Autorka: Afuś
Tematyka: obyczajowe, YA, yaoi
Masz bardzo ładny szablon. Podobają mi się efekt przewijania tekstu na nagłówku (gdzie masz błąd: nad wszystkim czuwa ogarnięta administracją, czyli ja) oraz intuicyjne menu.
Jedyne, co mnie nie urzeka, to strasznie szeroka kolumna na posty. Zdecydowałaś się na mały font, ale wielkie obrazki (w tym w zakładce ze spisem treści zdjęcie książki) – to mocno przytłacza. Na dodatek wzrok czytelnika musi pokonać strasznie długą odległość od prawej strony do lewej, do czego nie jest przyzwyczajony. Najlepiej byłoby zwęzić tę kolumnę.
ZIMOWE DNI
ROZDZIAŁ 1 – ŚNIEG
Prawdopodobnie byłem wtedy jeszcze na tyle małym berbeciem, że nie mam nawet prawa tego pamiętać, chociaż nieraz jak tak o tym myślałem, zaczynałem się zastanawiać, czy w ogóle miałem kiedykolwiek okazję go zobaczyć. Nie zachowały się przecież żadne zdjęcia z tamtego okresu, a szczerze mówiąc, do matki nawet w tej sprawie nie mam zbytniego zaufania, więc nigdy o to nie pytałem. – Pomijając powtórzenia, cieszę się z twojej poprawności.
Mnie jednak się nie spieszyło, co prawda sam nie przepadam za taką pogodą, ale nie chciało mi się przebierać nogami, byłem zbyt leniwy. – Zrezygnowałabym z podkreślonej końcówki zdania; samo to, że napisałaś, że bohaterowi nie chciało się przebierać nogami, mówi coś o jego lenistwie. Nie trzeba tego dopowiadać.
Pogubiłaś się, jeżeli chodzi o czas. Początek rozdziału masz w teraźniejszym, piszesz: Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem śnieg, potem pojawia się kilka podobnych zdań, ale jeszcze dalej nagle zaczynasz pisać w przeszłym i tak już pozostaje do końca. Zapanuj nad tym; w tekstach beletrystycznych zaleca się jedność czasu.
Zawsze, gdy łaziłem tak bez celu, sporo myślałem i nie zwracałem uwagi na otaczający mnie świat. – Nah, zdecydowałaś się na narrację pierwszoosobową, prawda? Jestem z twoim bohaterem sam na sam, w jego głowie, a ty zamiast przedstawiać mi jego myśli, to piszesz, że… myśli. Tak się nie robi. Czy ty, idąc sobie gdzieś ulicą, zastanawiasz się: hmm, nie zwracam właśnie uwagi na otaczający mnie świat, sporo sobie w tej chwili myślę? No raczej nie, to po prostu głupie. Ewentualnie możesz pisać miniaturę z perspektywy bohatera, który po latach wspomina wydarzenia – byłaby to wtedy narracja pamiętnikarska i takie zdania mogłyby się w niej pojawiać. Jednak wykluczyłam to z powodu zamieszań z czasem narracji, które sugerują, że chciałaś, by akcja miniatury działa się tu i teraz oraz ze względu na szczegółowość detali, które wspomina bohater. W narracji pamiętnikarskiej czytelnik czuje, że miał miejsce (często zresztą spory) upływ czasu, a u ciebie – nie.
Byłem tylko ja, zlepek myśli i melodia płynąca ze słuchawek (…). Byłem świadomy (…).
Skręciłem w jedną z wąskich uliczek, byleby tylko wydłużyć drogę i zyskać jeszcze parę lub nawet paręnaście minut na swoje rozmyślania. Naprawdę mnie to odprężało. – Już na tym etapie odeślę cię do artykułu o narracji, gdzie poczytasz o charakterystycznych dla narratora pierwszoosobowego błędach [KLIK]. Coś czuję, że będziemy do tego wracać.
Z zamyślenia wyrwał mnie drobny płatek śniegu, który usadowił się na czubku mojego nosa. – Mało naturalny jest ten twój bohater. W jakim jest wieku? Nic nie przeszkadza, byś go trochę podrasowała, stylizując język, którym się posługuje. Na przykład możesz nadać mu trochę luzu, niech będzie… normalny. Sugestia:
Z zamyślenia wyrwał mnie drobny płatek śniegu, który wylądował mi na nosie.
W ogóle mam wrażenie, że ten twój bohater to taki speshul. Ludzie raczej nie zwracają uwagi na takie rzeczy, w sensie z zamyślenia może wyrwać jakiś klakson, głośny dźwięk, nagłe zdarzenie, a nie mały płatek, który zaraz się topi. Szczególnie, kiedy śnieg sypie ci wszędzie – po ubraniach, po oczach, ale nieeee... To ten jeden specjalny płatek śniegu na nosie wyrwał bohatera z zamyślenia.
No na pewno.
Szybko się rozejrzałem dookoła (…) – lepiej: Szybko rozejrzałem się dookoła.
(…) musiało padać od dłuższego czasu, cały chodnik pokryty był białym puchem. – Brawo, Sherlocku.
Nie zrozum mnie źle. Gdyby to nie była pierwszoosobówka, nie miałabym nic do takiego zdania, ale w głowie głównego bohatera dochodzenie do takich wręcz banalnych i logicznych wniosków nie czyni go zbyt… bystrym.
Kolejne śnieżynki wirowały na wietrze, niektóre rozsiadały się na moich ramionach, inne uczepiały się włosów. Przykucnąłem i delikatnie zebrałem trochę na rękę. Zimny... – No nie, naprawdę. Czego się spodziewałeś, bohaterze?
I jak to jest, że on zaczyna rozdział myślą, że nigdy nie widział śniegu, potem stwierdza, że trochę już siedzi na dworze, a ten śnieg pada już jakiś czas, bo jest go dużo na ulicach, ale jednocześnie dopiero teraz bohater się nim interesuje, by go dotykać? Czemu nie zrobił tego od razu za pierwszym razem, gdy np. ledwo wyszedł na dwór, pierwszy raz wdepnął w śnieg i poczuł, jak skrzypi pod butem? Do wątpliwej bystrości już dopisać spóźniony zapłon czy jeszcze nie?
Gdy tylko moje plecy zetknęły się ze śniegiem, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Sztuczne, pretensjonalne. Ty tak myślisz: właśnie pojawił się na mojej twarzy uśmiech? Nie sądzę.
