Adres: Odwracając Czas
Autorka: Ew.
Tematyka: FF potterowskie, podróże w czasie
Oceniająca: Elektrownia
Jak zawsze na wstępie przepraszam, że tak długo
czekałaś, mam nadzieję, że informacje zawarte w tej ocenie chociaż trochę Ci to
wynagrodzą!
Pierwsze
wrażenie –
bardzo pozytywne.
Adres nie zgadza się z tytułem opowiadania, ale szybko
da się zauważyć, że to ze względu na ilość historii, jakie tutaj zawarłaś.
Dziękuję, że zgłosiłaś się tylko z jednym swoim dziełem – dzięki temu mam
wystarczająco dużo tekstu, by ocenić Twój warsztat, a jednocześnie daje Ci to
możliwość samodzielnej poprawy reszty z nich (o ile, oczywiście, coś do poprawy
będzie).
Rzeczą, która natychmiast rzuca mi się w oczy, są
Twoje grafiki. Pierwszy raz naprawdę podoba mi się animowany nagłówek, gify w
postach również wyglądają estetycznie, jest tylko jeden zasadniczy problem –
czemu żaden z nich nie ma podanego źródła? Nie każę Ci pisać wołami, skąd
wzięłaś animację, jednak taka informacja powinna być zawarta, takie są zasady
działania prawa autorskiego. Jeżeli nie chcesz tą informacją zaśmiecać tekstu –
stwórz hiperłącze lub umieść na podstronie informację o źródłach. To jest niezbędne, bez żadnych wyjątków.
Czcionka bezszeryfowa jest czytelna, czarno-szary
szablon z odrobiną fioletu, minimalistyczny i, według mnie, śliczny. Bardzo
duży plus. Jedyne, co bym poprawiła, to nieco bym powiększyła czcionkę – przy
dłuższej lekturze jest za mała.
Blog bardzo dobrze działa na wersji mobilnej.
Informacje zawarte w bocznej ramce są idealnie
rozmieszczone. Nie za dużo, nie za mało, z podziałem na poszczególne
opowiadania, mniej ważne śmietki wyrzuciłaś na dół, super.
Przejrzałam zakładki – nic nie wzbudza mojej
antypatii, wszystko czytelne, ładnie ułożone. Widać, że masz duży zmysł
estetyczny, oby opowiadanie również takie było!
Żeby nie przedłużać, przejdźmy do ważniejszej części –
do treści.
Na wstępie w ocenie treści muszę napisać, że nie
podoba mi się sposób, w jaki numerujesz rozdziały. Skoro używasz polskiego rozdział, to co tam robi angielski part? Wybierz jedno z dwojga: Rozdział x część y lub Chapter x part y.
Prolog
Drabble nie jest najłatwiejszym tekstem do pisania,
dlatego ucieszyłam się, że prolog i epilog zostały przedstawione w tej formie –
dzięki temu mam możliwość ocenić Twój warsztat i twórczość z kolejnej
perspektywy.
Nie zawiodłaś mnie. Sto słów to niewiele, by
wprowadzić czytelnika do swojego świata, jednak wiem już, kto jest głównym
bohaterem i jaki ma problem. Mimo krótkiej formy odnalazłam nawet dialog
wewnętrzny postaci, w stu procentach wykorzystałaś przysługujący Ci limit słów.
Pierwszy post spełnił swoją powinność – zainteresował,
pozostawił sporo tajemnic i wiele pytań, jestem pod wrażeniem!
Rozdział I
Pierwszy akapit mógłby, a nawet powinien, być
podzielony na dwa lub trzy krótsze, ponieważ masz tam nadmiar informacji, które
nie mają ze sobą wiele wspólnego. Życie Mafaldy, Harry’ego, nowe oddziały
departamentu i pracownicy, którzy darzą szacunkiem swojego szefa. Zbyt wiele
tego. Na dodatek potem piszesz o Potterze i w trakcie powiązanego ze sobą
tekstu nagle wciskasz akapit. Mam wrażenie, że wstawiłaś je lekko losowo.
Za to duży plus za nazwy własne stworzonych przez
Ciebie jednostek Ministerstwa. Zawsze podobały mi się one w dziełach Rowling, a
Tobie udało się podłapać odpowiedni klimat.
A dalej, niestety – ekspozycja, ekspozycja i jeszcze
raz ekspozycja, w której dodatkowo się pogubiłaś. Najpierw czytam, że Potter
dostał nominację szefoską, kilka linijek dalej, że szef chwalił go [Pottera] za
sumienność i już nie wiem, kim wreszcie jest teraz Harry, a jednocześnie w
ciągu jednego akapitu rzuciłaś mi w twarz streszczenie jego żywota, kontaktów z
Kingsleyem, współpracownikami i podwładnymi. Musiałaś to robić? Nie na tym
rzecz polega, by napisać, że jest tak i o! Musisz mi to pokazać w tekście.
Jeżeli nie odnajdę w Twoim opowiadaniu czegokolwiek, co potwierdzałoby te
słowa, to fragment ten staje się bezsensowny, a wręcz okropny.
Takie sytuacje
nie miały jednak prawie w ogóle
miejsca. Harry’emu jeszcze nigdy nie zdarzyło się zasnąć w pracy, bez względu
na to, jak strasznie papierkowa robota mu ciążyła. – To prawie czy nigdy? Jedno z
dwojga, autorko. Strasznie mnie razi kilka zdań na temat tego, czego Harry nigdy nie robi, a co właśnie ma miejsce
i to bez żadnego powodu. Takie kompletnie wymuszone zachowanie bohatera na
potrzeby fabuły. Bez sensu… Imperatyw Opkowy pełną gębą.
Przez chwilę
zastanawiał się nad półgodzinną drzemką (...). – Ale on przecież tego nigdy nie robi, więc czemu, na litość
boską, się nad tym zastanawia? Bądź konsekwentna.
Normalnie Harry
nie zajmował się podobnymi sprawami, ale nie mógł sobie pozwolić na chociażby
cień niesubordynacji i zaniedbania. – I znowu fragment bez sensu. Kolejny raz piszesz,
że zwykle jest tak, ale teraz jest inaczej bez
jakiegokolwiek powodu. Skoro zwykle to olewał, to czemu nagle teraz mu się
zmieniło?
W czasie konwersacji Hermiony z Harrym – powiało mi Greyem, a to wcale nie jest komplement.
Wiecznie speszona niewiasta, która rumieni się co trzy sekundy, chociaż rozmowa
nie ma żadnych podtekstów, a bohaterka zachowuje się, jakby nie miała
trzydziestu lat, tylko trzynaście. Hermiona zawsze była bardzo inteligentna, a
zaprezentowałaś ją jako brodzik intelektualny, mam nadzieję, że z czasem będzie
lepiej. Chwilę później kobieta nie ma pomysłu na odpowiedź, co w ogóle nie
pasuje do postaci wykreowanej przez Panią Rowling. Świat się kończy…
Potter pokręcił
głową z niedowierzaniem, śledząc uważnie wzrokiem oddalającą się kobietę. – Zapomniałaś dodać, że Harry
ma w oczach rentgen albo Hermiona mieszka w stodole i nie zamyka za sobą drzwi.
Ewentualnie gabinet Pottera jest wielki jak torebka Granger.
Do Hogwartu
przybywał prawie raz na dwa tygodnie
(...). –
Koszmarnie wygląda to sformułowanie. Prawie
znaczy, że stawał pod bramą i nie wchodził do środka?
Kto by
pomyślał, że Slughorn to plotkarz z krwi i kości! Będzie musiał opowiedzieć tę
historię Hermionie. Już sobie wyobrażał głośny śmiech dziewczyny. – Droga autorko, czy czytałaś
całą sagę Pani Rowling, czy opierasz swoją wiedzę na innych dziełach fanów? Do
tego – Harry ma trzydzieści lat, od dawna zna swojego profesora, a Ty próbujesz
mi wmówić, że mężczyzna nie zna natury nauczyciela? Toż to pobożne bajanie,
które nie ma nic wspólnego ze światem istniejącym w pierwowzorze Twojego
opowiadania. A sugerowanie, że Hermiona czegoś takiego nie wie, to kolejna ujma
dla jej inteligencji.
Slughorn
machnął ręką, wyrażając tym samym zgodę, dzięki czemu Harry przetransportował
paczkę prosto do domu. Miał nadzieję, że
w czasie tak krótkiej podróży zawartość nie ulegnie zniszczeniu. – Podkreślone zdanie jest
kolejnym fragmentem, którego zupełnie nie przemyślałaś. Harry jest jednym z
najważniejszych pracowników Ministerstwa, doświadczonym czarodziejem, któremu
zależy na zawartości paczki. Po pierwsze – takie głupiutkie i proste zaklęcie
byłoby dla niego niczym i nie miałoby prawa się nie udać. Po drugie – gdyby sam
Harry uważał, że istnieje prawdopodobieństwo uszkodzenia przesyłki, nie
podjąłby się przesyłania jej magią, skoro jest dla niego taka ważna. Więc po
co, autorko, wciskasz na siłę to zdanie?
– Cóż, bardzo
panu dziękuję za pomoc, profesorze. Jestem naprawdę wdzięczny.
- Ależ nie ma
za co, mój chłopcze, nie ma za co.
- Dziękuję bardzo i do widzenia.
- Dziękuję bardzo i do widzenia.
Może niech podziękuje jeszcze z pięć razy, inaczej
profesor nie zrozumie. A już tak bez sarkazmu – raz wystarczy.
Harry,
wychodząc, pomyślał jeszcze, że Hermiona zabije go za postanowienie czegoś bez
jej uprzedniej zgody. Kiedy jednak zbliżał się do gabinetu Neville’a, czuł się
coraz bardziej rozluźniony i pewny siebie. Pamiętał, jak ogromnie się cieszył i
był dumny z przyjaciela, kiedy ten został dyrektorem Hogwartu. – Moja droga… Ten fragment
jest tak zupełnie bez sensu, że nawet nie wiem, od której strony zabrać się za
tłumaczenie. Chciałaś tu chyba stworzyć jakiś związek przyczynowo-skutkowy, ale
bardzo źle Ci to wyszło. Longbottom zaczął piastować swoje stanowisko już jakiś
czas temu, kilka linijek wyżej napisałaś, że Harry odwiedzał Hogwart co dwa
tygodnie, więc musiał się często widywać z przyjacielem. A teraz nagle, gdy
myśli o Hermionie i jej złości o zaistniałą sytuację, jego samopoczucie zmienia
się, gdy przypomina sobie o zdarzeniu sprzed dłuższego czasu, które już zdążył
przemyśleć z milion razy i które nie ma żadnego związku ze zdenerwowaniem
Granger? To tak, jakbyś była wściekła, że złapałaś gumę i przeszło Ci, gdy
pomyślałaś o tym, że Niemcy przegrali wojnę, więc Polska jeszcze istnieje. Nie
wiem, jak to inaczej wytłumaczyć, mam nadzieję, że zrozumiesz, co mam na myśli.
Minął wtedy
ponad rok, od kiedy Ginny zerwała z Harrym, więc chłopak nie żył już
wspomnieniami, jak to miał w zwyczaju robić zaraz po rozstaniu. – To ile razy on się
rozstawał, skoro Ginny była jego pierwszą dziewczyną?
Poszalałaś nieco z tym Nevillem. Nadzwyczaj dobrze
zdał egzaminy, robił kurs na aurora (bo nie wiemy, czy go ukończył), popracował
w Trzech Miotłach, a nagle zostaje nauczycielem w Hogwarcie i chwilę później
dyrektorem? Napisałaś, że Longbottom chciał oddać to stanowisko najszybciej,
jak to możliwe, ale w Ministerstwie musieliby siedzieć idioci, żeby na coś
takiego przystać. To tak, jakby w naszym świecie miał nauczać na uniwerku ktoś
po ogólniaku. Nawet do przedszkola potrzeba lepszego wykształcenia, sama chyba
przyznasz.
I znowu główną rolę w fabule gra Imperatyw Narracyjny.
