Adres bloga: kruczy-umysl-tt.blogspot.com
Autorka: Nigra Sinn
Tematyka: ff Młodzi Tytani
Ocenia: Deneve
Tym razem przeniesiemy się do świata Młodych Tytanów, zawalczymy z wielką galaretą i wejdziemy do umysłu Raven. Z uwag technicznych – na blogu przydałby
się jakiś spis treści bądź archiwum z podziałem na rozdziały. Takie miesięczne
jest niewygodne. O błędach więcej napiszę na końcu.
Prolog
Matka tłumaczyła mi o co chodzi z
demonicznym spadkiem, który otrzymałam od ojca. – Nie sądzisz, że „demoniczny spadek” w kontekście demonicznych mocy brzmi
nieco groteskowo?
Najpierw muszę dostać się na Ziemię, może
tam coś zdziałam. // Przeczesałam w zamyśleniu czarne włosy i nagle mnie
olśniło. W pośpiechu wyszłam z mojego mrocznego pokoju. – Wiemy, że Raven jest mroczna, ale po co na siłę robić z niej „edgy on
purpose” (taką mhhhrokhną, alternatywną i aż karykaturalnie wyobcowaną)?
1. Może tak od początku?
- Kim jesteś? - rzucił zdezorientowany w
przestrzeń. Rozbudzony miał problem ze zlokalizowaniem mnie. // W ciszy wyszłam
z cienia, ukazując mu swoje ludzkie oblicze, tak różne od demonicznej duszy. //
Chłopak wygramolił się z cienkiej kołdry i stanął w obronnej pozycji przy
łóżku. – Ktoś obcy nagle pojawił się w pokoju, zakładam,
Robina, i ten, zamiast wyskoczyć z łóżka, żeby szybko w razie czego się bronić,
spokojnie czeka, aż Raven mu się pokaże, a dopiero potem łaskawie wychodzi spod
kołdry? Gdyby to był ktoś, kto czyhał na jego życie, już by nie żył.
- Jak się nazywasz? - rzucił spokojnym już
głosem, jakby zrozumiał, że nie mam zamiaru zrobić mu krzywdy. // - Raven -
odparłam krótko. // - Chcesz powiedzieć, że… // - Zinterpretuj to tak jak
wolisz - przerwałam mu obojętnym tonem. // - Mam… // - Zrobisz co uważasz -
ponownie weszłam mu w zdanie. // Widocznie zirytowany tym, że nie dałam mu
dokończyć, zlustrował mnie wzrokiem. – Ktoś jest mi w stanie powiedzieć, o co
chodzi w tym dialogu? Bo przypomina mi to tę scenę z Pratchetta:
Pani Cake zaczęła od odpowiedzi. // – Nie
jestem pańską dobrą kobietą! – warknęła. // – A kimże jesteś, moja dobra
kobieto? – zapytał nadrektor. // – I nie trzeba tak się zwracać do porządnej
osoby – powiedziała pani Cake. // – Nie trzeba tak się obrażać – powiedział
Ridcully. // – A niech mnie! Tak robię? – zdziwiła się pani Cake. // – Droga
pani, dlaczego mi pani odpowiada, zanim jeszcze cokolwiek powiem? – spytał
Ridcully. // Popatrzyli na siebie, unieruchomieni w niepokojącym impasie
konwersacyjnym. Po chwili pani Cage zrozumiała, co się dzieje. // Znowu mam
przedwczesne przeczucia – powiedziała. Wetknęła palec do ucha i pokręciła nim z
mlaszczącym odgłosem. – Teraz już dobrze.
Gwałtownie cofnęłam się do cienia, gdy
przy uliczce, w której stałam przebiegł chuderlawy, zielony chłopak. Podbiegł
do Robina, który aktualnie dźgał metalowym kijkiem potwora, ale na daremno.
Wymienili między sobą kilka słów i poczęli walczyć razem. // Zielony przemienił
się nosorożca i zaszarżował na modyfikowaną galaretkę, z marnym i niepożądanym
skutkiem utknięcia w nim. // Westchnęłam z politowaniem i dołączyłam się do
walki. – To ma być walka, ma być groźnie, przerażająco i
przejmująco… Tymczasem mamy „dźganie galaretki kijkiem”. I to ma być na
poważnie? Poza tym brakuje tu dynamiki, która wskazywałaby na faktyczne
zagrożenie. Nie pisz, że po prostu „walczą”, pokaż, jak to robią.
Zawisłam nad pozostałymi
"bohaterami" i uwolniłam astralnego kruka, pozwalając by wleciał w
potwora, który zwyczajnie "wybuchł" rozrzucając na wszystkie strony
fioletową maź. Ptak osłonił mnie przed tym zmasowanym atakiem i zaraz
potem połączył się ze mną. // - Nie znasz mnie - przekazałam telepatycznie
Robinowi, gdy zauważyłam, że chciał coś powiedzieć. A sądząc po jego skonsternowanej
minie, miało to być coś na mój temat. – Może Raven zdarzało się mówić do swoich
kolegów w formie pyskatych odzywek, ale w głębi bardzo jej na zespole zależało
i traktowała ich jako przyjaciół. Tutaj jesteśmy w jej głowie i z pogardą
wyraża się w myślach o nowych kolegach, których jeszcze nie zna, ale to nie
przeszkadza jej jednocześnie uciszać Robina, bo przecież on jej nie zna. Coś
takiego działa w obie strony, a tutaj mamy kalizm.
Określanie Bestii mianem „zielonka” czy
„groszka” jest cokolwiek tanim elementem komicznym, chociaż zakładam, że Raven
chciała być albo uszczypliwa, albo stwierdziłaś, że takie nazewnictwo będzie po
prostu fajne. Niestety, nie jest. Można co najwyżej dostać ciarek zażenowania,
czytając takie zdrobnionka.
Były pomocnik Batmana przeniósł pytające
spojrzenie na mnie. Pokiwałam potwierdzająco głową, nie okazując ani
entuzjazmu, ani nawet najmniejszej radości. Tak jakby było mi to całkiem
obojętne. A prawda była taka, że cholernie mnie to interesowało. – O, a to jest dobre określenie Raven. Bardzo chciała się zaangażować, ale
jednocześnie nie dała tego po sobie poznać. Odarcie jej z tej otoczki pogardy i
wyższości tylko by temu tekstowi pomogło.
- Kłótnie nie sprzyjają powstawaniom
drużyn - wysyczałam i zakryłam się szczelnie peleryną. Nie lubię być w centrum
uwagi. – Jeśli decydujesz się na pisanie w czasie przeszłym,
to pisz w czasie przeszłym. Mieszanie czasów nigdy nie wpływa dobrze na całość
opowieści.
- Raven ma rację - zaczął spokojnym tonem
Robin. Idiota! Skąd miałby wiedzieć jak się nazywam. – Przecież tydzień wcześniej (kilka linijek wyżej) mu się przedstawiła.
Musisz zapanować nad informacjami, które umieszczasz w opowiadaniu i nie
zapominać o tym, co już napisałaś.
Cała ta akcja z Gwiazdką to wtf. Ktoś
atakuje jakąś dziewczynę, ratują ją, Bestia nagle wyskakuje z pomysłem, żeby
się do nich przyłączyła, ona nawet nie wie, kim są „oni” i na czym to
przyłączenie się ma polegać, ale oczywiście od razu się zgadza. Szast-prast, po
problemie.
2. Po cywilnemu? Nic nie mówiłeś…
Z Twoich rozdziałów trudno cokolwiek
wyciągnąć, wywnioskować, może dlatego, że są takie krótkie. I mimo tej
niewielkiej objętości zapychasz je zupełnie niepotrzebnymi informacjami. Mamy
więc wypad na pizzę, gdzie Raven bardziej interesuje się godziną na zegarze za
oknem niż faktycznym formowaniem drużyny.
Jakby tego było mało, jej myśli w kółko
zapełniają rozterki, czy powinna powiedzieć Tytanom o swoim ojcu – problem
polega na tym, że powtarzasz to po sto razy. Raz a konkretnie wystarczy, zamiast
zapychania kolejnych linijek tekstu, byle tylko nabić objętość.
