[64] ocena bloga: niemozliwezycie.blogspot.com

Autor: Kitty K.
Tematyka: obyczajowe, romans, dramat
Oceniająca: NieFikcyjna



Wygląd

Na blogu panuje błękit. Po lewej zaś znajduje się urocza, delikatna blondyneczka. Szablon jest ładny, blog estetyczny, schludny. Czcionka odpowiednia, dobrze widoczna. Zakładki ciekawe, żadna nie wydaje się zbędna, podobnie jest z gadżetami w kolumnie.
W trakcie pisania pojawił się jeden, irytujący problem: nie da się zaznaczyć tekstu blisko prawej krawędzi pola przeznaczonego na post, zaznacza się za to tekst w ramkach.

4/5



Treść

„Odbudować życie”

Prolog, a może bardziej prolożek, ma dokładnie 102 słowa i te słowa kompletnie mnie nie porwały. Jest to po prostu kilka zdań, które ani nie zawiązują akcji, ani nie przedstawiają wydarzeń poprzedzających fabułę opowiadania. I cóż więcej powiedzieć, jeśli nie ma w tych stu dwóch słowach niczego odkrywczego?

Pierwszy rozdział od początku wprowadził mnie w konsternację. Dlaczego w prologu narratorem był mężczyzna, a ni stąd, ni zowąd tutaj narrację prowadzi kobieta? I dlaczego po dziwnym znaczku „oOo” narrator zmienia się z powrotem w mężczyznę? Nie przekonuje mnie to. Jeśli pokażesz mi, że ma to znaczenie dla fabuły, to owszem, zaakceptuję tę zmienną narrację. Na razie zwyczajnie tego nie kupuję.

W dodatku zdecydowałaś się na czas teraźniejszy, co nie jest łatwym sposobem pisania. Wiedz, że będę niczym policyjny pies tropić potknięć w czasach.

- Podwieźć cię? Rodzice za chwilę powinni tu być, to nie problem.
Okej, właśnie odbył się pogrzeb jego siostry. Dlaczego mówi, że rodzice za chwilę tu będą? Nie byli na pogrzebie własnej córki?

Nie rozumiem zachowania Jamesa. Ani jego rodziców. Ani Lacie. Dlaczego James jest taki opiekuńczy wobec Lacie, skoro właśnie pochował siostrę? Dlaczego w ogóle nie pokazuje emocji poza troską w stosunku do Lacie? Dlaczego rodzice są tacy milczący (nie dałaś im szansy powiedzenia czegokolwiek), nieobecni, papierowi? Dlaczego Lacie jest taką ciamajdą i, umyślnie czy nie, skupia uwagę wokół siebie? Czemu w Twoim opowiadaniu największą stratą ma być strata przyjaciółki, a nie strata siostry czy, według mnie rzecz z tych trzech najgorsza, strata dziecka? To wszystko jest tak do bólu sztuczne, nieprawdopodobne. Nie chodzi o to, że strata przyjaciółki nie boli. Tylko o to, że uwydatniasz uczucia Lacie, zapominając przy tym, że strata krewnego jest równie bolesna, a może nawet bardziej. Co więcej: spychasz uczucia Jamesa na dalszy plan, ponieważ musi się zająć biedną Lacie. On stracił siostrę! Jego rodzice stracili córkę, a teraz mają przyjąć pod dach jej przyjaciółkę?! Oczywiście każdy przeżywa żałobę w inny sposób, ale mimo wszystko uważam, że mało kto zgodziłby się na coś takiego. To zbyt intymna sytuacja. Nawet dla najlepszej przyjaciółki. Nie mówiąc już o tym, że oni zdają się nie przeżywać tej straty w ogóle.

Rozdział drugi konsternację podtrzymał.

Tuż za drzwiami oddycham głęboko, wita mnie James, próbujemy się uśmiechnąć, niestety mi się nie udaje. Co innego on, jego wyraz twarzy wydaje się być taki szczery. Jakby naprawdę nic się nie stało.
Nie potrafię sobie tego wyobrazić i nie kupuję tego. Szczery uśmiech dzień po pogrzebie siostry? Ja rozumiem, że kreacja postaci, Twój pomysł i tak dalej. Kreacja kreacją, ale to jest po prostu nieprawdopodobne. Choć oczywiście wszyscy wiemy, do czego doprowadzi zderzenie troskliwego, wiecznie zadowolonego Jamesa, któremu zmarła siostra powierzyła misję opiekowania się Lacie, właśnie z Lacie, biedną, cierpiącą po stracie przyjaciółki dziewczyną, która praktycznie nie ma rodziny (jedyna ciotka jej nienawidzi).

6.jpg

Czy widmo mojej siostry będzie mnie już zawsze prześladować? Powinienem przestać o niej rozmyślać, to bez sensu.
To jest właśnie bardzo z sensem, Jamesie. Ale czeka Cię inna przyszłość.

Rodzice są w pracy, ja powinienem być w szkole.
Jak już wspominałam, każdy przeżywa żałobę na swój sposób, ale wydaje mi się, że nawet nie pomyślałaś, że rodzice mogliby nie iść do pracy, wziąć wolne, tym bardziej, że wczoraj pochowali córkę.

Wiem, że tuż obok jest biblioteka. Może gdybym zapytała się Jamesa i rodziców Alice o zgodę puściliby mnie.
Okej, rozumiem, że Lacie ma piętnaście lat, ale już bez przesady. Mogła się wyprowadzić ot tak od ciotki, która jest jej prawnym opiekunem, ale nie wystawi nosa za próg drzwi wyjściowych w domu rodziców zmarłej przyjaciółki bez ich zgody?

Rozdział trzeci

Szkoła. W mojej głowie pojawia się niemiła myśl – powinnam wychodzić z domu, iść na lekcje. Chciałabym jak najszybciej wrócić do normalności, a już wczoraj sobie odpuściłam zajęcia.
Jak już wspominałam wyżej – w takim przypadku opuszczanie lekcji byłoby całkowicie normalne. Śmierć kogoś bliskiego jest przeżyciem wstrząsającym, zwłaszcza śmierć niespodziewana.

Nie mam zrobionych zadań, a na wczoraj miałam przynieść wypracowanie. Jednak myślę, że nauczyciele zrozumieją. Informacja o tragedii musiała dojść do gimnazjum.
No raczej, że tak. Choćby po to, żeby potem wściekły nauczyciel nie dzwonił do rodziców, że córka nie raczyła przyjść do szkoły (akcja Twojego opowiadania ma miejsce gdzieś za granicą, a w innych krajach niż nasz wagarowanie nie jest takie łatwe, właśnie dlatego, że nauczyciele tego samego dnia informują rodziców o nieobecności dziecka).

Mówienie do niego po imieniu wydaje mi się takie... niewłaściwe. Ale jak inaczej miałabym go zawołać?
Eee… niewłaściwe, bo…? I jak ona zwracała się do niego, kiedy Alice żyła? Bo rozumiem, że niewłaściwe stało się po jej śmierci.

- Zastanawiałam się... Czy mogłabym iść do szkoły?
O, ludzie…

- Po pierwsze, zapiszesz sobie mój numer, na wszelki wypadek. Zawiozę cię do szkoły, zaczynam później niż ty, więc to nie będzie problem. Jednak nie będę mógł odebrać cię na czas. Czy byłoby problemem, gdybyś poczekała pół godziny po zajęciach? Nie chcę słyszeć, że wrócisz autobusem.
Skąd on wie, kiedy ona zaczyna lekcje, skoro jeszcze mu nie powiedziała? Skąd wie, kiedy kończy? I dlaczego nie chce, żeby wracała autobusem? To takie niebezpieczne i mroczne miejsce czy co?

Profesor od biologii zawsze był człowiekiem, delikatnie mówiąc, pomylonym. Nigdy nie wiedział o żadnych szkolnych uroczystościach, tradycjach. Nie pamiętał ważnych dat, żadnych liczb, czy nawet imion uczniów. Dlatego byłem pewny, że on jako jedyny nie kojarzy mnie jako tego, któremu zmarła siostra. Nie myliłem się. Tylko dlaczego musiał mnie wziąć do odpowiedzi akurat dzisiaj, kiedy każdy inny nauczyciel dyskretnie ominąłby mnie wzrokiem?
- Do odpowiedzi James Smith – mówi gburowatym głosem, poprawiając wielkie okulary, na równie wielkim nosie.
Nie no jasne. Z całym szacunkiem do Twojego pomysłu na tę postać – nie wyobrażam sobie tego w normalnym życiu. Nie mówiąc już o totalnym zbiegu okoliczności (bo jakżeby inaczej, świetna okazja, żeby jeszcze bardziej dokopać postaci i pokazać, jak to jej życie rzuca kłody pod nogi).

- Nie muszę być specjalnie traktowany – rzucam przez ramię, po czym znikam za zamykającymi się drzwiami.
Właśnie dlatego, że nie musi, korzysta ze specjalnego traktowania i wychodzi w środku lekcji, bo zadzwoniła Lacie.