Normalnie Ron nigdy nie poprosiłby Harry’ego o pomoc, jest tysiąc innych osób,
które bardziej by się do tego nadawały, Weasley wcześniej nie zjawiał się w
kominku Pottera z takimi sprawami, aż tu nagle teraz jeden raz musiał, żeby fabuła miała sens.
Potwornie to wymuszone i nierealne.
- Brown’s Wood.
Podążaj za mną. – Czy wyobrażasz sobie młodego człowieka, który rzekłby słowa takie?
Staraj się, by Twoje dialogi brzmiały naturalnie.
Nie rozumiem idei, dla której Harry, za pomocą proszku
Fiuu, leci do gabinetu, potem traci czas na rzucanie zaklęć, żeby teleportować
się dopiero do miejsca, w którym miał być możliwie najszybciej. To raczej nie
świadczy o dobrym tempie rozwiązywania spraw przez Biuro Aurorów.
Nie chciał, aby
komuś stała się krzywda, tym bardziej że jako szef w pełni odpowiadał za ich bezpieczeństwo. – To jak tu jest w końcu z
tym szefowaniem? Jest nim czy nie? Bo wcześniej pisałaś, że Harry może zostać
przyłapany na spaniu przez przełożonego, a Minister Magii raczej nie zajmuje
się szukaniem śpiochów.
Justin, ty i
Ron, pójdziecie na północ, a Leanne i ja na południe. – Bohaterów jest czwórka, są w pełni
wykwalifikowanymi aurorami, a z trollem poradził sobie Harry sam jeszcze na
początku swojej edukacji. Pozostają jeszcze dwa kierunki, czyli mamy ledwie
pięćdziesiąt procent szans, że udamy się w odpowiednim, nie mówiąc już o
znalezieniu dwójki braci (bo to ich szukamy, nie trolli) w wielkim, ciemnym
lesie. Możesz mi więc powiedzieć – skąd to rozwiązanie? Zbędny przecinek po Ron.
Harry i Leanne
przedzierali się przez gąszcze żwawym
krokiem, nasłuchując. – Skoro się przedzierali,
to mogli to robić mozolnie, z trudnościami, na pewno nie żwawym krokiem. To trochę tak, jakbyś próbowała iść raźno przez
bagno.
Zaczynam się zastanawiać, czy ja serio czytam o
trzydziestolatkach, wykształconych, wykwalifikowanych i dojrzałych. Właśnie
usiłujesz mi wmówić, że Harry nie informuje o nadchodzącym niebezpieczeństwie
koleżanki, ponieważ… reakcje instynktowne są lepsze! To może od razu przestańmy
szkolić Aurorów, zastąpmy ich małpami z pierwszego napotkanego zoo, one też
reagują instynktownie. Nie wiem, czy tymi bzdurami zamierzałaś wydłużyć tekst,
czy może miałaś jakiś inny plan, którego głębi nie jestem w stanie docenić, ale
dla mnie to jedna wielka głupota. Harry traktuje siebie i wszystkich wokół jak
przedszkolaków. Bo przecież nikt z nich nie był szkolony do radzenia sobie z
dziwnymi sytuacjami, magicznymi stworzeniami i magią – polegajmy na odruchach!
- Wyczaruj nad
nami osłonę i trzymaj się blisko mnie (...). – I Harry mówi to po tym, jak
przespacerowali już spory kawałek po wymienionym wielkim, ciemnym lesie w poszukiwaniu złych czarowników i jeszcze
gorszych trolli. Przeczytaj jeszcze raz wcześniejszy akapit o wykształceniu i
zachowaniu godnym przedszkola.
- Jak stoimy z czasem?
Dziewczyna kątem oka zerknęła na zegarek na ręce.
- Mamy jeszcze niecałe piętnaście minut – powiedziała, unosząc wyżej różdżkę.
Ruszyli dalej przed siebie.
Dziewczyna kątem oka zerknęła na zegarek na ręce.
- Mamy jeszcze niecałe piętnaście minut – powiedziała, unosząc wyżej różdżkę.
Ruszyli dalej przed siebie.
I do tego słabo stoją z arytmetyką. Skoro ustalili, że
po trzydziestu minutach będą w tym samym miejscu, a idą już ponad piętnaście
minut, oddalając się od punktu zbiórki (incydent z czarownikiem był krótki, a
przynajmniej tak został opisany), to jakim cudem chcą być z powrotem o
wyznaczonej porze, skoro wciąż się oddalają? Druga opcja jest taka, że Harry
jest nieodpowiedzialny, ale przecież jest wielkim szefem!
Dotarłszy na
miejsce, Justin odruchowo odepchnął Harry’ego na bok, przez co ten prawie upadł
na ziemię. Przytrzymał się pnia drzewa, będąc w lekkim szoku. Mało brakowało, a
nieźle oberwałby klątwą. – Mamy tu początek
walki, w teorii wartką akcję, a emocje mniejsze niż te, które towarzyszą
krojeniu chleba. Opis jest płytki i bez polotu, przez takie fragmenty w ogóle
nie jestem w stanie wczuć się w nagłe wydarzenia, trochę to wszystko mdłe.
Koło aurora
śmignęło kolejne zaklęcie, które ten sprawnie zablokował (...). – To wreszcie przeleciało koło niego czy zostało zatrzymane/odbite?
Gubisz się.
Ron coraz
bardziej słabł, oddech stawał się cichszy, a ciało bardziej zwiotczałe. Bezsprzecznie ulatywało z niego życie. – I musiałaś nas o tym, autorko, poinformować, rzucając informacją
w twarz, choć zdanie wcześniej opisałaś wszelkie symptomy. Bardzo niefajne
zagranie, czytelnicy nie są idiotami.
Potter
natychmiast znalazł się tuż przy Justinie i dosłownie minutę potem wręcz
rozłożyli Benoit na łopatki. – I możliwość ładnego opisu czarodziejskiej walki szlag trafił,
szkoda.
- Bierz go do
biura i zawołaj Dariusa! – Houston, mamy problem. Podkreślasz, że to ostatnie, co
powiedział Harry, a następnie teleportował się z Ronem do Munga. Skąd Justin i
Darius mają wiedzieć, dokąd się udać?
Zaczynam nieco się gubić w uczuciach Harry’ego. W
pewnym momencie siedzi smutny, zły, załamany, a już sekundę później przytulił
żonę Rona i zaczyna rozglądać się z
ciekawością po otoczeniu. Mogłaś to przedstawić bardziej realistycznie –
zwrócił uwagę na jakiś szczegół, który od razu przypomniał mu przyjaciela, czuł
się uwięziony w tych ścianach i przytłoczony, cokolwiek. A Ty zafundowałaś mi
suchy opis, choć parę linijek wcześniej pisałaś, że piętro wyżej trwa najważniejsza walka o życie jego przyjaciela.
Niby napisałaś, że to wszystko tylko po to, by odwrócić uwagę od Rona, ale
wyszło sztucznie i karykaturalnie. W żadnym momencie nie podkreśliłaś choćby,
że jego myśli stale zmierzają gdzie indziej.
Rozdział II,
part I
(...) i
nareszcie mógł zamknąć kolejny rozdział życia. – Słowo kolejny sugeruje, że już jakiś inny etap zakończył, a dotychczas
nie było mowy o niczym podobnym, więc lepiej użyć słowa ten.
Pojawia nam się tu ten sam problem, co we
wcześniejszym rozdziale, lecz teraz również Ginny zaczęła olewać stan Rona. Czy
Ty w takiej sytuacji myślałabyś o nieudanym związku, czy wpadłabyś do pokoju
brata, by sprawdzić, czy jest cały? Wyprałaś swoich bohaterów ze wszystkich
realnych uczuć, by opisać ich wcześniejszą miłość, całość wyszła nienaturalnie,
a wręcz abstrakcyjnie.
Nie sądzę, że
to dobre miejsce i czas na taką pogawędkę, Ginny. – Bogowie, wreszcie ktoś normalny!
Suma summarum
Harry cieszył się, że udało mu się uwolnić z tego toksycznego związku. – A ja nie widzę tu nic
toksycznego, w dalszej fabule też żadna informacja się nie pojawia. Możliwe, że
myślałaś o czymś konkretnym, ale bez podania informacji nie powinnaś używać
takich słów.
Zewsząd wiał
silny i zimny wiatr (...). – Rozumiem, że to ładnie brzmi, ale wiatr nie może wiać ze
wszystkich stron jednocześnie, bo wtedy byliby w tornadzie.
Potter przejechał
palcem po literze i westchnął do wspomnień. Otworzył medalion, a później równie
szeroko swoje oczy. W środku znajdowała się lekko pożółkła karteczka. O ile
pamiętał, a pamiętał dobrze, nie był to pergamin z wiadomością do Voldemorta,
ponieważ zanim oddał falsyfikat Stworkowi, wyjął go i włożył do woreczka, który
dostał od Hagrida na siedemnaste urodziny. Woreczek zaś spokojnie spoczywał w
szafce nocnej przy łóżku. W takim razie - co to była za karteczka i w jakim
celu ktoś włożył ją do środka? Harry, oczywiście, nie mógł długo czekać, by
poznać odpowiedź. Sięgnął po nią i ze zdziwieniem zauważył, że zaczęły pojawiać
się na niej czarne, lekko zawijane napisy. Harry bezwiednie zmrużył oczy, żeby
lepiej widzieć. – Tym opisem nieco zabiłaś cały klimat. Harry jest zdziwiony, powinno mu
również towarzyszyć jakieś zdenerwowanie (toż to były horkruks), może nawet
strach, a u Ciebie wszystko to ciepłe kluchy, mężczyzna przemyślał pół życia
zanim znowu zwrócił uwagę na przedmiot. Dodatkowo dopisek o woreczku od Hagrida
zupełnie wybija z sytuacji, to samo ze Stworkiem, który nigdy by nie oddał
medalionu, po co mi ten wtręt w chwili napięcia? Postaraj się myśleć o tym, jak
Ty byś zareagowała. Od razu byś wiedziała, co dokładnie zrobiłaś długi czas
wcześniej, czy wprost przeciwnie – poddałabyś to w wątpliwość, bo przecież
kartka znowu tam jest?! Zaczęłabyś myśleć o powiązaniach przedmiotu,
Voldemorcie, śmierci Dumbledore’a, Czarnej Różdżce czy o Stworku i Hagridzie?
Proszę o więcej realizmu.
Rozdział jest krótki i nie dowiadujemy się w nim zbyt
wiele. Rozmowa z Ginny to odgrzewanie starych spraw. Dialogi są w porządku,
udało Ci się w nich płynnie wyjaśnić kilka spraw, dlatego nie wiem, co Cię
podkusiło, by w środku zalać mnie suchymi faktami o przeszłości panny Weasley.
Nie sądzę, by te informacje przydały mi się w ciągu dalszej lektury,
szczególnie te o drużynach Ginny. W dialogu, który para ciągnęła na siłę, takie
rzeczy pasowały, ale później już nie. Do tego dostaję również fragment o
Hermionie, który nijak mi tutaj nie pasuje. Tekstu jest niewiele, a do tego
sporo wciśniętego na siłę. Ekspozycja goni ekspozycję.
Sądzę, że podłożenie medalionu jest mocno naciągane.
Jeszcze nie wiemy, kto to zrobił, ale jakie było prawdopodobieństwo, że ze
wszystkich pudeł Harry zajrzy akurat do tego? Podkładający raczej wybrałby
częściej odwiedzane miejsce, ale może w trakcie opowiadania wyjaśnisz mi
logicznie tę kwestię.
Duży plus za końcową scenę. Pierwszy raz udało mi się
wczuć w sówkę, to było urocze.
Rozdział II,
part II
Autorka pierwowzoru tego dzieła już od pierwszej
części, gdzie Hermiona ma ledwie jedenaście lat, kreowała ją na osobę nad
podziw konsekwentną i odpowiedzialną, a tu mamy kobietę w kwiecie wieku, która
jest w stanie w mig wszystko wypaplać przyjaciółce. Nie przemawia do mnie
argument, że Marie jest osoba niezainteresowaną. Tajne to tajne, i panna
Granger powinna być ostatnią osobą, która wyjawi takie wiadomości.
