Witaj, Naz! Pozwól, że zgrabnie pominę informację na temat pierwszego wrażenia oraz szaty graficznej twojego bloga. Korzystasz z podstawowego szablonu zaproponowanego przez Google i czuję w kościach, że wybrałeś takowy jedynie na potrzeby oceny, aby opublikować gdzieś materiał, a więc nie ma sensu się nad nim rozwodzić. A więc do rzeczy.
DĄB I WIATR
System blogowania Blogger ma w sobie opcję zmniejszania zdjęć w postach. Twoja żona robi świetne zdjęcia i warto je wrzucać, ale aby czytelnik wyciągnął z nich i historii maksimum, warto zachować minimum estetyki i dopasować zdjęcia do tekstu. Nie zajmuje to dużo czasu, a dodaje uroku.
Tym razem nie będę wypisywać wszystkich potknięć interpunkcyjnych – tekst jest dłuższy i musiałabym wkleić praktycznie całość. Bardziej przyłożę się do snucia wniosków na temat fabuły.
Nie jest monumentalny jak górskie łańcuchy, które uparte dumnie tkwią w tym samym miejscu od zarania dziejów. Nie ma nawyków, jak morza i oceany które cofają się tylko po to by niebawem powrócić (...) Nie można go również oswoić, tak jak ognia który z furią trawi wszystko na swej drodze (...). – Raz stawiasz przecinek przed „który”, a raz nie. Nie ma wyjątków od tej zasady, więc nie warto też grać w totolotka; po prostu zapamiętać i przestrzegać. No i samo powtórzenie tej kwestii nie brzmi dobrze. Pokombinuj z konstrukcją, by uniknąć kłopotów.
Pomaga gdy jest mu to na rękę (...) – przed „gdy” stawia się przecinek.
Gdy staniesz samotnie, [przecinek zbędny] i będziesz cicho, trwając w bezruchu [przecinek] możesz usłyszeć na wietrze słowa: „Gnam przed siebie! Przynoszę zmiany!”. – Lepiej: Gdy staniesz samotnie i będziesz cicho trwać w bezruchu, możesz usłyszeć słowa(...). Unikniesz wtedy kłopotliwej konstrukcji wymagającej dodatkowego przecinka przed imiesłowem.
Coś tak małego, że umknęło jego uwadze [brak przecinka] podróżowało, [przecinek zbędny] nieświadomie na jego skrzydłach.
Gy [gdy] zaczął się budzić [przecinek] nie był już żołędziem, ale małym drzewem, roślinką samotnie wystającą pośród, [zbędny przecinek] traw.
Teraz mógł obserwować świat, który pędził dookoła, [sugeruję średnik zamiast przecinka] szaleńczą gonitwę słońca i księżyca, które pędziły [aby uniknąć powtórzenia sugeruję: pędzących – wtedy przecinek zbędny] po nieboskłonie [obowiązkowy przecinek przed imiesłowem zakończonym na –ąc] pogrążając świat na zmianę w blasku lub ciemności.
Gy [gdy] słońce biegło wolno [przecinek] a księżyc jedynie migał krótko na niebie [przecinek] świat tonął w zieleni, [kropka i wielka litera] gdy role zaczynały się odwracać i biegli prawie równo, deszcze zaczęły pojawiać się częściej [przecinek] a zieleń [myślnik] zmieniać w pomarańcz i złoto.
Swoją drogą, bardzo często zaczynasz zdania od „gdy” lub wplatasz to samo jako spójnik gdzieś w środku. Jasne, możesz się uprzeć, że to taka stylizacja, ale w krótkich tekstach powtarzanie jednej frazdy działa na niekorzyść i świadczy o słabym warsztacie – język polski jest nieograniczony, a synonimów i wyrazów bliskoznacznych mamy naprawdę ogrom, więc nie poprzestawaj na poznanych i sprawdzonych środkach, ale rozwijaj ten język. Pieść go.
Masz naprawdę obrazowe, przyjemne opisy, lecz kompletnie nie wykorzystujesz swojego potencjału. Te barwy – pomarańcz i złoto – naprawdę malują się w głowie, lecz brak poprawności psuje efekt u odbiorcy.
Gdy wreszcie tarcza księżyca zwolniła na tyle [przecinek] by dąb mógł się jej dobrze przyjrzeć [przecinek] świat usnął pod kołdrą białego puchu. „Wszystko się zmienia” - [myślnik zamiast dywizu] pomyślał dąb [kropka lub myślniki] „JA ciągle trwam”. Wtem księżyc zaczął doganiać słońce i wszystko wokół dębu eksplodowało zielenią, a jemu dane było oglądać ten wyścig ponownie. Oglądał go więc raz za razem aż zrozumiał, że nigdy nie pozna zwycięzcy. – Metafora wyścigu jak najbardziej na plus. Jedyną wątpliwość zauważam w eksplozji – ta powinna być według swojej definicji nagła, szybka i intensywna, natomiast zmiany w przyrodzie (chociażby etap zazieleniania się wszystkiego, gdy przychodzi wiosna) następują bardziej stopniowo.
Słuchał śpiewu ptaków przysiadających na jego konarach i kiedy nauczył się już rozpoznawać, trel jednego z nich on znikał a jego miejsce zastępowała nowa melodia. – Zauważ, że pierwszy przecinek nie pełni żadnej funkcji w zdaniu. Jest zbędny, natomiast brakuje go przed „on” oraz przed spójnikiem „a”.
(...) także inne polany, które [przecinek] zdawało by się [przecinek] nagle wyrosły dookoła niego. Nagle poczuł uderzenie naginające jego najwyższe gałęzie i konary (...).
Poruszyło to odległą strunę w pamięci dębu. (...) Ludzie nie próbowali jednak nigdy zniszczyć wielkiego dębu (...) – Dąb jest głównym bohaterem, więc w całym tekście powinieneś zapisywać go wielką literą.
Dąb trwał [przecinek] przyglądając się rozległym obszarom, które z dnia na dzień zdawały się stawać coraz większe [przecinek] ale wcale nie działo się w nich coraz więcej. – Lepiej brzmiałoby: na nich. Można też rozległe obszary sprowadzić do liczby pojedynczej, w końcu Dąb obserwował polanę i jej okolicę.
Ludzkich budynków i samych ludzi wolno przybywało. Wznosili [brak podmiotu] budowle coraz większe i porządniejsze, jedna czy dwie nawet powstały już nie z drewna [przecinek] a z kamienia. Dąb przywykł do nich i całego nowego widnokręgu i mimo, że był on [on – Dąb? Zły podmiot] bardziej dynamiczny [przecinek] stał mu [określ podmiot] się równie bliski [przecinek] jak kiedyś bezkresne morze drzew.
W konstrukcjach typu mimo że, chyba że nie stawia się przecinka.
Pewnie domyślasz się, jak takie teksty oddziałują na czytelnika. Osobiście odczuwam spokój, melancholię, jak również przyjemne ciepło – dzięki swoistym określeniom, które stosujesz, zakotwiczyłam właśnie w takiej atmosferze. Piękną historię stworzyłeś, nie da się zaprzeczyć. Brakowało mi w blogosferze takiej pisaniny, bo odbiega mocno od tego, z czym spotykam się na co dzień. Urzekła mnie niezmienność słów Dębu i Wiatru. Nadal trwa – lepszej puenty nie mogłeś wymyślić i dużym plusem jest to, że nie spodziewałam się takiego zakończenia. Raczej już w połowie spekulowałam, że gdy tylko na horyzoncie pojawią się ludzie, zaraz coś się spieprzy. A jednak po zakończeniu notki utrzymuje się miłe wrażenie – nadzieja, że po śmierci nadal coś po każdym pozostanie.
DWIE NOCE W SZWECJI
Tym razem miniatura prowadzona jest narracją pierwszoosobową. Wiąże się z tym świadomość, że czytelnik siedzi w głowie głównego bohatera i czyta jego bieżące myśli, a charakter postaci wynika z każdego zdania – łatwiej ją wtedy zrozumieć.
Dzięki mojemu sceptycznemu podejściu do tematu, [przecinek zbędny] jestem w stanie zachować dystans do otoczenia. – W takiej narracji nie trzeba podkreślać, że coś należy do głównego bohatera. W końcu w swoich myślach nie zastanawiamy się, czy przykładowa ręka, którą coś podnoszę, jest MOJĄ RĘKĄ. Pozostaje ona po prostu… Ręką.
Jest jednak parę wyjątków. Dwa miejsca, do których zawsze chciałem pojechać. Pierwszym jest orientalna Japonia(...) Drugim natomiast jest Skandynawia. Powodem jest moja fascynacja Wikingami. – Przed publikacją czytaj raz jeszcze na głos całą notkę i eliminuj takie powtórzenia (wbrew pozorom to bardzo ważne, bo słuch pomaga je wychwytywać).
(...) rozmyślałem o tym, jak to naprawdę było być Wikingiem. – To zdanie brzmi strasznie kulawo. Lepiej: rozmyślałem o tym, jak to naprawdę byłoby być Wikingiem tudzież jacy naprawdę byli Wikingowie. Lub coś w tym stylu.
O! A jednak dociera do mnie po chwili świadomość, że ta notka jest już nie tyle opowiadaniem w narracji pierwszoosobowej, co historią opartą na faktach. Opisujesz swoją autentyczną podróż do Szwecji, a mimo to nie spotkałam się z kolokwializmami, operujesz nadal stylem jak najbardziej literackim. Opis lotniska skróciłeś do minimum, przedstawiając plastycznie spieszących się ludzi, co poruszyło moją wyobraźnię, ale nie pozwoliło jej spocząć na laurach. W końcu tam dalej jest coś o korzeniach kulturalnych Waregów! Trafił swój na swego, nie ma co.
W oczekiwaniu na bagaż, w brudnej budce wymieniłem trochę pieniędzy. Niewiele jednak, wiadomym jest bowiem, że na lotniskach kurs jest bandycki. – Uśmiechnęłam się pod nosem, bo nie dość, że wyjąłeś mi to z ust (pomyślałam o kursie, gdy skończyłam zdanie o kantorze), to jeszcze zrobiłeś to w sposób bardzo obrazowy. „Bandycki” – ostatni raz spotkałam się z tym słowem parę miesięcy temu, w przypadku czytania jakiejś fantastyki. Cieszę się, że go użyłeś, bo wśród znajomych nie mam osób, które korzystają z dobrodziejstwa tego określenia na co dzień, a przecież trafiłeś nim w dziesiątkę. Wyszło i naturalnie, i oryginalnie.
Równe rzędy setek rowerów, wśród których większość wyposażona była w stylowe pokrowce na siodełka (...) – pewnie się czepiam i mam za mało danych, ale na dołączonym zdjęciu w jednym takim rzędzie naliczyłam tych rowerów może z dziesięć. Rzędy setek rowerów to już coś, ale nie wyobrażam sobie nawet jednej stówy, chyba że ciągnęły się przez całą miejscowość, na każdej ulicy. Oczywiście dalej podkreślasz, że co kilka kilometrów natrafialiście na takie rzędy, ale pierwsze zdanie, które spisałam, tyczyło się de facto tylko jednego parkingu. I już mamy tam do czynienia z „setkami”? To cholernie dużo...
A w ogóle powinnam pochwalić cię za… interpunkcję. Pozytywnie zdziwiło mnie, że o ile w poprzednich notkach z tego powodu załamywałam ręce, tak tutaj albo ktoś robił ci betę, albo poświęciłeś większą uwagę tej kwestii.
Tak trafiliśmy do pierwszej galerii handlowej. Zazwyczaj tego typu miejsca są w pewnym sensie identyczne (...) pełne butików i małych jadłodajni próbujących przypisać sobie miano kawiarni czy restauracji. Trochę tak jak lotniska, tylko że bez samolotów. – Ostatnie zdanie zbiło mnie z pantałyku. Z jednej strony chwilę temu akapit poświęciłeś na opis lotniska, więc logiczne, że możesz teraz do tego przyrównać chociażby galerię handlową. Ale z drugiej – zdanie brzmi okropnie oczywiście i infantylnie; w stylu rodem z Mikołajka René Goscinny’ego.
(...) a wszystkie pomysły dotyczące wystroju znalazł na pierwszej stronie google grafika. – Google Grafika.
(...) i, po raz pierwszy w życiu, musiałem stwierdzić, że umiejętności nabyte na studiach wreszcie się do czegoś przydały. Wykorzystując bogate doświadczenie nabyte w sieciach Tesco, Biedronka i im podobnych, upolowałem bagietkę o smaku powietrza, pastę rybną, która powinna była się nazywać "sól w tubce" i parówki w cenie kilograma wędzonej szynki. – Po raz pierwszy w życiu nie musi być traktowane w tym przypadku jako wtrącenie. Mnoży to dodatkowe przecinki zupełnie niepotrzebnie. Natomiast jeśli chodzi o sól w tubce, to należy ją wziąć w poprawny polski cudzysłów: „(...)”. Można go uzyskać, korzystając z programu Word (robi je automatycznie) lub wyklikując na klawiaturze numerycznej ciąg: [ „ ] alt+0132 i [ ” ] alt+0148.
ordnung muss sein – w języku niemieckim rzeczowniki zapisuje się wielką literą, mamy więc Ordnung (die Ordnung – porządek).
- Taaaak... Wie pan co... nie jestem dobrze zaznajomiony z tym konkretnym nominałem, muszę sprawdzić dokładniej w naszej bazie danych. To tylko formalność. Gdyby zechciał pan poczekać chwilkę dłużej.
Dobre sobie. Chłop trzyma za kuloodporną szybą garść moich pieniędzy, oczywiście, że zechcę poczekać, nawet dłużej niż chwilkę, jeśli będzie trzeba.
Uwielbiam twoją narrację! Jest luźna, naturalna, lekka, co sumuje się na samą przyjemność z odbioru. Dalsza wymiana zdań w kantorze zakończona gafą tylko poszerzyła mój uśmiech, natomiast wyjaśnienia odnośnie podejścia do kwestii tolerancji dały nadzieję na to, że są jeszcze zdrowo myślący ludzie na tym padole.
(...) należy wcisnąć się w możliwie najwęższe rurki pamiętając (...). W każdym razie lepiej spałem wierząc, że trafiliśmy tam przez pomyłkę. – Przed imiesłowem zakończonym na –ąc należy postawić przecinek.
Opis Skandynawów zdziwił mnie totalnie… gdyby nie to, że wierzę ci w stu procentach, że tam byłeś, to jakoś trudniej byłoby mi przyjąć do wiadomości taką wizję Szweda.
(...) dopiero uwidacznia się [przecinek] jak dziwny i tragikomiczny jest obraz współczesnych spadkobierców Wikingów. – Nazwę „wikingowie” (jeśli nie jest, dajmy na to, tytułem serialu) zapisujemy małą literą; KLIK.
Utkane z mroźnego powietrza, królowe północy, [o] kryształach lodu zamiast oczu. – Te przecinki też spokojnie można pominąć.
(...) ale było go aż nadto [przecinek] by odwiedzić legendarną Gamla Uppsala.
"Przecież to wasze dziedzictwo, wasza historia. Dlaczego traktujecie to tak lekko?" Nie znalazłem odpowiedzi. – Niepoprawny cudzysłów + brak kropki po cytacie.
Dopiero po powrocie do domu, gdy po raz kolejny przeczytałem swoje notatki [przecinek] dotarło do mnie (...).
Co mogę napisać o całości? Że spodobało mi się. Bardzo. Pod postacią krótkiego przewodnika po Szwecji ukazałeś nie tylko to, co w takich przewodnikach być powinno – obcą kulturę, wygląd i zachowanie mieszkańców, kuchnię, tradycje, sakralność ważnych miejsc. Ten tekst oddawał też ciebie. Tak po prostu. Jak gdybyś znalazł idealny powód do przedstawienia swoich odczuć już nie tylko w temacie kultury skandynawskiej, bo chociaż na tym oparłeś tę notkę, to jednak było w niej, szczególnie już pod sam koniec, wiele osobistych myśli ukazujących ogólne elementy twojego światopoglądu; to tyczy się chociażby fragmentu o tolerancji czy antyutopii. Nie mam prawa oceniać poglądów, bo dla oceniających liczyć się powinna w takich przypadkach forma przekazu, a nie sposób rozumowania autora; ale tym razem cholernie ciężko mi się z tobą nie zgodzić i nie przybić ci piątki – trafiłeś do mnie. A kiedy tekst nie jest napisany jedynie poprawnie, a ciągnie za sobą myśli, w których czytelnik odnajduje siebie, to tym większa frajda dla czytelnika. I satysfakcja dla autora, że się udało, a pisanina miała sens i ktoś mógł coś z niej wyciągnąć. Edukacja z domieszką poczucia humoru sytuacyjnego – ja jestem na tak.
