Tytuł: Biały lotos
Autorka: Mari Kim
Kategoria: fantasy YA
Cześć i czołem, Mari!
Dawno żeśmy się tutaj, na WS, nie widziały. Jako że po ostatniej ocenie prosiłaś, by tym razem skupić się głównie na fabule i sylwetkach psychologicznych postaci, a nie poświęcać aż takiej uwagi chociażby kwestii poprawności, pozwól, że nie będę się również rozwodzić o takich elementach jak pierwsze wrażenie czy szata graficzna twojego bloga i przejdę od razu do konkretów.
Tekst wysłałaś mi na priv, a więc to wersję stamtąd biorę pod lupę i nie będę jej porównywała z tą blogową. Lecimy!
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wszyscy zostali wysłani, aby walczyć z intruzami, którzy za wszelką cenę pragnęli zniszczyć to miejsce. – O nie, jejku. Pierwszy akapit, a tu taki brzydki spoiler... Zamiast dać mi scenę, opisujesz motywacje strażników. Pokaż intruzów, ich działania i to, jak strażnicy próbują sobie z nimi poradzić, a resztę dopowiem sobie sama. Dalej jeszcze kilkukrotnie wyprzedzasz fakty, np.:
Trzynastoletnia Maddie wyjrzała na korytarz, sprawdzić, czy rzeczywiście świecił pustkami. – Gdyby wyszła ostrożnie, rozejrzała się i – co i tak opisujesz zdanie dalej – odetchnęła z ulgą, to zrozumiałabym, o co jej chodzi. Nie psuj mi zabawy już na początku, ładnie proszę.
Później okazuje się, że nie eksponujesz tylko pobudek do działań swoich bohaterów, ale również zmuszasz mnie do wyciągania konkretnych wniosków na ten temat. Dziewczynki nie pomagają innym, prą naprzód do wyjścia, nie rozglądając się, mimo że inni też proszą o pomoc? Są samolubne, okej, ale to nie narrator jest od oceniania:
Samolubnie ratowały własną skórę. – Jestem na nie, bo jeżeli dałabyś mi sam obrazek, to wnioski mogłabym wysunąć sama. To dlatego w ogóle czytelnik czyta cokolwiek – aby móc wnioskować z tekstu i samemu ustalać, czy jakieś zachowanie mu się podoba i jest w stanie je zrozumieć, czy raczej uznaje je za negatywne. Słowo samolubnie narzuca mi o dziewczynkach opinie, natomiast ja skłaniam się ku temu, by w przedstawionych okolicznościach nazwać je rozsądnymi. Widzisz? Mam inne zdanie niż narrator. To dlatego narratorzy wszystkowiedzący powinni być obiektywni i niczego ani nikogo nie oceniać. Oni są od tego, by wprowadzać czytelnika w świat; wnioskowanie należy do mnie.
Nie mogę cię jednocześnie nie pochwalić za poprawność oraz styl. Jest lekko, przyjemnie, naprawdę dobrze się to czyta, jeżeli chodzi o technikę. Na pierwszy rzut oka widać ogrom pracy, który włożyłaś w ten tekst – absolutnie nie przypomina tego, o którym rozmawiałaś z Dafne. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona, brawo.
Maddie dobrze znała rozkład budynku, więc bez problemu dotarły do parteru. Tak samo obskurnego, [przecinek zbędny] jak reszta budynku. Murowane ściany, [przecinek zbędny] wyglądające [przecinek] jakby miały się zaraz rozpaść. Unoszący się w powietrzu drażniący zapach wilgoci i pleśni oraz przytwierdzone do sufitu żarówki. – Podkreślenie to kolejna cegła w twarz. A pomijając ekspo, co z tymi ścianami, zapachem i żarówkami? W tym fragmencie nie pojawiłoby się orzeczenie, które nadałoby im sens. Po prostu wymieniasz elementy scenerii, ale nic z tego nie wynika. Może z imiesłowu wyglądające zrób czasownik: wyglądały? Chociaż to akurat luźna sugestia.
Potem zaraz masz zdanie: Nie dostrzegły ani jednego strażnika (…) i niby wiem, że chodzi o dziewczynki, ale kiedy czyta się to ciągiem i na głos, wydawałoby się, że nie dostrzegały strażnika te ściany, zapachy i żarówki. Trochę namieszałaś w podmiotach.
Niby uprzedzałam, że nie będę się przesadnie skupiać na poprawności, ale kiedy coś mocniej zakłuje mnie w oko, to jednak o tym wspomnę.
Wystarczyło dobiec do ostatnich drzwi na końcu korytarza. Zdobyć się na resztki sił. Ponaglić koleżankę, która wyglądała coraz marniej i coraz częściej potykała [się] o własne nogi. Serce biło jej jak oszalałe, oddech przyśpieszył. W głowie szalały wszelakie myśli. – Tej koleżance czy Maddie?
Adrenalina ją napędzała i jednocześnie odpychała strach. Wierzyła, że im się uda. – Pewna siebie ta adrenalina…
Albo zginie tutaj, albo poza murami tego więzienia, walcząc o przetrwanie i wolność. – Oczywista oczywistość; bohaterka zginie tu lub na zewnątrz – taka jest idea śmierci, jedynej pewnej w życiu.
Plus niezrozumiały dla mnie patos. Maddie ma trzynaście lat i jasne, pod wpływem tego, co jej się przytrafiło, może być nieco dojrzalsza, patrzeć na świat inaczej i tak dalej, ale walka o przetrwanie i wolność brzmią bardzo podniośle, wręcz jakby Maddie była jakimś żołnierzem wyklętym. Ewentualnie narrator podkręca sztucznie dramę, ale tak czy inaczej – nie kupuję tego.
Pięć lat później
Przysadzisty chłopak z krótko ostrzyżonymi, jasnymi włosami łypał groźnie z szyderczym uśmiechem. – Łypie się zwykle groźnie, nie musisz tego dopowiadać. Warto byłoby jednak dopisać, na kogo bohater łypał.
Za wszelką cenę pragnął przypodobać się przywódcy. Śmiał się ze wszystkiego, co powiedział Andy, a śmiech ten przypominał ryk osła. – Hmm, chyba wolałabym to zobaczyć, niż tylko o tym przeczytać. Daj mi to sceną, pokaż dialogiem, nie baw się w puste słowa. Dopiero co opisałaś wygląd gościa, dopiero co wszedł w scenę, a ja już poznaję jego charakter…? Nie chcę tak. Wiesz, Crabbe i Goyle też próbowali przypodobać się Malfoyowi, ale świadczyły o tym drobne momenty w scenach, wręcz gagi, a nie suche opisy.
Stosujesz mową pozornie zależną, co jest dostrzegalne głównie przez użycie potocyzmów czy wyrażeń młodzieżowych przy partiach narracyjnych Tamary. Na przykład facjata, łypać, śmieć, roznieść na kawałki, trzymać buzię na kłódkę i tak dalej. I to jest fajne, bo można łatwo wczuć się w emocjonalność młodej bohaterki, ale jednocześnie cały czas nie potrafisz wpleść w tę narrację jej myśli, bo wprowadzasz je tak:
Pomyślała, że i jemu przydałaby się nauczka.
Gdybyś napisała wprost, jako zdanie wplecione w partię narracyjną: I jemu przydałaby się nauczka, czytelnik wyłapałby, że to nie zdanie narratora, ale właśnie mowa pozornie zależna bohaterki. Nie jest to wprawdzie konieczność, raczej sugestia, dobra rada – uważam, że możesz przez to nadać bohaterce lekkości, naturalności, bardziej też uintymnić narrację, byłabym bliżej postaci.
– Gdzie się tak śpieszysz? – zapytał, szczerząc swoje zęby w krzywym uśmiechu. – A niby czyje inne miałby szczerzyć?
– Cześć, lasia! Co tam słychać w świecie trupów? Może chcesz z nami zapalić fajkę? – zaśmiał się Andy, naruszając prywatną przestrzeń dziewczyny. – Co oznacza to podkreślenie? Jak mam je sobie wyobrazić? Konkrety, konkrety…
– Ej, no. Nie bądź taka! Przecież starzy cię nie ukażą! Nie masz czym się przejmować. W końcu i tak nie żyją, nie? – zaśmiał się, a jemu zawtórował Patyczak swoim śmiechem, przypominającym ryk osła. – To o ośle już było, nie mam problemów z pamięcią. Na dodatek jakiś taki pokraczny ten dopisek narracyjny. Może: Zaśmiał się, a Patyczak zawtórował mu rykiem. Jakoś płynniej, no i znów nie musisz dodawać, że śmiech/ryk należał do niego. Nieswoim śmiać by się nie mógł.
Swoją drogą ładnie oddajesz klimat tej sceny. Potrafię wczuć się w bohaterkę, a słowa chłopaków robią mi przykrość, działają na mnie, chociaż, nie ukrywam, scena trochę przypomina mi tę potterowską, z początku Zakonu Feniksa, gdy Dudley, też z dwoma przydupasami, w podobny sposób żartował z Harry’ego. To porównanie jest we mnie dość silne może dlatego, że niedawno zrobiłam sobie potterowski filmowy maraton. Nie bierz więc tego przesadnie do siebie.
Z nim nie szło do żadnego porozumienia. – No dobra, ale to już dość śmieszny potocyzm, jak dla mnie trochę przesadzony, szczególnie że scena jest mocna. Nie można było dojść – sugeruję.
– To chyba nie widziałaś się w lustrze – odparł, rycząc jak osioł. – Trzeci raz mi o tym…? Naprawdę?
– Szmato, nie podskakuj – może to zwykłe czepialstwo, ale czy Andy nie powinien najpierw wskazać czynności, a potem obelgi? W twojej wersji jakoś mało naturalnie to brzmi.
Zaraz potem pięścią uderzyła w brzuch Patyczaka. Tamara wykorzystała okazję zdezorientowania bandy głupków i puściła się biegiem. – Najpierw imię, potem podmiot domyślny. Odwrotnie to nie bardzo działa; jakby pierwszą czynność wykonała jakaś inna dziewczyna.
Nie miała zamiaru dłużej zostawać w tym towarzystwie. – No raczej, skoro pobiła chłopaków i uciekła…
Okej, ale co tu się właściwie stało? Chłopaków było trzech i byli całkiem rośli (no może poza Patyczkiem), a ona była jedna. Wcześniej zastanawiała się nad tym, że nie ma co stawać w szranki, bo sobie nie poradzi. Aż tak nagle (rozumiem adrenalinę i rosnącą złość, to naprawdę było czuć) podjęła decyzję i wykonała ruch. Jednego chłopaczka powaliła, drugiego też, trzeci – w ogóle nie wiadomo, co zrobił, jakbyś o nim zapomniała. Nie za łatwo jej poszło? Albo, skoro ci chłopcy to tacy lamerzy, jak można było przewidzieć, po co ta drama na początku, że Tamara sobie nie poradzi? Przecież poradziła sobie świetnie! Zuch dziewczyna, już ją lubię.
Miała kondycję zdecydowanie w lepszym stanie niż tego [ten] przysadzistego [sty] chłopaka [ak], który unikał sportu jak ognia.
Suchość w gardle zaczęła nieco doskwierać. Chciała zamordować tych gnojów, zgnieść jak małe mrówki, by zniknęli raz na zawsze. – To tylko suchość w gardle, ona nie jest aż tak niebezpieczna…
Siły ją opuściły, dzień stał się jeszcze gorszy, psychika nakazywała poddanie. Pragnęła rzucić to wszystko i zapaść się pod ziemię. – Ej, psychiko! Nie deprecjonuj mi się tu!
Mam nadzieję, że nie bierzesz do siebie tych komentarzy. Oczywiście, chodzi o to, że mylisz podmioty i bywa to czasem zabawne, ale malutka ingerencja w zdanie jest w stanie to poprawić, a więc tragedii nie ma. Pamiętaj – wciąż dobrze mi się to czyta. Jest lekko i mogę się wczuć, a to najważniejsze.
Mieć z głowy całe życie, które wystarczająco ją dobijało. Głowa rozbolała od napływu emocji.
Przywykła do tego, choć coraz bardziej jej się to nie podobało. – Ledwo przed chwilą pisałaś, że bohaterka powinna przywyknąć do stanu rzeczy, ale zbyt bolało: Powinna była przywyknąć do tego i nie przejmować się, ale nadal bolało. No więc przywykła czy nie?
Wśród zachęcających szyldów, tylko jeden najbardziej rzucał się w oczy; przynajmniej Tamarze. – Ten średnik tu nie pasuje. Służy on głównie do oddzielania pojedynczych zdań składowych w zdaniu wielokrotnie złożonym. Zdania te jednak powinny być samodzielne pod względem myślowo-pojęciowym, a to dopowiedzenie takie nie jest, to ewidentna kontynuacja. Myślnik albo przecinek, nie inaczej.
Gdy tylko przekroczyła próg [przecinek] poczuła, [przecinek zbędny] subtelny zapach kadzidełek (…).
Ciemnozielona kotara oddzielała sklep od magazynu i kłóciła się z bordowym kolorem ścian.
– Dzień dobry – powiedziała głośno, podchodząc bliżej lady. – Ta kotara? Bardzo uprzejma, nie powiem.
Za [zza] kotary wyłonił się średniego wzrostu Azjata o przeciętnej budowie ciała. – Myślę, że czytając o Azjacie samym w sobie, raczej nikt nie spodziewałby się kulturysty. Gdyby było inaczej, pewnie byłoby to bardziej warte wspomnienia.
Okrągła twarz z delikatnymi rysami twarzy, ozdobiona niewielką ilością zmarszczek. – Brak orzeczenia. Może: Okrągłą twarz z delikatnymi rysami twarzy zdobiła niewielka ilość zmarszczek?
Wąskie oczy kontrastowały z dużym nosem i niewielkimi ustami. A hebanowe włosy swobodnie opadały na czoło. – Raczej unika się zaczynania zdań od spójników, szczególnie od a. Może lepiej byłoby połączyć te dwa zdania w jedno? To opis, nigdzie się przecież nie spieszymy, zdania złożone nie będą przeszkadzać.
Gdyby nie przejście na podobę labiryntu, to nawet nie dałoby rady przejść na drugi koniec pomieszczenia. – Na podobę? A nie przypadkiem: w podobie? [źródło]. Chociaż to i tak dziwny potocyzm. Szczerze? W twoim tekście spotkałam się z nim po raz pierwszy.
– Woah – szepnęła z zachwytu, bacznie przyglądając się broni. [akapit] Zwłaszcza na szeroki sztych, który delikatnie zakrzywiał się w jedną stronę, mając również lekkie zbrocze. – Znalazłam źródła mówiące o tym, że zbrocze miecza zwykle sięga połowy głowni, czasem nieco dalej, rzadziej jest na całej długości. Zbrocze zwiększa sztywność głowni i zmniejsza jej ciężar – to są jedyne funkcje, które pełni, więc umieszczanie go na sztychu jest bez sensu. Chyba że coś ci się pomyliło i używasz sztychu jako synonimu ostrza, głowni itd (może dlatego piszesz o szerokim sztychu, chociaż rzadko takowy bywa, no bo przecież się zwęża do pióra…). A to błąd [źródło].
Twarz dziewczyny odbiła się w klindze i dopiero wtedy zdała sobie sprawę [ta twarz?], że miała otwarte usta [twarz czy klinga?].
Azjata subtelnie przeciął powietrze, chcąc zaprezentować wspaniałość zdobyczy. – Domyślam się, że nie dlatego, aby ściąć Tamarę. Plus, da się w ogóle ciąć subtelnie? Kiedy coś się przecina, to raczej zamaszyście. Jeżeli tobie chodziło o powolną prezentację, to może pan Lee nie ciął, ale wykonał subtelny, gładki ruch? Czy coś.
– Osiemdziesiąt centymetrów, ledwo osiemset gramów, niecały jeden milimetr przy sztychu – rzekł cicho, przesuwając dłonią wzdłuż płazu miecza aż do czarnego jelca. – Dlaczego przesuwa gołą dłonią po głowni? Paluchy są tłuste, zardzewieje mu! Poza tym to trochę nieprofesjonalne, zwykle pokazowo opiera się głownie np. o rękaw.
Spojrzała w ciemne oczy Azjaty i pokiwała głową w zrozumieniu. – Nie musisz cały czas używać określenia kontynentu, nie uważasz, że to nawet trochę rasistowskie? Są inne określenia, chociażby mężczyzna albo – po prostu – pan Lee. BTW, pan Lee też na pewno ma jakieś imię.
Masz spory problem z podmiotami, coraz więcej tego mnożysz, przez co dość trudno skupić się na czytaniu:
Nawet jakby miała tylko leżeć na wystawie i zbierać kurz.
Momentalnie jednak poczuła [ta sztuka z wystawy?], jak żołądek ją ściskał i za chwilę kiszki zagrają długiego marsza. – Wiem, że miałam w mniejszym stopniu zwracać uwagę na błędy, cały czas o tym pamiętam, ale akurat ten rodzaj potknięć jest dość ciężki, sprawia, że tekst traci na lekkości, czasem na czytelności.
No i kiszki zagrają marsza, po prostu. Frazeologizmów się nie przekształca.
Nie chciała, aby doszło do niezręcznej dla niej sytuacji, więc rzuciła jakimś kiepskim usprawiedliwieniem. Byleby tylko sobie pójść. – No ale Tamara dopiero co przyszła. Po co? Nie wiedziała, że pan Lee pokaże jej miecz, więc musiała mieć jakiś plan, by jakoś zagospodarować czas. Nie była u pana Lee też przesadnie długo, może z kilka minut, więc nie czuła wcześniej, że zbiera jej się na głód? To wejście do sklepu i wyjście to trochę taki imperatyw.
Pożegnała się i wyszła. Ledwo przekroczyła próg, a głośno zaburczało jej w brzuchu. – Też masz takie wrażenie, że ta scena jest taka dość wymowna, może nawet trochę przerysowana, jakby wyjęta z jakiejś kreskówki?
Ta ulica była jedną ze spokojnych w mieście, ale również wydawała się na opuszczoną. – Wyglądała na opuszczoną/wydawała się opuszczona. Ale i również nie bardzo do siebie pasują; ale w tym wypadku niczego nie wyklucza, opuszczone ulice też przecież mogą bywać spokojne.
Wszyscy siedzieli w domach, jakby zmęczeni dniem i chcieli jedynie obejrzeć swój program rozrywkowy. – Wcześniej pisałam o mowie pozornie zależnej i chwaliłam potocyzmy Tamary, ale teraz mam wrażenie, że nie trzymasz się tego typu narracji konsekwentnie, nagle dostaję informację mocno ogólnikową, brzmiącą jak narrator wszystkowiedzący. Więc może te potocyzmy należały wtedy jednak do takiego narratora? Trochę się gubię pod tym względem; nie do końca jestem pewna, na jaki typ narracji się zdecydowałaś. Być może też przeplatasz jedną z drugą, ale nie zawsze wiem, kiedy mam do czynienia ze zmianą.
W pewnym momencie dziwny [przecinek] niewytłumaczalny niepokój ogarnął Tamarę. Miała wrażenie, że jest obserwowana, mimo iż nie wiedziała [przecinek] skąd ta myśl i to uczucie ją nawiedziło [nawiedzały]. – To brzmi trochę tak, jakbyś sądziła, że nie rozumiem słowa niewytłumaczalny…
Nadal jednak czuła pewne poczucie zagrożenia. – Czuła poczucie? Kulawo coś.
Panika zawładnęła nią, dłonie zaczęły się pocić, a serce zabiło szybciej. Przyśpieszyła kroku, tym samym wyciągając klucze. Intuicja prawie krzyczała, że powinna uciekać, ale przed czym? – Okej, wcześniej pisałaś, że Tamara miała do domu niedaleko, kilkaset metrów. Poczuła się dziwnie, wydawało jej się, że ktoś ją obserwuje, więc przyspieszyła kroku, ale nagle z tego uczucia w dwa zdania emocjonalność bohaterki sięgnęła jakiejś niezdrowej histerii. To nie jest tak, że czujesz niepokój i od razu – jeb – ręce ci się pocą, krzyczysz wewnętrznie, by uciekać, włada tobą panika… No chyba że Tamara jest niezdrowa psychicznie. Jest?
