Adres bloga: Mistrz Szachownicy
Autorka: K96
Tematyka: fantasy — low fantasy
Oceniające: Nea i Koh
Dziś w klimacie anime, szachów oraz nieskończonych monologów
wewnętrznych rodem ze wschodnich animacji! Będzie się działo, a o szachach
będzie najmniej!
SZABLON
Jeśli można tak nazwać
to, co akurat widnieje na stronie… Szablony domyślne Bloggera są dość szpetne i
z tym nie jest inaczej. Najchętniej bym stąd natychmiast uciekła i zapomniała,
że musiałam tu przebywać. Obrazek w tle jest słabo czytelny i nie spełnia
żadnej funkcji, chociaż się można zorientować, że to szachy.
Poza tym układ jest
wygodny. Tylko po co taki milion postów na stronie głównej? Odziera to tę
stronę z resztek przejrzystości. Ech, będę musiała tu spędzić tyle czasu.
Zakładkom nie mam wiele do zarzucenia. Może poza tym, że wypadałoby tekst wyjustować.
Na stronie jest w każdej możliwej konfiguracji chyba, tylko nie w tej.
LEKCJA 1.
Masz kropkę na końcu
tytułu – to błąd (powtarzany we wszystkich tytułach). Poza tym brak justowania
oraz wcięć akapitowych. Mam wrażenie, że czeka mnie pełna przygód
gramatyczno-stylistycznych podróż.
Każdy marzy o prestiżowej
szkole, gdzie można rozwijać
własne zainteresowania, ale dostanie się do niej nie jest proste.
Najczęściej uczniowie dostają się do nich za pomocą znajomości rodziców lub ich
pieniędzy. W jednej z takich szkół uczy się młoda, piętnastoletnia
dziewczyna, która pomimo bogactwa rodzinnego, spełniła swój życiowy
cel o własnych siłach – co ten fragment robi w narracji? Co tekst pasujący na opis
opcia robi w tekście? Jaką niby funkcję spełnia poza irytowaniem? Zamiast
wprowadzać do świata przedstawionego, generalizujesz, w dodatku błędnie. Ja nie
marzyłam o prestiżowej szkole. Podejrzewam, że z jakiś miliard innych ludzi też
nie marzy ani nie marzył.
Poza tym, nikt nigdy nie
dostał się do prestiżowej szkoły dlatego, że – no nie wiem – jest zdolnym,
inteligentnym człowiekiem? No totalnie nevahr.
Co nas interesuje, że
bohaterka ma piętnaście lat? Czy nie dało się inaczej podać informacji, jakim
cudem załapała się do tej szkoły, tylko w formie czegoś tak karygodnie odrzucającego?
Lekcje dobiegają końca i
Lejra wraz z przyjaciółmi opuszcza teren szkoły. Idą razem do pewnego momentu,
gdzie ich drogi rozdzielają się. Zielonooka żegna się z pozostałymi
i skręca w prawą uliczkę – z tych kilku zdań dałoby się stworzyć piękną obyczajową
scenę, w której zawarłoby się podstawowe informacje o postaci oraz jej
otoczeniu, relacjach z rzekomymi przyjaciółmi, o wielu drobnych, ale ważnych
pierdołach. Co dostajemy? Właściwie nic. Czytelnik do końca rozdziału zapomni o
wszystkim, co tu przeczytał.
-_Znów kolejny dzień
dobiegł końca – nie spotkałam jeszcze człowieka, który myślałby w ten sposób.
Nie mam nawet ochoty tam
wracać... Gdy tylko wejdę, znowu zaczną szeptać coś między sobą, a mnie będą odganiać,
wmawiając, że to sprawy dorosłych. Moja rodzina zdecydowanie jest dziwna, a głównym zarządcą tego
wszystkiego jest dziadek. Byłam u niego tylko jeden raz, ale sądzę, że tyle w
zupełności wystarczy – te myśli pojawiają się tylko po to, żeby narrator mógł wciepnąć
paskudną, nudną ekspozycję. Nie znam ludzi, którzy w taki sposób myślą i samemu
sobie tłumaczą, co zrobili w życiu. Posłuchaj czasem swoich myśli i zastanów
się, czy którekolwiek brzmią tak sztucznie, jeśli nie zmuszasz ich, żeby tak
właśnie brzmiały.
Poza tym co jest dziwnego
w dorosłych, którzy trzymają smarkaczy z dala od swoich spraw? Są takie rzeczy,
o których dzieci nie muszą wiedzieć.
Dziwniejszą sprawą jest,
skąd on w ogóle posiadł ten zamek? – to słowo niekoniecznie tutaj współgra z
przekazem zdania.
Poza tym, ja wiem, może
po prostu… spytaj kogoś? Niespodziewanie się jeszcze okaże, że ci odpowiedzą i
opcio się skończy.
Większość rodziny jest
biznesmenami, ale z pewnością nikt z nas nie ma królewskich korzeni! – po pierwsze primo,
nie trzeba być królewskim dziedzicem, żeby sobie od konserwatora zabytków
(czytaj: państwa) kupić zamek (trzeba być obrzydliwie bogatym i cierpliwym
ekscentrykiem). Po drugie primo, rodzina nie może być biznesmenami, może
się zajmować biznesem.
W dodatku ten stary
zrzęda po śmierci kuzyna, zabrał siostrę, aby to ona stała się
dziedziczką całego majątku i zarazem objęła wszystko po jego śmierci – ale czyją siostrę
zabrał? Porywanie ludzi nie czyni z nich dziedziców, tylko prawne uregulowania,
testament na przykład. Jak można obejmować majątek? To była jakaś kobieta-guma,
że cały zamek mogła przytulić?
Cały ten gigantyczny
fragment myśli jest nudny, ekspozycyjny i dałoby się przemycić zawarte w nim
informacje o wiele, wiele lepiej. Ciekawiej. A jeśli już cytujemy myśli
bohatera, super by było, gdyby coś z nich wynikało. Nie wynika nic, dalej
niczego o tej lasce nie wiem – podczas gdy teoretycznie towarzyszyłam jej całą
drogę ze szkoły do domu. Niczego o niej nie powiem. Wbrew pozorom to
źle, bohatera wstępnie powinny charakteryzować pierwsze zdania narracji z jego
udziałem.
Myślałam, że kursywa
wyróżnia tylko myśli postaci. Tymczasem… dialogi też? Czy może wszyscy
bohaterowie porozumiewają się telepatycznie?
wbrew emocjom, które
chowa wewnątrz, przy rodzicach zachowuje spokój – halo, widział ktoś
gdzieś jakieś emocje w narracji? Hop-hop! … ...nie, nic. Jedźmy, nikt nie
woła.
O co ta dziewucha kręci
dramę? O to, że dziadek jest nierozsądny z doborem dziedziców? Nie wiem, nie
powinna przypadkiem denerwować się, że chcą ją wyrwać z jej życia…? No, co ja
tam wiem o życiu w sumie.
Jeszcze jakiś czas
kłóciły się. Lejra ostatecznie poszła się pakować – te emocje, to
napięcie, się chyba nie pozbieram.
W ogóle, co jest,
dlaczego jej imię było taką tajemnicą, a tu nagle ni z tego, ni z owego jebs,
oto jej imię? Swoją drogą Lejra kłóci mi się z Nowafią.
Po skończonej czynności, mama pomogła jej zanieść
walizkę do samochodu. Lejra wsiadła na tylne siedzenie. Była zła na rodziców,
nie miała najmniejszej ochoty żegnać się z nimi, zaś oni powiedzieli tylko parę
słów na drogę. Powoli odjeżdża od domu. Dziewczyna nie odzywa się ani słowem do
kobiety, która prowadzi auto – rozumiem, że to tu gdzieś chowają się emocje towarzyszące
nagłej, błyskawicznej wyprowadzce z domu? Opuszczeniu kochającej
rodziny? Poszukajcie pod wyrazami, może znajdziecie!
Piętnastoletnia dziewczynka?
No nie wiem. Niby daje radę, ale zaczynam się bać, że zaraz jakieś pedofilskie
motywy się tu wkradną.
Lejra dopiero teraz
przygląda się kobiecie. Na pierwszy rzut oka wygląda po trzydziestce. Jej włosy
są koloru brązowego, spięte z tyłu w koka. Ubrana dość skromnie - w długą, białą sukienkę
z żółtymi elementami. Dziewczyna wychodzi z samochodu i widzi drugi raz w życiu
potężny zamek. Otwarcie protestuje, gdy kobieta chce wziąć jej bagaż. Obie idą
frontalnym grodem, który bardziej przypomina labirynt, niekoniecznie zachwyca
swoim pięknem. Zagubiona Lejra, stara się nie odstępować na krok kobiety. W
końcu dochodzą do drzwi. Przyszła dziedziczka nie czuje się zbyt dobrze w
chwili przekroczenia progu zamku, czym wzbudza zatroskane spojrzenie kobiety.
Idą większość czasu w milczeniu – ja nie wiem, czy ty zgłosiłaś do nas jakiś
suchy reportaż? Sprawozdanie z wycieczki krajoznawczej? Opisy, które się
pojawiają, są zbędne, a tam, gdzie opis jest potrzebny, jest suche, nudne
wymienianie, które nie mówi niczego o niczym. Mam takie pytanie, ty w
ogóle chcesz to pisać? Skoro nie stosujesz żadnych środków przekazu dających
radość z pisania?
Przesuwającym się pionkom
nie towarzyszył żaden, najlżejszy nawet dźwięk? Poza tym całą scenę dałoby się
opisać zręczniej, niż naturalistycznie rozwodzić się nad rzęsą w oku, come
on.
Nie zamierza dłużej
zostawać w tym dziwnym korytarzu, ale obawia się, co może zastać za drzwiami.
Zbiera w sobie odwagę i przebiega korytarz – po pierwsze, czego ona się boi, że
dziadek ją wypatroszy? Że ktoś ją w tym zamku zgwałci? Przecież pojechała do
rodziny, cholera jasna. I jaki korytarz przebiega, skoro przed chwilą stała pod
zagrodzonymi przez pionki drzwiami?
Odwraca się i widzi
ogromny stół, a przy nim prawie wszystkich członków rodziny – to dlaczego jej
rodzice nie mogli pojechać z nią?
Bije od niego spokój,
choć jego zielone oczy nie są przyjemne w odbiorze – koleś siedzi
relatywnie daleko, jakim cudem ona widzi jego oczy?
-_Skoro temat magii mamy
już za sobą, czas na opinię was wszystkich – eee, niby jak? Skoro bohaterka dalej
gówno wie i właściwie niczego konkretnego nikt nie powiedział?
głowa rodziny zignorował
syna –
głowa rodziny zmieniła od razu płeć. Rodzaj dopasowujemy do podmiotu, nie do
metafizycznych czynników, czy czegoś.
