Chcesz napisać powieść. Kreujesz
niesamowity świat, w którym zamierzasz umieścić całą akcję. Wymyślasz nazwy
miast, krain, może nawet tworzysz własny język. W przypadku fantasy dodajesz
jeszcze majestatyczne stworzenia. Masz doskonały pomysł na fabułę. Wiesz, co
będzie zagrożeniem dla całego świata. Teraz wystarczy tylko wrzucić jakiegoś
bohatera, który…
Hola, hola.
W powieści czy blogowym opowiadaniu
najważniejszy jest protagonista. Na nic zda się wymyślenie tuzina niesamowitych
stworzeń, książki nie uratuje nawet zapierające dech w piersiach tło. Na
co zdałby się Hogwart J.K Rowling, gdyby nie uczyliby się tam charyzmatyczni,
pomysłowi i ciekawi czarodzieje?
Kilka słów o kreowaniu bohaterów.
DĄŻENIE DO CELU
Bohater w powieści jest po to, by dążyć do
jakiegoś konkretnego celu. Katniss chciała za wszelką cenę uratować Peetę, a
potem pokonać Kapitol. Arlen był gotów porzucić dotychczasowe życie, by zabić
Jednorękiego. Percy musiał dołożyć wszelkich starań, żeby na czas zwrócić
Piorun Zeusa na Olimp i zapobiec wojnie między bogami. Sherlock Holmes choćby
nie wiem co pragnął rozwiązać zagadkę.
Pamiętaj, książka musi być o czymś.
Zastanów się, co właściwie chcesz przekazać. Pisanie książki nie ma sensu,
jeśli autor nie ma bladego pojęcia, do czego zmierza cała akcja.
DAWKOWANIE POTĘGI
Okay, mamy już określony cel
naszego bohatera. Teraz wystarczy tylko sprawić, aby to osiągnął. Ale przecież
nie będę tworzył głupiutkiej postaci, która nie umie poradzić sobie z jakimś
zadaniem, prawda?!
Błąd. Nawet w świecie fantasy istnieją
ograniczenia. Syriusz Black umie przybrać postać psa, ale już nie zamieni się
w, powiedzmy, słonia. Człowiek nie będzie w stanie ładnie śpiewać, grać na
flecie, harmonijce ustnej, lirze, saksofonie i jednocześnie świetnie biegać,
być niezwykle inteligentnym, radzić sobie z każdym rodzajem broni i sztuki
walki. Tworząc bohatera, musisz liczyć się z tym, że nie będzie on dobry we
wszystkim. Mi bardzo pomaga patrzenie na siebie. Świetnie radzę sobie z gitarą,
ale fatalnie idzie mi śpiewanie. Umiem grać w siatkówkę, ale nie daję rady w
bieganiu na długie dystanse. Jestem w stanie odpowiedzieć komuś ciętą ripostą,
ale nigdy w życiu bym nikogo nie uderzyła. Ograniczenia fizyczne i psychiczne
posiada każdy z nas. Jeśli protagonista zostaje ich pozbawiony, staje się
nienaturalny i niewiarygodny. Na przykład Tris z Niezgodnej zaledwie w
tydzień zmieniła się ze skromnej dziewczyny z kiepską kondycją w brutalną,
pozbawioną skrupułów wojowniczkę. I ja mam w to uwierzyć?
Chciałabym tu przywołać scenę z ostatniej
książki sagi Zmierzch, mianowicie Przed Świtem. Mamy tam do
czynienia z Egipcjaninem, który kontrolował żywioły. Podczas starcia z Volturi
spowodował, że powierzchnia Ziemi… zwyczajnie przełamała się, odgradzając
Cullenów od włoskich wampirów. Zmarnowanie potencjału tej mocy było po prostu
głupotą Meyer, bo wystarczyłoby, aby Egipcjanin sprawił, żeby ziemia rozstąpiła
się pod Volturi, którzy wpadliby do wnętrza Ziemi, a nasze wampirki z Forks
żyłyby długo i szczęśliwie.
