Autor: Pan Hyde
Tematyka: miniatury obyczajowe, erotyczne, historyczne
UWAGA, W OCENIE POJAWIAJĄ SIĘ TREŚCI NIEPRZEZNACZONE DLA DZIECI
PRÓG WIEKOWY +16
Na wstępie chciałybyśmy przypomnieć, na jakiej zasadzie działają u nas oceny grupowe miniatur. Jako że poprosiłeś nas przede wszystkim o ocenę tekstu Inni, ten ocenimy wspólnie, ale opisując swoje wrażenia w liczbie pojedynczej. Pozostałymi tekstami podzielimy się losowo, jednak nie ocenimy wszystkich, ponieważ jest ich zdecydowanie za dużo; postanowiłyśmy, że przewagę w ocenie zajmą teksty z 2018, następnie pod lupę weźmiemy też kilka z poprzednich lat, aby zobaczyć, jak ewentualnie rozwijał ci się styl. Na końcu oceny nastąpi podsumowanie, w którym znów będziemy posługiwać się liczbą mnogą.
Nie będziemy przesadnie wdrażać się w szczegóły o szacie graficznej, gdyż wybrałeś jeden z najprostszych proponowanych przez Bloggera szablonów – ubogi i, no nie ukrywajmy, mocno przeciętny. Dobrze go znamy i nie podoba nam się, przewija się przez multum blogów, chociaż Blogger posiada bardzo rozwinięte możliwości, na których wcale nie trzeba się znać, aby zadbać o szablon. Ten twój to idealnie rozwiązanie tylko do tego, by podlinkować na szybko teksty zgłoszone do ocenialni. Jednak… do niczego więcej się nie nadaje. Jeżeli bloga prowadzisz od dłuższego czasu i powstał on wcześniej, z myślą o regularnych publikacjach, nie bardzo rozumiemy, czemu jeszcze nie skorzystałeś z szablonów dostępnych na chociażby Wiosce Szablonów. Są one tam ogólnodostępne i na pewno bardziej estetyczne niż ten, który aktualnie posiadasz. Na pewno też bardziej przyciągną i zatrzymają czytelnika. Niby nie ocenia się tekstów po okładce, ale jednak to ona pierwsza rzuca się w oczy, kiedy bierze się książkę do ręki. Z szablonem bloga chodzi dokładnie o to samo. Twoja okładka… no cóż. Nie powala.
Wybierając teksty do oceny, jeszcze nie wgłębiłyśmy się w treść, a już zobaczyłyśmy, że kompletnie nie dbasz o formę niektórych swoich prac. W dzisiejszych czasach to trochę taki brak szacunku do czytelnika – nie justujesz tekstów, nie posiadasz wcięć akapitowych, używasz niepoprawnych cudzysłowów, część notek ma błędy w zapisie dialogów, nie odróżniasz też dywizów od pauz czy półpauz. Są to podstawy podstaw, dlatego już teraz odprowadzamy cię tutaj [KLIK]. Zwykle chodzi o estetykę, która u ciebie w niektórych notkach nic, tylko leży, kwiczy, ogółem – woła o pomoc.
Skoro pierwsze koty za płoty i mamy za sobą ten rutyniarski wstęp, przejdźmy już do pierwszej notki właściwej.
INNI
Podoba mi się atmosfera, którą wprowadziłeś. Łatwo się wczuć. Również przedstawiony obraz szabatu wypada dobrze; ktoś, kto nie zna tych obrzędów, ma szansę je poznać. Tak samo dobrze prezentuje się późniejsza scena w szkole i rozmowa dziewczyn, wskazujesz różnice, ale jednocześnie ujmujesz naturalnością dialogów, tak bliskich młodym kobietom. W tym wszystkim widać naprawdę porządny styl, zadbałeś o stylizację językową, nikt nie odstaje w mowie.
Podoba mi się to, że wprowadzasz bohaterów bardzo naturalnie. Mimo pojawienia się kilku postaci na samym początku, nie mam problemu z odróżnieniem żadnej z nich – wiem, kto kim jest, nie cofam tekstu, nie próbuję sobie przypominać. Dzięki temu przy czytaniu tekst zachowuje płynność, nie wybijam się z rytmu. Duży plus.
[Ruta] Podchodzi wolnym krokiem, nie przerywając rozmowy z Zuzanną, do ostatniej chwili udając, że nie zwraca uwagi na Bartka. Następnie bez zbędnych ceremonii stuka go w ramię i każe na moment oddalić się od kolegów.
- Po co? – ze strachem w oczach pyta trzynastolatek. – W tym fragmencie się trochę zgubiłam. Wcześniej piszesz, że Ruta spotykała się z Bartkiem, gdy miała trzynaście lat, tyle co jej młodsza siostra ma w tej chwili. Ewie podoba się kolega z klasy, młodszy brat Bartka. Czemu teraz to Bartek ma trzynaście lat? Nie powinien być starszy?
Biorąc Zuzannę na świadka, każe chłopcu przekazać bratu, by następnego dnia o określonej godzinie czekał na nią w bramie przy jednej z kamienic. W tej samej, gdzie kiedyś stracił panowanie nad ręką.
– Dlaczego to zrobiłeś?! – wita Bartka z daleka. – Tu najpierw dziewczyna prosi Bartka, żeby przekazał bratu, aby przyszedł, po czym przychodzi… Bartek. Wydaje mi się, że pomyliłeś imiona i wcześniej chodziło o Jurka.
Nie jestem przekonana, jeżeli chodzi o przejście między sceną poinformowania młodszego Maliniaka o spotkaniu i przedstawienie tego spotkania już w kolejnym zdaniu. Fajnie, że zacząłeś z grubej rury, ale przydałby się tutaj jakiś enter lub gwiazdki, cokolwiek, co uprzedzi mnie przed zmianą perspektywy, inaczej wygląda to tak, jakby Ruta krzyczała nie na Bartka, a na jego młodszego brata. Dopiero dopisek narracyjny wyjaśnia tę kwestię.
- Nie chciałem. Przepraszam – duka młody bandyta. Widząc filigranową dziewczynę w szkolnej marynarskiej bluzce, nie umie się bronić. Mimowolnie okazuje skruchę. – Nie podoba mi się, że narrator nazywa Bartka bandytą. To brzmi, jakby już go osądził, a nie powinien. Narrator wszystkowiedzący to obiektywny absolut, nie do niego należy wyciąganie wniosków, ale do bohaterów i do mnie. Tymczasem tutaj narrator narzucił mi, jak mam myśleć o chłopaku, zanim właściwie poznałam go w tekście. Chłopak ledwo wypowiedział jedno zdanie.
- Mieli prawo – odpowiada Bartek ze wstydem w głosie. I z błyskiem nadziei w oczach. Nie jest już żółtodziobem. Umie poznać, że wpadł w oko kobiecie. I potrafi z tego korzystać.
– Też nie bardzo mnie przekonuje podkreślona część. To, że bohater zobaczył błysk w oku, ale wypowiada słowa skruchy, wystarczy mi, aby wyciągnąć wnioski o postaci. Wiem już, do czego zmierza i co ma w głowie, nie psuj mi zabawy i nie mów za dużo.
- Niestety – potwierdza Bartek teraz już śmielej. [akapit] Spogląda Rucie w oczy, czeka kilka sekund i bez dalszych ostrzeżeń całuje ją w usta. Obejmuje jej wargi swoimi, zasysa, jednocześnie obiema rękami przyciągając za biodra do siebie. Żeby nie uciekła kierowana fałszywym pojęciem przyzwoitości. Oblizuje dziewczęce usta jak najsłodszy cukierek, jak kremówkę, eklerkę, [przecinek zbędny] czy inne cukiernicze cudo, na jakie [które] robotnik z prowincjonalnego miasteczka nie co dzień może sobie pozwolić, a nawet nie co niedzielę. – Po pierwsze, nie ciągnij za długo komentarza narratorskiego do wypowiedzi. Raczej dotyczą one wypowiadanych słów, a tutaj już przechodzisz do akcji. Po drugie, fałszywy – po co wymuszasz na mnie wnioski, które powinnam wyciągnąć o postaci sama? Nie eksponuj, nie charakteryzuj. Pokazuj postać, a sama odbiorę ją tak, jak będziesz chciał. To głównie z tego, czyli z wnioskowania, czerpie się radość przy czytaniu. Jeżeli mi to odbierasz, to tracę szansę rozpracowywania fabuły i bohaterów na własną rękę.
Po trzecie, jaki to nie zawsze synonim dla który. Czasami tak, ale tutaj nie trafiłeś. Jaki dotyczy cech, jest niekonkretne, natomiast u ciebie wiadomo, że chodzi o konkretne, wymienione wcześniej wyroby cukiernicze. Więcej informacji [tutaj]. Podobny błąd:
(...) powtarza słowo w słowo odpowiedź, jaką usłyszała na zamku od Jurka. – Była to konkretna odpowiedź – usłyszana i cytowana w tekście. Nie jakaś.
Z jednej strony narrator nazywa Bartka bandytą, daje do zrozumienia, że chłopak chce Rutę tylko wykorzystać, ale później ten sam narrator mówi z perspektywy bohatera o… miłości. Mam mocny dysonans, nie wiem, co myśleć i o co właściwie chodzi. Tak samo problem mam z Rutą – działasz ekspozycyjne, moim zdaniem na niekorzyść tekstu. Zamiast tylko pokazać, że Ruta się waha i jest niepewna (co i tak robisz, prowadząc fabułę – dziewczyna odsuwa się, nie chce niczego poza pocałunkiem), to jeszcze piszesz, że:
Dziewczyna jednak swój rozum ma i nawet jeśli pozwala sobie na spontaniczne wyrażenie uczuć, nie zamierza całkiem zmieniać planów. – Pokazuj, nie opisuj. Ten cały akapit to tylko puste słowa. Odbierasz mi zabawę; przecież z dalszych czynów bohaterki mogę domyślić się, że jest roztropna, ma swój rozum i tak dalej. W dodatku w tym fragmencie zmienił się nieco styl narratora na bardziej kolokwialny, o czym świadczy szyk zdania: jednak swój rozum ma. To trochę irytuje.
Twierdzi wręcz, że pocałunek nie powinien się zdarzyć i że na pewno taki błąd się nie powtórzy. – Jak żałuję, że nie dałeś mi konkretnego dialogu, że nie mogę zobaczyć reakcji, usłyszeć słów, być świadkiem.
Gra niewzruszoną tak dobrze, że sama zaczyna wierzyć w to, co mówi. – To znaczy co robi konkretnego? Czyny, czyny, czyny! Pustym słowom mówię stanowcze nie. Chcę pełnoprawne opowiadanie, a nie wypracowanie szkolne.
Chłopcy zaciskają zęby. Zaraz przystąpią do dzieła uwodzenia. – Dlaczego spoilerujesz? W dodatku to brzmi tak źle, gdy dotyczy to trzynastolatka…
O nic go nie podejrzewa. – Ech, trochę mnie rozczarowujesz, korzystając z takich suchych i mało subtelnych stwierdzeń. Pisząc o niepodejrzewaniu, tak naprawdę działasz na moją podświadomość, że coś się stanie, że może to podejrzewanie byłoby okej. Jednak po co pisać o tym wprost? Skoro siostra niczego nie przewiduje, niech po prostu zachowuje się tak, jakby nawet o tym nie myślała. Niech jest spokojna, rozluźniona, niech dobrze spędza czas i tak dalej. Gdyby podejrzewała, pewnie rzucałaby jakieś ukradkowe spojrzenia czy coś. Skoro tego nie ma, to bohaterka o tym nie myśli. Przestań eksponować wnętrza.
Tymczasem Bartek udzielił bratu niezbędnych lekcji, nauczył sztuczek [przecinek] jak dostać się do najmiększych kąsków. – Te streszczenia w środku sceny są trochę sztuczne. Definitywnie od nich wolałabym konkretne sceny pokazujące te nauki. Byłyby ciekawsze i mogłyby lepiej przedstawić bohaterów niż takie ścinki. Wiem, że to miniatura, a w tych streszczenia to w sumie żaden błąd w sztuce, jednak streszczenia nigdy nie będą pobudzać wyobraźni tak jak konkretnie sceny. To po prostu mniejsze zło niż w ogóle pominięcie wspomnienia.
Plecy oblewa pot, kolana stają się watą, serce bryłą soli. – Widzisz? Potrafisz tworzyć bez ekspozycji, nie podpowiadając. Na takie zdania wyobraźnia czytelnika reaguje ze zdwojoną mocą, tekst działa. Nie napisałeś tu wprost, że dziewczyna jest załamana i zepsuł się nastrój. Że emocjonalnie coś przeżywa. Skoro tu potrafisz, to czemu nie zawsze, w całym tekście? Spójrz, co robisz dalej, jak psujesz taki dobry obrazek:
Udaje jednak niewzruszoną. Duma jej nie pozwala powiedzieć chłopcu wprost, że zawiódł pokładane w nim nadzieje, przyznać się do porażki. – Show, don’t tell. Nie zaglądaj do głów. To moja działka. Skoro bohaterka udaje niewzruszoną, to znaczy: co robi? Nie odpycha chłopaka, wymusza lekki uśmiech? Konkrety!
Podejrzane wydaje mi się, że Julek, uczony przez brata, jak obchodzić się z pannami, zdradza Ewie fakt o córce młynarza. Widzisz, być może dlatego, że nie znam bohatera, za mało scen było z jego udziałem, bym mogła określić jego charakter, ale po tym, co dostałam w streszczeniu o nauce, wątpię w jego wylewność, a przynajmniej jej nie rozumiem.
(...) koleżanka szturcha Rutę palcami pod żebra, zmuszając do spazmatycznego śmiechu. Można się tylko domyślać, od kogo się tego nauczyła. – Nie rozumiem za bardzo, co robi tutaj to zdanie i do czego się odnosi, jakie ma znaczenie dla fabuły. Od kogo się nauczyła? Wiem? Nie wiem? To taka zapchajdziura czy miałeś na myśli coś konkretnego?
– Kto ci powiedział? – zaskoczony trafnym pytaniem, niechcący przyznaje się do winy. – Ech, w tak ciekawej scenie znów to robisz, psujesz zabawę. Przecież widzę, że się przyznał, po co więc jeszcze na dokładkę okładasz mnie tą informacją po głowie?
Niech czyta każdy, kto chce i może. – Bardzo ładne i płynne zakończenie. Gdy zauważyłam, że główna akcja już się skończyła i zmierzasz do puenty, poczułam się trochę rozczarowana, że bardzo mało wyniosłam z tej historii. Poza tym, co było ważne, czyli ukazaniem kontrastu między narodowościami (co zresztą zrobiłeś bardzo dobrze), nie czuję się do końca usatysfakcjonowana. Dlaczego? Ponieważ główny wątek romantyczny był dla mnie dość mdły. Dziewczyny chciały, ale nie chciały, wycofywały się, by zaraz powrócić do chłopców i by znów odejść – brakowało mi w tym czegoś więcej i głębiej, może jakiegoś drugiego planu, może bardziej zarysowanych postaci męskich. Bartka i Julka nie znam prawie wcale, bardziej za pomocą banalnej ekspozycji scharakteryzował mi ich narrator niż sama fabuła. Toteż ich sylwetki nie pozostaną mi w pamięci na dłużej, prawdopodobnie za chwilę zapomnę o tym opowiadaniu. Było ładne, poprawne, ale brakowało mu tu solidnie nakreślonego konfliktu; takie schodzenie się i odchodzenie od siebie nie było dla mnie zajmujące. To w końcu Bartek chciał wykorzystać Rutę czy nie? Czy jednak coś poczuł i chciał z nią zostać na dłużej? Myślał o seksie, ale przyszedł, przeprosił – było to ukartowanym skrzętnie planem wyrwania czy dobrym gestem? Tak, wiem. To ja miałam oceniać, a ty nie miałeś mi podpowiadać, ale trudno mi się odnaleźć, bo podawane dane były mylące.
Ze scen najbardziej podobała mi się pierwsza przy stole i w szkole, ta z Rutą i Zuzanną. Inne były trochę przewidywalne, mało się działo, nie było dynamicznie. Styl masz lekki, płynny, więc dziwię się trochę, że nie wykorzystałeś swoich możliwości do nadania historii głębi, rozbudowania jej chociaż troszkę. Wiem, że miniatury często bywają jednowątkowe, ale nie chodzi mi o to, byś stworzył kolejne wątki, raczej urozmaicił ten, który masz, o dodatkowe sceny, chociażby te nauki braci, które mogłyby mi przybliżyć chłopaków, aby nie byli tacy papierowi, chaotyczni, dla mnie – zupełnie obcy. Bliższy i lepiej przedstawiony był dla mnie ojciec Ruty. Mimo niewielkiej ilości tekstu o nim, te drobne wstawki bardzo ładnie przedstawiły charakter mężczyzny. Kolejną taką postacią była Zuzanna – widać jej śmiałość i większą beztroskę niż reszty bohaterów. Stała się mi bliższa, wykreowana na postać niemal współczesną, tolerancyjną, tak bardzo nie pasującą do dwóch kontrastowych grup. Przez to obdarzyłam ją sympatią.
Podoba mi się tytuł i atmosfera tekstu. Nie przerysowałeś elementów romantycznych, czego trochę się obawiałam. Koniec końców czytało się dobrze, płynnie, ale właściwie nic poza tym.
Kilka błędów językowych:
Dominują dwa głosy: męski z charakterystyczną chrypką, należący do herszta rawskich narodowców [przecinek] i piskliwy, chłopięcy, nastolatka, który jeszcze nie przeszedł mutacji. – Podkreślona część to wtrącenie, dlatego musisz je zamknąć przecinkiem.
Ze spuszczonymi głowami przyjmuje poniżenie. Z nadzieją, że motłoch zaraz sobie pójdzie, że wandale rozejdą się do domów. – Nie podoba mi się ta konstytucja; spokojnie mógłbyś połączyć te dwa zdania w jedno. Pauza, którą wyznacza kropka, jest mocna, nienaturalna. Podobnie tutaj:
Bartek przez chwilę gładzi Rutę po przedramionach. Po czym obejmuje dłońmi policzki i zbliża usta do jej buzi. – Zaczynanie nowego zdania po dłuższej pauzie oddechowej po po czym daje średni efekt.
Cuzamen! cuzamen! – Dlaczego nie wielką literą po wykrzykniku?
Przez rozbite okno ze świstem wpada ułamek cegłówki, pada na stół (...) – wpada/pada średnio wyglądają tak blisko siebie w jednym zdaniu.
- Dość! – widząc panikę siostry [przecinek] woła Izaak. – W komentarzu narracyjnym wykorzystałeś imiesłów współczesny (zakończony na -ąc), a przed takimi stawia się przecinki. Nie jestem też przekonana co do szyku; podmiot, czyli Izaak powinien znaleźć się raczej przed dopowiedzeniem o panice: woła Izaak, widząc panikę siostry.
Na przerwach rozmawiają wyłącznie po polsku, nawet nie myślą w jidysz, naktóry przełączają się dopiero po południu, wróciwszy do domu. – Na który.
Nawet jeśli nie rzuca własną ręką, to patrzy [przecinek] jak to robią inni i nie reaguje.
Nie kocha, nie czuje mrówek w brzuchu (...) – utarty zwrot dotyczy motyli. Mrówki kojarzą się raczej z ciarkami, wiesz, jakby stado mrówek spacerowało po ciele. Mamy odczucie wewnętrzne kontra zewnętrzne. Nie myl frazeologizmów.
Kłamała. – Nie myl też czasów narracyjnych. Spokojnie możesz to zapisać w teraźniejszym. Kolejne zdanie i tak mówi o następnej scenie, bo pojawia się określenie czasu: parę dni później. A więc kłamanie należy do sceny poprzedniego spotkania, a tam też pisałeś w teraźniejszym.
Dwie uczennice nie wzbudzają takiego zainteresowania jak jedna nastolatka w towarzystwie kolegi, [przecinek zbędny] lub za którą w pewnej odległości kroczy jakiś chłopiec.
Ośmielony zachowaniem nastolatki Jurek bez pytania, [przecinek zbędny] szybko wsuwa rękę pod szkolną bluzkę.
Dla Jurka podział na katolików i niekatolików, na Polaków-katolików i obcych, jest tak oczywisty jak dzień i noc, jak to [przecinek] że słońce wschodzi na wschodzie i zachodzi na zachodzie, jak pory roku.
Po chwili obie siostry, tuląc się do siebie, chlipią i pociągają nosem. – Raczej: nosami. Każda swoim.
Pocałuj mnie, wujku (2018)
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po otworzeniu tekstu, to okropna interlinia. Powinieneś ją zwiększyć dla wygody czytania.
Żeby uprzedzić niektóre pytania: Nie, nie wolę kobiet i nie jestem oziębła. Po prostu przegapiłam kilka okazji na etapie liceum. – Mam wrażenie, że trochę przesadziłeś. Czemu niby dziewczyna, będąc dziewicą w wieku dwudziestu lat, miałaby być lesbijką? Nawet o tym nie pomyślałam w ten sposób, a narrator narzuca mi od razu, że miałabym coś takiego na myśli, jakby to była norma, jakiś wyznacznik.
Nie spieszyło mi się. Nie rzucałam się byle komu na szyję. – Stwierdziła bohaterka. A chwilę wcześniej czytamy: Pierdoła nie zaliczył pierwszej w życiu dziewczyny. A byłam już prawie zdecydowana po paru randkach dać się przelecieć.
To jak to wreszcie z nią jest? Nie chce się przytulać, a wskakuje do łóżka?
Odebrał mnie z dworca. Czekał na peronie. Z daleka pomachał kapeluszem. – Te pojedyncze zdania obok siebie nie brzmią dobrze. Jest ich za dużo i zaczyna być przez to monotonnie. To niejedyna taka konstrukcja w twoim tekście.
Robert od kilku spotkań stosował wariant bardziej młodzieżowy. Zderzenie prawych pięści zwane żółwikiem. Później nadrabiał zaległości. Zawsze się znalazł jakiś pretekst, żeby przytulić bratanicę żony. Odkąd się znamy, czyli od ślubu z ciocią, okazywał mi sympatię, słuchał uważnie, co mam do powiedzenia, co w rodzinie nie zawsze jest oczywiste, służył radą i pomocą. Zawsze mogę na niego liczyć. – Dlaczego piszesz, jak Robert wita się z Alą, zamiast po prostu pokazać przywitanie? Brzydka ekspozycja, a dalej jest jeszcze gorzej. Przecież po postępowaniu bohaterów byłabym w stanie sama wywnioskować, że ta dwójka zachowuje się tak, a nie inaczej. No i w dodatku skoro piszesz w czasie przeszłym, to się tego trzymaj – powinno być: zawsze mogłam na niego liczyć.
Tym razem żółwik był weselszy niż zwykle. Robert, zamiast stuknąć pięścią w pięść, złapał mnie za rękę, potrzymał parę sekund i przyciągnął do siebie. – Po pierwsze, ponownie piszesz, na czym polega przybijanie żółwika w ciągu dwóch krótkich akapitów. Po drugie, po co utrudniać i nazywać przytulenie innym rodzajem żółwika?
Zatrzymaliśmy się w bezludnym narożniku między windą a szklaną ścianą. W galerii tłumy, a my w tym kącie zupełnie sami. – Mam wrażenie, że kąt za szklaną ścianą to mało intymne miejsce.
„Dzięki, wujaszku. Pokazałeś, gdzie moje miejsce. Wielkie wyznanie miłości sprowadziłeś do przyjacielskiego wygłupu”. – Jakie wyznanie miłości? Facet miał Alę jedynie pocałować. A ona kończy ponoć studia, a nie gimnazjum, więc czemu sobie to nadinterpretuje? Wcześniej zdawała się myśleć racjonalnie.
Stanął blisko. Przekroczył granicę intymną bez kontroli dokumentów. – Jakich dokumentów? To powiedzonko pasuje tu jak pies do jeża.
Robert rozchylił wargi. Powoli zwiększał szparę, aż górną wargą oparł się o mój nos, a dolną dotknął podbródka. „Myszka w paszczy lwa”, pomyślałam o sobie, „Śledź w buzi wieloryba”. Czekałam, aż zamknie usta, pożerając mnie. Nie wiem, na co on czekał. Aż spróbuję zjeść jego usta? Aż wystawię język, żeby wessać ślimaka? – Śledź, pożeranie, wsysanie ślimaka… To brzmi tak bardzo obrzydliwie przy opisie pocałunku! Miało być romantycznie, wyszło obleśnie.
