Adres: Pewnego razu w Hogwarcie
Autor: Ariadna Gryf
Tematyka: ff HP, komedia,
romans, akcja
Oceniająca: Elektrownia
PIERWSZE WRAŻENIE (10/10)
Dawno nie oceniałam opowiadania osadzonego w świecie Harry'ego Pottera,
trochę się stęskniłam za tym, mam więc nadzieję, że nie zawiedziesz mnie.
W zgłoszeniu wpisałaś tematykę komedia, romans, akcja. To dość
odważne sformułowanie, bo sama wiesz, że w blogosferze ciężko o dzieła, które
potrafiłyby utrzymywać dobry poziom w wielu tematach. Jednak komedia ma to do
siebie, że zawsze znajdzie się miejsce na odrobinę żartu, to samo tyczy się
romansu. Spodziewam się więc tekstu, który mnie rozbawi, wywoła dreszczyk
emocji i wyciśnie łezkę w czasie lektury.
Adres i tytuł bloga nie mówią zbyt wiele, ale brak typowych wstawek o
Huncwotach, Draco lub Hermionie działa na Twoją korzyść, bo widać, że nie
bawisz się w schematy, a próbujesz stworzyć własną markę.
Od razu po wejściu wita mnie tłumaczenie adresu, które umieściłaś w bocznej
ramce: Pewnego razu w Hogwarcie Clem Bennett, przeciętna mieszkanka
Ravenclawu, spotyka bliźniaków Weasley w dość niecodziennych okolicznościach.
Dzięki temu już wiem, że Twoja bohaterka należy do kategorii OC, a do tego
wybrałaś dość nietypowe postacie książkowe, jakimi są Fred i George. Ta dwójka
jest bardzo specyficzna i ciężko odwzorować dobrze ich charaktery, ale liczę,
że temu podołasz.
A tu masz bardzo dobry poradnik, co do odmiany nazwiska Weasley: [click]
Całość jest bardzo zachęcająca; nie pozostaje mi nic innego, jak zasiąść do
lektury.
WYGLĄD (5/7)
Szablonu nie wykonałaś własnoręcznie, ale nie każdy musi posiadać
rozbudowane zdolności graficzne, więc nie jest to duży minus. Najważniejsze, że
jest dopasowany do tematyki.
Na nagłówku mamy dziewczynę w szkolnym mundurku, jednak ma ona na sobie
czerwony krawat. Bardziej by mi to pasowało do Gryffindoru, a nie trudno byłoby
zmienić jego kolor. Granat i czerń to kolory domu, do którego należy Clem i to
te barwy powinny odegrać jakąś rolę w szablonie, skoro zdecydowałaś się już
użyć obrazku uczennicy. Do tego na moim niezbyt dużym ekranie potwornie
wychodzą piksele, grafika była chyba zbyt mała.
Wszędzie szarości. Nie jest to zły pomysł, gdyby nie fakt, że masz problemy
z kontrastem. Menu zlewa się ze spódniczką z nagłówka, czarny tekst komentarzy
jest nieczytelny na ciemnoszarym tle, jedynie pogrubione fragmenty wyglądają
jako tako, ale to niewystarczające.
Również czcionka pozostawia wiele do życzenia. Jest bardzo duża w postach,
jednak w komentarzach i dopiskach pod tekstem robi się mikroskopijna.
Plusem jest fakt, że nie spotkałam zmieniającej się czcionki w trakcie
tekstu, co tak często zdarza się na Blogspocie. Wcięcia akapitowe działają
poprawnie, chociaż przydałyby się również na podstronach.
TREŚĆ (45/50)
1: Pierwszy moment jakiejkolwiek akcji w Twoim opowiadaniu i już widzę lekką
nieścisłość: czemu dziewczyna, którą dręczy zwykły niepokój w szkolnej
bibliotece, wyjmuje od razu różdżkę? Przecież nie spodziewa się chyba
Voldemorta za regałem bądź innego dementora. To tak, jakby dzieciak w liceum
wziął do ręki paralizator czy inne badziewie, gdy tylko poczuje, że jest
obserwowany w czasie nauki. Albo dziewczyna ma paranoję, albo lekko
przesadziłaś.
(...) bo w następnej sekundzie Krukonka zdała sobie sprawę z tego, że
wpatruje się w falującą leniwie wielką dziurę (...) – nieco mnie to razi, bo
dziura to miejsce, gdzie czegoś nie ma, więc co tam może falować?
Ach, ten wąs! W jednym akapicie masz to słowo powtórzone dziewięć razy.
Rozumiem, że to ważna sprawa, ale ta ilość to już lekka przesada.
Za to wielce rozczulił mnie fragment, w którym Twoja bohaterka dochodzi do
konkluzji, że jest nudną osobą. Samokrytyka i szczerość w ocenie nie tylko
otoczenia, ale i własnej osoby, to cechy, które powinny być widoczne u członków
tego domu, którzy nie mają w naturze naginać faktów. Dzięki temu momentalnie
bardziej polubiłam główną bohaterkę. Nie wydaje się typową Mary Sue, a
dziewczyną z dobrze wykreowaną osobowością i charakterem, który będę mogła
poznawać przez cały czas trwania opowiadania, nie tylko w pierwszym rozdziale,
gdy bohaterka jest płytka jak woda w kałuży i nie ma nic do zaoferowania.
Clem zamrugała jeszcze kilka razy oczami (...) – aż nasuwa się pytanie,
czym innym mogła zamrugać.