Dalej wprawdzie potwierdza się moja teoria, że dziewczyna jest przewrażliwiona, bo miała ciężką przeszłość, o której fajnie, że nie piszesz wprost, a jedynie rzucasz o niej wskazówkę, ale… Tamara naprawdę była krótki odcinek drogi od domu. Podejrzewam, że skoro przyspieszyła, to nawet nie musiała ustawiać klucza między palce, bo zaraz i tak musi ich użyć do otwarcia drzwi.
Niby wszystko jest poprawnie, ładnie rozpisane, ale moje emocje nie działają, nie udzielają mi się te towarzyszące Tamarze. Może dlatego, że w scenie brakuje napięcia. Wprawdzie używasz plastycznych określeń, opisujesz zachowanie bohaterki, ale jednocześnie w momencie, kiedy bohaterka panikuje, to między nazwaniem tej paniki po imieniu a rzuceniem się pędem do domu następuje akapit tych wskazówek o demonach przeszłości. Niektóre zdania są też po prostu za długie, więc zabijając dynamizm sceny. Spójrz:
Jeden z kluczy umieściła w swojej dłoni tak, aby znajdował się pomiędzy jej palcem wskazującym a środkowym. Nie był to najlepszy sposób na ewentualną samoobronę, ale uważała, że lepsza prowizorka niż nic. Nie mogła sobie pozwolić na powtórkę tego, co wydarzyło się dwa lata temu. A raczej nie chciała. Do dzisiaj nie opuściło ją [jej] poczucie winy. – Popracowałabym nad takimi fragmentami. Dla przykładu uszczuplona przeze mnie nieco wersja:
Pomiędzy palec wskazujący a środkowy wsunęła klucz. Średni sposób na samoobronę, ale Tamara uważała, że lepsze to niż nic. Powtórka sprzed dwóch lat? Nie mogła sobie na nią pozwolić. Poczucie winy nie odpuszczało do dziś. – To tylko sugestia, nie mówię, że tak to musi wyglądać, raczej chcę pokazać ci, o co mi chodzi.
Tak samo zbędne wydają się niektóre określenia czasu. Nie wprowadzają żadnych informacji, jedynie wydłużają ci zdania, np.: W pewnym momencie dziwny niewytłumaczalny niepokój ogarnął Tamarę. – Wiadomo, że chodzi o jakiś pewien moment, coś przecież ma miejsce, ale tak naprawdę ta informacja w ogóle niczego nie mówi. Jest tylko pozorna. Poza tym sam szyk jest jakiś taki nietypowy, może trochę go uprośćmy: Tamara poczuła dziwny niepokój, naprawdę styknie. Potrzeba dynamizmu, by budować napięcie, aby czytelnik przeżywał scenę razem z bohaterką. Do tego nadają się krótkie zdania, konkretne informacje. Nie ma czasu na gdybanie i słowa-zapychacze.
ROZDZIAŁ DRUGI
Czuł się osaczony, zmęczony i wypruty z wszelkich uczuć. – Dlaczego tego nie pokażesz, tylko bijesz mnie oczywistościami po głowie? Nawet nie zdążyłam bohatera poznać, to właściwie jedno z pierwszych zdań o nim i już wiem, jaki ma charakter, a nie wiem, kim właściwie jest? Tajemnice są fajne, kiedy możemy je odkrywać, czyli w tym przypadku poznawać bohatera. Ja już nie muszę go poznawać, bo najważniejsze o nim dane – charakter, strona emocjonalna – wypłynęły od razu.
Starał się uspokoić, choć nerwowo pocierał lekko spocone dłonie. (…) Aczkolwiek on był dobrej myśli. – A więc czuł się osaczony, zmęczony, wypruty z wszelkich uczuć, był nerwowy i… dobrej myśli? Czy to się aby nie wyklucza? Jakbyś zapomniała, co oznacza określenie wszelkie.
Park wydawał się przestronny przez brak dużej ilości drzew czy krzewów. – Przestronny oznacza tyle co mający sporo wolnego miejsca, więc skoro w parku brakowało drzew i krzewów, to nie wydawał się, a po prostu był przestronny. Sugeruję też coś prościej, może po prostu: niewiele drzew czy krzewów. Brak dużej ilości brzmi trochę rachunkowo, formalistycznie albo przynajmniej tak mi się kojarzy.
Obok znajdywał [znajdował] się niemal pusty parking, a dalej mieścił się niewielki sklep. A dookoła rozpościerały się domy, głównie jednopiętrowe o zadbanych podwórkach.
Ucisk w żołądku i gula w gardle pojawiły się, gdy tylko usłyszał głos. – To zdanie dziwnie brzmi zaraz po opisie miejsca akcji. Jakby ten ucisk w żołądku i gula w gardle pojawiły się bezpośrednio w parku.
Widział, że jej się to nie spodobało i dało drobny znak, iż coś jest nie tak. – To znaczy co zrobiła? Po czym poznał? Konkrety, konkrety… Też chcę móc to zobaczyć, poznać, zrozumieć.
– Stało się coś? – zapytała, przestępując z nogi na nogę i odgarnęła włosy za ucho. – Albo przecinek zamykający wtrącenie z imiesłowem (czyli po nogę), albo z odgarnęła też zrób imiesłów: odgarniając.
Otworzył usta, ale zaraz je zamknął, nie wiedząc, jak odpowiednio zacząć. – Wiem, co oznacza otwieranie i zamykanie ust. Proszę, nie odbieraj mi zabawy w tak ważnej fabularnie chwili.
Spojrzał na nią [kropka] Dlaczego to było takie trudne?
– Mel – rzekł, czując, że najgorsze dopiero przed nim. [akapit] Dziewczyna wydawała się coraz bardziej wzburzona. Jej spojrzenie zmieniło się na znacznie wrogie, przepełnione wściekłością i bólem. – Znacznie wrogie źle brzmi; może zamień na bardziej wrogie? Poza tym skoro było wrogie, to nie musisz dopisywać, że przepełnione wściekłością, bo to pierwsze przy drugim brzmi jak niezły eufemizm. Albo jedno, albo drugie. Oba wtedy, kiedy zaznaczysz przejście ze zdziwienia we wrogość, a potem we wściekłość i ból. Dopiero takie wystopniowane będzie miało sens.
Nie łatwo było mu na to patrzeć, ale jakoś nie potrafił wzbudzić w sobie większych uczuć, większej empatii. – Brzmi, jakby empatia nie była uczuciem.
Nie chciał kończyć w złych relacjach, choć wszystko na to wskazywało. – Dlaczego relacja w liczbie mnogiej? I to wygląda na jakiś skrót myślowy, coś mi nie pasuje w tym całym określeniu. Luźna sugestia: nie chciał kończyć tej relacji w złej atmosferze? Coś w tym stylu polecałabym.
Szybko wytarła łzy, jakby się ich wstydziła. – Mari, proszę. Nie tłumacz mi, po co bohater coś zrobił… Daj mi się domyślać, nie odbieraj mi tej drobnej radości z czytania.
Zerknęła na niego, szybko wycierając łzy. – Przed chwilą już je szybko wycierała, dosłownie minęło może kilka sekund, jedna jej wypowiedź. Aż tak mocno płakała? Nie czuję tego.
Jak chcesz. Z nami koniec! – zawołała wściekle, odwróciła się na pięcie i z cichym szlochem odeszła. – Nie wiem, co jest z tą sceną nie tak. Jest naprawdę dobrze rozpisana, ale wyważona tak jak bohater. Trochę sucha w emocje, może też dlatego, że nieco wyeksponowana. Wprawdzie pokazujesz ocieranie łez, wściekłość dziewczyny przez jej słowa, ale jednocześnie nazywasz jej emocje wzburzeniem po imieniu: wydawała się coraz bardziej wzburzona. Widzę wściekłe słowa, ale jednocześnie w dopisku narracyjnym pojawia się to samo określenie (wściekle). Ta scena jest przez to trochę sucha, pusta, nie robi na mnie wrażenia. Jest poprawnie, ale na razie nie serwujesz mi nic więcej.
Bardzo dużo też eksponujesz dzięki słowu czuć się. Bohater nie czuł się najlepiej, pewna jego część czuła ciężar, poczuł smród, czuł narastający niepokój, nie czuł się pewnie i tak dalej. Dużo tego, a mogłoby być mniej lub nawet nie być wcale. Tekst nie straciłby, a wręcz przeciwnie – pozwalałby wnioskować, nabrałby głębi, stał się bardziej ciekawy dla czytelnika.
W scenie bójki znów pojawiają się zbędne określenia-zapychacze, które sprawiają, że tekst jest trochę lakoniczny:
Gdy w końcu do nich podbiegł, odepchnął mężczyznę. Ten potknął się o własne nogi, jednak w ostatniej chwili złapał równowagę. – Gdy podbiegł, odepchnął mężczyznę. Ten potknął się o własne nogi, ale złapał równowagę. Walcz o lekkość narracyjną. Jasne, to tylko sugestia, jednak podana z perspektywy czytelnika, który nie zna sytuacji i bardzo chce poznać jej zakończenie, byle do końca. Fabuła aż się o to prosi, bo jest naprawdę interesująca dzięki potencjalnym scenom akcji. Dlaczego jednak nazywam je jak na razie potencjalnymi, bo emocjonującej akcji w akcji jest za mało. Chciałabym czuć napięcie, dynamizm, czytać szybko, nie tracić czasu na zbędne słowa. Chcę emocji.
Dalej przerywasz nagle akcję na rzecz… opisu postaci. Nie, daj spokój. W tym momencie jestem w scenie walki, nie odrywaj mnie od niej na rzecz wspomnień, które możesz podać później albo wcale:
Nie był typem wojownika ani nie umiał się bić jak większość jego rówieśników. Mało kiedy wdawał się w bójki. Wolał pokojowe rozwiązania (…). – Czemu nie pokażesz tego wprost tym, że bohater się denerwuje, nie jest pewny w ruchach, walka go przeraża, jest bierny, czeka na ruch drugiego typa? Zamiast tego dajesz mi sprzeczne informacje, bo narrator mówi o tym, że Chris nie jest typem wojownika, a bohater w tym czasie zaciska pięści, a adrenalina motywuje go do działania. No to jak to w końcu jest? Typ wojownika nie bierze się znikąd, instynkty też nie…
(…) ale skoro teraz ktoś zagrażał jego przyjaciółce, jakiś instynkt dodawał mu odwagi. Nie mógł pozwolić, aby ktokolwiek skrzywdził bliską mu osobę, a zwłaszcza Tamarę. Traktował ją jak młodszą siostrę. – Zatrzymajmy się przy tym fragmencie. W czasie walki chcę widzieć akcję-reakcję. Chris zaciska pięści, to co robi ten drugi? Tylko to mnie interesuje. Fakt, że bohater zna Tamarę i traktuje ją jak młodszą siostrę, może spokojnie poczekać, wypłynąć po walce. Pewnie i tak wypłynie przy pierwszym dialogu. Ale na pewno nie teraz, nie w trakcie, gdy ma się coś dziać.
Chrisowi dreszcz przebiegł po plecach. Serce przyśpieszyło, krew uderzyła mu do głowy. Adrenalina motywowała do ewentualnego działania.
– Niewychowany… – mruknął złowrogo i zacharczał, ukazując zepsute zęby. – W sensie Chris ma zepsute zęby i mówi do oprawcy? Czy oprawca ma takowe i zwraca się do Chrisa? Bo raczej tobie chodziło o drugą opcję, ale z budowy tekstu jak nic wynika pierwsza.
Chris poczuł, jak ktoś z tyłu łapie część jego kurtki i zaciska palce na materiale. – A dokładnie: kto? No na pewno Tamara, przecież tylko ona stała za nim. Więc po co ta sztuczna tajemnica?
Poza tym kiedy poznałam Tamarę w poprzedniej notce, wydawała się dość asertywna, trochę chłopakom pyskowała, nie dała sobą pomiatać i tak dalej, a tutaj jest cichutka, praktycznie zapomniałam, że bierze udział w tej scenie. Tak miało być?
– Proszę odejść, nim wezwę policję – powiedział Chris spokojnym, ale z nutą stanowczości w głosie. Liczył, że mężczyzna przestraszy się i odpuści. Odejdzie, zostawiając ich w spokoju. – Z nutą stanowczości wystarczy. Wiadomo, że w głosie, a nie czymś innym. Dodatkowo rozpisywanie na dwa zdania, na co liczył Chris, rzucając tekstem o policji… No nie domyśliłabym się, naprawdę.
Tak naprawdę to nie! [– wykrzyczałby Miecio Mietczyński].
Tak naprawdę to jest to paskudnie logiczne, na dodatek po mistrzowsku lejesz wodę, bo przestraszyć się i odpuścić to to samo co odejść, a to to samo co zostawić w spokoju.
W ostrzu odbił się blask słońca, które [który] na chwilę błysnęło [błysnął] w oczy Chrisa. – Wiadomo, że błysk nie trwał nie wiadomo ile, więc pisanie, że przez chwilę jest właściwie niepotrzebne.
No i pisałaś, że Chris znalazł Tamarę między budynkami, w uliczce. Zresztą przemykał wcześniej też skrótami, pisałaś o bezpańskich kotach grzebiących w śmietnikach i tak dalej, więc do tej pory miałam wizję takiej małej, ciemnej uliczki, w której mogą dziać się złe rzeczy i panuje taki charakterystyczny dla tych uliczek klimat. Ten odbity w nożu promień słońca jakoś mi teraz ten klimat psuje.
Wstrzymał oddech i razem z Tamarą, [przecinek zbędny] cofnął się o krok. – Wcześniej pisałaś o tym, że facet przygważdżał Tamarę do ściany, a Chris go odepchnął i stanął przed nią. Nadal jednak ściana była bezpośrednio za nimi, więc ten krok wydaje się trochę naciągany.
– Proszę to odłożyć – rozkazał może nazbyt surowym tonem, co rozjuszyło napastnika. – Tak troszkę sobie kwikłam tu pod nosem. Facet wyciąga nóż, wydaje się być ostrym psychopatą, a Chris postanawia w myślach być mężczyzną, stanąć w obronie kobiety i… wypowiada taką kwestię? Naprawdę liczył, że zadziała? Kwik, kwik, kwik.
Nie śmieję się jednak z fabuły ani z ciebie jako autorki, Mari, pamiętaj o tym. Po prostu rozbawiła mnie kwestia bohatera. On jest aż tak stateczny, naprawdę? W takim razie dawno nie czytałam o tak bardzo wyważonej postaci.
Wzrok obcego stał się bardziej nieobecny. – Okej, może to przez to, że scena zaczyna mnie trochę bawić, ale tutaj to brzmi co najmniej tak, jakby facet był z innej planety.
Chris poczuł ciarki na plecach, naprężył mięśnie jeszcze bardziej i delikatnie odsunął od siebie Tamarę. – Gdzie ją odsunął, skoro za nimi była ściana? W bok? A jak facet rzuci się na nią, olewając Chrisa, to co wtedy zrobią?
W razie, gdyby szaleniec się rzucił, oboje mogliby upaść, przez co dziewczyna przypadkowo zostałaby ranna. – Chyba raczej wpaść na ścianę, a nie upaść. I w ogóle co to za główkowanie teraz, widząc szaleńca przed sobą, który wymachuje nożem i przecina nim powietrze? Strasznie mi się dłuży ta scena, ten przestępca jest taki mało ruchawy, może to przez brak dynamiki. Poza tym Chris nie zakłada, że nożownik jest sam w sobie niebezpieczny i krzywda stanie im się przez upadek? Czy to nie naciągane myślenie w takiej chwili?
Nim Tamara nawet sięgnęła do kieszeni po komórkę, mężczyzna ruszył z obłędem w oczach. – Piszesz o tym obłędzie już któryś raz, nihil novi. + Nim Tamara nawet? Chyba: Zanim Tamara sięgnęła po komórkę… Albo: Tamara nawet nie sięgnęła…
Zamachnął się, chcąc wbić ostrze w ramię Chrisa.
Dopiero wtedy poczuł nieprzyjemny zapach wydobywający się z ust obcego. Wstrzymał oddech, by nie zwymiotować.
Wyglądał, jakby zaraz miał się potknąć o własne nogi. Jednak nie było śladu po właścicielu tego przyciągającego głosu. A może to Chris go nie zobaczył. – Przyciągający głos? Dla kogo? Dla narratora? Dla Chrisa? I zaczynanie zdania od jednak raczej nie jest dobrym pomysłem. Następnego od a – jest jeszcze gorszym.
W niebieskich oczach nadal majaczyły łzy, a jej blada twarz stała się jeszcze bledsza niż zazwyczaj. – wielkie masło maślane. Napisałaś, że Tamara miała bladą twarz jeszcze bledszą, a potem dodałaś zazwyczaj, które potwierdza tylko pierwszą część zdania.
Gdy wyszli na ulicę [przecinek] oboje poczuli się nieco lepiej. (…) Chris sam jeszcze czuł silny niepokój i zdenerwowanie, ale musiał być opanowany. Emocje mogły go zgubić. Poza tym i tak już wszystko się skończyło. Na szczęście nikt nie ucierpiał. – PO-KA-ZUJ! I nie oceniaj narratorem. To do mnie należy ocenianie, wnioskowanie i tak dalej. To ja mam oddychać z ulgą i stwierdzać, że na szczęście nikt nie ucierpiał. Narrator – nie.
– Huh? A… nie wiem… Przyczepił się jak opętany – odparła drżącym głosem. – Nie wiem, czy tylko mi podkreślenie (o kimś, kto faktycznie opętany mógł być – pisałaś o szaleńczym wzroku i tak dalej) sugeruje, jakby z Tamarą było już wszystko okej i tak sobie śmieszkuje teraz pod nosem…
Nadal pamiętał oczy Demensa przepełnione obłędem, a potem pustką, całkowitym brakiem świadomości. – Strasznie upierdliwą masz tę manierę, Kim. Chyba już z piąty raz czytam o tym obłędzie, na dodatek nazywasz pustkę całkowitym brakiem świadomości… Nie bądź na mnie zła, ale to się po prostu źle czyta. Cały czas, praktycznie w każdym akapicie znajduję coś, co wykłada mi zachowanie i przemyślenia bohaterów albo stany emocjonalne jak krowie na rowie, a przecież nie o to chodzi. Twój problem z laniem wody jest już tak zaawansowany, że dochodzi do tego, że tłumaczysz mi, co oznaczają… wykorzystywane przez ciebie słowa. Jakbyś sądziła, że nie wiem, co oznacza pustka albo – przykład z wcześniej – odpuszczenie czy odejście. To oczywiście nie wszystkie takie elementy, musisz wiedzieć, że w ocenie wypisuję tylko te skrajne przykłady, ale gdybym tekst wzięła na betę, znalazłoby się tego trochę więcej.
To uwłaczało na jego męskości. – Zbędne na.
Spojrzał na nią i zrobiło mu się jej szkoda. – Wspominasz o tym teraz, ale przecież Chrisowi szkoda jej było, odkąd ją zobaczył przygwożdżoną do ściany. Ta emocja na pewno się nie zmieniła w przeciągu sceny.
– Bo gdyby nie ty… ale i tak… zaatakował cię! Powinniśmy iść z tym na policję, czy coś… – eee… Ale to, że facet ją przygważdżał do ściany, to nic? Może chciał ją zgwałcić, może chciał ją zamordować, wypruć jej flaki, ugryźć jak wampir, skoro to świr. Więc chodźmy na policję dlatego, że zaatakował obrońcę, a nie główną ofiarę? Z jednej strony Tamara jest przejęta (cała roztrzęsiona ruszyła za nim. W niebieskich oczach nadal majaczyły łzy, a jej blada twarz stała się jeszcze bledsza niż zazwyczaj), z drugiej bardziej przejmuje się Chrisem niż sobą. Nie rozumiem tego. Dlaczego Tamara nie pomyślała o sobie, skoro pokazywałaś wcześniej jej przejęcie?