Pod notką zaznaczyłeś, że zdjęcia należą do Melissy, a w tekście nazywasz ją „M”. Czy to konieczne, skoro i tak na blogu pojawiła się gdzieś informacja, że tak właśnie na imię ma twoja żona? Bo szczerze przyznam, że kiedy w tak przyjemnej historii zastępuje się imię bohatera literką, to pozostawia to delikatny niesmak, szczególnie w przypadku, kiedy każdy, kto przegrzebie bloga, i tak się imienia domyśli. Akurat nie mnie to oceniać, bo zrobisz z tym, co zechcesz; ja jedynie mogę poinformować, że dużo lepiej odbierałoby się wtedy tekst i łatwiej byłoby wczuć się w waszą sytuację, pochodzić w waszych butach. Tym bardziej, że relacja z podróży jest naprawdę fantastyczna, napisana lekko, obrazowo. Bardzo plastycznie.
Jedyne, czego mogę się jeszcze przyczepić, to samego początku. Namnożyłeś tam banalnych powtórzeń, głównie słowa „być” i wszystkich możliwych form jego odmiany. Ale plusem jest, że każdy post, który przeczytałam do tej pory, jest inny. Reprezentuje inną stylistykę, inną koncepcję, porusza inny temat. Jesteś więc artystą literackim wszechstronnym, a to się ceni, bo nie każdy, kto podróżuje, potrafi napisać tak przyjemną relację; tym bardziej obiektywną, że kilka elementów Szwecji, jak przyznałeś, pozostawiało niesmak. Dużo trudniej pisać przecież o czymś, co nam się nie podobało, ale ubrać to w słowa i próbować dociekać, dlaczego nasze wyobrażenia okazały się inne od faktycznych realiów niż wychwalać pod niebiosa każdy element podróży, szczególnie że już na początku podkreśliłeś, że Skandynawia to twoja pasja. To też mi się podobało – wizja utopijnego miejsca mogłaby się pojawić w wielu scenariuszach filmowych i powieściach fantastycznych, natomiast w reportażu o Szwecji nie byłaby mile widziana.
LATAJĄCY CHŁOPIEC
I wracamy, nie rozumiem dlaczego, do kłopotów z poprawnością interpunkcyjną. Proszę, wyjaśnij mi w komentarzu, z czego wynika fakt, że raz stawiasz te kreski na odpowiednich miejscach, a raz nie.
Wolno wyślizgnął się spod przykrycia i jego bose stopy dotknęły podłogi, [przecinek zbędny] ostrożnie [przecinek] aby nie uczynić najmniejszego hałasu, [kropka + wielka litera] podreptał do okna i otworzył je jak mógł najszerzej. – Jak najszerzej mógł brzmi lepiej.
- Jak leci panie Kocie? - zagadnął – O poprawnym zapisie dialogów napomknę w podsumowaniu, ale tutaj skupmy się na zasadzie, że kiedy zwracamy się do kogoś w formie pisemnej, przed godnością stawiamy przecinek. Wymaga go forma wołacza (O, Panie Kocie / Jak leci, Panie Kocie?). Przy okazji ładniej to będzie wyglądać, gdy „panie” również zaczniesz wielką literą.
Stary Kocur brzmi tak, jak doświadczony życiem bohater brzmieć powinien. Przy tym jest uparty i pewny – wynika to też z faktu, że przecież znajduje się na swoim terytorium. Natomiast chłopiec ma w sobie dużo charakterystycznej dla dzieci, naiwnej grzeczności (Przepraszam, ale nigdy nie widziałem mówiącego kota) i uroku wynikającego z małych zachwytów, również kojarzonych z młodością. Przypominają mi się odrobinę postacie takie jak Mały Książę czy Piotruś Pan. Także energiczność twojego chłopca podkreślana za pomocą subtelnych wzmianek (np. tej o energicznym kiwnięciu głową) przypasowała do tego bohatera, ale kształtuje go również – zupełnie odwrotna dla kociska – niepewność.
Nie spodobało mi się jedynie to, że w przypadku obydwu tych postaci użyłeś w dialogu sformułowania „burknąć”, które o ile do starego kota pasowało mi idealnie, tak dla chłopca, który przed sekundą bił energią, już nie bardzo. Rozumiem, że chciałeś pokazać wycofanie się bohatera po tym, jak został zrugany, ale osobiście użyłabym bardziej odpowiedniego czasownika, np.: „szepnąć”.
SKRZYNIA SKARBÓW
Woda była jej drugą naturą, umiała pływać [przecinek] nim nauczyła się chodzić. – Wychodzi na to, że woda potrafi pływać. Hueh, zgubiłeś gdzieś podmiot.
W środku spoczywała mapa, na której rogu widniał wielki [przecinek] czerwony krzyżyk. Zina nie znała wielkiego świata (...) – jeśli przymiotniki są równorzędne, czyli każdy z nich niezależnie odnosimy do określanego rzeczownika, to rozdzielamy je przecinkiem.
Dziewczynka nigdy wcześniej nie widziała szklanej butelki. (...) Zina nie znała wielkiego świata, nigdy nie opuściła swojej wyspy, ale każde dziecko wie, co oznacza czerwony krzyż na mapie w butelce. – Zina mogła wiedzieć, co oznaczał krzyżyk, ale nie pisałabym z taką oczywistością, że każde dziecko kojarzy mapę w butelce ze skarbem. Z tego wynika, że każde dziecko wie, czym jest butelka. A trzynastoletnia Zina jednak nigdy takowej nie widziała.
Było jej ciężko, wszystkich zajęć musiała się uczyć, gdyż wcześniej jedyne [przecinek] co potrafiła robić [przecinek] to łowić ryby i szukać pereł. Tam, gdzie się znalazła [przecinek] nie było jednak pereł, a ryby łowiono w olbrzymie sieci opuszczane z wielkich łodzi, zwanych statkami.
Zina obcięła więc długie włosy i, jako chłopiec okrętowy, ruszyła na statku w dalszą podróż.Przez następne miesiące dobijała do różnych portów i zaciągała kolejno na wiele statków. Żaden z nich jednak nie śledził dokładnie przerywanej linii, która na mapie wiodła do czerwonego krzyża i spoczywającego pod nim skarbu. Krok po kroku jednak znajdowała się [ta lina? Podmiot wynika z poprzedniego zdania] coraz bliżej. Nauczyła się czytać mapy, nawigować i znajdować swoje położenie dzięki gwiazdom.
Ojej, ale czy Zina nie miała trzynastu lat? I tak wszystkiego nauczyła się sama? Przecież astronomia to nie jest taka prosta sprawa, ktoś musiałby pomóc w takich sprawach, ale o żadnej pobocznej postaci jeszcze nie wspomniałeś. W każdym razie ta niezwykła samodzielność wzbudziła we mnie wątpliwości.
Żałuję, że nie przedstawiłeś na przykład w postaci jakiejś sceny tego, co Zina mogłaby czuć i jak mogłaby się zachować, gdy pierwszy raz opuszczała wioskę i ruszyła w świat. Zauważyła w innych portach, że łódki do połowu pereł czy ryb zostały zastąpione przez wielkie statki. Jak to przyjęła? Nie narzekałabym, gdybyś choć krótko przedstawił jej mimikę, gdy poznawała nowy świat. Skąd dowiedziała się, że kobiety na statku przynoszą pecha? Była też młodziutka, więc ludzie powinni na nią jakoś reagować. Nie wierzę, że wszystko udało jej się tak idealnie – opuściła swój dom, ruszyła w świat w poszukiwaniu przygody, wymieniała pieniądze, sama się żywiła, poznawała nowe realia, zaciągała się na różne statki, przeżyła zatonięcie jednego z nich… To pozostawia wiele wątpliwości i ciągnie za sobą jeszcze większą ilość pytań – gdzie chociażby byli rodzice dziewczynki?
W ciągu dnia nieskończony błękit oceanu przemierzała wpław, nocą zaś bezwładnie dryfowała na plecach wśród mrocznej toni. Tym sposobem dotarła na bezludną wyspę. – W tym momencie zdałam sobie sprawę, że akurat w tym tekście na próżno szukać realizmu. Zuch dziewczyna! Co tam, że w oceanie woda jest zasolona i pewnie nieprzesadnie ciepła. Co tam, że organizm potrzebuje jedzenia czy snu. Ta dziewczynka to prawdziwa heroska, nie ma co. Taka piracka Lara Croft. Kolejne przygody, które przeżywała, dopóki nie trafiła do jaskini Czarnobrodego, również pod tym względem jednocześnie wzbudzają podziw, ale i wprawiają w konsternację. Tę opowieść można przytoczyć dziecku przed snem – już trzeci raz mam wrażenie, że właśnie w podobnym celu miniatury te powstały. Dorosły spojrzy na nie raczej z przymrużeniem oka, natomiast dziecko, którego wyobraźni nie ograniczają jeszcze w żaden sposób rzeczywistość i prawa, jakimi się ona rządzi, będzie mogło zrozumieć puentę, potraktować tę historię jako lekcję i przy okazji mieć cudowny sen. Same plusy.
Ruszyła więc lądem. Było to nowe doświadczenie, niekoniecznie nieprzyjemne, ale tęskno jej było do wody, z którą czuła się bliżej związana. Ruszyła duktem (...).
(...) z którego nie było wyjścia poza ostrą granią sięgającą, zdawałoby się, do samego nieba. Potrafiła chodzić po drzewach, ale zdradliwe piargi były o wiele bardziej niebezpieczne (...) – znów zgubiłeś podmiot i bohaterką stała się teraz chodząca, ostra grań.
BIAŁA KLATKA
To liryka bezpośrednia. Podmiot liryczny otwiera przed czytelnikiem swój świat wewnętrzny i w formie monologu mówi o swoich przeżyciach, doznaniach, dzieli się refleksją; wyraża uczucia, stan swojej duszy, krajobraz wewnętrzny.
Zrobiłeś to bardzo plastycznie. Za pomocą kościanej klatki i krat, które ściska podmiot, gdy opada już powoli z sił, przedstawiłeś jego niemoc i rozżalenie. Samotność. Delikatnie zaznaczyłeś, że podmiot liryczny całkowicie jest świadomy tego, że ta klatka jest jego częścią. Nie miota się, bo dobrze wie, gdzie jest i z czym to się wiąże, co pozostawia w czytelniku ostateczne poczucie spokoju mimo zgnębienia. I ma sens.
Całość nie ma skonkretyzowanego odbiorcy, więc każdy może podłożyć się pod podmiot. Należy mieć świadomość, że w tym przypadku interpretacja nie jest dowolna, a w połowie otwarta – nie da się wykluczyć np. uczucia goryczy towarzyszącego podmiotowi i zastąpić go inną emocją. Wskazałeś konkretnie, czego metaforą jest klatka, a wstęp dokładnie określa motywy utknięcia w niej. Nie ma tu miejsca na nadinterpretację, ale jest za to miejsce na dalsze spekulacje, ponieważ zakończenie pozostawiłeś otwarte. Cieszy mnie, że na końcu nie wyczuwa się elementu poddańczego, bo mimo że ostatnie wersy się regularnie skracają, to jednak wielokropek wskazuje, że dalej też coś ma miejsce.
Całość na plus. Żadnych zastrzeżeń nie mam, no może poza jednym:
Oszukiwałem wierząc, że mnie oszukać nie można. – Wierząc to imiesłów przysłówkowy współczesny [zakończony na –ąc]. Gdy pojawia się w zdaniu, poprzedza go przecinek, a gdy je rozpoczyna – przecinek znajduje się za nim. Warto zapamiętać.
SEN SZALEŃCA...
… jest świetny!
Miałam z tym fragmentem nie lada problem i nawet pokazałam go innym oceniającym, prosząc o jakiekolwiek wskazówki, bo naprawdę ciężko mi było znaleźć jakieś „ale”.
Trochę pomarudziły na płytkość przekazu i infantylność, ale nie potrafiłam absolutnie się z tym zgodzić. Powtórzone frazy są dla mnie w tym przypadku wyznacznikiem linii fabularnej całego utworu. Każde kolejne zdanie sprawiło, że uśmiechałam się coraz szerzej. W konsternację wprawił mnie jedynie fakt, że bohater dmuchał balony i nawet nie zauważył, że uniósł się w powietrzu; przecież ciężko nie kapnąć się, że traci się grunt pod nogami. No ale przed chwilą śmiał się jak wiewiórka i dmuchał balony helem, soł...
Wiem, że to sen; wszystko jest możliwe i tak naprawdę czego bym nie wymyśliła, to i tak „sen” byłby kontrą na każdą moją uwagę fabularną.
Smycz jest mi po to, by złapać kometę, tak rzecze wiewiórka. Więc gdy kometa leci obok mnie, łapię ją sprawnie, ciskając obrożą jak lassem i śmieję się dalej, bo jest to zabawne, zabierać kometę na spacer. – Uwielbiam ten fragment, chociaż w ostatnim zdaniu ostatni przecinek zamieniłabym na myślnik.
Lecę z kometą trzymaną na smyczy i bawię się świetnie, lecz nie mogę przypomnieć sobie za Chiny, dlaczego zacząłem ten rajd. Słyszę wiewiórkę, [przecinek zbędny] piszczącą w przestrzeni: „Przesyłkę do nieba dostarczyć miałeś, dlatego zacząłeś ten rajd!”. [tutaj zrobiłabym nowy akapit] Przesyłkę do nieba dostarczyć miałem! Dlatego zacząłem ten rajd! Wszystko jest proste, wszystko jest jasne, więc szarpię potężnie za smycz, kieruję kometę w nicość przestrzeni, na chmurkę numer trzy.Lecę nad rajem i trzymam za smycz, nie mogę przestać się śmiać, puszczam kometę i opadam leciutko, balony nie dadzą mi spaść.
Celowe rymy dodają uroku. Podkreślony fragment zapisałabym kursywą, ponieważ to myśl bohatera. Chociaż całość to mowa pozornie zależna, to akurat ta myśl (szczególnie dobitnie uwieńczona wykrzyknikiem) zasługuje na wyróżnienie w tekście.
Jednak po rymowanej akcji nagle urokliwa stylizacja znika. Zakończenie nie ma w sobie (stylistycznie) tego czegoś, co środek i według mnie następuje tu pod tym względem regres tekstu. Fabularnie wszystko gra, ale skoro z taką lekkością i cudacznością mamy do czynienia w połowie, to reszta już do końca powinna iść w nadanym stylu – brakuje mi w ostatnim akapicie tych niby przypadkowych rymów i powtórzeń.
SKRZACIE HARCE
- A może bym nasikał do mleka? - myślał głośno - Nie, nie... Zbyt ograne.
- Pomyślmy; łyżki i inne kuchenne narzędzia poprzekręcane w szufladach tak, by nie dało się ich otworzyć, sól zmieszana z cukrem, pluskwy powrzucane do łóżek, ech...
Średnik w kontynuowanej wypowiedzi zamieniłabym na dwukropek, bo po nim pojawiają się kolejne pomysły na harce. Przez chwilę zostałam wprowadzona w błąd, bo takim zapisem dałeś mi do zrozumienia, że bohaterów jest dwóch i prowadzą dialog. Zapisz tę wypowiedź ciągiem. Nie zaczynaj kolejnych zdań tej samej postaci, jeśli prowadzi ona ze sobą monolog i między wypowiadanymi słowami nic się nie dzieje – nie następuje dłuższy opis sytuacji, tła, bohatera etc.
Było to ewidentne naruszenie skrzaciego kodeksu. – Może zapisz Skrzaci Kodeks, zaczynając jego człony wielkimi literami? Zabrzmi poważniej i dobrze zrobi czytelnikom.
W tym tekście (przynajmniej na początku) mowa pozornie zależna kończy się tam, gdzie zaczynają monologi. Skrzat wypowiada słowa albo myśli (kursywą), więc od razu dowiadujemy się wszystkiego – poznajemy jego problem właśnie w taki sposób. Bez urazy, ale wydaje mi się to strasznie… tanie. Spójrz:
„To wbrew wszystkiemu, w co wierzę, ale co ja bym dał, żeby zrobić coś nowego? Z drugiej strony, to skrzat - czemu miałbym mu nie ufać?! Z trzeciej jednak, jeżeli ukradnę jeszcze jedną skarpetkę od pary, to chyba zwariuję; mam ich tyle, że niektóre zaczynają do siebie nawzajem pasować.” – ZASADA – KLIK
Gdyby skrzat opisywał to narracją lżejszą, nie aż tak eksponującą w jednym zdaniu wszystkie pobudki, a przy okazji wykonał ruch; (przykładowo w czasie mamrotania) zajrzałby do kieszeni, wyciągnął z niej skarpetki, które do siebie pasują, i spojrzałby na nie sceptycznie zblazowany, to czytelnik dużo bardziej plastycznie odebrałby jego postać. W tym momencie scena, kiedy skrzat opisuje siebie, swoje zajęcie i swoje problemy tak wylewnie, trąci banałem.
