Adres: Bar pod Wrozkowym Ogonem
Autor: Yasha Aizawa
Tematyka: ff, Fairy Tail
Oceniająca: Elektrownia
PIERWSZE WRAŻENIE (10/10)
Ciężko jest mi opisać pierwsze wrażenie, bo na tego bloga trafiłam już dość dawno. Zawsze gdzieś tam był plan, żeby zabrać się poważnie do czytania, ale ginął on śmiercią naturalną w natłoku innych zajęć. Udawało mi się jedynie kilkukrotnie nadgryźć prolog, ale nie wniosło to zbyt wiele do mojej wiedzy o tymże blogu.
Po adresie od razu widać, w jakim klimacie będzie Twoje opowiadanie, bowiem Wróżkowy Ogon jest tylko jeden. Dlatego też tak bardzo cieszyłam się, gdy Twój blog trafił do mojej kolejki. To jedna z moich ulubionych mang, na podstawie której sama również piszę opowiadanie. Przez to znajdujesz się w dość niewdzięcznej sytuacji, ponieważ dość dobrze znam kanon i niektóre rzeczy bardzo mnie rażą, np. robienie z Laxusa kochasia lub z Erzy grzecznej dziewczynki. Pozostaje mi jedynie nadzieja, że u Ciebie nie natknę się na nic podobnego.
Szablon chyba zawsze był ten sam. No, może układ bloga się zmienił, ale nagłówek jest nieśmiertelny, to dobrze. Często spotykam się w opowiadaniach z obrazkami średnio pasującymi do treści, szczególnie przy blogach o tematyce fan fiction, gdyż wszyscy wiemy, że arty do nich są często wręcz abstrakcyjne. Tego samego spodziewałam się tutaj, gdy zobaczyłam całe Fairy Tail we współczesnych ubraniach. Białe koszule, garnitury, okulary przeciwsłoneczne. Od razu po tym widać, że nie będziesz się trzymała kanonu, ale nie działało to na Twoją niekorzyść, gdyż mimo wszystko udało Ci się mnie zainteresować.
Całość wygląda bardzo zachęcająco. Stawiam, że część oceniających zniechęciłaby się, widząc ogrom tekstu, przez który trzeba przebrnąć, by ocenić Twoje dzieło, ale mnie to nie zraziło. Jestem zwolennikiem długich opowiadań, dzięki temu widać błędy autora, ale również można zobaczyć, czy następuje jakikolwiek progres.
Jestem na tak!
WYGLĄD (7/7)
Średnio przepadam za ciemnymi szablonami, gdyż trochę męczy czytanie tekstu białego na czarnym tle, dlatego ucieszyłam się, gdy ujrzałam te wszystkie szarości. Większość Twojego opowiadania czytałam na przeglądarce w telefonie, bałam się tutaj zajrzeć na komputerze stacjonarnym, ale rzeczywistość okazała się nie być aż tak przerażająca, jak sądziłam.
Szary kolor jest bardzo przyjemny dla oka. Słowa nie zalewają się z tłem, a jednocześnie dość łatwo się to czyta, nie męczy nadmiernie wzroku. Rozmiar również jest odpowiedni. Czcionka zmieniała Ci się nieco na samych początkach Twojej przygody z Blogspotem, jednak potem już wszystko się unormowało.
Nie jestem jednak w stanie przeboleć koloru wspomnień. Skąd Ci przyszło do głowy, by był tak rażący? Przeczytanie jednej linijki to gwałt na wzroku czytelnika, nie mówiąc już o dłuższym fragmencie. Kursywa nie została wymyślona dla dowcipu. Przydaje się właśnie w takich miejscach. Prawdopodobnie nie chciałaś jej użyć do opisywania przeszłości bohaterów, ponieważ w ten sposób piszesz dialogi, ale to tylko kolejny argument, by zmienić ten koszmarny zapis rozmów, który praktykujesz. Możesz wybrać inny sposób, ewentualnie łagodniejszy kolor, ale to, co widzę teraz, jest małym potworkiem, który odrzucał mnie od części Twoich postów. Zrobiłaś tym straszną krzywdę całej estetyce bloga, naprawdę.
Chyba pierwszy raz spotykam się z animowanym nagłówkiem. Spodziewałam się, że coś takiego musi wyglądać bardzo pstrokato i nie nadawać się do użycia gdziekolwiek, nie mówiąc już o wystawieniu takiego dzieła publicznie. Jednak Tobie bardzo dobrze udało się powiązać to z fabułą. Animacja neonu, który rzeczywiście mógłby istnieć nad wejściem do tytułowego baru, bardzo tutaj pasuje. Pod spodem napisu mamy większość głównych bohaterów mangi. Podkreśliłaś, że są to rysunki nikogo innego, jak samego Hiro Mashimy. Bardzo się cieszę, że użyłaś dzieł twórcy, to sprawia, że odbieram Twoją pracę bardziej profesjonalnie.
Twoje Menu jest bardzo minimalistyczne, to dobrze. Główną rzeczą, na którą ma zwracać uwagę czytelnik, jest tekst, nie aktualności i inne gadżety. Jeśli odwiedzający będzie chciał je znaleźć, to zrobi to, nic nie musi go atakować na wejściu.
Bardzo ładne animacje linków, również pomysł z rozsuwanymi ramkami z informacjami i aktualnościami jest bardzo trafiony. Dzięki temu dostęp do wszystkiego jest bardzo szybki, a jednocześnie na stronie nie ma nadmiaru informacji.
Shout jest lekko przyciemniony, dopiero po najechaniu staje się dobrze widoczny, czyli działa tak samo, jak cała reszta szablonu. Genialne rozwiązanie.
Duży plus należy się również za to, że szablon został wykonany własnoręcznie. Na pewno musiałaś poświęcić mu wiele czasu, gdyż nie znalazłam żadnej informacji, byś zajmowała się tym na większą skalę, a co za tym idzie, musiałaś się wiele nauczyć.
TREŚĆ (30/50)
1: Musiał ją tylko bezpiecznie przetransportować do komisariatu pod nadzorem Ur, która była ich wtyczką w policji. Przy okazji chciał jeszcze kropnąć członka wrogiej mafii, który chciał powstrzymać świadka zeznającego na jego niekorzyść, niestety nie udało mu się upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu. Bogowie, przegięłaś nieco. Lawina następstw sprawia, że tekst jest nieczytelny. To coś w stylu usłyszałam od X, że podsłuchała przy rozmowie Y i Z, że P powiedział, że jesteś gruba<. Nie musisz nas zarzucać faktami, żeby wszystko było wartkie i z płynną akcją, przystopuj nieco.
Rozzłoszczony nie czekał na spełnienie jego prośby i ścisnął dłonią policzek niebieskowłosej.< Nie brzmi to jak czuły gest, którym chyba miał być. Skoro to kobieta, którą kocha, to raczej nie na miejscu byłaby chęć sprawienia jej bólu, prawda? Więc lepiej brzmiałoby położył rękę na jej policzku<.
Poruszyłaś dość ciekawą kwestię, z którą nigdy nie spotkałam się w kanonie, czyli prawdziwa rodzina Natsu. Powszechnie wiadomo, że ojcem zawsze był zawsze dla niego Igneel, jednak jest to smok, więc ciężko przyszłoby mu spłodzenie ludzkiego potomka. Nie wyidealizowałaś historii chłopaka, matką różowowłosego jest prostytutka, która zginęła w czasie porachunków mafiosów. To bardzo dobrze wróży na przyszłość, gdyż widać, że nie masz tendencji do tworzenia postaci bez skazy.
Również Igneel dostał pierwszoplanową rolę, to też nowość! Piroman, który w popłochu zgarnął obce dziecko, a dopiero potem zaczął się zastanawiać nad tym, co też uczynił. Podoba mi się jego zamiłowanie do materiałów wybuchowych. Nawet Metalicana uzyskał u Ciebie ludzką twarz, gdy nie chciał dopuścić do znęcania się nad miłością swojego życia.
To pierwszy post, a już mamy nadmiar informacji, bohaterów, wątków, wszystkiego. Zbyt dużo! Sądziłam, że to będzie prolog, a przy ciut bardziej rozbudowanych opisach, treści starczyłoby na dwa posty. Wszystko dzieje się zbyt szybko. Rozumiem, że to mafijne życie, gdzie następują nagłe zwroty akcji i niespodziewane wydarzenia, ale strasznie tutaj poskąpiłaś jakichkolwiek opisów – szpieg tu, zdrada tam, piroman, postrzał, wybuch, śmierć, znowu postrzał, znowu śmierć, a to wszystko w kilku miejscach jednocześnie. Całość trzyma się kupy, nie zaczęłaś się w tym gubić, ale czytelnik nie ma czasu przetrawić jednej informacji, gdy Ty serwujesz mu trzy następne. Daj odetchnąć, dziewczyno, nie musisz wykładać historii życia każdego bohatera w ciągu kilku zdań, masz czas.
2: Igneel siedzi na łóżku, a nagle stoi przed domem dziecka. Bez żadnego kreseczkowego przerywnika czy wielokropka. Że jak to? Teleportacja?
Ku jego zdziwieniu w przednim lusterku dostrzegł dziwny zarys uśmiechu na jej twarzy<. Jeśli on dostrzegł, to ku swojemu zdziwieniu<. I ona przecież siedziała na siedzeniu pasażera. Nie wiem, jak trzeba mieć ustawione przednie lusterko, by móc zobaczyć w nim pasażera.
Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś więcej po zemście Fairy Tail za śmierć Mavis. Brakuje zbyt wielu informacji, za to znowu dostajemy natłok imion, o których nie ma nawet wzmianki w zakładce Bohaterowie. Skąd Ur i reszta wiedzieli, że Acnologia będzie podróżował tym mostem? Skąd pomysł, że wyprawa odbędzie się bez większej ochrony? Jakim cudem zdążyli się bez słów porozumieć w tej sprawie? I czemu, na miłość boską, wszyscy wrogowie popadali jak muchy, kiedy Fairy Tail skończyło z jedną raną postrzałową? Wszyscy strzelają, kul jak mrówków, a tu nasze dzieciaki wychodzą całe i zdrowe z rozróby. Mocno naciągane, nie sądzisz?
Za to bardzo dobry jest fragment z Igneelem, który chciał oddać Natsu do domu dziecka. Mężczyzna w ostatniej chwili zmienił zdanie. Ma to w sobie coś z instynktu macierzyńskiego, ale scena ukazała typowo ludzkie zachowanie, jakim jest niezdecydowanie. Mężczyzna nie wiedział, którego wyboru mógłby bardziej żałować, ale musiał jakiegoś dokonać. Jednak znowu brakuje opisów uczuć bohaterów, są one dla nas wielką zagadką, a w takich chwilach jak ta, powinny ich rozpierać emocje. Nie wystarczy rzucić kilku przekleństw i wykrzykników, by oddać charakter sytuacji.
A Erza to tak w ogóle od czapy w tym poście.
3: Bezgłośnie wymachiwał głową na boki błagając dziadka, by tego nie robił, lecz blondyn szedł dalej. Stając przed komendantem wyciągnął przed siebie ręce zaciśnięte w pięści i dał zakuć się w kajdany. Ale on był chwilę temu siwy… I lepiej byłoby użyć kajdanek. Kajdany są bardzo ciężkie i jeszcze ciągnie się łańcuch po ziemi. No i wymachiwanie głową z reguły jest ciche.
Ryknął Igneel podnosząc się szybko z łóżka, a że Natsu wciąż trzymał go za włosy to teraz z ciekawością przyglądał się czerwonemu kępkowi, który wyrwał mężczyźnie z głowy. Moja droga… Nie zapomniałaś o tym, że to jest niemowlę? Masz świadomość, że nie jest strongmanem i nie da rady zacisnąć rączki tak mocno, żeby wyrwać włosy? Chyba że Igneel łysieje albo ma anemię.
Znowu widzę zbyt wiele informacji jednocześnie. Matka Lucy związała się z jej ojcem, by pomóc ratować Makarova? Niezła myśl, gratuluję. Szef bierze na siebie całą winę, by uchronić dzieciaki przed więzieniem? Szlachetne i godne Makarova. Członkowie mafii chcą żyć jak normalni ludzie? Dziwne, że nie chcieli zrobić jeszcze większego syfu, ale cóż, może tak i lepiej. Całość powyżej średniej, ale zbyt wiele rzeczy działo się naraz. Nie przyłożyłaś się w ogóle do opisów, zarzuciłaś nas czystymi faktami. Co zrobili, gdzie pojechali, jak się skończyło. A może by tak nieco klimat zbudować? Masz ku temu spore możliwości, gdyż tylko wygląd Twoich postaci i powierzchowna historia zaczerpnięte są z kanonu. Możesz je opisać z innej perspektywy, przełożyć wszystko na świat realny, stworzyć coś zaskakującego. Mimo to czuję, jakbym oglądała dokument lub czytała sprawozdanie. Niby coś wiem, ale znam jedynie suche fakty, nic więcej. Szkoda, że pogrzebałaś wszystkie perspektywy.
4: Sama idea powrotu po latach bardzo mi się podoba. Mimo braku opisów, udało Ci się oddać sporo uczuć, które mogą towarzyszyć ludziom przy takich spotkaniach. Dodałaś kilka nowych wątków. Wiedziałam, że niedługo Gray będzie musiał się pojawić, ale idea, żeby był Francuzem i miał traumę po wypadku samochodowym, powaliła mnie. Widać, że już się przygotowujesz do wprowadzenia nowego pokolenia do akcji.
Mam tylko wątpliwości względem ostatniego fragmentu. Wydaje mi się, że przedstawiłaś czterolatków nazbyt dojrzale. Rozumiem, że nieodpowiedzialni rodzice (w końcu ojcem Natsu jest piroman) mogli ich zostawić samych w domu. Ale serio jesteś sobie w stanie wyobrazić dziecko w tym wieku, które posługuje się wytrychem i materiałami wybuchowymi?
5: Z jednej strony starasz się, by młode pokolenie, mimo swojego wieku, zachowywało się dojrzale, podejmowało wyzwania i walkę z tyranią w mieście, a chwilę później widzę zdanie: Dziadzio ma chore serduszko, zabrali go do szpitala. Boje się, że on umrze!. Dziewczyno, zdecyduj się. W poprzednim poście już Ci zarzuciłam, że działania Twoich najmłodszych bohaterów nijak nie pokrywają się z ich wiekiem, ale takie połączenie jest wręcz dramatyczne. To samo tyczy się Cany. Czy widziałaś kiedyś pięciolatka, który zamiast mówić, zaczyna sugerować? Odnoszę wrażenie, jakbyś nigdy dziecka na oczy nie widziała.
Do tego zrobiłaś z Makarova idiotę. Rzekł w końcu Makarov i zaczął dokładnie mu wszystko opowiadać. W tym czasie strażnik, który zaprowadził Dreyara na wizytę podsłuchiwał całą rozmowę i wyłapywał z niej wszystkie wymienione nazwiska, z coraz szerszym, złowrogim uśmiechem na twarzy. Czy mi się wydaje, czy ten człowiek latami prowadził jedną z najpotężniejszych mafii w dużym mieście, pewnie nawet w kraju? I ten sam osobnik, z latami doświadczenia w spiskowaniu i robieniu wszystkich w konia, opowiada swoją historię w miejscu, gdzie jest pilnowany przez strażnika? To nie było podsłuchiwanie. Widzenia w ściśle strzeżonych więzieniach zawsze mają miejsce pod okiem pracowników, więc jakim to cudem dziadek o tym nie pomyślał? Starasz się, żeby akcja pędziła wartko, wedle Twojego planu, więc jesteś zmuszona tworzyć konkretne powody, by wszystko działo się tak, a nie inaczej. A tu co mamy? Sytuację tak makabrycznie naciąganą, że źle się czyta.
Drugą osobą, której odebrałaś twarz, jest Igneel. Kreujesz go na narwanego typa, który robi, co chce. A tu nagle widzimy, jak porzuca on miłość swojego życia tylko dlatego, że ta się odwróciła z uśmiechem, gdy wyznał jej swoje uczucia. Ale że jak to? To wcześniej wysadził w powietrze hotel, chociaż dobrze wiedział, że dostanie za to po głowie, a teraz nie potrafi się starać o coś, na czym mu zależy? Równie dobrze mogłabyś go wykastrować, na jedno by wyszło.
