Adres bloga: Satan's best friend
Autorka: dubhean
Kategoria: ff Harry Potter
Oceniająca: Dafne
1. Pierwsze wrażenie i grafika
Po załadowaniu strony doświadczyłam déjà vu, ale
nieważne. Adres niewskazujący na tematykę potterowską, przechodzę obok niego
dość obojętnie. Motto to przepisanie tytułu, na dodatek z myślnikami (hmm...) i
dopisek: „Not me”. W razie gdyby ktoś pomyślał, że to Ty jesteś najlepszą
przyjaciółką szatana, tak? Nie wpadłabym na to.
Przepołowiony Daniel Radcliffe na nagłówku i
trzecie przypomnienie, jaki jest adres Twojego bloga. W informacji obiecujesz,
że będą wulgaryzmy, przemoc i seks. Wrzucasz podzielone linki i to w zasadzie
tyle.
Obrazek jest kolorowy, reszta to głównie czerń i
biel. Przyciemniłabym niebieską czcionkę, bardziej pasowałaby do koszulki
aktora i stwarzała wrażenie, że ten szablon to jednak choć trochę przemyślana,
współgrająca ze sobą całość. Nie do końca rozumiem też ten odnośnik na samej
górze strony.
Cóż, Twoja grafika jest bardzo nijaka. Rzuca się
w oczy zbyt duża szerokość szablonu i fakt, że nie masz żadnej kolumny. Być
może dobra okładka dla dzieła mogłaby pomóc w jego promocji? Póki co moje
nastawienie jest dość neutralne, ale ciekawi mnie, w jakim stylu utrzymane
będzie to opowiadanie. Alert +18 sugeruje, że może być ciekawie. Bez większych
emocji pozytywnych ani negatywnych przechodzę do treści.
5/10
2. Treść
Prolog i pięć rozdziałów to niezbyt duża ilość
tekstu. Trudno mi stwierdzić w tym momencie, czy uda się wyciągnąć odpowiednie
wnioski, ale być może w jakiś sposób dam radę to wszystko nakierować. Z
jakiegoś powodu zgłosiłaś się do oceny na tym etapie, dlatego jestem pewna, że
masz tę świadomość.
Oczywiście zaczynamy od prologu.
(...) przygarbiona sylwetka zdradzała ciężar
zarówno wielu lat życia, jak i ogromu zła, które zadawał i które było zadawane
jemu. – Hm, brzmi to bardzo kulawo. Zadawać można komuś ból, nie zło.
Zło się czyni, rozprzestrzenia i tym podobne, ale czy zło się zadaje?
W mroku tlił się skręcony bezszelestnie
papieros (...).
O rajuśku, Harmione. Klękajcie narody. Ja wiem,
że Rowling to nawet planowała, ale dla mnie to jak gwałt na naturze.
Oczywiście moje osobiste preferencje nie są w tym
przypadku ważne, jednak nieczęsto mam okazję czytać o tym pairingu, nie wiem,
co jest oklepanym motywem, a co nowatorskim pomysłem, dlatego proszę, wybacz
mi, jeśli powiem napiszę coś głupiego. Na szczęście Ty się ze mną
zgadzasz, bo ten związek chyba sam rozumie, że nie powinien nigdy powstać.
Zawsze chciał wiedzieć po co, dlaczego, znać
powody każdego zachowania i źródło najdrobniejszego problemu. Czasem było to
wyjątkowo uciążliwe z jego strony (...) – Nie rozumiem zasadności użycia
tego „z jego strony”.
Czasem miała wrażenie, że ma przed sobą małe
dziecko, nie starsze niż jej córka Rose, które chce znać przyczyny wszystkich
zjawisk zachodzących w otoczeniu, bo świat nadal wydaje się mu magiczny, a
zasady jego funkcjonowania pozostają dla niego zagadką. – No wiesz, świat,
w którym żyje Harry JEST magiczny.
Okej, pogubiłam się. Przeanalizujmy tę rozmowę,
usuwając komentarze narratora.
- Ronald i Ginewra chcieliby wpaść
z wizytą.
- Po co?
- Chcą się z nami zobaczyć.
- Też mi coś. Człowiek dorosły
powinien mieć coś więcej w głowie niż dziecinne bzdury, powinnaś o tym wiedzieć
Hermiono.
WTF? To jak odpowiedzieć „masło” na pytanie o
pogodę. Może Harry ma coś konkretnego na myśli, coś związanego z Ginny i Ronem,
co Hermiona rozumie, ale czytelnik niekoniecznie. Bo wiesz, czytelnik nie
siedzi w głowie bohaterów. Czytelnik wie to, co przeczyta. Jak na razie wiem
tyle, że ta rozmowa jest bez sensu.
Rany, ukazujesz Harry'ego jako jakiegoś despotę.
I dupka. Założę się, że tak musi być, by w przyszłości Hermiona od niego
odeszła i związała się z kimś innym, bo Harmione nie jest głównym wątkiem
Twojego opowiadania.
Co? Harry był z Ginny, a Hermiona z Ronem.
Hermiona kopnęła Rona w dupę, a wtedy Harry kopnął w dupę Ginny i przyleciał do
Hermiony. Ona była równie zdziwiona i uważała, że to bez sensu, a jednak w
teraźniejszości Twojego opowiadania siedzi z nim na ławce w parku i patrzy na
ich biegającą (nie)wesoło córeczkę. O co chodzi? „Moda na sukces”? Wybacz, ale
kompletnie nie rozumiem motywów, jakie targały bohaterami, wydaje mi się to co
najmniej nienaturalne, a sposób, w jaki przedstawiłaś sytuację, tylko to
potwierdza. Nie czuję się ani trochę usatysfakcjonowana tymi wyjaśnieniami.