Ogólnie oceniam post bardzo pozytywnie. Podoba mi się Twoje zaangażowanie w
opisy, by wszystko wyglądało tak, jak powinno w magicznym świecie. Animizacja
włochatych spodni Hagrida podbiła moje serce. Również na bazarze utrzymałaś ten
magiczny klimat i nazwy przedmiotów, na które natrafiła Clem, brzmiały mało
mugolsko. Jedynie wtrętu o Gwiezdnych Wojnach mogłaś sobie oszczędzić,
bo to nie jest raczej dzieło autora-czarodzieja (albo jest i mogłaś coś na ten
temat dodać), ale jestem w stanie to przeżyć.
Poza główną bohaterką w tym rozdziale poznaję Freda i George'a. Ich też
dokładnie odwzorowałaś. Udało Ci się zachować ich głupawe dowcipy, w których
zawsze jest szczypta inteligencji i cały garniec dziecinady i dobrej zabawy.
Chyba jeszcze nigdy nie natrafiłam na opowiadanie, w którym drugie skrzypce
grałaby ta para, co samo w sobie jest dobrą zachętą do dalszej lektury. Jednak
sposób, w jaki nadałaś im charakter, sprawił, że już od pierwszego rozdziału
wiem, że z kreacją bohaterów nie masz żadnych problemów, a opowiadanie będzie
się czytało przyjemnie.
2: Clem, która zdążyła dotrzeć już do skrzydła szpitalnego i teraz
cierpliwie dawała się smarować maścią, podejrzewała, że na tym sprawa się nie
zakończy. – To zdanie umiejscowione jest linijkę pod zakończoną
konwersacją Freda i George'a, która trwała kilka sekund i rozpoczęła się od
razu po tym, jak dziewczyna zniknęła za winklem. Czy widzisz tu jakąś
nieścisłość? Bo ja sądzę, że Clem musiałaby się co najmniej teleportować i
przekazać swoje myśli Pani Pomfrey telepatycznie, żeby zdążyć być w owym
punkcie fabuły.
Było to tak niecodzienne u niej zjawisko, że Snape, przyzwyczajony do jej
bezbarwności, mimowolnie zaczął się zastanawiać, jak ona się tak właściwie
nazywa. Sądzę, że skoro uczył ją ponad pięć lat, to musiałby być skończonym
głąbem, żeby nie zapamiętać jej nazwiska, a o to nigdy bym Snape'a nie
podejrzewała.
I to był właśnie ten moment w życiu Ruperta Monroego, kiedy ten
zdał sobie sprawę z tego, że może jednak kontynenty wędrują czasami zbyt
szybko. Zbędne „z tego” i chyba nieco przesadziłaś z tą przenośnią. Co kontynenty
mają do samopoczucia Clem i jej chęci popełnienia mordu? Do tego „był” i
powtórzenie.
Mam mieszane uczucia względem sceny na zajęciach eliksirów. Z jednej strony
rozmowa z Rupertem jest świeża, pomysłowa, widać w niej cechy charakterów
bohaterów i znaczące różnice miedzy nimi, ale sam początek jest, moim zdaniem,
nieco naciągany. Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby Snape zainteresował się
samopoczuciem ucznia, do tego Krukona, który jest mu obojętny. Skoro Dumbledore
nigdy nie zganił go za zachowanie w kierunku innych uczniów, to czemu nagle
miałoby coś grozić Nietoperzowi za olanie humorów jakiejś pomniejszej
uczennicy?
Duży plus za muchę w kociołku.
Pomysł z bliźniakami, którzy proszą Clem o pomoc, był dość płytki i
potwornie przewidywalny. Mam nadzieję, że późniejsze wydarzenia będą
bardziej niespodziewane, bo po pierwszym poście liczyłam na niesamowite
pomysły, a tu taki klops.
3: W pomieszczeniu rzeczywiście nie przebywała żadna żywa dusza, nie
licząc samej Clem, kilku delikwentów, którzy zasnęli nad książkami, dwóch
bardzo żywych portretów, próbujących zapatrzeć się w siebie na śmierć, kilku
robaczków i rudego kota. – Strasznie dużo wymieniania jak na
stwierdzenie „ w pomieszczeniu nie było żywej duszy”.
Najpierw wybuchł eliksir, który jeszcze przed chwilą grzecznie warzył się
pod oknem, i oczywiście zaczął wydzielać nieprzyjemne zapachy. – Zastanów się, czy jeden
eliksir może wydzielać kilka zapachów jednocześnie.
Scena mówiąca o masie krytycznej magii jest bardzo dopracowana. Widać, że
zadbałaś o każdy szczegół i to się chwali. Udaje Ci się umieszczać w tekście
małe ciekawostki, które budują klimat, a to wszystko w połączeniu z
tajemniczymi umiejętnościami Puchatka i schadzkami w składziku Snape'a sprawia,
że czuję się, jakbym tam była. Nie podajesz informacji na tacy, a dawkujesz je
powoli, w odpowiedniej ilości, akcja rozkręca się swoim tempem, nic nie dzieje
się przypadkowo.
Ciężko jest mi napisać coś negatywnego o tym poście.
4: „Brzytwodzioby z Tarapato robią herbatę z wody po pierogach" Tu
by się przydało delikatne wtrącenie, skąd autor tego stwierdzenia wiedział, co
to są pierogi, bo Krukoni raczej by takich tekstów na ścianach nie
wydziobywali.
W przypadku sytuacji odwrotnej cała agitacja przeniosła się ze ścian na
plakietki doczepiane igłą do mundurka. Tutaj też nieco zgubiłaś świat magiczny – sądzę, że czarodzieje
użyli zaklęcia Trwałego Przylepca lub czegoś podobnego, nie igły.
Fragment z codziennymi przygotowaniami Susan lekko mnie zdziwił. Początkowo
piszesz, że zbierała ona, wydawałoby się, losowe rzeczy z podłogi, by w końcu
udać się do łazienki, w której użyła jedynie... różdżki. Co ona, cierpi na
syllogomanię?
