Czasem stajesz przed sporym dylematem. Masz konkretną wizję sceny, wydarzeń
istotnych dla fabuły i rozwoju postaci, ale… No właśnie, nie bardzo wiesz, jak
do tego doprowadzić. Bo wątki nijak nie chcą się połączyć, brakuje uzasadnienia
i logicznego przejścia od jednego do drugiego. Ale no przecież ta scena jest
taka świetna! Ten pomysł poprowadzi dalej fabułę! I wtedy w autorskim łebku
świta myśl: „a gdyby po prostu mieli szczęście?”. Rozwiązanie jest tylko jedno.
Dać sobie po łapkach za pisanie scen „bo tak”.
Imperatyw to zjawisko, którego trzeba się wystrzegać. Pamiętasz, jak
denerwowałeś się, gdy mama Ci na coś nie pozwalała, a na pytanie „dlaczego?”
jedyną i niemożliwą do zakwestionowania odpowiedzią było „bo tak”? Pamiętasz
uczucie frustracji i złości? Przecież to nie może być ot, po prostu, dla
kaprysu. Musi być uzasadnienie!
Teraz zajrzyj w głąb siebie i pomyśl, ile razy postąpiłeś w ten sposób
wobec własnego opowiadania. Nakazując narratorowi opis wydarzenia, choć nie
było żadnej najmniejszej przesłanki, by miało ono miejsce, że nawet trudno jest
je uzasadnić inaczej niż stwierdzeniem „bohaterowie mieli farta/pecha”?
Są takie rzeczy, które mogą się zdarzyć przypadkiem, ale nie opieraj się na
nim zbyt często. Wiadomo, że wypadek samochodowy czy przypadkowe spotkanie
znajomych po latach nie znajdą innego wytłumaczenia niż to, ale fakt, że
bohater magicznie jako jedyny przetrwał ogromny kataklizm lub pomimo
śmiertelnych ran sam z siebie się wylizał – już niekoniecznie. Nawet za
„przeznaczeniem”, motywem dość popularnym szczególnie w fantastyce, coś się
kryje. Pamiętaj, że większość rzeczy mimo wszystko nie dzieje się tak po
prostu. Nie kieruj się autorskim kaprysem i myślą, że świat jest Twoją
własnością, z którą możesz postąpić, jak tylko chcesz. On też rządzi się swoimi
zasadami i nie pozostawia większości wydarzeń przypadkowi.
No to jak sobie poradzić, kiedy żadne rozwiązanie nie chce przyjść i między
ważnymi scenami pozostaje drobna, fabularna luka? Rozwiązań może być kilka,
trzeba po prostu je wypróbować.
Przede wszystkim poszukaj inspiracji. Czasem może się nią okazać z pozoru nieistotna błahostka, wystarczy się rozejrzeć tu i ówdzie w miejscach, które wydają Ci się inspiracyjnym azylem. Dla mnie takim miejscem jest deviantArt.
Przede wszystkim poszukaj inspiracji. Czasem może się nią okazać z pozoru nieistotna błahostka, wystarczy się rozejrzeć tu i ówdzie w miejscach, które wydają Ci się inspiracyjnym azylem. Dla mnie takim miejscem jest deviantArt.
Drugi sposób to wypisanie sobie wszystkiego, co już wiesz o swoim
opowiadaniu, w punktach. Zaznacz, gdzie masz luki, przyjrzyj się dokładnie
zebranym materiałom, spróbuj je połączyć w logiczną całość, bo być może
odpowiedź kryje się właśnie w nich, tylko po prostu jeszcze jej nie widzisz.
Autorzy zaskakująco często potrafią dawać wskazówki samym sobie, a potem ich
nie dostrzegać.
Trzecim jest rozmowa z ludźmi. Oczywiście, to Twoje opowiadanie, Twoja
historia, chcesz ją stworzyć samemu, ale… Czasem naprawdę warto zaczerpnąć
opinii innych. Są one dość odświeżające i pomagają spojrzeć na historię z
dystansu, nieznanej perspektywy. Niekiedy też potrafią naprowadzić na nowy
trop, który okaże się trafionym. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że ktoś, kto
nawet nie znał całości historii, swoją sugestią wprawił młyn weny w moim mózgu
w ruch, a potem… poszło samo. Rzecz jasna trudno znaleźć kogoś, kto zrozumie
cały zamysł i sensownie się do niego odniesie, ale warto próbować!
Ostatnim sposobem, który wydaje się najmniej skutecznym i najbardziej
męczącym, jest cierpliwość. Przedsięwzięcie czasochłonne, ale pewne rzeczy
przychodzą tylko z czasem. Trzeba dać sobie trochę wytchnienia, a kłopotliwe
kwestie mogą się rozwiązać same, kiedy trochę się od nich odpocznie.
Najważniejszym jest jednak, żeby się nie poddawać i nie pozostawiać losów
opowiadania znienawidzonemu „bo tak”. A teraz: sio patrzeć, gdzie popełniliście
imperatywy!
Dhaumaire