No cóż, wygląda na to, że Twoja Hermiona to
cierpiętnica, z własnej woli żyjąca w nieszczęśliwym związku z nieodpowiednim
mężczyzną. Średnio to prawdopodobne, choć jestem w stanie znaleźć w tym
wszystkim przyczynę. Z chęcią przekonam się, czy mam rację. Na razie aż mnie skręca.
Rozdział pierwszy. Podoba mi się wstęp. Na
początku nie wiedziałam nawet, czyje to przemyślenia, to jednak jeszcze
bardziej wpływa na pozytywny odbiór tekstu.
Dom Hermiony i Harry’ego Potterów stał na
uboczu niedużej wsi nieopodal Liverpoolu. Prowadziła do niego polna droga,
która wiosną i jesienią zamieniała się w koryto pełne mazistego błota, zaś
latem wzbijała tumany kurzu za każdym razem, gdy ktoś wystarczająco
zdesperowany postanowił nią przejść. – Ktoś tak zdesperowany jak jego
mieszkańcy?
Hermiona właściwie nie wiedziała, czym zajmuje
się jej mąż pomiędzy ósmą, a szesnastą i szczerze mówiąc – nie interesowało jej
to. -– Trudno mi uwierzyć, że to małżeństwo jest aż tak chore, by żona nie
wiedziała, gdzie pracuje jej mąż. Ponadto – skąd to „szczerze mówiąc”? Po co
narrator miałby mówić nieszczerze albo hamować się w opisywaniu sytuacji?
Uważał ją za gorszą, głupszą, niezdolną do
samodzielności i Hermiona czasem prawie mu w to wierzyła. – Rany,
rany, to jest naprawdę tak nieprawdopodobne, że aż ciężko się czyta...
Prawdziwy Harry – jak zwykła myśleć o dawnym
Potterze – znikł gdzieś bezpowrotnie, zdawałoby się z dnia na dzień, a w jego
miejsce pojawił się jakiś obrzydliwy demon, karykatura przyjaciela ze szkolnych
lat. – Świadomość istnienia w przeszłości „normalnego” Pottera nadal nie
sprawia, że teraźniejszość wydaje mi się logiczna.
(...) tu wskazał kupkę złożonego w równiutką
kostkę prania czekającego na wyprasowanie. – Jak złożyć niewyprasowane
pranie w równiutką kostkę?
Plucie na podłogę, wyzywanie od suk? FAKT, ŻE
KAŻE JEJ SPRZĄTAĆ BEZ UŻYCIA MAGII, BO JEST MUGOLKĄ? Kurczę, lektura naprawdę
zaczyna mnie już drażnić. Rozpiszę się w podsumowaniu, coby się nie
powtarzać...
Teraz dziewczyna czuła ulgę. – A nie
kobieta? W tym wieku już raczej trudno nazywać kogoś dziewczyną (lub
chłopakiem).
(...) przeglądając Proroka Codziennego sączył
whisky z rżniętej w krysztale szklanki. – Rżniętej. W krysztale. Szklanki.
To określenie... Hm... Przywołuje dziwne (ekhem, ekhem) skojarzenia. Oszczędzę
sobie gifa pokazowego.
Kiedy sprawy wymykały się spod kontroli, a
Rosie była tego świadkiem, kobieta modliła się w duchu o to, by kiedyś, kiedy
dziewczynka będzie już bardziej rozumna, mogła szczerze z nią porozmawiać i
wszystko wyjaśnić. – Z tego wynika, że to dziewczynka ma z nią szczerze
rozmawiać i jej wszystko wyjaśniać.
Harry schował jej różdżkę już jakiś czas temu.
Przecież nie była jej potrzebna. Jeśliby się zastanowić, nie miała nawet do
niej prawa. Była szlamą, półczłowiekiem, zrodzonym z dwóch mugoli popychadłem. –
No Chryste Panie...
- Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz!? –
usłyszała zamroczona siarczystym policzkiem, który wymierzył jej mąż. –
Zabijcie mnie.
Rozdział drugi. O ile zniosę taką dawkę
absurdu.
Gdyby mógł, nam naplułby sobie w twarz. –
Cóż, technicznie jest to możliwe. Gdyby odpowiednio mocno wydąć usta...
Znów urzeka mnie wstęp. Sugeruje też, że niedługo
(mam nadzieję) pojawi się inny istotny w opowiadaniu bohater. Niecierpliwie na
to czekam, bo choć te początkowe wstawki nijak pasują do całego rozdziału, to
dają nadzieję na przerwanie tego pasma opisów przemocy domowej.
Harry wstał z łóżka, przeciągnął się z trzaskiem
przeskakujących stawów i wyszedł z sypialni nie zaszczycając Hermiony choćby
przelotnym spojrzeniem. – Dlaczego jaśnie panicz w ogóle śpi obok szlamy?
Wtedy to się zaczęło – zdała sobie sprawę
kobieta. Sześć lat temu. – W poprzednim rozdziale Hermiona rozmyślała o
tym, co było PIĘĆ lat temu. To jak w końcu?
O, i nie pozwoli dziecku do Hogwartu jechać, bo
szlamy i charłaki. Do miejsca, które jako jedyne naprawdę kochał. To naprawdę
nie ma sensu.