Po tym zdaniu pocałowałam go z całej siły w policzek, zahaczając o kącik, gdzie łączą się wargi. – Znów utrudniasz. Czemu nie napiszesz po prostu kącik warg?
Chciałam spytać, co czuje. Ale to by było głupie. Wiadomo, kiedy facetowi staje. – No nie zawsze wiadomo, szczególnie gdy się nie widzi i nie czuje.
A czułam nie tylko, że mu ufam i się świetnie bawię, ale też trzepot motylich skrzydeł w brzuchu. – Czuła motyle w brzuchu, a podniecenia, jak wcześniej pisałeś, nie? Czy to się twoim zdaniem nie łączy?
Podobało mi się zakończenie opowiadania. Było wystarczające, ucięte w idealnym momencie, a jednocześnie sporo sugerujące i pozostawiające po sobie lekki niedosyt, chęć poznania dalszych losów bohaterów. O nich samych nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo tekst był krótki. Ala wydała mi się trochę niedopracowaną postacią, przez jej rozbieżne rozmyślenia na początku – nie leciała do chłopców, ale była w stanie pójść do łóżka po kilku randkach. Za to Roberta odebrałam jako sukinsyna – typowy maczo, w dodatku zdradzający żonę z małolatą i bez żadnych skrupułów. Z jednej strony postaci wydały się płytkie, ale dobrze przedstawione. Trochę zbyt słabo nakreśliłeś zażyłość Ali i Roberta. Na początku widzę, jak od razu świetnie się rozumieją i są w stanie rozmawiać o wszystkim, ale dowiaduję się o tym z zapewnienia narratora pierwszoosobowego, czyli Ali, a nie ze sceny. Poczułam się trochę rzucona na głęboką wodę. Oni mają super kontakt i już. Nie mogłam tego sama stwierdzić. Miałam odczucie, jakbyś bał się rozwinąć ich rozmowę i pokazać, że mają świetną relację; wolałeś pospieszyć się do sceny erotycznej. Rozumiem, że w miniaturach stawiamy na minimalizm, ale i tak tę relację powinieneś odpowiednio zbudować, szczególnie że tekst jest i tak bardzo krótki. Spokojnie dało się go poszerzyć o parę akapitów rozmowy, gdzie pokazałbyś troskę i wzajemne zachowanie bohaterów.
Kilka błędów językowych:
Chłopakowi się nie spodobało, co myślę o efekcie cieplarnianym, dał do zrozumienia; chyba niechcący, wręcz nieświadomie; że jestem głupia, więc pocałunek, po którym obiecywałam sobie zbyt wiele, nie zasmakował. – Mam wrażenie, że użyłeś średników z myślą o myślnikach, chcąc zrobić wtrącenie. Pomyliły ci się znaki interpunkcyjne, co w poprzedniej miniaturze nie miało miejsca.
Nie po to [przecinek] żeby dostać tę pracę.
Szesnaście i dwanaście lata. – Lat.
Plecak mój na jego grzbiecie. – Brakuje orzeczenia.
Objęłam go za szyję obiema rękami i złożyłam kilka długich czułych pocałunków na policzek. – Na policzku.
A teraz idziemy na lody – Brak kropki na końcu zdania.
Stosunki rodzinne. Michel (2018)
Bez wielkiego żalu pogodziłam się więc z myślą, że rola Michela na zawsze ograniczy się do platonicznego pobudzania wyobraźni. – Nie przekonuje mnie to. Do tej pory czytałam, że bohaterka jest mocno zdesperowana, że lata zaspokaja się, myśląc o szwagrze i że jadąc do niego pilnować dziecka, planuje uwiedzenie go. Mało tego, pokazuje mu się w halce, ociera o niego i nie przestaje zasypywać go jednoznacznymi sygnałami. Po czymś takim jedno zdanie o pogodzeniu się wydaje się płytkie i sztuczne.
Przecież od lat pokazywałam mu się świadomie. – Od lat? To ile trwała już ta opieka nad dzieckiem? Bohaterka dopiero co przyjechała. Coś przegapiłam? Mam wrażenie, że tak.
Nie bardzo rozumiem sylwetkę psychologiczną bohaterki. Do tej pory nie ma faceta, bo… właściwie nawet nie wiadomo dlaczego (a przecież obroniła tytuł magistra, więc przesadnie młodziutka nie jest), ale interesuje się zwykłym szczylem, podrywa go na pierwszym spotkaniu dość… swobodnie. Z takim podejściem nigdy nie znalazła sobie partnera do łóżka? Jest aż tak zdesperowana, że musi przypodobać się nastolatkowi? To trochę żałosne. W jej stanie emocjonalnym znalezienie faceta nie powinno być trudne, ba, powinno być priorytetem jej życia – tak się afiszuje ze swoją seksualnością. Jednocześnie robisz z niej ofiarę losu i kobietę pewną siebie, wyzwoloną. Nie przemawia to do mnie, nie wiem, w co mam wierzyć. Czuję, że zestawienie ze sobą tych cech tworzy mocną sprzeczność.
Mimo wszystko jednak zapraszanie młodego mężczyzny, niespokrewnionego, poznanego przed kilkoma godzinami, do sypialni, kiedy jest się odzianą w jedną warstwę cienkiej bawełny, to ryzykowne przedsięwzięcie. – Strasznie głupia koza z tej twojej bohaterki. Aż nie chce mi się o niej czytać, jest taka… pusta. Jasne, czytelnik nie musi lubić głównych postaci, ważne, by miały one charakter; nie muszą się wszystkim podobać. Problem w tym, że na ten moment nie wiem, czy bohaterka ma jakikolwiek głębszy charakter. Jedyną cechą, która charakteryzuje ją od pierwszych zdań historii, jest jej, za przeproszeniem, mało subtelnie wprowadzane w tekst niedoruchanie. Nie jest to jeden z elementów, ale właściwie jedyne, co jak na razie warunkuje postać w fabule. Trochę płytko, nie sądzisz?
Dziwię się, że wzwód u chłopaka (który pewnie sobie wyobrażała, nawet pokusiła się o opis) nie wywołał w niej podniecenia. To po co o tym wspominać? W narracji pierwszoosobowej zasada jest prosta – cały czas jesteśmy w głowie głównej bohaterki. Ona o czymś myśli, a my dostajemy to w postaci zdań. Skoro wspomina o wzwodzie, to znaczy, że jakoś zwróciła na niego uwagę; poza tym nie ukrywajmy, bohaterka podniecona była praktycznie od samego początku, gdy tylko zobaczyła chłopaczka w drzwiach. Skrzętnie wciągnęła go dwa razy do swojego pokoju i realizowała swój niecny plan przespania się z nim, więc… o co chodzi?
Jak na kogoś, kto nie miał styczności z facetami, jest strasznie wyrachowana, wie, co robić i to też mnie poniekąd irytuje; z jednej strony dziewczyna wmawia mi, że nie miała żadnych doświadczeń poza masturbacją, z drugiej – jest perfidna do sześcianu i świadoma co robi. Ale przecież expa nie nabywa się z powietrza, prawda?
- Wiesz, jak na swój wiek Martha była całkiem rozwinięta – szepnął, spoglądając mi kontrolnie w oczy, jakby sprawdzał, czy rozumiem. – To trochę brzmi jak delikatny pocisk w stylu: moja koleżanka miała większe piersi niż ty. Dziwię się, że ktoś z kompleksem jak główna bohaterka w ogóle tego nie wyczuł.
Chłopięca ręka nadal ściskała niepozorny pagórek okrywający żebra. Gdyby ktoś wszedł nagle i nas zobaczył, musiałby najpierw się porządnie zaśmiać. Dopiero potem mógłby się przerazić, że uwiodłam niepełnoletniego. – Nie rozumiem powodu do śmiechu; baraszkowanie z nieletnim samo w sobie bardziej rzuca się w oczy niż rozmiar biustu? Dla chociażby Justyny ten biust w tej sytuacji w ogóle nie miałby znaczenia. Poza tym pagórek okrywający żebra? Nie wydaje ci się to co najmniej dziwnym określeniem?
Ja, dziewica, która zna całowanie tylko z książek i filmów. – Przecież ledwo chwilę temu się całowała.
- Połóż się, uspokój. A jeszcze lepiej zgaś, proszę, lampę. Wstydzę się, kiedy mnie macasz przy zapalonym świetle. – Bardzo odpowiedzialne gasić lampę, leżąc z nieletnim w łóżku, kiedy jego rodzice są w pokoju obok i w każdej chwili mogą przyjść zobaczyć, jak bohaterowie zajmują się niemowlęciem. Zgaszona lampka wcale by ich nie zdziwiła.
W C A L E.
Opis wspomnień z autobusu Jorgusia o Marcie bardzo przypomina mi sytuację z Innych, kiedy siostry rozmawiały o Bartku chodzącym do młyna na zaloty.
Jörg nigdy przedtem nie dotykał kobiety w ten sposób. – Przed chwilą miał pierś bohaterki w ręce! Ściskał podobno całą ledwo kilka akapitów wyżej.
Moich piersi nie dotykał przed nim żaden mężczyzna. – Bohaterka pierwszy raz pozwala mężczyźnie na pieszczoty, wcześniej już mówiła o chęci masturbacji, o tym, że jej organizm żąda orgazmu, a teraz wytrzymuje może z godzinę, może z pół? Przecież to dla niej istna tortura! Jak ona dała radę, nie dochodząc? Mało tego – nie skupiasz się na jej odczuciach. Piszesz, co robi – że zdejmuje bluzkę, rozbiera chłopaka i tak dalej, ale nie piszesz o tym, jak reagowała na pieszczoty przez cały ten czas. Czy było jej dobrze? Nie wynika to z tekstu. Nie piszesz o typowych reakcjach; jakiś przyspieszony oddech, szybsze tętno, suchość w ustach, wilgoć w majtkach i tak dalej. Twoja bohaterka zamienia się w kukiełkę. Ten jej kochanek też trochę sztywny – przez dłuższą chwilę ma piersi w ręce i to samo w sobie mu wystarcza? Nie działa żaden instynkt, chęć, nie wiem, possania ich, spróbowania czegoś nowego? Tylko ugniata te piersi przez całą godzinę i tyle?
Przysiadłszy na piętach [przecinek] pozwoliłam mu przyjrzeć mi się dokładnie, w skąpym świetle przenikającym przez zasłonę w oknie. Milczał. Starał się zapamiętać widok kobiecego ciała. – Skąd ona wie, co robił, jaki miał cel? Weszła mu do głowy? Czyta w myślach?
- Ćśś – uspokoiłam chłopca, przykładając palec do jego ust – najpierw będą pukać. I nikt nie wejdzie, dopóki nie usłyszy, że można. – A skąd ona to wie? Skąd ta pewność? W pokoju ma niemowlę, rodzice mogą sobie w każdej chwili przyjść do niego. Nie zna też rodziców bohatera, dopiero co ich poznała; oni nie muszą mieć w zwyczaju pukać. Zresztą mogą chcieć zobaczyć się z synem w każdym momencie; ten argument to ewidentny inwalida, a bohater nawet nie bierze na to poprawki?
– Zgniatasz mi cycki tym swoim wąskim torsem. Twój twardziel napiera na szparę, bez skrępowania, centralnie. Ach! – Wykrzyczała dziewica, licząc na to, że nikt jej nie usłyszy.
Dalej jest już całkiem nieźle, sprawnie wychodzi ci opisywanie scen, jednak problem mam nie tyle z wczuciem się w nie, ale z ich realizmem. No bo jak to możliwe, że bohaterowie uprawiają sobie te seksy i nikt ich na tym nie przyłapuje? Łóżko skrzypi, oni krzyczą, dziecko się nie budzi (ono w ogóle jest w tym pokoju czy o nim zapomniałeś?), potem okazuje się, że postaci spotykają się jeszcze kilka razy, też potajemnie i zawsze im to wychodzi.
Podoba mi się jednak, że na końcu Michel interesuje się szwagierką. Było to dla mnie dość ciekawe zakończenie, którego się nie spodziewałam. Na plus.
Kilka błędów językowych:
Nikomu o tym nie mówiła, ale jadąc wtedy do siostry opiekować się dzieckiem, całą drogę myślałam o jej mężu. – Chyba raczej: mówiłam.
Ze strachu nie potrafiłam nawet pocałować Michela w policzek, podczas gdy jego wargi zostawiły wilgotny ślad moim policzku. – Lżej: na moim. Policzek może zostać w domyśle, pisałeś już o nim; unikniesz powtórzenia.
Można powiedzieć, że dzięki Adamowi, [przecinek zbędny] albo z jego winy, wybrałam studia humanistyczne.
Nie chciałam się męczyć długim słuchaniem o wspólnych znajomych i znajomych tychże znajomych, dla mnie zupełnie obcych ludziach. – Ludzi.
(…) patrząc to w sufit [przecinek] to prosto w oczy.
Wzwód nie wywołał we mnie podniecenia; cały czas czułam przyjemny niepokój i mrowienie w brzuchu; lecz raczej ucieszył, dając powód do satysfakcji. – Wtrącenia oddziała się raczej myślnikami, ewentualnie nawiasami, ale na pewno nie średnikami.
Nieśmiało [przecinek] ale szczerze.
Nie wiem [przecinek] na ile szczere było to wyznanie Jorgusia. Może naprawdę myślał, że to miłość.
Może w jego wieku do pewnych spraw podchodzi się mniej krytycznie [przecinek] niż kiedy jest się starszym.
Stosunki rodzinne. Irina (2018)
- Dzień dobry. Może pomóc? – Moje serce jak na rozkaz zaczęło bić dwa razy częściej i silniej, tłocząc do głowy tyle krwi, że przez moment widziałam tylko czerwoną poświatę. - Dzień dobry. Nie trzeba. – Nie wiem, kto wypowiedział dane słowa, bo przeplotłaś dwie osobne wypowiedzi z narracją Marty w tym samym akapicie. Czy ona zaczęła rozmowę, czy Michel? Jestem tylko pewna, że odpowiedź należała do Iriny, ale i przed nią przydałby się akapit.
Przede wszystkim jednak Irina okazała się przesympatyczną osobą. Nie licząc wrogiego spojrzenia w pierwszej chwili w mig złapałyśmy wspólny język. Polubiłam ją jak siostrę. Pod pewnym względem nawet bardziej. Zazdrość prysła jak bańka mydlana. Jej miejsce zajęło zgoła inne uczucie. – I znów pojawia się podobna jak w poprzedniej części wątpliwość. Tam dotyczyło to zbyt szybkiego stwierdzenia, że bohaterka pogodziła się z utratą Michela, a tutaj z tym, że szybko zmieniła nastawienie do Iriny. Przecież ledwo ze dwa akapity wyżej czytałam, jak jej nienawidzi i jak bardzo obawia się o swoją pozycję Pierwszej Kochanki, a tu nagle (i to bez żadnego konkretnego bodźca, bez żadnej sceny pokazującej rozwój relacji, dokumentującej zmianę itp.) obrót o 180 stopni, bo Irina okazała się… miła. Naprawdę? Taka desperatka jak Marta tak łatwo to zauważyła i doceniła? To wygląda albo jak tanie streszczenie, albo jak przeskok w czasie, albo – co chyba najgorsze – jak imperatyw. Marta polubiła Irinę ot tak, bez powodu, po prostu, mimo że nic tego nie zwiastowało (brak sceny), a charakter bohaterki w ogóle tę opcję wykluczył zaledwie chwilę temu.
- Fajny facet z tego Michela, co nie? – I ta wypowiedź sama w sobie w żaden sposób nie nakierowała Marty, że Irina wie o jej romansie ze szwagrem? Dopiero zasygnalizowało to spojrzenie Iriny na nią w taki sposób, jakby [Irina] chciała powiedzieć, że tamten nieostrożny pocałunek wyjawił całą tajemnicę. Jestem też zdziwiona, że Marta nie wystraszyła się, że Irina coś zrobi z tą wiedzą. Przecież nie znają się, rozmawiają pierwszy raz, a Marta zachowuje się, jakby miała pewność, że Irina to fajna babka.
W ogóle strasznie namieszane jest w tej narracji – najpierw pojawia się informacja o tym, że Irina okazała się przesympatyczną osobą (Nie licząc wrogiego spojrzenia w pierwszej chwili [przecinek] w mig złapałyśmy wspólny język), że studiuje, co studiuje i tak dalej, a dopiero później czytam o tym, że narratorka rozmawia z nią po raz pierwszy (Pierwszą rozmowę w cztery oczy Irina zaczęła od pytania o gospodarza domu). Więc skąd Marta miała wcześniejsze informacje i skąd wyciągnęła wniosek o Irinie-Sympatycznej, skoro jej nie znała i dopiero teraz uczestniczę w pierwszej konkretnej interakcji?
- Nie. Nic się nie stało na szczęście. Ale cham się do mnie dobierał. – Zobaczyłam zaczątek łzy w oku Iry. – Oczywiście, bo pierwsza rozmowa musi być taka dobitna i wyjawić wszystko od razu… Nie ma miejsca na drugi wątek? Na stopniowe poznawanie nowej postaci? Wszystko musi się dziać naraz, z grubej rury? Rozmowa o molestowaniu z obcą osobą przychodzi bohaterce tak łatwo, ale jednocześnie jest traumatyczna, przywołuje łzy – naprawdę trudno mi to pojąć, znów coś w moim wyobrażeniu się wyklucza.
To było takie bezczelne, że mi mowę odejmowało. Więc cham poczuł się na tyle bezkarny, że klepnął mnie w pupę. Raz, drugi, trzeci. Aż ścisnął za pośladek tak, żebym na pewno poczuła. – Ale gdzie się spieszysz? Ktoś cię pogania? Bohaterka zdradza wszystkie szczegóły przejmującej przeszłości bez żadnych oporów i czuć, że robi to specjalnie, aby czytelnik mógł poznać tę przeszłość i jej współczuć, ale to nie działa, bo ja nawet nie zdążyłam poznać kobiety, polubić jej, a już wciskasz mi jej dramat. Kreujesz Irinę za pomocą nienaturalnej rozmowy, długim monologiem wywlekasz wszystko, co do tej pory mogło być ciekawe, od razu, nie budując żadnego napięcia. Ta sztuczna wymiana zdań wrzucona w tekst jakby na siłę strasznie bohaterkę odrealnia.
A wzmianka o wzroku za tęsknotą do kogoś? Jakieś *wink wink* do Marty? Czyli co, Irina jest lesbijką i będzie się k’niej miała? To mi chcesz wcisnąć tak niesubtelnie? Przecież ten tekst dopiero co się zaczął! W ogóle nie budujesz żadnej atmosfery, tylko spieszysz się do opisu seksu, tak czuję.
- Powinnyśmy wracać? Przeniesiemy łóżeczko, jak się Ania obudzi... – Przyszło mi teraz do głowy, że to niemowlę właściwie nie występuje w tekście. Niby jest, ale ani go nie słychać, ani nie widać, najczęściej nie uczestniczy w scenach, jest tylko eksponatem-pretekstem, by Marta była akurat w domu siostry i brała udział w fabule.
- Zawsze chodzisz bez stanika? – padło wreszcie zapowiedziane pytanie. – Jak to się stało, że od łez w oczach i przejęcia na myśl o swojej przeszłości w tej samej scenie bohaterka bez pardonu przechodzi do takiego pytania? Irina z charakteru wydaje się dosłownie siostrą-bliźniaczką Marty, jest najwyraźniej tak samo bezpardonowa i zdesperowana.
Zerknęłam na dekolt. Brak bielizny niby nie rzucał się w oczy, ale też nie przebijały żadne owale miseczek jak w wypadku jasnej koszuli Iry. Musiałam się zastanowić nad odpowiedzią. // Wtem właścicielka push-upa złapała za dolny rąbek bluzki. Pociągnęła, napinając materiał tak, żeby maksymalnie przyległ do ciała. Zagryzła wargę i z wyrazem triumfu na twarzy spojrzała mi w oczy. Jakby chciała powiedzieć: „A, widzisz?” [brak kropki na końcu zdania] – przy drugim czytaniu domyśliłam się, że Irina łapie za dolny rąbek bluzki Marty, ale przy pierwszym nie było to oczywiste. Zastanawiałam się nawet, dlaczego, skoro Irina ma stanik, przyciska do niego swoją bluzkę i co chce tym uzyskać. Brakuje informacji, że bluzka należy do Marty. Dopiero ze dwa akapity dalej piszesz o tym, że Marcie stwardniały od tego sutki i to jest jedyna wskazówka.
Zaśmiałyśmy się jednocześnie. – No faktycznie, dotykanie piersi obcej kobiety na pierwszym spotkaniu tuż po tym, jak płakało się z powodu molestowania. Fest ubaw po pachy.
- Ja przeniosę. Nie zapominaj, że w weekendy jesteś gościem. Nie wolno ci pracować. – Nie słuchałam, co Michel mówił do Iry. Bawiłam się jego palcami. Jak zakochana nastolatka. – Co powiecie na deser? – Mimo że Irina i Marta najwyraźniej są blisko, nie kupuję tego, że kochanka aż tak afiszuje się ze swoimi uczuciami w stronę szwagra. To jest po prostu głupie, ta laska najwyraźniej zamiast mózgu ma kisiel. Zero jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego, ot, pomiziałam się z Iriną, więc w sumie jest spoko, może teraz zaliczymy jakiś trójkącik?
Mimo to szwagier dał radę cały czas trzymać Irę za łokieć, a moja nowa przyjaciółka delikatnie pogłaskać go po klatce piersiowej. Jeszcze trochę, a by się zaczęli całować. Może nie. Ale właśnie tym torem poszybowała moja fantazja. – Strasznie drażni mnie świadomość, że domyślam się, do czego to wszystko zmierza. I tak, wiem, że to opowiadanie erotyczne, ale nie wierzę, że da się takowe pisać, nie sugerując czytelnikom przebiegu fabularnego aż tak. To, że tekst jest okrutnie przewidywalny, zawsze jest wadą – niezależnie od gatunku.
Poza tym naprawdę gnasz gdzieś na łeb na szyję, nic nie rozwija się powoli, z czasem. Nie mogę śledzić postępu, nie budujesz żadnego napięcia, nie wprowadzasz atmosfery. Pierwsze spotkanie i już taka akcja? Mega płytka historia, wieje też strasznym sztampem.
Moje piersi z każdym miesiącem coraz bardziej lubią obściskiwanie. – Nihil novi, już w poprzedniej części bohaterka o tym mówiła, przecież nic się nie zmieniło.
Wieczorem, kiedy wszyscy rozeszli się do sypialni, Ira złożyła mi krótką wizytę. Krótką tylko w założeniu, bo nie rozstałyśmy się do rana. – Dlaczego spoilerujesz? Przecież za chwilę opiszesz mi tę wizytę – zakładam – bardzo dokładnie. Po co więc zdradzasz już teraz, jak się skończy? Nie dość, że historia przewidywalna, to jeszcze uprzednio zapowiedziana wprost.
Not a big deal, miał kilkakrotnie powtórzyć, przekonując mamę, siostrę Michela, do swojego zamiaru. – Do tej pory wszystkie wstawki były po niemiecku. Dlaczego nagle teraz nie?
Gdyba Adam przed laty chodź raz klepnął mnie za tyłek. Gdyby po roku czy dwóch odważył się włożyć łapę pod bluzkę i złapać za cycka, nie snułabym marzeń o facecie siostry. – To są okropne bzdury, w które trudno mi uwierzyć. Bohaterka w poprzedniej odsłonie była bardzo, bardzo doświadczona (to wynikało z jej zachowania, umiejętności flirtu i tak dalej) i zawzięta, (to ona grała pierwsze skrzypce, prowadziła chłopca za rękę), a teraz zwala winę o swojej nieporadności na Adama? Znów udaje nieporadną, którą kierują mężczyźni, a ona, biedaczka, na nic nie miała wpływu? Przecież to ona rozdawała karty!
W jednoosobowym łóżku pod niezbyt szeroką kołdrą nie da się leżeć we dwoje, nie dotykając się zupełnie. – Nie rozumiem, co się właściwie dzieje. Przed chwilą narracją byliśmy przy stole rodzinnym i Justyna rozmawiała z Iriną, odpowiadała na jej pytania, a teraz znów jesteśmy w łóżku? A więc kolacja przerwała leżakowanie czy była przed nim? Mocno się pogubiłam. Nie skacz tak, prowadź fabułę chronologicznie.