Pierwszy w Twoim opowiadaniu post o... niczym. Bardzo starałam się tutaj
dostrzec coś, co zasługiwałoby na całą oddzielną notkę, ale były to z mojej
strony prośby słane w eter. Nauka, poranna toaleta, sprawdzian i heja, mamy
post! To chyba nieco za mało, nie uważasz?
Całość ratują jedynie bohaterowie, których lepiej poznaliśmy, chociaż nie
wiem, po cóż Ci ta Puchonka, której nie ma nawet w spisie postaci, ale miejmy
nadzieję, że podarujesz jej z czasem kilka stron konkretnej fabuły.
5: W pewnym momencie lekko się zagubiłam. Piszesz o drugoklasistach, którzy
wchodzą do pokoju wspólnego, a sekundę później używasz imienia Frost. Jako
czytelnik odniosłam wrażenie, że mówisz o jednym z nowoprzybyłych, szczególnie,
że użyłaś słowa „chłopiec”, a tu nagle okazuje się, że piszesz o przyjacielu
Aidena. Nie przepadam za takim mieszaniem fabuły, jest to niepotrzebne i
mylące.
Aż zacytuję krótki fragment, który jest moim ulubionym w całym Twoim
opowiadaniu!:
— Nie wydaje wam się, że wyglądała na bardziej zmęczoną niż zwykle?
Przyjaciele Aidena spojrzeli na niego jak na kosmitę.
— Zdefiniuj „zwykle”.
— Zdefiniuj „zmęczona”.
— Zdefiniuj „bardziej”.
Nie wiem, co mnie w nim tak zauroczyło, ale uwielbiam Cię za niego.
To dopiero wstęp do dłuższej akcji, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie
po całej notce dotyczącej nauki, gdzie dopiero na końcu zaczyna się coś dziać.
Na uwagę zasługuje fragment o powieści wydanej przez Snape'a. Nie jestem
fanem wątków, w których Naczelny Nietoperz Hogwartu jest zniewieściałym
artystą, ale plus za pomysł i wykonanie. Radziłabym jedynie nie zagłębiać się w
to za mocno, bo cała postać straci urok.
Widzę, że rozpoczynasz powoli również motyw romantyczny. O ile Fred i
George nie za bardzo nadają się do tego typu roli, to Rupert doskonale się w
niej odnajduje. Cieszę się, że stworzyłaś postać, która tak wyraziście
kontrastuje z osobowościami bliźniaków i pozwala na tworzenie zróżnicowanych
sytuacji.
To był ostatni rozdział, a raczej pierwsza jego część. Jestem nieco
zawiedziona, bo sądziłam, że będziesz kontynuować to opowiadanie, a na razie
więcej czasu nie pisałaś, niż to robiłaś. No, ale cóż...
Nie mam żadnych obiekcji co do świata, w jakim osadziłaś opowiadanie. Rok
Turnieju Trójmagicznego to dopiero pierwszy moment, kiedy Lord Voldemort zaczął
wpływać nie tylko na życie Harry'ego, ale również na cały czarodziejski świat,
więc to dobry okres, by rozpocząć historię. Miałam nadzieję, że dzięki temu
spotkam się z czymś nieco cięższym niż wybryki bliźniaków Weasley, ale chyba
zostawiłaś to na dalszą część opowiadania, która może kiedyś jeszcze nastąpi.
Często opisujesz naukę, co jest naturalne w świecie typowej Krukonki, ale
robisz to w humorystyczny sposób, dzięki któremu edukacja Clem nie nudzi się
czytelnikowi. Położyłaś bardzo duży nacisk na eliksiry, przez które czuję lekki
niedosyt innych przedmiotów. Profesor McGonagall czy Flitwick też mogą być
bohaterami zabawnych scen z życia ucznia.
Krukonka większość swojego czasu spędza w bibliotece lub dormitorium, więc
ciężko mi ocenić, jak idzie Ci opisywanie innych miejsc w zamku, nie mówiąc już
o obszarach poza nim. Jedyny raz, kiedy Ci się to zdarzyło, był na
średniowiecznym bazarku. Już pisałam, że scena ta bardzo mi się podobała, bo
zgrabnie zgrałaś targową rzeczywistość z czarodziejskim światem, gdzie niczym
niezwykłym jest sprzedaż włosów w nosie czy innych podobnych wyrobów. Drugi
fragment mówiący o Hogwarcie, który zapadł mi w pamięć, to ten opisujący
dormitoria Krukonów i fakt, iż za ścianami poszczególnych mieszkań nie znajduje
się wcale to, czego oczekiwaliby uczniowie. Pierwszy raz spotkałam się z takim
wytłumaczeniem magicznych zdolności zamku i bardzo mi się ten fragment
spodobał.
Ogólnie Twoje opisy są wystarczające – nie dłużą się, ale są
dość rozbudowane i pozwalają na wyobrażenie sobie świata, który stoi przed
Twoimi oczami. Jedyne, co bardzo mi przeszkadza, to dramatyczna wręcz ilość
wtrąceń. Zbyt często odbiegasz od tematu, z czasem coraz bardziej pogrążasz się
we wtręcie, przez co gubisz właściwy wątek, do którego zdarzyło Ci się nie
powrócić. Czasami taki zabieg wpływa pozytywnie na tekst i pozwala sprowokować
czytelnika do uśmiechu, ale co za dużo – to niezdrowo, pamiętaj.
Sama akcja toczy się swoim rytmem. Niczego nie robisz zbyt szybko, chociaż
czasem zdarza Ci się nazbyt przedłużać niektóre momenty. Post czwarty może być
sztandarowym przykładem notki o niczym, a takich fragmentów bardzo nie lubię.
Piątka też nie odznacza się wybitną akcją, ale odbieram ją jako rozpoczęcie
czegoś większego, więc to akurat jestem w stanie wybaczyć. Nie wiem, jak daleko
w przód masz rozplanowane już notki, ale przydałoby się wszystko tak ułożyć, by
w każdej części było coś znaczącego, dzięki czemu czytelnik będzie chciał więcej
i z utęsknieniem wyczekiwał na kolejne rozdziały. Po czwórce spotkał mnie
jedynie zawód, a chyba nie tego chciałaś.
Największym plusem Twojego opowiadania są bohaterowie. Każdy z nich ma
własny, specyficzny charakter. Momentami są one lekko karykaturalne (mam tu na
myśli Snape'a, którego cechy nadal nie do końca mi odpowiadają, ale jestem w
stanie docenić sam zamysł), jednak nadal są bardzo starannie dopracowane. Nie
wiem, czy cechy osobowości czerpiesz z osób żyjących w świecie realnym, czy są
one może jedynie wytworem Twojej wyobraźni, ale jestem bardzo na tak.
W Clem podoba mi się samokrytycyzm. Dziewczyna jest w stanie pogodzić się z
faktem, że ma nudne życie i nie zrobiła w nim niczego, co byłoby godne
zapamiętania. Pochłonięta jest nauką, a na jej największe marzenie wyrasta
spędzenie całego bożego dnia nad książką we własnym dormitorium. Jest to dość
schematyczna Krukonka, ale udało Ci się w jej charakter wpleść również inne cechy,
jak ciekawość i miłość do zwierząt. Bardzo podoba mi się fakt, że nie opisujesz
dokładnie każdej jej cechy w tekście; nie piszesz, jaka jest, a
pokazujesz to czytelnikowi. Fred z George'm zauważają, że mimo ostrzeżeń ze
strony Clem, dziewczyna bardzo chciałaby sama zaryzykować i wkroczyć w portal,
co przeczy idei spokojnego życia Krukona. Do tego nie boi się złamania
regulaminu, który pozwala uczniowi szkoły posiadać jednego z określonych w
regulaminie zwierzaków i przygarnia wręczonego jej Puchatka. Dziewczyna może
momentami wydawać się lekko głupia, gdy nie zauważa podstawowych rzeczy przez
swoje zamyślenie i skupienie na konkretnych działaniach, przez co postać wydaje
się bardziej realistyczna i żywa. I te książki schowane pod poduszką!
Rupert, chociaż momentami flegmatyczny i zniewieściały, również posiada
szereg dokładnie wykreowanych cech, które sprawiają, że łatwo go sobie
wyobrazić. Miłośnik wąsów i poezji, maniak eliksirów, którego zainteresowanie
osobą Clem wyrasta lekko powyżej normy. Mało mówi, mimo to w jego myślach
ciągle szaleje tajfun, w którym chłopakowi łatwo się zgubić i odpłynąć. Na swój
sposób podobny jest do Clem, jednak on, w przeciwieństwie do dziewczyny,
zastanawia się nad sensem tej dziwnej relacji, podczas gdy Krukonka podchodzi
do tego neutralnie. Szkoda, że Ruperta w opowiadaniu jest tak mało, mam
nadzieję, że z czasem poświęcisz mu nieco więcej tekstu.
Za drugoplanową rolę uznaję również osobnika (?) Puchatka. Wymyślone przez
Ciebie stworzonko, które bardzo szybko pojawia się w historii, ma w sobie coś,
czego nikt, nawet sama właścicielka, nie potrafi wyjaśnić. Kilku bohaterów
podkreśla, że patrząc w oczy stworzonka, ma dziwne wizje, które również ciężko
wytłumaczyć, a sam Puchatek wydaje się wyjątkowo inteligentny. Stworzenie tej
małej istotki daje Ci duże pole do popisu, dzięki czemu możesz wykreować w
swoim opowiadaniu niepowtarzalne sytuacje. Puchatek nadal jest bardzo
tajemniczy i pewnie jeszcze przez jakiś czas tak pozostanie. Cieszę się, że nie
wykorzystałaś typowych jednorożców czy smoków, których w opowiadaniach jest
pełno, a pokusiłaś się o takiego stworka.
Już pisałam, że bardzo dobrze udało Ci się odwzorować charaktery Freda i
George'a. Nie byłam pewna, czy sobie z tym poradzisz, gdy zerknęłam w zakładkę
bohaterów, a tym bardziej zastanawiałam się, jaką rolę przydzielisz tym dwóm,
ale nie zawiodłaś mnie. Całe życie tej pary kręci się wokół żartów i
eksperymentów, jednak potrafią to przedstawić w takim świetle, że ich
pomocnik może uwierzyć, iż zmienia świat. Ta dwójka zawsze była przekonująca i
idealistyczna, uważali, że stworzeni są do większych rzeczy, a nauka była
odsuwana na dalszy plan.
Poruszyłaś również tematy dotyczące Aidena, Susan i Snape'a. Co do tego
ostatniego – wyraziłam już swoje zdanie. Uważam, że lekko przesadziłaś, ale taka Twoja
wola, opisy są dobre, więc nie będę się czepiać. Susan jest typowym pustakiem,
któremu więcej czasu zajmuje makijaż niż nauka (nie bardzo wiem, co robi w domu
uczniów, którzy ponad wszystko cenią naukę, mam nadzieję, że kiedyś rozwiążesz
tę kwestię), jest to idealny cel dla Puchatka, który przeraża dziewczynę bez
reszty. Aiden jest cichy, ale bardzo inteligentny, zapowiada się na postać,
która może namieszać w fabule, czekam na to!
Odnoszę wrażenie, że bardzo dużo czytasz, gdyż Twój język i sposób, w jaki
piszesz, jest godny podziwu. Twoje słownictwo jest zróżnicowane, większość
powtórzeń wygląda na celowe, ale czasem zdarza Ci się gubić w tym wszystkim.
Pisałam już, że miejscami tworzysz zbyt długie zdania i odchodzisz od głównego
wątku. Kolejnym problemem w Twoim opowiadaniu jest ekspozycja. Część informacji
udaje Ci się przedstawić w dialogach i wydarzeniach, ale bardzo często pomiędzy
dwoma wypowiedziami masz gigantyczny fragment opisu dotyczącego bohatera, w
którym podajesz nam wszystko na tacy. Nie powinnaś pisać, jaki jest
bohater, a przedstawić to. W Twoim opowiadaniu istnieją fragmenty, gdzie
akcja jest płynna i wszystko do siebie pasuje, a tu nagle taki kolos, który
jest tamą na rzece i ponownie musisz rozkręcać fabułę.
Ekspozycja jest zła i kropka. Pamiętaj.
Czasem zdarza Ci się używać mugolskich określeń bez informacji, skąd
bohaterka taką wiedzę zdobyła, jednak na duży plus zasługują sformułowania
idealnie pasujące do świata Hogwartu. Mój Merlnie zamiast Mój Boże,
Na śmierdzące skarpety Roweny. Rownież zły charakter profesor
McGonagall, gdy jej ktoś nadepnie na ogon, wywołał u mnie uśmiech. Widać, że
czujesz klimat tego zamku.
BŁĘDY (8/10)
1: Kilkoro studentów zgromadziło
się wokół drzewa, na którego pniu kilka pokoleń Hogwartczyków utrwalało swoje
najgłębsze przemyślenia (...) – powtórzenie. I chyba
szybko zabrakło tam miejsca, biedne drzewko.
Westchnęła i próbowała wrócić do pasjonującej
historii dynastii goblinów (...) – „spróbowała”, ponieważ
opowiadanie piszesz w czasie przeszłym dokonanym.
Ruperta najpierw zmroziło, a potem gdzieś nad górną linią jego ust pojawiło się
delikatne mrowienie i przyjemne uczucie gorąca, które powoli rozeszło się po
całym jego ciele. – Drugie „jego” jest
zbędne, bo skoro usta należą do niego, to ciało raczej też.
Niestety, ani minutka, ani nawet kolejne piętnaście z rzędu nie zaowocowały w cudowne rozwiązanie
(...) – owocuje się czymś, nie w coś. I usunęłabym pierwszy
przecinek.
(...) czując, jak jej stopa przebija coś o konsystencji trzęsącej się
galarety. – Sama galareta by wystarczyła, bo konsystencja nie zmienia się chyba wraz z
drżeniem.
W tej samej jednak chwili, kiedy już-już miała się wycofać, jej maleńkie
krukońskie serduszko drgnęło boleśnie na wspomnienie swojej niedawnej rozmowy z
Rupertem Monroem. – Pomylony podmiot, to nie serduszko rozmawiało. Tak na
dobrą sprawę, to słowo „Jej” jest w ogóle zbędne, bo jeśli to mowa pozornie
zależna, to dziewczyna wie, że to była jej rozmowa. I miejscami nadużywasz
słowa „jednak”.
(...) co choć przy dobrych myślach można było wziąć za portal. – „Dobrych chęciach”.
(...) zawołała za nimi dziewczyna, przerażona perspektywą zostawienia ją samej sobie. – „Jej”
2: Rozejrzała się jeszcze raz i dostrzegła, że drzwi do komórki na miotły
są uchylone, a przez powstałą w ten sposób szparę wyglądają dwie pary dziwnie
znajomych i dziwnie do siebie nawzajem podobnych oczu. – „Nawzajem” jest
zbędne.
(...) bo jeszcze chwila a staniemy się stałymi elementami wystroju tego
schowka. Przecinek przed „a”.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że wybrała nie najlepsze miejsce na
postój. – „Z tego” zbędne.
Tak czy inaczej, uprzejmie nas poinformował, że nie będzie miał czasu
warzyć dla nas tyle eliksirów, a w
następnym semestrze nie uwarzy dla nas już żadnego. – „Tylu”, a skoro już
użyłaś tego słowo, to przydałoby się dokończyć porównanie, np. „tylu, co
wcześniej”.
(...) a raczej wątpił, by Dumbledore przymknął na to oko, gdyby dziewczyna
wyzionęła mu ducha nad kociołkiem. – „Na to” zbędne.
Weasleyowie dręczą mnie od kilku dni. Co kilka minut przysyłają mi
zaczarowane karteczki. – Powtórzenie.
Mistrz eliksirów zupełnie nie przejmował się tym, że odstrasza wszystkich
swoich uczniów — wręcz przeciwnie — bardzo mu to odpowiadało. – To wygląda, jakby „wręcz
przeciwnie” było wtrąceniem, a nie jest. Lepiej by było, gdybyś drugi myślnik
zamieniła na przecinek lub dwukropek. I Snape odstrasza raczej wszystkich
uczniów, nie tylko swoich.
3: Była ta książka wprost dla niej
stworzona. – „To”.
Koniec końców Clem przysiadła się do jednego z bocznych stolików zajętego
przez dwie szóstoklasistki, które tak bardzo zajmowało zagłębianie się w swoje
wnętrza, że przez pierwsze siedem tygodni nawet nie zauważyły, że mają kolejną towarzyszkę. – Skoro były tylko dwie i
użyłaś liczby mnogiej w słowie, to nie mogą mieć one kolejnej
towarzyszki, a jedynie towarzyszkę, gdyż żadnej innej w tekście nie wymieniłaś.
Dawno temu zostało tez udowodnione (...) – „też”.
Zasyczało, podskoczyło
do góry i w locie wysuwając pazury, wylądowało na najdalszej biblioteczce. – Że niby można podskoczyć
inaczej niż do góry?
4: Dobrze więc, że jestem inteligentna
i nie muszę wiecznie siedzieć w książkach. – „Wiesz”.
