Adres: Tango życia
Autorka: Patrycja
Tematyka: obyczajówka, romans
Oceniające: NieFikcyjna i Skoiastel
Słowo wstępu od NieFikcyjnej: Zdaję sobie sprawę z tego, że trochę czekałaś na tę ocenę i że na mojej podstronie widniała informacja o publikacji w listopadzie. Cóż… Przyznaję, że nie przypuszczałam, iż Twoje opowiadanie będzie aż tak trudne do ocenienia. W połowie pierwszego rozdziału opuściły mnie siły i właściwie aż do grudnia w ogóle nie wracałam do oceny. Skoiastel wyraziła chęć pomocy, a jako że we dwójkę zawsze raźniej, grupówka poszła nam o wiele szybciej. Gdybym miała pisać tę ocenę sama, to prawdopodobnie bym jej nie skończyła. A dlaczego – tego już dowiesz się poniżej.
Jak to zwykle w grupówkach bywa, rozdziały będziemy komentować w l. pojedynczej, natomiast podsumowanie opiszemy l. mnogą. Zapraszamy do lektury.
[Po tym, jak już miałyśmy ocenę na wykończeniu, zobaczyłyśmy, że naniosłaś jakieś pojedyncze poprawki – gdzieś zamieniłaś dywiz na myślnik, gdzieś indziej poprawiłaś literówkę. NieFikcyjna rozpoczęła tę ocenę w październiku, natomiast miała długą przerwę, podczas której nie zaglądała na Twojego bloga. Potem – w styczniu – pisałyśmy wspólnie, ale nie od początku – to, co już było, zostało zachowane. Nie będziemy teraz, przed samą publikacją dokładnie przeglądać raz jeszcze każdego Twojego posta i cytatu pod kątem tego, czy jest zgodny z naszymi komentarzami. Powinnaś uszanować naszą pracę i nie grzebać w tekście, jeśli wiesz, że jesteś pierwsza w kolejce do oceny; taki też punkt widnieje w naszym regulaminie. Ewentualnie mogłaś zapytać o możliwość naniesienia zmian albo powiedzieć nam, że coś się zmieniło w międzyczasie i wypisać, co konkretnie].
PIERWSZE WRAŻENIE
W czcionce w tytułach nie ma polskich znaków. Innych uwag brak, szablon sam w sobie prezentuje się całkiem przyjemnie. Jest dość prosty, ale o niebo lepszy od tego, z którym się zgłaszałaś. Lubię modny minimalizm, więc tutaj akurat nie mam żadnych zastrzeżeń. Zastanawiają jedynie te zdjęcia z początku każdego rozdziału. Skąd je wzięłaś? Bo coś czuję, że nie z bazy, która udostępnia je na licencji Creative Commons.
Sprawdziłam to i, przykładowo, maska wenecka z rozdziału 44. znajduje się na stronie: [KLIK], a łąka z 43. tutaj: [KLIK]. Podobny problem mam ze zdjęciem spod Twojego tekstu. Przedstawia latynoską tancerkę, którą podpisałaś: „Lady Patrycja Ville”. Podejrzewam, że to główna bohaterka Twojej historii. Zdjęcie pochodzi jednak ze strony [KLIK]. Wygląda na to, że sama je obrobiłaś, dodałaś też wszystkim fotografiom różne efekty. Ale jeśli nie są Twoje ani też nie pobrałaś ich z bazy, która udostępnia je na wolnej licencji, to nie powinnaś ich używać, a tym bardziej obrabiać. Ewentualnie zapytać autorów o zgodę i jeśli się zgodzą na użycie ich fotografii, podać źródło oryginału. Twórca mógłby nie wyrazić zgody na rozpowszechnianie. Poza tym, umówmy się, co te zdjęcia tu w ogóle robią? Jaką rolę pełnią?
Na razie jestem dość obojętnie nastawiona do tytułu. Tango życia brzmi dla mnie troszeczkę jak tytuł harlequina, ale wcale nie musi tego zwiastować, więc nie chcę go skreślać już w tym momencie.
TREŚĆ
Przede wszystkim rzuca się w oczy jedna rzecz – zdarza się, że zamiast poprawnej półpauzy (–) używasz do zapisu dialogów niepoprawnego dywizu (-). Dzieje się tak szczególnie w przypadku otwierania komentarza narratorskiego. Drugą sprawą natomiast jest to, że czasem stawiasz po tym dywizie, który powinien być półpauzą, spację, a czasem nie. Poprawna forma zapisu to oczywiście ta ze spacją po półpauzie. I jeszcze trzecia uwaga – brak u Ciebie wcięć akapitowych. Zawsze, gdy rozpoczynasz nowy akapit (obojętnie, czy jest to opis, czy wypowiedź bohatera), powinnaś zrobić takie wcięcie.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wczesny letni wieczór. Wieczór jest ciepły, mam na sobie sukienkę i długi szal. – Zbędne powtórzenie. Poza tym jak dla mnie te dwa zdania to dziwny sposób rozpoczynania opowieści w pierwszej osobie. Kto tak opowiada? Kto tak myśli?
Podchodzę do stolika z biletami, odbieram swój bilet. Podchodzę do prostokątnego okna i oglądam ogród. – Powtórzenia. Skoro bohaterka podchodzi do stolika z biletami, to dość jasne, że odbiera bilet właśnie. Słyszałaś o czymś takim jak elipsa?
Okna są w znakomitej większości w kształcie prostokąta, czytelnik nie potrzebuje o tym informacji. Właściwie to w ogóle nie potrzebuje informacji o jakichokolwiek oknach, wierz mi.
Trochę posadzonych kwiatów [przecinek] w tym moich ulubionych żółtych róż, widzę jeszcze czerwone róże i margaretki. – Kolejne powtórzenie i brakujący przecinek.
Niedaleko mnie stoi trzech panów i żywo o czymś dyskutują. Są czymś bardzo poruszeni. – Kolejne powtórzenie. I nie „dyskutują”, bo Twoim podmiotem jest „trzech panów”, a w takim wypadku liczebnik wymaga od czasownika konkretnej formy, czyli trzeciej osoby liczby pojedynczej: „dyskutuje”. Dziwi mnie taki błąd, skoro wcześniej napisałaś „stoi”, nie zaś „stoją”. Jeżeli chcesz użyć trzeciej osoby liczby mnogiej, to możesz napisać „trzej panowie”.
A więc: albo „...stoi trzech panów i żywo o czymś dyskutuje”, albo „...stoją trzej panowie i żywo o czymś dyskutują”. Dodam tylko, że taka dowolność panuje tylko w przypadku cyfr od 2 do 4.
Pierwszy akapit, a tekst już mnie zmęczył. Okropnie suchy opis prostych czynności, o których pisać z pewnością nie trzeba. Poza tym już teraz zauważam brak spójności między zdaniami w tym samym akapicie, ale jeszcze wspomnę o tym później, jeśli problem będzie się pojawiał.
- Najpierw musisz zobaczyć prawdziwy taniec, dopiero później się bawić w układnie historii tanecznej – Mówi jeden z nich. – Niepoprawny dywiz to jeden problem, drugim jest natomiast zły zapis dialogu. „Mówi” małą literą. (Zapis dialogów omówimy sobie w podsumowaniu, bezsensem byłoby poprawianie przeze mnie każdej wypowiedzi w Twoim opowiadaniu). Poza tym zgubiłaś literkę w „układanie”, przydałoby się też poprawić szyk – „bawić się” zabrzmi lepiej niż „się bawić”.
Jest wysoki i trochę chudy, ma jasne włosy i niebieskie oczy. – „Trochę chudy”? Rozwiń. Zawsze zastanawia mnie to, skąd ci narratorzy pierwszoosobowi wiedzą, jaki kolor oczu mają poszczególne osoby. Narratorka nawet z tym panem nie rozmawia, po prostu słyszy, jak coś mówi. Od razu zagląda mu w oczy? Jak blisko stoi? Ma aż tak dobry wzrok czy lupę w oczach? Nie wspominając już o tym, że wzrost, budowa ciała, a także kolor włosów i oczu nie są mi szczególnie potrzebne w tej chwili – zwłaszcza gdy podane są w tak suchy, beznamiętny i całkowicie ekspozycyjny sposób.
- A to, że na You Tube widziałeś [przecinek] nie oznacza [przecinek] że to czujesz i umiesz pokazać to na scenie – [mała litera] Dodaje złośliwie trzeci mężczyzna. Jest średniego wzrostu i ma czarne włosy [przecinek] tylko tyle widzę [przecinek] bo stoi do mnie profilem [kropka] – Musisz poczuć rytm, emocje, kroki – kontynuuje – [mała litera] A nie tylko filmik z turnieju lub jakiś pokaz [kropka] – Podchodzę bliżej [przecinek] niby oglądając obrazy na ścianach [przecinek] i słucham dalej. – „YouTubie”, z odmianą i łącznie. Co do reszty – poprawny zapis dialogów, jak pisałam, omówimy później. Przecinki także.
- Skoro jesteś taki mądry, to co proponujesz? Ja mam problem tylko z krokami, bo operują jakimiś dziwnym językiem... – „Jakimś”. Te kroki operują dziwnym językiem?
- Ha ha! Dziwnym językiem ha ha, i to mówi scenarzysta… – Szczerze mówiąc, może to subiektywna uwaga, ale byłabym raczej za napisaniem „zaśmiał się” w komentarzu narracyjnym, zamiast wtrącane „ha ha” w wypowiedzi.
– Ja mogę pokazać, [bez przecinka] panom [przecinek] jak wyglądają figury taneczne, które pan tutaj wymienił [...].
Stężenie „panów” w tym rozdziale osiągnęło poziom krytyczny. A wklejam tylko jeden fragment:
- Przepraszam. Może ja mogłabym pomóc rozwiązać panów rozterki – Panowie stoją i patrzą na mnie – Ja mogę pokazać, panom jak wyglądają figury taneczne, które pan tutaj wymienił – Zwracam się do pana z kręconymi włosami – Czyli co to było pierwsze? A tak „wyjście do hand”. Tylko potrzebuję partnera – Wyciągam rękę do pana w czarnych włosach, on podaje mi swoją, ręka jest ciepła i sucha, robimy dwa kroki do przodu, aby mieć więcej miejsca. Kontynuuje – Pan niech stoi i trzyma mnie za rękę, akurat w tym przejściu to partnerka ma więcej roboty. A to ma być rozliczenie na rumbę czy chacha? - Zawracam się do pana z kręconymi włosami.
[A tak zupełnie przy okazji: „cha-chę”].
Blondyn uśmiecha się, a czarnowłosy też lekko się uśmiecha. – Spójnik „a” wprowadza zdanie przeciwstawne. Te dwa zdecydowanie takie nie są. Najlepiej w ogóle pominąć jakikolwiek. No i oczywiście powtórzenie. Paskudne.
– Dobrze [przecinek] zrobimy to na kroki rumby, jest wolniejsze i dokładniej można kroki rozpoznać. – „Wolniejsza”. Poza tym co to za dziwny szyk? „I można dokładniej rozpoznać kroki”.
Staję przed czarnowłosym i robię krok do przodu, potem odwracam się do niego bokiem i stoję na jednej nodze, robię krok w bok tuż przed nim i obracam się na nodze, zostawiając drugą nogę z przodu, później staję równo, robię krok lewą nogą, obracam się wokół własnej osi i robię krok w bok. Panowie stoją i patrzą z szeroko otwartymi oczami. – Okej, wyjaśnijmy sobie coś. Z tańcem mam niewiele wspólnego, właściwie nic. Nie znam się na tym. Twoim zdaniem jako autora opowiadania skupionego wokół tańca jest opisać wszystkie ruchy tak, abym mniej więcej mogła zrozumieć, co się dzieje, a przy tym nie umarła z nudów. Ten opis był tak suchy jak Sahara, w dodatku okropnie sztuczny i nieplastyczny. Narratorka opisuje dokładne ruchy, ale w mojej głowie wygląda to co najwyżej jak taniec robota. Sama powiedz, podoba Ci się to? Uważasz taki opis tańca za atrakcyjny?
- I tak wygląda wyjście do hand, w chacha, [bez przecinka] jest niemal to samo, tylko że szybciej, w rumbie bardziej jest nastawienie na ruchy bioder i zmysłowość partnerki, tylko że partner w tym samym czasie coś robi, zależy od układu – „Cha-cha” (ewentualnie: „cza-cza”), to po pierwsze, po drugie – to słowo się odmienia, więc „cha-chy” („cza-czy”). „Coś robi” jest dosyć mało precyzyjne. Co robi? Jajecznicę? Na drutach?
Zastanawiam się, co tu się właśnie dzieje. Narratorka podsłuchuje rozmowę kilku mężczyzn, potem się do niej wtrąca, a na koniec tłumaczy wszystkim, na czym polega dany taniec i go pokazuje.
Poza tym, gdzie się zgubiła fabuła? Czy ona w ogóle była zaproszona na to spotkanie?
- Mam na imię Patrycja. Głupio tak zwracać się cały czas per pani [przecinek] bez imienia. – Pani Bez Imienia? (Serio, przecinki są przydatne).
- Mam do pani prośbę, napisałem konspekt scenariusza, opowiada o tancerzach i miłości. Jest to historia bez dialogów, jest tam tylko taniec.
- O [przecinek] to ciekawe.
- Tylko mam kilka problemów z tym konspektem, jak pani pewnie zauważyła. Nie znam się, [bez przecinka] dobrze na tańcu, a także poszukuje [ę] tancerki, bo to spektakl na dwóch aktorów i aktorkę, już dwóch aktorów mam [dwóch aktorów już mam], ale nie mam aktorki – Patrzy przez chwilę na mnie. Uśmiecham się i idę, [bez przecinka] do drzwi [przecinek] na salę [do sali] [przecinek] gdzie [w której] ma odbyć się spektakl. – Jakim cudem on napisał konspekt scenariusza bez dialogów z samym tańcem, NIE ZNAJĄC SIĘ NA TAŃCU? To tak jakby napisać książkę po japońsku, ale nie znając japońskiego.
Pogrubiona część zdania nie ma sensu. Co ma nieznanie się na tańcu do tego, że szuka tancerki?
No i… wow, jaka ta kobieta jest uprzejma. Savoir-vivre level master. Facet coś do niej mówi, a ona nic nie odpowiada i po chwili sobie idzie. Jestem pod wrażeniem.
- Ale pamięta pani kroki i wie [przecinek] o, [bez przecinka] co chodzi w tańcu, dogada się pani z choreografem i aktorami, potrzebuję kogoś, kto, [bez przecinka] potrafi pokazać emocje w tańcu. – Twoje dialogi są bardzo, bardzo sztuczne. Nie ma w nich nic z realizmu i plastyczności. Czytaj je na głos, a zobaczysz, że tak się nie mówi. To brzmi co najmniej tak słabo, jakby bohater był zza granicy. Dalej też masz z tym problem:
- Proszę się zastanowić, porozmawiamy po spektakl – wypijemy lampka wino i zjemy kolacja przy świece. A potem odwiozę panią mój samochód.
Wiem, że to tylko literówka, niemniej chyba nie potrzeba Ci ani oceniającej, ani bety, aby takie rzeczy wyłapać. No chyba że natchniona piszesz i już nie czytasz tekstu, tylko wstawiasz od razu to, co udało Ci się stworzyć. (Jeśli tak, to się nie przyznawaj i przestań tak robić. Nie można publikować niesprawdzonych rzeczy. A twoje opowiadanie ewidentnie jest niesprawdzone).
Mam mętlik w głowie, gasną światła, spektakl się zaczyna, idzie muzyka w tle, lampy się zapalają, na scenie siedzi Maciek i zatyka uszy rękami, krzyczy. – Okej, ale gdzie się spieszysz? Ktoś Cię pogania? Pisanie nie polega na nawalaniu czasownikami, ile wlezie. I to jeszcze w jednym zdaniu. Masz bardzo małe umiejętności i widzę to po połowie pierwszego rozdziału. W gruncie rzeczy nie musiałabym oceniać dalej. Jak na razie to wszystko brzmi właśnie jak wspomniany wyżej konspekt. Nic więcej. Opisów (sensownych!, takich z prawdziwego zdarzenia!) znikoma ilość, akcji brak, bohaterka-kukiełka, inni bohaterowie – statyści. Co to, po co to, dlaczego – tego nie wiem.
Ciągle myślę o propozycji scenarzysty. Nie wiem [przecinek] co robić. Długo nie tańczyłam, a do tego musiałam przerwać, [przecinek zbędny] tańczyć. Tak bardzo chciałam wrócić do tańca. Poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam się, to Krzysiek się na mnie patrzy, lekko się uśmiechnął. – To jest to, o czym wspominałam gdzieś wyżej – nie ma u Ciebie spójności między linijkami tekstu w tym samym akapicie. Od „poczułam” powinien być nowy akapit, bo wychodzisz z przemyśleń bohaterki do świata rzeczywistego. Poza tym wykorzystany szyk, konstrukcje zdaniowe i wybrane formy wyrazów świadczą o strasznie słabym stylu. Przerwać tańczyć? Raczej przerwać tańczenie albo przestać tańczyć. Idzie muzyka? To naprawdę nie brzmi. Dziwię się, że coś takiego przyszło Ci w ogóle do głowy.
Na dodatek sam sens też gdzieś się zapodział: z Twojego opisu wynika, że Patrycja długo nie tańczyła, a do tego musiała przerwać to tańczenie-nietańczenie. O co chodzi? Właściwie nie wiadomo.
Dodam też, że strasznie irytuje mnie ta wszędobylska słodycz i infantylność. Wszyscy się do siebie tylko uśmiechają – praktycznie co reakcję – jakbyś nie mogła tego napisać raz, a porządnie, tylko zamiast tego tworzysz sztuczny obraz bohaterów przerywających uśmiechy, poważniejących i zaczynających się uśmiechać znów, na nowo co kilka zdań. Rzygam tęczą.
Odwracam się z powrotem w stronę sceny i patrzę prosto w oczy Maćka. Zadrżałam. – Musisz też zdecydować się na jeden czas. Nie może być tak, że piszesz jednocześnie tekst opisujący wydarzenia tu i teraz oraz kiedyś, dawniej. Sama pomyśl, jak niby czytelnik miałby się w tym odnaleźć?
Aktorzy schodzą ze sceny, zapalają się lampy, widzowie wstają i wychodzą, ja również wstaję i przepuszczam kilka osób, przechodząc koło garderoby [przecinek] ktoś chwyta, [bez przecinka] mnie za ramię i ciągnie, nawet nie wiem, jak znalazłam się w garderobie, obok mnie stoi Krzysiek, Maciek i Paweł stoją trochę dalej [przecinek] jest jeszcze kilku aktorów, ale nie zwracają na mnie uwagi.
Nie sądzisz, że trochę za dużo informacji jak na jedno zdanie? Nie sądzisz, że trochę za sucho je przedstawiłaś? Wiesz, ktoś wymyślił kiedyś znaki przestankowe wcale nie dla ozdoby, ale nadał im konkretne funkcje. A powtórzenia? Kompletnie nad nimi nie panujesz albo na siłę starasz się wykreować bohaterkę o ubogim zasobie słownictwa i o nikłych umiejętnościach składania sensownych zdań po polsku, tak przy okazji. Choć wszystko do tej pory brzmi na tyle topornie (w tym stylizacje innych bohaterów), że obstawiam to pierwsze – masz po prostu problem z przelaniem myśli na papier (na plik).
Dialog, w którym główna bohaterka opowiada o swoich powodach zrezygnowania z tańca dopiero poznanym osobom jest strasznie sztuczny; nazywamy to ekspozycją dialogową. Bohaterka zdradza wszystkie szczegóły przejmującej przeszłości bez żadnych oporów i czuć, że robi to specjalnie, aby czytelnik mógł poznać tę przeszłość. Kreujesz Patrycję za pomocą nienaturalnej rozmowy i wywlekasz wszystko, co do tej pory mogło być ciekawe, od razu, nie budując żadnego napięcia. Ta pozbawiona emocjonalności narracja strasznie bohaterkę odrealnia.
Zła jest też niespójność w charakterze kobiety. Jednocześnie bohaterka tańczy przed mężczyznami i się popisuje oraz za moment zdradza, że w jej życiu miały miejsce bardzo traumatyczne wydarzenia, które kazały jej przestać tańczyć (śmierć męża i obumarcie płodu, problemy ze zdrowiem). Przy okazji babka mówi o tym dramacie, jakby wyliczała, co jadła na śniadanie. Emocjonalność na poziomie ameby.
– Jakiś ty niecierpliwy. Daj dziewczynie trochę spokoju. Nie widzisz, jak jest skołowana? – Uśmiecham się do niego z wdzięcznością – Niech pani usiądzie – Maciek wskazał na kanapę. – Dalej też mieszasz czasy. I jeszcze dopisek narratorski w dialogu odnosi się do innej osoby, niż osoba mówiąca, więc powinny tu zadziałać akapity.
Dobra, przerwijmy na moment lekturę.
Na tym etapie rozdziału zauważyłyśmy, że błędów jest tak dużo, a tekstu jeszcze tak wiele, że tracimy motywację do pracy. Być może powinnyśmy być cierpliwe i przeczytać całość, aby wypowiedzieć się o fabule, jednak ta fabuła póki co nie ma żadnego znaczenia. Może być dopracowana i ciekawa, mogłaś mieć na nią naprawdę świetny pomysł, ale kiedy na blogu wisi tak niepoprawny tekst, który odbiera radość z czytania samym stylem i słabymi technikaliami, i kiedy czytelnik widzi takiego potworka, nie będzie chciał iść dalej i poznawać dalszej fabuły, nie będzie chciał w ogóle dać Ci szansy. No way. Tym bardziej dziwi nas ilość obserwatorów i postawa komentujących, dla których „stylistycznie ten początek nie jest idealny”. Co? Nie jest idealny, serio? Toż to eufemizm pełną gębą; tak jakby nazwać prostytutkę strażniczką lasu.
Poza tym jeżeli chodzi o sam pierwszy rozdział – fabularnie – to to też nie jest coś aż tak wybitnego, żeby zachęcało do otwarcia drugiej notki. Mamy bohaterkę, która nie potrafi za bardzo w zdania złożone. Wchodzi do teatru, podsłuchuje rozmowę, do której się dołącza i w końcu tańczy dla rozmówców (chociaż podobno w teatrze zebrał się już jakiś tłum, a potem okazuje się, że kobieta generalnie od dawna nie tańczy, ma problemy zdrowotne) i chwali się umiejętnościami. Dalej jest suchy opis spektaklu, a po nim strasznie nudna gadka-szmatka między bohaterami, aż w końcu Patrycja eksponuje swoją przeszłość – niby tragiczną, ale jednak kompletnie nieemocjonującą, zapewne dlatego, że podaną w zupełnie niepasjonujący sposób. Następnie nie ma żadnych opisów, jedynie ciągnie się niemiłosiernie dialog – strasznie oficjalny, bo „pan/pani”, ale pojawiają się też kolokwializmy, np. „cholera” i skrótowce typu „ok”. Dalej rozmowę przepełniają suche i nieśmieszne heheszki, jakby akcja miała miejsce w dwudziestoleciu międzywojennym. Ale to nie jest dwudziestolecie międzywojenne, bo jeden z gości spóźnił się na autobus, więc Patrycja sprawdza mu rozkład na telefonie. Okazuje się, że wszystkie busy odjechały, dlatego kobieta zaprasza Maćka do siebie. A gdy typ ledwo zasypia, ona zdejmuje mu buty, jakby był jakimś najlepszym, starym przyjacielem domu – co najmniej. I to jest strasznie głupie zakończenie.
To teraz może o formie rozdziału...
Post wygląda tak, jakbyś dawno nie otwierała żadnej książki albo porządnie zredagowanego opowiadania sieciowego. Jakbyś zabierała się za pisanie i publikowanie, nie posiadając nie tylko żadnego doświadczenia w tym zakresie, ale i nie mając wyczucia językowego, który często sprawia, że autorzy piszą coś intuicyjnie poprawnie. Chociaż w minimalnym stopniu, ale jednak gdzieniegdzie poprawnie.
Do tej pory do WS zgłaszali się autorzy, którzy mieli już jakiś wyrobiony styl i chcieli dowiedzieć się, jak wygląda ten styl w oczach innych czytelników. Ocena pełni przecież rolę rozbudowanego komentarza. Takim osobom najczęściej tłumaczyłyśmy jakieś językowe niuanse, doradzałyśmy w kwestii narracji (np. wskazywałyśmy pojedyncze headhopping), definiowałyśmy rodzaje ekspozycji, wytykałyśmy ewentualną obecność imperatywu narracyjnego czy błędy w researchu, może brak logiki w poszczególnych scenach. Aby jednak napisać taką ocenę, trzeba przede wszystkim chcieć przeczytać całość i widzieć w tym sens. My natomiast po takim rozdziale pierwszym już go nie widzimy, to dla nas za dużo błędów wszelkiej maści. Praktycznie wszystkie, jakie znamy, skolekcjonowałaś w jednym miejscu. Z jednej strony to może być nawet powód do jakiejś tam dumy; brawo, stworzyłaś największego potworka w historii WS. Z drugiej jednak, to naprawdę niepokojące. Bo nie chodzi tylko o masę błędów językowych, ale również o brak umiejętności poprawnej budowy zdań. To, co piszesz, brzmi często okropnie topornie i kojarzy nam się raczej ze sposobem wypowiedzi osoby, która dopiero uczy się języka polskiego, a nie jest jego rodzimym użytkownikiem. Trudno byłoby więc wrzucać tu zdania do poprawki… bo do poprawy jest właściwie wszystko.
Zgodnie stwierdziłyśmy, że w przypadku Twojej pracy pisanie pełnej oceny, opierając się na każdym rozdziale – jak robiłyśmy do tej pory z innymi tekstami – to będzie mordęga. Tu nawet nie nie ma co doradzać, nie ma jak nakierować Cię inaczej niż zaproponować zacząć pisać całość raz jeszcze, z uwzględnieniem wszystkich wskazówek w tym podsumowaniu, w artykułach z naszej encyklopedii [KLIK] i porad zawartych w ocenach innych autorów. Powinnaś dużo więcej czytać i uczyć się na błędach innych, aby wyrobić sobie jakiś chociażby podstawowy zmysł literacki.
Aby nie być też tak zupełnie gołosłownym, zdobyłyśmy się na przejrzenie kolejnych rozdziałów. Może nie zagłębiałyśmy się w tekst jakoś specjalnie uważnie, aby studiować fabułę, jednak nasze obawy potwierdziły się – z takim początkiem, którego nikt nie sprawdził Ci wcześniej, dalej popełniałaś podobne błędy: głównie stylistyczne, budując tekst za pomocą nudnych zdań prostych albo jedno zdanie złożone przerywając kropką [np. r. 25: Podpisując z nią umowę na czas próbny. Zawarliśmy klauzulę (...)]. Praktycznie każda notka wygląda tak, jakbyś zatrzymała się na etapie piątej klasy szkoły podstawowej i uciekała z lekcji o zdaniach złożonych. Jakbyś bała się ich jak ognia. A gdy już się na jakieś silisz, to albo kompletnie leży i kwiczy szyk (np. r. 44: Niedaleko piorun w drzewo uderzył...), albo kuleje fleksja i interpunkcja (np. r. 39: W drzwiach odwróciłam się i posłałam mu ręką całusa. On udał, schwytanie i chowanie do kieszeni na później).
Wciąż też mocno rzucają się w oczy powtórzenia (np. r. 16: Trawniki były wykoszone. Co kawałek były posadzone kwiaty w rabatach. Wieczór był ciepły). I tak notka za notką, notka za notką... Na dodatek tematycznie przez cały czas większe opisy to albo bezsensowne ruchy, które nie mają żadnego znaczenia fabularnego, albo opisy wyglądu bohaterów: [np. r. 42: Popatrzyłam na komórkę. Nikt nie dzwonił. Zamknęłam balkon. Oglądałam jeszcze końcówkę kryminału i wyłączyłam telewizor. Popatrzyłam na zegarek. Była dwudziesta czwarta. Zgasiłam światło i poszłam do pokoju. Włączyłam małą lampkę przy szafce. Z szafki wyciągnęłam książkę. Zaczęłam czytać. W domu panowała cisza.] oraz [np. r. 43: Przebrałam się w krótkie dżinsowe spodenki i zieloną koszulkę bez rękawów. (...) Weszłam do pokoju i przywitałam się z doktorem. Miał krótkie szpakowate włosy i okulary na nosie. Pod kitlem ubrany był w kolorową koszulę typu hawajskiego]. Notka za notką, notka za notką… Naprawdę starałyśmy się, ale musisz nas zrozumieć i spojrzeć na swoją pisaninę mocno obiektywnie i na chłodno. Tego się zwyczajnie nie da czytać.
Przejdźmy więc już do podsumowania.
Ach, ale jeszcze przed tym musimy coś wyjaśnić – to nie jest tak, że się uwzięłyśmy. Do tego momentu po pierwszym otworzeniu bloga byłyśmy dość pozytywnie nastawione i nie chodzi o to, że zaczęłyśmy czytać z od razu wyrobioną niepochlebną opinią. Nie. Zwyczajnie nie spodziewałyśmy się, że będzie aż tak źle – że praktycznie każde zdanie wymaga skopiowania, wklejenia w ocenę i skomentowania. Na blogu masz ponad czterdzieści rozdziałów, a już w pierwszym takie błędy, które odpychają i powinny w ogóle uniemożliwić Ci dalsze pisanie czegokolwiek mającego sens (komentującym też powinna zapalić się czerwona lampka i ktokolwiek mógłby grzecznie zwrócić Ci uwagę, że… no. Jest słabo). Stąd właśnie pomysł na podsumowanie już na tym etapie oceny. Z naszej perspektywy wyniesiesz w ten sposób więcej przydatnej wiedzy, niż gdybyśmy miały komentować poszczególne rozdziały. Zresztą – tak czy inaczej w podsumowaniu padłyby dokładnie te same słowa, co poniżej, więc nie ma co niepotrzebnie wydłużać tekstu.
PODSUMOWANIE TREŚCI
NARRACJA
Prawdopodobnie nie masz pojęcia, czym jest narracja pierwszoosobowa i jak ją prowadzić, aby działała. Przede wszystkim musisz uświadomić sobie, że w opowiadaniu pisanym taką narracją główna bohaterka nie powinna opisywać wszystkiego specjalnie pod czytelnika, ale stworzony wywód powinien być jej naturalną myślą. Czy zastanawiasz się sztywno w swojej głowie, dokąd idziesz, co robisz, jak wyglądasz? To sucha relacja, a ludzie tak nie działają: Siadam przed komputerem. Otwieram nowy dokument tekstowy. Zaczynam ocenę. Właśnie pisze do mnie NieFikcyjna. Mówi, że autorka zmieniła szablon bloga. Nie szkodzi. Poprawiam się na krześle. Zaczynam pisać. – Powiedz mi, kto tak myśli? Jak to w ogóle topornie brzmi!
Nie jesteś w stanie opowiedzieć wszystkiego takimi samymi środkami, jakimi rządzi się narracja trzecioosobowa. Nie możesz opisywać wnętrz, wyglądu innych bohaterów, planów, celów i przeszłości tak, jak robi to narrator wszechwiedzący trzecioosobowy. On sobie może na to pozwolić, bo stoi obok akcji, obserwuje i relacjonuje wszystko z perspektywy osoby trzeciej. Patrycja natomiast stoi w środku akcji – to centrum uwagi czytelnika! – więc opisy muszą wychodzić z niej naturalnie, przemyślenia być jej bliskie i wystylizowane tak, jak ona faktycznie mówi. Albo przynajmniej tak, jak mówią pełnosprawni ludzie. A nie jakieś cyborgi. Niestety do tej pory Patrycja zachowuje się i mówi jak android. Nawet nie robot z EX_MACHINA, bo w filmie roboty poprawnie przechodziły Test Turinga (sztuczka polegała na tym, że nie dało się rozpoznać robota od człowieka poprzez rozmowę). U Ciebie główna bohaterka to stuprocentowy, zaprogramowany automat. Materiał na żonę Terminatora, jak nic.
Już na wstępie rozdziału dowiedziałyśmy się, jak Patrycja wygląda i gdzie idzie. Do tej uwagi przyda Ci się artykuł o ekspozycji: [KLIK], ponieważ Twój opis jest stworzony mocno pod czytelnika i to tak bardzo widać, że aż nie da się wczuć w tekst.
Piszesz trochę też tak, jakbyś miała narratora trzecioosobowego, tylko z odmienionymi końcówkami. A nie po to ktoś wymyślał narrację pierwszoosobową, aby korzystać z niej w tak fatalny sposób. To znaczy możesz próbować, jasne, jednak nie da się tego czytać. Gdybyś nie pisała w czasie teraźniejszym, a przeszłym, to miałoby to jeszcze jako taki sens. Ale w tej formie nie ma go za grosz, bo akcja toczy się tu i teraz.
Często zdarzało nam się, że spotykałyśmy się z twórczością autorów, którzy sądzili, że taka narracja pierwszoosobowa to właściwie nie różni się zbytnio od trzecioosobówki; chodzi tylko o to, aby mieć inną perspektywę. A jednak zastanówmy się po co? Skąd w ogóle pomysł, by tak pisać? Poniekąd narracja pierwszoosoba wiąże się z chęcią poruszenia czytelnika, wpłynięcia na niego, aby mocniej mógł utożsamić się z bohaterem, wejść w jego skórę, pochodzić w jego butach, pobyć nim. Tego nigdy nie osiągniesz suchą relacją. No nie da się, sztuczka z oddawaniem emocji i przedstawianiem nam bohatera działa tylko tam, gdzie bohater ten myśli naturalnie i układa zdania prowadzone stylizacją; cała reszta to sprawozdanie. U ciebie póki co cały rozdział pierwszy to właśnie takie sprawozdanie.
Nie mogłyśmy porzucić wrażenia, że Patrycja zwracała się do nas i wykładała nam łopatologicznie, co ma we łbie. Np. rozdział 47.:
Nie potrafiłam opanować jego złości. Czułam się zraniona że tak na mnie wrzeszczy i nie daje dojść do słowa. Nie potrafiłam na niego podnieść głosu. Nigdy nie nauczyłam się wyrażać gwałtownych uczuć. Zawsze wyjaśniałam wszystko na spokojnie, bez emocji i krzyku.
To jest ekspozycja w najczystszej i najbardziej okrutnej postaci. Zamiast pokazać nam bohaterkę, która nie potrafi wyrażać gwałtownych uczuć i która wyjaśnia innym bohaterom wszystko na spokojnie, Ty dajesz nam suchy opis o tym. Bohaterka określa się sama – tłumaczy, jak działa i co ma w głowie. Zamiast w jakiś wystylizowany sposób przekazać nam emocje i poruszyć, Ty… rzucasz nam o niej suchą formułką w twarz. Nie jest naturalnie, intymnie, dlatego nic nie robi na nas wrażenia.
Rada? [KLIK].
Jeżeli chcesz trzymać się tej narracji, na dodatek konsekwentnie pisać w czasie teraźniejszym, musisz zapoznać się z większą ilością tekstów pisanych tym sposobem. Przykładem godnym polecenia są na pewno „Igrzyska śmierci” autorstwa Suzanne Collins.
Mimo wszystko, jako że jesteś raczej na początku swojej pisarskiej drogi, doradzamy jednak zacząć od narracji trzecioosobowej w czasie przeszłym. Wydaje nam się, że jest stosunkowo najprostsza, bo nie ogranicza narratora. Ewidentnie Twój sposób myślenia, gdy piszesz, jest ukierunkowany na świat widziany z boku, z perspektywy postronnego obserwatora, a nie konkretnej jednostki. Masz szerokie pole widzenia i nie potrafisz go zawęzić, co jest właściwie niezbędne, by narracja pierwszoosobowa była poprawnie zastosowana. Porwałaś się trochę z motyką na słońce, bo zarówno pierwsza osoba, jak i czas teraźniejszy są rzadziej używane, a już tym bardziej nieczęsto występują w połączeniu ze sobą.
CZAS NARRACJI
Wbrew pozorom to nie takie łatwe trzymać się jednego czasu, ale niestety konieczne. Czas przeszły i czas teraźniejszy w jednym tekście wprowadzają zamieszanie. U Ciebie coś potrafi jednocześnie dziać się w tej chwili, a zaraz dowiadujemy się, że to samo miało już miejsce wcześniej. Zauważyłyśmy jednak, że właściwie największy kłopot sprawił Ci rozdział pierwszy – to tam pokusiłaś się na czas teraźniejszy i najwidoczniej poległaś, więc od drugiego zdecydowana większość pisana jest w czasie przeszłym. Bardzo dobrze, słuszna decyzja, ale teraz na blogu wisi niesmaczna hybryda. Czytelnicy zwykle czytają blogi od początku, nie od środka, od wybranego lub losowego rozdziału. A więc jeżeli w rozdziale pierwszym dajesz dowód na to, że opowiadanie jest pisane w czasie teraźniejszym, a później nagle zmieniasz koncepcję, no to mamy zgrzyt i ktoś może się rozczarować. Nie rozumiemy, dlaczego nie poprawiłaś rozdziału pierwszego i nie dopasowałaś go do całości.
STYL
Spójrz na obrazek, bo to właśnie on tłumaczy najpoważniejszy problem Twojej pisaniny. Zdania proste, na które głównie się decydujesz, sprawiają, że Patrycja jako narratorka wypada w oczach czytelników strasznie sztywno, wręcz nieludzko. Coś w stylu: Tratatatata. Tratatatata. Tratatatata – jak karabin maszynowy – monotonia, stagnacja, nuda. Słowa i czytane na głos, i w myśli nie brzmią jak słowa ludzkie. Czterdzieści osiem przewertowanych notek napisałaś głównie za pomocą zdań prostych:
Dom był pusty i cichy. Otworzyłam drzwi balkonowe. Wpuściłam świeże powietrze. Włączyłam telewizor aby zagłuszyć ciszę. Przebrałam się w strój domowy. Czyli dres i bluzkę. Usiadłam na kanapie. Zaczęłam oglądać wiadomości. Myślałam o tym co powiedział Maciek. Warto spróbować. Zastanawiały mnie jego intencje. (r. 24).
A kiedy już używasz zdań złożonych, nadal są one krótkie i nie mają przecinka, który wyznaczałby miejsce na pauzę oddechową i oddzielał zdania składowe. Stąd też porównanie do karabinu:
Ocknęłam się gwałtownie. Próbowałam złapać oddech. Byłam cała zlana zimnym potem. Rozglądnęłam się po ciemnym pokoju. Na dworze szalała burza. Prawdopodobnie kolejna. Potarłam twarz. Odetchnęłam. Podświetliłam komórkę. Zegar wskazywał na piątą rano. Westchnęłam. Znowu to samo. Spałam zaledwie dwie godziny. Czułam zmęczenie. Zaczęła znów mnie boleć noga. Próbowałam ją rozmasować. Niestety nic to nie dało. Odsunęłam kołdrę i założyłam kapcie. Usłyszałam daleki grzmot. Burza przechodziła. Włączyłam latarkę. Przeszłam przez sypialnię i poszłam do kuchni. Podniosłam jedną roletę. Przestało padać. Lecz dalej wiał silny wiatr. Widziałam dalekie błyski i grzmoty. Zeszłam na dół i włączyłam ponownie prąd. Weszłam do kuchni i nastawiłam ekspres do kawy. Z apteczki wyciągnęłam tabletki przepisane mi przez lekarza. Wzięłam jedną i przepiłam czystą wodą. Otwarłam wszystkie rolety. Zacisnęłam mocniej szlafrok. Było ciemno. Na horyzoncie było jeszcze widać błyskawice. Lampy we wsi zgasły. Widocznie piorun uderzył w jakąś skrzynkę i prąd odcięło. Weszłam z powrotem do domu i zamknęłam balkon. Ekspres w kuchni zapiszczał. Zalałam kawę i wróciłam do sypialni. Położyłam kubek na szafce i otwarłam książkę.
Zdajesz sobie sprawę, że tak wygląda prawie połowa rozdziału 43.? Wklejamy duży fragment, aby pokazać Ci, że jedynym spójnikiem, jakiego użyłaś w obrębie tak gigantycznej sceny, jest „i”. Nie próbujesz nowych form, tylko trzymasz się jednej, bezpiecznej, ale nudnej i w żaden sposób nierozwijającej. Okropnie topornie się to czyta.
Musisz nauczyć się pisać zdania różnorodne. To bardzo ważne, bo zadbasz wtedy nie tylko o wydźwięk tekstu, ale też o dynamikę i tempo, o interesującą stylizację głównej bohaterki (czy narratora, gdybyś zdecydowała się napisać kiedyś to opowiadanie w trzeciej osobie) i o to, że czytelnik nie zaśnie.
O bardzo ubogim stylu świadczą też powtórzenia. Zwykle początkujący autorzy mają problem z „być” i „mieć”, ale Twój problem to już zdecydowanie level hard. Potrafisz w jednym akapicie użyć wielokrotnie tego samego słowa – często rzeczownika, np. „uśmiech” albo „taniec” – które łatwo jest zastąpić jakimś bliskoznacznikiem. Jeżeli nie znasz wielu słów, rozwiązaniem jest czytać, czytać i jeszcze raz: czytać. I to zanim zabierzesz się za pisanie swojego tekstu. Natomiast jeżeli jesteś uparta i bardzo chcesz dalej tworzyć, już teraz kształcić się i próbować osiągnąć wyższy poziom, to na pewno przyda Ci się słownik synonimów: [KLIK]. Spójrz, jak wiele słów bliskoznacznych możesz wykorzystać, kiedy opisujesz, że ludzie gdzieś idą, a bohaterka idzie wraz z nimi. Dla Ciebie w wielu sytuacjach to było po prostu: oni idą, ja idę z nimi, za mną idzie jeszcze Paweł idzie Maciek…
(kliknij, by powiększyć)
Inną rzeczą, która ma wpływ na Twój styl, jest słaba poprawność zdań. Nie chodzi nam o interpunkcję, czyli przecinki i kropki, które – mamy wrażenie – stawiasz tak, jak Ci się podoba, ale bez żadnego wyczucia. Chodzi głównie o szyk zdań i fleksję. Zdarza się, że słowa stoją w nieodpowiednim miejscu, przez co zdanie brzmi nienaturalnie – jakbyś nie słyszała, jak wypowiadają się ludzie dookoła Ciebie. Czasem też niepoprawnie odmieniasz słowa, np.: Kasa, sklepik i szatnia została już zamknięta (r. 15). Powinno być: zostały już zamknięte, bo wymieniasz kilka rzeczy, obowiązuje liczba mnoga.
FABUŁA I BOHATEROWIE
Tutaj znajdzie się czas na pochwałę. Połasiłaś się na dość ciekawą tematykę bloga. Babeczka, ex tancerka, spotyka w teatrze przez przypadek twórców jakiegoś scenariusza o tańcu, którzy potrzebują tancerki oraz kogoś, kto sprawdzi ich research, gdyż panowie widać, że nie mają do tego głowy. Okazuje się, że bohaterka ma trudną przeszłość, a jednak zgadza się na współpracę. To naprawdę dobry pomysł, ale… niestety sam pomysł, bo wykonanie poległo.
Przede wszystkim to, co opisałyśmy, dzieje się już w pierwszym rozdziale, a wcale nie powinno. Powinno rozwijać się w czasie, powinno być tajemnicą odkrywaną z notki na notkę. Dlaczego bohaterka ma opory przed tańcem? Dlaczego narzeka na ból nogi? Dowiedziałybyśmy się tego ze sceny, kiedy w nocy tęskni za byłym mężem, np. ogląda wspólne zdjęcia, oraz gdy idzie do lekarza po leki lub gdy zobaczylibyśmy, jak kuleje. Nie z jednego dialogu-kolosa w pierwszym rozdziale! To pójście na łatwiznę ze strony autora i kompletna nuda dla czytelnika!
Zastanów się sama, dlaczego czytanie książek sprawia radość? Bo możesz poznawać nowe, interesujące postaci i śledzić ich rozwijającą się historię, prawda? Z rozdziału na rozdział robi się wtedy coraz ciekawiej... Autorzy rzadko podają coś na tacy, a Ty właśnie tak robisz – idziesz na skróty. W przypadku Twojego opowiadania naszym zadaniem jako czytelników jest tylko przeczytać nudny tekst, aby poznać o Patrycji wszystko naraz. Niczego nie dawkujesz, nie bawisz się prowadzeniem jakiejś tajemnicy, budowaniem napięcia, nic.
Poza tym większość notek jest o… niczym. Nie masz w ogóle świadomości, że opowiadanie czy powieść składają się ze scen. Im krótsza i konkretniejsza scena, tym właściwie lepiej, bo nie marnujesz weny na pisanie o duperelach, a czytelnik nie zdąży się zmęczyć.
Na tym etapie powinnyśmy napisać Ci, czym są sceny. Porównajmy je do kadrów z filmu, a bohaterowie niech będą aktorami. Weźmy sobie na przykład taki „Dziennik Bridget Jones”.
Pierwszą sceną w filmie jest przyjazd Bridget do rodziny i pretensjonalna rozmowa z matką. Drugą – czas spędzony na rodzinnym przyjęciu. Potem mamy cięcie i scena zmienia się w kultowy wieczór u Bridget, która martwi się swoim nieudanym życiem, słuchając All by myself. Cięcie i nagle widz znajduje się tuż obok powalającego Hugh Granta przyglądającemu się pijanej Bridget, która niemiłosiernie fałszuje w pracy, więc przejdźmy może dalej… Bridget rozmawia przez telefon z przyjaciółką, a po przyciemnieniu obrazu pojawia się scena imprezy ze znajomymi. Kolejna to już smutny powrót do pracy na kacu. Oczywiście przez te wszystkie sceny słyszymy bardzo naturalne i charakterystyczne myśli Bridget, bo w końcu to jej dziennik i jej życie, więc jednocześnie jej narracja i cała stylizacja językowa. Ale nie widzimy Bridget, która wstaje rano, robi sobie kawę, robi makijaż, idzie zrobić kupę. Uczestniczymy tylko w scenach ważnych i nawet jeśli jest to scena zakładania majtek, to coś ta scena jednak wnosi do fabuły – możemy wywnioskować, że bohaterka jest zdesperowana, zakompleksiona i bardzo jej zależy na tym, aby wyglądać dobrze na randce, dlatego decyduje się na wielkie, wyszczuplające gacie. Nie oglądamy pierdół z całego jej życia, bo po pierwsze film stałby się „Modą Na Sukces”, a po drugie widz zanudziłby się na śmierć.
I to tak samo powinno działać w Twoim opowiadaniu: krótka scena w teatrze -> ładnie opisana scena spektaklu -> krótka i konkretna scena-rozmowa z Maćkiem i innymi bohaterami. Potem cięcie i przechodzimy do kolejnej ważnej sceny: Patrycja idzie na spotkanie do szkoły tańca. To, co jest pomiędzy, nic nie wnosi, więc powinno wylądować w koszu. Aktualnie w Twoim opowiadaniu, z tego co widziałyśmy, jest jakieś 60-70% tekstu, który jest zbędnym zapychaczem niepełniącym żadnej funkcji, poza wywoływaniem w czytelniku ziewania i nadszarpywaniem jego cierpliwości.
Zastanawiająca jest poza tym długość Twoich rozdziałów. Pierwszy – kolos z masą błędów – skutecznie nas zniechęcił. Ale dalsze rozdziały, a zwłaszcza te najnowsze, są coraz krótsze.
Np. rozdział 40. w całości wygląda tak:
Jaki jest sens aż tak mocnego szatkowania tekstu? Odnosimy wrażenie, że to tylko po to, by na blogu notki pojawiały się w miarę często. A nie o to chodzi. Okej, blogi rządzą się swoimi prawami i czasami trudno je przyrównać do książki, ale pewne wspólne cechy mają i dzielenie opowiadania na konkretne części, rozdziały właśnie, jest jedną z nich. No i czym taki rozdział zwykle jest? Jakąś w pewnym sensie odrębną częścią całej historii, prawda? Zazwyczaj łączy się fabularnie z innymi, ale sam też ma początek, rozwinięcie i zakończenie. Musi stanowić jakiś sensowny fragment. Tymczasem jak jest u Ciebie? Weźmy losowy rozdział, na przykład trzydziesty trzeci. W końcowej fazie główna bohaterka odbiera telefon i zaczyna rozmowę. No i… ta rozmowa nie ma końca. Nie w tym rozdziale. Bo w kolejnym – i owszem. Ale nawet nie przerywasz jej w jakimś decydującym momencie w celu zwiększenia napięcia (aczkolwiek taki zabieg raczej zwiększyłby w nas irytację, a nie napięcie), tylko zupełnie losowo, bez żadnego widocznego powodu. Jedna rozmowa telefoniczna jako rozdział to mało, a co dopiero jej, tak na oko, jedna piąta (bo reszta rozdziału to jakiś suchy, nieciekawy opis).
Odnośnie do braku fabuły w fabule, weźmy pod uwagę na przykład rozdziały tylko (!) ze stycznia:
Rozdział 37.: Patrycja kończy rozmowę ze znajomymi, żegna się, idzie zjeść kanapkę i odbiera telefon, umawia kolejne spotkanie.
Rozdział 38.: Patrycja jest na spotkaniu. Gadka-szmatka, nic interesującego.
Rozdział 39.: Patrycja na spotkaniu umawia się na spotkanie w sobotę z Michałem. Wychodzi. Spotyka się z Maćkiem.
Rozdział 40.: Patrycja spaceruje z Maćkiem. On mówi, że jest wolny i przypomina o próbie w sobotę.
Rozdział 41.: Patrycja żegna się z Maćkiem, bo on już musi iść.
Rozdział 42.: Patrycja wraca do domu, robi herbatę, czyta książkę. Zasypia.
Rozdział 43.: Patrycja narzeka, że mało spała, ubiera się i jedzie do lekarza.
Rozdział 44.: Lekarz daje jej receptę, Patrycja wraca do domu, boli ją noga. Dzwoni do Maćka.
Rozdział 45.: Patrycja czyta książkę, czesze włosy w łazience i wychodzi do pracy.
Rozdział 46.: Patrycja rozmawia z Maćkiem, który streszcza jej kłótnię koleżanek. Wchodzi Michał i wita się z Patrycją.
Rozdział 47.: Maciek krzyczy na Patrycję, bo jest zazdrosny o Michała (nareszcie jakaś akcja!!). Wychodzi, a Michał każe jej iść za nim. Maciek rozjeżdża ją swoim autem.
Rozdział 48.: Patrycja budzi się w szpitalu, Maciek jest obok. Bohaterka informuje lekarza, że nie jest na nic uczulona. Ot, koniec rozdziału.
Specjalnie wcześniej nawiązałyśmy do „Mody na sukces”, bo Twoje opowiadanie strasznie przypomina tę produkcję. Nie dość, że się ciągnie i w ogóle nie widać, by do czegoś zmierzało (nie widać końca historii, jakbyś pisała pod natchnieniem, bez planu, z rozdziału na rozdział i tylko dokładała budulca, zamiast wszystko ładnie doprowadzić do punktu kulminacyjnego i zakończyć), to jeszcze masz tendencję do kończenia rozdziałów w podobnych momentach, jak kończyły się odcinki tej opery mydlanej. Nieważne, że bohaterowie są w środku rozmowy – czas antenowy się kończy, więc trzeba im chamsko przerwać i kazać ludziom czekać na następny odcinek. Twoje notki tak samo, kończą się w randomowych momentach. Inny przykład? Rozdział 11.:
– Znasz ją? - Zwrócił się do mnie. Lekko pogładził mnie po dłoni.
– Można tak powiedzieć – Stwierdziłam – Pracuje w restauracji, w której kupuje ryby. Co prawda ryby mają świetne, ale obsługę marną. Dziś ochrzaniłam ją przy szefie – Maciek uniósł kąciki ust w lekkim uśmiechu. Dziewczyna myślała, że to do niej i również się uśmiechnęła. Maciek całkowicie ją zignorował. Ona zmarszczyła czoło i prychnęła. Wygładziła sukienkę i odwróciła się od nas. Przeszła chwiejnym krokiem do schodów. Zaśmiałam się cicho. Maciek pokręcił tylko głową na ten widok.
A rozdział 12. zaczynasz tak:
Uśmiech wciąż błądził na jego twarzy. Nie wiedziałam ogników z plakatu. Ciekawe dlaczego.
– Szkoda, że mnie przy tym nie było – Stwierdził. Uśmiechnęłam się i dotknęłam jego ręki.
Swoją drogą, przeglądając tekst, natrafiłyśmy na kolejne zaskakujące zjawisko. Patrycja rozmawia z Maćkiem o swoich problemach, a dialog ten trwa... cztery rozdziały (tak – rozdziały 16, 17, 18 i 19 to jedna rozmowa)! Potem bohaterowie idą spać, a kolejne dwa rozdziały to kontynuacja rozmowy!
Na dodatek przez pierwsze pięć rozdziałów użyłaś reakcji „uśmiechać się” aż… 98 razy! To kolejny zarzut odnośnie do fabuły – reakcje Twoich postaci są sztuczne, przesadzone; wręcz mamy wrażenie, że wszyscy tam cierpią na permanentny szczękościsk.
Główna bohaterka natomiast – Patrycja – cierpi jeszcze na pedantyzm. Nie tylko dlatego, że wszystkie czynności wykonuje skrupulatnie, megadokładnie i sama sobie o nich opowiada, tłumaczy, co właśnie robi/zrobiła. Głównie dlatego, że praktycznie w każdym z czterdziestu ośmiu rozdziałów opisuje, co ubiera oraz komentuje, jak wyglądają jej znajomi. Wydaje nam się, że do tego stopnia, iż wszystko inne zupełnie traci znaczenie. Rozdział 37. zaczyna się wstaniem i poprawianiem sukienki (Przytaknęłam. Wstałam i poprawiłam sukienkę.). Prawie tak samo zaczyna się rozdział 39. (Wstałam i poprawiłam sukienkę.). To są pierwsze zdania. Rozdział 40. zaczynasz od słów, że bohaterka pięknie wygląda. To okropnie upierdliwe i tandetne.
Pewnie nie wiesz, może nie zdajesz sobie sprawy, ale wygląd postaci jest naprawdę nieistotny. Nieciekawy. Czytelnika nie będzie obchodziło, jakiego koloru sukienkę nosi Patrycja, kiedy w opowiadaniu nie dzieje się praktycznie nic wartościowego. Informacje o wyglądzie dałoby się jeszcze jakoś przemycić, jeżeli tekst byłby bardziej interesujący.
To dość częsty błąd początkujących pisarzy, którzy z ogromnym pietyzmem próbują opisać wykreowany świat czy postaci, ale zwykle nie poprzestają tylko na tym i coś się jednak dzieje. Cóż, u Ciebie nie.
Już pomijając brak jakiejkolwiek strony emocjonalnej Patrycji (piszesz, że się boi, ale w ogóle tego nie czuć, każde zdanie jest suche, bezbarwne i pozbawione naturalności) – chodzi głównie o to, że historia ciągnie się jak flaki z olejem, a praktycznie jest o niczym. Dzieje się tyle, że Patrycja tęskni za mężem, boi się burzy, przebiera się, wychodzi, czasem popracuje i ponarzeka na Marlenę.
Ciężko wywnioskować z połowy rozdziału pierwszego i z zaledwie „przelecenia” wzrokiem reszty rozdziałów, ale wydaje nam się, że Patrycja ma cechy Mary Sue [artykuł: KLIK]. Przede wszystkim nadałaś jej swoje imię i dbasz o bohaterkę mocno do przesady (a co za tym idzie – ona sama bardzo dba o siebie). Ta uwaga odnosi się głównie do nieustannego podkreślania jej wyglądu. Nieważne, czy bohaterka jest w domu, czy wychodzi – zawsze wiemy, co ma na sobie i często są to sukienki. Czasami inni bohaterowie zwracają się do niej per lady, co jest po prostu niedorzeczne i głupie. Jesteśmy w Polsce, tu nie stosuje się brytyjskich tytułów (a już tym bardziej w czasach współczesnych, a właśnie w takich ma miejsce akcja Twojego opowiadania). Kobieta ma też dziwne nazwisko, którego pochodzenia nie odkryłyśmy w tekście. Na dodatek wszyscy mężczyźni są nią zachwyceni już w pierwszej scenie, a przesadne nazywanie każdego panem, zamiast, na przykład, mężczyzną, doprowadza do konsternacji: w jakich czasach dzieje się opowiadanie? Bo jakby nie we współczesnych. A jednak wtedy.
Co jeszcze? Patrycja tańczy od pięciu lat (r. 17.: Pięć lat temu, poszłam na kurs podstawowego tańca. I tak zostałam na dłużej), a jest tak zajebista, że zdążyła wyrobić sobie klasę S w tańcu towarzyskim:
Rozdział 29.:
– Pani długo jest tancerką?
– Tak, mam klasę „S” – Odpowiedziałam. Dziewczyna popatrzyła na mnie, była zaskoczona.
– A długo pani musiała ćwiczyć, żeby osiągnąć taki poziom?
– Długo i często. Po kilka godzin dziennie kilka razy w tygodniu – Wyjaśniłam.
Jako że obie nie jesteśmy powiązane z tańcem, musiałyśmy dowiedzieć się, co to jest ta klasa S, ponieważ nie wyjaśniłaś tego w tekście. Źródło:
Klasa S jest to najwyższa, międzynarodowa, a zarazem wymarzona klasa taneczna. Nieliczni dochodzą tak daleko. Jej zdobycie wymaga wielu wyrzeczeń, determinacji, samozaparcia oraz niezliczonej liczby godzin spędzonych na sali.
Tak dla porównania: Karolina Bieńkowska – dwukrotna Mistrzyni Brandenburgii – ma wytańczoną klasę S, ale tańczy od 33 lat. Inna, młodsza tancerka klasy S – Aleksandra Czerner – tańczy dopiero 8 lat, ale klasę S wywalczyła, wygrywając 2 miejsce na Ogólnopolskim Turnieju Tańca Towarzyskiego i co roku podbija największe tego typu imprezy. Twoja bohaterka natomiast pięć lat temu zapisała się na kurs, chwilę potańczyła, a potem uszkodziła biodro, miała rehabilitację, zmarł jej mąż. Gdzie i kiedy wyrobiła sobie tę klasę S? Na dodatek, nie oszukujmy się, Patrycja zaczęła tańczyć jako dorosła kobieta, a większość biografii tancerek klasy S, z którymi się zapoznałyśmy, jasno daje do zrozumienia, że kobiety te tańczą od dziecka. Twoja Mary Sue jest po prostu wybitnie uzdolniona. Jak każda Mary Sue.
Na dodatek bohaterka ma tragiczną przeszłość, mocno wyeksponowaną (czasem nawet na siłę), ale generalnie w niektórych zachowaniach nie widać i nie czuć w niej tego dramatu, o którym czasem mówi, co czyni z niej sprzeczną i niekonsekwentną. No i w zależności od scen próbujesz nam wmówić, że to biedna, delikatna, wrażliwa kobieta, która – gdy o tym zapominasz i potrzebujesz silnego i stabilnego charakteru na potrzebę sceny – potrafi dorosłego mężczyznę przerzucić przez ramię. Serio.
Podeszłam do lustra. Później przeszłam koło schodów. Moje buty stukały o posadzkę. Znów podeszłam do szklanych drzwi. Odwróciłam się tyłem do hallu. Ktoś dotknął mojego ramienia. Chwyciłam rękę za nadgarstek i zrobiłam pół obrót. Przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę. Przerzuciłam mężczyznę przez ramię. Odwróciłam się patrząc na podłogę. Maciek leżał na podłodze. Ciężko oddychał. Uklęknęłam przy nim i potrząsnęłam jego ramieniem. (r. 15).
To absurdalne tym bardziej, że Patrycja ma problem z nogą i jest po ciężkiej rehabilitacji, o czym często zapominasz.
Odnośnie do innych bohaterów – bo Patrycję już mamy za sobą – nie da się ich odróżnić. Maciek, drugi Maciek, Michał, Krzysiek, Paweł, lekarz… Oni wszyscy mówią tak samo (mają taką samą stylizację językową jak Patrycja). Niczym się nie wyróżniają, więc gdyby nie pojawiały się imiona, to w ogóle nie miałybyśmy pojęcia, kto się wypowiada. Dodatkowo są też nijacy pod innymi względami: nie wyróżnia ich styl, postawa, cechy charakteru. Kiedy opisujesz ich wygląd, wyobrażamy sobie konkretne ciuchy na jakichś plastikowych manekinach.
Nie rozumiemy też, dlaczego w tekście pojawia się dwóch facetów o tym samym imieniu. Brakło Ci pomysłów czy chciałaś bardziej namieszać? Bo właściwie bardziej namieszać, to już się nie dało. Nie mamy pojęcia, który Maciek jest który. Po prostu. Z biegiem tekstu Patrycja nadaje jednemu z nich ksywę, ale nie zawsze jej używa (chyba?). Właściwie nie jesteśmy pewne, te wszystkie postaci męskie mocno się zlewają.
Na nieszczęście masz jeszcze taki kulawy sposób na dialogi, że często nie dopisujesz, kim jest wypowiadający się, a w scenie bierze udział kilka osób. Wtedy nie jesteśmy w stanie wywnioskować, do kogo należą dane słowa. Tekst staje się przez to momentami w ogóle niezrozumiały.
Na malutki plus zasługuje postać Marleny, bo jest to jedyna postać, która ma jakiś charakter. Jest leniwa, pyskata, niewielu ją lubi, bywa zazdrosna o mężczyzn. I to widać po jej zachowaniu, słychać w jej wypowiedziach. Paradoksalnie to właśnie sprawia, że jest najlepiej wykreowaną postacią, bo jako jedyna nie wydaje się aż tak sztuczna w tym całym tłumie nijakich, ładnych i grzecznych papierowych charakterów.
To, co przykuło również naszą uwagę i nieco nas zniesmaczyło, to… lokowanie produktu. A nawet nie produktu, tylko chamska reklama jakiegoś istniejącego bloga:
Oczywiście nazwa jest hiperłączem. Jeszcze można by na to machnąć ręką, gdyby miało jakieś znaczenie fabularne… Ale nie. Ta tancerka z grupy Magdy wygląda na wprowadzoną tylko na potrzeby tej reklamy. Dalej jej wątek znika, dziewczyna nie dostała nawet imienia. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, po co randomowej tancerce porady kulinarne?
Poczułyśmy się zniesmaczone na tyle, że przyrównać to można tylko do naszej reakcji na „Rok w Poziomce”, gdzie ałtorKasia Michalak reklamuje swoje książki, samą siebie wprowadzając jako bohaterkę poboczną – bardzo utalentowaną pisarkę. Obie wciskacie nam coś, co nie ma praktycznie żadnej wartości fabularnej, jest tylko sztucznym zapychaczem, aby coś wypromować.
OPISY
Opisy jako takie są Twoim sporym problemem. Nie potrafisz tworzyć świata przedstawionego, Twoi bohaterowie poruszają się w próżni. Ograniczasz się do ogólników typu: ładna pogoda, prostokątne okna i rosnące gdzieś tam kwiatki. To jakieś ochłapy tego, co prawdopodobnie widzisz w wyobraźni. Weźmy jeszcze raz na warsztat ten pierwszy rozdział. Patrycja wchodzi do teatru. Czy naprawdę pierwsze, co zauważa, to stolik z biletami? Nie rzuca jej się w oczy na przykład wystrój? Albo nie zwraca uwagi na ilość ludzi? Początkowe zdania tego rozdziału wyglądają tak: w jakimś miejscu stoi sobie stolik z biletami, trochę dalej jest wejście. Patrycja otwiera drzwi, wokół niej ciemność i tylko ten jeden stoliczek wyróżnia się pośród tej czarnej pustki. Dlaczego nie zapełniłaś tej przestrzeni? Ona tylko na to czeka. Chciałaby się pojawić, ale nie dałaś jej nawet cienia szansy. W czytaniu chodzi o to, by pracowała wyobraźnia. Jak ma pracować nasza, gdy jedyne, co mamy, to stolik i Patrycja? Kreowanie rzeczywistości, w której porusza się bohaterka, to w Twoim wykonaniu zwracanie uwagi na to, co jest w gruncie rzeczy mało istotne, nie zostaje w pamięci czytelnika i nie tworzy klimatu – czyli wygląd bohatera, ze szczególnym zwróceniem uwagi na kolor włosów, oczu i ubranie. To opis na poziomie kilkuletniego dziecka, a nie (zapewne) dorosłej osoby, która chce pisać. A jesteśmy przekonane, że oczami wyobraźni widzisz dużo więcej, bo wydaje nam się, że to jest nawet niemożliwe widzieć stolik, bohaterkę i czarną, niczym niezapełnioną przestrzeń wokół. Dlaczego nie zamieniasz w tekst tego, co sobie wyobrażasz? Czym opisanie wystroju wnętrza różni się od opisania wyglądu postaci?
Oczywiście nie musisz opisywać za każdym razem wszystkiego, co w danej przestrzeni mogłoby się znaleźć. To jest nawet niewskazane. Niedobre jest też robienie tego naraz, bo wtedy wychodzi często nieciekawa ekspozycja. Sztuka polega na tym, żeby opis podać trochę od niechcenia. Jakby przypadkiem, przy okazji. A nie zawalić pół rozdziału opisem, dajmy na to, jakiegoś wnętrza i zapomnieć, że są tam jeszcze jacyś bohaterowie, którzy w chwili opisu… no właśnie. Co oni robią w chwili opisu? Zastygają? Narrator wciska pauzę? Pisanie to płynność. Opisy i dialogi mają ze sobą współgrać, a nie być osobnymi częściami opowiadania. Opis nie musi zatrzymywać dialogu, dialog nie musi zatrzymywać opisu. I podobnie z akcją. Możesz pchać akcję naprzód, a mimo to opisywać świat dookoła. To ma ze sobą współgrać, w naturalny sposób się przeplatać.
Najgorzej w naszym odczuciu wypadły opisy tańca, który powinien być najważniejszym elementem fabularnym (dotyczy go tytuł i to nad jego wyborem lub porzuceniem oscyluje bohaterka). Są one mdłe, zrobociałe. Nie tylko w rozdziale pierwszym, ale i dalej:
Rozdział 4.: Zrobiliśmy krok do przodu. Potem następny. Zaczęliśmy tańczyć. Maciek pokierował mnie w róg sali. Odwróciliśmy się i przyjęliśmy pozę promenady. Zaskoczył mnie. Po promenadzie zrobiliśmy szybki obrót. Znów szliśmy marszowym krokiem. Na końcu Maciek przechylił mnie do tyłu. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Oddychałam szybko.
Rozdział 5.: Maciek wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam ją. Stanęłam na lewej nodze. Prawą wystawiłam do przodu. Zrobiłam krok do przodu. Potem się cofnęłam. Zmieniłam nogę. Zrobiłam znów krok do przodu. Stanęłam przed Maćkiem. Obróciłam się bokiem na jednej nodze. Zrobiłam krok do przodu z prawej nogi. Obróciłam się na prawej nodze. Maciek w tym czasie zrobił krok do przodu i do tyłu. Zmieniłam nogę i zrobiłam krok w bok. Obróciłam się, stanęłam tyłem do Maćka. Zrobiłam mały krok do przodu. Obróciłam się, stanęłam przed Maćkiem. Przeszłam krok do przodu. Obeszłam go z tyłu. Stanęłam i obróciłam się w miejscu. Przeszłam dwa kroki do przodu. Stanęliśmy w jednej linii. Wystawiłam rękę. Stanęłam wyprostowana.
Istna ma-sa-kra. Nawet nie bardzo wiemy, co Ci doradzić, aby było lepiej. Może spróbuj spojrzeć na taniec nie jak na czynność mechaniczną, składającą się z ruchów, ale jako stan emocjonalny przepleciony z tymi ruchami. Abyśmy mogli dowiedzieć się, czy taniec sprawia bohaterom radość, co czują, gdy tańczą, jaką mają mimikę twarzy. To powinno uzupełnić tę suchą rozpiskę kroków. Podejrzewamy, że skoro wybrałaś sobie taką tematykę bloga i opisujesz taniec tak dokładnie, to sama tańczysz. Co wtedy czujesz? Wczuj się w bohaterów!
Twoje opisy skupiają się na czynnościach. Rozkładasz taniec na czynniki pierwsze i opisujesz każdy, nawet najmniejszy ruch – zmianę położenia stóp, ramion itd. Nie odzwierciedla to tego, co dzieje się w danej scenie. Spójrz na to z nieco szerszej perspektywy, nie zwracaj uwagi na szczególiki. Kiedy postronna osoba obserwuje, jak ktoś tańczy, to nie widzi każdego kroku, ale patrzy na taniec jako na całość. Zamiast opisywać konkretne ruchy, sięgnij może po jakieś ciekawe metafory, które w sposób niedosłowny, ale za to dużo ciekawszy i bardziej uaktywniający wyobraźnię, oddadzą to, co faktycznie ma miejsce? Taniec to sztuka, nie można jej sprowadzać do samej techniki. Przecież to, co zwykle nas w nim urzeka, to – w zależności od stylu – jego lekkość, delikatność, płynność czy dynamika. To ma o wiele większe znaczenie niż konkretny układ stóp. W Twoim opowiadaniu taniec jest całkowicie odarty z piękna.
Zdecydowanie brakuje w Twojej historii przymiotników (odpowiadają na pytanie: jaki? jaka? jakie?) i przysłówków (odpowiadają na pytanie: jak?). Na pewno w tańcu ktoś porusza się delikatnie, subtelnie, dotyk jest przyjemny, dłonie ciepłe, spojrzenie zmysłowe, ktoś może tańczyć lekko, a ktoś, kto dopiero uczy się – ociężale, trzymać za mocno, podnosić za wysoko albo obracać za szybko, nie do rytmu.
Brakuje też muzyki. Nie słyszymy jej, nie czujemy, że bohaterowie tańczą do podkładu. Nie chodzi o to, byś podawała tytuł utworu czy gatunek muzyczny, chociaż to drugie też ma znaczenie. Jednak najważniejsze jest poczucie, że coś się dzieje w tle, gdy bohaterowie tańczą, gdy muzyka dociera do ich uszu. U Ciebie nigdy nie ma tła. Jest tylko pierwszy plan – ktoś coś robi, a wszystko dookoła zamiera. Pisałyśmy o tym; czytelnik ma wrażenie, że zawsze znajduje się w próżni. Opisy są jednak po to, aby poruszać wszystkie zmysły – dotyk, węch, słuch, zapach, a nawet smak. Bez tego bohaterowie są bezpłciowi, otaczające ich przedmioty bezbarwne, a emocje – puste, bez znaczenia.
TECHNIKALIA
Przejdźmy teraz może do poprawności ogólnej. Nie ma sensu wypisywać wszystkich błędów. Problem masz praktycznie z każdym rodzajem, jaki znamy: błędy ortograficzne, interpunkcyjne, fleksyjne, stylistyczne, składniowe, słownikowe, frazeologiczne, słowotwórcze czy literówki.
Możesz w tym zakresie kształcić się sama. Mamy w naszej encyklopedii kilka przydatnych artykułów, na przykład o problemach z przecinkami: [KLIK] i [KLIK]. Warto też korzystać z pomocy Wujka Google. Wystarczy wpisać w przeglądarkę hasło typu: „przecinek przed czy”, a od razu pojawią się odpowiedzi na wskazane zagadnienie. Warto też znać rzetelne i sprawdzone strony zajmujące się poprawnością językową:
- https://dobryslownik.pl/
- http://sjp.pwn.pl/
- https://pl.wiktionary.org/
- http://www.prosteprzecinki.pl/
- http://www.ekorekta24.pl/
- http://wsjp.pl/
- http://sgjp.pl/leksemy/
Linkowałyśmy już wyżej, ale wspomnimy jeszcze raz: na pewno przyda Ci się też słownik synonimów [KLIK]. W Twoją zaskakującą powtarzalność często aż trudno uwierzyć.
Niestety nie na wszystko znajdziesz odpowiedź w sieci. Trudno wytłumaczyć komuś, kto nie czuje literatury, poprawny szyk czy konstrukcję zdaniową. Nawet w polskiej szkole nie nauczysz się czegoś takiego, tam tłumaczona jest co najwyżej interpunkcja w zdaniach złożonych i wymieniane są rodzaje tych zdań. Szyku i naturalnego stylu wypowiedzi uczą może ewentualnie w szkole typowo językowej, takiej dla obcokrajowców, którzy zupełnie nie potrafią mówić po polsku i zaczynają od zera. Dzieci urodzone w Polsce osłuchują się same, bo obcują z polskim od urodzenia, poprawną mowę bądź gwarę, daną stylizację często wynoszą z domu, z najbliższego środowiska. Wydawałoby się więc, że tego uczyć nie trzeba, a jednak jesteś pierwszym naszym przykładem na to, że i tu mogą być wyjątki.
Być może też nie wiesz, że pisanie to też poniekąd sztuka naturalna – powinna wypadać lekko; często najlepsze są te książki najlżejsze, pisane językiem współczesnym i stylem mówionym, nieco nawet kolokwialnym (oczywiście mówimy o gatunku powieści obyczajowych). Twoja taka nie jest. Wątpimy, że piszesz ją tak, jak wypowiadasz się na co dzień. Te zdania proste robią wrażenie sztucznych, a metoda, którą piszesz – przekombinowana, „na siłę”. Staraj się po prostu robić to lżej. Bardziej swojsko.
W Twoim przypadku warto zacząć od czegoś prostego – znajdź betę, najlepiej zaopatrzoną w sporą dozę cierpliwości. Z naszej strony możemy wskazać Ci, gdzie takiej bety możesz poszukać: [KLIK].
Co jeszcze?
Błędnie zapisujesz dialogi oraz mylisz myślnik z dywizem. Artykuł: [KLIK]. Zasady nie są trudne, chociaż na pierwszy rzut oka mogą wydawać się nieco skomplikowane. Bez nich jednak ani rusz, jeżeli chodzi o pisanie. Tym bardziej że niektóre Twoje rozdziały to głównie dialogi.
NA ZAKOŃCZENIE
Kiedy przystąpiłyśmy do oceny, nie przewidywałyśmy aż takiego obrotu spraw, ale już w połowie pierwszego rozdziału zaczęłyśmy wymieniać się uwagami na temat Twojej pisaniny. Zastanawiałyśmy się, co może być powodem tak słabego warsztatu? Czy jest to brak elementarnej wiedzy, czy coś zupełnie innego – naprawdę trudno wywnioskować. Być może z pisaniem jest trochę tak jak z muzyką. Niby istnieje taka piosenka, że śpiewać każdy może, ale każdy z nas na pewno zna chociaż jedną osobę, której słoń nadepnął na ucho. Taka osoba choćby nie wiadomo, jak się starała, to zawsze będzie albo poza melodią, albo w niewłaściwym rejestrze.
Skoia sądziła przez chwilę nawet, że tekst może być prowokacją. Od września do stycznia opublikowałaś już czterdzieści osiem rozdziałów – kompletnie niesprawdzonych, wrzuconych jakby pod natchnieniem (a przynajmniej tak to wygląda). W czasie tygodniowego pisania oceny wrzuciłaś jakoś z 5-6 notek! Po co? Przecież liczy się jakość, a nie ilość.
Wciąż też zastanawia nas też ilość pozytywnych komentarzy pod notkami. Czy nikt z Twoich czytelników nie próbował przekazać Ci w jakiś sposób, że należałoby wstrzymać się z dalszymi publikacjami, wrócić do poprzednich notek i jak narazie opanować ten chaos? Różnorakie czasy narracji, historię bez mocno nakreślonego głównego wątku fabularnego, bez podziału na scen; historię bezdusznej Mary Sue i jej tylko wyglądających znajomych-manekinów? W rozdziale 45. pojawił się komentarz chwalący Cię za cliffhanger, ale przecież tam żaden taki zabieg nie miał miejsca – bohaterka ubrała się i wyszła z domu. Nic wielkiego. Pod rozdziałem 23. ktoś napisał, że nie ma problemu, by wczuć się w klimat, a my pytamy: jaki klimat? Klimat czego?
Trochę boimy się więc Twojej reakcji na naszą ocenę – absolutnie nie chcemy Cię demotywować, ale przecież nie możemy dołączyć do grona ludzi klepiących po główce i piszących: „Czuję zazdrość. Gdybym ja tak pisała na pewno starałabym się o wydanie książki”. Jak narazie to, co publikujesz, jest dalekie od bycia materiałem na wydawkę. To zaledwie szkic czegoś, co może kiedyś, w przyszłości, stanie się opowiadaniem. Ale – nie oszukujmy – wymaga to bardzo dużo Twojej pracy, a przy tym chęci i sił.
Jako że całość jest aż tak daleka od bycia opowiadaniem do oceny, zdecydowałyśmy pozostawić Twoją twórczość bez noty końcowej.
Za betę dziękujemy Elektrowni i Fenoloftaleinie.
Trochę mi smutno, bo pod jednym rozdziałem zwróciłam autorce uwagę taką bardzo ogólną i dla Was mogły znaleźć się dość istotne informacje, jako oceniające. A smutno mi, bo jednak ktoś zwrócił uwagę, ale może przeoczyłyście to. xD
OdpowiedzUsuńAż z ciekawości przejrzałam posty, ja nigdzie twojego komentarza nie widziałam. :D
UsuńNie smutaj! :)
UsuńZnaczy też w ocence może to tak wyglądać, że blog ma bardzo dużo komentujących i w ogóle jest fejm, ale w rzeczywistości nie ma tam wielu komentarzy. Też nie czytałyśmy treści w pełni, nie ogarnęłyśmy wszystkich rozdziałów, dlatego punkt o fabule nie skupia się na głównym plocie fabularnym, ale te notki, do których zajrzałyśmy, jeżeli jakieś komentarze miały, to głównie były to komentarze, które gdzieś tam zacytowałyśmy nawet, że... jest dobrze. Jest nieźle. I tekst wciąga.
Fakt, gdzieś mi w oko wpadł w sumie jakiś ogólnik, chyba w pierwszych rozdziałach, że autorka ma bodajże dużo powtórzeń, które psują styl, ale uznałam, że taki komentarz to nie jest do końca to, czego oczekuję. Takiego powiedzenia prosto w bloga: „ej, ej, stop. Twój tekst nie działa i musisz ewidentnie popracować nad... praktycznie wszystkim”.
Ale w sumie od tego też my jesteśmy, żeby takie słowa napisać. ;)
Anna: Jest... :( Rozdział dwudziesty.
UsuńSkoia: No chyba, że akurat ten rozdział pominęłyście xD Mnie w sumie nie dziwią takie komentarze, bo wiem, że ci ludzie na bank nie przeczytali. A przynajmniej spora ich część. Naprawdę ciężko mi uwierzyć, aby ktoś po zapoznaniu się z tekstem pochwalił i nie wytknął choćby jednego błędu. Chyba że takie osoby nie zdają sobie sprawy, że mają prawo do konstruktywnej krytyki i takie opinie uważają za hejty.
Jestem jedynie ciekawa, czy autorka wyciągnie jakąkolwiek lekcję z tego, bo widzę nowy rozdział i jakoś... nie przejęła się krytyką.
Polecam przeczytać jednak te trzy komentarze. Zawierają dobre punkty dla Was, jako oceniające. Tak mi się przynajmniej wydaje. Po prostu... mogą być ciekawe. xD
W rozdziale dwudziestym są te trzy komentarze, wartościowe dla nas? Weszłam, sprawdziłam i niczego poza właśnie chwaleniem pracy nie dojrzałam (8 komentarzy).
Usuń...to dziwne. Ja widze 11 o.o
UsuńSzkoda, że nie widać komentarzy. Nie wiem dlaczego akurat tych trzech nie ma, kiedy u mnie jest inaczej.
UsuńW takim razie pozwolę sobie wyjaśnić krótko całą sprawę, dlaczego tak bardzo się uczepiłam akurat tej autorki i wychodzę na wredną mendę, kiedy sama też potrafi walną byki.
Tak, zwróciłam autorce uwagę, tak ogólnie na błędy jakie popełniła. Podałam zdania, wyjaśniłam, co i jak na tyle, na ile sama wiedziałam. Wspomniałam o braku akapitach, o dywizach, powtórzeniach, krótkich rozdziałach, pojedynczych zdaniach, itp., itd.
I najbardziej po prostu rozwala mnie stwierdzenie, że (uwaga, wstawiam cytaty z komentarza. Jak ktoś nie wierzy, mam screena):
"Każdy rozdział który tutaj napisałam został sprawdzony przez ten program i masę czasu przesiedziałam na nim."
"Nie daję akapitów ponieważ nie są aż tak potrzebne, jak również nie daję dłuższych postów bo czytelnicy dojdą do połowy i nie skończą."
"Uważam że piszę poprawnie i stylistycznie."
"I dla informacji bardzo dużo czytam książek i oglądam również nowe blogi i posty innych,widzę ich błędy oraz przewinienia."
A czepiam się tak uparcie, bo pewnego pięknego słonecznego dnia w tajemniczym portalu społecznościowym, którego "nikt" nie zna, ta sama autorka mówiła o tym, że nawet pisząc komentarz człowiek znający j.polski powinien poprawnie się nim posługiwać i nie wtrącać angielskich słów (czy jakoś tak, nie twierdzę, że było słowo w słowo, ale sens jest taki, jaki miał być). A słowem magicznym, który rozpalił moją ciekawość, czepialstwo, wredotę i chamstwo oraz zagorzałą wtedy dyskusję pod danym postem, było "this". Po prostu "this".
Dlatego this daję jako taką ciekawostkę. I po prostu zastanawia mnie, czy autorka po Waszej ocenie przemyśli sprawę, bo (może się mylę), ale osobiście odnoszę wrażenie, że ktoś jest bardzo pewny swojej pracy i nie potrzebuje zmian ani uwag. A piszę to dlatego, że autorka młoda nie jest, w sensie nie jest dzieckiem ani nastolatką, a po przeczytaniu jednego rozdziału bardzo się zdziwiłam ilością nie tylko błędów, ale samej też fabuły. Jeśli można po ok 600 słów ogarnąć, co się dzieje.
Wiem, wiem. "Mari jesteś wredna suka. Pewnie sama zazdrościsz czegoś i nie jesteś lepsza, więc zawrzyj swój twarzostan (tak, czytam Więźnia Labiryntu)."
Po prostu ciężko mi obejść obok autorów, którzy lubią pisać, ale jakoś... tak mam wrażenie, że nie chcą się czegoś nauczyć. Brakuje jedynie stwierdzenia "to moja książką, więc piszę jak chce, jak coś się nie podoba, to nie czytaj".
Pewnie zaraz zostanę zjechana za czepialstwo i okrucieństwo wobec samej autorki, kiedy nie jestem lepsza. Ale chęć podzielenia się tymi faktami była dla mnie znacznie silniejsza. Przepraszam za zamieszanie.
U mnie to wygląda tak:KLIK :)
UsuńI jestem ciekawa, jak to wygląda u ciebie, bo nigdy nie spotkałam się z tym w blogosferze, żeby coś się komuś nie wyświetlało. Mogę screena?
A odnośnie do tego, co napisałaś, to prywatnie też mnie zawsze dziwią autorzy, którzy nie reagują na rzeczowe argumenty, udając, że problemu nie ma, skoro czytelnicy, dla których przecież te teksty są publikowane, mówią, że coś gdzieś ewidentnie nie gra. Na nieszczęście na WS-ie dość często spotykamy się z brakiem odzewu pod niepochlebną ocenką; jak sobie zajrzysz pod ostatnie, to spora część nie ma komentarzy. To poniekąd gdzieś tam uwiera, no bo jednak pisząc ocenkę, liczymy na końcowy dialog z autorem. A koniec końców oceniająca odnosi jednak wrażenie, że straciła tylko czas.
Tłumaczenie z programem wydaje mi się dość absurdalne, no bo fakt – może i Patrycja pisała w Wordzie, który podkreśla literówki i ortografy (tych akurat w tekście najmniej). Jednak nie jest to przecież cudowny stylista, który sprawdzałby tekst pod kątem poprawnego kontekstu. A uważanie, że pisze się poprawnie stylistycznie? Cóż, pisałam już o tym. Są samoucy, którzy ucząc się śpiewać, nie mają pojęcia, że stale są w nieodpowiednim rejestrze i nie wchodzą w melodię. Po prostu sami siebie nie słyszą dobrze. Jeżeli duma nie pozwala, no to wychodzą z założenia, że słuchacz się krzywi, bo nie ma gustu. Ale nie chcę tego odnosić akurat do autorki „Tanga...”, bo nie widziałam tych wypowiedzi i nie jest fajnie też pisać tutaj akurat o niej, skoro jeszcze do nas nie zajrzała.
Aczkolwiek faktem jest, że swoich błędów najczęściej się nie widzi/nie słyszy/nie czuje. Dlatego każda zaargumentowana rzeczowo opinia osób trzecich jest ważna i dlatego też wciąż działamy w tej ocenkowni (jest na to popyt), i dlatego też każda nasza praca przechodzi przez łapki kilku bet. Tekst autorki – nie oszukujmy się, bo to widać – przez takie łapki najwyraźniej nie przeszedł, niestety. A szkoda.
Normalnie jest, jakby były komentarze. Dlatego dziwię się, że nikt innych ich nie widzi. KLIK Mam nadzieję, że widać zdjęcie, bo pierwszy raz użyłam tej strony xD
UsuńJeszcze jak człowiek ewidentnie pokazuje, co jest błędem, daje masę dowodów oraz argumentów, a autor i tak się upiera, że jego zdanie jest ostateczne, bo ma rację. Bo to jego wizja, a wszelkie zasady pisania są wyssane z palca.
Akurat nie chodziło o Worda tylko taki inny program. Nawet fajny, ale on tylko pokazuje niektóre błędy no i sam nie napisze tekstu za autora.
Tak jak się jednak spodziewałam. Wasza praca jednak poszła na marne. I miałam rację. Ktoś ewidentnie jest bardzo pewny swojej pracy i jej poprawności oraz dobrego warsztatu, a wszelkie uwagi zmywa. Ale naprawdę... znak, że jakieś wydawnictwo bądź scenarzysta jest pod zachwytem to jeszcze o niczym nie świadczy. Jestem niezwykle ciekawa, jakie wydawnictwo i jaki scenarzysta zaproponował coś takiego.
Słyszałyście o czymś takim jak „shadowban”? xD
UsuńJa nie. Chyba nie znam wszystkich sztuczek na blogspocie. Ale w sumie nie zdziwilby mnie fakt jakiegos banu dla mnie. Nie pierwszy i nie ostatni raz jakis autor po moim komentarzu przybiera jakas taktyke obrony.
UsuńI chetnie poznam tajemnice klaszczacego kierowcy.
Nawet nie wiedziałam, ze shadowban jest możliwy w Google+. :o Ale w sumie nie znoszę tego czegoś, więc nie mam o tym pojęcia. Niemniej... ciekawe, ile jeszcze takich komentarzy ukrywa aŁtoreczka. xD
UsuńTeż nie miałam pojęcia D:
UsuńDenka – uczy i bawi.
<3
Skoro wywołałam taką burzę, to się odezwę. Ogólnie rzecz ujmując krytykę przyjmuję w pełni. Tylko się nie zgadzam z kilkoma jej punktami. Po pierwsze czy widziałyście powieści które mają akapity pod każdym dialogiem związanym z myślami autorki? Bo ja nie. Powieści które przeczytałam były jednym ciągłym tekstem. Czasami oddzielonymi gwiazdkami. To zależy również co rozumiecie przez słowo akapit. Czy dla was akapitem jest wcięcie tabulatorem (2,5cm) czy odsunięcie tekstu w dół poprzez enter. Nie widzę powodu aby tak szatkować tekst, bawiąc się w oddzielenie tekstu. Czytając blogi z innymi opowiadaniami widzę jak oddzielany jest tekst za pomocą enter i mnie szlag trafia, zaczynam gubić się w fabule i tym co stało się w danym momencie. Po niektórych komentarzach zastosowałam dywizjony. Zaczęłam zmieniać rozdziały. Dlaczego mam przeskakiwać akcję, skoro później chcę ją użyć w dalszych rozdziałach? Gdybyście uważniej przeczytały rozdziały to wiedziałybyście że Lady wytłumaczyła Maćkowi dlaczego nie używa tytułu. Przyczepiłyście się tańca. Widać, nie chodziłyście na żaden kurs tańca towarzyskiego. Nie wiecie jak zdobywa się klasę "S". Na kursach stoi się pod ścianą i na sucho pokazuje kroki. Bez gestów i jakichkolwiek emocji. Jest tylko: krok w prawo, krok w lewo, obrót i znów krok w bok. I tak opisałam kroki Lady. Bo tak miały być pokazane. To nie miała być pokazówka z pełnym repertuarem, czyli gestami rąk, rotacją bioder i obciągniętymi stopami. Reżyser chciał zobaczyć kroki. Później na spotkaniu w którym omawiają sztukę, również miał być pokazany tylko ruch aktorów. Lady chciała zobaczyć jak się ruszają. Nie jak pokazują emocje. Przecież oni nie są tancerzami. Tancerze aby zdobyć klasę taneczną muszą uczęszczać na turnieje w których zdobywają punkty. Nie ważne czy wygrywają czy nie. Zawsze punkty za swoje tańce dostają, to ich przybliża do osiągnięcia najwyższej klasy. I owszem jest możliwość zdobycia klasy tanecznej w kilka lat (zmieniłam w rozdziale okres pięcioletni) Wystarczy dużo i systematycznie ćwiczyć pod okiem trenerów. Chodzić na indywidualne zajęcia i kursy.
OdpowiedzUsuńNapisałyście że moje postacie są nie wyraźne. Ale Marlena spodobała się wam tylko dlatego że jest postacią negatywną. Może później chciałam pokazać charakter postaci. Złośliwego Pawła, stanowczego Maćka aktora, wesołego Antonia, serdecznej Magdy, wrażliwej Lady, niepozbieranego Krzyśka. Poprawiłam w pierwszy rozdziale opis teatru i postaci, również zaczęłam usuwać wszelkie przeskoki słowne i wyrażenia. Napisałyście dlaczego tak przedłużam czynności podstawowe. Otóż dlatego że czytelnik nie siedzi w mojej głowie i nie wie co robi w danej chwili bohaterka. Dlatego opisuję że ma na sobie zieloną sukienkę i zamyka dom. Również dlaczego miałam nie opisać jak odbiera swoje auto? Czytelnik nieźle by był zaskoczony, przecież Lady ma auto w warsztacie co zmaterializował się?! Potem nie podobało się wam że Lady zmaga się z chorobą, a mimo to przerzuca Maćka przez ramię. Zmieniłam trochę opis tego zdarzenia. Gdybyście uważniej przeczytały treść, to Lady wyjaśnia co z tą nogą jest nie tak "Ależ ja mogę tańczyć. Noga mi już tak nie dokucza. Nawet tabletek nie muszę zażywać. A jak zaczyna mnie boleć to wystarczy że usiądę i odpocznę" W następnych rozdziałach jest wyjaśnienie jej. Napisałyście że lokowanie produktu i rozmowa z dziewczyną jest bez sensu. Ależ ma sens. W tej scence chciałam pokazać, jak Marlena szkodzi szkole tańca oraz jak odnosi się do ludzi. Również chciałam pokazać jak Lady udziela dobrych rad i pomaga przyszłej tancerce osiągnąć sukces. Osoba która prowadzi tego bloga nie wyraziła żadnych sprzeciwów na umieszczenie go. Wiem również że jest moim stałym czytelnikiem i często zadaje mi pytania dotyczące tej powieści.
W następnym komentarzu udzielę dalszych wyjaśnień. Brakło mi słów.
Ciąg dalszy mojej wypowiedzi. Teraz o obrazach moich zdjęć. Zdjęcia są zobrazowaniem danego rozdziału, aby czytelnik lepiej poczuł gdzie się znajduje. Kotara sceniczna, para tańcząca. One są z internetu. Przejrzałam wszystkie bazy zdjęć które zostały mi polecone. Żadne z nich, nie oddawało klimatu mojej powieści. Nie piszę bloga o kulinariach, podróżach, zwierzętach. Więc, nie potrzebuję zdjęć z kolorowymi minkami, jedzeniem idealnie ułożonym, górami, czy wesołymi kotami. Co z tego że są dobrej jakości i za darmo? Jak nie ma w nich duszy? Zdjęcia które ściągnęłam, nie mają znaków wodnych ani podpisu autora. Czasami się pytam czy mogę ich użyć do bloga. Jak otrzymuję zgodę to ściągam. Zdjęć ze znakami wodnymi i zastrzeżonymi prawami autorskimi nie. Inne zdjęcia w formie obrazów malarskich są zdjęciami z aparatu mojego telefonu. Te obrazy wywieszono na bramie Floriańskiej w Krakowie (tysiące turystów robi zdjęcia tym obrazom). I to są moje zdjęcia. W przepisach prawa, jest luka. Do własnego użytku wszelkie rzeczy udostępnione przez autora mogą zostać użyte bez konsekwencji. Osoby które wrzucają do sieci zdjęcia, same pozbawiają się praw autorskich. Większość moich zdjęć, to zdjęcia ze turniejów i teatrów, które udostępniają na swoich stronach. Co do tytułu. Mnie się on podoba, lecz chyba go zmienię na jakiś bardziej konkretny ale z tymi słowami. Nabijałyście się, jak można podejść do aktorów i pokazać im kroki taneczne, uznałyście to za popis. Tylko miałam podobną sytuację. Napisałyście że Lady ciągle mówi o zmarłym mężu. Maciek jej się zapytał to odpowiedziała mu. Również wyjaśniła dlaczego nie tańczy. Co miała uciec od odpowiedzi? Skoro Maciek chciał jej wysłuchać i dowiedzieć się bo się nią zainteresował? I chciał poderwać? Może się chciała mu zwierzyć ze smutku który odczuwa po stracie Filipa. Napisałyście że postacie dostają szczękościsku. Tylko czy wy siedząc w gronie przyjaciół, nie uśmiechacie się? Parskacie śmiechem, uśmiechacie się kącikiem ust? Gdy przyjaciółka powie coś wesołego siedzicie i patrzycie się na nią bez reakcji? Również dziwiłyście się że jak może być sztuka teatralna bez słów. Tak! Może być, istnieje! Byłam na kilkunastu takich sztukach. Wystarczy że znajdziecie na Youtube pt. "Peregrinus", "Sprzedam dom w którym nie mogę już mieszkać", "Chór Sierot".
OdpowiedzUsuńDziwne jest to, że wysłałam mój tekst do kilku wydawnictw (nie tych co ja płacę za wydanie książki) i oni mi powiedzieli że historia jest bardzo ciekawa i będą zainteresowani, jak tylko ukończę daną powieść. Do tego jeden scenarzysta zainteresował się tą powieścią jako filmem. A statystyki na blogu ciągle wzrastają. W ciągu jednego dnia, jeden rozdział przeczytało ponad 150 osób. A od września miałam ponad 6000 wejść łącznie. Co do publikowania rozdziałów. Daję często rozdziały ponieważ tracę czytelników i zainteresowanie. Nie mogę wrzucać jednego rozdziału na tydzień albo dwa. Każdy bloger jest świadomy że jak za rzadko wrzuca post to zainteresowanie spada i czytelnik zapomina o blogu.
Reasumując. Poprawiam tekst i opisy. Wrzucam je ponownie w program językowy. Usuwam wszelkie powtórzenia i dodaje bardziej opisowo akcję. Również widzę że nie zaglądałyście później na bloga. Zmieniłam czcionkę i nie ma ą i ę na prosto. Również pomyślę nad poszukaniem bety. Nie odzywałam się wcześniej ponieważ nie widziałam ku temu powodu. Skoro mnie oceniłyście. To po co ja mam z tym dyskutować? Ale po komentarzach musiałam to napisać. Wszelkie konstruktywne krytyki przeczytałam i poprawiałam to co w nich napisano. I nie muszę ogłaszać tego wszem i wobec.Tylko teraz moja konkluzja. Przeczytałam kilkanaście waszych krytyk. Zauważyłam że zawsze jesteście na nie. Zawsze znajdziecie błąd który nie pasuje do niczego. I jak już coś oceniacie to czasem nie macie wiedzy na dany temat. Tak jak tutaj z moim tańcem i chorobą.Również w regulaminie napisałaś że uważasz że możesz oceniać blogi. Tylko szkoda że oceniając je nie zaważasz że nie masz niekiedy wiedzy na temat bloga.
Okej. Jako że komentarz jest długą zlaną ścianą tekstu, bo kolejny raz nie uraczyłaś nas choćby akapitami, postaram się numerować twoje uwagi, żeby ewentualnie potem łatwiej było ci się do nich odnieść.
Usuń1. Akapity. Nie wiem, jakie książki czytasz (a jeżeli Thomasa Bernharda, to przestań), ale gwarantuję ci, że istnieje wiele powodów, dla których stosowanie akapitów jest wręcz wymagane – jednorazowa awangarda i widzimisię odpadają. Poza tym akapit to nie jest wbrew pozorom to samo co wcięcie akapitowe.
Akapit to – łopatologicznie – część tekstu, który wprowadza nową myśl. I taki akapit zaczyna się wcięciem akapitowym (nie dotyczy pierwszego akapitu w rozdziale). Definicja słownikowa: „akapit to podstawowa jednostka logiczna dłuższego tekstu, składająca się z jednego lub wielu zdań stanowiących pewną całość treściową (myśl). Zadaniem akapitu jest wyraźne zaznaczenie nowej myśli w bieżącym wątku wypowiedzi, jednocześnie jest to sposób dzielenia tekstu na rozpoznawalne wzrokiem mniejsze fragmenty w celu zwiększenia czytelności”. Chodzi i o technikę pisania, i o estetykę oraz zapewnienie komfortu czytelnikowi. Sprawa dotyczy również dialogów. Wypowiedzi dialogowe każdego bohatera powinny zaczynać się od nowego wiersza z wcięciem akapitowym i od myślnika. Otwórz sobie dowolną książkę i przyjrzyj się. Nie ma co się z tym kłócić; trzeba zaakceptować, przykro mi.
Poza tym parafrazując Stephena Kinga (źródło: poradnik „Bo bandzie! Czyli jak napisać potencjalny bestseller”, str. 492): to akapit, nie zdanie i nawet nie scena, jest miejscem, gdzie rodzi się spójność tekstu. To przestrzeń decydująca o tym, czy tekst jest dynamiczny, czy nie. Ułożenie akapitów decyduje o tym, jak oko czytelnika „skacze” po tekście. Jeżeli akapitów brak albo jest ich mało, to czytelnik będzie przytłoczony i zniechęcony.
2. Co zastosowałaś, przepraszam? Dywizjony? :D
Chyba chodziło ci o dywizy, które i tak są niepoprawne, ponieważ pełnią funkcję jedynie łącznika w połączeniach wyrazowych, np.: „Kędzierzyn-Koźle” albo „biało-czerwony”. W prozie stosuje się myślniki (półpauzy albo pauzy). Nie ma, że boli. Link do artykułu w ocence.
3. Dlaczego mam przeskakiwać akcję, skoro później chcę ją użyć w dalszych rozdziałach? – Twoja historia wygląda na ostro niezaplanowaną, randomową. Musisz zrobić selekcję – to, co ważne fabularnie, pozostawić, a to, co jest zbędnym zapychaczem, usunąć. Jeżeli chcesz do czegoś wracać w późniejszym tekście, często wystarczy wpierw jakiś hint, sygnał, zdanie jedno lub dwa, a niekoniecznie cała scena o niczym istotnym, z której wynika jakaś jedna informacja. Na pewno nie służą do tego sceny nierobienia niczego, jak wylegiwanie się, robienie jedzenia i samo jedzenie, patrzenie bez pomysłu w okno, czesanie się, ubieranie czy czytanie książki. Jak chciałabyś to potem niby wykorzystać w tekście? Po co ci to? I – ważniejsze – po co to czytelnikowi?
4. Gdybyście uważniej przeczytały rozdziały to wiedziałybyście że Lady wytłumaczyła Maćkowi dlaczego nie używa tytułu. – ale obecność tytułu sama w sobie jest już z miejscu głupia, ponieważ ani nie piszesz opka o Brytanii, ani nie umiejscawiasz akcji w czasach, kiedy takie tytuły wydawały się jeszcze jako-takie modne, w jakiś sposób prestiżowe. Dziś wydają się niepoważne, wręcz prześmiewcze i tylko mocniej doklejają Patrycji łatkę Mary Sue.
5. Taniec.
UsuńOwszem, nie chodziłyśmy na żaden kurs tańca towarzyskiego. Ale zdarza się, że czytamy o tańcu, widzimy taniec, potrafimy go sobie wyobrażać. Nie jesteśmy ani ślepe, ani głupie, ani niepełnosprawne, za to czytając, wymagamy od tekstu pobudzenia emocjonalnego i zainteresowania nas. Piszesz przecież powieść, a nie rozpiskę kroków dla uczniów. Taniec, który opisujesz, jest po prostu niestrawny. Nudny. Pozbawiony piękna, niedający czytelnikowi emocji, nierozbudzający wyobraźni. (Dziwne, że po tej ocenie muszę to jeszcze raz tłumaczyć).
W scenie kursu to jeszcze twój argument może coś znaczyć, bo tancerze faktycznie się uczą, więc tańczą pokracznie, krok za krokiem, są prowadzeni jak dzieci i może to wyglądać nieco mechanicznie. Ale opis z pierwszego rozdziału, kiedy powinnam zachwycić się Patrycją, jej stylem, elegancją, powabem, umiejętnościami...? No nie. To w ogóle nie działa. Opisujesz tylko czynności mechaniczne, a ja czuję się, jakbym czytała suchą instrukcję obsługi. Wyobrażam sobie kukiełkę wykonującą jakieś okropnie sztuczne, pojedyncze czynności, zamiast wyobrażać sobie taniec. Po prostu taniec – jako piękną pasję, którą mogłabym się zarazić. Tym, co teraz wisi na blogu, nie zarażasz.
Rada nie pojawiła się w ocenie, bo wpadła mi do głowy teraz. Czytaj książki o tańcu, np. „Taniec marzeń” Nory Roberts albo „Tancerka Degasa” Kathryn Wagner.
6. Klasa „S” – no właśnie już wiem, na czym ona polega. Zrobiłam magiczny research, wyobraź sobie, i znam relacje tancerek, które mają tę klasę. Nadal uważam, do wizerunku Patrycji w historii, którą wymyśliłaś, to wyróżnienie jest za wysokie. Tym bardziej że gdy Patrycja tańczy, to – jak wyżej – tańczy sucho, nudno i powtarzalnie. Nie ma w tym nic, co pokazywałoby, że zasługuje na tę klasę. Że się czymś wyróżnia, ma talent, jest cudowną i błyszczącą gwiazdą. Takie rzeczy widzi się w emocjach, a w rozpisce kroków? Nie.
7. Marlena nie spodobała mi się dlatego, bo jest postacią negatywną. Spodobała mi się, bo jest postacią wyraźną. Jest jakaś, a nie nijaka; da się przypisać jej konkretne cechy charakteru i gdy pojawia się w scenie, wyobrażam sobie konkretnie ją, a nie wieszak z ubraniem.
8. Może później chciałam pokazać charakter postaci. – Ale przecież charakter powinien wypływać z każdego słowa (stylizacji) i czynu postaci od samego początku powieści. Nie kiedyś tam, ewentualnie, po pięćdziesięciu rozdziałach. Od tego właśnie w powieści są słowa, aby ich znaczenie ukazywało konkretny charakter, prawda?
Usuń9. Piszesz, że przedłużasz czynności podstawowe, ponieważ czytelnik nie siedzi w twojej głowie i nie wie, co robi w danej chwili bohaterka, ale to nadal jest bez sensu. Czytelnik przede wszystkim NIE MUSI tego wiedzieć. Nie jest to zajmujące i ciekawe, nie wnosi nic do fabuły, jest tylko sztucznym zapychaczem. Zapamiętaj, że każde zdanie powieści musi służyć jednej z dwóch rzeczy — ujawnianiu charakteru postaci lub rozwijaniu akcji. Te momenty, które wskazałyśmy, nie robią ani pierwszego, ani drugiego. One tylko przynudzają, a kiedy autor przynudza, to przegrywa z kretesem.
10. Podajesz przykład z autem, ale przecież nie wspominałyśmy o nim w ocenie, więc nie uznałyśmy, że tamta scena była zła? O.o
11. Zamykanie domu w zielonej sukience nie jest ważne fabularnie. Czytelnik potrafi się bez tej wiedzy obejść. Wiadomo, że jak ktoś gdzieś wychodzi, to raczej nie idzie nago i raczej zamyka za sobą drzwi. (Gdyby było inaczej, byłoby to coś dziwnego i pewnie uznałabyś to za ważne, więc wtedy wymagany byłby opis). Jeżeli czynności są rutynowe i należą do logicznych, to po co przynudzać?
12. Przerzucanie przez ramię jest absurdalne w odniesieniu do twojej Mary Sue. Nawet tu, w komentarzu napisałaś, że bohaterka miała być wrażliwą tancerką, wręcz damą. Borze, przecież wszyscy mówią do niej per lady Patrycja! A w tamtej scenie nie ma niczego z bycia damą. To psuje wizerunek postaci, wprowadza mącącą w głowie czytelnika sprzeczność.
13. Piszesz o nodze i rzucasz cytat, że Patrycja jednak nie musi brać tabletek. Potem jednak w fabule ewidentnie ma z nogą problemy, gdzieś to się pojawiło. Czytelnik musi, cholercia, wiedzieć, na czym w końcu stoi, musi móc się na tym oprzeć. Ufa ci w pewnej kwestii, kiedy wprowadzasz jakieś dane, a potem zmieniasz fakty na potrzeby sceny i tracisz to zaufanie.
14. Lokowanie produktu. Chciałaś pokazać, jak Patrycja udziela dobrych rad i pomaga przyszłej tancerce osiągnąć sukces? I mają jej w tym pomóc niby porady kulinarne? Serio? Poza tym kwestia nie dotyczy samego Szamana i tego, że masz prawo do lokowania, bo autor pozwolił albo przynajmniej nie ma nic przeciwko. Chodzi o to, że czytelnik może poczuć się urażony; fragment wygląda jak przerwa na tanią reklamę, i to taka chamska.
Usuń15. Odnośnie do zdjęć piszesz tak: Zdjęcia które ściągnęłam, nie mają znaków wodnych ani podpisu autora. Czasami się pytam czy mogę ich użyć do bloga. Jak otrzymuję zgodę to ściągam – po pierwsze, brak znaku wodnego nie jest przyzwoleniem na korzystanie z cudzych pracy samym w sobie. Po drugie, jeżeli faktycznie pytasz i masz zgodę, to nadal przy zdjęciu powinno znaleźć się źródło autorskie.
Ale świetnie, że masz też swoje zdjęcia z aparatu. To akurat bardzo fajna sprawa. Dobrze jest potrafić robić dobre fotki.
16. Nie nabijam się z samego popisu, tylko z budowy sceny i suchego opisu sytuacji. W podsumowaniu o fabule napisałam nawet, że pomysł na scenę początkową jest dobry, tylko wykonanie leży i kwiczy. Gdybyś opisała scenę lżej, wypełniła pustkę opisem, dialogi nie byłyby takie... dziwne, nienaturalne, wręcz karykaturalne i pełne baboli, a może też jakaś publika w tle zareagowałaby na Patrycję jakoś wyraźniej, ogólnie scena nabrałaby życia… I gdyby taniec był prawdziwy, taki, w którym można się zakochać – wtedy nabijanie się nie miałoby miejsca. Chciałabym się poczuć tak, jak ci panowie – zauroczeni, „wczuci”, gotowi natychmiast nawiązać z Patrycją współpracę. A opis mechanicznych ruchów Patrycji w ogóle na to nie pozwala.
17. Maciek zapytał się Patrycji o jej przeszłość, więc odpowiedziała. Fajnie. Ale naprawdę nie uważasz, że wprowadzenie jakiejś tajemnicy, napięcia, pokazanie wrażliwego charakteru bohaterki poprzez jej stylizację językową, a może wprowadzenie jakiejś tajemnicy na kilka rozdziałów, jest lepszym pomysłem na rozwój fabularny niż walenie ekspozycją dialogową? Takie rozwiązanie powinno bardziej zainteresować czytelnika niż zwierzanie się bohaterki pierwszym-lepszym typom z problemów, które powinny być jakąś traumą dla niej? (Tym bardziej że potem podkreślasz jej problemy ze snem i inne objawy traumy po stracie męża i obumarciu płodu). Pamiętaj, że powieść musi być ciekawa, przecież nie piszesz jej tylko dla siebie. A twoja przez to, że pierwszy rozdział mówi zdecydowanie za dużo, w ogóle taka nie jest.
18. Szczękościsk. Oczywiście, że w gronie przyjaciół się uśmiechamy, co to za durna uwaga? W ocenie było jasno napisane, że postaci mogą się uśmiechać, ale wystarczy wspomnieć o tym raz lub napisać: „ktoś tam nie przestawał się uśmiechać”. Starczy. Ty natomiast zaznaczasz to co kilka zdań, więc wygląda to tak strasznie sztucznie i infantylnie, aż czytelnik przewraca oczami. 98 razy to grube przegięcie.
Usuń19. Również dziwiłyście się że jak może być sztuka teatralna bez słów. – nie przypominam sobie tego fragmentu oceny? Jedyne, co napisałyśmy w temacie, to: Jakim cudem on napisał konspekt scenariusza bez dialogów z samym tańcem, NIE ZNAJĄC SIĘ NA TAŃCU? . Ktoś tu chyba nie czyta ze zrozumieniem?
20. Wydawnictwo – *kwik*. A jakie to było wydawnictwo? Nie przypadkiem Novae Res? :D (#oldjoke). W sumie to nawet jestem ciekawa, kto łyka takie coś i ile trzeba zapłacić wydawcy.
21. Film – tego nie będę komentować. Chociaż mam na końcu języka kolejny #oldjoke, ten o kierowcy…
22. Co do częstotliwości publikowanych rozdziałów – jasne, gdy nie publikuje się przez dłuższy okres, to można stracić zainteresowanie czytelników, logiczne. Ale czy nie wydaje ci się, że publikując po kilka notek w tygodniu, spadasz z deszczu pod rynnę? Przecież jakbym była obserwującą i dostawała co moment cynk, że znowu pojawiło się coś nowego, a potem zobaczyłabym twoje notki o długości świstka z pralni, cierpliwie poczekałabym jednak, aż skończysz i dopiero wtedy brała się za całość. (Inna sprawa, że tekst wygląda na niezaplanowany, nierozpisany w scenach, ciągnący się w nieskończoność; bez choćby lekko zarysowanego punktu kulminacyjnego sugerującego rozwiązanie... eee wątków? czegokolwiek?).
Ale to ja. Pewnie NieFikcyjna coś jeszcze powie na ten temat, bo sama dość aktywnie działa w sieci i ma rozeznanie w temacie dbania o subskrybentów.
23. Program nic ci nie da. Jeżeli mówisz o Wordzie, on wyklucza jedynie literówki i błędy ortograficzne, a nie sprawdza tekstu pod wpływem pełnego kontekstu – nie podkreśli ci źle brzmiącego szyku czy błędnej fleksji. Ewentualnie mogę ci polecić pracę z programami płatnymi stricte dla pisarzy, ułatwiającymi organizację samej pracy (np. tworzenie profili postaci, konspektów scen itp.), jednak nawet te nie mają opcji korekty rozwiniętej na takim poziomie, jakiego potrzebujesz.
I w końcu…
Usuń24. Pytasz, po co dyskusja, skoro cię oceniłyśmy i z łachem zaznaczasz, że przeczytałaś ocenkę, chociaż nie musisz tego ogłaszać „wszem i wobec”, a weszłaś tu, bo dyskusja w komciach. No ale hej! Nawet bez dyskusji wypadałoby coś napisać od siebie. Wisi taki ładny punkcik w regulaminie (o którym wielu autorów często zapomina, niestety), że jednak byłoby nam miło przeczytać komentarz. Już niekoniecznie dyskutować z autorem, ale chociaż przeczytać, czy jakkolwiek ocenka się przydała? Może najsuchsze na świecie „dzięki za zainteresowanie tematem”? Nie? Zły pomysł?
25. Konkluzja na koniec – cieszę się, że przeczytałaś inne nasze prace. Tak, mamy często obiekcje do zgłaszanych tekstów, bo zwykle wypisujemy pierdółki i na tym skupiają się nasze publikacje. Nie ma tekstu idealnego – zwykle coś się znajdzie, tym bardziej gdy tekst czyta większa liczba oceniających i idziemy w grupówkę. Aczkolwiek gdybyś zajrzała do zakładki z listą tekstów ocenionych, zauważyłabyś, że oceniałyśmy blogi dobre, bardzo dobre i nawet celujący się znalazł. Poza tym autorzy się zgłaszają właśnie po to, by dostrzec to, czego nie widzą sami i przeważnie to działa. To nie jest tak, że nie mamy co robić z wolnym czasem, więc tylko ciśniemy po autorach, że nie umią w zdanka.
A co do końcowego zastrzeżenia, że Również w regulaminie napisałaś że uważasz że możesz oceniać blogi. Tylko szkoda że oceniając je nie zaważasz że nie masz niekiedy wiedzy na temat bloga. – uważam się za osobę na tyle kompetentną, by robić to, co robię, dlatego też mam taką zakładkę o sobie, a nie inną. Mam pewne doświadczenia z tekstem – bagaż doświadczeń budowany przez lata, aktualnie też podjęłam pracę w redakcji, ale przede wszystkim nie mam problemu z czytaniem ze zrozumieniem i rozpoznawaniem podstawowych błędów fabularnych i językowych. Nie trzeba być reżyserem filmowym, aby móc oceniać filmy i wypowiadać się na ich temat – tak zupełnie przykładowo – prawda? Zakładam, że publikujesz tekst dla czytelników, a oceniający często pełnią właśnie taką prostą rolę: są czytelnikami, a ocenka to ich mocno rozbudowany komentarz. Na koniec zapewnię cię, że i ja, i NieFikcyjna, na której komentarz też chętnie zaczekam, dbamy o research i staramy się być rzetelne tak bardzo, jak tylko można.
(mam babole w komentarzach, bo pisałam z głowy i na szybkiego, między jednym klientem a drugim, więc się kajam. nie chce mi się wszystkiego usuwać i wklejać raz jeszcze) xD
UsuńOkej, to ja się odniosę do tego, co Skoia wypunktowała i ewentualnie dodam coś swojego.
Usuń1. Sprawy z akapitami w ogóle nie rozumiem. Z czym Ty się tu nie zgadzasz? Z tym, co świat stosuje od dawien dawna? Wiesz w ogóle, co to jest akapit? I co miałaś na myśli, pisząc akapity pod każdym dialogiem związanym z myślami autorki? Poza tym Skoia wszystko fajnie podsumowała i ja w sumie nie mam już nic odkrywczego do powiedzenia.
2. Dywizjony doprawdy rozczulające, nazwę tak swoje dziecko i będę je w skrócie wołać Dywiz, bo to przecież to samo. Och, wait... Wiesz, to jest ten moment, w którym dobitnie pokazałaś, że nie masz pojęcia o pisaniu. To znaczy takich momentów jest więcej (np. gdy tłumaczysz nam swoje opowiadanie – gdybyś je dobrze napisała, to nie byłoby takiej potrzeby), ale... no, nie ma szans, żeby osoba, która się na tym zna (a taką postawę przyjmujesz), popełniła taki idiotyczny błąd.
3. Z przeskakiwaniem akcji znowu nie bardzo wiem, o co chodzi. Czy o tę wskazówkę, żeby nie pisać o nieważnych czynnościach? Bo jeśli tak, to znowu chybiłaś. Nie wiem, w jaki sposób można później (kiedy?) wykorzystać to, że bohaterka zamyka drzwi ubrana w zieloną sukienkę. Pewne rzeczy człowiek jest sobie w stanie dopowiedzieć – to dlatego w normalnych, dobrych książkach nie ma zazwyczaj opisów tego, jak ktoś myje ręce różowym mydełkiem po tym, jak przed chwilą zrobił numer dwa. To jest nieciekawe, niepotrzebne i zbyt oczywiste (hej, no w końcu fizjologia!), żeby poświęcać temu czas i miejsce w opowiadaniu/książce/gdziekolwiek.
4. Gdybyś uważniej przeczytała ocenkę, wiedziałabyś, że czepiamy się po prostu używania tego tytułu, bo to nie przystaje do realiów, w których toczy się akcja Tanga życia.
5. Znowu nie bardzo rozumiesz, co napisałyśmy. Ale w sumie Skoia już wyczerpała temat.
6. Ja tylko dopowiem, że nie trzeba być ekspertem w danej dziedzinie, żeby umieć się w niej jako tako połapać. To naturalne, że zanim zacznie się o czymś pisać, robi się research. My go zrobiłyśmy i wyszło na to, że głupoty piszesz.
7. W ocenie nie pada ani jedno zdanie, które mogłoby przemawiać za tym, że Marlena podoba się nam dlatego, że jest postacią negatywną. Albo nie czytasz ze zrozumieniem, albo sobie w złości sporo dopowiadasz.
8. Później, to znaczy kiedy? W sto pięćdziesiątym rozdziale? Masz prawie pięćdziesiąt rozdziałów i, nie wiem, czaisz się, żeby w jakimś określonym momencie ujawnić charakter postaci? Halo, to tak nie działa!
9. Prawda, czytelnik nie siedzi w Twojej głowie. Ale czytelnik nie jest też kosmitą i wie, co ludzie w pewnych sytuacjach robią. Ja, wychodząc z domu, nie myślę o tym, że ubieram buty, płaszcz i zamykam za sobą drzwi, przekręcając dwa razy klucz, to są tak automatyczne czynności, że często robimy je podświadomie. I czytelnik w ten sam sposób posiada tę tajemną wiedzę, że Patrycja nie jest debilem i nie wyjdzie boso na zewnątrz, zostawiwszy drzwi otwarte na oścież. Serio. Nie trzeba być Holmesem i nie trzeba siedzieć w głowie pisarza, żeby to wiedzieć.
10. Akurat z tym autem, to nie wiem, co sobie uroiłaś, słowa o tym nie ma.
Okej, skasowałam komentarz, a nie chcę poświęcać na to jeszcze więcej czasu, więc napiszę jeszcze raz tylko te najważniejsze rzeczy, a nie do każdego podpunktu...
UsuńW większości Twoich przykładów nie rozumiesz, co przeczytałaś, nadinterpretujesz nasze słowa albo w ogóle je przekręcasz. I wymyślasz sobie coś, o czym w ogóle nie pisałyśmy.
Nie musisz pisać o każdej najprostszej czynności, bo niektóre rzeczy robimy automatycznie i się nad tym nie zastanawiamy, więc logiczne jest, że narrator też nie musi o tym wspominać. To dlatego w normalnych, dobrych książkach nie uświadczysz opisów, że bohater myje ręce różowym mydełkiem po tym, jak zrobił numer dwa. Pewne rzeczy są oczywiste, naturalne (hej, no w końcu fizjologia!) i nie trzeba o nich pisać. Po co marnować na nie czas i miejsce w tekście?
Fragment o zdjęciach jest śmiechu warty. Nie, nie ma żadnej luki w prawie, pani prawniczko. Ludzie, wrzucając zdjęcia do internetu, nie pozbawiają się praw autorskich. (No chyba, że wrzucają je na Facebooka, na którym obowiązuje odgórny regulamin, akceptowany przy rejestracji. Ale to też nie znaczy, że możesz sobie z nich korzystać). Nie wierzę, że ktoś w tych czasach, młody w dodatku, myśli jeszcze w ten sposób. Polecam podszkolić się w zakresie prawa autorskiego, a nie wypisywać głupoty.
Co do opowiadania przeszłości... Nie przyszło Ci do głowy, że to są TWOJE postaci i to TY decydujesz, jak odpowiadają, czy odpowiadają i czy w ogóle pytają?
Odnośnie do wydawnictwa... Wiesz, bujać to my, ale nie nas. Jestem zbyt długo w internecie, żeby uwierzyć, tym bardziej, że wiem co nieco o tej branży i nie, to nie działa w ten sposób, w jaki to sobie wyobrażasz. W wydawnictwach nie ma czasu na czytanie pięćdziesięciu rozdziałów opka napisanego zdaniami pojedynczymi ani nie ma czasu na czekanie, aż autor to opko dokończy, byle tylko mogli wydać taką perłę. W skrzynkach mejlowych jest mnóstwo lepszych tekstów, które nie doczekują się wydania.
Wzmianka o programie mnie rozbawiła. Nie ma programu, który poprawiłby Ci coś poza ortografią. Żaden komputer nie ma poczucia estetyki, nie da się go na to zaprogramować. Nie pokaże Ci więc, że jakieś zdanie brzmi koślawo, że postać jest źle nakreślona, a fabuła nie istnieje. Ani że całe opowiadanie masz napisane zdaniami pojedynczymi. On nie wie, że to coś złego.
Widzisz, jesteś kolejną osobą, która zgłasza się do nas i jest przekonana, że dostanie same pochwały i piateczkę, a gdy oczekiwania mijają się z prawdą, to robi nam łaskę, że w ogóle jakkolwiek komentuje ocenkę (najczęściej w stylu nie znacie się, przecież piszę dobrze, zaraz wam wyjaśnię, i tu następuje litania wyjaśnień takich jak Twoje – bo ja napisałam to, tu wyjaśniłam tamto, a tu chodziło o to). Jak wspomniałam na dole, ocenialnia to wolontariat, nikt nam za to nie płaci, poświęcamy na to wolny czas, więc z samej kultury wypada napisać, że dziękujesz za ocenkę i poświęcony czas, nawet jeśli jej treść jest niezgodna z tym, co chciałaś dostać.
Skoia już wspomniała, że mamy w historii WS blogi dobre i bardzo dobre, ale fakt, że jest też dużo blogów z gorszymi ocenami, nie świadczy o naszym czepialstwie i chęci skrytykowania każdego. Blogi zwykle mają niższy poziom niż wydane książki (choć to też nie zawsze), a my oceniamy blogi tak, jakby miały to być w przyszłości książki. Nie widzę też innego sposobu, bo niby czym tekst bloga różni się od tekstu książki? No niczym.
Pierwotny komentarz był dużo bardziej uporządkowany, sensowny i śmieszkowy, ale mi się skasował i już nie chciałam poświęcać na to tyle czasu. Skoro i tak nim gardzisz. Sorry. To tyle.
Sorry, jeśli powtórzyłam ten sam żart (a powtórzyłam), już mi się pomyliło, co pisałam w tym wysłanym, a co w tym, który mi się skasował... -_-
UsuńAle prychłam z tych dywizjonów xD
UsuńDziwne jest to, że wysłałam mój tekst do kilku wydawnictw (nie tych co ja płacę za wydanie książki) i oni mi powiedzieli że historia jest bardzo ciekawa i będą zainteresowani, jak tylko ukończę daną powieść.
UsuńKto wysyła tekst do wydawnictwa, zanim go ukończy. xD Poza tym, kiedy ty ten tekst wysyłałaś? Zdajesz sobie w ogóle sprawę, jak długo trzeba czasem czekać na odpowiedź od wydawcy?
Do tego jeden scenarzysta zainteresował się tą powieścią jako filmem.
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHA (x1000).
A kierowca wstał i zaczął klaskać.
Jakby ktoś chciał wiedzieć, dlaczego to takie śmieszne, to chętnie to rozwinę. xDDD
A statystyki na blogu ciągle wzrastają. W ciągu jednego dnia, jeden rozdział przeczytało ponad 150 osób. A od września miałam ponad 6000 wejść łącznie. Co do publikowania rozdziałów. Daję często rozdziały ponieważ tracę czytelników i zainteresowanie
UsuńNo to w końcu te statystyki rosną czy spadają? xDDDDDDDD
Otóż dlatego że czytelnik nie siedzi w mojej głowie i nie wie co robi w danej chwili bohaterka. Dlatego opisuję że ma na sobie zieloną sukienkę i zamyka dom.
UsuńJak aŁtor ma nudnych bohaterów, to opisuje, jakiego koloru papierem podcierali sobie dupy.
(ej, w ogóle mogę tak spamować? Czy może to już w złym guście?)
"Osoby które wrzucają do sieci zdjęcia, same pozbawiają się praw autorskich".
UsuńAaaa, jakie to głupie. ;___;
Pół nocy zakuwałam prawo internetu, udowodnić ci dlaczego się mylisz czy sama sobie zgóglasz ustawę o prawie autorskim?
Jeszcze raz ja. Zmieniłam tekst w połowie ponieważ nie dostałam żadnego sygnału od was że go sprawdzacie. Odezwałyście się dopiero po czterech miesiącach. Zamiast napisać jakiegokolwiek maila z wytłumaczeniem się. Przez cztery miesiące była cisza. Więc o was zapomniałam. Potem stwierdziłam że nie będzie już żadnej oceny i odpuściłam. Potem już całkowicie mi nie zależało na waszej ocenie, nawet nie zaglądałam na twojego bloga gdzie pisało postęp w ocenie.
OdpowiedzUsuńPS. Napisałyście że cięgnie się to jak moda na sukces. To jest blog. Nie wrzucę dwóch, trzech postów, i zakończę historię, nie miałoby to sensu. Po co mam umieszczać kilka rozdziałów i kończyć historię? Co, Lady spotyka Maćka, spotykają się, wystawiają sztukę i zostają parą? Dlatego jest tak dużo rozdziałów i wątków oraz zdarzeń. To jest powieść. Nie krótkie opowiadanie na 5000 tys słów. Rozmawiałam kiedyś z jednym z autorem który całkiem nie dawno wydał nową powieść. Przyznał mi się że prawdziwa powieść musi mieć minimum 200 stron aby była ciekawa dla czytelnika. Dlaczego? Ponieważ czytelnik lubi długie historię i nie ma po krótkich szrotach niedosytu i nie zadowolenia w postaci przeczytanej w pół godziny powieści.
UsuńOdnośnie do informacji o ocenianiu: linki na podstronie mojej, NieFikcyjnej i w poczekalni były? Ano były. Dodatkowo NieFikcyjna wymieniała z tobą e-maile, że będzie jednak grupówka. Wystarczyło wtedy wspomnieć, że pracujesz nad tekstem i coś działasz. Tylko tyle.
UsuńW każdym razie nieważne; cieszę się, że się nie zniechęcasz. Może kiedyś wyjdzie ci z tego niezłe opowiadanie.
A odnośnie do uwagi o „Modzie na sukces” – masz tendencję do popadania w skrajności. Czy my gdzieś w ocence napisałyśmy, że dwa trzy posty tworzą historię? Nie. Czy napisałyśmy, że ma to być historia jednowątkowa? Nie.
W ocenie pojawiły się (rety, naprawdę muszę się powtarzać, to trochę upierdliwe) dwa argumenty odnośnie przyrównania do MNS. Pierwszy – urywanie świstków w pralni w randomowych momentach. Drugi – wodolejstwo i sceny, które nic nie wnoszą, nie są tak naprawdę istotne dla czytelnika/widza.
Tylko maila z prośbą o ocenianie w duecie dostałam kilka tygodni temu a nie miesiąc albo dwa wcześniej. Obecnie współpracuję z programem https://languagetool.org/ który od początku stosuję. Również zaglądam na synonimy.pl.
UsuńA wydawnictwo Novae Raes może mnie... To nie do nich się zgłaszałam. A co do filmu, na samym początku ta historia miała być scenariuszem filmowym i mam zainteresowanego reżysera. Tylko jakoś tak wyszło że zrobiła się powieścią.
Co do scenariusza bez dialogów. Napisałam tak, bo mi się nie chciało cytować od początku. Konspekt scenariusza nie musi mieć dialogów. Owszem na początku reżyser nie znał się na tańcu, ale już w pierwszej wypowiedzi poinformował że przeglądał filmiki i oglądał różne materiały związane z tańcem, tylko potrzebował kogoś kto mu to pokarze.
Co do lokowania produktu. Na tamtym blogu nie ma tylko kulinarnych postów. Są również psychologiczne i inne. Akurat kulinarny wyskakuje w linku. Bo to główna jego strona.
Obecnie tekst poleciał do bety (moja była wychowawczyni od polskiego), tylko samo jego poprawienie zajmie trochę czasu. Posłałam jej dziesięć pierwszych rozdziałów.