W międzyczasie podałeś jeszcze streszczenio-spoiler na temat związku Marthy i Jörga, ale co mnie to właściwie w tamtym czasie interesuje? Czemu nie przeniesiesz tej informacji na koniec historii, tylko wciskasz ją tak trochę nieporadnie w sam środek sceny? I to dość ważnej, przecież zaraz zaczną się lesbijskie akty.
Myśl, że Ira może być lesbijką, zaświtała już wtedy, gdy au-pairka pociągnęła za dół mojej bluzki, żeby podstępnie przyjrzeć się piersiom. Albo jeszcze wcześniej. Byłoby jednak niezręcznie pytać wprost o orientację seksualną. Zwłaszcza gdy się widzi człowieka pierwszy raz w życiu. – I to jest to, co właśnie bardzo mi się nie podoba. Że ja potrafię przewidzieć sytuację, a główna bohaterka-narratorka, która jest najbliżej całego wydarzenia, uczestniczy w nim bezpośrednio, to taka niedomyślna koza. To raz. Dwa – że Marta zastanawia się nad tym, czy pytanie o orientację jest okej, kiedy właściwie nadal obca kobieta dotyka jej piersi przez bluzkę, a główna bohaterka nie ma stanika. Przecież to okropnie naciągane!
Naprawdę, nie mam nic przeciwko erotykom, ale proszę o naturalne, ludzkie, przede wszystkim przemyślane sylwetki psychologiczne. Postaci, o których chce się czytać, a nie takie, które chce się wyrzucić przez okno.
Zaczęłam ją dotykać, jak się nauczyłam od nastolatka. – A dlaczego nie tak, jak się nauczyła sama od siebie? Nigdy nie bawiła się swoim biustem? Piszesz, że badała kształt i miękkość tak, jakby to było dla niej zupełnie nowe, jakby była mężczyzną, a przecież ma własne piersi.
Cieszyłam się z twardych guzków, które wyrosły pod wpływem głaskania. – Nie wiem, czy wiesz, ale sutki kobieta ma zawsze, one nie wyrastają cudownie w czasie pożycia. Poza tym twoja wersja brzmi naprawdę, naprawdę źle z zupełnie innego powodu. Brzmi tak, jakby się Irina od tych pieszczot dorobiła raka piersi, co najmniej. Takimi dziwnościami psujesz znikomy klimat.
Tak bardzo się podnieciłam, widząc, jak druga kobieta się pode mną wije. Chciałam w nią wejść jak najgłębiej. Rozepchać pochwę. Od środka docisnąć żołądek. I zalać hektolitrem spermy. – To chyba miało być podniecające, a koniec końców jest obleśne. Klimat nie istnieje.
Sapiąc i oglądając niewidzialne gwiazdy, poprosiła o przerwę. – Ale skąd Marta wie, co ogląda Irina? Przecież to narracja pierwszoosobowa, Marta nie może wchodzić nowej kochanicy do głowy. Może ta po prostu patrzyła w sufit, tak najnormalniej w świecie?
Roześmiałam się do rozpuku. Podobnie Ania. Obie nas ogarnęła infekcja histerycznego śmiechu.
Bo przyłapanie kogoś nago jest taaaaakie zabawne, że nawet niemowlęcia się cieszą.
Stanęłam goła przed szwagrem. Bezwstydnie wesoła. Chciało mi się skakać, krzyczeć, biegać po mieszkaniu. Czułam ulgę. Nagle nie musiałam niczego ukrywać, bo wszystko było jasne. – A Justyna przestała istnieć czy umarła? Jak i kiedy?
- Ooo! – szwagier mruknął basem jak niedźwiedź zjadający wyjątkowo najtłustszego śledzia. – Nie wiem, czy to porównanie jest bardziej zabawne, czy żałosne, w każdym razie w scenie erotycznej chyba nie powinnam tak reagować na tekst, prawda? Więc coś tu ewidentnie nie działa.
- Nigdy. Jeszcze żadna kobieta nie zrobiła mi tego buzią. Ooo! Das ist gut! Ira! Ooo! – Mam problem z twoim tekstem, a właściwie z twoimi postaciami. Od początku pierwszej części wydawało mi się, że cofnęłam się w czasie o kilka dekad, bo wszyscy bohaterowie są jakby wyrwani z twoich Innych – strasznie nieopierzeni. Spójrz: Marta to doświadczona-niedoświadczona (tym wystarczająco męcząca) dziewica, Jörg to niedoświadczony jeszcze bardziej nastolatek z dziewczyną, która czeka do ślubu na pierwszy seks, jeszcze Adam przewijał się też jak jakiś mocno zniewieściały chłopak niezainteresowany zalotami koleżanki, Irina okazuje się całować raz w życiu z mężczyzną, a Michelowi nikt nie robił nigdy dobrze ustami… Naprawdę sądziłam, że akcja opowiadania dzieje się w czasach słynących z większego konserwatyzmu, ale nagle okazuje się, że… Jörg kupuje bilety na Flixbusa! Więc mamy czasy jak najbardziej współczesne, a wykreowane przez ciebie charaktery aż biją po oczach podobieństwem pod względem swojej seksualności. Dlaczego tak się uczepiłeś tej niedojrzałości, braku zaawansowania, a jednocześnie tworzysz właśnie obrazek trójkącika? Przecież to jest strasznie niespójne, aby wprowadzić ten motyw, przydałoby się jakieś rozwinięcie fabularne, kilka normalnych scen ukazujących rozwój relacji i nabywanie nowych doświadczeń, przy okazji. A nie od razu pierwsza noc i zbliżenie z kobietą, poranek i trójkąt z prawdziwego zdarzenia.
Nie przekonuje mnie to, brzmi jak niezła baja.
Na spermę kochanego człowieka są bardziej odpowiednie pojemniki. – A więc pani magister nazywa się pojemnikiem na spermę, huh? Okej, można tworzyć i takie postaci, czemu nie.
Nie rozumiem tylko dlaczego. Czemu tak się uparłeś, aby tworzyć bohaterkę, na wyobrażenie której nóż otwiera mi się w kieszeni?
Od dziesiątej do piętnastej minuty od zakończenia przemowy mogłam się oddać podziwianiu spiętych pośladków Michela. – Taki ten trójkąt jest przejmujący i działa na bohaterkę, że ta zamiast oddawać się chwili, patrzy na zegarek i skupia się na czasie.
Szwagier nie bzyknął Iry, nie zapiął i nie przeruchał. On ją wytarabanił, wybębnił jak dobosz pod Lipskiem w 1813 roku. Jego biały tyłek skakał jak na sprężynie.
Poznajmy Martę – panią magister po polonistyce. Pisarkę i romantyczkę.
Malutka Ania, podskakując na palcach, klaskała i śmiała się w wniebogłosy. (…)
- Patrz, Aniu. Kiedy dorośniesz, ciebie też coś takiego czeka. Jak ci się poszczęści. – Na tym etapie opowiadania mam ochotę je zamknąć i przejść do następnego. Nie rozumiem, po co tworzyć taki obrazek, podkręcać jeszcze bardziej i tak wystarczająco patologiczną scenkę. Po prostu tego nie rozumiem – to nie jest ani zabawne, ani podniecające. Nie działa w żaden inny sposób poza takim, że chce się już nigdy więcej ciebie nie czytać.
Nie wiem, co się dzieje i dlaczego tak źle. Przy pierwszym opowiadaniu nie czułam takiej odrazy; tam klimat, szczególnie pod koniec, panował naprawdę niezły, całkiem dobrze się to czytało (mimo że już wtedy bohaterka wydawała mi się trochę pustawa, jakby była zaprogramowanym tylko na seks robotem i niczym więcej). A tutaj? Ani klimatu, bo psujesz go wstawkami albo śmiesznymi typu guzy zamiast sutków, liczenie czasu, albo wstawkami żenującymi typu dziecko cieszące się z seksu trójki dorosłych i nazywanie się przez kobietę pojemnikiem na spermę. Potem przyjeżdża Jörg i znów mamy opis trójkąta, nagle Irina, która nie miała zbyt wielu miłych doświadczeń z mężczyznami, jest w stu procentach wyleczona z dramatu i doświadczona, że nic, tylko pobierać od niej lekcje. Zastanawiam się, dla kogo to tak właściwie piszesz tę parodię i jakich reakcji się spodziewasz?
Kilka błędów językowych:
– Takie tam bla bla. – Sugestia: bla-bla.
Nawet jeśli stan cywilny: panna, mówi coś innego. – „Stan cywilny: panna” sugeruję wziąć w cudzysłów.
Że szwagier bierze au-pairkę od tyłu, od przodu, stojąc, na leżący [na leżąco/leżąc] i klęcząc, na pieska, po kowbojsku, klasycznie [przecinek] czyli po misjonarsku. – A na pieska i od tyłu to nie jest czasem tak samo?
- Kim jest ten Jörg? – [zbędny myślnik; brak akapitu] Podczas kolacji Justyna skomentowała nagłą zapowiedź odwiedzin, mówiąc pół żartem, pół serio, że siostrzeniec Michela się na pewno zakochał. – Zły zapis dialogu. Pytanie zadała Irina, więc dopisek narracyjny musi należeć do niej. Jeżeli tak nie jest (a nie jest, bo tutaj należy do Justyny), to potrzebny jest akapit. BTW., z Marty i Iriny takie przyjaciółeczki, a Irina nie wie o podbojach tej drugiej? O szwagrze wie, ale o Jörgu już nie? Podejrzane.
Pamiętam, że uda były przyjemnie gładkie i im wyżej [przecinek] tym bardziej ciepłe.
- O, Boże! – Przecinek zbędny, ta fraza tworzy całość. To nie jest dosłowny zwrot do Boga.
(…) wydukał Michel, nie wiedząc [przecinek] w którą stronę patrzeć.
Atawizmy (2018)
Te wcięcia akapitowe zrobione spacjami są straszne.
Wie, że pod tunikami jest tylko bielizna – elastyczne body z nanocelulozy. Na pewno jednolicie czarne według panującej właśnie mody, więc bielizna tylko z archaicznej nazwy. Wygodne, zapewniające komfort cieplny, transparentne dla gazów i wody. Szczelnie przylegające do skóry, dzięki czemu dokładnie widać kształt ciała, z najdrobniejszymi szczegółami, jakby było nagie. Z Justyną i Klarą przyjaźni się od lat, ale bez tych tunik widział je tylko dwa czy trzy razy. – Trochę nie rozumiem. Czyżby czarny kolor sprawiał, że bielizna nie jest bielizną? Bo tak wynika z podkreślonego fragmentu. W dodatku wzmianka o gazach i wodzie brzmi dziwnie i odpychająco. Czy woda to miał być pot? No i zdanie mówi nam o tym, że body się przyjaźni z Justyną i Klarą.
– Właśnie, a wy już nie macie hymenów, prawda?
– No, jasne! Ha, ha! – odpowiada Klara rozbawiona pytaniem przyjaciela.
– Jak to się odbywa?
– Normalnie.
– U gino – Justyna wyręcza koleżankę. – Przy pierwszym badaniu lekarz wsuwa sondę i po krzyku. Nie wiedziałeś?
– No, nie. A głupio mi było pytać. – Ja rozumiem, że akcja dzieje się ponad trzydzieści lat w przód, ale wydaje mi się, że Internet nie zaginął i chłopak mógł wyszukać to, co go interesuje. Zresztą bohaterowie wydają się w jakimś stopniu rozwinięci i duzi (chodzą do szkoły, ładnie się wysławiają, więc zakładam, że to nastolatkowie), stąd kolejne pytanie: czemu rozmawiają swobodnie o kopulacji, jakby to był temat codzienny, a chłopak do tej pory nie wie o hymenach? EDIT: Bohaterowie mają dwadzieścia lat. Nie sądzisz, że są wystarczająco dorośli, aby umieć szukać informacji?
A podkreślone zdanie jest niepotrzebne – nic nie wnosi. Wiemy, że bohaterka się zaśmiała z jej wypowiedzi. Narrator nie musi tego komentować.
– Strasznie było kiedyś. Na dodatek religijni guru zabraniali masturbacji – krytykuje Klara.
– O, no. Nie mieli się jak rozładować. szczególnie mężczyźni – chichocze jej koleżanka. - Tylko poprzez tę kopulację.
– Barbarzyńskie czasy.
– Straszne.
– Okropne. – Wszyscy troje są zgodni w ocenie przeszłości. – Przecież ta przeszłość nie była aż tak dawno (jest 2050 rok). Naprawdę ponad dwa miliardy chrześcijan na świecie przestało wierzyć przez trzydzieści lat? I księży zaczęto nazywać guru? Co z innymi religiami? Ciężko mi w to uwierzyć.
Można by poprosić Justynę, żeby skierowała wzrok na dół. Od razu by zobaczyła wypukłość piętrzącą się pod jego spódnicą. – I nawet faceci przestali nosić spodnie?
Oliwer i Justyna całują się, po czym ona stwierdza, że nie można tego robić, bo to niehigieniczne. Kolejny raz twierdzę, że przez trzydzieści lat ludzkość raczej nie zrezygnuje z seksu pod takim pretekstem. Po pierwsze, ludzi ciągnie, a po drugie, według bohaterki dziewczyny muszą pomagać facetom w kabinach oddać nasienie, więc… czy to jest wystarczająco higieniczne? Wyczuwam tu nieścisłość. W dodatku masturbacja jest jak najbardziej okej, a pocałunek już nie?
– Ale wcześniej, u ciebie w domu, ci nie stał. A też byłam obok i Klara też. Jak się spotykamy, nigdy ci nie stoi. Ani w szkole. Chyba. Hi, hi.
– Czasami – odpowiada Oliwer, tajemniczo się uśmiechając. – Nie wiem, jak to działa, ale teraz wystarczyło, że mnie zaprosiłaś na górę. – Bohaterowie podniecają się i nie wiedzą, co to jest? Rodzice też ich nie nauczyli? Szkoła? Znajomi?
– Ach! Ach, Oli! – wzdycha dziewczyna, potwierdzając, że pieszczoty odnoszą skutek. Być może nawet silniejszy od zamierzonego. – Oli, nie założyłeś rękawiczki.
– Ty zawsze zakładasz, jak się masturbujesz?
– No, tak. Nie wolno inaczej. Ach! – Dziewczyna, którą pierwszy raz między nogami dotyka chłopak, w takim momencie myśli o rękawiczkach? I znów dodajesz informacje, których dowiaduję się z wypowiedzi.
– Higienicznie. – Kpi intymny masażysta, kładąc pacjentkę na plecy. – Parsknęłam śmiechem na to porównanie. I nici z romantycznej sceny.
Jednym ruchem palca wzdłuż kości ogonowej rozpina lep slipek. Materiał kurczy się, obnażając biodra. Tylko naprężony członek pozostaje w ubraniu. – Czy to oznacza, że faceci noszą pod majtkami ubranie na członka? Czy to ubranko też się kurczy i powiększa razem z penisem?
Oliwer ma jednak inne plany. Zsuwa slipy i wchodzi między nogi dziewczyny. Kieruje jej rękę na wyprężony członek.
– Oli, co ty? Chyba nie chcesz... Bez osłony? – Serio na prezerwatywę w przyszłości mówi się osłona? Zresztą ponoć seks jest obrzydliwy i nielegalny...
– O, Justi, o, o, o! – stęka młody kochanek.
– Ach, ach! – wtóruje mu dziewczyna. – Oli, już? Powiesz, kiedy będzie koniec?
– Jeszcze chwilkę. O, o...
– Oli, ale ty masz siły.
– Już kończę. Zaraz padnę. – Oto cała scena seksu. Składa się tylko z paru wypowiedzianych zdań. W dodatku są tak nierealistyczne… Podobno dziewczyna była podniecona, a po wypowiedziach w ogóle nie widać, żeby się przejmowała, że łamie prawo ani że jest jej dobrze. Oliwer za to chciał dać jej spełnienie, którego nie dostała.
– Już dawno był, Justi. Na samym początku – przyznaje się złoczyńca seksualny. Jak nieuczciwy kelner w luksusowej restauracji, który zwodził klienta, wielokrotnie zapewniając, że zaraz przyniesie zamówione danie, a po godzinie z miną niewiniątka przyznaje, że je zjadł, jak tylko kucharz nałożył je na talerz.
– Kiedy?
– W pierwszej sekundzie. Przepraszam. – Czyli… dziewczyna nie poczuła, że się w niej spuścił, a on jeszcze długo uprawiał z nią seks tuż po wytrysku? Dość mało prawdopodobne.
Śmiechłam przy złoczyńcy seksualnym.
Do rozmów na odległość nie potrzeba własnych przyrządów – co niezbędne zintegrowane jest w chodniku, a reszta elektroniki, z kodami dostępu i spersonalizowanymi ustawieniami, zawarta w ubraniu. – Czy oni chodzą ciągle w tych samych ciuchach?
Podsumowując, chciałabym zacząć od najbardziej rzucającej się w oczy nieścisłości. Naprawdę sądzisz, że w jedyne trzydzieści lat ludzkość ulegnie aż tak ogromnej przemianie, że ludzie będą uważać seks za prymitywny i staroświecki? W dodatku że będzie to według nich przestarzały sposób zachodzenia w ciążę? Myślę, że trzydzieści lat to za mało. W dodatku czemu seks miałby być prymitywny, a chodzenie do szkoły to norma? Prędzej dzieci byłyby uczone przez roboty w domu, zamiast chodzić do szkoły. Trochę nie zgadzam się z twoim tokiem rozumowania, ale twoje opowiadanie, więc przyjmijmy, że tak jest.
Kolejna rzecz, która się rzuca w oczy, to na przykład niedoinformowanie. Już teraz każde dziecko z podstawówki wie o seksie, rozmnażaniu i tym wszystkim nie tylko ze szkoły, ale także od rówieśników, rodziców, z Internetu. Czemu twoi bohaterowie zachowują się tak, jakby to wszystko było nowością? Tłumaczą sobie oczywistości i zachowują tak, jakby ich rodzice byli jaskiniowcami sprzed tysięcy lat. Źle odbieram twoją czwórkę. Wydają mi się próżni i niewychowani. Rozumiem, że chciałeś przedstawić, jak może wyglądać przyszłość, ale trochę przefolgowałeś. Nie czuję totalnie żadnego zainteresowania, wręcz odrzuca mnie bezczelność dzieciaków, ich naśmiewanie się z rodziców. Oni nie są zaskoczeni, oni są obrzydzeni nawet włosami na głowie!
Moje zdanie na ten temat idealnie obrazuje myśl Oliwera: Atawizmy są wieczne, nigdy nie zginą. I udowodniłeś to w swoim opowiadaniu. Niemniej jednak nie podoba mi się ten rozwój cywilizacji. Zdecydowanie za szybko to się stało. W dodatku na koniec okazuje się, że Oliwer ma dwadzieścia lat, czyli musiałby się urodzić w 2030 roku. Wcześniej była mowa o tym, że Jeszcze nasi rodzice się rodzili tak dziko. A to oznacza, że w dziesięć lat od teraz cywilizacja ziemska musiałaby się rozwinąć do tego stopnia, jaki przedstawiłeś. A to jest nieprawdopodobne. Czemu nie wybrałeś sobie czasów odległych o sto lat? Wtedy kontrast nie byłby tak rażący.
Miałam też wrażenie, że nie możesz się zdecydować, czy narrator trzecioosobowy ma być personalny czy wszechwiedzący. Raz wiedzieliśmy o czym myśli Justyna, a raz wydawało się, że znamy tylko myśli Oliwera. Przykłady:
– Nie zamkną – uspokaja Oliwer. Nie musi. Oboje są zdrowi, więc nic im nie grozi. – Narrator wie, że Oliwer jest zdrowy i wie, że Justyna jest zdrowa. Zdaje suchą relację, czyli typowy narrator wszystkowiedzący.
[Oliwer] Boi się spojrzeć na dół, żeby nie sprowokować dziewczyny do tego samego. Właściwie powinna czuć członek bokiem uda, ale może nie zwraca uwagi na ten lekki ucisk. Albo nie chce niepotrzebnie narzekać, że ją coś uwiera. – Tu nie znamy myśli Justyny, jesteśmy ograniczeni do głowy Oliwera. Znamy jego uczucia, jego domysły w stosunku do Justyny.
Zamknąwszy drzwi pokoju, Justyna przekłada tunikę przez głowę, jak gdyby nie miała gościa w pokoju. Odwraca się, stając przodem do kolegi. Czuje, jak w klatce piersiowej serce tłucze o żebra, ale ukrywa emocje. Udaje, że rozpalony wzrok chłopaka nie sprawia na niej żadnego wrażenia. – Jesteśmy w głowie Justyny i wiemy, co czuje. Nie ma tu narratora wszechwiedzącego, bo wczuwamy się w postać, stoimy za jej plecami, zamiast czytać suchą relację z poczynań bohaterki.
Powinieneś zdecydować się na jeden typ narracji i trzymać się go przez całe opowiadanie. Więcej o narratorach tutaj: KLIK.
Kilka błędów językowych:
"Dobrze, że chociaż nogi mają odkryte. Nie tak jak w zimę, kiedy tuniki sięgają do ziemi" - myśli Oliwer i dalej się przysłuchuje. – Niepoprawne cudzysłowy i dywiz.
Odruchowo drapie się po głowie. Po czym, z braku lepszego pomysłu, wyciąga ramię, w geście wyrażającym zachętę do podania ręki, czy też do podejścia o krok bliżej, niesprecyzowanym dokładnie, niezdecydowanym. – Te zdania powinny być połączone; wyrażenie po czym jest spójnikiem łączącym zdanie podrzędne. Niestety, przez to zdanie będzie zbyt długie, lecz śmiało możesz pobawić się we wtrącenia z myślnikami, aby było klarowniej.
A na starych filmach widać, że kiedyś mężczyzn nie trzeba było stymulować. To raczej mężczyźni napadali kobiety.
Szachistka (2018)
- Dziękuję – odpowiedziała szachistka, ani na sekundę nie odwróciwszy wzroku, nie zamknąwszy powiek dla ochrony przed przenikliwymi strumieniami promieniowania z oczu nauczyciela. – Te strumienie promieniowania brzmią bardzo dziwnie. W sensie oczy nauczyciela wytwarzają promieniowanie?
Uścisk dłoni, serdeczny i zdecydowanie bardziej delikatny jak na półgodzinną partię bynajmniej nie przyjacielską, przypominającą bardziej zaciętą bitwę fal mózgowych niż towarzyską grę z okazji Szkolnego Dnia Sportu, przeciągnął się o kilka sekund więcej niż by wynikało z czystej kurtuazji. – To zdanie jest strasznie długie. Czytając końcówkę, ledwo pamięta się początek. Może warto je poszatkować? Albo wyrzucić parę epitetów?
Bardzo trafne przezwisko wuefisty, podoba mi się.
– Nie wiedziałam, że tak dobrze grasz w szachy – pogratulowała Justyna, weganka, poetka i miłośniczka japońskiej literatury zakochana w haiku i Murakamim; Ryu, nie Haruki Murakami; traktująca Danusię jak bratnią duszę, trochę z wdzięczności za powściągliwość w rozgłaszaniu plotek a trochę ze zwykłej sympatii niepoddającej się racjonalnemu wyjaśnieniu. – Po pierwsze, mamy kolejne, bardzo długie zdanie. Po drugie, zaraz po imieniu postaci dostajemy szereg jej cech. Czytając je, nie zapamiętuję nawet połowy, a i imię bohaterki gdzieś ucieka. Po to ta tona informacji na raz? Przecież skoro nie są istotne fabularnie, można je wrzucić mimochodem, później, zamiast wpychać brzydką ekspozycję, psując atmosferę. Powinieneś skupić się na zwycięstwie Danusi, zamiast opisywać szereg mega-super-nieważnych cech postronnej osoby.
- Mogłabyś mnie trochę poduczyć? – spytała Justyna, nie wprost ale niedwuznacznie proponując zacieśnienie przyjaźni. – To przecież oczywiste, że łącząca dziewczyny więź się zacieśni, jeśli będą spędzać ze sobą więcej czasu. Dopisek jest zbędny, szczególnie że narrator narzuca mi myślenie; może według mnie Justyna wcale nie chce się bardziej zaprzyjaźnić, tylko po prostu nauczyć grać? Nie, nie mogę tak myśleć, bo narrator każe mi inaczej. Nie mogę wyciągnąć wniosków, bo mam myśleć tak, jak mi nakazuje narrator.