To dlaczego wkładasz mu takie myśli do głowy? Przecież to nie ma sensu.
Na dodatek te dopowiedzenia: mój nos, moje plecy, moja twarz… A niby czyje inne miałyby być? Gdy sięgasz po telefon do kieszeni, też myślisz: moją ręką wyciągnąłem mój telefon? Wybacz, że tak gęsto pytam, ale sama przyznaj, że tworzysz postać dość wątpliwą i odklejoną od rzeczywistości.
Jednocześnie z kimś tak sztucznym i pretensjonalnym trudno będzie mi się za chwilę utożsamić.
Piszesz, że bohater dużo myśli, ale tak właściwie nie przytaczasz o czym. To tylko takie ogólniki, trochę lanie wody niepokryte żadnymi konkretami. Mało mi.
[UPDATE: Później dowiaduję się, że bohater ma chłopaka, na którego widok aż zalewa się łzami, więc może… myślałby o nim teraz? Albo w sumie o czymkolwiek, naprawdę, nie będę aż tak wymagająca, gdy rozdział ma długość krótszą niż mój rachunek za wczorajszą pizzę].
Zwykłe kryształki lodu wydawały mi się magiczne, miałem przedziwne wrażenie, że szepczą albo i nawet śpiewają. – Właściwie każde zdanie tego rozdziału jest słabe ze względu na sztuczną narrację pierwszoosobową. Mam przedziwne wrażenie… Nie kupuję tego. Serio, kto tak myśli?
ROZDZIAŁ 2 – BAŁWAN
Para niebieskich oczu wpatrywała się we mnie już dobre parę minut, najwyraźniej próbując przewiercić mnie na wylot. – Parę minut to naprawdę bardzo długo. Wyobraź sobie tę scenę i włącz stoper. Trzydzieści sekund wystarczy, by określić czyjś kolor oczu i zaniepokoić się w myśli, czego typek ode mnie chce. Po minucie wypadałoby jakoś zareagować, może się odsunąć albo zapytać, w czym mogę pomóc? Bo na razie te kilka minut milczenia i wpatrywania się w siebie jest podejrzane. Czy twój bohater ma jakiś fetysz? Odnajduje w tym przyjemność, że nie przerywa dziwactwa?
Dziewięciolatek śledził uważnie każdy mój ruch, co z sekundy na sekundę przerażało mnie coraz bardziej. – Nie widać tego. Piszesz, że bohater się przeraża (to dość mocne słowo), a ja nie wiem, co mam sobie wyobrazić. Odsunął się? Skrzywił? Poczuł, jak mocniej bije mu serce? Zastanów, czym objawia się przerażenie, a potem je… pokaż. Nazywając je po imieniu, po pierwsze – nie mówisz konkretnie, co mam sobie wyobrazić, więc wyobraźnia nie działa, a po drugie – wnioskujesz za mnie, a powinno być odwrotnie. To ja, widząc zachowanie bohatera, powinnam określić, że się boi. Nie on sam w swojej głowie.
W tym momencie podrzucę ci kolejny artykuł. Ten o ekspozycji: [KLIK]. Myślę, że to dobry moment, byś zapoznała się z tym terminem.
Powoli podsunąłem dłoń prosto pod nos kuzyna i pstryknąłem palcami przed samą jego twarzą. – Ale… ale… czyli że główny bohater zna tego dzieciaka? Skoro to jego kuzyn – zna jego imię, na Bora. To dlaczego nazywa go dziewięciolatkiem?!
Był zafascynowany tym drobnym gestem niczym ja wczorajszym śniegiem. – Moment. A ja myślałam, że bohater cały czas jest na dworze i spotkał tego dziewięciolatka; wyobrażałam sobie, jak wpatrują się w siebie na mrozie, a główny nadal ma na swoim nosie płatki śniegu. Nagle, w połowie notki, dowiaduję się, że tak nie jest i muszę wymazać z głowy całe dotychczasowe wyobrażenie.
Zdecydowanie lepiej jest uprzedzać wcześniej o zmianie miejsca i czasu akcji – lepiej nie tworzyć niedomówień, niż potem je korygować.
– A właśnie! – Wykrzyknął nagle, po czym popędził w stronę drzwi. – Błędny zapis dialogu.
Kiedy komentarz narracyjny ściśle dotyczy wypowiedzi (np. powiedział, krzyknął, zapytał, mruknął, warknął i tym podobne), wtedy zaczyna się małą literą. Wielką zaczęłabyś taki, który nie dotyczy wypowiadanych słów, a wprowadza nowe informacje (np. wstał, odwrócił się, odszedł, uśmiechnął się, spojrzał i tak dalej).
Wziąłem głęboki oddech. Cholerka, już miałem go dość. Wolałem nawet nie myśleć o fakcie, że zostanie tu aż do nowego roku. – Nie wiem, czy chodzi ci ogólnie o kolejny rok, czy o 1. stycznia. Jeżeli to drugie, potrzebne są wielkie litery. No i dlaczego nie podasz podkreślonej myśli wprost, tylko tak naokoło? Wciąż wspominasz o tym, że bohater myśli w myślach. Wygląda na jakiegoś schizofrenika, co najmniej. Zasugeruję ci coś:
Wziąłem głęboki oddech. Cholerka, już miałem go dość. Żeby tylko nie został u mnie do Nowego Roku… – widzisz różnicę?
Narracja pierwszoosobowa rządzi się swoimi prawami i nie jest wcale łatwa, a u ciebie niczym nie różni się od narracji trzecioosobowej, w której ktoś tylko odmienił końcówki czasowników.
I jeszcze takie powtórzenie rzuca mi się w oczy:
Zamrugał z parę razy, po czym znów spojrzał na mnie z otwartą buzią. (…)
– A właśnie! – Wykrzyknął nagle, po czym popędził w stronę drzwi.
– Dla ciebie – powiedział wesoło chłopiec, uśmiechając się równie szeroko. – O rety, przecież to kuzyn głównego bohatera! Na pewno znają swoje imiona, więc nie będą dla siebie chłopcami, ileśtamlatkami, dzieciakami ani nic z tych rzeczy. Będą zwracać się do siebie po imieniu.
Znów zapytam, bo pytania najlepiej obrazują problemy: czy kiedy spotykasz kogoś znajomego, też zamiast użyć imienia czy pseudonimu, myślisz: ten chłopiec/ta dziewczyna?
Przy czym to pytanie retoryczne – obie dobrze wiemy, że nie.
