Adres: morphine for deer
Autorka: antler
Tematyka: pamiętnik
1. Pierwsze wrażenie
Wchodzę na blog właściwie bez większych obaw; przyznam, że jego tytuł mnie zaciekawił. Belka nie mówi nam o blogu absolutnie niczego i niepokoi mnie to, że jest po angielsku. Lubię ten język, jednak uważam, że w polskim mamy równie dużo ciekawych, krótkich sentencji. Mimo to pierwsze wrażenie pozytywne. Bardzo podoba mi się, że zadbałaś o favikonę. Swoją drogą, jest bardzo ładna.
Nic nie kłuje w oczy, panuje spokój. Od razu jednak zauważyłam, że stosujesz dużo angielszczyzny. Jestem w stanie Ci to wybaczyć, bo zdaje się, że to różne cytaty. Przynajmniej większość.
Punkty: 5/5
2.
Szata graficzna i zakładki, ramki, dodatki
Prostota.
Czyli to, co sprawdza się praktycznie zawsze. Szablon od razu mi się
spodobał, nie rzuca się w oczy, kolory są łagodne. Współgrają
ze sobą. Nic tutaj nie krzyczy „nie patrz na posty, patrz na
mnie!!”, duży plus. Widzę, że kolorystykę zaczerpnęłaś ze
strony zajmującej się tym tematem. Fajnie, że przykładasz
do tego wagę. Obrazek też
współgra z całą resztą, umiejscowiłaś go tak, że jest
subtelną ozdobą całości.
Kolejna
ważna rzecz to menu. Nie trzeba przekopywać się przez masę
niepotrzebnych zakładek. Lubię Twój minimalizm. Jest jednak
pewna wada. Menu w żaden sposób się nie wyróżnia, łatwo więc
je pominąć mimo „strategicznego” położenia. To dlatego,
że znajduje się tuż nad
postami i nie otacza go żadna ramka. Ja, na przykład, nie
zawiesiłam na nim wzroku na więcej niż sekundę. Od razu zjechałam
na posty. To kolumna tekstu, a większa czcionka niewiele daje. W
końcu tytuły postów też są większe. Dopiero po chwili
zastanowiłam się: a gdzie menu? Nie szukałam długo, ale
zorientowanie się, gdzie jest, wymaga uwagi.
Przyjemna,
wyróżniająca się czcionka tytułów. Podoba mi się zaakcentowane
„czytaj dalej”, a nie upchnięte tak, że właściwie czytelnik
nie wie, że ma przed sobą dłuższy tekst, tylko ukryty.
Co
do dodatków. Straaaasznie nie lubię archiwum. Ciężko się w nim
odnaleźć, szukanie posta według daty jest dla
mnie koszmarem. Naprawdę, to jeden
z najgłupszych gadżetów na tej witrynie. Trzeba rozwijać po kolei
wszystkie miesiące, lata, a jak ktoś pisze wyjątkowo dużo –
pojawia nam się wielka ściana tekstu, bardzo nieczytelna. To
niewygodne. Może powinnaś pomyśleć o jakimś innym rozwiązaniu.
Jeśli jednak nie czujesz się zbyt dobrze
w css i html, to oczywiście nie musisz tego robić. Musiałabyś
trochę popracować, patrząc na liczbę postów.
No
i fajnie, że dzielisz się z czytelnikami tym, co sama aktualnie
czytasz. Wspólne lektury zawsze zbliżają ludzi!
To,
co wcześniej. Brak przesady w całości bardzo mi się podoba. Plus
za to, że umieściłaś na głównej stronie źródła.
Punkty:
9/10
3.
Treść
Przechodzimy
do treści. Od razu zaznaczam, że to będzie czysto techniczna
ocena. Jak zwykle, nie będę się odwoływać do Twoich poglądów
ani krytykować Twojego postępowania, bo to pamiętnik. Wybiorę
sobie parę postów, po trzy z każdego roku.
Jeden
W
zasadzie do niewielu rzeczy w tym poście mogłabym się przyczepić.
„Zmiana jest podstawą do ambicji,
chęci nakierowania dotychczasowego życia
w odpowiednim kierunku, który powiedzie do realizacji marzeń
i oczekiwań”. Wrzuciłaś niepotrzebny przyimek. A teraz
przeczytaj dokładnie to zdanie. Po pierwsze, powtórzenie; po
drugie, brak logiki. Nakierowuje się zawsze na jakiś kierunek. No i
właśnie: nakierowuje się na. Nie w. Skierować
w odpowiednią stronę, na przykład. Nakierować na
odpowiednie tory. Daje się to zastąpić.
Piszesz
bardzo długie zdania.
Powinnaś trochę uprościć styl, bo trudno czyta się tekst
składający się z prawie samych zdań wielokrotnie złożonych.
Zwłaszcza gdy stosujesz w nich dużo środków stylistycznych.
Pięć
Brak
błędów. Popatrz, w tej notce piszesz prościej. Nie robisz tak
zaplątanych zdań. I jest miód!
Siedem
„Bo
przecież nie będę jak osioł siedzieć przed ekranem i
aktualizować co chwilę strony, trzeba
się umyć,
zjeść śniadanie, prysznic
wziąć”.
A to nie oznacza mniej więcej tego samego?
„Jednak
dostałam się, trafiłam w grono trzydziestki wybrańców,
trzydziestu kujonów, którym marzą się kierunki związane z
biologią i chemią, dwadzieścia sześć nowych twarzy”. To
spokojnie mogło być następne zdanie. Off-topic. Piszesz
wpierw o tym, że się dostałaś, że jesteś jedną z trzydziestu
osób... a potem ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakujesz z
dwudziestoma sześcioma nowymi twarzami.