- Nieźle – pogratulował też Damian, mózg, postrach niekompetentnych nauczycieli, chłopak powszechnie lubiany, ale bez fanatyzmu. Wiedzący wszystko ale stroniący od ludzi, sprawiający wrażenie niezdolnego do głębszych uczuć. Stuprocentowy intelekt zapakowany w przystojne ciało. – To samo, co wyżej. Znów zbiór cech bohatera, który dopiero co się pojawił. W dodatku nie podoba mi się ocenianie ludzi przez narratora wszechwiedzącego. Nie powinien on narzucać mi, że Damian jest przystojny. Może co najwyżej podać mi fakty na temat wyglądu. Pamiętaj, że każdy ma inny gust i różni ludzie mogą się podobać lub nie. Bohaterka może stwierdzić, że jej kolega jest ciachem, ale narrator?
Od razu zadała sobie pytanie: „A co, jak on się we mnie zakocha?” i błyskawicznie znalazła odpowiedź: „Ten chłopak nie ma uczuć. Nie będzie mnie nękać miłością”. Odpowiedź uspokajającą. Nie żeby jej się Damian nie podobał. Wręcz przeciwnie. Czuła, że coś ją w nim pociąga. Żyła tylko w przeświadczeniu, że póki nie poszła na studia, nie wyjechała za granicę w ramach Erasmusa, nie poznała świata i nie wybrała miejsca, gdzie osiądzie na stałe, nie powinna pakować się w stałe związki. Nie chciała ograniczać się miłością do bądź co bądź przypadkowego człowieka. W dodatku jak ona niedojrzałego i niestałego ani w uczuciach ani co dotyczy dorosłego życia. – Długi fragment, prawda? Tutaj twój narrator zamienia się z wszechwiedzącego w personalnego, ponieważ stoimy za plecami Danusi, wiemy, co ona czuje i o czym myśli. To frustrujące, że tak skaczesz z jednej narracji do drugiej.
Danka wybuchła śmiechem. Życzliwym, pełnym zrozumienia, zaraźliwym. Takim, który przypieczętowuje przyjaźń. – Śmiech przypieczętowujący przyjaźń? Wydaje mi się, że za bardzo popadasz w górnolotne frazy. Dziewczyna po prostu się roześmiała, nic w tym nadzwyczajnego.
Jej miejsce wkrótce zajął wuefista zaintrygowany młodym talentem. Zanim się pojawił, gracze mieli wystarczająco dużo czasu, by zamienić kilka słów na osobności. Pierwszy raz, odkąd się znali.
- Niezła jesteś.
- Wiem. Zaraz ci to udowodnię.
- Nie wygrasz.
- To się okaże.
- Grasz w jakimś klubie?
- Grałam do końca gimnazjum.
- W którym? Dlaczego cię nie nigdy nie spotkałem?
- Bo mieszkałam w innym zakątku Polski.
- Aha. Zapisz się do nas.
- Nie mogę. Nie chcę marnować czasu na szachy. Wolę się uczyć.
- E tam. To tylko raz w tygodniu.
- Wiem, ale nie każdy jest tak zdolny jak ty, żeby wszystko wiedzieć bez uczenia się.
- Wystarczy trochę czytać. Gramy o zakład?
- O co?
- Wygrany wybiera film, przegrany kupuje bilety.
- Mam iść z tobą do kina?
- Jak wygram.
- Zgoda. Ale płacę za siebie.
- Jak to?
- Przegrasz. Ale nie chcę, żebyś płacił za mój bilet.
- O, pan profesor! – najlepszy uczeń przywitał najmniej lubianego nauczyciela.
- Mogę popatrzeć? Jaka sytuacja na szachownicy?
- Jeszcze remisowa, ale już niedługo. – Widzisz ten długaśny fragment? Przez całość wystąpił tylko jeden dopisek narracyjny. Takie dialogi czyta się okropnie. Spróbuj to zrobić na głos – nie brzmisz jak maszyna? Nie mamy pojęcia, jakie gesty wykonują bohaterowie, jakie miny, w jaki sposób wypowiadają słowa. Strasznie to suche i nijakie. Wiadomo, że nie przy każdej kwestii musi być napisane rzekł Damian czy powiedziała Danka, bo co za dużo, to nie zdrowo, ale nie przeciągaj struny w drugą stronę. Bohaterowie muszą w międzyczasie się zachowywać, pamiętaj o tym. No i w takim przypadku, jak zacytowałam, można się wreszcie pogubić, kto co mówi.
To mi nie wygląda na zwykłą niedyspozycję. Powinnaś dostarczyć zwolnienie lekarskie. – Nie rozumiem, czemu zaznaczyłeś pole ze słowem dostarczyć na żółto.
W wypadku dowolnej innej osoby podobna bezczelność przyniosłaby oczywisty skutek: krzyk, nazwanie zachowania ucznia lub uczennicy niesłychanym i niedopuszczalnym oraz natychmiastowe wysłanie delikwenta na dywanik do dyrektorki szkoły. – No chyba nie do dyrektorki zakładu pogrzebowego. Po co wciskasz takie oczywistości?
Kolejna rzecz to to, że główna bohaterka ma luzy u nauczyciela, którego inni się boją i może spokojnie czytać książkę, zamiast ćwiczyć. To pokazuje, jaka jest wyjątkowa, tylko dlatego, że wygrała z nauczycielem w szachy. To podchodzi pod kreowanie Mary Sue. Czemu Danka ma być taka wspaniała? Czy to nie rzuca się za bardzo w oczy, jak myślisz?
– Nie wiem. A kiedy panu pasuje?
– Choćby zaraz. Ale nie, chciałaś przecież poczytać. – Wuefista chce rewanżu i proponuje go Dance w trakcie prowadzonej przez niego lekcji? I w dodatku pyta ją o zdanie jak potulny baranek, bo przecież ona chciała czytać (zamiast ćwiczyć!), a on nie jest pewny, czy jest godzien, czy coś? Boże, w głowie mu się poprzewracało chyba. Przecież podobno niezła z niego kosa, ciśnie uczniów, jest nielubiany, a teraz zachowuje się jak dziecko. A Dankę stawiasz w świetle królowej, co jeszcze bardziej przybliża ją do bycia Mary Sue. Bo, jak dotąd, dziewczyna ma same zalety.
Pomyślał o swojej dziewczynie. – Oho, coś czuję, że za chwilę zalejesz mnie morzem ekspozycji. Dowiem się, jak to Kubie nie układa się z dziewczyną i że zamierzał z nią zerwać, ale nie było kiedy.
No, mniej więcej trafiłam. Czytanie o rozterkach bohaterów w momencie, gdy się macają, jest strasznie nudne. Akurat to siedziało im w głowach w przypływie podniecenia? Nie powinni raczej analizować życia po całej inicjacji? Albo nie zastanawiali się raczej nad tym, że są rodziną?
Sama scena w łóżku wypadła o wiele, wiele lepiej niż w Atawizmach. Opisy były barwne i poprawne, ciągle coś się działo, powoli rozkręcało, tekst był lekki i przyjemny. Rozmowa wypadła naturalnie i czytało mi się dobrze. Oby więcej takich scen.
Niezdarnie poprawiła dekolt, przysłaniając białe kajzerki wyzierające z jeszcze bielszych miseczek. – Ty naprawdę nazwałeś cycki białymi kajzerkami. Tak się właśnie psuje klimat opowiadania.
- Pokłóciłam się z kolegą – odpowiedziała, spoglądając w twarz gospodarzowi.
(...)
- Myślał, że coś mu dasz, a ty nie dałaś? Obraził się?
- Tak (...). – Serio? Danka przychodzi do wuefisty do domu, mówi, że się pokłóciła z kolegą, a on od razu stwierdza, że chodziło o seks? Czemu nie o pracę domową? Przecież to nierealne.
- Jasne. I tak pan dostanie mata w trzech posunięciach – odpowiedziała prowokacyjnie nastolatka, która dopiero co odrzuciła amory innego adepta szachów. – Podkreślona część jest do wywalenia. Narrator nie musi mi pisać tego, co działo się przed chwilą. Umiem czytać ze zrozumieniem.
Zawiodłam się końcówką. Wszystkie sceny macania opisywałeś dokładnie, a scenę łóżkową streściłeś jednym zdaniem. Na sam koniec zostawiłeś przemyślenia Danusi i jej żal do samej siebie, że to zrobiła, a nie miałam okazji wczuć się w nią, kiedy uprawiała seks. Nie wiem, czemu na to pozwoliła, jak reagowała, co wtedy myślała? Czy była otępiała, czy próbowała wybrnąć z sytuacji? To była ważna scena, a pominąłeś ją. Szkoda, wydaje mi się, jakbyś chciał po prostu jak najszybciej skończyć tę miniaturę; za bardzo się pospieszyłeś.
Mimo wszystko ostatnie rozważania na plus, przyjemne zakończenie, można rzec z morałem. To jedna z lepszych miniatur, na które u ciebie trafiłam. Z drugiej strony, poprawność kuleje bardziej niż wcześniej.
Kilka błędów językowych:
- Dobrze. Pod koniec lekcji podejdę znowu. To mi powiesz kiedy. Okey?
- Okey. – Podkreślone zdania powinny być jednym. Okay używamy, gdy chcemy nadać tekstowi obcego kolorytu. Wydarzenia dzieją się w Polsce, a nauczyciel nie wygląda na młodzieżowego. Lepiej byłoby zapisać okej.
- Przez uprzęż nic nie czuć – wyjaśniła figlarnie. – Uprząż.
- A sprawiałaś wrażenie takiego niewiniątka – odpowiedział Kuba, kiwając głową. Myślami będąc parę godzin później, znów sam na sam z Danusią, tylko że ubraną w nocną halkę. – Mam wrażenie, że coś jest nie tak z dopiskiem narratora. Nie dość, że przeskakujesz w nim w czasie, zamiast zrobić kolejny akapit, to jeszcze brakuje orzeczenia w drugim zdaniu, przez co wygląda jak kontynuacja pierwszego, co jest bezsensowne.
Od tej chwili odpowiedzialność za za pilnowanie tej granicy spoczęła na mężczyźnie.
Postanowiła zasięgnąć języka u starszego kuzyna, nawet jeśli nie mówiąc mu wszystkiego. – To brzmi źle. Lepiej by było: nawet jeśli miała nie powiedzieć mu wszystkiego.
Byłyśmy jak harem[,] a Aleks naszym sułtanem (...).
Najpierw chwyciła panis przez materiał. – Penis.
Spotkania z Damianem i Milskim Danusia umówiła się na ten sam dzień. – Na spotkania lub zbędne się.
Damian zbił jej wierzę. – Co za paskudny ortograf!!!
Tym razem wszystko wiedzący belfer nie odniósł się do szacha lekceważąco. – Wszystkowiedzący.
W końcu po to do niego przyszła, żeby potwierdzić swój sex appeal. – Mamy polski odpowiednik tego słowa. Wystarczy seksapil.
Osiemnastka Szachistki (2018)
Od razu skojarzyłam, że to druga część przygód Danusi, a że pierwszą wspominam pozytywnie, sprawdzę, czy dwójka też trzyma poziom.
Solenizantka zaprosiła cztery osoby: przyjaciół Justynę i Damiana oraz kuzyna Kubę z narzeczoną. – Na początku zastanawiałam się, czy tak dużo czasu minęło, że Kuba pogodził się z Klaudią i się zaręczyli, czy ma nową dziewczynę, z którą się zaręczył, a tu proszę – z dalszej części tekstu wynika, że minęły tylko dwa miesiące, a narzeczoną jest Klaudia. Wcześniej była tylko dziewczyną i wszystko wskazywało na to, że Kuba się z nią rozstanie.
- Jesteś prawiczkiem?
- Nie.
- Jesteś dziewicą?
- Tak.
- Robiłeś minetkę w tym roku?
- Nie.
- Spałaś ze starszym od siebie?
- Tak.
- Okłamałeś kogoś z obecnych w tym pokoju?
- Tak.
- Zrobiłaś komuś loda?
- Nie.
- A masturbowałaś się, myśląc o kimś, kto jest w tym pokoju?
- Tak. – Już przy wcześniejszej miniaturze wspominałam o tym, że łatwo się pogubić w rozmowie, gdy nie ma dopisków narratorskich. Tym razem jest gorzej, bo konwersują cztery osoby, a nie dwie, i kompletnie nie wiadomo, kto co mówi.
O dziwo nikt nie skłamał. – Wiem, że później tłumaczysz odpowiedź, którą podkreśliłam i można się domyślić, że chodzi o Dankę, ale to i tak dziwnie brzmi z ust dziewczyny, która się zarzeka, że jak najdłużej pozostanie dziewicą, a przecież wiemy, że nią nie jest. Choć tak zadane pytanie, wiadomo, że odnosi się do seksu, a nie do spania na jednym łóżku, więc dziwne, że znajomi tego nie skomentowali.
Dodasz mnie do przyjaciół na Facebooku? – Do przyjaciół? Przecież dodaje się do znajomych, nawet przycisk tak się nazywa. Dziwnie to brzmi, choć oczywiście bohaterka może tak mówić.
Najpierw piszesz:
Przy koleżance wyciągnęła stanik spod koszuli.
- Co robisz? Chcesz tak iść do nich? – zdziwiła się Justyna. – Wszystko ci prześwituje.
A chwilę później:
- Justyś, żartujesz, nie zrobisz tego, prawda?
- Czego nie zrobię?
- Nie pokażesz im się bez stanika. – To kto wreszcie ściągał stanik, Justyna czy Danka?
Ty też ściągaj uprząż i przychodź! – Z kontekstu wynika, że te słowa mówi Justyna (lecz pewna nie jestem, patrząc na przykład wyżej), a w poprzedniej miniaturze Danusia mówiła na stanik uprząż. To się rzuca w oczy. Dobrze, gdyby dziwne określenie biustonosza było charakterystyczne dla jednej postaci, ale dla dwóch to irytujące.
Danusia uśmiechnęła się tylko. Wspomniała swój pierwszy raz z nauczycielem, kiedy całkiem bez bólu się nie obeszło. I bardzo fajnie wcale nie było. – Tego niestety nie wiem, bo streściłeś scenę jednym zdaniem.
W czerwcu, przed końcem roku szkolnego Danusia odwiedziła Sztachetę jeszcze kilka razy. I kiedy tylko nie było przeszkód związanych z miesięcznym krwawieniem, oddawała mu się bez mrugnięcia okiem. – Jednak miałam bohaterkę za trochę bardziej inteligentną. Nie rozumiem, czemu – skoro się jej nie podobało i bolało – wróciła do tego samego faceta.
- No, długo staliście przed furtką? – zapytała Danusia, śmiejąc się do kuzyna, gdy wrócił z nocnej przejażdżki. – Bo oczywiście najpierw zawiozłeś Damiana, żeby zostać sam na sam z dziewczyną. – Czemu Danka nazywa swoją przyjaciółkę dziewczyną, a nie używa imienia? Przecież to brzmi idiotycznie.
Zawiodłam się w tej miniaturze brakiem gry w szachy. To był motyw przewodni poprzedniej części i gra ta łączyła się z zachowaniem bohaterki, Danusia żyła grą, cała fabuła się na niej opierała. Teraz nagle Danusia tylko raz wspomniała o szachach, a reszta tylko ociekała seksem. Nie poczułam w tej części takiej pozytywnej strony, jak w poprzedniej. Zamiast znieść seks do roli równorzędnej grze w szachy, albo nawet drugoplanowej, w tym przypadku stał się on głównym zagadnieniem. I to bardzo spłyciło drugą część Szachistki, która była tak naprawdę tylko bezfabularnym dodatkiem w postaci seksu. A niestety, w dobrym erotyku sam akt seksu nie wystarczy, bo to fabuła musi oddziaływać na czytelnika. Budujesz napięcia scenami, abym chciała, by postacie wylądowały w łóżku. I tak było poprzednim razem, jednak tym niestety byłam pewna, że tak się stanie i nie wzbudzało to żadnych emocji – znudziła mnie ta miniatura.
Kilka błędów językowych:
Wysłuchała pochwał, przestróg i życzeń, że wygląda przebojowo, żeby nie pić szampana na pusty żołądek i aby impreza udała [się] jak najlepiej.
- Czy mogę choć raz zatańczyć ze swoim kuzynem? – w końcu solenizantka postanowiła wyrwać się z objęć kolegi. Zresztą zgodnie z planem.
- Wpadłeś jej w oko – szepnęła do Kuby tak, by nikt więcej nie usłyszał. – Dwie wypowiedzi tej samej osoby powinny być w jednym akapicie, lecz w tym przypadku mija trochę czasu (w ogóle powinieneś podać jakąś informację, że Danusia oddaliła się od Damiana i podeszła już do Kuby). Pomiędzy dwoma wypowiedziami Danki powinien być akapit na temat zachowania, czy coś. W tym momencie wygląda to tak, jakby kto inny mówił o wpadaniu w oko. I podkreślony dopisek narratora jest zbędny, bo po wypowiedzi wyczuwamy, że bohaterka chce odejść od kolegi.
Możemy się kochać[,] ale tylko w prezerwatywie.
Pyjama party (2018)
(…) Pozwala nawet spekulować na temat mechanizmów leżących u podstaw naszej ludzkiej moralności i zachowań społecznych.” [kropka poza cudzysłów] Ci to mają ciekawe życie. Tylko pozazdrościć pasji i zawodu. Już wiem, w następnym życiu też zostanę naukowcem. – Podoba mi się ten wstęp. Zachęca, by czytać dalej.
Obrazek Kazika w nocy jest naprawdę plastyczny. Taki naturalny, prosty, łatwo go sobie wyobrazić. Na dodatek myśli bohatera, zwroty do penisa (jakkolwiek to brzmi) robią mi dzień:
– Chodź, Kazik. Chcę teraz.
Przed gorącą kobietą jak przed tsunami nie ma ratunku. Ściągam bokserki. Zachęcam, by się położyła na mnie okrakiem. Próbuję. Chłopie, wstań, zrób to dla mnie! Proszę! Jeszcze tylko pięć minut roboty i pójdziemy spać. No, wstawaj, fiucie! Nic z tego. Fiut leży oklapły, tak samo jak ja. Obaj leżymy. Jesteśmy jednym. On jest mną. Ja jestem oklapłym fiutem.
- Madziu, nie mogę. Nie dam rady. Odłóżmy to do jutra.
- No, ale dlaczego, Kaziu? Nie chcesz. Ja ci się nie podobam.
Jak to jest, że czasem trafiasz w punkt i twoje opowiadania są nawet czytable, a czasem kompletnie je psujesz? Skąd takie zawirowania? Brak wyczucia i wyczucie jednocześnie?
Niewątpliwym plusem tej miniatury jest wybrana przez ciebie narracja. W głowie Kazika aż się roi od cytatów, które chciałabym przytaczać i chwalić, tym samym musiałabym wkleić tu cały wstęp. Po kłótni z mężem w nocy i kilku smutnych wyrzutach następują poranne szepty do dzieci w pokoju obok:
Słyszę kroki na korytarzu. Ciche, ostrożne. Magda wiedziała, kiedy wychylić nos z salonu. Pauza. Cisza. Tajna narada? Wreszcie odzywa się scenicznym szeptem:
- (…) Ach, tak? I znowu matka dowiaduje się na samym końcu! Idź już kuchni. Powiedz mu, że jadę do ogrodniczego.
Nie jestem głuchy, kobieto. Sama mogłaś mi powiedzieć. I wiem, że wizyta w sklepie przeciągnie się do ósmej. Wrócisz z przecenioną doniczką fiołków i z nową torebką. Albo bez torebki. Nie musisz w to mieszać Agnieszki.
Podoba mi się to, że Kazik jest postacią charakterystyczną, można się w nią wczuć i nawet w stosunku do niego jako czytelnik odczuwam jakieś emocje. W tym momencie jest to współczucie. Przy innych miniaturach wypadało to różnie (fatalnie w przypadku Marty ze Stosunków… – na początku nie było mowy o żadnym uczuciu w stosunku do niej, a później moja obojętność przerodziła się w pogardę i niesmak). W twoich miniaturach odczuć pozytywnych w stosunku do postaci jak na lekarstwo, a więc cieszę się, że teraz mierzę się z czymś innym. No i fajnie, że nie tylko Kazik ma tutaj naturalną stylizację językową – z dziećmi też sobie poradziłeś.
Mam kolejne potwierdzenie, że wyobrażenie o szczęściu zależy od kierunku patrzenia. U innych widać go zawsze więcej niż u siebie samego. To coś jak wrażenie ciemności pod latarnią. Patrząc na swoje stopy, widzi się cień własnej głowy, podczas gdy nogi rozmówcy są oświetlone. – Podoba mi się ten fragment. Jest szczególnie adekwatny do sytuacji i dodatkowo charakteryzuje Kazika. Zmieniłabym tylko nacisk w ostatnim zdaniu: podczas gdy oświetlone są nogi rozmówcy. W końcu to je zestawia się z głową, nie sam fakt oświetlania.
Nie wiem, co masz takiego w tej swojej pisaninie, że po słowach i przytuleniu Kazika przez panią Iwonę już wyczuwam jakiś spisek, już węszę podstawę do romansu. Albo to uraz po poprzednich notkach, albo faktycznie nie jesteś zbyt subtelnym autorem.
Jest zmieszana, ale nie ma do mnie pretensji. Zaskoczyło ją tylko, że kogoś tak stary jak ja mogło zainteresować jej młode ciało. Dotąd całe życie była dzieckiem i nikt z dorosłych się na nią nie gapił. – Skąd on to wszystko wie? Masz narratora pierwszoosobowego, a ten czasami zachowuje się, jakby wchodził do głowy innym bohaterom niż główny. W poprzednich tekstach też zwracałam na to uwagę. Staraj się bardziej pilnować i nie mieszać wiedzy należnej jedynie narratorowi trzecioosobowemu wszystkowiedzącemu.
- Aha. Czyli muszę najpierw podzielić te sto dwadzieścia pięć przez pierwiastek z dwudziestu pięciu [przecinek] a dopiero potem pomnożyć przez zero dwa? – Dziewczyny mają po piętnaście lat i dopiero uczą się kolejności wykonywania działań?
- Widocznie Danka go nie zechciała. Hi, hi.
- Hi, hi. – Nie czuję w tym radości. To hi-hi samo w sobie jest puste, brzmi bardziej jak papugowanie poprzedniej wypowiedzi albo nawet sarkazm, a nie szczery śmiech. Dalej jest tak samo:
- On mi nic nie mówi. Ale chyba nie ma. Sama go możesz spytać. Hi, hi. – Może to przez zapis? Kropka poprzedzająca śmiech i przecinek między hi podkreślają pauzę oddechową, mamy więc nienaturalny koniec zdania-> hi -> przerwa -> hi, a przecież śmiech jest lekki, wręcz ulotny. Może tak?:
– Sama go możesz spytać, ha-ha!
To, że Julka chodzi w halce, też kojarzę z bohaterkami poprzednich historii. Czy w twoim wyobrażeniu wszystkie współczesne dziewczyny noszą halki? Przecież to nie jest typowy strój nocny nastolatki, powiedzmy sobie szczerze.
Obejmuję ją w talii. Chyba nie naruszam tym gestem cienkiej granicy przyzwoitości. – A więc jednak Kazik jest tak samo naiwny jak Marta... Wyszło szydło z worka. Piętnastoletnia koleżanka córki paraduje przed nim w halce, a on ją obejmuje i myśli, że nie przekracza granicy? Nie miał prawa jej tknąć! Fuj, fuj, fuj! Nie chce mi się znów wchodzić na Google’a i szukać gifów pod szyldem #disgusting. Poczekam jeszcze, aż zrobi się obleśniej. Bo już teraz wiem, że zrobi.
- Wiesz co, Julciu? Myślę, że powinniśmy jutro jeszcze raz przerobić te zadania. Teraz może się wydawać, że wszystko umiemy, ale takie wrażenia często są bardzo mylne. – Co za perfidny człowiek! Przypomina mi się, że to samo myślałam, kiedy Marta kazała nastoletniemu Jorgusiowi wyjść się wykąpać i przebrać, i wrócić nocą do jej pokoju na dalszą rozmowę. I to samo zrobiła drugi raz, z Iriną. Przecież to się okropnie rzuca w oczy, jak wiele powtarzalnych motywów u ciebie!
Liczyłam na to, że dostanę mniej przewidywalną, a bardziej subtelną historię, ale to znów nie to, czego bym chciała. Trochę smutno, bo liczyłam na Kazika. Naprawdę liczyłam, a teraz jest dla mnie tylko perfidnym oblechem.
