Adres: Spotkamy się znów
Autorka: Megalomanka
Tematyka: fanfiction – Harry Potter
Oceniająca: Niah
Nie będę kłamać, że na Spotkamy się znów nie byłam wcześniej, ponieważ w Internecie nic nie ginie i na pewno ktoś to jeszcze pamięta. Były to jednak zamierzchłe czasy, gdy platforma Onet działała bez większych zarzutów, a my wszyscy żyliśmy w błogiej nieświadomości, nie spodziewając się tego, co miało nadejść (trochę patosu na początek). Niestety, nigdy nie byłam zbyt wytrwała jeżeli chodzi o serie, które mają więcej niż dwanaście odcinków/rozdziałów, więc gdy Megalomanka była w trakcie przerzucania postów na Bloggera, porzuciłam jej bloga (chyba wróciłam po jakimś czasie, ale pamiętam to mgliście, więc nie będę tego pisać poza nawiasami). Uwierzcie mi w takim razie, gdy mówię, że zapoznaję się z tą historią prawie na świeżo, ponieważ to szczera prawda.
A skoro już nikt nie ma wątpliwości, że jest to jakaś ocenka po znajomości, możemy przejść do szczegółów.
Tytuł kojarzy mi się z Syriuszem i Remusem, bo w końcu to oni spotkali się po wielu latach, a skoro opowiadanie jest o Huncwotach, mój tok myślenia nie jest bezpodstawny, prawda? Jestem ciekawa, jakie jest jego faktyczne znaczenie, a najlepiej by było, gdybym dowiedziała się tego z treści. Większość osób przyzna mi rację, że wymyślanie tytułu to najgorsza cześć roboty przy zakładaniu bloga i raczej nie bierzemy pierwszej lepszej nazwy, która nam wpadnie do głowy i będzie dostępna.
Belka to powtórzenie adresu. Ani to złe, ani dobre. Przynajmniej, gdy mam otwarte kilkanaście kart, łatwo mogę go znaleźć.
Przyjemnie ogląda się szablony szabloniarzy, którzy znają się na kodach. Jestem typem osoby, która wszędzie najedzie kursorem, by zobaczyć ruchome elementy i wysuwające się kolumny, więc informacja o szybkim spisie treści była dla mnie zbędna, jednak biorąc pod uwagę fakt, że linki są malutkie i wyglądają bardziej na ozdobę niż gadżet, na pewno się ona komuś przydała. Chociaż, skoro masz już jeden spis treści, nie wiem, czy drugi nie jest zbędny. Na pewno jest fajniejszy i wygodniejszy, ale zastanów się, czy faktycznie potrzebujesz dwóch, czy po prostu uległaś formie spisu linków, który stworzyła Yassmine.
Już teraz widzę, że czcionka w obrębie całego bloga jest odpowiedniej wielkości i nie sprawia większych problemów w czytaniu, a nagłówek odpowiada treści, więc w tej kwestii nie mam nic więcej do powiedzenia. Przejdźmy do zakładek.
W Przedgadce znalazłam informację, że nie poprawiałaś rozdziałów z pierwszej wersji bloga, więc będę miała okazję sprawdzić, jak zmienił Ci się styl od tego czasu. Uważam, że był to dobry pomysł. W końcu nikt z nas nie urodził się pisarzem, uczymy się na swoich błędach. Tylko przygotuj się na to, że jeżeli znajdę tam ogromną grafomanię, przez którą trudno będzie przebrnąć, na pewno Ci o tym powiem!
Co do pseudogenezy, zrozumiałam już, dlaczego w spisie treści (ja to lubię sobie przejrzeć wszystko pobieżnie na początku) widnieją trzy części. Biorąc pod uwagę, że dalej jesteś w fazie tworzenia pierwszej, jeszcze mnóstwo drogi przed Tobą. Podziwiam wytrwałość.
Przed chwilą pisałam o belce i tytule, a tutaj od razu na tacy wyjaśnienie. Wprawdzie nadal żywię nadzieję, że tytuł to nie tylko tłumaczenie piosenki i mogę się po nim spodziewać więcej, ale sam fakt, że jakaś informacja się pojawiła, sprawia, że od razu lepiej się czyta. (Chociaż, jako fanka Marsów, nie mogę zrozumieć, jak mogli Ci się przejeść, ale to już takie btw). Sama informacja, że zostawiłaś tylko tytuł bloga, a nie dodawałaś długiej sentencji, bo to nie byłoby oryginalne, wywołała uśmiech na mojej twarzy. Przełamujmy konwenanse.
Treść podpowiedziała mi, że szybki spis jest tylko dla konkretnej części opowiadania, jednakże biorąc pod uwagę, że dalej jest tylko jedna część, będę się upierać przy swoim. Na podstawie tytułów domyślam się, że pierwsza część to szkolne czasy rodziców głównej bohaterki, druga to pierwsza wojna, a trzecia jest już o niej samej. Ciekawi mnie, czy faktycznie wszystko jest kanoniczne i trzyma się kupy, ale o tym przekonam się już niedługo. Teraz też zmieniam zdanie, co do tego ponownego spotykania i obstawiam, że to będzie Syriusz i główna bohaterka, ponieważ tak bez przyczyny nie wspominasz o Huncwotach. Oczywiście nie biorę pod uwagę faktu, że ktoś może nie lubić Blacka tak jak ja i zwyczajnie marzę sobie o tym, że będzie go dużo.
Tutaj też podzielę się z Tobą wiedzą tajemną (ekhem) na temat odnośników. Nie musisz już stosować gwiazdek, by dać znać czytelnikom, że pod spodem znajduje się objaśnienie. W Bloggerze dostępna jest możliwość edycji kodu HTML posta i wystarczy, że napiszesz <sup>przykładowa cyferka</sup> i pojawi się ona w postaci małej liczby u góry wyrazu, całkiem jak potęga. Przykład: akinezja1.
Skoro twierdzisz, że niektórych blogów nie wyrzucasz z sentymentu, nie będę sprawdzała, czy linki działają.
W Banialukach urzekła mnie ta informacja – „To nie jest zakładka SPAM!” Mnie też nazwa skojarzyła się w ten sposób, więc wierzę, że ten komunikat się przydaje. Nie podoba mi się za to ten lekko ironiczny spoiler, jakoby ilość postaci miała się zredukować. Nie zdradzaj tego, że będziesz mordować czyichś ulubionych bohaterów. Niech to spadnie na nich jak grom z jasnego nieba.
Proszę mnie tu nie straszyć, że nie ma co się po Spotkaniu spodziewać wzniosłych treści, ponieważ w ich poszukiwaniu przygarnęłam Twój blog. To, że jak na razie całość jest prowadzona w dość luźny i żartobliwy sposób, nie znaczy, że całe opowiadanie takie będzie. W końcu już je zaplanowałaś (z grubsza), więc tak całkiem o niczym pisać nie będziesz, prawda?
W ogóle przed liebsterem jest jakaś reklama, która informuje mnie o braku wtyczki flash. To filmik, którego nie mogę otworzyć, czy jakieś przebrzydłe ustrojstwo ci wskoczyło do posta?
(kliknij, aby powiększyć) |
No i na samym końcu już trzecia informacja o tym, że szablon pobrany został z TerribleCrasha.
Błędy:
„Ci, którzy właśnie tu trafili, zapewne nie zdają sobie sprawy z tego, że i to opowiadanie, i ja, jako autorka, swoje pierwsze kroczki stawialiśmy na Onecie” – zapomniałaś przecinków przy wtrąceniach.
„parę info” – strasznie kolokwialne to określenie i wiem, że jest zamierzone, ale na Twoim miejscu potraktowałabym je kursywą lub cudzysłowem, by nikt nie miał wątpliwości, że wiesz, co piszesz.
„Potem długo się zastanawiałam, jak podzielić całą treść” – przecinek.
„czerwiec, chyba…” – przecinek.
„a to drugie jest dla mniee!” – literówka.
„Passe” pisze się przez é z kreseczką.
„albo scenki, które pisałam pod wpływem chwili, a potem ni wpiął, ni wypiął” – wtrącenie.
Pozamieniaj dywizy (-) na półpauzy (–). Tworzy się je kombinacją lewy alt + 0150 na klawiaturze numerycznej. Możesz je też skopiować z Worda lub Internetu.
Poza drobnymi potknięciami przy wtrąceniach, nie było większych błędów w zakładkach (pisałaś też dość kolokwialnie, więc niektórych rzeczy nie poruszałam, bo wiedziałam, że były zamierzone). Wszystko jest CZYTELNE i PRZEJRZYSTE. Gdybym stawiała punkty za pierwsze wrażenie i szablon, dostałabyś ich maksymalną ilość. Jako że ich nie stawiam i nie liczę tego podpunktu do ogólnej oceny bloga, możemy przejść dalej.
Ocenię dwadzieścia trzy dotychczas opublikowane rozdziały (+ prolog) oraz oba bonusy. W końcu są powiązane z treścią.
PROLOG
(Hm, skoro pisałaś w którejś z zakładek, że Twoje dziecko ma trzy lata, a data prologu wskazuje na to, że jest to dobre cztery i pół roku, to może lepiej zaktualizować zakładki?)
Nie wiem, czy zabieg powielania spacji jest dobrym rozwiązaniem i czy lepiej nie byłoby skorzystać z kursywy lub pogubienia, czy innego podobnego zabiegu. Nie wygląda to na zabieg zamierzony, gdy treść się czyta szybko.
I ten rozdział jest tak jakby... jakbytowaty. Wszędzie, gdzie mogłaś, wcisnęłaś to słówko i kiedy jeszcze w jednym z akapitów był to celowy zabieg, tak dalej wyszło, jakbyś nie miała innych synonimów pod ręką.
Co do samego prologu – dalej mi trąci Syriuszem, najbardziej tym, jak wpada za zasłonę, więc będę się upierać przy moich wcześniejszych teoriach spiskowych na ten temat. Prywatnie nie przepadam za tego rodzaju prologami (w ogóle ich nie lubię), krótkimi na pół strony i mającymi zachęcać, ale faktycznie spełniają swoją rolę, więc nie bardzo mogę się przyczepić. Chociaż gdybym, jako czytelnik, miała czekać po takim prologu prawie miesiąc na pierwszy rozdział (a na to wskazują daty), to raczej zwątpiłabym.
ROZDZIAŁ I
Zaczęłaś rozdział z błędnym wtrąceniem. „Prawie wszyscy piątoklasiści, wypoczywający na błoniach, zapomnieli już o wydarzeniach sprzed chwili” – nie ma tutaj wtrącenia, ponieważ piszesz o określonej grupie piątoklasistów, więc nie jest to informacja drugorzędna, a uzupełniająca. Za to w następnym zdaniu „Promienie czerwcowego słońca na przemian z letnim wiatrem grały na skórze hogwartczyków” wtrącenie już występuje, ponieważ fragment o wietrze jest typową drugorzędną informacją. Poza tym PWN nie znalazł takiego określenia jak wiatr grający na skórze.
„Nie zobaczyła skorup, których się spodziewała i na których widok, oczekiwała poczucia satysfakcji” – niepoprawne gramatycznie zdanie i zbędny przecinek po widoku. No i satysfakcja sama w sobie jest uczuciem, nie ma sensu tego podkreślać.
Pominę całkowicie fakt, że Lily wcale nie nazywała się Lilyanne, ponieważ jest to notoryczny błąd autorów, którzy zaczęli pisać przed Insygniami Śmierci. I ciężko im się dziwić, skoro nie było żadnej wzmianki na ten temat. Jestem pewna, że teraz już wiesz, że to błąd.
„W tamtym czasie miała Severusa, być może dlatego mniej jej zależało na kontaktach z innymi. Teraz ma za swoje” – zmieniasz czas opowiadania. Właściwie kilka razy się to zdarzyło na przestrzeni rozdziału, więc to nie jest jednorazowy błąd. Bądź konsekwentna i pisz ciągle w czasie przeszłym.
„jej koleżanka, Puchonka Marlena” – Marlena, owszem, była Puchonką, ale wyszło tak, jakby się tak nazywała.
Poza tym używasz nagminnie dywizów i nawet jeżeli słyszałaś tę informację wielokrotnie, bo teraz wszędzie o tym głośno, ja też powtórzę – dywiz to nie myślnik i nie może pełnić funkcji rozpoczęcia dialogu. Dywiz jest łącznikiem w wyrazach typu czarno-biały, a myślnik zastępują pauzy ([—] lewy alt + 0151) lub półpauzy ([–] lewy alt + 0150).
„Tak więc powodem do spięć, mogły być nawet źle ułożone skarpetki” – co miałaś na myśli, stawiając tutaj przecinek?
Słoik czekolady? Czekolada to zazwyczaj jest produkowana w tabliczkach, w formie stałej, a w słoikach są wyroby czekoladopodobne, jak Nutella.
Trochę naciągane to, by Jamesowi Potterowi na wieść o płaczącej Lily też zbierało się na łzy. W końcu to nie on nazwał ją szlamą, a Snape. Jasne, sprowokował go i miał wyrzuty sumienia, ale by od razu płakać? Nieee... No i James mający wyrzuty sumienia w sprawie Snape'a?
Przechodząc do samej treści – podoba mi się nakreślenie sytuacji między Lily a Blanką, która, jak podejrzewam, będzie ważną bohaterką w przyszłości. I sam dylemat Evans – po stracie Severusa została sama jak palec, ale zapracowała sobie na to przez te kilka lat i mogła winić samą siebie. Teraz pozostało jej zostać wyzwoloną kobietą i mieć mnóstwo kotów.
James wydaje mi się trochę niekanoniczny ze swoją nadwrażliwością. Gdyby naprawdę taki był, nie wycinałby tak paskudnych żartów innym uczniom, w tym Severusowi. Nawet fakt, że chodziło o Lily, nie jest w stanie zatrzeć tego wrażenia.
ROZDZIAŁ II
Widzisz, Lily, tak to jest, gdy nie panujesz nad gniewem i rozrzucasz się ze swoimi rzeczami w miejscach, gdzie przebywają inni ludzie. Poza tym duży tutaj rozrzut czasu. Błonia są poza zamkiem – nim Blanka do nich podeszła, poczęstowała cukierkami, porozmawiała z Huncwotami, James wrócił do wieży i zabrał wisiorek, Lily mogła trzy razy wyjść z dormitorium po swoje rzeczy. Widać imperatyw narratorski nie używa zegarka i dopóki wszystko mu się zgadza z fabułą, jest dobrze.
„Piąto- i siódmioroczni szumnie nazywali „balem” małe przyjęcie, które organizowano w Hogwarcie od raptem trzech czy czterech lat z okazji zakończenia SUMów i OWTM-ów. W rzeczywistości było to małe przyjęcie” – małe przyjęcie było tak świetnym określeniem, że nie znalazłaś synonimu. Dawkuj informacje i nie zarzucaj od razu wymyślonymi zwrotami, bo może będą wyglądały lepiej w innym momencie.
„długi opis Blanki, bla, bla, bla, według Larry’ego, na najcięższej pozycji” – świetnie, ale jaka była ta pozycja, ponieważ Larry nagle przerwał ciąg myślowy.
„Pozostawała jedna opcja” – czepiam się, jednak jedyna opcja to taka, gdy na starcie nie było żadnej innej. A tutaj Larry miał kilka do wyboru, ale nie mógł ich wykorzystać (i to nie dlatego, że nie posiadał predyspozycji do tego – dostał zaćmy), więc była to jego ostatnia opcja.
Nie rozumiem. Z opisu wynika, że Larry'emu podoba się Amelia, więc czemu poprosił swojego przyjaciela, by się z nią wybrał na bal, a sam poszedł z Blanką, zamiast poprosić przyjaciół o pomoc w zagadaniu do niej? Ach ten imperatyw!
Królowa balu? Amerykanizmem zaleciało i to mocno.
Scena w Pokoju Wspólnym jest naciągana. Skoro był to bal dla piąto- i siódmoklasistów, czemu Lily nie spodziewała się nikogo innego? Przecież McGonagall nie sprawdzała nikomu łóżek, pokoi się nie zamykało – ktoś mógł wykorzystać tę ciszę na samotną naukę czy coś. W końcu były jeszcze młodsze roczniki i jeden starszy od Lily.
Jeżeli Severus dostał plaskacza, mało prawdopodobne, że odbiły mu się pierścionki Lily na twarzy. Ta ich część od wewnętrznej strony dłoni jest zazwyczaj tak wyprofilowana, by najmniej przeszkadzała, więc to zdanie nie ma sensu.
Wiesz, co mi zgrzytało w tym rozdziale? Takie szatkowanie. Wszystko chciałaś idealnie oddać w czasie, a wystarczyło, by od momentu, gdy Lily wychodzi z Pokoju Wspólnego, pociągnąć akcję bezpośrednio do wyznania Severusa, a później wrócić do Jamesa i zrobić podobnie. Czytelnik nie jest głupi, domyśli się, jak to wszystko wyglądało i wtedy ten ostatni akapit z Severusem nabierze mocy. Bo przy dużej ilości scenek, ciężko jest wczuć się w akcję.
ROZDZIAŁ III
„Lily jeszcze bardziej wytężyła słuch, orientując się, że „ją” oznacza właśnie nią” – no chyba nie. Ją oznaczało dokładnie ją, ale to głupio brzmi i niezrozumiale za pierwszym razem, więc lepszym stwierdzeniem byłoby, że „ją” odnosiło się właśnie do niej samej czy coś podobnego.
Nie lubię Lily (całkiem prywatnie, oczywiście), więc sam fakt, że jej współlokatorki ją obgadują, gdy myślą, że śpi, jest dla mnie strzałem w dziesiątkę. Nigdy nie rozumiałam, co James widział w tej sztywnej pani prefekt, która źle dobierała sobie przyjaciół, ale może to się niedługo zmieni, ponieważ zanosi się na to, że Lily albo przejdzie całkowitą zmianę charakteru i wyjmie kijek z tyłka, albo zrobi się jeszcze większym wrzodem na dupie, kolokwialnie mówiąc, i będzie psuła wszystkim dookoła krew.
Druga opcja mi się bardziej podoba.
Czy ja wiem... ten motyw z wisiorkiem i sam fakt, jak Lily dowiedziała się o tym anonimowym adoratorze, który jej go podarował, nie jest zły, ale czy na miejscu Lidii jakakolwiek kobieta byłby zadowolona, że dostała wisiorek z inicjałami? Czy może Lidia ma jakieś nazwisko na E, a James wykorzystał sytuację?
„To był ogrom” – czego? Nie możesz używać „ogromu” jakby było samodzielnym słowem, bo w tym kontekście na pewno tak nie jest. Przy opisywaniu emocji musisz określić, czego był to ogrom.
Och, jak ja uwielbiam te nastoletnie problemy, gdzie laska wie, że podoba się chłopakowi i zamiast jasno się określić po którejś ze stron, woli wyjść pogadać z koleżanką. To bardzo realistyczna sytuacja, a do kogoś tak nieśmiałego jak Amelia pasuje jak ulał.
W ogóle to Hagrid wyhodował sklątki dopiero w czwartym tomie, więc w latach siedemdziesiątych ich raczej nie było.
Tak wspomnę, że to dziwny zabieg, by zaczynać opowiadanie od końca roku szkolnego i od razu przechodzić do wakacji, ponieważ najczęściej Fanficki zaczynają się od wakacji/początku roku szkolnego. Nie mówię, że to źle. Jestem tylko zaciekawiona, czy to naprawdę aż tak ważne.
ROZDZIAŁ IV
„Pierwszy raz była zagranicą” – Lidia stała się zagranicą, amen.
Rada na przyszłość – jeżeli nie jesteś czegoś pewna, nie pisz tego. Naprawdę, wielu autorów tak robi i wychodzi im to na dobre. Tak, tak, to są dawne rozdziały, gdzieś z dwa tysiące jedenastego roku, ale czuję się w obowiązku to napisać, bo już było kilka takich sytuacji – niektóre zdania trzeba sobie odpuścić. Jeżeli nie mamy bety i nie wiemy, jak z nich wybrnąć, trzeba je zmienić na inne. Gdybyś, w tym przypadku, napisała, że Lidia pierwszy raz była poza granicami państwa, zauważyłabyś, że być zagranicą, a za granicą to dwie różne rzeczy. Do tego strona PWN-u zawsze jest czynna i gotowa pomagać.
Poza tym grupa piętnastolatków wybierająca się do miejsca, gdzie można się opalać i wygrzewać nad wodą, jak wspomniała Lidia, za granicą, to trochę nieodpowiedzialny pomysł, co? Szczególnie w takich czasach.
Barcelona!? Pojechali na rowerach do Barcelony? W wieku piętnastu lat? Komu i jak bardzo nakłamali, by ich puścił? Bo biorąc pod uwagę fakt, że Syriusz nie uciekł jeszcze z domu (prawdopodobnie), to żywy już nie wróci.
„Wszyscy w pełnym umundurowaniu” – co oni, żandarmeria wojskowa? Wyjątkowo niefortunne sformułowanie.
„warknął zdenerwowany, na Gryfona” – jest to jeden z tych szczęśliwych przecinków, które wstawiasz od czasu do czau w randomowe miejsca. Daję jako przykład.
Zdajesz sobie sprawę, że ciężko, by tęczówki z zielonych zmieniły się w miodowe? To są dwa różne kolory, nawet biorąc po uwagę oświetlenie.
miodowe |
zielone |
Skoro jakimś cudem przenocowali w domku należącym do rodziców Blanki, przynajmniej ona musiała mieć pozwolenie od rodziców, by zabrać tam swoich przyjaciół. Nadal wydaje mi się to bardzo naciągane, że ktokolwiek pozwolił im samym pojechać na rowerach do Hiszpanii.
Matt dobrze stwierdził, że nic w głowach nie mieli, skoro nie poczuli w ogóle ryzyka związanego z tą wyprawą.
Ponownie nie podoba mi się to ciągłe skakanie z jednego punktu widzenia na drugi, ale mam nadzieję, że jakoś się to rozwiąże i wyjaśni, ponieważ wątek Petera wyszedł najciekawiej ze wszystkich. Ten o Barcelonie jest dla mnie zbyt naciągany i czekam tylko, aż będą mieli kłopoty.
Rozumiem, że w oryginale ten rozdział był podzielony na trzy części i publikowany w różnych odstępach czasu? W takim radzie przede mną część druga.
Więc Syriusz jeszcze nie uciekł z domu i nie dość, że pojechał sobie radośnie na rowerze do Barcelony, to jeszcze potajemnie odwiedza Andromedę i Nimfadorę! Wielki plus za wprowadzenie ich, ponieważ przerasta mnie trochę liczba nowych postaci, które kręcą się wokół tych oryginalnych i na razie, prócz Blanki, robią za sztuczne tło. I czy Andy nie powinna się domyśleć, co takiego Blackowie przyszykowali dla Syriusza, skoro też mieszkała między nimi? Ją samą pewnie też wyswatali przed pełnoletniością, więc musiało to kiedyś dopaść i Syriusza.
Ale wracając do natłoku oryginalnych postaci – jest ich naprawdę wiele. Ledwo nauczyłam się imion, o nazwiskach nie wspominając, a ty dokładasz nowe. Bardzo szybko to idzie.
„Już tylko kilka kroków dzieliło go od towarzyszy. *” – po co ta gwiazdeczka? Spodziewałam się jakiegoś odnośnika, ale nigdzie go nie znalazłam...
„Najwyraźniej był bardzo dumny ze swojego podrywu sposobem «na ochłodzenie» ” – kalekie to zdanie. Wywaliłabym całkiem „sposobem” i zostawiła tyko „podryw «na ochłodzenie»”.
„A teraz pożycz razem z Larrym wiaderko i łopatkę od kolegi na podobnym poziomie intelektualnym, co ty” – skoro mają pożyczyć je razem z Larrym, to raczej co wy.
„pośladkami, a nerkami” – jeżeli w zdaniu a równie dobrze można zastąpić i, ponieważ pełnią podobną funkcję, nie stawia się przecinka.
„JUTRO ZOSTAJESZ SAM W DOMU, A MY WYCHODZIMY SAMI!” – wychodzimy sami, ponieważ razem nie mamy ochoty!
„Urażony dumą, podziękuje za gościnę, nawet na nią nie patrząc, zabierze kurtkę i zniknie bez słowa” – rozumiem, że to jego własna duma go uraziła? Pierwszy przecinek do wyrzucenia.
W drugiej części najciekawiej wyszedł Syriusz (oczywiście nie ten ociekający wodą, na widok którego kobiety na plaży się rozpływały). Zastanawia mnie, czemu nie zostało podane imię narzeczonej Blacka. To ta tajemnicza matka przyszłej głównej bohaterki?
„nie ufając nieprzepuszczalności tkaniny parasoli” – tę tkaninę sobie odpuść.
„¡Hola!” – nawet mnie nie denerwuj! To, że są w Hiszpanii, nie znaczy, że masz pisać według hiszpańskiej gramatyki!
Czasownik „być” mnoży Ci się jak grzyby po deszczu, gdy masz przejść do opisywania czegokolwiek. Zalecam poćwiczenie na brudno, jak można opisać dany przedmiot bez określenia „jak on jest/był”. Skromny przykład: Świecznik był złoty ← kalekie to. Światło prześlizgiwało się po złotej powierzchni świecznika ← widzisz? Da się.
Fragment o Glizdogonie pokazuje, jak nieporadnym, ale zawziętym człowiekiem jest i chyba to mi się w nim najbardziej podoba. Na moment można zapomnieć o obrzydliwym zdrajcy Pettigrew i poczytać po prostu o Peterze, który stanął przed swoim pierwszym życiowym wyzwaniem i chce poderwać dziewczynę.
„w oddali słychać było rechot żab i pohukiwanie sów” – hm, skoro było to przyjęcie urodzinowe, z muzyką, śpiewami i takimi innymi bajerami, czy aby na pewno powinna słyszeć te żaby i sowy?
Poproszę więcej rozmyślań wszystkich bohaterów, a nie tylko te od Lily (które nie są złe, jednak na razie wygląda tak, jakby to tylko ona miała wątpliwości). Jest jeszcze kilka innych, głównie żeńskich, postaci, które trochę gdybają (np. Lidia), ale czuję lekki niedosyt, szczególnie ze strony panów.
ROZDZIAŁ V
„Remus odpisywał na list Tatiany (...)” – zabrakło trzech kropeczek po tym akapicie. Przez chwilę nie wiedziałam, o czym właściwie był, póki się nie zorientowałam.
Przesłodzony ten fragment o dziewczynie i Syriuszu. Szczególnie, że to w końcu jest chłopak, który podrywa każdą kobietę, która wpada mu w oczy, a tutaj proszę, to on dał się złapać. Fakt faktem, wakacyjna miłość, te sprawy, ale to mi się dalej gryzie.
Muszę też przyznać, że z konsekwencją wątków jest teraz lepiej, ponieważ nie skaczesz od jednej osoby do drugiej, wprowadzając zbędne zamieszanie. Udało Ci się to wypośrodkować i nawet gdybym ja sama wolała poświęcić rozdział dla ekipy w Barcelonie, a drugi dla tych, co zostali w Anglii, to Tobie wyszło to dobrze tak czy siak.
Tylko czy nastolatkowie, dokładnie piętnastoletni, mogą wyglądać aż na dziesięć lat starszych? Blanka w pełnym makijażu (jeżeli bierzemy pod uwagę obecne makijaże, a nie te kolorowe szaleństwo, które było kiedyś) jeszcze by przeszła, ale Syriusz? Dziesięć lat starszy? To już wyjątkowo naciągane.
I strasznie dużo tego „się” przewinęło się przez te pięć rozdziałów. Wierz lub nie, jednak czasem jedno czy dwa można spokojnie wyrzucić ze zdania, a i tak sens zostanie zachowany. Wymaga to wyłącznie dokładnego przeczytania rozdziału przed publikacją.
Give me a second.
„Larry, krzywiąc się przez obolałe stawy bla bla bla pod którym zasypiał, teraz leżał na podłodze między kanapą a Goldenem”
„ON [w sensie, że Larry] – powiedział z naciskiem, spoglądając w stronę Mullena”
To jak on ma w końcu na nazwisko? Zmieniłaś je w międzyczasie, czy ten Golden to całkiem inny osobnik, a biorąc pod uwagę, że wycieczka składała się z trzech chłopców i trzech dziewcząt, nie ma miejsca dla dodatkowego osobnika płci męskiej, więc... co tutaj zaszło?
„James (i Syriusz w tej chwili) robił to w ramach żartu, ale i tak osiągał pożądany efekt. Podobnie jak Syriusz teraz” – nie musisz podkreślać dwa razy tego, że Syriusz zachowuje się obecnie tak samo jak James.
ROZDZIAŁ VI
Zmarszczone ku górze czoło... nie, raczej nie. Czoło, jakby nie patrzeć, się nie przemieszcza, a jedynie marszczy. To brwi zmieniają kierunek (no, powiedzmy).
Amelia jest dziwna. Gdy chodzi o Larry'ego, któremu się podoba, nic nie robi, jest bierna, gdzieś płacze w kącie i potrzebuje wsparcia, a przy Syriuszu ryzykuje nawet stwierdzenie, że ma on pańskie podniebienie i byle czego nie będzie jadł, chociaż mogłaby się z tego wywiązać kłótnia. Albo ona jest niestała w uczuciach, albo pomyliłaś ją z Blanką, której w końcu Syriusz się podoba, ale ona nie daje tego po sobie poznać. Mam nadzieję, że to taka jednorazowa sytuacja lub wytłumaczysz później, że akurat przy Blacku Amelia jest bardziej otwarta czy coś. Na razie za mało wiem o bohaterach (wielu ich jest i każdy dorzuca swoje trzy grosze), więc wolałabym, by nie wywijali takich numerów.
„Siatki po brzegi wypełnione pysznościami wepchnęła do koszyka w pozostawionym przed drzwiami rowerze” – nie jestem wielkim znawcą rowerów, ale wydaje mi się, że w latach siedemdziesiątych te koszyki nie były na tyle duże, by pomieścić te wszystkie siatki. W końcu stwierdziłaś, że jest obładowana zakupami.
Fajnie się dowiedzieć, że poprzednia wpadka z nazwiskiem Larry'ego była tylko pomyłką i faktycznie nazywa się Golden, a nie Mullen, bo Mullen to Matt.
„kilka rąbnięć w głowę metalowym prętem w tą czy w tą, nie robi mu różnicy” – w tę czy w tamtą. Przede wszystkim tę (bo byłoby w tę stronę czy w inną) i tamtą, bo to inna opcja do wyboru.
„(lewą ręką): ż y j ę” – zamiast tego powinna być przerwa w liście i dopisek narratora, że pod pismem Tatiany znajdowały się jakieś gryzmoły, które układały się w słowo „żyję”.
Na samym końcu poprzedniego rozdziału wszechwiedzący narrator stwierdził, że Syriusz będzie miał kłopoty, zostając w Porcie, a teraz uprawia seks (tak myślę) w ostatniej scenie ze swoją gorącą, francuską koleżanką. I te moje wcześniejsze gdybania na temat cudzego dziecka i spotykania go po jakimś czasie. Przypadek? Nie sądzę. Ale mogę się mylić.
ROZDZIAŁ VII
Wiesz, co mi się nie podoba? Rzucanie ksywkami, nazwiskami i koneksjami rodzinnymi w twarz czytelnikowi i brak jakiegokolwiek potwierdzenia, że dobrze się domyśla. Wyjaśnię to na przykładzie Tatiany.
W czwartym rozdziale (bodajże) padło określenie, że Tatiana to Malina i nie byłam przez chwilę pewna, czy bohaterowie się nie rozmnożyli, czy to nie jest jej nazwisko czy co tam jeszcze. Później ona sama stwierdziła, że czuje się głupsza od znajomych, bo nawet nie umie mówić w ojczystym języku swoich rodziców (w sensie hiszpańskim). W tym rozdziale zaszczycasz mnie informacją, że Tatiana ma faktycznie na nazwisko Domogarow (które brzmi dość rosyjsko, jakby nie patrzeć) i sama nie wiem, jak to ocenić. Ma jakiegoś przodka od Słowian, który wyjechał do Hiszpanii, skąd jej rodzice wyjechali do Anglii i tam się poznali? To byłaby piękna historia.