„W
tym czasie przewinęło się kilka osób sprawdzających listy
przyjętych, którzy odchodząc
z zawiedzioną miną,
łypali wrogo na mnie spod oka”. Wtrącenie, w którym zabrakło
pierwszego przecinka.
„Chyba
powinno mi być przykro, nie wiem, wyrazić
choćby wzrokiem współczucie,
odrobinę empatii, jednak zamiast tego cieszyłam się w duchu, że
nie jestem na ich miejscu, może zbyt dumnie podnosząc przy tym
podbródek”. Powinnam przed wyrazić
(...).
W poprzedniej części zdania inaczej odmieniłaś to słowo i
dlatego nie pasuje do następnego jego fragmentu, bo nic w nim nie
wskazuje na podmiot.
„Za
to z zupełną dezaprobatą spotkały się ze mną przedmioty,[bez
przecinka] takie
jak nauka o kulturze”. Przecinek wkradł Ci się w miejscu, gdzie
być go nie powinno. Tak, to ten maluszek zaznaczony na czerwono.
Ponadto nie jestem pewna, czy przedmioty wyrażające
dezaprobatę to taki specjalny zabieg, czy to wina przestawienia
szyku w zdaniu.
„Nie
uczyłam się jej od marca, a tu mnie tak ciągnie,[bez
przecinka] jak
głodnego do chleba”. No i znów: po cóż tutaj ten przecinek?
Dziesięć
„Odkrywając
nagle w pokoju zakurzony już nieco pokrowiec, wyciągnęłam gitarę,
kiedy to odpadł mi stroik od główki i rozleciał na części”.
Co...? No dobrze, po kolei. Najpierw odkryłaś pokrowiec, a potem
wyciągnęłaś gitarę, tak? Chyba że zrobiłaś to w jednej
chwili, w co wątpię. Jeśli gitara była w pokrowcu, to mogłaś
użyć imiesłowu przysłówkowego uprzedniego. Mogłaś też
napisać, że wyciągnęłaś
z niego gitarę.
Następnie piszesz (...)
kiedy to odpadł mi stroik od główki (...).
Z tego wynika, że gitarę wyciągnęłaś w chwilę po tym, jak
stroik odpadł. Dalej, (...)
i rozleciał na części.
Zjadłaś się.
Musisz pamiętać o tym zaimku, niby taki malutki, ale wiele zmienia.
„Ruszyłam
tyłek do otworzonego niedaleko mnie nowego sklepu muzycznego, by
pobłagać o naprawę bądź w
ostateczności kupić
nowy”. Czerwona część jest wtrąceniem; czegoś brakuje,
zgadnij, czego?
Muszę
przyznać, że przy tej historii się uśmiechnęłam!
„Powróciłam
do gitary, gdy uświadomiłam sobie, że tak naprawdę wcale nie
umiem na niej grać (wszak stosowanie takiego samego bicia do
wszystkich piosenek grą nie jest), przy okazji oglądania
różnorodnych tutoriali na jutjubie”. Stąd wynika, że
postanowiłaś powrócić do gry, gdy uświadomiłaś sobie, że nie
umiesz do końca grać. Przypuszczam, że nie o to chodziło. Taki
efekt uzyskałabyś pisząc gdy
nagle.
Dalszej części za bardzo nie rozumiem. Co przy okazji oglądania
różnorodnych tutoriali na Youtubie? Że tak sobie z angielska
zagadam, it doesn't make sense. Mam na myśli to, że nie da się
zrozumieć, czy do instrumentu powróciłaś wtedy, gdy zdałaś
sobie sprawę z braku swoich umiejętności, czy przy okazji
oglądania filmików?
„Przez
przypadek znalazłam guru, nowego, wspaniałego nauczyciela, dzięki
któremu poszerzę swój repertuar o całą masę kultowych
piosenek,[bez
przecinka] i
jak przejdę przez wszystkie odcinki jego programu, wtedy powiem, że
umiem grać”. Znów... przecinek.
Piętnaście
„Budzę
się rano pod ciepłą kołdrą, po wykonaniu każdej porannej
czynności wracając do niej i zastanawiając się, czy rzeczywiście
jest sens gdziekolwiek wychodzić, czy może lepiej zostać pod
kocykiem i spać”. Czytając to pierwszy raz pomyślałam, że
wracasz znowu i znowu do każdej czynności porannej.
„Chociaż
nieważne, ile razy przejrzę fizykę - jest to dla mnie czarna magia
(...)”. Wyrzuć chociaż.
W
tej notce jednak wyjątkowo dobrze.
Dwadzieścia
„Kredki
przyszły, a wraz z nimi refleksja nad ewolucją swych zainteresowań,
swego dotychczasowego życia. Wszak jeszcze parę miesięcy temu
deklarowałam, że nigdy nie będę kolorować swych prac, że jedyną
słuszną barwą
jest grafit ołówka i czerń tuszu”.
W drugim zdaniu mogłoby być po prostu swoich.
A teraz sobie wyliczymy. Jeden – grafit ołówka, dwa – czerń
tuszu. Czyli jedynymi
słusznymi barwami są.
„Zaczęłam
brnąć po ścieżce swej artystycznej kariery, aż jej genezą
okazywał się być etap, który jak
najbardziej chciałam
wyrzucić z życiorysu - teraz wiem, że nawet te bezsensowne hobby
stały się matrycą dla mojej teraźniejszości; że bez nich nie
osiągnęłabym takiego poziomu kulturalnego, jaki prezentuję
dziś”. Jak
najbardziej to
inaczej oczywiście.
Jeśli się temu przyjrzysz z bliska, to coś tu nie gra, czyż nie?
Ano, wkradł się przysłówek i zmienił znaczenie całego
wyrażenia. Powinnaś też zwrócić uwagę na to, że raz
twierdzisz, że ten etap Twojego życia, o którym chcesz zapomnieć,
to geneza Twojego obecnego życia, a zaraz, że to bezsensowne hobby
(co zresztą dziwne, hobby przecież nie muszą być sensowne i mogą
być zupełnie różne od planów na przyszłość) są jego matrycą.