(...) a Hermionie pękało serce, gdy myślała o
tym, jak okropnie byłoby, gdyby Rosie urodziła się przed upadkiem Voldemorta. –
Cóż, przynajmniej miałaby normalnego ojca. A nie jakiegoś socjopatę.
I mam uwierzyć, że Ron i Ginny po takim
przedstawieniu nic nie zrobili, tylko po prostu sobie wyszli? Ginny przecież
wszystko wie, a nawet Ron powinien był się wszystkiego domyślić. Wybacz, ale
nie przyjmę do wiadomości, że jej tzw. przyjaciele po prostu ją z tym
zostawiają. To wszystko jest okropnie nierealne. I jeszcze to „Crucio” i...
cóż, gwałt. CHORE.
Zastanawia mnie tylko wzmianka o Snape'ie. Co do
tego ma Hermiona? Po co Ginny go odwiedza? Jak wplączesz go w tę sytuację? To
mi daje jedyną nadzieję, bo naprawdę czuję się już zmęczona tym
opowiadaniem.
Rozdział trzeci.
Klasycznie już początek opowiadania jak najbardziej
na plus. Cieszy mnie, że również w dalszej części mam okazję przeczytać coś
innego niż... no, wiadomo.
Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Okazuje się, że
bohaterowie nie są jednak tak bezużytecznymi marionetkami, jakimi zdawali się
być na początku. Cieszę się, że Ron wziął to wszystko do siebie, choć osobiście
dziwię się, że to on jako pierwszy zaczął tak naprawdę interweniować, a nie
jego siostra.
- Żyję z samymi babami, to tak mam – mruknął. –
W gwoli ścisłości Ron miał pięciu braci, z którymi spędził dzieciństwo.
- To nie jest JEGO córka, Ron – podjęła
dziewczyna. – Co? Teraz to mnie wbiłaś w fotel. Cała ta historia ze
„skokiem w bok” Hermiony jest dość dziwna, ale być może choć w niewielkim
procencie cokolwiek z tej chorej sytuacji tłumaczy. W każdym razie nie mogę się
doczekać, aż ich plan wypali (w co szczerze wierzę) i to się wreszcie skończy,
bo naprawdę aż ciężko czytać.
Dlaczego ten człowiek tak bardzo przypomina
Snape'a? Wszystko poza głosem idealnie pasuje. Martwi mnie tylko, cholernie
mnie martwi, całe to zwracanie się do Pottera per „Pan”. To nie jest normalne.
Okej, mam mętlik w głowie. Co to za eliksir? I
czemu Harry zachowywał się tak ordynarnie nawet wtedy, kiedy Ron stał się –
bądź co bądź – świadkiem zbrodni i mógł mu zaszkodzić? Skąd to poczucie
bezkarności? Co on kombinuje? Przyznam, że oprócz irytacji poczułam też
autentyczne zaciekawienie i z większą przyjemnością otwieram rozdział
czwarty.
Kiedy rano budziło go słońce, czuł się jak
nocny motyl – przerażony i bezbronny wobec mijającego czasu. – Ładnie
napisane, ale nijak nie potrafię zrozumieć, czemu akurat ćma miałaby być
przerażona mijającym czasem.
Czy się martwiła? Jasne, że tak. –
Dobrze, że wplatasz ekspozycję; to wcale nie wynika z całego opisu przed tym
zdaniem.
Czy miała do siebie pretensje? Też pytanie.
Oczywiście, że je miała. – Widzę, że to jakiś nowy styl.
O, a co to za retrospekcja? Ciekawi mnie, po co
ją wplatasz, tak ni z gruszki, ni z pietruszki. Czyli tym tajemniczym amantem
był właśnie Snape. Ach. Wszystkie opowiadania Sevmione są nieprawdopodobne, ale
w tym wypadku nie wiemy nawet, jak do tego doszło i skąd w ogóle zbliżenie
między nimi, dlatego wszystko wydaje się być jeszcze dziwniejsze. Tym bardziej,
że podany przez Ciebie czas obejmuje rok bitwy o Hogwart, a więc czas, kiedy
Snape był jeszcze uważany za zdrajcę (lub dopiero co przestał nim być).
Swoją drogą to ciekawe, bo pierwszą retrospekcję
datujesz jako „pięć lat wcześniej, rok bitwy o Hogwart”, a kolejna to „kilka
tygodni po bitwie o Hogwart”. Ta pierwsza jest więc niedoprecyzowana i nawet
nie wiem, czy opisujesz wydarzenia chronologicznie.
Hermiona poinformowała go o tym niepotrzebnie,
gdyż Stary Nietoperz już od progu wlepiał oczy w Pottera. – To trochę
śmieszny synonim, zważywszy na to, że opisujesz to wszystko pośrednio w
kontekście Hermiony, która przecież go kochała i nie uważała za Starego
Nietoperza.
Zaklęcie zapomnienia? Co? Teraz rozumiem, czemu
Hermiona się na to godzi. Nie rozumiem tylko tej metamorfozy, która wciąż
wydaje się być gwałtem na kanonie. Ponieważ jednak każdy rozdział przynosi
jakieś odpowiedzi, zaczynam mieć nadzieję, że w końcu się dowiem. Tymczasem piątka
jest – jak na razie? – ostatnia...
Nietoperz z Lochów miał swoją dumę (...).
– Psujesz mój ulubiony fragment każdego rozdziału kolejnym bezsensownym,
wymuszonym synonimem. No nie.