- Richard - odpowiedział, wprawiając mnie
w lekki szok. Naprawdę? – Co jest szokującego w imieniu Richard?
- Ty swojego nie podałeś - żachnęłam się i
opadłam na nieistniejące oparcie barowego krzesła, przez co prawie wywinęłam
pokaźnego fikołka. // Robin stłumił chichot, gdy rozpaczliwie starałam się
złapać równowagę. – Bardzo tani, bardzo filmowy i bardzo
ograny element komiczny.
3. Wschód słońca
O ile dobrze pamiętam, Młodzi Tytani działali
jako zespół i pokonywali przeciwników wspólnymi siłami. Problem polega na tym,
że Twoja Raven w każdej chwili musi pokazywać swoją wyższość nad pozostałymi
„pachołkami” z zespołu i niczym rasowa Mary Sue pozbywa się demona, nim Robin
zdąży mrugnąć, a reszta w ogóle pojawić się na miejscu zdarzenia.
Wykonałam polecenie, wchłaniając w
podłoże. – Co? Co wchłaniając w podłoże? [źródło].
Ponadto:
W odpowiedzi uzyskał tylko wzruszenia
ramionami, a potem nastała grobowa cisza (czujecie to?). – Tego typu żarty nie pasują do narracji wiecznie ponurej Tytanki.
Podajesz też imiona: Azar, Arella, a
postronny czytelnik niewiele może z tego wyciągnąć. Jasne, można przejrzeć
fanowską Wiki, ale Raven po prostu powołuje się na te osoby co rozdział, a nic
w zasadzie z tego nie wynika.
4. Little lies
Oparłam się o nadgryziony róg banku (...). – Czy to był bank z piernika po wizycie Jasia i Małgosi?
Wspominasz tu o tym, że banda
superdzieciaków założyła sobie drużynę i na razie nikt się nie wtrąca, ale
pewnie w końcu pojawią się dorośli. Właśnie. Coś, co zdaje egzamin w filmach
czy animacjach, niekoniecznie daje radę w tekście. Bo to nieco kuriozalne, żeby
grupce dzieci ktoś pozwolił bawić się w superbohaterów – ojciec Cyborga pomógł
nawet budować ich siedzibę, jakby walka z superzłoczyńcami była zupełnie
normalnym hobby nastolatków i nikt nie miał z tym problemów. Kiedy w
rzeczywistości ktoś powinien się tym zainteresować: policja, opieka społeczna,
ktokolwiek z kompetencjami. Przecież tam były dzieci, mieszkające sobie
radośnie bez rodziców, narażone na niebezpieczeństwo. Co z tego, że mają
supermoce? Przecież nie są jeszcze tak odpowiedzialne jak dorośli!
5. Zło nigdy nie śpi
Zastanawia mnie to, dlaczego jest tak, że
bardzo starasz się kreować Raven na bezduszną demonicę, która nienawidzi
facetów, zabicie kogoś to dla niej pstrykniecie palcem (vide uderzanie ciałem
mężczyzny, zapewne już martwego, pewnie nie wiadomo po co), a jednocześnie mam
wrażenie, że czytam opko o amerykańskim „highschool”, a jego główna bohaterka
przechodzi właśnie etap bycia emo. Zamiast rozmawiać z Robinem, woli po prostu
zmienić się w kruka i zagłębić w swój -och- jakże mroczny umysł, o czym
wspominasz po kilka razy na rozdział. To aż krzyczy: patrzcie, jaka jestem
wyjątkowa! Widzicie? Wydaje mi się, że powinnaś sprawić, by bohaterka była
bardziej ludzka, zamiast kreować ją na wyjątkowy płatek mrocznego śniegu.
Ale okej, Raven wpada na Robina,
ostatecznie zbierają próbki jakichś narkotyków, a resztę zostawiają sobie w
samym środku Jump City. Naprawdę? Nie wpadli na to, żeby to komuś zgłosić?
Przecież ktoś mógł tam podejść i to zabrać.
6. Niespodzianka
O! Początek rozdziału i to, czego nie
lubię w filmach superbohaterskich i komiksach. Bohaterowie rozpierdzielają pół
miasta, niszczą dobytek cywilów (rzucanie samochodami itp.) i oczywiście nikt
się tym nie przejmuje. Zero konsekwencji, zero sensu.
W ogromnym, pustym holu, nałożono dopiero
pierwszą warstwę łagodnej, czerwonej farby. – Nie wiem, jak farba
może być łagodna, a kolor czerwony też raczej taki nie jest.
7. Zasłona dymna / 8. Jestem krukiem
Samo to, że starasz się przedstawić Raven
jako mroczną personę, a jednocześnie zachowuje się ona jak naburmuszona
pięciolatka, jest dla mnie swego rodzaju kuriozum. Od początku mówiła, że
powinna tym ludziom zaufać, że oni muszą jakoś zaufać jej, a z każdej rozmowy
wymiguje się zamianą w kruka i olaniem rozmówcy. Dziwię się, że ktokolwiek chce
z nią w ogóle rozmawiać lub w jakikolwiek sposób się integrować. Podobnie z
cieniem politowania na twarzy czyta się zszokowanie Raven, że nie ona jedna
miała w życiu ciężko.
Wręcz czułam wylewający się z niego
entuzjazm, co jak na niego jest dosyć dziwne. Oboje jesteśmy raczej opanowani i
skąpi w okazywaniu uczuć. Jak widać on może sobie na to pozwolić. // Jednak
empatki i tak nie oszuka. – Przecież nie próbował jej oszukać…?
- Ja również - rzekł z łobuzerskim
uśmieszkiem, gdy zszedł z potężnej, ale dziecinnie kolorowej maszyny. Muszę mu
to kiedyś wyperswadować. – Wyperswadować co?
Mężczyzna dokładnie przeliterował mi ciąg
liter. – Masło maślane.
Poważny i stanowczy charakter w pełni
odzwierciedlał jego zamaskowaną facjatę. – Że co? Poważny
charakter przedstawiał wiernie zamaskowaną twarz?
Rozdziawione buzie i oczy jak 5-złotówki
wskazywały na podziw i zdziwienie. – Skoro akcja dzieje się w USA (bo tam
właśnie znajduje się Jump City), to Raven powinna porównywać wielkość oczu
zaskoczonych bohaterów bardziej do dolarów lub centów, nie do złotówek (bo skąd
miałaby je znać?), poza tym w tekstach prozatorskich takie liczby zapisujemy
słownie, tj. „pięciozłotówki”.
9. Napój bogów
Wycie alarmu przyprawiło mnie o dodatkowy
ból głowy. Powoli podniosłam się z, mogłoby się wydawać, wygodnej kanapy i
nieprzytomnie rozejrzałam się po salonie. // Nikomu nie chciało się wracać do
pokojów po nocnym seansie, więc usnęliśmy na kanapie. No dobra, kto miał
miejsce na sofie, to chociaż trochę uchronił się przed bólem. Bestia dalej
twardo spał zwinięty w precelka pod stołem, a Cyborg ponad połową mechanicznego
ciała zjechał z kanapy. // Pstryknęłam palcami i małe igiełki ukłuły każdego
członka drużyny. – Dlaczego nie obudziło ich wycie
alarmu?
Kilka godzin później, w ulewnym deszczu,
zmęczeni i przemoczeni wróciliśmy do wieży. – Dlaczego Raven nie
teleportowała ich do wieży/w okolice wieży, skoro robiła to już wcześniej i
generalnie mogła otwierać portale, gdzie się jej podobało?
10. Nocny patrol
No dobrze, Twoje rozdziały zajmują może po
dwie strony w Wordzie, jeśli sformatować je TNR 12… I pół takiego rozdziału
przeznaczasz na opis tego, jak Raven leciała sobie nad jakąś plażą. To paskudne
ekspozycje, które nie wnoszą nic do treści. Opisy są ważne, owszem, ale Ty nie
opisujesz otoczenia przy okazji tego, co dzieje się wokół bohaterów, tylko od
czasu do czasu przypomni Ci się, że trzeba to odklepać, wstawiasz coś takiego
na pół rozdziału i brniesz dalej. Czytelnika niespecjalnie to obchodzi. Szczerze,
gdybym nie oceniała tego tekstu, po prostu przy czytaniu ominęłabym to
wzrokiem.
