PIERWSZE WRAŻENIE (6/10)
Adres sugeruje od razu tematykę paranormalną, co pozostawia Ci duże pole do
popisu, gdyż w takim świecie możliwe jest niemalże wszystko. W naszej Księdze
Zgłoszeń wpisałaś, że tematyka opowiadanie jest lekkim thrillerem i paranormal
romance. To mnie zaciekawiło i również sprawiło, że mam wobec Ciebie nieco
wyższe oczekiwania.
Lekko zraziła mnie idea zapożyczenia postaci realnej, by pisać opowiadanie
zupełnie niezwiązane z życiorysem tejże osoby. Równie dobrze mogłaś wstawić
zdjęcie Caluma, dać mu inne imię i nie zmieniłoby to niczego. Jeżeli już chcesz
używać nie tylko aparycji, ale i nazwiska istniejącego człowieka, dużo lepiej
odebrałabym to, gdyby opowiadanie związane było z rzeczywistym życiem chłopaka.
W tym momencie całość sprawia wrażenie, jakbyś na siłę chciała się wcisnąć tam,
gdzie opowiadanie nie pasuje, czyli do kategorii fan fiction i czytelników
zainteresowanych życiem Caluma.
Ogólnie na plus, ale Hood Cię lekko pogrzebał.
WYGLĄD (5/7)
Nie bardzo jest na czym zawiesić oko.
Szablon bardzo minimalistyczny, to na plus, chociaż nie wiem, czy akurat przy opowiadaniu. Rozumiem, że Twój blog jest zbiorem kilku dzieł, jednak nie postarałaś się, był szablon należał tylko do Ciebie, miał w sobie cechy, dzięki którym odwiedzający zapamiętałby, że widział Short Stories, a nie kolejny dziwny pamiętnik.
Kolorystyka jest przyjemna dla oka, tak samo z czcionką, nie zauważyłam jej zmian w trakcie pisania opowiadania, co często się zdarza na Blogspocie.
Graficznie wszystko wygląda ładnie i czytelnie, ale czekam, aż pojawi się tutaj coś tylko Twojego.
Szablon bardzo minimalistyczny, to na plus, chociaż nie wiem, czy akurat przy opowiadaniu. Rozumiem, że Twój blog jest zbiorem kilku dzieł, jednak nie postarałaś się, był szablon należał tylko do Ciebie, miał w sobie cechy, dzięki którym odwiedzający zapamiętałby, że widział Short Stories, a nie kolejny dziwny pamiętnik.
Kolorystyka jest przyjemna dla oka, tak samo z czcionką, nie zauważyłam jej zmian w trakcie pisania opowiadania, co często się zdarza na Blogspocie.
Graficznie wszystko wygląda ładnie i czytelnie, ale czekam, aż pojawi się tutaj coś tylko Twojego.
TREŚĆ (20/50)
Rozdział 1
Nie byłem pedantyczny, o nie. – Chłopak stoi w autobusie i ubolewa nad
swoim losem. Narzeka na tłok i trzyma poręcz przez rękaw bluzy, by nikt nie
dotknął jego dłoni. Co do tego ma pedantyzm? [click] Może lepiej hafefobia? [click]
Ze zniecierpliwieniem patrzyłem na mały ekranik, który pokazywał nazwę
następnej stacji oraz godzinę. Do mojej były jeszcze cztery
przystanki. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu, lecz najwyraźniej
nie było to możliwe. – Ale, ale… Skąd ten wniosek? Cztery
stacje to nie taki szmat drogi, a towarzyszymy bohaterowi całe osiem linijek
tekstu i nie wiemy nic o tym, ile czasu już chłopak jedzie tym nieszczęsnym
autobusem. Końcówka więc jest wzięta z eteru i nie ma żadnego sensu.
Do tego podmiotem do mojej jest godzina, a chyba nie o to Ci
chodziło.
Cały ten dzień był jedną wielką porażką. – I ocena ta nastąpiła
tylko z powodu dłużącej się (czego nie wiemy) podróży?
Potwornie dużo błędów jak na rozdział, który posiada jedynie dziewięć
krótkich akapitów. W tak ubogim tekście kilka razy pogubiłaś się i wepchnęłaś
parę niepotrzebnych słów, które były bez znaczenia dla fabuły. Na zakończenie
serwujesz mi obraz, jak to bohater widzi przyszłość dziewczyny, którą chwycił
za łokieć. Chłopak miał na sobie bluzę i nic nie piszesz o tym, by posiadał ją
jedynie przez wzgląd na swoje specjalne zdolności, wnioskuję więc, że nie było
wcale tak ciepło. Skoro chowa dłonie w rękawy, znaczy, że dotyk przed materiał
nie daje żadnych objawów, więc jak, no jak dał radę zobaczyć wszystko tylko
poprzez złapania dziewczyny za łokieć? Niby taka głupota, a już pokazuje, że
nawet tak krótki tekst jest niedopracowany. Wygląda mi na pisany pod wpływem
chwili i wrzucony od razu na bloga, by już wisiał.
Sam początek nie zachęca. Wiele już widziałam historii, w których po
dotknięciu kogoś widziało się przyszłość/przeszłość/Bóg wie co. Nastolatek
wścieka się na pierdoły i całość jest taka mocno… dziecinna?
Zobaczymy, co będzie dalej.
Rozdział 2
Bo świadomość, że przez ciebie, przez twoje chęci i dobre intencje,
zginęli niewinni ludzie (...) – Piszesz opowiadanie w pierwszej osobie,
a wcześniej bohater mówił o sobie, więc w tym momencie sugerujesz, że to przez
czytelnika zginęli ci ludzie.