„Po prostu nie da się przez wiele lat do powtarzających się wydarzeń przeżywać z taką samą wrażliwością” – Po prostu nie da się przez wiele lat przeżywać powtarzających się wydarzeń z taką samą wrażliwością. Chociaż radziłabym całkiem zmienić szyk tego zdania. Ciężko z niego wybrnąć.
„Orion uderzył syna w twarz, tego obróciło w bok o dziewięćdziesiąt stopni, ale wciąż twardo stał na nogach i parzył mu hardo w oczy” – to zdanie jest abstrakcyjne.
Ja... ja naprawdę lubię rodzinę Blacków, z całą tą ich nienormalną tradycją, ale Orion, który rzuca ripostami na poziomie nastolatka... ciężko mi to przeżyć. Oczywiście, że argument „ładna jest” nie przejdzie. No i dlaczego to musiała być Dorcas Meadowes?
W tym rozdziale wkradło się kilka przerw w tekście, których nie powinno tam być.
Dobra rada – nie zmieniaj podmiotów w zależności od humoru i tego, co chcesz opisać, ponieważ to zgubne i łatwo się zakręcić. Nagle z Oriona zrobił się Syriusz, tylko po to, by znów stać się Orionem, a na końcu wyjść jako Syriusz.
Trochę za wcześnie na ucieczkę z domu, więc... czyżby jakiś żart?
ROZDZIAŁ VIII
Zastanawiam się nad jednym – ta Francuska była blondynką, bardzo ładną i w ogóle, a Syriusz tak szybko się w niej zakochał, całkiem jak nie on... czy ona przypadkiem nie była wilą?
Stop. Już pominę akcję z tym, że Syriusz dość szybko ucieka od Blacków. Bardziej mnie zastanawia to, że James jest w domu. Dopiero wyjeżdżali gdzieś razem, pakowali kufry, a teraz Syriusz (który ma już motor!) do niego przyjeżdża. Nie sądzisz, że niektóre wydarzenia dość szybko przemijają w czasie i nie są nawet wspomniane? To tak, jakby czas u Ciebie miał drugorzędne znaczenie.
Zdajesz sobie sprawę, że sypialka to nie jest synonim od sypialnia?
„Notorycznie upłycahł siebie przed innymi” – chcę to zobaczyć. Czymkolwiek to jest.
Cały fragment o Blance i zdjęciach mi się wyjątkowo podoba przez świetnie przedstawioną historię i zarys bohaterów. Od samego Syriusza, który stara się być prostolinijny w oczach innych, chociaż Blanka wie, że taki nie jest, po jej ojca, jego związek z jej matką i ten fragment o dwóch imionach, jakby to były dwie osoby. Świetny fragment.
„już od kilku lat wpadał tam jedynie jak przeciąg” – przepraszam, co robił?
Ej, w tym fragmencie stało się coś dziwacznego. James nagle krzyczy na Syriusza, a później akcja przenosi się do domu Tonksów. Tak miało być czy coś nie wyszło przy przenoszeniu?
ROZDZIAŁ IX
„Do-wa-go-nu!” – nawet jeżeli Syriusz w myślach skanduje tę kwestię, nie musisz łączyć „do” z wagonem. Oddzielasz sylaby w wyrazie, który faktycznie wyróżniasz.
Myślę, że Syriusz z troskliwością i bezinteresownością Dorei nie czułby się źle, a raczej myślałby, że przecież nic w życiu nie jest za darmo, nawet emocje, i to byłoby dla niego podejrzane. Przynajmniej takie nasuwa mi się wrażenie po tym, jak opisujesz jego emocje. Aż chce się dopowiedzieć, że gdzieś powinien być haczyk.
Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się wcześniej, że Tatiana jest blondynką. Nie wiem teraz, czy to moje prywatne wrażenie, czy faktycznie gdzieś pojawiła się podobna informacja.
Jako osoba, która nie ma problemów z przebywaniem wśród ludzi i która spędziła cztery lata w internacie, mogę powiedzieć jedno – całkowicie rozumiem Blankę i jej chwilową aspołeczność.
„Tylko mi nauki teraz nie zawal!” – nie jestem w stanie uwierzyć w to, że profesor McGonagall odezwałaby się w ten sposób do ucznia.
Uważam, że fragment z „nowym nauczycielem transmutacji” był najlepszym do tej pory. Szczególnie dlatego, że był opisany z punktu widzenia małej dziewczynki. No właśnie, z punktu widzenia Róży, a nie Minerwy, więc ostatni wers, gdzie są jej własne przemyślenia, gryzie się zresztą.
ROZDZIAŁ X
Wróżbiarstwo, jako przedmiot, było wykładane przez Sybillę Trelawney od siedemdziesiątego ósmego roku, czyli dokładnie tego, w którym Huncwoci skończyli Hogwart.
„przelotem widział kątem oka” – to widział ją w końcu przelotem czy kątem oka?
„James kimał, podtrzymując głowę rękoma i zasłaniając swoje zamknięte oczy przydługimi włosami” – w tym zdaniu nastąpiła jakaś ogromna przerwa z kosmosu.
Zaciekawiła mnie relacja Syriusza i Airelle. W końcu kilka rozdziałów temu była jego wielką wakacyjną miłością, a teraz nagle próbuje o niej zapomnieć. Coś musiała mu w tym liście napisać. Jeszcze nie wiem co, ale liczę na to, że dowiem się jak najszybciej.
No i to zdanie:
„Wygrała z nim, pierwszy raz został pokonany. Wolał nigdy się nie dowiedzieć, jak to jest” – druga część wskazuje na czas przeszły, ale Syriusz przecież wolałby nigdy się nie dowiedzieć, jak to jest.
„obejmował Blankę tali” – literówka. Ogólnie, zdarza się ich kilka na rozdział i wynikają z nieuwagi oraz pobieżnego czytania.
Nie pamiętam, w którym roku Rowling w wywiadzie przyznała, że James wcale nie był szukającym, a ścigającym w drużynie, więc nie uznam tego za błąd, ale nie zaszkodzi wspomnieć (i gdy chodzi o takie informacje, radzę szukać w Leksykonie Harry'ego Pottera, a nie na polskich stronach).
Ok, jako wielka fanka Regulusa, jestem bardzo szczęśliwa, że się kilka razy pojawił (aż dwa. Jak na większość opowiadań o Huncwotach, to nawet dużo). Tylko kim jest Angelina? Kojarzy mi się z Angeliną Johnson, ale to tylko ze względu na imię. I dlaczego się tak wpatrywała w Syriusza?
Poruszasz wiele ciekawych wątków, co mnie cieszy – widać, że jesteś zaangażowana i zaplanowałaś sobie SSZ, ale zastanawia mnie, czy wszystkie rozwiniesz, bo bez tego, nieważne, jak świetnie je zaczniesz, nie będą miały większego sensu.
ROZDZIAŁ XI
„bardzo w swoim stylu zapytał Mullen” – nie możesz zacząć tego małą literą po dialogu, ponieważ nie odnosi się to do sposobu, w jaki bohater wypowiedział swoją kwestię. Poza tym szyk jest zły i powinno być zapytał, bardzo w swoim stylu, Mullen.
Ja tak zapytam, czysto retorycznie – po co Larry przy trybunach Ślizgonów? Serio, po co on tam jest, skoro Slytherin ma własnych prefektów, których mieszkańcy tego domu chętniej by się słuchali niż kogokolwiek innego? Przecież on jest tam całkiem niepotrzebny!
„James się już ubrała, możemy iść” – biorąc pod uwagę całą tę sytuację z panienką Potter, nie wiem, czy to literówka czy zamierzony efekt.
Kończenie rozdziałów w takich miejscach robi się powoli irytujące.
ROZDZIAŁ XII
„na szczycie wieży astronomicznej na zewnątrz nie było ani jednej żywej duszy” – na zewnątrz Wieży Astronomicznej ciężko byłoby się znaleźć dłużej niż przez kilka sekund.
To zaskakujące jak dobrym i oddanym prefektem jest Remus i jak niereformowalnych ma kolegów przy swojej wrodzonej dobroci. Huncwoci prawdopodobnie zamieniliby zniknięcie ojca w żart i próbowali rozbawić dziewczynę, a jej wystarczyło, by ktoś potraktował ją normalnie, nie jak trędowatą. Byłabym naprawdę szczęśliwa, gdybyś opisała, za co właściwie Remus lubi swoich kolegów. To zazwyczaj jest pomijane w opowiadaniach, ponieważ „Rowling powiedziała, że są przyjaciółmi i koniec”.
„obok walcząca z opadającymi Lily powiekami” – to jest tylko jeden z wielu przypadków złego szyku zdania, gdzie widać, że nie czytasz zbyt dokładnie tego, co piszesz. Masz ten atut, że zazwyczaj zdania są sformułowane prawidłowo i nie musisz wiele nad nimi pracować, ale czasem trafia się jedno lub dwa, które przekombinujesz i wychodzi z tego jakaś totalna głupota.
Czyżby Angelina była tą Ślizgonką, która rozdział wcześniej pocałowała Syriusza, a później wybrała się z nim na wieżę astronomiczną?
ROZDZIAŁ XIII
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego niektórzy autorzy piszą przed swoimi rozdziałami „rozdział jest straszny, ale wrzucam mimo to”. Jeżeli sam twórca twierdzi, że coś jest słabe, po co to publikuje? I jak czytelnik ma się do tego odnieść? To tak, jakby pani w sklepie mięsnym stwierdziła, że mięso jest nastrzyknięte wodą i obrzydliwe w smaku, ale dalej proponowała jego kupno. Skoro sama jesteś niezadowolona z tego, co napisałaś, po co to wrzucasz? Albo inaczej – po co o tym informujesz? By potraktowano Cię ulgowo? Przed wysokim sądem nie stoisz. Nawet ja, jako oceniająca, wiem, że niektóre rozdziały trafiają się słabe i tyle. Jeżeli autor mi pisze, że mam się przygotować na coś słabego, to nie wiadomo, jak się do tego odnieść, ponieważ nie ma dobrego sposobu. Jeżeli zaś chodzi o czytelników – nie martw się, oni zauważą, że coś jest nie tak i ewentualnie wesprą, ale nie musisz ich z miejsca brać na litość.
„quiddithu” – wyczuwam nową dziedzinę sportu.
Czy ja wiem, czy wyniki w nauce sprawiłyby, że Larry mógłby przeskoczyć jeden rok w Hogwarcie i od razu być w siódmej klasie? Niby SUM-y to ten pierwszy z większych egzaminów, ale w końcu po nich wybiera się te przedmioty, które mogłyby przydać się do przyszłego zawodu i dopiero wtedy zaczyna się ta faktyczna nauka przedmiotu na rozszerzonym poziomie. No i ten Prefekt Naczelny, przyznany głównie za oceny, a nie to, czy kandydat się nadaje (i ma czas). Myślę, że w normalnym życiu Twoi bohaterowie by sobie zwyczajnie nie dali rady, ponieważ już druga osoba po Blance ma natłok obowiązków i nie dosypia. Dyrekcja Hogwartu raczej nie jest aż tak beztroska, prawda? W końcu w piątej części Harry nie został Prefektem, ponieważ Dumbledore myślał, że go to przytłoczy przez nadmiar zmartwień, a tutaj proszę – nie dość, że Prefekt, to jeszcze rok wyżej niż jego rocznik. Robisz z nich maszyny.
Niektóre porównania masz tak poetyckie, aż trudno w nie uwierzyć. Jak w „leniwy ogień pochodni”. Nie twierdzę, że to źle, ale wciskasz je czasem w takich momentach, w których wyglądają sztucznie i są dodane na siłę.
„Podziemia Ministerstwa Magii, departament czegoś, czego nazwy Blanka nie potrafiła nawet dokładnie powtórzyć” – to brzmi jak opis miejsca, a nie początek nowego wątku.
„John Emillias” – poprzednim razem jego nazwisko było pisane przez dwa „m”.
Fragmentu z punktu widzenia Blanki i Syriusza nie mogę skomentować w żaden sposób, ponieważ dajesz za mało informacji.
Zaczynanie tajemniczych wątków jest świetne i robisz to po mistrzowsku, ale mam wrażenie, że zbyt długo chcesz przeciągać momenty, w których bohaterowie dowiedzą się prawdy. Jeżeli z góry wiesz, że to będzie jakiś dłuższy czas, lepiej będzie wyglądało opisywanie czegoś z punktu widzenia postronnej osoby (a masz wielu bohaterów do wykorzystania) niż ciągłe nakręcanie tajemnicy, aż zrobi się uciążliwa. Oczywiście, w nowym wątku z Syriuszem to by się całkowicie nie sprawdziło, ponieważ są tam sami, ale wątek z Blanką dałoby się tak poprowadzić. I ten z francuską dziewczyną Blacka, który został pominięty. O wątku z Doreą i jej chorobą nie wspominając.
ROZDZIAŁ XIV
Proponowałabym myśli bohaterów oddzielić kursywą od reszty tekstu, ponieważ fragment: „Nie, Evans, nie przesadzaj. Musiało ci się przewidzieć” przy narracji trzecioosobowej wypada dziwacznie. I przywidzieć.
Minerwa jest trochę niestała emocjonalnie. Wcześniej twierdziła, że Syriusz nie jest odpowiednim z wyborów Dumbledore'a, a teraz przyznała, że w stresujących sytuacjach zachowaliby się odpowiednio. To jak ona w końcu myśli?
Wyrażenie nocny marek piszemy małą literą, ponieważ nie pochodzi ono od imienia, a oa potępieńca, pokutującej duszy. Możesz to sprawdzić na stronie PWN-u.
W ogóle nie rozumiem tytułu tego rozdziału. Gdyby jeszcze Huncwoci pojawili się w nim osobiście, cokolwiek – a tutaj nic. Więc co było „w imię animagii”?
ROZDZIAŁ XV
Trochę... dziwi mnie to, że chłopaki jeszcze nie są animagami. Chyba przyzwyczaiłam się do tego, że już na piątym roku wybierają się z Remusem na nocne wędrówki. Ach, te fanfiki.
O, świetnie, Tatiana jest Rosjanką. Mam wracać do wcześniejszych wywodów? Chociaż czekaj, może ona faktycznie nie potrafiła mówić w języku swoich rodziców i chodziło o rosyjski? Cóż, tamten fragment był nie jasny tak czy siak.
Fragment, w którym Syriusz posługuje się profesjonalnym, medycznym określeniem wygrywa rozdział. Niby to do niego nie pasuje, ale panicz Black raczej w ten sposób by się właśnie odzywał. To ciężkie być Syriuszem i czasami udawać głupszego, niż się jest w rzeczywistości, z obawy, że ktoś mógłby go posądzić o wymądrzanie się.
Tak całkiem na poważnie – nareszcie coś, w co da się uwierzyć. Wprawdzie nie wiem, jakim cudem połączyli to, co się stało Huncwotom, z Nottem, bo nikt o tym nie wspomniał, ale fakt, że ich wyrzucono z Hogwartu za napaść na innych uczniów sprawia, że sam Dumbel robi cię bardziej wiarygodny i nie jest tylko oderwanym od rzeczywistości staruszkiem. Znając Syriusza i resztę, będą chcieli się za wszelką cenę dowiedzieć, co stało się w tamtej klasie i kto brał w tym udział.
ROZDZIAŁ XVI
„Ktoś ostatnio mówił, że do tej pory było trochę mało Lily, teraz jest tej zołzy aż w nadmiarze” – o nie...
Tak btw.
W opisie nad rozdziałem na samym końcu jest jakaś randomowa literka J, szyk zdań wariuje, a summa summarum piszemy przez dwa „m”, chociaż czytamy jedno.
„Szelest pergaminu i grafitu” – grafit nie szeleści.
Nagle przywidzenia Remusa stały się bardziej zrozumiałe. Owszem, widział zwierzęta, ale one nie wzięły się tam znikąd, a wprost z murów Hogwartu. Tylko on mówił o kilku różnych i nie wiem, czy miał przywidzenia, czy ktoś jeszcze nie brał w tym udziału.
„jaki anonimowy list wywarł na Merlinowi ducha winnego Syriuszu” – druga część tego zdania chyba została zjedzona lub zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. A I.P. to Irma Pince, nie?
Przeprogramowanie kogoś/czegoś kojarzy mi się ze współczesną erą komputerów i tak zastanawiam się, czy w latach siedemdziesiątych, w magicznym półświatku, ktoś by się w ten sposób o czymś wyrażał. A nawet jeśli, komputery osobiste pojawiły się dopiero w latach siedemdziesiątych właśnie (a na skalę przemysłową dopiero od siedemdziesiątego szóstego) i nie były jeszcze aż tak spopularyzowane, więc Remus nie mógłby znać takiego określenia.
Nie podoba mi się to, że wątek Petera i jego dziewczyny, poza krótkim wspomnieniem, został całkowicie pominięty i porzucony, jakbyś nie miała dla niego czasu antenowego.
Wiedźmy na początku niespecjalnie do mnie przemawiały, ale gdy Lily zaczęła doszukiwać się tych wszystkich cech u Blanki, zrobiło się zabawnie. Chociaż najprostszą metodą na sprawdzenie, czy to faktycznie prawda, byłoby wrzucenie jej włosa do eliksiru, jak mówił Larry – powinno to zwiększyć jego moc. Zobaczymy, co wymyśli Lily.
ROZDZIAŁ XVII
Syriusz jest chyba najlepiej wykreowaną postacią w całym opowiadaniu i do tego kanoniczną aż do bólu. To bardzo duży atut opowiadania i ciągnie je w górę, ale więcej na ten temat będzie poniżej.
„unikanie przykuwania uwagi dwa razy wciągu kwadransa to na Syriusza zdecydowanie za dużo” – dla Syriusza i w ciągu. W ogóle, co dziwne, jak kopiowałam sobie poprzednie cytaty do OpenOffice'a, nie zmieniło mi czcionki, a od kiedy już publikujesz tylko na Blogspocie, co rusz muszę ją zmieniać, chociaż wszystko wygląda normalnie. Jakaś magia.
Lwiątka Godryka Gryffindora! Że też mi się trafiają blogi, gdzie są tak niesamowite określenia!
„Mamy z powrotem wszystkich Huncwotów, impreza!” – całkiem nie rozumiem, dlaczego jest tutaj przecinek, a nie kropka. Przecież te dwa zdania się w ogóle nie łączą.
Skoro nie chciała być taka, nie mogła się po prostu zmienić? Lily jest najdziwniejszą postacią w całym opowiadaniu, której ego, które osiągnęło jakieś horrendalne rozmiary, nie pozwala być dojrzałą osobą i przyznać się do błędu.
Jeżeli Dumbledore wiedział o tym, że starali się być nielegalnymi animagami (a Jamesowi i Syriuszowi się to udało), dlaczego nic z tym nie zrobił? Nie kazał im się zarejestrować czy coś? Przecież to nieodpowiedzialne z jego strony, a stojąca obok Minerwa raczej powinna być tą rozsądną osobą, a nie powiedziała nic (a prawdopodobnie była dumna jak cholera).
„Silvanusa Ketteburna” – Kettleburna.
„Nie czekając, na reprymendę” – bardzo randomowy ten przecinek. Zapodział Ci się tutaj niepotrzebnie.
„Matt’a” – niepotrzebny apostrof.
„Angelia” – niespodziewanie pojawiła się nowa bohaterka, jak widzę.
ROZDZIAŁ XVIII
Widzę, że wątek z wiedźmami nie został zaniedbany, ten z Borówą (to przezwisko pisze się łatwiej niż jej imię i nazwisko) też jako tako się rozwiązał. Peter i jego dziewczyna dalej są gdzieś w eterze, aż dziwne, że Syriusza to nie ciekawiło. Od pierwszych rozdziałów i krótkiego fragmentu z atakiem nie pojawiło się nic z perspektywy Jamesa, co by wskazywało na to, że woli Lily od Lidii, więc podejrzewam, że to ona będzie musiała się tutaj wykazać i go odbić. Na razie jednak bardziej jej wiedźmy w głowie.
Sposób, w jaki Lily wciągnęła Blankę w swoją rozmowę z nauczycielem, był mistrzowski, ale trochę Ślizgoński, no bo w końcu zrobiła wszystko, by postawić na swoim, nie licząc się z tym, że Blanka może nie chcieć angażować się w jej problemy. Trochę zyskała w moich oczach.
„małe podenerwowanie(?)” – po co ten nawias?
Dlaczego Remus i Peter zachowują się tak, jakby nigdy nie widzieli dziewczyny w piżamie? Przecież sześć lat mieszkają w jednej wieży, znają się i pewnie nie raz siedzieli do późna w piżamach. Wiem jak jest w szkołach z internatem i faceci owszem, zwracają uwagę na dziewczyny w koszulach nocnych, ale nie odsuwają się od nich, jakby były radioaktywne. Jasne, nikt nie spodziewa się, że będą się do niej dostawiać, jednak ona jest załamana, wręcz płacze, a oni siadają po drugiej stronie łóżka, jakby była trędowata, tylko dlatego, że pod koszulą widać to i owo. Gdzie tu jakieś współczucie?
ROZDZIAŁ XIX
Blanka jest bezduszna, skoro bardziej przejęły ją obelgi Jima niż obojętność ze strony przyjaciół. Widać weszła w tryb nastolatki, której wszystko zwisa, a jej racja jest najważniejsza. Nie powiem, bym ją lubiła.
„I choć faktycznie mieli o wiele mniej praktycznych ćwiczeń niż wcześniej” – wcześniej wspominali, że mieli głównie teorię i zaczęli zaklęcia niewerbalne, więc to zdanie jest bez sensu.
ROZDZIAŁ XX
„może być niewielka liczba studentów” – czas Ci się zmienił.
Tak czekam na rozwiązanie wątku Blanki i tych dziwnych szkoleń w Ministerstwie, czekam i czekam, i się doczekać nie mogę.
„stwierdziła, stwierdziła w końcu” – powtórzenie.
„W jego głosie było tyle złości, że to nie James, ile nadziei, że to już koniec” – całkowicie nie rozumiem tego zdania.
Quidditch to dziwaczny sport, w którym pozwala się graczom ciągnąć przez pięć godzin bez końca mecz, ale w kanonie było gdzieś o tym, że mógł trwać nawet trzy dni, więc co ja się będę czepiać, że to straszne przeciążenie dla organizmu. Chociaż nie, będę – mogli im dać pół godziny na rozgrzanie się, coś ciepłego i przemyślenie strategii! To dalej uczniowie.
ROZDZIAŁ XXI
„Uwaga! Sroga telenowela” – ja wiedziałam, że SSZ pisane jest bardziej dla frajdy niż tak na poważnie, ale teraz już nie wiem, czego się spodziewać. Chyba się boję.
„[Irytek] Zawsze marzył o byciu prawdziwym, budzącym grozę duchem, jak Krwawy Baron, albo chociaż Gruby Mnich, z którego naśmiewał się otwarcie, jednak podskórnie czułby przed nim respekt” – a nie czuł przed nim respekt? Skąd tutaj ten tryb przypuszczający?
Angelina raczej nie zapomni wypomnieć mu tego, że Syriusz ją zwyczajnie wystawił i widzę już głośny koniec tego związku, ale hej! To jeden z dłuższych, jaki przytrafił się Syriuszowi!
ROZDZIAŁ XXII
Wątek Blanki doszedł już do jakiegoś poziomu i na razie pomyślałam tylko o animagii, ale do tego nie potrzebowaliby żadnych eliksirów ani wzmacniaczy. Poza tym animagia została u Ciebie w końcu inaczej rozwiązana, więc porzucam ten tok myślenia. Przynajmniej reakcja dziewczyny jest logiczna, a ona sama pobiegła z tym prost do opiekunki domu, a nie próbowała wszystko rozwiązać na własną rękę.
Poza tym pionowa źrenica kota to nie łezka, a raczej szparka. Chyba nie muszę Ci tłumaczyć, że łezka u dołu jest szersza?
Meadowes zrobiła wrażenie. Dziwne połączenie kolorów, a jednak zrobiła wrażenie.
„ty biała twarz!” – a nie blada twarzy? Właściwie to nie wiem, bo to niby ironicznie miało zabrzmieć, ale z odmianą brzmi lepiej.
No tak, bo to oczywiste, że gdy widzisz psa w wieży, to stwierdzasz, że się zgubił. To jest naprawdę, naprawdę abstrakcyjne.
ROZDZIAŁ XXIII
„Blanka wyjęła z torby jabłko, najwyraźniej pełniącego funkcję śniadania, na które zaspała” – pełniące, zła odmiana. Często Ci się to zdarza i to kwestia roztrzepania. Wiadomo, że autor widzi mniej błędów, bo tak jakby „zna tekst na pamięć”, co znaczy mniej więcej tyle, że nie wczytuje się w każde słowo, a brnie tokiem myślowym, który odtwarza. Na tego typu błędy pomaga długie leżakowanie tekstu, ponieważ powoli „zapominamy go” lub naprawdę powolne i uważne czytanie, chociaż żaden tych sposobów nie gwarantuje, że tekst będzie bez skazy.
W jednym akapicie piszesz nazwę gazety kursywą, a w drugim o tym zapominasz. Gapiostwo, jak nic.
„Dziś rano pochlał się nawet z Jamesem” – co zrobił z Jamesem? Nawet sprawdziłam na stronie PWN-u, czy jest takie wyrażenie, jak „pochlać się z kimś”, ale widać musi być to jakaś trudna do wyłapania literówka.
„vingadrium leviosa” – wingardium.
Okazało się, że bonusy są trzy, a nie dwa, jak się spodziewałam...
JA, IRMA PINCE...
Nie wierz w to, co wypisują na HPWiki. Szukaj wszelkich informacji na Leksykonie, nawet jeżeli jest po angielsku.
Powiem Ci, że szkoda, że wątek Irmy nie jest wciągnięty w główną oś opowiadania, ponieważ ona jest naprawdę urocza postacią, która wie, co robi źle i zdaje sobie z tego sprawę, że nie umie inaczej. To takie prawdziwe w niej, chociaż też okropnie zabawne, bo to w końcu typowa, zakochana małolata. Z tym że całkiem to wypiera, a jej przemyślenia dodają komizmu sytuacji.
Podoba mi się wzmianka o tym, że Huncwoci nie od początku byli sławni (w złym sensie) i że Syriusz na początku to tylko naprawdę ładny chłopiec, a później zrobił takie bum w seksi ciacho. Niby niewiele, ale dobrze zaakcentowane.
TEGO NIE BYŁO
A mogłoby być. W końcu to tylko wzmianka, a Irma zyskała moją sympatię.
PRZEPIS NA ZMARNOWANIE DNIA WEDŁUG IRMY PINCE
Jeden pieprzyk, a ile nieszczęścia z tego wyszło. Naprawdę, doprowadź do konfrontacji Irma-Syriusz, a będzie to strzał w dziesiątkę. W końcu to nie musi być jakiś rozbudowany wątek, ale miło byłoby, gdyby w ogóle został poruszony.
Przeczytałam wszystko, co chciałam przeczytać, więc czas by przejść do podsumowania całej oceny. Zaczniemy oczywiście od kreacji bohaterów, którą skrócę do głównych bohaterów, a reszta zostanie potraktowana dość ogólnie, ponieważ przewija się naprawdę wiele postaci, a nie wszystkie są ważne (niektóre pojawiły się tylko raz i to głównie po to, by kogoś obgadać).
Na pierwszy rzut pójdzie Amelia i będę starała się to zrobić alfabetycznie. Zobaczymy, jaki będzie efekt końcowy.
AMELIA BELLAMY jest, jak to trafnie określiła Lily, nudna. Jest też dziwnie skonstruowana. Wydawać by się mogło, że to dość cicha i uprzejma, taka miła dziewczyna z sąsiedztwa, ale przy Syriuszu to jakoś ginie i zachowuje się jak inna osoba. Nie było to nijak uargumentowane, więc nie wiem, jak się do tego odnieść, skoro relacje między innymi bohaterami zostały jasno nakreślone. Przyznaję jej jednak rację w kłótni z Blanką, ponieważ to nie ulega wątpliwości, że przyjaciółki się tak nie zachowują, ale dalej wydaje mi się... blada i niezbyt jasno określona na tle innych. Nawet Remus jest bardziej wyrazisty, chociaż oboje mają spokojne charaktery. Amelia czasami zachowuje się tak, jakby miała nerwicę. No i ta sytuacja z Larrym – to oczywiste, że on do niej zarywa i ona o tym wie. Skoro jej się to nie podoba, dlaczego w ogóle mu na to pozwala? To sprawia tylko, że szkoda Larry'ego, a jej chciałby się człowiek pozbyć. Jak go nie chce, niech mu o tym powie.
Kolejnym bohaterem jest SYRIUSZ BLACK, który od samego początku do samego końca pozostaje najbardziej kanoniczną i przemyślaną postacią. Syriusz jest jaki jest – w głowie mu żarty i oglądanie się za dziewczynami – tyle że u Ciebie nie jest to jego główne zajęcie. Na pierwszym miejscu są przyjaciele i to relacje z nimi sprawiają, że Black to naprawdę dobrze wykreowana postać. Oczywiście, przyczepię się do tego, że jego relacje z Blanką i Tatianą mają więcej czasu antenowego niż te z Jamesem czy Remusem, a jakichkolwiek powiązań z bratem NIE MA, chociaż Reg się w końcu za nim wstawił i przejął tym, że ojca poniosło. Niestety, ten wątek odpuściłaś. Syriusz uciekł z domu, więc automatycznie nie są już braćmi. Oczywiście, więcej jest dobrych cech, które przeważają w jego kreacji, ale, niestety, nie jest idealny. A mógłby być. No i tamta wzmianka z diastemą, która mnie urzekła, bo przecież nikt nie spodziewa się po takim lekkoduchu, że mógłby używać jakiegoś bardziej skomplikowanego słownictwa, a jednak. Mam wrażenie, że Syriusz czasami wstydzi się swoich arystokratycznych korzeni i kreuje się na głupszego, niż jest w rzeczywistości.
Za to TATIANA DOMAGAROW jest najlepszą żeńską postacią, jaką stworzyłaś (i to nie tylko z autorskich bohaterów). Ma swoje problemy, wątpliwości, kogoś lubi bardziej lub mniej i nawet z tą wrodzoną dziecinnością nie jest uciążliwa. To taka dziewczyna, którą się lubi i docenia w niej to, że też się smuci, a rozwiązania swoich smutków szuka tam, gdzie normalny człowiek, a nie bohater literacki (patrz: Przyjście do dormitorium Matta). Relacja jej i Syriusza to największy atut opowiadania, ponieważ jest lekko zabawna i prawdziwa, i po prostu przyjacielska, ponieważ ani ona nie myśli o nim tak, jak Irma, ani on o niej. Może się wydawać, że na Krukonkę się wcale nie nadaje, ale jest właśnie inaczej – potrafi dzielić informacje i pomaga zawsze wtedy, kiedy ktoś ją o to prosi, a przy tym nie zachowuje się tak, jakby nie istniał świat poza książkami. Wielki plus za nią.
Tak dobrze już nie jest z LILY EVANS, a raczej jest już źle. Nawet jeżeli jej nie lubię, widzę, że się motasz w jej postaci. Bo czego Lily właściwie chce (oprócz wmówienia Blance, że jest wiedźmą)? I tutaj nie chodzi mi o to, że ona jako ona ma jakieś dziwne myśli – jej wszystkie zagrania nie są jednoznaczne. Niby chce z kimś pogadać, ale zamiast nawiązać jakąś normalną więź z Amelią lub Blanką, gdy miała okazję, wymienia tylko ich wady. No na tym się przyjaźni nie buduje. Jest bardzo niestała, niemiła (nie oszukujmy się, nawet taktem nie grzeszy) i do tego ma tak wygórowane ego, że nie umie nawet przeprosić i za wszelką cenę musi postawić na swoim (patrz: Blanka i profesor Wilde). Zdecydowanie jedna z gorszych postaci pierwszoplanowych. A wątek jej i Severusa poszedł się gonić.
LAWRENCE „LARRY” GOLDEN jest za to ciężki do określenia (kiedyś bywało go więcej. No i sam fakt, że jego pełne imię pada raz, daje wiele do myślenia). Jasne, podoba mu się Amelia, ale nie jest zdecydowany, by wyznać jej to, co czuje. No i to jego główna wada, ponieważ poza tym ma mnóstwo zalet, a największa to ta, że jak na Prefekta Naczelnego, ogólnie jak na Prefekta (w porównaniu z Lily i Remusem), nie ma kijka w tyłku, lubi czasem złamać regulamin, by się zabawić z przyjaciółmi, wykorzystuje swoją funkcję dla ważnych dla niego osób i widać, że reguły i system są mało ważne, gdy na przód wysuwają się przyjaciele. To jego największy atut – być człowiekiem pomimo odznaki, co w większości opowiadań się nie sprawdza.
Czeka mnie teraz najgorsza (dla mnie) postać, którą jest BLANKA HEWSON, ponieważ jest to człowiek bardzo, ale to bardzo nieprzyjemny w odbiorze. To nie tak, że Blanka jest niekonsekwentna, bo jest. Czasem wykazuje się nawet taktem i sympatią, ale to się trafia raz na dziesięć rozdziałów, ale jest. Niestety, gdy mówimy o jej typowym charakterze, całkowicie tracę do niej jakąkolwiek sympatię. Widzisz, ciężko mi stwierdzić, za co oni ją właściwie lubią, ponieważ ani ona miła, ani przyjacielska (fragment z Amelią to pogrzebał), ani specjalnie dojrzała (wpadła w ruchomy stopień i się obraziła, pannica), więc moje pytanie nasuwa się samo – co w niej jest takiego, że oni ją lubią, kiedy ona nawet nie dba o ich uczucia? Uważa, że to jej życie i nikt nie będzie jej wchodził w nie z butami, ale strasznie to wyolbrzymia, nie ukrywajmy. Nie rozróżnia troski od wpychania nosa w nie swoje sprawy. Totalnie do mnie nie trafia ta postać, chociaż prowadzisz ją naprawdę konsekwentnie. Ja jej po prostu nie lubię.
I nawet REMUS LUPIN mnie nie przekonuje, ponieważ jest jedną z tych postaci potraktowanych po macoszemu, ale dalej w pierwszej dziesiątce. On jest bardzo, ale to bardzo wycofany i niezdecydowany, ale nie w takim sensie, co Larry – on po prostu woli czegoś nie robić i się wycofuje (patrz: płacząca Amelia). Oprócz jednej sprawy z animagią, praktycznie nie widać więzi między nim a Huncwotami. Nie jest nawet głosem rozsądku. Jego po prostu nie ma. Co jest przykre, bo mogłabyś poświęcić mu trochę więcej czasu antenowego. Remus ma określony charakter, ale ginie w plątaninie bohaterów, nie ukrywajmy.
Za to przy MATTHEW MULLENIE sprawa ma się inaczej, bo jego też dużo nie ma, ale jest tak wyrazisty i tak wspaniały ze swoimi archaicznymi wstawkami, że aż przyjemnie o nim czytać. To bohater dziwaczny, czasami niezrozumiały, ale prowadzisz go tak konsekwentnie, że nie dziwi mnie ani jedno jego zachowanie. Co więcej, widząc samo jego imię, wiem, że to będzie dobry wątek, ponieważ z nim nie ma nieudanych. Nawet Blanka przy nim zyskuje. A on i Tatiana są do siebie idealnie dobrani, nieważne, czy jako przyjaciele czy para. Bardzo, ale to bardzo dobry bohater i nie ma co w nim mieszać.
Nawet PETER PETTIGREW jest dobrym bohaterem. Naprawdę lubię Twojego Petera, co przecież nie powinno mieć miejsca, to parszywy zdrajca w końcu. Ale nie, Twój Peter to nieśmiały, bo nieśmiały chłopak, jednak mający swoje zdanie, który nie jąka się przy Syriuszu, a nawet mu czasami coś wypomni (patrz: urodziny Angeliny) i tylko wątek o jego miłości, który zniknął, mnie martwi. Poza tym tylko go więcej, bo to zawsze jakiś inny punkt widzenia. I Peter jest chyba jedyną postacią, która otwarcie (w sensie do czytelnika) przyznała, że nie lubi Blanki.
No i JAMES POTTER. Od razu powiem, że nie jest źle wykreowany. Jego po prostu nie ma. Jest go tyle co Remusa, a nawet mniej i nic nie jest wyjaśnione. Niby nie kocha Lidii, ale z nią jest. Niby mu nadal zależy na Lily, ale to tylko wiadomość pozostawiona w eterze. Bardzo mało o nim wiem i co ja mam więcej napisać? Jego trzeba po prostu rozwinąć i to na gwałt wręcz.
Tutaj kończą się już głowni bohaterowie, a pojawiają się ci zepchnięci na drugi plan, jak JOHN EMMILLIAS, który ma wieki potencjał (nawet w związku z Blanką, a może właśnie dlatego), ale po prostu nie jest w gronie znajomych i kreuje się go (z punktu widzenia Blacka) na dupka, chociaż to nieprawda. Jego siostra RÓŻA była kilka razy wspomniana, jednak nie na tyle, by coś o niej powiedzieć, o TONYM to już w ogóle nic, kompletne zero, jeden fragment razem z tamtą obściskującą się parą.
Zastanawia mnie, czemu tworzysz tyle nadprogramowych postaci zamiast wykorzystać te, które już liznęłaś (np. Regulus. Nawet Angelina. Zaniedbana zupełnie. Myślałam, że jest głupiutko zakochana, a okazało się, że to nieprawda). Tylko do EDWINA wróciłaś i to po to, by Lily nie umiała się przy nim wysłowić. Nie wiem, czy produkowanie tylu bohaterów jest dobrym pomysłem – a właściwie wiem, że nie jest – więc przemyśl to bardziej dokładnie.
I pokończ ich prywatne wątki, bo od czasu, gdy DOREA biadoliła, że to jej ostatnie spotkanie z synem, nic więcej nie zostało na ten temat wyjaśnione, a właściwie wydaje się, że magicznie ozdrowiała. Co jest z nią nie tak? LIDIĘ też niesamowicie zaniedbałaś i teraz jest czasem wspominanym tłem. No dobrze, może taka jej rola, ale po co było jej wtedy dawać fragment z POV-em?
O, właśnie, POV-y. Każdy ważny bohater powinien mieć swój POV. Wiesz, kto u Ciebie je ma? Wszyscy. To naprawdę mylące, gdy co rusz pojawia się jakiś nowych bohater, myślisz sobie „dobra, jest jego punkt widzenia, będzie ważny dla fabuły”, a okazuje się, że po chwili znika i jest tylko wspominany. To jest ważny czy nie? Tutaj już całkiem nie ma konsekwencji, piszesz, jak chcesz i kim chcesz (dlatego gdzieś tam Orion się zlał z Syriuszem, a to nie jedyna taka sytuacja. Za szybko skaczesz po bohaterach i niedokładnie to określasz).
Do dialogów nie mam się jak przyczepić, ponieważ wypowiedzi są odpowiednie do charakterów i wychodzi Ci to zgrabnie. Oczywiście plus za Matta, nie zapominajmy o tym. Tylko wiesz, te dywizy. Tak o nich przypominam.
Z fabułą jest już trochę lepiej niż z samymi bohaterami. Masz jakiś pomysł, którego jeszcze nie znam i dążysz do niego krok po kroku, za co Cię mocno pochwalę, ponieważ na to zasługujesz. Gorzej z wątkami pobocznymi, które sobie utworzysz w międzyczasie. Niestety nie wszystkie są zrealizowane (znów wspomnę o Emmie oraz o Lily i Severusie). One nie są jakieś super poważne, bo z tego co zauważyłam, to Syriusz i Blanka to najbardziej główni z głównych bohaterów, ale i tak jest to irytujące.
Nadal też pamiętam fragment, gdzie Larry stał się Mullenem i jest to błąd kardynalny, szczególnie na początku, gdy nie wszystkich jeszcze znamy, a Ty mylisz nazwiska. Było też trochę nielogicznych sytuacji, o których napisałam wyżej, jednak mimo wszystko wiadomo, o co chodzi i wszystko się kupy trzyma. Tylko, na gacie Merlina, pokończ w końcu te wątki, które non stop są owiane tajemnicą (patrz: trening Blanki i Johna), bo jak od kilkunastu rozdziałów czytam o czymś, co nie jest w ogóle określone, to mnie krew zalewa. Tajemnica tajemnicą, ale miejmy umiar.
Ach, i jeszcze czas. Musisz go jakoś mocniej akcentować, bo nawet jeżeli rok szkolny sobie leci, niektóre sytuacje wymagają, określić je w ramach czasowych. Nie każę Ci wypisywać dat, ale raz na jakiś czas akapit o pogodzie w danym miesiącu byłby super. Albo coś jak ta zimowa kurtka Tatiany w motyle.
Świat przedstawiony też jest spójny i logiczny. Właściwie podoba mi się to, że dużo w nim polityki, chociaż nie widać tego na pierwszy rzut oka, a bohaterowie dochodzą do pewnych wniosków nie bezpodstawnie. Och, i różnorodność kulturowa! To jest wspaniałe.
I tak doszłyśmy do poprawności, która pozostawia wiele do życzenia. Widzisz, trafiło się kilka zdań-zagadek, których dalej nie mogę rozszyfrować, ale to pikuś przy wtrąceniach, ponieważ raz są, raz ich nie wyodrębniasz i właściwie nie wiem, czy wiesz, jak się je stawia, czy nie? Wtrącenie to inaczej informacja poboczna. To bardzo proste, gdy czytasz takie zdanie jeszcze raz. Jest główna oś zdania (Ania wyszła z psem na spacer), a wtrącenie ma na celu rozwinięcie niektórych informacji (Ania wyszła z psem, złotym labradorem o imieniu Rex, na spacer) lub dodanie czegoś, co uważasz za ważne (jakichś emocji bohaterów, ich krótkich przemyśleń, co tam chcesz). Ważne, by przy pisaniu takich zdań wiedzieć, co jest informacją główną, a co poboczną (najczęściej bez pobocznej zdanie dalej brzmi dobrze). No i oddziela się je przecinkami z obydwu stron.
Nagminnie też nie oddzielasz epitetów od siebie przecinkami. Jeżeli już wyliczasz, jakie coś jest, to robisz to po przecinku. Prawdopodobnie to gapiostwo, ale zdarzało się nagminnie. Ala była taka, taka i taka. Przecinek, przecinek, przecinek.
Było też stosunkowo dużo powtórzeń. Czasem mnóstwo „być” w jednym akapicie, a kiedy indziej zwyczajnie powieliłaś wyrazy obok siebie. Musisz naprawdę dokładnie czytać rozdział przed publikacją lub znaleźć sobie betę, jeżeli umykają Ci takie rzeczy lub masz z nimi problem, ale dobra beta i tak każe Ci nad tym poćwiczyć. I wtedy może usuniesz tę chmarę literówek, które są zwyczajnie irytujące.