W drugiej części tekstu Tytani kogoś
znajdują, ale nie wiadomo, kto to jest, co sprzedaje i czy w ogóle robi coś
złego. Aha. Faktycznie super sprawa.
Ruszyłam do wieży, mocno odznaczającej się
na granatowym, pulsującym licznymi gwiazdami nieba – Na granatowym nieba co? Tle? Poza tym gwiazdy zwykle nie pulsują.
11. Koszmar
Po śmierci Azar, to Arella przejęła jej
funkcję. Tylko dlatego, że te dwie kobiety były dla siebie prawie jak siostry.
Moja mentorka zaopiekowała się Angelą po jej samobójstwie. Ostatnią wolą
bezdzietnej Azar było, aby to moja matka została duchowym przewodnikiem ludu. – Chyba nie łapię, o co tu chodzi. Jak można się zaopiekować kimś, kto nie
żyje? Można się zatroszczyć o pogrzeb tego kogoś. Chyba że chodziło Ci o
spełnienie ostatniej woli. Angela to inaczej Arella, czyli matka Raven. Skoro
pisałaś w czwartym rozdziale, że Angela popełniła samobójstwo, to albo gubisz
się w tym, co tworzysz, albo doszło tu do jakiegoś bardzo dziwnego błędu
logicznego. Ewentualnie poległa gramatyka i stworzyłaś niezrozumiały skrót
myślowy.
Podeszłam do umywalki umieszczonej w
ciągnącym się przez pół ściany drewniany blacie. Odkręciłam kran i nabrałam
wody w dłonie. Chlusnęłam sobie zimną cieczą w twarz, skutecznie się
rozbudzając. – Zamiast poświęcić uwagę akcji,
budowaniu relacji czy fabuły, skupiasz się na opisywaniu krok po kroku
kolejnych prozaicznych czynności. W narracji dopuszcza się pewne skróty, bo
czytelnik sięga po opowiadanie dotyczące akcji po akcję, nie po opis smarowania
kromki chleba masłem.
Łazienkę znalazłam za rogiem. Nie
pogardziłabym planem tej ogromnej wieży. // Weszłam do sporego, jasno
oświetlonego pomieszczenia. Poczułam bijące od kremowych kafelków ciepło.
Zamontowane w całej wieży ogrzewanie podłogowe było świetnym pomysłem. Bez
grzejników można było zagospodarować więcej miejsca na ścianach. Na przykład na
mnóstwo regałów, o które poprosiłam Cyborga, zapełnionych księgami, papirusami
i fiolkami. – Yyy, w łazience?
Podeszłam do umywalki umieszczonej w
ciągnącym się przez pół ściany drewniany blacie. – Nie bez przyczyny w łazience zwykle kładzie się kafelki. Dlatego, że
drewno i wilgoć to słabe połączenie. Ktoś się nie popisał przy projektowaniu
tej wieży.
Do salonu? Za wcześnie. Pokój też odpada. – Bo?
Dzięki mojemu idealnemu wyczuciu czasu – Oczywiście. Wszystko w Raven jest idealne.
- Za dziesięć minut będzie trening. -
Nabrałam głęboki wdech, jakby wybudziła się z kolejnego koszmaru. // - Przyjdę
- zapewniłam Gwiazdkę, nie zaszczycając jej spojrzeniem. Uspokoiłam oddech. //
Nawet podczas medytacji nie da mi spokoju. – Myślę, że gdyby
Raven poinformowała kogokolwiek, żeby jej nie przeszkadzać, kiedy
medytuje, to nikt by tego nie robił.
12. Niejadalne
Zadowolony z siebie Robin zamordował
każdego w sparingu i na dodatek kazał nam walczyć między sobą. – Mam wrażenie, że nie wiesz, jaką wagę ma to słowo.
Przywołałam mocą butelkę wody ze sporej
lodówki i usadowiłam się w kącie, koło dużego stalowego stołu. Łapczywie upiłam
kilka ogromnych łyków przyjemnie chłodnej cieczy, jednocześnie obserwując
Gwiazdkę kątem oka. – Usiądź i pomyśl. Czy na co dzień myślisz
o wodzie „napiłam się cieczy”? Raczej nie. Stąd dla Raven również nie będzie to
właściwe. Zwracam na to uwagę, bo często starasz się nieporadnie unikać
powtórzeń. Czasem lepiej powtórzyć jakieś słowo niż używać czegoś, czego na co
dzień by się nie powiedziało, jakichś archaizmów itp.
Coś jakby jagody i cynamon. Otwarłam oczy.
Gwiazdka przekładała właśnie intensywnie fioletową maź do miseczek. Bestia i
Cyborg, którzy do tej pory grali na konsoli, również zainteresowali się
przyjemną wonią. // - Przyjaciele, chciałabym poczęstować was potrawą z mojego
rodzinnego Tamaran - rzekła donośnie, ustawiając pucharki w rzędzie na
marmurowym, ciemnym blacie. – I jesteś pewna, że na Tamaran mieli
dokładnie taką samą kuchnię jak na Ziemi? Jagody, cynamon?
Zasłoniłam nas przed salwą kul lecących z
zabójcza prędkością w naszą stronę. – No kule mają to do siebie, że tak lecą.
Lider wypiął pierś i przyciszonym głosem
mówił coś do przywódcy świty odzianej w skóry i pokaźne kolorowe irokezy. – Nie można być odzianym we fryzurę.
Wzruszyłam obojętnie ramionami i bez
skrępowania otwarłam sobie portal na środku chodnika. Wylądowałam przed wieżą i
od razu zamknęłam przejście. Podeszłam do brzegu sporej wyspy i usiadłam na
wygładzonej krawędzi. Zdjęłam botki i zawiesiłam gołe nogi, pozwalając by
chłodna, spokojnie falująca woda oblała je. Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam
dłonie o kamieniste podłoże. – Naprawdę nikogo nie obchodzą tak
szczegółowe opisy prostych czynności. Bardzo łatwo można to skrócić, opis nie
będzie wtedy mechanicznym odklepywaniem kolejnych czynności z listy. O, na
przykład: „Wzruszyłam ramionami i wróciłam przed wieżę Tytanów przez portal.
Usiadłam na krawędzi wyspy i, zdjąwszy botki, zanurzyłam stopy w chłodnej
wodzie”. Poza tym niewskazane jest tworzenie niemądrych dopowiedzeń:
„wzruszyłam obojętnie ramionami”. Samo wzruszenie ramionami wskazuje na
obojętność. Oraz „zawiesiłam gołe nogi” – ani chybi na sznurku.
W moim życiu tylko raz jasność opuściła
pokojowy lud. Z mojego powodu. Byłam jednym wielkim magnesem na kłopoty. Mrok
ogarnął Azarath wraz z przybyciem mojego stworzyciela. Cień demona zdobywcy
przysłonił blask świątyni. Niebo zaszło kłębiącymi się czerwono-czarnymi
chmurami. Ludzie uciekli do białych domków. Tylko Arella została ze mną. Nie
było sensu mnie ukrywać. Trygon ma stałe połączenie ze mną. – Zobacz, jak to jest napisane. Same zdania pojedyncze. To nie jest
dynamiczna scena akcji, a wspomnienia – wobec czego sprawia wrażenie napisanych
nieporadnie i pourywanych, co zwyczajnie męczy przy czytaniu.
Chociaż moje ciało przybrało wygląd
popkulturowego wampira (...). – To znaczy jaki? Popkultura też ma różne
wizje wampirów.
Wyrzuciłam czarne myśli z mojego
złożonego, mrocznego umysłu i wyjęłam nogi z wody. – Mam wrażenie, że na siłę musisz przekonywać samą siebie i czytelników,
jak bardzo umysł Raven jest złożony, mroczny i wyjątkowy, bo nie umiesz tego
pokazać. W rzeczywistości umysł Raven to po prostu umysł zwykłej nastolatki,
która jest w fazie emo i edgelordowania. Ewentualnie po lekkich przejściach.
Ale gdybyś sama nie napisała, że Raven ma takie problemy w życiu, nikt by się
nie domyślił. Poza tym zestawienie całego mhrocku z prozaiczną czynnością
wywołuje efekt odwrotny – parsknięcie śmiechem.