Co takiego zrobiła, że miała skończyć w tak okropny sposób? – Nieco mnie rozbawiło to zdanie. Wiadomo, że w literaturze spotykamy się
z wieloma sytuacjami, gdy zgon nie jest zbyt malowniczy, ogólnie sama śmierć
nie należy do wydarzeń pięknych. Bohater musiałby chyba nie oglądać telewizji i
nie czytać gazet, żeby coś takiego było dla niego aż takim okropieństwem.
Nie widziałem różnicy w tym, czy zjem teraz, czy za 10 minut. – Wiemy tylko, że bohater włożył jedzenie do mikrofali. Nie pisałaś nic o
tym, czy chłopak ma jakieś plany na później, czy się spieszy, czy jest głodny.
Nie nie mam pojęcia, po co zaserwowałaś mi to zdanie. A liczebniki piszemy
słownie.
Musiało być ze mną naprawdę źle, skoro kłóciłem się na głos z własnym alter
ego. – [alter ego] Obecność alter ego jest wynikiem choroby, rozdwojenia jaźni. Nie pojawia
się za sprawą pstryknięcia palcami, gdy potrzebujesz go w opowiadaniu.
Niestety nie widzę tu materiału na samodzielny post. Chłopak zjadł pizzę,
chwilę pomyślał, zadzwonił i tyle. Tekst jest uboższy niż większość wpisów w
pamiętnikach dziesięciolatek.
Przemyślenia niby są, ale płytkie jak woda w kałuży. Bohater zamierza komuś
ratować życie, a emocje bliższe są tym, które towarzyszą przygotowywaniu
śniadania w mikrofali.
Rozdział 3
Znalazł Emmę już po dwóch dniach. – Nie żeby coś, ale czy Ty raczysz sobie
żartować? Sądząc po opisie z pierwszego rozdziału, Calum nie mieszkał w środku
głuszy, a w dość dużym mieście. Widział jedynie, jak wygląda dziewczyna, a jego
prosuperüberkolega znalazł ją w dwa dni? No bez przesady. Dwa tygodnie – mogę
zrozumieć, plus nieudane próby, które bohater przypłaciłby potężna migreną, ale
to… to jest bajka, autorko. Poszukiwania to raczej dość ważna sprawa, a Ty
poświęciłaś im jedno zdanie. To już nawet nie streszczenie, tylko olewactwo,
(...) oglądając produkty i wciąż nie spuszczając z szatynki wzroku. – Skoro oglądał produkty, to jakim cudem nie spuszczał wzroku z
dziewczyny? Ma zeza?
Teraz musiałem uważać, gdyż rzucałem się w oczy
moim ubiorem. – Ponoć już wcześniej wszyscy zwracali na
niego uwagę, więc czemu dopiero teraz musi na to uważać?
Dziewczyna wyszła ze sklepu i skierowała się w stronę swojego domu. – A skąd wiedział, dokąd idzie? Piszesz w pierwszej osobie, narrator nie
może być wszechwiedzący.
Jeśli do końca wieczora z niego nie wyjdzie, wszystko będzie
w porządku i będę mógł wrócić do domu
(...). – Hm… Nie znalazłam nigdzie informacji, by opisane
tragiczne zdarzenie miało mieć miejsce akurat dziś i to w pełnym słońcu, więc
znowu serwujesz mi wniosek bohatera wyciągnięty z miejsca, gdzie plecy tracą
swoją szlachetną nazwę.
Zaczynam bym lekko przerażona. Większość Twojego tekstu to oczywiste oczywistości,
które serwuje nam główny bohater, a które z logiką i możliwościami dedukcji nie
mają nic wspólnego, natomiast Imperatyw Narracyjny odnalazł w nich idealne
miejsce na swoje wywody. Musisz zrozumieć, że fakt, że Ty coś o fabule wiesz,
nie znaczy wcale, że wiem to ja. Jeżeli chcesz wprowadzić element tajemnicy, to
musisz mi dać jakiekolwiek informacje, a nie rzucać faktami w twarz.
Takie ciosy są dość bolesne i niezbyt przyjemne, tak samo jak lektura
opowiadania, w których bohater jest wszechwiedzący.
Jest za co, jest. Ratujesz mnie już po raz drugi, może miałbyś ochotę na
herbatę lub kawę? Zrobiłam rano szarlotkę. Zapraszam. – Ale… że co, proszę? Dziewczyna widzi go drugi raz, najpierw w autobusie,
potem na środku ulicy. Chłopak ratuje ją dwukrotnie, jednak są to drobnostki,
żaden heroiczny czyn, a ta go na kwadrat zaprasza? Jedyną reakcją naszego
bohatera jest próbą wykręcenia się i to niezbyt zmyślna. Żadnej refleksji, że
dziewczyna jest nieostrożna, a jej naiwność to najszybsza droga do spełnienia
się wizji niechybnego odstrzelenia łba, która nawiedza chłopaka. Niby bohater
że oh i ah, a jak przychodzi co do czego, to gentleman z niego
jak z koziej dupy fanfara.
Wpisała kod do klatki schodowej i otworzyłem przed nią drzwi. Spłonęła
rumieńcem, zupełnie, jakby nikt nigdy jej tak nie traktował. Zastanowiło mnie
to. Jednak o nic nie pytałem. Po chwili już byliśmy w środku. Kazała mi się
rozgościć, więc to zrobiłem. Miała naprawdę wygodną kanapę w salonie. Jednak
nie chcąc być niegrzeczny, zapytałem czy jej w czymś pomóc. – Powiało streszczeniem, do tego ten nadmiar kropek lekko razi.
Ponownie rozłożyłem się wygodnie na kanapie, a ona
usiadła obok mnie. – A na jakiej kanapie robił to niedawno,
że użyłaś tego słowa? Poza tym – nieco dziwnie wyobrażam sobie sytuację, by
obcy człowiek wchodził do mnie do mieszkania i od razu byczył mi się na
kanapie.
