Adres bloga: Fred Hermiona Draco
Autorka: Katerina Petrova
Tematyka: opowiadanie — fan fiction, Harry Potter
Oceniająca: Dafne
Autorka: Katerina Petrova
Tematyka: opowiadanie — fan fiction, Harry Potter
Oceniająca: Dafne
1. Pierwsze wrażenie i szata graficzna
Szczerze
mówiąc, na początku zaczęłam się zastanawiać, czy Twoje opowiadanie ma coś
wspólnego z The Vampire Diaries (nick), ale adres mówi kompletnie coś innego.
Cóż, prosto, jasno i na temat; nie ulega wątpliwości, że fabuła krąży wokół
tytułowych trzech postaci, zapewne pozostających w swego rodzaju relacji
uczuciowej. Może być ciekawie. Chyba nigdy się nie spotkałam z pomieszaniem
Dramione z Fremione (tego drugiego chyba nawet nie czytałam), także chętnie się
zapoznam. Mała uwaga odnośnie napisu na belce — usuń ten dywiz, usuń, usuń!
Czy
ja weszłam do pieca? Takie mam wrażenie po załadowaniu strony. Ktoś tutaj
trochę przesadził z ognistymi barwami. Nie ma tu praktycznie żadnej stonowanej
barwy, może poza tłem zewnętrznym. Już prędzej poszłabym w fiolet za sukienką
Emmy. Nie wiem też, co mają samochody i panorama miasta do fan fiction z
Harry'ego Pottera, ale nie mieszam się w wizję grafika. Poza tym układ
przejrzysty, a czcionka czytelna. Ktoś spartaczył robotę z kolorami.
Nastawiona
jestem całkiem pozytywnie, mam tylko nadzieję, że podczas czytania nie wypłyną
mi oczy.
7/10
2. Treść
Dostałam
Twoje wyraźne błogosławieństwo odnośnie szczerości, także swobodnie podchodzę
do oceny treści. Piętnaście rozdziałów powinno dać mi jasny ogląd na Twoje
pisarstwo.
Na
brodę Merlina, co jest z tym formatowaniem!
Błagam,
zrób z tym coś, bo na razie nawet się patrzeć nie da.
Ten
krótki post ma dokładnie 333 wyrazy. Niedużo. Nie mam zamiar tego krytykować,
bo to w końcu tylko prolog, ale znalazłam w nim cały ogrom błędów. Nie sądzisz,
że to zdecydowanie za dużo w przełożeniu na długość sprawdzanego fragmentu?
Prolog ma zachęcić czytelnika do zagłębienia się w historię. Jak ma to zrobić,
skoro już na wstępie odpycha językowymi wpadkami? Gdyby chociaż był
zaskakujący... Tymczasem w sumie stanowi to, co da się wywnioskować już z
adresu bloga. I te wszystkie zaimki osobowe wcale nie budują nastroju
tajemniczości, naprawdę. Wszyscy doskonale wiedzą, o kim mowa. Jedyną zagadką
mogłoby być pytanie: „Fred czy Draco?”, ale nie jest, bo i tę kartę szybko
odkrywasz. No nic, raczej nie liczę na wielką poprawę w rozdziale pierwszym,
ale może fabuła mnie zaskoczy.
Scena
z imprezy. Siedzi sobie towarzycho niczym piątka cudownego rodzeństwa ze
„Zmierzchu”, aż w końcu formuje się parka. Zaczynają tańczyć, a potem
dziewczyna zaciąga partnera w stronę toalet (dziewczyna! Przynajmniej coś w
miarę oryginalnego). Przychodzi jej chłopak i jakby nigdy nic każe im przestać.
Poważnie? Otwarty związek czy jak? To zresztą bez znaczenia, i tak czuję się,
jakbym próbowała przedrzeć się przez potężną ścianę absurdu.
Potem
tłumaczysz, kim są Weasleyowie i jak jawi się sytuacja życiowa Harry'ego. Bo
przecież zapewne ludzie czytający fan fiction na podstawie Pottera tak naprawdę
nie mają pojęcia, kto to Harry, Ron albo George. No cóż. Przełknę to jakoś.
Dobra,
czyli Fred chce Hermiony, a Hermiona nie wie, czego chce. Smutne i zarazem dość
często powielane. To jednak tak nienaturalne, że aż boli. Tu łapie ją za rękę,
tu całuje, tu znowu mówi, że poczeka. I jeszcze włazi jej do łazienki, ale
zamiast speszyć się i wyjść, jak większość ludzi by zrobiła, widząc swój
nieosiągalny obiekt westchnień w takiej sytuacji, ten sobie siada na brzegu
wanny, patrzy jej w oczy (hmm...) i rzuca jakiś górnolotny tekst. Dopiero potem
łaskawie zostawia ją samą. Co to właściwie było?
Gdzieś
tam wplotłaś jeszcze Malfoya, ale równie niespodziewanie go zostawiłaś,
przerzucając się na motyw miłości śmierciożerczo-aurorskiej. Uważaj, bo
uwierzę, że Bella zgodziłaby się na zbrukanie swojego nazwiska w ten sposób
tylko dlatego, że stanowili taką piękną parę (aww, oww, ahh). Chociaż sam fakt,
że Bella ma dziecko, jest całkiem ciekawy. Nie zrozum mnie źle, fan fiction z
definicji nagina fakty, ale pewne rzeczy powinny pozostać w zgodzie z kanonem.
Jeśli już koniecznie czujesz potrzebę ich zmiany, zrób to w bardziej
przemyślany sposób. Sztuczności mówimy stanowcze NIE.
Okej,
dwójka na tapetę, chociaż jak na razie trudno mi zrozumieć, o czym
właściwie piszesz, bo błędnie zapisane zdania przeważają nad tymi poprawnymi.
Następnego ranka po feralnym wydarzeniu w łazience Fred
przeprosił ją za swoje zachowanie, a ona mu wybaczyła. Od tego incydentu minęły
trzy dni.
– Szybko przeskakujesz. Jeszcze kilka akapitów i Hermi skończy szkołę.
Dziś mieli jechać na Pokątną, a już za dwa dni wracali do
Hogwartu. –
Dobra, powoli się gubię. W ogóle jakie „dziś”? Dlaczego raz piszesz w czasie
teraźniejszym, a raz w przeszłym?
Niestety, ku swojemu niezadowoleniu, spotkali tam ich
największego wroga w postaci Dracona Malfoya wraz z jego matka Narcyzą. (...)
Żywiła urazę do Pottera za to, że jej mąż jest w Azkabanie, jednak w
głębi duszy pragnęła by to właśnie Harry Potter wygrał tę wojnę. Dla rodziny
była gotowa nawet na największe poświęcenie, dlatego ostatnio
odwiedziła Severusa Snape'a, aby poprosić go o pomoc, której tylko on mógł
jej udzielić. Jedyne co jej pozostało to poinformować o tym Lucjusza. – Jeszcze trochę i
zaczniesz opisywać życiorys i analizować uczuciowość każdego człowieka mijanego
przez bohaterów na ulicy.
Hm.
Nicole tak po prostu podchodzi sobie do naszej grupki, przedstawia się jako
córka Moody'ego, całuje Pottera w policzek i jak gdyby nigdy nic wraca do
swojego stolika. Że jak? Mogła nagle stanąć na rękach, byłoby równie
naturalnie.
Numer
trzeci.
Jak dobrze jest wracać do domu, przeszło przez myśli
Harry'emu.