- Dobra, niech stracę – zdecydował w końcu – brak kropki na końcu zdania.
- No, widziałem - odparł z wahaniem. – A w tym wersie zepsuło ci się formatowanie i brakło wcięcia akapitowego.
Obaj byli zmęczeni i spoceni, starali się za bardzo nie dyszeć, by ich obecność nie została odkryta. Czekali w napięciu, by zobaczyć efekt całodniowej, ciężkiej pracy. – Takie powtórzenie spójnika nie brzmi dobrze.
Wślizgując się do kolejnego domostwa zauważył skrzata – brak przecinka w zdaniu z imiesłowem.
Zakończenie na plus; jak zwykle udowodniłeś, że każda miniatura ma swój początek i koniec zaplanowany, nic nie dzieje się z przypadku, nie ma też miejsca na przewidywalność – kto by pomyślał, że skrzat pójdzie w ślady kolegi po fachu? Ale też tempo akcji nie pozwala przewidywać, bo nie skupiasz się na zbędnych dodatkach czy ekspozycjach, po prostu opisujesz wydarzenie zdanie po zdaniu i wszystko jest ścisłe. I ma sens. I widział czytelnik, że było to dobre.
DOMOWE OGNISKO
Gdy miałam dwanaście lat [przecinek] przeprowadziliśmy się do Syracuse.
Kiedy rozpoczęłam naukę w liceum, mieszkaliśmy na przedmieściach, w dużym pięknym domu. – Jeśli przymiotniki są równorzędne, czyli każdy z nich niezależnie odnosimy do określanego rzeczownika, to rozdzielamy je przecinkiem.
Mimo, że byliśmy dobrze sytuowani, rodzice nie chcieli wysyłać nas do prywatnych szkół. – Konstrukcje takie jak mimo że, chyba że, tym bardziej że (itp.) nie wymagają przecinka. Jeżeli natomiast konstrukcja występuje w środku zdania, przecinek należy postawić przed całym wyrażeniem (jest to tzw. cofanie przecinka), np.: Rodzice nie chcieli wysłać nas do prywatnych szkół, mimo że byliśmy dobrze sytuowani.
Twierdzili, że nie uczą one życia, a to o wiele ważniejsze lekcje, [przecinek zbędny – KLIK] niż te, których udziela się w klasie. – W pierwszej części zdania mamy naukę życia, a w drugiej lekcje – w liczbie mnogiej. To na pierwszy rzut oka rozprasza. Może napisz: Twierdzili, że nie uczą one życia, a to o wiele ważniejsza lekcja od tych, których udziela się w klasie.
Przebywałam wyłącznie z dziećmi z miasta, mimo, [przecinek zbędny] że Syracuse, [przecinek zbędny] wydawało mi się w porównaniu z Nowym Yorkiem zapadłą dziurą.
Byłam cheerleaderką, a mój ówczesny chłopak, Brian [przecinek] był miotaczem w szkolnej drużynie baseballa. Amerykański sen, amerykańskie marzenie...
Cheerleaderka i sportowiec mogą śmierdzieć sztampem. Do tego przyzwyczaiły nas – polskich czytelników – amerykańskie seriale, książki młodzieżowe i komedie romantyczne. Nie dziwne więc, że gdy czytam/słyszę/widzę już któryś raz z kolei takie połączanie, to lekko się krzywię, chociaż racjonalnie rzecz biorąc – kompletnie nie mam do tego powodu. No nic, zobaczymy jak się ten motyw rozwinie…
Mój świat i przekonania zmienił się, gdy poznałam Toma. – Zmieniły się (l.mnoga), bo i świat, i przekonania.
Zajęło mi chwilę [przecinek] nim zrozumiałam(...)
Gdy tylko przekręciłam kluczyk w stacyjce [przecinek] cały tył samochodu zniknął w słupie białego dymu.
Szybko zgasiłam auto i ponownie uciekłam w miejsce, w którym stałam wcześniej, obgryzając paznokcie. – Niepoprawna, myląca konstrukcja. Teraz wynika ze zdania, że bohaterka obgryzała paznokcie w czasie ucieczki (wskazuje na to imiesłów przysłówkowy współczesny, czyli ten zakończony na -ąc), a taki widok przedziwnie prezentuje się w mojej wyobraźni. Chyba że chodziło ci o jej powrót do miejsca, w którym robiła to wcześniej: w którym stałam wcześniej i obgryzałam paznokcie. – To załatwia kwestię wszelkich nadinterpretacji.
Czy motyw z wystającą koszulką jest prawdziwy, czy to tylko twój wymysł? Nie słyszałam o takiej umownej kwestii, ale też nie przeprowadziłam żadnego szerszego researchu – strony polskie na nic się zdały. W każdym razie bardzo mi się to spodobało, ciekawe tylko, jak w takiej sytuacji koszulka miałaby powstrzymać ewentualnego złodziejaszka? I tacy by się pewnie znaleźli, skoro ktoś porzuca na dłuższą chwilę samochód.
Nie miałam pojęcia [przecinek] co dalej robić. Nie znałam tej okolicy, w dalszym ciągu drogą nie przejechał ani jeden samochód, robiło się późno i wiedziałam, że rodzice niedługo zaczną się o mnie martwić.
Nie wiem [przecinek] ile to trwało, z otępienia wyrwał mnie głośny warkot silnika. Zerwałam się na równe nogi i skoczyłam w stronę ulicy [przecinek] machając rękami jak wariatka.
Z kierunku, z którego przyjechałam [przecinek] zbliżał się stary, obity i mocno pokiereszowany pickup na olbrzymich oponach.
(...) pod wpływem ulgi spowodowanej tym, że był ze mną drugi człowiek [przecinek] zaczęłam paplać, co mi ślina na język przyniosła. – Od początku uczestniczymy w scenie, bohaterka opisuje w pierwszej osobie swoje doznania, uczucia i obawy, więc podkreślona część zdania wydaje się zbędna. Jestem w stanie przewidzieć i dopowiedzieć sobie poprawnie, skąd ta ulga. Nie musisz jej w tym wypadku tłumaczyć.
Stałam dalej, [przecinek zbędny] jak słup soli i patrzyłam,
Wsiadł do auta i po chwili odpalił silnik. Jak na zawołanie wydech zaczął wypluwać mleczne obłoki. Silnik zgasł, a chłopak wysiadł i otworzył maskę, chwilę coś pod nią majstrował(...).
Powołaj się na mnie [przecinek] to nie powinien też wziąć za dużo.
(...) odezwał się [przecinek] nim miałam szansę zapytać.
Naprawdę nie wiem, co bym zrobiła [przecinek] gdybyś się nie pojawił.
Powiesz mi [przecinek] gdzie jedziemy?
Tom opowiadał o swoim pickupie, który stał przez pięć lat, [przecinek zbędny] z zatartym silnikiem w stodole sąsiada.
Zapłacił za niego sto dolarów i sam go wyremontował [przecinek] używając części, które znalazł na złomowisku.
Chłopcy, których znałam [przecinek] mieli problem, by rozkręcić i skręcić z powrotem długopis, a on sam zbudował jeżdżący samochód.
Który to, który tamto, który siamto. Który, który, który… konstrukcja tej notki jest bardzo prosta, bo co kilka zdań mnożysz powtórzenia. Gdyby główna bohaterka należała do części tej bardziej wiejskiej niż miejskiej, o której pisałeś, to miałoby to sens, ale studentka, cheerleaderka, miastowa – używa ciekawych, finezyjnych i plastycznych sformułowań (np.: wydech wypluwa mleczne obłoki), więc może nadaj jej narracji większego polotu i pozbądź się części powtórzeń?
Opowiedział mi również o swoich planach na przyszłość, o studiach, klinice weterynaryjnej, którą kiedyś założy. – Droga do domu główniaczki trwała pół godziny. Strasznie gadatliwy musi być ten jej Tom; od samochodów po pasję, studia, plany na przyszłość. Bohaterka również wkręciła się w rozmowę i koniec końców wyszło bardzo sympatycznie. Szkoda, że nie pojawił się tu chociaż krótki, ich wspólny dialog, który ukazałby czytelnikowi faktycznie przyjazną relację i byłby na nią dowodem. Tym bardziej byłby przydatny, bo bohaterka mówi o chłopaku: Tom tak działał na wszystkich, sprawiał, że ludzie byli swobodni, nieskrępowani. Jego pogoda ducha udzielała się całemu otoczeniu. Ale przecież nie poznała go na ulicy, dopiero co zachwyciła się jego urodą i zaradnością, więc w te pół godziny dość mocno naciągane wydają się wnioski, jakoby Tom zarażał cudowną atmosferą wszystko i wszystkich dookoła siebie. Możesz do tego dodać jeszcze coś w stylu: teraz, gdy o tym myślę, zdaję sobie sprawę z tego, że on zawsze taki był. Jego pogoda ducha... i tak dalej. W końcu ta cała opowieść jest wspomnieniem, prawda? Czytelnik jednak zapomina o tym w ciągu fabularnym.
(...) ale zaczekał [przecinek] aż weszłam do środka zanim odjechał. – To brzmi nieco kulawo. Sugeruję: zaczekał, aż wejdę do środka, i dopiero wtedy odjechał. Czy coś w takim stylu.
- Bill Charlston... - przedstawił się, wkładając wyciągniętą rękę przez otwarte okno w kierunku Toma. – To zaś brzmi, jak gdyby okno otwarte było w kierunku Toma, a nie wyciągana ręka. Sugestia: wkładając przez otwarte okno rękę wyciągniętą w kierunku Toma.
(...) wstrzymałam oddech, czekając [przecinek] co na to odpowie.
Po skończonym obiedzie pochwalił kuchnię mamy i zaczął się żegnać z moją rodziną.
- Bardzo dziękuję za pyszny posiłek. Nie chciałbym jednak nadużyć państwa gościny.
Nie musisz najpierw uprzedzać, co bohater ma zamiar zrobić, jeśli w następnej linijce dokładnie robi to samo. Chociaż wielu autorów stosuje taką formę dość często, to moim zdaniem odbiera to lekkość narracyjną. Chyba że zaznaczyłbyś, w jaki sposób bohater się wypowiadał, jaki miał przy tym chociażby wyraz twarzy, jak się w takiej chwili dodatkowo zachowywał: jaką przyjął do tego postawę, co w tym czasie jeszcze robił. Wtedy to będzie mieć większy sens.
- Odprowadzę cię do drzwi - powiedzieliśmy z tatą unisono. – Unison. Określenie unisono odnosi się tylko do sposobu wykonywania utworów muzycznych. Chociaż do tej pory bohaterka nie stosowała zamiennych na inne wyrazy, rzadko spotykanych określeń (wśród wielu powtórzeń i prostej stylistyki całej notki). Część czytelników będzie też musiała w tej chwili otworzyć przeglądarkę i poszukać definicji słowa, więc mniej problemów byłoby, gdybyś zechciał zamienić je na „jednogłośnie”.
Po kilku tygodniach szkoła grzmiała od plotek. Mój chłopak urządził mi scenę zazdrości i awanturę w trakcie przerwy, gdy wszyscy uczniowie byli na holu. – I tak dziwne, że zrobił to dopiero po tak długim czasie.
Nie chciałam już więcej znać Briana. Nie zależało mi również na przyjaźni z większością jego znajomych. – Przekształciłabym drugą część zdania, bo na początku opowieści był to przecież chłopak głównej bohaterki i ich relacje zmieniły się na przestrzeni fabuły: Przestało zależeć mi również (...). Lub: nie zależało mi już również...
Długo patrzyła się na mnie, [przecinek zbędny] z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, a cisza, która zapadła w pokoju [przecinek] dźwięczała mi w uszach. Wreszcie gdy odezwała się, [przecinek zbędny] łagodnym głosem, mogłabym przysiąc, że zobaczyłam na jej twarzy cien uśmiechu. – Cień. W drugiej części pierwszego zdania zmienił się podmiot, więc wyszło na to, że w drugim zdaniu odezwała się łagodnym głosem… cisza.
Przez całą drogę, [przecinek zbędny] zastanawiałam się nad tym w kółko, jednak teraz [przecinek] patrząc na niego, miałam pustkę w głowie. Wiedziałam jednak, że muszę to zrobić natychmiast.
- To świetnie! Hajtniemy się teraz? – Chajtniemy się.
- Od trzech lat mówię ci synu, trochę późno, by się teraz wycofać – synu powinieneś wyszczególnić kursywą tudzież cudzysłowem.
Pierwszego grudnia 1989 roku, [przecinek zbędny] Tom przyjechał po mnie bardzo rozentuzjazmowany.
Dobra. Bo jestem dopiero w połowie tej miniatury, a wypisywanie każdego potknięcia interpunkcyjnego niemożliwie wydłużyłoby ocenę. Pominę więc od tego momentu wszystkie podstawowe babole; wspomnę natomiast o takich, o których jeszcze nie było mowy oraz wypiszę wszystkie uwagi stricte fabularne.
Edit: okazało się, że im dalej w treść, tym mniej jest tych błędnie postawionych przecinków i kłopotliwych szyków. Co się stało? Do końca jest już naprawdę dobrze.
Interesujące, że na przestrzeni całego tekstu, którego początkiem są wydarzenia zwykłej nastolatki, czytelnik może w ogóle zapomnieć o tym, że ma do czynienia z opisem życia starszej kobiety. Chodzi o stylistykę narracji – historia opowiedziana jest lekko, językiem często potocznym, ale i gdzieniegdzie poetyckim i dojrzałym; wszystko w dobrym smaku, bez przesadyzmu. Wyważyłeś słowa. Dzięki temu łatwiej zrozumieć główną bohaterkę, nie odczuwa się różnicy między scenami jej młodości a tymi, kiedy zbliżała się już pod pięćdziesiątkę. Za tę płynność można ją pokochać. I jest w tym jej dusza – trochę jak w Titanicu [przepraszam za takie porównanie, ale nie mogłam się powstrzymać], który również w całości jest przecież opowieścią starszej pani. I też można uronić łzę.
À propos.
Jestem oceniającą piąty rok i pierwszy raz w czasie czytania jakiejkolwiek miniatury, na dodatek tak pełnej powtórzeń i o banalnej składni, oczy mi się zaszkliły. Naprawdę.
Na dodatek gdzieś po drodze myśl zahaczyła mi o porównanie do poematu o upiorze z Dziadów Adama Mickiewicza. Gustaw też wracał do swojej kobiety w jedną noc w przeciągu całego roku. Ale tam wrażenia po zakończeniu utworu utrzymywały się w atmosferze horroru. Tutaj natomiast temperatura jest ciepła. Melancholijna. Nadal romantyczna, ale w ten dobry sposób. Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem, tym bardziej że historia nie wydaje się specjalna. Nie wydaje się wyjątkowa. Czas mija, ludzie się starzeją i przytaczają różne wspomnienia. A jednak nie każdy potrafi tak opowiadać. Urok tej notki tkwi w prostocie i w bardzo plastycznie przedstawionej narracji; w skrupulatnie, punkt po punkcie zaplanowanej fabule. W zwykłych ludziach i ich dziejach. To porusza. To tekściwo obyczajowe na dość wysokim poziomie.
BRACIA WILCY
Część pierwsza
Dwory, dworki i domostwa zaznaczały wśród nich swą obecność. Ich właścicieli[e] żyli z ziemi, wojny lub po trosze z obydwu.
Szczodry, waleczny Książę [dlaczego wielką literą?], który na ów czas władał na tych ziemiach, dawał szerokie możliwości korzystania z obydwu tych źródeł. Biorąc udział w niezliczonych wojnach, potyczkach i wyprawach, po których najmężniejszym ze swych wojów chętnie nadawał surową, lecz urodzajną ziemię [zdanie wydaje się urwane]. Byli jednak wśród jego poddanych tacy, co rzadko zaglądali na własne ziemie, zostawiając je raczej pod opieką swej rodziny i służby.
Na jednym z pagórków pośrodku pól stał piękny dwór, do którego po bokach przylegały przynależne mu aż trzy wsie. Stał on pośrodku gęstych i niedostępnych lasów, wykarczowanych specjalnie dla niego. Na sztucznie stworzonej wielkiej łące stały również wsie; – wyrazy bliskoznaczne: tkwić, znajdować się, być, mieścić się, leżeć. I wiele innych.
W „Leżu” [przecinek lub myślnik] bo tak się ten dwór nazywał [przecinek lub myślnik] rządził Grododzierżca [przecinek] zwany z racji chuderlawej postury Chrustem [przecinek] i Klucznica. Poczciwi z nich byli ludzie i wierni. Frapował ich zatem los tych ludzi, których raz tylko mieli okazję widzieć w życiu, ale uznawali ich za swych panów. Nie raz już rozprawiali o właścicielach majątku, który już dawno uznali za swój dom i jak o własny się troszczyli.