- Spokojnie, Mała, oddychaj spokojnie.
- Spokojnie, Malutka.
Ale dlaczego dużymi literami?

- Ja... Ja weszłam do szkoły i wszyscy... Wszyscy mówili o Alice... O Alice i o mnie... I tam był jej portret i świece i każdy o niej mówił... I o mnie... – mówi przez łzy. [...]
Alice... na środku głównego korytarza, w jednej z wnęk stoi jej portret, dookoła niego stoją palące się świece, a wszędzie leży czarny materiał. Wszystko jest czarne. Nad portretem widnieje napis „żegnaj Alice”.
Naprawdę myślisz, że tak by to wyglądało? Uwierz, nie. Śmierci się zazwyczaj nie roztrząsa, głównie przez wzgląd właśnie na bliskich zmarłej osoby, ponieważ one sobie tego nie życzą i pragną zachować prywatność.

Gładzę jej blond włosy, nie popędzam, bo mamy czas. Siadam na jednej z ławek i biorę ją na kolana. Powoli się uspokaja, kilka minut później dochodzi do siebie.
Wszyscy wiemy, jak to się skończy.
Ale serio? James, mający góra dziewiętnaście lat, bo chodzi jeszcze do liceum, właśnie uspokaja na swoich kolanach piętnastoletnią Lacie. Zrozumiałabym nieśmiałe przytulenie, poklepanie po plecach, ale SIADANIE NA KOLANACH?!

Jest taka malutka, że z łatwością biorę ją na ręce.
Mam przemożne wrażenie, że chcesz z niej, autorko, zrobić laleczkę do zabawy.

Rozdział czwarty

James siedzi tuż obok, jednak nie czyta, tylko obserwuje. Od kilku dobrych godzin robi tylko to...
Wytrwały. A jakby poszedł z nią do centrum handlowego, to narzekałby po pierwszym sklepie. Faceci.

To dlatego masz takie silne ramiona- przechodzi mi przez myśl.
Dlaczego zapisujesz jej myśli kursywą? To ona jest tu narratorem. Każde słowo narratora to jej myśl!
Poza tym: spacja po „ramiona”.

Zazdroszczę mojej siostrze. Nawet jeżeli ona już nie żyje i wydawałoby się, że nie może posiadać... to i tak ma o wiele więcej niż ja kiedykolwiek. Bo wszystkie myśli Małej krążą wokół Alice. Co? O czym ja myślę? Od kiedy Lacie stała się kimś ważniejszym niż tylko przyjaciółką siostry?
Znowu myśli kursywą (tutaj pogrubienie), znowu nie rozumiem dlaczego. Poza tym… no, właśnie, od kiedy? Minęło pięć dni od śmierci Alice. Szybcy są. Dawałam im co najmniej dwa tygodnie.

Nie wiem dlaczego, ale podnoszę się z miejsca, przebiegam rząd krzesełek i podchodzę do Jamesa. Od razu chowam się za jego plecami. Wreszcie bezpieczna, z dala od wzroku wścibskich cheerleaderek.
Ile ona ma lat? Mówiłaś pięć czy piętnaście?

- Mówiłam, żebyś tak na mnie nie mówił! – uśmiecham się, ale po chwili znikam.
Znika? Ale jak to? Tak puff i nie ma?

tZOS8.gif


- Kochanie, nie musisz nas traktować tak grzecznościowo. Cześć wystarczy. I możesz nam mówić po imieniu – mama stara się uratować sytuację.
- Ja jestem Sam, a to Clary – uśmiecha się ojciec. – Zjesz z nami?
- Oczywiście, dziękuję.
Scena do bólu sztuczna. Czemu ci rodzice w ogóle nie okazują żalu po stracie dziecka? Wyglądają wręcz na zadowolonych, James też.

- Jak było w szkole? – próbuje zagadnąć mama.
Uśmiech znika.
- Nie teraz – ucinam szybko. – Później ci opowiem, dobrze?
Małe piąsteczki zaciskają się, oczy za chwilę znów nasiąkną łzami. Dlaczego znów ktoś jej przypomniał?
I znowu wszyscy starają się nie przypominać Lacie o tym, że straciła przyjaciółkę. Jednocześnie zapominają o tym, że stracili dziecko/siostrę. Nawet nie wiem, jak to skomentować, poza jednym słowem: bzdura.

- Kate nie może chodzić do szkoły, przynajmniej nie do tej…
Kate?! Jaka Kate?! To to już nie jest Lacie?!

- Nas nie musisz pytać – odpowiada ojciec. – Lacie jest pod twoją opieką.
Ojciec powierza swojemu dziewiętnastoletniemu synowi bezbronną piętnastolatkę. Scrolluj dalej.

Lacie powinna zacząć żyć normalnie. Uśmiechać się i cieszyć, tak jak dzisiaj [...]
W końcu minęło pięć dni od śmierci jej przyjaciółki. Kupa czasu.

Delikatnie kołyszę tak, jak niemowlę.
I w tym sęk. Robisz z Lacie ofiarę losu, małe dziecko, laleczkę-dzidziusia do zabawy. Taka kreacja postaci jest… zła. Krótko mówiąc zła. Lacie irytuje. Nierealność sytuacji, kolejne absurdy – też irytują. Niepoważne podejście do tematu, kierowanie opowiadania do jednego: do zakochania się Lacie w Jamesie i odwrotnie – wszystko irytuje. Nie chcę wydawać ostatecznego osądu po czterech rozdziałach. Na razie jest słabo. 


Rozdział piąty

Na początku trochę przypomina mi klauna, ale z czasem robi się po prostu miłym i otwartym na potrzeby innych dyrektorem.
Widzisz, prowadzenie narracji w czasie teraźniejszym jest trudne. I w tym momencie właśnie Cię mam.
Prowadzisz narrację od pewnego punktu, tu i teraz. Nie możesz powiedzieć, że coś jest takie, ale z czasem robi się siakie, bo nie zgadza się to z punktem czy momentem, od którego zaczynasz prowadzić narrację. To tak jakbyś chciała przewinąć moment A (gdzie dyrektor przypomina klauna), żeby już dojść do momentu B (gdzie wygląda normalnie). Koliduje to z narracją w czasie teraźniejszym, bo, jak sama nazwa wskazuje, opowiadasz o tym, co jest teraz. Poprawne zdanie zabrzmiałoby tak:
Na początku trochę przypominał mi klauna, ale teraz jest po prostu miłym i otwartym na potrzeby dyrektorem.

W końcu kobieta, która nas obsługiwała nie wytrzymała i podała nam jakiś „piękny i wzruszający” dramat.
Założę się, że coś wspólnego ze śmiercią.

- Mama ciągnie mnie do opery, nie przeżyję tego, synu – mówi wyraźnie niezadowolony.
Trzeba się rozerwać po pogrzebie córci!

Z łazienki wyłania się mama przystrojona w sukienkę o niestwierdzonym dla nas, płci męskiej, kolorze. Uśmiecha się zalotnie i chwyta dłoń ojca.
- Idziemy, Sam! – mówi krótko. – Do zobaczenia, synu, dbaj o naszą Lacie.
Małżeństwa czy pary po stracie dziecka przeżywają często kryzys. Natomiast tu jest odwrotnie: śmierć ich córki spowodowała, że jeszcze bardziej do siebie lgną. Może chcą sobie zrobić zastępcze?

- Wymieszam i mamy gotowe ciasto. Możesz pokroić pieczarki.
Szybko zabieram się za wyznaczone zadanie, chwilę później wszystko jest już gotowe do włożenia do piekarnika.
Tak szybko? A wiesz, że ciasto na pizzę musi urosnąć? I że nie zajmuje to chwili, a jakąś godzinę?
Poza tym ta scena z robieniem pizzy nie ma kompletnie sensu. Rozpoczynasz ją, a później, żeby się nie rozpisywać na poszczególne czynności, zbywasz czytelnika, pisząc „po chwili jest to i tamto”. Twoi bohaterowie nie wchodzą w żadne interakcje, sytuacja nic nie wnosi do opowiadania.

Rozdział szósty

- Ja po prostu nie chcę próbować wam jej zastąpić – mówi na jednym oddechu.
Mówi się „na jednym wydechu”, ale to i tak tu nie pasuje, bo jej wypowiedź nie jest szalenie długa.

Wstaję i podchodzę do niej. Delikatnie obejmuję ją ramieniem, podnoszę i sadzam na kanapie.
Bo jest taka mała, że sama by nie weszła? Och, nie rób z niej takiej ciapy…

James siada na niepochylonym odcinku dachu i bierze mnie na kolana, sprawdzając, czy aby na pewno zapięłam bluzę.
Nawet na dachu musi mieć ją na kolanach? Dajże spokój…

Rozdział siódmy

Jeszcze kilka dni temu każda książka, szafka, [zbędny] czy korytarz sprawiał, że wspomnienia powracały – nigdy nie były przykre.
Wytnijmy część zdania… „[...] książka [...] sprawiał”. Okeeej. Wytnijmy inną część… „[...] szafka [...] sprawiał”. Hmm… Czy widzisz, co tu jest nie tak? Skoro robisz wyliczenie, to dostosuj do tego wyliczenia czasownik. Dopasowałaś go tylko do ostatniego słowa. „[...] każda książka, szafka czy korytarz sprawiały [...]” – tak to będzie brzmiało poprawnie.

