Adres bloga: AccioSevmione
Autorka: Joanna Mazurek
Tematyka: ff Harry Potter, Sevmione
Oceniająca: Dafne
1. Pierwsze wrażenie i grafika
Sevmione jest dość specyficzną kategorią fanfików potterowskich — nie każdemu ten paring odpowiada — dlatego cieszę się, że już w adresie zdradziłaś tematykę. Nie mam natomiast pojęcia, co wspólnego ma z nią zaklęcie przywołujące. Nie sądzę, by dosłowna interpretacja miała sens. Czy naprawdę wszystko było zajęte?
„Dla jej dobra” brzmi lepiej niż powielenie tytułu. Zastanawiam się, czy „dla jej dobra" ma być z Severusem, czy „dla jej dobra" ma z nim nie być. Tyle z moich domysłów.
Trochę tu ponuro. Fiolet i zgniła zieleń, nasuwająca skojarzenie rozkładającego się ciała. Chyba miało być mhrocznie. Hermiona na nagłówku zaiste mhrocznie wygląda w tym kapturze. Masz jeszcze dwóch Severusów (w czym Hermiona jest mniej ważna?), jednego po części zasłoniętego gazetą. Do tego jakiś ptak (może kruk?) i róże. Doskonałe połączenie. Prawie tak dobrze zsynchronizowane, jak fragmenty zegara i biblioteki w tle. Czemu nagłówki prawie zawsze muszą być zbitką tryliona przypadkowych obrazków, tego nie wiem.
Układ przejrzysty. Nie rozumiem zasadności użycia tych białych wstawek w ramkach, tworzą wrażenie sztucznego kontrastu. Czytelna czcionka, tylko ten brzoskwiniowy kolor mnie gryzie. Do czego ma pasować, do włosów Hermiony?
I dlaczego masz kilka zwiniętych rozdziałów na stronie głównej? Nie wiem, czy to ma sens w przypadku opowiadania, szczerze w to wątpię.
Pierwsze wrażenie raczej pozytywne, mimo kilku niezrozumiałych dla mnie szczegółów.
6/10
2. Treść
Wierzę, że opublikowane rozdziały okażą się być interesującą lekturą.
„Witam na moim blogu który, jak sugeruje tytuł, poświęcony jest Hermionie Granger oraz Severusowi Snape'owi i ich przygodom". — Przygodom? To brzmi tandetnie, jakbyś była dziesięciolatką i zapraszała mnie do przeczytania „W pustyni i w puszczy", bo tak każe Ci nauczycielka podczas pracy klasowej. Twoje opowiadanie raczej przygodowe nie jest, a nawet jeśli, to to i tak mało oryginalna forma reklamy. Jako że w następnym zdaniu prosisz mnie o nieocenianie Cię po pozorach, zaciskam zęby i postanawiam Ci zaufać.
„Tyle słowem wstępu, a teraz ACCIO". — Przywołujesz mnie do opowiadania czy opowiadanie do mnie? Nadal nie rozumiem, o co chodzi z tym Accio.
„Czytajcie i komentujcie, wy, którzy tu wchodzicie". — Jedzcie i pijcie z tego wszyscy, wy, którzy wierzycie... Dobra, nie, koniec analizowania słów wstępu, może po prostu ich pisanie nie jest Twoją mocną stroną.
„Nagle poczuła zapach męskich perfum, lecz zanim zdążyła zareagować z rozpędem wpadła na profesora Snape'a". — Proszę, proszę. Snape wypsikany perfumami. Czemu mnie to śmieszy? Chwilę później jednak wyżej wspomniany wpada na Hermionę pędzącą po korytarzu i próbuje z nią flirtować, perfumy wylatują mi więc z głowy.
Flirt zniknął z mych myśli tak szybko, jak się pojawił, bo oto na scenę wkracza CZARNOWŁOSY PROFESOR. Czy to jakaś nowa moda? Uwierz mi, wykorzystywanie koloru włosów do tworzenia synonimu to kiepski pomysł. Szczególnie w przypadku Snape'a.
„To jest Snape. SNAPE! Ten sam, którego nienawidziłaś od pierwszej klasy!" — Osobiście bardziej martwiłabym się o to, że zwracam uwagę na czterdziestoletniego mężczyznę z tłustymi włosami, który na dodatek jest moim nauczycielem, ale co ja tam wiem.
„Po co on w ogóle myśli o tej dziewczynie? Przecież ona go nienawidzi". — No tak, również dla Severusa jedynym zmartwieniem jest fakt, że dziewczyna go nienawidzi. Przecież gdyby nie była ponad dwa razy od niego młodszą uczennicą, sprawa wyglądałaby dokładnie tak samo. To nic nie znaczy.
„Kiedy ja, do cholery, przestanę o niej myśleć? Ona nie żyje, nie ma jej. Nie ma. Dla mnie nigdy nie było. Czas się z tym pogodzić". — Przerywa fantazje o Hermionie, by ni z tego, ni z owego pomyśleć o swojej zmarłej ukochanej, po czym wraca do tej pierwszej. Kto teraz na tapetę, Sasha Grey?
Czuję się trochę zażenowana świadomością, że już w prologu główni bohaterzy wydają się być w sobie zadurzeni. Liczyłam na stopniowy rozwój wydarzeń. W końcu przedstawienie, jak dwie skrajnie różne osoby zakochują się w sobie, to jedna z najciekawszych części opowiadania o takiej tematyce. Ukazanie ich jako już w sobie zakochanych jest na pewno łatwiejsze, ale czy lepsze? O czym w takim razie będzie pozostałe kilkanaście rozdziałów? O zbliżaniu się, a wreszcie połączeniu? Tak od razu, pomijając rozwój uczucia i świadomości jego istnienia? Hm. Mam nadzieję, że w takim wypadku nie wszystko będzie usłane różami, a pełne... nie, nie przygód. Może bardziej przeszkód i hamulców. Chcę zobaczyć kreatywność. Istnieje jeszcze szansa, że po prostu uznałaś taki prolog za najlepszy, a w dalszych rozdziałach postanowiłaś zacząć wszystko od początku, ale czy ja wiem... Nie będę jednak krytykować koncepcji, kiedy jeszcze dobrze jej nie znam. Pierwsze wrażenie bardzo przeciętne, ale możesz zaskoczyć oryginalnością, nawet jeśli wlałaś w bohaterów uczucie już w pierwszych kilku linijkach. Rozdział pierwszy poproszę.
„Witam na moim blogu który, jak sugeruje tytuł, poświęcony jest Hermionie Granger oraz Severusowi Snape'owi i ich przygodom". — Przygodom? To brzmi tandetnie, jakbyś była dziesięciolatką i zapraszała mnie do przeczytania „W pustyni i w puszczy", bo tak każe Ci nauczycielka podczas pracy klasowej. Twoje opowiadanie raczej przygodowe nie jest, a nawet jeśli, to to i tak mało oryginalna forma reklamy. Jako że w następnym zdaniu prosisz mnie o nieocenianie Cię po pozorach, zaciskam zęby i postanawiam Ci zaufać.
„Tyle słowem wstępu, a teraz ACCIO". — Przywołujesz mnie do opowiadania czy opowiadanie do mnie? Nadal nie rozumiem, o co chodzi z tym Accio.
„Czytajcie i komentujcie, wy, którzy tu wchodzicie". — Jedzcie i pijcie z tego wszyscy, wy, którzy wierzycie... Dobra, nie, koniec analizowania słów wstępu, może po prostu ich pisanie nie jest Twoją mocną stroną.
„Nagle poczuła zapach męskich perfum, lecz zanim zdążyła zareagować z rozpędem wpadła na profesora Snape'a". — Proszę, proszę. Snape wypsikany perfumami. Czemu mnie to śmieszy? Chwilę później jednak wyżej wspomniany wpada na Hermionę pędzącą po korytarzu i próbuje z nią flirtować, perfumy wylatują mi więc z głowy.
Flirt zniknął z mych myśli tak szybko, jak się pojawił, bo oto na scenę wkracza CZARNOWŁOSY PROFESOR. Czy to jakaś nowa moda? Uwierz mi, wykorzystywanie koloru włosów do tworzenia synonimu to kiepski pomysł. Szczególnie w przypadku Snape'a.
„To jest Snape. SNAPE! Ten sam, którego nienawidziłaś od pierwszej klasy!" — Osobiście bardziej martwiłabym się o to, że zwracam uwagę na czterdziestoletniego mężczyznę z tłustymi włosami, który na dodatek jest moim nauczycielem, ale co ja tam wiem.
„Po co on w ogóle myśli o tej dziewczynie? Przecież ona go nienawidzi". — No tak, również dla Severusa jedynym zmartwieniem jest fakt, że dziewczyna go nienawidzi. Przecież gdyby nie była ponad dwa razy od niego młodszą uczennicą, sprawa wyglądałaby dokładnie tak samo. To nic nie znaczy.
„Kiedy ja, do cholery, przestanę o niej myśleć? Ona nie żyje, nie ma jej. Nie ma. Dla mnie nigdy nie było. Czas się z tym pogodzić". — Przerywa fantazje o Hermionie, by ni z tego, ni z owego pomyśleć o swojej zmarłej ukochanej, po czym wraca do tej pierwszej. Kto teraz na tapetę, Sasha Grey?
Czuję się trochę zażenowana świadomością, że już w prologu główni bohaterzy wydają się być w sobie zadurzeni. Liczyłam na stopniowy rozwój wydarzeń. W końcu przedstawienie, jak dwie skrajnie różne osoby zakochują się w sobie, to jedna z najciekawszych części opowiadania o takiej tematyce. Ukazanie ich jako już w sobie zakochanych jest na pewno łatwiejsze, ale czy lepsze? O czym w takim razie będzie pozostałe kilkanaście rozdziałów? O zbliżaniu się, a wreszcie połączeniu? Tak od razu, pomijając rozwój uczucia i świadomości jego istnienia? Hm. Mam nadzieję, że w takim wypadku nie wszystko będzie usłane różami, a pełne... nie, nie przygód. Może bardziej przeszkód i hamulców. Chcę zobaczyć kreatywność. Istnieje jeszcze szansa, że po prostu uznałaś taki prolog za najlepszy, a w dalszych rozdziałach postanowiłaś zacząć wszystko od początku, ale czy ja wiem... Nie będę jednak krytykować koncepcji, kiedy jeszcze dobrze jej nie znam. Pierwsze wrażenie bardzo przeciętne, ale możesz zaskoczyć oryginalnością, nawet jeśli wlałaś w bohaterów uczucie już w pierwszych kilku linijkach. Rozdział pierwszy poproszę.
„- Nic nie rozumiem! Dlaczego pan mnie tak nienawidzi? Co ja takiego panu
zrobiłam, że mści się pan na mnie w ten sposób? - w czekoladowych
oczach Hermiony zaszkliły się łzy". — Te czekoladowe oczy mnie dekoncentrują, ale widzę, że postanowiłaś zrobić z Gryfonki rozhisteryzowaną nastolatkę. Ujawnia się więc pierwsza cecha charakteru — pomijając słabość do starszych facetów. Z drugiej strony, całe to zamieszanie wynikło z niedopuszczenia jej do egzaminu, więc nawet jeśli lubi histeryzować i uzewnętrzniać swoje uczucia, nadal jeszcze bardziej lubi naukę.
„Otóż Hermiono.Chciałabym zaproponować ci posadę nauczyciela w naszej szkole". — Aha. McGonagall proponuje jej pracę. SERIO? Przecież ona nawet nie skończyła jeszcze edukacji, jakim cudem bez owutemów ma nagle uczyć w Hogwarcie? Genialne dziecko, okej, ale przecież mogli z tym poczekać do końca roku szkolnego. Gdzie Ministerstwo Magii, wszyscy wyjechali na Hawaje? Ale, ale, mamy jeszcze Neville'a (tak, Neville'a), a raczej potencjalnie profesora Longbottoma, który ma nauczać zielarstwa. Może od razu uczyńmy Harry'ego dyrektorem? Przecież jest takim geniuszem. Tyle że wtedy Ron zostanie na lodzie. Może Snape czuje się zmęczony i potrzebuje pomocnika przy eliksirach. W końcu ma „zająć się Hermioną", jeśli ta się zgodzi. Zawsze wiedziałam, że Sev jest specjalistą ds. historii magii i męczy się nad tymi kociołkami.
„Będąc już w swoim pokoju, Hermiona mogła przysiąc, że widziała na jego ustach uśmiech. Całkiem przyjemny. Ciepły".
A myślałam, że to rzadkie zjawisko. Teraz wiem, że żadna z tego sensacja. Snape paraduje po korytarzu, uśmiechając się na widok Hermiony grożącej grupce pierwszoroczniaków Krwawym Baronem.
„Mam nadzieję, że przyjmiesz propozycję profesor McGonagall i zostaniesz w Hogwarcie. S.S". — I pisze Gryfonce karteczki, podpisując się SS. Może jest Niemcem? Kto wie...
„Pokręciła głową i ściągnęła szatę, udając się do łazienki. Gorąca woda i olejek o zapachu świeżych róż ukoiły jej nerwy". — Druga notka z rzędu, gdzie Hermiona odkrywa kojące właściwości wody. Tylko że wtedy zimna była lekarstwem. Kobieta zmienną jest.
„- Nie poznaję cię, Severusie - ciepły głos dobiegał zza jego pleców. Odwrócił się i ujrzał Minerwę (...)" — Przynajmniej McGonagall widzi, jak to wszystko jest... anormalne.
Dlaczego tak bardzo im zależy, by Granger została w zamku? To jedno pytanie przebija się przez otoczkę absurdu i pozwala mi mieć nadzieję, że znajdę odpowiedź w rozwinięciu ciekawego wątku.
Zaprosiłaś mnie do czytania dwójki z takimi emocjami, jakbyś prezentowała światu swoje nowo odkryte lekarstwo na raka.
Czym rozmowa Hermiony i Rona zasłużyła sobie na oznaczenie kursywą?
No nie wierzę. To jest to wielkie wydarzenie, które skłoniło Hermionę do zrezygnowania z poszukiwania horkruksów i zostania nauczycielką? Ron wyznaje jej miłość, więc natychmiast postanawia zostawić obu swoich najlepszych przyjaciół, tak? Rozumiem, że mogło to nią wstrząsnąć, ale nie sądzę, by zasadne było robienie z niej tak wybuchowej osoby. Podkreśliłaś, że ta decyzja była spontaniczna, ale nawet impulsem nie można wytłumaczyć pewnych rzeczy. Zwłaszcza wtedy, kiedy niosą ze sobą tak ogromne konsekwencje. Chrzanić miesiące przygotowań, chrzanić wieloletnią przyjaźń. Zostawię was, bo nie umiem poradzić sobie z uczuciem. Brzmi logicznie. Całkiem pasuje do ułożonej i inteligentnej Hermiony, bo taką ją przedstawiasz (poza, oczywiście, irracjonalnym zadurzeniem w nauczycielu). Swoją drogą, całkiem szybko zmieniłaś miejsce akcji i pominęłaś kilka wydarzeń, nie brudząc sobie rąk wyjaśnieniami. Ot, nagle jesteśmy w Norze. Żadnego zdania poświęconego temu, jak się tam znalazła. Przeskoczę sobie, bo tak mi pasuje. To już wakacje? Weekend? Przerwa? Nie wiem. Bo skąd mam wiedzieć?
„O Merlinie, pomyślała patrząc w odbicie. Potargane włosy, wymięta koszulka, dzień jak co dzień". — Dzień jak co dzień, ale wydaje się być bardzo zdziwiona, widząc swoje odbicie.
"(...) a myśli rozpłynęły niczym bańki". — Popieram obrazowe porównania i próby nadania opisom kunsztu, ale bańki raczej się nie rozpływają. Bańki pękają.
„(...) jeszcze raz przeczytała kartkę od Snape'a. Mam nadzieję, że przyjmiesz propozycję profesor McGonagall i zostaniesz w Hogwarcie". — Ej no, a gdzie to tajemnicze SS?
Moment, moment. Bohaterka znalazła się, ni z tego, ni z owego, w Norze. Potem teleportowała się do Grimmauld Place. A teraz znów siedzi sobie w Hogwarcie, bo tak. Wyślij ją teraz do Egiptu, niech popatrzy sobie na piramidy i wróci. Oczywiście nie wstawiaj żadnych wzmianek o tej podróży, w końcu po co.
Wtrącasz retrospekcję ze spotkania Granger i McGonagall, gdzie uczennica zwierza się profesorce ze swojego życia uczuciowego. To chyba wykracza poza relację uczeń-profesor.
„Delikatnie uśmiechnęła się i ku jej zdziwieniu, Mistrz Eliksirów odwzajemnił uśmiech". — W ciągu tych kilku stron Snape uśmiechnął się więcej razy niż podczas całej siedmiotomowej sagi. Cóż za wesołek!
„Jak na zawołanie dyrektorka ogłosiła koniec śniadania i uczniowie powoli zaczęli wysypywać się na korytarze". — Eee? Od kiedy to trzeba ogłaszać koniec posiłku? Czyli co, jak zjem wcześniej, to nie mogę sobie wyjść i wykorzystać jakoś tego czasu, bo odgórnie ustalono, że muszę czekać, aż wszyscy skończą jeść?