– Koncentrujesz się wokół Hermiony i Freda, po czym bez słowa wstępu włazisz do
głowy... Potterowi. Takie wstawki są jak najbardziej w porządku, ale zazwyczaj
koncentrują się wokół jednego bohatera, którego perspektywę przyjmujesz. Gdyby
autor opisywał myśli każdej postaci, relacje między bohaterami byłyby nudne i
monotonne, poza tym czytelnik dostałby rozdwojenia (lub roztrojenia itd.)
jaźni.
O,
a Draco przychodzi i pomaga Hermionie z kufrem (powracamy do pierwotnego planu
koncentrowania się na Granger). A gdzie jakieś przejście? Drwi z niej i od razu
leci, by jej pomóc. Gdyby zrobił to z łaską albo rzucił w międzyczasie jakiś
typowy dla niego tekst, byłabym w stanie to łyknąć. Błagam Cię, popracuj nad
naturalnością.
Drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, a do środka weszły
trzy osoby. Dwie dziewczyny i chłopak, który szedł między nimi. Z jego lewej
strony szła szczupła blondynka o wyglądzie anioła, po rysach twarzy można było
odgadnąć, że są spokrewnieni. Natomiast po prawej stronie szła, niektórym już znana
Nicolette Moody. Wszyscy patrzyli na nich z lekkim podziwem, cała trójka
wyglądała doskonale, widać było, że znają się na modzie. – Nie no, błagam
(znowu). Robisz z tej sceny coś na kształt wejścia miejscowej elitki rodem z
amerykańskiego liceum. Wiesz, reprezentantów szkolnej drużyny koszykówki i
cherleaderek. To jest Hogwart. W świecie Rowling wszyscy zastanawialiby się nad
faktem, że pojawili się uczniowie rekrutujący się do starszych klas albo
szeptaliby o tym, kim są i skąd się tu wzięli. Na pewno pierwszą myślą nie
byłoby „O, znają się na modzie”. Chyba że w przypadku jakichś pojedynczych
grupek dziewczyn, ale Ty przecież opisujesz reakcję ogółu.
Dobra,
rozdział czwarty.
(...) był nawet przystojnym chłopakiem. Blondynka
zmierzyła go z góry na dół, niestety ów chłopak nie posiadał dobrej sylwetki,
dlatego taka dziewczyna jak ona nigdy by nawet na niego nie spojrzała. (...) -
Rebekah. - powiedziała swoje imię anielskim, uwodzicielskim głosem, a jej dłoń
ścisnęła jego dłoni. Dziewczyna pomyślała, że mogłaby się nim zabawić, jednak
na razie nie miała czasu o tym myśleć. – Kobieta zmienną jest.
Było to spowodowane tym, że ich poprzedni nauczyciel
Severus Snape uczył teraz Obrony Przed Czarną Magią z czego był bardzo
zadowolony, ponieważ od lat polował na to stanowisko. – Taak, to
fenomenalnie opisuje uczucia Severusa w tamtej chwili.
- Dobrze, więc teraz zrobimy pewne małe zamieszanie,
połączę was w pary i do końca roku będziecie już tak siedzieć. Panna Granger i
pan Malfoy razem, pan Potter i pan Zabini, pan Weasley i panna Parkinson. –
mężczyzna zaczął wyliczać różne mieszane pary. – To ma ogromny
sens. Przychodzi, przedstawia się i od razu dzieli ich na pary, w jakich będą
do końca roku pracować. Co ciekawe, miesza ich idealnie tak, jak chciałaby
autorka opowiadania Dramione. He, he.
- Więc Imperius to zaklęcie całkowitej kontroli
nad umysłem, Cruciatus zaklęcie zadające niewyobrażalny ból, a
ostatnim jest Avada Kedavra - zaklęcie uśmiercające. - wyjaśnił Fred.
- Dobrze, trzy punkty dla Gryffindoru. Na razie to jest
tylko przypomnienie z poprzednich lat. - oświadczył czarnowłosy mężczyzna
lustrując każdego wzrokiem, zatrzymując się na chwilę na pannie Moody. – Próbujesz mi
wmówić, że Snape nie tylko zatwierdził odpowiedź Gryfona, ale w dodatku
przyznał jego domowi punkty? Mam to kupić, huh? To już nie tylko zachwianie
naturalności, to... to jest zamach!
- Telefon. - powiedział z wyciągniętą dłonią w kierunku
Nicolette. Dziewczyna przewróciła oczami i oddała komórkę nauczycielowi.
Wiedziała, że i tak odzyska ją po lekcji. Była tego niemal pewna, w końcu
Severus ją lubił.
– Ach! I jeszcze na dodatek w Hogwarcie działają telefony. A czarodzieje ich
używają. I potrzebują. DOBRE. Powiedz mi jeszcze, że na zielarstwie uczniowie
oglądają w internecie filmy o roślinkach.
Piątka.
Jedzenie w Hogwarcie było przygotowywane przez skrzaty,
co nie podobało się pannie Gragner. Uważała że i one mają uczucia, więc powinno
się je traktować tak samo jak ludzi. Po obiedzie nie było już więcej lekcji, z
czego wszyscy byli zadowoleni. Hermiona kończyła właśnie swój posiłek. – Po tym wstępie à
la WESZ byłam skłonna pomyśleć, że Hermiona sama sobie gotuje w ramach
protestu. A tu bum, pałaszuje gotowy obiadek.
- Wiesz Hermiono, chciałem zapytać czy w pierwszy wypad
do Hogsmeade wybrałabyś się ze mną? - spytał bez ogródek Weasley. Dziewczyna
milczała przez chwilę, naprawdę nie wiedziała co powiedzieć. Otworzyła usta by
się odezwać, jednak po chwili zamknęła je bez słowa. Fred zaskoczył ją tym
pytaniem, nie spodziewała się tego. – Dobra. Zabiera ją na spacer i chodzą za
rączkę jak papużki nierozłączki, ale kiedy Fred proponuje jej wspólne wyjście,
Hermi zachowuje się, jakby miała zachłysnąć się powietrzem. Ciekawe.
Szczęśliwy Gryfon uśmiechnął się promiennie i przytulił
młodszą koleżankę.
– Przytulił młodszą koleżankę. To tak to się teraz nazywa...
Następna
z upośledzonym systemem reakcji na bodźce. Bekah podaje Draconowi książkę, ten
rzuca jej chłodne „dzięki”, a ona wyskakuje z „Nie udawaj przy mnie kogoś, kim
nie jesteś Draco”, jakby dopiero zeszła ze sceny po odegraniu dramatu w iście
szekspirowskim stylu. O co chodzi? Może następnym razem powinna odpowiedzieć
„marchewka” albo „do uwarzenia eliksiru wielosokowego potrzeba dwóch wiązek
rdestu ptasiego”, będzie to równie uzasadniona reakcja.
- Uważam że ta cała Granger jest nawet ładna, jakby tylko
ją podszkolić i zmienić jej styl, mogłaby nawet zostać jedna z nas. – Najpierw piekło
zamarznie, potem Voldemort odtańczy z Harrym kankana, a później Ślizgon powie
coś takiego.
Panna Moody już w wieku dwunastu lat znała kilka języków. – Czy znajomość
języków jest aż tak ważna w świecie magii?
Rodzinna Moody była bardzo bogata, można zaryzykować
stwierdzenie, że byli najbogatsi w całej Europie i Ameryce. – To by wyjaśniało,
czemu Moody zawsze chodził tak elegancko ubrany. Taaak.
Przy
rozdziale szóstym zaczęłam się zastanawiać nad jedną dość istotną
kwestią. Wszystko wskazuje na to, że akcja opowiadania rozgrywa się, kiedy
trójka głównych bohaterów sagi jest w szóstej klasie, a więc wydarzenia
pokrywają się z „Księciem Półkrwi”. Wszystko się zgadza poza jednym istotnym
szczegółem – Fred i George powinni już dawno odlecieć ze szkoły na miotłach, a
nie wylegiwać się spokojnie w wieży Gryffindoru. Nagięłaś ten fakt na potrzeby
swojego opowiadania, ale nie odniosłaś się do tego w żaden sposób.