To nie tak, że nie było mi gorąco. Bo było. Ale nie mogłem. Musiałem
chronić swoją skórę i wcale nie byłem wampirem. – Piszesz w narracji pierwszoosobowej. Wszystko, co jest w tekście, to
myśli głównego bohatera, który widocznie ma chroniczną potrzebę informowania
czytelnika, że nie może dotykać nikogo, nigdzie i nigdy. Raz wystarczy, do tego przytoczyłaś nam scenkę, w której
to zrobił. Więc podkreślę raz jeszcze: wystarczy.
Zlituj się Cal, uroczo nie należy do twojego słownika. – No i bam, to, czego najbardziej nie lubię w opowiadaniach, mianowicie
ekspozycja w najgorszym tego słowa znaczeniu. Przestań mnie informować o
tym, jaki jest Calum, zacznij mi to pokazywać.
Cholera, gra ostro. – Bo rozpięła suwak bluzy niemalże
dorosłego faceta, martwiąc się o jego termikę, która w tych ciuchach już dawno
powinna sprowadzić nań gorączkę? Strasznie zniewieściały i niedoświadczony ten
nasz Calum, biedaczysko. Do tego gdzie się podział ten jego strach przez
dotykiem i hafefobia?
Bo ja nie używam takich słów jak słodkie czy urocze. – To ci klops, parę linijek wyżej użył obu, więc… Nope. Prosiłabym o
konsekwencję.
– O! Masz tatuaże! – krzyknęła z podekscytowaniem i nim zdążyłem
zareagować, dopadła do mojej klatki piersiowej i dotknęła dwóch tatuaży, po
jednym na każdym obojczyku. – Przypomnijmy, gdybyś zapomniała – Twój
bohater ma na sobie zieloną koszulkę. Wpisałam frazę koszulka męska
u Wujka Gugla i wychodzi, że bohaterka musiałaby odzienie z niego zedrzeć
(mając rentgen w oczach, by wcześniej zauważyć tatuaże) lub potwierdza się
poprzednia wersja, że Calum jest wybitnie zniewieściały i nosi koszulki z
dekoltem.
Rozdział 4
Chociaż jeśli się zastanowić, to był plus. Uratowałem Emmę przed głupimi
śmiechami niewychowanych ludzi, którzy stąpali po tej ziemi. Byłem prawie
pewien, że nikt by jej nie pomógł, i jedynie by ją wyśmiewali. – Proszę Cię, autorko, zrobiłaś już z Caluma metroseksualistę preferującego
koszulki z dekoltem, ale teraz robisz z niego głąba. Nasz bohater uważa, że to
plus, że pojechał wtedy metrem, chociaż wplątał się w tajemnicę przyszłej
śmierci dziewczyny, poświęcił sporo czasu na znalezienie jej i śledzenie, a
potem zrobił mętlik w głowie, gdy uciekł z mieszkania, bo… gdyby się w tym
metrze przewróciła, to by się z niej śmiali! Biedna dziewojka ta Emma,
przecież miałaby po tym traumę. A że Calum ze stresu niemalże łazi w kółko, to
co, nikt nie będzie się nawet przez trzy minuty, potrzebne do opuszczenia
metra, śmiał z Emmy! Nikt!
Nie wiem, czy chciałaś tu uzyskać karykaturę, raczej nie, ale wyszło…
słabo.
Jest ich dwóch, napakowani jak ochroniarze w California Club. – Drugi raz widzimy kogoś, kto jest bardziej muskularny i drugi raz
porównanie do ochroniarza. Nie istnieją inni umięśnieni faceci?
– Calum, miałeś się nie bawić więcej w pieprzonych bohaterów! – wrzasnął
Ashton do słuchawki, jednak zignorowałem go, dopytując, gdzie dokładnie jest
Emma. – No nie, teraz z Ashtona też robisz głąba. Śledzi
dziewczynę na prośbę przyjaciela, sam go prowokuje, by się nią zainteresował,
by nie mógł zapomnieć, a jak przychodzi co do czego, do nie baw się w
bohatera. Widocznie Ashton nie grzeszy podstawowymi zdolnościami
przewidywania konsekwencji swoich poczynań. Chociaż bardziej posądzam Ciebie o
próby wciskania na siłę patetycznych frazesów, co jest bardziej smutne niż
podniosłe, niestety.
Dopiero na prostej drodze, po której co prawda jechałem 190km/h,
zapiąłem pasy. – A to, to już jest high fantasy. Nawet
bardzo doświadczeni kierowcy w najlepszych samochodach rzadko przy takiej
prędkości zdejmują drugą rękę z kierownicy, nie mówiąc już o zapinaniu pasów,
gdzie zwykle trzeba choćby na chwilę spuścić wzrok z drogi. Do tego on jest w
mieście. Gdzie są światła. I inne samochody. Rozpędzenie się
do tej prędkości w terenie zabudowanych niechybnie skończyłoby się wjechaniem
komuś w bok, a wtedy to mu nawet pasy nie pomogą. Proszę o nieco realizmu.
Uderzyłem dłonią w kierownicę. – Nie było mowy, żeby zwolnił. Drodzy
Państwo, chyba mamy trupa.
Zdjąłem nogę z gazu, aby chociaż troszeczkę zwolnić. Nie chciałem dostać
mandatu. A także stanowiłem zagrożenie dla innych ludzi, chociaż innego rodzaju
niż ten, o którym myślałem. – Z jednej strony fajnie – opamiętał się.