Zaskoczona
Marie, niespodziewająca się gości, wzruszyła ramionami, ale jak na dobrą panią
domu przystało, poszła otworzyć drzwi. – Po tym zdaniu dobrze widać, jak bardzo starasz się
wydłużać zdania na siłę, przez co całość traci sens. Co ma wzruszenie ramionami
do zaskoczenia? I czy samo to wymienione zaskoczenie nie mówi mi, że gospodyni
nie spodziewała się gości? I czy tylko dobra
pani domu otwiera drzwi, gdy ktoś przychodzi? Jak ktoś ma choćby bajzel w
domu, to nie otwiera nikomu?
Od kiedy Ginny
wyjechała z drużyną, ich kontakt zdecydowanie się urwał i nie był taki, jak
kiedyś. – Po
pierwsze to straszna ekspozycja, a po drugie – już to wiem z wcześniejszego
rozdziału, nie musisz przypominać.
Mój zapał się
wyczerpał, podobnie jak chęci. – Chęci i zapał to to samo. Znowu
dokładasz na siłę.
Marie
zmarszczyła czoło, przeczuwając, do czego zmierzała Ginny. Nie podobało jej się
to. Nie chodziło już zupełnie o temat, ale głównie o fakt, że Hermiona
znajdowała się tuż za ścianą. Gdyby cokolwiek usłyszała z tej rozmowy, związek
jej i Harry’ego mógłby się nieubłaganie skończyć. Była to ostatnia rzecz,
jakiej życzyłaby im Marietta. I pierwsza, której pragnęłaby Ginny – w każdym
razie Marie odniosła podobne
wrażenie. –
Podobne wrażenie jak kto? Bo opisujesz tu uczucia właśnie Marie. Możesz to
zastąpić słowem takie, jednak moim
zdaniem cały ten fragment jest przekombinowany i przez to nie trzyma w
napięciu, a powinien.
Ewidentnie
kłamała, choć nawet oko jej nie drgnęło. Ginny od dawna nie pragnęła czegoś aż
tak bardzo, jak znalezienia się na miejscu Hermiony. Oczywiście, nie chciała
stracić dawnej przyjaciółki, ani sprawić jej przykrości, aczkolwiek nie miała
wyjścia. Jak w każdym meczu, nie liczyło się samopoczucie przeciwników. Miałeś
na względzie wyłącznie własne dobro i po nie zmierzałeś z wyciągniętą ręką i
wysoko uniesioną głową. Naturalnie wolała, aby relacja Harry’ego i Hermiony
zepsuła się samoistnie, bez wtrącania się, ale Ginny nie była na tyle
cierpliwą osobą. Odkąd zaczęła grać w Harpiach, dostawała to, czego chciała. A
w tym momencie chciała Harry’ego Pottera. – Naprawdę nie wiem, co chcesz
osiągnąć, pisząc takie fragmenty. Właśnie opisałaś mi całą ideę Ginny w tym
opowiadaniu. Nie będę już w stanie sama nic wyciągnąć z tekstu, domyślić się, wydedukować, bo rzuciłaś mi tym w twarz.
Równie dobrze Ginny mogłaby teraz wyjść i nie wrócić do końca tego opartego na
ekspozycji opka, bo jej obecność nie wniesie już raczej nic ciekawego. Mam
nadzieję, że przystopujesz z tym, bo czytanie dzieła opartego nie na akcji, a
na wiedzy narratora, jest strasznie nudne.
Pogrubiony fragment brzmi, jakby relacja wtrącała się
w samą siebie.
Szczególnie
jeśli dotyczyły ponownego zakochania
w jej chłopaku. – Przecież się w nim nie odkochała, tylko go perfidnie olała…
O ile
uniesienie o milimetr kącików ust można nazwać uśmiechem, zakpił Harry będący w
kompletnym szoku. – Od kiedy, będąc w kompletnym
szoku, ktoś kpi? I to sam do siebie, nie na pokaz przed kimś? Musisz
bardziej uważać na takie sformułowania. Ponadto przydałaby mi się tu jakaś
kursywa, by podkreślić, co jest myślą Harry’ego.
Harry widząc
przykład w miarę normalnego obiadu u Blacków, wzdrygnął się. – Przed chwilą jeszcze pisałaś, że Harry nie miał pojęcia, że rodzice Syriusza byli aż tak nieczuli, a teraz
już mężczyzna wie, że tak wyglądał typowy obiad w domu Blacków? Czyli Syriusz
opowiadał mu o tym, w jakim tonie rozmawiał z rodzicami, ale w głowie Pottera
nie pojawiła się prosta myśl, że byli potworami, nie ludźmi? Autorko, proszę
Cię, niech to, co piszesz, trzyma się choć trochę kupy.
Przecinek po Harry.
Stał po środku pomieszczenia
z wielkim łożem z baldachimem, nad którym wymalowany został herb Blacków. Harry
nie miał wątpliwości, że znajdował się w sypialni Regulusa. – A skąd wniosek, autorko? I pośrodku.
Chyba pierwsza notka, która ma fabułę, a jednocześnie
coś wnosi do treści.
Cieszę się, że trochę bardziej przyłożyłaś się do
kreacji Hermiony i Ginny, postacie te zaczynają nabierać konkretnych rysów,
szczególnie ta druga. Lekko zawiewa klasyką (idealny związek, który zakończył
się przez zawiłości losu, ale oni nadal się kochają…! Sama widzisz, jak to
brzmi), ale może uda Ci się wykrzesać z tego coś więcej niż typowe romansidło.
Musisz tylko ograniczyć streszczenia przeszłości i planów Ginny, a będzie całkiem
fajnie.
Również bardzo przypadł mi do gustu wątek z Regulusem.
Jest to postać nieco zaniedbana przez Panią Rowling, a jeszcze rzadziej
zauważana przez autorów wzorujących się na jej twórczości. Ty jednak nadałaś mu
istotną dla opowiadania rolę, przedstawiłaś w nowym świetle, jako zagubione
dziecko, które szuka pomocy u brata. Czegoś podobnego nie da się odnaleźć w
kanonie, wiele jest niewiadomych w sprawach dotyczących Regulusa, pozostawia Ci
to duże pole do popisu, nie zmarnuj tego.
Rozdział III, part
I
Pergamin nadal
był pusty. Nie pojawiły się na nim żadne słowa, zupełnie nic się z nim nie
stało. –
Jedno i to samo, możesz mi oszczędzić pisania tej samej informacji po
wielokroć.
Harry jakiś
czas temu był już tak zdenerwowany, że w akcie desperacji rzucił Lacarnum
Inflamare. Pojawił się wówczas płomień, który językiem owinął się wokół
karteczki, ale nie została ona w ogóle uszkodzona. Nie była nawet gorąca. – Chcesz mi powiedzieć, że
nasz super spec od magii i przywódca, do tego (ponoć) dojrzały mężczyzna
właśnie próbował sfajczyć jedyny dowód na to, co właśnie ujrzał, a jednocześnie
jedyną poszlakę, która pomogłaby mu w dalszych poszukiwaniach odpowiedzi? Nie
rób, proszę, z niego idioty.
Obu paniom
odpisał, że oczywiście się pojawi, po czym poszedł
do kuchni po kawę i coś do jedzenia, bo kiszki grały mu marsza. Od tej pory siedział na kanapie w
salonie z różdżką w ręku, powoli tracąc nadzieję. – Źle sformułowana myśl. Brzmi, jakby
do kuchni w ogóle nie doszedł, tylko po drodze usiadł w salonie.
Możliwe, że
Syriusz przekazał je komuś przed śmiercią, ale komu i jak, skoro nie mógł
wyściubić nosa poza drzwi kwatery Zakonu Feniksa? Chyba, że dał je komuś wcześniej, możliwe że
zaraz po śmierci Lily i Jamesa albo nawet jeszcze przed nią. Harry nie podejrzewał,
żeby Syriusz dał radę to zrobić,
siedząc w Azkabanie. – Bądźmy realistami. Życie Syriusza nie ograniczało się do
siedzenia w Azkabanie i w pokoju. Miał bardzo dużo okazji, by zostawić
wiadomość. Przez jego rezydencję na Grimmauld Place 12 przewijały się tabuny
członków Zakonu, do tego potrafił odprowadzić Harry’ego (pod postacią psa) na
pociąg, więc czemu nie miałby znaleźć opcji na przekazanie komuś wiadomości?
Chłopaka bardziej powinien zastanawiać fakt, że takowa ukryta została w domu
jego rodziców, prawdopodobnie więc pochodzi sprzed śmierci Syriusza i odnoszę
wrażenie, że to powinna być pierwsza logiczna myśl naszego Wybrańca.
Tafla wody
trwała nad wyraz spokojnie, jedynie macka kałamarnicy od czasu do czasu lekko
ją mąciła, ale robiła to tak delikatnie, że prawie niezauważalnie. – Opis niesamowicie
karkołomny. Skoro tafla była nad wyraz
spokojna to nic jej nie mąciło, jednak sekundę później piszesz, że jednak
coś ją poruszało i to tylko po to, żeby dalej napisać, że to coś nie miało
żadnego znaczenia. Więc po co to w ogóle pisałaś? Kolejny zapychacz tekstu w i
tak już krótkich postach.
Nie jestem
tchórzem, inaczej Tiara nie chciałaby mnie przydzielić do Gryffindoru, a
chciała.
- CO?!
- Poprosiłem ją, żeby tego nie robiła, bo musiałem iść do Slytherinu.
- CO?!
- Poprosiłem ją, żeby tego nie robiła, bo musiałem iść do Slytherinu.
Żeś wymyśliła. Nie dość, że zdublowałaś to, co się
wydarzyło, gdy Harry trafiał do swojego Domu, to jeszcze wykorzystałaś to w
zupełnie błędnym znaczeniu. Potter trafił do Gryffindoru nie dlatego, że tak
chciał. Tiara wybrała mu ten Dom, ponieważ chłopak poprosił, by nie trafiać do Slytherinu. I to ta właśnie prośba
sprawiła, że Tiara zdecydowała się zmienić przydział. Ślizgon by nie prosił.
Miałoby to ręce i nogi, gdyby chłopak rozkazał
zmianę, a tego nie zrobił. Pomysł niedopracowany i straszliwie płytki.
Harry miał
wrażenie, że rolę się odwróciły i to Regulus zaczął traktować
Syriusza jak dziecko. Nie wiedział tylko, czy starał się, tak jak wcześniej
Syriusz, obronić brata i zrobić wszystko, byle nie stała mu się krzywda. –
I to wszystko przemknęło przez mózg głównego bohatera już w pierwszej sekundzie
po zobaczeniu dwóch chłopaków w codziennych okolicznościach, do tego musiałaś
rzucić mi tę informację w twarz, prawda? Po pierwsze – to nie byłaby pierwsza
myśl Harry’ego raczej, mogłoby to wyjść w głębszych rozmyślaniach, nie ot tak.
Po drugie – daj mi cokolwiek zauważyć, wywnioskować. Na razie walisz co chwila
ekspozycję, suche fakty, których nawet nie da się nazwać treścią.
I role.
- Nie ma mowy.
Nie porzucę ojca i matki – szybko zaprzeczył Regulus. –
Wydziedziczą nas i pozostaniemy bez szacunku ani grosza. Takiego właśnie chcesz
życia, Syriuszu? – Prosiłabym o przeprowadzenie researchu, zanim zaczniesz
pisać o postaciach, które zostały już stworzone. Cytat na temat Regulusa: Jeszcze jako
nastolatek interesował się działalnością Voldemorta – zbierał wycinki prasowe
związane z czarnoksiężnikiem i często o nim mówił, wierząc, że dzięki niemu
czarodzieje wyjdą z ukrycia i zaczną rządzić mugolami. Już w wieku szesnastu
lat został śmierciożercą. Dla niego Czarny Pan był mistrzem, przykładem i
celem, do którego dążył, a Ty robisz z niego maminsynka, który boi się zostawić
rodziców i stracić pieniądze. Mało wiadomo o jego dzieciństwie, dlatego
cieszyłam się, że masz duże pole do popisu, mogłaś przedstawić jego drogę w
dążeniu do bycia śmierciożercą, mogłaś nadać mu drugie dno tak, jak miało to
miejsce w przypadku Snape’a. Zamiast tego odebrałaś mu charakter i całą ideę,
spłyciłaś do poziomu Parvati Patil.
Kiedy Regulus
mówił, Harry dostrzegł w nim Oriona, jego pewność siebie i zuchwałość.
Najwidoczniej Syriusz też widział w nim ojca, dlatego milczał niczym zaklęty.
Stał nieruchomo w miejscu, gdy
Regulus odwrócił się i odszedł. Harry miał niechybne wrażenie, że był świadkiem
ich ostatniego spotkania na błoniach. Trochę go to zabolało, trochę wzruszyło.
Już wiedział, że tym samym Regulus przypieczętował swój los i żałował, że nie
mógł mu wyznać prawdy o Voldemorcie i horkruksach. Wtedy z pewnością by się opamiętał
i może jego przyszłość ułożyłaby się o wiele szczęśliwiej? – Bogowie, znowu to robisz… Po
pierwsze – Harry widział Oriona
dosłownie kilku minut i to jedynie we wspomnieniach Syriusza. Skąd więc nagle
jego przeświadczenie o podobieństwie tych dwóch, skoro również Regulusa nie
znał za dobrze? Po drugie – czemu opisujesz nam, co czuje Syriusz, skoro
opowiadanie prowadzisz z punktu widzenia Harry’ego? Po trzecie i najważniejsze
– czemu w ogóle rzucasz mi w twarz tymi uczuciami? Ciebie też ktoś zawsze kopie
w tyłek, mówiąc głośno: Jestem smutny, bo
mnie zraniłaś, zła dziewojo!? Czy raczej Ty wyczytujesz to z twarzy,
gestów, między słowami? Nie traktuj czytelnika jak głąba. Takie zabiegi nie
sprawiają, że Twój tekst stanie się bardziej emocjonalny, wprost przeciwnie –
wypiorą go z uczuć.
Jak można stać inaczej niż w miejscu?
Niechybny. Nope, nie istnieje
coś takiego jak niechybne wrażenie.
Niechybnie może się coś zdarzyć, a nie być.
Sprawdź w tych
zielonych teczkach. Wszystko jest poukładane alfabetycznie, nazwą państw. – Czy wyobrażasz sobie jakiekolwiek
biuro zajmujące się sprawami międzynarodowymi, które miałoby posegregowane
dokumenty według krajów, a nie lat, a może nawet kwartałów? Wiesz, jak by to
wyglądało? Teczka musiałaby być wielkości szafy i szukaj igły w stogu siana.
Nie będę przytaczać kolejnego fragmentu, gdzie w
czasie codziennych zajęć Hermiony znowu raczysz mnie zagmatwanymi opisami jej
przeszłości, uczuć i planów na przyszłość, a wszystko to podczas przerzucania
stert papierów. Jest to kolejna bezsensowna ekspozycja, do tego zabiłaś
płynność akcji.
Zanim wyszli, Lemaire przyjrzał się uważnie
Hermionie. Po chwili namysłu podał jej dłoń, którą Granger bezwiednie
uścisnęła.
- Mów mi Julien.
Kiwnęła głową, po czym wyszli ramię w ramię, rozmawiając o różnicach życia w Wielkiej Brytanii i Francji.
- Mów mi Julien.
Kiwnęła głową, po czym wyszli ramię w ramię, rozmawiając o różnicach życia w Wielkiej Brytanii i Francji.
W pierwszej chwili zrozumiałam, jakby para wychodziła
dwa razy, polecam usunąć zanim wyszli.
Notka nie wnosi nic. Znowu krótka, znowu sporo
zapychaczy tekstu, ekspozycji, przez którą ciężko przebrnąć, i opisów w
miejscach, w których ich istnienie jest wysoce niewskazane.
Rozdział III,
part II
Właściciele
zadbali, by wnętrze prezentowało się w typowo magiczny sposób, dzięki czemu
przyciągali zainteresowanych klientów. – I jeb oczywistą oczywistością w
łeb. Skoro dba się o konkretny wystrój, to właśnie po to, by przyciągnąć
odpowiednich klientów.
Harry Potter
musiał przyznać, że restauracja robiła wrażenie. Nigdy tu nie był. Hermiona
kiedyś coś napomknęła, aczkolwiek ostatnio jakoś nie mieli czasu na wypady po
lokalach. Wchodząc jednak na drugie piętro, Harry postanowił to zmienić i w
następnym tygodniu zaprosić swoją dziewczynę do „Świstoklika”. – Chyba trochę się pogubiłam…
To nigdy tu nie był, ale jednocześnie był na drugim piętrze? Domyślam się, o co
mogło Ci chodzić, ale pomieszałaś czasy. Można poprawić na nigdy wcześniej nie był w takiej restauracji, jednak gdy pierwszy raz
wszedł na drugie piętro, postanowił przyjść tu ponownie z Hermioną.
Fragment z Krzywołapem wydaje się mało wiarygodny.
Harry nigdy go nie lubił, a sam kocur dawał się głaskać pojedynczym osobom,
głównie kobietom. Mogłaś zwalić fakt zmian w stosunkach Harry-Krzywołap na wiek
kota, jednak w tej formie wygląda to jak zwykły zapychacz tekstu.
Ostatnio
kobieta była strasznie podenerwowana i każdy, choćby najmniejszy szelest,
wyprowadzał ją z równowagi. Doskonale wiedziała, co wywołało u niej to zachowanie,
lecz nie chciała nawet o tym myśleć. Miała jedynie nadzieję, że kolejne dni
okażą się nie tyle co znaczące, ale wiążące i wreszcie uzyska upragniony
spokój. –
Nie przemawia do mnie ten fragment. Mam wrażenie, że chciałaś zbudować
odpowiednią atmosferę tajemnicy, jednak brzmi drętwo i sztucznie. Wystarczyłoby
jedno interesujące zdanie, a wyszły rozgotowane kluchy. Co za dużo to
niezdrowo.
Niebo przecięła
wyjątkowo jasna błyskawica. Zewsząd wiał silny wiatr (...). – Ekhm… Że co proszę?
Błyskawica zawsze jest tak samo jasna, może jedynie być za chmurami lub nie. I
znowu to tornado.
W domu
Harry’ego Pottera przygasły światła. Jedynie w salonie majaczył półmrok, dzięki wysoko unoszącym się
płomieniom w kominku. – Znowu urywa od sensu. Skoro światła tylko przygasły, to nie jest całkiem ciemno,
półmrok panuje wszędzie, a Ty mi nagle piszesz, że tylko w jednym pokoju.
Patrzył na
Regulusa ze złością i czystym obrzydzeniem i Harry zastanawiał się, czym aż tak
bardzo Syriusz się zdenerwował. Z tego, co Harry wcześniej widział, Syriusz
kochał brata i starał się nim opiekować. Co takiego musiało się zdarzyć, by
nieograniczoną, braterską miłość zastąpiła aż tak gorzka nienawiść? – I znowu jeb w łeb
ekspozycją. Nie traktuj, proszę, czytelnika jak idioty. Jest on w stanie sam
się domyślić, że coś musiało się zdarzyć, do tego napisałaś już o złości i czystym obrzydzeniu, więc
opisywanie gorzkiej nienawiści jest
już zbędne. Daj czytelnikowi myśleć samodzielnie.
Przeklnij ode
mnie mamusię. – Duży plus za to zdanie! Pomysłowe!
Trochę mnie rozbawiła nazwa stworzonej przez Ciebie
restauracji. Świstoklik to nie tylko coś, co szybko przemieszcza grupę
czarodziejów z jednego miejsca na drugie. To również przedmiot, który ma się
nie rzucać w oczy, by mugole go nie użyli. Dziurawy but, zepsuta parasolka,
podarte szorty. Coś, co już nie działa i nie przyciąga uwagi ludzkiej, co jest
śmieciem. Czemu ktokolwiek chciałby się utożsamiać z taką nazwą, szczególnie
wytworna restauracja?
Kiedy wrócili
wczoraj z lunchu, postanowili po pracy wybrać się razem na kolację, tak dobrze
im się rozmawiało. – I mówi to dorosła kobieta, która jest w dojrzałym związku, do tego jest
Hermioną, która nigdy nie poszłaby ot tak sobie na kolację ze świeżo poznanym
facetem, bo im się dobrze rozmawia.
Naprawdę nie trzymasz się ani kanonu, ani podstaw logiki.
Do tego chwilę później kobieta parska bez powodu,
chyba do własnych myśli, tylko po to, by Imperatyw Narracyjny miał punkt
zaczepienia. Uroczo. I tak! Właśnie teraz, przy tym głupim zdarzeniu, rodowity
Francuz pomylił się i zapytał po angielsku! A miał tego języka nie znać!
Naciągane i to ostro…
Jeśli ktoś
spróbował, zostawał skutecznie rażony prądem i rezygnował z tego pomysłu. – Przecież to czarodzieje,
dla nich prąd jest rzeczą mugolską, u nich jest wszystko na magię.
Ciekawy pomysł z powrotem do korzeni Hermiony, czyli
WSZY. Mam nadzieję, że podołasz tematowi.
Rozdział IV
Harry nawet nie
skomentował niegrzecznego zachowania chłopca, który, notabene, nie powinien się
tak zwracać do osób starszych od siebie. Trwał w totalnym szoku. Było go widać!
Harry’ego było widać i każdy mógł na niego wpaść! – Musisz się zdecydować. Często
pojawia się u Ciebie brak konsekwencji w opisach. Tu na przykład mężczyzna miał
być w totalnym szoku, a jednocześnie
zastanawia się nad zachowaniem jakiegoś dzieciaka. Zszokowany człowiek nie
myśli o takich głupotach. Do tego pomyliłaś podmioty. Piszesz o Harrym, potem o
chłopcu, a nagle bez zmiany osoby znowu o Harrym.
Wszędzie wręcz
walały się ubrania wszelakiej maści, o które kobiety – znalazło się również
paru mężczyzn – dzielnie walczyły, wyrywając je sobie z rąk i podkradając z
koszyków. –
Znalazłam półpauzy! Czyli jednak umiesz ich używać! Wytłumacz mi w takim razie,
czemu w dialogach z uporem maniaka korzystasz z dywizów?
- Jak
najbardziej – odparł swobodnie Tom, przeczuwając, że Ginny Weasley okaże się
naprawdę trudną klientką. – Opisujesz tu myśl Pattersona, a ten nie wie przecież, jak
ma na imię panna Weasley.
W takim razie
przyjdę do pana w środę po południu, a chwilę później do
zobaczenia w czwartek, panie Patterson. Zdecyduj się, proszę, bo te zdania
dzieli dosłownie kilka linijek.
Dzisiaj
postanowiła uporządkować również papiery
WESZ, a szczególnie zobaczyć, co wraz z Julienem będą musieli pozałatwiać w
przeciągu następnych dni. – Wcześniej napisałaś jedynie, że miała wiele spraw na
głowie, jednak niczego nie wymieniłaś, skąd więc również?
Potter pokiwał
w ciszy pokiwał głową. – Który Potter? I czy da się głośno kiwać głową? Musiałby mu
chyba kręgosłup skrzypieć.
Wreszcie mamy postacie, których mentalność odpowiada
wiekowi. Nie wiem, czy zwróciłaś na to uwagę, pisząc ten post, ale momentami
bohaterowie, którzy mają lat piętnaście, są emocjonalnie bardziej dojrzali niż
stworzeni przez Ciebie trzydziestolatkowie. Remus i Lily są odpowiedzialni,
zadają logiczne pytania, mają wątpliwości. Łapa jest ufny jak zawsze. James
bardzo mi się podobał, nieco niecodzienny, ale ma własny charakter, jestem
ciekawa, co z nim dalej zrobisz.
Nieco naciągany jest dla mnie fakt, że Harry ot tak
sobie wszedł do pokoju wspólnego Gryfonów. Czy Gruba Dama nie powinna zrobić
jakiegoś rumoru z tego tytułu, jak to ma w zwyczaju, gdy coś się dzieje? Drzeć
się wniebogłosy?
Zabrakło mi trochę naturalności u Hermiony. Niejedno
już przeżyła z Harrym, wiele niecodziennych sytuacji. Widząc Lupina samego w
domu raczej zaczęłaby się martwić, a nie psioczyć na nieodpowiedzialność
Pottera. Powinna przypomnieć sobie wszystkie dziwne zdarzenia, zniknięcia i
nieobecności mężczyzny, zacząć myśleć, co tym razem mogło się przytrafić, a nie
się denerwować.
Zakończenie rozdziału do kitu. Siedli, pogadali, nic
nie zrobili, całkowicie niepodobne do pary Potter-Granger, która zawsze do
upadłego szukała rozwiązania.
Rozdział V,
part I
Boli mnie cały wstęp tego posta. Harry, jako szef
biura i takie tam, powinien chyba częściej używać szarych komórek. Tymczasem
jak dzieciak chce przenosić się do przeszłości, uratować wszystkich, a
najlepiej zabić Voldemorta, który jest w szczycie siły i Harry może mu w
aktualnym stanie rzeczy podskoczyć, a jeszcze wmawia sobie, że cała idea tego
zaklęcia leży właśnie w tym! Brak mu typowych dorosłych przemyśleń,
umiejętności dedukcji i łączenia faktów, znowu zachowuje się jak nastolatek.
Harry
przytaknął, po czym wyjął z kieszeni pergamin. Rozwinął go i szepnął pod nosem:
przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego. – Dobry pomysł z mapą, ale czemu
Harry wyciągnął ją dopiero, gdy przemierzyli już z pół Hogwartu? A jeszcze
Hermiona reagująca radością, gdy swoim zwyczajem powinna go zganić za
wyciągnięcie jej tak późno. Znowu muszę prosić o nieco realizmu.
Przynajmniej to
się nie zmieniło, odetchnął Potter w myślach, po czym popatrzył na Hermionę z
prośbą w oczach. – A linijkę wcześniej napisałaś, że jednak się zmienił, to jak to jest?
- Nic nie
rozumiem, Hermiono – westchnął przeciągle. – Dlaczego Syriusz mnie tak
perfidnie zignorował? – Proszę, nie odbieraj mu resztek intelektu…
Głównie przez
wzgląd na jego rodziców, panie Potter – odpowiedziała ironicznie Hermiona, po
czym raptownie zdała sobie sprawę ze swojego faux pas. – Imperatyw Opkowy w pełnej
krasie. Musisz wymusić konkretną scenę, więc znajdujesz najbardziej błahy i
niewiarygodny powód, byle by jakiś był. Aż mnie serce zabolało.
Czasami mam wrażenie, że specjalnie nie pozwalasz się
wczuć w fabułę. Cały rozdział czytam o tajemniczej kartce, podróżach w czasie i
tak dalej, by na końcu znowu dostać po głowie WSZĄ i stwierdzeniem, że Harry
już śpi. Nie potrafisz odpowiednio kończyć wątków tak, by wszystko współgrało, nie
gryzło się. Musisz nad tym popracować.
Dziwi mnie fakt, że Harry i Hermiona tak późno doszli
do wniosku, że w tym wszystkim może chodzić o Regulusa. O ile tego pierwszego
jestem w stanie zrozumieć, bo bardzo by chciał, żeby sprawa dotyczyła Syriusza lub
Państwa Potter, o tyle Granger należy do trzeźwo myślących osób, które szybko
łączą fakty i nie okłamują się.
Bardzo dobry pomysł ze sprawdzeniem, czy przepowiednie
dotyczą młodszego Blacka. Za to sceny z Lily i Jamesem wymuszona i sztuczne,
przykro mi.
Rozdział V,
part II
Nóż samoistnie
pokroił marchewki i cebule, po czym tacka z pokrojonymi w talarki warzywami
uniosła się w powietrzu i zrzuciła zawartość do garnka z gotującą się wodą. – Nie musisz mnie dwa razy
informować, że warzywa są pokrojone. Poza tym – skoro podkreśliłaś, że Ginny już jakiś czas chodzi w kółko, to
wygląda, że kolacja jest już lekko spóźniona. Jakim więc cudem Molly dopiero
zaczyna robić zupę?
Samoistny. Pomyliłaś chyba wyraz
z samoczynnie.
W pokoju
panowała ciemność, ale po parokrotnym pomruganiu jej oczy zdołały się do niej
przyzwyczaić. – Ten fragment brzmi tragicznie. Nie dość, że bohaterka mruga oczami, co jest wyjątkowo brzydkim
zestawieniem, to jeszcze to pomruganie i
zaimki dzierżawcze, w których można się pogubić.
Ginny zrobiła w
tej chwili to, co uważała za
najbardziej słuszne. Przywołała różdżką płaszcz i szybko wyszła z domu,
teleportując się. Znalazła się na głównej ulicy w Hogsmeade, skąd ruszyła do
Trzech Mioteł. Właściwie sama nie
wiedziała, dlaczego tu wylądowała. – Najpierw piszesz, że zrobiła jedyną
rzecz, którą uważała za słuszną w tej sytuacji, a potem, że jednak sama nie
wiedziała. To jak to jest? Wygląda na rozdwojenie jaźni.
W ciągu tego
krótkiego czasu uświadomiła sobie
błąd, który popełniła lata temu. – Przecież w poprzednich postach opisywałaś ze trzy
razy już, jak to Ginny uświadomiła sobie swój wielki błąd. Powtarzasz się.
Przynajmniej
się postara. Z taką myślą teleportowała się z powrotem do Nory w celu
przeproszenia Molly. Chciała też zobaczyć, jak się czuje ojciec i mu pomóc.
Fakt faktem wysyłała rodzinie pieniądze, ale najwyraźniej potrzebowali
większego wsparcia finansowego. Ginny musiała więc bardziej się postarać. – Zaczynasz tu zaprzeczać
samej sobie. Z jednej strony piszesz, że Ginny zrozumiała swój błąd, że
zaniedbała kontakty z rodziną i była samolubna. A z drugiej znowu dziewczyna
sprowadza wszystko do pieniędzy. To chyba znaczy, że gucio zrozumiała właśnie.
Znowu aż mi się czknęło, gdy natrafiłam na kolejną
brzydką ekspozycję. Sytuacja awaryjna,
nagły wypad do biura, akcja toczy się wartko, aż tu nagle… opis szkoły
aurorskiej i Zabiniego. Naprawdę nie widzisz, jak to bardzo niszczy płynność
Twojej pisaniny?
- Bo wiemy.
Mamy potwierdzone informacje od Damiena, że Pożerki – zironizował, jak to
zawsze miał w zwyczaju robić – zebrali się w jednym miejscu, chcąc omówić
jakieś ważne kwestie. – Piękna ekspozycja, nie mam pytań. Po pierwsze – stawiam, że
Twoi czytelnicy są istotami rozumnymi i sami domyślą się, że Zabini ironizuje.
Po drugie – już zdążyłaś nas poinformować, jakim chłopak jest dowcipnisiem,
więc nie musisz mnie walić kolejny raz tym obuchem w łeb, jak to zawsze miał w zwyczaju robić. Pożerki małą literą.
- Potrzebujemy
ludzi. Elisabeth, ty i Sue, musicie zebrać przynajmniej dwudziestkę osób. Nie
wiemy dokładnie, ilu Pożeraczy stawi się na wezwanie, ale musimy założyć, że
przynajmniej z piętnaście. Nie obejdziemy się bez dokładniejszych informacji,
więc ty, Patrick, spróbujesz skontaktować się z Damienem czy z kimkolwiek z
wtyczek. Powiedz, że potrzebujemy konkretnej liczby ludzi przebywających w
zajętym budynku. O zakładników też zapytaj – wydawał polecenia Potter mocnym,
ale spokojnym tonem. Sam siebie momentami zadziwiał, że w tak – mogłoby się
wydawać – naglących sytuacjach potrafił zachować zimną krew i skupienie. Kiedyś
taki nie był. Harry miał wrażenie, że zdobył tę umiejętność w trakcie szkolenia
albo zaraz po objęciu stanowiska Szefa Aurorów, kiedy musiał być odpowiedzialny
za kogoś innego, a nie tylko za siebie. – Widzisz, o czym mówię? Znowu ta
sama sytuacja. Szybka akcja, ważne wydarzenia, a tu kolejne wzmianki o
przeszłości, które sprawiają, że treść wygląda jak galopujący pies, który nagle
się potknął i rozjechał na pysku. Nie przesadzam…
Jeśli Hugh
został już porwany i siedzi w fabryce, to bez problemu dowiemy się, gdzie ta
fabryka jest i jak wygląda.
Teleportujemy się na miejsce dzięki magicznemu czytnikowi, przeskanujemy
budynek zaklęciem i będziemy mieli informacje, których potrzebujemy. – Nie wyprzedasz lekko
faktów? Piszesz, że będą wiedzieli, jak wygląda fabryka dzięki magnadajnikowi,
a linijkę później, że teleportują się, by zdobyć te informacje.
Teleportował
się jakieś pięć minut temu i nadal nie mógł nadziwić się dostojności budynku. – Serio? Wszystkich
pospiesza, zagrożone jest ludzkie życie, a Harry stoi i obserwuje sobie komin?
Nie będę tu wklejać kolejnego fragmentu, którym
zaśmiecasz teoretycznie wartką akcję. Ale jest. I pewnie dalej są takie
kolejne. Proszę, zrób coś z tym.
Potter nie
lubił się rozdzielać, ale sytuacja tego wymagała. – Drugi raz w Twoim opowiadaniu Harry
ma opcję, by się rozdzielić (a nawet trzeci, jeśli liczyć sytuację z Hermioną
we wspomnieniu) i kolejny raz to robi. Powtarzanie więc, że tego nie lubi, jest
bez sensu, skoro pokazujesz nam coś zupełnie innego, gdy to znowu ochoczo się
zgadza na podział grupy.
Niby w każdej chwili
Pożeracze mogli ich zabić, ale Harry
miał przeczucie, że czekają na odpowiedni moment. – Takie niby nic, ale… Brzmi okropnie
karykaturalnie. Chcieli ich pozabijać, a Harry, największy auror Ministerstwa,
liczył na swoje przeczucie i ryzykował życia kilkunastu osób, bo tak mu się
wydawało?
Kiedy tak szli
z Ronem przez korytarz z dużą ilością drzwi, Harry zamiast całkowicie skupić
się na misji, zaczął podążać myślami w kierunku Weasleya. Było mu wstyd. Nie
widział Rona od czasu tego nieszczęsnego wypadku, nie wiedział też, jak jego
najlepszy kumpel się czuł. W zasadzie Marie wysłała mu wiadomość, że Ron
zdrowieje, ale Harry, jako dobry przyjaciel, powinien go odwiedzić i upewnić
się na własne oczy. Zamiast tego krążył po wspomnieniach Syriusza i podróżował
w czasie, postępując trochę egoistycznie. – Nie, żeby coś, ale z Harry’ego
trochę dupa, nie najlepszy auror, skoro na misji myśli o niebieskich migdałach.
Wokół zawrzało
i zapanował chaos. Darius ze wszystkich sił starał się uspokoić aurorów, ale nadaremno. – Przecież to dorośli aurorzy, nie
zaczną biegać jak rozhisteryzowane dzieciaki, gdy ich kolega umrze.
Wreszcie Harry
kazał wszystkim teleportować się z ciałami spetryfikowanych Pożeraczy prosto do
AA, czyli Aurorskiego Aresztu. – Skoro i tak rozwijasz
skrót, to niepotrzebnie w ogóle go używasz.
Ogólnie udało
nam się zatrzymać jedenastu
Pożeraczy. Do tej pory trzech popełniło samobójstwo. Dwójka już wcześniej była
martwa. –
Skoro ich zatrzymali, to nie mogli być martwi.
Trochę poszalałaś. Przestali oddychać i umarli? To
ludzie, nie jakieś mutanty. Nie da się umrzeć od wstrzymywania oddechu. Mogli
się w jakiś sposób zaczarować, użyć eliksiru, musisz to wytłumaczyć w
jakikolwiek inny sposób, bo ten jest wybitnie niedopracowany.