Trochę się w tym zdaniu pogubiłam, no, ale może po prostu nie
wyłapałam czegoś istotnego.
„Będzie
długo, ale tak być musi”. Ale co?
„Wszystko
zaczęło się chyba jeszcze niewiele przed
szkołą podstawową lub w jej wczesnych latach, kiedy zaczęła
panować ta nieszczęsna moda na czytanie komiksów o pięciu
czarodziejkach (boru, ale mi to ciężko przez usta hm, palce
przeszło)”. Niedługo.
A przed hm przecinek.
„Wydaje
mi się, że taka kolejność jest jak najbardziej prawidłowa”.
Tutaj dobrze użyłaś jak
najbardziej.
„Dzięki
wcześniejszym doświadczeniom,[tutaj] przystosowałam
się, poznałam podstawy, które w miarę czasu ewoluowały w coś
bardziej ambitnego”. Przeeciiiineeek.
„Spodobało
mi się na
tyle,
by kupić własne; nauczyłam się cierpliwości na
tyle,
by móc wysiedzieć trzy godziny nad nakładaniem odcieni na twarz
Mishy Collinsa; nabyłam umiejętności godzenia się z porażką i
poprawy nieudanych fragmentów rysunku”.
Dwadzieścia
trzy
„Za
każdym razem, gdy bywam w
Krakowie, przypomina mi się moje postanowienie o dostaniu się na
Collegium Medicum; (...)”. Bywam oznacza być
co pewien czas w jakimś miejscu,
czyli albo usuniesz za
każdym razem, albo
zmienisz bywam na jestem.
„W
końcu udało mi się wybrać placówkę,
do której pragnę dążyć”.
Wiem, co miałaś na myśli. Ale to nie jest poprawne.
Primo: placówka to zakład,
instytucja pełniąca rolę ośrodka w jakiejś dziedzinie życia,
często filia lub oddział instytucji,
więc w tym przypadku dążyć oznaczałoby
po prostu zdążać, podążać,
czyli iść. A nie dążyć
do celu,
co miałaś na myśli. Secundo: pragnąć i dążyć mają
podobne znaczenia. Nie można zatem pragnąć
dążyć;
albo jedno, albo drugie.
„Obiecano
mi Biologię Villego
na Święta (...)”. Święta małą
literą. No i Biologia w
tym przypadku jest tytułem, więc musisz ująć ją w cudzysłów
bądź wyróżnić kursywą (dziękuję za podpowiedź Skoiastel :)).
„Te
czasy jednak minęły, nie
uczę się,
całymi dniami robię wszystko, tylko się
nie uczę”.
Za dużo „nie uczenia się” w jednym zdaniu. Rozbij to na dwa
zdania, a zamiast powtórzenia będzie epifora.
„Nie
moja wina, że jak mama wchodzi do pokoju,[tutaj] mam
akurat otwarty podręcznik”.
„Wszak kiedyś
muszę coś powtórzyć”. Czytam sobie Twój blog i to, co jest
widoczne natychmiast: masz rozbudowany styl, używasz wielu środków
stylistycznych, ale jednocześnie stosujesz język potoczny.
Stąd wszak w
tym zdaniu jest ni przypiął, ni przyłatał.
„Przy
okazji zdałam sobie sprawę, że jestem pojedynczą
jednostką w
towarzystwie, która nie chodzi na imprezy”. Jednostka, w
znaczeniu, w jakim chciałaś jej użyć, oznacza pojedynczą osobę.
Napisałaś zatem ni mniej, ni więcej jestem
pojedynczą pojedynczą osobą.
Jeśli to miała być hiperbola, nie do końca Ci wyszło, zrobił
się pleonazm (znów ukłon do Skoiastel). Mogłaś to
zastąpić jedyną
osobą.
Dalej, to samo zdanie: (…) nie
ma historii o "urwanych filmach", w Sylwestra poi się
co najwyżej colą, z tytoniem miała do czynienia tylko na podłożu
naukowym.
Całe zdanie lepiej by brzmiało, gdybyś napisała a
z tytoniem,
bo spójnik sugeruje, że wymieniasz już ostatnią z kolei rzecz
bądź czynność. Ponadto użyłaś niepoprawnego cudzysłowu,
polski cudzysłów to znak na dole i na górze, a nie na górze i
górze.
Dwadzieścia
pięć
„History
time, cobyście zrozumieli nieco me położenie,
czy coś”. Moje.
Momentami naprawdę przedobrzasz.
„Kto
nieprzekonany, niech sam spróbuje - i na to nie ma gotowej
odpowiedzi nie mam zdolności, nie mam słuchu”.
Kto jest nieprzekonany.
Trzydzieści
„Nigdy
nie miałam szczególnych uprzedzeń do
własnego ciała, nie przeszkadzały mi żadne defekty, bo
wychodziłam z prostego założenia: są rzeczy, których zmienić
nie można i człowiek nie ma na nie wpływu, jedynie pozostaje mu
pogodzenie się z rzeczywistością”. Z tym, że uprzedzenia to
negatywna ocena dokonana jeszcze przed poznaniem czegoś. Więc
napisałaś, że nigdy szczególnie nie oceniałaś swojego ciała,
wcześniej go nie zobaczywszy.
„Na
nieszczęście jestem jednak ofiarą
alergii, które jako miejsce żerowania wybrały sobie (a miały
przecież tyle możliwości!) skórę”. Bez podstaw jednakujesz.
„Póki
jeszcze była to skóra na nogach, rękach, nie wiem, stopach(?),
było w porządku - w końcu są to części do
ukrycia - lecz,
kiedy jak na złość wylazły
na twarz, wysuszając ją fragmentami na wiór, nie powiem, z lekka
się wkurzyłam”. Części
ciała.