Zaraz, zaraz, od kiedy zaczęłam wszystkich porównywać akurat do niego?
Pogrubiony fragment jest zapisany kursywą u Ciebie na blogu – nie wiem, po co tak robisz, skoro narracja to i tak myśli Lacie. Ale to przy okazji. Chciałam natomiast zauważyć, że stwierdzenia takie jak te są puste i dziecinne. Teraz wszyscy zaczną udawać, że Lacie nic nie czuje do Jamesa i odwrotnie? A jak ktoś stwierdzi „ej, laska, podoba ci się ten James”, to Lacie zacznie się przesadnie śmiać i powie „James? ten głupek/brzydal/pustak?” itd.? Wszystko zmierza właśnie do tego. Nie przedstawiłaś żadnego głębszego rozwoju relacji, a Lacie i James już coś do siebie czują. Wszystko dzieje się na bardzo niskim poziomie, wszystko jest płytkie, infantylne. Ich relacja jest sztuczna i bardzo typowa – duży, dzielny James musi zaopiekować się biedną, małą Lacie. Choć ani on, ani ona nie przyznają tego otwarcie.

Blondyn, Ruda... Co to ma być, parada dziwactw?
Że co?

- Świeże mięsko. – Oblizuje wargi blondyn. O co mu chodzi?
A co to, jakieś zwierzę? Nie, serio, ja rozumiem, że chuligani w szkole, ale to wydaje mi się przesadzone.

- Dlaczego wszystkich odwożą rodzice? Nie jesteśmy w przedszkolu!
- Nie rodzice - odpowiadam, zanim zdążam ugryźć się w język. Na ich wspomnienie znów powraca smutne uczucie melancholii.
- Brat?
Przecież brata też nie mam.
- Chłopak? Nasza Lacie ma chłopaka?! - Kitty przekrzykuje chichot Grace.
Tak już zostało. Nie miałam nawet siły ani czasu, żeby wyprowadzić je z błędu. I tak by mnie nie posłuchały.
O, no proszę, jest jeszcze lepiej, niż się spodziewałam. James został chłopakiem Lacie w oczach jej nowych koleżanek, bo nie mogła zaprzeczyć. A może nie chciała? Może tak jest wygodniej? Na pewno jest typowo. I nudno.

James moim chłopakiem? Nie, to przecież nie wchodzi w grę... Ale kiedy następnego dnia dziewczyny podchodzą do mnie pytając, czy przystojniak nie jest dla mnie za stary, tylko wydymam policzki i pokazuję im język. Nie wiem, co jest na rzeczy, ale cokolwiek to jest – dziewczyny, łapy precz od niego.
Och, ale jest i zaprzeczanie, w myślach! Nie będę więc zawiedziona!

- Nie martw się tym. Powiesz im, jak będziesz gotowa, a jeżeli są twoimi przyjaciółkami, zrozumieją to i nie będą miały do ciebie wyrzutów.
Przepraszam, kim? Poznała te dwie dziewczyny przed chwilą, spędziła z nimi maksymalnie kilka godzin. I już mają być przyjaciółkami?

Mając ją w ramionach, czułem się nieopisanie szczęśliwy, wystarczy, że Mała spokojnie śpi.
Znów mieszasz czasy. James opowiada o tym, co wydarzyło się parę dni wcześniej (zielony kolor), a potem mówi w czasie teraźniejszym (czerwony kolor).

- Nie chciałabym grzebać w jego rzeczach. – Przechodzę z nogi na nogę, rozmowy z rodzicami Jamesa nigdy nie szły mi dobrze i naturalnie.
- Nie ma żadnego problemu, Lacie. Znajdź to, z czym masz problem i po prostu zobacz.
Dziwne. James ma dziewiętnaście lat. Ja bym nie chciała, żeby moja mama rządziła się tak moimi rzeczami.

Rozdział ósmy

Dlaczego ona nie pozwala mi się rozpieszczać, nie pozwala wyręczać i pomagać?
Jak to: nie pozwala?! James cały czas robi coś za nią, a ona niby coś tam mamrocze pod nosem, ale pozwala mu na to. Jest ciapą. Biedną, małą Lacie, której duży, dzielny James musi pomóc, bo inaczej zginie na tym złym świecie.

Otwieram szafę i wyjmuję jedną z moich mniejszych bluz. Co z tego, że Mała ma tylko kilkanaście kroków do swojego pokoju.
Obowiązkowe ubranie się w do wyboru: kurtkę, bluzę, t-shirt, koszulę chłopaka – zaliczone.

- Kochasz mnie? – nigdy nie słyszałem z jej ust równie poważnie zadanego pytania.
- Kocham cię, jeszcze nie zauważyłaś, głuptasku?
- Wolałam się upewnić.
giphy.gif

- Kocham cię – szepce mi do ucha z zaskoczenia, a ja przystaję na chwilę.
Czy ja się rumienię?!
Nie odpowiadam, tylko przytulam się do niego na pożegnanie. Ignoruję ciche „ooooooooo” ze strony Kitty i Leny, nimi zajmę się później.
Cóż, może to ja byłam dziwną piętnastolatką (niewykluczone), ale nie zachowywałam się tak w tym wieku. Nie wiem, może w podstawówce. Jeśli w ogóle. Piętnaście lat to już chyba dość dojrzały wiek, a przynajmniej dojrzały na tyle, żeby nie wydawać z siebie głupiego „ooo”, jak się zobaczy koleżankę rozmawiającą z chłopakiem. Ale… co ja tam wiem… Ja już stara jestem…

Opieram głowę o stertę regał i przymykam oczy.
Co to jest ta regała i dlaczego jest tego sterta?

- Dzisiaj nie ma treningu, został odwołany, w hali robią remont... Dlatego dziwię się, że nie ma z tobą Jamesa.
- Mnie mówił, że pojechał na trening.
Czy on... Nie, to niemożliwe... Czy James mógłby mnie okłamać? Gdzie pojechał? Dlaczego nie był ze mną szczery? A cheerleaderki, co z nimi? Może to do nich pojechał? Może mnie nie kocha? Może...
Dziewczyno, aleś się rozpędziła! Prawie nie zauważyłam, jak się w sobie zakochali, a Ty już chcesz tu podejrzenia o zdradę pakować? Nie za dużo? To jest ósmy rozdział i co prawda na akcję nie mogę narzekać, ale wszystko jest tak płytkie, każdy wątek ledwo tylko muśnięty, niczego nie pogłębiasz…

Okej, uff, jednak nie chcesz. Ale tak czy siak – to opowiadanie nie ma głębi. Relacje między postaciami są płytkie, a same postaci papierowe, tylko James i Lacie mają jakiś tam charakter, reszta to zwykłe marionetki, niewyróżniające się niczym.

Dodatek #1

Rozumiem, że to takie Twoje przemyślenia à propos opowiadania. Skomentuję tylko część.

Jean: Co ze mną i Lacie?! Jesteśmy parą I-D-E-A-L-N-Ą. Dlaczego mnie jeszcze przy niej nie ma?
Chłopak ledwo pojawił się w opowiadaniu. Nie dowiedziałam się o nim niczego, prócz tego, ile ma lat, że gra w koszykówkę i jest zastępcą kapitana. A Ty już mówisz o parze idealnej?

Państwo Smith: Nie chcielibyśmy być niegrzeczni, ale pojawiamy się stanowczo za rzadko!
To, że za rzadko, to pół biedy. Gorzej, że oni są zupełnie bez wyrazu i zdają się ani trochę nie przejmować tym, że stracili córkę.

Kitty: Właściwie, to miałam zamiar wprowadzić nową postać... *skrobie się ołówkiem po głowie*
Naprawdę nie wiem po co, skoro nie radzisz sobie z już wprowadzonymi.

A tak poza tym ten dodatek pokazuje, że nie masz kompletnie koncepcji na to opowiadanie. I to widać w tym, co dotąd stworzyłaś. Ale szerzej odniosę się do tego w podsumowaniu.

Rozdział dziewiąty

Mała ociera ostatnie łzy, nie może usiedzieć w miejscu. Nie zwraca uwagi na to, że za chwilę mam zamiar ruszyć, że przecież nie mogę jechać z nią na kolanach. Nie, to jej zupełnie nie obchodzi. Wstaje, zgrabnie pokonuje dzielącą nas odległość i z uśmiechem ląduje na mnie, wtulając twarz w moją kurtkę.
Mała musi być naprawdę mała, skoro zmieściła się razem z Jamesem (koszykarzem, więc na pewno nie chuderlakiem) na siedzeniu kierowcy. Ta scena wygląda mi na naciąganą.