Ogólnie notka podobałaby mi się, gdyby akcja była
bardziej płynna. Jednak wielokrotnie przerywałaś ją jakimiś głupotkami, które
wybijały mnie z rytmu i przez które traciłam chęć do dalszej lektury.
Wątek Ginny jest całkiem ciekawy, dziewczyna ma wady,
jest samolubna i bezmyślna, dzięki czemu wyjątkowa w Twoim opowiadaniu. Jedynie
reakcje jej rodziny, szczególnie Molly, wydają mi się trochę zbyt płytkie, jak
na zaistniałą sytuację. Przecież to rodzina, która zawsze ceniła swoich
bliskich, to było dla nich ważniejsze niż pieniądze czy prestiż. Powinni być
wobec niej bardziej niedelikatni.
Rozdział VI,
part I
Usiadła, z
uwagą przyglądając się skrzyni biegów, kierownicy i nieco innym wyposażeniu niż
w Fordzie Anglia. – Taki drobiazg, ale stawiam, że Ginny nie ma rentgena w oczach i
przyglądała się drążkowi skrzyni biegów. A nazwy marek samochodów piszemy małą
literą. Info.
- Jeszcze jedna
ulica i jesteśmy.
- To dobrze.
W ciągu następnych dziesięciu minut w samochodzie panowała cisza, poza zaległymi w głośnikach gitarowymi solówkami Zeppelinów i Black Sabbath.
W ciągu następnych dziesięciu minut w samochodzie panowała cisza, poza zaległymi w głośnikach gitarowymi solówkami Zeppelinów i Black Sabbath.
Coś długa ta ulica.
Thomas,
ukrywając uśmiech, zauważył, jak panna Weasley wystraszona złapała się za serce. – Gra w quidditcha, a łapie się za serce, gdy samochód
(stary!) rusza szybciej? Sztuczne.
Thomas to Thomas, dziwne, żeby nie zauważył, że ludzie
przy nim rzucają zaklęciami, ale przecież stali na poboczu, jeździły samochody,
jakim cudem nikt nie zauważył? Kibice nie przejęli się zachowaniem tajemnicy
magicznej? Przecież za to można iść do Azkabanu.
Rozdział VI,
part II
Raptem do głowy
wpadł mu irracjonalny pomysł, który
obejmował powrót do przeszłości bez udziału Hermiony. Sam do końca nie
wiedział, dlaczego w ogóle o tym pomyślał, ale wydawało mu się to bardziej logicznym posunięciem. – To wreszcie pomysł jest irracjonalny czy logiczny? Bo jedno wyklucza drugie.
Aha, no tak,
zapomniałem o najważniejszym. Zabrzmi to trochę głupio, ale… Jestem z
przyszłości. –
Przecież już to mówił.
Zawiodłam się. Bardzo. Znając Twoją tendencję do
rozwlekania wydarzeń. sądziłam, że w finalnym poście popiszesz się krasomówstwem
godnym Tolkiena, a tu… klops. Wszystko po łebkach, byle by było, żeby wisiało
na blogu jako skończone. Nie wczułam się w rozwiązanie zagadki, padł cały
klimat. Harry mógł uratować Regulusa kilka razy, a go to obeszło, dobitna
sugestia Stworka, że cała ta zabawa to jego zasługa – również. Duży minus.
Epilog
Wreszcie z punktu widzenia Regulusa! Może w drugiej
części będzie tego więcej, mam nadzieję!
Przejdźmy do podsumowania.
Stawiasz akapity
losowo, gdzie popadnie – to była pierwsza rzecz, na jaką zwróciłam Ci uwagę
w czasie czytania rozdziałów. Im dalej, tym lepiej już to wyglądało, jednak
nadal utrzymywała się u Ciebie tendencja wciskania entera tam, gdzie jest
niepotrzebny, a walenia ściany tekstu w momentach, gdy przydałaby się przerwa.
Wygląda to nieestetycznie, mocno mi przeszkadzało w czytaniu.
Akapitów używa się po to, aby tekst był czytelniejszy
i aby oddzielić jedną myśl od drugiej: oddziela się nowe wątki w
przemyśleniach, kolejne tematy, czasem może sceny, chociaż przy nich lepszy jest
jakiś przerywnik. Chodzi o to, aby tekst był logicznie podzielony na mniejsze
części.
Po przeczytaniu tekstu raz lub dwa powinnaś już
zauważyć miejsca, gdzie popełniasz te błędy.
Rzeczą, która również mnie denerwowała w trakcie
lektury, były myśli bohaterów. Czemu
nigdy nie umieściłaś ich w żadnym cudzysłowie lub nie zapisałaś kursywą?
Kilkukrotnie zdarzyło się, że musiałam przeczytać takie fragmenty powtórnie, by
zrozumieć, co było myślą, a co mową pozornie zależną lub narracją
wszechwiedzącego.
Trzecie, co mnie drażniło, to nagminne używanie przez
Ciebie słów Harry Potter. Można użyć
jednego lub drugiego, a czasem nawet jakiegoś innego zamiennika, szczególnie,
że pełne imię i nazwisko brzmi nazbyt patetycznie.
Przechodząc do stylu
– ekspozycja goni ekspozycję. Dziewczyny spłodziły krótki poradnik na ten
temat, możesz go przeczytać tutaj.
Już pisałam, że nie możesz mi wszystkiego podawać na tacy. Fakty, które
poznaję, powinny wynikać z treści, a nie z tego, że tak napisałaś. Do tego u
Ciebie kilka razy spotkałam się z zaprzeczeniami – opisywałaś cechę bohatera, a
w dalszej części opowiadania zachowywał się on sprzecznie do tego, co mi
przedstawiłaś. Jeżeli masz problem z charakterami swoich bohaterów – zrób sobie
w notatniku rozpiskę. Rozumiem, że przy takiej ilości tekstu i oddzielnych
opowiadań można się pogubić, ale postaraj się nad tym panować.
Nieźle Ci szło przedstawianie czarodziejskiego świata.
Bardzo podobały mi się wtręty dotyczące oddziałów Ministerstwa, które brzmiały
jak żywcem wyciągnięte od Rowling. Również pojedyncze zachowania bohaterów, jak
próba naprawienia samochodu przez Ginny, podtrzymywały klimat.
W Twoim stylu razi mnie używanie wielu zbędnych słów.
Często na siłę przedłużasz zdania tekstem, którego wcale nie musiałaś napisać.
Mam wrażenie, że trochę na siłę szukasz objętości notki, zamiast skoncentrować
się na konkretach. Możliwe też, że starasz się przełożyć na swoje opowiadanie
styl, którym posługujesz się w swojej codziennej mowie, ale to też nie jest
dobry pomysł, gdyż sztuka pisania rządzi się innymi prawami niż mówiona.
Często zdarzają Ci się problemy z podmiotami i słowami,
które je określają. Otworzyłam losowy rozdział i oto, co zastałam:
Harry co chwilę
klął po nosem, ponieważ już od prawie dwóch godzin męczył się z karteczką
znalezioną w falsyfikacie medalionu Salazara. Z całych sił próbował rozwikłać jej tajemnicę i dowiedzieć się, jakim
cudem znalazła się w jego rękach i
dlaczego przeniosła go akurat we
wspomnienia Syriusza. Nie wątpił, że całość miała jakieś głębsze znaczenie.
Jej pojawia się po podmiocie falsyfikat, co już mnie myli, a już
kilka słów później mam jego, które
należy do podmiotu Harry, mimo że
stoi za karteczką i medalionem. Takich fragmentów jest
więcej, ten jest wzięty wyrywkowo i jest on pierwszym zdaniem Rozdziału III, partu I, sama więc
widzisz, że sytuacja powtarza się u Ciebie regularnie.
Z fabułą nie
jest za ciekawie. Ta często się motała. Do teraz nie wiem, jakim cudem pisałaś
o trzech szansach (karteczka), a zarówno wspomnień, jak i powrotów do
przeszłości było więcej. Do tego, gdy czytałam, że bardzo poufna sprawa jest rozgadana połowie znajomych, a tyczy się
ona jakiegoś niegroźnego Francuza, który załatwia pierdołowate sprawy, to mnie
coś ściskało. Co takiego tajnego może być w Dziale Międzynarodowej Współpracy
Turystycznej i Kulturalnej, że musiałaś mi to napisać trzy razy? Czasem więcej
nie znaczy lepiej, szczególnie jeśli chodzi o nielogiczne teorie spiskowe.
Opowiadanie ma niewiele postów i tekstu, a
wprowadziłaś dużo wątków, które nijak mi tutaj nie pasują. Nie wiem, czy w
drugiej części Dylogii się one rozwiążą, ale skoro poprosiłaś mnie o ocenę
tylko tych fragmentów, to muszę się do tego przyczepić. Rozwiązała się jedynie
sytuacja Ginny, jednak historia była wymuszona – poszukiwanie mieszkania, by
poznać jakiegoś mugola i wyjawić mu czarodziejską tajemnicę. Brak sensu w fabule.
To samo z atakiem na śmierciożerców. Moim zdaniem, gdy planowałaś tematykę tego
opowiadania, które miało być krótkie, powinnaś bardziej dopracować główny
wątek, miejscami bardzo zaniedbany, a zapomnieć o pobocznych, tworzących
mętlik, a nie wnoszących nic do treści.
Ogólnie duży plus za pomysł na fabułę – zaczarowana
karteczka, tego jeszcze nie było! I postać, dzięki której możesz dużo zdziałać,
dużo wymyślić – Regulus Black. Rozpoczęcie historii związanej z wędrówkami w
czasie było bardzo trafione, bez nagłego, niecodziennego zdarzenia, które
przyprowadziło Harry’ego w odpowiednie miejsce, w odpowiednim czasie. Był
coroczny rytuał, w którym Potter musiał natrafić na liścik.
Dalej już sprawy się lekko komplikują. Karteczka
przeznaczona była dla Harry’ego i tylko dla
Harry’ego. Jakim więc cudem Hermiona z łatwością, graniczącą z uczesaniem
włosów, zabierała się jako pasażer na gapę? Czarownik, który stworzył tak
potężne zaklęcie, by móc podróżować w czasie, raczej nie zaniedbałby takich
spraw. Przecież gdyby z Harrym zawędrował do przeszłości ktoś niesprzyjający
ocaleniu Regulusa, mogłoby to doprowadzić do jego śmierci lub innych,
niekorzystnych zdarzeń.
Zachowanie Pottera w czasie wypraw pozostawia również
wiele do życzenia. Już w czasach swojej nauki w Hogwarcie zachowywał się
bardziej dojrzale niż tutaj. To czarodziej, do tego wysoko postawiony w
Ministerstwie, codziennie spotyka się z niewyobrażalnymi sytuacjami, a tu nagle
traci głowę jak dzieciak.
Całość tekstu, w którym pojawia się Ginny, jest jak
wyjęty z innej bajki. Z jednej strony mamy dziwną sytuację z podróżami w
czasie, z innej – sercowe problemy kobiety, jej drużynę, jej mieszkanie, dziwne
fochy i zachowanie godne egzaltowanej piętnastolatki. Od groma niepotrzebnych
(moim zdaniem) sytuacji, które nie mają sensu w fabule, są jedynie
zapchajdziurą. Kolacja z Harrym, kłótnia z matką, poszukiwanie nowego domu.
Tworzysz niezbyt długą historię, która zawiera się w dwóch krótszych, a nadal
umieszczasz w nich dużo zbędnego tekstu. Nawet, jeżeli część z nich znajdzie
swoją przyszłość w drugiej części Dylogii, to raczej nie wszystkie, gdyż żeby
je dopracować, musiałabyś dopisać pięciotomową powieść.
Tu samo z Francuzem.
Ta WESZ, która mogła być podparciem dla fajnej fabuły, a stała się… zapychaczem.
Ten temat jedynie się przewinął, chociaż wymieniony Francuz tak bardzo się
musiał postarać, żeby do skutku doszło spotkanie z Hermioną, tak wiele pracy go
to musiało kosztować, a tu… parę linijek wtrętu i tyle.