Och, a więc rodzice Hermiony nie wyparowali, a
„jedynie” zostali zamordowani przez zięcia? Boże.
(...) żeby kupić Severusowi kolejny rok marnej
egzystencji w Domu Spokojnej Starości. – Ej no, bez przesady, Sev chyba nie
był wtedy aż tak stary, huh? Nie mógł być jeszcze impotentem, za dużo Sevmione
już powstało.
W pomieszczeniu śmierdziało kałem i uryną.
Głównie tym. Dla kogoś, kto wszedłby tu po dłuższym pobycie na świeżym powietrzu
właśnie te wątpliwej urody wonie zagłuszyłyby wszystko inne. – W jaki
sposób woń może coś zagłuszyć? (I mieć urodę?)
Jeśli Tłustowaty Dupek znajdował się
kilkakrotnie w takim samym położeniu, Ron przestawał mieć mu za złe to, jak
przykry i niesprawiedliwy bywał dla większości swoich uczniów. – Eee... To
nie ma sensu. Przecież Harry mógł go hipotetycznie torturować w ten sposób
dopiero po swojej metamorfozie, a więc po zakończeniu wojny. A wtedy Snape już
nie uczył.
Jeśli tylko na pięknym portrecie Pottera nie
pojawi się żadna plama, chłopak miał urząd w garści. – No nie bardzo już
chłopak. Poza tym „chłopak” to zbyt niewinne określenie dla niego.
Dobrze, wygląda na to, że dobrnęłam do końca.
Bardzo trudno sformułować konkretne wnioski na podstawie tak niewielkiej ilości
tekstu, ale być może moje komentarze w jakiś sposób pomogą Ci nadać historii
bieg lub będą wskazówką na przyszłość.
Na pewno zorientowałaś się w trakcie czytania
całego tego punktu, że dość sceptycznie podchodzę do Twojego pomysłu na
opowiadanie. Nie zrozum mnie źle, dostrzegam tutaj Twoją kreatywność i
nietuzinkowość. Fanfiki potterowskie to temat przerobiony przez blogerów chyba
miliony razy, trudno wpaść na coś, co nie byłoby kalką czegoś innego.
Oczywiście nie jestem żadnym znawcą, ale nigdy nie spotkałam się z podobną
fabułą. Za to duży plus dla Ciebie. Cieszy mnie również, że odeszłaś od
standardowego, niesamowicie oklepanego motywu opowiadań Sevmione i im
podobnych, gdzie Hermiona jest związana z Ronem, który jest osobą pełną wad,
niedoskonałą w każdym calu i po prostu irytującą. U Ciebie rudzielec jest
dobry, a rolę czarnego charakteru odrywa Harry. Niewątpliwie rzadziej spotykane
rozwiązanie.
Muszę jednak zaznaczyć, że fragmentami czytało
się to po prostu źle. Szczególnie na początku, gdy na czytelnika
niespodziewanie spada wizja demonicznego, chorego psychicznie Pottera. Wiesz,
rozumiem, że wojna i traumatyczne przeżycia mogą drastycznie zmienić czyiś
światopogląd, ale żeby z dnia na dzień z przyjaciela, dobrego i szlachetnego człowieka
stać się... potworem? Stać się takim samym – w niektórych aspektach pewnie
gorszym – jak to, co wywołało ową traumę? Być może gdybyś nakierowała nas na
bezpośrednią przyczynę tej zmiany, gdybyś opisała ją w sposób jasny i
zrozumiały, byłabym w stanie to kupić, uwierzyć w takie zachwianie systemu
wartości. Póki co mogę to sobie wyobrazić jedynie w przypadku ingerencji
czarnej magii, Imperio, jakichś chorych manipulacji, przejęcia czyichś myśli i
kontrolowania jego czynów. W przeciwnym razie wydaje mi się to po prostu
naciągane. Tortury, gwałt, bratanie się z tym, z czym bohater walczył przez
całe życie... Nie, po prostu nie. Fanfiki są sprzeczne z kanonem, to chyba
jasne. Ale nawet w Twoim opowiadaniu Harry nie był taki od początku, a nie
widzę tutaj ciągu przyczynowo-skutkowego. Zapewne masz zamiar odsłonić karty,
co nieco wyjaśnić. W tej chwili jednak czuję jedynie frustrację i jestem
skonfundowana. Podsyłałam niektóre fragmenty dziewczynom z ekipy i miały
podobne odczucia. To tak jakby napisać, że Voldemort nagle został
wolontariuszem w sierocińcu i rozdaje mugolskim dzieciom słodycze, BO TAK, BO
COŚ SIĘ STAŁO i COŚ GO ZMIENIŁO. Kupiłabyś to? Zabawa charakterami bohaterów to
ogromna szansa dla pisarza-amatora, pozwala stworzyć coś nowego na bazie tego,
co już wymyślono. Na razie jednak wydaje mi się to dobrym pomysłem na
opowiadanie, ale nie na bazie tych postaci.
Niestety, również kreacja Hermiony wywołuje w
mojej głowie jeden wielki znak zapytania. Twoi bohaterowie teoretycznie są
kanoniczni, nie zmieniasz gwałtownie wydarzeń opisanych w książkach, bardziej
skupiasz się na tym, co było w końcowych jej fragmentach i na tym, co zdarzyło
się później. Twój Harry do tej pory był cudowny, a Hermiona szalenie
inteligentna. Dlaczego więc ta sama czarownica (czy też nie-czarownica, ale nie
przejmujmy się nomenklaturą), która ryzykowała życie, by ratować świat, która
dzięki swojej logice i inteligencji wychodziła z najgroźniejszych opresji, dała
się wplątać w tak chory układ, mało tego – tkwi w nim nadal, biernie i bez
większych refleksji? Godzi się na poniżanie, torturowanie i robienie wody z
mózgu swojej córki. Co, ją też spotkało coś, co wywróciło jej charakter na lewą
stronę? Hermiona, którą znamy i Hermiona, która wydaje się istnieć również w
Twoim świecie, już dawno znalazłaby jakieś wyjście z sytuacji, a przynajmniej
wyjście, które mogłoby poprawić jej byt do czasu odnalezienia rozwiązania.
Podobnie Ginny – wie o wszystkim, a nic z tym nie robi. Ujawnienie zbrodni
Pottera naprawdę nie byłoby niemożliwe, podobnie jak ochrona jego żony. Ale
nie, Twoi bohaterowie wydają się tkwić w marazmie, robić to, co Ty jako autorka
im każesz. Nawet jeśli nie ma to w zasadzie większego sensu i oparcia w logice.
Ciekawi mnie, jaki będzie, jest lub mógłby być (gdybyś jednak nie kontynuowała
opowiadania) ciąg dalszy rozdziału piątego. Czy Kingley zostanie kolejnym
mądrym człowiekiem, który zachowa się jak ślepy idiota? Mam nadzieję, że nie.
Pozostaje jeszcze Severus. Zdaje się, że miało to
być Sevmione. Snape gdzieś tam jest i szczerze mówiąc, to jak na razie moja
ulubiona postać w Twojej opowieści. Wiadomo, nie jest to ten sam Severus,
znalazł się w innym położeniu i nie do końca wiemy, jakie jest rozwinięcie jego
historii, ale początkowe fragmenty rozdziałów (te, które bezpośrednio go
dotyczą) są napisane w sposób interesujący, zagłębiają się w psychikę bohatera,
stawiają pytania, intrygują. Póki co jest to najbardziej obiecujący wątek i
chyba najciekawszy, bo i najlepiej poprowadzony – jak na fanfik przystało, a
jednak całkiem realistycznie i w sposób budzący ciekawość – choć na razie
pozostaje gdzieś w tle.
Być może gdy to wszystko połączy się w jakąś
zgraną całość, będę w stanie inaczej spojrzeć na Twoje opowiadanie. Póki co
marszczę czoło nad opisami szalonych poczynań Pottera. Z każdym kolejnym
rozdziałem opisy wychodzą Ci lepiej – nie boisz się używać nieładnych słów,
opisywać w sposób naturalistyczny to, co czytelnik ma zobaczyć. Potrafisz też
pozytywnie zaskoczyć (jak chociażby z Rosie). Myślę, że mogłabyś napisać całkiem
dobry utworek sensacyjny, może kryminał albo akcja? W tej scenerii i z tymi
bohaterami na razie mi to nie pasuje. Nie jestem dobra z psychologii, ale
wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a do tak gwałtownej zmiany
osobowości – jeśli jest to w ogóle możliwe – potrzeba naprawdę potężnego
bodźca. I czasu. Stopniowania. Albo magii...
Podsumowując – pisanie wydaje Ci się przychodzić
łatwo i naturalnie (po raz kolejny muszę wspomnieć o dobrych początkach
rozdziałów) i może nawet mogłabym bardzo polubić tę historię, gdyby nie czające
się z tyłu głowy pytanie: O co tutaj, *pip*, chodzi? (No, i może gdyby nie te
nieszczęsne, wymuszone synonimu typu „Stary Nietoperz”.) Pamiętaj, że czytelnik
wie tylko tyle, ile dla niego napiszesz. Tutaj trudno się nawet domyślić
przyczyny tych zmian. Jest to nie tyle interesujące, co irytujące, przynajmniej
dla mnie i – zdaje się – również moich koleżanek. To może zniechęcić czytelnika
– szczególnie nowego – do Twojej historii. Skup się na ukazywaniu przyczyn.
Jeśli nie chcesz odsłaniać wszystkich kart – sugeruj. Zawsze zastanów się
najpierw, czy to, co piszesz, ma sens i czy kupiłabyś to, gdyby dany motyw
wykiełkował w głowie kogoś innego. Być może moje odczucia byłyby inne po kilku
kolejnych rozdziałach, ale – jak mówiłam – z jakiegoś powodu zgłosiłaś się
wcześniej. I niestety takie w tym momencie jest moje spojrzenie.
22/50
3. Poprawność
Prolog
Trzask ognia w kominku był jedynym dźwiękiem
mącącym ciszę mrocznego salonu. Pokój był (...).
– Był, był.
(...) otaczały go co raz gęściej i gęściej.
– Coraz.
(...) że słyszy JEJ śmiech, i widzi
rozjaśnioną słońcem poranka twarz.
– Bez przecinka.
- Nie wiem, Harry – kobieta w jasno zielonej
sukience uśmiechnęła się nerwowo (...).
– Jasnozielonej.
(...) odkąd skończyło się piekło wojny z Tym –
Którego – Imienia – Nie wolno – Wymawiać.
– Pomijając spacje, czy „nie wolno” to jedno
słowo? Skoro nie zasłużyło na dywiz (tu akurat powinien być dywiz...)
oddzielający „nie” i „wolno”... Hmm...