6: Masz czasem problem z dopasowaniem słownictwa. Niespodziewanie drzwi do warsztatu otworzyły się na oścież, a zainteresowana tym faktem Ur wydostała się z podwozia auta. Kobieta była w podwoziu? Nie możesz pomijać takich drobnostek, bo przez nie tekst staje się abstrakcyjny.
Chwilę później trafiam na fragment: Wykrzyczała ciągnąc młodzieńca ze sobą i schylając głowę unikała kolejno wystrzeliwanych w jej stronę kul. To Matrix czy jak? Osadziłaś bohaterów w normalnym świecie, nie fantastycznym, więc jedyne, co mogło spowodować brak ran u kobiety, to słaby cel napastników. Zwyczajny człowiek nie jest w stanie sam z siebie nadążyć za strzałami.
Do tego motasz się w tekście. Dało się usłyszeć przeróżne słowa przechodniów, aż w końcu na ulicy nie pozostała ani jedna żywa dusza. Prócz członków mafii i ledwo ruszającego się Gildartsa na ulicy nie było nikogo. Po co powtarzać dwa razy, że ulica była pusta? A co gorsza – po co to pisać, skoro wcale taka nie była? Dziewczyno, czytaj czasem, co piszesz, bo momentami w Twoim tekście zupełnie brak logiki.
Nie zaskoczyłaś mnie tym, że powybijałaś całe stare pokolenie Fairy Tail. W zakładce Bohaterowie podkreśliłaś czerwonym kolorem tych, którzy nie żyją – to spory błąd. Gdyby całość tych sześciu rozdziałów została zawarta w jednym, miałoby to jakiś sens. Ale nie po to budujesz napięcie i tworzysz historię w czasie tego ogromu tekstu, by doprowadzić czytelnika do tego, co jest oczywiste. Zawiodło mnie również to, że większość Twoich bohaterów zginęła bez walki. Wielcy mafiozi, którzy latami rządzili miastem, a nie tlił się w nich nawet cień ducha czy stanowczości. Sam pomysł był bardzo dobry, ale spodziewałam się wiele więcej niż utarte schematy. Całość mogę uznać, w najlepszym układzie, za poprawną, chociaż makabrą było przebrnąć przez ten post ze względu na mnogość błędów. Liczę, że regularną fabułę nieco lepiej dopracujesz.
7: Spodziewałam się, że po tak rozbudowanym prologu, w pierwszym poście znajdę coś więcej. Poprawiłaś nieco styl, co daje Ci duży plus, gdyż wcześniej Twój język wołał o pomstę do nieba. Całość zaczęła przypominać już bardziej opowiadanie, nie tylko zlepek dialogów i poczynania bohaterów. Zaczęłaś budować nieco atmosfery, a tego bardzo brakowało w poprzednich notkach.
Nierealne wydaje mi się, by człowiek na ringu dostrzegł łańcuszek na szyi osoby z widowni. Światła, które towarzyszą walkom, są na tyle jaskrawe, że zawodnik widzi głównie ciemną plamę, nie publikę. A tu mamy skupionego faceta, który nagle wodzi wzrokiem po widowni, a do tego zauważa taki drobiazg. Potwornie wymusiłaś tu ich spotkanie. Wystarczyłoby, gdyby tylko Cana poznała swojego przyjaciela i przyszła go odwiedzić, nie musiałaś rezygnować z całego realizmu sytuacji.
Sam fakt, że zrobiłaś z Laxusa boksera, jest dość ciekawy. Do tego Canie dostała się taka rola, by dalej mogła być Karcianą Królową, a jednocześnie pasuje ona do realnego świata. Zaskoczyło mnie, że Haden jest taki nijaki, ale mam nadzieję, że z czasem jego postać zostanie lepiej przez Ciebie przedstawiona.
Nutka romansu, którą dodałaś, ładnie współgra z całością.
Miałam już nadzieję, że udało Ci się zauważyć błędne cudzysłowy, których używasz od samego początku opowiadania, ale niestety ten poprawny był jednorazowym incydentem, szkoda.
8: Bardzo mi się podoba, że potrafisz budować napięcie. W jednym miejscu mamy opis ruiny, w jakiej znajduje się Magnolia, a już chwilę później humorystyczne wstawki o boskim zbawieniu i mszalnym winie. Dzięki temu tekst czyta się dużo płynniej.
Nareszcie pojawiają się u Ciebie opisy, to spore osiągnięcie, bo wcześniej używałaś w głównej mierze czasowników. Wiedziałam tylko, co bohaterowie robią, ale nie jak, o czym myślą i w jakim są miejscu. Wreszcie udało Ci się zbudować klimat nie tylko za pomocą dialogów, brawo.
Nie wiem, skąd do głowy przyszedł Ci pomysł, by Erza została siostrą zakonną. Jest on niecodzienny i nie wiem, czego mam się spodziewać po tej postaci, to dobrze. Wreszcie coś mnie zainteresowało. Wcześniej zawsze pokazywałaś mi wielki transparent z napisem uwaga, tu będzie tajemnica, a teraz wszystko jest przedstawione znacznie delikatniej, jedno wynika z drugiego. Mam nadzieję, że ta tendencja utrzyma się w dalszych częściach, bo to pierwszy post, który czytało mi się w miarę przyjemnie.
9: Wkurzone kobiety zbliżały się do siebie centymetr po centymetrze, aż w końcu puszczając sobie nawzajem pioruny z oczu zderzyły się czołami. Z jednej strony starasz się utrzymać realizm swojego świata, a chwilę później trafiam na coś takiego. Rozumiem, że jest to dość typowa scena z mangi, ale chyba nie to chciałaś osiągnąć. Czy widziałaś kiedyś na oczy dwójkę ludzi, która tak postępuje? Niezależnie od tego, jak bardzo byliby pijani, to jest to zupełnie nierealne. Zdecyduj się, czy chcesz trzymać opowiadanie w klimatach tego, co widzisz w mandze i anime, czy może jednak Twój świat ma wyglądać realistycznie.
Sam rozdział wydaje mi się lekko bez sensu. Nie wyniosłam z niego żadnej nowej wiedzy. Opisu miasta zdążyłam już uświadczyć w jednej z zakładek. Nawiasem mówiąc – należy Ci się za to reprymenda. Od kiedy to takie rzeczy znajdują się na podstronie, nie w tekście? Tam możesz umieścić uzupełnienie, ale nie powinnaś zupełnie rezygnować z takich opisów w opowiadaniu. Jednak, nawet jeśli bym pominęła zakładkę, jest to tylko kilka linijek, dla których nie warto tworzyć całego posta. Nie zdarzyło się tu nic konkretnego. Alberona znowu się upiła i podrywała Laxusa, Erza ponownie przeżywała śmierć Roba, co zaserwowałaś nam już w prologu. Jeden raz zdecydowanie wystarczy. Za mało akcji i konkretów.
10: Z bocznego lusterka zerknął na Alberone, która usadowiona na tylnych siedzeniach spała w najlepsze. Nie wiem, jak resztę społeczeństwa, ale mnie uczono, by lusterka ustawione były tak, by widać w nich było jedynie klamkę tylnych drzwi. Wytłumaczysz mi, jak musiałby być one wygięte, żeby można było w nich dostrzec kobietę, która leżała na tylnym siedzeniu?
Kolejnym wykopem otworzył brązowe drzwi przyozdobione wzorzastymi okiennicami (…). A tu chłopak zrobił wykop <click>, czyli mamy w progu wielki dół… Nadal masz problem z mieszaniem znaczeń słów, co wygląda miejscami komicznie. No i drzwi przyozdobione okiennicami... Nope.
Bogowie, mamy powrót akcji, niesamowite! I wreszcie fabuła, która ma sens, nie jest wymuszona lub naciągana, a jedno wynika z drugiego! Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy.
Bardzo dobrze udaje Ci się oddawać charaktery głównych bohaterów. Jest ich dość dużo i będzie jeszcze więcej, ale każdy ma w sobie coś wyjątkowego. Natsu jak zwykle z ADHD, nadgorliwa Juvia, zrównoważony Gray, uczuciowa Cana, wybuchowy Gildarts i uparty Laxus. Starasz się zachować cechy, które zostały zarysowane w pierwowzorze, ale dodajesz im również czegoś własnego, niepowtarzalnego.
Również zaczynasz mnie zaszczycać poważniejszymi opisami, co działa bardzo na Twoją korzyść. Wiem, jak wygląda dom Cany! Tylko nie mam pojęcia, czemu chwilę po tym, jak pisałaś, że pokój dziewczyny jest czysty, podkreśliłaś, że półka ze zdjęciem była jedynym schludnym miejscem w domu.
11: (…) w granatowej ciemności dostrzegał jego nieco poderżnięte gardło (…). Dziewczyno, zabiłaś mnie tym nieco!
Czy widzisz, jak to karykaturalnie wygląda? Nie da się poderżnąć gardła trochę. Można je zadrasnąć, nadciąć, ale poderżnięcie jest dokonane, tchawica przecięta, krew się leje, o! Błagam, zastanawiaj się czasem nad tym, co piszesz, bo skoro masz tak rozbudowaną wyobraźnię, to raczej nie zaliczasz się do osób płytkich, jednak niektóre Twoje stwierdzenia sprawiają, że zaczynam wątpić w istnienie Twoich szarych komórek. Zapraszam do słownika wyrazów bliskoznacznych.
Chwilę później widzę (…) dźwięk karabinów zbudzał sen z ich powiek (…). Słyszałaś kiedyś stwierdzenie spędzać sen z powiek? Bo właśnie ono jest poprawnie językowo, nie Twój wymysł. Więc wracamy do stałej kwestii: dziewczyno, zajrzyj czasem do słownika i czytaj książki, bo niektóre Twoje sformułowania wołają o pomstę do nieba.
Podoba mi się, że notki dzielisz zależnie od bohaterów. Masz ich wielu i opisywanie wszystkich w jednym poście byłoby problematyczne. Czytelnik mógłby zacząć się gubić w fabule, szczególnie we wczesnych fragmentach.
Jednak jest również druga strona tego medalu. W pierwszym wątku głównym bohaterem był Jude, ale sposób, w jaki opisałaś go w całym akapicie, sprawił, że do rozpoczęcia dialogu nie wiedziałam, kto został porwany. Rozumiem, że zrobiłaś to celowo, ale w takim układzie mogłaś mi dać więcej informacji o bohaterze, byśmy nie musieli dopiero po przeczytaniu jego nazwiska łączyć osoby z faktami.
Również nie podoba mi się, że tak przedmiotowo potraktowałaś Lokiego. Erza jest przekonana, że Jellal żyje, a i tak płacze po nim co chwila i rozmyśla dzień i noc. Lucy znała swojego przyjaciela dłużej, więcej ją z nim łączyło, a Ty opisałaś to krótkim zginął. Zero rozpaczy, czegokolwiek. Skoro już utrzymujesz swoje opowiadanie w klimacie powojennym, gdzie wszyscy ucierpieli na skutek walk, to bądź konsekwentna.
Ale duży plus za kontakty Lucy z ojcem. Nie każdy rodzic kocha swoje dziecko, zdarzają się patologiczne rodziny, w których ojciec mógłby marzyć o pozbyciu się swojej latorośli. Nie idealizowałaś tej sytuacji, Jude sam wydał córkę i usprawiedliwiał się przed samym sobą, że postąpił słusznie.
12: W tym poście praktycznie nic się nie dzieje, ale jest tu jedna ważna dla mnie rzecz.
Bardzo płynnie łączysz różne historie bohaterów, dzięki temu całość ma ręce i nogi. Postaci stworzyłaś wręcz ekstremalnie wiele, ale widać, że z łatwością przychodzi Ci wyobrażenie sobie tego całego zamętu. Jest to niesamowicie pozytywny aspekt całego bloga, gdyż spodziewałam się poważnego rozgardiaszu, a tu wszystko jest na swoim miejscu.
Udaje Ci się również dopracowywać drobiazgi. Łatwo mogę sobie wyobrazić różne sceny, np. rozmowę Laxusa i Cany na wysypisku czy Gilderstsa śpiącego ze strzelbą. Opisy nie są rozbudowane, nadal im sporo brakuje, ale uwzględniasz w nich wymowne zachowania.
13: Powiem Ci, że ten post był tym, czego mi brakowało. Niestety do tego momentu potwornie męczyła mnie lektura tego opowiadania, a tu pierwszy raz szczerze się śmiałam i wciągnęłam w fabułę. Nie mogłam już wytrzymać tych dłużących się patetycznych scen, a to wreszcie było z jajem, napisanie płynnie, bardzo dobrze trzymało się w klimatach kanonu i było tylko Twoje. Wcześniej podpierałaś się zdarzeniami z Fairy Tail: śmierć matki Layli, Ur, zniknięcie Metalicany i Igneela. A tu dopiero zaczynasz rozwijać skrzydła i tworzysz coś, co jest tylko Twoje. Brawo.
14: Wybacz wtrącenie, ale… Bogowie! Poprawny cudzysłów! <click> Szkoda, że radości mej nie dane było trwać zbyt długo.
Wypadałoby podkreślić, że opisujesz sen. Kursywa, inny kolor, cokolwiek.
Fragment: Ty myślisz, że takie dzieciaki jak my poradzą sobie bez opieki dorosłych?! Znowu strasznie idealizujesz młodocianych przedstawicieli Fairy Tail. Żadne normalne czteroletnie dziecko nie powiedziałoby czegoś takiego. Rozumiem, że nagle zostali zmuszeni, by poradzić sobie w nieprzyjaznym im świecie, gdy wszyscy opiekuni kopnęli w kalendarz, ale nie tak powinna wyglądać ich świadomość. W żaden sposób nie dzielisz w swoim opowiadaniu mentalności dorosłych mężczyzn i dzieci, którymi byli kilkanaście lat wcześniej. To dość przerażające, co z takich szkrabów mogłoby wyrosnąć, nie sądzisz?
Historia Kinany bardzo mi się podoba. Już przy poprzednim poście pisałam, że wreszcie zaczynasz tworzyć własne wątki, nie tylko wykorzystywać stworzone już wcześniej przygody. Jedyne, co mnie tu boli, to sposób, w jaki opisałaś uzależnienie. Dragi nie są podobne do codziennej porannej kawy, a tak to u Ciebie brzmi. Dziewczyna w pełni przyznaje się do nałogu, wszystko akceptuje, cieszy się tym i myśli zupełnie logicznie. Wszystkie te cechy połączone w jedno nijak nie dają obrazu ćpuna.
I znowu udało ci się bardzo płynnie spleść ze sobą losy bohaterów. To Twoja mocna strona.
15: Wreszcie zaczyna się konkretna akcja. Trochę słabo wyszła Ci sytuacja z aktem własności. Lucy spędziła w zajętej przez mafię Magnolii całe swoje życie. Jakim cudem mogła wierzyć, że uratuje ją zwykła, biała kartka? Musiałaby być wyjątkowo tępa.
Laxus poznał Lucy od razu. Czemu więc Gray i Natsu tego nie zrobili? Szczególnie ten drugi, którego przyszywany ojciec podkochiwał się w kobiecie tak niesamowicie podobnej do blondynki?
16: Sytuacja z Grayem, Laxusem i Natsu w aucie jest lekko naciągana. Mężczyzna po lekkiej sugestii opuścił broń, słowem nie wspomniał, że ukradli mu samochód i pieniądze, za to w aucie bardzo dobrze rozmawiało się o zupie pieczarkowej. Nieco to abstrakcyjne, nie uważasz? Na szczęście w dalszej części to nadrobiłaś. Tylko czemu chłopaki wyczuwają zapach miasta? Natsu już nie jest Smoczym Zabójcą, nie ma nadprzyrodzonych zdolności, mogłaś to rozwinąć nieco.
Scena z Juvią bardzo udana. Spodziewałam się czegoś romantycznego, a tu wszystko się posypało. Nie wiem również, czemu policjantka zatrzymała członków mafii, skoro dobrze wiedziała, że gang opłaca policję? Dziewczyna musiała się liczyć z tym, że wyrzucą ją z pracy za takie postępowanie. Wiem, że w pierwowzorze nie była nadzwyczajnie bystra, ale bez przesady.