Jak widać, problem z powtórzeniami jest dość poważny. I psuje odbiór tekstu przy wolnym, deklamacyjnym czytaniu. Poza tym przez dwa powtórzone (podkreślone) zaimki łatwiej się w tekście pogubić.
Ze wszystkich mieszkańców [przecinek] którzy zamieszkiwali włości, tylko ta dwójka poznała braci, którzy pozwalali im tu mieszkać, [przecinek zbędny] i do których wszystko jak okiem sięgnąć należało.
(...) zazwyczaj rozgrywały się gdzieś w lesie, [przecinek zbędny] bądź za zamkniętymi drzwiami, żeby nikt ich nie usłyszał.
- Tam – głos brata wyrwał go z odrętwienia. Odwrócił się i zobaczył trzech strażników na patrolu. – Wychodzi na to, że odwrócił się głos.
Gwiazdki oddzielające poszczególne sceny mógłbyś jeszcze wers wcześniej i wers dalej przyozdobyć enterem. Zrobiłbyś tym dobrze czytelnikom.
W tekście mamy do czynienia z dialogową dialektyzacją. Świetnie przywołałeś chłopski sposób mówienia; takie stylizowanie wypowiedzi na gwarę to smaczek mocno charakteryzujący postaci.
Nie da się przejść obok nich obojętnie.
Twój tekst sprawia, że każde zdanie trzeba zapamiętać, bo prędzej czy później wszystko będzie miało odzwierciedlenie w akcji. Mowa o zakładzie? Proszę bardzo! Kilka akapitów później mamy odważniaka, który staje z badylkiem w ręce do walki z bykiem. Potrafisz tworzyć bardzo zwarte teksty, w których nie ma miejsca na lanie wody i pisanie, żeby sobie popisać. Trzymasz się zasady, że jeżeli na scenie pojawia się karabin, to w końcu będzie musiał wystrzelić. Uwielbiam tak zwarte i sensowne tekściwa.
A wracając do samych postaci – od razu zapadają w pamięć – obok świetnie dobranych wypowiedzi mamy jeszcze do czynienia z subtelnymi wstawkami nie na siłę opisującymi bohaterów. Potrafiłeś wykorzystać też mocny kontrast, który nieodpowiednio użyty mógłby skończyć się klęską: między Lisem a Niedźwiedziem w każdej interakcji podkreślasz różnice. Jak to się stało, że nic nie wydaje się przerysowane, wyeksponowane na siłę? Masz porządny warsztat, ale i wyczucie literackie. A jakby tego było mało, nadałeś tym głównym pseudonimy zwierzęce, co tylko lepiej pozwala ich zobrazować. Efekt końcowy dzięki temu jest powalający:
Lis wyprężony jak struna, sprężystym i płynnym krokiem, z zawadiackim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Niedźwiedź z kolei, lekko przygarbiony człapał jak zawsze, kolebiąc się na boki.
Buchaj już miał podnosić łeb i brać przeciwnika na rogi, ale długie ręce Czcibora zapewniły mu ułamek sekundy przewagi, której potrzebował. – Mu, czyli buhajowi, chociaż miało być inaczej. Mylny podmiot.
Żaden ze świadków zdarzenia, którzy potem opowiadali tą [tę] historię po karczmach i dworach, nie umiał określić [przecinek] jak długo trwał ten moment ciszy.
Dopiero donośny jęk Niedźwiedzia złamał zaklęcie, [przecinek zbędny] i przywrócił bieg czasu.
Część druga
Gdy wreszcie dopadli „koła”, okazało się, że jest jeszcze gorzej [przecinek] niż Ściech myślał.
- Nie! - krzyknął młodzieniec, bowiem był prawym człowiekiem. Rozumiał wojnę, ale nienawidził okrucieństwa. - To bestialstwo! – Podkreślony fragment osobiście uznałabym za przesadną ekspozycję i wyzbyłabym się go czym prędzej. Już po okrzyku, po wcześniejszym spojrzeniu i sprzeciwieniu się wujowi widać, że bohater brzydził się okrucieństwem, natomiast fakt, że rozumiał wojnę wynikał z jego historii, którą pokrótce przedstawiłeś wcześniej – był drużynnikiem i pobierał też odpowiednie nauki. Nie zaszedłby tak daleko, gdyby nie jego postawa. Spójrz, ile wniosków jestem w stanie wyciągnąć z tej postaci, nie musisz mi więc pomagać aż tak przesadnie.
Rozumiem upór chłopców. Rozumiem też, że Książę i Ściech przypatrywali im się – jeden z ekscytacją, drugi pewnie wpierw z niepokojem. Ale tam podobno, według opisu początkowego, była cała drużyna. Dlaczego wszyscy jak jeden mąż nie zareagowali, tylko przypatrywali się dzieciakom? Akurat Zadry specjalnie mi nie szkoda, a jednak. Niby napisałeś, że Ściech w pierwszym momencie pomyślał o ostrzeżeniu, ale nie zdążył. A co z innymi? Odniosłam wrażenie, że w tym fragmencie umarło ci tło.
Zadra też to wiedział, mimo, że był głupcem jakich mało. – Konstrukcja mimo że nie wymaga przecinka.
Do tej pory jechał w ariergardzie i w ogólnym zamieszaniu, nikt nie spostrzegł (...) – przez ten zbędny przecinek brzmi to teraz, jak gdyby Gradomir jechał w ogólnym zamieszaniu.
(...) wolno szedł w środek "koła". – Niepoprawny cudzysłów.
PODSUMOWANIE: BRACIA WILCY
Piękne to było i doczekać się nie mogę dalszych części. Odrobinę jestem rozczarowana, że dalej niczego w temacie już nie opublikowałeś.
Nie spotkałam się jeszcze z takim pomysłem i wykonaniem – tekst stylizowany (dialektyzowany), naturalny. Niewymuszony – a to o oryginalność dzisiaj najtrudniej. Nie sądzę, bym to ja była zacofana i zbyt mało w życiu przeczytała; myślę po prostu, że to Ty trafiłeś sam w swoje gusta i napisałeś coś, na czym się znasz, w klimacie, który cię kręci. Sam przeprowadziłeś sobie research i dopasowałeś słownictwo. Chodzi mi tutaj w dużej mierze o dobór: czasem musiałam posiłkować się pomocą źródeł, bo nie miałam pojęcia, czym jest chociażby ariergarda.
Co do kreacji świata przedstawionego to mam mieszane uczucia. Z jednej strony dosyć dokładnie zająłeś się ogólnym zarysem – dzięki narracji potrafię sobie wykreować mniej więcej, jak wygląda teren, po którym aktualnie poruszają się bohaterowie. Te urywki, które są, w pewien sposób ułatwiają odczucie klimatu panującego w historii.
Ale brakło mi wstawek, które bardziej dopieściłyby background. Przykładowo – była mowa o błocie, ale żeby błoto w ogóle miało miejsce, mowa być powinna również o terenie podmokłym lub ewentualnym deszczu. Zdaję sobie też sprawę z tego, że to raczej krótkie opowiadanie niż jakaś dłuższa produkcja, ale piszesz tak dobrze, że chciałoby się wszystkie plusy wykorzystać; wycisnąć ten twój talent jak cytrynę.
Dialogi są tym elementem treści, który u Ciebie po prostu uwielbiam. Przez wszystkie notki nie natrafiłam ani razu na pisaną na siłę, sztuczną rozmowę, która niczego by nie wniosła. Każdym dialogiem przekazujesz istotną informację albo na temat bohaterów, albo świata. I to jest wspaniałe, bo właśnie do tego one służą.
Bohaterowie – pierwszą i najważniejszą cechą jest ich wyrazistość. Od bardzo dawna nie spotkałam opowiadania blogowego, gdzie postacie byłyby tak mocno nakreślone, tak ludzkie, chociaż ostatnio oceniałam blogi, których akcja działa się we współczesnych czasach. Ty natomiast opisujesz zamierzchłą historię, świetnie ją przy okazji wystylizowałeś i nie mam do niej żadnych zastrzeżeń. Ani fabularnie, ani pod innym względem. No, może pomijając te opisy świata, których mi po prostu mało. Ale ja jestem wiecznie nienażarta i jak ktoś mi podrzuca tak dobry palec, to od razu chciałabym rękę.
ATLAS – DRABBLE
Drabble ma to do siebie, że liczy równe sto słów. Twoje drabble wrzuciłam do Worda i naliczył sto trzynaście, ale też policzyłam, przesuwając paluchem po monitorze, i wyszła równa stówka. Coś z tym moim Wordem jest nie tak.
Nie mam żadnej uwagi. W tak krótkim tekście nie zrobiłeś ani jednego błędu, natomiast puenta wywołała uśmiech. Taki był cel i został osiągnięty. Biedny Atlas, dwóch mądralińskich odprawiło go z kwitkiem. Nie wiem, co magicznego jest w tej twojej pisaninie, że chce się od razu wiedzieć, co mogłoby wydarzyć się dalej. A przecież to drabble. Nie ma niczego więcej, Skoia. Weź się z tym pogódź.
DLA M
Od autora:
Przez długi czas, [przecinek zbędny] moja lepsza połówka (zapalona pani fotograf) narzekała(...).
Lata mijały [przecinek] a oświadczenia nigdy nie napisała, więc gdy w tym roku nie miałem pomysłu na gwiazdkowy prezent [przecinek] pomyślałem, że zamiast kupować kolejny "kurzołap" [niepoprawny cudzysłów], napiszę to oświadczenie dla niej.
Kilka dni temu "M" [niepoprawny cudzysłów] zapytała mnie, czy już opublikowałem ten tekst w internecie. Odpowiedziałem, że nie [przecinek] gdyż był on prezentem i nie należy już do mnie. Zamyśliła się na chwilę i powiedziała mi, że powinienem go tutaj wrzucić... wraz z linkiem do jej strony oczywiście. Więc aby nie przeciągać.... – wielokropek to nie ilechcemykropek. To zawsze trzy kropki :)
Tekst główny:
To nie jest tylko aparat - to narzędzie, dzięki któremu moje rzemiosło jest możliwe, moje medium. – Łącznik nie pełni funkcji myślnika (o tym w podsumowaniu).
„Zdjęcie jest warte tysiąc słów” – tysiąca.
(...) to o wiele trudniejsze [przecinek] niż się spodziewasz.
Zapewne posiadasz kamerę wideo, czy to czyni cię filmowcem? – Kamery wideo służą do rejestrowania obrazu na taśmach wideo. Czy to, jeśli tekst ma być współczesny, nie przesadnie przestarzała metoda? Teraz jedynie koneserzy, i to tylko w szczególnych sytuacjach, wracając do tej metody. Dziś zapis jest cyfrowy.
Tak naprawdę, [przecinek zbędny] są one darem wspomnień i emocji (...).
Najbardziej doceniam tutaj oryginalność przemówienia, nietuzinkowość, fantazję.
Definiujesz zdjęcia jako:
Bramy do innych światów: tych, które przeminęły lub dopiero powstaną bądź takich, które nie istniały nigdy. Zamknięte w granicach swych ram, nieskończone w wyobraźni. Potencjalne rzeczywistości, historie, uczucia, całe uniwersa rozbłyskające przed oczami. Są tym, czym chcesz, aby były i wszystkim, czego się nie spodziewasz.
Doceniam również ten ogromny trud wkładany w troskę o język i
styl. Błędów niewiele, konstrukcje zdań w porządku, z wyczuciem. Także
porównania do kierowców, kamerzystów i… zegarmistrzów – to
sprawia, że tekst jest jednocześnie przyziemny, łatwy i przyjemny w odbiorze,
jak i finezyjny – widać to w wyszczególnionym wyżej fragmencie.
Na plus, no bo co innego mogłabym napisać? Trochę zżarła mnie
zazdrość. Mojemu facetowi do głowy by nie przyszło, żeby cokolwiek dla mnie
literackiego skleić. Nawet od święta.
MOST
Motyw inicjacji z chłopca w mężczyznę pojawia się w literaturze
wielokrotnie; swój pomysł przedstawił nawet Pratchett w Morcie,
odbiegał on jednak od tego, co zaprezentowałeś – twoja wizja jest trochę
bardziej barbarzyńska. Nie wiem, dlaczego aż tak; przecież młodego chłopaczka
linczują jego starsi pobratymcy – czy to z plemienia, czy wioski, czy skądśtam;
whatever. Nie ma to większego znaczenia, nie określiłeś też tego w tekście
dokładniej. Rozumiem rytuał, zasady inicjacji; młody mężczyzna potrzebuje
ciężkich i nieprzyjemnych doznań, aby nabrać siły, zahartować się i rozwinąć, a
także pokazać innym swoją wartość. Na przykład w plemieniu Masajów, w Kenii,
jest taki zwyczaj, że chłopak, jeśli chce pojąć dziewczynę za żonę, musi wpierw
pójść do buszu i upolować lwa. Na Krecie skakało się przez… krowę lub uprawiało
seks analny ze starszym kolegą po fachu, a w Etiopii – chodziło się po
grzbietach wykastrowanych byków. Co kraj, to obyczaj. Jasne, wystawianie na
próbę to jedno. Ale żeby robić aż taką krzywdę swoim, którzy w przyszłości będą
walczyć w tej samej linii z tymi, co ich katowali? Ten piękniś powinien zostać
odsunięty…
Widzisz? Twoje teksty budują napięcie, zmuszają do przemyśleń i
sprawiają, że czytelnik ma ochotę wyrazić własne zdanie. Dla mnie to katusze za
brutalne, bo lubię dzieciaki i jestem zbyt empatyczna, jeśli o nie chodzi. Nie
mnie oceniać sam pomysł, a jedynie wykonanie. Ono nie pozostawiło we mnie
większych wątpliwości. Uwag więc nie mam, poza tymi stricte dotyczących
poprawności:
„Już lepsza jest śmierć.” - myślę i stawiam pierwszy, niepewny
krok. – Zasada: KLIK.
Wiem, że to nie może być prawda, moje ciało zbyt bardzo boli. – „Zbyt bardzo” nie brzmi dobrze. Zdecydowanie lepiej: za
bardzo tudzież zbyt boli.
OSTATNI KOWBOJE
Gdzie odeszli ci kowboje
którym świat padał do stóp?
Brakuje mi w tym projekcie interpunkcji. Skoro decydujesz się na
użycie przecinka w ciągłym: Zakopcie go głęboko, niech nie wie co i jak,
to nie rozumiem, dlaczego nie postawisz przecinka przed „który”. To samo tyczy
się wersu, w którym użyłeś chociażby spójnika „ale”. Czasem warto umieścić też
kropkę. Pamiętaj, że interpunkcja w wierszach to nie zło wcielone. Ona
pokazuje, na co kłaść nacisk, gdzie zrobić pauzę, gdzie zawiesić głos...
Wiszą ciężkie od chylenia
Posiwiałe wilcze głowy*
Kiedy czyta się ten tekst w myśli, wszystko jest okej. Ale na głos
– chcąc nie chcąc – mamy odchylenia. Nawet z pauzą oddechową brzmi
to zabawnie. Chyba nie to autor miał na myśli… może lepiej: „od zniżenia”, „od
kłonienia” lub zwyczajnie: schylenia. Nie ma to wpływu na sylabiczność i rym –
nadal wszystko dobrze brzmi.
Zakopcie go głęboko, niech nie wie co i jak
Nie będzie musiał patrzeć, jak zdycha jego świat
Takie powtórzenie też nie świadczy o rozbudowanym warsztacie.
Ale czasów ich ostoi
nie ma, odeszła bez krzyków
W pierwszej części podmiotem są czasy; coś mi zgrzyta w tym
„odeszła”. Niby wiem, że chodzi o ostoję, ale każdy z kowbojów miał swoją
prywatną ostoję – tak mi się przynajmniej zdaje. Może nie zaszkodzi użyć tu
liczby mnogiej: odeszły? Wtedy będzie chodzić o czasy ostoi, a to właśnie o
nich jest wers.
Szybki pieniądz, tanie życie
Taka była ich domena
Gdy nie wstaniesz
znów o świcie
Poznasz, jaka jest ich cena
/
Gdy tych paru też odejdzie
Co w żałobie teraz trwają
Tutaj również powtórzenie początku nie pełni żadnej funkcji. Nie
brzmi i nie wygląda dobrze. Dodatkowo w pierwszej części: pierwsze ich odnosi
się do kowboi, drugie – do szybkich pieniędzy i taniego życia. Więc mamy zgrzyt.
DZIWNE SPOTKANIA FRANKA WILSONA - ZEMSTA DRWALA
Masz łącznik zamiast myślnika w tytule.