5: Jak śmiała zmieszać z błotem jego powieść, która była tak głęboka, że
w tej głębi mogłoby utopić się dziesięć takich recenzentek jak Skeeter. – Pytajnik na końcu.
Nie z Filchem i Panią Norris wtykającymi nos wszędzie, gdzie tylko
się zmieści. – To oni mają wspólny nos?
Clem rzuciła torbę na łóżko, a Puchatek, najwyraźniej zaalarmowany tym
dźwiękiem, porwał
się z kupy zwiniętych w kącie ubrań i podbiegł do Clem, domagając się
natychmiastowej uwagi. – Sam się porwał? Puchatek jest kosmitą? „Poderwał”.
Następnego dnia przypadała sobota, którą Rupert i Clem spędzali wspólnie w bibliotece, ślęcząc
nad pracą dla Snape’a. Rupert rozprostował palce i zerknął na Clem, która w najwyższym skupieniu
robiła skrupulatne notatki z księgi grubszej niż jego pięść. Ciąg myśli, jaki nasunął mu się po tym
widoku, niewiele miał wspólnego z samą Clem, za to bardzo wiele z oczywistym faktem,
że Clem była dziewczyną. – Powtórzenia. I „którył”,
bo to konkretny ciąg, a nie jakiś nieokreślony.
RAMKI (5/10)
Tutaj się nie popisałaś. Podstron jest niewiele, do tego ich zawartość
mogłabyś rozbudować.
Opowiadanie z założenia jest lekką komedią z romansem i akcją w tle. Akcja rozgrywa się podczas
wydarzeń z czwartego tomu. – Powtórzenie.
Opis Ruperta to beznadziejna ekspozycja, od razu
poznajemy sekret jednego z głównych bohaterów, co jest wyjątkowo słabe. Za to
zdanie na temat Aidena bardzo przypadło mi do gustu, bo zachęca, jednocześnie
nie mówiąc mi zbyt wiele o chłopaku.
O Snape’ie już się wypowiadałam, tych gotyckich
romansów z wampirami mogłaś sobie oszczędzić, bo to wygląda bardziej jak
karykatura nauczyciela.
Miło, że napisałaś, kto betuje Twój tekst i od razu wstawiłaś odnośnik do
bloga znajomej.
Zakładka „o mnie” krótka i na temat. W obu podstronach brakuje wcięć
akapitowych.
I to by było na tyle, bo linki, spamownik i archiwum to rzeczy niezbędne.
Blog powstał ponad rok temu i uważam, że jest to wystarczający czas na
stworzenie czegoś bardziej rozbudowanego.
DODATKOWE PUNKTY (2/3)
- Za postacie Weasleyów, którymi mnie zaskoczyłaś,
bo ciężko jest dobrze przedstawić tych zabawnych i pełnych wigoru
młodzieńców.
- Za Puchatka.
CAŁOŚĆ (75/90) – BARDZO DOBRY–
Lekko naciągnęłam ocenę, bo to jedno z lepszych opowiadań, jakie czytałam,
naprawdę. Najgorsze w nim jest to, że tak szybko się skończyło i że od pół roku
nie widziało nowej notki, szkoda.
Udało Ci się bardzo dokładnie odwzorować wiele magicznych detali, za które
tak bardzo świat polubił Harry’ego Pottera, ale we wszystkim czuć coś, co jest
tylko Twoje. Opowiadanie czytało się bardzo lekko, a bohaterów ciężko było nie
lubić.
Mam nadzieję, że niedługo odgruzujesz tego bloga, bo chętnie do niego
wrócę.
Cześć!
OdpowiedzUsuńDziękuję za ocenę!
„Pierwszy moment jakiejkolwiek akcji w Twoim opowiadaniu i już widzę lekką nieścisłość: czemu dziewczyna, którą dręczy zwykły niepokój w szkolnej bibliotece, wyjmuje od razu różdżkę? Przecież nie spodziewa się chyba Voldemorta za regałem bądź innego dementora. To tak, jakby dzieciak w liceum wziął do ręki paralizator czy inne badziewie, gdy tylko poczuje, że jest obserwowany w czasie nauki. Albo dziewczyna ma paranoję, albo lekko przesadziłaś." — Przede wszystkim opko jest komedią ocierającą się o parodię. Większość zachowań bohaterów jest wyolbrzymiona. Po drugie, u Rowling nie istnieją żadne ograniczenia korzystania z magii, dlatego nie widzę przeciwskazań, by czarodzieje używali magii dosłownie do wszystkiego. Po trzecie i w sumie najważniejsze, chwycenie za różdżkę w momencie, kiedy coś Cię niepokoi/czegoś szukasz, uważam za absolutnie normalne. Głupio dopiero robią ludzie w horrorach, którzy idą bez broni w stronę dziwnych hałasów.
„(...) bo w następnej sekundzie Krukonka zdała sobie sprawę z tego, że wpatruje się w falującą leniwie wielką dziurę (...) – nieco mnie to razi, bo dziura to miejsce, gdzie czegoś nie ma, więc co tam może falować?” — Materia. Dziura to skrót myślowy. Gdyby w dziurach faktycznie niczego nie było — powietrza, światła, materii — to by się mogła skończyć dla nas bardzo nieszczęśliwie. Wystarczy, że obszar wewnątrz dziury miał większą gęstość niż to, co na zewnątrz, i już zachowuje się inaczej.
„Clem zamrugała jeszcze kilka razy oczami (...) – aż nasuwa się pytanie, czym innym mogła zamrugać.” http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/jeszcze-o-pleonazmach;14554.html
„Jedynie wtrętu o Gwiezdnych Wojnach mogłaś sobie oszczędzić, bo to nie jest raczej dzieło autora-czarodzieja (albo jest i mogłaś coś na ten temat dodać), ale jestem w stanie to przeżyć.” Narrator jest wszechwiedzący, więc nie widzę przeciwskazań. Zwłaszcza że — o czym jeszcze będzie — niewielu bohaterów jest czystej krwi.