- Co by powiedziała twoja mama o takich korepetycjach?
- Jutro?
- Możemy usiąść na pół godzinki po śniadaniu. Zresztą, będę tu jutro od samego rana. Możesz wpaść nawet o siódmej, jak się obudzicie tak wcześnie. – Korepetycje o siódmej rano, w pustym gabinecie z mężczyzną, który smyra cię po pleckach i patrzy ci na piersi? I to wcale nie brzmi podejrzanie… W ogóle, a skąd!
Najwyższa pora odstawić marzenia i wziąć się za robotę. – Marzenia? Stary pierdas umówił się właśnie na seks z nieletnią i nawet się z tym nie kryje. Pozwól, że zamknę tę historię i od razu przejdę do następnej. Ta mnie zupełnie nie kręci, nie chcę już poznawać Kazia bardziej, nie jestem nawet ciekawa ciągu dalszego. Sądziłam, że miniatura dotyczyć będzie raczej obserwacji Kazika, jak rozwija się relacja syna z Pizzą czy Agnieszki z jej obiektem westchnień. Sądziłam, że młodzi będą mu inspiracją, by znów mógł zżyć się z żoną, a tu proszę – tekst o pedofilii. Kolejny. Czy następne też takie będą? Mam trochę dość tej tematyki.
BTW., widząc tytuły typu Gwałt w akwarystycznym (?!) aż mnie mdli. Pozwól, że nie tknę tekstów o niezachęcających mnie nazwach, pominę też wszystkie te okraszone słowem porno. W ogóle chciałabym mieć możliwość wybierać i czytać teksty, które nie są tylko erotykami (w zgłoszeniu pisałeś też o obyczajowych i historycznych, gdzie one? które to?), a niestety wychodzi na to, że muszę otwierać pojedynczy post i, aby wstępnie poznać gatunek, przescrollować każdy. To strasznie upierdliwe. Brakuje selekcji, może jakiegoś spisu treści podzielonego tematycznie? Albo przynajmniej spisu etykiet.
Kilka błędów językowych:
- Potrzebujesz teraz, [przecinek zbędny] czy to może poczekać, aż wyjmę z bankomatu?
Odbieramy przyjaciółkę Agnieszki wcześniej [przecinek] niż było pierwotnie zaplanowane.
Uśmiecha się wesoło, ale w spojrzeniu czuć nerwowość. Może ona też prześwietla mi duszę rentgenem (…). – Ta nerwowość prześwietla duszę?
Dziewczyna cieszy się, jakby propozycja wyręczenia w niesieniu małego ciężaru, [przecinek zbędny] była nie lada powodem do radości.
Musisz pilnować jedności czasu narracyjnego. Tutaj zdecydowałeś się na teraźniejszy, a więc:
Ale restauracja to ostatnia rzecz, o jakiej marzę. Jakby nie było innych potrzeb! Jeszcze tzatziki nam do szczęścia brakowało! – Jeszcze tzatzików nam do szczęścia brakuje.
- Ja mogę jechać – zapewnia długonogi Krasnal, na złość bratu.
- Chce ktoś jajecznicę? – pyta Maciek, dudniąc garnkami w szafce. Jak na złość patelnia zawsze stoi na dnie.
Antek Podrywacz (2018)
Początek był bardzo ładny, sam styl narratora na duży plus, aż płynęłam z tekstem. No i scena z pościgiem też spowodowała uśmiech na mojej twarzy. Jednak potem, gdy Antek wrócił na stację benzynową, rozpoczyna się chaos. Nie wiemy, kim są jego koledzy, mamy tylko informacje kasjer, pierwszy mechanik, trzeci mechanik… Nie da się tego zapamiętać. Wydaje mi się, że Antek jest w tłumie jakichś kolegów i tak naprawdę coś do niego mówią, ale nie ma w tym żadnego porządku, to zlepek zdań, z których wynika tyle, że ktoś może kiedyś Kamilę widział, a nawet nie wiem, kto miałby ją zobaczyć. Gubię się.
- Napiszemy z mojego konta – zarządził kasjer. – Bez obaw, Antku, wstawimy twoje zdjęcie. Dam ci któryś z fejkowych profili.
Jeszcze kilka minut i profil Antka był gotowy do użycia. – Ale… po co fejkowe konto? Już nie mógł założyć sobie oryginalnego? No i przecież da się korzystać z Messengera bez zakładania konta na Facebooku. Nielogiczne.
List Kuby był bardzo przerysowany. Ludzie naprawdę tak mówią? Miało wyjść chyba luzacko i młodzieżowo, a wyszło sztucznie. Szczególnie że kasjer się wyrażał co najmniej poprawnie, a tu nagle zaczął walić słowami zaczerpniętymi ze słownika typowego dresa.
Zsunął z ramion ramiączka sukienki i stanika, odchylił miseczkę i już po krótkiej chwili miał w ustach prawą pierś Kamili. Całą. – Jak mały biust musi mieć Kamila i jak duże są usta Antka, by wepchać do nich całą pierś? To samotnie występujące słowo całą sprawia, że parsknęłam śmiechem.
W następnym trzy męskie palce jak haczyki wczepiają się w miseczkę stanika i jednym zwinnym ruchem odciągają czarny materiał usztywniony gęstą gąbką. – Czemu w dużej części miniatur, które dotąd czytałam, dziewczyny noszą pushup? A jak już wspominamy o ubiorze, to dziewczęta wciąż mają na sobie sukienki lub spódnice. Czemu nie chodzą w spodniach?
- Użądliłem cię, oso! – wystękał do ucha Kamili z satysfakcją.
Odpowiedziała niemym jęknięciem
Zaczęło się swawolenie żołdactwa w zdobytym mieście. Rzeź Magdeburga. Upadek Konstantynopola. – Naprawdę to są porównania do seksu? Wywołują raczej śmiech niż podniecenie.
– Nie jestem taka puszczalska, jak ci się wydaje. – dodała po chwili. – Głupia jestem, co?
- No. – Nie rozumiem, czemu kolejny raz ukazujesz dziewczyny jako łatwe idiotki.
Dobrze wypadło porównywanie Kamili do osy – o ile dobrze zrozumiałam, odnosiło się to i do wyglądu, i do charakteru dziewczyny. Potrafiłeś wspominać o tym często, ale w taki sposób, że nie irytowało, a ładnie wpasowuje się w tekst. Brawo.
Wieczorem kasjer otrzymał nagrodę za bezinteresowną pomoc udzieloną dzień wcześniej koledze. Zastępując Antka na Facebooku, obejrzał piersi rudej dwudziestolatki. Dziewczyna zasypała go fotografiami toples. – Fajnie, że pamiętałeś o obiecanej kasjerowi nagrodzie. Ale tu znów muszę się przyczepić do robienia z dziewczyn idiotek. Laska poznała faceta jednego dnia, drugiego się z nim przespała, a wieczorem wysyłała nagie fotki, tłumacząc, że nie jest łatwa. To dość obrzydliwe. Może chciałeś pokazać stereotypowe laski, ale cała (i niestety nie tylko ta) miniatura skupiała się na tym, że facet jest świetny i potrafi wyrwać każdą, wszystko mu się należy, a dziewczyny dają każdemu i parę słówek wystarczy, aby zrobiły, co chłopcy chcą. To podejście mnie zniesmaczyło, szczególnie że w poprzednich miniaturach dziewczęta były równie uległe i głupiutkie, choć nie rzucało się to tak w oczy. [Edit: w kolejnych również tak jest! Dlaczego?]. W tym przypadku fabuła się na tym skupia i to razi. Mam nadzieję, że przeczytam u ciebie coś, co działa w drugą stronę. Tak się zapowiadała Szachistka, lecz koniec końców dziewczyna i tak straciła panowanie nad sobą i dawała się wykorzystać – mam na myśli miniaturę, gdzie kobieta będzie kontrolowała sytuację (wprawdzie kontrolę nad fabułą sprawowała Marta w Stosunkach..., ale o niej też nie da się napisać żadnego dobrego słowa; kobieta była łatwą i pustą wydmuszką istniejącą tylko po to, by ktoś uprawiał z nią seks). Cóż, przekonajmy się.
Kilka błędów językowych:
Dopiero potwierdziwszy, że ani obok ani za nią nie ma nikogo, zrobiła zdziwioną minę[,] pytającą „do mnie mówisz?”[.]
A Nazwisko? – dopytał kasjer. – Nazwisko małą literą.
Rubrykę o edukacji dopełniał „Uniwersytet dziesiątego wieku”.
- Co to znaczy? – zapytał Antek kolegów.
- Że się nie dostała na studia... Pracuje w agencji. Przyjmuje dziesięciu frajerów tygodniowo... – padły dwie odpowiedzi. – Skoro to były dwie różne odpowiedzi, to powinny być zapisane jako dwie oddzielne wypowiedzi.
Jak byś czegoś, to wiesz, blacharkę i spawanie robię ci gratis. – Jakbyś.
Antek wiedział; nie wiedział, intuicyjnie czuł wszystkimi zmysłami, całym sobą; że nastąpił właśnie ten moment, kiedy można i trzeba podjąć zdecydowane działania. – Znów używasz średników zamiast myślników.
Antek Podrywacz o WTP nawet z daleka nie słyszał. Historią też się nie interesuje. Ale żelazo zawsze kuje, póki jest gorące. – Zmieniłeś czas.
Antek Zdobywca wszedł w dziewczynę jak nuż w masło. – Znów ortograf!
Cud o imieniu Ania (2018)
- Gratulacje nie mnie się należą, tylko pani – odpowiadam uprzejmie, zerkając między poły białego fartucha odkrywające pstrokatą sukienkę w kwiaty i głęboki dekolt. – Facet dowiedział się właśnie, że będzie żył i nie ma raka, a zachwyca się ubrankiem lekareczki? Nie dziwne?
Coś tu się ewidentnie stało nie tak. Najpierw dowiaduję się, że cudem, który uratował pacjentowi życie, jest, cytuję pipka Ani, a zaraz, ledwo kilka akapitów niżej, dowiaduję się, że Ania to młodziutka wnuczka innego pacjenta. Biorę udział we wspomnieniach, w których bohater opowiada, jak poznał Anię, ale w tym momencie ja już wiem, do czego to wszystko prowadzi i, mówiąc całkiem szczerze, nie jestem przekonana do tej formy. Po co spoilerowałeś treść? Gdzie tu jakikolwiek element zaskoczenia? Twój kolejny tekst staje się mocno przewidywalny.
Talia jak u osy i biust... jakby ktoś podwiesił dwie kule do gry w kręgle i naciągnął na tak przyozdobiony tułów letnią bluzkę na ramiączkach. Kule spoczywały w półodkrytym staniku, który wypychał je do góry. – Czy każdy z twoich bohaterów musi być takim… dziwakiem? Erotomanem z zasobem cudacznych synonimów? Zamiast napisać, że nastolatka miała ładne piersi, ty piszesz raz o kulach, raz o kajzerkach, raz o jakichś owocach. Każdy z twoich bohaterów szuka tych synonimów jakby na siłę, na dodatek brzmi w swoich myślach jak swój ojciec sprzed półwiecza. Nie problem, kiedy faktycznie piszesz o facecie po pięćdziesiątce, ale tutaj masz młodego mężczyznę, a mentalnie prezentuje się jak kolejny stary oblech.
Z drugiej strony Pan Kazik (głównie przez jego mądrości o tym, że wy, młodzi, tego nie rozumiecie…) jest naturalnie wykreowaną postacią, da się w nią uwierzyć. Oczywiście starszy pan jest dla mnie bohaterem pozytywnym jedynie do czasu, kiedy, gdy wnuczka nie patrzy, również zwraca uwagę na jej pokaźny biust, jakby, nie wiem, reklamując go innym mężczyznom? Rety, przecież to córka jego dziecka, jedna rodzina! Nie wierzę, po prostu nie mogę uwierzyć w to, że każdy facet, którego kreujesz, musi być aż takim zwyrolem i myśleć tylko o jednym. Odrzuca mnie to.
Kiedy się nachyliła, żeby objąć dziadka, zdało mi się, że piersi wypłyną na wierzch. Niestety bluzka zbyt ściśle przylegająca do ciała przekreśliła ten zamiar.
- Tak, panie Kaziku – potwierdziłem, głośno przełknąwszy ślinę. – Bardzo ładna dziewczyna. – Naprawdę nie wiem, co ci twoi bohaterowie mają w głowach i na czyj wzór ich kreujesz, ale jest to czasem aż przykre. Praktycznie każdy z nich ma zaprogramowany brak powściągliwości; gapienie się na biusty, przełykanie śliny i tym podobne reakcje. Może niech się facet jeszcze obliże, co? No bo co ci szkodzi.
Dalej okazuje się, że od samego widoku piersi w bluzce mężczyźnie staje penis. Znów. Te sceny się powielają bardzo często, masz strasznie jednolite motywy. Na dodatek większość twoich bohaterów zachowuje się jak nieprzystosowani do życia w społeczeństwie rozpłodowcy, co na widok kobiety od razu muszą sobie ulżyć, nie potrafią normalnie funkcjonować, skupić się na czymkolwiek w obecności płci przeciwnej. Przecież to nie jest obraz typowego mężczyzny, ci nie chodzą po ulicach i nie ślinią się na widok mijających ich kobiet, to niedorzeczne.
Aseksualnie do tego stopnia, że nastolatka nie dostrzegała we mnie najmniejszego zagrożenia. – A może dlatego, że nastolatki nie mają w zwyczaju myśleć takimi kategoriami? Tak po prostu, zwyczajnie? Dlaczego bohater sugeruje, że gdyby nie był po chemioterapii, dziewczynka mogłaby się go obawiać? Z włosami czy bez zachowuje się jak palant.
- No, Aniu, nie powiedziałaś jeszcze, jak się miewa twój narzeczony.
- A, dobrze, dziadku – odpowiedziała, przykleiwszy uśmiech i spojrzawszy w moją stronę.
No, tak – pomyślałem. – Ładna dziewczyna nie może być wolna. To by przeczyło prawom przyrody. – Pan Kazik wychwalał Anię Jurkowi pod niebiosa, zachwalał jej wygląd, inteligencję i tak dalej, opisywał ją dość dokładnie (sam się opisał jako gadułę), a zapomniał napomknąć, że była zajęta? I robi to akurat teraz i akurat przy Jurku? Dlaczego nie powiedział mu wcześniej, tylko reklamował mu jej biust, jakby chciał go mu sprzedać?
Do tej pory sądziłam, że Ania będzie miała może z szesnaście-siedemnaście lat. A tu proszę, psikus:
- No, Aniu, nie powiedziałaś jeszcze, jak się miewa twój narzeczony. (…) Pewnie mu smutno, że zamiast się z nim spotkać, marnujesz czas dla starego dziada. Czy spotkacie się dzisiaj jeszcze? – Siwy rozpustnik puścił oko do niej i do mnie.
- Nie, dziś idę na angielski. Poza tym widzieliśmy się w szkole.
- Jutro przyjdzie?
- Może. – Dziewczyna odpowiedziała, przygryzając koniuszek języka, z szelmowskim uśmiechem. Aż się chciało złapać ten jej ozorek swoimi zębami, unieruchomić i polizać.
- Aha. Słyszysz pan to samo, co ja słyszę? Panienka zaprasza kochanka do domu? Może jeszcze zamknie się z nim w swoim pokoju? Trzynaście lat, niecałe! (...)
- Dziadku! Nie trzynaście i nie kochanek. Graj!
- Nie, dziś idę na angielski. Poza tym widzieliśmy się w szkole.
- Jutro przyjdzie?
- Może. – Dziewczyna odpowiedziała, przygryzając koniuszek języka, z szelmowskim uśmiechem. Aż się chciało złapać ten jej ozorek swoimi zębami, unieruchomić i polizać.
- Aha. Słyszysz pan to samo, co ja słyszę? Panienka zaprasza kochanka do domu? Może jeszcze zamknie się z nim w swoim pokoju? Trzynaście lat, niecałe! (...)
- Dziadku! Nie trzynaście i nie kochanek. Graj!
Nagle bohater zdaje sobie sprawę ze swojego zachowania, ale… nie poznał wcześniej po buzi (którą teraz określa jako dziecięcą), że Ania jest niepełnoletnia, i to tak dość? Poza tym teraz to i tak tanie farmazony, bo po wstępie o pipce Ani (jak to w ogóle obrzydliwie brzmi! Fuj!) dobrze już wiem, do czego to wszystko zmierza. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak bardzo nie chcąc trafiać na opowiadania o pedofilii, wciąż na takowe trafiam. Albo mam wyjątkowego pecha, albo uwielbiasz tę tematykę i jest twoją główną.
Muszę się też upewnić: narzeczony to w tym przypadku synonim chłopaka dla staruszków, tak? Bo już któryś raz pojawia się w twoim opowiadaniu i kiedy w opowiadaniu piszesz o tym pierwszy raz, a nie podajesz jeszcze wieku bohaterki, nie wiem, czy ona ma narzeczonego naprawdę czy tylko na niby. Dopiero później wychodzi to na jaw, więc o konsternację czytelnika nie trudno.
Na dodatek strasznie wpienia mnie ten typ bohatera, na którego tak się uparłeś. Facet jest mocno rozchwiany emocjonalnie. Dla zobrazowania wrzucam większy fragment:
Nie nazwałem dziewczyny panią Anią jak wcześniej, żeby nie prowokować niebezpiecznych podejrzeń, że widzę w dziecku kobietę. Dziadek może gadać, co chce. W jego wypadku to żarty. W mojej oznaka niezdrowego popędu. (...)
- Leć Aniu, pomóż panu Jurkowi. Ja niestety jeszcze nie mogę – pan Kazik wysłał wnuczkę za mną.
Dobrze zrobił. Dla mnie dobrze. (...) Melony nie wyrastają z nocy na dzień. Trzynastka musiałaby wejść w okres dojrzewania w niemowlęctwie, żeby się dorobić takich dorodnych okazów. (…) Dlaczego właściwie miałbym nie ruchnąć przed zgonem? Seks nie może być tylko dla młodych i zdrowych. Należy się każdemu, kto ma odwagę podjąć wyzwanie. (...)
No to zdaje sobie sprawę z tego, że buzują w nim hormony i zachowuje się niewłaściwie, ale mimo to chce ruchnąć nastolatkę, tak? Nie przemawia do mnie to, jak szybko zmienia swoje nastawienie i jak bardzo działają na niego tylko piersi nieletniej. Poza tym o jakiej śmierci on mówi? Lekarka przecież powiedziała mu, że jest zdrowy, więc dlaczego nie podejmie wyzwania po wyjściu ze szpitala, tylko szybko decyduje się na poderwanie małolaty? Straszny z niego desperat; tak samo jak z Kazika z wcześniejszego tekstu, którego nie dokończyłam, a nawet z Marty ze Stosunków... Po raz kolejny wybrałeś sobie na głównego bohatera typ desperata, któremu wydaje się, że jak nie zaliczy, to, nie wiem, umrze z wielkim cierpieniu. Że seks jest najważniejszy, a seks z nieletnią czy nieletnim daje przyjemność na najwyższym poziomie.
Nie przekonuje mnie też absolutnie sposób, w który Jurek decyduje się wyrwać Anię:
- To prawda, co mówił dziadek o narzeczonym? – spytałem, spoglądając Ani w oczy.
- Zależy co.
- Że jest. Że przychodzi do ciebie do domu.
- To tak – odpowiedziała z figlarnym uśmieszkiem. Albo mnie podrywała, albo rozmowa na temat chłopaka ją śmieszyła. Albo jedno i drugie, albo mi się tylko zdawało.
- Długo już chodzicie? – Zerknąłem w dekolt. Piersi wyeksponowane jak na wystawie były realne.
- Drugi tydzień.
- Uf – odetchnąłem z ulgą, widząc szansę, że związek nie utrzyma się długo. Jeszcze raz przekierowałem wzrok z buzi na melony. Tym razem śmielej. Nie pozostawiając złudzeń, że to niechcący. – Hm. To mu zazdroszczę.
- Czego?
- No, seksu. Po tygodniu już chyba był, prawda?
- Hi, hi! – zachichotała, uciekając od odpowiedzi – Może.
Co, według ciebie, mają nastolatki w głowach, skoro praktycznie każda, którą opisujesz, zachowuje się jak niedoruchana nimfa, która chce oddać się starszemu? Nie masz innych typów młodocianych bohaterek? Tak wyobrażasz sobie wszystkie nastolatki? Ania chodzi do gimnazjum; coś tu z twoimi bohaterkami i ich zachowaniem jest ewidentnie nie halo.
Kolejną skrajnością jest to, że albo wciąż tworzysz bohaterki z małym biustem i z tego powodu zakompleksione, albo z biustem, który wypływa ze stanika i powoduje wzwody wszystkich mężczyzn na Ziemi, przy okazji ciesząc samą posiadaczkę, która tylko tępo cieszy się, gdy faceci ślinią się na jej widok. Nie potrafisz tego w jakiś sposób wyważyć lub zwrócić też uwagę na inne walory kobiecie? Znam mężczyzn, którzy zwracają uwagę na uśmiech, dłonie, stopy, oczy, pupy, a nawet… obojczyki. A twoi? Wydają się wszyscy na jedno kopyto. Na dodatek Ania to kolejna bohaterka w spódnicy i nosi ją tylko po to, aby bohater mógł zajrzeć jej między nogi i dostrzec majtki. To też już było!!
Zachowywałem się jak kulturalny człowiek, powściągliwie. Jak przed chorobą. Wyobraziłem sobie, że liczyła na dalsze frywolne komplementy, na flirt, na uwagę. Broniłem się jednak przed takimi myślami, obawiając się, że to tylko chore chciejstwo.
(…)
Za to ze spokojnym sumieniem dopiąłem celu stworzenia kanału łączności, niezbędnego do dalszego podrywu. – Nie mogę zrozumieć tego bohatera. Zapewnia mnie, że spoważniał i nie w głowie mu nielegalna nastolatka, a nagle i tak kontynuuje swoje działania wobec niej. I tych zdań wcale nie dzielą akapity przemyśleń, jakieś za i przeciw. Jurek jest po prostu nieznośnie niezdecydowany, przez co najpierw daje nadzieję, że jednak jest normalny, by za chwilę rozczarowywać.
(…) najprawdziwsza miłość wnuczki do dziadka i dziadka do wnuczki. – Nie wydaje mi się, albo to twoi bohaterowie znają jakąś spaczoną definicję miłości. Miłość kojarzy się z szacunkiem, a dziadek, reklamując praktycznie obcemu mężczyźnie (bo znanego aż dwa dni) biust wnuczki, wcale takowego nie okazywał.
Skądś znam tę bluzkę. Ale apaszki przedwczoraj nie miałaś. Dlaczego?
- To nie apaszka tylko szal – poprawiła mnie wesoło. – Miałam, ale w plecaku.
- Dlaczego nie na szyi?
- Podoba się panu? – Jednym zdaniem sprowadziła mnie na ziemię. (…)
- Pięknie. Wrócisz tak do babci i dziadka? – spytałem, oblizując wargi. – Zaledwie chwilę temu użyłam oblizywania warg jako sarkazmu, przykładu przesady, a ty kilka scen dalej wplatasz tę przesadę w tekst. Aż zaśmiałam się pod nosem sama do siebie, ale z przekąsem, wcale nie pozytywnie.
Na ostatnią wizytę, kiedy przyjechała po szkole bez babci, założyła dżinsy i t-shirt.
Swoją drogą szkoda mi tylko trochę tej szkoły pozbawionej babci. Babcie są super.
- Pod taką koszulę nie zakłada się biustonosza – zażartowałem półszeptem, jak tylko stanęliśmy w kuchni. W tym samym kąciku co zawsze.
Myślałem, że to miejsce zapewniało dyskrecję. Że nikt nie zwracał uwagi na nasze ciche rozmowy. Tymczasem cały oddział, od sprzątaczek po ordynatora, wiedział, że pojawienie się wnuczki pana Kazimierza oznaczało, że kuchnia będzie zajęta. – Nie rozumiem dlaczego. Nagle wszyscy w szpitalu łącznie z pracownikami przyklaskują wyrywaniu gimnazjalistek? Bo przecież Jurek sam stwierdził, że Ania ma dziecięcą twarz, na dodatek zdarzało się, że mówiła do niego per pan. Natomiast za chwilę do kuchni wchodzi lekarka i w ogóle tracę wiarę w twoich bohaterów. Chyba już wszystkich, po kolei:
Następnie lekarka odciągnęła Anię o dwa kroki i szepnęła jej coś na ucho, zerkając na mnie z szelmowskim uśmiechem. Dziewczęca buzia momentalnie nabrała koloru, ni to cegły, ni to piwonii. Lekarka spytała o coś na ucho i dostała odpowiedź przeczącą. Zadała jeszcze jedno pytanie, na które Ania kiwnęła głową.