ROZDZIAŁ 3 – UŚMIECH
Za oknami było już prawie całkowicie ciemno, jedynie nikłe światło lamp ulicznych sprawiało, że wąskie zaśnieżone uliczki były jeszcze widoczne.
Staruszka dziarsko krocząca z pełnymi torbami zatrzymała się na chwilę, by krzyknąć coś niewyraźnie w moją stronę i popukać się po czole, po czym znów ruszyła w swoją stronę. – Nie gra mi tu szyk początku. Lepiej: Krocząca dziarsko i z pełnymi torbami staruszka zatrzymała się na chwilę…
— Co robisz? – usłyszałem [wielką literą] piskliwy głos. – Wypowiedziane słowa nie należą do osoby, do której przypisany jest komentarz narracyjny. Ona słyszy słowa, a nie je wypowiada, dlatego potrzebna jest wielka litera.
Dialogi zaczynasz od pauz, a potem kończysz dopisek półpauzą. Proszę o konsekwencję w tej kwestii.
— Idź stąd, tyłek ci zmarznie — mruknąłem, ale chłopiec nawet nie zareagował. (...) Nawet gdy spał [,] nie przestawał się uśmiechać. – Po poprzedniej części oceny pewnie domyślasz się uwag na temat pogrubionego słowa.
ROZDZIAŁ 4 – SZEPT
Po szaleńczym biegu z przeszkodami zdyszany wpadłem na dworzec kolejowy. Co prawda do przyjazdu pociągu zostało jeszcze jakieś piętnaście minut, ale wolałem być już wcześniej i nie martwić się tym [,] czy w ogóle zdążę. – Nadal mam problem z myślami bohatera (w ogóle nie widać jego zmartwienia), ale teraz pominę to na rzecz czegoś innego.
Przepraszam, czy ktoś cię pogania? Spieszysz się gdzieś? Gdzie jakiś opis miejsca, może opis biegu, przeszkód, o których mowa? Wiesz, w opowiadaniach fajna jest też czasem akcja, a tutaj strasznie jej poskąpiłaś, chociaż stworzyłaś sobie okazję, by jakąś poprowadzić. Na razie miniatura jest strasznie nijaka – to jakieś randomowe scenki z życia głównego bohatera, ale właściwie nic grubszego.
Wziąłem głęboki oddech i wsparłem się plecami o ścianę budynku. Z ledwością trzymałem się na nogach, płuca odmawiały mi posłuszeństwa, a serce biło jak oszalałe, nie wiadomo czy od wysiłku [,] czy od nadmiaru emocji. – O! Świetnie, idziesz w dobrym kierunku, właśnie o takie coś mi chodziło. Pokazałaś, a nie opisałaś. Trzymaj się tego, bo takie fragmenty to miód na moje oczy.
Na moje nieszczęście pociąg się spóźniał [,] a ja musiałem czekać kolejną wieczność. – Coś tu się niedobrego dzieje. W poprzednich rozdziałach nie miałaś problemu z interpunkcją, a tutaj taki banalny babol?
Moje zniecierpliwienie gwałtownie wzrastało [,] przez co nie byłem w stanie usiedzieć na miejscu.
Lokomotywa zatrzymała się [,] akurat gdy zaczynałem kolejne okrążenie wokół jednego z filarów wspierających zadaszenie stacji. – No dobra, pokazałaś, okej. Tyle tylko, że to krążenie wokół filarów powinno być wprowadzone w tekst nie po wcześniejszej ekspozycji, ale zamiast niej.
Zanim zdążyłem porządnie się rozejrzeć i objąć wzrokiem cały ten tłum [,] dostrzegłem niewielką osóbkę pędzącą w moją stronę. Chłopak od razu rzucił się w moje ramiona [,] przez co oboje runęliśmy prosto w śnieg. Chłodnymi palcami delikatnie otarł łzę spływającą po moim policzku. – Chłopak… mam rozumieć przez to określenie, że nieznajomy, huh? No to ja się nie dziwię, że główny bohater się popłakał, jak go jakiś obcy typ przewrócił na twardym peronie na plecy.
– Wszystko w porządku? – spytał widocznie zaniepokojony. – Nie no, spoko, stary… Omal nie złamałeś mi kręgosłupa, wszystko gra *ociera łezkę wzruszenia*. A jak ty się w ogóle nazywasz…?
I co z tymi przecinkami nagle…?:
(…) szepnęłam [-ąłem] [,] przytulając go mocno do siebie.
ROZDZIAŁ 5 – KAWA
Nie wstyd ci nazywać te siedemdziesiąt dwa wyrazy rozdziałem? To zaledwie sześć linijek tekstu.
Co ja niby mam o nich napisać? Że nic z nich nie wynika? Fajnie, że bohaterowie siedzą i piją kawę w pokoju oraz rozmawiają o uczuciach, ale… dlaczego nie wysiliłaś się, by jakoś dobudować cokolwiek do tej ćwierć-sceny? Opis pokoju, emocje głównego bohatera, dłuższy dialog, z którego wynikałoby coś więcej. A może mogłabym lepiej poznać Dominika, może o nim coś… Na pewno też główny bohater ma w głowie zdecydowanie więcej w takiej romantycznej chwili niż to, co wypłodziłaś. Dlaczego mi tego nie dasz?
Tekst pod tym względem jest nieciekawy. Brakuje napięcia, konfliktu, trochę dynamiki, złożonych sylwetek psychologicznych. Nawet jako jednowątkowa miniatura się nie nadaje, bo jest płaski i trochę *kawaii*, ale nic poza tym. Przy czytaniu z jednej strony towarzyszy mi uczucie ciepełka, a z drugiej – rozczarowanie, że nie ma nic więcej, nic głębiej, właściwie nie ma nawet czego porządnie oceniać. Gdyby nie twoje nienaturalne prowadzenie narracji pierwszoosobowej i eksponowanie, nie wiem, o czym byłaby ta ocena, ale pewnie długością nie przekroczyłaby strony.
Chłopak pociągnął łyk gorzkiego napoju [,] a na jego twarzy wymalowało się czyste zadowolenie. (…) spytałem [,] przyglądając mu się z zaciekawieniem.
ROZDZIAŁ 6 – LODOWISKO
Ciężki plastikowy but zacisnął się mocno na mojej stopie, unieruchamiając mnie niemal całkowicie na parę sekund. – Still, to nie brzmi jak naturalna narracja pierwszoosobowa. Od tej pory będę pomijać tego rodzaju wpadki. Sama przeczytaj swoją miniaturę raz jeszcze i sprawdź, gdzie przydałoby się wystylizować myśli.