(...) wzleciałam ku rzędowi okien.
Wleciałam w drugie od lewej i pogrążyłam się w jeszcze większym mroku niż na
zewnątrz. Przez grube zasłony nie przedostawały się nawet nikła poświata
księżyca. Powoli podeszłam do ściany na przeciwko łóżka, jak mi się zdawało i
ruszyłam ku drzwiom. Po kilku metrach trafiłam na lekkie wcięcie, którym były
rozsuwane drzwi szafy wpuszczonej w ścianę. Przywołałam z pamięci obraz pokoju.
Za kilka kroków powinnam minąć schodek oddzielający coś w rodzaju mojej
sypialni od głównego pomieszczenia. Pomimo moich starań, zahaczyłam o stopień i
prawie wyrżnęłam o pusty regał zajmujący całą ścianę. Teraz już nic nie powinno
stać mi na przeszkodzie do włącznika światła. Pewnym krokiem zbliżyłam się do
ściany i wyciągnęłam ręce w poszukiwaniu przełącznika. Po kilku próbach
wymacana przedmiotu, w końcu trafiłam na upragnioną gałkę. Przesunęłam placem
dźwigienkę do góry i oślepiło mnie, co prawda lekko przytłumione, światło z
dwóch rzędów wpuszczonych w sufit lampek, ciągnących się przez cały pokój w
równych odstępach. Odczekałam chwilę, aż przyzwyczaję się do jasności i
podeszłam do prawie pustego biurka, czarnego i matowego jak wszystkie wykonane
dla mnie meble w pieczarze demona - jak zwykła żartobliwie nazywać mój pokój
jedna z dziewczyn na Azarath. – Jeżu. Jak opisać wejście do pokoju i
włączenie światła na pół strony.
Odsunęłam po kolei wszystkie szuflady.
Całkiem puste. – Skoro Raven ma wszystko w pokoju
(regały, szafki, szuflady) puste, to ma w ogóle jakieś rzeczy na przebranie?
Westchnęłam na swoją sklerozę i
niepoukładanie. – No to w końcu ma mroczny, skomplikowany
umysł czy jest niepoukładana i sklerotyczna?
13. Azarath - mój dom
Niższe budynki, zbudowana na obrzeżach,
były dziwną mieszanką cywilizacji Majów i Chińczyków w wydaniu białym. – Jak nie odklepywać byle jak opisu architektury w jednym zdaniu, część
pierwsza.
Najwyższa i najbardziej majestatyczna z
nich - Świątynia - rzucała świetlistą poświatę na otaczające ją surowe, jednak
przytulne budynki. – Surowość jest zaprzeczeniem
przytulności, zdecyduj się.
Zaraz przy ogromnym wodospadzie wznosił
się klasztor całkowicie w stylu wschodnim. – Co to jest styl
wschodni? Wschód to rozległe pojęcie.
Wylatując z portalu w suficie, zahaczyłam
o powietrze i poleciałam do przodu. – ???
14. Po uszy w gównie
Przy najbliższym zakręcie obiłam w lewo,
zostawiając towarzysza. // Nie bałam się ciemności. Wręcz lubiłam w niej
przebywać. Ludzie nie widzieli mnie, mogłam się ukryć i zostać zapomniana przez
świat chociaż na chwilę. Mankament był jeden - nie dostrzegałam wtedy
zagrożenia. Pomimo usilnego wytężania wzroku i ciągłego rozglądania się na
wszystkie strony, nie mogłam być pewna, czy ktoś nie wyskoczy na mnie z
pistoletem zza rogu. – Bardzo to rozsądne, doprawdy.
15. Prześladowania
Oczywiście w opku musi być shopping. I
oczywiście bohaterka musi pokazać, jaka jest ponad to. Oraz mroczna. Bo jeszcze
byśmy zapomnieli.
*17. Strata
W końcu zrezygnowała i podeszła do
zajadającego stres Bestii (mam nadzieję, że rozumiecie to zdanie) (...). – Nawet jeśli to rozdział z przymrużeniem oka, to litości. Widziałaś, żeby
autor zwracał się tak kiedyś do czytelników? Twoją rolą jest sprawić, żeby
rozumieli. W narracji trzymaj się fabuły.
17. Larva mala
Ciągle nasłuchiwałam, by przypadkiem nie
wpaść na rozemocjonowaną Gwiazdkę, która snuła się od kilku godzin po wieży bez
większego celu jak ten ból po kościach (chciałam dać smród w gaciach, ale nie
wiem czy to wypada... :) – Nie wypada to dawać takich wstawek i
emotek w narracji.
Ratownicy wyprowadzili właśnie kolejnych żołnierzy. Jeden helikopter wylądował, a drugi odleciał w stronę miasta. // Chciałam dodać mu jakoś otuchy, ale nie wiedziałam jak zacząć. – Możesz na przykład pogłaskać go po śmigle. Byle nie w momencie, w którym wiruje, bo to może się źle skończyć.
Ratownicy wyprowadzili właśnie kolejnych żołnierzy. Jeden helikopter wylądował, a drugi odleciał w stronę miasta. // Chciałam dodać mu jakoś otuchy, ale nie wiedziałam jak zacząć. – Możesz na przykład pogłaskać go po śmigle. Byle nie w momencie, w którym wiruje, bo to może się źle skończyć.
Zablokowałam przesuwane drzwi i podeszłam
do awangardowej półki na pół ściany. – Bo Raven nie może mieć zwykłej, prostej
półki, prawda. Musi być awangardowa.
18. Magiczna sztuczka? Sprawię, że ten
kubek zniknie
Kolejna stereotypowa scena, wkurzony Robin
idzie powalić sobie w worki treningowe, a zauroczona Raven przygląda się jego cudownemu
ciału, aż odbiera jej mowę. Doprawdy nie mam pojęcia, cóż z tego wyniknie.
Chłopak rzucił się po czerwoną bluzkę
niedbale ciśniętą na maszynę i założył ją w biegu wychodząc z sali. – Bluzki z reguły noszą kobiety.
Potem mamy fascynujący opis parzenia herbaty/kawy
i prześmieszny element komiczny, bo ktoś nie pamięta, że jest gorąca. Czy
naprawdę uważasz, że jest to potrzebne?
Teraz mieć tylko nadzieję, że nie śpi, nie
czyta swoich durnych mang lub nie pochłania kolejnej pizzy, bo mogłabym mieć
problem z ugodowym zaciągnięciem go na misję. – Nie ma to jak właściwe priorytety.
Jedni przez nich cierpieli, tracili
majątki, a nawet życie. Z drugiej strony, to dzięki tym nieresocjalizacyjnym
jednostkom policja miała ręce pełne roboty. – Aha, no, to totalnie
się wyrównuje.
Robin wyszedł z salonu tak zirytowany, że
gdyby tylko mógł, to trzasnąłby za sobą drzwiami. Udałam się za nim, lecz gdy
znalazłam się na korytarzu, jego już nie było. Kierując się szóstym zmysłem,
obrałam kurs na salę treningową. Już kilka razy widziałam jak w samotności, nie
rzadko po nocach, spędza czas na obijaniu kolejnych worków i wylewaniu z siebie
siódmych potów podczas morderczych ćwiczeń. – Podstawowa zdolność
dedukcji to jeszcze nie szósty zmysł. Większość ludzi, którym od czasu do czasu
zdarza się myśleć, posiada tę umiejętność.
19. Odsiecz (wiedeńska)
Sama pogoda, jakby chcąc oddać nasze
przygnębione nastroje, pogarszała się z każdą, nieubłaganie mijającą minutą.
Deszcz bębnił w szybę, a ja znudzonym wzrokiem śledziłam spływające krople,
obserwując, która z nich dotrze pierwsza na sam dół. – No pewnie, jeszcze tego schematu nie było. Brakuje tylko kubka kakao.