- Musisz koniecznie – poradziła Antyteza i odeszła do gabinetu.
- Co ci powiedziała? – spytałem, wiedząc, że wszystkiego się nie dowiem.
- Myśli, że jestem twoją dziewczyną – odpowiedziała wnuczka pana Kazimierza.
(...)
– Powiedziałam, że ma ci zrobić dobrze.
- Jak?!
- Jak, jak... Nie wiem, jak? Ręką, czy buzią... czy szparką. Ha, ha!
Rzeczywiście lekarka była przekonana, że jesteśmy parą.
Około północy omówiliśmy mój rzekomy sen, analizując detale. Ze szczegółami anatomii włącznie. Skończyliśmy, kiedy Ania miała szesnaście lat i czterdzieści pięć minut. Wirtualnie była moją. (...) Wnuczka pana Kazia też chciała. Wolnym ruchem, patrząc sobie w oczy, zbliżyliśmy usta. – Jurek to narrator, opowiada wszystko narracją pierwszoosobową, nazywając swoją ledwo szesnastoletnią dziewczynę Wnuczką pana Kazia? Nie wydaje ci się to dziwne, wręcz w jakiś sposób paskudnie perwersyjne?
- Jaką założysz piżamę? – spytałem zamiast życzyć spokojnej nocy.
- Haleczkę. Zobaczysz rano. – Oczywiście, bo wszystkie nastolatki na świecie w dzisiejszych czasach śpią w haleczkach. Autorze, mogę tak z czystej ciekawości zapytać, ile masz lat?
Do końca historii było całkiem znośnie, nawet scena stosunku wyszła okej, nie było w niej niczego, co zepsułoby atmosferę tekstu – nie przerysowałeś i nie udziwniłeś. Ot, mężczyzna rozdziewiczył ledwo legalną pannicę. Jednak w tym wszystkim nadal odnoszę wrażenie, że akcja twoich miniatur dzieje się w ubiegłym wieku. Plus, że czytało się lekko, na dodatek poza wykorzystaniem dywizu zamiast myślnika w dialogach nie uświadczyłam jakichś strasznie rażących błędów, które warte byłyby wypisania.
Pierwszy (2018)
Miałam trzynaście lat i chłopaka, z którym od święta Halloween chodziłam za rękę. – Akurat Halloween nie jest w Polsce świętem, a tu się rozgrywa akcja. Usunęłabym to słowo.
W klasie plotkowano nawet na ten temat. Jakoby Kamil chodził z czterema laskami jednocześnie. Spotykając się w domach, mieliśmy uprawiać zbiorowe orgie. Koledzy zazdrościli mu powodzenia i narzekali, że nie opowiadał pikantnych szczegółów. – Naprawdę trzynastolatkowie spekulują o orgiach? Nie lepiej było to ująć jako macanie albo całowanie? Przecież to są dzieci…
Kacper natomiast przyciągał uwagę. Umiał wyrecytować liczbę pi do trzynastego znaku po przecinku, mnożył w pamięci duże liczby. Przy tym podawał wynik śpiewająco albo wierszem. Z nim żadna z nas nie miałaby obaw iść na randkę, jeśliby nie było to wykluczone przez różnicę wieku i, w moim wypadku, gdybym nie czuła się zobowiązaną[a] do zachowania wierności „narzeczonemu”. – Zaraz, zaraz. Gdy Marek wyszedł pierwszy, okazało się, że Julka go nie zna, dopiero poczuła ulgę, gdy pojawił się brat Kamila. Nie wspomniała, że zna Kacpra, więc… skąd wie, do której cyfry po przecinku chłopak zna liczbę pi i jak recytuje? Czyżby narracja pierwszoosobowa pomieszała ci się z trzecioosobową?
Nie wyjaśniłam jeszcze, bo to nieistotny szczegół, że pochodzę z miasta położonego na granicy. Za potokiem jest inne państwo. – Ale przecież narracja pierwszoosobowa to myśli dziewczyny, czemu ona mówi o wyjaśnianiu, dlaczego nie nazwie tego innego państwa po prostu Ukrainą czy Czechami? Przecież to by było sto razy bardziej naturalne.
Gdyby Zbyszek zostawił mnie na drugim brzegu musiałabym albo przejść przez potok, co w dżinsach przyjemnym by nie było, albo iść pieszo trzy kilometry do najbliższego mostu. Oczywiście gdyby mnie tam zostawił, nigdy więcej bym się do niego nie odezwała. – W zależności od państwa, różnie może być z otwartymi granicami, więc pójście do mostu bez dokumentów narobiłoby tylko kłopotów. Czy to jest lepsza opcja niż zmoczenie sobie dżinsów?
Dopiero po chwili do mnie dotarło, że, obojętnie czy Zbyszek żartował, czy nie, pocałunek byłby technicznie możliwy. Prawdziwy pocałunek, nie dziecięcy. Społecznie nie do zaakceptowania, ale możliwy. – Czy to naprawdę są myśli trzynastolatki? Czemu ona wyraża się tak ładnie w myślach, gdy powinna krzyczeć z przerażenia? Dlaczego używa słów, które podkreśliłam? Przecież to jest nienaturalne.
Kamil mógł się nauczyć, że bycie miłym, taktownym i grzecznym nie gwarantuje powodzenia u dziewczyn. Że wygrywa się bezczelnym wyciąganiem rąk po nieswoje, chamstwem, elementem zaskoczenia. – No i kolejna miniatura przedstawiająca kobiety jako idiotki. Brawo.
Właściwie pełnowartościowego chłopaka, skoro z Kamilem byłam już na etapie całowania w usta. Nawet jeśli nie były to żadne mokre pocałunki. Tym razem uniki były już skuteczne. Przez bite dwa lata ani razu nie spotkałam Zbyszka. Tymczasem Kamil zmężniał i wydoroślał, przynajmniej fizycznie, i zaczął domagać się seksu. – Szkoda, że znów przeskakujesz tak nagle, bez zapowiedzi, dwa lata w przód. I od Zbyszka do Kamila. Czuję, że to przejście jest zrobione w złym miejscu, o złej porze. Mam niedosyt.
Brałam w dłoń jego patyk i masowałam tak długo, aż wycisnęłam żywiczne soki. – Nie, nie napisałeś tego porównania, prawda…?
W końcu się rozstaliśmy. W zgodzie i z obopólnym poczuciem ulgi.
Tydzień później Karolina zwierzyła mi się, że z nią Kamil nie miał tak ciężkich przejść jak ze mną. Wziął, co uznał za swoje. Trochę podstępem, trochę oszustwem, trochę na siłę, nie błagając o zgodę. – Dobrze zrozumiałam, że tydzień po rozstaniu, po trzyletnim związku, Kamil poszedł się przespać z koleżanką swojej byłej, a ona mu dała? I znów pokazujesz, jak okropnie faceci traktują kobiety i że są one głupie. Kolejne opowiadanie, które mnie zniesmaczyło. Nie będę go szerzej komentować, bo fabuły tu prawie nie ma – zniża się do poniżania kobiet i robienia z facetów bad boyów, którzy biorą, co chcą, a dziewczyna nie ma prawa głosu (choć rzeczywiście Julka się nie zgodziła na seks z Kamilem, ale co z tego, skoro za chwilę poszła do jego brata…).
Kilka błędów językowych:
Zlęknione popatrzyłyśmy po sobie. Kamil udał niewzruszonego. Dziewczyny w pośpiechu założyły sukienki, wyraźnie lękając się obcych mężczyzn.
Marek i Kacper mieli na imię jego koledzy. – Rety! Co to za szyk? Powinno być: Jego koledzy mieli na imię Marek i Kacper.
Byłyśmy przecież tylko dziewczynkami[,] a on drapieżnikiem o głodnym spojrzeniu i zuchwałym usposobieniu.
Piszczałam w niebo głosy. – Wniebogłosy.
Rok 1981 (2018)
Zaczyna się naprawdę dobrze. Dialogi i stylizacje, niuanse z tamtych czasów – naprawdę mogę się wczuć. Dopiero gdy drzwi Wolińskiemu otwiera młoda uczennica, wzdycham dość głośno:
Uwagę przybysza przykuła jednak przede wszystkim halka nastolatki. (...) Zauważył też, że pod halką brakowało stanika. Okrągła buzia i dwie półkule obleczone cienkim materiałem przywodziły skojarzenie ze świeżymi bułkami prosto z pieca, z chrupiącą skórką i wnętrzem miękkim jak gąbka. – Okej, tutaj może i trafiłeś z halką, ale oto kolejny bohater, który mając żonę i dzieci, i wielki problem na głowie w postaci tajniaka i prawdopodobnego nalotu na drukarnię, zwraca uwagę na wygląd nastolatki i po raz kolejny nazywa jej biust jakimś wymyślnym określeniem. Mam wrażenie, że w większości twoich miniatur występuje tylko jeden główny bohater łasy na młode panny, jeden i ten sam erotoman, który w obliczu naprawdę poważnych wydarzeń w swoim życiu i tak przy pierwszej lepszej okazji uwagę zwraca na piersi, jakby były jakimś pieprzonym Świętym Graalem. Niczym mnie nie zaskakujesz.
Na dodatek to już twój kolejny bohater, który ma na imię Kazimierz. Tak mało jest imion męskich, że musisz się powtarzać?
Woliński skrzętnie wykorzystał ten czas na ucieszenie oczu urodą nastolatki, pilnując się jednak, by natrętnym spojrzeniem nie zdradzić pożądliwych myśli. Starał się bawić Magdę kulturalną rozmową. – Tak, bo facet naprawdę nie ma żadnych problemów na głowie… Absolutnie. Co tam, że ktoś mu w poprzedniej scenie groził śmiercią.
To, co mnie jedynie w jakiś sposób pociesza, to fakt, że tym razem nastolatka ma złączone kolana i nie prowokuje Wolińskiego.
Trochę mi tylko ciężko w to uwierzyć, że jeden list, który nawet w tamtych czasach był łatwy w podrobieniu, wystarczył, by Kazik znalazł schronienie u boku (no jakżeby inaczej) mieszkającej bez męża (ale za to ze śliczną córką) całkiem ładnej pani pracownicy Rady Narodowej. I ta pani z rady wcale nie wzięła pod uwagę, że Kazimierz mógłby działać w jakiś sposób na jej niekorzyść. Brzmi dość niedorzecznie; od razu ulokowała go w pokoju swojej córki, pozwoliła poznać dom i tak dalej.
Na dodatek paskudnie ta Ewa wylewna (jak chociażby Irina). Przy pierwszej-lepszej okazji opowiada właściwie obcemu kolesiowi o swoim pożyciu i o tym, że Magda nie jest córką Tomasza. Nie sądzisz, że to za dużo jak na pierwszą rozmowę? Znów mam wrażenie, że spieszysz się do opisywania aktów. Rozumiem miniatury, rozumiem jednowątkowość, ale nie rozumiem spłycania, gnania na łeb na szyję.
Wyłudzi buziaka, w policzek na dobry początek. – To też już było, w tej paskudnej miniaturze o Kaziku – ojcu i pedofilu. Nie masz innych pomysłów?
Przyznam jednak, że scena wtargnięcia milicjanta do domu zrobiła na mnie wrażenie. Czytałam z zapartym tchem, emocje zadziałały, chciałam wiedzieć, czy córka lub matka powiedzą coś znaczącego i jak zachowa się milicjant. Rozumiem jego kreację, to dobrze wykreowana postać budząca postrach i wstręt, ale pasuje to do antagonisty. Szkoda tylko, że na podobnym poziomie mój wstręt budzi również Kazimierz.
Scena z Jaruzelskim zamiast Teleranku – bezcenna. Zresztą tak samo jak wyjście do kościoła po informacje mimo przynależności do partii… Widać, że służą ci te klimaty. Tym bardziej zastanawiam się, dlaczego marnujesz potencjał na przewidywalne opka o pedofilii.
– Ale wujka zapraszam na pewno. – zapewniła solennie z zalotnym uśmiechem. – Oho, czyżbym i wykrakała pozytywną uwagę w stronę Magdy? I jej zaraz spieszno będzie do zbliżeń z wujaszkiem, huh?
Dlaczego Magda, wiedząc, że Kazimierz będzie od teraz spał w jej pokoju, odniosła pamiętnik pod łóżko, zamiast trzymać go przy sobie? Która nastolatka by tak zrobiła? Pamiętnik to świętość, nie zostawia się go celowo w pokoju z jakimś obcym typem. A już kompletnie nie kupuję sytuacji, w której Ewa jako przyjaciółka żony Kazimierza zdradza mu o niej sekrety, łapiąc go pod ramię. Jakaś solidarność kobieca, prawdziwa przyjaźń? Nie? Zły pomysł? Praktycznie w żadnej twojej historii nie przyklaskuje się prawdziwym wartościom, wszędzie tylko: zdrady (seksualne, jak i zdradzanie tajemnic), chęć seksu z nieletnią, manipulacje, wymuszanie, egoizm, ogólna patologia…
Oczywiście, Ewa zostawia niebrzydką córkę z Kaziem-zwyrolem, bo imperatyw opkowy naciska na zbliżenie. Wcale tego nie czuć, ani trochę, no co ty…
– Mogę się tak do ciebie zwracać, Madziu, tylko kiedy jesteśmy sami?
- Tak. Ale nie przy mamie, dobrze? – Nastolatka musiała się jeszcze upewnić, przyznając że ma problem ze zdrobnioną formą swojego imienia. – I cały czas, praktycznie nieustannie (nie wypisuję już wszystkich przykładów, to byłoby męczące) w dopiskach narracyjnych umieszczasz oczywistości. To, co widzę w dialogu, ty i tak jeszcze podkreślasz na siłę. Na dodatek przecież Kazik jak byk powiedział, że mowa o sytuacjach sam na sam. Madzia tego nie dosłyszała czy nie zrozumiała, czy co?
Jesteś piękna, Madziu, ale chyba już to ode mnie słyszałaś – powiedział Woliński poważnym tonem, przelotnie pogładziwszy Magdę po odkrytym ramieniu. Pod językiem zbierała mu się ślina, sygnalizując rosnący apetyt. Powstrzymał się jednak od objęcia i pocałowania dziewczyny. – Męczą mnie już ci twoi bohaterowie. Inny Kazik też mówił pewnej Julii: jesteś piękna, Julciu. I w tych kontekstach jest to po prostu obrzydliwe.
Praktycznie każdy z twoich Kazików jest taki sam? Ma takie same metody podrywu, tak samo się ślini na widok nastolatek, jest tak samo perfidny w realizowaniu planów i jednocześnie ma taką samą stylizację językową, nawet jeżeli czas akcji jest różny?? Aż odechciewa się czytać!
Dialog z Magdą o szkole jest mylący – długi i praktycznie bez dopisków narracyjnych. Niby wiem, że rozmowa toczy się między dwoma postaciami, a nowy akapit to zmiana mówcy, ale i tak można się pogubić. Znów przechodzisz ze skrajności w skrajność – albo dopiski są częste i opisują same oczywistości wynikające z wypowiedzi, albo nie ma ich wcale.
Z opowieści Ewy wynikało, że dziewczyny rzeczywiście łączyła silna przyjaźń. (...) Woliński nie mógł tez pojąć, dlaczego Ania przez siedemnaście lat ani razu nie wspomniała mu o Ewie. – A ja nie mogę pojąć, jak w takim świetle wielkiej przyjaźni z Anią Ewa zdradza Kazimierzowi niektóre tajemnice. Poza tym jeżeli Ania nie wspominała o Ewie, dlaczego Kazimierz pojechał właśnie do niej? Dlaczego Anna podała akurat ten adres mężowi?
To, co po raz kolejny utwierdza mnie w przekonaniu, że twoje teksty są raczej na jedno kopyto, to charakter Magdy. Mimo że nie wbija się na chama i nie flirtuje z Kazimierzem, to będąc już prawie pełnoletnią, i tak zachowuje się, jakby jeszcze była w podstawówce albo jeszcze lepiej – dopiero co ją zaczynała. Masz strasznie infantylne te nastolatki. Rozumiem, akurat w przypadku tej miniatury jest to dość prawdopodobne, że Magda stara się być grzeczna, by nie sprawiać problemów i tak dalej, ale z Kazimierzem rozmawia czasem w taki sposób, jakby nie miała lat nastu, a kilka. I tak samo zachowuje się Kazimierz w stosunku do niej. Przypomina mi to Kazika, który pomagał ubrać Julii majtki i też traktował ją jak dziecko z przedszkola: przełóż prawą nóżkę, a teraz lewą nóżkę, a teraz podciągamy majteczki… Och, c’mon! Przecież to jest głupie!
Tak samo głupia jest Magda, która siedzi wujkowi na kolankach, ten sobie błądzi dłońmi na jej ciele, a ona… nic:
Jak tylko Magda zbliżyła buzię, poruszył głową tak, by zamiast w policzek trafiła w usta. Złączyli wargi.
- Tak nie wolno – wyraziła sprzeciw, nie schodząc Wolińskiemu z kolan. – Młoda kobieta w żaden sposób nie reaguje, poza rzuceniem jednego mało przekonującego zdania; jest jak wydmuszka pozbawiona strony emocjonalnej. Ani jej się to nie podoba, ani nie jest ciekawa, ani nie jest oburzona, ani nie ucieka z płaczem. Szkoda, bo to ostatnie to ostatnie byłoby klawe.
Sięgnęła za uchwyt, pochylając tak mocno, że wuj mógł wreszcie na chwilę zapuścić wzrok głęboko w dekolt. „Arbuzy!” – pomyślał, mlasnąwszy głośno, przełykając nadmiar śliny.
Ledwo pochwaliłam Magdę, że nie wbija się wujaszkowi do wyra, a już w kolejnej scenie to robi, tym samym pozbywając się jakiekolwiek oryginalności, która wyciągałaby ją z tłumu głupich Julć i Ani:
(...) prawa dłoń Wolińskiego, sunąc po pubie, małymi krokami zmierzała znad biodra ku nodze. Tak nie zachowuje się żaden przyzwoity wujek. Magda zostawiła jednak ten postępek bez reakcji. Sama nie była bez winy. Siostrzenice wszak nie nachodzą wujków w nocy w tajemnicy przed mamą.
- Wczoraj byłaś lepiej ubrana niż dzisiaj – odezwał się Woliński zlizawszy całą słodycz z warg nastolatki. – To też już było! W opowiadaniu o chorym na raka Jurku, któremu nie podobał się szal Anny!
Kolejny motyw, który jest powtarzalny, to fakt, że Magda przypomina Kazimierzowi jakąś swoją wcześniejszą miłość. Jorguś Marcie też, Ania Jurkowi – również. Twoje postacie pod wpływem emocji zaczynają przypominać sobie poprzednie związki, przez co w większości opowiadań wiszą retrospekcje, łatwo więc je przewidzieć. Najczęściej jednak nie wiąże się z nimi nic konkretnego, ot, jakbyś nabijał sobie słów bez powodu, tworząc właściwie ani nie nowy wątek, ani nie żadne tło. Ewentualnie możemy dowiedzieć się, jakim to kozakiem był bohater za młodu, wyrywając szkolne panienki na grę w butelkę czy inne takie. I wszystko po to, aby podotykać piersi czy skraść buziaka. Nie dość, że jest obleśnie, to jeszcze nudno i przewidywalnie. Wychodzi na to, że masz w głowie jakiś jeden obraz starego erotomana z bagażem doświadczeń, podrywającego nieletnie i męczysz te same sposoby na flirt w każdym opku o tej tematyce. Ta krowa już dawno została wydojona do końca.
Wrócę do tego w podsumowaniu.
- Prosiła, żebym cię nie zgwałcił – zażartował Woliński.
Masz problemy z narracją. Przez większą część opowiadania narracja jest personalna z perspektywy Kazimierza, a raz na jakiś czas narrator ten wchodzi do głowy Madzi i dyktuje jej myśli, jej uczucia i tak dalej. Jest to head-hopping, nad którym przydałoby się jakoś zapanować.
Fajne są nawiązania do ówczesnych czasów, widać, że zrobiłeś research i zadbałeś o realia. Stanik z Peweksu, blokada telefonów i tym podobne. Nie podoba mi się tylko, że nawet tło, wątek prześladowanej z dziećmi Anny też sprowadziłeś do seksualności. Mam wrażenie, że brakuje w tym jakiejś ambitności.
Jak przeczytałam, że na wieść o tym, że Kazimierza podnieca Madzia (do czego przyznał się wprost), mama Magdy się… ucieszyła, no to aż mi witki opadły:
- Podniecacie mnie obie, ty i twoja córka.
- Magda?!
- Jest piękną kobietą.
- Magda cię podnieca? – Ewa przesylabizowała ostatnie słowo. (...) - Nie zbałamuć mi córki! A nawet jeśli... – Kobieta nie dopowiedziała zdania. Roześmiała się tylko (...). – Nawet nie wiem, jak to skomentować.
- Dla niej ciągle jesteś małą dziewczynką.
- A dla ciebie?
- Kobietą idealną do łóżka. – Kolejny przykład seksizmu. Coś bardzo dużo go w twoich pracach...
Pozwól, że jedynie z ciekawości nad stroną fabularną (tą, która nie dotyczy seksualności, a poszukiwań Kazimierza) doczytam do końca, ale pominę raczej sceny z udziałem Kazimierza i Madzi tudzież Kazimierza i Ewy, albo nawet Kazimierza, Ewy i Anny. Mam dosyć twojej erotyki, większa jej część absolutnie nie trafia w moje gusta i nie chcę się do niej zmuszać. Swoją drogą nie wiem, co cię motywuje, by tworzyć aż tak patologiczne obrazy.
Końcówką jestem rozczarowana – okazało się, że nawiązania do stanu wojennego i cały początek o drukarni to tylko nic nieznaczące elementy; wniosły tyle, by Anna mogła przespać się z milicjantem (co w drugim podejściu nawet jej nie burzyło), a Kazimierz zdradzać Magdę z jej matką i zrobić jej dziecko (o co właściwie chodziło z tą drukarnią?). Nie było w tym tego, na co liczyłam, czyli głębszej niż erotyczna fabuły.
Kilka błędów językowych:
- Nie mam czasu na długą rozmowę. Albo pan spieprzasz, najlpiej jeszcze dzisiaj (...). – Najlepiej.
Długi ogon racze nie służył mu do zamiatania ziemi (...). – Raczej.
– Aha – westchnęła Magda ze zrozumieniem. Zaciekawiona nową informacją. – To powinno być jedno zdanie.
– Ja nienajlepiej. – Nie najlepiej.
(…) oś intrygi z jakiejś powieści nienajwyższych lotów (…). – Nie najwyższych.
(...) smutnym wzrokiem zanurzając się w przepastnych renicach mężczyzny. – Źrenicach.
Flirtować można wiele razy, a żonę i rodzinę ma się tylko jędną. – Jedną.
Cakiem trafnie zresztą (...). – Całkiem.
(...) czy podróżni podlegają jakiejs szczególnej kontroli. – Jakiejś. Swoją drogą ten tekst to chyba rekordzista, jeżeli chodzi o literówki.
(...) zastanawiał się [przecinek] jak te same zdarzenia zapamiętała jego żona.
- O tm nie pomyślałam, ale tak. – Tym.
Chłopec ta diwczyna (2018)
Zapowiada się naprawdę ciekawie, opowiadanie wygląda na krótkie i jednowątkowe, ale Jurko ma w sobie coś z uroczego chłopaczka, dość… nieśmiałego. Jednak ten sam nieśmiały chłopak, który nie potrafi zaprosić dziewczyny na randkę, wchodzi jej pod koc i napiera na nią biodrami w podnieceniu. Czy to się aby nie wyklucza? Tworzysz kompletnie sprzeczny obrazek. Na dodatek sprzeczna jest też Oksana, która twierdzi, że jest nakręcona, rozchyla nieco uda, chce czuć bliskość Jurka pod kocem, a… pyta go o jego byłą. Cała atmosfera, którą stworzyłeś, prysła jak mydlana bańka. Aż się zaśmiałam pod nosem, skąd w ogóle w takim momencie Oksanie wpadło do głowy takie, a nie inne pytanie, serio. A ledwo akapit wyżej Oksana twierdziła, że całą uwagę poświęcała myśleniu o twardym penisie, który czuła na udzie. Kłamczuszka.