Zmierzwiłem lekko jego włosy, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Cholera, chyba zaczynałem lubić tego dzieciaka. – Ja też. Wiktor to do tej pory moja ulubiona postać – naturalna, bo zachowuje się i wypowiada stosownie do wieku, jest też urocza, ale nie do przesady.
Problem mam natomiast z głównym bohaterem. Na początku kreujesz go jako outsidera, który ma słuchawki i nie zwraca uwagi na otaczający go świat – wydawało mi się więc, że to taki chłodny introwertyk, na dodatek drażni go kuzyn; później dowiaduję się, że jednak interesują go ludzie, bo podgląda ich z dachu, a Wiktor już jest okej, bo raz przyniósł mu misia, a raz nazwał super-bohaterem. Coś łatwo zmienić tę twoją postać, zachwiać nią. Nie ma stabilnego charakteru, który ewentualnie powoli, z czasem fabularnym zmienia się, rozwija – raz jest taki, a w kolejnej odsłonie już siaki. Na dodatek przesłodzona relacja z Dominikiem, na którego widok bohater aż płacze, a potem romantyzuje przy kawie, jakoś nie pasuje mi do bohatera z pierwszego rozdziału.
ROZDZIAŁ 7 – CIEPŁO
Na tym etapie zastanawiam się, gdzie i z kim właściwie mieszka główny bohater. Wiem, że z kuzynem, ale gdzie w tym wszystkim są rodzice jednego lub drugiego? Czy w ogóle nasz główniak jest pełnoletni? Bo do tej pory dawałam mu tak z szesnaście lat.
– Już jestem [kropka] – usłyszałem [wielką literą] melodyjny głos partnera. – Nie, nie i jeszcze raz nie. Dlaczego nie po prostu: Dominika?
O boże. – O Boże.
Zdołałem wydać z siebie jedynie cichy pisk i odturlać się jak najdalej od blondyna.
Naprawdę nikt nigdy nie powiedział ci, że określanie postaci kolorem włosów śmierdzi amatorszczyzną? Dziwi mnie to, tym bardziej że pisałaś, że bierzesz udział w większym projekcie literackim, Laboratorium słów, piszesz też na Wattpadzie. Naprawdę nikt ci nie zwrócił uwagi na takie perełki? Przecież to podstawy podstaw, był czas, że na WS co druga ocena o tym trąbiła.
– Ah! – Znów parsknął śmiechem, gdy poduszka odbiła się od jego ramienia. -Aż tak cię rozzłościłem?-Przybliżył się do mnie, tak by prawie dotknąć mój nos swoim. – Nie wiem, co tu się stało z tymi dywizami i brakami spacji, ale wymaga to szybkiej reakcji.
– Ale… kochasz tego głupka, prawda? – Spytał półszeptem, spoglądając mi w oczy.
– Oczywiście, że tak. – Nie, stop. O miłości już było w poprzednim dialogu w równie słodkiej scenie. Czy bohaterowie rozmawiają o czymkolwiek innym? Czy ich postaci wniosą coś więcej poza romansikiem do tej historii? Przesładzasz ich relację, aż mi się nią odbija.
ROZDZIAŁ 8 – KEVIN
Jedynym źródłem światła w ciasnym pokoju był monitor komputera ustawiony na taborecie, tak by wszyscy dobrze [go] widzieli. Pod sufitem, na żyrandolu podwieszony był mały bezprzewodowy głośnik (…).
– No dobra – mruknął bez przekonania, jednak nie wyglądał, jakby miał protestować. – Przecież nie protestowałby, bo słownie się zgodził. Skąd więc ta myśl o wygdybanym proteście?
ROZDZIAŁ 9 – PREZENT
Trochę im współczułem, parter galerii przypominał raczej wielkie mrowisko, [przecinek zbędny] niż miejsce spotkań.
Ciocia Agata czekała już na nas w kawiarni, razem z Wiktorem, który właśnie kończył pić gorącą czekoladę z automatu. – W kawiarni jest automat do kawy? To co to za kawiarnia...
O! Czyli Wiktor ma jednak rodziców? To dlaczego pomieszkuje sam z głównym bohaterem i jego partnerem?
– (…) Mamy tylko problem z prezentem dla jednej osoby, ale… Wiktor nam z tym pomoże. – Dosiadłem się do stolika. [akapit] Chłopiec spojrzał na mnie z zaskoczeniem. – Po wypowiedzi dialogowej w komentarzu narracyjnym powinny znaleźć się tylko i wyłącznie zdania stricte dotyczące osoby mówiącej. Tutaj przechodzisz do Wiktora, więc potrzebny nowy akapit.
Podoba mi się, że przemyślenia o ojcu wyszły w tekście naturalnie, za sprawą ciotki. Dzięki temu wiem coraz więcej, odsłaniasz kolejne karty.
Szkoda, że nie wykorzystałaś starego dobrego patentu na zdradzenie imienia głównego bohatera w rozmowie – albo teraz, z ciotką, albo wcześniej, z Wiktorem czy Dominikiem. Wiadomo, że w narracji pierwszoosobowej bohater sam siebie nie nazwie po imieniu, ale ktoś inny mógłby, czemu nie. Trochę ciężko mi unikać w ocenie powtórzeń: główny bohater to, główna postać tamto… Na dodatek jako czytelnik też trudno mi wyobrazić sobie jednego, konkretnego człowieka; to dla mnie jak na razie bardziej jakiś random o niekonkretnym charakterze (lub dość zmiennym), a brak imienia tylko pomaga tę teorię podtrzymać.
ROZDZIAŁ 10 – CHOINKA
Pierwszy raz od dawna miałem okazję widzieć żywą choinkę. – A w lesie albo w parku?
Okej, wiem, że chodzi ci o drzewko do strojenia, ale ono jeszcze nie jest ubrane, więc wyszło niefortunnie.
Nagle okazuje się, że bohater mieszka nie tylko z ciotką, kuzynem i – okazjonalnie – ze swoim chłopakiem, ale jest też jakiś wujek Emil. Niby fajnie, bo, jak pisałam, rozwijasz fabułę, jednak z drugiej strony czy obecności kogoś w domu nie powinnam odkryć gdzieś wcześniej?
O boże, ten człowiek ma usta z gumy. – Boże. I miał – pilnuj czasu.