Zwykła dziura, ale zdarzało mi się bywać już w gorszych.
(...) Zdarzało mi się już nocować w różnych warunkach i będąc
zupełnie szczerym, cieszę się za każdym razem, gdy nie muszę spać w
samochodzie. – Chociaż frazy te są oddalone od
siebie o kilka zdań, to jednak za bardzo rzuca się takie powtórzenie w oczy.
Nic wyszukanego, ale było czysto i schludnie.
Klientów było niewielu(...).
„Rewelacja...” - pomyślałem. „Trafił mi się kolejny świr”. Cóż, nie
pierwszy raz w swoich wojażach trafiłem na osobę o niepewnej
kondycji umysłowej. Wielu z nich jednak potrafi dostarczyć taniej rozrywki, a
ten wydawał mi się zupełnie oderwany od rzeczywistości, a zatem interesujący. – Swoich zbędne.
Wiesz, że to brzmi tak samo naturalnie jak zabawniejsze fragmenty
relacji z wyjazdu do Szwecji? Z tą różnicą, że wtedy relacje były jak
najbardziej prawdziwe, a tutaj Frank Wilson jest wymysłem twojej wyobraźni.
Sama narracja jednak nie uległa zmianie. I tam, i tutaj mam do czynienia z
niesamowitą lekkością, podobną stylistyką. Całość wciąga do tego stopnia, że
zaczęłam się zastanawiać, czy nie sprzedawałeś aby kiedyś chłodziarek.
Frank zapytał Jona, czy może postawić mu drinka. Ten się zgodził,
na co Jon zamawia piwo dla nowego znajomego i martini dla siebie. Z tego co
wiem, to piwo nie jest rodzajem alkoholowego koktajlu, ale to już z mojej
strony podchodzi pod czepialstwo.
Do końca już niczego nie wygrzebałam z nieścisłości tudzież
potknięć językowych (no, może poza jednym). To było świetne. Nie chcę się znowu
powtarzać, bo i tak mam wrażenie, że w tej ocenie leję wodę (dawno się tak nie
nawychwalałam). Zapytałam więc, co o tej miniaturze sądzą inni oceniający i
okazało się, że Hiroki ma dokładnie takie samo zdanie. Sparafrazuję jej
wypowiedź:
Ładne wprowadzenie, dobre tempo, genialny punchline. Obaj
bohaterowie mają własny styl wypowiadania się, papierowi na pewno nie są. Im
dłużej się to czyta, tym bardziej się człowiek śmieje. Historia drwala zdołała
zaskoczyć – spodziewano się czegoś słabszego. Frank Wilson ujmuje momentami, w
których liczy, że historia Jona się jeszcze nie skończyła (#dribblerecenzja
Hiroki).
I jeszcze jedno, wspomniane wyżej potknięcie:
Opowiedziałem tą historię wiele razy (...) – tę historię (biernik: kogo? co?); tą tylko
z narzędnikiem (z kim? z czym? – z tą historią). Nawet gdy
rzeczownik jest określany wcześniej przed przymiotnik np. ta
ciekawa historia, to w odmianie będzie to: tę ciekawą
historię.
DZIWNE SPOTKANIA FRANKA WILSONA - DAN’S MACABRE
Jak w poprzednim tytule – znów masz łącznik zamiast dywizu. +
Tytuł genialny.
Wiadomość, że mam udać się tak daleko na południe [przecinek] nie lada mnie zdziwiła.
Wylądowałem w Tennessee kilka minut po szóstej
rano. / Kilka razy próbowałem dodzwonić się do Carla.
Carl był wysoki i chudy, [lepszy
średnik] duże okulary i zapinana na guziki
koszula z krótkim rękawem nadawały mu wygląd komputerowego maniaka.
Chevroleta malibu – Malibu.
Wiecie [przecinek] jak to jest być samemu przez taki kawał czasu [przecinek] w obcym miejscu?
Odwdzięczyłem się, [przecinek
zbędny] swoją historią sprzed kilku lat,
kiedy to nieomal bym zginął [przecinek] dławiąc się
oliwką z martini(...)
Stała tuż przy mnie, obejmując mnie ramieniem – lepiej: stała tuż obok, obejmując mnie ramieniem.
Jednak jedyną osobą, którą dobrze zapamiętałem z tamtego miejsca [przecinek] był szalony
drwal Jon.
Zastanawiam się, skąd Frank ma tyle pieniędzy, aby tak sobie
szastać. Rozumiem doskonale nieodpartą chęć wykupienia nawet i całego arsenału
barowego, ale. Niby nie było mowy o majętności bohatera do tej pory
i być może to ja utknęłam w polaczkowej mentalności, lecz nie oszukujmy się –
facet sprzedaje chłodziarki.
Kluczyłem po ciemnych i obcych ulicach, które wyglądały
dla mnie prawie identycznie. W końcu jednak zacząłem rozpoznawać otoczenie, które najwidoczniej
utkwiło mi gdzieś w podświadomości.
Przychodzi murzynka, a ja nie wiem, gdzie znajdują się
bohaterowie, aby wyobrazić sobie tło rozmowy. W ogóle w końcowym fragmencie mam
nikłe pojęcie o tle. Może spróbuj to bardziej rozwinąć; dopowiedz chociaż,
gdzie aktualnie w momencie spotkania Śmierci przebywa Frank? Gdzie pali te
papierosy i co znajduje się dookoła? Jedno zdanie dopełni wszystkiego i już nic
więcej nie zepsuje świetności tej notki.
KSIĄŻE[ę] I KOWAL
Cz. 1
- Panie! Pewny jesteś, że to tu, w tej zapyziałej norze...
- To tutaj - urwał krótko dyskusję Jasnowłosy. – Dyskusja kojarzy się raczej z wymianą zdań, które
prowadziłyby do wspólnych wniosków, natomiast tutaj pada jedno zdanie pełne
wątpliwości. Jakoś ciężko nazwać mi je dyskusją.
No i wątpliwości wzbudza słowo „Jasnowłosy”. Mogłabym pomyśleć, że
to jego przydomek, ale nigdy później już nie określałeś tak bohatera. Często
piszesz o nim „jasnowłosy” tudzież „złotowłosy”. Samo określanie bohaterów za
pomocą jakiegośtamwłosego/jakiegośtamokiego świadczy raczej o słabym warsztacie
autora.
Odolana wystawiana była, z każdym dniem, na coraz
cięższe próby(...) – usunęłabym przecinki, nie
robiąc na siłę z podkreślonego fragmentu wtrącenia, ponieważ pauza oddechowa w
tym przypadku nie jest jakoś specjalnie konieczna.
(...) że uczyni wszystko [przecinek] by osiągnąć swój cel.
unosząc wysoko pełną łyżkę,
włożył ją do ust – imiesłowy współczesne zakończone
na -ąc wskazują
na dwie czynności wykonywane w tym samym czasie. Wychodzi więc na to, że
bohater włożył łyżkę do ust i unosił ją jednocześnie.
Natomiast imiesłów uprzedni wyraża czynność wcześniejszą; ma końcówki -łszy albo -wszy i pochodzi od czasownika
dokonanego. Powinieneś więc napisać:
Uniósłszy wysoko pełną łyżkę, włożył ją do ust.
Uniósłszy wysoko pełną łyżkę, włożył ją do ust.
Cz. 2
Nakarmił żywy inwentarz, sprzątnął stajnie i kurnik. – To podobno nie była duża wioska. Ile kowal ma stajni? Jeśli
jedną, to: stajniĘ.
Mimo iż wytężał umysł, nie był w stanie przypomnieć
sobie, po które z nich jutro zgłoszą się ludzie. (...) Tej nocy uczeń długo
pracował przy wątłym świetle dymiących kaganków, aż w końcu oczy rozbolały go
tak bardzo, że nie był w stanie kontynuować.
Ta użyta dwukrotnie fraza robi nieprzyjemne wrażenie.
Wóz wolno wtoczył się do obejścia w momencie, gdy książę wynurzył
się z drzwi chałupy. – Natomiast to brzmi, jak
gdyby wóz wtoczył się na rozkaz księcia, gdy ten wysunął głowę. Zmieniłabym
szyk: Książę wynurzył się z drzwi chałupy w momencie, gdy wóz wolno
wtoczył się do obejścia.
Mimo, że zima na dobre
zagościła na świecie, dym z komina w kowalskim warsztacie nigdy nie przestawał
buchać. (...) Mimo, że był on surowy, jeszcze nieoszlifowany i
nieposiadający rękojeści, Odolan był z niego bardzo dumny. – Fraza mimo że nie wymaga przecinka.
Uczeń i mistrz każdego dnia rozpalali piece, topili stal i
tworzyli coraz to nowe narzędzia. – Coraz świadczy
o nasilaniu się czegoś, więc lepiej byłoby napisać „coraz to nowsze”.
Przede wszystkim jednak cieszył go brak zobowiązań i chwila
odpoczynku, którego nie zaznał od tak dawna. Nagle na wierzch
jego myśli wypłynęło wspomnienie, które zmąciło sielankę.
Dopiero na ten widok, [przecinek zbędny] uczeń znów
zaczął oddychać.
Od swego ojca nauczyłem się kowalskiego fachu.
Jednak nie chciałem spędzić swego życia w kuźni. – Jest to historia opowiedziana przez kowala, wiadomo więc, że
mówi o sobie, swoim ojcu i swoim życiu. Możesz śmiało pominąć oba pogrubione
wyrażenia – narracja stanie się lżejsza.
Puenta wynikająca z historii była do przewidzenia. Właściwie
domyślałam się jej na początku, gdy w pierwszej części kowal przyznał się, że
nie wykuwa już broni. Potem tylko czekałam na potwierdzenie swoich przeczuć i
się nie pomyliłam. Nie jest to jednak specjalnie rozczarowujące – historia
musiała być przecież opowiedziana, gdyż nie zostawia się w takich miniaturach
pytań bez odpowiedzi.
Dużo więcej ma ten tekst zalet, więc nie będę skupiać się na
jednym, przewidywalnym elemencie.
Całość mnie urzekła. Konstrukcja zdarzeń fabularnych jest
nieskomplikowana, ale temat wyczerpałeś od A do Z. Nie ma mowy o poczuciu
przesytu lub niedosytu. Dzięki prostocie łatwo odnaleźć w historii morał;
miniatura ma charakter przypowieści – bardzo mądrej, moralistyczno-dydaktycznej
i realistycznie wystylizowanej językowo paraboli.
Ja jestem na tak.
BOKSER
Bokser niezgrabnie przeszedł między linami ringu. (...) Nie rozgrzewał się, nie musiał. Założył ręce na piersi i stał, nie patrząc na nic konkretnego. Myślami był daleko. Chociaż nie, myślami nie był nigdzie. Góra nie lubił myśleć. Właściwie nie wiedział, czy lubi, zdawał sobie jednak sprawę, że nie jest w tym dobry. Starał się więc nie myśleć, chyba że było to absolutnie konieczne.
Dla mnie to cytat-petarda! Taki niedługi, a pełny. Niby o niczym,
a w sednie.
Był umięśniony jak kulturysta, [przecinek zbędny] w szczytowej
formie.
Była to jednak jedyna rzecz, w której był dobry, a każdy musi
jeść. – Tutaj zastosowałeś w narracji
skrót myślowy, łatwy do przyswojenia, ale mnie osobiście nie przekonał. W
jednym zdaniu przedstawiłeś problem Góry. Nie lubił przemocy, lecz musiał się
boksować, by przeżyć. Ciężkość przeżycia nie wynika jednak z przymusu jedzenia,
a raczej z braku pieniędzy, za które się te jedzenie kupi.
Oddzieliłabym te dwie części od siebie, bo są sobie zbyt odległe
pod względem logicznym; aby nie było tak, że pół zdania mówi coś, a drugie pół
– jest o czymś zupełnie innym. Może: Była to jednak jedyna rzecz, w
której był dobry. Każdy musi jakoś zarabiać na życie.
A jeśli chciałbyś na przykład pokazać, że bohater faktycznie nie
myśli składnie i stosuje takie skróty myślowe, zawsze możesz z tego zrobić jego
myśl:
To jedyna rzecz, którą umiem, a przecież każdy jeść musi.
To wtedy faktycznie zabrzmi jak wypowiedź niezbyt rozgarniętego
osiłka.
Mierzył długo, za każdym razem nim wyrzucał leniwie pięść. – Lepiej: Za każdym razem mierzył długo, nim wyrzucał
leniwie pięść. No i czy sformułowanie wyrzucać pięść jest
w porządku? Mnie tu coś skrzypi.
To nie była równa walka. Jeden z zawodników był mozolny(...).
Umiał jednak uderzać
jak nikt inny i to wystarczyło. / Miał kiedyś marzenia.
Chciał mieć normalną pracę, żonę, dzieci i psa. Nie umiał jednak rozmawiać
z kobietami.
Nikt nie potrafił wyrządzić tyle [tylu] zniszczeń jednym ciosem, co Góra.
Oglądałeś może animację One Punch Man? Chociaż tam
główny bohater (Saitama) nie wydaje się być troglodytą, nie jest też umięśniony
jak kulturysta, to jednak ma podobny problem. Jednym ciosem załatwia wszystko i
wszystkich, co wcale nie jest dla niego powodem do dumy. Ma wiele innych
wspólnych cech z Górą – chociażby można nazwać go samotnikiem.
Ale dosyć skojarzeń.
Niewiele można napisać o tym opowiadaniu. To pokrótce opowiedziana
historia pewnego specyficznego boksera. Mądrością wyniesioną z niej na pewno
jest fakt, by nie oceniać niczego po okładce. Góra swoje za uszami
ma, ale jednocześnie realizuje się zawodowo w taki, a nie inny sposób, bo
kieruje nim prosty instynkt – chęć przeżycia. Utknął w jednej opcji – wybrał
zawód; na moje oko nie starał się przesadnie w trakcie prób realizowania się w
innych branżach. To bohater złożony, dobrze przedstawiony, ale mam poczucie że
poza opisaniem (na podstawie takiej postaci) jednej z wielu ludzkich natur,
niczego więcej w tym tekście nie ma.
Góra ani się specjalnie nie narobił, ani jakość wybitnie nie
starał się zmienić swojego życia, więc ostatecznie nie czuję współczucia w
stosunku do niego. Pozostaję ze świadomością, że ktoś taki się nasunął i
zniknął. O ile za księciem z poprzedniego opowiadania zdążyłam uśmiechnąć się i
zatęsknić, zainteresować się jego dalszą drogą, o tyle Góra stał mi się raczej
obojętny.
KRYZYS TWÓRCZY
Już myślałam, że w tej notce będziesz wylewał żale na brak weny. A
jednak odetchnęłam z ulgą; to na szczęście tytuł miniatury.
Odpalam kolejnego papierosa. Za dużo palę. Minimalizuję
przeglądarkę i wracam do pustej strony Worda. „Mgła spowiła wszystko”,
zapisuję, po czym przyglądam się temu zdaniu przez dłuższy czas, jakby było w
obcym języku.
‑ I co, kurwa, z tego, że spowiła wszystko? - pytam sam siebie.
Boże, ależ wkurwia mnie ta migająca kreska. Dzwoni telefon.
Odbieram, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
‑ Co? - pytam nieobecnym głosem.
‑ Pan auto sprzedaje? - odpowiada mi gruby głos po drugiej
stronie.
‑ No.
‑ A coś więcej byś pan powiedział o tym aucie? - burczy mój
rozmówca.
‑ Ma cztery kółka i silnik. Kierownica gratis.
‑ Co? - pyta zdziwiony baryton.
‑ Gówno - odpowiadam i rozłączam rozmowę.
‑ Co za pajac - dodaję na własny użytek, chociaż nie jestem pewny,
czy mówię o sobie, czy o nim [o użytku?].
Patrzę znowu w ekran.
‑ O co mi chodziło z tą mgłą?
Musiałam zacytować całość, bo bardzo mi się spodobał ten fragment.
Sama swojego czasu zapisałam tysiące stron w Wordzie, odpalając jednego za
drugim, i szczerze utożsamiam się z głównym bohaterem. Nie wiem, czy właśnie
nie nastąpił moment, który przekształca tę ocenę w reklamę twojej twórczości,
ale no cóż. Ojejku, jakby nie było można i takiej recenzji stworzyć.
Końcówka – na medal. Przez całe opowiadanie czuć frustrację,
zmęczenie, rozczarowanie bohatera samym sobą, ale dopiero na samym końcu
prezentujesz kulminację wszystkich tych odczuć łącznie. Jedyne, czego mi
brakło, to w ostatnim zdaniu dopisek, że – między piciem a pisaniem –
należałoby jeszcze rzucić palenie.
(...) wpatrując w uporczywie migającą [przecinek] pionową [przecinek] czarną kreskę w lewym górnym rogu wirtualnej kartki.
