnam była się już przyzwyczaić do spóźniania się gdzie się da oraz kamiennych koszy? – Z jednej strony przytaczasz myśli narratora pierwszoosobowego, a więc i twojej głównej bohaterki (co świadczyłoby o narracji pamiętnikarskiej – wydarzenia miały miejsce jakiś czas temu i bohaterka je wspomina), z drugiej strony pojawiają się retoryczne pytania świadczące o tym, że akcja dzieje się tu i teraz i jesteśmy w głowie dziewczyny. Gdyby to o mój tekst chodziło, zrezygnowałabym z przytaczania myśli w ten sposób; jest to charakterystyczne przy narracji trzecioosobowej. Sugestia:
Zajebisty początek klasy maturalnej, nie ma co; próbuję zignorować ból. A może przez dwa lata liceum powinnam była się już przyzwyczaić do spóźniania się gdzie się da (...)? – Co myślisz o takim zapisie?
Idę do sklepu, by tam zmarnować czterdzieści minut z życia. I tak muszę czekać na kolejny autobus, to co mi tam.
Kursywa na blogu jest tak ledwo zauważalna, że już miałam kopiować fragment, wklejać i przypomnieć, że jest potrzebna. To dość mylące.
Osiem złotych za napój mleczny sygnowany nazwą Snickersa, który – co wiem z doświadczenia – wcale nie smakuje jak Snickers, bardziej jak same orzeszki w płynie, to zdzierstwo w czystej postaci, dlatego biorę Milkyway'a – ten przynajmniej jest dobry, więc czuję się mniej oszukana, kiedy uiszczam przy kasie należną kwotę. – O rety, ale super-lekko-naturalnie! Nie dość, że całkowicie zgadzam się z bohaterką, że Snickers nie daje rady, a płacisz za niego jak za zboże, to jeszcze nie da się nie docenić przyjemnej stylizacji. Po jednej stronie barykady mamy zdzierstwo, schlać się i cholerę, a po drugiej – uiszczanie opłaty, a jednak czuć w tym pewną ironię, która mi pasuje.
Po wyjściu z marketu dostrzegam Palacza czekającego na przystanku. Dziwi mnie ten widok – autobusy w jego stronę przyjeżdżają zwykle wcześniej, [przecinek zbędny] niż te w moją, a do tego, na który czekam, zostało niewiele czasu. – Kupienie napoju zajęło bohaterce jakieś pół godziny?
– Trochę głupio mi pytać, ale... masz może pożyczyć złotówkę? Potrzebowałem kupić fajkę i braknie mi na bilet. – A czy skoro chłopak jeździ codziennie tym autobusem, na co wskazywały spostrzeżenia głównej bohaterki, to nie ma przypadkiem biletu miesięcznego? Albo innego długoterminowego?
(…) na przystanek właśnie podjeżdża autobus. Palacz uśmiecha się do mnie i wskakuje do pojazdu, machając na pożegnanie. Odmachuję mu. W tej samej chwili na horyzoncie pojawia się również mój autobus. Znowu muszę biec – tym razem zdążam. – Palacz wsiada do swojego autobusu, a po chwili podjeżdża autobus bohaterki. Gdzie ona musiała podbiegać, skoro również stała na przystanku?
Nie mam pojęcia, dlaczego nie może mnie zapytać teraz o to, o co chce zapytać – mogę nawet nie dożyć lekcji, a jeżeli to coś ważnego, to wtedy Palacz będzie żył w nieświadomości dotyczącej mojej odpowiedzi. – Bohaterce, jak widzę, bliżej do realistki niż optymistki; fajnie, że powoli można coś napisać więcej o jej charakterze.
Hrabi wydaje się, że ja i Palacz nadal się z nim przyjaźnimy ze względu na dawną znajomość, podczas gdy w rzeczywistości jesteśmy pierwszymi osobami, które zepchnęłyby go z klifu prosto do morza, gdyby natrafiła się taka okazja. – Zupełnie luźna sugestia; skoro tak ładnie wcześniej przedstawiłaś, skąd wampirza ksywa Hrabiego, może spychanie do morza dałoby się zastąpić, na przykład, wbiciem kołka?
Przed Hrabią ostatecznie ratuje nas nauczyciel wf–u [a nie przypadkiem z dywizem?], który za pięć ósma przychodzi i na widok jedynie trzech osób oczekujących na lekcję odwołuje ją. – Szyk: (…) który przychodzi za pięć ósma i na widok jedynie trzech oczekujących osób odwołuje lekcję.
– To o co chciałeś spytać? – pytam. – Spytać i pytam obok siebie wyglądają średnio. Dalej podobnie:
Postanawiam nie dobijać go i nie pytać o szczegóły.
– Ej, przyjdziesz do mnie na urodziny w przyszłym miesiącu? – pyta Palacz Wronę.
I tak właśnie wygląda nasza rzeczywistość – żyjemy pomiędzy kłótniami, papierosami, autobusami i lekcjami, których nie ma. Zastanawiam się czasem, czy takie życie mi odpowiada, ale właściwie nie znam innego. – Fajne, klimatyczne zakończenie rozdziału. Sumujesz to, co pokazałaś scenami. Aż chce się czekać na to, aż bohaterka to inne życie w końcu pozna.
02. MAŁA GRUPKA
Palacz potrafi wypalić paczkę fajek w dwie godziny (…) – to jest dość mocna przesada. Swego czasu paliłam bardzo dużo, ale dwadzieścia papierosów w dwie godziny jest strasznie wysoką poprzeczką, której nie jestem w stanie w ogóle sobie wyobrazić, a więc tym bardziej uwierzyć w nią. Można palić i trzy paczki dziennie, czemu nie, ale nie w tak krótkim czasie – średnio jeden papieros zajmuje kilka minut, więc załóżmy, że dwadzieścia fajek poleci w sto, a więc... Przerwa jedno- czy dwuminutowa między nimi? Zwyczajnie nieprawdopodobne.
Nie pomijając, że kogo stać na takie palenie w tym wieku...
To trochę dziwne, że to drugi rozdział, znam kilka osób, a KAŻDY ma jakąś ksywkę. Nawet Hrabia, który jest spoza ekipy. Wydaje mi się to trochę dziwne i wymuszone, ale może to wyłącznie moje odczucie.
Tą naszą małą grupką siedzimy w domu Palacza, na jego imprezie urodzinowej. Jako jedyna w pokoju nie mam partnera – solenizant od dawna ma dziewczynę, która również jest obecna na sali, natomiast Szofer i Wrona od wakacji wyraźnie mają się ku sobie. – Taki szybki przeskok? Myślałam, że zobaczę jeszcze jakąś scenę pomiędzy imprezą Palacza a jego zaproszeniem. Tym bardziej że dziewczyny się trochę wahały, a więc wydawałoby się, że w opowiadaniu pojawią się wydarzenia, które miałyby wpływ na ich decyzję; kojarzy mi się strzelba Czechowa. Liczyłam, że coś się wydarzy, że po coś jest to zaproszenie tyle dni wcześniej. No i o ile się nie mylę, jest miesiąc po rozpoczęciu szkoły, więc… Dość szybko Wrona i Szofer się zeszli. A skoro ekipa się trzyma jakiś czas, to główna bohaterka powinna jakoś zareagować na to, że w grupie jest nowa para, a ona wydaje się to totalnie olewać.
Swoją drogą, miała być urodzinowa impreza, a bohaterowie jedynie stałą grupą plus dziewczyna Palacza oglądają na kanapie film. Na takie coś trzeba było zapraszać z miesięcznym wyprzedzeniem? Spodziewałam się czegoś więcej.
– Powinnaś znaleźć sobie chłopaka – odzywa się Irlandia, dziewczyna Palacza. – Tak sobie myślę, czy jest sens nadawać znajomkom tak długie przezwiska? W sensie okej, Szofer, Palacz, Avril i Wrona, a nawet Hrabia mają po dwie sylaby, ksywy są krótkie i przystępne. Ale Irlandia? To już całkiem długi wyraz; gdyby się okazało, że laska nazywa się Ania, wątpię, by ktoś używał jej ksywy, tym bardziej w myślach, które przeważnie są płynne i lekkie. Irlandia jest po prostu niepraktyczna, za chwilę ktoś zacznie nazywać ją Irą (bo Irla przez połączenie r-l jest niewygodna przy wypowiadaniu; trzeba się nawywijać jęzorem).
Po podwórku otaczającym dom Palacza biega jego pies, kilkuletni golden retriever. Gdy dostrzega, że ktoś wyszedł na zewnątrz, zatrzymuje się. Zaczyna mnie obszczekiwać.
– Też cię lubię – rzucam.
Brutus, bo tak wabi się pies, przynosi mi piłkę. – To podkreślenie jest kompletnie zbędne.
Bohaterka wspomina w swoich myślach, że jest wcięta, ale nijak nie widać tego w jej narracji. Nadal jest składnie, logicznie, poprawnie i tak dalej. Kompletnie nie czuję, by Avril cokolwiek piła.
Nawet nie zauważam, że Wrona również pojawia się na podwórku – musi dotknąć mojego ramienia, bym zwróciła na nią uwagę. – Twoja narracja nie jest pamiętnikarska, bo korzystasz z czasu teraźniejszego. Avril nie zobaczyła wcześniej Wrony, zwraca na nią uwagę dopiero po tym, jak poczuła jej dotyk. Nie dzieje się to w tym samym czasie, gdy Wrona pojawia się na dworze, a chwilę później, gdy ona już na tym dworze była i podeszła do Avril. Może skorzystaj tutaj z czasu przeszłego?:
Nawet nie zauważyłam, że Wrona pojawiła się na podwórku – zwracam na nią uwagę dopiero, gdy dotyka mojego ramienia.
Ale ja będę pamiętać, niestety. Ostatni raz głaszczę Brutusa, po czym za Wroną wracam do środka. Resztę imprezy spędzamy w umiarkowanej ciszy. – Strasznie drętwo, zakładając, że wcześniej oglądali film, a przez całą scenę urodzin pojawił się tylko jeden dialog, po którym bohaterka obraziła się i wyszła. Uwaga o umiarkowanej ciszy nie robi na mnie wrażenia, bo wcześniej wcale nie pokazałaś, by bohaterowie spędzali czas chociaż trochę głośniej.
Po skończonych lekcjach czuję, że zaraz wybuchnę od nadmiaru myśli. – Tego też w ogóle nie czuję. Jakich myśli? Gdzie? Jestem w głowie głównej bohaterki, a nie potrafię jej uwierzyć, że coś buzuje jej pod kopułą.
I ona naprawdę ten kliszowy tekścik o bolcu wzięła do siebie aż tak, że o niczym innym nie potrafi myśleć? Biegnie na autobus, chce samotności i tak dalej. Trochę nad wyraz, nie sądzisz? Nie czuję, by stało się coś aż tak poważnego, by bohaterka robiła aż taką dramę wokół siebie. Chociaż w sumie… ludzie są różni.
– Gdzie tak pędzisz? – pyta.
– Na przystanek – odpowiadam szczerze. – Pod tym względem twoje dialogi są trochę pretensjonalne, sztucznawe. Widzę pytanie, więc dopisek narracyjny nic nie wnosi. Komentarz o odpowiedzi – też nie, przecież Avril przed sekundą myślała o tym przystanku, więc wiem, że nie kłamie. Nie musisz korzystać z dopisków narracyjnych przy dialogach tak często. Wyluzuj czasem.
Pierwszy raz od dłuższego czasu ktoś zwraca się do mnie moim prawdziwym imieniem, a nie pseudonimem. – Nawet jeśli w szkole wszyscy się zwracają do niej pseudonimem, co jest dziwne, bo nie każdy musi go znać, to ciężko mi uwierzyć, że mówią tak na przykład nauczyciele czy rodzice.
Mam włączony internet w telefonie, więc kątem oka widzę powiadomienia o wiadomościach od znajomych na grupowym czacie, jednak nie odczytuję ich aż do wieczora. – To bardzo przyjemne uczucie, gdy widzę, że wzięłaś sobie do serca radę z poprzedniej oceny i nie piszesz już o logowaniu do mediów społecznościowych na komputerze za każdym razem, gdy bohaterka chce do kogoś napisać.
Pierwszy odzywa się Szofer.
S: ej, Avril, jesteś tu, co nie?
A: No jestem
S: podobno na urodzinach u Palacza ci dogadałem głupio po pijaku
S: sorry za to
A: Wrońska, powiedziałaś mu?
W przypadku Wrony używamy jej pseudonimu i nazwiska naprzemiennie, tego drugiego zazwyczaj wtedy, gdy nas zdenerwuje, bo to z kolei denerwuje ją.
– Ten komentarz też jest wysoce domyślny. Do tej pory bohaterka używała pseudonimu, ale teraz po tonie wiadomości czuć, że jest podenerwowana. Nie musisz tego jeszcze podpowiadać dodatkowo, ja już sama załapałam kontekst.
Dodatkowo wyciąganie brudów na grupie, gdy cały dzień chłopak udawał, że nic nie zaszło, nie jest zbyt fajne. Mam tylko nadzieję, że to celowy element kreacji bohatera.
A: Nie no, spoko. Nic się nie stało przecież – jednak trochę stało, skoro w szkole o tym myślałaś i stwierdziłaś, że masz ekipie za złe, że nie chcą rozdrabniać problemów, o których ty gadałabyś godzinami… więc, bohaterko? Jak to jest?
W: W ogóle, Avril, co chciał dzisiaj Hrabia od ciebie? – Borze, jaka stalkerka. Gdyby gadali jeszcze z ileśtam minut, ale koleś zadał jej jedno pytanie na przystanku autobusowym; mogło chodzić o godzinę albo cokolwiek, a tu już takie stalkerstwo? Wrona, czy ty masz jakiś problem?
Rozmawiamy jeszcze trochę o bzdurach, potem po kolei wylogowujemy się i zmierzamy każde w swoją stronę. – Pierwsza część podkreślenia jest dosłowna, druga – metaforyczna. Czuję zgrzyt.
[No i znów to wylogowywanie… To naprawdę brzmi tak, jakby każdy siedział przy komputerze, który dzieli z rodzeństwem i wylogowywał się za każdym razem z Facebooka, aby brat czy siostra nie podejrzeli tajnych wiadomości. Nie wiem, może są wyjątki, ale raczej nie znam osoby, która się wylogowuje z konta na telefonie. Czasami wyłącza się internet czy nie używa telefonu, ale wylogowanie? Po co?]
03. SWÓJ MAŁY ŚWIAT
Korzystając z okienka i ostatnich ciepłych dni, siedzę nad rzeką w pobliżu szkoły. Nazbierałam kamieni, którymi teraz rzucam do wody. Palacz z Szoferem nie pojawili się na lekcjach – pewnie siedzą u któregoś na chacie i knują – a Wrona załatwia coś w sekretariacie, dlatego Hrabia, który teraz stoi obok, korzysta z okazji, że jestem sama i przyczepia się do mnie.
Jestem zdziwiona, że Wrona sugeruje Oli związek z Hrabim; po tym, jak wypytywała go wcześniej o to, co chłopak chciał (co też miało miejsce na czacie), sądziłam, że Wrona wybitnie go nie lubi i za wszelką cenę pilnuje przed nim Avril. To stalkerstwo Wrony odnośnie Hrabiego trochę mi namieszało.
– Chyba, [przecinek zbędny] że tak.
Wielokrotnie bywałam zakochana, ale nigdy w kimś, z kim faktycznie mogłabym być. A co, jeżeli Hrabia faktycznie był lub nawet nadal jest moją szansą na związek? (...) Po przyjęciu sporej dawki witaminy D, prawdopodobnie ostatniej przed sezonem zimowym, pędzimy do szkoły. W ostatniej chwili zdążamy na lekcję wychowawczą.
Gdy wszyscy są już na swoich miejscach, belferka każe nam zamilknąć, schować telefony i skupić uwagę na niej, po czym ogłasza, że będziemy tego dnia rozmawiać o uzależnieniach. – Twoja bohaterka, która jest narratorką, ma dość młodzieżowy język, a tu wyjeżdża z belferką, gdzie dopiero co używała friendzone. To wygląda źle, gdy nagle wrzucasz takie archaizmy.
– Zamknij mordę – syczę pod nosem[kropka]
Kilka tygodni wcześniej przyznałam się przyjaciołom, że jestem uzależniona od masturbacji. – Ale… to już trzeci rozdział, a nic wcześniej nie wskazywało na to, że dziewczynę do tego ciągnie. Nie mówiąc już nawet o działaniach, ale sama myśl, zatęsknienie za dotykiem, cokolwiek, co pozwoliłoby wprowadzić tę sytuację wcześniej. Wydaje mi się, że to dość istotna rzecz w życiu Olki, dlaczego więc dowiadujemy się o tym tak nagle? Trochę późno, nie sądzisz? Tym bardziej że przytaczasz ważną kwestię streszczeniem, kiedy mogłaś faktycznie wprowadzić dialog.
Dalej piszesz o regularnych uwagach przyjaciół na temat problemu Avril, których też nie było wcześniej widać. Kiedy teraz wylewasz o tym akapity, w których bohaterka się tłumaczy, wygląda to jak imperatyw, a nie zaplanowana część fabuły (w tym element życia głównej postaci).
Na co dzień nie przeszkadza mi moje uzależnienie, nienawidzę w nim jedynie tego, że czasem wystarczy mi tylko rozmowa o nim, bym się nakręciła, również taka jak dzisiaj, rozpoczęta przez wychowawczynię na lekcji. Całą drogę ze szkoły staram się ignorować mrowienie w kroczu, które pojawia się zawsze, gdy jestem podniecona, jednak nie daję rady. – Po pierwsze, eksponujesz. Czemu bohaterka mi mówi o tym, że nie wytrzymuje, skoro sama wprowadziłaś do fabuły lekcję wychowawczą o uzależnieniach i to była idealna sytuacja, aby pokazać, że temat masturbacji robi na dziewczynie duże wrażenie? Zamiast tego, krótko to zrelacjonowałaś, przez co nie poczułam kompletnie nic. Nie widzę, by to był problem, bo nie czuję, żeby Olka się tym przejęła. Kolejna rzecz, że wprowadzasz scenę masturbacji dopiero po zasygnalizowaniu czytelnikowi ekspozycją, że dziewczyna jest uzależniona. Tego nie widać. Dopiero króciutka scena po lekcji potwierdza wcześniejsze myśli bohaterki, a powinno być inaczej – najpierw scena, a potem ja, jako czytelnik, wnioskuję sama. Nie odbieraj mi zabawy.