Natan… A więc to tak nazywa się twój bohater? Rety, w końcu! Dziękuję!
Wysilił się nawet na wygrzebanie z fotela, by podać nam pudła z dekoracjami. Naprawdę pomyślał o wszystkim.
Dominik nawet na mnie nie czekał, od razu zaczął zawieszać wielobarwne szklane kule na gałązkach. Nie musiał długo czekać, aż do niego dołączę. Może i nie nadaję [czas] się do rzeczy tego typu, ale starałem się, żeby drzewko wyglądało jak najlepiej.
— Jeszcze tylko gwiazdka. – Już? Tyle? Kurczę, czemu tak krótko? Przecież w opowiadaniach, nawet miniaturach chodzi o to, by zawiązywać fabułę jakąś akcją, a ty jej szczędzisz jak tylko się da. Bez sensu. Nawet nie zdążyłam się wczuć i zacząć bawić się z bohaterami, a tu już się skończyło.
I gdzie w czasie ubierania choinki jest Wiktor? Przez chwilę myślałam, że te wszystkie infantylne partie o choince są jego, ale potem okazało się, że należą do Dominika.
Nie podoba mi się fragment z braniem ukochanego na ręce, by przywiesił gwiazdkę, i raczej nie dlatego, że jestem uprzedzona, ale dlatego, że te zdania nadal brzmią jak tylko puste słowa bez pokrycia. Natan opowiada o swoich uczuciach – to, czego chce i czego nie chce – ale nie widać jakiejś specjalnej troski w jego zachowaniu. Mało tego, ile oni mają lat? Naprawdę nie sięgają szczytu choinki, a jednocześnie są w związku partnerskim i tak dalej? Jest to możliwe, oczywiście, Dominik może być wybitnie niski (albo choinka wybitnie wysoka?), jednak branie go na ręce wygląda niepoważnie i znów tylko przesładza ci opeczko.
Nie byłoby tak, gdybyś też poprzednich scen nie polukrowała porządnie – po akcji pod kocykiem tych uroczych wstawek jest po prostu za dużo. Przystopuj z nimi, bo mi się poziom cukru podnosi.
Swoją drogą ciekawe, czy wujkowi też, jak tak na to patrzy z fotela…
ROZDZIAŁ 11 – MĄŻ
Chłopak bez przerwy się uśmiechał, nucił coś pod nosem, a czasem zerkał na mnie lub na moją matkę, by po chwili znów oddać się pracy. – A teraz nagle okazuje się, że z nimi wszystkimi mieszka też matka? O jejku, jeszcze kilka rozdziałów temu myślałam, że kilkunastolatek wychowuje kuzyna samotnie…
Kobieta spoglądała na nas z niesmakiem (…). – Natan musi bardzo nie lubić swojej mamy, skoro tak ją przedstawia w swoich myślach.
— Natan, wszystko w porządku? — Chłopak ułożył dłoń na moim ramieniu i delikatnie pogładził mnie kciukiem. – Dla mnie to jest ewidentny brak szacunku do gospodarza ze strony Dominika; ostre faux pas. Oboje z Natanem wiedzą, że mama nie bardzo akceptuje ich związek, ale jednak pozwala im mieszkać w jednym pokoju, zgodziła się na spędzenie świąt razem, zaprosiła Dominika do siebie. Chłopak mógłby uszanować jej zdanie i nie emanować tak miłością do swojego ukochanego w jej obecności. Co innego w ich pokoju, okej, ale gdy kobieta stoi obok i im się przygląda? To perfidne i niegrzeczne, i może wyglądać sztucznie i wręcz wrednie w połączeniu z szerokimi uśmiechami Dominika w stronę kobiety, które przed chwilą zaznaczałaś.
— Tak [,] tak, wszystko okej.
ROZDZIAŁ 12 – GWIAZDKA
Kilka wigilijnych potraw czekało już na stole (…) nikłe płomienie kilku świec znajdujących się na stole.
On tylko pokręcił przecząco głową (…) – kręci się zawsze na nie. Na tak się kiwa.
Opisałaś jedynie moment poszukiwania na niebie pierwszej gwiazdki i… tyle? Kurczę, szkoda, bo naprawdę liczyłam na bogatszy opis kolacji. Na przykład w głowie wyobrażałam sobie moment dzielenia się opłatkiem między Dominikiem a mamą Natana.
Jak widzisz, wciąż brakuje mi akcji, napięcia, konfliktu. Mam dość słodyczy, a znów kończysz rozdział zabójczo słodko.
ROZDZIAŁ 13 – POCAŁUNEK
Tytuł to ostry spoiler, po którym wcale nie robi mi się lepiej. Domyślam się kolejnych słodkości i wzdycham nieco rozczarowana. Pisałaś w zgłoszeniu, że opowiadanie masz skończone. Czyli że jedynym konfliktem fabularnym był brak akceptacji związku homoseksualnego matki jednego z partnerów, który trwał… ze trzy zdania? Naprawdę?
Ostatnie talerze zniknęły z wigilijnego stołu, tak samo, jak papier prezentowy walający się wcześniej po całym pokoju. – Tak samo nie może wisieć bezpańsko między dwoma zdaniami składowymi. Albo: Ostatnie talerze zniknęły z wigilijnego stołu tak samo, jak papier prezentowy (…). Albo: Ostatnie talerze zniknęły z wigilijnego stołu, tak samo jak papier prezentowy (…). Miejsce przecinka w zdaniu wyznacza, na którą z informacji chcesz położyć nacisk.
Chłopak przez chwilę jeszcze stał, chwiejąc się lekko na boki, po czym bezwładnie padł na łóżko.
Paskudnej słodkości dodają określenia typu ukochany czy złote loczki. Dlaczego się na nie silisz? Przecież twój bohater nie musi aż tak przesadzać… Do czytelnika dawno dotarło, że to pełen miłości uke.
ROZDZIAŁ 14 – SPACER
Od kiedy pamiętam, zawsze w drugi dzień świąt chodziłem z rodzicami oglądać okoliczne domy przyozdobione lampkami. – Więc jak to możliwe, że nigdy nie widziałeś na oczy śniegu, Natanie? Okej, może nie ma go za dużo w naszym kraju ostatnio, ale to nie jest tak, że od dwóch dekad nie pada wcale.
W ogóle w pierwszym rozdziale bohater mówił, że ma mało wspomnień z dzieciństwa, tu nagle znów temu zaprzecza.
+ Niektórzy ozdabiają drzewka na zewnątrz, a ponoć twój bohater nie widział żywej choinki...
Nie rozumiałem [,] skąd ta niechęć – mnie to ani trochę nie zaskakuje; w ogóle nie lubię Dominika. Uzewnętrznia się przed mamą Natana, która ewidentnie sobie tego nie życzy, każe się nosić na rękach, upija się na Wigilię (na pewno zrobił tym dobre wrażenie, no bankowo), marudzi na film, na zakupy, na spacer… Straszny typ.
Jednocześnie cieszę się, że ten to ma przynajmniej jakiś konkretny charakter i za coś można go lubić bądź nie lubić. Natomiast charyzmy zdecydowanie brakuje twojemu głównemu bohaterowi. To straszna kukiełka, właściwie niczego o nim nie można powiedzieć prócz tego, że przerysowałaś jego uczucia, aż nie jestem pewna, czy jest godny wyśmiania, czy pożałowania.
Okej, wiadomo – seme i uke. No dobra, ale czy twój uke nie może być mniej skrajny? Nie dałoby się tego jakoś unaturalnić? Różnice mogą być widoczne, ale nie muszą aż bić po oczach.
— Hej, jesteś na mnie zły? — Przybliżyłem się nieznacznie do chłopaka. [akapit] Odchylił lekko swój wielki szalik (…).
ROZDZIAŁ 15 – ISKRY
Jakże ta miniatura jest… nudna. Znów zastaję bohaterów pod kocykiem – dlaczego się powtarzasz? Nawet wieczór sylwestrowy jest nic nie wnoszący, krótki, niezajmujący, niezaskakujący. Czekałam na jakiś punkt kulminacyjny, ale się nie doczekałam.
Finito, koniec.
Pierwszy wniosek? Dla kogoś, kto czyta tekst ciągiem, przechodzenie do kolejnego rozdziału jest trochę upierdliwe. Notki są na tyle krótkie, że zmieściłyby się wszystkie w jednym dłuższym poście i wystarczyłoby scrollować stronę.
Nie wiem też, co takim publikowaniem masz na celu. Okej, może Wattpad rządzi się innymi prawami – trudno mi powiedzieć, jakie tam panują zasady publikacji, bo sama niczego tam nigdy nie wrzuciłam – ale jeżeli uprzedzasz, że na blogu pojawiają się posty częściej i zachęcasz czytelników, by śledzić twoją twórczość tu, to… ech. Trochę im współczuję. Czekają jakiś czas na nowy post, który ma długość porównywalną do świstka z pralni. Dostają kilka zdań złożonych i znów muszą czekać. Toż to wygląda jak jakiś nieśmieszny żart w ich stronę, nie sądzisz?
Właściwie nie wiem, co miałabym napisać w podsumowaniu. Ocena jest dłuższa niż twoja miniatura i zawarłam w niej już masę wniosków na temat narracji (w tym stylizacji) i pretensjonalnej fabuły.
W zgłoszeniu napisałaś, że twoja praca to obyczajówka. Ale wiesz, że obyczajówki nie polegają tylko na przedstawianiu nudnych życiówek? Właśnie chodzi o pokazywanie problemów ludzkich i tego, jak mierzą się z nimi bohaterowie. Są to problemy, o których warto pisać i które chce się w jakiś sposób upamiętnić; muszą być więc intrygujące, zawierać konflikt, momenty budujące napięcie, punkt kulminacyjny i tak dalej.
U ciebie praktycznie tego nie ma. Stagnacja i sielanka to słowa, które idealnie odwzorowują to, co przeczytałam do tej pory. Jestem zaskoczona, że to już koniec. Już? A gdzie jakaś, nie wiem, fabuła? Trudno ją skomentować – niby pokazałaś okres świąteczny, ale jak przyszło co do czego, to Wigilię praktycznie pominęłaś na rzecz pociesznych fragmentów o buziakach. Tak samo przegadałaś sylwestra – nic mnie nie zaskoczyło, nie wzruszyło, nie poruszyło. Może jest to wina narracji i sztucznego głównego bohatera, a może po prostu tego, że u ciebie nic się nie dzieje?
O bohaterach już też się wypowiadałam. O ile Dominik jest okej – nie lubię go, ale to dobrze, bo przynajmniej jestem w stanie wyrobić sobie o nim konkretną opinię – o tyle Natan jest kijowy, bo nijaki. Nie znam go, nie potrafię się w niego wczuć, a jego słodzenie sprawia, że przewracam oczami.
Świetną postacią jest też Wiktor, ale… właściwie gdyby nie było go w historii, co by się stało? Co by się zmieniło, gdyby wyciąć Wiktora, wujka i ciocię? Miniatura byłaby krótsza i straciłaby charakterystycznego dzieciaka, ale nachodzi mnie jednak myśl, że ten dzieciak ani razu nie przydał ci się fabularnie. Nie pchał ci fabuły w przód, nie miał wpływu na Natana, po prostu… sobie istniał, oglądał Kevina i jeździł na łyżwach. Fajnie, ale… po co? Dlaczego? Komu to było potrzebne i do czego doprowadziło? Wiktor nawet nie wystąpił w zakończeniu, nie wiadomo, co się dalej z nim działo.
Tak samo nie wiadomo, jak dalej potoczyły się losy Natana i Dominika w obliczu smutnej rzeczywistości, w której partnerzy myślą o małżeństwie, ale nie mogą wziąć ślubu, bo jest to prawnie zakazane. Szkoda, że zamiast zrobić z tego pełnoprawny i ważny wątek, który mógłby stać się konfliktem, by wykiełkowały emocje, przegadałaś go i osłodziłaś, że stracił jakiekolwiek znaczenie. Tak samo znaczenie stracił wątek braku akceptacji związku przez mamę Natana. To mnie strasznie rozczarowało – idealnie nadawało się na konflikt, a jednak wątek, ot, został wspomniany i tyle w temacie, przeszłaś dalej pokazywać sielankę.
Nadal ciekawi mnie, ile Natan i Dominik mają lat. W swoim zachowaniu nie wyglądają na więcej niż szesnaście, nawet ta myśl o ślubie była jakaś taka krótka, jednorazowa, w całej przesłodkiej otoczce trochę niepoważna, naiwna, jak na właśnie takich nastolatków przystało. Zdecydowanie brakowało mi w twojej miniaturze dojrzałości. Na pewno dobrze wiesz, jaka klątwa ciąży nad tekstami yaoi i jak łatwo jest się zagalopować, tworząc kliszowe opeczko. Myślę, że tobie właśnie to wyszło, chociaż czytałam znacznie gorsze.