17: Tytuł tego posta mówi sam za siebie, szkoda, że miał tu miejsce tak haniebny spoiler. Wysyłanie odciętych palców jest dość częste w literaturze, dlatego ten pomysł nie był zbyt ambitny.
W całej tej scenie ratuje Cię jedynie postać Angel, którą przedstawiłaś w sposób bardzo charakterystyczny i dobrze odwzorowałaś pierwowzór.
Juvii niesłychanie łatwo została wybaczona zniewaga mafii. Nie wiem, czy masz jakieś dalekosiężne plany względem tej sytuacji, mam nadzieję, że tak, inaczej całość tego zdarzenia byłaby bez sensu.
I wreszcie skończyłaś idealizować relację Laxusa i Cany. Miałam jednak nadzieję na wielką obrazę majestatu i dłuższe pretensje w kierunku mężczyzny. Mimo trudów życia w przejętej przez mafię Magnolii, ta dwójka była aż nazbyt szczęśliwa. Od razu zaczęli ze sobą flirtować, w czym przeszkadzał im jedynie Gildarts, leniwa Cana na jedno słowo posprzątała całe mieszkanie i zrobiła ogromny obiad, a Laxus znalazł jej torbę z kasą. Nie sądzisz, że to zbyt cukierkowy plan wydarzeń? To samo z ich relacją z Grayem i Natsu. Dwóch chłopaków, którzy wychowali się na ulicy wśród marginesu społecznego, a tak łatwo dają się wciągnąć w gierki, które wcale im nie są na rękę? Czarno to widzę.
18: Myślałam już, że udało Ci się to ograniczyć, ale znowu widzę: Posiedzieli jeszcze chwilę, wypili jedno piwo, pogadali i poszli. Nie możesz aż tak bardzo skracać akcji. Istnieją u Ciebie momenty, gdy doprowadzasz opisy do stanu, gdy występują jedynie czasowniki ruchu. Problem pogłębia się, gdy parę linijek niżej Twój dialog to tylko słowa bohaterów, nic więcej. Rozumiem, że starasz się, żeby akcja była wartka, ale nie popadajmy w skrajność.
Dość realistycznie przedstawiłaś spotkanie dwóch młodych dziewczyn, z których jedna jest w konkretnych tarapatach. Jednak ów autentyzm się skończył, gdy Levy (dwudziestoparolatka, niezbyt wyrośnięta, bibliotekarka) stwierdziła, iż rzuci wyzwanie całej mafii Magnolii i odzyska ojca Lucy. Że co, proszę? Ja wiem, że kanon jest w klimatach fantastycznych, ale chyba chciałaś od nich odejść i osadzić swoją historię w świecie realistycznym.
Masz u mnie bardzo duży plus za scenę z Juvią w barze z burleską. Przedstawiasz ją jako pracoholiczkę, zapatrzoną w sprawę dziwnych kradzieży. Mimo to dałaś radę umieścić ją chociaż na krótki moment w tym obcym dla niej świecie, który dziewczyna odbiera jako dziwny i onieśmielający. Potrafisz dobrze określić uczucia, które jej przy tym towarzyszą, niektóre nagłe i płytkie, inne bardziej przemyślane. Takich fragmentów mi tutaj brakuje, bo podobne sytuacje budują klimat.
Bardzo się cieszę, że poświęciłaś również fragment Oracion Seis. Są to bohaterowie, o których bardzo mało wiadomo, gdy ogląda się Fairy Tail, dzięki temu możesz nadać im nową twarz i cechy, które będą charakterystyczne tylko dla Twojego opowiadania. Masz szansę, by byli znaczący. Trochę szkoda, że brakuje im pozytywnych cech. Świat nie jest czarno-biały. Mogłabyś czasem pokazać ich ludzkie zachowania. W kanonie te postacie otaczała czarna magia, więc rozumiem, że byli nią przesiąknięci, ale w świecie realnym nawet mafiozi mają czasem ludzkie odruchy, prawda? Postaraj się o to następnym razem zadbać, a wszystko będzie wyglądało dużo logiczniej.
I czemu tak łatwo przyszło im uziemienie Makarova na parę kolejnych lat, skoro sama pisałaś, że jego sprawa ciągnęła się miesiącami? To nie takie hop siup przedłużyć wyrok komuś, kto jest tak bardzo znany.
Mówiłam Ci już, że dość dobrze splatasz losy bohaterów ze sobą, wszystko płynnie się miesza, ale to już chyba drobna przesada, by Lucy dostała rozprawę Makarova, nie uważasz? Ale jak wolisz, czasem i takie dziwne zbiegi okoliczności zdarzają się w życiu.
19: Bardzo podoba mi się sposób, w jaki zaprezentowałaś Levy zadurzoną w Redfoxie. Nie jest to nieśmiała panienka, którą poznajemy w mandze, a kobieta świadoma swoich celów, do których twardo dąży. Nadałaś tej postaci nowe znaczenie.
Wreszcie udało Ci się przedstawić Natsu i Graya jako konkretnych facetów. Niby podkreślałaś, że swoje w życiu przeszli i nie są wybitnie grzeczni, ale ich poczynania stale temu przeczyły. Tutaj nareszcie widzimy ich w pracy i pokazują nam swoją gorszą stronę.
Ale, na miłość boską, Lucy sprząta kancelarię typa, który chce ją zabić? Istnieją granice brawury, wiesz? Mogłaś to pod coś podciągnąć – że dziewczyna szuka informacji, cokolwiek. Ale stwierdzenie nie lubię pracować w syfie to chyba trochę za mało, nie uważasz? Ja rozumiem, iż to nadobna dziewoja jest, ale bądźmy realistami. Powinna się zmuszać do współpracy z tym sadystą, a nie jeszcze uprzątnąć jego miejsce pracy. Super, że chce zgrywać pomocną duszyczkę, ale choć przez myśl mogłoby jej przejść, że się tego brzydzi. Błagam, nie róbmy z niej takiego pustaka.
Pomysł z komendantem-transwestytą dość zaskakujący. Pasuje do tej postaci, brawo.
20: Bogowie, tak długo musiałam czekać na moment, w którym nie będziesz idealizować dzieci występujących w Twoim opowiadaniu. I oto wreszcie mam taki fragment! Romeo jest łatwy do zmanipulowania, on i Wendy przejmują się opinią innych małolatów, wszystko jest na swoim miejscu. Nie mają przemyśleń godnych doktorów filozofii czy innych nauk, a jedynie rozrabiają na mieście i cieszą się swobodą. Nie wiem, czemu aż tyle czasu zajęło Ci stworzenie odpowiedniego tekstu, bo nie wygląda on na wymuszony czy sztuczny. Mam nadzieję, że będzie takich więcej, gdyż to nie świadczyłoby dobrze o Twoich umiejętnościach pisarskich, gdybyś była w stanie opisywać przeżycia wyłącznie z jednej perspektywy.
Tytuł tego posta sprawił, że mi się czknęło. Miałam nadzieję, że nie jest to kolejny wytarty schemat, który spróbujesz odgrzać niczym trzydniowy obiad, ale zawiodłam się. Kochana cioteczka przyjeżdża w odwiedziny do rodzinki, robi przy tym przypał swojemu ulubionemu siostrzeńcowi/bratankowi (nie określiłaś tego), rządzi się jak kwoka na grzędzie i próbuje swatać niezbyt już młodego kawalera. Uważam, że stać Cię na więcej, bo ten scenariusz można przewidzieć, gdy patrzy się na tytuł. Jedyne, co względnie ratuje ten fragment, to specyficzny sposób konstrukcji zdań kobiety. Ładnie Ci to wychodzi, wszystko jest czytelne, a jednocześnie zachowałaś klimat, który chciałaś pokazać. Mam nadzieję, że ten wątek nie będzie się ciągnął zbyt długo, bo zgrzytam zębami, gdy muszę to męczyć… Rozumiem, że potrzebowałaś stworzyć powód, by Lucy odwiedziła posiadłość Mesta, ale ten jest potwornie naciągany.
Figurę też miała całkiem niezłą, matka boska jej nie poskromiła większych walorów... Cóż za niecodzienny widok, natura poskramia walory Lucy! A gdyby tak nie poskąpiła?
21: Co chwile ściemniała światło chcąc stworzyć wyjątkowy nastrój, lecz zaraz na nowo zapała wszystkie lampy w bibliotece. Czym ona zapałała do tych lamp?
Mam bardzo pozytywne odczucia po tej notce. O ile fakt, iż akurat tego dnia Lucy zażyła środki nasenne i śpi jak zabita w czasie porwania, jest lekko naciągany, to całość rabunku i spotkania członków Oracion z Natsu i Grayem udało Ci się opisać bardzo żwawo, tak to powinno wyglądać. Wszystko działo się równolegle i tak przedstawiłaś całą scenę. Nawet furia blondynki po wysadzeniu jej domu nie jest sztuczna, wprost przeciwnie.
Sprawa komendanta wydaje mi się… wręcz żałosna wśród ogromu innych wydarzeń. Nie wiem, czy chciałaś tym zdarzeniem rozładować napięcie, ale ja mam jedynie ochotę pominąć ten fragment, bo nie wnosi do fabuły zupełnie nic.
Kto normalny idzie przeprowadzić napad i nie bierze ze sobą broni? Zrobiłaś z chłopaków cymbałów.
Nie przepadam za występowaniem w opowiadaniu scen rodem z anime. Jaki dorosły facet nie byłby w stanie podnieść przeciętnej dziewczyny w swoimi w wieku i przenieść jej kilka metrów? Oczywiście biorąc pod uwagę, że dziewoja nie jest wielorybem. Czy wyobrażasz sobie, by nagle mężczyzna ciągnął kobietę za nogę po bruku jak worek? Rozumiem, że ten blog jest na podstawie mangi, ale radzę wystrzegać się takich zabiegów, gdy Twoje dzieło jest pisemne, nie obrazkowe.
22: Wiem, że potrzebne Ci to było, by poprowadzić fabułę odpowiednim torem, ale… kto normalny chodzi spać z tabletkami nasennymi w kiszeni koszuli nocnej? To nie jest coś, z czym idzie się do łóżka. Takie proszki trzyma się w szafce lub w łazience, a nie pod sercem. Bądźmy realistami, potwornie to sobie obmyśliłaś.
Po raz kolejny muszę Cię pochwalić za angażowanie do opowiadania bohaterów, którzy nie odegrali większej roli w pierwowzorze. W tym fragmencie na uwagę zasługuje Chelia, którą znowu postarzyłaś mentalnie do poziomu trzydziestki, i Siergain, jak zawsze konkretny i małomówny. Dziwię się jedynie, że ustawiłaś go w hierarchii powyżej Don Zero, ale to Twoja wizja Magnolii, nie powinnam się czepiać. Wydaje mi się również, że Oracion Seis byli w znakomitej większości zdrajcami i wyrzutkami, a u Ciebie są oni nazbyt honorowi i prawdomówni.
23: Czajnik w piekarniku? Bezcenne.
Ogólnie cały zamysł naćpania Natsu uważam za całkiem udany, gdyby nie fakt, że Lucy zrobiła to proszkami nasennymi zachomikowanymi w nocnej koszuli. Lepiej by to wyglądało, gdyby znalazła jakąś trutkę na szczury w tym bajzlu czy dolała mu oleju silnikowego do tej szklanki, wtedy chłopak mógłby się z czystym sumieniem przytruć, a Ty nie miałabyś sceny rodem z fantastyki.
(…) a nie zajmować się jakimiś wnioskami wyssanymi z dupy. Z dupy to można coś wziąć, moja droga, wyssać jedynie z palca. Taka głupota, w połączeniu z kilkoma podobnymi, sprawia, iż zaczynam się zastanawiać, czy widziałaś kiedykolwiek na oczy jakąś książkę. To takie papierowe z okładką i masą literek. Można w niej znaleźć dużo ciekawych zwrotów. Dzięki temu może przestałabyś wiecznie podmieniać wyrazy, przez co całości urywa od sensu.
Nie mam pojęcia, czemu stworzyłaś swoich bohaterów takimi niedomyślnymi. Przecież oni nie byli niemowlakami, gdy Makarov poszedł siedzieć. Szczególnie Laxus. Nie uważasz, że skoro pamiętał Canę, to i Gajeel lub Natsu powinni zapaść mu w pamięć? Szczególnie ten drugi, bo minęło kilka lat od adopcji różowowłosego do czasu, gdy członkowie Fairy Tail zginęli. Blondyn musiał mieć z małym Dragneelem coś do czynienia. Rozumiem, iż podkreśliłaś, że po śmierci Makarova drogi dorosłych członków mafii rozeszły się, ale Natsu zdążył się jeszcze załapać na moment, kiedy Fairy Tail pracowało pełną parą, więc… dlaczego?
24: Nie bardzo wiem, jak strzały z pistoletu mogłyby połamać krzesła. Podziurawić, owszem, ale połamać? Z czego oni strzelali, z bazooki?
Nie mogę się za bardzo odnieść do tego posta, bo zawarłaś w nim same pierdoły. Jedyny fragment warty uwagi to ten, gdzie Chelia próbuje rozbierać się przed Natsu. Widzę, że starasz się, by chłopak był honorowy, cieszę się.
A dowiedzieliśmy się tylko tyle, że oni nadal nic nie wiedzą! Co za głąby.
25: To ona ma wreszcie na imię Sherry czy Sheery? Szybka decyzja byłaby wskazana.
Bardzo podoba mi się scena, w której Natsu dowiaduje się, że nie jest poszukiwany. Starannie odwzorowałaś uczucia, towarzyszące człowiekowi, gdy kamień spada mu z serca. Mógłby jedynie okazać więcej wdzięczności Lucy, która go nie wkopała.
Co do Gajeela, to mogłaś dodać, dlaczego szukał informacji o Laxusie akurat w Urzędzie Miasta. Rozumiem, że to jeden z najlepszych szpiegów w Twoim opowiadaniu, ale jeśli nie podasz powodu, dla którego zdecydował się akurat na to miejsce, to wygląda to jak czysty fart.
I czemu dziewczyna, dowiedziawszy się, że siedzi w pomieszczeniu z facetem mającym nakaz zabicia jej, nie ucieka? Nie mówię, żeby od razu wzięła nogi za pas i z krzykiem zbiegła po schodach, ale powinna była znaleźć sobie jakąś logiczną wymówkę i wymknąć się z zagrożonego terenu, czyż nie? Nie odbieraj jej resztek instynktu samozachowawczego, proszę.
Całość fragmentu z pedofilią Doranbolta uważam za bardzo dobry. Mało kto porusza takie wątki w opowiadaniach, więc miło, że podjęłaś się tego wyzwania. Również nadal udaje Ci się dość płynnie splatać losy bohaterów, przy każdym kolejnym pomyśle na spotkanie jestem coraz bardziej pod wrażeniem.
26: Niestety zagiełaś lekko czasoprzestrzeń, przechodząc z dwudziestego trzeciego na dwudziesty czwarty października.
Post o niczym. Bardzo długi, a dotyczy jedynie jednej konkretnej sprawy. Widzę, że wkręciłaś się w próbę gwałtu na Chelii, ale liczyłam na żwawsze zwroty akcji. Nigdy nie zdarzało Ci się ciągnąć tak długo jednego wątku. Biorąc pod uwagę, iż Twoi bohaterowie żyją w mieście rządzonym przez mafię, gdzie źle postawiony krok może skrócić ich o głowę, to jeden pedofil nie powinien być aż tak zajmujący, nie uważasz? Jedynie końcówka zapowiada inne ciekawe wydarzenia, ale reszta, choć nieźle napisana, to zapychacz. Liczę, że niedługo uraczysz mnie czymś bardziej treściwym, bo ten fragment był średnio zjadliwy.
27: Miło, że udało Ci się wpleść w fabułę taki wątek. Jest on nieco oderwany od całości, ale rozwiązuje wiele niejasności. Niestety końcowa sytuacja pomiędzy Fullbasterem i Juvią jest tak potwornie naciągana, że całość aż woła o pomstę do nieba. Tylko w tanich telenowelach młodzieniec odchodzi od wybranki swojego życia po to, by ją chronić, a potem przez lata rani ową dziewoję, by ta nigdy do niego nie wróciła. Wieje tandeciarstwem. Mogłaś lepiej rozwiązać tę sytuację.