To kolejne opowiadanie, w którym najwyraźniej nastoletnie bohaterki wyglądają jak wyrwane z jakiegoś dwudziestolecia międzywojennego. Kiedy właściwie dzieje się akcja opowiadania? Muszę to sobie sprawdzić i się upewnić; dziewczyny jadą na jakąś wycieczkę, będąc w dziesiątej klasie. Czyli akcja dzieje się w latach 40 lub 60, bo wtedy, licząc cały cykl nauki, klas było jedenaście. Z jednej strony całkiem nieźle sobie radzisz w takiej stylizacji, z drugiej – to znów nic nowego, mam wrażenie, że być może nie potrafisz przenieść swoich historii w bardziej współczesne ramy czasowe. Nastolatki przecież nie mówią tak, jak przedstawiasz, już chyba od stu lat co najmniej, wątpię nawet, by mówiły tak wtedy. To przecież młode kobiety, a znów mam do czynienia ze sztuczną infantylnością, do której nie potrafię się przekonać. Mam dziwne wrażenie, że czuć, że wszystkie teksty pisze mężczyzna, który nie potrafi wczuć się w nastolatkę. Tym bardziej że czytałam chociażby Słoneczniki Snopkiewicz, gdzie akcja toczy się w podobnych latach i nastolatkowie tam opisani nie są tacy dziecinni, niewinni, głupiutcy, nieświadomi i tak dalej. Nie rzuca się w oczy ich pretensjonalna stylizacja językowa. Mimo wszystko bliżej im do współczesnej młodzieży niż twojej. Twoim bohaterom brakuje luzu i naturalności, przez co źle się o nich czyta.
Końcówka wygląda jak jakiś ochłap, wybacz, za mocne słowa, ale znów poczułam się rozczarowana, a w przypadku twoich miniatur tych rozczarowań jest całkiem sporo. Przez cały tekst zapoznawałeś mnie z bohaterami – z Jurkiem i Oksaną – a gdy już Oksana doszła w pociągu i skończyłeś opisywać zbliżenia, jakby pospieszyłeś się do końca, wszystko streszczając. Związek podsumowałeś w dwóch słowach; nie napisałeś, dlaczego parze nie wyszło, co się stało i tak dalej. Urwałeś, jakby nie zakładając, że czytelnik jednak czyta opowiadanie też dla fabuły, a nie tylko, by sobie wsadzić rękę w majtki. Tym się przecież różni erotyka od taniej pornografii, nie? Ma jakiś głębszy sens, którego zazwyczaj u ciebie nie widzę. Piszesz bardziej dla seksów niż czegokolwiek innego, a przecież zapowiadałeś też opowiadania obyczajowe i historyczne. Ponawiam pytanie: które to?
Rażących błędów nie uświadczyłam, toteż żadnych nie wypiszę. Nurtuje mnie raczej inna kwestia:
- Co myślisz o Jurku? – spytałam w przedsionku wagonu.
- Bo ja wiem, fajny chłopak.
- Aniu, czy ja nie przesadzam? – Kolejny Jurek i kolejna Ania? Przecież istnieje pierdyliard innych imion, które mogłeś wybrać. Skąd pomysł, że powtarzalność jest dobrym pomysłem? Nie piszesz o dokładnie tych samych osobach, to nie jest saga ani nic z tych rzeczy.
Bynajmniej (2015/2017)
Niepotrzebnie oddzielasz akapity enterami, tekst jest przez to strasznie poszatkowany.
Kilku dni później w szkole pojawia się mama Patrycji. Na zebraniu rodziców broni córki przed niesprawiedliwą oceną i przed jawną złośliwością belfra. – Po tym, jak mama Patrycji używa wyrażenia mobbing, które w języku polskim gości właściwie od niedawna, domyślam się, że tym razem dla odmiany mam opowiadanie osadzone w czasach współczesnych. Mimo to zdarza ci się raz na jakiś czas wrzucić jakieś słowo, które znów postarza narrację i narratora, robi z niego osobę, która nie odnajduje się w czasach współczesnych, jakby w ogóle do nich nie pasuje. Do czego piję? Do belfra. To określenie mające wydźwięk pejoratywny, jest starą oznaką lekceważenia, której dziś tak po prostu się nie używa. Potem, w dalszej części tekstu bohaterka zdrabnia imię nauczyciela; te zdrobnienia też są chyba taką twoją manierą, wkładasz je w każde opowiadanie, a przecież nie wszyscy zdrabniają imiona. Nie jest to na pewno żaden standard, a tym bardziej standard nastolatek w stosunku do starszych mężczyzn.
„Pan magister X ma rację." – Nauczyciel przeprasza uczennicę bukietem stokrotek, w kolejnych scenach patrzy na nią coraz śmielej, oczywiście zwraca uwagę na jej figurę i wiem, do czego to wszystko prowadzi, znów natrafiłam na erotyk. A bohaterce jak to bohaterce sytuacja oczywiście się podoba. Gdy mężczyzna proponuje jej seks, nastolatka w oczach ma strach i nadzieję. Oczywiście Marek okazuje się wielkim lowelasem, a dziewczynka – naiwną i głupiutką (- Mareczku, tak nie można! – broni się nastolatka. – Wstydzę się). To już u ciebie norma.
- Interesujesz mnie. Nie tylko, co masz pod bluzką, ale kim jesteś i co myślisz. Twoja historia ma dla mnie znaczenie. – I dlatego nauczyciel każe jej napisać CV ze wszystkimi doświadczeniami seksualnymi w życiu? No to faktycznie interesuje go coś więcej, mhm, na pewno.
Patrycja to kolejna twoja naiwna i infantylna bohaterka, która cieszy się, bo dostaje plusika w zamian za jakieś erotyczne przekomarzanki. Słabe.
- Nie, kochanie. Na wycieczce szkolnej nie możemy tego zrobić. To byłby gwałt na nieletniej powierzonej mi pod opiekę. – Koleś przed chwilą dotykał nastolatki między nogami i namawiał do tego, by odwiedzała go bez stanika, ale to już nie jest gwałt? Gwałt jest tylko wtedy, gdy wkłada się penisa w pochwę, tak? Co za sukinkot!
– Chch! Chch! Chchch! – dziewczyna stęka szczęśliwa, bez najmniejszego skrępowania. – Pierwszy raz zobaczyłam taki zapis stękania i, szczerze mówiąc, rozbawił mnie. Masz problem z naturalnością dialogów nie tylko pod kątem postaci, które nie wyrażają się zgodnie ze swoim wiekiem, ale też z zapisem dźwięków. Innym w ogóle nieprzekonującym mnie zapisem jest śmiech, zwykle: hi, hi, które oddzielone przecinkiem nie przypomina naturalnej wesołości, nie jest lekkie, spontaniczne, zabawne, a wymuszone i pretensjonalne.
Wychodzą osobno. Udają się na spoczynek. – To też takie dość górnolotne powiedzenie, które pojawiało się również w innych tekstach i pompowało atmosferę na bardziej staroświecką. Jakbyś nie mógł napisać bardziej współcześnie, że poszli spać, czy coś.
Błędy nie wpadły mi w oko.
Poznany we Włoszech. Bajka dla kobiet. (2017)
Druga kropka w tytule zbędna.
Czuła, że swoją obecnością robię jej „wioskę”. – Nie? Chyba raczej: wiochę albo wieś. I właściwie do dzisiaj się tak mówi, to nie jest żaden archaizm sprzed piętnastu lat, jak zaznacza później bohaterka.
Już na wstępie widać, że bohaterka pod względem stylizacji w ogóle nie różni się od większości twoich bohaterów. Wydaje się być tak po prostu stara i w jakiś sposób oświecona, co czyni z niej nudną. Tak samo dziwne wydaje mi się to, że wspomina, że w wieku lat czternastu miało się już narzeczonych – z jakiego okresu ona się wyrwała, ile ma lat?
Właściwie na początku opowiadania zauważyłam, że tym, co wyróżnia ją z tłumu Kazików i Jurkeczków to to, że widząc czternastoletnią dziewczynkę, bohaterka nie zachwyca się jej biustem. No wow, cóż za powiew świeżości.
Jestem za to bardzo zdziwiona, że coś takiego jak pozytywna relacja ojca z córką potrafiły być aż tak wielkim bodźcem dla bohaterki, że poszła na przeszpiegi. Ma jakieś problemy ze sobą? Coś nie halo pod kopułą? W rodzinie wszyscy u niej zdrowi, na pewno?
Takich facetów się nie porzuca i nie przyprawia rogów. Żeby zdradził on, nie pasowało mi jeszcze bardziej. Chociaż ta opcja byłaby dla mnie najbardziej miła. Kto zdradził raz, może zdradzić ponownie. A ja nie miałam męża i romansem bym nie pogardziła. – Posłuchanie rozmowy z córką wystarczyło, by kobieta zaczęła snuć wizje na temat romansu i cieszyć się z wyobrażenia, jak świetny ojciec i być może równie świetny mąż zdradza żonę. Bohaterka tak zachwala jego relację z córką, że nie bierze pod uwagę, że romans z nim mógłby zniszczyć tę jego sielankę, której tak kibicuje? To, co kobieta sobie wyobraża, kompletnie wyklucza jej troskę i zachwyt nad relacją ojciec-córka. Gdyby była zachwycona nią, nie myślałaby o żadnych podbojach. Kolejna sprzeczna postać, którą do działania popycha chyba tylko jakiś imperatyw narracyjny albo spaczona wizja relacji międzyludzkich. To trochę wygląda tak, jakbyś nie miał lepszego pomysłu, by zacząć, więc chwytasz pierwszy-lepszy banał, którym w tym przypadku jest przesadzony zachwyt nad jedną usłyszaną rozmową.
Rozumowałam według tego samego schematu co dawniej w odniesieniu do koleżanki z klasy. Wówczas Marysia nie miała szans na chłopaka przez zbytnią zażyłość z ojcem, teraz Ludwik nie mógł mieć kochanki, bo był zbyt blisko związany z córką. Stereotypy, szablony, błędne myślenie! – To jak nic sugeruje, że romans jednak będzie miał miejsce. Mało subtelnie.
Domyśliłam się, że Natalka opierała się o plecy ojca. Nie tylko obejmowała go za szyję nagimi ramionami, jeszcze beztrosko uciskała go biustem. W moim domu, kiedy byłam w jej wieku, taki poziom zażyłości był zdecydowanie nie do wyobrażenia. (…) Oboje byli trochę zmieszani moim nagłym pojawieniem się. Jakbym ich przyłapała na czymś niedozwolonym. – Och, no bo przecież to jest jasne, że w kolejnym twoim opowiadaniu też musi pojawić się chociaż drobny element nawiązujący do przesadzonej miłości. Już się do tego, tfu!, przyzwyczaiłam.
BTW., jesteś pewien, że w tekście, który nazywasz bajką dla kobiet, taki element jest pozytywny, w jakiś sposób pociągający? Miałby zachęcić mnie do dalszego czytania? Bo, głowę daję, że to nie działa.
„A mnie jest bardzo miło, Ludwiku. Ty też mów do mnie po imieniu, Natalko. Jagoda”, podałam rękę nastolatce. „Yhy”, zgodziła się nieśmiało, przywykła do większego dystansu w kontaktach z przedstawicielami starszego pokolenia. – Jagoda opowiada o Natalii o jej zawstydzeniu, jakby była go pewna, jakby znała Natalię bardzo dobrze i wiedziała, co dziewczynka ma w głowie, a przecież tak nie jest. Wychodzi na to, że Jagoda zmienia się tu w narratora trzecioosobowego wszystkowiedzącego. To błąd.
W jakiś sposób irytuje mnie, że wypowiedzi bohaterów zapisujesz w cudzysłowie, a nie standardowo, od myślników i w nowych akapitach; te twoje nikną w tekście, sprawiają, że wydaje się zbitą ścianą, nie jest przez to atrakcyjny. Na dodatek nieustannie wstawiasz kropki wewnątrz cudzysłowów, a to też błąd; czasami w ogóle zapominasz o jakichkolwiek kropkach:
Wybrnęłam z tego, szybko zmieniając temat: „A Bartek? Ładny chłopak. Ile ma lat, jeśli mogę wiedzieć?” [kropka] „Siedemnaście, [przecinek zbędny]” [myślnik?] odpowiedział Ludwik. „Prawie osiemnaście”, od razu poprawiła Natalka. „O mnie tata mówi, że mam dziewięć,[przecinek zbędny]” [przecinek lub myślnik] dodała, śmiejąc się z ojca nienadążającego za zmianami. – I nawet w takich rozmowach w dopiskach narracyjnych podkreślasz oczywistości. Przecież po wypowiedzi widzę, że Natalka śmieje się z taty, który gubi się w latach swoich dzieci. To strasznie irytujące, bo przecież potrafię interpretować to, co czytam.
Ludwik zdecydował jednak inaczej. Nagle powiedział mi o swoim rozwodzie, który nie doszedł do skutku. – Oczywiście, jak we wszystkich twoich opowiadaniach, bohaterowie są strasznie wylewni (co jest dziwne, bo przecież stylistycznie uchodzą za przesadnie grzecznych i mentalnie starych), więc już przy pierwszej dłuższej rozmowie Jagoda pyta Ludwika o związki jego syna, potem opowiada o tym, że nie ma męża, a jej córka nie ma ojca, następnie Ludwik opowiada o sobie… I to niby wcale nie jest dziwne i niekomfortowe. Bo przecież rozmowy o prywatnych sprawach z praktycznie obcymi ludźmi to nic dziwnego, prawda? Dlatego jest charakterystyczne dla większości twoich bohaterów.
„Kogoś mi przypomina,” wyjaśniłam. – No tak, to też było do przewidzenia, bo przecież większość twoich postaci na widok innych postaci kogoś sobie przypomina. To już w twoim przypadku straszna sztampa. Zastanawiam się przez nią, czy to ja mam takiego pecha, że trafiam na podobne do siebie teksty (bo przecież na blogu masz znacznie więcej tytułów), czy w tych, których nie przeczytałam, też powtarzasz niektóre męczące motywy…?
Widząc dalsze dialogi zapisane ciągiem w jednym akapicie, aż odechciewa się czytać.
Myślami byłam już gdzie indziej. Zastanawiałam się, jaką dziewczynę wyrywa na basenie jego Bartek, podczas gdy my gawędzimy za stołem. – Nie dość, że twoje męskie postacie do tej pory prawie wszystkie były skrzywione, to kobietę też tak skrzywiasz. Serio, ona naprawdę o tym myśli w trakcie rozmowy z Ludwikiem?
To, co jest niewątpliwym plusem, to tempo akcji, rozwój fabularny, tutaj nie pędzisz, scena ze wspólną kolacją jest przyjemna, następnie wspominasz jedynie o pocałunkach, ale nie są one udziwnione, w tekście nie pojawiają się też nieporadne i dziwne odniesienia w stosunku do chociażby kobiecego biustu, darowałeś sobie też szczegółowy opis aktów, który wychodzi na plus: Do wyjazdu Ludwika kochaliśmy się jeszcze dwa razy. Wesoło, próbując powtórzyć szaloną galopadę, i smutno, w dzień przed rozstaniem. Nasze dzieci spędzały wtedy czas wspólnie na plaży, w tajemnicy przed nami. Miło.
Dziwi mnie jednak, że Jagoda tak spokojnie i z dystansem opisuje sytuację pomiędzy swoją córką a Bartkiem, gdy zostali przyłapani in flagranti. Nie wyraża własnej opinii co do ich relacji, znów wydaje się obiektywnym narratorem trzecioosobowym, a nie matką. Bardzo mało w tej historii jej stanowiska, przez co bohaterka jest dla mnie bezcharakterna, nijaka. Na koniec dociera do mnie, że właściwie kobieta ma tylko jedną cechę i to tę samą, co większa część twoich bohaterów – jest cholernie ciekawska. Wypytuje Bartka o jego relacje z dziewczynami i powodzenie w szkole, jakby to był jej interes. I oczywiście uzyskuje wszystkie odpowiedzi.
Mimo że napisałeś całość z perspektywy kobiety, nie czuję, że przeczytałam bajkę mi dedykowaną. W bohaterce nie dostrzegłam pozytywnych cech – jest damskim odzwierciedleniem twoich męskich postaci, prawie się od nich nie różni. To kobieta przesadnie ciekawska, wylewna i, widząc obcego mężczyznę, myśli o romansie, który skrzętnie podświadomie planuje i desperacko realizuje swój plan. Jest to dla mnie opowiadanie właściwie o niczym ciekawym i na pewno nie zapadnie mi w pamięci.
Kilka przykładowych błędów:
Natychmiast pomyślałam o Hani i jej wiecznym stękaniu: „oj, mamo!”, „oj, weź!”, „przestań!” [kropka]
Miał żonę, [przecinek zbędny] czy nie, Ludwik kochał swoją rodzinę.
„Bardzo ciekawe. A wydawałoby się, że to takie zwykłe słowo.” – kropka za cudzysłowem.
Zabójstwo w efekcie (2017)
Czytając to opowiadanie, miałam przed oczami scenę rodem z Sędzi Anny Marii Wesołowskiej. Opowiadająca oskarżona jest jak żywcem wyjęta z tego paradokumentu – opowiada długo, ze szczegółami, nienaturalnie jak katarynka. Na dodatek wychodzi na jaw, że jest głupia jak większość bohaterów serialu, bo interesował ją jakiś napalony obrzydliwiec, którego zaledwie chwilę wcześniej sama określała słowami takimi jak: nieprzyzwoity, cwaniaczek, zboczeniec.
Powiedziałam, że pracuję do szesnastej i że na potem nie mam planów. Nie powiedziałam mu wprost, że jestem wolna; co to, to nie!; ale mógł tak zrozumieć. Przed końcem pracy przyjechał znowu i wyciągnął mnie na basen.
- Zgodziła się pani pojechać na basen z dopiero co poznanym nieznajomym? (…).
- No, tak. Ale moim samochodem... (…) W przebieralni dosłownie teleportował się do mojej kabiny. Wszedł tak szybko i bezczelnie, że nie zdążyłam w żaden sposób zareagować. No, krzyczeć mogłam, ale nie chciałam.
To, że sędzia pozwala opowiadać o zsuwaniu majtek i wsuwaniu ręki między nogi (i to ze szczegółami!) jest nie do pomyślenia. Ani nie zabawne, bo przewracam oczami, a na słowa bohaterki nóż otwiera mi się w kieszeni; ani nie poważne, bo… no to widać przecież po cytatach. Co najwyżej godne politowania. Dlaczego? Dlaczego opisujesz takie żałosne sytuacje, w których biorą udział żałosne postaci? Dla kogo piszesz te teksty? Co mam z nich wynieść?
- Oskarżona może oszczędzić sobie i sądowi opowiadanie intymnych szczegółów nie mających bezpośredniego związku ze sprawą (…) – ale te słowa pojawiają się po trzech naprawdę długich opisach! Dlaczego tak późno?
Sam fakt, że jest to kolejne opowiadanie, którego akcja dzieje się na basenie (znalazłam jeszcze kilka, scrollując inne teksty), również wprawia w konsternację. Jakby naprawdę brakowało ci pomysłów.
- To znaczy, ja poszłam pierwsza. Przepłynęłam dwie czy trzy długości basenu i dopiero wtedy Boguś do mnie dołączył. Wcześniej musiał skorzystać z toalety. Domyślam się, że w celu masturbacji. Powiem wysokiemu sądowi, że doceniłam jego poświęcenie. (…) Wysoki sądzie, on mnie doprowadził do orgazmu! Sama nie potrafię sobie tak dogodzić, jak on to zrobił.
- Jestem uczulona na spermę, proszę sądu. Wie pan, co to znaczy mieć alergen w środku, rozbryzgany w brzuchu? To swędzenie, drapanie, pieczenie, rozpalone narządy, gorączka, anafilaksja, wstrząs septyczny! – Anna Tojfelek wymienia możliwe objawy reakcji autoimmunologicznej wyzwolonej obcym alergenem. – Proszę, napisz to raz jeszcze, bo po dwóch razach nadal nie załapałam… Co ona właściwie przekazała tą wypowiedzią?
Nie jestem pewna, czy kobieta, nawet pod wpływem adrenaliny, byłaby w stanie skręcić mężczyźnie kark; ot, w czasie stosunku, siedząc na partnerze. On musiałby mieć głowę w powietrzu, a przecież leżał na trawie, w zaroślach. A nawet jeżeli założymy, że babeczka dała sobie z tym radę, to sposób, w jaki o tym opowiada, sam w sobie przyprawia mnie o ciarki zażenowania. Kolejna postać, którą ma się ochotę wyrzucić przez okno. Lub wyrzucić przez okno całego laptopa, a co tam!
Kilka przykładowych błędów:
(…) kobieta filigranowej postury z jasnymi włosami zaczesanymi do tyłu w krótki kucyk (…) – bez przecinka to brzmi, jakby jasne włosy miała nie kobieta, a filigranowa postura…
(…) kierując spojrzenie w kierunku młodej kobiety (…).
Ten sam biały Opel Corsa na holenderskiej, żółtej rejestracji. – Nazwy samochodów małymi literami: opel corsa.
Na zakręcie
W tej miniaturze ani nie masz wcięć akapitowych, ani nie wyjustowałeś tekstu. Interlinia jest straszna, zamiast myślników są dywizy i używasz angielskich cudzysłowów. Nie będę wymieniać tego typu przykładów błędów poniżej.
Ach, zauważyłam też, że często mieszasz czasy w tej miniaturze. Przejrzyj ją pod tym względem.
Dzięki rozmowom z Agatą, Asia, sama nigdy nie będąc w żadnym związku, w krótkim czasie posiadła znaczną, choć uczciwie patrząc mało przydatną, niemal praktyczną wiedzę na temat stosunków damsko-męskich. – Nie, nie zgodzę się. Rozmowy o seksie to ani trochę nie praktyka.
Zdziwiłam się, że znów zapisujesz dialogi cytatem, to wygląda bardzo dziwnie.
Nie mam jakichś szczegółowych uwag do tekstu, ale może dlatego, że… jest o niczym. Jest sobie Asia i jest szkolne wypracowanie o Asi. Poznajemy jej koleżankę z pokoju obok w akademiku, która mieszka z dziewczyną przyjmującą chłopców. Wiemy, że Asia jest w szkole muzycznej i nie miała za bardzo styczności z facetami. Później czytamy o jej znajomych, wymienianych i opisywanych po kolei, a następnie o Marku. Parę zdań o spędzaniu czasu z tym ostatnim i skrócona scena wizyty u lekarza, która zaczęła się tak nagle i tak bez zapowiedzi, że aż pomyślałam, że może ucięło ci część tekstu w połowie. Ta miniatura jest tak bardzo bez sensu… Brakuje ciągu fabularnego, bo tak naprawdę nie dzieje się nic, przedstawiasz suche fakty z życia Joanny, nawet nie wiadomo po co, skoro nie mają potem znaczenia. Wydaje mi się, że chodziło tylko o to, aby pokazać, że dziewczyna ma wsparcie w dużo starszym Marku i… tyle. A ostatni fragment u lekarza wziął się znikąd. Nie było żadnych objawów choroby, narrator nic nie wspomniał i nagle dostajemy w twarz tą informacją. Ostatecznie Asia się stresuje, więc ma być wysłana do psychoterapeuty (?). I na tym się kończy miniatura. Do tej pory każda bajka miała na końcu morał i to często zgrabnie napisany. W tym przypadku się zawiodłam.
Objęci wychodzą z gabinetu. I CO TERAZ? – Co to w ogóle za zakończenie? Co wynika z podejrzenia choroby? Czemu to się dzieje? Tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi.
Szczerze, to twoja najgorsza miniatura. Nie dość, że błąd na błędzie, walisz nawet ortografy (!!!), to jeszcze całość jest o niczym. Nie wiem co powiedzieć więcej – przeczytałam kiepskie wypracowanie z podstawówki.
Kilka błędów językowych:
O ile swera zawodowa, dzięki własnej ciężkiej pracy, przychylnym okolicznościom i pomocy życzliwych ludzi (...). – Sfera.
O ile pod koniec szkoły podstawowej i u progu gimnazjum gimnazjum, Asia uchodziła za klasową, a nawet szkolną piękność (...).