- Nie rozmawiaj z Jeanem już więcej, dobrze?
- Dlaczego? – Mała przekręca główkę.
Taka niewinna, taka nieświadoma.
- Przystawiał się do ciebie, nie zauważyłaś?
- Przystawiał się? Znaczy, że co...
- Właśnie to, o czym myślisz. Jak tylko wsiadłaś do samochodu powiedział mi, że jeżeli tylko będziesz wolna, to on się po ciebie zgłosi.
Taka ciapowata. Ona ma piętnaście lat, nie pięć. Nie jest dzieckiem i powinna już wiedzieć, że dzieci nie przynosi bocian, a dorosłym facetom po głowie zawsze chodzi tylko jedno (*słychać gwizdy w tłumie za seksistowski żarcik*). Okej, dorosłym facetom po głowie chodzi zazwyczaj tylko jedno.

- Dzień dobry – uśmiecham się do państwa Smith.
- Wszystkiego najlepszego, Lacie!
Żadnego „nasza córka już nigdy nie będzie miała urodzin”, „teraz prezentem będzie zapalony na jej grobie znicz”, „już na zawsze pozostanie piętnastolatką” itd. Nic w związku ze zmarłą niecały miesiąc wcześniej córką. Wszystkiego najlepszego, Lacie. Tylko tyle. Sielanka trwa.

comment_WMCCXCw6vZePrJ0ceWkbu6Cr8oCs2CQE,w400.jpg

Urodziłam się dokładnie szesnaście lat temu, kilka lat później zmarła mi mama.
Przecież wcześniej, na początku opowiadania, pisałaś, że jej matka zmarła rok temu. Czternaście lat od urodzenia to nie jest „kilka lat”.

Słucham jego polecenia i zapinam się pod samą szyję. Na parkingu pojawia się jego samochód. Uśmiecham się na widok chłopaka. Szybko wsiadam do pojazdu.
- Co u ciebie, Mała? – pyta z błyskiem w oku.
Chłopak ubrany jest w garnitur, od razu to zauważam.
Jeszcze o tym nie wspominałam, co nie oznacza, że nie robiłaś tego wcześniej. Ciągle używasz słowa „chłopak”, aby nie powtarzać co chwilę jego imienia. Ale to brzmi co najmniej dziwnie, skoro narrację prowadzi Lacie, a w dodatku używa czasu teraźniejszego. „Chłopak” brzmi tak zwyczajnie, z dystansem, jakby James był przypadkowym chłopakiem, którego Lacie zobaczyła na ulicy. Zauważ, że samo „ubrany jest w garnitur” przekazuje dokładnie to samo, co „chłopak ubrany jest w garnitur”, a brzmi o niebo lepiej.

Pod rozdziałem otwarcie przyznajesz, że nie masz planu co do tego opowiadania. Jaki jest sens pisać bez przygotowania?

Rozdział dziesiąty

Okej, postanowiłaś wprowadzić jednak wątek „idealnej pary”, tzn. podrywającego Lacie Jeana. James mu dokopał. Jestem ciekawa, czy pociągniesz to jakoś dalej, czy zostawisz samopas napoczęty wątek.

Pierwszy raz nie wypisałam żadnych bzdurek i absurdalnych sytuacji. Scena, w której Lacie przychodzi wieczorem/w nocy do Jamesa, bo nie może zasnąć, jest nieco przesłodzona, ale do zaakceptowania. Te próby wypowiedzenia słów „kocham cię” – nieudane próby, warto dodać – pasują do ciapowatej, dziecinnej Lacie. To było w jakiś sposób urocze. No i doceniam to, że Jamesowi faktycznie chodzi o troszczenie się o Lacie, a nie o zaciągnięcie młodej, niewinnej dziewczynki do łóżka.

Rozdział jedenasty

Kiedy w wejściu mijamy Jeana, odruchowo mam ochotę powiedzieć mu cześć, jednak powstrzymuje mnie nagłe oderwanie od ziemi. To James postanowił znów wziąć mnie na ręce i ukryć w sportowej bluzie tak, aby nie było mnie widać. Problem w tym, że aż tak mała nie jestem.
Znaczy się… ale jak? Zrozumiałabym, że na przykład nakryłby czy opatuliłby ją tą bluzą (chociaż musiałaby być ogromna), ale tak się nie da, skoro wziął ją na ręce. Nie potrafię sobie wyobrazić tej sceny.

Kiedy znajduje się pół metra ode mnie wyciąga ręce, jednak nie bierze samej piłki, tylko podnosi zdziwioną dziewczynę, w mojej skromnej osobie.
O rany, tylko niech ona nie mówi o sobie w trzeciej osobie…

- Dziewczyny z klasy chcą mnie zabrać do klubu na koncert – recytuję na jednym tchu coś, co od kilku dni próbowałam mu powiedzieć. To moja ostatnia szansa, bo impreza jest już jutro.
- Nie ma mowy – odpowiada chłopak sucho.
Ale tat… och, wait. To nie jest jej tata.

- Nie jesteś moim ojcem.
- Masz rację, nie jestem – odpowiada spokojnym tonem, próbuje mnie przytulić, jednak znów mu się wyrywam.
O, nawet sami do tego doszli.

Rozdział dwunasty

Mała wtula się we mnie. Gładzę ją po włosach, biorę jej małą twarz w dłonie, Lacie spogląda na mnie zapłakanymi oczami, nie przestaje się tłumaczyć.
- Byłam głupia, przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło i...
Zamykam jej usta pocałunkiem. Mała przestaje się trząść, bicie jej małego serduszka staje się miarowe, Lacie uspokaja się.
Naprawdę, odkąd zaczęłam czytać, mam nieodparte wrażenie, że Lacie ma pięć lat. Nie dość, że James ciągle mówi do niej per Mała, to jeszcze podkreśla wszystko, co jest w niej niewielkie (nawet jeśli nie jest). To nie jest ani urocze, ani słodkie, ani ciekawe, ani nie wiem jakie jeszcze. Jest po prostu nudne, słabe, przesadzone, a mnie już mdli od sposobu, w jaki James traktuje Lacie.

Epilog

No i zamiast nosić dziecko, noszę Lacie, co prawda ma wtedy na rękach małą Alice, ale to się chyba nie liczy.
Jakżeby inaczej.

Okej, pierwsze opowiadanie za mną. Czas je podsumować.

„Ocalić życie” jest opowiadaniem, które musiałabyś nie tylko zmienić pod względem bohaterów czy stylu pisania, żeby było dobre, ale także na poziomie fabularnym. Ono nie ma sensu. Zaczęłaś źle, jeszcze zanim napisałaś pierwsze słowo. Nie miałaś planu i to widać. Rozdziały pisane były spontanicznie, przez co trudno tu mówić o jakiejkolwiek fabule, punktach kulminacyjnych czy wątkach pobocznych. Są tak luźno ze sobą powiązane, że mogłyby tworzyć niepołączone ze sobą sceny, a nie być kolejnymi rozdziałami opowiadania. Zacznijmy jednak od początku.

Fabuła. Rozpoczynasz akcję w momencie, gdy odbywa się pogrzeb Alice. To jest Twoim punktem wyjścia. Odniosłam na początku wrażenie, że chcesz podjąć tematykę straty bliskiej osoby, próby ułożenia sobie życia po jej śmierci. Nie jest to zły pomysł. Później jednak zeszłaś na temat miłości. Uczucie rodzące się między Jamesem a Lacie zdominowało całe opowiadanie i tylko czasem jednemu albo drugiemu przypomniało się, że „och, Alice umarła, brakuje mi jej”. Co chciałaś przekazać? O czym chciałaś pisać? Dlaczego postawiłaś na spontaniczność? Czemu nie zrobiłabyś chociażby zarysu tego, co ma się wydarzyć? Nie każę Ci układać szczegółowego planu wydarzeń, bo sama nie potrafię pisać w ten sposób. Ale rzeczą wskazaną jest mieć zaplanowane choćby najważniejsze punkty, do których będziesz sukcesywnie zmierzać, cel, czyli rozwiązanie akcji w zakończeniu opowiadania, zarys tego, jakie postacie mają występować, jakie role mają odegrać i jakie mają łączyć je relacje. Musisz, żeby to miało ręce i nogi. Żeby było spójne. Żeby istniał związek przyczynowo-skutkowy. Fabuła nie może wiązać się ze sobą tylko dwoma bohaterami, musi być ciągła. Ty traktujesz rozdziały tak, jakby to był nowy dzień: niby łączy się z wczorajszym, ale wszystko zaczynasz od nowa, niekoniecznie odnosisz się do tego, co było dzień wcześniej. To nie jest do końca tak. One muszą być ze sobą spójne, żeby powstało coś sensownego.

Bohaterowie. Stworzyłaś ich całą masę, ale poza Jamesem i Lacie nikt nie jest tu ważny. Wszyscy natomiast, łącznie z nimi, są papierowi. O ile postacie będące w tle są po prostu nijakie, o tyle James i Lacie są właśnie bardzo „jacyś” – ale bynajmniej nie w dobrym tego słowa znaczeniu.