28: Pierwsze, co zauważyłam, to sprawa Sorano. Dziewczyna, która jest bez reszty poświęcona mafii, dzień i noc siedzi przy swoim pogrążonym w śpiączce narzeczonym. Uważasz, że Don dałby jej na to przyzwolenie? Że ona sama, całe życie związana z przestępczym światem, zrezygnowałaby nagle ze wszystkiego, by siedzieć przy łóżku mężczyzny, który i tak nic do niej nie powie, bo jest nieprzytomny? Rozumiem, że go kocha, ale to trwa już trochę czasu. To nie jest idealny świat, który zostawiłby dziewczynę w spokoju i pozwolił jej pocierpieć w samotności. Sorano wiedzie brutalne życie, w którym nie ma czasu na urlop, powinnaś to brać pod uwagę, gdy opisujesz losy swoich par, nie tylko tej.
Nie uważasz, że Twój Gray jest zbyt kochliwy? Co chwila napatacza się jakaś panna, którą jest mniej lub bardziej zauroczony, a patrząc na poprzedni post, ma on jedną miłość. Rozumiem więc niezobowiązujący seks czy tanie flirty w barze, ale u Ciebie Fullbaster jest potwornie uczuciowy jak na kogoś, kto został wychowany na ulicy.
Dobiła mnie jedna rzecz. Czy sugerujesz, że w latach osiemdziesiątych bohaterowie mieli dostęp do Photoshopa? Jakim cudem zdjęcie zostało przerobione tak, by widać było na nim Lucy przyjmującą kopertę? Całość opowiadania trzymasz w klimatach powojennych i część cech swojego świata starasz się tłumaczyć. To jest jedna z tych rzeczy, którym rozwinięcie by się należało.
Natsu też wykastrowałaś. Przecież ten chłopak powinien być aż nazbyt szczery. Był znany z tego, że potrafił wykrzyczeć wszystko, co mu ślina na język przyniosła, a teraz nagle martwi się, że urazi swoją spontanicznością przyjaciela? To nie prawdziwy Natsu i nie ten, którego starasz się kreować w opisach.
Za to Jose Porla wyszedł Ci wyjątkowo przekonywająco. Brakowało mi w tym mafijnym świecie prawdziwych gangsterów. Większości swoich bohaterów starasz się nadawać nazbyt wiele pozytywnych cech, przez co cały wykreowany przez Ciebie świat traci wiele realizmu.
29: Powoli, z przerażeniem zbliżała się do poszkodowanego, lecz po chwili odetchnęła z ulgą.
- To tylko on... Pragnę nadmienić, że ten fragment opisuje reakcję Erzy na potrącenie pieszego przy prędkości siedemdziesięciu kilometrów na godzinę, który przeleciał przez dach jej samochodu i nieruchomo leżał na jezdni. Jaki to ma sens? Nie wiem, czy znowu chciałaś upodobnić swoje opowiadanie do karykaturalnych zachowań z mangi, czy tym razem myślałaś o czymś innym, ale ta scena jest abstrakcyjna i nigdy nie powinna mieć miejsca. Dodatkowo chwilę później ów osobnik siedzi w samochodzie i śledzi Natsu, zamiast zrobić cokolwiek w kierunku swojego leczenia.
Potwornie długi post, w którym zbyt dużo się dzieje, mogłaś to podzielić swobodnie na dwa rozdziały. Plus za nagłe zwroty akcji. Udało Ci się nawet przedstawić w sensowny sposób typowo wyidealizowaną scenę pogoni Natsu za Lucy. Również motyw z katastrofą statku wydaje się interesujący.
30: Bardzo podoba mi się Natsu-piroman. Nic nie robi sobie z puszczenia z dymem domu blondynki, podchodzi do tego jak do dziecinnej psoty, nawet nie ma wyrzutów sumienia.
Scena ze zdjęciem przypominała mi bardzo podobną sytuację w Harrym Potterze, więc nie mogę powiedzieć, żebyś postarała się o jakąś nowość.
Bogowie, wreszcie bohaterowie zostali oświeceni! Trzydzieści rozdziałów, przez większość czasu kiszą się we własnym sosie, wszystkie możliwe informacje aż trąbią o tym, że ich rodzice należeli do mafii, a oni tacy zdziwieni! Biedacy. Wybacz, ale to jest wręcz tandetne. Już pisałam, że robisz z bohaterów idiotów, mam nadzieję, że skoro rozwiązałaś tę niesamowitą zagadkę, którą przed nimi postawiłaś, to zakończysz już tę błazenadę.
Z medycyną to ty masz tyle wspólnego, co Dr. Oetker! Urocze.
Z medycyną to ty masz tyle wspólnego, co Dr. Oetker! Urocze.
Duży plus za scenę z naćpanym Grayem. Wszystko wygląda wiarygodnie i zabawnie.
Nie jestem w stanie jedynie zaakceptować jednej rzeczy w Twoim opowiadaniu. Zawsze, gdy jeden z bohaterów ma jakiś problem, zaraz pojawia się inna postać, która w mig wyciąga go z opresji. Może dobrze by było, gdyby wreszcie któremuś coś nie wyszło? Ale tak do końca. Nie tylko prawie.
I niestety znowu udało Ci się zrobić z Natsu idiotę. Chłopak, który całe życie spędził w Magnolii, wiedział o swoim mieście wszystko i tylko dlatego jeszcze utrzymywał się przy życiu, a Ty umyśliłaś sobie, że nie będzie świadomy, iż jeden z dobrze znanych barów w jego okolicy został spalony. Po raz kolejny wymuszasz takie rzeczy, by wszystko zgadzało Ci się z fabułą, którą sobie umyśliłaś. Beznadziejny zabieg.
31: Muszę przyznać, iż zachwycił mnie pomysł Buchanena w wariatkowie. Poruszyłaś tutaj dość ciężką kwestię, jaką jest brak zrozumienia ze strony środowiska do osób z problemami psychicznymi. Mężczyzna, choć zdrowy na umyśle, nie jest w stanie z nikim się porozumieć, bowiem nikt nie słucha osobnika podejrzanego o utratę większości szarych komórek. Bardzo mnie cieszy, że nie skupiasz się tylko na pierdołach, ale występują u Ciebie również poważne problemy nowoczesnego świata.
Od ciebie nigdy, stara roszpro! A co to za dziwo?
Udało Ci się również bardzo realistycznie opisać częstą życiową sytuację, jaką jest niezrozumienie dowcipu przez jedną ze stron. Lucy, jako główna poszkodowana w tym nieciekawym żarcie, zareagowała nader trzeźwo, gdyż nawet poczucie wdzięczności powinno mieć swoje granice. Jednak już chwilę później podkreślasz, iż Natsu zrobił to, by Lucy przestała widzieć w nim bohatera i odsunęła się od chłopaka, dla własnego bezpieczeństwa. Brakuje mi tutaj momentu, w którym różowowłosy zmienił swoje nastawienie do Cycatej (niezła ksywka). Rozumiem, że to wszystko działo się wraz z biegiem czasu, ale nie powinno to choćby zastanowić naszego głównego bohatera? To pewnie jest dla Ciebie dość oczywiste, bo sama tę sytuację stworzyłaś, ale nieładnie tak ignorować czytelników.
Wreszcie (trzydziesty post, brawo!) udało Ci się pokazać, jak Cana zarabiała przez cały ten czas na życie. Przez większość opowiadania zrobiłaś z niej pokrzywdzoną łanię, którą Laxus musi chronić i pilnować, by nie wpadła w kłopoty. Teraz to on jest tutaj jednostką ściągającą kłopoty, a dziewczyna zajmuje się interesami. Cieszę się, że dotarłaś do tej kwestii, inaczej Cana wiecznie byłaby tylko szarą dziewoją, a chyba nie tego chciałaś.
Natsu Obrońca! Nieco nieudany i przegrany, ale zawsze!
32: Ciągnęła Heartfila, z oburzeniem kładąc dłonie na biodrach, lecz Natsu uciszył ją karkołomnym spojrzeniem. Ale, że jakim? <click> Już nie wspominając o niepoprawnym zapisie nazwiska i przecinkach jak w wyliczance.
Jeśli chcesz pokoju, gotuj się na wojnę. Stwierdzenie bardzo pasuje do całości Twojego opowiadania, mogłabyś poświęcić mu więcej uwagi.
Cieszę się, iż w ogromie tekstu i wydarzeń, które mają miejsce w Twoim opowiadaniu, starasz się nie tracić ludzkich cech u swoich bohaterów. Szefowa FBI, która nienawidzi dzieci i zgrzyta zębami, gdy zostaje zmuszona do wycieczki do pobliskiej szkoły? Czemu nie!
Również całość dochodzenia została opisana niezwykle płynnie. Chyba ktoś tu przeczytał sporą ilość kryminałów. Więc... jednak widziałaś jakąś książkę!
Za każdym razem, gdy wtrącasz fragmenty z Grimoire Heart, to wszystko jest opisane tak tajemniczo, że wręcz niezrozumiale. Powoli zaczynam tracić pojęcie o tym, kto jest kim, i nawet zakładka z bohaterami nie pomaga. Jeśli rzeczywiście toczą się tam wydarzenia, które są ważne dla fabuły, to mogłabyś poświęcić im większy fragment tekstu. Masz jednak już nazbyt wielu głównych bohaterów, by opisywać zdarzenia w całym mieście. Czytelnik może stracić poczucie czasu, co ja już kilka razy zrobiłam. Małe fakty giną przy większych, które są wałkowane po wielokroć z każdej możliwej perspektywy. Nie wiem, czy mnogość postaci nie zaczyna Cię pomału przerastać. Jesteś w stanie oddać charaktery poszczególnych osób, ich sposoby myślenia, nawet gwałtowne emocje nie sprawiają Ci większego problemu. Ale w pewnym momencie wszystko zaczyna się mieszać. Piszesz tego bloga już bardzo długo, pamięć o poprzednich postach blednie, zaczynasz część rzeczy męczyć, a o innych, tak samo ważnych, zapominać. Podkreślałaś na blogu, że niedługo postarasz się poprawić stare posty. Wczytaj się w nie wtedy dokładnie, żeby nie poruszać już problemów, które opisane zostały wcześniej, bo jedyne słowo, jakie pasuje mi, by określić aktualną sytuację w Twoim opowiadaniu, to chaos.
33: Bardzo podobała mi się scena z Grayem, który usilnie próbował podrapać się pod gipsem. Widać, że musiałaś taki kiedyś posiadać lub mieć styczność z osobą z podobną przypadłością, bo to naprawdę swędząca sprawa.
Gray zamachnął się ręką w gipsie najmocniej jak potrafił, na oślep. Trafił w twarz Lectora z taką siłą, że gips rozkruszył się, aż wreszcie opadł w kawałkach na podłogę. Dragneel w tym czasie zaszedł Frosha od tyłu, chwycił go za ramię i wykręcając mu rękę, zmusił go do schylenia się. A wtedy wcisnął kolano prosto w nos policjanta. Twój międzyczas jest wyjątkowo naciągany tutaj. Twoim zdaniem w czasie uderzenia drugi z chłopaków zdążył się przespacerować i rozbroić drugiego napastnika.
Gdzie wyście się szlajali?! Już myślałem, że was federalni dorwali.W tekście zjadło Ci kursywę. To jest właśnie problem pisania dialogów w Twoim wymyślnym stylu.
Sygnalizacja świetlna zmieniła kolor na zielony (…) Kolor mogło zmienić światło, sygnalizacja to całość mechaniki stojącej na skrzyżowaniu, a nie sądzę, by w mgnieniu oka ktoś oblał sprzęt farbą.
Co wam wtedy zrobicie?!Że co proszę?
I możesz mi wyjaśnić, jakim cudem Gajeel upomina Levy, że jeżdżenie po mieście samochodem, którego szukają federalni, to zły pomysł, a z drugiej strony tenże samochód stoi pod domem równie poszukiwanej ferajny, jak gdyby nigdy nic? Prosiłabym nie odbierać bohaterom resztek zdrowego rozsądku.
W miejscu, które pomogła pokochać, rozgrywał się istny dramat. Śmiem wątpić, że da się pomóc coś kochać, więc słowo mogła pasowałoby lepiej.
Sytuacja z Panem Michello wyszła dobrze. Część rzeczy była nieoczywista, poza zwieszeniem profesora głową w dół na moście, ale uratowałaś tę scenę faktem, iż nie wrócił on cało na suchy ląd, a spadł do rzeki. Plus za to, iż pomysłodawczynią była Levy, której nikt by o to nie podejrzewał.
Muszę podkreślić, że Twoje opowiadanie coraz częściej zaczyna zawierać wątki bardzo realistyczne. W tym poście Lucy dostała dyplom, którego nie zdobyła dzięki własnym zdolnościom, a został siłą wyrwany rektorowi. Chwilę później miejsce pracy dziewczyny idzie z dymem, wraz z kobietą, która wyciągnęła pomocną dłoń nie tylko do niej, ale również do Natsu i Graya. Nie wiem, czy tylko mi było rzeczywiście smutno, gdy czytałam ten fragment, czy inni czytelnicy również podzielają moje odczucia, ale widać, że nie chcesz już idealizować swoich wydarzeń. Czasem całość wychodzi Ci lekko żałośnie, jednak Twoje pomysły są świeże, nie szukasz happy endu i nie starasz się z mafii zrobić przedszkola. Serdecznie Ci za to dziękuję, bo w blogosferze dużo jest miejsc, gdzie mordercy i sadyści są przedstawiani jako grzeczne dzieciaki.
34: A niech spróbuje mi naskoczyć!Kolejny raz słowo użyte w złym kontekście.
Podoba mi się fragment, gdy Lucy uzyskuje rozgrzeszenie u ciotki. Widać tu obraz zbolałego człowieka, który nie wie, co ma ze sobą zrobić. W oczach kobiety jej siostrzeniec był jedynie dzieckiem, nic więc dziwnego, że nie potrafi się pogodzić z jego zboczeniem.
Reszta trochę poniżej poziomu, który potrafisz uzyskać.
35: Twardy tors momentalnie porył się gęsią skórką, a mieszczące się na niej niewielkie sutki stwardniały z zimna. Jaki poryty ten świat. Do tego kryminał stał się opowieścią erotyczną. I do tego te sutki na gęsiej skórce, magia!
Szepnął ponuro, wypuszczając z ust szarawy, trujący obłoczek i tępo wpatrując się w zwęglone na czarno pozostałości monopolu. Czy oświecisz mnie, na jaki inny kolor można coś zwęglić?
I czemu od spotkania agentów z naszą wesołą ferajną minęła niecała doba, Pan Michello wygląda jak zgniły pomidor, a Frosh jest cały i nie widać śladu po jakiejkolwiek rozróbie? Ja wiem, że Twoje opowiadanie nie trzyma się kanonu, ale jakiekolwiek prawa biologii mogłabyś zachować, bo zaraz Gildartsowi odrośnie kończyna.
Levy zamknęła bibliotekę na kilka dni? Przecież to było wczoraj.
Nie podobają mi się te nieścisłości czasowe. Niestety tak się właśnie dzieje, gdy posty piszesz za jednym zamachem i średnio pamiętasz, co było w poprzednich. Musisz na to zwrócić większą uwagę, inaczej będziesz musiała zacząć tworzyć równoległe wszechświaty, żeby to wytłumaczyć.
36: A co do Gajeela i Erzy, teraz mają na głowie pilne sprawy. Widzę, że weszły Ci w nawyk anomalie biologiczne. Od dziś Erza i Gajeel mają jedną głowę!
Gajeel wyszczerzył w uśmiechu swoje perły.Ale… że co, proszę? Ta przenośnia woła o paragraf.
Nieco wyidealizowana cała ta sytuacja z Levy i Gajeelem. Dziewczyna jest współwinna chorobie mężczyzny, następnie dziwnym zbiegiem okoliczności trafia pod jego dach i zajmuje się nim. Jak to dla Ciebie brzmi? Ratuje Cię jedynie to, że całość opisana jest dosyć składnie i rzeczywiście tak mógłby wyglądać początek jakiegoś związku. I ta jego zaborczość, gdy nie uświadomił dziewczyny, że może już wracać do siebie! Urocze. Całość konfliktu z FBI trochę za szybko się skończyła, aż mi smutno.
37: Lucy oznajmiła to ze śmiertelną powagą, a Dreyar usiadł prosto i zatrzymał na chwilę papierosa przed rozchylonymi ustami. a zdanie później Starzec nie był zaskoczony. To jak z tym jego zdziwieniem w końcu jest, bo nie wiem?
A moja w tym rola, by tak się nie stało. Ktoś tu głowę zgubił.
Poznałam też kilka typów, których dotąd pan nie widział, lecz oni bardzo chcą bliżej poznać pańską godność. Godność? <click> W jakim znaczeniu tego użyłaś? Bo jego nazwisko raczej znają, a system wartości kogokolwiek poznaje się bardzo długo, jedno spotkanie by im nie wystarczyło.
Scena w więzieniu wyszła Ci całkiem przyjemnie. Makarov w kanonie jest wielkodusznym dziadkiem, który pokazuje pazur tylko w momencie, gdy musi bronić swojej rodziny. Tutaj uwielbiają go wszyscy, którzy kiedykolwiek byli pod jego zwierzchnictwem, ale jednocześnie jest nieprzyjemny w obejściu, klnie, pije i zachowuje się jak skończony cham. Udało Ci się zachować dwojakość tej postaci, za co należy Ci się duża pochwała.
Momentami Lucy nie zachowuje się, jakby była świeżo po studiach, a jak wieloletni prawnik, który zna się na rzeczy. Mogłabyś gdzieś to wyjaśnić. Od zawsze miała do tego predyspozycje? A może dziwi ją samą fakt, że tak dobrze jej wszystko idzie? Coś takiego nie powinno przejść w opowiadaniu bez echa, nie uważasz?
38: Miała chyba z kilo tynku na twarzy, aż rzęsy zlepiały się jej z nadmiaru tuszu, a wykrzywione w złości czerwone usta, którymi pokryła nawet przednie zęby, wyglądały nadmiernie nieapetycznie. Ale jak to? Usta pokrywały zęby? Czy szminka? Ja już z tego nic nie rozumiem…
Lekko podciągając pokrowiec kucnął tuż obok niej i zwiesił splecione dłonie na jej złączonych kolanach. Uwaga, mamy tutaj coś niesłuchanego! Gray ma na sobie… pokrowiec! Nie chodziło Ci o prochowiec?
Wolał wkroczyć na ring i złoić porządny łomot temu idiocie, co uważał się za nie wiadomo kogo. Jesteś pewna, że tego słowa chciałaś użyć? <click> Złoić można skórę, łomot można spuścić.
Wszystko poszło z godnie z planem. Tym to już mnie zabiłaś.
Wreszcie zaczęłaś wykorzystywać zdolności Gajeela w opowiadaniu. Opisałaś go jako znakomitego szpiega, ale informacje, które do tej pory pozyskiwał, mogli zdobyć nawet Romeo z Wendy. Liczę, że tym razem stać go będzie na coś więcej.
Bardzo podoba mi się sposób, w jaki przedstawiłaś Rufusa. W mandze była to postać dość specyficzna, można go było śmiało określić słowem dziwak. Jednak nie dało mu się odmówić zdolności. Podobnie tutaj. Jest bardzo dobry w tym, co robi, ale jednocześnie potwornie denerwuje Canę i swoje zadanie wykonuje w sposób bardzo wyszukany – stara się z tego zrobić sztukę. Jestem na tak.
Spotkanie Laxusa z ojcem mocno naciągane, jednak ładnie opisana scena walki ratuje sytuację. Wreszcie powracamy do tajemniczych wątków, nie tylko oczywistych oczywistości.
39: Czy wiesz, jaki kolor włosów mają brunetki? <click>
(…) natomiast Levy, pogrążona myślami, została na swoim miejscu. Myśli ją pogrążyły? A to psikus.
Nie dowierzając, Lucy chciała udać się do wyjścia, lecz Natsu nie pozwolił jej odjeść choćby na krok. Natsu, chamie! Nie pozwoliłeś Lucy zjeść!
(…) niszcząc przy tym wszystkie skręty, łaskotki i pozostałą resztę. Wszystko pozostałe albo całą resztę. Razem wygląda to tragicznie.
Wcześniej pisałam, że Lucy nad wyraz dobrze spisuje się w roli prawnika, ale chyba ją trochę przeceniłam. Schlać się na umór w pociągu z obcymi ludźmi? Nie trzeba skończyć studiów, żeby wiedzieć, że to niebezpieczne. Do tego jej kwitnąca miłość do Natsu, który przez większość czasu jest dupkiem i ją obraża. Przez całe opowiadanie podkreślasz, że dziewczyna walczy o swoje, a gdy usłyszała, że jest dla chłopaka jedynie koleżanką, milczała jak zaklęta. Nie przepadam za momentami, gdzie opisy bohatera nie zgadzają się z tym, co owa postać robi.
Muszę przyznać, że nie spodziewałam się takiego rozwiązania sprawy Buchanena. Chelia to druga pozytywna osoba po Hildzie, którą znaliśmy jako czytelnicy, a Ty ją bezceremonialnie uśmierciłaś. Mam wrażenie, że Martin to Twoje guru pisarskie.
I jakim cudem Laxus dwukrotnie w ciągu tak krótkiego czasu rozjeżdża kogoś na ulicy?!
40:
Totomaru miał jednak tendencję do jedynie chwilowej rezolutności, przez co fertycznie powracał do roli rozzłoszczonej ofiary. Że… jak?
No i po Buchanenie. Udało Ci się zaskoczyć mnie już drugi raz w dość krótkim czasie. Cieszę się również, że zostawiłaś w domyśle, kto podłożył bombę na komisariacie. Całość tej sceny jest bardzo realistyczna, gdyż wszystko dzieje się w pośpiechu, istny chaos, który następuje zawsze, gdy ma się rozwiązać długo badana sprawa.
Długość Twoich postów sprawia, że z jednej strony mamy wybuchy, zagadki, kryminał i śmierć, a z drugiej złamane serce Lucy, która zakochała się w nieodpowiednim facecie. Jedno następuje zaraz po drugim, co koszmarnie się gryzie i woła o pomstę do nieba. Mieszanie takich wątków jest dla mnie czystym sadyzmem. Przez chwilę Twoje notki miały dość logiczną długość, czytało się je płynnie, sprawnie, bez przerw. Jednak znowu powracasz do tych abstrakcyjnych rozmiarów, przy których nie jestem w stanie przetrawić posta na raz, a muszę do niego podchodzić kilkukrotnie. Dłuższa notka nie oznacza, że będzie ona lepsza.
Jestem na czterdziestym rozdziale, a pierwszy raz zostało dość poważnie podkreślone, że mafia Fairy Tail ma się odrodzić. Wszystko ciągnie się jak w taniej telenoweli, gdzie każda pierdoła jest rozgrzebywana ze wszystkich możliwych stron i odbija się czkawką sto odcinków później. Jest u Ciebie bardzo dużo pobocznych wątków, przez co wszystko potwornie się dłuży. Z jednej strony jest akcja, a z drugiej – całość stoi w miejscu już od jakiegoś czasu. To samo zrobiłaś z prologiem. Czy aby na pewno jest to potrzebne?
41: Bogowie! Wreszcie są normalne dialogi! Ja chyba śnię!
Chyba tak, bo napisałaś tym samymrazem, a to jest najgorszy koszmar.
(…) jednak w aktach pisze, że pistolet został zabezpieczony przez policję zaraz po strzelaninie. Aż przypomina mi się ten ton nauczyciela od polskiego w liceum: jest napisane!
Nie żyję? - dokończył Jellal, siląc znikomy uśmiech na swych ustach. Silić nie można czegoś, sili się na coś.
Rozmowa Juvii i Totomaru jest jak z życia wzięta. Nawet bliscy znajomi w obliczu tragedii nie są w stanie pomóc. Mogą jedynie być obok, ale i to nie jest nic znaczącego, gdy człowiek ginie w otchłani rozpaczy.
Historia ojca i wujka Levy była dość nieprzewidywalna. Brat bliźniak zginął przez Tono, za co mężczyzna pokutuje do dziś. Chce pomóc, ale nadal jest takim samym tchórzem, jak wcześniej. Bardzo życiowe. Nawet twarde postanowienia często bledną, gdy człowiek musi coś poświęcić, by do nich dążyć. Przykre, ale prawdziwe.
Giną kolejne postacie znane z pierwowzoru. Cieszę się, że zachowałaś charakter Jellala. Ten to nigdy się nie wahał, gdy wiedział, co zrobić należy, nawet jeśli miało mu to przynieść ogromny ból. Dziwię się jedynie, że przez tyle lat nie odezwał się do Erzy. Mogłabyś gdzieś umieścić wzmiankę o tym, czego się tak naprawdę boi. Sprawia wrażenie, jakby ją kochał, a zakochany człowiek skorzysta z większości okazji, by być ze swoją drugą połówką. Powinien chociaż spróbować lub mieć bardzo dobry powód, by tego nie zrobić.
Wreszcie zaczynasz też ukazywać, jak bardzo miasto jest zależne od poczynań Grimoire Heart. Wcześniej tylko o tym pisałaś, a teraz wszystko jest też w czynach, bardzo dobrze.
Juvia zastrzeliła komendanta! To ci heca. Wcześniej głównie bohaterowie sobie pomagali, chociaż często nieświadomie, a tym razem wreszcie pokrzyżowali sobie wzajemnie plany.
42: Obok policyjnego parkingu, ze świetlika wyczołgiwała się policjantka. Była blada jak ściana, a kroki stawiała niczym pijany zając. To idzie czy się czołga? Zdecyduj się.
Przeniesienie powoda do zakładu karnego o zaostrzonym rygorze nie jest powodem ubezwłasnowolnienia! Nie dość, że powtórzenie, to od kiedy Makarov, który jest w tej sprawie oskarżonym, jest również powodem?
Przez moje milczenie został pan skazany na dwadzieścia lat wolności. A teraz jeszcze dowiadujemy się, że wcale nie siedział. Słodko.
Sądziłam, że mimo iż przedstawiasz Graya jako babiarza, to zachował on resztki przyzwoitości w Twoim opowiadaniu, a tu takie ekscesy. Dziewczyna dopiero co zastrzeliła komendanta, nie mogła o własnych siłach wyjść z komisariatu, chłopak musiał ją wręcz zanieść do samochodu, mało nie dostała ataku serca, a chwilę później jej wybawiciel rzuca się na nią w łóżku? Smutna ta rzeczywistość, gdy rycerz okazuje się zwykłym tępakiem.
Chyba najlepszy Twój post. Już raz udało Ci się zgrać dwie równocześnie dziejące się sceny, ale tym razem dopasowywałaś aktualne wydarzenia do ich przyczyn z przeszłości. Poczułam się trochę, jakbym oglądała House’a. Razem z tym do końca utrzymałaś tajemnicę, gdyż nadal nie wiemy, czemu wrogowi Fairy Tail zależało na uwolnieniu Dona. Lahar zawsze był opanowany i pewny siebie, znakomicie sprawdził się w roli prawnika. Masz talent do dopasowywania postaci do odpowiednich ról, naprawdę.
Kolejny raz zwróciłaś również uwagę, iż Makarov ma nie tylko zalety, ale i wady. Ludzie poświęcali życie za akt własności baru, który miał skrywać coś bardzo ważnego. Jednak nic nie jest w stanie wynagrodzić życia matki Lucy. Dla Dreyara tę wartość ma złoto, broń i klejnoty, które znajdują się w piwnicy budynku. Dzięki temu udało Ci się podkreślić, że nawet człowiek powszechnie szanowany i kochany może mieć spaczony system wartości, w którym dobra doczesne zajmują bardzo wysokie miejsce.
Śmierć Tono nie była już dla mnie aż takim zaskoczeniem. Mimo to naprawdę uważam, iż to Twój najlepszy post. Podkreśliłaś na dole, że długo się z nim męczyłaś i zadanie wcale nie było łatwe, ale warto było się starać.
43: Loxar, z twarzą niewyrażającą choćby grama uczuć, sromotnie go skarciła. Znowu niepoprawne słowo. <click>
I bardzo brakuje mi kursywy przy myślach. Ciężko się w czasie lektury połapać, gdzie kończą się słowa bohatera, a zaczyna narracja.
Strasznie mnie rozbawił jeden moment. Napisałaś, że usiedli przy drzwiach, by mieć odrobinę prywatności. Od kiedy to można ją odnaleźć w takim miejscu? Zupełny brak wyobraźni przestrzennej. Mogli wybrać jakiś kąt z dala od okna, ale nie…! Lepiej usiąść w najbardziej widocznym miejscu i twierdzić, że mogą tam bezpiecznie rozmawiać.
Nowy komendant jest dość interesujący. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
Dziwię się, że dopiero na sam koniec zaczęłaś opisywać początki znajomości Lucy i Levy. Wydaje mi się, że miałaś wcześniej wiele okazji, żeby to zrobić i nie wiem, czemu dopiero teraz skorzystałaś z tej możliwości. Jednocześnie bardzo mnie ta historia zauroczyła, całkiem dobrze to sobie obmyśliłaś. Odbieram to jako taki moment, gdzie wszyscy zaczynają układać sobie życia na nowo. Związek Levy i Gajeela rozpoczął się w trudnych chwilach walki o akt własności baru, teraz wreszcie mogą spokojnie się poznać. To sprawia, że odnoszę wrażenie, iż to koniec i trochę mi smutno.
Chwilę później ma miejsce początek wojny mafii. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki to wszystko ze sobą zgrałaś. Coś się kończy, a coś się zaczyna.
Bardzo dużo czasu poświęciłam na przeczytanie całości fabuły. Z początku sądziłam, że będzie to dość karkołomne przejście, gdyż przerażająca ilość błędów i płytkość treści, które prezentuje prolog, były bardzo odstraszające. Jednak z czasem zaczęłam się wciągać, Twoje zagadki stawały się coraz lepsze, fabuła głębsza, wszystko było coraz płynniejsze i czytało się dużo łatwiej. Piszesz tego bloga od dawna, co sprawia, że jest bardzo duża różnica pomiędzy tym, co tworzyłaś na początku, a końcem pierwszej części Twojego dzieła. Sądzę, że w pierwszej kolejności nie powinnaś myśleć o pisaniu nowych rozdziałów, a poprawić te już istniejące, inaczej nowy czytelnik może się bardzo szybko zrazić. Ja bym zrezygnowała, gdybyś nie zgłosiła się do oceny, serio.
A teraz tak ogólnie.
Stworzyłaś swój świat na istniejącym już kanonie. Wzięłaś z niego głównie postacie. W większości zgadzają się ich charaktery, często również historia, ale przypasowałaś im inne role, powiązałaś z innymi ludźmi, stworzyłaś coś własnego. Zrobiłaś również coś, na co decyduje się bardzo niewielu autorów internetowych opowiadań – osadziłaś swój świat w konkretnym miejscu i czasie w historii, która odgrywa duże znaczenie w aktualnej sytuacji tego niewielkiego kraju. Choć Fairy Tail jest mangą stworzoną w świecie fantastycznym, Twój jest bardzo realistyczny. Czytając, odnosiłam wrażenie, że rzeczywiście takie sytuacje mogły mieć miejsce w naszej historii. Chociaż czasem kuleją u Ciebie opisy miejsc, również zdarzało mi się pogubić w topografii miasta, powiązaniach rodzinnych i społecznych u Twoich bohaterów, całość jest dobrze przemyślana. Widać, że masz jakąś wizję, którą starasz się realizować. Jednak to drobnostki, które można łatwo poprawić, gdy już zabierzesz się za swój tekst od początku.
Udaje Ci się raczej nie gubić w czasie, w odpowiednich momentach wtrącasz informacje z przeszłości. Jednak na Twoim miejscu usunęłabym cały prolog lub skróciła go do jednego rozdziału. Większość z rzeczy, które tam zawarłaś, powtarzają się w treści. Dość często nachodziła mnie myśl, że Twoi bohaterowie to idioci. Może to dlatego, że spora część pytań, które zadajesz postaciom przez całe czterdzieści rozdziałów, została wyjaśniona już w prologu. Przez to dużo wydarzeń jest wręcz oczywistych dla czytelnika, a chyba nie na tym Ci zależało.