Do czego dążę? Otóż Meyer – w uwielbieniu
dla swych bohaterów – obdarzyła ich mocami, które na dobrą sprawę czyniły ich…
niepokonanymi. Byli zwyczajnie zbyt potężni, by ktokolwiek (nawet Volturi)
stanowił dla nich realne zagrożenie. W związku z tym praktycznie każdy konflikt
dałoby się w pięć minut rozwiązać jedną sztuczką. Chcielibyście czytać takie
powieści?
Jeśli jakieś umiejętności są potrzebne
naszemu bohaterowi, musi nad sobą pracować, by je zdobyć. Nic w życiu nie
przychodzi łatwo. Można posiadać do czegoś naturalny talent – na przykład mieć
wrodzony świetny refleks przydatny w walkach albo dobre oko – ale żeby stać
się w czymś świetnym, należy poświęcić temu dużo czasu, energii i wyrzeczeń.
Bohaterowi powinno się kibicować, czekać, aż w końcu mu się uda. Sprawianie, że
postać opanowuje coś w jedną godzinę, zupełnie odbiera czytelnikowi frajdę.
PROTAGONISTA VS. ANTAGONISTA
W życiu nie wszystko jest albo czarne,
albo białe. Nie tworzysz kreskówki dla dzieci, gdzie postacie są albo dobre,
albo złe i nie ma nic pomiędzy. Żeby ukazać słabości głównego bohatera, jego
psychologię i determinację, potrzebujemy antagonisty. Po co mi protagonista,
jeśli nie mam jego przeciwnika? Omówię to szerzej na przykładzie Batmana i
Jokera. Nie czytałam komiksów, więc wykorzystam bohaterów z filmu Nolana Mroczny
Rycerz.
Batmana zawsze definiowali jego
przeciwnicy. Bez nich zwyczajnie by nie istniał, bo i po co? Człowiek-nietoperz
został stworzony po to, by chronić Gotham przed złoczyńcami. Świetnie zostało
to pokazane w Mrocznym Rycerzu – jest tam niezwykle efektowna scena, w
której Batman przesłuchuje Jokera (wybaczcie, że po angielsku, ale uważam, że
tłumaczenie nie jest w stanie tak dobrze oddać tego, co chcę powiedzieć).
– And why do you
want to kill me?
The Joker laughs.
– I don’t want to
kill you! What would I do without you?! (…) No… No. No. You… complete me.
Dobry antagonista będzie dążył do tego samego
celu co protagonista. Batman i Joker chcą dokładnie tego samego – duszy miasta
Gotham. Z tym że Joker pragnie ukazać obywatelom ich prawdziwe oblicze,
pokazać, że w każdym jest zło, tymczasem Batman wierzy w to, że w ludziach
pozostała jeszcze cząstka dobra. Choć mają odmienne interesy, ich cel jest taki
sam. Na tym właśnie to polega. Gdyby chcieli osiągnąć dwa różne cele,
rywalizacja straciłaby zupełnie sens. Wtedy Batman chciałby powstrzymać Jokera
tylko dlatego, że tamten jest po prostu zły. A to nie powinno tak działać.
Kolejnym ważnym elementem jest
psychologia. Antagonista musi umieć uderzać w słabe punkty protagonisty. W ten
sposób czytelnik będzie w stanie odczuć, że nasz bohater wcale nie jest
maszyną. Że istnieje jednak coś, co może go złamać. Dodatkowo, przeciwnik może
obrócić silne cechy protagonisty przeciwko niemu.
Batman punches the
Joker. The Joker laughs.
– You have
nothing. Nothing to threaten me with. Nothing to do with all your strength.
Można łatwo zauważyć, że siła Batmana zwraca
się przeciwko niemu, ponieważ… nie może jej użyć do pokonania antagonisty.
Joker nie boi się śmierci, nie boi się również fizycznego bólu. W związku z tym
to, co dotychczas Batman uważał za zaletę, staje się okropnie przeszkadzającą
mu wadą. Twój antagonista powinien umieć uderzyć prosto w serce protagonisty,
złamać go i wykorzystać jego słabości.