„Pierwszoklasiści jak zwykle nie wiedzieli, w którą stronę mają iść, a
jakaś dziewczyna z Ravenclawu została zaatakowana przez chochliki
Irytka". — Sądząc po opisach i dyskusjach na temat egzaminów, musi zbliżać się koniec roku szkolnego. Nie mów mi, że przez ponad pół roku pierwszoklasiści nie nauczyli się jako tako układu budynku. Irytek hoduje chochliki?
„Postanowił nie psuć sobie humoru i odszedł w stronę gabinetu Minerwy." — Bo wizyta u dyrektorki tak bardzo poprawia humorek.
„Nie miała siły iść na Wróżbiarstwo, które było dzisiaj pierwsze, więc postanowiła zrobić sobie mały spacer". — Hermiona opuszcza lekcje, no no, nieładnie. W ogóle to czemu ona chodzi do Trelawney? Przecież zrezygnowała.
„Severusie, nie rozumiem jaki masz problem do panny Granger".
Swoją drogą, zostawiasz ogromne luki w świecie przedstawionym. Ginny jest w szóstej klasie, więc Hermiona w siódmej. Harry'ego i Rona w Hogwarcie nie ma, o czego powodach zapomniałaś wspomnieć. Mało tego. W tym czasie, tj. podczas siódmego roku nauki trojga głównych bohaterów, a raczej wyprawy po horkruksy, w powieści władzę nad światem magii oraz szkołą przejmuje Voldemort, a Snape, po zabiciu Dumbledore'a, zostaje uznany za zdrajcę (u Ciebie dyrektorką jest już McGonagall, więc...) Zgadzam się, że w Twoim opowiadaniu nie musi być identycznie, ale skoro tak... to jak właściwie jest? Słowem nie wspominasz o sytuacji panującej w świecie czarodziejów, nazwisko Voldemorta nawet nie padło, jakby nie istniała żadna walka pomiędzy dobrem a złem. Musisz zbudować świat przedstawiony, określić miejsce, czas i okoliczności. Musisz nadać tło wydarzeniom. To już drugi rozdział, a wszystko po prostu sobie jest, a jak i dlaczego — tego już nie wiadomo. Poważny błąd.
W rozdziale trzecim Hermiona nagle przestaje być Gryfonką (tak, w trakcie roku szkolnego) i staje się nauczycielką, bo jedyne, co musi w tym celu zrobić, to zdać jeden egzamin. Skoro to takie proste, dlaczego nie roi się tam od nauczycieli? No nic. Kwestię przyspieszonego trybu nauki zawodu przyćmiewa przejście Severusa i Hermiony na „ty". Nieważne, że mężczyzna jest o jakieś trzydzieści lat starszy i jeszcze poprzedniego wieczoru był jej profesorem. Mogłabym to jakoś przeboleć, są w końcu teraz na równorzędnym stanowisku, ale mogłaś zachować jakieś pozory i wyprowadzić tę propozycję od osoby starszej, czyli od Snape'a. Wypadłoby trochę naturalniej.
„- Czyli każdy mój szlaban u ciebie trafił do kajeciku? - spytała Hermiona z zainteresowaniem, co znów wyprowadziło go z równowagi.
- Nie przeginaj. Nawet moja cierpliwość ma swoje granice - popatrzył na nią srogo, lecz nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
- A więc jednak potrafisz się uśmiechać! - Hermiona przyklasnęła w dłonie. - Wiedziałam, że nie jesteś taki straszny jakim chcesz, żeby cię wszyscy widzieli".
— Rozmawiają jak starzy dobrzy znajomi. Przyhamuj; powtarzam, że jeszcze kilkanaście godzin temu pozostawali w relacji uczeń-nauczyciel i podobno się nienawidzili.
„(...) policzyła wszystkie jego czarne rzęsy (...)" — Poszłam do lusterka i próbowałam policzyć swoje, myśląc, że może jednak wcale nie jest to niemożliwe. Od razu wróciłam. To jest niemożliwe.
„- Czyli każdy mój szlaban u ciebie trafił do kajeciku? - spytała Hermiona z zainteresowaniem, co znów wyprowadziło go z równowagi.
- Nie przeginaj. Nawet moja cierpliwość ma swoje granice - popatrzył na nią srogo, lecz nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
- A więc jednak potrafisz się uśmiechać! - Hermiona przyklasnęła w dłonie. - Wiedziałam, że nie jesteś taki straszny jakim chcesz, żeby cię wszyscy widzieli".
— Rozmawiają jak starzy dobrzy znajomi. Przyhamuj; powtarzam, że jeszcze kilkanaście godzin temu pozostawali w relacji uczeń-nauczyciel i podobno się nienawidzili.
„(...) policzyła wszystkie jego czarne rzęsy (...)" — Poszłam do lusterka i próbowałam policzyć swoje, myśląc, że może jednak wcale nie jest to niemożliwe. Od razu wróciłam. To jest niemożliwe.
„(...) przepuścił dziewczynę przodem. Jej szczęka opadła prawie do ziemi, ale
szybko zreflektowała się i wyszła z gabinetu. Snape uśmiechnął się pod
nosem. Jeden, prosty gest, a ile radości, pomyślał". — Bujne refleksje na temat dobrego wychowania. Wow.
„Jak na swoje lata Snape poruszał się żwawo i z gracją". — Ok, sama ciągle podkreślam, że Sev jest dużo starszy od Hermiony, ale obiektywnie rzecz ujmując i nie patrząc na niego z perspektywy tej różnicy, nie można go nazwać staruszkiem. Ma prawo chodzić żwawo, naprawdę.
Dobra, mamy kolejny krok naprzód. Czuły Snape jako zwieńczenie notki. Ciekawe, co pokaże w następnej.
„Tymczasem zapraszam na kolejny rozdział trudnych spraw Hermiony i Severusa". — Czwórka zapowiada się fascynująco.
Po raz drugi serwujesz mi opis wetknięcia tego cholernego kosmyka włosów za ucho. Rozumiem, że to podniosła chwila, ale żeby tak dwa razy... O rany. Hermiona znowu traktuje wodę jako wybawienie. Który to już raz? Trzeci chyba. Następnym razem, jak Snape jej dotknie, niech od razu wystrzeli z różdżki strumieniem wody i skieruje go na siebie, po co czekać...
Hm, więc w Twojej rzeczywistości rodzice Hermiony nie wiedzą już, że mają córkę. To znów nasuwa pytanie: Kto zabił Dumbledore'a, skoro najwyraźniej nie Snape? A może on żyje, tylko porzucił Hogwart? I gdzie jest Voldemort? Wsiąknął w ziemię, w Hogwarcie wszystko toczy się dawnym trybem, ale Harry i Ron szukają horkruksów? No nie. Poziom mojej irytacji niewiedzą rośnie.
„(...) wyjaśnił Snape tonem wszechwiedzącego suma". — Wszechwiedzący sum... To jakiś nowy związek frazeologiczny? Sum ma wąsy, więc jest mądry. To ma sens. W pierwszej chwili pomyślałam o sumo. Bardzo obrazowe porównanie.
Dalej bohaterowie wzajemnie wpatrują się w swoje ciała i zachwycają po kolei chyba wszystkimi ich częściami.
„Dotarł do łóżka i niewiele myśląc padł na nie pijany, wykończony i napalony na Granger jak jakiś niezaspokojony nastolatek". — Poezja.
Snape wspomina w swoich rozmyślaniach o jakiejś strasznej prawdzie, której dziewczyna nie powinna znać. To chyba jedyny wartościowy element tego rozdziału... czy też rozdzialiku.
W piątce narrator, opisując myśli Hermiony, nazywa Snape'a po nazwisku. I z tym „profesorem" na początku. Co z przejściem na ty? Dalej zmieniasz strategię i zajmujesz się krajobrazem. Do tej pory Ci się to raczej nie zdarzało.
Pojawia się Malfoy! Szczerze, trochę mnie zdziwiłaś. Wiem, że w książkach zawsze był wredny i arogancki, ale maltretowanie Ginny i plucie jej w twarz raczej wychodziło poza zakres jego chamstwa. Podobnie jak policzkowanie Granger. Profesor Granger. Nie zachowała się w tej sytuacji jak nauczyciel, myślałam, że wykorzysta swoją pozycję. W komentarzu na taką samą uwagę odpisałaś, że oficjalnie nie była nauczycielem. Jak to nie? To kto prowadził lekcje, skoro zajęła gabinet Binnsa, notabene opatrzony jej nazwiskiem? Wspominasz też, że Draco to zdeklarowany Śmierciożerca i dziwisz się, że pozostał w Hogwarcie. Voldemort nadal jednak wydaje się nie istnieć.
Malfoy i ekipa napadają na Hermionę. Ta budzi się... w łóżku Snape'a. Wokół stoją pielęgniarka i McGonagall. Dlaczego nie skrzydło szpitalne? Wciąż najbardziej zagadkową dla mnie rzeczą pozostaje ta tajemnica, która również w tej części gdzieś nam się przewija. Mam nadzieję, że wkrótce wyjdzie na światło dzienne.
„Śmiać mu sie chciało, gdy czytał odpowiedzi niektórych uczniów. Nie podejrzewał ich o tak totalną głupotę." — Czyżby? Snape często wyraźnie miał uczniów za debili.
„(...) poprosił o obiad do jego prywatnych komnat". — Hrabia Severus wita.
„Miał w swoim życiu wiele kobiet, ale takiej... jeszcze nigdy. Jako Śmierciożerca, sługa Czarnego Pana wiele razy był w ten sposób "nagradzany" przez swojego Mistrza. Wiele kobiet, mugolskich i tych czystej krwi, chciało pokazać Voldemortowi swoje oddanie dla jego sprawy". — Voldzio dawał swoim oddanym Śmierciożercom panienki w nagrodę. No, no...
„Nie miałaś zbyt dużego wyboru, Narcyzo. To nie twoja wina, że urodziłaś się w takiej rodzinie, a nie innej. Że twój mąż jest, jaki jest". — Trochę naciągane to pocieszanie. Bądź co bądź, męża sama sobie wybrała.
Dobry pomysł z wplątaniem we wszystko Narcyzy. Na miejscu Severusa miałabym pewne obiekcje. Bądź co bądź, mogą z niej wydobyć prawdę, w taki czy inny sposób. Zdziwiło mnie tylko, że kobieta wszystkiego się domyślała. Voldemort śpi sobie spokojnie, a jakaś tam podrzędna Śmierciożerczyni okazuje się bystrzejsza i odkrywa prawdę.
Dziesiątka na celowniku.
„Najgorsze było to uczucie, które teraz łaskotało ją w środku. Czuła mrowienie tam, gdzie najmniej się go spodziewała". — Czyli gdzie, w wątrobie? Bo jeśli w podbrzuszu, to to raczej naturalne, kiedy już dopadają ją erotyczne fantazje.
„Gorąca woda trochę ją uspokoiła, pozwoliła się odprężyć, trochę rozwiać myśli, jednak było coś, co pozostało w jej głowie". — Który to już raz woda okazuje się być dla niej lekiem? Nie mówię, że kąpiel nie może mieć kojących właściwości, ale gdy piszesz o tym któryś raz z rzędu, robi się to nudne.
„Przymknęła powieki, lecz nadal je widziała". — Je, to znaczy co? Powieki? Ciekawe.
„Nie minęła minuta, a dziewczyna odpłynęła w wyjątkowo spokojny, upragniony sen." — Zasnęła w wannie czy przegapiłam moment, kiedy z niej wyszła i poszła do łóżka?
„Po prostu szukam Ginny, myślałam, że może ty wiesz, gdzie jest. Chłopak jednak pokiwał głową". — Po czym Hermiona wznowiła poszukiwania, bo Dean nie znał miejsca pobytu Ginny. Skoro tak, to dlaczego pokiwał głową, by zaprzeczyć? O ile mi wiadomo, raczej kręci się głową, gdy chce się powiedzieć „nie".
„Szpiegowanie dla Voldemorta jest wystarczająco niebezpieczne dla mnie, co dopiero dla kogoś mi bliskiego". — Sądzę, że szpieg jest jednak w większym niebezpieczeństwie niż ci, których nic ze szpiegostwem nie łączy, poza byciem bliską osobą kogoś, kto szpieguje. Chyba że chciałaś powiedzieć, że wtedy ta bliska osoba też musiałaby szpiegować. Ale to też nie jest do końca prawdą, bo wcale nie musiałoby tak być.
„Czyżby podświadomie nie wierzył, że Potterowi może się udać? Nie. Gdyby w to nie wierzył, nie pomagałby mu". — Czyli tutaj Snape nie jest mordercą i zdrajcą, tylko dobrym, pomocnym wujaszkiem. Czy wspominałam już, jak bardzo irytują mnie braki w świecie przedstawionym?
Nie rozumiem, dlaczego Hermiona ma przebłyski pamięci, skoro Snape strzelił w nią zaklęciem zapomnienia. Nie uwierzę, że nie umiał zrobić tego poprawnie. Może zadziałała podświadomość? To by jednak oznaczało lukę w magii, a tej się tutaj nie spodziewam.
Widzę pewne niedociągnięcie w scenie z osłabioną Hermioną. Wdarł jej się do umysłu, znalazł co nieco — ok. Tylko że potem, jak gdyby nigdy nic, wrócił do siebie, wy wziąć eliksir i zacząć się alkoholizować. Co w takim razie z nią? Zostawił ją samą czy jak?
„McGonagall wzięła głęboki wdech i wyszła z gabinetu, kierując się na śniadanie". — Wybacz, ale to brzmi groteskowo. Przed chwilą odbyła poważną rozmowę na temat porwań, szpiegostwa i śmierci, i dowiedziała się o przetrzymywaniu córki jednej z członkiń Zakonu, a teraz tak po prostu lajcikowo pomyka sobie na śniadanko. No cóż.
„Później jednak przekonywała samą siebie, że razem nie są głupi, dadzą sobie radę, że nic im nie będzie".— A osobno są głupi, rozumiem?
Ciekawe zakończenie, całe to ukazanie Ginny w niewoli Śmierciożerców. Do tej pory raczej nie skupiałaś się na innych postaciach.
Poza tym bardzo długi ten rozdział. Nie mówię, że to źle, ale poprzednie były znacznie dłuższe. Myślę, że wszystkie części powinny mieć podobną długość, a przynajmniej nie aż tak zauważalnie różną.
Przeskakujemy do jedenastki.
„Nawet nie wiedziała, że bycie nauczycielem zwalnia ją z obowiązku podawania haseł". — A czy to nie oczywiste? Sama nie wiem, nauczyciele przecież mają dużo większe uprawnienia. Głupiutka Hermionka.
Hermiona spotyka Prawie Bezgłowego Nicka w salonie Gryfonów, gdzie ten znajduje dla niej zaawansowane księgi o historii magii — takie, których zainteresowana jeszcze nie czytała. Jak to możliwe? Przecież przesiadywała w tym salonie godzinami. Wspominałaś, że wszystko, co było dostępne w bibliotece, już znała, jakim więc sposobem nie znała tego, co było tak blisko niej? Chyba że akcja wcale nie rozgrywa się dokładnie w pokoju wspólnym, a np. w komnacie Nicka, a Ty najwyraźniej zapomniałaś o tym wspomnieć.
Ukryta biblioteka w Hogwarcie, o której istnieniu Hermiona dotąd nie wiedziała, no proszę! W to jestem skłonna uwierzyć, skoro nawet McGonagall nie miała o tym pojęcia. Tylko dlaczego Nick zdecydował powierzyć ten sekret Hermionie, skoro to nawet nie była jego biblioteka? Dziwne. Podoba mi się, że była Gryfonka nie odkryła sposobu na otwarcie biblioteki od razu, tylko musiała się nad tym dłużej zastanowić. To nadało tej sytuacji realności.
Późniejsze zachowanie Snape'a (wtedy, kiedy zasłabł) było bardzo naturalne, typowe dla niego, dobry fragment.
Po raz drugi serwujesz mi opis wetknięcia tego cholernego kosmyka włosów za ucho. Rozumiem, że to podniosła chwila, ale żeby tak dwa razy... O rany. Hermiona znowu traktuje wodę jako wybawienie. Który to już raz? Trzeci chyba. Następnym razem, jak Snape jej dotknie, niech od razu wystrzeli z różdżki strumieniem wody i skieruje go na siebie, po co czekać...
Hm, więc w Twojej rzeczywistości rodzice Hermiony nie wiedzą już, że mają córkę. To znów nasuwa pytanie: Kto zabił Dumbledore'a, skoro najwyraźniej nie Snape? A może on żyje, tylko porzucił Hogwart? I gdzie jest Voldemort? Wsiąknął w ziemię, w Hogwarcie wszystko toczy się dawnym trybem, ale Harry i Ron szukają horkruksów? No nie. Poziom mojej irytacji niewiedzą rośnie.
„(...) wyjaśnił Snape tonem wszechwiedzącego suma". — Wszechwiedzący sum... To jakiś nowy związek frazeologiczny? Sum ma wąsy, więc jest mądry. To ma sens. W pierwszej chwili pomyślałam o sumo. Bardzo obrazowe porównanie.
Dalej bohaterowie wzajemnie wpatrują się w swoje ciała i zachwycają po kolei chyba wszystkimi ich częściami.
„Dotarł do łóżka i niewiele myśląc padł na nie pijany, wykończony i napalony na Granger jak jakiś niezaspokojony nastolatek". — Poezja.