A z drugiej chyba nadal nie rozumiesz idei narracji pierwszoosobowej. Opisujesz
nam myśli Caluma. Więc w tym momencie sugerujesz mi, że on wcale nie
myśli o tym, o czym przed sekundą pomyślał. I czy jesteś w stanie wyobrazić
sobie faceta, który grzeje dwieście na godzinę i zamiast pozabijam siebie,
przechodniów i cały świat, ale *** z tym! myśli: stanowiłem zagrożenie,
chociaż innego rodzaju? Bo ja nie.
Bo to dłonie były moim darem i przekleństwem za razem. – Ale, ale…! Jak go macała po tej klacie odkrytej przez wielki dekolt, to
też miał wizję! To jak to w końcu jest? I zarazem.
Czy oni to właśnie jej zrobią? Zgwałcą niewinną dziewczynę? – Chłopak jest pewien, że złoczyńcy ją zastrzelą, więc to pytanie do samego
siebie jest bez sensu. Mogłabyś napisać: czy przed zastrzeleniem jeszcze ją
zgwałcą?
Wysoki, szczupły blondyn, który mimo swojej postury był umięśniony,
trzymał za włosy klęczącą przed nim Emmę i przykładał jej pistolet do skroni. – Wszyscy tacy umięśnienie, że oh i ah. A grubych to już nie
ma na świecie? I po co to słówko mimo? Szczupły facet nie powinien być
wysportowany? Chlip, moje ideały padły trupem.
– Emma, czy mogłabyś ze mną gdzieś pojechać? – zapytałem już normalnym
głosem. Wszystko już przeszło. Traciłem siły tylko na kilka minut. – Zdążyła go pociągnąć parę kroków, chłopak
pomyślał o kilku pierdołach i już parę minut? Musiał być
bardzo powolny intelektualnie albo bardzo ciężki.
A w mojej głowie pojawiła się myśl, że moje jednak uda mi się nie
dopuścić do spełnienia wizji i tym razem nie zginą przeze mnie niewinne
osoby. – Ale to on ma tu zginąć, więc o jakich
osobach myśli? I może.
Rozdział 5
Już miałem ją o coś pytać, gdy telefon w mojej kieszeni zaczął szaleńczo
wibrować, a ten dźwięk rozszedł się po całym samochodzie, gdyż z początku
zapomniałem włączyć radio. – A to dźwięk wibracji ma to do siebie,
że rozchodzi się w przestrzeni tylko, gdy wyłączone jest radio? Mogli go dzięki
temu lepiej słyszeć najwyżej.
Modliłem się, abym nie dostał mandatu. – No tak, bo to jest jego największy problem. Nie jego brawurowa jazda,
która grozi pozbawieniem życia siebie i Emmy, nie ogon w postaci dwóch
Napakowanych Dresów. Obrzydliwie bogatego Caluma najbardziej boli mandat!
Kolejny raz, gdy w bardzo krótkich postach wciskasz jeszcze zdania bez sensu,
by wydłużyć notkę. Do tego to nadal narracja pierwszoosobowa, więc bardziej
pasowałoby coś w stylu: Boże, obym nie dostał mandatu!
Nie czekając, aż brunetka także wejdzie, pobiegłem do kuchni i nastawiłem
wodę na herbatę. – Cały czas podkreślałaś, że to gentleman,
tu nagle zostawia dziewoje w progu i sobie idzie?
I… halo! W rozdziale pierwszym była brunetką, w trzecim szatynką, a teraz
znowu brunetką! Kobieta zmienną jest.
Ja natomiast trzasnąłem drzwiami, nie bacząc na to, że kosztowały pięć
tysięcy dolarów. Kogo by to obchodziło? – Ale mandat to go obchodzi?
Pomogę ci stąd wyjechać. Gdzie tylko chcesz. Zostaniesz tutaj, ze mną. – To pomoże wyjechać czy zostanie tu? Zdecyduj się.
Poziom absurdu Twojego opowiadania przekracza granice dobrego smaku. Nasz
drogi Calum dojeżdża w pierwszym rozdziale do domu metrem, w następnym dość
szybko jest w stanie kursować pomiędzy różnymi rejonami miasta, stawiam więc,
że nie mieszka we wsi nieopodal większej miejscowości, a w miarę blisko rejonów
zabudowanych. Jakim więc cudem dziewczyna, uciekająca z jego posiadłości
(nadmieńmy, że przekroczyła już bramę, więc była na ogólnodostępnej ulicy),
którą pojmali niezidentyfikowani bandyci, a która piszczała, krzyczała,
kopała i gryzła, nie zwróciła niczyjej uwagi? Rozumiem – Imperatyw
Narracyjny. Przecież to Calum, tylko Calum i właśnie Calum musiał ją uratować,
bo nikt więcej o niczym nie wie i nie może się dowiedzieć, bo tak! Chłopak nie
zaalarmuje policji, nie wynajmie ochroniarza (chociaż ma hajsu jak lodu), nie
zrobi nic, by rzeczywiście dziewczynę chronić, bo dwóch zwykłych
chłopaczków śledzących nastoletnią panienkę, to farsa, nie ochrona.
Autorko – błagam Cię! Skończ robić wszystko, by nagiąć rzeczywistość,
wszelkie znaki na niebie i ziemi i jakiekolwiek granice logiki, tylko po to, by
dotrzeć do wyznaczonego przez siebie końca opowiadania. Jeżeli musisz to robić,
to znaczy, że fabuła jest zła lub karykaturalna.
Rozdział 5
Zanim Ashton przyjechał, zdążyłem przebrać się w czarne spodnie, czarną
koszulkę i tego samego koloru bluzę i buty. – RAZ w tym
opowiadaniu miał na sobie ciuchy innego koloru, więc możesz mi oszczędzić tej
informacji, która jest tak bardzo istotna fabularnie, że bez niej wszystko
traci sens.
– Rozumiesz?
– Rozumiem, Hood.