Samo części może
się odnosić do różnych przedmiotów. Dalej, przecinek
po lecz przesuń
za kiedy. Jak
na złość jest
wtrąceniem.
„Niby
smaruję, zażywam prochy, jednak poprawy nie widać, a do lekarzy
chodzić nie chcę i nie lubię - akurat komu, jak komu, ale moim
dermatologom nie ufam już ani trochę po tym, jak jeden przepisał
mi zwykły balsam do ciała za fortunę, a drugi leczył miesiącami
coś, co okazało się zwykłym krwiakiem do wycięcia
chirurgicznego, a nie traktowania kolejnymi drogimi maściami (albo
jak wtryniłam się w kolejkę, z
czego nadal mam traumę)”.
Błagam, nie pisz już więcej tak długich zdań. Kompletnie się w
nim zgubiłam. Musiałam przeczytać je dwa razy. Poza tym, im
dłuższe i bardziej złożone zdania budujesz, tym większe
prawdopodobieństwo, że zrobisz w nich jakiegoś byka. Czasem trzeba
rozbudować zdanie, ale nie rób tego, jeśli nie ma potrzeby. No i
nie rozbudowuj ich nadmiernie. To tylko komplikowanie sobie życia.
Sobie i czytelnikom. Plus: traumę ma się po czymś, a nie z czymś.
I
znów wśród całkiem potocznego tekstu pojawia się wszak.
„(...)
a nie z góry coś przekreślać”. To właśnie są uprzedzenia!
Nawiązując do wstępu notki.
„Koniec
z deprymującą
czernią i zalatywania trupem”.
Jeśli już, to z
deprymującą czernią i zalatywaniem trupem.
Albo koniec
deprymującej czerni i zalatywania trupem. Bądź
konsekwentna w odmianie.
„W
końcu stworzyłam coś, co nie tyle,[tu
jest przecinek] co jest
jasne, ile uniwersalne, i naprawdę mi się podoba”. A po co Ci to
zaznaczone na czerwono? Przeczytaj zdanie bez uwzględniania
czerwieni. Ładniej brzmi? No pewnie.
Trzydzieści
pięć
„Niemal
trzydzieści stopni w
plusie (choć
gdybym miała sama ocenić, co najmniej z dziewięćdziesiąt),
dzikie tłumy, ciężki plecak, ból kręgosłupa/ramion/nóg/głowy
(niepotrzebne skreślić) i na deser choroba lokomocyjna”. Na
plusie.
„Z
koleżanką zaczęłyśmy od zwykłych szalek Petriego z bakteriami,
przez chirurgię, aż do izolowania DNA!” Chwileczkę, momencik. W
ten sposób wymienia się zaczynając zdanie od zaczynając,
inaczej nie ma to sensu. Zatem albo Z
koleżanką znalazłyśmy ciekawe stoiska (czy
jak Ci będzie bardziej pasowało to przekształcić),
zaczynając od i
wtedy ładnie leci dalej, albo Z
koleżanką zaczęłyśmy od zwykłych szalek Petriego z bakteriami,
następnie przeszłyśmy przez chirurgię aż do izolowania DNA.
Pierwsza opcja jednak wydaje się bardziej kusząca i prostsza,
przynajmniej według mnie.
„Nawet
nie jestem w stanie oszacować, ile stoisk z różnorodnych dziedzin
zaliczyłam, jednak najlepiej wspominam te dotyczące medycyny na
Collegium Medicum (tak, chcę tam studiować!) oraz biotechnologii:
bawiłam się w chirurga (co tam, że założyłam jeden szew, z
którym mordowałam się z piętnaście minut, a moim pacjentem był
banan - liczy się, no!), badałam plastikowe piersi, wyszukując
guzów i przymierzyłam brzuch w szóstym miesiącu ciąży
(koleżanka dała mi doskonale do zrozumienia, że położnictwo mnie
nie ominie - ale na szczęście pozwoliła
już darować symulację
przyjmowania porodu), wyizolowałam DNA z truskawki (powtarzając
później to samo w domu i również otrzymując pozytywny wynik),
przeprowadziłam elektroforezę (technika rozdziału DNA na mniejsze
frakcje) na żelu agarowym (a właściwie to -forezę, bo elektro-
wraz z prowadzącym studentem sobie odpuściliśmy ze względu na
irracjonalną temperaturę), poplamiłam sobie dłonie azotanem
srebra (Działa żrąco na skórę, pozostawia trudne do usunięcia
czarne plamy, ciocia Wikipedia), by z drutu miedziowego otrzymać
drut ze srebrnym nalotem, oraz - co genialne - pokradłam (czyt.
zabrałam, dostałam lub poprosiłam za zgodą) całą masę różnych
fajnych rzeczy”. Przepraszam. Nie dałam rady. To ZDANIE kompletnie
mnie zabiło. Tak. Tu nigdzie nie ma kropki, jedynie same przecinki i
nawiasy. Mam nadzieję, że nigdy więcej tego nie zrobisz, bo to
jest... bardzo... trudne do czytania. Gubię sens tej wypowiedzi i po
skończeniu jej nie wiem, o czym był początek. Uch. No dobrze,
pomijając tę długość. Pozwoliła już darować
mi.
Nie pisz skrótami myślowymi. Więcej błędów nie widzę, co jest
niemal szokujące przy ilości informacji ściśniętych pomiędzy
wielką literą zaczynającą zdanie a kropką je kończącą.
„Od
długopisów, piłeczek, ulotek i książeczek, przez probóweczki
z DNA truskawki i kukurydzy oraz drucikiem w azotanie srebra,
do żelu agarowego i samego agaru do własnej produkcji żelu, w
którym można hodować kwiatki (a że jest przezroczysty, cały
system korzeniowy i w ogóle rozwój będzie doskonale widać)”.