Snape wspomina w swoich rozmyślaniach o jakiejś strasznej prawdzie, której dziewczyna nie powinna znać. To chyba jedyny wartościowy element tego rozdziału... czy też rozdzialiku.
W piątce narrator, opisując myśli Hermiony, nazywa Snape'a po nazwisku. I z tym „profesorem" na początku. Co z przejściem na ty? Dalej zmieniasz strategię i zajmujesz się krajobrazem. Do tej pory Ci się to raczej nie zdarzało.
Pojawia się Malfoy! Szczerze, trochę mnie zdziwiłaś. Wiem, że w książkach zawsze był wredny i arogancki, ale maltretowanie Ginny i plucie jej w twarz raczej wychodziło poza zakres jego chamstwa. Podobnie jak policzkowanie Granger. Profesor Granger. Nie zachowała się w tej sytuacji jak nauczyciel, myślałam, że wykorzysta swoją pozycję. W komentarzu na taką samą uwagę odpisałaś, że oficjalnie nie była nauczycielem. Jak to nie? To kto prowadził lekcje, skoro zajęła gabinet Binnsa, notabene opatrzony jej nazwiskiem? Wspominasz też, że Draco to zdeklarowany Śmierciożerca i dziwisz się, że pozostał w Hogwarcie. Voldemort nadal jednak wydaje się nie istnieć.
Malfoy i ekipa napadają na Hermionę. Ta budzi się... w łóżku Snape'a. Wokół stoją pielęgniarka i McGonagall. Dlaczego nie skrzydło szpitalne? Wciąż najbardziej zagadkową dla mnie rzeczą pozostaje ta tajemnica, która również w tej części gdzieś nam się przewija. Mam nadzieję, że wkrótce wyjdzie na światło dzienne.
W szóstce zostaję zalana falą delikatności. Delikatne jest ciało Hermiony, delikatne są jej dłonie, delikatne jest jej spojrzenie, delikatny jest jej dotyk... i tak dalej. Postanowiłam się poświęcić, coby nie być gołosłowną.
1. „Objął delikatnie jej dłoń".
2. „Hermiona delikatnie się uśmiechnęła (...)"
3. „Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła rany".
4. „Złapała go delikatnie za rękę".
5. „Poczuł jak jej delikatnie ciało dotyka jego (...)"
6. „Nachylił się lecz zamiast na usta, złożył delikatny pocałunek (...)"
7. „Delikatnie położył ją na poduszki i okrył kołdrą".
8. „Podeszła powoli do profesora i delikatnie wsunęła swoją dłoń w jego".
9. „Na chłodno przemyślał wszystko i stwierdził, że jest zbyt młoda, delikatna, zbyt niewinna (...)"
Prawie dobiłaś do dyszki. Mam nadzieję, że to pokaże Ci skalę problemu. Tym bardziej, że wszystko zmieściło się w tak krótkim tekście.
Poza tym niewiele się wydarzyło. Znów coś wspominasz o Dumbledorze, szpiegostwie Snape'a i tak dalej... i znów od razu zostawiasz ten temat. Co tutaj się dzieje? Przejściówka. Dużo emocji, uczuć i powolnego zbliżania się do siebie.
W rozdziale siódmym odkrywam wreszcie tę straszną prawdę. To Snape zabił Dumbledore'a! Co za niespodzianka! Tyle że nadal jest uważany za wiernego i dobrego, więc coś tu musi być nie tak. O Voldziu nadal ani słowa, ale przynajmniej wiemy, że Albus nie wygrzewa się na Karaibach.
I wreszcie poczciwa Hermionka przypomniała sobie, że ma przyjaciół! Poświęciła temu jedno zdanie, ale to zawsze lepiej niż wcale.
„Hermiona weszła do Wielkiej Sali i skierowała od razu do stołu Gryfonów". — Ma opatrzony odpowiednim napisem gabinet, ale jada przy stole Gryfonów i oficjalnie nie jest nauczycielką. To ma sens. Zwłaszcza że na pewno nikt nie zauważył jej zniknięcia z dormitorium.
Przyznam, że zaskoczyłaś mnie otwartością Granger. Powiedziała o wszystkim swojej przyjaciółce, chociaż logiczniejsze wydało mi się ukrycie całej tej sytuacji przed światem. Ich relacja musi być silniejsza niż w książce,
„Na szybko nałożyła sobie kilka pieczonych ziemniaków i pieczonego kurczaka". — Dołożyła trochę pieczonych warzyw i polała wszystko sosem. Pieczeniowym, oczywiście.
„Skoro czujesz się już lepiej, nie widzę przeciwwskazań, abyś wróciła do swoich komnat". — Co Ty masz z tymi „jej komnatami"? To brzmi, jakby była hrabiną i mieszkała w fortecy.
„Kiedy znalazła się w pokoju wspólnym, rozbrzmiewał on głośnymi śmiechami Gryfonów". — Czy ona nie miała wrócić do swoich komnat? Tzn. tych nauczycielskich? Co robi w wieży Gryffindoru? I dlaczego witają ją jak bohaterkę, chociaż wcześniej ją olali, gdy jadła z nimi obiad? Dlatego, że wyszła ze spotkania z Malfoyem czy dlatego, że została nauczycielką? Ale skoro tak, to dlaczego nie wiwatowali wcześniej, tylko dopiero teraz? Z poprzedniego akapitu wynika jedynie, że mogli wiwatować na cześć jej podkreślających figurę ubrań. Raczej nie o to chodzi.
Aha. Pijana Hermiona — potencjalna nauczycielka upijająca się trunkami od potencjalnych uczniów — idzie do gabinetu, również pijanego, Snape'a. Po to, by nagle — bez żadnego wstępu — zacząć uprawiać z nim wyuzdany seks. Od początku wizyty Severus zwraca dużą uwagę na ubiór dziewczyny. Koronkowe majteczki podkreślały to, obcisłe spodnie tamto, przylegająca bluzka jeszcze coś innego... Normalnie znawca mody ze swoją modelką.
„Nie sądził, że jest taka doświadczona". — Pierwszy przejaw rozsądku u bohatera. Jakim cudem Hermiona zamienia się niespodziewanie w seksbombę, tego nie wiem. Nawet alkohol nie tłumaczy masturbacji na oczach do połowy rozebranego Snape'a.
„Delikatnie, jakby nieśmiało, usiadła na nim okrakiem i gdy poczuła pomiędzy nogami jego nabrzmiałego penisa zawahała się". — Kunszt. Wykwintna erotyka.
„Była ciasna i ostrożna, widział, że robiła to po raz pierwszy". — Próbowałaś konkurować z E.L. James?
„- Zamierzasz pójść spać? - spytał z lekkim uśmieszkiem.
- Jestem trochę zmęcz... - nie dokończyła, bo usta Severusa stłumiły wszelkie dźwięki.
Kolejny raz był nawet lepszy niż poprzedni".
— Jestem zmęczona.
— Ok, chodźmy się ruchać.
Było jeszcze lepiej niż za 1-wszym razem.
„Kiedy po kilku godzinach wyczerpana zasnęła w jego ramionach". — Hm... Co robili przez te kilka godzin? Dziesiąty raz był lepszy niż dziewiąty? Dwudziesty drugi lepszy niż dwudziesty pierwszy? Cztery razy po dwa razy...
Niezbyt porywający opis stosunku. Raczej nie miał w sobie tego, co mieć powinien — delikatności (dziwne, w ostatnim rozdziale było jej od groma, widzę, że złote środki nie są dla Ciebie), strachu i niepewności. Bo wiesz, dziewica nie zmienia się nagle w boginię seksu i nie rzuca się na nauczyciela, nawet jeśli coś wypije. Musiałaby chyba zażyć coś mocniejszego. Brak naturalności, poleciałaś trochę z fantazją, przez co chyba zapomniałaś, o kim piszesz.
Bardzo dobrze wyszło Ci za to zakończenie. Decyzja o wymazaniu pamięci oznacza, że ktoś tu wreszcie postanowił wykazać się rozsądkiem. Może być tylko mały surprise, kiedy przy swoim „pierwszym" razie Hermiona dowie się, że nie jest dziewicą. Może być zabawnie. Zły Snape, niedobry Snape. Czego by nie robił, wychodzi źle. No cóż.
„Snape nie byłby sobą, gdyby po tym wszystkim po prostu poszedł spać. Nie umie zachować się jak zależy, nigdy, w żadnej sytuacji. Jednak nie wszystko pójdzie po jego planie.Okazuje się, że istnieją na świecie rzeczy silniejsze, nawet od najsilniejszego zaklęcia". — Dlaczego robisz takie uwagi na początku notki, dlaczego nie dajesz swoich komentarzy pod spodem? To się momentami zaczyna robić irytujące, przypomina spojler. To ma działać jako reklama? Sama nie wiem, na mnie nie działa, może innych tak nie denerwuje.
Tak czy owak, zabieram się za ósemkę. Widzę, że wszystko wróciło do normalności — takiej normalności, jakiej to opowiadanie nie widziało. Hermiona ma Snape'a za przebrzydłego nietoperza, co jest o wiele bardziej realne i przekonujące.
No nie wierzę. McGonagall ucina sobie pogawędkę z Severusem na temat uczucia wcześniej wspomnianego do Hermiony. Czy i ona, jedna z najrozsądniejszych, najsurowszych i zarazem najinteligentniejszych osób w szkole, nie widzi w tym niczego złego i gorszącego? Nie reaguje w żaden stosowny sposób ani na widok pijanego nauczyciela, ani na wieść o kiełkującym pożądaniu do (wtedy jeszcze) uczennicy. Owszem, upomina go, ale to nie jest reakcja, której spodziewałabym się po dyrektorze.
Opryskliwy w stosunku do Hermiony Snape to coś tak rzeczywistego i zrozumiałego, że aż przyjemnie to czytać. Podoba mi się taki obrót spraw. Zabrakło tego na początku, mamy to teraz. Dzięki temu opowiadanie może stać się o wiele ciekawsze, ponieważ pojawiła się ta przeszkoda, o której wspomniałam na początku. Jak dotąd najlepszy z Twoich pomysłów. Do siódmego rozdziału Twoja historia była dość przewidywalna, teraz jednak wreszcie zaczynam się zastanawiać, co spotka bohaterów.
Myślę jeszcze tylko nad jedną rzeczą... Hermiona może nie pamiętać swojego uczucia do Severusa, ale Ginny chyba nadal o nim wie, prawda? Bądź co bądź, przyjaciółka jej się zwierzała. Musi to paść gdzieś w rozmowie, tym bardziej, że młoda Weasley na pewno w końcu zauważy, że coś się zmieniło.
Efekt psuje stosunkowo przyjacielska rozmowa dwojga bohaterów. Długo nie wytrwałaś w swoim postanowieniu, kilka akapitów i bang, Hermiona już zauważa, jaki to Snape jest przystojny, a on w zamian zdobywa się na komplement. Obym Cię nie przechwaliła...
Ech, historia zatacza koło. Znowu są na „ty". Jak tak dalej pójdzie, ich znajomość skończy się tak samo jak przedtem. Ponownie zaczyna się robić monotonnie. Błagam, nie zepsuj tego.
Dziewiątka czeka.
„Ten rozdział ujawnia coraz więcej, na pewno zauważyliście dziwne rzeczy, które dzieją się z naszą Panną-Wiem-Najlepiej. Dowiecie się także o drugim życiu profeszora Sznejpa". — To mnie bardziej odpycha, niż zachęca... Naprawdę, no...
„Hermiona weszła do Wielkiej Sali i skierowała od razu do stołu Gryfonów". — Ma opatrzony odpowiednim napisem gabinet, ale jada przy stole Gryfonów i oficjalnie nie jest nauczycielką. To ma sens. Zwłaszcza że na pewno nikt nie zauważył jej zniknięcia z dormitorium.
Przyznam, że zaskoczyłaś mnie otwartością Granger. Powiedziała o wszystkim swojej przyjaciółce, chociaż logiczniejsze wydało mi się ukrycie całej tej sytuacji przed światem. Ich relacja musi być silniejsza niż w książce,
„Na szybko nałożyła sobie kilka pieczonych ziemniaków i pieczonego kurczaka". — Dołożyła trochę pieczonych warzyw i polała wszystko sosem. Pieczeniowym, oczywiście.
„Skoro czujesz się już lepiej, nie widzę przeciwwskazań, abyś wróciła do swoich komnat". — Co Ty masz z tymi „jej komnatami"? To brzmi, jakby była hrabiną i mieszkała w fortecy.
„Kiedy znalazła się w pokoju wspólnym, rozbrzmiewał on głośnymi śmiechami Gryfonów". — Czy ona nie miała wrócić do swoich komnat? Tzn. tych nauczycielskich? Co robi w wieży Gryffindoru? I dlaczego witają ją jak bohaterkę, chociaż wcześniej ją olali, gdy jadła z nimi obiad? Dlatego, że wyszła ze spotkania z Malfoyem czy dlatego, że została nauczycielką? Ale skoro tak, to dlaczego nie wiwatowali wcześniej, tylko dopiero teraz? Z poprzedniego akapitu wynika jedynie, że mogli wiwatować na cześć jej podkreślających figurę ubrań. Raczej nie o to chodzi.
Aha. Pijana Hermiona — potencjalna nauczycielka upijająca się trunkami od potencjalnych uczniów — idzie do gabinetu, również pijanego, Snape'a. Po to, by nagle — bez żadnego wstępu — zacząć uprawiać z nim wyuzdany seks. Od początku wizyty Severus zwraca dużą uwagę na ubiór dziewczyny. Koronkowe majteczki podkreślały to, obcisłe spodnie tamto, przylegająca bluzka jeszcze coś innego... Normalnie znawca mody ze swoją modelką.
„Nie sądził, że jest taka doświadczona". — Pierwszy przejaw rozsądku u bohatera. Jakim cudem Hermiona zamienia się niespodziewanie w seksbombę, tego nie wiem. Nawet alkohol nie tłumaczy masturbacji na oczach do połowy rozebranego Snape'a.
„Delikatnie, jakby nieśmiało, usiadła na nim okrakiem i gdy poczuła pomiędzy nogami jego nabrzmiałego penisa zawahała się". — Kunszt. Wykwintna erotyka.
„Była ciasna i ostrożna, widział, że robiła to po raz pierwszy". — Próbowałaś konkurować z E.L. James?
„- Zamierzasz pójść spać? - spytał z lekkim uśmieszkiem.
- Jestem trochę zmęcz... - nie dokończyła, bo usta Severusa stłumiły wszelkie dźwięki.
Kolejny raz był nawet lepszy niż poprzedni".
— Jestem zmęczona.
— Ok, chodźmy się ruchać.
Było jeszcze lepiej niż za 1-wszym razem.
„Kiedy po kilku godzinach wyczerpana zasnęła w jego ramionach". — Hm... Co robili przez te kilka godzin? Dziesiąty raz był lepszy niż dziewiąty? Dwudziesty drugi lepszy niż dwudziesty pierwszy? Cztery razy po dwa razy...
Niezbyt porywający opis stosunku. Raczej nie miał w sobie tego, co mieć powinien — delikatności (dziwne, w ostatnim rozdziale było jej od groma, widzę, że złote środki nie są dla Ciebie), strachu i niepewności. Bo wiesz, dziewica nie zmienia się nagle w boginię seksu i nie rzuca się na nauczyciela, nawet jeśli coś wypije. Musiałaby chyba zażyć coś mocniejszego. Brak naturalności, poleciałaś trochę z fantazją, przez co chyba zapomniałaś, o kim piszesz.
Bardzo dobrze wyszło Ci za to zakończenie. Decyzja o wymazaniu pamięci oznacza, że ktoś tu wreszcie postanowił wykazać się rozsądkiem. Może być tylko mały surprise, kiedy przy swoim „pierwszym" razie Hermiona dowie się, że nie jest dziewicą. Może być zabawnie. Zły Snape, niedobry Snape. Czego by nie robił, wychodzi źle. No cóż.
„Snape nie byłby sobą, gdyby po tym wszystkim po prostu poszedł spać. Nie umie zachować się jak zależy, nigdy, w żadnej sytuacji. Jednak nie wszystko pójdzie po jego planie.Okazuje się, że istnieją na świecie rzeczy silniejsze, nawet od najsilniejszego zaklęcia". — Dlaczego robisz takie uwagi na początku notki, dlaczego nie dajesz swoich komentarzy pod spodem? To się momentami zaczyna robić irytujące, przypomina spojler. To ma działać jako reklama? Sama nie wiem, na mnie nie działa, może innych tak nie denerwuje.
Tak czy owak, zabieram się za ósemkę. Widzę, że wszystko wróciło do normalności — takiej normalności, jakiej to opowiadanie nie widziało. Hermiona ma Snape'a za przebrzydłego nietoperza, co jest o wiele bardziej realne i przekonujące.
No nie wierzę. McGonagall ucina sobie pogawędkę z Severusem na temat uczucia wcześniej wspomnianego do Hermiony. Czy i ona, jedna z najrozsądniejszych, najsurowszych i zarazem najinteligentniejszych osób w szkole, nie widzi w tym niczego złego i gorszącego? Nie reaguje w żaden stosowny sposób ani na widok pijanego nauczyciela, ani na wieść o kiełkującym pożądaniu do (wtedy jeszcze) uczennicy. Owszem, upomina go, ale to nie jest reakcja, której spodziewałabym się po dyrektorze.
Opryskliwy w stosunku do Hermiony Snape to coś tak rzeczywistego i zrozumiałego, że aż przyjemnie to czytać. Podoba mi się taki obrót spraw. Zabrakło tego na początku, mamy to teraz. Dzięki temu opowiadanie może stać się o wiele ciekawsze, ponieważ pojawiła się ta przeszkoda, o której wspomniałam na początku. Jak dotąd najlepszy z Twoich pomysłów. Do siódmego rozdziału Twoja historia była dość przewidywalna, teraz jednak wreszcie zaczynam się zastanawiać, co spotka bohaterów.
Myślę jeszcze tylko nad jedną rzeczą... Hermiona może nie pamiętać swojego uczucia do Severusa, ale Ginny chyba nadal o nim wie, prawda? Bądź co bądź, przyjaciółka jej się zwierzała. Musi to paść gdzieś w rozmowie, tym bardziej, że młoda Weasley na pewno w końcu zauważy, że coś się zmieniło.
Efekt psuje stosunkowo przyjacielska rozmowa dwojga bohaterów. Długo nie wytrwałaś w swoim postanowieniu, kilka akapitów i bang, Hermiona już zauważa, jaki to Snape jest przystojny, a on w zamian zdobywa się na komplement. Obym Cię nie przechwaliła...
Ech, historia zatacza koło. Znowu są na „ty". Jak tak dalej pójdzie, ich znajomość skończy się tak samo jak przedtem. Ponownie zaczyna się robić monotonnie. Błagam, nie zepsuj tego.
Dziewiątka czeka.
„Ten rozdział ujawnia coraz więcej, na pewno zauważyliście dziwne rzeczy, które dzieją się z naszą Panną-Wiem-Najlepiej. Dowiecie się także o drugim życiu profeszora Sznejpa". — To mnie bardziej odpycha, niż zachęca... Naprawdę, no...
„Chciał unikać kontaktu z dziewczyną, a jak na złość,
zataczają kółko". — No właśnie, Szerloku!
„W tej
chwili jej myśli zajmował pewien czarnowłosy nietoperz".„Śmiać mu sie chciało, gdy czytał odpowiedzi niektórych uczniów. Nie podejrzewał ich o tak totalną głupotę." — Czyżby? Snape często wyraźnie miał uczniów za debili.
„(...) poprosił o obiad do jego prywatnych komnat". — Hrabia Severus wita.
„Miał w swoim życiu wiele kobiet, ale takiej... jeszcze nigdy. Jako Śmierciożerca, sługa Czarnego Pana wiele razy był w ten sposób "nagradzany" przez swojego Mistrza. Wiele kobiet, mugolskich i tych czystej krwi, chciało pokazać Voldemortowi swoje oddanie dla jego sprawy". — Voldzio dawał swoim oddanym Śmierciożercom panienki w nagrodę. No, no...
„Nie miałaś zbyt dużego wyboru, Narcyzo. To nie twoja wina, że urodziłaś się w takiej rodzinie, a nie innej. Że twój mąż jest, jaki jest". — Trochę naciągane to pocieszanie. Bądź co bądź, męża sama sobie wybrała.
Dobry pomysł z wplątaniem we wszystko Narcyzy. Na miejscu Severusa miałabym pewne obiekcje. Bądź co bądź, mogą z niej wydobyć prawdę, w taki czy inny sposób. Zdziwiło mnie tylko, że kobieta wszystkiego się domyślała. Voldemort śpi sobie spokojnie, a jakaś tam podrzędna Śmierciożerczyni okazuje się bystrzejsza i odkrywa prawdę.
Dziesiątka na celowniku.
„Najgorsze było to uczucie, które teraz łaskotało ją w środku. Czuła mrowienie tam, gdzie najmniej się go spodziewała". — Czyli gdzie, w wątrobie? Bo jeśli w podbrzuszu, to to raczej naturalne, kiedy już dopadają ją erotyczne fantazje.
„Gorąca woda trochę ją uspokoiła, pozwoliła się odprężyć, trochę rozwiać myśli, jednak było coś, co pozostało w jej głowie". — Który to już raz woda okazuje się być dla niej lekiem? Nie mówię, że kąpiel nie może mieć kojących właściwości, ale gdy piszesz o tym któryś raz z rzędu, robi się to nudne.
„Przymknęła powieki, lecz nadal je widziała". — Je, to znaczy co? Powieki? Ciekawe.
„Nie minęła minuta, a dziewczyna odpłynęła w wyjątkowo spokojny, upragniony sen." — Zasnęła w wannie czy przegapiłam moment, kiedy z niej wyszła i poszła do łóżka?
„Po prostu szukam Ginny, myślałam, że może ty wiesz, gdzie jest. Chłopak jednak pokiwał głową". — Po czym Hermiona wznowiła poszukiwania, bo Dean nie znał miejsca pobytu Ginny. Skoro tak, to dlaczego pokiwał głową, by zaprzeczyć? O ile mi wiadomo, raczej kręci się głową, gdy chce się powiedzieć „nie".
„Szpiegowanie dla Voldemorta jest wystarczająco niebezpieczne dla mnie, co dopiero dla kogoś mi bliskiego". — Sądzę, że szpieg jest jednak w większym niebezpieczeństwie niż ci, których nic ze szpiegostwem nie łączy, poza byciem bliską osobą kogoś, kto szpieguje. Chyba że chciałaś powiedzieć, że wtedy ta bliska osoba też musiałaby szpiegować. Ale to też nie jest do końca prawdą, bo wcale nie musiałoby tak być.
„Czyżby podświadomie nie wierzył, że Potterowi może się udać? Nie. Gdyby w to nie wierzył, nie pomagałby mu". — Czyli tutaj Snape nie jest mordercą i zdrajcą, tylko dobrym, pomocnym wujaszkiem. Czy wspominałam już, jak bardzo irytują mnie braki w świecie przedstawionym?
Nie rozumiem, dlaczego Hermiona ma przebłyski pamięci, skoro Snape strzelił w nią zaklęciem zapomnienia. Nie uwierzę, że nie umiał zrobić tego poprawnie. Może zadziałała podświadomość? To by jednak oznaczało lukę w magii, a tej się tutaj nie spodziewam.
Widzę pewne niedociągnięcie w scenie z osłabioną Hermioną. Wdarł jej się do umysłu, znalazł co nieco — ok. Tylko że potem, jak gdyby nigdy nic, wrócił do siebie, wy wziąć eliksir i zacząć się alkoholizować. Co w takim razie z nią? Zostawił ją samą czy jak?
„McGonagall wzięła głęboki wdech i wyszła z gabinetu, kierując się na śniadanie". — Wybacz, ale to brzmi groteskowo. Przed chwilą odbyła poważną rozmowę na temat porwań, szpiegostwa i śmierci, i dowiedziała się o przetrzymywaniu córki jednej z członkiń Zakonu, a teraz tak po prostu lajcikowo pomyka sobie na śniadanko. No cóż.
„Później jednak przekonywała samą siebie, że razem nie są głupi, dadzą sobie radę, że nic im nie będzie".— A osobno są głupi, rozumiem?
Ciekawe zakończenie, całe to ukazanie Ginny w niewoli Śmierciożerców. Do tej pory raczej nie skupiałaś się na innych postaciach.
Poza tym bardzo długi ten rozdział. Nie mówię, że to źle, ale poprzednie były znacznie dłuższe. Myślę, że wszystkie części powinny mieć podobną długość, a przynajmniej nie aż tak zauważalnie różną.
Przeskakujemy do jedenastki.
„Nawet nie wiedziała, że bycie nauczycielem zwalnia ją z obowiązku podawania haseł". — A czy to nie oczywiste? Sama nie wiem, nauczyciele przecież mają dużo większe uprawnienia. Głupiutka Hermionka.
Hermiona spotyka Prawie Bezgłowego Nicka w salonie Gryfonów, gdzie ten znajduje dla niej zaawansowane księgi o historii magii — takie, których zainteresowana jeszcze nie czytała. Jak to możliwe? Przecież przesiadywała w tym salonie godzinami. Wspominałaś, że wszystko, co było dostępne w bibliotece, już znała, jakim więc sposobem nie znała tego, co było tak blisko niej? Chyba że akcja wcale nie rozgrywa się dokładnie w pokoju wspólnym, a np. w komnacie Nicka, a Ty najwyraźniej zapomniałaś o tym wspomnieć.
Ukryta biblioteka w Hogwarcie, o której istnieniu Hermiona dotąd nie wiedziała, no proszę! W to jestem skłonna uwierzyć, skoro nawet McGonagall nie miała o tym pojęcia. Tylko dlaczego Nick zdecydował powierzyć ten sekret Hermionie, skoro to nawet nie była jego biblioteka? Dziwne. Podoba mi się, że była Gryfonka nie odkryła sposobu na otwarcie biblioteki od razu, tylko musiała się nad tym dłużej zastanowić. To nadało tej sytuacji realności.
Późniejsze zachowanie Snape'a (wtedy, kiedy zasłabł) było bardzo naturalne, typowe dla niego, dobry fragment.
„Rozebrał wierzchnią szatę i poszedł do łazienki (...)" - Rozebrać to można siebie, szatę się zdejmuje.
- To? – powiedział Snape podnosząc szklankę do ust i pociągając łyk. – I to? – dodał, zaciągając się papierosem".
— Proszę, proszę, co za zbuntowany nastolatek!
„- To wszystko moja wina – powiedział obojętnym tonem. – Przespałem się z Granger".
— No dobra, tego się nie spodziewałam. Najpierw próbuje za wszelką cenę nie dopuścić do wyjścia tego incydentu na światło dzienne, a później bezceremonialnie go na nie wyciąga. Wygląda na to, że byłby kiepskim mugolem. Po mugolskich używkach zachowuje się jak idiota.
„Mistrz aż przewrócił oczami". — To brzmi tak strasznie sztucznie... Rozumiem, że nazywano go Mistrzem Eliksirów, ale kiedy nagle z tym mistrzowaniem wyskakujesz w narracji, wygląda to okropnie.
„- Severusie, to jest uczennica…" — Technicznie już nie.
„Ciężko mi się jeszcze przyzwyczaić do całej tej… nowej sytuacji, jaką mi przedstawiłeś". — Dziwne rzeczy! Przecież wie o tym już od jakichś pięciu minut!
„Jak to możliwe, że dziewczyna odzyskała w ogóle pamięć? Nie mógł zapomnieć o tym szczególe (...)" — Niezbyt trafny dobór określeń, to raczej ważna sprawa, a nie jakiś tam szczegół.
„Umysł jest zaopatrywany przez krew, nieustannie krążącą po naszym ciele. Jej największym źródłem jest serce. Prosta droga wiedzie więc od serca do umysłu". — Nie myl umysłu z mózgiem. Mózg to narząd, i to do niego może płynąć krew. Umysł jest pojęciem abstrakcyjnym, wyraża aktywność tego mózgu. Diametralna różnica.
„- Dokładniej to Voldemort – sprostował Snape. Wszyscy skrzywili się na dźwięk tego imienia, obowiązywał bowiem zakaz używania go przez wszystkich, którzy nie należeli do grona śmierciożerców". — Wszyscy lub prawie wszyscy członkowie Zakonu, wzorem Dumbledore'a, nazywali Voldemorta po imieniu na znak protestu przeciwko jego okrucieństwu, a Śmierciożercy mówili do niego per Czarny Pan. I na pewno jakiś tam zakaz ich dużo obchodził. Na pewno na tyle, by krzywili się, gdy ktoś mówi na Voldemorta Voldemort. Więc?...
A więc Ron nie żyje. Nie powiem, cieszę się, że wprowadziłaś jakąś nową informację ze świata czarodziejów, nowe wydarzenie, przerwanie monotonii. Nie do końca wyszedł Ci jednak opis sceny, w której Snape przekazuje wiadomość o śmierci Weasleya jego rodzicom. Obie doskonale wiemy, że Molly nie zaczęłaby tylko płakać, tylko co najmniej obudziłaby swoimi lamentami wszystkich w promieniu kilometra. Niezbyt porywający opis emocji, krótko mówiąc.
„Rozebrała się i weszła do wanny, pozwalając, aby gorąca ciecz otuliła ją niczym miękka pierzyna, pieszcząc przyjemnie jej skórę". — Który to już raz? Chyba zgubiłam rachubę.
30/50
3. Poprawność
„- Chcesz ryzykować atakiem na Hogwart? Wiesz, że Czarny Pan jest nieobliczalny…" — McGonagall nazywająca Voldemorta Czarnym Panem? To określenie zarezerwowane dla Śmierciożerców i eks Śmierciożerców, jak sądzę.
„Tuż za nią stał profesor Groźny-Nietoperz we własnej osobie i przeszywał ją swoimi stalowymi tęczówkami". — Tego typu teksty są okropnie naciągane, unikaj ich.
„Tuż za nią stał profesor Groźny-Nietoperz we własnej osobie i przeszywał ją swoimi stalowymi tęczówkami". — Tego typu teksty są okropnie naciągane, unikaj ich.
Troszkę to nieoczekiwane, że tak nagle dziewczyna wszystko sobie przypomniała i poleciała do Severusa, żeby wdać się z nim w dość niedorzeczną dyskusję. Nadal nie rozumiem, w jaki sposób przełamała zaklęcie, skoro najpotężniejsi czarodzieje nie byli w stanie tego zrobić. Wiem tylko, że końcówka całej tej rozmowy wyszła Ci lepiej niż kilka poprzednich akapitów. Pełne klasy zachowanie, tego mogłabym się spodziewać po Hermionie. Chociaż, zważając na okoliczności... musi być dziwnie, nagle dać się zasypać milionom zduszonych emocji. Chętnie dowiem się, co z tego wyniknie, włączam więc dwunastkę.
„- I teraz jeszcze to! – wskazała dłonią na niego, kompletnie ignorując jego wypowiedź. - To? – powiedział Snape podnosząc szklankę do ust i pociągając łyk. – I to? – dodał, zaciągając się papierosem".
— Proszę, proszę, co za zbuntowany nastolatek!
„- To wszystko moja wina – powiedział obojętnym tonem. – Przespałem się z Granger".
— No dobra, tego się nie spodziewałam. Najpierw próbuje za wszelką cenę nie dopuścić do wyjścia tego incydentu na światło dzienne, a później bezceremonialnie go na nie wyciąga. Wygląda na to, że byłby kiepskim mugolem. Po mugolskich używkach zachowuje się jak idiota.
„Mistrz aż przewrócił oczami". — To brzmi tak strasznie sztucznie... Rozumiem, że nazywano go Mistrzem Eliksirów, ale kiedy nagle z tym mistrzowaniem wyskakujesz w narracji, wygląda to okropnie.
„- Severusie, to jest uczennica…" — Technicznie już nie.
„Ciężko mi się jeszcze przyzwyczaić do całej tej… nowej sytuacji, jaką mi przedstawiłeś". — Dziwne rzeczy! Przecież wie o tym już od jakichś pięciu minut!
„Jak to możliwe, że dziewczyna odzyskała w ogóle pamięć? Nie mógł zapomnieć o tym szczególe (...)" — Niezbyt trafny dobór określeń, to raczej ważna sprawa, a nie jakiś tam szczegół.
„Umysł jest zaopatrywany przez krew, nieustannie krążącą po naszym ciele. Jej największym źródłem jest serce. Prosta droga wiedzie więc od serca do umysłu". — Nie myl umysłu z mózgiem. Mózg to narząd, i to do niego może płynąć krew. Umysł jest pojęciem abstrakcyjnym, wyraża aktywność tego mózgu. Diametralna różnica.
„- Dokładniej to Voldemort – sprostował Snape. Wszyscy skrzywili się na dźwięk tego imienia, obowiązywał bowiem zakaz używania go przez wszystkich, którzy nie należeli do grona śmierciożerców". — Wszyscy lub prawie wszyscy członkowie Zakonu, wzorem Dumbledore'a, nazywali Voldemorta po imieniu na znak protestu przeciwko jego okrucieństwu, a Śmierciożercy mówili do niego per Czarny Pan. I na pewno jakiś tam zakaz ich dużo obchodził. Na pewno na tyle, by krzywili się, gdy ktoś mówi na Voldemorta Voldemort. Więc?...
A więc Ron nie żyje. Nie powiem, cieszę się, że wprowadziłaś jakąś nową informację ze świata czarodziejów, nowe wydarzenie, przerwanie monotonii. Nie do końca wyszedł Ci jednak opis sceny, w której Snape przekazuje wiadomość o śmierci Weasleya jego rodzicom. Obie doskonale wiemy, że Molly nie zaczęłaby tylko płakać, tylko co najmniej obudziłaby swoimi lamentami wszystkich w promieniu kilometra. Niezbyt porywający opis emocji, krótko mówiąc.
„Rozebrała się i weszła do wanny, pozwalając, aby gorąca ciecz otuliła ją niczym miękka pierzyna, pieszcząc przyjemnie jej skórę". — Który to już raz? Chyba zgubiłam rachubę.
Myślę, że przeczytane dwanaście rozdziałów daje mi dobry ogląd na Twoje opowiadanie. Zacznijmy od ogólniejszych uwag podsumowujących.
Świat przedstawiony. A konkretniej określanie tła wydarzeń, to jest sytuacji panującej w społeczności magicznej w czasie trwania akcji opowiadanej przez Ciebie historii. Kilka rozdziałów zajęło Ci, by bodaj zacząć ją kreślić. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że Voldemort jest, funkcjonuje, działa, a Severus pełni rolę podwójnego szpiega, co i tak jest już fikcją, bo w tym momencie chyba każdy powinien się już zorientować, jak to wygląda. Tak czy owak, nadal są tutaj luki. Ukazujesz konsekwencje pewnych zdarzeń z przeszłości — niektórzy zachowują rezerwę w stosunkach z Severusem, inni całkowicie mu ufają, Hogwart funkcjonuje jak gdyby nigdy nic, a przecież i Dumbledore nie żyje, i Voldemort przejął władzę... Brak tutaj PRZYCZYN tych zdarzeń, brak opisów przeszłości, która przecież jest istotna dla zrozumienia pewnych zachowań i sytuacji. Wyobraź sobie, że uczysz się o przebiegu II wojny światowej, zielonego pojęcia nie mając, dlaczego wybuchła, albo wycinając z książek istotne fragmenty, bez których pozostaje tylko uczucie pustki, luki, brakującego elementu powodującego, że obrazek nie chce ułożyć się w całość. Tło jest tłem, racja, ale musisz pamiętać, że to także ważna część świata przedstawionego.
Niewątpliwie jedną z głównych składowych tegoż świata są bohaterowie. I, niestety, i tutaj mam sporo do zarzucenia. Nie jestem zwolenniczką ślepego wpatrzenia w kanon — bo wtedy w ogóle nie byłabym zainteresowana tematyką Sevmione — ale, na Boga, trzeba zachować pewne charakterystyczne cechy, żeby czytelnik nie zapominał, o kim i o czym czyta. Ten typ opowiadania cieszy się dużą popularnością, bo łączy ze sobą dwie skrajnie różne osoby, tak różne, jak tylko się da. Twoi bohaterowie wcale się od siebie tak bardzo nie różnią. Ponadto nie poświęciłaś rozwojowi ich uczucia zbyt wiele uwagi, raczej postawiłaś nas przed faktem dokonanym już w pierwszym rozdziale — podobają się sobie, i już. Wygodne, ale ja na przykład chętnie dowiedziałabym się, jak do rozwoju owego uczucia doszło. Bądź co bądź, sama wciąż podkreślasz, że jest irracjonalne — nawet jeśli Twoim argumentem jest to, że „oni siebie nienawidzą". Ale dobrze, nie powtarzajmy się.
Twój Snape zachowuje się jak rozchwiany emocjonalnie nastolatek, żywcem wyjęty z przeciętnego gimnazjum. Rozumiem, że człowiek tracący kontrolę nad własnymi uczuciami może zachowywać się dziwnie. Ale, na Boga, robisz z niego faceta, który nie umie załatwić prostej sprawy bez butelki whiskey (jeszcze dobrze, że nie zwykłej wódki albo piwa, tego by brakowało). Non stop pije, po papierosy też zdążył już sięgnąć... Jeszcze tylko brakuje, żeby stanął pośrodku klasy i dał sobie w żyłę. Wybacz, ale jest nauczycielem i takie zachowanie musiałoby zostać zauważone. A tymczasem zorientowała się tylko Minerwa — i, krótko mówiąc, olała sprawę; stosowanie używek przez nauczyciela to przecież żadna rewelacja dla dyrektora — oraz Hermiona. No właśnie, Hermiona...
Uczy się nadal, bo się uczy. Ma obsesję na tym punkcie, zgoda. Cóż jednak z tego, skoro w następnej scenie zostawia najlepszych przyjaciół w potrzebie — prawdziwej potrzebie — bo jeden z nich wyznał jej miłość? Szkoda, że nie wsadziłaś jej w łapy butelki z alkoholem i nie ustawiłaś koło pijanego Snape'a. Albo pod monopolowym, gdzieś w okolicy Hogwartu, bo przecież na pewno jakiś tam jest.
Nie zapominajmy, że ta sama Hermiona, będąc w trakcie siódmego roku nauki, została wybrana na nauczyciela. Nie rozumiem tej logiki — Snape jest rzekomo w Hogwarcie szpiegiem, ma pilnować interesów Voldemorta. Ten zawzięcie szuka Hermiony. I co, i ma wszystko inne gdzieś, umieścił w szkole tylko jednego swojego człowieczka i biega wokół zamku z opaską na oczach, dziwiąc się, że jeszcze niczego nie znalazł? Dlaczego nie zawładnął Hogwartem, dlaczego nie zdecydował się objąć nad nim panowania, dlaczego zachował się tak... amatorsko? Człowiek, który chce budować imperium, zacząłby je budować, a nie siedział i patrzył... w sumie to na nic, bo na razie nic nie robi, oprócz porywania nastolatków. Można o nim wiele powiedzieć, ale nie był głupi. A Twój chyba trochę jednak jest. Pomijając już to dawanie Śmierciożercom panienek w nagrodę. A, zresztą.
Wśród wątków pobocznych można, na szczęście, znaleźć kilka godnych uwagi. Przyjaźń Severusa z Minerwą jest całkiem ciekawa, nie tylko ze względu na okoliczności, ale patrząc chociażby na ich odmienne charaktery. Podobnie znajomość z Narcyzą, która, jak wiemy, jest Śmierciożerczynią, niezbyt szczęśliwą ze swojego miana. Tajna biblioteka w Hogwarcie stała się symbolem jego aury, nadal panującej, mimo braku realności przedstawianych wydarzeń. Zabójstwo Rona to jeden z nielicznych realistycznych wątków. Dlaczego nie ma takich więcej? Opowiadanie to nie tylko ta górnolotna miłość, składa się na nie wiele innych czynników.
Bo czasami zdecydowanie zbyt usilnie próbujesz być górnolotna (to już tak odnośnie stylu). Wyrażało się to nie tylko w patetycznym opisie stosunku seksualnego (na Boga, to seks dwojga pijanych ludzi, nie do końca świadomych swoich czynów, seks dziewicy i dużo starszego mężczyzny, a nie wyuzdany, a zarazem i romantyczny akt miłosny w towarzystwie świec i jakichś, bo ja wiem, skórzanych kajdanek). Zbyt mocno pofantazjowałaś chociażby z tymi komnatami. Owszem, Hogwart ma zamek i posiada komnaty, ale nie musisz za każdym razem pisać, że bohaterowie siedzą w komnatach, piją w komnatach, wracają do swoich komnat, idą do czyichś komnat... Naprawdę, od razu na myśl przywodzi mi to hrabię w swej fortecy. Zły pomysł.
Z drugiej strony, widać u Ciebie braki w słownictwie. Hermiona wciąż i wciąż regeneruje się dzięki cudownym, leczniczo-kojącym właściwościom ciepłej wody (może w komnatach leci magiczna, kto wie), a Severus jest nazywany w kółko i w kółko czarnowłosym, nietoperzem, mistrzem czy kimś jeszcze innym. Czasami kontekst jest dobry, a czasami wychodzi tak sztuczny synonim, że aż chce się płakać. Pomijając już tę pomnożoną razy dziewięć delikatność. O zgrozo!
Musisz popracować nad naturalnością, po prostu musisz. Staraj się patrzeć perspektywicznie — jak zachowałby się ten czy tamten drugoplanowy bohater, jak sytuacja jednostki ma się do sytuacji ogółu, co należałoby wyjaśnić, żeby opis był pełny i przekazywał wszystkie informacje potrzebne do jego zrozumienia... Szukaj słów, poprawiaj opisy, grzeb w pamięci i wychodź z nowymi inicjatywami, nie powielaj starych. Potrafisz być przecież kreatywna, widać to po wątku biblioteki czy decyzji Severusa o wymazaniu pamięci Hermiony (nawet jeśli zatoczyłaś lekkie koło).
Twoja historia ma dobre zalążki, miewasz naprawdę dobre pomysły, ale mówię — bez rozszerzenia pola widzenia i dopracowania niektórych kwestii zaczniesz się cofać, zamiast iść wciąż do przodu. A po co?
Świat przedstawiony. A konkretniej określanie tła wydarzeń, to jest sytuacji panującej w społeczności magicznej w czasie trwania akcji opowiadanej przez Ciebie historii. Kilka rozdziałów zajęło Ci, by bodaj zacząć ją kreślić. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że Voldemort jest, funkcjonuje, działa, a Severus pełni rolę podwójnego szpiega, co i tak jest już fikcją, bo w tym momencie chyba każdy powinien się już zorientować, jak to wygląda. Tak czy owak, nadal są tutaj luki. Ukazujesz konsekwencje pewnych zdarzeń z przeszłości — niektórzy zachowują rezerwę w stosunkach z Severusem, inni całkowicie mu ufają, Hogwart funkcjonuje jak gdyby nigdy nic, a przecież i Dumbledore nie żyje, i Voldemort przejął władzę... Brak tutaj PRZYCZYN tych zdarzeń, brak opisów przeszłości, która przecież jest istotna dla zrozumienia pewnych zachowań i sytuacji. Wyobraź sobie, że uczysz się o przebiegu II wojny światowej, zielonego pojęcia nie mając, dlaczego wybuchła, albo wycinając z książek istotne fragmenty, bez których pozostaje tylko uczucie pustki, luki, brakującego elementu powodującego, że obrazek nie chce ułożyć się w całość. Tło jest tłem, racja, ale musisz pamiętać, że to także ważna część świata przedstawionego.
Niewątpliwie jedną z głównych składowych tegoż świata są bohaterowie. I, niestety, i tutaj mam sporo do zarzucenia. Nie jestem zwolenniczką ślepego wpatrzenia w kanon — bo wtedy w ogóle nie byłabym zainteresowana tematyką Sevmione — ale, na Boga, trzeba zachować pewne charakterystyczne cechy, żeby czytelnik nie zapominał, o kim i o czym czyta. Ten typ opowiadania cieszy się dużą popularnością, bo łączy ze sobą dwie skrajnie różne osoby, tak różne, jak tylko się da. Twoi bohaterowie wcale się od siebie tak bardzo nie różnią. Ponadto nie poświęciłaś rozwojowi ich uczucia zbyt wiele uwagi, raczej postawiłaś nas przed faktem dokonanym już w pierwszym rozdziale — podobają się sobie, i już. Wygodne, ale ja na przykład chętnie dowiedziałabym się, jak do rozwoju owego uczucia doszło. Bądź co bądź, sama wciąż podkreślasz, że jest irracjonalne — nawet jeśli Twoim argumentem jest to, że „oni siebie nienawidzą". Ale dobrze, nie powtarzajmy się.
Twój Snape zachowuje się jak rozchwiany emocjonalnie nastolatek, żywcem wyjęty z przeciętnego gimnazjum. Rozumiem, że człowiek tracący kontrolę nad własnymi uczuciami może zachowywać się dziwnie. Ale, na Boga, robisz z niego faceta, który nie umie załatwić prostej sprawy bez butelki whiskey (jeszcze dobrze, że nie zwykłej wódki albo piwa, tego by brakowało). Non stop pije, po papierosy też zdążył już sięgnąć... Jeszcze tylko brakuje, żeby stanął pośrodku klasy i dał sobie w żyłę. Wybacz, ale jest nauczycielem i takie zachowanie musiałoby zostać zauważone. A tymczasem zorientowała się tylko Minerwa — i, krótko mówiąc, olała sprawę; stosowanie używek przez nauczyciela to przecież żadna rewelacja dla dyrektora — oraz Hermiona. No właśnie, Hermiona...
Uczy się nadal, bo się uczy. Ma obsesję na tym punkcie, zgoda. Cóż jednak z tego, skoro w następnej scenie zostawia najlepszych przyjaciół w potrzebie — prawdziwej potrzebie — bo jeden z nich wyznał jej miłość? Szkoda, że nie wsadziłaś jej w łapy butelki z alkoholem i nie ustawiłaś koło pijanego Snape'a. Albo pod monopolowym, gdzieś w okolicy Hogwartu, bo przecież na pewno jakiś tam jest.
Nie zapominajmy, że ta sama Hermiona, będąc w trakcie siódmego roku nauki, została wybrana na nauczyciela. Nie rozumiem tej logiki — Snape jest rzekomo w Hogwarcie szpiegiem, ma pilnować interesów Voldemorta. Ten zawzięcie szuka Hermiony. I co, i ma wszystko inne gdzieś, umieścił w szkole tylko jednego swojego człowieczka i biega wokół zamku z opaską na oczach, dziwiąc się, że jeszcze niczego nie znalazł? Dlaczego nie zawładnął Hogwartem, dlaczego nie zdecydował się objąć nad nim panowania, dlaczego zachował się tak... amatorsko? Człowiek, który chce budować imperium, zacząłby je budować, a nie siedział i patrzył... w sumie to na nic, bo na razie nic nie robi, oprócz porywania nastolatków. Można o nim wiele powiedzieć, ale nie był głupi. A Twój chyba trochę jednak jest. Pomijając już to dawanie Śmierciożercom panienek w nagrodę. A, zresztą.
Wśród wątków pobocznych można, na szczęście, znaleźć kilka godnych uwagi. Przyjaźń Severusa z Minerwą jest całkiem ciekawa, nie tylko ze względu na okoliczności, ale patrząc chociażby na ich odmienne charaktery. Podobnie znajomość z Narcyzą, która, jak wiemy, jest Śmierciożerczynią, niezbyt szczęśliwą ze swojego miana. Tajna biblioteka w Hogwarcie stała się symbolem jego aury, nadal panującej, mimo braku realności przedstawianych wydarzeń. Zabójstwo Rona to jeden z nielicznych realistycznych wątków. Dlaczego nie ma takich więcej? Opowiadanie to nie tylko ta górnolotna miłość, składa się na nie wiele innych czynników.
Bo czasami zdecydowanie zbyt usilnie próbujesz być górnolotna (to już tak odnośnie stylu). Wyrażało się to nie tylko w patetycznym opisie stosunku seksualnego (na Boga, to seks dwojga pijanych ludzi, nie do końca świadomych swoich czynów, seks dziewicy i dużo starszego mężczyzny, a nie wyuzdany, a zarazem i romantyczny akt miłosny w towarzystwie świec i jakichś, bo ja wiem, skórzanych kajdanek). Zbyt mocno pofantazjowałaś chociażby z tymi komnatami. Owszem, Hogwart ma zamek i posiada komnaty, ale nie musisz za każdym razem pisać, że bohaterowie siedzą w komnatach, piją w komnatach, wracają do swoich komnat, idą do czyichś komnat... Naprawdę, od razu na myśl przywodzi mi to hrabię w swej fortecy. Zły pomysł.
Z drugiej strony, widać u Ciebie braki w słownictwie. Hermiona wciąż i wciąż regeneruje się dzięki cudownym, leczniczo-kojącym właściwościom ciepłej wody (może w komnatach leci magiczna, kto wie), a Severus jest nazywany w kółko i w kółko czarnowłosym, nietoperzem, mistrzem czy kimś jeszcze innym. Czasami kontekst jest dobry, a czasami wychodzi tak sztuczny synonim, że aż chce się płakać. Pomijając już tę pomnożoną razy dziewięć delikatność. O zgrozo!
Musisz popracować nad naturalnością, po prostu musisz. Staraj się patrzeć perspektywicznie — jak zachowałby się ten czy tamten drugoplanowy bohater, jak sytuacja jednostki ma się do sytuacji ogółu, co należałoby wyjaśnić, żeby opis był pełny i przekazywał wszystkie informacje potrzebne do jego zrozumienia... Szukaj słów, poprawiaj opisy, grzeb w pamięci i wychodź z nowymi inicjatywami, nie powielaj starych. Potrafisz być przecież kreatywna, widać to po wątku biblioteki czy decyzji Severusa o wymazaniu pamięci Hermiony (nawet jeśli zatoczyłaś lekkie koło).
Twoja historia ma dobre zalążki, miewasz naprawdę dobre pomysły, ale mówię — bez rozszerzenia pola widzenia i dopracowania niektórych kwestii zaczniesz się cofać, zamiast iść wciąż do przodu. A po co?
30/50
3. Poprawność
Prolog
Witam na moim blogu który, jak sugeruje tytuł, poświęcony jest Hermionie Granger oraz Severusowi Snape'owi i ich przygodom.
— Przecinek przed który. Jakbyś zamieniła spójniki kolejnością, też bym się nie obraziła (chodzi mi tutaj o "i" i "oraz".
(...) powtarzała sobie podnosząc się na duchu.
— Przecinek przed imiesłowem.
Nagle poczuła zapach męskich perfum, lecz zanim zdążyła zareagować z rozpędem wpadła na profesora Snape'a.
— Nagle poczuła zapach męskich perfum, lecz zanim zdążyła zareagować, z rozpędem wpadła na profesora Snape'a.
Książki wypadły jej z rąk, a Hermiona z przerażenia zastygła jak słup soli.
— Najpierw używasz zaimka, a dopiero potem imienia. Jaki w tym sens?
- Panna Granger - jego głos był lodowaty - Czemu o tak późnej porze nie jesteś jeszcze w dormitorium?
— Panna (Panno) Granger, ale potem na ty. Lepiej byłoby zachować tę oficjalną formę, Snape zresztą mówił w taki właśnie sposób.
(...) wysyczał po czym zbliżył swoją twarz do jej ucha (...)
— Przecinek przed po czym.
Wciąż czuła jego uścisk na brodzie, a gdy wspominała jego szept przechodził ją dreszcz.
— Wciąż czuła ten uścisk na brodzie, a gdy wspominała jego szept, przechodził ją dreszcz. (Powtórzenie i pominięcie przecinka w zdaniu złożonym.)
Leniwie zebrała się, gdy Hermiona podała jej hasło i wpuściła dziewczynę do środka.
— Zebrała się?
Zdejmując szatę mimowolnie pomyślała o czarnowłosym profesorze.
— Zdejmując szatę, mimowolnie pomyślała o czarnowłosym profesorze.
Coś było w nim takiego mrocznego co pociągało (...)
— Było w nim coś mrocznego, coś, co pociągało...
Podeszła do umywalki i nabrała wody na dłonie.
— W dłonie.
Zdejmując szatę mimowolnie pomyślała o czarnowłosym profesorze. Dotknęła podbródka w ten sam sposób, w jaki zrobił to Snape i poza chłodem poczuła coś innego. Coś było w nim takiego mrocznego, co pociągało poukładaną i spokojną dziewczynę. Dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Podeszła do umywalki i nabrała wody na dłonie. "Hermiona, do jasnej cholery!" Chlup. Zimna woda spływała po twarzy i orzeźwiała niczym poranny mróz. "To jest Snape. SNAPE! Ten sam, którego nienawidziłaś od pierwszej klasy!" Kolejna porcja wody pomogła i dziewczyna uspokoiła się na tyle, by w końcu zdjąć szatę.
— Zdjęła jedną szatę dwa razy? No chyba że założyła jedną na drugą, tyle razy jej przecież zimno było w tym fragmencie. Miłość ochładza.
Głowa ciężko opadła na poduszki i już po chwili jedyne, co było słyszalne to cichy oddech.
— Głowa ciężko opadła na poduszki i już po chwili jedyne, co było słyszalne, to cichy oddech.
Po co on w ogóle myśli o tej dziewczynie?
— Bardziej dlaczego niż po co.
Swoją wiedzą i zaradnością przewyższała innych idiotów, które dane mu było uczyć.
— Z tego wynika, że ona też była idiotką, tyle że mniejszą. Których.
Snape już dawno zastanawiał się czy nie pozbyć się tych długich włosów, lecz sentyment powstrzymywał go.
— Przecinek przed czy. Lepiej: go powstrzymywał.
Zanurzając się w gorącej wodzie pomyślał o spotkaniu z Granger.
— Zanurzając się w gorącej wodzie, pomyślał o spotkaniu z Granger.
Rozdział drugi
Nie miała zielonego pojęcia co odpowiedzieć.
— Przecinek przed co.
Hermiona patrzyła przez okno jak Ron pospiesznym krokiem oddala się od namiotów weselnych.
— Przecinek przed jak. Wiadomo, że chodzi o Rona.
Po raz pierwszy od wielu tygodniu znów śniła o tamtej chwili.
— Tygodni.
Chciała zapomnieć, jednak jej podświadomość usilnie jej na to nie pozwalała.
— Jej, jej. Trudno, by czyjaś podświadomość jej na to nie pozwalała. Zdziwiłabym się, gdyby tak było.
Zegarek wskazywał dopiero kwadrans po siódmej, więc do śniadania zostało jej wiele czasu.
— Kolejny niepotrzebny zaimek, kolejne niepotrzebne powtórzenie.
O Merlinie, pomyślała patrząc w odbicie.
— Przecinek przed imiesłowem.
Dzisiaj będzie musiała dać jakąś odpowiedź McGonagall.
— Jakąś? To jest konkretna odpowiedź na konkretne pytanie.
Co prawda dostała do namysłu tyle czasu ile chce (...)
— Dostała, ale chce? Przecinek przed ile.
Nie wiedziała co ma o tym sądzić.
— Przecinek przed co.
Nienawidził jej, słyszała to w każdym słowie, które do niej mówił.
— Może lepiej „wypowiadał", „kierował". Mówienie jednego słowa brzmi głupio.
Przestań o tym myśleć, powtarzała do siebie w myślach.
— Powtarzała sobie.
(...) że jest chory, czy coś (...)
— Bez przecinka.
(...) wyjaśniać przyjaciółce co się wydarzyło pomiędzy nią, a jej bratem.
— ...wyjaśniać przyjaciółce, co wydarzyło się pomiędzy nią a jej bratem. Choć to brzmi trochę tak, jakby mowa była o Hermionie i jej bracie albo o Ginny i jej bracie.
Pierwszy raz, przez tak długą chwilę (...)
— Albo zrób z tego wtrącenie, albo usuń przecinek.
(...) zaśmiała się cicho Ginny podążając za wzrokiem przyjaciółki.
- Przecinek przed imiesłowem.
Siadła obok Ginny i wzięła talerz.
— Usiadła brzmi lepiej, uwierz...
Rozmawiał teraz z profesor Sprout prowadząc dość żywą dyskusję.
— Rozmawiał, prowadząc dyskusję. Nie mów, że spożywał posiłek, jedząc, bo chyba padnę z wrażenia.
Zmierzała właśnie do gabinetu Dyrektora gdy usłyszała za sobą znajomy głos.
— Przecinek przed gdy. Dlaczego piszesz „dyrektora" wielką literą?
Powiedziałem zmiataj?
— Pyta, jakby zapomniał, co przed chwilą powiedział. Aż tak stary nie jest.
Nie myśl sobie, że jak jesteś Prefektem Naczelnym to nie możesz dostać punktów ujemnych - posłała mu tylko zdziwione spojrzenie i odeszła.
— Nie myśl sobie, że jak jesteś Prefektem Naczelnym, to nie możesz dostać punktów ujemnych. To po myślniku nie odnosi się bezpośrednio do wypowiedzi, ujmij to inaczej, np. „w reakcji na jego słowa..." I zacznij wielką literą.
Daje sobie rękę uciąć.
— Daję.
(...) gdy Ginny będzie zwracać się do niej "per pani profesor"
— Per pani profesor. Masz „per", nie musisz używać cudzysłowu. A tym bardziej wstawiać w niego tego słówka.
(...) wstała na sofie i zaczęła krzyczeć.
— Stanęła na sofie, weszła na sofę.
(...) skakała po kanapie udając "profesor Hermionę"
— Przecinek przed imiesłowem.
Ciekawe co na to Binns.
— Przecinek przed co.
Nie wiem co takiego musiało się stać.
— Przecinek przed co.
Na dźwięk tego nazwiska, Hermionie znów się skrzywiła.
— Niepotrzebny przecinek. Hermiona.
Porozmawiały z Ginny jeszcze przez chwilę, po czym dziewczyna wyszła i udała się na zajęcia.
— Która? Z tego co mi wiadomo, obie są dziewczynami.
Patrzyła w dywan i nie wiedziała co ma teraz robić.
— Przecinek przed co. Zrobić.
Usiądź proszę.
— Usiądź, proszę.
(...) zapytała nadal się uśmiechając.
— ...zapytała, nadal się uśmiechając.
Widzisz, Severusie.
— To chyba miało brzmieć jak: „Widzisz, Severusie?
(...) zasady obowiązujące nauczucieli na lekcjach (...)
— Nauczycieli.
Właściwie nie słyszał nic, z tego co powiedziała.
— Właściwie nie usłyszał nic z tego, co powiedziała.
(...) powiedziała McGonagall marszcząc brwi.
— Przecinek przed imiesłowem.
W tej chwili nie mam nikogo innego, kto wie o nauczaniu tyle co ty.
— W tej chwili nie mam nikogo, kto wie o nauczaniu tyle, co ty.
Ani jako dyrektor ani jako człowiek.
— Ani jako dyrektor, ani jako człowiek.
Biegnie po schodach martwiąc się o zdrowie psychiczne jakieś nastolatki, ot co.
— Przecinek przed imiesłowem. Czasy. I do czego ma się odnosić to „ot co", co podsumowywać?
Doszedł do Wielkiego Okna na czwartym piętrze.
— Wielkie Okno? Cóż to za fantazyjna nazwa własna?
Naprawdę było wielkie, zajmowało całą ścianę wszerz i dwa piętra wzdłuż. Ogrodzone było złotą barierką. Za nim widać było błonia (...)
— Było, było, było — powtórzenie. Raczej przez nie.
Ku jego zdumieniu ukazała mu się sylwetka znajomej gryfonki.
— Gryfonki.
(...) zapytał sucho nie patrząc na dziewczynę.
— Przecinek przed imiesłowem.
Nie lubię wróżbiarstwa (...)
— Chwilę temu pisałaś to wielką literą.
Jeśli chce Pan mnie ukarać punktami ujemnymi, proszę bardzo.
— To nie list.
Może Snape naprawdę nie jest takim potworem, na jakiego wygląda.
— To też myśl bohaterki, zazwyczaj odznaczasz je kursywą, czemu tym razem nie?
Rozdział szósty
(...) sami się przekonajcie jak torturowanie (...)
— Przecinek przed jak.
A może, nie tylko dłoń?
— Bez przecinka.
Ciężko powiedzieć.
— KLIK. Punkt pierwszy.
Objął delikatnie jej dłoń. Hermiona delikatnie się uśmiechnęła.
— Delikatnie, delikatnie... To nie jest unikatowe słowo, da się łatwo dobrać trafny synonim.
(...) usłyszał jak Hermiona wstrzymuje oddech.
— Przecinek przed jak.
Wielka, krwista rana rozchodząca się purpurowymi błyskawicami głęboko pod szatę, wyglądała jakby ktoś w tym miejscu przeszył go na wylot ogromnym harpunem. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła rany. Snape wzdrygnął się, lecz nie odepchnął jej ręki. Pozwolił, by jej smukłe palce wodziły wokół rany (...)
— Wielka, krwista rana, rozchodząca się purpurowymi błyskawicami głęboko pod szatę, wyglądała tak, jakby powstała wskutek przeszycia torsu na wylot ogromnym harpunem. Rana, rany, rany...
Gdy się zdenerwuje potrafi (...)
— Gdy się zdenerwuje, potrafi...
(...) zaczął zapinać koszulę, a za nią szatę.
— Po niej.
Ona najchętniej stała by za nim sama (...)
— Cząstkę „by" piszemy łącznie z osobowymi formami czasowników.
(...) powoli zbliżyła się do niego. Snape zesztywniał, ale nie ruszył się z miejsca. Poczuł jak jej delikatnie ciało dotyka jego (...)
— Delikatne. Ale to i tak kolejne powtórzenie. Przecinek przed jak.
Teraz, w tej chwili (...)
— „Teraz" i „w tej chwili" znaczą to samo.
(...) najdłużej jak tylko mógł.
— Przecinek przed jak.
Nachylił się lecz zamiast na usta, złożył delikatny pocałunek na policzek dziewczyny.
— Nachylił się, lecz zamiast na ustach, złożył delikatny pocałunek na policzku dziewczyny.
Znów była wykończona i kiedy słońce na dobre zniknęło za horyzontem dziewczyna po raz kolejny pogrążyła się we śnie.
— Znów była wykończona i kiedy słońce na dobre zniknęło za horyzontem, po raz kolejny pogrążyła się we śnie. (Wiadomo, o kogo chodzi, nie ma sensu wprowadzać określenia podmiotu w środku zdania.)
(...) podszedł do szafki z fiolkami.
— Tak, dziękuję.
- To dobrze - podszedł do Hermiony (...)
— Pominę wykład na temat zapisu dialogów, zostawię to sobie na koniec. Podszedł, podszedł — powtórzenie.
Na widok podejrzliwej miny dziewczyny ząsmiał się.
— Ząsmiał się, aha. Przecinek przed tym cudakiem.
(...) i słoną, morską wodą.
— Woda morska ma to do siebie, że zawiera sól.
(...) odkryła, że ma aksamitny smak.
— Jaki to jest aksamitny smak? Konsystencja — OK, jak najbardziej. Ale smak?
(...) odezwał się nadal stojąc do niej tyłem.
— ...odezwał się, nadal stojąc do niej tyłem.
(...) ale myśl o powrocie do pustych komnat...
— Chwilę wcześniej Snape użył tego wyrażenia — powtórzenie. Poza tym w jego ustach nie brzmiało to tak sztucznie.
Na brodę Merlina, przecież już ją krzywdził.
— Jak już wzywasz samego Merlina i wkładasz w to tyle emocji, to pokuś się o wykrzyknik.
(...) dziewczynę. Przybrał na nowo maskę obojętności i nie odzywając się wyszedł z gabinetu, zostawiając dziewczynę (...)
— Dziewczynę, dziewczynę. Mogłabyś zrobić wtrącenie z „nie odzywając się".
— Przecinek przed jak.
A może, nie tylko dłoń?
— Bez przecinka.
Ciężko powiedzieć.
— KLIK. Punkt pierwszy.
Objął delikatnie jej dłoń. Hermiona delikatnie się uśmiechnęła.
— Delikatnie, delikatnie... To nie jest unikatowe słowo, da się łatwo dobrać trafny synonim.
(...) usłyszał jak Hermiona wstrzymuje oddech.
— Przecinek przed jak.
Wielka, krwista rana rozchodząca się purpurowymi błyskawicami głęboko pod szatę, wyglądała jakby ktoś w tym miejscu przeszył go na wylot ogromnym harpunem. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła rany. Snape wzdrygnął się, lecz nie odepchnął jej ręki. Pozwolił, by jej smukłe palce wodziły wokół rany (...)
— Wielka, krwista rana, rozchodząca się purpurowymi błyskawicami głęboko pod szatę, wyglądała tak, jakby powstała wskutek przeszycia torsu na wylot ogromnym harpunem. Rana, rany, rany...
Gdy się zdenerwuje potrafi (...)
— Gdy się zdenerwuje, potrafi...
(...) zaczął zapinać koszulę, a za nią szatę.
— Po niej.
Ona najchętniej stała by za nim sama (...)
— Cząstkę „by" piszemy łącznie z osobowymi formami czasowników.
(...) powoli zbliżyła się do niego. Snape zesztywniał, ale nie ruszył się z miejsca. Poczuł jak jej delikatnie ciało dotyka jego (...)
— Delikatne. Ale to i tak kolejne powtórzenie. Przecinek przed jak.
Teraz, w tej chwili (...)
— „Teraz" i „w tej chwili" znaczą to samo.
(...) najdłużej jak tylko mógł.
— Przecinek przed jak.
Nachylił się lecz zamiast na usta, złożył delikatny pocałunek na policzek dziewczyny.
— Nachylił się, lecz zamiast na ustach, złożył delikatny pocałunek na policzku dziewczyny.
Znów była wykończona i kiedy słońce na dobre zniknęło za horyzontem dziewczyna po raz kolejny pogrążyła się we śnie.
— Znów była wykończona i kiedy słońce na dobre zniknęło za horyzontem, po raz kolejny pogrążyła się we śnie. (Wiadomo, o kogo chodzi, nie ma sensu wprowadzać określenia podmiotu w środku zdania.)
(...) podszedł do szafki z fiolkami.
— Tak, dziękuję.
- To dobrze - podszedł do Hermiony (...)
— Pominę wykład na temat zapisu dialogów, zostawię to sobie na koniec. Podszedł, podszedł — powtórzenie.
Na widok podejrzliwej miny dziewczyny ząsmiał się.
— Ząsmiał się, aha. Przecinek przed tym cudakiem.
(...) i słoną, morską wodą.
— Woda morska ma to do siebie, że zawiera sól.
(...) odkryła, że ma aksamitny smak.
— Jaki to jest aksamitny smak? Konsystencja — OK, jak najbardziej. Ale smak?
(...) odezwał się nadal stojąc do niej tyłem.
— ...odezwał się, nadal stojąc do niej tyłem.
(...) ale myśl o powrocie do pustych komnat...
— Chwilę wcześniej Snape użył tego wyrażenia — powtórzenie. Poza tym w jego ustach nie brzmiało to tak sztucznie.
Na brodę Merlina, przecież już ją krzywdził.
— Jak już wzywasz samego Merlina i wkładasz w to tyle emocji, to pokuś się o wykrzyknik.
(...) dziewczynę. Przybrał na nowo maskę obojętności i nie odzywając się wyszedł z gabinetu, zostawiając dziewczynę (...)
— Dziewczynę, dziewczynę. Mogłabyś zrobić wtrącenie z „nie odzywając się".
Rozdział dziewiąty
Morfeusz nie zlitował się nad nim tej nocy. Opuścił nogi i popatrzył na swoje dłonie.
— Kto, Morfeusz?
Szedł właśnie korytarzem w kierunku do zejścia do lochów (...)"
— W kierunku do?
(...) gdy nagle ktoś z impetem potrącił go od tyłu.
— Wpadł na niego z impetem od tyłu może, potrącił brzmi mi tutaj jakoś dziwnie.
Uczniowe wokół nich patrzyli się na profesora równie wystraszeni co dziewczyna.
— Uczniowie. Przecinek przed co. Patrzyli, to „się" nie jest potrzebne.
(...) patrzyli się na profesora równie wystraszeni co dziewczyna. Wszyscy woleli unikać profesora(...)
— Omijać szerokim łukiem. Profesora, profesora — powtórzenie.
Cisza na korytarzu zaczęła gęstnieć, jakby ich ktoś wrzucił do zupy mlecznej.
— Ich? Kogo? Poza tym niezmiernie poetyckie porównanie.
(...) nie wiem czy to pomoże.
— Przecinek przed czy.
Nie patrząc na niego zabrała torbę z podłogi (...)
— Nie patrząc na niego, zabrała torbę z podłogi...
(...) groźnie po korytarzu. (...) - i nagle na korytarz (...)
— Korytarzu, korytarz.
(...) znalazła interesujący ją tom i przyniosła go na stół.
— Przyniosła na stół... Przyniosła ze sobą i położyła na stole, wzięła go ze sobą i usiadła przy stole, cokolwiek.
Uznaje się go za twórcę sklepu przy ulicy Pokątnej.
— Twórcę sklepu...
(...) ale nie wiedziała od czego ma zacząć.
— Przecinek przed od czego.
(...) miał gorączkę, albo był pijany?
— Bez przecinka.
Stała trzymając się za głowę.
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) siedział za biurkiem oceniając testy piątoklasistów.
— Przecinek przed imiesłowem.
Odstawił opróżnione naczynia spowrotem na tacę i oparł się na fotelu.
— Z POWROTEM, na brodę Merlina...
Patrzył jak przez małe okno wpadają ostatnie promienie słońca (...)
— Przecinek przed jak.
(...) o jej dotyku, zapachu przyprawiały go o nową porcję dreszczy. Była niesamowitą kochanką. Snape niemal czuł jej dotyk (...)"
— Dotyk, dotyk — powtórzenie. Wiadomo, że chodzi o Snape'a.
Jako Śmierciożerca, sługa Czarnego Pana wiele razy był (...)
— Przecinek po wtrąceniu.
— Kto, Morfeusz?
Szedł właśnie korytarzem w kierunku do zejścia do lochów (...)"
— W kierunku do?
(...) gdy nagle ktoś z impetem potrącił go od tyłu.
— Wpadł na niego z impetem od tyłu może, potrącił brzmi mi tutaj jakoś dziwnie.
Uczniowe wokół nich patrzyli się na profesora równie wystraszeni co dziewczyna.
— Uczniowie. Przecinek przed co. Patrzyli, to „się" nie jest potrzebne.
(...) patrzyli się na profesora równie wystraszeni co dziewczyna. Wszyscy woleli unikać profesora(...)
— Omijać szerokim łukiem. Profesora, profesora — powtórzenie.
Cisza na korytarzu zaczęła gęstnieć, jakby ich ktoś wrzucił do zupy mlecznej.
— Ich? Kogo? Poza tym niezmiernie poetyckie porównanie.
(...) nie wiem czy to pomoże.
— Przecinek przed czy.
Nie patrząc na niego zabrała torbę z podłogi (...)
— Nie patrząc na niego, zabrała torbę z podłogi...
(...) groźnie po korytarzu. (...) - i nagle na korytarz (...)
— Korytarzu, korytarz.
(...) znalazła interesujący ją tom i przyniosła go na stół.
— Przyniosła na stół... Przyniosła ze sobą i położyła na stole, wzięła go ze sobą i usiadła przy stole, cokolwiek.
Uznaje się go za twórcę sklepu przy ulicy Pokątnej.
— Twórcę sklepu...
(...) ale nie wiedziała od czego ma zacząć.
— Przecinek przed od czego.
(...) miał gorączkę, albo był pijany?
— Bez przecinka.
Stała trzymając się za głowę.
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) siedział za biurkiem oceniając testy piątoklasistów.
— Przecinek przed imiesłowem.
Odstawił opróżnione naczynia spowrotem na tacę i oparł się na fotelu.
— Z POWROTEM, na brodę Merlina...
Patrzył jak przez małe okno wpadają ostatnie promienie słońca (...)
— Przecinek przed jak.
(...) o jej dotyku, zapachu przyprawiały go o nową porcję dreszczy. Była niesamowitą kochanką. Snape niemal czuł jej dotyk (...)"
— Dotyk, dotyk — powtórzenie. Wiadomo, że chodzi o Snape'a.
Jako Śmierciożerca, sługa Czarnego Pana wiele razy był (...)
— Przecinek po wtrąceniu.
Niczym nie spaczone.
— Niespaczone.
Przez jego myśl przemknęło nagle niespodziewane wahanie.
— Wahanie to stan emocjonalny, jak może przemknąć przez myśl?
W głowie nadal widział wytwory swojej chorej wyobraźni. Dlaczego, na gacie Merlina, wyobraziła sobie jak Snape ją całuje (...)
— Widziała. Wyobraźni, wyobraziła — powtórzenie. Przecinek przed jak.
Potrząsnęła głową odpędzając od siebie (...)
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) i z grymasem na ustach podniosła naczycie.
— Co to naczycie?
Jak widzisz wezwałem tylko kilkoro z was (...)"
— Jak widzisz, wezwałem...
(...) reszta, no cóż..
— Jedną kropkę Ci zjadło.
Czyżbyś wiedział o kim mówię?
— Przecinek przed o kim.
Na Granger, jeśli się mylę.
— Jeśli się nie mylę.
(...) widząc wyrazy twarzy zebranych postanowił (...)
— ...widząc wyraz twarzy zebranych, postanowił...
(...) najspokojniej jak umiał.
— Przecinek przed jak.
Dziewczyna podająca się w Hogwarcie za Hermionę Granger, nie jest (...)
— Bez przecinka.
Masz rację Severusie (...)
— Masz rację, Severusie...
A więc nadal nie znamy miejsca jej przebywania.
— Pobytu, miejsce przebywania brzmi bardzo sztucznie.
- Ciągle bez zmian, mój panie. Żadnych śladów, poza tymi, które już zbadaliśmy. Nasi ludzie wciąż są jednak w terenie.
- Dobrze. Walden. - zwrócił się do podstarzałego czarodzieja naprzeciwko Alecto. - Jak idą przesłuchiwania?
- Również bez zmian, Panie.
— Jak to jest z tym „panem" („Panem")? Za poprawne można uznać obie wersje, ale musisz zdecydować się na jedną.
(...) i tylko spuścił głowę mamrocząc pod nosem.
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) a jedyny punkt zaczepienia jaki mamy leży nieprzytomny!
— ...a jedyny punkt zaczepienia, jaki mamy, leży nieprzytomny!
Zebrani ze strachem patrzyli na twarz ich Mistrza.
— „Ich" nie jest konieczne. Już prędzej „swojego".
(...) mocniej przycisnąć tą rudą zdrajczynię.
— Tę rudą zdrajczynię. Tą byłoby w narzędniku.
Snape siedział nieruchomo patrząc (...)
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) ale to co mówili (...)"
— Przecinek przed co.
(...) popatrzył na kobietę. Miała twarz pooraną zmarszczkami, a oczy opuchnięte. Biedna kobieta.
— Kobietę, kobieta — powtórzenie. To „biedna kobieta" brzmi obcesowo.
Narcyzo, wybacz moje słowa. Jednak Draco musiał ponieść karę za swoje czyny.
— Wybacz MI te słowa brzmi jakoś bardziej... dialogowo. Zaczęcie zdania od „jednak" skutkuje brakiem naturalności, lepiej zrobić z tych dwóch wypowiedzeń jedno zdanie złożone.
- Jak Severusie?
— Jak, Severusie?
Obiecuje ci jednak (...)
— Obiecuję.
(...) sprowadzić Dracona na dobrą stronę.
— Sprowadzić to można kogoś na złą/dobrą DROGĘ.
(...) nie zbezczeszczonych chorymi wyznaniami Voldemorta.
— Niezbezczeszczonych. Co miałaś na myśli, używając słowa „wyznania"?
Snape patrzył bezsilnie jak kobieta ociera z twarzy łzy.
— Przecinek przed jak.
Gdybym zabrał ją do Hogwartu mogłaby przypadkowo zobaczyć Hermionę.
— Gdybym zabrał ją do Hogwartu, mogłaby przypadkowo zobaczyć Hermionę.
(...) obserwowała w ciszy jak płomienie tańczą na rozżarzonych deskach.
— Przecinek przed jak.
Narcyzo, jest coś o czym musisz wiedzieć.
— Przecinek przed o czym.
Wszystko co mówiła (...)
— Wszystko, co mówiła...
(...) trzymało się całości.
— Mówi się raczej „trzymało się kupy".
(...) uśmiechnęła się widząc jego wyraz twarzy.
— Przecinek przed imiesłowem. Lepiej: wyraz jego twarzy.
To co przechodziła najwyraźniej nie umywało się (...)
— To, co przechodziła, najwyraźniej nie umywało się...
(...) powiedział wpatrując się w złoty trunek.
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) uniosła szklankę wznosząc toast.
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) a szloch spowodował spazmatyczny oddech.
— Ten spazmatyczny oddech trochę mnie gryzie, może lepiej napisać, że spazmatyczny szloch przyspieszył jej oddech?
Powiedz mi jak można wychować takiego potwora?
— Przecinek przed jak.
To, gdzie się wychowywał to jedno, a to jak..
— To, gdzie się wychowywał, to jedno, a to, jak...
Wychowałaś go najlepiej jak umiałaś.
— Przecinek przed jak.
(...) a szloch przerodził się z łkanie.
— W łkanie.
Snape nie wiedział co nim kierowało (...)
— Przecinek przed co.
(...) że uda ci się ochronić tą dziewczynę (...)
— Tę dziewczynę.
(...) długo leżał patrząc w sufit.
— Przecinek przed imiesłowem.
Przez jego myśl przemknęło nagle niespodziewane wahanie.
— Wahanie to stan emocjonalny, jak może przemknąć przez myśl?
W głowie nadal widział wytwory swojej chorej wyobraźni. Dlaczego, na gacie Merlina, wyobraziła sobie jak Snape ją całuje (...)
— Widziała. Wyobraźni, wyobraziła — powtórzenie. Przecinek przed jak.
Potrząsnęła głową odpędzając od siebie (...)
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) i z grymasem na ustach podniosła naczycie.
— Co to naczycie?
Jak widzisz wezwałem tylko kilkoro z was (...)"
— Jak widzisz, wezwałem...
(...) reszta, no cóż..
— Jedną kropkę Ci zjadło.
Czyżbyś wiedział o kim mówię?
— Przecinek przed o kim.
Na Granger, jeśli się mylę.
— Jeśli się nie mylę.
(...) widząc wyrazy twarzy zebranych postanowił (...)
— ...widząc wyraz twarzy zebranych, postanowił...
(...) najspokojniej jak umiał.
— Przecinek przed jak.
Dziewczyna podająca się w Hogwarcie za Hermionę Granger, nie jest (...)
— Bez przecinka.
Masz rację Severusie (...)
— Masz rację, Severusie...
A więc nadal nie znamy miejsca jej przebywania.
— Pobytu, miejsce przebywania brzmi bardzo sztucznie.
- Ciągle bez zmian, mój panie. Żadnych śladów, poza tymi, które już zbadaliśmy. Nasi ludzie wciąż są jednak w terenie.
- Dobrze. Walden. - zwrócił się do podstarzałego czarodzieja naprzeciwko Alecto. - Jak idą przesłuchiwania?
- Również bez zmian, Panie.
— Jak to jest z tym „panem" („Panem")? Za poprawne można uznać obie wersje, ale musisz zdecydować się na jedną.
(...) i tylko spuścił głowę mamrocząc pod nosem.
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) a jedyny punkt zaczepienia jaki mamy leży nieprzytomny!
— ...a jedyny punkt zaczepienia, jaki mamy, leży nieprzytomny!
Zebrani ze strachem patrzyli na twarz ich Mistrza.
— „Ich" nie jest konieczne. Już prędzej „swojego".
(...) mocniej przycisnąć tą rudą zdrajczynię.
— Tę rudą zdrajczynię. Tą byłoby w narzędniku.
Snape siedział nieruchomo patrząc (...)
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) ale to co mówili (...)"
— Przecinek przed co.
(...) popatrzył na kobietę. Miała twarz pooraną zmarszczkami, a oczy opuchnięte. Biedna kobieta.
— Kobietę, kobieta — powtórzenie. To „biedna kobieta" brzmi obcesowo.
Narcyzo, wybacz moje słowa. Jednak Draco musiał ponieść karę za swoje czyny.
— Wybacz MI te słowa brzmi jakoś bardziej... dialogowo. Zaczęcie zdania od „jednak" skutkuje brakiem naturalności, lepiej zrobić z tych dwóch wypowiedzeń jedno zdanie złożone.
- Jak Severusie?
— Jak, Severusie?
Obiecuje ci jednak (...)
— Obiecuję.
(...) sprowadzić Dracona na dobrą stronę.
— Sprowadzić to można kogoś na złą/dobrą DROGĘ.
(...) nie zbezczeszczonych chorymi wyznaniami Voldemorta.
— Niezbezczeszczonych. Co miałaś na myśli, używając słowa „wyznania"?
Snape patrzył bezsilnie jak kobieta ociera z twarzy łzy.
— Przecinek przed jak.
Gdybym zabrał ją do Hogwartu mogłaby przypadkowo zobaczyć Hermionę.
— Gdybym zabrał ją do Hogwartu, mogłaby przypadkowo zobaczyć Hermionę.
(...) obserwowała w ciszy jak płomienie tańczą na rozżarzonych deskach.
— Przecinek przed jak.
Narcyzo, jest coś o czym musisz wiedzieć.
— Przecinek przed o czym.
Wszystko co mówiła (...)
— Wszystko, co mówiła...
(...) trzymało się całości.
— Mówi się raczej „trzymało się kupy".
(...) uśmiechnęła się widząc jego wyraz twarzy.
— Przecinek przed imiesłowem. Lepiej: wyraz jego twarzy.
To co przechodziła najwyraźniej nie umywało się (...)
— To, co przechodziła, najwyraźniej nie umywało się...
(...) powiedział wpatrując się w złoty trunek.
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) uniosła szklankę wznosząc toast.
— Przecinek przed imiesłowem.
(...) a szloch spowodował spazmatyczny oddech.
— Ten spazmatyczny oddech trochę mnie gryzie, może lepiej napisać, że spazmatyczny szloch przyspieszył jej oddech?
Powiedz mi jak można wychować takiego potwora?
— Przecinek przed jak.
To, gdzie się wychowywał to jedno, a to jak..
— To, gdzie się wychowywał, to jedno, a to, jak...
Wychowałaś go najlepiej jak umiałaś.
— Przecinek przed jak.
(...) a szloch przerodził się z łkanie.
— W łkanie.
Snape nie wiedział co nim kierowało (...)
— Przecinek przed co.
(...) że uda ci się ochronić tą dziewczynę (...)
— Tę dziewczynę.
(...) długo leżał patrząc w sufit.
— Przecinek przed imiesłowem.
Rozdział dwunasty
(...) teraz wie na czym stoi.
— Wie, na czym stoi.
(...) jedyne czego nie chciał to popaść w cholerną autodestrukcję.
— Jedyne, czego nie chciał, to... Popaść w autodestrukcję? Popada to się w rutynę, depresję, ale autodestrukcję? Bo ja wiem...
(...) wskazała dłonią na niego (...)
— Lepiej: wskazała na niego dłonią.
(...) powiedział Snape podnosząc szklankę (...)
— Przecinek przed imiesłowem.
Wiem gdzie trzymasz alkohol.
— Przecinek przed gdzie.
Ile godzin spędziłeś słuchając (...)
— Przecinek przed imiesłowem.
Ciężki szok, który wypełzł na twarz Minerwy spowodował u Severusa (...)
— Ciężki szok, który wypełzł na twarz Minerwy, spowodował u Severusa...
Cisza, jaka zapadły (...)
— Jedna cisza, dwie cisze, pięć cisz...
Wiedziałem jaka jest (...)
— Przecinek przed jaka.
Sam nie wiem jak i kiedy (...)
— Przecinek przed jak.
(...) aby przetrawiła tą porcję informacji.
— Tę porcję informacji.
— Wie, na czym stoi.
(...) jedyne czego nie chciał to popaść w cholerną autodestrukcję.
— Jedyne, czego nie chciał, to... Popaść w autodestrukcję? Popada to się w rutynę, depresję, ale autodestrukcję? Bo ja wiem...
(...) wskazała dłonią na niego (...)
— Lepiej: wskazała na niego dłonią.
(...) powiedział Snape podnosząc szklankę (...)
— Przecinek przed imiesłowem.
Wiem gdzie trzymasz alkohol.
— Przecinek przed gdzie.
Ile godzin spędziłeś słuchając (...)
— Przecinek przed imiesłowem.
Ciężki szok, który wypełzł na twarz Minerwy spowodował u Severusa (...)
— Ciężki szok, który wypełzł na twarz Minerwy, spowodował u Severusa...
Cisza, jaka zapadły (...)
— Jedna cisza, dwie cisze, pięć cisz...
Wiedziałem jaka jest (...)
— Przecinek przed jaka.
Sam nie wiem jak i kiedy (...)
— Przecinek przed jak.
(...) aby przetrawiła tą porcję informacji.
— Tę porcję informacji.
(...) że coś takiego, działo się pod jej nosem.
— Bez przecinka.
Nie wiem jak, zaklęcie nie zadziałało.
— Lepiej: Nie wiem dlaczego, ale zaklęcie nie zadziałało.
(...) powiedziała, że wie co jej zrobiłem.
— Przecinek przed co.
Jego maska spokoju opadła, a na jego twarzy (...)
— Jego, jego. Może: Maska spokoju opadła i na jego twarzy...
(...) co na pierwszy rzut okaz (...)
— Rzut oka.
(...) to wymowne milczenie jakim ją uraczył (...)
— Przecinek przed jakim.
Co zamierzasz z dziewczyną (...)
— Z dziewczyną co? Zrobić? W związku z dziewczyną? Ze sprawą dziewczyny?
(...) wpatrzył się w butelkę Whiskey (...)
— Przed chwilą Whiskey było whisky, to jak to w końcu jest? Konsekwentność, poproszę.
Po kilku godzinach kark mu zesztywniał i Snape musiał wstać (...)
— Dlaczego najpierw używasz zaimka, a dopiero potem nazywasz podmiot konkretnym imieniem?
Tam, wobec przytłaczającej wysokości i otwartego powietrza czuł się nagi (...)
— Wtrącenie = przecinek przed, przecinek po.
Wiatr poruszył jego czarnymi włosami, które przyczepiły się do jego warg (...)
— Jego, jego. Łatwo uniknąć powtórzenia, napisz np. „przyczepiły mu się do warg".
Cisza jaka tam panowała przerywana była jedynie odgłosem jego kroków.
— Cisza, jaka tam panowała, przerywana była jedynie odgłosem jego kroków.
Wolnym krokiem kierował się w ich kierunku (...)
— Kierował się w ich kierunku, aha.
Dotarł w końcu pod uchylone drzwi Pokoju Życzeń.
— Ale... czy nie musiał najpierw przejść się trzy razy wzdłuż ściany, by te drzwi się w ogóle pojawiły? Chwilę później znajduje w Pokoju grającą na fortepianie Hermionę. Przecież istotą tego Pokoju było to, że nikt nie mógł Cię tam nakryć, usłyszeć ani zobaczyć, co w środku robisz.
(...) a Hermiona aż podskoczyła przerywając grę.
— Przecinek przed imiesłowem.
Zanim się ruszył usłyszał jej szloch na korytarzu (...)
— Zanim się ruszył, usłyszał jej szloch na korytarzu...
Każde z nich było zbyt dumne, żeby wyciągnąć rękę. Mimo, iż każde z nich (...)
— Każde z nich, każde z nich — powtórzenie. Mimo że, mimo iż, chyba że...
(...) to na swój sposób i w pewien sposób (...)
— Sposób, sposób.
(...) często zapominają jednak z czym (...)
— Przecinek przed z czym.
(...) jednak powrócić z niej, to abstrakcja (...)
— Bez przecinka.
(...) że los jaki zgotowało jej życie można śmiało uznać za wysoce niesprawiedliwy.
— ... że los, jaki zgotowało jej życie, można...
Długo rozpaczałem nad moją stratą.
— No raczej, że moją, bo i nad czyją? Strata jest jego, bo on ją odczuwa. Nie może odczuwać straty, która dotknęła kogoś innego, przynajmniej nie w taki sposób. Chyba żeby napisać „nad jej stratą" — w domyśle: stratą jej osoby.
(...) wysłali mnie do szpitala świętego Munga.
— To nazwa własna.
To właśnie on uświadomił mi, o się ze mną działo.
— Co.
Nie jestem dumny z tego jak postąpiłem (...)
— Przecinek przed jak.
Teraz kiedy znała jego zdanie (...)
— Przecinek przed kiedy.
Może tak naprawdę, nigdy żadnego nie było.
— Skąd ten przecinek?
Nie chciała, aby widział jak bardzo była na niego wściekła.
— Przecinek przed jak bardzo.
Najpierw zachowujesz się jak na dorosłego przystało, a teraz próbujesz uniknąć problemu, jak dziecko (...)
— Raz stawiasz przecinek przed jak, raz nie.
(...) niemal czuła jak pochłania ją ciemność tego spojrzenia.
— Przecinek przed jak.
Poczuła jak w kąciku oka zakręciła się łza.
— Przecinek przed jak.
Ona cię nienawidzi za to co zrobiłeś.
— Przecinek przed co.
Poza tym, możesz wyjaśnić mi w czym (...)
— Przecinek przed w czym. Pierwszy przecinek zbędny.
Tak, wiem co mówiłem (...)
— Przecinek przed co.
Możesz nam wyjaśnić o co się rozchodzi?
— Przecinek przed o co.
(...) czarnoskóry czarodziej, w niebieskawej szacie.
— O Marcie ubranej w różową sukienkę też napiszesz „Marta, w różowej sukience"?
Kiedy zobaczył Snape’a natychmiast dobył różdżkę.
— Kiedy zobaczył Snape’a, natychmiast dobył różdżki.
(...) równie agresywnie jak jego poprzednik.
— Przecinek przed jak.
(...) odprawiłem najdalej jak mogłem.
— Przecinek przed jak.
(...) dlatego, że takie instrukcje dostałem od Dumbledore’a.
— Dlatego że.
Gówno mnie obchodzi w co wierzysz (...)
— Przecinek przed w co.
Teraz sugerowałby skupić się na kimś, kogo można ocalić.
— Sugerowałby?
(...) dostawali siedem dni, na odkupienie swoich grzechów.
— Bez przecinka.
(...) jednak wciąż brzmiał tak samo bez sensu.
— Lepiej: bezsensownie.
Przysiadła na biurku i pozwoliła myślom bezwiednie płynąć przez jej umysł.
— No a przez czyj, jak nie przez jej własny?
(...) aby ciecz otuliła ją niczym miękka pierzyna, pieszcząc przyjemnie jej skórę.
— No a czyją inną? Ciecz powiadasz. Może od razu ha dwa o. Nie dajmy się wpędzić w sztuczne synonimy.
Milion ostrych jak brzytwy kawałków duszy, boleśnie wbijało się w jej serce, krążyło w żyłach…
— MILION kawałków WBIJAŁ się w jej serce i KRĄŻYŁ w żyłach. Po co przecinek?
Najważniejsze, kryje się w ŚRODKU.
— Bez przecinka.
Omiotła wzrokiem całe pomieszczenie i z jej ust wydobył tylko cichy szept (...)
— Wydobył się.
Popełniasz głupie błędy. Naprawdę. Wystarczy zapamiętać kilka prostych spójników, przed którymi stawia się przecinek (u Ciebie szczególnie jak, kiedy, gdy itp.) i kilka innych, przed którymi się go nie stawia, a tekst od razu staje się przyjemniejszy w odbiorze. Warto także nie zapominać o wyjątkach, np. chyba że, mimo że, dlatego że.
Ponadto masz problem z nazwami własnymi z sagi. Chociażby Szpital Świętego Munga to już nazwa własna, bo chodzi o ten konkretny szpital, a nie o jakiś inny.
Czasem wkradają Ci się literówki, sporadycznie pojawiają się błędy językowe i fleksyjne, zdarzały się też — o zgrozo — powtórzenia.
Pamiętaj także o przecinkach w zdaniu złożonym. Spójrz na ten przykład:
Uśmiechnęłam się, gdy go zauważyłam.
Oczywiste jest, że będzie tutaj przecinek, jako że przed „gdy" prawie zawsze się go stawia. Spójrzmy teraz na taką sytuację:
Gdy go zauważyłam, uśmiechnęłam się.
W takim wypadku wiele osób, Ty również (zazwyczaj w ambitniejszych przykładach, oczywiście), już o tym przecinku zapomina. A wciąż przecież sens zdania jest taki sam, wciąż jest to zdanie złożone, wciąż istnieje podział na zdania składowe, tyle tylko, że zdanie nadrzędne zamienia się miejscem ze zdaniem podrzędnym. Pamiętaj o tym.
Miewałaś też, choć oczywiście nie zawsze, problemy z dialogami. Spójrz chociażby na tę sytuację:
„- Granger, słuchaj… - westchnął. - źle zaczęliśmy."
Widzisz tutaj błąd? Podobnych sytuacji było kilka. Polecam lekturę tego wpisu, powinien Ci pomóc, a naprawdę warto, bo dialogi to podstawa opowiadania i wypadałoby, żeby były poprawne: KLIK.
Ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz. Ćwiczenie w istocie czyni mistrza. Niektóre błędy to kwestia wyczucia i wprawy, inne — przyswojenia zasad, co również Ci polecam. Generalnie nie jest tak, że ilość błędów przeszkadzała w czytaniu, ale jednak trochę się ich wkradło. Do wyrzucenia, nie potrzebujemy ich.
Ponadto masz problem z nazwami własnymi z sagi. Chociażby Szpital Świętego Munga to już nazwa własna, bo chodzi o ten konkretny szpital, a nie o jakiś inny.
Czasem wkradają Ci się literówki, sporadycznie pojawiają się błędy językowe i fleksyjne, zdarzały się też — o zgrozo — powtórzenia.
Pamiętaj także o przecinkach w zdaniu złożonym. Spójrz na ten przykład:
Uśmiechnęłam się, gdy go zauważyłam.
Oczywiste jest, że będzie tutaj przecinek, jako że przed „gdy" prawie zawsze się go stawia. Spójrzmy teraz na taką sytuację:
Gdy go zauważyłam, uśmiechnęłam się.
W takim wypadku wiele osób, Ty również (zazwyczaj w ambitniejszych przykładach, oczywiście), już o tym przecinku zapomina. A wciąż przecież sens zdania jest taki sam, wciąż jest to zdanie złożone, wciąż istnieje podział na zdania składowe, tyle tylko, że zdanie nadrzędne zamienia się miejscem ze zdaniem podrzędnym. Pamiętaj o tym.
Miewałaś też, choć oczywiście nie zawsze, problemy z dialogami. Spójrz chociażby na tę sytuację:
„- Granger, słuchaj… - westchnął. - źle zaczęliśmy."
Widzisz tutaj błąd? Podobnych sytuacji było kilka. Polecam lekturę tego wpisu, powinien Ci pomóc, a naprawdę warto, bo dialogi to podstawa opowiadania i wypadałoby, żeby były poprawne: KLIK.
Ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz. Ćwiczenie w istocie czyni mistrza. Niektóre błędy to kwestia wyczucia i wprawy, inne — przyswojenia zasad, co również Ci polecam. Generalnie nie jest tak, że ilość błędów przeszkadzała w czytaniu, ale jednak trochę się ich wkradło. Do wyrzucenia, nie potrzebujemy ich.
15/25
4. Ramki
Nie masz kart. To odróżnia Cię od innych blogerów, którzy najczęściej korzystają z menu. Zamiast podstrony o sobie publikujesz swój profil Google+, zamiast bawić się w odsyłacze, wstawiasz zgrabne ikonki, zamiast tworzyć podstronę z linkami... hm. Stop. Jedne linki masz na głównej, a inne w zakładce. Moim zdaniem wszystkie odnośniki do blogów mogłyby się znaleźć poza obrębem strony startowej; to raczej nie zmieni zainteresowania nimi (gdy ktoś szuka linków, to je znajdzie, nawet jeśli schowają się na specjalnej podstronie), a skróci trochę kolumnę.
Nie wiem, dlaczego do buttonów przenosi obrazek złożony z napisów w stylu „I love Dramione", ale jeszcze bardziej dziwi mnie nazwanie archiwum „PRIORI INCANTATEM". Co ma archiwizacja postów do zjawiska występującego podczas pojedynku czarodziejów, mających różdżki o bliźniaczych rdzeniach? Znów mam wrażenie, jakbyś na siłę próbowała zbudować klimat.
Poza tym, taka forma archiwum jest niewygodna w użyciu. Spis rozdziałów czy szeroka lista to znacznie lepsze pomysły. Wszystko byłoby uporządkowane, wystarczyłoby kliknąć w jeden odnośnik.
Oprócz tego masz jeszcze jeden button wzywający do „szanowania autora", czyli do komentowania notek. Polemizowałabym nad synonimicznym znaczeniem tych dwóch pojęć, ale zostawmy to.
Słowem — nic specjalnego i kilka strategicznych nieścisłości, za to ład i schludność. Mimo wszystko jedyne, co przyciąga mój wzrok, to głowa Voldemorta z burzą kręconych włosów. No cóż.
3/5
5. Punkty dodatkowe
Minus jeden.
— Za irytujące teksty przed postami, które działały — w moim odczuciu — bardziej jak antyreklamy. Profeszor Sznejp przelał czarę goryczy, tak myślę.
Minus jeden.
Zdobyłaś 53/95 pkt.
Ocena: dostateczny (3)
Ocena: dostateczny (3)
Tak, to chyba dobrze odzwierciedla aktualny poziom Twojego bloga. Przed Tobą dużo pracy, ale przynajmniej masz już fundamenty. Powodzenia!
*Ma ktoś jakiś pojęcie odnośnie tego, dlaczego ciągle pożera mi akapity?
Niesamowicie dziękuję, za poświęcony czas.
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że wiele błędów wkradło się w opowiadanie. Może to wina braku bety, może ja nie jestem wybitna, nie wiem. Faktem jednak jest, że pisząc, a później czytając nie widzi się tych błędów. Skupia się na tekście. Takie tam usprawiedliwianie się za zjedzone przecinki :)
Co do ubogiego słownictwa, to szczerze powiem, że również nie widziałam, że powtórzenia ("delikatny" faktycznie chyba przesadził") występują tak często. Obiecuję to poprawić, na miarę oczywiście możliwości. Coraz poważniej myślę nad betą, która miałaby na tekst subiektywne spojrzenie.
Chciałabym się odnieść do fabuły. Wiem, że wielu osobom może przeszkadzać szybko rozwijająca się akcja na początku. Chciałam jednak to nadrobić właśnie późniejszymi wydarzeniami (czyt. wymazaniem pamięci).
Co do Voldemorta, to rozdział później w 13. jest dość dużo Toma, a już w 15. będzie wyjaśnione, dlaczego Śmierciożercy nie kontrolują Hogwartu. Wiem, dość późno, ale wydawało mi się (jak widać błędnie), że taka kreacja świata przedstawionego będzie fajna. :_:
Niestety wszystko, co poboczne, pojawi się później. Taki plan, co zrobię.
A co się tyczy dialogów, to zapoznałam się z zasadami i teraz walczę w Wordem, żeby to wprowadzić. Niestety okrojony najnowszy program ma problem z zapisywaniem pauz czy myślników. Ale walczę.
Cieszę się na tą trójkę, chociaż szczerze, spodziewałam się więcej.
Ale i tak jestem zadowolona.
Jeszcze raz dzięki za ocenę!
Wcale nie musisz być wybitna, by pisać poprawnie, trzeba tylko poczytać trochę o poprawności i przede wszystkim dużo ćwiczyć; jednym przychodzi to łatwiej, innym trudniej, ale podstawowe błędy można w prosty sposób wyeliminować. Wiele blogów nie ma bety, a sobie radzi. Jeśli jednak się na jakąś zdecydujesz, oby była dobra i tłumaczyła, zamiast tylko poprawiać.
UsuńCzasami nie wiemy, że mamy jakieś złe nawyki, póki ktoś nam ich nie wytknie. Między innymi po to jesteśmy, ja na pewno też mam irytujące przywary. Co do tych myślników, sama zawsze je olewałam, wybierając dywizy, bo tak wygodniej, w końcu jednak postanowiłam zacząć respektować tę zasadę, również dzięki temu, że parę osób mi to wytknęło... No i jest znacznie estetyczniej, u Ciebie też na pewno będzie.
No, piętnasty rozdział to zdecydowanie późno na wyjaśnianie podstawowych kwestii z zakresu kreacji świata przedstawionego. Czy Twoi czytelnicy zwrócili kiedyś na to uwagę?
Trójka nie musi być zła, sygnalizuje, że trzeba jeszcze popracować - popracować nie oznacza zrezygnować i porzucić, tak więc powodzenia. :) Pamiętaj też, że możesz ją poprawić, nawet jeśli już nie u mnie.
Nie ma za co, to było ciekawe doświadczenie.
Pozdrawiam!
Hejka, załogo!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mnie pamiętacie? Pewnie nie :P Podrzucam linka dla przypomnienia: http://shiibuya.blogspot.com/2015/01/702-httpdeidara-tsudoblogspotcom.html
Otóż zgodnie z obietnicą informuję załogę, że komiks ruszył i można już przeczytać prolog i I rozdział :)
Komiks można znaleźć tu: http://zakon-bezdomnych.blogspot.com/
Pozdrawiam!
Ja pamiętam bardzo dobrze :D gdy tylko znajdę dłuższą chwilę, nie omieszkam sprawdzić tym bardziej, że dobrze pamiętam historię Deidary i Tsudo :) a wszystko zaczęło się od przytulnej knajpki z Kisame, "paniusiowaniem" Deidarze i srogim szefem :) swoją drogą, choć nie była to opowieść dopracowana w stu procentach, to jednak pozostał mi do niej sentyment i zasmucił mnie fakt, że na deidara-tsudo tekstu już nie przeczytamy :)
UsuńAle na pewno nacieszę się komiksem!
Pozdrawiam cieplutko!
Ha, ha, jaka miła niespodzianka, ktoś mnie pamięta :D W takim gąszczu blogów do tego... podziwiam Twoją pamięć, to na pewno przydatny skill na sesji :P
UsuńW takim razie mam nadzieję, że komiks z odświeżoną historią będzie zadowalający :)
również pozdrawiam!