Pierwsze wrażenie? Bardzo dobre. Zadbanie o profesjonalny szablon dużo zmienia. Nawigacja po blogu jest prosta, a minimalizm świetnie się sprawdza przy poezji.
Tytuł wybrałaś oryginalny i chwytliwy, a dodanie tej kropki mnie urzekło. Ile potrafi przekazać jeden dodatkowy piksel, co? Zastrzegam sobie jednak prawo do śmieszkowania i wstawiania, gdzie tylko się da, wymownego:
Jak zgaszenie papierosa, odwrót na pięcie czy trzaśnięcie drzwiami. – To jeden z tych przypadków, kiedy minimalizm nie działa. Odwrót może być wojska albo pocztówki [SJP]. Zwłaszcza że wstawienie słów odwrócenie się nie wprowadza Ci żadnych powtórzeń, a znaczeniowo już się zgadza [SJP]. Aktualna wersja jest o tyle niefortunna, że przywodzi na myśl… wrzód na pięcie.
Podoba mi się, jak już w zakładce czarujesz nas poetyckimi porównaniami. Koniec dyskusji jak zgaszenie papierosa czy trzaśnięcie drzwiami – cudo! Trafia w punkt. W kropkę.
Gdybym miała użyć metafory, dodałabym: jak powiązane nitki prowadzące do kłębka. – Pora na mały nit(ka)-picking z mojej strony. Jaki jest sens w tej metaforze? Kiedy spadnie Ci na ziemię szpula, a nadal trzymasz nitkę, dojdziesz po niej do zguby. Ale kiedy piszesz o kilku powiązanych niciach i jednym kłębku, tworzysz w mojej głowie dosyć dziwny obraz.
(nie mam dyplomu…)
Podoba mi się rytmiczność wiersza – pięć sylab, główne akcenty na pierwszą i czwartą (5; 1, 4). Czasem odchodzisz od tego schematu, ale nadal sam fakt, że zadbałaś o zestrój akcentowy, dobrze o Tobie świadczy, bo to już wyższa półka.
Pierwsza, trzecia i piąta strofa są pod tym względem idealne. Brzmią przez to jak refreny piosenki. No właśnie, tylko co z tą drugą i czwartą? Akcenty podkreślone, liczby w nawiasie to: (ilość sylab; sylaba, na którą pada akcent).
Skoro to nie wstyd, bo nie wytykasz, (10; 1, 5, 6, 9)
a nawet jeśli – jesteś mym magistrem (11; 1, 4, 6, 10)
– będę się uczyć praktyk od życia. (10; 1, 4, 6, 9)
Skoro i tak zaczynam od nowa (10; 1, 4, 6, 9)
pisać, by pisać pod każdym względem, (10; 1, 4, 6, 9)
więc też nie muszę niczego żałować. (11; 1, 4, 7, 10)
Zaznaczyłam zaburzenia rytmu – bo są tylko trzy, a cała reszta jest idealna. Z czego to trzecie w ogóle można pominąć, bo po przejściu „ni” akcenty ładnie się przesuwają i nawet nie słychać przy czytaniu, że coś nie pasuje.
Akcent na „wstyd” jest już trochę ważniejszym błędem, bo może doprowadzić do zmiany znaczenia. Przy czytaniu na głos jestem już przyzwyczajona do akcentowania czwartej sylaby, ale jeśli zaakcentuję ją tutaj, powstanie nam niewstyd pisany łącznie (staropolski bezwstyd) i zdanie straci swój pierwotny sens. Chociaż to raczej drobny błąd, nie sądzisz?
Inaczej jest z tym magistrem, bo on aż w oczy kole i z kilometra widać (wykolonymi oczami), że tutaj rytmika padła.
Utrzymanie takich niuansów to już wyższe rzemiosło i nie oczekuję od Ciebie jakości Kochanowskiego. Żebyśmy miały jasność. Wypisuję tylko, co widzę.
Podoba mi się jeszcze, jak „refreny” zaczynasz od nie, a „zwrotki” od skoro. To kolejny element dodający wierszowi regularności, która jest bardzo wyraźna pomimo z rzadka tylko wrzucanych rymów.
No dobra, tyle od strony technicznej, ale została jeszcze cała treść wiersza. A ten jest idealny na otwierający tomik utwór. Trochę w nim jeszcze niepewności, trochę samoakceptacji, trochę motywacji do działania. Nadal nie mam dyplomu, nie mam nazwiska, nie mam dowodu, tomik jest nadal niewydany, jeszcze nie wyrobiłam sobie marki – ale piszę, by pisać, sztuka dla sztuki, oto otwieram zbiór, dzień dobry.
Może to efekt niezamierzony, ale przez te nie mam nazwiska i nie mam dowodu miałam przez chwilę wrażenie, jakby podmiot liryczny nie miał imienia w sensie dosłownym i żył jako wagabunda, włócząc się to tu, to tam, może nawet uciekał przed prawem albo przeszłością… dobra, pojechałam zdecydowanie za daleko. Ale ładnie się te dwa sformułowania ułożyły obok siebie. Nadały podmiotowi pewnej… hmm, eteryczności? Taki subtelny poetycki element w utworze, który jest raczej dosłowny. Podoba mi się też, jak zaczynasz od jakoś tak wyszło i kończysz na jakoś to będzie. Świetna klamra.
Nie rozumiem za to kompletnie drugiej strofy. Nawet jeśli mi, mój magistrze, wytykasz brak dyplomu, to będę się uczyć od życia? Nie wiem, co chciałabyś przekazać przez takie stwierdzenie. Ty mi tu nie podskakuj ze swoim dyplomem, życie to praktyka, nie teoria? To jedyny moment, kiedy w wierszu się do kogoś zwracasz (do kogo?) i przez tę jedną linijkę całość zaczyna brzmieć trochę jak… usprawiedliwianie się. A może w ogóle źle zrozumiałam tę strofę? Konstrukcja zdania mi tego nie ułatwia, zobacz: Skoro to nie wstyd, to co? Gdzie jest ciąg dalszy? Wtrąciłaś zdanie podrzędne i nie dokończyłaś głównego.
Ah… moment, moment. Znalazłam alternatywę. Na razie rozumiałam zdanie tak:
Skoro to nie wstyd, bo nie wytykasz, a nawet jeśli [wytykasz] – jesteś mym magistrem – będę się uczyć praktyk od życia.
Teraz widzę, że musiało Ci chodzić o:
Skoro to nie wstyd, bo nie wytykasz, a nawet jeśli [to wstyd] – jesteś mym magistrem – będę się uczyć praktyk od życia.
Już trochę więcej sensu. Jeżeli brak dyplomu jest wstydem, to wyrobię „praktyki studenckie” w prawdziwym życiu. Albo nawet nie chodzi o praktyki studenckie, tylko praktyczną stronę nauczanej na uniwersytetach teorii. Wciąż jednak nie rozumiem, kto jest adresatem. Czytelnik, który miałby Ci zarzucić brak polonistycznego wykształcenia?
Podsumujmy. Wiersz jest dobry, świetnie nadaje się na początkowy – ale przemyśl jeszcze raz drugą strofę. Jest najgorsza zarówno pod kątem technikaliów, jak i jasności przekazu.
(Ja – zaimek pierwszy…)
Czyżby tekst powstał po jakiejś wyjątkowo uciążliwej becie?