– Nie, Clifford, nie rozumiesz. I nie zrozumiesz. Bo niczego takiego nie przeżyłeś. – To po jakie licho pyta? Głównemu bohaterowi sprawia przyjemność robienie z kumpli idiotów w tak ważnych tematach? Nie ogarniam. Typ przyjechał mu pomóc, a Calum odreagowuje na nim stres. Niby taki supermiły i uczuciowy, a tu takie, o.
– Rozumiem, Hood.
– Nie, Clifford, nie rozumiesz. I nie zrozumiesz. Bo niczego takiego nie przeżyłeś. – To po jakie licho pyta? Głównemu bohaterowi sprawia przyjemność robienie z kumpli idiotów w tak ważnych tematach? Nie ogarniam. Typ przyjechał mu pomóc, a Calum odreagowuje na nim stres. Niby taki supermiły i uczuciowy, a tu takie, o.
Wjechaliśmy w leśną drogę, która prowadziła na obrzeża miasta. – Czy jednak mieszkali w mieście! To ja już naprawdę nie pojmuję, jak nikt
w środku dnia mógł nie zauważyć głośnego porwania na środku ulicy. Do tego…
Jechałaś kiedyś lasem na obrzeża miasta? Bo ten las to chyba już byłoby
za przedmieściami, gdzie stoi gęsta dżungla.
Rozdział 7
Jednak z nim czułbym się bezpieczniej. – Toż jeszcze trzy
minuty temu fukał na niego, patrzył spode łba i zachowywał się jak sfochowany
bachor, a teraz nagle Zayn taki dobry? Calum ma wybitne wahania nastrojów albo
Tobie znowu brak konsekwencji.
I właśnie w tym momencie, do moich uszu doszedł krzyk pełen tak wielkiego
bólu, że zmroziło mnie w miejscu. Stanąłem jak wryty i nie
wiedziałem, co zrobić. – Jedno określenie na jego znieruchomienie
stanowczo wystarczy.
Zawiodłam się koszmarnie. Snułaś te wizje przez wszystkie posty, a na końcu
odstawiłaś taką fuszerkę, jakiej nie mogłabym się w najgorszych koszmarach
spodziewać. Super-über-złoczyńca, diler, ganiał za bratem Emmy dziesięć miesięcy. Idealny
wręcz Bohater Negatywny, przy którym mogłaś się popisać. A tu klops. Trzech
chłopaczków wchodzi sobie do jego siedziby jak do siebie, potem ucinają sobie
krótką pogawędkę, żeby na końcu zdążyć załadować w niego parę kul. Dopiero po
tym jeden z mięśniaków przeładowuje broń (której nawet nie zdążył użyć
przecież, a każdy szanujący się kark, chcący bronić swojego szefa, miałby gnata
w pogotowiu) i strzela RAZ. No, błagam… Irwin opisywał Hemmigsa jako zło
wcielone, a Ty zrobiłaś z niego i całego jego pseudogangu ciepłe kluchy.
Polecam przeczytać parę książek (polecam Cobena lub Fleminga), zrobić
jakikolwiek research, bo to, co przedstawiłaś, to wizja porachunków
gangsterskich oczami dziesięciolatka.
Rozdział 8
Odnoszę wrażenie, że powtórzenia na początku są zamierzone, jednak fragment
czyta się ciężko, więc polecam coś w nim zmienić. Synonimy nie gryzą, a całość
można przedstawić dużo mniej drętwo.
Czarne włosy miał postawione do góry, a szara koszulka idealnie opinała
jego ciało. – Nie da się postawić włosów inaczej niż do góry,
inaczej byłyby położone. I opisujesz uczucia załamanej, zapłakanej dziewczyny.
Czy naprawdę znowu musimy czytać o tej jego idealnej klacie? Emma też ma
idealną klatę?
Chciałam go poznać, ale teraz było to raczej niemożliwe. – Bohaterka zaprzecza samej sobie. Z jednej strony pyta o Caluma, więc
chce go poznać, a z drugiej twierdzi, że to niemożliwe. Zadała pytanie jego
przyjacielowi w jakimś innym wymiarze?
Nie potrafiłam patrzeć na czyjś ból, jednocześnie
odczuwając swój. To było za wiele. – Znowu jesteś niekonsekwentna. Piszesz,
że bohaterka nie może znieść tego widoku, ale jednocześnie nie odwraca wzroku,
nie próbuje jakoś pocieszyć rozmówcy, nie ścisnęło jej się serce. Nie potrafi
na to patrzeć, ale patrzy i nie dzieje się NIC.
I tak jakoś dobrnęłam do końca. Nie uważam, by opowiadanie należało do tych
wybitnie głębokich, ale po kolei.
Jeżeli chodzi o świat przedstawiony – on u Ciebie nie istnieje. Rozumiem,
że Twoje notki są wręcz mikroskopijnej długości, ale mogłabyś mnie czasem
zaszczycić jakimś opisem otoczenia. Bohaterowie zwiedzali większość miasta,
przewinęło się metro, dom Emmy, dom Caluma, domek letniskowy, magazyn, w którym
doszło do zabójstwa, sklep. I na tym kończą się moje informacje. Wiem, gdzie
dane sceny się działy, w jakiej lokalizacji, ale nie wiem nic o tym, jak ten
świat sobie wyobrażasz. Fakt, że ważniejsza dla Ciebie jest paczka chipsów i
męskie klaty niż opis domu, jest lekko przerażający.
Niewiadomą również do samego końca pozostaje informacje, gdzie żyją tak
dokładnie nasi szanowni bohaterowie. Nie mam pojęcia, czy to duża metropolia,
małe miasto, przedmieście, nie mówiąc już o jakimkolwiek nazewnictwie.
Wrzuciłaś opowiadanie w jakąś bezwymiarową, nieokreśloną czeluść. To już nie
paranormal romance a baśń.