Jeśli chodzi o bohaterów pobocznych… Zacznijmy od państwa Smith. Oni nie mają żadnego charakteru ani nawet jednej cechy, która pozwalałaby ich jakoś określić. Oni po prostu są. Kompletnie nie przejmują się tym, że stracili dziecko, ba, że to dziecko popełniło samobójstwo, jeśli dobrze zrozumiałam (bo nie raczyłaś powiedzieć tego wprost). Chodzą normalnie do pracy, do teatru (albo opery, już nie pamiętam), uśmiechają się przy stole. Ani słowem nie wspominają o Alice. Wątpię nawet, że o niej myślą. Są tak bardzo nierealni, że nie mogę tego zrozumieć. Całkowicie pominęłaś fakt, że Alice była ich dzieckiem i że jako rodzice mogą mieć większe problemy z zaakceptowaniem jej śmierci niż biedna, mała, krucha Lacie. Jeśli chodzi o innych bohaterów – dwie koleżanki Lacie z nowej szkoły również po prostu są. Kapitan po prostu jest. Stefa po prostu jest (chociaż ona przynajmniej odznacza się jakąś cechą – jest pustą lalunią-cheerleaderką). Jean po prostu jest i nie wiedzieć czemu, upatrzył sobie Lacie. Robią za miałkie, nijakie tło. Równie dobrze mogłoby ich nie być.

Natomiast jeśli chodzi o parkę zakochanych… Nie wiem, które denerwuje mnie bardziej. James jest facetem, który chyba potrzebuje kogoś do niańczenia. W młodości pewnie chciał bawić się lalkami, wozić je w wózku, zmieniać pieluchy i tulić do snu, ale rodzice jak na złość kupowali mu samochody, dlatego teraz nadrabia. Wszędzie nosi Lacie, jakby ta nie miała własnych nóg albo zetknięcie się jej stóp z ziemią groziło katastrofą, pilnuje jej jak małego dziecka, które stawia swoje pierwsze kroki, porównuje do aniołków, nazywa Małą lub Malutką, wszystkie części jej ciała nazywa małymi, a ją samą kruchą, delikatną i niewinną. I robi z niej totalną ciamajdę i ofiarę losu. Podobnie jak rodzice – niezbyt przejmuje się śmiercią siostry. Lacie natomiast to taka sierotka, która niby chce, a niby nie chce poddawać się temu, w jaki sposób traktuje ją James. Zachowuje się jak dziecko, co oczywiście nie byłoby niczym złym, gdybyś tego tak nie przerysowywała. Lacie wybucha płaczem w dziwnych momentach, rumieni się, zawstydza. Kreujesz ją na czystą, niewinną i nieskalaną brudami tego świata, a przecież ona w trakcie opowiadania kończy szesnaście lat! Najwyższa pora, żeby uświadomić ją, że dzieci nie przynosi bocian. Poza tym na początku tak okropnie przeżywa stratę przyjaciółki, a później szybko o niej zapomina, bo ma Jamesa. Nie wspominam już o tym, jak egoistyczne jest jej podejście. Biedna, mała Lacie straciła przyjaciółkę i przeprowadza się do jej rodziców i brata, żeby się nią zajęli, bo jej ciocia nie rozumie. Och… Obie te postaci są złe. Przerysowane. Typowe. Jednoznaczne. Mają jedną cechę, na której budujesz ich charakter. Są nierealne. Nie przemyślałaś ich w ogóle. Tak jak fabuły. A przez to  relacje między nimi są płytkie. Bohaterowie nie mają żadnych głębszych przemyśleń. Tańczą tak, jak im zagrasz. Rozstawiasz je bez sensu po kątach. Nie masz na nie pomysłu. To widać, wszystko widać, a wzięło się to stąd, że piszesz spontanicznie.

Narracja. To Twój kolejny problem. Zdecydowałaś się na narrację w czasie teraźniejszym. To Ci jeszcze w miarę wyszło. Zdarzyło się parę potknięć, ale uważam, że i tak było nieźle. Ale skomplikowałaś sobie sprawę narratorem pierwszoosobowym. Co więcej: narratorem, który się zmienia. Nie wiem, od czego zależy, kiedy mówi James, a kiedy Lacie. Zdaje się, że tylko od Twojego widzimisię. Akceptowalne byłoby, gdybyś narratora zmieniała co rozdział. Ale nie, Ty zmieniasz go po kilka razy w i tak krótkim rozdziale. To ani nie ma sensu, ani nie wychodzi Ci na dobre. Poza tym, nie wiem po co, zaznaczasz niektóre zdania kursywą. W jakim celu, skoro cała narracja to myśli bohatera? Dosłownie myśli, bo narrator jest pierwszoosobowy. Kompletnie tego nie rozumiem. To kolejna rzecz bez sensu i nie przynosząca nic dobrego.

Tło wydarzeń. Nie wiem, gdzie się rozgrywa akcja Twojego opowiadania. Nie podałaś żadnego miasta, co jeszcze można byłoby przeżyć, ale poinformowałaś nawet o kraju, a tło jest tak nijakie, że nie da się wywnioskować. Miejsce, w którym umieściłaś swoich bohaterów, nie ma w sobie nic charakterystycznego. W efekcie postaci poruszają się w próżni, bo opisów świata wokół nich też poskąpiłaś (było ich niewiele, a zazwyczaj i tak były tylko szczątkowe).

Styl/język. Skupiasz się raczej na relacjonowaniu wydarzeń, opisywaniu czynności, ewentualnie myślach i emocjach bohaterów. W dodatku piszesz niespójnie, bo czasem musiałam kilka razy przeczytać fragment, wyrzucić kilka zdań i przeczytać jeszcze raz, żeby załapać jego sens. Skaczesz z tematu na temat, mówisz o czymś, zaraz o czymś innym, a potem powracasz do tego pierwszego. W tym wszystkim przeszkadza jeszcze nieumiejętność w prowadzeniu narracji. Jeśli chodzi o sam styl – też nie ma nic charakterystycznego. Jest zwykły. Pomiędzy narracją Jamesa a narracją Lacie nie ma praktycznie żadnej różnicy w tym, jak mówią, co widzą, co czują, czego doświadczają, jak myślą. Przecież oni nie są tacy sami! A narracja pierwszoosobowa daje właśnie możliwość pokazania różnic między nimi. Tymczasem oni wypowiadają się praktycznie tak samo, myślą tak samo, w narracji niczym się nie różnią.

To wszystko. Czas na drugie opowiadanie.

„Zapomniane życie”


Prolog

Głupio mi pisać do siebie, ale tak zalecił lekarz, więc spróbuję...
Jeżeli to czytasz, znaczy, że znowu zapomniałaś. To już się robi nudne... Dodaj kreskę na tylnej okładce.
Amnezja nie polega na tym, że co jakiś czas zapomina się tego, co się wydarzyło w całym życiu. Amnezja może wyglądać tak, że zapomniało się wszystkich informacji z życia przed nią, albo że zapomina się tego, co wydarzyło się między urazem, po którym się na nią zachorowało, a danym momentem. To znaczy, że Twoja bohaterka na przykład pamiętałaby swoje imię, dzieciństwo itd. Ty natomiast przedstawiłaś to w taki sposób, że co jakiś czas zapomina wszystkiego (czyli jak dotąd jedenaście razy, bo potem widzi dziesięć kreseczek).

Zerkam na potężny zegar i odczytuję z niego datę: 29.12.2013.
Datę z zegara? Aha.

Rozdział pierwszy

Amnezja nie polega na utracie podstawowych umiejętności, takich jak korzystanie z dworca.
Korzystanie z dworca to podstawowa umiejętność? W ogóle co to znaczy „korzystać z dworca”? Brzmi to dość niefortunnie.

– Nie byłem do końca pewny, ale ty właśnie to potwierdziłaś. Miałaś zanik pamięci, nie widzę innego wytłumaczenia zapomnienia własnego adresu i jakiegokolwiek telefonu kontaktowego, szczególnie nie w naszym wieku.
Naprawdę się tego domyślił? Whaaaat?!

Przyznam szczerze, że to opowiadanie zapowiada się o wiele lepiej niż poprzednie. Mam wrażenie, że lepiej piszesz, jakbyś długo nad sobą pracowała, chociaż różnica w publikacji między obydwoma opowiadaniami to tylko miesiąc. Zobaczymy, co z tego będzie.

Rozdział drugi

Kulę się w kącie, zatykam uszy i oczy, nie mogę przestać krzyczeć.
Zatyka oczy?!

Nie bardzo rozumiem tego, że Trenton chce, aby Echo (pozwolę sobie ją tak nazywać) u nich została. W sensie… Człowiek z amnezją to nie pies, który zerwał się ze smyczy i zgubił właścicielowi. Nie można ot tak powiedzieć, że od teraz zostaje u nas.

Rozdział trzeci

Hmm, w dopisku mówisz, że aż się popłakałaś przy pisaniu. Nie wiem, czy to ja jestem nieczuła, czy po prostu brakuje w Twoim opowiadaniu emocji. Nic mnie w tym rozdziale nie poruszyło, a myśli i emocje Echo nie są bardzo pogłębione. Nie czuję też zagubienia, które powinno towarzyszyć osobie z amnezją, będącej z dala od domu. O ile w dwóch pierwszy rozdziałach mogłam to jeszcze znaleźć (zwłaszcza te wzmianki o ogniu), tak teraz w ogóle czegoś takiego nie doświadczyłam. Może to dlatego, że Twój rozdział ledwo się zaczyna i już się kończy. Nie wchodzisz w szczegóły, nie zagłębiasz się w temat, opisujesz raczej czynności albo dialogi. Tyle.

Rozdział czwarty

Za to ten rozdział jest bardzo klimatyczny. Miejsce, w którym znalazła się Echo, jest wyjątkowe. Zarówno wygląd ośrodka, jak i osoby w nim mieszkające (z pewnością one bardziej) tworzą niezwykły nastrój – nutka magii z domieszką baśniowości i tajemniczości. To mi się podoba! Obyś na dłużej zatrzymała tutaj Echo (jakkolwiek sadystycznie to brzmi, wcale nie chciałabym, żeby szybko odnalazła swój dom).

Rozdział piąty

– Jeśli chcesz zostać, wystarczy powiedzieć. Mogę cię odwieźć – dopowiada James, dobitnie pokazując swoją wyższość.
Wcześniej pisałaś, że James ma siedemnaście lat. I Trenton też. A Trenton mówił, że nie może w tym wieku mieć prawa jazdy. No to jak to jest?

Rozdział szósty

Nie wiem, czy zwróciłaś na to uwagę, ale zauważ, że ilość śmiesznostek, jakie kopiuję z tego opowiadania, jest dużo mniejsza od ilości, które cytowałam w poprzednim. Myślę, że to pokazuje, że „Zapomniane życie” jest dużo lepsze od „Odbudować życie”.

– Zaczekaj – przerywam mu. – To, że będziemy wiedzieć, w jakiej klasie jestem, wcale nie da nam mojego wieku. Mogłam zacząć naukę wcześniej. Nauczanie indywidualne, pamiętasz?
Przecież nauczanie indywidualne nie polega na tym, że naukę zaczyna się wcześniej. Poza tym – nawet jeśli zaczęłaby się szybciej/później uczyć, to sprawdzenie jej stanu wiedzy i porównanie z podstawą programową dałoby jej wiek około. Przecież różnica mogłaby wynosić raczej nie więcej niż rok. Już maksymalnie dwa. Ponadto –nie znam się na tej chorobie, ale skoro przy amnezji zapomina się tego, kim się jest, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie pamięta się też, jak się liczy objętość walca czy jak się rozwiązuje nierówności kwadratowe.

Nie wybaczę sobie, jeśli poddam się lub zawiodę. Zrobię wszystko, aby znaleźć rodziców.
I znowu, pogrubiony fragment jest u Ciebie zapisany kursywą, a przecież narrację cały czas prowadzi Echo, więc każde słowo narratora to jej myśli. Nie musisz ich zaznaczać w ten sposób.

Rozdział siódmy

Czemu Echo postanowiła jednak wziąć udział w świętowaniu nowego roku? Przecież w poprzednim rozdziale wyraźnie powiedziała, że nie przyjdzie.

– Jestem pełnoletni, kochana! – Uśmiecha się. – Może chcesz spróbować?
Jak to? W którymś z rozdziałów pisałaś, że James ma siedemnaście lat. Pamiętam, bo Trenton wyjaśnił Echo, że James niedługo wyjdzie z ośrodka, bo skończy osiemnaście.

James przysuwa mnie do siebie. Jedna chwila, która ciągnie się w nieskończoność i nasze wargi spotykają się w pocałunku. Niewyobrażalna przyjemność…
Że co?! Po pierwsze: ona jest w tym ośrodku kilka dni. Głowy nie dam, ale wydaje mi się, że dwa. Po drugie: wcześniej nawet nie wspominała, że James podoba jej się w ten sposób.

sdbfhsf.jpg
A to co?

Minął tydzień, od kiedy zamieszkałam w ośrodku oraz sześć dni, od kiedy życie podarowało mi nowego sprzymierzeńca.
W skrócie: zaczęłam chodzić z chłopakiem po jednym dniu znajomości.
Pozostaje mi tylko pogratulować.

I koniec. Urwałaś opowiadanie. A więc przejdźmy do podsumowania.

To opowiadanie, jak mówiłam, jest lepsze. Chociaż nadal uważam, że popełniłaś największy błąd, zanim zaczęłaś pisać. Widać to przez brak głębszych relacji między bohaterami, związków przyczynowo-skutkowych, wszystko jest jakby przyspieszone, a przez to spłycone. Odnoszę też wrażenie, że na to opowiadanie miałaś pomysł (w przeciwieństwie do poprzedniego, co udowodniłaś w dopiskach pod rozdziałami, pytając czytelników, co napisać dalej), ale po drodze go zgubiłaś. Wszystko zapowiadało, że albo Echo skupi się na samotnym poszukiwaniu prawdy o sobie, albo będzie to robił ośrodek. W pewnym momencie jednak zboczyłaś z tematu, zapomniałaś o poszukiwaniach rodziny Echo, za to znikąd pojawił się wątek trójkąta miłosnego, bo nagle do Echo zaczął startować i Trenton, i James. Z całkiem fajnie zapowiadającej się historii zrobiłaś kolejne nudne love story, gdzie dziewczyna zakochuje się w ledwo poznanym chłopaku i odtrąca przy tym innego. Zrobiło się sztampowo, nudno i mało oryginalnie. I w zasadzie to byłoby na tyle, jeśli chodzi o fabułę.

Co do bohaterów – jest lepiej. A to dlatego, że każdy w ośrodku ma jakby swoją historię, swój charakter, swoje dziwne zwyczaje, cechy charakterystyczne. Nie są zbitą papką imion, tak jak było to w przypadku pierwszego opowiadania. Nadal jednak relacje między nimi są płytkie, jako tako rozbudowane emocje zdaje się mieć tylko Echo, chociaż, jeśli chodzi o nią i Jamesa, śmiem twierdzić, że zaliczyła regres. Podoba mi się jednak to, że oboje są od początku do końca tacy sami – nie naginasz ich, aby pasowali do sytuacji. Ich osobowości pozostają niezmienne, dzięki czemu faktycznie da się ich odróżnić. Są bardziej realistyczni.

Na plus jest również to, że tym razem narrator jest jeden – Echo. Po raz kolejny zdecydowałaś się na narrację pierwszoosobową i muszę przyznać, że tym razem wyszło Ci to lepiej. Nie mieszałaś czasów, a świat przedstawiałaś faktycznie tylko z perspektywy Echo, posługując się tylko jej myślami. Mówi się, że ten typ narracji jest trudniejszy od trzecioosobowej, bo trzeba ograniczyć się do pisania z poziomu jednej osoby i tylko z jej punktu widzenia przedstawiać wydarzenia. Bazować można tylko na tym, co ona dostrzega, odczuwa, myśli itd. Nie można przedstawiać opinii, emocji czy myśli innych bohaterów. Jednak widzę, że Tobie to absolutnie nie sprawia problemu. Przepraszam z góry za odniesienie bezpośrednio do Ciebie, ale wydajesz się bardzo wrażliwą, delikatną i empatyczną osobą, a więc może przez to łatwiej wczuwasz się w daną postać i prościej jest Ci pisać z jej perspektywy. Myślę, że to Twój atut.

Poprawa jest również widoczna w tle wydarzeń. O ile w pierwszym opowiadaniu trudno było powiedzieć coś konkretnego o miejscu, w jakim rozgrywała się akcja, o tyle tutaj umieściłaś swoich bohaterów w konkretnej przestrzeni, której nadałaś swoisty klimat. Postaci z pewnością nie poruszają się w próżni, a ich otoczenie ma swój charakter, da się o nim powiedzieć coś więcej niż samo „jest”.

Jeśli chodzi o styl/język, jakim się posługujesz, nadal nie ma on w sobie niczego charakterystycznego, ale wydaje się bardziej poprawny niż poprzednio. Jest tu mniej niejasności, przestałaś też skakać z tematu na temat, narracja jest bardziej spójna. Wciąż jednak skupiasz się bardziej na relacjonowaniu wydarzeń bądź opisywaniu przeżyć wewnętrznych Echo. Czasami robisz duże przeskoki czasowe – pamiętam jeden fragment, gdzie Echo rozmawiała z Jamesem, on jej coś powiedział i wydawałoby się, że padną z jej strony jakieś słowa w odpowiedzi. Ale nie – napisałaś, że poszła do pokoju po dziennik. W efekcie wyglądało to tak, jakby zupełnie go zignorowała i poszła w połowie rozmowy do pokoju. Z pewnością jednak nie o to Ci chodziło, wyglądało to raczej na duży skrót myślowy. Staraj się kończyć sceny, akcentować te zakończenia wyraźniej, a dopiero potem przechodzić do następnej. Nieraz brakuje u Ciebie właśnie spójności pomiędzy akapitami.

17/50

Poprawność

W poprawności zostały wymienione najczęściej pojawiające się błędy wraz z przykładami. W nawiasie podałam opowiadanie i rozdział, z którego pochodzi cytat. „O” oznacza opowiadanie pt. „Odbudować życie”, zaś Z” – „Zapomniane życie”. Cyfra oznacza numer rozdziału. Jeśli nie ma gdzieś nawiasu, to znaczy, że zapomniałam go dopisać i zorientowałam się dużo później. Z góry przepraszam.

  1. Powtórzenia

Przy niej też tylko byłam, to ona śmiała się, rozmawiała, ja słuchałam uważnie, chłonąc każde jej słowo. Teraz jednak nic nie słyszałam, czekałam, nasłuchiwałam. Problem w tym, że nie miałam już kogo słuchać. Do teraz słyszę tylko przyspieszone bicie serca. (O1)

Podchodzę do małego biurka, wyjmuję jedną z małych karteczek i piszę wiadomość do dziewczyny. (O2)

Może gdybym zapytała się Jamesa i rodziców Alice o zgodę [bez przecinka] puściliby mnie.

Nagle ktoś łapie mnie za ramię. Czyżby ktoś jeszcze chciał chował [schować] się za Jamesem? (O4)

Właściwie, [bez przecinka] to nie mam na co narzekać. Mam wszystko: nie tylko rzeczy materialne, ale też ludzi [...] (O5)

Jest coś, czego nie wiem, a bardzo chciałbym wiedzieć. Na początku nie wiedziałem, jak zdobyć tę informację, ale dzisiaj mnie olśniło. (O7)

Skłamałem, Lacie nie wygląda pięknie. To słowo po prostu było najbliższe temu, co chciałem przekazać. Bo „pięknie” to za mało. Nawet „olśniewająco” czy „ślicznie” nie odda tego, jak pięknie Mała wygląda. (O9)

Nie powie, że mnie kocha. Czekam na to, ale też wiem, co do mnie czuje. Nie przyzna się, ale wiem, że mnie kocha. Wiem też, że marzy o pocałunku. (O11)


  1. Błędy słownikowe i błędy frazeologiczne

Przed oczami nadal mam wykaligrafowany napis: „Śpij spokojnie”, to tylko puste słowa, ale tak bardzo gryzą. (O1)
Kaligrafować oznacza pisać ładnie, starannie. Tobie zapewne chodziło o słowo: wygrawerowany bądź wyryty.

Pizza jest przepyszna, film beznadziejny, ale obecność Jamesa nadrabia wszystko. (O5)
Raczej: wynagradza.

- Choć, pokażę ci jedno miejsce - mówi po chwili. (O5)
To słowo to skrót od „chociaż”. A Ty chciałaś użyć słowa: chodź.

Zapalam światło, zagaszam je [...] (O10)
Zgaszam. A jeszcze lepiej: gaszę.

  1. Zapis dialogów

Zapisujesz dialogi, używając dywizu, a nie myślnika (przynajmniej w pierwszym z opowiadań, w drugim już nie). Zapraszam do zapoznania się z artykułem w naszej blogowej encyklopedii (tutaj).
Poza tym wypadałoby zrobić wcięcia, kiedy rozpoczynasz nowy akapit. W całym „Odbudowanym życiu” tego brakuje, choć, co ciekawe, w drugim opowiadaniu już są.

  1. Interpunkcja

Dziewczyna nie opiera się, po dzisiejszym dniu mało kto miałby na to siłę, [bez przecinka] czy ochotę. (O1)

Nikt się nie odzywa, to zawsze Alice zaczynała rozmowę, [bez przecinka] czy kłótnie… (O1)

Jedyne, czego żałuje [przecinek] to to, że nie będę już robić jej jedzenia i sprzątać w domu. (O2)

Opuszczenie kilku dni, [bez przecinka]  to nie problem. (O2)

Pod powiekami kryją się teraz zapłakane oczy – błękitne, [bez przecinka] jak niebo, świecące. (O2)

To by mnie przybiło, ludzie nie wiedzą [przecinek] co robią. (O3)

Nauczyciel orientuje sie [przecinek i ogonek] z kim ma do czynienia. (O3)

Kieruję się prosto do Lacie, wiem [przecinek] gdzie jest, czasami bywałem tu odebrać Alice...  (O3)

- Właściwie, [bez przecinka] to nic szczególnego. (O5)

Lacie wygląda ślicznie, jak się złości, ale jeszcze śliczniej, jak się uśmiecha, dlatego kiedy tylko wychodzimy z budynku szkoły [przecinek] próbuję ją rozweselić. (O5)

W końcu kobieta, która nas obsługiwała [przecinek] nie wytrzymała i podała nam jakiś „piękny i wzruszający” dramat.  (O5)

Tak już jest, że kiedy jestem szczęśliwa [przecinek] wszystko się wali, osoba najbliższa mi [mi najbliższa; szyk] umiera.  (O5)

Chociaż propozycja takiego życia jest bardzo kusząca [przecinek] wiem, że nie mam na co liczyć. (O5)

Na ramionach czuję czyjeś dłonie, nawet nie zauważyłam [przecinek] kiedy James podszedł.  (O5)

Zanurzam dłoń w wodzie i dotykam szybko jego nosa [przecinek] zostawiając na nim białą pianę. (O5)

Zostałem tam o wiele dłużej [przecinek] niż powinienem. (O7)

Wcześniej go nie zauważyłem, dziewczyna była ważniejsza, jednak teraz widzę [przecinek] jak pięknie wygląda, [bez przecinka] jako tło mojej Małej. (O8)

Dzisiaj mija pół roku, [przecinek] od dnia, w którym zostałam zdiagnozowana — amnezja, ale, właściwie, to nie było potrzebne. (Zp)
Nie ma potrzeby, aby to słowo oddzielać jak wtrącenie. Ono nim nie jest.

Właściwie nieważne, [bez przecinka] do kogo. (Z1)

Zatrzymujemy się przed domem większym, [bez przecinka] niż inne w tej okolicy.  (Z1)

Zanim Trenton znika z Jamesem, aby „coś załatwić”, sadza mnie przy stole między Lucią, [bez przecinka] a dziewczyną, której nie zdążyłam jeszcze poznać. (Z5)

– Żeby się odstresować przed jutrzejszym dniem [przecinek] dziś posprzątacie strych – obwieszcza pani Adams tuż po śniadaniu. (Z8)

Pukanie w drzwi, [bez przecinka] to pierwsze [przecinek] co słyszę. Zatroskane oczy chłopaka, [bez przecinka] to pierwsze [przecinek] co widzę. Delikatny pocałunek, [bez przecinka] to pierwsze, co dzisiaj czuję. (Z8)

  1. Literówki

Nie wie, że Alce zginęła. (O1)
Alice.

Ktoś musiał włożyć dużo pracy, by żywopłot był równo przycięty, karmnika zapełniony ziarnami dla ptaków [...] (Z4)
Karmnik.

Po chwili znów przypomina mi os sobie chłodny podmuch wiatru i przechodzą mnie ciarki. (Z4)
O sobie.

  1. Błędy gramatyczne

Nie powinni dawać upustu swojej głupoty przy pierwszakach, a tym bardziej na nich. (O7)
Dawać upustu (komu? czemu?) swojej głupocie. Tak poza tym upustu głupocie się nie daje – upust daje się emocjom.

Pierwsze [przecinek] co robię, gdy widzę, że Mała jest u mnie w pokoju, jest natychmiastowe schowanie pudełeczka ze srebrnym łańcuszkiem w środku. (O8)
„Pierwszym, co robię [...] jest natychmiastowe schowanie” lub „pierwsze, co robię [...] to natychmiastowe schowanie”.

- Chcesz, wytłumaczę ci – oferuję pomoc, a Mała jak zwykle ją odrzuca. (O8)
„Jeśli/Jak/Jeżeli chcesz, wytłumaczę ci”. Samo „chcesz” to stwierdzenie

I wtedy opuściła mnie jedyna przyjaciółka, jakby starsza siostra – Alice, zajął się mną jej brat. I tak jest teraz. Pod cudzym dachem, ale żyjąc. (O9)
Specjalnie skopiowałam dwa zdania wcześniejsze, abyś zobaczyła, że to „żyjąc” nie ma absolutnie żadnego sensu. Nie wiem, co tam robi.

Bliżej być już nie możemy, jej słodki zapach i ciepło doprowadza mnie do szaleństwa. (O12)
Błąd jak kilka linijek wyżej. Skoro Twój podmiot jest zbiorowy, to dostosuj orzeczenie do podmiotu zbiorowego! „[...] słodki zapach i ciepło doprowadzają [...]”.