Odwiedzając koleżanki, nie jeden raz w ogólnym bałaganie zauważyła jakieś tajemnicze pudełko walające się gdzieś na biórku lub w kącie pokoju z napisem "pleasure max" czy "super nawilżenie" pod nazwą producenta. – Rety, skąd ci się biorą te ortografy? Plus, niepoprawny cudzysłów.
Nawet najlepiej zapowiadające się spotkanie, na które Asia rozmarzona czekała długimi dniami, psół jakiś głupi nietakt z jej strony. – Psuł.
Wieczorem porzegnali się i rozeszli każde do swojej części domku. – Pożegnali.
PODSUMOWANIE:
Łącząc osobne analizy tekstów na jednym pliku, zauważyłyśmy, że w ocenie nazbierało się całkiem sporo materiału, przez co liczy ona już siedemdziesiąt stron przy standardowych ustawieniach fontu. Sporo rad odnośnie pisania, takich jak definicja ekspozycji czy wyjaśnienie pojęcia imperatywu, już się pojawiły, więc nie ma sensu się powtarzać. Postanowiłyśmy, że na zakończenie zbierzemy i wypunktujemy to, co wyniosłyśmy z twoich tekstów i co szczególnie wpadło nam w oko, abyś miał wgląd w jedno zestawienie.
POPRAWNOŚĆ
☒ pisanie zaprzeczenia „nie” z przymiotnikiem w stopniu najwyższym łącznie;
☒ zbędne przecinki przed spójnikiem czy, łączącym elementy współrzędne, najczęściej wykluczające się (np. kawa czy herbata);
☒ zbędne przecinki przed spójnikiem niż, po którym pojawia się orzeczenie (np. Odbieramy przyjaciółkę Agnieszki wcześniej [przecinek] niż było pierwotnie zaplanowane);
☒ rażące błędy ortograficzne (wierza, pułka, nuż, psół)!
☒ zamienne stosowanie jaki oraz który (to nie są, wbrew pozorom, synonimy dla każdego przypadku zdania);
☒ częste literówki;
☒ powtórzenia;
☒ niepoprawne wykorzystywanie średników;
☒ kropki w cudzysłowie;
☒ niepoprawnie zapisane cudzysłowy;
☒ potknięcia w zapisie dialogów (również mylenie myślnika z dywizem);
☑ jednak część miniatur była poprawna, w porównaniu do długości tekstów błędów nie było aż tak wiele; często nie rzucały się w oczy i nie przeszkadzały w czytaniu.
STYL I NARRACJA
☒ jednolita stylizacja narracyjna miniatur, często niedopasowana do postaci lub realiów fabularnych;
☒ mieszanie czasów narracyjnych;
☒ przesadny obiektywizm postaci przy narracjach pierwszoosobowych;
☒ mieszanie narracji (narrator wszechwiedzący i narrator personalny nawet w jednej scenie);
☒ wkładanie do partii narracyjnych pierwszoosobowych danych przystosowanych do narracji trzecioosobowej (postać ma wiedzę o innych bohaterach, której mieć nie powinna);
☒ nienaturalne określanie postaci znajomych narratorom w miniaturach napisanych narracją pierwszoosobową (np. zamiast przyjaciółka to ta dziewczyna, zamiast Ania to wnuczka pana Kazia itp.);
☒ ocenianie postaci przez narratora wszystkowiedzącego, który powinien zachować obiektywizm (np. nazywanie Bartka bandytą) – odebranie czytelnikowi możliwości samodzielnego wnioskowania;
☒ komentarze narracyjne przy dialogach opisują raz jeszcze dokładnie to, co wynika z wypowiedzi;
☒ częste lanie wody; gromadzenie informacji, które nie mają większego znaczenia dla fabuły;
☒ częste nieporadne określenia psujące atmosferę, głównie scen erotycznych (śledź, pożeranie i wsysanie ślimaka, pagórek okrywający żebra, sutki wyrastające w czasie podniecenia, zalewanie hektolitrami spermy itp.);
☒ częste zdrabnianie imion, które nie powinno być standardowe dla wszystkich postaci, a jest;
☒ sztuczny śmiech w dialogach, którego się nie czuje (również zapis westchnień i jęków często nienaturalny, wzbudzający konsternację);
☒ górnolotne frazesy (śmiech przypieczętowujący przyjaźń, udawanie się na spoczynek, swawolenie żołdactwa w zdobytym mieście);
☒ niektóre dialogi nie mają dopisków narracyjnych, przez co łatwo się w nich pogubić;
☑ jednak generalnie większość tekstów jest lekka w przyswajaniu, szybko się czyta.
FABULARIA I BOHATEROWIE
☒ większa część miniatur wygląda, jakby przedstawiała wydarzenia dziejące się w XX-leciu międzywojennym – postaci zachowują się nienaturalnie, niewspółcześnie, również taką mają stylizację językową;
☒ wszystkie miniatury mają pierwszoplanowy wątek seksualny i często na tym się kończy (brakuje tła i wielowątkowości; czasem wydaje się, że brakuje fabuły w fabule);
☒ w narracji pierwszoosobowej nie czuć, by w czasie aktów postać była przekonująco podniecona (patrzy na zegarek, opisuje tło, nie przeżywa realistycznie odczuć, bardziej przypomina kukiełkę lub narratora trzecioosobowego);
☒ większa część miniatur ma powtarzalne motywy, przez co teksty są przewidywalne i nudne:
- sposoby podrywania nieletnich (zapraszanie się do pokojów; sadzanie dziewczyn na kolankach; infantylne słownictwo; wymuszanie pocałunków w policzki dla dobrego wujka; komentarze na temat wyglądu, sugerujące bardziej perwersyjne stroje; opowiadanie o swojej młodości i grach z podtekstem seksualnym);
- mężczyźni podniecają się, widząc tylko dekolt i to motywuje ich do seksu z nieletnią;
- kobiety mają albo bardzo duże, albo bardzo małe biusty;
- kobiety paradują przy nieznajomych w halkach i spódnicach, często bez biustonosza;
- nastolatki nie czują niczego niepokojącego w zachowaniu dorosłych mężczyzn, którzy wykorzystują naiwność;
- wszyscy twoi bohaterowie są wylewni, dużo zdradzają o życiu prywatnym już przy pierwszej rozmowie z właściwie obcymi sobie ludźmi.
☒ Nastoletnie postaci żeńskie mają jednolite charaktery, wydają się przedstawione w krzywym zwierciadle – są łatwe i chętne, a przy tym mocno infantylne i głupiutkie;
☒ dojrzałe kobiety w twoich miniaturach są najczęściej głupie i puste, skupione tylko na swojej seksualności;
☒ postaci żeńskie w opowiadaniach pisanych z perspektywy narratora-mężczyzny najczęściej nie mają własnego zdania, podlegają mężczyznom, są pozbawione charakteru jak lalki, pojawiają się tylko po to, aby bohater mógł prędzej czy później uprawiać z nimi seks;
☒ dojrzali bohaterowie są w większej mierze obrzydliwi, wzbudzają negatywne emocje;
☒ większości twoich postaci nie da się polubić, nie kibicuje im się; część jest głupia – jakby nie zdaje sobie sprawy z podstawowych rzeczy (przykłady głównie w części oceny: Atawizmy);
☒ kreacje twoich postaci w większej mierze są sprzeczne (postaci jedno myślą, drugie robią);
☒ większa część opowiadań waloryzuje negatywne wartości takie jak: seksizm, pedofilia, manipulacja, zdrada, głównie patologia (matki niereagujące na słowa o gwałtach na swoich córkach; trójkąt przy kilkuletnim dziecku, które nieświadome przyklaskuje aktom; lekarki sugerujące właściwie obcym pacjentom stosunki seksualne z nieletnimi i udostępniające im pomieszczenia socjalne);
☒ w tekstach pojawiają się nieśmieszne żarty sytuacyjne lub dialogowe, bawiące chyba jedynie bohaterów, którzy nie grzeszą inteligencją;
☒ imiona twoich postaci są powtarzalne;
☒ retrospekcje, które pojawiają się w tekście, są powtarzalne i często nie wnoszą nic do fabuły;
☒ opowiadania erotyczne często po opisie aktu szybko się urywają, pojawia się ostateczne streszczenie, jakbyś zakładał, że w erotykach nie ma miejsca na fabułę – jak w filmach pornograficznych;
☒ brak napięcia przy rozwijaniu fabuły oraz płytkie, nieprzekonujące konflikty tworzące główne wątki;
☒ wewnątrz tekstów pojawiają się spoilery i mało subtelne sugestie o zakończeniach historii;
☒ nierealistyczna i nieprzekonująca wizja przyszłości w miniaturze Atawizmy (2018);
☑ bardzo dobry research odnośnie realiów życia w miniaturach: Inni (2018) i Rok 1981 (2018);
☑ część miniatur zawiera pod koniec ciekawą puentę;
☒ brak oznaczeń tematyki przy tytułach tekstów w spisie.
Jak widzisz, pozytywów (☑) jest zdecydowanie mniej (4) niż uwag negatywnych (☒ – 47). Niektóre miniatury pozytywnie nas zaskakiwały (może niekoniecznie całościowo, ale wybiórczo, niektórymi elementami), inne nie pozostaną długo w naszej pamięci głównie przez nijakość i to, że były bardzo do siebie podobne. Niestety część z twoich tekstów kojarzy nam się wyłącznie negatywnie – z wyeksponowaną patologią i przesadzonym seksizmem. Jako że Inni, które zgłosiłeś, zasługiwałoby może i na notę dobrą naciąganą (4-), Stosunki rodzinne… były co najwyżej mocno przeciętne (3), Zabójstwo w efekcie zasługiwało na etykietę #słaby (2), a Na zakręcie zapamiętamy jako fatalne (1), postanowiłyśmy nie wystawiać ci żadnej noty końcowej. Nie jesteśmy w stanie wyliczyć jakiejś średniej, a ocena to zbiór naszych wrażeń, często zresztą subiektywna. Być może istnieje jakaś grupa czytelników, którym spodoba się wybrana przez ciebie tematyka erotyki, nazwijmy ją delikatnie, międzypokoleniowej, podejrzewamy jednak, że muszą to być czytelnicy, którzy nie czytają cię często, raczej selektywnie. Powtarzalność i idąca za tym przewidywalność są słabe – niezależnie od wybranego gatunku.
Jako kobieta nie cierpię takich erotyków, wynika z nich wprost, że mężczyźni nie chcą seksu z kobietami - chcą seksu z nieświadomymi, przeseksualizowanymi dziećmi, istotami wyraźnie od nich głupszymi i albo nieuświadomionymi kompletnie w kwestiach związanych z seksem, albo bez własnego zdania, skupionymi wyłącznie na własnej seksualnej atrakcyjności.
OdpowiedzUsuńDla mnie to po prostu niepokojące.
Tak właśnie przedstawiona jest część mężczyzn w omawianych tekstach. Jednocześnie nie da się na tym oprzeć całej oceny i noty końcowej – wiadomo, fikcja literacka, wolność słowa i tak dalej.
UsuńW pewnym momencie oceniania nawet zastanawiałyśmy się z For, czy nie odpuścić roboty, jednak poniekąd szkoda nam było włożonej już wcześniej w ocenę pracy, no i nie wszystkie opowiadania autora takie są – przykładowo pierwsze ocenione można polecać.
Zapomniałam w podsumowaniu dopisać, co zaraz zrobię, że minusem jest brak etykiet lub innych oznaczeń informujących, co znajduje się pod danym tytułem w spisie treści. Takie oznaczenia mogłyby wiele ułatwić.
Fikcja literacka fikcją, ale wiadomo, te opowiadania czemuś służą, a wygląda niestety na to, że to typowa erotyka mająca spełnić funkcję fantazji, a nie jakaś literacka rozprawa o wykorzystywaniu nieletnich. Nie mam nic do związków toksycznych czy niemoralnych w literaturze, nawet erotycznej, jednak uważam, że jeśli ktoś za najbardziej pożądaną postać kobiety uznaje łatwą do wykorzystania, uległą idiotkę, to niekoniecznie dobrze to o nim świadczy. Nawet postać niewinnej nastolatki czy niewolnicy można opisać dobrze i wiarygodnie, w sposób niekojarzący się usilnie z przekonaniem, że według autora idealną partnerką byłaby realistyczna lala dla dorosłych z funkcją oprogramowania wyjątkowo tępego porn-bota.
UsuńWedług autora - niekoniecznie narratora ani tym bardziej niektórych postaci męskich - idealną partnerką NIE JEST lala dla dorosłych. Autor uważa tylko, zapewne błędnie, że idealni ludzie są nudni. Nie chce mu się pisać o tym, co widzi na codzień.
UsuńZgadzam się z Araną. Teksty wyglądają na spełnienia fantazji erotycznych i to opisanych w dziwny, infantylny sposób. Brak poszanowania dla kobiet i kobiecego ciała. Nastolatki przedstawione jako seks-zabawki. Na myśl przychodzą mi porno anime. Podobne klimaty.
OdpowiedzUsuńTo tutaj działa w dwie strony, nie tylko przecież kobietom się „obrywa”. Mężczyźni też nie są postaciami grzeszącymi inteligencją, raczej są przedstawieni jako nieprzystosowani do życia w społeczeństwie zwyrole, których strach wypuścić na ulicę, bo zmanipulują każdą napotkaną osobę płci przeciwnej.
UsuńMożliwe, że istnieje grupa osób, do których takie teksty trafiają i na których działają pobudzająco, jednak sądzę, że spora część czytelników „z przypadku”, poszukujących opowiadań erotycznych, będzie zniesmaczona takim obrazem społeczeństwa, który wychodzi na jaw po przeczytaniu większej ilości miniatur. Jest to obraz na pewno krzywdzący i przedstawiający realia w jakimś krzywym zwierciadle.
Pozwólcie, że podziękuję Wam za włożony trud. Nie liczyłem, że przeczytacie tak dużo. Myślałem, że ocenicie tylko opowiadanie "Inni". Jest w końcu tyle dobrej literatury. Krytyke biorę na klatę i do umysłu. Przyda się! Nareszcie ktoś zjechał tę moją grafomanię, jak należy. Dziękuję za wszystkie rady! Jest ich tak dużo, że zajmie mi sporo czasu ich przegryzienie i przetrawienie. Cóż mogę powiedzieć o treści i postaciach? Bohaterowie są przedstawieni w "krzywym zwierciadle" celowo. To patologia pure i poor, acz nie zawsze. Dlaczego akurat tak? Może dlatego, że świat nie zawsze jest piękny i w wielu/niektórych z nas mieszkają demony?
OdpowiedzUsuń"jednak sądzę, że spora część czytelników „z przypadku”, poszukujących opowiadań erotycznych, będzie zniesmaczona takim obrazem społeczeństwa..." - Nie jestem pewien, czy prawidłowo zrozumiałem. Bywam na portalach z literaturą erotyczną (lub raczej pseudoliteraturą). Uważam, że wielu, jeśli nie większość, czytelników poszukujących opowiadań erotycznych to idioci (stanowiący pokaźną część społeczeństwa) i jest mi absolutnie wszystko jedno, czy zostaną zasmaczeni czy zesmaczeni. W ogóle poczucie dyskomfortu jest jak najbardziej wkalkulowane w te opowiastki. One mają drażnić. Np. w "Innych" drażnią Was postacie i relacje między nimi, co jest oznaką Waszego zdrowia psychicznego. Są niestety tacy, których rozdrażni to, co pochwaliłyście. Przyznam, że napisałem to opowiadanie na złość nacjonalistom, rasistom, antysemitom oraz upraszczaczy i wybielaczy historii. A czy do kogoś trafi? Sądząc po Waszej krytyce, próżne nadzieje. Trudno.
Jeszcze raz dziękuję!
Bywam na portalach z literaturą erotyczną (lub raczej pseudoliteraturą). Uważam, że wielu, jeśli nie większość, czytelników poszukujących opowiadań erotycznych to idioci (stanowiący pokaźną część społeczeństwa) i jest mi absolutnie wszystko jedno, czy zostaną zasmaczeni czy zesmaczeni. – Tzn. nie czytam literatury erotycznej w sieci, ale posiadam zbiorki takowej fizycznie, w postaci książek i zdarza mi się je czytać, a nie mam się za idiotkę. Fakt, że to raczej faktycznie literatura erotyczna, a nie grafomańskie pornoopka, jednak wydaje mi się, że nawet takich nie czyta się po to, aby się zniesmaczać. Nie bardzo rozumiem też twoje podejście – nie przekonuje mnie to, że jest ci absolutnie wszystko jedno, jak czytelnicy będą odbierać twoją twórczość. Wydawało mi się, że pisze się zwykle po to, by osiągnąć jakiś konkretny cel. Tym bardziej że kilka z twoich opowiadań musiałam porzucić szybciej niż w połowie – tak silne było to poczucie dyskomfortu. I nie czułam wtedy, byś pisał z przymrużeniem oka, przedstawiał bohaterów „w krzywym zwierciadle”, nie przyszłoby mi to na myśl.
UsuńMoże gdybyś zaznaczył to gdzieś, zrobił jakieś *wink wink* w przedmowie lub skategoryzował swój spis treści i uprzedzał, które teksty są na poważnie, które dla śmieszków, które tylko po to, by wsadzić sobie rękę w majtki… Wydaje mi się, że to mogłoby wiele ułatwić tym, którzy wchodzą na twój blog. Czytelnicy mają różne oczekiwania, a sama „erotyka” jest pojęciem zbyt obszernym, by się u ciebie odnaleźć.
W ogóle poczucie dyskomfortu jest jak najbardziej wkalkulowane w te opowiastki. One mają drażnić. – Ale że wszystkie? To bywało frustrujące i przytłaczające, szczególnie że po tych tekstach, które przeczytałam, mam wrażenie, że nie potrafisz inaczej przedstawiać swoich bohaterów. Że to zawsze są naiwne i łatwe panienki oraz starzy i obleśni faceci. Monotematyczność jest słaba niezależnie od gatunku, tak sądzę.
na przykład w "Innych" drażnią Was postacie i relacje między nimi, co jest oznaką Waszego zdrowia psychicznego – nie wiem, czy czyta się erotyki po to, by dowiedzieć się, że jest się zdrowym psychicznie. Raczej nie. ;) I akurat „Inni” to moim zdaniem twój najlepszy, najbardziej złożony i najciekawszy tekst.
Do reszty zajrzałyśmy, bo kiedy ktoś zgłasza blog, a nie wysyła wybranych przez siebie tekstów do nas na priv, to pod lupę bierzemy większą ilość materiału, aby autor miał większy feedback o swojej twórczości.
Bardzo dziękuję za komentarz!
Odpowiedziałbym wcześniej, tylko nie wiedziałem, że ocena jest już gotowa.
UsuńTeż bym się nie poczuł idiotą. Chyba piszemy równolegle do siebie a nie do siebie, ale nie szkodzi. Chodziło mi o to, że jest pewien kontyngent internetowej publiczności, krótego gustów kategorycznie nie chcę zadowalać. Są to m.in. wszelkiej maści ksenofoby, rasiści, spiskowoteoryści i tym podobne dziwolągi. Jeśli któryś/któraś poczuje dyskomfort... tym lepiej dla nich. Poza tym nie bez przyczyny użyłem słów "wielu" i "większość" a nie "wszyscy", więc proszę nie brać uwagi o idotach do siebie. Bardzo proszę.
Nie mam zamiaru bronić swoich tekstów. Głupio by to wyglądało. Poza tym wrażenie czytelnicze/recenzorskie jest, jakie jest i na pewno jest słuszne. Więc pokrótce:
"Zabójstwo w efekcie" - tytuł filmu nic mi nie mówi. Nie na nim się wzorowałem, lecz na autentycznym "tokszole" o podobnym formacie i treści do pokazanych w op-ku. Zmieniłem tylko geografię i poprawiłem historyjkę, żeby była mniej szokująca niż w oryginale, no i dodałem (mam nadzieję) jakieś elemenciki humorystyczne. Ten talkshaw leciał na państwowym (!) kanale, prowadzony był przez najbardziej popularnego moderatora, reklamowany w primetime'ie. To mnie zszokowało bardziej niż format i treść. Kraj to nieodległy ani geograficznie ani kulturowo, więc i w Polsce takiego zjazdu publicznej TV do poziomu taniego tabloidu nie można wykluczyć. Pytacie: czemu ma służyą ta moja pisanina? W tym wypadku m.in. być może jakiemuś ostrzeżeniu, że coś takiego może się zdarzyć. Dlaczego o tym piszę? Może dlatego, że nie pisze nikt inny. Nie wiem.
"Rok 1981": Obie postacie męskie to bohaterowie przez duże B. Dziesięć lat minie i - niewykluczone - dostaną medal za odwagę i zasługi dla ojczyzny. Trafią na karty podręczników historii jako postacie do naśladowania. A o grzeszkach z konspiry nikt sie nie dowie, bo i kogo one będą interesować. Możliwy morał tej powiastki: okazja czyni złodzieja. Moja fikcyjka szokuje i zniesmacza? I bardzo dobrze. Powiastkę wymyślił chory móżdżek jakiegoś zboka? Nie inaczej. Powiastka jest przez to nierealistyczna i nieprawdopodobna? Nie sądzę. Bo co powiecie n.p. o sprawie pana Jankowskiego (postać rzeczywista!), tego co stoi na pomniku w Gdańsu? Morał można wysnuć ten sam - przy odrobinie łaskawej dobrej woli: okazja czyni złodzieja. Obojętnie, czy oskarżenia formułowane wobec niego (ciężkie przestępstwa zagrożone karą kilkunastu lat więzienia) są słuszne, czy stanowią zbiorowe pomówienie. Może gdyby nastolatki skrzywdzone (realnie skrzywdzone, nie w internetowej fikcji) i przede wszystkim ich matki wiedziały i rozumiały, że nie wszytsko złoto, co się świeci, do niektórych tragedii by nie doszło? Z żywotów świętych i romantycznych bajań o zrywaniu nenufarów na pewno się nie dowiedzą. Jeden z moich przyjaciół - nauczyciel akademicki, historyk - definiuje zadanie nauczyciela historii w taki sposób: pokazać, że nic nie jest proste i jednoznaczne. Czy mnie się udaje pokazać to w moich pseudohistorycznych wypocinach? Ocena należy do zniesmaczonego czytelnika.
Postać żeńska - pani udzielająca azylu - stanowczo nie jest tępą dziurą jak jakoby wszystkie panie w moich opowiadaniach. Przeciwnie, to kobieta szybkich decyzji, inteligentna, energiczna. Podobną bohaterkę dałoby się znaleźć na przykład w "Miłości w czasach apokalipsy". Naiwną dziurą jest natomiast jej córka (aczkolwiek oczytaną i inteligentną - nie zgadzam się, że zrobiłem z niej postać jednoznacznie negatywną). To wcale nierzadki model relacji matka-córka. Z pewnością znajdziecie wśród znajomych przebojową mamę i bierną córką, albo córkę, która chce się wyzwolić spod nadopiekuńczości mamy.
cdn
cd
Usuń"Chłopec ta diwczyna": czyżby największy protest wzbudzało życie? Gdybym swego czasu nie był mimowolnym świadkiem takich karesów, scenka w pociągu (miejsce akcji i imiona/charakterystykę uczestników oczywiście zmieniłem) w ogóle nie zaświtałaby mi w wyobraźni. Ani tym bardziej dialogi. (Niektóre zdania wziąłem żywcem z pamięci, łącznie z pozornym brakiem logiki i sprzecznościami, które mi/bohaterom słusznie wypominasz). Dlaczego to napisałem? Pewnie po to, żeby się uwolnić od wspomnienia. Po co? Żeby się pochwalić znajomością porno powieści, którą pozwoliłem sobie skrycie zareklamować w opowiadaniu. Bądź co bądź to "książka roku" BBC i, stety lub niestety, jedyna powieść erotyczna, jaką posiadam fizycznie. Po co jeszcze? Żeby pokazać, że Ukraina to nie tylko pracownicy fizyczni za 5 zł na godzinę, ale też banalne życie z wycieczkami szkolnymi (w moim liceum tradycją było zwiedzanie Krakowa) i miłostkami (p.w.). Żeby przemycić ukraińskie słówko (w tytule). I po nic więcej.
A teraz po litanii wyjaśnień przepraszam, że zawracałem głowę i spowodowałem zniesmaczenie. Nie żałuję, ale przepraszam.
Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu miłych chwil w "nastąpiwszym" roku. :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń