Pierwsze wrażenie mam dobre. Szablon jest przyjemny i estetyczny,
czcionka wyjustowana i odpowiedniej wielkości, a akapity wyraźne i równiutkie.
Zaczynam od zerknięcia w zakładki.
O BLOGU
Zakładka mówi o całym opowiadaniu dość sporo. Od razu zdradza, kim
jest Calum, jaka jest jego funkcja i co właściwie robi – czyli nie robi nic.
Kropka w kropkę Christian Grey, jak na prawie fanfiction przystało.
Moim zdaniem to na sam początek trochę za dużo. Powinien się tu
znajdować jedynie zarys fabuły, a nie jej streszczenie.
Plus za ładny zwiastun.
BOHATEROWIE
Są tu aż dwie postacie – w dodatku bez nazwisk –
i ich zdjęcia. Czy ta zakładka jest aż tak bardzo potrzebna? Wymienionych
bohaterów jest tylko dwójka, nie wydaje mi się, abym miała problem z
rozróżnieniem kto jest kim. Poza tym, już na starcie kreujesz w
czytelniku opinię o Daisy. Wiem, że opowiadanie ma zabarwienie erotyczne i mógł
to być celowy zabieg, ale może warto by było umieścić tu zdjęcie nieco… Hm,
subtelniejsze? I skoro ona jako seksualna niewolnica nosi prowokującą bieliznę
(i, co trochę rozczarowujące, na zdjęciu nie widać, by narzekała), to dlaczego
Calum siedzi w zwykłym stroju, z nieprzekonanym wyrazem twarzy? Spodziewałam
się bardziej Mastera niż... chłopca w dziurawych spodniach, siedzącego w
pozycji embrionalnej.
SPIS TREŚCI
Rozdziały 16 i 17 nie są zalinkowane. Ten ostatni nie jest nawet
opublikowany, więc zastanawiam się, po co gości w spisie?
Do reszty nie mam uwag, przejdę więc do rozdziałów.
PROLOG
Zapisz link w zakładkach i wróć tu w lato – latem lub w lecie.
Witasz mnie przedstawieniem całego świata. Opisem, kiedy dzieje
się akcja, kto rządzi i jakie są realia. Na dobrą sprawę prolog mógłby nie
istnieć. Mogłabyś to w o wiele ładniejszy i bardziej zgrabny sposób wpleść w
tekst i nie potrzebowałabyś osobnego wstępu. Napisałaś w notce, że późniejsze
rozdziały będą pisane z perspektywy głównej bohaterki. Dlaczego więc nie ma mi
opowiedzieć wszystkiego właśnie ona?
Sam prolog jest w porządku, zaciekawił mnie i zachęcił do
sięgnięcia po rozdział pierwszy… ale wydaje mi się być strasznie suchy.
Opisywane przez Ciebie sytuacje – na przykład sprzedawanie kobiet
na Aukcji – mogłabyś naprawdę ciekawie przedstawić oczami bohaterki i dodać emocje, które towarzyszyłyby oglądaniu podobnych wydarzeń. Czytelnik odbierze mocniej to niż zwykły opis. Dodatkowym minusem, który utrudnia nie
tylko wczucie się, ale i zwyczajne zrozumienie wątku, jest nieszczegółowość.
Teraz to wygląda tak, jakby ludzie z ciężarówek porywali wszystkie młode
kobiety – ze statusem, bez statusu, chude, grube, niskie, wysokie, brunetki,
blondynki, pełnosprawne, niepełnosprawne, ciężarne, spacerujące za rękę ze
swoimi mężczyznami, w środku dnia i w nocy, latem i zimą – po prostu wszystkie
wszędzie jak popadnie. I chcesz mi wmówić, że te ciężarówki w randomowych
miejscach wyjeżdżały i zgarniały tak samo, jak w latach czterdziestych
ubiegłego wieku, w czasie tzw. łapanek? Nie potrafię sobie tego wyobrazić,
skoro wcześniej zaznaczyłaś, że teraz w opowiadaniu mamy rok 2240.
Dalej piszesz, że sprzedaż kobiet na Aukcji to temat tabu. Jak to tabu?
Podejrzewam, że w takich czasach cyfryzacja i technologiczny postęp są daleko w
przodzie, w niewyobrażalnym dla mnie na dzień dzisiejszy stadium. I naprawdę
piszesz o tabu? Czyli państwo, w którym toczy się akcja, to taka trochę Korea
Północna, tylko dwieście lat później, huh? Widzisz, to dopiero prolog, a ja już
Ci nie wierzę. Mam kupę wątpliwości. Absolutnie nie przez to, że pomysł
jest zły. Tylko prolog zdradza za mało. Tak trochę na pół gwizdka. Niby dobrze,
bo w dalszych rozdziałach mogę się przekonać, o jakim reżimie piszesz i jaki
świat wykreowałaś, jednak już teraz mam za dużo wątpliwości, by pozytywnie
podchodzić do tekstu tak, jak do dobrej książki o tematyce futurystycznej z
mocnym zabarwieniem erotycznym – bo na taki gatunek właśnie się zanosi po
prologu.
Rozumiem pisanie nazw własnych takich jak Trzecia Wojna Światowa,
Elita czy Aukcja wielką literą, ale kursywa jest przy nich zbędna. Nie są to
nazwy obce, niezrozumiałe, a wielka litera podkreśla ich wagę wystarczająco.
Natomiast przy względnym wykorzystałaś i kursywę, i cudzysłów.
To błąd. Wybierz jedną z opcji i trzymaj się tylko jej przez cały tekst.
A oni jedynie pochylali mocniej głowy, aby tego nie widzieć [przecinek] i odchodzili jak najdalej. –
Sugeruję zrobić z podkreślonej części wtrącenie.
ROZDZIAŁ 1
W ciężarówce było wiele innych dziewczyn, których przepełnione
łzami oczy lśniły w ciemności. – Każda z
nich była Kobietą-Kotem? Problem w tym, że to nie jest tak, że oczy świecą w
ciemności. One odbijają jakieś światło i dlatego mamy wrażenie, że świecą. Więc
w ciężarówce nie mogło być tak kompletnie ciemno. Więć jak to w końcu było?
Ciemno czy nie-do-końca-ciemno?
Dalej masz zdanie: Słyszałam
cichy szloch, a z innego miejsca ciężarówki dochodziły do mnie gorączkowe
szepty – plan ucieczki. – Nie
musisz znów powtarzać, gdzie się znajdujemy. Już to zdążyłam zauważyć i
zapamiętać.
Myślałam, że tekst mnie poruszy, w końcu opisujesz świat po
Trzeciej Wojnie Światowej, a prolog sugerował mi, że w jakiś sposób będę miała
do czynienia z akcją umieszczoną w realiach państwa totalitarnego. Ale to
państwo tylko… sobie jest, podobnie jak świat wokół naszej Daisy. Ciężarówka, w
której znajdowała się bohaterka, nie została opisana. Ani troszeczkę, no, może
oprócz wspomnienia, że było ciemno. I to tyle. Mamy rok 2240. Czy pojazdy
różniły się od tych dzisiejszych? Stały się nowocześniejsze, czy może wręcz
przeciwnie, świat zaczął się cofać? Były również inne dziewczyny i na tym
określeniu się skończyło. Bezimienne Kobiety-Koty ze świecącymi oczami.
Spójrz na to tak. Jakie są Twoje uczucia, gdy idziesz ulicą? Na
pewno zwracasz mniejszą lub większą uwagę na mijanych przez Ciebie ludzi. Nawet
podświadomie stwierdzasz, czy podoba Ci się kolor bluzki jakiejś dziewczyny,
czy może fryzura chłopaka po prawej zupełnie do niego nie pasuje. Mimowolnie
zwracamy uwagę na otoczenie. Może choćby jakaś wymiana spojrzeń z inną porwaną?
Dlaczego akurat one? Czy nie próbowały się bronić? Nie jestem w
stanie wyobrazić sobie, że każda z nich dobrowolnie wsiadła do ciężarówki i
pojechała bór zielony wie gdzie.
Czułam, że zjeżdżamy z autostrady, bo droga stała się nierówna i
strasznie nami zarzucało. – Zamień kolejność.
Najpierw odczucie, potem konkluzja. Bohaterka w pierwszej kolejności poczuje
zarzucenie autem, jakieś wyboje i dopiero po tym może wywnioskować, że zjechali
z głównej drogi.
Położenie budynków Aukcji, gdzie nas zabierano, było tajne i znali
je tylko nieliczni. – Skoro było tajne, to
chyba logiczne, że jego położenie było znane tylko nielicznym osobom.
(...) nawet niektórzy licytatorzy byli przywożeni w samochodach z
przyciemnianymi szybami, aby nie znali położenia, w jakim się znajdują. – Czas.
To sprawiało, że bałam się jeszcze bardziej i pragnęłam, aby było
już po wszystkim. – Moją pierwszą myślą jest: oho,
to będzie opowieść pamiętnikarska, czyli narracja mówiąca o wydarzeniach
opisywanych z perspektywy dłuższego czasu. Bohaterka teraz opisuje, jak
czuła się wtedy, w czasie porwania. Nazywa swoje emocje po imieniu, opowiada o
nich. Okej. Będzie sucho i ekspozycyjnie, trochę przynudnawo, ale poprawnie.
Niestety dalej zaczynasz mieszać i cytujesz bieżące myśli bohaterki, prowadzisz
dialogi, a także szczegółowo przedstawiasz sytuację, z czego okazuje się, że
opisujesz tu i teraz. Musisz się zdecydować na jeden typ narracji.
To podstawa, od której powinnaś zacząć, gdyż narracja pierwszoosobowa rządzi
się swoimi prawami i różni się od trzecioosobówki – ba! – ma nawet swoje podtypy:
relacja pamiętnikarska (w stylu wypracowania szkolnego, np. Pamiętnik
narkomanki Baśki Rosiek) i pierwszoosobówka „tu i teraz” (np. Igrzyska
Śmierci Suzanne Collins). Jeżeli jesteśmy w głowie bohaterki i ona
przeżywa wydarzenia na bieżąco, a Ty napiszesz: bałam się, to Ci
nie uwierzę, bo efekt będzie za słaby; nikt w sytuacji zagrożenia życia nie
myśli tak sucho, składnie, ładnie i poprawnie. Narracja pierwszosobowa jest
trudna, bo musisz pisać tak, abym wczuła się w postać, aby jej opowieść była
przekonująca. W typie drugim, trudniejszym, ale bardziej poruszajacym
czytelnika i działającym na jego wyobraźnię każde zdanie opowiadania
będzie myślą głównej bohaterki. To uczyni ją wyjątkową, charyzmatyczną,
pozwoli ją zapamiętać i wczuć się w jej sytuację. Pokazuj strach i myśli o nim
– jak na nią działa i co dziewczyna ma w głowie – a wtedy dopiero jej uwierzę.
Natomiast karygodnym błędem tego typu narracji jest
wyszczególnianie myśli bohaterki jak w narracji trzeciooosbowej. Spójrz, co
zrobiłaś:
„Do moich oczu napłynęło więcej łez i nie miałam siły, aby je
powstrzymywać. Pozwoliłam im spływać po policzkach. Mama była silną
kobietą i pochowała już męża i syna, jednak nie byłam pewna,
jak zareaguje na stratę córki.
Gdy mnie nie będzie, zostanie sama.
Najgorsze jednak było to, że nie dowie się, co
się ze mną stało”.
Tak się nie robi. Każde zdanie to myśl bohaterki, więc ona co?
Myśli jeszcze bardziej wewnętrznie? Już teraz wiem, jestem w stanie domyślić
się i przewidzieć, że Twoja narracja pierwszoosbowa to będzie zwykła
trzecioosobówka z odmienionymi końcówkami. Niestety. A szkoda, bo to
dopiero początek. Masa tekstu przede mną, a ja już cierpię z powodu suchoty.
Wokół mnie tłoczyło się około trzydziestu dziewczyn (...) – trzydzieści. Trzydziestu odniosłoby się
do mężczyzn.
Dialog jest tak suchy… Dwóch kolesi rozmawia ze sobą, jeden
obmacuje główną bohaterkę, a ta stoi jak słup soli i ani nie myśli, ani nie
reaguje. Dopiero potem piszesz, że załkała, ale to jest pierwszoosobówka. Póki
co za słaba, by mnie przekonać.
Uniósł pistolet do góry, odbezpieczając go. – Uniesienie czegoś w dół musiałoby być trudne.
Już na samym początku zauważyłam u Ciebie nagromadzenie „być” pod
przeróżną postacią. Warto nad tym popracować, zwłaszcza że większość z tych
powtórzeń da się bardzo łatwo zamienić.
kliknij, aby powiększyć
– Cześć, jestem Luke, a ty teraz musisz iść ze mną. – Po pierwsze: to po prostu nie brzmi. Po drugie: w takim miejscu zwykłe: „Cześć, jestem Luke”? Nie kupuję tego.
I wtedy poczułam na skórze miękki materiał ręcznika, którym blondyn powoli
zaczął mnie wycierać. – Używaj imion! Przed chwilą
ten chłopak przedstawił się Daisy, więc nie powinna określać go kolorem włosów.
– Przestań, kurwa, beczeć! – Zdenerwował się blondyn. – Poważnie. Zaczynam zastanawiać się, czy bohater ma na imię
Lukas, czy Blondyn. Tu już nawet nie chodzi o to, że blondyn brzmi
nieporadnie i świadczy o słabym warsztacie; czuć, że na siłę szukasz synonimów.
To tłumaczenie dobre odnośnie narracji trzecioosobowej, ale u Ciebie problem
jest większy. To już nie tylko szukanie synonimów, ale odbieranie
autentyczności głównej bohaterce. Wybrałaś narrację pierwszoosobową, więc
postać, znając czyjeś imię, nie będzie określała człowieka kolorem włosów.
Wyobraź sobie, że widzisz, przykładowo, Jana Kowalskiego. Jak o nim pomyślisz?
Jan/Janek/Kowal/spoko facet/ten sukinsyn – okej. Ale na pewno nie blondyn.
– Zrobisz to sama, [przecinek
zbędny] czy mam ci pomóc? – Uniósł do góry brew. –
Kolejny pleonazm.
Zauważyłam, że używasz mnóstwa podobnych określeń. Na przykład
przy zdejmowaniu spodni zaznaczyłaś, że Daisy pociągnęła je w dół. No wiesz,
pociągnięcie ich w górę nie byłoby zbyt sensownym rozwiązaniem. Podczas
wykonywania rutynowych czynności człowiek aż tak bardzo nie skupia się na tym,
gdzie co rzuca, w którym kierunku, na południowy zachód czy północny wschód.
Kiedy zdejmujesz koszulę, rzucasz ją gdzieś w bok, a nie w prawo,
lewo, górę, dół.
Jedynie słuchać to, co do mnie szeptał. – Tego.
(…) ale gdy uklęknął przede mną, aby następnie pocierać ręcznikiem moje uda,
z moich ust ponownie wyszedł szloch. – Tak sobie dostał nóg i wyszedł.
Zirytowany, zaczął wszystko robić mocniej i
szybciej. To wszystko mnie przerastało.
Mam również wrażenie, że wyłączyłaś Daisy zmysły. W każdej
sytuacji człowiek reaguje na bodźce, większe bądź mniejsze. Podejrzewam, że w
ciężarówce pełnej stłoczonych dziewczyn było duszno. Niech bohaterka to
odczuje! Albo wręcz przeciwnie, może było zimno z powodu
nieszczelności? Więc Daisy mogłaby zadygotać, na ramionach mieć gęsią skórkę.
Człowiek reaguje na różne bodźce bez względu na to, gdzie się znajduje i
cokolwiek by się z nim nie działo. Jeśli komuś śmierdzą skarpetki, zareagujesz
i ucząc się na klasówkę, i jadąc na ścięcie.
Jeszcze jest Lucas. Szczerze mówiąc, trochę nie ogarniam jego
zachowania. Z całą pewnością nie pomagał wszystkim dziewczynom, bo wtedy w
najlepszym wypadku wyleciałby z roboty. Co było takiego w naszej bohaterce, że
to właśnie ona otrzymała niezbędne rady? Z całą pewnością nie pierwsza była
delikatna i ładna, a na kimś takim jak Luke nie powinno to robić wrażenia. A
jeśli wszystko robił z powodu luster weneckich, brakuje tu jakiegoś wink
wink do bohaterki.
Najbardziej odczułam jednak brak emocji. Niby jakieś są, ale „łzy
spływały po moich policzkach” nie jest wystarczająco przekonujące. Nie wczułam
się w tekst. Daisy tylko płacze, nic więcej, a przecież ma świadomość, że już
za chwilę zostanie czyjąś własnością. Może jakaś panika? Może rozpaczliwe
rozglądanie się za drogą ucieczki? Nic. Podobnie jest podczas sceny w łazience.
Nie wiem, co mnie bardziej obrzydza – zachowanie Lucasa czy to, że Daisy mu na
to pozwala bez słowa sprzeciwu. Odnośnie tego:
Zirytowany do granic możliwości blondyn, [przecinek zbędny] w jednej chwili
znalazł się przy mnie i łapiąc w pasie, podniósł jedną ręką do
góry, drugą zdejmując ostatni skrawek materiału, który mnie chronił. –
Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Dorosłą kobietę podniósł jedną ręką – jak
małą dziewczynkę – i drugą zdjął z niej majtki? Zsunął je wzdłuż jej,
podejrzewam, długich nóg? To jakią on ma rozpiętość ramion? Bo raczej
dziewczyna mu nie pomagała i nie podkuliła ich. Chyba powinna jakoś się bronić,
chociażby automatycznie, instynktownie, podświadomie.
Moje ciało momentalnie się spięło. Poczułam, jak
gwałtownie opuszcza mnie w dół i wkłada do wanny wypełnionej
do połowy wodą. – Zgubiłaś podmiot w drugim
zdaniu i teraz wychodzi na to, że opuszcza ją … jej własne ciało. Swoją drogą,
tak, pogrubienie to kolejny pleonazm.
Gdyby nie fakt, że znajdowałam się w tak fatalnej sytuacji,
mogłabym stwierdzić, że dotyk jego dłoni był przyjemny (...). – To tak nie działa, przykro mi. Znajdujemy się tu i teraz, w
wannie, z obmacywaną bohaterką. Ona nie ma prawa brać pod uwagę tego, że w
innych okolicznościach mogłoby się jej to podobać, bo to nie czyni jej
naturalną, chyba że jednak podświadomie lubi takie zabawy w gwałty i branie
siłą…? Spróbuj się bardziej wczuć. Nadal uważasz, że to ma sens? Podobno
bohaterka płacze i jest zdruzgotana, wystraszona. W takim razie nadal rozwijaj
i podkreślaj jej stronę emocjonalną, a nie wprowadzaj wątpliwości.
Nie rozumiem za bardzo potrzeby przebywania Luke’a w łazience.
Mógł ją tam wprowadzić, kazać się umyć i wrócić ubraną w podane wcześniej
ciuchy. Skoro w pomieszczeniu były lustra weneckie, a dziewczyna podobno
okazała się nieźle wystraszona, po co ktokolwiek miałby się przy niej moczyć i
ją niańczyć? Najwyraźniej to tylko taki motyw, aby pokazać dobrą stronę Luke’a
dla naszej wyjątkowej głównej bohaterki (wyjątkowej, bo tak) albo ewentualnie
ukazać czytelnikowi jego słabą pozycję i niską wartość w firmie (skoro jego
rolą jest mycie kobiet na sprzedaż), ale do tego pierwszego nie dałaś żadnego powodu,
a do drugiego – no cóż, to byłoby chyba widać też po tym, jaki stosunek ma do
niego Carl. Nie zapowiada się, by Luke był tylko przydupasem od mokrej roboty.
Chociaż w sumie w dalszej części facet nadal niańczy żywy towar. Ba. Klęka
przed nim! Sama powiedz, jak niby to wygląda?
I wtedy poczułam na skórze miękki materiał ręcznika, którym blondyn powoli
zaczął mnie wycierać. Stałam prosto, tak jak mi poradził, jednak nie patrzyłam
na niego (...) – nie musisz też tak często
wskazywać, że coś należy do głównej bohaterki. Zastanów się, czy też tak robisz
w myślach? Mówisz, na przykład: rano zastanawiałam się, gdzie są moje
kapcie, bo musiałam wstać z mojego łóżka na moją zimną podłogę w moim
pokoju, a potem znalazłam te moje kapcie i poszłam do mojej kuchni i zrobiłam
moją kawę, zasypawszy nią mój kubek, przy tym dodałam cukru z mojej cukiernicy
moją własną ręką. To zabija przecież naturalność postaci.
ROZDZIAŁ 2
Malutkie pomieszczenie było wypełnione
dziewczynami. Kilkanaście już zostało sprzedanych, a licytacje poszły szybko,
co sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej. Wychodziło się na coś w rodzaju
wybiegu i było na nim zaledwie kilka minut. Byłam zniesmaczona
cenami. Ludzkie życie jest bezcenne, a oni kupowali te biedne dziewczyny za
zwykłe kilka tysięcy. I mnie miało spotkać to
samo. Nie miało znaczenia to, czy to będzie pięć
czy piętnaście tysięcy. Zyskam status sprzedanej, tak samo jak
każda inna dziewczyna tutaj.
Wody! Ten opis jest przeraźliwie suchy. Bohaterka przygląda się,
jak inne dziewczyny zostają sprzedane i nie wywołuje to u niej większych uczuć.
Jest jedynie zniesmaczona cenami, ale i to da się ukazać o wiele ciekawiej.
Rzuciłaś się na naprawdę głęboką wodę, bo nie dość, że zdecydowałaś się na
narrację pierwszoosobową, to przedstawiasz wydarzenia, które powinny być
przesycone emocjami. Jak na razie jednak toniesz. Patrzenie oczami bohatera nie
może odbywać się na zasadzie „byłam, zobaczyłam”. Emocje, E-MO-CJE!
– Wchodzisz – warknął strażnik, popychając wysoką blondynkę w
stronę wnęki, w której powinny być drzwi. Oczywiście, nie było ich. – What. Powinny być, ale ich nie było, to czemu o nich
wspominasz? Samo „wnęka” nie wystarczy? Dziewczyna za chwilę ma być sprzedana,
a bardziej interesują ją drzwi, których nie ma, niż to, co się z nią stanie.
Lol.
Pamiętałam ją z ciężarówki, kiedy jej włosy były brudne od kurzu. – I dlatego postanowiłaś, że nie wspomnisz o tej dziewczynie
w poprzednim rozdziale.
Daisy obserwuje, jak jej wcześniejsza towarzyszka podróży zostaje
sprzedana. Opisuje jej zachowanie, a potem stwierdza, że ją samą przeszył
dreszcz obrzydzenia. To trochę mało. W ogóle nie potrafię się wczuć, nie czuję
powagi tej sceny.
Z miejsca w którym stałam, nie widziałam nic, tylko ją. – Przed chwilą Daisy podobno widziała jeszcze zielone światło
gdzieś z przodu. Więc musiała widzieć też tych, którzy licytują, naciskając
(tak podejrzewam, bo nie wytłumaczyłaś) jakąś małą lampkę przy swoich
stanowiskach. Wątpię, żeby świecili reflektorami na tyle silnymi, by światło
dotarło do sprzedawanej.
Marnujesz potencjał tej sceny. Kiedy sprzedawano obcą dziewczynę,
Daisy mogłaby skupić się na sobie, na swoim strachu, obrzydzeniu, współczuciu.
Na emocjach i czynach. Mogłaby szukać wzrokiem wyjść ewakuacyjnych, opisać, co
się dzieje w jej pobliżu i ewentualnie stwierdzić, że dochodzą do niej głosy
sprzedaży. A samą sprzedaż opisać potem na swoim przykładzie, gdy już do niej
dojdzie, ale to nie jest tak, że kiedy dzieje się scena, to nagle
wyłączamy emocje, a włączamy relację. Nie. Daisy przecież przeżywa to
wszystko pierwszy raz, wszystko tam jest dla niej nowe i trzeba połączyć
przekonujące emocje z opisami miejsca i akcji. A ja mam wrażenie, że bohaterka
tylko tak rutynowo wszystko przechodzi, z puntu A do punktu B, jakby nic nie
robiło na niej większego wrażenia, a czasem między tym wspomni, że się boi. Bo
stwierdzenia typu: (...) przeszył mnie dreszcz – strachu i obrzydzenia
(...) – są strasznie suche. Nieprzekonujące. Wyprane z emocji: No,
dobra, tak w sumie to było mi smutno, brzydziłam się i bałam, okej? I trochę mi
szkoda było innych…
Jej policzki lśniły od łez, co było widoczne nawet w ciemnym i
nieoświetlonym pomieszczeniu. – To po co
dziewczyna zdejmowała sukienkę i paradowała przed widzami, skoro było tam
ciemno? I czy nasza bohaterka stała aż tak blisko niej, by widzieć jej łzy?
Poza tym z tego, co wiem, łzy nie są fosforyzujące.
No i nieznajoma dziewczyna podobno szła krzywo na
piętnastocentymetrowych szpilkach. Od brutalnego ciosu w twarz powinna się
chociaż zachwiać, przewrócić, mogłaby złamać nogę…? Przecież miała iść na
sprzedaż, więc w ogóle bicie jej za to, że ociągała się z rozbieraniem nie było
najrozsądniejsze dla sprzedawców. Nie sądzę, aby ktoś chciał kupić „uszkodzony
towar”, a takim niewątpliwie jest dziewczyna ze śliwą pod okiem.
Było mi szkoda tej dziewczyny, jak i każdej poprzedniej [przecinek] i każdej, która będzie następna.
Przekonaj mnie o tym. Dlaczego mam uwierzyć bohaterce na słowo? Co
takiego zrobiła, aby pokazać, że rzeczywiście było jej szkoda sprzedawanych
dziewczyn? Kiedy jest Ci kogoś szkoda, na przykład zakrywasz usta dłonią,
zaciskasz powieki, by nie widzieć tego, co się z tym kimś dzieje, masz wilgotne
oczy, zastanawiasz się, co będzie dalej z osobą, na którą patrzysz.
Byłam pewna, że nie wytrzyma długo. – Wręcz ocieka współczuciem.
Nikt więcej nic nie dodał, a po chwili ciszy do blondynki podszedł
strażnik, ciągnąc ją i prawdopodobnie prowadząc do jej właściciela. – Podszedł do niej, jednocześnie ciągnąc ją do właściciela?
Żeby ją tam zaciągnąć, musiał najpierw do niej podejść. Rozdzieliłabym to na
dwa zdania, o tak: Nikt więcej nic nie dodał, a po chwili ciszy do
blondynki podszedł strażnik. Mocno ją pociągnął, prawdopodobnie w stronę jej
właściciela.
– Powiedziałem to raz, a teraz powtórzę drugi i ostatni.
Wychodzisz – mówił groźnie, a ja zmusiłam swoje nogi do
pójścia do przodu. – Wszystko fajnie, tylko kiedy
on powiedział to po raz pierwszy? Poza tym, „swoje” jest tam zupełnie
niepotrzebne. No bo nad czyimi innymi nogami bohaterka ma kontrolę?
To sprawiło, że moje przerażenie powoli ustępowało miejsca
wściekłości. – Warknęła? Zacisnęła
pięści? Zacisnęła szczękę? Musisz być bardziej konkretna, inaczej czytelnik
niczego sobie nie wyobrazi. To Ty rozdajesz karty, jesteś Bogiem tej historii,
prowadzisz bohaterów i kreujesz ich wizerunek, sterujesz nimi jak Simami. Samą
ekspozycją nie zbudujesz opowiadania, nie poruszysz wyobraźni czytelnika, nie
pobudzisz żadnych emocji.
Wciąż jednak czułam na sobie jeden, bardzo intensywny wzrok. – Jak to możliwe? Dziewczyna powinna być przejęta tym, że
wszyscy tam na nią patrzą jak na żywy towar, za chwilę zostanie sprzedana, a
ona zwraca uwagę na taki mały detal, że gdzieś wśród tych wszystkich gapiów
znalazł się ktoś, kto gapi się bardziej… No nieprawdopodobne. Delikatnie
chciałaś podkreślić, że to zalążek więzi między nią a jej przyszłym
właścicielem? Muszę Cię zmartwić, bo to wcale nie było delikatne. To mocny
sygnał, że true love widać już na horyzoncie.
W przeciwieństwie do blondynki, stojącej w tym miejscu przede mną,
miałam na sobie czarne, koronkowe majtki, co nie zabrało mi do końca tego
poczucia godności. – Dlaczego Daisy miała na
sobie jakąś bieliznę, a tamta nie? Czemu to akurat nasza mała bohaterka miała
ten „luksus”? Nie pojmuję tego. Co sprawia, że jest traktowana nieco lepiej niż
inni?
Czym tak bardzo różniłam się od innych dziewcząt, że ktoś chciał
mnie kupić za tak dużą cenę, w stosunku do innych? – Miło, że o tym pomyślałaś, bohaterko. Bo ja sama się nad
tym głęboko zastanawiam. Może to z powodu majtek?
Typowe opko, nieziemsko przewidywalne. Poprzednią dziewczynę
uderzono – na Daisy ręki nie podniesiono ani razu. Tamta poszła za osiem
tysięcy – Daisy pójdzie za sto. Tam oferty były trzy – tutaj jeden prześciga
drugiego. Cudowna wyjątkowość naszej bohaterki jest jednak
dosyć nieśmiała, bo czytelnikowi nie ukazała się ani razu. W trylogii Igrzyska
Śmierci to właśnie Katniss została Kosogłosem, ponieważ była niezwykle
dzielna i trzymała się swoich przekonań. W serii Gone to Sam
został przywódcą, ponieważ posiadał ogromną moc i wielką charyzmę. W książkach
Petera V. Bretta to właśnie Arlen został okrzyknięty Naznaczonym, ponieważ był
niezwykle odważny i gotowy do poświęceń.
A Daisy jest wyjątkowa, ponieważ... płacze?
Drżę z niepokojem, bo wyczuwam Marysujkę.
Wszędzie było ciemno, tylko skraj sceny był rozświetlony,
aby z każdego miejsca można było dokładnie obejrzeć każdą z
dziewczyn.
Nie należałam do niskich osób, a szpilki tylko dodały mi 15
centymetrów, więc musiał zadrzeć głowę do góry, aby wciąż na mnie
patrzeć. Scena sięgała mu do pasa. – Liczby
słownie. Lepiej by było, gdybyś najpierw wspomniała o tym, że scena sięgała mu
do pasa. Albo w ogóle że scena była na jakimś podwyższeniu – o tym w przypadku
opisu miejsca akcji. Bo przez chwilę miałam dziwne wrażenie, że albo ten
chłopak jest karłem, albo Daisy wielkoludem. Dodatkowo dziwi mnie fakt, że Daisy
piętnastocentymetrową szpilkę poprzedziła słowem tylko. Przecież to überwysoka
szpilka.
– Transakcja dokonana. Właśnie zostałaś sprzedana. – Chryste. Nie wmówisz mi, że tak wysławiają się ludzie, którym
nie brakuje piątej klepki.
Chłopak siedzący obok, [przecinek
zbędny] kilka razy wiercił się w miejscu, zmieniając pozycję. Wydawało
się, jakby to go nudziło. – Że.
+ Jak można wiercić się kilka razy? Po prostu ciągle się wiercił
albo non stop, co chwila...
Palce jego dłoni kreśliły niewidzialne wzorki na moim udzie, a ja
spinałam się coraz bardziej, mimo iż podświadomość mi mówiła, że to przyjemne. – Nie możesz czegoś uważać za nieprzyjemne, jednocześnie
podświadomie czując, że to miłe. To po prostu tak nie działa. Tym bardziej, że
następne zdanie to:
Nagle poczułam obrzydzenie. Do niego, za to, że mnie dotyka. – Nie mieszaj w głowie czytelnika. Albo rybki, albo akwarium. Albo
się podoba, albo się nie podoba. A jeśli się nie podoba, to pokaż to. Bohaterka
mogłaby się trochę odsunąć, szepnąć, by chłopak przestał, pokazywać swój lęk i
niechęć do współpracy...
Cały rozdział był suchy, nijaki. Pozbawienie wolności osobistej,
sprzedanie na Aukcji i odarcie z godności powinny być wydarzeniami
przepełnionymi emocjami. Tymczasem ja przeleciałam tekst i ani razu nie
uniosłam brwi, ani razu nie poczułam solidarności z bohaterką, ba!, nawet jej
nie współczułam. Miałam wrażenie, że czytam o manekinie albo robocie
zaprogramowanym, by relacjonować wydarzenia. Ja nie czytałam przejmującego
opowiadania, tylko sprawozdanie.
Dobija mnie marysujkowatość głównej bohaterki. Jest taka
niesamowita, wszyscy chcieli ją mieć. Gdyby po prostu trafiła do jakiegoś
łagodniejszego mężczyzny, który traktowałby ją inaczej, zrozumiałabym. Ale to?
Kurczę, skoro już Daisy ma być taka super, daj mi coś, co spowoduje, że zacznę
tak o niej myśleć.
Nie podoba mi się również fakt, że w notce pod rozdziałem od razu
zdradziłaś, że mamy do czynienia z Calumem. Niby czytelnik powinien się tego
spodziewać po przeczytaniu zakładki O blogu, ale przecież mógł
równie dobrze oczekiwać jakiegoś zwrotu akcji, wydarzenia, które dopiero
spowoduje, że Daisy wyląduje właśnie u Hooda. Malusieńkie ziarenko niepewności
jest o wiele lepsze niż wykładanie wszystkiego prosto z mostu.
No i znowu robisz coś karygodnego: myśl zawarta w myśli.
W mojej głowie pojawił się płomyk nadziei, że moje życie nie
będzie należało do tych najgorszych. –
Bohaterka nienaturalnie myśli o tym, że w jej głowie się coś pojawiło… Znów.
Być może jednak narracja trzecioosobowa nie byłaby takim złym pomysłem, hmm?
I to przepełniło mnie smutkiem. –
Pokaż ten smutek. Masz tyle możliwości, a nie skorzystałaś z żadnej. Spójrz:
CZYNY: głośne westchnięcie/spuszczenie wzroku/apatia w
ruchach/puste spojrzenie/brak zainteresowania/spowolnienie/brak energii/ukrycie
twarzy w dłoniach, nerwobóle;
MYŚLI: negatywne, niespokojne i zalęknione, wycofane, poczucie
winy i beznadziejności, niska samoocena.
Dobra i poruszająca narracja pierwszoosobowa będzie równocześnie
opisywała (przeplatała) czyny i myśli. Musisz to poćwiczyć, bo inaczej nic z
tego nie wyjdzie. Rozruszaj wyobraźnię i pomyśl, jak zachowuje się i jakie
myśli mogłaby mieć Daisy w takiej sytuacji. I dopiero wtedy napisz zaplanowaną
scenę. Samo napisanie smutek nie wywoła… smutku. Ani u Daisy,
ani u mnie, nawet jak wykorzystasz wyolbrzymienie w postaci przepełniać.
Swoją drogą, powrócę do pierwszej mojej myśli po spojrzeniu na
zakładkę o bohaterach: jak tak patrzę na zdjęcia Caluma na Google Grafika
(czytając przy okazji, kim on w ogóle jest – Skoia się dokształca), to jakoś
nie widzę go w roli Mastera, którym niewątpliwie będzie. Raz spróbowałam i
parsknęłam pod nosem. Dzieciak wypada po prostu słabo. Już lepszy byłby jakiś
starszy random albo Jamie Pan Sztywny Dornan. Zastanawia mnie,
dlaczego akurat Hooda wybrałaś do tej poważnej i trudnej roli?
ROZDZIAŁ 3
Każdy, z którym się mijałam, lustrował mnie dokładnie wzrokiem,
lecz gdy padał on na chłopaka obok mnie, peszył się od razu.
Kim więc był ten chłopak, skoro budził w każdym respekt? Mimo tego,
że mógł być starszy ode mnie o nie więcej niż cztery lata? – Też się zastanawiam. Naprawdę nie sądzę, że jakieś grube
ryby tak bardzo peszyły się na widok jakiegoś małolata.
+ To zdanie jest trochę
mylące, bo nie wiadomo w sumie, czy peszy się każdy, czy wzrok, czy chłopak.
Wydawać by się mogło, że czarnowłosy był jedynym
młodym kupcem w sali (…). – Stosowanie takich
określeń przeważnie nie świadczy zbyt dobrze o słownictwie autora. Poza tym,
jeśli już chcesz ich używać, możesz to zrobić tylko w połączeniu z
rzeczownikiem, na przykład: rudowłosa dziewczynka, zielonooki
mężczyzna.
(…) ale niedługo później zauważyłam na oko
dwudziestopięcioletniego mężczyznę, z blond włosami i niesamowicie niebieskimi
tęczówkami.
Czy każdy człowiek składa się tylko z tych dwóch rzeczy? Nie
jestem w stanie wyobrazić sobie bohatera, którego mi przedstawiasz. To tak jakbyś
miała opisać niewidomemu postać przedstawioną na obrazie. Naprawdę powiesz
tylko, jaki ma kolor oczu i włosów? Czy może skupisz się na mimice, spojrzeniu,
posturze? Sądzę, że przedstawiłabyś opisywaną osobę w taki sposób, aby Twój
rozmówca mógł odtworzyć ją w swojej głowie. Zrób to samo na kartach
Worda/Bloggera/czy gdzie tam piszesz.
Czułam na sobie spojrzeniach [literówka] ich wszystkich, ale dopiero po chwili
zauważyłam, że tylko ja byłam ubrana. Każda inna z niewolnic, bo tym właśnie
stałyśmy się w momencie dokonania transakcji, miała na sobie jedynie bieliznę, [przecinek
zbędny] albo nie miała nic. – To powoli zaczyna brzmieć
niedorzecznie.
Po raz kolejny zastanowiłam się, co takiego było we mnie, że
zainteresowałam każdego? Może moja postawa i to, że wyprostowałam się w
momencie, w którym każda inna się rozklejała? –
Szczerze mówiąc, myślę, że w takim miejscu jak Aukcja każdy ma w dupie to, czy
ktoś się rozkleił, czy dumnie stał. I naprawdę nie sądzę, że nasza mała
bohaterka była pierwszą, która nie płakała na podeście podczas licytacji.
Podziw dla takiej osóbki byłby zrozumiały na przykład wśród innych dziewcząt,
ale wśród… wszystkich? Nie przesadzasz trochę? Bohaterka gloryfikuje sama
siebie. Poza tym wciąż cierpię na deficyt emocji. Stała wyprostowana i
zastanawiała się, dlaczego jest lepsza od innych? Nie sądzisz, że w tym
momencie jest to trochę… podłe? Nie przekonuje mnie, chyba że od początku
chcesz kreować ją na ciężkostrawną, fałszywą heroskę będącą ponad każdym,
patrzącą na wszystkich z góry, ale z tego, co zdążyłam zauważyć, we
wcześniejszych notkach podobno była przerażona, współczuła, tęskniła za
rodziną, wspominała przez chwilę przeszłość. Gdzie się podziała ta bohaterka?
Kim jest ta nowa? Minął tylko jeden rozdział…
Brudne ręce niemal od razu zniknęła z mojego
ciała. – Zniknęły.
Jak na razie nie mogę pozbyć się wrażenia, że Twoje opowiadanie to
zlepek cliché stosowanych w większości opowiadań. Jeśli
obmacywaniem chciałaś nadać pewnej dramaturgii, to nie udało Ci się, głównie
dlatego, że przedstawiłaś mi to zbyt sucho. Mogłoby się to udać, czasem dobra
klisza nie jest zła, ale trzeba to opisać w sposób umiejętny. Daisy czuje na
sobie czyjeś obce dłonie. Rozwodzi się nad tym, że nie lubi alkoholu i
rozkminia, czy bardziej krzyknęła, czy pisnęła i całość wypada po prostu
nienaturalnie. Nie zauważyłam u niej najmniejszego odruchu instynktownego,
jakim człowiek reaguje na zupełnie obcy i raczej niepożądany dotyk. Oczywiście,
każdy z nas odczuwa wszystko inaczej, ale Daisy mogłaby chociaż drgnąć.
Skupiasz się nie na tym, co trzeba, przez co gdzieś zanika wartkość akcji i
realizm sytuacji.