„Było to tak niecodzienne u niej zjawisko, że Snape, przyzwyczajony do jej bezbarwności, mimowolnie zaczął się zastanawiać, jak ona się tak właściwie nazywa. Sądzę, że skoro uczył ją ponad pięć lat, to musiałby być skończonym głąbem, żeby nie zapamiętać jej nazwiska, a o to nigdy bym Snape'a nie podejrzewała.” Znowu. To komedia. Wszystko jest wyolbrzymione. To raz. Dwa, że to normalne, że nie każdy nauczyciel będzie pamiętał z imienia wszystkich swoich uczniów. Zwłaszcza gdy ma do tego taki olewacki stosunek jak Snape.
„Najpierw wybuchł eliksir, który jeszcze przed chwilą grzecznie warzył się pod oknem, i oczywiście zaczął wydzielać nieprzyjemne zapachy. – Zastanów się, czy jeden eliksir może wydzielać kilka zapachów jednocześnie.” Nawet cały bukiet ;).
„W przypadku sytuacji odwrotnej cała agitacja przeniosła się ze ścian na plakietki doczepiane igłą do mundurka. Tutaj też nieco zgubiłaś świat magiczny – sądzę, że czarodzieje użyli zaklęcia Trwałego Przylepca lub czegoś podobnego, nie igły.” — Nie sądzę, by wszyscy uczniowie byli tak zaawansowani, by umieli rzucać zaklęcie Trwałego Przylepca. Ci starsi — pewnie, ale młodsi? Pierwszoroczni?
” Fragment z codziennymi przygotowaniami Susan lekko mnie zdziwił. Początkowo piszesz, że zbierała ona, wydawałoby się, losowe rzeczy z podłogi, by w końcu udać się do łazienki, w której użyła jedynie... różdżki. Co ona, cierpi na syllogomanię?” Tam jest coś o tym, że to trwało jeszcze długo, więc w sumie nie wiadomo, czego użyła. A dwa, tam jest, że obkładała włosy różnymi specyfikami. I ściągała maseczkę — też nie wiadomo czym.
”Pierwszy w Twoim opowiadaniu post o... niczym. Bardzo starałam się tutaj dostrzec coś, co zasługiwałoby na całą oddzielną notkę, ale były to z mojej strony prośby słane w eter. Nauka, poranna toaleta, sprawdzian i heja, mamy post! To chyba nieco za mało, nie uważasz?” — Mój Jeżu, ale tam wszystkie posty są o niczym! :D To jest zbiorek sparodiowanych scenek rodzajowych plus dosłownie kilka scenek z fabułą.
„W pewnym momencie lekko się zagubiłam. Piszesz o drugoklasistach, którzy wchodzą do pokoju wspólnego, a sekundę później używasz imienia Frost. Jako czytelnik odniosłam wrażenie, że mówisz o jednym z nowoprzybyłych, szczególnie, że użyłaś słowa „chłopiec”, a tu nagle okazuje się, że piszesz o przyjacielu Aidena. Nie przepadam za takim mieszaniem fabuły, jest to niepotrzebne i mylące.” Nie no, przecież po drugoklasistach jest przejście do Aidena i siódmoklasistów.
Usuń„Susan jest typowym pustakiem, któremu więcej czasu zajmuje makijaż niż nauka (nie bardzo wiem, co robi w domu uczniów, którzy ponad wszystko cenią naukę, mam nadzieję, że kiedyś rozwiążesz tę kwestię)” — Heeej, Susan jest świetna, uwielbiam Susan. No i Susan nie jest pustakiem, po prostu lubi o siebie dbać, przejmuje się wyglądem i chce się podobać chłopcom. Ale jest inteligenta i sympatyczna. Zawsze mnie boli ten skrót myślowy: ładnie się ubiera, myśli o chłopcach, to pewnie pustak. Nie rozumiem tego. Czy inteligentnej dziewczynie nie wolno być próżną?
„Część informacji udaje Ci się przedstawić w dialogach i wydarzeniach, ale bardzo często pomiędzy dwoma wypowiedziami masz gigantyczny fragment opisu dotyczącego bohatera, w którym podajesz nam wszystko na tacy. Nie powinnaś pisać, jaki jest bohater, a przedstawić to. W Twoim opowiadaniu istnieją fragmenty, gdzie akcja jest płynna i wszystko do siebie pasuje, a tu nagle taki kolos, który jest tamą na rzece i ponownie musisz rozkręcać fabułę.
Ekspozycja jest zła i kropka. Pamiętaj.” — Hę? Ale to nie jest ekspozycja. Ekspozycja jest na początku i, cóż, być musi, zwyczajnie. Nie ma w niej niczego złego, ba, w każdej książce/filmie/sztuce etc. jest ekspozycja. Złe może być napisanie tej ekspozycji. Bo możemy wszystko napisać w dialogach, sztywno, nienaturalnie. Jak w HP np., gdzie ekspozycja jest koszmarna i człowiek zadaje sobie pytanie „Ale po co ona o to pyta? Chyba powinna to wiedzieć”.
To, o czym Ty mówisz to jest stosunek narracji do dialogów. I mnie, szczerze mówiąc, przedstawienie wszystkich informacji w dialogach wydaje się głupie i sztuczne (bo często nasi bohaterowie już o tym wiedzą, ale czytelnik nie). Zwłaszcza że zwykle stosuje tego typu wtręty, gdy jakaś sytuacja z przeszłości albo jakaś cecha bohatera, która nie została jeszcze przedstawiona w opku, jest potrzebna, by zrozumieć dalszy ciąg. I, kurczę, jakkolwiek rozumiem, że można tego nie lubić, tak nie uważam tego za błąd i raczej nie zamierzam tego zmieniać. To opowiadanie jest wolne, narracja jest statyczna i rozciągnięta, jest mnóstwo wtrętów — i to jest właśnie urok tego opka. Jest leniwe. Dla tych, którzy mają czas i lubią rozkoszować się słowami.