I to, co też mocno kuleje, to szyki zdań. Język polski jest fleksyjny, owszem, jednak nadużywasz tego i wychodzą pierdoły typu „czajnik pomyślał”. Może czasem, zamiast kombinować z długimi zdaniami, podzielisz je na kilka krótszych? Trzeba kombinować. Nikt się pisarzem nie urodził, ale wszystko da się wypracować (lub obejść).
Podsumowując, Spotkamy się znów jest kawałkiem dobrego farfocla, który czytałam z przyjemnością (nawet pod presją czasu). Irytowałam się, śmiałam, denerwowałam i uśmiechałam do monitora, a to chyba najważniejsze – twój tekst wywołuje emocje. Nawet jeżeli nie nazywasz go poważną pisaniną, jest to coś wartościowego, co musisz jeszcze doszlifować. I w końcu dojść do zamierzonego wątku, tak? Bo to nadal jest życie rodziców tej głównej bohaterki, co zrozumiałam z początku.
Postawię Ci CZTERY (bo to naprawdę dobry blog) z ogromnym minusem (za te uciekające wątki, błędy i nazwisko Larry'ego) i mam nadzieję, że w przyszłości będzie to już pięć.
Pozdrawiam, Niah.
Gify sponsorowane przez Tumblra.
"To jak ona w końc myśli?" :].
OdpowiedzUsuńDzięki :D
UsuńPozdrawiam, Niah.
Mam pytanie do administratora lub innej osoby czuwającej nad tym: czy prowadzicie rekrutacje?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że prowadzimy :) Od 1 września będzie wielki remont na blogu (już powoli niektóre rzeczy się zmieniają), ale chętne osoby zawsze są mile widziane. Po więcej pytań zapraszam na wspolnymisilamifuzja@gmail.com a w tytule tematu wpisz Rektutacja.
UsuńPozdrawiam, Niah.
Tytuł tematu zrobił mi dzień. <3 Niahuś <3
UsuńOj, Daff :D ♥
UsuńPozdrawiam, Niah.
Nie wiem, czy odnotowałaś ostatnio na swojej podstronie skok frekwencji? To byłam ja. I moje ciągłe zaglądanie w ramkę z informacją, na jakim etapie jesteś. Kiedy w środę zobaczyłam 23/23 zamknęłam się w sobie. Ze strachu.
OdpowiedzUsuń: D
Wątek szkolenia Blanki i Johna miał się rozwiązać z końcem roku szkolnego, czyli już tuż-tuż. Wieeemm, jakis czas temu dotarło do mnie, że za długo się to ciągnie. Ale nie byłam tak mądra, kiedy planowałam fabułę.
Trochę inaczej ma się sprawa z Doreą, tu biję się w pierś. Kiedy ją wprowadziłam, zamierzałam rozprawić się z nią na przestrzeni kilku rozdziałów, ale potem trafiłam na wypowiedź Syriusza o niej, z której wynikało, że moje plany względem niej są totalnie niekanoniczne. Nie bardzo miałam jak to wszystko przerobić, a rozwiązanie, które przyszło mi do głowy, wymagało odłożenia tego w czasie. I wiem, że to mało prawdopodobnie zabrzmi, ale miałam w planach ruszyć Doreę w ciągu dwóch najbliższych rozdziałów.
Mała scena dla Irmy i Syriusza również była w przygotowaniach. Maleństwo, dosłownie. Ale chciałam jakoś ją zaakcentować, zanim odejdzie z Hogwartu. I cieszę się bardzo, że Irma przypadła Ci do gustu. Chciałam, żeby była małym urozmaiceniem, takim przyjemnym rysunkiem na marginesie.
Peter… no cóż. Nie zapomniałam o nim. Ale masz rację, traktowałam po macoszemu i rezygnowałam z jego fragmentów z wielu różnych względów. Choć pomysł, by zainteresować jego zauroczeniem Syriusza brzmi bardzo ciekawie i przyznaję, że korci mnie teraz, by tego pomysłu użyć. Ale z drugiej strony, Black interesujący się marnymi perypetiami miłosnymi Petera wymaga odpowiedniej aranżacji – chyba nie przyszłoby mu to samo z siebie. Bo tak sobie myślę, że Black pomimo całej swojej paplaniny o przyjaźni, też traktował Petera po macoszemu. Pamiętne „przestań już, Rogaczu, bo Glizdogon się zaraz posika z podniecenia” – czy jakoś tak. Pomyślę nad tym jeszcze.
Z całej oceny najbardziej, ale to najaaardziej, ucieszyła mnie Twoja opinia o Syriuszu. Kocham tego bohatera, mam o nim bardzo konkretne wyobrażenie i wykreowanie go było dla mnie nie tylko priorytetem, ale chyba też najtrudniejszym zadaniem. Strasznie się bałam, że go popsuję. Zawsze wyobrażałam go sobie jako bardzo złożoną postać z okropnie ciężkim charakterem. I masz rację co do tego kreowania się na głupszego niż w rzeczywistości – tak zawsze go widziałam. Jakooo… wielowarstwowego. Jak ogry i cebula.
W ogóle Syriusz, Tatiana i Blanka to dla mnie (może nie powinnam tego przyznawać otwarcie?) najważniejsi bohaterowie. Cieszy mnie Twoja opinia o nich, jako o bohaterach przemyślanych i nieźle skonstruowanych. Zdaję sobie sprawę z tego, że Blanka jest ciężka do lubienia, ale potrzebuję takiej postaci do dalszych wydarzeń. Mam nadzieję, że mimo wszystko jakoś da się przełknąć ilość żółci, jaką ze sobą wnosi do opowiadania.
Z kolei szkoda, że nie udało mi się Ciebie przekonać do Lily. Ona w zamierzeniu też ma ciężki charakter, poplątany i zgoła inny od tego cukierkowego wizerunku pani prefekt, jaki jej się często przypinało. Jest… pogmatwana i sama ze sobą sobie nie radzi. Ostatnio tak sobie pomyślałam, że ze wszystkich bohaterów najbardziej podobny jest do mnie Matt i… ona właśnie. Słabo, co? Też jej nie lubię.
W sumie Matt nazywa się Mullen, a nie Mulson, ale… on by się nie obraził.
Tym czymś przed liebsterem jest filmik z yt. Woodkid – I love you. Znasz? Jakoś kojarzy mi się z Irmą. O ile nie lubię, jak ktoś mnie zawala linkami w rozdziałach, o tyle myślę, że dzielenie się nimi w osobnych podstronach jest ok. Niech ludzie wiedzo wszem i wobec, jak świetny gust muzyczny ma Megalomanka. A tak abstrahując, nie wiem czy kojarzysz Muse – Dead Inside? NO TAK MI SIĘ KOJARZY od dnia premiery z Syriuszem i tym, co dla niego zaplanowałam, że ojej. Czyli bardzo. Nie wiem, czemu o tym mówię. Nieważne.
UsuńI skoro już jesteśmy przy muzyce: Marsi – lubiłam ich, bardzo lubiłam. A potem poszłam na koncert w Łodzi.
I nie,nie chodzi o Łódź. ; ]
Od jakiegoś czasu wiem już o dywizach, ktoś mnie oświecił w komentarzu. Ostatnie rozdziały pisałam, pilnując się co do pauz, ale nie było kiedy przerobić starych odcinków. I wiem też o moich powtórzeniach „być”, ale jakoś sobie z tym nie radzę : ( Ćwiczę nad tym, ale nie mogę znaleźć złotego środka pomiędzy ominięciem powtórzeń i jednocześnie w miarę lekkim zapisem. Tzn… nie to, żebym tego nie tępiła. Jak coś zauważę, od razu poprawiam, ale jednak wciąż za wiele przeoczam.
Ciężko mi się odnieść do wszystkich uwag tak w komentarzu, tu też łatwo coś przeoczyć. Ze wszystkiego chciałabym się jeszcze jakoś wytłumaczyć (James np.),ale to chyba nie ma sensu. Przeczytałam wszystko uważnie, wezmę sobie to do serca i postaram się już więcej nie grzeszyć.
Bardzo, ale to baaardzo,dziękuję za poświęcony Spotkaniu czas. Naprawdę,doceniam!
Tak myślałam, że ta rameczka to dobry pomysł, ponieważ nikt nie zasypuje mnie pytaniami „a kiedy będzie ocena? A ile już przeczytałaś? A coś tam?” Staram się ją w miarę często odświeżać, by było widać postęp pracy.
UsuńMoże jak się to czyta na bieżąco to tak nie rzuca się w oczy, ale gdy ja chłonęłam wszystko hurtem, uderzyło mnie to, że to się zwyczajnie ciągnie ;) Jak już pisałam, nie każdy urodził się pisarzem i niektóre rzeczy się nabywa z wiekiem.
Tak to jest przy kanonicznych tekstach, że starasz się tworzyć jeszcze na boku własną fabułę i bum, nie zgadza się z oryginałem :D
Będę czekała na scenę z Irmą. Pince podbiła moje serce. ♥
Wszyscy zawsze traktują Petera po macoszemu, ponieważ wszyscy wiedzą, że w przyszłości będzie podłym zdrajcą i nie umieją tego przeboleć. Ale Twój Peter jest naprawdę dobry, więc dbaj o niego!
Więc powiem to jeszcze raz – wielkie brawa za Syriusza, naprawdę Ci się udał i jest tak wielowarstwowy jak chciałaś :D
(Porównanie Syriusza ze Shrekiem, ómarłam xD)
No właśnie Blanka ma to do siebie, że jest bardzo wyrazista, ale na pewno nie do lubienia. W przeciwieństwie do Syriusza i Tatiany, bo to bardzo przyjemne postacie. Poza tym, widać kogo jest najwięcej, więc łatwo się domyśleć, kto tutaj jest faworyzowany.
Bo wiesz, ona mówi jedno, robi drugie i w normalnym życiu to ja bym nią potrząsnęła i powiedziała, by się ogarnęła. Bo Lily musi się ogarnąć, by mnie przekonać do siebie ;)
@Mulson – to była jakaś zaćma umysłu... Tylko skąd ten Mulson?
A, no to Flash jak zwykle poszedł w krzaki, gdy był potrzebny :D Sprawdzę sobie na YT.
Nigdy nie byłam na koncercie Marsów, więc nie wiem, co przeżyłaś :<
Trzeba dużo ćwiczyć lub dużo czytać i podłapywać zdanka od innych, by z tego szybko wybrnąć. Właściwie ciężko jest tutaj znaleźć jakiś uniwersalny sposób, który pomoże każdemu.
Cieszę się, że ocena była pomocna! I jak się już pewnie domyśliłaś, do Spotkania wrócę ;) Ale już jako stały czytelnik.
Pozdrawiam, Niah.