Ktoś mi powiedział kiedyś, że beta
to nie jest praca, a stan umysłu.
<3
Zaczynasz od słów: Ja – zaimek pierwszy zawsze, co fajnie łączy przesłanie, że człowiek sam dla siebie jest najważniejszy (według mojej interpretacji – a może chodziło Ci o coś pejoratywnego?) z odmianą przez osoby i „ja” na pierwszym miejscu. Zaraz pojawiają się też przypadki: nie powinien być przypadkiem ten, co ma ostatnie zdanie. Szukam tu nawiązania do deklinacji, ale trochę błądzę w interpretacji. Ostatnie zdanie może mieć osoba z autorytetem (osoba, która nie jest z przypadku). W odmianie przez osoby ostatni są „oni”. W przypadkach wołacz. O co chodzi?
Następne strofy mówią o braku asertywności; podmiot liryczny się zastanawia, czy dobrze postępuje, nigdy nie odmawiając pomocy, udzielając się w wolontariacie, często dając się wykorzystać i betując teksty.
Doceniam rozpoczęcie pierwszej strofy od Ja [myślnik], a trzeciej od Ty [myślnik]. Znowu mamy to odmienianie. Pilnujesz regularności sylab, pod koniec znalazł się jeden niedokładny rym. A jednak wierszowi brakuje „tego czegoś”. Nie ma żadnego elementu, który by mnie zaskoczył czy przyciągnął, jakiejś wyjątkowej metafory albo porównania. Mamy próbę puenty na koniec, ale trudno mi zrozumieć jej znaczenie bez rozwinięcia. Mam całe życie, by się przekonać, ile w tym [w nieegoistycznych działaniach?] zysku. Nagle mamy zysk, a przed chwilą było wolontariat i bez opłaty. Coś tu się gryzie. Jeśli podmiot liryczny chce ocenić, czy warto „być dobrym, pomocnym”, przydałoby się pociągnąć temat. Jakie przekonania przekazujesz? Karma wraca? Udzielanie się w wolontariacie da mi zysk w postaci doświadczenia? Pomaganie innym jest wartością samą w sobie? Dałaś mi za mało informacji, bym zrozumiała motyw. To mam całe życie trochę mnie sfrustrowało (nie wiem, czy to celowe). Chwilę wcześniej podmiot tonie w zobowiązaniach, daje się wykorzystać… a w puencie mówi: nie podejmę jeszcze decyzji, że czas coś zmienić, mam całe życie, dam się jeszcze ponaciągać innym.
Utwór ma w sobie coś szczerego i to mnie akurat urzekło. Takie proste wylanie przemyśleń i niepewności na papier.
(Mówiłam kiedyś…)
Oh, prześliczny obrazek tu namalowałaś. Dłonie, słońce, kłosy zbóż. Bardzo delikatny. Ten przekaz, że ciepłą pogodę przynosi drugi człowiek.
I raz wyrwałeś mnie w polny spacer – użycie wyrwałeś tylko podkreśla jakąś łagodność podmiotu, kojarzy go z kwiatami, które zaraz będą zrywać. W spacer zamiast na spacer też mnie urzekło.
To była miła chwila połączenia niespodziewana, że ma coś zmienić. – Nie rozumiem tego zdania. Za Chiny.
W życiu obeznani głupcy odmłodzeni. – Piękny kontrast. Obeznany w życiu, dojrzały versus młody i głupi.
Wiersz aż pachnie miłością, a jednocześnie jest pełen subtelności. Zdecydowanie ma w sobie to coś. Sylabicznie bezbłędnie. Na razie mój numer jeden.
(jeden zdradzony…)
Forma i przekaz emocjonalny pięknie współgrają. Świetnie to uchwyciłaś, używając powyrywanych, pojedynczych słów. Opowiadasz nam jakąś historię. Pobawię się w interpretację, ale mam kilka niejasności. Emocje ładnie przekazałaś, ale nie do końca rozumiem, co się dzieje.
jeden zdradzony pod wpływem – Podmiot liryczny zdradził swojego partnera, będąc pod wpływem alkoholu lub innej używki. Rozstanie.
z innym nie wyjdzie na siłę – Próba dania komuś nowemu szansy, ale nie da się stworzyć związku na siłę.
przyjaźń też przyszła raz nagle / urosła do zbyt nierealnej – Zakochanie się w przyjacielu…
wiedziałam, on nie mógł. jak wyrok. (...) nie płacz. pozostań już przy niej. – … i przeżycie odrzucenia, bo ten już kogoś ma.
musimy zapomnieć; to błędy: spacery, uśmiechy i względy – Błędem było dawanie drugiej osobie nadziei. Btw, mój ulubiony dwuwers.
Na razie najbardziej emocjonalny utwór. Sprawia wrażenie nieociosanego i chaotycznego, ale coś wyraża, a to chyba najważniejsze.
(Umiem w samotność…)
Pierwszy wers fantastyczny, a nawiązanie do Pratchetta zawsze super. Z tego, co rozumiem, wiersz jest o emocjach po rozstaniu. Subtelnie je opisujesz, nie wprost, bo właściwie czytamy o pokoju, w którym stoi pranie, o odcięciu od myśli i emocji oraz rzuceniu się w pracę. Zastanawiam się, co znaczy to nawiązanie do taty w ostatnim wersie. Że najpierw nie jesteśmy samotni, bo mieszkamy z rodzicami, a potem, bo mamy partnera? Jest jeszcze to szybko za szybko wybiegłam z domu, które interpretuję jako za wcześnie się wyprowadziłam. Więc może coś więcej chciałaś tu powiedzieć o rodzinie, czego nie zauważam?
Utwór bardzo na tak.
(tej mokrej plamy…)
Wiersz-perełka! Zachwycasz formą. Nie wiem, w jaki sposób tak lekko i niewymuszenie wychodzi Ci trzymanie się trudnego i nietypowego schematu. Opisujesz takie trywialne rzeczy – plamę przed drzwiami, fotel, płytę – a przekazujesz wszystko. Podoba mi się dodatkowy kontrast pomiędzy tymi pojedynczymi, wydzielonymi wersami, a resztą tekstu: zapisujesz je wielką literą i kończysz kropką, a reszta jest biała.
(A może to…)
Forma wiersza jest mocno skrojona, masz małą liczbę słów, by przekazać treść, a jednak coś Ci się przekazać udaje. Miałaś trudne zadanie, ale zobaczmy, co da się z tego wyczytać.
A może to
że coś chciał
że dziś milczy
– dokądś zmierza?
Z tą strofą mam największy problem. Najpierw coś chciał, a potem zmienił zdanie, więc piszesz o zmienności? A może pierwszy krok (czegoś) to chcenie, drugi to milczenie i wszystko się zgadza, czekamy na krok trzeci. Ale czym jest to coś? Na cały wiersz znalazłam dwie interpretacje, jedną bardziej romantyczną (chcieć kogoś – kochać), a drugą depresyjną (chcieć czegoś w sensie egzystencjalnym, mieć jakąkolwiek motywację do życia).
A może to
że chce ktoś
nie chcieć już
– zmienna teza?
Nie chce już chcieć, czyli albo się odkochał, albo ma depresyjne myśli rezygnacyjne. I teraz albo zmienna teza, czyli miłość jest chwiejna, albo zmienna, bo nasza chęć do życia raz jest, a raz jej nie ma.
A może to
że móc mieć
w oka mgnieniu
– niemożliwość?