(...) powinnaś o tym wiedzieć Hermiono.
– Przecinek przed wołaczem.
(...) że nie nigdy o tym nie zapominała.
– Coś tu jest ewidentnie nie tak.
– Może miałabyś rację, –
– Nadajesz morsem? Okej, zostawmy dialogi,
kopiowanie ich nie ma sensu.
Widać, to zdanie bardzo mocno wryło się w
umysł dziecka.
– Bez przecinka.
(...) że decyzję o zakończeniu trzy letniego
związku z Weasley’em musiała podjąć w kilka chwil.
– Trzyletniego. Weasleyem. Odmianę też zostawmy.
(...) zwłaszcza, że jego nieporadne próby
zachowania oświadczyn w tajemnicy na nic się nie zdały (...).
– Zwłaszcza że.
Ich przyjaźń, była zbyt silna (...).
– Bez przecinka.
Czasem, Hermionie zdawało się (...).
– Znów.
(...) że po tamtym darzeniu stali się sobie
jeszcze bliżsi.
– Zdarzeniu.
(...) które rosły co raz wyżej w miarę, jak
piętrzyły się jej (...).
– W miarę jak. Coraz.
Dobrze, więc, powiedz im, że się zgadzam.
– Dobrze, więc powiedz im, że się zgadzam.
(...) jak z pogardą mawiał Harry słuchając
wesołego paplania dziewczynki.
– Przecinek przed imiesłowem.
(...) chyba, że w ważne rocznice wojenne
(...).
– Chyba że.
Znosiła wtedy przez kilka dni jego zły humor i
wszystkie idące za nimi konsekwencje.
– Za nim. Za złym humorem.
(...) że wszystko jest OK podczas, gdy nigdy
nie było.
– Że wszystko jest OK, podczas gdy nigdy nie
było.
Mała stała pod drzewem ssąc koniuszek
wskazującego palca.
– Przecinek przed imiesłowem.
(...) zapytała trąc nosem o jej nosek.
– I znów.
Rozdział pierwszy
(...) że nie pamięta właśnie tej, jednej
rzeczy (...).
– Bez przecinka.
Wokół nie było widać żywego ducha, okolica
była (...).
– Było, była.
(...) okolica była naprawdę odludna a wszyscy
ich znajomi mieszkali na tyle daleko (...).
– Przecinek przed „a”.
Mimo teleportacji i sieci Fiu (...).
– Sieci Fiuu.
(...) związanych z pokonaniem Sami – Wiecie –
Kogo (...).
– Po kiego te spacje? Tu powinny być dywizy
oddzielające człony, nic więcej.
(...) starając się nie psuć podniosłego,
poważnego nastroju chwili.
– Podniosły nastrój jest też poważny.
(...) jakoś wszyscy zapominali o siedzącej
małą córeczką, zalęknionej żonie gospodarza…
– Z małą córeczką.
Hermiona właściwie nie wiedziała, czym zajmuje
się jej mąż pomiędzy ósmą, a szesnastą i szczerze mówiąc – nie interesowało jej
to.
– Pomiędzy ósmą a szesnastą.
(...) nigdy jednak nie brakowało pieniędzy na
remonty, nowe ubrania, czy zagraniczne podróże.
– Bez przecinka przed „czy”.
(...) że byłoby jej łatwiej znosić codzienne
upokorzenia. O ile weekendy były trudne do zniesienia (...).
– Znosić, do zniesienia.
Piękne widoki, egzotyczne potrawy, wspaniałe
zabytki architektoniczne – nic nie mogło osłodzić jej nieustającej kontroli,
jaką roztaczał nad nią maż.
– Po co to „jej”? Można by pomyśleć, że to ona
kogoś kontrolowała, a ten zaimek w ogóle nie jest tutaj potrzebny. Wywalić.
Maż?
Rosie co raz więcej rozumiała (...).
(...) zaczęła zauważać co raz więcej dziwnych
rzeczy (...).
– Coraz. Później to się powtarza, więc będę
pomijać.
(...) lub rozłożonego prasowania w salonie.
– Prasowanie to czynność. Tutaj mowa o praniu.
(...) zapytała kobieta po chwili pełnej
napięcia ciszy podczas, której rozważała (...).
– ...zapytała kobieta po chwili pełnej napięcia
ciszy, podczas której rozważała...
(...) i nie kazać mi przebywać s takim syfie
(...).
– W takim syfie.
(...) rozpaczliwie poszukiwała w umyśle
sposobu na uratowania tej beznadziejnej sytuacji.
– Uratowanie.
(...) która jednak również z czasem wyparowała
pozostawiając pustkę i strach.
– Przecinek przed imiesłowem.
Wspomnienia wracały też niezawodnie ilekroć
zbliżała się (...).
– Przecinek przed „ilekroć”.
Posłusznie wymaszerowała z pokoju przeklinając
się w duchu za to (...).
– Przecinek przed imiesłowem.
Wolał raczej słuchać swojego głosu, niż
cudzego zdania.
– Bez przecinka.
(...) miałoby w przyszłości znaleźć się w
podobnym piekle, co ona.
– Bez przecinka.
Choć, Rosie, wyjdziemy na chwilę do pokoju
obok i porozmawiamy (...).
– Chodź!
Ale co mogła innego zrobić? Tylko ukrywając
przed nią prawdę mogła być pewna bezpieczeństwa córki.
– Mogła, mogła.
(...) a Harry postanowił spędzić trochę czasu
w ich domowej bibliotece, Gryfonka postanowiła posprzątać gabinet Wybrańca.