Bardzo dużo uwagi poświęcasz swoim bohaterom. Każdy z nich ma swoją twarz. Poza jednym Buchanenem, który był po prostu skończoną gnidą, każdemu starasz się nadać pozytywne i negatywne cechy, to bardzo dobrze. Na początku było z tym dużo gorzej, ale staram się ocenić efekt końcowy. Dzięki temu Twoje postacie wyglądają bardziej ludzko i realistycznie. Ciężko byłoby mi się odnieść do nich wszystkich, bo masz ich nazbyt wiele.
Opisujesz świat z wielu perspektyw i jedyne, co mnie w tym wszystkim boli, to fakt, że czasem jedno zdarzenie wałkujesz po wielokroć. Zwykle wystarczyłby opis tylko z jednego punktu widzenia, tego najważniejszego. Uczucia innych bohaterów możesz potem wtrącić w tekście lub w rozmowie, by wszystko się ładnie zgrywało, ale przeżycie czegoś jeden raz zdecydowanie wystarczy, nie muszę męczyć tego samego tematu do znudzenia.
Powinnaś również przykładać większą wagę do faktów, które podajesz na temat bohaterów jako narrator i ich pokrycia z fabułą. Jeśli coś nie zgadza się z głównymi cechami ich charakteru, możesz podkreślić powód takiego zachowania lub napisać, iż osobnik ten sam nie wie, czemu to robi. Inaczej wcześniejsze informacje są bez sensu i mogłabyś je w ogóle usunąć.
Budowa Twoich dialogów jest koszmarna. Dopiero na samym końcu lektury nadałaś wszystkiemu jakiś logiczny wygląd, ale potwornie męczyłam się, by przebrnąć przez tekst pisany w taki sposób. Nie pomogły też kolorowe wspomnienia. Kursywa by zdecydowanie wystarczyła, a w ten sposób w prawie każdym poście mam żółtego potworka, którego czytanie przyprawia mnie o ból głowy. Szanuj wzrok swoich odbiorców, mają tylko jedną parę oczu.
Jednak same dialogi brzmią logicznie. Niewiele zdarzało się takich momentów, gdzie rozmowy były sztuczne, większość z nich stworzyłaś na początku opowiadania. Im dalej, tym całość stawała się coraz bardziej płynna, rozmowy były realistyczne, udawało Ci się w coraz bardziej naturalny sposób przedstawiać reakcje bohaterów, nie tylko w samych dialogach, ale również w opisach ich zachowań. Zaczęłaś do tego przykładać coraz większą uwagę, gdyż na początku opisywałaś jedynie mechaniczne czynności swoich postaci. Z czasem jednak spróbowałaś też odpowiadać na pytania jak?, dlaczego? i co wtedy myślał?. To bardzo duży progres, gdyż na początku w ogóle nie widać było u Ciebie dbałości o takie sprawy, które nie są drobnostkami, a rzeczą wręcz niezbędną, by móc swobodnie przedstawiać wszystkie wydarzenia.
Co do fabuły… Niestety tutaj mam chyba najwięcej zastrzeżeń. Widać, że masz talent, by tworzyć ciekawe zwroty akcji, Twoje wydarzenia są żywe, na ich podstawie mogłabyś napisać niezłą książkę, ale brakuje mi w tym wszystkim jakiegoś konkretnego celu. Sądziłam, że jest nim tytułowy bar, ale minęło przeszło czterdzieści rozdziałów, akt został dopiero odzyskany, w piwnicy nie znajduje się żaden niesamowity skarb, a jedynie złoto i broń, więc… o co w tym wszystkim chodzi? Bardzo dużo czasu zajęło Ci dotarcie do tego punktu, poruszałaś wiele pobocznych wątków, ale w tym wszystkim zaginął Ci chyba ten najważniejszy. Nie jestem w stanie odkryć sensu w tym wszystkim. Wydaje mi się, że chcesz odbudować rodzinę Fairy Tail. Taka ilość postów to aż nadto tekstu, by zadziało się coś, co naprawdę miałoby w tym wszystkim znaczenie, a nie widzę nic takiego. Całość wygląda niczym odcinki amerykańskiego serialu, gdzie każdorazowo w czasie czterdziestu minut mamy rozpoczęcie zagadki i jej zakończenie, wszystko dałoby się z powodzeniem oglądać pojedynczo. Spodziewałam się zobaczyć u Ciebie jakiś głębszy sens i trochę mi smutno, że przez czterdzieści rozdziałów nie udało mi się go doszukać. Z jednej strony obfituje tu w ciekawe zdarzenia, a z drugiej jest trochę pusto.
Twoje początki były tragiczne, po przeczytaniu pierwszego rozdziału stwierdziłam, że nie dostaniesz niczego wyżej niż dwójkę, a nawet mogłoby się skończyć na jedynce. Jednak Twój rozwój bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Z każdym kolejnym postem widać było, że starasz się poprawić wcześniejsze błędy, przez cały ten czas uczyłaś się, widocznie wynosiłaś coś z rad w komentarzach i z poprzednich ocen, to bardzo się chwali.
Twoją mocną stroną jest fabuła, która jest bardzo płynna, masz talent do splatania losów wielu bohaterów jednocześnie. Również Twoje postacie są wyraziste, każda z nich ma własny charakter.
Musisz jednak poświęcić więcej uwagi swojemu stylowi. Często mylisz słowa, zbyt wiele razy tworzyłaś sytuacje bez sensu, kilkukrotnie pogubiłaś się w ogromie informacji, które chciałaś przekazać. Również przemyśl, do czego dążysz.
Ale niesamowite jest, ile rzeczy poprawiłaś przez ten czas, brawo.
BŁĘDY (2/10)
Brak akapitów… Będę płakać. I totalny brak spacji w dialogach, masakra.
Dwa punkty tylko za brak błędów ortograficznych. Cała reszta leży.
1: Czemu piszesz dialogi w tak makabryczny sposób? Zaczynasz od myślnika, po którym nie stawiasz spacji, tekst piszesz kursywą, jednak potem już myślnika nie ma, wszystko zaczynasz od dużej litery? Jest jedna jedyna poprawna forma pisania dialogów i wykorzystałaś ją w początkowej fazie posta, prosiłabym o powrót do tej praktyki.
Do tego czasem masz ładny kreseczkowy przerywnik pomiędzy poszczególnymi scenami, a czasem stawiasz zwykły wielokropek, nawet nie oddzielony dodatkowym enterem. To sprawia, że tekst wygląda potwornie nieestetycznie, wypadałoby to ujednolicić.
Nikt też nie widział, ani nie słyszał skradającego się czarnowłosego mężczyzny (…) Zbędny przecinek.
Zaciągacie mnie do jakieś rudery, marnujecie mój czas prosząc o współprace, a nie macie mi nic do zaoferowania?! Przecinek przed „prosząc”. + współpracę.
Dostaniesz od nas co zechcesz (…) Przecinek przed „co”.
Cała twoja "rodzina" będzie pode mną. Poproszę polski cudzysłów.
Głowa rodziny Grimoire Heart uśmiechnął się szeroko i podchodząc do Braina poklepał go kilka razy po policzku, jak zwykłego gówniarza. Średnio pasuje mi rodzaj żeński słowa „głowa” do „uśmiechnął się” w rodzaju męskim. Brakuje przecinka przed „poklepał”, a zbędny jest przed „jak”.
Jeśli jednak rzeczywiście chciał przejąć Magnolie (…) „Magnolię”.
Nawet, jeżeli było to jednoznaczne z pracą dla innej mafii. Tu następuje cofanie przecinka. <click>
-Pionki nie będą nam potrzebne w tej grze. Zaśmiał się boss Grimoire Heatr. Niepoprawnie napisana nazwa Gildii.
(…) gdy w progu baru „pod wróżkowym ogonem” pojawił się Makarov. Nazwa własna, czyli duże litery.
Wraz z Metalicaną weszli do środka omijając gangsterów (…) Przecinek przed „omijając”.
Zwykli, nic nie znaczący żołnierze chcący zarobić grubszą forsę nie byli jednak tymi, których szukali. „Nieznaczący”, przecinki przed „chcący” i „nie byli”.
-Gdzie Ur i Igneel? Znowu brak spacji.
Są na robocie, ale jeśli to ważne mogę ich tu przyprowadzić. Przecinek przed „mogę”.
Stwierdził Makarov chwytając Laxusa za ramie i wraz z Robem wyprowadzili chłopca z lokalu. „Ramię” i przecinek przed „chwytając”.
(…) w którym czekał na nich dwudziesto-kilku letni Clive. „Dwudziestokilkuletni”.
Igneel i Ur ukryci w samochodzie bacznie obserwowali wejście do domu publicznego. „Ukryci w samochodzie” to wtrącenie, należy oddzielić przecinkami.
Zaczęła rozzłoszczona policjantka, jednak jej towarzysz ignorując poirytowanie kobiety wyszedł z pojazdu trzaskając drzwiami. To samo z „ignorując poirytowanie kobiety”.
Gdy wszedł do środka ciemnowłosa włączyła silnik samochodu (…) Przecinek przed „ciemnowłosa” i „trzaskając”.
„Burdel jak burdel” - stwierdził już na samym wejściu. A tu masz nagle i cudzysłów, i dywiz. Na bogato.
Mierząc w sufit wystrzelił z rewolweru kilka naboi, a spłoszone kobiety oraz ich klienci zaczęli po chwili zaglądać z pokoi. Przecinek przed „wystrzelił”, a zaglądać można „do”, nie „z”, więc „wyglądać”.
Podchodząc do właściwych drzwi znów naładował broń i otworzył je kopnięciem nogi. Przecinek przed „znów”. Pleonazm, nie da się kopnąć ręką, więc tę „nogę” mogłaś pominąć.
(…) i choć było to pierwsze piętro zamierzał wyskoczyć. Przecinek przed „zamierzał”.
(…) wymierzył w niego srebrną lufę i strzelił kilka razy trafiając w plecy. Postrzelony mężczyzna wydał z siebie zduszony i przeciągły jęk po czym spadł z okna. Przecinki przed „trafiając” i „po czym”.
Jak ja kocham tą robotę. „Tę”.
Zaśmiał się złowieszczo włączając zegar bomby własnej roboty. Przecinek przed „włączając”.
Stwierdził drapiąc się po głowie i zastanawiając się co zrobić. Przecinki przed „drapiąc” i „co”.
Zły sam na siebie za swoje miękkie serce wrzucił bombę do mebla jednocześnie biorąc ze sobą malucha i biegiem opuścił dom publiczny. Przecinki przed „wrzucił” i „jednocześnie”.
Igneel ty idioto!!! Przecinek przed „ty”.
O co ci chodzi kobieto! Przecinek przed „kobieto”.
Ciemnowłosa choć wciąż kipiała ze złości nadusiła pedał gazu i wyjechała prędko z zaułka. „Choć wciąż kipiała ze złości” to wtrącenie, oddzielamy przecinkami.
Przez krzyki i wstrząsy spowodowane szybką jazdą maluch schowany w torbie zaczął się przebudzać i płakać. Przecinek przed „maluch”.
Co to je ... Igneel, do jasnej cholery (…) Zbędna spacja przed wielokropkiem.
Chwycił go pod pachami i trzymając przed sobą zaczął się mu przyglądać (…) Przecinek przed „zaczął”.
Wrzasnęła policjantka, a ku ich zdziwieniu mały chłopiec zaczął się śmiać. Przecinek przed „mały”.
Zdenerwował się Igneel, ale z przerażenia nie wiedział co robić. Przecinek przed „co”.
-KURWA! Uważam, że caps jest jest zbędny.
Makarov i Rob pogrążeni w ciszy czekali grzecznie przed samochodem na Gildartsa (…) „Pogrążeni w ciszy” to wtrącenie, oddzielamy przecinkami.
Wiesz co jest jeszcze gorsze od gangstera? Przecinek przed „co”.
Z oddali przyglądali się w samochodzie, jak wokół palącego się domu publicznego krąży pełno policji i straży pożarnej. Przyglądać można się skądś tylko, więc „z samochodu”, chyba że dodasz „siedząc w samochodzie”.
Nie rozumiała jego zachowania, jednak kiwnięciem głowy zgodziła się na tą propozycję bez słowa. „Tę propozycję” i „kiwnięciem” lub „bez słowa”, jedno wystarczy.
(…) a blondynka widząc do kogo tak pędzi uśmiechnęła się pod nosem i odjechała. Przecinek przed „widząc” i „uśmiechnęła”.
Niebieskowłosa kobieta idąc powoli przed siebie trzymała za rączkę małego chłopca (…) „Idąc powoli przed siebie” to wtrącenie.
Kobieta widząc, że coś się dzieje zerknęła na ulice, w momencie gdy dostrzegła starego „znajomego” otworzyła szerzej oczy, lecz zamiast się zatrzymać przyspieszyła kroku. „Ulicę” i przecinek przed „widząc”, „zerknęła”, „otworzyła” + myślnik przed „przyspieszyła”.
Kto ci to zrobił! Zabrakło pytajnika.
Warknął na kobietę nie przejmując się poirytowaniem trzylatka, który wciąż napierał na jego nogi chcąc go odepchnąć od ukochanej matki. Przecinki przed „nie” i „chcąc”.
(…) a Metalicana dostrzegając u niego drżenie czerwonych tęczówek poczuł jak coś w nim pęka. Część podkreślona to wtrącanie.
Jak masz na imię chłopcze? Przecinek przed „chłopcze”.
Odpowiedział doniośle przyglądając się gangsterowi z zadziornością i dumą. Przecinek przed „przyglądając się”.
Kątem oka dostrzegł jak zdenerwowanie Evy rośnie z każdą chwilą. Przecinek przed „jak” i dostrzec można coś, co dzieje się teraz, nie przez jakiś czas.
(…) a Metalicana dostrzegł w jego oczach smutek zmieszaną z wściekłością. „Zmieszany”.
Wstając chwycił zdziwione dziecko za ramiona (…) Przecinek przed „chwycił”.
Choć zadał to pytanie chłopcu wpatrywał się w Eve (…) Przecinek przed „wpatrywał się”.
Dość tego Metalicana! Przecinek przed „Metalicana”.
(…) podbiegł do rozzłoszczonej na niego Evy, która zaczęła na niego krzyczeć (…) Powtórzenie.
I choć chciał zrobić to od razu musiał teraz odszukać Igneela i Ur. Przecinek przed „musiał”.
Spytała kobieta wychodząc z samochodu i uśmiechnęła się do niego ciepło. Przecinek przed „wychodząc” i „uśmiechając”, bo zmieniłaś czas w połowie zdania.
Blondynka w zdziwieniu uniosła swoje brwi, bo choć wiedziała co się dzieje nie spodziewała się wezwania do gabinetu głowy Fairy Tail. Przecinki przed „co” i „nie”.
Cieszę się, że już jesteś Laylo. Przecinek przed „Laylo”.
Rzekła cicho uśmiechając się pod nosem. Przecinek przed „uśmiechając”.
Kobiety chwile przyglądały się sobie (…) „Chwilę”.
Teraz, kiedy Hades nas zdradził musimy zachować szczególne środki ostrożności. Przecinek przed „musimy”.
Schowaj go dobrze, a gdyby coś się stało przekaż właściwej osobie. Przecinek przed „przekaż”.
Dodała Vermilon znów uśmiechając się pod nosem. Przecinek przed „znów”.
(…) i zgniatając kartkę w kostkę schowała ją pod biustonosz. Przecinek przed „schowała” + zginając w kostkę (zamiast zgniatając).
(…) ale gdy szefowa sięgnęła po raz kolejny do szuflady biurka zerknęli na nią zdezorientowani. Przecinek przed „zerknęli”.
Trzymaj te zboczone gały przy sobie, albo ci je odstrzelę. Zbędny przecinek.
Layla zdając sobie sprawę o co chodzi spojrzała na blondyna oburzona i zasłoniła dłońmi swój dekold, a nieco rozbawiony mężczyzna wpatrując się teraz w ciemny otwór lufy żartobliwie przełknął głośno ślinę. „Dekolt” i przecinki przed „zdając”, „o”, „spojrzała”, „wpatrując” i „żartobliwie”.
Rozumiejąc jednak, że nic tu po nim szybko udał się w stronę wyjścia gabinetu. Przecinek przed „udał”. + Z gabinetu.
(…) chwycił wnuka za szelki i białą koszule. „Koszulę”.