Oczywiście ten schemat nie jest jedyną
opcją. Antagonista może po prostu zagrażać protagoniście na przykład z powodu
chęci dokonania na nim zemsty. Najważniejsze jest pamiętanie, że antybohater
musi mieć bardzo solidne motywacje, nie może wziąć się znikąd w celu zabicia
głównej postaci. Ostatnio czytałam książkę Idealna Magdy Stachuli. [DROBNE
SPOILERY] Wiecie, co sprawiło psychiczną ruinę jednej bohaterki, całkowite
zniszczenie małżeństwa, obsesję, a w końcu śmierć jednej osoby i pogrzebanie
normalnego życia innej? Zazdrość o chłopaka. Aż złapałam się za głowę. Motyw
musi być silny i – co ważne – dobrze uzasadniony. Antybohater to nie kukiełka
stworzona po prostu do czynienia zła. To też człowiek, więc traktuj go tak jak
innych bohaterów, wykreuj mu indywidualny wygląd i psychologię.
CIENKA GRANICA MIĘDZY CIĘTYM HUMOREM A
BUCERĄ
Nie od dziś wiadomo, że literatura
młodzieżowa (skierowana głównie do żeńskiej publiczności) uwielbia motyw
mrocznego, tajemniczego bohatera, w którym zakochuje się protagonistka. Zwykle
jednak tenże bohater wcale nie jest mroczny i nonszalancki, tylko arogancki i
niepotrafiący trzymać języka za zębami. Jasne, super, kiedy postać ma cięty
humor i potrafi komuś ładnie dosrać, bo mogą z tego powodu powstać
naprawdę zabawne sceny ukazujące charakter danego osobnika. Ale z tym również
trzeba uważać. Żeby omówić to szerzej, przytoczę fragmenty książki Harlana
Cobena i Veroniki Roth.
Cytat z Krótkiej piłki Harlana
Cobena:
– Ty! – wrzasnął Siatkowa Koszulka.
Wycelował palec w Myrona, czerwony i bliski apopleksji. – Ty!
Win rzekł do Myrona:
– Jaki bogaty słownik!
– Owszem, a akcent po prostu wprawia mnie
w euforię.
Cytat z Niezgodnej Veroniki Roth
(ważne jest to, że w tym fragmencie Cztery rozmawia z dwa razy starszą kobietą,
Altruistką):
Matka przechyla głowę.
– Cztery, wyglądasz jakoś znajomo.
– Ciekawe dlaczego, bo nie mam zwyczaju
zadawać się z Altruistami – odpowiada, niespodziewanie chłodno.
Uderzająca różnica, nieprawdaż? Nie wiem
za bardzo, co tak kręci te wszystkie nastolatki w facetach kreowanych na
totalnych chamów. Cztery jest jeszcze gówniarzem. Owszem, wiele przeszedł, ale
to nie usprawiedliwia takiego odzywania się do dwa razy starszej kobiety, która
nie dała mu żadnego powodu do takiego zachowania. Młoda autorko! Chamski narcyz
nie jest sexy. Jest odpychający.
Po drugiej stronie barykady mamy dwójkę
przyjaciół – Myrona i Wina, którzy znaleźli się w sytuacji zagrożenia.
Postanowili zadrwić z przeciwnika, doprowadzić go do zaślepienia wściekłością,
aby obrócić to przeciwko niemu. Tak jak chociażby Percy Jackson, gdy krzyknął
do Minotaura: Hej! Kotlecie!
Nasz bohater musi znać pewną granicę.
Powinien wiedzieć, kiedy może pozwolić sobie na chamski żarcik, a kiedy lepiej
ugryźć się w język. Niewyparzona gęba nie zaimponuje czytelnikowi. Wręcz
przeciwnie, potrafi ona mocno zirytować. Nie mam nic przeciwko celowemu
kreowaniu bohatera z podejściem do świata typu I don’t f*cking care, ale
trzeba taką postać wprowadzić umiejętnie i być konsekwentnym.