Przekręcam głowę powoli, w lewo i w prawo, aż kości karku
odpowiadają pyknięciem. – http://sjp.pwn.pl/slowniki/pykni%C4%99cie.html
Jak to nie pamiętasz? - Mama, [przecinek zbędny] nie daje za wygraną.
Czas mija nieubłaganie [przecinek] a na monitorze wciąż tylko jedno zdanie i ta zasrana [przecinek] migająca kreska.
PRZEDSZKOLE – czyli zbyt długa, jednak wciąż za krótka refleksja
liryczno-satyryczna na temat pisarstwa, pisarzy, zachowań społecznych,
struktury edukacji, zgubnego wpływu alkoholizmu na etykę pracy i pewnie jeszcze
czegoś tam
No, no, no… jako autorka, oceniająca, gdzieś tam po łebkach beta i
analizatorka, to nie mam w ogóle prawa powiedzieć, że ten tekst do mnie nie
trafił. Ba. Przecież on jest stworzony dla właśnie takich artystów!
Z każdej opisanej frakcji wyciągnęłam coś o sobie, tym
bardziej całość przysporzyła mi wielkiej frajdy i uśmiałam się mocno.
Gdzieniegdzie tylko coś skrzypiało, ale generalnie wszystko
przeszło lekko, płynnie i szybko. Brakowało mi jedynie częstszego rozdzielenia.
Niektóre części aż prosiły się, by je od siebie oddzielić – na przykład te, w
których dzieciaki narzekają na pomysły swojej pani.
No i czasem banalne powtórzenia odejmują lekkości. Ja wiem, mam
świadomość, że to tekst o zapotrzebowaniu na infantylną stylizację, a jednak
niektóre pogrubione powtórzenia – wydawało mi się – psuły wrażenie.
Płynąć będzie przez dzień cały,
Gdy się dziatki będą śmiały.
Zosia zostanie strażakiem;
A Walenty zaś… rybakiem.
/ tutaj ten pierwszy wers mi zgrzyta. Wydaje mi się, że lepiej
zabrzmiałby, gdyby zmienić szyk: Zostanie Zosia strażakiem. Ale to
tylko luźna sugestia w tym przypadku.
Cieszą panią takie smyki,
Mimo, że [zbędny przecinek] się
wznoszą krzyki.
Pani mocno się stropiła / Srogim wzrokiem go zmierzyła / (Choć
się dzieciom nie zabrania / Przecież mieć własnego zdania)
Ten tekst zdecydowanie powinien trafić do szerszego grona… także
pedagogicznego.
Jestem tutaj sama jedna
A ich tabun jest i mrowie,
To nie jest na moje zdrowie!”.
Moje słodkie, moje lube [przecinek]
Przecież nie na waszą zgubę
Tą [tę] zabawę proponuję, [tu bym dała kropkę]
Jednak w głębi serca czuję,
Że w was drzemie wielka siła.
Trzeba [przecinek] by się
przebudziła!
Podszczypywać się będziecie,
Udając [przecinek] że wszystko wiecie
Rysowała, [przecinek zbędny] z
zawziętością,
Poszła ulżyć swym słabościom.
Ignorują równe kratki
Ich twórczość to nie rabatki.
Tutaj nie pasuje mi rym. Cały wiersz jest sylabotoniczny i opiera
się o rymy męskie (np. zew-krew). Do słowa kratki bardziej
pasowałyby rymy w stylu: gratki, bratki, szafki, datki, jatki, siatki, światki
i wszystkie inne dwusylabowe [kra-tki] wyrazy zakończone
na -atki.
Wykrzykują na około [naokoło – dookoła; na około – na oko],
Że wymyślą nowe koło,
Co jest lepsze w kwadraturze…
Dałbyś wiarę, [przecinek
zbędny] takiej bzdurze?
Są też tacy [przecinek] którym za nic
Przekraczanie wszelkich granic.
Przecież nic jeszcze nie przeżył,
Tylko w co napisał [przecinek] wierzył.
Ci [przecinek] co w życiu idą z ciszą,
Ciekawego nic nie piszą [kropka]
To te same małe dziatki,
Co ciekawe szlaczków gratki [przecinek]
Tak nie dawno [łącznie] zostawiła.
(Nie tak dawno brzmiałoby lepiej).
KORPO
- To znowu on [przecinek] prawda?
Był taki wrażliwy, a mimo to starał się ze wszystkich sił, [przecinek zbędny] stawić
czoła swemu oprawcy z odwagą.
Szyk: z odwagą stawić czoła swemu oprawcy. Inaczej
brzmi to trochę tak, jak gdyby oprawca miał odwagę.
Będę po twojej stronie, jako świadek obserwujący zdarzenie, od
samego początku. – Nie wiem, czy dobrze
postawiłeś przecinki; od nich zależy, co chciałeś przekazać. Robią z
podkreślonej części wrącenie, czytelnik skupia się tylko na tym, że Basia
deklaruje pomoc od początku, który dopiero się zacznie (czas. przyszły).
Dla mnie dużo bardziej istotną w tym zdaniu jest informacja o
byciu świadkiem, który od początku obserwuje sytuację nieszczęśnika,
więc osobiście przecinków nie postawiłabym wcale.
Stanę po twojej stronie jako świadek obserwujący zdarzenie od
samego początku.
Zmieniłam „być” na „stać”, bo wersja z „być” daje do zrozumienia,
że Basia dopiero ma zamiar zacząć wspierać oszusta; z tekstu wynika, że robi to
od dawna. Niby wiadomo z kontekstu, że chodzi o pozew sądowy, ale te zdanie na
przestrzeni całości pozostawia drobną wątpliwość.
(...) drobna kobieta prawie zniknęła, [przecinek zbędny] pod
fałdami jego nalanego cielska.
- Wiem, że z tobą nie może się nie udać. Dziękuję ci [przecinek] Basiu!
Długo jeszcze ronił w jej ramię krokodyle łzy i kwilił
podziękowania, podczas kiedy [podczas gdy] parszywy uśmiech, [przecinek
zbędny] przecinał jego pryszczaty pysk.
Zygmunt jest oszustem w korpo. Wysyła do siebie anonimową pocztę
pełną przykrości, a potem wymusza współczucie na nieświadomej koleżance z
branży. Nie wiadomo, co dzieje się dalej, bo fragment jest dość krótki i nie
opuszcza mnie wrażenie, że nic z niego nie wynika.
Postawiłam się na miejscu Zygmunta, i gdy Baśka sugeruje pozew, on
rzuca jej z wdzięczności ręce na szyję. Nie powinien się chociaż trochę
zaniepokoić? A co, jeśli prawda wyszłaby na jaw? Brakło mi w historii tej
myśli, która prześlizgnęłaby się chociaż w jednym zdaniu.
Mimo ściśle zawiązanej fabuły tekst mną nie rusza. Ani ziębi, ani
grzeje. Na tle wszystkich tekstów opublikowanych do tej pory, mam wrażenie, że
tutaj nie miałeś albo weny, albo konkretnego pomysłu; wyszło nijako.
BŁĘKITNY SZCZYT
Co się wydarzyło w tej miniaturze, że naliczyłam aż tyle
niepoprawnie postawionych przecinków? Najwyraźniej całość nie przeszła jeszcze
przez żadną betę.
(...) nie częściej niż, [przecinek
zbędny] trzy razy do roku.
Przed „niż” stawia się przecinek
tylko wtedy, gdy dalej znajduje się czasownik. Po „niż” nie stawia się raczej
przecinka.
(...) nawet najstarsi jego mieszkańcy, [przecinek zbędny] twierdzili,
że żył tam od zawsze (...) – Ten przecinek nie
pełni żadnej funkcji w zdaniu.
(...) twierdzili, że żył tam od zawsze i był stary
już wtedy, gdy oni byli jeszcze dziećmi. Nikt też nie był pewny [przecinek] czy Rud było jego
prawdziwym imieniem.
Wydawało się, że wyłonił się wprost z falującego od gorąca
powietrza i od razu skierował swe kroki, [przecinek zbędny] do jedynego w
mieście sklepu. – Skoro był tam tylko jeden
sklep, to na pewno wypada nazywać to miastem?
Milczący starzec, [przecinek
zbędny] na ten znak zgarnął wszystko, [przecinek zbędny] do
płóciennego wora i wyszedł, nie patrząc nawet na drugiego mężczyznę.
Rud wiedział, że na jesieni, podobnie jak na wiośnie [przecinek] nie można
polegać. Są zbyt blisko zimy i zbyt chętnie ustępują jej miejsca. – Wiosna jest po zimie, w jaki więc sposób ustępuje jej miejsca?
Te coroczne wyprawy, [przecinek zbędny] na lepsze tereny
myśliwskie miały wypełnić resztę jego spiżarni i zagwarantować mu przeżycie aż
do roztopów.
Po południu, [przecinek
zbędny] znalazł ślady jelenia i poszedł
ich tropem.
Godzinę później, [przecinek
zbędny] zobaczył zwierza pochylającego
się nad krzakiem jałowca.
Ściągnął, [przecinek
zbędny] więc strzelbę z ramienia i
dokładnie wymierzył.
Nie wiedział na pewno [przecinek] czy budowla wtopiona w skałę, [przecinek zbędny] pod
górskim szczytem naprawdę była miejscem kultu, ale tak nazywał ją w myślach.
– Nie wiedział, czy budowla wtopiona w skałę pod górskim szczytem
na pewno była miejscem kultu, ale tak nazywał ją w myślach.
Zatrzymywał się tam co roku i spędzał noc, by
następnego dnia przejść na drugą stronę góry, [przecinek zbędny] i [przecinek] w drodze
powrotnej na dół [przecinek] kontynuować polowanie.
Mężczyzna miał na sobie, [przecinek
zbędny] skórzane spodnie i niebieską, wełnianą
kurtkę [przecinek] spod której widać było, [przecinek
zbędny] chorobliwie chudy, nagi tors. Jego twarz [torsu?], starą i
pomarszczoną, [przecinek zbędny] jak kawałek suszonej wołowiny, zdobił pasek czarnej farby,
wymalowany dookoła oczu.
(...) siwe warkocze, opadały mu aż do pasa, a na czubku głowy
tkwił, [przecinek zbędny] niepasujący do niczego, [przecinek
zbędny] melonik [przecinek] z wetkniętym weń
orlim piórem.
(...) stanął po drugiej stronie ogniska i długo wpatrywał się, [przecinek zbędny] w
siedzącego przy nim mężczyznę. W końcu podniósł dłoń i jednoznacznym gestem
wskazał wyjście ze świątynie[i].
Dwóch starców, [przecinek
zbędny] zastygło jak posągi.
‑ Wynocha! - zarzęził traper, [przecinek zbędny] głosem
brzmiącym [przecinek] jakby dobywał się z dna studni.
Wy [przecinek] biali [przecinek] wszyscy jesteście tacy sami.
Zabij mnie tutaj, a nigdy nie opuszczę tego miejsca. Zostanę
na zawsze i będziesz
musiał, [przecinek zbędny] przebywać z moim duchem zawsze [przecinek] kiedy, [przecinek zbędny] tu powrócisz.
Czy tego chcesz? – Dwa pogrubione zdania
mówią dokładnie to samo.
Ostatecznie, [przecinek
zbędny] zabezpieczył rewolwer i gniewnie
wcisnął go z powrotem na miejsce. [przecinek
zamiast kropki + mała litera] Po czym zaczął
rozpakowywać swoje rzeczy.
Kącik jego ust uniósł się nie znacznie [łącznie], w oszczędnym uśmiechu.
(...) podczas gdy na ścianach [przecinek] wśród prastarych
malowideł, tańczyły ich rozedrgane cienie.
Traper Rud, [przecinek
zbędny] natomiast, [przecinek zbędny] jest tam
do dzisiaj, wśród skał Błękitnego Szczytu.
W pewnym momencie kopiowałam nawet co drugie zdanie, więc słaba
interpunkcja odebrała przyjemność z czytania. Fabularnie wszystko mi się
podobało, aczkolwiek od momentu, w którym Rud zaczyna śmiać się w jaskini do
Szarej Sójki, łatwo się pogubić. Czytałam ten fragment kilkukrotnie i za każdym
razem miałam wątpliwości. Najzwyczajniej w świecie nie rozumiem, co się stało;
wnioskuję z tekstu, że traper, ostatni raz czyniąc dobrze, mógł odejść w końcu
z tego świata. Wszystko składa się w jedną całość – to dlatego ludziom wydawało
się, że jest tak stary. Ale w pewnym momencie wychodzi na to, że Rud miał
świadomość, że czeka na kogoś i kapnął się dopiero po usłyszeniu imienia?
Przecież po tym można wnioskować, że spodziewał się Indianina, więc dlaczego na
początku, gdy jeszcze nie znał jego godności, chciał wygonić go z jaskini? Rud
trochę tu nie ogarnął; wyszedł na tym prawie jak Góra.
Natomiast jeżeli dostałam informację, że Szara Sójka był Czoktawem
(tak, istnieje polski rzeczownik, więc warto umieścić go w miniaturze po polsku),
to może warto przedstawić kilka faktów na temat tego plemienia? Przeprowadzić
research? Przykładowo: piszesz o Błękitnym Szczycie, a po przejrzeniu kilku
stron Google dowiedziałam się, że Czoktawowie również mieli swój święty kopiec
– Nanih Waiya. Komunikowano się tam z duchami i chowano zmarłych. Można byłoby
to połączyć, rozwinąć, spleść inaczej, bo jeśli dobrze rozumuję i Rud zginął
(nie wiem, czy od samego początku był duchem, skoro widzieli go inni ludzie,
chociażby sprzedawca), to Szara Sójka powinien odprawić jakiś rytuał, a nie od
razu zabrać wałówę, broń i sobie odejść w siną dal.
Istnieje prawdopodobieństwo, że sens tej miniatury zupełnie
do mnie nie trafił. Jeśli inni czytelnicy również będą mieli co do niego
wątpliwości, być może pomyśl o tym, by dopieścić historię – szczególnie
końcówkę – o subtelne wskazówki i końcowe wyjaśnienie.
.: O STYLIZACJI JĘZYKOWEJ SŁÓW KILKA… :.
W tym momencie muszę zauważyć, że (pomijając masę powtórzeń, o
których będzie niżej) masz bardzo nietypową, mocno ukorzenioną stylizację
językową narracyjną. Jest w niej coś… starego, ale i świeżego ze względu na to,
że coraz mniej osób pisze w taki sposób.
W każdym opowiadaniu jest ta stylizacja tak samo intensywna.
Podkreśla, ale nie przerysowuje atmosfery, którą wprowadza. Nie tworzy parodii
i jest jak najbardziej przyswajalna. Język narracji masz bardzo dojrzały,
niewymuszony i często bezpośrednio uosabiający przyrodę. Niektóre teksty
przypomniały mi pisaninę Janiny Porazińskiej, którą pamiętam jeszcze z okresu
dzieciństwa z jej słynnych opowiadań z serii Za górami, za lasami.
Ale nie wszystkie testy takie są – w innych czuć mocno
amerykański, współczesny klimat (chociażby Dziwne spotkania Franka Wilsona)
i tam równie mocno dałeś czadu. Nie ma stylistyki gorszej czy lepszej; we
wszystkim sprawdzasz się świetnie.
Można śmiało powiedzieć na podstawie obserwacji ruchu blogowego,
że w dzisiejszych czasach tematyka tak mocno powiązana z naturalnym
środowiskiem leśnym bądź wiejskim powoli odchodzi do lamusa, tym bardziej
dotyka to tekstów, w których stylizacja językowa jest gwarowa i czasem promuje
folklor. Na tym wnioskuję wręcz przeciwnie, że twoje miniatury – wśród tych
wszystkich młodzieżowych blożków – są bardzo oryginalne i prawdziwe. Za tym
stoi też uniwersalny i ponadczasowy przekaz twoich tekstów, który głosi, że
dobro zawsze zwycięża zło, niegodziwość zostaje ukarana, a szlachetne i czyste
serca otrzymują zasłużone nagrody.
Mimo że niektóre notki (szczególnie początkowe) nafaszerowane są
błędami, to czyta się je bardzo lekko i przyjemnie, gdyż narracja jest
poetycka. Z twoimi tekstami się płynie; wyrusza na wędrówkę lub siada przy
ognisku, przy którym jakiś starszy pan opowiada gawędy. Intuicja mi mówi, że
tworzysz wiersze ukierunkowane na podobny tor; pochwaliłeś się tylko kilkoma.
To też zaleta – każda miniatura jest inna, masz bogaty wachlarz pomysłów, które
wykorzystujesz bardzo trafnie i nie przestawaj tego robić, bo świetnie się w
tym odnajdujesz.
.: POWTÓRZENIA :.