Poczucie czasu też leży zupełnie. Na przywitanie serwujesz mi informacje,
że znalezienie dziewczyny po samym (mało wyjątkowym) wyglądzie zajęło bohaterom
dwa dni, co nadal jest dla mnie fenomenem, jeśli chodzi o poziom
abstrakcji. Przez cały czas trwania historii nie dowiedziałam się nawet, ile
lat ma choćby główny bohater. Wiem tylko, że wypadek z jego siostrą miał
miejsce kilka lat temu. Jest jakiś powód, dla którego tak skąpisz
jakichkolwiek informacji czy po prostu tak wyszło?
Sami bohaterowie niestety też pozostawiają wiele do życzenia. O wszystkich
można napisać, że są wyidealizowani. Nie natknęłam się na żadną relistycznie
wyglądającą wadę u Twoich postaci. Nawet, jeżeli nadawałaś im cechę względnie
negatywną, to i tak opisywałaś to tak, że wyglądała na zaletę. W większości
takie zabiegi były wymuszone przez fabułę, jak fakt, że Ashton był babiarzem –
wywołało to kilka śmiesznych sytuacji z jego udziałem, ale jednocześnie musiał
być przecież zabójczo przystojny i umięśniony, bo inni flirciarze nie istnieją.
Calum to już w ogóle przechodzi wszelkie granice mojego wyobrażenia, jeżeli
chodzi o idealizację. Superbogaty i superzdolny superbohater. Gra na
fortepianie, gitarze, niesamowicie prowadzi samochód (jedną ręką przy stu
dziewięćdziesięciu na godzinę!), a koszulka niesamowicie opina się na jego
umięśnionej klacie. Do tego jest uprzejmy, uczuciowy i w ogóle oh i ah!
Brak mu cech ludzkich, zwyczajnych wad, które sprawiałyby, że byłby
realistyczny. Taki Ken jak malowany.
I zastanawiam się, gdzie ten jego pedantyzm i fobia przed dotykiem, alter
ego i problemy z normalnością? Koleś zachowuje się nader normalnie. Z jednej
strony spoilerujesz mi wszystkie cechy jego osobowości, a z drugiej nie zrobił
w czasie tych kilku postów niczego, co dawałoby temu dowód.
No i nasza Mary Sue – Emma. Niewinna łania na padole usłanym zdradzieckimi
pułapkami. W problemy wplątał ją braciszek, bo ona przecież jest zbyt
dziewczęca (a wręcz dziecinna) by choć przekląć, nie mówiąc już, by mogła
zmalować coś, co podpadałoby pod paragraf. Pierdółka, dla której ważniejszy
jest dopiero co poznany chłopak niż fakt, że jej brat uczestniczył w jakiś
szemranych interesach. Nie dałaś rady w całym opowiadaniu przedstawić mi
jakichkolwiek cech jej osobowości, a co za tym idzie – postać wydaje się mdła.
Irwin to suma całego zła. Postać-zapchajdziura, który istnieje w fabule
tylko, gdy jest potrzebna.
Poza samymi cechami Twoich postaci, mierził mnie fakt, że nie mają oni
jakichkolwiek logicznych podstaw. Wymieniłam już brak informacji o ich wieku, ale
nie wiemy, czy bohaterowie pracują, uczą się, czy kasę mają od rodziców, a
jeśli tak, to na jakich stanowiskach oni są, że utrzymują swoje dzieciątka w
takim zbytku. Wszystkim swoim personom odebrałaś cechy ludzkie, zostawiając
jedynie wyidealizowane baloniki w kształcie hoolywodzkich aktorów.
Fabuła przez większość czasu nie trzyma się kupy. Brak w niej logiki,
związków przyczynowo-skutkowych, a głównym bohaterem całego opowiadania jest
Imperatyw Narracyjny, który wymusza konkretne sytuacje bo tak. Nie
istnieje również jakakolwiek konsekwencja, której wisienką jest stwierdzenie
Caluma o tym, jakich słów nie używa chwilę po tym, gdy ich użył.
Uważam, że całość jest niedopracowana. Miałaś wizję, ogólny zarys fabuły,
jednak to, w jaki sposób doprowadziłaś do zakończenia opowiadania, to
katastrofalne zagięcie czasu, przestrzeni i jakichkolwiek praw rządzących
naszym światem.
Jeżeli chodzi o sam tekst – mam wrażenie, że nie masz pojęcia, na czym
polega narracja pierwszoosobowa. Takowa powinna być subiektywna, opisywać
uczucia bohatera w danym momencie, a raczej nikt nie myśli: mój umysł był w
stanie myśleć tylko tym, aby moja przeklęta wizja spełniła się tak, jak ja to
widziałem lub blokowałem większość myśli i emocji, które napływały do
mojej głowy i starałem się wyglądać jak najnormalniej. Twój bohater
powinien po prostu myśleć, a nie myśleć o tym, że o czymś myśli – nie mam
pojęcia, jak Ci to dobitniej opisać. Musisz przejrzeć pod tym względem całe
swoje opowiadanie (dwa przykłady znalazłam teraz, już po przeczytaniu całości,
otwierając losowego posta i czytając maksymalnie pięć linijek wyrwanych z
kontekstu) i uważać przy następnych. Ewentualnie polecam zmienić narrację na
trzecioosobową, wtedy wszechwiedza nie jest problemem.
Wymieniony wcześniej brak dopracowania podstaw generuje kolejny problem –
wciskasz w tekst zdania bez sensu, które nie mają żadnego znaczenia w fabule, a
do tego często zaprzeczają czemuś, co napisałaś chwilę wcześniej. Twoje notki i
tak są ekstremalnie krótkie, tym bardziej przeraża fakt, że część tekstu jest
wepchnięta na siłę.