Ponownie poległa konsekwencja w odmianie: (...)
probóweczki z DNA (...) oraz drucik (...).
„A
jak już o chemii mowa...
Jako że ostatnio pilnie uczyłam się na konkurs z chemii (który
średnio mi poszedł, bo były jakieś nieludzkie zadania
obliczeniowe), jakoś tak... czytając o tym wszystkim... i raz, i
wtóry... no... pokochałam chemię”.
Chemia, chemia, chemia... Powtórzenia...
Trzydzieści
osiem
„Co
dziwne, moja pierwsza myśl po włożeniu dłoni do pustej kieszeni,
to utrata numerów - szybko jednak zreflektowałam się, zdając
sprawę,
że łatwo uzupełnię te ważniejsze za pomocą Facebooka, maila, w
ostateczności osobiście”. Zdając sobie sprawę.
Mimo
że tekst jest długi, więcej błędów nie znalazłam.
Czterdzieści
„W
nocnych maratonach uczestniczyłam dwa razy, w czasie których miałam
okazję przystąpić do wyzwania wcześniej wymienionego - jak
wiadomo, z
nieco marnym skutkiem”.
Po prostu marnym,
w końcu się nie udało.
„Nie,
nie dlatego
że zamiast
filmów były seriale, skądże!” A przecinek przed że?
Ktoś tu chyba był głodny. To zależy od akcentowania. W tym
przypadku akcent pada na dlatego,
stąd rozdzielenie tych dwóch wyrazów znakiem przestankowym.
„Raczej
z powodu grania w głupie, bardzo, bardzo głupie gry na przeglądarce
i trollowanie na dziewczęco-nastolatkowym forum o trzeciej nad ranem
albo też przez włączenie najgłupszego horroru świata”.
Rozdziel to na dwa zdania i będzie bardziej czytelnie.
„Jako
że dołączyłam do genialnej inicjatywy, jaką jest postcrossing,
nie mogłam nie skorzystać z szeregu możliwości, jakie
strona ta daje”.
Niefajna inwersja, be, be. Po co? Powtórz ją i wszystko będzie na
swoim miejscu!
„To
nie taki zwykły cmentarz - to jeden z najstarszych cmentarzy w
mieście, na którym można spotkać nagrobki takich
osobistości,[bez przecinka] jak William Blake, Daniel Defoe czy
papcio Tolkiena”.
Przecinek. No i konsekwencja w odmienianiu: nagrobki
takich osobistości jak William Blake, Daniel Defoe czy papcio
Tolkien.
„Byłam
w nocy w Chinatown i nie
pytając o skład,
zjadłam jakieś puszyste ciasteczka w kształcie ryby”. To
czerwoniutkie jest wtrąceniem, a brakuje przed nim naszego
ulubionego znaku interpunkcyjnego.
„Skoczyłam
na główkę do basenu (ja raczej z tych, co nie skaczą na główkę,
ewentualnie w ogóle nie skaczą do wody) o głębokości czterech
metrów, za wejście na który wybuliłam z
cztery funty,
by zostać pochwalona przez
przystojnego ratownika”. ze, pochwaloną.
„Po
zrobieniu czystek w mojej kolekcji pocztówek, postanowiłam do nich
wrócić (tak bardzo typowe w moim przypadku) i rozpoczęłam mą
zabawę z postcrossingiem, to po raz”. Po
pierwsze.
„A
dawcą krwi lub szpiku zostanę za pół roku [z
przecinkiem] jak
skończę tę straszną osiemnastkę”. Przecinek.
Czterdzieści
trzy
„Otóż
tak prezentuje się moje prywatne błędne koło: dużo do nauczenia
się - narzekanie na brak chęci do nauki - zasłużony odpoczynek -
zasłużony odpoczynek, który przeradza się w czyste opierniczanie
się do wieczora - przypominanie sobie o milionie rzeczy na kolejny
dzień - zalążek depresji - utracenie sensu życia - zdanie
sobie sprawę,
jak bardzo głupie jest stwierdzenie, że moje życie traci sens
przez szkołę - popukanie się w główkę - wzięcie się do roboty
- dużo do uczenia się..., et cetera”. A raczej zdanie
sobie sprawy.
Zła odmiana.
W
tej notce częstujesz wybitnie długimi zdaniami, w których łatwo
się pogubić. Dużo wtrąceń, dopowiedzeń i tak dalej.
Stylistycznie przekombinowane.
Czterdzieści
sześć
„Zawsze
potrafiłam szybko poznać nieprzyjemne objawy i je zlikwidować
zanim by do nich doszło,
jak biegunkę czy wymioty, do których zawsze miałam uraz i,
zwyczajnie, bałam się ich doświadczenia”. Skoro jeszcze do nich
nie doszło, to znaczy, że im zapobiegasz, a nie je likwidujesz.
„Skończyło
się na tym, że mnie nie puścili do szkoły, czego wcale nie
przyjęłam z otwartymi ramionami - trzy lekcje chemii piechotą nie
chodzą, a że aktualnie omawiamy zadanka, jakakolwiek szansa, że
w końcu będę rozumieć spełzła
na niczym”. Czerwone to wtrącenie, zatem, czego brakuje? Tym razem
z drugiej strony.
Czterdzieści
dziewięć
„Nie
są to może najwyższe
obroty, może pomijając
szalone szkolne tempo i niebotycznej wielkości sprawdziany co drugi
dzień, ale generalnie żyję spokojnie”.
„Trochę
z powodu zbliżającej się wiosny, bo
czasami przez te strugi deszczu zdarza się, że przebijają
promienie słoneczne,
a wtedy nic, tylko wsiąść na rower (który jeszcze pachnie
nowością!) albo wybrać się w góry - ruszyć się po zimie,
rozciągnąć stare kości i wyciągnąć twarz do słońca”.