Sceny ze śmierciożercami, a raczej pożerkami, jak ich pieszczotliwie
określiłaś, zupełnie do mnie nie przemawiają. Pewnie w drugiej części okaże
się, że mają oni jakieś powiązanie z sytuacją Harry’ego, ale czarno to widzę.
Ponadto sceny te są niedopracowane, wręcz nudne, kiedy powinny zawierać wartką
akcję i gwałtowne jej zwroty.
Po części już rozwinęłam sprawę z bohaterami w Twoim opowiadaniu. W połowie lektury skłaniałam się do
napisania, że najlepszym z nich była Ginny, gdyż miała własny charakter,
negatywne cechy i była wyraźna, jednak z czasem okazało się, że jest obłudna,
gdyż jedno mówi, drugie robi, do tego większość jej działań jest nielogiczna,
nie poparta żadnymi racjonalnymi pobudkami. Nie sądzę, że świadomie stworzyłaś
takiego pustaka, oznacza to więc, że postać jest zwyczajnie płytka.
O dziwo na najlepiej wykreowaną postać w całym tym
przedszkolu wyrasta Teddy. Widocznie
łatwiej przychodzi Ci tworzenie postaci dziecięcych i młodzieżowych niż
dorosłych.
Za bardzo opierasz się na pierwowzorze, w którym
bohaterowie są niepełnoletni. Mogę Ci jedynie polecić lekturę książek, w
których bohaterowie są dojrzali, mają dorosłe problemy i w sposób dorosły sobie
z nimi radzą.
Ogólnie na plus:
pomysł, przedstawienie świata czarodziejów, dość poprawny styl Twojej pisaniny.
Na minus:
kreacja bohaterów, logika, braki w fabule, lanie wody.
BŁĘDY
Wielokrotnie używasz dywizu jako pauzy lub półpauzy.
Tu masz artykuł.
Często również wstawiasz w dialogach niepotrzebne spacje.
Prolog
(...)
niezwykłego jak powrót do
przeszłości. Teraz wiedział, że już dawno powinien wrócić do normalnego życia.
Rozdział I
Pomimo jego
młodego wieku [przecinek] darzyli Harry’ego
niesamowitym szacunkiem (...).
Harry musiał
przyznać, że Ron opowiadał tę akcję
bardzo zabawnie, mimo iż w rzeczywistości zapewne wcale nie było im do śmiechu. – To tych Ronów było więcej?
- Oj, daj
spokój, Hermiono.– Harry uśmiechnął się przepraszająco (...). – Spację zjadło.
Harry
uśmiechnął się przepraszająco i zaprowadził dziewczynę na jego
krzesło, wcześniej zamykając drzwi. – Jeżeli to byłoby krzesło Pottera, to prowadził
Hermionę na swoje krzesło, a jeśli
Granger to jej krzesło, musisz się
zdecydować.
(...) a kobieta
nie chciała przekładać posady ponad
związek z Harrym. – Przekładać można rzeczy lub
książkę na inny język, a w tej sytuacji powinnaś użyć słowa przedkładać.
Ciekaw jestem,
jak się na nie zaopatruje. – Zaopatrzyć można sklep w produkty. Na kwestie można się zapatrywać.
Doskonale
wiesz, że nienawidzę, jak się spóźniasz,
Harry Potterze – przywitała go Hermiona, kiedy ten spóźniony o prawie godzinę zapukał do drzwi jej mieszkania. – Raz wystarczy.
Harry prawie
jęknął, wytykając swoją głupotę. – Żeby coś wytknąć, trzeba
wytykać to komuś.
Wystarczyło
tylko parę zaklęć, by po kolacji nie zostało śladu. – Ślad i został.
Z początku, jako dobra
przyjaciółka, chciała mu pomóc z
poradzeniem sobie z odejściem Ginny,
ale z czasem zauważyła, że
przychodziła do Pottera z coraz
mniej wiarygodnych powodów.
Przez moment
zastanawiał się, dlaczego Ron wezwał akurat jego, a nie kogoś bardziej wdrążonego w sprawę. – Wydrążony to może być pień,
wdrożonego.
Harry zareagował
błyskawicznie: odkręcił się w tamtym
kierunku i rzucił Drętwotę. – Odkręcić można słoik.
Kiwnął głową
Leanne, by się przygotowała, a sam wyczarował wokół nich bariery ochronne. – Brakuje słówka dodatkowe, bo przecież dziewczyna już
jedne wyczarowała.
(...) czuł, że przybywa w tym lesie zdecydowanie
dłużej niżby sobie tego życzył. – Przebywał,
przecinek po dłużej.
(...) i od tego
czasu ciągle szukał podobnego, równie objechanego.
– Odjechanego. Przyznam, że takie
słownictwo nie pasuje mi do potterowskiego ff.
Kiedy jednak
paręset stóp przed nimi zabłysły
światła, zaczęli biec. – Rozbłysły lub zabłysnęły.
- Cii – uciszył
przyjaciela Harry i widząc, że przymyka oczy, klepnął go lekko w twarz. – Pomylony podmiot. W tym
momencie jest nim Harry, więc wychodzi na to, że to on przymyka oczy.
Tym razem
najważniejsza ze wszystkich, bo o życie najlepszego przyjaciela. – Brakuje słowa jego, bo nie dla każdego Ron jest
najlepszym przyjacielem.
Rozdział II,
part I
Ginny nie
otworzyła ani jednego listu, w których pisał, jak bardzo ją kochał i pragnął z
nią porozmawiać, wyjaśnić wszystko na spokojnie. – Pomylony czas. Zapis sugeruje, gdy
gdy Harry pisał listy, to już nie kochał Ginny.
Zwłaszcza, że
traktował Ginny jak księżniczkę (...). – Przecinek stawiamy przed całym
wyrażeniem zwłaszcza że, a gdy
wyrażenie zaczyna zdanie, przecinek pojawia się na końcu części składowej.
(...) i
przesunięciu wszystkich gratów z podłogi
pod ścianę, zdjął zaklęciem na podłogę.
– Zamiast z proponuję na, bo w tym momencie całość brzmi, jakby pod ścianą już nie znajdowało się na podłodze.
Harry Potter ma
mało czasu i tylko trzy szanse. O innych niech na razie nie myśli. Harry Potter
musi uważnie patrzeć. – Tu powinnaś jakoś zaznaczyć, że to kwestia z kartki.
Rozdział II,
part II
Słońce chowało
się za horyzontem wysoko i gęsto porośniętych
drzew. –
Horyzont nie jest drzewami. Może być
nimi porośnięty, więc horyzontem
porośniętym drzewami, chociaż to też dość słabo brzmi. Do tego porośnięty,
czyli że to drzewa były czymś porośnięte? Mogły gęsto rosnąć lub być posadzone.
Krwisty kolor
nieba wskazywał na to, że następnego
dnia będzie na tyle mroźno, by założyć cieplejszą kurtkę czy płaszcz, a może
nawet coś na głowę i szyję. – Od kiedy jedno ma związek z drugim? Na to zbędne.
Czy ty oby, Hermiono, nie jesteś zazdrosna? – Aby.
Zanim jednak
dziewczyny bardziej zagłębiły się w
temacie (...). – W temat.
Oczywiście, nie
chciała stracić dawnej przyjaciółki, ani sprawić jej przykrości, aczkolwiek nie
miała wyjścia. – Dwa pierwsze przecinek zbędne.
Hermiona kątem
oka zerkała na Ginny, starając się wydedukować z jej zachowania to, o czym wcześniej mówiła Marie. – Niepotrzebne. Sporo masz
takich słówek, musisz przejrzeć cały tekst, bo nie będę wypisywać wszystkich.
(...) lśniącymi
włosami spiętymi na głowie w koka. – To biernik, nie dopełniacz, więc kok. I gdzie jeszcze można spiąć w niego
włosy, jak nie na głowie?
- Regulusie –
zwrócił się Orion do młodszego syna – odpowiedz mi o twoich postępach w wydobywaniu magii. – Kropka po syna i odpowiedz dużą literą. I czym jest wydobywanie magii, bo nie wiedziałam wcześniej takiego określenia?
Zanim Potter
zaczął myśleć, jak inaczej mógłby pomóc jego
chrzestnemu, obraz rozpłynął się w powietrzu. – Swojemu,
a tak naprawdę można w ogóle usunąć to słowo.
Zaklęcia
oślepiającego swoją ofiarę… – Brzmi jakby zaklęcie było istotą i miało wydłubać wrogowi
oczy widelcem…
Harry zamrugał oczami (...). – A czym innym, przepraszam?
Pleonazm.
Rozdział III,
part I
(...) i
dlaczego przeniosła go akurat we
wspomnienia Syriusza. – Do wspomnień.
Skrzat
nienawidził Syriusza i z pewnością
by mu nie pomógł, tym bardziej po jego śmierci, kiedy Stworek nie musiał
już Syriuszowi służyć. – Mnogość słów określających
jedną postać zabija.
Ona z pewnością
będzie wiedziała co robić. – Przecinek przed co.
Kiedy Harry
otworzył oczy, ze zdziwieniem spostrzegł, że znajdował się na hogwarckich błoniach. Znajdował się pomiędzy drzewami przy jeziorze, a w oddali
majaczyły mury zamku.
Nienawidził jak ktoś krzywdził jego bliskich, nawet
we wspomnieniach. – Przecinek przed jak.
Ta cała
polityka, wstręt do mugolaków i
wychwalanie czystości krwi, jest po prostu chora. – Zbędny przecinek przed jest.
Regulus zmrużył
oczy, ale nic nie wtrącił. – Mógłby coś wtrącić, gdyby Syriusz był w trakcie mówienia, a ten
już skończył. Ale nic nie odpowiedział.
(...) który
miał przybyć dokładnie o piętnastej po
południu. – Skoro o piętnastej, to wiadomo, że po południu. Do tego w Harrym używamy czasu angielskiego, czyli
trzecia po południu.
Panna Granger
wielokrotnie próbowała pójść w ślady koleżanki, ale nigdy nie udało jej się
wywrzeć nacisku na szefie. – Szefa.
Rozdział III,
part II
(...) gdzie na
środku mieścił się ogromny, samozapełniający stół. – Brakuje się, inaczej wychodzi, że stół zapełnia coś innego (pokój?).
Mężczyzna
zmierzwił bezwiednie włosy, patrząc na szeroko otwarte oczy Ginny. – Patrzy się w oczy, nie na oczy.
Młody Lupin
zaczął ciągnąć wujka do domu, przez co Harry ledwo zdążył zdjąć buty. – Skoro dopiero go ciągnął do
domu, to gdzie Harry zdejmował te buty, na podjeździe?
Burza trwała
już od paru godzin i najwyraźniej nie zamierzała przestać. – Nie zamierzała przestać trwać? Nieco głupio brzmiące
połączenie.
Nagle tuż przed
Potterem wyrosła postać Syriusza z kufrem w jednej dłoni, miotłą w drugiej i
plecakiem niedbale zarzuconym na ramieniu. – Zarzuca się na coś, na ramię.
Poczuł
przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. Potarł dłonią zmęczone oczy, czując
wszechogarniającą senność. – Ta senność przecież nie ogarnęła całego świata. Ogarniającą go senność.
Harry Potter
uważnie patrzył, teraz będzie robił. – Brakuje co. I
pergamin raczej nic nie robi, to rzecz martwa, lepiej uważnie patrzył, co się teraz stanie.
Coraz częściej
nachodziły ją myśli o zmianie pracy, a przynajmniej stanowiska, na lepszą, ale
ciągle rezygnowała. – Skoro zmieniłaś podmiot na stanowisko, to na lepsze.
Próbowali
odbudować świat czarodziejów tak, żeby to im sprawił wygodę. – A co to za potworek? Nie
wiem za bardzo, co miałaś na myśli.
Rozdział IV
Musiał jak
najszybciej dostać się do gabinetu Neville’a. Najwyraźniej jakimś cudem, kiedy
jego różdżka przypadkowo zetknęła się z tą magiczną kartką, Harry musiał teleportować się do Hogwartu.