Lady w późniejszych rozdziałach tłumaczy swoje zachowanie i dlaczego nie jest typową Lady. Jak to ujmie w jednym zdaniu: Musiałam stać się zaradna po pewnym przykrym zdarzeniu. Oczywiście nie jest tak to ujęte w dialogu. I zachowałam pewną tajemniczość i niepewność w historii Lady. Później ona trochę opowiada o swoich przeżyciach w Anglii u boku męża.
Zacznę od tego komentarza, a potem przejdę do poprzedniego. Tylko ostrzegam, że różnica między jednym a drugi może być długa, bo dopiero co weszłam do domu i umieram z głodu.
UsuńOdniosę się do szatkowania tekstu. Rozumiem to, że jest to blog i posty muszą pojawiać się w miarę często i regularnie, niemniej wszystko ma swoje granice. Po pierwsze dużo lepiej byłoby dzielić długie rozdziały na kilka części (i np. w poniedziałek wstawić część 1. rozdziału 10, w środę część 2. rozdziału 10, w piątek część 3 rozdziału 10, a w niedzielę część 1. rozdziału 11 itd.), o wiele lepiej to wygląda. Przy czym te części też musiałyby się kończyć w jakimś sensownym momencie, a nie, tak jak u Ciebie, w połowie rozmowy telefonicznej. To nie ma sensu.
Długość powieści czy ilość jej słów nie ma nic wspólnego z jakością i odbiorem przez czytelnika. Nie ma na to przepisu. Może być tysiącstronicowy gniot i stustronicowa literacka perełka.
Natomiast o co Ci chodzi z brakiem powiadomień, to nie mam zielonego pojęcia. Po to jest podstrona, żeby sprawdzać, czy blog jest już w trakcie oceny, czy nie. Nie mam w zwyczaju informowania autora, że zaczynam ocenkę, bo zwyczajnie nie ma to sensu. Zwykle moja kolejka nie jest tak zapchana, żebym zabierała się do oceniania po roku wegetowania w niej. Rozumiem, że od listopada nie pojawiła się tam żadna informacja o postępie, ale to nie znaczy, że możesz sobie nagle zacząć wszystko poprawiać, zwłaszcza że poprawiłaś pierwszy rozdział, a na podstronie wyraźnie widniało, że go przeczytałam. I niby z czego mam się tłumaczyć? Nie wiem, czy zauważyłaś, ale prowadzenie ocenialni do wolontariat. Poświęcam swój wolny czas, nikt mi za to nie płaci, a że studiuję, prowadzę również swojego bloga i staram się mieć też życie prywatne oraz rodzinne, to na ocenianie pozostaje mi niedużo czasu. Całkiem zabawne jest to, że oczekujesz jakichś wytłumaczeń.
Reszta będzie pod komentarzem wyżej.
Rozmawiałam kiedyś z jednym z autorem który całkiem nie dawno wydał nową powieść.
UsuńRozmawiałam kiedyś z kimś bardzo, bardzo znanym, ale nie powiem wam, o kogo chodzi, bo...
TEN KTOŚ NIE ISTNIEJE, A MUSIAŁAM MIEĆ ARGUMENTY W DYSKUSJI.
A co do filmu, na samym początku ta historia miała być scenariuszem filmowym i mam zainteresowanego reżysera.
UsuńTo w końcu scenarzysta czy reżyser? xD
Wklejam jeszcze raz, bo coś dopisuję.
UsuńOwszem na początku reżyser nie znał się na tańcu, ale już w pierwszej wypowiedzi poinformował że przeglądał filmiki i oglądał różne materiały związane z tańcem, tylko potrzebował kogoś kto mu to pokarze.
I teraz jest ekspertem, niczym wszyscy Polacy stali się ostatnio wykwalifikowanymi zdobyczami gór kanapowych oprószonych łupieżem. Dlatego też westchnął z podziwem i zapragnął przenieść to dzieło na srebrny ekran.
A pokarać to mnie mogło, że czytam te wypociny i gniję od środeczka. xD
W ogóle: „przeglądał filmiki”. Antyszczepy też przeglądają filmiki. xDDD Takie z żółtymi napisami.
Obecnie tekst poleciał do bety (moja była wychowawczyni od polskiego), tylko samo jego poprawienie zajmie trochę czasu.
UsuńO CIE ÓJ JAK DAWNO NIE BYŁO ARGUMENTUM AD POLONISTKUM! :o
CZY KTOŚ TO NOTUJE?!
Wykwalifikowanymi ZDOBYCZAMI gór? Wat?
UsuńAutokorekta. </3 Miało być „zdobywcami”.
UsuńDen, a może nowy Kaktusik? ;>
OdpowiedzUsuńMam zamiar skończyć analizę całej ksiunszki, żeby nie było potem, że będą znowu obsuwy półtoraroczne. Potem tylko ją podzielić i ustawić publikowanie na konkretne dni. :P Ja się chyba nie nadaję do regularnego pisania analiz.
UsuńGościnnie do ocenków wpadnij :)
UsuńMożesz się odprężyć, robiąc Kaktusika z tych komciów. :D Myślę, że ludki się zabawią.
UsuńDo ocenków też!
Wpadnij* w sensie.
UsuńPostaram się wpaść w takim razie. :D
UsuńDENVE czy jak tam się podpisujesz. Nie wiem co ty robisz komentując ocenę jak ciebie ona nie dotyczy. Owszem rozmawiałam z autorem książki i on istnieje. Więc nie piep... głupot że kłamię.A nie napisałam kto bo rozmawiałam z nim prywatnie, nie na łamach publiczności. Poza tym wątpię by chciałby być cytowany w takim podrzędnym blogu.
OdpowiedzUsuńReżyser może też być scenarzystą i na odwrót. Rozmawiałam z nim i na poważnie był zainteresowany historią którą przedstawiłam. Więc proszę bez ironii.
I tak wysłałam próbki tekstu do wydawnictw. Odpowiedziały trzy. Powiedziano mi że są zainteresowani historią którą im przedstawiłam.
Reżyser w powieści nie powiedział że jest ekspertem. Miał ułożony plan i konspekt. Potrzebował pomocy w ułożeniu choreografii.
I nie wiem co jest w tym takiego śmiesznego że mój tekst będzie sprawdzany przez polonistkę która się zgodziła?! Co ci do tego? Polonistka jest najlepsza, zna mnie i wie jak pisze. Ona mi potrafi doradzić co i jak jest źle w tekście. A nie obca osoba po jakiś gównianych studiach uważająca się za wszechwiedzącą korektę i edytora.
Obecnie nie będę już odpisywać na wszelkie komentarze. Zachowanie niektórych tutaj komentujących jest chamskie i prostackie, a podobno literaturę czytacie. A dywizjony mi się po prostu pomyliły. To było zwykłe przejęzyczenie. Więc, nie wiem o co takie wielkie halo. Ważne, byleby wyśmiać i ośmieszyć.
Napisałam że zgadzam się z krytyką i napisałam w czym się nie zgadzam. Przedstawiłam swoje argumenty odnośnie kilku spraw. Napisałam że poprawię i zacznę uważać na tekst i fabułę. Nie dość że mnie wyśmiano bo się pomyliłam to jeszcze potraktowano jak kłamcę. Zostałam potraktowana po chamsku i prostacku. Dziękuję za ocenę. Nie zostanie ona zignorowana ale nie będę nikogo zachęcać do waszego bloga. Albo poważnie ostrzegę każdego kto mi się zapyta o was. Powiem że jesteście dobrymi recenzentami. Ale poinformuje ich o ośmieszających autora tutaj komentarzach.
Po prostu zależy jej na chryi, więc lepiej zrobisz, jeżeli rzeczywiście dasz sobie spokój...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPOMPATYCJA, czy jak ci tam na imię. (xD że ktoś jeszcze próbuje tych niby obraz majestatu z przekręcaniem nicków)
UsuńDENVE czy jak tam się podpisujesz. Nie wiem co ty robisz komentując ocenę jak ciebie ona nie dotyczy.
Bo mogę. Tekst jest publicznie dostępny, a ja mam prawo przyjść i skomentować. Do ciebie na blogaska również. Niespodzianka, pisząc coś publicznie w sieci automatycznie dajesz prawo do skomentowania tego.
Owszem rozmawiałam z autorem książki i on istnieje.
Rozmawiałam i istnieje. BO JA TAK MÓWIĘ.
Reżyser może też być scenarzystą i na odwrót. Rozmawiałam z nim i na poważnie był zainteresowany historią którą przedstawiłam. Więc proszę bez ironii.
Jakby ktoś znalazł toczącą się odeśmianą dupę, to moja, proszę zwrócić. xD
Wyobraź sobie, że tak znany pisarz jak Jacek Komuda zdążył sprzedać prawa do ekranizacji, dostać nawet za to zaliczkę, ale do powstania filmu nigdy nie doszło. Polecam poczytać, nie linkuję źródła, bo to szeroko dostępne w sieci.
Dlatego yeah, right. Ktoś chciałby wydać kupę hajsu, żeby nakręcić film na podstawie grafomanii jakiejś nikomu nieznanej blogereczki. Brzmi logicznie.
I tak wysłałam próbki tekstu do wydawnictw. Odpowiedziały trzy. Powiedziano mi że są zainteresowani historią którą im przedstawiłam.
Ależ oczywiście.
Ja wiem, że chcesz, żebyśmy Cię brali na poważnie, ale powiem ci tylko, że im szybciej przestaniesz się miotać, tym krócej będą się z ciebie śmiać. Mówisz o jakimś autorze, jakimś reżyserze, jakichś wydawnictwach – nie masz z nimi podpisanej żadnej umowy, możesz podać te wydawnictwa. Ja chętnie zweryfikuję u znajomych, czy faktycznie im te teksty wysłałaś. ;) A nawet jak wysłałaś, to szczerze wątpię w to, by odpowiedzi były pozytywne już po samych zamieszczonych tu fragmentach. Nie trzeba czytać całości, żeby widzieć, jak wiele pracy jeszcze przed tobą. Już pomijając problemy z interpunkcją, nie potrafisz nawet poprawnie zapisywać dialogów, co nie jest żadną wiedzą tajemną. I jeszcze te pojedyncze zdania. To jest naprawdę słaby tekst. I mówię to bez krzty ironii. To bardziej wyliczanka tego, co bohaterka robiła cały dzień, w jej osobistym pamiętniczku. Zjadłam płatki. Włączyłam telewizor. Oparłam się wygodniej. Skrzyżowałam nogi. Nie, serio, to nie jest dobry tekst.
W ogóle startowanie do wydawnictw z fragmentem niegotowego (!) tekstu.
Naprawdę myślisz, że uwierzymy w te brednie?
Odpowiedziały trzy.
WFW, Radwan i Poligraf?
Ważne, byleby wyśmiać i ośmieszyć.
Głównie sama się ośmieszasz, kłamiąc i kręcąc.
Poza tym wątpię by chciałby być cytowany w takim podrzędnym blogu.
No bo 6k wyświetleń to już takie wyżyny popularności... *ociera łezkę wzruszenia* :D
edit: usunęłam coś, co w sumie było niskie xD
edit 2: a potem wstawiłam komcia nie tam, gdzie trzeba, sorki za zamieszanie. :C
Jeżeli ktoś produkuje "Koronę królów" to może i za to się wezmą. Ja chyba ze swoim pisaniem w złą niszę uderzam, bo ze mną wydawnictwa nie gadają i nie odpisują. Hmmm... trzeba to przemyśleć i może zacząć pisać tasiemce.
UsuńNapisz do Patrycji nie „na łamach publiczności”, to może ci zdradzi, u kogo możesz się wydać ;)
UsuńTo nie ja jestem anonimem.
OdpowiedzUsuńKLIKAMY
OdpowiedzUsuńHm...
Usuńhttp://my.cbox.ws/~5-708123-cr7brw
Toś Amerykę odkrył, anonimie. xD Witamy w tej części Internetu albo coś? :D
UsuńI jeszcze to "Hm...", jakbym się miała poczuć moralnie napiętnowana. <3
Dobra, poczytałem, pośmiałem się, dwa razy zgniłem i raz skisłem czytając tę rozmowę.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, to że nie widziałaś powodu by zamieszczać komentarz, zdegustowało mnie zupełnie. Ktoś poświęcił Ci cztery miesiące pracy, użyczył wiedzy i doświadczenia, a ty nie widzisz powodu, żeby odpowiedzieć im cokolwiek? Poniżej krytyki, serio.
Natomiast argument Patrycjo S, że dziewczyny zawsze oceniają "na nie" jest absolutnie bezpodstawny. Mnie też zdarzyło się tu dostać ocenę chociaż nie obyło się bez dużej dozy merytorycznej krytyki, za którą jestem wdzięczny.
Kolejny twój zarzut tyczy się tego, że oceniające nie znają się na tańcu. Nie muszą. Nie licz na to że czytelnik będzie się znał na tym o czym piszesz, albo na czymkolwiek. Twoją rolą jako autora jest uświadomić go na tyle, by nie czuł się zagubiony i wiedział co się dzieje. Pamiętaj to Tobie zależy, żeby być czytaną, czytelnik ma pierdyrdyliard innych autorów do wyboru.
Nie będę przedłużał i wyciągał spraw już omówionych, ale twoje historie o autorach i reżyserach scenarzystach wydają się mocno naciągane, szczególnie dla kogoś kto trochę w tym siedzi i faktycznie próbuje się wybić od jakiegoś czasu. Tym bardziej, że sądząc po fragmentach Twojej "powieści" brak Ci elementarnej wiedzy w zakresie literatury i szerokopojętego warsztatu pisarskiego. Natomiast po przeczytaniu komentarzy widzę, że język polski też posiada niezbadane przez Ciebie obszary.
Podsumowując: na Twoim miejscu pochyliłbym pokornie główkę, podziękował i wziął się do roboty, bo jeśli faktycznie chcesz pisać, to masz jej przed sobą mnóstwo.
Tak na zakończenie dyskusji wstawiam część wypowiedzi autorki. Mam dość.
OdpowiedzUsuń"Dość krytyczna ta krytyka." - chciałam jakoś skomentować, ale nie potrafię
"Tylko poleciała na mnie fala hejtu przez jakąś idiotkę."
"I zamiast bloga do bym zaczęła pisać w wattpad, wiem że tam trudno o czytelników ale za to są wierniejsi niż niektórzy którzy obserwują bloga." - czytelnicy wierniejsi na Watt? Kłóciłabym się.
"Ja w komentarzu pod tą recenzją napisałam komentarz z czym się zgadzam a z czym nie. Wiem jakie błędy popełniłam. Tylko komentarze pod tym mnie zdenerwowały, szczególnie jedną idiotkę która nazwała mnie kłamcą. Nie potrzebnie dałam się podpuścić." - również bym się kłóciła. Nawet jak ktoś ci wskazał jakiś błąd to i tak ani nie poprawiłaś, ani nie przyjęłaś do świadomości i dalej pisałaś z błędami.
"Bardziej mi chodziło o hejt pod krytyką. Tam nie mogłam usunąć komentarza. A na blogu usuwam wszelkie tego typu komentarze. Jak również zostawiam te konstruktywne i doradzające jak bym mogła to napisać. Wtedy poprawiam to co się nie podobało w tekście." - skoro zostawiasz te z konstruktywną krytyką i ponoć poprawiasz to, co się w tekście nie podoba, to dlaczego moje komentarze nie są widoczne dla innych? Po moim komentarzu dodałaś masę rozdziałów. Do tej pory robiłaś te same błędy, które ci wskazałam. A może to przez to, iż również wspomniałam tobie o tych reklamach, które ciągle i wszędzie wstawiasz? Nad tym też powinnaś trochę pomyśleć.
"Jak już mówiłam, tekst poleciał do bety, zaczęłam poprawiać i dodawać rzeczy do rozdziałów. A poprawienie tekstu trochę potrwa. I coś mnie ciągnie do wattpada :) A hejt czasami olewam i spamuję."
Jeśli uważasz ten blog za podrzędny i nie masz/miałaś zamiaru słuchać jakichś osób po studiach, to po co się zgłosiłaś? Dobrze wiedziałaś, jak dziewczyny pracują, jakie wydają oceny i nie obchodzą się jak z jajkiem tylko walą prosto z mostu, bo na tym polega ich praca. Czego chciałaś? Samego słodzenia, które dostajesz w komciach? Jestem ciekawa, ile komentarzy usunęłaś w takim razie, skoro przyjmujesz wyłącznie te pochlebne i fałszywe. Nie mam pojęcia, kim musi być osoba, która szczerze by napisała "świetny rozdział", gdzie jest masa błędów i to czyta się strasznie. Mam wrażenie, że nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo i to chyba mnie najbardziej boli. Nawet nie masz ochoty na naukę, aby pisać lepiej. W ogóle czytasz czasami to, co napisałaś?
Naprawdę chciałam być spokojna, ale patrząc na to wszystko to nie wiem, czy mam się śmiać, płakać czy jaki grom. Jedyne słowa, które cisną mi się na usta to: jaja jak berety.
Praca. :') Za free. :D
UsuńAle pięknie to brzmi.
Urzekły mnie te komentarze. ^^
UsuńMiód na serce takie samozaoranie. <3
A w ogóle wciąż chyba najbardziej rozbraja mnie przekonanie o najlepszości polonistki. Polonistka =/= betareader. Uczenie o interpretacji wierszy i lekturkach do maturki =/= nauka tworzenia prozy. Swoją drogą jak wspominam swoje wypracowania i oceny mojej kochanej sorki, to mam ochotę zrobić betę jej korekty, dać sobie "trzy" miast "pięć" i odesłać z pozdrowieniami. ;D
Ale jednak pracujecie. Wiadomo, że autor nie musi zgadzać się w każdej kwestii, jeśli ma jakieś zastrzeżenia, ale w tym przypadku to po prostu...
UsuńMoja nauczycielka nieważne, co i jak bym napisała i tak by dała dwóję... Tak oceniała większość mojej klasy. Raz kolega spisał od dziewczyny słowo w słowo pracę. Ona dostała z niej 4, a chłopak wciąż 2. Także tego...
Wow dobrze jest wrócić z moim byłym ex, dziękuję Dr Ekpen za pomoc, chcę tylko poinformować, że czyta ten post na wypadek, gdy masz problemy ze swoim kochankiem i prowadzi do rozwodu, a ty nie Chcesz rozwodu, Dr Ekpen jest odpowiedzią na twój problem. Lub jesteś już rozwód i nadal chcesz go / jej kontakt Dr Ekpen rzuca zaklęcie teraz (ekpentemple@gmail.com) lub Whatsapp go na +2347050270218 i będziesz ubrany, że zrobiłeś
OdpowiedzUsuń