– Postanowił, postanowiła.
Cios spadł zanim zdążyła zauważyć jego
obecność w pomieszczeniu.
– Jego czyli ciosu? Przecinek przed „zanim”.
Rozdział drugi
(...) jego obecność pożerała zawsze (...).
– Zmieniłabym szyk.
(...) a dzięki takiemu sposobowi bycia, mógł
jej zaznawać do woli.
– Bez przecinka.
Nie było prawie nikogo, kto byłby (...).
– Nie było, byłby.
(...) zjawiała się rudowłosa dziewczyn, by
narzucać się swoją osobą.
– Dziewczyna.
(...) wyszedł z sypialni nie zaszczycając
Hermiony choćby przelotnym spojrzeniem.
– Przecinek przed imiesłowem.
(...) do zobaczenia później kochanie (...).
– Do zobaczenia później, kochanie.
(...) jak czarny kot, rozsypana sól, czy
przejście pod drabiną – gdy się pojawiał można było być zupełnie pewnym, że
szybko popadnie się w tarapaty.
– ...jak czarny kot, rozsypana sól czy przejście
pod drabiną – gdy się pojawiał, można było być zupełnie pewnym, że szybko
popadnie się w tarapaty.
Pamiętała, jak w pewnej wiosny Rose (...).
- Po co to „w”?
Harry, bowiem potraktował spóźnienie niezwykle
poważnie i również przygotował dla niej pierwszo kwietniowy dowcip.
– Bez przecinka. Pierwszokwietniowy... to wciąż
beznadziejny synonim. Wyrzuć to.
Wiedziała, że dokładną toaletę będzie musiała
znaleźć czas pod koniec dnia (...).
– Zgubiłaś „na”.
(...) kiedy zbliżać się będzie zapowiedziana
wizyta. Harry oczekiwał, że jego żona zawsze będzie wyglądać perfekcyjnie
(...).
– Będzie, będzie.
Jedynym zadaniem Hermiony było wykonanie
powierzonego jej zadania.
– Zadaniem, zadania.
(...) wyszła na zimną, kamienną posadzkę
łazienki. Dotyk szorstkich, zimnych kafelków otrzeźwił ją błyskawicznie.
– Zimną, zimnych.
(...) tę samą nieprzeniknioną maskę
uprzejmości i spokoju, co zawsze. (...) Powoli ubrała się i nałożyła na twarz
delikatny, dzienny makijaż.
– Bez przecinka. Nałożyć, nałożyła.
Tylko, po co?
– Bez przecinka.
To akurat potrafiła już ocenić bezbłędnie
nauczona latami doświadczeń.
– To akurat potrafiła już ocenić bezbłędnie,
nauczona latami doświadczeń.
Hermiona zajęła się przygotowywaniem śniadania
dla córki. Wybraniec nie zwykł ich jadać (...).
– „Go”, skoro mowa o śniadaniu.
(...) że Rosie nie pojedzie do Hogwartu gdyż,
jak się wyraził „nie pozwoli, by jego córka uczyła się wśród szlam i
charłaków”.
– ...że Rosie nie pojedzie do Hogwartu, gdyż, jak
się wyraził, „nie pozwoli, by jego córka uczyła się wśród szlam i charłaków”.
(...) a kiedy dziewczynka pochłaniała owsiankę
i tosty z dżemem, zajęła się przyrządzaniem obiadu i planowaniem kolacji.
– Można zgubić podmiot.
Około godziny dziesiątej, obie były już gotowe
do drogi.
– Bez przecinka.
(...) że prędzej, czy później spadnie deszcz.
– Bez przecinka.
(...) jednak trudno jej było odciągnąć córkę
beztroskiej zabawy.
– Zjadłaś „od”.
(...) nikt nie mógł tego zrobić lepiej, od
niego (...).
– Lepiej od niego.
Czy byłbyś taki dobry i pomógł mi coś wybrać?
–Tak dobry.
Gdy przyjdą goście zabiorę Rose do jej pokoju
(...).
– Gdy przyjdą goście, zabiorę Rose do jej pokoju.
(...) dziewczynce nie było wolno widywać się
(...).
– Nie było wolno. Taki szyk jest duuużo lepszy.
Witaj, Harry witaj Hermiono (...).
– Witaj, Harry, witaj, Hermiono.
Gryfonkom ni pozostało nic (...).
– Nie.
Z resztą wszyscy tak go kochają (...).
– Zresztą.
W końcu, kto tak dobrze zna Harry’ego, jak ty?
– Bez przecinków.
Siedzi w tym swoim koncie i przypatruje się
innym (...).
– KĄCIE!!!
Co, Harry? – warknął.
– Co „Harry”? On cytuje, a nie pyta sam siebie.
(...) zapytał świdrując ją wzrokiem.
– Przecinek przed imiesłowem.
Mi8lczała.
– Milczała.
Rozdział trzeci
Tak, jak z fotela wypada krusząca się gąbka
(...).
– Po co tu przecinek?
(...) tak i ty powoli oddajesz dzień, za dniem
tej szarej pustce domu dla poległych za życia.
– A tu po co?
Ale te oczy przyciągają twoje myśli, jak
magnes (...).
– A tutaj?
(...) i co jakiś czas ciskał o podłogę jakiś
Bogu ducha winny przedmiot.
– Ciskać CZYMŚ o podłogę.