Potter spojrzał
na zegarek, który wskazywał parę minut przed dwudziestą drugą. Rozejrzał się więc wokół. – Jaki tu widzisz związek
przyczynowo-skutkowy, że używasz słowa więc? I brzmi trochę, jakby to zegarek się
rozglądał.
Chociaż w sumie
jej się nie dziwie, pracownicy
zmieniają się tu co rusz. – Dziwię.
Ginny
zauważyła, że zanim dziewczyna to zrobiła, lekko poprawiła sobie włosy. – Zbędne. Raczej nie poprawiała cudzych.
Widziała
niechlujnie włożoną koszulę w spodnie, całą
zachlapaną. – Ostatnim podmiotem w zdaniu były spodnie, które nie były zachlapane.
Lepiej by brzmiało widziała niechlujnie
włożoną w spodnie koszulę, całą zachlapaną.
Biurko również nie prezentowało się porządnie, a wręcz
odpychająco. –
Nie w zdaniu sprawia, że za pierwszym
razem zrozumiałam, iż biurko nie było odpychające. Lepiej: biurko również nie prezentowało się porządnie, wyglądało odpychająco.
Kiedy dotarła
pod drzwi prowadzące do sypialni Harry’ego dobiegł ją dźwięk głębokiego
oddychania. –
Przecinek przed dobiegł.
Niewidzącym spojrzeniem popatrzył na Hermionę, po czym rzucił się w jej ramiona. – Nie da się patrzeć, gdy
się nie widzi.
Raczej o to, że
poznając zachowanie ojca, zgubił gdzieś przekonanie o czystej, ogromnej i
wiecznej miłości jego rodziców. – Skoro już opisujesz jego
uczucia, to: swoich.
Po tym co
zobaczył dzisiaj, świat ten legł w gruzach. – Przecinek przed co.
Rozdział V,
part I
- Jeszcze raz, Harry.
- Harry Potter ma mało czasu i tylko trzy szanse – powtórzył po raz trzeci Harry, podpierając się łokciem na blacie.
- Harry Potter ma mało czasu i tylko trzy szanse – powtórzył po raz trzeci Harry, podpierając się łokciem na blacie.
Nie możemy po
prostu przytknąć już różdżkę do
karteczki? –
Różdżki.
(...)
rozwiązanie tej tajemnicy .Wszystko
musi być jakoś (...). – Szalona kropka.
Było to
ostatnie miejscem, w którym
spodziewali się jego obecności. – Miejsce. A zdanie brzmi strasznie sztucznie z tą obecnością.
Twarz miał bardziej podłużną, a czarne jak
smoła włosy roztrzepane w każdą z możliwych stron. – Nie. Mogła wydawać się bardziej podłużna, bo był chudy lub zmienił fryzurę,
ale rysy twarzy przez trzy lata mu się nie zmieniły.
Nie da rady się
tutaj wejść?
– Coś tu się zadziało.
Kiedy James
tylko na kogoś patrzył, od razu widział w
tym kimś wroga i szpicla. – Zbędne, raczej nie obok tego kogoś.
Cóż, z moim
urokiem osobistym bym się nie zdziwił , gdyby wszystko wyśpiewali (...). – Szalona spacja.
Rozdział V,
part II
Poza tym łudziła nadzieję (...). – Łudzić można się czymś, a
nie coś, więc łudziła się nadzieją. Raczej chodziło Ci o żywiła nadzieję.
Możesz już iść, mamo –
zwróciła się do Molly, a sama usiadła na kanapie. – To brzmi, jakby Ginny sugerowała,
żeby Molly wyszła z domu, a chodzi jedynie o powrót do kuchni.
Była zbyt
zażenowana i wzruszona jednocześnie
całą zaistniałą sytuacją, by móc coś powiedzieć. – Sjp mówi: wzruszenie «stan psychiczny osoby doznającej takich uczuć, jak
tkliwość i rozrzewnienie, wywołany jakimś poruszającym zdarzeniem». Nie wiem
więc, co wcześniejsza sytuacja ma się do tego uczucia.
Reszta słów
Molly zupełnie ją nie interesowała. – Jej.
To nigdy nie wyjchodzi na dobre. – Wychodzi.
Nie wiemy
dokładnie, ilu Pożeraczy stawi się na wezwanie, ale musimy założyć, że
przynajmniej z piętnaście. – Piętnastu. I śmierciożerców piszemy małą literą, nie widzę więc
powodu, dla którego pożeracze miałyby być wielką.
Nagle zza rogu
korytarza wyskoczyło dwóch zamaskowanych Pożeraczy, którzy zanim się
zorientowali, że stoją oko w oko z Aurorami,
już leżeli spetryfikowani na posadzce. – Małą literą, to tylko zawód.
Powtarzasz ten błąd, musisz wszędzie poprawić.
Harry
przechodził koło spetryfikowanych ciał Pożeraczy, których wkrótce wezmą na
przesłuchanie i wsadzą, w najlepszym wypadku, do Azkabanu. – Wsadzić mogą ich tylko do Azkabanu, raczej nie ma gorszego
więzienia dla czarodziejów, jeśli w ogóle jakieś jest. Jeżeli chciałaś
zasugerować, że mogliby ich skazać na śmierć, to powinno widnieć i, w najlepszym wypadku, wsadzą do Azkabanu.
Potter wziął
kilka głębszych oddechów, by przenieść się tuż przed domem państwa
Fletch-Fletcheyów, kiedy pojawił się przed nim Darius. – Dom.
Rozdział VI,
part I
Przycisnął mocnej pedał gazu, co okazało się
błędem, ponieważ nie przejechali nawet dwóch metrów jak samochód zaczął zwalać, aż wreszcie stanął. – Zwalniać i mocniej.
Przecinek przed jak.
Mamy cię albo równie
lipny program telewizyjny? – Przydałaby się kursywa przy nazwie własnej programu lub
cudzysłów.
Nie wiem, jak
ty, ale ja dzisiaj mam wiele spraw na głowie. – Pierwszy przecinek zbędny.
Rozdział VI,
part II
Miał też
nadzieję, że po powrocie Hermiona będzie
na tyle ciekawa wydarzeniami, że
Harry będzie mógł szybko zmienić
temat. – Zaciekawiona.
Emocjonalnie
Harry nie poczuł innej różnicy. – Żadnej różnicy,
gdyż wcześniej opisywałaś fizyczne różnice.
Chcę tu umrzeć
– mówił spokojnie i opanowanym tonem, kompletnie wbrew całej sytuacji. – Opanowany ton brzmi karykaturalnie, wystarczy tylko spokojnie.
Epilog
Regulus Black
teleportował się prosto przed drzwiami na Grimmauld Place 12. – Teleportował
się pod drzwi
lub aportował się pod drzwiami.
I tak o – dobrnęliśmy do końca.
Raz lepiej, a raz gorzej, ale ogólnie mi się podobało.
Widać, że się starasz, jednak Twoja pisanina jest jeszcze dość chaotyczna,
nieoszlifowana. Jest potencjał, są pomysły, jest pasja, to wszystko widać.
Potrzeba Ci tylko więcej… samoogłady? Staranności? Przemyśleń?
Ogólnie musisz zacząć panować nad tekstem. Bo na razie to taki niezajeżdżony koń z
predyspozycjami do wysokiego sportu.
Chciałabym niedługo przeczytać coś jeszcze Twojego!
Mocne 3, z
szansami na dużo więcej!
„nie podoba mi się sposób, w jaki numerujesz rozdziały. Skoro używasz polskiego rozdział, to co tam robi angielski part?” – Ani rozdział, ani part to nie są numery.
OdpowiedzUsuń„Normalnie Harry nie zajmował się podobnymi sprawami, ale nie mógł sobie pozwolić na chociażby cień niesubordynacji i zaniedbania. – I znowu fragment bez sensu. Kolejny raz piszesz, że zwykle jest tak, ale teraz jest inaczej bez jakiegokolwiek powodu”. – Powiedziałabym, że powód jest podany po ale, no ale ja tu nie jestem oceniającą.
„powiało mi Gray’em” – Ale że Dorianem? Ten pan od Anastazji nazywa się Grey. A nazwiska obu odmienia się bez apostrofu.
„Harry ma trzydzieści lat, od dawna zna swojego profesora, a Ty próbujesz mi wmówić, że mężczyzna nie zna natury nauczyciela? Toż to pobożne bajanie, które nie ma nic wspólnego ze światem istniejącym w pierwowzorze Twojego opowiadania” – Za to ja nie mam pojęcia, co to ma wspólnego z pobożnością. A na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje. Związek frazeologiczny, który ci gdzieś dzwoni, to zapewne pobożne życzenia, tyle że używa się go raczej w kontekście pragnień.
Nah, dalej nie chce mi się czytać, postaraj się bardziej, Elektrownio.
Krwisty kolor nieba wskazywał na to, że następnego dnia będzie na tyle mroźno, by założyć cieplejszą kurtkę czy płaszcz, a może nawet coś na głowę i szyję. – Od kiedy jedno ma związek z drugim? - Nie jest może tak, że to rzecz pewna na sto procent, ale ma to związek z ludowymi prognozami. Jak dwadzieścia jeden lat żyję, to za każdym razem, kiedy wieczorem jest czerwone niebo, słyszę, jak mój dziadek powtarza, że następnego dnia będzie zimno, ewentualnie będzie wiało. I, co najlepsze, w większości przypadków się to sprawdza. Ja bym tylko sugerowała w tym zdaniu wymianę słowa mroźno na zwykłe zimno lub chłodno, bo czerwone niebo może się pojawić równie dobrze w środku lata.
OdpowiedzUsuńSorry, że się wtrącę, ale mnie zaintrygowałaś. :D W sensie po prostu przyszłam powiedzieć, że u mnie z kolei zawsze mówi się, że jak jest różowe/czerwone niebo, to następnego dnia będzie ciepło. Coś zupełnie przeciwnego. :D (No to kto w końcu mówi dobrze? xD).
UsuńTłucze mi się w głowie czerwony zachód i ochłodzenie na rano, ale teraz podczytuję internety (wikipedię, no przyznaję) i jest tam pod hasłem przepowiednie pogodowe wzmianka o czerwonym wschodzie jako zwiastunie złej pogody razem z wyjaśnieniem (wpływ wyżów i niżów), więc teraz przyznaję, że coś pokręciłam (dobrze, że się wtrąciłaś! :D). Wciąż jednak prędzej należałoby chyba zwrócić autorce uwagę, że to czerwony wschód zwiastuje ochłodzenie, a zachód dobrą pogodę.
UsuńPo poprawce jedno wciąż ma związek z drugim.
A ja nigdy nie słyszałam tego stwierdzenia, stąd moja uwaga. Dziękuję za podpowiedź! Poprawię jutro, gdy tylko będę przy PC : )
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, już mi się zorientowałam, co narobiłam. NieFikcyjna ma rację, czerwony zachód to dobra pogoda, ALE może wiać. Nie jakoś szalenie, ale mocniej niż zwykle. (I teraz z tym wiatrem jestem już pewna, poszłam w chłodną pogodę, bo mój niewyspany mózg zasugerował się tym, co było w oryginalnym tekście).
UsuńNo, tyle już tych ludowych prognoz. ;D
Cześć!
OdpowiedzUsuńNa liście rzeczy, których się dzisiaj spodziewałam, na pewno nie widniał podpunkt „przeczytanie oceny na Wspólnymi siłami”. A nawet jeśli, to gdzieś na szarym końcu, zaraz po „skręcę sobie kostkę podczas biegu, mimo że wcale nie biegam”. Wow, jestem w totalnym szoku. :PP
W każdym razie chciałam napisać, że wiem już o ocenie itd., ale przeczytam i skomentuję ją dopiero w weekend. Piszę w sumie, żeby nie było, że olewam, czy coś. :)
Pozdrawiam!
Dzięki Ci, że w ogóle odpisujesz, bo część autorów nawet nie pokusi się o komentarz : ) Miłej lektury! Uśmiechnij się czasem chociaż : )
Usuń