Ta rodzinna narada. Ja
pieprzę. Równie dobrze mógł ich listownie poinformować o wszystkim, zamiast
robić taki cyrk. Wypowiedziała się z tego tałatajstwa jedna osoba poza
dziadkiem. Come on.
Iiii żadnego konkretnego
zdumienia na wieści o magii. Dziadek zniknął? Mech. Ja bym zemdlała, bohaterka
drze na wszystkich ryja. Priorytety.
Mam rozumieć, że drugie
dziecko to tak naprawdę nie dziecko i nawet rodzice mają na nie wyrąbane?
Sposób, w jaki rodzice – i reszta rodziny – potraktowali bohaterkę, zakrawa o
patologię.
Aha, bohaterka
natychmiast się poddaje w walce o informacje, potulnie idzie do swojego pokoju
i myśli sobie o tym, jakie to zaskoczenie, że rodzina włada magią. No
faktycznie. Też bym była trochę zaskoczona, gdybym się dowiedziała, że mam
nadprzyrodzone moce, oh wait.
No nieee, ta
pseudo-przewodniczka też zostawiła ją na środku korytarza i olała? Nie wiem,
wydawałoby się, że o dziedzica należy troszkę dbać, zamiast stwarzać mu sposobności
do niefortunnych wypadków… chyba że się dybie na to, co dziedziczy.
Choć trzęsących się nóg i
złego przeczucia, odwróciła się za siebie – co tu się stało? Jakie choć?
Dostała jeszcze
silniejszych drgawek – napad epilepsji, czy coś? W ogóle, widok figur szachowych
wprawia ją w silne fobiczne reakcje, ale ludzie dematerializujący się w
powietrzu to już mech?
Dziewczyna zaczęła
krzyczeć, a z nadmiaru emocji straciła przytomność – o, no proszę, pierwszy
opkowy element do odhaczenia! W dodatku na samym końcu rozdziału! Ciekawe, ile
ich uzbieram *zakłada czapkę Asha z Pokemon*.
Poza tym… gdzie te
emocje?
LEKCJA 2.
Kolejny raz brak wcięć
akapitowych oraz justowania.
Dlaczego ni z tego, ni z
owego zmieniamy czas narracyjny? Poprzedni rozdział prawie calutki był w czasie
teraźniejszym, co jest zaś teraz? Zdecyduj się, jak chcesz pisać, nie można tak
sobie tego w kółko zmieniać, jak ci wygodniej.
Powiew rannego wiatru
nieco ją orzeźwił – i obryzgał krwią? Porannego.
Jej uwagę przykuły
krzesła oraz stolik, który otaczały. Znajdowała się na nim kartka, więc
podeszła do niej – no raczej podeszła do stolika, nie kartki, chyba że kartka była
co najmniej wielkości tego stołu.
Co kogo otaczało w
pierwszym zdaniu? Bo nie mam, kuźwa, pojęcia.
Fascynuje mnie skrajny
brak refleksji bohaterki, która, po przebudzeniu w obcym miejscu, kiedy to zemdlała
na korytarzu, nie jest niczym ani trochę zaniepokojona, ba, raczej sobie nie
przypomina wydarzeń poprzedniego dnia ani tym bardziej nie ma na ich temat
przemyśleń. O, stolik, dostałam stolik, chrzanić patolę, to jest zajebisty
stolik.
Była złożona wpół, a po
rozwinięciu, zerknęła na treść – mocno creepy ta kartka, jak sama sobie
zerkała na treść. Gdybym zobaczyła kartkę z oczami, to bym wtedy jednakowoż
zemdlała, co dopiero nasza wrażliwa bohaterka.
Co ja właściwie muszę
ubrać? - skupiła się jedynie na fragmencie mówiącym o ciuchach – tak, to zdecydowanie
normalne zachowanie człowieka, którego wyrwano z rodzinnego domu, rzucono w
obcy świat i tak dalej. To totalnie to. Yay, fatałaszki!
Jak musi coś ubrać, to
może choinkę, swoją drogą?
Jest średniej długości,
przy czym posiada pełno białych kokard, które tylko dodawały uroku całości – spuśćmy zasłonę
milczenia na szalejące czasy narracyjne w tym zdaniu. Skupmy się na samym jego
początku.
Jest średniej długości,
przy czym posiada. Gdyby była długiej długości (...), to by pewnie sprzedawała te
kokardy.
-_Świetnie, teraz muszę się
przebierać w ciuchy, które są w kolorze, którego nie lubię… – tak, zdecydowanie to
jest teraz jej największy problem, totalnie wagi państwowej.
Zastukała do drzwi
kobiety, jednocześnie odzyskując płuca, które niemalże straciła
podczas tego biegu – wyszarpnęła je z gardła okrutnego Imperatywu i wpakowała sobie
do piersi jednym stanowczym pchnięciem.
Dziewczyna pokiwała
przecząco głową – ok, krótka lekcja poglądowa.
To jest kiwanie głową.
Zawsze jest twierdzące. Oznacza takie nasze niewerbalne tak. Jeśli
chcesz komuś zaprzeczyć, nie pokiwasz głową, bo się zgodzisz na to, co ten ktoś
mówi.
To jest kręcenie głową.
Zawsze jest negatywne. Oznacza takie nasze niewerbalne nie. Jeśli chcesz
komuś przytaknąć, nie pokręcisz głową, bo się nie zgodzisz na to, co ten ktoś
mówi.
Wniosek? Nie ma
przeczącego kiwania głową, dammit!
Szła dalej labiryntem i z
czasem zaczęła wątpić, czy aby na pewno dobrze idzie. Jednak dzięki swojej
bardzo dobrej pamięci, wyszła z niego bezbłędnie przed zamek – te wyścigi, te
wybuchy, te chwile grozy, pełne zwątpienia…
Ubrana w schludną, białą
bluzkę, czarne spodnie oraz marynarkę, zabrała głos – gdyby miała na sobie
coś innego, bankowo by milczała grobowo.
Ten dziadek chyba się
zmaterializował tam z powietrza pod tym samochodem. Wiem, że tak może, więc
tego nie wykluczam, ale ech. Narracjo, czy możesz zacząć nas o czymś
informować, zamiast skupiać się na ubiorze wszystkich wokół? Byłabym
zobowiązana.
Doskonale wiesz, że
kodeks maga zabrania wtrącania osób trzecich na to stanowisko! – jak dla mnie to jego
wnuczka, nie osoba trzecia, ale co ja tam wiem.
A wtrącić to można kogoś
do lochu.
-_Mistrzu, nic ci nie jest?_- zapytała rudowłosa, a on tylko pokiwał
znacząco głową – ...co oznacza, że jest ranny, tak? Ale nie daje faka? Czy co?
Nie znam ich niewerbalnego kodu komunikacyjnego, come on!
O rany, ta awantura jest
tak sucha i od czapy. Gdyby napisać ją z opisami, gdyby właściwie sprecyzować,
kto w niej uczestniczył i dlaczego mówiła tylko jedna osoba, gdyby zawrzeć tam emocje,
mogłaby to być całkiem niezła scenka. Ale ten tekst jest odarty z całego klimatu
przez to, że brakuje mu fundamentalnych opisów.
Wow, jej reakcja na wieść o
braku możliwości kontaktowania się z przyjaciółmi była… wow. Zupełnie
jakby nic jej nie obchodzili i spytała z konieczności, bo Imperatyw Opkowy
nakazał.
Jesteś o wiele bardziej
interesująca niż poprzednia dwójka – z całym szacunkiem, ale coś takiego brzmi
śmiesznie, bo bohaterka czytelnika nie zaciekawiła niczym. Nadal nie umiem
wymienić żadnej jej cechy.
-_Chyba sobie dzisiaj
daruję i poczytam coś zwykłego… – no to po co była ta cała heca z magicznymi
książkami, skoro bohaterki i tak to jakoś specjalnie nie interesuje? Jej w
ogóle nie interesuje to, że odkryła niedawno istnienie magii. Regularny
wtorek dla niej, czy co?
-_Chcesz książkę o
szachach? - spytała Ena.
-_Bardzo lubię tą grę – ...to jest koniec
drugiego rozdziału, a bohaterka słowem się nie zająknęła o rzekomej
sympatii. Znalazła się w zamku pełnym figur szachowych, ruszających się figur
szachowych, ale nie wywołało to żadnej ekscytacji ani niczego. No totalnie,
totalnie to lubi i się tym interesuje, i zależy jej na zakichanych turniejach.
Zażyła kąpieli i dokonała
wszelkich czynności przygotowujących ją do snu – nie wierzę. To chyba
już mogę odhaczyć drugi element Opkowego Niezbędnika. Plus, bohaterka na koniec
rozdziału zasypia! Nie sądziłam, że trafi mi się do oceniania taka klasyka.
LEKCJA 3.
Tradycyjnie brak
justowania oraz wcięć akapitowych.
- Czy on jest ślepy?! – ...ona poważnie się
nad tym zastanawia w kontekście, jakby to delikatnie ująć, PIONKA SZACHOWEGO?
Wypakowała z niej ładny
budzik i liścik od Eny, mówiący o tym przedmiocie – list nie może mówić, może traktować,
wspominać etc.
-_Położę go koło łóżka i
pójdę się spytać Eny, o co chodzi – ale przecież dostała liścik
wyjaśniający, no to w czym problem?
Dodatkowo spytać
nie jest czasownikiem zwrotnym, chyba że ktoś faktycznie pyta samego siebie.
Także zła deklinacja.
wyszła z pokoju i ruszyła
w stronę domniemanego pomieszczenia, gdzie mieszka kobieta – domniemany, według SJP
PWN: «oparty na przypuszczeniu, a nie na stwierdzonych faktach». No więc… co,
Ena się codziennie przeprowadzała?
Zapukała do niej dwa
razy, ale widząc, że nie ma to sensu, chciała wejść do środka – zważywszy na to, że
jedynym wyrazem o żeńskim rodzaju w poprzednim zdaniu była kobieta…
Bohaterka zapukała do Eny? Wiem, że to skrót myślowy, ale w narracji
trzecioosobowej wygląda mocno słabo.
Pan domu postanowił, że
powinnaś powoli wdrażać się w rolę gospodarza, więc sama go powitasz bez niego – brzmi na szalenie
rozsądny pomysł, puścić zieloną jak szczypiorek na wiosnę gówniarę do witania
oficjalnego gościa bez niczyjej asysty. Totalnie, co mogłoby przecież pójść
źle?
Bohaterka wylazła z
zamku, nie wiedząc, kiedy gość przyjedzie, nie zapytawszy, kiedy przyjedzie, i
postanowiła czekać, aż Imperatyw Opkowy jej go ześle, tak? Oczywiście zesłał.
Oczywiście poza zdaniem czuje niepokój wewnątrz siebie nie
dowiedzieliśmy się niczego o emocjach bohaterki, o czymkolwiek innym nie
wspominając.
Akapit poświęcony
rozkminie bohaterki znów jest suchy jak pustyna w lecie. Ekspozycyjny,
niezręczny, źle napisany, tak w skrócie. Narracja powinna pozwolić czytelnikowi
cokolwiek sobie dopowiadać – ale z pomocą zawsze śpieszy bohaterka z
wewnętrznym monologiem rodem z anime, żeby przypadkiem czytelnik nie pomyślał,
że jest bystry.
Mi również było strasznie przykro, to było moje jedyne dziecko – holy shit,
najwyraźniej w tym towarzystwie wszystkie rodziny są patologiczne. Super, że
było mu przykro, że zamordowali mu dziecko.
Tak dobrze mi się
rozmawiało, że straciłem poczucie czasu – eee, ok? Dobrze, że ktokolwiek poza
bohaterami poczuł ten uciekający czas, bo mnie się zdawało, że spędzili na
rozmowie pięć minut, a z jakiś kwadrans na przesuwaniu pionka.
Poza tym, dobrze się
rozmawiało? O tym mordowaniu jego syna, zaginięciu siostry bohaterki,
czarnej magii i innych sympatycznych tematach? Tych przyjemniejszych, o których
wspomina narracja, czytelnik nawet nie odczuwa, więc co za różnica, równie
dobrze mogłoby nie być tej wzmianki.
- Cień?! Może wujek
czegoś zapomniał – no totalnie, i śledził ją przez pół drogi bez słowa jak
psychopata, żeby na śmierć ją wystraszyć w środku labiryntu. Tak właśnie
postępują normalni wujaszkowie. A normalni ludzie to właśnie myślą, kiedy pada
na nich czyjś cień od tyłu, gdy nie spodziewali się nikogo za sobą.
- Kurczę, jedna wieża stoi
za mną, a druga na wprost mnie!! – gdyby narracja zaczęła spełniać swoją rolę i
opowiadać o tym, co się dzieje, zamiast pozostawiać wszystko wewnętrznym
monologom bohaterki, chyba nikt by się nie pogniewał, serio.
Nie wiem, na miejscu
bohaterki zaczęłabym się – na przykład – przygotowywać do tego pojedynku,
zamiast się bezsensownie umartwiać. Ale to ja, bohaterka została nazwana
sprytną, kiedy zrobiła rzecz, jaką uczyniłby każdy myślący człowiek. Cóż.
No i kolejny rozdział
zakończony zaśnięciem!
LEKCJA 4.
Brak wcięć akapitowych
oraz justowania.
Mam wrażenie, że
bohaterka pojechała sobie na wczasy do tego dziadka. Śpi do późnych godzin,
niczego właściwie nie musi robić, jedynym jej dotychczasowym obowiązkiem było
przywitanie własnego wujka. Nie wspominając o tym, że turniej szachowy z
dziadkiem kojarzy mi się z motywem z powieści Brenta Weeksa i nie jestem z tego
zbyt szczęśliwa, generalnie.
Wspaniale, że trafiłaś
akurat na ten dzień – …? Przepraszam, czy Pani Cień Bohaterki podejrzewała, że
dziewczyna dokładnie na ten jeden specjalny dzień zdematerializuje się i
przegapi to coś Bardzo Ważnego?
-_Lejro, a ty gdzie? Wspaniale,
że trafiłaś akurat na ten dzień. Chodź szybko za mną! -_chwyciła rękę dziewczyny i
_pospiesznie udały się
przed drzwi jednego z pokoi – nie wiem, generalnie wydaje mi się, że pisanie potrzebuje
odrobiny sensu. Super by było, gdyby narracja raczyła nas informować, jaki
bohater się właśnie pojawił, bo podmiot w żadnym miejscu nie zostaje określony.
Można wydedukować jego płeć po odmianie czasowników. Bomba.
Znowu jakieś spotkanie? - miała już dość wszelkich
spotkań – serio? Odbyła dwa, większość w gronie rodziny. Niczego innego nie
musi robić, wszystko podstawiają jej pod nos. Biedna taka, nieszczęśliwa
bohaterka.
Wybrałam specjalnie dla
ciebie magiczny targ, który odbywa się raz do roku – oczywiście.
Imperatywie Opkowy, czy mógłbyś spocząć choć na jeden rozdział? Byłoby
cholernie miło, zanudzisz wszystkich.
-_Otruć?! - zdziwiła się – zdziwiła.
Nie przestraszyła, tylko zdziwiła. Jacy ci magowie nieuprzejmi, truć własnych
gości, co z manierami? Pf.
On nie jest człowiekiem,
czy ta kobieta zamierza kupić coś od tego monstrum?! – po pierwsze. GDZIE
JEST MOJA NARRACJA, JA SIĘ PYTAM? Dowiem się, do kogo poszła Pani Cień
Bohaterki? Oczywiście, że nie, bo po co. I dlaczego bohaterka referuje do niej
w tak bezosobowy sposób, nie po imieniu? Patologia na patologii patologię
pogania.
Targują się o zieloną
książkę? Pomijając, że żadnego targu generalnie nie było, bo Pani Cień
Bohaterki po prostu tę książkę kupiła z marszu, to – nie wiem – ta pozycja nie
miała żadnego tytułu? Nic? Bida z nyndzą.
-_Nie sądziłem, że dasz się
tak łatwo uwłaszczyć – uwłaszczyć za SJP PWN: 1. «nadać prawo
własności» 2. daw. «nadać chłopom prawo własności użytkowanej przez nich
ziemi oraz znieść obciążenia feudalne na rzecz panów». No totalnie to.
W dodatku ta nagła zmiana
charakteru Eny… – charakter się nie zmienia jak w kalejdoskopie – inaczej niż zachowanie.
Bohaterka podchodzi do
pierwszego stoiska, wskazuje pierwsze z brzegu zioło, nie znając się
kompletnie, ale od razu trafia. No po prostu owacje na stojąco, mamy przed sobą
cud nad cudami, Dziewczyna, Której Wszystko W Życiu Wychodzi.
-_To jeden z bardziej unikatowych,
ale zarazem przydatnych rzeczy – po pierwsze, rzecz jest rodzaju
żeńskiego, więc dlaczego jest odmieniona w rodzaju męskim?
Po drugie, no oczywiście!
Przecież nie mogła wylosować jakiegoś typowego, nudnego przedmiotu, tylko coś super-specjalnego!
Yay, cieszmy się jej szczęściem, przecież nie doświadcza go zbyt często, oh
wait…
-_Dlaczego to zrobiłaś?! Co, jeśli coś by się tobie
stało albo byś się zgubiła?! Martwiłam się, przecież...._- kontynuowała swoje
zażalenia – ...przed chwilą dobrowolnie puściła ją samopas w targ, żeby kupiła
zioła. Bohaterka stanęła trzy metry dalej i wielka drama, bo to już było
niebezpieczne? Borze zielony.
Rozdział kończy się
zaśnięciem bohaterki, oczywiście. Skoro nic ciekawego fabularnie nie działo się
przez resztę dnia, po co w ogóle dawać czytelnikowi tak suche, niewiele
wnoszące do czegokolwiek streszczenie… niczego? Żeby sztucznie nabić słowa
rozdziału?
LEKCJA 5.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
Dziadek zmienił zasady?
Dlaczego jesteśmy o tym informowani wewnętrznym monologiem bohaterki, zamiast
sceną, w której bohaterka to odkrywa?
Nie wiem, czy wiesz, ale
w szachach nie chodzi o to, żeby stracić wszystkie pionki, tylko żeby
zablokować króla. Dlaczego dziadek składa grę, skoro nie nastąpił szach-mat?
Nawet szachu jeszcze nie było.
Już naprawdę pomijając
to, że opis tej rozgrywki – jeśli można to tak nazwać – wygląda tak, jakbyś
szachy widziała tylko w pudełku przez szybę wystawową i nigdy nie grała.
Dziadek znika, kiedy
bohaterka jest w pokoju – nie wiem, poza tym, że to głupie posunięcie z
jego strony, bohaterka mogłaby to wykorzystać. Na przykład pogrzebać w jego
rzeczach. Przecież mu nie ufa. Ale co ja tam wiem.
-_Kurczę, mimo wszystko nadal nie
mogę przyzwyczaić się do tego ciągłego dzwonienia obroży na moim nadgarstku… – stawiam całą tabliczkę
czekolady, że więcej obroża nie zostanie wspomniana w rozdziale. A sposób, w
jaki tutaj została wspomniana, jest tak niezręczny i sztywny, że aż wywróciłam
oczami.
Po pewnym czasie Lejra
podeszła do stolika i usiadła na krzesło – do tego czasu stała jak słup na środku
pokoju, kontemplując rzeczywistość?
Poza tym – na krześle.
Myślałam, że pod tą
stertą rzeczy nic nie ma... - wstała i chwyciła przedmiot – borze szumiący, ona
usiadła na cudzych rzeczach? Tak po prostu? Nie przełożyła ich ani nic,
po prostu sprasowała dupskiem?
W którym momencie Ena
wróciła do pokoju? Narracja w ogóle o tym nie wspomina, po prostu kobieta nagle
zaczyna mówić.
Bohaterka błyskawicznie
przechodzi od negacji do ekscytacji oraz akceptacji. W stosunku do wszystkiego.
To mało prawdopodobne psychologicznie, żeby nie powiedzieć – całkowicie
nienaturalne.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić,
resztę dnia pomagała Enie w porządkach i przenoszeniu rzeczy – jakich porządkach?
Przenoszeniu rzeczy po co? Dokąd? Nie dowiemy się, po prostu należało jakoś
zakończyć rozdział i w drodze wyjątku nie zaśnięciem.
LEKCJA 6.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
Pionek wskazał swoją ręką kierunek – po pierwsze, czyją
ręką miał wskazywać? Po drugie, dlaczego dopiero teraz dowiadujemy się, że
pionki mają dodatkowe kończyny i są inne niż na planszy? Jest szósty, cholera,
rozdział.
W życiu nie widziałam,
aby jakiś człowiek tak pokracznie się poruszał i w dodatku nic nie mówił… – ale nie odezwie się do
nich, żeby choćby podziękować, bo po co? Sprawdzić, czy potrafią mówić? Być
uprzejmym? E tam, po co. Bohaterka jakby jest całkowicie przyzwyczajona do
tego, że ktoś jej usługuje cały czas.
Normalnie miałabyś
całodzienne ćwiczenia z magii, ale wiadomo, jaka jest rzeczywistość… – ale ponieważ jest
człowiekiem, robi NIC. Seems, kurde, legit.
Widzę, że ten świat
oparty jest na stereotypach. Cała rodzina od pokoleń dysponowała potęgą, ale
szybko się wkurzała, bo tak. Wszyscy, jak jeden mąż, dlatego właśnie ich
symbolem jest orzeł (który wcale nie kojarzy się z nerwowością, tylko
przenikliwością, której przypisać żadnej postaci bym nie mogła).
Motyw oschłych rodziców
uszedłby, gdyby nie został wprowadzony na wyżyny nienaturalności – to raz. Dwa,
gdyby było więcej opisów, może czytelnik dostawałby sygnały, co się dzieje, czy
robią to, bo muszą, czy jednak czują się z tym źle, cokolwiek. Poza tym gdyby
bohaterka odczuła jakiekolwiek emocje podczas powrotu do domu, byłoby świetnie.
I gdyby ktoś jej wreszcie powiedział, co właściwie powinna robić, bo pojechała
do siebie, nie mając pojęcia, że jej obowiązkiem jest odebrać raporty – więc
kto się dziwi, że emocje wzięły górę? Ech.
A na koniec rozdziału
zaśnięcie, dlaczego nie.
LEKCJA 7.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
Ubzdurała sobie, że jest
kimś więcej – nie wiem, może to by jej dało coś do myślenia? Skoro kobieta
mówi coś takiego, najwyraźniej rzucając to mimochodem, warto by się było zastanowić,
zrobić czujnym? Bohaterka podobno sprytna jest?
Czyli właściwie nic się
naszej bohaterce nie dzieje. Zachowała się okropnie, ale dziadek niczego nie
zmienia w jej życiu, bo – umówmy się – dalej będzie robiła nic, jak przez
poprzednie rozdziały, i sporadycznie kogoś odwiedzi. Ech.
Chcę poczytać o magi… – nie wiedziałam, że tu
nawet wiedza o przyprawach jest zakazana! (nie mogłam się powstrzymać).
Dzięki swojej pamięci nie
potrzebowała zbyt wiele czasu na zapamiętanie większości zaklęć i sposobu ich
robienia
– oczywiście, spamiętała pół grubiej książki w kilkanaście minut, dlaczego by
nie. I robienie zaklęć? Zaklęcia są w tym świecie materialne, należy je
spisywać na czymś albo wykuwać w czymś?
Spojrzała na duży zegar i
zorientowała się, że zaraz będzie obiad – po dwóch zdaniach. Czas tam zapierdziela jak
głupi, bez kitu.
Tak jak myślałam – żadnej
ciężkiej pracy, bohaterka po prostu idzie jeść, potem wraca do pokoju i rysuje,
brak zajęć, edukacji, niczego. Jak nudzi jej się bazgranie postanawia coś
poczytać. Wieszczę jej świetlaną przyszłość z takim przygotowaniem.
-_Za dużo tego opisu plemiona, przejdę do konkretów – po pierwsze, cytat z
książki jest śmieszny, brzmi jak opowiastka dla kilkuletniego dziecka. Po
drugie, przeczytała trzy zdania i uznała, że to za dużo? ...zdecydowanie się
nie polubimy, bohaterko. Na koniec – plemienia.
Z czasem na ziemi zaczęła
panować monarchia oraz jej poddane rodziny szlacheckie – that escalated
quickly… poza tym, jak monarchia może panować? Monarchia to ustrój.
Panuje władca, więc monarcha. A monarchia to raczej monowładztwo, czyli te
rodziny szlacheckie nie powinny mieć za wiele do powiedzenia, chyba że ustalili
jakieś sejmiki czy władzę regionalną. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
Dzięki niesamowitemu
męstwu, władca postanowił nadać tytuł szlachecki sto trzydziestemu trzeciemu
przywódcy plemienia i sam ustanowił ich herb, a był nim dumny i groźny lew – ale dlaczego władca
musiał być niesamowicie męski, żeby nadać herb jakiemuś przywódcy z końca
listy…?
Tak, doprawdy, zarzucenie
tej obroży to taki akt odwagi, że wszyscy powinni padać przed nią na kolana.
Skoro aż tak się wyróżnia na tle innych dziedziców, to strach pomyśleć, jacy
oni byli, gdy podkreśla się wspaniałość bohaterki. Ech.
Eee, kto się pojawił w
bibliotece? Narracja ani razu go nie nazywa, nie wspomina jego przyjścia, tylko
nagle pojawia się dialog i powinniśmy nie być niczym zaskoczeni, tak? Narracjo,
go home, you’re drunk.
Rozdział kończy się
zaśnięciem, ciężko pracująca bohaterka zjadła tego dnia trzy przepisowe
posiłki, narysowała zamek i poczytała dwie książki. Coś czuję, że się zaharuje
na śmierć w takim tempie, no nie ma bata.
LEKCJA 8.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
Dzisiejszego dnia Lejra
obudziła się około południa – czy ja naprawdę powinnam to komentować? Bohaterka
totalnie się zamęczy tą ciężką pracą w próbach zostania godną dziedziczenia
majątku, serio.
Ogrodnicy sprawiają
wrażenie mocno inspirowanych anime – nawet bardziej niż cały ten tekst. Poza
tym jawne drwienie z przyszłego dziedzica chyba nie jest najrozsądniejszym, co
ogrodnik mógłby zrobić.
W trójkę wyszli z altanki
i zaczęli naukę. W pierwszej kolejności wzięli się za wystroje ogrodów. Wbrew
pozorom nie były aż tak trudne. Jako drugą rzecz wybrali symbolikę kwiatów – narratorze, zwolnij,
bo jeszcze mnie przytłoczysz ilością fascynujących informacji! Się chyba nie
pozbieram.
Kreowanie ciekawego
świata polega na tym, że sami się nim interesujemy, że coś o nim piszemy,
wprowadzamy czytelnika w jego tajniki. Tak się tego nie robi – pomijając
wszystkie informacje i udając, że wszystko jest w porządku.
Dobra, trafiła kosa na
kamień. Autorko, symbolika to nie jest tylko wyssany z palca termin, który
sprawia, że jakiś przedmiot może coś oznaczać, ale może nie. Tłumaczenie magowie
chcieli być inni niż ludzie wcale nie usprawiedliwia gruntownych zmian
ikonograficznych, które chcesz wprowadzić do swojego świata. Symbolika wywodzi
się z historii. Ze skojarzeń. Najczęściej z religii. Poza tym współczesna
ikonografia wielu roślin jest uproszczona, bo róża to nie była tak po prostu
miłość. I jej znaczenie zależało od tego, czy była przedstawiana w kontekście
mitologicznym, czy chrześcijańskim.
Dlatego właśnie
tłumaczenie magowie chcieli nie ma sensu. Dla magów róża może mieć
skrajnie inne znaczenie – z powodu historii, ich wierzeń, czegokolwiek
namacalnego. Legendarna postać historyczna upodobała sobie róże i robiła coś
konkretnie złego? Róża może nabrać wydźwięku negatywnego. Sadzano róże na
grobie wrogów, bo wierzono, że kolce powstrzymają ich dusze od pójścia w
zaświaty? Róża może współczesnym magom kojarzyć się z nienawiścią. Ale nie
dlatego, bo chcieli.
Azo i Ezo dali długi
wykład o symbolice, z czego dziewczyna zapamiętała większość – chciałabym tego
posłuchać, ale narrator oczywiście nie dał mi okazji. Narratorze, goń się.
Nadeszła pora
podwieczorku, więc służba przyniosła go na altanę – jedzenie na dachu musi
być niewygodne. Chyba że ten dach ma niewielki kąt spadu.
-_Każdy ma wolność
myślenia. Kto wie, o czym mogę teraz myśleć. - w głębi siebie jest
wkurzona, ale na zewnątrz udaje obojętną.
-_Masz interesujący
charakter. Z jednej strony dość dziecinny, zaś z drugiej odpowiadasz dorośle (jak) na swój wiek – ...gdzie tu widać
dorosłość jakiejkolwiek wypowiedzi bohaterki? Poza tym, że raczej chodziło o
dojrzałość. Nie rozumiem tego zachwytu nad tą laską. Przecież ona nie robi
niczego, jest bierną kukiełką bez charakteru, malowaną w takie barwy,
jakie akurat są potrzebne
narracji.
-_Czy to naprawdę on? – no przecież słyszy
jego głos i dzwoneczek, to dość jednoznaczne jak na mój gust, Pani Przenikliwy
Umysł.
Jego cień różnił się od
kształtu figury! Coś czuję, że rozwikłanie tego wszystkiego zajmie mi więcej, niż sądziłam… – eee, Pani Przenikliwy
Umysł naprawdę nie wpadła na to, że coś mogło zostać zamienione w te figury? I
od czasu do czasu wraca, na przykład, do pierwotnej postaci? Nie? No tak,
przecież jest tylko interesującą, sprytną, przenikliwą dziewczyną.
I rozdział zakończony
zaśnięciem! Już chyba siódmy.
LEKCJA 9.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
Lejra niechętnie wstała i
przygotowała się do kolejnego dnia nauki ,,jak zostać dziedziczką'' – czyli przygotowała się
do robienia praktycznie niczego. No, to wymaga dużej ostrożności, bo jeszcze
przypadkiem zrobiłaby coś. A cudzysłowu na pewno nie robi się z dwóch
przecinków oraz apostrofów.
Nie zaskoczyło ją, że już od rana ktoś
puka do jej drzwi. Zdenerwowana otworzyła je – jeszcze ktoś każe jej coś robić i
czegoś się nauczyć, to oburzające.
Jeden z pionków
pilnujących jej drzwi, stał naprzeciwko niej.
-_Niemożliwe! -_zdziwiła się – przecież już raz
pełnił rolę chłopca na posyłki, z czym ona znowu ma taki problem?
w dodatku nie jestem w
jakikolwiek sposób bliższa odkrycia tajemnicy Nordafa i Nowafi – to może być szokujące,
ale żeby odkryć tajemnicę, trzeba coś zrobić w tym kierunku, zamiast siedzieć
na tyłku i robić nic.
Ach, faktycznie,
bohaterka nawet nie ćwiczyła posługiwania się bronią, którą dostała, by móc
kiedyś mierzyć się z magami. Brawo, bohaterko. Jeśli nie zginiesz w ciągu kilku
najbliższych rozdziałów, będę zdumiona.
Poszła do biblioteki i
przeczytała jedną z książek – pierwszą lepszą, byle sprawić wrażenie, że czas w tym
tekście przemija.
Czekała około siedmiu
minut, zanim zajechał – chyba z zegarkiem w ręku czekała.
Nagle wchodzimy do głowy
wujka i mamy wgląd w jego myśli – o tym, że bohaterka się zmieniła, że jest
taka niesamowicie mądra, ale teraz odarta z niewinności, a ja siedzę i się
zastanawiam, skąd on wziął to wszystko, co nam właśnie powiedział. Może pomylił
opisywane bohaterki? Bo ta, którą ja znam, nie pasuje do żadnej z wymienionych
cech.
Dzisiejsza kuchnia była
nastawiona na tradycyjne, narodowe dania – czyli jakie? Właściwie w jakim kraju dzieje
się akcja…? Bo dań oczywiście nikt nie opisuje, więc nawet nie mogę sobie
poguglować.
Po co bohaterka mówi o
swoich podejrzeniach odnośnie czarnej magii? Przecież nawet nie wie, jak
dokładnie czarna magia wygląda – kolor zaklęcia to nie wszystko, nie od tego
wzięła się ta nazwa, na bora zielonego. W ten sposób wywołuje zbędne
zamieszanie i jeszcze ryzykuje, że ktoś się dowie o jej podejrzeniach. Ech,
gdzie ta inteligencja?
Oboje rozmawiali ze sobą
jeszcze jakiś czas o ważnych sprawach – to faktycznie musiały być ważne, skoro
narracja tak je potraktowała.
I rozdział kończy się
zaśnięciem, oczywiście!
LEKCJA 10.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
Minęło pół roku, odkąd Lejra została
mianowana dziedziczką rodziny.
Już? Ten przeskok czasowy
jest tak niespodziewany i tworzy dodatkową, gigantyczną dziurę narracyjną, że…
ech. Dlaczego ja się jeszcze daję zirytować tej narracji?
O, super, w dodatku
otwierający akapit jest jednym wielkim, nudnym streszczeniem, paskudną
ekspozycją, która informuje o zmianach, ale wcale ich nie pokazuje. Uwielbiam,
kiedy autorzy idą na łatwiznę, naprawdę.
Czynnością, która się nie
zmieniła przez te pół roku, jest poranna wizyta u Eny, podczas której przydziela jej zajęcia
na cały dzień – taaak? A kiedy niby wcześniej jej cokolwiek przydzielała? Tak
jakby bohaterka robiła cały czas nic.
Myślę, że rozgrzewka
dobiegła końca – nie jestem łucznikiem, nigdy tego nie trenowałam i w ogóle, ale
trochę o tym wiem. O sporcie ogółem. I jeśli rozgrzewką nazywają bezpośrednie
rozpoczęcie strzelania, to totalnie widzę, jak bohaterka ma milion zakwasów i
nie może ruszać rękoma, bo nadwyrężyła zastane mięśnie.
Autorko, próbujesz mi
wmówić, że bohaterka po pół roku trenowania zupełnie nowej dla niej dyscypliny
jest w stanie trafić w ruchomy cel? Tajasne.
Pamiętaj, że twoja broń
ma tylko trzy strzały – …? A to przypadkiem nie jest tak, że strzałów jest tyle, ile
strzał w kołczanie? Z czego ona, do cholery, strzela i dlaczego narracja nie
raczy nam tego, psia mać, wyjaśnić?
W jej oczach nie widać
strachu przed ewentualnym skrzywdzeniem kogoś, lecz wielka determinacja i chęć
przeżycia
– znaczy, generalnie rozmawiamy o tarczy, nie? Dlaczego miałaby się bać
trafienia w tarczę? I dlaczego towarzyszy temu chęć przeżycia? Rzucą ją
krokodylom na pożarcie, jak spudłuje?
Potrenujemy jeszcze jakiś
czas i powinno być dobrze – nie rozumiem. Chodzi o dziś czy o ogólny czas? Powinno
być dobrze z czym? Co dokładnie chcą osiągnąć? Pretty much bohaterka
umie dużo więcej niż trenująca pół roku osoba powinna umieć, no to o co chodzi?
Nagle i niespodziewanie
wchodzimy do głowy Eny, chociaż narrację prowadzi się z punktu widzenia
bohaterki. Super, to bardzo uwiarygodniło tego kulawego narratora, serio.
Otóż mam dla ciebie nowy
system treningowy – i… nie dowiadujemy się już niczego! Największe zaskoczenie
świata!
on i jego ogromna
przestroga nie pozwalały mi na to… – co? Ogromna przestroga? Nie wiem, hodował ją
w akwarium?
Rozmowa z dziadkiem byłaby
nawet dość ciekawa, gdyby ją dopracować. Przede wszystkim wreszcie zacząć
operować emocjami postaci, które bez przerwy są po prostu białymi, powycinanymi
kartkami, czasami malowanymi w jakiś kolor – akurat potrzebny tekstowi. Ech.
Główna bohaterka nie przekonuje mnie do siebie na tylu płaszczyznach, że to aż
strach.
bo ten staruch nic mi nie
powiedział, nawet jak wypytywałam – oczywiście działo się to wtedy, kiedy był
przeskok czasowy, więc możemy wyłącznie uwierzyć na słowo… ale ja nie mam
zamiaru, bo narracja jest diabelnie niewiarygodna.
Czarodzieje – z
niepełnoletnią bohaterką na czele – grają na giełdzie?! Co, do cholery?
Aha, gospodarz atakuje
własnego gościa? No świetnie. Absurd tego rozdziału sięga zenitu – może bym to
łyknęła, gdybym rozumiała świat, w którym obraca się bohaterka, ale narracja
nigdy niczego nie mówi (nawet tego, kto występuje w scenie), więc proszę ode
mnie nie wymagać niemożliwego.
Sądy magiczne działają
dokładnie tak samo jak ludzkie? Ale symbolikę to czarodzieje mają już inną?
Ech, dlaczego ja szukam logiki.
Dziewczyna w pośpiechu
chwyciła pelerynę, ubrała buty – pomijając, że zwrot ubrała buty
oznacza, że to te buty w coś przyodziała, to ten gospodarz rodziny krokodyla to
straszny wieśniak. Kazać gościom ściągać buty? Znaczy, chyba że jesteśmy w
Japonii, gdzie to uchodzi za dobry obyczaj. Ale ja nie wiem, gdzie jesteśmy.
Imiona nie brzmią znajomo, nie pochodzą raczej z żadnego konkretnego języka,
więc…
Od samego początku
przyglądałam się ich nastawieniu do nas – ale z rodziny krokodyla była obecna tylko
jedna osoba?
O, rozdział nie kończy
się zaśnięciem, drugi na przestrzeni całego tekstu! Kończy się zdaniem o tym,
że nic się nie działo. Bomba.
LEKCJA 11.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
Dzisiejszego ranka to
promienie słoneczne zerwały z łóżka zielonooką dziewczynę – brzmi to tak, jakby
każdego dnia kto inny szturmem wyrywał ją z wyra. Skoro w ogóle ją zerwały, to
co, walnęły w nią z siłą bomby atomowej?
Ze względu na duże
osiągnięcia w ciągu ostatniego czasu, kobieta postanowiła, że zrobi dziewczynie
dzień wolnego – poza tym, że z tego zdania wynika, że Ena postanawia zrobić jej
wolne, bo sama coś osiągnęła, to jakie osiągnięcia? Bo bohaterka wreszcie
zrobiła cokolwiek, to trzeba dać jej spokój, żeby się nie zmęczyła?
-_Jak zawsze bystra.
Narratorze, przestań mi
wpierać, że bohaterka jest bystra, sprytna oraz przenikliwa, bo nie kupię tego
nawet za dopłatą. Tak bezmyślnej osoby już dawno nie widziałam.
Jesteś bardziej
intrygującą osobą – byłoby super, gdyby wszyscy przestali się tak zachwycać tą
nijaką, nudną dziewuchą.
Co, jeśli ci powiem, że
służba w tym domu potrafi przemieniać się w pionki? – ona naprawdę jeszcze
do tego nie doszła samodzielnie? Przez pół roku? Przeciętny czytelnik wpadł na
to po kilku pierwszych rozdziałach.
Aha, pionek właśnie
zmienił się przed nią w człowieka, po czym zniknął, a ona poszła do altanki i
po prostu spróbowała zacząć czytać. Nie no, pewnie, każdy by się tak zachował.
Jeśli zapomnę o problemie, może problem zniknie, tak?
Jaką obelgę bohaterka
przemilczała? Przecież żaden ogrodnik jej nie zwyzywał, nie powiedzieli niczego
złego. Ona jest przewrażliwiona na swoim punkcie.
Po pierwsze, nie sądzę,
żeby ogrodnik próbował otruć dziedzica. Po drugie, bohaterka chyba powinna
przejść jakieś szkolenie pod kątem rozpoznawania trucizn. Albo powinna mieć
służącego, który skosztuje każdy posiłek przed nią, skoro we własnym domu
mogłaby zostać otruta.
Bohaterka wymyśla plan,
ale narracja niczego nam – oczywiście – nie mówi. I rozdział kończy się
zaśnięciem, jakżeby inaczej.
LEKCJA 12.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
pomimo fałszywych
intencji, jej uśmiech wyglądał szczerze – dlaczego jej uśmiech ma fałszywe
intencje? Trochę to creepy.
Jasne, ignoruje to, co
mówi do niej dziadek, ale znów się skupia akurat w porę, żeby nie przegapić
najważniejszej informacji. Ta nasza bohaterka to do ozłocenia po prostu.
Z niechęcią nałożyła
sobie trochę sałatki tradycyjnej – czyli jakiej?
Właściwie dlaczego na
formalnych papierach jest potrzebny podpis dziedziczki? To dziadek powinien
podpisywać wszystkie dokumenty – prawnie jest właścicielem całego tajemniczego
biznesu, którym ciągle wszyscy zarządzają, ale czytelnicy nie wiedzą, o co
chodzi. Podpis niepełnoletniej dziewuchy nie ma żadnej prawnej mocy.
Bohaterka wypełniła kilka
papierów i Ena już się nad nią użaliła, że taka zapracowana i zmęczona.
Faktycznie, jeszcze jej nadgarstek pójdzie w drzazgi.
I znowu, postaci
pojawiają się na widoku bez wprowadzenia narracyjnego. Poza tym rozmowa z
dziadkiem była totalnie zmarnowanym pomysłem i cały wygłup służył wyłącznie
temu, żeby ogrodnicy mogli się pośmiać z bohaterki, jak to się w nich
podkochuje.
Swoją drogą komentarz
dziadka był równie nie na miejscu – chyba powinno go to przejąć, jeśli
dziedziczka interesuje się podrzędnymi ogrodnikami, tak? Zamiast się temu
łagodnie dziwić. Są arystokracją czy nie?
Do końca dnia nie
wydarzyło się już nic interesującego – wspaniałe zakończenie rozdziału, chyba się po
nim po prostu nie pozbieram, te emocje, ta kreacja.
LEKCJA 13.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
Jest mądra i
inteligentna, ale nadal to dziecko…
To już naprawdę robi się
męczące. Jeszcze chwila, a czytelnicy zadławią się tymi pozytywnymi cechami
bohaterki.
Machinalnie wyszła ze
stołówki
– w wielkim, bogato urządzonym zamku jadali w stołówce, nie w jadalni…? Nie mam
pytań.
Generalnie doceniam próby
zrobienia z bohaterką czegoś, ale to nie może zadziałać, bo właściwie
nie wiem, z jakiego etapu wyszła – bo była nijaka. Ponadto nic nie wskazuje na
to, by przeszła na tyle straszne wydarzenia, że całkowicie wyprało ją z uczuć,
znieczuliło i zobojętniło na wszystko. Grubymi nićmi szyte.
A ekspozycja o magicznej
pieczęci znajduje się w środku walki, gdyż…?
Bohaterka tak po prostu
wyskakuje do Eny ze stwierdzeniem, że wie, w jaką figurę ta się zmienia?
Bezrefleksyjnie zdradza wszystkie przemyślenia i jeszcze drąży, chociaż Ena
służy jej dziadkowi? No, na pewno jest ta nasza bohaterka błyskotliwa i
przebiegła.
specjałami kuchni
francuskiej – czyli jesteśmy we Francji? Skoro zamek, może nad Loarą? Ale
imiona brzmią mało francusko… ech, świecie przedstawiony, dlaczego nie
istniejesz?
spojrzał na nią przez
okulary przeciwsłoneczne – on cokolwiek w nich widział, skoro siedzieli w zamku? Co
prawda nie wiem, jak dokładnie urządzone są pomieszczenia, bo nie mam pojęcia,
z którego wieku to architektura, więc trudno oszacować wielkość okien, but
still.
I rozdział kończymy
zaśnięciem, jakżeby inaczej!
LEKCJA 14.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
choć myślałam, że nie ma
jakiejś rady magów, co by zarządzała tym wszystkim… – czyli nasza niebywale
inteligentna bohaterka, siedząc w temacie od pół roku, nie wpadła jeszcze na
to, że zwykle wszelkie struktury są w ten czy inny sposób zarządzane? Nie wiem,
myślała, że wszyscy sobie samopas żyją? Inteligencja pierwsza klasa.
-_Owszem, nie ma. Istnieje
tylko kwatera główna – ale… ale skoro jednak ktoś zarządza, to struktura
administracyjna istnieje! Co jest? Nikt mi nie wmówi, że białe jest białe, tak?
No pewnie. Jak zapobiec
walce o wpływy? Czekać, aż sobie odpuszczą ci co ambitniejsi! Gdyby tak to
wyglądało, świat byłby pięknym, pozbawionym bezsensownej walki miejscem. To
totalnie tak działa, wszyscy pożądający władzy i wpływów słuchają większości,
której jest dobrze, i odsuwają swoje niecne plany.
Większość magów dostaje
zawiadomienie szybciej, ale twój dziadek niekoniecznie chce wiedzieć o datach,
które go niezbyt interesują, więc woli dowiadywać się w tym samym dniu – przepraszam, ale gdzie
w tym sens?
Taaak, brawo, droga
bohaterko, bezmyślne wygadanie się na temat skoczka było tak przenikliwe i
inteligentne, że po prostu kłaniam się w pas!
No, też uważam, że można
w ciągu pół roku przestać kochać rodzonych rodziców, tak po prostu, bo tak. Na
pewno działa to w ten sposób, bez najmniejszego problemu.
Ta cała Kepisa nie mogła
po prostu powiedzieć bohaterce, żeby wyszła, zamiast za każdym razem ciskać w
nią zaklęciami? Nie wiem, cywilizowani ludzie rozmawiają. No i bohaterka jest
subtelna jak wykolejone pendolino, skoro po tym, jak wyrzucono ją z pokoju
wichurą, bezmyślnie tam wraca.
Ojej, rozdział nie kończy
się zaśnięciem, niebywałe!
LEKCJA 15.
Mnóstwo literówek w
tytule. Poza tym brak justowania oraz wcięć akapitowych.
W dodatku ten ogrodnik
nie odzywa się do mnie – to się wydaje nienaturalne. Już zaczęła się oddzielać grubą
krechą od służby? Do tej pory traktowała tych ludzi na równi ze sobą, ale teraz
to już tylko ogrodnik, tak?
...bohaterka nauczyła się
zupełnie nowego języka – do płynności oraz biegłości w posługiwaniu się nim – w
trzy miesiące? Na kursie? Zrób ją jeszcze trochę bardziej wyjątkową, na pewno
wszyscy ją pokochają.
Korytarz, którym idą wraz z innymi
magami, jest wyposażony w szeroki, czerwony dywan – nie można niczego
wyposażyć w dywan.
Ponadto znajduje się tu
wiele pięknych, złotych rzeźb – złotych, czyli odlanych ze złota (mało
prawdopodobne) czy pozłacanych? To spora różnica.
-_Jeżeli większość już
jest, to możemy zaczynać – ale nikt tego nie sprawdzi, po prostu zaczynają to
zebranie. Jeśli jednak wielu nie ma, ich problem, yup.
Chyba sobie śnisz! – albo samo śnisz,
albo sobie kpisz.
Zabranie nas na to głupie
spotkanie, przerodziło się w istny teatr – no nie bardzo, jakoś nie widzę, by
ktokolwiek się oburzał, że towarzyszą jej ogrodnicy, drama znowu jest kręcona o
to, że bohaterka to człowiek.
Trochę to mało dojrzałe.
Wydaje mi się, że wysyłać na misje powinni dopiero po zebraniu? A nie,
przerywać zebranie i czekać, przedłużając wszystko, żeby dwa dzieciaki się
wykazały. Wszyscy magowie muszą być zachwyceni wizją spędzenia dodatkowego dnia
w tej posiadłości, na pewno nie wzywają ich żadne pilne sprawy…
Przez dwadzieścia minut
starała się odreagować – z zegarkiem w ręku.
Skoro napisał coś
arabskimi cyframi, to o co chodzi? Przecież my tego systemu używamy, dlaczego
musiałaś to podkreślić?
Ojej, jestem w szoku,
bohaterka kolejny raz nie zasypia na koniec rozdziału!
LEKCJA 16.
Brak justowania oraz
wcięć akapitowych.
Jak uniknąć opisów?
Napisać, że wszędzie jest przeraźliwie ciemno i tylko gdzieś w oddali widać
światło. Tak, genialny plan. A z jakiego powodu panują aż tak nienaturalne
ciemności, skoro narracja sugeruje, że znaleźli się w lesie?
Dlaczego bohaterka pyskuje
do towarzysza? Przecież szła przed siebie jak cielę, wlazłaby w te cyklopy jak
ostatnia kretynka, gdyby jej nie pociągnął na dół. A to, że ją informuje, czym
są cyklopy, to przecież z dobrej woli. Ech, bohaterki opek, nigdy ich nie
zrozumiem.
Nieśmiertelniki to dwie
malutkie blaszki, jakim cudem zadzwoniły tak głośno, żeby zwrócić uwagę
potworów?
Nie chcę być anonimowy! -_wkurzył się i podniósł
znacząco głos – ...dlaczego ze wszystkich dokoła robisz kretynów? Żeby pokazać
błyskotliwość bohaterki?
Och, oczywiście.
Czarodziej okazuje się całkowitą pierdołą, która nie radzi sobie z dwoma
cyklopami, ale bohaterka w cudowny sposób go ratuje i jeszcze go krytykuje.
Przecież to logiczne, że jest potężniejsza od czarodzieja i w ogóle. W dodatku
powala cyklopy pojedynczymi strzałami. Yup.
Chłopak zamknął oczy i
głęboko westchnął. Jego wzrok tym razem jest bardziej poważny – a po czym można to
poznać, skoro ma zamknięte oczy?
No, kolejna postać
zachwyca się bohaterką, jej sprytem, brawurą oraz inteligencją, tym, jak bardzo
godna jest wszystkiego, choroba. Niedobrze mi już od tego.
Chaotyczność opisu całej
akcji, losowe pojawianie się postaci, poszatkowane wątki teoretycznie zawiązane
w tym momencie, skacząca narracja… totalnie nie wiem, co właściwie czytam, ale
ok.
Masz niesamowity wzrok,
dostrzegłaś napis na odwrocie – tak, wiemy, nasza bohaterka jest specjalnym
płatkiem śniegu.
a jego wzrok wydaje się
błądzić gdzieś w myślach – oczy wywróciły mu się białkami na wierzch?
Może nie potrafisz zbyt
wiele, ale jesteś niesamowicie inteligentna – panie Jezu Cierpiący, może powinnam
policzyć, ile razy to pada w opku?
No i rozdział kończy się
zaśnięciem, hura!
POPRAWNOŚĆ
– powtórzenia;
– mieszanie podmiotów w
zdaniach;
– błędy stylistyczne (zielonookie
i tego typu potwory);
– niepoprawne stosowanie
dywizów, półpauz i pauz, zwłaszcza w dialogach;
– gubione spacje;
– błędy interpunkcyjne
(oddzielanie przecinkiem podmiotu, wstawianie przecinków do konstrukcji, gdzie
są zbędne, brak przecinków przed wołaczem, jakby, pytaniami
przypadków,);
– błędy gramatyczne;
– literówki;
– całkowicie niepoprawny
zapis dialogów;
– mylenie tę i tą;
– używanie jakiś
do liczby mnogiej;
– błędy ortograficzne (od
tak zamiast ot tak);
– ustała =/= stanęła;
– niepoprawny zapis
cudzysłowów;
– niepoprawne stosowanie
imiesłowów.
PODSUMOWANIE
Dobrze, teraz, kiedy
lekturę mamy za sobą, czas przejść do czegoś konkretnego. Zaczniemy od podstaw,
bo i tekst jest – niestety – od podstaw zły. To się zdarza, gdy ktoś zaczyna
twórczą karierę i nie ma powodu, by się załamywać czy wstydzić. Praktyka czyni
mistrza – to nie jest tylko puste przysłowie. Ale! Koniec moralizowania, czas
się wziąć za omawianie dokładnych przypadłości tekstu.
Po pierwsze – narracja.
Narracja to literacki
sposób opowiadania historii. Bez narracji – oraz narratora – autor nie ma możliwości
przedstawić tego, co się dzieje. Ani postaci, ani akcji, ani otoczenia. Twoja
narracja na dobrą sprawę nie spełnia żadnej ze swoich ról, bo nie przedstawia
do końca niczego, co powinna. Najczęściej skupia się na akcji – ale i tak co i
rusz wyręcza się wewnętrznym monologiem bohaterów.
Wyjaśnijmy sobie coś.
Proza nie jest dramatem. Przytaczanie myśli bohaterów to nie błąd, jednak w
chwili, kiedy myśl bohatera prawie całkowicie zastępuje narratora, napotykamy
problem. Postać informuje nas o tym, co się dzieje – po fakcie. Czyli narracja
zaczyna coś przebąkiwać o tym, że zaczyna się dziać, po czym bohater to kończy,
informując samego siebie o oczywistościach. Typu – idę do ogrodu, krzewy są
zielone, widzę cień, cień się zbliża, może to wujek?. To nie dość, że jest
nierealne, w dodatku odziera narrację z jej pierwotnej funkcji.
Są na to dwa sposoby.
Albo pozbyć się wewnętrznych monologów, albo zmienić narrację z trzecioosobowej
na pierwszoosobową. Jeśli zdecydujemy się na pierwszą opcję, należy pozwolić
działać narratorowi. Zdecydować, czy będzie wszechwiedzący, czy – jak to sama
określam – personalny. Personalny jest moim ulubieńcem przede wszystkim
dlatego, że towarzyszy jednej postaci i to z jej punktu widzenia relacjonuje
wydarzenia. Może nacechować każdy opis cząstką bohaterka, stopniowo oraz
subtelnie budując jego obraz w oczach czytelnika.
Jeśli zwrócisz się ku
narracji pierwszoosobowej, musisz sobie uświadomić, że zostajesz zamknięta w
głowie postaci, która staje się narratorem. Każde słowo w narracji jest słowem
bohatera. To wymaga sporego wyczucia językowego, subtelności oraz świadomości
tego, co się robi, bo narracja pierwszoosobowa daje spore możliwości, ale
zastawia jeszcze podlejsze pułapki niż którakolwiek forma trzecioosobowej.
Wracając do monologów
wewnętrznych postaci – są sztuczne. Zwróć uwagę na to, w jaki sposób sama
myślisz. Informujesz się o wszelkich oczywistościach, czy, widząc coś,
przechodzisz od razu do wyciągania wniosków? Wydaje mi się, że to drugie.
Przecież, biorąc do ręki książkę, nie musisz pomyśleć sama do siebie to
książka. Widzisz, że to książka, więc prędzej pomyślisz o, ciekawy tytuł.
Twoi bohaterowie jednak myślą w ten pierwszy sposób. To książka, ma tytuł,
ten tytuł brzmi <<Szaleństwa panny Ewy>>, jest to ciekawy tytuł.
To nie brzmi naturalnie. W dodatku sprawia, że czytelnik odbiera postać jako,
nie przymierzając, tępą osobę. No bo jak nazwać kogoś, kto – biorąc do ręki
książkę – musi się oświecić we własnej głowie, że trzyma książkę?
A wreszcie, spora
ingerencja monologów wewnętrznych w narrację zwyczajnie rozleniwiła narratora.
Do tego stopnia, że zaczyna nas informować o coraz mniejszej ilości rzeczy czy
zdarzeń. Na scenie pojawia się nowa postać? Narrator nawet się o niej nie
zająknie, o jej przybyciu czy czymkolwiek, od razu dostajemy wypowiedź, której
nawet nie kwituje imię przybyłego. Czyli właściwie nie wiemy niczego poza tym,
co ten ktoś powiedział, a także – ewentualnie – płcią niespodziewanego gościa.
To frustrujące, wiążące czytelnikowi wyobraźnię, dezorientujące i milion innych
rzeczy. Po to piszesz, żeby opowiadać, dlaczego więc unikasz tego jak diabeł
święconej wody? Co za frajda idzie z pisania, kiedy nie można używać słów do
nakreślania wydarzeń?
To są główne problemy
twojej narracji. Gdy je zwalczysz i zrozumiesz, jaka jest rola narratora,
będzie można przejść krok dalej. Na ten moment nie widzę sensu w poruszaniu
czegokolwiek innego.
Po drugie – postaci.
Według mnie postaci –
jeśli są dobrze wykreowane – mogą uratować cały tekst. Ale znowu w drugą stronę
działa to tak samo – źle wykreowane postaci mogą pogrążyć cały tekst. I tym
razem musimy zasiąść do spraw całkowicie fundamentalnych, żeby wyjaśnić sobie,
co jest nie tak w tym, jak kreujesz swoich bohaterów.
Postać, by żyć i kupić
czytelnika, musi być rzeczywista. Musi dać się uwierzyć, że kogoś takiego
dałoby się spotkać w życiu. Wygląd – naprawdę – jest drugorzędną cechą
określającą bohatera. Jeśli czytelnik jest w stanie zapamiętać postać tylko po
kolorze włosów lub kształcie nosa, coś poszło nie tak. Najważniejszy, zawsze i
wszędzie, jest charakter. Osobowość wynikająca z najróżniejszych aspektów –
przeszłości, doświadczeń, otoczenia, toczących się wydarzeń. I to wszystko
działa razem, spójnie, przenika się, wszystkie elementy muszą grać w każdym
momencie, nie tylko w wybranych.
Twoje postaci są nijakie.
Określa je jedna lub dwie cechy, którymi posługujesz się jak tarczą, broniąc
zachowanie bohatera w każdej sytuacji. Od wiecznie przyjaznej oraz opiekuńczej
Eny, przez wiecznie agresywną oraz oschłą Kepisę, do wiecznie niemiłych,
dwulicowych bliźniaków, z czego jeden jest obłudnie milszy, drugi niczego nie
udaje. Ich charaktery nie mają żadnych niewiadomych, są równaniami banalnymi,
przewidywalnymi oraz nudnymi. Nie czeka nas poznanie ich motywów, złożoności
osobowości, bo tego zwyczajnie nie ma. Widzę ich wszystkich jako imiona, pod
którymi widnieje zapisana drukowanymi literami pojedyncza cecha definiująca ich
stereotyp zachowania. Bo tym właśnie są twoje postaci – stereotypami. W dodatku
zalatującymi skłonnościami rodem z anime.
Co za tym idzie, nie ma
zaskoczenia. Nie ma fascynacji. Nie ma tajemnicy. Postać znajduje się w
najgorszym możliwym constans – nie było niczego przed opowieścią, nie ma
niczego w trakcie i nie będzie niczego później. Żadnej dynamiki, żadnej
przemiany, postaci stoją w miejscu, nie zmieniają się, nie dają na siebie
wpłynąć wydarzeniom opowieści, bo te jakby po nich spływają. Po wszystkich.
Tworząc postać, można
wyjść od najważniejszej cechy – ale ta najważniejsza cecha nie może być końcem
tego, co bohater ma do zaoferowania. Potem należy złożyć układankę z kolejnych
puzzli, a ile ich będzie, zależy od ciebie. Puzzle muszą do siebie pasować,
oczywiście – ale nie musisz od razu złożyć bohatera w całość. Możesz rzucać
losowe puzzle w narracji i czekać na moment, kiedy nadarzy się okazja, żeby to
poskładać. Żeby zaciekawić, ożywić postać, sprawić, by oddychała. Od
pierwszoplanowych bohaterów aż po tych z dalszego planu. Na razie wszystkie,
jak jeden mąż, tańczą tak, jak im zagrasz, nieważne, czy to do nich pasuje, czy
nie. Uginają się twojej woli, Imperatywowi Opkowemu, przeznaczeniu czy jak
chcesz to nazwać – są marionetkami. Bezwolnymi kukiełkami pomalowanymi na jeden
kolor, którym emanują niczym szyld w Las Vegas. Niczym nie zaciekawią, niczym
nie zaskoczą.
Prawdę mówiąc, trudno mi
nawet zasugerować wstępne zmiany czy spróbować pokazać, jak dokonać poprawek na
konkretnym przykładzie. Wszyscy bohaterowie są tak mętni i płascy, że nawet nie
mam pomysłu, co z nich wyciągnąć. Nie umiałabym stworzyć nawet wstępnej
charakterystyki poza tym, co napisałam wcześniej – a to bardzo źle.
Na deser zostawiłam sobie
główną bohaterkę, której imienia nawet nie pomnę, co już w ogóle jest
świadectwem samym w sobie. Jest najgorsza z całego tego towarzystwa – co często
się zdarza, że główny bohater wychodzi źle – ale ponieważ to towarzystwo samo w
sobie jest złe, bohaterka wypada naprawdę kiepsko. Prawdopodobnie dlatego, że
przy innych postaciach jednak pokazujesz ich cechę, chociaż jest to
tylko jedna cecha, a przy bohaterce informujesz, jaka jest, ale nie ma
na to żadnego dowodu. W analizie rozdziałów wymieniałam wielokrotnie, jak
bardzo krztuszę się tym wciskaniem cudowności bohaterki do gardła. Wszyscy
zachwycają się jej inteligencją, przebiegłością, sprytem i tak dalej, a
bohaterka zachowuje się jak dość tępa, mało lotna dziewucha. To tak nie działa.
Nie wybiela się tak postaci.
W natłoku tych wszystkich
talentów bohaterki, o które ciągle się potykamy w opowieści, dziewczyna nie ma
żadnych wad. Żadnych. To znaczy ja widzę ich mnóstwo – przede wszystkim
aspirowanie do bycia Mary Sue – ale wynikają z błędów kreacji, nie zamierzonej
kreacji. Na tej podstawie próba zdynamizowania bohaterki rozbija się już na
fundamentach. Nie mając dobrych podstaw, nie możesz zmienić charakteru
bohaterki, bo ta zmiana będzie nienaturalna – po prostu tak jakby zamieniłaś
postaci. Wstępna bohaterka jest zupełnie innym człowiekiem niż późniejsza
bohaterka, a to tak nie działa. Zmiana następuje pod wpływem czegoś i ten wpływ
potem widać w nowym zachowaniu postaci. Znając bazę, z której wychodziliśmy, w
bohaterce powinniśmy dostrzegać echo jej dawnego charakteru czy przyzwyczajeń.
Ale jedyne, co mogłabym wymienić, to chwilowa chętka na rysowanie, której
bohaterka dostała na przełomie początkowych rozdziałów.
Bohaterka nie ma ambicji,
zainteresowań, charakteru, nie przechodzi prawdziwej przemiany i nie dysponuje
aktualnie niczym, czym mogłaby zainteresować. Jest najbardziej bezbarwnym
tworem tej historii na tle i tak skrajnie nieinteresujących postaci. Nie wiem,
czy coś z tego zabrzmiało jak pocieszenie – próbowałam.
Prawdę mówiąc, musisz po
prostu gruntownie przemyśleć każdą postać. Każdą po kolei. Pozbyć się
stereotypów z anime, uczłowieczyć postaci, dać im życie. Odetnij te sznurki,
pozwól im oddychać, wpuść ich do historii i obserwuj, jak będą sobie radzić –
nie prowadź ich ciągle za rączkę. A i tak jest to jedynie eufemizm, bo – póki
co – targałaś ich za szmaty przez każdy kolejny akapit, szarpiąc wbrew
wszystkiemu do przodu.
Po trzecie – opisy.
Opisy są naturalną
częścią narracji i trudno o tym mówić osobno, ale czuję, że warto o nich
wspomnieć chociaż trochę. By w porę uświadomić ci, jaką rolę pełnią i jak
powinny być konstruowane, żebyś nie musiała się z tym zmagać za jakiś czas, gdy
już wygrzebiesz się z aktualnych trudności.
Pamiętaj, że nie ma sensu
tworzyć opisu, który nic nie wnosi. W internecie króluje przekonanie, że
najważniejsze jest nakreślenie otoczenia – i że tylko temu służą opisy. Ale to
tak nie działa. Nikomu nie jest potrzebne do szczęścia to, że na jakiś stole
była stara plama po przypaleniu, jeśli ta plama nie spełni żadnej istotnej
funkcji – albo fabularnej, albo kreacyjnej.
Opis powinien przekazywać
wiadomości, ale nie o otoczeniu. W opisach można zawrzeć wstępne podpowiedzi
oraz wskazówki odnośnie przyszłych wydarzeń, odnośnie tego, jaka jest postać,
opisy mogą różnicować percepcję postaci w zależności od tego, komu towarzyszą.
Wszystko opisujesz w jakimś celu i nie jest to bynajmniej opisywanie dla
opisywania. Trzeba selekcjonować informacje, zastanowić się, jak je podać, a
nie bezmyślnie klepać słowo za słowem.
Inna sprawa, że w tym
tekście opisów praktycznie nie ma. Narrator jest tak rozleniwiony, że prawie
niczego nie opowiada. Dobrze byłoby zacząć opisywać w ogóle, na początku może i
tylko opisem dla opisu, żeby wyrobić sobie wstępny zmysł obserwacji. Kiedy
zrozumiesz istotę opisów, zrozumiesz też, że jako autor wcale nie musisz tonąć
w nudnym snuciu opowieści o otoczeniu, które wcale cię nie bawią. Po prostu
trzeba poszukać balansu w tym, jak przekazujesz informacje istotne dla tekstu.
Na ten moment nie
przekazujesz niczego.
Po czwarte – błędy.
Jak pewnie zauważyłaś,
popełniasz chyba wszystkie możliwe błędy. Nie załatwię tego problemu ocenką, bo
tutaj skupiamy się na tekście jako całości. Masz problemy właściwie ze
wszystkim i, nie będę ukrywać, potrzebujesz pomocy. Sama sobie z tym nie
poradzisz – skoro przez tyle czasu sobie nie poradziłaś. Przez wszystkie
szesnaście rozdziałów nie zauważyłam żadnej, najmniejszej nawet różnicy,
pozytywnej czy negatywnej.
Krótko rzecz ujmując,
przydałaby ci się porządna beta. Bety zwykle nie działają tak, że wszystko
poprawiają za ciebie, tylko pokazują ci, co powinnaś poprawić, często tłumacząc
zasadę. To najszybszy sposób nauki.
Na pewno zachęcam cię do
zapoznania się z zasadami zapisywania dialogów, które znajdziesz tu, a
także przejrzenia rozdziałów pod kątem czasu narracyjnego. Popełniasz potworny
grzech, pisząc w jednym zdaniu dwoma czasami – i na przestrzeni całego
opowiadania, raz tak, raz siak. Chociaż ludzie wielokrotnie wytykali ci to w
komentarzach, nadal radośnie to ignorujesz, a wcale nie będzie trudno tego
poprawić w już napisanym tekście.
Poza tym… powiedz mi,
czytasz ty drugi raz to, co napisałaś? Może trzy czwarte tych błędów
wyeliminowałabyś, gdybyś poświęciła tekstowi uwagę? Jeśli czytasz, ale nie
widzisz potknięć, pozostaje nauka zasad. PWN to wielki przyjaciel piszącego, a
i te nieszczęsne bety, o których wspomniałam, z pewnością się przydadzą. Na ten
moment twoje rozdziały mogą posłużyć za przykład, jak nie pisać, a przecież nie
o to chodzi. Tekst potrafi naprawdę wiele stracić, kiedy błędy aż się z niego
wylewają, bo nikt o zdrowych zmysłach się nim nie zainteresuje – nawet jeśli w
istocie jest całkiem ciekawy, tylko kuleje strona techniczna. Tak to działa,
wiem po sobie.
Po piąte – pomysł.
Na sam koniec zostawiłam
coś miłego, bo to jest jedyny element tekstu, który się broni. Naprawdę. Nie
grzeszy oryginalnością, na ten moment nie zwala z nóg, ale ma potencjał – i
szkoda byłoby go zmarnować pozostawieniem historii w tak surowej, słabej formie.
Przede wszystkim, przy
okazji konstruowania na nowo postaci, przemyślałabym zasady rządzące tym
światem, który nam pokazujesz. Nie wątpię, że sporo o nim wiesz, bo takie
sygnały dostrzegam wśród kolejnych zdań, ale to nie wygląda wiarygodnie teraz.
Trochę bardziej sprawiasz wrażenie, jakbyś rozpaczliwie łapała wszystkie
uciekające sznurki, jeszcze trzymając je w garści, ale jak długo? Kto wie.
Wszelkie potknięcie
logiczne wytknęłam już podczas analizy rozdziałów, teraz wystarczy na nowo
zastanowić się nad tymi szczegółami. Ja też jestem fanem robienia notatek
odnośnie działania magicznych światów, ale nie wszystkim to służy. Po prostu
miej nad tym kontrolę, zastanów się, co będzie działało, a co nie, i napisz
opowiadanie od nowa.
Nie widzę innego wyjścia,
szczerze mówiąc. Tekst nie działa na poziomie fundamentów, przez co wszystko,
co będziesz kreować później, tylko zgrzytnie, a i może się zawalić. Postaci,
narracja, opisy, logika w świecie – nad tym musisz popracować. Widzę, że to
dopiero początek twojej drogi, więc przy odrobinie wysiłku masz szanse się
rozwinąć, stworzyć coś przyjemniejszego w odbiorze.
Aha – i po co wybrałaś
sobie za przewodni temat szachy, skoro nawet nie lubisz tej gry?
Na ten moment trafia ci
się, niestety, fatalny. Ale z plusem, tak na zachętę, bo chociaż
czytanie było drogą przez mękę, to jednak widzę te pozytywne elementy, które za
jakiś czas mogą dźwignąć tekst z łopatek, choćby na klęczki.
Kerry! <3
OdpowiedzUsuńZła czcionka :P
OdpowiedzUsuńNo co ty? :D
UsuńWolę złą czcionkę niż rozstrzelenie tekstu niczem polskich oficerów w Katyniu. Jeśli uważasz, że zapanujesz nad formatowaniem, zapraszam. :D
wiesz co... w sumie nie przeszkadza mi :D podziękuję i zostanę tu, gdzie jestem.
UsuńPoprawione :D Ale co ja się przejść musiałam, to moje ._.
UsuńNo, widzicie? Nawet Niah sobie nie radziła! Nie wińcie mnie! :D
UsuńTo ja ściągnąłem eksperta! Dostanę nagrodę za ratunek, tato?
UsuńBez "Pozdrawiam, Niah"? Co tu się wyprawia...
UsuńZostaje to justowanie, które dzieli ludzi i dyskryminuje przeglądarki.
Tutaj się Emiya dzieje. <3
UsuńSodomia i Gomoria.
UsuńZapomniałaś zalinkować jej porady do dialogów, tatko. To dopiero jest Sodomia i Gomoria.
Usuń...fuck.
Usuń„Nie wiem, czy wiesz, ale w szachach nie chodzi o to, żeby stracić wszystkie pionki, tylko żeby zablokować króla. Dlaczego dziadek składa grę, skoro nie nastąpił szach-mat? Nawet szachu jeszcze nie było.” To trochę brzmi, jak gdyby do wykonania ruchu matującego był potrzebny ruch szachujący. Poza tym dziadek najwyraźniej złożył szachownicę ze względu na to, iż miał wygrywającą pozycję (kit, że nadal to jest wbrew regułom, ponieważ przeciwniczka się nie poddała, najwyraźniej dziadzio jest badassem i mu wolno).
OdpowiedzUsuńA, no i autorka opowiadania non stop zamiennie używa słów „pionek”, „figura” i „bierka”. Nazwa „pionek” odnosi się tylko do pionka, „figura” do wieży, skoczka, króla, gońca bądź hetmana, „bierka” zaś zarówno do pionków, jak i figur. (Wspominam, bo nie zauważyłam, żeby oceniające to wytknęły.)
„Po pewnym czasie zwycięstwo było widoczne gołym okiem. Na szachownicy łącznie zostało dziewięć pionków. Wśród białych pionków należących do młodszej uczestniczki należały: król, dwie wieże i skoczek, zaś u bardziej doświadczonego gracza zostały: król, dama/hetman, wieża i dwa gońce. Teoretycznie oboje mają duże szanse na zwycięstwo, ale niestety mężczyzna rozstawił swoje pionki tak, aby za każdym zrobionym ruchem przez dziewczynę, mógł powoli zbijać jej wszystkie pionki” — po pierwsze, nie „dama/hetman”, tylko hetman („dama” i „królowa” to niepoprawne określenia, można by ich użyć w dialogu, ale w narracji już niezupełnie). Po drugie, jakim cudem białe wciąż „teoretycznie mają duże szanse na zwycięstwo”? Materialnie stoją gorzej. Owszem, często jest tak, iż strona ze słabszymi bierkami wygrywa, ponieważ ma lepszą pozycję, tyle że w tekście zostało powiedziane, iż to czarne stoją lepiej („[…] Niestety mężczyzna rozstawił swoje pionki tak, aby za każdym zrobionym ruchem przez dziewczynę, mógł powoli zbijać jej wszystkie pionki”). Co to za niesamowita pozycja, że białe, stojąc gorzej i mając mniejszość materialną, wciąż mogą walczyć z czarnymi na równi?
Na pewno nie zamierzałam tak zabrzmieć. Po prostu chciałam zwrócić uwagę, że szachy w sumie często się podczas gry zdarzają, a tu nic takiego nie miało miejsca i wydało mi się to dość dziwne. ^^
UsuńSama na szachach praktycznie się nie znam, szczerze mówiąc, i wszystko, co wytknęłam, było bardzo intuicyjne. Może wiedziałabym coś więcej, gdyby za młodu ktoś ze mną grywał. :D Dziękuję za twój komentarz, nie tylko mnie przyda się na przyszłość, ale także autorka ma szansę sporo z tego wyciągnąć! <3
Wiem, że złożenie szachownicy jest wbrew regułom mimo, że nie doprowadzili gry do końca, ale taki był mój zamiar. Dziękuję za porównanie tych trzech słówek - z pewnością się to przyda ;) Jeśli chodzi o walkę białych i czarnych -> raczej mi chodziło o to, że mimo małych szans bohaterka nadal wierzyła, że może wygrać.
UsuńNea, ja umiem grać, ja! Uwielbiam! Mogę Cię nauczyć. :D
UsuńUmieć umiem, ale wszystkie rozgrywki prowadziłam sama ze sobą... xD Więc strategicznie to na pewno jestem śmiertelnie groźnym samobójcą.
UsuńPoćwiczysz, luz. Damy radę.
UsuńDziękuję za ocenienie mojego bloga i to dość szczegółowo. Po przeczytaniu zgadzam się z kilkoma rzeczami, ale z niektórymi już mniej. Z pewnością postaram się wprowadzić poszczególne zmiany ;)
OdpowiedzUsuń...cóż, dziękuję za tak szczegółowe odniesienie się do mojej ciężkiej pracy, czy coś.
Usuń