STOP SZAREMU TŁUMOWI
Rozejrzyj się dookoła. Popatrz po swoich
przyjaciołach. Czy różnią się między sobą tylko kolorem włosów i oczu? Nie?
Więc dlaczego coraz częściej pojawia się to w opowiadaniach? Bardzo ważna w
ludziach jest indywidualność. Rozróżnianie poszczególnych osób na podstawie
tego, że jedna to blondyn, a druga brunet nie dowodzi jedynie
bardzo słabego warsztatu pisarskiego, ale również maksymalnie spłyca bohaterów.
Co ważne, nie każdy może być piękny. Oczywiście, nic złego nie ma w ładnych
postaciach, ale niech co druga dziewczyna w Twoim opowiadaniu/książce nie
będzie supermodelką. Obdarz jedną bulwiastym nosem, a drugą odstającymi uszami.
Idealność jest nudna!
Każdy z nas jest inny i posiada własne
cechy. Jeden będzie miał piegi na nosie, inny wystający podbródek, a jeszcze
inny trądzik na twarzy. John będzie opalony, a Steven blady jak trup. Jane
będzie miała duże ręce, a Anne krzywe stopy. Matthew będzie mieć ogromną dolną
wargę, a Nathalie pieprzyk na środku czoła. Jeden będzie lubił ABBĘ, drugi
Metallikę, a trzeci zostanie szalonym fanem country. Jeden będzie zafascynowany
jazdą konną, inny aktorstwem, a jeszcze inny fotografią. Jeden będzie kochał
taniec w deszczu, a drugi siedzenie pod kołdrą z książką w dłoni. Jeden będzie
lubił kawę, drugi kakao, a trzeci sok pomarańczowy.
Kreuj zupełnie różne charaktery (możesz
posiłkować się typamiosobowości MBTI albo enneagramami). Każdy bohater powinien czymś się
wyróżniać, posiadać coś, za co będzie się go lubić i co pozwoli łatwo wyciągnąć
go z szarego tłumu. To nie musi być szalona cecha wyglądu – jak fioletowe włosy
– ale na przykład ulubione powiedzonko, jak chociażby mocium panie
Cześnika Raptusiewicza albo Niech się dzieje wola Nieba. Z nią się zawsze
zgadzać trzeba Rejenta.
Unikatowy nie może być tylko główny
bohater. Nie zliczę, ile razy spotkałam się z takim motywem – protagonistka
jest wyjątkowa, a reszta to szary plebs. Tak nie może być. Fajnie, gdy
najważniejsza postać błyszczy najmocniej, ale nie zapominajmy, że przydadzą się
jej równie ciekawi przyjaciele.
Co ważne – nie wszyscy muszą się kochać.
Relacje między ludźmi są różne. Z jednym protagonista będzie niezwykle zżyty,
za drugim skoczy w ogień, z trzecim będzie utrzymywał jedynie koleżeńską
relację, a z czwartym w ogóle nie będzie się lubić. Nasz bohater może być
sympatyczny i wzbudzać ciepłe uczucia, ale nie da się dogodzić wszystkim.
Protagonista dostał świetną cechę? Super! Jest
tak genialna, że dam ją wszystkim innym postaciom! Jeśli kiedykolwiek
zdarzyło Ci się o tym pomyśleć, marsz do kąta i przemyśl swoje zachowanie.
Oczywiście, elementy wspólne pozwalają się naszym bohaterom lepiej zrozumieć,
ale bez przesady. Po co tworzyć grupkę osób, skoro wszyscy będą tacy sami?
Wystrzegaj się jak ognia sytuacji, w których postacie składają się z takich
samych cech. Każda musi posiadać indywidualny charakter, bo w przeciwnym
wypadku zwyczajnie… zanudzisz czytelnik na śmierć. Nikt nie chce czytać o kilku
bohaterach, którzy nie różnią się od siebie niczym. No chyba że piszesz sci-fi
i bawisz się w klonowanie.
PO CO MI TYSIĄC JOHNÓW I STEVENÓW?!