Kończąca scenę wypowiedź:
Powinni złapać tego świra. Jeszcze komuś innemu zrobi krzywdę! Nie daj Boże, zabije i co wtedy?! Takich powinno się zamykać! Akurat musiałam to być ja… – Właściwie nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że wyszło trochę nieporadnie, trochę drewnianie. Te zdania są okrąglutkie, pełne, poprawne, niby używasz wykrzykników, ale to jedyne wyznaczniki emocji. Kończąca uwaga, wcześniej zwrot do Boga… jakoś sztucznie, biorąc pod uwagę, że cały czas piszesz o nastolatkach. Chrisa przy spotkaniu ze świrem jeszcze zrozumiem; koleś wydawał się poważny, ma jakiś swój kręgosłup moralny, jest taki troszkę ą-ę, mało w nim spontaniczności, niedojrzałości, być może wynika to z jakichś jego doświadczeń życiowych, może to też kwestia wychowania – BTW., mam nadzieję, że kiedyś się tego dowiem z fabuły. Ale Tamara? W pierwszym rozdziale pokazałaś, że to całkiem wygadana smarkula, której myśli były mocno kolokwialne, ubarwione. Polubiłam tamtą bohaterkę, a ta… No cóż, nagle jest inna, wygląda jak wyrwana z katolickiej szkółki. Czuję zgrzyt.
ROZDZIAŁ 3
Ogromnie zawiodła się na policji, która do tej pory nie znalazła napastnika. Przez to wszystko non stop się rozglądała. – Ta policja się rozglądała? To chyba dobrze, może w końcu znajdzie szaleńca.
Trochę żałuję, że nie pokazałaś sceny na komisariacie. Mogłabym wziąć udział w czymś, co wydaje się dość ciekawe – składanie interesujących zeznań, reakcja policjanta na informację o nieznanym głosie odciągającym oszalałego nożownika… Być może bohaterowie zostali potraktowani jak zwykli nastolatkowie z bujną wyobraźnią, a być może policjant przejął się ich losem i obiecał pomoc? Nic nie wiem na ten temat. Poprzednią scenę zakończyłaś informacją, że bohaterowie pójdą na policję, było to jak zapowiedź sceny. Trochę rozczarowujące.
Jedyne [przecinek] co pamiętała i jest [było] zarazem najstarszym wspomnieniem, to pobudka w szpitalu. Jak się tam dostała? Dlaczego? Nie wiedziała. – Skoro pojawiło się pierwsze zdanie o jedynym wspomnieniu na temat pobudki, to logiczne jest dla mnie, że odpowiedź na kolejne pytania jest dla Tamary nieznana.
Nacisnęła na klamkę. O dziwo, nie stawiała oporu. Weszła [ta klamka?] do domu i rozejrzała się po niedużym salonie. – Ale przecież klamka, gdy drzwi są zamknięte, nie stawia oporu. Cały czas porusza się tak, jak powinna.
Pomieszczenie wydawało się przestrzenne, dzięki małej ilości mebli i nieskazitelnemu porządkowi. – A może po prostu było przestronne? Dokładnie jak park, dzięki małej ilości drzew czy krzewów. Język polski jest bardzo rozwinięty i elastyczny, nie musisz powtarzać fraz i konstrukcji.
Z lewej strony mieściła się łazienka, a przy niej mała kuchnia. Wszystko wydawało się w należytym porządku.
– Panie Lee? – odezwała się [kto? łazienka czy kuchnia?].
Nie było śladu po Azjacie. – Czy wspominałam już, że określanie bohatera po kontynencie, z którego pochodzi, wypada pretensjonalnie, wręcz trochę rasistowsko? Czemu nie nazwiesz raz na jakiś czas Tamary Europejką czy Amerykanką, czy kim ona w ogóle jest, huh?
Ostatecznie pozostał jeszcze ogród. Tamara z przekonaniem, że tam będzie, otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. – I niestety ogrodu nie było.
Wśród zapadniętej w zimowy sen roślinności nie dostrzegła starego Chińczyka. – Nie dość, że Chińczyk, to jeszcze stary. Widać, jaki Tamara ma do niego szacunek.
Delikatny szum wody od oczka wodnego przyprawił dziewczynę o ciarki na plecach, choć nie miała pojęcia, dlaczego. – Zbędne od oraz ostatni przecinek.
Dźwięk, który usłyszała, z całą pewnością pochodził z domu, a teraz nie znalazła źródła tego hałasu. – Może dlatego, że była na zewnątrz?
Do głowy Tamary przyszły czarne scenariusze. – Nah, brzmi średnio, jakby one naprawdę tam przyszły na wyimaginowanych nóżkach… Może trochę bardziej typowo: W jej głowie zaczęły rodzić się kolejne czarne scenariusze?
Najbardziej dręczyło ją to, że nie wiedziała, co ma teraz zrobić. – Nie wiem, może rozejrzeć się bardziej? Ona tylko zajrzała do kuchni, łazienki i ogrodu, ale dalej nie była chociażby w sklepie. Albo w sypialni. Mogłaby też sprawdzić, czy np. pojazd – rower czy samochód – stoją na swoim miejscu, na pewno zna trochę pana Lee. Albo poszukać jakichś śladów świadczących o jego obecności bądź nie – kurtki, butów czy coś. W sensie chodzi mi o to, że nie czuję, by Tamara zrobiła cokolwiek, by już sobie stwierdzić, że nie wiedziała, co zrobić. Ciężko mi uwierzyć, że wyczerpała wszystkie możliwości, które przyszłyby do głowy nastolatce. Nastolatki bywają kreatywne, a Tamara sobie tak stoi i nic? Mogłabyś dodać trochę części kryminalnej, nie zaszkodziłaby, a tu się ledwo zaczęło, a już skończyło.
Czerwone włosy nie wydawały się krzykliwe, choć miały intensywny kolor. – Przy tej frazie wpadło mi do głowy, że nadużywasz frazy wydawać się, ale przeszukałam cały dokument i znalazłam tylko 14 takich przypadków. To nie jest dużo, więc sama zdziwiłam się, że zwróciłam na to uwagę. Być może dlatego, że notki nie są przesadnie długie, czyta się je w miarę szybko, a kilka zdań z tą konstrukcją zawierało po jakimś babolu, który wytknęłam.
Poczuła się jak sierotka, stojąc przed osobą z wyższych sfer. – A nie poczuła się ani trochę źle dlatego, że włamała się komuś na kwadrat i ktoś ją właśnie na tym przyłapał? Dziwne.
Wstrzymała na chwilę oddech, odnosząc wrażenie, że nawet nie jest godna zabierać tlen. – Okej, rozumiem, że koleś był bogaty, bo dobrze wyglądał i nosił biżuterię, ale ta myśl jest mocno odczapowa, na moje oko przesadzona, że aż śmieszna. Naprawdę dużo bardziej prawdopodobne wydaje się, że dziewczyna pomyślałaby coś w stylu o cholera, jak się teraz z tego wytłumaczę, niż nie jestem godna w obecności tego dżentelmena oddychać i zabierać mu tlen. Takie trochę lol.
W dodatku ta przyciągająca aura wisząca w powietrzu... – Może to pan Demensa? Tamten też przyciągał aksamitnym głosem… Jeżeli mam rację, no to szkoda, że domyśliłam się tego tak łatwo.
Miękki, aksamitny głos o mało nie zwalił Tamarę [Tamary] z nóg. Delikatny, ale czarujący uśmiech, jaki posłał, przyprawił ją o dreszcze, a serce mocniej załomotało. – Ojej, nie sądzisz, że ten opis zachwytu jest mocno *wink wink* cliché?
Czy można tak szybko się zauroczyć? – Generalnie pewnie nie. Albo tak, ale jednak nie epatując tym tak nachalnie.
Chciała odpowiedzieć, lecz zgubiła język w buzi. Jedyne, co z siebie wydała, to jakieś ciche burknięcie pomieszane z jąkaniem. Poczuła wstyd. – Klisza za kliszą....
Stała tam jak sopel lodu i wpatrywała się w nieznajomego niczym w obrazek. Nigdy nie spotkała tak pociągającego człowieka. W dodatku te oczy… – Kliszę pogania.
Jak jeszcze raz w obrębie kilku notek przeczytam o czymkolwiek, że jest pociągające albo przyciągające, to… to… nie wiem co, ale nie będzie to nic dobrego.
Poczuła motyle w brzuchu. – Nie uważasz, że w tej całej kliszowatej scenie motyle w brzuchu to gwóźdź do trumny?
Poza tym wolała słuchać tego cudownego głosu. Patrzeć na niego i podziwiać, że taka majestatyczna osoba stała przed nią, a nawet rozmawiała! – Patrzeć na głos? O.o
– Świat by wiele stracił, gdyby zabrakło tu takiego anioła – rzekł cicho. – Wierz mi bądź nie, brakuje ich na Ziemi. – Och nie, a więc to jest jeden z tych bohaterów…
Mężczyzna [przecinek] widząc zamyśloną dziewczynę, ruszył powoli w stronę kuchni.
Cała scena, od początku – Tamara martwiąca się o sprawę szaleńca -> martwiąca się panem Lee -> zachwycona do zwymiotowania upięknionym bohaterem – wygląda groteskowo, jakbym czytała znów o Klaudii przesadnie zauroczonej w przesadnie wyeksponowanym Janiaku w opowiadaniu Zaginął lokaj. Problem w tym, że tamto opowiadanie było groteską, wręcz pastiszem, autorka z premedytacją pisała tak, byśmy przewracali oczami, a twoje opowiadanie raczej nie zmierzało do tej pory w tę stronę.
Aura siły i władzy zaimponowała dziewczynie, a ten głos ją hipnotyzował.
Dlatego ważne jest istnienie takich aniołów jak ty, moja droga. Człowiek może odzyskać wiarę w dobro i mieć nadzieję na lepszą przyszłość. – Ej, ale Tamara jeszcze nie zrobiła absolutnie nic, poza rumienieniem się i jąkaniem, by uznał ją za dobrą i by po jej istnieniu ludzie odzyskiwali wiarę w… Dokąd to właściwie zmierza? Nie wiem, czy koleś jest bardziej śmieszny…
– Mówił ci ktoś, że masz piękne oczy? Jest w nich tyle niewinności… – … czy żałosny.
Ponownie oblała się rumieńcem, nie mogąc wytrzymać tego zawadiackiego spojrzenia. – Ponownie? Jeszcze nie przestała się rumienić po ostatnim, mogła więc rumienić się bardziej?
Zostać potraktowaną, [przecinek zbędny] jak wiele innych dziewcząt, które non stop słyszały miłe słówka. – Do tej pory po pierwszym rozdziale miałam Tamarę za twardo stąpającą po ziemi. Teraz chce być jak inne dziewczyny i słuchać miłych słów od miłego pana, a przecież na pierwszy rzut oka widać, że koleś jest albo podejrzany, albo żenujący. Nie wiem, może dlatego, że nie potrafię wczuć się w bohaterkę i zrozumieć, co ją tak zauroczyło w nim… Aksamitny głos, bogactwo, ładna buźka, magiczna aura i tak dalej nie przemawiają do mnie, nie czuję zachwytu, to działa w drugą stronę. Może dlatego, że nie mam już kilkunastu lat…? Trudno mi powiedzieć, czemu to wszystko wydaje się takie mdłe i przerysowane, że nic, tylko rzygać tęczą.
Być może przekolorowałaś obrazek w drugą stronę – aby zapaliła mi się czerwona lampka w stylu: ej, ten koleś tylko tak gra, a bohaterka jest naiwna. Tak naprawdę jest niebezpiecznym demonem albo – gorzej – świadkiem jehowy czy coś. Ale ta lampka tak naprawdę zapala się tylko i wyłącznie w momencie zdania: Ludzie potrzebują kogoś w rodzaju Zbawiciela. A potem już dalej nie. Dalej jest znów tylko zabawno-żałośnie:
Przesiąknęła [przesiąkła] aurą roztaczaną przez Alexa (…).
I to uczucie utrzymuje się we mnie tak naprawdę dopiero do momentu upadku kubka. Wtedy zaczyna robić się poważnie.
Jedynie złapała za nadgarstek Alexa i przyglądała się, jak ten miły, pełen uroku człowiek, któremu prawie zaufała, diametralnie się zmienia. – Prawie? Prawie, to obśliniła się na jego widok. Za późno Tamara wpadła na to, że koleś może być podejrzany, więc teraz trudno mi uwierzyć w to zdanie.
Zakończeniem udowadniasz, że potrafisz budować emocjonalne i dynamiczne sceny, wiesz, o co w tym chodzi. Tym bardziej dziwię się, czemu nie działasz tak zawsze? Zero ekspozycji, zdania krótkie, emocjonujące… W ogóle to dość częsty przypadek – autorzy jakby dają od siebie 100% na zakończenie notki, w tych ostatnich zdaniach, a przecież chodzi o to, by cała notka trzymała poziom. W każdym razie twoje zakończenie rozdziału trzeciego jest mi-strzo-wskie. Wczuwam się w postać, w jej położenie, współczuję jej i życzę jej jak najlepiej. Z drugiej strony gdzieś tam z tyłu głowy mam zapisane, że picie herbatki w obcym miejscu z obcym fircykiem nie było dobrym pomysłem i gdyby Tamara była mniej typowa w tej scenie, to być może przejęłabym się dużo, dużo bardziej.
ROZDZIAŁ 4
Tęczówki Alexa zmieniły swój [ zbędne] kolor z brązowych na zielone.
Parę sekund później rozległ się dziwny dźwięk. Przypominał skwierczenie. Z dłoni nieznajomego wydobywała się pewnego rodzaju złocista poświata. Ten dziwny ładunek bił niesamowitym ciepłem. – Widzę, że opisujesz trudne w określeniu zjawiska, ale nazywanie ich dziwnymi i pewnego rodzaju nic ci nie daje; to trochę takie pójście na łatwiznę – niby spoko, bo opis jest, masz go z głowy, ale wczuj się teraz w czytelnika. Czytelnik nie jest w stanie wyobrazić sobie czegoś dziwnego czy czegoś jakiegoś, pewnego rodzaju i tak dalej. Nawet jeżeli chcesz podkreślić, że zjawisko jest nowe, nie wiem, nadprzyrodzone, niesamowite, nietypowe i… dziwne, to opisując je wprost, dasz czytelnikowi pole do dedukcji: ooo, to musi być coś nietypowego, niesamowitego, jakieś fantasy się tu szykuje… Spróbujmy to trochę uprościć, pokażę ci sztuczkę:
Nagle rozległ się dźwięk przypominający skwierczenie. Z dłoni Alexa wydobyła się złocista poświata; ładunek bił ciepłem.
Widzisz? Ominęłyśmy wszystkie dziwne dziwactwa nic nikomu nie mówiące i nie ułatwiające, a i tak opis pokazuje coś nadprzyrodzonego, dziwnego samego w sobie. Zmieniłam też, jak pewnie zauważyłaś, parę sekund później na… nagle. Nagle jest krótsze, czytelnik szybciej przez nie przejdzie, dojdzie do sedna, do tego, co najważniejsze. Któryś pisarz, ale nie pamiętam już który, napisał gdzieś kiedyś coś, co zapadło mi w pamięć – mianowicie że przy scenach akcji, kiedy możesz zastąpić dłuższy wyraz krótszym odpowiednikiem, to zrób to. Wydaje mi się, że porada ta ma sens i całkiem nieźle sprawdza się w scenach dynamicznych.
Panicznie bała się, że zaraz połknie własny język i się nim udławi. – Spróbuj połknąć język – na pewno zaczniesz się dławić. Możemy mieć zadławienie bez połknięcia, ale nie na odwrót. Teraz mamy kolejną oczywistą oczywistość – to tak, jakbyś napisała: bała się, że pięknie jej kość i złamie nogę. Pęknięta to złamana, połknięty to zadławiony.
Poza tym trochę mnie to zdanie rozbawiło, a przynajmniej rozproszyło. Mamy dziewczynę, która się dławi, dusi, brakuje jej tlenu, boli ją serce, a ona myśli coś w stylu: a co, jak zaraz połknę własny język?! Nie brzmi dość naturalnie w takich okolicznościach, nie sądzisz?
Blada cera dziewczyny niemal natychmiast zrobiła się czerwona. Tętno przyśpieszyło, serce zaczęło walić jak młotem. Czuła, jak ta dziwna energia zaczyna rozprzestrzeniać się po całym ciele. – Z całego fragmentu wynika, że czuła rozproszenie… cera.
Jakby połknęła roztopione żelazo i miała się zaraz spalić, roztopić. – Spalenie i roztopienie to nie jest to samo.
Łzy bezsilności same spływały po twarzy Tamary. Chciała umrzeć (…). – Psujesz naprawdę świetną scenę takimi pierdółkami…
Chciała umrzeć, aby cierpienie jak najszybciej się skończyło. – No domyśliłabym się, że nie z jakiegoś innego powodu, jakiegoś nagłego widzimisię…
Choć najbardziej bolały ją myśli o tym, że już zapewne nigdy nie zobaczy najlepszego przyjaciela ani Elizabeth – swojej przyszywanej matki. – Nie kupuję takiego sztucznego przemycania informacji. Jesteśmy bardzo blisko Tamary, praktycznie w jej głowie, przeżywamy z nią scenę, a ona sama sobie podaje w dość niesubtelny sposób, że jakaś Elizabeth to jej przyszywana matka. Na pewno jeszcze kobietę poznamy, więc teraz wystarczyłoby rzucić dwa imiona: że nigdy nie zobaczy Chrisa i Elizabeth. Nie spędzi już z nimi czasu… Dzięki temu czytelnik dostanie kolejny powód, by czytać dalej: no bo kim niby jest Elizabeth? Nie rozwiązuj fabuły za mnie.
Chciała, chociaż ostatni raz, ich zobaczyć. – Nie musisz robić ze środkowej części wtrącenia. Mało tego, pokażę ci też inną sztuczkę:
Chciała ich zobaczyć chociaż ostatni raz. – W takiej wersji nacisk jest położony na ostatnią docierającą do czytelnika informację, czyli że spotkanie byłoby ostatnim. Wzruszające i emocjonujące zarazem, nie sądzisz? W twojej wersji nacisk kładziesz na zobaczenie, a to samo w sobie nic odkrywczego – to, co wydaje się intrygujące, wrzuciłaś gdzieś w środek i ginie. W zdaniach prostych łatwo się bawić się w budowanie napięcia. Istnieje taka niepisana zasada, by w zdaniach krótkich, najczęściej tych z jednym orzeczeniem, najbardziej epickie informacje umieszczać na końcu. Jak u Szekspira: Królowa, mój panie, nie żyje. Gdyby odwrócić kolejność i napisać: Nie żyje królowa, mój panie, mogłoby się wydawać, że istotniejszym od śmierci pani jest fakt, że posłaniec użył zwrotu grzecznościowego. A nie o to przecież chodzi, c’nie?
Głucha cisza doprowadzała do szaleństwa. Przestała mieć władzę nad własnym ciałem (…) – aaaa! Nie, nie w takim momencie, Mari! D:
A potem… wszystko puściło jak za dotknięciem magicznej różdżki. – Przyjęło się, że czarodziejskiej.
Ze spokojem opadła na podłogę. – Ta różdżka?
Zadrżała na samo przypomnienie o jego zmieniających się oczach, o tej niespotykanej energii. – Nie lepiej: na samo wspomnienie jego zmieniających się oczu, tej niespotykanej energii?
Drżącą ręką wyciągnęła komórkę. Z wielkim trudem znalazła kontakt do swojego przyjaciela i wcisnęła zieloną słuchawkę. – Już drugi raz unikasz tego imienia. Specjalnie? To jakaś wielka tajemnica? Bo trochę mnie irytuje; Mari wie, jakie przyjaciel ma imię, a narrator też orientuje się przecież w bohaterach. Jest przecież wszystkowiedzący.
Jęknęła, gdy przyjaciel nie odebrał telefonu. – Znów? Czemu nie napiszesz po prostu o Chrisie?
Spróbowała zadzwonić do swojej [zaimek zbędny] przybranej matki, ale odezwała się poczta głosowa. Świetnie, pomyślała ze złością.
Nie znała prawdy, a odkąd pamięta [czas], to pojawiały się epizody, w których los podkładał kłody pod nogi. – Rzucał. Związków frazeologicznych się nie przekształca. Poza tym podkładać kłody dziwnie brzmi.
Ból w klatce piersiowej powoli zanikał, ale gorąco nie ustępowało. Serce biło już miarowo, lecz głowa zaczęła ją [kogo?] niemiłosiernie boleć.
Nie istniało nic takiego jak czary, magia, [przecinek zbędny] czy cokolwiek podobnego!