Twoje opisy byłyby dużo bardziej przyjemne w odbiorze i mocniej
zapadałyby w pamięć czytelnika, obrazując mu świat, gdyby słownictwo, które
wykorzystujesz, nie było oklepane. Co kilka zdań widać podobne konstrukcje
zawierające najczęściej być, mieć, który, jednak. Często udaje
ci się sklepać z tych powtórzeń ciekawy zabieg stylistyczny (jak miało to
miejsce w np. Śnie szaleńca), ale najczęściej to psujące efekt
końcowy niedopatrzenia. Obsesyjnie lubisz zaczynać zdania od „gdy”. Ma to swój
urok, ale bez przesady, kiedy mamy z tym do czynienia czasem i w co trzecim
zdaniu. Czytaj przed końcową publikacją teksty na głos – powoli i wyraźnie –
aby wykluczyć tego typu niuanse.
.: INTERPUNKCJA I INNE KWESTIE POPRAWNOŚCI:.
Przyznam się, że czytając pierwsze posty, miałam czasami na końcu
języka takie soczyste: cholera! Przecież gość tak dobrze pisze, ma
przyjemny i ciepły styl. Jak można tak rzucać sobie przecinkami na
chybił-trafił? To nie jest totolotek. W twoim przypadku i tak częściej
było „trafił”, ale to nie znaczy, że da się instynktownie wszystkie znaki
umieścić na swoich miejscach. Wyżej już podawałam przykłady i zasady, tutaj
wspomnę tylko o pracy z betareaderem. Jest to świetne rozwiązanie – oddać swoje
teksty w ręce korektorów-wolontariuszy. To już nie tylko chodzi o czepialstwo,
ale o profesjonalizm autora i o estetykę tekstu; często też przez brak
przecinka lub średnika ciężko rozgryźć sens zdania. Osobiście mogę poprawić ci
całość, w tym interesie jednak należy do mnie napisać na priv, nie na łamach
ocenialni. Polecam również serwis: http://betowanie.blogspot.com/
Gdybyś chciał swoje teksty publikować dla szerszej publiczności,
raczej bez tego się nie obejdzie, chyba że jesteś ambitny i chce ci się samemu
rozpracować wszystkie zasady, a nie jest ich znowu tak mało. Zachęcam jednak do
przyswajania wiedzy o poprawności językowej i mam nadzieję, że ta ocena
przybliżyła ci chociaż trochę temat.
.: TYTUŁY UTWORÓW :.
Niektóre z nich składają się z dwóch członów i czasem ten drugi
zaczyna się wielką literą (np. Domowe Ognisko, Skrzynia
Skarbów). Ale w tytułach utworów literackich używa się jej tylko w
pierwszych wyrazach, np.: Ogniem i mieczem, Straszny dwór, Konstytucja
3 maja, Słownik języka polskiego.
.: POPRAWNY ZAPIS DIALOGÓW :.
Zacznijmy od kwestii kresek, które wykorzystujesz w swojej
pisaninie. Opcje są trzy:
DYWIZY. To te najkrótsze, często
nazywane łącznikami, [-] i spełniają tylko jedną funkcję (zgodną z
nazwą), czyli łączą wyrazy; w przypadku połączeń takich jak np.:
biało-czerwony, Kowalska-Nowak czy Kędzierzyn-Koźle. Warto zauważyć, że łącznik
jest znakiem zapisywanym zawsze bez spacji po bokach. Łatwo to zapamiętać, bo –
sam przyznaj – głupio wygląda Kędzierzyn - Koźle.
Znakiem interpunkcyjnym, który zapisuje się ze spacjami po bokach,
jest myślnik. Dzieli się on na pauzę [—] lub półpauzę [–]. Nie zamiennie –
jeśli zdecydujesz się na wykorzystywanie jednej formy w danej pracy, to trzymaj
się jej konsekwentnie do końca tekstu. Obie są poprawne i właściwie ich
zastosowanie niczym się od siebie nie różni, no poza oczywiście długością samej
kreski.
PÓŁPAUZY nie znajdziesz na swojej
klawiaturze, ale [–] możesz uzyskać ją poprzez kombinację
alt+0150 z klawiatury numerycznej, natomiast PAUZA [—] to
alt+0151. Przytrzymaj wciśnięty lewy Alt i wybierz kolejno podane cyfry. Musisz
przy tym tylko zwrócić uwagę, czy masz włączoną klawiaturę numeryczną (klawisz
NumLock).
Z taką wiedzą możemy przejść teraz do poprawnego zapisu dialogów.
Weźmy sobie na przykład taki oto fragment z Latającego chłopca:
- Czy wszystkie koty mówią?
- A czy wszystkie dzieci potrafią latać? - burknęło
zniecierpliwione kocisko.
- Tak – odpowiedział [kto?] i energicznie kiwnął głową.
- Jak to?! - zwierze[ę] pierwszy raz skierowało na chłopca swój wzrok.
- Wszystkie dzieci potrafią latać- kontynuował chłopiec – ale
bardzo niewiele to robi.
Na początku zastąpmy błędne dywizy (łączniki) półpauzą. Zwróćmy
też uwagę na zmiany, które pojawiły się, gdy poprawiłam dialog:
– Czy wszystkie koty mówią?
– A czy wszystkie dzieci potrafią latać? – burknęło
zniecierpliwione kocisko.
– Tak – odpowiedział chłopiec i energicznie kiwnął głową.
– Jak to?! – Zwierzę pierwszy raz skierowało na niego
swój wzrok.
– Wszystkie dzieci potrafią latać – kontynuował – ale bardzo
niewiele to robi.
Jesteś ciekawy, dlaczego Zwierzę zapisałam wielką
literą? Odpowiedź jest prosta. Jeśli komentarz po wypowiedzi opisuje zachowanie
bohatera niezwiązane z wypowiedzią, np. skierował swój wzrok/wstał
z krzesła/podszedł do okna/zamyślił się – wypowiedź kończymy
kropką, a komentarz zaczynamy wielką literą.
Odwrotnie jest w przypadku, w którym komentarz narratora ściśle
dotyczy wypowiedzi np. powiedział, odpowiedział, wykrzyczał,
kontynuował – wtedy zdania nie kończymy kropką, a
komentarz zaczynamy małą literą (ponieważ traktujemy go jako
dalszą część wypowiedzi). Analogicznie tak samo jest więc w ostatnim wersie
dialogu, kiedy chłopiec kontynuuje wypowiedź. Nie ma tam znaków i występują
małe litery.
Więcej informacji i szczegółów o poprawnym zapisie dialogów
znajdziesz tutaj: KLIK.
Wiesz, za co lubię twoje miniatury? Za akcję, akcję i akcję.
W Skrzyni skarbów w trzech akapitach zostało pokazane, kim
jest Zina i co robi. Znajduje mapę skarbów i przygotowuje się do poszukiwań.
Nie marnujesz słów na daremne opisy jej wyglądu (przeważnie autorzy męczą oczy,
włosy i ubranie), jej wnętrza, jej przemyśleń. Nie lejesz wody, utrzymujesz
stałe tempo, które mi odpowiada. Wszystko dzieje się szybko, ale nie za szybko.
Kreujesz sceny. Nawet jeśli bohater nie robi zbyt dużo, to w tym momencie nie
wnikasz narracją w jego złożoną psychikę i nie eksponujesz wnętrza, przesadnie
filozofując. Twoi bohaterowie mówią, poruszają się, żyją. Mogę to obserwować
oczami wyobraźni jak na dobrym, krótkometrażowym filmie. Ty mi pokazujesz, a ja
wyciągam wnioski i w tym tkwi największa frajda z czytania. W końcu doczekałam
się tekstu, który nie emanuje ekspozycją i nie opisuje, co czuje bohater, ale
ewentualnie JAK czuje, bym mogła na tym bazować. Wiesz, na czym polega pisanie,
a to zawsze dobrze wróży. I dobrze się kończy.
Na dzień dzisiejszy? Dobry. Twoją pisaninę będę
określać jako wartościową, ale pełną byków – niekoniecznie tylko tych zakładowych z Braci
Wilków. Żałuję, że nie prowadzisz dłuższego opowiadania, bo o ile w
tekstach krótkich sprawdzasz się znakomicie, tak ciężko mi spekulować, jak
wyglądałaby twoja dłuższa produkcja – w takich utrzymanie tempa, zbudowanie
bohaterów i wykreowanie im tła to wysoka poprzeczka, którą miałbyś szansę
przeskoczyć.
*Pozdrowienia z polskiego Kentucky, Jacku :)
*
* Ślicznie dziękuję Hiroki za betę *
* Gify i obrazki: tumblr.com i giphy.com *
Alicjo! Zacznę od podziękowań za twoją analizę i ocenę, nie ważne ile zajęło ci jej napisanie, niektórych rzeczy przyspieszać nie wolno. Przyznam szczerze, że miałem wątpliwości oddając pod twoją krytykę swoją bazgraninę, wierzę, że nie muszę wyłuszczać ich przyczyn. Okazuje się, że niepotrzebnie się obawiałem, wydajesz się być osobą bardzo profesjonalną, właściwie jedyne do czego mógłbym się przyczepić to to, że miejscami zbytnio mnie chwalisz. (Kilka razy, zapewne spłoniłem się jak dziewiętnastowieczna panna na wydaniu, co jeżeli znasz moją aparycję, musiało być niezwykle zabawnym obrazkiem. Powinienem był zrobić zdjęcie.) Po kolei, jednak:
OdpowiedzUsuńZacznę od mojej nieszczęsnej interpunkcji i innych błędów, którymi Cię zasypałem. Jeśli chodzi o przecinki, dywizy, myślniki i resztę tego inwentarza, to nie mam dobrej wymówki. Nie widzę tego, nie czuję, instynktownie nie jestem w stanie za tym nadążyć. Wszelkie próby powrotu do tekstu w celu jego poprawy, według zasad poprawnej pisowni, to droga przez mękę. Piszę dla przyjemności, jest to rozrywka, tymczasem prowadząc korektę, zmieniam to w pracę i zaczynam nienawidzić własny tekst. Od razu przypominają mi się czasy studiów, których serdecznie nie cierpiałem, i które na długi czas zabiły we mnie miłość do literatury. Z człowieka czytającego książki dziesiątkami i piszącego co nieco, zmieniłem się w kogoś kto z literaturą, nie chciał mieć nic do czynienia. Dopiero po roku czasu, kiedy nie przeczytałem nawet artykułu w gazecie (po raz pierwszy od kiedy umiałem składać litery) naszła mnie nieodparta ochota, by ponownie przeczytać „Rudego Orma” i przez niego znalazłem ścieżkę powrotu do świata książek. Jeśli znasz ten utwór, pewnie wiele Ci to powie na temat tego jak piszę. Ale, ale... Robię tutaj długą, niepotrzebną zupełnie dygresję, wróćmy zatem do rzeczy. Interpunkcja jest nie tylko czymś czego nie umiem ale również nienawidzę robić, więc odpuszczam, mea culpa. Czasem korzystam z pomocy korektora („beta” to koszmarne określenie, nie będę go używał) a czasem nie. Wychodzi jak wychodzi, oczywiście zdaję sobie sprawę, że to moja pięta achillesowa, ale cóż do druku na razie nic nie idzie, więc martwię się tym tylko trochę.
Powtórzenia z kolei, to moja zmora i koszmar, nienawidzę faktu, że tyle ich stosuję i tak mało wyłapuję. Podobnie jak moje notoryczne rozpoczynanie zdań od „Gdy”. Spróbuję twojej metody z czytaniem na głos. W przypadku tych błędów, jestem z Tobą i naprawdę mam zrobić wszystko co w mojej mocy by wyrugować je ze swojej pisaniny, tak mi dopomóż Bóg.
Tak więc, jeżeli chodzi o stronę czysto techniczną, z góry zakładam, że we wszystkim masz rację i dziękuję za wyłuszczenie błędów (kiedyś na pewno się zmuszę by siąść i wszystkie je poprawić, a potem wziąć długi gorący prysznic w towarzystwie butelki wódki.) Chciałem tę kwestię poruszyć w pierwszej kolejności, by móc już podjąć polemikę na gruncie, w którym mam więcej do powiedzenia, czyli treści i fabuły. Za porządkiem:
COŚ
Dokonałaś bardzo trafnej interpretacji. COŚ jest personifikacją strachu, uprzedzeń, dlatego zdecydowałem się zostawić tak duże pole dla wyobraźni, jeżeli chodzi o jego wygląd. Utwór, pisany w stylu bajki mogą go jednak czytać również dorośli, przynajmniej w moim odczuciu powinni. COŚ ma być, abstrakcyjne, przerysowane śmieszne – bo śmiech pokonuje strach.
Dąb i wiatr
Nie wiele mam do dodania, tylko tyle, że cieszę się z tego jak odebrałaś ten tekst, w którym zarzucono mi kiedyś banalność i wtórność. Miał być częścią serii „Symfonia Świata”, która nigdy nie powstała, ale może kiedyś będę miał czas na pisanie i wtedy powrócę do projektu.
Dwie noce w Szwecji
OdpowiedzUsuń„nie spotkałam się z kolokwializmami” - Na wszystko jest czas i miejsce, nawet na kolokwializmy, jednak moim zdaniem w słowie pisanym są to wyjątki, kiedy styl narracji wypełniony kolokwializmami pasuje do czegokolwiek. Tą historię spisałem tak jakbym ją komuś opowiedział własnymi słowami, z tym wyjątkiem, że usunąłem z niej wszystkie „kobiety lekkich obyczajów”, którymi zwykle gęsto okraszam swoje wypowiedzi.
„w jednym takim rzędzie naliczyłam tych rowerów może z dziesięć” - Niestety, Melissa nie zrobiła zdjęcia temu olbrzymiemu parkingowi rowerów, który znajduje się zaraz obok dworca autobusowego w Uppsali – tam, przysięgam, były ich setki! A przez całe miasto można natrafić na kolejne, chociaż już mniej okazałe.
„A w ogóle powinnam pochwalić cię za… interpunkcję.” - Nie mnie, niestety. Jeśli z interpunkcją jest wszystko w porządku, to na 99% jest to zasługa kogoś innego.
„Opis Skandynawów zdziwił mnie totalnie…” - Śmiem twierdzić, że mniej niż mnie, zadziwił ich widok. Zresztą cała wizyta w tymże kraju była przedziwna, przez całe dwa dni czułem się zagubiony jak bździna w huraganie a nie przydarza mi się to zbyt często.
„Pod notką zaznaczyłeś, że zdjęcia należą do Melissy, a w tekście nazywasz ją „M”.” - Tekst powstał na długo przed blogiem. Nigdy tego nie zmieniłem bo... no cóż, leń ze mnie.
Wystawiłaś mi pod tym tekstem bardzo pochlebne podsumowanie za co jestem wdzięczny. Mam wrażenie, że ta notka przypadła ci do gustu bardziej niż inne. Jeżeli chcesz, mogę ci wysłać serię moich dzienników/felietonów utrzymanych w podobnej, aczkolwiek luźniejszej i bardziej osobistej, konwencji narracyjnej – tak prywatnie, bez stresu o ocenę, chociaż nie pogardziłbym krótką recenzją.
„Jesteś więc artystą literackim wszechstronnym” - Aż się zacukałem jak przeczytałem to zdanie. Chociaż mile połechtałaś moją próżność to, żaden ze mnie artysta, a co dopiero jeszcze literacki. Jestem po prostu gadułą, dla którego każdy powód jest dobry by mleć ozorem (czy machać piórem, albo walić w klawiaturę... wiesz o co mi chodzi. Produkować słowa! O!)
Latający chłopiec
OdpowiedzUsuń„I wracamy, nie rozumiem dlaczego, do kłopotów z poprawnością interpunkcyjną. Proszę, wyjaśnij mi w komentarzu, z czego wynika fakt, że raz stawiasz te kreski na odpowiednich miejscach, a raz nie.” - To proste. Czasem ktoś się zlituje i poprawi, czasem nie. Takie życie.
Nie spodobało mi się jedynie to, że w przypadku obydwu tych postaci użyłeś w dialogu sformułowania „burknąć” […] osobiście użyłabym bardziej odpowiedniego czasownika, np.: „szepnąć”. - Masz absolutną rację.
Skrzynia skarbów
Tutaj miałem, wybacz, spory ubaw czytając twoją recenzję. Przez cały początek myślałem: „Załapie? Już? Załapie? Załapała!”. Nie straciłem jednak wiary w Ciebie, ani na chwilę. Masz rację SS to bajka, realizmu nie ma w niej za grosz, a gdybym próbował go wprowadzić, nie zamknął bym się ani w sześciu, ani pewnie w sześćdziesięciu stronach (chociaż przeszło mi przez myśl by kiedyś napisać ten utwór jeszcze raz w innej konwencji jako znacznie dłuższą formę). Najważniejszy był tu dla mnie jasny przekaz końcówki. Morał, który zawarłem w historii nie mógł być przytłoczony przez nadmiar i kompleksowość zdarzeń go poprzedzających, no i wreszcie, pisałem ten utwór z myślą o dzieciach a one jak sama powiedziałaś mają w nosie prawa fizyki.