Przerywa mi mój telefon, a dokładniej dźwięk oznajmujący pojawienie się nowej fejsbukowej wiadomości. Przeklinając siebie za to, że po przyjściu do domu wyłączyłam wyciszenie, spoglądam na wyświetlacz. – O! Nie wylogowywała się, tylko wyciszyła telefon, żeby nikt jej nie przeszkadzał. W to mogę uwierzyć i to wyszło naturalnie, patrząc na kreację twoich postaci i czasy współczesne.
Znów mamy rozmowę na czacie, tym razem między Olką a Wroną. Dlaczego już kolejny raz ważne sprawy są roztrząsane przez internet, zamiast na osobności, gdy przecież BYŁY okazje, by pogadać normalnie? Nie wiem, dlaczego bohaterowie nie porozmawiają w szkole, tylko czekają, aż wrócą do domu, by dopiero wtedy tłumaczyć się przez Facebooka. Mogłoby to być elementem kreacji twojej postaci – dziewczyny, która np. przez swoją nieśmiałość woli pisać niż rozmawiać, ale do tej pory tego nie odczuwam. Avril zwierzała się Wronie też słownie, podejrzewam, że o problemie z masturbacją też rozmawiała, a nie rozpisała się o nim na czacie, więc czuję zgrzyt i argument o kreacji nieśmiałej bohaterki mnie nie przekonuje. Nieśmiali ludzie raczej nie mówią tak wprost o swoich erotycznych doznaniach i problemach, prędzej szukają najpierw informacji w sieci czy coś.
A: A pomyślałaś, że gadacie w kółko o tym samym, a jeżeli coś mnie uraża, to będzie mnie urażało za każdym pierdolonym razem? – O, tutaj bohaterka przeklina, więc tym bardziej poprzednia belferka w ogóle nie brzmi naturalnie. Na dodatek to, o czym wcześniej też wspominałam – Wrona tylko raz zagadnęła Avril, by zwolniła ręczny, więc żal Avril o ciągnięcie niewygodnego tematu mnie nie przekonuje. Prędzej uznam, że to histeryczka szerząca dramę wokół siebie. Jej problemów po prostu nie widać w tekście, nie ma ich w konkretnych scenach.
Staram się, by nasze nierozmawianie wyglądało naturalnie, ale Palacz i tak dostrzega, że coś jest nie tak. Na jednej z przerw spławia Szofera i zaciąga mnie na palarnię, by tam pogadać w cztery oczy.
– Przyznaj się, o co chodzi? – pyta.
Krótko opowiadam mu o wczorajszych dyskusjach z Wroną. Chwilę myśli, po czym stwierdza:
– Ale wiesz, że gdybyś chciała, to my ci pomożemy znaleźć chłopaka?
– Ale to właśnie chodzi o to, że nie chcę! Hrabia mi już kiedyś chciał szukać chłopaka i nic z tego nie wyszło, to raczej coś znaczy. – Myślałam, że kwestią sporną jest to, że przyjaciele Olki wyśmiewają jej problem z uzależnieniem. Przecież o tym rozmyślała. Najpierw, po wypowiedzi Palacza, myślałam, że Avril powie jakąś kąśliwą uwagę, że chłopak w ogóle nie rozumie problemu, nie połączył wątków i nie wie, że to poważna sytuacja. A jednak rzeczywiście ona narzeka na brak chłopaka, a nie bagatelizowanie jej kłopotu. Wydawało mi się, że ta bohaterka ma większe priorytety. Tak przynajmniej wyglądało to w narracji. Szkoda, że się myliłam.
Ale jak ty będziesz miała swoje nastawienie, a Wrona swoje, do tego ja będę brał twoją stronę, a Szofer pewnie jej, to ten rok nie będzie łatwy do przeżycia.
– W sumie to tylko kilka miesięcy, do matury, a nie cały rok – poprawiam go.
– Niby tak... No ale nawet gdybyśmy po tej maturze mieli każde pójść w swoją stronę, to rozstańmy się w pokoju, żebyśmy przynajmniej siebie źle nie wspominali. – Nie rozumiem, czemu kłótnia o posiadanie przez Olkę chłopaka miałaby rozwalić przyjaźń tej czwórki do tego stopnia, że jeśli nie przed maturą, to po niej ich drogi się rozejdą. To bez sensu. I dziwne, że Palacz i Avril w ogóle tak szybko biorą pod uwagę taki finał, w dodatku wydaje im się to oczywiste. Poza tym Palacz nie musiałby brać żadnej ze stron, nie ma takiej reguły, która by do tego zmuszała. Nie może być po prostu dobrym kumplem dla wszystkich? Kwestia związku czy jego braku u Avril to… tylko jej sprawa. To dorośli ludzie, czemu nie biorą tego pod uwagę? Tak normalnie?
Po drugie, narysowałam tą na kartce, którą potem zostawiliśmy w polonistycznej. – Tę [swastykę].
Chociaż to oczywiście nieprawda, że nie moglibyśmy zostać wyrzuceni, bo gdyby któreś z nas postarało się odrobinę bardziej, to możliwe, że wyleciałoby ze szkoły już następnego dnia, ale nie możemy nie zgodzić się z faktem, że wtedy wszystkim czegoś by brakowało. – To zdanie jest długie i pogmatwane. Może lepiej by to wyglądało, gdybyś oddzieliła podkreśloną część myślnikami.
04. POWAŻNY BŁĄD
W poprzednim rozdziale pojawiły się streszczenia dotyczące uzależnienia Avril, a tutaj znów zaczynasz rozdział, opowiadając, zamiast pokazując. Rozumiem, że to forma wstępu, ale z drugiej strony kolejny przeskok o miesiąc jest widoczny i taka forma może co niektórych rozczarowywać.
Ale nie ma nic za darmo – kiedy akurat się nie kłócimy, snujemy egzystencjalne rozmyślania, które wszystkich wprowadzają w melancholijny nastrój, lub siedzimy z nosami w książkach, postraszeni wynikami pierwszych próbnych matur. Mnie samej udało się ich nie zawalić, ba, poszło mi całkiem dobrze, tak samo Wrona zadowoliła siebie i innych, za to Palacz i Szofer zostali przyparci do muru wynikami na granicy niezdania. – To trochę wygląda tak, jakby dziewczyny były super mądre, a chłopcy głupi. Czemu tak uwypukliłaś skrajności? I to rozważanie niepodejścia do matury przez Szofera podkreśla jeszcze bardziej te rozbieżności.
Dopiero po chwili okazuje się, że Szofer przetrzymuje książkę, którą oberwał. Pod groźbą uwagi w zestawie z jedynką z najbliższego testu jest zmuszony oddać ją właścicielowi. – Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że nauczyciel tak czy siak nie ma prawa postawić oceny z testu za zachowanie. Przecież testy są przetrzymywane bodajże rok na dowód zasłużonej oceny. Szofer mógłby to zgłosić, więc dziwne, że w tym wieku uwierzył w takie groźby.
Ze swojego miejsca – siedzę z Wronę w ławce przed Palaczem i Szoferem – słyszę, jak jeden szepcze do drugiego – z Wroną.
– Co ty jesteś dzisiaj taki dziwny? Narzekasz na wszystko i pyskujesz [,] komu się da. Ogarnij się, bo cię faktycznie zaraz wyrzucą i nas przy okazji.
Serio maturzyści wierzą, że mogą zostać wyrzuceni ze szkoły za zabranie koledze podręcznika, którym jeden z nich dostał? Przecież to by się skończyło najwyżej na wychowawcy. Twoi bohaterowie są strasznie naiwni, to kolejna podobna sytuacja.
Czytam o lekcji matematyki i zauważyłam, że w tej historii, tak jak w poprzedniej, masz tendencję do idealizowania lekcji. Wtedy było to zrozumiałe – w Gdy kochamy Zuza była bardzo pilną uczennicą w bardzo wymagającej szkole. Tutaj tego nie czuć. Widzę tylko, jak uczniowie siedzą sztywno w ławkach i boją się odezwać. Olka zwraca uwagę na to, czy nauczyciel choćby nie patrzy nieprzychylnym wzrokiem. I to byłoby nawet naturalne, ale nie na każdej lekcji. Nauczyciele nie zabiją za niektóre odzywki czy śmiechy, a uczniowie nie są robotami, by siedzieć cicho przez całą godzinę lekcyjną. Oczywiście, zawsze są zajęcia, gdzie lepiej się nie odzywać, ale przedstawiłaś nam już matematykę, niemiecki i godzinę wychowawczą, gdzie również wszyscy sztywno siedzieli, bez jednego słowa. Nie wiem, może mam zupełnie inne wspomnienia z mojej szkoły, ale ciężko mi sobie to wyobrazić – ten spokój, bycie cicho, strach przed nauczycielem, jakby każdy był surowy i rygorystyczny. Szczególnie gdy uważam, że poznana przeze mnie grupka bohaterów nie należy do tych grzecznych i ułożonych uczniów. To zachowanie psuje ich buntowniczą kreację.
Kiedy druga matematyka i przy okazji ostatnia lekcja tego dnia ma się ku końcowi, Szofer nagle wstaje i stwierdzając, że ma zwolnienie, opuszcza klasę. – Czy takich rzeczy nie zgłasza się nauczycielowi przed lekcją? A Szofer nic takiego nie zrobił. Wychowawcy zgłasza się raczej opuszczanie całej lekcji, a nie paru ostatnich minut. Trochę nie rozumiem tego zachowania, a już tym bardziej nie rozumiem zerowej reakcji nauczyciela na takie coś. Bohaterowie zachowują się jak studenci wychodzący sobie z nieobowiązkowego wykładu.
Dłuższy czas mieli się ku sobie, kilka dni wcześniej oficjalnie przyznali się mi i Palaczowi do bycia parą, więc to, że każde z nich mocno reaguje na humory drugiej osoby oraz że razem opuszczają lekcje lub same ich końcówki, nie jest dla mnie przesadnie zaskakujące. – Po pierwsze, dopiero napisałam wywód na temat ich bania się nauczycieli, a teraz jakby nigdy nic nagle wstają i wychodzą sobie, kiedy chcą. To się trochę gryzie, nie sądzisz? Po drugie, kolejny raz wspominasz o tym, że Wrona i Szofer mają się ku sobie, a jedyna scena, która to udowodniła, to było ich przytulanie się na kanapie na urodzinach, a raczej jedno zdanie o tym, że to robią. W żadnym innym zachowaniu nic nie wskazywało na to, że są zakochani. Dalej streszczasz, że w sumie to się przyznali już dawno, że są razem, ale tego nie było w scenie. A uważam, że to dość istotna dla czytelnika informacja. Przez to jest mi to obojętne, nie czuję tych bohaterów, nie zwracam uwagi, co jest między nimi. Na razie są, bo są. Jedyne, co wiem, to to, że Wrona jest wredna, Szofer lekkomyślny, a Palacz… dużo pali. I Olka narzeka, że jej nie rozumieją. Nie czuję nawet żadnej więzi między nimi, bo głównie streszczasz ich relacje. Mam nadzieję, że to się zmieni.
Olka tłumaczy narracją, że spieszy się, by uniknąć spotkania z Hrabią, ale przecież to też nie jest tak, że typ zaczepia ją dzień w dzień, noc w noc, prześladuje ją i nie daje jej żyć, by musiała przed nim uciekać. Tym bardziej że nigdy nie zagadywał jej, gdy była w towarzystwie, a teraz szła z Palaczem, więc zakładam, że Hrabia w ogóle by do nich nie podszedł. W takim razie jej uciekanie jest dla mnie jakimś odklejonym od rzeczywistości kuriozum. Nie pomijając, że Hrabia… wydaje się naprawdę normalnym kolesiem, który swoją obecnością nikomu nie robi krzywdy. Im bardziej bohaterka na niego narzeka, tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że robi z igły widły.
Podoba mi się, że w wymianie zdań na czacie nie stawiasz znaków interpunkcyjnych. To dodaje trochę naturalności w tej rozmowie, która powinna być właśnie chaotyczna. Brawo.
Z drugiej strony mam wrażenie, że cała sytuacja między Wroną i Szoferem potoczyła się zbyt szybko. Nie czuję nic w związku z tą wiadomością, nie współczuję im, jest mi wszystko jedno. To dlatego, że praktycznie ich nie znam, nie jestem związana z nimi emocjonalnie. Dla mnie są to postaci zbyt suche. Trochę za wcześnie na takie rewelacje, jeśli miałam się tym przejąć.
Tym razem rozmawiamy po pierwsze – szczerze, po drugie – całą pięcioosobową grupą. – Nie wiem, po co mi ten wstęp, skoro za chwilę widzę rozmowę, dostaję ją całą, w scenie. Widzę, kto w niej bierze udział i jak poważnie się robi. Nie musisz tak zapowiadać akcji, po prostu… niech się dzieje.
I co w ogóle tam robi Ira? Nie należy do paczki, pojawiła się na imprezie, ale ani nie brała udziału w czacie, ani w rozmowach na palarni; nigdy nikt nie prosił jej o zdanie w jakichś prywatnych kwestiach czteroosobowej ekipy. Tak trochę od czapy ją zaprosili, tym bardziej że temat jest dość śliski. Chodzi przecież o ciążę.
Nie bardzo rozumiem też, dlaczego ktokolwiek poza Wroną i Szoferem miałby wypowiadać się na temat aborcji. Nie czuję tej sceny, nie przekonuje mnie – dlaczego Wrona w ogóle miałaby kogokolwiek chcieć słuchać? Nie czuję też tego, by bohaterka przeżywała jakoś wieść o ciąży. Podobno wie o niej od tygodnia, a ja nie zdążyłam wcześniej zauważyć jej stresu, a teraz już na to za późno, by się przejąć.
05. UROKI KONSEKWENCJI
Pewnego razu proszą nas nawet o to, by mogli razem siedzieć w ławce – wcześniej byliśmy podzieleni według płci, nie przesiedli się nawet wtedy, kiedy oficjalnie zostali parą; w efekcie dzielę stolik z przyjaciółką tylko na rozszerzonej historii oraz przyrodzie, na które nie uczęszczają Palacz i Szofer. – W liceum nie rozszerza się przyrody, która już od gimnazjum (teraz podstawówki) jest podzielona na fizykę, chemię, biologię i geografię. Przyroda jest w szkołach średnich w klasach humanistycznych, o ile się nie mylę, raz albo dwa w tygodniu.
– Jak myślisz, co jeszcze z tego będzie? – pyta mnie Palacz na którejś z przerw, kiedy we dwójkę siedzimy na palarni. – Zastanawia mnie to siedzenie. Czy oni siedzą dosłownie, na jakimś murku czy trawie, czy stoją, a czasownik wskazuje coś niedosłownie?
Tutaj warto wspomnieć w ogóle o twoich opisach świata, a raczej… ich braku. Opisywane przez ciebie sytuacje trudno sobie wyobrazić, bo w tekście praktycznie nie występują skrzętnie wplecione opisy chociażby miejsc akcji. Ze wszystkich rozdziałów przypominam sobie tylko to, że w klasie z niemieckiego wiszą niemieckie flagi. Nie za mało? Powróćmy jednak do tej palarni i weźmy ją za przykład. Czytam o niej na okrągło, a nie wiem, jak wygląda, gdzie się dokładnie znajduje i tak dalej. Poza tym kto postawił uczniom palarnię w szkole, która jest połączona z podstawówką? I dlaczego zawsze można tam pogadać na osobności? Co z innymi uczniami z pozostałych klas? Wygląda to co najmniej tak, jakby nauczyciele postawili palarnię specjalnie dla Palacza i jego ekipy...
W pierwszych tygodniach po tym, jak Irlandia, Palacz i ja dowiedzieliśmy się o ciąży Wrony, fakt ten miał co prawda – przynajmniej częściowo – wpływ na grupę, jednak nie zaburzał w drastyczny sposób codziennego funkcjonowania żadnego z nas; nastroje zmieniają się później, kiedy o błogosławionym stanie naszej przyjaciółki, która nie dała rady dłużej go ukrywać, dowiedzieli się jej rodzice, rodzice Szofera oraz nauczyciele. – Szczerze? Strasznie męczy mnie zamieszanie w twojej narracji, nie wiem, jak się do niej ustosunkować (a co za tym idzie – jak się ustosunkować do twojej bohaterki). Część rozdziałów pisana jest w czasie teraźniejszym, mam więc wrażenie, że akcja opowiadania dzieje się tu i teraz, ale zdarzają ci się też akapity wspomnień, streszczeń i tak dalej, kiedy zaczyna być pamiętnikarsko. Jak to w końcu u ciebie jest? Spójrz na tego potworka:
– Jak myślisz, co jeszcze z tego będzie? – pyta mnie Palacz na którejś z przerw, kiedy we dwójkę siedzimy na palarni. – Skoro Palacz pyta w czasie teraźniejszym, to znaczy że teraz, na tej obecnie trwającej przerwie, a nie którejś kiedyś, dawniej albo może takiej, która dopiero co nadejdzie… Musisz pilnować narracji, zdecydować się na jakąś i być konsekwentna. Albo rybki, albo akwarium. Dalej:
Wrona, ze względu na ciążę, rzuciła czynne palenie oraz stara się unikać również biernego, Szofer natomiast lojalnie łączy się z nią w bólu (...) – chyba ona raczej rzuca cały czas palenie, w sensie nie pali, mimo że paliła dawniej. Chyba że rzuciła raz a porządnie, ale w takim razie dlaczego Palacz łączy się z nią w tym w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym? Wybierz jeden i trzymaj się go, to będzie ci łatwiej pisać, a mnie łatwiej rozumieć, kiedy dzieje się twoje opowiadanie i czy bohaterka opowiada coś z perspektywy czasu, czy komentuje wydarzenia na bieżąco.
Nadjeżdża autobus Palacza, nie dając nam wymienić ostatnich myśli, które jeszcze mogły się pojawić. – Mogły by się pojawić, ponieważ autobus nadjeżdża teraz, przerywając rozmowę, a nie wcześniej. Bohaterka nie wie, czy myśli pojawiły się, czy nie; może tylko gdybać.
Któregoś ranka Wrona dociera na lekcje spóźniona, wyglądając przy tym na o wiele bardziej zmęczoną niż zazwyczaj. – Nie, ona dociera teraz, w ten dzień. Główna bohaterka wie, który to dzień konkretnie, bo to dla niej… dziś. To dlatego używasz czasu teraźniejszego, prawda?
Teraz przyszło mi do głowy, że w ogóle po co ci on, skoro cały czas podtrzymujesz, że wydarzenia miały już miejsce? Avril opisuje je (streszczając) raczej na chłodno, obiektywnie, jakby miała czas je przemyśleć; jakby opisywała je z perspektywy czasu, a więc całość spokojnie mogłaś polecieć w starym dobrym czasie przeszłym.
Wszyscy wiemy, że w ostatnim czasie nie ma w domu łatwo, również w szkole jest traktowana trochę inaczej zarówno przez rówieśników, jak i przez belfrów. – Błagam, nie.
Poza tym może i Avril to wie, może i Palacz, i Szofer, Irlandia i tak dalej, ale… skąd ma to wiedzieć czytelnik? Na jakiej podstawie miałby w to uwierzyć? W opowiadaniu nie pojawiła się ani jedna scena, z której wynikałoby, że Wrona ma w domu ciężko. Można się tego domyślać, bo – wiadomo – niechciana ciąża może budzić emocje, ale czemu takie domysły pozostawiasz mi? Czemu tego nie ma w tekście? Na przykład sceny, gdy Wrona zwierza się Avril – w takim dialogu czuć byłoby, że dziewczyna ma ciężko, przeżywa sytuację, w której się znalazła… Albo coś jeszcze ostrzejszego, gdy Avril przyszłaby do Wrony i była świadkiem stresującej sytuacji, niewygodnej rozmowy, jakichś półsłówek, sama poczułaby gęstą atmosferę… Tak tylko sobie gdybam. W każdym razie przez twoje streszczenia nie da się w ogóle wczuć w położenie Wrony i chociażby troszeczkę jej współczuć. Nie czuję nic, szczerze mówiąc. Tekst w ogóle mnie nie rusza.
Nie ruszają mnie też prywatne bolączki Avril – dziewczyna wspomniała o problemie z potrzebą miłości, dotyku, o mało komfortowym dla niej uzależnieniu i… nic. Kompletnie to pomijasz, a zdecydowałaś się przecież na narrację pierwszoosobową, więc wciąż jesteśmy w głowie głównej bohaterki. W tę też, tak jak we Wronę, nie da się wczuć, chociaż powinno – to główna postać, jest najbliżej nas, znajdujemy się praktycznie tuż obok niej. Kiedy skupia się na streszczaniu, co u Wrony, jest chłodna i obiektywna, jakby daleka. Robi się z niej powoli narrator wszystkowiedzący.
Nagle dostaję dialog Avril z Wroną, która jednak przyznaje o problemach w domu, więc… Dlaczego wcześniej to zapowiedziałaś? Skoro Wrona do problemów na chacie przyznaje się dopiero teraz, skąd Avril i reszta wiedzieli o nich wcześniej? Pewnie wynika to z tego, że mieszasz czasy i dodatkowo jeszcze zapowiadasz, co za chwilę będzie działo się w scenie. A to bez sensu.
Żałuję, że spacyfikowania Hrabiego nie opisałaś wprost. Byłam ciekawa, co dokładnie zrobili chłopcy.
Kiedy wracają do nas, Wrońska odzywa się (...). – Myślałam, że używanie nazwiska dziewczyny jest charakterystyczne dla momentów złości na nią, co nawet wcześniej zasugerowałaś. Teraz jednak nie jestem pewna, czy miałam rację.
– Taki związek to nie związek – kpi Szofer. – A tak w ogóle to przepraszam cię, kochanie, ale ja akurat nie uważam, żeby związki były wyznacznikami nieudolności życiowej. Spójrz chociażby na Avril, jest wieczną singielką, a mimo wszystko nie możemy jej dużo złego zarzucić.
– Wypraszam sobie! Jestem w stałym związku z moją prawą ręką – odpowiadam mu. – Najpierw Avril się denerwowała, że przyjaciele kpią z jej uzależnienia od masturbacji, a potem sama po sobie jeździ. Skoro robi to samej sobie, to czemu się dziwi, że przyjaciele też pozwalają sobie na głupie odzywki i nieszanowanie jej problemu? I calutki ten dialog, rozpoczynając od związku Hrabi aż do końca, był bardzo wymuszony. Widać imperatyw w tej scenie, jak bardzo chciałaś doprowadzić do poruszenia tematu bycia singielką przez Olkę. Wypadło sztucznie. Ba, mam wrażenie, że samym imperatywem było hasło Hrabiego rzucone do Wrony. Do tej pory uważałam, że to całkiem miły gość, trochę cichy i pokornego serca, nawet go polubiłam, a tutaj mocno u mnie zaminusował. Nie spodziewałam się po nim takiej odzywki. Nie wiem, na jakiego chcesz go kreować.
Dzień kończymy dwoma godzinami rozszerzeń. Szofer i Palacz udają się na biologię, ja i Wrona – na historię. – Już wcześniej pisałaś o rozszerzonej przyrodzie, a teraz rozszerzona biologia? W dodatku gdzie jest ta szkoła i co to za szkoła, że uczniowie chodzą, na co chcą i mają część zajęć wspólnych, a część nie? Bo sama nie pamiętam, bym spotkała się z takim typem szkoły w Polsce, a jeśli to jakaś specjalna czy prywatna, to też by wypadało to rozjaśnić i opisać. Swoją drogą, byłby to fajny dodatek do fabuły, choć mam wrażenie, że to twoje niedopatrzenie.
Nienaturalne wydaje mi się też określanie nauczycieli przez bohaterkę. Dla niej to jest belfer albo matematyk, albo historyk, ale, szczerze, to nie przypominam sobie, bym w szkole średniej nawet (albo przede wszystkim!) w głowie określała ich tak... sztywno. Jeszcze w pierwszej klasie, gdy nie zna się nazwisk albo nie wymyśla przezwisk, to tak, był pan od historii i matematyca, ale po trzech latach spędzonych w tych samych murach to już myślało się raczej po nazwisku albo przekształcało się je (przykład pierwszy z brzegu – Majewska szybko stała się... Majczanem).
06. WYBORY
– Ich oficjalna wersja jest taka, że chcieli tego Sylwestra [sylwestra] spędzić tylko we dwoje (...).
– Ale i tak wiadomo, że jak gdzieś razem siedzimy, to zwykle na stół wjeżdża alkohol, a Wrona nie może pić, to pewnie zrezygnowała, żeby jej nie kusiło, a Szofer razem z nią. – To szósty rozdział, czytam takie wytłumaczenie drugi raz, a na razie o wspólnym piciu była jedna scena – urodziny. Ostatnio pili herbatę. Niech mnie Palacz nie okłamuje, oni prawie nie piją. Nie ma dowodu w scenach.
Mało tego – co rusz wspominasz, że paczka przyjaciół jest sobie dość bliska (zwierzają się sobie, ich kłótnie są krótkie i niepoważne i tak dalej), chociażby Avril nie wstydziła się powiedzieć o swoim uzależnieniu na forum, a serio Wrona (która w moich oczach po pytaniach o Hrabiego itp.) uchodziła za otwartą i szczerą, szukałaby wymówek na sylwestra, zamiast powiedzieć wprost, jaki ma powód? Czemu miałaby ukrywać prawdę? I czy naprawdę chęć spędzenia ważnego dnia wspólnie dla pary spodziewającej się dziecka trzeba czymś tłumaczyć i szukać drugiego dna na siłę?
Na tym etapie mam problem z twoimi postaciami. Wiem, że Avril jest nałogową masturbantką (niby, bo zrobiła sobie dobrze tylko raz, a ani razu o tym nie myślała), Wrona martwi się ciążą (troszeczkę), a Hrabia wszystkich wkurza (w sumie nadal nie bardzo rozumiem czemu), ale… nie wiem nic więcej. To szósty rozdział, a ja nie mogę żadnemu twojemu bohaterowi przypisać jakiejś pewnej, konkretnej cechy. Nie mogę powiedzieć, że mam pewność, że Wrona jest otwarta i szczera, bo wcale nie jestem tego pewna. Nie mogę też niczego więcej powiedzieć o Palaczu poza tym, że lubi sobie plotkować o nieswoich sprawach z Avril (to on powiedział jej chociażby o ciąży Wrony) i pali fajki. Nie sądzisz, że to za mało? Że jak na sześć rozdziałów, to wcale nie znam twoich postaci i czuję się tak samo, jakbym wciąż czytała pierwszą notkę?
Cały akapit od Nikt nie mówi o tym głośno do Zawsze znajdują sobie dobrą wymówkę to nudne streszczenie.
Avril stwierdza, że imprezy bez Wrony i Szofera to nie to samo, ekipa mało ze sobą rozmawia i wszystko się zmienia, a ja tylko wzruszam ramionami. Na początku opowiadania brałam udział w urodzinowej imprezie (raczej: posiadówie), na której była cała ekpia i… bohaterowie nudzili się dokładnie tak samo, jak na sylwestrze, gdzie brakuje Wrony i Szofera. Miałaś okazję, by pokazać kontrast, by czytelnik sam dostrzegł zmianę, ale nie skorzystałaś z tej możliwości; prawdopodobnie w ogóle jej nie dostrzegłaś. A szkoda.
O! Jeszcze kilka scen temu sądziłam, że Palacz to ten największy plotkarz w ekipie, ale teraz, w czasie rozmowy Olki z Irą, bohater neguje ich ploteczki i tłumaczy, że problemy Wrony i Szofera nie dotyczą nikogo poza tą parą. Co ja mam o nim myśleć, skoro co chwilę zachowuje się inaczej?
Ja wiem, że ludzie są różni. Raz mogą zachowywać się tak, raz siak, ale w opowiadaniach powinno się przyjąć dla każdej z postaci konkretny charakter, by czytelnik mógł postać poznać i zrozumieć. By potem dostrzegał zmiany w zachowaniu wynikające z rozwoju fabularnego. Palacz powinien jakiś być, tak jak jakieś powinny być inne postaci, a u ciebie nikt nie jest ani trochę charakterystyczny, ani trochę konsekwentny. Jakbyś nikomu nie nadała żadnego charakteru, a jedynie same przezwiska i o, już mam podstawy, by pisać sobie opko. To tak nie działa; teraz zamiast postaci masz kukiełki. Chorągiewki powiewające na narracyjnym wietrze. Tańczą, jak im zagra narrator.
– Ale się porobiło... – mówi ona.
– No... Ira, mogę ci się z czegoś wyżalić? Nie chciałabym przy Palaczu. – A nie mówiłam? Irlandia jest zbyt długą ksywką. Już Olka ją skraca.
– Wiesz, że do mojej wymarzonej pracy nie potrzebuję matury.
– Ale zanim w ogóle będziesz mógł walczyć o tę pracę, musisz skończyć dwadzieścia jeden lat, a potem i tak nie wiadomo, jak to będzie. – To nie wystarczy. Aby zdawać prawo jazdy na autobus, trzeba mieć ukończone 24 lata; 21 w przypadku, gdy ma się ukończoną wstępną kwalifikację. W dodatku trzeba mieć prawo jazdy kat. B, a o tym, czy Szofer je ma, nic nie wiemy.
– Ale zanim w ogóle będziesz mógł walczyć o tę pracę, musisz skończyć dwadzieścia jeden lat, a potem i tak nie wiadomo, jak to będzie. – To nie wystarczy. Aby zdawać prawo jazdy na autobus, trzeba mieć ukończone 24 lata; 21 w przypadku, gdy ma się ukończoną wstępną kwalifikację. W dodatku trzeba mieć prawo jazdy kat. B, a o tym, czy Szofer je ma, nic nie wiemy.
Nie widzimy się z Szoferem i Wroną przez całą przerwę świąteczną. Już w grudniu wydawało mi się, że jej ciąża zaczyna być widoczna (...). – Zaczyna mnie irytować, że bohaterce tyle miesięcy mija na skupianiu się tylko na ciąży Wrony. Rozumiem przyjaźń, ale gdzie jakieś problemy Olki? Gdzie jej życie, które powinno mieć priorytet? Gdzie chociażby wzmianka o tym, jak spędziła święta? Nie wiem o niej nic – jak mieszka, jakie ma relacje z rodziną, co robiła w czasie wolnym od nauki, czy jest wierząca i czy obchodzi w ogóle Boże Narodzenie… Nie. Po co. Jak na razie ważniejszy od wszystkiego jest widoczny brzuch Wrony. No na pewno.
Po co ci narracja pierwszoosobowa, skoro w ogóle nie wykorzystujesz potencjału, jaki się z nią wiąże?
07. WIEDZA EMPIRYCZNA
Macham rękami i nogami, najpierw energicznie, potem coraz wolniej i wolniej, aż w końcu zamieram bez ruchu. Leżę tak dłuższą chwilę, aż w końcu Palacz staje nade mną (...).
Co? Początek marca?? (Właśnie dotarło do mnie, że pominęłaś święta i pewnie nigdy nie wrócisz do tematu, chyba że streszczeniem. Aż sięgam po czipsy paprykowe w ramach samopocieszenia). Dlaczego ten czas tak leci? Timeskipy stosuje się wtedy, kiedy chce się pominąć jakiś nudniejszy okres w życiu postaci, aby zająć się ważnymi elementami fabuły. U ciebie te przeskoki występują praktycznie co chwilę; dopiero co zaczął się rok szkolny, a tu już marzec. Czy w życiu głównej bohaterki naprawdę nic się ciekawego nie dzieje, że tak skaczesz? Dlaczego więc zdecydowałaś się na opisywanie z perspektywy tak nudnej postaci? Wybacz, za szczerość, ale naprawdę mnie to zastanawia. Przecież tutaj ewidentnie nie ma fabuły, jest tylko wątek drugoplanowy – ciąża przyjaciółki. A więc pokuszę się na kolejne pytanie: czemu twoją główną postacią nie jest Wrona? Zobacz, jaki ma potencjał! Problemy w domu, niechciana ciąża z facetem, który maluje swastyki na flagach, matura… O kurczę, tu by dopiero było o czym pisać! Wątek na wątku wątkiem pogania! Jednak mam trochę wrażenie, że może… bałaś się, że zrobisz z Wrony Mary Sue (jaka jest nieszczęśliwa, jak każdy musi jej współczuć ciąży i problemów w domu, itp.). Ewentualnie nie chciałaś powtarzać wątku z poprzedniego opowiadania, gdzie to właśnie główna bohaterka zaszła w ciążę. Może twoim celem jest opisać właśnie ciężką sytuację Wrony z perspektywy jej przyjaciółki? Tylko w takim wypadku nie jestem pewna, czy narracja pierwszoosobowa się sprawdza.
Fangirl, umiesz budować fabułę, umiesz nadawać bohaterom charakter. Pamiętasz, co pisałam z NieFikcyjną o Dagmarze z Gdy kochamy? To naprawdę jest dowód, że potrafisz. Tam, mimo że miałyśmy fabule wiele do zarzucenia, jakoś trzymała się kupy i była do naprawienia. Tutaj mam wrażenie, że tej fabuły w ogóle nie ma.
Po maturach pewnie i tak pójdziemy każde w swoją stronę, więc łatwiej będzie uciszyć wyrzuty sumienia, na razie jednak robimy, co możemy, by odsunąć w czasie rozstanie ostateczne.
Kierujemy się w stronę szatni, gdzie chcemy zostawić kurtki. – Z jednej strony Avril ciągle wspomina z wyrzutem, że paczka się rozpada, że nie jest już tak jak kiedyś itp., z drugiej świadomie stwierdza, że po maturze wszystko i tak się posypie. W tym samym czasie jest smutna i jednocześnie sucho-racjonalna, jakby jej ta sytuacja wisiała. Nie kupuję tego, bohaterce albo powinno zależeć, albo powinna się poddać i mieć wylane. Tymczasem jej obiektywizm w ogóle nie pasuje do narracji pierwszoosobowej, nie ma mowy, bym mogła się w jakikolwiek sposób z Olką utożsamić.
– Udało mi się podpatrzyć, co napisał Hrabia. Nawet on się kiedyś masturbował, czaisz? Szok i niedowierzanie! – Co w tym dziwnego, że osiemnastolatek próbował poznać swoje ciało? Dziewczyna mogłaby się dziwić na wieść o tym, że uprawiał seks, bo się nie spodziewała, czy coś, ale masturbacja? Serio? Tym bardziej że rozmawiają o Hrabim. Dla bohaterów jego zachowanie powinno być oczywiste, przecież sami śmiali się, że nigdy nie miał dziewczyny.
O co chodzi z tym komentarzem na temat spodni? Nic z niego nie wynika; Wrona rzuciła to tak obojętnie i sucho, jakby mówiła, że słońce świeci albo dzisiaj jest środa. Za uwagą powinna iść jakaś dalsza konkluzja, nie? Przykłady:
– O rety, ale masz mokre spodnie… No to się załatwiłaś... – tutaj widać jakiś zalążek troski, zainteresowania, coś w tym stylu;
– Nawet łazić porządnie nie potrafisz, patrz na swoje spodnie – o, a tu widać typowe madkowanie. Widzisz, po wypowiedzi, która ma nadany charakter, można wywnioskować stosunek mówcy. A Wrony suche masz mokre spodnie, po którym zaraz pada pytanie o temat zajęć…To w ogóle nic nie mówi. Jaka byłaby różnica, gdyby to wyciąć?
– Rozumiem, że dziewczyny z tyłu mają dużo do powiedzenia na temat, który dzisiaj poruszamy? – wtrąca się w naszą rozmowę studentka. – Chamskie i nieprofesjonalne zachowanie ze strony tej studentki – nie chodzi nawet o ciążę, o której Karolina nie wie, ale to, że studentka nie jest nauczycielką i nie powinna sobie pozwalać na to samo, co stare wyjadaczki w towarzystwie młodych osób, których nie zna i które chce przecież zachęcić do współpracy na takich zajęciach, a nie do siebie zrażać. Nie dość, że jest psychologiem i żartuje z tak poważnego tematu, to jeszcze robi złe wrażenie. Mogłaby zwrócić uwagę za gadanie w nieco delikatniejszy sposób. No i to są warsztaty, czemu uczniowie nie mogą sobie szeptać, gdy ta czyta pod nosem karteczki? Powtarzam raz jeszcze, uczniowie to nie roboty! Nie będą w stanie wysiedzieć sztywno bez gadania nie wiadomo ile godzin. A szczególnie, kiedy przychodzi młoda studentka; powinni wyczuć, że mogą wziąć udział w luźniejszej formie zajęć, trochę poprzeszkadzać, pośmieszkować. Nie widzę w tych dzieciakach uczniów-nastolatków.
Dziwię się, że ktoś, kto ma problem z masturbacją i sam nazwał to przed sobą, w swojej świadomości uzależnieniem, zamiast potraktować to poważnie i przysłuchać się pani psycholog, oburza się i wychodzi z lekcji. Inaczej byłoby, gdyby Olka wcześniej sama nie nazwała swojej przypadłości uzależnieniem, ale po prostu pokazywałabyś niczego nieświadomą nimfę zaspokajającą się i śmiejącą się do siebie z tego – wtedy tutaj wyjście z klasy, obśmianie pani studentki pasowałoby do wizerunku takiej nastolatki. Ale Avril świadomie swoje problemy nazywała wcześniej po imieniu, podobno (niby, bo streszczeniem) zwierzała się z nich, jakby poszukiwała pomocy, a tutaj z takowej nie skorzystała, mimo że chociaż podświadomie powinna wiedzieć, że nadmierny onanizm będący zaburzeniem psychicznym jest szkodliwy. Jak każdy nadmiar, jak każde uzależnienie.
To tak jakby świadomy swojego nałogu alkoholik obśmiał prowadzącą zajęcia w klubie AA, na które dobrowolnie sam się zapisał, a nie chociażby ktoś go do nich zmusił. Paradoks.
W każdym razie już sama nie wiem, czy problem Olki z masturbacją brać na poważnie, czy to tylko wydumany wątek, aby bohaterka miała o czym rozmawiać ze znajomymi, bo takie ma nudne życie, że coś trzeba było wymyślić...
– A was dlaczego wygoniła?
– Po części teoretycznej przyszła pora na praktyczną. Wymyśliła sobie, że zrobi nam przyspieszony kurs obsługi prezerwatywy.
– Ten, co każą zakładać prezerwatywę na banana? – pytam. Kiedy potwierdza, dodaję z kpiną: – Myślałam, że to taka legenda.
– No najwyraźniej nie – odpowiada mi Szofer. – Ja odmówiłem, to mi powiedziała, że jeżeli jestem chłopakiem tej ciężarnej, co wyszła, to mi się to przyda najbardziej. A jak jej powiedziałem, że mnie obraża i jedno z drugim nie ma związku, to kazała mi przestać się ośmieszać. – Kolejny przykład, jeszcze lepiej pokazujący słuszność uwagi powyżej. Prowadząca nie może obrażać uczniów. Gdyby to robiła w ramach praktyk pedagogicznych, mogliby ją oblać.
– Po części teoretycznej przyszła pora na praktyczną. Wymyśliła sobie, że zrobi nam przyspieszony kurs obsługi prezerwatywy.
– Ten, co każą zakładać prezerwatywę na banana? – pytam. Kiedy potwierdza, dodaję z kpiną: – Myślałam, że to taka legenda.
– No najwyraźniej nie – odpowiada mi Szofer. – Ja odmówiłem, to mi powiedziała, że jeżeli jestem chłopakiem tej ciężarnej, co wyszła, to mi się to przyda najbardziej. A jak jej powiedziałem, że mnie obraża i jedno z drugim nie ma związku, to kazała mi przestać się ośmieszać. – Kolejny przykład, jeszcze lepiej pokazujący słuszność uwagi powyżej. Prowadząca nie może obrażać uczniów. Gdyby to robiła w ramach praktyk pedagogicznych, mogliby ją oblać.
Mam wrażenie, że twoi bohaterowie są w gimnazjum, ewentualnie zaczynają liceum. Kto dwa miesiące przed końcem szkoły bałby się, że nauczyciel zadzwoni do rodziców? Albo zwracał uwagę na to, czy jak zerwał się z części warsztatów, to go woźny zobaczy? To szkoła połączona z podstawówką, facet nie zwróci uwagi. Dzieciaki mogłyby być wcześniej wypuszczone z zajęć albo mogły wracać z konsultacji u jakiegoś nauczyciela, no cokolwiek. Mam cały czas wrażenie, że przesadnie podkreślasz to, że się boją złego zachowania w szkole. Mimo wszystko wychodzą palić papierosy, dwójka z nich wpadła i będą mieli dziecko, a zwracają uwagę na to, aby cicho przejść do szatni, bo woźny ich zauważy… To dziwne, mam wrażenie, że przedstawiasz spory kontrast.
Może mogłabym to uargumentować na przykład tym, że to mała szkoła w małym mieście, wszyscy się znają, nauczyciele rozmawiają z rodzicami w kolejce po bułki w sklepie i tak dalej, ale… wiesz, tego też nie ma w tekście, skoro bohaterowie nazywają swoich nauczycieli funkcjami, a nie po nazwisku czy jakkolwiek naturalnie. Więc ani jedno, ani drugie.
O, są i pączki! Wróciły po siedmiu rozdziałach; zdążyłam zapomnieć, że ktokolwiek je lubi. I to, że Palacz nigdy nie ma swoich pieniędzy – kiedy ostatni raz pokazałaś to w tekście? Twoje strzelby Czechowa strzelają, ale tylko ślepakami.
08. SEN O PRZYSZŁOŚCI
Czemu gratulacji o wyszczekaniu nie pokażesz sceną? Może w końcu odczułabym atmosferę klasy, szkoły, tłumu ludzi, których stosunek do Olki mogłabym poznać? Udaremniasz mi doświadczanie na rzecz czytania mało zajmujących akapitów suchego opisu. Naprawdę trudno się wczuć, trudno dostrzec, że twoja bohaterka żyje w tekście.
Nasze wyjście z sali w trakcie zajęć dociera do wychowawczyni, która decyduje się porozmawiać z nami na temat warsztatów na najbliższej godzinie wychowawczej. Początkowo uczniowie, którzy opuścili warsztaty przed ich końcem – czyli nasza paczka plus jeszcze trzy osoby, które wyszły później – mają dostać uwagi do dziennika, a rodzice mają zostać poinformowani o naszym zachowaniu na najbliższej wywiadówce, jednak próba takiego rozwiązania sprawy spotyka się ze sprzeciwem całej klasy. – SERIO WYCHOWAWCZYNI CHCIAŁA INFORMOWAĆ RODZICÓW O TAKIEJ BZDURZE? Mniej niż dwa miesiące przed końcem roku? Za to, że pełnoletni ludzie bronili się przed obrażającą ich młodą dziewczyną? W ogóle co to za pomysł z tymi uwagami do dziennika? Drugie opowiadanie już to wałkujesz i wciskasz na każdym kroku, gdy tylko ktoś powie cokolwiek, nawet bardzo leciutko nieodpowiedniego (typu hahaha, idiota). Od razu nauczyciel wstawia uwagę. Nie wiem, może moja szkoła była dziwna, a także szkoły moich znajomych, ale w liceum nie stawiano nam w ogóle uwag, wcale, nigdy. Gorsze przewinienia były omawiane z nauczycielem, czasem coś na wywiadówce wspomniano, ale wtedy, gdy się nagromadziło skarg na ucznia i złych zachowań, a po rodziców przez trzy lata w mojej klasie zadzwoniono raz, gdy chłopak był pijany na dyskotece szkolnej. Serio twoi bohaterowie za jedną odzywkę i wyjście z sali mają zostać ukarani powiadomieniem rodziców? Ja bym chyba jako matka opieprzyła porządnie nauczycielkę, która by mi zawracała tyłek każdą taką bzdurą. W dodatku takie głupoty mają być omawiane na wywiadówce? Kto robi wywiadówkę w połowie marca, gdy końcówka kwietnia to zakończenie szkoły? Czemu nauczyciele traktują uczniów jak dwunastolatków? Skarżenie się rodzicom na głupoty, mając przed sobą pełnoletniego człowieka, jest co najmniej niepedagogiczne (osiemnastolatek czuje się traktowany jak dzieciak – co to za podejście wychowawcze?).
Poza tym fakt, że twoja główna bohaterka – NARRATORKA! – opowiada o tym tak sucho, w ogóle się nie przejmując albo ciesząc, albo cokolwiek, serio, cokolwiek… Witki opadają. Zaczynam się zastanawiać już nie tylko, czemu połasiłaś się czas teraźniejszy, ale dlaczego w ogóle masz narrację pierwszoosobową, zamiast trzecio-?
– Moim zdaniem właśnie zamiotła sprawę pod dywan – przyznaję – ale ja to się najbardziej cieszę, że rodzice się nie dowiedzą. – Gdyby mnie potraktowała tak studentka na warsztatach, to sama bym rodzicom opowiedziała, na co pozwalają w tej szkole, skoro chcą zamieść to pod dywan.
Dyskusję przerywa nam wychowawczyni, mówiąc:
– Ej, nie gadajcie! Strasznie jesteście głośni. Może jednak mam zadzwonić do rodziców? – Rety.
Ostatnio totalnie nic się nie dzieje w twoim opowiadaniu, poza tym, że leci czas. Zaczynam się potwornie nudzić; nie masz nawet zawiązanego wątku głównego, bo oprócz tego, że czytam o rozpadzie paczki (co jest trochę abstrakcją, bo przyjaciele wciąż spędzają razem czas – nie czuję kompletnie tej rozłąki) i problemach Wrony z Szoferem, nie dzieje się nic. Czekam do matury, bo to jedyna istotna rzecz, o jakiej rozmawiają bohaterowie. Choć tak naprawdę, to nie wiem, co ta matura ma zmienić.
Chyba nigdy nie czytałam tak poprawnego (nie potrafię przestać myśleć, jak bardzo marnujesz swoje umiejętności pisarskie…), ale przegadanego opowiadania o... niczym. Poniekąd gratulację, bo nadal coś jest w stanie mnie zaskoczyć. Tylko szkoda, że negatywnie.
09. DOBRA DROGA
Sama dostałam czwórkę i chociaż przez moment liczyłam na więcej, jestem z siebie zadowolona. – A gdyby tak pokazać bieżącą myślą, że bohaterka liczyła na więcej? Kurde, szkoda, że tylko cztery, ale w sumie… Już kompletnie nic ci nie zostało z tej narracji pierwszoosobowej, którą tak chwaliłam w pierwszym rozdziale. A przecież tam było to naprawdę dobrze rozpisane… Co się stało po drodze i dlaczego tak źle? Dalej tak samo:
Chociaż zastanawia mnie, co takiego stało się z Hrabią, że nagle zawalił test z polskiego, jego ulubionego przedmiotu, wzruszam ramionami i siadam na ławce, tak samo moi przyjaciele. – Gdyby bohaterkę to zastanawiało, to najzwyczajniej w świecie pomyślałaby o tym, a nie tylko stwierdziła fakt dokonany.
Nie byłoby to może aż tak bardzo kłopotliwe i drażniące, gdybyś miała naprawdę wciągającą fabułę, ale kiedy i fabuła jest lakoniczna, przegadana i o niczym ważnym, i jednocześnie bohaterka też nie jest charakterystyczna, a jej narracja przypomina suchego wszystkowiedzącego… to już razem jest za dużo, by przechodzić obok tego obojętnie i uznawać, że z tekstem wszystko jest w miarę okej.
Na następnej lekcji mamy religię w sali naprzeciwko polonistycznej, dlatego – na szczęście – nie musimy na razie wędrować po szkole.
Mamy dobry dzień, dlatego szybko zaczynamy we czwórkę wariować. – Z jednej strony Avril często wraca myślami do matury, nawiązuje do tego, że ona zakończy pewien etap w życiu bohaterki, ludzie się porozjeżdżają i tak dalej, ale nie pokazujesz tego inaczej niż suchymi stwierdzeniami. Przyszło mi do głowy, że tutaj nostalgiczny charakter Avril mogłabyś pokazać na przykład tym, że dziewczyna właśnie chciałaby jeszcze trochę powędrować po szkole, że to, co kiedyś było kłopotliwe, teraz, bliżej końca, nawet sprawiłoby jej radość. Musisz wiedzieć, że postać w narracji pierwszoosobowej buduje każde zdanie, każde jedno powinno oddawać jakiś stan emocjonalny, natomiast aktualnie Olce wszystko wisi i powiewa, mimo że czasami zaklina narracją, że tak nie jest. A gdzie jakieś dowody? Jakiekolwiek?
Przy tytule piosenki brakuje kursywy.
– Avril, nie zdzieraj sobie gardła, dla niego nie warto – ucisza mnie Szofer. – Swoją drogą, ciekawe, co się stało, że tak zareagował.
– Nie poszedł mu test podsumowujący, musiałam go ocenić na jedynkę i obniża mu to notę końcową – wyjaśnia nam polonistka, która wyszła akurat z sali. – Próbowałam z nim o tym porozmawiać, ale sami widzicie, jak zareagował. – Dlaczego polonistka się tłumaczy uczniom z tego, co się dzieje z innym i zdradza jego sytuację, gdy ten ma prawo nie życzyć sobie, by koledzy wiedzieli o jego ocenach? Jeżeli nauczycielka uważa, że mogłaby z Olą porozmawiać o Kamilu, powinna ją zaprosić do siebie na słówko, inaczej to ostre faux pas.
Mało tego, dlaczego Avril odzywa się do Hrabiego i zaczepia go o lekcje, skoro podobno tak się nim nie interesuje, nie chce z nim gadać i fogle?
Jeszcze raz przeczytam słowo belfer, a eksploduję.
Tak sobie czytam i czytam o tym Szoferze już którąś z rzędu scenę. Raz rysuje swastyki, raz otwarcie przyznaje, że po co mu matura, ma strasznie słabe noty, a teraz jeszcze prawie przeklina do katechetki… I taka konsternacja mnie nachodzi – co, przepraszam, widziała w nim Wrona, że tak na niego poleciała? Ani nie udowodniłaś w tekście, że to jakiś super przyjaciel, ani nie pokazałaś, że ma jakąkolwiek pozytywną cechę (no chyba że liczyć streszczenia o tym, że nie pije i nie pali, bo Wrona jest w ciąży). Mało tego – niewiele wiem o samej Wronie, wciąż to dla mnie tylko postać o ptasim pseudonimie, nic poza tym. A to już dziewiąty rozdział, Avril w kółko podkreśla, że zbliża się koniec roku. Więc kiedy postaci zaczną ci żyć w tekście, skoro zaraz każda pójdzie w swoją stronę?
Z naszej czwórki tylko ja jestem zapisana na religię, mimo to nikt nie ma problemu z tym, by również moi przyjaciele przychodzili na zajęcia, dopóki nie przeszkadzają jakoś przesadnie w ich prowadzeniu. – A to nie tak, że religia jest obowiązkowym przedmiotem i można chodzić na inny, jeśli jest się innej wiary i ma zaświadczenie o uczęszczaniu na inne zajęcia religijne, chyba że rodzice nie zgadzają się w uczestnictwie dziecka w takich zajęciach? Ale nawet wtedy bohaterowie powinni być na etyce. Zakładam, że takie lekcje mają miejsce, bo w szkole, w której nauczyciele ustawiają uczniów, by chodzili jak w zegarku, okienko byłoby pewnie czymś w ogóle nie do pomyślenia.
Moglibyśmy robić teraz coś ciekawszego niż słuchanie jej. – No, słuchać baby z etyki…
– Dobrze wiesz, że rodzice by mnie zabili, gdybym się wypisała z tych lekcji – odpowiadam. – Przecież wam mówiłam, jacy oni są. Niedziele i święta w kościele, modlitwy przed jedzeniem i przyjaciel proboszcz. – O! A więc Ola ma rodziców? Co za niespodzianka.
To może jakaś scena niedzielnego obiadku rozpoczętego modlitwą? Nie? Zły pomysł?
Zainteresowanie historią Trzeciej Rzeszy i wynikająca z tego uwaga poświęcana Hitlerowi to kolejna obok masturbacji rzecz, którą moi przyjaciele co jakiś czas mi wytykają. – Nie. Oni tego nie robią, a Ola nie interesuje się historią. To tylko zwykły imperatyw.
(...) płacz po porażce przychodzi mu bardzo łatwo – właśnie dlatego ma w klasie opinię słabeusza, czego efektem ubocznym jest brak bliskich znajomych. – I Olka myśli o tym zupełnie na luzie, wcześniej zachowując się wobec Hrabiego tak beznadziejnie, jak się zachowywała, olewając chęć nawiązania kontaktu, utrzymania znajomości i te pe? Mam rozumieć, że tym zdaniem sama siebie klasyfikuje jako osobę, która wyrzuciła ze swojego życia kumpla, bo był zbyt wrażliwy? Tak to odbieram.
Zaczynam się zastanawiać, czy robi to odruchowo, ze zwykłej ludzkiej uprzejmości, czy może po to, bym się na niego nie denerwowała, bo wie, co oznacza mój gniew. – Co oznacza? Jaki gniew? Nie widziałam złej, wkurzonej Olki. Raz, jak się zdenerwowała, przeklęła, po czym uciekła z pomieszczenia, by ochłonąć. Nie mów mi o strasznym gniewie, gdy bohaterka nie jest wybuchowa.
Tak czy inaczej, cieszy mnie myśl, że im bliżej końca roku szkolnego, tym mniej się kłócimy i naprawdę rozstaniemy się w pokoju. – Nie rozumiem, czemu ciągle podkreślasz ten fakt rozstawania się po szkole w pokoju, skoro nie są nawet skłóceni. Bez sensu.
10. WŁASNE PRAGNIENIA
Rety! Myślałam, że się nie doczekam. Poznajemy mamę w dziesiątym rozdziale. Tak się właśnie zastanawiałam, czy w ogóle kiedykolwiek ją wprowadzisz. O dziwo, Ola ma z nią całkiem spoko relacje, chociażby żegna się z nią normalnie przed wyjściem. Dlaczego więc dopiero teraz o tym wspominasz? Przez to pomijanie tematu o rodzinie spodziewałam się, że dziewczyna ma w domu jakąś über-patologiczną sytuację, której się wstydzi, albo coś w tym stylu.
– No dobra, to idź już na ten przystanek.
Zarzucam torebkę na ramię i całuję mamę przelotnie w policzek, po czym wybiegam z mieszkania. Wiem, że droga na przystanek zajmuje mi niewiele czasu (...).
– Musiałaś siadać z tej strony, ciężarówko? – szepczę do Wrońskiej, przeciskając się obok niej, gdy zostaje wyczytane moje nazwisko.
– Zamknij ryj! – odpowiada. – Czy ten wykrzyknik sugeruje, że ona to wykrzyczała? Na auli, w czasie rozdania świadectw?
Ciąża od początku niezbyt jej służyła, ale sądziłam, że bliżej terminu porodu, kiedy minie pierwszy szok oraz dolegliwości związane raczej z pierwszym trymestrem, będzie odrobinę lepiej – zamiast tego zdarzają się dni takie jak ten, kiedy wydaje się, że jest jeszcze gorzej. – Czemu nastolatka w dziewiątym miesiącu ciąży, siedząca wśród ludzi w dusznej sali, miałaby się czuć lepiej, niż gdy rzygała? Przecież im większe dziecko, tym bardziej dokuczają choćby problemy z mięśniami.
W ogóle nie wiem, czy przesadnie urocze, czy godne pożałowania jest to, że to wszystko wynika z narracji głównej bohaterki, która nadal ma tak nudne życie, że interesuje ją tylko i wyłącznie stan jej koleżanki (bo przecież już nie przyjaciółki; podobnież ta relacja się psuje, zaciera i tak dalej…).
Akademia nie trwa wybitnie długo. Po czasie, który – jak się później, po sprawdzeniu na zegarku, okazuje – zmienił się w całą godzinę lekcyjną, a mnie wydawał się krótką chwilą, stoimy już przed klasą, mając już za sobą również ostatnie spotkanie z wychowawczynią. – W 45 minut wysłuchano przemówienia dyrektorki, wręczono świadectwa wszystkim maturzystom, przeprowadzono część artystyczną, przeniesiono się do klas i pogadano z wychowawcą? Przecież to nierealne, by zmieścić się w takim czasie.
– To na jakie studia się w końcu wybieracie? – pyta Palacz. – Avril? Co zdecydowałaś? – Serio? Co za okropna ekspozycja dialogowa! Znają się trzy lata, a może i więcej, przyjaźnią się i dopiero teraz omawiają kierunki studiów? Tak bardzo widać, że wprowadziłaś tę scenę tylko po to, by pokazać czytelnikowi, kto gdzie pójdzie na studia… Przecież oni to wszystko o sobie wiedzą, nie muszą o tym rozmawiać. To sztuczne i wymuszone. Bohaterowie od dawna powinni znać swoje plany na przyszłość; właściwie mniej-więcej, odkąd wybierali przedmioty dodatkowe na maturze. W każdym razie cały ten dialog brzmi, jakby spotkali się po długim czasie i nie byli na bieżąco ze swoimi sprawami.
– Anglistyka?
– Mhm.
Po cichu zastanawiam się od kilku dni, czy to naprawdę kierunek dla mnie, czy przypadkiem nie zostało mi to zasugerowane przez znajomych i nauczycielkę angielskiego. Nie mogę jednak kłamać – tak właśnie wybrałam. – Najgorsze jest to, że przez dziesięć rozdziałów nie było ani jednego zdania sugerującego, że bohaterka interesuje się językiem angielskim. Ani jednego. Prędzej już uwierzyłabym w ten poprzedni historyczny imperatyw albo podejrzewałabym, że laska w ogóle nie ma na siebie żadnego pomysłu. Tylko to ostatnie wynika z tego, co przedstawia opowiadanie. Narrator swoje, a sceny – swoje.
– Myślałem nad medycyną, ewentualnie weterynarią, ale ja też najpierw muszę przebrnąć przez maturę. – Medycyna i weterynaria to bardzo ciężkie kierunki, na które trudno się dostać. Po twojej kreacji postaci, a więc pokazaniu, jak Palacz ściąga, jak ledwo zdaje z polskiego, jak ledwo zalicza maturę – bardzo wątpliwe jest to, że się dostanie. Wydaje mi się, jakbyś wpisała przypadkowe kierunki, jakie ci przyszły do głowy, zamiast się zastanowić nad realnymi szansami chłopaka. Poza tym Palacz nigdy nie mówił o tym, by go interesowała medycyna – chęć niesienia pomocy ludziom – lub weterynaria, nie zachowywał się tak, nawet nie wiedziałam, że lubi zwierzęta. Wszystko, co teraz przybliżasz w dialogu, wydaje mi się strasznie odczapowe i wymyślone na poczekaniu.
11. MAŁE SUKCESY
Bohaterka zachwyca się youtuberem, którego podobno ogląda od miesięcy, ale nigdy nie przyłapaliśmy jej, by siedziała na YT, a tym bardziej interesowała się jednym z twórców. Imperatyw na imperatywie...
– Gadałeś może z Wroną i Szoferem? Kiedy oni zdawali angielski? – zagaduję.
– Wczoraj, Szofer pisał do mnie, jak wyszli ze szkoły. Oboje zdali, zresztą przez polski też przebrnęli. – A nie zdaje się matur ustnych przypadkiem klasami? To znaczy klasa ma wyznaczony zakres godzinowy jednego dnia i wchodzi się pojedynczo? Może coś się teraz zmieniło, nie wiem, to luźna uwaga.
Nagle dowiaduję się, że Olka jest znana w szkole z powodu swoich zdolności anglistycznych. Kiedy? Gdzie? Jak?
Lol.
Mało tego, nagle wszyscy zwracają się do bohaterki po imieniu, mimo że kilka rozdziałów temu Ola uznawała, że nikt tego nie robi.
Opis samej matury nijaki. Bohaterka zdaje ważny dla siebie przedmiot i streszcza przebieg egzaminu kilkoma zdaniami. Nie komentuje w żaden sposób zestawu, który wybrała, zawartości koperty, nic. Jaki miała obrazek? Jakie pytania zadawała jej babka? Cholerka, może byłoby to mniej ważne, gdyby chodziło o przedmiot, który Avril potraktowałaby rutynowo, ale przecież zależało jej na wyniku; na pewno też miała jakieś odczucia na temat pytań, obrazka, cokolwiek. Ale nie… po co uzewnętrzniać jakiekolwiek emocje w narracji pierwszoosobowej? Po co pokazywać, zamiast streszczać?
Sama matura też nie byłaby ważna, gdyby właściwie nie była teraz głównym wątkiem opowieści. Nic innego ciekawego nie dzieje się w twoim opowiadaniu (w życiu bohaterki), więc chociaż to mogłaś przybliżyć, trochę podrasować, zbudować jakieś emocje.
Mało tego, nudzi mnie sielanka. Bohaterka nie dość, że jest nijaka, a jej życie równie bezbarwne, to jeszcze w opowiadaniu poszczędziłaś jakiegokolwiek konfliktu. Cały czas wszystko jest z górki. Ciąża? Temat przebrzmiał już dawno. Uwagi do dziennika o złym zachowaniu uczniów? Nikt się tym nie przejął… Więc co w twoim opowiadaniu jest ważne, skoro nic nie jest, nawet matura? Po co ja to czytam, skoro opowiadanie niczego mi nie daje – zwykle czyta się po to, by czerpać z tekstu rozrywkę, by się przejmować, wczuwać i tak dalej, a u ciebie nie ma w kogo ani po co.
Po nas do sali egzaminacyjnej wchodzi Hrabia. Pojawia się na korytarzu po dwóch minutach, bledszy niż zazwyczaj.
– Oho, ktoś chyba zawalił – szepczę na ucho Palaczowi. Głośniej dodaję, zwracając się do Draculi: – Ej! Jak ci poszło?
– Nie zdałem, to pewne – stwierdza. – Nic nie powiedziałem.
– Dlaczego mnie to nie dziwi... – komentuje cicho Palacz. – A mógł się uczyć.
– Mówiłeś coś? – pyta go Hrabia.
– Tak, ale do Olki, nie do ciebie. A to chyba już nie twoja sprawa, o czym gadamy.
– Nie, dopóki nie rozmawiacie o mnie.
– Spokojnie, nie rozmawiamy o tobie – mówię. Wzrusza ramionami i odchodzi na bok ze wzrokiem utkwionym w telefonie, a ja dodaję: – O tobie nie, ale o twojej maturze już tak. – Po pierwsze, matura ustna jest stresująca, szczególnie dla wzrokowców. Czasami nawet gdy się umie, ciężko pozbyć się stresu i wykrztusić choćby słowo, więc komentarz Palacza była dla mnie bardzo na siłę, a jednocześnie pokazał głupotę chłopaka. Widać, że czepia się już takich rzeczy, które nie są śmieszne. Po drugie, właśnie Olka i Palacz są coraz bardziej wredni, ale tylko w stosunku do Hrabi, przy czym nie lubią go, bo ten często nie ma humoru. Przecież może być pesymistą, mieć depresję, ciągłe problemy w domu… Czuję, że przez całe opowiadanie ten chłopak nie zrobił nic złego, wręcz wydaje się ciekawą postacią, a przez to wszystko nie rozumiem podejścia głównych bohaterów. Czuję, jakby atakowali go bez powodu. Kolejna rzecz to właśnie zachowywanie się wrednie tylko w stosunku do Hrabi – w innych przypadkach ci dwoje nie są tacy bezczelni i chamscy, przez co ta jedna relacja wydaje się odklejona od reszty, jakby na część rozdziału dzieciaki (są traktowani jak dzieci i zachowują się jak dzieci, więc chyba ja również powinnam ich tak nazywać) nie były sobą. Zupełnie nie łączę tego z ich charakterami, bo na co dzień to, na co ich najbardziej stać, to ironiczne przekleństwo rzucane między sobą. Totalnie nie czuję całej tej nienawiści. Po takich scenach jedynie współczuję Hrabi i zaczynam nie lubić Avril i Palacza.
– Oho, ktoś chyba zawalił – szepczę na ucho Palaczowi. Głośniej dodaję, zwracając się do Draculi: – Ej! Jak ci poszło?
– Nie zdałem, to pewne – stwierdza. – Nic nie powiedziałem.
– Dlaczego mnie to nie dziwi... – komentuje cicho Palacz. – A mógł się uczyć.
– Mówiłeś coś? – pyta go Hrabia.
– Tak, ale do Olki, nie do ciebie. A to chyba już nie twoja sprawa, o czym gadamy.
– Nie, dopóki nie rozmawiacie o mnie.
– Spokojnie, nie rozmawiamy o tobie – mówię. Wzrusza ramionami i odchodzi na bok ze wzrokiem utkwionym w telefonie, a ja dodaję: – O tobie nie, ale o twojej maturze już tak. – Po pierwsze, matura ustna jest stresująca, szczególnie dla wzrokowców. Czasami nawet gdy się umie, ciężko pozbyć się stresu i wykrztusić choćby słowo, więc komentarz Palacza była dla mnie bardzo na siłę, a jednocześnie pokazał głupotę chłopaka. Widać, że czepia się już takich rzeczy, które nie są śmieszne. Po drugie, właśnie Olka i Palacz są coraz bardziej wredni, ale tylko w stosunku do Hrabi, przy czym nie lubią go, bo ten często nie ma humoru. Przecież może być pesymistą, mieć depresję, ciągłe problemy w domu… Czuję, że przez całe opowiadanie ten chłopak nie zrobił nic złego, wręcz wydaje się ciekawą postacią, a przez to wszystko nie rozumiem podejścia głównych bohaterów. Czuję, jakby atakowali go bez powodu. Kolejna rzecz to właśnie zachowywanie się wrednie tylko w stosunku do Hrabi – w innych przypadkach ci dwoje nie są tacy bezczelni i chamscy, przez co ta jedna relacja wydaje się odklejona od reszty, jakby na część rozdziału dzieciaki (są traktowani jak dzieci i zachowują się jak dzieci, więc chyba ja również powinnam ich tak nazywać) nie były sobą. Zupełnie nie łączę tego z ich charakterami, bo na co dzień to, na co ich najbardziej stać, to ironiczne przekleństwo rzucane między sobą. Totalnie nie czuję całej tej nienawiści. Po takich scenach jedynie współczuję Hrabi i zaczynam nie lubić Avril i Palacza.
– Wiem, ale lepiej, żebyś miała zdane jak najlepiej niż po najniższej linii oporu, prawda? – Po linii najmniejszego oporu. Zwracamy na to uwagę jako oceniające, chociaż wypowiedź pojawia się w dialogu i ostatecznie bohater nie musi wypowiadać się wcale poprawnie. Z drugiej strony ktoś mógłby i jemu zwrócić uwagę, czemu nie. Może chociaż jakiś aspekt edukacyjny...
A: A to chłopiec czy dziewczynka?
P: A bo ja wiem? W sumie krótko gadaliśmy – trochę dziwne, że znajomi nie wiedzieli wcześniej o płci dziecka, no chyba że to Wrona i Szofer nie chcieli wiedzieć z usg, tylko mieć niespodziankę, ale takie zamieszanie wydaje mi się trochę… dziwne? Przecież płeć to taka podstawowa rzecz przy narodzinach; nawet jeśli chłopcy krótko gadali, naturalne by się wydawało zapytać o takie coś. Tym bardziej że pewnie wybierali już ubranka, wystrój pokoju, wstępne zabawki czy coś…
Skoro Wrona urodziła, a matura się skończyła wraz ze szkołą, zastanawiam się, co będzie teraz głównym wątkiem opowiadania. Nie dostrzegłam żadnych większych hintów rozrzuconych po tekście do tej pory, no chyba że bohaterka pójdzie na studia albo pozna osobiście tego youtubera, albo pogodzi się z Hrabią lub w końcu umówi z Palaczem. Ewentualnie może w końcu wrócimy do problemów z uzależnieniem, bo ten wątek też chyba wymagałby w końcu jakiegoś… pogłębienia?
12. WAKACJI CZAR
Może i nie jest to najdłuższy rozdział na tym blogu, ale myślę, że nadchodzą o wiele dłuższe, bo mam głowę pełną pomysłów, a szkoda ograniczać się słowami. :) Miłego czytanka! – Twoja przedmowa brzmi trochę tak, jakbyś wpadła teraz na nowe pomysły, nie miała zaplanowanej fabuły, tylko wymyślała na bieżąco, co ma się dziać. Może to przez to czuję taki chaos i brak konfliktu fabularnego? Może to dlatego właściwie przez całe opowiadanie, oprócz ciąży, nic się nie działo?
Wzdychając cicho, najpierw zamykam przeglądarkę internetową, a potem wyłączam laptopa. – Przeglądarkę internetową? Dziewczyna klnie, nazywa przyjaciółkę ciężarówą, a tak ładnie mówi na otwarte okienko na komputerze?
Nasłuchuję – w domu jest cicho. Wiem, że tata i siostra są już w pracy, mama pewnie zdążyła wyjść do sklepu. Leżę jeszcze chwilę wśród pościeli; dopiero gdy zaczyna przeszkadzać mi zaduch panujący w pokoju, wstaję i otwieram okno, po czym idę do łazienki. Udaje mi się oporządzić jeszcze przed powrotem mamy około jedenastej. – Po pierwsze… Ona ma siostrę! Dlaczego nie wiedziałam o tym wcześniej? Po drugie, naprawdę są ważniejsze rzeczy do opisywania niż poranne czynności. Czemu nie mogłaś przedstawić, jak bohaterka, no nie wiem, myśli o wynikach matury, gdy myje zęby? Wplataj takie drobne rzeczy w tekst. Naprawdę nie interesuje mnie czytanie o braniu prysznica, jeśli nie jest to ważne dla fabuły.
O, a informację o śniadaniu ładnie przemyciłaś w rozmowie z mamą. Da się? Da.
(...) chcąc sprawiać wrażenie, że mimo wszystko staram się pomóc, zamiast odkurzenia dywanu układam zakupy w szafkach i w lodówce.
Kiedy wydaje mi się, że na razie nie ma niczego więcej, w czym mogłabym pomóc, ukradkiem uciekam do swojego pokoju i włączam komputer.
Kiedy wydaje mi się, że na razie nie ma niczego więcej, w czym mogłabym pomóc, ukradkiem uciekam do swojego pokoju i włączam komputer.
Tam dostrzegam wiadomość od Iry.
I: Hej! Został ci miesiąc do rozpoczęcia studiów, jak nastawienie? – Co? Dopiero pisali majowe matury, a już jest wrzesień? A gdzie wyniki egzaminów, coś, co działo się przez wakacje, no nie wiem, jak się czuje Ola po ukończeniu szkoły? Może pracowała, wyjeżdżała przez wakacje? Nie? To co robiła? Czy miała problemy ze złożeniem papierów na studia? Dostała się od razu? Jak zareagowała na ogłoszenie wyników naboru? Gdzie będzie studiować? Zostaje w mieście czy gdzieś wyjeżdża, a jeśli tak, to czy będzie wynajmować mieszkanie z kimś znajomym, czy trafi do akademika? A czy widziała dziecko Wrony? Jak się mały nazywa? Jak sobie radzą? Czy Szofer ma jakąś pracę? Chyba podchodził jednak do matury (nie pokazałaś rozwiązania konfliktu, ale była wstawka o tym, że zdawał polski i angielski ustne), więc ma ten papierek? Co z Palaczem, czy z nim przyjaźń przetrwała przez wakacje, skoro jego dziewczyna się odzywa do Avril?
Albo może warto byłoby wspomnieć jednak, jak sobie twoja bohaterka radzi ze swoim uzależnieniem? Po co je wprowadzałaś do historii, skoro nie ma ono żadnego znaczenia fabularnego? Żebyś chociaż jakoś wspomniała półsłówkiem, że problem sam się rozwiązał, dziewczyna straciła zainteresowanie sobą, znalazła sobie coś do roboty czy cokolwiek...
Widzisz, ile mam pytań? A ile bym miała, gdyby fabuła miała jakiś głębszy wątek? Wydawało mi się, że studia będą teraz istotne, ale cóż, może się myliłam. Ważne jest to, że Avril nie dostaje opierdzielu od mamy, gdy wstaje wcześniej niż o trzynastej.
I: Okej. Tylko pamiętaj, że u mnie oznacza u mnie, nie u Palacza. Na wakacje wróciłam do rodziców. – To Irlandia mieszkała u Palacza? Czemu wcześniej nic o tym nie było? Kolejne zdania świadczą o tym, że prawdopodobnie dopiero wpadłaś na ten pomysł, by Ira i Ola mogły pogadać o czymś, co je zbliży:
Dziwi mnie trochę, że wyprowadziła się od chłopaka, u którego spędziła ostatni rok i z czym nie było wcześniej żadnych problemów, jednak postanawiam nie komentować tego od razu. Jeżeli miała ważne powody, o których mogę się dowiedzieć, to na pewno wyjdą na jaw w rozmowie.
Twoje opowiadanie nadal jest strasznie płaskie przez brak jakichkolwiek opisów. Niby wiem – wyjście z domu, spacer na przystanek, jazda autobusem i tak dalej… To są proste czynności, które nie wymagają oprawy z nie wiadomo jakiego zdarzenia, ale u ciebie nawet tej szarej zwykłej codzienności nie czuć. Szczędzisz opisów strasznie, ten tekst nie ma żadnego tła, nie mogę domyślić się, czy akcja dzieje się w wielkim mieście czy miasteczku, czy w ogóle gdzieś w jakiejś większej wsi. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że przez dłuższy czas twoi bohaterowie poruszają się w... próżni. Ograniczasz się do ogólników typu flaga w klasie z języka niemieckiego. To jakieś ochłapy tego, co prawdopodobnie widzisz w wyobraźni. W czytaniu chodzi o to, by pracowała wyobraźnia. Jak ma pracować moja, skoro najczęściej dajesz mi Avril, która wykonuje jakieś czynności? Wiem, że masz narrację pierwszoosobową, a w niej trudniej jest przemycić opisy dotyczące otoczenia, ale jednak czasem są one potrzebne, tworzą background, na ich przykładzie czytelnik może sobie wywnioskować takie ciekawostki jak chociażby miasto, w którym dzieje się akcja. Słyszałaś kiedyś takie powiedzenie: pokaż mi swoje śmieci, a powiem ci, kim jesteś? Lub ...jak wygląda twój pokój – wersje są różne. Bardzo rzadko nawiązujesz do śmieci przynależnych Avril, przez co jest jeszcze mniej ludzka, naturalna i przystępna dla czytelnika. Praktycznie nic nie można o niej powiedzieć.
Dym powoli opuszcza moje ciało, zaczynam czuć się trochę lepiej. – Ale to nie dym w płucach powoduje zawroty głowy przy paleniu i wypuszczenie go nie wystarczy, żeby się pozbyć zawrotów, które miała Ola. W czasie palenia obkurczają się naczynia krwionośne przez szybszą pracę serca (szybsze tętno i przyspieszony oddech, bo organizm ma zapotrzebowanie na tlen przy wysokim ciśnieniu). Zawroty głowy mogą się więc wziąć od wzrostu ciśnienia tętniczego oraz od hiperwentylacji, co się ze sobą wiąże.
Co do braku zawrotów głowy przy wypuszczaniu dymu, to Avril mogła co najwyżej mieć mniejsze, bo skoro w płucach było mniej dymu tytoniowego, to nie działał tak intensywnie na organizm. Ale zawroty mogły minąć po 5-10 minutach, nie zaraz po wypuszczeniu dymu.
No i trafiłam z tą wyprowadzką Iry od Palacza. Okazuje się też, że prawdopodobnie nowym wątkiem stanie się pogoń Olki za serialowym aktorem po teatrach, by zdobyć jego sympatię. Fajnie, cieszę się, że w końcu fabuła dokądś mnie prowadzi, tylko szkoda, że tak późno. Właściwie przeszło mi przez myśl, czy gdyby zacząć opowiadanie od rozdziału, w którym dowiadujemy się, że Avril ogląda seriale tylko dla jednego ziomeczka, nie byłoby jakoś tak… zwięźlej? Konkretniej? Ciekawiej?
Ostatecznie zatrzymujemy się na rozpoczynającej się właśnie Obecności – co prawda oglądałyśmy już ją kiedyś w towarzystwie Wrony, Szofera i Palacza, ale że magiczne pudełko wyświetlające ruchome obrazki nie ma nic lepszego do zaoferowania, decydujemy się na przypomnienie sobie fabuły. – Magiczne pudełko wyświetlające ruchome obrazki? W życiu nie słyszałam tak śmiesznej nazwy telewizora. Masakra.
– Wiesz, jakby mi ktoś pół roku temu powiedział, kim będę teraz zauroczona i że w ogóle będę kimś tak mocno zauroczona, to chyba bym go wyśmiała.
– Ale to co innego. To normalne, że czasem zaczyna się nam ktoś podobać i że to bywa ktoś niespodziewany. – No nie wiem, czy zakochanie się w kimś sławnym jest takie niespodziewane.
– Ale to co innego. To normalne, że czasem zaczyna się nam ktoś podobać i że to bywa ktoś niespodziewany. – No nie wiem, czy zakochanie się w kimś sławnym jest takie niespodziewane.
13. SZCZĘŚLIWOŚĆ
Czy mogę założyć, że skoro bohaterka wsiada na pociąg w Katowicach, to właśnie to jest jej miasto? Kurde! Katowice mają duszę, są świetne, uwielbiam tamtejszy klimat i to, że nie mogę w żadnym najmniejszym stopniu poczuć go w twojej historii, teraz powoduje u mnie tylko większy niesmak. A przecież sam katowicki dworzec to już jest coś! On aż się prosi, by chociaż o nim wspomnieć coś więcej.
Zupełnie pominęłaś też przeżycia wewnętrzne bohaterki. Niby jedzie na wymarzony spektakl do Krakowa, ale jakoś w ogóle tego po niej nie czuję. Skupiła się na czynnościach – wysyła esemesa do mamy, że trafiła, sprawdza drogę, gubi drogę, ale to wszystko jest raczej bardziej suchą relacją niż narracją pierwszoosobową z prawdziwego zdarzenia. Wręcz mam wrażenie, że znów czytam Exodusa, którego główny bohater też wyprany był z uczuć i raczej streszczał wydarzenia, niż skupiał się na emocjach, ale motywował to tragiczną przeszłością i depresją. Nie ma w ogóle porównania do Avril, której obecnie nic poza zauroczeniem i znudzeniem wakacjami nie dolega.
Zanim ruszę w miasto, muszę zdobyć bilet na autobus powrotny do domu oraz coś do picia. – To brzmi, jakby na picie też potrzebowała biletu.
Po trzykrotnym skręceniu w złą stronę oraz dobrych kilkunastu minutach wypełnionych mieszaniną dezorientacji i rozpaczy odnajduję przyłączony do kolejowego dworzec autobusowy. – Nie bardzo chce mi się wierzyć w aż takie kłopoty z orientacją na dworcu w Krakowie. Ta droga nie jest jakoś wybitnie skomplikowana, to raz. Dwa – wszędzie wiszą oznaczenia. Kilkanaście minut to gruba przesada. W kilka jeszcze bym uwierzyła; poza tym po nich normalny człowiek zapytałby kogokolwiek o drogę, mimo że nie bardzo miałby powód; serio, tam naprawdę nie da się zgubić.
– Słucham – odzywa się kasjerka, kiedy przychodzi moja kolej na podejście do okienka.
– Bilet ulgowy do Katowic na dwudziestą czterdzieści pięć poproszę – odpowiadam. – Czemu kupiła bilet kolejowy na dworcu autobusowym, a nie… na kolejowym, z którego wyszła? Da się tak w ogóle? No i wyżej pisałaś, że poszła po bilet autobusowy. Chyba że Ola jechała do Krakowa pociągiem, a z powrotem chciała wrócić autobusem…? Tyle pytań, tyle pytań...
Podchodzę do jednego ze stoisk z obwarzankami i proszę obsługującą je staruszkę o dwie sztuki. Zaczynam przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu pieniędzy do zapłaty, na co ona wciska mi obwarzanki do ręki i mówi:
– Nie przejmuj się pieniędzmi, kochanie. Nie potrzebuję ich.
– Ale ja przecież muszę pani jakoś zapłacić...
W kieszeni kurtki znajduję w końcu pięciozłotówkę. Przytrzymuję ją między dwoma palcami i wyciągam rękę w stronę kobiety.
– Naprawdę, nie potrzebuję tych pieniędzy – powtarza. – Kupisz sobie za to coś ładnego w Sukiennicach. Mi możesz zapłacić inaczej.
Zadziwiona uporem kobiety, chowam pieniądze z powrotem do kieszeni. Zaczynam mieć ochotę, żeby odwrócić się i uciec, tym bardziej, że dostałam już moje jedzenie, jednocześnie ciekawi mnie, co sprzedawczyni ma do powiedzenia. Wygrywa to drugie uczucie, dlatego dopytuję:
– Jak?
– Obietnicą. Obiecaj mi, kochanie, że postarasz się odnaleźć w Krakowie szczęście.
– Obiecuję – mówię bez wahania.
Już od dłuższego czasu myślałam o tym, że jeżeli przyjadę do Krakowa, to może będę szczęśliwsza, dlatego odpowiedź przyszła mi bez trudu. Kobieta uśmiecha się.
– Jesteś pewna siebie, to mi się podoba – stwierdza; wydaje się być przekonana co do tego, co powiedziała, w przeciwieństwie do mnie samej. – Smacznego.
Wkleiłam całą scenę, bo… jest tak bardzo zła i creepy. To taki imperatyw, że głowa mała. Babuleńka stoi na tym placu, żeby dorobić do emerytury i nagle oddaje towar za piękne oczy? Wyidealizowana scena, której potrzebowałaś, wyszła strasznie sztucznie. To już bardziej przekonujące byłoby ciasteczko z wróżbą, serio.
Moją uwagę przykuwają wyłożone na jednym ze stanowisk pierścionki – wydają się ładne, a ceny wypisane na przyczepionych do nich karteczkach nie są zbyt wygórowane, może uda mi się zmieścić w budżecie. – W 5 złotych? Za pierścionek? Bo chyba to był ten jej budżet zaoszczędzonych pieniędzy z obwarzanków.
Pytanie sprzedawczyni o to, czy osiemnastolatka nosiła kiedyś pierścionek, wydaje mi się dziwne. Brzmi, jakby włożenie czegoś na palec było jakąś trudno-wykonalną abstrakcją, do której potrzeba instrukcji obsługi albo, nie wiem, pełnoletności. Babka się martwi? Troszczy? Jest po prostu ciekawa? Bez przesady, ma klientkę na pierścionek, no to po co zadaje takie oczywiste pytanie?
– I jak? Podoba się?
– Bardzo – przyznaję.
– W takim razie jest twój.
– Dziękuję. Ile płacę?
– Dla ciebie to będzie siedem złotych. – Ona ten pierścionek plastikowy kupiła? Aż mi się przypomniały gumy do żucia z dołączonym pierścionkiem. Albo te pierścionki z kulek wypadających z maszyny, gdy wrzucisz dwa złote i pokręcisz korbką.
W każdym razie najpierw bułka, potem przecena na biżuterię… Świetni sprzedawcy w tym Krakowie, może się tam przeprowadzę? A może tylko Avril jest taka wyjątkowa? Jeszcze brakuje, by ten jej ukochany od razu się w niej zakochał i zaprosił do siebie, serio.
Nie wiem, co w tym momencie do fabuły wnosi czat z Irą. Czy odpowiedzią na pytanie, co słychać w Krakowie, próbujesz przemycić atmosferę tego miasta? Bo to nie działa. Dziewczyny nie piszą na jakieś super-ważne tematy, dialog nie pojawia się, by zainteresować czytelnika, o czymś go poinformować, co miałoby wpływ na fabułę. Wygląda trochę jak zapchajdziura, by notka wydawała się dłuższa, ale nic poza tym.
Sądziłam, że skoro rozdział nie jest aż tak długi, a całkiem sporo miejsca zajął ci opis przygód przed samym spektaklem oraz czat, sama wizyta w teatrze ukaże się dopiero w kolejnej notce. Jednak nie, to już teraz – opisałaś wejście do teatru, ale zaraz po tym, jak bohaterka siada, pojawia się zdanie, że aktorzy stoją już na scenie. Brakuje mi tutaj więcej teatru w teatrze – dzwonków, obserwacji widzów dookoła, fascynacji wydarzeniem, zapowiedzi mówcy na wstępie, gaszenia świateł, podnoszenia kurtyny, narastania emocji i tak dalej. Twój opis jest poprawny, ale trochę jakby pusty.
Okazuje się też, że jedna z aktorek jest postacią, na którą wpadła bohaterka w czasie spaceru. A to nie jest tak, że przed spektaklem aktorzy mają próby i nie wychylają się przesadnie z roboty? Chyba że repertuar jest często grany, ale to nadal taki argument ledwo-ledwo… Rozćwiczenie głosu, przebranie kostiumów, ogarnięcie dekoracji, przygotowanie charakteryzacji... To wszystko trochę trwa.
Najpierw chcę wmieszać się w tłum, co udaje mi się najpierw przy przechodzeniu przez krótki korytarz, a potem – przy wchodzeniu do niewielkiej sali (...).
Z biegiem czasu rozwiązuje się zagadka; okazuje się, że jedynymi realnymi postaciami w sztuce są mężczyzna-wariat i kobieta z aparatem, jego siostra – reszta to wizje istniejące tylko w jego głowie. – Bardzo fajny pomysł na sztukę. Ciekawa jestem, czy sama to wymyśliłaś, czy skądś zaczerpnęłaś. Mimo wszystko odczuwam mocny niedosyt. Nie skupiłaś się na sztuce, opisałaś ją w dwóch zdaniach, jakby bohaterka w ogóle nie chłonęła spektaklu, ot, są jacyś ludzie na scenie, jedna babka ma aparat i spoko, tyle w temacie.
Przypomina mi się Joe Alex i jego Śmierć mówi w moim imieniu – to bardzo krótka książka, której akcja dzieje się właśnie w teatrze, podobny jest również sam spektakl (grają Krzesła – jedynie stare małżeństwo jest naprawdę, reszta to wyimaginowani goście ich przyjęcia). A jednak autor samemu przedstawieniu poświęcił sporo czasu, by czytelnik mógł troszkę poprzeżywać, poczuć tajemniczą aurę, być nieco bliżej, prawie że na deskach sceny. Teatry są pod tym względem magiczne, tajemnicze, mają bardzo duży potencjał, kiedy bohaterowie powieści uczestniczą w takim wydarzeniu opisanym szerzej. W twoim opowiadaniu wydaje mi się, że – tak jak z maturą i każdym innym wątkiem – Olka nie jest w ogóle zainteresowana, szczątkowymi informacjami nie pozwala się wczuć; ten teatr można by zamienić na cokolwiek innego, nie wiem, wizytę u interesującego sprzedawcy w sklepie obuwniczym – w przypadku Olki i jej zaangażowania w prowadzenie fabuły emocje praktycznie te same.
W ogóle, jeżeli chcesz zachować tę scenę i czujesz, że koniecznie potrzebny jest ci teatr, polecam ci powieść Alexa, a przynajmniej jej fragmenty. Od początku, czyli od wejścia do teatru, aż po zakończenie spektaklu i ukłony ciężko nie chłonąć opisywanej sztuki. Pojawiają się nawet dialogi rzucane ze sceny, spójrz:
W tej samej chwili światła zgasły zupełnie. Nastała chwila ciemności, rozświetlona jedynie czerwonym blaskiem maleńkich żarówek bezpieczeństwa nad wejściowymi drzwiami. Równocześnie zapaliły się dwa wielkie reflektory za plecami widzów, kładąc na powierzchni ciemnej kurtyny dwa nachodzące na siebie niemal kręgi ostrego światła. (...)
Przyglądający się kostiumom i dekoracjom Alex opuścił dwie czy trzy kwestie, ale zaraz potem tekst dotarł do jego uszu. Stary człowiek wstał i podszedł do jednego z dwu okien umieszczonych w lewym i prawym końcu dekoracji.
— …Barki na powierzchni wody lśnią w słonecznym blasku… — powiedział w rozmarzeniu.
— Nie możesz ich dostrzec. Słońce skończyło się. Jest noc, mój milutki.
— Pozostał po nich cień…
Kwestie biegły dalej, szybko, jedna po drugiej i Alex od razu, od pierwszych słów zrozumiał, że jest świadkiem niecodziennego wydarzenia w sztuce. Tekst obnażał prosto i przerażająco tragedię współczesnego człowieka (...). Aktorzy mieli na twarzach maski przypominające maski greckie i wyrażające ogólnie pojętą starość. Głos i ruchy nie podlegały prawom starości, ale ukazywały wieczną, tragiczną młodość i naiwność człowieka wobec losu. W ten sposób aktorzy nie musieli grać starych ludzi, ale stwarzali na scenie sprawę o wiele ważniejszą: dawali syntezę starości, grali wszystkich starych ludzi, którzy istnieli i istnieją (...).
Natomiast z twoją sztuką problem jest taki, że nic o niej nie wiemy – ani po co ona, ani jak. Chociażby jak na scenie grają i wyglądają aktorzy, w tym ten jeden, najważniejszy? O co chodzi w fabule spektaklu…? No po prostu nic. Stąd nawiązanie do sklepu – bohaterka weszła, zobaczyła swoje i wyszła. Nie zainteresowałaś, nie przybliżyłaś przedstawienia, nie wzbudziłaś też żadnych emocji.
Całą swoją uwagę poświęcam jemu; kiedy już myślę, że ten dzień nie mógłby być lepszy, on patrzy prosto na mnie – czuję, że to właśnie na mnie spoczywa jego spojrzenie. Nie potrafię odwrócić wzroku; kiedy orientuje się, że go obserwuję, puszcza do mnie oczko. Mimowolnie uśmiecham się, co on odwzajemnia. Nie potrafię myśleć o niczym innym, tylko ta sytuacja się liczy. – Na końcu rozdziału napisałaś, że to prawdopodobnie najcudowniejszy moment w życiu dziewczyny. To teraz przeczytaj wklejony fragment i pomyśl, czy czujesz jakieś emocje. Ja też nie. Czytam tylko o uśmiechu i puszczeniu oczka. Nic więcej. Żadnego potu na twarzy, przyspieszonego bicia serca, głębokiego oddechu, no po prostu nic.
Jakoś wątpliwe też (a przynajmniej mocno kliszowe) wydaje się mi się to, że aktor spojrzał na Olkę, wręcz wyłonił ją z tłumu jako ten wyjątkowy płatek śniegu i jeszcze puścił jej oczko. Mało profesjonalne i jeszcze mniej prawdopodobne. Ewentualnie Avril mogło jedynie wydawać się, że aktorzy zwracają uwagę stricte na nią – to akurat dość częste złudzenie w teatrze – ale nie wiem, czy akurat to miałaś na celu...
14. NOWE, A STARE
W poprzednich notkach mogłam się dowiedzieć, że zobaczenie ulubionego aktora (o którym de facto nadal nic nie wiem) na żywo było dla Olki ważne, ba, najważniejsze i najwspanialsze. Ira też o tym wie, ale gdy dochodzi do spotkania, najpierw pyta o... pierścionek za siedem złotych? Naprawdę?
Dopiero po chwili dociera do mnie, że to kolejny timeskip – nagle przedstawienie w ogóle nie ma znaczenia, pewnie minęło od niego sporo czasu, bo dziewczyny szykują się na studia, rozmawiając chociażby o dogodnych połączeniach komunikacyjnych. Mam wrażenie, że wątek teatru i najszczęśliwszego dnia w życiu Olki totalnie stracił na znaczeniu – urwałaś go, jakby w ogóle nie miał miejsca.
[Dopiero później, jakby mimochodem i od niechcenia Ira pyta Olę, czy skończyła już serial i wywiązuje się rozmowa o aktorze. Trochę wymuszone…]. I dlaczego ja nawet nie wiem, jak ten koleś się nazywa? Masz narrację pierwszoosobową, bohaterka pewnie, śliniąc się do kolejnych odcinków serialu, fantazjuje na temat tego faceta, ale ani razu nie nazwała go po imieniu?
Wstajemy i podchodzimy do drzwi. Nauczona doświadczeniem z pociągu do Krakowa, trzymam się kurczowo barierki, kiedy pojazd hamuje, za to Irlandia niemalże traci równowagę – odruchowo przytrzymuję ją za sweter. – To brzmi trochę tak, jakby dziewczyna nigdy nie jeździła autobusem, pociągiem czy tramwajem.
– Nie, na razie tylko na dzisiaj. Poczekam, aż dostaniemy harmonogram, żeby wiedzieć, na jakie godziny mam dojeżdżać. – Ale… teraz wszystko załatwia się przez internet. Plany zajęć są często na USOS-ie dużo wcześniej (a przynajmniej nie dzień przed zajęciami), albo nawet na niektórych kierunkach trzeba się rejestrować na dane godziny zajęć.
– Wiesz, bo ja się łudzę, że skoro on na mnie popatrzył, to mnie zapamiętał i będzie mnie rozpoznawał, jak się jeszcze kiedyś w tym teatrze pokażę... i że może z tego coś by było – odważam się przyznać.
– Nie chcę cię martwić, ale z tego i tak by nic nie było – stwierdza. – On jest od ciebie ponad dwa razy starszy, sama o tym wiesz. Pewnie ma rodzinę, nie wiem, żonę, dzieci… – Oho, sporo starszy facet, zakochanie, stalking… Czyżby powtórka z Gdy kochamy?
W poprzednich rozdziałach bohaterka mówiła, że sprawdziła, gdzie mieszka ten aktor. Skoro dotarła do aż tak szczegółowych informacji, dziwi mnie, że nie wie nic o jego potencjalnej żonie czy dzieciach.
– ...ale tak sobie pomyślałam, że nawet gdyby miał żonę, to zawsze mogę próbować stanąć między nimi czy coś… – Ech, jednak jest gorzej. Henryk przynajmniej nie miał dzieci i był po rozwodzie.
– Został nam jeszcze jeden starosta do wybrania, dla grupy z kulturą i literaturą. Zerkniemy sobie na listę obecności…
Czuję, jak skacze mi ciśnienie. Przez swoje nazwisko jestem wysoko na liście, jeżeli nikt przede mną nie będzie chętny... – Serio tak się wybiera starostę? Może tylko ja mam doświadczenia z demokratycznym głosowaniem… Ale skąd taka metoda? Co to za pomysł? Może nawet po co ta informacja, skoro bohaterka nijak się do etego nie odnosi?
Rozmawiając, kierujemy się na wyższe piętro, do sali, w której mamy odebrać indeksy oraz legitymacje. – Rety, może to ja się mylę i oceniam wszystko współcześnie, a tak naprawdę to jesteśmy parę lat wstecz? Bo indeksów już nie ma jakiś czas, wszystko jest załatwiane internetowo. Nie wiem, jak mam się w tym wszystkim odnaleźć… Fabuła mogłaby tu pomóc, ale niczego jak zwykle nie wyjaśniasz.
Oddycham głęboko, ciągle próbując zachować spokój , mimo to robi mi się zimno, jak zwykle w nerwach. – Nadprogramowa spacja.
Mogłaś w sumie zamienić ciasto na pączki; te drugie pojawiały się już w opowiadaniu, zauważyłam, że bohaterka ma do nich słabość. Warto trzymać się takich akcentów, jeżeli już wcześniej miały miejsce. Czytelnik ma przynajmniej jakąś stałą.
Nie wiedziałam, czy napisać to już przy rozdziale trzynastym, ale teraz już się upewniłam. Cała historia aż do zdania matury wydaje się oddzielna od tego, co się dzieje teraz. Nic się nie łączy oprócz tego, że Irlandię znamy przez Palacza. O tamtej ekipie nie wspominając; nikt nie wie, co się u nich dzieje, z nikim z reszty się nie kontaktuje. Po prostu wyrzuciłaś ich z historii. To mogłoby mieć sens – ten brak kontaktu po liceum ze starymi znajomymi – ale tylko, gdyby byli wątkiem drugoplanowym w fabule. A przez całe opowiadanie to na nich się skupiałaś (głównie na Wronie i jej ciąży) i nagle ich nie ma. Nawet zmiana kierunku przez Irlandię wydaje się imperatywem. Co złego by było w tym, gdybyś zaczęła tę historię od trzynastego rozdziału? Ano nic. Teraz przynajmniej trochę poznaję twój styl z Gdy kochamy, znów się robi bardziej dokładnie i szczegółowo.
15. WĄTPLIWOŚCI
Klaudia rzuca najpierw jej, a potem mnie dziwne spojrzenie, mam wrażenie, że pełne zazdrości. Ciągle nie pozwalamy jej zwracać się do siebie pseudonimami (przede wszystkim ja (...). – Dlaczego Avril ma nagle problem z tym, że ktoś chciałaby się do niej zwracać po przezwisku? Będąc jeszcze w liceum, podkreślała, że każdy tak do niej mówił (aż czasem zapominała, jak się nazywa), wyszłam więc z założenia, że lubi swój pseudonim i nie jest on tylko dla wybranych. Hrabia też pewnie do niej tak mówił. Skąd nagle taka zmiana?
Sama historia o teatrze wydaje mi się pusta, z kolei to, że pojechałam tam dla Korfantego, jest za bardzo intymne. – No, nareszcie poznajemy imię ukochanego Oli! Korfanty, hmm…
Cieszy mnie scena przy stole. W końcu lepiej mogę określić charakter twojej głównej bohaterki. Przezorna pesymistka, która okazuje swoją ostrożność brakiem uprzejmości. Jakby broniła swojego terytorium… Okej, to mi pasuje do Olki, którą pamiętam z rozdziału pierwszego (gdy trochę jojczyła w sklepie na ceny, a potem na Palacza) i drugiego (gdy pod koniec notki cieszyła się, że udało jej się przeżyć jakoś dzień). Jednak później te cechy zatraciły się gdzieś, Olka zdecydowanie straciła na charakterze. Dopiero teraz powoli go odzyskuje.
Choć mogłam inaczej ułożyć swój plan i mieć wolny cały piątek, i tak cieszę się, że wcześnie zaczynam weekend. – Czyli jednak Avril mogła ułożyć swój plan zajęć. Teraz szczerze wątpię, że odbyło się to na ostatnią chwilę, tak jak wcześniej dałaś mi to do zrozumienia.
Wracam dzisiaj do pustego mieszkania. Korzystając z okazji, że nikt nie będzie robił mi wyrzutów z racji okupowania łazienki w środku dnia, przygotowuję dla siebie kąpiel. Już po kilku minutach mogę zanurzyć się po szyję w wodzie. Ach, właśnie tego było mi trzeba po sportowym poranku... – Czyżby wrócił temat uzależnienia od masturbacji? To pierwsze, o czym pomyślałam. A teraz ciąg dalszy, bez wycinania czegokolwiek pomiędzy:
Układam się wygodnie i próbuję się zrelaksować. Udaje mi się na chwilę zapomnieć o problemach całego tygodnia oraz o porannej dyskusji z Irlandią. Dopiero kiedy widzę pomarszczone opuszki moich palców, decyduję się w końcu spłukać resztki szamponu z włosów i wyjść z wanny. – A nie, jednak nie. Chyba sama zapomniałaś o tym bardzo ważnym wątku. A szkoda, już miałam nadzieję. Bo widzisz, jako czytelnik, pamiętam takie rzeczy i sama kojarzę sytuacje idealne do rozegrania związanej z tym sceny, a ty, jako autorka… niszczysz to.
I: Czemu nie odbierałaś?
A: Bo właściwie nigdy nie odbieram, helou
A: Poza tym zajęta byłam
I: Przyznaj, masturbowałaś się.
A: Nie, dlaczego?
I: Odkąd wróciłaś z Krakowa, ciągle to robisz.
Widzisz, nawet Ira to kojarzy, ale… Nie. Po prostu nie. Avril nie masturbowała się ani razu od czasu… powrotu do domu z lekcji wychowawczej, gdzie omawiali tematy seksualne (dla przypomnienia, to był trzeci rozdział, czyli aż dwanaście notek temu!). Co z tego, że Ira mówi inaczej. Nie było ŻADNEJ sceny potwierdzającej jej zdanie.
I: Nie, tu właściwie nie ma o czym mówić. Chciałam zapytać, czy naprawdę mogłabyś zrezygnować z tych studiów i wyjechać do Krakowa. I dlaczego to aż taka tajemnica. Tylko napisz szczerze, wiesz, że możesz. – Zastanawia mnie to, skąd Olka miałaby mieć pieniądze na studia w innym mieście. Nic nie wiem o statusie jej rodziny – czy studia opłacają jej rodzice, czy sama musi wykładać na mieszkanie, uczelnię i tak dalej? Wiem tylko tyle, że przez wakacje leżakowała w domu, więc nie zarabiała na swoją przyszłość.
(...)
A: Tak. Myślę, że mogłabym wyjechać
I: Mhm... I to wszystko przez tego aktora, jak mu tam było...?
A: Korfanty Szpak. Może nie całkowicie, ale gdyby nie on, to bym o tym nie pomyślała
I: Właśnie.
I: Tylko dlaczego Klaudia nie może o tym wiedzieć? Przecież to żaden wstyd, być w kimś zadurzonym i zmieniać przez niego plany, zdarza się najlepszym. – Może dlatego, że to idiotyczne, by rzucać studia i wyjeżdżać do innego miasta, bo zakochało się w ponad dwa razy starszym, prawdopodobnie żonatym aktorze, którego zna się jedynie z serialu.
Jeszcze gdyby bohaterka miała na punkcie Korfantego faktycznie obsesję, tylko o nim myślała, przeżywała spotkanie go w teatrze, fantazjowała o nim, oglądała powtórki odcinków, zdjęcia, informacje na Pudelku i tak dalej… Ale tego też nie ma w tekście. Albo gdyby bohaterka była w gimnazjum i zauroczenie byłoby elementem życia nastolatki – takim naiwnym gdybaniem, bujaniem w obłokach, a nie faktyczną obsesją, mogąca nawet być objawem jakiejś choroby, efektem kompleksu czy cokolwiek poważniejszego.
Kolejny marnujący się wątek z potencjałem. Mam cichą nadzieję, że tym razem rozwiniesz go bardziej.
Zaczynam się wahać. Poza Palaczem nikt nie wie, dlaczego po kilkumiesięcznej „przyjaźni” ograniczyłam kontakty z Draculą do absolutnego minimum, a po zakończeniu szkoły staram się go omijać również myślami. – Podkreślona część wygląda jak wytłumaczenie, dlaczego w opku – przy narracji pierwszoosobowej – czytelnik nie wie, co się stało między Avril a Hrabią. I wiesz co? To jeszcze bardziej pokazuje, że wymyśliłaś w tym momencie historię między tą dwójką; czysty imperatyw. Zresztą z Palaczem nie raz rozmawiali o koledze, więc dziwne, że żadne się nie wygadało ani zdaniem przez tyle rozdziałów.
I: Ej, ale przecież Palacz i reszta ciągle cię wyzywali od skinów, a jakoś nie słyszałam, żeby ci to przeszkadzało. – Nie wyzywali. To się nie pojawiło ani razu w żadnej scenie.
Wciąż nie dostaję żadnych opisów. Większość rozdziału to wymiana zdań na czacie i nic więcej. Czyta się szybko, nawet lekko (to zasługa również twojej poprawności), ale i tak tęsknię za uczuciem, kiedy wyobraźnia pracuje w czasie czytania. U ciebie praktycznie nie ma to miejsca.
Zresztą, tu nawet nie chodzi o samo wyśmiewanie, tylko o to, że ja mu zaufałam i powiedziałam o jednej z najbardziej wstydliwych rzeczy, jakie można sobie wyobrazić, a on to za moimi plecami podał dalej – tak napisała bohaterka. Zaufała, wstydliwa rzecz… A chwilę wcześniej: Głupia byłam, to palnęłam, co mi się wydawało. – To brzmi, jakby powiedziała na szybko głupotę, bez pomyślunku, a potem miała pretensje, że to jednak była tajemnica, z którą dawno się ukrywała.
Dlaczego Irze tak nienaturalnie wybitnie mocno zależy na tym, by Klaudia dowiedziała się o Szpaku? Zagaduje, dopytuje… zamiast uszanować decyzję koleżanki, popartą zresztą silnymi argumentami o wstydzie i braku zaufania. To tak, jakby Ira nie brała w ogóle uczuć Olki na poważnie.
Chociaż jestem coraz bardziej pewna, że jest źle między moimi przyjaciółmi i coraz bardziej chcę wiedzieć, o co dokładnie chodzi, nie zatrzymuję jej i nie dopytuję o szczegóły. – Co? Jakimi przyjaciółmi? Może i Ola studiuje z Irlandią, ale z Palaczem nie widziała się całe pomaturalne wakacje (a więc dwa razy dłuższe niż zwykle), sama stwierdziła, że nie mają kontaktu, ona nie wie co się dzieje u chłopaka, a nazywa go przyjacielem? Bez sensu.
PODSUMOWANIE
Jako że ocena jest obszerna we wnioski, uznałyśmy, że nie ma sensu ich powtarzać, mnożąc kolejne akapity. Ostatnie czterdzieści stron aż się od nich roi – ocena ma zbliżoną długość do twojego opowiadania.
Zamieńmy więc podsumowanie w końcowe zestawienie:
STYL, NARRACJA I OPISY
☒ Mieszanie czasów narracyjnych – przeszłego z teraźniejszym;
☒ Niewykorzystany potencjał narracji pierwszoosobowej – przesadny obiektywizm głównej bohaterki (narracja właściwie nie bardzo różni się od narratora wszystkowiedzącego);
☒ Brak opisów świata przedstawionego (chociażby miejsc akcji, w tym miasta);
☒ Słabe dozowanie informacji o głównej bohaterce, które w opowiadaniu obyczajowym wydają się dość ważne (czy ma rodziców, rodzeństwo, gdzie i jak mieszka, itp.);
☒ Nadmierne ekspozycje i streszczenia;
☒ Niekonsekwentna stylizacja językowa głównej bohaterki (belfer w zestawieniu z przekleństwami);
☑ Naturalne rozmowy na czacie oraz dialogi między bohaterami;
ALEKSANDRA
☒ Nijakość pod względem emocji, spostrzeżeń dotyczących świata itp.;
☒ Nudne życie, w którym nie dzieje się nic absorbującego uwagę czytelnika (Olka przez większą część opowiadania bardziej interesuje się chociażby ciążą koleżanki niż własnym życiem);
☒ Wyimaginowany problem dotyczący uzależnienia od masturbacji (+zmarnowanie potencjału tak ciekawego wątku);
☒ Zdawkowy brak naturalności w wypowiedziach głównej bohaterki (okno przeglądarki internetowej, magiczne pudełko wyświetlające obrazki…);
FABUŁA I INNI BOHATEROWIE
☒ Brak ściśle określonego pierwszego planu i wątków pobocznych;
☒ Brak konfliktu fabularnego w pierwszych dwunastu rozdziałach (dopiero potem głównym motywem staje się zauroczenie w aktorze – chyba?);
☒ Zaskakujące timeskipy (początek listopada –> sylwester –> podpisanie deklaracji maturalnych –> matura –> koniec wakacji w tak krótkich notkach?), z których wynika, że opowiadanie to bardziej pojedyncze scenki z życia bohaterów niż przyczynowo-skutkowe opowiadanie; fabuła praktycznie nie istnieje;
☒ Imperatyw narracyjny (uzależnienie od masturbacji, zainteresowanie angielskim czy historią + nagle wypływające na wierzch fakty o tym, co już miało miejsce w życiu Oli; na przykład namiętne oglądanie serialu itp.);
☒ Brak widocznych powiązań między ostatnim rokiem liceum a studiami (+ wrażenie, że ta pierwsza część opowiadania nie miała żadnego znaczenia fabularnego – poczytaj o strzelbie Czechowa: źródło);
☒ Spoilery nadchodzących scen (wstępu zapowiadające coś, co za chwilę i tak pokazuje dialog, np. w przypadku sceny rozmowy Avril i Wrony o trudnej sytuacji w domu tej drugiej);
☒ Wątek ciąży Wrony, który wydaje się bardzo ważny, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie fabularne po maturze (w takim razie po co go było wałkować tyle czasu?);
☒ Wątek zauroczenia w Korfantym jest nieprzekonujący, zajmuje zbyt mało myśli w głowie Oli;
☒ Zmarnowany potencjał ciekawie zapowiadających się scen (np. impreza urodzinowa, sylwester, scena matury, scena wyjazdu, scena w teatrze);
☒ Niezrozumiały i nienaturalny dla nas system szkolnictwa (chociażby traktowanie dorosłych uczniów z liceum jak dzieci ze szkoły podstawowej albo uczęszczanie uczniów jednej klasy na różne lekcje);
☒ Chamskie i nieprofesjonalne zachowanie pani psycholog (dziwne tym bardziej w szkole, w której bardzo mocno stawia się na kulturę i edukację);
☒ Bohaterowie boją się wszystkiego, co wiąże się ze szkołą (np. uwag w dzienniku, brzydkich odzywek, wzroku nauczyciela), a nie boją się wstawania i wychodzenia z lekcji bez słowa, czy choćby palenia, picia i seksu;
☒ Wszystkie twoje postaci są jednolite – mają taką samą stylizację, łączy je również brak charakterystycznych cech, zachowań, charakterów (jedyną różnicą są pseudonimy);
☒ Nie czuć, by Hrabia był faktycznie irytujący (bardzo długo nie rozumiemy i nie czujemy, że zasłużył sobie na szykanowanie, a przez zdanie Olki na jego temat i zachowanie innych bohaterów w stosunku do niego zamiast nie lubić go, przestajemy lubić całą resztę);
☒ Część dialogów, mimo że naturalnych i lekkich, nie wnosiła niczego nowego ani świeżego do opowiadania; czytelnik nie dostawał informacji mających kluczowe znaczenie fabularne;
POPRAWNOŚĆ
☒ Błędy logiczne i dotyczące braku researchu (np. stacja w Krakowie, proces palenia, krótki czas uroczystości zakończenia roku szkolnego itp.);
☒ Powtórzenia;
☑ Bardzo dobra znajomość technikaliów obowiązujących w prozie.
Po przeczytaniu pierwszych dwunastu rozdziałów, For nie mogła się nadziwić.
Wydawało mi się, że styl jest podobny, ale okrojony, w porównaniu do tego, co czytałam w poprzednim opowiadaniu. Tu widać, że zdecydowanie nie podchodzi ci narracja pierwszoosobowa, szczególnie w czasie teraźniejszym (choć w Gdy kochamy wypadało to o wiele lepiej).
Problemem Gdy kochamy była źle przedstawiona fabuła – działo się niewiele, ale działo. Był główny wątek, wątki drugoplanowe, wszystko jakoś się rozwijało, szło do przodu. W tym opowiadaniu nie ma co iść do przodu, bo nic się nie dzieje.
Wciąż powtarzasz ten sam błąd – brak ważnych scen. W dodatku mam wrażenie, że tutaj to się nasiliło. Nie wiem, czy w Na wariackich papierach była choć jedna ważna scena. No i kwestia imperatywu opkowego, który również występował częściej i wyraźniej niż ostatnio. To samo z charakterem głównej bohaterki – Zuza miała niestały, zaś Ola nie ma żadnego. O emocjach też już było pisane i podtrzymuję, a nawet zaznaczam, że tu jest dużo gorzej. Mam wrażenie, jakby wszystko, co piszesz, było… puste. Wcześniej – błędnie, ale właśnie nie pusto. Dlatego jestem cholernie zdziwiona, że zaliczyłaś taki regres, choć po pierwszym rozdziale się na to nie zapowiadało.
Niewątpliwym plusem jest to, że pozbyłaś się zaimkozy, za którą dostałaś w poprzedniej ocenie, a dzięki temu wyeliminowałaś mnóstwo powtórzeń, które zdarzały się, ale nie aż w takiej ilości, jak w GK.
Po trzech ostatnich rozdziałach stwierdziłam, że powoli widzę styl, który znam z wcześniejszego opka. Nawet notki stały się dłuższe, ale to nie oznacza, że już jest okej. Musisz dalej pracować nad… wszystkim. Oprócz poprawności – tę wypracowałaś. I to chyba jedyna rzecz, która wypadła lepiej niż poprzednio.
Skoia jest natomiast bardzo, bardzo rozczarowana.
Oceniam nie od dziś i części opowiadań zgłaszanych na WS faktycznie wystawiam słaby, ale w większości z nich leży i kwiczy forma, a nie pomysł. Wielkie pomysły, wizje i idee to zwykle największe złoto autora, jego czarny koń, którym można wiele ugrać. A u ciebie?
U ciebie jest odwrotnie. Faktycznie, betując ocenę Gdy Kochamy, widziałam w niej masę interesujących wzmianek na temat złożonej historii opierającej się na poważnym problemie nastolatki – wprawdzie niektóre ważne fabularnie informacje sprzedawane były czytelnikowi za pomocą streszczeń, a nie scen, to jednak fabuła, którą tam wymyśliłaś, była naprawdę obiecująca. Tutaj? Do dwunastego rozdziału zastanawiałam się, czy jakakolwiek fabuła w ogóle istnieje. Na usta cisnęło mi się takie soczyste: Co ja pacze? Zastanawiałam się, czy masz w ogóle jakikolwiek plan i wiesz, dokąd prowadzisz czytelnika. Przez większą część historii miałam wrażenie, że była to droga donikąd.
Ale… dlaczego?
Pisałaś bez pomysłu? Żadnej koncepcji? Jestem bardzo ciekawa, jak wyglądała praca nad tym tekstem, jego powstawanie, pierwsze chwile. Usiadłaś i pomyślałaś, że machniesz opko o dziewczynie, na którą mówią Avril i która ma kumpelę w ciąży, a reszta sama wyjdzie w praniu? A może miałaś plan, tylko… coś gdzieś zwyczajnie nie wyszło? Nie ukrywam, że z utęsknieniem i zainteresowaniem czekam na komentarz zwrotny, głównie w tej kwestii.
Warto na koniec dopowiedzieć coś jeszcze. W ogóle wydaje nam się, że tytuł opowiadania nie jest ani trochę adekwatny do treści, chociaż może za wcześnie na takie osądy, bo historia wciąż jest nieskończona. Jednak oceniając to, co już opublikowałaś… Gdzie w tym te wariackie papiery? Zabieganie Olki, jej szalone życie? Przecież to kompletnie lakoniczna nudziara. Kiedy rozdział pierwszy zakończyłaś mocno obiecującymi słowami:
(...) żyjemy pomiędzy kłótniami, papierosami, autobusami i lekcjami, których nie ma. Zastanawiam się czasem, czy takie życie mi odpowiada, ale właściwie nie znam innego (...). – Wydawało mi się wtedy, że to hint, wskazówka, że niedługo życie bohaterki zmieni się diametralnie, pełne będzie barw, emocji, zmian… Umówmy się, tego obecnie w opowiadaniu nie ma.
Na dzień dzisiejszy? Słaby, ale z dużym plusem na zachętę. Nie chcemy, abyś się zniechęcała, jednak regres jest zbyt mocno odczuwalny, by naciągać Na wariackich papierach pod notę, którą ostatnio uzyskało GK.
Tym bardziej życzymy powodzenia w dalszej pracy nad tekstem.
Za betę dziękujemy Sigyn.
Cześć!
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim dziękuję za ocenkę, w dodatku wystawioną bardzo szybko.
Możliwe, że machnę jeszcze bardziej szczegółowy komentarz po egzaminach (czyli w okolicach czwartku-piątku), na razie tylko kilka (albo trochę więcej) słów o tym, co po pierwszym przejrzeniu rzuciło mi się w oczy i do czego teraz chciałabym się odnieść.
Czcionka bez polskich znaków, nagłówek itp. – jestem świadoma wszelkich mankamentów, ale w pewnym sensie nie mam na to wpływu, bo szablon nie był wykonywany przeze mnie. Na pewno jest to coś lepszego niż systemowy szablon z bloggera albo coś, co ja bym stworzyła, bo w ogóle nie mam do tego ręki, nie chciałam też odrzucać pracy szabloniarki, która w takim ogólnym poczuciu przypadła mi do gustu.
Wyłapałam, że uczęszczanie uczniów jednej klasy na różne zajęcia jest niezrozumiałe – w mojej szkole tak to działało, że jako klasa nie mieliśmy narzuconych przedmiotów, które mielimy realizować w rozszerzeniu, tylko z pewnej puli wybieraliśmy to, na co chcieliśmy uczęszczać, i tak połowa klasy chodziła na biologię, połowa na historię, które to zajęcia odbywały się w tym samym czasie. Tak samo działa to w opowiadaniu.
Pisanie w czasie teraźniejszym to rodzaj eksperymentu z mojej strony, zazwyczaj piszę w przeszłym, ale spotykam się od czasu do czasu z "teraźniejszą" narracją i chciałam spróbować w niej swoich sił. Nie wyszło – no cóż...
Pomysł, koncepcja, plan. Nie mam planu pisania w sensie rozpiski każdego rozdziału; jest kilka punktów, które chcę uwzględnić w fabule (tak na przykład od początku wiedziałam, że pojawi się wątek z wyjazdem do Krakowa), a to, co wydarzy się po drodze, obmyślam mniej więcej na bieżąco. Jestem świadoma, że fabuła się wlecze, może nawet do punktu, w którym prawie jej nie widać, ale to nie dlatego, że nie wiem, gdzie ją prowadzę, tylko dlatego, że... no dobra, przyznaję, nie mam tu argumentu, zastanawiałam się zresztą ostatnio i gdybym zaczęła pisać to opowiadanie teraz, to zapewne zmieściłabym pierwszych 11-12 rozdziałów w połowie tej liczby, za to wszystko byłoby bardziej przemyślane (i jest możliwe, że się na taki krok zdecyduję). Na wariackich papierach zrodziło się jeszcze za czasów Gdy kochamy jako raczej poboczny, luźniejszy projekt, dopiero ostatnio wysunęło mi się na pierwszy plan, choć nie oznacza to, że traktowałam je po macoszemu, mimo wszystko było i jest dla mnie ważne. Mocną stroną moją i tego opowiadania miał być fakt, że w dużej mierze opieram się na prawdziwym życiu, i to nawet nie na zasadzie "wiem, że to się gdzieś komuś przytrafiło, więc spróbuję to wcisnąć do opka", tylko brałam sprawy z doświadczenia własnego lub najbliższych znajomych (stąd uzależnienie jest właśnie od masturbacji, tak pojawiło się wspomniane wyżej chodzenie na różne zajęcia, dlatego teatr jest akurat w Krakowie, a nie Gdańsku czy Warszawie, bo przynajmniej część Krakowa znam dobrze i to właśnie z powodu jeżdżenia tam do teatru), żeby na przykład nie musieć martwić się researchem, który i tak mogłabym zawalić, tylko żeby pisać o czymś, co dobrze znam – jak widać, skutek był odwrotny (bo pomysł był zły albo tak nieudolnie wykorzystałam te swoje doświadczenia).
Okej, to na razie tyle, bo miałam się uczyć na jutro, a siedziałam i pisałam komentarz. Na koniec jeszcze tylko gif ode mnie, bo czemu nie. Nie ma tu negatywnego wydźwięku, po prostu mi się przypomniało.
Dobrej nocy/dobrego dnia życzę (bo nie wiem, kiedy to odczytacie). :)
Kurczę, widzę, że zjadło mi ostateczną wersję komentarza, bo dopisałam jeszcze jedno zdanie, a teraz go nie ma. Tak to jest, jak się ma słabowaty Internet – tyle dobrze, że to tutaj się uratowało, inaczej chyba wywaliłabym router przez okno. No cóż, jak już wspomniałam, prawdopodobnie jeszcze tu wrócę, w międzyczasie może też mi coś tam odpowiecie, to uzupełnię niektóre myśli, jak będzie trzeba.
Usuń@szkoła – pierwszy raz słyszę o czymś takim w Polsce, lecz tak, jak już pisałyśmy, należało to ładnie przedstawić w tekście.
Usuń@teraźniejszy – dawałaś radę, jednak mogłoby być lepiej. Po prostu gubiłaś się w tym i to kwestia wyćwiczenia, a sam tekst pokazywał, że lepiej byś się pewnie czuła w trzecioosobówce. Nic straconego. ;)
@pomysł – wiesz, sam pomysł byłby fajny i mogłaby to być mocna strona opowiadania, ale... wykonanie jest równie ważne. Przedstawiasz życiowe problemy? Okej, ale spróbuj inaczej, niech się coś dzieje, co będzie pchało fabułę do przodu, coś, przez co czytelnik nie będzie mógł odsunąć się od monitora. Problemy, które wrzuciłaś, były błahostkowe, a przynajmniej bohaterowie tak to traktowali. To znaczy może było więcej szumu wokół tej ciąży, ale kłótnie Wrony z rodzicami znamy tylko ze streszczenia i jednego dialogu. I ciężko tu o jakąś scenę, bo Avril musiałaby być świadkiem jako narrator. Dlatego stwierdziłyśmy, że może powinnaś pisać z perspektywy właśnie Wrony, skoro to był główny problem opowiadania aż do narodzin dziecka, a o których potem nie było prawie nic. I dopiero od wyjazdu do Krakowa wprowadziłaś jakiś ważny wątek dla Olki. Nie mówimy też, że masturbacja to zły pomysł do opka. To świetny pomysł! Tylko nie czuć, by to było coś ważnego, realnie dziejącego się w tekście. W GK wychodziło to lepiej – Zuza miała jeden problem, o którym ciągle myślała (miłość do Henryka) a dodatkowo inne, trochę mniej ważne problemy, ale na nich też się skupiała (np. czy powiedzieć rodzicom o związku, ciąża, poronienie, nauka do olimpiady, problemy Dagmary z prawem, kłótnie z rówieśnikami itp.). Czyli były wątki poboczne i wątek główny. Szczerze mówiąc, przeczytałam nawet GK do samego końca z ciekawości, co się wydarzy. Przy tym opowiadaniu nic by mnie nie zatrzymało. Brakowało tego podziału na wątki, brakowało czegoś, co by trzymało wszystko w kupie. Musisz ćwiczyć – widać, że poprawność świetnie wypadła i wyeliminowałaś błędy wypisane w poprzedniej ocenie. Teraz zastanów się nad konstrukcją prozy. Bo miejscami widać, że naprawdę potrafisz. ;)
Pozdrawiamy serdecznie! <3
Ja chciałam tylko dodać do potwierdzenia, że sama uczęszczam do liceum, które działa jak szkoły w ameryce, tj. każdy wybiera sobie rozszerzenia.Np. osoba z rozszerzoną matematyką może wybrać sobie również rozszerzony polski i, powiedzmy, WOS. Dobieramy jak chcemy, bez ograniczeń.
UsuńDodam jeszcze, że placówka jest publiczna. Każdy ma po prostu indywidualny plan zajęć ��
To tak w ramach ciekawostki.
Może po prostu w naszych stronach nic takiego nie funkcjonuje. Rety, to musi być super sprawa. ;p
UsuńDodam swoje trzy grosze, bo bliska mi szkoła oferuje coś podobnego. Tylko tam klasy należą do stosunkowo nielicznych, a i tak słyszałam, że średnio to funkcjonuje i jest niezły bałagan, jakieś okienka, średnio subtelne naciski, więc nie opłaca się wybierać nietypowych połączeń. Ale super, że u Was indywidualny plan zajęć się sprawdza (swoją drogą, ja akurat mam w szkole idealny profil z rozszerzoną biologią, polskim i angielskim, a jak tak patrzę na pozostałe, to coraz częściej odchodzi się od sprawdzonych nachyleń).
Usuń