Nie ma w książce nic ważniejszego niż
bohater. W takim razie im więcej, tym lepiej, prawda?! Błąd. Już stworzenie od
podstaw jednej postaci z krwi i kości jest zadaniem trudnym i czasochłonnym, a
pamiętaj, że tak musisz skonstruować każdą z nich. Wprowadzając mnóstwo osób,
tylko utrudniasz sobie zadanie. Zanim w książce/opowiadaniu pojawi się nowe
imię, zastanów się, czy jest Ci to na dobrą sprawę potrzebne. Czy ten bohater
coś wniesie? Będzie miał własne motywacje mogące z czasem zmienić bieg
historii? A może poprowadzi innych w stronę sukcesu? Nie? Więc w jakim celu w
ogóle go wprowadzasz?
Zbyt wielu zbędnych bohaterów to zmora
naprawdę sporej ilości początkujących autorów. Przecież protagonista musi mieć
kilku przyjaciół, a ci też muszą mieć przyjaciół, no i przyjaciele przyjaciół
też muszą mieć przyjaciół, a nie zapominajmy o rodzinie, która też może poczuć
się samotna… Natłok zupełnie niepotrzebnych imion i nazwisk sprawi, że
czytelnik zacznie się gubić i nie będzie już wiedział, kto jest kim. Jeśli w
drugim rozdziale wprowadzisz postać, która pojawi się potem dopiero w
dwudziestym, przeciętny Kowalski już dawno zapomni, kim ona była.
KONSEKWENCJE CZYNÓW
W tym podpunkcie grzechem byłoby nie
wspomnienie o Rywalkach Kiery Cass. Mamy tam do czynienia z Americą
Singer – uczestniczką Eliminacji, których celem jest wyłonienie żony dla
księcia. Obowiązuje tam ścisły regulamin, a złamanie go skutkuje
natychmiastowym wyrzuceniem z pałacu. Ale przecież są ludzie równi i równiejsi,
prawda? Otóż nasza mała America zasady łamie nader często i… i nic.
Autorze! Twój bohater nie może żyć w
Disneylandzie. Umieszczasz go w prawdziwej dla niego rzeczywistości, która
również rządzi się swoimi prawami. To naturalne, że ponosi się karę za złamanie
prawa i nie powinna ona omijać głównego bohatera tylko dlatego, że jest głównym
bohaterem. Jeśli postać o niewyparzonej gębie palnęła coś bezmyślnie, całkiem
normalne jest danie takiej osobie solidnej reprymendy. Twoi bohaterowie za złe
wybory powinni ponosić przykre konsekwencje.
Ważna jest również refleksja nad sobą.
Jeśli postać zostanie zganiona, nie powinna od razu wyskakiwać z: Wal się,
dupku, tylko chwilę się zastanowić. Kurczę, a może on rzeczywiście ma
rację? Może to ja zachowuję się niewłaściwie? Okazywanie skruchy jest
niezwykle istotne. Każdy popełnia błędy. Sztuką jest do tego błędu się przyznać
i zaakceptować swój brak perfekcyjności. Niektórzy bohaterowie mogą być
niezdolni do takich refleksji, ale należy o tym pamiętać przez całą powieść/opowiadanie.
Jeśli kreujemy postać na niedojrzałą czy krnąbrną, powinna się tak zachowywać
od początku do końca.
Pamiętaj, że bohaterowie mogą przechodzić
metamorfozę podczas powieści, zmieniać pewne przyzwyczajenia, nabywać nowe
cechy i tracić drugie. Na postacie ma wpływ ich środowisko i wydarzenia, przez
które przechodzą. Wewnętrzna przemiana jest niezwykle istotna w powieści,
jednak i tutaj trzeba zachować umiar i pamiętać o relacji bohater-czytelnik.
Najważniejsze jest rozsądne dawkowanie cech czy zmian. Zastanów się, czy w
danym momencie jest Ci to potrzebne. Może coś zachowaj na dalsze strony
powieści, zrób niespodziewane BUM? Twórz przemyślane postacie, a
osiągniesz sukces.
0 Comments:
Prześlij komentarz