Pierwsza część zdania jest trochę bez sensu. Nie kombinuj z
tą inwersją. W przeciwieństwie do wystroju bloga, w pisaniu
przedobrzasz. (...)
bo czasami zdarza się, że przez te strugi deszczu przebijają
promienie słoneczne (...),
tak wystarczy, po co gmatwać?
I
tak zbliżamy się do końca, czyli do (teraz już) przedostatniego
posta.
Pięćdziesiąt
trzy
„To
nie to, że boję
sobie rączki
ubrudzić, ale po godzinach spędzonych na szukaniu wolnych miejsc,
straciłam wiarę, że cokolwiek znajdę”. Boję
się sobie rączki ubrudzić.
Któryś raz Ci się zdarza, że zjadasz wyraz.
„Na
prawo jazdy uparła się rodzina, w zwyczaju Jagny, jak powiedzą, to
pójdę”. Mam problem ze zrozumieniem. Zrobiłaś, że tak powiem,
kompletny off-topic. Na
prawo jazdy uparła się rodzina.
Jedno zdanie. Drugie: W
zwyczaju Jagny (wnioskuję,
że to Ty, ale pewna nie jestem, bo aż tak dokładnie nie czytałam
wszystkich postów),
jak powiedzą, to pójdę.
Ten zwyczaj
Jagny to
wspomniany offtop. Mówisz o swojej rodzinie, a potem ni stąd, ni
zowąd przechodzisz do swojego zwyczaju takiego czy innego,
wprowadzając zamęt. Gdybyś połączyła te dwie części
spójnikiem, a nie tylko przecinkiem – już byłoby dużo lepiej.
„A
tak od siebie, to chciałabym nadrobić zaległości czytelnicze
- udało mi się już półtorej
książki przeczytać, a to już jakiś
postęp”.
Pięćdziesiąt
cztery
„Jestem
oderwana od rzeczywistości do tego stopnia, że w czasie
obiadu przeprowadzając
operację na pstrągu, bardzo
poważnie zastanawiałam się nad tym, czy ryby mają kręgosłup,
czy nie”. Ponownie: to jest wtrącenie, któremu czegoś brakuje do
pełni szczęścia.
„Całymi
dniami zamykam się w mojej hobbickiej norze z nosem w książkach,
by wreszcie przeczytać to, na co wcześniej jakoś nie znajdywałam
czasu, z alternatywą dla filmów, które miałam obejrzeć już sto
lat temu, ale nie było okazji (nawet się nie przyznam, jakie to
tytuły nadrabiałam, bo aż wstyd), oraz listów, na które odpisuję
całymi godzinami, zdając sobie później sprawę, że wkładam do
koperty epopeję;
bo kilka
razy w czasie pisania zmuszana jestem uzupełniać atrament w
piórze”. Pierwsza uwaga to oczywiście... długość zdania. Dlaczego to robisz? No dobra, nie rozklejam się,
lecę dalej. Średnik. Przecież wiesz, że przed bo jest
przecinek.
„Czytam
dwunastą (trzynastą, czternastą - chyba zawsze czytam za dużo
naraz!) książkę, licząc od początku lipca, obejrzałam te kilka
filmów, by wreszcie mieć szerokie pole aluzji do klasyków,
poznałam nowych ludzi i zacieśniłam przyjaźnie, poziom
wypitego w życiu alkoholu podskoczył gdzieś do okolic połowy
kieliszka, wszak na osiemnastce to jednak wypada wznieść toast nie
tylko sokiem pomarańczowym, tym samym utwierdzając się w
przekonaniu, jak mi to bardzo nie smakuje; pochodziłam
po Warszawie, (ten fragment, od przecinka do średnika, również był
przekreślony) kolejny raz nie mogąc uwierzyć, jak mi to miasto się
nie podoba; oraz odkryłam mojego nowego ukochanego wykonawcę,
którego pokochałam od pierwszych nut (i klatek) jego najnowszego
utworu Lately”. Znowu mi to robisz! Poza tym w zaznaczonym
fragmencie można się zgubić. Pomijając, że on sam jest sporawy,
to napisałaś go tak, iż wygląda, że to alkohol utwierdził się
w przekonaniu, że coś Ci nie smakuje.
Punkty:
30/40
4.
Punkty dodatkowe (0-3pkt.)
Twój
blog urzeka minimalistyczną szatą graficzną, która nie rozprasza
czytelnika. Poza tym, podoba mi się urozmaicanie notek gifami czy
zdjęciami. Może nie jest to pierwszy raz, ale jednak umila to
lekturę. No i tyle.
Punkty:
2/3
Podsumowując:
Pierwsze
wrażenie bardzo dobre. Szata graficzna przyjemna, układ prosty,
wszystko na plus (prócz wyróżnienia menu, no ale to taka
drobnostka). Ogółem pozytywne zaskoczenie, bo do wyglądu
praktycznie nie można się przyczepić, natomiast tekst parę...
naście razy się potknął.
Twoim
największym grzechem jest to, że piszesz zbyt długie zdania. To
znacznie utrudnia odbiór tekstu. Zwłaszcza jeśli robisz wtrącenie,
które samo w sobie stanowi 2/3 (albo i większą część) całej
wypowiedzi. Skoro mowa o
wtrąceniach, to często zapominasz (albo nie wiesz, że wtrącenie
nim jest) ograniczać je przecinkami z obydwu stron. Poza tym czasem
łączysz ze sobą myśli, które spokojnie mogłabyś
rozdzielić na dwie. W kontekście nie zmieniłoby to niczego, a
ułatwiłoby czytanie. To, czego nauczyła mnie polonistka w liceum:
im bardziej złożone jest Twoje zdanie, tym większe
prawdopodobieństwo, że popełnisz w nim jakiś błąd. Kolejną
rzeczą jest nadużywanie inwersji. Czasami robisz to, nie obraź
się, bezmyślnie. Wiem, że piszesz językiem potocznym. Ale nawet w
języku mówionym rzadko zdarza nam się aż tak przestawiać szyk
zdania. Bywa, że wrzucasz zbyt wiele zaimków . Kilka razy użyłaś
słowa w złym kontekście. Umykają Ci spójniki. Czasem używasz
skrótów myślowych, co skutkuje brakiem poprawności. Albo po
prostu jesteś głodna. No i te przecinki...
Jeszcze
jedna rzecz, o której przy sprawdzaniu całkiem zapomniałam, a co
nie zostałoby mi wybaczone: stosujesz dywiz jako myślnik. Poczytaj
o tym, o, na przykład tutaj: [klik].
To właściwie nie takie trudne, żeby zapamiętać, gdzie stosuje
się który znak.
No
i cóż mogę powiedzieć? Niestety, choć nie robisz literówek i
błędów ortograficznych, masz sporo innych grzechów i grzeszków.
Tekst wydaje się dopieszczony, ale jednak taki nie jest,
przynajmniej nie do końca. Oczywiście, każdy robi błędy, a u
Ciebie nie jest źle.
Zebrałaś
ogółem 46 punktów za całość, a maksymalna możliwa punktacja to
58 pkt. Po przeliczeniu daje to 79%, czyli ocenę dobrą. I
uważam, że jak najbardziej na taką zasługujesz. Jestem też
pewna, że będzie lepiej.
Chciałabym tylko napisać, że zapoznałam się z oceną, za którą bardzo dziękuję, ale szerzej odniosę się do niej, jak tylko znajdę wolną chwilę.
OdpowiedzUsuńOczywiście, na spokojnie.
UsuńNa początku chciałabym bardzo podziękować za poświęcony czas, choć w drugiej strony szkoda, że nie zostałam poinformowana o tym, że ktoś wyciągnął mojego bloga z otchłani wolnej kolejki. Dałabym wtedy znać, na ocenie których postów zależało mi najbardziej, ale cóż, trudno. To tak na przyszłość.
OdpowiedzUsuńBelka nie mówi nam o blogu absolutnie niczego i niepokoi mnie to, że jest po angielsku. Ech. Nie rozumiem, czemu wszyscy czepiają się angielskiego. Bo polszczyzna, kultywujmy nasz język? W takim razie czemu, nie wiem, jest Harry Potter, a nie Henryk Garncarz? Prusa też się będziesz czepiać, że francuszczyzna w jego polskich książkach kwitnie? Od dzisiaj nigdy już nie powiesz weekend? Mam przetłumaczyć sentencję, na widok której każdy pokiwa głową ze zrozumieniem, bo nie wierzę, że jakikolwiek użytkownik internetu się z nią nie spotkał, na Zaufaj mi, jestem lekarzem? I nie wiem, co w tym niezrozumiałego. Almost dodane w środku świadczy o tym, że jestem prawie lekarzem, co z tematyki bloga łatwo wywnioskować. Belka mówi wszystko, dlatego nie rozumiem, z czym miałaś problem.
Od razu jednak zauważyłam, że stosujesz dużo angielszczyzny. Ekhem. Tytuły postów to naprawdę DUŻO angielszczyzny.
Dobrze, że nie zwróciłaś uwagi na menu, bo to nie jest rzecz, która uwagę powinna zwracać. To już są rzeczy dla dociekliwych, a nie pierwsze miejsce, do którego zajrzy potencjalny czytelnik. A menu na samej górze jest czymś naturalnym w internecie; jest najbardziej intuicyjne - to pierwsze miejsce, w którym bym szukała, więc, znów, nie rozumiem problemu.
Wybacz, ale nie skomentuję uwagi o archiwum. To jest pamiętnik, krzyczą wszystkie billboardy w mieście, pamiętniki opierają się na datach. Nikogo nie obchodzi, co pisałam w poście, na przykład, dwudziestym. Za to już prędzej, co się działo w roku takim a takim.
Błędów czepiać się nie będę, błąd to błąd, każdemu się zdarza. Chociaż przypominam, że to jest pamiętnik, a nie wielkie dzieło literackie na miarę Tolkiena, bez przesady, więc kolokwializmy są czymś naturalnym - zaś z drugiej strony, od kiedy wszak jest zabroniony w mowie potocznej? No i nie potrafię na klawiaturze zrobić polskiego cudzysłowu ani pauzy, a każdorazowe kopiowanie z Wikipedii jest dość nużącym zajęciem. A czytelnik pamiętnika raczej mi za dywiz głowy nie urwie. Za długie zdania niczym się nie wybronię. Po prostu lepiej zawszeć mi jedną myśl w jednym zdaniu, a nie rozbijać jej na dziesięć innych. Staram się nie już robić takich tasiemców, ale kilkukrotnie złożone będą zawsze. (Choć niektóre z tych, które przytoczyłaś, są dość naturalne, nie wierzę, że mogłaś się w nich pogubić - swoją drogą, jak rozbiłabyś ten o dermatologach na więcej części?) Ale obiecuję, nie będę gonić Dukaja, który jedno zdanie ciągnie przez całą stronę.
Usuńtrzeba się umyć, zjeść śniadanie, prysznic wziąć. Może stosuję gwarę czy cokolwiek, ale przyjęło się w moim otoczeniu, że mycie się ogranicza się do umywalki, a kąpiel lub prysznic - mówi samo przez się. Ale to pewnie jest jak z wychodzeniem na pole i na dwór.
a potem ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakujesz z dwudziestoma sześcioma nowymi twarzami. Shun mnie wyręczyła.
Że tak sobie z angielska zagadam, it don't make sense. . Przepraszam, ale jak widać, angielszczyzny to jednak wychodzą mi lepiej. Doesn't.
papcio Tolkiena - papa, ojciec. Ojciec (kogo, czego) Tolkiena. Sam Tolkien w Londynie pochowany nie jest.
w zwyczaju Jagny - Jagna to bohaterka Chłopów, która miała w zwyczaju robić to, co jej kazali, bez wszelkich refleksji na ten temat: jak każą [iść do ślubu z Boryną], to pójdę. Ot, taka ciekawostka.
Przecież wiesz, że przed bo jest przecinek. Tak generalnie, to w tym moim zdaniu akurat zamiast bo, użyłabym wszak - lepiej oddałoby to, co chciałam powiedzieć, i nawet mogłabym wcześniej dać kropkę, by zrobić dwa osobne zdania. Z przecinkiem przed bo źle by się czytało, zważywszy, że średnik wymusza poniekąd zatrzymanie się na chwilę.
Hm, chyba tyle. Jeśli byłam nieco zgryźliwa, to przepraszam, nie miałam tego na celu. Generalnie jestem wdzięczna za ocenę, choć, tak jak wspomniałam na początku, na przyszłość gdy adoptujecie blogi z wolnej, dajcie o tym znać autorowi. Bo wolałabym, gdybyś skupiła się na tym, co nowsze, niż odkopywała brudy sprzed dwóch lat. Ale skoro już zrobiłaś taki przekrój, to brakuje mi informacji na temat jakichś zmian. Czy przez te dwa lata mój styl się zmienił? Nie wiem, jakiś postęp, zacofanie, stanie w miejscu, a może kompletnie nic, co można by wyróżnć? Nie mówię o długości zdań, rzecz jasna.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie,
antler (Jelonek?!)
Zacznę więc od tego, że Twój blog oceniałam jako stażystka i rzeczywiście nie przyszłoby mi do głowy, by zapytać, które posty są dla Ciebie najważniejsze. Mój błąd, przepraszam, mam nauczkę. Dodam, że mój "Jelonek" nie jest wolnym tłumaczeniem ani brakiem szacunku. Było mi po prostu wygodniej nazywać Cię w ten sposób niż pisać "antler" (jeśli Ci to przeszkadza, nie ma problemu, pozbędę się tego z oceny – zrobione).
UsuńKolejną sprawą są, dla mnie również zabawne, polskie cudzysłowy i dywizy w parze z myślnikami. Uwierz mi, gdyby nie wymóg ocenialni i fakt, że tutaj uznawane jest to za błąd, nawet nie zwróciłabym na to uwagi.
Do angielszczyzny przyczepiłam się nie dlatego, że nie lubię tego języka, a dlatego, że uznałam, że używasz jej sporo. „Uznałam” sugeruje subiektywizm. Nie twierdzę przecież, że jest to coś do zmiany. Belka natomiast komuś, kto pierwszy raz odwiedza bloga, nie mówi niczego. Co z tego, że tłumaczenie jest proste (proszę, nie traktuj mnie jak tłumoka, który nie rozumie nic a nic po angielsku). To po prostu cytat, poniekąd używany dość często. W połączeniu z nazwą bloga i Twoim nickiem... nie, nie mówi niczego. Menu jest kwestią gustu, dla mnie powinno być wyróżnione. Nie, nie chodzi wcale o neonową ramkę. Raz jeszcze, napisałam w ocenie, że ja nie lubię archiwum i że wydaje mi się nieczytelne. I że można je zorganizować w lepszy sposób. Nic Ci nie narzucam. Zresztą nie musisz brać sobie do serca wszystkiego, co napisałam. Zgłosiłaś jednak swój blog do oceny, zatem powinnaś być przygotowana, że oceniony zostanie całokształt i że oceniająca zrobi to według własnych kryteriów.
Teraz odwołam się do tego, że Twój blog nie jest dziełem literackim - oczywiście, że jest. To, czy możesz mierzyć się z dziełem Tolkiena to zupełnie inna sprawa. Rzecz jasna, że każdemu zdarzają się błędy. Ale chyba po to zgłosiłaś się do oceny, żeby ich błędów zmniejszyć do minimum, czyż nie tak? Ach, kolokwializmy... Przecież nie wspomniałam nic o kolokwializmach jako o czymś złym.
Zdania złożone sama przecież piszę. Być może to małe zboczenie po rozprawkach. Niektóre zdania są rzeczywiście w porządku, chyba że masz w nich jeszcze bardzo długie wtrącenie. Albo to kwestia tego, że większość tego pisałam po nocach (cóż za typowe uzasadnienie!) i po prostu nie wydawały mi się wtedy logiczne. Dwadzieścia sześć nowych twarzy byłoby logiczne, gdyby nie to, że wcześniej w tym samym zdaniu mówisz o czymś kompletnie innym. Angielszczyzna już poprawiona. Jak to mówiłaś? Błędy się każdemu zdarzają, nawet rozszerzeniu z angielskiego (choć i tak mi wstyd, dlaczego nikt mi wcześniej na to nie zwrócił uwagi?)... Co do miejsca pochówku Tolkiena, takiej wiedzy niestety nie posiadam. W każdym razie czytając tekst, nie przyszło mi do głowy, że chodzi o jego ojca. Co do „zwyczaju Jagny”, tego też nie zaznaczyłaś. Czy to jakiś frazeologizm? I tak generalnie, to przed „bo” stawia się po prostu przecinek.
Przedostatnią rzeczą, na którą chciałabym Ci odpowiedzieć są zmiany. Wydawało mi się, że zaznaczyłam to w ocenie, ale najwyraźniej tylko mi się wydawało. Nie zauważyłam wielkiej zmiany w Twoim stylu pisania, nigdy nie robiłaś bardzo wielu błędów. Poprawiła się jakość budowania zdań.
Błędy wspomniane przez Shun już poprawiłam.
Pozdrawiam.