Podsumowując: całe Twoje opowiadanie cierpi na brak realizmu, konsekwencji,
logiki i reszty podstaw. Na plus można Ci zapisać jedynie płynność tekstu i
pomysł na fabułę. Widać, że dobrze przyswoiłaś większość praw języka polskiego
i starasz się ich przestrzegać, ale reszta – do poprawy.
BŁĘDY (7/10)
Rozdział 1
Ludzie cisnęli się wszędzie. Wszystkie miejsca siedzące były
zajęte i mnóstwo osób było zmuszonych do stania, tak jak ja. Trzymałem
się barierki przez materiał naciągniętej na dłoń bluzy, a drugą rękę trzymałem
w kieszeni czarnych spodni. – To dopiero drugi akapit, a już widać
powtórzenia. Jeżeli masz problem z płynnym doborem słownictwa tak, żeby uniknąć
wyrazów identycznych lub podobnych, to polecam słownik synonimów.
(...) lecz już po chwili przeklinałem samego siebie, za tę naturę
superbohatera, która zawsze wpędzała mnie w kłopoty. – Zbędny przecinek przed za.
Rozdział 2
(...) skończyło się to śmiercią kilku osób i mimo iż miało to
miejsce trzy lata temu, wciąż się z tym nie pogodziłem. – Stawiamy przecinek przed mimo iż.
Przyłożyłem telefon do ucha i mnie musiałem długo czekać. – Nie.
Plus dziesięć do inteligencji, za mówienie do siebie. – Zbędny przecinek.
Rozdział 3
(...) którą miła na sobie. – Miała.
Czarne włosy miała spięte w luźnego kitka. – Kitka to rodzaj żeński, nie istnieje ten kitek.
Patrzyła na mnie przenikliwym niebieskim wzrokiem, że wprost nie dało się
odmówić. – Skoro użyłaś że to brakuje mi tak
przed przenikliwym. Lub musisz usunąć że. I przecinek po przenikliwym,
bo to dwa przymiotniki określające podmiot.
Takie małe, porcelanowe z ręcznymi malunkami czarnych kwiatów. – Przecinek przed z.
Żeby pokazać, jak barwo jestem rozluźniony, zarzuciłem ramię na
oparcie kanapy, tuż za nią. – Bardzo.
(...) a źrenice za pewne miałem rozszerzone. – Zapewne.
Rozdział 4
Jednak z czasem przyzwyczaiłem się do takiego życia i bez dobrego,
luksusowego samochodu, nie potrafiłem się poruszać. – Zbędny przecinek przed nie.
Można było na nim polegać i ufałem mu, jak nikomu innemu. – Zbędny przecinek.
Ashton nie rozstawał się ani na minutę ze swoją Christy, jak
pieszczotliwie nazywał swoją komórkę. – Skoro to on ją tak
pieszczotliwie nazywał, to oczywiste, że jest jego.
Mam opinię cichego i zamkniętego w sobie bogacza, który nie chlasta pieniędzmi
na prawo i lewo (...) – [chlastać] A o tu się stało? Sądzę, że Calum nie rozdziera, nie uderza, ani nie
przecina pieniędzy, więc… chyba chodziło o szastać.
Steve był naszym ogrodnikiem odkąd pamiętam i tamtego słonecznego dnia,
zapytałem go, czy mogę pomóc mu kosić trawę. – Zbędny przecinek przed
zapytałem.
O tym, jak przez jeden głupi błąd, straciłem osobę najważniejszą w moim
życiu. – Zbędny przecinek przed straciłem i
zmieniłabym szyk na najważniejszą osobę w moim życiu.
Spojrzałem na puste siedzenie i przypomniałem sobie, że moja ulubiona
bluza, została w mieszkaniu Emmy. – Zbędny przecinek przed została.
Zostawiłeś u mnie bluzę, dwa dni temu. – Kolejny szalony
przecinek, a jeżeli chcesz podkreślić pauzę oddechową, to możesz użyć kropki.
Moje serce zaczęło bić w szaleńczym tempie, a
adrenalina mi podskoczyła. – Skoro to jego serce, to pewnie i
adrenalina jest jego.
Ale musiałem dotrzymać obietnicy, złożonej nad grobem. – Znowu zbędny przecinek.
Gdy wsiadła do środka, ja zająłem miejsce kierowcy i odpaliłem silnik.
– Skoro piszesz zająłem, to ja jest zbędne.
Rozdział 5
Na potwierdzenie mych słów, skręciłem w prawo, wjeżdżając w małą i
słabo widoczną leśną drogę. Znajdowała się dokładnie naprzeciwko
wielkiego głazu. Lekko rzucało nami na boki, bo moje auto nie było
przystosowane do takiej drogi.
Kawa? Herbata? Może w szafce znajdę jakieś ciastka? – spytałem, idąc
do kuchni, gdzie szybko przeszukałem wszystkie szafki. Znalazłem herbatniki i jakieś
ciastka w czekoladzie z bakaliami. – Jej pyta, czy są
jakieś ciastka w jego domu?
Każde zdjęcie było formatu kartki A3. – Format to A3, nie kartka A3.
Zapytała, patrząc na fotografię, gdzie ja wraz z wysoką szatynką o również
ciemniejszej karnacji, przytulaliśmy się mocno i patrzyliśmy wprost do
obiektywu. – Do czego odnosi się to również? Coś jeszcze
było ciemniejsze poza karnacją?
(...) tłumaczyłem, pod koniec lekko się plątając. – Plącząc.
Podniosłem się z podłogi i zaciskając zęby, wybiegłem za nią. Gdy wybiegłem
z domu, ona już była za bramą. – Przecinek przed zaciskając.
Rozdział 6
Głos Ashtna był zmęczony. – Ashtona.