Mój cały świat całuję na dobranoc i przytulam. (O12)
Zdradzę Ci sekret. W języku polskim orzeczenie występuje jak najbliżej początku zdania. A więc „całuję” powinno być na początku, a dopiero potem „mój cały świat”.

Czuję, że osoba, która napisała dziennik, osoba, którą kiedyś byłam, ten ktoś jest bardzo tajemniczy.  (Z3)
Pogrubiony fragment kompletnie nie pasuje do pierwszej części zdania.
„Czuję że osoba, która napisała dziennika, osoba, którą kiedyś byłam, jest bardzo tajemnicza”.

Na sam tego widok robi mi się zimno, ale potem nasze spojrzenia spotykają się i moje ciało zalewa fala przyjemnego ciepła… (Z4)
Szyk: „Na sam widok tego [...]”. Chociaż osobiście wolałabym napisać „na sam ten widok [...]”.

  1. Inne błędy

Wyjmuję opatrzoną imieniem dziewczyny. (O1)
Tę.

– Ja pójdę już. (O1)
Język polski ma to do siebie, przeciwnie na przykład do angielskiego, że nie trzeba wszędzie wstawiać osoby, aby wiedzieć, jaki jest podmiot w zdaniu. Dlatego słowo „ja” jest całkowicie zbędne.

Muszę zapytać się Lacie, czy chce jutro iść do szkoły, wytłumaczyć jej, jak ma dojechać do gimnazjum.
Czasownik pytać nie jest czasownikiem zwrotnym. Czyli nie można zapytać się kogoś o coś, można tylko zapytać kogoś o coś. Zapytać się oznacza zapytać samego siebie.

Siadam zrezygnowany na miejscu, wszyscy patrzą się na mnie. (O3)
Z czasownikiem patrzeć jest tak samo jak wyżej. Z tym że już „patrzeć się” nie można użyć.

Wysoka dziewczyna wstaję [bez ogonka]  z miejsca i odkłada zeszyt. (O3)

Spoglądam się za siebie, a on puszcza mi oko.  (O4)
Ten sam błąd, co powyżej.

Paule Stonesone jest niższym mężczyzną [...] (O5)
Niższym od kogo?

Przekraczamy wrota, wręczam wejściówki mężczyźnie w odświętnym fraku. (O9)
Frak jest już z natury odświętny, elegancki.

- Nie trochę za dużo? (o10)
Po pierwsze szyk szwankuje. Po drugie słowa „trochę” i „dużo” to przeciwieństwa, więc jakim cudem chciałaś je połączyć w ten sposób?

Nie trudno jest trafić z odległości mniejszej niż metr. (O11)
„Nie” z przysłówkami w stopniu równym pisze się razem.

Jestem kłębkiem nerwów, a raczej bombą wybuchową, która eksploduje, jeśli ktoś się do niej zbliży. (O11)
Bomba wybuchowa, powiadasz… A niewybuchowa bomba co robi?

Odliczanie ostatnich sekund: 3, 2, 1… (Z7)
Cyfry i liczby zapisuje się słownie.

6/20

Razem: 27/75, 36%
Ocena: 1 (fatalny)

Chciałabym tylko zaznaczyć, że prawdę mówiąc, fatalny fatalnemu nierówny. Bo są blogi, które wzbudzają tylko złość i irytację przy czytaniu, ponieważ nic tam się kupy nie trzyma. Ale są też blogi, i taki właśnie jest Twój, które mimo błędów na poziomie technicznym czyta się zaskakująco dobrze. Twoje opowiadania mają w sobie coś, co przyciąga (a przynajmniej to drugie ma, bo co do pierwszego… cóż, nie było dobre), ale kiedy przyjrzeć się bliżej, to jest sporo potknięć. Myślę, że tym czymś jest potencjał. Tak więc nie poddawaj się, dużo pisz, dużo czytaj, spróbuj czerpać wiedzę z książek. Sprawdź, jak autorzy tworzą bohaterów, w jakiej przestrzeni ich umieszczają, jak planują fabułę. I spróbuj przenieść to na swoją twórczość. Powodzenia!

8 komentarzy:

  1. „No raczej, że tak. Choćby po to, żeby potem wściekły nauczyciel nie dzwonił do rodziców, że córka nie raczyła przyjść do szkoły (akcja Twojego opowiadania ma miejsce gdzieś zagranicą”
    Za granicą! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, dziękuję. :)

      Usuń
    2. Poza tym tekst jest bardzo ciekawy, przeczytałam z przyjemnością :)

      Usuń
    3. Bardzo miło mi to czytać, dziękuję. :)

      Usuń
  2. Dziękuję ślicznie za ocenę. Powiem szczerze, że nie myślałam, że będzie to "fatalny" (szczególnie, że obydwa opowiadania były wcześniej oceniane przez inne ocenialnie i nie otrzymały oceny niższej niż "dobry"). Ale po to się do Was zgłosiłam, żeby zostać zmieszaną z błotem poprzez wytknięcie mi wszystkich błędów i niedociągnięć. Cóż, zmieszałaś mnie z błotem po mistrzowsku, dokładnie tak, jak oczekiwałam.
    Żal mi tylko, że ocena została opublikowana/napisana po ponad roku od zgłoszenia. Nie wiem jak bardzo musiałabym być ślepa i uparta, żeby nie podciągnąć swoich umiejętności w zakresie pisania. Niestety rozumiem doskonale ukazane przez Ciebie błędy. Zapewniam, że pisząc opowiadanie teraz, nie popełniłabym ich. Napisałam "niestety", ponieważ zawsze uwielbiam doszkalać się po przeczytaniu ocen - tutaj nie ma błędów, których teraz, po ponad roku, mogłabym popełnić. To przykre.
    Jednak zapewniam Cię, że czas, który poświęciłaś na napisanie oceny poszedł na marne.
    Nie mam zamiaru odnosić się do każdego twojego słowa, jak robią to niektóre czepialskie (i moim zdaniem niewdzięczne) autorki. Przyjmuję do wiadomości i biję się w pierś jeśli chodzi o większość błędów. Z niektórych rozdziałów wręcz bije moja głupota i brak planu na pisanie (tutaj mogę wrócić do poprzednich słów - teraz nie zaczęłabym pisać niczego, bez porządnego planu, rozpisania każdej postaci i każdego wydarzenia).
    Jestem niezmiernie wdzięczna za ocenę. Oczywiście zapamiętam Twoje rady i nie będę powtarzać błędów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zamiarem nie było mieszanie Cię z błotem, a pokazanie błędów i doradzenie, co z nimi zrobić.
      Cóż, nie było mnie na blogu, na którym początkowo się zgłaszałaś, więc trudno mi brać odpowiedzialność za to, że tyle musiałaś czekać. Ze strony naszej załogi mogę Cię jedynie serdecznie przeprosić, że mimo prawie roku istnienia Fuzji, ocena pojawiła się dopiero teraz.
      Niemniej chciałabym zwrócić uwagę na to, że zgłoszenie zawsze można wycofać, a opowiadanie poprawić, więc nie bardzo rozumiem tych wzmianek o błędach. Opowiadania wiszą tam od ponad roku i skoro twierdzisz, że teraz piszesz lepiej, mogłaś je poprawić. Więc proszę Cię, pomyśl następnym razem, bo cóż, jak widzisz, w kolejce jest mnóstwo blogów, a ja też wolałabym poświęcić swój i tak już maksymalnie uszczuplony wolny czas na coś, co rzeczywiście się komuś przyda.
      Mam nadzieję jednak, że choć część treści oceny w jakiś sposób Ci pomoże. Zawsze jest dobrze podszkolić swoje umiejętności. ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Ale to w takim razie po co czekać na ocenę czegoś, przy czym doskonale wiesz, co jest nie tak i jak to poprawić? Albo - co więcej - dlaczego przez ten szmat czasu niczego nie poprawiłaś? To już nie wina Bohaterki, przecież nie w jej kompetencji leży szukanie innych twoich tekstów w sieci, tych aktualnych, i proszenie cię, żeby mogła ci to ocenić.
      Idk, nie bardzo rozumiem tych pretensji.

      Usuń
    3. Jak w ogóle miała wyglądać ta ocena? Co Bohaterka miała zrobić? Przeczytać tekst, wyobrazić sobie progres, jaki autorka przejdzie od publikacji postów, i napisać komentarze do progresu, który sobie wyobraziła, zamiast do tekstu, który ma przed sobą? Poza tym, z tego co pamiętam, chciałaś, żeby te teksty zostały ocenione, i upominałaś się o to co jakiś czas. Dlaczego w takim razie nie zamieniłaś ich na jakieś swoje aktualne opowiadanie, skoro teraz piszesz znacznie lepiej? Nie rozumiem. Nie umiem sobie wyobrazić, jakiej właściwie oceny oczekiwałaś.

      Usuń