Rozumiem zdenerwowanie Tamary i jej rozżalenie z samotności, bardzo podobają mi się emocje wypływające z akapitów przemyśleń – o słabym życiu, o lęku, o obojętności; a gdy już Tamara trafiła do domu, gdzie poczuła się nieco bezpieczniej – o nieprawdopodobieństwie zdarzeń, kwestiach magicznych, łamaniu praw fizyki. Nie mam do tych fragmentów żadnych uwag, ja w tę Tamarę wierzę i wydaje mi się bardzo, bardzo ludzka, naturalna. Jednak zauważam drobny zgrzyt. Kiedy Elizabeth wchodzi do jej pokoju, Tamara złości się, że nie może być ani chwilę sama. Celowa hipokryzja? Jeszcze niedawno Tamara chciała być przy kimś, dzwoniła do matki i potrzebowała towarzystwa. Nie było to znowu tak dawno, by o tym zapomnieć, ale… nie widzę w tym, o dziwo, niczego, czego nie jestem w stanie wytłumaczyć słowem nastolatka. Teraz wygląda to tak, jakby Tamara była aż tak zaabsorbowana swoimi myślami o magii, że towarzystwo matki nie było już jej potrzebne, poza tym dziewczyna poczuła się bezpiecznie. No i wyganianie mamy z pokoju jest takie… typowe, fajne, młodzieżowe. Poza tym nastolatki miewają krótką pamięć, kiedy dużo wokół nich się dzieje. Podoba mi się to, że za taką właśnie uznałam Tamarę. Za normalną.
(…) wiadomość o jakimś Alexie, który de facto poczęstował Tamarę magiczną kulą. – Podoba mi się to zdanie, potwierdza to, co wywnioskowałam sama z tekstu. Świetnie się bawię, zaczynam naprawdę lubić tę bohaterkę. Poznaję w niej tę Tamarę z pierwszej notki, natomiast w ogóle nie przypomina tej ze sceny napaści nożownika, która krzyczała o Bogu i tak dalej…
Gwałt, [przecinek zbędny] czy właśnie to, co się stało. – Piszesz, że Tamara zastanawiała się nad tym, co gorsze, ale nie kontynuujesz wątku, nie wiem, do jakiego wniosku doszła. Trochę brakuje mi tej informacji. Poza tym zdanie wygląda na pytanie, a brakuje mu pytajnika.
Dokładnie obejrzała swoje ciało. Nie było śladu po ataku, poza lekkim zaczerwienieniem na klatce piersiowej, które i tak powoli schodziło.
Ukucnęła i schowała twarz w dłoniach. Łzy mieszały się z wodą. – Skąd ten płacz? Sądziłam, że Tamara już się uspokoiła, przywykła do myśli, skoro zaczęła rozprawiać nad tym, czy magia istnieje. Teraz nagle okazuje się, że po obejrzeniu ciała i stwierdzeniu najważniejsze, że nic mi nie jest, Tamara zaczyna szlochać. Dlaczego akurat teraz?
Ciało powoli się ostudziło, a zimna woda już przestała być przyjemna. Przyprawiała o ciarki. W końcu wstała, zakręciła kurek i wyszła. – …
I tak by jej nie uwierzył, a uznałby za wariatkę. – No nie wiem, przecież ledwo w poprzednim rozdziale razem przeżyli atak jakiegoś świra i słyszeli pociągające głosy… Czemu Tamara tak po prostu nie weźmie go pod uwagę?
Dziwię się też, że Tamara nie bierze pod uwagę, nawet nie myśli o tym, że obydwie dziwne sytuacje, które ją spotkały, mogły się ze sobą w jakiś sposób wiązać. Nie były one od siebie aż tak bardzo oddalone czasowo. No chyba że Tamarze co chwilę spotyka na swej drodze gwałcicieli, nożowników, szaleńców, kosmitów czy czarodziei…
Po tym, jakie miała przejścia oraz przeszłość (…) – nie wydaje ci się, że przejścia, które się przeżyło, to przeszłość?
(…) i jeszcze nie miał dość, choć Tamara potrafiła dać każdemu nieźle w kość. – Nie czujesz, gdy rymujesz!
Rymy w prozie nie są mile widziane – bawią, odrywają od tekstu.
Nie będzie zawracać mu głowy po tym, jak niedawno zerwał ze swoją dziewczyną. – A ta skąd o tym wie? Nie rozmawiali o tym przecież…
„Tam stał on”. – Mało subtelny zapis. Gdybyś zapisała po prostu: Stał tam. – nawet bez zaimka – nadal zastanawiałabym się, o kogo chodzi, ale nie czułabym się taka przytłoczona, zmuszona do wniosków: TAK, CZYTELNIKU, ON BĘDZIE WAŻNY! CZYTAJ UWAŻNIE, TERAZ SIĘ SKUP! No przecież skupiam się przez cały tekst, nie tylko, gdy używasz kursywy, prawda?
Otworzyła drzwi do samochodu (…) – drzwi samochodu. Tak po prostu.
Zakończenie miodzio! Aż chce się więcej, trzymasz poziom; służą ci klimaty kryminalne, niczego nie przerysowałaś. Bardzo, bardzo intrygująca scena, powoli coś się rozjaśnia, jednak nie odkrywasz kart za szybko. Na tym etapie nie jest też przewidywalnie, nie wiem, do czego zmierzasz, więc nawet się nie domyślam – no i dobrze, mam tylko więcej powodów do kontynuowania.
ROZDZIAŁ 5
Podoba mi się wstęp. Emocje, które towarzyszą Tamarze i to, jak dziewczyna przypomina sobie o wcześniejszych wydarzeniach. Jej myśli wydają się naturalne – wyparcie, a potem próba skupienia się, szukanie jakichś podstaw logicznych. Naprawdę dobrze się to czyta.
Chociaż pewna rzecz nie dawała spokoju. Jakim cudem czuła [ta rzecz?] taki pociąg do tego mężczyzny? – Wiem już, że teraz jest to umotywowane fabularnie, ale nadal nie potrafię tego tak odbierać. Dość słabo znam Tamarę, jest dla mnie na tym etapie opowiadania wciąż obca, dopiero ją poznaję, dlatego ciężko mi było dostrzec w tamtej scenie z Alexem, że przesadne emocje w stosunku do niego są kierowane jakąś nadnaturalną siłą. Że z Tamarą dzieje się coś niedobrego, a nie jest ona tylko podjaraną nastolatką. I mimo że teraz wiem, że nie była wtedy taka, to jednak już jest trochę za późno, by zmienić moje pierwsze wrażenie. Mam jednak pomysł, jak sprawić, by czytelnik lepiej wtedy wczuł się w Tamarę i nie myślał o niej jak o bohaterce słodkiej, naiwnej i głupiutkiej, ale jak o bohaterce z problemem (lub aby przynajmniej miał jakiś cień szansy dostrzec to). Może po prostu trochę mniej emanuj tam zachwytem? Buduj od początku niepokojem, może tym, że Tamara sama siebie nie poznaje? Tamta reakcja na Alexa wydaje się dla Tamary naturalna, więc stąd czytelnik może odbierać sygnały, że bohaterka jest nieznośna i przewracać oczami, wzdychać i tak dalej. Zresztą po ocenie możesz zobaczyć, jak oceniałam ją wtedy. Teraz już myślę o niej nieco łagodniej, ale mimo wszystko trudno zmienić pierwsze wrażenie.
(…) nie mówiąc o jego wyglądzie, który nijak nie pasowało [pasował] do gustu Tamary.
Mimo tego ta aura ciągnęła ją do rudzielca. Wtedy nie potrafiła panować nad własnymi myślami, nad własnym ciałem. – Chodzi oczywiście o Tamarę, nie aurę, ale technicznie nie wynika to z tekstu.
Bała [się] sprawdzić, czy oczy wróciły do normalnego wyglądu.
Piszesz o tym, że bohaterka nie chce łączyć przeszłości z teraźniejszością, że może dawne wydarzenia nie mają wpływu na obecne, ale przecież wielokrotnie wprowadzałaś wcześniej w tekst informacje, że dziewczyna straciła pamięć. Później też o tym piszesz (Może znowu trzeba mi wymazać pamięć!? W końcu co za różnica i tak niczego nie pamiętam!). Moje pytanie brzmi: to jak to w końcu jest z Tamarą? Pamięta, czego ma nie łączyć z obecnymi wydarzeniami czy nie pamięta?
O ile do tego momentu było bardzo realistycznie i naturalnie, o tyle w ogóle nie przemawia do mnie myśl o śmierci. Wplotłaś ją trochę jak ekspozycję, napisałaś, że Tamara pierwszy raz pomyślała o samobójstwie:
Po raz pierwszy przez jej głowę przemknęła pewna myśl, myśl o śmierci. Zabiciu siebie. Wziąć los we własne ręce i zadbać, aby już nic ani nikt nie sprawił dziewczynie cierpienia. Czy byłaby w stanie popełnić samobójstwo? To wymagało wiele odwagi, której Tamara nie miała, choć pragnęła odejść z tego świata, to nie odważy się na ten ostateczny krok. – Brakuje mi tu autentyczności, konkretnej myśli. W kilku zdaniach zapisałaś, że pojawiła się myśl i od razu wyjaśniłaś, że nic z niej nie wynika, bo Tamarze brakuje odwagi. To dość sztuczne, ledwo opisane, a przecież chodzi o poważną sprawę. Nie widzę też tego pragnienia – napisałaś o chęci, potem od razu nazwałaś ją pragnieniem i zdusiłaś w zarodku. Tak się nie robi z pragnieniami, pragnienia oznaczają coś więcej, coś poważnego, a ty odjęłaś tej powagi, potraktowałaś myśl okropnie po macoszemu, przez co w ogóle nie zrobiła na mnie wrażenia, ba, nie wydaje się nawet prawdopodobna. Ot, narrator wyczarował sobie dramę na krótki akapit.
Cokolwiek się stało, to ją [jej] nie złamie!
Nie się może teraz rozpłakać, jak dziecko. – Z zapisu z przecinkiem raczej wynika, że nie jak dziecko nie może się rozpłakać (założenie, że dzieci nie płaczą), a nie że nie może zachowywać się jak dzieci, płacząc. Przecinek zbędny.
Nie sądziła, żeby znalazła coś w Internecie – pierwszym źródle informacji. Najpierw chciała poszukać czegoś o fioletowych oczach z pionowymi źrenicami. – Później piszesz o wynikach jej poszukiwań, czyli jednak dziewczyna szukała, a nie jedynie sądziła, że nie znajdzie, czy ledwo chciała poszukać. Zapomniałaś o wskazaniu konkretnych działań. Dalej piszesz o tym, że wyłączyła komputer, ale ja sobie nawet nie wyobraziłam, że ona wstała z łóżka. Później pojawia się fragment:
Poddała się. Wyłączyła komputer.
Czuła głód, ale nadal wiedziała, że nic nie przełknie, więc po prostu leżała na łóżku. – A więc mam rozumieć, że ona miała ten komputer gdzieś przy łóżku? Laptop na szafce nocnej czy coś?
Tak bardzo chciała porozmawiać z Chrisem. Zwierzyć mu się. (…) Nie miała ochoty na rozmowę. Co, jeśli znów się rozpłacze? – Nie za bardzo mieszasz się w zeznaniach?
Wzięła głęboki oddech i zerknęła na swoją komórkę, leżącą na szafce nocnej. – Nie stawia się przecinków przy imiesłowach przymiotnikowych, które dotyczą bezpośrednio sąsiadującego rzeczownika. Tutaj chodzi o komórkę leżącą – to jest cała fraza, przecinek jest bezsensowny. Przecinek postawiłabyś, gdyby rzeczownik nie sąsiadował z imiesłowem. Gdyby zdanie wyglądało, na przykład, tak:
Wzięła głęboki oddech i zerknęła na komórkę mamy, leżącą na szafce nocnej. – Widzisz, tutaj podmiot i imiesłów zostały czymś oddzielone.
Chris w życiu by nie uwierzył w historię o Alexie i jego zdolnościach. O fioletowych oczach z pionowymi źrenicami. – Nie rozumiem, dlaczego Tamara tak bardzo nie wierzy w Chrisa. Przecież razem byli świadkami już jednej, naprawdę dziwnej sytuacji i Chris nie miał problemu, aby o tym rozmawiać, nie zaprzeczał, nie poważał, że szaleńcowi towarzyszył jakiś pan o aksamitnym głosie. Chris nie zawiódł wtedy Tamary, aby ta teraz miała problem z zaufaniem mu. Chciałabym ją zrozumieć, jednak pobudki, które przedstawia, można podważyć fabularnie.
Trochę też nie podoba mi się to rozchwianie, kiedy mowa o potrzebie porozmawiania z kimś i jednocześnie odrzucanie okazji do rozmów. W poprzednim rozdziale uznałam to za naturalne, bo Tamara była świeżo po dziwnym ataku, niekoniecznie chciała też rozmawiać z Elizabeth przez drzwi łazienki i tamto kupiłam. Jednak teraz, w kolejnym rozdziale podtrzymałaś te niezdecydowanie – chęć wyżalenia się, samotność, poczucie bezradności versus spora ilość wiadomości od Chrisa, które bohaterka olała, oraz troska Elizabeth, którą podważyła. Wiem, że Tamara znalazła się w trudnej sytuacji, ale kiedy wysyłane przez nią sygnały są sprzeczne, naprawdę trudniej mi ją zrozumieć. Wciąż domyślam się, że zachowuje się tak przez to, że wydarzenia mocno nią wstrząsnęły.
ROZDZIAŁ 6
Dłoń drżała, gdy naciskała klamkę. Z trudem przekroczyła próg i zamknęła za sobą drzwi.
Mocno zacisnęła palce na pasku od torby i ruszyła. – Pasku torby.
W głowie ciągle powtarzała słowa, [przecinek zbędny] dodające jej odwagi, choć zbytnio nie działały. – Jakie to były słowa? Szkoda, że nie mogę ich poznać jako bezpośrednią myśl.
Jestem zdziwiona, że scena przedstawia Tamarę w szkole. Sądziłam, że Elizabeth nigdzie jej nie wypuści, dopóki nie odwiedzi ich jej siostra. Właściwie czy to nie dziwne puszczać bohaterkę gdzieś samą po tym, jak została zaatakowana przez jakiegoś świra, a potem inny świr w mało subtelny sposób naładował ją jakąś magią? Wygląda to tak, jakby Liz w ogóle nie troszczyła się o córkę. Dlaczego Chris nie mógł odwiedzić przyjaciółki w domu?
– Już, wystarczy – wtrącił stanowczo Chris, gdy Rick już otwierał usta.
Gdyby została tam dłużej, to by nie wyrobiła. – Brzydki kolokwializm, poza tym dziwny szyk. Raczej: to nie wyrobiłaby.
Czegokolwiek by mu nie powiedziała, nigdy by jej nie wyśmiał. – Eee… To dlaczego nie chciała mu wcześniej powiedzieć o swoich problemach, praktycznie zarzekając się, że Chris jej nie uwierzy i tak dalej?
Poza tym, [przecinek zbędny] co dwie głowy, to nie jedna.
– Jak to „po prostu”? Musiał mieć jakiś powód – wyjaśnił. Jego stoicyzm ani na trochę go nie opuścił. Tamara nie miała pojęcia, jak on to robił, że potrafił tak dobrze nad sobą panować. Jej dłonie już zaczęły się lekko trząść, czuła suchość w gardle, a głos momentami drżał. – Dobra, pogadamy po szkole, ale wtedy wszystko mi powiesz. – Jak to pogadamy po szkole? A co on niby ma teraz takiego ważnego do roboty, aby nie wysłuchać przyjaciółki do końca??? To najbardziej odczapowy fragment, jaki do tej pory dostałam. Chris, który zarzekał się, że Tami jest dla niego jak młodsza siostra, nie może wziąć okienka, aby towarzyszyć jej w cierpieniu, wysłuchać jej? Czy chociażby pomilczeć tuż obok? Jak mam go mieć za dojrzałego i przyjacielskiego, jak sypnął takim głupim tekstem na dzień dobry? Co? Ktoś chciał cię zgwałcić? Idź na policję, a my sobie pogadamy potem – wielkie LOL.
– Chodź. Zaraz zacznie się angielski (…). Może zrobimy sobie dzisiaj nocny maraton filmowy? – zapytał Chris, delikatnie szturchając przyjaciółkę.
– Ponoć jutro rano musisz wstać.
– Zajęcia mam na dziesiątą. Równie dobrze raz mogę nie iść. (…)
– Chcesz zepsuć sobie frekwencję i tak ryzykować? Łobuz z ciebie – skwitowała żartobliwym tonem, siadając od strony okna, a Chris zajął miejsce obok. – Twoja mama wyrzuci cię z domu.
– Może czas w końcu się zbuntować? Czasem mam naprawdę dość – spoważniał, drapiąc się za uchem i wyglądając przez okno. Przez krótki moment jego wzrok był nieobecny, jakby o czymś marzył. – Niech skisnę, oni sobie teraz będą psiapsiółkować o pierdołach? I dlaczego Chris z informacji o napaści na przyjaciółkę przeszedł do tematu swojego poukładanego do zwymiotowania życia? Czy nie wydaje ci się to mocno egoistyczne? Takie prześciganie się w stylu pacz, masz problem, omal cię nie zgwałcili, ale ja też mam problem i mam dość życia, bo... jestem wzorowym uczniem. Być może wcale nie chciałaś tak tego przedstawić, może jest gdzieś w tym troska lub coś na jej wzór, ale ja tego po prostu nie czuję. Rozumiem zaangażowanie Chrisa w naukę, ale kiedy przyjaciółka mówi ci o napaści, lekcja angielskiego nie powinna być sprawą drugorzędną? Na miejscu Tamary byłoby mi po prostu przykro.
Pogrążył się w nauce, a jego blask w oczach coraz bardziej słabł, aczkolwiek do tej pory udawał [ten blask?], że dalej pozostał tą samą osobą, co kiedyś.
Po zajęciach Tamara i Chris wreszcie mogli opuścić teren szkolny. – Rety, ta szkoła to nie jest więzienie. Idę o zakład, że niewiele stałoby się, gdyby opuścili szkołę wcześniej. Tutaj, po rozmowie z Chrisem i streszczeniem jego relacji z matką to brzmi co najmniej tak, jakby naprawdę chodziło o jakiś ośrodek zamknięty pod ścisłym nadzorem.
Jedynie ścieżka prowadziła przez ten gąszcz zieleni. Błogi azyl od całego szarego i fałszywego świata, od wiecznie śpieszących się ludzi z wrogim nastawieniem do każdej osoby.
– Wysłałeś już aplikacje do uczelni? Jakie w końcu wybrałeś? – zapytała [ścieżka? każda osoba?], zerkając na przyjaciela.
Chociaż matka chce [przecinek] bym poszedł do Harborvier ze względu na Christie.
Kiedy dowiedziałam się, że Chris chce się przeciwstawić matce, to znowu naszła mnie ta dziwna myśl w postaci pytania, dlaczego bohater jest zbuntowany na tyle, aby uciec na Florydę, a nie na tyle, aby opuścić dla przyjaciółki jedną czy dwie lekcje? W ogóle jestem kompletnie zszokowana, że oni naprawdę rozmawiają o jego uczelni, a nie o tym, co przydarzyło się Tamarze. Chris nawet nie wygląda na zaniepokojonego, jakby w ogóle zapomniał, po co się tak właściwie spotkali.
Końcówka na plus. Bardzo, bardzo zaskakujesz.
ROZDZIAŁ 7
Zamarła ze strachu, bo dobrze wiedziała, kto stał tuż za jej plecami. – W poprzednim zdaniu pisałaś już, że ją zmroziło, że poczuła dreszcz itp. Wiem też, o co chodzi ze wspomnianym wcześniej aksamitnym głosem, nie musisz mi wykładać, że Tamara zamarła ze strachu, bo usłyszała Alexa. Ja to wiem, albo przynajmniej się tego domyślam – tak samo jak ona. Nie ułatwiaj.
Już od początku piszesz tylko o Tamarze, a Chris? On też zamarł? Nie ruszył się, niczego nie powiedział? Gdybym nie czytała ciągiem, ale notki oddzielałby jakiś dłuższy czas, zapomniałabym o obecności tego bohatera w scenie. Nic jej nie przypomina, dopiero kilka akapitów niżej pojawia się wzmianka, że Chris wciągnął głośno powietrze. Mało.
W przeciwieństwie do eleganckiego Alexa miała na sobie ubrania w stylu punkowym. Swoje ciemnobrązowe oczy wlepiła w Chrisa. Miała dokładnie to samo drapieżne spojrzenie, które przyprawiło Tamarę o ciarki.
Nie mogła kłamać. Miała tylko nadzieję, że Chris nie weźmie jej za wariatkę. – Szczerze? Trochę męczą mnie te jej podejrzenia. Chrisa ma za swojego przyjaciela, nieraz myślała o nim ciepło, nawet trochę czule, poza tym razem z nim była świadkiem dziwnych wydarzeń. Nie wiem, skąd ona bierze to branie jej za wariatkę – jakby koleś kiedykolwiek ją zawiódł. To znaczy na moje oko zawiódł ją w szkole, gdy nie potraktował poważnie jej wyznań, bo wolał sobie pójść na angielski, a potem poopowiadać o swoich jakże odważnie zbuntowanych planach, zamiast zainteresować się sytuacją przyjaciółki, ale Tamarze to wcale nie przeszkadzało, nie obwiniała go nawet w myśli i nie była nim rozczarowana, więc… dlaczego cały czas sądzi, że chłopak jej nie uwierzy? Czego się boi, wyśmiania? To też już odrzucała wielokrotnie. Męczy mnie to jej niezdecydowanie. Rozumiem, że opowieść jest trudna, ale zamiast odbierać Tamarę jako będącą w trudnej sytuacji, dziewczę tylko mnie irytuje. Być może dałoby się to jej niezdecydowanie usubtelnić albo zamienić na inną emocję, jakiś stres, traumę związaną z wydarzeniem, może poczucie ciepła wewnątrz, które sprawia, że Tamara jest niepewna, pamięta atak? Samo powiem -> nie powiem ->powiem -> nie powiem jest trochę niepoważne i na dłuższą metę męczące.
(…) nie wiem [przecinek] jak to wyjaśnić. (…) Czułam [przecinek] jak to mnie pali od środka.
Czekała [przecinek] aż tylko wybuchnie zaraz śmiechem i powie, iż Tamara go wkręca, ale nic takiego nie nastąpiło. – Czekała tylko, aż/Tylko czekała, aż.
O, widzisz? Znowu. A wcześniej czytałam, że: czegokolwiek by mu nie powiedziała, nigdy by jej nie wyśmiał. Teraz więc takie podejrzenia wyglądają jak sztuczna drama.
Ta cisza ją dobijała. Nie rozumiała, dlaczego Chris jeszcze nic nie powiedział. – Może i coraz mniej tego wypisuję, no ale nadal ten rodzaj potknięcia istnieje w twoim opowiadaniu i trochę psuje klimat, bawiąc, gdy czyta się rozdział na głos.
– Nie zmyśliłam tego – rzekła powoli, żałując, że cokolwiek powiedziała. Powinna była skłamać. – Dlaczego? Nie rozumiem, przed chwilą, gdy Chris kontemplował w ciszy, Tamara ucieszyła się, że może znał rozwiązanie, może znał logiczną przyczynę, może wiedział coś więcej niż bohaterka. A teraz, zaraz po tym przemyśleniu pojawia się zrezygnowanie.
Drażni mnie nieco fakt, że Tamara jest taka nieogarnięta. To znaczy nie zrozum mnie źle. Wiem, co przeszła i że jest jej trudno, ale wydaje mi się, że jej problem nie jest wytłumaczeniem dla braku konsekwencji prowadzenia postaci. Jeżeli Tamara ma się czegoś bać, to niech się boi, ale cały czas, dopóki nie poczuje spokoju. Jeżeli ma nadzieję, to niech ta nadzieja trochę w niej posiedzi. Jeżeli Tamara myśli o śmierci, to niech pomyśli dłużej niż dwie linijki z całego rozdziału i tak dalej, i tak dalej. Daj mi się w nią wczuć, bo na razie to zanim ja się zdążę jakoś z nią utożsamić i zrozumieć, co czuje, to ona już zmienia zdanie.
Zawahała się. Na usta cisnęła się prawda, ale jednak pokręciła głową.
Już wystarczająco dużo wyjawiła, a odnosiła wrażenie, iż nie jest traktowana poważnie. – Dlaczego? Ale tak serio, co złego zrobił Chris teraz? Przynajmniej jej wysłuchał, był z nią szczery, zachował powagę, zastanawiał się i tak dalej (przynajmniej nie olał sytuacji z powodu lekcji). Skąd teraz ta myśl? Czym jest umotywowana?
Podszedł do biurka i wziął laptop oraz ładowarkę, żeby przygotować do maratonu filmowego. – Co przygotować?
Miała dziwne przeczucie, że Alex albo tamta kobieta coś z nim zrobiła. – Coś z nim zrobili.
Może czuł to samo, co ona wtedy podczas spotkania tego Rudzielca? – Nie leży mi to, że tak samo nazywała Alexa siostra Liz. Poza tym po co tutaj wielka litera? Wcześniej jej nie używałaś. Wcześniej nie było to przezwisko? Teraz Tamara jest zirytowana i postanowiła dać Alexowi ksywkę?
W każdym razie intuicja Tamary podpowiadała, że przyjaciel nie był z nią szczery, co ugodziło ją w pierś. – Czy jeżeli Tami czuje ugodzenie w pierś przez przyjaciela, to nadal chce oglądać z nim filmy?
Może rzeczywiście nic takiego się się nie stało.
Zdziwił mnie nagły przeskok do nowej sceny. Czyli mam rozumieć, że maraton filmowy się skończył, Tamara wróciła do domu, rano wstała i poszła do szkoły? Co na to Liz, że jej córka tak sobie po tym wszystkim wychodzi? I co z przyjazdem tajemniczej ciotki Tamary? Liz nie martwi się, że siostra się jeszcze nie zjawiła?
Naprawdę dziwi mnie też to, jak Tamara oddaje się zwykłym czynnościom po tym, co ją spotkało… Trochę też żałuję, że nie pokazałaś tego kawałka jej rutyny sceną – o, na przykład to, jak Tamara tańczy. Jak myli kroki, nie skupia się, bo pewnie o czymś myśli. Za to od razu dostaję streszczenie, jak jakaś pannica-gwiazdeczka cieszy się jej nieszczęściem i sobie korzysta z jej słabszego dnia – no dobra, fajne rozwinięcie fabuły i sposób na poznanie lepiej otoczenia bohaterki, ale dla mnie trochę suchy. Jakbyś zmarnowała potencjał tego fragmentu, potraktowałaś go po macoszemu. Wstęp do sceny to streszczenie, a potem od razu mam dialog. Nie znam rywalki, którą wprowadziłaś, bo zrobiłaś to bardzo szybko; nie zdążyłam się wczuć w akcję, a ta już się skończyła, już Tamara uderza w szafkę i wychodzi ze szkoły. Czuję się, jakbym w ogóle tego nie przeżyła, ten fragment nie budzi moich emocji, również niechęci do rywalki – nie znam jej, nie wiem w ogóle, czy ma jakieś imię. To już chłopaków w pierwszym rozdziale w czasie zaczepek przed szkołą lepiej wprowadziłaś. Ta scena wygląda jak niedopracowana, wycięta z first draftu, ledwo wpleciona w tekst na szybkiego, ale nic więcej.
A może winna wziąć nogi za pas i uciekać, gdzie pieprz rośnie? – Przy takich utartych zwrotach nie stawia się przecinków [źródło].
Powoli i niepewnie weszła do środka, podchodząc do lady, na której Azjata położył niewielkie pudełeczko. – Pilnuj się też czasami przy imiesłowach współczesnych (zakończonych na –ąc). Oznaczają one, że postać wykonuje dwie czynności jednocześnie, czasowo 1:1. Tutaj Tamara wchodzi, podchodząc, ale lada nie znajduje się zaraz w drzwiach, prawda? Ona musi wejść, aby dalej móc podchodzić do lady, to się dzieje jedno po drugim, a nie naraz.
W środku znajdował się brązowy rzemyk oraz zielony, okrągły wisiorek, ukazujący chińskiego smoka.
Miała nadzieję, że przyniesie jej szczęście, ochronę i mądrość. (…) Nie wierzyła w żadną moc przedmiotów, ale akurat w tym przypadku bardzo by chciała. – Chciałaby wierzyć? Przecież miała nadzieję, więc jakby trochę jednak wierzyła… Och, trochę namieszałaś, nie sądzisz?
– Nie. Czemu? - zdziwił się. – Powinienem? – Myślnik + wielka litera.
ROZDZIAŁ 8
Postanowiła zacząć od pracy domowej z koreańskiego. – Teraz nagle okazuje się, że Tamara uczy się koreańskiego? Wydaje mi się to strasznie późno wprowadzoną informacją, dziwnie mi teraz przyjąć ten fakt do wiadomości. Już taniec w poprzedniej notce wydawał się trochę podejrzany, bo wrzucony w fabułę na siłę, w końcu nie widziałam Tamary tańczącej, to tylko streszczenie, a tutaj czuję się tak, jakbyś tylko dorzuciła oliwy do ognia. Skoro Tamara lubi koreański, może wepchnij jej raz pod pachę tomik manhwa albo powieś jej na ścianie plakat z jakiejś dramy lub wokalistów K-Popu? Może niech zaproponuje Chrisowi jakąś dramę na maratonie? To często idzie w parze z nauką koreańskiego, a zainteresowania powinny może nie tyle bić po oczach, ale chociaż dać o sobie znać. Dopiero teraz, w ósmym rozdziale, dostaję obraz postaci złożonej, interesującej, wcześniej Tamara nie była dla mnie przesadnie zajmująca. A mogłaby być, gdybyś podrzuciła jej kilka niuansów, które świadczyłyby o tym, jaką jest osobą, czym się interesuje i tak dalej.
– Urwałem się z zajęć, a nie chce[ę] wracać do domu.
– Nie. Elizabeth i Nick pojechali do babci. – Nick? Kim jest Nick? Mieszka z Tamarą i nie mam o nim zielonego pojęcia?
Tamarę irytowało takie zachowanie. – A więc to pokaż.
– Mi to mówisz – mruknęła, zajadając się chipsami, choć nie miała na nie ochoty, to wolała się czymś zająć. – Brakuje mi tu jakiejś twardszej pauzy oddechowej, może kropki oddzielającej dwa zdania, np. przed choć.
Często nazywasz Chrisa przyjacielem, czasami mam wrażenie, że częściej, niż używasz jego imienia. To dziwne.
(…) a z szarych oczu bił niesamowity chłód i pewność siebie. – Biły, bo i chłód, i pewność siebie.
To tylko sugestia, ale czasami – moim zdaniem – przedobrzasz. Jakbyś starała się na siłę, za wszelką cenę. Chcesz zarysować postaci wyraźnie, więc do rzeczowników dodajesz przymiotniki i przysłówki różnego rodzaju. Tutaj chłód w oczach jest niesamowity. Po co? Sam chłód nie wystarczy, jest mało obrazowy? Pokaż, że postać jest taka i siaka, a nie epatuj tym w opisach, bo to i tak nie zadziała na czytelnika. Tylko poszerzasz zdania, ale przymiotniki i przysłówki mało kiedy dodają emocji.
Czarny, kobiecy garnitur ukrywał wysportowaną sylwetkę kobiety, znacznie uwydatniając szerokie ramiona. – No skoro kobiecy garnitur, to i sylwetka kobieca… Dobra, wiem, mamy XXI wiek, ale gdyby to mężczyzna nosił kobiecy garnitur, warto byłoby to podkreślić w tekście. Natomiast jeśli to powtórzenie – bez sensu.
Zdezorientowana spojrzała na Sandrę, wyczekując wyjaśnień jej wizyty, ale kobieta po prostu weszła do salonu.
– Cudownie – odezwała się kobieta. – Odezwała się, po prostu. To ona weszła do salonu, więc jej jako ostatniemu podmiotowi przypisywana będzie wypowiedź.
Historia Barida jest ciekawa i nieciekawa jednocześnie. Dlaczego? Bo koleś… zamiera w dialogu. Dialog wiele znosi, strona w książce nie zapada się od natłoku informacji. Problem w tym, że zapada się w środeczku… czytelnik. Brakuje mi tu czegokolwiek, co nie jest wypowidzią Barida. Czegoś, co ją przerwie, zatrzyma na moment, może ukaże jego sposób wypowiadania słów, może pokaże, gdzie facet bierze oddech, gdzie spowalnia tempo recytacji, by może zbudować napięcie w słuchaczach… Twój zapis mi tego nie daje; odbębniasz legendę, więc mam wrażenie, że tak samo sucho i nienaturalnie odbębnia ją Barid. Nie rusza się? Nie poprawia na fotelu? Usiadł w ogóle czy stoi? Nie prosi o wodę, nie przełyka śliny, nie oblizuje wysuszonych ust? Na Bora Zielonego, jego wypowiedź to trzysta słów, siedemnaście ładnych linijek.
No właśnie… ładnych. Barid nie wypowiada się jak normalny człowiek, tylko jakby był na autopilocie. Wiesz, kogo słyszę, jak go czytam? Jacka z Ivony. Nie ma w tym naturalności typowej dla języka mówionego. Twój zapis w ogóle nie odzwierciedla jego specyfiki, nie czuję, że ktokolwiek byłby w stanie wylać z siebie taką wypowiedź bez zająknięcia się, powtórzeń, dobierania słów, bez zaczynania od no. Nie ma tu niepoprawności gramatycznej, która towarzyszyła Chrisowi i Tami, gdy zaczynali zdanie od mi zamiast mnie. Dlaczego nie zwróciłam wtedy na to uwagi? Bo takie niepoprawności w dialogach są akceptowalne, dodają naturalności, oddają człowieka.
Mówi się, że to oni stworzyli Jaskinię Dziesięciu Tysięcy Buddów we wschodnich Chinach. – Patrząc na źródła takie jak National Geografic, zauważyłam, że częściej mówi się o Grotach Dziesięciu Tysięcy Buddów (tak zostały wpisane do UNESCO). Jaskiniach – również się pojawiają, jednak rzadziej, ale nadal w liczbie mnogiej. Kompleks liczy ponad 2 tysiące jaskiń, grot i nisz.
Nie bardzo widzę też powiązanie legendy do tych jaskiń, źródła podają, że kompleks powstał po tym, jak cesarz Xiaowen przeniósł stolicę państwa do miasta Luoyang w prowincji Henan, a cesarzowa Wu Zetian nakazała zastąpić taoizm buddyzmem. Wtedy też chińscy pielgrzymi Xuanzang i Yijing nakłaniali do modlitwy w grotach, by dziękować Buddzie za szczęśliwe podróże. Na stronie [źródło] czytamy:
Na początku była wizja światła. Pewnego wieczoru w 366 r. n.e. wędrowny mnich o imieniu Yuezun ujrzał tysiąc złotych Buddów świecących na ścianie urwiska. Natchniony tym obrazem, wydrążył w skale celę do medytacji. Za nim wkrótce podążyli inni. Pierwsze groty nie były większe od trumny. Niebawem monastyczne społeczności zaczęły kuć większe, na zbiorowe obrzędy. Zdobiono je wizerunkami Buddy. To od tych najwcześniejszych pochodzi nazwa Groty Tysiąca Buddów. W okresie panowania dynastii Tang artyści pokrywali całe ściany grot drobiazgowymi scenami z buddyjskich legend w zdecydowanie chińskim stylu.
W twojej wersji nie ma mowy o tym, że groty powstały, bo buddyzm zaczął być… modny, a w źródłach historycznych nie ma mowy o tym, że w wapieniu drożyli właściciele dusz smoków. Mamy zgrzyt.
Tamara zesztywniała, czując jak włoski na karku stają dęba. – Dziwię się jej szczątkowej reakcji. Nie domyśliła się już, że mogła być Posiadaczem? Czekała na oficjalną informację? Tylko zesztywniała, nic więcej?
Mam rozumieć, że jesteśmy Posiadaczami, co mają w sobie dusze smoków. I… mamy powstrzymać jakąś organizację, która jest porównywana do demonów i nawet rząd nie potrafi sobie z nimi poradzić?
– Tak – skwitowała beznamiętnie Sandra. – Mniej więcej.
Ale… czemu Chris jest Posiadaczem? W niego też weszła jakaś energia? Kiedy i dlaczego nie powiedział o tym Tamarze, gdy ta mu się zwierzyła? Co przegapiłam i dlaczego?
Tamara układała w głowie informacje, jakie dopiero co usłyszała [przecinek] i próbowała je zrozumieć. – Które [źródło].
W końcu doszła do wniosku, że to musi być jakiś żart i zaraz albo jej ciotka, albo ten mężczyzna wybuchnie śmiechem i krzyknie „mamy was!”. – Naprawdę? Do takiego wniosku doszła, pamiętając Alexa, który nafaszerował ją złotą kulką energii? Do takiego wniosku doszła po tym wszystkim? Do tej pory bała się, że ktoś ją wyśmieje, a teraz chce, aby się z niej śmiali?
– O czym wy mówicie!? – spytała Tamara, wpatrując się w Chrisa, pragnąć natychmiastowego wyjaśnienia. – …
Kontrola nad wodą? Absurd! – Tak, Tamaro. Bój się, że ktoś wyśmieje twoje opowieści i jednocześnie podważaj doświadczenia obcych. Hipokryzja level hard.
Czy tylko mnie dziwnym przypadkiem wydaje się mieszkać w jednym państwie, ba, stanie, praktycznie tuż obok siebie, chodzić do jednej klasy i razem mieć moc Lán Lóng i Hóng Lóng? Zbieg okoliczności? Trochę tak pretensjonalnie, jak w starych hollywoodzkich produkcjach. Bo jeżeli ląduje gdzieś UFO, to na pewno w Waszyngtonie.
Kiedy Barid mówi, że wszystko będzie w porządku i nauczy bohaterów obsługiwać ich moce, to absolutnie mu nie wierzę. Znów jest suchy, oficjalny, nawet mu nie drgnął żaden mięsień na twarzy. W ogóle nie wiem, co sądzić o tym mężczyźnie, został wprowadzony szybko, jakoś tak… teatralnie. I jeszcze dowiaduję się, że jego dni są policzone. Nie robi to na mnie żadnego wrażenia, bo koleś jest zupełnie obcy, a co za tym idzie – obojętny.
Chciała zadać tyle pytań i poznać odpowiedzi, ale po tej historii nie wiedziała, czy uzyska prawdę. – To jakiej ona prawdy szuka, powiedzmy sobie szczerze? Była przytłoczona nadmiarem informacji, szukała rozwiązań w sieci, rozmawiała z mamą i z przyjacielem, nikt nic nie wiedział, więc chodziła jeszcze bardziej rozczarowana, a gdy w końcu zjawił się ktoś, kto wyjaśnił jej całą sytuację, to… nie wie, czy może zaufać? Komu, jak nie im? Tamara, błagam, ogarnij się, bo mnie męczysz.
Nadal czuła gniew i ból, że ukrył przed nią pewne fakty i na pewno później się z nim policzy. – Dowiedz się, że jesteś posiadaczem jakiejś smoczej mocy ognia i masz wrogów, którzy dybią na twoje życie. Chciej policzyć się z ziomeczkiem, bo jest w takich samych tarapatach i przynajmniej nie jesteś samotna… Zresztą sama nie powiedziała mu chociażby o fioletowych oczach, bo bała się, że uzna ją za głupią. Czemu teraz wymaga tego od niego? Okej, wiem. Być może chcesz stworzyć postać ludzką, która ma prawo do swojej emocjonalności, nie mnie to podważać, ale ciężko mi się czyta o takiej kłopotliwej bohaterce. Ma dość spore problemy, a zamiast o nich, to myśli o tym, jakby tu ukarać swojego przyjaciela, bo ukrywał swoją moc przed ludzkością. To dopiero egoizm. Tamara szuka dziury w całym.
– Nikomu, nawet rodzicom. – Ale Elizabeth przecież wszystko wie, prawda?
Żadnego używania mocy poza treningami. Nie chcemy żadnego zamieszania. – To dlaczego dopiero teraz organizacja zjawia się przed Chrisem? Ma moc od roku, na pewno próbował jakoś ją ćwiczyć, nie wiem, bawić się w wannie czy pod prysznicem. Dlaczego zostawili go samego sobie na calutki rok? A gdyby nikt nie napadł Tamary i Liz nie zadzwoniła do Sandry, to dalej mieliby go gdzieś?