Nie da się mieć czegoś od razu. Tylko czym jest owo coś? Udany związek? Ogólnie cele życiowe?
A może to
jest ten brak
chęci by chcieć
być cierpliwą.
Nie da się mieć od razu, a mi brakuje cierpliwości, a nawet jej pragnienia.
Zastosowanie powtórzeń, pytań i krótkie wersy sprawiają, że wiersz wydaje się taki kruchy (w pozytywnym sensie). Czuć te refleksje, domysły, niepewność.
(Na dyrdymały…)
Na dyrdymały dziś się powołuję! – Przeczytałam jedną linijkę i już mnie kupiłaś.
żeby dali kwiaty lub order ze złota członki Wielkiej Rady – archaizm dodał podniosłości.
Wiesz, Skoia, że też siedzę w tych poetyckich klimatach i pięknie ujęłaś to, co sama również czuję: jaki jest sens członkostwa w tej bitwie na słowa? Pisanie wierszy stało się pełną snobizmu rywalizacją. Trzeba udowadniać swój warsztat rzemieślniczy, iść zgodnie z modą, ale się wyróżniać, używać sztuczek słownych, które są znane wybranym czytającym poezję z górnej półki… Tylko czy o to chodzi?
(Spotkałam ciebie…)
Spotkałam ciebie na mieście przypadkiem, / byłeś sam. Nieprawda. Czekałam na ciebie. – A co tu się stało? Fakt A. Nieprawda. Fakt B. Słabe przejście. Bez żadnej dynamiki.
Opowiedz mi o tym, czy chociaż myślałeś… / Po co, nie pytaj, bo nie wiem. – Myślałeś o mnie? Po co masz opowiedzieć czy po co myślałeś? Urwanie zdania powoduje tu chaos.
Wiem tylko, że jesteś jak okazja życia, / jak odpowiedź mędrca, perpetuum mobile – a za to pochwalę. Piękne porównanie. Oryginalne.
Po co, nie pytaj, bo nie wiem. (...) jak ktoś, kogo znam i kogo chcę poznawać, / i ktoś, kto pozostać powinien. – Patos, patos, patos.
(Tamte dni poprzednie…)
Fantazja jako bajka na faktach – czyżby chodziło o trochę ukoloryzowane wspomnienia?
Tamte dni poprzednie, które malowałeś / prawie jak pędzlami farbą zrozumienia – no dobrze, można malować i pędzlami, i farbą, ale może jakiś przecinek, coś? Farba zrozumienia… brzmi dziwnie. Na siłę. Nie kupuję.
Podoba mi się zamiana przelotnie na przelotowo. Odlotowo tak. :P
(Narzeczonemu, ale nieswojemu…)
Wzorowy limeryk. Tylko zobaczmy, czy go dobrze rozumiem. Panna – jedna z całej rzeszy byłych narzeczonego – daje mu fiołka. Kwiatek jest jednym z wielu innych, tak samo jak ona. Na zewnątrz się uśmiecha (pachnie ładnie), ale w środku źle się czuje na ślubie (?) swojego eks (rośnie w bagnie). Narzeczony skakał w swoim życiu z kwiatka na kwiatek, był na spacerze, jedne okazy zrywając, a drugie depcząc. Tragedia dla ekosystemu.
(Pani będąca literacką klęską…)
Technicznie znowu limeryk piękny. Mamy wierzącą w damsko-męską przyjaźń grafomankę, która nie przyjmuje krytyki. Rozwiązanie z ostatniego wersu nie jest już tak błyskotliwe, jak w poprzednim utworze. Gorzej niż Werter wpadła w męczeństwo. Dowiadujemy się po prostu, że Pani Literacka Klęska zakochała się w przyjacielu i pisze teraz prawdopodobnie rzewne teksty na ten temat.
(Ocena nie jest przejawem…)
mieć swoje zdanie to nie nihil novi – to nie chyba jest tu zbędne, co?
Słownik Synonimow – Synonimów.
Nie ma to jak ocenkować wiersz o ocenkowaniu. Do dzieła!
Okej, z tego co zrozumiałam, podmiot liryczny boi się być zbyt narzucający w swoich opiniach, wypowiadać się na tematy, w których nie jest ekspertem oraz powtarzać pochwały lub uwagi według schematu, jak maszyna. Jest rozdarty pomiędzy opieraniem się o uznawane źródła, a wyrażaniem swojej subiektywnej opinii.
(Dwie dekady temu…)
Mam problem z niektórymi Twoimi tworami. Potrafisz wybrać sobie ambitną formę, ale żeby wcisnąć w nią zdania, tak mieszasz składnią i wrzucasz nie do końca pasujące do przekazu słowa, że wychodzi coś bardzo dziwnego. Pewnie już zauważyłaś, że w ocenie często pomijam podział na wersy i zapisuję zdanie jednym ciągiem, żeby pokazać Ci, jak ono brzmi. Weźmy pierwszę strofę z tego wiersza:
Dwie dekady temu wzięła mnie w niedzielę (do dziś nawet w autkach zbytnio oszołamia) na niezbyt dziecięcą, żwawą karuzelę, później wyrzuciła Kundla bez pytania, a nawet szmatławy był mi przyjacielem.
Co oszołamia w autkach, niedziela? Osoba, która wzięła gdzieś podmiot liryczny? Aaa, karuzela. Chociaż nie, to chyba takie stwierdzenie ogólne: W autkach mnie oszołamia. Co to zdanie w nawiasie tutaj robi? Jako czytelnik jestem zagubiona, bo element karuzeli jeszcze się nie pojawił, a tu już mamy efekty tego przeszłego wydarzenia na współczesne upodobania. Tak się przynajmniej domyślam, że od tamtego czasu podmiot liryczny nie lubi karuzel i bujanych autek dla dzieci, ale to też nie jest dla mnie oczywiste.
Ciąg dalszy tego samego zdania nie ma nic wspólnego z początkiem – wyrzucenie Kundla. Czy chodzi o prawdziwego psa czy jakąś zabawkę? Przez kilka pierwszych czytań byłam pewna, że matka wyrzuciła za drzwi żywe zwierzę.
A nawet szmatławy był mi przyjacielem. – „A tak, no, wywaliła. A nawet, nawet go lubiłam”. Co oznacza u Ciebie to nawet?
W pierwszej chwili pomyślałam o gazecie-szmatławcu. Wcale nie jest oczywiste, że nadal odnosisz się do Kundla. To zdanie to jeden wielki chaos. Prawdziwy potworek.
Nie lubiłam, kiedy wychodzi do pracy – wychodziła.
i się uważając za dorosłą bardziej,
i że wszystko kiedyś ja zrobię inaczej. – Naturalnie w języku polskim byłoby: i uważając się za bardziej dorosłą, i [postanawiając,] że [sama] kiedyś wszystko zrobię inaczej. A tu tak nagmatwałaś inwersjami, że brzmi niezrozumiale i sztucznie.
Jestem na nie. Nie z kropką.
(O tobie myśleć…)
rankiem sprzedając wolność turystom, a nocą seks – czy to na pewno miało brzmieć jak prostytucja wśród turystów?
Ta powtarzana fraza o tobie myśleć / myśleć o tobie wprowadziły mnie w małą konsternację, jeśli chodzi o czasy i gramatykę. Dopiero jak dodałam w myślach [chcę] o tobie myśleć, całość zaczęła mi się niejako układać.