Ze strachu, że został przyłapany nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Przecinek przed „nie”.
Warknął mężczyzna puszczając wreszcie jego koszule. „Koszulę” i przecinek przed „puszczając”.
(…) a gdy do środka weszła śmiertelnie poważna Mavis wszyscy aż zadrżeli. Przecinek przed „wszyscy”.
Zaśmiała się rozczulona Layla wchodząc za ladę, by sięgnąć po kolejną butelkę whisky. Przecinek przed „wchodząc”.
Ryknął Igneel na cały bar przegłuszając otaczającą ich wrzawę co zezłościło młodego Dreyara. „Zagłuszając” i przecinki przed tym słowem i „co”.
(…) zostanę takim gangsterem , że wam oczy tyłkiem wyjdą! Zbędna spacja.
(…) zupełnie jakby przed chwilą szefowa nie ogłosiła im o nadchodzącej wojnie. Głosi się coś, nie o czymś.
(…) które od dłuższego czasu deptały im na odcisk. Deptać można coś, nie po czymś.
(…) lecz dźwięk dobrej zabawy gangsterów został przegłuszony przez pisk opon dobiegający z zewnątrz (…) Znowu „zagłuszony”.
Wejście do baru otworzyło się na oścież i zanim ktokolwiek zdołał zorientować się co się dzieje pięciu mężczyzn w beżowych płaszczach wyciągnęło Thompsony. Przecinki przed „co” i „pięciu”.
Bez słowa ostrzeżenia chwycili za spust i zaczęli rozstrzeliwać wszystko co było w zasięgu ich wzroku. Przecinek przed „co”. I jak to, oni wszyscy mieli jeden spust? Biedaczki.
Rob i Gildarts z rękoma założonymi na głowach upadli na podłogę (…) „Z rękoma założonymi na głowach” to wtrącenie.
Cały asortyment znajdujący się za nimi potłukł się od pocisków wypuszczanych całą serią (…) Powtórzenie.
W tym czasie Ur zamiast się chować wyciągnęła z kabury swoją broń, jednak Metalicana popchnął ją w bok ratując jej tym samym życie. Przecinki przed „zamiast”, „wyciągnęła” i „ratując”.
Mavis obserwując to z góry chwyciła za spust swojego pistoletu (…) „Obserwując to z góry” to wtrącenie.
Nie wypuszczając pistoletu z dłoni opadła głucho na parter rozwalając swoim bezwładnym ciałem jeden ze stolików, pod którym kryło się kilku innych członków jej mafii. Przecinki przed „opadła” i „rozwalając”.
Dopiero, gdy zaczęło do nich docierać co się tak właściwie stało rozległ się płacz i krzyki rozwścieczonych mafiozów. Przy „dopiero gdy” następuje cofanie przecinka, przecinek przed „co” i „rozległ”.
W tym miejscu przestaję poprawiać błędy interpunkcyjne, bo jest ich od groma, nie mam aż tyle sił, a Blogspot pewnie odmówiłby współpracy, gdybym chciała umieścić tej długości post. Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej.
2: (…) który obiecał ją zabrać do baru „pod wróżkowym ogonem”. Znowu nazwa własna dużą literą.
Szaty księdza wisiały na swoim miejscu, gazetki parafialne leżały na małym stoliku w równym stosie, a Matka Boska roztropnie spoglądała na nich z obrazu. Na, na, na…
A co tu robi to wyśrodkowanie tekstu?
Idąca obok Igneela Ur zerknęła na przyjaciela, choć jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć wyczuła u niego podenerwowanie. Albo kropka przed „choć”, albo wstaw tam jakiś logiczny spójnik.
Myślałam, że ten "szczeniak" cię nie obchodzi? Zbędny pytajnik i niepoprawny cudzysłów.
Był tam szeroko uśmiechnięty Gildarts (…) i Roba, który był dla Makarova jak brat. „Rob”.
(…) obejmowali czule zdenerwowane tym faktem Ur i Layle (…) „Leylę”.
Dziś to nie oni trzymali w dłoni łopaty, które przysypywały piaskiem martwe ciało. Wszyscy trzymali w jednej dłoni?
Za nimi wszystkimi płakał tłum ludzi ubrany w czarne garnitury i suknie : członkowie mafii (…) Zbędna spacja przed dwukropkiem i „ubranych”.
Widząc miny odchodzących członków mafii był przerażony, nigdy jeszcze nie widział ich w takim stanie. Powtórzenie „widzieć”.
Raczej z nadzieją w to, że jej słowa są prawdą. „Nadzieją na to”.
(…) z całych sił przymusił się do tego, by brzmiał wiarygodnie. „Brzmieć”.
Niestety Hades wsiąknął gdzieś pod ziemie i nawet Metalicana nie zdołał dowiedzieć się, gdzie podział się zdrajca "rodziny". „Ziemię”, niepoprawny cudzysłów.
Po kilku minutach spokoju dostrzegła ciemnozielonego Maybacha z pociemnianymi szybami i poczuła jak wzrasta w niej adrenalina. Chodziło Ci o przyciemniane szyby? Przecinek przed „jak”. Wzrastać może poziom adrenaliny, ona sama rosnąć nie może.
Policjanci zaparkowali po drugiej stronie barierek dzielących jezdnie od miejsca dla pieszych, kilka metrów za nimi. JezdniĘ. Czyli na chodniku? Przed chwilą jechali ulicą, więc na drugą stronę się teleportowali? A skoro zaparkowała tuż za nimi, to czemu idąc w ich kierunku, musiała omijać jadące samochody?
Nim mafozi zdołali z niego wysiąść (…) „Mafiozi”.
Trafili ją w ramie, lecz na szczęście przed groźniejszym odstrzałem osłoniło ją nadjeżdżające czarno-białe BMW z członkami Fairy Tail. „Postrzałem”. „Odstrzał” jest dokumentny, nie może być bardziej lub mniej groźny, bo jest śmiertelny.
(…) zaczęli omijać martwe już ciała swojej ochrony i wycofywać się do tyłu (…) Pleonazm, wycofywać można się tylko do tyłu.
Dopiero co zdążył się rozpędzić, a jeden z samochodów jadący znad przeciwka zaparkował bokiem z piskiem opon. To samochody latają? „Z naprzeciwka”.
Wyskoczył z niego Metalicana i celując w koła zestrzelił opony Maybacha (…) Opony też latają! Zestrzelić można coś, co jest w powietrzu, koła można przestrzelić.
Twój ojciec wraz z moim bratem... zostali postrzeleni na moście Oak. Nie żyją. Skoro nie żyją, to zostali zastrzeleni.
3: (…) przy której usunęli z jej ciała kule (…) „Kulę”, bo była jedna.
Jesteście aresztowani!!! Jeden wykrzyknik wystarczy.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się smutny śmiech przegłuszający krzyki i wyzwiska soldatów. Skąd Ci się wzięło to „przegłuszać”?
(…) nielegalnie zajmowali się barem, nie posiadając aktu własności baru nie wiele mogli zdziałać, za to dużo ryzykowali. Powtórzenie.
(…) których było co raz mniej. „Coraz”.
Również w Oracion Seis wszystko ucichło, skończyła się era panowania przez mafie, a w Magnolii zapanował spokój. „Mafię” i pomylone podmioty, bo mafia miała panować w Magnolii, nie w Oracion Seis.
Skąd masz to dziecko. Zabrakło pytajnika.
Rozwścieczony zaczął tracić nad sobą panowanie i zaczął obkładać go pięściami, choć jego ofiara zaczęła już tracić przytomność. Powtórzenie + oKładać.
(…) chłopiec spojrzał mu w oczy. Ze zmartwionym, pełnym smutku wzorkiem. Patrzeć można zmartwionym wzrokiem, „ze” jest zbędne.
4: Zawołała jej córka, choć młodego wieku tak podobna do swej rodzicielki, że można było ją uznać za małą kopię pani Heartfilii. „Choć” wydałoby czymś zastąpić, np. „która pomimo”
A Lucy jeszcze ciszej udała się za nią i z ciekawością wypatrywała poczynania matki. Wypatrywać można czegoś z daleka. Tu by bardziej pasowało „przypatrywała się poczynaniom matki”.
Nagle uśmiech blondwłosej zniknął w mgnienia oku, poznając mężczyznę (…) Uśmiech poznał mężczyznę?
W niedziele? „Niedzielę”.
I czekał, cierpliwie i spokojnie, niedostrzeżony przez innych. Kiedy ją dostrzegł, czarnym butem przygaszał niedopałek. Powtórzenie i „przygasił”.
Wspólnie podjąć decyzję co robić dalej i ... Zbędna spacja przed wielokropkiem.
Lecz nagle, choć mały Dragneel niczego szczególnego nie zobaczył, na twarzy "Ognistego Smoka" pojawił się szeroki uśmiech. Niepoprawny cudzysłów, a do tego całkowicie zbędny.
(…) który nie zmienił się ani odrobine. „Odrobinę”.
Spytał zdziwiony "Ognisty Smok" siedzący już na swoim miejscu. To, co wcześniej.
Spytał czerwonowłosy zerkając przez przednie lusterko na dzieciaki. Lusterko było przeźroczyste?
Nawet przez odbicie szyby można było dostrzec żal w jego oczach. „W odbiciu w szybie”.
(…) i ze strachu aż podkurczył nogi w kolanie. Obie nogi miały jedno kolano?
Rzygający rówieśnik, wrzeszczący Igneel i załamana ciotka, to wszystko sprawiło, że po raz pierwszy od dłuższego czasu odbył podróż autem z lepszym nastawieniem. Czemu negatywne aspekty podróży sprawiły, że chłopak, który nie chciał wsiąść do samochodu przez traumę, nagłą poprawę jego samopoczucia?
Ich małe dłonie same zaciskały się w pięści, żyłki na skroni pulsowały ze zdenerwowania. Dwóch chłopców miało jedną skroń?
Zdziwił się Gray, który obserwował poczynania nowego kolegi jak i całe mieszkanie, w którym panował niewyobrażalny syf. Powtórzenie.
Tutaj pasma kurzu przykrywały każdy mebel (…) Pasma? Czyli, że były paski jak u zebry?
(…) na dywanie znajdowało się pełno paprochów, ubrania i dziwne przedmioty znajdowały się w przeróżnych, jeszcze dziwniejszych miejscach. Powtórzenie.
Widział też kuchnie (…) „Kuchnię”.
5: Załkała wpatrując się w rzeźbę Jezusa nad ołtarzem, przedstawiającą jego ukrzyżowanie. Stawiam, że Jezus już był ukrzyżowany na owej rzeźbie, więc nie można ona przedstawiać czynności.
(…) i wtuliła się do niego najmocniej jak potrafiła. „W niego”.
Ucieszył się na widok dziewczynki zaglądającej z białego parawanu (…) „wyglądającej zza”.
Ryknął uwięziony, wierzgając się na całym łóżku (…) Ke?
(…) ale większą uwagę przykuł na szklanej gablocie z lekami (…) „Jego uwagę przykuła szklana gablota”.
Wybiła punktualnie punkt dziewiętnasta. Pleonazm.
Odwrócona tabliczka na drzwiach baru "pod wróżkowym ogonem" ukazywała po zewnętrznej stronie napis "ZAMKNIĘTE", a lokal zamknięty został na wszelkie możliwe zamki. Powtórzenie. I czemu uparłaś się pisać nazwę własną od małej litery? I co z tymi cudzysłowami?
Nasz szef wciąż siedzi w więzieniu i będzie tam siedział jeszcze szesnaście lat! Powtórzenie.
(…) gdy zobaczył na zewnątrz starszą zakonnice (…) „Zakonnicę”.
Wyszeptała Heartfilia czując nadchodzącą w niej złość. „Czując narastającą złość”.
Po szoku jaki doznali każdy z nich zaczął odczuwać w sobie niewyobrażalny gniew. „Jakiego”.
-Jestem z Ciebie dumna. W dialogach wszystkie „Ciebie”, „Ty” itp. piszemy małą literą.
(…) dobrze wiedziała jak jej blodnwłosa przyjaciółka wariuje na punkcie Igneela. „Blondwłosa” i przydałoby się „że”.
Choć Ur była mu bardzo bliska ciężko mówiło się mu o jakichkolwiek uczuciach. Powtórzenie.
(…) wyczuwał w gardle gule (…) „Gulę”.
I jeszcze bardziej przekonało ją w utwierdzeniu, że jej przyjaciel wciąż jest zakochany po uszy. „Utwierdziło ją w przekonaniu”.
Dziś mijały cztery lata od udowodnienia mu zarzutów. Cztery lata temu ostatni raz widział swoje „dzieci”. Powtórzenie.
Jedynie jego podeszwa odbijająca się o podłogę i tykanie ściennego zegara zagłuszało grobową ciszę, jaka ich wypełniała. Ich? A nie pomieszczenie?
(…) wpatrywał się w plecy czarnowłosego dwudziesto-jedno latka z niecierpliwością. „Dwudziestojednolatka”.
6: Z sykiem chwycił się za obolałe miejsce i próbował wyłapać ostrość wzroku (…) Nie istnieje zwrot „wyłapać ostrość wzroku”.
(…) że odruchowo przeklnął głośno i skulił się zaciskając pięści. „Przeklął”.
Po chwili jednak zrozumiał. Zrozumiał to, gdy widok na byłego gangstera zasłoniło mu dwóch uzbrojonych mężczyzn. Powtórzenie.
Niemal od razu okrągła złota klamka zaczęła poruszać się na boki (…) Eee… Ale jak to?
Szarpane dotąd drzwi stanęły w spokoju. Stanęły dęba czy na baczność?
(…) a mężczyzna który postrzelił Layle wyprostował się powoli i zlekceważył jego uwagę. „Zastrzelił”.
(…)że wszystkie drewniane półki pospadały mu i Lucy na głowy. „Jemu”.
Drugi mafioza słysząc huk odwrócił się napięcie i oniemiał. „Na pięcie”.
Ścigający ją szatyn wyskoczył na dwór i rozglądając się w około dyszał ze złości. „Wokoło”.
(…) i odjechał z miejsca zbrodni z piskiem opon. Gdy odjechał na bezpieczną odległość (…) Powtórzenie.
Omijając postrzelonego śmiertelnie mafioze (…) „Mafioza” (ten mafiozo).
(…) chowając do środka złoty rewolwer oraz powierzony dokument schowała pakunek między ścianą (…) Powtórzenie
(…) nie komfortową kawalerkę, ale nie narzekali. „Niekomfortową”.
Zarządała kobieta wyciągając rękę spod samochodu (…) „Zażądała”.
(…) podnosząc go do pozycji siedzącej złoił mu na tyłek. Zbędne „na”.
Czarnowłosy odwracając spojrzenie od Natsu warknął na "przyjaciela" (…) Nadal niepoprawne cudzysłowy.
Przypominając sobie kłótnie z Igneelem, którą odbył dosłownie minutę temu (…) „Kłótnię”.
Dopiero wybuch znad przeciwka wyrwał go z zamyśleń. „Z naprzeciwka”.
Zapytał go poddenerwowany mężczyzna w płaszczu (…) „Podenerwowany”.
Powoli powstał z miejsca i postawił dwa kroki na przód (…) „Naprzód”.
Mógł jedynie wyjść stamtąd i dać się zabić dla spełnienia satysfakcji Zerefa (…) Jedno z dwojga, albo „spełnienie” albo „satysfakcja”.
Różowowłosy z początku nie zwracał na to uwagi, na widok zwłok sparaliżowało go ze strachu (…) Powtórzenie.
(…) pociągnął za solidną klamkę metalowych drzwi. Ciągnął ją z wysiłkiem (…) Powtórzenie.
Nie dowierzając na własne oczy (…) „Własnym oczom”.
Skórę miał nieco odmarźniętą (…) „Odmarzniętą”, ale chodziło Ci chyba o „odmrożoną” <click>.
Co oni ci zrobili! Zabrakło pytajnika.
(…) na jego łzy skapujące wciąż nie podłogę. „Na”, ale wtedy robi Ci się powtórzenie dodatkowo.
(…) słysząc nadjeżdżające syreny policyjne (…) Syrena to dźwięk, nie może jechać.
Straciła przytomość (…) „Przytomność”.
Zostawiając tam Cane (…) „Canę”.