„Czasem zdarza Ci się używać mugolskich określeń bez informacji, skąd bohaterka taką wiedzę zdobyła” — Przecież mało jest w Hogwarcie czarodziejów czystej krwi.
I dziękuję za wskazanie błędów — z częścią się zgadzam, z częścią nie, ale na pewno zrobię z tego użytek. Dziękuję raz jeszcze!
I w ogóle dziękuję za ocenę! Zawsze fajne jest przeczytać taki rozbudowany komentarz do czegoś, co się napisało.
Pozdrawiam
Ariadna
#parodia: nie znalazłam nigdzie info, by to miała być po części parodia, dlatego się czepiałam takich rzeczy, ale skoro tak, to rozumiem : )
Usuń#mugolskie wtręty: sądzę, że dziewczyna, która spędziła w Hogwarcie już dobre parę lat i większość czasu spędzała otoczona przedmiotami magicznymi, nawet w myślach zaczęłaby odruchowo przyrównywać wszystko do rzeczy pochodzących z tego świata.
#bukiet: moim zdaniem bukiet to jeden zapach złożony z kilku, ale rozumiem, że ludzie mogą inaczej to postrzegać, nie wiem, jak wyjaśnić swoją myśl do końca.
#przylepiec: ale przecież bracia Weasley sprzedaliby to razem z Trwałym Przylepcem! Oni nie lubią półśrodków! A sama pisałaś, że to oni rozprowadzali te wszystkie pierdółki.
#fabuła: starałam się znaleźć i raczej znajdowałam, stąd ta wysoka ocena : P
#Susan: dla mnie próżność kończy się w momencie opisu jej podejścia do mężczyzn, ale to też subiektywne odczucie : )
#ekspozycja: według mnie jest potrzebna tylko na samym początku, a i to nie zawsze. Podawanie wszystkiego na tacy jest, moim zdaniem, słabe i niepotrzebne. Bo momentami nie wywołujesz danej reakcji u bohaterki, tylko opisujesz, że w sytuacji takiej i takiej zrobi to i to i koniec. Naprawdę można takie wątki wprowadzić do fabuły inaczej. Podkreślałam, że takie zabiegi zdarzają Ci się miejscami, więc nie odjęłam za to punktów, jedynie zwróciłam uwagę : )
Dzięki za komentarz!
Pozdrawiam
Elektrownia
@parodia - rozpoznajesz stylizacje literackie dopiero, gdy Ci się je wskaże palcem? Pewnego razu w Hogwarcie to jedna z najbardziej wyraźnych i dobitnych parodii ffkowych jakie znam, serio. I wyraźnie widać, że te wyolbrzymienia właśnie zauważyłaś, tylko włączył Ci się "oceniająca mode on", czyli trzeba wszystkiego się czepnąć, bo inaczej ocenka nie byłaby dobra.
Usuń@mugolskie wtręty: znów nie. Znam żywe przykłady osób niewierzących, które nawet po latach przeprowadzki z chrześcijańskiego domu rodzinnego wrzucają "jezu", "o matko boska", "o boże" w co drugie zdanie, a w wolnych chwilach podśpiewują sobie pieśni kościelne pod nosem. Pewne rzeczy, które pojawiły w naszym życiu codziennym w dzieciństwie, zostają z nami na zawsze jako nawyk. Owszem, można z tym walczyć, można coś z tym robić, ale gdy jest to tak niegroźne, nikomu normalnemu się nie chce.
@bukiet: można zapach traktować jako jedno ogólne wrażenie węchowe, ale można też jako bukiet. Czepianie się tylko dlatego, że widzisz to inaczej, znów jest czepianiem dla samego czepiania. To zależy od osoby wąchającej. Ten, kto jest bardziej wyczulony na zapachy, od razu wyłapie ich więcej, dla drugiego, który nie ma zmysłu zapachu tak rozwiniętego, będzie się to kształtowało jako jeden zapach. I tyle.
@Susan: inteligencja =/= inteligencja emocjonalna. Można być geniuszem, a nie radzić sobie w kontaktach międzyludzkich i mieć jakieś patologiczne podejście do związków.
parodia: trafiłam na wiele ficków, gdzie sytuacje były ściągnięte z kosmosu i autorki to brały na poważnie, dlatego o tym napisałam. Czasem w tekście ciężko zauważyć, czy twórca to tak na poważnie czy jednak pół żartem. Możliwe, że ciężko mi to idzie i szukając drugiego dna się doczepiłam, cóż...
Usuń#mugolskie wtręty: bohaterka mówi o, mój Merlinie, ale porównuje coś do Gwiezdnych Wojen, które oglądała mając najwyżej jedenaście lat, bo od tego czasu była w świecie magicznym? Jest możliwe, że widziała to potem, brakowało mi dodania informacji typu Clem ogląda mugolskie sf, gdy jej mózg potrzebuje chwili wytchnienia i heja.
#Susan: z tego, co wyczytałam, to brakuje jej inteligencji w obu tych rejonach niestety...
Pozdrawiam
Trudno jest mi sie kłócić z tym, że ktoś nie odbiera czegoś tak, jak chciałam, więc Susan i konwencję zostawiam. Ale mugolskich wtrętów już nie mogę zostawić - powtarzam, to nie Clem porównywała coś do SW, tylko narrator. Narrator w tym opku jest wszystkowiedzący.
UsuńPozdrawiam