Zapraszam cię na imprezę do Pokoju Życzeń. Wiesz to ten
na siódmym piętrze. Potter was tam trenował. – Nicole traktuje Hermionę jak
idiotkę, która nie wie nic o pomieszczeniu, w którym przez niemal cały rok
szkolny uczyła się magii. Kogo jak kogo, no ale Hermionę?...
Mogli się po niej spodziewać naprawdę wszystkiego, ale na
pewno nie tego, że zaprosi paru Gryfonów na imprezę, a w tym najlepszą
uczennicę Hogwartu, panią prefekt naczelną, a do tego szlamę - Hermionę
Granger. –
O, widzę że chociaż niektórzy spośród Ślizgonów zachowali swoje naturalne ja.
Musimy wymusić na Draconie zakład związany z nasza
Gryfoneczka. –
Ogonki się urwały i poszły żyć własnym życiem, ale ja nie o tym. Błagam, niech
to nie będzie kolejne Dramione z serii Zakład Kluczem do Miłości, bo chyba
zejdę. To piekielnie oklepany motyw, zaraz obok wspólnych szlabanów i Hermiony,
która jest czyjąś tam córką.
Była bardzo zdziwiona tym, że oni tutaj są, tym bardziej,
że nie nigdy nie dogadywali się z mieszkańcami domu węża. – No tak, za to ona
dogaduje się z nimi świetnie, ma więc pełne prawo tutaj przebywać i nikogo nie
powinno to dziwić.
Siódemka ma rozmiary znaczka pocztowego, ale
przynajmniej powróciła normalna czcionka.
Okej,
trochę się pogubiłam. Mówisz, że jest już listopad, a impreza to przeszłość.
Sądziłam, że to na tyle ważny element opowiadania, że szczegółowo go opiszesz,
Ty natomiast ograniczasz się tylko do obwieszczenia, że było źle i cały świat
obraził się na Hermionę. To aż tak nieistotne, że przeskoczyłaś kawał czasu i
zostawiłaś czytelnika z poczuciem niedosytu? Chwilę potem, w tym samym akapicie
Granger siedzi już w bibliotece i odrabia lekcje. I tyle z imprezy u Ślizgonów,
zakładu, bliźniaków i kłótni. Bardzo, bardzo kiepski manewr.
- No właśnie szlama. - syknęła Rebekah. - Więc nie ma
problemu byś się o nią założył chyba, że chcesz żeby pierwszym jej facetem był
Fred Weasley. - dodała złośliwie Bekah. Twarz Dracona pociemniała. Oczywiście,
że nie chciał by to Weasley zdobył Granger. To był idiota bez klasy i
pieniędzy, a w dodatku nie był ani trochę przystojny. – Ale co to,
przepraszam bardzo, Malfoya obchodzi? Skoro ma tak głęboko gdzieś osobę
Hermiony, to nie powinien się również interesować, z kim i co ją łączy. A tutaj
proszę, występuje w roli troskliwego ojca albo starszego brata. Kolejna kiepska
zagrywka. Tak kiepska, że do ósemki przechodzę z niesmakiem.
Szatynka zmarszczyła brwi, gdy dziewczyna odeszła.
Przyjaciele patrzyli na nią w szoku. Gryfonka wstała i wyszła z pokoju
wspólnego. Na korytarzu czekał na nią blondyn. – Następnym razem
użyj synonimu „siedemnastolatek”. Albo „syn Lucjusza”. Nie zapomnij też o
„orzechowookiej”.
Nikki wstała z fotela na którym siedziała, włączyła radio
i podeszła do barku. Nalała sobie do szklaneczki alkoholu. – A potem zaczęła
skręcać jointy. Poza tym domyślam się, że musiała siedzieć na tym fotelu, skoro
z niego wstała.
Drzwi do WS ponownie się otworzyły i weszła przez nie
czwórka przyjaciół.
– O, Wspólnymi Siłami w blogowym opku!
W końcu kolacja pojawiła się na stołach, wszyscy zajadali
ze smakiem. -Nicole pośpiesz się spóźnimy się na lekcje z tym gajowym! -
krzyczała zdenerwowana blondynka, panna Moody podniosła brwi na przyjaciółkę.
Jednak nie skomentowała jej zachowania. Po chwili obje nastolatki wyszły z
dormitorium. Od razu skierowały się pod chatkę Hagrida, nienawidziły tego
przedmiotu, jednak dyrektor wymyślił sobie, że na siódmy roku wszystkie
przedmioty będą obowiązkowe. – Dobra, o kij chodzi? Jedzą sobie kolację w
Wielkiej Sali, po czym nagle jedna z nich wyskakuje z lekcją opieki nad
magicznymi stworzeniami (po kolacji?), okazuje się jednak, że w rzeczywistości
znajdują się w dormitorium. Może tak uporządkuj kwestię czasu i miejsca, co?
Enter, trzy gwiazdki, enter. I już wygląda to inaczej.
Z chatki wyszedł Hagrid, zadowolony i szczęśliwy nie
wiadomo z jakiego powodu.
- Coś ci nie pasuje van der Bitt? - warknął jeden z
bliźniaków, chyba Fred. – To prawie jak połączenie kurtuazji z sebkowaniem.
Majstersztyk.
- Cała wasza szóstka ma szlaban. - warknął ze złością
Hagrid, patrząc smutno na bliźniaków. – I bum, ekstazę Hagrida diabli wzięli.
Wszystko zepsuli, bestie.
Hermiona
wpada na nieziemsko przystojnego chłopaka (już widzę to powolne tempo i
głębokie spojrzenie prosto w oczy... ach te amerykańskie filmy!), a ja tym
samym muszę przejść do dziewiątki.
Miała właśnie eliksiry, na których siedziała z Malfoyem,
jednak on rzadko ostatnio bywał na lekcjach. Może jednak Harry ma racje, może
Malfoy to śmierciożerca. – Takie tam luźne refleksje podczas lekcji eliksirów.
Horacy Slughorn spojrzał na swoich uczniów z uśmiechem na
ustach, kazał wykonać im dowolny eliksir. – Róbta co chceta, a ja se posiedzę.
Dobre.
Hermiona zrobiła to jako pierwsza i od razu wyleciała z klasy. – Na miotle?
- Dostaliśmy szlaban przez tą Lestrange. - warknął zły
Fred (...)
– Zły Fred, niedobry Fred!
Nie była pewna czy powinna się godzić iść z nim na
spacer, był bratem jej najlepszego przyjaciela. – Kilka rozdziałów
temu ani trochę jej to nie przeszkadzało. Ciekawe. Dopiero się dowiedziała, że
Fred to brat Rona?
Opisujesz
sobie beztrosko dzień Hermiony, przyjmując jej perspektywę, klikasz enter i
nagle, ni z tego, ni z owego, jesteś już Draconem naprawiającym szafkę
zniknięć. Kolejny akapit i bum, jest i Nicolette! Wolnego! Kolejny raz mieszasz
narratorów.
Snape westchnął, posiadała temperament zarówno matki, co
i ojca. –
Aha.
Jej matka była dosyć władczą osobą, więc w każde święta
Severus miał spędzać czas z jej rodzina. Nawet nakazane mu było przybywać na
dwa tygodnie w lipcu. – Umm... To matka Nikki jest jakąś dyktatorką, która
wyznacza Severusowi terminy wizyt w swoim domu?