Nie odzywał się do mnie ani słowem. Jedyne, co do mnie powiedział,
to transakcja dokonana, zostałaś sprzedana,
zaraz po tym, jak pomógł mi zejść ze sceny. – Czytelnik nie ma
Alzheimera.
Poza tym, te słowa mogły kołatać się w głowie bohaterki. Skoro
wywarły na niej takie wrażenie, pokaż mi to. Wydziel je na przykład osobnym
akapitem, by podkreślić mocny wydźwięk. Jeśli nadasz fragmentowi odpowiedni
charakter, czytelnik nie uzna go za nudne powtórzenie, a za coś, co wstrząsnęło
główną postacią. Możesz wpleść to między sceny, Calum coś mówi, a ona nagle
przypomina sobie jego słowa już po transakcji. Tutaj wypada to niesamowicie
sucho i nienaturalnie.
W pewnym sensie mnie ignorował i chociaż było to
dla mnie dziwne, smuciło mnie to.
Skoro już jestem jego, niech chociaż na mnie patrzy.
Wszystko jest lepsze od obojętności. –
Brakowało już jedynie syndromu sztokholmskiego. Trochę za szybko, nie sądzisz?
O wiele za szybko, tak samo jak w przypadku myśli, że czyjś dotyk mógłby być
poniekąd przyjemny. Takie myśli w głowie ledwo porwanej, poniżonej, sprzedanej
dziewczyny? No nie mogę.
Też uważam, że wszystko jest lepsze od obojętności, i cieszę się,
że bohaterka również ma to na uwadze. Szkoda tylko, że sama wydaje się bardzo
mocno obojętna wobec sytuacji, która ją spotkała. Ach, ta hipokryzja...
Niedługo potem wyszliśmy z budynku, a ja nieznacznie odetchnęłam
świeżym powietrzem. – Jak wygląda „nieznaczne
odetchnięcie”?
Bałam się. – Znowu to samo.
Najgorsze, co możesz zrobić, to nazywać uczucia słowami. To zabieg dobry tylko
w dialogach, ale w narracji przedstawiaj mi emocje na podstawie myśli i
zachowania ciała. Chcesz powiedzieć, że Daisy się bała? Napisz, że trzęsły jej
się ręce, rozglądała się nerwowo dookoła, może przygryzała wargę, może miała
jakiś nawyk, który ujawniał się tylko w stresujących sytuacjach? Nie spłycaj
bohaterki do byłam, miałam i czułam się.
Sporo jest książek pisanych właśnie w narracji pierwszoosobowej
(nie polecę Ci żadnych, bo nie znam Twoich preferencji). Jeśli miewasz problemy
z odpowiednim przekazaniem uczuć czy wydarzeń, siedząc w
głowie bohaterki, warto sięgnąć po parę pozycji z interesującą Cię narracją. To
niezwykle pomaga we wszystkim się połapać.
Możesz też kierować się… filmami. Pisanie powieści to wbrew
pozorom sztuka wizualna. Oglądasz filmy? Patrz, jak zachowują się bohaterowie.
Obserwuj ich działania, ich wyrazy twarzy, słuchaj ich słów. W filmach nie ma
miejsca na przynudzającego narratora, który zagląda do głowy bohaterom i sucho
streszcza, jak się czują. To musi wynikać z gry aktorskiej, a u Ciebie – z
tego, jak zagrają dla czytelnika Twoi bohaterowie.
Zaczęłam nerwowo wykręcać palce dłoni, aby po chwili
spleść je i ułożyć na kolanach. Oddychałam głęboko i wpatrywałam się we własne dłonie,
bojąc się spojrzeć na cokolwiek innego. – W końcu!
Właśnie tak powinny zostać przekazane emocje w całym tekście. Nie ma tu suchego
„denerwowałam się”. Daisy wykręca palce, wyraźnie nie wie, co zrobić z dłońmi.
Jest to jak dotychczas jedyny fragment, przy którym rzeczywiście potrafiłam
sobie wyobrazić uczucia bohaterki.
Pierwsze dłonie zbędne (i od razu pozbędziesz się
powtórzenia) – z marszu wyobraziłam sobie ręce. Dziwnie byłoby, gdyby Daisy
zaczęła wykręcać palce u stóp.
– Wyprostuj się, Daisy. Nie musisz całą drogę wpatrywać się we
własne dłonie – powiedział nieco rozbawiony, co sprawiło, że poczułam się
jeszcze gorzej. Mimo to wyprostowałam się. – Jestem Calum –
dodał po chwili i na tym skończyła się nasza rozmowa. – Pogrubiony tekst powinien być w nowym akapicie:
– Wyprostuj się, Daisy. Nie musisz całą drogę wpatrywać się we
własne dłonie – powiedział nieco rozbawiony, co sprawiło, że poczułam się
jeszcze gorzej.
Mimo to wyprostowałam się.
– Jestem Calum – dodał po chwili i na tym skończyła się nasza
rozmowa.
Odnosi się on bowiem do Daisy, a dalej mamy kwestię Caluma.
Dom był duży, biały i z czerwonym dachem. Nad
drzwiami frontowymi był balkon, podtrzymywany czterema
kolumnami. Wyglądał jak willa. – Zgubiłaś
podmiot. Balkon wyglądający jak willa musi być ciekawym widokiem.
Nie dałam rady zarejestrować więcej, gdyż złapał mnie za
nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi, przez które przeszliśmy po chwili. – I na dodatek balkon łapie dziewczyny za nadgarstki!
Nigdzie w pobliżu nie użyłaś Calum, więc nie wiem, co Cię przed tym
powstrzymało.
To po chwili spowalnia Ci scenę. Nie jest to
jakiś specjalnie wymagany wyznacznik czasu. Nie upłynnia narracji. Z góry
wiadomo, że Calum pociągnął Daisy w stronę drzwi, więc od razu logiczne, że
zaraz przez nie przeszli.
Znalazłam się w dużym, jasnym holu, ale on ciągnął mnie dalej,
w stronę schodów, którymi weszliśmy na górę. Zaprowadził mnie do
małego pokoju, otwierając przede mną drzwi i wpuszczając mnie do
środka. – Bohaterka zna imię swojego właściciela. Może
o nim tak myśleć, naprawdę, zwłaszcza, że kiedy będziesz używać imion, nie
pomylisz podmiotów.
Minimalistycznie i całkiem zwyczajnie. Już wiedziałam, że nie
polubię tego pomieszczenia. – Nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że chyba nie polubię głównej bohaterki. Po tych wszystkich
traumatycznych wydarzeniach i podejrzeniach o najgorszym na chłopski rozum
powinna się cieszyć, że dostała jasny, zadbany pokój z firankami, a nie jakąś
piwnicę z kocem na podłodze i miską wody, czego raczej można się było
spodziewać po niewolnicach oraz klimacie, w jakim zobrazowałaś Aukcję i to, jak
traktuje się tam dziewczyny. Ale jakby nie było, to Twoja bohaterka i możesz ją
kreować dowolnie, byle konsekwentnie. Zastanawiam się więc, czemu nie podobało
jej się to pomieszczenie i czy miała ku temu powody? Nie zaznała w nim jakiejś
mentalnej ulgi po ciężkich chwilach, które ją spotkały, okej, przyjmuję. Ale
właściwie dlaczego? Co było z nim nie tak? Nie lubiła kremowych ścian,
drewnianych mebli?
Co tu robi dziecko? Czyżby to była jego siostra? – Tak jak poprzednio. Nie wiem, co stoi na przeszkodzie, by
użyć imienia.
Uśmiechnęła się i już po chwili stała tyłem do mnie, cicho
podśpiewując pod nosem. – Nie wiem, czy to
tylko moje wrażenie, ale scena wydała mi się mocno creepy. Kupiona
niewolnica siedzi sobie sama w jasnym pokoju, na wielkim łóżku, aż tu nagle
przychodzi niewinna, ośmioletnia blondyneczka, wyciąga jej z szafy czerwoną
sukienkę i przesłodko prosi, by Daisy się w nią przebrała, przy czym obiecuje,
że nie będzie podglądać, odwraca się i pośpiewuje sobie radośnie. Nie wiem, o
co chodzi, ale gdybym czytała horror, to poczułabym pierwsze ciarki.
Nie. Zaskoczona to zbyt słabe słowo, ale lepszego nie mogłam w
tamtym momencie znaleźć. – Och. To brzmi równie
słabo jak opisy całowania na najbardziej dennych blogaskach: „Uczucie było tak
niesamowite, że nie mogłam go opisać”.
Przez chwilę stałam jak sparaliżowana, ale nie chciałam dłużej być
w sukience, w którą ubrał mnie Luke – blondyn, który tak perfidnie
wykorzystał moją słabość. – Nie wydaje
mi się, aby czytelnik zdążył zapomnieć o tym, kim był Luke. I… naprawdę? Nawet
w takim momencie opisujesz go kolorem włosów?
Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy, przypominając sobie
całą tę sytuację (…). – Nie możesz użyć takiego
imiesłowu, kiedy masz dwa inne podmioty. Łzy przypominające sobie jakąś
sytuację brzmią równie zabawnie jak balkon ciągnący dziewczynę za rękę.
– Jesteś ładna – uśmiechnęła się tak, jak tylko dzieci potrafią. – Zgubiłaś wielką literę przy „uśmiechnęła” i kropkę po
„ładna”.
Po tych wszystkich traumatycznych wydarzeniach polecałabym się
Daisy jednak najpierw wykąpać, zanim ubierze się w kolejną kreację. Wcześniej
ciągle podkreślany przez nią strach i czasem wspomniane dreszcze pewnie wiązały
się z potem, a co za tym idzie… no.
Poza tym wciąż nie mogę pojąć, dlaczego Calum wysłał do niej
przesłodką ośmiolatkę? Na dodatek dalszy dialog z małą wygląda tak:
– Calum powiedział, że mam ci powiedzieć, że nie możesz nic mieć
pod sukienką, a Calum nie lubi być zły i ja nie lubię, gdy Calum jest zły, więc
musiałam ci to powiedzieć, żeby potem móc jemu powiedzieć, że ci powiedziałam,
a ty musisz się do tego zastosować. – Posłała mi szeroki uśmiech, najwyraźniej
zadowolona z siebie (...).
Wciąż mocno creepy. Z jednej strony bardzo plastycznie, łatwo to
sobie wyobrazić i uśmiechnąć się pod nosem, bo w końcu wyobraźnia zadziałała,
ale z drugiej – to po prostu dziwna scena.
Posłała mi szeroki uśmiech, najwyraźniej zadowolona z siebie, a ja
o mało nie wybuchłam śmiechem, słysząc jej niepoprawny słowotok. – Nie musisz dopowiadać, że był niepoprawny. Czytelnik chyba
sam to widzi i pewnych oczywistości zwyczajnie nie ma po co dodatkowo
stwierdzać.
– Musimy iść – powiedziała i zeskoczyła z łóżka, uśmiechając się
do mnie delikatnie i łapiąc za moją dłoń, pociągnęła w tylko jej znanym
kierunku. – Pociągnęła co?
Rozdział można określić mianem „poprawnego”. Był niezły, ale
niezbyt porywający. Nie poruszył mnie, nie wywołał praktycznie żadnych emocji,
cały czas cierpię na suchotę z powodu opisów, które nie znajdują potwierdzenia
w zachowaniu kogokolwiek. Daisy poznaje nowe otoczenie, znajduje się w zupełnie
obcym dla niej domu, wśród ludzi, o których nie wie nic. Liczyłam na więcej
przemyśleń, może zainteresowania bohaterki samym domem lub jakieś niepewności,
może nawet ewentualne przemyślenia na temat ucieczki, cokolwiek. Coś, o czym
naprawdę myślałaby kobieta w takiej sytuacji. Daisy bardzo szybko się poddała,
wycofała i przyjęła do wiadomości fakt kupna, jednocześnie stać ją było na dość
odważne przemyślenia, że nie podoba jej się pokój, a mała dziewczyna działa na
nią kojąco. Jakby zapomniała, co przed chwilą przeżyła i pogodziła się ze
wszystkim, bo tak. Zabrakło mi opisów poruszania się po willi, bo „przeszłyśmy
z jednego miejsca do drugiego” mnie nie przekonuje. Absolutnie nic nie zwróciło
uwagi bohaterki? Nic szczególnego nie rzuciło jej się w oczy? Między jednym
pokojem a drugim jest próżnia?
Spodobała mi się natomiast mała dziewczynka, zwłaszcza jej
kwestie, które rzeczywiście brzmią jak wypowiadane przez małe dziecko. Przy jej
słowotoku nawet się uśmiechnęłam. :) Ale po co tam ona? Skąd? Nie mam pojęcia –
i dobrze. To do tej pory bardzo intrygujący wątek. Jedyny, który do tej pory
sprawił, że chcę czytać dalej i dowiedzieć się, o co chodzi z tą przerażająco
słodką ośmiolatką.
Napisałaś pod rozdziałem, że nienawidzisz opisywać pomieszczeń,
ale tutaj nie zauważyłam, by coś z tymi opisami było nie tak. Jako że bohaterka
poznawała to miejsce tak samo jak my, mogłaś sobie pozwolić na minimalistyczne
wymienianie najważniejszych elementów, które rzuciły jej się w oczy. Pilnuj
jednak tej naturalności. Nie może być tak, że bohaterka idzie od miejsca do
miejsca i w głowie relacjonuje sobie cały obraz każdego jednego pomieszczenia:
to leży tu, to stoi tam, tamto wisi tam. Zawsze możesz posiłkować się jej
odczuciami, jak w przypadku okna z brązowymi zasłonami, do którego chciała
podejść – to było bardzo fajne rozwiązanie. Następnym razem może usiąść na
takiej i takiej kanapie, bo wydawała się miękka, wyglądała na wygodną i
przyciągała zmęczoną Daisy jak magnes. Staraj się, by za każdym razem z każdego
zdania, nawet z opisu pomieszczenia, wylewały się odczucia bohaterki.
ROZDZIAŁ 4
Zrozumiałam, że natrętny wzrok, jaki czułam [przecinek] stojąc na scenie, należał właśnie do niego,
ponieważ teraz nie spuszczał go ze mnie, gdy szedł powoli, krok za krokiem, w
moją stronę. – Wciąż wydaje mi się to mocno wyolbrzymione.
Zatrzymał się, gdy był w odległości metra, a następnie nie
śpiesząc się nic a nic, rozpoczął spacer na około mnie. – Nadal brakuje mi tu używania imienia bohatera. „Nie
spiesząc się nic a nic” potraktowałabym jako wtrącenie i oddzieliła drugim
przecinkiem, a „na około” zamieniłabym na „wokół”. Moim zdaniem będzie brzmiało
ładniej.
– Wiesz, do czego służy ten cieniutki, skórzany pasek,
który będziesz nosiła codziennie wraz z sukienką? – Nie sądzę, aby ktokolwiek wysławiał się tak szczegółowo,
zwłaszcza, gdy mówi to w stronę osoby, która ten przedmiot widzi na własne oczy
i nie potrzebuje dodatkowego opisu.
– Służy do wymierzania kary, gdy będziesz się sprzeciwiać
lub nie wykonywać poleceń. – Wychodzi
na to samo. Chyba że Calum faktycznie ma taki specyficzny charakter i
szczegółowe podkreślanie wszystkiego jest jego cechą. Wtedy i ten pasek w sumie
by pasował… Muszę go bardziej poznać.
Pokręciłam przecząco głową,
bojąc się odezwać. – Jeśli zaprzeczasz –
kręcisz głową, a jeśli potwierdzasz – kiwasz. Więc czytelnik sam zrozumie, że
kręcenie głową oznacza zaprzeczenie.
Calum powiedział, że ukarze Daisy, jeśli ta nie wykona jego
polecenia. Później nakazał jej odpowiedzieć na swoje pytanie, a ona zamiast
tego zaczęła płakać. On na to… nic. Nasz bohater jest nieco niekonsekwentny.
Po policzku spłynęła mi jedna łza.
Przynajmniej nie ma określenia „samotna łza”… Ale mimo wszystko. Jedna łza wcale nie brzmi poetycko, a raczej jest bardzo sztuczną próbą ukazania emocji, których wcale nie ma.
Już nawet pomińmy to kiczowate i jakże okropne określenie. Daisy
wybuchnęła szlochem. Nie sądzisz chyba, że w takiej sytuacji z oczu leci tylko
jedna łza?
Nie miałam nawet siły, aby płakać. Jedyne co mogłam zrobić, to
pogodzić się z tym, ale i tego nie potrafiłam. Cała ta sytuacja mnie
przerastała. Powinnam się cieszyć, że nie kupił mnie żaden z tych obleśnych
pięćdziesięciolatków, ale nie mogłam. Byłam jedynie coraz bardziej przerażona. – Daisy jest przerażona, ktoś ją kupił i ma zamiar
wykorzystać seksualnie wbrew jej woli. Kto w takiej sytuacji rozmyślałby, co
powinien, a czego nie? Nie dość, że takie rozwodzenie się spowalnia akcję,
przymula, to na dodatek odbiera bohaterce autentyczność. Cały czas siedzisz w
jej głowie! Daisy nie jest tylko stojącym z boku obserwatorem, lecz
uczestnikiem okropnych wydarzeń. A ja – jako czytelnik – wcale tego nie
odczuwam.
Walczyłam z łzami, napływającymi do oczu. – Ze. I czy chwilę temu czytaliśmy, że Daisy nie miała siły
już płakać? A wcześniej nie pojawiła się tylko jedna łza…? No błagam.
Przez kolejnych kilka minut, na zmianę szczypał to lewy to prawy,
jednocześnie całując moją szyję, którą nieświadomie coraz bardziej
odchylałam do tyłu, dając mu coraz lepszy dostęp. (...)
Już nie będę miała okazji chociażby zobaczyć się z matką. To sprawiło, że
niemal dławiłam się własnym smutkiem, z trudem oddychając. – Spójrz, jak mocno sprzeczną bohaterkę tworzysz. Domyślam
się, że ciało reaguje na przyjemności i odchylenie głowy jest reakcją
automatyczną, jak najbardziej okej dla młodej bohaterki, ale kiedy ciało chce
więcej, to jakim prawem myśli podążają w stronę matki, a Daisy z trudem
oddycha? To się wyklucza, i to tak dość ostro. Powinnaś poukładać w jakiś
sposób jej emocjonalność, bo mam wrażenie, że rzucasz te reakcje dość randomowo.
Nie były długie, sięgały połowy pleców, a
były lekko pofalowane. Lubiłam je, a momenty, gdy
mama siadła na fotelu, a ja na podłodze, pozwalając jej
zaplatać wymyślne fryzury, były moimi ulubionymi.
– Oprzyj się o oparcie, spleć dłonie za głową i rozchyl lekko nogi
– polecił, a ja z ociąganiem wykonałam jego polecenie. Nie chciałam tego robić.
Tak bardzo tego nie chciałam. Ale zrobiłam. Oparłam plecy i wyciągnęłam ręce za
siebie, kładąc je na oparciu kanapy. W ten sposób moje nagie piersi były
wyeksponowane. W pewnym sensie była to upokarzająca poza. (...) Jego opaloną
klatkę piersiową zdobiły dwa tatuaże. (...) Zastanowiło mnie, czy miał ich
więcej. Mimo wszystko intrygował mnie. –
Litości… Wciąż zapewniasz mnie, że bohaterka czuje się poniżona, że nie chce,
wcześniej pisałaś o tym, że się bała, że płakała, że z trudem oddychała. Gdzie
się podziały te emocje? Trudności z oddychaniem nie mijają jak za pstryknięciem
palca, bo podchodzą pod histerię. A tym razem wyparowały na rzecz: ooo,
typ ma tatuaże! Ale spoko, ciekawe, czy ma ich więcej…? W sumie to nawet mnie
intryguje...
Jeszcze nie doczytałam dalej, a już wiem, że Daisy i tak za chwilę
zacznie płakać, znów będzie się bać, ale po chwili coś małego sprawi, że jednak
coś jej się w tym wszystkim spodoba…
Dom wydawał się pusty, a obecność małej blondynki mnie dziwiła.
Chciałam wiedzieć coś więcej, ale nie śmiałam pytać. – Daisy leży właśnie naga na kanapie i eksponuje swoje nagie ciało
przed Calumem, a jej myśli krążą wokół domu i dziewczynki. Wydaje mi się to
trochę nie na miejscu. Przed chwilą myślała o matce i ledwo oddychała, a potem
podziwiała tatuaże. Nie widzę w tym ciągu, żadnej logiki. Chyba że ona tak
reaguje na stres? Myśli chaotycznie, raz przeżywając przeszłość, a raz jarając
się oprawcą, ostatecznie zawracając sobie głowę duperelami? I to wszystko w
przeciągu, hmm, kilkudziesięciu sekund, no bo ile trwa podchodzenie do kanapy i
układanie się na niej? Nie wiem, co za karuzelę sobie wymyśliłaś, ale może
spróbuj wczuć się w położenie dziewczyny? Usiądź sobie jak ona i pomyśl, jak
czułabyś się, gdyby pierwszy raz stał nad tobą obcy mężczyzna, w zupełnie obcym
miejscu? Bo, na moje oko, wydaje Ci się, że takie delikatne niuansiki, smaczki
o tym, że Daisy jednak coś kręci, są na miejscu, bo zachęcają czytelników, a na
moje – kompletnie z nimi mnie trafiłaś, przedobrzyłaś. Za szybko, od czapy, na
siłę. Sztucznie. Jeżeli wpleciesz w nią teraz, na samym początku te wszystkie
wykluczające się emocje, potem nie będziesz miała czym budować zmian, rozwoju
sytuacji, rozkwitania relacji. Wyczerpiesz na wstępie wszystkie uczucia, a
potem będziesz się tylko powtarzać: podoba się Daisy, nie podoba się, podoba
się, nie podoba się, chce, nie chce, chce, nie chce. Nie ma w tym konsekwencji,
struktury, przyczyny-skutku, niczego. Emocjonalny chaos.
Opisy wyglądu Caluma bardziej pasują mi do fanfikowego romansu, a
nie opowieści seksualnej niewolnicy. Dziewczyna leży przerażona na kanapie, nie
wie, czego ma się spodziewać, boi się swojego właściciela. Nie
sądzisz, że w takiej sytuacji słowa Lekkie promienie słońca, wpadające
do salonu przez duże okna, padały na srebrny łańcuszek, który zdobił jego szyję zwyczajnie
nie pasują? To dobrze by się sprawdziło, gdyby Calum i Daisy byli zwyczajną
parą, a nie niewolnicą i masterem.
Daisy wciąż próbuje mnie przekonać, że cały czas się boi, a ja
wciąż nie jestem w stanie jej uwierzyć. Podziwianie tatuaży nijak ma się do
odczuwania strachu, poważnie. Kiedy ktoś jest gotowy wykorzystać Cię seksualnie
wbrew Twojej woli, wcale nie zastanawiasz się nad tym, co oznaczają jego dziary
i jak bardzo masz ochotę go o to zapytać.
Oh, kurwa. – Och. „Oh” występuje
w pisowni angielskiej.
Myślałam, że z opisami seksu będzie o wiele gorzej. Że będą
nieporadne, bo zwykle tak właśnie wychodzą początkującym (i nie tylko) autorom.
Nie są jednak złe, mogą chyba stanowić mocną stronę opowiadania. Mam jednak
zastrzeżenie. Mianowicie – użyłaś słowa „cipka”, czego absolutnie się nie
zabrania, ale… No właśnie. Brzmi to po prostu zbyt kolokwialnie, potocznie,
wręcz nie na miejscu. Zwłaszcza, że da się znaleźć o wiele ładniejsze synonimy.
Szczególnie, że to pierwszoosobówka. Daisy nie wydaje się kobietą, która
wyrażałaby się w ten sposób, tym bardziej że wcześniej nie używała w ogóle
kolokwializmów.
Czuję się też trochę, hm, rozczarowana? Calum właściwie strzelił
Daisy palcówkę i już, w dodatku brakowało tu tego… czegoś. Na
potrzeby oceny przeczytałam Greya (o zgrozo, wypalcie mi
oczy). Nawet tam umiałam doszukać się nieco więcej w pierwszym zbliżeniu
bohaterów, choć i tak było drętwo.
ROZDZIAŁ 5
Zastanawia mnie myślenie Daisy. Skąd u niej przekonanie, że seks
to coś okropnego, złego? Rozumiem czucie się splamionym po wykorzystaniu
seksualnym jako niewolnica, ale tutaj mamy jedynie stosunek do seksu. Skoro
zaczytywała się w romansach, powinna być już jako-tako zaznajomiona z tym
tematem, a chyba mało który autor przedstawiał zbliżenie jako coś paskudnego.
Ewentualnie mogę sobie wymyślić, że jej podejście do seksu ma
związek z wizją przyszłości, którą wykrowałaś, ogólnie ze sprzedawaniem kobiet
w wiadomych celach, czyli Daisy mogałby solidaryzować się z kobietami, które
wykorzystuje się przez seks, i stąd mogłoby wziąć się jej podejście do sprawy.
Aczkolwiek nawet jeżeli Daisy ma takie (bądź inne, jakiekolwiek) pobudki do
takiego przekonania o seksualności, to jednak nie widać ich w tekście, nie są
to wiadomości ukryte między wierszami, które można wywnioskować, bo Daisy nie
żyje w tekście, nie ma charakteru, nie znamy jej, niewiele wiemy o jej
przeszłości, a na wszystko jest tak sucha i obojętna, że... och, no to widać
przecież po cytatach. Dla niej piętnastocentrymetrowa szpilka, którą kazali jej
włożyć, ma tylko piętnaście centymetrów, a sprzedawane na
aukcji kobiety są jedynie biedne.
W końcu wyczuwam emocje bohaterki. Nie jest fenomenalnie, styl nie
powala, ale przynajmniej jestem w stanie wyłapać mętlik w głowie, jaki ma
Daisy, oraz jej moralne dylematy.
– Muszę cię zaprowadzić na kolację – oznajmiła i podeszła do mnie
powoli, łapiąc za dłoń. – Podeszła do niej, a
potem złapała ją za dłoń, prawda? Nie wykonywała tych dwóch czynności
jednocześnie (byłoby to co najmniej dziwne), więc użycie imiesłowu jest tu
niepoprawne.
– Kim jest Kim? – Zabawnie
to zabrzmiało.:D
Jego ciepły oddech owiewał moje ucho i szyję. – Sapał jej nad tym uchem czy co?
Te kwieciste stwierdzenia wzięte jakby z Harlequinów póki co w ogóle mi nie pasują do porwanej, sprzedanej i poniżanej bohaterki.
Te kwieciste stwierdzenia wzięte jakby z Harlequinów póki co w ogóle mi nie pasują do porwanej, sprzedanej i poniżanej bohaterki.
Na razie rozdziały są dosyć nijakie, naprawdę trudno poczuć
jakiekolwiek emocje. Piątka była nieco lepsza pod tym względem, choć to „nieco”
jest lekko naciągane. Kiedy Daisy poruszała się po domu, brakowało mi jej
własnych odczuć na temat chociażby wystroju czy koloru ścian. Gdy coś widzisz,
automatycznie myślisz, że ten czy ten kolor Ci się nie podoba albo jakiś
przedmiot nie pasuje do reszty. Siedzimy cały czas w głowie bohaterki, a ona
jest przecież zwykłą dziewczyną, taką jak my. Bardzo brakuje mi tego
„człowieczeństwa” w Daisy, czegoś, co sprawiłoby, że przestałabym ją postrzegać
jako imię widniejące na ekranie komputera, a zaczęłabym myśleć o niej jako o
kimś realnym. Na widok swojego, ekhem, właściciela Daisy powinna mieć nieco
inne myśli niż „To tylko mężczyzna”. To jej pan, który zrobi jej krzywdę, jeśli
krzywo na niego spojrzy. To on tu rządzi, a co za tym idzie, powinna czuć do
niego co najmniej respekt.
– T-tak – odszepnęłam przerażona, a on odsunął się i wyminął mnie,
podchodząc do Chloe. – No właśnie. Gdzie jest to
przerażenie?! Albo wyolbrzymiasz, albo nie przekazałaś mi tego w wiarygodny
sposób, bo naprawdę trudno mi uwierzyć w autentyczność odczuć podawanych mi
przez Daisy. A przecież ona nie będzie kłamać we własnej głowie.
ROZDZIAŁ 6
Weszłam do łazienki i momentalnie przypomniała mi
się sytuacja z Lucasem. Cała łazienka wyłożona była lustrami.
Z każdej z czterech ścian patrzyła na mnie dość wysoka dziewczyna z długimi,
ciemnymi włosami, ciemniejszą karnacją – chociaż jaśniejszą niż Caluma – i
wielkimi, przestraszonymi oczyma, ubrana w pastelowo-czerwoną sukienkę. – Zupełnie nie pasuje mi tam wtrącenie na temat Caluma. Po
co? Opisujesz mi Daisy, samą. Gdyby stała obok niego, miałoby to jeszcze jakiś
sens. Ale tutaj to nie wypada zbyt dobrze. Jakby Daisy celowo konstruowała
swoje myśli DLA CZYTELNIKA. To absolutnie odbiera jej autentczność. W ogóle
porównywanie czyjejś karnacji do Caluma pasowałoby, jakby bohaterka była w nim
zakochana. Już bardziej bym zrozumiała, jakby coś jej przypomniało Caluma, a
ona się wzdrygnęła.
Trochę rzuciło mi się w oczy to, że Daisy wolno łączy fakty (to
tylko moje luźne spostrzeżenie, nie traktuj tego jak wytknięcie błędu). Na
przykład potrzebowała sporej chwili do namysłu, by ogarnąć, że kąpiel jest dla
dwojga. No cóż, gdyby tak nie było, raczej Calum nie zawracałby sobie tak tym
głowy. Podejrzewam, że była to kolejna próba wprowadzenia dramaturgii i wyszła
ona, niestety, marnie.
Do moich oczu napłynęły łzy. W ciągu jednego dnia stałam się
emocjonalnym wrakiem człowieka. – Odnoszę
dziwne wrażenie, że opowiadanie jest nieco przedramatyzowane. Oczywiście, to,
co spotkało Daisy nie może należeć do rzeczy przyjemnych, ale nie sądzisz, że
mimo wszystko panuje tu atmosfera lekkiej przesady? Płakanie to trochę za mało,
aby móc nazwać się emocjonalnym wrakiem człowieka. Na dobrą sprawę
nic przeraźliwie okropnego – nie licząc porwania – nie spotkało Daisy, Calum
tylko strzelił jej palcówę, która w dodatku podobała
się obu stronom. Do samego porwania bohaterka jakoś nie wraca zbyt często, więc
chyba jakoś okropnie tego nie przeżyła, ot, luźno o tym wspomni przy obiadku i
to by było na tyle. Bardziej lamentuje nad swoją sytuacją w domu Caluma, jakby
zamknęli ją tam w piwnicy, przykuli łańcuchem do ściany i kazali żyć o chlebie
i wodzie, i wypróżniać się do kąta. Przekoloryzowałaś.
Usłyszałam głośne kroki na schodach. Byłam pewna, że na schodach.
To był charakterystyczny odgłos. – Zbyt
wiele uwagi poświęcasz pierdołom, przez co tekst traci swoją dynamiczność.
Buduj napięcie! Kroki na schodach. Daisy wie, że to Calum. Spina się. Prosi o
więcej czasu. Nie jest gotowa. Chce uciekać, lecz nie może. E M O C J E, a nie
rozkminianie dźwięku, jaki wydają buty na schodach.
Po drodze przecież podziwiałam piękno korytarzy i obrazów,
wiszących na ścianach. – O ludzie.
Człowiek nie ma takich myśli, gdy jest w pośpiechu…
Moje myśli popłynęły w stronę matki. – Daj mi samej to wywnioskować. Niech Daisy zwróci się w myślach
do matki albo pomyśli o jakiejś sytuacji z nią. Wtedy będzie to łagodne, miłe
wprowadzenie, a nie wpychanie mi tego do gardła.
Może myślała, że nie żyję? Czy brała pod uwagę fakt, że mogłam
zostać porwania [literówka] i sprzedana? Zapewne nie, ale gdyby tylko
wiedziała, że właśnie stoję nago, czekając na mężczyznę, dostałaby zawału.
Mogłam czytać jej romanse, ale to zupełnie co innego niż wiedzieć, że twoje
dziecko robi coś takiego, jak bohaterowie tych wszystkich książek. –
No powiem Ci, że bardzo ciekawy system wartości. Czy jej matka miała aż tak
wielkiego fioła na punkcie cnoty swojej córki, że bardziej przeraziłaby się na
wieść, że uprawia seks, niż że nie żyje? No bez jaj.
Gruba rozkmina Daisy o celu robienia malinki wydała mi się nieco
zabawna. To malinki nie można już zrobić dla samej przyjemności? Musi być w tym
jakiś ukryty sens, oznaczanie kogoś?
Powili traciłam głowę. – Powoli.
Drugą dłonią zaczął ugniatać moją prawą pięść (…).– Zgaduję, że chodziło o pierś.
Wciąż przeszkadza mi to, że nie używasz imion. Rozumiem to, gdy
bohaterka zwyczajnie go nie zna, ale przecież z Calumem zapoznała się już
dobrze. Zamiast „Calum” mam jednak wieczne „jego”, „jemu”, „chłopak”, „on”.
Tak, moja droga, tak. Moje palce już zaczerpnęły przyjemności. – To brzmi okropnie greytowato i nie, to nie jest
komplement. Im dłużej czytam, tym częściej się zastanawiam, czy Calumowi nie
brakuje piątej klepki.
Sceny seksu nie są drętwe ani nieporadne, podoba mi się to. Wydaje
mi się, że to właśnie to będzie mocną stroną całego opowiadania.
ROZDZIAŁ 7
Na samą myśl o tym, co mi tam zrobił i jak reagowało moje ciało,
poczułam wyrzuty sumienia i ogromne skrępowanie. Nie mogłam uwierzyć, że
pozwoliłam mu na coś takiego. Siedział na podłodze, tuż przede mną, a ja
rozkładałam przed nim nogi, zupełnie jak jakaś panna lekkich obyczajów. Nigdy
wcześniej nawet bym nie pomyślała, że coś takiego mogłoby się zdarzyć. – Rozumiem wszystko. Rozumiem czucie się wykorzystaną,
zbrukaną, cholera wie, co jeszcze. Ale im dłużej to czytam, tym większe odnoszę
wrażenie, że Daisy chciała wstąpić do jakiegoś zakonu czy być wieczną dziewicą.
Mogłabyś dać mi jakieś podstawy do takiego myślenia. Nie wiem, na przykład
matka była jakąś religijną fanatyczką i wpajała córce od dziecka, że seks to
coś okropnie złego? :/ No cokolwiek, co sprawiłoby, że lubująca się w
romansach nastolatka myślała o penisie jak o narzędziu szatana.
Sięgał mi ledwo za pupę, ale cieszyłam się, że już nie stoję przed
nim całkowicie naga. – Przed kim, szlafrokiem?
(…) zobaczyłam własne odbicie, a on posłał mi bezczelny uśmiech,
gdy zorientował się, że go obserwuję. – A
dlaczego bezczelny? Co było w nim takiego bezczelnego? Może Calum uśmiechnął
się półgębkiem, cwaniacko? Wtedy bym zrozumiała. Tymczasem mamy tu tylko
wspomnienie o uśmiechu, który Daisy z niewiadomych przyczyn uznała za
bezczelny. A ja chciałabym wiedzieć, dlaczego taki był. Siedzę w głowie
bohaterki, a nie wiem nawet, co dokładnie się dzieje.
Jednej rzeczy nie rozumiem. Określiłaś dom Caluma mianem
rezydencji, był ogromny. Chłopak nie chciał, żeby Chloe miała widoczki w
postaci nagich dziewczyn etc., więc co przeszkadzało mu w zwyczajnym
umieszczeniu dziewczynki w – załóżmy – innym skrzydle budynku? Skoro był
wielki, spokojnie miejsca by starczyło, prawda? A on i tak mógłby ją odwiedzać,
kiedy tylko by chciał.
A cała jego postura sprawiała, że… czułam respekt. Wiedziałam, że
gdybym dała mu powód, złamałby mnie jak zapałkę. – Well, przejrzałam po raz kolejny zdjęcia tego Caluma i
zastanawiam się, czy ja i główna bohaterka myślimy o tej samej osobie? Uważanie
go za przystojnego to jedno, bo w końcu każdy ma inny gust… ale to? Chłop nie
wygląda na zdolnego do skrzywdzenia muchy, nie mówiąc już o położeniu
dziewczyny.
Daisy zdecydowanie wyolbrzymia wszystko, jakby Calum był nie
wiadomo jakim potworem. Jakby przykuł ją kajdanami do ściany i okładał maczugą
po głowie. Facet ją kupił i może zrobić z nią cokolwiek tylko chce, a tymczasem
sam troszczy się o to, by jej było dobrze i pyta, czy tamto i siamto jej
pasuje. W dodatku naszej bohaterce się wszystko podoba. A w sumie już do końca
nie wiem, bo uczucia Daisy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Gdyby ten mętlik
w głowie został przedstawiony w umiejętny sposób, nie miałabym nawet
pretensji. Tymczasem tutaj otrzymuję rozwodzenie się nad Calumem, och i ach,
było super i nagle BUM, totalne zaprzeczenie, potem znowu i tak w kółko. Z
czasem robi się to już nudne, brak jakichkolwiek wątków pobocznych, nie licząc
małej dziewczynki pojawiającej się tu od wielkiego dzwonu. Naprawdę
liczyłam, że nie będziemy się tu skupiać tylko na pieprzeniu i heroinowym
„chcę, ale nie chcę”. Świat przedstawiony, życie po wojnie? To wszystko jakby
nie istniało, stworzyłaś tło i kompletnie o nim zapomniałaś. A życie nie
ogranicza się tylko do rezydencji Caluma, poza nią także coś się dzieje! Calum
należy do Elity, powinien choćby udawać, że coś robi, wychodzić na jakieś
spotkania, omawiać cokolwiek związanego z losami kraju.
Tymczasem nie robi nic oprócz pieprzenia niewolnic. Zapomniałaś zupełnie o tle
swojej historii, a jest ono równie ważne co główni bohaterowie.
Począwszy od ranka, gdy zostałam brutalnie porwana i wywieziona (…). – Chciałabym wiedzieć coś więcej. Może jakaś retrospekcja, hm?
Brutalne porwanie powinno odcisnąć na Daisy jakieś piętno, no nie? Tymczasem
ona wspomina to z lekkością, jakby przypominała sobie, co jadła na śniadanie.
O niej także myślałam – kim jest, co tu robi… – Pierwszoosobowej narracji nie powinno się prowadzić w ten
sposób. Nie na zasadzie „Myślałam o tym i o tym”. Coś w stylu:
Niezwykłe było to, jak Calum mnie dzisiaj potraktował. A jak
odnosił się do małej Chloe…
Kim ona właściwie jest? Co ona tu robi? Zżerała mnie ciekawość,
ale wciąż nie śmiałam o to zapytać.
Brzmi inaczej, prawda? Zdecydowanie naturalniej. Ciągle siedzimy w
głowie bohaterki, więc myśli powinny lecieć dynamicznie, a nie jak
sprawozdanie.
Ale najgorsze w tym było nie to, do czego byłam dziś zmuszona, ale
to, co musiała czuć moja matka. Przez kilkanaście lat wychowywała córkę, aby
stracić ją jednego dnia i nawet nie wiedzieć, co się z nią stało. – Gdyby to było najgorsze, poświęciłabyś temu więcej niż
dwie linijki w ciągu kilku rozdziałów. Gdyby ta kwestia była dla Daisy ważna,
rozmyślałaby o tym, stresowałaby się, co czuje jej matka. Tymczasem dostaję coś
zupełnie odwrotnego. Jakby bohaterka robiła co innego, a myślała co innego. To
tak nie działa.
Nie podoba mi się budowanie sztucznego dramatyzmu. Może i bym to
kupiła, gdyby nie przedstawianie sytuacji nieumiejętnie i niezbyt wiarygodnie.
Nic strasznego nie działo się Daisy, a gdy przytrafiło jej się coś
wcześniej, traktowałaś to strasznie powierzchownie. Jest przeraźliwie sucho,
nie umiesz opisywać emocji, które towarzyszą bohaterce poza seksem i
pieszczotami.
ROZDZIAŁ 8
Ogarnięta nieśmiałością wynikającą z negliżu (…) – Negliż to nie nagość, tylko niekompletny
ubiór, na przykład nocna bielizna.
Na małym stoliku znalazłam szklankę wypełnioną wodą oraz pudełko z tabletkami.
Otworzyłam wieczko, wyciągnęłam jedną z podłużnych, białych tabletek i
włożyłam do buzi.
Popiłam wodą i podciągnęłam kołdrę po samą brodę. Nie było zimno,
w końcu byliśmy w Australii, gdzie słońce świeciło wysoko przez wszystkie
trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Zrobiłam to, bo dawała mi nikłą osłonę
przed nagością.
Ten opis klimatu w Australii jest tu wprowadzony zupełnie od
czapy. Spowalnia całą sytuację i po prostu jest tam zbędny. Tak. Wiemy, że
akcja dzieje się w Sydney. Nie. Normalny człowiek tak nie myśli. Normalnemy
człowiek wpadnie na to, by się zakryć, choć jest mu gorąco. W ten sposób. Nie
będzie rozwodził się nad pogodą, no chyba że jest pracownikiem wiadomości.
Moje serce biło szybko, gdy nasłuchiwałam, czy aby
nikt nie nadchodzi korytarzem. W końcu jednak szybko podeszłam
do szafy (…).
Byłam niewinną dziewczyną, zawsze posłuszną rodzicom — potem już
samej matce; a z niewiadomych powodów znalazłam się w miejscu (…). – Nie wiem, co tam robi ten średnik. Powinien być tam drugi
myślnik.
(…) cały ten mały dworek mnie onieśmielał. – No teraz to już nie rozumiem. To w końcu jest rezydencja
czy „mały dworek”? Zdecyduj się, chyba że Daisy ma zdolność teleportacji i
nagle znalazła się w innym miejscu. A może wychowała się w pałacu i dla niej
posiadłość Caluma rzeczywiście jest „małym dworkiem”?
Jak ten mężczyzna — a może raczej chłopak, w końcu nie mógł być
wiele starszy ode mnie (…). – Tak,
było już o tym wspominane. Powtarzanie się nie jest dobrym pomysłem.
Och, znowu mamy przewidywalny scenariusz typu: „Wszyscy inni są
be, a nasza bohaterka jest cacy”. Kurczę, nie nudzi się to nikomu? Przyjemność
wszystkim sprawia gloryfikowanie swojej heroiny?
Czułam jego obecność, ciepło bijące od jego ciała. – Czy on wytwarza blask jak gwiazda? A może to jest kolejna
postać w Marvelu – Człowiek-Kaloryfer? Przepraszam za ironię, ale to jest
niedorzeczne.
— Jesteś najlepsiejszy!
— Najlepszy, Chloe, mówi się najlepszy. — Wywrócił oczami.
— Najlepsiejszy! – Czemu to jest zapisane kursywą? Czytelnik widzi, że
niepoprawność jest celowa, nie musisz tego eksponować.
Uczucia Daisy cały czas zmieniają się jak za dotknięciem magicznej
różdżki. Calum zrobił to – lubię go! Calum zrobił tamto – a, jednak nie lubię!
Calum zrobił owamto – dobra, jednak go lubię! Z czasem przestaje być to
odzwierciedleniem emocjonalnego rozstrojenia, a staje się zwyczajnie irytujące.
Mimo to podeszłam do pierwszego regału i delikatnie dotknęłam opuszkami palców grzbiet[u] pierwszej
książki, aby po chwili przejechać palcem po wszystkich. Nie
znałam żadnego z tytułów, wypisanych na grzbietach, ale nie
przeszkadzało mi to.
— Nie — powiedziałam i na potwierdzenie pokręciłam przecząco głową. – Too much. Na temat „kręcenia przecząco” mówiłam już
wcześniej. O wiele lepiej pasowałoby tu: „I dla wzmocnienia moich słów
pokręciłam głową” czy coś takiego.
Czekoladowe tęczówki Caluma świdrowały mnie uważnie. – „Tęczówki” to nie jest zbyt dobry synonim dla „oczy”.
Zresztą, nawet nie musiałaś tego używać, bo nigdzie w pobliżu nie ma wyrazu
„oczy”. Nie stosuj zbędnych udziwnień, to wcale nie sprawi, że tekst będzie
odbierany jako bogatszy.
Niewiele się działo, wspólne śniadanko i poznawanie domu. Chloe
wypadła chyba najlepiej, jest tutaj jedyną wyrazistą postacią. Calum i Daisy
wydają się być sztywni, niemal sztuczni. Mała natomiast jest naturalna,
przesympatyczna i ludzka. Choć nie cierpię dzieci, to właśnie ta bohaterka mnie
urzekła.
ROZDZIAŁ 9
Witasz mnie słowami Uwaga, rozdział dość brutalny.
Zacieram rączki, w końcu coś konkretnego będzie się dziać!
Przestań powtarzać jedno i to samo. W każdym rozdziale czytam
słowa „Nie mam wyboru, muszę mu się oddać”. Zrozumiałam i przyjęłam do
wiadomości, możemy iść dalej.
Przywiązać do łóżka!? On jednak nie zwracając na mnie
uwagi, wstał i zszedł z łóżka.
Muszę Cię pochwalić, bo był to pierwszy rozdział, który
przeleciałam bez zatrzymywania się. Może dlatego, że skupiałaś się na
doznaniach erotycznych, które właśnie Ci wychodzą. Gdy nie zamieszczasz niewiadomojakdramatycznych przemyśleń
bohaterki, jest o wiele lepiej. Widać, że dobrze czujesz się w tych tematach i
to głównie ich powinnaś się trzymać, gdy chodzi o relację Daisy-Calum. Po
prostu relacje platoniczne i zgłębianie większych uczuć wydaje się nie być
Twoją bajką.
Oczywiście, wiadomo, iż Calum swoją magiczną maścią sprawdzał
posłuszeństwo Daisy. I obiecał jej, że ta dostanie karę, jeśli nie będzie
posłuszna. A on… tak po prostu się nad nią zlitował? Rany. No, ale w końcu
otrzymała jakąś karę, więc nie jest taki gołosłowny, za jakiego go uważałam.
Jakoś nie umiem rozwodzić się nad tym rozdziałem. Spodobał mi się
ze względu na brak dramy-lamy, lekkość i brak zbyt sztywnych dialogów
pojawiających się między Daisy i Calumem w sytuacjach niezwiązanych z seksem.
Było konkretnie, w końcu wiedziałaś, co chcesz przekazać.
No i Daisy zaczęła zdrabniać imię Caluma. Powolutku robi się
uczuciowo i nie wiem, czy to dobry zabieg. Obawiam się, że może wyjść bardzo
sztywno, nienaturalnie i po prostu źle. Ale nie zniechęcam się, może mnie
zdziwisz i właśnie pójdzie dobrze.
ROZDZIAŁ 10
Dopiero wtedy zobaczyłam przymknięte drzwi, zza których przeciekało kilka
promyków światła. – Światło generalnie nie
należy do cieczy. Nawet w znaczeniu metaforycznym przeciekające
promienie światła nie brzmią dobrze, zwłaszcza, że samo przeciekanie kojarzy
się z czymś materialnym.
Cieszy mnie, że w końcu poruszyłaś kwestię
tajemniczego logo. Mamy bowiem w końcu sprawę wykraczającą poza mury
rezydencji, no i obudziłaś moją ciekawość. Interesujące było również
wspomnienie o ojcu Daisy, ponieważ dotychczas skupiała się ona głównie na
swojej matce.
Na korytarzu świecił się tylko ten jeden żyrandol, który wcześniej
zaświeciłam. – Dziwnie to brzmi :/ Albo
„palił się jeden żyrandol, który wcześniej zaświeciłam”, albo „świecił się
jeden żyrandol, który wcześniej zapaliłam”.
Moje bose stopy cicho stąpały po dywanie. – Używasz tego nagminnie. Cały czas „moje bose stopy”, a
przy myciu włosów za każdym razem „myłam moje długie, ciemne włosy”. Do
drugiego przykładu: już raz nam siebie Daisy opisywała. Wystarczy. Do
pierwszego: czyimi stopami miała stąpać, jeśli nie swoimi? Nie trzeba tego za
każdym razem podkreślać.
– Daisy – chlipnęła. – Pszytulisz mnie? – „Przytulisz” i „pszytulisz” na głos brzmi tak samo. Tak
jak późniejsze „trzymać” i „tszymać”. Gdyby Chloe pisała jakąś karteczkę,
zrozumiałabym, ale ona to mówi i Daisy nie ma prawa wiedzieć, czy jest tu jakaś
poprawność w pisowni. Jak już chcesz na siłę wprowadzać u
małej niepoprawność, to mogłabyś chociażby zamienić „adoptował” na „adaptował”.
Tak, aby różnica była słyszalna.
Czasem bark poczucia czasu u dzieci mnie śmieszył
(…) – Brak.
Po tym, co powiedziała Chloe, liczyłam na jakąś reakcję Daisy. Już
zauważyłam wcześniej, że nasza bohaterka ma pewne trudności z szybkim łączeniem
faktów, ale… bez przesady. Aż tak szybko zapomniała, kto z nią był w dniu, w
którym została sprzedana? Raczej nie sądzę. Słowa Nie lubiłam Luke'a,
był za wysoki, a potem Mieszkaliśmy w dwóch pokojach w takim
magazynie, gdzie od jakiegoś czasu było pełno dziewczyn takich jak ty powinny
dać Daisy jasno do myślenia, kim jest mała dziewczynka. Ale nie pojawiło się żadne,
najdrobniejsze przemyślenie na ten temat już do końca rozdziału. Daisy rozmyśla
o okresie. Yay.
– Stokrotko, cholera, naucz się wysławiać. – Dlaczego pogrubiony tekst został zapisany kursywą?
Daisy siedzi sobie z Calumem, sielanka. Nawet nie myśli o tym, co
usłyszała od Chloe, a przecież podobno tak bardzo nurtowało ją, kim jest
dziewczynka i skąd się tu wzięła. Gdy kołacze Ci się w głowie pytanie i w końcu
otrzymujesz na nie odpowiedź, to chyba poświęcasz jej chwilę czasu, żeby ją
przetrawić, czyż nie? Po Daisy to spłynęło.
ROZDZIAŁ 11
Mimo sielankowej muzyczki i zapewnień Daisy, że ufa Calumowi i w
ogóle przywykła to wszystkiego, jakoś nie mogę w to uwierzyć. Chociażby
dlatego, że musi sobie przypominać, że chłopak wcale nie chce
zrobić jej krzywdy, a to jest bardzo dalekie do czegoś, co nazywamy zaufaniem.
Mężczyzna poprowadził mnie do koca, na którym ostrożnie usiadłam. – Chłopak w ciągu dwóch miesięcy zamienił się w mężczyznę?
Te informacje sprawiają, że nie mogę oddychać. – Pilnuj czasu narracji. Nagle przeszłaś do czasu
teraźniejszego i zaczęłaś ciągnąć to do końca rozdziału. Jeśli chciałaś zmiany,
bo taki typ narracji Ci odpowiada, daj jakąś notkę albo pisz tak od początku
rozdziału, bo zaliczyłam mindfuck.
Klimat opowiadania zmienił się drastycznie i z jednej strony
jestem w stanie to zrozumieć, ale momentami mam wrażenie, że czytam coś
zupełnie innego. Jak już chcesz przejść gładko w zwykły romans, to chociaż
rozwiń odpowiednio więź między bohaterami, pokaż mi, jak powoli zacierają się
granice i kiełkuje uczucie. Mamy po prostu przeskok o dwa miesiące i suchy opis
„zaczęliśmy sobie ufać”. Dlaczego? Kurczę, chciałabym razem z Daisy być
świadkiem różnych sytuacji.
W pewnym momencie, gdy już wypił dwie lampki wina, a do mojego
kieliszka dolał czerwonego płynu (…) – Błagam,
nie. „Czerwony płyn” jest po prostu najgorszym z możliwych synonimów wina. Już
o wiele lepiej było użyć tutaj „alkoholu”, „trunku”, a jak już musisz –
„czerwonego trunku”. Wszystko, tylko nie „płyn”.
Używasz za dużo kursywy. Co chwila jakieś słowo mam zaznaczone na
różowo i już przestaję to odbierać jako wzmocnienie znaczenia wyrazu. Co za
dużo, to niezdrowo.
Chciałam objąć go, ale nie odważyłam się. – Yee, to gdzie to zaufanie i przełamywanie barier?
No cóż, nie przywykłam tutaj do takiej ilości słodyczy. Nie mówię,
że było źle, po prostu… inaczej.
Ale czytało się całkiem przyjemnie. Szkoda tylko, że cały czas nie
ma wspomnienia o przeszłości Chloe, jakby ta kwestia została już powiedziana i
zapomniana. Czekałam na reakcję Daisy!
ROZDZIAŁ 12
Na okrągło przeczysz temu całemu zaufaniu, o którym mówiła
wcześniej Daisy. Trzeba zrozumieć, że jest różnica między zalążkami zrozumienia
między jedną osobą i drugą, a zaufaniem. Kiedy ufasz jakiejś osobie, nie boisz
się przy niej mówić. Nie boisz się jej, kurczę, dotknąć.
Cmentarz, na którym pochowano dwoje z trzech najważniejszych osób
w moim życiu, był ogromnym obiektem, który po wojnie został powiększony o
jeszcze raz tyle miejsca. – To nie tak, że to źle brzmi. To nie brzmi w ogóle. „Został
powiększony dwa razy”, „Dwukrotnie zwiększono jego powierzchnię” czy coś w tym
stylu.
Po zakończeniu rozdziału czuję jednocześnie pozytywne i negatywne
emocje. Pozytywne, bo zaskoczyło mnie zachowanie Caluma, to, że pozwolił tak po
prostu wrócić Daisy do domu. Negatywne, bo liczyłam na dużo więcej emocji. Po
takim czasie spotkanie z matką powinno wywołać burzę w umyśle
bohaterki, zdecydowanie opisów przeżyć wewnętrznych przydałoby się więcej. Ale
mimo to wyszło całkiem nieźle.
Tylko jedno zastrzeżenie. Daisy zaczynała lubić Caluma, zaczynała
nawet czuć zawód, że on jej nie kocha. Zaczynała się do niego przywiązywać.
Wiem, że chciała uciec do rodzinnego domu, ale liczyłam na sekundę zawahania.
Symboliczny króciutki moment rozdarcia. Ułamek sekundy, w którym Daisy
zastanowiłaby się, czy na pewno chce zostawić Caluma. Oczywiście bez wątpienia
pobiegłaby do matki, ale chyba rozumiesz, o co mi chodzi.
ROZDZIAŁ 13
Okay, przyznam, że nie tego się po Daisy spodziewałam. Domyślałam
się, że prędzej czy później wróci do Caluma, ale… tak szybko? I tak po prostu
zostawiła matkę? Ile się widziały? Może góra pięć minut. Gdybym ja była na
miejscu matki, poczułabym się tak, jakby własne dziecko naplułoby mi w twarz.
Mogłaś to rozegrać trochę inaczej. Jedną sceną pozbawiłaś mnie całkowicie mojej
nikłej sympatii do głównej bohaterki.
Na kanapie siedział całkiem młody mężczyzna – na moje oko miał nie
więcej niż trzydzieści-pięć lat. –
Trzydzieści pięć. Nie powinno być tam dywizu.
No, końcówka zrobiła się emocjonalna. Najbardziej cieszy mnie
fakt, że czuję zmiany w Twoim sposobie pisania. W tych zdecydowanie nowszych
rozdziałach opisywanie przeżyć wewnętrznych idzie Ci o wiele lepiej, wreszcie,
wreszcie mogłam się jakoś we wszystko wczuć. To zasługuje na pochwałę.
Nie wiem, co mogę napisać, bo szczególnych uwag nie mam. Było po
prostu dobrze, w końcu przekazałaś mi coś w taki sposób, bym nie odrywała
wzroku od monitora z cichym westchnieniem „Długo jeszcze?!”. I o to chodzi!
ROZDZIAŁ 14
Niczego nie świadoma dziewczynka wesoło machała nóżkami – „Nie” z przymiotnikami piszemy łącznie.
– Jesteś już gotowa gotowa gotowa? – jęknęła blondynka. – Powtarzające się słowa powinny być oddzielone przecinkami.
– Pójdziesz ze mną, Diasy? Pójdziesz? – Daisy.
Cóż, odniosę się już do całego rozdziału, a nie pojedynczych scen,
dobrze? Więc tak, widać znaczny rozwój relacji Daisy-Calum i cały czas odnoszę
wrażenie, że stało się to po prostu zbyt nagle. Mam oczywiście sytuację, która
to wszystko popchnęła dalej – piknik w lesie – ale nadal brakuje mi tego
„momentu przejściowego”, brakuje mi czasu. Ale sama wyznaczasz,
kiedy co ma się dziać, więc dobrze. Jestem w stanie przymknąć na to oko.
Kiedy Daisy zapytała Caluma, czy Chloe śpi, przez chwilkę
odniosłam wrażenie, jakby już byli pełnoprawnymi rodzicami małej. :D
Znacznie lepiej mi się czyta, gdy Daisy nie jest wiecznie
zapłakana i bojąca się wszystkiego. Stała się „przyjemniejsza w odbiorze”.
Podoba mi się to.
Ach, no i lubię sceny łóżkowe, które są subtelne, delikatne i
uczuciowe, więc tutaj trafiłaś w sam środek mojego serduszka.
ROZDZIAŁ 15
Wkrótce zrozumiałam, że gdzieś po drodze zgubiłam samą
siebie. – Jejku, to już zaczyna być
męczące. Ile razy jeszcze to usłyszę?
Okay, znowu powoli podsyciłaś moją ciekawość. Mam nadzieję, że
wkrótce dowiem się nieco więcej na temat tajemniczego logo. Zauważyłam, że
bardzo lubisz coś wprowadzać i potem o tym zapominać. Niedobrze.
Cała sytuacja z Calumem i ucieczką była moim zdaniem zbyt sucho
opisana. Brakowało mi w niej jakichś konkretnych uczuć Daisy. Chociażby
panicznego wciągania na siebie ubrań, jakiegoś zdenerwowania, niezrozumienia
sytuacji. Zdezorientowania, że nagle tak po prostu ktoś każe jej się wynosić i
to w te pędy, bo grozi jej niebezpieczeństwo. No i brakowało mi troski o
Caluma. Przecież Daisy żywiła do niego spore uczucia, powinno martwić ją, co
się z nim stanie.
Zdecydowanie brakowało w Sprzedanej akcji. Kiedy
w końcu ją dostałam, jestem bardzo na tak.
ROZDZIAŁ 16
No nie. Dlaczego tak bardzo popsułaś mój entuzjazm, zaczynając
wszystko suchym opisem? Why you do this?! A było już tak dobrze, naprawdę.
Roześmiałam, się. –
Niepotrzebny przecinek.
Gdy dotarłam do końca rozdziału i zobaczyłam notkę końcową,
pomyślałam, że to fatalnie dla opowiadania, że zostanie już tylko epilog.
Dlaczego? Otóż, to zdecydowanie za mało. Nie rozkręcaj akcji, by nagle ją
porzucić. Z pornoopka mogło wyjść niesamowite post-apo z wątkiem miłosnym i, o
matko, jak ja bym to kupiła!
Sama akcja z tym całym Gniazdem była dość ciekawa, choć nie wiem
do końca, po co tak obszernie wszystko wprowadzałaś, skoro nie masz zamiaru
tego jakoś konkretnie rozwinąć.
PODSUMOWANIE
Zacznę od poprawności. Prosiłaś, aby na interpunkcję nie zwracać
zbytniej uwagi i dać tylko notkę, więc się do tego zastosowałam. Z samą
ortografią nie jest u Ciebie źle. Występuje dużo literówek, powinnaś częściej
sprawdzać tekst przed publikacją. Jeśli chodzi o przecinki, masz problemy przy
imiesłowach przymiotnikowych biernych. Czasem także nieodpowiednio zastosujesz
łączną i rozłączną pisownię „nie”.
Więc teraz historia. Stworzyłaś naprawdę super zarys
tła, świat po trzeciej wojnie światowej, 2240 rok. I mogło wyjść naprawdę
niezwykle, gdyby nie to, że po chwili zupełnie porzuciłaś ten wątek. Prawie do
końca opowiadania nie słyszałam o jakichkolwiek działaniach wojennych czy czymkolwiek,
co wskazywałoby na to, że istnieje jakiś świat poza rezydencją Caluma. Za bardzo
skupiłaś się na samych bohaterach i ich relacji, a całkowicie porzuciłaś
wszystko dookoła nich.
Bohaterowie. Na początku
Daisy i Calum to dwa drewienka. Nie mogłam zupełnie wczuć się w ich historię,
po prostu mi nie leżała i dłużyła się jak cholera. Okropnie czytało się o
papierowych postaciach. Nie były wyraziste, taka papka z kilku przypadkowych
cech połączonych z wyglądem znanych osób. Na początku zastanawiałam się, czy
wręcz nie rzucić tej oceny w cholerę, ale skoro się podjęłam, to skończę. Heroina
zupełnie nie reagowała na coś, na co powinna. Na przykład w sytuacji z tą
maścią jasne było, że Calum ciągle ją obserwuje. Jej umiejętność łączenia
faktów nie była na wysokim poziomie, ale jakiekolwiek wnioski powinna
wyciągać.
Potem było lepiej. Stają się bardziej żywi, ciekawsi. Mogłam nawet
wczuć się w przeżycia Daisy i nie uważać jej tylko za kogoś, kto na siłę został
tu wepchnięty, bo potrzebowałaś narratora. Głównemu bohaterowi czytelnik
powinien chcieć kibicować, z sympatii życzyć mu jak najlepiej… a Twojej Daisy
zwyczajnie nie dało się lubić. Stworzyłaś Mary Sue, którą zachwycali się
wszyscy, w dodatku z zupełnie nieznanych mi przyczyn. Nie była cudownym
dzieckiem, nie grała na fortepianie, jednocześnie tańcząc tango, więc
powszechne zauroczenie postacią wydaje się zbyt naciągane.
Najbardziej mi się podobał odczuwalny progres. Im dłużej czytałam,
tym więcej przyjemności czerpałam z opowiadania. Opisy wychodziły Ci lepiej,
przedstawianie postaci rówież i w końcowych rozdziałach NARESZCIE
ZABRAŁAŚ SIĘ ZA TŁO. Więc początek opowieści jest okropny, za to koniec bardzo
dobry.
Ogrom opowiadania poświęciłaś erotyce i podoba mi się, że nie
wyszło to jak opisy zarumienionej nastolatki po odłożeniu Greya.
Opisy wychodziły naturalnie, swobodnie, a nie pokracznie i
nieporadnie. Nie krępowałaś się i bardzo dobrze.
Nie jest źle. Mimo wszystko miałaś jakiś pomysł i choć na początku
fabuła praktycznie nie istniała, w końcu zaczęła się rozwijać. Jakbyś sama
musiała dojrzeć do tego, by pisać o czymś innym niż o seksie. Wątek wojny
spodobał mi się bardzo i mam ogromną nadzieję, że w poprawionej wersji znacznie
go rozwiniesz. Całe opowiadanie ma spory potencjał i może wyjść z niego coś
naprawdę świetnego, jeśli od początku skupisz się na tym, co właściwie chcesz
pokazać. Bo podczas lektury pierwszych rozdziałów odnosiłam wrażenie, że sama
niekoniecznie wiesz, co pragniesz osiągnąć.
Ocena, którą Ci wystawię, to przeciętny. Historia
wymaga sporego dopracowania, ale zamysł był dobry, no i swobodnie czułaś się w
tematach przewodnich bloga. Po poprawkach będzie świetnie, jestem pewna. Do
dzieła!
DZIĘKUJĘ! :D
OdpowiedzUsuńSprzedana powstawała przez lata, mój styl się zmieniał, więc cieszę się, że ten progres widać. Szczerze mówiąc, jak przed zgłoszeniem się tutaj przeczytałam wyrywkowo kilka fragmentów pierwszych rozdziałów, miałam ochotę się zastrzelić. Gdybym miała pisać Sprzedaną od nowa, cały początek poprowadziłabym zupełnie inaczej. I wciąż się zastanawiam, czy to nie byłaby lepsza opcja niż poprawianie tego, co mam.
Z tym epilogiem miało być tak, że kwestia loga się w nim wyjaśni. Ale wiem, że zdarza mi się urywać wątki. Więc tym bardziej muszę nad tym popracować.
Jak zaczynałam pisać to opko, miałam plan na 15 rozdziałów, rozpisany co do punktu. W trakcie zmieniał mi się zamysł, rozdziały scalałam po 2/3 w jeden i z 15 zrobiło się 8. Wtedy też wpadł mi pomysł z logiem, Gniazdem itd. Więc może ten niewykorzystany potencjał wątku wynika właśnie z tego, że był on nieplanowany i nie mogłam wcześniej wpleść tego w tło. Przy nowej (albo poprawionej) wersji wezmę to pod uwagę od początku.
Emocje... Boże, jak ja nie umiem pisać opisów. I ja to wiem. Walczę z tym (co widać w najaktualniejszych moich pracach) i z pewnością pod tym względem muszę całą Sprzedaną przeredagować. W tym temacie czeka mnie sporo pracy. A co do scen seksu... Właściwie to przy ich pisaniu kierowałam się prostą myślą: pamiętaj, czego sama nie lubisz w erotykach i pisz takie opisy, jakie byś sama chciała przeczytać. No i chyba się udało. ;)
Chciałabym napisać taki komć jak większość ludzi tu, no wiesz, z cytowaniem fragmentów i odnoszeniem się do nich, ale właściwie nie mam za bardzo do czego się odnosić. Pokazałaś mi błędy, wytknęłaś co trzeba. W niektórych momentach widziałam w Twoich słowach to, co sama podejrzewałam, na wiele otworzyłaś mi oczy (zwłaszcza na te absurdalne sceny xd), więc nie pozostaje mi już nic innego, jak jeszcze raz mocno podziękować. :D
Dałaś mi kopa do tego, by przysiąść do tego opka porządnie i sprawić, by było lepsze. Dziękuję!
PS. Mogłabyś mi jeszcze doradzić jedną rzecz? :) Opłaca się przerabiać to opko na tych rozdziałach, jakie mam, czy może lepszym rozwiązaniem byłoby pisanie od nowa?
Ogromnie cieszą mnie Twoje słowa! :D
UsuńJeśli chodzi o poprawianie rozdziałów, wydaje mi się, że wyszłoby lepiej, gdybyś napisała wszystko jeszcze raz. Zmieniał Ci się styl i z całą pewnością poglądy na różne sprawy, więc same przeróbki mogłyby nie wystarczyć i w zestawieniu ze starym tekstem zwyczajnie nie brzmieć dobrze.
(daj znać, jak już będziesz wstawiać gotowe rozdziały, z chęcią przeczytam)