Doceniam pomysł zawarcia innej pory roku w każdej strofie – wykonanie jednak już mnie nie przekonuje. Wiersz ma w sobie coś takiego szczerego, że aż się uśmiecham, ale nie jest to utwór, który by zachwycał.
(Kto...) – cztery moskaliki opiszę razem. Fajnie, że próbujesz różnych form. Bardziej je postrzegam jako zabawę literacką czy ćwiczenia w obracaniu słowem. Może nie rozbawiły mnie jakoś szczególnie, ale pokazujesz różnorodność. Super.
(Są takie chwile…)
Niby już niemało wiem coś o tym przecież. – Już się ładnie zaczęło, a tu takie zdanie. Wiem niemało czy wiem coś?
Echo sekund starych psuje pożegnanie. – Zaczęłam się zastanawiać, co oznaczają stare sekundy (przeszłość?) i wybiło mnie to z atmosfery pożegnania. Takie bzdurki niszczą klimat. Poza tym inwersja jest tu niepotrzebna – akcenty zostaną takie same przy starych sekund, a od razu zdanie będzie mniej zagmatwane.
Lecz są takie chwile, kiedy wybrać trzeba bolesne od tych mniej – są takie chwile, kiedy wybrać trzeba… chwile? To słowo nie wchodzi naturalnie w rolę dopełnienia, bo jest częścią frazy: są takie chwile, kiedy…
W pierś bicie katowskie, że lepiej na wczoraj,
by w przyszłości osobno nie musieć już więcej. – Masz tu tyle niedopowiedzeń, że nie rozumiem, o co chodzi. Serio. Próbuję i nie mogę znaleźć nawet jednej interpretacji.
(Kocham twój dotyk…)
Oczy masz jak nikt nigdy nigdzie takie. – Zastanawiam się, czy nie byłoby czytelniej, jakbyś napisała z dywizami: nikt-nigdy-nigdzie. Taka zupełnie luźna sugestia.
Lubię, jak ktoś wrzuca w poezję takie codzienne, trywialne słowa. Erotyk i Rexona w środku – kupuję to.
Nie przekonuje mnie za to zakończenie wiersza: Lecz wróć już do mnie. Jest takie zupełnie oderwane od reszty. Wydaje się doklejone na siłę.
(nie widzę sensu…)
trzeba odwagi głupoty talentu – nie wiem, czy to było zamierzone, ale dzięki zapisowi można to interpretować dwojako: odwagi, głupoty lub talentu albo odwagi, głupoty i talentu. W obu wersjach ma sens. Fajnie.
Tak btw to Google też nie widzi sensu w pisaniu.
i każdy z nas się daje wewnętrznie – co to znaczy dawać się wewnętrznie? Uzewnętrzniać się, ale tak wewnątrz?
lecz widzę ciebie / czytelniku prosty – to brzmi trochę… no…. Tandetnie? Zbyt podniośle względem sytuacji.
Zostałam nazwana prostą. ;__;
gdy w komentarzu pochwalisz skromnie / a kciukiem wzwyż – tak jakby dotkniesz – pochwałę to się raczej odbiera skromnie, a nie daje.
Tak jakby dotkniesz kciukiem? Czuję się, jakbym czytała coś nieprzyzwoitego.
Znowu poruszasz temat, który powinien być mi bliski, ale wiersz do mnie nie trafia. Miałaś super pomysł, zaczynając strofy od: nie widzę sensu, nie widzę przeszkód, nie widzę potrzeb, lecz widzę ciebie, ale reszta leży.
(dom…)
dom – ze dwie spółgłoski – jak to ze dwie? Dwie jak byk.
dom –
czy nami pełny
czy nie-
-pełny będzie – Odważnie z tym przerzuceniem do nowego wiersza. Moim zdaniem wyszło świetnie.
Interpretacja: kobieta przeprasza, że nie jest w stanie wydać na świat dziecka, które byłoby trzecią osobą w domu.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się forma wiersza. Mało słów, dużo treści. Nie ma nic zbędnego. Pięknie operujesz rymami i ilością sylab. Sam pomysł zaczęcia od ilości głosek w słowie „dom”, a potem zbudowaniu na podstawie tego refleksji o ilości tym razem ludzi w domu – fantastyczny. Takie właśnie haczyki, które przykują uwagę, uwielbiam w poezji. Wyjście od czegoś znanego, codziennego, banalnego i zbudowanie na tym trafionej metafory.
(– Nie musisz pisać…)
Jakoś tak mi się od razu skojarzyło (Skoiarzyło) z Kto ty jesteś? Polak mały! :D
No dobra, mamy rymy, mamy spójną formę, ale sam sens dialogu jest dość chaotyczny. Czasem odpowiedzi są adekwatne, czasem od czapy. A jeszcze częściej – tak przynajmniej to wygląda z mojej perspektywy – są, jakie są nie po to, żeby coś przekazać, tylko bo brakuje akurat takiego rymu.
(Tak, mamy kota…)
Pierwsza strofa jest przecudowna.
że to bardziej dla nich, a niżeli dla nas. – Aniżeli.
Nie chcę na biało, w tłumie i do rana,
że to bardziej dla nich, a niżeli dla nas.
Trudno, niech się przeliczą.
Nie jestem pewna, co dokładnie zrobiłaś, ale wyszło Ci wyśmienicie. Pierwsze dwa wersy czyta się szybko (co się zgadza z emocjami), a potem mamy takie zawieszenie. Dynamika opada. Trudno… Pauza oddechowa. Niech się przeliczą. Perfect!
Ładnie kończysz ten zbiór. Wyciszasz.
PODSUMOWANIE
Miałam sprzeczne uczucia, oceniając ten tomik. Właściwie to czego mogłam się spodziewać? Obiektywizm jest jeszcze ciężej zachować niż przy prozie. Zwłaszcza jeśli choć trochę zna się autora.
Osobno podejdę do formy (powtórzyłam to słowo chyba ze sto razy w tej ocence, masakra, nie ma jakiegoś dobrego synonimu? [Oo, Ctrl+F twierdzi, że już tuzin. Heh]) oraz do samej treści.
Zatem forma. No bawisz się ładnie. Od limeryków po wiersze białe. Szczególne wrażenie tu na mnie zrobiły (tej mokrej plamy…) i (dom…). Nie boisz się sięgać po bardziej ambitne formy i w wielu przypadkach wychodzi Ci to naprawdę dobrze. Wyrobiłaś sobie już pewien poziom rzemiosła, widać, że masz dużą wprawę w operowaniu słowami i właściwie to jestem przekonana, że jakiś nowy limeryk machnęłabyś od ręki, na poczekaniu. Myślę, że właśnie tej wprawie – wyrobionej latami ciężkiej pracy – zawdzięczasz, że (w większości przypadków) potrafisz dobrać słowa tak, by i wpasowały się w wybrany sylabotonizm lub inny system, i jednocześnie brzmiały naturalnie, były niewymuszone. Dzięki temu czyta się lekko (zazwyczaj) i nie czuję, jakbym miała przed sobą rymowankę dla dzieci, a tak się niestety zazwyczaj kończy wśród niewyrobionych jeszcze autorów.
Pojawiają się niestety też wiersze, gdzie tego wyczucia zabrakło. Brzmią nienaturalnie, zdania są naciągane, żeby dopasować się do formy. Za dużo inwersji nadaje niepotrzebny patos i utrudnia zrozumienie często już zagmatwanego szyku. Dobrze jest zatrzymać się dłużej nad wierszem, żeby zrozumieć jego przesłanie i rozszyfrować metafory – ale kiedy muszę czytać po kilka razy strofę, bo zawiodła budowa zdania, to już nie jest tak fajnie. Znika cała przyjemność z czytania. Mam nadzieję, że sama się uśmiechniesz, czytając niektóre swoje zwroty z perspektywy i z dystansem..
Co do treści, znowu mamy rozbieżność. Z jednej strony jest (Mówiłam kiedyś o tym, że pogoda…), który mnie zaczarował, a z drugiej cała masa tekstów, które… no są okej, ale nie zachwycają. Widzisz, kiedy sięgam po poezję, oczekuję znaleźć tam coś, co mnie głęboko poruszy albo zaskoczy. Chcę, żeby poeta przyciągnął moją uwagę jakimś błyskotliwym elementem, jakąś frazą, która chwyci za serce albo ukazaniem czegoś z nowej perspektywy, np. używając niepospolitej, ale trafionej metafory. Teraz będę trochę bardziej subiektywna, ale myślę, że w poezji najważniejszy jest właśnie przekaz, namalowanie czegoś, wyrażenie swoich uczuć. To sztuka, a nie rzemiosło układania pasujących słów. U Ciebie czasem te emocje w wierszu są, a czasem ich nie ma i odbieram tekst niemal jak rozprawkę. Wielokrotnie miałam wrażenie, że czytam Twój brudnopis z ćwiczeniami literackimi, aniżeli gotowe utwory.
Wybierasz ambitne formy i naprawdę doceniam, do jakiej wprawy doszłaś i że w ogóle nie boisz się po nie sięgać. Parokrotnie wyszło Ci to naprawdę na poziomie. Odczuwam jednak pewien przerost tej formy nad treścią. W wielu wierszach brakuje tego czegoś. A przy zdecydowanej większości są jakieś pojedyncze elementy (również rytm) czy sformułowania, które mnie naprawdę urzekły, trafiły, sprawiły, że chce się czytać, ale to tylko fragmenty wierszy. Fragmenty, które mają duszę, a reszta – no, taka tam otoczka. Takie nieociosane te Twoje perełki.
Ale żeby nie było, że sprowadzam formę tylko do technikaliów – ona sama oczywiście też nadaje mnóstwo klimatu. Uwielbiam, w jaki sposób posługujesz się rytmem. Fantastycznie czyta się Twoje teksty na głos.
Małam wątpliwości, jaką notę Ci wystawić, ale przejrzenie pozostałych tekstów pomogło mi w podjęciu decyzji. Nie będę już się o nich osobno rozpisywać, ale moje wrażenie jest bardzo pozytywne. Szczególnie podobają mi się Prawidło i Nasza trajektoria, zaciekawiłaś mnie też pracami badawczymi (zwłaszcza Mam).
Zatem niech będzie – mocna czwórka z plusem. Z pewnym sentymentem podeszłam do tej oceny, bo wiedziałam, że to moja ostatnia na WS. Jak widać, jednak finish potrafił zaskoczyć dobrymi notami, bo w moim skromnym rankingu na podstronie wyżej od Ciebie będzie tylko Bezruch. Tak więc gratulacje i koniecznie pisz dalej! Miło byłoby kiedyś trzymać ten niewydany tomik w wersji fizycznej. Wydany. Połamania pióra! A ja… no cóż, żegnam się. :)
Hiro
Za betę dziękuję Fenoloftaleinie. <3
Komć edytowany, babole poprawione, formatowanie dodane.
OdpowiedzUsuńZdziwiła mnie tak szybko nastukana ocenka. W ogóle nie byłam na nią gotowa, a że materiał, który oddałam w twoje ręce, traktuję wyjątkowo poważnie, jeszcze przed przeczytaniem ocenki postanowiłam sobie wielkimi literami napisać w głowie SKO, TYLKO NIE AŁTORKUJ i dopiero zabrać się za czytanie. Komentarz postanowiłam pisać w trakcie czytania, więc teraz jeszcze nie wiem, co tam naskrobałaś. :D Także stres jest, i to ogromny!
To, z czego kwikłam, to odwrót. Kłębek też jest faktycznie trochę przekolorowany, ale ja bardziej widziałam to jako kilka nitek razem powiązanych i dających razem jeden kłębek, który, czytając, się trochę rozwija... Z tych właśnie skręconych, kiedyś osobnych nitek… Nie wiem, czym to zastąpić. Jakaś porada?
Akcent na nie wstyd – kurczę, to ja teraz się muszę tłumaczyć. Może to tak wygląda po poprzednich moich ocenach, że stawiam na technikę, ale… ja u siebie naprawdę rzadko coś liczę. W ogóle rzadko skupiam się na budowie. Może czasem ogólnie sylaby, gdy na głos coś mi nie gra, ale nic więcej, często zdarza się, że te sylaby już pasują przy pierwszym pisaniu. Także ja nawet nie do końca wiem, o co chodzi u mnie z tymi akcentami, gdzie one są i po co, bo ja ich nigdy nie planuję, nawet o nich nie myślę. Piszę -> czytam -> brzmi okej? No to zostaje. Nie? No to liczę sylaby, czy są w miarę równo, czy coś gdzieś nie odstaje. Z wszystkimi moimi pracami nie robię nic ponad to.
Niewstyd razem faktycznie nie brzmi tak, jak powinien i masz rację, że to błąd. A gdybym tam dała skoro to nie błąd – bo nie wytykasz, to będzie lepiej? Niebłąd będzie miało już raczej to samo znaczenie co nie-błąd. Magistra niczym nie zastąpię, bo to cholernie ważne dla podmiotu lirycznego – magister jako tytuł sam w sobie. I tu muszę zacząć coś wyjaśniać.
Podmiotem lirycznym wszystkich składowych w Nie. jestem ja i są one poukładane chronologicznie. To dość ważne, jeżeli czytelnik tego nie założy, to czytanie jest dla niego nie rozwijającą się historią, ale zlepkiem byle czego. Postanowiłam, że informację o tym dopiszę do zakładki mówiącej o blogu. Wróćmy jednak do wiersza.
Skoro to nie wstyd, bo nie wytykasz – dla mnie prosta sprawa. Sko z tamtego okresu jest betą dosłownie i w przenośni. Czeka, aż ktoś jej wytknie błąd, aby go poprawić. I ona traktuje każdego człowieka jako kogoś, kto mógłby jej coś wytknąć. Więc, czytelniku i jednocześnie ty, Hiro, skoro to nie wstyd (bo nie wytykasz mi byków) [a nawet jeśli wytykasz – wtedy jesteś mi magistrem, nawet metaforycznym, po prostu wyżej w hierarchii], będę się uczyć praktyk od życia. Życiem jest życie, a to, że pojawia się w nim jakiś błąd do poprawy, to jest dla mnie nauka praktyczna i z niej czerpię. Ot, cała filozofia. Bo nie wytykasz, a nawet jeśli wytykasz, to wtedy jesteś mym magistrem to przeogromne wtrącenie.