– A od Odrodzenia trzymajcie się z daleka i na nic się nie zgadzajcie. Choćby wam proponowali górę złota. Im nie można ufać. – Wszystko fajnie, ale raczej ogarnięci antagoniści nie zjawią się przed bohaterami i nie powiedzą: hej, jesteśmy z Odrodzenia. Bo po co mieliby?
– Alex i Alexis jedynie grają w otwarte karty i najczęściej się ujawniają. – Czyli Tamara wie, że Alex był z Odrodzenia, ale jednak nie mówi o nim, nie zdradza, co się jej przytrafiło? Ma jedyną taką okazję i nie korzysta z niej? Czy w ogóle nie jest ciekawa albo czy się znowu boi, że ktoś ją wyśmieje, czy może aktualnie ma focha na Chrisa i dlatego już nic nie mówi?
– Treningi będą pod okiem Barida z dala od miasta. – Ale właśnie się dowiedzieliśmy, że dni Barida są policzone, więc tego treningu raczej za dużo nie będzie. A co, jeżeli Posiadacz nie zdąży ich wyszkolić? Dlaczego więc Barid nie zgłosił się wcześniej chociażby do samego Chrisa? Już mieliby część treningu za sobą. Właściwie to Chris mógłby teraz wprowadzić Tamarę w temat. Dlaczego nie chcieli podjąć z nim współpracy wcześniej?
Spojrzała na niego gniewnie. Zrobiło jej się przykro. Myślała, że jest jego przyjaciółką i mówią sobie wszystko. – Czyli na przykład to, że ktoś miał fioletowe oczy, prawda, Tamaro?
– Nie odzywam się do ciebie! – Wstała gwałtownie i ruszyła do swojego pokoju. – Jesteś okropny!
– Po prostu… wtedy, po spotkaniu z Alexem i jak wróciłam do domu, miałam… dziwne oczy. Takie bardziej fioletowe (…).
– Byłaś u okulisty?
Okej, z jednej strony przewracam oczami, bo ten tekst jest… ach! Bohaterowie rozmawiają o nadprzyrodzonych umiejętnościach, demonach, które za nimi łażą i w ogóle, a Chris wyskakuje z takim hasłem? Przecież to megagłupie, a przecież bohater uchodzi za inteligentnego, chciał startować do Harvardu. Z drugiej strony przypomina mi się jego dwukrotne, wręcz obsesyjne nakazanie Tamarze udać się na komisariat, więc może po prostu ten typ tak ma? Od razu widać, że to propozycja Chrisa. Chyba tylko on mógłby palnąć coś takiego w takiej chwili.
Nie wierzyła w żadne słowo Barida. Nawet obecność Sandry nie przekonała Tamary do uwierzenia w całą tę bajkę, choć w głębi duszy… nie miałaby nic przeciwko zostaniu Posiadaczem. – Ale… dlaczego nie uwierzyła? Chris panował nad wodą, był smokiem wody, a jej cały czas bywało gorąco,. Zapomniała już o sytuacji w szkole? Albo u pana Lee, z Alexem? Dlaczego ona coś wypiera, mimo że nie ma do tego podstaw? Nie z powodu cierpienia, bo lata jej to już koło nosa, w tym momencie była zazdrosna o umiejętności Chrisa. Czemu więc nie wierzy w swoje?
Nie wierzyła w żadne słowo Barida. (…) Mimo iż już drugi raz miała okazję zobaczyć magię na własne oczy, to i tak nie mogła do końca przyjąć tego do świadomości. (…)
– A jeśli to prawda? – zerknęła na przyjaciela. – Jeśli rzeczywiście mogę panować nad ogniem jak ty nad wodą? Sandra chyba by aż tak nie wkręcała… – No to nie wierzyła, nie mogła do końca przyjąć do wiadomości czy liczyła, że to prawda, bo wszystkie fakty to potwierdzały? Jak to w końcu jest z tą naszą bohaterką, co, Mari? Nie wiem, w które słowa narratora wierzyć, bo co chwilę zmienia o postaci zdanie, przedstawia ją jako strasznie rozchwianą. Nie potrafię się w nią wczuć. Wolałabym, gdyby była bardziej stabilna, gdyby jej myśli nie zmieniały się z linijki na linijkę, tylko aby zmiana motywowana była np. ciągiem przemyśleń. U niej jest zmiana, bo tak. Po prostu, i to w małych odstępach. Nie mogę się przyzwyczaić, nie mam punktu zaczepienia, nic już nie wiem.
Akurat niezbyt się przejmowała faktem istnienia jakiejś organizacji i nawet nie miała zamiaru o niej myśleć. – Bardzo rozsądne, zważywszy że Tamara już raz została zaatakowana i nie potrafiła się obrobić przed Alexem.
– Tami, to wszystko to bzdura. Nie myśl o tym. – Równie dojrzałe, zważywszy że Chris moc ma, nawet się nią pochwalił. To może trochę też wyglądać tak, jakby jakby nie chciał, by i Tamara uwolniła w sobie jakiekolwiek magiczne umiejętności.
PODSUMOWANIE
Zacznijmy od tego, co najmocniej i najczęściej uderzało mnie w trakcie czytania. Musisz trochę przestawić swoje autorskie myślenie. Nie bierz czytelnika za głupiego lub niepełnosprawnego umysłowo – z góry zakładaj, że czyta ze zrozumieniem. Kiedy malarz maluje obraz, nie tłumaczy, co ten obraz przedstawia (no chyba że to nieczytelny abstrakcjonizm, jakieś pierwsze-lepsze ciapki, ale nie o to chodzi). Kiedy oglądamy film – widzimy aktorów, słyszymy ich słowa i to jest bazą do wyciągania wniosków i cieszenia się z fabuły. Kiedy gramy w Simsy, prowadzimy Simy i obserwujemy, jak będą się oni zachowywać w stworzonym przez nas świecie. To samo dają książki, więc bądź malarką, reżyserem i graczem jednocześnie. Baw się pisaniem, ale przy okazji pozwól cieszyć się tym, którzy cię czytają z kreowanych wizji. Nie narzucaj swojego zdania i nie mów za dużo. Nie eksponuj; show, don’t tell i tak dalej. Nie będę ci przytaczać definicji ekspozycji ani odsyłać cię do encyklopedii, wiem, że śledzisz ocenki i działalność WS, masz to wszystko w małym palcu, po prostu zacznij stosować tę wiedzę w praktyce.
Druga sprawa – podmioty. Nie będę rzucać truizmami, byś czytała teksty z dwadzieścia razy przed publikacją, bo nie o to chodzi. Czasem wystarczy, by przeczytać coś raz, ale… na głos. Momenty, w których do następnych zdań przechodzą podmioty z poprzednich, gdzie wcale nie chodzi o bohatera, wpadają w ucho i bawią. Mamy więc taką sytuację: Tamara ignorowała dziwne spojrzenia przechodniów; jakby nigdy nie widzieli zmęczonego człowieka. Suchość w gardle zaczęła nieco doskwierać. Chciała zamordować tych gnojów. – Na pierwszy rzut oka jest okej, ale przy czytaniu na głos robi się co najmniej dziwnie, prawda?
Gdyby pozbyć się wykładania mi pobudek bohaterów i tych nieszczęsnych zamieszań z podmiotami, tekst byłby dużo lepszy, lżejszy, bardziej działałby na wyobraźnię i sprawiał, że ocena nie zajęłaby mi tyle czasu. Nie musiałabym aż tyle tekstu przeklejać i komentować, a to, co pozostałoby, dotyczyłoby już tylko fabuły.
Nie ma sensu mówić też o błędach językowych czy interpunkcyjnych; takowych nie ma prawie wcale, tekst jest czyściutki. Dziwię się, że w tak szybkim czasie wyprodukowałaś coś tak naprawdę wartościowego; nie czytałam wersji, którą oceniała Dafne, ale zestawiając jej ocenę i to, co przeczytałam, w ogóle nie widzę żadnego porównania. Zaczęłaś od nowa? Chapeau bas, odwaliłaś kawał dobrej roboty. Należą ci się gratulacje, przeszłaś cholernie ciężką drogę, jednak było warto.
Okej, bo w założeniu miałam skupiać się głównie na fabule i postaciach, więc porozmawiajmy o nich. Najpierw fabuła.
Historia, którą przedstawiasz, jest ciekawa. To najważniejsze, bo pisać dobrze o rzeczach mało zajmujących byłoby marnowaniem potencjału. Podoba mi się, że mogę poznawać fabułę wraz z bohaterką, która została wrzucona w wir dziwnych wydarzeń i przeżywa je na bieżąco, wszystko jest nowe jednocześnie i dla Tamary, i dla mnie.
Problem w tym, że Tamara jest dla mnie strasznie nieokreśloną postacią. Na początku poznałam ją jako taką, która walczy o swoje i nie daje sobie dmuchać w kaszę, ale w czasie napadu szalonego nożownika jakby nie istniała w scenie, tam najważniejszy był Chris, to z jego punktu widzenia prowadzona była akcja. Tekst Tamary o Bogu i jej krzyki wypadły nienaturalnie, nie potrafiłam ich wtedy zestawić z Tamarą z pierwszego rozdziału. Po akcji z Alexem rozumiałam jej rozchwianie, niektóre fragmenty bardzo na mnie działały, budziły emocje, ale w kolejnej notce od ataku to rozchwianie utrzymywało się dużo dłużej i po którymś razem aż do ostatniego rozdziału coraz bardziej mnie męczyło. Na dodatek za pomocą suchego streszczenia przedstawiłaś zainteresowania bohaterki – taniec i język koreański – ale nie umiem się do nich przekonać, przypisać ich Tamarze tak na poważnie, bo dziewczyna przez osiem notek nie jest Tamarą interesującą się tańcem czy Koreą, to jej po prostu nie dotyczy, zostało jak ochłap wrzucone gdzieś na siłę. Nie podoba mi się też Tamara, która wymaga szczerości, ale sama nie jest szczera – rozumiem, że tacy ludzie istnieją i można o nich pisać, ale nie jestem przekonana, czy takie cechy to dobry pomysł dla postaci pierwszoplanowej, którą mam polubić, której mam współczuć i w jakiś sposób się z nią utożsamiać. Nie jestem też pewna, czy nadałaś jej te cechy celowo, czy może nie zastanawiałaś się nad tym, jak bohaterkę mogą odbierać czytelnicy – pamiętaj tylko, że ja mam tekst, a ty masz wizję do przekazania i fajnie, gdyby to się pokrywało. W każdym razie jeżeli Tamara w twoim założeniu miała być egoistyczna i strasznie niekonsekwentna w myślach, to udało ci się. W niektórych momentach fabuły Tamara nie była dla mnie jednak na tyle fajną postacią, bym mogła ją… polubić. Tak zwyczajnie, po kumpelsku. Na początku opowiadania jej współczułam i mnie interesowała, a teraz jedynie interesuje mnie jako Posiadaczka, nie zwykła nastolatka – ba – jej charakter chyba trochę mnie nawet odrzuca. Mało mi też było hintów, jakichś nawiązań do tego, że dziewczyna ma problem ze swoją przeszłością, to znaczy nie pamięta jej. Gdzieś to niknie, czytelnik o tym zapomina, a wydaje się to dość ważnym aspektem.
Kiedy w bodajże drugim rozdziale wprowadziłaś perspektywę Chrisa i sceną pokazałaś zerwanie z dziewczyną (nawet nie pamiętam jej imienia), sądziłam, że Chris będzie również pierwszoplanową postacią. Że razem z Tamarą dostaną czasu antenowego po równo albo przynajmniej dostanie Chris go trochę więcej niż na jedną scenę. Później jest przedstawiany tylko jako towarzysz, przyjaciel, ktoś obok, a nie ktoś, kto gra pierwsze skrzypce. Streściłaś, właściwie poprzez wspomnienia Tamary, jego relację z zaborczą matką, a to, że koleś ma moc, wyniknęło z przypadku i również w scenie, w której narracja była po stronie Tamary. Wychodzi więc na to, że praktycznie nie znam tego bohatera. Co mogę o nim powiedzieć? Że ma w sobie coś z egoisty, bo bardziej przejął się lekcją angielskiego niż wyznaniem przyjaciółki? Że jest trochę… nudny i dziwny, rzucając hasła typu: zgwałcono cię? Idź na policję! Masz fioletowe oczy? Idź do okulisty! Ale to cały Chris, jest to dla niego charakterystyczne. Szkoda jednak, że nie wiem o nim nic więcej. Sceny z zerwaniem w ogóle nie pamiętam. To znaczy pamiętam dialog z dziewczyną, ale nie pamiętam tej całej ekspozycji dotyczącej Chrisa. Wiem, że scenie tej towarzyszyły ściany tekstu, jednak o czym dokładnie były? Nie mam pojęcia.
Być może powinnam przejść teraz do innych postaci, ale naprawdę niewiele mogę o nich powiedzieć. Nie podoba mi się zachowanie Liz – zostawia córkę w trudnym i ważnym momencie jej życia – nie jest obecna nawet wtedy, kiedy zjawia się Sandra, mimo że sama ją sprowadziła. Na dodatek Liz puszcza Tamarę do szkoły i generalnie niby się martwi, widać to w dialogach i scenach przedstawiających interakcję matka-córka, ale nic poza tym. Sam fakt, że nie wiem też, kim jest Nick, który chyba z nimi mieszka (?), jest dla mnie dość dziwny i niezrozumiały. Jednak chyba najgorzej wypadł zrobociały Barid. To, jak ograbiłaś go z jakiegokolwiek człowieczeństwa tym ciągnącym się na wydechu monologiem, nie wiem, czy bardziej mnie bawi, czy żenuje.
I w końcu Alex, który wydawał mi się trochę tani, przy drugim, dość krótkim podejściu na spacerze, jakoś mnie ujął. Sądzę, że masz duże pole do popisu, by wykreować go na pierwszorzędnego antagonistę. Czy będzie nim? Nie wiem, na razie mnie interesuje, widzę go jako naprawdę dostojnego fircyka, który intryguje, ponieważ nie wiem, jakie ma zamiary, niewiele zdradził. Czy dziwne będzie, jeżeli napiszę, że chyba nawet go lubię, ale właściwie nie wiem dlaczego?
Jeszcze, wracając do fabuły, zastanawiam się, czy nie dałoby się nadać jej nieco głębi. Przedstawiając więcej scen z samym Chrisem, ale też np. pokazując drugą stronę medalu, czyli np. działania Alexa. Przypomina mi się tutaj taka produkcja jak… W.I.T.C.H. Tam dziewczyny też dowiedziały się o swoich mocach żywiołów od babci HayLin – YanLin, która zaraz też przeszła na emeryturę. To, co sprawiało, że historia miała w sobie trochę głębi, to pokazywanie życia każdej strażniczki z osobna; nie była to tylko, dajmy na to, historia Will i jej przyjaciół w tle. Każda strażniczka miała swój czas antenowy, ale miał go też Phobos czy Caleb; komiksy przedstawiały sceny w zamku w Meridianie, spółkowanie, złowróżenie, więc czytelnik mógł śledzić rozwój fabularny z dwóch stron. Być może podobne rozwiązania nadałyby głębi i twojej fabule, wzbogaciłyby ją o dodatkowe wątki. Nie mogę jednak powiedzieć w tym temacie zbyt wiele, ponieważ wciąż masz tylko osiem notek, a to jednocześnie i mało, i dużo. Mało, bo historia skupia się tylko na jednym wątku, ale dużo, ponieważ dostajemy dużo Tamary, wiemy już o legendzie i mocach, i to jest mega ciekawe.
Kilka słów na zakończenie? W tekście pojawiło się parę dość absurdalnych zachowań i wypowiedzi, gdzieś tam kojarzę imperatyw w pierwszej scenie u pana Lee, nazywanie go też Azjatą wyszło pretensjonalnie, ale nie jest to coś, czego nie da się naprawić w kilka minut. Lubię twój styl i twoje opisy, uważam je za wystarczające. Czasem mogłabyś przyspieszyć nieco tempo poprzez cięcie długich zdań w scenach akcji i pozbywanie się pierdołowarych zapychaczy – w ocenie pojawiło się kilka sztuczek, które mogłabyś wykorzystać lub przynajmniej zapamiętać na przyszłość. Tyle dobrze, że nie musisz pisać kolejny raz od nowa, mowa raczej o kosmetycznych poprawkach.
Na dzień dzisiejszy? Jest dobrze, ale z dużym minusem. Uważam, że zdecydowanie mogłoby być lepiej. Na początku sądziłam, że zostawię cię z tróją (przeciętny), ale widząc, jak wielki postęp zrobiłaś na przestrzeni zaledwie kilku tygodni, wciąż jestem w niezłym szoku. Dla przypomnienia wspomnę, że ledwo trzy miesiące temu zarobiłaś słaby, więc różnica jest kolosalna.
Jeżeli dasz kiedyś mi historię nieco głębszą, a Tamara da się bardziej poznać i polubić, wykluczysz też kłopoty z podmiotami i przestaniesz wkładać mi opinię do gardła – wtedy dam piątkę i przestanę zawracać gitarę. :)
I jeszcze coś. Obiecałam ci niespodziankę, więc czas zdradzić, o co mi chodziło. Widziałam na twojej podstronie wpis o betach, który mnie ujął profesjonalnym podejściem do tematu. Nie tylko wyjaśniłaś termin betareadera, ale napisałaś, czego wymagałabyś od bety i opisałaś swoje, no cóż, dość negatywne doświadczenia z nimi. Podobną wypowiedź (bardzo konkretną, a ja lubię konkrety) widziałam w komentarzu na KKB. Mimo że nie jestem betą z Betowania, zdarza mi się pomagać w budowaniu rozdziałów Forfeit [Nim zgaśnie słońce] i Annie [Zasłona milczenia]. Chociaż bywam zabiegana i generalnie mam dużo pisania, myślę, że mogłabym znaleźć czas, by popracować z tobą nad twoją historią, właśnie jako beta. Postaram się nie ingerować w fabułę, a jedynie wykluczyć pozostałe potknięcia językowe czy interpunkcyjne; pracuję zwykle na dokumentach Google, zostawiając komentarze bądź sugestie, które możesz zaakceptować, ale nie musisz. Zawsze możemy tam też każdą kwestię przedyskutować, a wiem, że tego głównie ci brakowało – dyskusji o tekście. Jeżeli będziesz zainteresowana taką współpracą, znajdź mnie na Facebooku [klik]. Tam dogadamy się prywatnie, jednak jeżeli chodzi o komcianie oceny, to jednak preferuję dysputę tutaj.
Pozdrawiam cieplutko!
Czołem, Kapitanie!
OdpowiedzUsuńW końcu jestem. Ocenkę przeczytałam wczoraj wieczorem, ale byłam tak padnięta, że nie miałam siły na komentarz, a jak komentuję, to wolę zrobić to raz i porządnie. Podziękowania jak zwykle zostawię na sam koniec. Będę czytać i komentować na bieżąco.
1. Tekst na blogu jest taki sam jaki Ci wysłałam.
2. „O nie, jejku. Pierwszy akapit, a tu taki brzydki spoiler...” – Czy to naprawdę taki wielki spoiler? Nie uważałam i nadal nie uważam tego za informacje, które miałyby zostać ukazane.
3. Aish, pierwsza wpadka. Wiem, że narrator nie powinien oceniać, a już na początku to zrobiłam. Czytałam tekst tyle razy i to nie rzuciło mi się w oczy, a za wszelką cenę starałam się tego uniknąć. Chyba czas wymienić oczy… ;/
4. „naruszając prywatną przestrzeń dziewczyny. – Co oznacza to podkreślenie? Jak mam je sobie wyobrazić? Konkrety, konkrety…” – No… narusza prywatną przestrzeń, czyli jest zbyt blisko Tamary. Czy chodziło o to, aby napisać, że Andy podszedł zbyt blisko? Wydawało mi się, że to jest proste w zrozumieniu…
5. „scena trochę przypomina mi tę potterowską, z początku Zakonu Feniksa, gdy Dudley, też z dwoma przydupasami, w podobny sposób żartował z Harry’ego” – Nawet bym tego nie powiązała ze sobą, ale rzeczywiście, jest coś wspólnego. :P
6. Co do sztychu i zbrocza. Już wyjaśniam, o co mi chodziło przy pisaniu. Musiałam źle zrozumieć funkcję zbrocza, gdy na Google Grafika znalazłam obrazek pokazujący wcięcie na mieczu. http://www.platnerz.com/platnerz-com/scriptorium/faq/czescimiecza/grafika/2-2szlify_rys.gif
7. „Nie musisz cały czas używać określenia kontynentu, nie uważasz, że to nawet trochę rasistowskie? (…) BTW, pan Lee też na pewno ma jakieś imię.” – Nie uważam tego za rasistowskie. Spotykałam się z tym określeniem w książkach, w artykułach i jest stosowane na co dzień. Wszystko przez to, że wiele ludzi nie precyzuje, skąd jest dana osoba, bo nie potrafi odróżnić np. Chińczyka od Koreańczyka, dlatego zwyczajnie mówią Azjata. Do tego większość osób ma gdzieś czy to jest Japończyk, Chińczyk, czy kto tam jeszcze. Pan Lee ma imię, ale nie chce go zdradzać. Na razie ma być panem Lee.