Jak
mnie denerwuje ta Twoja Hermiona... Idzie z nim na spacer, jak Bóg przykazał,
ale kiedy on poniekąd odsłania swoje uczucia względem niej, ucieka jak dziecko
i chowa się w swoim łóżku. O co chodzi? Czego innego się spodziewała?
Dziewczyna ma już szesnaście lat, powinna być choć po części dojrzała
emocjonalnie. Chyba nie sądzi już, że relacje damsko-męskie w tym wieku
polegają na bawieniu się razem w piaskownicy. Szczególnie zważywszy na fakt, że
jest Hermioną.
Nie zwróciła uwagi na kobietę za biurkiem. Pani Pince nie należała do pięknych kobiet, raczej przeciętnych. Miała ciemne włosy, była nawet chuda, a oczy brązowe. Mało obchodziła ją ta baba. – Nie zwróciła uwagi, ale jednak postanowiłaś ją opisać. I jeszcze ta „baba”...
- Wolę być brzydki niż być przez nikogo nie kochanym. -
warknął Goerge. Lestrange nie spodziewała się takich słów po nim. – „Niekochanym”?
Obstawiam, że powiedziałby raczej „nielubianym”, trochę to mniej patetyczne.
Jedynie Harry'ego i Hermionę Nicolette w jakiś sposób lubi, ale było wiele osób, które uważało, że robi to na prośbę swojego ojca, Alatora Moody'ego. Chwilę jeszcze porozmawiał z Luną i ruszył do lochów na szlaban. – Kto? ALASTOR Moody?
Każdy robił coś innego: bliźniacy sprzątali swoją
wyznaczoną część razem z Jacem i Stefanem, ponieważ obie dziewczyny nie
pozwalały im wejść na ich połowę do sprzątania. Obie dziewczyny coś
podśpiewywały pod czas sprzątania. – Każdy robił coś innego, ale wszyscy
sprzątali. Ciekawe.
A może gdzieś w głębi chciała by go lepiej poznać,
pokręciła przecząco głowa. Na co Malfoy zareagował śmiechem. – Pokręciła głową!
No nie mogę! Ha, ha, ha! Poza tym zawsze kręci się głową na „nie” (a na „tak”
się kiwa), więc to „przecząco” jest zbędne.
Czas
przejść do rozdziału dziesiątego, niezwykle krótkiego w porównaniu do
całkiem długiej dziewiątki.
Swoje kroki skierowała do Wielkiej Sali na śniadanie, gdy
tylko weszła przez ogromne drzwi wszyscy zwrócili na nią swoją uwagę. – A to dlaczego?
Przez te drzwi co chwilę ktoś wchodził, dlaczego akurat na nią postanowili się
pogapić?
Trzy
akapity, a słowo „przyjaciel” pojawiło się już z pięć razy.
W końcu pojawiła się McGonagall, opiekunka Domu Lwa i
nauczycielka transmutacji. Była wymagającą nauczycielką, a zwłaszcza dla
podopiecznych.
– Za podopiecznych uważasz Gryfonów, tak? Poza tym wydaje mi się, że
nauczycielką akurat była taką samą dla każdego ucznia
– Dziś to wy wybieracie, co będziemy robić na lekcji –
oznajmiła kobieta. –
No nie mogę! Slughorna przełknę, ale McGonagall? Co oni się wszyscy tacy
liberalni nagle zrobili?
Nie byli zdziwieni tym, że wie o wybuchu wojny z
Voldemortem. W końcu był Lastrange. – I dlatego chce rozmawiać o Voldemorcie
podczas lekcji transmutacji? Nie do końca rozumiem, dlaczego miałby prowokować
taką dyskusję. Poza tym nie trzeba być geniuszem, Ślizgonem, Śmierciożercą albo
synem Śmierciożercy, by wiedzieć, że wojna wybuchnie.
Teraz powinien mieć eliksiry, musiał od czasu do czasu
pojawiać się na zajęciach. – No, wypadałoby.
Skinął na nich głową i ruszyli w stronę lochów. Po około
dziesięciu minutach dotarli na miejsce. – Przejście kilku pięter zajęło im aż
dziesięć minut?
Granger odwróciła szybko wzrok, czuła jak w jej oczach
pojawiają się łzy.
– Czemu znowu zaczęła płakać w odpowiedzi na „szlamę”?
Nie obeszło się bez ostrej wymiany zdań między paniczem
Malfoyem a jego partnerką od ćwiczenia. – I po co ten panicz tam? Brzmi bardzo,
bardzo słabo w narracji.
– Oboje macie szlaban u profesora Snape'a (...) – o, i motyw
wspólnego szlabanu też jest! Normalnie mogłabym wykładać wróżbiarstwo.
Ciemnooka chciała go spoliczkować, jednak złapał jej dłoń
zanim zdążyła go uderzyć. – Co one w tym rozdziale takie agresywne...
Bywała ciężka, trudna, a czasem nawet bezwzględna i
okrutna. –
Bywała ciężka? Zdarzało jej się okazyjnie przybrać na wadze, tak?
Jednak nie musiał jej tego mówić, obrażać jej. Było jej
przykro z tego powodu, ale nawet tego nie okazała. – Taaak, wcale. I
właśnie dlatego próbowała go uderzyć.
Przechodzę
do części jedenastej.
– Co się dzieje, siostro? – spytała ponownie, patrząc już
w oczy swojej najlepszej przyjaciółki, były dla siebie jak siostry (...) – No tak, można się
domyślić po tym „siostro”...
– Nic – powiedziała wstając, podeszła do książek i
zabrała się do pracy. – Przez pół godziny siedziała i nic nie robiła, bo nie miała
ochoty, aż nagle ni z tego, ni z owego zmotywowała się do pracy, tak? Rebekah
ma jakieś tajemne moce? Daj namiary.
– Przepraszam, zapomniałam – szepnęła Granger, tak, aby
tylko rudowłosy chłopak mógł to usłyszeć. Nie uszło to jednak uwadze Malfoya, choć
tego nie skomentował.
– Skoro mimo tego Malfoy ją usłyszał, chyba i on musi mieć jakieś super moce.
Jace
cię kocha i nikogo po za Tobą (...) – Nie rozumiem, jak „Jace” może być
zdrobnieniem od „Jonathan”.
Poszli razem na śniadanie do Wielkiej Sali, zwracając na
siebie uwagę wszystkich obecnych. – Znowu wejście VIP-ów.
Ronald z zaciekawianiem przyglądał się Moody i Malfoyowi.
Nie przepadał za nimi, właściwie to wręcz ich nienawidził. – Napisz jeszcze, że
niebo jest niebieskie, a słońce gorące. To w podobnym stopniu odkrywcze.
Jacyś
płodni ci czarodzieje w tym Twoim opowiadaniu. Okazuje się, że nawet Snape ma
córkę i to w dodatku Gryfonkę. Zaraz się okaże, że do Hogwartu dostanie się syn
Albusa. Albo Voldemorta. Ta rewelacja i tak uratowała dość leniwy rozdział.
Czas na dwunastkę.
Wita
mnie gif z „The Vampire Diaries”, a pierwsze zdanie rozdziału to Stefan. He,
he. Bawi mnie, gdy autorzy próbują w ten sposób łączyć fandomy.
Był do tego przyzwyczajony, zawsze ubierała się modnie i
wyglądała perfekcyjnie. – Czy Ty masz jakąś obsesję na punkcie ubrań? Ciągle
czytam gdzieś o modnych strojach, perfekcyjnym ubiorze i markowych ciuchach. Aż
dziwne, że nie wymieniasz z nazwiska Laurena albo Hilfigera, serio.
Spodziewałam się.
To
sobie pogadali. Chcesz pogadać? Tak. To jak to jest między wami? Nie chcę o tym
gadać. Kobiety.