Wiem, że Raven, jak każda postać z
komiksów czy też stworzonych na ich kanwie kreskówek ma supermocy po kokardę,
ale, litości, ile można ładować jej kolejnych bonusów? Chodzi mi o ten
fragment:
- Naprawdę mogłabyś go uśpić? - spytał po
chwili Bestia ze zdziwieniem. // W niejednoznacznej odpowiedzi wzruszyłam
ramionami. Przy większym wysiłku jestem w stanie uśpić człowieka. Bardzo
przydatna umiejętność, gdy bez przemocy chcesz się wymknąć z pokoju, którego
pilnują mnisi. Zawsze bawiło mnie, gdy nieszczęśnicy dostawali ochrzan od
Arelli. – Z tego obrazu wyłania się Mary Sue, która umie
wszystko, co tylko jest się w stanie wymienić. Usypianie ludzi? Czemu nie.
Szósty zmysł? Pewnie.
- Atakujemy równo o dwudziestej drugiej.
Priorytetem jest Cyborg. – To brzmi, jakby mieli sprzątnąć Cyborga.
20. Znamię
Od jakichś trzech rozdziałów nic się nie
dzieje. Opisujesz monotonne parzenia herbatki, kawki, robienie jedzenia, nawet
jak już idą szukać tego biednego Cyborga, to zwracasz uwagę na jakieś
przebiegające szczurki, które nikogo nie obchodzą i rozwlekasz się nad opisami
pustych pomieszczeń, które niczego nie wnoszą do fabuły i pewnie już więcej się
do nich nie wróci.
Przeciągnęłam dłonią w zamyśleniu po
sporym, czarnym znamieniu na lędźwiach. Postrzępione skrzydła kruka rozciągały
się na całą szerokość, a duży dziób zwrócony był ku górze. – Po pierwsze, tatuaż to nie znamię. Po drugie, jesteś pewna, że ku górze?
Mógł zrobić coś czego ja nie mogłam.
Ograniczona przez proroctwo, spętana, w oczekiwaniu na swój koniec, jedyne co
byłam w stanie zrobić, to próba zadośćuczynienia temu światu moich urodzin. – Narodzin.
Takim wiecznym rozmyślaniem i użalaniem
się nad własnym losem nikomu nie pomogę, a co najwyżej zaszkodzę sobie samej. – Fajnie, że Raven ma jakiś przebłysk sensownych myśli, ale, właśnie, to
ledwie przebłysk. Doskonale wiemy, że za momencik nadal będzie się nad sobą
użalać. Prowadź swoje postacie konsekwentnie.
Opuściłam gotowe do obrony ręce i wlałam
dawno ugotowaną wodę do kubka. – Zagotowaną. Ugotować można np. jajko na
twardo. I skoro dawno, to pewnie była już zimna.
- A! Śniadanie, a o 9.00 trening -
powiedział, unosząc wskazujący palec do góry. – A można unieść palec
w dół?
21. Odbijamy
W ten jedyny sposób, który mi odpowiadał,
spędzałyśmy wolny czas. – Świetne podsumowanie postaci Raven.
Odpowiada jej tylko jedna rzecz na świecie.
Ustawiłam czarne pionki po swojej stronie,
pilnując pól, tak jak uczyła mnie tego Arella. To nie mnisi tak zafascynowali
mnie tą grą, lecz właśnie Angela. W ten jedyny sposób, który mi odpowiadał,
spędzałyśmy wolny czas. – Angela, Arella, jeden diabeł, nie?
- Biorę czarne - uprzedziłam jego
oczywiste zapytanie. // Chłopak parsknął. // - Czego mogłem się spodziewać -
mruknął z lekkim uśmiechem na ustach. – No jasne, Raven jest tak mhroczna, że
nawet pionki w szachach musi mieć koniecznie czarne. To jest aż śmieszne, ale w
taki żenujący sposób.
Pojawia się też klasyczne zagranie typu
„deus ex machina”. Bohaterowie nie mogą znaleźć Deathstroke’a? Dzwonimy po
Batgirl, która „poza ekranem” znajduje go w kilka chwil, o czym informuje nas
Robin, bo przecież Bargirl nawet się nie pojawia. Bo po co.
22. Trzej muszkieterowie
Kolejny rozdział pisany według schematu
„opis nieistotnych domowych czynności – alarm – suchy opis bitwy – powrót –
wszystko od nowa”.
Na dodatek jeśli ktoś kpi z Raven, to oczywiście
musi być brzydki i obleśny.
23. Przepraszam, gdzie znajdę kłopoty?
(...) nie malowało mi się w radosnych
barwach (...). – W jasnych barwach.
Jak pakować się do tykającej paszczy lwa – Tak, ani chybi lew miał w niej zegarek. Potwornie mieszasz związki
frazeologiczne.
Prawdziwie zainteresowani
przypuszczeniami, co Deathstroke mógł wyczarować z tych wszystkich skradzionych
rzeczy, byli tylko Victor, Richard i Bestia, chociaż ten ostatni był raczej
zafascynowany samą technologią. Ja i Gwiazdka nie nadążałyśmy za seriami
wypuszczanymi jak z karabinu nic nieznaczących dla nas słów. – Jak „tylko”, skoro byli w większości? To raczej tylko dziewczyny nie
były zainteresowane.
Ludzie wymieniali poglądy między sobą na
tyle głośno, że już nie raz dotarła do nas ostra krytyka na temat szkód, które
wyrządzamy, a za których odbudowę płacą mieszkańcy Jump City. Robin powiedział,
że mamy ustalone spotkanie z burmistrzem, by na spokojnie porozmawiać o tym.
Ludzie i ich wdzięczność. – Ktoś stracił cały dobytek albo nawet
zginął przez potyczki Tytanów? NO JAK ONI ŚMIEJĄ BYĆ NIEWDZIĘCZNI! Oczywiście
Raven nie musi być mądra czy sympatyczna i może tak uważać, przydałoby się
jednak, żeby główna bohaterka miała jakieś cechy, które sprawiają, że chce się
o niej czytać.
Mamy tu kolejną superpasjonującą scenę
jedzenia pizzy. Musisz zadać sobie pytanie, czy chcesz pisać tekst obyczajowy,
czy fanfik na podstawie czegoś, w czym jest dużo akcji. Owszem, rozwój bohaterów
jest bardzo ważny, ale Ty wprowadzasz jedynie scenki, z których absolutnie nic
nie wynika, niczego nie wprowadzają.
24. Rise of nightmares
- Od dziwnego zdarzenia w centrum
handlowym Groove minęły już dwa tygodnie. - Prezenterka telewizyjna na którymś
z kolei programie odgrzewała po raz enty ten sam temat. - Dochodzenie
cały czas trwa, ale podejrzanego… – Żadna telewizja nie ruszałaby tematu,
który od przeszło dwóch tygodni tkwi w martwym punkcie i nic się nie dzieje. Z
prostej przyczyny, ludzi nie przyciągnęłoby to przed telewizory. Bo ludzi
interesuje akcja, a nie „newsy”, że w jakiejś sprawie nic się nie dzieje.
Zaraz po torturach na Ziemi nazywanych
ćwiczeniami, udało mi się jako pierwszej zabarykadować w łazience. – W takiej wypasionej wieży mają tam tylko jedną łazienkę?
Ciarki przemknęły po całym moim ciele, gdy
dostrzegłam liczne twarze przestępców, których wygląd wręcz mówił sam za siebie
jaką mają profesję. – A Raven znowu leci stereotypami.
W ciemności pojawiły się wirujące,
nieuchwytne gwiazdki, którym towarzyszyły mdłości. – Również wirujące w ciemności i nieuchwytne.
25. Mam farta do pecha
- To sproszkowany wyciąg z rośliny, pomaga
ukoić nerwy - wyjaśniłam, gdy Kori nieufnie spojrzała mi na ręce. – „Wyciąg z rośliny” to niezbyt elokwentna nazwa, nie uważasz? Można by
wspomnieć, że z rośliny z rodzinnego domu Raven i dodać, że jest znana już od
dawna i używają jej mnisi, żeby nadać temu trochę kształtu.
26. Spięcie
- Testują dwie metody oczyszczania organizmu.
Po południu powinienem dostać informacje o wynikach - odparł, patrząc z lekką
kpiną na poczerwieniałego z wysiłku Richarda. – Czy nie mogli im po
prostu, po ludzku dializować krwi, żeby ją oczyścić, jak to się robi już od
wielu, wielu lat? Jestem pewna, że w tym przypadku dałoby się wyodrębnić te
całe nanoboty.
Podsumowanie:
Określanie bohaterów, kiedy znasz ich
imiona, po kolorze włosów, jest bardzo nieporadne i świadczy o słabym
warsztacie. Jakby tego było mało, u Ciebie często są to powtórzenia. I co,
jeśli w pomieszczeniu czy w danej scenie znajdzie się kilku mężczyzn o tym
samym kolorze włosów? Znam odpowiedź – zaczniesz ich określać po kolorze oczu.
A to też niedobrze. Warto mimo wszystko popracować nad tym, żeby używać
przydomków bohaterów, ich imion albo od czasu do czasu posłużyć się zaimkiem.
Masz problem z zapisem pisowni łącznej i
rozłącznej, często zmieniasz też na siłę czasowniki na czasowniki zwrotne tam,
gdzie to zupełnie niepotrzebne (chyba każde „spojrzał/a się”). Nie radzisz
sobie z interpunkcją, choć na szczęście przecinków po prostu w kilku miejscach
brakuje – a to akurat jest do wypracowania. Często zapominasz też, co było
ostatnim podmiotem, i je mieszasz. Masz też kłopoty z miksowaniem czasów,
czasem piszesz w przeszłym, czasem teraźniejszym. Sporadycznie zdarzają się też
literówki. To wszystko byłoby do wyeliminowania przy włożeniu w to opowiadanie
nieco większego wysiłku i uważniejszym sprawdzaniu albo pracy z betą.
Styl jest dość toporny – na siłę
wprowadzasz odrealnione synonimy. Czasami już lepiej powtórzyć jakieś słowo niż
szukać zamienników kosztem naturalności i przejrzystości narracji. Brakuje Ci
po prostu pewnego wyczucia językowego – ale je nabywa się głównie z wiekiem i
poprzez czytanie dobrych książek. Na dodatek narracja bywa czasem aż nadmiernie
potoczna – owszem, jest pierwszoosobowa, przez co nie musi być aż tak sztywna,
jednak chwilami przesadzasz w drugą stronę.
Wydaje mi się, że powinnaś też popracować
nad opisami akcji, bo tę spłycasz do „walczyli”, po czym szybko przechodzisz do
następnych wydarzeń, bo kto by się tam przejmował jakimś okładaniem się kijkami
po głowach. Jeśli piszesz o tej akcji, to trochę jej pokaż. Niech twój
czytelnik zdoła się w to wczuć – tak, żeby bał się o bohaterów. W końcu chodzi
o to, żeby coś twoich czytelników zatrzymało przy tym tekście, nie żeby przechodzili
przez historię z zupełną obojętnością. A na razie serwujesz im tylko poprawny,
ale suchy opis wydarzeń do odhaczenia, bez żadnych emocji. Zastanów się, co
czują postacie, przecież nie rejestrują tylko beznamiętnie akcji. Oczywiście
nie chodzi mi tu o popadanie w przesadę i kilometrowe opisy uczuć, ale zdrowy
balans.
Tak samo – to świetnie, że starasz się
kreować nastrój, miejsce itd. drobnymi szczegółami, problem w tym, że ich jest
po prostu za dużo i są nieistotne. Nikogo nie obchodzi opis otwierania drzwi,
przejścia przez korytarz czy wizyty w łazience. Musisz zadać sobie pytanie, czy
te drobiazgi tworzą atmosferę, rozbudowują jakoś tekst, przekazują coś o
świecie, są interesujące? Jeśli nie, to do kosza.
Na dodatek często, kiedy już te opisy się
pojawiają, czasem załatwiasz je słowami, że coś było „dziwne”, „o niespotykanym
kształcie”, „pomieszanie architektury takiej i takiej” czy jakimś innym
pojedynczym epitetem, który tak naprawdę nic nie przekazuje.
Niekiedy za to opisy są rzeczywiście szczegółowe.
Widać, że lubisz to uniwersum, myślisz o technicznej stronie opisów akcji, co u
wielu autorów leży, ale za to zapominasz właśnie o emocjach oraz dynamice
akcji.
Kolejną bolączką tego tekstu wydaje mi się
to, że na siłę starasz się pisać go tak, jakby całość działa się w animowanym
filmie albo serialu animowanym. Niestety, powieści rządzą się swoimi prawami i
to, co zagra na ekranie czy w komiksowym kadrze, niekoniecznie sprawdzi się
między literkami. Nie mówię, że powinnaś obedrzeć bohaterów z charakteru, ale
Twój czytelnik może się mocno zdziwić, dlaczego postaci podczas bitwy zachowują
się jak banda rozkapryszonych dzieciaków i zamiast ratować swoje tyłki, wolą
się między sobą kłócić o głupie powiedzonka. Tak samo bardzo ważne decyzje, takie
jak o stworzeniu zespołu, dołączeniu do niego itp., podejmują w ciągu
kilkudziesięciu sekund. „Ej, chodźcie, fajnie będzie” i już, drużyna do
ratowania świata gotowa.
Na siłę kreujesz Raven na księżniczkę
demoniczności i starasz się ją pokazać jako mroczną Mary Sue. Mamy więc wylew
demoniczności i mroczności, za to za mało człowieczeństwa. Raven nic się nie
podoba, nic jej nie cieszy i ostentacyjnie musi okazywać swoją pogardę dla
wszystkiego i wszystkich. Naprawdę, Twoje rozdziały są króciutkie, a już po
chwili ma się dość tej atmosfery mroku oraz wyjątkowości. Na dodatek ciągłe
podkreślanie tego daje raczej odwrotny efekt, budzi u czytelnika rozbawienie i
zażenowanie.
Wydaje mi się, że Twoja powieść ma trochę
symptomy takiego serialu kryminalnego, gdzie co odcinek bohaterowie rozwiązują
jakąś zagadkę (tutaj walczą z kolejnym potworkiem), a fabuła, o ile w ogóle,
nieco posuwa się do przodu. Podobnie jest w animacjach o Tytanach, ale Twoje
rozdziały są tak krótkie, że w zasadzie nie zdążysz w nich zawiązać żadnej
intrygi, zrobić dochodzenia, odkryć złoczyńcy, walczyć z nim na różnych polach
i dopiero potem rozwiązać sprawę. Wszystko dzieje się w schemacie: alarm –
Tytani lecą komuś nakopać – wracają. I w międzyczasie mamy „mroczność” Raven.
Rozwój relacji bohaterów pojawia się raz na kilka rozdziałów, a i tak jest to
malutki kamyczek, gdzie Raven wrzuci może suchą informację typu „mam szesnaście
lat”. Bo suche opisy robienia herbaty czy pójścia na pizzę, z których nic nie
wynika, nic do rysunku postaci nie wnoszą.
Zastanów się poważnie, co tak właściwie
chcesz napisać, stwórz ramy fabuły – mogą się w większym czy mniejszym stopniu
zmieniać w trakcie, ale czytelnik powinien wiedzieć, że masz pomysł jakiś
pomysł na całość. Po 26 rozdziałach w zasadzie nie wiadomo, do czego to
wszystko zmierza. Mamy ledwie szczątkowe informacje na temat konieczności
zmierzenia się z Trygonem, ale nic z tego nie wynika, bo zamiast pchać fabułę
do przodu, skupiasz się na opisywaniu ciuszków zabranych pod prysznic i
wspomnianej herbatki czy pizzy.
Poza tym nienaturalnie określasz
bohaterów. Nie brakuje nawet nazywania ich po kolorach włosów czy oczu. Lider,
chłopak, dziewczyna, czarnoskóry. O swojej koleżance raczej nie myślisz „ta
dziewczyna do mnie podeszła”, prawda? Więc dlaczego Raven miałaby tak myśleć
np. o Gwiazdce?
Wszyscy są jeszcze smarkami, ale usilnie
kreujesz ich na dojrzalszych i fajniejszych, niż normalnie byli. Żeby nie
wspomnieć o kwestii pieniędzy na jakieś shoppingi itp., to przecież starsi
superbohaterowie mieli pieczę nad młodymi tytanami, w końcu to dzieci! Pojawia
się Batgirl, która przewija się ledwie we wspominkach niczym „deus ex machina”.
Z drugiej strony od 14 rozdziału i dalej robi się typowy hajskul, wspólne
chodzenie po sukienki i na kawusię.
W rozdziale 17 (tym „nieprawdziwym”)
pojawia się nawet klasyczna, niemalże wyrwana z blogowego kanonu samotna łza.
Brakuje tylko, żeby była kryształowa albo coś w tym guście. „Starłam z policzka
samotną łzę” – to naprawdę motyw tak stary i obśmiany, jak tylko pisze się
fanficzki na blogach. Mamy też oczywiście starą dobrą krainę Morfeusza.
Z kolei w faktycznym siedemnastym
rozdziale Robin przejmuje się tym, że kilkoro ludzi ucierpiało podczas bitewnej
zawieruchy. Czemu nie przejmowali się tym w momencie, w którym przez ich
potyczki zniszczeniu uległa połowa miasta?
Po którymś rozdziale z rozbrajającą
szczerością stwierdzasz, że pisanie tego opka Cię nudzi, czytelnicy cierpią
pewnie jeszcze bardziej od Ciebie, i sami powinniśmy wiedzieć, dlaczego każdą
trudniejszą rozmowę bohaterów przerywa alarm. (Jeszcze gdzie indziej, że wiesz,
że miksujesz czasy – ale nie poprawiłaś tego). Jako oceniająca poczułam się w
tym momencie co najmniej niefajnie. Dlaczego mam marnować czas na coś, co
piszesz na odpieprz? Po co mam Ci wskazywać błędy, których masz świadomość?
Skoro zgłaszasz się do oceny, chyba chcesz się poprawić – ale jednocześnie
przez cały czas stosujesz te same tanie, powtarzalne chwyty, o których
doskonale wiesz, i zupełnie nad tym nie pracujesz.
Prosiłaś, żeby zerknąć na Twoje
wcześniejsze opowiadanie i zobaczyć, na ile się coś zmieniło. Bardzo trudno mi
to ocenić po jednym rozdziale, ale wydaje mi się, że wiele tych błędów
popełniałaś już wcześniej. Całość w zasadzie wygląda, jakby jedno opowiadanie
było kalką drugiego. Różni się tylko kilka pobocznych wydarzeń.
Garść błędów:
Nic[przecinek] co by mi pomogło.W głowie ponownie odtwarzałam ten chory
sen.
Matka tłumaczyła mi[przecinek] o co chodzi z demonicznym spadkiem, który otrzymałam od
ojca.
Skoro ma jeszcze wpaść do naszego wymiaru
za kilka lat[przecinek] by go przejąć, tak jak to
zrobił z innymi, to na pewno jeszcze się spotkamy.
- Zrobisz[przecinek] co uważasz - ponownie weszłam mu w zdanie.
Podbiegł do Robina, który aktualnie dźgał
metalowym kijkiem potwora, ale na daremno. – Nadaremno.
Zielony przemienił się nosorożca i zaszarżował
na modyfikowaną galaretkę, z marnym i niepożądanym skutkiem utknięcia w nim. – W niej.
- Zgadzam się - odparł i zdjął kaptur,
ukazując swoje obliczę. – Oblicze.
Teleportacje między wymiarowe nie są
przyjemne. – Międzywymiarowe.
- Cisza! - warknęłam głośno, a wszyscy
zebrani spojrzeli się na mnie jak na idiotkę. – Wystarczy samo „spojrzeli”, bez „się”.
Na środku kolejnej zdewastowanej ulicy
stała rudowłosa kobieta, otoczona zgrają dziwnych, ciemno-zielonych hybryd. – Ciemnozielonych.
On pokiwał tylko głową i z obszernym
ruchem ręki krzyknął: – On tylko pokiwał głową. Bo teraz
wychodzi na to, że pokiwał wyłącznie głową, a reszta ciała pozostała
niewzruszona.
tempo wpatrywał się w komunikator – Tępo.
wyciągnął kciuka w górę – Kciuk.
Piękny obraz dopełniały podświetlone
obłoki – Pięknego obrazu.
(...) drzwi automatycznie rozsunęły się.
Krótkie, łagodne piknięcie i drzwi
otworzyły się. – W miarę możliwości unikaj stawiania się
na końcu zdania [źródło].
- I powtarzam, odejdź puki możesz – Póki.
rządne krwi – Żądne.
W ogólnym rozrachunku robisz tyle błędów,
głównie interpunkcyjnych i językowych, że trudno byłoby je tu wszystkie
wypunktować. Największą bolączką są przecinki, nie oddzielasz od siebie zdań
podrzędnych, nie masz świadomości, że od reszty zdania oddziela się części
zdania zawierające przysłówki zakończone na „-ąc”, „-łszy”, a także „-wszy” i
wielu, wielu innych. Momentami jest lepiej, wydaje się, że ktoś Ci ten tekst w
pewnym momencie sprawdzał, ale niezbyt długo. Nie wystarczy Ci tu wypisać tych
błędów, bo ich istoty i tak byś zapewne nie zrozumiała – problem leży głębiej,
w konieczności nadrobienia braków w znajomości elementarnych zasad
interpunkcji, a nawet samego budowania zdań.
Poza tym generujesz ogrom powtórzeń. Warto
odstawić tekst na dzień, dwa, nawet trzy i zajrzeć do niego ponownie. Kiedy oko
się od niego odzwyczai, łatwiej będzie Ci wyeliminować wszelkie tego typu
wpadki.
Pamiętaj, że to, co dzieje się na ekranie,
w książce nie zda egzaminu, bo filmy superbohaterskie i animacje rządzą się
swoimi prawami, tak samo jak komiksy. Stąd zabawne zachowania bohaterów zaobserwowane
w animacji niekoniecznie sprawdzą się na papierze i zostaną odebrane jako
nierealne, dziwne, a nawet niespójne.
Wiem, że wypisałam Ci dużo negatywów, nie
chodzi mi jednak o to, aby Cię zniechęcić. Wydaje mi się, że jesteś jeszcze w
młodym wieku i pewne wyczucie literackie jest zwyczajnie do wyrobienia. Twoje
opowiadanie nie ma z gruntu złych założeń, ale wiele niedoróbek, z których może
nie zdajesz sobie sprawy, a może nie chce Ci się nad nimi pracować. Jeśli
chcesz zabrać się za pisanie poważniej, wierzę, że jesteś w stanie to naprawić.
Ale może zwyczajnie chcesz niezobowiązująco popisać o ulubionej animacji – nic
w tym złego, ale w takim razie ocena pewnie średnio Ci się przyda.
To nie tak, że piszesz dramatycznie zły
tekst, który należy spalić i wyrzucić. Piszesz coś, co sprawia Ci radość, coś o
swoich ulubionych postaciach z ulubionej kreskówki. Ale jeszcze sporo pracy
przed Tobą, żeby nadać temu kształtu. Kolejne supermoce dodawane bohaterce
tylko ją odrealniają, sprawiają, że nienaturalnie błyszczy na tle innych
postaci i trudno się z nią utożsamić. Liczne błędy utrudniają odbiór samego
tekstu; warto, żebyś sama się podszkoliła, a jednocześnie znalazła kogoś, kto
by Ci na te rozdziały przed publikacją zerknął i pomógł uporać się z częścią chochlików.
Kolejnym krokiem będzie nieprzelewanie tego, co w animacji do opowiadania, bo
to nigdy nie kończy się dobrze. Pewne zachowania warto stonować albo nadać
całości szlifu parodii lub zamierzonego pastiszu. Spróbuj zaproponować coś
swojego i w fabule i w tym, jak przedstawiasz te postacie – w końcu po to
piszesz fanfik, żeby dodać do historii coś od siebie.
Ostateczna ocena: słaby, ale z ambicjami do przeciętnego.
Serdecznie dziękuję, nie spodziewałam się, że przebrniesz przez to tak szybko.
OdpowiedzUsuńPierwsze co zrobiłam, to zjechałam na dół po ocenę. Najpierw przez kilka minut siedziałam ze ściśniętym gardłem, nie mogąc przekonać się, by w końcu kliknąć na tę kartę. Zobaczyłam końcówkę i pomyślałam - Okej, byłam przecież na to przygotowana.
Pierwsza poprawka już jest - zmieniłam listę postów tak, by były również tytuły.
UsuńMam odwieczny problem z mieszaniem czasów, ale staram się nad tym pracować. I jeju! Nie wiedziałam, że aż tak przerysowałam Raven. Chciałam zrobić taka bardziej ludzką postać, z którą można by się utożsamić, a wyszło jak zawsze... eh...
Przyznam, że mam cholerna ochotę, by znowu zacząć od nowa,ale kurcze... mam już takie plany, a to mnie trochę dobiło. Sama się zgłosiłam, a Ty w fachowy sposób pokazałaś mi, co robię źle (szkoda, ze jest tego więcej, niż rzeczy, które mi wychodzą), ale momentami poczułam się, jakby upierdliwa nauczycielka wytykała mi w nieprzyjemny sposób błędy. Tak to odebrałam, ale przynajmniej do mnie dotarło, jak wiele przede mną. Chciałam z tego zrobić coś na kształt 3 tomów, także mogę mieć nadzieję, że w przyszłości osiągnę chociaż "przeciętny".
Ogólnie to kilka kwestii, które poruszyłam, nie zostały jeszcze napisane, ewentualnie nie dopisywałam, że, np. zgłosili coś lub ukończyli naprawę, bo to takie trochę logiczne, ale wiem, że czasami staram się być zbytnio do przodu i nie tłumaczę czegoś, czego inni mogli przecież nie pojąć.
Jeżu! Napisałam 5-złotówki? Serio? A tyle razy sobie wypominałam, żeby nie wplatać polskich powiedzionek czy walut do historii toczącej się w USA... brawo ja.
Sorki, że nawet mój komentarz jest chaotyczny, ale czytam i piszę na bieżąco, tak żeby nie zapomnieć o czymś.
Arella popełniła samobójstwo. Ludzie z Azarath ją uratowali, tak jakby się odrodziła. Czasami, gdy ktoś myśli, że coś jest błędem, wynika to ze zwykłego niedoinformowania, a nie pomyłki autora.
UsuńNienawidzę, gdy popełniam jakieś bardzo głupie błędy, typu pomylę lokalizację albo nazwy. Nie zawsze jestem w czymś obeznana i mam problem, by napisać o tym.
Sigyn, Twoje komentarze są po prostu powalające.
Co do znamiona Raven. Nie wszystko robię kanonicznie, sporo rzeczy wymyślam sama i tylko zainspirowałam się zdjęciem, które wstawiłaś. Ja zrobiłam z tego znamię, bo kto mi zabroni?
Mam ogromny problem z pisaniem akcji, to wiem od dawna. Jednak czytanie stosów książek naukowych i mitologii nie sprzyja rozwijaniu tej umiejętności.
"Dlaczego mam marnować czas na coś, co piszesz na odpieprz? Po co mam Ci wskazywać błędy, których masz świadomość? Skoro zgłaszasz się do oceny, chyba chcesz się poprawić – ale jednocześnie przez cały czas stosujesz te same tanie, powtarzalne chwyty, o których doskonale wiesz, i zupełnie nad tym nie pracujesz." - PRZEPRASZAM! Nie chciałam, żebyś się tak poczuła. Jestem Ci niezwykle wdzięczna, że w ogóle to ruszyłaś, bo wiele osób pewnie i kijem by nie dotykali. Czasami mogłam mieć takie natchnienie do napisania, że "kurcze, już mi się nie chce", ale cały czas mam wielką chęć na opisanie historii, którą wymyśliłam i tego, jak widzę Tytanów (szkoda, że nie umiem tego przelać na "papier") i aż mi się smutno robi, gdy pomyślę o tym, że kiedyś skończę to opowiadanie.
Od zawsze odstawiam tekst na dzień czy dwa, nigdy nie publikuję czegoś od razu. Wyjątkiem był ten fejkowy rozdział.
Chcę się poprawić, ale też z drugiej strony piszę to dla przyjemności. Gdy nie mam kompletnie pomysłu, daję sobie chwilę, bo wiem, że gdybym pisała na siłę, wyglądałoby to jeszcze gorzej. Pewnie brakuje mi samozaparcia, ale chciałabym pisać lepiej, dokształcić się.
Uważam, że sporo elementów dodałam od siebie, ale może są one niezauważalne w tym morzu błędów. Nie rozumiem tylko dlaczego im bardziej staram się nie robić z Raven Mary Sue, to tym bardziej ona się nią staje...
Tak czy siak... dziękuję Ci bardzo za wykonanie tej ciężkiej pracy. Nie mam zamiaru zaczynać od początku, ale liczę, że jeszcze bardziej przyłożę się do pisania w przyszłości. Może załatwię sobie betę? Kto wie, co tu się jeszcze poczyni.
Jeszcze kiedyś wskoczę na ten "przeciętny"!
Przykro mi, jeśli chwilami poczułaś się urażona :(. Mam często dość sarkastyczny styl wypowiedzi, ale moim celem nie jest nigdy zranić autora, piszę tylko o tekście.
UsuńNie przejmuj się też tak dysproporcją, bo po prostu łatwiej się rozpisać na temat negatywów - przynajmniej mnie. Jak pisałam, to naprawdę nie tak, że uważam twoje opowiadanie za tragiczne.
Trudno mi się wypowiadać, co będzie lepsze, bo to zależy tak naprawdę od człowieka, ale możliwe, że dla Ciebie byłoby skończenie tego na spokojnie i dopiero wtedy zabranie się za poprawki albo po prostu nawet za nowy tekst, który napiszesz już w nowy sposób. Przede wszystkim pisz tak, żeby Ci to sprawiało radość :).
Myślę, że możesz mieć szanse na więcej niż przeciętny - pisałam po prostu o tym opowiadaniu w jego obecnym stanie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kolejne były bardzo dobre, trzymam kciuki :).
No pewnie, że nie wszystko jest błędem, niektóre kwestie są tylko do wyjaśnienia, po to są komcie, dobrze, że tłumaczysz :). Nie traktuj wszystkich moich komentarzy jako negacji, zresztą ja też mogę się mylić.
Co do znamienia - dobrze byłoby, gdybyś jakoś zaznaczała takie rzeczy, bo czytelnik jednak najpewniej pomyśli, że to błąd.
Co do akcji - może zastanów się nad scenami akcji w książkach (nie filmach), które Ci się podobały i wypisz sobie, dlaczego? A potem postaraj się to wprowadzić w życie.
Gdybym naprawdę nie chciała oceniać Twojego opowiadania i byłoby to tak ciężkie, to bym tego nie zrobiła ;). Możliwe, że mój komentarz zabrzmiał trochę napastliwie, ale znam trochę autorów i w przypadku niektórych zastanawiam się, po co im te oceny tak właściwie. Po prostu nie byłam pewna, jak traktujesz to opowiadanie. Rozumiem jak najbardziej to, co napisałaś. Wiadomo, że chwilami się nie chce albo ma się poczucie, że może dobrze nie jest, ale lepiej nie da rady - chodzi mi tylko o to, że jeśli o niektórych błędach wiesz, to wypadałoby je jednak poprawić właśnie z tego szacunku do czytelnika, bo przecież gdyby Cię oni zupełnie nie obchodzili, to pisałabyś do szuflady.
Zgadzam się, że zupełnie na siłę nie ma sensu pisać, czasem lepiej odczekać - byle nie bez końca, bo czekanie na boskie natchnienie powoduje niepisanie niczego ;). Ale z tym chyba nie masz problemu.
Trzymam kciuki za dalszą twórczość :).
Dzięki za motywację :)
UsuńJestem teraz trochę podzielona, chyba muszę sobie dać chwilę na przemyślenie. Wiem, że nawet jeśli jestem swiadoma jakichs błędów, to gdy nie ma kogoś kto tego pilnuje, to i tak często się one wymykają. Potrzebny byłby całodobowy stróż i już szukam osoby do bety.
Jeszcze raz dziękuję za ocenę.
PS. To, że była dosyć dosadna może lekko mnie dotknęło, ale przynajmniej nie przejde nad tym tak szybko tylko dogłębnie się zastanowię.