Cała grupa mężczyzn zebrała się w okół niego, zaczęli obkładać go pięściami (…) „Wokół” i „okładać” <click>.
To na pewno byli członkowie Grimoiru! Ta nazwa się nie odmienia.
(…) aż nie dostrzegł kłębów szarego dumy (…) „Dymu”.
Chciał wstać, lecz przez postrzeloną noge (…) „Nogę”.
Nawoływał ją co chwile się krztusząc (…) „Chwilę”.
Boje się! „Boję”.
(…) trzymając Cane blisko siebie (…) „Canę”.
(…) a kolejne języki ognia wydostały się na zewnątrz. Kolejne krzyki i piski (…) Powtórzenie.
Wykrzykiwał tłum, przegłuszając coraz głośniejsze syreny strażackie (…) „Zagłuszając”. Nie istnieje słowo „przegłuszać”.
Dowodem tych słów były artykuły z pierwszej strony gazet. Jeśli jedna strona, to i jedna gazeta.
Ech… Dobiłaś mnie tym rozdziałem. Tylko raz mi się zdarzyło, bym nie wytykała błędów interpunkcyjnych aż do końca opowiadania. U Ciebie poległam po pierwszym poście, bo problemy, jakie masz na tym tle, są kolosalne. Jednak teraz, po skończonym sześciorozdziałowym prologu, nie mam nawet siły poprawiać innych błędów. Musisz mi to wybaczyć, ale ich natłok mnie przeraża. Gdybym miała wypisać je wszystkie, ocena składałaby się w dziewięćdziesięciu procentach z tej części, a raczej nie tego oczekujesz.
Część pomyłek byłabyś w stanie wyłapać przez samo wstawienie swoich postów do Worda, który bardzo ładnie zaznacza literówki, czasem nawet sam je poprawia. Problemy z „ę” i „ą” to tylko Twoja nieuwaga i brak staranności. Nadal jednak pozostają potworne braki w interpunkcji i składni, do tego często błędnie używasz niektórych sformułowań, a nawet zdarza Ci się tworzyć nieistniejące wyrazy. Musisz coś z tym zrobić, bo przez te sześć postów zgrzytałam zębami. Nie da się swobodnie czytać czegoś tak bardzo niestarannego.
I cudzysłowy. Używasz nieprawidłowych. Czasem zdarzają Ci się poprawne, ale to kropla w morzu potrzeb. Do tego stawiasz je w nieodpowiednich miejscach. Udało Ci się usunąć je, gdy opisujesz Ognistego Smoka, ale chwilę później Cobra zasłużył na własny cudzysłów. Po co?
Do tego sposób, w jaki zapisujesz dialogi. Błagam, kto Cię tego nauczył? Jest makabryczny. Wiem, że poprawienie tego we wszystkich postach to syzyfowa praca, ale bez tego się nie obejdzie.
RAMKI (10/10)
Ale tutaj wreszcie nie mogę Ci praktycznie nic zarzucić.
Menu z pozoru wydaje się bardzo minimalistyczne, ale wszystko to, co się w nim skrywa, jest niesłychane. Wielokrotnie sugerowałam Ci zbyt dużą ilość informacji w postach, jednak Ty wyszłaś ponad sam tekst. Stworzyłaś swój własny świat. Opisałaś drobiazgi, na które mało kto zwróciłby uwagę, bo co za różnica, z jakiej broni strzela poszczególny bohater czy jakim jeździ samochodem? Jednak dla Ciebie to wszystko miało znaczenie, więc znalazłaś dla tego miejsce.
W ramce Fabuła znajduje się zwiastun. Ten również został wykonany przez Ciebie własnoręcznie, podobnie do szablonu – duży plus za to. Mogłabyś tam również umieścić krótkie streszczenie prologu i całej pierwszej części. Sama nadmieniłaś w ostatnim poście, iż zaczęłaś tworzyć coś takiego, więc liczę, że po publikacji na stronie głównej, znajdzie się tu również odnośnik do tego podsumowania.
Ładnie podzielone archiwum, rzadko spotyka się w tym miejscu jakieś grafiki, ale nawet o to się postarałaś. Dziwi mnie, że masz już wszystkie tytuły do postów, które stworzysz pewnie za rok lub dwa, ale widocznie to też chciałaś dopracować, dzięki temu może jednak wiesz, do czego dążysz.
W zakładce o głównych bohaterach znajdujemy sporo pomocnych informacji. Wybitnie rozbawiły mnie dwie rzeczy, mianowicie znaki szczególne Gildarsta (brak prawej nogi, który został przedstawiony jako suchy fakt) i Mirajane (uważasz, że grzywka związana w kitkę to coś szczególnego?). Tutaj akurat pasują pokolorowane na czerwono imiona osób, które nie żyją już od prologu, ale to jedyne miejsce, gdzie takie zabiegi są dozwolone. Jednak niektóre osoby zarzuciłyby Ci spoilerowanie treści, a to jest akurat karygodne. Na szczęście Ty zaznaczasz w ten sposób tylko osoby z prologu, gdyż zauważyłam, że Jude nadal figuruje u Ciebie jako żywy, to nawet lepiej.
Postacie poboczne są u Ciebie bardzo rozbudowane. Aż się dziwię, że chciało Ci się to wszystko wyprodukować, ale chwała Ci za to, bo ta zakładka pewnie ratuje tyłek niejednemu czytelnikowi. Wszystko ładnie tu pogrupowałaś, obrazki są jednego typu, dzięki czemu całość wygląda estetycznie. Ta zakładka jest bardzo długa, więc i tu na Twoją korzyść działa pokolorowanie poszczególnych grup, które często się szybko przegląda.
Mapy też były bardzo przydatne w czasie lektury.
Do jednej z zakładek jest zablokowany dostęp, smuteczek.
Twój fanpage polubiłam już jakiś czas temu, mało na nim umieszczasz, a szkoda, bo masz tam paru swoich fanów, dla których mogłabyś publikować jakieś nowinki.
I wisienka na torcie to zakładka Spis. Wielki, wielki plus.
DODATKOWE PUNKTY (2/3)
+ Za dopracowanie świata na podstronach, ilość pracy, jaką musiałaś w to włożyć, jest niesamowita.
+ Za progres, jaki poczyniłaś w czasie pisania tego bloga.
CAŁOŚĆ (61/90) – PRZECIĘTNY
Pisałam już wcześniej, że gdy rozpoczynałam lekturę, nie dawałam Ci szansy na więcej niż dwójkę. Zadziwiłaś mnie tym, jakie postępy były widoczne w Twojej pracy i mogłabym to jeszcze wiele razy podkreślać, bo dla mnie to niesamowite, jak bardzo zmienił się sposób, w jaki piszesz. Fabuła jest na dobra. Z innej beczki – musisz się jeszcze wiele nauczyć, jeśli chodzi o interpunkcję, zapis dialogów i styl, ale masz ogromne pokłady wyobraźni i bardzo dobrze je wykorzystujesz.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozzłoszczony nie czekał na spełnienie jego prośby i ścisnął dłonią policzek niebieskowłosej.< Nie brzmi to jak czuły gest, którym chyba miał być. Skoro to kobieta, którą kocha, to raczej nie na miejscu byłaby chęć sprawienia jej bólu, prawda? Więc lepiej brzmiałoby położył rękę na jej policzku<.
UsuńAle że "niebieskowłosa" to błąd, to już nie wspominamy? :D
Błąd powtarzany nagminnie przez całą ocenkę zarówno przez autorkę, jak i oceniającą.
Usuń@Yasha Aizawa, określanie postaci w ten sposób jest po prostu uznawane za niepoprawne (x-włosy, podobnie jak x-oki) i odsłania braki w warsztacie autora, który nie umie ułożyć zdań tak, żeby uniknąć powtórzenia, więc powołuje się na naprawdę najtańsze synonimy. Przejrzyj swoje ulubione książki - czy spotykasz się w nich z podobnymi określeniami?
Nie spotkałam się ze stwierdzeniem, że to błąd, w wolnej chwili poszukam informacji.
UsuńPozdrawiam
Toć wszyscy dookoła to powtarzają, tłuką, wyśmiewają, tłumaczą i udowadniają. Trzeba być wyjątkowo niechętnym jakiemukolwiek przyswajaniu informacji, żeby tego nie zauważyć, tbh.
Usuń@Nearyh, @Kohaku, pomijając takie komentarze, ja również nie spotkałam się z określeniem tego stwierdzenia jako błędne, ale nie potrafię sobie przypomnieć, bym widziała takie określenie w jakieś książce. Od kiedy używałam tego typu wyrażeń minęło już sporo czasu, obecnie staram się tego unikać jak ognia.
UsuńMnie się wydaje, że użycie takich określeń byłoby uzasadnione jedynie w przypadku, gdy dana cecha byłaby czymś naprawdę wyjątkowym i wyróżniającym. I nie chodzi tu o sytuację, gdy Basia ma blond włosy, a Kasia brązowe. Ale mogę się mylić. Tylko głośno myślę. :P Bo tak to faktycznie świadczy to o niezbyt bogatym warsztacie autora i nie powinno się tego robić.
Usuń"Takie komentarze", ya mean, krytyczne? :D
UsuńOczywiście, nikt ci nie powie, że tak nie wolno pisać, bo jest to wbrew żelaznym zasadom języka polskiego. Ani nie pokaże ci regułki.
Za to spora większość oczytanych potencjalnych czytelników, jak zobaczy to określenie, będzie mieć takie "...ech" i raczej nie zatrzyma się na dłużej. To kwestia warsztatu, obycia słownego, wyczucia stylistycznego, niuansów, o których nie mówi się głośno, bo w Polskich Ęternetach to za dużo jak na młode pisarskie głowy.
Nie krytyczne :D I u mnie (niestety) nikt nigdy nie zwrócił na to uwagi, a szkoda. Za to wiele razy widziałam poruszenie tej kwestii na innych blogach. I zgadzam się, że tego typu określenia nie świadczą dobrze o warsztacie autora, szczególnie jeżeli używa się tego nagminnie (a chyba nie powinno się w ogóle).
UsuńZapomniałam napisać w poprzednim komentarzu, dziękuję wam za tą radę :)
@Szafirowa Yasha, masz tak przecudowny avatar, że nie mogę oderwać wzroku :)
Usuń@Skoiastel, coś w tym kociaku musi być, bo nie pierwszy raz już to słyszę :D. I miło mi, dziękuję ^^
UsuńNie czytałam ocenki i nie zamierzam, ale to "Czy sugerujesz, że w latach osiemdziesiątych bohaterowie mieli dostęp do Photoshopa? Jakim cudem zdjęcie zostało przerobione tak, by widać było na nim Lucy przyjmującą kopertę?" rzuciło mi się w oczy.
OdpowiedzUsuńSłodki Jeżu. Zdjęcia przerabiano praktycznie od początków fotografii i jakoś w XIX wieku nie potrzebowano do tego fotoszopa.
Owszem, sposoby były, ale oceniającej być może po prostu chodziło o brak rozwinięcia przeze mnie tej kwestii.
UsuńNo, bo pewnie powinnaś ją rozwinąć, to nie była raczej powszechna umiejętność, jak dzisiaj, ale z komentarza oceniającej wynikają też inne wnioski.
UsuńBardzo dziękuję za ocenę :). Przy poprawianiu rozdziałów twoje wskazówki będą bardzo pomocne.
OdpowiedzUsuńCo do szablonu to nie był on taki sam, od początków miał kilka sporych metamorfoz. Nieśmiertelny nagłówek również. Nie da się jednak ukryć, że choć mam jakieś pojęcie o grafice, to doprowadzenie bloga do takiego wyglądu, z tymi wszystkimi zakładkami, wymagało wiele wysiłku. Dziwię się tylko, że nie odjęłaś punktów za kolorowy tekst, odnoszący się do wspomnień bohaterów. Jest to haniebna pozostałość po wcześniejszym szablonie, na którym kolor czcionki nie raził aż tak w oczy. Wiem już jednak jak to odpowiednio zastąpić, jak poprawnie zapisywać dialogi - nie chciałam tego poprawiać przed twoją oceną, gdyż uważałam to za swego rodzaju oszustwo, a poza tym jak poprawiać, to raz a dobrze. Wolałam z tym zaczekać na ocenę :)
Wiem też, że ściana tekstu, przez którą musiałaś przebrnąć, była ogromna, ale jak zgłaszałam się w kwietniu 2014 roku to było tego o wiele mniej :P. Mimo to podziwiam, że dobrnęłaś do końca i napisałaś dla mnie ten post.
Co do treści... Czasem fakty były zbyt naciągane na potrzeby fabuły, przyznaję. Z tymi dzieciakami to już w ogóle zaszalałam, aczkolwiek nie ze wszystkim się zgodzę. Nawet noworodek jak chwyci porządnie za włosy to potrafi wyrwać sporą kępkę z głowy T.T. Znam też takie elementy, co w wieku czterech lat budowały alarmy z budzików w szafach i rakiety z saletry potasowej (sama siebie pytam, gdzie w takiej chwili byli rodzice :D)... Nie jest to normalne, ale można znaleźć takich młodych "geniuszy". Przy takich wyczynach, otwieranie drzwi wytrychem wydaje się bułeczką z masłem. Gorzej z odczuciami "maluchów", doskonale rozumiem w czym tkwi problem i mam zamiar to poprawić.
Przy okazji, nawet w komentarzu widać ten dziwny cudzysłów. Tak samo jak w przypadku dialogów nie stosuję pauz (nie mówię o odstępie, aczkolwiek tu też robiłam błąd), ponieważ nie działa mi klawisz alt :( .
Radzisz, żebym mocno skróciła, lub całkowicie usunęła prolog, który prologiem jest tylko z nazwy. Nie chcę przeprowadzać aż tak radykalnych zmian, kiedy jestem już w połowie opowiadania, mającego +150 obserwatorów. Mogłabym narobić za dużo zamieszania, ale gdybym mogła cofnąć czas, to na pewno coś bym z tym zrobiła, na przykład umieściła te rozdziały w skróconej formie jako retrospekcję po 30-tym wpisie. A te dziwne mylenia pojęć, ech, mam do nich tak samo ogromny talent, jak do splatania losów bohaterów jednocześnie :P. Choć znam poprawność tych słów, to jakimś cudem je często przekręcam xD. Być może to wynik mojego roztrzepania.
Niestety muszę również przyznać ci rację z tym, że zaczyna mi się to wszystko mieszać. Problemem nie jest fakt, że opowiadanie piszę już przeszło dwa lata, czy że natłok zawartych w nim wydarzeń mnie przytłacza. Wszystko było dobrze, dopóki regularnie zajmowałam się blogiem. Ale i mnie w końcu zabrakło na to czasu, musiałam w całości poświęcić się sprawom priorytetowym, a kiedy mogłam powrócić do pisania, część z fabuły po prostu wyparowała z głowy. Poprawienie dotychczasowych rozdziałów i przy okazji przypomnienie sobie wszystkiego, to chyba jedyne słuszne wyjście, jeżeli chcę skończyć opowiadanie tak, jak planowałam na samym początku.
Co do sensu, celu w którym zmierza ta historia - nie zapomniałam o tym ;).
Mam świadomość tego, że czeka mnie jeszcze ogrom pracy ze stylem pisania, nauką interpunkcji oraz z pozostałymi sprawami, jednak nie spodziewałam się, że przy takich błędach usłyszę tyle pozytywów. Mile mnie zaskoczyłaś.
Jeszcze raz dziękuję :)
Zapomniałam dodać, że nieźle się uśmiałam ze swoich błędów :D. Momentami aż chwytałam się za głowę, nie mogąc uwierzyć, że to ja jestem autorką tych dziwów i cudów.
UsuńDzięki za komentarz.
Usuń@szablon: nie oglądałam Twojego bloga na samym początku. Od kiedy jest w mojej kolejce – wisi ten sam nagłówek.
@dzieciaki: sama podkreślasz, że taki szkrab to ewenement, a u Ciebie wszystkie takie są : P
@prolog: nie chcę, byś skracała go w tym opowiadaniu, ale może następnym razem pokusisz się o wstrzemięźliwość.
@mieszanie: zrób szybko to podsumowanie i nie marudź : )
Pochwał było dużo, bo sądziłam, że całość będzie skończonym crapem, ale jakoś się odratowałaś : )
Pozdrawiam