To chyba tyle, ile mogę napisać o twojej twórczości. Widać, że miałaś jakiś pomysł, ale albo nie przewidziałaś, dokąd on cię zaprowadzi i nagle z końcem wyszło na jaw, że zanudziłaś czytelnika niczym ważnym (takie do niczego nie prowadzące tanie, miękkie kluchy), albo od początku miał to być tylko zlepek randomowych scen bez większego znaczenia i dobrze zdawałaś sobie z tego sprawę. W obu przypadkach na moje oko tekst powinnaś rozwinąć i nadać mu fabułę – sens istnienia. Inaczej wisi w sieci zupełnie bez potrzeby, bo nic z niego nie wynika. Koniecznie poczytaj o strzelbie Czechowa, bo może ci się przydać na przyszłość: [KLIK]. U ciebie nie jeden czy dwa elementy są taką strzelbą, ale cały tekst.
W takim wypadku ciężko docenić chociażby twoją poprawność, z której ogólnie jestem zadowolona, poza kilkoma brakującymi przecinkami (również z zakładce o mnie) i potknięciami przy dialogach. Dodam jeszcze, o czym nie wspominałam w ocenie, że na całym blogu wykorzystujesz niepoprawne cudzysłowy (angielskie zamiast polskich). I to by było na tyle.
Na dzień dzisiejszy? Bez noty końcowej.
Z podziękowaniami za betę dla Forfeit i Sigyn.
Mnie jednak się nie spieszyło, co prawda sam nie przepadam za taką pogodą, ale nie chciało mi się przebierać nogami, byłem zbyt leniwy. –
OdpowiedzUsuńW zasadzie do końcówki zdania bym sie nie przyczepiała, bo moze tu chodzić o ogólna cechę.Jak on o sobie mysli. A nie o tą konkretną sytuację.
(…) musiało padać od dłuższego czasu, cały chodnik pokryty był białym puchem. –
do opisu śniegu rowniez bym sie nie przyczepiała, w wielu książkach wystepuja takie zabiegi, a bawen w normalnym zycży ludzie tak sobie mysla, jak cos zobaczą.
+ Zenujace jest mówienie, ze okreslanie kogoś za pomoca wlosow to amatorszczyzna, ponieważ takie opisy rowniez występują w książkach.
Pozdrawiam mimo wszystko oraz przepraszam za bledy, pisane na szybko.
Nawet w normalnym życiu*
Usuń1) Lenistwo – jasne, w dłuższych tekstach, w których ekspozycja nie rzucałaby się w oczy, bo byłoby jej niewiele na tle innych opisów, pewnie byłoby tak, jak piszesz, ale w tak krótkiej miniaturze każda boli, bo odbiera możliwość wnioskowania, a co za tym idzie – bawienia się w poznawanie bohaterów. Odbiera mi to pewną drobną radość z czytania, gdy wnioski o postaciach podawane są na tacy.
Usuń2) Bałwan – problem w tym, że ten śnieg... pada. Leży dookoła, jest go sporo, a bohater nie jest na dworze od kilku sekund, to nie jest jego pierwszy wniosek. On już całkiem długo przebywa na świeżym powietrzu i dopiero teraz się zachwyca.
3) Kolory włosów – tak, gdy narrator nie zna czyjegoś imienia, może sobie na to pozwolić. Ale w innym wypadku to nie przejdzie.
Również pozdrawiam. :)
1) większość ludzi lubi takie opisy, a raczej autor nie kieruje się mneijszoscia.
Usuń2) on pierwszy raz widział snieg z tego co wiem od autorki. Ma prawo sie podniecać,ze tak to ujme.
3)U mnie nawet w życiu mowia na kogoś kolorem wlosow nawet jak znaja jego imie, so...
1) Masz jakieś statystyki na ten temat? Przeprowadziłeś badania do, nie wiem, pracy magisterskiej na temat preferencji czytelników co do obecności ekspozycji w tekstach beletrystycznych? :v
Usuń2) Raz jeszcze rozrysujmy to sobie po kolei: bohater pierwszy raz widzi śnieg, będąc już dłuższy czas na dworze, gdzie ten śnieg go cały czas otaczał. Widzisz sprzeczność czy jeszcze nie?
3) Tak, kiedy jest to np. pseudonimem, w tekście Rudą można zapisać wielką literą, czemu nie... Tyle tylko że tu ewidentnie widać, że autorka wcale nie miała tego na celu. Nie przy „dziewięciolatku” w zdaniu obok.
A skad wiesz, ze nie pytałem swoich czyelnikowc i znajomych, ktorzy czytają (lub też nie) o takie rzeczy?
UsuńPlus wciaz widzę problem, ponieważ wiele ludzi się tak zachowuje w normalnym życiu, więc nie zamierzam sie juz oto kłócić bo niedoxieran.
I to nie zawsze są ksywki. I moze dla Ciebie tylko to jest problen?
1) No to masz już spory target, by takie badania przeprowadzić... Faktycznie, cały czytelniczy światek.
Usuń2) Wiele osób w normalnym życiu ma spóźniony zapłon, zgadzam się z tym. Właściwie nie ma w tym nic złego, ot, znalazłam jedną cechę bohatera. Teraz to od autorki zależy, czy mu ją zostawi, czy nie. Ocena nigdy do niczego nie zmusza, ma jedynie zachęcać do przemyśleń.
3) Nie wiem, może zapytaj tych swoich znajomych i innych czytelników? Albo pootwieraj książki pisane narracją pierwszoosobową i zrób research, czy więcej jest imion, czy kolorów włosów. xD
Analizę przeczytałam po łebkach, raczej biegłam do podsumowania. Ale chętnie dorzucę swoje trzy grosze, bo krzyki protestu Pana Anonimowego szczerze mnie rozbawiły. :D
Usuń1) Opisy ekspozycyjne to straszna rzecz. Jak je czytam to czuję się, jakby ktoś mi walił po twarzy faktami o bohaterach i świecie przedstawionym. Albo się irytuję albo mam wrażenie, że lada chwila zasnę. Rezygnuję z takich perełek, szkoda na nie czasu i sił.
3) Nie tylko określanie kolorem włosów! Pochwalę się, że nałowiłam w opkach tyle dziwacznych synonimów imienia bohatera, że mogłabym tym zapełnić... No ze stronę A5 może? Pół takiej strony? Roi się od tego wszędzie; poczynając od sławetnych kolorów oczu i włosów, poprzez wzrost i nazwisko, aż po rodzaj wykonywanego zawodu.