Kilka
akapitów o problemach w związku, kilka o Hermionie, kilka o Draco i kilka o
księdze zaklęć. Tak naprawdę rozdział to zlepek niepowiązanych ze sobą
informacji. Żadnego wątku nie rozwijasz, po prostu skaczesz pomiędzy nimi,
jakbyś nie miała pomysłu, za który się wziąć. To nic nie wnosi. Może trzynastka
nie będzie pechowa.
Ach,
znowu te gify! Pamiętam z podstrony o bohaterach, że pożyczyłaś wygląd aktorów
grających w „Pamiętnikach...” do zobrazowania swoich postaci. To ma sens –
piszesz, że Jonathan pije whiskey, a na załączonym gifie widzimy
Iana-Damona-Jonathana, który pociąga bourbon ze szklanki. Taak. Ilustrowane
opowiadanie, ale bajer.
Dziwiło ją tylko, że teraz rzadko ją wyzywał, najczęściej
czepiał się Rona i Harry'ego. Hermiona również od pewnego czasu coraz więcej
czasu spędzała z Fredem. – Również? To Draco i Fred ten tego?...
– Mają się rozstać najmniej w miesiąc (...) – Co?
– Trzymamy się razem, Draco.
– Zawsze i na zawsze – powiedziały równocześnie
dziewczyny. –
A to mi wygląda na cytacik z „The Originals”, ale może się mylę.
Była odważna, marzycielska, przyjazna, otwarta na nowe
znajomość, nieco naiwna i łatwowierna. – Kocham ujawnianie cech bohatera poprzez
wyliczenie w narracji, no naprawdę.
Jego brat zawsze miał więcej dziewczyn niż on, czasem
nawet "dostawał" po nim owe partnerki.–
Coooooooooo...
– Wynoś się stąd. Nie mam ochoty, by cię tu złapano,
Krukoneczko – odezwał się ponownie Lestrange, złośliwie. – Dobrze, że to
dodałaś. Nie domyśliłabym się, że powiedział to złośliwie.
– Co? – odezwała się po kilku minutach. – Jasne, bo uwierzę,
że przez kilka minut po prostu stała/siedziała i gapiła się na niego. Mhm.
Gruba Dama spojrzała na nią zła, jednak nie potrafiła się
długo gniewać, bo darzyła sympatią tę Gryfonkę. – Była na nią zła, bo
chciała wejść do pokoju po podaniu hasła, tak? To ma sens, bo przecież wcale
nie po to Gruba Dama tam wisi. Jeszcze jakby była noc... to może.
Czas na rozdział czternasty.
Niedługo święta, a on dopiero z połową swojego zadania
ruszył.
Malfoy dalej szedł przed siebie, aż dotarł do Bijącej
Wierzby. Kiedy zorientował się, gdzie jest, był w szoku. – No tak, uzasadniony szok. W końcu
to dziwne, spacerując po błoniach natknąć się na Bijącą Wierzbę. Zupełnie jakby
to była Notre Dame, na przykład.
Panna Snape była ładną dziewczyną, z małym nosem w
przeciwieństwie do swojego ojca. – Co Ty masz z tymi nosami? Już któryś raz czytam o
nosie w opisie bohatera.
Chłopak był przystojny, posiadał szare oczy oraz
szczupłą, dość umięśnioną sylwetkę. Nie był niski, ale nie należał też do
najwyższych. Jego cera była dość dziwna, ponieważ przybierała kolor oliwkowy.
Teodor miał na sobie czarne spodnie i koszulę, jego brązowe włosy były
rozmierzwione. –
Oliwkowa cera nie jest jakimś ewenementem. Chyba że była jak kameleon i tylko
okazyjnie przybierała taki kolor. Poza tym była, na przykład, niebieska.
Niestety jej współlokatorki nie było w pokoju. Rebeka
nie przejęła się, ostatnio często gdzieś znikała. – Kto znikał, Rebeka?
Rozdział piętnasty, ostatni z opublikowanych (szesnastka miała być w
październiku – no cóż, coś nie wypaliło).
Lochy, czwarta rano. – Zapowiada się obiecująco.
Pośpiesznie wstał z łóżka i skierował się do łazienki,
która była dosyć duża. Znajdował się tam prysznic, toaleta, wanna oraz
umywalka, a nad nią lustro. – Czy opis wyposażenia łazienki jest naprawdę tak ważny dla rozwoju
wydarzeń? W ten sposób jest urządzone jakieś 90% łazienek. No chyba że za
istotną kwestię uznajesz fakt, że ktoś ma i wannę, i prysznic, a nie tylko
jedno z nich.
Płytki w kolorze szkarłatnej róży niezbyt mu się
podobały, ale nie mógł tego zmienić. – Nie mógł? Nawet swoim kawałkiem drewna? Tak czy
owak, wreszcie coś, co nie jest szmaragdowe albo srebrne. Wow.
Zrzucił z siebie pidżamę i wszedł pod prysznic.
Brał go zazwyczaj od piętnastu do dwudziestu minut. – Jeszcze jakieś ciekawe fakty z
życia Dracona Malfoya?
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Było średniej wielkość
w kolorystyce Slytherinu. – I powrót do szarej szmaragdowo-srebrnej rzeczywistości.
Promienie słońca przebijały się przez czerwone kotary
w dormitorium dziewcząt z szóstego roku. Pewna szatynka właśnie budziła się ze
snu. – Och,
ciekawe o kim mowa! Chyba nie zniosę tego napięcia...
Rudowłosy mężczyzna pociągnął ją w stronę wyjścia i
kilka minut później szli już na śniadanie. – A przez te kilka minut stali
pomiędzy wyjściem a drogą na śniadanie?
– Jak ci się spało, Mionka? – zapytał Fred.
– Bardzo dobrze Freddie, a tobie? – odpowiedziała
grzecznie Granger. – I zapytał
o to dopiero teraz, jak już dotarli do Wielkiej Sali. Bardzo naturalne.
Może te piętnaście rozdziałów nie miało jakiejś
wybitnie dużej objętości, ale to jednak piętnaście rozdziałów. Dało mi dość
jasny obraz tego, w jaki sposób piszesz, jakie popełniasz błędy i co powinnaś
zmienić, by w przyszłości było lepiej.
Zacznijmy od tego, że stosowana przez Ciebie narracja łączy
właściwie kilka odrębnych typów. Starasz się mieszać elementy pochodzące z
zupełnie innych stylów, przez co osobę opowiadającą o zdarzeniach tworzy
jednocześnie kilka osób. Występuje u Ciebie narrator trzecioosobowy, który niby
jest wszechwiedzący, a jednak bawi się w mowę pozornie zależną. Nie byłoby w
tym nic złego, bo rodzaje narracji można mieszać, gdyby nie istniały pewne
ograniczenia. Decydując się na mowę pozornie zależną, gdzie narrator częściowo
przyjmuje punt widzenia Hermiony, do końca opowiadania musi być z tym
konkretnym punktem widzenia związany. Nie może nagle uosabiać stanów
emocjonalnych Dracona, Nicolette albo Harry'ego. Wtedy z powrotem zmienia się
we wszechwiedzącego, a przecież narrator wszechwiedzący nie może być każdym
bohaterem po kolei – wtedy znika sens opisywania zdarzeń i relacji pomiędzy
postaciami, ponieważ wszystko jest dla czytelnika jasne i przewidywalne.
Proszę, bądź konsekwentna. Nie opisuj uczuć i przemyśleń Hermiony, jeśli w
następnym akapicie chcesz być naprawiającym szafkę zniknięć, sfrustrowanym
Ślizgonem. Czytelnik czuje się wtedy rozkojarzony. Jeśli narrator
trzecioosobowy, to narrator trzecioosobowy. Jeżeli mowa pozornie zależna, to
mowa pozornie zależna (utrzymana w stylu charakterystycznym dla wybranego bohatera).
Naginanie kanonu na potrzeby opowiadania fan fiction
to powszechnie znany i akceptowalny zabieg. Pewne zmiany kanonu to już jednak
bardziej zamach na niego niż lekkie przekształcanie faktów. Twoi Weasleyowie
nie musieli wylecieć na miotłach z Hogwartu rok przed opisywanymi przez Ciebie
wydarzeniami. Hermiona może udzielać lekcji Draconowi. Ale dlaczego Ślizgoni
mają telefony i inne mugolskie urządzenia, piją alkohol i palą papierosy,
podczas gdy nikt tego nie widzi, a Snape niby nie lubi Gryfonów, a jednak
przydziela im punkty? Dlaczego Draco gardzi Hermioną, ale obchodzi go, z kim i
dlaczego się związała? Nie możesz zostawiać tego bez komentarza. Piszesz fan
fiction, nie parodię. Wszystko musi stanowić spójną całość, a wszelkie
modyfikacje... cóż, po prostu mieć sens. Jednocześnie stosujesz tak
niezrozumiałe dla mnie zabiegi, jak poświęcenie akapitu na tłumaczenie
oczywistych prawd, które każdy czytelnik, a więc sympatyk Harry'ego Pottera,
doskonale zna. Naprawdę uważasz, że któraś z czytających Twojego bloga osób nie
wie, kim jest Ron?
Również zachowania Twoich bohaterów są absurdalne.
Hogwart zamienia się w zbiorowisko uczniów zainteresowanych modą bardziej niż
wszystkim innym, wpatrzonych w grupkę Ślizgonów, którzy kreują się na „fejmów” czy jak by
tego nie nazwać. Przecież Ślizgonów wszyscy nienawidzą. Dlaczego więc niemal
zachłystują się śniadaniem, gdy ci, tak piękni i w glorii chwały, wchodzą do
Wielkiej Sali? I dlaczego Ślizgoni zapraszają Gryfonów na organizowaną przez
siebie imprezę? Dlaczego Gryfoni w ogóle ich obchodzą? I wreszcie – dlaczego
Draco przejmuje się głupim zakładem, przez co wplątuje się w dziwny
ślizgońsko-gryfoński trójkącik, podczas gdy ma na głowie dużo ważniejsze
sprawy, jak chociażby... no nie wiem... misja dla Voldemorta?
Nie do końca potrafię uchwycić główny wątek Twojego
opowiadania. Adres, tytuł i prolog wskazują na wyżej wspomniany trójkąt
miłosny, ale podczas czytania wcale tego nie czuję. Owszem, wciąż gdzieś się
przewijają perypetie Hermiony, która jest wyjątkowo niedojrzała emocjonalnie,
dziecinna i rozchwiana, jak na swój wiek (i jak na Hermionę), wciąż gdzieś
obecny jest jej związek z Fredem, co nieco o zakładzie też już przeczytałam...
ale w zasadzie tyle. Pojedyncze sceny, wzmianki. Dużo tutaj o innych Ślizgonach,
o relacjach między bohaterami drugoplanowymi, o Jonathanie, o Nicolette... W
zasadzie idzie się w tym wszystkim pogubić – kto z kim jest, a kto z kim nie,
kto kogo lubi, a kto z kim ma na pieńku. Mam wrażenie, jakbyś rozgrzebała kilka
wątków i nie do końca wiedziała, za który chwycić, bo prowadzenie ich obok
siebie kończy się rozbiciem rozdziału na niepowiązane ze sobą akapity.
Wprowadziłaś postać córki Snape'a, jest też latorośl Moody'ego, jest szafka
zniknięć w Pokoju Życzeń, jest znaleziona przez Hermionę księga... No i sobie
są. I tyle. Gdy pojawia się jakiś znaczący punkt w opowiadaniu, kompletnie to
ignorujesz (czym sama sobie zaprzeczasz), jak chociażby motyw imprezy – jeden z
moim zdaniem ważniejszych, a streszczony do jednego akapitu, po którym nastąpił
przeskok w czasie (nie pierwszy i nie ostatni zresztą). To nie jest dobry
sposób na zaciekawienie swoją historią ani na zbudowanie spójnego świata
przedstawionego.
Wreszcie opisy. Poświęcasz dużo uwagi opisowi
bohaterów (i ich nosów), ale przypomina to wymienianie po przecinku cech, a nie
kreowanie wizerunku. Najwyraźniejszy charakter posiada Hermiona, a i tak jest
bardzo spłycona. O Fredzie wiemy tyle, że coś do Granger czuje, ale jest na
tyle głupi, że wszedł w dziwny zakład. Malfoy zaś w ogóle nie ma wyrazu, od
czasu do czasu użyje słowa w stylu „szlama” i tyle z jego narcystycznej natury.
Panna Moody co jakiś czas pokaże charakterek (a innym razem pocałuje Harry'ego
w policzek), Jonathan zaprezentuje niestabilność w związku i tyle. Wszystko
dlatego, że tak mało u Ciebie akcji, tak mało wydarzeń, które mogłyby ujawnić
cechy szczególne bohaterów. Szlaban polegający na sprzątaniu albo dialog
podczas śniadania nie pokażą gamy zalet i wad, jaką skrywają w sobie
bohaterowie. Wprowadziłaś bardzo dużo postaci spoza kanonu i to się ceni, to
wyróżnia Twoje opowiadanie. Mam jednak wrażenie, że żadna z nich nie wnosi
niczego szczególnego dla rozwoju fabuły. Czas w Twoim Hogwarcie po prostu
leniwie sobie płynie, sporadycznie zaburzony pojawieniem się jakiegoś nowego
ucznia albo sprzeczką przyjaciół. To wszystko. Z pewnością do czegoś zmierza,
ale do czego? Nie budujesz w ten sposób nastroju tajemniczości albo napięcia,
co najwyżej monotonię. Brakuje emocji, brakuje zagadek i nieprzewidywalnych
zwrotów akcji. Jest za to powielany do znudzenia w Dramione i jemu podobnych
motyw szlabanu czy zakładu. Zupełnie jakbyś nie miała pomysłu, stąd te krótkie
rozdziały, opisy rzeczy oczywistych i przeskoki w czasie – czy to o kilka
tygodni, czy minut, gdzie w międzyczasie bohaterowie nie robią kompletnie nic.
Gdzie naturalność, gdzie spontaniczność zachowań? Chyba nie o to chodzi w
pisaniu opowiadania, prawda?
Mam wrażenie, że więcej uwagi poświęciłaś otoczce
opowiadania niż samemu opowiadaniu. Zakładka z bohaterami, gdzie każdy z nich
odpowiada jakiemuś aktorowi z „The Vampire
Diaries” albo „The Originals”. Gify, na których ci aktorzy robią
dokładnie to, co odpowiadający im uczniowie Hogwartu. W ramce zaplątała się
nawet „Kolvina”, czyli – jak mniemam – połączenie imion „Kol” i „Davina” („The Originals”), czyli określenie pary, którą shipujesz. Nawet nick się zgadza. Problem w
tym, że nie jesteśmy w świecie czarownic, pierwotnych, wampirów, wilkołaków,
hybryd i bestii – jesteśmy w Hogwarcie, a całe to perfekcyjnie dopracowane tło
stworzone z pomieszanych, odrębnych światów jest zupełnie niepotrzebne. Nie
rozumiem takiego łączenia fandomów. Przełknęłabym to bez problemu, gdyby Twoja
historia była tak dopieszczona, jak wszystkie te gify i inne cudeńka. Nie
jesteś ilustratorem, tylko pisarzem. Co z tego, że amatorem. Chcesz być lepsza
w tym, co robisz. Skup się więc na ćwiczeniu swojego warsztatu.
Bo, niestety, językowo również nie jest to proza
wysokich lotów. Zbyt wiele w tekście powtórzeń (nawet kilka na kilkanaście
linijek tekstu), a za mało synonimów – i to innych niż „blondyn”, „dziewczyna”, „szatynka” czy – o zgrozo, to powinno być wytępione – „Mionka”. Budujesz
zdania o prostej konstrukcji, a i tak potrafisz okropnie pomieszać szyk. Staraj
się poszerzać swój zasób słownictwa, urozmaicać opisy. Nie wymagam od Ciebie
prozy poetyckiej, ale warto robić stopniowe kroki w kierunku ubarwienia swojego
pisarskiego „ja”. Opowiadanie na blogu to nie
wypracowanie szkolne, daje ogromne pole do popisu.
Podsumowując – widzę, że się starasz, ale chyba nawet
Ty straciłaś serce do tej historii. Zawiesiłaś bloga dawno temu. Być może
dostrzegłaś, że opowieść wydaje się zmierzać donikąd, zauważyłaś, że coś w tym
wszystkim nie gra albo po prostu straciłaś wenę. Jeśli nie będziesz chciała
dokończyć tego opowiadania, wykorzystaj swoje błędy i w następnym utworze ich
unikaj. Może nie od razu będzie perfekcyjnie, ale po nitce do kłębka.
Powodzenia.
15/50
3. Poprawność
Po jakimś czasie zorientowałam się, że wypisanie
każdego błędu, jaki u Ciebie znalazłam, byłoby syzyfową pracą, dlatego
postanowiłam wrzucać tylko przykładowe z danej kategorii lub te najbardziej
rażące. W Twoim przypadku obszerne podsumowanie będzie lepszym pomysłem.
Zastanawia mnie tylko fakt, że pod wieloma rozdziałami znajdowałam
podziękowania dla bety. Powinnaś więc znaleźć lepszą betę albo zatrudnić ich
kilka.
Zacznijmy od tego, że błędnie zapisujesz dialogi,
nawet w klasycznych przypadkach:
- - Kocham Cię, zawszę będę. - wyznała szatynka, patrząc rudowłosemu w oczy. (prolog)
Jeśli jesteśmy już przy tym przykładzie, warto dodać,
że opowiadanie nie jest listem i nie trzeba zapisywać zwrotów grzecznościowych
wielką literą. Wracając do dialogów – polecam przeczytanie tego artykułu (KLIK). Powinien wyjaśnić Ci wszystkie kłopotliwe
kwestie. W razie dalszych pytań służę pomocą.
O zgrozo, pojawiły się także błędy ortograficzne,
w mojej opinii najprostsze do uniknięcia. Wystarczy skorzystać z Google,
słownika albo opcji wykrywania błędów. Przykładowo:
- - Wiem. - odezwał się po kilku minutowej ciszy i poszedł do swojego dormitorium. – Kilkuminutowej. (prolog).
- (...) zawłaszcza grupa przy stoliku w koncie. – Konto mamy w banku lub na Facebooku, ty zaś masz na myśli KĄT. (rozdział pierwszy)
- (...) obje były szczupłymi nastolatkami. – Obie. (rozdział pierwszy)
- Każda dziewczyna marzyła bym żeby który kol wiek z nich na nią spojrzał (...). – „Którykolwiek” to jedno słowo. (rozdział pierwszy)
- Bliźniacy dostali by i tak szlaban (...). – Dostaliby (cząstkę „by” piszemy łącznie z osobowymi formami czasowników). (rozdział dziewiąty)
Popełniane przez Ciebie błędy interpunkcyjne czasami po prostu wyglądają źle, a czasami zlewają ciąg słów w niezrozumiały bełkot.
- - Nie mogę, Fred. (prolog)
- Odsunęła się od niego, robiąc duży krok w tył. (prolog)
- (...) jednak jedyne, nad czym mógł teraz myśleć, to jak długo będzie z nim, póki tamten nie namiesza jej w głowie. (prolog)
Jednak powtórzenia czasami robiły mi dzień...
- Był, jest i będzie jej miłością, tą prawdziwą i na zawsze. Jego wybrała, choć nie zawsze tak było. Jest uczniem. – Klasyczne powtórzenie czasownika „być”. (prolog)
- Nie mógł zaprzeczyć była ładna, nie należała do brzydkich dziewczyn jednak do najładniejszych jeszcze nie należała. Jednak z pewnością w końcu będzie należała do tej grupy. – Jak można powtórzyć jedno słowo trzy razy w dwóch linijkach? (rozdział pierwszy)
- (...) jednak po chwili zrezygnował i wyszedł z dormitorium trzaskając drzwiami, a po chwili przyjaciele przestali się śmiać – Jest dużo ciekawych wyrażeń pozwalających umieścić wydarzenia w czasie, „po chwili” to tylko jedno z nich. (rozdział szósty)
- Każdy robił coś innego: bliźniacy sprzątali swoją wyznaczoną część razem z Jacem i Stefanem, ponieważ obie dziewczyny nie pozwalały im wejść na ich połowę do sprzątania. Obie dziewczyny coś podśpiewywały pod czas sprzątania. (rozdział dziewiąty)
Podobnie literówki:
- (...) a powinien nienawidzi za jej pochodzenie. (prolog)
- (...) świadom jej uczuci do Malfoya (...) (prolog)
- - To nie jest śmieszna Malfoy. (rozdział szósty)
- Nastał listopad, na drzewach praktycznie nie było już liść. (rozdział siódmy)
Błędy językowe i logiczne były normą:
- (...) powiedziała ściszonym tonem głosu (...). – „Ściszony ton głosu”, łapię. Bo „ściszony głos” to przecież za proste wyrażenie. (prolog)
- Pokiwał głową na znak, że rozumie słowa ukochanej, przybliżył się do niej i delikatnie pocałował usta Gryfonki. – Ale po co piszesz czyje? Skoro cała scena rozgrywa się pomiędzy nimi, co wynika nawet z poprzedniego zdania, nie spodziewam się przecież, że nagle zacznie całować nie wiem, na przykład Cho Chang. Logiczne. (prolog)
- Draco nie do końca widział, co czuje jego ukochana. – Uczucie to rzecz nienamacalna, abstrakcyjna. Gdyby widział, musiałby trafić do psychiatryka. Albo na odwyk. (prolog)
- (...) dodała na tyle głośniej, że którzy z pokoju wspólnego Slytherinu spojrzeli na nich. – Na tyle głośno, że niektórzy... (prolog)
- Ona sama wyjęła z torby książkę i zaczęła ją czytać.– Naprawdę? Myślałam, że zaczęła czytać... no nie wiem, jakieś notatki. A książkę wyjęła, żeby sobie poleżała. (rozdział ósmy)
- Amanda Young. - wyczytała McGonagall, niska, drobna bardzo ładna dziewczynka o długich blond włosach i jasnej cerze usiadła na krześle. – W pierwszej chwili pomyślałam, że McGonagall to niska, drobna i ładna blondynka. Aż się prosi o spójnik albo w ogóle rozbicie na dwa zdania. (rozdział trzeci)
- (...) co niewątpliwie doprowadzało go to do szału. – A po cóż tutaj całe to „to”? (rozdział piąty)
- - Hej.
– odpowiedziała niepewnie. – Co się stało? (...)
- Tak. Zapraszam cię na imprezę do Pokoju Życzeń.