8. „No ale Tamara dopiero co przyszła. Po co? Nie wiedziała, że pan Lee pokaże jej miecz, więc musiała mieć jakiś plan, by jakoś zagospodarować czas. Nie była u pana Lee też przesadnie długo, może z kilka minut, więc nie czuła wcześniej, że zbiera jej się na głód? To wejście do sklepu i wyjście to trochę taki imperatyw.” – „Nie miała zamiaru odwiedzić pana Lee, jednak zmieniła zdanie, widząc odłamki szkła przy wejściu. Azjata pośpiesznie je posprzątał, a potem zniknął w środku budynku. Ciekawość Tamary zwyciężyła i ruszyła w stronę sklepu.”
9. „Też masz takie wrażenie, że ta scena jest taka dość wymowna, może nawet trochę przerysowana, jakby wyjęta z jakiejś kreskówki?” – Nie bardzo. Nawet jeśli, to takie rzeczy się zdarzają. Nie widzę w tym nic złego…
10. „Czuł się osaczony, zmęczony i wypruty z wszelkich uczuć.” – Dlaczego tego nie pokażesz, tylko bijesz mnie oczywistościami po głowie?” – Jak inaczej mogłabym to pokazać? Dlaczego to jest złe?
11. „Poza tym kiedy poznałam Tamarę w poprzedniej notce, wydawała się dość asertywna, trochę chłopakom pyskowała, nie dała sobą pomiatać i tak dalej, a tutaj jest cichutka, praktycznie zapomniałam, że bierze udział w tej scenie. Tak miało być?” – Tak. W moich wyobrażeniach Tamara jest waleczna i pyskata do osób, które zna i wie, na co może sobie pozwolić. Demens był randomowym psycholem, więc już bardziej się go obawiała. Nie wiedziała, jak zareaguje na jej agresywne zachowanie, dlatego była wycofana.
Usuń12. „Wzrok obcego stał się bardziej nieobecny. – Okej, może to przez to, że scena zaczyna mnie trochę bawić, ale tutaj to brzmi co najmniej tak, jakby facet był z innej planety.” – Chodzi o tego „obcego”?
13. „Dlaczego Tamara nie pomyślała o sobie, skoro pokazywałaś wcześniej jej przejęcie?” – Bo po wszystkim bardziej przejmuje się Chrisem niż sobą. Później będzie to pokazane, że za nic ma siebie i swoje życie.
14. Nie pokazałam sceny na komisariacie, bo przyznaję się bez bicia, że cholernie boję się, iż ją spartolę. Nie tylko samymi zeznaniami, ale też całą procedurą przesłuchania. Możesz mnie teraz winić.
15. „Zakończeniem udowadniasz, że potrafisz budować emocjonalne i dynamiczne sceny, wiesz, o co w tym chodzi. Tym bardziej dziwię się, czemu nie działasz tak zawsze? Zero ekspozycji, zdania krótkie, emocjonujące…” – Nie wiem. Może w takich scenach pisanie przychodzi mi łatwiej? Sama się nad tym zastanawiam… – „W każdym razie twoje zakończenie rozdziału trzeciego jest mi-strzo-wskie.” – Weź, bo się zarumienię i popadnę w samozachwyt. xD Nie no, oczywiście żartuję, ale wow. Naprawdę miło dostać taki komplement. :3
16. „Już drugi raz unikasz tego imienia. Specjalnie? To jakaś wielka tajemnica? Bo trochę mnie irytuje; Mari wie, jakie przyjaciel ma imię, a narrator też orientuje się przecież w bohaterach. Jest przecież wszystkowiedzący.” – Ale Tamara ma tylko jednego przyjaciela, więc myślałam, że to oczywiste, o kogo się rozchodzi…
17. „Kiedy Elizabeth wchodzi do jej pokoju, Tamara złości się, że nie może być ani chwilę sama. Celowa hipokryzja?” – Yup. Celowe. :3
18. „Piszesz, że Tamara zastanawiała się nad tym, co gorsze, ale nie kontynuujesz wątku, nie wiem, do jakiego wniosku doszła. Trochę brakuje mi tej informacji.” – Nie napisałam, bo Tamara sama nie potrafiła stwierdzić.
19. „Skąd ten płacz? Sądziłam, że Tamara już się uspokoiła, przywykła do myśli, skoro zaczęła rozprawiać nad tym, czy magia istnieje. Teraz nagle okazuje się, że po obejrzeniu ciała i stwierdzeniu najważniejsze, że nic mi nie jest, Tamara zaczyna szlochać. Dlaczego akurat teraz?” – Czasami płacz przychodzi niespodziewanie. Niby wszystko jest dobrze, ale jednak chce się ryczeć. Być może nie pokazałam tego w scenie, dlatego to jest takie z dupy.
20. „służą ci klimaty kryminalne” – Jestem w niebie. *-* To znaczy, że na spokojnie mogę brać się za kryminały. :3
21. „Moje pytanie brzmi: to jak to w końcu jest z Tamarą? Pamięta, czego ma nie łączyć z obecnymi wydarzeniami czy nie pamięta?” – Nie pamięta wydarzeń. Wie, że coś złego się działo (od Sandry i Elizabeth, które coś tam jej napomknęły, gdy była młodsza), ale nie ma konkretów. Dlatego stąd myśl, czy teraźniejszość jest skutkiem przeszłości.
„Jestem zdziwiona, że scena przedstawia Tamarę w szkole. Sądziłam, że Elizabeth nigdzie jej nie wypuści, dopóki nie odwiedzi ich jej siostra. Właściwie czy to nie dziwne puszczać bohaterkę gdzieś samą po tym, jak została zaatakowana przez jakiegoś świra, a potem inny świr w mało subtelny sposób naładował ją jakąś magią? Wygląda to tak, jakby Liz w ogóle nie troszczyła się o córkę. Dlaczego Chris nie mógł odwiedzić przyjaciółki w domu?” – Liz nie wiedziała, kiedy konkretnie pojawi się Sandra, a czekanie na nią mogło zając wiele dni.
Usuń23. „Jak to pogadamy po szkole? A co on niby ma teraz takiego ważnego do roboty, aby nie wysłuchać przyjaciółki do końca???” – Widział, że Tamara z trudem mówi i to jest delikatniejsza sprawa na później, na spokojnie. W domowym zaciszu, a nie na szkolnych trybunach. Poza tym… ucieczki z lekcji w USA są surowiej traktowane niż u nas. Nie mówiąc już, że gdyby Chris urwał się z zajęć, miałby w domu przechlapane. To nie jest serial Szkoła, że wszystko załatwia się podczas lekcji czy przerw i można sobie frywolnie opuszczać zajęcia. Że ważne sprawy załatwia się od razu, że się o wszystkim mówi.
24. „Niech skisnę, oni sobie teraz będą psiapsiółkować o pierdołach? I dlaczego Chris z informacji o napaści na przyjaciółkę przeszedł do tematu swojego poukładanego do zwymiotowania życia? Czy nie wydaje ci się to mocno egoistyczne?” – Chris zna Tamarę. Po prostu odciągnął jej uwagę od przykrości, bo nie chciał, aby się rozpłakała, czy nadal myślała o złych rzeczach. Co w tym złego? Zaczęli gadać o pierdołach, bo tym mógł zmienić temat.
25. „Kiedy dowiedziałam się, że Chris chce się przeciwstawić matce, to znowu naszła mnie ta dziwna myśl w postaci pytania, dlaczego bohater jest zbuntowany na tyle, aby uciec na Florydę, a nie na tyle, aby opuścić dla przyjaciółki jedną czy dwie lekcje?” - „Wkurza mnie to, że mówi mi, co mam robić, gdzie iść. Czekam tylko do skończenia szkoły i wyjeżdżam na Florydę.” – Jego bunt zaczyna się, gdy skończy szkołę (bo jest w ostatniej klasie), będzie wolny i dorosły. Będzie już mógł decydować o sobie. Póki mieszka z rodzicami właściwie musi podporządkowywać się matce i jej rozkazom. W tym żadnego urywania się z lekcji, czy ucieczek.
26. „Już od początku piszesz tylko o Tamarze, a Chris? On też zamarł? Nie ruszył się, niczego nie powiedział?” – „– Nic – odparł szybko. – Chodź. Jestem strasznie… – zamilkł i ponownie przebiegł wzrokiem dookoła. Nagle znacznie zbladł, a do tego zesztywniał, jakby był czymś wystraszony, chociaż wyglądał na spokojnego. (…) Kiedy zniknęli z oczu, Chris głośno wciągnął powietrze, łapiąc za ramię Tamary. Dziewczyna spojrzała z przerażeniem na przyjaciela, nie wiedząc, co się z nim dzieje i co ma robić. Był taki blady, jakby cała krew odpłynęła mu z twarzy. Dostrzegła nawet kropelkę potu na jego skroni.” – Myślałam, że to oczywiste, że coś się z nim działo. Alexis patrzyła na niego, a skoro wiadomo, że Alex wpłynął na emocje Tamary, to myślałam, że to proste w domyśle, iż Alexis coś zrobiła Chrisowi…
27. „Czy jeżeli Tami czuje ugodzenie w pierś przez przyjaciela, to nadal chce oglądać z nim filmy?” – A co ma zrobić? Fochnąć się jak dziecko? Chris nie chciał powiedzieć, to nie. Poczuła ugodzenie w pierś, ale nie znaczy, że ma rezygnować z jego towarzystwa i maratonu filmowego.
„Czyli mam rozumieć, że maraton filmowy się skończył, Tamara wróciła do domu, rano wstała i poszła do szkoły? Co na to Liz, że jej córka tak sobie po tym wszystkim wychodzi? I co z przyjazdem tajemniczej ciotki Tamary? Liz nie martwi się, że siostra się jeszcze nie zjawiła?” – Praktycznie to był piątek, stąd nocny maraton filmowy, stąd „ranne” zajęcia Chrisa i impreza, którą oferował Rick… Być może nie doprecyzowałam, ale no… takie jest moje wyjaśnienie. Co do Liz… a co miała non stop dzwonić do Sandry i ją ponaglać? Wie, że Sandra dużo pracuje, wie, że ma zjawić się czym prędzej i zjawi się, jak tylko będzie mogła. Sandra pracuje, nie może tak wszystkiego rzucić i jechać na drugi koniec kraju. Nawet jeśli nie ma w tekście, gdzie konkretnie mieszka Sandra, to raczej można pomyśleć też, że nie mieszka w tym samym mieście, co Liz. Przecież rodzina może być rozrzucona po całym kraju…
Usuń29. „Teraz nagle okazuje się, że Tamara uczy się koreańskiego? Wydaje mi się to strasznie późno wprowadzoną informacją, dziwnie mi teraz przyjąć ten fakt do wiadomości.” – Dlaczego dziwnie? Tamara nie musi być fanką kdram, manhwy czy kpopu i się z tym obnosić. W USA zazwyczaj mają lekcje hiszpańskiego czy francuskiego, bo tak wybierają zazwyczaj uczniowie, jako język obcy obowiązkowy. Tamara zamiast tych dwóch wzięła koreański. To żaden wielki niuans…
30. „chodzić do jednej klasy” – nie chodzą do jednej klasy. Socjologię i angielski mają razem, reszta oddzielnie. W USA plan lekcji jest dopasowany do ucznia, stąd nie ma klas w takim znaczeniu jak u nas. Ale myślę, że to wiesz, tylko po prostu… nie pasuje mi to określenie. Cóż… przyznaję, że ta zagrywka wychodzi na mocno hollywoodzką. Nic nie poradzę, że taki miałam zarys… Nie chciałam, aby dwójka Posiadaczy dopiero się poznała, budowała więź. Chciałam zagrać inaczej, być może z tym jest przesadzone, ale no… zamierzone.
31. „Ale właśnie się dowiedzieliśmy, że dni Barida są policzone, więc tego treningu raczej za dużo nie będzie” – „Trzeba też odnaleźć dwójkę, a właściwie trójkę kolejnych Posiadaczy, bo Barid niedługo odejdzie na emeryturę i straci swojego smoka – rzekła Sandra. (…) – Jestem Posiadaczem poprzedniej generacji. Teraz czas na młodzież. – Wskazał na dwójkę oszołomionych nastolatków. – Moje dni są policzone i niewiele mi zostało. Czas ucieka, jest coraz więcej ofiar Odrodzenia.” – Nie sądziłam, że przy takim zestawieniu „policzone dni” zostaną odebrane, jako śmierć Barida. Po prostu niedługo przestanie być Posiadaczem, straci moce smoka i niewiele będzie mógł zdziałać odnośnie walki z Odrodzeniem.
32. „To jakiej ona prawdy szuka, powiedzmy sobie szczerze? Była przytłoczona nadmiarem informacji, szukała rozwiązań w sieci, rozmawiała z mamą i z przyjacielem, nikt nic nie wiedział, więc chodziła jeszcze bardziej rozczarowana, a gdy w końcu zjawił się ktoś, kto wyjaśnił jej całą sytuację, to… nie wie, czy może zaufać? Komu, jak nie im? Tamara, błagam, ogarnij się, bo mnie męczysz.” – Przyznaję się, że spieprzyłam tutaj, bo w końcu Tamara jednak dowiedziała się prawdy, tylko chyba chciałam przedobrzyć i szukać trzeciego dna. ;/
33. „To dlaczego dopiero teraz organizacja zjawia się przed Chrisem?” – Ale w sensie która organizacja? Barid & Sandra czy Odrodzenie? Jak Odrodzenie to później Chris przyznał, że Alexis go „nawiedzała” i proponowała współpracę. Barid i Sandra nie wiedzieli o Chrisie, ale przyznaję, że popełniłam błąd, bo tego Sandra miała dowiedzieć się dopiero od Alexa. Wtedy Alex powiedział jej, że znalazł Posiadacza wody i ognia, ale nie powiedział, kim jest posiadacz wody. Dopiero teraz widzę błąd logiczny. Ani Barid, ani Sandra nie mieliby gdzieś Chrisa, ale nie mieli żadnego cynku, że ktoś taki się znalazł. Nie mają „radaru” na nowych Posiadaczy, toteż im ciężko znaleźć Posiadacza. Chris też nie rozrabiał, jego smok jest łagodny, nie miał żadnych dziwnych wpadek. Przebudzenie jego smoka było bardzo łagodne i odbyło się zgodnie z naturą. Natomiast u Tamary jest inaczej. To Alex zmusił smoka do przebudzenia. Nie jest w stu procentach pewne, czy Tamara powinna zostać tym właściwym Posiadaczem, bo Alex namieszał.
UsuńPodsumowanie
1. „Nie bierz czytelnika za głupiego lub niepełnosprawnego umysłowo – z góry zakładaj, że czyta ze zrozumieniem.” – To nie chodzi o mojego autorskie myślenie, tylko podświadomość. Ja wiem, że nie powinnam brać czytelnika za idiotę, ale podczas pisania staram się pisać jak najlepiej. Widać, że chcę przedobrzyć, chce pisać jak najładniej, ale potem wychodzą właśnie takie kwiatki… Co najdziwniejsze i najgorsze, że podczas sprawdzania nie widzę tego. Jestem całkowicie ślepa na własne rzeczy, a jak mi tu wytknęła, to od razu jakby klapki na oczach po prostu zniknęły. Cóż… nie pozostaje mi nic innego jak ponownie prześledzić tekst, ale… nie sądzę, aby wyłapała to, co Ty wyłapałaś.
2. „Nie ma sensu mówić też o błędach językowych czy interpunkcyjnych; takowych nie ma prawie wcale, tekst jest czyściutki. (…)Chapeau bas, odwaliłaś kawał dobrej roboty. Należą ci się gratulacje, przeszłaś cholernie ciężką drogę, jednak było warto.” – Powinnam to pokazać swojej polonistce ze szkoły średniej, żeby zobaczyła, że potrafię zrobić postęp. Bardzo dziękuję. To dla mnie naprawdę bardzo wiele. Dużo męczyłam się, aby ogarnąć tekst, poznać się z tyloma zasadami. Znaleźć błędy, interpunkcja to była moja zmora, ale teraz jest moją dobrą znajomą i oby stała się moją psiapsiółką od serduszka. Oczywiście nie mówię, że od razu jestem czy będę mistrzynią przecinków. Nie. Absolutnie nie. I teraz dopiero rozumiem, ile tych przecinków brakowało w moich wcześniejszych tekstach. Jak duży miałam problem. Ale wiesz co? To uczucie, że masz świadomość, ile się człowiek nauczył, ile dowiedział… to coś pięknego. Brzmi tanio? Trudno. Tak czuję. I jest mi z tym dobrze. Dzięki temu polubiłam zgłębianie tajników poprawnej polszczyzny i dzięki temu mogę doskonalić się w pisaniu.
Bohaterowie
Tamara: Tak. Tamara to bardzo… ciężki bohater i tak, w moim założeniu miała być chaotyczne, bardzo sprzeczna, czasem hipokrytka. W moich zamierzeniach miała się z czasem nieco ustabilizować poprzez wydarzenia. Teraz może mnie zrugasz, powiesz, że to kompletna głupota, bezsens, że nie powinnam tak robić, ale… Akurat Tamara nie jest postacią, którą miałam w planach wykreować tak, aby czytelnik mógł ją tak polubić, mocno się z nią utożsamiać, jak z kumpelą. Tamara miała być dziwną, chaotyczną postacią, która (taką miałam nadzieję), że będzie intrygować. Miała mieć epizody waleczności, a innym razem epizod wycofania. Niestabilna psychicznie. Z czasem miała stać się dziewczyną z jajami, która ma w dupie swoje życie i martwi się o Chrisa, bo jest jej najbliższy. Też powiem, że Tamara boi się mówić Chrisowi takie rzeczy, które zahaczają o nadprzyrodzone zjawiska, bo… nie do końca mu jeszcze ufa. Boi się. Boi się wyśmiania, boi się niezrozumienia. Widzę, że w niektórych momentach zawaliłam sprawę. Że nadal jest męcząca, jęcząca, choć taki miałam zamiar, ale nie żeby wyszedł negatywnie.
Chris: Tak, to jest stateczna postać. Jest na takiego wychowany. Miał być niezwykle spokojny, cierpliwy, opanowany, niezwykle spokojny, gdzie ledwo okazuje jakieś emocje. Szkoda, że nie wyszło to na tyle dobrze. Widać nad nim nadal muszę znacznie więcej popracować.
UsuńLiz nie była podczas wizyty Sandry, bo w moim umyśle specjalnie zostawiła tę sprawę dla swojej siostry. Chciała, aby Sandra wszystkim się zajęła. Liz chce trzymać się od spraw Posiadaczy jak najdalej.
Eh, chyba w poprzedniej części Barid wyszedł mi lepiej, ale też nie był zachwycający ani charakterystyczny… ;/
Sama uwielbiam Alexa i mam nadzieję, że jego to nie spieprzę, bo to jest jedna w moich ulubionych postaci. Niestety z tego, który wysłałam to niewiele, aby naprawdę go poznać. Zazwyczaj jest, że antagoniści najbardziej nas intrygują, bo mało o nich wiemy, są tajemniczy.
Już druga osoba mi mówi o W.I.T.C.H… : ( Tylko czy wtedy, gdy będę pokazywała działania Alexa, to nie zdradzę zbyt wiele? Czy to nadal będzie miało swój smak? Czy nie pokażę go za dużo?
Ostatnio pracuję nad krótszymi zdaniami. Zwłaszcza w scenach akcji lub których potrzeba zbudować napięcie. Nie wiem, jak mi to wychodzi, ale próbuję.