Mała anegdota: kiedyś trafiłam na opowiadanie o sportowcu. Postanowiłam przeczytać losowy rozdział (ten, na którym blog mi się załadował), żeby sprawdzić, czy coś ciekawego. I tak patrzę, oczy mrużę... Przez dobre kilka chwil miałam wrażenie, że czytam o trzech osobach. Dopiero potem zorientowałam się, że to jeden bohater, przebywający SAMOTNIE w pomieszczeniu. Autorka historii postanowiła określić go imieniem, potem wykonywanym zawodem, potem nazwiskiem. Łatwo zgadnąć, że szybko skończyłam czytać. To nie było na moje siły.
Tego typu określenia to totalna amatorszczyzna. Świadczą o braku doświadczenia - warsztatu pisarskiego, tak to się określa?. Ciężko się przez nie brnie, wywołują śmiech (ewentualnie zgrzytanie zębami, zależy od cierpliwości czytelnika). Naprawdę, czasem lepiej powtórzyć to nieszczęsne imię, zamiast wynajdować setki dziwacznych synonimów, myśląc "byle nie powtórzyć!".
Ech, mam nadzieję, że to, co napisałam, jakiś tam sens ma.
Pozdrawiam.
Ja z łezką w oku wspominam głównie poziomkowoustych, ale ostatnio na szałcie dziewczyny wypisywały grafito- czy nawet butelkookiego w nawiązaniu do zielonych oczu Pottera. XDD
UsuńAż przypominają się te wszystkie fanfiki na blog.onet.pl, gdzie bez zielonookiego (albo lepiej, z oczami koloru avady xD) nie można było się obejść. A stalowooki Malfoy? To już chyba klasyk!
Usuń"Z zamyślenia wyrwał mnie drobny płatek śniegu, który usadowił się na czubku mojego nosa"
OdpowiedzUsuńMało naturalny bohater? W jakim jest wieku? A co to ma do rzeczy? Nikt normalny nie zawraca uwagi na takie rzeczy? I tutaj się mylisz. Uważam, że w tym zdaniu nie ma zupełnie nic dziwnego. Sama mam 20 lat i tak, zdarza mi się zwracać na takie rzeczy uwagę że właśnie "drobny płatek śniegu usadowił się na czubku mojego nosa".
Kolejne "Gdy tylko moje plecy zetknęły się ze śniegiem, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech"
Jest to normalne spostrzeżenie i nie istnieje książka czy opowiadanie, w której podobnego nie ma bo inaczej pisanie w pierwszej osobie nie miało by prawa bytu. Pisanie w pierwszej osobie nie polega na tym, że piszesz to co ta osoba w danym momencie myśli tylko piszesz tak jakby ona komuś opowiadała wszystko co się z nią działo w danym momencie, więc wtrącenie tego, że się uśmiechnął jest zupełnie normalne.
I nie chce mi się rozwodzić nad całą resztą bo znaczna większość jest napisana tak by tylko się czepić dla samego czepienia. Zimowe dni są urocze, są przesłodzone i pełne miłości bo właśnie takie mają być i mi czytało się je naprawdę dobrze.
O to, to. Zgadzam sie.
UsuńMylisz się.
UsuńSą dwa rodzaje narracji pierwszoosobowej – pamiętnikarska oraz przedstawiająca wydarzenia „tutaj i teraz”. Autorka mimo użycia czasu przeszłego nie korzysta z tej pierwszej, by bohater coś wspominał z perspektywy dłuższego czasu, ale właśnie z drugiej – wskazują to błędy w mieszaniu czasów czy to, że bohatera potrafi coś zaskakiwać lub wzruszać na bieżąco. Czytelnik to po prostu czuje. I taki bohater musi być prowadzony naturalnie, czytelnik ma wrażenie, że jest w jego głowie, ba, że jest nawet trochę jakby nim – aż chciałoby się w niego wczuć, pochodzić w jego butach. Jeżeli jest sztuczny, nie ma o tym mowy, a Natan właśnie taki jest. Sztuczny.
Zastanów się, czy ty, nawet opowiadając komuś jakąś historię, cały czas powtarzałabyś „wzięłam do mojej ręki książkę, ułożyłam się na moim fotelu, popijałam moją ulubioną herbatkę z mojego ulubionego kubeczka, poprawiłam moje niesforne złote loczki...” – tak się nie mówi, a więc i po co tak pisać?
"Wzięłam do MOJEJ ręki książke" tu się zgodzę jest to błąd, ale "Ułożyłam się na MOIM fotelu" może to opisywać, że bohater usiadł właśnie w swoim fotelu w swoim pokoju, a nie w jakimś innym. "Popijam MOJĄ ulubioną herbatę" może dlatego że rzeczywiście pije SWOJĄ ulubioną herbatę, a nie czyjąś ulubioną? "Z MOJEGO ulubionego kubeczka" dla podkreślenia, że pije z kubka, który lubi najbardziej, a jak wiemy każdy w domu ma więcej niż jeden kubek. "Poprawiłam SWOJE niesforne złote loczki" to także brzmi normalnie i wiele osób jak coś opowiada właśnie tak mówi i sama też tak robię. Oczywiście nie podkreślam cały czas, że coś jest moje, ale jednak wspomnienie o tym jest zupełnie naturalne
UsuńAle skoro znajdujemy się w pokoju bohatera, no to wiemy, że to jego fotel, jego kubek i tak dalej...? Gdyby mówił o ulubionej herbacie mamy, to pewnie o tym by wspomniał, a jeżeli nie wspomina, czytelnik głupi nie jest. Sam założy, że chodzi o swoją herbatkę.
UsuńMało tego, w tak krótkim tekście to się po prostu rzuca w oczy i jest paskudnym potworkiem. Jeżeli podoba ci się ten potworek, napisz to na blogu autorce i ją za niego pochwal. :)
Ludzie, ja naprawdę chciałabym, żebyście mieli rację, wiecie? Bo ogólnie pisanie mogłoby być łatwiejsze, czemu nie. Ale są błędy narracji (szczególnie pierwszoosobowej, bo jest strasznie trudna), których się unika, aby zrobić czytelnikowi dobrze. Tak po prostu.
Odeślę was tutaj: [KLIK]. Może was przekonam, a może nie. Więcej zrobić nie mogę.