– Odpowiadanie na pytania wymagające rozwiniętej odpowiedzi słowami „tak” lub „nie” może i jest wygodne, ale na pewno nie poprawne. (rozdział szósty)
- Po chwili Nicole uśmiechnęła się cynicznie w ich stronę pozostałej dwójki, a oni odwzajemnili ten gest. – Uśmiech nie jest gestem. (rozdział szósty)
- (...) kiedy zobaczył jak bliźniacy Weasley o czymś żywo dyskutują. Uśmiechnął się złośliwie i podszedł do nich. Miał świetny plan, jak rozdrażnić swoich przyjaciół, a sobie nieznacznie poprawić humor. – To sugeruje, że Weasleyowie są owymi przyjaciółmi. (rozdział szósty)
- Do salonu jak burza wpadli bliźniacy z czegoś roześmiani,na co przewróciła oczami na ich zachowanie. – Teraz ja mam ochotę przewrócić oczami. „Na co” sugeruje już przyczynę jej zachowania, nie musisz się powtarzać. (rozdział ósmy)
Część tych błędów, szczególnie z ostatniej grupy,
mogłabyś z łatwością wyeliminować, uważnie czytając tekst przed publikacją, w
razie potrzeby na głos. Twoja beta również powinna je zauważyć, bo niektóre aż
kolą w oczy. Oczywiście podałam tutaj tylko przykłady, musisz mi uwierzyć, że
podobnych błędów znajdziesz bardzo dużo również w innych rozdziałach. Zdarzają
Ci się także pozornie błahe pomyłki, które w rzeczywistości są bardzo dobrze
widoczne. Przykładowo – raz zapisujesz nazwy własne wielką literą, a raz małą,
innym razem decydujesz się na skrót (WS to Wielka Sala, gdyby ktoś się nie
zorientował). Raz zapisujesz imię jako Rebeka, innym razem – Rebekah. Takie
szczegóły są istotne, musisz bardziej się pilnować.
Poza tym, znaki używane przez Ciebie do zapisu
dialogów to dywizy, a nie pauzy lub półpauzy. Jest znaczna różnica pomiędzy „-”
a „–” czy „—”. te pierwsze służą do łączenia wyrazów (np. „czarno-białe”), nie
funkcjonują jednak jako odrębny znak interpunkcyjny.
To nie wstyd czytać zasady, opracowania, artykuły. Nie
wstyd korzystać ze słownika czy pomocy bardziej doświadczonych osób. Lepiej
dłużej dopieszczać rozdział i poczekać z publikacją dzień czy dwa, niż serwować
czytelnikom pełen błędów tekst.
Poniżej masz jeszcze poprawione błędy w zakładce o
Tobie – taki opis zdecydowanie powinien być od nich wolny.
Więcej dbałości, proszę. Mnogość błędów wpływa na
negatywny odbiór całego opowiadania i zniechęca do zapoznania się z Twoją
twórczością. Dobry pisarz to nie bezbłędny pisarz, ale taki, który z każdym
tekstem staje się coraz lepszy.
Ramka „Autorka”
Często stawiam na swoim i zawsze dostaje do czego
chce. – Dostaję to, czego chcę.
Chciałabym zamieszkać w Nowym Jork. – Kali być głodny, Kali chcieć jeść.
Postacie które tworzę nie tylko mają w sobie mnie
ale i moje ulubione postacie filmowe/serialowe. – Bohaterowie, których tworzę, mają w sobie mnie i
moje ulubione postacie filmowe/serialowe.
Nie mam bladego pojęcia czy to prawda..chodzi mi o
słowa które wypowiedzieli moim znajomi.. może mają trochę racji...a może nie.
Ja osobiście lubię siebie taka jak jestem.
– Nie mam bladego pojęcia, czy to, co powiedzieli moi
znajomi, są prawdą. Może mają trochę racji, a może nie. Ja osobiście lubię
siebie taką, jaką jestem. + Wbijcie sobie wszyscy do głowy, że:
. – to jest kropka;
: – to jest dwukropek;
... – to jest wielokropek;
.. – a to jest błąd.
(...) tatusia (ironia) też i nie będzie.
– I?
8/25
4. Ramki
Co Ty mi tu gadasz o rozdziale szesnastym w
październiku, skoro od października blogasek jest oficjalnie zawieszony?
Wywalić mi to, ale już. I po co Ci translator? Nie sądzę, by ktoś tego używał,
a jeśli nawet, to wszyscy doskonale wiemy, z jak dużą poprawnością zostałaby
przetłumaczona treść opowiadania. Poza tym spis rozdziałów jest tysiąc razy
wygodniejszy od archiwum. Albo szeroka lista, to już w ogóle miodzio. Reszta w
porządku, zajrzyjmy do menu.
– Autorka – szczerze, to darowałabym sobie rzucanie
przekleństwami w tej ramce. Może jeśli pisałabyś pamiętnik, tutaj wydaje mi się
to jakieś takie... nie na miejscu. Cały opis ma formę formularza, więc na co te
kropki?
Tego ostatniego chyba jednak nie powinno tu być, no
trudno zostaje ;p - 50%
rzeczy nie powinno tutaj być. Wybacz, ale ten opis nie dostarcza żadnych
cennych informacji o autorce z punktu widzenia czytelnika; przypomina jedynie
zwierzenie nieco rozhisteryzowanej nastolatki, co osobiście mnie odrzuca do
Twojego opowiadania (a piszę to przed lekturą). Te gify też trochę znikąd, ale
przyjmijmy, że to się odnosi do kreacji bohaterów, o której wspominasz
wcześniej.
– Odwiedzam – trudno się przyczepić.
– Bohaterowie – tylko czemu z dwukropkiem? Nigdy nie
zrozumiem zasadności tej podstrony. Opowiadasz nam o tym, kim jest Hermiona.
Jeszcze z jakimiś dzikimi szczegółami w stylu miejsce zamieszkania czy
urodzenia. Po co mi to? No po co? Pomijam fakt, że wszystko, co powinnam
wiedzieć, wiem z książek, ale nawet w przypadku bohaterów wykreowanych przez
Ciebie te opisy są bezsensowne. Takie informacje czytelnik powinien
wywnioskować z opowiadania, Ty zaś powinnaś mu to umożliwić i wpleść je w
fabułę. Pomijam fakt, że nie widzę Iana w roli bliźniaka Lestrange. Jednak
pomieszałaś te dwie serie. Ugh, to się pogryzło. Te gify... nah.
– Zwiastun – są dwa, więc raczej zwiastuny.
– Spis rozdziałów – kolejny argument, by wywalić
archiwum. Cytujesz kogoś. Kogo? Wypadałoby podać. Chociaż ja pamiętam wersję z
„nie zakochałbyś się w drugiej”. By the way – to nie cudzysłów.
– Miniaturki – to też wywal. Przecież nic tu nie ma.
Po przejrzeniu menu mam mniejszą ochotę na
czytanie. To powinno Ci dać do myślenia.
2/5
Nie zauważyłam niczego, co zasłużyłoby na dodatnie lub
ujemne punkty dodatkowe.
Zdobyłaś 32/95 punktów
Ocena: fatalny (1)
Niestety, nie mogło być inaczej. Mam nadzieję, że
wykorzystasz wszystkie rady i uwypuklone błędy, by w przyszłości... cóż, po
prostu pisać lepiej. Jeśli sprawia Ci to przyjemność, na pewno tak będzie.
Powodzenia raz jeszcze!
Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać na komentarz miałam problem z zalogowaniem, a potem brak internetu. Tekst o piekle mnie rozwalił. Dziękuję za twoją szczerość i postaram jak najlepiej skorzystać z twoich rad.
OdpowiedzUsuń