Jego najlepszy przyjaciel ten, dla którego
ryzykował na wojnie swoje i cudze życie
– Jego najlepszy przyjaciel, ten, dla którego
ryzykował na wojnie swoje i cudze życie...
(...) przyglądała się mu z rękoma splecionymi
na piersi.
– Szyk.
Nie ważne! Nie powiem ci więcej, niż jest to
konieczne.
– NIEWAŻNE!
(...) w krótce jego sylwetka ukaże się w
wyjściu z publicznych toalet.
– Wkrótce.
Każde drzwi opatrzone były rzymską cyfrą.
Podchodził do każdych i nasłuchiwał (...).
– Każde, każdych.
(...) który z pewnością należał do wybrańca.
– Wybraniec to nazwa własna.
Rozdział czwarty
(...) gryzła palce ze wściekłości na samą
siebie.
– Palce? Z wściekłości.
Jak miała powiedzieć matce, że wystawiła Rona
na niebezpieczeństwo i teraz najprawdopodobniej znajduje się w poważnych
tarapatach.
– To chyba pytanie.
(...) nie odzywaj aise tak do matki.
– Hmm.
Granger wykręcała siebie palce (...).
– Sobie.
Rozdział piąty
Zapada dał się w niego o świcie (...).
– Hm?
(...) kwitła w nim czerwona, jak mak (...).
– Bez przecinka.
Hermiona patrzyła jak słońce powoli wsiąka w
horyzont.
– A tutaj już powinien się pojawić, tutaj to
„jak” oddziela dwa zdania składowe.
Wojna i małżeństwo, które wcale nie było
lepsze, odebrały jej kilka lat życia, które zapowiadały się tak pięknie…
– Które, które.
(...) gdy rok później wrócił z pracy
zapraszając Hermionę na pogrzeb własnych rodziców.
– Przecinek przed imiesłowem.
Patrzyła, jak stopniowo odbiera jej córkę i
wiedział, że właśnie odbywa się metaforyczny pogrzeb jej macierzyństwa.
– Podmiot Ci uciekł.
(...) udawać szczęśliwą panię Potter (...)
– Panią.
To był impuls, który sprawił, że przez moment
znów była tą samą Hermioną Ganger (...).
– Ganger, tak.
Tak Ginn? – Ginewra stała na progu starej,
drewnianej chaty.
– Tak, Ginn?
Ron nie mógł uwierzyć w to kim, czy też raczej
CZYM stał się Harry.
– Czy to wtrącenie? Przecinki nie grają.
Rudzielec nie miał pojęcia, że istnieją w nim
takie pokłady cynizmu i sarkazmu.
– Tu by się można zastanawiać, w kim istnieją te
pokłady – w Ronie czy w Harrym?
Słyszysz mnie szlamolubny szczurze?
– Przed wołaczem stawiamy przecinek.
Mimo, że Harry używał głównie mugolskich
technik torturowania (...).
– Mimo że, pomimo że, chyba że itp.
(...) gdy ktoś odgrywa nią sceny, jak z
horroru?
– Bez przecinka.
Dziękuje, panie.
– Dziękuję.
A może powiesz mi chociaż kto dał ci prawo
(...).
– Przecinek przed „kto”.
Miał się, śmiał, chichotał, zwijał się z
uciechy.
– Miał się?
Cóż, szwankują głównie przecinki (poczytaj o
imiesłowach, wołaczach, spójnikach itp. – czasami znajomość prostych zasad
znacznie ułatwia poprawne pisanie), dialogi i odmiana. Oceniałam już jednego
Twojego bloga i działo się tam podobnie. Przypominam o zapisie dialogów: KLIK oraz
o odmianie nazwisk potterowskich: KLIK.
To absolutne podstawy podstaw, jeśli chcesz pisać opowiadanie na bazie
Harry'ego Pottera.
Zdarzały się też pomyłki stylistyczne, gdzieś tam
uciekł Ci podmiot, gdzieś nawaliła fleksja, gdzieś indziej wkradła się
literówka. Ogólnie jednak, poza tym, co wymieniłam we wstępie, błędy nie
zakłócały odbioru opowiadania, nie były na tyle irytujące, by zniechęcić do
czytania. Nie mogę jednak uznać, że poprawność stoi na dobrym poziomie, póki
nie opanujesz elementarnych umiejętności. Powodzenia.
14/25
4. Ramki
W zasadzie trudno oceniać podzielone na trzy
kategorie linki i krótką informację od autora, więc mogę napomknąć jedynie, że
przydałoby się archiwum albo estetyczny spis treści na stronie głównej. Układ
szablonu wciąż mi się nie podoba, ale o tym pisałam już we wstępie. Nie znam
możliwości platformy Blog.pl, więc nie będę udawać obeznanej.
5. Punkty dodatkowe
+ Za Snape'a.
Plus jeden
Zdobyłaś 44,5/95 punktów
Ocena: dopuszczający z plusem
(2+)
Plusik ode mnie, bo uważam, że opowiadanie nie
jest wcale złe – brakuje mu po prostu nieco chłodnego, logicznego spojrzenia...
lub po prostu kilku rozdziałów więcej. Zapraszam do ponownego zgłoszenia się,
jeśli zdecydujesz się dopisać ciąg dalszy.
-> Przepraszam, że tak długo, ale matury
wyssały ze mnie wnętrzności. Zaczęłam pracować, więc nie wiem, jak to będzie z
czasem, ale miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrą stronę. ;) Tylko
zgłoszeń na razie brak...
0 Comments:
Prześlij komentarz