Nawet nie mam zamiaru pisać tego od nowa. Nie mam siły po raz kolejny pisać tego opka. Nie, nie, nie. Mogę nanieść jakieś kosmetyczne zmiany, jeśli ktoś mi je wskaże, bo sama czytam tekst wielokrotnie (wbrew pozorom) i nie wszystko jestem w stanie wyłapać, ale już nigdy więcej pisania tego samego tekstu od nowa. Zbyt wiele czasu straciłam. Co prawda nauczyłam się lepiej pisać, ale… męczy mnie kudłanie w tym samym tekście. Coraz bardziej mam wrażenie, że nie idę naprzód, tylko stoję w miejscu, a w tym czasie mogłabym stworzyć coś fajniejszego. Czasem jednak perfekcjonizm nie daje mi spokoju, nie potrafię tak zostawić tego opka i jak mam okazję, jak wiem, gdzie są błędy, to oczywiście je poprawię. Ale na tym się już skończy. Pewnie brzmi to bardzo źle. Ktoś pomyśli, że powinnam siedzieć i doskonalić to opowiadanie, bo jestem autorką, powinnam dopieszczać tekst. No zgadzam się, ale po niemal 12 latach pisania tego samego, po 3 razach pisania od początku, po intensywnych poprawkach… zwyczajnie nie mam już siły. Jak kocham to opowiadanie, tak na tę część jestem zmarnowana. Nie chcę już przechodzić przez to samo. Chcę iść naprzód. Z pewnością wykorzystam wszystkie informacje w następnych rozdziałach/opowiadaniach. Wszelkie rady, całą wiedzę, jaką zdobyłam. Wykorzystam to.
Bardzo Ci dziękuję za ocenę! O to mi chodziło! Dostałam konkretne rady odnośnie fabuły, odnośnie bohaterów. Teraz rozumiem moje potknięcia, wiem, nad czym jeszcze muszę popracować. Poznałam bohaterów od strony czytelnika i naprawdę jestem Ci za to wdzięczna. Również za pokazanie, że nadal mam problem z ekspozycją, z niestosowaniem zasady show, don’t tell i z innymi rzeczami.
Moje „uwagi”, moje pseudo wyjaśnienia nie miały zamiaru na siłę bronić tego opowiadania ani mnie. Chciałam jedynie pokazać to od mojej strony, jaki ja miałam zamysł, żebyśmy mogły ewentualnie podyskutować. Zdaję sobie sprawę, że tekst powinien obronić się sam, a nie, że jeszcze ja będę musiała coś wyjaśniać. Moją rolą, jako autora, jest napisać coś klarownie, zrozumiale i przyjemny sposób. Cóż. Nawaliłam, ale cieszę się, że teraz są to już przypadki fabularne, a nie jeszcze techniczne, choć technicznie robię potknięcia, ale nie są już tak wielkie. Obiecuję, że postaram się jeszcze bardziej pilnować. Na pewno poprawię wskazane fragmenty, bo grzechem by był zostawić tak opka i nie skorzystać z pomocy, którą dostałam.
UsuńNie spodziewałam się tak wysokiej noty i wiem, że mi ją naciągnęłaś. Być może to niestosowne, ale wiesz co? Dziękuję, bo uwierzyłam, że jednak moje starania na coś się opłaciły. Że rzeczywiście zrobiłam spory postęp do przodu, że nie stoję w martwym punkcie. Że mój wysiłek w zagłębianie tej całej interpunkcji i innej poprawności ma w końcu jakiś pozytyw.
Dostałam krytykę, wskazówki, ale nie mogę pominąć i te miłe słowa, które w tym momencie bardzo motywują mnie do pisania i do jeszcze cięższej pracy. Tak, wiem. Niby to krytyka i wskazane błędy mają dać komuś kopa, ale nie ukrywajmy… pozytywne komentarze budują wiarę. Tym bardziej dla mnie, kiedy to ostatnio mam bardzo ciężki okres w pisaniu i coraz bardziej wątpiłam, czy kiedykolwiek zrobię progres. Czy kiedykolwiek moje opisy będą, choć w małym stopniu średnie, w miarę czytelne? Także i za to bardzo Ci dziękuję. Mam dowód, że moja ciężka praca na coś się opłaciła. Dałaś mi trochę wiary w siebie i siły, aby nadal się doskonalić, aby nadal walczyć. Jedyne czego nie mogę obiecać, to mojej walki z Białym Lotosem. Już nie takiej konkretnej. Nie tak gruntownej, żeby pisać od nowa i robić wielkie rewolucje. No, chyba że z czyjąś pomocą, po konkretnych wskazówkach, bo inaczej ja odpadam. Przepraszam. Nie powinnam, ale… to już jest ponad moje siły.
Co do niespodzianki… Naprawdę się cieszę, a zarazem czuję zakłopotanie, bo nie chciałabym zabierać Ci czasu ani męczyć moimi wypocinami w tak częsty sposób. Jednakże bardzo chętnie przyjęłabym od Ciebie taką pomoc. Tylko boję się, że będzie tak samo, jak z resztą bet… ale zaryzykuję. Jestem Ci wdzięczna! <3 Pozwól mi tylko najpierw nanieść poprawki na te rozdziały, które oceniłaś. No, chyba że masz dla mnie jeszcze więcej uwag i miejsc do korekty. Poprawię je tylko, gdy mi je pokażesz. Sama… już jestem ślepa na własne potknięcia.
Jeszcze raz za wszystko dziękuję! Za ocenę, za rady, za pomoc, wskazówki, za niespodziankę. Jestem Ci naprawdę wdzięczna, bo o to mi chodziło w ocenie fabuły i bohaterów, choć wiem, że tekstu nie było wiele. No i tak szybko oceniłaś. Dziękuję. Kłaniam się nisko. ^^
Na pewno odezwę się na priv, ale to już nie dzisiaj. Jak tylko wróciłam do domu, to zaczęłam pisać komentarz. Teraz jestem już tak zmęczona, że jedyne czego pragnę, to chwilkę odpoczynku. Ten komentarz pisałam przez… prawie 4h? Coś koło tego. I już zapomniałam, co jeszcze miałam napisać. Eh… trudno. Jak mi się przypomni, to napiszę.
W każdym razie na dzisiaj koniec mojego jojczenia. Ledwo widzę. Wybacz, jeśli gdzieś zrobiłam błędy albo napisałam chaotycznie.
Pozdrawiam serdecznie!
Odpowiadam! :) wybacz, że tak późno.
Usuń1. Tak, pomijając, że zawiera nieopublikowane jeszcze materiały.
2. Ale na tym etapie czytelnik o tym nie wie, podejrzewa, że to coś ważnego, więc dla niego to spoiler. Zdanie zdradza zamiary, które mogą być widoczne inaczej, mniej ekspozycyjnie, dałoby się je wywnioskować z tekstu jakoś pośrednio, wrzucić je subtelniej. Zobaczyć, jak intruzi chcą niszczyć, a strażnicy się im sprzeciwiają czy coś.
Dla przykładu ja po tej scenie sądziłam, że opowiadanie będzie właśnie o dziewczynkach. Że strażnicy i intruzi, i więzienie – to wszystko będzie miało naprawdę duże znaczenie. Teraz, po ósemce dalej nie wiem, o co chodzi z tamtą sceną, ale nie zapomniałam jej, raczej podejrzewam, że może jedna z dziewczynek to kolejna Posiadaczka albo ewentualnie to Tamara przed tym, jak straciła pamięć.
3. Prywatna przestrzeń – czy chodziło o to, aby napisać, że Andy podszedł zbyt blisko? Wydawało mi się, że to jest proste w zrozumieniu… – połączyłam to naruszanie ze śmianiem się, bo użyłaś imiesłowu i nie wiedziałam, do czego się odnosisz. Nie pomyślałam, że Andy podszedł za blisko, nie wyobraziłam sobie tego; w sumie po twojej dość logicznej odpowiedzi, nie wiem, dlaczego na to nie wpadłam sama.
6. Też tak myślałam, znalazłam tę stronę, z której masz fotkę. Spójrz: [KLIK]
7. Określanie Azjata – dla odmiany ja spotykam się z nim w artykułach, okej, ale w książkach raczej… nigdy. Brzmi mi to strasznie pretensjonalnie. Kojarzy się strasznie chłodno, wręcz przykro, sztywniacko, podkreśla podziały, pasuje mi do jakiejś statystyki, a nie opowiadania. No dobra, może i wiele ludzi nie precyzuje, skąd jest dana osoba, bo nie potrafi odróżnić np. Chińczyka od Koreańczyka, dlatego mówią Azjata, ale czy twój narrator nie bywa wszystkowiedzący? A jeżeli czasem chowasz go za Tamarą, czy właśnie Tamara nie zna narodowości pana Lee i dla niej jest on tylko Azjatą? Ale ona interesuje się Koreańskim, więc chyba też trochę Azją, więc idąc tym tropem rozumowania dalej… ona powinna znać narodowość pana Lee. A nawet jeżeli ją zna lub nie – nie ma znaczenia – z jej perspektywy nazywanie pana Lee po narodowości też jest słabe i czyni ją zwyczajnie niegrzeczną. Nazywałabyś w swoich myślach Afroamerykanina Afroamerykaninem, zamiast określać go nazwiskiem, imieniem, przydomkiem itp.?
8. Nie miała zamiaru odwiedzić pana Lee, jednak zmieniła zdanie, widząc odłamki szkła przy wejściu. Azjata pośpiesznie je posprzątał, a potem zniknął w środku budynku. Ciekawość Tamary zwyciężyła i ruszyła w stronę sklepu. – Kompletnie mi to umknęło! Pod koniec sceny zapomniałam w ogóle o jakichkolwiek odłamkach szkła, może dlatego że ostatecznie nie miały znaczenia fabularnego i Tamara jakby sama o nich zapomniała? Umniejszyła ich ważność? Teraz już trudno mi określić, dlaczego się na nich nie skupiłam.
10. „Czuł się osaczony, zmęczony i wypruty z wszelkich uczuć” – dlaczego tego nie pokażesz, tylko bijesz mnie oczywistościami po głowie?” – Jak inaczej mogłabym to pokazać? Dlaczego to jest złe? – bo w tej ekspozycji trochę nadużywasz czucia się, rzucasz jak z karabinu określenia stanów emocjonalnych, zamiast mi je przybliżyć mniej dosadnie. Fakt, może zmęczenie pokazać byłoby prościej niż osaczenie czy wyprucie z wszelkich uczuć, ale to drugie mogłabym poznać np. z myśli bohatera albo mowy pozornie zależnej, mogłabym się ich domyśleć, tzn. bardzo bym chciała.
No i samo czuł się i uczuć obok siebie brzmi średnio.
12. Chodzi o tego „obcego”? – no tak, o jakiegoś kosmitę czy coś. Ja wiem, że chodziło o to, że Tamara typa nie zna, ale koleś zachowuje się dziwnie, potem jeszcze wszyscy słyszą głosy. Tak jakoś mi się skojarzyło… Nie wiń mnie za wyobraźnię. xD
Usuń13. „Dlaczego Tamara nie pomyślała o sobie, skoro pokazywałaś wcześniej jej przejęcie?” – Bo po wszystkim bardziej przejmuje się Chrisem niż sobą. Później będzie to pokazane, że za nic ma siebie i swoje życie. – Czy więc nie powinna się od początku nie przejmować, skoro za nic ma swoje życie? Chyba że ona dopiero od spotkania szaleńca tak zaczęła…
14. Możesz mnie teraz winić. – Nah, od razu winić, daj spokój. Piszę tylko z perspektywy czytelnika, który był czegoś ciekawy i tego nie dostał, nic więcej. Świat się od tego nie wali.
16. „Już drugi raz unikasz tego imienia. Specjalnie? To jakaś wielka tajemnica? Bo trochę mnie irytuje; Mari wie, jakie przyjaciel ma imię, a narrator też orientuje się przecież w bohaterach. Jest przecież wszystkowiedzący”. – Na tym etapie opowiadania czytelnik nie zna jeszcze twojej Tamary, praktycznie nic o niej nie wie. Mnie zastanawia inna rzecz. Czemu pomyliłam twoją ksywkę z imieniem bohaterki? Tam miało być Tami wie. xDD
18. „Piszesz, że Tamara zastanawiała się nad tym, co gorsze, ale nie kontynuujesz wątku, nie wiem, do jakiego wniosku doszła. Trochę brakuje mi tej informacji.” – Nie napisałam, bo Tamara sama nie potrafiła stwierdzić. – A widzisz, ja odniosłam wrażenie, że ona już stwierdziła, tylko nie napisałaś co. A to, że tak szybko odpuściła dość poważny temat też wydało mi się dziwne.
22. Liz nie wiedziała, kiedy konkretnie pojawi się Sandra, a czekanie na nią mogło zając wiele dni. – No tak, to wiem, bo Sandra nie określiła dokładnie, kiedy będzie, ale tym naprawdę dziwne wydawało mi się to, że Tamara nie zostanie do tego czasu w domu pod czujnym okiem przyszywanej matki. Przecież była w niebezpieczeństwie. Martwię się o nią bardziej niż jej najbliższe otoczenie, to dla mnie dość niepokojący objaw.
23. Poza tym… ucieczki z lekcji w USA są surowiej traktowane niż u nas. – Oglądając pierdyliard komedii o amerykańskich hajskulach odniosłam inne wrażenie, nie mam researchu na ten temat, nie zrobiłam też go. Nie wiem nic o konsekwencjach ucieczki z lekcji, ale twoja historia w żaden sposób nie uzupełnia tej luki. Bez niej to naprawdę wygląda tak, że Chris to dupek, bo wybiera angielski zamiast przyjaciółki.
26. Myślałam, że to oczywiste, że coś się z nim działo. Alexis patrzyła na niego, a skoro wiadomo, że Alex wpłynął na emocje Tamary, to myślałam, że to proste w domyśle, iż Alexis coś zrobiła Chrisowi… – ja raczej uznałam, że się wystraszył tak bardzo, że aż się nie ruszał przez całą scenę. Wiesz, wystraszył się prawie że na śmierć. XD
27. A co ma zrobić? Fochnąć się jak dziecko? – Focha się jak dziecko trochę później, więc w sumie to tutaj nawet by mnie nie zdziwiło. Raz jest strasznie emocjonalna, a raz wszystko chowa w sobie. Pod tym względem jest dla mnie strasznie chaotyczna, nie wiem, czego mam się po niej spodziewać, ale to też niedobrze, bo tak naprawdę nie wiem, jaki ma charakter i które zachowania do niej pasują, a które są odczapowe. Jakbyś za dużo jej wsadziła cech naraz.
28. Co do Liz… a co miała non stop dzwonić do Sandry i ją ponaglać? – W ogóle nie to miałam na myśli. Raczej chodziło mi o to, by Tamara została w domu i czekała na Liz. Sądziłam, że co za problem zwolnić dziewczynę z kilku dni szkoły. Jak mówiłam, nie miałam pojęcia, że to aż taki wielki problem i trzeba ryzykować życiem nastolatki dla kilku obecności. Chociaż biorąc pod uwagę, że Tamara jest Posiadaczem, to i tak obowiązki szkolne zejdą jej na drugi plan, skoro ma pracować dla organizacji. Skoro i tak odpuści szkołę, to mogłaby już teraz. Naprawdę szkoła wydawała mi się bardzo, bardzo mało ważna, tak samo maratonik filmowy u Chrisa. Skoro Liz widziała w Tamarze kogoś nieobliczalnego, może jakiegoś właśnie potwora, to wypuszczając Tami z domu, zagrażała nie tylko jej, ale automatycznie też innym. Liz musi bardzo nie lubić ludzi i być totalną egoistką. O to ci chodziło?
Usuń29. Koreański –jeżeli postać ma jakieś zainteresowania, to staje się zdecydowanie ciekawsza, kiedy są one w jakiś sposób pokazane inaczej niż jakimś zdawkowym wspomnieniem raz na osiem rozdziałów. Teraz ten koreański niby jest, ale w sumie jakby go nie było, to postać się w ogóle nie zmienia. Więc po co on? To nie jest niuans, nic wielkiego, prawda. Ale w takim razie moim zdaniem bohaterka coś na tym traci.
30. Fakt, przecież Chris jest starszy, rozpędziłam się. Generalnie chodziło mi bardziej o to, że są z jednego otocznia i oboje są Posiadaczami.
31. Nie sądziłam, że przy takim zestawieniu „policzone dni” zostaną odebrane, jako śmierć Barida. – Czytelnik nie wie na tym etapie, czym jest moc smoka. Może odejście mocy wiąże się ze śmiercią albo przynajmniej jakimś, nie wiem, odejściem z tego świata do innego, jak w Star Warsach, kiedy Yoda czy Obi Wan jako dusze…? No bo skąd miałabym wiedzieć, że nie? Albo jak w W.I.T.C.H. – Yan Lin umarła na Ziemi, ale jej dusza przeniosła się do Kondrakaru i tam kobiecina zasiadała jeszcze w radzie, i nosiła pomoc Strażniczkom. Na dodatek „policzone dni” brzmi bardzo, bardzo poważnie, to powiedzenie dotyczące strice śmierci, jakiegoś poważnego końca, niczego innego. Trudno tu o eufemizm.
33. Ale w sensie która organizacja? – Barid & Sandra. Sądziłam, że wiedzą o Chrisie i zakładałam, że przyszli do niego dopiero teraz, przy okazji Tamary, a wcześniej zostawili go samego sobie. To było dla mnie kompletnie niezrozumiałe.
Przebudzenie jego smoka było bardzo łagodne i odbyło się zgodnie z naturą. – Czy planujesz jakiś prequel albo spin-off, aby to pokazać? Bardzo ciekawe, aż żal, że nie ma tego w opku.
34. Natomiast u Tamary jest inaczej. To Alex zmusił smoka do przebudzenia. Nie jest w stu procentach pewne, czy Tamara powinna zostać tym właściwym Posiadaczem, bo Alex namieszał. – Widzisz, nawet pomyślałam o tym, że może Alex jest jednak bohaterem pozytywnym, skoro obudził w Tamarze moc. To jest też ten element, który sprawił, że Alex mnie interesuje i jestem go ciekawa. Być może wcale nie jest taki zły, ma jakiś wyższy cel?
UsuńPodsumowanie:
I teraz dopiero rozumiem, ile tych przecinków brakowało w moich wcześniejszych tekstach. Jak duży miałam problem. Ale wiesz co? To uczucie, że masz świadomość, ile się człowiek nauczył, ile dowiedział… to coś pięknego. Brzmi tanio? Trudno. Tak czuję. I jest mi z tym dobrze. Dzięki temu polubiłam zgłębianie tajników poprawnej polszczyzny i dzięki temu mogę doskonalić się w pisaniu. – No i nic, niech brzmi tanio, ale ja cię dobrze w tej kwestii rozumiem. Kilka lat temu pisałam ocenki na Onecie dla Shibuyi – wejdź i zobacz, jakie one są straszne i ilu przecinków tam brakuje. Dopiero przy pracy z dziewczynami na WS, kiedy siedzimy na jednym docsie i każda każdej coś wytknie, jakoś zaczynałam załapywać, o co w tym wszystkim chodzi. Rozumiem cię, bo sama przeszłam tę drogę i sama do tej pory tak czuję – mega, mega satysfakcja z pracy nad sobą i chęć do dalszego działania w tym temacie! Pię-kne! <3
Notę trochę naciągnęłam, fakt, ale tylko dlatego, bo wiem, że jesteś w stanie dalej pracować z tym opowiadaniem i po ocenie ono będzie w dwustu procentach zasługiwało na tę notę. Problemy z podmiotami to nie problemy, wystarczy przysiąść z betą na docsie, zatwierdzać sugestie i wkleić poprawny rozdział. To nie zajmuje dużo czasu. Oczywiście jako beta nie mogę ci obiecać, że będę dla ciebie dostępna 24h/dobę, ale mogę ci obiecać, że będę dla ciebie dostępna w miarę moich możliwości, a jak sobie porozmawiasz z Ayame czy innymi, którzy mnie znają z sieci, to ci powiedzą, że jestem cholernym nerdem i spędzam on-line dość sporo czasu. Na tyle, by odpisywać na wiadomości czy zaglądać na docsa i odpisywać na komentarze. Poradzimy sobie z tym, tyle wiem. Jak chcesz, to możemy pracować na tym docsie, który mi wysłałaś z plikiem do oceny.
Również pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wyczerpujący komentarz!