To się mocno wiąże z kolejnym utworem, w którym nawiązuję do tego, że kiedyś przyjaciel przyłapał mnie na tym, że ludziom wszędzie ustępuję miejsca, przepuszczam ludzi na pasach, w kolejkach, na ulicy. I powiedział, że nie walczę o swoje, a czyjeś, i dlatego, że jestem mentalną betą-nie-alfą i betą-betą opkową. Podmiot w tamtych latach ma mocno zaniżony system własnej wartości i to dlatego magister zostaje, będę musiała pogodzić się z babolem rytmicznym. Nie będę tego umiała czymś zastąpić, ten wyraz tam już siedzi za długo.
Usuńżył jako wagabunda, włócząc się to tu, to tam, może nawet uciekał przed prawem albo przeszłością – tak! Oczywiście! Bo jeszcze nie ma pracy, nie ma portfolio, nie wie, gdzie uderzyć, a nawet… gdzie tak właściwie mieszka. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że to poczułaś. Poleciałaś za mocno tylko z prawem. xD
nie powinien być przypadkiem ten, co ma ostatnie zdanie – ten pierwszy zaimek, to JA nie powinno być przypadkowe. Powinno być najważniejsze i mieć ostatnie zdanie. A że tak nie jest… No właśnie.
Mam całe życie, by się przekonać, ile w tym [w nieegoistycznych działaniach?] zysku. – w byciu wieczną betą. Podmiot wie, że tego nie zmieni, nawet nie podejmuje walki. Ona wie, że można ją wykorzystać i ludzie to robią. Będzie szukała w tym zysku, zamiast po prostu to zmienić. To miało być poddanie się. Zysk nie jest dosłowny, wiążący się z zarabianiem, ze stawianiem na swoim. Sko chce się przekonać, czy bycie durnowatą betą na zawsze kiedyś jej się opłaci i jakoś do niej wróci. Liczy na karmę.
To była miła chwila połączenia niespodziewana, że ma coś zmienić. – Nie rozumiem tego zdania. Za Chiny. – Nic dziwnego, ta linijka to dość prywatna kwestia. Jeżeli będziesz chciała, wytłumaczę ci na priv. Dodam tylko, że ten namalowany obraz z poprzednich linijek mocno wiąże się z wierszem 04.03.2016. Miałam już poukładane życie [bardzo, bardzo poukładane] i nagle – jeb! – spacer (pojawia się też w limerykach). Nie spodziewałam się, że mogło coś się wydarzyć takiego, co mi życie odwróci o 180 stopni.
musimy zapomnieć; to błędy: spacery, uśmiechy i względy – Błędem było dawanie drugiej osobie nadziei. Btw, mój ulubiony dwuwers. – Och, to właśnie jest ten spacer z poprzedniego wiersza :3
Pierwszy wers fantastyczny, a nawiązanie do Pratchetta zawsze super. Z tego, co rozumiem, wiersz jest o emocjach po rozstaniu. – wszystko w Nie. jest chronologiczne, a więc to już się dzieje po spacerze i poznaniu. To jest utwór mówiący nie o rozstaniu, ale o próbie zatrzymania kogoś u siebie. Kogoś, kto może być tylko na chwilę, bo ma kogoś innego, a ja umiem w samotność, ale nie bardzo mam potrzebę dalej musieć umieć.
Najpierw jest to chęć zatrzymania delikatnie, tak niewinnie, wiesz, może zostań, chociaż raz. Później, gdy ktoś chce się bardziej odsunąć, to już nie będzie proszenie, a naleganie, żądanie, wręcz łaknienie (utwór: mam oraz część a może to, że coś chciał, że dziś milczy….
Nie wiem, w jaki sposób tak lekko i niewymuszenie wychodzi Ci trzymanie się trudnego i nietypowego schematu – awww, miło się to czyta. Niestety ja też nie wiem. Naprawdę, rzadko coś liczę, rzadko coś robię na siłę. Ten wiersz, jak większość, dzieje się gdzieś w mojej głowie, czasem wpadnie mi jakiś jeden upierdliwy fragment, jakaś fraza i… tak mnie wnerwia, że muszę ją zapisać i dobudować resztę. To dotyczy wszystkich wierszy, w których jest jakiś motyw powtórzeń. Kiedyś opublikowałam ten wiersz na FB i wiem, że go widziałaś, ale był inny, zawierał nawiązanie do krzyżówek. Ale jednak potem uznałam, że więcej z taty mam w sobie miłości do starych wykonawców niż do rozwiązywania jolek. Poza tym córeczka tatusia nienawidziła, gdy tatuś wychodził gdziekolwiek… do teraz nienawidzi, gdy ktokolwiek ważny gdzieś wychodzi. To powinno być widać w innych utworach, liczyłam nawet na to, że ten utwór będzie rzutował na chociażby następny, o delegacji. Ale chyba tego nie zauważyłaś. #smuteczek
A może to / że coś chciał / że dziś milczy /– dokądś zmierza? Z tą strofą mam największy problem. – to jest powrót do spaceru i do umienia w samotność. Ktoś się zagubił troszkę w sobie i się od podmiotu po spacerze na długo odczepił. Podmiot tu zastanawia się, dlaczego ten ktoś milczy, czy może jednak postanowił coś w życiu, może ma jakiś plan, który stricte nie dotyczy tego podmiotu. Podmiot nie poradził sobie z tym, by to przeboleć, ale wiedział, gdzie można tego kogoś złapać na ulicy, więc… Spotkałam ciebie na mieście przypadkiem, / byłeś sam. Nieprawda. Czekałam na ciebie. – I to już nie jest delikatne proszenie, by ktoś został na dłużej albo cierpliwe czekanie. To jest wstanie, ubranie się, wyjście z domu, zaatakowanie ze łzami w oczach kogoś na ulicy i krzyczenie w stylu dlaczego cię, kur*a, jeszcze nie ma w moim życiu!?.
UsuńI dalej: Opowiedz mi o tym, czy chociaż myślałeś… / Po co, nie pytaj, bo nie wiem. . – Bo podmiot po prostu chciał wiedzieć, czy ma szansę i coś z tego będzie, czy ma czekać, czy ta druga strona odeszła, bo ma w nosie, czy dlatego, że to jest trudne i się boi sam odejść, zostawić stare życie, rzucić coś w kąt i pójść sobie w nowe, nieznane, z cielęcą Skoią-betą i jej kiełbiem we łbie. O. I końcówka to jest Patos, patos, patos. , ale kiedy już nie ma się siły, to podobno trzeba być twardym i powiedzieć: masz tu zostać, bo ja tak chcę. I to też, ale w sumie nie wyszło, wiem już, że nie wyszło, miało pokazać (ten ton, te kropki, to powinien), że ta cielęca Skoia-beta chociaż jeden raz podejmuje decyzję i wie, że chce coś dla siebie. Zmienia się charakter postaci pod wpływem spaceru i głupiej miłości na zabój.
Wrócę jeszcze na chwilę do przerywnika o pisaniu i dyrdymałach. No bo Skoia poza byciem betą dosłownie-metaforyczną i Skoią beznadziejnie zakochaną, jest jeszcze Skoią Wielką Pisarką, a potem Skoią Sprzedawcą Usług Turystycznych, więc te motywy się przeplatają. Teraz widzę, że zwracanie się raz do czytelnika, raz do TŻ jest kiepskim pomysłem, bo czytelnik nie będzie wiedział, kiedy miałby się w kogo wczuwać. Jednak to oznaczałoby, że większość utworów musiałoby albo zostać radykalnie zmienionych albo usuniętych i zastąpionych tekstami, które mówią o osobie trzeciej, np.: widziałam kogoś na mieście przypadkiem, był sam. Nie prawda. Czekałam na niego – w ogóle tego nie czuję. Nie może tak być. Muszę nad tym pomyśleć, do kogo zwracać się przez wszystkie utwory, bo czytelnik się zgubi.
Fantazja jako bajka na faktach – czyżby chodziło o trochę ukoloryzowane wspomnienia? – to był dzień, kiedy ktoś się w końcu odważył. Podmiot liryczny chciał tylko opowiedzieć mu bajkę, jak by mogło wyglądać wspólne życie a tu proszę, ktoś szepnął, że to będą fakty, a nie żadna bajka.
[jejku, jak trudno pisać ten komentarz, nie wdrażając się w prywatę, a jednocześnie próbując rozjaśniać trochę też nie tylko tobie, Hiro, ale i tym, którzy czytali ocenkę i mają mindfucka]
Limeryk pierwszy – pudło. Panna z eks-haremu sama miała chłopów od cholery, a narzeczony miał już narzeczoną. Fiołek pachniał ładnie, ale rósł w bagnie, w sensie – no, zwiastował kłopoty. Ekosystem oznaczał tu zrozpaczone społeczeństwo, które musiała znosić takie zawirowania.
Dowiadujemy się po prostu, że Pani Literacka Klęska zakochała się w przyjacielu i pisze teraz prawdopodobnie rzewne teksty na ten temat. . – <3
mieć swoje zdanie to nie nihil novi – to nie chyba jest tu zbędne, co? – ups. Zmieniłam na „to już nihil novi”. W sumie pasuje – powoli się ta biedna beta usamodzielnia…
Zawirowany wers z autkami zmieniłam na:
Dwie dekady temu zabrała w niedzielę / (do dziś nawet w autkach zbyt mnie oszołamia) na niezbyt dziecięcą, żwawą karuzelę. Chyba jest jaśniej.
Czy chodzi o prawdziwego psa czy jakąś zabawkę? Przez kilka pierwszych czytań byłam pewna, że matka wyrzuciła za drzwi żywe zwierzę. – Nie, Kundel był szmatławy, w sensie był zmęczoną życiem szmatką z głową psa, na której nocami zasypiałam, aż się nie zrobił kompletnie sfrąknięty, brudny i tak dalej, i mama go wrzuciła do kubła na śmieci akurat przed przyjazdem śmieciarki. #DRAMAT I tu się rozjaśnia też kolejna strofa:
UsuńA nawet szmatławy był mi przyjacielem – „A tak, no, wywaliła. A nawet, nawet go lubiłam”. Co oznacza u Ciebie to nawet? – że kochałam go nawet takiego szmatławego, sfrąkniętego i zmęczonego życiem, z toną łat i szwów. :( Kudnel jest maskotką, zamieniam szmatławego na szmacianego, teraz już nie powinnaś myśleć ani o gazecie, ani o żywym psie.
Nie lubiłam, kiedy wychodzi do pracy – wychodziła. – Wiem, wiem. Tylko do wyboru miałam jedność czasu albo liczbę sylab. Z „wychodziła” już jest za dużo przy czytaniu i wersy się rozjeżdżają. Zamienię kiedy na gdy i powinno grać. Szczerze, to bardzo długo myślałam, jak rozwiązać ten problem. Przed oceną nie umiałam, a po – rozwiązanie samo wpadło do głowy.
rankiem sprzedając wolność turystom, a nocą seks – czy to na pewno miało brzmieć jak prostytucja wśród turystów? – absolutnie nie! D: przecież dalej są heroski do pizzy! Wiesz, powrót do domu po zmęczonym dniu…
Do moskalików bałam się, że mnie zrugasz za to, że można nie rozumieć, o czym są. Zdziwiłam się, że nie pojawiła się ta uwaga w ocenie, no bo przecież nie każdy odwiedzający musi znać historię z Boso… (gdy teraz o tym pomyślałam, zamieniłam je na śmieszkowanie z Greja) albo wiedzieć, o co chodzi z toaletami w Grecji. A już na pewno mało osób wie, że Lidl mi robi konkurencję, sprzedając wczasy zaraz naprzeciwko mojego biura. xDD
Niby już niemało wiem coś o tym przecież. – Też mi się nie podoba, ale nie wiem, jak to naprawić. Trochę mi smutno, że pod tym względem zostawiasz mnie samej sobie.
Echo sekund starych psuje pożegnanie. – To jest wers prawie że dosłowny. Jeszcze jesteśmy razem, jeszcze się żegnamy, ale wiemy, że już za chwilę nie. Nie potrafimy się więc pożegnać raz a porządnie. Zawsze jest coś jeszcze, a jeszcze to, a jeszcze tamto. Ale inwersję już naprawiłam.
są takie chwile, kiedy wybrać trzeba… chwile? – A czemu nie?
W pierś bicie katowskie, że lepiej na wczoraj, by w przyszłości osobno nie musieć już więcej. – Ja się nie dziwię, że ty tego nie rozumiesz, bo po takim czasie sama nie wiem, co tu się stało i dlaczego tak źle. Przede wszystkim tam miało być: że lepiej na teraz. Jestem pewna, że o to mi chodziło w pierwotnej wersji; jestem zdziwiona, co tam robi wczoraj, przecież ono jest bez sensu. W każdym razie w całości chodziło o obowiązkowy i długoterminowy wyjazd do pracy. Podmiot to zna, to nie jest nowe, umie w samotność, tate też wychodził, a jednak trudno tak kogoś puścić. Ale biją się oboje w pierś, bo lepiej jechać teraz, zrobić co zrobić, przemęczyć co trzeba, żeby potem już nigdy nie musieć się rozstawać, chociażby dla czegoś tak głupiego jak kasa.
Nie przekonuje mnie za to zakończenie wiersza: Lecz wróć już do mnie. Jest takie zupełnie oderwane od reszty. Wydaje się doklejone na siłę. – No nie może być odklejone, bo przed chwilą był wiersz o delegacji i rozstaniu...
Korzyści z pisania wierszy – no piękne! <3 <3 <3 rozczłonkowałaś mnie tym.
i każdy z nas się daje wewnętrznie – co to znaczy dawać się wewnętrznie? Uzewnętrzniać się, ale tak wewnątrz? – Chyba chodziło mi o normalne w świecie uzewnętrznianie, oddawanie swojego wnętrza, ale mi się wewnętrza z zewnętrzami pomyliły. Zmieniam na mniej pretensjonalne: to paranoja że wciąż tu jestem / słowem buduję, co chowam wewnętrznie .
lecz widzę ciebie / czytelniku prosty – to brzmi trochę… no…. Tandetnie? Zbyt podniośle względem sytuacji. Zostałam nazwana prostą. ;__; – w życiu nie wpadłabym na to, że ktoś tak to może odebrać ;____; chciałam tylko napisać, że moja poezja ma być prosta, dla ludzi, i tak dalej. Coś pozmieniam.
UsuńTak jakby dotkniesz kciukiem? Czuję się, jakbym czytała coś nieprzyzwoitego. – Kciuk w górę to przecież lajk. Dając lajka, jakby ktoś był blisko mnie, pochwalił, poklepał po ramieniu.
są, jakie są nie po to, żeby coś przekazać, tylko bo brakuje akurat takiego rymu. – Naprawdę nie wiem, czemu tak jest po przeczytaniu prawie całego Nie.; ten kawałek to praktycznie esencja całości! Ktoś mi mówi w bardzo prywatnym dialogu po opublikowaniu poprzedniego wiersza o tym, że nie powinno się wszystkiego wyciągać, o wszystkim pisać, coś powinno zostać między dwoma osobami, a nie wypływać na światło dzienne. Ale ta druga osoba, która pisze i się uzewnętrznia, nie może inaczej, bo wtedy dech straci. Pisanie jest dla niej ważne, pamiętasz początek? Pisać, by pisać pod każdym względem?
Okej, w końcu doszłam do podsumowania . Jejku, ten komć jest o dużo za długi, nie planowałam tego! Od limeryków po wiersze białe – mam jakieś białe wiersze w Nie.? O.o
Białe to moja katorga, właściwie napisałam pierwszy i jest o tym, że nie chcę już tego robić (prace badawcze: pierwsze doświadczenie).
Odczuwam jednak pewien przerost tej formy nad treścią. – Strasznie się bałam dojść do tego zdania, a podejrzewałam, że takowe się pojawi. Ja przede wszystkim (i, chyba niestety, bo najwyraźniej to widać) nad tymi wierszami naprawdę nie pracowałam długo. Te rymy, rytmy, jakieś zgodności w budowie, powtarzalne frazy i tak dalej płyną z serducha i w większości przypadków takie już zostają; to są gotowce, których nie układam jakoś długo i specjalnie się głowiąc i siląc. Wiem, że wyglądają jak rzemiosło, ale tego rzemiosła tam tyle, co kot napłakał, i jest mi wstyd za te linijki, które technicznie nie grają, bo ja ich często nie umiem inaczej rozegrać. Znam kilka form, wiem, że limeryk to limeryk – ma tyle wersów po tyle sylab i zabawną puentę, i tyle mi starcza. Wiem, że sonet ma tyle i tyle linijek, ale już akcenty i inne takie kwestie mnie mało interesowały zawsze, nie wnikałam w to, dopiero na potrzeby ocen trochę zaczęłam, ale te wiersze wtedy już powstały. Dla mnie wyznacznikiem było i chyba będzie dalej tylko i wyłącznie czytanie na głos – każdy utwór ma dobrze brzmieć. Tyle mi starcza.
Nie mam problemu z rymami. Żadnego, raczej nigdy. Za dzieciaka słuchałam dużo polskiego rapu, więc to mi wychodzi lekko, bawiłam się kiedyś we freestyle, które na szczęście nigdy nie ujrzały światła dziennego, kradłam też beaty z myspace’a i pisałam swoje szesnastki na forum u Fokusa xDD. Wydaje mi się, że rymy zostały mi właśnie z tego i one też sprawiają, że wiersze mogą przypominać wypracowane przez lata rzemiosło. Myślę, że to w przypadku wierszy bardziej kwestia słuchu, to dlatego też często mogą zgadzać mi się sylaby – nawet jeśli ich początkowo nie liczę, to potem miło się zaskakuję, że, o!, akurat pasują.
Brakuje mi w tej ocenie tego, o czym najbardziej chciałam przeczytać i dlatego w zgłoszeniu zrobiłam takie *wink, wink* do NieFikcyjnej (albo może do innej oceniającej, przecież mamy kilka dziewczyn, które się poezją nie parają w ogóle, więc smutno mi trochę, że ktoś nie postawił chociażby jednego nawiasu kwadratowego), czy to się da czytać jako całość, która ma fabułę i czy da się po tym polubić poezje komuś, kogo wierszyki w ogóle nie interere.
Czy całość chociaż czasami wygląda, jakby naprawdę opowiadała historię jednego podmiotu lirycznego, która w sumie to jest nawet takim trochę wielowątkowym opowiadaniem (okej, first drafem z retrospekcjami, ale chociaż bez ekspo i streszczeń!)? Czy widać zależności, czy to się od siebie aż tak nie odkleja? Czy charakter podmiotu lirycznego się zmienia, czy nie? Czy cielęca Skoia do końca zostaje betą, czy jednak zmienia się po odważeniu się, wręcz rozkazaniu komuś podjąć w końcu decyzję? No nie, to była zmiana jednorazowa, Skoia na końcu dalej dużo pisze chociażby o prywatnych sprawach, w ogóle pisze dużo za dużo, to pisanie jest dla niej ważne. Czy ważniejsze niż TŻ? Z tą odpowiedzią chciałam zostawić czytelnika samego sobie do ostatnich linijek – tam widać, że jest dom, kot, ale i myśl o powieści bez filologa (bo jednak magister dalej boli – wracamy do początku Nie.). Trochę popieprzone, ja wiem.
UsuńW każdym razie zależało mi też na tym, by poczytać o tym, czy widać zależność między utworami w stylu: ledwo-bycie-razem -> wielka radość -> a tu nagle jeb! ciężka decyzja o podróży za pracą i boli, bo tata -> tęsknota -> powrót, od razu pierwsza ciężka noc wspólna -> ale, Sko, nie musisz pisać ludziom o wszystkim! Oni nie muszą o wszystkim wiedzieć! ->… no to chociaż kota, bo dom to trzy sylaby, nie tylko dwie... I skoro w ocenie o tym nie ma, to chyba po prostu mocno się przeliczyłam, bo musi być to po prostu cholernie mgliste i niewyraźne. Potrzeba chyba więcej wskazówek, ale ja więcej powiedzieć nie mogę, bo i tak mówię za dużo. A kiedy powiem więcej, to straci znowu tę taką metaforyczność, którą w tym widzę. Z drugiej strony po co mi utwory opublikowane, których nie da się zrozumieć i których nie da się połączyć?
Pozostałe też przedstawiają historię z Nie., poza może bzdurkami, bo te są… bzdurkami powstałymi pod wpływem rozmów na opowijskim forum. Ale na przykład Do gładysza i 04.03.2016 mają drobny element, który się zazębia. Tak samo Nasza trajektoria i jutra to części Nie., ale już mi się nie zmieściły, już były tą częścią, która za mocno mi w Nie. podkręca wątek romantyczny, a wiem, że gdy taki zaczyna za bardzo rządzić, to może się czytelnikowi zebrać na wymioty. Dlatego zostały w pozostałych i tam są jako uzupełnienie.
W każdym razie bardzo ci dziękuję, Hiro, bo bardzo dużo mi naświetliłaś i rozwiałaś moje wątpliwości (nadzieje? xD), że jednak tego się nie powinno czytać jako całość, bo to całością nie jest i widać tylko gdzie-nie-gdzie poszczególne puenty, ale one nie dają jednego wielkiego happy endu. Dużo pozmieniam, podopisuję, ustalę narrację.
Cholernie mi smutno, że to twoja ostatnia ocena i tak o tym napisałaś bez pardonu. Wiem, jak jest, ale jesteś bardzo ważną częścią WS, dlatego u nas zawsze będziesz mile widziana, chociażby jako betareader, twórca artykułów, wolny strzelec – jeśli tylko najdzie cię ochota, to zawsze masz drzwi otwarte. W sensie że admina masz…
Dziękuję za tę i wszystkie poprzednie oceny.
Do poczytania!
I tak oto licznych perypetiach napisałam długi komentarz i się skasował.
UsuńAaaaaaaaa...
*wrócę tu
Usuń