Biała klatka
Ty nie miałaś zastrzeżeń i ja również ich nie mam. Poza jednym, odarłaś moją „klatkę” z całego woalu tajemnicy i metafor, którym starałem się ją okryć. Ale co tam, może i dobrze się stało.
Sen szaleńca
„Wiem, że to sen; wszystko jest możliwe i tak naprawdę czego bym nie wymyśliła, to i tak „sen” byłby kontrą na każdą moją uwagę fabularną.” - Dokładnie.
„Jednak po rymowanej akcji nagle urokliwa stylizacja znika.” - Dokładnie w tym samym momencie, w którym bohater budzi się ze snu. Przypadek? Nie wydaje mi się. Chciałem w ten sposób zaznaczyć granicę między jawą a snem, jako że wydarzenia w tekście, mogłyby insynuować, że to dalsza część urojeń.
Domowe ognisko
OdpowiedzUsuń„Cheerleaderka i sportowiec mogą śmierdzieć sztampem.” - Tak! Cuchną nim z daleka i o to chodzi. Czytając twoje komentarze z początku uśmiechałem się pod nosem, mimo iż wyraźnie czułem zniechęcenie do historii. Oznaczało to bowiem, że odebrałaś ją tak jak chciałem by była odebrana. Początek miał być sielankowy, trochę sztampowy, przywodzący na myśl amerykańskie filmy i seriale. Co za tym idzie wiał nudą i ciężko się z tym kłócić. Początkowo ta historia miała zaczynać właściwie od momentu w którym Tom zaczyna rąbać drewno. Uznałem jednak, że przechodząc od razu do sedna, nie zapiszę się ona w niczyim sercu ani pamięci. Musiałem ją więc opakować. Sprawić by czytelnik mógł poznać i polubić bohaterów, zżyć się z nimi chociaż odrobinę. Dopiero wtedy przesłanie i zakończenie będą miały właściwy wydźwięk i emocjonalną wagę, którą mieć powinny. Stąd sielanka, brak większych problemów, szpaler dobrych zakończeń. Dodatkowo pragnąłem uśpić uwagę czytelnika.
Przy kilku tekstach wspominasz u mnie o prostocie, wręcz banalności i jest to niezmiernie trafne. Uwielbiam banały, bawienie się nimi dostarcza mi nielichej frajdy. Szczególnie w odniesieniu do tekstów życiowych. Bo czyż życie nie jest banalne? Wstajesz rano, odprawiasz toaletę śniadanie i inne rytuały, by pójść do pracy a potem wrócić do domu, zapchać żołąd i pójść w kimę. Przychodzi piątek – bar i twardy reset alkoholem. Banał. Dlaczego od historii, które czytamy wymagamy więcej? Dlaczego chcemy by były oderwane od rzeczywistości a jednak tak rzeczywiste jak to tylko możliwe? Przecież to dziecinada! Dlatego przerzucam banały, wplatając w nie elementy zaskoczenia, bo i życie przecież może zaskoczyć, chociaż zwykle nie tak jakbyśmy tego chcieli.
Odniosę się przy okazji do twojej uwagi odnośnie mojej anachroniczności w sposobie narracji. Nie jesteś pierwszą osobą, która zwróciła mi na to uwagę, ani drugą, trzecią również nie. Zgadzam się z wami wszystkimi i teraz pisząc to przypominam sobie pierwszą osobę, która się mnie o to czepiła panią doktor, która uczyła mnie translatoryki. Powiedziała: „Panie Jacku, przecież w taki sposób się nie mówi”. Odpowiedziałem: „Pani Doktor, proszę sobie przedstawić, że akurat moja metoda narracyjna w pełni pokrywa się ze stylem oratorskim.” Robię to dalej, lubię swoje maniery językowe uważane przez gro ludzi za dziwaczne, archaiczne a nie raz również i pretensjonalne. Uważam, że nie trzeba od nowa wynajdywać koła za każdym razem, gdy człowiek ma ochotę gdzieś pojechać. Jeśli są już sprawdzone metody nie warto wyważać otwartych drzwi. Dość jednak komunałów i dygresji, lecimy dalej.
Motyw z koszulką – jak najbardziej prawdziwy, nie znam jednak żadnych źródeł, moje doświadczenia w tej kwestii są wyłącznie empiryczne. Jak miałaby ona natomiast powstrzymać ewentualnego złodzieja? Nijak, w końcu to tylko element garderoby. Jednak jeśli ktoś już decyduje się aby coś takiego zrobić, znaczy to, że auto z jakiejś przyczyny nie jeździ (w innym wypadku zapewne właściciel nie zostawiłby go na poboczu). Tak więc, ewentualny amator cudzej własności musiałby je naprawić przed kradzieżą.
„Szkoda, że nie pojawił się tu chociaż krótki, ich wspólny dialog” - Tutaj chyba, byłaby to kwestia gustu. Chwaliłaś mnie kilkukrotnie za zwięzłość stylu, wprowadzenie takiego dialogu łamało by tą konwencję.
„Nie musisz najpierw uprzedzać, co bohater ma zamiar zrobić” - Fakt - nie muszę, ale jest to na tyle banalne, że wydało mi się zabawne.
„gdybyś zechciał zamienić je na „jednogłośnie”” - Zechciałbym. Zupełnie zapomniałem o tym słowie, z jakiegoś powodu.
„oczy mi się zaszkliły” - A w moim zamyśle miałaś się popłakać. Muszę widocznie popracować nad warsztatem. A teraz zupełnie poważnie: cieszę się że udało mi się wywołać takie emocje jak zamierzałem, odbieram twoje podsumowanie tego utworu jako wielki komplement i kłaniam się nisko, brodą zamiatając podłogę.
Bracia Wilcy
OdpowiedzUsuńUff... od czego by tu... a tak! Cały tekst powstał jakieś osiem lat. Był właściwie „pisany na kolanie”, naskrobany z tyłu zeszytu do bodajże gramatyki opisowej języka SCS albo innego tałatajstwa. Zacząłem go pisać zwyczajnie z nudów i wbrew temu co napisałaś nie przeprowadzałem żadnego researchu – dlatego kuleje tło. Wyłapałaś większość miejsc w których maskuję swoją niwiedzęGdy odnalazłem te zapiski, o których przez lata myślałem, że zaginęły na zawsze wraz zresztą mojej wczesnej twórczości, po prostu wklepałem wszystko słowo w słowo w komputer żeby mieć jakąś kopię. Potem zdecydowałem się go upublicznić, żeby przekonać się czy projekt w ogóle warto kontynuować. Mam szczerą nadzieję, że kiedyś to zrobię ale linia fabuły jest materiałem na powieść a nie miniaturę, żeby natomiast powieść napisać musiałbym przeczytać z 20 książek w tym temacie i wszystko kompletnie przeredagować a potem jeszcze raz dostosować całość historii do nowo zdobytych informacji. Cholernie dużo pracy, dla kogoś aktywnego zawodowo, nie raz po 10-12h dziennie 7 dni w tygodniu. Pewnie podejmę się tego zadania jak tylko wygram na loterii (zważ, że powiedziałem „jak” a nie „jeśli”- to tylko kwestia czasu).
Jestem bardzo mile zaskoczony, że aż tak spodobał Ci się ten utwór, w moim odczuciu najmniej doskonały, z którym jednak osobiście wiążę największe nadzieje. Prawie jakbyś mnie znała... podejrzane.
Dla M
„jeśli tekst ma być współczesny, nie przesadnie przestarzała metoda” - Tekst ma być współczesny, autor niestety nie jest. Żarty na bok, uzmysłowiłem sobie coś dzięki Tobie: mimo moich wielkich starań by pielęgnować u siebie język polski, w kilku miejscach znalazłaś u mnie błędy wynikające z „zaporzyczeń” (niedosłownych) z języka angielskiego. To jest doskonały przykład aparat fotograficzny to „camera” a kamera to „video camera” i taki mały gałgan mi się prześlizgnął. Wstyd Nazareth, wstyd!
„Trochę zżarła mnie zazdrość” - niepotrzebnie, każdy człowiek jest inny. Jak ci mogę napisać jakiś tekścik, ale gdybyś kiedyś potrzebowała nawigatora i miała do dyspozycji jedynie mnie, to oboje bylibyśmy w ciemnej... wodzie.
Tutaj po raz kolejny starałem się łączyć przyziemne porównania z finezyjną narracją i po Twoim podsumowaniu wnioskuję, że wyszło nie najgorzej. Dziękuję Ci za to.
Most
Ten tekst nie ma nic wspólnego ze stawaniem się mężczyzną. Jest o pogoni za celem, który sobie stawiamy, o presji społecznej, ludziach którzy stoją nam na drodze do spełnienia marzeń. Czasem łagodność przychodzi jedynie z pozycji siły a okrucieństwo maskuje niedowartościowanie itp. itd. Myślę, że nie muszę więcej tłumaczyć, mądra z Ciebie dziewczyna sama dopowiesz sobie resztę.
Ostatni kowboje
OdpowiedzUsuńTen wiersz jak każdy inny, który zdarzyło mi się popełnić, napisałem pod wpływem impulsu. Liryka jest dla mnie rodzajem literackiego resetu. Jest słaby, podobnie jak reszta mojej „poezji”, ale nie jestem poetą (tylko piję jakbym był), nawet nie wierszokletą, w najlepszym wypadku nazwałbym sam siebie rymorobem – tak, to zdecydowanie pasuje.
Zemsta drwala
„I tam, i tutaj mam do czynienia z niesamowitą lekkością, podobną stylistyką. Całość wciąga do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie sprzedawałeś aby kiedyś chłodziarek.” - o tak, mów mi tak jeszcze! Znowu łechtasz moją próżność, co w sumie nie jest trudne (było, nie było jestem mężczyzną). A zupełnie serio miałem wrażenie, że ta miniatura spodobała Ci się bardziej niż jej kontynuacja co mnie dziwi. Proszę podziękuj również Hiroki za jej mini-recenzję. A tak, żeby rozwiać wszystkie wątpliwości: nigdy nie sprzedałem nawet jednej chłodziarki.
„Frank zapytał Jona, czy może postawić mu drinka.” - Znowu to o czym mówiłem przy „Dla M” przetłumaczyło mi się na wprost: „Can I buy you a drink?”. Zły Nazareth, nie dobry, fuj, fuj!
Dan's Macabre
„skąd Frank ma tyle pieniędzy, aby tak sobie szastać” - Inna rzeczywistość, w USA a już szczególnie na południu, takie zachowanie to nie jest wielkie szastanie kasą, może trochę, ale raczej nie wiele osób by to zdziwiło.
„nie wiem, gdzie znajdują się bohaterowie” - Ups... ale gafa. Dzięki, że to znalazłaś.
Książę i kowal
„Samo określanie bohaterów za pomocą jakiegośtamwłosego/jakiegośtamokiego świadczy raczej o słabym warsztacie autora.” - Siliłem się na baśniowe słownictwo. Być może, mi nie wyszło muszę to zagadnienie przetrawić.
Miałem nadzieję, że jako pierwsza osoba powiesz coś o dwuznaczności tytułu, szkoda... Miałem coś jeszcze napisać ale chyba tylko bym się bardziej rozwodził nad tematem prostoty i morału a wydaje mi się, że już wcześniej wyczerpałem temat. A zatem...
Bokser
OdpowiedzUsuń„wyrzucać pięść jest w porządku?” - Jasne, że tak! Z tym, że w języku angielskim... żeby to tak...
„Oglądałeś może animację One Punch Man?” - Nie, słyszałem o tym ale w życiu nie widziałem jednego odcinka. Dni, w których miałem czas oglądać anime niestety już dawno minęły.
„Góra ani się specjalnie nie narobił, ani jakość wybitnie nie starał się zmienić swojego życia” - To prawda i o to tutaj chodzi. Świetnie, że to wyłapałaś.
Zgadzam się z Tobą, że ten krótki tekst wyczerpał temat Góry. Tak jak „Most” miał coś przekazać i skończyć się. Niektóre teksty to tylko narzędzia, cóż z tego że czasem nieporadne?
Korpo
„Nie powinien się chociaż trochę zaniepokoić?” - Nie. Zygmunt jest socjopatą, oni nie myślą takimi samymi kategoriami jak reszta ludzi.
Błękitny szczyt
„od momentu, w którym Rud zaczyna śmiać się w jaskini do Szarej Sójki, łatwo się pogubić „ - Trzeba umieć się przyznać do porażki. Przekombinowałem. Tłumaczę: Nazwa potoczna sójki szarej czy też sójki zwyczajnej to whiskey jack. Podobnie jak imię bóstwa z indiańskich mitów Wisakedjak, które biali kolonizatorzy zaczęli po swojemu przezywać Whiskey Jack, był to podstępny bóg psotnik (coś jak bardzo daleki kuzyn Lokiego z mitologi Nordyckiej). Rud więc mógł spodziewać się kogokolwiek, lub czegokolwiek albo zgoła niczego, a Jack jako bóg nie musiał odprawiać rytuału bo na bogów, jest przecież bogiem.
Tak czy inaczej zdaję sobie sprawę, że ten tekst jest za trudny i zbyt zagmatwany, dla czytelnika nie mającego pojęcia o mitologii Indian, a takich jest pewnie nie wielu.
Podsumowując:
Cieszę się, że postanowiłem zaryzykować i pozwolić Ci siebie ocenić. Czytając twoje recenzje zaglądałem ponownie do swoich tekstów, by odnieść do nich poszczególne uwagi. Uzmysłowiłem sobie wiele rzeczy, wiem nad czym muszę a nad czym chcę pracować. Zdałem sobie też sprawę z własności, mojego bazgrania, których zmieniać nie chcę, czy też uważam że nie powinienem.
W twoim podsumowaniu, wypadłem lepiej niż się tego spodziewałem a może nawet miałem nadzieję usłyszeć więcej konstruktywnej krytyki odnośnie fabularnych aspektów moich historii. Jestem jednak bardzo zadowolony z całego doświadczenia i mimo że dalej nie wiem dlaczego piszę i co z tym zrobię to wiem, że nadal będę tworzył nowe teksty.
Mam również nadzieję, że uda nam się kiedyś znów podyskutować o literaturze, oczywiście jeśli będziesz chciała.
Serdeczności.
J.P.
Ach, Jacku!
UsuńDziękuję ci za ocenę oceny! No to się wspólnie ponawigowaliśmy troszeczkę, co? ;)
Wiesz, czym są mieszane uczucia? To ten moment, kiedy czytasz wspaniały komentarz i uśmiechasz się wielokrotnie, ale z drugiej strony te przecinki nie dają ci spokoju i zwracają twoją uwagę.
A przynajmniej ja tak mam.
No ale cóż, sam dobrze wiesz, że niektórych elementów nie da się wyperswadować i chwała ci za to. Nadal wychodzę z założenia, że liczy się przekaz. To, jaki obierzemy kurs, by ulepszać jego formę, to indywidualna kwestia – ważne, by iść ku lepszemu. Dlatego mogę sprawdzać (by już nie pisać "betować") twoje teksty.
Tytuł Dan's Macabre skomentowałam jednym bodajże określeniem „genialny”. I tak już za bardzo zaspoilerowałam treść, a powinno znaleźć się wielu chętnych do czytania. Sama, na przykład, pokazałam Przedszkole mojej mamie. Ojcu – tekst o kryzysie twórczym, bo matka nie przetrawiłaby tych wulgaryzmów. Jak łatwo wywnioskować, twoje teksty musiały zwyczajnie trafić w mój gust, przy czym bardzo chciałam tę notkę napisać, jako że miałam już styczność z taką pisaniną. Nie zgłosiłeś się do mnie, aczkolwiek poprosiłam maximilienne o możliwość sklejenia tej recenzji, bo wiedziałam, że będzie to dla mnie wysoko postawiona poprzeczka. Nie codziennie trafiają mi się blogi, które interesują. I inspirują, bo przy okazji wróciłam do swoich starych projektów.
Nie mogłabym tego nie docenić, dlatego też wpis ten może wydawać się reklamówką dobrego towaru. Przepraszam, jeśli na coś nie zwróciłam uwagi. Co mi wpadło w oczy – opisałam i cieszę się, że przyda ci się to w przyszłości. W przyszłości możemy również podyskutować o literaturze.
Przepraszam też, że nie korzystam z dobrodziejstwa formy grzecznościowej, ale przywykłam nie używać jej w internecie.
Pozdrawiam! :)
A.G. Skoiastel
PS Anime polecam!