Nie znam gościa – odparłem i podniosłem się z ziemi, z której nie ruszyłem
się od chwili, gdy widziałem jak auto z Emmą odjeżdża. – Przecinek przed jak.
Nie wiedziałem co robić. – Przecinek przed co.
Spojrzałem na zdjęcie Mali, wiszącej w jednej z setek ramek, a później na
czarny fortepian, na którym uwielbiała grać. – Podmiotem jest
zdjęcie, więc wiszące.
Ostatni raz gdy się takim posługiwałem (...) – Przecinek przed gdy.
Czy dobrze zrobiłem pakując się w to? – Przecinek przed pakując.
Rozdział 7
Moje serce biło szybko, a mój umysł był
w stanie myśleć tylko tym, aby moja przeklęta wizja spełniła się tak,
jak ja to widziałem.
(...) odwróciłem się za siebie, aby zobaczyć oddalającego się Zayna. – Pleonazm. Nie da się odwrócić do przodu.
W przeciwnym razie, nie będziemy tacy mili. – Ten również.
Rozdział 8
Do oczu znowu napłynęły mi łzy więc odsunęłam od siebie fotografię i sięgnęłam
po gorącą herbatę. – Przecinek przed więc i użyłaś
pleonazmu, do siebie można coś przysuwać.
Nie widział wizji za każdym razem, zupełnie inaczej niż w przypadku każdej
innej osoby.
Bo po śmierci Mali, tylko ja z nim zostałem. – Zbędny przecinek.
Lecz wszystko poszło inaczej, niż w wizji. – Ten również.
Wciągnęłam głośno powietrze, oddychając szybko. Czułam, jakbym miała
za chwilę się udusić. Brakowało mi powietrza.
RAMKI (8/10)
Podstrona Koneko jest ładnie rozbudowana, mogłam tam odnaleźć większość informacji, które mogłyby zainteresować czytelnika. Zachęcasz na
niej również do kontaktu mailowego, co jest bardzo fajne.
Zauważyłam, że pokusiłaś się o pisanie poradników literackich. Dotychczas
zabrałaś się za tematy, o których masz pojęcie, to dobrze. Przecinki i dialogi
są u Ciebie w porządku. Miło, że komuś chce się tworzyć takie wskazówki dla
początkujących twórców.
Blogów masz od groma, Twoja twórczość jest dość wszechstronna, to się
chwali. Zawiodłam się tylko w momencie, gdy jeden z Twoich podlinkowanych
blogów był już usunięty, należy dbać o takie szczegóły.
Jeżeli chodzi o samo Short Stories, to sprawa z dodatkami ma się
zgoła inaczej, postawiłaś na minimalizm. Posiadasz jedynie archiwum, notatkę o
następnych postach, ankietę, etykiety i obserwatorów. Trochę skąpo.
Brakuje mi zakładek z bohaterami. Gdy zaczynałam lekturę, nie miałam
pojęcia, kim jest Calum. Wykonałam drobny research, jednak wkrótce potem
okazało się, że zdobyte przeze mnie informacje nie miały nic wspólnego z tym,
kim rzeczywiście był Hood w Twoim opowiadaniu.
DODATKOWE PUNKTY (0/3)
Niestety nie znalazłam nic, co przykułoby moją uwagę.
CAŁOŚĆ (46/90) – SŁABY+
CAŁOŚĆ (46/90) – SŁABY+
Masz niezły styl, konstruujesz ładne zdania, które nie zawierają zbyt wiele
błędów, jednak pogrzebała Cię najważniejsza część opowiadania – fabuła. Mam
nadzieję, że niedługo zgłosisz się jeszcze raz z którymś ze swoich innych
dzieł, bo może to tylko tym razem wyszedł Ci taki potworek.
Na wstępie dziękuję mocno za ocenkę!
OdpowiedzUsuńWpadłam na chwilkę, bo akurat za bardzo nie mam czasu na internety, a byłam zbyt ciekawa, by nie spojrzeć. Odniosę się tylko do ogółu. Tekst był pisany w 2014 roku, co niewątpliwie ma ogromny wpływ na jego jakość, teraz pewnie napisałabym to zupełnie inaczej (no, w sumie po to mi była ocenka, by w ogóle zobaczyć, czy takie opko ma rację bytu, bo chciałabym z tego zrobić coś większego). Był poprawiany może ze dwa, trzy razy i wierz mi, było gorzej. ;) Jak to pisałam, celem było stworzenie czegoś lekkiego i w zasadzie było eksperymentem, czy będę potrafiła regularnie publikować. Publikowanie się udało, ale postawiłam to ponad jakość i wyszło, co wyszło.
Także bardzo dziękuję, wskazałaś mi wiele rzeczy, z których na pewno wyciągnę wnioski. Za kreację (a raczej jej brak) Emmy mam ochotę się zastrzelić - ja to naprawdę widzę, a jak mi to przytoczyłaś konkretnie, to widzę to jeszcze wyraźniej. Jeśli się zdecyduję na pisanie Mental od nowa, to mnóstwo pracy przede mną. ;___;
Na razie się żegnam, bo czas nagli, ale wrócę później przestudiować to kropka w kropkę. I jak tylko będę miała czegoś 10+ rozdziałów, z pewnością przybędę się zgłosić, bo póki co to nie za bardzo jest z czym.
Pozdrawiam,
Koneko
PS. I jeszcze raz bardzo dziękuję!
Powiem Ci, że mimo wszystko czytało mi się przyjemnie, bo zamysł i sama pisanina nie były złe, ale reszta... No, sama widzisz : ) Skoro tekst jest dawny i poprawiłaś od tego czasu warsztat, to liczę na szybkie zgłoszonko czegoś nowego, chętnie ocenię, bo w tym wszystkim był potencjał, tylko pomysły straszliwie dziecinne : )
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz!